Twój na zawsze [M]


Betowała: Aribeth

Twój na zawsze

- Micheal! Micheal, błagam... Mike!

Jego krzyk rozdarł ciszę panującą w mieszkaniu. Krzesło odsunęło się gwałtownie, rysując kafelki, gdy Ally zerwała się z niego i pobiegła do salonu. Rzucał się na kanapie, jęcząc i płacząc z zaciśniętymi oczami. Dziewczyna potrząsnęła nim gwałtownie, starając wyrwać go z koszmaru, jednak z ust Taylora wciąż wyrywało się nieświadomie imię „Micheal”.

- Obudź się! Obudź się, wszystko w porządku! To tylko zły sen! - mówiła do niego, a w jej głosie wyraźnie pobrzmiewało zdenerwowanie. - Proszę...

Otworzył oczy. Błyszczały od łez, były rozbiegane i niespokojne. Klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, a ręce drżały.

- Taylor? - Ally ujęła jego twarz w dłonie, głaszcząc ją delikatnie.

Chłopak spojrzał na nią, jednak wydawało się, że jego wzrok jakby ją przeszywał, jakby patrzył nie na nią, a przez nią. W końcu podniósł się powoli, a dziewczyna przytuliła go mocno do siebie, starając się dodać mu otuchy, jednak on nadal dyszał, trząsł się, nadal był... tam.

- Mike! Schodź na dół! Mamy dla ciebie niespodziankę! - Mama wołała cię ze schodów. - Taylor, idź po niego, szybko, zanim wystygną tosty.

Wstałem i pobiegłem na górę. Twój pokój był ostatni, w najgłębszym zakątku domu. W moim ulubionym zakątku. Naszym ulubionym. Nacisnąłem klamkę, nawet nie pukając, i wszedłem do środka. Pokój tonął w słońcu wlewającym się przez otwarte na oścież okna. W połączeniu z tymi jasnymi, lśniącymi bielą ścianami, dawało to niesamowity, wręcz oślepiający efekt. Uwielbiałem te poranki, kiedy budziłem się w twoim łóżku, w białej pościeli, wtulony w twoje ramię. Zmrużyłem oczy i rozejrzałem się. Wisiałeś na drążku do ćwiczeń, pod sufitem. Twoje ciało było bezwładne, niczym marionetka. Pod twoimi nogami leżało przewrócone krzesło, a wokół twojej szyi... zawiązana była lina.

- Micheal! Micheal! - wrzasnąłem i podbiegłem do ciebie, objąłem cię w kolanach i podniosłem do góry. - Mike, odezwij się! - krzyczałem. Nie wierzyłem w to, że było już za późno. Podniosłem krzesło i stanąłem na nim, po czym rozwiązałem sznur. Spadłeś na podłogę, na twarz, niczym lalka. - Micheal! Mike, błagam... - łkałem, rozpaczliwie tobą potrząsając. - Nie rób mi tego, proszę! Micheal, odezwij się!

Jednak twoja twarz pozostawała niewzruszona, martwa... Jak cały ty.

- Co to był za sen? - Ally przysunęła się bliżej Taylora, obejmując go w pasie.

Chłopak leżał ze wzrokiem wbitym w sufit, nieruchomy, wręcz nieobecny.

- Micheal. Znowu widziałem go... martwego - odpowiedział szeptem, drżącym głosem, jakby każde słowo sprawiało mu ból.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko wzmocniła uścisk, opierając policzek na jego ramieniu. Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć - nic nie mogło poprawić mu humoru, ulżyć mu w cierpieniu. Kochał Micheala jak nikogo innego, nawet bardziej niż ją. Był dla niego najlepszym przyjacielem, ukochanym starszym bratem... Wspomnienie jego śmierci... Ally rozumiała, co czuł Taylor. I współczuła mu całym sercem, bardzo chciała mu pomóc, jednak nie potrafiła. Chłopak zgasił światło i położył się do niej plecami, szepcząc ciche „dobranoc”.

***

Taylor nie lubił mówić o Michealu. Z nikim. Czasem Ally wydawało się, że jej chłopak coś ukrywa, jednak od razu odrzucała te myśli, karcąc się za swoją głupotę. Przecież on stracił brata, miał prawo nie chcieć o tym rozmawiać! Ale czasem w jego oczach pojawiało się coś, co jej się nie podobało. Nie potrafiła tego opisać. Przyłapywała go na tym, gdy rano pił kawę albo wieczorem kładł się spać. To nie była zwyczajna tęsknota, smutek, żal... To było coś zupełnie innego, coś głębszego. Jednak nie wiedziała, co dokładnie.

Wiesz, co najlepiej wspominam? Nasze wspólne wakacje. Tak, to były ostatnie wakacje przez Twoją śmiercią. Pojechaliśmy na wieś, żeby wyremontować taras przed przyjazdem rodziny. Dostaliśmy klucze, samochód, pieniądze i tydzień czasu. Nigdy wcześniej nie mieliśmy całego domu tylko dla siebie. Zawsze musieliśmy się ukrywać, uważać, by nikt nas nie zobaczył, a tu byliśmy wolni.

Pierwsza noc była cudowna - to był najlepszy seks w moim życiu. Kochaliśmy się niemal do świtu, wciąż nie mając dość. Twój zapach przesiąkał mnie całego, mieszając się z moim własnym. Uwielbiałem twój krzyk, gdy dochodziłeś i gdy mój dołączał do niego, kiedy stanowiliśmy jedno. A później spaliśmy do południa, wtuleni w siebie. Praca w takich warunkach była niemal niemożliwa. Kochaliśmy się chyba w każdym miejscu - czy to na tarasie, przy czerwieni zachodzącego słońca, oświetlającej nasze spocone ciała, czy też na poddaszu, dysząc w ciemnościach, przy skrzypieniu drewnianych desek. Ale były też spokojne chwile... Jak poranki, gdy siadaliśmy przy stole i sączyliśmy w ciszy kawę, każdy pogrążony we własnych myślach, a jednak razem, wspólnie, tak blisko. Albo wieczór podczas wielkiej burzy, kiedy suszyliśmy przy kominku nasze przemoczone ubrania, po tym, jak deszcz złapał nas na szybkim numerku w pobliskim lesie. A później mogłem zasnąć z twarzą wtuloną w twoje ramię.

To wszystko było takie dzikie i beztroskie. Ja, szesnastoletni dzieciak i ty, mój ukochany starszy brat...

Ile bym dał, by tamte chwile powróciły.

Ally weszła do mieszkania, rzucając torbę na fotel. Była wykończona. Poszła do kuchni i wyjęła z lodówki piwo. Miała ochotę położyć się i nic nie robić. Taylor powinien niedługo wrócić, a Aidan był już pewnie na randce z jakąś Hiszpanką, o której mówił przez ostatnie kilka dni. Dziewczyna przeszła przez korytarz i wtedy usłyszała ciche jęki. Niewątpliwie należały do Taylora - co on robił w domu o tej godzinie? Czyżby znowu śnił mu się koszmar? Pobiegła do sypialni i już zamierzała krzyknąć, by go obudzić, uwolnić go od cierpienia, gdy zobaczyła swojego chłopaka leżącego na łóżku, z ręką na kroczu, mamroczącego coś przez sen. Marszczył brwi, jednak wyraz jego twarzy był błogi. Ally uśmiechnęła się pod nosem i wdrapała się na materac, pragnąc obudzić go teraz, tak pobudzonego i gotowego na seks z nią. Zawahała się jednak, bo w jej imieniu nie było litery „m”. Zbliżyła się do Taylora i wstrzymała oddech.

- Micheal... Micheal... - mruczał chłopak, masując swoje krocze przez spodnie.

Była w szoku.

***

- Dzień dobry - powitał ją Taylor, wchodząc do kuchni.

- Raczej dobry wieczór - odparła z bladym uśmiechem.

- Och, tak, wybacz. Byłem bardzo zmęczony i chciałem się zdrzemnąć. - Podszedł do zlewu i wypłukał niedbale kubek, po czym zaparzył wodę w czajniku.

- Coś ci się śniło? - zapytała Ally, starając się, by jej głos brzmiał beztrosko.

Chłopak usiadł przy stole i spojrzał na nią. Zaraz jednak odwrócił wzrok.

- Nie - odpowiedział po dłuższej chwili, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

Woda zagotowała się i Taylor zalał sobie herbatę, po czym ponownie usadowił się na krześle.

- Dlaczego pytasz? - zaciekawił się.

- Tak tylko, z ciekawości. - Wzruszyła ramionami. - Ostatnio często miewałeś koszmary... - dodała.

Chłopak nic nie odpowiedział, ponownie zatapiając się w swoich myślach. W jego oczach pojawił się dziki błysk, mieszający się z uczuciem tęsknoty. Może nawet zaszkliły się od łez? Ally przełknęła ślinę, czując narastające w niej współczucie. Musiała przyznać, że niepokoiło ją to wszystko, jednak jednocześnie czuła się wręcz egoistycznie, gdy widziała emocje malujące się na twarzy Taylora, kiedy niewątpliwie myślał o Michealu. Wmawiała sobie, że to nic złego, że to było dawno, że teraz liczy się dla niego tylko ona, ale...

On znowu coś pisał w swoim pamiętniku, uśmiechając się przy tym diabolicznie. I wtedy wszelkie wątpliwości znikały, powracała złość i niezaspokojona ciekawość.

- Co tam piszesz? - zapytała go, stając w progu.

- Nic takiego - odparł, odruchowo pochylając się bardziej nad zeszytem.

- Do Micheala? - drążyła.

- Tak.

Ally podeszła do Taylora i pocałowała go w policzek, zerkając na kartki, zapisane koślawym pismem. Wyłapała słowa „kutas” i „pieprzyć”. Opanowała się jednak i oznajmiła mu, że czeka na niego w sypialni.

- Wezmę tylko prysznic i zaraz do ciebie przyjdę - uśmiechnął się do niej, całując ją w usta.

Dziewczyna odwróciła się i wyszła. Po niedługiej chwili Taylor poszedł do łazienki, rozległ się szum wody i jego ciche nucenie. Ally wyskoczyła z łóżka i pobiegła do salonu. Była zdziwiona, że Taylor nie wziął swojego pamiętnika ze sobą albo chociaż nie ukrył go bardziej - leżał kanapie, w miejscu, w którym przed chwilą siedział. Upewniła się, że nie zostanie nakryta, po czym otworzyła zeszyt na ostatniej notatce.

Miałem sen.

O Tobie. Znowu.

Tyle, że to nie był koszmar, jak zazwyczaj...

To był niezwykły sen, o nas.

Dziwię się, że nie spuściłem się we własne spodnie, chociaż obudziłem się nagle z dłonią zaciśniętą na kutasie. To dziwne, bo w śnie doszedłem... Nieważne.

Wiem, że piszę chaotycznie, jednak wciąż jestem tak... podniecony tym wszystkim. To było takie prawdziwe. Czułem Cię dokładnie. Czułem, jak wchodzisz we mnie, raz za razem, szybkimi, brutalnymi ruchami, tak jak to robiłeś, gdy byłeś pijany. Gdy oboje byliśmy. Przyciskałeś swoją spoconą klatkę piersiową do moich pleców, czułem twoje napięte mięśnie, zapach twojego potu... Uwielbiam pieprzyć się w taki sposób, wiesz o tym. Tylko z Tobą tak było... A to, ten sen, był najlepszym doznaniem od sześciu lat. Chcę znowu o tym śnić.

Jestem tylko Twój.

Na zawsze.

***

Ally nieraz przeglądała pamiętnik Taylora, choć nie wiedziała, po co to robi. Za każdym razem, gdy pojawiała się wzmianka o seksie z Michealem, czuła się coraz gorzej, była coraz bardziej zła. Jednak robiła to, nie mogąc się powstrzymać. Nic nie mówiła Taylorowi, nie rozmawiała z nim już o jego bracie. Wciąż jednak, gdzieś w środku, czaiło się współczucie i wstyd... Złość na samą siebie. Gdy Taylor pisał o Carolinie, o ojcu, gdy miał gorsze dni i słowa w jego pamiętniku zamieniały się w potoki wyzwisk i rozpaczy kierowanej do całego świata; gdy czasem na kartkach pojawiały się ślady łez... Ally chciała móc wskrzesić Micheala albo chociaż wykrzyczeć całemu światu, że Taylor cierpi.

Jakieś głupie dziewczynki z klasy Caroliny obcięły jej włosy.

Wredne małe suki.

Jak śmiały jej dotykać?! Mówią, że jest dziwna, a przecież nie jest!

To, że ma talent, a one go nie mają, nie oznacza, że jest dziwna!

Pieprzone idiotki.

Wszystko mnie wkurwia, mam wszystkiego dość!

Jak mogłeś mnie zostawić!? Przez Ciebie siedzę w tym całym syfie sam! Sam. SAAAM, do kurwy nędzy! Jedynie Ally mi pomaga, troszczy się o Carolinę. Jestem jej wdzięczny...

Nienawidzę Cię za to wszystko!

NIENAWIDZĘ, ROZUMIESZ?!

DLACZEGO ODSZEDŁEŚ?!

TY JEBANY TCHÓRZU!

JAK MOGŁEŚ?!

***

Był cudowny poranek, ciepły i słoneczny - niebo było czyste, bez żadnej chmurki. Ally usiadła na parapecie okna, sącząc powoli herbatę. Musi z tym skończyć. Postanowiła sobie, że nie będzie już przejmować się Taylorem. Przecież on ją kochał! Co znaczyły jakieś bzdety, które wypisywał w swoim notesiku do swojego zmarłego przed sześcioma laty brata? Ona była tuż obok niego, na wyciągnięcie ręki i wiedziała doskonale, że ją kochał, wiedział o tym i chciał jej. Czuła się winna swojego wcześniejszego zachowania - jak mogła grzebać w jego prywatnych rzeczach? Jak mogła to robić? Zacisnęła mocniej palce wokół rozgrzanego kubka. Koniec. Wymaże sobie to wszystko z pamięci i będzie szczęśliwa. Z Taylorem.

- Cześć. - Chłopak wszedł szybko do kuchni, zapinając koszulę.

- Wychodzisz gdzieś?

- Mówiłem ci, umówiłem się z ojcem w jego biurze. - Chwycił grzankę i pocałował Ally w czoło.

- Gdzie mam cię szukać?

- World Trade Center. O tym też ci już mówiłem - zaśmiał się. - Chyba ktoś tu jeszcze śpi?

Dziewczyna przyciągnęła go do mocnego uścisku.

- Wróć przed siódmą, zrobię coś specjalnego na kolację - mruknęła, całując go w szyję.

- Mamy dzisiaj jakieś święto? - Taylor spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. - 11 września?

- Nie, po prostu… pomyślałam sobie, że kolacje przy świecach co jakiś czas nam nie zaszkodzą. - Mrugnęła do niego i poklepała po tyłku. - Leć już, nie każ ojcu czekać.

***

Wiesz, że tata ma nasze zdjęcia w komputerze? Twoje, Caroliny i moje. I mamy. Nas wszystkich, razem. Nie sądziłem, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Ostatnio się zmienił. Dzisiaj podwozi Carolinę do szkoły, a później ma się ze mną spotkać.

Tęsknię za Tobą...

Te zdjęcia... Na tych zdjęciach byliśmy tacy szczęśliwi...

W domu mam też inne, te z naszych ostatnich wakacji. Pamiętasz? Niektóre robiliśmy po pijaku. Dawno ich nie oglądałem. Gdy wrócę ze spotkania z tatą, obejrzę je.

Odezwę się później, opowiem Ci jak było.

Kocham Cię.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Roberts Nora Na zawsze twój
Arthur Katherine Na zawsze twój
K014 Roberts Nora The Calhoun Women 4 Na zawsze twój
Roberts Nora The Calhoun Women 4 Na zawsze twój
014 Roberts Nora (Zamek Calhounów 04) Na zawsze twój
Arthur Katherine Na zawsze twoj
Arthur Katherine Na zawsze twój
Arthur Katherine Na zawsze twój(1)
Nora Roberts Zamek Calhounów 4 Na zawsze twój
24 Carew Jane Na zawsze twoj
24 Carew Jane Na zawsze twoj
Nora Roberts 04 Na zawsze twój
Na zawsze twój
Glodne emocje Jak schudnac madrze skutecznie i na zawsze glodne
Plan Carycy Katarzyny - Polskę Zgnębić na Zawsze, ★ Wszystko w Jednym ★
White T H Był sobie raz na zawsze Król Wiedźma z Lasu

więcej podobnych podstron