Dave Duncan - Niechtny Szerzmierz
tom I - Siódmy Miecz
czêœæ I
KSIGA PIERWSZA
Jak szermierz zosta wezwany
- Utrzymuj w mym sercu wierno Twoim prawom - zaintonowa Honakura, kadc drc rk na gadkiej, byszczcej, wyoonej kaflami pododze.
- Pozwól mi suy Tobie ze wszystkich si i zabrzmiao to jak kanie, gdy gos, jak zwykle, zaama mu si na wysokiej nucie. Równoczenie Honakura pooy równie kruch praw rk obok lewej.
- I uka moim oczom.lwe cele - tu nastpowa kopotliwy moment, rytua nakazywa mu dotkn czoem mozaiki, ale przez ostatnie pitnacie lat nie dopenia tej formalnoci. Jeli Bogini zdecydowaa si usztywni jego prastare stawy, to teraz musi si zadowoli najlepszym, co móg osign...
I oczywicie zadowalaa si.
Nata si przez chwil, suchajc cichego piewu innych kapanów i kapanek równie biorcych udzia w porannym naboestwie. Potem z cichym i nieprzewidzianym w rytuale westchnieniem ulgi podniós si z przysiadu, skadajc razem donie i patrzc z adoracj na Ni. Teraz wolno mu byo wypowiedzie milczc i osobist modlitw, swe wasne woanie.
Nie mia wtpliwoci, co bdzie jej treci, tego dnia powtarza to samo, co przez wiele dni poprzednich: "Najwysza Bogini, zrób co z szermierzami ze swojej stray!"
Nie odpowiedziaa. Nie spodziewa si, e Ona to zrobi. Nie bya przecie Bogini We Wasnej Osobie, ale zwyczajnym wizerunkiem, pomagajcym pokornym miertelnikom uzmysowi sobie jej wielko. Któ wiedzia to lepiej ni kapan siódmego stopnia? Ale Ona usyszy jego modlitwy i pewnego dnia odpowie.
- Amen! - zapiewa tremolo.
Teraz móg ju zaplanowa dzie, ale przez chwil pozosta w przysiadzie na pitach, z cigle zoonymi rkami, rozmylajc, wpatrzony z mioci w majestat Najwyszej i w ogromn kamienn krat ponad ni, - dach jej wityni, najwitsze ze wszystkich witych miejsc w wiecie.
Mia w planie wiele spotka - ze stranikiem skarbca, z mistrzem posuszestwa dla akolitów, z wieloma innymi, a prawie wszyscy penili urzdy, które sam Honakura peni w tym czy innym czasie. Teraz by zwyczajnie Trzecim Zastpc
Przewodniczcego Rady Archidiakonów. Ten niewinnie brzmicy tytu zawiera o wiele wicej- ni odsania. Potga, czego nauczy si dawno temu, najlepiej czuje si w ukryciu.
Poranne modlitwy zbliay si do koca. Ju wprowadzano do rodka pierwszego z wielu codziennie przybywajcych pielgrzymów, pragncych zoy swoje ofiary i bagania. Pienidze dzwoniy w misach, modlcy si mamrotali, korzystajc z cichych podpowiedzi kapanów. Mona zacz dzie, zdecydowa Honakura, od osobistego wprowadzenia kilku przybyych. To bya ceniona sub dla Najwitszej, zadanie, które sprawiao mu rado, a zarazem dobry przykad dla modziey.
Opuci rce i rozejrza si w nadziei, e moe w pobliu znajdzie si kto, kto pomoe mu wsta - teraz nie byo to dla niego najatwiejsze z wicze.
Natychmiast jaki czowiek znalaz si przy jego boku i mocne rce podtrzymay go. Mruczc cicho podzikowanie, Honakura wsta na nogi. Ju zamierza odwróci si, gdy tamten przemówi:
- Jestem Jannarlu, kapan trzeciego stopnia... - wykona rytua pozdrowienia wobec wyszego stopniem, sowa, gesty rk i pokony. Wstrznity Honakura spoglda z dezaprobat. Czyby ten mody czowiek uwaa, e tak baha przysuga moe usprawiedliwi narzucanie si wadcy siódmego stopnia? To miejsce, przed podwyszeniem i posgiem bóstwa, byo najwitszym ze witych i chocia nie istniao prawo zakazujce tu rozmów i formalnych pozdrowie, zabrania tego zwyczaj. Wtedy przypomnia sobie, e Jannarlu to wnuk starego Hahgafau.
Mówiono, e rokuje nadzieje. Musia mie wany powód, skoro zachowywa si niewaciwie.
Honakura czeka wic, dopóki pozdrowienie nie zostanie zakoczone i wtedy wypowiedzia zwyczajow odpowied: "Jestem Honakura, kapan siódmego stopnia..." Jeden z twarzoznaków Jannarlu by jeszcze lekko zaogniony, co znaczyo, e trzecim zosta bardzo niedawno. Wysoki - znacznie wyszy ni drobny Honakura - kocisty, o haczykowatym nosie i sprawiajcy wraenie niezdarnego.
Wydawa si absurdalnie mody, ale wszyscy oni sprawiali teraz takie wraenie.
Tu obok starowinka wrzucia do misy zoto i zacza baga Bogini o wyleczenie boleci w kiszkach. Troch dalej moda para prosia, aby nie przysyano im wicej dzieci, przynajmniej przez kilka lat.
Gdy tylko Honakura zakoczy, Jonnarlu paln od razu:
- Wadco, jest tu szermierz... Siódmy!
Ona odpowiedziaa !
- Zostawie go na zewntrz? - zapyta podniecony Honakura, z trudem zmuszajc si do szeptu i walczc, eby nie okaza emocji wobec kogokolwiek, kto mógby go obserwowa.
Trzeci wzdrygn si, ale skin potwierdzajco.
- On przyby jako Bezimienny, wadco.
Honakura sykn ze zdziwienia. Niewiarygodne! Z zasonitym czoem i w czerni, jak ebrak, kady móg si sta Bezimiennym. Zgodnie z prawem takie osoby nie mogy posiada majtku i musiay pozostawa w subie Bogini. Wielu odprawiao specjaln pokut, tak e w praktyce nie by to niezwyky wród pielgrzymów sposób przybywania do wityni. Ale dla wadcy, Siódmego, zredukowanie swojego statusu byo jednak niezwyke.
Dla szermierza jakiegokolwiek stopnia prawie nie do pomylenia: Dla szermierza siódmego stopnia... niewiarygodne!
To wyjaniao, jak móg dotrze ywy. Czy uda si go utrzyma przy yciu?
- Powiedziaem mu, eby znów si zasoni, wadco - odezwa si niemiao Jannarlu. - On... wydawa si cakiem zadowolony, e moe to zrobi.
W tym byo co lekkomylnego i Honakura rzuci Trzeciemu ostrzegawcze spojrzenie, gorczkowo mylc, co robi dalej. Nieadna, brzowa twarz Jannarlu lekko pociemniaa.
- Mam nadziej, e si nie spieszye?
- Nie, wadco - Trzeci potrzsn gow. - Szedem za... - wskaza w stron schorowanej starowiny, któr teraz podtrzymywali kapani.
- Dobra robota! - powiedzia uagodzony Honakura. - Chodmy wic i zobaczmy to twoje cudo. Pójdziemy powoli, omawiajc wite sprawy... i nie cakiem we waciwym kierunku ,jeli aska.
Mody czowiek poczerwienia z radoci i cofn si, eby i o krok za nim.
Wielka witynia Bogini w Hann bya nie tylko najbogatszym i najstarszym budynkiem na wiecie, z pewnoci bya te najwikszym. Gdy Honakura odwróci si od podwyszenia, stan przed pozornie nieskoczon przestrzeni byszczcej, wielobarwnej podogi, rozcigajcej si a do siedmiu, tworzcych fasad wityni, ogromnych arkad. Krcio si przy nich wielu ludzi, wchodzc lub wychodzc - pielgrzymi oraz wprowadzajcy ich kapani - ale tak ogromna bya to przestrze, e ludzkie istoty wydaway si na niej niewiele wiksze ni bobki mysiego ajna. Poza arkadami, na zewntrz, w blasku sonecznego wiata, rozciga si widok na wwóz, na Rzek i na Sd, którego dudnicy ryk wypenia wityni przez wszystkie tysiclecia jej istnienia. Wzdu bocznych cian szerokiej nawy stay kapliee pomniejszych bogów i bogi, a ozdobne okna ponad nimi paay barwami rubinów, szmaragdów, ametystów i zota.
Modlitwa Honakury zostaa wysuchana. Nie... modlitwy wielu. On na pewno nie by jedynym z jej sug, który modli si o to kadego dnia, jednak on by tym, do którego przyniesiono nowin. Musia porusza si ostronie, odwanie i zdecydowanie, ale czu gorce zadowolenie, e to on zosta wybrany.
Dotarcie do arkad z denerwujcym si przy jego boku modym Trzecim zajo sporo czasu. Tworzyli, Honakura wiedzia to, dziwn par - Jannarlu w brzie Trzeciego, a on w bkicie Siódmego. Modszy mczyzna by wyszy, ale Honakura nigdy nie odznacza si wzrostem, a teraz skurczy si i przygarbi, by bezzbny i bezwosy. Modzi za jego plecami nazywali go Mdr Mapk i to okrelenie bawio go. Póny wiek ma nieliczne radoci. Podczas nieprzyjemnych, milczcych godzin nocy czu, jak jego stare koci ocieraj si o przecierada i cicho pragn, eby Ona uwolnia go od tego i pozwolia mu zacz od nowa. Jednake moe zachowywaa go przy yciu dla jednej ostatniej posugi, a jeli tak, przeznaczenie wypenio si. Szermierz siódmego stopnia!
Bya ich zaledwie garstka, jak odkryli kapani. A w potrzebie okazywali si bezcenni.
Idc myla, e mody Jannarlu okaza wielki rozsdek, przychodzc do niego, a nie do jakiego gadatliwego redniostopniowca. Powinien zosta wynagrodzony i uciszony.
- Kto jest twoim mentorem? - zapyta
- Tak, znam go - doda po usyszeniu odpowiedzi. - Szacowny i wity czowiek. Ale czcigodny Londossinu potrzebuje podopiecznego, który pomagaby mu w pewnych nowych obowizkach. To delikatne sprawy, dla czowieka dyskretnego i maomównego.
Zerkn ktem oka na idcego przy nim modzika i zobaczy na jego twarzy rumieniec radoci i podniecenia.
- Bd zaszczycony, wadco.
Tak powinno by, gdy Trzeciemu proponuje si na mentora Szóstego, ale on wydawa si czeka na wiadomo.
- Porozmawiam wic z twoim opiekunem i ze witym, zobacz, czy da si zaaranowa przeniesienie.
Trzeba oczywicie poczeka do zakoczenia sprawy z szermierzem... do pomylnego jej zaatwienia.
- Oczywicie, wadco - mody Jannarlu patrzy prosto przed siebie, ale nie zdoa cakowicie zdusi umiechu.
- Na jakim jeste etapie w swoich przygotowaniach?
- W nastpnym tygodniu rozpoczynam pite milczenie - powiedzia chopak i szybko doda: - Jestem oywiony pragnieniem, by je rozpocz.
- Zaczniesz je, gdy tylko spotkam si z tym twoim cudem - owiadczy Honakura, chichoczc bezgonie. - Przel wiadomo twojemu mentorowi. - Co za przebiegy modzieniec! Pite milczenie trwa dwa tygodnie, w tym czasie sprawa zapewne zostanie zakoczona .
Nareszcie dotarli do arkad. Poza nimi wielkie schody opaday na podwórzec wityni jak stok wzgórza. Ich szczyt oblegay ju szeregi pielgrzymów, klczcych cierpliwie w cieniu. W póniejszej porze dnia, gdy dotr do nich promienie tropikalnego soca, czekanie okae si trudniejsze.
Wbrew zwyczajowi kapan spojrza na twarze najbliej zgromadzonych. Gdy jego oczy spotkay si z ich oczami, pokonili si przed nim z szacunkiem, ale dziki dugiemu dowiadczeniu zdoa odczyta zaznaczone na ich czoach stopnie i specjalnoci oraz poda wstpne diagnozy - garncarz, Treci, prawdopodobnie kopoty ze zdrowiem; panna, Druga, moe sprawa bezpodnoci , zotnik, Pity, dobry ze wzgldu na obfit ofiar.
Tylko kilka gów byo zakrytych. Honakufa móg atwo domyli si, który jest szermierzem. Ten czowiek zdecydowa si na podejcie do jednej z bocznych arkad, co byo pomylne, poniewa wartownik pro forma sta tylko przy rodkowej nawie. Ale dla kogo jego stopnia by to dziwny wybór. Co z nim musi by powanie nie w porzdku.
- Przypuszczam, e to ten duy, co? Bardzo dobrze. A tu, jak widz, czcigodny Londossinu we wasnej osobie. Porozmawiajmy z nim odrazu. - To si dobrze skadao, gdy ostatnimi czasy Honakura nie lubi przeadowywa pamici, co z pewnoci byo robot Najwitszej.
Ca spraw wic zaatwiono przy uyciu tuzina sów - oraz kilku znaczcych spojrze, aluzji i dwuznaczników.
Zaaranowano wymian mentorów, w zamian za co Londossinu otrzyma stanowiska w komitecie, o które stara si dla swoich dwóch podopiecznych , oraz promocj dla nastpnego. Mody Jannarlu zostanie uciszony. Honakura odczeka, dopóki nie zobaczy, e mody czowiek kieruje si w wityni w celu rozpoczcia rytuau milczenia, cakowicie niewiadomy wikszoci spraw, które zaatwiono przy tej okazji: Tu nie byo popiechu , Bezimienni nie mogli skada ofiar i std mieli u wprowadzajcych niski priorytet.
Tak, to robota Bogini! Odpowiedzi na jego modlitwy by szermierz wysokiego stopnia, czowiek, który przyby - niewiarygodne! - incognito i dziki temu bezpiecznie, tak e nawet unikn dwóch znudzonych szermierzy, sterczcych przy centralnej arkadzie, którzy, byo to cakiem moliwe - po jego dugich wosach mogli przecie odgadn, e jest szermierzem. Dziki Bogini!
Honakura ruszy spokojnym krokiem we waciwym kierunku, kiwajc gow w odpowiedzi na skadane mu pokony. Zgodnie z prawem Bezimienny móg by tylko wypytany przez kapanów lub zbadany przez szermierzy. Niekiedy jednak adepci drczyli przybyych dla zabawy. Malutki kapan a parskn na myl, co by si stao, gdyby który z nich spróbowa zbada tego i odkry, e ma do czynienia z szermierzem, na dodatek Siódlmym! To mogoby by zajmujce widowisko. Na szczcie, tym razem stopie tego czowieka nie zosta jeszcze odkryty.
Nareszcie dotar do celu.
Mczyzna by rzeczywicie wielki, nawet gdy klcza jego oczy znajdoway si niewiele poniej oczu Honakury. Szermierze rzadko bywali wysocy, jako e szybko liczya si dla nich o wiele bardziej ni sia. Jeli ten czowiek jest równie zrczny co wielki, to bdzie cudowny, ale dlatego zapewne zosta Siódmym i tu nikt nie mógby by cudowniejszy . Poza czarn szmat na gowie mia tylko wystrzpion przepask biodrow. By ubrudzony i pokryty smugami po spywajcym pocie, jednak jego wielko i modo robiy wraenie. Wosy take mia ciemne, zwisay mu na ramiona, a oczy przypominay dwa wgle, renice nikny w tczówkach. To byy pene mocy oczy... ponce gniewem mogy porazi strachem. Patrzc w nie Honakura zobaczy teraz co innego - ból, lk i przygnbienie. Tak wanie spogldali na Bogini suplikanci - chorzy, umierajcy, osieroceni - ale rzadko, widzia równ intensywno, a w oczach tego ogromnego i zdrowego modzieca podobny wyraz by d1a kapana oszaamiajcym wstrzsem. Rzeczywicie, dziao si co dziwnego!
- Chodmy std w bardziej ustronne miejsce - powiedzia szybko. - Wadco?
Mody mczyzna podniós si bez wysiku, górujc nad malutkim kapanem jak zorza witu ponad skaami.
By naprawd bardzo duy i jego minie gray przy kadym ruchu. Jak na szermierza by mody, a ju szczególnie na Siódmego; prawdopodobnie modszy ni Jannarlu, który doszed do trzeciego stopnia. Dotarli do koca fasady i Honakura zbliy si do cokou mocno skorodowanego posgu. Szermierz usiad bez sprzeciwu. Jego apatia bya zadziwiajca.
- Darujmy sobie na chwil formalnoci - powiedzia Honakura, pozostajc w pozycji stojcej - poniewa jestemy obserwowani . Jestem Honakura, kapan siódmego stopnia.
- Jestem Shonsu, szermierz, i równie Siódmy - potny gos pasowa do reszty postaci. Jak odlegy grzmot. Podniós rk, eby zdj z gowy szmat, ale Honakura potrzsn przeczco gow.
- Szukasz pomocy u Bogini?
- Jestem nkany przez demona, witobliwy.
To wyjaniao, dlaczego jego oczy miay taki wyraz.
- Demony mona egzorcyzmowa, jednak rzadko napastuj one tych, którzy osigaj wysoki stopie - powiedzia Honakura. - Prosz, opowiedz mi o nim.
Mody czowiek zadra.
- Jest koloru kwanego mleka. Ma óte wosy na brzuchu, koczynach i twarzy, ale adnych na szczycie gowy, jakby bya odwrócona gór na dó.
Honakura równie zadra i zrobi znak w stron Bogini.
- Nie ma napletka - kontynuowa szermierz.
- Czy znasz jego imi?
- O, tak - westchn Shonsu. - Gada do mnie od zmroku do witu, a ostatnio nawet w cigu dnia. Mao z tego, co mówi, ma sens, ale jego imi brzmi Walliesmith.
- Walliesmith? - powtórzy z powtpiewaniem Honakura.
- Walliesmith - szermierz powtórzy z absolutn pewnoci.
To nie byo imi adnego z siedmiuset i siedemdziesiciu siedmiu demonów - ale naturalnie demon moe nie powiedzie prawdy, dopóki nie zostanie waciwie zaklty. I chocia sutry katalogoway demony wedug najobrzydliwszych i najbardziej groteskowych przymiotów, Honakura nigdy nie sysza o takim wynaturzeniu jak wosy rosnce, na twarzy.
- Bogini pozna go i moe on zosta wypdzony - powiedzia. - Jak ofiar zoysz Jej w zamian?
Mody mczyzna ze smutkiem opuci oczy.
- Wadco, nie pozostao mi do ofiarowania nic, z wyjtkiem mej siy i zrcznoci.
Szermierz, a nie wspomnia o honorze?
- Moe rok albo dwa suby w naszej stray witynnej? - zasugerowa Honakura, przygldajc si mu uwanie. - Sdzi jest waleczny wadca Hardduju, Siódmy.
Twarz szermierza miaa twardy wyraz, a teraz rzuci kapanowi twarde spojrzenie.
- Jak wielu Siódmych potrzebujecie w stray witynnej? - zapyta ostronie. - I jak przysig musiabym zoy?
Honakura przyblia si troch do realizacji swych zamysów.
- Nie jestem zaznajomiony z wszystkimi waszymi szermierczymi przysigami, wadco. Teraz, gdy o tym wspomniae, nie przypominam sobie wicej ni jednego Siódmego na raz w stray, a pracuj tu ju ponad szedziesit lat.
Przez chwil mierzyli si w milczeniu wzrokiem.
Szermierz wzdrygn si. Chocia ludzie jego zawodu mieli mao skrupuów w tpieniu si nawzajem, niezbyt czsto otrzymywali tego typu sugestie od cywilów.
Honakura zdecydowa si troch szerzej odsoni spraw.
- Rzadko si zdarza, by szermierze wysokiego stopnia odwiedzali wityni - powiedzia. - W cigu ostatnich dwóch lat nie byo ani jednego. Chocia to dziwne, bo syszaem o kilku, którzy przybyli do Hann z takim zamiarem - co najmniej jeden Siódmy i paru Szóstych.
- Co sugerujesz? - wielkie pici szermierza zacisny si.
- Niczego nie sugeruj - powiedzia popiesznie Honakura. - To byy zwyke pogoski. Mówiono, e zamierzali przeprawi si promem, a potem przeby t dug drog wród drzew. Prawdopodobnie zmienili zamiary. Jeden dotar co prawda do hotelu dla pielgrzymów, ale mia wielkiego pecha, bo spoy tam jakie zepsute miso. Jeste tym bardziej mile widziany, e szermierze to rzadcy gocie, wadco.
Sia fizyczna niekoniecznie oznacza gupot - mody czowiek zrozumia. Na jego policzki wypez ciemny rumieniec wciekoci.
Rozejrza si wokó po majestatycznej fasadzie wityni. Rzuci okiem na wie1ki dziedziniec poniej, obramowany przez kamienist pla i nieruchom sadzawk, poza któr rzeka pienia si i kotowaa wypadajc z wwozu, przeniós wzrok dalej na spowit we mg wspaniao Skay Sdu. Potem odwróci gow, eby przyjrze si lesistym terenom witynnym i duym domom zamieszkiwanym przez najwyszych dostojników. W jednym z nich na pewno miecio si biuro sdziego .
- By szermierzem w stray witynnej to wielki zaszczyt - powiedzia.
- W dzisiejszych czasach wynagrodzenie jest nawet nieco wysze ni to zwykle bywa - podsun Honakura.
Na surowej twarzy szermierza znowu pojawi, si gniew.
- Spodziewam si, e czowiek moe gdzie tu poyczy miecz?
- To da si zaatwi.
Mody czowiek skoni gow.
- Jestem zawsze na subie Bogini.
Tak oto, pomyla uszczliwiony Honakura, naley zaatwia sprawy. O zabójstwie nie wspomniano ani jednym sowem.
- Ale najpierw egzorcyzmy? - zapyta szermierz.
- Oczywicie, wadco - Honakura nie móg sobie przypomnie, eby w cigu ostatnich piciu lat przeprowadzano jakie egzorcyzmy , lecz rytua by mu znany. - Szczliwie nie wymaga to, eby by wspomniany twój zawód czy nawet stopie. A twa obecna odzie bdzie odpowiednia.
Szermierz odetchn z ulg,
- I okae si to skuteczne?
Nikt nie móg zosta Trzecim Zastp Przewodniczcego Rady Archidiakoriów, a co wicej przetrwa na tym stanowisku bez umiejtnoci zabezpieczania sobie tyów.
- To bgdzie skuteczne, wadco, chyba e...
- Chyba e? - powtórzy jak echo szermierz, a jego szeroka twarz pociemniaa od podejrzliwoci.
A moe byo to poczucie winy?
Honakura powiedzia ostronie:
- Chyba e demon zosta posany przez Sam Najwysz. Tylko ty wiesz, czy nie popenie przeciw Niej jakich cikich grzechów.
Wyraz wielkiej mki i smutku pojawi si na twarzy szermierza. Opuci oczy i milcza przez chwil. Potem wyzywajco spojrza na kapana i warkn:
- On zosta nasany przez czarodziei.
Czarodzieje! May kapan cofn si chwiejnie o krok.
- Czarodzieje! - wyrwao mu si. - Wadco, przez wszystkie lata spdzone w tej wityni nigdy nie syszaem pielgrzyma wspominajcego o czarodziejach. Przykro mi pomyle, e co takiego naprawd jeszcze istnieje.
Teraz oczy szermierza przybray wyraz wrcz przeraajcy .
- Och, oni istniej! - hukn. - Przybyem z bardzo daleka, wity, z bardzo daleka. Ale czarodzieje istniej, uwierz mi.
Honakura ju w peni si opanowa.
- Czarodzieje nie mog zatriumfowa nad Najwitsz - powiedzia z przekonaniem. - Na pewno nie w Jej wasnej wityni. Je1i to oni s przyczyn twojej biedy, egzorcyzm bdzie skuteczny. Sprawdzimy to .
Honakura przywoa odzianego w pomaraczow szat Czwartego i wyda rozkazy. Potem przeprowadzi szermierza przez najblisz arkad i wzdu caej nawy do posgu Bogini.
Wielki mczyzna szed przy boku Honakury powolnym krokiem, robic jeden krok na trzy kroczki kapana, a jego gowa obracaa si na wszystkie strony, gdy przyglda si wspaniaociom wokoo. Jak wszyscy przybysze, którzy po raz pierwszy spogldali na to najwitsze sanktuarium - zobaczy najpierw wielki, bkitny posg, zawalony stosami byszczcych ofiar srebrny podest przed nim, wielobarwne ognie szklanych witray w oknach po obydwu stronach, cudowny wachlarz rzebionego sufitu, zawieszonego w górze, odlegego jak niebo. W wityni przez cay czas wrzaa praca, peno byo kapanów, kapanek, pielgrzymów i innych wiernych, poruszajcych si po byszczcych mozaikach posadzki, jednak ich drobne postacie w ogromie wntrza wyglday jak ziarenka kurzu, a caa przestrze emanowaa spokojem.
Gdy podeszli bliej, szermierz zacz sobie uwiadamia majestat posgu Bogini. Zostaa przedstawiona jako odzian w szat kobieta z luno opadajcymi wosami, siedziaa ze skrzyowanymi nogami, trzymajc rce na kolanach. W miar jak si zbliali, wypitrzaa si nad nimi, ogromna, grona i majestatyczna, coraz i coraz ogromniejsza. Nareszcie dotarli do skraju podestu i upadli na podog, oddajc Jej cze.
Egzorcyzm wymaga wspódziaania wielu kapanów i kapanek, wymaga piewów, taców, gestów, rytuaów i powanego ceremoniau. Honakura sta z boku i pozwoli Perandoro, Szóstemu , celebrowa, jako e bya to rzadka okazja. On sam tylko raz prowadzi egzorcyzmy.
Szermierz klcza wewntrz krgu skulony, z opuszczon gow i rozoonymi rkami, tak, jak go pouczono.
Gdyby rozoy na tych plecach obrus, zmieciby si tam obiad na trzy osoby. Pozostali kapani i kapanki patrzyli ukradkiem, podczas gdy zespó zabiera si do dziea. Pielgrzymi taktownie rozsunli si na boki. Obrzd robi na wszystkich wielkie wraenie.
Honakura niewiele uwagi zwraca na przygotowania. Planowa swój nastpny ruch przeciw nieprzewidywalnemu Hardduju. Zdobycie miecza byo spraw atw - mona go dosta z warsztatu od Athalainiego. Bkitny kilt dla Siódmego te nie stanowi problemu, a zapinka do wosów to wrcz drobiazg. Ale szermierze paradowali w charakterystycznych butach, a wysyanie po par takich, szczególnie rozmiaru, który by wymagany, na pewno wzbudzioby podejrzenia. Nastpnie, tego by cakowicie pewny , rytua pojedynku wymaga od walczcego posiadania sekundanta, a to jeszcze bardziej komplikowao sprawy. Na dzie lub dwa daoby si usun niebezpiecznego modzieca z widoku a do ukoczenia przygotowa, ale to uda si tylko wtedy, gdy jego obecno zostanie utrzymana w tajemnicy. Honakura czu wielk satysfakcj, e Bogini nie tylko odpowiedziaa w ten sposób na jego modlitwy, ale take powierzya zawarcie subkontraktu. Czu pewno, e nie zawiedzie Jej zaufania. Dopilnuje, eby nie byo pomyek.
Wtem pie wzniosa si do punktu kulminacyjnego i chór wypiewa "Precz!" Szermierz krci gow na boki jak oszalay, a wreszcie wlepi wzrok w Bogini.
Honakura wzdrygn si. Powiedziano przecie gupcowi, eby trzyma gow opuszczon.
- Precz! - jeszcze raz zawoali piewacy, rytm ich pieni znakomicie podkrela groz sytuacji. Szermierz, klczc, szarpn si w gór, odrzuci gow w ty i otworzy oczy tak szeroko, e biaka stay si widoczne wokó tczówek. Dobosze zmylili rytm, a trbacz wzi z nut.
- Precz! - wykrzycza chór po raz trzeci. Perandoro uniós srebrny kubek peen witej wody z rzeki i wyla jego zawarto na gow szermierza.
Mczyzn targn niewiarygodny spazm rzuci si z pozycji klczcej w powietrze, a potem opad na stopy. Brudna przepaska zleciaa na podog i stan, jak go Bogini stworzya, z uniesionymi ramionami i gow odrzucon w ty, a woda ciekaa po jego twarzy i ramionach . Wyda z siebie niezwykej siy dwik, Honakura nigdy nie sysza, by co takiego wydobywao si z ludzkiego garda. Po raz pierwszy chyba w czasie wielowiekowej historii wityni jeden gos zaguszy chór, lutnie, flety i odlegy huk Sdu. By to gos nieharmonijny, zwierzcy, przeraajcy i peen niszczcej dusz rozpaczy. Dwik odbi si od sklepienia. Trwa przez niewiarygodn, nieludzk, nieprawdopodobn chwil, podczas której piewacy i muzycy popltali si beznadziejnie, a tancerze potykali si i zderzali. Wreszcie ceremonia zakoczya si chaotycznym, dudnicym oskotem bbnów, a szermierz przechyli si w ty.
Upad jak marmurowy sup. W nagej ciszy odgos uderzenia jego gowy o pyty posadzki by wyranie syszalny.
Lea nieruchomo, ogromny i nagi jak noworodek.
achman opad z jego czoa, odsaniajc wszem i wobec oznaczenie zawodu na jego czole, siedem mieczy.
witynia bya konstrukcj, której pocztki giny w gbi neolitu. Bez przerwy dodawano nowe fragmenty i wikszo gmachu przebudowywano od czasu do czasu, gdy mury zwietrzay lub chyliy si ku upadkowi - nie raz, ale wielokrotnie.
Ale witynia to te ludzie. Ci starzeli si i byli zastpowani znacznie szybciej. Kady akolita o modej twarzy spoglda w zadziwieniu na mdrego Siódmego, podziwiajc starego czowieka, który prawdopodobnie wiedzia, co i jak, i w swej modoci mao myla o tym, e ten wanie starzec jako akolita studiowa to samo, co i jak, i duma, czy jest wystarczajco dorosy, eby
wiedzie to i tamto. W ten sposób, tak jak kamienie w arkadzie, mczyni i kobiety wityni cignli si z ciemnoci minionego w niemoliwy do ujrzenia blask przyszoci. Pielgnowali staroytne tradycje i wite metody i czcili Bogini z powag i gbokim szacunkiem...
Ale aden z nich nigdy nie przypomina sobie dnia takiego jak ten. Widziano, jak podstarzae kapanki szóstego stopnia biegay , pytania i odpowiedzi wykrzykiwane byy przed samym obliczem Bogini, naruszajc wszelkie obyczaje , niewolnicy, gocy i uzdrawiacze toczyli si w najwitszych miejscach, a pielgrzymi wdrowali bez asysty a do samego podium. Czterech najrolejszych modych kleryków zostao przez czcigodnych seniorów o niekwestionowanej moralnej czystoci zaprowadzonych do pokoików na zapleczu, gdzie rozkazano im rozebra si i pooy. Przed obiadem trzech szacownych Siódmych dostao zawau serca.
Pajkiem w centrum pajczyny zamieszania by Honakura. On wepchn kij w mrowisko i zakrci. Przyzwa cay swój autorytet, ca sw niewypowiedzian potg, sw niezrównan wiedz o mechanizmach dziaania wityni i swój nietuzinkowy rozum - i uy tego wszystkiego do popltania, pogmatwania, wprowadzenia zamtu i baaganu. Uywa tego z mistrzostwem i finezj. Wyda lawin rozkazów - apodyktycznych, tajemniczych, pokrtnych, zwodniczych i sprzecznych.
Gdy wreszcie waleczny Wadca Hardduju, przywódca stray witynnej, dosta pewne potwierdzenie, e na terenie jest inny szermierz siódmego stopnia, ten znikn i adna liczba pochlebstw, apówek, przepytywa czy grób nie pomoga ustali, gdzie przepad.
O co, oczywicie, w tym wszystkim chodzio.
Ale nawet taki dzie musi dobiec koca. Gdy soneczny bóg czu si coraz bardziej zmczony swym blaskiem i zaczyna schodzi w stron wyjcia, szacowny Wadca Honakura szuka odpoczynku w maym pokoju, wysoko w jednym z mniejszych skrzyde wityni. Od lat nie odwiedza tych miejsc. Stanowiy jeszcze bardziej pogmatwany labirynt ni reszta kompleksu, ale dla niego byy wprost idealne. Kopoty, wiedzia to, czekay go wszdzie - równie dobrze móg kaza im si szuka tak dugo, jak to byo moliwe.
Miejsce, które znalaz, byo maym, pustym pokojem, wyszym ni szerszym, o cianach z bloków piaskowca i pododze z pokiereszowanych desek, nakrytych maym, wywiechtanym dywanikiem. Byo tam dwoje drzwi, w których nawet olbrzymi nie musieliby si schyla i pojedyncze okno z romboidalnymi, uoonymi spiralnie, zakurzonymi szybami, rozmazujcymi wiato w zielone i niebieskie plamy. Framuga okna bya tak wypaczona, e nie dawao si go otworzy, sprawiajc, i w pokoju panowa zakurzony zaduch. Jedynymi meblami bya para drewnianych stoków. Honakura siedzia na porczy jednego z nich machajc nogami, próbujc zapa oddech i zastanawiajc si, czy nie przegapi jakiego detalu.
Kto zastuka i do rodka zajrzaa znajoma twarz. Starzec westchn i wsta, gdy jego siostrzeniec Dinartura wszed, zamkn drzwi i zbliy si, eby wygosi pozdrowienie wobec wyszego.
- Jestem Dinartura (prawa rka na serce), uzdrawiacz trzeciego stopnia (lewa rka na czoo) - i jest mym najgbszym i najpokorniejszym yczeniem (donie zczone na wysokoci pasa ), eby sama Bogini (falujcy ruch praw rk) uznaa za waciwe przyzna mi dugie ycie i szczcie (oczy w gór, rce wzdu boków) oraz nakonia ci do przyjcia mych skromnych, lecz chtnie ofiarowanych usug (oczy w dó) w kady sposób, w jaki mog dopomóc któremu z twych szlachetnych celów (donie na twarz, pokon).
Honakura odwzajemni si równie kwiecist odpowiedzi, potem machn w kierunku drugiego stoka.
- Jak si ma twoja droga matka?
Dinartura by przygarbionym modym czowiekiem, z rzedncymi jasnobrzowymi wosami i pocztkami otyoci. Niedawno porzuci spódniczk modzieca dla szaty bez rkawów, bawenianej sukni w kolorze brzu odpowiedniej dla redniego wieku oraz stopnia, który osign i mia tendencj do podsuwania pod sam nos rzeczy, którym chcia si przyjrze. By najmodszym siostrzecem Honakury, niewybaczalnie prozaicznym tpakiem, nudnie godnym zaufania.
Po tym, jak formalnociom powicono stosown ilo uwagi, Honakura powiedzia:
- A jak si czuje pacjent? - Umiecha si, ale z niepokojem czeka na odpowied.
- Gdy odchodziem, by cigle nieprzytomny. - Dinartura przekazujc informacj mówi jak do krewnego. - Na gowie ma duego guza, ale nie dostrzegem oznak zagroenia ycia. Oczy i uszy w porzdku. Przypuszczam, e obudzi si we waciwym czasie i za dzie czy dwa bdzie jak nowo narodzony.
Honakura westchn z ulg tak, e uzdrawiacz doda popiesznie:
- Oczywicie, jeli taka bdzie Jej wola. Skutki urazów gowy s niemoliwe do przewidzenia. Gdybym ci nie zna, wuju wadco, mówibym ostroniej.
- Musimy wic okaza cierpliwo. Mylisz, e dwa dni?
- Trzy byoby pewniej - powiedzia uzdrawiacz. - Jeli planujesz dla niego jakie wyczerpujce zadanie - doda, okazujc niezwyke jak na siebie wyczucie. - Skoro zamierzasz go zatrudni, to myl, e wtedy bdzie prawie zdrowy. - Po chwili powiedzia: - A czy mog zapyta, o co w tym wszystkim chodzi? Kry wiele pogosek i adna z nich nie wydaje si wiarygodna.
Honakura zachichota, pryskajc lekko lin.
- Odszukaj najmniej wiarygodn i znajdziesz si najbliej prawdy.
Honakura umiechn si do siebie, co sobie przypomniawszy.
- Twój pacjent jest jednym z piciu modych mczyzn, zranionych dzisiaj w wityni.
- Piciu! - Dinartura przysun si bliej, chcc zobaczy, czy jego wuj mówi powanie.
Przez chwii Honakura zastanawia si, jak wiele potgi zuytkowa tego dnia. Zostao mu bardzo mao wierzytelnoci, a nagromadzi zobowizania.
- To bardzo smutne, zgodzisz si z tym? Wszyscy le twarzami w dó, przykryci przecieradami i nie mówi ani si nie poruszaj. Wszyscy zostali przeniesieni w bezpieczne miejsca - na noszach, w lektykach, w wózkach. W paru przypadkach nosze byy nawet niesione przez kapanów! Co najmniej dwudziestu dwóch uzdrawiaczy krcio si przy nich, tudzie par tuzinów innych ludzi. Cz ofiar zabrano terenów wityni do miasta, ale pozostali przenoszeni s z pokoju do pokoju, wnoszeni przez jedne drzwi i wynoszeni drugimi... Jest tu osiem czy dziewi pokojów dla chorych podobnych do tego - wskaza w stron wielkich dbowych drzwi - które obecnie s strzeone.
Tamte akurat drzwi prowadziy do nastpnego korytarza, ale nie widzia powodu, by wspomina o tym fakcie.
- Strzeone przez kapanów - powiedzia modszy mczyzna. - Wic nie dowierzasz szermierzom? Oczywicie, widziaem mojego pacjenta. Czy szermierze rzeczywicie bd dziaa tak, jak si tego obawiasz?
- W tym przypadku, siostrzecze, moe to si zdarzy - ze smutkiem skin gow kapan.
witynia utrzymywaa stra, eby pilnowaa porzdku, bronia pielgrzymów i karaa przestpców... ale kto bdzie pilnowa pilnujcych?
- Syszaem opowieci - mrukn Dinartura - szczególnie o pielgrzymach molestowanych na drodze. Czy twierdzisz, e to robi szermierze?
- No có - odpowiedzia ostronie Honakura. - Nie bezporednio. Banda albo bandy na drodze nie skadaj si z szermierzy, ale te nie s cigane tak, jak powinny, wic tu musi wchodzi w gr przekupstwo.
- Ale z pewnoci wikszo z szermierzy to ludzie honoru ! - zaprotestowa siostrzeniec. - Czy nie ma tam adnego, któremu mógby zaufa?
Starzec westchn.
- Id wic na dziedziniec zasugerowa. - Zap szermierza, Trzeciego, powiedzmy, albo Czwartego - i zapytaj go, czy jest czowiekiem honoru. Jeli powie...
Uzdrawiacz zblad i wykona znak Bogini.
- Raczej woabym nie, wadco!
- Jeste tego pewny? - zachichota wuj.
- Zupenie pewny. Dzikuj, wadco!
Szkoda! Honakura uzna, e to byoby zabawne.
- W pewien sposób, mój siostrzecze, masz racj. Wikszo z nich z ca pewnoci jest godna szacunku, ale kady zoy przysig swemu mentorowi czy, w kocu, samemu sdziemu. Ten jest jedynym , który zoy przysig wityni. Tak wic, jeli nie on wyda rozkaz patrolowania drogi, to kto? Pozostali suchaj rozkazów - i nic nie mówi. Tak naprawd to oni musz uwaa na to, co pada z ich ust, jeszcze bardziej ni reszta z nas. Im grozi wiksze niebezpieczestwo.
Wtedy zauway spojrzenie, jakie rzuci mu siostrzeniec i wiedzia dokadnie, jaka towarzyszya mu myl , staruszek jest wspaniay - jak na swój wiek... Uzna to za bardzo irytujce i protekcjonalne. Cigle jeszcze w prawie wszystkim by lepszy ni ten ciamajda bdzie kiedykolwiek.
- Co wic robie w tej sprawie, wuju wadco?
Honakura pomyla, e to typowo gupie pytanie.
- Modliem si, oczywicie! Dzisiaj Ona odpowiedziaa na nasze modlitwy przez przysanie Siódmego. Wezwaa demona, eby przypdzi go tutaj.
- Czy wasze egzorcyzmy zawsze maj taki gwatowny przebieg? - zapyta Dinartura i wzdrygn si, gdy zobaczy wyraz twarzy wuja.
- Egzorcyzmy zdarzaj si rzadko, ale sutry ostrzegaj nas, e mog si zdarza ekstremalne reakcje - Honakura umilk i rozmowa urwaa si.
Stoek zatrzeszcza, gdy Dinartura przechyli si w ty i zmierzy wuja nieco zdziwionym spojrzeniem.
- Ten Siódmy? - zapyta. - Dlaczego obraasz go tak kwater z jedn niewolnic zamiast tumu suby?
Honakura odzyska dobry nastrój i zachichota.
- To byo najmniej prawdopodobne miejsce, w którym mogem go umieci - marny domek pielgrzymi . Wychodzi si z niego prosto na ruchliw drog, a on nie ma
ubrania, wic jeli si obudzi, to nigdzie nie pójdzie. Ale powiedz mi - doda z zainteresowaniem. - Ta niewolnica. Kikarani obiecaa adn. Jak wyglda?
Siostrzeniec skrzywi si w zamyleniu.
- To tylko niewolnica - powiedzia. - Kazaem jej go umy. Jest wysoka... i dua. Tak, wydaje mi si, e cakiem adna. - Zastanowi si jeszcze chwil i doda: - Jest w niej pewna zwierzca zmysowo, jeli mczyzna chciaby tego.
To byo typowe! A Honakura cigle jeszcze dostrzega adne dziewczyny. Bardzo dobrze wiedzia, jakie obowizki Kikarani wyznaczaa swoim niewolnicom. Walczya zbami i pazurami, eby utrzyma swoje stanowisko szpitalniczki, móg wic przypuszcza, jaki rodzaj dziewczyn utrzymuje.
- Siostrzecze! Nie zauwaye tego?
Twarz modszego mczyzny poróowiaa.
- Myl, wuju, e ona wystarczy, jeli szermierz obudzi si i bdzie chcia co zrobi... i zobaczy, e nie ma ubrania.
Stary kapan zachichota.
Powiedziaby co wicej, ale w tym momencie z rozmachem otworzyy si drzwi i day si sysze gosy. Kto krzycza gono w przedpokoju. Potem do rodka wmaszerowa sdzia. Honakura zerwa si na nogi i popdzi w stron drugiego wyjcia.
Odwróci si plecami do drzwi i skierowa si do przybysza z wyrazem najwikszej uprzejmoci na jaki móg si zdoby.
Hardduju siódmego stopnia by rosym czowiekiem, cho nie osiga rozmiarów Shonsu. Mia okoo czterdziestki i zaczyna ty. Jego cielsko wylewao si nad paskiem kiltu z bkitnego brokatu wyszywanego zot nici, wylewao si te spomidzy toczonych skórzanych pasów jego uprzy. Nie mia szyi. Rkoje miecza poza jego prawym uchem lnia i poyskiwaa ogniem wielu maych rubinów oprawionych w zoty filigran. cigacz do wosów utrzymujcy rzedncy koski ogon wieci zotem i rubinami, tak samo jak zota, wysadzana rubinami, bransoleta na jednym z misistych ramion. Na nogach mia giemzowe, buty ozdobione paciorkami granatów. Jego gruba twarz bya rozpalona i wcieka.
- Ha! - rykn na widok Honakury. Przez chwil obaj stali w milczeniu - kapani i szermierze zawsze rywalizowali o status i nie lubili przed sob zgina karku. Ale Hardduju by oczywicie modszy i by gociem. Ponadto by niecierpliwy, wic zrezygnowa z pierwszestwa ,dobywajc swego miecza. Uzdrawiacz wzdrygn si, ale tym gestem rozpoczynaa si szermiercza wersja powitania wobec równego.
- Jestem Hardduju, szermierz siódmego stopnia ...
Gdy ceremonia si skoczy, Honakura swym cienkim, niewyranym gosem udzieli jak najbardziej nieskazitelnej odpowiedzi, wyamujc w gestach swe stare, pokrcone rce.
Za sdzi pokaza si muskularny, mody szermierz czwartego stopnia w pomaraczowym kilcie i cherlawy niewolnik w zwyczajnej, czarnej przepasce biodrowej. Niewolnik niós wielki pakunek zawinity w paszcze.
W pierwszej chwii zosta zignorowany, ale po krótkim wahaniu Hardduju dokona prezentacji adepta Gorramini.
Z kolei Honakura przedstawi uzdrawiacza Dinartur.
Wtedy szermierz podszed bardzo blisko, zoy swe grube rce na piersi i spojrza ostro w dó na maego kapana:
- Masz tu szermierza siódmego stopnia? - szczekn, nie bawic si w dalsze uprzejmoci.
- Przypuszczam, e chodzi ci o wspaniaego Wadc Shonsu? - powiedzia Honakura, jakby mogy wynikn jakie wtpliwoci - Miaem zaszczyt dzi rano towarzyszy gronemu wadcy, tak - z zaciekawieniem studiowa uprz Hardduju, znajdujc si na poziomie jego oczu.
- Egzorcyzm, jeli rozumiem? - Szermierz mia trudnoci z utrzymywaniem tonu swego gosu w granicach uprzejmoci. Kapan przyrzek sobie, e rozzoci go o wiele bardziej, zanim caa sprawa si zakoczy. Uniós niewidzialne brwi nad
uprz i wymamrota par sów na temat etyki zawodowej.
- Byoby waciwe dla walecznego wadcy zoenie mi wyrazów szacunku po przybyciu - warkn Hardduju - ale potem zrozumiaem, e nie by odpowiednio odziany. Przybyem wic, eby poczeka na niego i yczy mu szybkiego wyzdrowienia.
- Jeste jak najbardziej askawy, wadco - rozpromieni si Honakura. - Na pewno dopilnuj, eby twoje dobre yczenia zostay mu przekazane.
Szermierz popatrzy spode ba.
- Przyniosem dla niego miecz i inne rzeczy.
To bya mia niespodzianka. Honakur zaciekawio, w jakim stopniu mona polega na tym mieczu.
- Twoja dobro jest ponad oczekiwania! Gdyby by tak dobry, eby kaza swojemu niewolnikowi pozostawi je tutaj, to zapewni przekazanie ich oraz poinformowanie go o twojej dobrej woli.
Z masywnej piersi wyrwa si niski pomruk.
- Pragn zoy mu wyrazy szacunku osobicie. Teraz!
Starze ze smutkiem potrzsn gow.
- On odpoczywa i jest pod opiek odpowiedzialnego uzdrawiacza.
Hardduju odwróci si i spojrza na Dinartur, jak na co, co oderwao si od podeszwy jego buta.
- Trzeci, który opiekuje si Siódmym? Mog sprowadzi zrczniejszego i lepszego.
- Ten dowiadczony uzdrawiacz jest moim siostrzecem - zauway pogodnie Honakura.
- Aha! - Hardduju z satysfakcj wyszczerzy zby. -Wic dowiedziaem si wreszcie, co si dzieje! Dobrze, nie bd nadmiernie przeszkadza dzielnemu wadcy. Tylko zo mu wyrazy szacunku - sign do drzwi, eby je otworzy, ale Honakura rozoy ramiona, eby go powstrzyma. Nie martwi si uyciem przemocy, jako e kapani byli nietykalni, ale wiedzia, e w ten sposób naraa si na przyszo. Mia jednak nadziej, e za dzie czy dwa Shonsu zaatwi dla niego spraw.
Przez chwil obaj spogldali na siebie. Sdzia zacz unosi rk do miecza.
- miao, wadco - zachci go Honakura. Nawet gorylowaty Czwarty patrzy na to z zaskoczeniem.
Ale sdzia nie by a tak nierozwany, eby dobywa miecza na kapana siódmego stopnia. Zamiast tego podniós starca jak dziecko i odstawi na bok. Potem rozwar drzwi i przemaszerawa przez nie. Modszy szermierz umiechn si triumfujco do kapana i ruszy za sdzi. I zosta prawie zwalony z nóg, gdy Hardduju wtargn z powrotem do pokoju.
Honakura mrugn do siostrzeca. Potem znów zwróci si uprzejmie do sdziego:
- Jak powiedziaem, wadco, musisz by cierpliwy. - Urwa i doda niespiesznie: - Ale nieugity wadca zapewni mnie, e zgosi si do ciebie w bliskiej przyszoci.
Szermierz spoglda na niego z nienawici i... zaniepokojeniem? Potem warkn do niewolnika, eby ten pooy pakunek na pododze i wyszed wraz z Gorraminim. Niewolnik cicho zamkn drzwi. Honakura spojrza na siostrzeca i zachichota, zacierajc rce. Chwiejc si ze zmczenia poszed w stron wasnej kwatery, mylc, e zasuy sobie na gorc kpiel i dobry posiek. Jednak kiedy dotar na miejsce, z niechci doszed do wniosku, e jego zwykle pozbawiony polotu siostrzeniec raz zrobi wnikliwe spostrzeenie. aden wadca siódmego stopnia nie bdzie zadowolony budzc si w lichym szaasie dla pielgrzymów. Wany sojusznik nie moe by osamotniony. Wyda kolejne rozkazy. Wkrótce co najmniej sze lektyk zaczo kry po terenach wityni, wszystkie z opuszczonymi zasonami.
Ostatecznie jedna po drugiej przeszy przez bram do miasta, gdzie dalej kryy. Wysadzay pasaerów i zabieray innych...
Dwukrotnie zmieniwszy lektyk i wreszcie przekonany, e dostatecznie zmyli wszelkich moliwych tropicieli, Honakura rozkaza swoim tragarzom uda si poza miasto. Prowadzia tam tylko jedna droga, wznoszca si stromo po stoku doliny. Kilka stuleci wczeniej jaki przedsibiorczy budowniczy zbudowa wzdu drogi szereg domków i przeznaczy je dla pielgrzymów - nie dla bogatych, ale równie nie dla najbiedniejszych,- jako e biedota spaa pod drzewami.
Nie wdrowa t drog od wielu lat i z prawie dziecinnym podnieceniem spoglda przez szpar w zasonie na pltanin dachów i wierzchoków drzew poniej. Poza miastem pitrzya si masywna brya samej wityni, której zote iglice byszczay w ciepych promieniach sonecznego boga, zbliajcego si teraz do horyzontu obok supa wodnego pyu, zawsze unoszcego si ponad Ska Sdu. Najgorsz cech staroci, zdecydowa teraz Honakura, jest nuda. Nie cieszy si dniem od tak dawna, e nie móg sobie tego nawet przypomnie. Lektyka zatrzymaa si i wygramoli si z niej tak wawo, jak tylko móg, a nastpnie przeszed przez kurtyn z paciorków, wiszc w drzwiach domku, przed którym si zatrzymali.
Wntrze byo jeszcze mniejsze i bardziej obskurne ni si spodziewa, zwyke cztery ciany z zabrudzonych kamiennych bloków i niski somiany puap, cuchncy obrzydliwie po gorcym dniu. Dostrzeg jedno okno i óko, rozchwierutane i pokrzywione, co wida byo ju od drzwi, lune pyty posadzki w pododze, rozklekotane krzesa i prosty stó; przymocowane do ciany lustro z brzu. Ju od progu czu kwany zapach moczu i ludzi, przebijajcy si przez smród strzechy. Obecno pche i pluskiew moga tu by uznana za co naturalnego.
Wieczorne wiato soca wpadao przez okno, rozlewajc si na cianie za ókiem, na którym pasko na plecach lea szermierz. Wyglda na jeszcze wikszego ni zapamita go Honakura, by nieubrany, z wyjtkiem pooonej na biodrach szmaty, picy tak, jak powinny spa dzieci, cho one robi to rzadko.
Dziewczyna siedziaa na jednym z krzese przy óku, cierpliwie przeganiajc migajce muchy. Zobaczywszy stopie swego gocia szybciutko osuna si na kolana. Honakura gestem nakaza jej wsta, potem zwróci si do swych tragarzy idcych za nim z wielkim nakrytym koszem i z pakunkiem zostawionym przez nikczemnego .
Hardduju. Cichym gosem kaza im powróci za godzin. Szermierz by w sposób oczywisty ywy, ale nieprzytomny i dlatego w tym momencie nie stanowi problemu.
Starzec, poniewa z tego powodu pokpiwa ze swego siostrzeca, powici troch czasu, by uwaniej przyjrze si dziewczynie, ni zrobiby to w innych okolicznociach. Ubrana bya tylko w krótk, czarn narzutk, a jej wosy obcito krótko i nierówno, ale wyranie naleaa do dobrej, chopskiej rasy, wysoka i mocno zbudowana. Twarz miaa szerok, lecz adn, szpecia j tylko niewolnicza prga, przebiegajca od linii wosów do ust. Jednak skóra bya wolna od ladów po ospie, piersi pod narzutk zaokrglay si wspaniale, a koczyny miaa adnie uksztatowane. Szerokie, pene wargi wyglday pontnie. Honakura by pod wraeniem. Prawdopodobnie na wolnym rynku byaby warta pi albo sze sztuk zota. Zaciekawi si, jak wiele Kikarani zarabia na niej tygodniowo i jak wiele podobnych stara wiedma trzyma w swej stajni. Tak, jeli szermierz bdzie spragniony rozrywki, tej z pewnoci nie odtrci.
- Czy on si budzi?
Potrzsna przeczco gow, zmieszana, e rozmawia z tak wan osobistoci.
- Nie, wadco - jej gos by przyjemnie melodyjnym kontraltem. - Mylaam, e ju umiera, poniewa jcza. Potem si ,uspokoi. Teraz po prostu pi zwyczajnym snem.
Przypuszczenie brzmiao. rozsdnie, a uwaga wiadczya o spostrzegawczoci niewolnicy.
Byo oczywiste, e posuchaa instrukcji Dinartury i umya szermierza. Wyglda cakiem porzdnie. Uczesaa nawet jego dugie, czarne wosy.
Honakura zawaha si, ale jeli, jak si obawia, zagraao prawdziwe niebezpieczestwo, to kada wizyta tylko je powikszaa. Potencjalna ofiara musi zosta ostrzeona.
- Obud go! - rozkaza.
Dziewczyna skulia si. Prawdopodobnie nigdy wczeniej nie spotkaa Siódmego, a teraz bya sama wobec dwóch z nich.
- Dalej - powiedzia agodniej. - Nie pozwol mu ciebie skrzywdzi.
Ostronie wycigna rk i delikatnie potrzsna ramieniem picego. - Szermierz w jednej chwili usiad.
Ruch by tak niespodziany, e dziewczyna odskoczya w ty z gonym sapniciem i nawet Honakura cofn si o krok od óka. Mczyzna rozglda si dziko dookoa, masywne ciemne brwi obniyy si podejrzliwie. Ogarn Honakur, kobiet i pokój jednym byskawicznym spojrzeniem. Potem wydao si, e troch si rozluni.
Spojrza na nich jeszcze raz, ale nadal nie mówi ani sowa. Dziewczyn obrzuci szacujcym spojrzeniem i ostatecznie przeniós z powrotem na stojcego przed sob mczyzn.
- Kim, do diaba, jeste? - zapyta.
Honakura na t niespodziewan wulgarno odstpi jeszcze o krok. Potem przypomnia sobie, e nie dopenili waciwych formalnych pozdrowie przy swym wczeniejszym spotkaniu, tak wic, chocia by starszy, przystpi do powitania wobec równego sobie:
- Jestem Honakura, kapan siódmego stopnia, Trzeci Zastpca Przewodniczcego Rady Archidiakonów, i skadam dziki Najwyszej, e daa mi okazj do zapewnienia twej askawoci. Twoje powodzenie i szczcie bd zawsze moim
pragnieniem i treci moich modlitw.
Szermierz, patrzc na skomplikowane gesty i suchajc recytacji, niedowierzajco uniós brwi. Zerkn na dziewczyn, eby zobaczy jej reakcj. Potem do dugo milcza .Wreszcie powanie skin Honakurze gow i powiedzia :
- Ja równie, z ca pewnoci. Nazywam si Wallie Smith.
Jja rzucia si naprzód i pomoga starcowi dotrze do fotela. Jego twarz poszarzaa i z trudem apa oddech. Bya zaskoczona gdy usyszaa jego imi, jako e jej pani, Kikarani, wrócia z wezwania do wityni dzi rano ogarnita burz na zmian przeraenia i wciekoci, miotajc na tego wanie witego Honakur kltwy zniszczenia i zarazy - i Jja wyobrazia go sobie jako
ogromnego, przeraajcego ludoerc, a nie jako spokojnego, miego staruszka. Przez chwil krcia si przy nim martwic si, czy nie powinna pobiec po uzdrawiacza. A1e t decyzj powinien podj szermierz. Usyszaa skrzypienie óka i odwróciwszy si zobaczya, e podcign si do tyu, tak, aby oprze si o cian.
Przykrywajc go szmat skromnie uoy na sobie. Klkna przy kapanie, ale szermierz umiechn si do niej i wskaza na krzeso obok. Mia bardzo miy umiech.
- A ty jak si nazywasz?
- Jja, wadco.
- Jja? - powtórzy, wsuchujc si w dwik. - Jja! Jak ty... - Skrzywi si i spróbowa znowu. - Jak ty... Do licha! - mrukn. Spróbowa jeszcze raz. - Jak ty to dostrzegasz? Nie zrozumiaa. On wyglda tak, jakby si sam sobie dziwi.
Starzec czciowo odzyska oddech.
- Wadco - powiedzia sabo. - Dzi rano powiedziae mi, e masz na imi Shonsu.
Wielki mczyzna popatrzy przez chwil na niego gronie.
- Nie pamitam tego.
Skrzywi si, a potem na jego twarzy znowu ukazao si zdziwienie. - Tak naprawd to nie pamitam niczego od... No, wydaje mi si, e ju od cakiem dawna.
- Powiedziae - powtórzy kapan - e masz na imi Shonsu i e jeste nkany przez demona imieniem Walliesmith. Teraz mówisz, e ty jeste Walliesmith...
- Demon? - Szermierz wyda z siebie basowy, dudnicy chichot. - Demon? Shonsu? - Pomyla przez chwil i powtórzy: - Shonsu? - Jak gdyby to imi brzmiao dla niego w sposób nieokrelono znajomy. - No, nazywam si Wallie Smith, ale nie jestem demonem.
Umiechn si do Jji zadziwiajco przyjemnym umiechem i szepn:
- Sowo!
- Z pewnoci nie jest to imi adnego ze znanych demonów - mrukn starzec. -
- Jest tam, w siódmym krgu, demon zwany Shaasu, ale jestem pewien, e przedstawiae si inaczej.
Szermierz spojrza na Jj, jakby pyta j, czy starzec czsto bredzi tak jak teraz. Potem rozgniót komara na swojej nodze.
Spoglda na wasn koczyn w osupieniu. Z nogi przeniós wzrok na rk. Podniós do do twarzy. Teraz to on by tym, który poblad. Znów poruszy si z niewiarygodn szybkoci. Wyskoczy z óka, przytrzymujc na sobie okrycie i dwoma szybkimi krokami podszed do lustra... i odskoczy na widok tego, co w nim zobaczy.
- O Boe! - Schyli si jeszcze raz, eby popatrze na swoj twarz, pogadzi policzek, potar palcem po swych twarzoznakach, pocign kosmyk swych dugich, czarnych wosów. Znalaz guza na potylicy i obmaca go. Czas mija. Gromadka wracajcych z pola modych kobiet przesza drog obok. Rozpalone powietrze wypeniy ich chichoty i okrzyki ncce idcych za nimi chopców, artujcych i pokrzykujcych do dziewczyn i do siebie nawzajem. Obie grupy zeszy ze wzgórza w stron miasta, a szermierz cigle sta przed lustrem, nie odrywajc od siebie wzroku, zerkajc nawet pod swe okrycie. W kocu wróci na swe posanie, bardzo powoli, jego twarz niczego nie wyraaa. Usiad na brzegu óka. Wyglda jakby go opuciy wszystkie siy.
- Powiedziae, Shonsu? - zapyta. Starzec skin potwierdzajco.
- Uderzye si w gow, wadco. To niekiedy powoduje pomieszanie... z caym szacunkiem, wadco.
- Opowiedz mi wszystko od pocztku.
Honakura popatrzy na Jj.
- Opu nas - powiedzia.
Cho rka szermierza wydawaa si nieruchoma, jednak spoczywaa teraz na ramieniu Jji:
- Zosta - powiedzia nie patrzc na ni. To bya wielka i mocna rka, i od tego dotknicia przebiego przez ni drenie. Poczu je. Zaczerwienia si, gdy oczy mczyzny spoczy na niej. Umiechn si i agodnie cofn rk.
- Przepraszam - mrukn.
Siódmy przepraszajcy niewolnic? Bya zdziwiona, zmieszana. Prawie nie usyszaa pocztku opowieci kapana.
Jednak gdy opisywa demona, przerazia si... mie wosy na twarzy i na brzuchu? Musia wyglda jak mapa.
- Przyszedem - powiedzia Honakura, jego gos cigle dra - eby wyjani, dlaczego tak szlachetny wadca jak ty zosta umieszczony w tak wstrtnym pomieszczeniu z nieodpowiedni obsug... '
Szermierz popatrzy na Jj i mrugn, potem powiedzia:
- Na obsug nie skadam zaale. - Jej serce podskoczyo.
- Jeste askawy, , wadco - kapan mówi dalej, nie zwracajc na to zbytniej uwagi. - Ale pozostaje faktem, e twoje ycie moe by zagroone. Nie, ebym wtpi w twoje mstwo, wadco - doda szybko. - Jestem pewny, e w honorowy sposób rozprawisz si z Hardduju bez najmniejszego problemu. To jedyny Siódmy w dolinie. On jest starszy od ciebie o pitnacie lat i przyzwyczajony do rozpusty. Ale przeladuje mnie myl o zdradzie. Szermierz lekko potrzsn gow i krzywi si, jakby nie móg w to uwierzy.
- Nie, nie obawiam si; e szermierze przyjd osobicie - wyjani Honakura . Wróci mu normalny kolor i gos mia mocniejszy. - Raczej bd to bandyci, którzy polegaj na ochronie ze strony przekupionych straników. Jednak nikt nie zobaczy ci tutaj, wadco.
Jja odetchna goniej, ale w jednej chwili przykrya doni usta, majc nadziej e to nie zostanie zauwaone, jednak byo oczywiste, e mao co mogo ukry si przed szermierzem, gdy jego budzce strach oczy znów skieroway si na ni.
- Zamierzaa co powiedzie?
- Koo poudnia , wadco - przekna lin.
- Tak? - skin, dodajc jej ducha.
- Wyszam z domku, wadco... na chwil, wadco. Ale musiaam do ustpu. Nie byo mnie tylko przez chwi1.
- To dobrze - by przeraajco ugrzeczniony i cierpliwy - Co wtedy zobaczya? .
Opowiedziaa wic, jak zobaczya kapank, Pit ; tg kobiet w rednim wieku , idc drog i zagldajc do wszystkich domków. Czego takiego nigdy przedtem nie widziaa i przypomniaa sobie, z jakim naciskiem Kikarani mówia, e nikt nie moe dowiedzie si gdzie znajduje si szlachetny wadca.
- Tak, jak si obawiaem - sykn Honakura. -Przekupstwo przenikno nawet stan kapaski! Zostae odkryty, wadco!
- Poczekaj moe chwilk - hukn szermierz, nie spuszczajc wzroku z Jji i znów umiechajc si leciutko. - Czy ona tu wesza i zobaczya mnie?
- Nie, wadco - Jja poczua, e jej twarz ponie.
- Ale fakt, e nie pozwolono jej wej, powie im to, co chc wiedzie - powiedzia gniewnie kapan.
- Co zrobia, Jja? - szermierz zignorowa go. Pochylia gow i opowiedziaa szeptem, jak zdja sukienk i przykrya go swoim ciaem udajc, e ciesz si sob. Kapanka nie wesza do rodka bo nie moga mu si dobrze przyjrze.
Potem nastpia cisza . Z dreniem podniosa wzrok ,i zobaczya, e on si umiecha , wrcz szczerzy zby do niej, zuchwaym umiechem maego chopca, bardzo zaskakujcym w tak mskiej twarzy.
- Chciabym by przy tym - powiedzia. Zwróci si do kapana. - Powtarzam, e nie uskaram si na obsug.
- To robota Bogini! - rozpromieni si Honakura. - Naprawd miaem racj wierzc, e to Ona sprowadzia ci tutaj! Jedna niewolnica na milion nie miaaby do rozumu, eby obroni ci w taki sposób, wadco, czy choby nawet chcie tego.
- Niewolnica? - pomylaa; e jego umiech jest przeraajcy i nie moga zrozumie, przeciw czemu kieruje si jego gniew. - Czy ta kreska na twojej twarzy znaczy, e jeste niewolnic? - Potwierdzia niemiaym skinieniem i jego gniew zwróci si w kierunku kapana. - A kto jest wacicielem tej niewolnicy?
- Przypuszczam, e witynia albo kapanka Kikarani. - Kapan nie by wystraszony, tylko zwyczajnie zdziwiony. - O co chodzi, wadco?
Szermierz nie odpowiedzia. Przez chwil spoglda zimno na pokój, potem wymamrota:
- Jak si wydosta z tego szamba? - Potem wzruszy ramionami i znów zwróci si do kapana.
- Jestem wic przewidziany jako morderca tego... Hardduju... wasnorcznie, czy tak? Co z jego przyjaciómi?
Starzec wydawa si zaskoczony.
- Jeli masz na myli szermierzy, wadco, to oni uszanuj wynik formalnego wyzwania. Wikszo z nich, jak przypuszczam, jest ludmi honoru. Potem, gdy zostaniesz mianowany sdzi, bdziesz móg ukara odstpców, zapewni waciw ochron pielgrzymom i wyapa bandytów.
Rozumiem - mczyzna siedzia wpatrujc si w milczeniu w podog. Karawana muów przesza brzkiem obok, kopyta wybijay staccato na bruku, jedcy wydawali odgosy ulgi, gdy wreszcie widzieli swój cel tak blisko. Pojedynczy ko przekusowa ulic. Soneczny bóg zszed ju bardzo nisko i plama wiata na cianie poróowiaa. Muchy brzczay. Szermierz przepdza je leniwymi machniciami, z rzadka chwytajc jak w powietrzu i zabijajc.
Potem znów spojrza krzywo w stron kapana.
- W porzdku, gdzie jestemy?
- To jest domek przeznaczony dla pielgrzymów - powiedzia Honakura.
- Gdzie?
- Tu poza miastem.
- Jakim miastem? - gos szermierza stawa si coraz niszy i z kadym sowem brzmia coraz groniej.
- Miastem przy wityni, wadco - cierpliwie odpowiedzia kapan. - wityni Bogini w Hann.
- Hann? Dzikuj - powiedzia szermierz. - Nigdy o tym nie syszaem. Jaki... Który... - Warkn ze zoci i potem powiedzia z wysikiem i nagym popiechem: - Na jakim wielkim -kawale -ziemi- otoczonej- son- wod jestemy? - Wydawa si by tak samo zaskoczony tym, co powiedzia, jak oni.
- Sona woda? - wykrzykn Honakura. Spojrza na Jj, jakby to niewolnica moga udzieli mu pomocy. - Jestemy na wyspie, wadco, pomidzy sam Rzek a jej maym odgazieniem. Ale woda nie jest sona. - Potem doda popiesznie, eby uprzedzi dalsze pytania: - Mae odgazienie nie ma wasnej nazwy, cho niektórzy nazywaj je Rzek Sdu.
- A jak nazywa si due odgazienie?
- Po prostu Rzeka - powiedzia z rozpacz w gosie starzec. - Tu nie ma innej, wic dlaczego potrzebowaaby imienia? - Po chwili ciszy dorzuci: - Rzeka jest Bogini i Bogini jest Rzek.
- Na to wyglda, co? - Ogromny mody czowiek pociera chwil brod rozmylajc. Potem zapyta: - Jaki dzie dzi mamy?
- Dzi jest Dzie Nauczycieli, wadco - powiedzia kapan. A wzdrygn si na spojrzenie, jakim obrzuci go szermierz i doda szybko: - Trzeci dzie dwudziestego drugiego tygodnia roku 27355 od zaoenia wityni!
Szermierz jkn i przez chwil nic wicej nie mówi. Plama wiata znikna i domek pogry si w mroku. Mczyzna wsta i podszed do okna, opierajc okcie na parapecie i wygldajc na drog. Jego ciao pogbiao ciemno. Jja przez zason z paciorków w drzwiach dostrzegaa niewyrane zarysy przechodniów - robotników wracajcych do domów z pól, nielicznych pielgrzymów odprowadzanych do domków przez jej kolegów niewolników. Potem obok przejecha jedziec i wielki mczyzna odskoczy z przeklestwem.
Odwróci si i opar o cian pomidzy oknem i drzwiami tak, e jego twarz pozostawaa w cieniu. Zoy na piersi ramiona - ramiona grube jak uda innych ludzi - i odezwa si do kapana.
- To bardzo interesujca opowie - powiedzia, a jego niski gos by bardzo cichy. - Jest tylko jeden may problem . Ja nie jestem szermierzem . Podejrzewam , e nie wiedziabym który koniec miecza zapa.
- Wadco - jkn Honakura - cigle jeszcze jeste wytrcony z równowagi egzorcyzmem i uderzeniem w gow. Przyl ci znowu uzdrawiacza... po kilku dniach odpoczynku wrócisz do zdrowia.
- Albo umr, jeli masz racj.
- To prawda - odpowiedzia smutnym gosem starzec. - Teraz niebezpieczestwo jest wielkie, poniewa jeli sdzia znajdzie ci w tak nieszczsnym stanie, na pewno rzuci wyzwanie. To byaby jego jedyna nadzieja.
- Nie, nie byaby - potny, niski gos cigle brzmia dziwnie mikko. - Pozwól mi wyjani. Ty nie istniejesz, wadco - tak to ma by? - wadco Honakuro. I te, przykro mi to powiedzie, ty, pikna Jjo. Jestecie, wy oboje, wytworem chorego umysu. Ja naprawd nazywam si Wallie Smith. Byem chory. Miaem... do diaba! Znowu te sowa! Zapaem owada do mózgu...
Zobaczy wyraz zdziwienia na ich twarzach i wyda z siebie niski, basowy miech.
- To nie tak, prawda? Moe robaka? To znaczy, maego owada, czy nie? Zostaem ugryziony przez owada i to dao mi gorczk do mózgu. Spowodowao, e spaem duo i miaem dziwne... sny. - Znów potar brod, zastanawiajc si. - Myl, e imie Shonsu wyszo z nich. W kadym razie byem bardzo chory. I co oczywiste, nadal jestem. To dlatego wy nie istniejecie. Ja to wszystko sobie wymyliem.
Wzdrygn si, widzc wyraz twarzy kapana.
- Myl, e nie spodziewali si, e przeyj, skoro moja siostra przyleciaa do mnie z... Och, nie myl o tym kawaku!
Wadca Honakura powiedzia uspokajajco:
- Uderzye si w gow, wadco. Tak samo jak gorczka, uszkodzenie gowy moe spowodowa dziwne sny albo nawet pozwoli na wtargnicie pomniejszym demonom. Moemy rano spróbowa nastpnego egzorcyzmu.
- Rano - powiedzia szermierz - obudz si z powrotem w... domu uzdrowienia. A1bo moe umr wczeniej. Cigle jeszcze jestem bardzo chory. Ale adnych egzorcyzmów wicej. adnych pojedynków. adnych szermierzy.
Zapada duga cisza.
- Ciekawe... - wity czowiek wytar wargi. - Kiedy byem chopcem, prawie dwie dugoci ludzkiego ycia pewnego dnia w wiosce zjawi si szermerz szukajc rekrutów. Oczywicie my, chopaki, wszyscy chcielimy zosta zaprzysieni jako szermierze. - Zachichota. - Wic zrobi nam sprawdzian. Czy wiesz, jaki da nam sprawdzian, wadco?
- Nie - warkn wielki mczyzna. Jego twarz spochmurniaa.
- Kaza nam apa muchy.
- Muchy? Mieczem?
Starzec znów zachichota i zerkn na Jj, eby sprawdzi, czy ona te to dostrzega.
- Rk, wadco. Bardzo niewielu ludzi potrafi zapa much. Ale kiedy siedziae tu przed chwil, robie to, wydawao si, nawet na nie nie patrzc.
Wtedy wielki mczyzna w cieniu równie cichutko zachichota.
- Podczas gdy ty, wadco Honakuro, zagadaby je tak, e skoczyyby z drzewa. Przedyskutujemy to wic jutro - jeli jeszcze bdziesz istnia.
Kapan wsta, wyglda nawet na starszego i bardziej pomarszczonego ni przedtem. Ukoni si i wymamrota formalne poegnanie dla szermierza, potem przecisn si przez zason i zszed ze wzgórza.
- Muchy - warkn szermierz - jeste godna , Ija ?
Bya wygodzona. Nie jada przez cay dzien.
- Mog zdoby jedzenie z kuchni, wadco. Ale nie bdzie do dobre jak na kogo twojego stopnia, wadco.
Podniós nakryty kosz i pooy go na óku.
- Mam nadziej, e tu si co znajdzie - powiedzia. - I rzeczywicie.
Potem zabra si do wycigania z kosza wielkich srebrnych pómisków zawinitych w pócienne pokrowce, mruczc ze zdziwieniem, gdy ukada je, na chwiejnym stoliku.
- Sakramencki majtek w srebrze! Jeli zostaniemy zaatakowani przez bandytów, bdziemy tym w nich rzuca, dobra? I mamy do widelców i yek na ca ich band. Czy zdoasz pobi napastników widelcem, podczas gdy ja pobiegn po pomoc, Jja?
Dziewczyna bya zakopotana i niepewna. Ona powinna poda mu jedzenie, a nie na odwrót: Ale nigdy nie widziaa takich pómisków ani nie czua takich smakowitych zapachów jak te, które teraz przecigay przez domek. I on zada pytanie oczywicie artujc, a niewolnicy z trudem radzili sobie z artami.
- Mog spróbowa, wadco, jeli zrobisz to do szybko.
Umiechn si, biae zby bysny w jego ledwo widocznej brzowej twarzy.
- Tu jest wieca - powiedzia. - Wiesz, jak j zapali? Bo ja nie.
Zdja krzemie z póki i zapalia wiec, cay stó zaiskrzy si wieloma maymi pomykami.
- Obiad przy wiecach dla dwojga - powiedzia. - Wybacz mi niewaciwy ubiór. Teraz usid tutaj i powiedz mi, od czego powinnimy zacz?
- Wadco... - zaprotestowaa. Nie wolno byo jej siada przy stole z wolnym czowiekiem.
Milcza chwil stojc obok stou z butelk w rce, jego twarz i piersi poyskiway w ciemnoci owietlone dziwnie od dou przez migoczce wiato i miriady jego odbysków.
- Kiedy twoja pani, ta... Kikarani? Kiedy wydawaa rozkazy, czy powiedziaa ci, co masz robi, gdy ja si obudz?
- Tak, wadco - patrzya w dó, na swoje rce.
- Jakie to byy rozkazy ? - W jego gosie syszaa rozbawienie , a nie gniew czy grob .
- Mam robi wszystko co kaesz .
- Hmm ... Wszystko ?
Kiwna gow w stron podogi.
- Jest kilka rzeczy, których nie musz robi dla pielgrzymów, wadco, nawet jeli sobie tego ycz. Ale ona powiedziaa... ona powiedziaa: "W tym przypadku zrób absolutnie wszystko, wszystko, tylko utrzymaj go na miejscu".
Mczyzna odchrzkn ochryple.
- Dobra. Oto s moje rozkazy. Po pierwsze, przesta mi "wadcowa" i mów do mnie Wallie. Po drugie, zapomnij, e jeste niewolnic i udawaj, e jeste pikn szlachciank. Przypuszczam, e wikszo szermierzy z siedmiona mieczami ma pikn pani gdzie u siebie, w swoim zamku.
- Nie wiem, W... -jej czoo pokryo si potem, ale zdoaa powiedzie: - Wallie.
- Ja te nie wiem - powiedzia, - Ale udawajmy, e ja jestem wielkim szermierzem, a ty jeste wielk pani. Teraz powiedz mi, co mylisz o tym winie, pani Jjo.
Ona nigdy przedtem nie kosztowaa wina. Nigdy nie jada ze srebrnych pómisków. Nigdy nie siedziaa przy wadcy. Ale bya wygodzona, a jedzenie byo lepsze od wszystkiego, co kiedykolwiek próbowaa - miso w gstym sosie i delikatne jarzyny, a puszysty biay chleb znaa tylko ze syszenia.
On prowadzi prawie ca rozmow, wyczuwajc chyba, jak bardzo jest zdenerwowana i wiedzc, e rozmowa przekracza jej moliwoci.
- Jeste bardzo mia, wiesz? - powiedzia. - Powinna mie dugie wosy, ale oczywicie tu jest gorcy klimat. Przypuszczam, e pracujesz w pralni? Tak, twoje rce...
...W czarnym kolorze ci nie do twarzy - mówi dalej. - adnie by ci byo w niebieskim. Mog sobie wyobrazi ciebie w dugiej niebieskiej sukni... bez rkawów, z byszczcego jedwabiu, przycitej krótko z przodu i upitej... Wy-
gldaaby jak bogini...
...Wino te jest cakiem nieze, co? A to wyglda jak owocowe ciasto na deser. Gdzie chyba by pojemnik ze mietan. A tu jest ciasto! Jedz, mamy tego duo...
To by bez wtpienia sen, siedziaa w ciepym mroku, pojedyncza wieca odbijaa si w srebrze i owietlaa wielkiego wadc, umiechajcego si do niej i troszeczk z niej artujcego. Nie starego kamieniarza trzeciego stopnia o rkach jak tarka, odbywajcego pielgrzymk, by baga Bogini o wyleczenie go z kaszlu czy bezzbnego siwego owczarza czwartego stopnia, skadajcego bagania o rozwój swego stada, ale bardzo wielkiego i bardzo przystojnego modego wadc, o biaych zbach, które pokazywa w szerokim umiechu, patrzc na ni z byskiem w oku.
Sen, który móg przej w sen.
A on by te czuy. Znaa mczyzn - potrafia, gdy na ni patrzy, dostrzec mskie zainteresowanie w jego oczach. Przynajmniej raz j to cieszyo. Z wielkim wysikiem próbowaa by dobr niewolnic, próbowaa poprawi si w oczach Bogini przez sumienne wykonywanie swoich obowizków, ale czasami nie byo to atwe. Pomylaa, e tej nocy nie sprawi to jej kopotu, chocia, co dziwne, nawet jej jeszcze nie dotkn.
Nareszcie oboje skoczyli jedzenie i w gowie krcio si jej od wina. Teraz na
pewno wyda jej zwyczajne rozkazy. Czekaa na nie z dziwnym podnieceniem, którego
nie zaznaa nigdy wczeniej, ale rozkazy nie nadeszy. On siedzia tylko trzymajc kubek i wpatrujc si ze smutkiem w wiec, podczas gdy my miotay si dziko wokó pomienia.
Potem jakby przypomnia sobie o niej. Wyrwa si ze swego smutku.
- Moemy zataczy - powiedzia. - Gdybym tylko móg wyobrazi sobie jakich muzyków! Czy taczysz, Jja?
Potrzsna gow.
- Nie umiem... Wadco Wallie. - Nie chcc go rozczarowa, albo moe sprawio to wino, dodaa z brawur - Umiem troch piewa.
- Wic zapiewaj mi piosenk - ucieszy si.
Z jeszcze wiksz brawur zapiewaa niewolnicz dumk.
W snach s³yszê w³asne wo³anie.
S³yszê wo³aj¹cy mój g³os,
Z ¿ycia, które zosta³o poza mn¹
Czy ze œwiata, który potem nadejdzie.
Kiedyœ, gdy mnie Bogini wezwie,
Odnajdê tamt¹ drug¹ siebie,
Piêknego w³adcê czy œliczn¹ pani¹
I znów bêdê mog³a byæ woln¹.
Poprosi, eby zapiewaa to znowu, wsuchujc si uwanie w sowa.
- To jest twoje wyjanienie, prawda? - zapyta. - Uwaasz, e Shonsu y w jednym wiecie, a Wallie Smith w drugim, ale obaj byli t sam osob? T sam dusz? I jako si pomieszali?
Kiwna gow.
- Mówi, e tym wanie s sny, W... Walie. Twoimi innymi ywotami.
Rozwaa starannie t myl, nie odrzucajc jej jako niewolniczego nonsensu.
- Reinkarnacja? Rozumiem, dlaczego podoba ci si ten pomys. Ale czowiek podobno wchodzi do wiata przez narodziny, a opuszcza go przez mier. - Potem umiechn si, ale jakby z wysikiem. - Jeli jestem wieo narodzonym dzieckiem, Jja, to jaki duy bd, kiedy dorosn?
- Ja... nie wiem, wadco.
- Przepraszam! Nie powinienem artowa z... Wiem, e próbujesz mi pomóc i jestem ci wdziczny. Dlaczego jeste niewolnic?
- Byam bardzo nikczemna, wadco.
- Co zrobia?
- Nie wiem, wadco.
- To byo w twoim poprzednim yciu?
Kiwna w zakopotaniu gow. Po co w ogóle pyta takie sprawy.
Zachmurzy si.
- Wic kapani mówi ci, eby bya dobr niewolnic w tym yciu? Ech!
Znów ucich, rozmylajc. Zdobywajc si na wielk odwag powiedziaa:
- Bogini zatroszczy si o nich.
- O kogo?
Pomylia si, czua to.
- O twoje kobiety... synów...
Przez chwil iskierka podania znów lnia w jego oku. Potrzsn gow.
- Nie miaem nikogo! Nikogo szczególnego... Bya ciekawa? - Jego nastrój jakby si popsu. - I dlaczego wspomniaa tylko o synach? Czy gdybym mia córki, to o nie nie powinienem si troszczy?
- Mylaam... - zajkna si - e szermierz...
- Ja nie jestem szermierzem, Jja -- westchn. - Ani w tym wiecie, ani w adnym innym. I nigdy nie bd
- Bogini moe sprawi wszystko, wadco...
Umiechn si ponuro.
- Wtpi, czy ona zrobi ze mnie szermierza! Fechtunek musi zaj lata wicze. Jja... - urwa. - Prosz , suchaj uwanie. Ja nie chc... zabawia si z tob tej nocy, chocia jestem pewien, e tego si po mnie spodziewasz. Ale nie dlatego, e nie jeste atrakcyjna, tego nawet nie myl, patrzenie na ciebie wywouje we mnie drenie i sprawia, e moje ciao staje w ogniu. Jeste
wspaniaa.
Nie moga sobie pozwoli na okazanie rozczarowania. Znów wpatrywa si w wiec.
- I nie dlatego, e wiem, i robia to przedtem z wieloma innymi mczyznami. Domylam si, e tak byo, prawda?
Moe zoy przysig?
- Tak, wadco... Wallie. Jeli zapacili mojej pani ...
Wyszczerzy zby do wiecy.
- Nie miaa wyboru, tak wic nie mog z tego powodu le o tobie myle. Tote w tym równie nie ley problem. To moe by dla ciebie trudne do zrozumienia:
Tam, skd przybyem, gardzimy ludmi posiadajcymi niewolników. Jeli ja powiem "poó si", to bdziesz musiaa si pooy, a to nie jest tak, jak naley. Mczyzna i kobieta powinni robi to dlatego, e kochaj si nawzajem i e oboje chc tego. .Wic ja nie zamierzam tego robi.
- Ja chc tego, wadco! - Och, nie! Skd wzia odwag eby powiedzie co takiego? Ale to oczywicie tylko sen.
- Poniewa to jest twój obowizek! Nie, Jjo.
To sprawa wina... musiaa pokona pragnienie wyjanienia, jak osigaa najwysz cen, jak Kikarani z tego powodu zachowywaa j dla starszych mczyzn, takich, którzy prawdopodobnie mieli wice pienidzy ,podczas gdy starsze i brzydsze kobiety dostaway modzieców. Czy on nie domyla si, dlaczego pomylaa
o ukryciu go przed szpiegujc kapank w taki sposób jak to zrobia? Albo czy w ogóle domyla si, e chciaa rozpaka si ze zoci e on nie jest w stanie zareagowa , podczas gdy równoczenie bya przeraona, e moe obudzi si i zobaczy lec na sobie niewolnice?
- Wadco - powiedziaa, pochylajc gow.
- Ty wic pij po tej stronie óka - wsta, nie patrzc na ni. - A ja bd spa po tamtej stronie. Teraz, gdzie ja mog i do...
- Na zewntrz, wadco - powiedziaa ze zdziwieniem. Umiechn si do niej szeroko - tym dziwnym, chopicym umiechem, który pojawia si i znika tak niespodziewanie, sprawiajc, e wyglda na bardzo modego i szczliwego.
- Nie zamierzaem robi tego wewntrz! Kade miejsce jest dobre, co?
Przekroczy kurtyn wychodzc w gorc noc. Ona sprztna ze stou. Zostao peno jedzenia do schowania na nastpny dzie, wic wyowia kilka ciem, które do niego wpady, przykrya pómiski , zawina je z powrotem i zapakowaa do kosza . Na kocu zgasia wiec i w domku zapada ciemno, tylko lad srebrnego blasku boga marze przenika przez okno.
Wtedy usyszaa go i wysza, eby zobaczy, co si dzieje.
Opiera si o cian przy drzwiach, trzymajc gow w rkach. Caym jego ciaem wstrzsao kanie. Szermierz pacze? To wydawao si bardzo dziwne, ale wiedziaa ju, e nie jest to zwyczajny szermierz.
I znów musiaa to by sprawka wina, bo zdobya si na odwag objcia go ramieniem, zaprowadzia do rodka i uoya go na posaniu. On nie powiedzia nic. óko zatrzeszczao gono, gdy si kad. Ukry twarz w pocieli i nie przestawa szlocha. Zdja swoje okrycie i obesza dookoa, eby pooy si po drugiej stronie óka, jak jej nakaza. Czekaa.
W kocu zdawi w sobie kanie i powiedzia szeptem:
- To wiato na niebie? Co to jest?
- To jest bóg marze ,wadco.
Milcza. Czekaa, ale wiedziaa, e on nie pi. To z ca pewnoci sprawka wina.
- Bóg smutku i bóg radoci s brami, wadco.
Po chwili przekrci si twarz do góry i powiedzia:
- Opowiedz mi o tym.
Opowiedziaa mu wic, tak jak kiedy ,dawno temu, opowiedzia jej to inny niewolnik, mody mczyzna, którego nigdy potem nie zobaczya
- Bóg smutku i bóg radoci s brami. W czasie rozwinicia wiata obaj zalecali si do bogini modoci . To bóg radoci zosta wybrany i kochali si ogromnie. Gdy nadszed czas, ona urodzia mu syna, najpikniejsze dziecko, jakie nawet bogowie kiedykolwiek widzieli, a ojciec osobicie odbiera noworodka i trzyma je, eby matka i inni bogowie patrzyli na nie.
Ale bóg smutku by zazdrosny i wpad w ogromn wcieko na widok dziecka , i dotkn je swoj nienawici i zabi je .
Wtedy bóg smutku przerazi si, tym co zrobi i umkn, ale wszyscy pozostali bogowie pakali. Udali si do Samej Bogini i bagali o sprawiedliwo.I Ona rozporzdzia, e bóg radoci zawsze moe odebra od bogini modoci najpikniejszego z bogów, ale ten zawsze bdzie niemowlciem i bdzie y tylko przez kilka chwil. Ale chocia bdzie tylko niemowlciem, bdzie silniejszy ni jego ojciec, a bóg smutku, najstraszliwszy ze wszystkich bogów, nie zdoa dotrzyma mu pola i zawsze bdzie przed nim ucieka. To dlatego tylko ten najmniejszy bóg sporód wszystkich bogów jest tym, który moe zmusi do ucieczki boga smutku.
- A jakie jest imi tego najmniejszego boga? - zapyta mczyzna w ciemnoci.
- Jest on bogiem ekstazy, wadco - odpowiedziaa.
Zwróci si do niej i wzi j w ramiona .
- Odszukajmy wic razem twojego maego boga.
Mylaa, e szermierz moe by brutalny, ale on by najdelikatniejszym z ludzi. By cierpliwy i si1ny i nieznuony i uwany, jak aden mczyzna nigdy dla niej nie by. Wspólnie wiele razy wezwali maego boga i bóg smutku zosta przepdzony.
Obudzia go mucha, która brzczaa mu przy uchu. Otworzy oczy i znów je szybko zamkn. Strzecha?
Tu powinien by szpital, peen odzianych w biae kitle lekarzy o uroczystych twarzach i zmczonych pielgniarek ze strzykawkami, znajomych twarzy udajcych pogod... kwiatów przysanych przez kierownictwo zakadów... zapachów rodków dezynfekcyjnych i szumu froterek... bólu i niepokoju, i przygnbiajcego aru gorczki.
Potem byy sny i delirium... mga i olbrzymi mczyzna o brzowej skórze i dugich czarnych wosach, z brutaln, szerok twarz o wysokich kociach policzkowych, szerok szczk i barbarzyskim tatuaem na czole. Widzia t
monstrualn nag posta wrzeszczc na niego, wygraajc mu.
A wreszcie ujrza t sam twarz ostatniej nocy w lustrze.
Pod wilgotnym przecieradem obmaca jedno rami doni drugiej rki. To ciao cigle tu byo. Wallie Smith nigdy nie mia ramienia takiego jak to.
Wic, wbrew jego nadziei, nie znikn mira.
Gdzie w pobliu ptak wykrzykiwa idiotyczny dwunutowy refren i dochodziy gosy, bardziej oddalone, a potem zapia kogut, zawsze peen nadziei.
- Skorzysta z jucznych muów! - kto krzycza na pobliskim pagórku. Potem doszed go bardzo niewyrany sygna trbki... i jako to tego wszystkiego gboki grzmot wodospadu, najbardziej odlegy ze wszystkich dwików. Odgos kopyt zabrzmia echem w maym pokoju. "Skorzysta z jucznych muów!" Zaciekawio go, czy muy wygldaj tak samo jak tamten absurdalny ko, którego widzia, z pyskiem wielbda i tuowiem psa basseta.
To nie przepado. Encefizlitis czsto powoduje dziwne efekty umysowe, mówili. Pomyla, e skoczyo si delirium, dziwne wizje, ból i chaos. Ale teraz to samo stao si bardziej realne, bardziej przeraajce. I w niczym nie przypominao delirium. Musi pamita, e to wszystko jest halucynacj. Wylecz go jako i wywlok z powrotem do realnego wiata, wiata szpitalnych dwików i szpitalnych zapachów, daleko od tego szalestwa smrodu, mulich kopyt i kogutów.
Niechtnie otworzy oczy i usiad. Tylko kobieta odesza. Teraz, jeli ona jest realna...
Czu si realny, rozkosznie realny. Oczywicie, halucynacje seksualne powinny by najwyraniejsze, prawda? To byo sensowne. Wszystko inne nie. Jaki rodzaj
edypowskich odpadów wyfantazjowao mu to supermskie ciao, które sobie wyczarowa? I jaki rodzaj podwiadomej spronoci odsoni w sobie, kiedy jego zudzenie wynalazo niewolnic? Jeste troch niepewny siebie, may Wallie? Ech!
Wsta i przecign si. Czu si dobrze, fantastycznie dobrze. Podszed do lustra a dokadnie bada t okrutn barbarzysk twarz z wytatuowanymi siedmioma mieczami. Czy to takim pragn by, czy to s jego podwiadome pragnienia odsonite przez delirium? Czyby uwaa si za niewaciwego osobnika i przez cay czas pragn by duym, silnym, fantastycznym bohaterem? Napletek sprawia mu wicej kopotu ni caa reszta. Jeli si w niego uszczypn, bolao. Jak móg odczuwa ból w czym, co zostao odcite, gdy by niemowlciem? Nie pozosta lad po operacji wyrostka robaczkowego, ale na lewym kolanie mia czerwone przyrodzone znami, podejrzan blizn na prawym ramieniu i kilka niewyranych znaczków na bokach, przewanie z prawej strony. Nie by wic cakowicie doskonaym egzemplarzem i to najbardziej go dziwio. Sznur muów przybliy si z tupotem i zatrzyma si niedaleko. Znowu usysza mulnika, wykrzykujcego swe zawoanie. Podszed do okna i wyjrza, uwaajc, eby go nie dostrzeono. Dwaj mczyni pacili mulnikowi i wsiadali na muy, a pó tuzina innych ju dosiadao swoich. Muy okazay si jeszcze bardziej groteskowe ni konie - miay dugie uszy i wielbdzie pyski. Potem przypomnia sobie piercienie, które zobaczy na nocnym niebie. To piercienie ostatecznie zamay jego niepewn samokontrol. To, co wyczarowa w swym szalestwie, byo nie tylko wyobraonym krajem; to by cay wyobraony wiat, otoczona piercieniem planeta.
I ludzie zadziwili go troch - mali, cho moe tylko dlatego, e on wydawa si by znacznie wikszy od przecitnej. Wszyscy mieli brzow skór, a wosy jasno-lub ciemnobrzowe. Jedna z kobiet na mule miaa czerwone. Moe pomalowane? To byli porzdni, sprawni ludzie, przewanie szczupli i zwinni, zdawali si mia i gada bez przerwy... rysy mieli porednie pomidzy amerykaskimi Indianami a ras bia. Mogli wyj z filmu dokumentalnego o dunglach Ameryki Poudniowej, a moe Azji Poudniowo-Wschodniej. Bez zarostu - potar swój podbródek i nie natrafi na lad po szczecinie, nie mia te wosów na piersiach i nogach.
Byli te inni ludzie, wdrujcy w gór i w dó drog - mczyni w przepaskach biodrowych i kobiety w prostych ubiorach, podobnych do rczników kpielowych,przewizanych pod ramionami i sigajcych im do kolan . Ubiór Jji by krótszy, ale to dlatego, e trudnia si prostytucj. Poganiacz muów mia skórzane bryczesy.
Starzec nosi szat, która okrywaa go caego, z wyjtkiem gowy i doni. Potem zobaczy par w rednim wieku, zbliajc si do karawany muów, i ci ubrani byli w suknie, ale bez rkawów, czyli e wielko okrycia musiaa zalee od wieku. To nie by zy pomys: pokaza adnie wygldajcych modzików i ukry staro. Niektórzy z mczyzn i kobiet w jego wiecie mogliby si tu nauczy jednej czy dwóch rzeczy. Wallie przypomnia sobie surowo, e to wszystko jestiluzj.
Jednak czu si tak dobrze! I wszystko go ciekawio! Chcia zbada ten fantastyczny wiat... ale nie mia ubrania. Czy w ten sposób jego podwiadomo mówia mu, e ma pozosta w pokoju szpitalnym? Nie mia w ogóle nic - nie móg nawet znale szmaty, z której korzysta poprzedniego wieczoru. By nagi jak wity turecki! Nigdy nie opowiada si za posiadaniem wielu rzeczy, za bardzo lubi podróowa. Jego dziecistwo byo nieustannym odbijaniem si od jednego z rodziców do drugiego, od ciotki do wujka, potem byy szkoy, wreszcie kolejne posady. Korzenie to co, czego nigdy nie posiada, tak samo jak ziemskie dobra. Ale eby nie mie niczego do okrycia si oprócz przecierada...
Iluzja! Delirium!
Karawana muów odjechaa. Przez chwil przyglda si przechodniom, a potem odwróci si. Pomyla o testach i zacz od starannego zmierzenia swojego ttna. Cho nie mia zegarka, eby sprawdzi, uzna, e jest powolne, jak ttno sportowca. Opad na brudn, mierdzc podog i zrobi pidziesit szybkich pompek.
Podniós si, jeszcze raz zbada ttno. Wydawao si odrobin szybsze. Wallie Smith mógby wykona dziesi, moe pitnacie, nigdy pidziesit pompek, a jego serce po czym takim oszalaoby.To nie udowodnio wiele.
Zabrzczaa mucha i zapa j w locie, eby sprawdzi, czy naprawd potrafi to zrobi. Potrafi, ale to równie niczego nie udowodnio.
Przez kurtyn z paciorków wszed do rodka may chopiec i umiechn si do niego. By nagi, brzowy jak orzech i chudy. Mia kdzierzawe brzowe wosy, psotny wyraz twarzy i brakowao mu zba. Wyglda na osiem, dziewi lat i niós wieo zerwan ulistnion gazk.
- Dzie dobry, panie Smith! - jego umiech sta si szerszy.
Wallie poczu przelotn ulg - adnego wicej "wadcowania"! Pozosta na kolanach, poniewa to sprawio, e ich oczy byy mniej wicej na tym samym poziomie .
- Dzie dobry. Kim jeste?
- Jestem posacem.
- Tak? Dla mnie wygldasz jak may, nagi chopiec. Jak powiniene wyglda?
- Jak may, nagi chopiec - rozemia si chopiec. Wepchn si na jedno z krzese.
- Miaem nadziej, e moesz by lekarzem. - Ale Wallie, niestety, mia wiadomo brudu, owadów, smrodu. Czy to móg by szpital?
- Nie ma ju lekarzy - chopiec potrzsn gow. - Tu nazywaj ich uzdrawiaczami i mdrze pan zrobi, trzymajc si od nich z daleka.
Wallie usiad i skrzyowa nogi. Kamienie pod jego poladkami byy zimne i gruboziarniste.
- Dobra, zwracasz si do mnie "pan", wic moe zaczynam powoli zdrowie po tym maym ukszeniu.
Chopiec potrzsn gow.
- Ostatniej nocy mówi pan w jzyku Ludu. Ma pan sownictwo Shonsu, wic dlatego nie móg pan przypomnie sobie niektórych sów, które chcia pan powiedzie. On by wietnym szermierzem, ale nie intelektualist.
Wallie poczu skurcz w sercu.
- Jeli rzeczywicie jeste maym, nagim chopcem, to nie powiniene wiedzie o tych rzeczach ani mówi w ten sposób.
Chopiec znów si umiechn. Zacz macha nogami i wysun si do przodu, wspierajc si na rkach i przygarbiajc drobne plecy.
- Ja nie powiedziaem, e jestem tym, na kogo wygldam. Powiedziaem, na kogo powinienem wyglda! Powinienem przekona pana, e to jest prawdziwy wiat i e zosta pan tu umieszczony w pewnym celu.
Jego umiech by zaraliwy. Wallie stwierdzi, e odpowiada chopcu równie umiechem.
- Jak na razie nie robisz tego zbyt dobrze.
Chopiec figlarnie uniós brew.
- Kobieta pana nie przekonaa? Uwaabym, e bya bardzo przekonujca.
May podgldacz? Wallie zdawi gniew. Ten chopiec by zwyczajnie jeszcze jednym podem jego rozstrojonego mózgu, wic oczywicie wiedzia, co si zdarzyo w nocy.
- To byo najbardziej niemoliwe ze wszystkiego - powiedzia. - Kady mczyzna ma aspiracje, chopcze, ale w praktyce wystpuj pewne ograniczenia. To byo o wiele za dobre, eby mogo by prawdziwe.
Chopiec westchn.
- Mczyni wiata s o wiele jurniejsi ni mczyni Ziemi, panie Smith. Walter Smith nie yje. Encephalitis, meningitis... to tylko nazwy. Std nie ma drogi powrotnej, panie Smith.
Wszyscy chcieli przekona go, e jest martwy!- A jeli to prawda? Kogo by to obeszo? Nikogo szczególnie, jak powiedzia Jji i ta myl przygnbia go. Nigdzie nie mia korzeni. Nie zostawi nikogo, kto by go kocha, z wyjtkiem siostry, której nie widzia dziesi lat. Jeli rzeczywicie umar, to raczej nikomu nie wyda si to wane.
Zakady równie dobrze bd dziaa bez niego, stworzy tam dobry zespó, zdolny do pracy bez nadzoru. Henry przejdzie do naronego biura i sprawy potocz si jak przedtem.
Neddy bdzie go aowa. Ale matka Neddy'ego ju zabraa chopca i odjechaa z powrotem na Wschód. To na poegnalnej wycieczce dla Neddy'go Wallie zosta ukszony przez tego przekltego, przenoszcego zapalenie opon mózgowych komara... w okolicy, gdzie nigdy przedtem komary nie byy znane z przenoszenia zapalenia opon mózgowych. Neddy bdzie go aowa, ale przeyje . Wallie musia przyzna, e zrobi z Neddym dobr robot. Chopiec by w o wiele lepszej formie emocjonalnej do wytrzymania straty ni trzy lata temu, gdy Wallie po raz pierwszy zosta dla niego przyszywanym ojcem. Neddy ju pogodzi si z ich rozstaniem...
Nie! Zacznij myle w ten sposób i bdziesz naprawd martwy. Pocztkiem wyzdrowienia zawsze bya woa ycia. Pamitaj, e to cigle jest delirium! Nie moe by inaczej.
Podniós wzrok i zobaczy, e chopczyk przyglda mu si z kpicym wyrazem twarzy.
- Czy to jest niebo? - zadrwi Wallie. - Nie pachnie tak, jak si spodziewaem.
Oczy chopczyka bysny. To byy nadzwyczajnie byszczce oczy.
- To jest wiat, wiat Bogini. Lud nie zna jeszcze pisma, panie Smith. Powinien pan wiedzie z Ziemi, e przed Wiekiem Pimiennictwa istnieje Wiek Legend. Ja jestem legend we wasnej osobie.
- W to wierz.
Chopiec skin raczej smutno i umilk na chwil.
- Spróbujmy wic od drugiego koca. Shonsu by szermierzem, znakomitym szermierzem. Bogini potrzebowaa szermierza. Wybraa Shonsu. On zawali. Zawiód i to katastrofalnie.
- Co to znaczy? - pomimo swego sceptycyzmu Wallie by zaintrygowany.
- Niewane! Zosta ukarany za swe niepowodzenie mierci. Zmar wczoraj z powodu pknicia czaszki - umiechn si jeszcze raz, gdy palce Wallie'ego signy do guza na gowie. - Tym niech si pan nie przejmuje - zostao wyleczone. To ciao jest doskonale zdolne do dziaania, znakomity okaz dorosego mczyzny. Co niewtpliwie pan zauway.
- Zostawmy t cz moich fantazji na uboczu, dobrze?
- Jak pan sobie yczy - chopiec leniwie pokiwa gazk. - Shonsu nie yje, ale zadanie pozostao nie wykonane. By pan osigalny, panie Smith. Niewane jak. Zostao panu przydzielone to znakomite ciao, zosta panu dany jzyk i otrzyma pan najwyszy stopie w jednym z dwóch najwyej szanowanych w wiecie zawodów . Wszystkie zawody maj swych boskich patronów, ale kapani i szermierze nale do Samej Bogini... i nie pozwalaj nikomu o tym zapomnie, niech mi pan wierzy! Oto s szczególne dary, które pan otrzyma.
- I jestem przewidziany do jakiej misji?
- Wanie - luka w zbach migna w przelotnym umiechu.
- Niebezpiecznej, przypuszczam?
- Umiarkowanie - skin chopiec. - Tak wic ciao moe by zagroone, ale niech pan pamita, e to jest hojny dar! Jeli odniesie pan sukces, nagrod bdzie dugie ycie, zadowolenie i szczcie. Tu nie ma prawie ogranicze dla szermierza siódmego stopnia, panie Smith - bogactwo, potga, kobiety. Wszystko, co pan zechce, naprawd. Kada kobieta pana przyjmie. aden mczyzna nigdy si panu nie sprzeciwi.
Wallie potrzsn gow.
- Kim jeste?
- Jestem bogiem - odpowiedzia po prostu chopiec. - Póbogiem, eby by dokadnym.
Duy mczyzna rozejrza si po chatynce, umiechn si i potrzsn gow.
- Myl, e dom wariatów musi by przepeniony. Pensjonariuszy umieszczaj po dwóch.
Chopiec spojrza na niego gniewnie. Muchy zdaway si nie lata wokó niego w sposób, w jaki latay wokó Wallie'ego. To bya zwariowana rozmowa, jednak Wallie nie mia nic lepszego do roboty.
- Szermierz jest onierzem, prawda?
- I policjantem - skin chopiec. - I sdzi. I jeszcze kim wicej.
- Ja absolutnie niczego nie wiem o onierce.
- Tego mona si bez trudu nauczy. W tym równie wadania mieczem, jeli to pana martwi.
- To nie jest co, do czego bym lecia na zamanie karku. Ale pozwól mi zgadn. Misj jest zabicie tego sawetnego Hardduju. Czy mam racj?
- Nie! - warkn chopiec. - Mylisz si! Chocia to te powinien pan zrobi. Jako szanujcy si szermierz powinien pan potraktowa to jako swój obowizek, podtrzyma reputacj swojego zawodu. Hardduju jest zdemoralizowany.
Wallie wsta i przeszed si, eby usi na óku.
- On z pewnoci wydaje si mie wicej wrogów ni przyjació. To nie mój interes, ale w kadym razie nikt mu niczego nie udowodni.
Chopiec obróci si na krzele, eby by zwrócony do niego, wygldajc na rozwcieczonego.
- W jego przypadku nie potrzebuje pan procesu, jako e on jest szermierzem. Wszystko, czego pan potrzebuje, to wyzwanie. Nie musi pan podawa powodów, a on nie moe si uchyli. Zapewniam pana, e on nie jest przeciwnikiem dla Shonsu.
- Ale dla mnie byby! - zamia si Wallie. Moe z wyjtkiem tenisa. - Czy mógbym wybra bro?
Chopiec gniewnie obnay zby.
- Otrzyma pan sownictwo Shonsu, panie Smith - równie atwo moe pan otrzyma jego sprawno. Zadanie jest wane! Znacznie waniejsze, powiedzmy, ni obnienie cznych kosztów syntezy polipropylenu czy ocena sprawozda konsultantów w sprawie alternatywnych sposobów uwodorniania.
- Przechodzisz przez MOJE wntrze, prawda, wytworze wyobrani? No, udowodnij to! Powiedz mi, co to za wane zadanie.
- Bogowie nie ebrz!
- A ja nie wierz w bogów - wzruszy ramionami Wallie.
- Ach! Na to tylko czekaem.
- Zrób cud - zasugerowa Wallie szczerzc zby. - Zmie to krzeso w tron.
Twarz chopca spochmurniaa, ale byzczce oczy zdaway si prawie pon.
- Cuda s brutalne! I nikt nie robi ich na danie! - Potem znów powróci do swego umiechu. - Poza tym, gdybym dokona cudu, niezbyt pomogoby to panu uwierzy e wiat jest realny, prawda ?
Wallie zachichota i potwierdzi. By ciekawy, kiedy podadz niadanie. Chopiec z powrotem rozpar si na krzele. Byo ono dla niego za due, tak, e wygi si jak banan, z brod opart na piersi i wpatrujc si w Wallie'ego.
- Skd pochodzi wiara?
Wallie móg trzasn chopca w ucho i wyrzuci go , ale co wtedy robi przez reszt dnia?
- Wiara? Ona pochodzi z wychowania.
Chopiec umiechn si do niego szyderczo.
- To tylko odsuwa problem o jedno pokolenie wstecz, prawda?
- Racja - przyzna Wallie, rozbawiony. - Dobra, zdefiniujmy wiar jako prób przypisania swego wasnego znaczenia wszechmocnemu istnieniu. Jak z tym?
- Wszawo - powiedzia chopiec. - Dlaczego chciaby pan przypisywa et cetera, et cetera?
Wallie czu, e jest popychany w kierunku powiedzenia czego, czego powiedzie nie chcia, ale nie by pewny czego:
- eby znale szczliwe zakoczenie? eby wyjani cierpienie przez zaoenie jego gbszego znaczenia?
Zrobio si ju gorco, chocia soce byo jeszcze nisko na niebie i pora bya wczesna. Wallie czu, jak pot spywa mu po ebrach. Chudego chopca zdawao si to nie dotyczy.
- Lepiej - powiedzia chopiec. - A teraz, jak moemy da panu wiar w wiat? Pokosztowa pan jego radoci. Czy pokosztowanie cierpienia uczyni co wicej - czy smak pieka zadziaa lepiej ni smak nieba?
- Nie - To nie bya ncca perspektywa. Czarne oczy znów bysny.
- Wic nie przyjmuje pan edyktu Bogini?
Gdyby to nie byo bezsensowne, mona by pomyle, e ten may chopiec mu grozi...
- Powiedz swojej bogini, eby przeczycia sobie uszy - powiedzia zdecydowanie Wallie. - Absolutnie nie mam zamiaru by szermierzem, ani w tym, ani w jakimkolwiek innym wiecie.
- Jestem tylko póbogiem - chopiec przyglda mu si zimno. - Nie mog mówi Jej takich rzeczy. Dlaczego pan nie pójdzie do wityni i nie powie Jej osobicie?
- Ja? Pokoni si bokowi? Glinianemu bokowi albo kamiennemu?
- Kamiennemu.
- Nigdy!
- Dlaczego nie? - spyta chopiec. - Dosy czsto oddawa pan cze szmacianej fladze.
Wallie poczu, e gdzie straci punkt.
- Ale ja wierzyem w to co reprezentowaa flaga.
Wtedy chopiec rozemia si i zeskoczy z krzesa.
- Znów to samo! Ale trzeba rusza - id tu mordercy, wic musi pan std odej.
Wallie równie zerwa si na równe nogi.
- Mio z twojej strony, e o tym wspomniae. Potrzebuj jakich gaci.
- Nie otworzy pan swojego prezentu - chopiec pokaza lecy na pododze pakunek.
Jak wczeniej móg to przegapi? Wallie podniós pakunek na óko i rozwin go.
- Najpierw niech pan woy kilt - powiedzia chopiec patrzc na niego. - Jest moe troch krótki, ale ujdzie. Teraz uprz. Buty nie bd pasowa.
- Nie, nie bd - zgodzi si Wallie, szarpic si z nimi. Stwierdzi, e potrzebuje rozmiaru okoo trzydziestu.
- Wic niech pan utnie mieczem koce - zachichota chopiec. - Nie moe pan by szermierzem bez butów.
Wallie doby miecza. Bro wydaa mu si przeraaj - Do czego oni tego uywaj? - zapyta. - Do polowania aa sonie? - Trzymajc ostrze blisko koca czubkami palców uy szpica do obcicia nosków butów. Wtedy zdoa je woy, ale cisny i palce sterczay z otworów. Chopiec znowu zachichota.
- Dlaczego ja nie mog zwyczajnie zostawi teraz tego miecza? - powiedzia Wallie.
Chopiec potrzsn gow.
- Szermierz bez miecza wywoaby powszechny skandal. Pochwa bya przyczepiona do uprzy i zwisaa na plecach. Kiedy próbowa podnie miecz dostatecznie wysoko, eby wprowadzi do niej szpic, jego rka uderzya o puap. Spróbowa usi na óku i stwierdzi, e siedzi na pochwie. Zacz traci cierpliwo, na co chopiec umiechn si szeroko.
- Powinien pan uklkn - zasugerowa. - Albo pochyli si. Oczywicie, pochwa przechyli si na bok.
I tak zrobia, lizgajc si po rzemieniach na jego plecach. Wallie zdoa przepchn górny koniec pochwy na jedn stron, a dolny na drug i, klnc gsto i omal nie tracc ucha, schowa do niej miecz.
- Niele - powiedzia chopiec, przygldajc mu si. - Ma pan gard ze zej strony. Shonsu jest oburczny, wic przypuszczam, e to nie ma znaczenia. Niech pan pamita, eby siga lew rk, jeli bdzie chcia pan kogo zabi.
- Nie mam nawet zamiaru tego wyciga! - Wallie wycign jednak miecz, potem schowa go na miejsce, tyle e odwrotnie.
- Teraz niech go pan wyprostuje tak, eby rkoje bya za uchem - powiedzia chopiec. Podniós may skórzany rzemyk, jedyn rzecz, która zostaa na paszczu. - cigacz do wosów - wyjani.
- Nigdy nie wystpowaem na scenie - mrukn Wallie cigajc wosy do tyu i zawizujc wokó nich rzemie. - Ja naprawd mam wyj w tym achu w publiczne miejsce? Zostan aresztowany - spojrza ponuro w zamglone, poplamione lustro.
Chopiec rozemia si.
- Tylko szermierze aresztuj ludzi, a pan jest szermierzem wysokiej klasy. Nie, jest pan w porzdku. Dziewczyny gwizdayby za panem, jeliby si omieliy. Chodmy.
Wallie zawaha si, patrzc na lecy na óku paszcz i na przykryty kosz kryjcy w sobie majtek w srebrnych pómiskach.
- Co si stanie z tymi rzeczami? - zapyta.
- Zostan skradzione - odpowiedzia chopiec. - Czy to ma znaczenie?
Wallie wyry dziwny ton w pytaniu, zobaczy promyk w bystrych oczach. To byo podstpne pytanie - jeli potwierdzi, e to ma znaczenie tym samym potwierdzi, e te rzeczy maj warto i przez to przyzna, e s w jaki sposób realne. Gdyby da si zapa na ten haczyk, byby zaatwiony.
- Nie dla mnie.
- Wic chodmy - powtórzy chopiec, podskakujc przy drzwiach.
- Wstrzymaj si, May! - powiedzia Wallie. - Skd mam wiedzie, e nie prowadzisz mnie w puapk?
Figlarna twarz chochlika rozcigna si w szerokim umiechu, ukazujc luk w zbach.
- Prowadz.
W powietrzu zawiso to samo pytanie, tym razem nie wypowiedziane: Czy to ma znaczenie?
Wallie wzruszy ramionami i umiechn si:
- Prowad wic!
W lad za chopcem wyszed z domku.
To by pikny poranek, ospale upalny, nawet jeli za bardzo pachniao komi i ludmi. Gdy tylko wyszed z cienia domku, soce uderzyo go arem w plecy - to by taki poranek, który przywodzi myl o letnim urlopie, plaach i opalonych dziewczynach, wdrówce po lasach czy odbijaniu piki tenisowej. Chopiec przeskoczy przez drog, wdrapa si na niski murek i zacz truchta po nim chwiejnie, z ramionami rozoonymi dla utrzymania równowagi. Wallie przekroczy drog, eby przyczy si do niego i zauway rozlege obnienie terenu cignce si do drzew poniej. Ale kady komentarz z jego strony wywoaby znów to samo pytanie .
Tylko kilku ludzi szo drog pod gór. Gdy si zbliy, zaczli gestykulowa i ukonili si. Skin im gow i szed dalej.
- Jak mam odpowiada na pozdrowienia? - zapyta swojego przewodnika.
- Skinienie wystarczy - powiedzia chopiec, teraz idcy ju pewniej po szerszym odcinku muru. Jego twarz bya prawie na poziomie twarzy Wallie'ego. - oczywicie, ignoruj tych w czarnym i w biaym. Tych w ótym te, jeli chcesz. Tych w zielonym i w niebieskim powiniene uznawa - zacinita pi na sercu. To znaczy, e nie zamierzasz dobywa broni, podobnie jak ucinicie rki oznacza, e nie masz ukrytej broni - znów rozoy ramiona przechodzc przez pokruszony, wski odcinek. - Nie naley si umiecha, to nie pasuje do sytuacji.
- Nawet do adnych dziewczyn?
Chopiec spojrza na niego ostrzegawczo.
- Od szermierza paskiego stopnia to byoby wrcz rozkazem.
Wallie przyjrza si uwaniej kilku kolejnym mijanym grupom. Odziani na pomaraczowo mieli cztery znaki na czoach, na brzowo - trzy. Biel oznaczaa jeden znak, w sposób oczywisty to byli najnisi stanem. Nie widzia jeszcze czarnych ubiorów, ale wiedzia, co one oznaczaj - niewolników. Nieletnie dzieci, chopcy jak i dziewczynki, chodziy nago, jak jego towarzysz.
- To w stosunku do cywilów - kontynuowa chopiec. - Gdy chodzi o szermierzy, sprawa staje si o wiele bardziej skomplikowana. Jeden rodzaj pozdrowienia, gdy tylko mijaj si na drodze, inny przy powaniejszej rozmowie. Zaley, czyj stopie jest wyszy i tak dalej - przeskoczy przez dziur i wyldowa po jej drugiej stronie, pewnie jak koza. - Odpowiedzi róni si od pozdrowie.
Wallie nic na to nie powiedzia. Droga ze stoku doliny zakrcaa do stoczonego nagromadzenia budynków, za którymi pitrzya si ogromna, przypominajca katedr budowla, uwieczona siedmioma zotymi iglicami... witynia Bogini w Hann. To byo z pewnoci ich miejsce przeznaczenia. Przeciwleg cian doliny, strom, jaow i skalist, rozszczepia wwóz. Z okna domku spoglda wzdu wwozu do wodospadu, z którego unosi si wielki pióropusz wodnego pyu, ze swego obecnego miejsca widzia tylko obok.
Zryt koleinami drog zapaskudzay odchody muów i inne nieczystoci - z trudem unika zabrudzenia palców, a ostatecznie podda si i stpa jak popado. Buciory cisny, a chopiec utrzymywa przeraajce tempo, nawet jak dla kogo z nogami tak dugimi, jak nogi Shonsu.
Wreszcie dotarli do bitego gocica, chopiec zacz i drog i zwolnili. Miasto pokno ich od razu cuchncym zaukiem ndzy pomidzy wysokimi, drewnianymi budynkami, które zajmoway prawie kady swobodny cal. Pomidzy nimi wiy si ndzne uliczki wypenione tumami przepychajcych si ludzi, nioscych pakunki, pchajcych wózki albo po prostu spieszcych si.
Jednak zawsze jako znalazo si miejsce dla szermierza siódmego stopnia, chocia pozdrowienia stay si niedbae. Smród panowa tu znacznie gorszy ni na wzgórzu.
- Brzowi s najpospolitsi? - zapyta Wallie.
Chopiec, eby utrzyma si przy nim, musia coraz czciej odskakiwa, ale Wallie szed dalej - niech sam si martwi.
- Trzeci stopie to poziom rzemielnika - znikn za wózkiem straganiarza i przyczy si znów do Wallie'ego po drugiej stronie. - Wykwalifikowani rzemielnicy. Biali i óci to uczniowie. Ponad tym s ju tylko stopnie naukowe - umiechn si przelotnie.
Pltao si tu wiele grzebicych w mieciach bezdomnych kundli, a wysokie ciany cakowicie zasaniay soce. Powietrze byo gste od owadów i smrodów - ludzkich, zwierzcych, moczu i zgnilizny, wyjtek stanowiy tylko sklepy korzenne i piekarnie, tworzc swymi zapachami co w rodzaju oaz.
Wallie poapa si ju; biae, óte, brzowe, pomaraczowe i czerwone. Zielone i niebieskie musiay by na samym szczycie, ale ich nie widzia wcale. Najwyraniej ukad by czysto arbitralny.
- Dlaczego taka sekwencja? - zapyta.
- Tdy - powiedzia chopiec, skrcajc w kolejny wijcy si zauek, który okaza si równie ciemny, brudny i zatoczony.
- Bez powodu . Poniewa to zawsze byo robione w ten sposób. Takie jest standardowe wytumaczenie na wszystko.
ebracy ubierali si na czarno, zwykle w niechlujne achmany. Wielu z nich miao te owinite achmanem gowy... eby unikn zniesawienia swego zawodu? Potrafi odgadn znaczenie niektórych twarzoznaków. Gony brzczcy haas z przodu wskazywa na kuni i oczywicie twarzoznakami kowala byy podkowy. Mczyzna pchajcy wózek z butami i trzewikami mia na czole wizerunek obuwia.
Jednak wiele twarzoznaków stanowiy ideogramy i nie móg odgadn, co znacz romby, pókola, szewrony.
- Powinni wypali to miejsce i zacz od nowa - burkn Wallie.
- Robi tak co pidziesit lat, czy co koo tego - powiedzia chopiec.
W dolnych kondygnacjach wikszoci budynków mieciy si sklepy, z szyldami ponad drzwiami, a czasami ze stolikami próbek. W niektórych warsztatach ludzie pracowali na widoku , tkajc, szyjc czy lepic garnki. Dzbanek oznacza garncarza.
Wallie zauway te oznaki chorób - lepot, wycieczenie i brzydkie wysypki. Ubóstwo byo przytaczajce , widzia stare kobiety zgite pod wizkami drzewa i dzieci pracujce jak doroli. Nie podobao mu si to. Widzia ju przedtem
ubóstwo - w Tijuanie na przykad, ale dla Tijuany usprawiedliwieniem bya jej nowo, tymczasowo . To miasto wydawao si prastare, niezmienne i przez to jako gorsze.
Chopiec nieustannie przeskakiwa z jednego zauka do drugiego, omijajc gówne ulice, które byy nieznacznie szersze i chyba nawet bardziej zatoczone, poniewa jedzio nimi wicej wozów i wózków.
- Czy ty próbujesz mnie zmyli, czy te czego unikamy? - zapyta Wallie.
- Tak - odpowiedzia chopiec.
Szli przez slumsy - niektóre budynki byy czteropitrowe. Teraz zauway, e wiele zwierzt, które uzna za bezpaskie psy, w rzeczywistoci byo wychudzonymi winiami ryjcymi w poszukiwaniu jedzenia w rynsztokach. winie zjaday wszystko, nawet fekalia, a ich obecno wyjaniaa niektóre zapachy.
- Przypuszczam, e rzeczna bogini nie pochwala spukiwanych toalet? - zapyta Wallie.
Chopiec zatrzyma si i popatrzy na niego z wciekoci.
- Nie powiniene w ten sposób artowa!
Wallie chcia trzepn go w ucho, ale chybi. Potrafi apa muchy, a ten obuziak zdy si uchyli?
- Niezbyt to realne - powiedzia Wallie i rozemia si.
- Chodmy tu! - chopiec podszed do wystawy w wskich drzwiach, pionowej deski z rozwieszonymi na niej sznurami paciorków. Odziana w brz, pomarszczona staruszka przycupna z boku na stoku, zoywszy razem palce. Chopiec sign i zerwa sznur paciorków. Kobieta poruszya si zaskoczona, pochylia si unienie przed szlachetnym wadc, lecz zostaa zignorowana.
- Teraz spójrz! - chopiec koysa sznurem paciorków na jednym palcu. Byy to gliniane zielone koraliki na nitce bez zapicia. - Kady z nich jest taki sam, a jednak odrobin inny, to nie ma pocztku ani koca, biegnie tak samo w obu kierunkach i sznurek przechodzi przez wszystkie. Jasne? Idziemy!
Ruszy.
Wallie zapa go za rami i tym razem dotkn go.
- One nie s twoje, May!
- Czy to ma znaczenie? - zapyta chopiec, pokazujc luk w uzbieniu.
- Tak, ma. wiaty mog by róne albo umysy mog by chore, ale wartoci moralne si nie zmieniaj. - Wallie patrzy na niego z góry, mocno trzymajc drobne rami w swej duej doni. Stara kobieta w zdenerwowaniu ua swe kykcie i milczaa.
- Wic to jest jeszcze co, czego musisz si oduczy - powiedzia chopiec. - Ale gdy zrozumiesz o co chodzi z paciorkami , to bdziesz bliej, Wallie Smith. Masz, babciu.
Przecign sznurek przez drug rk i potem podrzuci go do niej, ale paciorki byy jako nieznacznie zmienione.
Byszczay i na pewno nie byy ju gliniane.
- Chodmy! - warkn i pogna wzdu uliczki, a Wallie kroczy za nim, próbujc przypomnie sobie, co waciwie stao si z paciorkami i w jaki sposób chopiec wymkn si z jego uchwytu, a take usiujc zrozumie, co znaczya ta
caa przemowa.
Przecili nastpn ulic i weszli w kolejny zauek, przecisnli si obok stojcego wozu, potem przywarli do drzwi, gdy przejeda ciki wóz cignity przez woy, czy w kadym razie co, co wygldao bardziej wiarygodnie ni wielbdziopyskie, dugociae konie. Ostatecznie wyszli na skraj otwartej przestrzeni, dostatecznie rozlegej, eby dopuci soneczne wiato.
- Ach! wiee powietrze! - powiedzia Wallie. - Wzgldnie wiee.
Chopiec wpatrywa si w przeciwleg stron podwórca, w cian podobn do urwiska. Dwa skrzyda ogromnych wrót, zrobionych z bali grubszych ni czowiek, wisiay krzywo na masywnych elaznych zawiasach, obejmujc z boków ukowate wejcie. Ale wrota byy szeroko rozwarte i wyglday, jakby nie dao si ich zamkn nie rozwalajc konstrukcji. Po obu stronach cisny si budynki. Poza arkad soneczne wiato lnio na jasnej, zielonej trawie i wysokich drzewach. Mae grupy ludzi wychodziy na podwórzec i przekraczay bram.
- Czy to jest droga do wityni? - zapyta Wallie. Chopiec przytakn.
- Stranicy nie zwróc na pana uwagi.
Wallie nie zwróci uwagi na straników. Stali w bramie, po dwóch z kadej strony, modzi szermierze, trzej w ótym i jeden w pomaraczowym . Dwaj opierali si o cian, a dwaj pozostali snuli si z kciukami zoonymi za uprze - bardzo nieprzekonujcy pokaz onierskiego stylu. Zerkali ze znudzeniem na pielgrzymów, niekiedy rzucajc komentarze, zwykle dotyczce kobiet.
Chopiec spojrza na Wallie'ego z dezaprobat.
- Paski miecz jest przekrzywiony! - rzuci.
- Ma cik rkoje - poskary si Wallie, przestawiajc bro z powrotem do pionu.
- Tak, ale naley, trzyma go prosto. Tylko Pierwsi chodz przez cay czas, prostujc miecz - chopiec wydawa si rozbawiony.
- No, jestem tylko pocztkujcym.
Chopiec tupn nog.
- Nie powinien pan wyglda na takiego.
Wallie nie chcia si rozzoci.
- Skasujmy ca t planet i ja wracam do chemii.
Chopiec potrzsn gow.
- Moe pan y tutaj albo tutaj umrze. Im wczeniej przyjmie to pan do wiadomoci, tym lepiej. Dobra, prosz i za nastpn grup pielgrzymów, a stranicy nic nie zauwa.
To by nonsens jako e grupy rzadko liczyy wicej ni tuzin ludzi, a Wallie nie widzia nikogo równie wysokiego jak on sam.
- Jak diabli nie zauwa - powiedzia.
- Czy to ma znaczenie? - zapyta triumfalnie chopiec. Wallie spojrza na niego ostro. Czy ma? Jak na zudzenie, ten wiat by niewiarygodnie szczegóowy, od oblepiajcego mu palce nóg zimnego gnoju, po owady, które brzczay wokó jego gowy. I soce bardzo realistycznie odbijao si w rkojeciach mieczy na plecach straników.
- To w kadym razie nie ma znaczenia - powiedzia chopiec. - Oni pozdrowi pana. Kiedy pan nie odpowie na pozdrowienie, powinni pana wyzwa - ale si nie omiel. Nie Siódmego.
- We czterech si nie omiel?
- Ale który ruszy pierwszy? - chopiec zachichota. - Naprzód! Idziemy!
Wallie doczy do grupy pielgrzymów zoonej z szeciu mczyzn i dwóch kobiet , jeden Pity, czterej Czwarci i trzej Trzeci.
Przeszli spokojnie plac, podczas gdy on ostronie zerka spod oka na straników
i próbowa zignorowa ukucia lku. Gdy dotarli do arkady, stranicy spojrzeli na pielgrzymów i jeden rzuci ordynarny komentarz na temat ciarnej kobiety , ale ich wzrok nawet nie musn Wallie'ego, który wkroczy niewyzwany na tereny wityni.
- Miae racj, May - powiedzia. Potem rozejrza si zaskoczony dookoa. Chopiec znikn. By zdany tylko na siebie. Wallie szed za pielgrzymami wdrujcymi bez popiechu gadko wybrukowan drog . By zachwycony odmian; z ndznego miasta przeszed do rozlegego parku o aksamitnych trawnikach i precyzyjnie wytyczonych rabatach kwiatów pod wysokimi, cienistymi drzewami.
Rolinno, tak jak konie, wydawaa si podobna do ziemskiej, ale nie cakiem. Nie by botanikiem i nie móg stwierdzi, co dokadnie w tym wszystkim jest nie w porzdku. Krzaki podobne do boungawilli pony oranem i purpur obok szkaratnych hibiskusów. Podobne do kolumn palmy wznosiy si, by pieci indygowe niebo. Widzia, skryte w dali za akacjami i drzewami eukaliptusowymi cudowne budynki, kilka z nich wygldao na bursy, ale niektóre z tych domów miay marmurowe fasady. Tam mieszkaa witynna elita, puszc si sw potg wobec ubóstwa miasta, houbiona przez niewolników, jako e dostrzega wielu maych brzowych ludzi w czarnych przepaskach biodrowych kopicych ziemi, koszcych trawniki i noszcych pakunki. Ogarno go obrzydzenie na t niesprawiedliwo i stwierdzi, e ma coraz wicej i wicej trudnoci z zapamitaniem, e to wszystko to tylko wytwór jego wasnej podwiadomoci.
Dwie stare kobiety w bkitnych jedwabnych szatach przerway na jego widok rozmow i stany zaskoczone. Gdy przechodzi obok nich, pooy pi na sercu, ale to wydao si tylko powiksza ich zaskoczenie. Prawie na pewno byy kapankami i najwyraniej widziay go. Wic jednak rozejdzie si wie, e przyby szermierz siódmego stopnia. Czy to ma jakie znaczenie? Niespokojnie zareagowa tak, jakby miao. Przypieszy kroku i wyprzedzi pielgrzymów, syszc, gdy ich mija, niespokojne krzyki.
Droga prowadzia go pomidzy drzewami, okrajc budynki i przecinajc trawniki. Krzyujce si z ni cieki byy najwyraniej mniej wane. Tereny wityni znacznie przewyszay obszar samego miasta, a haas wodospadu by tu goniejszy.
Nagle droga zakrcia ostro i znalaz si u celu. Przed nim rozciga si wielki podwórzec, podobny do pasa startowego lotniska. Po prawej stronie, na obrzeu, roso kilka drzew i wida byo rozlegy, nieruchomy staw, prawie jezioro. Po lewej stronie znajdowaa si witynia. Przez ca szeroko jej frontonu przebiegay szeregi wysokich stopni, uwieczonych siedmioma ogromnymi arkadami, nad którymi wznosiy si zote iglice. Pomyla, e jest prawdopodobnie wiksza ni jakikolwiek koció czy nawet katedra na Ziemi, e jest wielka jak siedem poczonych bokami hangarów dla sterowców. Pielgrzymi kierowali si w gór schodów, przy ich szczycie rozchodzc si na boki, niby bbelki gazu unoszce si w szklance.
Maszerowa prosto przez podwórze dopóki nie znalaz si na równi z centraln arkad, wtedy skrci i ruszy w kierunku schodów, niepewny, czy robi to dlatego, e jest Siódmym, a to wydaje si waciwe dla Siódmego, czy - poniewa bya to jego osobista iluzja - powinien posuy si wasn wyjtkowoci.
Gdy szed, zauway, e wszyscy stoczeni na szczycie schodów pielgrzymi klcz, wpatrujc si w wityni. On nie zamierza klka, ale nie by pewny, co chce zrobi. Zapa jakiego kapana i poprosi moe o spotkanie z panem Honakur? Chopczyk ostrzega, e prowadzi go w puapk. Jednak w wityni chyba nie powinna zagraa mu naga mier.
By prawie przy schodach, gdy zacz bi dzwon, basowo, jak na alarm, zaguszajc oskot wodospadu. Pielgrzymi wstali, jak na komend i odwrócili si. Jeszcze wicej ludzi wybiego ze wityni. W pierwszej chwili pomyla, e
wszyscy patrz na niego i to podnioso go na duchu, poniewa by to ten rodzaj rzeczy niemoliwych, które zdarzaj si w snach ale szybko zobaczy, e nie on by atrakcj - nie jego pokazywano rkami.
Zatrzyma si i równie odwróci. Widok by efektowny podwórzec, jezioro i, na wprost, kanion prowadzcy do obramowanej tcz biaej ciany wodospadu. Pomyla przelotnie, jak poruszony byby Neddy, gdyby to zobaczy - Neddy lubi wodospady.
aowa, e nie ma aparatu fotograficznego. Wallie Smith przez cae swoje ycie nosi okulary, ale teraz dostrzega wszystkie szczegóy krajobrazu. To równie byo typowe dla snu. Tylko dlaczego pikny widok wywoywa wielkie podniecenie? Moe kto przepywa przez wodospad w beczce?
Nie cakiem.
W poowie wysokoci wodospadu z fasady urwiska wysuwa si skalny jzyk, tworzcy poronit zieleni pók i zaskakujco bystry wzrok Wallie'ego pomóg mu dostrzec na niej ludzi. Gdy patrzy, jeden z nich wylecia w powietrze. Z pocztku spada wolno, ale stopniowo nabiera prdkoci, dopóki nie znikn w dole w wodnym pyle...
Czy zosta zoony w ofierze?
Dzwon nie przestawa dzwoni.
Na dole, na brzegu, zebraa si grupa mczyzn i kobiet. Nastpne ciao wyleciao ze skay. Rzeka przyniesie je w dó, do sadzawki, jako e zobaczy tam zawirowanie nurtu.
I pierwsze ju tam przybyo, pync twarz w dó i obracajc si powoli. Obserwatorzy na play pobiegli po kamykach z dugimi drgami, wyranie nie majc ochoty na zamoczenie stóp. Ciao wymkno si im, wyszo poza zasig i zostao uniesione przez Rzek, mijajc podwórzec i wityni. Zbliyo si drugie. Zostao wycignite dla zbadania, a nastpnie wrzucone z powrotem, w sposób oczywisty martwe.
Razem wziwszy, podczas gdy Wallie patrzy, zostao popenionych pi morderstw i adna z ofiar nie przeya. Wszystkie pi cia uniosa dalej Rzeka. Osoby, które pozostay na zielonej skalnej póce, ustawiy si w szyku i odmaszeroway poza zasig wzroku, z pewnoci byli to szermierze. Miy zawód sobie wybrae, Wallie Smith. Czu obrzydzenie. Najpierw niewolnictwo, a teraz ofiary z ludzi!
Czy nie móg sobie wyfantazjowa wiata lepszego ni ten? Jednak dylemat pozostawa - jeli ten wiat by realny , wtedy nie mia sposobu na wyjanienie, jak do niego przyby, nie byo to zgodne ani z jego kryteriami, ani te z kryteriami tego wanie wiata, gdy Honakura i Jja byli tak samo zbici z tropu jak on. Ofiary z ludzi czy nie, móg tylko nie przestawa wierzy, e to wszystko ma miejsce wewntrz jego palonego gorczk i zainfekowanego mózgu.
Ruszy w gór schodów tak szybko, jak tylko móg. Pielgrzymi znów czekali na kolanach, odwróceni od niego plecami. Wkrótce zobaczy puap wityni. Nie byo tu adnych wewntrznych filarów. Tylko pojedyncza, ogromna hala, niewiarygodna budowla. Co takiego nie mogo istnie naprawd. Gdy zbliy si do szczytu schodów, zobaczy na kocu sali posg. To wic byo jego przeznaczenie?
Móg i i pogada z bogini o jej wiecie i zaproponowa kilka ulepsze.
Przeszed pomidzy grupkami klczcych pielgrzymów. Dwaj szermierze w brzowych kitlach poderwali si zaskoczeni na jego widok i dobyli swoich mieczy, eby go pozdrowi. Zignorowa ich, wkraczajc pod arkad do nawy i maszerujc zdecydowanie w kierunku posgu na drugim kocu, zwyczajnie zachwycajc si ogromem tego miejsca.
Wielkie okna z zabrudzonego szka byy jasne, pokryte skomplikowanymi arabeskami z kwiatów, rolin, zwierzt, ptaków i ryb w barwach paajcych czerwieni, bkitów i zieleni. Wecie wszystkie najwiksze kocioy, witynie i meczety Ziemi i poczcie w jedno...
Kroczcy powolutku kapani i pielgrzymi, w miar jak ich mija, spogldali za nim ze zgroz. Wie z pewnoci ju si rozesza i zobaczymy, kto na ni zareaguje - may stary Honakura czy ciemna posta o zej opinii, Hardduju.
Rozmiar wityni dyktoway rozmiary posgu. Tyle tylko, e to nie by posg. To bya naturalna formacja skalna, stokowaty sup jakiego niebieskawego kamienia, metamorficznego, jak przypuszcza, chocia na temat geologii wiedzia niewiele wicej ni na temat botaniki. Ten gaz przypomina do zudzenia siedzc, odzian w szat kobiet z twarz bez wyrazu, zwrócon w stron wodospadu, ale adne ludzkie narzdzie go nie dotykao. Posgowi brakowao symetrii. Wic zoeni w ofierze nieszcznicy umierali dla uczczenia odkrywki skalnej, czy tak? Piciu na dzie - jeli dzisiejszy dzie by typowy i jeli ten pokaz by wydarzeniem-codziennym - razy dwadziecia siedem tysicy lat... potrzebowa kieszonkowego kalkulatora... ile jest dni w roku na tym wiecie?
Dotar do otaczajcego bogini srebrnego podium i za trzyma si. Klczcy wierni spojrzeli na niego niespokojnie, a kapani drgnli. Symbolem kapastwa byy faliste linie.
Skalna brya robia wraenie, ale widok podium wywoywa niesmak. Wokó jego obrzea stay zote misy pene monet - troch zotych czy srebrnych, ale gównie miedzianych - przypuszczalnie datków. To móg zrozumie i wybaczy, ale za misami leaa kupa innych skarbów : kubków , klejnotów, kotów, rzeb, sztyletów i nawet mieczy, wszystkie rodzaje cennych sprztów leay w lnieniu byszczcego metalu i blasku oszlifowanych drogich kamieni, koci soniowej i skóry, wypolerowanego drewna i jasnych tkanin. Te w gbi poszarzay. Najpierw pokryy si zieleni mied i brz, potem srebro poczerniao, a ko soniowa po-
óka, a przy samej podstawie, gdzie tkaniny, skóra i drewno zbutwiay cakiem, nawet zoto i kryszta pokry kurz. Bogactwo wieków leao tu zwalone jak sterta mieci.
Wallie wpatrywa si w to z oczywistym niedowierzaniem. Wszystkie bogactwa faraonów, szachów, radów i synów niebios nie mogy si z tym równa. Okup Atahualpy by przy tym znikomy ... Najpierw ta orgia ostatniej nocy, a teraz nieprzeliczone bogactwo! Jeli ju, musisz mie halucynacje, niech to bd halucynacje NA WIELK SKAL!
I pomyla o ndzarzach , o godzie i cierpieniach, które mogy zosta ukojone drobn czstk tego...
Przez jaki czas sta zaszokowany. Gdy rozejrza si wokó siebie, okazao si, e by otorbiony - zapiecztowany i objty kwarantann - przez pókole kapanów i kapanek, modych i starych, w stopniach od Trzeciego do Siódmego , milczcych, gronych, uraonych. Z tyu nadchodzili inni, eby wzmocni kordon i w tumie nie dostrzeg ani jednego przyjaznego oka. Co teraz zrobi? Czy to ma znaczenie?
Potem barykada otwara si, by przepuci drobn posta Honakury, zadyszanego i zmartwionego, malutkiego w swej bkitnej, satynowej szacie, z intrygujco pomarszczon twarz kontrastujc z gadk brzow ysin. Jego oczy szukay oczu Wallie'ego, bez wtpienia pragn odkry, kto przyby : Shonsu czy Wallie Smith.
- Musisz uklkn, wadco - powiedzia. To zamao zaklcie.
- Uklkn? - rykn Wallie. - Nie zamierzam klka przed adn bry skay! Widziaem, co dziao si przy tym wodospadzie. Jeste maym, morderczym potworem, a twoja bogini to oszustwo!
Tum zasycza jak kbowisko wy i zacz wykonywa rkami faliste ruchy. Honakura wycofa si z wyrazem zmieszania na twarzy.
Wallie otworzy usta, eby powiedzie co wicej i zamkn je z powrotem. To nie ma sensu. Nie chcia przecie zaczyna religijnej rewolucji, przynajmniej nie tutaj. Wtedy tum jeszcze raz si rozstpi, tym razem, eby przepuci stra wityni.
Odziany w rubiny i fantazyjny niebieski kilt grubas na czele musia by tym Hardduju. Na jego ordynarnej, noszcej lady rozpusty twarzy, zwróconej ku Wallie'emu malowa si wyraz rozbawienia i zadowolonej pogardy. Za nim szo trzech muskularnych Czwartych, odzianych na pomaraczowo i umiechajcych si ponuro. Kapani wycofali si rozszerzajc kordon, podczas gdy sdzia umiecha si wymuszenie, wyranie oczekujc na co. Widocznie Wallie'emu mia przypa obowizek odezwania si.
Nie wiedzia, co powiedzie, wic nie powiedzia nic. Rkoje jego miecza zelizna si gdzie poza jego lewe rami.
Wyraz zadowolenia na twarzy Hardduju pogbi si. Potem sdzia bysn swym mieczem z robic wraenie szybkoci i zrcznie, ze wistem, wywin nim w skomplikowanym rytuale .
- Jestem Hardduju, szermierz siódmego stopnia , sdzia wityni Bogini w Hann, i skadam dziki Najwyszej za stworzenie mi tej okazji do zapewnienia Jej Majestatu, e powodzenie i szczcie Pani bd zawsze moim pragnieniem i treci moich modlitw.
Wbi miecz z powrotem do pochwy i czeka.
Zanim Wallie zdoa pomyle o jakiejkolwiek odpowiedzi, may Honakura wystpi o krok naprzód i wskaza na niego kruchym ramieniem:
- Wadco sdzio! - warkn. - Usu tego blunierc!
Hardduju spojrza w dó na Honakur i rozemia si z uniesieniem:
- Zrobi co lepszego, wity - gestem przywoa swych ludzi. - Powiadamiam, e ten czowiek jest oszustem. Aresztowa go.
Wallie cofn si, eby mie podium za sob, wiedzc, e bdzie to skuteczn oson. Trzech modych osików umiechno si wyczekujco, a potem ruszyo ostronie , rozchodzc si, eby podej do niego z rónych stron.
Prawdopodobnie aden nie by modszy ani silniejszy od niego, ale umieli liczy.
Jeli dobdzie miecza, padnie trupem, tego by pewny, a wydawao si, e oni nie zamierzaj dobywa broni, dopóki on tego nie zrobi. Chcieli wzi go ywcem, to znaczy, e czekao go co gorszego od mierci. Sign niezdarnie po swój miecz, a oni rzucili si na niego, równoczenie i bez wahania.
Odparowa jeden cios lew rk, poczu, e jego prawa zostaa pochwycona przez dwie rce. Wymierzy w bok desperacki cios gow, a wtedy otrzyma niezawodny, odwieczny, decydujcy cios butem w krocze.
A to miao znaczenie. To znaczyo bardzo duo.
KSIGA DRUGA
Jak szermierz otrzyma³ miecz
Wizienie przy wityni byo dugie, wskie i bardzo, bardzo wilgotne. Wallie'emu, gdy tylko odzyska zmysy na tyle, eby si mu przyjrze, wydao si ono podobne do czego poredniego pomidzy otwartym ciekiem a oprónionym basenem pywackim. Drewniany , dach by w znacznej czci spróchniay, pozostaa z niego kratownica, z której zwisay dugie pasma mchu, ciemne na tle bkitnej jasnoci. Kamienie, zarówno podogi, jak i cian, pokrywa brzowy i ótozielony luz. Po obu stronach pomieszczenia znajdoway si zardzewiae kraty, ale schody nie byy zablokowane. Zrczny czowiek mógby wydosta si na zewntrz przez dach.
Nie przypomina sobie wiele z wasnego przybycia, ale obejrza procedur póniej, gdy sprowadzano innych. Jeli wizie nie by nieprzytomny albo wystarczajco posuszny, doprowadzano go do jednego lub drugiego stanu, potem rozbierano i ukadano na pododze . Nastpnie na jego nogach stawiano wielk kamienn pyt która wizia kostki w wyciciach, wyobionych w podstawie
kamienia.
I to wszystko.
Par godzin potrwao, zanim odzyska siy na tyle, eby usi, potuczony, spuchnity, obolay na caym ciele, pokryty wymiocinami i zakrzep krwi. Jzykiem sprawdza stan uzbienia. Zamieniby wszystkie skarby wityni na szklank wody. Zapuchnitymi oczami widzia niewyranie szereg siedzcych ludzi, wszystkich uwizionych nisk cian pyt, która przebiegaa przez rodek pomieszczenia. Wraz z nim byo ich piciu, a on siedzia na kocu szeregu.
Jego ssiad umiechn si nerwowo, a potem spróbowa wykona pozdrowienie wobec wyszego tak dobrze, jak tylko móg w pozycji siedzcej, przedstawiajc si jako Innulari, uzdrawiacz pitego stopnia. Wallie potrzebowa paru minut na zebranie myli.
- Jestem Shonsu, szermierz siódmego stopnia, wadco - powiedzia. - auj, e nie mog da ci formalnej odpowiedzi, ale mam taki zamt w mylach, e nie mog przypomnie sobie sów.
Uzdrawiacz by niskim, pkatym czowiekiem, a jego sflaczao zostaa odsonita dziki nagoci. Mia mikkie, 7prawie kobiece piersi, a wosy na bokach gowy lepiy mu si do czaszki. Wyglda obrzydliwie, ale tu wszyscy tak
wygldali, a Wallie zapewne najgorzej.
Uzdrawiacz umiechn si z trudem.
- Och, nie moesz mówi do mnie per "wadco". Waciw form zwracania si do Pitego jest "mistrz".
Pi zbów na pewno - ponuro upewni si Wallie.
- Przepraszam, mistrzu Innulari. yczybym sobie ebym móg skorzysta z twoich umiejtnoci zawodowych, ale obawiam si, i w tym momencie nie mam pienidzy.
May grubas przyjrza mu si z zainteresowaniem.
- Zrób tak - powiedzia, poruszajc ramieniem. - Teraz tak...
Wallie posucha, starajc si powtórzy ruchy, mimo nóg przygwodonych do podogi. Kade poruszenie sprawiao mu ból.
- Chyba masz zamane kilka eber - stwierdzi z satysfakcj uzdrawiacz. - Nie stracie wiele krwi, wic obraenia wewntrzne nie s powane. Najwyraniej bya to robota ekspertów, gdy kiedy ci zobaczyem, spodziewaem si najgorszego.
Wallie wróci mylami do instrukcji, których Hardduju udzieli swoim zbirom, zanim zaczo si bicie.
- Powiedziano im, eby nie obniyli za bardzo mojej wartoci - wyjani. - Sdzia spodziewa si dosta za mnie pi sztuk zota.
- Powiadomienie? - zapyta wstrznity Innulari. - Och, bagam o wybaczenie, wadco, to nie moja sprawa.
Wallie ze znueniem wyjani tak dobrze, jak potrafi, e poprzedniego dnia otrzyma uderzenie w gow i straci pami. Dlatego wic nie potrafi udzieli prawidowej odpowiedzi na powitanie sdziego.
- Wic on pomyla, e jeste oszustem! - czowieczek patrzy na niego z sympati, zaszokowany. Najwyraniej czu si tak uhonorowany ssiedztwem Siódmego, e wrcz niechtnie zdradzi si z takim przypuszczeniem. - To
oczywicie powana sprawa. Jako e on by tym, który zoy na ciebie powiadomienie, to on otrzyma niewolnika, sam rozumiesz.
Wallie kiwn gow i poaowa tego.
- Co oni zrobi z moimi twarzoznakami?
- Rozpalone elazo - wyjani ochoczo Innulari. - Prawdopodobnie uyj go te, eby ci zrobi prg niewolnicz i zaoszczdzi na kosztach wykonania jej fachowo.
Wspaniale.
W tym momencie dwóch ludzi obok Innulariego rozpoczo bójk, mócc si nawzajem jedn rk i wywrzaskujc przeklestwa. Po chwili chopico wygldajcy szermierz drugiego stopnia zbieg po schodach. Mczyni wrzasnli jeden po drugim i ucichli. Wtedy szermierz rzeko wybieg.
- Jak on to zrobi? - zapyta zaskoczony Wallie.
- Kopn ich w stopy - Innulari z aprobat rozejrza si po wizieniu. - Cay system jest jak najbardziej skuteczny. Nie próbuj poruszy pyty. Prawdopodobnie zdoaby j przewróci, ale wtedy ona upadnie na twoje stopy i zmiady je.
Wallie znów si pooy, to bya jedyna osigalna dla niego pozycja i zaciekawi si, dlaczego podoga jest tak mokra. Smród panowa nawet gorszy ni w miecie. Pomyla o tajemniczym Maym i jego uwadze o skosztowaniu pieka... W jaki sposób chopczyk wydawa si rozsdniejszy ni ktokolwiek czy cokolwiek innego w tym szalestwie, ale z drugiej strony jeszcze mniej wiarygodny. Ta sztuczka z paciorkami, potem...
Uzdrawiacz te si pooy. Najwyraniej by urodzonym gadu, stwierdzi Wallie. Ale móg te sta si wartociowym ródem informacji.
- Twoja reakcja na uderzenie w gow jest bardzo interesujca, wadco. Nigdy przedtem nie spotkaem takich objawów, ale s one wspomniane w jednej z naszych sutr - skrzywi si z dezaprobat. - Dziwi mnie, e nie pozwolili kapanom spróbowa egzorcyzmu, jako e istnieje wybór terapii. Najwyraniej demon uzyska dostp!
- Problem jest chyba powaniejszy - westchn Wallie i wyjani sytuacj. Próbowa przypomnie sobie kótni,
która miaa miejsce po wywleczeniu go z gównej nawy do pokoju na zapleczu. Kiedy Hardduju roci sobie prawo do oszusta jako do niewolnika, Honakura upiera si, e ten jest blunierc, a inni - to chyba byli kapani - twierdzili, e przemawiay demony. Odniós wraenie, e tam, nad jego dyszc, obrzygan osob, odbyo si starcie potg. Teraz spróbowa to wyjani.
Uzdrawiacz uzna to za wan cz witynnych plotek. Jeli egzorcyzm witego Honakury zawiód, to starzec zosta odrzucony przez Bogini i straci twarz. To mogo oznacza powane przesunicie we wpywach, powiedzia.
- No, przynajmniej nie próbowali wezwa uzdrawiacza - powiedzia Innulari. - Wiem, e ja nie przyjbym twojego przypadku, bez urazy, wadco.
- Dlaczego nie? - spyta Wallie zaciekawiony pomimo swej obolaoci.
- Poniewa rokowania nie budz nadziei, to oczywiste - machn pulchn rk w stron szkieletu dachu i olizgych cian. - To wanie sprowadzio mnie tutaj. Odmówiem przyjcia przypadku, ale rodzina miaa pienidze i cigle podnosia ofert. W kocu zakomiem si, niech Ona mi to wybaczy!
Wallie z oywieniem odwróci gow.
- To znaczy, e uzdrawiacz, któremu umrze pacjent, idzie do wizienia?
- Jeli krewni maj wpywy - westchn Innulari. - Okazaem si, chciwy. Ale to by pomys mojej ony, wic teraz musi sobie radzi najlepiej, jak potrafi.
- Jak dugo pozostaniesz tutaj?
Pomimo panujcego upau grubasek zadygota.
- Och, spodziewam si, e pójd jutro. Jestem tu od trzech dni. Sd witynny zwykle szybciej podejmuje decyzj.
- Dokd pójdziesz?
- Oczywicie na Ska Sdu.
Wallie znowu dwign si w gór i spojrza na szereg nagich ludzi. Nie byo wród nich adnej piknej dziewicy. Nie s to wic ofiary z ludzi, ale skazacy. Czy ci, których widzia wtrcanych do wodospadu, byli przestpcami? Przewanie, powiedzia uzdrawiacz. Albo niewolnikami, którzy przestali by ju uyteczni. A czasami obywatele dobrowolnie udawali si do Bogini - ciko chorzy albo starzy.
- Jak wielu wraca ywych? - zapyta w zamyleniu Wallie.
- Gdzie tak co pidziesity, jak przypuszczam - powiedzia uzdrawiacz. - Tylko raz na dwa albo trzy tygodnie. Wikszo zostaje przez Ni ukarana surowo .
Nastpnie wyjani, e karanie polega na kaleczeniu i obijaniu o skay - to, eby kto wróci nie tknity, zdarzao si naprawd bardzo rzadko. W kadym razie uzdrawiacz wydawa si peen otuchy wobec wasnych widoków, przekonany, e skpstwo, którego si dopuci, byo pomniejszym grzechem. Wallie nie potrafi zdecydowa, czy czowieczek nadrabia min, czy rzeczywicie w to wierzy .
Póniej, w cigu dnia, pod nastpn pyt zosta sprowadzony i przygwodony mody niewolnik. Z przeraeniem obejrza twarzoznaki Wallie'ego i zalkniony nie odezwa si. Wallie ostatecznie uzna, e jest on skoczonym idiot.
Dzie cign si w bólu, gorcu i w wiecznie narastajcym, w miar jak winiowie brudzili pod siebie, smrodzie, a soce zamieniao wilgotn cel w saun.
Gruby Innulari papla bezsensownie, wstrznity spotkaniem z Siódmym, nalegajc, e opowie szczegóowo histori swojego ycia i opisze swoje dzieci. Ostatecznie wróci do tematu sdu, witynnego. Sdzona osoba nie pojawiaa si przed nim - Wallie uzna to za zadziwiajcy pomys - i zwykle dowiadywaa o wyroku, gdy wyprowadzano j na egzekucj. Uniewinnienia te si zdarzaj, doda.
- Oczywicie, trudno si tego spodziewa w twoim przypadku, wadco - powiedzia - poniewa kilku czonków sdu, podobnie jak najwitszy Honakura, byo obecnych na miejscu przestpstwa. - Przerwa, a potem doda w zamyleniu: - Chocia ciekawe, jaki okae si ich werdykt : demon, oszust czy blunierca.
- Nie mog si wprost doczeka - powiedzia Wallie. Jednak gdyby mia wybór, wolaby przej przez nastpny egzorcyzm - jeli mogli wyegzorcyzmowa go do tego domu wariatów, to moe mogliby równie z niego wyegzorcyzmowa. Ale wkrótce z pewnych uwag Innulariego dowiedzia si, e powtórny egzorcyzm jest bardzo mao prawdopodobny. Uparte demony odsyano zwykle Bogini.
Stranicy przyprowadzili kobiet. Posusznie rozebraa si, usiada i zostaa przygwodona w dybach jako nastpna po obwisoszczkim chopcu-niewolniku. Bya w rednim wieku, siwiejca sflaczaa i miaa obwis skór, ale chopiec odwróci si eby si w ni wpatrywa i pozosta w tej pozycji przez reszt dnia.
To z pewnoci nie by problem Wallie'ego - moe ju nigdy wicej. Rozwaa dalej spraw zakosztowania pieka, o której wspomnia chopczyk.
Czy bya to groba, przepowiednia czy trafne przypuszczenie? Jeli niebiosa ordynarnie zdefiniowa jako seksualn ekstaz w podbrzuszu mczyzny, to jego pieko zaczo si wanie od bólu nie do wytrzymania w tym samym miejscu.
Postulat pierwszy: cay ten ból by realny. Seks mona sobie wyobrazi, ale nie to. Wniosek: ten wiat jest realny.
Mona to wyjani, stwierdzi, wyjani na trzy sposoby. Pierwszym byo zapalenie mózgu Wallie'ego Smitha, z którego wynikao , e cay wiat jest delirium. W miar upywu czasu to wytumaczenie wydawao si coraz mniej przekonujce.
Drugim by uraz gowy Shonsu - on by Shonsu, a Wallie Smith - iluzj. Lea na twardych, mokrych kamieniach i przez dugi czas rozwaa ten pomys, a jego zapuchnite oczy mruyy si w sonecznym wietle. Do tego te nie móg si przekona. Zbyt dobrze pamita ycie Wallie'ego Smitha. Na przykad potrafi przypomnie sobie tysice terminów technicznych, chocia kiedy próbowa je wymówi, nie wydobywa z siebie niczego oprócz stkni. Móg sobie przypomnie dziecistwo, przyjació i nauk. Polityk. Muzyk. Sporty. Ziemia nie godzia si umrze dla niego.
Pozostawao wic trzecie wyjanienie; obydwa wiaty byy realne, a on znajdowa si w niewaciwym.
Nadszed zachód soca i od kraty na jednym kocu celi dolecia nagy grzechoczcy haas.
- Pora czyszczenia! - oznajmi Innulari, a w jego gosie dwiczao zadowolenie. - I picia, którego bye spragniony , wadco.
Woda zacza napywa do celi. Zanim dotara do Wallie'ego, mina piciu ludzi i niesione przez ni nieczystoci wywoay w nim wymioty - z bolesnymi konsekwencjami dla jego potuczonych mini brzucha - ale wkrótce staa
si wzgldnie czysta i przyjemnie chodna. Winiowie leeli w niej, pluskali si, miali... i pili j. Odbywajce si dwa razy dziennie czyszczenie byo jedyn moliwoci otrzymania wody w wizieniu, zapewni go Innulari.
Sd skazuje ci na tygodniow dyzenteri amebiczn i dwa tygodnie próbnej posocznicy. To szybko zaatwia twoj spraw.
Kiedy woda odpyna przez drug krat, zosta przyniesiony koszyk z wieczornym posikiem - odpadki, przewanie spleniae owoce, kawaki zatchej skórki od chleba ochapy misa, którego Wallie nie dotknby, nawet gdyby zby trzymay si mu mocno w szczkach. Zanim koszyk dotar do niego, znikno wszystko, co lepsze. Tydzie w tej celi by wyrokiem mierci.
Potem soce znikno z tropikaln szybkoci i wiolonczelowy chór much ustpi miejsca zmasowanym skrzypcowym tonom komarów. Niezmienny optymizm Innulariego zdawa si równie zanika i uzdrawiacz pogry si w mylach. Wallie skierowa rozmow na wierzenia religijne ssiada i usysza t sam prost opowie o reinkarnacji, jak usysza od niewolnicy.
- Przecie to oczywiste - stwierdzi uzdrawiacz, a jego gos brzmia tak, jakby równie mocno próbowa przekona siebie, co Wallie'ego. - Rzeka jest Bogini. Jak Rzeka pynie od miasta do miasta, tak samo nasze dusze pyn od ycia do ycia.
- Nie moesz przypomnie sobie poprzednich ywotów, prawda? - Wallie pozosta sceptyczny. - Co to jest dusza, jeli nie twoim umysem?
- Czym cakiem innym - upiera si czowieczek. - Miasta s ywotami, a Rzeka jest dusz. To alegoria, która nas prowadzi. Podobnie jest z paciorkami na sznurkach.
- O, do diaba! - powiedzia cicho Wallie. Ucich. Nie moesz przesun miasta nad rzek, ale moesz rozwiza sznurek, poprzestawia paciorki dookoa, a potem znów zawiza sznurek.
Soneczne wiato zgaso i niebo ponad nim wypenio niewiarygodne pikno piercienia, wstg srebrnego wiata, które sprawiay, e zwyky ksiyc wydawa si tak banalny jak arówka. Pomyla o wspaniaoci wodospadu, który nazwali Sdem. To by bardzo pikny wiat. Cho obraenia go bolay, móg troch spa. Skurcze nóg byy wspólnym udziaem wszystkich winiów, wicej tu syszao si jków ni chrapania. System piercieni, który niewolnica nazwaa bogiem marze, stanowi dobry miernik czasu. Ciemna luka oznaczajca cie planety podniosa si na wschodzie zaraz po zajciu soca i przemieszczaa si przez niebo. O pónocy zobaczy, e wyznacza ona dwie równe arkady.
Nadszed nastpny dzie, a on jeszcze nie obudzi si w realnoci.
wit wsta pogodny, obiecujc dzie równie pikny jak poprzedni. Uzdrawiacz Innulari wydawa si rozczarowany i wreszcie wyzna, e w bardzo deszczowe dni, kiedy Bogini nie moe zobaczy Sdu, nie ma egzekucji. Czyszczenie nadeszo i mino. Winiowie wiercili si w niespokojnej ciszy; wymieniajc nerwowe szepty.
Wtedy dwóch kapanów, trzech szermierzy i czterech niewolników zeszo ze stukotem na dó. Gdy uderzya w nich fala smrodu, wszyscy jak jeden m skrzywili si .
- Innulari, uzdrawiacz pitego stopnia, za niedbalstwo...
- Kinaragu, ciela trzeciego stopnia, za kradzie..:
- Narrin, niewolnik, za krnbrno.
Gdy kapan wywoywa kolejne imi, szermierz wskazywa wywoanego. Niewolnicy podnosili pyt. Kady wrzeszcza z bólu, kiedy musia wyprostowa zesztywniae nogi i kady po kolei by wywlekany na gór. W ten sposób najblisi ssiedzi Wallie'ego i kolejny mczyzna w szeregu zostali zabrani na egzekucj. Oddzia mierci odszed. Wtedy znów przysano koszyk z owocami.
Wallie uwiadomi sobie, e zaczyna mu brakowa rozmownego Innulariego. W godzin czy dwie póniej usysza bicie dzwonu. Zastanowi si, czy nie powinien pomodli si za uzdrawiacza do jego bogini, ale nie zrobi tego. Pónym rankiem przyprowadzono kolejnych piciu ludzi. Chocia cigle byo jeszcze miejsce dla wielu, pomieszczenie nagle wydao si zatoczone. Wallie otrzyma dwóch nowych ssiadów, którzy ucieszyli si, widzc szermierza siódmego stopnia w wizieniu. Gdy próbowa podj rozmow, drwili z niego i odpowiadali wyzwiskami. By wyczerpany bólem i brakiem snu, ale jeli tylko udao mu si zdrzemn, oni sigali do niego i szczypali zoliwie.
Nagle zapada cisza. Wallie spojrza w gór i zobaczy sdziego, przygldajcego si mu z zadowolon pogard zza bezpiecznej ciany pyt. W obu rkach sdzia trzyma bambusow trzcin, wyginajc j w zamyleniu i nie byo tu wtpliwoci, kogo sobie zaplanowa jako ofiar. Pierwsz decyzj Wallie'ego byo, e nie pokae po sobie strachu. To nie powinno by trudne, gdy jego twarz bya tak zapuchnita, e prawdopodobnie nie móg si na niej pojawi w ogóle aden wyraz. Czy powinien spróbowa wyjanie, czy raczej pozosta cicho ? Gdy to rozwaa, przesuchanie si zaczo.
- Jak brzmi pierwsza sutra? - zapyta Hardduju.
- Nie wiem - odpowiedzia spokojnie Wallie, mia nadziej, e spokojnie. - Ja... .
Zanim zdy powiedzie co wicej, sdzia smagn bambusem przez powierzchni lewej stopy Wallie'ego. Poczu przeszywajcy ból, odruchowo szarpn stop i otar jej grzbiet o kamie, zdzierajc skór. Hardduju uwanie przyglda si jego reakcji i wydawa si z niej zadowolony.
- Jak brzmi druga sutra?
Tym razem uderzy w praw stop.
Powróci do lewej stopy przy trzeciej sutrze. Ile ich jeszcze moe by? Po szóstej sutrze sadysta przesta pyta, tylko kontynuowa chost, patrzc z rozszerzajcym si umiechem i oczywistym podnieceniem na mk Wallie'ego, a jego twarz czerwieniaa coraz bardziej i promieniaa. Uderza raz w jedn stop, raz w drug, a czasem markowa uderzenie, eby zobaczy, jak stopa podryguje uderzajc o kamie w przewidywaniu bólu.
Wallie próbowa wyjania, ale go nie suchano. Próbowa milcze, dopóki krew przygryzionego jzyka nie wypenia mu ust. Próbowa wrzeszcze. Próbowa baga .
Paka.
Widocznie zemdla, poniewa nie przypomina sobie odejcia potwora. Prawdopodobnie by w szoku, poniewa reszta dnia mina dziwnie nie zapamitana - bya dugim, rozedrganym, chaotycznym piekem. Moe to si dobrze zoyo, e nie móg zobaczy swoich zniszczonych stóp, spoczywajcych w pomieniach, po drugiej stronie kamiennej pyty. Soce przesuwao si, cienie dachowej kratownicy przepezay po nim, a muchy przybyway, eby zbada jego rany. Ale ssiedzi nie podszczypywali go ju wicej i nie drwili z niego.
Wieczorny koszyk zosta posany wzdu szeregu, a on przesa go dalej, nie jedzc ani nie zwracajc na uwagi.
Soce zachodzio. Niebo ciemniao szybko, gdy Wallie poczu, e wyrywa si z wywoanego szokiem letargu. Podcign si do pozycji siedzcej i rozejrza. Wszyscy pozostali winiowie leeli be ruchu. Olizy pokój by wyciszony, parowa po ostatnim zalewie, peen cieni w gasncym wietle.
O pyt, która wizia kostki Wallie'ego, opiera si brzowy chopczyk. Nadal by nagi, nadal tak chudy, jakby zrobiony z patyków, nadal trzyma w jednej rce ulistnion gazk. Jego twarz pozbawiona bya wyrazu.
- No, czy to ma znaczenie? - zapyta.
- Tak, ma - powiedzia Wallie. To byy pierwsze sowa, które wypowiedzia po odejciu Hardduju. Jego stopy wydaway si bryami wrzeszczcego bólu, który zatopi wszystkie pozostae bóle i obraenia.
Chopczyk nie odzywa si przez chwil, przygldajc si uwanie winiowi, ale w kocu powiedzia:
- Sd wityni obraduje, panie Smith, rozwaajc pask spraw. Jaki werdykt chciaby pan usysze?
- Ja? - powiedzia Wallie. - Jak ja mog wpyn na werdykt sdu? - Czu si wyty ze wszystkich emocji, by zbyt obolay, eby czu nawet oburzenie.
Chopiec uniós brew.
- Wszystko to zdarzyo si wewntrz paskiej gowy, to wszystko jest paskim wyobraeniem. Pan sam to powiedzia. Czy nie moe pan podyktowa werdyktu?
- Nie uwaam, ebym móg wpyn na sd wityni - powiedzia Wallie - ...ale myl, e ty moesz.
- Aha! - powiedzia chopiec - Moe do czego dochodzimy. - Opar rce na pycie i podcign si siedzia, dyndajc nogami.
- Kim jeste? - zapyta czowiek.
- Maym - chopiec nie umiecha si.
- Przepraszam! - krzykn Wallie. - Nie wiedziaem! - Zerkn w obie strony wzdu szeregu winiów. aden nie drgn.
- Oni niczego nie zauwa - powiedzia chopiec. - Tylko ty. W porzdku, wrómy do wiary, dobrze?
Wallie potrzebowa chwili, eby zebra myli. Musi zrobi to dobrze albo umrze. Albo jeszcze gorzej.
- Wierz, e ten wiat jest prawdziwy. Ale Ziemia te jest prawdziwa.
Chopiec kiwn gow i czeka.
- To byy konie - powiedzia Wallie. - One s podobne do koni, ale nie cakiem. Zawsze wierzyem w ewolucj, nie w stworzenie, ale tutejsi ludzie s... ludmi. Oni nie nale do adnej z ziemskich ras, ale s ludmi. Dwa wiaty nie
mog kady z osobna wytworzy prawdziwych ludzi przez konwergentn ewolucj. Co w rodzaju podobnej niszy ekologicznej, ale nie a tak wiernej. Ptaki i nietoperze lataj, ale nie s takie same. Nosy i maowiny uszne? Nie s konieczne, ale ludzie te je maj. Tak e wbrew temu, co mówi wszystkie opowiadania fantastyczno-naukowe, inny wiat nie moe mie rozumnych dwunogów, które byyby nieodrónialne od homo sapiens...
Chopiec ziewn.
- Bogowie! - powiedzia szybko Wallie. - To robota bogów, czy tak? Celowo! Ukierunkowanie! To byo to, o co ci chodzio z paciorkami, prawda? "Wszystkie s takie same, a jednak kady jest troszeczk inny" - powiedziae. Istnieje wiele wiatów, wariacji na ten sam temat. Moe to kopie idealnego wiata.
- Bardzo dobrze! - Chopiec skin aprobujco. - Dalej.
- Wic bogini jest... jest Bogini. Ona przeniosa mnie tutaj.
- A kim jeste ty?
To byo wane pytanie i teraz ju Wallie uwaa, e wie.
- Jestem Wallie Smith i jestem Shonsu... Mam pami Wallie'ego Smitha i ciao Shonsu. Dusza... nie wiem nic o duszy.
- Wic tym si nie przejmuj - powiedzia chopiec. - A Hardduju? Co teraz czujesz, gdy mylisz o karze gównej?
- Nie powiedziaem, e nie wierz w...
- Ale tak mylae!
- Tak - przyzna Wallie. - Wydosta mnie std i daj mi zabi tego ajdaka, a zrobi wszystko, co tylko zechcesz, wszystko bez wyjtku.
- No, no! Zrobisz? - Chopiec potrzsn gow. - Pragnienie zemsty? To za mao!
- Ale ja teraz wierz w Bogini! - zaprotestowa Wallie zaamujcym si gosem. - Oka skruch. Bd si modli. Bd Jej suy, jeli Ona mi na to pozwoli. Bd szermierzem, jeli tego Ona chce. Zrobi wszystko!
- Ojej! - mrukn drwico chopiec. - Co za niespodziewana pobono! - Ucich, wpatrujc si w mczyzn bez mrugnicia okiem, a Wallie odniós bardzo dziwne wraenie, e jest odczytywany - tak jak supek bilansu jest odczytywany przez ksigowego, który przebiega wzdu niego wzrokiem a do podsumowania na dole. - To bardzo maa wiara, panie Smith.
- Jest wszystkim, co zdobyem - powiedzia Wallie. Zabrzmiao to prawie jak szloch.
- Jest rodzaj szczeliny zwtpienia w twojej niewierze. Bdziesz musia za to zapaci.
Poczu lk.
- Sd?
Chopiec wykrzywi si.
- Nie chcesz by niewolnikiem Hardduju, prawda? On w kocu by ci nie sprzeda - zbyt wiele radoci sprawiaoby mu trzymanie Siódmego skutego w piwnicy. A ma tyle wymylnych zabaw do wypróbowania! Wic raczej pójdziesz pod Sd, co? - Chopiec po raz pierwszy umiechn si, pokazujc swoj luk w uzbieniu. - Sztuczka polega na tym: jeli si opierasz, waln ci w gow i przerzuc przez krawd. Wtedy ldujesz na skaach. Ale jeli rozpdzisz si i skoczysz daleko, wtedy dostaniesz si na gbok wod. To jest test wiary.
- Nie zdoam pobiec na tych stopach - powiedzia Wallie. - Czy co z nich zostao?
Chopiec odwróci si szybko, eby spojrze na stopy Wallie'ego, a potem wzruszy ramionami.
- Tam, na Miejscu Miosierdzia, jest kaplica. Módl si o si do biegu. - W miar zanikania wiata chopiec zaczyna stawa si niedostrzegalny. - Powiedziaem ci najwaniejsze. miertelnik rzadko otrzymuje taki dar.
- Nie mam wiele praktyki w modlitwie - powiedzia pokornie Wallie - ale zrobi to jak najlepiej. Mylaem, eby pomodli si za Innulariego. Czy to by pomogo?
Chopiec rzuci mu dziwne spojrzenie.
- To nie pomogoby jemu, ale tobie tak - zamilk, a po chwili doda: - Bogowie nie s przede wszystkim dostarczycielami wiary. Mog podarowa wiar, ale wtedy bdziesz narzdziem, nie przedstawicielem . Usuga miertelnika nie ma wartoci, jeli nie zostanie dana dobrowolnie chodzi o woln wol. Rozumiesz? Ale gdy tylko ma si wiar, bogowie mog j powikszy. Jednak samemu trzeba znale iskr. Ja mog j rozdmucha. To wanie zrobi w podzice za dobr myl o uzdrawiaczu.
Zerwa li ze swojej gazki.
Wallie poczu si, jakby ognie szalejce w jego stopach zostay zalane lodowat wod. Ból zgas, nie tylko w stopach, ale w caym ciele.
- Do witu - powiedzia chopiec.
Wallie zacz bekota podzikowania, jkajc si z ulgi.
- Nie wiem nawet, jak zwraca si do ciebie - powiedzia.
- Na razie mów do mnie May - powiedzia chopiec, a jego umiech z luk w uzbieniu by ledwo widoczny w narastajcym wietle Boga Marze. - Duo czasu upyno od chwili, gdy spotkaem tak bezczelnego miertelnika. Rozbawie mnie. - jego oczy wydaway si lni w ciemnoci. - Kiedy grae w gr zwan szachami - czy wiesz, co si dzieje, kiedy pionek dociera do koca swojej linii?
Drwina bya oczywista, ale Wallie szybko zdawi oburzenie.
- Moe zosta przemieniony w kad figur z wyjtkiem króla, panie.
Chopiec zachichota.
- Dotare wic do koca swojej linii i ulege przemianie. Proste, prawda? Pamitaj, jutro skocz tak daleko, jak tylko bdziesz móg i znowu si spotkamy.
Potem pyta bya pusta.
Tak wic podczas swej drugiej nocy w wizieniu Wallie spa dobrze, ale nad ranem stwierdzi, e siedzi przy stole. To byo wspomnienie, scena z modoci, która powrócia tak wyranie, e móg czu zapach niedopaków papierosów i sysze jazz z radia w ssiednim pokoju... zielony ryps w ciemnoci i padajcy na niego snop wiata, karty do gry, popielniczki i szklanki. Bill siedzia po jego lewej stronie, Justin po prawej, a Jack wyszed na chwil.
On by rozgrywajcym w tej partii bryda, z kontr, z rekontr i po partii gra wariacki kontrakt w jednej z tych wariackich rozgrywek, gdy karty s rozdawane po kilka naraz. Atu byy trefle i mia jeszcze ostatni dwójk. Bill zagra pikiem do singlowego asa Wallie'ego na stole, którego usunie podsun. Justin dooy. To zmusioby Wallie'ego do zagrania z dziadka, a oni tylko na to czekali.
Przebi atutem wasnego asa, na gos powiedzia "up!" Potem móg zagra siedem dobrych kierów z rki. Przeciwnicy byli zmiadeni, zrzucali co popado, on gra dc koca. Sysza wasny wrzask triumfu... szlemik wylicytcwany, zrobiony, z rekontr, po partii, i rober. Sign po zapis. Czu go w palcach. Wtedy wszystko znikno i by z powrotem w wizieniu. Pierwszy blask witu zaczyna rozjania niebo na wschodzie.
Odkry, e wierzenie w bogów prowadzi do wierzenia w przesania. Kto wykona ze zagranie? Szachy i bryd... czy bogowie graj ludzkoci, eby skróci sobie wieczno?
Piki z brydowej talii pochodz od mieczy tarota - czy Bogini przebia swojego asa mieczy, Shonsu, atutem, Wallie'em Smithem, dwójk trefl, najnisz kart w talii?
Gdy si rozjanio, bóle wróciy. Ale to przepowiedzia chopczyk i Wallie móg uwierzy, e dzi zostanie zabrany z wizienia.
Tak powiedzia bóg .
Sd wityni mia duo pracy. Oddzia mierci zabra szeciu winiów, a pierwsz pozycj na licie by Shonsu, szermierz siódmego stopnia, optany przez demona. Jeli interpretacja Innulariego bya prawidowa, to stary Honakura przegra w próbie si.
Wallie zosta brutalnie wywleczony po schodach, przez pokój stray, po czym pozwolono mu pa bezwadnie na twarde, rozgrzane pyty pod palcym socem. Nie wrzasn. Lea przez chwil, walczc z wywoanymi przez bóle w stawach i potuczenia mdociami, mruc oczy w ostrym wietle. Potem z wysikiem usiad, podczas gdy inni wywlekani skomleli albo wrzeszczeli. Po jednym spojrzeniu na swoje stopy próbowa ju wicej na nie niepatrze.
Znajdowa si na skraju szerokiego podwórca, podobnego do placu defilad, nad którym upa wywoywa drenie powietrza. Za nim stao wizienie i móg sysze Rzek, pluszczc wesoo za budynkiem. Dwa boki podwórza okalay masywne budynki, a w oddali wznosiy si wielkie iglice wityni. Czwarta strona otwieraa si na niebiosa parku i zielonoci. Kapani odeszli, ich robota bya skoczona. Dowodzi nimi, wyranie znudzony szermierz czwartego stopnia. By kompetentny i byszczco elegancki, patrzc na skazaców postukiwa biczem o swój but.
- Macie dziesi minut na rozruszanie nóg - ogosi. - Potem pójdziecie przez plac i z powrotem. Albo popezniecie, jeli wolicie - gono strzeli z bicza.
Ubrany w óty kilt Drugi o modzieczej twarzy przeszed obok, rzucajc kademu ze skazaców czarn szmat do woenia. Gdy podszed do Wallie'ego, wzdrygn ,si i popatrzy na swego przywódc.
- Dla tego we lepiej wóz - powiedzia Czwarty.
- Jestem szermierzem - powiedzia gono Wallie. - Pójd - wzi przepask biodrow, rozerwa j na pó i zacz bandaowa jedn stop.
- Jeste ndznym oszustem - warkn Czwarty.
Wallie od drugiej szmaty oderwa wski pasek i zawiza wosy z tyu tak, e jego twarzoznaki stay si widoczne:
- To nie zgadza si z werdyktem sdu wityni, szermierzu.
Widocznie bya to niewaciwa forma zwrócenia si, bo mczyzna poczerwienia i gronie uniós bicz.
- miao - powiedzia Wallie. - Tak jak twój szef.
Mczyzna wpatrywa si w niego przez chwil, potem wzi od Drugiego jeszcze jedn szmat i rzuci Wallie'emu, eby ten móg si ubra.
Wallie nie by pewny, czy to bya bardzo sprytne, ale zadano od niego, by dowiód swojej wiary , a jedynym sposobem byo udowodnienie swej odwagi. Czy dowiedzie jej wobec bogów, czy wobec siebie, to miao niewielkie znaczenie.
Gdy przyszed czas przebycia placu, paru ludzi zaczo si czoga i oberwali biczem. Wallie szed. Szed bardzo powoli i przy kadym stpniciu sapa z bólu, ale przebrn ca drog tam i z powrotem. I trzyma gow prosto.
Potem caa szóstka zostaa skuta razem i poprowadzona wzdu rzeki, obok budynków, których nie móg do strzec przez zy, obok szybko pyncej, wzburzonej wody która moe ju wkrótce uniesie jego ciao, wokó stopnie wityni. Tam zatrzymali si na chwil, dopóki nie zjawia si kapanka, która wymamrotaa nad nimi bogosawiestwa.
Eskorta skadaa si z dziewiciu szermierzy i czterech niezdarnych niewolników. Wallie otrzyma honorowe miejsce na przedzie, a zwisajcy z jego szyi acuch by trzymany przez jednego z Drugich.
Kady krok by tortur. Nie wiedzia ani nie obchodzio go, jak wiele wody w jego oczach byo wpadajcym w nie potem, a jak wiele wypywajcymi z nich zami. Z trudem tylko uwiadamia sobie dug wdrówk przez park i wielk bram, ale gdy skuta grupa znalaza si niezbyt daleko od slumsów i zauków, usysza dziecicy gos, który wykrzycza:
- Patrzcie! Oni prowadz szermierza!
Przetar piciami oczy, eby widzie wyranie. Gromadzi si wokó nich tum. Nie wpado mu do gowy eby zastanowi si, co ludzie z miasta myl o codziennych marszach mierci. Innulari mówi mu, e wikszo ze skazanych to byli niewolnicy albo przestpcy przysani z pobliskich osad, z jakich tajemnych i pradawnych powodów wywiadczajcy t chwalebn usug Bogini, ale niektóre ofiary musiay pochodzi z miasta i moe niekiedy byy podejmowane próby odbicia. To mogo wyjania rozmiar stray , jako e dziewiciu straników do pdzenia szeciu skutych winiów wydawao si pewn przesad.
Ale teraz nie byo próby odbicia. Tum drwi, nie odstpujc orszaku , dzieci i wyrostki biegay wokó jak oszalae. Szermierz siódmego stopnia prowadzony do Skay Sdu by wielk atrakcj. Haas i zamieszanie wzrosy gwatownie w wskim przejciu, z okien i drzwi wyjrzay gowy a ciekawscy spynli z bocznych uliczek. Stranicy, coraz bardziej zdenerwowani i rozzoszczeni przyspieszyli kroku, szarpic za acuch. Wallie trzyma ,gow do góry, zaciska zby i stpa niepewnie dalej.
Trafia w niego mikka brya gnoju , potem nadleciao ich wicej , ju nie takich mikkich. Wrzaski byy kierowane tylko do niego, szlachetnego wadcy i walecznego szermierza. Wic przegrae bitw? Gdzie jest twój miecza szermierzu? Masz to ode mnie, wadco...
Dowodzcy Czwarty doby miecza i przez chwil wydawao si, e dojdzie do rozlewu krwi, co mogo grozi zamieszkami. Ale wysano jednego z niewolników po pomoc.
Nadszed drugi oddzia szermierzy wzmacniajc siy i tum zosta brutalnie rozproszony. Wallie by zbyt obolay, eby si przestraszy, ale móg odczyta wiadomo - szermierze siódmego stopnia nie cieszyli si popularnoci.
Z Hardduju jako lokalnym standardem byo to atwe do zrozumienia.
Wizienie wcale nie byo piekem, lecz zaledwie czycem, jako e wdrówka okazaa si znacznie gorsza. Milion razy przeklina si za nie przyjcie wózka. Teraz ju nie dba o honor. Nie widzia nic, gdy opuszczali miasto, ani krajobrazów poza nim, zauwaajc tylko, e droga zaczyna si stopniowo podnosi. By przeraony, e moe zemdle, poniewa wtedy grozioby mu albo zawleczenie do miejsca przeznaczenia, albo szybkie przebicie mieczem i wrzucenie do wody. Szmaty na jego stopach byy przesiknite krwi i weray si w ywe ciao, ból i upa dokuczay mu do ywego. Kady misie i staw zdawa si wrzeszcze.
Kiedy okryli zaom skalny i zaczli zblia si do wodospadu , oywio go uderzenie zimnego powietrza. Z jednej strony cieki wida byo pionowy uskok, a z drugiej urwiska . Grunt dra, w wietrze wirowaa mga zimnych kropelek a ryk bi w uszy jak motem. Wodospad zawis przed nim jak ciana. Gdy zerka przez krawd cieki widzia bia furi, skay i drzewa koujce gboko w dole. Jego krucha, wiea wiara zaamaa si - czy ktokolwiek móg kiedykolwiek przedosta si przez to ywy? Nawet jeli zdoa to zrobi, to czy znów nie znajdzie si na podwórcu wityni, nadal nie znajc ani jednej sutry? Ale wtedy ból przepdzi wszelkie wtpliwoci, jako e gboko w rodku by wcieky, wcieky na niesprawiedliwo i niepotrzebne okruciestwo i pragn ze wszystkich si wzi pomst na sadycie Hardduju - i prawdopodobnie by równie wcieky na chopczyka, na tajemniczego chopca cudotwórc, który uzna, e Wallie Smith jest zabawny. Wallie chcia im wszystkim pokaza i kady pomie bólu umacnia jego zdecydowanie.
Teraz ju nawet nie czu bólu w stopach , jak gdyby jego czonki obumieray, ale to móg by efekt ochadzajcego wodnego pyu albo nawet tego, e przeraony oczekujcym go sdem boym , mamrota wysyajc pod niebiosa nieustanny strumie modlitw. Byy one nieartykuowane, pomieszane i nawet dla niego miay bardzo niewiele sensu, ale moe byy syszane.
cieka koczya si nagle, wychodzc ze lebu po agodnym, trawiastym stoku na szczyt wystajcego kamiennego grzbietu. Winiowie zostali zepchnici naprzód i rozkuci, po czym pozwolono im opa na traw. Niewolnik przeszed, eby zebra przepaski biodrowe. Dwóch straników pozostao w lebie z dobytymi mieczami ale reszta wydawaa si niczym nie przejmowa, byo wic jasne, e ten leb jest jedyn drog na dó. Nie -jedyn bezpieczn drog na dó. Wallie pokona fal mdoci.
Próbowa nie wspomina przeszoci, a zamiast tego myle, jak dobrze zrobi, e w ogóle ,przyszed tutaj. Chopczyk powinien by z niego zadowolony. W najwyszym punkcie zbocza staa kaplica, bkitny kamienny baldachim rozpostarty nad ma kopi posgu ze wityni. Za ni widniaa byszczca, naga skaa urwiska. Niszy skraj ki urywa si w pustk, przeciwlega ciana wwozu bya przysonita falujcymi obokami mgy. Wodospad by wspaniay - przeraajco bliska, pionowa rzeka spadajca z niebios daleko w górze do pieka gboko w dole, wstrzsajc w furii ziemi, nie wybaczajca , bezlitosna biaa mier.
Odwróci si do niego plecami i usiad spokojnie, patrzc w dó wwozu w stron wityni, cigle zadziwiajcej w swym ogromie nawet z tej odlegoci. Osadzona jak klejnot w emalii parku bya naprawd piknym budynkiem i zadziwiajc danin dla bóstwa, które tu czczono. Gdzie tam w dole kry si Hardduju. On by co winien Hardduju.
Miasta nie dao si std zobaczy, ale móg dostrzec drog wijc si po stoku doliny i potrafi nawet odróni mikroskopijne plamki, domki dla pielgrzymów. Pomyla o miej niewolnicy . Na samym dnie drabiny spoecznej, pozbawiona pozycji, wolnoci czy jakichkolwiek dóbr, skazana na bycie prostytutk dla korzyci innych, ofiarowaa mu pociech i czuo, i bya jedyn osob w tym wiecie, która to w ogóle zrobia. Jeli przeyje i dziki interwencji bogów otrzyma swobod dziaania, bdzie to kolejny dug, który musi spaci.
Przez jaki czas nic si nie dziao. Nadzy winiowie, stranicy i niewolnicy porozsiadali si wokoo jakby mieli przerw na papierosa. Wiatr igra niemiao wokó nich, w jednej chwili przynoszc lodowaty dotyk mierci od wodospadu, w nastpnej gorce zapachy mokrej ziemi i tropikalnych kwiatów. Nikt na nikogo nie patrzy. Grzmot wodospadu uniemoliwia rozmow.
Dowodzcy Czwarty spoglda w stron wityni. Musia zauway sygna, bo nagle wrzasn, e ju czas.
Najwyraniej zaszczyt maszerowania na pierwszym miejscu acucha kajdaniarzy by równoznaczny z zaszczytem umierania na ostatnim. Wallie nie odczuwa szczególnego przymusu do kócenia si o swoje pierwszestwo. Pierwszy czowiek, gdy stranicy zbliyli si do niego, próbowa wtopi si w muraw. Wrzeszczeli na niego i kopali go, dopóki nie wsta, nie podbieg do kaplicy i nie owin si wokó Bogini. Po okoo trzydziestu sekundach stranik uderzy go drewnian pak, a ciao winia sflaczao. Niewolnicy dowlekli go do skraju i zepchnli, a jeli w wityni zabrzmia dla niego dzwon, to dwik pochon ryk wodospadu.
Winiowie próbowali odsuwa si odrobin od straników, czepiajc si rozpaczliwie kilku dodatkowych momentów ycia. To nie robio rónicy. Jeden po drugim pokonywali krawd. Wreszcie nadesza kolej Wallie'ego.
Czwarty przyszed po niego osobicie. Zatrzyma si i krzykn, eby by usyszany:
- Szede wadco, jak szermierz. Czy take skoczysz jak szermierz? - Jego oczy mówiy, e odwaga bdzie powaana u kadego , oszusta czy nie. On by tylko onierzem wykonujcym swój obowizek . Wallie zdoa umiechn si do niego.
- Skocz - powiedzia. - Chciabym si najpierw pomodli, ale powiedz mi, kiedy mój czas nadejdzie. Nie ycz sobie, by mnie wrzucano. - Mia nadziej, e w uszach szermierza jego gos brzmi spokojniej ni w jego wasnych.
Pokutyka do posgu w kaplicy i uklkn. Czu si wrcz zaenowany modlc si gono o si fizyczn, eby by zdolnym do biegu i o si ducha, eby tego chcie.
Nie otrzyma odpowiedzi i nie byo tu nic wicej do zrobienia. By wiadomy sonecznego ciepa na swej nagiej skórze, bkitnego nieba z biaymi obokami , wityni na dnie doliny; wspaniaej ciany wody na drugim brzegu i ptaków nurkujcych swobodnie w powietrzu. wiat by bardzo pikny, a ycie sodkie... i dlaczego to wszystko zdarzyo si wanie jemu?
- Ju pora - powiedzia stranik z pak. Wallie wsta i odwróci si. Utykajc schodzi po stoku. Zadziwiajce, ale stopy utrzymyway go. Zwikszy szybko do biegu. Z tyu zabrzmiao kilka pobudzajcych okrzyków. Dosign skraju, prawie zanim móg si tego spodziewa, rozrzuci ramiona i poeglowa w przestrze nierównym nurkiem. Poczu pd wiatru i wodny py na twarzy, a potem nie byo nic.
Zamt i szalestwo w sercu piorunu...
Ciemno...
Wisia na belce jak rcznik, gow w dó i stopy na dole. Panowa przeraliwy haas, uderza o jego gow i obraca nim dookoa sam si dwiku, w ciemnoci, w której byo tylko tyle wiata, eby ukaza belk wklinowan , w cian spkanych ska i monstrualn fal peznc po niej, unoszc si. Chwyci si za kolana i wisia w ponurym nastroju, gdy woda pokna go i zakrcia nim jak kókiem na patyku. Fala wessaa go arocznie, a potem znów wyplua z przyprawiajc o mdoci si. Czeka, dopóki nie przybdzie nastpna. Dyszcy i zrozpaczony wspi si na szczyt belki, gdy woda znów zacza si podnosi. Rzuci si w stron ska, w których tkwia, znalaz uchwyt dla rk, podcign si wyej i wczepi w ska obydwiema rkami i kolanami. Nastpna fala signa mu do pasa. Zanim odstpia, jego palce zaczy si zelizgiwa.
Ciemno i przeraajcy haas.
Nie mia nadziei, e zostanie usyszany, ale wiedzia, e nie oprze si nastpnej fali. Próbowa krzykn, ale wydoby z siebie tylko natarczywe kraknicie.
- May! Ratuj mnie!
Naga cisza. Spokój. Fale znieruchomiay.
Pomyla, e oguch albo umar. Ból w piersiach by zabójczy. Straci poow zdobytej na skaach wysokoci. Wokó niego przepezao wiato. Mrugn, potem udao mu si dostrzec ksztat skay i belk poniej i kolejne skay, stromy stok pogmatwanego usypiska, którego gazy byy tak wielkie jak domy albo tak mae jak biurka, pokrytego szcztkami takimi jak belka - która z pewnoci bya kawakiem masztu ze statku - oraz desek i gazi drzew, zwalonych i spitrzonych w jeden chaos. By to stok wzgórza, olbrzymi stos rupieci , a on wspina si po tym jak mucha.
Palio go w piersiach. Oddycha maymi sapniciami, a kade z osobna byo jak mier.
Nie widzia róda wiata, ale ono pono coraz janiej i janiej rozpalajc si jak zimowe soce. Wszystkie skay byszczay w nim, a rupiecie lniy jak lustra. Sufit stanowia przewieszona póka skalna. Przestrze poniej bya zamknita byszczcymi draperiami z krysztau i srebra, zamroona biaa wspaniao - mienice si barwami tczy spkane lodowe firanki. A w dole, prawie dokadnie pod jego stopami, wzbite przez wodospad monstrualne fale zostay usztywnione, zmienione w nieruchome otchanie ciemnego, bkitnozielonego obsydianu, inkrustowanego belkami i innymi pywajcymi mierciononymi szcztkami, przechodzcego, w swoich gbiach do indyga i gbokiej czerni. W powietrzu dray miriady byszczcych punktów, mg zrodzonych w locie diamentów. Znajdowa si w przestrzeni za zamroonym przez cud wodospadem.
Nie by w odpowiednim nastroju do oceniania cudów. Zobaczy paski kawaek skay, podcign si do niego i upad. Strumienie wody wypyway z niego w spazmach bólu. Zemdlio go i odda ofiar Neptunowi, jeli takiego posiada ten wiat, a potem leg nieruchomo, mogc znowu oddycha penymi pucami.
Nareszcie jego umys rozjani si. Ból ustpi wystarczajco, eby móg unie gow i rozejrze si po tej milczcej katedrze z krysztau i kamienia, tej lodowej jaskini lnicej biel jak paac Królowej niegu. Nieregularny stok poniej jego skalnej grzdy by przeraajcy. Ogromne skamieniae fale przypominay gniewne olbrzymy, którym chwilowo przeszkodzono w pochwyceniu eru.
- Przybye wic - rozleg si gos chopca - bezpiecznie, chocia nie cakiem zdrowo? - Chopiec siedzia ze skrzyowanymi nogami na pobliskiej skale, wyszej, bardziej paskiej i wygldajcej na wygodniejsz ni skaa
Wallie'ego. W drwicym umiechu pokazywa swoj luk w uzbieniu.
- Mylaem, e umieram - odpar sabo Wallie. Nie stara si ju trzyma fasonu. Kady czowiek ma granice si , a on swoj ju przekroczy. Bogowie mog si pobawi kim innym.
- Dobrze, moemy to zaatwi - powiedzia chopiec. - Wsta.
Wallie zawaha si, a potem usucha. Podniós si chwiejnie na swych zakrwawionych i posiekanych stopach, zataczajc si niebezpiecznie.
- Ojej! Ale bigos! - powiedzia chopiec. Przyjrza si Wallie'emu, a potem zerwa listek ze swojej gazki.
Wallie poczu si uzdrowiony. Przepyna przez niego uzdrawiajca fala. Zaczo si od dudnicego bólu w gowie, jakby spukujc go. Jego wzrok oczyci si, potem oblunione zby wczepiy mocno w dzisa, ebra zrosy si, zwichnicia uspokoiy, rozcicia pozamykay, potuczenia zagodniay, a napuchnite jdra skurczyy do swych normalnych rozmiarów. Cud dotar do stóp i tam si skoczy.
Mczyzna spojrza po sobie, potem usiad i zbada wasne stopy. Byy w lepszym stanie ni przedtem, ale sporo brakowao im do wyleczenia. Od rodka nie czu si szczególnie le, ale nadal wyglda jak po przeyciu prawdziwej katastrofy, a chodzenie na stopach zapowiadao si na pieko.
- Daj mi nastpny! - zada. - Ten straci si w poowie drogi.
Chopiec zmarszczy si ostrzegawczo.
- Pieko znaczy dla ciebie o wiele wicej ni niebiosa. Zostawiam ci kilka wspomnie.
Nie byo sposobu, eby si spiera z tak potg. Wallie jeszcze raz spojrza na dziwnie zeszklony wodospad. Dostarczenie go tu ywcem wymagao cudu. Wydostanie go std bdzie zapewne wymagao nastpnego. Zaciekawio go, skd pochodzi wiato. Ale cigle by obolay i zy.
- Dowiode swej wiary - powiedzia chopiec. Opar swe patykowate przedramiona na szpiczastych kolanach, patrzc w zamyleniu na Wallie'ego. - Powiedziae mi, e wiara jest prób wyjanienia cierpienia przez zaoenie jego gbszego znaczenia. Czy to pomaga?
- Mylaem, e to ci bawi - powiedzia gorzko Wallie.
Tym razem w zmarszczeniu brwi czaia si groba.
- Uwaaj!
- Przepraszam - wymamrota Wallie, nie czujc, eby mu byo przykro. - Sprawdzae mnie?
- Wypróbowywaem ci. Ty sprawdzae siebie. To jest mocne ciao, ale moc to co wicej ni minie i koci - zachichota. - Bogini nie potrzebuje szermierza, który przy kadym niebezpieczestwie siada i zwouje komitet. Wykazae wielk odwag i wytrwao.
- I przypuszczam, e trzy dni temu nie byem do tego zdolny? - Wallie przez moment wierci si na skale, szukajc gadkiego miejsca, na którym mógby uklkn.
Uzna, e powinien klcze.
- Oczywicie, e bye - powiedzia bóg - ale nie wiedziae tego. Teraz wiesz. Ale do o tym! Dowiode swej wiary i zgodzie si podj zadanie, prawda? Nagrody wybierzesz takie, jakie tylko zechcesz - potga, bogactwo, sia, dugie ycie, szczcie... twoje modlitwy zostan wysuchane. Jeli odniesiesz sukces. Alternatyw jest mier albo co gorszego.
Wallie zadra, chocia nie byo mu zimno.
- Marchewka i kij?
- Wanie. A teraz poznae ju jedno i drugie: Ale od tej chwili musisz zapracowa na swoje nagrody.
- Kim jeste?
Chopiec umiechn si i stan na równe nogi. Skoni si, zamiatajc po skale swoj gazk tak, jak dworzanin mógby zamie pióropuszem kapelusza po paacowej pododze. Ale by tylko chudym, nagim chopczykiem.
- Jestem póbogiem, pomniejszym bóstwem, archanioem - czymkolwiek sobie yczysz. Moesz zwraca si do mnie "Panie", gdy nie wolno ci pozna mojego imienia. - Opad z powrotem na ska. - Wybraem ten ksztat, poniewa on mnie bawi, a ciebie nie przestraszy.
Na Wallie'em nie zrobio to wraenia.
- Dlaczego igrasz ze mn? Mógbym szybciej uwierzy w ciebie, gdyby wybra bardziej podobny do boskiego ksztat. Moe choby nimb...
Posun si za daleko. Chopiec gniewnie wyd wargi.
- Jak sobie yczysz - powiedzia - tylko odrobin.
Wallie wrzasn i zasoni oczy, ale spóni si. Przedtem jaskinia byszczaa. Teraz zapaaa chwa jak oblicze gwiazdy. Chopiec pozosta chopcem, ale jaka maa cz jego boskoci zawiecia na moment i tego byo dosy, eby zredukowa umys miertelnika do stanu nikczemnej zgrozy.
W tym przebysku majestatu Wallie'emu ukaza si wiek ponad wyobraenie, trwanie od czasu zanim powstay galaktyki, i kontynuacja istnienia dugo po tym, jak te przelotne fajerwerki wygasn umys, który móg zaliczy IQ na tryliony i potrafi pozna kad myl kadego stworzenia we Wszechwiecie , potga która mogaby zetrze planet z równ atwoci jak oczyci paznokie, szlachetno i czysto, przy których cay rodzaj ludzki wydawa si zwierzcy i bezwartociowy , zimne, marmurowe denie, którego nie mogo nic powstrzyma , wspóczucie ponad ludzkie pojcie, które znao cierpienia miertelników i wiedziao, dlaczego cierpi, jednak nie mogo zapobiec tym cierpieniom bez zniszczenia
samej esencji miertelnoci, która czynia te cierpienia nieuniknionymi. Wyczu te co gbszego i straszliwszego, co, dla czego nie znalaz sów, ale co dla miertelnika mogo by nud albo rezygnacj i byo ciemn stron niemiertelnoci, brzemieniem wszechwiedzy, czym, co nie natrafiao na adne niespodzianki, nie koczyo si nawet po kocu czasu, zawsze i wiecznie, i wiecznie...
Uwiadomi sobie, e czoga si i wije na skale, mamroczc z przestrachem i skruch, moczc si, wyjc, bagajc o miosierdzie i przebaczenie. Nie by w stanie opanowa dygotu koczyn. Chcia ukry si, umrze, zakopa si w ziemi. Przebiegby z powrotem ca drog do wizienia, gdyby w ten sposób móg umkn przed wspomnieniem chway.
Odzyskanie kontroli nad sob nie byo atwe. Kiedy jego wzrok rozjani si i Wallie móg unie si na kolana, chopczyk cigle siedzia na tym samym miejscu ale sw uwag kierowa na kurtyn roziskrzonego krysztau, która kiedy bya wodospadem. Pokazywa na ni palcem, a jej czci poruszay si zgodnie z jego rozkazami, budujc z siebie wysok kratownic wypaczajcej umys wielowymiarowej gmatwaniny. Boska rzeba... nawet rzut oka na ni wystarcza, eby Wallie poczu zawrót gowy. Szybko odwróci wzrok.
- Panie? - szepn.
- Ach! - chudy chopczyk znów si odwróci do niego, z zadowolonym i luko zbnym umiechem. - Doszede do siebie. Widz, e zdare sobie nieco wicej skóry. Dobra, teraz, gdy wyprostowalimy twoj dusz, mniej lub bardziej wyleczylimy twoje ciao i poprawilimy twoje nastawienie, moe bdziemy mogli wróci do interesów?
- Tak.
- Co tak?
- Tak, Panie - powiedzia Wallie z najwiksz pokor, na jak byo go sta. Najwyraniej bogowie nie traktuj askawie drobnych cwaniaków.
Chopiec opar okie na kolanie i pokiwa palcem w powietrzu, jak gdyby opowiada histori.
- Otó Shonsu by bardzo wielkim szermierzem. Chyba nie ma w tej chwili wikszego na wiecie - przerwa na chwil, rozwaajc co. - Moliwe, e jest jeden prawie mu równy. Trudno powiedzie, zobaczymy - umiechn si figlarnie - Shonsu mia do wykonania misj, zadanie . Zawiód i kar bya mier.
Wallie otworzy usta, a chopczyk powiedzia:
- Nie wolno ci kwestionowa sprawiedliwoci bogów! - tonem, który powstrzyma wszystko, co Wallie miaby w tej sprawie do powiedzenia.
Czy pytajc nie okae zbyt wielkiej miaoci?
- Panie, dlaczego ja? Jak i dlaczego zostaem tu przeniesiony? Jak mog odnie sukces tam, gdzie najwikszy...
Chopiec uniós rk i warkn:
- Spodziewasz si wyjanie? Nie moge zrozumie nawet polityki wityni, nie mówic ju o tym, co ci otaczao. Zatrzymaem czas, ebymy mogli porozmawia, ale nie mog zatrzyma go dla ciebie i jeli spróbuj wyjani ci ca spraw, wtedy umrzesz ze staroci zanim std wyjdziesz - westchn. - Prawda, panie
Smith, jest podobna do piknego klejnotu o milionie faset. Jeli poka ci jedn paszczyzn, bdziesz zadowolony, ale pamitaj, e jest wiele innych.
- Spróbuj, Panie - powiedzia Wallie. Przez chwil moci si jeszcze troch na swej skale i w kocu usiad, zwieszajc nogi nad otchani.
Chopiec spoglda na niego w zamyleniu.
- Mimo wszystko - powiedzia - wierzysz, e ycie warte jest przeycia, wiesz jednak, e mier jest nieunikniona. Wierzysz, e elektron jest równoczenie fal i czstk, czy nie? Wiesz, e mio i podanie s najlepszymi i najbardziej podstawowymi ludzkimi motywami, a jednak czsto s prawie nierozdzielne. Masz troch zdolnoci do pogodzenia si z nieprzystajcymi
do siebie prawdami?
Wallie skin gow i czeka.
- Dobrze wic... Podsunem ci kilka skojarze. - Szachy i bryd? Bogowie bawi si? Wallie nie chcia w to uwierzy; caa ludzka historia jest zwyczajn gr dla zabawienia bogów.
- To jedna faseta klejnotu - powiedzia chopiec. - Myl o tym, jak o alegorii. I kto zrobi zy ruch, jak ci to pokaza twój sen. Nie ma przepisów zabraniajcych wycigania korzyci ze zych ruchów! W sprawach bogów, widzisz, nie ma zbiegów okolicznoci i niema nic niespodzianego, ale czasami zdarza si niezwyke . Ty okazae si niezwyky. To wyjania, dlaczego bye osigalny. To wszystko co mog ci powiedzie.
Spojrza na Wallie'ego z obrzydzeniem.
- Tylko nie staraj si na tej podstawie zakada nowej religii - to ryzyko, na jakie naraeni s miertelnicy, którym bogowie o czym mówi. Widzisz, zwaywszy, e jedna faseta oznacza, i pewne... moce... s przeciwnikami, na innych fasetach klejnotu one s partnerami. To zbija z tropu, no nie?
Wallie kiwn gow. Zbija z tropu, to mao powiedziane.
- A na wielu innych fasetach w ogóle nie ma gry. Wic nie myl, e moja przypowie oznacza, i ty jeste niewany. Gdy w twoim poprzednim wiecie kwadratowo szczcy wojownicy z blachami na piersiach zbierali si by zagra w gry wojenne, to czy bawili si, czy nie?
- I tak, i nie, Panie - umiechn si Wallie.
- W porzdku wic - chopiec wyranie uspokoi si. - Jedmy dalej i nie przejmujmy si wyjanieniami. Okazae, e masz odwag , ciao i sownictwo Shonsu, i moesz otrzyma jego umiejtnoci. Czy jeste tego wart?
Wallie pomyla, e to moe by najdziwniejszy wywiad w sprawie pracy w historii galaktyki -jakakolwiek by ta galaktyka bya. May nagi chopiec wypytuje wielkiego nagiego mczyzn na stoku urwiska za unieruchomionym wodospadem.
- Jestem lepszym czowiekiem ni Hardduju. On jest jedynym standardem, wedug którego mog sdzi.
Chopiec warkn co pod nosem na temat Hardduju.
- Wszystkie zawody maj swoje sutry - powiedzia - i w wikszoci przypadków pierwsza zawiera kodeks. Gdy chopiec staje si szermierzem, przysiga postpowa zgodnie z kodeksem szermierzy. Suchaj!
Wyliczy dug list obietnic. Wallie sucha z narastajc konsternacj i niewiar. Szermierze byli widocznie czym porednim pomidzy templariuszami i harcerzami. aden miertelnik nigdy nie mógby y wedug takich standardów... przynajmniej nie Wallie Smith.
Zawsze bêdê wierny wobec
woli Bogini
sutr szermierzy
i praw Ludzi.
Bêdê mocny przeciw mocnemu
³agodny dla s³abego
szczodry dla biednego
i bezlitosny wobec zach³annego.
Nie uczyniê niczego, co mog³oby mnie zhañbiæ,
ale nie uchylê siê przed czynami honorowymi.
Nie bêdê dawa³ innym mniej ni¿ sprawiedliwoœæ
i nie bêdê ¿¹da³ wiêcej dla siebie.
Bêdê waleczny w przeciwnoœciach
i pokorny w powodzeniu.
Bêdê ¿y³ z radoœci¹.
Umrê mê¿nie.
- Mog zoy tak przysig - powiedzia ostronie -i mam nadziej , e dotrzymam tego tak dobrze, jak moe tego dotrzyma kady czowiek, ale jest to raczej kodeks dla bogów ni dla zwykych ludzi.
- Szermierze s ofiarami strasznych przysig - powiedzia gronie chopiec i wpatrywa si przez chwil w Wallie'ego, dopóki ten nie zadra. - Tak - powiedzia w kocu. - Myl, e naprawd spróbujesz dotrzyma. Startujesz ze szczytu, jako Siódmy, wic brak ci dugiego terminu, kiedy to mógby si wiele nauczy. Twoje poprzednie ycie raczej nie stanowi waciwego treningu.
Musisz zrozumie, e walka przeciw zu wymaga twardych rodków i e dobre chci nie wystarcz.
- No, mam o tym jakie pojcie - zaprotestowa Wallie. - Mój ojciec by policjantem.
May bóg opar si na cienkich jak dba trawy rkach i wybuchn przecigym, dziecico piskliwym miechem, dla którego Wallie zupenie nie móg znale powodu. Kryszta odbija dwik, a caa lodowa jaskinia zacza dzwoni.
- Uczysz si, panie Smith! Wic bardzo dobrze. Pierwsz rzecz, któr bdziesz mia do zrobienia, to powrót do wityni i zabicie Hardduju. To nie jest twoje zadanie! To obowizek wobec Bogini i Jej aska dla ciebie. Oczywicie Bogini mogaby si z nim zaatwi - za pomoc ataku serca czy zakaenia palca - ale on jest taki zy, e musi zosta potraktowany przykadowo. Ona mogaby rzuci w niego piorunem, ale to bardzo prostacki cud. Cuda powinny by subtelne i nienatrtne. Jest sprawiedliwo w sprawieniu, e przybdzie lepszy szermierz i zetnie go publicznie. Czy moesz to zrobi?
- Z przyjemnoci - powiedzia Wallie, zaskakujc sam siebie, ale przypomnia sobie tust, czerwon twarz ociekajc potem z radoci. - Potrzebuj broni, najlepszy byby napalm.
Chopiec umiechn si lekko i potrzsn gow.
- Moesz uy tej - oznajmi. Zerwa ze swej gazki nastpny listek.
Obok Wallie'ego pojawi si na skale miecz z uprz. Rkoje bya srebrna,. ozdobiona zotem, a garda uksztatowana na podobiestwo jakiego heraldycznego zwierzcia, tak doskonale wykonanego, e widoczny by kady misie, kady wosek. Gowic rkojeci tworzy, utrzymywany pomidzy dziobem i pazurami przednich ap, lnicy jak bkitne soce ogromny kamie. Mistrzostwo wykonania byo najwyszej klasy.
Wallie podniós go z szacunkiem i wycign z pochwy. Ostrze jawio si wstg ksiycowego wiata w zimie, cyzelowan w sceny walk pomidzy bohaterami i potworami. W krysztaowej jaskini byszczao janiej ni wszystko inne. To by Rembrandt, da Vinci mieczy. Nie, Cellini , ten miecz nalea do koronnych klejnotów wiatowego cesarstwa.
Wallie nie by pewny, co zrobio na nim wiksze wrae nie - artystyczne pikno czy czysta materialna warto takiego cudu. Popatrzy na chopca i powiedzia w zachwycie:
- Wspaniay! Nigdy nie widziaem czego równie piknego.
Póbóg wykrzywi si drwico.
- Moesz uzna, e ma powan cen. Kady uliczny zodziej, obok którego przejdziesz, zaostrzy swój nó. Kady szermierz w wiecie bdzie gotów ci wyzwa, eby go dosta.
Jeli szermierze s miejscow policj, to myl ta bya niepokojca.
- Z pewnoci - powiedzia z wahaniem Wallie. Co bóg zrobi z nim, jeli miecz zostanie skradziony? - pierwszy napotkany szermierz zabierze mi go. Lepiej wadabym kijem bilardowym ni tym. Ja po prostu nie jestem szermierzem, Panie.
- Obiecaem ci umiejtnoci Shonsu - powiedzia chopiec.
Spad kolejny li.
Wallie nie poczu niczego w sobie, ale miecz w jego rce przemieni si. Cigle by arcydzieem sztuki, ale teraz móg zobaczy, e jest on take arcydzieem sztuki patnerskiej - da Vinci, ale take Stradivarius. Nie by ju ciki, sta si zadziwiajco lekki.
Mczyzna skoczy na nogi i wywin nim...
Obrona kwart...
Pchnicie...
Odparowanie...
Riposta na kwint!
Wywaenie byo wrcz doskonae, uchwyt pewny. Teraz móg dostrzec najwspanialsze poczenie sprystoci dla wytrzymaoci i sztywnoci dla ostroci. Mógby si nim goli, gdyby odczuwa jakkolwiek potrzeb golenia. To by niewiarygodny triumf metalurgii, przeznaczenia i piknoci, i eby zrównoway ciar ozdobnej rkojeci, by o dugo palca duszy ni wikszo mieczy. Jednak metal by tak doskonay, e nie musia obawia si, by nadmierna dugo osabia bro. Przy dugoci swoich rk bdzie móg dobywa tego miecza - i bdzie mia przeraajc przewag w zasigu. Instynktownie przytoczy cytat z czwartej sutry :
"W Trosce o Miecze": Miecz jest ¿yciem szermierza i œmierci¹ jego wrogów.
Wtedy znieruchomia i zapatrzy si ze zdziwieniem w siedzcego ze skrzyowanymi nogami na skale chopca. Istniay tysic sto czterdzieci cztery sutry. Móg wyrecytowa kad z nich. Razem daway mu wszystko, co musia wiedzie...
By szermierzem siódmego stopnia.
- Naprawd dokonae wielkiego cudu, Panie.
Dziecko zachichotao jak dziecko.
- Rzadko kto dostaje szans. Ale ostrzegam ci - to jest miecz miertelnika. On nie ma magicznej mocy. Moe zosta zgubiony albo zamany, a ty jeste miertelny.
Daem ci umiejtnoci i wiedz Shonsu, to wszystko. Moesz zosta pokonany.
Wallie podniós uprz, wsun si w ni i po mistrzowsku woy miecz do pochwy. Zapi sprzczki, pasoway idealnie. Jego yami pyna wiara i pewno siebie, i teraz, niespodzianie, móg rozkoszowa si nie znan sobie, lecz cudown modoci, si i sprawnoci, które zostay mu dane: Jego przeraenie wobec boga zmienio si w ostrony szacunek. Po raz pierwszy od czasu, gdy obudzi si w domku dla pielgrzymów, móg wybiec myl w przyszo. Odkry, e ma nawet pewne pojcie, co oznacza te siedem mieczy na jego czole - w redniowiecznej ziemskiej terminologii by czym w rodzaju wielkiego ksicia królewskiej krwi. Wszystko w tym wiecie suyo jego przyjemnoci. Trudno si dziwi, e bóg kwestionowa jego zdolno do radzenia sobie z tak absolutn wadz. Wszelka potga deprawuje! Lud miasta okaza mu swe uczucia wobec szermierzy siódmego stopnia.
- Czy mog teraz zoy ci przysig, Panie? - powiedzia, ujmujc w karby swe podniecenie.
- Przysigi nie bdziesz skada mnie! - warkn chopiec. Poderwa si. - Ale ja bd wiadkiem. Zaczynaj.
Wic Wallie znów doby miecza. Uniós go i przysig postpowa wedug kodeksu szermierzy. Staroytne sowa wypeniy go szacunkiem i czu si bardzo zadowolony, gdy jeszcze raz chowa ostrze. Teraz nie musia martwi si, jak utrzyma go prosto - zaatwiay to za niego instynkty Shonsu.
- Jakie jest moje zadanie, Panie? - zapyta.
Chopiec usiad z powrotem na skale, teraz zwieszajc nogi przez jej skraj. Zastanawia si przez chwil, przygldajc si badawczo Wallie'emu .
Potem powiedzia:
Najpierw musisz brata spêtaæ,
Od drugiego m¹droœæ zebraæ.
Gdy mocny bêdzie w proch rzucony,
Armia zebrana i kr¹g dope³niony,
Na koñcu miecz rzuæ
I na przeznaczenie siê zgódŸ.
Zapada cisza.
- Ale... - powiedzia Wallie i urwa.
Chopiec rozemia si.
- Spodziewae si, e powiem ci "Id i zabij smoka albo zdaw rewolucj" czy co takiego, prawda? Twoje zadanie jest o wiele waniejsze.
- Panie, ale ja nie rozumiem!
- Oczywicie, e nie rozumiesz! Ja jestem istot delfick - tak to ju bywa z bogami.
Wallie opuci oczy, stojc na swej skalnej grzdzie. Jego niedawna euforia przygasa. Dlaczego dawa czowiekowi zadanie, a potem nie mówi mu, o co w tym chodzi ?
Móg by tylko jeden powód - póbóg mu nie dowierza. W co wtpi, w odwag czy uczciwo Wallie'ego? Wtedy minie na jego szyi drgny tak, e jego gowa uniosa si i spojrza w twarz umiechnitego chopca na wyszej skale.
- To jest podobne do sprawy wiary - powiedzia agodnie chopiec. - Wielki czyn z twojej wasnej woli bardziej cieszy bogów ni taki sam na rozkaz.
To zbytnio przypominao reguk w grze. Bóg, zdawao si, przeczyta t myl i wzdrygn si, a potem rozemia .
- Id i bd szermierzem, Shonsu! Bd honorowy i waleczny. I ciesz si, gdy wiat rozpociera si przed tob, by go smakowa. Twoje zadanie zostanie odsonite. We waciwej porze zrozumiesz zagadk.
- Czy ja mam zosta sdzi w wityni, jak chcia tego kapan?
- Dlaczego nie wykorzysta wityni do magazynowania cebuli? - parskn chopiec. - witynia nie potrzebuje Shonsu - rzuci Wallie'emu jedno ze swoich intensywnie przenikliwych spojrze i powiedzia: - Równie dobrze mona by zrobi Napoleona Bonaparte królem Elby.
- Ale ten brat? - zaprotestowa Wallie. - Dae mi sownictwo i umiejtnoci, Panie, ale co z pozostaymi wspomnieniami? Z domem i rodzin? Nie wiem, gdzie zacz ani jak mój brat wyglda. Ja bd przez cay czas popenia bdy, sprawy w rodzaju zachowania przy stole...
Dzieciak jeszcze raz wybuchn miechem.
- Kto poskary si na zachowanie Siódmego przy stole? Gdybym ci da wspomnienia Shonsu, to wtedy byby Shonsu i popeniby te same bdy, które on popeni. Nie mylisz jak Shonsu i to mnie ciszy. Otrzymasz wskazówki.
Wallie poczu ulg.
- Bdzie wic wicej cudów?
- Pamitaj, co ci powiedziaem o cudach - ostrzeg chopiec, krzywic si. - Bogowie czyni cuda, kiedy sami zechc, rzadko na prob i nigdy na danie. Honakura jest dobrym czowiekiem - moesz mu ufa. Przeka mu, eby opowiedzia ci przypowie z siedemnastej sutry. Do dobrze odpowiada twojemu przypadkowi - umiechn si na jaki prywatny art i Wallie zaciekawi si, czy wanie sutra nie zostaa zmieniona przez cud. Nie zamierza jednak pyta.
- Tak, Panie.
Chopiec znów si skrzywi, przygldajc mu si.
- Jeszcze nie wygldasz na bohatera, bardziej na jedn z jego ofiar. Miecz pochodzi od Bogini, ale tu masz podarek ode mnie.
Wydosta skd kawaek krysztau i rzuci. Wallie zapa go. W jego doni zabysn srebrny cigacz do wosów obciony olbrzymim szafirem, bliniakiem klejnotu na mieczu, wewntrz którego pono i migotao bkitne wiato. Znów wydao mu si, e syszy ostrzenie noy za swoimi plecami, ale podzikowa bogu, zgarn razem wosy i spi je.
- Teraz lepiej! - powiedzia chopiec. - Nie zaaprobowae wiata w czasie wdrówki przez miasto. Co mylisz o nim teraz?
- Teraz rozumiem lepiej, Panie - powiedzia Wallie popiesznie, ale szczerze. - Tu jest ubóstwo podobne do tego na Ziemi, a tam ja nic nie robiem w jego sprawie. Nie tak dawno temu tam równie zodziei skazywano na mier, a winiów torturowano. Do tej pory tak si dzieje w wielu miejscach. Nie omiel si wicej mówi Bogini, jak ma rzdzi swoim wiatem.
Chopiec kiwn gow.
- Wszede na ciek poprawy. I wygldasz bardziej na szermierza. Teraz - na wydatki. - Oderwa kolejny li. Nic si w ogóle nie zdarzyo, przynajmniej nic takiego, co Wallie mógby zobaczy. Póbóg rzuci Wallie'emu przecige spojrzenie.
- Zwierzciem na rkojeci tego miecza jest gryf , ciao lwa i gowa ora. Odpowiednie, mona powiedzie?
- Moe, jeli chodzi o ciao - powiedzia Wallie. - Spróbuj myle jak orze.
Bóg nie umiechn si.
- Ory mog widzie dalej ni lwy - powiedzia. - Gryf jest symbolem wielce poruszajcym drobnych królów. Dla ludzi oznacza on Si Mdrze Uyt. Zapamitaj to, Shonsu, a nie zawiedziesz!
Wallie zadra na myl, o implikacjach tego wszystkiego, co usysza.
Chopiec wsta.
- A teraz czas moe znowu ruszy. Mniej ni jedno uderzenie serca upyno od chwili, gdy tu przybye. Kapani cigle jeszcze czekaj - wskaza w dó na lodowo - bkitne góry szka poniej. - Id i wykonaj swój obowizek, Wadco Shonsu. Skacz!
Wallie zerkn w dó na ciemny i postrzpiony chaos daleko w dole. Odwróci si, eby spojrze z przeraeniem na chopczyka. Zobaczy drwicy umiech - oczywicie to by kolejny sprawdzian wiary i odwagi. Doby miecza i pozdrowi boga. Potem schowa miecz do pochwy, podszed do brzegu skay, zrobi kilka gbokich oddechów i zamkn oczy.
I skoczy.
Tu nie chodzio o pywanie - obracao nim dookoa jak jagod w mikserze, wcigno go w ciemno, a uzna, e gowa mu wybuchnie i znów wyrzucio go w pian i yciodajne powietrze. Jego podró w dó wwozu bya o wiele szybsza ni wdrówka w gór. Potem prd osab i Wallie dotar do witynnej sadzawki. Uprz nie stanowia przeszkody. Pyn tak szybko, jak móg, kierujc si prosto na potn fasad wityni, zachwycony moc, któr dysponoway jego nowe ramiona.
Opad na stopy, cigle jeszcze paskudnie pokiereszowane, ale wygrzeba si z wody na gorc wirow pla w blasku tropikalnego soca, ledwo uwiadamiajc sobie wasn nago i czujc si jak Kolumb schodzcy na brzeg nowego ldu. By szermierzem! Koniec z wizieniem i upokorzeniem! Jednak Hardduju zagraa mu nadal, usunicie tego osobnika stanowio zadanie numer jeden, zanim jeszcze pomyli o ubraniu, jedzeniu czy czymkolwiek innym.
Caa nowa szermiercza wiedza janiaa w jego umyle czysto i wyranie. Potrafi wypowiedzie wszystko, co byo mu potrzebne, równie atwo jak kiedy, w poprzednim yciu, móg wycign ksik z póki. Zgodnie ze sowami boga potrzebowa tylko wyzwania. aden szermierz nie moe odmówi formalnemu wyzwaniu. Ale stajcy do pojedynku powinien mie sekundanta - nie byo to niezbdne, ale wskazane. Dlatego zanim jeszcze jego stopy rozstay si z wod, Wallie spoglda bacznie na grup zebran na play.
Co okoo tuzina ludzi wpatrywao si w niego w osupieniu. Kto powracajcy nieuszkodzony z Sdu Ostatecznego zdarza si raczej rzadko, a ju powrót kogo nioscego miecz musia by z pewnoci niecodzienny. Obserwatorzy nie wiedzieli, czy cieszy si, czy ucieka. Byli to gównie podstarzali kapani i kapanki, ale znalazoby si te paru uzdrawiaczy. I jeden szermierz.
Wallie liczy na Trzeciego albo wyszego stopniem, ale mia do dyspozycji zwyczajnego, wychudzonego i kocistego wyrostka drugiego stopnia. Musia si jednak nada. Mia jasn skór i niezwykle czerwone wosy, prawie miedziane. Wyglda na równie zdziwionego jak reszta widzów, ale gdy tamci si cofnli, on pozosta na miejscu, co byo dobrym znakiem. Wallie podszed do niego i stan, dyszc ciko.
Dzieciak zakrztusi si patrzc na twarzoznaki Shonsu. Widziado, które wyszo z Rzeki, mogo nie mie na sobie niczego oprócz miecza i szafiru, ale tym, co si liczyo, byy twarzoznaki. Drugi doby miecza. Mikkim stremowanym gosem wypowiedzia pozdrowienie wobec wyszego:
- Jestem Nnanji, szermierz drugiego stopnia, i mym najgbszym i najpokorniejszym yczeniem pozostaje, eby Sama Bogini uznaa za waciwe przyzna ci dugie ycie i szczcie oraz nakonia ci do przyjcia mych skromnych, lecz chtnie ofiarowanych usug, w kady sposób, w jaki mog dopomóc któremu z twych szlachetnych celów .
Jego miecz by parodi broni, zwykym kawaem elaza, niezdolnym do powstrzymania szarujcego królika, ale wada nim pewnie. Wallie w odpowiedzi doby swe cudowne ostrze.
- Jestem Shonsu, szermierz siódmego stopnia i zaszczycony przyjmuj twoje askawe usugi.
W chwili, gdy miecze zostay schowane do pochew, zaczli si przyblia kapani, rozpromienieni, z rkami uniesionymi w gecie przygotowujcym do pozdrowie Wallie wykona gest wyzwania dla Drugiego.
Chopiec cofn si i zblad tak bardzo, jak tylko kto o jego kolorze skóry móg zbledn. miertelne wyzwanie rzucone Drugiemu przez Siódmego byoby egzekucj, nie walk. Popiesznie zrobi gest poddania. Widzowie nadal umiechali si pogodnie, tylko szermierz móg zrozumie sygnay. Tak wic wyzwanie zostao rzucone i wycofane bez utraty twarzy. Najstarszy kapan usiowa zwróci na siebie uwag Walliego tak, eby rozpocz wasne pozdrowienie. Wallie zignorowa go zainteresowany tylko modym szermierzem.
- Zó pierwsz przysig - powiedzia.
Oczy modzika znów przebiegy po rkojeci miecza Walliego.
Niechtnie doby wasnego miecza.
- Ja, Nnanji, szermierz drugiego stopnia , przysigam ci suy i by wiernym, zachowujc tylko mój honor. W imi Bogini.
Widzowie ucichli , co byo nie w porzdku.
Teraz Wallie uwiadomi sobie, e pierwsza przysiga jest zbyt saba jak na jego potrzeby , bya uywana gównie po to, eby robi wraenie na cywilach, na przykad gdy jaki burmistrz wynajmowa zawodowców, eby oczycili miasto z bandytów. Znaczya niewiele wicej ni publiczne uznanie wyszego stopnia Walliego. Zastrzegaa honor skadajcego przysig, a to mogo przecie oznacza wszystko.
- A teraz drug przysig.
Ta bya znacznie powaniejsza, bya przysig wobec nauczyciela. Mody Nnanji wydawa si jeszcze raz liczy twarzoznaki natrta. Powoli opad na kolana, podajc w obu rkach swój miecz. Potem opuci go ze zmartwion min.
- Ja jestem ju zaprzysiony, wadco.
Oczywicie, e by i danie Walliego byo mierteln obraz dla poprzedniego mentora Nnanjiego, jakiegokolwiek by by stopnia, a to musiao doprowadzi do przelewu krwi. Ponadto dla szermierza zoenie przysigi innemu mentorowi oznaczao zdrad, chocia niewielu chciaoby w tym punkcie spiera si z Siódmym.
Wallie usiowa spojrze surowo, niespokojnie wiadomy, e prawdopodobnie na jego twarzy maluje si przeraajcy grymas.
- Jaki stopie ma twój mentor?
- Czwarty, wadco.
Wallie doby swego miecza. W tej chwili gony grzechot wiru oznajmi, e kapani i uzdrawiacze opuszczaj ich.
- Nawet on nie bdzie móg ci pomci. Przysigaj!
Chopak znowu uniós swój miecz, potem jednak go opuci. Spoglda na Walliego udrczonymi oczami. Jego miecz by kawakiem zomu, jego óty kilt sprany do surowych nici, ale chopak wysun szczk w beznadziejnym oporze.
Wallie by skonfundowany. Potrzebowa tylko sekundanta w pojedynku, a tu trafi na idealist, dla którego mier wydawaa si lepsza ni utrata honoru. Zwyky
Drugi odmawiajcy Siódmemu? Stopie gupoty takiego uporu rozwcieczy go nagle. Ogarn go pomie gniewu. Usysza wcieky ryk... jego wasne rami poruszyo si i...
Zatrzyma je w ostatniej chwili - miecz by o cal od szyi Nnanjiego. Chopak zamkn oczy, czekajc na ostrze.
Walliego przeszed dreszcz przeraenia. Co tu si zdarzyo? By bliski - naprawd bliski - strcenia dzieciakowi gowy. Tylko za okazanie odwagi? Odsun ostrze na bezpieczn odlego od Nnanjiego, który zrozumia, e jeszcze yje i znów ostronie otworzy oczy .
Ale sytuacja wci bya patowa. Nawet uniknicie o wos mierci nie staro pospnego uporu z twarzy chopaka, a wadca Shonsu siódmego stopnia oczywicie nie móg wycofa swego dania. Bycie szermierzem wysokiego stopnia okazao si nie tak proste, jak zapewnia póbóg. Wallie popiesznie przetrzsa swoj now wiedz o szermierczym zawodzie i znalaz wyjcie.
- Bardzo dobrze! - rzuci. - Krew musi by przelana zgo swe posuszestwo!
Dzieciak wpatrywa si w niego osupiay.
- Trzecia przysiga, wadco?
- Znasz sowa?
Nnanji przytakn z oywieniem. Nie zapyta o szczegóy, cho waciwie powinien to zrobi. To byo rozwizanie dla jego skrupuów, które jednoczenie ocalao mu ycie.
- Oczywicie, wadco - powiedzia z zapaem. Kadc na stopach Walliego swój miecz, rozcign si jak dugi na wirze.
- Ja, Nnanji, przysigam na sw niemierteln dusz i bez adnych zastrzee by we wszystkich sprawach wierny tobie, Shonsu , mój seniorze, suy twej sprawie, by posusznym twym rozkazom, przela sw krew na twoje sowo, umrze przy twoim boku, wytrzyma kady ból i by wierny tobie jednemu na zawsze, w imi wszystkich bogów.
Potem ucaowa stop Walliego.
Jeli to nie byo niewolnictwo, pomyla Wallie, to co nim jest? Bóg powiedzia prawd, e szermierze s ofiarami strasznych przysig.
- Bior ciebie, Nnanji, jako mego wasala i lennika w imi wszystkich bogów - wygosi odpowied.
Nnanji wyda gone westchnienie ulgi i dwign si na kolana. Podniós w obu rkach swój miecz i spojrza wyczekujco:
- Moesz rozkaza mi, ebym zoy ci drug przysig, wadco.
Wallie omal si nie rozemia. On tu próbowa rozpocz mierteln walk, a ten dzieciak krpuje go jezuickimi wykrtami. Jednak gdy idzie o lojalno, lepiej eby nie byo adnych niejasnoci.
- Wasalu - powiedzia powanie - zó mi drug przysig.
Chopak wpatrujc si twardo bladymi oczami w Walliego przysig:
- Ja, Nnanji; szermierz drugiego stopnia, bior ciebie, Shonsu, szermierza siódmego stopnia, na mojego mistrza i mentora i przysigam by wiernym, posusznym i pokornym, y wedug twoich sów, uczy si z twojego przykadu i troszczy si o twój honor, w imi Bogini.
Wallie dotkn miecza i wygosi formaln odpowied:
- Ja, Shonsu, szermierz siódmego stopnia, przyjmuj ciebie, Nnanji, szermierza drugiego stopnia, jako mojego podopiecznego i ucznia, i obiecuj dba o ciebie, broni ci i wprowadzi na drogi honoru oraz w tajemnice naszego zawodu, w imi Bogini.
- Dobra robota - doda pokrzepiajco i pomóg chopcu wsta. Teraz mia nie tylko miecz, ale i podopiecznego. Gdyby jeszcze zdoby ubranie, mógby nawet poszuka sobie roboty. Wszyscy widzowie odeszli z wyjtkiem dwóch krzepkich niewolników. Ci, poniewa nie naleeli do siebie, nigdy nie byli osobicie zagroeni.
- Dzikuj, wa... seniorze - Nnanji wyglda jak czowiek, który wyskoczy z óka i stwierdzi, e stoi po kolana w wach. Wsun swój aosny miecz do pochwy, mrugn i wyprostowa ramiona. Jego mózg najwyraniej pracowa na penych obrotach. Wanie zmieni mentora, co samo w sobie nie byo bah spraw, ale take sta si wanie wasalem - a to byo zdarzeniem dramatycznym dla szermierza kadego stopnia. Trzeci przysig skadano rzadko, tylko w przededniu bitwy i std nigdy nie wymagano jej od Drugiego. Zwyky czeladnik nie spodziewa si zetknicia z takimi sprawami. Moe nawet ta przysiga nigdy przedtem nie bya skadana na terenach wityni.
Chopak patrzy na Walliego z powtpiewaniem. Dotd y cakiem spokojnie, teraz otar si o mier - z pewnoci w to wierzy - i najwyraniej czekaa go wielka przygoda. A ten niebezpieczny przeciwnik by teraz, jeli jego twarzoznaki mówiy prawd, wspaniaym protektorem.
- Seniorze - powtórzy, smakujc niezwyczajne sowo. Wallie da mu chwil na dojcie do siebie, a potem powiedzia:
- Dobrze! Nnanji, teraz czeka mnie pojedynek. Ty bdziesz sekundantem. Bez wzgldu na okolicznoci nie dobywaj miecza. Jeli zostaniesz zaatakowany, poddaj si zamiast walczy. Uchylam obowizek pomsty - nie ma powodu, bymy obaj musieli umiera, jeli sprawy nie pójd wedug planu. - Znasz obowizki sekundanta?
- Tak, seniorze! - Nnanji cay promienia.
To by szczliwy zbieg okolicznoci, bowiem ten zakres wiedzy nalea do sutry, której nie wymagano od drugiego stopnia.
- Nie bdziesz skada adnych propozycji ani nie bdziesz ich przyjmowa.
Oczy Nnanjiego rozszerzyy si, ale bez sowa skin gow.
- A teraz, gdzie jest sdzia? - zapyta Wallie.
- Seniorze,. myl, e w wityni. Przyglda si Czasowi Sdu.
Oczywicie! Przyglda si. Wallie uniós wzrok, eby popatrze przez zamazany arem podwórzec w stron wielkich schodów. Na ich szczycie sta wielobarwny tum gapiów, przygldajcych si nieoczekiwanemu dramatowi. Gdzie tam musia by równie Hardduju. Na pewno zastanawia si, co dalej.
- Kogo spodziewasz si zasta przy nim, czeladniku?
Nnanji zmarszczy swój zadarty nos.
- Wczeniej widziaem go, seniorze, z czcigodnym Tarru i dwoma Pitymi.
- Id teraz do niego - powiedzia Wallie. - Nie wykonuj pozdrowienia! Powiedz tylko: "Wadca Shonsu przysya mnie z t wiadomoci". Trzymaj praw rk przy boku z zacinit pici, praw stop wysu naprzód, a lew do trzymaj pasko na piersi. Poka mi!
Nnanji zrobi, co mu polecono, wykonujc gesty w ogromnym skupieniu. Brak pozdrowienia by oczywicie obraz, a reszta oznaczaa wyzwanie. Nnanji móg si domyla, co te gesty oznaczaj, ale nie wolno mu byo przekaza ich znaczenia ani powiedzie, do którego stopnia byy one skierowane.
Wallie skin gow.
- Dobrze. Pamitaj - bez pozdrowienia. Jeli znajdziesz go samego, to id i najpierw sprowad wiadków wysokich stopniem. I nie odpowiadaj na adne pytania. Moesz powiedzie, e przybywam, ale nic wicej.
Nnanji powanie skin gow, jego wargi poruszay si milczco. Potem, niespodziewanie, umiechn si szerokim, modzieczym umiechem - zrozumia.
- No wic id! - Wallie odpowiedzia dodajcym otuchy umiechem.
- Tak, wa... natychmiast, seniorze! - Nnanji pogna przez pla, omocc po wirze swymi dugimi nogami. Wallie spoglda przez chwil za nim. Gdyby ten dzieciak przebieg przez tereny wityni, a nastpnie przez miasto na wzgórze i dalej, poza horyzont, nie ucieszyby si, ale zrozumia. Wallie przeniós wzrok na dwóch niewolników, wakonicych si w skpym cieniu akacji. Ci wzdrygnli si lekko. Wybra wikszego.
- Rozbieraj si! - powiedzia. Mczyzna podskoczy z przestrachem, zerwa z siebie przepask biodrow i skopa z nóg zagnojone sanday.
- Wynocie si! - powiedzia Wallie. Jego polecenie zostao natychmiast wykonane. Ubra si z ulg, zmczony nie noszeniem niczego poza siniakami. Gorce soce ju go wysuszyo.
Przeszed przez pla i stan na rozpalonych pytach podwórca. Zapomnia, e jest on taki wielki - szeroki jak miejski kwarta i co najmniej dwa razy duszy. Kapani i uzdrawiacze, którzy wczenie zebrali si na play, biegli teraz przemierzajc go posegregowani wedug wieku, najmodsi i najsprawniejsi byli ju w poowie drogi do schodów. Nnanji te wytrwale bieg, wymin Szóstych i Pitych, zblia si teraz do Czwartych. Pielgrzymi i kapani ustawili si na schodach w czterech albo piciu szeregach, zwróceni plecami do Bogini, przygldajc si rozwijajcemu si na brzegu dramatowi. Te ogromne schody przypominay cian stadionu. Co wydawao si wietnie pasowa do okolicznoci -szkoda, e nie móg sprzedawa biletów. I wanie w tej chwili rozpozna Hardduju, który schodzi spod arkad wityni. Towarzyszyo mu czterech innych szermierzy. Nnanji dotar do schodów i ruszy wprost do nich.
Wallie z poczuciem winy przypomnia sobie wasne pierwsze wraenie ze wityni. Myla wtedy o megalomanii, o chciwym kapastwie, wynoszcym si ponad wyniszczone chopstwo, ale tak myla, gdy by niewierzcym. Dzisiaj rozmawia z bogiem i teraz witynia wydawaa mu si wspania danin, wzniesion przez pokolenia wiernych wyznawców. Wspaniaa z pewnoci, chocia styl architektoniczny by mu obcy. Kolumny jakby z Karnaku z korynckimi gowicami podtrzymujce gotyckie arkady, ponad tym barokowe okna i najwyej, sigajce do samego nieba, zote islamskie minarety. Niewtpliwie w cigu stuleci plany budowniczych musiay by wiele razy zmieniane i poprawiane, jednak nie pasujce do siebie elementy z wiekiem osigny jeden zharmonizowany monument z omszaego, zwietrzaego kamienia.
Nnanji i Hardduju spotkali si. Wallie by ciekawy, czy chopakowi zostao do oddechu do przekazania jego wiadomoci. Widocznie tak wanie byo, jako e po chwili Nnanji odwróci si i biorc po kilka stopni na raz, ruszy biegiem do swego seniora. Prosz, tylko nie zam nogi, may Nnanji! A teraz, czy sdzia przyjmie wyzwanie, czy wezwie posiki, a moe nadejdzie z towarzyszami? Dobrze - schodzi z jednym tylko Czwartym. Trzej inni id za nimi nieco wolniej. Przedstawienie zaraz si zacznie.
Nnanji by ju na dziedzicu, bieg przedzierajc si przez fale aru. Wallie usysza cichy gos sumienia, który mówi mu, by nie zabija, a na argument, e to zabójstwo nakaza sam bóg, zacz zrzdzi, by przynajmniej nie cieszy si w oczekiwaniu na przelanie krwi. Ale Wallie by w peni wiadomy, e jego ttno przyspiesza, a cae jestestwo rozkoszuje si spodziewan walk.
Poka temu bydlakowi! To pomaga, gdy bóg mówi ci, e i tak wygrasz. Kolejne zastpy widzów wyleway si ze wityni, rozsnuwajc si po szczycie schodów jak ple. Wallie niespokojnie bada wzrokiem podwórzec, martwic si, czy nie nadcignie reszta stray.
Nnanji sta ju przed nim, cae jego ciao lnio od potu , i ledwo by w stanie mówi.
- On nadchodzi, seniorze - wydysza.
- Dobra robota, wasalu! - powiedzia Wallie. - Nastpnym razem znajd ci konia. Chopak umiechn si.
Hardduju zblia si powolnym krokiem. Na pewno wiele spraw go dziwio, na przykad, w jaki sposób wizie zdoby miecz?
Nasuwaa si odpowied, e zdradzi który ze straników i skazaniec w ogóle nie trafi na Ska Sdu. Czy obcy by oszustem, czy szermierzem? Sygna, który przekaza mu Nnanji, musia pochodzi od szermierza wysokiego stopnia. Zatem, jeli Shonsu nie by oszustem, to dlaczego takie sprawia wraenie w wityni? Tak Hardduju musia by bardzo zdziwiony. Oczywicie móg podejrzewa co bliskiego prawdy, czyli cud. Teraz Wallie zrozumia, dlaczego póbóg tylko czciowo wyleczy jego rany - Hardduju widzia go dopiero wczoraj i cudowne wyleczenie byoby zbyt wyranym znakiem, e zadziaaa boska interwencja.
Wallie sta w miejscu pozwalajc zbliy si sdziemu. Czerwona twarz poczerwieniaa z gorca bardziej ni zwykle. Masywny brzuch by tak samo spocony jak ebra Nnanjiego. Ten czowiek straci kondycj, a waga musiaa bardzo go spowalnia. Ale cz spywajcego po nim potu wywoywa strach i Wallie stwierdzi, e ta myl sprawia mu przyjemno.
Nnanji przesun si na lew stron Walliego, Czwarty stan naprzeciw nich. Wallie przez chwil umiecha si wyczekujco, chcia, eby napicie wzroso. Zna rytuay. Jako od modszego i od gocia oczekiwano od niego, e rozpocznie pozdrowienie.
Doby miecza. Wypowiedzia kwieciste i pene hipokryzji sowa, byskajc swym cudownym ostrzem. Potem schowa je do pochwy i czeka. Tak, to by strach. Oczy sdziego za bardzo strzelay na boki. Zwleka z odpowiedzi, wiedzc, co musi nastpi, gdy tylko zostan zakoczone czynnoci wstpne.
Natomiast Wallie posun si dalej i zrobi znak wyzwania - nie wyzwania wobec Siódmego, ale publiczny znak wyzwania.
- Chwileczk! - powiedzia Hardduju. - Zostae skazany wyrokiem sdu. Nie dostae tego miecza na Miejscu aski. Dopóki nie zostan przekonany, e wyrok zosta wykonany, nie uznam twojej pozycji.
Wallie wykona znak po raz drugi. Po trzecim razie nie trzeba byo czeka na odpowied.
Hardduju zerkn za siebie, potem spojrza na swego sekundanta.
- Id i sprowad kilku straników - szczekn. - Wizie uciek.
Czwarty gapi si na niego.
Zabra niewaciwego giermka, pomyla Wallie , nie opracowa sobie w por strategii. Niemniej on ju nie móg pozwoli na przeciganie sporu. ani o chwil duej, gdy przeciwnik móg w jaki sposób si wymkn.
- Id! - krzykn na Czwartego Hardduju.
- Stój! - warkn Wallie. - Wadco Hardduju, czy ty odpowiesz na moje pozdrowienie w sposób honorowy? Bo jeli nie, to zo na ciebie powiadomienie i tak czy inaczej dostan ci.
- Bardzo dobrze! - odpar sdzia. - Ale potem wytumaczysz si, skd wzie bro!
Doby swego miecza i rozpocz odpowied - a potem pchn.
Oszukaby Walliego i prawdopodobnie dziewiciu szermierzy na dziesiciu, nawet Siódmych, ale Shonsu by tym dziesitym. Jego oczy instynktownie pilnoway lewego ramienia Hardduju. Gdy zaczo si odsuwa w bok, odstawi w ty lew stop i doby miecza, a doskonae ostrze wygio si w uk, dajc kilka cennych uamków sekundy. Odparowa kwint, ale zosta wytrcony z równowagi i jego riposta chybia. Jednak to Hardduju si cofn. Sdzia przez moment uwanie przyglda si Walliemu , to nie by oszust. Wykona kolejne pchnicie. Odbicie, riposta, odbicie - stal dwiczaa przez kilka sekund i znów to Hardduju by tym, który odstpi, osaniajc si kwart, zbyt nisko jak na przewag Walliego we wzrocie i zasigu. Jeden bd wystarczy. Wallie ci w zewntrzn cz przegubu przeciwnika. To by ryzykowny atak. Gdyby zosta pomylnie odparowany, Wallie zostaby cakowicie odkryty. Tak si jednak nie stao. Miecz Hardduju brzkn o kamienie, a sdzia chwyci si za okaleczon rk.
- Poddanie! - krzykn Czwarty, chocia powinien oczekiwa na propozycj od Nnanjiego. Zgodnie z poleceniem Nnanji nie odezwa si, wic poddanie nie uzyskao wanoci.
Wallie zobaczy lk w oczach ofiary i jego zdecydowanie zachwiao si. Wtedy przypomnia sobie potg, jak odsoni przed nim may bóg. Bardziej ze strachu ni z nienawici wykona rozkazy, wbijajc boski miecz w pier Hardduju.
Walka zaja okoo pó minuty.
Wallie Smith by teraz zabójc.
Szczk mieczy zastpio miertelne rzenie Hardduju i szybkie omotanie pit o bruk - a potem zapada cisza , przerwana przenikliwym okrzykiem Nnanjiego. Chopiec rzuci si w przód, ale poniewa nikt inny si nie poruszy, zastyg w miejscu. Czwarty przekn kilka razy lin, przenoszc spojrzenie od martwego czowieka do jego Nemezis, która wysza z Rzeki. Przez dug chwil wynik way si - czy zaakceptuje, e wyzwanie byo zgodne z prawami, czy te zawoa stra i umrze? Przepisy rzeczywicie nie zostay cile zachowane, ale to nie Wallie by winien ich naruszenia i szermierz wiedzia o tym. Doby swego miecza i wygosi pozdrowienie. Wallie odpowiedzia. Bdzie pokój, przynajmniej przez chwil. Teraz Nnanji móg dumnie podej naprzód, eby podnie miecz zabitego. We waciwy sposób opad na kolano i poda go Walliemu, mcc powag rytuau umiechem od ucha do ucha. Zaprzysienie na sub u nagiego, nieznanego intruza to jedna sprawa. Znalezienie si nagle po zwyciskiej stronie to co cakowicie innego.
Wallie ledwo zerkn na ofiarowany mu miecz. Paradna bro o zbyt wyszukanym filigranie na rkojeci , eby moliwe byo waciwe wywaenie, ale teraz naleaa do niego i bya warta wiele pienidzy. O wiele lepsza ni miecz Nnanjiego, a zgodnie ze zwyczajem zwycizca w pojedynku powinien zapaci swemu sekundantowi.
- Moesz to zatrzyma - powiedzia. - I dopilnuj, by ta rzecz na twoich plecach wrócia do kuchni, gdzie jest jej miejsce.
- Niech to licho! - powiedzia osupiay Nnanji. - To znaczy, dzikuj, seniorze!
Wallie wytar swój miecz o kilt zabitego w tradycyjnym gecie pogardy.
- Jeszcze nie skoczylimy - powiedzia. - Kim s zastpcy Wadcy Hardduju?
- Jest tylko Tarru, seniorze, Szósty.
- Dla ciebie czcigodny Tarru, smarkaczu. Moesz mnie do niego zaprowadzi?
- Wanie nadchodzi, seniorze - Nnanji wskaza na trzech ludzi, których Hardduju zostawi na schodach. Jeden by w zielonym kilcie, a dwóch w czerwonych - Szósty i dwóch Pitych. Przebyli ju poow drogi przez podwórzec. Nastpni szermierze nadcigali od witynnych schodów, a take od obu Skrajów dziedzica.
- Chodmy wic! - Walli ruszy w drog, pozostawiajc Czwartego, eby zaj si ciaem, co byo jednym z obowizków sekundanta. Teraz mogo czeka go wicej kopotów, gdyby Tarru dy do pomszczenia Hardduju. Penic obowizki sdziego móg nawet uy przeciw intruzowi caej witynnej stray, cho ze wzgldu na kodeks zawodu byo to mao prawdopodobne. Nastpia reakcja i Wallie poczu si niewiarygodnie znuony. Spotkali si i stanli w ciszy. Tarru by pokrytym bliznami, posiwiaym weteranem, ale jego chude ciao robio wraenie sprystego, a oczy spoglday bystro. Nie popisywa si klejnotami czy ozdobami, jak robi to Hardduju, jego zielony kilt odznacza si czystoci i elegancj. Gbokie zmarszczki na jego twarzy sprawiay, e wydawa si zwietrzay i wysuszony. Chocia o stopie niszy od Walliego, nie by jednak sabeuszem i znajdowa si w znacznie lepszej formie ni jego zwierzchnik.
Uniós miecz w gecie pozdrowienia, a Wallie mu odpowiedzia. Obaj przez dug chwil mierzyli si wzrokiem, a bystre oczy Tarru bysny na widok rkojeci z szafirem, by nastpnie pomkn w dó, do splamionych krwi sandaów. Honor nie by tu naruszony, skoro sekundant Hardduju zaakceptowa pojedynek jako uczciw walk, ale pokusa ze strony tego miecza bya zbyt wielka, tak wanie, jak przepowiedzia póbóg. Zabij kalek i zdobd majtek - to z pewnoci wydawao si warte ryzyka.
Chciwo zwyciya Tarru zrobi gest wyzwania.
- Teraz! - rykn Wallie i dobyte miecze bysny. Nnanji i jeden z Pitych zajli pozycje sekundantów.
Tarru ci sekst, Wallie odparowa, ale powstrzyma sw ripost, tu zanim zabi przeciwnika. Znów wybuch furii? Tarru odparowa o wiele za póno i spróbowa pchnicia, bardzo powolnego pchnicia. Wallie odbi je bez trudu. Widzc, e nie grozi mu niebezpieczestwo, rozluni si i tylko parowa te niewiarygodnie atwe ciosy, igra z napastnikiem, nie wysilajc si.
Tarru taczy w przód i do tyu. Wallie obraca si powoli, by pozosta zwrócony do niego twarz, sekundanci kryli wokó jak planety. Zebra si tum, drugi Pity bez przerwy odpdza, krzykiem zebranych. Buty dudniy po kamieniach i wznosiy kurz. Stal dwiczaa. Cicie... odparowanie... sztych... Tarru dysza ciko, a pod pyncym z nieba arem jego twarz rozpomieniaa si.
Wallie odkry cudowne uczucie bycia najwikszym szermierzem na wiecie. Nawet nie musia przestawia pokiereszowanych stóp, a jego rami poruszao si bez najmniejszego wysiku. Tarru by prawidowym Szóstym - tak podpowiadao Shonsu dowiadczenie - ale dla siódmego stopnia nie istniay ograniczenia od góry i Shonsu równie dobrze móg by wedug tej skali ósmym albo dziewitym. Cakowicie zdeklasowa starszego mczyzn. Nie omieli si rozglda, ale wiedzia, e pomidzy zgromadzonymi widzami byli szermierze i zaciekawio go, jak czuje si Tarru. Wyranie by ju zmczony, bardziej rzzi ni oddycha. To on wyzwa przeciwnika na pojedynek, a teraz robi wraenie wrcz aosne. Jakie uczucie pokona jego chciwo , gniew? strach? upokorzenie?
Nareszcie Tarru cofn si i stan zasapany. To by jego koniec, spoglda na przeciwnika szklistym wzrokiem. Wallie ziewn dyskretnie. Z tumu doleciao kilka mieszków i jeden saby gwizd.
- Remis? - zawoa sekundant Tarru. To bya adna próba, ale chyba nie wierzy, e si powiedzie. Zgodnie z reguami Wallie nie móg si odzywa i nie omiela si oderwa spojrzenia od przeciwnika, ale wykona krótkie skinienie gow.
Nnanji otrzyma fatalnie wyrane instrukcje. Przy miertelnym wyzwaniu nie doprowadzenie do przelewu krwi byo prawie nie do pomylenia. Czy chopak zrozumie?
- Remis przyjty! - gos Nnanjiego skrzecza z podniecenia.
Wallie odetchn z ulg, rzuci sekundantowi aprobujcy umiech i wsun do pochwy miecz. Przez chwil jeszcze Tarru by zbyt zadyszany, eby si poruszy, potem podszed do rytualnego ucisku.
Nie przeprasza, nie skada gratulacji i ukry wielki wstyd, który z pewnoci odczuwa. Dokona tylko formalnej prezentacji swojego sekundanta.
- Czy mog przedstawi walecznemu wadcy Shonsu mojego podopiecznego, mistrza Trasdingjiego, pitego stopnia?
Wallie przyj jego pozdrowienie i powiedzia niewinnie:
- Wierz, e spotkae mojego sekundanta, czcigodny Tarru, czy nie? Oto czeladnik Nnanji, drugiego stopnia, mój lennik.
Tarru popatrzy gronie, a Trasingji zakrztusi si. Drugi zwizany krwaw przysig? Nnanji puszc si wygosi pozdrowienie.
Prawdopodobnie mogli spdzi cay dzie na tej rozpalonej przez soce patelni, wypowiadajc uwagi w stylu chiskich mandarynów, ale Wallie by wyczerpany i uzna te rytuay za absurdalne.
- Czy dopilnujesz , eby z caym nalenym szacunkiem zajto si szcztkami szlachetnego Hardduju? - zapyta, a Tarru skoni si. - Ja osobicie potrzebuj chyba uwagi ze strony uzdrawiacza. Czy byby tak askaw i skierowa mnie do jakiego miejsca, w którym mógbym odpocz?
Tarru znów si skoni, cigle jeszcze dyszc ciko.
- Koszary naszej stray witynnej zapewni tylko najmizerniejsz kwater dla tak znakomitego wojownika, ale jeli wielki wadca askawie raczy przyj nasz ndzn gocinno, bdziemy w najwyszym stopniu zaszczyceni.
Wallie przypomnia sobie sutr "O Gocinnoci", wycignit ze swego nowego pamiciowego banku danych i uzna, e legowisko lwów moe by najbezpieczniejszym miejscem.
- Jeste bardzo uprzejmy. Musz tylko szybko zaofiarowa swe usugi Bogini i natychmiast przybd.
Tarru zacz gestykulowa. Wallie po raz pierwszy uwiadomi sobie, e tum skada si wycznie z szermierzy. Byo ich tu co najmniej trzydziestu. Westchn. Formalnoci musiay zosta dokonane.
Tarru przedstawi kolejnego podopiecznego. Potem ten podopieczny i Trasingji przedstawili swoich podopiecznych w czym w rodzaju acucha nastpstwa wieku. Pojawio si dwóch kolejnych Pitych i ci równie zostali przedstawieni, a potem oni przedstawili swoich modszych. Wallie automatycznie wykonywa gesty, a imiona przelizgiway si przez niego, tworzc mg.
Niewyranie zdawa sobie spraw z tego, e sta si znakomitoci. Jeli kiedykolwiek byli lojalni w stosunku do Hardduju, to teraz pozosta w nich tylko profesjonalny podziw. Ich szacunek nie by udawany.
I oczywicie wszyscy uwaali, e Wallie zamierza zosta nowym sdzi. Czy powinien ju teraz rozwia ich zudzenia, czy zaczeka na dogodniejsz por? Czu si zbyt zmczony, eby rozwizywa tak pokrtny problem.
W tej chwili jego wdrówka zostaa przerwana, a rutyna pozdrowie naruszona . Stojcy przed nim Czwarty nie by peen podziwu, tylko przeraony, jego miecz wyranie dygota. Wallie z wysikiem skoncentrowa na nim wzrok.
Zna twarz tego czowieka. To by jeden z trójki, która bia go, zanim zosta zabrany do wizienia. Przeszukiwa chwil pami, eby odnale jego imi... Meliu.
Zemsta jest rozkosz...
Po raz trzeci tego dnia poczu nagy gniew. Czerwone wiateka zamigotay mu przed oczami.
Meliu by mocno zbudowanym, mniej wicej w wieku Shonsu, mczyzn i nie wyglda na zbyt sprytnego, chocia w obecnych warunkach trudno to byo powiedzie na pewno. Co zrobiby Shonsu? Odpowied bya prosta: nigdy nie pozwoliby sobie na wpakowanie si w tego typu kopoty, jakie stay si udziaem Walliego. Jednak pomie gniewu to bya reakcja Shonsu - wyzwa i zabi tego zbira za to, e mia czelno uderzy Siódmego. Wallie Smith skania si ku przebaczeniu, jako e ten czowiek wykonywa tylko rozkazy, a jego zwierzchnik, który rozkaz wyda, poniós ju kar. Ale takie zachowanie byo napraszaniem si o kopoty. Owca w wilczej skórze nie moe becze w rodku stada.
Wic kompromis. Dawic swoj furi zignorowa pozdrowienie i zwróci si do przedstawiajcego Pitego.
- Kto nastpny?
To bya miertelna obelga. Tum czeka, eby zobaczy co zrobi Meliu. Móg wybra samobójstwo albo rzuci wyzwanie. Zamiast tego odwróci si i uciek. Wierzc, e Shonsu bdzie nastpnym sdzi, prawdopodobnie opuci wityni przed zmrokiem. To wystarczy! Wreszcie dotarli do koca, do ostatniego jkajcego si Trzeciego. Wszyscy ci Drudzy i Pierwsi w dalszych szeregach, bogini dziki, nie liczyli si.
- Czy mog by tak miay, wadco, eby zapyta, jakie dyspozycje yczysz sobie wyda dla stray witynnej?
Wic jednak. Zdecydowa si przecign spraw, jaki niespokojny instynkt mówi mu, eby nie wyprowadza ich z bdu.
- Dopóki kapani nie zbior si, by mianowa nastpc sdziego, ty najlepiej spenisz jego obowizki, czcigodny Tarru.
- Wadca Shonsu jest bardzo askawy... a co z czeladnikiem Nnanjim drugiego stopnia? Czy jest on, er, odsunity od penienia obowizków w stray?
Wallie zwróci wzrok na maego Nnanjiego, który próbowa sta na baczno, ale nie móg powstrzyma si od wysania wzrokiem rozpaczliwej proby do Walliego.
- Na jaki czas zatrzymam go, by usugiwa mi osobicie.
Czeladnik Nnanji odetchn z ulg.
Tarru znów si skoni. Wallie z kad minut czu coraz wiksze zmczenie i obawia si, e wreszcie zacznie si trz.
Poegna si krótko. Czterdzieci mieczy bysno w pozdrowieniu, gdy wyruszy ku stopniom wityni, a jego lennik dumnie kroczy za nim. Gdy tylko cel drogi wadcy Shonsu sta si wyrany, w tumie na szczycie wielkich schodów rozptao si tornado aktywnoci. Wallie wspina si powoli, eby nie uraa swych obolaych stóp, a w poowie schodów zatrzyma si, eby kapani zdoali zakoczy przygotowania. Odwróci si jakby podziwiajc widok. Skaa Sdu z dystansu wygldaa o wiele pikniej ni z bliska. Stra ustawia si w szyku i odmaszerowaa, wymachujc ramionami i trzymajc gowy wysoko, eby zrobi jak najlepsze wraenie na przybyszu. Za nimi na wielkim dziedzicu kotoway si gobie. W miejscu, w którym zgin sdzia, dwóch niewolników szorowao kamienie.
ycie byo pikne - na kadym ze wiatów. Wallie czu zadowolenie. Nieprzyjemna sprawa Hardduju zostaa zaatwiona i nawet wiadomo, e jest teraz zabójc, mao go poruszaa. By bezpieczny pod egid szermierczych praw honoru. Jedyn ciemn chmurk na jasnym niebie dobrego samopoczucia stanowio wspomnienie tych nagych rozbysków gniewu, które ogarniay go za kadym razem, gdy kto mu uchybi - Nnanji stawiajc opór, Tarru - wyzywajc go i Meliu dajc mu okazj do rewanu.
Ta wcieko nie pochodzia od Walliego Smitha i podejrzewa, e gdyby to Shonsu by na jego miejscu, pozostawiby za sob cztery krwawice ciaa, nie jedno. Gniew rozpalaa adrenalina. Adrenalina pochodzia skd w pobliu nerek. Nie dano mu osobowoci Shonsu, ale mia jego gruczoy i musia w przyszoci uwaa, eby umys Walliego Smitha utrzymywa niezawodn kontrol nad ciaem Shonsu.
Bdzie szermierzem, nie rzenikiem.
Potem spojrza na Nnanjiego i napotka szklisty umiech czciciela wysokooktanowego bohatera, co go bardzo zmartwio.
- Dobra robota, wasalu - powiedzia. - Niele si sprawie.
Nnanji poczerwienia z radoci.
- Bardzo dobrze zrozumiae mój sygna w sprawie remisu - doda Wallie. - Na przyszo powinienem dawa ci dokadniejsze instrukcje.
- Moge go trafi w lew pach , seniorze!
Wallie odkry, e jego przetransplantowana pami zawiera slang szermierzy, ale znaczenia tego zwrotu móg si sam domyli - u praworcznego przeciwnika lewa pacha bya celem nieosigalnym . W wypowiedzi Nnanjiego krya si sugestia, e Wallie powinien by dy do zabójstwa. Krwioerczy mody diabe!
Pozycja czczonego bohatera z kad chwil stawaa si bardziej denerwujca. Zaszczyt posiadania w najwyszym stopniu wytrenowanego ciaa i wirtuozerskich umiejtnoci szermierczych nalea do zmarego wadcy Shonsu, nie do niego. Ale nie mia wielkiej nadziei, e zdoa wyjani t rónic. Ten modzik ma najwyraniej lojalno szczeniaka i Wallie bdzie musia znale jaki agodny sposób, eby odczepi si od niego.
Zerkn z ciekawoci w stron arkad. Pielgrzymi zgromadzili si po obu bokach, pozostawiajc centraln arkad woln, eby on móg swobodnie wej.
- Myl, e dalimy im dosy czasu - powiedzia. - Chodmy.
Stranikami przy centralnej arkadzie byli teraz dwaj szermierze pitego stopnia których spotka ju przedtem, wci jeszcze lekko zdyszani po tym, jak biegli, eby go wyprzedzi. Pozdrowili go gdy wchodzi w chodny cie arkady i przyjli gest rozpoznania od Walliego oraz wymuszony umieszek od Nnanjiego.
Tak wic wadca Shonsu wszed do wielkiej nawy po raz trzeci, a Wallie Smith po raz drugi. Jej chodny ogrom by w dalszym cigu przytaczajcy, a blask wiate z okien wci olniewajcy. Nie spotka kapanów, którzy by go poprowadzili, szed wic prosto naprzód tak pewnie, jak tylko móg w swych przesiknitych krwi sandaach: W poowie nawy dotar do pierwszych kapanów, ustawionych w podwójnym szeregu od tego miejsca a do samego otarza. Po jednej stronie stali mczyni, po drugiej kobiety. Wystrojeni na biao na froncie, óci Drudzy za nimi.
Gdy przechodzi, kady po kolei klka sprawiajc, e czu si jak dmcy przez las wicher. Uczucie kopotliwe i przeraajce zarazem. Z pewnoci by tego niegodny. Chcia krzykn na nich, eby skoczyli z tym cyrkiem, ale tylko szed ile si w nogach i stara si nie patrze. Nnanji, gdy zaczo si klkanie, przekn lin i szepn naglcym tonem:
- Czy mam zaczeka, seniorze?
- Trzymaj si mnie jak rdza! - rozkaza Wallie równie szeptem i obaj dalej szli razem w królewskiej procesji wzdu nawy, senior w niewolniczym, brudnym achmanie i lennik w spranym ótym kilcie. Do sytuacji pasoway tylko miecz i cigacz do wosów Walliego.
Wyprzedzajc kilkuset kapanów i kapanek dotarli do koca i drog zablokowaa grupa niewiarygodnie starych kobiet w bkicie. Cz z nich zostaa przyniesiona w lektykach. One take zaczy klka.
- wite Matki! - powiedzia ze zgroz w gosie Nnanji.
- Nie klkajcie przede mn, wadczynie - zaprotestowa Wallie. - Jestem tylko prostym szermierzem, który przyby zoy hod Bogini.
Mimo wszystko uklky.
Wallie, zaczerwieniony i rozgniewany, przeszed przez wsk luk w rodku szeregu i dotar do podium, gdzie sta niewielki wadca Honakura, umiechajcy si do niego z dum.
Wallie skin mu szybko gow. Potem w ciszy uklkn i wykona przed Bogini gboki pokon. Wszystkie odpowiednie szermiercze modlitwy i rytuay znajdoway si w jego gowie - baga o wybaczenie, oddawa swój miecz na Jej usugi, lubowa posuszestwo. Czeka, ale nie otrzyma odpowiedzi, nie spodziewa si jej zreszt. Jego prawdziwe ofiarowanie mogo si odby gdziekolwiek , to przedstawienie nie byo przeznaczone dla Bogini, tylko dla widzów i moe dla niego samego. Poniewa ba si, e zmczenie dopadnie go i zanie na pododze, dwign si na nogi, a Nnanji powtórzy kady jego gest.
Rzuci przelotne spojrzenie na bogactwa od stuleci skadane na podium. Nic, co widzia, nie mogo równa si z jego mieczem, jednak to, co kiedy wydao mu si haniebnym, sroczym pokazem zdzierstwa, teraz ukazao mu si jako wspaniaa danina. Wierni znosili najpikniejsze ze swych rzeczy, swe najwiksze skarby, eby zoy je przed umiowan Bogini. Kim by on, eby kwestionowa ich motywy? To , co widzimy, zaley od tego, co wiemy.
Zwróci si do Honakury. "Jemu moesz wierzy", powiedzia bóg, dajc do zrozumienia, e inni mog okaza si niegodni zaufania. Zanim jednak Wallie zdoa si odezwa, kapan uprzedzi go:
- Rada jest gotowa natychmiast mianowa ci sdzi, wadco - powiedzia promieniejc - chocia wolelibymy zaaranowa co bardziej formalnego na jutro albo na pojutrze. - Spoglda ze wspóczuciem na stopy Walliego i na krwawe plamy, pozostawione w miejscu, gdzie ten klcza.
W zasigu suchu nie byo nikogo.
- Nie przyjm stanowiska sdziego - powiedzia cicho Wallie. Staruszek na chwil straci mow.
- Przecie tak si umówilimy, wadco - wydusi z siebie wreszcie.
Wallie pokona diabelsk pokus powiedzenia: "Zaware tamt umow z Shonsu, a ja jestem Wallie Smith".
Opar si temu, chocia z najwikszym trudem.
Honakura nie kry zdziwienia. Czu si wrcz zdradzony. Wallie przypomnia sobie zoliw uwag boga na temat witynnej polityki.
- Zakazano mi przyjcia tego urzdu - powiedzia po prostu.
- Zakazano?
Szermierzowi siódmego stopnia? Wtedy zawitao zrozumienie i spojrzenie starca przenioso si na rkoje miecza.
Wallie skin gow.
- Dzisiaj rozmawiaem z bogiem - wyjani. - Bóg da mi ten miecz i nakaza mi zabi Hardduju. Ale równie zakaza pozostania w wityni. Sama Bogini zlecia mi zadanie, a jest to sprawa o wielkiej dla niej wanoci i przez to musz odej.
Od tego autorytetu na pewno nie byo odwoania. Honakura skoni si.
- To najwikszy zaszczyt, jaki moe by dany miertelnikowi, wadco. Uwaam si za szczciarza dlatego, e ci spotkaem. - Bya to kwiecista wypowied, ale niekoniecznie faszywa.
- Pójd teraz do koszar - powiedzia Wallie. Jego stopy bolenie krwawiy. - Moe zdoamy porozmawia jutro, wity?
- Oczywicie, wadco - starzec zniy gos do szeptu -Strze si zdrady, wadco Shonsu!
Wallie znów skin gow i odwróci si, eby odnale swego wasala. Nnanji by na miejscu, tu przyjego lewym ramieniu. Nie spuszcza wzroku ze swego pana.
Sysza wszystko. Dlatego czeladnikowi powanie zagraao niebezpieczestwo, e gaki oczne wypadn mu z oczodoów.
Wallie kutyka, z trudem dotrzymujc kroku swemu bocianonogiemu wasalowi kroczcemu dumnie przed nim, prowadzcemu go krt drog od tylnego wyjcia.
Spojrzenia, które Nnanji rzuca za siebie, w kierunku seniora, byy teraz tak pene podziwu i zachwytu, e prawie paliy.
Wyczerpany umys Walliego z atwoci móg zwizualizowa komiksowy dymek, wysnuwajcy si z gowy Nnanjiego. Widnia na nim napis: "Najpierw Hardduju, potem Tarru, wreszcie wite Matki, a do tego rozmawia z bogami. Co za szef !"
Teraz, na szczcie, nie bdzie ju wicej pojedynków, wic Wallie nie potrzebowa duej wasala. Ale jak tu odprawi takiego adoratora nie obraajc jego uczu? Przeszli przez korytarz, zeszli po schodach, minli wiele przej i ostatecznie wyszli na wiato dzienne na tyach wityni. Stao tam kilka wielkich domów, przy których niewolnicy pielili kwiatowe rabaty, kosili aksamitne trawniki i cignli wózki z wod. Dotarli do skraju miejsca,
które Wallie zna - do placu defilad, który tego ranka przemierzy tam i z powrotem.
- Zatrzymaj si! - powiedzia zaamujcym si gosem. Pokutyka do niskiego muru otaczajcego ostatni z kwiatowych ogrodów. Opad na murek w cieniu drzewa i pozwoli sobie na rozlunienie. Wielkie kwiaty posyay mu brzczenie pszczó i usypiajcy zapach. By na nogach ju od wielu godzin, jako e soce obniao si, a cienie zaczynay si wydua. Na chwil opar gow na rkach. Wyczerpanie, brak jedzenia, przeycia...
Po krótkiej chwili uniós wzrok i zobaczy miertelnie zmartwiony wyraz twarzy swojego wasala.
- Nic mi nie jest - powiedzia Wallie. - Po prostu miaem ciki dzie. - Kiwn niepewnie gow. - Rozmawiaem z bogami, to prawda, ale do cholery, nie jestem jednym z nich. - Potem umiechn si blado. - Siadaj, Nnanji. Powiedz mi, dlaczego nikt nie auje Hardduju?
Nnanji zwin dugie ciao przy cianie obok swego seniora. Ostrono i pogarda stary si na jego twarzy, w kocu pogarda zwyciya.
- On by nikczemny, seniorze, nie dotrzymywa swych przysig. Bra apówki.
Wallie skin gow. Chopak nie wspomnia o sadyzmie.
Wtedy Nnanji wyskoczy z pytaniem:
- Seniorze? Dlaczego kapani w ogóle mianowali takiego czowieka na stanowisko sdziego? On by zaka naszego szlachetnego zawodu !
- Moe wtedy, kiedy go mianowali, by dobrym czowiekiem?
- Seniorze? - Nnanji wyglda na zmieszanego.
- Wadza deprawuje, Nnanji! - Najwyraniej dla chopaka bya to cakiem nowa myl, wic Wallie wyjani spraw, opowiadajc, jak zosta wydrwiony przez tum.
- Dzikuj, seniorze - powiedzia powanie wasal. - Bd o tym pamita, gdy osign wysoki stopie. - Nnanji by oczywicie idealist i przez to romantykiem.
- Nnanji, kopoty, zdaje si, miny - powiedzia z nadziej Wallie. - Czy chcesz, ebym ci zwolni z twoich przysig?
Wyraz twarzy Nnanjiego wskazywa, e raczej wolaby zosta kamieniem myskim czy poywieniem dla ciem wampirowych.
- Nie, seniorze!
- Nawet z trzeciej? To jest straszna przysiga, czeladniku. Mog nakaza ci waciwie wszystko - przestpstwo, perwersj, nawet czyny pode.
Nnanji umiechn si szeroko. Jego bohater nie zrobiby takich rzeczy.
- Jestem zaszczycony tymi wizami, seniorze. - Prawdopodobnie by szczliwszy ni kiedykolwiek przedtem w swym yciu, we wasnych oczach wiecc blaskiem odbitej chway.
- W porzdku - powiedzia z niechci Wallie. - Ale kiedy tylko zechcesz zosta zwolniony z tej przysigi, wystarczy, e poprosisz! Sutra mówi, e powinno si j anulowa, gdy tylko minie bezporednia potrzeba.
Nnanji otworzy usta, zamkn ,je, spojrza na Walliego, potem na jego stopy; wreszcie postanowi 2aryzykowa.
- Masz wykona zadanie dla Bogini, seniorze - powiedzia cicho. Nie sformuowa tego jako pytania, ale byo oczywiste, e poera go ciekawo.
Wic Nnanji myli, e bdzie mia w tym swój udzia. Wallie westchn. Musia zebra kilku dobrych szermierzy, aby strzegli jego pleców i majtku, który na nich nosi, ale ostatni osob, nadajc si do takiego zadania, by niezdarny wyrostek, plczcy si pod nogami. Zwyky czeladnik nie zapewni mu obrony i bdzie z nim wicej kopotu ni poytku. Znów zmczenie podsuno mu absurdalne obrazy: Nnanji, skocz teraz do jaskini i popro smoka, eby wyszed na zewntrz. Nnanji, przejd si do zamku i uprzed ich, eby zaczli gotowa olej...
Wtedy przypomnia sobie, e tu, na miejscu, moe go spotka zdrada. Jak zdoa znale szermierzy, którym mógby zaufa, którzy naprawd bd strzec jego pleców, a nie wbij w nie noa? Pragn lojalnoci i ona tu bya, wiecia penym blaskiem. Co wicej, Nnanji doradzi mu, kogo jeszcze mona bezpiecznie zwerbowa. Usysza swój wasny gos, gos Shonsu, cytujcy:
"Kiepska to droga,
która nie prowadzi w dwie strony". Zademonstrowa Nnanjiemu swój szeroki umiech.
- Druga sutra - powiedzia: - "O Podopiecznych".
Wallie przyglda si przez chwil chopakowi - by ndznie ubrany, kocisty i niezgrabny, ale rk potrafi sign daleko. Mia czerwone wosy, zadarty nos i wida na nim byo kad ko. Niedowiadczony jak wieo zoone jajko, ale tak chtny jak to tylko moliwe. Pokaza ju, e jest odwany do granic szalestwa, odmawiajc pod ostrzem miecza. Nnanji rzeczywicie by uprawniony do uwaania si za wczonego w boskie zadanie, jako e Wallie równie zoy tego dnia przysig, e bdzie dba o niego, broni go i opiekowa si nim. W jego poprzednim wiecie takie umowy skadao si na pimie. Nie móg teraz zwyczajnie znikn i porzuci chopaka na zemst przyjació Hardduju. Podoba mu si to, czy nie, ale jest zwizany z Nnanjim.
- Zostae zaznajomiony z sutr "O Tajemnicy"? - zapyta ostronie.
- Tak, seniorze - Nnanji rozpromieni si. I zanim Wallie zdoa go powstrzyma, wytrajkota z najwysz szybkoci:
# l75 O TAJEMNICY
Streszczenie
Podopieczny nie mo¿e rozmawiaæ o swoim
mentorze,
interesach swojego mentora,
rozkazach swojego mentora,
sprzymierzeñcach swojego mentora
ani-o ¿adnych raportach,
które sam z³o¿y³ swojemu mentorowi.
Epizod
Kiedy Fundarranec zosta³ wziêty na tortury,
nie powiedzia³ niczego,
ale jego oddech pachnia³ czosnkiem.
W ten sposób Kungi dowiedzia³ siê,
¿e do oblê¿onego miasta dotar³y posi³ki.
Epigramat
Jêzyk jest mocniejszy ni¿ miecz,
jako ¿e pojedyncze s³owo
mo¿e zniszczyæ ca³¹ armiê.
- Zgadza si - powiedzia Wallie, rozbawiony jego gorliwoci. Nnanji, jeli okae si nieprzydatny do niczego innego, to przynajmniej moe zapewni rozrywk. - Kady tu jest przekonany, e zamierzam zosta sdzi - pozwólmy
im na razie tak sdzi. A jeli chodzi, o zadanie, to nic o nim nie wiem. Jedyne, co bóg mi powiedzia to... e pewien bardzo wielki szermierz... próbowa i zawiód, a ja jestem nastpny. To jest wane dla Bogini.
Nnanji, przejty zgroz, w milczeniu kiwa gow.
- Powiedziano mi, ebym poszed w wiat i by uczciwym i walecznym szermierzem. Zadanie zostanie przede mn odsonite. To oznacza, e musz odej std i podróowa. Spodziewam si niebezpieczestw. Ale moliwe s take zaszczyty.
Przerwa rozkoszujc si widokiem szeroko otwartych oczu i rozdziawionych ust Nnanjiego.
- Nie przypuszczam... czy chciaby i ze mn jako mój podopieczny?
To byo gupie pytanie. Zosta podopiecznym Siódmego? W misji dla bogów? To bya propozycja, dla której Nnanji nie mógby znale równej w najmielszych nawet marzeniach.
Wallie rozemia si, czujc si lepiej po odpoczynku.
- Posuchaj, wasalu, wiem, e jestem wietnym szermierzem i przytrafio mi si troch dziwnych przygód. Spróbuj by dla ciebie dobrym mentorem, ale nie jestem nadczowiekiem. Nie jestem te jednym z tych bohaterów, których spotykasz w eposach.
- Nie, seniorze - powiedzia uprzejmie Nnanji.
To by jedyny przypadek, w którym Wallie móg by pewny, e mu nie uwierzono.
Koszary okazay si masywnym marmurowym gmachem z balkonami i arkadowymi oknami. Byy troch podobne do redniowiecznego mauretaskiego paacu. Tarru posa wiadomo i go zosta przyjty przez delegacj kierownictwa, starych lub kalekich szermierzy, którzy ju odoyli swoje miecze. Intendent mia wszystkie koczyny, ale by w tak podeszym wieku i tak pokrcony, e jego siwa gowa wysuwaa si do przodu jak u ówia, a gdy przedstawia si jako Coningu, pitego stopnia, to pochylone ciao osaniao rce, które wykonyway rytualne gesty. Dowiadczonym okiem oceni stan Walliego, odoy wszelkie dalsze formalnoci i zapyta, czego dostojny wadca sobie yczy.
- Gorcej kpieli, banday, jedzenia, óka.
Coningu skin g1ow podwadnym, potem poprowadzi goci marmurowymi schodami, wystarczajco szerokimi, eby przeprowadzi przez nie dwupasmow autostrad.
Widocznie wszystko, co miao zwizek ze wityni, byo budowane na t sam tytaniczn skal, a wszystkie stropy znajdoway si tak wysoko, e aby osign kolejny poziom, potrzebne byy trzy biegi schodów. Wallie nie omieli si
spojrze za siebie i sprawdzi, czy zostawia na kadym stopniu krwawe lady, eby niewolnicy mieli co czyci. Nareszcie dotarli do najwyszego pitra i szli teraz wzdu korytarza o wymiarach pasujcych do reszty budynku. Wreszcie Coningu otworzy drzwi i usun si na bok. Wallie by pod wraeniem. Pokój okaza si ogromny i przewiewny - podoga z wypolerowanego drewna wyoona jaskrawymi dywanami, chodne marmurowe ciany obwieszono jasnymi kilimami, a niewiarygodnie wysoki otynkowany sufit ozdobiono przymionymi freskami, które mogyby pochodzi z Kaplicy Sykstyskiej. Znajdoway si tu cztery óka i mnóstwo innych meb1i, ale pokój by tak ogromny, e wrcz wydawa si pusty. Wtedy Wallie zobaczy e Coningu zblia si do nastpnych drzwi - czyli e to by tylko przedpokój.
Gówny pokój gocinny okaza si trzy razy wikszy. Zacienione okna po obu jego stronach wychodziy na balkony i pozwalay chodnemu powietrzu przelatywa na przestrza. Porodku stao óko wielkoci basenu pywackiego. Dywany i draperie byy prawdziwymi dzieami sztuki, drewniane sprzty lniy politur. Sdzc po wyrazie twarzy Nnanjiego, chopak nigdy nie widzia tej czci koszar i te by pod wraeniem.
- Jak mylisz? - mrukn Wallie, majc nadziej, e Coningu nie usyszy. - Bierzemy to czy poszukamy lepszego pokoju gdzie indziej?
Nnanji gapi si na niego w oszoomieniu. Jednak Coningu usysza i rzuci gociowi nic nie mówice spojrzenie z ukosa.
- Wspaniaa komnata - zapewni go popiesznie Wallie. - Nadaje si dla króla.
- Ten pokój prawdopodobnie widzia ich wielu - powiedzia uagodzony intendent.
Wallie nie móg oprze si pokusie zakpienia z niego.
- A co z winiami? Czy wiesz, gdzie spaem poprzedniej nocy?
Coningu bysn cynicznym umiechem.
- Wyrok sdu witynnego bywa ju przedtem uniewaniany.
Wallie na chwil zapomnia o obolaych stopach. Rozglda si wokoo. Znalaz sznur od dzwonka i cikie brzowe naczynie wielkoci beczki, ozdobione wytoczonymi na ciankach nimfami i kwiatami. Uzna, e to musi by nocnik. cienne lampy najwyraniej wykonano z litego zota. Masywna rzebiona skrzynia pena bya floretów, masek szermierczych i hantli - wszystkiego, czego móg sobie yczy wypoczywajcy szermierz. Przeszed po dywanach i doszed do wniosku, e s utkane z jedwabiu tak samo jak draperie cienne. Widzc grube, elazne zasuwy na wewntrznych drzwiach upewni si, e zewntrzne s podobnie zaopatrzone , potem pokutyka na balkon, eby zbada zabezpieczenia od tamtej strony.
Zaciemniajca przewieszka bya szeroka, a ciany po bokach gadkie. Wamywacz, który próbowaby tdy wej, potrzebowa skrzyde. Poniej rozciga si malowniczy park, ograniczony wysokim murem, poza nim domy i slumsy miasta, dalej stok doliny ze swoj strom drog i szeregiem pielgrzymich domków... i w kocu tropikalne niebo o barwie indygo. Drugi balkon prawdopodobnie wychodzi na wizienie. Wallie skrzywi si na widok miasta, przypominajc sobie jego brud i wasn reakcj na dwa dni wczeniej. Prawie usysza wiadomo, jakby kto mu i j szepn do ucha: Bogini dobrze wynagradza swoje sugi. Nie kwestionuj sprawiedliwoci bogów.
Znalaz penowymiarowe srebrne lustro. W nim znów zobaczy iluzj Shonsu, któr widzia podczas delirium, rónic si tylko tym, e widzenie byo nagie, nie odziane w niewolnicze achy i e teraz twarz i ciao wszdzie miao siniaki, rany i opuchlizny, oczy byy podbite i zaczerwienione, a czarne wosy w poowie ujte w koski ogon, a w poowie puszczone luno. Wykrzywi si do siebie. Ogólnie rzecz biorc robi przeraajce wraenie. Jak Nnanji móg si sprzeciwi rozkazom takiego potwora?
Gosy i pobrzkiwania oznajmiy przybycie niewolników z ogromn miedzian wann kpielow i parujcymi wiadrami. Grup komenderowa jednonogi szermierz. Nastpny kaleka prowadzi niewolników z rcznikami i pudami. Wallie uwiadomi sobie nagle, e dopenienie jego toalety ma si odby publicznie, jak na dworze Ludwika XIV, ale by zbyt zmczony, eby si kóci. Nnanji rozpi uprz Walliego, zabra miecz i pochw, to by najwyraniej jeden z obowizków podopiecznego. Niewolnicy wlali wod do wanny i pobiegli, by przynie wicej. Wallie westchn na wspomnienie azienki i dobrego myda, po czym przyj królewskie traktowanie.
Niewolnicy zwijali si jak frygi, Wallie rozkosznie odmaka w wannie, a starzy szermierze w milczeniu stoczyli si wokó Nnanjiego. Byo ich chyba z pó tuzina, jako e Wallie by zapewne najbardziej ekscytujcym wydarzeniem, które przytrafio si tu w cigu stulecia czy dwóch.
- Czy mog go wycign, seniorze? - zapyta Nnanji.
To miecz przyciga szermierzy. Stoczyli si wokó niego jak chopcy wokó zagranicznego sportowego samochodu.
- Pewnie - powiedzia sennie Wallie. Sysza pomruki zachwytu, gdy zebrani podziwiali ostrze. Wtedy Nnanji z dziwnym przypiewem zadeklamowa:
Gryf przysiad³ na rêkojeœci
W srebra bieli, szafiru b³êkicie,
Z rubinów oczy, szpony poz³oci³,
Stalowe ostrze jak gwiezdny blask.
Siódmy miecz nareszcie wyku³,
Co wszystkie inne przewy¿szy³.
- Co to waciwie jest? - zapyta Wallie, budzc si nagle i rozchlapujc wod na niewolników i na podog.
- Piosenka minstrela, seniorze - Nnanji gapi si na niego, przestraszony nag reakcj. - O siedmiu mieczach Chioxina. Mog opowiedzie ci wszystko o pierwszych szeciu, jeli sobie yczysz, ale to raczej dugi poemat.
Chioxin! Chioxin? W umyle Walliego pojawi si obraz - kawaek ostrza przymocowany do ciany, ostrza starego i zniszczonego, jednak z wyrytymi na nim postaciami ludzi i potworów. To pochodzio od Shonsu, byo fragmentem znajdujcym si na granicy pomidzy wspomnieniami szermierza, które otrzyma z jego ciaem i wspomnieniami osobistymi, których mu odmówiono. Uczucie to zaniepokoio go. Kim lub czym by Chioxin?
- To zupenie jakby o tym mieczu, prawda? - zapyta- Gryf i szafir? Co jeszcze wiesz?
Nnanji wyglda na zakopotanego.
- Nigdy nie syszaem dalszego cigu, seniorze. To zdarzyo si podczas mojej pierwszej nocy w koszarach, gdy byem drapaczem - umiechn si na wspomnienie swego modszego ja. - Gdy teraz to sobie przypominam, nie uwaam, eby to by dobry minstrel, ale wtedy mylaem, e jest cudowny. piewa ballad o siedmiu mieczach Chioxina i chciaem wysucha caej. Ale wanie kiedy dotar do ostatniej czci, o siódmym mieczu, musiaem odej, seniorze,
- Zao si, e do Szalonej Ani- - powiedzia jeden z szermierzy. Pozostali zarechotali, a Nnanji zaczerwieni si z wciekoci.
Coningu, krccy si na obrzeu grupy jak stary pokrzywiony cyprys na play, wpatrywa si w miecz. Poczu spojrzenie Walliego, zerkn na niego i odwróci si szybko. Coningu sysza t ballad w caoci i wiedzia, co piewano o siódmym mieczu. Chocia by starym cynikiem, najwyraniej co zrobio na nim wraenie. Wallie chcia odwróci uwag od miecza, wic podniós si. Szybko zosta osuszony, a nastpnie zaproponowano mu do wyboru kilka bkitnych kiltów z koszarowych zapasów. Wybra najprostszy, chocia nawet ten by z najlepszego batystu. Nnanji zapi na nim uprz - a potem sam si rozebra i wskoczy w opuszczon przez swego mentora kpiel. To najwyraniej take by przywilej podopiecznego.
Dwaj uzdrawiacze, Szósty i Trzeci, skonili si przed Walliem i aprobujco pokiwali gowami nad pacjentem tak widowiskowo pokiereszowanym, ale w zasadzie cigle zdrowym. Niechtnie pozwoli im posmarowa maci swoje zadrapania. Nastpnie chcieli si wzi za bandaowanie jego stóp.
- Sta! - warkn. - Co to jest?
- To s bandae, wadco - powiedzia ze zdziwieniem Szósty. - Bardzo dobre bandae. Wiele lat temu zostay dla mnie pobogosawione w wityni i uzdrowiy licznych pacjentów.
Bandae wyglday jak kupa starych cierek.
- Co si stao z dwoma ostatnimi pacjentami? - zapyta Wallie. Odpowiedzi byo tylko zmieszane spojrzenie - We jakie nowe, uzdrawiaczu. W tych zuye ju cae bogosawiestwo. Teraz moesz uy rczników.
Uzdrawiacz zacz protestowa.
Wallie by zbyt zmczony, eby si spiera.
- Wasalu? - mrukn, a Nnanji, który ju skoczy si ubiera, z umiechem doby miecza.
Stopy Walliego zostay zapakowane w rczniki jak najostrzejszy przypadek podagry.
Wniesiono stó z jedzeniem. Byo na nim wszystko, czego potrzebowa. Podzikowa i odesa wszystkich - intendenta, niewolników, szermierzy, uzdrawiaczy i wann - i odrzucajc propozycj obsugi przy stole, a take muzyków, czy damskiego towarzystwa... Nnanji wyglda na troch rozczarowanego tym ostatnim. Potem zablokowa zasuwy na drzwiach do korytarza. Nareszcie spokój!
Nnanji podniós srebrne przykrywy z jedzenia. Usta Walliego napeniy si lin tak gwatownie, e to a zabolao. Zupy, pieczone ryby , smaone ptactwo i aromatyczne misne pasztety, co przyprawionego na ostro, jarzyny, desery, gorce pieczywo, sery, sze butelek wina, ciastka i owoce. Nie, owoce nie, dzikuj.
- Wydaje si, e tego jest dosy dla dwudziestu ludzi - powiedzia Wallie zasiadajc przy stole. - Tak wic zdoam odstpi ci troch, wasalu. Od czego zamierzasz zacz?
- Ja zjem po tobie, seniorze - oczy Nnanjiego rozjaniy si, ale wiedzia, e musi poczeka.
Wallie rozkaza mu usi i przez jaki czas oberali si w milczeniu. Walliego zadziwia ilo jedzenia, jakie potrafi pochon , ale teraz by duym mczyzn, a na dodatek przez kilka dni godowa. Nnanji, jako wzorcowy wyrostek, nie ustpowa mu ani o ks , taka biesiada bya niewtpliwe zalet suby u Siódmego. Gdy wreszcie zwolnili tempo i zaczli rozmawia, na stole nie zostao ju zbyt wiele.
- To jest troch lepsze ni w wizieniu.
- I o wiele lepsze ni w jadalni modych .
Rozemieli si do wtóru. Wreszcie Wallie wsta.
- Zamierzam spa do rana - oznajmi - ale czy do rana jutro, czy pojutrze, tego nie jestem pewien. Przynajmniej jedne z tych drzwi musz pozosta zamknite, poniewa mój may bóg mógby si troch zirytowa, gdybym pozwoli ukra jego miecz. Jeli chcesz, moesz teraz wyj i zabawi si gdzie, a potem spa w zewntrznym pokoju. Byo za wczenie na spoczynek, ale
Nnanji nie móg zmusi si do wyjcia. Moe obawia si, e Wallie zniknie jak zoty sen. Wallie pooy swój miecz na óku, poprawi kilka poduszek i rozcign si na wznak, tonc w materacu.
- Piernat! Mikszy ni podoga w wizieniu! - Potem, poniewa chcia, eby jego towarzysz zaj si mówieniem, zakomenderowa: - Opowiedz mi o Szalonej Ani.
Nnanji znów si zaczerwieni.
- To jedna z kobiet w koszarach, seniorze. Niewolnica. Jest ogromna i brzydka i silna jak stary wó. Cycki ma niby worki z mk i brakuje jej oka. Zakada si, e aden mczyzna nie potrafi jej zgwaci i adna krata zatrzyma i uzyskaa doskonae wyniki - zachichota. - Mówi, e niektórzy mczyni stracili wicej ni si spodziewali, przyjmujc zakad.
- Oto dziewczyna moich marze - powiedzia sennie Wallie. - A co z drapaczami?
- To jest tradycja. My... Drudzy ka im udowodni swoj msko. Kady drapacz swoj pierwsz noc w koszarach spdza z Szalon Ani - znów zachichota. - To dlatego nie usyszaem reszty ballady.
- Tego nie musiae mi mówi.
- Wszystko w porzdku - powiedzia bezwstydnie Nnanji. - To wspaniaa kobieta, naprawd. Jeli chcesz smoczycy, to bdzie smoczyc, tak szorstk, jak ci si spodoba. Ale dla drapaczy jest cierpliwa i mia... i pomocna. No, to znaczy, ja nie wiedziaem, gdzie... to znaczy co...
- Umiechn si, gdy wróciy do niego wspomnienia. Potem zobaczy, e jego senior ju zasn.
Na jednej stronie miecza siedmiu szermierzy walczyo z siedmioma mitycznymi zwierztami , na drugiej te same zwierzta byy karmione, uwalniane lub gaskane przez siedem panien. adna scena nie bya powtórzona i nawet wyraz kadej twarzy by inny. Wallie nie potrafi sobie wyobrazi, w jaki sposób tak delikatne i kunsztowne linie zostay wyryte w tak twardym materiale.
W koszarach panowaa jeszcze cisza, a wit wci wciga oddech na wschodzie, przygotowujc si do ogoszenia fanfarami wiata dnia. Lecy w poprzek drzwi spltany zwitek kocy pokazywa, jak romantycznie przez pewnego wasala pojmowana idea obowizku przewaya atrakcje posania z prawdziwego zdarzenia.
Wallie lea w ogromnym, wyoonym piernatami ou, badajc bez popiechu boski miecz i od czasu do czasu przeciga si rozkosznie. Jego siniaki zbrzowiay, pozostawiajc tylko rodzaj przyjemnego bólu, który pochodzi ze zbyt intensywnego treningu , swdzenie w stopach przypominao cichy szept w porównaniu do wrzaskliwego bólu, jaki odczuwa przedtem. wiat rozciga si przed nim do posmakowania, dokadnie tak jak powiedzia mu póbóg. Kilka dni na zakoczenie leczenia i zebranie paru podopiecznych rednich stopni, potem bdzie móg wyruszy na badanie wiata, by walecznym i uczciwym , i oczekiwa, a zadanie odsoni si przed nim. Wczoraj obudzi si na olizgych kamieniach, czekajc na wyrok mierci , dzisiaj opywa w luksusy i upaja si potg i wolnoci.
W tym wiecie nie ma zmartwie?
Zaj si otrzyman z mieczem uprz. Skóra bya wytaczana w sceny wzite z samego miecza, chocia wykonanie nie robio wraenia tak kunsztownego. Kieszonka po lewej stronie okazaa si pusta. Tradycyjnie trzymano w niej osek, wic bya to kolejna wiadomo , miecz pochodzi od bogów, ale to on musi utrzymywa go w ostroci. W prawej kieszonce odkry skarb w postaci roziskrzonych bkitnych kamieni. Wtedy zrozumia aluzj boga na temat wydatków. Nie tylko by potny, ale te bogaty. Jego spojrzenie zawdrowao na odlegy sufit. Freski nad ókiem byy dosadnie erotyczne . Ciao, jakie otrzyma, napeniaa podliwo - bdzie potrzebowao czego wicej ni towarzystwa szermierzy. Odwróci gow i popatrzy przez odlege okno na wsk lini domków pielgrzymich wzdu drogi na stoku wzgórza. Mia kolejny dug do spacenia, ale to cakowicie inna sprawa. Jeli ona wybierze... jednak decyzja musi by cakowicie dobrowolna. Posiadanie konkubiny niewolnicy zgodnie ze standardami Walliego Smitha byo gwatem. W tym nie zamierza i na kompromis. Uczciwy i waleczny, a szczególnie uczciwy. W oddali zabrzmia róg. Mumia przy drzwiach eksplodowaa wirem kocy i dugich koczyn i wyoni si z niej Nnanji. Siedzia ze skrzyowanymi nogami , nie majc na sobie nic oprócz swego niewiarygodnego, od ucha do ucha, umiechu. Gotów, by pój wszdzie i zrobi wszystko.
- Dzie dobry, wasalu.
- Niech Bogini bdzie z tob, seniorze.
- I z tob - odpowiedzia Wallie. - Mam nadziej, e w tej gospodzie podaj niadanie? Znów jestem taki godny, e mógbym zje konia.
- Zwykle na niadanie podaj konia - powiedzia radonie Nnanji, najwyraniej nie by to wcale art.
Wallie ostronie opuci swoje opakowane stopy na podog i mrugn.
- Dzi nie zamierzam nic robi - powiedzia. - Czy ty masz jakie plany?
- Chciabym nauczy si walczy tak jak ty - powiedzia niemiao Nnanji.
- Och! - zaduma si Wallie. - To moe zaj wicej ni jeden dzie. Ale udziel ci jednej czy dwóch lekcji.
Nnanji umiechn si ekstatycznie. Razem odprawili porann modlitw i przygotowali si do wyjcia. Nnanji podniós miecz Hardduju i przyjrza mu si z powtpiewaniem.
- Naprawd zamierzasz podarowa mi go, seniorze? - zapyta, patrzc z niedowierzaniem na zoto i rubiny. Potwierdzenie Walliego wcale go nie uspokoio. - Bd móg go sprzeda?
Zrozumienie, o co tu chodzi, zabrao Walliemu chwil, a wtedy to, co sobie uwiadomi, tak zmrozio mu krew w yach, e obróci to w art.
- W przeciwnym wypadku w kadym razie ci pomszcz.
Nnanji umiechn si posusznie.
- Przyjrzymy si temu - powiedzia Wallie i szybko pokaza Nnanjiemu kiepskie wywaenie i nadmierny ciar miecza. Potem pozwoli chopcu wypróbowa boskie ostrze i tu nie byo porównania. Miecz Hardduju by broni na pokaz, nie nadawa si do walki. Mona byo kupi za niego ostrze pierwszej klasy i jeszcze zostaoby na tuzin innych, ale dla juniora noszenie takiego miecza byoby wyrokiem mierci.
Nnanji wyglda na uspokojonego, chocia cigle zaskakiwa go Siódmy, który znia si do artowania z Drugim i tak atwo obdarowywa go majtkiem.
- Dzikuj, seniorze - powiedzia. Zostawi miecz pod ókiem Walliego i do niadania zaoy swój.
Droga do jadalni prowadzia z powrotem na poziom gruntu i przez robocz cz koszar, która równie bya zbudowana w monumentalnej skali, ale z piaskowca, nie z marmuru. Jadalnia okazaa si równie wielka jak salon i chyba wysza, okna miaa umieszczone wysoko, a nisze czci cian obwieszono proporcami. Wallie oszacowa je sceptycznie i uzna, e s wytworem wyobrani dekoratora wntrz, a nie prawdziwymi reliktami bitew.
Wielki pokój wypeniali szermierze, siedzcy za dugimi, zbitymi z desek stoami, jedzcy z misek i gadajcy. Jednak gdy on stan w drzwiach, wszyscy ucichli i przez dug chwil jedynym syszalnym dwikiem byo sapanie tustych psów, pracowicie uprztajcych mietnisko na pododze. Wallie rozejrza si po wolnych miejscach, a potem bez namysu wielkimi krokami ruszy do tego, które wybra.
- Ty pierwszy - powiedzia do Nnanjiego i obaj usiedli. Szermierze oczywicie siedzieli tu na taboretach, tak by nie musieli zdejmowa mieczy.
- Dlaczego, seniorze? - spyta skonfundowany Nnanji.
- Co dlaczego?
- Dlaczego wybrae to siedzenie i dlaczego kazae mi siada pierwszemu?
Wallie pogrzeba we wspomnieniach Shonsu.
- Plecami do ciany, w miejscu, z którego wida drzwi, najlepsza rka do miecza po prawej stronie - powiedzia.
- Dzikuj, seniorze - powiedzia powanie Nnanji.
- Prosz bardzo - odpar Wallie. - To bya lekcja pierwsza.
Dla nich obu.
Siedzcy bacznie obserwowali przybyszy, teraz ju wymieniajc uwagi na ich temat. Kelner z drewnian nog postawi przed nimi dwie misy gulaszu, dwa bochenki czarnego, parujcego ytniego chleba i dwa kufle mocnego piwa. Jeli gulasz by z koniny, to jednak pachnia tak wspaniale, e usta Shonsu wypeniy si lin. Piwa wystarczyoby, eby ugasi redniej wielkoci poar.
Byo ono niezbdne, o czym si wkrótce przekona, jako e gulasz przyprawiono bardzo ostro, zwyczajna w tropikach metoda postpowania z misem nie pierwszej wieoci ale smakowa znakomicie. Stopy Walliego znów pulsoway pod bandaami. Uoy je na stoku przed sob, wiadomy, e wyglda to absurdalnie, ale mao go to obchodzio. Skary si póbogowi, e nie zna obowizujcych w wiecie manier przy stole, ale jeli przykadem miaby by Nnanji, to gównymi wymaganiami wydaway si entuzjazm i szybko. Przez dug chwil w milczeniu pracowali ykami i popijali. Ludzie wchodzili i wychodzili swobodnie, niekiedy zabierali swoje jedzenie przesiadajc si do innych stoów. Zauway, e koniec posiku by zaznaczany odstawianiem miski na podog, do wylizania psom. Po chwili zacz spokojniej je, rozgldajc si wokó.
Gdy póbóg wprowadzi go przez bram wityni, uzna szermierzy za parszyw band. Przygldajc si zebranym w sali jadalnej zobaczy w niej kilku takich, co do których móg zmieni zdanie. Po Siódmym spodziewano si, e ubierze porzdnie swoich podopiecznych, ale podarowanie miecza Hardduju zaatwi t spraw, a Nnanji przynajmniej by czysty i dobrze uczesany. Czego nie dao si powiedzie o wielu innych juniorach. Wallie zastanawia si, których sporód tych szermierzy powinien spróbowa przycign do swej stray przybocznej.
Wtedy zobaczy przygldajcego si mu otwarcie Czwartego - mczyzn okoo trzydziestki, dobrze zbudowanego i wyranie schludniejszego ni wikszo. Zna tego czowieka.
- Wasalu? - zapyta cicho. - Kim jest Czwarty, ten tam, siedzcy razem z Trzecim? Wczoraj dowodzi Oddziaem mierci.
Nnanji szybko zerkn tam i odwróci wzrok.
- To adept Briu, seniorze - powiedzia. Opuci wzrok w misk z gulaszem. Nagle wyranie straci apetyt.
Wczoraj Briu z godnoci wykonywa niewdziczne zadanie. Nie straci gowy, gdy tum zacz by napastliwy i powstrzyma si od uycia bicza, cho Wallie go sprowokowa. Briu móg okaza si uytecznym rekrutem.
- Jak sdzisz, czy daoby si zwerbowa go do naszej misji? - zapyta Wallie.
Nnanji umiechn si przelotnie na sowo "naszej", ale potrzsn gow.
- Jego ona oczekuje wkrótce rozwizania, seniorze.
Szkoda, pomyla Wallie.
- Ale on jest czowiekiem honoru?
- Oczywicie, seniorze.
Ta odpowied pada odrobin za wolno.
- A adept Gorramini? - zapyta podejrzliwie Wallie. Nnanji przygryz warg krcc si niespokojnie i powtórzy:
- Oczywicie, seniorze.
Pierwszy plan nie wypali! Wyranie wchodzia tu w gr nastpna cz szermierczego kodeksu, o której póbóg mu nie powiedzia. Nie bd donosi. Nnanji móg by lojalnym wasalem, ale nie zamierza nikogo zdradza. Przyznaj si do jednej czarnej owcy i splamisz ca owczarni, wczajc siebie ,jako e sam w niej mieszkae. Jeli jednak to prawo byo powszechnie przestrzegane, chopak móg nawet nie wiedzie, kto jest kim naprawd. Gorramini by jednym z trzech goryli Hardduju, wic w pojciu Walliego z pewnoci nie czowiekiem honoru. Jednak nie pokaza si na dziedzicu wraz z Meliu i teraz te nie byo
go na sali.
Nnanji obrzuci Briu kolejnym spojrzeniem. Potem odsun na bok swoj misk i kufel, zoy rce na piersi i usiad, patrzc z napiciem wprost przed siebie. Wallie przyjrza mu si z zaciekawieniem.
- Co nie w porzdku? - zapyta.
Przez twarz Nnanjiego przelecia wyraz smutku, ale po chwili znowu staa si ona mask.
- To byo zbyt dobre, eby mogo okaza si prawdziwe, seniorze - powiedzia zagadkowo.
Wallie rozejrza si ostronie. Pierwsi, Drudzy, Trzeci, Czwarci... nie ma Pitych. Gdy wszed do sali, widzia tu co najmniej cztery czerwone kilty. Prawie wszyscy siedzieli zwróceni w jego stron. Sala wyranie stawaa si coraz
cichsza. Z pewnoci zanosio si na co i uwaga bya skupiona na Briu i jego przyjacielu. Wallie równie odsun swoj misk i kufel.
Briu i Trzeci wstali, rozmowy ustay zupenie. Kelnerzy i kucharze zgromadzili si w szeregu pod cian obok drzwi do kuchni. Nawet Nnanji, cholera, wydawa si wiedzie, na co si zanosi! Wallie zdj stopy ze stoka i wsta, przygotowujc si na przyjcie goci. Briu podszed do przeciwnej strony stou i wykona po zdrowienie wobec wyszego stopniem. Wallie udzieli odpowiedzi
- Wadco Shonsu - powiedzia Czwarty tak gono, eby wszyscy syszeli - zechcesz askawie uchyli praw gocinnoci dla sprawy honoru?
Wic w ten sposób zamierzaj to zrobi? Teoretycznie móg odmówi, ale praktycznie nie. Nie móg si domyli, o co chodzi w tej sprawie honoru, chyba e jego wczorajsze dziaania w jaki sposób kompromitoway Briu. Moe konieczna bdzie deklaracja wadcy Shonsu, e to nie od niego otrzyma ten zagadkowy miecz.
- Honor zawsze ma pierwszestwo - równie gono powiedzia Wallie. Briu by napity, ale z pewnoci nie wyglda na tak zmartwionego, jak powinien wyglda, gdyby planowa walk z Siódmym.
Briu lekko skoni gow w potwierdzeniu.
- Wic bd tak dobry i przedstaw mi swojego podopiecznego, wadco.
Zaraza! To oczywicie poprzedni mentor Nnanjiego. Ale dlaczego Briu nie wyglda na bardziej zmartwionego?
Wallie zwróci spojrzenie na Nnanjiego, stojcego sztywno po jego lewej stronie i dostrzeg na jego twarzy ten sam mizerny wyraz, który by na niej wczoraj, gdy
Wallie omal nie zacz kótni, potem zdecydowa, e lepiej bdzie najpierw zaatwi formalnoci.
- Adepcie Briu, czy mog mie zaszczyt ...
Nnanji wykona salut.
Odpowied Briu przesza bezporednio w znak wyzwania.
- Stój! - powiedzia Wallie. - Zabraniam ci na to odpowiada .
Usta Nnanjiego byy ju otwarte i przez chwil tak pozostay.
Jego twarz zaczerwienia si jak jego wosy i zwróci na swego seniora oburzone spojrzenie.
- ycz sobie zbada t spraw honoru - powiedzia Wallie, nie ciszajc gosu. - Ty, adepcie Briu, moesz nie by wiadomy, e czeladnik Nnanji odmówi zoenia midrugiej przysigi - pod mieczem - na podstawie tego, e by ju zaprzysiony tobie. Ufam, e jeste godny takiej lojalnoci.
- To by jego obowizek, wadco. - Briu równie poczerwienia.
- I twoje brzemi. Powiniene te wiedzie, e czeladnik Nnanji zoy mi drug przysig dopiero wtedy, gdy mu to rozkazaem, gdy by ju moim wasalem i nie móg mi niczego odmówi.
Widownia czekaa przez chwil na odpowied Briu.
- Tak zostaem poinformowany przez wiarygodnych wiadków, wadco.
Tarru i reszta na schodach - mogli po ruchach rozpozna, jakie przysigi byy skadane.
- Wic wina jest moja jako jego seniora - powiedzia Wallie. No, miao, rzu wyzwanie!
Briu spoglda beznamitnie. Po chwili lekko potrzsn gow.
- Poniewa trzecia przysiga koliduje z honorem jego mentora, nie moe by w adnym wypadku zoona bez jego zezwolenia, wadco.
Wallie nie pomyla o tym, a widzowie poruszyli si troch, jakby równie u nich wywoao to pewne zaskoczenie. Czyby pami Shonsu go zawioda? eby zyska czas na zastanowienie, uniós brew i zapyta:
- Naprawd? W której sutrze jest to zastrzeone?
Briu zawaha si.
- W adnej, z któr jestem zaznajomiony, wadco, i oczywicie poddaj si twojej wyszej znajomoci sutr. Tu chodzi o interpretacj.
Std wic byo tylko jedno wyjcie. Jako najwyszy stopniem szermierz w dolinie Wallie móg po prostu powiedzie mu, e jego interpretacja jest niewaciwa i ta opinia przewayaby. Upokarzajce rozwizanie, chocia to mogo by wszystko na co móg liczy.
- Przyznam, e nie syszaem, eby ta sprawa bya kiedykolwiek dyskutowana - powiedzia Wallie, majc na myli, e Shonsu nie sysza. - Fakt, e sutry nie dostarczaj wyranych wskazówek, potwierdza, jak wyjtkowe jest to wydarzenie. Moe to dobry temat do rozmowy przy zimnym piwie w upalny dzie. To jest twoja wasna interpretacja?
Teraz Briu uciek spojrzeniem w bok.
- Przedyskutowaem to z szermierzami wyszych stopni, wadco, i ich opinia zgadza si z moj.
Oczywicie, to robota Tarru. On wszystko zorganizowa albo przynajmniej wiedzia. o tym. Briu móg przedstawi pytanie najwyszemu stopniem, a tylko Tarru móg zarzdzi, eby wszyscy Pici opucili pomieszczenie. Bezczelno! Sytuacja prosia si wrcz o pokaz siy. Prawie wiadomym aktem woli, podobnym do nacinicia przecznika, Wallie przej kontrol nad Shonsu.
Jego gos zabrzmia teraz w tonie groby.
- Wic wyzywasz Drugiego na mierteln walk z powodu interpretacji, czy tak, adepcie Briu? Myl, e to nikczemno, e to dziaanie tchórza!
Briu zakoysa si na pitach i poblad. Zdawao si, e wszyscy szermierze w sali równoczenie wcignli oddech. Wallie drwico uniós brew.
Sztywno i niechtnie - jak czowiek idcy na mier - Briu poruszy rk w znaku wyzwania.
- Teraz! - rykn Wallie i doby miecza .
Rka adepta Briu zatrzymaa si w pó drogi do rkojeci. Szpic miecza wadcy Shonsu dotyka jego piersi, tu przy sercu. W sali zapanowaa kompletna cisza, przerywana tylko uderzeniem o podog apy drapicego si psa. W kompletnym bezruchu jedynie poruszane przecigiem sztandary powoli faloway.
Wallie wychyli si lekko do przodu, lew rk opierajc na stole. Za Briu znajdoway si stoki i kolejny stó, a on prawdopodobnie nie by pewny, gdzie one s. Jeli spróbowaby si cofn, to dotykajcy go miecz móg natychmiast pój do przodu na ca dugo ramienia Walliego. Walliemu byo przykro z powodu Czwartego, jako e najwyraniej by on dumnym zawodowcem, w swoim elegancko odprasowanym kilcie i naoliwionej do poysku uprzy, jednak teraz narazi si zarówno na niebezpieczestwo, jak i cakowite omieszenie.
Pauza prawdopodobnie trwaa tylko par sekund, ale wydawao si, e upyna godzina zanim czowiek, na którego odezwanie si wszyscy czekali, zdoa wydoby
z siebie gos.
- Er... poddanie? - powiedzia skrzeczco Nnanji.
Trzeci z niedowierzaniem wpatrywa si w Briu i miercionon smug stali, która pojawia si znikd .
- Poddanie - zgodzi si natychmiast, wygldajc na równie wstrznitego jak jego mocodawca.
Rami Briu zdawao si topnie i jego rka opada. Miecz cigle by wymierzony w jego serce i teraz Briu nalea do Walliego, musiaby si nawet podda rytuaowi upokorzenia, jeli tego zadaby zwycizca. Musiaby posucha albo zostaby stracony. W jego oczach wida byo przeraenie i wstyd .
- Powiedz mi, adepcie Briu - odeawa si Wallie, cigle wystarczajco gono, eby publiczno go syszaa - czy kiedy uczye swojego podopiecznego o drugiej i trzeciej przysidze, wyjanie mu, e trzecia nie moe by zoona bez pozwolenia mentora?
Oczywicie Briu móg powiedzie "tak", ale nikt by mu nie uwierzy - sprawa bya zbyt hipotetyczna i zawia.
- Nie, wadco -jego gos brzmia ochryple.
- Wic wina - jeli tam bya wina - nie spada na czeladnika Nnanjiego, ale na niewystarczajce nauki, które otrzyma on od swego mentora?
Usta Briu poruszyy si, ale nie wydoby si z nich aden dwik. Potem przekn dwukrotnie i powiedzia:
- Tak si wydaje, wadco.
Wallie lekko cofn miecz.
- Nie jestem pewien, czy wszyscy to usyszeli. Ogo swój bd.
- Wadco Shonsu - powiedzia Briu goniej. - Widz, e przeoczyem poinstruowanie mojego byego podopiecznego, czeladnika Nnanjiego, o waciwych rodkach ostronoci przy skadaniu trzeciej przysigi i jeli w jego wczorajszym dziaaniu bya jaka nieprawidowo, to wina za to spada na mnie, a on dziaa w dobrej wierze.
- Wic w tej sprawie nie masz ju dalszych zaale ani wobec czeladnika Nnanjiego, ani wobec mnie?
- Nie, wadco.
Wallie schowa miecz do pochwy.
- Wycofuj wszelkie zarzuty tchórzostwa, adepcie Briu. Okazae wyjtkow odwag wyzywajc Siódmego. Pogratuluj twojemu mentorowi, gdy go spotkam nastpnym razem.
- Dzikuj, wadco - powiedzia upokorzony Czwarty.
- Moe teraz, jako gocie, bdziemy mogli dokoczy niadania?
Wallie usiad i znów przycign do siebie swoj misk z gulaszem, nie zwracajc wicej uwagi na pozostaych zebranych. Nnanji niechtnie zrobi to samo. Towarzyszcy Briu Trzeci obj adepta ramieniem i wyprowadzi go.
Niemniej dla Walliego sprawa nie bya zamknita. Wiedzia, e w lad za kradzie podopiecznego musi nastpi wyzwanie, ale naprawd spodziewa si, e wyzwanie bdzie skierowane do niego, jako e tylko to byo suszne. Widocznie niewaciwie oceni pogldy szermierzy. Sutry nie uznaway przymusu jako usprawiedliwienia - wymuszona przysiga bya wica, adne niebezpieczestwo nie usprawiedliwiao zdrady. Oni wic obwinili Nnanjiego, nie jego. Byo to bezlitosne credo, ale powinien je zna.
Problem ukrywa si w zacienionych miejscach pomidzy jani Shonsu i jani Walliego. "Nie mylisz jak Shonsu i to mnie cieszy" - powiedzia póbóg. Ale kiedy w jego rce znajduje si miecz, musi myle jak Shonsu.
To bdzie podzia wadzy, strategia dla Walliego, taktyka dla Shonsu. Takie pomyki mog okaza si bardzo kopotliwe. Bycie szermierzem to nie tylko sprawno rki i znajomo sutr, ale take system wartoci. Mimo e rozmowy prowadzono szeptem, w caym pomieszczeniu a wrzao. Nnanji bawi si swoim gulaszem i wykrzywia do niego wciekle.
- Co si stao? - zapyta Wallie. Nnanji nie wyglda jak czowiek, który wanie unikn okaleczenia.
- Powinienem by odmówi ci zoenia tej przysigi, seniorze.
- I umrze?
- Tak - powiedzia gorzko Nnanji.
- Nie zabibym ci- oznajmi Wallie i zosta obdarzony zdumionym spojrzeniem. - Rzadko zabijam, chyba e musz. - Mia nadziej, e zachowuje powany wyraz twarzy.
- No, wic co zrobiby, gdybym ci odmówi? - zapyta Nnanji, zdziwiony.
Wallie zastanawia si nad tym samym.
- Nie jestem pewny. Przypuszczam, e powiedziabym ci, eby poszed. Bardzo si ciesz, e nie odmówie. Chcesz, ebym ci zwolni?
Nnanji nie umia na to znale odpowiedzi.
Jego mentor opar si impulsowi , eby podnie go i potrzsn. Najwyraniej standardy Nnanjiego byy cakowicie nierealistyczne i dlatego kiedy, w przyszoci, mogy sta si przyczyn powanych kopotów. Natomiast teraz, majc czas, by zebra myli, Wallie doszed do wniosku, e Siódmy, który ma dostp do ponad tysica stu sutr, móg rozsdzi prawie kady problem.
- Z pewnoci nie chciabym , by towarzyszy mi czowiek o wtpliwym honorze - powiedzia i Nnanji zblad
- A ty popenie duy bd. - Nnanji by ju wrcz zielonkawy.
- Powiniene zapyta - cign Wallie - dlaczego krew musi by przelana. Ja oczywicie powiedziabym ci, e otrzymaem misj od Bogini...
Oczy Nnanjiego rozszerzyy si, moe na myl, e mógby bra Siódmego w krzyowy ogie pyta.
- A lojalno wzgldem Bogini ma pierwszestwo przed wszystkim, nawet obowizkami wobec mentora.
Nnanji odetchn gono. Przez jego zadziwiajco wyrazist twarz przemkny ulga i wdziczno.
- Jestem czowiekiem honoru, seniorze... tak myl.
- Ja równie - powiedzia zdecydowanie Wallie. - I na tym sprawa jest skoczona! Jednakowo mielimy wanie lekcj drug. Czego nauczye si z pojedynku, jeli mona to tak nazwa?
Po napomknieniu o szermierce Nnanji odzyska dobry humor i warkn:
- Zaatwie go jak dzieciaka, seniorze.
- To prawda - umiechn si Wallie. - Ale dlaczego? Czwarty powinien okaza si trudniejszy, nawet dla mnie.
Nnanji zastanawia si liczc na palcach. Wreszcie powiedzia:
- Obrazie go tak, e musia rzuci wyzwanie, a to dawao ci wybór czasu i miejsca, prawda? Poniewa widzia twoje bandae, prawdopodobnie pomyla, e zechcesz przesun walk o dzie czy dwa. W dodatku pojedynki nie s dozwolone na terenie koszar. Zapomnia, e ty nie moesz zna tego przepisu ani by nim zwizany - rozemia si gono. - I czy kto kiedykolwiek sysza, eby próbowa pojedynkowa si przez stó? - Umiechn si zadowolony z siebie.
- Bardzo dobrze - powiedzia Wallie. Zastanawia si nad tym przez chwil. - W kadym razie nie zalecabym tej techniki na co dzie. Jeli on byby odrobin szybszy, przygwodziby mnie do ciany. - Shonsu móg by najszybciej dobywajcym miecza szermierzem w wiecie, ale miecze to nie rewolwery. No i nie byli w Dodge City.
Paru Pitych, nie rzucajc si w oczy, wlizno si z powrotem do jadalni, a inni ludzie odeszli do swoich obowizków. Po przerwie - akurat na tyle dugiej, by wygldao, e nie czeka gdzie w pobliu - z popiechem przyby przepeniony skruch czcigodny Tarru. Wallie wsta do formalnego powitania. Nnanji poruszy si jakby chcia odej, ale Wallie gestem odesa go z powrotem na miejsce.
Tarru elokwentnie przeprosi za naruszenie praw gocinnoci, co oczywicie nie zdarzyoby si, gdyby w pobliu by kto z seniorów i co z pewnoci nie zdarzy si znowu.
- Dobrze - powiedzia Wallie tonem, który, jak mia nadziej, wyraa grob.
Wallie uzna, e Tarru prawdopodobnie by modszy ni na to wyglda - posiwia przedwczenie, a twarz mia raczej zniszczon niepogod ni pomarszczon - i prawdopodobnie by równie godny zaufania jak chory na wcieklizn wygodniay lampart. W czasie trwajcej dalej wymiany uprzejmoci, dopytywa o postpy w powracaniu do zdrowia i innych trywialnoci jego spojrzenie czsto wdrowao do rkojeci miecza Walliego.
Nnanji skin po drug misk gulaszu. Tarru wzi kufel piwa, lecz Wallie odmówi, chocia byo to piwo sabe i stosunkowo nieszkodliwe. Wallie podejrzewa, e jak tylko zakoczy si banalna rozmowa, Tarru zacznie si dopytywa o plany. swego gocia, wic uprzedzi go, wystpujc z czym, co go interesowao.
- Ciekawi mnie pewna sprawa - powiedzia. - Podjta trzy dni temu próba egzorcyzmu pozbawia mnie przytomnoci. Obudziem si w czym w rodzaju szaasu przy drodze wychodzcej z wwozu.
- To szaasy dla pielgrzymów - powiedzia Tarru. - Rzdzi nimi pewna kapanka-smok.
- Nie widziaem tam smoka. Tylko niewolnic, która mnie dogldaa... Na imi miaa Jja. Spodobaa mi si.
Tarru powiedzia z pogard .
- Pah! To wszystko s marne niewolnice, wadco. W dzie sprztaj podogi, a w nocy zabawiaj pielgrzymów - oczywicie dla korzyci Kikarani. Mamy w koszarach znacznie lepsz stajni dziewek...
Wallie usysza dziwny haas, zaskoczony uwiadomi sobie, e to zgrzyt jego wasnych zbów. Pici mu si zacisny, a serce omotao wciekle. Tarru zblad i urwa w pó zdania.
- Tak niewolnic mona pewnie kupi za rozsdn cen? - szepn Wallie. Sign dwoma placami do sakiewki i upuci na stó byszczcy niebieski kamie. - To, jak si zdaje, powinno wystarczy?
- Wadco! - Tarru sapn gono. - Za to mona by kupi wszystkie niewolnice Kikarani z sam smoczyc wcznie!
- Zdecydowaem si na wymian - powiedzia Wallie. Wiedzia, e zachowuje si nierozsdnie, ale si nie wycofa. - Nnanji, czy znasz t Kikarani?
- Tak, seniorze - powiedzia Nnanji, szeroko otwierajc oczy.
- Wic id do niej. Zaproponuj jej ten kamie w zamian za odstpienie prawa wasnoci do niewolnicy Jji. Przyprowad dziewczyn tutaj, ze wszystkim, co moe do niej nalee. Jakie pytania?
- Ona z pewnoci uzna, e kamie jest kradziony, seniorze.
Wallie rzuci mu spojrzenie, które sprawio, e chopak zapa klejnot i skierowa si szybko w stron drzwi. Ale po kilku krokach zawróci i zamiast tego pobieg do dalszego wyjcia. To pozwolio mu na przejcie z podniesion gow przez ca dugo pomieszczenia. Wyranie cieszyy go odprowadzajce go spojrzenia.
- Jego ojciec jest tkaczem dywnów - powiedzia z nieskoczon pogard Tarru. - Moesz nigdy nie zobaczy ani klejnotu, ani dziewczyny.
- Wol straci kamie ni zawierzy swoje plecy zodziejowi - cinienie krwi Walliego byo cigle jeszcze podwyszone.
- To prawda - powiedzia dyplomatycznie Tarru, który nie móg cakiem zostawi tej sprawy - ale mniejsza pokusa mogaby okaza si rozsdniejsza. Mog si zaoy, e kamie zostanie zamieniony na gotówk, zanim Kikarani w ogóle go zobaczy.
Myl o tym, e Nnanji mógby okaza si nieuczciwy, bya cakowicie niedorzeczna.
- Zakad stoi! - nastpny szafir spad na stó, a oczy Tarru rozszerzyy si. - - Jestem przekonany, e stra witynna ma kilku nie rzucajcych si w oczy agentów. Niech pójd za moim lennikiem. Jeli on sprzeda kamie albo ucieknie z nim, to wygrae.
Zna chciwo Tarru. Facet by zahipnotyzowany lec przed nim na stole bkitn gwiazd. Jego rce wycigny si po ni, a potem zatrzymay.
- Nie mam niczego równej wartoci, co mógbym postawi przeciw twej stawce, wadco.
Wallie zastanawia si przez chwil.
- Jeli wygram, zadam od ciebie tylko drobnej przysugi, niczego, co naruszaoby twój honor. We, trzymaj stawki. - Tarru podniós kamie i wpatrywa si w niego. By podejrzliwy, ale bkitny ogie parzy mu do. Wsta i popiesznie wyszed z jadalni. Wallie pocign jeszcze yk piwa i czeka, a jego wcieko minie. Tym razem gruczoy Shonsu zwyciyy. W sytuacji rozlunionej towarzyskiej rozmowy, gdy walka nie bya przewidywana, pozwoli sobie na opuszczenie osony i to byskawiczne uderzenie niecierpliwoci dosigo go, zanim si zorientowa, e nadchodzi. Co sprawio, e pokaza si jako nieodpowiedzialny rozrzutnik i gracz, a take doprowadzio go do wyrzucenia pod wpywem kaprysu pienidzy przeznaczonych na wydatki w sytuacji, gdy nawet nie wiedzia, na jaki cel te kamienie byy mu dane. To le wróyo na pocztek zadania. Nagle uwiadomi sobie, e w ten sposób móg take podpisa na swego wasala wyrok mierci. Uniós si, potem znów usiad. Teraz byo ju za póno na odwoanie zakadu czy odzyskanie kamienia. Z przygnbieniem powiedzia sobie, e Tarru, jako jedyny orientujcy si w sytuacji, nie moe nakaza kradziey kamienia bez obcienia siebie.
Nie straci do koca nadziei, ale jego poranny art, e pomci Nnanjiego, ju nie wydawa mu si mieszny.
Wtedy Tarru powróci, teraz w towarzystwie wysokiego i masywnie zbudowanego Siódmego, którego twarzoznakami byy miecze, tyle e odwrócone. Lazurowa szata mczyzny nie miaa adnej plamki, rzadkie biae wosy byy porzdnie uczesane ,jednak jego rce byy zrogowaciae i poczerniae, a czerstw twarz znaczyy drobne czarne punkciki. By starszy ni Shonsu, ale nie by szermierzem, wic do niego naleao rozpoczcie ceremonii powitania. By to Athinalani, patnerz siódmego stopnia.
Ledwo da Walliemu czas na odpowied, nie bawi si w uprzejmoci.
- To musi by on! - powiedzia. - Siódmy miecz Chioxina. Wadco, bagam ci, pozwól mi go obejrze.
Wallie pooy miecz na stole. Athinalani przyglda mu si uwanie, zwracajc uwag na kad kresk i znak. Tarru i Wallie pili piwo, a patnerz chon wzrokiem mistern robot. Po chwili Athinalani odwróci miecz i z t sam drobiazgowoci przyjrza si drugiej stronie. Kiedy skoczy, wyglda na gboko poruszonego.
- To jest szafirowy miecz Chioxina - powiedzia. - Nie ma adnych wtpliwoci. Gryf tworzcy rkoje... postacie na ostrzu... jako. Nikt inny oprócz Chioxina! Kiedy usyszaem pogoski, byem pewny, e to podróbka, ale obejrzawszy go z bliska, zostaem przekonany. Wadco, czy mog go podnie? - Jego donie mionie ciskay miecz, badajc jego sztywno, ciar i wywaenie. Potem odoy go i dociekliwie spojrza na waciciela.
- Opowiedz o nim. - Wallie wzruszy ramionami.
Athinalani taktownie nie okaza zdziwienia jego ignorancj.
- Chioxin - powiedzia - by najwikszym patnerzem wszystkich czasów. Wiele ze stworzonych przez niego mieczy cigle jeszcze jest w uyciu, po siedmiu stuleciach, i s bardzo cenione. Jego miecze byy nie tylko najlepsze, one byy te najpikniejsze. Rysunek tych postaci... popatrz tu, i tu.
Tak, tradycja mówi nam, e kiedy by bardzo stary, zrobi siedem mieczy, a kady z nich to arcydzieo. Minstrele gosz, e za obietnic zrobienia tych mieczy kupi sobie od Bogini siedem lat ycia. Moliwe. Ale rkoje kadego tworzyo inne heraldyczne zwierz i kady w rkojeci mia wielki klejnot... per, beryl, agat, topaz, rubin,szmaragd i szafir. Kady miecz mia te swoj wasn histori. Nie jestem minstrelem, wadco, wic nie spróbuj zapiewa dla ciebie, ale szmaragdowy miecz, na przykad, by dzierony przez wielkiego bohatera Ximiniego, kiedy ten zabija potwora Vinhanugoo, a potem dosta si w posiadanie Darijukiego, który zwyciy w bitwie pod Haur - tak w kadym razie mówi.
Minstrele mog opowiada o tym przez ca noc.
Dostrzeg nareszcie oczekujcy na niego kufel i pocign dugi yk. Tarru spoglda sceptycznie. Wallie spodziewa si usysze o jakiej straszliwej kltwie czy czym takim - podobne historie zawieray zazwyczaj jedn czy dwie kltwy.
Jadalnia opustoszaa, gdy szermierze rozeszli si w swoich sprawach, a sucy pozbierali oprónione przez nich miski.
Patnerz otar pian z ust i z zapaem powróci do swego wykadu.
- Widziaem perowy miecz! Czy, w kadym razie, jego cz. Rkoje i kawaek ostrza s w posiadaniu króla Kalny i kiedy byem modym czeladnikiem, pokaza mi je. Jest powiedziane, e miasto Dis Marin posiada berylowy i e kawaek innego ostrza znajduje si w loy w Casr. Rkoje przepada, ale uwaa si, e to by rubinowy.
Znów to drgnienie w pamici: "Casr?"
- A szafirowy miecz? - zapyta Wallie.
- Ach! Nie ma historii szafirowego. Znanych jest tylko sze. Zgodnie z tym, co mówi minstrele, siódmy miecz Chioxin podarowa Samej Bogini.
Nastpia znaczca pauza. To wyjaniao wyraz twarzy starego Coningu ostatniej nocy. Nie zadane pytanie wisiao w powietrzu, ale nikt nie zadaje takich pyta Siódmemu.
- Nie ma tu kltw? - docieka Wallie. - Nie ma magicznych mocy?
- Och, ci minstrele... Opowiedz, e czowiek dziercy jedno z tych ostrzy nigdy nie moe zosta pokonany. Ale ja jestem rzemielnikiem. Nie znam przepisu na wkadanie do miecza magicznych si.
- Ten jak na razie zaliczy dwa zwycistwa i jeden remis - powiedzia uprzejmie Wallie.
Tarru zdoa si zarumieni.
- Jak na bro tak star; to jest on w doskonaym stanie.
- Przypuszczam, e Bogini dobrze si nim opiekowaa - powiedzia Wallie, igrajc z nimi. Umiechn si do Tarru. - Widziae mnie wychodzcego z wody. Przypuszczam, e przepytae szermierzy, którzy ogldali to z bliska?
- Tak, wadco - powiedzia ponuro Tarru. - Bardzo dokadnie. - Podobnie jak jego zwierzchnik nie by czowiekiem wierzcym w cuda.
- Wadco - powiedzia Athinalani. - Czy askawie zgodzisz si, ebym kaza artycie to przerysowa? Bd ci bezgranicznie zobowizany.
- Oczywicie. Przypuszczam, e masz te miecze na sprzeda. Mój lennik przybdzie do ciebie, by spieniy miecz pewnej wartoci. Chciaby naby bardziej uyteczny i powszedniego rodzaju.
W tej chwili przyby pokrcony stary intendent Coningu. Krci si czapic w pobliu, dopóki Tarru nie uniós brwi.
- Nadszed posaniec ze wityni, wadco. Chce si widzie z wadc Shonsu. - Potem doda. - Jest w zielonym - i obróci si, eby zobaczy reakcj Tarru. Szósty jako posaniec. Tarru patrzy wilkiem.
Rozmowa zostaa przerwana, chocia wida byo, e Athinalani mógby siedzie
cay dzie i po prostu wpatrywa si w siódmy miecz Chioxina. Gdy szli w stron drzwi, Tarru powiedzia przyciszonym gosem:
- Czy dae czeladnikowi Nnanjiemu miecz wadcy Hardduju, wadco?
- Tak - powiedzia Wallie
Tarru wyszczerzy zby jak rekin.
- Co w tym jest miesznego?
- Nnanji jest tylko synem rzemielnika. Zdarzyo nam si kilku rekrutów z takich
wanie rodzin, chocia wiem, e mielimy wielu odpowiedniejszych kandydatów, synów szermierzy. Mniej wicej w tym samym okresie wadca Hardduju naby ten miecz.
Tarru móg by albo nie by partnerem w powaniejszych przestpstwach, ale tamten drobny lewy dochód najwyraniej przyniós korzy tylko sdziemu. Moe to wyjaniao oczywist niech Tarru wobec Nnanjiego.
- Mylisz, e rodzina Nnanjiego opacia ten zakup? Tarru parskn drwico, podtrzymujc drzwi dla swego gocia.
- Tylko ma cz, tego jestem pewny, wadco. Za ten miecz mona kupi kilka sklepów z dywanami. Ale, jak powiedziaem, byo wicej takich. Ironi sytuacji jest, e ten miecz przyniós mu tak mao poytku, a teraz naley wanie do jednego z czeladników.
Umiechn si z satysfakcj. Tarru nie by miym czowiekiem. Ani, jeli godzi si na tak podejrzane dziaania, uczciwym czowiekiem.
- Racz zaszczyci mnie sw znakomit opini o tym podym winie, wadco - wybecza stary kapan swym drcym, bezzbnym gosem.
- To jest pamitny rocznik, wielebny - hukn szermierz gosem o kilka oktaw niszym.
Zapakowany w wielkie, uplecione z wikliny krzeso podobne do wylotu ogromnej trby, Honakura pokazywa w umiechu dzisa, grajc rol gospodarza i wypowiada trywialne nonsensy, podczas gdy jego bystre oczy wychwytyway wszystkie szczegóy. Wallie siedzia naprzeciw niego na stoku. Stó pomidzy nimi ugina si pod ciarem ciastek i wina w krysztaowych kubkach, a wszystko to spowija parny, zielony cie pod drzewami, których nawet ramiona Shonsu nie zdoayby obj. Trzy olbrzymy zasadzone ku ozdobie podwórka opanoway je, wypeniy i zadaszyy. Pokruszone stare brukowce podnosiy si na rozsadzajcych
je korzeniach i opaday w trójktn przestrze pomidzy nimi, gdzie równie siedzieli ludzie. Sam ogrom tych drzew uwydatnia Walliemu staroytno wityni, a przez to kultury, która j zbudowaa. To przypominajce dungl podwórko byo miejscem prywatnym. ciany pokrywa ywy mech i obwieszaa pretensjonalnie boungawilla. Za nimi chichotaa i pluskaa Rzeka, zaguszajc rozmow równie skutecznie, jak sklepienie gazi chronio przed mczcym blaskiem soca oraz spojrzeniami niechcianych oczu. Owady pieszyy si w swoich sprawach. Wino z pewnoci byo godne zapamitania - cierpkie i o metalicznym smaku, najgorsze, jakie - jeli móg sobie przypomnie - kiedykolwiek kosztowa.
Nareszcie Honakura zakoczy uprzejmoci.
- To, czego wczoraj dokonae, byo chwalebnym czynem zbrojnym, wadco, hodem wobec Bogini. Chocia nie miae formalnego kontraktu z rad, zostaem upowaniony do zaofiarowania ci wynagrodzenia: urzdu sdziego - umiechn si - albo stosownego honorarium.
Zapata za przelan krew? Wallie Smith poczu, e si wzdryga, chocia by take ciekawy, jak wiele zarabia Siódmy pracujc swoim mieczem. Ale powiedzia tylko:
- To bya dla mnie przyjemno, wity. Jak ci powiedziaem, nie mog przyj urzdu i nie potrzebuj od was zapaty. Mój pan jest szczodry.
Niewidzialne brwi Honakury uniosy si. Kapan zniy gos i powiedzia:
- Wydaje mi si, e sysz sowika.
Jedynymi ptasimi gosami, jakie sysza Wallie, byo dochodzce z oddali senne gruchanie gobi.
Starzec zachichota na widok niezrozumienia na twarzy Walliego.
- To stara tradycja, wadco. Powiadaj, e dawno temu dwóch panujcych spotkao si w lesie, eby przedyskutowa pewne wane sprawy, ale sowik na drzewie ponad ich gowami piewa tak piknie, e obydwaj suchali tylko gosu ptaka. Tak wic aden nie by w stanie przekaza tego, co zostao powiedziane, poniewa niczego nie usysza.
- Sowiczy piew jest bardzo melodyjny - umiechn si Wallie.
Kapan odpowiedzia umiechem i czeka.
- Wczoraj - powiedzia pogodnie Wallie - dziwna rzecz mi si przydarzya. Rozmawiaem z bogiem. No, ale to jest raczej duga opowie, a nie chciabym ci znudzi.
Takie sowa widocznie nie pasoway do wadcy Shonsu, odpowiedzi byo zaskoczone spojrzenie, po którym nastpi uprzejmy, ale niepewny umiech
- Wybacz mi, wity - powiedzia Wallie. - Nie powinienem artowa z uwiconych spraw. W ten sposób pakuj si w kopoty. Ale ja rozmawiaem z bogiem, a on midzy innymi powiedzia mi: "Honakura jest dobrym czowiekiem. - moesz mu ufa". Chc wic, jeli mona, opowiedzie ci ca histori i otrzyma twoj mdr rad.
Starzec patrzy w milczeniu i nagle zy kroplami zaczy spywa mu po policzkach. Upyna duga chwila, zanim je zauway i wtedy wytar rkawem.
- Bagam o wybaczenie, wadco - wymamrota. - Tyle lat upyno od czasu, gdy otrzymaem pochwa od wyszego, e zapomniaem, jak sobie z tym poradzi. Prosz, wybacz mi.
Czujc si teraz jak ostatni ajdak, Wallie powiedzia:
- Pozwól wic wyzna sobie wszystko.
Zaciekawio go przelotnie, jak stary jest naprawd kapan - na pewno co najmniej trzy razy starszy od Shonsu. Jednak w Honakurze nie dostrzega nawet ladu zgrzybiaoci. By on bystrym starym otrem, najwyraniej potg w wityni i prawdopodobnie nie mia skrupuów gdy chodzio o to wszystko, co uznawa za suszne. Teraz wtuli si w swój wielki fotel jak pszczoa wpezajca w kielich kwiatu. Wallie opowiedzia mu ca histori, wczajc w to obie rozmowy z bogiem. Honakura wpatrywa si w niego bez mrugnicia, tylko mae poruszenia jego ust wiadczyy, e w ogóle yje. Przy kocu opowieci zamkn oczy i wydawa si mrucze modlitw, potem lekko pocign nosem i powiedzia:
- Jestem twoim dunikiem, wadco Shonsu... albo Walliesmithie. Twoja opowie brzmi w moich uszach wspanialej ni jestem to w stanie wyrazi. Zawsze miaem nadziej by wiadkiem cudu - prawdziwego, niewtpliwego cudu. I wreszcie jestem, po tylu, tylu latach!
- I jeszcze jedno - powiedzia popiesznie Wallie. - Kiedy zapytaem boga o cuda, powiedzia mi, e powinienem ci ufa i poprosi ci o opowiedzenie anegdoty z siedemnastej sutry.
Honakura sucha dotd z niczego nie wyraajc twarz, ale teraz przez jego oblicze przebieg skurcz zaskoczenia... natychmiast zdawiony. Wallie przypomnia sobie, e bóg, wydajc ten rozkaz, umiecha si tajemniczo.
- Ach! - powiedzia kapan. - No... przypuszczam, e wasze szermiercze sutry s bardzo podobne do naszych - wikszo zawiera przypowie, która pomaga w jej zapamitaniu. Epizod w siedemnastej ,sutrze kapanów dotyczy Ikondoriny. W tych okolicznociach oczywicie ci j opowiem.
Ikondorina by wielkim bohaterem, który przyby do Bogini, odda jej swój miecz i przysig, e bardziej bdzie wierzy Jej cudom ni swej sile miertelnika. Wic gdy wrogowie zapdzili go na skay, Bogini zmienia go w ptaka. Potem wrogowie zapdzili go nad Rzek i Bogini zmienia go w ryb. Po raz trzeci wrogowie ruszyli przeciw niemu i tym razem zabili go i gdy jego dusza przybya przed Bogini, zapyta J, dlaczego Ona nie uratowaa go po raz trzeci. A Ona oddaa mu jego miecz i powiedziaa, eby poszed i czyni wasne cuda.
Wic on powróci do wiata i wyrn swoich wrogów i znów by wielkim bohaterem. Widzisz, jak dobrze ta opowie pasuje do twojego przypadku? - umiechn si oywiony nadziej. Jednak Wallie nie odpowiedzia umiechem.
- To wszystko?
- To caa anegdota - odpowiedzia ostronie Honakura:
- Co jeszcze moesz opowiedzie o tym Ikondorinie?
Twarz starca bya ju nieprzeniknion mask.
- Wspomina si o nim jeszcze w paru sutrach, ale nie ma ju innych opowieci. - Kapan wyranie wiedzia o czym, o czym nie chcia mówi. Uzna, e wiadomo od boga skierowana bya wycznie do niego.
- Czy mog zapyta - odezwa si poirytowany, ale bezradny Wallie - jaki mora przywizany jest do tej opowieci? ,
- Z pewnoci. Wielkie czyny przynosz zaszczyt bogom.
Zastanowi si nad tym:
- A wielkie czyny dokonywane s przez miertelników?
- Oczywicie. Podczas gdy cuda s domen bogów, ale nie przynosz zaszczytu, poniewa nie wymagaj trudu.
Wallie pomyla, e on równie chtnie rozsidzie si w wygodnym fotelu.
- Wic ta wiadomo oznacza, e mam nie spodziewa si pomocy od bogów?
- To nie cakiem tak - Honakura skrzywi si. - Ale czegokolwiek domaga si Bogini, yczy sobie Ona, eby to zostao dokonane przez miertelnika - przez ciebie. Ona moe ci pomaga, ale ty nie moesz si spodziewa, e wykona za ciebie robot.
- Bóg obieca e bd prowadzony. Ale powiedzia mi te, e ten miecz moe zosta zgubiony albo zamany i e bogowie nie czyni cudów na danie. Czy mylisz, e zrozumiaem to prawidowo?
Honakura skin gow i fady skóry na jego szyi zaopotay.
- I jakiekolwiek jest to twoje zadanie, najwyraniej ma ogromne znaczenie. Twoja nagroda bdzie wielka.
- Jeli mi si powiedzie - mrukn ponuro Wallie. Wolaby, eby póbóg poprzez przypowie obieca mu par cudów.
- Pierwszym naszym problemem - powiedzia kapan w zamyleniu -jest wydostanie ci std ywego. Ale zapominam o swoich obowizkach... spróbuj ciastek, wadco Shonsu. Te z pistacj, jak sobie przypominam , s wy wietne, cho dzisiaj poza zasigiem moich moliwoci - podsun talerz z ciastkami nie spdzajc z nich owadów.
Wallie pochyli si.
- Dlaczego pozostanie przy yciu jest wtp1iwe?
- Chroni mnie jako gocia kodeks szermierzy. Kto moe wyrzdzi mi krzywd?
Starzec ze smutkiem potrzsn gow.
- yczybym sobie, ebym móg udzie1i ci 1epszej rady, wadco. Std prowadzi tylko jedna droga na zewntrz, co oznacza dug wdrówk, w znacznej czci przez dungl. a potem przepraw promem przez Rzek do Hann. Jest wiadome, e kilku szermierzy wysokich stopni, którzy mogli by zagroeniem dla Hardduju, wyruszyo z Hann i nigdy tu nie dotaro. Nie wiem, czy winowajcami byli zdradzieccy szermierze, czy opacani przez nich mordercy.
Za morderców uwaano cywilów którzy zabijali szermierzy - i w oczach szermierzy byli najgorszymi zbrodniarzami.
- Jak... - zacz Wallie, a potem sam odpowiedzia na swoje pytanie. - ucznicy! - Szermierze brzydzili si ukami.
Kapan skin gow, przeuwajc ciastko.
- Tak przypuszczam. Albo moe wielka przewaga liczebna. W cigu stuleci wielu pielgrzymów byo tu napadanych przez rozbójników. Do obowizków stray naley patrolowanie dróg i utrzymywanie bezpieczestwa, ale obawiam si, e ostatnimi czasy psy porozumiay si z wilkami. Przy promie utrzymywany jest konny posterunek, tak e wiadomoci ,o wanych przybyszach mog by szybko przesyane do wityni. Podejrzewamy, e informacje dochodz do niewaciwych osób i e najbogatsi pielgrzymi nie docieraj do nas.
Wallie spodziewa si dyskusji o swoim nieznanym zadaniu i o tajemniczej zagadce boga, a nie o bliskim niebezpieczestwie.
- Ale dlaczego ja? - zapyta. - Wyjedam nie przybywam. Czyby te stwory ciemnoci poday ,zemsty za mier Hardduju?
- Och, w to wtpi. - Honakura jakby mimochodem dola wicej wina. - Wizay ich zyski, nie uczucia. Ale opowiadae mi o mieczu, który nosisz , mog go zobaczy?
Wallie doby siódmego miecza i trzyma go przed kapanem tak, eby ten móg go obejrze . W przeciwiestwie do patnerza i szermierzy nie wykaza zainteresowania ostrzem, ale obmaca rkoje i wymrucza swoj wycen.
Dotkn wielkiego szafiru i zerkn ma cigacz do wosów swojego gocia.
- Tak - powiedzia w kocu - myl, e ten miecz moe by najcenniejszym przedmiotem w caym wiecie .
Wallie zakrztusi si winem .
- Kto zdoaby go kupi? - zapyta. - Kto chciaby go posiada?
- Gryf jest symbolem królewskim - powiedzia pogardliwie Honakura. - S tuziny czy nawet setki miast rzdzonych przez królów. Kady z nich kupiby go - prawie za kad cen - któr póniej oczywicie zamierzaby odzyska - twarz kapana pociemniaa. - witynia z pewnoci kupiaby go, gdyby by na sprzeda. Niektórzy z moich kolegów wierz wicie e miecz Bogini naley do tego miejsca... A ty musisz przeby z nim dug drog.
Wallie nie musia odwoywa si do sutr by wiedzie , i bya to bardzo niezrczna sytuacja . Transport powietrzny, pomyla, byby najlepszym rozwizaniem
- Mógbym wic zada eskorty od stray?
Z twarzy Honakury nadal nic nie dao si odczyta.
- Z pewnoci moesz poprosi czcigodnego Tarru.
Wallie uniós pytajco brew i kapan wyda wyranie syszalne westchnienie ulgi. Najwyraniej podzielali opini o Tarru, ale etykieta wymagaa, .eby jej nie wypowiada.
- Co jeszcze moesz doradzi? - zapyta Wallie, ale Honakura zawiedziony potrzsn gow.
- Chciabym to wiedzie, wadco! Szermierze nie bd rozmawia o innych szermierzach, z oczywistych powodów. Wikszo, jestem tego pewny, to ludzie uczciwi, w najgorszym razie niechtni wspóuczestnicy. Suchaj rozkazów i dopóki nie musz si splami hab; wszelkie naruszenia honoru zapisuj na rachunek sdziego. A co mog zrobi? Na przykad kr opowieci o skazacach, którzy nie dotarli do Miejsca aski.
- Wykupieni? - wydusi z siebie Wallie. Ta opowie o powszechnej deprawacji mczya go i wyczuwa, jak gboko burzy si w nim natura Shonsu. - Ale ze stopni wityni moecie policzy egzekucje a wiecie, jak wielu...
- Wrzucaj worki z kamieniami -tumaczy cierpliwie Honakura. - Nie wszystkie ciaa wracaj do stawu. A cz szermierzy siedzi w tym procederze po uszy i ci s teraz dla ciebie najwikszym niebezpieczestwem.
- Poczucie winy? - powiedzia Wallie. - Boj si nowego sdziego, nowej mioty. Przesze grzechy wywoaj przysze zbrodnie?
Honakura przytakn i umiechn si, moe z ulg - czy nawet ze zdziwieniem - e ten szermierz nie zamierza zaczyna od podnoszenia szumu na temat honoru swojego zawodu i przenosi uwag na zoczyców.
Szum wody i brzczenie pszczó ani na moment nie zostay zakócone...
- Wic najwaniejsze to przeczeka - powiedzia Wallie i spojrza na swoje obandaowane stopy. - Wiele zaley od tego, kiedy znów stan si zdolny do podróy. To potrwa co najmniej tydzie, a prawdopodobnie dwa. Bybym szalony odchodzc std, zanim si wylecz. Nastpnie pojawia si pytanie, czy powinienem informowa o planach wyjazdu, czy te pozwoli im myle, e jestem nastpc Hartduju? - Przez chwil si zastanawia. - Wtpi ebym móg dugo utrzymywa takie pozory i wolabym tego nie robi.
- To nie byoby honorowe, wadco - potwierdzi kapan.
- Bdmy wic uczciwi - wzruszy ramionami Wallie. - Jako zwyky go stanowi mniejsze zagroenie i dlatego te bd w mniejszym niebezpieczestwie. Ono nadejdzie, gdy spróbuj std odej, prawda? Pozostaje mi wic kutyka moliwie jak najduej, a w tym czasie próbowa okreli, komu sporód stray mona zaufa. A potem której nocy znikn bez adnego ostrzeenia.
Starzec rozpromieni si .
- Na razie - kontynuowa Wallie - mam trzyma si plecami blisko cian, unika ciemnych zauków, powstrzymywa si od jedzenia na osobnoci i spa przy zablokowanych drzwiach.
Honakura z radoci zatar rce.
- Doskonale, wadco! - Najwyraniej uwaa Walliego za gór muskuów z szybkim refleksem i by zadowolony widzc, e ten szermierz nie traktuje ostronoci jako tchórzostwa. - Pozostao tylko troch ponad dwa tygodnie do Dnia Szermierzy. Miaem nadziej rozbudowa dla ciebie normalny rytua mianowania na stanowisko sdziego. Skoro tak by nie moe, moe ogosimy zamiar odprawienia specjalnego naboestwa w celu pobogosawienia twojej misji? To zapewni ci do tego czasu bezpieczestwo. Jak sam powiedziae, zagroenie pojawi si, gdy spróbujesz wyjecha.
Zawaha si, a potem doda:
- Jeli wybaczysz moj zarozumiao, wadco Shonsu, to przyjemnie mie do czynienia z szermierzem, któremu nie przeszkadza brak konwencji. Nie wiem, jakiego przeciwnika zamylia dla ciebie Bogini, ale przypuszczam, e moe on si zdziwi - zachichota.
Wallie uy zdrowego rozsdku i znajomoci sutr. Jednak przede wszystkim zdrowego rozsdku oraz taktyki, która przypuszczalnie stanowia podstaw jego zawodu, uzna wic zdziwienie kapana za troch obraliwe, ale take zabawne.
- Mam siostrzeca, który jest uzdrawiaczem - powiedzia Honakura - i mona na nim polega. On przecignie twoj rekonwalescencj tak dugo, jak to bdzie moliwe.
- Zapac mu najpóniej jutro - zapewni powanie Wallie i zosta wynagrodzony widokiem dzise starca w caej okazaoci. - Ale powiedz mi, wity, jeli Bogini przerzucia na mnie wszystkie te kopoty, to czy Ona nie poprze mnie, gdy
znajd si w niebezpieczestwie?
Jowialno kapana natychmiast zniknea. Pogrozi szermierzowi palcem.
- Nie poje lekcji o cudach. Jako szermierz najwyszego stopnia rozumiesz strategi. Postaw si w Jej pooeniu. Wysyasz swojego najlepszego czowieka, a on zawodzi - katastrofalnie, jak powiedziae. Co to moe znaczy?
Wallie powstrzyma gniewn ripost.
- Nie znajc zadania, nie mog si domyli. Moe Shonsu straci armi? Albo odda teren wrogowi - kimkolwiek lub czymkolwiek ten wróg by.
- W kadym przypadku - powiedzia kapan - nie jest to co, co powinno si powtórzy, prawda? Wic co zrobisz? Wysyasz nastpnego czowieka, a jeli on zawiedzie, znowu nastpnego? I znowu? Oczywicie bogowie maj nieskoczone rezerwy...
- Masz racj, wity - powiedzia skruszony Wallie. Powinienem by sam to dostrzec. - Bierzesz nastpnego czowieka - a potem trenujesz go, eby by lepszy od poprzedniego.
- Albo przynajmniej poddajesz go próbie - zgodzi si kapan.
- I jeli on nawet nie zdoa uciec ze wityni.:. - Nie potrzebowa koczy myli. - Ale nawet jeli zdoam umkn std - powiedzia smutno Wallie - to w przyszoci mog mnie czeka inne próby? Teraz rozumiem - cudów nie bdzie.
Uzna, e skoro chodzi o cuda, gotów by nawet wpa w naóg.
Honakura znów podsun mu talerz z ciastkami i zaproponowa napenienie szklanki. Wallie podzikowa zarówno za jedno jak i drugie bojc si e od sodyczy upasie si niczym Hardduju. Musia teraz pamita, by myle o sobie jak o zawodowym sportowcu i pilnowa treningu, jako e od tego zaleao jego ycie.
- Twoim pierwszym zadaniem jest oczywicie zebranie grupy stronników - powiedzia Honakura, który rozsiad si w fotelu i rozkoszowa si rurk z kremem.
- No, jednego znalazem - zachichota Wallie. - Widziae go wczoraj - Opowiedzia o Nnanjim, o jego odwadze i absurdalnie romantycznych przekonaniach na temat obowizku i honoru oraz opisa scen z Briu z dzisiejszego ranka.
Chytre oczy starca mrugny.
- To moe by sposób, w jaki bdziesz prowadzony, wadco.
- Cud? Ten chopiec? - powiedzia szyderczo Wallie.
- W taki wanie sposób Ona czyni cuda - eby to nie rzucao si w oczy! Znalaze go w pobliu wody - moce Bogini s zawsz najsilniejsze blisko Rzeki, a to jest jej odnoga. Nie dziwi mnie, e jest to niezwyky modzieniec.
Wallie okaza grzeczne powtpiewanie.
- Bd wic musia sprawdzi, jak radzi sobie z mieczem.
- Na pewno le, ale ma bardzo dobr pami - powiedzia Honakura, koncentrujc si na okruchach ciastka. Po chwili zerkn, eby zbada czy jego sowa zrobiy na szermierzu jakie wraenie.
- Jest jedynym rudzielcem w stray? - Wallie nie by pewny, czy powinien zareagowa jak Wallie - rozbawieniem, czy jak Shonsu - wciekoci .
Kapan skin gow.
- Nie obraasz si na to? To równie jest w tobie niezwyke, wadco Shonsu.
Wallie zignorowa przytyk.
- Czego jeszcze dowiedziae si o Nnanjim?
- Nie wiem nic o jego uczciwoci. Jego poprzedni mentor wpada w sza, gdy mówiono o umiejtnociach szermierczych chopca, ale wydawao si, e nie móg wiele zrobi, by je poprawi. On nie zostanie promowany na Trzeciego, dopóki nie podcignie si w szermierce. Nie jest zbyt popularny wród innych straników, chocia oczywicie to moe o nim dobrze wiadczy.
Starzec wyglda na zadowolonego. Szermierze nie opowiadaj o sobie nawzajem, a obsuga koszar wydawaa si skada jedynie z szermierzy w stanie spoczynku, zapewne zwizanych t sam regu, chocia prawdopodobnie nie tak mocno. To oznaczao, e szpiedzy Honakury czerpali informacj z innych róde.
- Czy jest popularny wród kobiet? - zapyta Wallie i zobaczy bysk uznania wskazujcy, e trafi.
- Daj mu wysokie oceny za zapa i wytrzymao, niskie za finezj - zaripostowa kapan, a w jego oczach lnio rozbawienie.
- Podobnie jest z jego manierami przy stole - powiedzia Wallie. Wzmianka o kobietach przypomniaa mu Jj. - wity, czy przypominasz sobie niewolnic, która opiekowaa si mn w domku?
Umiech Honakury natychmiast znikn.
- Ach, tak. Zamierzaem co zrobi z t dziewczyn - zasuguje na lepszy los - ale byem zbyt zajty, eby to zaatwi. Czy chcesz j?
Okazao si, e wyrzuci cenny szafir kupujc niewolnic, o któr wystarczyo poprosi.
- Myl, e ona ju jest moja - odpowiedzia Walli.
- Dzi rano wysaem Nnanjiego, eby kupi j dla mnie. - Dopiero teraz rozumia, e by gupszy, ni sobie to uwiadamia.
Pochwali si bogactwem wobec Tarru, który z pewnoci podejrzewa, e tam, skd dwa klejnoty zostay wycignite z tak atwoci, moe by ich wicej i wiedzia teraz, dlaczego Wallie tak niedbale odda kosztowny miecz Hardduju.
Stary kapan przyglda mu si w zamyleniu.
- Mam nadziej, e nie zapacie zbyt wiele - powiedzia.
Wallie spojrza oszoomiony.
- Przepaciem - przyzna. - Jak si domylie?
Honakura wyglda na zadowolonego z siebie.
- Powiedziae; e twój pan by szczodry. Mog si domyli, czym paci.
- Moesz?
- On jest bogiem klejnotów.
- Klejnotów? - O tym przecie Wallie nie wspomina.
- Tak, oczywicie - Honakura przerwa, wygldajc na zbitego z tropu i dziwnie niespokojnego. - Zwykle myli si o nim jako o Bogu Ognia. Ciekawy jestem, dlaczego? Drogie kamienie znajduje si czsto w piaskach rzeki.
- W moim wiecie - powiedzia Wallie - wierzymy, e wikszo drogich kamieni formuje si w ogniu, a dopiero potem roznosi je woda.
- Naprawd? - w gosie kapana zabrzmiao zainteresowanie. - To wyjania spraw. Zwykle pojawia si w postaci maego chopca. Poszukiwacz, który znajdzie dobry kamie, mówi: "Bóg straci dla mnie zb". Wallie zamia si i opróni swoj szklank wina:
- To mi si podoba. Tak jak podoba mi si sowik. Jestecie poetycznym ludem, wity. Czy wytumaczysz mi te, dlaczego bóg mia gazk z listkami?
Honakura parskn i przyciszy gos.
- Dla efektu dramatycznego. Bogowie te maj swoje sabostki. Trudno przypuci, eby on potrzebowa zapamitywacza.
- Czego?
Starzec znów westchn i potrzsn gow.
- Jeste jak niemowl, wadco! Nie powinienem wtpi w mdro Bogini, ale nie mog zrozumie, jak Ona spodziewa si, eby ty przey, jeli najwyraniej nic nie wiesz! Zapamitywacz to pomoc dla pamici. Czy wy w tym twoim wiecie ze snów nie macie mówców publicznych? Oni bior do rki gazk i robi na kadym listku znaczek, który ma przypomina im o punktach, które chc poruszy, a potem obrywaj listek, gdy ju to zrobi. To moe by bardzo efektywne. A czego uyjesz, jeli chcesz zapamita dug sutr?
- My uywamy innych przyrzdów, wity. Ale w sprawie Jji... jak uwolni niewolnika?
Honakura by bardziej zaskoczony tym ni wszystkim, co do tej pory usysza.
- Uwolnienie niewolnika? To niemoliwe.
- Masz na myli, e niewolnictwo jest doywotnie? - zapyta skonsternowany Wallie. - Nie da si uwolni czowieka?
Kapan potrzsn gow.
- Niewolnik jest oznaczany przy urodzeniu. Jeli w tym yciu dobrze suy, nastpnym razem moe si narodzi wyej na drabinie spoecznej. Zamierzae uwolni t dziewczyn?
Wallie tak wiele zawierzy ju starcowi, e teraz ciko byoby mu si wycofa. Opowiedzia wic, jak straci panowanie nad sob.
- Jeli wtedy w ogóle mylaem - powiedzia - to o tym, e kupi dziewczyn i uwolni j. Bya taka mia dla mnie - tumaczy. - I prawdopodobnie uratowaa mi ycie, gdy przysza polujca na mnie kapanka.
- I jest te cholernie dobra w óku? - zapyta kapan i zamia si gono. - Nie pal mnie tak spojrzeniem, szermierzu! Widziaem j. Gdyby bya wolno urodzona, jej okup maeski wynosiby wiele drogich kamieni, ale ty j kupie i ona jest twoj niewolnic. Moesz j podarowa, moesz j sprzeda, moesz j zabi, ale nie moesz jej uwolni. Naprawd, gdyby bawio ci przypalanie jej rozpalonym do czerwonoci elazem, nikt by ci nie powstrzyma, moe z wyjtkiem Bogini albo silniejszego szermierza, gdyby to urazio jego poczucie honoru. Ale prawdopodobnie by nie urazio. Powiniene sobie uwiadomi, Walliesmith, e szermierz siódmego stopnia moe zrobi prawie wszystko. Ale nie moe zrobi z niewolnicy wolnej damy i nie moe jej polubi. Nie moe, oczywicie, jeli sam sobie nie zayczy sta si niewolnikiem.
Wallie zmierzy go ponurym spojrzeniem.
- Przypuszczam, e uwaasz to za kolejny cud?
Kapan w zamyleniu pokiwa gow.
- Moe i tak. To, co zrobia, chronic ci wtedy, byo bardzo niezwyke. Moe Bogini wybraa dla ciebie na t podró kilku towarzyszy i ta dziewczyna ma do odegrania jak niewielk rol poza dostarczeniem ci przyjemnych wrae. Nigdy nie lekcewa radoci, ona naley do zapaty za miertelno. - Cigle by zdziwiony. - Czy w twoim sennym wiecie moecie uwalnia niewolników ?
- Tam, skd przybyem, nie ma niewolników - odpali ostro Wallie: - Uwaamy posiadanie niewolników za obrzydliwo.
- Wic oczywicie moesz wysa j do domu aukcyjnego - zapyta kapan, parskajc
mieszkiem. - Chocia raczej nie uwaam, eby kapanka Kikarani oddaa ci kamie.
Przez chwil temperament Shonsu chcia zapanowa nad Walliem, ale ten da sobie z nim rad. Gniew na bogów by daremny. Zosta oszukany.
Honakura przyglda si mu badawczo.
- Czy mog ofiarowa ci drobn rad, wadco? Powiem ci, jak naley traktowa niewolnika.
- Powiedz - warkn szermierz.
- Kaza im ciko pracowa! - rzuci kapan, a potem gono zarechota ze swojego artu.
W marmurowej wspaniaoci koszarowego wejcia Wallie spotka starego komisarza i zapyta, czy Nnanji ju wróci.
- O tak, wadco - powiedzia Coningu, a jego wygld wiadczy o jakim ukrytym rozbawieniu, którego przyczyna bya zbyt cenna, eby psu spraw mówieniem o niej.
Wallie przeto, nie mogc pokaza nie licujcego z dostojestwem popiechu, zuy troch czasu na wejcie po wielkich schodach. Ale ju po chwili przyspieszy i przebieg przez korytarz. Stpajc bezszelestnie na swych obandaowanych stopach przeszed przez pierwsze pomieszczenie do drzwi drugiego, skd dochodzi miech.
Zobaczy tam troje ludzi, wszyscy znajdowali si na pododze, na owietlonym socem dywanie. Po prawej stronie spoczywaa Jja upozowana na kopenhask syrenk, tak pena wdziku i upragniona, jak j pamita, i to ona bya t, która si miaa. Po lewej znajdowa si Nnanji, stojcy na czworakach, z pochw miecza sterczc za nim na podobiestwo ogona, niezwykle przypominajcy psa, próbujcego wykopa królika.
askota brzuszek trzeciej osoby, brunatnego, nagiego, chichoczcego bobasa.
Przez moment ywy obraz trwa, jedna z tych scen, które wypalaj si w mózgu, eby sta si jednym z kluczowych wspomnie - a w kocu, z czego, oprócz wspomnie, skada si ycie? Wtedy go zobaczyli. Jja wstaa, podesza do niego i opada na podog caujc jego stop, wszystko to jednym ruchem.
Zrobia to, zanim Nnanji zdoa podnie si na nogi. W szeroko oczach chopca czaio si pytanie.
- Nie wiedziaem, czy chcesz równie dziecko, seniorze - wiedzia - wic przyniosem je. Nakazae: "ze wszystkim, co tylko do niej naley". Kikarani powiedziaa, e gdyby nie chcia, to zabierze je z powrotem. Wallie odchrzkn.
- Dziecko jest adne. Przeka ode mnie wyrazy szacunku mistrzowi Coningu i zapytaj go, czy mógby udzieli mi chwili czasu?
Nanji odsun dziecko, teraz wspinajce si po jego nodze i wyszed szybko. Nawet z tyu jego uszy byy purpurowe.
Wallie spojrza na klczc przy jego stopach dziewczyn i pochyli si, eby j podnie. Umiechn si do niej, znów widzc jej wysokie koci policzkowe, które daway twarzy wyraz siy i szeroko rozstawione, ciemne oczy, które przedtem go zafascynoway. To nie bya smuka panienka-elf, ale wysoka i grubokocista niewiasta, o duych piersiach, silna, a jednak pena wdziku w ruchach i patrzca bystro. Modsza ni myla jednak znów dostrzeg korozj niewolnictwa - spkane rce. A jej czarne wosy byy przycite krótko i nierówno. Gdyby tylko dano jej szans, staaby si prawdziw piknoci. A na dodatek wiedzia, e potrafi by czua. Jeli szermierz musi mie niewolnic, to ona bya kobiet, któr wybra .Popatrzya z przestrachem na jego twarz, a potem na dó, na siniaki i otarcia.
- Witaj, Jja - powiedzia. - Zdobyem par nowych zadrapa od czasu, gdy si ostatnio spotkalimy. Posaem po ciebie, bo jeste dobra w pielgnowaniu uszkodzonych szermierzy.
- Gdy usyszaam, e jestem twoj niewolnic, panie, poczuam si bardzo szczliwa. - Jej twarz miaa ugrzeczniony wyraz. Bardzo si pilnowaa, eby nie móg odgadn jej myli. Dziecko raczkowao szybko w stron drzwi ,idc w lad za swym nowym przyjacielem.
- Przynie go i siadaj - powiedzia Wallie. - Nie, na krzele. - Sam usiad na stoku i przyglda si dziewczynie. - Jak ma na imi?
- Vixini, panie. - Dziecko miao na twarzy niewolnicz prg
- Kto jest jego ojcem?
Nie okazaa zakopotania.
- Nie wiem, panie. Moja pani przysiga rysownikowi twarzoznaków, e jego ojciec by kowalem, ale nigdy nie posyaa mnie, ebym usugiwaa kowalowi.
- Dlaczego? Co jest szczególnego w kowalach?
Pytanie zdziwio j.
- Ludzie uwaaj, e kowale s wielcy i silni, panie. Kowalski znak ojcowski przyniesie dobr cen.
Wallie milczco przepuci w myli kilka kltw i zmusi si do przestrojenia myli. Kupienie niewolnicy i wyzwolenie jej byo jedn rzecz; kupienie jej, trzymanie i korzystanie z niej byo czym, co jeszcze dzi rano uznaby za gwat. Jednak jej ,widok i pami wspólnej nocy ju go pobudziy. Posiadanie jej i niewykorzystywanie bdzie dla niej obelg, a poza tym prawdopodobnie przekracza jego moliwoci samokontroli... po co przeprowadza wywiad o prac z pracownikiem ju zatrudnionym na stae?
- Chciaem, eby bya moj niewolnic, Jja - powiedzia - ale nie chc nieszczliwej niewolnicy, poniewa nieszczliwi niewolnicy le pracuj. Jeli wolisz raczej pozosta u Kikarani, to prosz, powiedz mi. Nie bd si gniewa i odel ci. Nie bd da zwrotu pienidzy, tak, e i ty nie bdziesz miaa kopotów.
Potrzsna lekko gow. Wygldaa na bardzo zaintrygowan.
- Bd pracowaa najlepiej, jak potrafi, panie. Ona nigdy nie miaa powodu, eby mnie bi. Braa za mnie wysz cen ni za inne. Nie sprzedaa mnie, gdy zaszam w ci.
Wallie uzna, e nie zrozumiaa pytania. Niewolnik nie moe wszak wybiera pomidzy wacicielami.
- Okazaa mi duo dobroci, kiedy byem chory. I cieszyem si... - chcia powiedzie "mioci z tob", ale oczywicie tumaczyo si to jako "cieszenie si", co go powstrzymao. - Cieszyem si noc spdzon z tob bardziej ni kiedykolwiek cieszyem si noc z kobiet. - Czu jak twarz mu ponie, gdy si tak jka. - Mam nadziej, e w przyszoci zechcesz dzieli ze mn oe.
- Oczywicie, panie.
Czego jeszcze móg od niej chcie? Jaki ona ma wybór?
Wallie czu si coraz bardziej i bardziej winny i w rezultacie stawa si coraz bardziej zy na siebie. Widok jedwabicie gadkiej skóry i wygicia bioder i piersi...
Walczy , eby stumi w sobie poczucie winy i doj do adu ze wiatem na swoich wasnych warunkach. Zapyta j o rodziców, kochanków i bliskich przyjació, a ona nie przestawaa potrzsa gow. Poczu ulg. Umiechn si do niej tak uspokajajco jak tylko potrafi.
- Wic bdziesz moj niewolnic. Spróbuj uczyni ci szczliw, Jja, poniewa wtedy ty dasz mi szczcie. To twój pierwszy obowizek - sprawia, ebym by szczliwy. A twoim drugim obowizkiem bdzie dogldanie tego licznego dziecka i dopilnowanie, eby wyroso tak due i silne jak kady kowal, którego kiedykolwiek widziano. Ale ty bdziesz cieszy si ze mn i z nikim wicej. adnych innych mczyzn.
Nareszcie wywoa reakcj. Wygldaa na zdziwion i ucieszon zarazem.
- Dzikuj, panie.
Teraz kolejny problem.
- Za kilka dni wyjad std.
Nie zareagowaa.
- Moemy nigdy nie wróci.
Cigle nic.
- Wczoraj zdobyem Nnanjiego jako podopiecznego i daem mu podarunek... Co mog da tobie? Czy jest co, czego chciaaby?
- Nie, panie - powiedziaa, ale wydao mu si, e widzi, jak jej ramiona przytulaj mocniej dziecko, które trzymaa na kolanach.
- Dam ci obietnic - powiedzia. - Obiecuj, e nigdy nie zabior od ciebie Vixiniego.
To byo takie atwe! Osuna si na kolana i ucaowaa jego stop. Gniewnie wsta, podniós j i zobaczy, e pacze.
- Jednak mnie zaskoczya - powiedzia, zmuszajc si do umiechu.
- Zaskoczyam ci, panie? - zapytaa wycierajc oczy.
- Tak. Jeste wanie tak pikna, jak ci zapamitaem i naprawd nie mylaem, e to jest moliwe. Dziecko znalazo si teraz na pododze. Móg wzi j w ramiona i pocaowa. To, co byo zamierzone jako przyjacielskie powitanie, natychmiast stao si gr jzyków, zaciskaniem ramion i wpieraniem palców w jej ciao. Podanie eksplodowao w nim , zapon, ale puci j i odwróci si zawstydzony, walczc o odzyskanie kontroli nad sob. Kiedy obejrza si, ona zdja ju swoj pomit sukienk i siedziaa na óku, czekajc na niego.
- Nie teraz - powiedzia ochryple. - Po pierwsze, musimy odkry, czy mog trzyma niewolnic na tej kwaterze, znale dla ciebie lepsze ubranie, a take przygotowa miejsce dla dziecka.
Vixini znów kierowa si w stron drzwi. Wallie poszed za nim, podniós i wracajc zacz askota. Vixini pisn z radoci i posa na pier Walliego strumie wilgotnego ciepa. Pierwsz myl Walliego byo, e stao si to na rodku jednego z tych bezcennych jedwabnych dywanów. Spróbowa pochwyci wypyw woln rk. Zanim to zrobi, Vixini zdy odwali pikny kawa roboty. Jja sapna z przeraeniem, a Wallie rykn miechem. Vixini umiechn si równie bezzbnie jak Honakura.
Jja wpatrywaa si w Walliego w pomieszaniu , z jakiego powodu uzna to za zabawne. Zacz si mia jeszcze bardziej. Rozejrza si wokoo za jak szmat, a nie widzc niczego bardziej odpowiedniego, zapa jej sukienk i zacz wyciera sobie pier.
W tym wanie momencie weszli Nnanji i Coningu. Wallie próbowa wyjani sytuacj, pokazujc na dziecko, które cigle trzyma i na ciemn plam na swoim kilcie, ale wyraz twarzy Nnanjiego to byo wicej ni móg wytrzyma. Nie zdoa wykrztusi sowa.
Coningu nigdy nie bywa niczym zaskoczony i zbyt przepenia go szacunek, eby mia si z Siódmego, a jednak odwróci si wygadzi makaty na cianie.
Nnanji sprowadzi macierzysko wygldajc suc, Janu, gospodyni kwater kobiecych i ku zdziwieniu Walliego okazao si, e nie bdzie dnego kopotu z opiek nad Vixinim.
- Macie tu te dzieci?
- O tak, wadco - powiedzia Coningu. - Kobiety mówi, e to wina szermierzy, ale ja nigdy nie syszaem, eby to szermierz urodzi dziecko. Zadzwoni po wie odzie dla ciebie i troch wody, wadco.
- Janu - powiedzia Wallie. - Posaem, eby kupiono mi niewolnic, a dostaem ich dwoje. Jak moesz zobaczy; w tej chwili oboje s nadzy. Sukienka Jji nie jest ju godna ubiera osob, która j wanie cigna. Chciabym, eby bya ubrana odpowiednio. Co moesz dla niej znale? - Mia nadziej, e dobrze lokuje zaufanie.
- Ona jest do obowizków nocnych, wadco? - zapytaa Janu, przygldajc si nagiej Jji tak, jak kucharz przygldaby si kawakowi misa, ale nie czekaa na odpowied. Rzucia okiem na stopy Jji i przyjrzaa si dokadnie doniom. - Dla dziecka kocyk, narzutka na plecy i kaptur na deszczowe dni. Dla kobiety dwie dzienne sukienki; sanday, buty na niepogod i paszcz. Przypuszczam, e potrzebna bdzie przynajmniej jedna suknia wieczorowa i odpowiednie obuwie?
Nie moemy wiele zrobi z wosami, dopóki nie urosn, a jej palce i paznokcie... Zobacz, co da si zrobi. Troch perfum, olejków do nacierania, nic wyszukanego.
Wallie spojrza na Jj.
- Czy chcesz co jeszcze? Na pocztek wystarczy? - Skina gow wpatrujc si w niego w zdziwieniu. - Bardzo dobrze - powiedzia. - Mam nadziej, e Janu doradzi ci i ubierze ci stosownie do mojej pozycji. Spraw zakupów zaatwi póniej. - Rzuci Jji to, co uwaa za dodajcy odwagi umiech. Dziewczyna wysza zawinita w przecierado. Wygldaa na przytoczon.
Wallie czu si podobnie. Nkao go dokuczliwe podejrzenie, e on te otrzyma wanie podarunek. Zanim usun efekty dziaalnoci Vixiniego, Nnanji zdy dostrzec komiczn stron zajcia.
- To wymaga odwagi - powiedzia chytrze - zrobi co takiego Siódmemu.
Wallie zgodzi si z nim.
- Dzie jak na razie zapowiada si niele - powiedzia. - A klejnot okaza si do przyjcia dla cudownej Kikarani?
- Nigdy nie widziaem niczego, co znikneoby szybciej, seniorze - rozemia si Nnanji.
Przeszed prób, jako e nawet próba kamstwa zapaliaby na twarzy Nnanjiego czerwone wiata ostrzegawcze.
- A przy okazji - stwierdzi Wallie - patnerz potwierdzi twoj opini o moim mieczu - to jest siódmy miecz Chioxina.
Chopak rozpromieni si.
- Dobrze wic byoby, gdybym usysza tamt cz ballady, seniorze.
- Zdaje si, e nie ma nic wicej. Chioxin da ten miecz Bogini i nikt ju o nim nie sysza.
Nnanji, w przeciwiestwie do Tarru, chtnie wierzy w cuda. Rozemia si z podnieceniem.
- A teraz Bogini daa go Shonsu!
- Z pewnoci, chocia uparcie odmawiam powiedzenia tego. Ale jestem zdziwiony. Miny ju trzy lata od chwili, gdy syszae t ballad?
W oczach Nnanjiego pojawi si wstydliwy umiech.
- Troch wicej, seniorze.
Wallie wpatrywa si w chopca, potem rozsiad si na pododze i pooy swój miecz. Nnanji bezzwocznie usiad przed nim i pooy swój miecz w poprzek pierwszego. To bya tradycyjna postawa przy recytowaniu sutr.
- Jak daleko zaszede?
- Do piset siedemnastej, seniorze, "O Pojedynkach".
Przypadek?
- Miaem szczcie! Posuchajmy kilku. Osiemdziesita czwarta: "O Obuwiu".
Recytowali na zmian. Sutry byy dla Walliego odkryciem. Mia je wszystkie w pamici, ale nigdy si ich nie uczy i kada zjawiaa si przed nim, jakby usysza j pierwszy raz. Byy dziwaczn mieszanin, od prostackich rymów do skomplikowanych wykazów. Niektóre krótkie, inne dugie, a obejmoway miriady tematów: technika, rytuay, strategia, etyka zawodowa, taktyka, anatomia, pierwsza pomoc, logistyka, nawet higiena osobista. Wiele byo trudnych, ale kilka miao barbarzyski majestat istniejcy we wszystkich opowieciach z okresu przed wynalezieniem pisma. Niektóre byy banalne, inne za tajemnicze jak kanony
Zen. Wikszo zawieraa przypis i anegdot. Jak powiedzia Honakura, opowieci pomagay zapamita, ale skojarzenie myli czsto byo subtelne i prowokujce do mylenia.
Nnanji mia doskonale opanowan kad, wic Wallie wyrecytowa piset osiemnast: "O Zakadnikach". Nnanji powtórzy j bezbdnie. Wallie, zdziwiony, poda mu dwie nastpne, a potem wróci do "Zakadników". Nnanji nie popeni bdu. Wallie wiedzia, e ludzie z okresu przed poznaniem pisma czsto dokonywali zadziwiajcych wyczynów, jeli chodzio o zapamitywanie, ale Nnanji by wprost fenomenalny. Honakura mia suszno, Bogini maczaa w tym swój palec. Jego podopieczny wyglda, nic dziwnego zreszt, na zadowolonego z siebie.
- W porzdku, cwaniaku - powiedzia Wallie. - Oto piset osiemdziesita druga: "O ywieniu Koni".
To bya najdusza, najnudniejsza i majca najmniej skojarze ze wszystkich sutr. Sam potkn si par razy, zanim wypowiedzia j prawidowo. Nnanji siedzia i patrzy na jego wargi. Potem wyrecytowa j bez jednego potknicia.
Wallie Smith by uczony w pimie. A jednak, z punktu widzenia Nnanjiego, wydawa si umysowym kalek.
- Wygrae! - powiedzia senior i Nnanji umiechn si. - Jeli przeszedbym przez wszystkie tysic sto czterdzieci cztery sutry za jednym posiedzeniem, czy zapamitaby je?
Nnanji próbowa spojrze z pokor.
- Nie wydaje mi si, seniorze.
- Nie okamuj mnie, wasalu! - zamia si Wallie -Uwaasz, e tak, a ja myl, e moesz mie racj, ale nie czuj si na siach, eby to wypróbowa. Zobaczmy, co z twoim mieczem.
Zbrojownia pooon bya z dala od wityni, tam, gdzie haas nie zakóca witych spraw. Athinalani, uwolniony od swej oficjalnej szaty i odziany w skórzany chaat, uderza po kowadle, podczas gdy spocony niewolnik pracowa przy miechach paleniska. Gdy weszli, patnerz natychmiast odoy robot i zaprowadzi goci do wntrza pomieszczenia, w którym na stelaach wisiay setki mieczy i floretów - znacznie wicej ni stra mogaby kiedykolwiek zniszczy lub pogubi. Ekonomiczna strona intrygowaa Walliego, ale by moe jednym z bogosawiestw wiata byo, e nie mia on ekonomistów. Jednak w tym miejscu
czuo si handlow atmosfer, któr uzna za znajom, a w zwizku z tym - wygodn.
Athinalani wiedzia, jaki miecz ma zmieni waciciela. Szacunek okazywany jego wacicielowi by wyranie nowym i miym dla Nnanjiego dowiadczeniem.
- Po tej stronie rzeki nie znajdzie zbytu na takie cudeko, powiedzia patnerz, ale jeli waleczny czeladnik yczy sobie sprzeda go szybko, to on proponuje mu trzysta sztuk zota.
Nnanji tylko sapn i powiedzia: "Zaatwione".
To odpowiadao Walliemu - jeden drogocenny miecz, o który trzeba si byo martwi, to cakiem dosy. Pokaza szafir i zapyta patnerza o rad w sprawie spienienia kamienia. Athinalani cieszy si z kadej okazji przysuenia si nosicielowi siódmego miecza Chioxina i zgodzi si przehandlowa dla niego klejnot w miecie. Wybierania nowego miecza zabrao troch czasu, dyskutowali o dugoci, ciarze, sprystoci, ostrzu, kantowaniu i stali.
Nnanji sucha z szeroko otwartymi oczami nasikajc informacjami. Wallie by zafascynowany ca t wiedz, któr wygrzeba, a której dwa dni temu nie byo w jego umyle - najwyraniej Shonsu zna równie dobrze szermiercz teori jak praktyk. Athinalani by zachwycony spotkaniem klienta o takiej wiedzy.
Potem Wallie próbowa zmieni temat. Stal nie bya jego specjalnoci, ale inynier chemik musi wiedzie co nieco o zachowaniu si elaza i wgla w postaci skrystalizowanej, wic zacz rozmow o hartowaniu i kuciu. Patnerz sta si podejrzliwy, jego twarz pociemniaa - szermierz narusza sutry i tajemnice innego zawodu. Wic Wallie wycofa si szybko i dobry nastrój wróci.
Nareszcie udao im si znale miecz dla Nnanjiego, z którego zadowoleni byli wszyscy trzej -jednak chopak nie chcia rozsta si ze starym. Gdy Wallie dosy dokadnie wykaza jego wady, Nnanji zgodzi si z nim i w kocu przyzna si, e ma modszego brata, którego zamierza wcign do stray, gdy tylko sam osignie trzeci stopie i uzyska prawo przyjcia podopiecznego. Wallie wiedzia, e jeli Tarru bdzie mia cokolwiek do powiedzenia w tej sprawi, nigdy si to nie stanie, a w kadym razie Nnanji nie zostanie tu do dugo, by sprawy dopilnowa. Ale to ju nie by kopot Walliego, wic da temu spokój.
Potem przysza kolej na florety. Szermierzowi potrzebna jest tpa bro o takich samych gabarytach jak jego wasny miecz. Athinalani przewidzia t spraw gdy chodzio o miecz Chioxina i ju nad tym pracowa. Zapamita dugo i wag zadziwiajco dokadnie.
Obieca, e floret bdzie gotowy do zachodu soca. Jako nieoficjalny bankier stray da obydwu swoim klientom zaliczkowo troch pienidzy ze skórzanej torby, która suya mu jako podrczna kasa. Za te pienidze Wallie naby od razu osek.
To wszystko byo zabawne niczym turystyczna wycieczka. Wallie obieca sobie, e jeszcze tu wróci na kolejne pogawdki z patnerzem. Szermierze zatrzymali si w drzwiach, podczas gdy Athinalani zaj si polerowaniem nowego miecza Nnanjiego - bardzo dba, by wyroby opuszczajce jego warsztat byy w jak najlepszym stanie.
Wallie ustali, e obiad maj spoywa w tym miejscu co niadanie.
- W porzdku - powiedzia. - Poruszam si wolniej ni ty, wic pójd ju teraz. Zjedz z przyjaciómi i spotkamy si potem. Musz zamieni sowo z czcigodnym Tarru.
Nnanji, ze swoim starym mieczem na plecach i nowym zapakowanym wraz z floretem w torbie przystosowanej do przenoszenia pod pach, szed wielkimi krokami do koszar, gboko zamylony. Nowy miecz musi zosta wrczony - kogo mógby o to poprosi? To bya wana tradycja, chocia sutry nie podkrelay jej wagi.
Podobnie jak w sprawie z drapaczami. Briu wyjani mu, e do wprowadzenia do zawodu potrzeba przynajmniej dwóch szermierzy. Jednego, który bdzie jego mentorem, drugiego, który wrczy mu pierwszy miecz. Ale szermierze rozcignli t praktyk na wszystkie miecze, nawet na te, które czowiek kupi sobie albo zdobdzie zabijajc przeciwnika , zanim si go naoy, musi go wrczy przyjaciel. Przyjaciel. Nie mentor. Kto?
Oczywicie móg poprosi którego z Drugich, powiedzmy, Darakajiego albo Fonddinijego, i normalnie nie zawahaby si, ale oni przy niadaniu spogldali na niego nieprzyjanie. Briu wycofa swoje zarzuty, ale fetor pozosta, a wszyscy zazdrocili mu nowego, wspaniaego mentora. Jeli poprosi Darakajiego - albo Fonddinijego - mog odmówi. Jeli odmówi jeden, to samo zrobi pozostali... Co wtedy?
Zastanawiajc si nad spraw, Nnanji dotar do ,jednego z tylnych wyj z koszar wanie w chwili, gdy wyszli z nich adept Briu i szermierz Landinoro i ruszyli w gór po schodach. To bya odpowied - przynajmniej Briu, jako jedyny w caej w stray, nie móg teraz publicznie nazwa go tchórzem. Nnanji zastpi im drog i wygosi pozdrowienie. Jego gest by równoznaczny z zaproponowaniem zgody.
- Adepcie - zacz Nnanji. To byo dziwne, nie zwraca si do Briu "mentorze". - Chciaem prosi ci o przysug.
Briu spojrza na niego zimno , zerkn na miecz pod pach chopca, a potem zwróci si do Landinoro .
- Nie brakuje mu zuchwaoci, co? - powiedzia. Trzeci krzywic si potrzsn gow.
Briu wycign rk i Nnanji z nadziej poda mu miecz. Szermierze obejrzeli go.
- adny kawaek stali - powiedzia Briu. - Jak mylisz, Lan'o? Powinienem wrczy Rdzawemu ten miecz czy raczej wepchn mu go do garda, a rkoje poamie si na zbach?
Landinoro zachichota.
- Po tej sprawie dzi rano... jeli zamierzasz co takiego, to , powiniene mie osiodanego szybkiego konia... chocia to moe by warte ryzyka.
- Twój szef ci go kupi? - zapyta Briu, sprawdzajc wywaenie.
- 0... on da mi miecz wadcy Hardduju, adepcie - zajkn si Nnanji. - I ja go sprzedaem. - Moe jednak zwrócenie si do Briu nie byo dobrym pomysem.
Starsi mczyni wymienili spojrzenia.
- Dziwnego sobie znalaze mentora. Przyniós ci mas szczcia, no nie, czeladniku?
- Tak, adepcie.
- Tak, adepcie - przedrzeni Czwarty. - Chocia mnie nie przyniós adnego. - Cigle przyglda si mieczowi. - Zapewniam ci, e on ma charakter. Nigdy nie widziaem czowieka, który szedby do Skay Sdu po tym, jak grubas obrobi mu stopy . I skoczy gow naprzód - czy wiedziae o tym?
- Gow naprzód? - powiedzia Nnanji. - Z Miejsca aski?
To byo niewiarygodne - ale Shonsu w ogóle by niewiarygodny.
- Ja te nigdy czego takiego nie widziaem - przyzna Briu. - Rozoy szeroko ramiona. - Pomylaby, e zamierza odlecie jak zraniony ptak. Zostalimy, eby popatrze, widzielimy, jak wychodzi z wody. W porzdku - to nas ucieszyo, chocia wszyscy mylelimy, e grubas szybko si na niego rzuci. Potem wrócilimy i tu wszystko stano do góry nogami - grubas nie yje, a chudzielec da mojej gowy w koszyku zarzucajc mi, e daem winiowi miecz i wcale nie zaprowadziem go na Ska Sdu. - Rzuci Nnanjiemu twarde spojrzenie. - Czy ty wiesz, skd on wzi ten cholerny miecz?
"Podopieczny nie moe rozmawia o swoim mentorze... "
Nnanji, mierzony uwanym spojrzeniem, sta i poci si. Briu, nie otrzymawszy odpowiedzi, powiedzia:
- Wokó tego miecza kr dziwne opowieci. Czy ty wierzysz w legend o Chioxinie, czeladniku?
Nnanji rozway to pytanie, a potem odpowiedzia:
- Tak, adepcie.
Twarz Briu cign grymas.
- A potem dowiedziaem si, e jeden z moich podopiecznych zosta... - przerwa i doda sarkastycznie - w sposób obraliwy poinstruowany w sprawie zoenia trzeciej przysigi.
Nnanji nic nie powiedzia.
- Nie, eby mia jaki wybór, czeladniku. Ale to zmusio mnie do odwalenia brudnej roboty. A wtedy on przychodzi i zarzuca mi tchórzostwo! Tchórzostwo? Jakiej odwagi wymaga od Siódmego zwymylanie Czwartego? Gdy dawaem mu znak, mylaem, e ju nie yj.
Shonsu nie zabija, dopóki nie musi - ale tego Nnanji te nie móg powiedzie.
Briu zerkn na swego towarzysza i wzruszy ramionami. Potem znów zwróci si do Nnanjiego i zapyta:
- Czy zamierzae przyj mój znak dzi rano?
Landinoro klepn Briu w rami.
- Powiem im, e idziesz - powiedzia. Rzuci Nnanjiemu zagadkowe spojrzenie i taktownie odszed.
Nnanji zapragn, eby wolno mu byo odej wraz z nim - nawet jeli miaoby to oznacza utrat nowego miecza.
- No? - zapyta Briu. - Nie zamierzae wykrca si, czy tak?
Nnanjiego skrcao zakopotanie.
- Zamierzaem poprosi o ask, adepcie. Zgodziby , si da mi to, prawda?
- Trzy dni? - parskn Briu. - Mylisz, e ten twój cudowny mentor moe w cigu trzech dni zamieni ci w szermierza? - potrzsn z politowaniem gow. - Ja planowaem zostawi w spokoju rk i zabra si do trenowania nogi, ale niekiedy nawet to nie pomaga wystarczajco.
Nnanji zaponi si jeszcze bardziej.
- Jeli poddabym si, zadaby upokorzenia, prawda?
- I co z tego? Miecz mona odwiesi z powrotem. Wosy odrastaj.
Nnanji milcza. Wolaby raczej umrze. mier bya lepsza od upokorzenia.
Briu wzruszy ramionami i podniós miecz, przesun wzrokiem wzdu ostrza.
- I wszyscy wiemy, dlaczego to Rdzawy by tym, który pobieg na pla. Nie Fonddiniji, nie Uszaty, ale rdzawy.
- Zawsze, kiedy dowodzie Oddziaem mierci, stawiae mnie na posterunek przy play - zaprotestowa Nnanji.
Briu spojrza na niego spode ba.
- Nie lubie zrzucania ska. Prawda, czeladniku? Wiedziae, dlaczego tam ci posyaem - poniewa nie chciae wiedzie, czy zrzucamy kamienie. A ja dogadzaem ci, niech mi bogowie pomog.
Nnanji tylko raz by wiadkiem przekupstwa. Gdy nadesza zapata, odmówi przyjcia srebra, które mu dawano - i od tamtej pory nic nie byo ju takie samo.
- Kto pierwszy? - warkn Briu.
- A-adepcie? - zajkn si Nnanji, nie rozumiejc.
- Kto bdzie pierwszy? Tobie zostao dane naprawd pikne ycie na wasny rachunek, prawda? Wszystko dla ciebie. Stra chciaaby wiedzie, czeladniku którego z nas Rdzawy zechce wywoa jako pierwszego?
Dlaczego by takim gupcem, eby poprosi Brii o wrczenie miecza? Nic, co Darakaji albo Fonddinij mogliby zrobi czy powiedzie, nie mogoby by takie przykre. Powiedzia Shonsu, e Briu jest czowiekiem honoru, ale to oczywicie by raport zoony mentorowi przez podopiecznego, wic o tym równie nie móg po wiedzie Briu.
- Spodziewasz si, adepcie, e co zrobi? e zo donos na ca stra? Mylisz, e mi uwierzy? Nie widziaem obrzydliwoci! Nie byem wiadkiem niczego Obrzydliwoci byy robione przez grubasa. Reszta z nas postpowaa zgodnie z rozkazami. Jeli dostaniemy moliwo, to wszyscy jestemy ludmi honoru.
Briu przyglda mu si zimno.
- Niektórzy s. Wszyscy z nas brali pienidze, wszyscy z wyjtkiem ciebie, czeladniku.
- Nie uwaam, eby on dba o to! - wrzasn Nnanji. Oczy starszego mczyzny zmruyy si.
- Wic on nie zamierza zosta sdzi! Wyjedzie std?
Nnanji zapragn znale si gdzie indziej. Gdziekolwiek. Wizienie byoby wietne ...
Po chwili Briu powiedzia:
- Dostae wic to, czego zawsze chciae? Zostaniesz wolnym mieczem?
- Adepcie... sto siedemdziesita pita!
Briu westchn.
- Tak, nie moesz mówi o Shonsu. Ale jednak moesz mówi o sobie. Bye jego sekundantem wtedy , gdy chudzielec rzuci wyzwanie. Dlaczego pozwolie na remis?
Poniewa Shonsu da sygna, skinieniem. Czy skinienie byo rozkazem od mentora, o którym nie mona dyskutowa? Nnanji poci si coraz bardziej, wreszcie powiedzia:
- Gdyby mój przeoony chcia krwi, mógby j wytoczy w pierwszym starciu, adepcie.
- Tak syszaem. Ale sekundant ma wolno decyzji. Czy jeste dumny e swojej?
Nnanji skin gow milczco. To byo to, czego chcia Shonsu.
Briu skrzywi si, potem wzruszy ramionami.
- Dobra, musz jeszcze zdecydowa, co mam zrobi z t stal.
Nnanji spojrza z nadziej.
- Otwórz szeroko usta, Rdzawy - powiedzia Briu. Nnanji umiechn si z ulg.
Grupa szermierzy pojawia si wanie w drzwiach i zacza schodzi po schodach. Nnanji pomyla, e Briu odczeka, dopóki oni nie znikn, ale Briu nie czeka. Opad na kolano, wycign w gór miecz i powiedzia sowa wrczenia:
- yj dla niego. Wadaj- nim w Jej subie. Umrzyj dzierc go.
Nnanji z szacunkiem uj uchwyt rkojeci i wygosi formaln odpowied:
- To bdzie mój honor i moja duma.
Briu wsta, jakby niewiadomy zdziwionych spojrze przechodzcych obok ludzi.
- Dzikuj bardzo, adepcie.
- ycz ci szczcia, may Nnanji - powiedzia Briu. - Moe nawet zasugujesz na nie.
- Dzikuj, adepcie - powtórzy Nnanji.
- Wiedz, e bdziesz go potrzebowa.
- Dlaczego?
Briu popatrzy dziwnie na Nnanjiego, potem powiedzia cicho:
- Sto siedemdziesita pita!
Odwróci si i odszed.
Adept Briu zoy przysig mistrzowi Trasingjiemu.
Sztandary w wielkiej sali jadalnej zwisay bezwadnie w poudniowym upale. Wallie wchodzc utyka wyranie, bardziej ni to byo konieczne, jako e stan jego stóp poprawia si szybciej ni oczekiwa. W jadalni nie byo ladu Tarru. Zasta tu tylko okoo tuzina ludzi, przewanie stojcych i jedzcych zarazem - posiek poudniowy by widocznie por nieformalnej przekski. Skierowa si w stron trzech Pitych przy stole i odpowiedzia na ich pozdrowienia, potem celowo usiad plecami do jadalni, eby okaza pewno siebie, której ju wcale nie czu. Czcigodny Tarru zosta wezwany na spotkanie z jak rad witych starców.
Wic Pici domylili si, e wadca Shonsu nie bdzie ich nowym szefem. Byli rozlunieni i prawie przyjacielscy.
- Spodziewam si, e zaproponuj mu stanowisko sdziego - powiedzia Wallie. - Przynajmniej tymczasowo. - Pozwoli sobie na buk z demem, troch mikkiego ótego sera i przyj od sucego kufel piwa. Potem umiechn si uprzejmie do swej milczcej, lecz najwyraniej zaciekawionej publicznoci. - Dzi rano nie przyjem ich propozycji. Rozkazano mi uda si gdzie indziej.
- Rozkazano? - z przeraeniem powtórzyo dwóch Pitych.
Wic Wallie, w trakcie jedzenia, przekaza im skrócon wersj swej opowieci. Nie zaszkodzi spowicie swojego miecza i siebie w odrobin boskiego autorytetu. Nie móg oceni, w jakim stopniu mu uwierzono. Wtedy przyby kolejny Pity, a jeden z obecnych wyszed, zatrzymujc si po drodze, eby pogawdzi z którym z Czwartych, Opowie bardzo szybko rozejdzie si. Powróci Tarru w towarzystwie Trasingjiego pitego stopnia, który wydawa si by jego najbliszym przyjacielem - wielki, nieprzystpny mczyzna o ciemnej cerze. Mia zaskakujco biae brwi i spor ysin, z tyu zwisa mu tylko cienki koski ogon. Tarru wyglda na wyjtkowo zadowolonego z siebie i przyjmowa gratulacje. Oczywicie, mianowanie byo na razie tymczasowe, dopóki nie zostanie znaleziony Siódmy...
...który zdoa bezpiecznie dotrze - pomyla Wallie.
Zwóczy przy jedzeniu, czekajc na Nnanjiego, mia te nadziej porozmawia z Tarru sam na sam, ale to okazao si niekonieczne. Tarru sam przyszed go zapewni, e on oraz jego wasal s jak najmilej widziani i mog pozosta w koszarach tak dugo, jak bd chcieli, po czym niespodziewanie przechyli si nad stoem.
Wycign w stron Walliego pi i wcisn mu do rki klejnot. Wyglda na taki sam, ale Wallie wsun go do lewej kieszonki tak, eby móc wydosta go póniej i sprawdzi, czy si czasami nie skurczy.
- Czy jest tu co, czego pragniesz, wadco? - penicy obowizki sdziego zapyta raczej kwano. - Jak przysug mog suy, eby uprzyjemni twój pobyt tutaj?
Nadszed czas zapaty... ale Tarru wybra publiczne forum, eby unikn chwalenia przed Walliem uczciwoci Nnanjiego.
- Jest pewna sprawa - powiedzia Wahie. Zamierza si zabawi. Zerkn wokó na zaintrygowanych Pitych. - Wszyscy dobrze wiecie, e poprzednio, jako go stray, spdziem par nocy w mniej zdrowych warunkach.
Poruszyli si niespokojnie. Pomidzy dentelmenami nie rozmawiao si o tego rodzaju sprawach.
- Winiowie s przykuci za obie kostki - powiedzia Wallie. - Po kilku godzinach staje si to wyjtkowo bolesne. Czy ta tortura jest wynalazkiem ostatnich czasów, czy te zawsze postpowano w ten sposób?
Czegokolwiek spodziewa si Tarru, nie bya to dyskusja o wizieniu.
- Odkd pamitam, zawsze robiono w ten sposób - powiedzia, wytrzeszczajc oczy.
- Wic jeli to zmienisz, ustalisz nowy zwyczaj. Bo przecie niektórzy winiowie s póniej uniewinniani. Jeli przykuje si ich za jedn kostk, bd mieli wiksz swobod ruchów. A moe Bogini wymaga takiej tortury?
Szermierze spogldali po sobie ze zdziwieniem - rzeczywicie, co to za dziwny pomys? Kogo to obchodzi?
- Silny mczyzna mógby unie pyt, gdyby znalaz si do blisko niej - zasugerowa, krzywic si, Tarru.
- Wtpi - odpar Wallie. - Potrzeba dwóch stojcych niewolników, eby podnieli pyt z jednej strony. Jeli zechcesz tam pój ze mn, ja spróbuj. Jeli nie zdoam jej udwign, niewielu si to uda. To s bardzo gadkie, olize kamienie.
Tarru gorczkowo myla, jak decyzj podj.
- Suszna uwaga, wadco. T spraw zaatwi jako pierwsz na nowym stanowisku, a skoro ju o tym mowa, ka te zbudowa nowy dach na wizieniu. Ten z pewnoci nie przynosi Bogini zaszczytu.
Co za zaskakujce poddanie si! Wtedy Wallie uwiadomi sobie, e przegrany przez Tarru zakad nie bdzie nic kosztowa samego Tarru.
Nowy sdzia nie potrafi oderwa wzroku od miecza Walliego.
Szermierze kolejno koczyli posiek. Wstawali, egnali si i wychodzili, dopóki nie pozostali tylko Tarru i Trasingji. Wtedy przyszed Nnanji i celowo obszed stó, chcc upewni si, e Wallie go zobaczy - albo moe chcia tylko, eby zobaczyo go jak najwicej obecnych. Mia na sobie kilt z byszczcego, ótego pótna, z zapraskami tak ostrymi jak jego miecz. Zamszowe buty byy malanego koloru, uprz lnica i wytaczana. Zza rkojeci jego nowego miecza migota srebrny cigacz do wosów. Wyglda na troch zdyszanego, jak gdyby bieg.
Tarru i Trasingji zerknli po sobie, a póniej unikali spojrzenia wadcy Shonsu... co go bardzo ucieszyo.
Siódmi powinni zachowywa w miejscach publicznych pewne dostojestwo, a Wallie cakiem spurpurowia z tumionego miechu.
Plac wicze mieci si na podwórzu, czciowo zadaszonym i otwartym z trzech stron, tak, eby wpuci kady powiew, który móg si przybka z placu defilad. Nie byo na nim adnego wyposaenia oprócz kilku luster wysokoci czowieka, paru stojaków do wieszania masek i zapasowych floretów przy cianie oraz maej, podwyszonej galerii dla widzów. Wallie spoglda przez chwil, eby zbada teren. Stojcy za nim Nnanji a skrca si z zapau, eby otrzyma sw pierwsz lekcj od wspaniaego Siódmego.
Na placu defilad szalao popoudniowe soce. W dawicym upale okoo dwudziestu szermierzy zebrao si w grupki rozmawiajc apatycznie. Wallie patrzy teraz na kolory ich kiltów oraz - jeli tylko móg dostrzec z daleka - na ich buty. Robi to samo, kiedy opuszcza jadalni, jako e nowy splendor Nnanjiego unaoczni jego uprzedni ndz - spran bezbarwno kiltu i poatane buty. Wallie rozglda si, eby zobaczy, czy jest wicej ubogich szermierzy. Nie móg dostrzec adnego. Moe Nnanji oddawa ca swoj zapat rodzicom. Albo wydawa wszystko na kobiety. Lub by jedynym uczciwym czowiekiem w stray.
Teraz zostali zauwaeni. Po chwili wszyscy zebrani na placu zaoyli maski i ustawili si w pary. Podskakiwali w przód i w ty, wznoszc chmury kurzui z przeraajcym entuzjazmem szczkali floretami.
- Wydaje si, e pobudzilimy ich do dziaania - zauway sarkastycznie Wallie.
- Syszeli, e wyjedasz, seniorze.
- Niech to licho, jeli syszeli! - Wallie uwanie przyglda si treningowi oczami Shonsu. - Czy to redniacy, czy te grupa wymagajca dodatkowej praktyki?
Nnanji wyglda na zdziwionego.
- Ci to redniacy - wskaza kilku z nich, wyszczególniajc, których uwaano za kandydatów do promocji.
Pokaza kilku piochów.
- Zapamitaj, eby nikomu nie powtarza tego, co ci teraz powiem - mrukn po chwili Wallie. - To moja opinia: widzisz najgorsz zbieranin kaczek, jak kiedykolwiek spotkae poza podwórkiem rolnika.
- Seniorze!
- Tak uwaam! - zapewni go Wallie. - Nie widz tu ani jednego Trzeciego fechtujcego jak Trzeci i ani jednego Czwartego fechtujcego jak Czwarty. Oni niczego nie ukrywaj, s tak oywieni chci popisania si, e aden nie zosta, by si przyglda, ale ja uwaam to za uwaczajce naszej profesji. Zdegradowabym ich wszystkich przynajmniej o jeden stopie!
Nnanji wyglda na zmartwionego i nic nie powiedzia. Prawdopodobnie niewielu z tych szermierzy kiedykolwiek stoczyo powan walk o ycie. Oni zajmowali si drczeniem winiów i tyranizowaniem pielgrzymów, niczym wicej. Wikszo z nich wygldaa tak, jakby nigdy nie byli prawidowo szkoleni. A przecie Tarru by dobrym szermierzem - czyby nie dba o poziom reszty?
- Jak wielu Drugich jest w stray? - zapyta nagle Wallie, cigle opierajc si o porcz i z niedowierzaniem obserwujc t masow nieudolno.
- Dwunastu, seniorze, nie liczc mnie.
- Jak wielu z nich moe ci pokona w walce do trzech trafie?
- Dwóch, moe trzech - powiedzia niespokojnie Nnanji.
Wallie odwróci gow, eby popatrze na niego.
Chopak zaczerwieni si mocno.
- A ty ilu potrafisz pokona?
- Trzech - wymamrota Nnanji.
- Co? To nie ma sensu!
- Briu twierdzi, e obrona jest moj dobr stron, seniorze. Rzadko udaje si mnie trafi.
Wallie skrzywi si. Jeli dowiadczenie Shonsu nie zaczynao go zawodzi, co tu byo powanie nie w porzdku. Nagle po drugiej stronie podwórka dostrzeg dziwaczny przyrzd i na chwil zapomnia o kopotach Nnanjiego. Bya to konstrukcja z masywnych belek i rzemieni i ani on, ani Shonsu nie wiedzieli, co to jest.
W beczce obok stay dugie prty, podobne do kijów bilardowych.
- Co to? - zapyta wskazujc na dziwny przyrzd, niezdolny uwierzy w to, czego zaczyna si domyla.
- To prgierz, seniorze.
Wallie odwróci si i spojrza na swego wasala :
- A kto jest chostany?
- Przewanie niewolnicy - wzruszy ramionami Nnanji. - Cho niektórzy mentorzy uywaj go wobec swoich podopiecznych
- I spodziewaj si zrobi z nich szermierzy? - Wallie jeszcze raz spojrza na prgierz i znów przelotnie na wiczcych. - Chodmy std - powiedzia - zanim strac posiek.
W pospnym milczeniu Nnanji szed za swoim seniorem z powrotem do królewskiego apartamentu. Uzna, e lekcja zostaa odwoana. Przemaszerowali przez przedpokój.
- Zamknij drzwi - powiedzia Wallie i szed dalej, dopóki nie znalaz si w bezpiecznej odlegoci od wejcia.
- Dobd! - krzykn, odwracajc si i byskawicznie dobywajc miecza. Nnanji podskoczy i wycign swój.
- Hej! Niele! - powiedzia Wallie. - I to jeszcze z nieznanym mieczem - zamia si, widzc przestrach Nnanjiego. - Rozlunij si! Czy mylisz, e ja zamierzam zacz fechtunek prawdziwymi ostrzami? Sprawdzaem twoj szybko - i jeste znacznie szybszy ni Briu. Znacznie szybszy! Oczywicie jeste modszy.
Nnanji rozpromieni si - niewiele zebra dotd pochwa za swój fechtunek, skoro by trzeci od koca wród trzynastu.
Pokój gocinny nie róni si wielkoci od podwórza treningowego. Za to by chodniejszy, zacieniony i odosobniony. Wallie ostronie pooy siódmy miecz na lakierowanym stoliku i podsun stoek blisko obitego jedwabiem fotela. Usiad z westchnieniem ulgi i wycign stopy. Nnanji umiechn si szeroko, stojc z mieczem w doni.
- Bez floretów - powiedzia Wallie. - Tak czy inaczej musisz si nauczy wyczucia tego ostrza. Teraz obrona kwart. Poka mi pchnicie.
Nnanji pchn i zapada cisza.
- Okropne - stwierdzi po chwili jego mentor. - Stopy zwrócone do rodka, kciuk skierowany w gór. Mikki przegub... okie. Bogowie! To atak zabójcy ddownic - wskaza na lustro. - Spróbuj znowu tam. Teraz - jak ci to po raz pierwszy pokazywano? Uyj swojej pamici.
Nnanji jeszcze raz pchn w stron lustra, potem skorygowa stop, rk, rami, przegub. Spróbowa znowu, przeszed przez t sam procedur i rozejrza si niespokojnie.
- Jeste martwy, czeladniku - powiedzia spokojnie Wallie. - Oni poszli do zbrojowni sprzeda twój miecz. Szkoda, bo bye miym dzieciakiem.
Nnanji pchn tuzin razy i za kadym razem robi to le. Wtedy Wallie kaza mu si skoncentrowa na przegubie. Nnanji zdoa to zrobi, ale kiedy próbowa ustawi prawidowo równie stop, jego przegub wygi si jak przedtem. W cigu pó godziny nie zdoby ani odrobiny terenu i zarówno Wallie jak i Shonsu byli cakowicie skonfundowani. Wallie wsta i cisn lew rk Nnanjiego.
- Bd utrzymywa twój ciar - powiedzia. - Próbuj tego bardzo, bardzo powoli.
Nnanji jak na zwolnionym filmie poruszy ramieniem, uniós praw stop i wykona pchnicie. Wallie trzyma go mocno, dopóki jego prawa stopa nie wrócia na podog. Stale korygujc postaw Nnanji zdoa wykona parodi pchnicia. Próbowali tego przez chwil, ale najmniejsze przyspieszenie spychao go do pozycji wyjciowej.
- To przez t twoj cholern pami! - rykn Wallie. - Czy nie potrafisz zapomnie?
Ale Nnanji widocznie nie potrafi, chocia omal nie oszala z zawodu. Ze nawyki wsiky w niego jak sutry. Chcieli zacz od nowa z lew rk, ale Nnanji nie potrafi walczy lew rk i zrezygnowali z tego pomysu. Próbowali z floretem. Potem z jego starym mieczem. Z zamknitymi oczami. Gdyby rozpacz Nnanjiego nie bya tak oczywista, Wallie mylaby, e chopak stroi sobie arty i celowo walczy najgorzej, jak tylko mona.
- Dobra, wypróbujmy t twoj osawion obron - westchn Wallie. Z masywnej, okutej elazem skrzyni wycignli florety i maski, i stanli twarzami do siebie.
Obrona Nnanjiego bya wspaniaa, cakowicie nie pasujca do niezdarnoci ataku.
Wallie zdar mask, osun si na fotel i zoy ramiona.
Nnanji sta i spoglda na niego z rozpacz.
- Poddaj si - powiedzia Wallie. - Twoje odruchy s wietne, a obrona o klas wysza ni obrona kadego z Drugich, jakich widziaem na dole - jest co najmniej na poziomie Trzeciego, nawet wedug moich standardów. Twoja koordynacja ruchów jest w porzdku, poniewa za kadym razem robisz dokadnie te same bdy. Jedyn rzecz, której nie moesz wykona, jest pchnicie - a ten ruch to poowa caej szermierki. To, co ci si przydarzyo, nazywa si blokad mentaln.
To znaczy chcia powiedzie "blokada mentalna", ale z jego ust pado sowo "kltwa". i oczy Nnanjiego wyszy na wierzch. Wallie rozemia si niespokojnie i powiedzia, e moe lepiej posaliby po wite matki.
Wskaza na drugi obity perkalem fotel,.
- Usid i rozlunij si na chwil' - powiedzia. - Niech o tym pomyl.
Nnanji usiad, a waciwie zapad si w mikk wyciók. Ale z pewnoci si nie rozluni. Wallie podniós siódmy miecz i zdawa si go bada:
- Bye zdziwiony cen, któr otrzymae za swój miecz - powiedzia cicho. - Jak przypuszczasz, ile wart jest ten?
- Nie wiem, seniorze - wymamrota przygnbiony Nnanji.
- wity Honakura mówi, e jest bezcenny. Mona dosta za niego tyle, ile si zada, tyle , ile w ogóle zdoa si unie. Powiedziano mi, e tu na drodze do promu grasuj rozbójnicy.
Wallie nie przestawa wpatrywa si w ostrze, a po chwili Nnanji powiedzia:
- Tak, seniorze.
- Martwi si o nasz odjazd - cign Wallie, nadal mówic do miecza. - Twój, mój i Jji. Poprosz czcigodnego Tarru, eby przydzieli nam eskort.
Pragn spojrze na swego wasala, eby zobaczy, jakie uczucia przelatuj przez jego czyteln twarz. Zdziwienie? Troska? Wstyd? Z pewnoci Nnanji w kocu zdoa si domyli, e Siódmy nie moe by a tak naiwny. Odpowied usysza tylko
o chwil wczeniej, ni si jej spodziewa.
- Przysigaem, e umr przy twoim boku, seniorze.
Teraz Wallie móg podnie wzrok. Zobaczy obraz zaintrygowanego i ponurego zakopotania.
- Kogo on wybraby, Nnanji?
- Nie wiem, seniorze . Oni mi nie ufaj.
- Obawiam si, e to dobrze o tobie wiadczy. Ale ja z pewnoci nie ufam czcigodnemu Tarru. Czy z tego miejsca prowadzi jaka inna droga?
- Nie ma adnej, seniorze.
- Co si stanie, jeli przeprawimy si przez Rzek? - Wallie machn rk w ogólnym kierunku wityni.
- Przeprawi si przez Rzek? - powiedzia z przeraeniem Nnanji .
- No, gdybymy mogli? - odpowiedzia zbity z tropu Wallie. Rzeka bya Bogini, czy istniao jakie tabu zabraniajce przeprawy? To prawda, e dostrzeg prdy i Rzeka bya szeroka, ale trójka sprawnych modych ludzi mogaby si przeprawi, nawet z dzieckiem. - Co jest na tamtym brzegu?
- Nie ma niczego prócz dungli, seniorze. No i urwiska...
Fakt, urwisko wygldao paskudnie. Dobra, zbada t drog osobicie.
- Przypumy, e zbierzemy wasn eskort. Kogo by zaprosi? Pamitajc, i oni wszyscy s ludmi honoru , którzy s najbardziej honorowi .
Nnanji skrca si ze wstydu.
- Nie wiem, seniorze! Próbowaem nie wiedzie o takich sprawach! - To popoudnie okazao si dla niego paskudne - najpierw nieudany fechtunek, a teraz to - ale Walliego nie sta byo na miosierdzie. Rozmyla, patrzc z ukosa na ostrze miecza. Kopot polega na tym, e Nnanji okaza si zbyt uczciwy. Co byo mu potrzebne, to maa ludzka sabostka, wystarczajca, eby dostrzec gdzie s sznurki i kto za nie pociga.
- A gdybymy wybrali jednego czowieka i poprosili go, eby zorganizowa dla nas eskort? Kogo?
- Briu - powiedzia Nnanji i zarumieni si na zdziwione spojrzenie swojego mentora. - On wrczy mi mój miecz ,seniorze.
- Niech to diabli! - powiedzia Wallie. To dobrze o nim wiadczy - i o tobie te, e go poprosie! No, on nie ma powodu, eby mnie kocha, ale przypuszczam, e moemy go zagadn.
Nnanji zacz si mocniej wi.
- Jego mentorem jest mistrz Trasini, seniorze.
Wyraniejszego ostrzeenia nie spodziewa si otrzyma. Nie móg ufa nawet Briu.
- Tego nie wiedziaem - jkn Wallie. - Wic jak, do diaba, si std wydostaniemy? Potrzebuj twojej rady, Nnanji. Pamitasz o Farranulu?
Nnanji umiechn si.
# 106 O UCIECZCE
Streszczenie
Gdy honor zezwala, m¹dry wojownik
walczy w terenie, który sam wybiera.
Czy samotnie w domu, czy z armi¹ w polu, .
powinien zawsze wiedzieæ
o przynajmniej dwóch drogach ucieczki
w wiêkszoœci przypadków mieæ
przygotowan¹ kryjówkê.
Epizod
kiedy ¿ona Farranu³u skar¿y³a siê,
¿e w sypialni jest zimno, gdy okno
pozostaje otwarte, on pouczy³ j¹, ¿e by³oby
jej jeszcze zimniej, gdyby on nie
dzieli³ z ni¹ ³o¿a.
Epigramat
Gdzie ,Œmieræ jest obecna, m¹dry jest nieobecny.
- Moglibymy wymkn si po cichu, wsi na kilka muów i po prostu zaryzykowa - zasugerowa Nnanji, który nie odznacza si przebiegoci.
- Przy bramie stoj stranicy - powiedzia Wallie. - On wyda rozkazy bdzie wiedzia, kiedy wyjedziemy. Bd nas ciga lub wyl wczeniej wiadomo. Mog ju mie przygotowan zasadzk. Czy widziae, jak spoglda na ten miecz?
- Czy jest tu inna brama? - zapyta, gdy chopiec nie odpowiada. - Albo moe jakie przejcie za murami?
- Brama jest tylko jedna - powiedzia ponuro Nnanji. - A mury kocz si w Rzece.
Znów ta dziwna niech do wejcia do wody? Zakaz musi by bardzo silny, cho przecie uywaj statków. Ale wiele ziemskich religii pozwala na wejcie do wity bosymi stopami i zakazuje butów; religie nie musz by logiczne. Nnanji siedzia i wykrzywia si okrutnie, ale chyba nic nie przychodzio mu do gowy. To przekraczao zakres jego moliwoci.
Walliemu zacz si rysowa pewien nieokrelony plan. Gdyby spotka si z Tarru sam na sam, mógby go zmusi do zoenia krwawej przysigi tak, jak zmusi do niej Nnanjiego, jako e w tym przypadku nie byo wtpliwoci, kto jest lepszym szermierzem. Wtedy wydaby rozkazy penicemu obowizki sdziego, by ten przywoa swoich podopiecznych, jednego po drugim i im równie kaza zoy przysig. Teoretycznie móg zamieni ca stra w swych wasali, wrzucajc do jednego worka klejnoty i mieci. Kanciarze pozostan kanciarzami i dalej nie bdzie mona im ufa, ale dobrzy ludzie dochowaj wiernoci swej przysidze, a oni zapewne stanowi wikszo. Problem tylko w tym, e Wallie pozostawa w gocinie Tarru, wic dobycie miecza na gospodarza byoby czynem haniebnym. Nnanji umarby ze wstydu, gdyby wiedzia, e jego bohater w ogóle myli o czym podobnym.
- Konie - powiedzia Nnanji. - Tu w dolinie jest tylko tuzin czy co koo tego koni i wszystkie one nale do stray. - Patrzy z nadziej na swego seniora.
- Wspaniale! - wykrzykn Wallie. - Cholernie dobrze!
Nnanji próbowa wyglda skromnie, ale to mu si nie udao.
- Opowiedz mi o nich - zada Wallie.
Tu nie byo wiele do opowiadania. Droga przez dolin bya tak stroma, e towary kupców i produkty rolne przewoono na wozach zaprzonych w woy, a pasaerów wieziono na muach. Stra hodowaa kilka koni, eby utrzymywa kontakt z wysunitym posterunkiem przy promie, gdzie normalnie znajdowaa si placówka zoona z trzech szermierzy i kapana. Stajnia witynna miecia si blisko bramy. Pilnowao jej trzech ludzi.
- Moesz i jutro i obejrze to miejsce, seniorze - podsumowa Nnanji.
- W adnym razie! - zawoa Wallie. - Nawet si nie zbli, to byoby zbyt podejrzane.
Konie mog ukra. To tylko przestpstwo, nie czyn pody i prawdopodobnie nikt nie zapyta Siódmego o prawo do radzenia sobie tak, jak mu si spodoba. Prawnie konie nale do samej wityni, wic nawet moe umówi si z Honakur, e wczeniej kupi je od niego. Ale pozostaj wartownicy...
- Myl, e znalaze rozwizanie, wasalu - powiedzia Wallie. - Zostaniemy koniokradami. Ale nie wiem , czy sam poradz sobie z wart zoon z trzech ludzi, to znaczy, czy poradz sobie bez masakry, a tego zdecydowanie wolabym unikn. Pokona ich, a potem zwiza... Potrzebuj dobrego szermierza, który by mi pomóg.
Prywatne pieko znów otwaro si przed Nnanjim.
- Wic lepiej zajmij si wiczeniami - doda Wallie. - Potrzebuj ci. Miecz potrzebuje ci. Bogini potrzebuje ci, Nnanji - wskaza na lustro. - Sto pchni z prost stop. Potem pójdziemy dalej.
Teraz, gdy mia pienidze, czekao go kilka spraw. Ale stopy dokuczay mu i chcia podkreli swoj sabo, wic uy dzwonka, eby przywoa niewolnika. Potem rozsiad si znowu jak królewski go, którym by, i kaza koszarowej subie usugiwa sobie przez reszt popoudnia, podczas gdy Nnanji niby maszyna wymierza przed lustrem pchnicia. Krawiec przyniós próbki materiau i obmierzy Walliego. Szewc obrysowa na skórze jego stopy, chocia powinien si domyli, e kiedy znikn obrzki, bd potrzebne mniejsze buty.
Cokolwiek Shonsu robi przez ostatnie par miesicy, na pewno nie przycina w tym czasie wosów, teraz wic ich nowy waciciel wezwa fryzjera. Coningu musia otrzyma dowód wdzicznoci, tak samo Janu, która moga sprawi, i Jja nie czuaby si najlepiej w koszarach. Uzdrawiacz, siostrzeniec Honakury, przyby zmieni bandae i wymamrota nad stopami Walliego kilka modlitw.
Wallie rozkaza, aby jego niewolnic przysano o zachodzie soca i na t sam por zamówi posiek do pokoju. To stanowio wyom w rodkach ostronoci, które przedstawi Honakurze, ale dla swej pierwszej nocy z Jj zgodzi si zaryzykowa otrucie. Zamierza odtworzy tamt dziwn kolacj przy wiecach, któr zjedli wspólnie w pielgrzymim szaasie, pomimo tego, e teraz jego apartament by sto razy wikszy. Przyjemna kolacja, intymna rozmowa, po to, eby zbudowa kilka marze i znale wspólny obszar, na którym czyyby si ich tak bardzo róne dziedzictwa ludzkiego dowiadczenia... a potem duo mioci olimpijskiej klasy.
Popoudnie skoczyo si. Kaza przynie gorc wod i wzi kpiel, tym razem bez asysty. I cay czas przyglda si Nnanjiemu, podczas gdy ten zadawa i zadawa, i zadawa pchnicia. wiczy wasala a do wyczerpania, ale nie uzyska adnego postpu. Ostatecznie, gdy soce si obniyo, Wallie kaza chopcu przesta.
Nnanji gotów by si rozpaka, gdy jak odrzucona koszula opad na stoek.
- Masz rodzin w mieci? - zapyta Wallie. Nnanji zaczerwieni si i wyprostowa, napity i gotowy do obrony.
- Tak, seniorze - odpowiedzia, a waciwie odwarkn.
Co Wallie teraz powinien powiedzie?
- Ciekaw jestem, czy nie mógby i i odwiedzi ich dzi wieczorem. Bd zajty pokazywaniem sztuki szermierczej mojej nowej niewolnicy i przy tym nie potrzebuj twojej pomocy.
- Dzikuj, seniorze - Nnanji najwyraniej zaskoczy taki obrót spraw.
- Spodziewam si, e masz dla nich wiele nowin - powiedzia Wallie i w odpowiedzi otrzyma umiech. - I lepiej uprzed ich, e wkrótce wyjedasz.
Ale kiedy? I w jaki sposób ?
- Teraz wó buty - powiedziaa Janu i przytrzymaa Jj za rami, gdy dziewczyna je nakadaa. Nastpnie Janu zastukaa do drzwi i wprowadzia niewolnic.
To by dziwny dzie. Jji ttnio w gowie. Z caej siy powstrzymywaa dygot. Musiaa take uwaa, eby nie skrci kostki, jako e nie nosia obuwia od czasu, gdy opucia Plo, a przedtem take nie miaa butów z takimi obcasami. Pamitaa, eby koysa biodrami i umiecha si kcikami oczu, jak nauczya j Janu. Wadca Shonsu wsta, eby j powita.
- Paszcz! - zawoaa Janu.
Jja zrzucia paszcz i pozwolia wadcy Shonsu zobaczy sw sukienk. Bya to dziwna sukienka, caa z kitek, paciorków i niczego wicej. Jji nie krpowao prezentowanie swej nagoci w obecnoci mczyzn. To by jej obowizek wobec wityni i wobsc Bogini, i robia to co wieczór, ale teraz, w tej sukience, w jaki sposób czua si bardziej obnaona. Miaa nadziej, e to ucieszy wadc Shonsu, ale znaa mczyzn wystarczajco dobrze, eby rozpozna wyraz szoku i obrzydzenia na jego twarzy. Poczua skurcz w sercu.
Cay ten dzie by bardzo dziwny - kpiel w gorcej wodzie, perfumy i nacieranie olejkiem; zapach wosów skrcanych za pomoc rozgrzanego elaza, usuwanie ze stóp zrogowaciaej skóry; rce trzsy si jej, gdy instruowano j, jak nakada kolory na powieki i bielido na twarz; krótki, ostry ból, gdy robili dziury w uszach, eby zawiesi byszczce wisiorki...
Inni niewolnicy twierdzili, e wadca Shonsu ma zosta sdzi i gono powtórzyli wszystkie opowieci o jego poprzedniku oraz o okropnych rzeczach , jakie robi niewolnikom. Ale Jja znaa ju wikszo tych opowieci. artowali sobie z tego, jak duy jest wadca Shonsu i jak bdzie brutalny, ale wiedziaa, e on nie jest brutalny. Opowiadali, e szermierze bij niewolników pazami swoich mieczy . Próbowaa powiedzie im o obietnicy, jak da jej wadca Shonsu w sprawie Vixiniego.
miali si ironicznie twierdzc, e obietnica dana niewolnikowi nic nie znaczy.
- Dzikuj, Janu! - powiedzia wadca Shonsu. Zamkn z haasem drzwi. W wielkim pokoju unosi ,si wspaniay aromat jedzenia, wydobywajcy si spod rozoonej na tacach na stole biaej serwety. Ale Jja nie czua godu. Chciaa ucieszy nowego pana, a jemu nie spodobaa si jej suknia. Jeli go nie zadowoli, on zbije j albo sprzeda.
Ale on uj j tylko za rce i patrzy: Poczua, e jej twarz czerwienieje coraz bardziej i nie potrafia spojrze mu w oczy. Musia wyczuwa jak ona si trzsie. Próbowaa umiechn si umiechem, którego nauczya j Janu.
- Nie rób tego! - powiedzia agodnie. - Och, moja biedna Jja! Co oni z tob zrobili?
Potem ucisn j, a ona zacza szlocha. Kiedy wreszcie zdoaa si powstrzyma, cign serwet ze stou i star reszt barwników z jej twarzy, a take ze swego ramienia.
- Czy sama wybraa t sukni? - zapyta.
Pokrcia gow .
- Jakiego rodzaju sukni chciaaby naoy? - zapyta.
- Opisz mi j, a ja j sobie wyobra.
Pocigajc nosem powiedziaa: ...
- Z bkitnego jedwabiu, panie. Dug.. Wycit nisko z przodu.
Umiechn si.
- O takiej sukni opowiadaem ci w domku, prawda? Zapomniaem. Mówiem e wygldaaby jak bogini.
Janu powiedziaa, e niewolnicy nie nosz jedwabiu ani bkitu i e dugie sukni nie s seksowne.
- Mog by! - odpar zdedydowanie jej pan. - Pokaemy im! Teraz cignij t okropn rzecz i naó to - poda jej bia serwet, potem odwróci si, podczas gdy zdejmowaa kitki, paciorki i byskotki, i owijaa si w pótno.
- Znacznie lepiej! - zawoa po chwili. - Jeste cudownie pikn kobiet, Jja. Najpikniejsz i najbardziej podniecajc kobiet, jak kiedykolwiek spotkaem. Nie potrzebujesz wulgarnych szmat, takich jak ta... jak to plugastwo. Teraz chod i usid.
Da jej wina, a potem chcia, eby usiada nim do stou i jada. Nie pozwoli, eby mu usugiwaa. Zmuszaa si do jedzenia, ale cigle czua si chora i bya ciekawa, czy to dlatego, e jej ciao tak mocno pachnie pimem i patkami kwiatów. On zadawa pytania. Próbowaa odpowiada. Pielgrzymi nigdy nie chcieli rozmawia i ona nie bya w tym dobra.
Opowiadaa mu o odlegym Plo i o tym, e w zimie byo tam tak zimno, e nawet dzieci nosiy ubrania. Najwyraniej wierzy jej, chocia wszyscy w Hann uwaali to za bajki. Opowiedziaa mu, jak sabo pamita matk - o swoim ojcu nie wiedziaa nic, poza tym, e równie by niewolnikiem. Opowiedziaa mu o farmie niewolników, na której zostaa wychowana. Musiaa wyjani, e skupuje si tam mae dzieci niewolników do trenowania. Mówienie do niego sprawiao jej trudno i wiedziaa, e robi to bardzo nieskadnie.
- Kupi mnie mczyzna z Fex - powiedziaa. - Kiedy przypynlimy do Hann, marynarze orzekli, e mój pan jest Jonaszem, ale on powiedzia, e to wszystko moja wina, poniewa on ju przedtem szczliwie dopywa do celu podróy. Poszed prosi Bogini, eby pozwolia mu wróci i zoy mnie wityni jako ofiar.
Wadca Shonsu wyglda na zbitego z tropu , chocia próbowa to ukry. Wreszcie, ku jej wielkiej uldze zapyta czy chciaaby pój do óka. Nie umiaa bawi go rozmow, ale wiedziaa; jak zadowoli mczyzn w óku.
Jednak nawet to szo nie tak jaka naley. Nie pozwoli jej robi niektórych rzeczy, o których mylaa, e go uraduj, rzeczy, których dali od niej :pielgrzymi. Próbowaa wszystkiego, czego tylko moga . Reagowa tak, jak zwykle mczyni, ale miaa dziwne wraenie, e na jej sztuczki odpowiada tylko jego ciao, e on sam nie jest zadowolony, jak gdyby jego rado bya tylko powierzchowna. I im bardziej si staraa, tym gorzej wychodzio.
Rankiem, gdy naoya na siebie paszcz, zapyta:
- Czy nie mówia mi, e szycie byo jedn z rzeczy; których nauczyli ci na tamtej niewolniczej farmie?
- Tak, panie - potwierdzia.
Zsun si z wielkiego oa i podszed do niej.
- Jeli kupibym Ci jaki materia, czy mogaby uszy sukienk?
On ju wyda na ni tyle pienidzy, a ona go nie zadowolia... Nie tracc jednak czasu na namys, powiedziaa:
- Mog spróbowa, panie.
Wic dlaczego nie? - umiechn si. - Czy inni pomog ci, jeli zaycz sobie tego?
- Tak myl - odrzucia paszcz. - Poka mi - powiedziaa odwanie. .
Odpowiedzia tym umiechem maego chopca.
- Tutaj dopasowa, troch podnie piersi, rozcicie tu na caej dugoci... Gdy bdziesz staa , ciao pozostanie zakryte, ale gdy si ruszysz, to odsoni si twoje liczne biodro .
Nagle zadraa pod jego dotkniciem i odkrya , e odpowiada mu umiechem. Obj j i pocaowa delikatnie
- Dzi w nocy spróbujemy znowu - powiedzia:
- Bez malowania twarzy i tylko malutka kropla perfum, w porzdku? Powiem Janu, e ja lubi, jak moje kobiety s podawane wanie tak - na surowo! Wol ci, jaka jeste teraz, a kada sukienka, sukienka, któr zrobisz, bdzie lepsza ni ta rzecz.
W chwili, w której Wallie uzna, e zaczyna robi postpy zobaczy na óku w zewntrznym pokoju Nnanjiego .
Z obydwoma oczami podbitymi, z kilkoma obluzowanyn zbami i z urozmaiconym zestawem siniaków i obrzków . Nowy óty kilt lea na pododze, pomity i splamiony krwi.
- Zosta, gdzie jeste! - rozkaza Walle, gdy jego wasal podj prób wstania. - Jja, id i popro Janu, eby przysaa tu uzdrawiacza - podcign stoek do óka, usiad i wpatrywa si w ruin twarzy Nnanjiego. - Kto to zrobi? .
Winowajcami okazali si Gchaniri i Gorramini, dwóch z trójki, która pobia Walliego dla przyjemnoci Harduuju .
Wallie myla, e wyjechali, ale byo inaczej. Meliu wyniós si zaraz potem, jak zosta zniewaony, ale ci dwaj pozostali jeszcze na miejscu, starannie trzymajc si z dala od Siódmego. Nnanji wróci z domu swych rodziców i wpad do koszarowej gospody , prawdopodobnie po to, eby si troch pochepi. Uywanie mieczy w gospodzie byo zakazane, ale walki na pici nie, do nich chyba nawet zachcano, traktujc je jako wentyl bezpieczestwa.
- No, doskonale! - rykn Wallie. - Tak czy inaczej jestem im co winien, a teraz oni zamali prawa gocinnoci.
- Rzucisz im wyzwanie? - zapyta nerwowo Nnanji, oblizujc spuchnite wargi.
- Wyzwanie, do diaba! - odhukn jego mentor, prawie gotów, by zgrzyta zbami. - To jest czyn pody! Zo na nich powiadomienie i obetn im kciuki... Zakadam , e to oni zadali pierwszy cios?
No, nie... pierwszy cios zada Nnanji.
Jedn z rzeczy, której Wallie dowiedzia si podczas tej fatalnej nocy z Jj, byo to, e sownik Shonsu wykazuje wielkie braki w zakresie czuych sów... Teraz odkry, e jest za to bardzo bogaty w kltwy, obelgi, sowa nieprzyzwoite i inwektywy. Powiedzia Nnanjiemu, jakim jest idiot, uywajc do tego szesnastu starannie wybranych fraz, nie powtarzajc adnego sowa. Nnanji, lec pasko na plecach, zdoa si w jaki sposób skurczy.
- No, ale dwóch na jednego to cigle jest podo podsumowa Wallie, a potem spojrza podejrzliwie na swego poszkodowanego lennika. - Byo dwóch na jednego?
No, nie cakiem. Ghaniri obrazi Nnanjiego. Nnanji uderzy go i zosta za to surowo ukarany. Ghaniri, o czym Wallie ju wiedzia, by dobrym piciarzem - niszy od Nnanjiego, ale znacznie szerszy i ciszy, mia zamany nos i spaszczone szczki boksera. Gdy Nnanji zdoa ju podnie si na nogi, Gorramini powtórzy zniewag, a Nnanji spróbowa rzuci si na niego - i odcierpia drugie tyle.
Teraz Wallie by zbyt wcieky, eby kl.
- Wic zamiast zoy na nich powiadomienie, to ja bd musia zej na dó peza na brzuchu i przeprasza Tarru za ciebie? Ale co ci mogli powiedzie, e zachowae si tak gupio? Jaka obelga warta jest dwóch la pod rzd?
Nnanji odwróci twarz.
- Powiedz mi, wasalu, rozkazuj ci! - warkn Wallie, bardzo tym zaintrygowany.
Nnanji popatrzy w gór, przeszyty nagym bólem. Zamkn prawe oko i pokaza na powiek, po czym powtórzy ten gest z lewym okiem, a potem tylko patrzy z niezmiern rozpacz na Walliego, który w ogóle nic z tego nie zrozumia.
- Rozkazaem "powiedz mi!" Sowami! - powtórzy.
Przez chwil myla, e wasal odmówi, ale ten z trudem przekn lin i wyszpta:
- Mój ojciec jest tkaczem dywanów, a matka jubilerem.
Brzmiao to, jakby przyznawa si do kazirodztwa albo handlu narkotykami.
Znaki rodzicielskie? Jja wspominaa o znakach ojcowskich, a Wallie nie omieli si zapyta jej, co to jest. Zagadka boga - najpierw brata... Wallie poczu szalony pocig, eby pobiec do lustra i zbada swoje powieki - kto kiedykolwiek patrzy na swoje powieki?
- Wic? - powiedzia Wallie. - Czy oni s uczciwi? Pracuj ciko? S dobrzy dla swoich dzieci? - Nnanji kiwa gow.
- To szanuj ich! Jakie znaczenie ma zawód, który wykonuje twój ojciec, jeli jest on dobrym czowiekiem? - Rozziew midzy kulturami by oszaamiajcy. Wallie otworzy usta, chcc powiedzie, e jego ojciec by policjantem - i powstrzyma si w ostatniej chwili. W mylach zabrzmia mu piskliwy miech póboga, gdy przy nim wspomnia o tym. Co mogo oznacza, e bóg przewidzia t wanie rozmow, gdy policjant zostaby przetumaczony jako szermierz, czego Wallie nie móg powiedzie Nnanjiemu. .
Jednakowo dziad po mieczu Walliego Smitha w trakcie swej wtpliwej kariery bra si za wiele rónych zaj, wliczajc w to par lat pracy w fabryce dywanów .
- To bardzo. dziwny zbieg okolicznoci, Nnanji - mój dziadek te by tkaczem dywanów..
Nnanji a sapn. Jeli kult bohatera byby mierzony w skali Richtera, to Wallie wanie zarejestrowaby dziewi i pó albo dziesi.
- Zreszt, co to ma do rzeczy? Ty jeste moim wasalem, a nie twój ojciec .On najwyraniej sprawi si dzielnie robic takich synów. Oczywicie pary starczyo mu tylko na ciao, ty bezrozumny kretynie!
W tym momencie wszed zaaferowany uzdrawiacz. Podczas gdy bada pacjenta Wallie wymkn si do gównego pokoju gocinnego i tak szybko, jak tylko móg, dokutyka do lustra. Obie powieki byy czyste. adnej wskazówki.
Gdy szed z powrotem, myla o Nnanjim. Tg absurdalna wraliwo na nieszermiercze pochodzenie wyjaniaa jego przesadny idealizm w sprawie honoru i odwagi nadkompensacj, cho w wiecie nie istnia taki termin. Jeli
stukilogramowa brya muskuów zdoa poradzi sobie z imitowaniem kulturalnego brodatego wiedeskiego lekarza, to nadesza pora na Zygmunta Freuda. Gdy wic tylko uzdrawiacz upewni walecznego wadc, e jego podopieczny nie dozna adnych powanych obrae, przyj swoj zapat i oddali si, Wallie powiedzia ofierze, eby pozostaa tam, gdzie ley i znów usadowi si na stoku
przy óku.
- Pomówmy troch o twoich kopotach z fechtunkiem - powiedzia. - Kiedy to si zaczo? Czy zawsze to miae?
- Na pewno nie zawsze - odpar Nnanji, wpatrujc si w sufit i mówic z trudnoci, poniewa mia spuchnite wargi. Jako drapacz praktykant Nnanji pierwszego stopnia by wzorowym rekrutem. Briu twierdzi, e to urodzony szermierz, najlepszy jakiego kiedykolwiek widzia. Briu mówi te, e nikt nie uczy si sutr szybciej czy dokadniej. Po dwóch tygodniach Briu, owiadczy chopcu, e mógby ju podj prób promocji - tyle e istnia przepis, zgodnie z którym Pierwsi pozostawali Pierwszymi przynajmniej przez rok: -Tak wic w rocznic swego wstpienia do zawodu Nnanji dowiód szermierczych umiejtnoci w dwóch walkach z Drugimi...
- Rany, ale zrobiem z nich sieczk! -westchn nostalgicznie.
Potem przystpi do dalszych wicze, majc nadziej na osignicie trzeciego stopnia w równie rekordowym czasie. I wtedy zdarzyo si nieszczcie. Pewnego ranka stwierdzi, e nie moe floretem pokona nikogo. I tak pozostao do tej pory.
Teraz, pomyla Wallie, dotarlimy do problemu.
- Powiedz mi - zapyta - czy w tym mniej wicej czasie zdarzyo si jeszcze co wanego?
Nieposiniaczone fragmenty twarzy Nnanjiego poblady, pici zacisny si, a cae jego ciao zesztywniao.
- Nie pamitam - powiedzia.
- Ty nie pamitasz? Nnanji nie pamita?
Albo to byo kamstwo, albo sama próba przypomnienia sobie wystarczya, eby go przerazi. Nie, on nie pamita, powtórzy, i odwróci si, zanurzajc twarz w poduszce.
Wallie by cakowicie pewny, e potrafi odgadn, co si wtedy zdarzyo. wieo upieczony Drugi niespodzianie dowiedzia si e stra nie jest wcale tak czysta i nieprzekupna, jak sobie w swej niewinnoci wyobraa. On cigle by peen romantyzmu i ideaów. Teraz nawet o wiele bardziej ni przedtem! Czego si dowiedzia, czy zosta zastraszony, do czego zosta zmuszony... byo bez znaczenia.
Liczyo si tylko to, e Wallie nie jest psychiatr, e jzyk Ludu nie zawiera waciwych sów i e kada próba wyjanienia chopcu tego wszystkiego prawie na pewno spowoduje jeszcze wiksze zamieszanie.
- W porzdku - powiedzia. - Nie zo powiadomienia na Gorraminiego i Ghaniriego i bd si czoga przed Tarru. Ale mimo to zamierzam ich dosta. Dziki tobie.
- Dziki mnie? - zabrzmia stumiony gos i Nnanji znów si odwróci.
- Dziki tobie! Za jaki tydzie zamierzam wystawi ci przeciw nim. Bdzie to cz twojego egzaminu na czwarty stopie, a ty pobijesz ich publicznie.
- To niemoliwe, seniorze! - zaprotestowa Nnanji.
- Nie mów mi, co jest niemoliwe! - rykn Wallie. - Zamierzam zrobi z ciebie Czwartego, choby ci to miao zabi!
Nnanji gapi si przez chwil, wreszcie uzna, e jego mentor mówi powanie i zamkn oczy w Ekstazie. Nnanji czwartego stopnia?!
- Tymczasem - powiedzia Wallie - okazae si niewiarygodnie gupi! Sprawie mi kopot, zwikszye zagroenie dla mojej misji i opónie j. Zostaniesz ukarany.
Nnanji przekn lin i z lkiem powróci do realnego wiata.
- Pozostaniesz w óku do poudnia - bez jedzenia, pasko na plecach. To równie bdzie najlepszy sposób na twoje siniaki. A gdy tak bdziesz lea, spróbuj przypomnie sobie, co waciwie zdarzyo si przed tym, jak stracie swoje pchnicie.
Wallie odwróci si i pomaszerowa w stron drzwi, pozostawiajc swojego wasala z otwartymi ustami. Nagle uwiadomi sobie, jak cakowite moe by posuszestwo Nnanjiego i odpali w jego stron poegnalny strza.
- To nie znaczy, e masz la do óka. - I wyszed.
niadanie tego ranka nie byo przyjemnym posikiem. Tarru czeka na niego, penic honory gospodarza przy stole porodku wielkiej sali, siedzc razem z czterema Pitymi. Naprzeciwko niego pozostao puste miejsce zarezerwowane dla Walliego. Przez ca jadalni przelatyway skrywane umiechy - oto, co zdarza si szermierzom, którzy jako podopiecznych bior synów tkaczy dywanów.
Wallie przeprosi za zachowanie swojego wasala i zapewni gospodarza, e winowajca zosta stosownie ukarany. Tarru, niechtnie przyj przeprosiny i umiechn si.
Nie wiadomo, dlaczego jego umiech zawsze nasuwa Walliemu myl o rekinie, chocia zby tego czowieka nie byy spiczaste... Jego otoczone zmarszczkami oczy przypominay oczy sonia, nie byy szkliste i gadkie jak u rekina. Siwe wosy te nie przywodziy na myl drapienika. Moe wraenie to wywoywa sposób jego patrzenia na siódmy miecz.
- Oczywicie, obraanie i prowokowanie goci w adnym razie nie jest waciwym zachowaniem ze strony gospodarzy - powiedzia Wallie, gdy misa z gulaszem stana przed nim. - Moe powinienem. zamieni sowo z mentorem tych dentelmenów. Kto nim jest?
- Ach - powiedzia tymczasowy sdzia z zadziwiajco nieczytelnym wyrazem twarzy. - Oni nie s gospodarzami, wadco, lecz gomi, jak ty sam. Byli podopiecznym wadcy Hardduju. Poprosili, czy mog zosta tu troch i ja si zgodziem.
Sprytnie! Myleli, e Wallie przejmie miejsce Hardduju . Gdyby zoyli przysig nowemu mentorowi nalecemu do stray, to byliby zagroeni. Uzyskali wic uprzywilejowany status gocia, tak samo, jak zrobi to Wallie. Go oczywicie te musi si zachowywa waciwie wobec innego gocia, ale w ten sposób nic nie grozio im ze strony Shonsu.
- Wic oni nie maj mentorów? - zapyta Wallie, wyczuwajc co zego.
- Nikomu nie zoyli drugiej przysigi - potwierdzi Tarru, jego twarz pozostaa bez wyrazu.
Czerwone wiateko zapalio si gdzie daleko w umyle Walliego, ale nie mia czasu, by zastanawia si, co sygnalizowao, poniewa mistrz Trasingji o biaych brwiach zwróci si nagle do Tarru i powiedzia piewnym gosem jakby powtarza wyuczon rol:
- Jak postpuj prace przy wizieniu, mentorze?
- Cakiem dobrze - odpowiedzia Tarru. - Pójd szybciej, gdy bd mia do dyspozycji wicej cieli. Wikszo z nich jest teraz zajtych przy stajniach.
- Nie wiedziaem, e macie stajnie - powiedzia Wallie
- Czy jest tu co, co nie naley do wityni? - Nie oszuka nikogo. Tarru dostrzeg t drog ucieczki i zablokowa j, wzmacniajc stajni i prawdopodobnie zwikszajc wart przy niej.
Co si te nie zgadzao z Pitymi. Wczoraj, gdy tylko dowiedzieli si, e Shonsu nie zamierza zastpi Hardduju, rozlunili si. Tego ranka tylko Trasini spoglda mu w oczy.
Nagle Tarru wsta, zoy przeprosiny. i wyszed. Czterech Pitych szo przy nim jak stra przyboczna. Wic musia przewidzie take i ten sposób - nie mona bdzie narzuci mu krwawej przysigi.
Wallie zosta sam na rodku sali. Siedzia i jad czujc si jak w zoo. Co za ciemni barbarzycy! Krwioerczy prehistoryczni mordercy! Obieca póbogowi, e bdzie szermierzem, ale nie, e bdzie si tym cieszy. Pogardza tymi morderczymi opryszkami i ich prymitywn ignoranck kultur.
Wyszed z sali, gdy tylko pozwolia mu na to godno i skierowa si w stron kobiecych kwater. Tam wezwa Janu i da jej pienidze, eby jego niewolnica moga uszy sobie sukienk. Wyraz niezadowolenia na twarzy Janu tak sobie wytumaczy: niech si ten wadca zdecyduje, czy chce mie dziwk, czy szwaczk?
Potem powdrowa na zewntrz, na frontowe schody i sta na nich, ogarnity ponurym gniewem, spogldajc gronie na plac defilad. Od strony wizienia dobiega saby stuk motków i to bya jedna maa pociecha - spowodowa co dobrego. Ale Nnanji okaza si beznadziejnym przypadkiem choroby umysowej, a próba wynagrodzenia Jji obciya j tylko poczuciem zagroenia - moe byaby szczliwsza pozostawiona na dawnym miejscu zajmujc si pielgrzymami i robic to, co potrafia. A Tarru - jeli ten drobny, barbarzyski herszt myli, e zdoa przechytrzy Walliego Smitha, to ...
Zrozumienie przyszo jak uderzenie piorunu!
Wallie wypowiedzia przeklestwo, które byo na pó szlochem. Tkwi w puapce! Zapominajc o okaleczonych stopach, zbieg ze schodów i popiesznie ruszy w stron wityni w poszukiwaniu Honakury.
Upa panowa niewiarygodny. Kady kolejny dzie wydawa si gortszy od poprzedniego. Niewidzialne fale ognia smagay ziemi, niemale gotujc ciao Walliego do koci za kadym razem, gdy jego droga prowadzia przez nasoneczniony plac. W wityni jeszcze raz przeprowadzono go przez mroczne korytarze do zaciemnionego gstymi drzewami podwórka, ale nawet tu czu si jak w pozbawionym powietrza piekarniku. Rzemienie uprzy odparzay mu skór. Drobny kapan przyby pospiesznie w cigu kilku minut, bkitn szat plami pot, stanowicy dowód, e jej uytkownik nie jest jeszcze cakowicie zmumifikowany.
Dzisiaj po powitaniach nie byo wymiany grzecznych uprzejmoci. Gdy obaj mczyni usiedli, na stoku i w wiklinowym fotelu, Wallie wyrzuci z siebie:
- Szkoda, e nie wziem ofiarowanej przez ciebie roboty, choby nawet tymczasowo.
- To mona by zaaranowa - powiedzia ostronie kapan.
- Za póno - powiedzia Wallie. - Tarru wyprzedzi mnie. Zaprzysig stra krwaw przysig.
Wyjani to, co nagle stao si oczywiste. Ghaniri i Gorramini nie zoyli drugiej przysigi - zoyli trzeci. Bójka Nnanjiego zostaa ukartowana przez Tarru, jako kara za uczciwo i wygranie zakadu dla swego mentora.
Nastawienie Pitych zmienio si, poniewa oni take stali si wasalami Tarru, prawdopodobnie pod ostrzem miecza. Mog aowa tego i czuj si winni.
To dlatego nie potrafili spojrze w oczy czowiekowi, do zabicia którego mogli zosta zmuszeni w sposób niehonorowy.
Tarru nie tylko zwyczajnie przewidzia wszystkie ewentualne posunicia Walliego i skontrowa je, on wykona równie kilka wasnych kroków. Nie do przebicia! Prawdopodobnie nawet teraz przeprowadza acuszkow rekrutacj niszych stopniem, a kiedy zaprzysignie wszystkich w stray, bdzie gotowy do zatrzanicia puapki.
- Jeli zrobi teraz jaki ruch on mnie zrcznie zaszachuje. Nie wiem, ilu straników ju zaprzysig, ale przypuszczam, e dosy. Reszta musi sucha przede wszystkim mentorów. Zostabym sdzi bez szermierzy.
Popatrzy spode ba.
- Nawet nie mog zabi tego skurwysyna. Wasale s zobowizani do pomsty. Niech to wszyscy diabli porw!
Honakura, jak zwykle, zrozumia natychmiast.
- On skutecznie dziaa na nowym stanowisku , wadco. Zaj si napraw wizienia i stajni. Zwikszy wart przy bramie. Rozumiem, o co chodzi ze stajni, ale wizienie mnie intryguje.
Wallie parskn i wyjani. Kapana zdziwia jego troska o zwykych wizniów.
- Wic co teraz zrobisz, wadco? - zapyta.
- Nie wiem - przyzna Wallie. - Myl, e musz siedzie i twardo czeka, dopóki moje stopy si nie wygoj . Jest za póno na mylenie o zwerbowaniu nowych stronników. Nawet gdybym zna waciwych ludzi, oni mog by ju przejci przez krwaw przysig i zmuszeni do milczenia. Ta cholerna sprawa ma pierwszestwo przed wszystkim.
- Ach! - powiedzia Honakura. - W takim razie powiniene znale stronników, którzy nie s szermierzami . Jak wiem, musisz mie szeciu - umilk, gdy moda kapanka przybiega, eby ustawi midzy nimi tac, a potem niby biay motyl umkna pomidzy drzewa. - Powiedz mi, co mylisz o tym winie, wadco -jest troszeczk sodsze od tego, które pilimy wczoraj.
Kubki byy srebrne zamiast krysztaowych, a ciasteczka, bardziej tuste i z wiksz iloci kremu, toczyy si na srebrnym talerzu.
- Szeciu? Dlaczego, na mio bosk? - zapyta Wallie.
- Siedem jest wit liczb. - Honakura skrzywi si widzc wyraz twarzy Walliego - Mówie, e bóg powie dzia ci, eby mi wierzy. Wic uwierz mi - musi was by siedmiu.
- Ja, Nnanji, Jja i niemowl... czy liczycie niemowlta? Czy liczycie niewolników? - Religie nie musz by logiczne.
- Normalnie nie liczybym niewolników, ale myl, e ty liczysz. Wic tak, uwaam, e moesz uzna, i jest was czworo. -
Odpdzi muchy od ciastek i podsun talerz Walliemu, który odmówi.
- Co z twoim podopiecznym? - zapyta kapan. - Sprawdzie jego szermierk?
- Nie zdoaby wywalczy sobie drogi przez puste podwórze! - Wallie z uprzejmoci pocign yczek wina, którego sobie nie yczy. Smakowao olejem do silników diesla.
Pomijajc teori na temat jakiego dramatycznego wydarzenia, które spowodowao parali Nnanjiego, spróbowa wyjani ziemskie pojcie mentalnej blokady, z wielkim trudem znajdujc odpowiednie sowa.
Honakura skin gow.
- Nie znam nazwy tego zjawiska, ale spotkaem si ju z nim. Miaem kiedy podopiecznego, który podobnie plta si w sutrach. Nie by gupi, ale w tym jednym punkcie wydawa si totalnie tpy.
- To si zgadza! Czy znalaze lekarstwo?
- O tak. Wychostaem go.
Wallie pomyla o prgierzu i wzdrygn si.
- Nigdy! To nie jest sposób, eby zrobi z kogo szermierza.
- A twoja niewolnica, wadco? Czy pilnie wykonuje swoje obowizki?
wiadomy wpatrujcych si w niego wnikliwych oczu, Wallie umiechn si uprzejmie.
- Potrzebuje wicej praktyki, zajm si t spraw osobicie.
Równie dobrze móg spróbowa przeszmuglowa pulchn antylop przez klatk lwów. Kapan przyglda si mu w zamyleniu.
- Ona jest tylko niewolnic, wadco - powiedzia wreszcie.
Wallie nie yczy sobie dyskusji o swoim yciu seksualnym, ale co go tu urazio.
- Zamierzam sprawi, eby staa si moj przyjaciók.
- Niewolnica? Jak widz, bogowie wybrali czowieka z ambicjami. - Honakura siedzia oparty, z oczami zamknitymi nagle umiechn si. - Czy rozwaae kiedy moliwo, e ta niewolnica i ten mody szermierz zostali ci dani jako próba, wadco?
Wallie nie rozwaa. Idea bardzo mu si nie spodobaa.
- Powiciem swoje zasady kupujc niewolnic - powiedzia. - Jeli za tym kry si bóg, to mnie oszuka. Ale ja nie zamierzam wychosta Nnanjiego. Nigdy, nigdy, nigdy!
Honakura zamia si:
- Moe spogldasz na to w niewaciwy sposób. Moe jest to próba zbadania czy jeste wystarczajco bezlitosny, eby go wychosta, moe jest to próba zbadania, czy jeste wystarczajco cierpliwy, eby go nie wychosta? - Teraz sprawi, e Wallie wyglda na cakowicie zbitego z tropu. Kapan robi wraenie wielce zadowolonego z siebie.
Wallie zmieni temat - o tak wiele rzeczy musia zapyta.
- Opowiedz mi o znakach ojcowskich. Widz, e ja nie mam adnych.
- Zauwayem - umiechn si kapan. - To jest bardzo niezwyke; nigdy przedtem tego nie spotkaem. Na prawym oku zaznaczony jest zawód ojca, na lewym oczywicie zawód matki. Gdyby nie by szermierzem ludzie pytaliby ci o to.
Umiechn si i pozwoli Walliemu przerwa sobie.
- Ale ty spotkae Shonsu tamtego pierwszego dnia...
- I wtedy na twoich powiekach widniay znaki rodzicielskie - potwierdzi kapan. - Nie pamitam ich, ale nieobecno byaby tak niezwyka, e jestem pewien, i zauwaybym ich brak.
- I oczekuje si ode mnie, e znajd swojego brata! Bóg je usun?
- Oczywicie - powiedzia Honakura, zadowolony z siebie.
Wallie siedzia i przez chwil rozwaa swoje problemy. Wszystkie drogi prowadziy do Tarru:
- Bóg ostrzeg mnie, e musz by bardziej bezlitosny - powiedzia. - Powinienem by go zabi, gdy mnie wyzwa.
- Shonsu zrobiby to i prawdopodobnie kady Siódmy równie.
- Wic zawiode - zauway Honakura - i sprawie, e twoja praca staa si trudniejsza. - Nie wydawa si tym bardzo zmartwiony, ale to nie jego krwi zamierzano zwily piasek.
- Ale niektóre z twoich problemów znosz si, wadco.
- Jak to rozumiesz?
Kapan odlicza na palcach .
- Martwie si rozbójnikami, nieuczciwymi szermierzami w ogóle , oraz Tarru w szczególnoci. Moesz te dooy kapanów , przykro mi to mówi - niektórzy z moich kolegów wicie wierz , e miecz Bogini naley do wityni, jeli to rzeczywicie jest jej miecz. Ale jeli za tym kryje si czcigodny Tarru, to on nie zaalarmuje rozbójników ani nie bdzie wspópracowa z kapanami.
I bdzie si musia martwi o swych wasnych szermierzy.
To bya prawda. Bezboni mogli z powodzeniem pokóci si o up. Niestety, zapewne dojdzie do tego dopiero, gdy Wallie umrze.
- Przypuszczam - powiedzia w zamyleniu Wallie - e Bogini wreszcie zaatwi nowego i bardziej odpowiedniego sdziego dla swej wityni?
- Z pewnoci, wadco.
Kolejny Siódmy? Z nastpnym Siódmym przy swym boku Shonsu mógby zamieni ca stra w talerz kotletów.
- Wreszcie - powtórzy.
- Wreszcie - jak echo powtórzy Honakura. Moemy si oczywicie myli, ale jeli ty rzeczywicie jeste sprawdzany, wadco, to przewiduj, e nastpca nie przybdzie, dopóki... dopóki osobicie nie rozwiesz swojego problemu.
- A niech to! - powiedzia Wallie: - Potrzebuj czasu! Czasu na wyzdrowienie! Czasu na znalezienie jakich przyjació! Wyobraam sobie Tarru, jak przeera ca stra niby rak, kac im przysiga pod grob miecza, jednemu po drugim. Kiedy dostanie ich wszystkich albo prawie wszystkich, wtedy bdzie móg uderzy - zabi mnie, wyjecha z mieczem. Jeli jest on cho w poowie tak cenny, jak powiedziae, to Tarru moe wyrzuci wszystko inne i urzdzi sobie nowe ycie gdziekolwiek. Albo ogosi si panem wityni...
Przerwa, zastanawiajc si nad t myl, a potem dostrzeg spokojne rozbawienie kapana.
- Wic on nie potrzebowaby miecza? Mógby spldrowa skarb w samej wityni! - powiedzia Wallie. - To si zdarzao? Przez te wszystkie tysiclecia jaki sdzia musia tego spróbowa?
Pomarszczon twarz starca rozcign szeroki umiech.
- Co najmniej pi razy, cho nie w cigu kilku ostatnich stuleci, wic przypuszczam, e kto znów uzna za stosowne spróbowa. Oczywicie, to si nigdy nie udaje! Przede wszystkim wasza krwawa przysiga nie zawsze ma pierwszestwo. Wasz kodeks szermierczy stawia wol Bogini ponad sutrami, czy nie?
- To prawda. Zatem witynia jest chroniona? Ale ja nie jestem!
- Obawiam si, e masz racj, ale tu istnieje kolejna obrona. Oni musz odpyn statkiem. - Kapan zarechota i znów napeni srebrne kubki.
Wallie wpatrywa si w niego bez wyrazu.
- Wic ...
- Wic statki nie przypywaj! - odpali Honakura, zaskoczony jego tpot. - Bogini nie bdzie wspópracowaa z tymi, którzy sprofanowali jej wityni!
- Ach, masz na myli cud? - zapyta Wallie.
- Nie - odpowiedzia kapan - nie mam na myli cudu, tylko Rk Bogini. Statki na Rzece pyn tam, gdzie Ona zechce, jako e Rzeka jest Bogini...
- I Bogini jest Rzek - zakoczy Wallie, a jego basowe warknicie zaguszyo mamrotanie kapana. - Moe lepiej wyjanij mi to, wadco.
To zajo troch czasu, poniewa Honakura nie móg poj, e Wallie jest ignorantem, gdy chodzi o Rzek. Bya tu tylko jedna Rzeka - ta sama na caym wiecie. Nie, nie miaa ani pocztku, ani koca, o których by wiedzia.
Wszystkie miasta i miasteczka leay nad Rzek, jak Hann. Fan ley w dole Rzeki od Hann, a Opo w górze. Tak jest normalnie, ale nie zawsze.
Nareszcie Wallie zacz rozumie - geografia wiata zmienia si. Teraz opowie Jji nabraa wicej sensu, wic zapyta o Jonaszy. Jonasz, powiedziano mu, by osob, której obecnoci Bogini chciaa gdzie indziej. Jeli taka osoba wesza na statek, to statek przybywa do tego miejsca. Jeli Bogini yczya sobie, eby pozosta tam, gdzie jeste, to statek cigle wraca do punktu wyjcia. Nie, to nie by cud, upiera si Honakura. To regua. Za to miecz Walliego by cudem.
Byli tu dobrzy i zli Jonasze, ale przewanie dobrzy - co mogo wyjania, dlaczego dla Walliego to sowo niejasno si tumaczyo. Gdy tylko Jonasza wysadzano na brzeg, statek zwykle pyn zgodnie z pierwotnym, planem i nic
zego mu si nie przytrafio.
wiat wyglda na bardzo interesujce miejsce. Najwyraniej spldrowanie skarbu wityni nie mogo by dochodowym przedsiwziciem, ale póbóg ostrzeg przecie Walliego, e jego miecz moe zosta skradziony.
- Czy kapani, o których wspomniae, nie wierz w cuda? - zapyta Wallie.
Honakura patrzy spode ba na kamienny bruk.
- Jestem zawstydzony przyznajc, e cz kapanów wykazuje poaowania godny brak wiary. Jest grupa, która wierzy... legenda powiada, e miecz zosta dany Bogini.
S tacy, którzy rozumiej przez to, e miecz zosta zoony jako ofiara tutaj, w wityni i przez te wszystkie stulecia, by gdzie ukryty. - Honakura popatrzy gniewnie.
- Zarzucono mi, e daem go tobie, wadco Shonsu.
To wyjaniao sposób mylenia Tarru.
Kapan zamia si niespokojnie i znów podsun Walliemu talerz, chocia sam ju zjad wikszo ciastek.
- Miej wiar; wadco! Bogowie nie wybieraj idiotów. Wymylisz co. Ale teraz moja kolej! Opowiedz mi o twoim wiecie ze snu.
Przez reszt poranka Wallie tkwi na gorcym podwórzu i opowiada Honakurze to , co ten chcia dowiedzie si o planecie Ziemia - o Jezusie i Mahomecie, o Mojeszu a Buddzie, .Zeusie, Thorze, Astarte i o wszystkich innych.
Czowieczek wchania wszystko i by zachwycony.
*****
Tego popoudnia Wallie zrobi jeszcze rekonesans. W towarzystwie ndznie wygldjcego Nnanjiego - teraz obaj wygldali tak, jakby dopiero co ocaleli z katastrofy - obszed cay teren wityni.
Rzek w kilku miejscach waciwie daoby si przeby w bród, a w kilku innych mona by wspi si na urwisko, ale ten ukad nigdzie nie wystpowa jednoczenie.
Poniej byy paskudne bystrzyny, wic nawet nie marzy o odziach czy tratwach. Wiedzia, e Bogini przeznaczya wwóz by strzeg jej skarbów wic nie by zdziwiony.
Oba koce wielkiego muru, tak jak powiedzia Nnanji, tkwiy ,w wodzie i to w gbokiej, szybko pyncej, wirujcej wodzie.
Wallie przez chwil sta przy bramie i patrzy na wchodzcych i wychodzcych pielgrzymów oraz na gsty strumie rzemielników, handlarzy i niewolników. Droga prowadzca do wityni bya ruchliwym miejscem, ale teraz w bramie stao omiu ludzi, w tym trzech Czwartych. Kiedy wszed tdy niewidzialny, ale cuda nigdy nie s robione na danie.
Do zakresu nowych robót przy stajniach naleao wykonanie masywnych drzwi z wizjerami do identyfikowania wchodzcych. Szósty musia zna prawie wszystkie sutry i najwyraniej Tarru zaznajomi si z tymi, które mówiy o fortyfikacjach.
witynna klauzura bya bardzo komfortowym miejscem. Ale teraz wadca Shonsu czu si jak w komfortowym wizieniu. Jak dugo Tarru pozwoli mu cieszy si nim? Ile jeszcze potrwa, zanim wyle sw armi?
**********
O zachodzie soca Nnanji poczu si znacznie lepiej. Odzyska nawet wiksz cz swego zwykego dobrego nastroju. Wallie powiadomi go, e tego wieczoru ma by sekretarzem towarzyskim i attache protokolarnym - chocia w tumaczeniu wyszo to jako "herold" - i zeszli do kwater kobiecych, eby zabra Jj.
Dziewczyna niemiao zatrzymaa si w drzwiach, eby móg podziwia jej sukni. Wallie zrobi to z przyjemnoci. Kreacja nie przeszaby w Paryu i cigle mona jej byo zarzuci, e jest okrutnie seksowna, ale nagie torsy, uprze i miecze te dziaay na zmysy, wic by moe pasowali do siebie. Jja wybraa blady akwamarynowy jedwab, tak lekki, e wydawa si odpywa w dal niczym dym, a ona zrobia obcisy i prosty futera, który ukazywa kady szczegó jej wspaniaego ciaa. Dekolt siga niemal do pasa, sutki przewityway przez przejrzysty materia i Wallie uzna, e ten efekt jest o wiele bardziej podniecajcy ni kitki i purpurowa farba z poprzedni nocy.
Gdy ruszya naprzód, w rozciciu ukazaa si gadka doskonao jej nóg. Nnanji sapn ze zdziwienia i wyda z siebie niski, warczcy dwik, prawdopodobnie miejscowy odpowiednik obuzerskiego gwizdu.
Wallie umiechn si do niego, nie potrafic oderwa oczu od swej niewolnicy.
- Tak dugo, jak tylko patrzysz - powiedzia - powstrzymam si od wypatroszenia ci .
Pomyla, e Jja wykonaa swój wasny, prywatny cud . Pocaowa j czule i powiedzia jej to, a ona rozjania si z radoci.
Nnanji zaprowadzi ich do miejsca, które nazywa gospod, wieczornego centrum ycia towarzyskiego w koszarach . W przedsionku obsugujcy pilnowa stojaka z -mieczami .
Nnanji sumiennie wycign swój i wrczy szatniarzowi , Wallie tylko uniós brew. Nie yczy sobie oddawa Tarru swej wasnoci bez walki. Szatniarz umiechn si grzecznie i przepuci ich z ukonem.
Cho nie byo to podobne do adnej gospody, jak Wallie kiedykolwiek widzia, pewne elementy przypominay bar, sal balow, restauracj, klub, salon towarzyski a take burdel. Wikszo z tego miecia si na otwartym powietrzu, na tarasie zastawionym stolikami i owietlonym pochodniami zatknitymi wzdu balustrad. Grupa muzykantów pakaa w dziwnej, siedmiotonowej gamie, podczas gdy modzi ludzie przesuwali si i wykonywali dziwne ruchy na platformie tanecznej. Kawalerowie opierali si o porcz pijc i dogadujc, miejc si i kócc. Jak na spoeczno tak formalistyczn i zhierarchizowan ycie nocne byo zadziwiajco swobodne. Fakt, górny balkon zarezerwowano dla wyszych stopniem i ich goci - Nnanji, bdc z Walliem, kwalifikowa si do nich - ale to najwyraniej byo jedynym ograniczeniem . Ludzie mieszali si swobodnie w towarzystwie on, niewolnic albo wspólnych koszarowych dziewczyn i wszyscy jedli, pili, taczyli i rozmawiali. Szermierze, cenicy prac nóg, byli
zapalonymi i przewanie dobrymi tancerzami. Za jedzenie, trunki i dziewczyny naleao paci, prawdopodobnie dlatego, eby ograniczy konsumpcj penych wigoru modzików. Ale Wallie zosta uprzejmie poinformowany przez kelnera, e dla takich goci, jak on, wszystkie usugi s bezpatne. Wybra stolik na wyszym poziomie, usiad, opierajc lewe rami o porcz i przyglda si yciu towarzyskiemu. Na niez chwil zapomnia o swoich kopotach.
Oczywicie wysi stopniem przyprowadzali swoje ony, eby poznay Siódmego, tak e stale musia wstawa i znów siada.
Oczywicie, gdy wstawa, jego niewolnica te musiaa wstawa. Zauway z rozbawieniem uwane ogldziny, którym poddawana bya sukienka Jji oraz subtelne poruszenia, które wykonywaa, eby ukaza jej waciwoci. Dugie suknie nie byy seksowne - takie byo widocznie lokalne kredo, jako e prawie wszystkie kobiety nosiy si niezwykle krótko, a ich jaskraw odzie zdobiy cekiny i frdzelki. Niektóre ubrania skaday si z samych frdzelków, jak suknia Iji z poprzedniego dnia. Przy strojach wieczorowych nie obowizywaa zasada hierarchii kolorów, przynajmniej tu, w koszarach, ale jej duga sukienka bya czym niezwykym i sdzc po tym, co si malowao na mskich twarzach dotychczasowy kanon mody mia zosta wkrótce zweryfikowany.
Po chwili Nnanji zapyta, czy moe odej i potruchta na niszy poziom. Kilka minut póniej mona go byo dostrzec w dzikim tacu z jak skpo ubran dziewczyn. Potem znikn. Powróci po zadziwiajco krótkim czasie i wypi cay kufel piwa. Podczas gdy oni jedli kolacj, powtórzy swój wyczyn trzykrotnie. Wallie zdecydowa, e musi okaza pobaliwo w stosunku do stosunków. Niestety; kalambur by nieprzetumaczalny.
Posiek prawie si koczy, gdy przy przeciwnym kocu galerii powstao zamieszanie. Wallie spry si w jednej chwili. Kiedy przyczyna zamieszania wynurzya si z cienia, odstawi swój kubek. Patrzy w osupieniu. Bya to bardzo wielka i bardzo szpetna eska wersja zapanika sumo , jej prawie nagie ciao przystrojone zostao frdzelkami i byskotkami, które raczej uwypuklay ni ukryway rozdt brzydot. Pokady farby na twarzy nie ukryway ani zmarszczek, ani brzydko zamanego i znieksztaconego nosa. Bya stara i poznaczona bliznami, a na lewym oku miaa naoon byszczc at. Waki tuszczu, rozszerzone ylakamn yy i... "cycki jak worki z mk" - powiedzia kiedy Nnanji. To oczywicie musiaa by Szalona Ania.
Jej pojawienie wywoao zamieszanie. atwo mona si byo domyli, e niewolnica nie powinna tu wchodzi. Odezway si instynkty Shonsu, gdy tylko zaczyna si zamieszanie, zbadaj dokadnie okolic na wypadek, gdyby to bya dywersja. Natychmiast Wallie zobaczy na dole grup Drugich, szczerzcycb zby i przygldajcych si rozwojowi wypadków. Przerzuci spojrzenie z powrotem do Szalonej Ani, która kierowaa si w jego stron, przewalajcym si krokiem przechodzc midzy stolikami. To koysanie si byo spowodowane przez co wicej ni tylko otyo.
Paru Pitych domylio si celu jej wdrówki i rzucio si, eby zastpi jej drog.
- Shonsu! - zawoaa wycigajc ramiona i chwiejc si lekko. Wtedy szermierze dopadli jej, zdecydowani nie dopuci do zniewaenia szlachetnego gocia.
Modzi najwyraniej spoili star kobiet i napucili j na Shonsu dla zabawy. Niewolnica z powodzeniem moga za to dosta baty.
- Ani! hukn swym gromowym gosem. Poderwa si i wycign ramiona, podczas gdy Nnanji dawi si z przeraenia. - Ani, moja mioci!
Pici uwolnili j i odwrócili si, patrzc z niedowierzaniem. Kobieta spojrzaa w oszoomieniu, potem wyprostowaa si z pijack uwag. Wznowia swój marsz, obijajc si o oburzonych biesiadników, dopóki nie dotara do Walliego. Wpatrujc si ze zdziwieniem swym jedynym przekrwionym okiem powtórzya:
- Shonsu?
- Ani! - powiedzia, cigle wycigajc ramiona. Bya ogromna - prawie tak wysoka jak on i chyba o poow cisza. Umiechna si gupawo, ukazujc brunatne pieki zbów, potem ucisna go z zapaem. To byo jak atak óka wodnego.
Teraz ju Nnanji zrozumia intryg. Umiechajc si z ogromnym zadowoleniem wsta, proponujc swoje krzeso. Ani opada na nie i zerkna podejrzliwie na szlachetnego wadc.
- Czy ja ci znam? - zapytaa.
- Oczywicie, e nie - powiedzia Wallie. - Ale moemy to naprawi. Kelner - butelk najlepszego, co masz, dla tej damy. - Kelner wywróci oczami z przeraenia. Z wyrazu twarzy Jji niczego nie mona byo zgadn, chyba tylko niezrozumienie. Nnanji spurpurowia, tumic chichot. Wysi stopniem oraz ich ony nie byli pewni, czy maj czu si uraeni, czy te z szacunkiem tolerowa wybryk. Za mode miecze stay na niszym poziomie z rozdziawionymi ustami.
Ani próbowaa co z tego wszystkiego zrozumie.
- Czy ja ci znam? - powtórzya pytanie niewyranym gosem.
Potem przyja wielki kubek wina, wypia go jednym haustem i czkna. Nastpnie znów przyjrzaa si Walliemu. - Nie, nie znam ci - powiedziaa. - Ty nie jeste drapaczem, no nie? Szkoda -wycigna kubek do powtórnego napenienia i dostrzega Nnanjiego. - Cze, Rdzawy - powiedziaa. - Chcesz póniej tego, co zwykle?
Nnanji prawie znikn pod stoem. Po trzeciej szklance wytrzewiaa na moment i wida byo, jak liczy twarzoznaki Walliego.
- Przepraszam, wadco - mrukna. Spróbowaa si podnie, ale niestety nie zdoaa.
- Wszystko w porzdku, Ani - powiedzia Wallie. - Drudzy ci napucili, prawda?
Kiwna gow.
- Bdziesz miaa kopoty, Ani?
Znów kiwna, potem rozjania si i jeszcze raz oprónia kubek.
- Jutro!
Wallie spojrza na Nnanjiego.
- Jeli wyjd z Ani do tego tam miejsca, do którego wy chodzicie, to ona nie bdzie miaa kopotów, co?
Nnanji potwierdzi, wygldajc na oburzonego, zdziwionego i rozbawionego, wszystko naraz.
- Tam, za tymi drzwiami, jest wicej óek, seniorze.
- W porzdku! - powiedzia Wallie. - Zosta i pilnuj przez chwil Jji. - To bdzie przykre dla jego stóp, ale Ani prawdopodobnie nie zdoaaby i o wasnych siach.
Przykucn, wsun ramiona pod ni i - po penej niepewnoci cbwili, gdy wynik wisia na wosku - podniós j. Wyniós i chyba nawet sam Shonsu nigdy nie kaza ciej pracowa tym miniom. Z niszego poziomu dobiegy entuzjastyczne okrzyki. Drzwi prowadziy do duego, sabo owietlonego pomieszczenia, gdzie stao sze óek. Jedno w odlegym kcie trzeszczao potnie, ale reszta bya wolna. Wallie zoy swoje brzemi tak delikatnie, jak tylko móg i sta z ponur min, rozcierajc sobie plecy.
Ani leaa i patrzya na niego swym szeroko otwartym okiem.
Nie bya a tak pijana, eby nie zobaczy, jak jego palce zanurzaj si w sakiewce.
- Nie trzeba, wadco. Jestem jedn z ochotniczek.
- Nie kupuj dzisiejszej nocy, Ani - szepn - ale nie mów nic innym. Masz. - Da jej sztuk zota, która natychmiast znikna pod ubiorem, który, wydawao si, nie by w stanie ukry niczego.
Leaa i przez chwil patrzya na niego mtnym okiem, potem, zrozumiawszy nareszcie, powiedziaa:
- Dzikuj wadco.
Usiad na óku i umiechn si do niej. Odpowiedziaa mu niepewnym umiechem. Kto odszed z przeciwnego kta, stukajc butami po pododze. Po paru minutach Ani zachrapaa.
Wallie odczeka rozsdn chwil, a nastpnie wróci do swojego stolika. Umiechn si uspokajajco do Jji i powiedzia:
- Nie skorzystaem.
- Dlaczego nie, seniorze? - docieka Nnanji z niewinnym umieszkiem.
- Mylaem, e si przerw, zanim tam dotarem. - Wallie sign po butelk wina. To nie by cakiem art. Nie pozostali ju dugo. Przeprowadzi Jj przez ca sal, wszystkie oczy byy skierowane na nich, a niewolnicy nieli przed nimi wiato do królewskiego apartamentu.
- Czy teraz wierzysz w dugie suknie? - zapyta, gdy zostali sami.
- Oczywicie, panie! Ale czeladnik Nnanji nie. One s trudne do zdjcia.
- To cz zabawy- powiedzia Wallie. - Pozwól, e ci poka.
Ale nic z tego nie byo zabaw dla Jji. Staraa si równie pilnie, by go zadowoli, jak poprzedniej nocy. Pracowaa naprawd ciko. Jego ciao, spadek po Shonsu, odbierao sw zwierzc przyjemno, ale Wallie Smith cierpia mki. To nie bya jej wina. Posiadanie niewolnicy wywoywao u niego takie poczucie winy, e nie potrafi si niczym cieszy.
W pielgrzymim domku ona ofiarowaa mu pociech. W królewskim apartamencie wykonywaa swój obowizek. A to wcale nie byo to samo.
Nastpnego dnia Jja zdobya si na odwag i zasugerowaa - waciwie napomkna - e jej suknia mogaby zosta upikszona haftem. Chciaa skopiowa gryfa z klingi miecza. Wallie zgodzi si z entuzjazmem, tak, e rodek poranka zasta Jj siedzc w kcie wielkiej gocinnej komnaty i szyjc, z siódmym mieczem lecym przed ni. Nie zwaajc na sw poobijan powierzchowno Nnanji zapewnia, e jest wystarczajco zdrowy na lekcj fechtunku. Rzeczywicie, Wallie móg teraz zobaczy, e jego obraenia byy powierzchowne. Niewtpliwie prawdziwym winowajc by Trru. Gorramini i Ghaniri suchali tylko rozkazów, a i to niechtnie. Postarali si, by wyglda na bardziej pokiereszowanego ni by w rzeczywistoci. To ujawniao rónic pomidzy posuszestwem a lojalnoci.
Kolej wic na nastpn lekcj. Maski wydobyto ze skrzyni. Wallie wyszuka najkrótszy floret, jaki tylko zdoa znale. Szermierze nie uywali ubra ochronnych, z wyjtkiem masek z ochraniaczami na szyj, a zatem wszystkie pchnicia i cicia musiay by zadawane ostronie, eby unikn okaleczenia. Oczywicie, stawao si to potem nawykiem zawodowym, redukujc w ten sposób co, co w przeciwnym razie oznaczaoby przeraajcy wskanik miertelnoci wród szermierzy. Uderzanie w czue punkty, takie jak obojczyki czy pachy, byo surowo zabronione. Kady szermierz, który zrani partnera, wkrótce stwierdza, e znalaz si na czarnej licie. A przezywano go rzenikiem.
- Teraz - powiedzia Wallie - ja ,spróbuj walczy jak Drugi. Jak prawdziwy Drugi, a nie Drugi witynny.
Odrzuci wikszo sztuczek ze swego arsenau i zwolni ruchy do limaczego tempa. Cigle by zbyt dobry, eby Nnanji zdoa go trafi, ale sam równie trafi nie móg.
- Twoja obrona jest dobra - owiadczy tonem aprobaty. - Przegub! Stopa! Cholera! Gdyby tylko zdoa podcign atak do równego poziomu... uwaaj na kciuk!
Próbowa wszystkiego, co tylko móg wymyli i nic nie pomagao. Zabójca ddownic cigle trwa na miejscu. Jeli to mia by sprawdzian jego cierpliwoci, to znalaz si na granicy przegranej. Nnanji stawa si coraz bardziej i bardziej wcieky na siebie, a wreszcie rzuci swój floret, zdar mask i bluzn potokiem przeklestw.
- Ja nie jestem dobry! - wrzasn. - Dlaczego waciwie nie zabierzesz mnie na dó do prgierza i nie wychostasz mnie?
Wallie westchn. Temu czowiekowi po trzebny by rok psychoanalizy, ale na to nie mia czasu. Zostao mu do wypróbowania tylko jedno.
- Poczuby si lepiej? - zapyta.
Nnanji wyglda na zdziwionego, ale doszed do wniosku, e mentor kwestionuje jego odwag wic powiedzia wyzywajco:
- Tak!
- Ja nie chc, eby czu si lepiej - powiedzia Wallie .
- Chc, eby czu si jak bezuyteczny, gupi dzieciuch, którym jeste. Teraz naó mask.
Nnanji zaoy oson i otrzyma dgnicie w ebra gak floretu Walliego. Pojawia si czerwona prga.
- Aj! - krzykn z wyrzutem.
- Uwaam, e boisz si mnie uderzy... - Wallie smagn go brutalnie przez pier.
- Do diaska! - Nnanji zatoczy si od siy uderzenia.
- Poniewa ja jestem szermierzem... - Wallie uderzy floretem w mask Nnanjiego. - A ty tylko dywaniarskim mieciem! - W tym momencie trafi chopca w siedzenie kiltu. To bya obraza. Wallie zlk si, czy nie przeholowa. Z poczuciem wasnej godnoci w strzpach , odrzucony przez swego bohatera, Nnanji móg zapa si w siebie jak namiot i na reszt ycia powróci do oprowadzania pielgrzymów. Ale bogowie nie nakadaj na czowieka czerwonych wosów jako pustego ostrzeenia. Jego gniew znów eksplodowa, tym razem skierowany na zewntrz, na jego drczyciela. Moe to nawet wasny, tkajcy dywany dziadek Walliego przesdzi o tym. Nnanji wrzasn wciekle na zniewag i walka zacza si naprawd.
Wallie smaga Nnanjiego floretem, dga go kulistym kocem dolewajc oliwy do ognia strumieniem obelg, jakie tylko móg wymyli - pokazowy dzieciuch, burdelowy wieprz, pielgrzymie popychado. Dodawa te powaniejsze zarzuty sugerujc, e chopak rozrzuca po knajpach jego pienidze i nie zachowuje si jak przyjaciel... Po otrzymaniu kadego kolejnego ciosu Nnanji powtarza:
"Do diaska!" Ale nie przestawa naciera i jego atak stawa si coraz bardziej i bardziej zacieky.
- amaga! Nie potrafiby uderzy w cian wityni nawet gdyby by o ni oparty nosem!
Wallie szydzi, nazywajc go wymoczkiem, waachem niewydarzonym pedaem i trzepaczem dywanów . Twarz Nnanjiego bya nie widoczna, ale jego przeklestwa staway si coraz goniejsze i nawet jego pier poczerwieniaa. Koski ogon opota jak pomie. To bya dla Walliego trudna robota, jako e musia walczy niczym ostatnia amaga, by nie uszkodzi powanie chopaka, ocenia poruszenia Nnanjiego prawie zanim ten je wykona - i zaostrza swoje zniewagi - a wszystko to naraz.
- Nie chc na wpó upieczonego Pierwszego. Potrzebuj bojownika. Oddam ci Briu chyba e on nie zechce ci przyj ...
Nnanji zaskrzecza co bezsensownego. Straciwszy zdolno kojarzenia, zacz eksperymentowa i nareszcie wykona pchnicie, które byo znacznie lepsze od wszystkiego, co zrobi przedtem. Wallie pozwoli mu doj do celu. Zachwia si pod uderzeniem, zastanawiajc, czy ma zamane ebro.
- Szczliwy traf! - parskn. Nastpne pchnicie byo identyczne, wic odparowa je, tak e nie doszo, cho prawie. Potem nastpio paskudne pionowe cicie. Temu pozwoli przej i teraz równie on krwawi. Wallie zacz osabia swoje ciosy, ale Nnanji wy jak stado hien i próbowa wszystkiego, co tylko byo moliwe. Ze ciosy nie docieray do celu, ale za kadym razem, gdy tylko dostrzega popraw, mentor pozwala ciosowi trafi i wkrótce by poraniony prawie tak samo jak jego ofiara. Tukli si, wrzeszczeli i klli jak wariaci.
Ostatecznie zrozumia, e wygra. Uderzenia dochodziy do niego mocno, dokadnie i tak morderczo, e zaczo mu grozi okaleczenie.
- Do! - krzykn, ale teraz Nnanji albo nie móg, albo nie chcia przerwa. Wic Wallie uruchomi w peni swe moliwoci Siódmego, od razu wytrcajc chopcu floret z rki. Nastpnie pochwyci go w niedwiedzi ucisk. Nnanji wrzeszcza i wierzga, a wreszcie zwis bezsilnie.
- Udao ci si! - krzykn Wallie i wypuci go. cign maski. Twarz Nnanjiego bya purpurowa, a jego warga krwawia.
- Co?
Wallie zawlók go do lustra i wepchn mu do rki wasny floret.
- Pchnij! - powiedzia.
Nnanji gniewnie pchn w lustro. Nastpnie powtórzy cios. Zrozumia wreszcie i zwróci si do Walliego:
- Mog to zrobi! - z upiarnym wrzaskiem zacz plsa po pokoju, wymachujc rkami.
Wallie czu si jak profasor Higgins- wszystko byo na miejscu niby w hiszpaskim tacu. Klepn Nnanjiego w plecy i zapewni go, e to, co wczeniej mówi, nie ma znaczenia i ogólnie próbowa go uspokoi.
Nnanji , nie dowierzajc mu, odtaczy tylko z powrotem, eby pchn do lustra i znów zacz wirowa dookoa. Blokada zniknea .
- Udao mi si! Udao mi si! - Potem Nnanji popatrzy na rany swoje i Walliego i jego twarz zapada si. - Ty tego dokonae! Dzikuj ci, seniorze! Dzikuj! Dzikuj!
Wallie otar ramieniem czoo.
- To mio! Teraz - szybko, zanim zesztywniejesz! Biegnij na dó i zrób kilka wicze a potem wskakuj do gorcej kpieli. Jazda!
Wallie zatrzasn za nim drzwi, opar si o nie i zamkn oczy. Dla siebie potrzebowa tego samego, ale potrzebowa te rozgrzeszenia. Czu si splamiony, pody, zdeprawowany. Kto kogo sprawdza? Czy to mia by Nnanji? Albo moe próba wykazania, e Wallie potrafi by zdolny do krwioerczoci? Przysiga, e nie uderzy dzieciaka a potem go skatowa. Co warte s teraz skrupuy? Okaza si gorszy od Hardduju.
Otworzy oczy i zobaczy stojc przed nim Jj , przygldaa mu si tymi wielkimi, ciemnymi, o nieokrelonym wyrazie, oczami. Cakowicie zapomnia, e ona siedzi w kcie. Widziaa wszystko. Co mylaa o tym sadystycznym potworze, który by jej wacicielem?
- Jja! - powiedzia. - Nie bój si, prosz! Zazwyczaj nie i zachowuj si tak.
Uja jego donie.
- Nie boj si, panie. Wiem, e nie.
- Okaleczyem go - powiedzia z przygnbieniem Wallie - Bdzie cierpia tygodniami. Pozostan mu blizny na cae ycie.
Otoczya go ramionami i pooya gow na jego ramieniu, wilgotnym i zakrwawionym. Ale to, co mu ofiarowaa, to nie by seks - to byo pocieszenie. Pi je jak czowiek umierajcy z pragnienia.
- Czeladnik Nnanji jest bardzo mocnym modziecem - powiedziaa. - Myl, e lekcja bya o wiele cisza dla Walliego ni dla Nnanjiego. On si tym nie przejmie.
- Nie przejmie si? - podchwyci t myl. Zachichotaa mu do ucha.
- Dla niego s to tylko siniaki, panie. On bdzie je nosi jak klejnoty. Oddae mu jego dum!
- Oddaem? - Wallie zacz si rozlunia. - Tak, oddaem mu, czy nie? - Próba zostaa zaliczona. Zrobi swojego szermierza i... - Jak ty mnie nazwaa?
Zesztywniaa, nagle przestraszona.
- To byo imi, którego uye tamtej pierwszej nocy, panie. Przepraszam.
- Och, nie przepraszaj , Jja! Moesz mnie tak nazywa - odsun j od siebie, eby na ni popatrze. - Co wiesz o Walliem?
Wpatrywaa si w niego, zmieszana i niepewna sów, majcych wyrazi jej myli.
- Myl, e jest on ukryty wewntrz wadcy Shonsu - powiedziaa niemiao.
Znów ucisn j mocno .
- Masz tak wiele racji. On jest tam wewntrz, samotny, i potrzebuje ci. Moesz wywoa go na zewntrz, kiedy tylko zechcesz.
Chocia wtedy jeszcze tego nie zrozumia, ten moment by pocztkiem. Nnanji przeama swoj blokad, a Jja zbudowaa dla siebie inn - dziwne rozrónienie pomidzy swym wacicielem i swym mczyzn. W jaki sposób dostrzegaa pomidzy nimi rónic, czysto emocjonalnie, bez wyraania tego sowami, które doprowadziyby Honakur do obdu. Odmienny wiat czy daleki kraj nie miay dla Jji znaczenia. Mogo to by nawet tak, e ten ukryty wewntrz jej waciciela Wallie pozostawa niewidzialny i przez to nie mia twarzoznaków. Ale wtpliwe, eby doprowadzia rozumowanie a tak daleko. To bya sprawa uczu. Widziaa go paczcego w pielgrzymim szaasie. Teraz by peen smutku, poniewa zrani przyjaciela. Jeli mia kopoty, moga ukoi go, pocieszy, udzieli mu swej stoickiej, niewolniczej siy, aby przyj to, co postanowili bogowie. A on reagowa jak mczyzna, nie jak waciciel.
A Wallie znalaz przyjaciela, którego potrzebowa, inn ukryt przed wiatem samotn dusz.
- Wallie? - powiedziaa niemiao przemawiajc do rzemienia na jego ramieniu, próbujc tego sowa. - Wallie! - powtórzya to cztery albo pi razy, za kadym razem subtelnie zmieniajc znaczenie. Potem przycigna jego twarz, eby zosta pocaowana, a pocaunek powiedzia wicej, ni kiedykolwiek potrafiyby sowa. Zaprowadzia go do óka i znów pokazaa mu, jak najmniejszy z bogów przepdza boga smutków.
Gdy drzwi otwary si- z rozmachem, Wallie poderwa gow i sign po swój miecz, ale to tylko wraca Nnanji. Zrobi to, co mu nakazano i teraz zjawi si z powrotem, eby dokona okrutnego ataku na lustro, chocia krew z wielu skalecze cigle jeszcze sczya si mu na kilt i kady rozsdny czowiek poszedby poszuka uzdrawiacza. Zerkn przelotnie na dwie bezwadne postacie na óku: Ludzie w wiecie nie przykadali wielkiego znaczenia do nagoci, a seks by dla Nnanjiego zwyczajnie jedn z przyjemnych cielesnych funkcji, podobn do jedzenia. Byby bardzo zaskoczony, gdyby mentor skary si, e jego prywatno zostaa naruszona. Nnanji marzy jedynie o tym, by Shonsu popieszy si i stan na nogi. Chcia wróci do jedynego wanego zajcia - fechtowania.
Wallie znów zaton w puszystej mikkoci i przez chwil przyglda si Jji. Prga przebiegaa przez rodek twarzy, a drobne pionowe kreseczki znaczyy obie powieki - niewolnica i dziecko niewolników. Jej oczy otwary si i umiechna si do niego z sennym zadowoleniem. Wtpliwoci z poprzedniego dnia uleciay . Mia prawo zabra j od Kikarani. Mog da sobie nawzajem szczcie, mog by kochankami i nawet przyjaciómi. Jeli Tarru im pozwoli...
- Bóg smutków powróci? - szepna. - Tak szybko?
Skin gow.
Teraz to ona przygldaa si jemu. Potem zapytaa:
- Czcigodny Tarru zaprzysig szermierzy przeciw tobie?
Zdziwiony, skin jeszcze raz.
Odgada, o czym myli.
- Niewolnicy wszystko wiedz, panie. Powiedzieli mi. Poczu napyw podniecenia. Przyjaciel! Popeni to samo przestpstwo, o które oskara Lud, mylc o kobiecie jak o wasnoci, o zwykym ródle fizycznej przyjemnoci.
- Czy oni pomog? - zapyta. - Czy ty pomoesz? Wydawaa si zdziwiona, e zapyta.
- Ja zrobi wszystko. Inni te pomog. Z powodu Ani. Powanie skina gow, jej twarz bya tak blisko, e nie móg skupi na niej wzroku.
- Ani zostaaby wychostana, panie, gdyby jej nie przyj.
Wic ta zwyka pó uprzejmo, póart zaskarbia mu przyja niewolników, czy tak? Teraz sobie uwiadomi, e przy koszarach krcio si wielu ludzi w czarnych przepaskach. Ledwo ich zauwaa. Nikt inny prawdopodobnie w ogóle ich nie dostrzega. A oni byli wtajemniczeni we wszystko, co si dziao. Oczywicie, historia z Ani ju obiega koszary. Ani bya przecie niewolnic. Cigle jeszcze rozwaa, co moe mu da ta niewolnicza armia, gdy Jja powiedziaa:
- Jeli spróbujesz wyjecha z mieczem, to on ci zatrzyma? To wanie mi mówili.
- Tak.
- A gdybym ja wyniosa go dla ciebie?
Umiechn si, ich myli biegy tym samym tropem.
- Nie - powiedzia. - To niemoliwe. Szermierze ci znaj, nawet nie zeszaby po schodach, gdyby niosa poduny pakunek, rulon czy...
Usiad i krzykn .
- Nnanji!
Chopak natychmiast zaprzesta swoich pchni i wykona w ty zwrot .
- Seniorze? - umiecha si wariacko. On te zrobiby wszystko - gdyby jego mentor tego da, to zjadby rozpalone wgle.
- Wydawao mi si, e masz brata - powiedzia Wallie. Zdziwiony Nnanji zrezygnowa z wicze, chowajc miecz do pochwy.
- Na imi mu Katanji, seniorze.
- W jakim jest wieku ?
Nnanji zaczerwieni si.
- W wystarczajcym, eby si goli - przyzna. Wallie, skonfundowany przez chwil, podniós rk do wasnego gadkiego policzka. Potem uwiadomi sobie, e Nnanji nie myla o twarzy - Nnanji mia na uwadze to, e jego brat powinien ju zakada przepask biodrow. W ubogich rodzinach dzieci byy bez szans na dobry zawód. Zapata za przystpienie, Nnanjiego do klanu szermierzy stanowia apówk, ale mentorzy rzemielników cakiem otwarcie dali opat wstpnych.
- Czy on jest godny zaufania, naprawd godny zaufania?
Nnanji skrzywi si.
- To diabe wcielony, seniorze, zawsze potrafi wywin si z kopotów.
- Ale czy jest lojalny wobec ciebie? Czy zawierzyby mu swoje ycie?
Teraz Nnanji by naprawd zaskoczony, ale kiwn gow.
- I chce by szermierzem?
- Oczywicie, seniorze ! - Nnanji nie móg wyobrazi sobie wyszej ambicji.
- W porzdku - powiedzia Wallie nie mia wyboru. - Jja pójdzie i odszuka go. Mam dla niego robot. Jeli wykona j dokadnie, to bdzie móg zada kadej nagrody, której nadanie bdzie w mojej mocy.
- Przyjby drapacza jako protegowanego? - wykrzykn wasal, który jeszcze godzin temu by dla niego niewiele bardziej uyteczny ni drapacz.
- Jeli zechce tego - umiechn si Wallie. - Ale ty w nastpnym tygodniu masz zosta Czwartym, pamitasz? Jeli nie przestaniesz wykonywa pchni w ten sposób, to ju dzi moglibymy zrobi z ciebie Trzeciego. Moe zoy przysig mnie albo tobie, to nie ma dla mnie znaczenia. Oczywicie, jeli który z nich przeyje .
***
Pokancerowana powierzchowno Nnanjiego sprowokowaa w czasie obiadu wiele milczcej wesooci - najwyraniej Siódmy straci cierpliwo wobec swego niewydarzonego podopiecznego. Tylko spostrzegawczy zauwayli, e wadca Shonsu zdoby wicej siniaków i skalecze, ale , tylko najdomylniejszych mogo zainteresowa, dlaczego ofiara szczerzy si tak idiotycznie.
Tego popoudnia wadca Shonsu dowiód, e potrafi by wymagajcym gociem. Znów posa po krawca i po szewca. Przyby take uzdrawiacz Dinartura i stwierdzi, e w sprawie stóp szlachetnego wadcy musi odwoa si do drugiej, trzeciej a nawet czwartej opinii , po czym zaniós tajn wiadomo do swojego wuja. Zosta przyzwany koszarowy masaysta. Zaczli zgasza si kapani z tajemniczymi pakunkami. Wadca Shonsu postanowi kupi siodo i posa po siodlarza. Zada muzyki , wic muzykanci przychodzili i odchodzili przez cae popoudnie. Chcia, eby jego niewolnica uszya sobie wicej sukni, wic waciciele sklepów bawatnych przybyli z belami jedwabiu. Poprosi o wod do kpieli - nie raz, a dwukrotnie, z powodu bezlitosnego upau. Na koniec, przed zachodem soca, nawet wadca Athinalani przyby ze swej zbrojowni w towarzystwie dwóch juniorów, nioscych transportowe skrzynki pene mieczy. Jeli Tarru kaza si bez przerwy informowa o caej tej bezsensownej aktywnoci, to tosamo ostatniego gocia moga ostrzec go, co si dzieje. Ale wtedy byo ju za póno.
Przed zachodem soca upa zaama si w widowiskowej burzy z piorunami. Deszcz potokami spada z nieba o barwie wgla. Chaszcze lawendowych byskawic taczyy ponad iglicami wityni.
- Bogowie s rozgniewani, seniorze - powiedzia niespokojnie Nnanji.
- Ja tak nie uwaam. Myl, e miej si do utraty tchu.
Spotkanie towarzyskie zaczo si póniej ni zwykle, po deszczu, ale noc bya cudownie chodna, pochodnie syczay i dymiy wokó tarasu, a pomienie odbijay si w mokrych kamieniach podogi. Gdy szlachetny go przemaszerowa przez sal ze sw skromn wit, wszystkie oczy zwróciy si na niego. Ze starannie skrywanym rozbawieniem Wallie zarejestrowa zaintrygowane spojrzenia szermierzy, próbujcych zrozumie, na czym polega rónica, oraz rozdziawianie ust i okrzyki,
gdy im si powiodo.
To nie jego poobijany podopieczny wywoywa zdumienie ani gibka posta niewolnicy odzianej w bkitn sukni przyozdobion srebrnym gryfem na lewej piersi - poowa kobiet w lokalu miaa na sobie wanie takie suknie, zwane teraz "shonsówkami". Nie, uwaga zwrócona bya ku samemu walecznemu wadcy i jego pustej pochwie.
Wadca Shonsu zostawi swój miecz za drzwiami.
Tarru nie by obecny, ale trzech Pitych podjo prób rzucenia si w nie budzcy podejrze sposób do westybulu. Tam stary, jednorki szatniarz pokaza im miecz, który zostawi szlachetny wadca. Prawdopodobnie rozpoznali go - bya to parodia broni z surowego elaza, niezdolna do powstrzymania atakujcego królika.
Miecz zosta sprawdzony. Szermierze zaszachowani. Twój ruch, czcigodny Tarru.
****
Sie szpiegowska Honakury dziaaa skutecznie, jak zwykle, tak wic nastpnego poranka kapan powita Walliego ,i jego nowiusieki miecz potn dawk bezzbnego chichotu i zadowolonego zacierania rk. Cieniste podwórko byo chodne i mokre, a bounganwille iskrzyy si diamentowym pyem. Powietrze przesyca ich aromat.
- Przestrzegaem ci, e nie powiniene 1ekceway bojownika Bogini! - powiedzia, demonstrujc wyjtkowo zakurzon glinian butl. - To jest, wadco, ostatnia butelka ze sawnego rocznika, Harv osiemdziesit dziewi.
Otworz j na cze twojego zwycistwa.
- Jeszcze nie zwycistwo! - zaprotestowa Wallie znowu siadajc na znajomym stoku. - Ale wygraem czas, który by mi potrzebny.
- Trafienie przed walk? - zapyta Honakura, znów zanoszc si chichotem. - Czy mam racj? - postawi butelk na stole i stan nad ni, dubic noem, eby usun woskow piecz. - Powanie wystraszye mojego siostrzeca - on by przekonany, e demon powróci. Zmartwie równie i mnie, wadco. Kiedy Dinartura powiedzia mi, e chcesz by odwiedzony przez kapanów nioscych dugie pakunki, pomylaem, e zamierzasz przekaza miecz mnie. Bardzo si zastanawiaem, gdzie go bezpiecznie ukry. Potem wszystkie pakunki wróciy nie otwarte... - rozemia si znowu. - Prosz! - nala wina. Wallie powcha pyn w krysztaowym kielichu, pocign yk i pochwali. Nie byo wcale ze, do podobne do biaego muszkatela.
- Jak rozumiem, przeszukali twoj kwater? - zapyta Honakura.
- Co najmniej cztery razy, sdzc po wygldzie miejsca - odpowiedzia Wallie. - Rozptaem tajfun skarg. óko w poowie przecite! Pierze fruwajce wokó.
Stary kapan omal si zakrztusi winem.
- Co mia do powiedzenia mistrz Coninga?
- Da mi do zrozumienia, e sprawca znajduje si poza zasigiem jego jurysdykcji - pówiedzia Wallie. Stary intendent najwyraniej nie pochwala Tarru i móg by cennym sprzymierzecem. - Teraz wic pogo za skarbem zacza si, ale ja wczoraj miaem wielu goci. On nie wie, który z nich zabra miecz.
Honakura rozweselony kiwn gow.
- A komu moe zaufa przy poszukiwaniach? Uczciwi ludzie, którzy tego nie pochwalaj, bez wtpienia wysil si na pokaz, nieuczciwi przenieliby miecz do innej kryjówki, a on nie moe wszdzie szuka sam.
Pocign w milczeniu wina, smakujc nierozwizywalny dylemat Tarru, potem uniós nie istniejce brwi .
- Czy opowiesz mi w gównych zarysach, jak tego dokonae?
- Z przyjemnoci - Wallie oczekiwa na to pytanie. - Czci wymagajc najwikszej pomysowoci byo przeszmuglowanie miecza na dó i wyniesienie z budynku, jako e byli tam obserwatorzy, a ja jestem ledzony przez cay czas. Miecza nie daoby si nie zauway. Nie wiedziaem tylko, czy Nnanji te jest ledzony... Wic wtedy, i gdy Jja posza na poszukiwanie brata Nnanjiego, Wallie poinstruowa chopca, w jaki sposób odkry ledzcych. Nnanji by rozczarowany, dowiedziawszy si, e to nie kolejna sutra, ale Wallie zwyczajnie odwoa si do standardowych sztuczek z powieci szpiegowskich - z drzwiami, zawracaniem bez ostrzeenia i tym podobnych.
Udzieli nawet par rad, jak zgubi ogon, chocia na terenach wityni brakowao zalecanych przez autorów taksówek i korytarzy hotelowych. Nnanji traktujc to jak gr skierowa si w stron bramy, by zobaczy go jego brat, Katanji. A ten, zgodnie z otrzymanymi instrukcjami, szed za Nnanjim w duej odlegoci, gdy ten wraca do koszar.
Oczy Honakury rozbysy.
- Jego brat ma czarne wosy?
- Tak - powiedzia Wallie. - Nie zaryzykowabym, gdyby... jak si tego dowiedziae, wadco?
- Szczliwy traf - odpowiedzia kapan z drwicym umieszkiem, najwyraniej kamic.
Wallie skrzywi si, potem mówi dalej:
- Oczywicie, warta przy bramie nie zwrócia uwagi na nagiego chopca nioscego dywan. On szed za Nnanjim i obaj wliznli si w krzaki pod balkonem. A ja zrzuciem im miecz.
Honakura by przeraony - wiedzia jak wysoko znajdowa si apartament gocia.
- Zrzucie go? Nie roztrzaska si?
Wallie wyjani zasad dziaania spadochronu. Przymocowa poszewk od poduszki czterema, kawakami nici Jji do rkojeci. To nie wystarczyo, eby spowolni spadanie miecza, ale sprawio, e doskonale wywaona bro przemiecia si w dó w pozycji pionowej, a Chioxin przeznaczy j do przyjmowania uderze z tego kierunku. Tylko zagrzebany kamie móg spowodowa uszkodzenie, ale to byo ryzyko, które musia podj.
Sprawy potoczyy si tak, e siódmy miecz musia si zmierzy z zagrzebanym korzeniem. To skomplikowao sprawy. Katanji wysila si i wyta bez powodzenia - miecz pozostawa solidnie wbity, podczas gdy Wallie na balkonie wstrzymywa oddech. Scena przypomniaa mu, w sposób troch histeryczny, opowie Malory'ego o modym Arturze:
Ten, który dobêdzie ów miecz z kamienia i kowad³a,
jest prawowicie zrodzonym królem ca³ej Anglii.
W tym przypadku kocisty starszy brat modego Artura sta obok w krzakach i wystpi, eby spróbowa swych si. Ale Chioxin nie przewidywa napre rozcigajcych i Wallie wycierpia koszmarne wizje oddzielajcej si od klingi rkojeci. W rezultacie jednak ostrze zostao uwolnione z korzenia i sir Kay - Nnanji run jak dugi na wznak, podczas gdy mody Artur zwija si w ataku nerwowego chichotu.
- Oczywicie - powiedzia Wallie - wartownicy powinni skontrolowa chopca wynoszcego dywan, ale wczoraj byo tak gorco, a on mia znak ojcowski tkacza dywanów, wic opowie o naprawie wydawaa si wiarygodna. Jja przygldaa si temu. Mówia, e przeszed przez bram w ogóle nie zapytany, co niesie.
Stary kapan wzdrygn si.
- Wic ten bezcenny miecz jest teraz w domu tkacza dywanów?
- Oczywicie, e nie! - parskn Wallie - To byoby zbyt proste!
Pocign wina, bawic si wyrazem twarzy Honakury - czy kiedykolwiek przedtem kto mia okazj powiedzie Honakurze, e jego tok mylenia jest zbyt oczywisty?
- Dzi rano przy niadaniu - kontynuowa Wallie - a tak przy okazji, mógby odgadn, kto jest po mojej stronie, po umiechach, gdy wszedem... nie ebym cho troch móg ufa nawet tym ludziom. O czym to mówiem? Tak, Tarru tam nie byo, ale by Trasingji...
Wallie i jego podopieczny zakoczyli niadanie na swoich zwykych miejscach. Potem, gdy wychodzili, tak si zoyo, e przeszli obok Trasingiego, siedzcego z dwoma innymi Pitymi. Wallie zatrzyma si, eby przyj ich saluty. Tylko lekkie cignicie pierzastych, biaych brwi Trasingjiego zdradzao bieg jego myli, ale ssiedzi otwarcie umiechali si do Siódmego.
- Powtórz to swojemu przyjacielowi - powiedzia Wallie. - Ja nie wiem, gdzie on jest. Nnanji nie wie. Ani jego rodzice - miecza nie ma w ich domu. W ogóle nie ma go w miecie. Przysigam na mój miecz. Niech Bogini bdzie z tob, mistrzu. - I podniós si gotujc do wyjcia z sali, bardzo z siebie zadowolony . Dla szermierza nie byo nic bardziej witego ni przysiga jego zawodu, wic prawdopodobnie mu uwierzono.
- Rozumiem! - wykrzykn Honakura. - Tak myl. Wic on uwaa, e miecz jest cigle na terenie koszar? - Kapana rozdranio, e zosta nabrany przez zwykego szermierza, który na dodatek wiedzia o tym .
Wallie skin gow.
- On moe z powodzeniem przypuszcza, e to ty go masz, wity. Powinienem by wykluczy równie ciebie. Jeste teraz naraony na niebezpieczestwo.
- Phi! - Honakura skrzywi i chmurnie. - Cigle uwaam, e usune go z terenu wityni. Ale ty nie krzywoprzysigaby...
- A Tarru ustawi dodatkowych wartowników w bramie. Oni wszyscy przysign , e ani Nnanji, ani ja nie wychodzilimy na zewntrz. Nie znaj Katanjiego. Mogli widzie Jj, jako e przygldaj si kobietom, ale ona nie niosa niczego - pocign swego wina i doda mimochodem: - Z wyjtkiem kocyka, gdy wracaa.
- Kocyka?
Walliemu zrobio si go al:
- Dziecko stracio kocyk. Daem jej miedziaka, eby kupia nowy od Kikarani. Gdyby go powchali, to mógbym powiedzie, co by tam wyczuli, ale dlaczego mieliby to robi?
Teraz starzec zrozumia i potrzsn gow w zdziwieniu.
- Wic zawierzye miecz niewolnicy i chopcu, którego nigdy nie spotkae?
Wallie kiwn gow, bardzo z siebie zadowolony. Jeli przebiegy Honakura, który nie wtpi, e Jja nie jest zwyczajn niewolnic, uzna jego dziaania za niewiarygodne, to Tarru nigdy nawet nie zbliy si do takiej myli.
Tarru by chciwym hazardzist i nie ufa ludziom. Tarru nawet nie potrafi zaufa Nnanjiemu w sprawie klejnotu.
- Katanji wyniós go w dywanie na drog, a Jja sza za nim, obserwujc. Potem wlizna si do pustego domku i ukrya miecz w strzesze. Ale ja nie wiem, w którym domku, wic tym samym nie wiem, gdzie on jest.
- Wic kocyk by dla niej pretekstem, eby by tam, a nie w koszarach - podsumowa kapan, umiechajc si i potakujc. - A miecz opuci nie tylko wityni, ale i miasto. O, tak! Jeste najbardziej wyrafinowanym szermierzem, wadco! - Prawdopodobnie nie potrafiby wygosi wikszego komplementu.
Wallie przyj ciastko i nastpn porcj wina. Móg przyzna, e jest powód do witowania. Wywoa wicej uciechy opowiadajc, jak zagra poprzedniego wieczoru ze starym mieczem Nnanjiego.
- A co z jego fechtunkiem? - zapyta Honakura. - Syszaem, e potraktowae go surowo.
Wallie przyzna, e zosta zmuszony do zbicia Nnanjiego, chocia niekonwencjonalnym sposobem.
- Jego umiejtnoci poprawiy si zadziwiajco. Obrona bya wietna i przedtem, a teraz atak idzie z ni w parze. Tamtego ranka próbowa mnie posieka, ale wyronie z tego.
Nnanji spokojnie móg zosta Trzecim wedug witynnego standardu, a nawet wedug standardu Shonsu. Prawie mona by pomyle, e te lata daremnych wicze byy zamknite w jakim magazynie i teraz zostay mu oddane. Wallie zaproponowa zaaranowanie jego promocji jeszcze tego samego dnia. Nnanji bojaliwie zapyta, czy s jakie zasady zabraniajce przeskoczenia od razu o dwa stopnie. Nie byo, wic Wallie zgodzi si pozwoli mu poczeka, dopóki nie bdzie gotowy, by spróbowa osignicia czwartego stopnia. Nnanji by teraz jego tajn broni.
Honakura znów zwin si w swoim wiklinowym fotelu i mrugn do gocia.
- A niewolnica?
Wallie niewiadomie ziewn. Nie by pewny, czy w ogóle spa tej nocy. Shonsu, gdy zosta zachcony, by nieznuonym wykonawc , Jja okazaa si entuzjastyczn partnerk. Razem podnieli poziom upojenia tak wysoko, e mylaby, i to jest cakowicie nieosigalne, gdyby sam tego nie dowiadczy.
- Co teraz zrobisz? - zapyta kapan, znów napeniajc swój kielich.
- Teraz mam czas - powiedzia Wallie. -- Czas na wyzdrowienie, na trenowanie Nnanjiego, na to, by dowiedzie si od ciebie jak najwicej o wiecie... czas na mylenie! Czcigodny Tarru moe doprowadzi do przewrócenia kompleksu wityni i okolic do góry nogami, ale teraz musi powanie liczy si z moliwoci przegranej, wic myl, e bdzie przezorny.
- A ten Katanji?
- Ach - powiedzia Wallie. - Nie spotkaem go, ale myl, e on bdzie pitym. Pozostao dwóch.
- Uczysz si, Walliesmisie - powiedzia Honakura.
****
Wallie nie móg pozwoli sobie na odprenie, ale nie czu ju, e mier skrada si mu tu za plecami. Dni cigny si. Stopy Walliego zdrowiay z szybkoci, która zadziwiaa Dinartur, jednak pozostaway zabandaowane. Siódmy wikszo swego czasu spdza w salonie - wiczc, recytujc sutry i fechtujc si z Nnanjim, bawic si z Vixinim, kochajc si z Jj. Za kadym razem, gdy wychodzi, by ledzony i podejrzewa, e to samo odnosi si do Nnanjiego.
Shonsu by byskotliwym nauczycielem, a Nnanji niewiarygodnym uczniem. Pokazanych mu umiejtnoci, sztuczek czy sposobów nigdy nie zapomina. Jego wiedza szermiercza rozrastaa si jak chmura burzowa w letnie popoudnie, co najlepiej móg oceni Wallie, który musia si z chopcem fechtowa. Ucze powinien mie wicej ni jednego partnera, ale obaj czerpali przyjemno z utrzymywania wicze w tajemnicy.
Mijay dni...
Pewnego wieczoru, kiedy nauczyciel i ucze wyszli z kpieli i obaj odczuwali znuone zadowolenie, jakie przychodzi po dugim i trudnym wysiku, Nnanji przyzna, e czuje si zawiedziony.
- Jeste lepszym instruktorem ni ktokolwiek w stray, seniorze - powiedzia. - Pokazae mi ca t cudown technik, ale wydaje mi si, e ja si prawie wcale nie poprawiem, ani troch od pierwszego dnia - gniewnie odrzuci rcznik.
- Poprawie si! - rozemia si Wallie. - Ja stale podnosz dla ciebie poprzeczk!
- Och! - Nnanji spoglda ze zdziwieniem. - Podnosisz?
- Podnosz. Wyjdmy na podwórko.
Stali razem na platforemce i przygldali si wiczeniom. O tej porze dnia byo tu tylko pó tuzina fechtujcych si par, kilku nadzorców, a reszta zwyczajnie wiczcych. Nnanji przyglda si im przez chwil, potem zwróci do swego mentora, umiechajc si z zadziwieniem.
- S tacy powolni! - powiedzia. - Kady ich ruch da si przewidzie.
Wallie skin gow.
- Nie moesz oczekiwa, e kadego dnia spadnie na ciebie olnienie - powiedzia. - To przychodzi stopniowo. Ale ty jeste sto razy lepszy ni bye.
- Popatrz na tego kloca tam! - mrukn z pogard Nnanji.
Wtedy jedna z walczcych par zakoczya swoje wiczenia. cignli maski i odsonili si jako Gorramini i Ghaniri.
Nnanji krzykn, jego oczy zalniy radoci.
- Mógbym ich pokona, seniorze!
- Moliwe - powiedzia Wallie, który osobicie zgadza si z nim. - Jednak wstrzymaj si jeszcze par dni.
Kadego ranka Wallie odwiedza Honakur na jego maym podwórku i dowiadywa si coraz wicej o wiecie.
Pyta te o Shonsu i by rozczarowany, gdy odkry, jak mao kapan o nim wiedzia. Szermierz przeby dug drog, co wcale nie oznaczao dugiej podróy. Honakura upiera si, e Rka Bogini moga go tu przynie i e podobnie Wallie zostanie przetransportowany do dowolnego miejsca, w którym Ona sobie zayczy jego obecnoci. Czyli e wszystkim, co potrzebowa zrobi, bdzie wej , w Hann na pokad statku. I w nastpnym porcie odkryje swoje zadanie lub zagadkowego brata.
- Jest jedna sprawa, o której powiniene wiedzie, wadco - powiedzia czowieczek. - Poniewa nasze egzorcyzmy zawiody, oczywiste jest, e demon zosta posany przez Bogini.
Wallie uzna, e ten temat wprawia go w zakopotanie, jako e by demonem, o którego si rozchodzio i to zawsze przypominao mu aluzje póboga o Kim, Kto Zrobi Ze Posunicie.
- Tak? - zapyta.
- Twój poprzedni mieszkaniec... - powiedzia Honakura. - To jest... oryginalny wadca Shonsu... myla, e demon zosta nasany przez czarodziei.
- Czarodziei! - wykrzykn zmieszany Wallie. - Nie wiedziaem, e macie w wiecie czarodziei.
- Ja te nie - odpar o dziwo kapan. - Kr o nich stare legendy, ale nigdy nie syszaem, eby wspomina o nich jaki pielgrzym. Przypuszczalnie kiedy byli stowarzyszeni z kapanami.
Walliego nie cieszya idea czarodziei. Jak szermierze mog walczy z czarodziejami? Ale wiat bogów i cudów móg przypuszczalnie by równie wiatem magii.
- No có - mrukn, bardziej do siebie ni do kapana - skoro s tu szermierze, to mog by i czarodzieje.
- Nie widz zwizku - parskn Honakura. - Ale nie mog ci o nich wiele powiedzie. Przypuszczalnie czcz Boga Ognia. Ich twarzoznakami s pióra.
- Dlaczego pióra? Nikt nie wiedzia i Wallie odkry, e nikt inny równie nie wiedzia o czarodziejach. Nnanji popatrzy tylko spode ba i poskary si, e walczenie z czarodziejem nie przynosi zaszczytu. Ideaem Nnanjiego bya heroiczna walka z jednym przeciwnikiem. Prawdopodobnie marzy o wielkim eposie "Jak Nnanji, zabi Goliata".
****
Pewnego dnia mody kapan, starannie wybrany przez Honakur, przeniós wiadomo do brata Nnanjiego. Nastpnego ranka chopiec klcza wraz pielgrzymami pod arkadami wityni. Modzik nie bdcy uczniem w adnym zawodzie mao interesowa kapanów, ale po krótkiej chwili kto si zbliy do niego i wprowadzi do rodka, by móg si pomodli... a potem dyskretnie wyprowadzi go tylnymi drzwiami. Chopiec zasiad na stoku na podwórku Honakury w towarzystwie kapana oraz Walliego i zjad natychmiast wszystkie ciastka.
By zupenie niepodobny do Nnanjiego, niski i ciemny, z czarnymi, krconymi wosami i bystrymi oczami. A do tego kipiaa w nim bezczelno, na której dostojna obecno dwóch Siódmych zdawaa si wywiera mierne wraenie. Nie wyglda zbytnio jak materia na szermierza, ale Wallie podziela wiar Honakury, e bogowie werbuj w jego imieniu i e jeli Nnanji chcia swego brata na swego pierwszego podopiecznego; tak wanie miao by. Katanji powanie przysig, e nikomu nie zdradzi swego bohaterskiego wyczynu z mieczem. Przypomniano mu, jak wane to jest dla Nnanjiego, jako e jeli Tarru pooy rce na mieczu, to bdzie musia zabi Walliego w samoobronie albo ze zoci. Kolejnym trupem musia by Nnanji.
Zanim Katanji odszed zosta nagrodzony kontraktem na napraw dywanów w jednej z kapaskich sypialni. Jeli okae si potrzebny do dalszych knowa, zostanie poinformowany przez posaców. Honakura zdawa si by poruszony cen, której zada chopak. Spojrza ponuro na Walliego, ale zgodzi si. Katanji odszed roztaczonym krokiem.
Kiedy Nnanji usysza póniej o warunkach kontraktu, omal nie eksplodowa.
- Wic twój ojciec bdzie zadowolony - skwitowa Wallie.
- Jeii si o tym dowie - warkn gronie Nnanji.
Planowanie ucieczki nie postpowao naprzód. Tarru przeszuka cae koszary i nie zdoa znale miecza. Na przeczesanie caego terenu wityni musia czeka do próby wyjazdu Walliego. Zaoy zapor na drodze u stóp wzgórza i powanie wzmocni placówk na przystani promowej.
Tego wszystkiego Wallie dowiedzia si od niewolników. Jego sie wywiadowcza bya teraz lepsza ni ta, któr dysponowa Honakura. Niewolnicy wiedzieli o wszystkim, ale stanowili spoeczno zamknit w sobie. Nie interesoway ich sprawy ludzi wolnych ani nie brali w nich udziau. Dla wadcy Shonsu zrobili wyjtek i przekazywali Jji wszystkie nowiny.
Tarru znalaz si w martwym punkcie ale nie zaprzestawa zaprzysigania szermierzy krwaw przysig. To niestety odbywao si pod nieobecno niewolników i Wallie nie móg okreli, kogo móg jeszcze obdarzy zaufaniem... teraz prawdopodobnie ju nawet nie tych najniszych stopniem. Natomiast dowiedzia si, e nie wszystko przebiegao gadko, jako e trzykrotnie niewolnicy byli wzywani do zmycia plam krwi. Stra bya tak liczna, e trudno byo zauway czyj nieobecno, a temat nie nadawa si do otwartych dyskusji.
Wallie czu si winny za te niepotrzebne mierci. Nawet Nnanji wyglda ponuro, gdy o tym usysza, ale przypuszcza, e reguy honoru wyzwania zostay zachowane.
Takie rytualne morderstwo nie byo czynem podym, a zwyczajnie zawodowym ryzykiem uczciwego szermierza. Nawet emerytowani szermierze w kierownictwie koszar zostali najwyraniej objci zaraz. Intendent Coningu sta si nagle zgorzkniay, zgryliwy i niechtny do wspópracy. Wallie mia wraenie, e stary czowiek rzuca aluzje, i nie mona ju na nim polega, ale nie móg powiedzie tego wprost.
Tak wic niewolnicy dostarczali wiadomoci o biecej sytuacji. W sprawach strategii dugofalowej Wallie przesuchiwa Honakur. Co si stanie, jeli bdzie eglowa w dó Rzeki, a do koca? Kapan nigdy o tym nie myla
i zapewnia, e taka podró nie miaaby koca -jak moe si skoczy Rzeka? Co si zdarzy, jeli odejdzie si od Rzeki? Wrócisz do niej z powrotem, poniewa ona jest wszdzie. Jedyn zapor stanowiy góry, o których jego wiedza bya ograniczona. Tam mogli y inni ludzie, o innych zwyczajach, czczcy innych bogów.
Polityka, jak si wydawao, bya w stadium szcztkowym, kade miasto rzdzio si samo. Wallie mia wielkie trudnoci z wyjanieniem kapanowi tego, co to s dziaania wojenne, jako e w wiecie byy prawie nieznane.
Miasto, które chciao przycisn ssiada, musiao wynaj szermierzy, gdy tylko szermierze mogli stosowa przemoc. Ale wtedy ssiad take móg wynaj szermierzy, a dlaczego szermierze mieliby dla czyjej korzyci rani lub zabija czonków swojego wasnego klanu? Z pewnoci jedna strona musiaa mie racj, a druga nie.
A uczciwi szermierze nie bd walczyli po nieuczciwej stronie. To brzmiao zbyt piknie, eby byo prawdziwe, zwaszcza e Nnanji opowiada zupenie inne historie o zych i dobrych facetach. Ale wyranie wiat by bardziej pokojowym miejscem ni pewne inne planety. Zdolnoci Jji do igy rozkwitay równie szybko jak Nnanjiego do miecza, chocia tu ekspertyzy Shonsu nie byy miarodajne. W dziecistwie nauczono j szycia, ale nigdy nie miaa szansy wykorzystania tej umiejtnoci.
Teraz odkrywaa przyjemno robienia czego wycznie dla wasnej zabawy. Bya zadziwiona pomysem, e moe mie wicej ni jedno ubranie, a nawet wicej ni jedn wieczorow sukni, ale uszya drug bia i trzeci kobaltow, a kada bya wykonana lepiej i bardziej pomysowo prowokujca ni poprzednia. Wyszya biaego gryfa na rbku kiltu Walliego - a potem Nnanjiego, ku wielkiej radoci chopca.
Teraz, gdy miecz by, jak to okrela Wallie, "zagubiony", nie musia si duej obawia zabójstwa przez zasztyletowanie lub otrucie i niekiedy jad kolacj w królewskim apartamencie tylko ze swoj niewolnic. Kiedy indziej pokazywali si w gospodzie.
Przy jednej z takich okazji pojawi si wdrowny minstrel, który wypiewa epopej o wyciciu siedmiu bandytów przez trzy waleczne wolne miecze. Szermierze suchali mniej lub bardziej uprzejmie. Na koniec bili brawo i wynagrodzili minstrela dwoma koszarowymi dziewczynami na ca noc - trzy byy uwaane za najwysze honorarium.
Opowie trafia w cieniste pogranicze podwójnych wspomnie Walliego. Dla Shonsu byy to szermiercze wiadomoci sportowe . Wallie zastanawia si, czy pewnego dnia on te znajdzie Homera, który opisze wszelkie czyny, jakich spodziewa si dokona dla Bogini. By przekonany, e minstrel opiewa jakie aktualne zdarzenie, ale nastpnego dnia Nnanji poinformowa go, e t sam opowie sysza ju dwa lata wczeniej i e tamta wersja bya lepiej opowiedziana. Zademonstrowa to recytujc jakie sto wierszy z wczeniejszego dziea.
Wallie musia si z nim zgodzi, nie móg przytoczy ani jednej zwrotki z poematu, który sysza poprzedniej nocy. Tak wic dni mijay, ale konflikt pozostawa nie rozwizany. Prdzej czy póniej Wallie bdzie musia wykona ruch, a nadal nie wiedzia, co robi. Dzie Szermierza zblia si i Wallie planowa odegra gówn rol w obrzdzie. Jak móg to zrobi bez synnego miecza?
Nnanji wydawa si pochonity fechtunkiem. Wci robi postpy, chocia w bardziej normalnym tempie. Naleca do Shonsu cz Walliego poczuwaa si do winy wobec Nnanjiego, jako e teraz by on "piochem", czowiekiem o moliwociach wyszych ni odpowiadajce jego stopniowi. Na "piochów" patrzono z niechci, a na tworzenie takich, jak na brudn sztuczk.
Nnanji zgadza si z t opini. Byby szczliwy mogc podj prób promocji.
- Jestem teraz Czwartym, seniorze?
- Jeste Czwartym wedug moich standardów - powiedzia Wallie. - A to oznacza Pitego dla stray. Czcigodny Tarru mógby pokraja ci w paski i talarki, ale kadego innego, którego tu widziaem, dasz rad przyrzdzi na jedzenie dla kotów.
Nnanji oczywicie umiechn si.
- Wic jutro?
- Jutro - zgodzi si Wallie.
Jutro...
Nastpnego ranka Wallie po raz pierwszy zaoy przed wyjciem nowe buty, w zwizku ze spodziewan promocj.
Jednak, gdy - jak zwykle przy niadaniu - siedzia oparty plecami o cian, rozglda si niespokojnie. Widzia prawie wszystkich Pitych przy fechtunku tego czy innego dnia i aden z nich wcale nie by lepszy od Nnanjiego w jego obecnej formie. Tarxu moe przey niemay szok, kiedy uwiadomi sobie, e stoi naprzeciwko nie tylko najlepszego szermierza w dolinie, ale prawdopodobnie równie trzeciego na tej licie. Taka wiadomo moe pobudzi go do jakiego niebezpiecznego czynu. Wallie zastanawia si, czy naprawd warto ciga zason ze swojego "piocha". Gdy tak si zastanawia, stao si co, co przypieszyo jego decyzj.
- Jestem Janghiuki, szermierz trzeciego stopnia... - powiedzia go przez stó. By to mody Trzeci, rówienik Nnanjiego, niski, chudy i ruchliwy, ale zdenerwowany faktem, e musi przedstawi si Siódmemu.
- Jestem Shonsu, szermierz... - formalnoci byy uciliwoci, któr Wallie z trudem wytrzymywa.
- Czy mog mie zaszczyt ... - powiedzia Janghiuki i przedstawi swego towarzysza, Pierwszego, którego imi oficjalnie brzmiao Ephorinzu. Wallie dostrzeg go ju przedtem. Nnanji mówi o nim Uszaty, z dwóch oczywistych powodów. By to rosy, wygldajcy na uraonego mczyzna, absurdalnie stary jak na Pierwszego, prawdopodobnie starszy ni Shonsu i z pewnoci starszy ni jego modzieczy mentor.
- A czy ja mog mie zaszczyt... - teraz Wallie przedstawi Janghiukiemu Nnanjiego, którego ten zna od lat.
- Wadco - odezwa si Trzeci, przechodzc do interesu - mój podopieczny jest kandydatem na promocj do stopnia Drugiego i wyrazi yczenie, eby czeladnik Nnanji by jednym z tych, którzy przeegzaminuj go z szermierki.
Wallie ju wczeniej si tego domyli. Szermierze mówi o fechtunku jak bankierzy o pienidzach i tajemniczy postp Nnanjiego niepomiernie ich zaskoczy. Wiedzia, e Nnanji by wypytywany o szkolenie i dawa wymijajce odpowiedzi. Teraz te twarz Nnanjiego bya przezroczysta jak szko.
- Przysid na chwil, szermierzu Janghiuki - powiedzia Wallie i sam usiad. - Chciabym ci co doradzi. Jeli szczerze troszczysz si o uzyskanie przez swego podopiecznego promocji, to zwró si gdziekolwiek indziej. Tak si zdarzyo, e czeladnik Nnanji sam zamierza uzyska dzisiaj wyszy stopie. Ale jeli zostae poinstruowany, eby doprowadzi do tej walki tylko po to, by jego zdolnoci zostay oszacowane przez pewnych ludzi, jestem przekonany, e bdzie on szczliwy, mogc przysuy si praktykantowi Ephorinzu. Ale ostrzegam ci, Nnanji go pobije.
Nieszczsny Janghiuki spurpurowia nie wiedzc, co powiedzie.
- Mój podopieczny znacznie przewysza w fechtunku redni dla swego stopnia, wadco - zdoa wreszcie wybka.
Jeli Wallie miaby jeszcze jakie wtpliwoci, e wikszo stray jest teraz zwizana trzeci przysig, to ten incydent usunby je . Dzieciak otrzyma rozkazy. Zosta zmuszony do zoenia w ofierze swojego podopiecznego i by nieszczliwy z powodu wynikajcych z tego implikacji dla jego wasnego honoru.
Wic Wallie zgodzi si udzieli swemu wasalowi instrukcji, eby ten spotka si z praktykantem po niadaniu i ze smutkiem patrzy, jak obaj mczyni odchodz .
Zwróci si do rozbawionego Nnanjiego, który znów zaj si parujcym gulaszem z koskiego misa i chlebem.
- Praktykant Uszaty , nie radzi sobie z zapamitywaniem sutr?
- Gdy ma zy dzie, to nie potrafi przypomnie sobie nawet wasnego imienia - powiedzia pogardliwie Nnanji. - Jednak w stali dorównuje prawie Trzeciemu - skrzywi si. - Jeli dobrze si orientuj, to jego dziewita próba . Poprzednia bya w ubiegym roku w Dniu Wytwórców Strza, wic dzisiaj nie musia jeszcze próbowa. - Zadziaaa sawna pami.
- Nie, on zosta wystawiony - stwierdi Wallie: - Tarru bdzie si przyglda, nie ma obaw. Zmartwisz go ,wasalu!
Nnanji poczu si pochlebiony:
- Czy mam wic odegra kalek, seniorze?- zapyta. Wallie potrzsn gow.
- Nie oszukasz tym Tarru. Lepiej uderz tak szybko, jak tylko potrafisz i nie daj mu czasu na ocen. Byskawiczne zwycistwo moe uzna za przypadkowe. Ale zamierzamy wystawi do promocji równie ciebie, wic w adnym razie nie ma to znaczenia. Kogo by chcia wyowi dla siebie z tego kaczego stawu?
- Ich! - powiedzia zdecydowanie Nnanji, wskazujc przez pokój na Gorraminiego i Ghaniriego.
- Obawiam si, e tych raczej nie dostaniesz - powiedzia Wallie. - Nie maj mentorów - musiabym prosi ich osobicie i niech mnie licho, jeli to zrobi. Oni maj prawo odmówi. A jako go nie moesz rzuci wyzwania innemu gociowi. Przykro mi, Nnanji, ale bdziesz musia wybra dwie inne ofiary.
Nnanji, wyranie niezadowolony, zasugerowa dwóch Czwartych, potem przyzna, e s oni prawdopodobnie najlepszymi w swoim stopniu. Wikszo kandydatów wybieraa oczywicie atwych przeciwników.
- Zostawmy to na chwil powiedzia Waliie, wpadajc na pewien pomys. - Pobij Uszatego tak szybko jak potrafisz, a potem moe zdoam uzyska od Tarru co dla ciebie. - Nnanji nie by jedynym, który mia rachunki do wyrównania.
***
Promocje budziy wielkie, zainteresowanie i wszyscy nie majcy akurat suby szermierze zgromadzili si na placu fechtunkowym. Przewanie otaczali krgiem walczcych, ale kilku zebrao si na platformie, a paru Pierwszych wspio na prgierz. Po przeciwnej stronie placu defilad poranne ofiary wynurzay si z wizienia i Wallie popiesznie odwróci od nich wzrok. Nowy dach zosta ju ukoczony i lni olepiajco, a wrzeszczcych ofiar nie trzeba byo ju wywleka. Jednak cigle nienawidzi myli o tym wizieniu oraz o prymitywnej kulturze, któr reprezentowao.
W centrum krgu szermierzy czekali Uszaty i bardzo mody, zmartwiony Drugi, prawdopodobnie najsabszy fechtmistrz w swoim stopniu. Próba pomidzy tymi dwoma nie trwaa dugo. W walce do trzech trafie Uszaty bardzo szybko zdoby dwa punkty. Wykpiwany przez tum modzik wyniós si chykiem. Wallie pozostawa z tyu, spogldajc spokojnie ponad krgiem patrzcych. Tarru i Trasingji byli sdziami i teraz wezwali drugiego egzaminujcego. Szczupy, wysoki Drugi wystpi z floretem w doni, za jego mask powiewa czerwony koski ogon.
Oczy Tarru przelotnie poszukay Walliego, potem odwróciy si.
- Starcie! - ogosi Tarru.
Nnanji pchn.
- Trafienie! - zawoa.
Sdziowie potwierdzili ze zdumieniem.
- Starcie!
- Trafienie! - powiedzia znów Nnanji i odwróci si na picie. Wallie nie zdoaby zwyciy szybciej.
Uszaty, ryczc z wciekoci, rzuci swój floret na ziemi - musia czeka kolejny rok, zanim znowu bdzie móg spróbowa. W dodatku przegra w fechtunku, w którym spodziewa si zwycistwa, nie za w egzaminie z sutr, który by jego sab stron. Tym razem nie byo pochwalnych okrzyków ani gwizdów. Szermierze wiedzieli, jak Nnanji drugiego stopnia fechtowa dwa tygodnie temu.
Odwrócili si, eby spojrze na Siódmego, który dokona tego cudu. Wallie ruszy do przodu, cieszc si z wywoanej przez siebie sensacji.
- Skoro tu ju jestemy, czcigodny Tarru - powiedzia -to mój podopieczny Nnanji take zamierza osign promocj. On dokona wyboru, ale ja chc w tej sprawie usysze twoj interpretacj.
Tarru skrzywi si. Widzowie okazali zdziwienie, jako e w reguach dotyczcych promocji nie byo niczego dwuznacznego.
- W sprawach interpretacji skaniam si przed twoim wyszym stopniem, wadco - powiedzia ostronie Tarru.
- Ale ty jeste tu gospodarzem - powiedzia niewinnie Wallie - a to jest sprawa pomidzy gomi. - Wszystkie spojrzenia przesuny si na stojcych w pobliu Ghaniriego i Gorraminiego. - Czy uznaby to za zamanie praw gocinnoci, gdyby on rzuci wyzwanie innym gociom?
Podejrzenia kbiy si wokó Tarru jak rój komarów.
- Do promocji nie jest potrzebne wyzwanie, wadco.
Wallie umiechn si rozbrajajco - wiczy przecie twarz Shonsu przed lustrem.
- Nie, ale on bdzie przeskakiwa o dwa stopnie, co jest niezwyke i zazwyczaj niechtnie si o to prosi.
Tarru rozumia bardzo dobrze w czym rzecz. Wydawao si, e szuka puapki ale nie znalaz adnej. Jeli wysa Uszatego, by ten zbada poziom Nnanjiego, to teraz mia okazj, której potrzebowa. Wzruszy ramionami.
- Skoro wyzwanie dopuszcza wybór floretów, nie uwaam, eby gwacio prawa gocinnoci - zgodzi si. Rozradowany Nnanji przemaszerowa do Ghaniriego który przypadkiem by bliej.
Bokserska twarz pociemniaa z gniewu. Drugi rzucajcy wyzwanie Czwartemu prosi si o tyle przykroci, ile Czwarty by w stanie dostarczy. Tarru i Trasingji askawie zgodzili si by znowu sdziami.
Dwaj przeciwnicy stali twarzami do siebie, potem na sygna dotknli wzajemnie swoich floretów. Kilka razy wymierzyli pchnicia i odparowali. Nastpnie Ghaniri spróbowa cicia w gow, Nnanji odparowa i ulokowa doskona ripost na ebrach przeciwnika.
- Trafienie! - ogosi. Sdziowie potwierdzili.
Teraz nawet Tarru posa Walliemu spojrzenie, potwierdzajce uznanie dla sztuki szermierczej jego podopiecznego. Nnanji sprawi, e Ghaniri wyglda na przeciwnika równie atwego jak Uszaty.
Zdobycie drugiego punktu zajo znacznie wicej czasu, ale Wallie widzia wyranie, e Nnanji si powstrzymuje. Tarru chyba móg to take dostrzec, chocia nie zna stylu Nnanjiego. Ale wikszo widzów zostaa prawdopodobnie oszukana. Nnanji, usatysfakcjonowany, e jest lepszym szermierzem, ju z góry martwi si puapk, jak moga zastawi na niego druga ofiara, jeli zbyt atwo pokona pierwsz.
Albo moe tylko rozkoszowa si walk. Potem, po kilku minutach tupania i szczku stali, pocenia si i sapania, uderzy znowu.
- Trafienie! - powiedzia triumfujco, opuszczajc floret .
- Nie byo trafienia! - warkn Tarru.
To byo jawnym oszustwem, palce Ghaniriego ju rozcieray miejsce uderzenia. Twarz Nnanjiego bya niewidzialna pod mask, ale odwróci si w stron Tarru, jak gdyby posya mu ostre spojrzenie.
- Nie byo trafienia! - zgodzi si niechtnie Trasingji.
- Starcie! - krzykn Tarru.
Nnanji uderzy z szybkoci byskawicy. Jego floret z gonym trzaskiem trafi w metalow krawd maski Ghaniriego.
- Czy tym razem byo trafienie? - wrzasn i nawet Tarru nie móg uniewani tego trzasku.
Obserwatorzy wybuchnli gonymi okrzykami aplauzu, co, jak Wallie podejrzewa, byo dla Nnanjiego niecodziennym dowiadczeniem i mogo wprawi go w nadmiern pych. cign mask, eby otrze czoo i z umiechem zwróci si do swego mentora.
- Za wysoko trzymasz oson! - warkn Wallie. Nnanji zapomnia, e inni szermierze nie s tak wysocy jak jego mentor. Gestem przyzna si do bdu i przyj puchar wody od uprzejmego Pierwszego. Ale ta krótka przerwa pozwolia Tarru na przywoanie Gorraminiego i szepnicie mu czego. Wallie dostrzeg to i poczu ukucie niepokoju. Wtedy przez krg przetoczy si przypiew:
- Nastpny! Nastpny!
To by dzie szermierczego wita.
Uszczliwiony Nnanji umiechajc si pomacha floretem na znak zgody i ruszy dugim krokiem, by rzuci wyzwanie Gorraminiemu. Gorramini by wysokim, dobrze zbudowanym mczyzn, promieniujcym aur arogancji, która sugerowaa, e jest on wiadomy swej siy i spodziewa si szacunku dla niej. Zoy ramiona i przez chwil pogardliwie spoglda na Nnanjiego. Potem powiedzia:
- Wybieram miecze!
Tak wielu obserwatorów równoczenie wcigno oddech, e zabrzmiao to jak wspólny syk.
- Poczekaj! - hukn Wallie. Zwróci si do Tarru. - Nie przypuszczaem, e miecze s dozwolone pomidzy gomi, czcigodny.
- Ach! - powiedzia Tarru. Rekin! - To problem, czy nie? Ale musisz pamita wadco, e modzie zawsze szuka okazji do dobrej praktyki. Wyzwanie w dniu promocji pozwala na wybór miecza wanie z tego powodu. Ty sam jako najlepszy szermierz w dolinie, nieustannie otrzymywaby wyzwania, gdyby nie mia tej obrony.
- Ty liski, cholerny cwaniaku! - pomyla z gorycz Wallie. Jedno mona byo powiedzie o Tarru - nie by on gupcem. Gdyby Wallie upiera si przy swojej interpretacji, Tarru mógby swobodnie wypdzi go z koszar nie koczcym si cigiem wyzwa.
- Myl, e adept Gorramini rozway to jeszcze - powiedzia gono Wallie - Jestem pewny, e nie ma on morderczych zamiarów, ale musi pamita, e czeladnik Nnanji jest moim lennikiem.
I prawie na pewno Gorramini jest lennikiem Tarru. Jeli który z nich umrze w próbie si, to jego senior bdzie musia go pomci. Ponad placem zawisa nagle moliwo masakry. Wallie rzuci spojrzenie, które uwaa za znaczce i groce.
- Wic zgódmy si, eby to bya naga walka - powiedzia natychmiast Tarru. Nie chodzio o to, e przeciwnicy maj walczy rozebrani, ale o uchylenie obowizku pomsty. Ale zadziwiajcy dobór sów - zgódmy si - by bezwarunkowo przyznaniem e Gorramini równie zoy krwaw przysig. Na twarzy Gorraminiego malowao si zaskoczenie, jakby nie przypuszcza, e sprawy zajd tak daleko.
- Nie zmienie zdania, adepcie? - zapyta Wallie, zwracajc si do niego po raz pierwszy.
Gorramini zerkn przelotnie na Tarru, obliza wargi i powiedzia zdecydowanie:
- Nie!
Wszyscy oczekiwali na decyzj Walliego. Jako Siódmy mógby wysun weto, ale wiedzia, e na to jest za póno.
Oczy Nnanjiego wpatryway si w niego, bagajc milczco jak oczy spaniela. Zosta osonity przez swego mentora przed Briu. Byoby dla niego hab, gdyby znów zosta ocalony w ten sposób i to wtedy, gdy sam rzuci wyzwanie.
Gorramini otrzyma rozkazy i musia by im posuszny. Tarru wymyli to bardzo dobrze - prawdopodobnie skoczy si to dla niego utrat poplecznika, jako e Nnanji walczy jak mistrz, ale Tarru móg sobie pozwoli na t strat. Wallie nie. Wielu ludzi, którzy byli dobrzy z floretami, ogarnia parali, gdy stawali naprzeciw ostrza.
Nnanji rzeczywicie potrzebowa sprawdzenia.
- Wic naga walka - powiedzia Wallie.
Nnanji wrzasn uradowany i wyrzuci sw mask w powietrze. Moe to bya brawura, a moe naprawd tak si czu. Nikt w tumie si nie odezwa, ale na twarzach zebranych maloway si gniew i dezaprobata.
Nastpia niezbdna chwila zwoki, kiedy to Pierwszy zosta posany w celu sprowadzenia uzdrawiacza. Gdy z nim wróci pojedynek móg si rozpocz.
Tym razem nie byo masek ani sdziów, tylko ostra jak brzytwa stal przeciw ciau. Ghaniri wystpi naprzód, eby by sekundantem swojego przyjaciela. Podobnie Wallie przesun si na lew stron Nnanjiego. Obaj przeciwnicy
patrzyli na siebie z umiechem pewnoci. Nnanji mrugn do Walliego.
- Jestemy gotowi - powiedzia formalnie Waklie.
- Teraz! - wykrzykn Gorramini i obydwa miecze z sykiem wynurzyy si z pochew: i spotkay ze szczkiem. Brzk. Brzk. Brzk... Obaj stali tu przy sobie wywijajc mieczami i aden nie chcia si cofn. Wallie czu jak pot
wystpuje mu na czoo. Obaj przeciwnicy byli na poziomie dobrych Czwartych, by moe inspirujc si nawzajem. Brzk, brzk, brzk... kto musia ustpi i tym kim okaza si Gorramini. Zacz wraca do poprzedniej pozycji, ale wtedy Nnanji napar na niego bez wysiku wywijajc mieczem, podczas gdy widzowie odstpowali na boki. Teraz ju nie byo wtpliwoci, kto jest lepszy. Potrzeba byo tylko nieznacznego dranicia, eby pokazaa si krew i Gbaniri móg zawoa o poddanie. Wallie mia zgod na kocu jzyka. Pchnicie - odbicie - riposta - odbicie - cicie - odbicie... Gorramini wrzasn i upad, chwytajc si za brzuch.
Zapada naga cisza.
Nnanji odstpi o krok, dyszc ciko i spojrza z umiechem w stron Walliego.
- Uzdrawiacz! - wrzasn tum, kotujcy si wokó powalonego szermierza. Wallie pochyli si do przodu, spychajc drogi dwóch ludzi, którzy próbowali wej przed niego. Ghaniri uklk, eby pomóc, ale Gorramini mia rozpruty brzuch i kona.
Uzdrawiacz nawet si nie pochyli, eby zbada ran.
- Nie przyjmuj tego przypadku! - oznajmi.
Tarru odwróci si i zacz odchodzi.
- TARRU! - ryk Walliego jak grzmot przetoczy si echem przez plac defilad. Przez moment wszyscy zapomnieli o rannym. Przeraeni widzowie spogldali raz Walliego, raz na Tarru, który odwróci si i warkn gniewnie:
- Co?
Gorramini jcza i krzycza na zmian, konajc w mkach.
- Teraz powiniene przeegzaminowa mojego podopiecznego z sutr wymaganych na czwarty stopie! - Walli kipia furi z powodu tej niepotrzebnej mierci, zgrzytajc zbami i zaciskajc pici. To by gniew Walliego Smith nie Shonsu. Tarru waha si, spogldajc z równ wciekoci - i z buntem.
Wallie zrobi znak wyzwania dla Szóstego.
Duchy mierci przysuny si teraz bardzo blisko, czekajc na Gorraminiego, i czekajc, by zobaczy, kto jeszcze moe potrzebowa ich usug...
- Uchylam egzamin! - warkn Tarru. - Jeli go uczye... Wszyscy wiemy, jak ma pami twój wasal, wadco . - rozejrza si wokoo, eby odnale rysownika twarzoznaków, który zosta optymistycznie wezwany na prób promocji Uszatego. - Zatwierdzam stopie dla adepta Nnanjiego! - Potem znów uwanie spojrza na Walliego. - Co jeszcze?
Wallie potrzsn gow - wyzwanie zostao wycofane Tarru jeszcze raz si odwróci.
Widzowie rozpierzchli si. Trasingji potwierdzi zgod dla rysownika twarzoznaków i poszed w ich lady. Podwórzec by pusty, pozosta tylko Gorramini, z jkiem wydajcy swój ostatni dech, wijcy si w morzu wasnej krwi i wyprutych wntrznociach, Ghaniri, klczcy przy nim i paczcy, oraz Nnanji, stojcy cigle z mieczem w rku sprawiajcy wraenie, jakby si nie przejmowa i by zadowolony z tego, co si stao. Rysownik twarzoznaków kry niespokojnie w pobliu.
- Gratulacje, adepcie - Wallie nie potrafi ukry rozgoryczenia w gosie.
- Dzikuj, seniorze - rozpromieni si Nnanji. Czy ty robisz nacicia na rzemieniu uprzy?
- Nie - powiedzia Wallie. Pomyla, e Gorramini usysza to pytanie.
- Wic ja te nie zrobi. - Nnanji czeka a jego ofiara umrze ze, by zada jego miecza.
Ani sowa - pomyla Wallie - ani jednego sowa alu! Jedna samotna posta podesza, eby ucisn rk zwycizcy. Nnanji umiechn si radonie i przyj gratulacje od Briu. Ten z kamienn twarz spojrza na Wallie go, wykona salut pi-na-sercu i odszed. Cokolwiek Wallie robi, zdawao si pomniejsza Briu, nawet ta dramatyczna przemiana ucznia, który zawodzi go od lat.
Mki umierajcego zakoczyy si. Ghaniri zamkn swemu przyjacielowi oczy. Gdy wsta, Nnanji podszed eby wytrze miecz o ciao. - Wadca Shonsu tak postpi z Hardduju. Potem zwróci si wyczekujco do swego sekundanta. Wallie z nieszczliw min schyli si, eby podnie miecz Gorraminiego. Przyklkn i ofiarowa go zwycizcy.
Nnanji wzi miecz i przyglda mu si z aprobat.
- adny kawaek stali - owiadczy.
Czeladnik Nnanji, otrzymawszy dwa dodatkowe twarzoznaki plus instrukcj od Walliego w sprawie tajnych sygnaów dla trzeciego i czwartego stopnia, sta si teraz adeptem Nnanjim, szermierzem czwartego stopnia. Musia zatem zmieni ubranie.
Sklep krawca by obskurnym, zagraconym pomieszczeniem po przeciwnej stronie koszar. Tam nabyli pomaraczowy kilt i cigacz do wosów z pomaraczowym kamieniem. Kolor pomaraczowy waciwie nie pasowa do jego rudych wosów, ale ta kombinacja sprawiaa, e wyglda jak mody bóg ognia, rozwietlony ogromnym zadowoleniem. Sta i puszy si przed lustrem, z cigle jeszcze widocznymi sicami i bliznami, jednak we wasnych oczach bdc wspaniaym Czwartym. Jak do tej pory nie wspomnia o Gorraminim.
Wallie przyglda mu si ze smutkiem i zwtpieniem. Odziany w strój redniostopniowca i wypeniony now pewnoci siebie, Nnanji wydawa si o cae lata starszy ni tego pierwszego dnia na play. Wydawa si nawet wikszy i zachowywa si z wiksz pewnoci. Wallie nie uwaa go ju duej za niezgrabnego. Prawdopodobnie ta iluzja wzia si od jego bardzo wielkich doni i stóp. Za kilka lat, kiedy Nnanji rozronie si, bdzie ogromny. Niezdarny nastolatek sta si nagle bardzo niebezpiecznym modym mczyzn.
Zakoczy wreszcie swoj sesj przed lustrem i odwróci si do Walliego.
- Czy mog znów zoy ci przysig, seniorze?
- Oczywicie. - Druga przysiga tracia wano po promocji. Najwyraniej sklep krawiecki by stosownym miejscem do skadania przysig. - Nnanji natychmiast wycign swój miecz, opad na kolana i znów sta si podopiecznym wadcy Shonsu. Umiech mia najwyraniej mocno przytwierdzony do twarzy, bo z trudem odrzuci go w trakcie tak powanego aktu.
- Czy teraz - zapyta podnoszc si - zoysz wizyt witemu, seniorze?
Przez wikszo dni Waliie spotyka si z Honakur mniej wicej o tej porze, a dzi konieczno takiego spotkania zdawaa mu si wrcz palca. W jaki sposób musia opracowa plan, a Honakura by jedyna osob która moga mu pomóc.
- Mam miecz do sprzedania. Patnerz czeka ju z gotówk. Chc j da rodzicom, zanim wyjedziemy. - Nnanji przybra wyraz wielkiej cnoty i niewinnoci.
Szermierze, bdc sportowcami; zdobywali stopnie znacznie szybciej ni to dziao si w innych zawodach. Wikszo przyjació Nnanjiego z dziecistwa bya cigle tylko Drugimi albo nawet Pierwszymi. Szermierz czwartego stopnia stawa
si wanym i liczcym si obywatelem. Ojciec Nnanjiegti, jak Wallie zorientowa si z jakiego przypadkowego napomknienia, by Trzecim. Poza tym chopak mia te kilkoro modszych sióstr i braci, na których chcia zrobi wraenie.
A wic ma jakie ludzkie emocje!
- Dwie godziny! - powiedzia Wallie i natychmiast zosta sam, majc wraenie, e umiech cheschirskiego kota wisi przed nim, pozostawiony w popiechu.
Poszed do wityni.
Najwitszy Honakura nie by osigalny.
Walczc z szybko narastajcym napiciem Wallie wybra si na spacer. Buty, do których nie by przyzwyczajony, uwieray go. Znów zbada wielki mur, szukajc drzew, które mogyby siga na zewntrz, ale adne nie roso dostatecznie blisko ani nie byo wystarczajco wysokie. Przy murze stao kilka zrujnowanych, starych budynków, ale aden nie by na tyle duy, eby umoliwi ucieczk bez drabiny. Wiedzia, e jest ledzony i korzystanie z drabin jest niemoliwe.
Gorzko poaowa odsonicia swojego "piocba". To by bd, który spowodowa, e Tarru znalaz si w gorszej pozycji. Krwawa przysiga nie bya jednostronna, jako e wasala powinien broni senior. Tarru bezlitonie wystawi Gorraminiego. Ju przedtem musia mie takie grzeszki na sumieniu, a teraz odsoni si jeszcze bardziej. To mogo go zmusi do podjcia desperackich dziaa.
Jedyne, co Wallie potrafi wymyli, to przemknicie przez bram wityni w przebraniu. Bardzo ndzny plan. Nnanjiego przerazi jego niehonorowo. Na dodatek sposób ten by ryzykowny - ciao Shonsu ze wzgldu na sw cholern wielko rzucao si w oczy - ale wydawao mu si, e nie ma innego rozwizania. Nawet wozy dostawcze byy przeszukiwane przy wyjedaniu, co potwierdzali niewolnicy. I jakie wybra przebranie? Szermierczy koski ogon by charakterystyczny i nienaruszalny. Twarzoznaki Lud postrzega jako wito. Faszowanie ich uznawano za wielkie przestpstwo. Wallie doszed do niechtnego wniosku, e Shonsu sidmego stopnia stanie si kobiet, uywajc swych dugich wosów do osony czoa.
Tylko niewolnice nosiy zasonite czoo i prawdopodobnie w ich przypadku byo to dozwolone, poniewa prgi niewolnicze przebiegay przez ca twarz.
W miar jak soce wiecio coraz ostrzej, zaczyna si poci. Zamylony skierowa si w kierunku koszar. Po tej stronie zarola krzaków rosy przy samym budynku, a jego droga prowadzia brukowan ciek, która wia si, pomidzy wysokimi krzewami, prawie jak w dungli. Gsto krzyujce si z ni cieki i odgazienia tworzyy prawdziwy labirynt. Nie zna tego terenu; chocia ciko byoby powiedzie, e naprawd zabdzi. Przez jaki czas wdrowa bez celu, czciowo przeuwajc swój problem, a czciowo -jak to sobie niespodziewanie z rozbawieniem uwiadomi - instynktownie zapoznajc si z terenem... sutra siedemset siedemdziesita druga...
Dotar ju prawie do tylnej ciany koszar, kiedy co, przedzierajc si przez krzaki, zaczo zblia si do niego. Wallie zatrzyma si, a na ciek przed nim wynurzy si niewolnik. By to wielki i gruby modzik, brudny i ubrany tylko w czarn szmat. Sta przez chwil ciko dyszc, wpatrujc si w Walliego i cigle ciskajc w rce ogrodniczy rydel. To oraz pokrywajce go boto wiadczyo, e jest jednym z ogrodników.
- Wadco?
Niewolnicy nie zagadywali do Siódmych. Wallie poczu si, jakby przebieg przez niego prd.
- Tak?
Modzik obliza wargi, najwyraniej nie wiedzc, co powiedzie dalej. By albo zdenerwowany, albo zwyczajnie gupi. Albo jedno i drugie na raz.
- Wadco - powtórzy. Potem doda: - Powiedzieli, ebym ci odszuka.
Wallie próbowa umiechn si omielajco, jakby mia do czynienia z dzieckiem, ale nigdy nie potrafi sobie dobrze radzi z niepenosprawnymi. Przypomnia sobie Narrina, niewolnika-idiot z wizienia i zastanowi si, czy niewolnictwo samo z siebie wytwarza niewydolno umysow, czy te niewydarzone dzieci byy bez skrupuów sprzedawane handlarzom. Oczywicie wiat nie mia instytucji, w których mona by je wygodnie zamkn i zapomnie o nich.
- No, to mnie znalaze.
- Tak. Wadco. -Kolejna pauza.
- Kto ci powiedzia, eby mnie szuka?
- Matka.
Impas.
- Jak ma na imi twoja matka?
- Ani, wadco.
Ach!
- A jak ty masz na imi?
- Anari. Wadco.
- Czy moesz mnie do niej zaprowadzi, Anari?
- Tak, wadco - niewolnik kiwn gow. Odwróci si i ruszy ciek. Wallie poszed za nim. Z pewnoci groziy dalsze kopoty, ale Walliego bardziej zainteresowao ciche stukanie butów, które dochodzio z tyu. Cisza... i znowu
tupnicia. Oczywicie, by ledzony i oczywicie w takim labiryncie jak ten jego ogon musia trzyma si blisko. Czy podsucha rozmow? Czy Wallie powinien wraz z Anarim wyj z gszczu i pozwoli ledzcemu i za nimi? Zanim zdoa podj decyzj, cieka si skoczya. Przed nim widniaa ciana koszar, a w niej mae drzwi. Oficjalne wejcia byy wielkie i budzce szacunek, wic to zapewne przeznaczono dla niewolników. Cholera! Tutaj cieka si ju nie odgaziaa. Jeli Wallie zniknie, to ledzcy domyli si, e niewolnicy s w to zamieszani.
- Anari?
Modzian zatrzyma si : i odwróci swoj ksiycow twarz do Walliego.
- Wadco?
- Poczekam tutaj. Powiedz Ani, gdzie jestem.
Anari przemyla to sobie, kiwn gow i znikn za drzwiami. Wallie, tak cicho jak tylko zdoa, popiesznie wycofa si do ostatniego zakrtu i zszed na bok, w krzaki.
Okaza si bardzo gupi. Pozwoli odej Nnanjiemu, osabiajc swe siy. Bez Nnanjiego by dziesi razy bardziej podatny na atak. A teraz moe zdradzi swoje tajemne powizania ze spoecznoci niewolników - Tarru wystarczy sprytu, eby domyli si tego. Shonsu nie by zbytnio pomocny w dziaaniu typu sztyletem zza wga, ale Wallie Smith powinien orientowa si lepiej - znacznie lepiej! Idiota! Przeklina si za niekompetencj i móg wyczu, jak jego ja Shonsu wcieka si na konieczno ukrywania si.
Kroki obutych stóp stay si blisze, goniejsze.
Obok przeszed szermierz trzeciego stopnia, by to niski i chudy czowiek. Gdy zobaczy koniec cieki i drzwi, zatrzyma si zaskoczony. Wallie wystpi z ukrycia stajc za nim i z rozmachem uderzy go mocno pici w miejsce, w którym szyja czy si z barkiem, zwalajc swoj ofiar na ziemi. Z cichym brzkiem uderzajcej o kamienny bruk rkojeci miecza mczyzna potoczy si i leg nieruchomo.
To byo dobre! Wallie potar pi i zaduma si, co robi dalej. Drzwi! Niewane, gdzie ofiara si ocknie, zapamita, e wejcie dla niewolników pojawio si tu przed jej nosem. Powinien zosta zwizany i trzymany jako wizie. Wallie opad na kolana i przyjrza mu si uwaniej. To by mody Janghiuki, mentor Uszatego .Oguszanie ludzi i wizanie ich nadawao si w sam raz do powieci szpiegowskiej, ale dla szermierza byo czym zakazanym, a szczególnie zakazane byo dla czowieka, który ostatnio otrzyma nowe ciao i nie zna wasnej siy.
Zama Janghiukiemu kark. Dzieciak by martwy.
# 7 O POJEDYNKACH POMIÊDZY SZERMIERZAMI
Streszczenie
Siedem jest czynów pod³ych:
Atakowanie bez ostrze¿enia
Atakowanie nieuzbrojonego cz³owieka
Dwóch przeciw jednemu
U¿ycie innej broni oprócz miecza
U¿ycie tego, czym siê rzuca
U¿ycie tego, czym siê miota
U¿ycie zbroi lub tarczy.
Epizod
Piêædziesiêciu dwóch wyst¹pi³o przeciw
Langaraunimiemu, o on zabi³ dwudziestu piêciu.
Wielkie jest imiê Langaraunimiego.
Kim by³o tych piêædziesiêciu dwóch?
Epigram
Zabójstwo bez honoru niszczy dwóch szermierzy.
Anari powróci nie ze swoj matk, ale z innym niewolnikiem, wczeniej Walliemu nieznanym. Ten mia o wiele wicej rozumu ni Anari. Powiedzia, e szlachetny wadca jest w niebezpieczestwie. Czcigodny Tarru zastawi puapk w apartamencie gocinnym, umieci tam ludzi z sieciami i pakami. Wadca Shonsu nie moe wróci do swego pokoju.
To znaczy, e trzeba posa po Nnanjiego, odpowiedzia Wallie, a on potrzebuje miejsca, w którym moe si ukry. Zaprowadzono go na dó do piwnic i wszystko tu byo tak niepodobne do jego kwatery, e nigdy nie mógby sobie tego wyobrazi.
Sufit tak niski, e nie móg si wyprostowa, nawet pomidzy masywnymi belkami. Walka w tym miejscu bya by dla niego niemoliwa. Pomieszczenie tak bardzo dugie, e przypominao tunel. Mae zakratowane otwory rzucay plamy mtnego wiata na sterty brudnej somy, pajczyn i mieci, na szcztki poamanych mebli, dawno temu wyrzuconych przez pierwszych wacicieli. Z koków zwisay narcza achmanów. Kilku niewolników pobudowao sobie co w rodzaju przegródek, eby stworzy pozory prywatnego terytorium, ale przez to cae wntrze byo jeszcze ciemniejsze. Sypialnia niewolników - ludzka stajnia, cuchnca przez wieki niemytymi ciaami.
Dziwio nie to, e starych niewolników posyano, gdy przestawali by uyteczni na Ska Sdu, cudem byo, e który z nich móg przey tak dugo.
Wallie zaamany siedzia na drewnianym krzele, które stracio oparcie, i rozmyla. Jja zostanie powiadomiona.
Anari powróci do swych obowizków w ogrodzie. Janghiuki pozosta pod krzakiem i bez wtpienia przycign ju uwag owadów.
Morderstwo! To, co zrobi, byo najgorszym typem morderstwa na Ziemi i byo to równie morderstwem w wiecie .
Gdyby zechcia, mógby zabi Jangbiukiego cakiem legalnie. Wyzwanie, dobycie, pchnicie, wytarcie miecza - Shonsu zabraoby to pi sekund i nikt nawet nie mrugnby okiem. Ale próbowa by miosierny i zosta morderc.
Janghiuki trzeciego stopnia... on nie zrobi nic zego. By tylko posuszny rozkazom - kazano mu i ladem Shonsu. Szpiegowanie gocia samo w sobie nie bya amaniem praw gocinnoci, byo tylko okazaniem kiepskich manier. Jedyny bd chopaka polega na zoeniu krwawej przysigi Tarru albo Trasingjiemu, albo któremu z innych wysokiego stopnia, kto sta przy nim z dobytym mieczem. Dzieciak nie mia waciwie wyboru. Prawdopodobnie Tarru da mu wiarygodn wymówk w rodzaju: "Wadca Shonsu ukrad miecz Bogini i my musimy go odzyska". Jeli odmowa oznacza mier, wszystko wydaje si dosy wiarygodne.
Prdzej czy póniej Tarru uwiadomi sobie, e Shonsu nie wraca do swego pokoju. Polowanie rozpocznie si. Odnajd ciao Janghiukiego. Wtedy moralne problemy Tarru zostan natychmiast rozwizane. Psy rusz z ujadaniem .Posiadanie niewolników, bawochwalstwo, kara gówna, chosta... wszystko to napeniao dawnego Walliego Smitha zgroz. Teraz doda do tego morderstwo. Moralno si nie zmienia, powiedzia chopczykowi tego pierwszego ranka. Póbóg odpar, e jest to co, czego musi si oduczy. Ale nie potrafi.
Shonsu zabiby Janghiukiego bez skrupuów, robic to zgodnie z zasadami i bez poczucia winy. Problem praw gocinnoci rozwizaby przez zacytowanie tej czy innej sutry i nikt nie mógby podway jego interpretacji. Wallie Smith nigdy nie zdoa nauczy si takiego mylenia.
Obieca, e spróbuje by szermierzem, ale zawiód. Bogini znajdzie sobie innego bojownika.
Co poruszyo si w somie za nim. Podskoczy, lecz cokolwiek to byo, na pewno nie czowiek.
Zaciekawi si, czy Honakura kiedykolwiek widzia kwatery niewolników takie jak te i co mógby o nich powiedzie. Prawdopodobnie tylko wymamrotaby co, e niewolnictwo jest kar za czyny w poprzednim yciu. By karanym za co, czego nie mona sobie przypomnie! Ale Wallie obieca nie doradza Bogini, jak na ma rzdzi swym wiatem. Byy tu setki niewolników. A w zbrojowni wisiay setki mieczy. Wallie nie pierwszy raz bawi si myl o armii niewolników. Odrzuci j, tak jak zawsze. Sutry pozwalay szermierzom w razie niebezpieczestwa uzbraja cywili, ale specjalne sformuowanie wykluczao niewolników. To byaby zarazem zbrodnia i czyn pody. Jednak Walliemu bardziej przemawiao do rozsdku to, e na pewno doprowadziby w ten sposób do masakry. Szermierze byli nieskoczenie skuteczniejsi w zadawaniu mierci, bez wzgldu na rónic w liczebnoci, a on nie zamierza ratowa si kosztem niewinnych istnie. Poza tym z pewnoci przyja niewolników tak daleko nie siga. Obawialiby si odwetu. adna posiadajca niewolników kultura nigdy nie moga tolerowa ich buntu, bez wzgldu na osob organizatora. Gdyby Shonsu chcia by Spartakusem, doprowadziby do zjednoczenia reszty wiata przeciw sobie.
Co zrobi? Wallie wysila si, by zrozumie tok mylenia Tarrn. Musia wierzy, e ten czuje si zmuszony do tego, co robi.
Wymaganie od ludzi przysigi w nieuczciwej sprawie byo czynem podym. Rozkazanie im utrzymywania trzeciej przysigi w tajemnicy byo nim równie. Stanowio ograniczenie czasu, w jakim móg utrzyma sw nielegaln armi, a nawet stopnia, w jakim móg jej zaufa. A wic Tarru czu si przycinity do muru. Musia szybko znale miecz i odjecha. Ale do miecza móg go doprowadzi jedynie Shonsu, który nawet jeli naprawd nie wiedzia, gdzie jest miecz - musia wiedzie, kto wie. Jeli Siódmy mia by wzity ywcem, to sieci byy oczywist metod.
Kar za niepowodzenie, powiedzia póbóg, bdzie mier... lub co gorszego. Tarru planowa tortury.
Drzwi zaskrzypiay i do rodka wcisna si Jja z Vixinim na plecach. Wallie wsta, nie bdc w stanie si wyprostowa i pocaowa j, potem przycign inne zamane krzeso tak, by mogli siedzie blisko siebie.
Jja umiechna si krzepico.
Walliego zaskoczyo, jak wielk poczu ulg, gdy j zobaczy. Tarru, nie biorc Jji jako zakadniczki, przegapi zwycisk strategi. Ale aden normalny szermierz nie oddaby serca niewolnicy, jak zrobi to Wallie, wic Tarru nie móg o tym wiedzie.
Teraz spróbowa jej to wytumaczy i bya tak zdziwiona, jak mógby by Tarru.
- Nie idzie mi zbyt dobrze, Jja.
Przez chwil przygldaa mu si uwanie. Czy jego wina bya a tak oczywista? Czy mia teraz na czole wypisane morderca? Ale nie.
- Czy wiesz, czego chc od ciebie bogowie, panie? - spytaa.
To byo sedno sprawy.
- Wiem - skin gow. - A ja nie chc tego robi. Masz racj. Musz nauczy si posuszestwa. - Powróci do wpatrywania si w podog.
- Ani ju idzie, panie. Czcigodny Tarru i jego ludzie cigle czekaj w pokoju. Kio posza, eby odnale adepta Nnanjiego.
- Kto to jest Kio?
Biae zby Jji bysny w mroku.
- Jego ulubienica. Nie móg pozwoli sobie na ni, dopóki nie dae mu tak duo pienidzy. Kobiety mówiy, e dostaa ju poow miecza
Wallie umiechn si i zamilk. Trudno mu byo wciga Nnanjiego z powrotem do tej sadzawki z rekinami, ale to byo jego obowizkiem. W kadym przypadku naleao go ostrzec, a niebezpieczestwo zagraajce seniorowi z pewnoci, saprawi, e Nnanji wróci biegiem. Jakie rozkazy wyda Tarru? Równie dobrze Nnanji moe umrze przy bramie.
Vixini zacz kaprysi. Jja odwizaa go i postawia na pododze. Wyruszy od razu w podró badawcz, wygldajc jak ogarnity zapaem brzowy robak.
Drzwi znów zaskrzypiay i tym razem pojawia si w nich Ani, ogromna w czarnej sukni. Tylko jej dua brzydka twarz bya wyranie widoczna, gdy pyna tu pod sufitem, z wygldajc jak dziura czarn at na lewym oku. Wosy miaa cignite z tyu w kok, a jej twarz opasywaa utworzona przez nieufarbowane odrosty cienka srebrna linia od ucha do ucha. Kiwna si z szacunkiem przed Walliem, próbujc równoczenie ukry umieszek z powodu absurdalnej sytuacji, e wadca, siódmego stopnia, ukrywa si w niewolniczej piwnicy. Jej syn móg mie niewiele wicej inteligencji ni roliny, którymi si opiekowa, ale Ani zjednywaa sobie mczyzn. Miaa prymitywn, wrodzon chytro, a take dziwn aur autorytetu, jakby bya Królow Niewolników.
- Jestem ci wdziczny, Ani - powiedzia Wallie.
- Ja tobie te, wadco. Bye tamtego wieczora dobry dla starej, grubej kobiety. Nieliczni nie poczuliby si uraeni.
- Sam bywaem pijany - odpar. - Ale mog nigdy nie mie nastpnej okazji. Co powiesz o Tarru?
Spluna na podog.
- Rozkaza zacz poszukiwania, wadco. Ale tu nie zajrzy. Jeli to zrobi ,moemy przeprowadzi ci dookoa piwnicami. Tu jeste bezpieczny.
To przestaoby by prawd, gdyby Tarru kiedykolwiek zacz podejrzewa e niewolnicy dziaaj przeciw niemu , te cholerne zwoki leay blisko budynku, a Tarru nie by gupcem Niewolnicy , mogli oczywicie przenie ciao w dowolne miejse ale byoby to dla nich poczone z bardzo wielkim ryzykiem. Wallie zdecydowa si nie wspomina o Jangbiukim.
- Musz zamieni sowo z wadc Honakur - powiedzia. - Myl, e on jest jedynym, który moe mi pomóc.
Ani wyda misiste wargi.
- To nie bdzie atwe,. wadco.
Oczywicie. aden niewolnik nie móg podej do czowieka takiego jak Honakura i rozpocz rozmowy - nie bez wywoania zamieszania. Wallie sign do sakiewki.
- Czy to pomoe?
Oczy Ani bysny na widok zota.
- Moe pomóc.
Wallie poda jej monety i podyktowa krótk wiadomo. Ani powtórzya j jak papuga, a potem wytoczya si, eby zobaczy, co da si zrobi. Usiad i westchn.
Piwnica bya rozgrzana cuchnca i obrzydliwa.
- Bycie moj niewolnic zapewnia ci sporo rozmaitoci, prawda, Jja? Królewski apartament... a teraz to?
Umiechna si posusznie.
- Kobiece kwatery s troszk czyciejsze, panie, ale prawie takie same.
Pomyla o kobiecych kwaterach i poczu zdziwienie. Z pewnoci nie byy tak wystawne jak przydzielony mu apartament, ale chyba jednak wygodne i zapewniay przynajmniej dostp wieego powietrza.
- Co masz na myli? - zapyta. - Nie pokoje na górze, gdzie Janu...
Potrzsna gow, umiechajc si lekko.
- Dopiero, gdy przyszede po mnie, panie.
Oczywicie, miaa na myli kwatery niewolnic. Co za bezmylno z jego strony
- Mówisz, e gdy bya ze mn, siedziaa w takiej dziurze jak ta?
Kiwna gow.
- Przewanie.
Uj jej donie w swoje
- Nie miaem pojcia!
Zacza mówi e to nie ma znaczenia, ale przerwa jej
- Nie, to ma znacznie! Jja jeeli wydostaniemy si z tych kopotów, zawsze bd ci trzyma przy sobie. Moemy nie znale niezego lepszego ni to, ale znajdziemy to razem. - Pod jego spojrzeniem opucia oczy. - Jja... kocham ci. - Myla, e si zaczerwienia, ale wiato byo zbyt sabe, eby móg mie pewno. Co moe znaczy takie owiadczenie,, gdy skada si niewolnicy?
- Oenibym si z tob, gdybym móg, Jjo.
Wtedy spojrzaa na, niego,, zaskoczona.
- Dabym ci wszystko, zrobibym dla ciebie wszystko - powiedzia. - Mówiem ci, e nie bdziesz zabawiaa innych mczyzn, a teraz obiecuj, ci...
Pooya mu do ustach i potrzsna gow.
- Mówi powanie !
Zawahaa si, jak zawsze niechtna da wyoenia swej myli w sowach.
- Wallie jest pewny. Wadca Shonsu nie pozwoli mu dotrzyma takiej obietnicy.
Zacz protestowa i znów go powstrzymaa. Nagle zadraa.
- Zrobisz co dla mnie, panie?
- Tak.
- Odpdzisz boga smutku?
Vixini zwin si na odrobinie somy i sennie ssa swój kciuk.
To bya perspektywa - móg to by ostatni raz.
- Samo przebywanie z tob daje mi do zadowolenia .Znaczysz dla mnie o wiele wicej .
Opucia oczy i milczaa.
- Co nie tak?
- Wybacz mi, panie.
- Co mam ci wybaczy?
- Nie próbowaam zadowoli ciebie. Prosiam, eby zadowoli mnie.
Czy mówia szczerze? Nigdy nie potrafi odczyta jej myli. To nie miao znaczenia. Dwa tygodnie temu nie powiedziaaby nawet tego. Taki postp powinien zosta nagrodzony.
- Tu s pluskwy - ostrzeg. Ale ona umiechna si uszczliwiona i podaa mu swe wargi, a on szybko zdecydowa si zaryzykowa kontakt z pluskwami.
Bóg smutków by nadzwyczajnie uparty. Przepdzali go kilkakrotnie i za kadym razem powraca z popiechem. Zwyciy przez czyst wytrwao. Kiedy pojawi si nareszcie Nnanji, para zbiegów bya znów ubrana i rozwalaa si bezwadnie na chwiejnych szcztkach krzese, rozgrzana i zmczona, w cuchncym zaduchu.
Nnanji skuli si pod belkami, rozejrza si dookoa ze wstrtem i promiennie umiechn do Walliego.
- Seniorze, czy mog mie zaszczyt przedstawienia swojego podopiecznego, praktykanta Katanjiego?
Odwaga, przypomnia sobie Wallie, zostaa zdefiniowana jako wdzik w warunkach stresu. Wsta, eby przyj pozdrowienie Katanjiego, ze wzgldu na brak miejsca w górze uywajc gestów rk. Chopiec mia jeden zakrwawiony twarzoznak, byszczcy biay kilt i zdziwiony wyraz twarzy. Stary cigacz do wosów Nnanjiego czepia si smutno jego krótkich, czarnych kdziorów, niezdolny do utrzymania koskiego ogona bez wzgldu na to, jak mocno by próbowano. Wyglda na absurdalnie modego.Oczywicie, to miejsce nie pasowao do niego. Wallie powinien by odgadn, co knuje Nnanji, ale teraz byo ju za póno na odwrócenie przysigi.
Praktykant Katanji? Moe to znak od bogów, e ekspedycja jednak posuwa si naprzód. Numer pi wanie si zaokrtowa.
- Kupiem mu nowy miecz zamiast dawa mój stary - oznajmi Nnanji, pokazujc bro.
Gdyby poszed do pokoju po stary...
Ale Nnanji, co zdarzao si rzadko, zaniemówi z zakopotania.
- I chcesz, ebym mu go wrczy?
- Jeli nie urazi ci klknicie przed Pierwszym...
- To dla mnie zaszczyt - powiedzia Wallie. - W kadym razie i tak bd wyszy ni on.
Praktykant Katanji umiechn si na te sowa. Jego mentor spojrza na niego spode ba i przestrzeg, eby pamita, co ma powiedzie i eby nie obci wadcy Shonsu kciuków. Wallie przyklkn, wymawiajc odpowiednie sowa i wrczy miecz. Katanji uj go ostronie i poda odpowied, ale nie sprawia wraenia, e traktuje to nawet w przyblieniu tak powanie ani e ma to dla niego takie znaczenie jak dla Nnanjiego. W jego ciemnych, modych oczach widoczny by przebysk cynizmu.
- Nnanji, czy jeste pewien, e nie bylicie ledzeni po drodze? - zapyta Wallie, z ulg powracajc na krzeso.
- Cakiem! Powiedziae mi, jak to zrobi, seniorze! Wic Nnanji wykorzysta sutr z powieci szpiegowskiej .
- W rzeczy samej - mówi dalej Nnanjii - przy bramie stali Popoluini i Faraskansi. Próbowali mnie ostrzec ,ebym nie wraca - wzdrygn si - Powiedziaem e to sprawa honoru. Wtedy obiecali e nie bd mnie ledzi
Wallie próbowa sobie wyobrazi t rozmow i zrezygnowa. Ale to potwierdzao jego wiar, e szermierze byli niechtnymi przeciwnikami. Posuszni rozkazom Tarru co do litery, nie zrobi niczego wicej.
Wtedy zauway trzeci osob, stojc nieco z tyu. By przekonany, e jest to Kio, ulubienica koszar, ale z pewnoci nigdy nie widzia tej kobiety. Nnanji umiechn si i przywoa j do wiata.
- Kupiem i j - powiedzia dumnie. - Mamy wszystko, co nam potrzeba - florety i zapasowe ubrania - a Jja ma dziecko...
Wallie by wyczerpany emocjonalnie i fizycznie, jednak poczu wasn reakcj na dziewczyn. Niesamowicie zmysowa, odziana tylko w co w rodzaju koronkowych wstek, podkrelajcych jej wdziki, a te byy wystarczajco widoczne. Na Ziemi gow by da sobie odci, e takie wspaniae piersi musz by dzieem jakiego nie przestrzegajcego etyki chirurga plastycznego. W wiecie tylko cud móg je utrzymywa w podobny sposób. Jej obnaone ramiona i nogi byy wprost sensacyjne. Kaskady jasnobrzowych falistych wosów otaczay doskona twarz - doskonale pust - a wargi o barwie pczków róy wyginay si w bezmylnym umiechu, za wielkie oczy byy tpe jak kamyki. Kretynka.
O, do diaba! W podnieceniu spowodowanym zdobyciem promocji Nnanji wpad w amok. Najpierw brat, teraz dziewczyna. Ona bya niewiarygodnie podniecajca i niewiarygodnie nie na miejscu, jako e kady po paru dniach zmczy si tak idiotk. Pasowaaby do jakiego zaktka pieszczot w dworku bogatego starca, nie do szermierczego wdrownego ycia. Z pewnoci nie nadawaa si na szóstego czonka zespou! Nigdy!
- Przypuszczam, e powinienem by zapyta, seniorze... - Nnanji zauway jego reakcj.
- Tak, powiniene! - warkn Wallie. Opad z powrotem na swoje krzeso, pogrony w czarnej rozpaczy. Wszystko rozazi mu si w rkach. Gdy tylko myli, e dosign dna, opada na nastpny poziom.
- Jak j nazywas?
- Cowie, seniorze - powiedzia Nnanji.
To, e wadca Shonsu uzna imi za tak niewytumaczalnie mieszne, jeszcze bardziej go speszyo.
Czas wlók si niemiosiernie. Nnanji chcia zabra sw now zabawk na stosown stert somy, Wallie zoliwie zabroni mu tego. Wyjani spraw Tarru i jego sieci, potem niechtnie wspomnia, e zabi Janghiukiego. Nnanji sta si mroczny jak sama piwnica i zgarbi si na stoku patrzc spode ba.
Vixini obudzi si rozdraniony, godny i znudzony . Katanji siedzia na somie i gapi si w pustk .
Jak uciec koszar, z terenów wityni, z miasta, z wyspy? Wallie chcia wsta i chodzi tam i z powrotem, ale w tym ndznym miejscu móg tylko kuca, wic chodzenie byo niemoliwe. Zosta zapdzony w kozi róg. Tarru popycha go cal po calu, jak gangster opanowujcy kolejne obszary czy jak Hitler poykajcy po kawaku kontynent, nieubaganie wyzyskujc korzyci z pacyfistycznej niechci Walliego do stosowania siy. Shonsu wiedzia, co si zdarzy. Tak samo Wallie Smith. I pozwoli, by to si zdarzyo. Mówi sobie, e gra na zwok, kiedy zwoka pomagaa bardziej przeciwnikowi ni jemu w tym kopotliwym pooeniu.
Jego umys zwija si i skrca próbujc wymyli jaki sposób ucieczki. Nie móg znale niczego poza wt nadziej, ze Honakura trzyma jeszcze jakie karty w rkawie.
Nnanji wydawa si coraz bardziej i bardziej ponury. Móg oskara Tarru o zdeprawowanie stray albo móg znów rozmyla o czowieku, który powiedzia, e nie zabija dopóki nie musi. Go zabijajcy swego gospodarza?
Kto pierwszy popeni czyn pody? Czy ju przygotowywanie puapki byo czynem podym, czy staje si nim dopiero gdy puapka si zatrzanie? Czy ledzenie gocia byo dopuszczalnym zachowaniem?
Wallie zauway struty wyraz jego twarzy i zlk si, by nie powróci zabójca ddownic. Nnanji musi czu si zdradzony po raz drugi - najpierw przez stra, teraz przez Shonsu. Tarru nie by jedynym, który mia moralne problemy.
Nareszcie drzwi zaskrzypiay i do wntrza wpyn ogromny bezksztat Ani. Podesza, zatrzymaa si przed Walliem i ze smutkiem potrzsna gow .
- Wadca Honakura przyszed? - zapyta szermierz, ale po wyrazie jej twarzy pozna, e spad na jeszcze niszy poziom.
- Nie, wadco - powiedziaa. - On jest w wizieniu .
To byo mordercze poudnie, ptaki milczay wród drzew, pracujcy w ogrodzie niewolnicy poruszali si bezszelestnie, pozostajc w cieniu i nawet owady nie brzczay. Szeregi pielgrzymów klczcych na stopniach wityni roztapiay si i jczay pod razami sadystycznego soca. Tylko Rzeka nie przestawaa porusza si i haasowa, podczas gdy wiat cierpia, modlc si o wieczór . Plac defilad by pusty i rozpalony jak patelnia. Troje ludzi wyszo zza rogu koszar, przecbodzc przez plac fechtunku. Teraz, gdy kady czowiek ze stray szuka wadcy Shonsu, nie byo tu nikogo, kto mógby dostrzec to trio. Niezauwaeni maszerowali przez plac defilad w stron wizienia, pync na swych cieniach w biaym arze. Prowadzi szermierz czwartego stopnia, olniewajcy w zupenie nowym pomaraczowym kiltem. Jego koski ogon by czarny jak atrament. Czerni tej dorównywa ponuroci wyraz jego twarzy. By on bardzo bliski zbuntowania si swemu zaprzysionemu seniorowi i nie powiedzia ani sowa , od kiedy niewolnicy wysmarowali jego wosy sadz i tuszczem z lampy. Pochód zamyka niski, ciemnowosy Pierwszy. Porusza si niezdarnie, miecz mia przekrzywiony, twarzoznak nabrzmiay, jego kilt skrzy si biel, a wosy byy o wiele za
krótkie, co oznaczao, e by drapaczem. Prawdopodobnie zastanawia si, czy w ten sposób powinno wyglda ycie szermierza, pewnie te obawiajc si tego mordujcego Siódmego. Wskazywa na to nawet oszoomiony wyraz jego ciemnych oczu. ciska lin, której drugi koniec by zawizany na szyi prowadzonej winiarki.
Bya to ogromna bardzo brzydka kobieta. Jej czarne wosy- o wiele za dugie jak na niewolnic - spadajce luno kdziory, cigle jeszcze mierdziay od rozgrzanego elaza. Czarna, wszystko okrywajca szata mogaby nalee do niesawnej Szalonej Ani lecz odstawaa w dziwnych miejscach, jak gdyby jej nosicielka bya zdeformowana.
Pod poduszkami byo nieznonie gorco. Wallie wiedzia, e to niebezpieczne. Nawet gdyby nie zemdla na skutek wywoanego arem wyczerpania, sab bardzo szybko. Prawie nie móg widzie przez spywajcy mu na oczy pot, a nie omieli si go otrze, poniewa musia udawa, e rce ma zwizane na plecach. aden zdrowy na umyle szermierz nigdy by si nie spodziewa, e wadca Shonsu, siódmego stopnia, ubierze si w taki sposób.
Odstpi od zamiaru kombinowania z twarzoznakami, czciowo z powodu poszanowania uczu Nnanjiego, ale te dlatego, e gdyby kto podszed na tyle blisko, eby je zobaczy, caa zabawa skoczyaby si. Pomijajc wzrost,z daleka móg jednak uj za niewolnic. Szed wic krótkimi kroczkami, kuli si i ocieka potem.
Zanim na wizieniu zosta zbudowany nowy dach, byoby moliwe uratowanie winia bez wiedzy straników, ale teraz jedyne wejcie stanowiy drzwi, które prowadziy do pokoju stray. Drzwi stay otworem. Przybysze wmaszerowali do rodka. Briu czwartego stopnia gra przy stole w koci z dwoma Drugimi. Trzej niewolnicy siedzieli w kcie, iskajc wszy z odziey. Spojrzeli w gór i zobaczyli szermierzy, przyprowadzajcych nowego winia.
Katanji w swej krótkiej karierze zosta nauczony tylko jednego elementu szermierki . By manewr którego aden inny szermierz nigdy nie by uczony. Wykona go teraz, obracajc si dookoa i klkajc z pochylon gow.
Niewolnica wycigna z jego pochwy miecz i przyoya szpic do garda Briu, zanim ten zdy doby swego.
- To musiae by ty, no nie? - powiedzia Walie. - Trzymaj rce na stole i rozka swoim ludziom, eby zrobili to samo.
Nieruchoma twarz Briu prawie nie zmienia wyrazu. Zerkn na Walliego, potem na Nnanjiego i pozwoli sobie tylko na cie zaskoczenia, a potem pooy rce na stole. Drudzy poszli za jego przykadem nie czekajc na rozkaz , wygldali na osupiaych.
- Dlaczego to zawsze tobie wchodz w drog? - zapyta Wallie. - Nie mam ci nic do zarzucenia, jednak za kadym razem, gdy co robi, sprawiam kopot adeptowi Briu. Jeste wasalem Tarru?
- Odmawiam odpowiedzi na to pytanie.
- On poluje na mnie. Zamierza mnie torturowa, ebym powiedzia mu, gdzie jest miecz. Czy zaprzeczasz temu?
- Nie. Ani tego nie potwierdzam.
- Co czowiek honoru czuje w takiej sytuacji?
Oczy Briu zwziy si.
- Co ci kae myle, e jestem czowiekiem honoru?
- Nnanji mi to powiedzia, gdzie na dwie minuty przed tym, zanim go wyzwae, tamtego pierwszego ranka.
- Kama.
- Nie uwaam tak.
Briu wzruszy ramionami.
- Wszelkie przestpstwo popenione przez wasala idzie na konto jego seniora. Jeli, jak mi to zarzucasz, jestem wasalem Tarru, to zaprzysigem mu absolutne posuszestwo i mój honor nie wchodzi tu w gr.
- Dlaczego zoye przysig takiemu czowiekowi? - zapyta spoza pleców Walliego mikki gos Nnanjiego. Brzmiaa w nim gorycz.
- Mógbym zada ci to samo pytanie, adepcie - powiedzia Briu.
Nnanji wyda zdawiony dwik, potem powiedzia .
- Widziae Shonsu wchodzcego do wody. Lepiej ni wszyscy wiesz, e ten miecz by cudem!
Briu przyglda mu si ze stoickim spokojem.
- Kiedy byem twoim mentorem, nie zrobiem dobrej roboty pouczajc ci o trzeciej przysidze. Zobaczymy, czego dokonaem poza tym. Jeli dowódca jest skorumpowany, czyim obowizkiem jest zrobienie czego w tej sprawie?
Po chwili Nnanji wyszepta:
- Jego zastpcy.
- Jak? Co powinien zrobi?
- Rzuci wyzwanie, jeli jest wystarczajco dobry. Albo i i poszuka kogo silniejszego. - Cytowa. Nawet jego gos przypomina gos Briu.
Briu skin gow.
- Jednak twój wadca Shonsu pozwoli y Tarru, chocia ten by winny.
To, Wallie ju wiedzia, byo jego pierwszym bdem. Bóg powiedzia mu, e nie wolno mu pozosta mikkim. Wallie by zbyt rozgoryczony, eby czu si usatysfakcjonowany . Przy pierwszym spotkaniu zosta ostrzeony, e szanujcy si szermierz uznaby a swój obowizek zabicie Hardduju i odbudowanie honoru zawodu. Bóg rzuci nawet wyran aluzj, jako e - chocia przelotnie - Napoleon by jednak królem Elby. Przez oszczdzenie Tarru Wallie zdradzi uczciwych ludzi w stray. Powinien by od rki zabi go, obj dowództwo i na miejscu postawi Pitych przed sd, dajc powiadomie... ale nie zrobi tego.
- Przyznaj si do bdu - powiedzia Wallie - Nnanji prawie wskaza mi na to zaraz po tym, na stopniach wityni. Ale wtedy byem ju gociem Tarru
Briu omiót go pogard i pomieniem .
- Miae mas okazji i wymówek. On zwiza Ghaniriego i Gorraminiego trzeci przysig i posa ich przeciw Nnanjiemu. Potem zabra si do pracy nad Pitymi. Nie wiedziae o tym?
Siódmy nie powinien przyj takich sów od Czwartego, ale Wallie czu si zbyt winny, eby by stanowczy.
- Podejrzewaem.
- Wic? - zapyta Briu. - Gdyby zrobi cokolwiek i zawoa o pomoc, mylisz, e reszta z nas staaby bezczynnie gapic si? Chcielimy przywództwa! Chcielimy odzyska nasz honor! Nikt z nas nie jest doskonay, ale... - Przerwa, a potem popatrzy na stó. - By tu jeden. Gdyby reszta z nas okazaa si w poowie tak prawa jak on, zbuntowalibymy si lata temu.
Skrupuów Walliego, e chcia przeszkodzi rozlewowi krwi, szermierze po prostu nie rozumieli. Oszczdzi Tarru, jednego czowieka. Kiedy Nnanji wspomnia o stajniach cofn si przed myl o zabiciu trzech ludzi. Jednak kada zwoka podnosia cen. Jeli teraz zdoa w jaki sposób uciec, to cena w zabitych bdzie znacznie wysza.
Zanim zdy przemówi, Briu znów podniós wzrok, z zaczerwienion twarz i wciekoci w oczach.
- Nawet tego ranka! Gorramini zosta zdradzony! Jednak ty nie zrobie nic!
- Teraz co robi - powiedzia twardo Wallie.
Briu znów spojrza na niewolnicze przebranie i splun. Temperament Shonsu wybuchn. Wallie z trudem go przydusi.
- Masz tu kapana, chc go zabra. Potem odjedam.
- Jak?
- Bogini zajmie si honorem swej stray. To nie byo zadanie, które Ona daa mnie.
Briu wzruszy ramionami i powróci do rozwaa nad swymi spoczywajcymi na stole rkami.
- Dlaczego zoye Tarru trzeci przysig? - znów zapyta Nnanji.
- Moja ona wanie urodzia bliniaki, synów - powiedzia Briu. - Ona musi je i oni tak samo. Kiedy bdziesz starszy, zrozumiesz.
Szermierze byli ofiarami przeraajcych przysig, ale byli te ludmi.
- Briu - powiedzia Wallie. - Moja historia jest zbyt duga, ebym móg j wyjani tutaj, ale przyznaj si do bdu. Jeli bd mia okazj naprawienia go, zrobi to. Otrzymaem zadanie od Bogini. Czy twoja ona czuje si wystarczajco dobrze, eby podróowa?
- Nie, wadco. Ja równie nie.
Wallie kaza Katanjiemu, eby odebra szermierzom miecze.
Nowy dach sprawi, e y. wizieniu byo gorcej ni przedtem i e mierdziao gorzej. Gdy tylko wszed do rodka, zakrcio mu si w gowie. Jak dugo saby starzec mógby tu przey? Na pododze leao czterech winiów, kady przyczepiony tylko za jedn kostk, ale teraz Walllie nie by ucieszony tym drobnym polepszeniem. Skierowa si w stron drobnej, pomarszczonej postaci.
Honakura zachichota z rozbawieniem, gdy zobaczy swojego wybawc. Potem wycign drobn stop spod kamienia i przyj pomoc przy wstawaniu.
Wallie ze swego wypchanego ona wycign czarny ubiór.
- Zostaniesz Bezimiennym, wadco. Tu w kieszeni jest przepaska na czoo. Lepiej ubierz si na górze, tam jest chodniej.
Nie przestajc chichota Honakura drepta w stron schodów .
- egnaj, adepcie - powiedzia do Briu. - aden z nas nie jest doskonay.
- Nie - westchn szermierz. - Ale przypuszczam, e moemy si stara.
Wallie wycign rk. Po chwili Briu uj j.
- Mam nadziej, e w czasie twojej podróy jaki mczyzna spróbuje zgwaci ci, wadco.
Cigle si miejc z tego niespodziewanego artu, Wallie powróci do pokoju straników. Odda Katanjiemu jego miecz, a potem pomóg mu woy go do pochwy. Honakura ubra si w czarny strój, a Nnanji pomóg mu zawiza opask na czole.
- Jestemy w powanym, kopoci, w... starcze - powiedzia Wallie. - Nie wiem, jak mamy si std wydosta. Ale lepiej wrómy do koszar tak szybko, jak tylko si da.
- Do koszar? - zapyta niewinnie Honakura. - Dlaczego nie mielibymy pój do miasta?
- A jak proponujesz... - zacz Wallie potem spojrza na niego gniewnie. - Niech to pieko pochonie! Przypuszczam, e s tu drugie drzwi!
- Oczywicie - powiedzia Honakura. - Sdzie, e kapani nie maj swego wyjcia? Nigdy mnie o to nie pytae.
Zachichota przenikliwie i radonie.
Gdy tylko wyszli z wizienia, przegrupowali si, przesuwajc dwóch szermierzy do przodu i dwóch odzianych w czer do tyu. Honakura kutyka, podtrzymujc sw za dug sukni i wyciga nogi, jak tylko móg. Wallie by niewiele sprawniejszy, a jego ledwo zaleczone stopy zaczynay si odparza w niewolniczych sandaach w które byy obute. Ale powolny krok by podany w kadym przypadku, panowa nieznony upa. Kilku tutejszych ludzi których mineli , nie zwrócio na nich uwagi.
Starzec astmatycznymi sapniciami podawa Nnanjiemu kierunek. Wdrowali w dó Rzeki prawie do koca terenów wityni, potem ruszyli zaronit drzewami drog blisko wielkiego muru.
- Bdziemy potrzebowali opaty - wycharcza w pewnej chwili starzec i wkrótce bogowie przeprowadzili ich obok opuszczonych taczek z narzdziami. Wallie musia zboczy tylko dwa kroki w bok od drogi, eby zabra opat.
Potem kapan zapyta:
- Nikt za nami nie idzie? - I skrcili w krzaki. Stary, zrujnowany wiekiem gobnik, dobrze ukryty w zarolach, opiera si ciko o zewntrzny mur, a kamienie, z których go zbudowano, okryte byy paszczem porostów i na pó zwietrzae ze staroci. Mae i zniszczone drzwi atwo ustpiy pod naciskiem ramienia Walliego, a wewntrz jak potna eksplozja zabrzmia opot skrzyde.
Wntrze byo ponure i ciemne, cuchnce i zagnojone. W grubych warstwach guana na pododze roio si od uków. Zasony pajczyn lniy w wietle przesczajcym si przez dziur w dachu. Zaskoczone biae ptaki zerkay na nich w dó z przegródek na gniazda, umieszczonych w górnej czci ciany.
- Jeli nikt nas nie widzia - powiedzia Wallie - jestemy tu bezpieczni. Najwyraniej nikt tu nie bywa od lat.
- Od pokole! -odpar Honakura. - Mam tylko nadziej, e przejcie jest jeszcze otwarte. Prawdopodobnie nie byo uywane przez stulecia. Moe nawet nigdy kichn. - Po drugiej stronie otwór moe by zamurowany .
- Co za pokrzepiajca myl! - powiedzia Wallie - Myl, e Katanji powinien i po reszt, czy nie, Nnanji?
Nnanji, cigle ponury, kiwn gow.
- Bdziemy potrzebowali kogo, eby zamaskowa lady za nami - powiedzia kapan.
- Wic sprowad Jj, Cowie i Ani - rozkaza Wallie. Chopiec umiechn si i ruszy w stron drzwi. - Id powoli! Gdyby kto si pyta, jeste nowym podopiecznym adepta Briu i wykonujesz jego polecenie... moesz odmówi powiedzenia, jakie to polecenie. I przynie moje buty!
Katanji odszed.
- Kim jest ta Cowie? - zachichota Honakura.
- Przypuszczam, e numerem szóstym - odpar mrukliwie Wallie, rozgldajc si po cuchncym obrzydliwe gobniku. - Nnanji kupi niewolnic.
- To ja bd siódmym .
Wallie zwróci si do niego z niedowierzaniem.
- Ty? Z caym szacunkiem, wity, to ci zabije!
- Spodziewam si tego - powiedzia spokojnie Honakura - jeli chodzi o to, e nigdy tu nie powróc. To moe take zabi ciebie, mody czowieku, a masz o wiele wicej do stracenia ni ja. Co wicej, masz du szans na powrót.
- O co ci chodzi ?
- Masz zwróci miecz, pamitasz? Nie bardziej ni ty wiem, co to oznacza. Ale to moe znaczy, e bdziesz musia przynie go tam, gdzie go dostae.
Gobie gruchay z dezaprobat, podczas gdy Wallie zastanawia si nad myl, e niewiarygodnie stary czowiek, przyzwyczajony do luksusu i spokojnego ycia, wyjeda na niewiadome, decydujc si na trudy i niebezpieczestwo.
- Nie chc ci zabiera.
Kapan parskn, a potem znów kilka razy kichn.
- Od chwili, gdy przekazae mi wiadomo od boga, wiedziaem, e pojad. Czy mylisz, ze oka si nieprzydatny?
Na to nie byo odpowiedzi.
- Cigle myl, e powiniene zosta - powiedzia Wallie tak delikatnie, jak tylko móg. Polubi starca i chcia go oszczdzi.
- Jeli nie pojad, to zostan wysany na Sd! Oczywicie, e pojad. To dopenia siódemk. Teraz, posuchaj, syszaem, e wyjcie znajduje si w rogu najbardziej oddalonym od wityni, wic przypuszczam, e to tam. Wallie popatrzy, spode ba na sterty guana i poda opat Nnanjiemu. Chopak otrzsn si troch ze swych dsów, przygodowa strona tajemnych przej troch go ju wcigna. Gdy patrzy na gnój, te mia przez chwil kwan min. Potem zdj swój nowy pomaraczowy kilt i poda go Walliemu. Zacz kopa, wznoszc smrodliwe oboki pyu. Wallie i kapan tchórzliwie dokonali odwrotu na wiee powietrze. Stanli w krzakach, rozmawiajc szeptem.
- Ilu kapanów wie o tym wyjciu? - zapyta Wallie. Honakura potrzsn gow.
- Nie mam pojcia - powiedzia. - Wiadomo przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Powiedziano mi o nim wiele, wiele lat temu. Kiedy mój informator umar, powtórzyem informacj innemu. Ale pierwszy czowiek, do którego z tym przyszedem, ju wiedzia.
System by prosty, ale dziaa od nie wiadomo ilu stuleci. Wallie móg si domyli, e kapani maj drogi ucieczki nieznane szermierzom. Pewnie byo ich nawet wicej ni jedna.
Wtedy zapyta, dlaczego starca wtrcono do wizienia.
Odpowied potwierdzia to, co powiedzia mu póbóg - e nie potrafi zrozumie witynnej polityki. Cz problemu wynikaa z tego, e Honakura, zamierzajc odjecha z Walliem, za szybko odstpowa wadz. Do tego dochodzia te rozlega robota konspiracyjna z okazji festiwalu na Dzie Szermierza. Honakura próbowa potwierdzi, e zadanie Walliego jest zgodne z wol Bogini i w ten sposób ,przekona wszystkich obecnych szermierzy do zaakceptowania tego. Jako e wola Bogini ma pierwszestwo, w efekcie zdoaby zanegowa zoon Tarru trzeci przysig. To bya mia próba, pomyla Wallie, ale wtpi, eby szermierze przyjli takie zalecenie od kapanów. Honakura nie wiedzia, czy Tarru te by zamieszany w jego upadek.
Kapan tego nie powiedzia, ale Wallie zastanawia si, czy on sam nie ponosi czciowo winy za to, co si stao. W prowadzonej w bizantyjskim stylu grze potg kapaskich Honakura musia postawi wielk cz swoich wpywów i reputacji na tajemniczego szermierza, który potem zaniedba oczyszczenia witynnej stray. Wallie zawiód tych sporód uczciwych kapanów, którzy go popierali tak samo, jak zawiód uczciwych szermierzy.
Gdzie podziewa si Katanji? W miar upywu czasu Wallie niepokoi si coraz bardziej. Naoy na barki niewypróbowanego chopca ogromn odpowiedzialno.
Nnanji wyszed, pochylajc si w drzwiach, wygldajc jak Duch Zarazy, pokryty grubo szarym pyem, poprzecinanym brzowymi liniami wyrytymi przez strumienie ciekajcego potu. Jego oczy byy czerwone i zawiy obficie.
- Tam jest klapa - powiedzia kaszlc gwatownie. - Nie mog jej ruszy.
Wallie wszed do rodka ,poprzez kupy gnoju przelaz do oczyszczonego przez Nnanjiego miejsca . Zasta kamienn pokryw wazu z brzowym piercieniem, paskudnie skorodowanym przez zawarte w guanie nitraty. Uchwyci go mocno i naty si tak, e a mu zatrzeszczao w stawach. Przez chwil myla, e nawet on nie bdzie w stanie tego otworzy, ale potem klapa pucia z chrzstem i cakiem lekko obrócia si na sworzniu. Popatrzy ze zoci w dó, w ciemno, aujc, e nie kaza Katanjiemu przynie uczywa. Wyszed z powrotem na wiato dzienne, dajc czas gazom na wywietrzenie.
Trzej mczyni usiedli na ziemi w zmartwionym milczeniu. Katanji by cakiem wiarygodny, chyba e wpad na samego Tarru albo e odnaleziono Briu, który opowiedzia swoj histori. Wallie poaowa, e nie ostrzeg Katanjiego, by mia oczy szeroko otwarte. Dwóch synów tkaczy dywanów to dla wielu z pewnoci byoby o wiele za duo.
- Jeli po tamtej stronie znajduje si nastpna klapa, to moe tam sta teraz dom - zasugerowa ponuro Nnanji.
- Wewntrz muru znajdziemy schody prowadzce w lepy korytarz - powiedzia Wallie - z kolejn klap w pododze, prowadzc do niszy po zewntrznej stronie.
- Skd moesz to wiedzie? - kapan przyjrza mu si uwanie.
Wallie umiechn si, zadowolony z siebie:
- Powiem ci, jeli ty mi powiesz, skd wiedziae, e Katanji ma czarne wosy. - Odpowiedzi nie otrzyma.
Zgadywa analizujc problem zaprojektowania przejcia. Bya to jednokierunkowa droga ucieczki. Klapy stanowiy najbezpieczniejsze i najbardziej godne zaufania zamknicia. Póbóg powiedzia mu, e miasto pali si co pidziesit lat czy co koo tego, a on widzia, e budynki stawiane s przy samym murze. Nisza byaby miejscem uytecznym na szaf i przez to uyteczna dla kadej nowej budowli. W kadym innym ukadzie przejcie mogoby zakoczy si za cian albo pod podog.
ciek powoli przesza grupa pracujcych w ogrodzie niewolników. Patrzcy zamilkli. Potem przeszed medytujcy kapan, mamroczc pod nosem sutry. Nareszcie przyby Katanji z pozostaymi czonkami grupy i Wallie uwiadomi sobie, jak wielkie zaczynao ogarnia go napicie. Przywita uciskiem Jj i Vixiniego. Cowie, gdy Nnanji obj j ramieniem, wygldaa na zdezorientowan. Najwyraniej nie bya pewna, kim on jest . Czy jej nowy waciciel nie mia rudych wosów?
Ani chichoczc raportowaa, e czcigodny Tarni omal nie umar na apopleksj, tak by rozwcieczony znikniciem zbiegów i manierycznymi dokonaniami swoich wasali. Przeszuka cae koszary i gówne budynki publiczne, a teraz zamierza zacz przeczesywanie terenów wityni. Wkrótce zostanie odkryte ciao Janghiukiego. A potem stra rzuci si z zapaem za Walliem, dyszc dz zemsty na zdrajcy.
Ani przyniosa krzemie, krzesiwo i stoczki.
- Skd ci przyszo do gowy, eby to wzi? - zapyta ucieszony Wallie.
- Drapacz powiedzia, ebym to zrobia, wadco.
Wallie zaskoczony spojrza w mrugajce oczy Katanjiego i pogratulowa mu, przyznajc przed sob, e Bogini wybiera mu towarzyszy lepiej ni on byby w stanie. Nnanji pozosta na zewntrz na stray, a pozostali wpezli do gobnika i zajli si badaniem przejcia. Stoczek, gdy Wallie opuci go do dziury, pali si pewnie, co znaczyo, e powietrze jest dobre: Katanji podskakiwa w miejscu z podniecenia, a e zasuy sobie na nagrod, Wallie wysa go na zbadanie przejcia
Chopiec wróci po mniej wicej piciu minutach. ..
- Tam s schody, wadco...
Wallie z satysfakcj odpowiedzia na pene podziwu spojrzenie Honakury.
Przejcie byo bardzo ciasne dla Walliego. Stulecia dziaalnoci owadów zapaskudziy je przeraajco, na szczcie, wydawao si, e nie ma tu skorpionów.
Na szczycie schodów znalaz si przepowiedziany przez niego may pokój. Nie móg si w nim wyprostowa, lecz jego sia okazaa si potrzebna do podniesienia kolejnej klapy. Liczy stopnie i teraz przypuszcza, e znajdujca si poniej nisza musi by bardzo maa, prawdopodobnie rozmiarów psiej budy. Mia nadziej, e nie zostaa wykorzystana w tym celu. Niezdarnie obijajc si o ciany uchwyci brzowy piercie i pocign. Opyno go sabe wiato .
Opad nam kolana i wysun gow przez dziur, eby zobaczy, gdzie si znalaz.
Mona byoby dyskutowa, kto by bardziej zaskoczony - Wallie czy mu.
Pielgrzymi wdrowali przewanie rankami i wieczorami. Poudnie stanowio martwy okres i byo zwyczajem Ponofitiego, mulnika trzeciego stopnia, umieszczanie swojego inwentarza na poudniowe godziny w stajni chocia nie zdejmowa zwierztom siode, jako e by czowiekiem leniwym. Poszed do domu na obiad przygotowany przez on, a potem, w czasie sjesty, odwiedzi kochank. Zanim wróci do pracy, byo ju wczesne popoudnie. Tak wanie wyglda zwyky dzie ycia poganiacza muów . Dopóki nie otworzy drzwi stajni .
Cowie, nie majc nic do roboty, w jaki sposób bya bardziej czysta i wiea ni kady z nich. Wallie przeszkodzi Nnanjiemu w zaprowadzeniu jej na strych z sianem i do odwoania zakaza takich spraw.
Vixini wyrazi mocne pragnienie dosiadnicia mua wspinajc si na jego tyln nog, ale matka powstrzymaa go. Honakura znalaz worek z ziarnem, na którym usiad i umiecha si bezzbnie.
Teraz nie pozostao im ju nic, jak tylko czeka na powrót mulnika .
Ponofiti nie by rosym czowiekiem, wic przy pomocy rki Walliego w swych wosach wszed do stajni o wiele szybciej ni zdarzyo si mu to kiedykolwiek wczeniej.
Drzwi za nim zostay zamknite.
Mulnik by niady, mia szczurz twarz i cuchn nawet bardziej ni jego muy , ale nie by cakiem gupi. Widok swego wasnego sztyletu tu przed oczami wystarczy do przycignicia caej jego uwagi.
- Jak zwykle bierzesz opat za przejazd std do promu? - zapytaa ogromna posta ubrana w szat starej niewolnicy i mówica basowym mskim gosem.
- Trzy miedziaki... mistrzu? - powiedzia. Wallie podcign kdziory, pozwalajc mu policzy znaki.
Wywary one jeszcze wikszy efekt ni sztylet.
- Wadco !
Jeli bandyci mieli powizania ze stra, to byo te wysoce prawdopodobne, e kontrolowali równie mulników, za pomoc przekupstwa lub przymusu. Mogli uywa sygnalizacji. Wallie sign do pobliskiego wystpu muru i starannie uoy tam pi sztuk zota. Po krótkim namyle doda jeszcze dwie.
- To pozostanie tutaj, dopóki nie wrócisz - powiedzia. Spojrzenie mulnika mówio, e docenia ogrom majtku.
- Ja bd jecha na mule tu za tob. Jeli zostaniemy zatrzymani przez bandytów albo przez szermierzy, zwaszcza przez szermierzy - uderzy sztyletem, a ten wbi si w cian - nie wrócisz. Jakie pytania?
Ukrycie mieczy sprawio trudno. Caej trzecioprzysigowej wadzy wymagao od Walliego przekonanie Nnanjiego do zdjcia miecza i uprzy, a i tak polecenie zostao wykonane z nieukrywan wciekoci. Bro zostaa zawinita w worek wraz ze sprztem Katanjiego i przywizana do jednego z worków z ziarnem. Miecz Walliego pozosta gdzie w koszarach. W ten sposób, nieuzbrojeni, jeli nie liczy ukrytego w obfitym onie Walliego sztyletu, poszukiwacze przygód odjechali karawan muów, kierujc si przez miasto w stron posterunku przy podstawie wzgórza.
Wszyscy z wyjtkiem Cowie byli niewiarygodnie brudni. Wallie wiedzia, e on, z muskularnymi mskimi nogami zwisajcymi pod korpulentnym kobiecym ciaem, wyglda jak wybryk natury. Nnanji, którego wosy byy zlepion mas czarnych kdziorów wyglda na zwyczajnego chudego Czwartego nieokrelonego zawodu, chocia niezwykle modego, jak na ten stopie. Katanji by tylko anonimowym Pierwszym. Pozostali nie powinni przycign uwagi.
Posterunek stanowi wielkie zagroenie, jako e stao na nim omiu ludzi, a Wallie mia tylko sztylet. Gdyby nie wymagao tego dobro osabionego Honakury, Wallie nigdy nie omieliby si na przejechanie przez posterunek - musiaa gdzie by inna droga, prowadzca na stok wzgórza.
Szermierze rozsiedli si wygodnie w cieniu drzewa mcznika, z daleka przygldajc si przejedajcym i nie badajc ich dokadnie. Ich rozluniona postawa wiadczya, e ofiara morderstwa nie zostaa jeszcze znaleziona. Oni szukali szermierza siódmego stopnia albo jego wasala, a wikszo z nich cigle jeszcze mylaa o Nnanjim jako o Drugim. Nie wzbudzia ich zainteresowania szecioosobowa grupa pielgrzymów. Wysocy stopniem nie wmieszaliby si w tak zbieranin, a pomys, e szermierz siódmego stopnia mógby przebra si za niewolnic, nie zawitaby im nigdy, nawet gdyby yli tak dugo, e osignliby wiek wityni. Wallie trzyma twarz opuszczon i poci si nawet bardziej ni poprzednio, ale po kilku minutach karawana muów mina posterunek i wspia si na wzgórze.
Bandyci zapewne nie niepokoili odjedajcych pielgrzymów. Raczej preferowali pldrowanie ich, zanim zrobili to kapani. Wszystkim wic, co pozostao Walliemu, byo odzyskanie siódmego miecza, a potem zapdzenie swej gromadki bezpiecznie na statek. Brzmiao to prosto!
Jeli dotrze do przystani, zanim dojdzie tam wie o jego zbrodni, to bdzie móg ywi nadziej, e wartownicy oka si równie niedbali jak groteskowy oddzia na posterunku - niechtni do wykonywania czego, na co nie mieli wcale ochoty. Po raz pierwszy od wielu dni Wallie poczu nadziej. Modli si. Z mieczem poszo atwo.
Wszystkie muy potrzeboway odpoczynku gdzie na wzgórzu i gdy dotarli do czternastego domku, kaza mulnikowi zatrzyma si.
- Karawana muów. Odchodzi karawana muów - posusznie zawoa mulnik. Wallie i Jja zsiedli ze zwierzt.
Przesunli si przez kurtyn i stwierdzili, e domek jest pusty. Ona wybraa go dlatego e by jednym z najbardziej zniszczonych i przez to rzadko uywany. Ca podog pokrywa gnój i nie byo tam adnych mebli oprócz dwóch gnijcych materacy. Widocznie chaupka, w której po raz pierwszy spotka Jj, bya jednym z luksusowych apartamentów.
- Tu, panie - powiedziaa wskazujc rk. Jedynym, co Wallie musia zrobi, to sign w gór i wycign miecz ze strzechy. Miecz zalni w jego rce, szafir zapon, a jego serce znów podskoczyo na widok urody broni. Podniós go na chwil, eby przyglda mu si z zachwytem, a potem niechtnie zawin w kocyk Vixiniego.
Jja odwrócia si, eby wyj, ale jemu brudny may szaas przypomnia o ich pierwszej wspólnej . Sign i uj j za rami. Odwrócia si, eby popatrze na niego pytajco
- JJa? - powiedzia.
- Panie? .
Potrzsn gow. Umiechna si i szepna .
- Wallie?
Kiwn gow.
- To drugi skarb, który znalazem w szaasach.
Zerkna przez otwór drzwi na parujce muy i wzdrygna si lekko. Potem znów odwrócia si do niego.
- Czy pokaesz mi wiat, panie?
- Jeli mnie pocaujesz.
Skromnie opucia oczy.
- Dobry niewolnik tylko wykonuje rozkazy.
- Pocauj mnie, niewolnico!
- Odchodzi karawana muów! - zawoa mulnik. By za drzwiami, ale Walliemu jego gos wydawa si bardzo oddalony. Obejmowanie jej w chwili, gdy by wycieany jak sofa, nie miao romantycznoci, ale w chwil póniej Wallie, apic oddech, powiedzia :
- Pocauj mnie znowu, niewolnico.
- Panie! - zamruczaa z wyrzutem. - Musimy i! - Jednak bya w niej rado i szczcie, których nie widzia wczeniej. Opuszczaa miejsce, z którym mogo si dla niej czy kilka przyjemnych wspomnie. Niewolników nikt nie posdza o posiadanie uczu, ale cokolwiek te ndzne budy oznaczay dla Walliego, to Jji musiay one przypomina, e tu byo jej miejsce przymusowej pracy.
I wiedzia, e ona ma racj. Musieli i albo niezwykle duga przerwa przycignaby uwag.
- Wic szybko!
Pocaowali si znów, przelotnie, a potem zrobili krok w stron drzwi. Jak zwykle chcia, eby sza przed nim.
Jak zwykle ona odstpia w ty. On nalega, ona posuchaa. Potem cofna si za niego, wpychajc go szybko z powrotem do domku.
- Konie! - powiedziaa.
Wallie zaryzykowa zerknicie na zewntrz. Trzy konie wjeday na wzgórze, niosc jedców w czerwonym, pomaraczowym i zielonym stroju. To by Tarru we wasnej osobie!
- Mulniku, w drog! - Wallie machn, nakazujc, by karawana ruszya. Odwin miecz i podszed do okna.
Trzymajc si ostronie w gbi, patrzy, jak karawana odjeda...
Na przodzie jecha sam mulnik, kolebic si w siodle, znudzony, potem Nnanji, z wosami czarnymi jak wgiel, trzymajc Vixiniego i próbujc zapewni go, e mama zaraz wróci. Katanji wykrca si, eby popatrze na wzgórze, Honakura, zgarbiony w swoim siodle i ju wygldajcy na zmczonego, i na kocu Cowie.
Wzrok Walliego przylgn do dziewczyny. Po raz pierwszy zobaczy Cowie w penym sonecznym wietle.
I to Cowie na mule! Jej pokazowe nogi widoczne byy w caej okazaoci, a siatkowa odzie nacigna si mocno, eby odsoni reszt sensacyjnego ciaa. Ech!
Wystarczyo na ni patrze, by gruczoy Shonsu przeszy na awaryjny program produkcji hormonów. Ona bya pomyk, by tego pewny, bdem. Na tym siodle powinien siedzie kto inny, prawie na pewno szermierz, starszy i bardziej dowiadczony ni Nnanji. Kolejny bojownik. Ale Wallie nie wiedzia, kto i... Och! Co za widok!
W tym momencie ttent kopyt sta si goniejszy. Czy zostali rozpoznani? To nie wydawao si moliwe. Znacznie bardziej prawdopodobne byo, e Tarru zdecydowa si na przesunicie swojej najwikszej siy, siebie samego, do przystani. Skoro nie potrafi znale upu na terenach wityni, bya to jego najlepsza strategia, jako e wtedy nie móg zosta wyminity ze skrzyda
Czy ciao Trzeciego zostao odkryte? Moliwe. A Briu? Stra wizienn wymieniano w poudnie i wtedy Briu móg zosta uratowany, jeli nie wczeniej. Móg zameldowa o wyjedzie wadcy Shonsu. Co gorsze, Briu móg ostrzec, e Honakura jest ze zbiegami i e jest odziany w czer, i e Nnanji ma teraz czarne wosy. Na szczcie, Nnanji trzyma dziecko, co odwracao od niego uwag, ale Tarru, gdy bdzie przejeda obok, na pewno przyjrzy si karawanie.
Jakkolwiek niechtni mog by niektórzy z jego popleczników, Tarru przynajmniej mia motywacj, a przy tym nie by gupcem.
Albo moe... naga my1 przeja Walliego groz. Moe zbyt atwo ominli posterunek. Co, jeeli ludzie otrzymali rozkazy, by pozwoli zbiegom na przejechanie i posali wiadomoci do wityni. Moe Tarru wola dokona morderatwa poza miastem, w dungli.
Tarru, Pity i Czwarty podjedali w gór po stoku zbyt szybko, eby to miao wyj na dobre ich wierzchowcom. Wallie i Nnanji razem prawdopodobnie mogliby sobie poradzi z, tymi trzema w otwartej walce, bdc na tym samym poziomie. Ale ci trzej byli konno, Nnanji nieuzbrojony, a u stóp wzgórza znajdowao si jeszcze omiu ludzi. Wallie nie uwaa eby Shonsu, nawet z siódmym mieczem Cbioxina, móg samodzielnie pokona trzech ludzi na koniach. Odsun si od okna i wsuchiwa si w stuk kopyt oczekujc, kiedy umilknie.
Karawana cigna w gór mijajc kolejne cztery czy pi domków, gdy trójka jedców przejechaa z oskotem obok szaasu, w którym poszukiwany przez nich miecz ciskay rce o pobielaych knykciach. Ttent nie zmieni rytmu.
Wallie zaryzykowa wysunicie gowy spoza drzwi, eby zerkn. Cofn si szybko, jako e wszyscy trzej jedcy wykrcili si w siodach, eby si obejrze - przelotnie dostrzeg Tarru, Trasingjiego i Ghaniariego Pomyla mimochodem, e gra zostaa przejrzana ale konie cigle nie zwalniay. Po paru minutach ttent zamar w oddali.
Otar czoo i popatrzy na Jj. W spontanicznym odruchu otoczyli si ramionami.
- Cowie! - powiedzia w kocu.
Popatrzya na niego nie rozumiejc.
Wytumaczy. Oboje zaczli si mia. miali si cigle, gdy znów zawija miecz w kocyk Vixiniego i miali si jeszcze, gdy rka w rk biegli, eby dogoni karawan.
Cowie nie bya bdem. Naprawd naleaa do siódemki wybranej przez bogów. Ona to bezpiecznie przeprowadzia ich przez posterunek, chocia tego nie uwiadomi sobie w por. Tarru, Trasini i Ghaniri przejechali o dugo miecza od Nnanjiego, a jedynym, co widzieli, bya Cowie .
Muy przeszy powoli obok ostatnich szaasów, a zakurzona droga nie przestawaa sie pi po zboczu doliny. Miasto i witynia rozcigay sie daleko w dole, a sup wodnego pyu ze Skay Sdu Bogini sta ponad nimi jak stranik.
Wallie przeklina milczco wymuszon bezczynno siedzenia na powolnym mule. Ze szczytu wzgórza rzuci ostatnie przelotne spojrzenie na ca doline, zamykajc w swym sercu wielk witynie. Potem to znikneo. Którego dnia, by moe, zwróci miecz... a moe nie. Droga, teraz nie szersza ni gociniec, wia si wród rolinnoci, która szybko stawaa sie coraz gestsza, a wreszcie przesza w prawdziwy tropikalny las, z kratownic wysokich wierzchoków drzew tworzc na tle nieba arkade ponad gmatwanin poszycia.
Cie sta sie gebszy. Nawet oddalony oskot wodospadu sta sie tylko szumem , poza tym jedynym dwiekiem pozostao szuranie kopyt muów, cieko stpajcych po kamieniach swym niezmiennym, mulim krokiem, niepomnych na jakiekolwiek ludzkie wzburzenie czy popiech.
Od czasu do czasu przecinali polanki. Czerwon glebe porastay roliny których Wallie nie móg rozpozna. Z rzadka mniejsze cieki odgaeziay sie i tajemniczo znikay w dungli. Z pocztku gociniec dzielili z nimi - cho nieliczni - podróni. Pielgrzymi wedrowali dwójkami czy trójkami, a liczce pó tuzina muów karawany niosy tych, którzy mogli pozwolia sobie na taki luksus.
W miare, jak dzie zacz sie chyli ku kocowi, pojawiay sie mae grupki robotników rolnych, idcych ociaym krokiem bez przygldania sie zbiegom.
Nie byo ani ladu bandytów, ale im nie wolno byo stracia czujnoci. Droga wia sie, zawracaa i zakrecaa. Za kadym zakretem spodziewa sie zobaczya szereg uzbrojonych ludzi. Wallie w swych poduszkach poci sie bezustannie, spowity w mge much. Jego manierka szybko sie oprónia. Widocznie strzemie nie zostao jeszcze wynalezione w wiecie i jazda na siodle bya sadystyczn tortur , fady wilgotnej odziey wcieray sie geboko w jego ciao a do powstania pecherzy, a potem rozryway sie. Poza tym zaczyna mu teraz grozia udar cieplny i w koncu postanowi, e lepiej bedzie zachowa to, co pozostao z jego bojowych moliwoci. Zsun sie ze swojego wierzchowca i rozebra do kiltu i uprzy. Poczu niewypowiedzian ulge. Ze swej wycióki wydoby buty. Naoy je, wepchn sztylet mulnika za pas i pobieg dogoni karawane.
Najpierw dopedzi Cowie, która wygldaa na aonie zmieszan i nieszczeliw. Próbowa pocieszya j, ale tylko mrugnea powiekami i nie odpowiedziaa.
- To ju nie potrwa dugo! - zapewni i nie móg oprzea sie checi pogaskania jej ksztatnego biodra. Za kilka dni Nnanji bedzie zapewne zaszczycony mogc uyczy... Zdecydowanie zdawi te podliw myl.
Poszed dalej, eby zrówna sie z Honakur i wstrzsn nim wynedzniay wygld starca.
- Czy dobrze sie czujesz, wity ?
Przez chwile nie otrzymywa odpowiedzi. Potem Honakaura spojrza na niego i powiedzia:
- Nie. A co zamierzasz na to poradzi? - i znów zamkn oczy.
Katanji nie potrafi si umiechaa tak szeroko jak jego brat, ale stara sie wspaniale bawi. Jeli to miao by ycie szermierza, to zabawa zapowiadaa sie przednio, nie wiedzia tylko, e ju zdarzyo mu sie wiecej podniecajcych wydarzen ni spotka przecietnego szermierza przez lata ,Wallie zawoa Nnanjiego, który zeskoczy z sioda i cofn sie, eby i obok swego pana po drugiej stronie mua.
Od razu zauway sztylet i spojrza na niego wilkiem. Katanji sprawia teraz wraenie szermierczej eskorty, wydawao si, e uzna to za zabawniejsze ni wszystko inne .
- Czy moge teraz znów zaoy miecz? - Nnanji , który nie pojawia sie publicznie nieuzbrojony od czasu, gdy przesta by dzieckiem, bez swego ukochanego miecza czu sie przeraajco nagi i podatny na ciosy.
- Jeszcze nie! - powiedzia Wallie. - Zdjem to wszystko tylko dlatego, e gotowaem sie jak mieso na pasztet . Widziae, e Tarru przejeda, pewnie pozostanie na przystani, ale moe zawrocia. Istnieje te prawdopodobienstwo, e pojawi sie posancy jadcy w jedn albo w drug strone. Tak wiec nie bedziemy jeszcze pokazywaa naszych mieczy. Jeli usyszymy ttent, to ja chowam sie w krzakach. Teraz opowiedz mi o porcie.
- Byem tam tylko raz - zacz Nnanji - jeszcze jako Pierwszy: - Gdy tak kroczy obok mua, patrzc przed siebie pustym wzrokiem i wydobywajc informacje ze swego niezawodnego banku danych, z jego twarzy znikn wyraz zasmucenia.
Walliemu byo bardzo przykro z powodu Nnanjiego. Dopiero dzi rano wszystko zgrao sie tak, jak tylko móg sobie wymarzy. Rzuci pierwsze wyzwanie, udowodni odwag w prawdziwej walce i zabi pierwszego przeciwnika - wszystkie te sprawy miay dla niego ogromn wage.
Osign redni stopien dzieki czemu móg przyj przysiege swego brata i kupi niewolnice marzen. Jake musia sie rozkoszowa myl o pokazaniu jej dzi wieczór w gospodzie! .
Potem wszystko znów sie rozsypao, tym razem znacznie gorzej ni przedtem. Jego bohater dowiód, e jest nie bóstwem, ale wrecz diabem. Pónoc wybia kareta Kopciuszka zamienia sie w dynie.
- Droga koczy sie nagle - powiedzia Nnanji - polan na skraju wody, sto na sto kroków. Znajduje sie tam zagroda dla koni i tylko jeden budynek, stranica. Zbudowana na planie kwadratu o boku dugoci dwudziestu kroków. Na przystan mona dotrze tylko przechodzc przez stranice - droga prowadzi prosto przez ni. Wejcie stanowi wielka arkada, wyjcie druga. Stajnia dla koni jest po jednej stronie drogi, a pomieszczenia dla ludzi po drugiej - kuchnia, sypialnia i tak dalej. Kiedy tam byem, panowa straszny chaos i niezbyt si to nadawao do uytku. Na górze jest tylko stryszek - na siano i takie tam. Po koskiej stronie nie ma okien.
- Dobra robota! - powiedzia Wallie - To dobry raport, adepcie.
Umiech Nnanjiego zamar, zanim sie narodzi. Przez chwile szli razem obok mua, opdzajc sie rekoma od much.
- W takim razie - powiedzia Wallie - ja zamierzam odczy si, zanim tam dotrzemy. Gdy tylko odejd, bedziesz móg przypi miecz.
Zerkn na Katanjiego.
- Ty te suchaj. Prosz ci, Nnanji, eby dostarczy reszte bezpiecznie do Hann. Nie kó sie! To jest najlepsze ,co moesz dla mnie zrobi, jako e wtedy ja bed sie musia martwia tylko o siebie. Spróbuj dosta si na statek, gdy ten bedzie odpywa, ale nie zatrzymuj go dla mnie - odpy. Czekaj na mnie w Hann. Umówilimy miejsce spotkania. Z pewnoci syszae o jaki gospodach w Hann?
- Jest tam "Siedem Mieczy".
- Nie, nie chc takiej, w której mog zatrzymywa si szermierze.
Nnanji wyglda na zaskoczonego i namyla si jeszcze przez chwil.
- Jest jeszcze "Zoty Dzwon", ale tam podaj kiepskie jedzenie .
Co za niewiarygodna pami! Ten strzp informacji musia by wynikiem przypadkowej uwagi usyszanej przed laty. Wallie czu, e bdzie mu brakowao Nnanjiego.
- W porzdku! Jeli nie dostan si na statek, to prosz, eby umieci Jj, Vixiniego i starca w "Zotym " Dzwonie", i opaci im pobyt na dziesi dni. Jeli do tego czasu nie otrzymasz o mnie wiadomoci, Jja bdzie twoja.
Starcowi moesz wierzy, ale on wyglda tak, jakby mia nie dotrze ywy do przystani, nie mówic ju o Hann.
- Tarru mnie nie przepuci - powiedzia gniewnie Nnanji.
- Myl, e jednak tak, Nnanji. Ja tylko prosz ci o zajcie si Jj, nie rozkazuj ci. - Wallie wcign gboki oddech. - Zamierzam zwolni ci z twoich przysig.
- NIE! - wrzasn Nnanji, patrzc na niego z przeraeniem ponad muem. - Nie wolno ci, seniorze!
- Zamierzam to zrobi. Zrobi to teraz, ale nie chc, eby jeszcze zakada miecz.
- Ale... - Nnanji prawdopodobnie myla, e sprawy nie mog uoy si gorzej, a wanie tak si stao.
- Ale ty bdziesz musia zoy na mnie powiadomienie - powiedzia Wallie, koczc myl. - Bye wiadkiem podych czynów. Twoim obowizkiem jest powiadomienie o mnie wyszego stopniem lub majcego wiksz si. Tarru ma wiksz si. Naprzód! Bdzie zachwycony !Bdzie taki szczliwy, e pozwoli ci odej.
- Druga przysiga nie moe zosta anulowana, dopóki ja te nie wyra na to zgody! - powiedzia triumfujco Nnanji.
- Wic rozkazuj ci wyrazi zgod! - powiedzia Wallie, rozbawiony pokrtn logik rozmowy. - Jako mój wasal musisz mnie posucha, prawda?
Zawizywanie takich mentalnych supów byo naprawd nie w porzdku wobec Nnanjiego. Nie znalaz na to odpowiedzi i jego twarz zostaa spustoszona przez rozpacz.
Teraz z jednej strony rozdzieray go ideay i obowizki, a z drugiej - to byo jasne- osobista lojalno. Wallie by wzruszony, lecz zdecydowany.
- Nie ufasz mi! - mrukn Nnanji.
W tym tkwio dbo prawdy. Jego lojalno nie podlegaa dyskusji, ale podwiadomo moga wskrzesi zabójc ddownic.
- Wierz cakowicie twojemu honorowi i twojej odwadze, Nnanji, ale uwaam, e w ten sposób doprowadz do rozgrywki midzy mn a Tarru. Chc, eby Jja miaa opiek - czy zrobisz to dla mnie? Tylko z przyjani ?
- Ale Tarru pierwszy popeni pode czyny! - wykrzykn gniewnie Nnanji. - Jak mog zoy mu powiadomienie na ciebie?
Wallie oczywicie potrafi si z tego wywin.
- Czy bye wiadkiem jego podoci? Czy masz na to jaki dowód poza sowami niewolników? wiadectwo niewolników w wietle prawa nie ma znaczenia, Nnanji.
Na to chopak nie znalaz odpowiedzi.
- On prawdopodobnie nie orientuje si, e ty wiesz o jego zych uczynkach - powiedzia Wallie. - W kadym razie zamierzam ci zwolni i opuci . Teraz pytam ci, Nnanji, mój przyjacielu, czy zaopiekujesz si dla mnie Jj, Vixinim i starcem?
Gniewnie, nie patrzc na niego, Nnanji kiwn gow.
- Ale istnieje moliwo, e Tarru aresztuje ci, a pozwoli odej pozostaym - powiedzia Wallie, zastanawiajc si, czy Tarru wie, e Honakura jest zbiegiem z wizienia. - Jeli tak si stanie, to wtedy ty, praktykancie, bdziesz musia zrobi to, o co wanie prosiem Nnanjiego. Starzec jest Bezimiennym. Ani jemu, ani niewolnikom nie wolno mie pienidzy. Jeli Nnanji zostanie zatrzymany, ty obejmiesz dowództwo.
Blask na chopicej twarzy Katanjiego zgas. Wallie kaza mu powtórzy, upewni si, e on zrozumia i da mu pienidze. Kiedy to zostao zaatwione obaj bracia wygldali na równie zmartwionych i nieszczliwych.
- Teraz gowy do góry! - powiedzia Wallie. - Bogini jest z nami i jestem pewny, e Ona dopilnuje, bymy przeszli przez to bezpiecznie. I ostatnia sprawa -jeli zdarzy si najgorsze, nie oddzielajcie Vixiniego od Jji! Powodzenia!
Podrepta naprzód, eby porozmawia chwil z Jj.
Umiechna si do niego dzielnie, ale martwia si o Vixiniego, który by wyczerpany i godny. Wallie nie umia znale sów, które podniosyby j na duchu. Potem powróci do swego mua, który niós najcenniejszy kawaek ruchomej wasnoci na wiecie. Usiad i duma jeszcze przez chwil.
To bya strategia rozpaczy. Jeli, dziki cudowi, nie zastan Tarru na przystani, to Nnanji i pozostali bardzo atwo mog przej nie zaczepieni. Gdyby si tak zdarzyo, Wallie zamierza dopyn do ich statku albo do nastpnego. Jeli Tarru tam bdzie, to albo pozwoli Nnanjiemu przej - co byo mao prawdopodobne, albo zatrzyma Nnanjiego i pozwoli odej reszcie - co byo równie mao realne. Ale oni przynajmniej odwróc jego uwag, podczas gdy Wallie co zaimprowizuje.
Nie bdzie musia walczy z ca stra - moe z dziesicioma albo dwunastoma i poowa z nich bdzie do niczego. Proporcje byy teraz lepsze.
Po dugim czasie drzewa nareszcie stay si rzadsze, droga dotara do skraju urwiska i po raz pierwszy zobaczy Rzek. By zdziwiony jej rozmiarami. Ledwo móg dostrzec przeciwlegy brzeg, chocia znajdowa si na szczycie skarpy, która bya prawie równie wysoka jak zbocze witynnej doliny. W oddali zachodzce soce byszczao na dachach i iglicach, prawdopodobnie nalecych do wity w Hann, ale tak czy inaczej tylko niewyrana linia oddzielaa bkitne niebo od ogromu roziskrzone wody, ozdobionej tu i ówdzie rónych ksztatów i kolorów aglami. Po raz pierwszy móg oceni, dlaczego tak wielka masa nadajcych si do eglugi wód do tego stopnia zdominowaa kultur Ludu, e zacz j czci jako sw Bogini. Modli si, eby móg zwyciy i poeglowa po niej. Zastanawia si, gdzie mogaby go zanie.
Droga wia si wchodzc do lasu i wychodzc z niego, od czasu do czasu pozwalajc zerka na brzeg przed nimi, a nawet przelotnie dostrzec port. Zobaczy samotny drewniany budynek stojcy na skraju wody i molo z czerwonego kamienia, wybiegajce daleko w bladobkitn wod. Rzeka musiaa by w tym miejscu bardzo pytka, skoro potrzebne byo a tak dugie molo. Potem to wszystko znikno za drzewami. Jego kolejn trosk byo, gdzie opuci karawan muów. Otrzyma odpowied, gdy droga raptownie zanurzya si z powrotem w las i zacza schodzi do gsto poronitego drzewami wwozu. Wkrótce zrobio si prawie tak ciemno jak w nocy, a teren by cakowicie zasonity. Z przeciwka nadjechaa karawana muów; przywoc kolejny kontyngent pielgrzymów.
Potem stok wyrówna si. Droga przed nimi zacza si przejania. Krzykn do mulnika, eby ten stan, zsiad i podszed do niego.
- Jak daleko jeszcze, mulniku?
- Za nastpnym zakrtem, wadco - odpowiedzia nerwowo czowiek o szczurzej twarzy.
- Zaszczycie nas tym przewiezieniem - powiedzia Wallie. - Ciesz si nagrod, gdy powrócisz. Za minut bdziesz wolny.
Gdy podszed do wystraszonego Nnanjiego, muy, czujc przed sob wod, zaczy porykiwa gniewnie.
- Nnanji czw...
- Nie! Prosz, seniorze! Nie rób tego! - Nnanji cierpia mk.
Wallie umiechn si i potrzsn gow.
- Nnanji, czwartego stopnia, zwalniam ci z twoich przysig. - Nie wycign rki do ucisku, nie móg tego zrobi jako czowiek pozbawiony honoru. - Prosz, nie patrz, gdzie ja pójd - powiedzia. - Bogini bdzie z tob, przyjacielu. Bye wspaniaym wasalem!
Potem krzykn mulnikowi, eby rusza dalej, wycign siódmy miecz z troków i wszed pomidzy drzewa. Tarru móg wysa do lasu obserwatorów, ale byo to mao prawdopodobne, jeli sytuacja wyldaa tak, jak opisa j Nnanji. Tarru utrzymywa bardzo siln pozycj taktyczn i nie potrzebowa dzieli swych si. Mia przed sob otwart k i mia konie. Blokowa jedyn drog. Mia te przewag liczebn. Wallie musia przyj do niego. Baldachim dungli tak szczelnie zasania soce, e prawie nie byo lenego podszycia. Wallie przedziera si przez gorcy zielony pómrok, dopóki nie dotar do plamy sonecznego wiata na skraju polany. Teraz móg ju dostrzec stranic, ale zawróci i pobieg w stron wody, uderzajc stopami z mlaskiem w butwiejce licie. Budynek od strony zwróconej w dó Rzeki nie mia okien, wic bardziej byo prawdopodobne, e tam wanie stoi wartownik.
Potem znalaz si na brzegu, przystan, eby zapa oddech, dyszc w parnym upale. Dwa lub trzy miliardy owadów odkryy go natychmiast zwoujc jednoczenie swoich przyjació. Ignorujc je wyjrza przez licie. ka bya, tak jak powiedzia Nnanji, paska, zaronita traw i otwarta. Schodzia do Rzeki bardzo agodnie, koczc si brzegiem niskim niczym próg. adnego miejsca, by si ukry, poza walc si zagrod przy kocu drogi. Kolory byy tu tak jaskrawe jak na dziecicym obrazku - trawa i dungla w tonach paajcej zieleni, woda w nieprawdopodobnych, iskrzcych si bkitach. Tylko stranica bya bezbarwna, jej deski, zniszczone i poszarzae przy zmianach pogody, nosiy lady wielokrotnego atania. Stranica okazaa si wiksza ni si spodziewa, obejmowaa brzeg wody i pocztek kruszcego si mola z czerwonego kamienia. Jego przyjaciele zsiedli ju z muów i powoli przechodzili drog przez k kierujc si ku budynkowi.
W zasigu wzroku me byo adnego stranika, nie byo nikogo oprócz jego grupy i mulnika. Puapka?
Nnanji i jego brat znów przytroczyli swoje miecze. Podtrzymywali pomidzy sob Honakur, posuwajc si powoli naprzód. Vixini paka gono w ramionach Jji. Cowie sza za Nnanjim wolnym krokiem, kuszco koyszc biodrami. Wallie odczeka, dopóki nie weszli do budynku, na wypadek gdyby dostrzegli go i pokazali stranikom. Liczy czas do chwili, kiedy nastpi pene odwrócenie uwagi.
Wchodz do pustej szopy, id naprzód... gdy ostatni znajduje si w rodku, puapka zatrzaskuje si za nimi.
Tarru podchodzi do nich. Po minucie czy dwóch Nnanji powie mu, e nie jest ju wasalem Shonsu... zaskoczenie i zmiana oceny sytuacji ...
Czas i !
Wallie przedar si przez ciernie i gazie, potem pogna jak najszybciej w kierunku Rzeki. Mulnik zaprowadzi muy na przeciwleg stron budynku i koysa wiadrem na drgu, nalewajc wod do poida. Wallie dotar do budynku i zatrzyma si, dyszc ciko.
Nic si nie zdarzyo. adnego alarmu, adnych krzyków, adnego wyzwania. Nikt nie kry si wród drzew, nikogo nie byo w oknie. Tego si nie spodziewa. Co teraz?
Do szopy prowadzio dwoje drzwi i te od strony ldu na pewno bd strzeone. Ostronie wszed do wody. Pas przybrzeny porastay trzciny, ale one sigay tylko do poowy wysokoci jego butów, a dno byo mocne. Brn wzdu ciany wartowni, próbujc nie powodowa plusków i stopniowo zanurzajc si gbiej. Jego buty wypenia chodna woda i mia kopoty z powstrzymaniem ich od spadania przy kadym kroku. Kiedy dotar do dalszego koca budynku, woda sigaa mu dobrze powyej kolan, wsikajc w jego kilt, cudownie przyjemna i chodna.
Czerwone kamienie przystani byy szorstkie, ale poniej linii wodnej porastaa je warstwa alg. Nawierzchnia znajdowaa si na poziomie jego ramion. Wzdu ciany budynku, oskrzydlajc obie strony. arkady, leay szcztki poamanych kó i kawaki drewna, gnijce rybackie sieci i stare koryta. Znalaz pomidzy kamieniami miejsce uchwytu na palce, podcign si w gór i zadar nogi, eby wyla wod z butów. Przez chwil klcza, zbity z tropu.
Omin stra z boku. To wydawao si podejrzanie atwe. Potem usysza gosy, miech - i szczk mieczy. Na okciach i kolanach przeczoga si wokó stosu rupieci do framugi drzwi i zajrza do wntrza, trzymajc gow na poziomie podogi.
Wewntrz siedziao dziesiciu straników. Najblisz postaci, zwrócony plecami do Walliego, by masywny Trasingji, blokujcy ostatecznie wszelk moliwo ucieczki na przysta. Z przeciwnej atrony, przy samym wejciu od strony ldu, trzech niskim stopniem pilnowao Jji, Katanjiego i reszty. Troch bliej stao piciu redniostopniowców, wszyscy wpatrzeni w Nnanjiego i w samego Tarru, stojcych z dobytymi mieczami. Nnanji pchn. Tarru z atwoci odparowa i rozemia si. Potem czeka na nastpny ruch swojej ofiary, bawic si, z Nnanjim jak kot z mysz.
Tego ranka Nnanji da si odkry jako pierwszorzdny szermierz. Teraz Tarru zamierza przyci go do mniejszego rozmiaru. To byoby pode morderstwo.
Wallie nie zamierza na to pozwoli. Wsta, wycign sztylet zza pasa i doby z pochwy miecz Bogini.
W jakim bocznym zakamarku umysu zarejestrowa, e nastpny prom przybi za jego plecami do przystani, ale nie zwróci na to uwagi. Obraz zacz nabiera róowych tonów. Móg sysze grony dwik, który pozna ju wczeniej, to zgrzytay jego wasne zby. Wiedzia, co si wydarzy i tym razem pozwala, by si wydarzyo. Shonsu, gdy ogarniaa go dza krwi, stawa si berserkerem.
Teraz gór w nim wzi Shonsu.
Z barbarzyskim rykiem wciekoci rzuci si naprzód. Gdy przebiega obok Trasiagjiego, wbi mu w plecy sztylet, po czym oswobodzi go nie zmieniajc nawet rytmu . Ktem oka zauway e mczyzna osuwa si ale sam ju wpada na Tarru i Nnanjiego wyjc z dzy krwi, z rozwichrzonymi wosami i nabiegymi krwi oczami.
Tarru zacz si odwraca i zosta city z tyu, bocznym ciosem przy podstawie klatki piersiowej, tam, gdzie moliwo, e miecz zostanie uwiziony pomidzy komi, bya niewielka. To nie mogo zabi od razu, ale wyczao czowieka z walki.
Nnanji rozdziawi usta, a jego komiczne, poczernione wglem brwi uniosy si w gór. Jego twarz staa si absurdalnym, zastygym obrazem przeraenia, a jego miecz zawis bezuytecznie w powietrzu, gdy potwór przebiega obok niego.
Póniej Wallie czsto si zastanawia, co by si zdarzyo, gdyby si wtedy zatrzyma - gdyby stan przed redniostopniowcami wymachujc zakrwawionym mieczem Bogini i powiedzia im, e jest Jej wol, by opuci wysp wraz z mieczem. Bardzo moliwe, e wtedy by si zgodzili i zabijanie skoczyoby si na tym. To mógby by sposób agodnego rozwizania sprawy i to z pewnoci uczyniby dawny Wallie Smith. Ale to take mogoby okaza si samobójstwem, jako e zaskoczenie stanowio jego jedyn przewag. Jednak gdy Shonsu ogarniaa dza krwi, nie byo sposobu, eby do niego przemówi. Twarde rodki, powiedzia bóg...
Szereg Czwartych i Pitych za póno uwiadomi sobie, e im te grozi niebezpieczestwo, e mciwy los zamierza te uderzy w nich. Signli po bro. Na pocztek wzi rodkowego. Szermierz zosta ugodzony siódmym mieczem wysunitym na ca dugo w chwili, w której dopiero wyciga swoj bro. Jego ssiad po lewej stronie od Shonsu zdy doby miecz, ale zanim zastawi si przed ciosem, rozpd napastnika sprawi, e zderzyli si pier w pier i zgin od pchnicia sztyletem.
Pozostawao dwóch po prawej stronie i jeden po lewej, a ich reakcj tylko na moment opóni wstrzs wywoany zgonami i ciaami padajcymi im pod nogi. Shonsu zatoczy si po zderzeniu, uwolni swój sztylet i obróci si, eby zewrze miecz z mieczem pierwszego szermierza po prawej - Ghaniriego, jak zauway przez czerwon mg. Wypchn miecze wysoko, znów uderzajc sztyletem, tym razem w trzymajc miecz, rk przeciwnika. Ostrze zgrzytno o ko. Ghaniri wrzasn i odskoczy, podczas gdy Shonsu odwróci si, by odparowa cios pojedynczego szermierza z lewej strony, jakby zobaczy go tyem gowy. Ale wiedzia, e Ghaniri cigle jest zdolny do ruchu i nadal znajduje si za jego plecami, i e jest tam jeszcze jeden czowiek...
Wtedy usysza szczk mieczy i wiedzia, e to Nnanji wczy si do bitwy, biorc na siebie wanie tego najpotniejszego.
Zripostowa, jego cios zosta odparowany i sysza szczknicie mieczy, jak gdyby odmierzajcych cenne sekundy jego ycia. Potem przedosta si przez oson przeciwnika i mia szans zatopi miecz w jego piersi, ale w chwili padania ciaa, miecz móg ugrzzn pomidzy ebrami i minaby kolejna ywotna sekunda, podczas gdy on schylaby si, eby go wycign. Odwróci si unoszc sztylet w nadziei, e zdoa odparowa nieunikniony atak Ghaniriego od tyu. Ale gdy to robi, wiedzia ju, e jest za póno.
Uchwyci przelotny obraz brzydkiej, pokiereszowanej twarzy wykrzywionej nienawici, gniewem albo strachem. Z uniesionym wysoko prawym okciem napastnik trzyma swój miecz jak toreador, wymierzajc pewne pchnicie na wprost i tu po prostu nie byo czasu... Nagle na twarzy Ghaniriego pojawi si wyraz zaskoczenia, gdy miecz Nnanjiego przemkn w ciciu odrbujc mu do,
a potem cofn si i rozpata mu brzuch. Strumienie krwi...
Cigle wyjc Shonsu okrci si wokó samego siebie i zarejestrowa umiechajcego si Nnanjiego stojcego na nogach i pi cia lecych na ziemi. Potem rzuci si w pocig za juniorami. Ci uciekali, a si kurzyo, porzucajc swych winiów. Pogna za nimi z uniesionym mieczem, przebiegajc pomidzy Jj i wrzeszczc Cowie.
Jednego dopad tuz za szop i ci go nie gubic kroku. Dwaj pozostali rozdzielili si, jeden mkn drog, drugi skrci w prawo i pogna przez k. Sbonsu z krzykiem rzuci si za tym wanie, ale dzieciak be ostrzeenia odwróci si i pad na kolana. Miecz Sbonsu zatrzyma si o cal od jego szyi. Chopiec odchyli gow w ty, patrzy w gór otwierajc oczy tak szeroko, e ich biaka byy widoczne dookoa tczówek, wargi mia wykrzywione i rozchylone w przeraeniu, drce rce uoy w znaku poddania i czeka.
Czerwona mga rozwiaa si. Wrzask usta. Miecz cofn si. Drugi, zemdlony, pad na twarz.
Znów przytomny, ale cigle z trudem apic oddech, Wallie przyglda mu si. Mia wraenie jakby zdarzenia paru ostatnich minut miay miejsce w dawno minionej przeszoci . Czy to by on? Ten wrzeszczcy, mordujcy diabe? Upad na traw, eby odzyska oddech. Bolao go gardo.
Skoczyo si!
Tarru nie y, a ostatni junior gna drog jakby cigle jeszcze cigao go samo pieko.
A on zwyciy.
Niech bdzie chwaa Bogini!
Czujc si dziwnie wyczony ze zdarze, jakby by widzem, Wallie otar miecz o dar.. Drugi otworzy oczy i widzc go znów skuli si w przeraeniu.
- Wszystko w porzdku - powiedzia agodnie Wallie. - Wszystko skoczyo si. - Wsta, schowa miecz do pochwy i wycign rk do dzieciaka, pomagajc mu wsta.
Ten dygota jak osika w ataku malarii.
- Uspokój si - rzek Wallie. - Tarru nie yje. Ty yjesz i ja te. Tylko to si liczy. Chod.
Otoczy ramieniem Drugiego i poprowadzi go w stron szopy, nie cakiem pewny, kto kogo podtrzymuje.
Tu przy drzwiach leao ciao innego Drugiego, tego, którego ci. le si stao, bardzo le. Nawet Janghiuki stanowi zagroenie, ale ten ucieka. Pad ofiar berserkerskiego szau, którego Wallie w por nie okiezna. Jeli zrobi co takiego, to caa sprawa tracia znaczenie.
Po drugiej stronie drzwi leao pi nastpnych cia, ale te tak bardzo nie przeszkadzay Walliemu - szczególnie ciaa Ghaniriego i innego Czwartego, którego zabi Nnanji, jako e ich mier oznaczaa ycie jego wasala. Zabójca ddownic nie powróci. I Nnanji nie zrobi tego jako wasal, on dokona tego dla swego przyjaciela Shonsu. To dobrze.
Zobaczy Jj, Cowie i starca siedzcych na pododze, opartych plecami o cian i umiechn si do nich. Nie odpowiedzieli mu umiechem. Honakura mia zamknite oczy i wydawa si nieprzytomny. Twarz Cowie, jak zwykle, pozostaa bez wyrazu: Jja wpatrywaa si w niego w sposób, który z pewnoci oznacza ostrzeenie .
Rozejrza si niepewnie. Czu si lekko zaskoczony, e wszdzie jest tak wielu ludzi, ale oni stali na tle drzwi z przeciwnej strony i przez chwil nie móg zorientowa si, co to za jedni. Potem rozpozna Nnanjiego. Chopak sta pomidzy dwoma szermierzami, najwyraniej aresztowany.
- Jestem Imperkanni, szermierz siódmego stopnia i skadam dziki Najwyszej za stworzenie mi tej okazji do zapewnienia ci, e twoje powodzenie i szczcie bd zawsze moim pragnieniem i treci moich modlitw.
- Jestem Shonsu, szermierz siódmego stopnia, zaszczycony twoj uprzejmoci najpokorniej wyraam te same uczucia wobec twej szlachetnej osoby.
To by rosy mczyzna, ,potny i wadczy, prawdopodobnie dochodzcy pidziesitki. Dowiadczenie i dokonania wyrzebiy jego ogorza, o kwadratowej szczce twarz w mask wyniosoci i autorytetu. Mia krzaczaste , szpakowate brwi, ale jego wosy byy wybielone wapnem, dajc mu wspaniay biay koski ogon, duszy ni noszone przez wikszo szermierzy. Jedynym znakiem jego prónoci byo ubóstwo, bkitny kilt - poatany i sprany, buty zdarte, a uprz wyranie wytarta. Ubóstwo byo poz wolnych mieczy, majc wykaza ich uczciwo. Jednak jego miecz by ostry i byszczcy , masywne ramiona pokryte bliznami i mia co najmniej tuzin naci na rzemieniu prawego ramienia. To by prawdziwy szermierz, weteran, zawodowiec. W porównaniu z nim Tarru wydawa si mieciem. Imperkanni, dowódca prywatnej armii, nie przynalecy do nikogo, prowadzony tylko przez wasne sumienie i przez sw Bogini, by jedn z potg tego wiata.
Jego oczy byy najbledsze, jakie Wallie do tej pory widzia wród Ludu, byy nawet bledsze ni oczy Nnanjiego. Te mleczno-bursztynowe oczy zauwayy siódmy miecz i szafirowy cigacz do wosów, a wtedy zmruyy si z dezaprobat. To byy zimne, rozsdne oczy.
- Czy mog mie zaszczyt przedstawienia szlachetnemu wadcy Shonsu mojego podopiecznego, czcigodnego Yoningu, szóstego stopnia?
Yoningu by troch modszy i drobniejszy, mia kdzierzawe brzowe wosy i bystre oczy. Jego twarz wykrzywia osobliwy grymas. Na przyjciu mógby by wesoym facetem. W tej jednak chwili wesoa cz jego osobowoci zostaa odrzucona i wyglda równie wrogo jak jego dowódca. To by kolejny wojownik, poznaczony bliznami niczym pniak rzenika.
Wallie przyj pozdrowienie i zerkn dalej na swego byego wasala, stojcego z opuszczon gow i wygldajcego na pobitego i zmiadonego.
- Spotkalimy ju adepta Nnanjiego - powiedzia lodowatym tonem Imperkanni. Zwróci si do Yoningu. - Czy zechcesz to zrobi, podopieczny?
- Zrobi to, mentorze - powiedzia Yoningu. Zerkn przelotnie na Walliego, a potem na Nnanjiego, nastpnie powiedzia gono: - Powiadamiam, e równie wadca Shonsu naruszy siódm sutr.
Wic on zoy ju powiadomienie o Nnanjim. Imperkanni wystpi jako sdzia, Yoningu jako oskaryciel. Prymitywny wymiar sprawiedliwoci - przynajmniej zdaniem Walliego - gdy obaj szermierze byli równie wiadkami i prawdopodobnie równie kumplami przez wiele wspólnie spdzonych lat. Ale to przecie lepsze ni nic...
To oni byli pasaerami, którzy wysiedli z promu - okoo dwunastu osób, dwóch niewolników i dziesiciu czy co koo tego szermierzy w rónych stopniach, od Drugiego do Siódmego. Przybyli w sam por, eby obejrze walk, ten
oddzia wolnych mieczy, o których Nnanji mówi z takim podziwem - zmuszajcy do posuszestwa, utrzymujcy pokój - ci, którzy popierali, doprowadzali do porzdku, a w razie potrzeby dokonywali pomsty za szermierzy z garnizonów i stray. Imperkanni wyjrza na k i krzykn przez rami do jednego ze swoich ludzi:
- Kandanni, upewnij si, eby te muy nie odeszy bez nas.
Trzeci szybkim truchtem wybieg z szopy.
- Dobry pomys - powiedzia Wallie. - Moe, wadco , byby tak dobry, eby powstrzyma równie odpynicie statku.
Imperkanni uniós sceptycznie brew, ale skin na Drugiego, który pobieg wzdu mola. Móg wierzy w win oskaronego, ale chcia zachowa formalnoci.
Wallie by tak zmczony, e kolana pod nim dray, ale jeli tamci nie zamierzali usi, to on te nie móg tego zaproponowa. Szermierze starannie zablokowali wyjcie na k na wypadek, gdyby winiowie próbowali ucieczki i cho na razie obydwu winiom pozwolono zatrzyma miecze, Wallie by cakiem pewny, e to tylko zwyka uprzejmo. Ci ludzie nie byli tak atwi do pokonania jak stra witynna. Ci ludzie byli bojownikami.
Mia by osdzony tu i teraz, w dudnicej echem i splamionej krwi stranicy. Dziwna sala sdowa, dua drewniana szopa z szerok, wybrukowan kamieniami podog, tak jakby przez rodek budynku przebiegaa ulica. Stanowiska dla koni stay otworem do wysokiego, belkowego sufitu, ale przeciwna ciana bya solidna, przebita kilkoma zwykymi drzwiami. Mieszkajce w stajni jaskóki przemykay tam i z powrotem pod arkadami na obu kocach, wlatujc do swoich gniazd w belkowaniu i szczebioczc gniewnie na znajdujcych si poniej ludzi. Jeli Walliemu cokolwiek to przypominao, to kulisy sceny teatralnej z odsonitymi belkami i goymi paszczyznami, i z wszystkimi ciaami z ostatniej sceny Hamleta rozcignitymi na ziemi.
Mulnik i kapitan statku zostali wprowadzeni i usadowieni blisko Jji i Cowie. Szermierze woleli dziaanie ni tumaczenie. Nie eby jakikolwiek zdrowy na umyle cywil chcia si im sprzeciwia.
Katanji ustawi si za bratem, wpatrujc si w Walliego wielkimi, wystraszonymi oczami. Sabe wiato zachodu wlewao si przez drzwi od strony Rzeki, omywajc blaskiem ciao Trasingjiego. Konie za przegrod chrupay gono.
- Moesz zaczyna, czcigodny Yoningu - powiedzia sdzia.
Oskaryciel skierowa si w stron Trasingjiego. Imperkanni i Wallie szli za nim .
- Widziaem, jak wadca Shonsu uderzy tego czowieka z tyu, i to sztyletem.
Podeszli z powrotem do Tarru. Wallie zachwia si zobaczywszy, e prawie rozci go na pó i e bruk by wszdzie wokoo zachlapany krwi, jak gdyby szermierz eksplodowa.
- Widziaem, jak wadca Shoneu zaatakowa tego czowieka od tyu.
Dalej leao pi cia i Yoningu umilk na chwil chcc odwiey swoj pami albo si upewni, e ma do podania znaczce zarzuty. Krzywy grymas na jego. twarzy spowodowaa blizna, podcigajc do góry kcik ust - moe on wcale nie mia poczucia humoru. Jeli jego mentor wyda wyrok przeciw Walliemu, to czy wtedy Wallie zostanie niewolnikiem tego czowieka? Nie, zarzuty dotyczyy przecie zbrodni gównych.
- Widziaem, jak wadca Shonsu zaatakowa tych ludzi bez formalnego wyzwania. Widziaem, jak wadca Shonsu uderzy tego czowieka sztyletem, i tego take. - Wzruszy ramionami, dajc do zrozumienia, e te zarzuty s na razie wystarczajce.
Imperkanni zwróci si do Walliego: - Czy masz co na swoj obron?
- Niemao. - Wallie umiechn si, by pokaza, e nie czuje si winny. -Ale myl, e czcigodny Yoningu opuci co - wskaza pomidzy pilnujcymi szermierzami na lece na zewntrz ciao Drugiego. To wanie w oczach Walliego byo jego glównym przestpstwem.
I tylko to.
Yoningu spojrza na niego gniewnie, jak gdyby Wallie marnowa czas sdu na sprawy nieistotne.
- Ten czowiek ucieka - powiedzia.
Fala szoku kulturowego uderzya w Walliego, przejciowo zatykajc mu dech. Uciekajc chopiec utraci prawo do pomszczenia. Jednak w chwil póniej Wallie znalaz troch pociechy w fakcie, e gdy nastpny Drugi zatrzyma si i zrobi
gest poddania, wystarczyo to do wczenia kontroli Shonsu i powstrzymania berserkerowskiego szau. Nie bya to wielka pociecha, ale zawsze co. Pierwszy dzieciak cigle mógby y, gdyby on nie zapomnia o swoim treningu.
Sd czeka na niego.
- Prosz, czy mog usysze zarzuty przeciw adeptowi , Nnanjiemu? . Wtedy bdziemy mogli przedstawi nasz obron.
Imperkanni skin gow. Nnanji oderwa si od swoich studiów nad podog i patrzy z gorzkim wyrzutem na byego seniora.
Yoningu zawaha si przy pierwszym czowieku, którego zabi Nnanji, zdecydowa si go pomin i wskaza obojtnie na ciao Ghaniriego.
- Widziaem, jak adept Nnanji uderzy tego czowieka z tyu, mimo e walczy on ju z innym.
Nnanji znów opuci oczy.
- Twoja obrona, wadco? - zapyta Imperkanni Walliego .Jego ton sugerowa, e byoby lepiej, gdyby to bya dobra obrona.
- Myl, e adept Nnanji te moe wnie przeciw mnie kilka zarzutów - zaszarowa Wallie.
Z zadowoleniem zauway, e na twarzy Imperkanniego pojawi si wyraz zdziwienia, ale szybko doszed do siebie.
- Adepcie Nnanji?
Nnanji znów podniós wzrok. Patrzy na Walliego z bólem i wyrzutem. Kiedy zacz oskara, mówi tak cicho, e po chwili przerwa i zacz od pocztku.
- Widziaem, jak wadca dzi rano doby miecza na adepta Briu bez ostrzeenia. Widziaem, jak wadca Shonsu przebra si za niewolnic.
To byo nawet wicej ni szok. Wallie z alem apoglda na Honakur. Kapan siódmego stopnia byby wiadkiem bez zarzutu, ale starzec cigle siedzia bezwadny jak szmaciana lalka. Oczy mia czciowo otwarte, ale widoczne byy tylko biaka. Móg by martwy, móg by umierajcy ale z pewnoci nie by w stanie skada zezna.
- Czekamy, wadco - powiedzia tonem groby Imperkanni.
- Czy znasz legend o Chioxinie? - zapyta Wallie.
- Nie.
Do diaba!
Wtedy Wallie dostrzeg Drugiego, którego oszczdzi.
Ten kry si za supem, skulony i cigle drcy.
- Skorzystajmy z niezalenego wiadka, wadco - powiedzia Wallie. - Moja historia jest niezwyka, i to jeszcze zbyt mao powiedziane, wic wolabym, eby j kto potwierdzi. Ty! Jak ci na imi?
Drugi- wywróci oczami i nic nie powiedzia. Jeden z wolnych mieczy, Czwarty, podszed do niego i trzepn go w twarz. Dzieciak zamamrota i zalini si.
Pieka i potpienie!
- Przypuszczam wic, e sam musz to opowiedzie - powiedzia Wallie. Potrzebowa jedzenia, musia si czego napi i przespa co najmniej, dwie noce. - Sdzia stray witynnej Hardduju siódmego stopnia, by bardzo zdeprawowanym czowiekiem. Kapani dugo modlili si, eby Bogini przysaa zastpstwo.
Tym zastpstwem najwyraniej by Imperkanni, ale wspominanie o tym teraz brzmiaoby jak propozycja apówki albo jak próba pochlebstwa. W tym tkwia ironia, e czowiek, który, jak Wallie mia nadziej, przybdzie, eby go uratowa, od razu sta si grob odwetu za wygranie bitwy. Caa ta sprawa zawieraa w sobie nieskoczon ironi. Mia nadziej, e may bóg uzna to za zabawne.
W poowie opowieci musia poprosi o co do picia. Imperkanni wyranie nie by czowiekiem okrutnym. Teraz dostrzeg zmczenie Walliego i nakaza sprowadzenie stoków. Jego ludzie poderwali si, eby przeszuka pomieszczenia i przynieli siedziska. Sd kontynuowa obrady, na miejscu przestpstwa, czteroosobowa grupa porodku rzeni, - Wallie, Nnanji, Imperkanni i Yoningu, pozostali szermierze stali wokó nich, czujni i nieruchomi.
Ostatecznie, zachrypy i tak zmczony, e a zastanawia si, czy wci dba o wynik, Wallie dotar do podsumowania.
- To byy czyny pode - powiedzia - ale one zostay rozpoczte przez Tarru. Od chwili, gdy uwizi mnie na terenach witynnych, przestaa to ju by sprawa honoru.
Imperkanni odczeka, upewniajc si, e to wszystko, potem wcign gboki oddech. Spojrza pytajco na Yoningu jakby mówi: "Jeste wiadkiem".
- Czy spróbowae opuci tereny, wadco?
Wallie przyzna, e nie próbowa.
- Powiedziae, e bye gociem czcigodnego Tarru. Gdy tu dotare, to raczej. nie bye ju gociem, czy nie?
- No, nie powiedzielimy sobie do widzenia.
Yoningu by wytrway. To tylko jego wykrzywiona twarz nadawaa mu wygld czowieka, który lubi zabaw. Musiao by dla niego bolesne zoenie powiadomienia o czowieku, który wykaza si tak sztuk szermiercz, ale bya to sztuka le uyta.
- Go, który wyjeda bez poegnania, nie pozostaje gociem w nieskoczono. On nie by ju duej twoim gospodarzem, wic mia prawo rzucenia wyzwania adeptowi Nnanjiemu. Przeszkodzie w honorowym starciu zbrojnym.
To byo mieszne. Wallie czu, e gdzie tu kryje si odpowied na to wszystko, ale nawet strach przed mierci by niewystarczajcy, eby znów pobudzi do pracy jego umys.
- Nnanji - wychrypia. - Mów.
Nnanji z bólem podniós wzrok.
- Przyjmuj oskarenie - powiedzia Nnanji. Potem jeszcze raz opar okcie na kolanach, splót palce swych przeronitych doni i powróci do gapienia si w buty siedzcego naprzeciw Yoningu.
- Co?!
Tym razem Nnanji nawet nie podniós gowy.
- Pozwoliem, by osobista przyja doprowadzia mnie do czynów podych. Jestem szczliwy, e ocaliem twoje ycie, wadco Shonsu, ale dokonujc tego postpiem niesusznie.
- Co, do diaba, spodziewalicie si, e zrobi? - zapyta Wallie patrzc na Yoningu i Imperkanniego. - Bylimy jego gomi, a on przygotowa puapk w naszym pokoju. Pod grob miecza zmusi swoich ludzi do zoenia mu krwawej przysigi. Ta przysiga wymaga szczególnego powodu, a jedynym powodem byo, e chcia ukra mój miecz, miecz Bogini. Oni nie zwracali si do niego "seniorze". Utrzymywa przysig w tajemnicy co jest kolejnym czynem podym, jak wam jest dobrze wiadono.
- Czy widziae to skadanie przysigi, wadco?
- Nie - westchn Wallie. - Jak ci powiedziaem, powiadomili mnie o tym niewolnicy.
Nnanji podniós wzrok i cign wargi w grymasie. Niewolnicy nie mog wiadczy, Wadca Shonsu osobicie pozbawi t lini obrony wanoci.
- Adept Briu przyzna si do zoenia trzeciej przysigi! - krzykn Wallie. - Take atak na adepta Nnanjiego...
- Wic przez przyznanie Briu albo okaza nieposuszestwo wobec swego seniora, albo okama ciebie?
Wallie chcia tuc si piciami po gowie. Na to nie móg znale odpowiedzi.
Katanji trci brata w plecy. Nnanji odepchn go nie odwracajc si.
- Kto pierwszy przela krew? - zapyta Yoningu.
O to wanie chodzio - lepsza mier ni dyshonor. Czowiek powinien postpowa honorowo za wszelk cen. Jeli jego wróg zabije go niehonorowymi sposobami, to zabity w ten sam sposób musi zosta pomszczony. Wedug ich standardów Wallie powinien by spróbowa wyj przez bram i pozwoli si posieka albo po prostu czeka, dopóki Tarru nie przyjdzie po niego. Kto pierwszy rzuci kamieniem, ten by winny.
Niektórzy szermierze woleli raczej umrze ni zoy przysig Tarru... ale na to nie byo wiadków poza niewolnikami.
- Ja zabiem pierwszy! - powiedzia Wallie. Myla o Janghiukim, ale oni byli pewni, e chodzio mu o Trasingjiego. Czy to ma znaczenie?
Cisz, która nastpia potem, przerwa Imperkanni:
- Dlaczego zwolnie swego wasala i podopiecznego z jego przysig, wadco?
- Miaem nadziej, e pozwol mu przejecha - powiedzia Wallie - razem z reszt.
Imperkanni i Yoningu zerknli na jego towarzyszy, a potem na siebie - dwie niewolnice, chopiec, niemowl i ebrak? Czym tu si martwi?
Imperkanni uoy rce na piersi i zastanawia si przez chwil, przygldajc si badawczo Nnanjiemu. Tak, próbowa znale jaki sposób na uniewinnienie, ale nie potrafi nic wymyli.
- Ciekaw jestem, co si zdarzyo, gdy tu przybye, adepcie. Co zostao powiedziane, zanim czcigodny Tarru rzuci ci wyzwanie?
Nnanji podniós gow i spojrza ponuro na Siódmego.
- To ja go wyzwaem - powiedzia.
Najwyraniej Imperkanni uzna, e trafi mu si ciki przypadek. Skrzywi si:
- Jeli sdzi po twoich twarzoznakach, adepcie, cakiem niedawno bye Drugim.
- Do dzi rano, wadco.
To bya bardzo trudna sprawa, obaj podsdni robili wraenie obkanych.
- Rano bye Drugim, a po poudniu rzucasz wyzwanie Szóstemu?
Nnanji zerkn na Walliego i nagle, tylko na moment, umiechn si. Potem jego twarz znów spochmurniaa. Wallie serdecznie zapragn go trzasn. Gorramini i Ghaniri wiedzieli, jak sprowokowa Nnanjiego do przemocy. Ta wiedza musiaa by powszechna wród stray. Wystarczyo, by Tarru rzuci par uwag o tkaczach dywanów.
- Tak - wzruszy ramionami Nnanji. - By zdecydowany doprowadzi do walki. Zignorowaem obelgi pod moim adresem, ale wtedy on obrazi mojego... przyjaciela, wadc Shonsu, którego tu nie byo, eby si broni.
Obaj mczyni popatrzyli po sobie. Wallie móg si domyli, co teraz nastpi.
- Co powiedzia? - zapyta Imperkanni. Gdy Nnanji milcza, upomnia go. - Teraz szlachetny wadca jest tutaj, eby si samemu broni. . .
Nnanji spojrza gniewnie.
- Powiedzia, e on jest morderc.
Sdzcy spojrzeli na Walliego, którego ogarno smutne uczucie, e nie jest godny przyjani Nnanjiego. To bolao, prawie tak bardzo jak poczucie winy za morderstwa czy perspektywa nagej mierci, która teraz krya nad nim.
- Obawiam si, e on mia racj, Nnanji - powiedzia. - Zabiem Janghiukiego ciosem pici. Zamierzaem go tylko oguszy... ale jego mier nie bya spraw honoru.
Imperkanni chcia si dowiedzie, kim, waciwie by Janghiuki i Wallie wyjani, nie dbajc ju wicej zbytnio, co mówi.
- Dodaj to wyznanie do listy... - wtem Yoningu przerwa. On i Imperkanni przez moment patrzyli na siebie w milczeniu. Siódmy, wydawao si, wcale si nie poruszy, ale jego biay koski ogon zakoysa si lekko, jakby w lekkim przecigu.
Yoningu powiedzia popiesznie:
- Wycofuj to.
- Przyjmuj, e mier szermierza Janghiukiego bya przypadkowa, wadco - powiedzia Imperkanni. - Gdyby chcia go zabi, trudno mi przyj, e uyby pici.
Nnanji zaskoczony podniós na moment wzrok. Katanji znów szturchn go w plecy. Nnanji go zignorowa. Wallie zerkn na Honakur. Jego oczy byy teraz otwarte, ale starzec oddycha ciko, rzc i nie zwracajc na nic uwagi. On nie móg pomóc.
- Wola Bogini ma pierwszestwo przed sutrami! - w krzykn Wallie. Niewiarygodne, ale ten sd zwraca si przeciw niemu. Potrzebowa wiadków! Stary Coningu mógby powiadczy - on wiedzia. Albo Briu. By jednak pewny, e sd nie uda si do wityni, jeli o to poprosi .
Imperkanni zaczyna si niecierpliwi.
- To prawda - powiedzia sdzia. - Przysigalimy posuszestwo woli Bogini przed sutrami. Ale kto ma rozstrzyga, jaka jest Jej wola? Musimy uznawa, e sutry przedstawiaj jej przykazania dla nas, dopóki nie otrzymamy wyranego wiadectwa, e jest przeciwnie... cudu jak myl. Zgadzam si, e masz zachwycajcy miecz , wadco Sbonsu, ale on nie daje ci prawa popeniania wszelkich zbrodni, na jakie ci przyjdzie ochota. Czy masz jeszcze co na swoj obron?
Jaki jest sens mówi dalej? Wallie dosta uczciw szans obrony, prawdopodobnie powiedzia o wiele wicej, ni pozwolono by czowiekowi niszego stopnia. Bogowie karz go. Zamordowa Janghiukiego i ci uciekajcego Drngiego. Moe zdarzy si tak, e zostanie ukarany za niewaciwe przestpstwa, ale popeni zbrodnie. Nnanji ma racj - dlaczego tego nie przyzna? Kar za niepowodzenie bya mier. cicie gowy jest szybkie i bezbolesne ,móg trafi gorzej.
- Wadco! - wrzasn Katanji, z twarz zbiela z przeraenia i z mieczem na plecach przekrzywionym pod absurdalnym ktem. Twarz Imperkanniego pociemniaa na t arogancj. Jeden z Czwartych wycign wielk rk eby pochwyci bezczelnego obuza.
- Spytaj wadc Shonsu jak zmoczy swój kilt! - krzykn Katanji, gdy go odcigano.
- Sta! - szczekn Imperkanni. - Co powiedziae praktykancie?
Czwarty przywróci Katanjiemu pozycj pionow puci go.
- Wadco, spytaj wadc Shonsu, jak zmoczy swój kilt.
Katanji umiechn si blado i roztar poturbowane rami. Imperkanni, Yoningu i Nnanji równoczenie spojrzeli w dó, na kilt i buty Walliego.
Wspaniale! - pomyla Wallie. Zama tabu zabraniajce wchodzenia do Rzeki, ale nikt tego nie zauway, z wyjtkiem tego cwanego dzieciaka. Prawdopodobnie to oznacza mier w mczarniach - moe smaenie na rozarzonej pycie - to kara za zbrodni gówn. Dziki, Katanji!
Yoningu poderwa si ze swego stoka i pogna w stron przystani, przeskakujc po drodze przez Trasingjiego.
Imperkanni patrzy na Walliego z zbami obnaonymi w dziwnym i pozbawionym humoru umiechu.
Nnanji równie wpatrywa si w niego, a jego oczy byszczay.
Jednak pod ptasim ajnem, kurzem z drogi, roztartym wglem i plamami krwi... pod tym wszystkim Nnanji z pewnoci demonstrowa co przypominajcego jego dawny umiech. Kult bohatera w caej peni.
Co tu si, u diaba, dzieje?
Yoningu, wyranie poblady, powróci wielkimi krokami, stan za swoim stokiem, uniós rk i powiedzia oficjalnym tonem:
- Mentorze, pragn wycofa zarzuty przeciw wadcy Shonsu.
- Naprawd? - powiedzia Imperkanni. - Tak, spodziewaem si, e to zrobisz! Wadco Shonsu, czy askawie, pozwolisz mojemu podopiecznemu na wycofanie zarzutów?
Teraz umiecha si otwarcie i bardzo przyjanie.Jak to si stao? Wallie przypomnia sobie maego uzdrawiacza z wizienia, Innulariego, który umar gdy straci pacjenta. Yoningu wic by raczej powodem ni oskarycielem i jeli sd uzna, e postawi faszywe zarzuty, to powinien zapaci kar - to dobry sposób, eby zapobiega lekkomylnemu wytaczaniu procesów i doskonay rodek zapobiegajcy pomnaaniu si liczby prawników. Nie eby Walliemu potrzebny by niewolnik, ale dobry Szósty stanowiby nieoceniony dodatek do jego si, wic tu moe otworzy si przestrze dla targów...
Wtedy zobaczy, e w wyniku jego wahania umiech Imperkanniego przeszed w grymas i e wokó niego pochyliy si gowy, pici zacisny, a oczy przymruyy.
Cokolwiek mówiy prawa, Yoningu by jednym z oddziau. Jeli Wallie zada swojej czci, do czego by uprawniony, to bdzie musia potem walczy z kadym z nich, od samego Imperkanniego zaczynajc na najniszym czeladniku koczc.
- Zarzuty przeciw adeptowi Nnanjiemu s równie wycofane? - zapyta Wallie, nie rozumiejc, z jakiego powodu tak si dzieje.
Imperkanni rozluni si i jego umiech powróci.
- Oczywicie, wadco. - Przez dug chwil przyglda si Nnanjiemu, a kiedy z umiechem zwróci si ku Walliemu, byo cakiem jasne, e Nnanji jest dla niego przezroczysty jak szko. By dowiadczonym przywódc ludzi.
W Nnanjim zdoa zobaczy modziecze wtpliwoci i kult bohatera, które zanikn w wietle dowiadczenia, odwag, wytrwao i prawo, które zalni janiej.
- Jak powiedziae, wadco, to nie bya sprawa honorowa, ale prawdziwa bitwa. Skadam adeptowi Nnanjiemu gratulacje z okazji dobrego pocztku kariery. Jego honor jest bez zarzutu, a odwaga nie podlega dyskusji, tak samo jak u ciebie,
Nnanji sapn, potem zatoczy si i podzikowa, pocigajc nosem. Nastpnie rozprostowa przygarbione plecy i umiechn si do Walliego.
Imperkanni wsta, a pozostali poszli za jego przykadem.
- Naprawd chciabym go wczy do swojego oddziau, ale jestem przekonany, e ty sam chcesz przyj go z powrotem jako swego podopiecznego, chyba nie myl si, wadco? - zapyta, a jego óte oczy mrugny.
- Jeli on przyjmie mnie jako mentora - powiedzia Wallie - to bd bardzo zaszczycony.
Wyraz niedowierzania i zachwytu rozla si na zabrudzonej twarzy Nnanjiego.
- Wadco! Pozwolisz mi zoy przysig po tym ,jak ja zoyem na ciebie powiadomienie? - Dynia Kopciuszka znów bya karet ze wszystkimi przylegociami.
- To by twój obowizek - powiedzia Wallie. - Gdyby tego nie zrobi, to bym ci nie chcia, - Znów oddawa Alicji jej Krain Czarów.
Yoningu równie zwróci si do Nnanjiego z umiechem uzupeniajcym wykrzywienie jego twarzy. On i Imperkamii bdc od dawna towarzyszami, prawdopodobnie bez trudu odgadywali nawzajem swe wasne myli. Mrugn przelotnie do Walliego i zauway :
- Oczywicie, pierwszy minstrel, którego spotkamy, zostanie poinformowany o tym, jak Shonsu i Nnanji pokonali dziesiciu szermierzy w strasznej walce.
Nnanji jeszcze nie pomyla o sawie. Jego usta otwary si, ale wydobyo si z nich tylko kraknicie. To by szklany pantofelek - Kopciuszek moe by na zawsze szczliwy ju tylko z tego jednego powodu .
- Nie Shonsu i Nnanji - powiedzia powanie Wallie - ale Nnanji i Shonsu. On to zacz.
Jja umiechna si do niego. Cowie spaa. Nawet starzec wyglda lepiej, siedzia wyprostowany i sucha . Katanji... Katanji wpatrywa si w Walliego z wyrazem zmieszania. On jeden wydawa si rozumie, e Wallie nie ma pojcia, co si stao i e nie zna powodów uniewinnienia.
- Naprawd wadco - powiedzia w zamyleniu Tmiperkanni - nie omielam si doradza ci w twoich sprawach... ale w tym przypadku mógby nawet zastanowi si nad tysic sto czterdziest czwart .
Seniorzy uwielbiali powoywa si na sutry o wysokich numerach ponad gowami juniorów - wszyscy tutaj tak robili. Yoningu skrzywi si, cho normalnie Szóci byli odporni na t gr. Nnanji wyd wargi wygldajc na zmieszanego .
Tysic sto czterdziesta czwarta? Ostatnia sutra! By moe Imperkanni sprawdza, czy Shonsu jest prawdziwym Siódmym?
Wtedy Wallie zrozumia i wielki rozbysk podniecenia przepdzi ciemno jego poczucia winy i zmczenia . Pozna ask bogów. To nie bya próba -jako e gdyby to bya próba, zawiódby - ale lekcja i nauczy si tego , co byo od niego wymagane. Nie zawiód nadziei, pozosta Jej bojownikiem.
- Oczywicie! - powiedzia. - Czemu nie? To bardzo dobry pomys, wadco Imperkanni! - Potem odrzuci do tyu gow i rykn tym potnym; grobowym miechem Shonsu, podrywajcym jaskóki i poszcym konie, zaskujcym muy na ce, budzcym dzieci, odbijajcym si wielokrotnym echem od budynków stranicy jak dwik witynnego dzwonu:
TRIUMF !!!
# 1144 CZWARTA PRZYSIÊGA
Szczêœliwy jest ten, który ocali ¿ycie koledze, a wielce
blogos³awieni s¹ ci dwaj, którzy uratuj¹ siebie nawzajem
Tylko dla takich dozwolona jest ta przysiêga i jest ona
najwy¿sza, ostateczna i nieodwo³alna:
Ja jestem twoim bratem,
Moje ¿ycie jest twoim ¿yciem,
Twoja radoœæ jest moj¹ radoœcia,
Mój honor jest twoim honorem,
Twój. gniew jest moim gniewem,
Moi przyjaciele s¹ twoimi przyjació³mi
Twoi wrogowie s¹ moimi wrogami
Moje tajemnice s¹ twoimi tajemnicami
Twoje przysiêgi s¹ moimi przysiêgami,
Mój dobytek jest twoim dobytkiem,
Ty jesteœ moim bratem.
Soce zatono za horyzontem jak kropla krwi wsikajca w piasek, wskazujc oskarycielskim palcem fale na wodzie w kierunku stojcego na przystani Waliego.
Moe, zasugerowa Imperkanni, szlachetny wadca powinien rozway spdzenie nocy w stranicy i kontynuowanie podróy nastpnego dnia? Ale wbrew nastrojowi triumfu, który go nagle ogarn, Wallie niczego nie pragn bardziej ni zejcia ze sceny rzezi i opuszczenia witej wyspy tak szybko, jak to bdzie moliwe. Wszdzie byle nie tu.
Zwróci si do kapitana statku, który zrezygnowany siedzia na pododze podczas caego procesu, a teraz zosta zwolniony.
- Czy masz jakie obiekcje w sprawie podróowania noc ,eglarzu?
- Nie z tob na pokadzie, wadco - odpowiedzia eglarz, padajc na twarz. To, co si zdarzyo, dziaao równie na eglarzy.
Podejrzliwo i wrogo znikny. Kady czowiek w wolnej kompanii zosta przedstawiony srogiemu wadcy Shonsu i nieugitemu adeptowi Nnanjiemu i kady nich skromnie gratulowa obydwu ich wspaniaego czynu zbrojnego. Umiech Nnanjiego zagraa przejciem w stan permanentny.
Imperkanni wprowadzi swoj efektywn organizacj w ruch. Jedzenie i wypchane som materace zostay wycignite ze stranicy i zaniesione na statek, ciaa zebrane razem, konie sprawdzone i opatrzone. Rozemiany Trzeci zdoby jedzenie, eby uciszy wrzaski Vixiniego oraz szklank wina dla starca, który teraz równie okaza dramatyczne polepszenie.
- Zostaniemy tutaj na noc - powiedzia Siódmy. Popatrzy na mulnika. - Ty moesz przespa si w jednej ze stajni dla koni. Rano bdziemy potrzebowali kilku twoich muów.
Mulnik, wydawao si, uzna t nowin za katastrofaln. Jego szczurze oczka przemkny bagalnie do Walliego, który przez chwil zbity z tropu, potem zacz si mia .
- Przypuszczam, e jeli nie wróci do swych bliskich, to zaczn si o niego martwi, wadco - powiedzia. - Kto bdzie go szuka. Zgadza si, mulniku?
Mulnik kiwn znaczco.
- Moja ona, wadco.
I ona znajdzie w stajni nie ma, nie muy, ale majtek w zotych monetach.
- Jestem pewny, e twoi ludzie poradz sobie z muami czy nie, wadco Imperkanni? Zatrzymaj to, co bdzie ci potrzebne i pozwól mu odej. By mi przydatny. Biaogrzywy szermierz uniós swe szpakowate brwi w zdziwieniu, ale zgodzi si na t ask wadcy Shonsu. Wallie by rozbawiony - nawet zawodowi mordercy potrafi by niekiedy porzdnymi facetami.
W milczcej ugodzie dwaj Siódmi zaczli spacerowa wzdu przystani, chcc porozmawia na osobnoci.
- Czy uwiadamiasz sobie, e Bogini sprowadzia ci tutaj, eby zosta sdzi? - zapyta Wallie. - Kapani mianuj ci zanim zdysz zsi z konia.
Starszy mczyzna skin gow. .
- Przyznaj, e ta myl jest kuszca - odpowiedzia. - Yoningu i ja sporo mówilimy ostatnio o znalezieniu kamiennej pochwy. Czowiek si starzeje, niestety. Pobudzajce okrzyki okazuj si niekiedy bardziej zabawne ni walka.
Milcza przez chwil, potem kontynuowa:
- To nie by pierwszy raz, gdy przesuwaa nas Jej rka i zawsze wtedy znajdowalimy godne zajcie dla naszych mieczy. Ale Hann byo niespodziank , nie moglimy znale czekajcego na nas problemu. Wtedy Yoningu zaproponowa, ebymy odbyli pielgrzymk. Chcia si dowiedzie o swego ojca... i jestemy tutaj - zachichota. - Gdy zeszlimy na molo i usyszelimy szczk mieczy, pomylaem, e to ty bye problemem, wadco. Teraz widz, e bye rozwizaniem.
Prawdopodobnie bada granic poczucia humoru Walliego ale ten nie by w nastroju, który pozwoliby mu j znale .
- Moe powiesz mi o ojcu Yoningu? - zapyta.
Imperkanni wzruszy ramionami.
- Ostatnio sysza o nim wiele lat temu. W tym czasie ojciec zamierza przyby tu i zacign si do stray. Myl, e od jego mierci z odzi zdyy wyrosn dby.
- Nnanji móg sysze, jak o nim mówiono - zasugerowa Wallie. - Jak on mia na imi?
- Coningu, pitego stopnia .
- Rzeczywicie? - Wadca Shonsu wyranie straci zainteresowanie. - Cho z drugiej strony moe najlepszym, co moe zrobi Yoningu, byoby spytanie starego intendenta, o którym wspominaem. Jeli kto bdzie co wiedzia, to tylko on. Stwierdzisz, e jest chtny do wspópracy i godny szacunku. - Zmieni temat na bardziej delikatny. - Niektórzy z twoich modych ludzi mog uzna ycie w stray za bardzo nudne, czy nie?
Zote oczy stay si zimne jak lód i Wallie odniós wraenie, e biay koski ogon porusza si si wasnej woli .
Zaciekawi si, czy Siódmi mog miedzy sob rozmawia swobodnie, to przypominao mu sytuacj dwóch jeleni omawiajcych sprawy swoich stad.
- Nie zaproponowano mi jeszcze tej pozycji, wadco.
Nici z werbunku!
Wallie westchn, potem umiechn si.
- S tu meldunki o bandytach napadajcych podrónych na drodze.
Imperkanni zachichota.
- Modl si najpokorniej do Najwitszej, eby spróbowali tego ju jutro.
Na kocu mola zawrócili. Wia delikatny wietrzyk. Prace na statku dobiegay koca. Wallie zacz rozglda si za swoj grup - i jeszcze raz napotka wzrok maego Katanjiego.
Katanji trci brata, który sta obok. Zosta gniewnie uciszony ale Imperkanni równie dostrzeg t scen.
Uniós brew w kierunku Nnanjiego. Ten zaczerwieni si.
- To nic, wadco. .
- Ten twój podopieczny jest ostrym maym sztylecikiem - zauway Siódmy. - Dostrzeg to, czego nie dostrzeg nikt inny, a na powiedzenie czego wadca Shonsu by zbyt dumny. Jestem mu zobowizany. Przedstaw go.
- On jeszcze nie zna salutów ani odpowiedzi, wadco - zaprotestowa Nnanji.
Kady szermierz siódmego stopnia potrafi zmrozi czowieka do szpiku koci jednym spojrzeniem. Nawet nieustraszonego Nnanjiego opucia odwaga pod spojrzeniem, które otrzyma.
- Ka mu wic wykona cywilne pozdrowienie - powiedzia Imperkanni.
Wic Katanji zosta przedstawiony i otrzyma swoj szans .
- Chciabym wiedzie, czy mog poprosi jednego z twoich juniorow, wadco, eby przekaza wiadomo mo... naszym rodzicom? Tylko eby powiedzia im, gdzie si podzialimy. - Przemkn szybkim spojrzeniem, w stron Walliego. - I powiedzie, e jestem w dobrych rkach.
Nnanji spon ze wstydu na taki sentymentalizm. Imperkanni wymieni z Walliem umiechy. Zauway cywilne znaki rodzicielskie.
- Przeka wiadomo osobicie - powiedzia. - I powiem im, e wychowali dobrych synów, dobrych szermierzy... i e jestecie w Jej rkach. Kto moe mnie do nich skierowa?
- Adept Briu, wadco - wymamrota Nnanji, zaczerwieniony i zmieszany.
- Polecam ci Briu, wadco - powiedzia Wallie. - Myl, e on bdzie wdziczny za szans odkupienia. Jest z gruntu uczciwym czowiekiem.
Imperkanni podzikowa mu uprzejmie, ale najwyraniej w sprawie witynnej stray zamierza samodzielnie podejmowa decyzje.
Kiedy statek ju przygotowano, noc wsczya si na niebo.
- Jeste cakiem pewny? - zapyta Wallie starca.
- Cakowicie - parskn Honakura, chocia cigle jeszcze by bardzo osabiony. - Jeden przejazd na mule to o dwa za duo - zachichota. - Poza tym jestem zawodowo zainteresowany cudami, a one id za tob jak muchy za krow .
- Zanim odjedziesz, wadco, mamy do wypenienia smutn ceremoni - powiedzia do Walliego Imperkanni ,wskazujc gow tam, gdzie jego ludzie uoyli na pomocie osiem nagich cia.
- Hm? - powiedzia Honakura. - Moe powinienem na chwil tylko znów zosta kapanem? - podrepta w kierunku cia i cign opask z gowy .
Wyraz twarzy Imperkanniego, gdy ten policzy jego twarzoznaki, sprawi Walliemu niema satysfakcj .
A wic ostatnim czynem Walriego na witej wyspie bdzie wzicie udziau w pogrzebie. Wolne miecze wiedziay, jak takie rzeczy powinny by robione . Nie chcc pokazywa swojej ignorancji, Wallie odszed na bok za potrzeb a kiedy powróci, wszyscy stali w szeregu, podczas gdy jego miejsce byo puste. Dwunastu szermierzy ustawio si wzdu krawdzi pomostu, Katanji, najmodszy i z najkrótszym staem na samym kocu, Imperkanni i Honakura dokadnie w rodku. Wallie wlizn si na swoje miejsce po lewej stronie kapana i wraz z innymi doby swego miecza w salucie.
- Czcigodny Tarru - powiedzia Nnanji, gdy pierwsze ciao zostao wycignite naprzód przez niewolników Honakura wyrecytowa sowa poegnania.
- Tarru szóstego stopnia, zwracamy ci teraz Wielkiej Matce nas wszystkich, jako e twa podró na tym wiecie jest zakoczona.
- Id do Niej, jak wszyscy pójdziemy niosc kurz drogi, a Ona go zmyje, niosc rany i smutkim, a Ona je ukoi, niosc radoci i zaszczyty, a Ona je pochwali .
- Powiedz Jej, bagamy, e pamitamy o Niej i e równie oczekujemy Jej wezwania jako e z wody wyszlimy i wszyscy musimy do wody powróci.
Ciao z pluskiem uderzyo o wod i... woda zakipiaa, eksplodowaa w szalonym wybuchu, który szybko sta si srebrn pian, zabarwia si szkaratem i zasyczaa, gdy powietrze z puc wydostao si na powierzchni, a potem zamara w niewyran, róow pian, spywajc powoli z prdem. To wszystko trwao tylko krótk chwil, ale ciao znikno. Wallie by tak wstrznity, e omal nie upuci miecza.
- Mistrz Trasingji...
Teraz Wallie by przygotowany, ale stwierdzi, e za kadym razem przebiegaj po nim zimne dreszcze i mu sia si bardzo nata eby nie dygota w sposób widoczny. Oto, czego unikn! Z gbin sownika Shonsu wypyno sowo... kryo przez chwil w jego gowie, dopóki wreszcie tumacz nie znalaz zblionego odpowiednika: pirania.
Teraz zrozumia werdykt sdu. Wola Bogini ma pierwszestwo przed sutrami i Ona sprawia, e Jej wola staa si znana. Tylko Jej bojownik móg dotrze do pomostu t drog ywy, to znaczy, e Ona pochwalaa jego dziaania. aden ludzki sd nie mia prawa zmieni Jej decyzji. Teraz zrozumia reakcj Nnanjiego, kiedy zasugerowa przekroczenie Rzeki, zrozumia, dlaczego , sowo "pywa" stosuje si tylko do ryb, dlaczego kapani nad stawem byli tak niechtni zamoczeniu stóp, dlaczego mulnik poi muy w korycie, dlaczego tak atwo poszo mu oskrzydlenie Tarru. Dopiero teraz stao si dla niego jasne, dlaczego patrzono
na niego z zabobonn trwog po akcie takiej wiary i odwagi .
Wpatrywa si w ostatnie rumiece wieczoru ponad milami spokojnej wody. Pomyla, jak cudownie agodzce byoby pywanie dla jego roztrzsionych nerwów, dla brudnego i obolaego od sioda ciaa. Ale z pywaniem ju zakoczy na cae ycie.
Bogowie dokonuj cudów, kiedy sami si na to zdecyduj, nigdy na danie.
Statek by typem kutra wielorybniczego, z takielunkiem na dziobie i rufie. Móg przewozi chyba ze dwa tuziny pasaerów, ale wikszo z nich zostaa usunita przez szermierzy. Gdy na kratownicy rozcignito wypchane som materace, byo na nim pod dostatkiem miejsca dla siedmiorga pasaerów, którzy mogli rozoy si wygodnie i przeuwa jedzenie z zapasów - zimny drób, niewiey chleb i ser, butelki gorcego piwa. Popychany przez ledwo wyczuwaln bryz statek przesuwa si bez koysania po leniwych falach. Mieli tu dosy prowiantu, eby nakarmi cay regiment Nnanjich, wic podzielili si nim z opasym, paszczcym si kapitanem i nieokrzesanym chopcem stanowicym zaog.
Noc bya ciepa, cicha i wspaniaa, arkada Boga Snów widowiskowo wiecia
pomidzy gwiazdami, janiej ni ksiyc w peni na Ziemi, malujc statek srebrem i szaroci na czarnej i lnicej wodzie. Synowie tkacza dywanów i Cowie rozsiedli si na rodokrciu, a zaoga przy sterze. Wallie zaj awk na dziobie majc przy sobie Jj i Honakur, siedzcego na skrzyowanych nogach. Vixini by przez cay dzie przemoc zmuszany do bezruchu i dar si, eby pozwolono mu porusza si swobodnie. Teraz , dosta szans, wic zwin si w kbek i zasn .
Gdy tylko statek odbi od przystani, Wallie zwróci si do Jji i pocaowa j . Oddaa mu pocaunek tak, jak powinna to zrobi dobrze wyszkolona niewolnica.
Niewolnica, ale nie przyjaciel. Umiechn si do niej pokrzepiajco i próbowa nie pokaza po sobie bólu, który poczu. Jak jednak mogoby by inaczej ? Bya wiadkiem jego rzeniczego szau. Sam z trudem o tym myla, wic jak móg si spodziewa, e ona wybaczy, popatrzy na to przez palce i zrozumie? Jeli straci jej mio, to cena zwycistwa bya wysza ni chciaby dobrowolnie zapaci. By wiadomy przykrej obecnoci przy sobie wcibskiego, maego kapana, suchajcego wszystkiego, co on powie. Pragn zabra j gdzie i porozmawia, nie wiedzia jednak, jak ubra w sowa swe uczucia..
Jja prawie nigdy nie próbowaa tego czyni, ale odpowiedziaa dugim, badawczym spojrzeniem, z nie dajcym si odczyta wyrazem twarzy, a wreszcie powiedziaa:
- Obydwoje jestemy niewolnikami, panie.
W srebrnym zmroku na jej twarzy pojawi si bardzo niewyrany lad umiechu.
- Ja musz zadowala mego pana. Mój pan musi zadowala bogów.
Zacisn wokó niej rami, którym j obejmowa.
- To szczera prawda, kochanie.
- Czy tego wanie chc od ciebie? - zapytaa mikko.
Kiwn gow. .
- Chc krwi! Bezwzgldnoci! Okruciestwa!
- Od Walliego czy od Shonsu?
- Od Walliego! - warkn. - Shonsu ju to potrafi. Milczaa przez chwil, podczas gdy statek zdawa si nabiera szybkoci.
- Dla mnie jest to atwiejsze - powiedziaa spokojnie. -Moim zadaniem jest dawanie ci przyjemnoci, a to mnie take daje wiele radoci.
- Zabijanie nigdy nie sprawi mi przyjemnoci - burkn.
Potrzsna gow.
- Ale bdziesz posuszny bogom, panie?
- Tak - westchn - Przypuszczam, e bd posuszny. Nagradzaj mnie wspaniale.
Wtedy ona obja go ramionami. Pocaowali si z zapaem kochanków i wiedzia, e ich mio nie tylko nie zostaa stracona, ale e si umocnia. Przerwa ucisk, zanim jego gruczoy nie wyrway si cakiem spod kontroli i siedzia przez chwil dyszc ciko i czujc si o wiele lepiej.
- Mylaem wanie - zrobi uwag w stron ciemnego nieba Honakura - e statki maj ogromn przewag nad muami.
- Nie o tym mylae, starcze!
- Tak, o tym - odpowiedzia chichoczc kapan. - Jak mógby j caowa na mule?
Póniej, kiedy Wallie zakoczy swój posiek, rzuca okruchy za burt, kawaek po kawaku, patrzc z pen zgrozy fascynacj, jak piranie roj si przy nich. Bdc tak blisko od wody by w stanie je dostrzec, jeli wpatrywa si uwanie - ulotne srebrne byski w czarnej wodzie, nie wiksze ni may palec mczyzny, ale zdolne do natychmiastowego pojawienia si w niezliczonej masie.
- Czy nie macie piranii w swoim wiecie ze snu, wadco? - zapyta Honakura patrzc na niego ze spokojnym rozbawieniem. Wallie poderwa si z poczuciem winy.
- Nie wszdzie - przyzna. - Jeli póbóg pozostawi mi tak ignorancj w sprawach wiata, to musia sam przyj odpowiedzialno za prowadzenie mnie .
Kapan umiechn si
- Podejrzewam, e teraz, gdy wiesz, nie powtórzysz ju tego manewru.
- Zrobiem ju lubowanie w tej sprawie - powiedzia Wallie. - Wyjanisz mi, jak jest ze witynnym stawem?
- Nawet tam czasami si pojawiaj - powiedzia starzec. - Ale unikaj stojcej wody, tak` si mówi, i moe dlatego staw normalnie jest bezpieczny. Chocia gdybym mia wybór, to bym do niego nie wszed.
Wallie zastanowi si, jakie jeszcze horrory moe kry dla niego wiat.
Jja pooya si obok Vixiniego i natychmiast zasna. Wallie by zbyt podniecony, eby choby tego próbowa. wiato byo janiejsze ni ksiycowe, ale dziwnie rozproszone, rzucajce podwójne cienie. Ponad Rzek tworzya si mga. Trudno byo dostrzec co na odlego, nawet co tak bliskiego, jak niewyrane postacie Cowie, Nnanjiego i Katanjiego na ródokrciu. W kilka minut póniej Nnanji, przeac przez awki, przyszed na dziób, by klkn przed Walliem oraz, przypadkowo, przed Honakur. Cigle oblizywa palce, a jego twarz pod pokryw makijau bya plam w ciemnoci.
Nie odoy swego miecza, co wydawao si dziwne, lecz bez wtpienia mia na uzasadnienie tego jeden z tych obcych szermierczych powodów.
- Wadco? - zapyta. - Czy mog teraz zoy ci drug przysig?
Wallie potrzsn gow.
- To moe poczeka do rana. Nie chciaby przecie bra lekcji szermierki na statku, prawda?
Biae zby bysny w umiechu.
- Nie, wadco. - klcza w milczeniu.
- Pozwól mi zgadn - powiedzia Wallie. - Chcesz wiedzie, dlaczego bogowie pochwalaj wszystkie te podoci?
- Tak, wadco. - W gosie Nnanjiego brzmiaa ulga.
- Moe nasz szacowny przyjaciel potrafi to wyjani - powiedzia Wallie. - Dlaczego Bogini pozwolia na tak wiele podych czynów? Przyjmujemy, e Ona nie pochwala podych czynów. Zgadza si, wity? - spojrza w dó, na siedzc przy nim drobn, skulon posta.
- Nie jestem ju duej wity - powiedzia z rozdranieniem Honakura. - Ale tak zaoenie jest suszne.
- A ja - powiedzia Wallie - nie pochwalam mentorów bijcych podopiecznych. Ale kiedy, mody przyjacielu, skatowaem ci ,bardzo porzdnie.
Oczy Nnanjiego bysny w ciemnociach biakami..
- To byo po to, eby przeama moj kltw, wadco.
Niespodziewanie Wallie zacz sobie uwiadamia, e na ródokrciu dzieje si co nieoczekiwanego. Próbowa nie przyglda si temu zbyt otwarcie, ale wygldao to tak, jakby Katarnji podsuwa si bardzo blisko do Cowie.
Nnanji klecza odwrócony do nich plecami.
- Myl, Nnanji, e bogowie próbowali przeama maj kltw.
- Nad tob nie wisi kltwa, wadco! - zaprotestowa lojalnie Nnanji.
- O tak, wisi! Powiedziaem ci kiedy - nie lubi zabija ludzi.
Usta Nnanjiego otwary si, potem zamkny.
- Bóg rozkaza mi zabi Hardduju. Zrobiem to , ale tylko dlatego, e on wyranie kaza mi to zrobi. Jedyny rozkaz, jaki otrzymaem poza tym, to by uczciwym i walecznym szermierzem. aden uczciwy szermierz siódmego stopnia nawet przez moment nie tolerowaby Tarru ani jego marnych sztuczek. Tukem ci i draniem, dopóki nie stracie panowania i nie rzucie si na mnie. Bogowie wciskali mnie do kta, dopóki nie zaczem rozlewa krwi i nie pokazaem, e potrafi by zabójc. To ten sam proces .
- To podobne do sprawdzania miecza, czy tak? - zapyta Nnanji. - Wyginasz go, eby zobaczy, czy wyprostuje si z powrotem, czy pknie?
- Tak! - powiedzia ze zdziwieniem Wallie. - To bardzo dobre porównanie!
- Ale - nalega Nnanji - czy jeli bogowie zaplanowali to wszystko...
Sumienie cigle sprawiao mu kopot.
- Nie popenilimy podych czynów, aden z nas ich nie popeni. Stra witynna bya band tchórzy. Imperkanni nas uniewinni. Czy zgadzasz si z jego werdyktem, starcze?
- O tak! Najwyraniej bylicie przycinici - powiedzia Honakura. - Bogowie wybrali was obu i...
- Nas obu? - zapyta Nnanji.
Katanji robi postpy. Nie napotka wspópracy, ale te wydawao si, e nie spotka oporu. Widocznie w wiecie Katanjiego wszystko, co si nie sprzeciwiao, stanowio przyzwolenie. By chyba jedynym drapaczem, który nie potrzebowaby wieczorowych zaj Szalonej Ani.
- Jeli zoysz mi drug przysig, adepcie Nnanji - powiedzia Wallie - a mam nadziej, e to zrobisz, jako e bybym dumny, majc ci znów jako podopiecznego, to jest jeszcze inna przysiga, któr chciabym zoy razem
z tob.
- Krwawa przysiga? Oczywicie, wadco - powiedzia z zapaem Nnanji.
- Nigdy! - powiedzia Wallie. - Uwaam, e ta przysiga jest podoci, nawet jeli Bogini ukadaa sutry. Mam do krwawej przysigi co najmniej na dwa ycia. Nie, mówi, o czwartej przysidze.
Nnanji spojrza ostronie
- Nigdy nie syszaem v adnej czwartej przysidze. Honakura zapewnia, e nic nie wie o szermierczych sutrach, ale w mroku wpatrywa si ze zdziwieniem w Walliego.
- Nie moge sysze - powiedzia Wallie. - Po pierwsze, jest ona zawarta w tysic sto czterdziestej czwartej sutrze...
- Ach! -jkn Nnanji.
- W ostatniej. sutrze. Tylko kandydat na Siódmego móg w ogóle o niej usysze, chyba e Siódmy celowo by komu o tym powiedzia tak, jak ja zamierzam powiedzie tobie. Po drugie, zawiera ona ograniczenia.
- Och! -jeszcze raz wyda z siebie jk Nnanji.
- Ale my speniamy warunki, ty i ja. Ona moe, by zoona tylko przez tych, którzy nawzajem uratowali sobie ycie, a to moe si zdarzy tylko w bitwie, nie w sprawach honorowych. Myl, Nnanji, przyjacielu, e to dlatego bogowie posali nas dzi do bitwy. Ja ocaliem ci przed Tarru, ty ocalie mnie przed Ghanirim. To bardzo rzadka przysiga i uwaam, e tak czy inaczej wiele o niej nie mówiono.
Oczy Nnanjiego lniy w ciemnociach. Tajne znaki i straszne przysigi byy sam esencj szermierczego zawodu, wic tajemna przysiga stanowia dla niego podwójn przyjemno.
- Powiedz mi jej sowa i ja j zo - powiedzia. Prace eksploracyjne Katanjiego posuway si teraz w szybkim tempie. Usun ju przepask Cowie i czyni dalsze postpy. Nnanji wyranie bardzo lubi swego modszego brata, a jego nastawienie wobec seksu byo zadziwiajco niedbae, ale czy jest moliwe, eby byo a tak niedbae, by uycza swej nowej niewolnicy, zanim jeszcze sam j wypróbowa?
Wallie z trudnoci oderwa od tego wzrok.
- Nie piesz si tak bardzo, Nnanji - ostrzeg. - W pewien sposób ona jest nawet straszliwsza ni trzecia przysiga. Ale jest uczciwa. Wie obie strony równo, nie jak pana i niewolnika.
Honakura zakaszla w mroku.
- Czy to jakim przypadkiem nie jest przysiga braterstwa, wadco?
- Jest - powiedzia Wallie umiechajc si. - Widzisz, pierwsz rzecz, któr mam do zrobienia, powiedzia mi bóg, jest odnalezienie brata, a... a ja nie mam adnych braci, o których bym wiedzia.
- Chodzi o mnie? - Nnanji by wielce podekscytowany.
- Bóg mia na myli mnie?
- Jestem tego pewny, poniewa ustawi ci na play tak, e prawie wpadem na ciebie wychodzc z wody. Masz swoj rol do odegrania w Jej zadaniu, jeli przysigniesz, e bdziesz moim bratem.
- Podaj mi sowa, wadco!
Czas bieg. Kilt Katanjiego zatrzepota na materacach.
- Nnanji - powiedzia Wallie. - Przykro mi przerywa t wan rozmow i z pewnoci nie jest to moja sprawa, ale czy dae swemu podopiecznemu pozwolenie na robienie tego, co wanie zamierza zrobi?
- Na robienie czego? - zapyta Nnanji odwracajc si. - Arrrrgh!
Rzuci si popiesznie w stron rufy, podczas gdy Honakura dawi mieszek. Zabrzmia ostry krzyk bólu, po którym nastpiy tpe omoty.
- Nie wspomniae o zbieraniu mdroci - zauway Honakura.
- Podejrzewam, e "drugi" oznacza drugiego brata - odpowiedzia Wallie, rozcigajc si na materacu - a jeli o to chodzi, to czowiek, o którym mowa, zebra wanie troch mdroci na wasny uytek.
- Ale przyku, wadco? Przyku swego brata?
- Czwarta przysiga jest nieodwoalna.
- Naprawd? Nigdy nie syszaem o takiej przysidze.
To ciekawe.
- A teraz twoja kolej. Skd wiedziae o czarnych wosach Katanjiego? I o braterstwie?
- Hm, tak - powiedzia Honakura. On równie si pooy i umoci wygodnie. - Powiedziaem ci, e Ikondorina by par razy wspomniany w sutrach, wadco. Raz byo to odniesienie do "rudowosego brata Ikondoriny" i raz do "carnowosego brata Ikondoriny". To wszystko. Rude wosy s rzadkoci, jak wiesz, ale prawdziwie czarne wosy s jeszcze bardziej niezwyke.
Wallie wpatrywa si w piercienie i w gwiazdy.
- Opowiedz mi wic o nich.
- Moe kiedy indziej - powiedzia Honakura.
Dlaczego starzec jest taki niechtny? Czego si domyla? Wallie nie mia sposobu na dowiedzenie si tego i moe bdzie szczliwszy nie wiedzc? Jednak by pewny, e teraz rozpocz swe zadanie. Rozwiza pierwsz cz zagadki boga, Nnanji ma swoj rol do odegrania i prawie na pewno to Katanji ma by tym, który przyniesie mdro. Waciwie on ju to zrobi, jako e odwróci przebieg procesu. Std miecb i rado Walliego w stranicy - by na dobrej drodze.
Statek zacz koysa si w nowym rytmie i szermierz usiad, eby znale powód. Powód lea z Cowie.
Nie móg spa. Czego mu brakowao, jaka myl szamotaa si, próbujc wyrwa si z podwiadomoci. Zdarzenia dnia pezay po caym jego umyle i nie pozwalay mu zasn. Starzec chrapa. Co wbijao, si mu w plecy.
Przesun si do nowej pozycji i spróbowa znowu, bez wikszego powodzenia. wiato Boga Marze przypomniao mu o nocach spdzonych w wizieniu. Wtedy odwróci si na drugi bok i stwierdzi, e spoglda w par duych, ciemnych oczu, znajdujcych si w niewielkiej odlegoci. Katanji równie nie móg zasn i trudno mu si byo dziwi. Jeli dla Walliego by to wielki dzie, to jaki on by dla Katanjiego?
- Tsknisz za domem? - cicho spyta Wallie.
- Troszk, wadco.
Nawet, bdc w wieku Katanjiego, jego brat raczej wyrwaby sobie paznokcie z palców u nóg ni przyzna si do czego takiego.
- Przyjemnie byoby znale si w domu - szepn Katanji - tylko na krótk chwilk, eby im opowiedzie, jaki przeyem dzie.
- Nie powiniene si spodziewa, e takie dni bd zdarza si czsto - powiedzia mu Walie.
- Ale bd jeszcze inne dobre dni, wadco?
To mia by dobry dzie? No, moe tak, w kocu.
- Spodziewam si. Dobrej nocy, praktykancie Katanji.
- Dobrej nocy, wadco.
Nnanji jeszcze raz zacz koysa statkiem. Kiedy Wallie znów otworzy oczy, chopiec jeszcze nie spa.
- Dzikuj, Katanji. Nie wiedziaem o piraniach.
- Nie pomylaem o tym, wadco.
- Pienidze, które ci daem na drodze... - powiedzia
Wallie.
- Och! - Katanji zacz grzeba w niezwykej dla siebie sakiewce na uprzy. - Zapomniaem, wadco.
A jajka fruwaj.
- Nie - powiedzia Wallie. - Zatrzymaj je.
Katanji podzikowa mu powanie.
Po chwili chopiec znów szepn.
- Wadco? Ty nie miae znaków rodzicielskich?
- Nie miaem .
- Teraz masz znak ojcowski, ale cigle nie masz znaku matczynego.
- Mam? - gono powiedzia Wallie, a potem znów przyciszy gos. - Mówisz powanie? - Potar sw praw powiek palcem i co wyczu. - Jest jeszcze?
Katanji przysun si bliej, eby si przyjrze.
- Tak, wadco. Miecz.
Miecz... po ojcu Shonsu? Czy po Inspektorze Detektywie Smithie? Czy to tylko znak aprobaty ze strony póboga, który, gdzie tam, musia si mia. Dzikuj, May!
Jaki zawód miaa matka Shonsu? Matka Walliego Smitha bya reporterem kryminalnym. To, przypuszcza, moe si tumaczy jako minstrel. Zachichota.
Lea i wsuchiwa si w skrzypienie lin i w syk przepywajcej wody. Pomyla o srebrnej mierci, która roia si pod nim, odlega tylko o cale.
- Wadco? - to by bardzo cichy szept.
- Tak? - Wallie otworzy oczy.
- Co zdarzy si jutro? - zapyta Katanji.
- Och, spodziewam si, e co wymylimy - powiedzia Wallie.
Robi co, czego nie powinien by robi - rozmyla o minionym dniu, dniu, który skoczy si, zmyty na zawsze przez wody Bogini . A powinien myle o przyszoci. Szamoczca si w jego podwiadomoci myl wynurzya si na powierzchni i by to rozkaz póboga: Id i bd szermierzem, Shonsu! Bd uczciwy i waleczny. I ciesz si, poniewa wiat jest dla ciebie do smakowania.
Potem zasn. A Bóg Marze lni midzy gwiazdami.
SZERMIERZE
SHONSU - siódmego stopnia, szermierz o nieznanej przeszoci
HARDDUJU - siódmego stopnia, sdzia stray witynnej
GORRAMINI - czwartego stopnia, giermek
NNANJI - drugiego stopnia, noszcy miecz w stray witynnej, a potem
wasal wadcy Shonsu
TARRU - szóstego stopnia, zastpca wadcy Hardduju
TRASINGJI - pitego stopnia, podopieczny czcigodnego Tarru
MELIU - czwartego stopnia, kolejny giermek
CONINGU - pitego stopnia, emerytowany szermierz, intendent witynnych
koszar
BRIU - czwartego stopnia, byy mentor czeladnika Nnanjiego
LANDINORO - trzeciego stopnia, przyjaciel Briu
JANGHIUKI - trzeciego stopnia, szermierz ze stray
EPHORINZU - pierwszego stopnia, znany jako "Uszaty", podopieczny szermierza Janghiukiego
GHANIRI - czwartego stopnia kolejny giermek
IMPERKANNI siódmego stopnia, wolny miecz
YONINGU - szóstego stopnia, podopieczny wadcy Imperkanniego