ROZDZIAL 16
MILY NORMALNY WIECZOR
U MONTGOMERY'CH
Tego wieczoru Aria siedziała na łóżku i robiła z moherowej włóczki wypchaną sowę. Sowa była brązowa i wyglądała chłopięco; Aria zaczęła ją robić tydzień wcześniej z zamiarem podarowania Ezrze. Teraz, kiedy było raczej oczywiste, że do tego nie dojdzie, zastanawiała się… może sprezentuje ją Seanowi? Czyż to nie dziwne?
Przed swoim zniknięciem Ali usiłowała umawiać Arię z chłopcami z Rosewood, mówiąc: „Po prostu podejdź i z nim porozmawiaj. To nic trudnego.” Ale dla Arii to było trudne. Kiedy znalazła się w pobliżu chłopaka zamierała wyrzucając z siebie pierwszy idiotyzm, który przychodził jej do głowy - z jakiegoś powodu zawsze dotyczył on matematyki. A matmy nie znosiła. Zanim skończyła siódmą klasę jedynym chłopakiem, który odezwał się do niej poza klasą był Toby Cavanaugh.
To było straszne. Kilka tygodni przed zaginięciem Ali Aria zapisała się na weekendowy obóz artystyczny, i ze wszystkich ludzi, kto pojawił się w jej warsztacie - Toby. Aria była zdumiona: czy nie powinien być w szkole z internatem… już zawsze? Najwyraźniej w jego szkole letnie wakacje zaczynały się wcześniej niż w Rosewood Day, i oto się pojawił. Usiadł w rogu, włosy opadały mu na twarz, pstrykał o nadgarstek gumową opaską.
Ich nauczycielka aktorstwa teatralnego, wiotka, kędzierzawa kobieta nosząca dużo ubrań typy „tie-dye” zadała każdemu do wykonania ćwiczenie z aktorstwa: dzielili się na pary i ciągle wykrzykiwali do siebie zdania, aż wpadali w swoisty rytm. Frazy miały zmieniać się w sposób przypadkowy. Chodzili po sali zmieniając partnerów, i Aria wkrótce znalazła się przed Toby'm. Tego dnia mówili: „Latem nigdy nie pada śnieg”.
- Latem nigdy nie pada śnieg. - powiedział do niej Toby.
- Latem nigdy nie pada śnieg. - odpowiedziała Aria.
- Latem nigdy nie pada śnieg. - powtórzył Toby. Miał zapadnięte oczy i obgryzione do żywego mięsa paznokcie. Aria, stojąc tak blisko niego, czuła się niespokojna. Nie mogła przestać myśleć o upiornej twarzy Toby'ego w oknie domu Ali, tuż przed tym, jak Jenna została ranna. Myślała też o tym, jak sanitariusze ściągali Jennę po drabinie domku na drzewie, prawie ją upuszczając. I o tym, jak kilka dni później na Benefisie na rzecz Bezpiecznych Fajerwerków usłyszała swoją nauczycielkę higieny, panią Iverson, mówiącą: „Gdybym to ja była ojcem tego chłopaka nie wysyłałabym go do szkoły z internatem, tylko do więzienia”.
I wtedy zdanie się zmieniło. Usłyszała: „Wiem, co zrobiłaś ubiegłego lata”. Toby powiedział je pierwszy, i Aria, zanim zdała sobie sprawę, co mówi, powtórzyła je kilka razy.
- Jak w tym filmie! - zawołała nauczycielka, klaszcząc w dłonie.
- Ta. - odparł Toby i uśmiechną się do Arii. I to był prawdziwy uśmiech, nie ten złowieszczy, co tylko jeszcze bardziej pogorszyło jej samopoczucie.
Kiedy opowiedziała o tym Ali, ta westchnęła.
- Aria, Toby jest obłąkany. Słyszałam, że w Maine prawie się utopił pływając w zamarzającym strumieniu, bo chciał zrobić zdjęcie łosia.
Ale Aria nie wróciła już więcej na te zajęcia.
Znowu pomyślała o karteczce od „A”: „Zastanawiasz się, kim jestem, prawda? Jestem bliżej ciebie niż sądzisz”.
Czy Toby mógłby być „A”? Czy to on wślizgnął się do szkoły i przykleił karteczkę na gablotce Ali? Czy widziała to któraś z jej przyjaciółek? A może „A” był w jej klasie. Lekcje angielskiego wydają się najbardziej sensowne - wiadomości najczęściej wtedy się pojawiały. Ale kto? Noel? James Freed? Hanna?
Aria zatrzymała się przy Hannie. Już wcześniej się nad tym zastanawiała: Ali mogła powiedzieć Hannie o jej rodzicach. I Hanna brała udział w Sprawie Jenny.
Ale dlaczego?
Przerzuciła kartki albumu Rosewood Day - dzisiaj wyszedł spis nazwisk i numerów telefonicznych jej kolegów z klasy - i znalazła zdjęcie Seana. Włosy miał po sportowemu krótkie, i był ogorzały, jakby spędził lato na jachcie ojca. Chłopcy, z którymi Aria spotykała się na Islandii, byli bladzi i mieli dłuższe włosy, a jedynymi łodziami, jakie mieli, były kajaki do spływów z lodowca Snaefellsjokull.
Zadzwoniła do Seana, ale zgłosiła się poczta głosowa.
- Cześć, Sean. - powiedziała z nadzieją, że jej głos nie brzmi zbyt monotonnie. - Mówi Aria Montgomery. Ja, hmmm, dzwonię, żeby się przywitać, i, hmmm, polecić ci pewnego filozofa. Chodzi mi o Ayn Rand. Jest bardzo skomplikowana, ale dobrze się ją czyta. Sprawdź sam.
Zostawiła mu swój numer komórki i nick z komunikatora, rozłączyła się i zapragnęła wykasować wiadomość. Do Seana pewnie dzwoniło mnóstwo dziewczyn z Rosewood, które nie były łamagami.
- Aria! - zawołała z piętra poniżej Ella. - Kolacja!
Aria rzuciła telefon na łóżko i powoli zeszła na dół. Jej uszy wychwyciły dziwny piszczący odgłos dochodzący z kuchni. Czyżby… zegar piekarnika? Przecież to niemożliwe. Ich kuchnia była urządzona w stylu retro z lat 60-tych, i kuchenka była oryginalnym urządzeniem „Magic Chef” z roku 1956. Ella rzadko jej używała, bo bała się, że tak stara kuchenka może zapoczątkować pożar.
Ku zaskoczeniu Arii, Ella faktycznie pichciła coś w piekarniku, a przy stole siedzieli już jej brat i ojciec. Pierwszy raz od weekendu przy stole zgromadziła się cała rodzina. Mike trzy ostatnie noce spędził u różnych kolegów od lacrosse, a jej ojciec był bardzo zajęty „uczeniem”.
Na środku stołu stał pieczony kurczak, miska z tłuczonymi ziemniakami i salaterka z zielonym groszkiem. Talerze i naczynia były do siebie dopasowane, leżały nawet serwetki. Aria spięła się w sobie. To wydawało się zdecydowanie zbyt normalne… zwłaszcza dla jej rodziny. Coś musi być nie w porządku. Ktoś umarł? „A” powiedział?
Jednak jej rodzice nie wydawali się zmartwieni. Jej mama wyciągnęła tackę z grzankami z piekarnika (który, o cudzie, nie stanął w ogniu), tata w ciszy siedział przy stole przerzucając strony z komentarzami „New York Times'a”. Zawsze czytał: przy stole, na meczach Mike'a, nawet jadąc samochodem.
Aria zwróciła się do ojca, którego prawie nie widywała od poniedziałkowego spotkania w barze „Victory”.
- Cześć, Byron. - rzuciła.
Ojciec rzucił jej szczery uśmiech.
- Cześć, Małpko. - Czasm tak ją nazywał; kiedyś mówił do niej: „Włochata Małpka” dopóki nie kazała mu przestać. Zawsze wyglądał, jakby właśnie wstał z łóżka: miał na sobie dziurawą koszulkę z taniego sklepu, bokserki „Philadelphia 76'ers” albo kraciaste spodnie od piżamy oraz stare pantofle podszyte wełną. Gęste brązowe włosy też wciąż były w nieładzie. Aria pomyślała, że przypomina misia koala.
- I tobie cześć, Mike! - powiedziała Aria radośnie, czochrając włosy brata.
- Nie dotykaj mnie! - Mike uchylił się.
- Mike. - Ella wskazała go jedną z pałeczek, używanych przez nią zazwyczaj do mocowania koka z brązowo-czarnych włosów.
- Chciałam tylko być miła. - Aria powstrzymała się od rzucenia Mike'owi standardowej sarkastycznej riposty. Zamiast tego usiadła, rozłożyła na kolanach kwiecistą haftowaną serwetkę i uniosła widelec z uchwytem z bakelitu. - Ten kurczak pachnie naprawdę smakowicie.
Ella nałożyła wszystkim na talerz ziemniaki.
- To jeden z tych z delikatesów.
- Od kiedy to podoba ci się zapach kurczaka? - burknął Mike. - Przecież go nie jesz.
Fakt. W drugim tygodniu pobytu na Islandii Aria została wegetarianką, kiedy Hallbjorn, jej pierwszy chłopak, kupił jej w ulicznej budce przekąskę, a ona sądziła, że to hot-dog. Była przepyszna, ale kiedy już ją zjadła, Hallbjorn powiedział jej, że to było mięso maskonura. Od tamtej pory, kiedy miała przed sobą mięso, zawsze wyobrażała sobie słodką główkę maskonura.
- Ale i tak ładnie pachnie. - powiedziała Aria. - A ziemniaki jem. - wepchnęła w usta pełną łyżkę wciąż parujących, gorących ziemniaków. - I są przepyszne.
Ella zmarszczyła brew.
- Są z proszku. Przecież wiesz, że nie umiem gotować.
Aria zdawała sobie sprawę, że za bardzo się stara. Ale może jeśli zamiast, jak zwykle zachowywać się sarkastycznie i gderać, byłaby wzorową córką, Byron zrozumiałby, co traci.
Znowu zwróciła się do Byrona. Nie chciała nienawidzić ojca. Miał tyle zalet: zawsze wysłuchiwał jej problemów, był mądry, zrobił dla niej tackę ciasteczek brownie, kiedy miała grypę. Starała się znaleźć logiczny, pozbawiony romantycznych podtekstów powód jego spotkań z Meredith. Nie chciała myśleć, że kocha kogoś innego, albo że próbuje zniszczyć rodzinę. Mimo wszystko - trudno było nie traktować tego osobiście.
Kiedy nakładała sobie groszek, telefon Elli, zostawiony na blacie w kuchni, zaczął dzwonić. Ella spojrzała na Byrona.
- Odebrać?
Byron zachmurzył się.
- Dlaczego ktoś do ciebie dzwoni w porze kolacji?
- Może to Oliver z galerii.
Aria poczuła, że nagla zaciska się jej gardło. A jeśli to „A”?
Telefon znowu zadzwonił; Aria wstała.
- Ja odbiorę.
Ella wytarła usta i odsunęła krzesło.
- Nie, lepiej ja to zrobię.
- Nie! - Aria rzuciła się do wysepki. Telefon zadzwonił po raz trzeci. - Ja… To jest…
Dziko wymachiwała rękoma, usiłując coś wymyśleć. Wyprana z pomysłów, złapała komórkę i rzuciła ją do salonu. Telefon prześlizgnął się po podłodze, zatrzymał przed kanapą i przestał dzwonić. Rodzinny kot, Polo, dopadł go i pacnął prążkowaną łapą.
Kiedy Aria się odwróciła, rodzina się w nią wpatrywała.
- Co się z tobą dzieje? - zapytała Ella.
- Ja tylko… - Aria opływała potem, całe jej ciało pulsowało w rytm bicia serca. Mike skrzyżował dłonie za głową. „Świruuuska” wyartykułował bezgłośnie.
Ella śmignęła obok niej i kucnęła, żeby spojrzeć na ekran komórki. Jej plisowana spódnica musnęła podłogę, zbierając kurz.
- To był Oliver.
- Muszę wyjść. - w tej samej chwili powiedział Byron.
- Wyjść? - głos Elli załamał się. - Dopiero co zaczęliśmy jeść.
Byron zaniósł swój pusty talerz do zlewu. Zawsze jadł szybko, szybciej nawet od Mike'a.
- Muszę coś załatwić w biurze.
- Ale… - Ella zacisnęła dłonie na szczupłej talii. Bezsilnie patrzyli, jak Byron wchodzi na górę po schodach i pół minuty później schodzi w wymiętych szarych spodniach i błękitnej koszuli, włosy wciąż miał nieuczesane. Chwycił wytartą skórzaną teczkę i kluczyki.
- Do zobaczenia niedługo.
- Mógłbyś przywieźć soku pomarańczowego? - zawołała Ella, ale Byron, nie odpowiadając, zamknął za sobą drzwi.
Chwilę później Mike wypadł z kuchni, nie odstawiając nawet talerza do zlewu. Złapał kurtkę i kij do lacrosse, wbił stopy w buty, których nie zawiązał.
- A ty dokąd ty się wybierasz? - zapytała Ella.
- Na trening. - rzucił Mike podniesionym głosem. Spuścił głowę i zagryzał wargi, jakby powstrzymywał się od płaczu. Aria chciała do niego podbiec, objąć i spróbować wymyślić, co zrobić, ale miała wrażenie, że zapuściła korzenie w ceramicznych, szachowych kafelkach kuchennej podłogi.
Mike trzasnął drzwiami, aż zatrząsł się cały dom. Po kilku sekundach ciszy Ella podniosła na Arię spojrzenie szarych oczu.
- Wszyscy nas zostawiają.
- Nieprawda. - powiedziała szybko Aria.
Jej mama wróciła do stołu i wpatrzyła się w resztki kurczaka na swoim talerzu. Po chwili rozmyślania położyła na nim serwetkę nic nie jedząc, i odwróciła się do Arii.
- Czy ojciec nie wydaje ci się dziwny?
- W jakim sensie? - Aria poczua suchość w ustach.
- Nie wiem. - Ella kreśliła palcem po krawędzi porcelanowego talerza. - Chyba coś go martwi. Może chodzi o szkołę? Wydaje się taki zajęty…
Aria wiedziała, że powinna coś powiedzieć, ale słowa utknęły w jej żołądku, jakby potrzebowała przepychacza albo odkurzacza, żeby je z siebie wydobyć.
- Nic mi o tym nie wspomniał. - w sumie to nie było kłamstwo.
- Ale powiedziałabyś mi, prawda? - Ella wpatrywała się w nią.
Aria opuściła głowę, udając, że coś jej wpadło do oka.
- Oczywiście.
Ella wstała i uprzątnęła stół. Aria, bezcelowo, stała. Miała okazję… i tylko stała. Jak wór ziemniaków.
Powlokła się do swojego pokoju na górę i usiadła przy biurku, nie wiedząc, co ze sobą począć. Na dole słyszała dźwięki rozpoczynającego się teleturnieju. Może powinna zejść na dół i posiedzieć z Ellą. Tak naprawdę jednak chciała się rozpłakać.
Komunikator zasygnalizował nadejście nowej wiadomości. Aria podeszła do komputera, zastanawiała się, czy to nie Sean. Ale… to nie był on.
A A A A A A: Masz dwie możliwości: zakończyć to albo powiedzieć mamie. Daję ci czas do północy w sobotę, Kopciuszku. Albo pożałujesz. - A
Zgrzytliwy dźwięk sprawił, że podskoczyła. Obróciła się i zobaczyła, że kot otwiera sobie nosem drzwi do jej sypialni. Roztargniona, pogłaskała go i znowu przeczytała wiadomość. I znowu. I znowu.
„Albo pożałujesz?” I „zakończ to”? Niby jak?
Komputer ponownie zabuczał. Pojawiło się kolejne okno wiadomości.
A A A A A A: Nie wiesz jak? Mam wskazówkę: Studio Jogi „Strawberry Ridge” Jutro o 07:30 rano. Przyjdź.
Tie-dye - farbowanie tkanin po zawiązaniu ich w węzeł
Wiem, co zrobiłaś/zrobiłeś ubiegłego lata - „I know what You did last sumer” - według polskich tłumaczy oznacza „Koszmar minionego lata” ;/
Maskonur zwyczajny, maskonur (Fratercula arctica) - gatunek średniego ptaka wodnego z rodziny alk (Alcidae). Jego sympatyczny i zabawny wygląd zewnętrzny, o sylwetce z zaokrągloną dużą głową i krótkimi czerwonymi nogami, sprawił, że nazwa łacińska maskonura określa go jako "braciszka arktycznego".
Pretty Little Liars - Flawless Bez skazy
6
translated by: rumiko