CUD NAD WISŁĄ
Michał przyjechał do wujka Edka, emerytowanego stoczniowca. Jednego dnia poszli do stoczni na wodowanie statku. Statek zbudowano dla polskiego przedsiębiorcy. Przybyło dużo ludzi. Większość to starzy stoczniowcy. Na pochylni stał potężny statek. Na burtach miał wymalowaną nazwę „Cud nad Wisłą”. Na dziobie był opasany biało-czerwoną flagą.
- Wujku, taki duży statek stoi i się nie przewróci? - spytał Michał. - Nie przewróci się. To jest przygotowane i wypraktykowane od wielu lat - odpowiedział wujek, który pracował kiedyś jako monter okrętowy.
- A jaka jest długość tego statku?
- „Cud nad Wisłą” ma 211 metrów długości. Jest szeroki na 32 metry. Wysokość burty ma 20 metrów - odpowiedział stojący obok pan Alojzy; który był kiedyś konstruktorem statków.
- A ile waży taki statek? - pytał dalej Michał.
- Taki statek waży około 10000 ton - odpowiedział pan Tadeusz, który był też kiedyś konstruktorem statków. Rozmowie przysłuchiwał się pan Janek, który był operatorem dużego dźwigu. Stał tam też pan Ludwik, który był spawaczem. Do grupy podszedł jeszcze jeden pan.
- Oj, spóźniłem się, bo tramwaj się zepsuł - powiedział.
- Michał, to jest pan Józef, który był cieślą okrętowym - powiedział wujek.
- A po co jest potrzebny cieśla w stoczni? Statek jest zbudowany z metalowych blach, a nie z drewna - stwierdził Michał.
- W stoczni pracują różni ludzie. Pracują elektrycy, stolarze, hydraulicy, malarze, kowale i wielu, wielu innych. Cieśla przygotowuje specjalne sanki, żeby statek z pochylni zsunął się do wody - odpowiedział pan Józef.
- A dlaczego ten statek nazywa się „Cud nad Wisłą”? - pytał Michał.
- Cudem nad Wisłą nazywa się bitwę, w której polskie wojsko odparło atak potężnej armii ze wschodu. Było to 15 sierpnia 1920 roku. W dniu święta Wniebowzięcia Matki Bożej. To był cud dla Polski i dla świata - odpowiedział pan Alojzy.
Na trybunę honorową wszedł ksiądz i poświęcił statek. Weszła też matka chrzestna i zaczęła mówić:
- Nadaję ci imię „Cud nad Wisłą”. Płyń po morzach i oceanach świata i sław imię polskiego stoczniowca i marynarza.
Orkiestra zaczęła grać hymn narodowy. Kilku stoczniowców odblokowało hamulce trzymające statek. I… „Cud nad Wisłą” lekko drgnął. Powoli ruszył. Coraz szybciej. I potężny kolos zsunął się do wody. Od tego powstały wysokie fale. Inne statki zaczęły się kołysać. Włączyły swoje syreny okręty. Tak jakby oddały hołd dla Cudu nad Wisłą i dla polskich stoczniowców: Wielka radość zapanowała wśród ludzi. Od morza powiał lekki wiatr. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Starzy stoczniowcy wraz z Michałem poszli na smaczne lody z rodzynkami. Tylko orkiestra dęta dalej grała patriotyczne melodie.
Maciej Dąb
Mały Rycerzyk Niepokalanej 8-9/2003 s. 34-35