Duchy Wojny
Data gwiezdna 53898,4 Kapitan Coen IKC betleH dziennik pokładowy - Przez ostatnie dni zgodnie z rozkazem Rady Imperium Klingońskiego patrolujemy przestrzeń Breen i sprawdzamy czy niedawni sojusznicy Dominium przestrzegają warunków kapitulacji. Zobowiązali się oni do rozbrojenia i zniszczenia wszystkich instalacji Dominium jakie pozostały po wojnie w Kwadrancie Alfa. Jak na razie Breenowie wykazują pełną współpracę, choć sytuacja jest napięta. - koniec zapisu.
Kapitan rozejrzał się po mostku, był zadowolony z pracy swojej niedawno skompletowanej załogi. IKC betleH był prototypem, pierwszym egzemplarzem nowej klasy okrętów stworzonych po wojnie z Dominium. Kapitan zdawał sobie sprawę z ciążącej na nim odpowiedzialności. Dobrze pamiętał ile wysiłku kosztowało go, aby prototyp statku ujrzał światło dzienne. Rada z wielkimi oporami zgodziła się na budowę tylko kilku jednostek i na dzień dzisiejszy betleH pozostawał jedynym przedstawicielem nowej klasy. Jakakolwiek porażka mogła spowodować cofnięcie aprobaty Rady dla projektu co stanowiło by duży cios dla Coena i rodu Torleka.
- Jod`mos, status - zapytał Kapitan
- Wszystko w normie panie kapitanie - odpowiedział sternik - za dwie godziny powinniśmy zakończyć przeczesywanie sektora.
- Dobrze, D`meg coś na skanerach ?
- Nic kapitanie, żadnych obcych jednostek - odparł drugi oficer
- Czyli nuda, nie lubię takich misji - skrzywił się kapitan
- Cóż, ktoś to musi robić - odparła z uśmiechem Liranna, pierwszy oficer IKC betleH
- Tak, ale musieliśmy być to właśnie my. Na pewno to sprawka naszych oponentów w Radzie, odpoczątku projekt mojego statku im nie leżał i tylko czekają na pretekst, żeby go zablokować i wstrzymać produkcję - odparł Kapitan
- Więc musimy zrobić wszystko aby im się to nie udało, a to oznacza, że musimy wypełnić każde zadanie wzorowo - odpowiedziała z uśmiechem Liranna
- Niestety - odpowiedział Coen
Rozmowę przerwał im drugi oficer ........
- Kapitanie, czujniki wykryły sygnaturę statku, to nasza jednostka
- Tutaj ? dziwne w tym sektorze nie powinno być więcej klingońskich jednostek, możesz ją zidentyfikować - zapytał Kapitan
- Sygnatura odpowiada krążownikowi klasy Vor`cha, wygląda na mocno uszkodzony - odpowiedział D`meg
- Warte sprawdzenie, Jod`mos kurs przechwytujący
- Tak jest - odparł Klingon
Po paru minutach betleH wyskoczył z warp tuż obok dryfującej jednostki............
- Odczyty - spytał kapitan
- Liczne uszkodzenia poszycia, brak zasilania na większości pokładów, żadnych oznak życia - zameldował D`meg
- To musi być wrak pozostały po wojnie - stwierdziła Liranna
- Prawdopodobnie - odparł Kapitan - uszkodzenia są duże, musiał uczestniczyć w ciężkich walkach. Możemy go zidentyfikować ?............. D`meg co z tobą ?
- Przepraszam Kapitanie, ale poznaje ten statek............ to IKC Vornak - odpowiedział drugi oficer, dało się wyczuć napięcie w jego głosie.
- Vornak ? Czy to nie był statek twojego ojca - zapytał Kapitan
- Tak - odpowiedział D`meg - uczestniczył w tajnej misji zdobycia okrętu Breen pod koniec wojny. W czasie tej misji zostałem ranny i musiałem opuścić statek ojca. Wraz z drużyną Komandora Worfa i pozostałymi ocalałymi z dwóch towarzyszących nam jednostek udało nam się dotrzeć zdobycznym statkiem Breen do przestrzeni Federacji.
- Ale czy Vornak nie został uznany za zniszczony - zapytała Liranna
- Oficjalnie tak, ale w rzeczywistości nigdy nie dowiedziałem się co się z nim stało - odparł D`meg. Ojciec osłaniał naszą ucieczkę na zdobycznym statku Breen. Dzięki jego poświęceniu udało się nam dostarczyć okręt i jego technologię dla Federacji.
- Pamiętam, - powiedział Kapitan - nowa broń Breen siała spustoszenie w tym okresie wojny, Federacja straciła wtedy wiele okrętów.
Wszyscy milczeli patrząc na wrak IKC Vornak................
- Kapitanie, proszę o pozwolenie przesłania się na pokład Vornaka - powiedział D`meg
Coen popatrzył na drugiego oficera, znali się krótko jednak młody Klingon zdążył już zaskarbić sobie szacunek i zaufanie dowódcy. Przydział na IKC betleH D`meg otrzymał z głównego dowództwa z rekomendacjami od samego Kanclerza Martoka i Ambasadora Federacji Worfa. D`meg mało mówił o swojej przeszłości, część jego danych była zastrzeżona i kapitan wiedział tylko, że miał coś wspólnego z wywiadem w ostatnim okresie wojny z Dominium. Odkrycie Vornaka dawało szansę na leprze poznanie swojego drugiego oficera.
- Dobrze D`meg, udamy się tam razem - odpowiedział po chwili Kapitan
- Liranna , rozszerz nasze osłony na Vornak i dokonaj transferu energii na jego mostek - rozkazał Kapitan
- Coen do maszynowni .......... - Tu Wolf
- Wolf zbierz grupę techniczną , spotkamy się w transporterze drugim, mamy okręt do zbadania
- Rozumiem, już idziemy
- Liranna mostek jest twój - powiedział wychodząc Kapitan
Coen i D`meg udali się do pomieszczenia transportera. Wolf i jego zespół już na nich czekali.......
- Jaki jest stan jednostki ? - spytał główny inżynier Wolf
- Kiepski, udało się nam przywrócić podtrzymywanie życia na mostku - odparł D`meg
- Powinno to nam na początek wystarczyć. No to do roboty panowie - odparł Wolf
Po chwili cała grupa zmaterializowała się na mostku IKC Vornak. Pokład był oświetlony tylko światłami awaryjnymi, wszędzie widać było uszkodzenia. Większość konsoli uległa zniszczeniu, gdzieniegdzie widoczne były uszkodzenie kadłuba. Statek musiał przejść przez piekło.
- Nieźle oberwali - skomentował Wolf - uszkodzenia są poważne, zobaczę czy uda mi się dostać do ostatnich zapisów czujników i dziennika pokładowego.
- Dobrze, - odparł Kapitan obserwując swojego drugiego oficera......... - Wszystko porządku D`meg - spytał po chwili Kapitan
- Tak, - odparł drugi oficer - Myślałem , że już nigdy nie zobaczę tego statku........... teraz wspomnienia wracają.
- Pamiętam oficjalny raport z tej misji..........Z trzech okrętów które wyruszyły powrócił tylko zdobyczny okręt Breen z garstką ocalałych - powiedział Kapitan
- Niestety - odparł D`meg - Zadanie to było bardzo ryzykowne, a w tym okresie wojny dowództwo nie mogło nam przydzielić więcej jednostek. Misja się powiodła, choć cena była wysoka.
- Twój ojciec był dzielnym wojownikiem, wielu zawdzięcza mu życie - odpowiedział Terranin
- Wiem, walczył do końca............ - odparł D`meg
Rozmowę przerwał im Wolf .................
- Kapitanie, udało mi się odtworzyć ostatni zapis w dzienniku pokładowym
- Zobaczmy co znalazłeś, może to ujawni dalsze losy twojego ojca - powiedział Kapitan
Wolf włączył zapis...................
Data gwiezdna 52901,3 Kapitan D`morg IKC Vornak. Mam nadzieję , że Worfowi udało się dotrzeć do przestrzeni Federacji. Nasz statek jest w opłakanym stanie, cudem udało się nam przetrwać ostatnia potyczkę z siłami Dominium. Połowa załogi nie żyje, napęd został zniszczony, a podtrzymywanie życia może zawieść i każdej chwili. Zarządziłem ewakuację statku. Udamy się w kierunku najbliższej planety klasy M w systemie Drill. Mamy nadzieję że siły Dominium nie wykryją naszych kapsuł. Nie tracimy nadziei i będziemy walczyć do końca. D`morg kapitan IKC Vorank koniec ostatniego zapisu........................
Wszyscy patrzyli w milczeniu na ekran.................
- Kapitanie, oni mogą ciągle żyć - powiedział D`meg - Mój ojciec, część załogi......... oni mogli przetrwać - w jego głosie dało się wyczuć nadzieję.
- D`meg ta wiadomość ma ponad pół roku, to długi okres czasu - powiedział Kapitan - Szansę przetrwania na wrogim terytorium mieli nikłe.
- Mimo to powinniśmy to sprawdzić, jeżeli jest chociaż cień nadziei, że żyją to naszym obowiązkiem jest ich odnaleźć, jesteśmy im to winni - nalegał D`meg
Terranin spojrzał w oczy D`mega, wiedział, że nie może mu tego odmówić.
- Dobrze, sprawdzimy te współrzędne. Mam nadzieję że Breenowie nie będą nam mieli za złe zmianę ustalonej trasy lotu - powiedział z grymasem Coen
- System Drill według danych które nam dostarczyli Breenowie nie jest zamieszkały i niema tam żadnych instalacji wojskowych. Jedyna stocznia Dominium została zniszczona tam pod koniec wojny - odpowiedział D`meg
- Co robimy ze statkiem ? - spytał Wolf
- Nadaje się jeszcze do czegoś ?
- Uszkodzenie są duże, ale okręt właściwie można jeszcze wyremontować - stwierdził główny inżynier
- Cóż - odparł Kapitan - w tej chwili i tak nic z nim nie zrobimy, ale rud K`Temoc na pewno chętnie go odzyska, nieprawdaż D`meg
- Oczywiście kapitanie - odparł drugi oficer
- Dobrze, prześlemy jego współrzędne do centrali i poprosimy o statek holowniczy. Teraz czeka nas akcja ratunkowa - powiedział Kapitan
- Tak jest - odparli D`meg i Wolf
Kapitan tylko się uśmiechną i włączył komunikator - BetleH 3 osoby do transportu. Mostek Vornaka opustoszał ponownie, jednak tajemnica okrętu została wyjaśniona i była szansa na to, że przynajmniej część załogi mogła przetrwać.............. Na pokładzie IKC betleH przywitała ich Liranna.........................
- Jak udał się rekonesans ? - spytała
- Świetnie, jest szansa że część załogi żyje - odparł D`meg
- Tylko spokojnie - odpowiedział Kapitan - nie róbmy sobie zbyt wielkich nadziei
- Tak Kapitanie - odpowiedział spokojnie D`meg
Kapitan uśmiechną się - Ale trochę optymizmu nam nie zaszkodzi prawda Liranno.
Wszyscy się uśmiechnęli i udali się na mostek, po chwili betleH był gotowy do drogi.
- Liranna przekaż dowództwu współrzędne IKC Vornak i poproś o statek holowniczy, przekaż również, że udajemy się do systemu Drill z misja ratunkową.
- Dobrze, - odparła Liranna
- Jod`mos wyznacz kurs do systemu Drill, warp 7 - Tak jest
Silniki zaszumiały głośniej i betleH wszedł w warp zostawiając za sobą uszkodzoną Vor`che.
Lot zajął im 2 godziny, na mostku dało się wyczuć wzrastające napięcie, wszystkim zależało aby odnaleźć ocalałych Klingonów.
- Zbliżamy się do systemu Drill kapitanie - zameldował Jod`mos
- Dobrze, prędkość impulsowa, Liranna co wiemy o tym systemie ? - spytał Kapitan
- 4 planety, jedna klasy M. System jest niezamieszkały nie ma strategicznego znaczenia - zameldowała
- Cos na skanerach D`meg ?
- Na razie nic kapitanie - odpowiedział drugi oficer
- Musimy sprawdzić tę planetę, Jod`mos zabierz na nas orbitę. - Tak Kapitanie
BetleH zbliżył się do drugiej planety układu i zajął orbitę nad Drill 2 .................
- Kapitanie wykryłem 4 kapsuły na powierzchni planety ! - zameldował D`meg
- Oznaki życia ?
- Trudno coś wyłapać, ta planeta ma bujną wegetację - odpowiedziała Liranna
- Oni tam naprawdę są - powiedział ze zdumieniem Jod`mos
- Na to wygląda - odpowiedział Kapitan - Przynajmniej część załogi dotarła do planety. Liranna przejmij mostek ja i D`meg udajemy się na powierzchnię planety.
- Tak jest , ........ i powodzenia - dodała
D`meg i Coen udali się do pomieszczenia transportera...............
- Z 20 kapsuł ratunkowych i 3 promów przetrwały tylko 4 to nie dużo - powiedział idąc Kapitan
- Tak to prawda - odpowiedział D`meg - ale biorąc pod uwagę że znaleźli się na terytorium wroga zdani tylko na siebie to i tak cud że przetrwali.
- Już niedługo wrócą do domu przyjacielu, już nie długo - powiedział Kapitan kładąc rękę na ramieniu drugiego oficera.
- Wiem i nie zapomnę dzięki komu było to możliwe - odpowiedział z szacunkiem D`meg
Obaj przesłali się na powierzchnię planety. Krajobraz planety był zbliżony do krajobrazu wczesnej Ziemi. Bujna roślinność, błękitne niebo i duża liczba różnych form życia czyniły tę planetę idealną do celów kolonizacyjnych.
Breenowie jednak tylko z sobie wiadomych przyczyn nie wykorzystywali potencjału planety. Częściowo wpływało na to jej położenie. Z dala od granicy nie miała wartości strategicznej, cóż każda rasa ma inne priorytety - myślał Coen. D`meg rozpoczął skan okolicy.............
- Jakieś 500 metrów za tym pagórkiem jest pierwsza kapsuła - powiedział drugi oficer
- Dobrze, przyjrzyjmy się jej - odpowiedział Kapitan
Obaj szybko pokonali dzielący ich od kapsuły dystans. Okolica była spokojna, wyglądało na to, że kapsuła miała twarde lądowanie. Na powierzchni kadłuba widoczne były ślady ostrzału bronią Breen. Kapsuła była pusta.
- To wyjaśnia dlaczego wykryliśmy tylko 4 kapsuły - powiedział Kapitan
- Strzelali do bezbronnych kapsuł , nie mają za grosz honoru - odpowiedział wściekły D`meg
Kapitan rozumiał go i współczuł mu. Sam parę razy miał do czynienia z Breenami i dobrze wiedział jak walczą.
- Musimy sprawdzić pozostałe kapsuły - powiedział Coen
- Tak Kapitanie - D`meg wyciągnął skaner - Tam 300 metrów dalej są dwie następne kapsuły. Musimy przedostać się przez te zarośla.
- Dobrze, zobaczymy czy znajdziemy w nich jakieś ślady po ocalałych członkach załogi - odparł Kapitan
Przedarcie się przez gąszcz roślinności zajęło im kilkanaście minut. Obaj torowali sobie drogę za pomocą broni zabranej z pokładu IKC betleH . Coen używał swojego ciężkiego półtora ręcznego miecza, natomiast D`meg sprawnie wycinał sobie drogę Bat`letHem. Wkrótce im oczom ukazały się dwie kapsuły. Wyglądało na to, iż załodze tych kapsuł udało się bezpiecznie wylądować. Kapitan i D`meg zbliżyli się powoli do pojazdów.
Nagle z okolicznych gąszczy wyskoczyło na nich czterech Klingonów z gotową do strzału bronią. Coen i D`meg opuścili broń, nie chcieli prowokować wojowników.
- Co to, kolejna sztuczka tych parszywych Breen - powiedział jeden z Klingonów i uważnie zaczął się przyglądać nieznajomym
- Zapewniam was, że to żadna sztuczka. Jestem Kapitan Coen z IKC betleH, a to mój drugi oficer D`meg. Przybiliśmy wam na ratunek, wojna się już skończyła , wygraliśmy ją.
- Terranin dowodzący Klingońskim statkiem - wojownik niedowierzał słowom Kapitana
D`meg uważnie przyjrzał się Klingonowi ......
- Ty jesteś Terlok , byłeś oficerem taktycznym na IKC Vornak, nie poznajesz mnie ?
Klingon spojrzał prosto w oczy D`mega.....
- Czy to naprawdę możliwe, syn D`morga - powiedział z niedowierzaniem
- Tak to ja. Myślałem że nie żyjecie. Przypadkiem znaleźliśmy wrak Vornaka który doprowadził nas do was.
Klingon opuścił broń. - Bracia ! - powiedział Torlek - To naprawdę jest syn naszego kapitana. Torlek uściskał D`mega a Klingoni podnieśli wojenny okrzyk na cześć przybyłych. D`meg spojrzał na kapitana , Coen tylko się uśmiechnął i zapytał.
- Torlek, dlaczego myślałeś, że to kolejna sztuczka Breen ? Przecież wojna się skończyła, a poza tym na tej planecie oprócz was niema nikogo.
Klingon popatrzył na Coena - Wasze czujniki nic nie wykryły ?
- Nie - odpowiedział D`meg - oprócz waszych kapsuł i niewyraźnych oznak życia nic nie wykryliśmy.
Torlek spojrzał na towarzyszy - Na tej planecie jest baza wojskowa. Znajduje się pod powierzchnią ziemi i jest pilnie strzeżona. Dziwne że wasze czujniki nic nie wykryły . D`meg i Coen popatrzyli na siebie, wiedzieli co to oznacza. Breenowie nie przestrzegali warunków kapitulacji.
- Gdzie jest ta baza ? - spytał Kapitan
- Jakieś 3 kilometry stąd, podamy wam dokładne współrzędne. Na początku próbowaliśmy ją zdobyć, ale było nas za mało. Breen stwierdzili iż nie stanowimy dla nich zagrożenia i urządzają sobie teraz na nas polowania.
- Ciekawe jak im się spodoba torpeda wystrzelona prosto w ich bazę - odpowiedział wściekły D`meg
- Zapłacą za to, przysięgam - powiedział Kapitan. Musimy powiadomić dowództwo, ale najpierw zabierzemy was z tej planety.
- Dobrze - odparł Torlek, nasz obóz jest kilometr z stąd. Kapsuły nie były bezpieczne, sami rozumiecie.
- Ilu was ocalał ? - spytał D`meg
- Na planecie wylądowały 4 kapsuły z 30 ocalałymi. Do dziś przeżyło 20.
- A mój ojciec ? - spytał D`meg
Torlek popatrzył mu prosto w oczy.
- Niestety, zginą osłaniając kapsuły. Pilotował jeden z dwóch ocalałych promów gdy dopadł nas statek Breen. Promy próbowały osłonić cześć kapsuł, ale były za słabe. Twój ojciec walczył dzielnie i nie widząc innej możliwości staranował jednostkę wroga ratując nam tym życie.
- Rozumiem, - odparł D`meg - Pomścimy go Torlek, obiecuje ci to !
- Wiem, - odparł Klingon. - Ojciec był by z ciebie dumny.
D`meg spojrzał na Kapitana.
- Musimy się spieszyć, Breenowie na pewno wykryli już nasz statek na orbicie i wezwali posiłki.
- Na pewno - odpowiedział Kapitan. - Idź z Torlekiem, ja prześle się na mostek i powiadomię dowództwo. Jak będziecie gotowi to was zabierzemy z powierzchni planety.
- Dobrze kapitanie.
D`meg szybko ruszył z czwórką Klingonów w stronę ich kryjówki. Mieli mało czasu.
- Coen do betleH, odbiór.....
- Tu Lirana , jaka sytuacja ?
- Znaleźliśmy ocalałych. D`meg przygotowuje ich do transportu. Możemy nieć wkrótce nieproszonych gości, prześlij mnie na pokład.
- Rozumiem, - odpowiedziała Liranna
Coen szybko dotarł na mostek.
- Liranna powiadom dowództwo, że odkryliśmy tajną bazę Breen, podaj nasze współrzędne i poproś o wsparcie.
- Tak jest. - odparła Liranna
- Maszynownia, - Tak Kapitanie ?
- Wolf przygotuj transport 21 Klingonów z powierzchni planety. Możliwe, że będziemy musieli ich szybko ewakuować.
- Już się robi ! - odpowiedział Wolf
- Kapitanie ! Nie mogę się połączyć z dowództwem, jesteśmy zagłuszani z powierzchni planety. - zameldowała Liranna
- Nie chcą by ktoś się dowiedział o położeniu ich bazy, będą próbowali nas uciszyć - odpowiedział Coen
- I to nawet na pewno, wykrywam dwa okręty Breen na kursie przechwytującym, przewidywany czas 5 minut. - zameldował Jod`mos
- Ta baz musi być dla nich bardzo ważna, albo to coś więcej niż tylko baza - stwierdziła Liranna
Rozmowę przerwało im wezwanie z planety.
- D`meg do betleH, jesteśmy pod silnym ostrzałem. Breenowie przepuszczają atak na naszą pozycję !
- Już was z stamtąd zabieramy, wytrzymajcie jeszcze chwile ! - odpowiedział Kapitan
- Tak jest, D`meg koniec połączenia
- Szybko działają, trzeba im to przyznać - powiedział Jod`mos
- Trochę za szybko jak na mój gust - odpowiedziała Liranna
- Poradzimy sobie, Wolf jak z transportem ?
- Gotowy !
- No to zabieraj ich stamtąd ! zaraz będziemy mieli gości - rozkazał Kapitan
- Transport w toku .................... mamy wszystkich Kapitanie !
- Świetnie, dobra robota.
W ładowni zmaterializowała się grupa wojowników. Część była ranna, ale wszyscy żyli. Walka na powierzchni była zaciekła. Gdy Breenowie zorientowali się, że ich baza została ujawniona postanowili natychmiast zlikwidować wszystkich świadków. D`meg pozostawił Torleka i pozostałych ocalałych pod opieką lekarzy i sam udał się na mostek.
- Dobrze, że jesteś, mamy dwa statki na kursie przechwytującym - powiedział kapitan na przywitanie
- Okazja do zemsty - odparł D`meg
Coen tylko się uśmiechną.
- Czerwony alarm , wszyscy na stanowiska bojowe !
Światła na mostku przyciemniały i zabrzmiał sygnał alarmu..............
- Status ? - spytał Kapitan
- Osłony podniesione, wszystkie systemy defensywne i ofensywne sprawne - zameldował D`meg
- Czas do przechwycenia ?
- 60 sekund - zameldowała Liranna
- Jod`mos, opuszczamy orbitę - rozkazał Coen
- Tak jest !
Nagle okrętem wstrząsnęło. Z powierzchni planety nadleciały torpedy trafiając opuszczającego orbitę BetleHa
- Bezpośrednie trafienie ! Osłony na 80 %. Kapitanie torpedy przenikły przez nasze osłony ! - zameldował D`meg
- A więc to fabryka broni - skomentowała Liranna
- I to nowej - dodał Kapitan - Zmienić częstotliwość osłon ! Nie możemy walczyć jednocześnie z bazą i statkami. D`meg zniszcz tę wyrzutnię i sygnał zagłuszający naszą łączność. Torpedy polaronowe powinny załatwić sprawę ! - rozkazał Kapitan
- Tak jest ! Uzbrajam tylną wyrzutnię torped, cel namierzony !
- Ognia ! rozkazał Coen
Błyszczące kule energii pomknęły w kierunku planety. W tym samym momencie jednostki Breen znalazły się w zasięgu strzału i otworzyły ogień.
- Torpedy polaronowe zniszczyły cele ! Osłony na 70 % - zameldował D`meg
- Dobrze, - odparł Kapitan - Manewr gamma , cała impulsowa ! - rozkazał Kapitan
- Stacja zagłuszająca nas na planecie nie działa, możemy powiadomić dowództwo o naszej sytuacji - zameldowała Liranna
- Zrób to ! rozkazał Coen
W tym samym czasie Jod`mos sprawnie wymanewrował statek przed burtę najbliższego okrętu Breen
- D`meg, namierz najbliższy statek i odpowiedz ogniem ! - rozkazał Kapitan
- Cel w zasięgu wiązki dyzropturowej ! Strzelam - zameldował drugi oficer
Wiązka śmiercionośnej energii wystrzeliła z dziobu BetleH i trafiła bezpośrednio w gondole warp statku Breen.
- Osłony wrogiej jednostki 50 % , mają uszkodzony napęd. - zameldował D`meg
- Bardzo dobrze, pożałują swojego ataku ! Myśleli , że im łatwo pójdzie z jedną jednostką - odpowiedział Kapitan
W tym momencie druga jednostka Breen wystrzeliła torpedy. Pociski nieubłaganie zaczęły się zbliżać do klingońskiego statku.
- Torpedy, uderzenie za 5 sekund - zameldował D`meg
- Manewry unikowe, wystrzelić z sieci dyzruptorów ! - rozkazał Kapitan Statkiem wstrząsnęło, z konsoli posypały się iskry.
- Osłony 60% , dwie torpedy zostały przechwycone, jedno bezpośrednie trafienie.
- Kapitanie ich torpedy działają na podobnej zasadzie co nasze torpedy polaronowe. Modulacja osłon nic nie daje - zameldowała Liranna
- Te statki na pewno należą do ochrony bazy, dlatego zareagowały tak szybko i są uzbrojone w nową broń - stwierdził Jod`mos
- Musimy zniszczyć im te wyrzutnie torped ! D`meg odpal nasze torpedy polaronowe - rozkazał Kapitan
BetleH wystrzelił z przedniej wyrzutni. Jarzące się śmiercionośne kule energii przenikły przez osłony statku Breen i eksplodowały siejąc spustoszenie w kadłubie okrętu.
- Wyrzutnie wrogiej jednostki zniszczone, mocne uszkodzenia poszycie, osłony 40 %. Kapitanie drugi okręt odpala torpedy ! - zameldował D`meg
- Sieć dyzruptorów ognia ! - rozkazał Kapitan
Wiązki energii wystrzeliły z rufy statku przechwytując część pocisków. Pozostałe trafiły w rufą statku. BetleHem wstrząsnęła eksplozja.
- Raport !
- Sieć dyzruptorów zniszczona, osłony 50 %, niewielkie uszkodzenia poszycia kadłuba - zameldował D`meg
- Diabli nadali te ich torpedy - odpowiedział Kapitan
- Maszynownia, potrzebuje więcej energii na osłony !
- Tu Wolf, robię co mogę ale te torpedy nie ułatwiają mi pracy. Transferuje moc z napędu warp do osłon.
- Przyjąłem. Czas z tym skończyć. Namierzyć tą jednostkę Breen z wszystkich dyzruptorów i przednich wyrzutni torped ! - rozkazał Kapitan
- Gotowe - odparł D`meg
- Ognia !
Z dziobu BetleHa wystrzeliły jarzące się torpedy. W ślad za nimi nieubłaganie w stronę okrętu Breen zbliżała się zielona wiązka dyzruptora, zaś ze skrzydeł nadlatywały dwie serie podłużnych zielonych pocisków.
Osłony okrętu Breen niewytrzymały zmasowanego ostrzału i statek znikną w oślepiającej eksplozji. D`meg patrzył na eksplozje z satysfakcją, mógł się zemścić za wszystkie krzywdy które zostały wyrządzone załodze IKC Vornak.
- Raport - spytał Kapitan
- Drugi statek Breen wycofuje się. Mamy go ścigać ? - spytał D`meg
- Nie niech lecą, najważniejsza jest baza na planecie.
- Kapitanie, dostajemy potwierdzenie od dowództwa - zameldowała Liranna. - Wysyłają nam wsparcie, dotrze tu za godzinę.
- Przylecą posprzątać, - uśmiechną się Kapitan patrząc na swojego drugiego oficera.
- Dobrze się spisałeś na planecie, uratowałeś swoich ludzi - powiedział Coen
- Nigdy nie udało by mi się to bez pańskiej pomocy Kapitanie. Ma pan dozgonną wdzięczność rodu K`Temoc i moją przyjaźń - odparł D`meg
- Dziękuję - odpowiedział Terranin
Po godzinie zluzowały ich trzy statki Imperium. Breenowie nie mieli innego wyjścia jak przyznać się do badań nad nową bronią, a tym samym do złamania warunków kapitulacji. IKC Vornak został odholowany do stoczni, gdzie poddany został generalnemu remontowi. Służy dalej jako okręt flagowy rodu K`Temoc.
Qapla Kronos {D`meg}
Mroczny Świt
Lodowate powietrze głębokimi chałstami było wciągane do płuc, wydychana z powrotem zaś para osiadała na otwartych ustach i nosie i brodzie przez co zimna i wilgotna skóra w tych miejscach dużo dotkliwiej odczuwała zimny wiatr. Bose stopy zapadały się po kostki w grubej warstwie śniegu, zaś gdyby nie szybkość biegu zapadały by się po kolana. Ponad dwudziesto stopniowy mróz był tak odczuwalny przez naga skórę, że powodował dotkliwy ból podobnie jak przemożne uczucie głodu. To właśnie głód pchał go do przodu, musiał znaleźć cos do jedzenia, musiał znaleźć ofiarę. Zielonożółte oczy bacznie lustrowały cały biały krajobraz upstrzony rzadkimi drzewami wypatrując chodź by najmniejszych śladów życia. Zaczął biec ostrożniej nie chcąc spłoszyć zwierzęcia którego świeży trop właśnie wypaczył. Jednak podobne do łosia stworzenie zdołało go usłyszeć, lecz było już za późno. Skoczył z biegu spadając na pokryte fioletowoczarnymi łuskami cielsko a nie wiadomo kiedy wydobyty nóż zaczął uderzać szukając gardła biegnącego już w dzikim pędzie zwierzęcia. W końcu błyszcząca chromowana klinga trafiła w tętnicę szyjna a biały śnieg zaczęła znaczyć ciemnoczerwona posoka. Oszalałe z bólu zwierze natrafiło jedna z sześciu nóg na jakąś ukryta w śniegu przeszkodę bo zakwiczało przeciągle zagłuszając w ten sposób trzask łamanej kości. On zaś zsuną się z ciała zwierzęcia i poleciał jak kamień lądując w śniegu i turlając się w nim aby wytrącić prędkość. Śnieg który go oblepił zaczął powoli odrętwiać jednak głód ponownie zmitingował go do działania. Wstał szybko i pobiegł do umierającego zwierzęcia. Dopadłszy go rozkroił sprawnie od obojczyka do końca jamy brzusznej i zaczął wyrzucać parujące wnęczności szukając tego co zarazem zagasi pragnienie i zabija początkowy głód. W końcu odnalazł durze mięsiste serce dokonujące kilku ostatnich skurczów i wyrwał je z ciała martwego już "łosia" poczym zatopił w nie zęby. Słona, metaliczna w smaku krew wlała się do jego gardła jak ambrozja zabijając uporczywa suchość w gardle zaś spore kawałki mięśnia szybko zaczęły zaspokajać początkowy głód. Sięgną nożem do jednej z nóg chcąc wykroić sobie kolejny kawałek mięsa kiedy nagle poczuł paraliżujący ból promieniujący z nasady czaszki. Wrzasną padając na plecy jak długi. Przez czerwona mgłę cierpienia widział biało szary prom ładujący na śniegu nie wzbijając w powietrze ani jednego płatka. Z wnętrza wyszło kilku mężczyzn i jedna kobieta. Wszyscy odziani w grube futra chroniące przed zimnem. Kobieta nacisnęła jakiś guzik na swojej lewej piersi i ból ustał jednak on ciągle nie miał siły się ruszyć. Nikt by nie miął po czymś takim. Dwaj mężczyźni, wysoki ciemnowłosy murzyn i trochę niższy andorianin podnieśli go ze śniegu i zaczęli ciągnąć w stronę promu którym przybyli. Jak przez ścianę słyszał słowa kobiety wypowiadane do starszego szczupłego mężczyzny - Jak pan widzi admirale, obiekt wykazał się zdolnościami w zdobyciu pożywienia i przetrwania w ekstremalnych warunkach dla ludzkiego ciała, kto by przypuszczał, że projekt inspirowany komiksem z przed ponad trzech wieków będzie tak owocny? - spytała na koniec uśmiechając się pięknie zarówno swoimi pomalowanymi czerwona kredka ustami jak i zielonymi azjatyckimi oczami. Lecz widząc iż zaczął się ruszać spoważniała - Ehhh... uodparnia się' westchnęła a widząc pytające spojrzenie starca wyjaśniła - dawniej taka dawka bólu pozbawiała go przytomności teraz prószę, nawet za bardzo nie może go unieruchomić - powiedziawszy to nacisnęła guzik podobny do starodawnego symbolu Gwiezdnej Floty różniącego się jednak tym iż gwiazda, a może raczej kometa na środku nie była biała tylko czarna. Poczuł nowa fale ogarniającego go bólu...
Zerwał się z łóżka, jak praktycznie co noc, zlany zimnym potem oddychając szybko. Coen przetarł rękami zaspane oczy pacząc na zegarek. - Czwarta, jak zwykle - zaklął cicho pod nosem kładąc się z powrotem w zmiętą pościel, choć wiedział ze raczej już nie zaśnie. Wyjrzał przez okno z którego roztaczał się piękny widok na planetę w wokół której orbitowała baza i potrójny system doków. Właśnie w jednym z nich kończono ostatnie kosmetyczne sprawy na jego nowym okręcie. Coen uśmiechną się i wstał ruszając do łazienki. Skoro nie mógł już zasnąć to postanowił, że przynajmniej weźmie kąpiel i zje porządne śniadanie przed odprawa u Chat`Iego. - Trzeba w końcu jako tako wyglądać na pierwszym spotkaniu z nowym dowódca - pomyślał nalewając wody do wanny i wrzucając czerwona kulkę. Na wspomnienie dziewczyny która pierwsza mu je pokazała uśmiechną się mimowolne idąc przyrządzić śniadanie w czasie potrzebnym aby kulka się rozpuściła w gorącej wodzie.
- Usiądź - powiedział Chat`I przeglądając jakiś padd w komnacie narad swojego okrętu I.K.C. bortaS. Coen zajął miejsce po drugiej stronie prostego metalowego biurka przyglądając się swojemu dowódcy. Chat'I ciekawił go szczególnie z trzech powodów, po pierwsze dowodził pierwszym Vor'Cha który został poddany modernizacji. Co prawda obecnie kilka kolejnych już przeszło modernizacje a kilkadziesiąt jest im poddawanych ale to właśnie bortaS był pierwszy. Coen zastanawiał się jaka potęga ten okręt naprawdę teraz dysponował, według niektórych był dwa razy potężniejszy od federacyjnego okrętu klasy Galaxy i sądząc po tym jak okręt ten sprawował się do tej pory chyba można było dąć temu wiarę. Po drugie, Chat`I był jednym z bardzo niewielu klingonów którzy używali katan jako głównej broni, a po tym jak zdrajca Duras użył jej w walce z Worfem straciła dodatkowo wielu użytkowników, dlatego ujrzenie klingona z tą jakże podobna do swojej ziemskiej odpowiedniczki bronią było nielicha rzadkością. A po trzecie Kapitan Floty był jego dowódca. Coen więc przyjrzał się mu uważnie. Chat`I był nieomal typowym klingonem nie licząc bladej karnacji i braku brody, był też trochę szczuplejszy. Po chwili odłożył padd i przyjrzał się terraninowi marszcząc brwi i jakby zastanawiając się jak zacząć. - Trzy dni temu straciliśmy kontakt z dwoma okrętami patrolującymi przestrzeń przy granicy z tolianami. - powiedział w końcu podając Coenowi przeglądany wcześniej padd z danymi - To pewnie problemy z nadajnikami bo wątpię aby tolianie się ruszyli czy cos, w każdym jednak razie będzie to dobry sprawdzian tego waszego prototypu. - ostatnie słowa wypowiedział z nieudolnie ukrywaną ironią. Coena to nie zdziwiło, wiedział iż wielu klingonów nie darzyło jego okrętu, opracowanego przez obcego zbyt dużym poważaniem, dlatego tym bardziej musiał udowodnić jego wartość w przyszłych misjach. Chat`I odchrząkną przerywając w ten sposób zamyślenie terranina i powiedział - Wyruszasz za 5 godzin, radzę się przygotować. - Coen ponownie skina głowa i nic nie mówiąc wstał i wyszedł. Klingnon popatrzył na zamykające się drzwi i zastanowił się już po raz setny komu nadepną na odcisk z musiał niańczyć tego człowieka.
- Zaraz zaraz - zaczął Wolf wstając z fotela po usłyszeniu od swojego dowódcy na czym ma polegać ich misja - chcesz powiedzieć ze nasz wielki chrzest bojowy po pełnym opuszczeniu doku ma polegać na znalezieniu i sprowadzeniu do domu dwóch zbłąkanych owieczek?! - Coen nic nie odpowiedział tylko popaczył na niego i wrócił go pielęgnacji ostrza swojego póltoraręcznego, szerokiego miecza. Pół romulanin westchną tylko poczym już z większym entuzjazmem powiedział - cóż przynajmniej nie poskrobią nam lakieru na pierwszej misji. - Terranin uśmiechną się rozbawiony poczym powiedział - nigdy nic nie wiadomo, wiesz ze w KSO walka czeka nieraz na każdym kroku. - Oby - odpowiedział Wolf - Czas w końcu udowodnić tym pataH którzy go odrzucili co betleH jest wart. - Coen wziął do ręki kufel poczym stukną nim o kufel swojego głównego inżyniera - aż im gacie pospadają z zachwytu - powiedział poczym obaj upili pokaźnego łyka. Coen odstawił kufel z sokiem jabłkowym i wrócił do swojego zajęcia, Wolf zaś usiadł z powrotem - kiedy ma być reszta oficerów? - spytał od niechcenia. - Za około pół godziny, chyba ze Jod`mos znowu wyskoczył do tego baru koło portu bo jeśli tak to poczekamy ze 2 tygodnie - powiedział mu Coen śmiejąc się pod nosem. - Przypomnij mi jeszcze raz dlaczego taka załogę wybrałeś dobrze? - poprosił Wolf pijąc kolejny łyk wina. - Liranne wybrałem z powodów osobistych, znam ją jeszcze z czasu mojej służby na I.K.C. K`mpec - zaczął Coen uśmiechając się do wspomnień o starym dobrym K`T`Inga gdzie służył jako pierwszy oficer nim.... mina mu momentalnie zrzedła gdy przypomniał sobie co się potem stało, o swojej śmierci i o tym co było po niej. Chrząkną przesuwając natłuszczona szmatka po ostrzu - D`mega wybrałem ze względu na rodzinę, znałem jego ojca, jak i nasze rody są zaprzyjaźnione od setek lat, a po stracie Vornak`a potrzebował on czegoś co by odciągnęło go od tych wspomnień. Na szczęście odnaleźliśmy Vor`Che jego ojca i D`meg jest teraz znacznie szczęśliwszy, ale na szczęście postanowił zostać z nami, i dobrze bo potrzeba nam jak najwięcej dobrych oficerów aby pokazać innym ze z Imperium nie można zadzierać. - Amen - dorzucił Wolf ponownie stukając się ze swoim dowódca kulami. Coen opróżnił swój jednym porządnym łykiem odetchnąwszy wrócił do opowieści - Zaś Jod`mosa wybrałem bo był najlepszy w akademii a pilot i sternik nam potrzebny. Co do reszty to... - w tym momencie zabrzęczał komunikator i dało się słyszeć młody, chropowaty głos, który obaj momentalnie skojarzyli z chorążym Lu`Marem, młodym lyraninem który miał teraz służbę w doku. - Kapitanie - doleciało z komunikatora - prom z oficerami właśnie przybył. - Doskonale - powiedział terranin odkładając przyrządy do konserwacji ostrza i wsuwając miecz do pochwy i wstawszy przytroczył ja do pasa powiadom załogantów z promu ze maja się stawić na mostku - polecił jeszcze. - Tak jest - odparł Lu`Mar kiedy Coen i Wolf wychodzili z kabiny dowódcy. Obaj skierowali się do swoich domen, Coen na mostek, Wolf do maszynowni.
Kiedy trójka pasażerów promu dotarła na mostek Coen już tam na nich czekał. Delikatnie ujął i pocałował dłoń pół klingonki wywołując tym zdziwione spojrzenia nowych załogantów, i delikatny rumienić na twarzy zainteresowanej. Przypomniało jej się jak spotkała białowłosego po raz pierwszy, wtedy też ją tak przywitał wywołując tym atak śmiechu u oficera ogniowego na K`pec, który siał się nieomal histerycznie dopóki terranin nie złamał jego głowa ciężkiego drewnianego stołu w mesie. Kapitan uścisną podane mu prawice D`mega i Jod`mosa poczym wszyscy zajęli swoje miejsca. - Kontrola doku melduje ze mamy pozwolenie na start - zameldował sternik przebiegając palcami po swojej konsoli. - A wiec wyprowadź nas, z niego - powiedział Coen pacząc uważnie w główny ekran na którym dało się widzieć kosmos i końcówki brązowoczarngo żebrowatego doku - następnie włączyć maskowanie, wyznaczyć kurs na granice Toliańska, Warp 7. - Tak jest - odparł Jod`mos wykonując polecenia. Długi na około dwieście pięćdziesiąt metrów czarno-brązowo-zielony okręt wypłyną gładko z kosmicznego doku i złożył sę na skrzydło skręcając by już po chwili zniknąć migocząc. Tego jak skoczył w Warp nikt ni zdołała już zobaczyć. Wszyscy na mostku mogli natomiast obserwować jak czerń kosmosu przez chwile migocze niebieskimi, fioletowymi i białymi wstęgami by już po chwili obraz ten zastąpił typowy dla lotów w podprzestrzeni efekt podobny do białego powolnego deszczu padającego z czarnego nieba. Wolf i reszta osób w maszynowi oglądali za to z zachwytem jak rdzeń Warp przepompowywuje coraz szybciej czerwona plazmę...
Niecałe 48 godzin później lecąc z prędkością Warp 3 betleH patrolował granice miedzy Imperium a Tolianami. Coen siedział spokojnie w fotelu kapitańskim w centrum mostka przeglądając padd z wynikam symulacji bojowych. Pokiwał z zadowoleniem bo załoga była dobra w tym co robiła. Wołał by co prawda skrócić czas reakcji o jeszcze pół sekundy ale to z czasem, wiedział ze niema sensu załogi przemęczać. Kiedy pomyślał o przemęczeniu jego własny organizm zaczął mu przypominać iż siedzi na mostku już drugą wachtę i najwyższy czas do łóżka. Już miał wstawać kiedy lyranin zastępujący na tej zmianie Jod`mosa odwrócił się do niego i powiedział - Kapitanie, wykrywam 2 okręty, współrzędne 832 na 428, w odległości półtora roku świetlnego. - Główni oficerowie na mostek - polecił szybko kapitan klepnąwszy w komunikator i zapominając o zmęczeniu. Już po chwili swoje miejsca zajęli wyrwani ze snu oficerowie. - Potwierdzam kontakt - powiedziała Liranna powstrzymując ziewniecie - Są to 2 klingońskie okręty...nasze zguby, I.K.C. Ge`Tang, krążownik bojowy klasy Vor`Cha i I.K.C. Kronos, Drapieżny Ptak klasy K`Vort - Jesteśmy w zasięgu wizualnym - powiedział Jod`mos zaraz jak tylko skończyła. - Na ekran - rozkazał od razu. Na durzmy sześciokontnym, kranie pojawiły się dwa wiszące sobie spokojni bok siebie okręty do których zbliżał się powoli betleH. - Wyjść z Warp i zdjąć kamuflaż - poleciał kapitan i zaraz po jego komendzie w do tej pory pustym miejscu falując przez chwil pojawił się mniejszy od obu szukanych okrętów betleH. - Kapitanie, wykrywam jakieś szczątki wokół obu okrętów - powiedziała Liranna - jak i zgorzeliny na kadłubie, musiały one stoczyć ciężką walkę, hmmm...są też jakieś dziwne odczyty z ich pokładów, temperatura wewnątrz wynosi ponad 200 stopni Celsjusza mimo iż na każdym okręcie jest odczyt wyraźnych form ży... - Nagle przerwał jej alarmujący głos D`mega - Ge`Tang i Kronos podniosły, osłony i ruszyły w nasza stronę...ładują broń. - Alarm bojowy - powiedział natychmiast Coen odwracając się do oficera taktycznego - jeśli wezmą nas na cel, rozpocznij manewry uchyleniowe - Tak jest - odparł D`meg pracując w ciemnym czerwonym świetle alarmu bojowego na swojej konsoli. - Kapitanie! - krzyknęła nagle Liranna z wściekłością w głosie - te szczątki to ciała...setki klingońskich ciał. - Grrr - Coen warkną głośno i już miał cos powiedzieć kiedy D`meg powiedział - Namierzają nas, rozpoczynam manewry uchyleniowe...otwierają ogień! - Z przednich wyrzutni torped Vor`Chy i K`Vort wyleciały czerwone gwiazdki szybko zmierzając w stron betleH`a który błyskawicznie poderwał się w gór przyspieszając i po kolei wymanewrowywując kolejne torpedy za co oba wrogie okręty otworzyły do niego ogień z dezruptorów. O ile pociski z pulsowych dezruptorów Kronosa dało się wymanewrować o tyle wiązek z głównego dezruptora Ge`Tanga żaden okręt uniknąć by nie zdołał. - Bezpośrednie trafienie, osłony trzymają - powiedział D`meg po kolejnym strzale, po wysłuchaniu czego Coen ze złością w głosie poleciał - Dosyć tego dobrego, wykonać nawrót i odpowiedzieć ogniem, torpedy fotonowe i dezruptory pulsowe w Vor`Cha, wiązkowe w K`Vort, i potem skupić się na nim. - BetleH wykręcił ładnie po łuku i zaczął opadać w stronę wrogich okrętów plując ogniem jak prawdziwy drapieżny ptak spadający z nieba na swą ofiarę. Wrogie jednostki odsunęły się od siebie próbując uciec, ale dobrze rozdzielony ogień uniemożliwił im to. Kiedy betleH opadł w przestrzeń miedzy nimi ładnie wyrówna lot i strzelając z przednich dezruptorow ruszył za uciekającym Drapieżnym ptakiem. - Osłony Kronosa 40%, Ge`Tanga 80% - zameldował oficer taktyczny D`meg po kolejnej serii pocisków z dezruptorów pulsowych która trafiła uciekającego I.K.C. Kronos. Jako ze główny dezruptor wiązkowy strzelał prawie co chwil dane te szybko ulegały zmienię. K`Vort usilnie próbował wymanewrować młodszy okręt lecz nie zdołał tego zrobić, podczas gdy tym czasem kolejne serie zielonych pocisków i wiązek rozbijały się o jego osłony. W końcu w trakcie następnej 20 dociskowej serii osłony Kronosa nie wytrzymały i pierwsze pociski łupnęły w jego kadłub rozsadzając dysze napędowa i siłą uderzeń zmuszając okręt do obrotu w prawo i do góry. - Odpalić torpedy, poczym unik, w lewi i w dół - polecił szybko Coen obserwując wszystko na głównym ekranie. Z dziobu Drapieżnego Ptaka klasy betleH wystrzeliły dwie czerwone gwiazdki i pomknęły w stronę wrogiej jednostki. Obie uderzyły centralnie w środek statku który targany kilkoma wewnętrznymi eksplozjami został rozerwany na strzępy. W tym monecie betleH`em mocno wstrząsnęło - Ge`Tang złapał nas wiązka holująca - wyjaśniła błyskawicznie Liranna, D`meg zaś zaalarmował - ładuje torpedy! - Załadować torpedę polaronową do rufowej wyrzutni, i kiedy będzie gotowa, rozwalcie im ten emiter wiązki holowniczej - W czasie ładowania wyrzutni miedzy okrętami trwała zażarta wymiana ognia dezruptorów, kiedy nagle z rufowej wyrzutni Drapieżnego Ptaka wystrzeliła srebrna gwiazdka i bez trudu przechodząc przez osłony Ge`Tang`a i uderzył w kadłub powodując durzą wyrwę. Uwolniony z wiązki betleH wyrwał do przodu robiąc błyskawiczny nawrót po łuku i strzelając do wrogiej jednostki z wszystkich przednich dezruptorów. Wykrywam cztery zbliżające się okręty - powiedziała Liranna odwracając się do kapitana . - Swój czy obcy? - spytał ten od razu rzeczowo swojej pierwszej oficer i oficer naukowy. - Obcy - odparła Liranna - Nadlatują z przestrzeni toliańskiej. - A wiec musimy to szybko zakończyć - powiedział Coen - załadujcie torpedy jonowe do przednich wyrzutni - polecił Coen. BetleH skręcił po raz kolejny zakręcił łuk wystrzeliwując kolejne salwy pocisków i wiązek a po chwili wystrzelił dwie żółte gwiazdki z przednich wyrzutni. Obie trawiły w próbującego się wznieść Ge`Tanga niszcząc osłony i uderzając w kadłub rozrywając prawie całe prawe skrzydło. Tylko dzięki doskonałości klingonskich konstrukcji, nawet prawie trzydziestoletnich jaką był Ge`Tang, jeden z pierwszych zbudowanych Vor`Cha i nie poddany na szczęście jeszcze modernizacji, skrzydło nie odpadło zupełnie. BetleH podleciał do uszkodzonego mocno okrętu na pełnej impulsowej strzelając z działek pulsowych pełna 20 pociskowa seria robiąc w jego pokładzie wiele dziur, poczym wleciał nad niego i przelatując tuż nad kadłubem Ge`Tanga z bardzo małej odległości strzelił z dezruptora wiązkowego w nadbudówkę zaraz nad głównym dezruptorem Vor`Chy niszcząc ja dokumentnie, poczym odbił w górę i po chwili wystrzelił z rufowej wyrzutni torped. Czerwony pocisk uderzył w kadłub okrętu który nieomal w tej samej chwili znikną w jasnej eksplozji rdzenia Warp. - Oba okręty zniszczone, 4 toliańskie jednostki wyszły z warp i z włączonymi osłonami oraz bronią zmierzaj w nasza stronę...namierzają nas - zakomunikowała Liranna przeglądając dane. - Nasz stan? - spytał rzeczowo kapitan i D`meg zaczął szybko relacjonować - Wszystkie systemy sprawne, osłony 20%, minimalne uszkodzenia kadłuba. - Dobrze - powiedział z drapieżnym uśmiechem Coen - kurs na jednostki tolian, pełna impulsowa i namierzyć ich, ale nie strzelajcie dopóki oni tego nie zrobią - Drapieżny Ptak ruszył na spotkanie 4 stożkowatym, ciemno szarym okrętom. Kiedy betleH podleciał na odległość niecałego kilometra od wrogich jednostek wystrzeliły z nich po jednym jasno niebieskim promieniu zatrzymującym się na osłonach klingońskiego okrętu, który odpowiedział własnymi, ciemnozielonymi wiązkami lekkich, przyskrzydłowych dezruptorów wiązkowych. Okręty minęły się przelatując blisko siebie i zaczęły nawracać, betleH dodatkowo poczęstował jeden z wrogich okrętów wiązką z sieci dezruptujacej zamontowanej na rufie. Mimo iż toliańskie okręty były mniej zwrotne od Drapieżnego Ptaka ich niewielki rozmiar w pełni wyrównywał tę różnice i już po chwili okręty znowu się okładały ogniem, lecz tym razem betleH mógł skorzystać z całego przedniego uzbrojenia. Osłony jednego z toliańskich okrętów, potraktowane pełną salwa z dezruptorów pulsowych i kilkoma strzałami z głównego wiązkowego puściły jak stare szwy i kolejna wiązka przebiła stożkowaty okręt na wylot doprowadzając do wewnętrznej eksplozji która go zniszczyła. Pozostałe 3 rozpierzchły się we wszystkie strony jak wróble uciekające przed jastrzębiem, lecz Coen nie miał zamiaru im odpuścić - Trzymać się jednego z nich i wykańczać po kolei - zakomenderował. BetleH założył się na skrzydło i plując ogniem i po chwili takiej zażartej kanonady drugi okręt znikł w jasnym błysku. Na widok tego dwa pozostałe rzuciły się do ucieczki, lecz nim zdołali skoczyć w Warp dosięgła je salwa z niszczyciela. Pierwszy trafiony dwudziestoma zielonymi pociskami, 3 wiązkami i jedna czerwona torpeda eksplodował szybko, drugi zaś, trafiony tylko torpeda skoczył w Warp wracając do domu. - Wprowadzić kurs pościgowy? - spytał z podnieceniem w głosie Jod`mos. - Nie - zawiódł jego oczekiwania Coen - musimy jak najszybciej przekazać raport o tym wydarzeniu dowództwu dlatego też włączyć maskowanie i kurs powrotny, maksimum Warp. - Tak jest - odparł niezbyt zadowolony sternik ustalając kurs. BetleH skręcił płynnie i znikną falując uprzednio delikatnie. - Raport po bitwie? - spytał Coen D`mega kiedy już lecieli do domu. Klingon zebrał dane poczym powiedział - Moc osłon 12%, wszystkie systemy sprawne, minimalne uszkodzenia kadłuba, dwóch lekko rannych, natomiast zdołaliśmy zniszczyć w sumie 5 okrętów i jeden uszkodzić - dokończył z dumą w głosie. Coen uśmiechną się poczym ziewną głośno. Teraz kiedy adrenalina opadła zmęczenie dało o sobie znać. Kapitan wstał wiec i ruszając w stronę drzwi powiedział - Obudźcie mnie gdyby trzeba było ratować świat.
Coen odniósł wrażenie ze ledwo zamkną oczy rozległ się dźwięk alarmu bojowego, zaś komunikator uporczywie go wzywał jak kat męczący swą ofiarę. Zgramolił się z pryczy wiszącej pod iluminatorem i klepną komunikator - Co jest? - wymruczał do niego. - Odbieramy wezwanie pomocy, to I.K.C. bortaS - usłyszał głos Lu`Mar`a. - Już idę - odpowiedział mu i szybko naciągnąwszy na siebie spodnie, wsuną stopy w wysokie, mocne buty i zasznurował je, poczym zabierając resztę ubrania wypadł z kajuty. Kiedy dotarł na mostek wiązał już włosy, zaś reszta głównych oficerów już na niego czekała. - Na ekran - polecił siadając na swoim fotelu, zaś Jod`mos bez słowa wykonał rozkaz. Na głównym ekranie pojawiła się blada twarz kapitana floty - I.K.C. bortaS do wszystkich jednostek imperium w zasięgu, zostaliśmy zaatakowani przez 4 okręty Gornów i potrzebujemy pomocy... - w tym momencie wiadomość zaczęła się powtarzać. - Ustalić kurs, maksimum Warp. - Zakamuflowany Drapieżny Ptak bez jakiegokolwiek widocznego z zewnątrz śladu skręcił i ruszył nowym kursem. Na miejscu byli po paru minutach i kiedy wyszli z podprzestrzeni załodze ukazał się widok krążownika bojowego klasy Vor`Cha związanego walką z 3 okrętami Gornów, dwoma ciężkimi krążownikami i jednym niszczycielem. Mniej więcej w połowie drogi miedzy walczącymi a nowo przybyłym okrętem w próżni dryfował mocno pokiereszowany wrak drugiego niszczyciela należącego do Konfederacji Gornów. - Załadować torpedy polaronowe i namierzyć ten pozostały niszczyciel, kurs zbliżeniowy, kiedy będziemy dostatecznie blisko zdejmiemy kamuflaż i wypalimy ze wszystkiego co mamy, przelecimy nad nimi i strzelimy z tylnich wyrzutni - powiedział Coen błyskawicznie oceniajc sytuacje, a D`meg i Jod`mos momentalnie zaczęli wykonywać rozkazy. Jednostka wroga właśnie robiła nawrót aby ponownie strzelić do bortaS`a torpeda plazmowa kiedy nagle od jego lewej burty zaczął się ujawniać szybko zbliżający okręt klasy betleH. Nim gadzia załoga niszczyciela zdołała zareagować z Drapieżnego Ptaka wystrzeliła salwa zielonych pocisków i wiązek a po chwili także dwie srebrne gwiazdki i pomknęły w stronę wrogiego okrętu. O ile okręt tylko zachwiał się od pocisków o tyle torpedy przeniknęły przez osłony wyrywając silnymi eksplozjami spore dziury w jego kadłubie. BetleH przeleciał nad uszkodzonym okrętem i oddalając się wystrzelił z tylnej wyrzutni torped. Trafiony z drugiej strony w śródokręcie niszczyciel eksplodował, zaś części rozsiało we wszystkich kierunkach. - BetleH do bortaS`a, co u was? - spytał Coen na otwartym kanale. Na ekranie pojawiła się twarz Chat`Iego - Osłony 14%, drobne wyrwy w kadłubie - powiedział szybko chciał powiedzieć cos jeszcze ale Liranna wpadła mu w słowo - Kapitanie, okręty Gonrów próbują uciec!. Faktyczne, dwa ciężkie krążowniki zaczęły się oddalać szykując do wejścia w Warp. Oba klingonskie okręty wystartowały do przodu plując ogniem w stronę uciekinierów, ci zaś nie pozostali im dłużni odpalając w ich stronę po jednej torpedzie plazmowej. BetleH bez trudu wyminą je beczką, jednak większy, i mniej zwrotny krążownik nie miał tyle szczęścia i jeden z zielonych kometowatych pocisków przebił się przez osłony i uderzył w kadłub w miejsce gdzie na rufie łączyło się skrzydło z kadłubem. Uszkodzonym Vo`Cha zarzuciło mocno w bok, zaś z wyrwy w kadłubie buchną ogień, stłamszony momentalnie brakiem powietrza. W akcie zemsty za sojusznika betleH wykręcił ostro i lecąc od dołu w stronę wrogiego krążownika odpalił dwie torpedy jonowe. Pociski rozłupały osłabione już osłony okrętu jak młotek skorupkę jajka i uderzyły w pancerz akurat tam gdzie znajdowała się gondola Warp. Gornowie nie zdołali już zatrzymać startującego silnika i okręt został rozerwany w skoku zasiewając swoimi szczątkami spory obszar. - Jeden krążownik zniszczony, drugi kieruje się w stronę granicy z prędkością Warp 9,3. - Powiadomiła ich Liranna. - Wyznaczyć kurs pościgowy? - momentalnie spytał Jod`mos, jednak kapitan nie odpowiedział mu od razu, najpierw spytał swoją pierwsza oficer - Jaki jest stan bortaS`a? - Liranna szybko sprawdziła odczyty - Osłony nie działają, podobnie jak uzbrojenie rufowe, silniki impulsowe sprawne w 30%, łączność nie sprawna, maskowanie nie sprawne, uszkodzone podtrzymywanie życia, wyrwa w kadłubie. - Zakończyła wyliczanie uszkodzeń poczym wydała swoja opinie - Powinni wytrzymać, ale wolała bym ich nie zostawiać samych. - Coen analizował szybko to co usłyszał poczym wydał rozkaz kląc pod nosem że ponownie da wrogom uciec. - Jod`mos zbliż nas do bortaS`a, niech zespoły medyczne i inżynieryjne prześlą się na pokład krążownika, kiedy tylko go trochę połatają odeskortujemy Vor`Che do doku w celach naprawy. - Tak jest. - Powiedział średnio uradowany sternik wykonując polecenia. Dopiero potem przyznał przed samym sobą iż jego kapitan postąpił słusznie...
Coen wyszedł z kajuty dowódcy i podszedł do czekających na niego oficerów. Minę miał nie za ciekawa. - Co powiedział? - pierwsza nie wytrzymała Liranna i zadała nurtujące wszystkich pytanie. - Widząc osiągi okrętu, rada zrewidowała swoje wcześniejsze wypowiedzi i przyznała się do błędu. Produkcją jednostek klasy betleH dla KSO zajmą się stocznie na Moch`Tu, Na`Fil i Gi`Roku. - Oficerowie zaśmiali się radośnie gratulując sobie odniesionego dodatkowego sukcesu, jedynie ich kapitan nie przyłączył się do ogólnej wesołości. - Co jest? - spytał ostrożnie Wolf zauważywszy to. Coen odetchną głęboko, jak ktoś niezwykle zmęczony - Rząd Toliański jak i Konfederacji Gornów odmówiły złożenia wyjaśnień w sprawie tych incydentów, dodatkowo wycofali od nas swoich reprezentantów zrywając kontakty dyplomatyczne. - Inni zrozumieli teraz przyczynę kiepskiego humoru Coena, gdyż takie działania były często działaniami poprzedzającymi wojnę, a jeśli dodać do tego śmierć tych wszystkich osób...przyszłość nagle wydała się dużo mroczniejsza. - Wolf, jaki jest status betleH`a? - spytał Coen przerywając cisze. - Wszelkie naprawy i uzupełnienia już zakończono, a co? - odparł mu półklingon. - Za godzinę ruszamy z misja, mamy dokonać głębokiego zwiadu wzdłuż granicy miedzy tolianami a gornami...
Qapla Coen
Nadchodząca burza
Kajuta kapitańska, przyćmione światło......
- Komputer rozpocząć zapis...... Dziennik bojowy IKC batleH 62 dzień 1005 roku Kahlesa Kapitan Coen.... Dwa dni temu opuściliśmy orbitę QonoS . Zgodnie z rozkazem dowództwa KSO lecimy w kierunku granicy przestrzeni Toliańskiej. Ostatnie nie prowokowane ataki jednostek Toliańskich i Konfederacji Gornów na nasze okręty i kolonie grożą wybuchem wojny. Rządy obu ras odmawiają jakichkolwiek wyjaśnień, Wielka Rada zarządziła natychmiastową mobilizację wszystkich dostępnych okrętów. Naszym zadaniem jest niepostrzeżenie przeniknąć granicę wrogiego terytorium i przeskanować pobliskie systemy w celu wykrycia ewentualnych ruchów wojsk oraz zgrupowań okrętów. W miarę możliwości mamy unikać otwartej walki. Do terytorium wroga dotrzemy za godzinę....komputer koniec zapisu.....
Kapitan gryzł się ze swoimi myślami, szpiegowanie wroga nie należało do jego ulubionych misji. O wiele bardziej wolał otwartą walkę, denerwowało go to czekanie. Rozejrzał się po swojej kajucie, wyposażenie było skromne, koja do spania, kilka schowków, przyrząd do ćwiczeń, biurko tylko to co niezbędne. Coen nie lubił luksusów, wzrok dowódcy zawisł nagle na leżącym na łóżku mieczu, bez namysłu podszedł do niego i zaczął czyścić jego jasne ostrze. Powolne, równomierne ruchy nadawały broni wymagana ostrość..... Nagle kapitana wyrwało z zamyślenia wezwanie przez komunikator......
- Kapitan na mostek ! - brzmiał dźwięczny głos pierwszego oficera
Coen wcisnął przełącznik interkomu.....
- O co chodzi Lir ?
- Kapitanie wykryliśmy wrogi okręt, leci kursem równoległym do naszego i jest mu dość spieszno - dodała klingonka
- Już idę - odpowiedział Coen
Szybko odłożył miecz, poprawił mundur i pospiesznie udał się do windy. Światła windy szybko migały i już po chwili drzwi z sykiem rozsunęły się ukazując przyćmione wnętrze mostka rozświetlane tylko migającymi lampami alarmowymi informującymi o taktycznym alarmie. Wszyscy oficerowie byli na swoich stanowiskach, kapitan pospiesznie przekroczył próg windy.......
- Lir raport ! - zażądał siadając na swój fotel
- Okręt w gotowości bojowej, wszystkie systemy sprawne, maskowanie aktywne wroga jednostka to niszczyciel Toliański. Leci z prędkością warp 9,1 wprowadziłam kurs przechwytujący - zameldowała klingonka
- Dobrze, ..... Jod`mos dopasuj nasz kurs i prędkość, polecimy za nim.....
- Nie atakujemy ? - spytała Lir z wyczuwalnym rozczarowaniem w głosie....
- Nie tym razem, coś mu się za bardzo spieszy, a mnie ciekawi gdzie mu tak spieszno.....
- lu` - potwierdzili oficerowie
Zamaskowany Drapieżny Ptak w bezpiecznej odległości niepostrzeżenie zaczął podążać za swoją niedoszłą ofiarą...... Po kilkunastu minutach lotu......
- Kapitanie zbliżamy się do systemu.....wrogi okręt wychodzi z warp ! - zameldował nagle sternik
- Dostosować prędkość ! - padła błyskawicznie komenda kapitana
Toliański niszczyciel wyskoczył nagle z warp na granicy systemu i z pełną impulsową zaczął zmierzać w kierunku trzeciej planety układu otoczonej gęstym pasem asteroid.....
- Lir co wiemy o tym systemie ?
Klingonka pospiesznie sprawdziła odczyty i bazę danych .....
- Cztery planety krążące wokół czerwonego karła, żadna planeta klasy M, brak danych o jakichkolwiek bazach, stacjach, instalacjach wojskowych..... właściwie to nic nie znaczący system.......
- Skoro nic tu niema to po co on tu przyleciał ? - skomentował drugi oficer
- Dokładnie ......Lir czujniki pełne spektrum, maksymalny zasięg..... Jod`mos nie zgub go......
Dwa okręty z pełną impulsową zaczęły zbliżać się do pasa asteroid otaczającego trzecią planetę.......
- Wroga jednostka zwalnia..... wlatuje w pas asteroidów, zmierza w kierunku drugiej półkuli - zameldował Jod`mos
- Zmniejszyć odległość od celu ! Lir co z odczytami ?
- Kapitanie mam dziwne wskazania z orbity tej planety..... Do diabła te asteroidy wywołują zakłócenia, zaraz usunę zakłócenia...... Kapitanie ! Wykrywam liczne sygnatury Toliańskich okrętów współrzędne 23-69-52
Zamaskowany batleH śledzący Toliański niszczyciel nagle wynurzył się z pasa asteroidów po drugiej stronie planety i pchany rozpędem wleciał prosto w zgrupowanie kryjących się tam okrętów. Oficerowie na mostku z niedowierzaniem patrzyli na główny ekran.......
- D`meg..... Ile jest tu statków ? - zapytał kapitan przerywając ciszę
Drugi oficer sprawdził odczyty skanerów......
- Wykrywam około 400 okrętów......głównie niszczyciele, ale jest też sporo krążowników.....wyglądają na nowe.....zaraz.....w centrum zgrupowania wykrywam dwie nieznane klasy okrętów ! Przełączam główny ekran......
Obraz uległ zmianie, w centrum armady pomiędzy zwykłymi jednostkami Talońskiej floty dało się zauważyć dwie konstrukcje znacznie odróżniające się od reszty zgrupowania. Wokół bardzo wysokich ale stosunkowo wąskich okrętów krążyły małe statki przypominające ptaki w locie nurkującym.......
- Mniejsze okręty..... są uzbrojone w wiązki tnące i działa jonowe, wykrywam trzy ciężkie na dziobie i dwa lekkie, chyba pulsacyjne na skrzydłach.....nie wykrywam żadnych wyrzutni torped ani podobnego uzbrojenia......raczej ich nie mają.....natomiast druga klasa jednostek to prawdopodobnie ciężkie krążowniki, naszpikowane są wiązkowymi tnącymi i jonowymi działami pulsowymi..... posiadają także wyrzutnie torped i pulsacyjne pociski rozrywające......kadłub wygląda na jakiś nowy stop.....mają silne osłony z automodulacją - zakończył raport D`meg
- Dobrze się przygotowali do tej wojny, niepostrzeżenie zgromadzili znaczne siły, stworzyli nowe klasy okrętów.......obawiam się że......
Nagle przerwał kapitanowi głośne rozmyślania D`meg.......
- Kapitanie ! Wykrywam liczne sygnatury warp......do systemu wkraczają kolejne okręty !
- Zidentyfikować !
- Wykrywam 25....nie 60.....350 okrętów ! To flota Konfederacji Gornów ! - zameldował drugi oficer
- Co ! - zapytała zszokowana Lir
- Status wrogich jednostek ! - zażądał natychmiast kapitan
- Uzbrojenie nie aktywne......zbliżają się z 1 impulsowej...... Chyba Tolianie na nich czekają - dodał po chwili D`meg
Na głównym ekranie IKC batleH armada statków rosła w szybkim tempie. Kapitan z coraz większym niepokojem obserwował nowoprzybyłą flotę......
- Jod`mos...... odsuń nas na bezpieczną odległość..... - rozkazał po chwili
- lu` - odparł sternik
- D`meg, Lir...... Zbierzcie jak najwięcej danych o tych statkach.....sprawdźcie czy flota Gornów ma jakieś nowe okręty......
Oficerowie szybko zaczęli zbierać dane i porównywać odczyty skanerów.....
- Niestety..... - odparł po chwili D`meg przełączając główny ekran.....
Na samym końcu zbliżającej się armady dało się zaobserwować szereg sunących, ponad kilometrowych trójkątnych okrętów z podwójnie zaostrzonym dziobem.......
- Do diabła oni też ! Gdzie był nasz wywiad - zaklął Coen
- Jeśli ta flota nas zaatakuje to........ - nie skończyła Lir
- Wiem....... - odparł zrezygnowany kapitan
Ciężkie okręty Gornów zaczęły mijać zamaskowanego batleH`a, oficerowie z przerażeniem obserwowali ich imponujące uzbrojenie widoczne gołym okiem........
- D`meg ? - kiwnął porozumiewawczo w stronę drugiego oficera
Klingon sprawdził odczyty skanerów......
- Pięć ciężkich fazerów, dwadzieścia średnich.......cała sieć lekkich rozmieszczonych na całym statku, wyrzutnie torped, kadłub pokryty nowym gatunkiem pancerza....jakiś nowy odpowiednik federacyjnego pancerza ablacyjnego..... automodulacyjne, osłony o wysokiej pochłanialności....... to istny drapieżnik - dodał na koniec D`meg
Kapitan zaciskał tylko coraz bardziej pięść słysząc podawane parametry nowych jednostek......
- Kapitanie..... - przerwała nagle rozmyślania Coena Lir - flota Gornów wywołuje okręty Toliańskie, udało mi się podłączyć do ich systemów komunikacyjnych ......
- Posłuchajmy co mają do powiedzenia....
Lir pospiesznie przełączyła kilka przycisków, po chwili z głośników dało się słyszeć krótki komunikat i szereg pisków i trzasków .....
- Przykro mi kapitanie, wiadomość była zakodowana.....trochę potrwa zanim ją rozszyfruję.....
- Spodziewałem się tego....jeśli dopisze nam szczęście może dowiemy się coś na temat ich planów inwazji....inaczej by jej nie kodowali.....przynajmniej mam taką nadzieję.....
- Kapitanie okręty Talońskie i Gornów zaczynają powoli opuszczać system...... - zameldował D`meg
- Więc się zaczyna......dowództwo musi jak najszybciej otrzymać nasze dane. Jod`mos wyprowadź nas stąd, pełna impulsowa po opuszczeniu systemu max. warp !
- lu` - potwierdził sternik
Zamaskowany Drapieżny Ptak niepostrzeżenie zaczął oddalać się od Talońsko-Gornackiej floty .......
- Myślisz, że uda się nam ich powstrzymać ? - spytała cicho Lir podchodząc do kapitana - Nie wiem.....naprawdę nie wiem ......
cdn............
Qapla Kronos {D`meg}
Pierwsze uderzenie
- Witam kapitanie Rożdestwieński - powiedział admirał Bismarck wyciągając do młodego mężczyzny rękę. Kapitan uśmiechną się uściskując ją poczym usiadł na wskazanym przez admirała fotelu, po drugiej stronie biurka z kości słoniowej, sam zaś siadając na swoim skórzanym fotelu. Obaj byli ubrani w mundury Gwiezdnej Floty z lat 40'stych, tyle że w czarno-złotym kolorze.
- Ufam, że nie było większych problemów z egzaminami w Akademii Wywiadu i Sabotażu na Andor 2? - spytał admirał, raczej aby zacząć rozmowę niż z prawdziwej ciekawości, kapitan jednak tego nie rozpoznał lub nie dał po sobie poznać.
- Nie - odparł - po tym jak zaaranżowano moje wyrzucenie z Akademii Floty, udałem iż zbrzydło mi to wszystko i mogłem bez wzbudzania większych podejrzeń odsunąć się od znajomych i rodziny, przez co nic mnie nie rozpraszało a praca w 'Andoriańskim konsorcjum wydobywczym' - wymówił te nazwę z wyraźnym rozbawieniem - dała mi dość czasu na naukę i szkolenie.
- Bardzo dobrze - odparł mu admirał przeczesując palcami gęste czarne wąsy i naciskając jeden z guzików na klawiaturze podręcznego komputera, który stał na jego biurku - pańskie wyniki czynią z pana doskonałego kandydata do pewnej bardzo ważnej misji.
- Jakiej misji? - spytał od razu Rożdestwieński, bardzo pragnąc w końcu zasmakować elitarnych, tajnych misji jakie zapewniała Czarna Kometa, tajna komórka wywiadu floty do której od niedawna należał.
- Najpierw musi mi pan powiedzieć czy ma pan coś przeciwko zabijaniu klingonów - odparł patrząc na niego uważnie - lub innych ras służących w imperium klingońskim?
- Nie - odparł od razu - to barbarzyńcy, dzikusy, i jeśli chodzi o moje zdanie to powinniśmy ich wyciąć w pień, teraz kiedy są od nas dużo słabsi.
Admirał się uśmiechną pod wąsem poczym splótł dłonie na dość wydatnym brzuchu
- Co by pan powiedział o okręcie zwrotniejszym od Defianta, o porównywalnej sile ognia, torpedach mogących przenikać osłony, osiągającego Warp 9.8, mającego niewiele słabsze osłony od podstawowej wersji Galaxy, pancerz zmniejszający uszkodzenia jakie otrzymuje, oraz wyposażony w urządzenie maskujące którego nie da się wykryć w żaden znany obecnie sposób? - spytał cały czas uważnie patrząc na kapitana. Admirał był starszym człowiekiem, około 70 lat mający na karku, miał rzadkie, siwiejące włosy i wyraźną nadwagę, często spotykaną jednak u osób w jego wieku. Kapitan był jego nieomal całkowitym przeciwieństwem. Niespełna 30'to letni, wysoki, postawny, gładko ogolony, o blond włosach zaczesanych na fryzurę z przedziałkiem z lewej strony. Usłyszawszy wypowiedź admirała uśmiechną się szeroko
- Chciałbym nim dowodzić, kiedy go zbudowaliśmy? - spytał
- Nie my - odparł mu admirał, wywołując zdziwienie na twarzy młodszego kolei - Wie pan co to Bat'leth?
Kapitan popaczył zdziwiony na admirała
- Od czasu Nerandry 3 wie to chyba każde dziecko - powiedział - to klingoński miecz, dosłownie znaczy to chyba miecz honoru
- Zgadza się - poparł go admirał kiwając głową - jednak nie każde dziecko wie o tym Bat'lethcie - powiedział włączając monitor - de fakto nawet nie każdy admirał we Flocie o tym wie
Na ekranie pojawił się obraz 3 klingonskich okrętów walczących ze sobą, kapitan bez trudu rozpoznał dwa z nich, jeden klasy Vor'Cha, drugi klasy K'Vort, trzeci jednak widział po raz pierwszy, aczkolwiek dostrzegał podobieństwo z klasą K'Vort'Cha.
Rożdestwieński popatrzył na admirała pytająco, ten od razu zrozumiał nieme pytanie.
- Tak, to właśnie ów betleH - powiedział admirał kiwając głową - ma dokładnie takie właściwości jakie wymieniłem wcześniej - kapitan aż gwizdną z niedowierzania iż klingoni mogli zbudować cos takiego, Bismarck zaś kontynuował - w czasie pierwszej misji bojowej, nie licząc rejsu otrzęsinowego jaki mieli w przestrzeni breen zdołali w walce sami zniszczyć 5 okrętów, dwa kolejne razem z I.K.C. bortaS i uszkodzić dwa następne, dodatkowo jednostka ta jest niezwykle tania w produkcji jak na obecne czasy, koszty są niewiele większe niż w przypadku klasy K'Vort. Nie musze chyba mówić jak wielkim zagrożeniem dla federacji jako największej potęgi kwadrantu jest taka klasa okrętów.
- Co więc możemy z tym zrobić? - spytał kapitan kiwając głową na znak ze rozumie zagrożenie - skoro okręt dokonał tak wiele imperium na pewno rozumie jego przydatność i nawet zniszczenie tej jednostki niewiele nam da, tylko ich lekko opóźnimy...
- Nie do końca - uśmiechną się pod wąsem admirał - widzi pan, projekt tej klasy nie pochodzi z biura projektowego floty, ale został stworzony przez jeden ze średnio zamożnych rodów a konkretnie przez terranina będącego członkiem tego rodu
- Terranina? - zdziwił się kapitan - nie wiedziałem że ktoś od nas jest członkiem któregoś z rodów czy nawet służy w imperium
- Jest w Imperium kilku ludzi i przedstawicieli różnych innych ras - odparł mu Bismarck przesuwając palcami po wąsach - ale w tym przypadku to zadziała na nasza korzyść. Nie musze chyba mówić ze niektórzy członkowie Wysokiej Rady krzywo patrzą na projekty składane przez danych wrogów, dlatego odrzucili projekt z początku, oraz wstrzymywali czasem dostawy surowców kiedy twórcy projektu postanowili sami zbudować prototyp, ale jeśli zniszczymy teraz ów prototyp może to ich przekonać do odrzucenia go, lecz musimy to zrobić szybko, gdyż po sukcesie pierwszej misji zaczęli się widać zastanawiać czy nie popełnili błędu i zgłosili klasę do produkcji w 3 stoczniach imperialnych.
- A więc faktycznie musimy działać tak szybko jak się da - przyznał Rożdestwieński - ale aby pokonać taki statek jak pan opisał będziemy potrzebowali znacznej siły
- Dlatego dostanie pan pod komendę D'Artagnan'a - powiedział admirał uśmiechając się ponownie - a jako wsparcie weźmie pan Aramis'a, Athos'a i Porthos'a
- To przecież cała nasza grupa bojowa - powiedział Rożdestwieński kiwając głową z zadowoleniem - po klingonach nie zostanie nawet ślad
- I o to właśnie chodzi - odparł admirał - poleci pan w kamuflażu do układu Kahless Ro, głęboko w przestrzeni klingońskiej, gdzie według naszych danych betleH ma się spotkać z bortaS'em aby złożyć raport z misji wywiadowczej, a właśnie jest jeszcze jeden powód dla którego musimy zniszczyć betleH teraz. Widzi pan, narastają tarcia miedzy klingonami i tolianami oraz gornami, które wróżą nadchodzącą wojnę. Dlatego gdyby nawet się zorientowali ze to jednostki federacji odpowiadają za zniszczenie ich okrętu, nie zaryzykują odwetu bojąc się iż nie wsparlibyśmy ich w wojnie, a bez naszej pomocy...no cóż - uśmiechną się admirał
- Rozumiem - odparł mu kapitan poczym wstał - pójdę się przygotować do misji
- Oczywiście - powiedział Bismarck również wstając i podając dłoń Rożdestwieńskiemu - D'Artagnan przybędzie tu za 30 minut...aha, jeszcze jedno. Oczywiście rozumie pan że nie możecie zostawić żadnych świadków naszej misji?
- Naturalnie - odparł kapitan ściskając podana dłoń, poczym wyszedł z kabiny admirała na jego okręcie flagowym
- 7...8...9... ... ... 10 - sztanga z nałożonymi na nią 130kg ciężarkami opadała miarowo i wznosiła się ponownie w miarę tego jak trzymający ją białowłosy terranin wypowiadał kolejne słowa. Wdech - opad, wydech połączony z wymówieniem kolejnej cyfry - wyciśnięcie. Po 10siątym powtórzeniu stojący u szczytu ławeczki klingońsko-romulański mieszaniec pomógł Coenowi odłożyć sztangę na widełki. Kapitan rozmasował lekko obolałe i napięte mięśnie ramion, kiedy Wolf zakłądał na sztangę kolejne 10kg.
- Gotowe - mrukną po chwili Wolf a Coen ponownie zaczął ćwiczyć, tym razem musiał sobie poradzić z 11 powtórzeniami. Sztanga opadała systematycznie do dziesiątego razu, kiedy to już dało się zauważyć spore problemy z jakimi przyszło terraninowi nieomal zupełne wyprostowanie rąk. Celowo nie prostował ich do końca aby mięśnie były cały czas napięte. Wolf podłożył dłonie pod sztangę i pomógł lekko dowódcy wykonać ostatnie powtórzenie. Metal ponownie zadzwonił o metal.
Kiedy Wolf zakładał na sztangę kolejne 10kg drzwi do sali ćwiczeń okrętu się otwarły i weszła pierwsza oficer. Popatrzyła na kapitana z uśmiechem
- Chcesz podnieść wahadłowiec?
- Na razie wystarczy mi abym mógł unieść prom - odparł Coen po skończeniu z pomocą Wolfa 12 powtórzenia, jeszcze tylko jedna seria była przed nim. Główny mechanik szybko zdjął ze sztangi 10kg, kapitan zaś w tym czasie obserwował rozgrzewającą się pół klingonke. Była mocno wysportowana i doskonale rozciągnięta, z tego co wiedział bez żadnego rozgrzewania się mogła spokojnie zrobić szpagat. Ale nie miał więcej czasu na obserwacje bo musiał wracać do ćwiczeń. Tym razem na ostatniej serii miał przed sobą tylko 11 powtórzeń, na zakończenie ćwiczeń. Kiedy skończył wstał z trudem rozcierając mięśnie i oziębiając je stopniowo aby nie mieć zakwasów
- Mamy jeszcze 10 godzin do spotkania z bortaSem, nie wiem jak wy ale ja zamierzam się wyspać - to powiedziawszy wyszedł z sali ćwiczeń. Szybko ruszył do swojej kabiny. Był jeszcze jeden powód dla którego ćwiczył teraz tak intensywnie, dzięki temu nie miał na ogół sił skupiać się na zagrożeniu ze strony tolian i gornów. Jak każdy wojownik wyglądał wojny z wytęsknieniem ale nie w czasie kiedy imperium po ostatniej jest tak mocno osłabione. Za rok czy dwa było by inaczej ale teraz...
betleH wyszedł z Warp i ustawił się dziobem do Vor'Chy. Większy krążownik wyglądał majestatycznie, święcąc delikatnie na czerwono z gondoli Warp. Oko większości ludzi uznało by go za niekształtny, kanciasty i poskładany z klocków, jednak niektórzy, tylko niektórzy, noszący w sobie dusze wojownika potrafili dostrzec jego spartańsko, drapieżne piękno, któremu niewiele mogło się równać. Odczucia oficerów na mostku betleH były podobne, jednak obowiązek ich gonił.
- Wywołać bortaSa - rozkazał Coen przeglądając po raz ostatni cos na padzie. Na ekranie od razu pojawiła się twarz kapitana ChatIego .
- Raport - zażądał od razu
- Materiały przygotowane do przesłania, właśnie je transmitujemy na podkanale - odparł mu Coen. Transmitowali właśnie dane sensorów okrętowych dokładnie opisujące nowe okręty Gornów i Tolian. Dane te były zbyt cenna aby ryzykować choć drobne wypaczenie czy przechwycenie ich w transmisji a więc betleH przesyłał je na bortaSa który po modernizacjach dysponował sporo większa od niego prędkością maksymalna.
- Odbieramy dane - powiedział ChatI poczym dodał - jak oceniasz sytuacje Coen?
- Nie jest dobrze - odparł szczerze terranin - większość naszej floty została zniszczona w czasie wojny z dominium zaś spora część z tego co zbudowano od tamtego czasu i co pozostało przechodzi modernizacje lub naprawy, podczas gdy tylko w tamtym układzie było ponad 700 okrętów
- Tylko w tamtym - zauważył klingon - a więc uważasz tak jak ze to nie było jedyne zgrupowanie?
- Owszem - odparł Coen - jakbym ja miał uderzać to główny atak poszedł by z ich wspólnej granicy, ale następne z samej ich floty złożone z ich terytorium... - nagle taktyczny z bortaSa wpadł mu w słowo
- Wykrywam 3 ujawniające się okręty, podchodzą do ataku!
Oba okręty zdążyły podnieść osłony nim pierwsze strzały trafiły w obie jednostki. Błyskawicznie ruszyły one przed siebie wymijając atakujących w taki sposób iż nie zdążyli odpalić torped.
- Osłony trzymają - powiedział D'meg - te okręty są federacyjnej klasy Defiant!
- Pokaż - rozkazał kapitan i na ekranie pojawił się pomalowany na czarno mały okręt wykonujący ostry zwrot. Jedynie na jego górnym i dolnym kadłubie był wymalowany złoty symbol federacji. Coen poczuł jak napinają mu się mięśnie, znał ten symbol....aż za dobrze - namierzyć pierwszy okręt, i ognia - rozkazał
Drapieżny Ptak wykręcił zwinny łuk unikając wystrzelonych w niego biało niebieskich torped i sam zasypał jednego z agresorów gradem zielonych wiązek i pocisków na które oni odpowiedzieli podobnymi, pomarańczowymi. Rozbiły się one o osłony nie powodując większych uszkodzeń.
Niestety krążownik nie miał tyle szczęścia. Co prawda zajął się nim tylko jeden Defiant ale jedna z jego torpeda zdołała trafić w cel, osłabiając znacznie osłony. Na szczęście siła ognia dezruptorów na bortaSie znacznie przewyższała ta jaką dysponował betleH i po pełnej salwie agresor zadrżał ostrzegawczo. Okręty wyminęły się jeszcze dwukrotnie okładając ogniem kiedy nagle D'meg wykrył coś jeszcze
- Ujawnia się kolejny okręt! - krzykną - to klasa Prometheus!
W pustym przed chwilą miejscu kosmosu pojawił się najnowszy okręt federacji również w czarno-złotych barwach zaczynając ostrzeliwać oba klingońskie okręty. Te odpowiedziały mu ogniem z dostępnego akurat uzbrojenia, jednak nie było tego dość aby odniosło to większy efekt. BetleH skręcił więc gwałtownie w jego stronę i zbliżając się zaczął ostrzeliwać z całego przedniego uzbrojenia. Krążownik bojowy nie pozostawał mu dłużny i pomarańczowe wiązki niemal nieprzerwanie uderzały w osłony Drapieżnego Ptaka, tak samo jak pociski 2 ściągających Defiantów. Oba małe okręty odpaliły torpedy , jednak betleH odskoczył tylko gwałtownie w bok odsłaniając tym samym Prometheusa. Krążownik zaczął wykonywać unik ale i tak dwie z torped go dopadły. Po takim uderzeniu jego dowódca postanowił szybko zwiększyć zwrotność swojej jednostki i rozpoczną manewr rozdzielania, jednak nie wybrał na to najlepszego momentu, gdyż betleH już nawracał i ponownie podchodził do ataku. 3 części odpowiadającego ogniem krążownika zdążyły się już rozłączyć i zaczęły od siebie oddalać kiedy nagle z drapieżnego ptaka wystrzeliły dwie srebrne torpedy mknąc w stronę środkowej części. Osłabione osłony złamały się pod naporem pierwszej torpedy, która zdołała jeszcze przebić pola integrujące, zaś druga uderzyła bezpośrednio w górny, nie chroniony żadnym pancerzem kadłub. Odłamki z powstałej wyrwy rozeszły się we wszystkich kierunkach, a zwłaszcza jeden durzy fragment z wielka prędkością uderzył w rdzeń okrętu przebijając go. Nim ktokolwiek zdążył zareagować środkowa sekcja zniknęła w kuli ognia, osłabiając od eksplozji osłony dwóch pozostałych sekcji. Dowódcy federacji aż oniemieli na ten widok. Jedna cześć ich najpotężniejszego okrętu wojennego, który miał być niezniszczalny właśnie została zniszczona zaledwie kilkoma strzałami jednostki należącej do rasy, która w ich mniemaniu nie była zdolna do niczego oprócz przeklinania, ślinienia się i wściekania. Jednak szybko ich zaskoczenie zastąpiła złość i wszystkie pozostałe jednostki skupiły się na ostrzale Drapieżnego Ptaka. BetleH drżał od nieprzerwanych uderzeń zaś z niektórych konsoli posypał się deszcz iskier. Coen wiedział że nawet jego jednostka nie wytrzyma długo ciągłego ostrzału dlatego szybko podjął decyzje
- Odskok, kierunek 37 na 323, pełna impulsowa, potem Warp - rozkazał - zmusimy ich do podzielenia sił, a w tym pasie asteroid większa zwrotność da nam przewagę, powiadomić o tym bortaS'a
Klingoński niszczyciel skręcił delikatnie obniżając lot poczym skoczył w Warp. Rożdestwieński zaklął paskudnie na ten widok
- Przekazać do Porthosa i Aramisa ze mają zniszczyć ten obecny tu klingoński złom - wrzasną - my zaś z Athosem dopadniemy i zniszczymy to drugie ścierwo, nie mogą uciec. Czarne jednostki błyskawicznie wykonały rozkazy swojego dowódcy, dwa z nich podeszły do kolejnego ataku na krążownik pozostałe 3 zaś skoczyły w Warp w ślad za odciągającym je niszczycielem.
BetleH wyszedł z Warp od razu zagłębiając się miedzy asteroidy, podobnie jak chwilkę później ścigający go Defiant. Większe i mniej zwrotne sekcje Prometheusa musiały wyskoczyć z podprzestrzeni trochę dalej od kosmicznych skał aby nie ryzykować zderzenia. Kiedy dotarły one między asteroidy sporo w przodzie oba pozostałe okręty już do siebie strzelały. Defiant usilnie trzymał się na ogonie większego okrętu okładając go nieustannym ogniem fazerów pulsacyjnych, sam tylko nieznacznie obrywając od sieci dezruptorowej znajdującej się na rufie drapieżnego ptaka. Żaden z kapitanów nie decydował się na użycie torped bo obaj wiedzieli ze przy takiej ilości odłamków i zwinności ich jednostek było by top bezcelowe. Jednak wraz z każdym strzałem osłony betleH słabły i załoga zdawała sobie z tego sprawę, zaczynając odczuwać narastający coraz bardziej wraz z kolejnymi wstrząsami. Mimo iż sternik robił co mógł Athos był po prostu za zwrotny jak na to aby go zrzucić z ogona. Ale skoro nie da się go zrzucić, to trzeba o przechytrzyć. Coen wydał szybko serie poleceń i Drapieżny Ptak odbił gwałtownie w prawo wlatując za osłonę ogromnej asteroidy o którą tym samym rozbiła się kolejna salwa z fazerów. Niewiele myśląc kapitan Czarnej Komety błyskawicznie podążył za nim i zdziwił się ogromnie kiedy nie znalazł przed sobą klingońskiej jednostki, jednak nagły wstrząs zmusiła go do porzucenia zdziwienia. Zaraz po wleceniu za asteroidę betleH zwolnił tak bardzo jak tylko zdołał i teraz przyspieszając był na ogonie zaskoczonego Defianta. Pełna salwa z przedniego uzbrojenia rozbiła się o osłony niszczyciela niwelując je zaledwie do kilku procent jako iż był to okręt na samym początku ostrzelany przez bortaS'a. Jego załoga doskonale wiedziała iż praktycznie bez uzbrojenia na rufie muszą strącić klingona z ogona bo nie będą mieli szans, jednak większa, choć nieznacznie zwrotność jednostki klasy betleH skutecznie im to uniemożliwiała. Kolejna salwa skutecznie przebiła osłony Defianta i zielona pociski z dezruiptorów pulsowych zaczęły z durzą siła uderzać się w poszycie. O ile ta salwa jeszcze została wchłonięta niemal w całości przez pola integrujące o tyle kolejne już zaczęły skutecznie wbijając się w pancerz. Kolejne salwy skutecznie pogruchotały mocno górny kadłub, nie zdołały jeszcze co prawda przebić pancerza, jednak zrobiły to co według szybko opracowanego planu zrobić miały: zniszczyły obie dusze silników impulsowych, oraz zgruchotały prawą gondole Warp która zaczęła uwalniać niebieska plazmę. Nawet nie zwalniając betleH wleciał pod niego łapiąc go w wiązkę holującą a następnie nakręciwszy łuk ruszył w stronę nadlatujących 2 części Prometheusa. Nie zajęło ich dowódcom długo aby zorientować się co mają zamiar zrobić klingoni, jednak uniknięcie tego nie było już równie łatwe. Wszystkie 3 jednostki zaczęły się okładać ogniem jednak fazery nie były w stanie zatrzymać niszczyciela błyskawicznie zbliżającego się do dolnej sekcji. Kiedy przeleciał tuż nad nią zwolnił czerwoną wiązkę, jednak dla jednostek czarnej komety było już za późno. Oba okręty zderzyły się ze sobą z olbrzymią prędkością, wbijając się wzajemnie w siebie. Niemal od razu oba znikneły w jasnym wybuchu który jednak kompletnie zdjął osłony betleH. Rożdestwieński nie miał zamiaru zmarnować tej okazji i Promtheus od razu zalał niszczyciel falą ognia z fazerów. Jednak zapomniał o tym iż jednostki klingonskie prawie zawsze maja nad wyraz wytrzymałe pancerze, dlatego mimo salw ciągle na niego spadających betleH bez trudu wykręcił i zaczął odpowiadać ogniem, zaś jednostka federacji miała już mocno osłabione osłony. Po kilku nalotach osłony ostatniej części D'Artagnan'a w końcu się poddały, jednak jednostka klingońska miała już kilka wyrw w kadłubie. Coen wiedział ze w zwykłych warunkach jego szansę były bardzo nikłe, ale Promtheus miał swoją piętę Achillesową, która zamierzał teraz wykorzystać. BetleH wykręcił w dół po łuku i podchodząc przeciwnika od dołu zaczął strzelać z wszelkiego dostępnego uzbrojenia. Pociski wbiły się głęboko w niechroniony żadnym pancerzem dolny kadłub. Prometheus próbował odskoczyć ale był za mało zwrotny, nawet próba obrócenia się w okuł własnej osi niewiele dało, zaś następne strzały wbijały się coraz głębiej w kadłub. Okręty okładały się ogniem jeszcze chwile i szala zwycięstwa przechylała się to na jedna to na drugą stronę, w końcu jednak, kadłub Prometheusa złapał się w pół i sam okręt znikną w obłoku ognia. Coen patrzył na jego zagładę z ogromną satysfakcją, w końcu miał okazje się zemścić na swoich oprawcach. Kiedy w przestrzeni unosiły się już tylko szczątki kapitan odetchną i spytał
- Jaki nasz stan?
- Na pewno chcesz wiedziec - spytał D'meg
- Na pewno - doparł mu Coen
- Osłony 0%, pola integrujące 0%, napęd Warp uszkodzony, lewa, przednia wyrzutnia torped zniszczona, tak samo sieć dezruptorowa i 2 lekkie dezruptory wiązkowe, oprócz tego więcej wyrw w kadłubie niż w sitku
- Ustawić kurs na wyjście z pasa asteroid - rozkazał Coen, poczym nacisną komunikator
- Wolf, jak tam u ciebie?
- Gorzej niż po beczce krwawego wina, obejdzie się chyba bez długiego spania w doku, ale roboty będę miał pełne ręce roboty na tydzień, może dwa - dobiegł z niego głos pół romulanina
- A co z napędem Warp? - spytał kapitan - bortaS może ciągle tam walczyć, musimy mu pomóc
- Działa ale jest uszkodzony - dobiegło z urzadzenia - wyciągniemy Warp 4, może Warp 4.1 jak przycisnę silniki, ale Coen, w naszym obecnym stanie nie wytrzymalibyśmy starcia z Mirandą, a co dopiero mówić o 2 Defiantach
- Wiesz wątpię aby oba przetrwały walkę... - w tym momencie Liranna wpadła mu w słowa krzycząc
- Kolejny okręt ujawnia się z lewej burty, to klasa Galaxy!
Nim Coen zdążył wydać rozkaz po niewiele ponad 2 sekundowym falowaniu blisko Drapieżnego Ptaka pojawił się majestatyczny krążownik bojowy Gwiezdnej Floty, również w czarno złotych barwach i otworzył ogień z fazerów. Pomarańczowe wiązki wbiły się w uszkodzony kadłub, niszcząc sporą część uzbrojenia oraz uszkadzając silniki impulsowe. Przebita fazerem gondola Warp eksplodowała powodując sporą wyrwę w poszyciu, oraz odrzucając ciężko uszkodzony niszczyciel, który poleciał by dalej w przestrzeń gdyby nieomal od razu nie złapała go wiązka z Galaxy.
Admirał Bismarck patrzył na to z prawdziwym zadowoleniem. Nigdy by tego nie powiedział Rożdestwieńskiemu ale miał nadzieje ze nie uda mu się zniszczyć najnowszego okrętu klingonów a jedynie go ciężko uszkodzić tak jak teraz aby mógł go przejąć i zbadać dokładnie cała najnowsza technologię Imperium. Teraz zaś jego ludzie już szykowali się do przesłania na pokład betleH gdzie go przejmą eliminując opór. Nagle jednak jego rozmyślania przerwał oficer taktyczny
- Admirale, wykrywam federacyjny okręt wychodzący z Warp, to USS Achilles.
- Statek Tomasa Rikera, co oni tu robią? - zastanowił się admirał i przypomniał sobie iż Achilles faktycznie miał być w okolicy na zaproszenie klingońskiego gubernatora jednej z planet, z którym ponoć Riker przyjaźnił się od czasu wojny.
- Achilles zbliża się do nas - poinformował ponownie taktyczny, zaś bolianka odpowiedzialna za łączność powiedziała iż są wywoływani i admirał polecił aby przełączyli. Na ekranie pojawiła się brodata twarz człowieka w wieku około 40 lat - Kapitan Riker z USS Achilles do niezidentyfikowanego okrętu klasy Galaxy - powiedział poważnym tonem -macie natychmiast rozładować uzbrojenie i uwolnić z wiązki klingońską jednostkę
- Tu admirał Bismarck z wywiadu Gwiezdnej Floty - odparł mu dowódca Czarnej Komety - przeprowadzamy tu operacje, kluczową dla bezpieczeństwa Federacji, proszę się nie mieszać i natychmiast stąd oddalić
- Odmawiam, nasze skanery potwierdziły obecność sygnatury federacji na zgorzelinach klingona - odparł mu Kapitan - oznacza to iż złamał pan traktat z khitomer, co może doprowadzić do wojny z Imperium. Proszę natychmiast zaprzestać tych działań i poddać się albo będziemy musieli zakatować...
Na potwierdzenie tej groźby smukły okręt, będący tak jak betleH pierwszą jednostką w swojej klasie podniósł osłony i zaczął ładować broń. Jednak zanim któryś z kapitanów zdążył zrobić następny krok ich taktyczni krzyknęli ostrzegawczo iż kolejny obiekt zdejmuje maskowanie. Nad Galaxy, nagle spora część próżni zafalowała i wszystkim ukazał się gigantyczny statek. Mimo iż konstrukcja była bez wątpienia klingońska ani baza danych Achillesa ani Galaxy nie mogła rozpoznać co to za okręt, jednak same jego rozmiary napawały strachem. Obie jednostki gwiezdnej floty oraz nasłuchujący na wszystkich częstotliwościach betleH, na którego mostku, poobijana i często ranna załoga zdołała się już pozbierać z usianej gruzami podłogi odebrały ten sam przekaz.
- Imperator qeylIS z IKC Duj'muH do okrętów Federacji, natychmiast poddajcie się albo poniesiecie konsekwencje
- Wypchaj się tym - warkną wściekły admirał, jego skrupulatnie ułożony plan sypał się właśnie jak domek z kart w czasie trzęsienia ziemi - Ognia!
Galaxy zwolnił wiązkę holowniczą i od razu wystrzelił z wszystkich dostepnych fazerów, jednak imperialny pancernik nawet nie drgną, Imperator zaś powiedział tylko krótkie baH. Dwa potrójne dezruptory MK18 oraz 3 pojedyncze razem z durzą ilością dezruptorów wiązkowych MK14 zalały czarny okręt falą zielonych pocisków i wiązek, nieomal przebijając osłony i to już za pierwszą salwą. Okręt zatrząsł się tak mocno iż wszyscy wylądowali na ziemi, oczywistym stało się iż drugiej takiej salwy na pewno nie wytrzymają. Dla Bismarcka było to zupełnie niepojęte. Wybrał Galaxy bo miał on najsilniejsze osłony wśród jednostek Gwiezdnej Floty, nawet nowsze Achillesy, Sovereigeny czy Prometheusy nie miały takich silnych a tu jedna salwa nieomal go ich pozbawiła i to oddana z jednostki takich słabeuszy za jakich miał klingonów. Teraz zaś był kompletnie na ich łasce, bo wiedział, że nim zdążył by skoczyć w Warp czy się zakamuflować Galaxy został by zniszczony. Jednak pancernik nie strzelał, co wykorzystał Achilles wywołując go.
- Imperatorze, to kapitan Riker - powiedział - jestem pewny iż Admirał Bismarck działał bez zgody i wiedzy Dowództwa Floty łamiąc warunki naszego sojuszu, proszę o pozwolenie na przesłania na pokład jego okrętu oddziałów ochrony które aresztują Admirała i jego załogę
- Niech będzie - powiedział klingon kiwając głową - jakby miał pan z tym problemy mam na pokładzie ponad 1000 wojowników którzy chętnie pomogą
- Mowy niema - wtrącił się admirał słuchając ich rozmowy - nie wpuszczę nikogo a zwłaszcza klingonów na pokład okrętu wywiadu
- Słuchaj uważnie Admirale - wycedził Riker, widać było iż zaczynał mieć problemy nad panowaniem nad sobą - jeśli nie zrobisz co ci każe i spróbujesz nas zatrzymać Duj'muH bez trudu rozniesie cie na atomy, ale ja mu jeszcze pomogę. Gotów jesteś na śmierć? Gotów?!
Bismark zaklną szpetnie po cichu poczym polecił opuścić osłony i rozładować broń, chwilkę potem na pokładach zaczęli się materializować oficerowie Gwiezdnej Floty i Sił Obronnych...
Zaraz po zneutralizowaniu zagrożenia pancernik złapał delikatnie wiązką holującą ciężko rannego Drapieżnego Ptaka i przyciągną go do swojego kadłuba gdzie został pochwycony przez dolne wysuwane cumy naprawcze. Nim to się jeszcze stało rannych przetransportowano do ambulatorium.
Kapitan Riker stał przed wejściem do okrętowego więzienia klnąc w duchu na to jak arogancja prowadzonego właśnie w stronę owego pomieszczenia człowieka mogła doprowadzić do krwawej bratobójczej wojny. Bismarck szarpnięciem zatrzymał prowadzących go strażników i patrząc z nienawiścią w oczy Rikera warkną - Mam nadzieje ze wiesz iż prawdopodobnie doprowadziłeś właśnie do upadku federacji? Wrzućcie to ścierwo do celi nim dopuszczę się samosądu, orzeczenia i wykonania wyroku - odpowiedział Kapitan nawet nie zaprzątając sobie głowy apokaliptycznym tekstem admirała, który od razu został wprowadzony do pomieszczenia które po chwili odcięła niewidzialna tafla pola siłowego.
Wolf klął jak szewc leżąc na łóżku w izbie chorych. BetleH przechodził naprawy w wewnętrznym doku naprawczym Duj'muH, które zajął kilka godzin temu po tym jak naprawiono wszelkie poważne uszkodzenia bortaSa, który tam wcześniej urzędował, a on, główny inżynier nie mógł tam być aby nadzorować naprawy. W dodatku głowa bolała go jak diabli, mimo że pęknięcie czaszki połatali mu już jakiś czas temu.
- Można by pomyśleć ze ktoś wsadził ci tribla za kołnierz - powiedział Coen siadając na łóżku obok. Głębokie rozcięcie na jego ręce już się wygoiło zostawiając tylko niewielka bliznę.
- Jak ci wklepie tribla w maskę to zobaczysz - odwarkną mu pół romulanin siadając z trudem. Kapitan uśmiechną się lekko i podsuną mu kufel z winem
- Masz tu znieczulice - powiedział, a Wolf od razu go złapał i zaczął żłopać, tylko grdyka chodziła. Po pierwszym kuflu było mu lepiej a po drugim już całkiem dobrze.
- Kiedy betleH wróci do floty - spytał odetchnąwszy głęboko po krwawym winie
- Niestety, fedzie uziemili nas na 3 tygodnie - mrukną kapitan, co prawda wiadomość o tym iż oskarżono tego admirała o zdradę oraz oficjalnie rozwiązano Czarną Kometę poprawiała mu trochę humor ale i przypominała o tym co przez nich przeszedł. Nagle usłyszeli jak ktoś wbiegł do pomieszczenia i po chwili zobaczyli że to Liranna, której widać niedawno złamana noga zagoiła się już na tyle ze mogła biegać. Połwolkanka dobiegła do nich krzywiąc się lekko na ból w nodze ale szybko powiedziała to po co tu przyszła
- Tolianie i gornowie rozpoczęli inwazje, ich floty atakują nasze kolonie i stacje na całej długości granicy!
- A więc zaczęło się - mrukną Coen - a my będziemy uziemieni jeszcze przez 3 tygodnie...
Qapla Coen
Dervon 4
Niewielkie jednostki naprawcze okrążały ciemnozielonkawy, stojący w doku okręt. Szukały jakiejś wyrwy w kadłubie, ale niczego nie znajdywały. Betle'H został już szczelnie załatany. Ostatecznie minął ponad tydzień od bitwy z jednostkami tajnej federacyjnej służby wywiadowczej. Tylko widoczne tu i ówdzie czarne plamy, pozostałe po ostrzale, przypominały niedawne wydarzenia. Przynajmniej na zewnątrz. W środku było gorzej...
Wchodzący do maszynowni Coen ledwo zdążył uskoczyć, gdy tuż koło niego śmignął ciężki klucz. W ślad za nim poleciała długa, wygłoszona z niemałą wprawą "wiązanka" po romulańsku. Chwila przerwy - i poleciała następna, tym razem po klingońsku. Dowódca jednostki słuchał tego z zainteresowaniem. Nieczęsto zdarzało mu się słyszeć tak bogate słownictwo.
- Lepiej ci? - spytał, gdy w końcu się uspokoiło. Odczekał jeszcze chwilę i wszedł do maszynowni. Leżący pod jedną z konsol główny inżynier wysunął się spod niej i spojrzał na Terranina.
- Nie! - warknął. - Wcale mi nie jest lepiej! Te federacyjne łajzy rozpirzyły nam całą sieć dystrybucji energii. Wyrzutnie do wymiany, rdzeń nie trzasnął chyba tylko z lenistwa...Niech ich szlag! - skrzywił się.
- A jak twoja głowa?
Pół-Romulanin dotknął czaszki.
- Podobno jest na miejscu. A co? - spytał podejrzliwie.
- A to, że gdy tu jesteś, stoczniowcy boją się nawet zajrzeć na betleH'a. - zażartował Coen. Spoważniał po chwili.
- Słyszałeś o planecie Dervon 4?
Wolf spojrzał na pytającego, unosząc lewą brew.
- Może i słyszałem. Czemu?
- Podobno w 2351 temu rozbiły się na niej dwa okręty. Nasz i romulański. Trafiliśmy na zapis, mówiący, że to nie pierwsze utracone tam okręty. BetleH spędzi w doku blisko dwa tygodnie. Nie ma tu niczego, co by wymagało twojej obecności. Nie przeleciałbyś się tam?
- A dlaczego ja? - pół-Romulanin spojrzał pytająco.
- A dlaczego nie? Obaj wiemy, że nie wróciłeś jeszcze do formy. Potraktuj to jako urlop wypoczynkowy. Kto wie, dlaczego te okręty się tam rozbiły...
- Czym miałbym polecieć?
- Dostaniesz wahadłowiec K'Pak. Wszystko większe jest niestety zajęte... Tak samo, jak ludzie. Jeśli się zgodzisz, polecisz sam. Nic nie powinno ci grozić, planeta jest niezamieszkała przez żadne inteligentne istoty... W ogóle trudno tam znaleźć coś większego niż jakaś odmiana psa...
- Przynajmniej nikt mi nie będzie jazgotał nad uchem - mruknął główny inżynier. Zastanawiał się chwilę, po czym skinął głową.
- Dobra. Kiedy wylot?
- Kiedy będziesz gotowy - odparł Coen i skierował się do wyjścia. Mieszaniec popatrzył za nim w zamyśleniu, po czym ponownie wsunął się pod konsolę. Gdy Terranin wychodził, do jego uszu dobiegł trzask wyładowania.
- Ożesz ty w mordę kopana, ja ci zaraz... - dalszy ciąg ucięły zasuwające się drzwi.
Dervon 4 rosła w oczach. Niewielki wahadłowiec zszedł z orbity i skierował się ku pewnym współrzędnym. Siedzący za sterami mieszaniec mógłby podać je z pamięci, o każdej porze dnia i nocy...
Okręcik przebił się przez atmosferę. Zszedł niziutko, po czym złożył skrzydła do pozycji lądowania. Z jego kadłuba wysunęły się łapy podwozia. Jeszcze chwila i K'Pak osiadł delikatnie na ziemi. Wolf wyłączył silniki i siedział przez chwilę bez ruchu. W końcu odkleił się od fotela i podszedł do szafek z wyposażeniem. Założył ciężki, futrzany płaszcz. Przewiesił przez plecy wykonaną na Ziemi katanę. Co prawda Klingoni również wytwarzali takie miecze, ale pół-Romulanin cenił sobie ten właśnie egzemplarz z powodów sentymentalnych. Wziął jeszcze do ręki ciężki disruptor, po czym otworzył śluzę. Zszedł po rampie i rozejrzał się.
Chłodny wiatr przeciągnął po jego twarzy. "Minus pięć. Lato..." - uśmiechnął się do siebie mieszaniec i ruszył powoli na północ. Cztery minuty później doszedł do zakopanego pod śniegiem wraku klingońskiego B'Rela. Okręt miał połamane skrzydła i zdruzgotane podwozie, ale wewnętrzne sekcje nadawały się do zamieszkania. Wolf nawet bez wchodzenia do środka doskonale o tym wiedział. Było nie było, w jednej z tych sekcji mieszkał przez siedem lat.
Przesunął pieszczotliwie ręką po postrzępionej blasze, poddając się wspomnieniom. Stał tak może ze dwie minuty. W końcu otrząsnął się i spojrzał na wrak okiem specjalisty. Ocenił uszkodzenia i wykonał kilka pomiarów, po czym przesłał wyniki na pokład K'Pak'a. Komputer dokonał kilku obliczeń. Podejrzenia głównego inżyniera betleH'a zaczynały się potwierdzać, miał jednak za mało danych. Wzruszył ramionami i wrócił na pokład wahadłowca. Wprowadził do konsoli nawigacyjnej następną serię współrzędnych. Odczytał wynik. "Dwadzieścia kelikamów...Nie ma sprawy."
Uruchomił napęd. Lekka jednostka uniosła się wdzięcznie w powietrze i poszybowała na zachód. Chwilę później K'Pak lądował ponownie. Tuż obok niego majaczył kolejny wrak. Tym razem romulańskiego okrętu badawczego. Również i jego wnętrze Wolf znał aż za dobrze... Znowu zaprzągł komputer do roboty. Po jakichś dwudziestu minutach naniósł na mapę planety dwie linie. Przecięły się w górach, oddalonych o sześćset kelikamów. Mieszaniec oparł się w fotelu, założył ręce za głowę i gwizdnął cicho.
W czasie lotu na Dervon 4 w jego głowie powstała pewna hipoteza. Oba okręty zeszły z orbity nagle, bez wyraźnej przyczyny. Wiedział o tym. Ostatecznie w skład ich załóg wchodzili jego rodzice. Żaden system nie uległ awarii, ale coś te jednostki ściągnęło w dół. A co, jeśli to była na przykład wiązka grawitacyjna? Jakiś odpowiednik wiązki trakcyjnej? Ale kto mógłby nią sterować? I po co by ściągał te okręty? Tego można było się dowiedzieć tylko w jeden sposób. Wolf znał współrzędne, na których znajdowały się obie jednostki, gdy zaczęły schodzić z orbity. Przeprowadzone pomiary pozwoliły mu oszacować siłę, z jaką działała owa hipotetyczna wiązka oraz kierunek, w którym należałoby szukać jej emitera. Uzyskał w ten sposób dwie proste, które przecięły się w jednym punkcie. Przypadek? Być może, ale był to najlepszy pomysł, na jaki zdołał wpaść. Mieszaniec siedział jeszcze chwilę gapiąc się na mapę, po czym ponownie poderwał wahadłowiec do lotu.
Lot w górach nie był jego marzeniem ani ulubionym zajęciem. Gęsta mgła sprawiła, że musiał lecieć tylko na przyrządach. Zastanawiał się ponuro, kiedy w coś trzepnie... W końcu jednak znalazł się w miejscu przecięcia obu prostych. Zapalił reflektory lądowania i zaklął szpetnie. W dole kłębił się biały tuman. Co prawda odczyty z konsoli nawigacyjnej mówiły, że poniżej jest gładko i równo, ale kto lubi lądować na ślepo... Westchnął i zaczął obniżać pułap. Piętnaście sekund później lekkie drżenie dało mu znać, że wahadłowiec osiadł bezpiecznie na skalnej płycie. Mieszaniec wyłączył reflektory. Zapadła ciemność. Wolf zastanawiał się przez moment, a potem doszedł do wniosku, że lepiej poczekać, aż mgła opadnie. Nie ma sensu łazić w takich warunkach... Obniżył nieco fotel wahadłowca i wyciągnął się wygodnie, kładąc nogi na konsoli. Pomasował bolącą wciąż jeszcze głowę i przymknął oczy.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca wdarły się pod powieki śpiącego. Wolf otworzył oczy. Spojrzał leniwie przed siebie i aż podskoczył. K'Pak stał na szerokiej płycie skalnej. Bardzo szerokiej. Dwieście metrów dalej spokojnie przycupnął romulański scout. Mieszaniec odruchowo uruchomił kamuflaż. Okręcik zafalował, po czym zniknął. Dwie sekundy później główny inżynier betleH'a omal nie palnął się w czoło. Stoi - i co z tego? Niemożliwe, żeby nie usłyszeli lądowania wahadłowca. A jeśli przylecieli po nim , to też nie powinni go przeoczyć. Wniosek nasuwał się sam. Cała załoga poszła na wycieczkę. Pytanie tylko, dokąd i po co. "Czyżby wpadli na to samo?" Pół-Romulanin bębnił w zamyśleniu po konsoli. W końcu przeskanował obcą jednostkę. Była pusta. Wolf westchnął. A miało być tak łatwo i przyjemnie.. Wstał z fotela. Chwilę później schodził już po rampie. Gdy był na ziemi, odwrócił się i wysłał sygnał do podnoszącego ją automatu. Po czterech sekundach nie było śladu po obecności klingońskiego stateczku. Mieszaniec sprawdził kierunek, w którym zamierzał iść, po czym ruszył przed siebie. Rozglądał się czujnie, niosąc disruptor - odpowiednik federacyjnego karabinu fazerowego - w prawej ręce, lufą do dołu. Był gotów do natychmiastowego odparcia ataku.
Przeszedł w ten sposób niecały kelikam, gdy wyrosła przed nim skalna ściana. Widniał w niej otwór - ewidentnie wejście do jakiejś jaskini. Mieszaniec stanął przy nim i debatował chwilę. "Nie ma na co czekać" - doszedł w końcu do wniosku i zanurzył się w czeluść.
Delikatny blask oświetlał ściany. Wolf rozglądał się ze zdumieniem. Stał w jakiejś sztolni. Podłoże i ściany były gładko obrobione, tworząc wygodny korytarz. Ciemnopurpurowe światło sączyło się nie wiadomo skąd. Nie było śladu po jakichś instalacjach oświetlających. Ściany zdawały się pulsować własnym życiem. Mieszaniec stał jeszcze przez chwilę bez ruchu, a potem zaczął powoli iść korytarzem.
Szedł tak ponad pół godziny. Nic nie mąciło otaczającej go zewsząd ciszy. W końcu jednak w otoczeniu nastąpiła zmiana. Korytarz urywał się gwałtownie. Pół-Romulanin doszedł do jego krawędzi i zerknął w dół.
Pięć metrów niżej znajdowała się podłoga dużego kolistego pomieszczenia. Jego ściany były pokryte ekranami i przyciskami. W każdej ze ścian widniały drzwi. Wyglądało to zupełnie jak centrum dowodzenia. Zresztą, kto wie, może tak i było...
W pomieszczeniu znajdowało się czworo Romulan. Trzech mężczyzn i kobieta. Mężczyźni nie wyróżniali się niczym specjalnym. Uwagę mieszańca przykuła ich towarzyszka. Nie miał pojęcia, że Romulanka może tak wyglądać. Słyszał o romulańskiej blondynce, ale po raz pierwszy widział romulański negatyw. Nie można było inaczej określić owej niewysokiej, czarnoskórej kobiety o śnieżnobiałych włosach.
Cała czwórka zajmowała się skanowaniem poszczególnych urządzeń. Wolf zmełł w zębach przekleństwo. Wyglądało na to, że jego hipoteza była słuszna. Rzeczywiście było tu jakieś urządzenie. Pytanie tylko, jakie - i czy miało coś wspólnego z awaryjnym lądowaniem dwóch jednostek. Z zamyślenia wyrwał go głos Romulanki:
- Skończyłam. Chyba mamy już wszystko.
- To prawda, Sheezah - przytaknął jeden z Romulan. Błyskawicznie wydobył disruptor.
- Twoja rola się tu kończy - mruknął. Kobieta patrzyła na niego bez wyrazu.
- Mało wam śmierci mojego ojca? Chcecie zabić jeszcze i mnie?
- Owszem - uśmiechnął się tamten. Jego towarzysze również wydobyli broń. - Spodziewałaś się, że Tal Shiar zapomni wam zdradę Jarecka? Wiesz przecież, jak działamy. Zdrada to wyrok śmierci - zarówno dla zdrajcy jak i dla jego rodziny.
- Taak? To dlaczego tyle z tym zwlekaliście?
- Mieliśmy swoje powody - odpowiedział wymijająco Romulanin. Uniósł wyżej disruptor. - Jakieś ostatnie słowa?
Kobieta patrzyła na niego ze wzgardą.
- Jak chcesz... - Romulanin nacisnął spust.
Przyczajony pięć metrów wyżej Wolf już od dłuższej chwili bił się z myślami. W sumie nic to go nie obchodziło. W zasadzie nawet lepiej. Nie ufał Romulanom - mimo, że był w połowie jednym z nich. A może właśnie dlatego. Doskonale wiedział, jak bardzo potrafią być obłudni. Postanowił przeczekać. Można więc wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy zorientował się, że jest w powietrzu i spada na kark mierzącego w białowłosą mężczyznę. Wyglądało na to, że jego mięśnie zareagowały same z siebie...
Katana błysnęła w słabym świetle. Precyzyjne cięcie pozbawiło Romulanina głowy. Skurcz palca spowodował wystrzał disruptora, ale niecelny. Ładunek energii minął kobietę o dobrych dwadzieścia centymetrów.
Mieszaniec wylądował na podłodze i przetoczył się miękko. Wstając upuścił miecz, a sięgnął po swój disruptor. Wymierzył w bliższego wroga i zastygł w bezruchu.
Jeden z Romulan trzymał na muszce Wolfa, a drugi mierzył w kobietę. Niemożliwe było, aby mieszaniec dał radę zdjąć ich obu... Sytuacja była patowa. Przez chwilę. Główny inżynier betleH'a przesunął lekko lufę. Strzał powalił mężczyznę mierzącego do Romulanki. Drugi natychmiast odpowiedział ogniem. Wolf poczuł palący ból, gdy ładunek trafił go w bok. Opadł na kolano, czekając na ostatni strzał, po którym nie będzie już niczego...
Strzał padł, ale nie był przeznaczony dla niego. Chwila nieuwagi ze strony mierzącego w Sheezah mężczyzny była wszystkim, czego białowłosa potrzebowała. Sięgnęła po własną broń, uniosła ją i wystrzeliła - jednym, płynnym ruchem. Trafiony padł martwy. Kobieta przesunęła lufę na mieszańca. Wolf spojrzał na nią ponuro.
- No dalej... - mruknął po romulańsku. Nie używał tego języka od dawna, ale nie zapomniał składni ani akcentu. Sheezah schowała broń.
- Po raz pierwszy widzę Klingona mówiącego po naszemu - powiedziała. Przyjrzała się dokładniej mieszańcowi. - I po raz pierwszy widzę u Klingona spiczaste uszy. Powiesił cię ktoś w dzieciństwie na sznurku, żebyś wysechł, czy co?
- A ja po raz pierwszy widzę hebanową Romulankę. Ktoś przez pomyłkę natarł cię pastą do butów? - odciął się przez zaciśnięte zęby Wolf. Podparł się disruptorem, usiłując wstać. Rana boku skutecznie mu to utrudniała. Kobieta pominęła jego uwagę milczeniem. Podeszła do rannego i podparła go od zdrowej strony.
- Potrzebny ci lekarz - stwierdziła.
- Przeżyję - sapnął mieszaniec. - Musimy...
Nagła eksplozja przerwała mu w pół słowa. Strzał pierwszego Romulanina minął, co prawda, Sheezah ale trzasnął w jedną z konsol, powodując przeciążenie całego systemu. Teraz konsole zaczynały po kolei wybuchać.
Dziwna para zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Skądś zaczęło dobiegać narastające, głuche dudnienie.
- Źródło zasilania - szepnęła kobieta. Popatrzyła na towarzysza. - Uszkodzenie konsol musiało rozregulować całą sieć energetyczną. Za parę chwil to wszystko przestanie istnieć...
- To na co czekasz? Uciekaj stąd. Może zdążysz dostać się do swojego scouta... - Wolf próbował się odsunąć, ale Romulanka wzmocniła uścisk.
- Albo wyjdziemy stąd razem, albo wcale - powiedziała spokojnie. Mieszaniec chciał zaprotestować, ale Sheezah uspokoiła go krótkim stwierdzeniem:
- Im dłużej gadasz, tym więcej czasu tracimy. Zamknij się i zacznij iść...
Ranny darował sobie dyskusję. Ruszył w kierunku wskazanym przez kobietę. Starał się iść jak najszybciej, ale promieniujący z rany ból skutecznie mu to uniemożliwiał. Gdyby nie pomoc Sheezah, prawdopodobnie padłby po dziesięciu metrach.
Romulanka była niższa od niego o jakieś dziesięć centymetrów, ale w jej drobnym ciele mieściły się niesamowite wręcz zapasy energii. Coraz głośniejsze dudnienie tylko dodawało jej sił...
Korytarz zaczął się trząść. Jakiś głaz oderwał się z sufitu, mijając oboje o włos.
- Za kilka minut nic już z tego miejsca nie zostanie! - Sheezah musiała krzyczeć, aby Wolf w ogóle ją usłyszał.
- To mnie tu zostaw!
- Nie ma mowy! - kobieta pociągnęła rannego w stronę widocznego już wylotu korytarza. Oboje wydostali się na zewnątrz. Korytarz, którym szli, był innym niż ten, którym przyszedł mieszaniec. Jego wylot znajdował się dobre pół kilometra powyżej płyty skalnej, na której stały oba okręty. Oboje wychynęli z e sztolni w samą porę, by zobaczyć, jak przesunięty wstrząsami scout traci równowagę i spada z lądowiska. Romulanka oparła się bezsilnie o mieszańca, patrząc z rozpaczą na znikający okręt.
- I to by było na tyle - wyszeptała. - Zresztą i tak byśmy nie zdążyli...
Półprzytomny mężczyzna bez słowa sięgnął do pasa. Wyemitowany sygnał zdjął kamuflaż z K'Pak'a. Oszołomiona kobieta wbiła wzrok w pojawiający się pół kilometra pod nią niewielki okręcik. Wolf za pomocą pilota uruchomił silniki. Wahadłowiec uniósł się w powietrze i skierował ku czekającej nań dwójce. Zawisł tuż nad nimi. Mieszaniec wcisnął przycisk. Rampa opuściła się gościnnie. Sheezah spojrzała na pół-Romulanina. Ten uśmiechnął się blado i stracił przytomność.
Pierwszą rzeczą, jaką ujrzał po przebudzeniu, była para bladoczerwonych oczu. Wpatrywały się w niego z troską.
- Żyję - mruknął uspokajająco.
- Widzę. Nieźle mnie wystraszyłeś - Romulanka pokręciła głową.
- Dokąd lecimy?
- Na razie donikąd. Zabrałam nas z Dervon 4 tuż przed eksplozją. Dwie minuty dłużej i nie byłoby z nas czego zbierać. Teraz jesteśmy godzinę lotu od tej planety.
- Dlaczego nie wyznaczyłaś żadnego kursu?
- A niby dokąd? Może nie zauważyłeś, ale moi właśni rodacy próbowali mnie zabić. Jeśli pojawię się na którejkolwiek romulańskiej planecie, bazie czy okręcie, będzie po mnie. Może w przestrzeni Federacji będę miała więcej szczęścia.
- Może... - mieszaniec zastanawiał się chwilę. - A nie chciałabyś polecieć ze mną?
- Ciekawe, co na to twoi ziomkowie... - mruknęła kobieta. Wolf wzruszył ramionami i syknął z bólu, gdy odezwała się rana.
- Uratowałaś mi życie, mam wobec ciebie dług honorowy. Zrozumieją.
Sheezah milczała. W końcu skinęła głową.
- Czemu nie...
Qapla Wolf
Zmiana toru
- No dobra, wyruszyli - powiedział siwy, wysoki mężczyzna obserwując na holograficznym monitorze skaczącego w Warp Drapieżnego Ptaka - Uruchom napęd czasowy oraz resztę głównych systemów
Niewysoki baynar zaczął naciskać holograficzne przyciski, jednak w pewnym momencie przerwał
- Jest pan pewny profesorze, że to dobre rozwiązanie? - spytał odwracając się do towarzysza - Taka ingerencja w linie czasową może spowodować poważne konsekwencje
- Owszem i o to nam właśnie chodzi - odparł mu człowiek ponaglając do dalszej pracy - mamy dokładnie 93,7% prawdopodobieństwa iż usunięcie z linii czasowej IKC betleH i jego załogi zapobiegnie upadkowi Federacji w 2536 roku i nie będzie się musiała odradzać w 2760. Zaś zniszczenie go w czasie lotu testowego po uszkodzeniach jakie zadały mu jednostki wywiadu floty zmniejsza ryzyko niepożądanych zmian zaledwie do 12%
- Tak wiem - odparł fioletowo skóry obcy siadając na holograficznym fotelu - a to o 4% mniej niż przy innej podobnej sytuacji, czyli podczas pierwszego lotu testowego
Człowiek uśmiechną się poczym uruchomił silniki i jego okręt znikną w korytarzu czasowym...
- Reaktor w pełni sprawny - dało się słyszeć z komunikatora głos Wolfa - mamy 129% mocy reaktora
- Prędkość utrzymuje się na poziomie Warp 9.85 - skomentował swoją działkę Jod'mos, Liranna zaś dorzuciła - Deflektor i czujniki są w pełni sprawne...zbliżamy się do miejsca testu
- Wyjść z Warp - rozkazał Coen - unieść tarcze i przygotować test systemów bojowych
- luq - odparł D'meg przebiegając palcami po swojej konsoli. Nowoczesny drapieżny ptak wyskoczył gwałtownie z Warp unosząc osłony i zasypując boje celownicze osłabionymi ponad tysiąckrotnie pociskami. Niecałe dziesięć sekund później test był zakończony
- systemy ofensywne sprawne, szykuje się do przeprowadzenia testu systemów dece...
Nagle w słowo wpadła mu Liranna
- Wykrywam formowanie się anomalii niecałe dwa tysiące kelikanów od nas
- Obraz - rozkazał od razu terranin i na głównym ekranie pojawił się obraz niewielkiego falującego kręgu - jaki to rodzaj anomalii?
- Brak danych - padło w odpowiedzi - jednak analiza wskazuje iż może to być wyrwa czasowo-przestrzenna...zaraz, jakiś statek właśnie się z niej wydostał.
Na ekranie było widać jak niewielki, trójkątny stateczek wyleciał z kręgu i zaczął zbliżać się szybko do drapieżnego ptaka
- Konfiguracja nieznana - rzucił od razu drugi oficer - uruchamiam procedurę pierwszego kontaktu, osłony na pełną moc, uzbrojenie gotowe do aktywowania.
Coen pokiwał głową i już chciał rozkazać aby otworzyć kanał kiedy nagle betleH'em szarpnęło - Obcy statek wystrzelił w nas jakąś wiązkę - zameldował od razu D'meg
- Odpowiedzieć ogniem!
Przygotowane wcześniej do aktywacji uzbrojenie ożyło nieomal od razu i sala zielonych pocisków zalała niewielki stateczek, jednak po prostu wniknęły w jakieś nietypowe pole siłowe w okuł niego i zniknęły bez widocznego rezultatu. Taki sam los spotkał wiązkę z głównego działa dezruptorowego oraz dwie torpedy polaronowe, które wsiąkły w pole nawet nie eksplodując. W czasie tej kanonady żółty promień łączący czubek trójkątnej jednostki z Drapieżnym Ptakiem zaczął przenikać przez osłony i jasnożółte, chaotyczne błyskawice zaczęły przeskakiwać po wnętrzu bańki która tworzyły osłony. Coraz częściej uderzały też w kadłub.
- Ostrzał nie przynosi efektu - zakomunikował w końcu niechętnie D'meg
- Dobra, tej walki nie wygramy - przyznał niechętnie dowódca - bierzemy nogi za pas
- Niestety - odparł mu Jod'mos - silniki nie odpowiadają, ten promień musi je jakoś zakłócać.
Kiedy tylko skończył mówić okrętem szarpnęło mocno gdyż trafiły go naraz 3 'pioruny'
- Co to jest do ... - zaczął Coen a nim skończył odparła mu oficer naukowa
- To jakiś rodzaj wiązki antyprotonowej, ktoś tak ją skonfigurował iż może przenikać nasze osłony
- Czy automodulacja nie powinna nas przed tym chronić? - kiedy zadawał to pytanie betleH znowu zadrżał mocno od kolejnego połączonego uderzenia
- Powinna, lecz nie chroni - odparła pół klingonka - mam jednak sugestie.
- Wal - padło tylko w odpowiedzi
- Jeśli wyemitujemy z deflektora silnie skoncentrowane protony, powinny zadziałać jak zwierciadło, kopiując efekty promienia przeciwnika na jego własny statek.
- No to do dzieła!
Liranna szybko przebiegła palcami po konsoli i w odpowiedzi na to polecenie linie na skrzydłach betleH'a zapłonęły na chwile czerwienią zaś obcy okręt pokryła ciągle zmieniająca się pajęczyna żółtych wyładowań. Teraz znaczenie miała tylko wytrzymałość okrętów kiedy wyładowania zaczęły przebijać poszycia.
- Protony z betleH'a kopiują efekt naszej wiązki - poinformował baynar kiedy ich statek trząsł się i trzeszczał coraz bardziej
- Szlag by to... - zaczął człowiek jednak coś trzasnęło i holograficzne wyposażenie mostka po prostu się wyłączyło i obaj klapnęli na pokład - przełącz na komponenty mechaniczne
Fioletowo skóry humanoid przesuną masywną dźwignię i na ścianach pozapalały się lampki zaś z ziemi wysunęły i rozłożyły metalowe fotele. Baynar usiadł na swoim i przyjrzał się odczytom
- Profesorze, kombinacja protonów i antyporotnów zaczyna oddziaływać na korytarz czasowy destabilizując go na poziomie kwantowym. Odbieram emi....
Coen widział na ekranie jak nagle z wyrwy przez którą przybył agresor wystrzeliła zielona fala i błyskawicznie przelała się po wszystkim, tak ich okręcie jak i wrogim. Oni poczuli tylko silne szarpnięcie, jednak agresor po prostu eksplodował. Klingońska załoga nie zdążyła jednak odetchnąć z ulgą gdyż nagle okazało się iż wyrwa zaczęła rosnąć...a raczej to oni zaczęli się do niej zbliżać.
- Silniki cała wstecz! - rozkazał terranin lecz klingon tylko pokręcił głową
- Silniki nie odpowiadają, dotrzemy do szczeliny za 6 sekund...4...3...
- Przytrzymać się czegoś - rzucił Coen w interkom
- ...1...
Coś trzasnęło żałośnie i nastała ciemność.
Ocucił go cios w twarz. Instynktownie oddał, nawet nie otwierając oczu.
- Widzę że pan jednak żyje - usłyszał znajomy głos. Zmusił się do otwarcie oczu i w słabym czerwonym świetle świateł awaryjnych ujrzał trzymającego się za krwawiący nos Jod'mosa
- No, tak jakby - odparł Coen wstając i rozglądając się po mostku. Nie było tak tragicznie, tylko część konsoli się rozsypała ale ekrany były całe. D'meg gramolił się z podłogi a Liranna... Kapitan momentalnie do niej doskoczył widząc gęstą czerwoną plamę koło jej głowy poczym skrzywił się zauważając głębokie rozcięcie na jej głowie. Przez szparę widać było mózg. Dwaj pozostali oficerowie mostka byli już przy nim, D'meg miał apteczkę pierwszej pomocy i szybko przyłożył do rany liść opatrunkowy. Czerwona organiczna płachta przylgnęła do skóry tamując krwawienie a enzymy rośliny zaczęły dezynfekować ranę. Jako że półklingonka była nieprzytomna woleli nie aplikować jej żadnych dodatkowych medykamentów. - Jak nasz stan? - spytał Coen wstając i ponownie się rozglądając. Jego wzrok spoczął na ekranie wyświetlającym sytuacje strategiczną Jeśli pokazywany przez nią obraz był realny to betleH'a przerzuciło o co najmniej 300 lat świetlnych w stronę granicy z federacją i znajdowali się teraz niedaleko układu Tevu'Kib. Drugi oficer podszedł do swojej konsoli
- Według odczytów mamy sprawne jedynie podtrzymanie życia, czujniki bliskiego zasięgu i generatory pola integrującego ale wszystko jedzie z akumulatorów, rdzeń bowiem jest niesprawny. Mamy też od grome wyrw w kadłubie ale najpoważniejsze na pokładach 2, 4 i 7, na czwartym to odsłoniło całą sekcje.
Coen pokiwał głową i w pokazał ranna pierwsza oficer dwóm wojownikom którzy wpadli właśnie na mostek. Ci od razu podbiegli do niej i podnieśli aby zabrać do ambulatorium. Kapitan zaś klepną komunikator
- Wolf co tam u ciebie?
- Nie jest źle - dobiegła z urządzenia na ramieniu terranina - plecy trochę bolą i w głowie jakoś tak łupie, a u ciebie?
- Nic poważnego, tylko w ramieniu pobolewa jakby ktoś od nas strzelał niedawno - odparł dowódca uśmiechając się, wiedział bowiem ze skoro doczekał się takiej odpowiedzi na swoje pytanie to znaczy iż nie jest w maszynowni tak tragicznie - co ze rdzeniem?
- Siadł dopływ chłodziwa, wolałem go wiec profilaktycznie wyłączyć dopóki tego nie naprawię.
- W porządku, bierz się do pracy, pogoń tez innych, jak się ktoś nie zna na mechanice to niech pomaga uprzątnąć rumowiska
- luq - padło w odpowiedzi i rozmowa się zakończyła. Coen popatrzył na obu oficerów
- To tyczyło się też nas trzech, do roboty, trzeba postawić statek na nogi tak szybko jak się da.
Osiemnaście godzin później większość bałaganu była już uprzątnięta i Coen w swojej kajucie przeglądał paddy z raportami. Najdłużej zajął mu raport ze stratami w załodze. Nie dlatego, że zawierał wiele treści, lecz dlatego co ona zawierała. Imiona i rody 23 zabitych 54 rannych i 3 zaginionych. Ciężko zapłacili za te krótką potyczkę. W tym momencie zadzwonił dzwonek od drzwi
- Wejść - powiedział terranin i do pomieszczenia wszedł Wolf podając mu padda - I jak sytuacja?
- Mamy osłony i dezruptory pulsowe, niestety sieć została zniszczona, zaś wyrzutnie i dezruptory wiązkowe maja przepaloną sieć dostarczania energii. Mamy napęd impulsowy ale w Warp nie wejdziemy, brakuje nam co najmniej jednej gondoli Warp do tego - odparł główny inżynier siadając wygodnie - niestety łączności dalekiego zasięgu ani czujników tez odzyskać nie zdołamy bez wizyty w doku.
Coen pokiwał głową odchylając się na fotelu i zakrywając twarz dłońmi. Pół klingon popatrzył na niego
- Gdybym nie wiedział powiedział bym że jesteś wykończony, może zrób sobie przerwę i prześpij się z siedem lub osiem godzin?
- Dopiero kiedy Lir stanie na nogi - odparł terranin - a przynajmniej odzyska przytomność
- Jest młoda i silna, takie zadrapnie na pewno jej nie pokona
- Trochę w bok i rozchlastało by jaj mózg... - w tym momencie zadzwonił interkom. Coen nacisną guzik - co jest?
- Wykryliśmy trzy zbliżające się okręty Gwiezdnej Floty, lecą w naszą stronę - dobiegło z głośnika - No, w końcu ktoś się pojawił, już idę na mostek - odparł Coen i razem z Wolfem wyszli z kajuty. Kiedy dotarli do centrum dowodzenia okrętem na ekranie było już widać zbliżające się jednostki. Dwa patrolowe Sabery były prowadzone przez Excelsiora szły z pełną impulsową w stronę drapieżnego ptaka
- Dowódco, te okręty maja podniesione osłony i naładowane uzbrojenie - oznajmił nagle D'meg
- Co? Znowu? - spytał Coen rozważając w myślach na ile prawdopodobne jest aby Gwiezdna Flota znowu miała do niego ale - czy namierzają nas?
- Nie - padło w odpowiedzi
- Może wprowadzili derektywe, że zawsze maja latać z włączonymi osłonami i uzbrojeniem? - zasugerował sternik
- No, była by to niewątpliwie miła odmiana - odparł mu Wolf czasowo siedzący na stanowisku naukowego - może wtedy nie czekała by federacji pewna zagłada
Pozostali oficerowie się uśmiechnęli, D'meg jednak nagle powiedział
- Namierzają nas!
- Aktywować osłony, manewry unikowi - ledwo Coen zdążył to powiedzieć kiedy pierwsze fazery uderzyły w osłony. Nieomal w tym samym momencie wystrzeliły torpedy lecz Drapieżny ptak zdążył się już rozpędzić i ominą je z łatwością. D'meg słuchając rozkazów dowódcy namierzył prowadzący krążownik i salwa zielonych pocisków rozprysła się na osłonach federacyjnej jednostki. W normalnych warunkach grupa federacji nie miała by większych szans, betleH przewyższał je nieomal pod każdym względem, jednak jego uzbrojenie zostało drastycznie ograniczone, tak samo nie do końca dało się polegać na wytrzymałości nadwerężonego kadłuba.
- Ujawnia się jakiś okręt - głos taktycznego był jak zawsze rzeczowy mimo iż betleH po raz kolejny drżał od uderzeń - to krążownik bojowy klasy D'Tai...ale nie zmodernizowany, z pierwszej serii!
Na głównym i taktycznym ekranie dało się zauważyć jak w pustym miejscu przestrzeni pojawił się nagle masywny, ponad sześciuset metrowy okręt i otworzył ogień do szarych jednostek. Pod naporem pełnej salwy z dezruptorów, potraktowany wcześniej ogniem z betleHa Saber po prostu znikną. Z trzech zielonych torped mknących w stronę Excelsiora trafiły tylko dwie ale było to dość aby moc osłon spadła do niecałych 30%. Po tej małej demonstracji oba okręty Gwiezdnej Floty wykręciły i skoczyły w Warp
- Nie było tak źle - mrukną Coen z zadowoleniem
- Zgadza się - odparł D'meg - osłony 64%, kilka dodatkowych mikropęknięć od wstrząsów
- Pytanie a raczej pytania SA tylko dwa: czemu milicjanci galaktyki coś do nas znowu maja oraz dlaczego nasze tyłki ratuje okręt nie istniejący od jakichś 3 lat?
- Można ich o to spytać - powiedział Wolf - bowiem nas wywołują
Na ekranie pojawiła się twarz jednookiego, starego klingona. Od razu dało się tez słyszeć jego głęboki głos
- Tu kapitan Kla z... - nagle klingon zamarł jakby zobaczył ducha - brygadier Coen?
Terranin popatrzył po swoich oficerach. Odpowiedziały mu równie pytające spojrzenia
- Kapitanie - zaczął wskazując na swój kołnierz - widzisz tu gdzieś insygnia brygadiera?
- Ale..- klingon nie mógł wyjść z oszołomienia - pan nie żyje od trzech miesięcy. Przez kilka tygodni KSI pokazywała jak taranuje pan swoim okrętem, Enterprise w czasie bitwy nad Qo'noS
- Jod'mos o czym on bredzi? - mrukną Jod'mos nie odwracając się nawet od swojej konsoli. Nagle Wolf i D'meg popatrzyli na siebie porozumiewawczo
- Inna rzeczywistość - zaczął jedne drugi zaś dokończył - kwantowa
Coen w mig zrozumiał o co chodzi
- Kapitanie, musimy niekoniecznie spotkać i omówić sytuacje
- Za pięć minut na moim okręcie - padło tylko w odpowiedzi.
Delegacja z betleH słuchała wyraźnie opowieści Klaga. Wynikało z niej iż świat zmienił się diametralnie od tego co pamiętają w czasie wojny z kardazianami. Tej z lat 40'stych. Klingoni nawiązali wtedy ścisły sojusz z bajoranami i zaczęli wyposażać ich w broń i statki. Kiedy w 49'tym dywizjon bajorańskich Drapieżnych Ptaków zniszczył konwój transportowców wojskowych Centralne Dowództwo wpadło we wściekłość. Tym bardziej, że przez utratę tego konwoju nie powiodła im się inwazja na Betazed. Wysłali więc flotę 50 okrętów i zmienili zieloną planetę bajora w szarą skałę niezdolną do utrzymania życia. Taki sam los spotkał ponad 75% koloni należących do tej rasy. W ciągu doby liczba bajoran we wszechświecie spadła z kilku miliardów do 230 000. Po tym holokauście wojna przybrała zupełnie nowe oblicze. Federacja nie chcąc aby taka tragedia się powtórzyła rozpoczęła z kardazianami rozmowy pokojowe mające na celu zakończyć konflikt. Klingoni jednak zareagowali inaczej. Masowa eksterminacja sojuszników, których waleczność i determinacja bardzo szybko zyskała bajoranom popularności w Imperium sprawiła iż w sercach nieomal każdego klingona zawrzała wściekłość. KSO przerzuciło przez tereny federacji nieomal cała flotę i rozpoczęto masową inwazje na tereny Unii niszcząc każdy okręt i stacja jaką napotkali. Nie bacząc na protesty federacji dotarli do Kardaz 1 i obrócili planetę w perzynę, a raczej w idealną kopie tego co zostało z Bajor. Ten czyn z kolei wywołał wściekłość w społeczności i rządzie Federacji i sojusz przeszedł do historii, zerwano również wszelkie kontakty dyplomatyczne. Na znak protestu wszyscy bajoranie jacy żyli ciągle w koloniach federacji wyemigrowali do imperium, gdzie zostali powitanie przez klingonów jak bracia i dostali na własność nowy świąt niedaleko Qo'noS. Następne dwadzieścia pięć lat to powrót do polityki zimnej wojny, jednak w przeciwieństwie do tej z zeszłego wieku nie dochodziło do sporadycznych walk, a nawet zdarzało się iż weterani wojny pomagali sobie wzajemnie w czasie potrzeby, jak na przykład ewakuacja układu Shermana w 65 roku.
Wszystko to zaczęło się jednak zmieniać około półtora roku temu. Jednostki Gwiezdnej Floty zaczęły wtedy dokonywać ataków na cele w głębi imperium, jednocześnie oskarżając klingonów o robienie tego samego, mimo iż żadna jednostka KSO nie przekraczała granicy. Do czasu oczywiście. W atmosferze obustronnego oskarżania się i ataków na wszystkie przygraniczne cele w ciągu kilku miesięcy oba narody stanęły na krawędzi wojny. Niecałe 13 miesięcy temu Rada Federacji wypowiedziała Imperium wojnę a Gwiezdna Flota od razu rozpoczęła inwazje. Klingońska flota stawiła opór jednak była zebrana przy romulanskiej granicy w odpowiedzi na pogłoski o przygotowaniach romulan do ataku. Dopiero niedawno dowiedziano się iż informacje te podrzucił federacyjny wywiad. W każdym bądź razie przy większości Sił Obronnych zgrupowanych daleko od granicy Federacja zdołała wbić się dość głęboko. Jednak nie przejmowali planet, niszczyli tylko wszystkie instalacje orbitalne oraz obronne. Oddziały desantowe trzymali je na jedne szczególny cel. Zapewne stratedzy floty uznali, że jeśli wojska federacji szybko zajmą najświętsze dla klingonów miejsce, klasztor na boretH. Z tego też powodu właśnie tam wyładowane ponad dwieście dywizji marines Floty i rozpoczęto zdobywanie planety. Niestety, efekt był odwrotny. Po raz pierwszy od lat Kanclerz i Najwyższy Kapłan zgodzili się w czymś i we wspólnym przemówieniu rozkazali walczyć ze wszystkich sił. Wkrótce po tym przemówieniu Armada GF dotarła nad Qo'noS i tam czekała na nich największa jak do tej pory niespodzianka tej wojny. Stolica imperium była przygotowywana do obrony od lat: zakamuflowane pola minowe, niewykrywalne generatory tarcz planetarnych i baterii dezruptorowych, oraz świeżo dodane na początku wojny dodatkowe Stacje Obrony Strategicznej. Dodatkiem do tego wszystkiego była kilkuset okrętowa flota. To właśnie wtedy Coen i jego załoga z tego uniwersum zginęli taranując swoim K'Vortem okręt flagowy Federacji. Pozbawione dowództwa szeregi federacji ugięły się i pękły pod naporem klingońskiej kanonady. Był to moment przełomowy po którym nastąpiła kontrofensywa Sił Obronnych. Wkrótce potem wojownicy prowadzeni przez osobnika nazywającego samego siebie qeylIS'em wyrżnęli większość marines na boretH. Niedobitków pozwolono ze względów propagandowych zabrać statkom ewakuacyjnym. Obecnie linia frontu powróciła mniej więcej na dawną granicę, jednak są pogłoski o nowej mobilizacji sił Federacji, która ma być przygotowaniem do kolejnego ataku.
Kla zakończył w tym momencie poczym wyszedł dając swoim gościom czas na przetrawienie tych informacji. Coen siedział wpatrzony w ścianę, Wolf i D'meg przeglądali dane taktyczne z wojny.
- Wolf - zaczął terranin w końcu - jakie mamy szanse się stąd wydostać?
- Właściwie - odparł pół romulanin po przemyśleniu dokładnie całego zagadnienia - to zerowe. Nie mamy nawet pojęcia jak wytworzono tamtą szczelinę a co dopiero jak stworzyć taką szczególną wiązkę antyprotonów.
- Hmmm... tak przypuszczałem - padło w odpowiedzi - musimy wiec rozważyć pozostanie tu i przyłączenie się do tutejszego KSO. Skoro wszyscy już tutaj nie żyjemy nie musimy się obawiać żadnych kwantowych powikłań
- Zgadza się - skwitował tylko Wolf
- Co więcej - dodał oficer taktyczny stukając palcem w monitor - moglibyśmy im dać technologicznego kopa. Z tego co tu pisze oni nadal używają zaawansowanych torped fotonowych, nie znają osłon o wysokiej pochłanialności, powłoki reaktywnej, ani czterech klas okrętów które u nas są już na pożarku dziennym. O modyfikacjach jakie prowadziliśmy po wojnie z dominium nie wspomnę.
- A właśnie - zaciekawił się Coen - jak to się stało iż uniknęli tutaj tej wojny? Czy ona dopiero przed nami?
- Przed nami na pewno ale dopiero jak zaczniemy się zapuszczać do gammy - odpowiedział Wolf, a widząc pytające spojrzenie dowódcy wyjaśnił - zniszczenie Bajor nieomal na pewno zdestabilizowało korytarz do tego stopnia iż nikt nie zdoła go ponownie użyć.
- Hmm... a romulanie, borg i inne przyjemniaczki?
- Romulanie nie angażują się oficjalnie po żadnej ze stron, nieoficjalnie wspierając obie. Nawet ich kapitanowie co jakiś czas walczą to po naszej, to po federacyjnej stronie. Natomiast co do borg...to wielka niewiadoma jak zawsze. Mogą albo nie uderzyć w cale albo jutro - D'meg zakończył wykład.
Coen myślał jeszcze przez chwilę poczym wstał i wyszedł na korytarz. Stary oficer staną na baczność
- Brygadierze... - zaczął oczekująco jednak terranin go zluzował
- Nie jestem brygadierem - powiedział stanowczo - jeśli mam kiedyś dojść do tego stopnia to sam, nie zaś dziedzicząc go po kimś.
Kla kiwną głową i uśmiechną się szeroko. Coen zdał jego osobisty test. Powiedział więc od razu
- Naczelne dowództwo kazało mi odeskortować was do doku nad Qo'noS, gdzie połatamy wasz okręt i wcielmy do floty, swoją drogą to dość dziwna konstrukcja i z tego co pokazują skanery nietypowo uzbrojona.
- O tym właśnie chciałem z panem pomówić - odparł mu Coen - z tego co zaobserwowaliśmy z D'megiem i Wolfem technologia jaką posiadamy przewyższa was o kilka lat. Zalecał bym aby w stoczni zebrał się zespół naukowy do przeanalizowania naszych danych.
- O kilka lat? - stary wojownik ze zdziwienia uniósł brew - można prosić jakiś prosty przykład?
- Hmm... jaką prędkość osiąga pański okręt?
- Jedną z najwyższych we flocie, Warp 9.6 - odparł z dumą Kla
Coen uśmiechną się i odpowiedział patrząc wojownikowi w oczy
- BetleH jest w stanie przez kilkanaście godzin wyciągnąć ponad Warp 9.8, a i daleko mu do tego co w naszych realiach można było nazwać 'jedną z najwyższych we flocie'
Staremu wojownikowi najpierw opadła szczeka...a zaraz potem na jego ustach wykwitł szeroko uśmiech ...
Qapla Coen
Pierwsze kroki
Dwa ciemnozielone okręty wyszły z warp. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jedna rzecz. Obie jednostki łączyła wiązka holownicza. Ciężki okręt liniowy klasy D'Tai holował dużo mniejszego od siebie Drapieżnego Ptaka. Przynajmniej ten drugi okręt z daleka tak wyglądał. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się można było jednak zauważyć szereg istotnych różnic. Nic więc dziwnego, że dowódcy jednostek patrolujących przestrzeń wokół Qo'noS zaczęli go bacznie obserwować.
D'Tai zwolnił wiązkę. Jego mniejszy "kuzyn" minął go i skierował się do pobliskiego doku.
- BetleH prosi o zgodę na dokowanie - Coen wywołał oficera kontroli. Na monitorze pojawił się Klingon w średnim wieku.
- Udzielam zgody. Witamy w domu, bryg... Kapitanie - poprawił się natychmiast oficer.
- Dziękuję - dowódca betleH'a przerwał połączenie. Obserwował w milczeniu, jak Jod'mos manewruje okrętem. W końcu niszczyciel został chwycony przez wiązkę trakcyjną, która delikatnie wprowadziła go do doku. Magnetyczne cumy unieruchomiły uszkodzoną jednostkę.
- To by było na tyle - odezwał się kapitan. Uruchomił interkom.
- Załoga... Jesteśmy w domu.
Nie mówił nic więcej. Nie musiał. Zdążył wszystko wyjaśnić swoim ludziom jeszcze podczas lotu w warp. Rozejrzał się po mostku. Jod'mos kończył właśnie wyłączanie silników. D'meg dezaktywował systemy ofensywne.
- Wygląda na to, że na razie spędzimy tutaj jakiś czas... Macie wolne.
- Wolne? To chyba jakiś żart... - obruszył się D'meg. - Okręt jest w opłakanym stanie, tutejsi - a może raczej teraźniejsi - stoczniowcy nie rozpoznają połowy podsystemów... Musimy wszystkiego sami dopilnować.
- Nie wspominając o tym, że i tak najpierw zdrowo nas wszystkich wymaglują, zanim pozwolą nam opuścić betleH'a - dodał Jod'mos.
- Mówię poważnie. Jesteście na nogach od ponad dwudziestu godzin bez przerwy. Macie się porządnie wyspać. To samo dotyczy zresztą pozostałej części załogi. To rozkaz.
- Tak jest - padło w odpowiedzi. Żaden z oficerów nie znajdywał argumentów przeciw słowom kapitana. Coen wstał z fotela i opuścił mostek. Wychodząc spojrzał jeszcze na pusty fotel pierwszej. Liranna wciąż jeszcze spała. Lekarz pokładowy uznał, że tak będzie dla niej najlepiej. Spokojny sen to znakomity sposób na niczym niezakłóconą regenerację tkanki... A jakby nie było, rana pół-Klingonki była paskudna.
Terranin wszedł do windy. W trakcie jazdy klepnął komunikator.
- Coen do Wolfa.
- Zgłaszam się - padło w odpowiedzi. Sądząc po głosie główny inżynier musiał być nielicho zmęczony. Nic zresztą dziwnego. Prowizoryczne naprawy pochłonęły mnóstwo czasu i energii.
- Dowództwo KSO będzie się zastanawiało, co z nami zrobić. Chcę, żebyś był przy tej rozmowie.
- Dlaczego ja?
- Bo tylko pół-Romulanin jest na tyle podejrzliwy, żeby dwa razy przeanalizować każde zdanie, szukając haczyka.
- Pełny Romulanin zrobiłby to trzy razy - odpowiedział mieszaniec.
- Nie mam pełnego Romulanina na pokładzie.
- Nie trzeba było zostawiać Sheezah w bazie - uciął komandor. - Czekam przy śluzie.
Dowódca Drapieżnego Ptaka odczekał cierpliwie, aż winda się zatrzyma. Opuścił ją i pospieszył korytarzem w stronę śluzy. Główny inżynier już tam był. Tak samo, jak widoczny po jej drugiej stronie komitet powitalny. Ośmiu silnie uzbrojonych Klingonów zajęło stanowiska po obu stronach wyjścia. Nie było się czemu dziwić. Nie co dzień w doku pojawia się okręt nieznanego typu. W dodatku z załogą, która zginęła kilka miesięcy wcześniej. Patrząc z boku, brzmiało to jak kiepski dowcip...
Obaj oficerowie opuścili betleH'a. Jeden z Klingonów podszedł do nich, po czym oddał honory.
- Porucznik Mah'dat - przedstawił się. - Generał Lawhak już na panów czeka. Tędy proszę... - wskazał kierunek.
- Wiemy, jak poruszać się po klingońskiej bazie - warknął Wolf. Coen spojrzał na niego z zastanowieniem. Zdziwiła go agresja, zawarta w głosie przyjaciela. Zazwyczaj sam prędzej się denerwował, podczas gdy komandor pozostawał oazą niewzruszonego spokoju.
Porucznik nic nie odpowiedział. Zachowywał się, jakby się nic nie stało. Oficerowie przeszli kilka poziomów. Wszędzie trwała gorączkowa krzątanina. Zarówno Terranin jak i mieszaniec byli przyzwyczajeni do przyspieszonego trybu życia, jeśli chodziło o bazy... Tutaj jednak powiedzenie "na pełnych obrotach" nabierało nowego sensu. W końcu stanęli przed drzwiami. Oznaczenia mówiły, że jest to biuro dowódcy bazy. Normalnie dowodzenie takim obiektem powierzano komuś w stopniu komandora. Tutaj chodziło jednak o bazę, znajdującą się na orbicie Qo'noS.
Porucznik zasygnalizował przybycie, wciskając niewielki guzik brzęczyka. Drzwi rozsunęły się w odpowiedzi. Oficerowie weszli do środka i stanęli w postawach zasadniczych.
Za biurkiem siedział Klingon w starszym wieku. Biegnąca przez jego lewy policzek blizna wyglądała paskudnie, ale dzięki niej nie było wątpliwości, że siedzący jest rasowym wojownikiem. Jego spojrzenie błyskawicznie oszacowało nowoprzybyłych. Gdy podnosił się z krzesła, na jego mundurze błysnęły generalskie insygnia.
- Dziękuję, poruczniku - zwrócił się nawykłym do posłuchu tonem do Mah'data. Ten oddał honory, po czym opuścił pomieszczenie. Wzrok generała powrócił do pozostałej dwójki.
- Kapitan Coen i komandor Wolf - stary żołnierz nie pomylił się, wymieniając rangę białowłosego. Najwyraźniej zapoznał się już z raportem dowódcy D'Tai... - Według naszych danych jesteście martwi już od kilku miesięcy. Tymczasem widzę zupełnie coś innego. Jakieś wyjaśnienia?
Wolfa korciło, by odpowiedzieć dosadnym słowem. Powstrzymał się jednak. Po pierwsze - to by im nie pomogło, po drugie zaś - był w tym pokoju najniższy stopniem. Jako taki miał prawo zabrać głos jako ostatni.
- To długa historia, generale - głos Coena był spokojny. Patrzył bez mrugnięcia w oczy starego wojownika.
- Więc im szybciej zaczniesz ją opowiadać, tym prędzej stąd wyjdziesz - oficer wykonał zachęcający ruch dłonią.
Trzy godziny później Coen i Wolf opuścili biuro i skierowali się w stronę pozostawionego w doku betleH'a.
- Wynika z tego, że musimy postawić nasz okręt jak najszybciej na nogi - mruknął człowiek. - Z uzbrojeniem, które mamy...
- I które musimy oszczędzać... - wpadł mu w słowo mieszaniec. - Podam im wszystkie dane, ale nie mam pojęcia, kiedy będą w stanie produkować polaronówki. Może za miesiąc... A może za rok. Do tego czasu musimy bardzo rozważnie ich używać.
- Dzięki za wnikliwą analizę - powiedział sarkastycznie Coen.
- Polecam się na przyszłość - odciął się pół-Romulanin. Po chwili milczenia odezwał się:
- Ciekawe, czy znajdę takie części zapasowe, które będą mi potrzebne...
- Jak nie, to sobie dorobisz - stwierdził beztrosko dowódca betleH'a.
- No jasne. Dodaj jeszcze, że w wolnej chwili. Remont betleH'a, objaśnianie nowej technologii... I jeszcze to.
- Jakoś będzie - zakończył rozmowę białowłosy. Obaj dochodzili właśnie do śluzy, prowadzącej na pokład niszczyciela. Pilnujący jej strażnicy zostali najwyraźniej powiadomieni o wyniku spotkania z dowódcą bazy. Stanęli na baczność, prezentując broń.
Wolf zabezpieczył ostatnią cewkę, po czym odszedł o kilka kroków. Spojrzał na wskazania trzymanego w ręce przyrządu i skinął z zadowoleniem głową. Wyglądało na to, że gdy tylko zamontują nową gondolę, będzie mógł ponownie uruchomić pompy chłodziwa, a co za tym idzie - reaktywować rdzeń.
Zapisał dane, po czym przetarł zmęczone oczy. Był sam. Ostatniego członka obsady maszynowni wysłał na odpoczynek dobre sześć godzin temu. Według swoich obliczeń, siedział tu już dwanaście godzin bez odpoczynku, łatając, co się dało. Domyślał się, że na mostku sytuacja wygląda podobnie. D'meg niemal na pewno analizował dane taktyczne, zebrane podczas bitew z flotą Federacji. Jako taktyczny , młody Klingon otrzymał zadanie przyjrzenia się sposobom działania wrogich okrętów i porównania tego z taktyką, jaką Gwiezdna Flota stosowała w wojnie z Dominium. Jak się okazało, baza danych niszczyciela przetrwała karkołomną "jazdę" przez anomalię. Teraz próbowano zrobić z tego jakiś użytek. Istniała spora szansa, że poszukiwania zostaną uwieńczone sukcesem. Póki co, wiele rzeczy pokrywało się z uniwersum, z którego przybył betleH. Federacja używała takich samych klas okrętów, jakie posiadała "tam". To samo dotyczyło również Klingonów.
Coen z kolei starał się przypomnieć sobie wszystkie informacje, jakie posiadł podczas służby w Gwiezdnej Flocie. Zamierzał zrobić z nich jak najlepszy użytek. Znał doskonale federacyjne schematy operacyjne i miał nadzieję, że pokrywają się one ze schematami "tej" Federacji.
Pozostali członkowie załogi uczestniczyli w doprowadzaniu okrętu do ładu. Powoli betleH wylizywał się z ran.
Główny inżynier rzucił ostatnie spojrzenie na maszynownię, a potem skierował kroki do swojej kabiny. Nie obawiał się pozostawić swojego "królestwa" bez opieki. Bez działającego rdzenia nie było sensu trzymać wachty.
Od razu po wejściu usiadł na jeden ze stojących pod ścianą foteli. Ze stojącego przy nim pojemnika wyciągnął butelkę romulańskiego ale. Otworzył ją wprawnie i pociągnął spory łyk. Patrzył niewidzącym wzrokiem przed siebie.
Od pewnego czasu zauważał u siebie podniesiony poziom agresji. Wiedział doskonale, z czego to wynika. Nie wiedział za to, jak się to skończy.
Przez pierwszych piętnaście lat życia matka wpajała mu informacje o kulturze i zwyczajach Romulan. Po jej śmierci nie zwracał uwagi na swoje romulańskie "dziedzictwo". Trudno byłoby zresztą, aby postąpił inaczej. "Kto z kim przestaje..." Niemal zapomniał o tym, że jest Klingonem tylko w połowie.
Po wizycie na Dervon 4 to się zmieniło. Widok romulańskiej ekspedycji obudził w nim dawno uśpione wspomnienia. Doszedł do tego czas, który spędził z Sheezah. Jej obecność, język, którym mówiła...
Główny inżynier niszczyciela zaczął tracić zdolność samookreślenia. Nie wiedział już, kim jest. Nie był ani Romulaninem, ani Klingonem. Był kundlem, który przez przypadek zaplątał się nie tam, gdzie trzeba.
Coen odłożył padd'a. Odchylił się w krześle i zaczął się lekko bujać. Nie mógł uwierzyć w to, co znalazł. Wyglądało na to, że Gwiezdna Flota - niezależnie od uniwersum, w którym się znajduje - stosuje te same przestarzałe i nieefektywne sposoby działania. Człowiek uśmiechnął się drapieżnie. To ułatwiało mu zadanie.
- Kapitanie, skończyłem właśnie analizę danych - odezwał się nagle komunikator Terrranina. Sądząc po głosie, D'meg był raczej zadowolony.
- I jakie wnioski?
- Wykorzystują sposoby ataku i obrony sprzed wojny z Dominium.
- Nic dziwnego - mruknął filozoficznie dowódca betleH'a. - Ostatecznie dopiero tamten konflikt wymusił na Gwiezdnej Flocie bardziej agresywne podejście do życia.
- Ale co dostali łupnia, to ich - w głosie młodego Klingona dał się przez chwilę słyszeć smutek. W tamtej rzeczywistości Federacja była przecież sojusznikiem Imperium. A straty ponoszone przez sojuszników również bolą. Mniej, ale...
- Sami są sobie winni - uciął kapitan.- Prześlij mi kompletną analizę. I idź spać.
- Tak jest - dobiegło z komunikatora, po czym D'meg się wyłączył. Białowłosy wstał i podszedł do okna. Cała załoga okrętu otrzymała kabiny w bazie. Po rozmowie z generałem uznano ich za godnych zaufania i traktowano jako integralną część KSO. Coen otrzymał pokój z widokiem na dok. Dokładnie widział swoją jednostkę. W pewnej chwili zauważył charakterystyczną sylwetkę D'mega. Najwyraźniej wykonywał polecenie dowódcy i udawał się na spoczynek.
Człowiek przeniósł wzrok na sekcję niszczyciela, w której znajdowały się kwatery oficerów. Tylko w jednej z nich paliło się światło.
Terranin odwrócił spojrzenie i zapatrzył się na odległe gwiazdy. Zastanawiał się, jak to będzie walczyć przeciw Gwiezdnej Flocie. Nigdy wcześniej nie stawał przeciw ludziom, pochodzącym z tej samej planety, co on. Walki z jednostkami tajnej sekcji nie brał pod uwagę. To było co innego. Teraz jednak miał walczyć przeciw tym, z którymi być może dzielił kiedyś pokój w Akademii. Co prawda, wszystko to było nie dość, że dawno, to jeszcze w innej rzeczywistości... Nic nie zmieniało jednak faktu, że czuł się nieswojo.
"Będzie, co będzie..." - pomyślał. ...
Qapla Wolf
Klan. Honor. Imperium
Autor: Riri
Tytuł: Klan. Honor. Imperium
cykl: IKC betleH
Uwagi: Opowiadanie bazuje na wariacji Trekowego uniwersum stworzonej przez Coena, Kronosa i Wolfa w opowiadaniach z strony IKC betleH, jest kontynuacją opowiadania Pierwsze kroki
Rozdział I
Niedokończony patrol
Przestrzeń Imperium Klingońskiego.
Smukły niszczyciel klasy Résic znane także jako Leopard patrolował jeden z wewnętrznych sektorów przestrzeni imperium. Okręt malowany był w barwy klany Czerwonego Szponu. Zgodnie z Lyrańską tradycją, zachowaną po połączeniu Imperiów, okręt obsadzany był załoga z jednego klanu, którego insygnia nosił do końca służby. Jego dowódca, Ri'Rihir z rodu R'Rahir spoczywał wygodnie w fotelu dowódcy. Patrol przebywał spokojnie, dwa napotkane transportowce zostały przeszukane i zrewidowane, lecz były czyste.. Rudy ogon dowódcy miarowo falował, zdradzając lekkie znudzenie właściciela. Sielankę przerwało brzęczenie konsoli komunikacyjnej i meldunek oficer:
- Dowódco, Baza na linii. - Młody oficer zdradzał lekkie zaniepokojenie. Nie mieli powodu by się z nimi kontaktować, a patrol miał trwać jeszcze tydzień. - Na główny ekran. - Ri'Rihir warkną lekko poirytowany. "O co może im chodzić", myślał.
- Szczęśliwych łowów, Tobie i Twemu tomowi, Ri'Rihir - Na ekranie pojawiła się starsza Lyranka o szarej sierści. Dowódca małej jednostki natychmiast zerwał się z fotela i przyklęknął. "M'ragh, Wielka matka Klanu! O co może tu chodzić?" myśli kotłowały my się w głowie z szybkością równą szybkości jego okrętu.
- Honor tobie i twym potomkom - odparł dokańczając tradycyjnej formuły i wstając, zachowując jednak pełną pokory postawę.
- Zostałeś wybrany do ważnej dla klanu misji. Możesz o tym nie wiedzieć, lecz do głównej bazy przybył okręt z Brygadierem Coenem. - Szczęka opadła młodemu oficerowi. Przecież sam widział śmierć popularnego dowódcy! - Nie bądź zdziwiony. To jest brygadier Coen, ale z alternatywnej rzeczywistości. I przywiózł okręt nieznanej konstrukcji, o niespotykanych możliwościach , z niewyobrażalnym uzbrojeniem. Brakuje mu jednak załogi. Bardzo ważną sprawą dla prestiżu naszego klanu jest, by trafił tam nasz przedstawiciel. Udasz się natychmiast do bazy Laghrar i zdasz okręt. - młody dowódca jękną. Był kapitanem dopiero od 3 miesięcy. Po problemach w akademii, którą musiał na 3 lata przerwać, w końcu dostał posadę - i teraz przychodzi to wszystko porzucić. - Z Bazy udasz się prosto na pokład. I.K.C. betleH, i obejmiesz stanowisko dowódcy kontyngentu Marines. Specjalnie dobrany oddział już na ciebie czeka. Muszę ci powiedzieć, że zostałeś wybrany, ze względu na zasługi twego ojca... i twój pobyt w akademii oficerów marines - tu Lyranin się uśmiechną. Podczas przymusowego przerwania edukacji w akademii floty, spowodowanej zabiciem w pojedynku (nieautoryzowanym)jednego z kadetów, ukończył wyższą oficerską szkołę marines, i teraz, co było rzadkością, miał dwa patenty oficerskie. - potrzebujemy kogoś, kto potrafi obserwować i ...służyć klanowi.
- Słowa twe czynią honor memu rodowi. Zastosuje się do rozkazów. - Były ciężkie, lecz wiedział, że jego ród właśnie zyskał wiele prestiżu. A to było bardzo cenne, szczególnie teraz, pół roku po śmierci jego ojca...
- Doskonale. Rahira M'Rashr rozłącza się. - postać zniknęła z ekranu. Na mostku I.K.C. Rashir zapanowała długa cisza. Wszyscy patrzeli się w swojego dowódcę. Z podziwem, ale też z pewna nutą litości. Wiedzieli, że właśnie poniósł naprawdę ciężką ofiarę.
Po dłuższej ciszy Ri'Rihir podniósł się w fotelu.
- Słyszeliście M'ragh!. Kurs na Baze Laghrar!. Pełna prędkość! - rozkazy zostały wykonane niemal natychmiast.
Kilkanaście godzin później, niewielki okręt przybył do Bazy Laghrar. Ri'Rihir był już spakowany. Z wielkim smutkiem opuścił pokład jednostki i udał się do dowództwa. Stamtąd skierowano go z miejsca na pokład pancernika klasy Alairec nazywanego przez inne rasy Lion, specjalnie wydelegowanego, by przewieźć jego, oraz 50 najlepszych marines klanu na pokład I.K.C. betleH...
Rozdział II
Niemiła niespodzianka
8 godzin po odlocie I.KC. Grah'rran, pancernika klasy Alairec z Bazy Laghrar
Potężny trimeran przemierzał otchłań kosmosu. Była to dość nowa jednostka, wybudowana już po zjednoczeniu. Czarny kadłub zdobił krwiste godło klanu Czerwonego szpona, Imperium Klingośkiego, i byłego imperium Lyrańskiego - teraz już znanego bardziej jako Zjednoczone Klany Liry. Lyranie stanowili najliczniejszą frakcje w Imperium poza Klingonami, a zamieszkałe przez nich obszar stanowił ponad 25% obszaru imperium. Okręt, sporo mniejszy niż odpowiadające mu jednostki Federacji jak i Imperium, ustępował im siłą ognia jednak przewyższał większość zwrotnością Jednak możliwości tego okrętu nie zostały jeszcze pokazane. Grah'rran nie spotkał jeszcze godnego siebie przeciwnika. Przez cały dotychczasowy okres działań Lyrańska część Klingośkich Sił Obronnych pełniła role uszczelniającą na granicach z Gwoznym Imperium Romulańskimczy w wewnętrznych sektorach imperialnej przestrzeni. Jedynymi przeciwnikami byli dotychczas jedynie piraci na tyle głupi by próbować swego procederu po czujny okiem dowództwa Zjednoczonych Klanów.
Tymczasem na granicy romulańskiej.
Dwa krążowniki: klasy Lussomiarc II i okręt klasy Lussomiarc II S ( Federacja nazwała te okręty Panther), znany także jako klasa Prerie Cat, doskonały okręt zwiadu elektronicznego, najnowsze jednostki jakie wyszły z klanowych stoczni by zasilić imperialną flotę, patrolowały strefe przygraniczną. Obie jednostki wzajemnie się asekurując skanowały przestrzeń. Uwagę oficera naukowego drugiej jednostki przyciągną ślad jonowy biegnący w poprzek ich kursu. Natychmiast powiadomił o tym kapitana. Świetnie wyszkolona załoga natychmiast zajęła pozycje bojowe. Krążowniki włączyły swoje potężne skanery w ostatniej chwili odkrywając dwa pancerniki klasy D'Deridex ( w pozycji do ataku. Ułamek sekundy później pierwszy agresor został trafiony pełnymi salwami z obu jednostek. Romulanie popełnili błąd. Myląc nowe okręty z klasą Panther I , z której się wywodziły i do których były uderzającą podobne, gdyż Lyrańscy inżynierowie projektując nowy okręt zwracali dużą uwaga na zachowanie starego kształtu, który towarzyszył lyranom niemal od początku istnienia ich floty, nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Żaden z agresorów nie był przygotowany na pełną salwę klingońskich torped , wspartych dezruptorami. Pierwszy Romulanin doznał ciężkich uszkodzeń, a w jego kadłubie pojawiły się wyrwy. Sekundę potem disruptory dokończyły dzieła zniszczenia, dzięki potężnym sensorom cała salwa trafiła w siłownie okrętu, który zniknął w oślepiającym wybuchu. Drugi Warbird, który właśnie zdjął makowanie manewrójąc gwałtownie odskoczył ponownie sie maskując jednak okręt ELINT nie stracił namiaru. Jego disruptory trafiły zamaskowany okręt, który otoczony został przez wyładowania towarzyszące niszczonemu maskowaniu. Krążowniki natychmiast zasypały jednostkę morderczą salwą, ta próbowała odpowiadać ogniem, doznała jednak ciężkich uszkodzeń i próbowała wejść w warp. Jednakże uszkodzony rdzeń odmówił posłuszeństwa i jednostak romulańska zostyała rozerana na strzępy Niestety jednostki Sił Obronnych były zbyt blisko. Obie doznały uszkodzeń systemów komunikacji. Po dokładnym upewnieniu się, że w okolicy nie ma sił wroga, jeden z kapitanów przetransportował się na pokład drugiej jednostki, gdzie odbyli krótką naradę. Oficer naukowy twierdził, że ślad jonowy został pozostawiony, przez co najmniej 5 jednostek. oznaczało to, że napotkane okręty były tylko tylną strażą. Decyzja, która zapadła, była jedyną możliwą. Oba okręty puściły się pełną prędkością w stroną najbliższej stacji, wyciskając z rdzeni ostatnią kroplę energii, by ostrzec dowództwo o infiltracji wroga. Tymczasem wiele lat świetlnych dalej, I.K.C. Grah'rran nieświadomy tych wydarzeń, kontynuował swoją misję.
Cel romulańskiego rajdu był prostu. Przeniknąć w głąb imperialnej przestrzeni , narobić zamieszania, i nie wykrytym uciec. Grupa była silna. 2 Warbirdy D'derridex, niszczycie klasy Soren, i 2 zmodernizowane okręty klasy Griffin. wszystkie miały włączone maskowanie i zmierzały w głąb imperialnej przestrzeni korzystając z faktu iż lwia część Sił Obronnych skupiona była na froncie z Federacją.
Rozdział III
Klan. Honor. Imperium.
10 godzin później
I.K.C. betleH kończył remont. Właśnie został odholowany przez okręt klasy Negh'Var w eskorcie 2 K'Vort na poligon testowy w okolicy była również jednostka remontowo-zaopatrzeniowa, zdolna do przeprowadzenia szybkiej akcji ratowniczej. betleH miał po raz pierwszy od dwóch tygodni uruchomić rdzeń. W przypadku sukcesu przewidziane były również próby napędu. Po udanym zakończeniu prób czekał go jeszcze tydzień napraw, by odzyskał pełną sprawność bojową. Towarzyszące okręty odleciały nieco i zajęły wokół obszaru pozycje ubezpieczającą. Rejon był odsunięty od linii frontu, więc działanie to było traktowane rutynowo. W końcu był to rejon najsilniejszej imperialnej placówki wojskowej Romulanie wciąż posuwali się nie wykryci. Godzinę wcześniej odebrali zakodowaną transmisje, którą rozszyfrowano dopiero przed chwilą. Jej treść omal nie zwaliła romulańskiego kapitana z nóg. Niecały rok świetlny od ich pozycji miały odbyć się proby napędu okrętu klasy betleH. Romulanin nigdy o nim nie słyszał, więc oczywiste było dla niego, że Klingoni mieli nową zabawkę. A on miał siły zdolne ją dokładnie obejrzeć, po czym zniszczyć. Tak za cos takiego na pewno dostałby nagrodę od senatu. Zakamuflowana formacja zmieniła kurs. W tym samym czasie I.K.C. Grah'rran był godzinę od celu. Ri'rihir Przygotowywał żołnierzy do zaprezentowania się nowemu dowódcy. Wszyscy czyścili broń i przygotowywali sprzęt. Znali upodobania brygadiera/kapitana Coena. Wiedzieli, że bardziej niż formę cenił treść, więc zamierzali pokazać się mu w pełnym bojowym rynsztunku, by mógł ocenić ich wartość. Na mostku panowało napięcie. Kapitan Coen siedział w fotelu. Miał ciągłą łączność maszynownią. Okręt na razie chodził na rezerwowym zasilaniu. Wszystkie zbędne systemy były wyłączone, większość załogi, poza technikami, sternikiem i drugim oficerem pozostała w bazie.
- Wolf, jak przygotowania? - zapytał białowłosy dowódca.
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Pięć minut do testowego załączenia rdzenia. - w głosie mechanika pobrzmiewał optymizm - sprawdziliśmy my wszystko sto razy, parzcież wiesz.
- Sprawdźcie sto pierwszy - z śmiechem odpowiedział Coen. - Wszystko pójdzie dobrze. Musi - dodał po chwili.
Dokładnie 5 minut później mostek wypełniły okrzyki radości
- Wolf do Coena. Rdzeń aktywny, wydajność 50 %, żadnych zakłóceń! - w głosie mechanika obrzmiewała duma.
- Dobra robota maszynownia, spróbujemy sprawdzić systemy. Naukowy, test skanerów, przeskanuj okolice. - Skanery nie ucierpiały mocno podczas "przejścia", więc można było je od razy przetestować
- Wolf do Coena. Sensory są włączone, brak fluktuacji sieci transmisji energii.- Wszystko szło jak po maśle
- Oficer naukowy, melduj - W głosie dowódcy pobrzmiewała radość.
- Wykrywam Jeden duży okręt zaopatrzeniowy dwa K'Vort oraz Negh'Var.
- Dobrze... - Conen zaczął chwalić swego oficera, ten jednak mu przerwał
- Kapitanie wykrywam pięć niezidentyfikowanych sygnatur! To nie sa okręty KSO!
- Niemożliwe - Coen nie mógł uwierzyć w coś takiego- to musi być błąd aparatury...- po czym za zdumieniem obserwował jasny błysk w miejscu gdzie tkwił K'Vort.
Romulański atak był pełnym zaskoczeniem. Jednostki KSO nie załączały kamuflażu, więc Romulański zespół nie miał problemu z ich namierzeniem. Załoga pierwszego K'Vort nawet nie zauważyła co ich zabiło. Okręt eksplodował po idealnie zsynchronizowanej i wycelowanej salwie. Po tym ataku romulańska eskadra ponownie się zakamuflowała Na pokładach pozostałych dwóch jednostek wybuchł chwilowy chaos Jednostki zaczęły strzelać w próżnie w daremnej nadziejni trafienia niewidocznego wroga Po chwili jednak obie jednostki KSO zgrupowały się, zakamuflowały i razem zaczęły przetrząsać okolice w poszukiwaniu niewidzialnego agresora. W przestrzeń nadany został raport o wydarzeniach Tym czasem, na pokładzie betleH sytuacja robiła się nieciekawa. Okręt miał zasilanie, ale zarówno napęd jak i uzbrojenie były niesprawne. Jedyną pomocą jaką okręt mógł służyć były jego sensory, których możliwości zacznie przekraczały wyniki osiągane przez resztę jednostek. Kapitan Coen zdawał sobie z tego sprawę i po chwili między centrami bojowymi jednostek powstało kierunkowe połączenie. Efekt był prawie natychmiastowy. Namierzono okręt klasy Griffin, który natychmiast został ostrzelany. Z widocznym efektem: trafienia diezruptorów i torped w pozbawiony osłon kadłub zamieniły go we wrak. Jednak dowódca romulan nie był głupi. Skojarzył, że zniszczenie jednostki ma jakiś związek nowym okrętem KSO. Poza tym zdjęcie przez Klingonów maskowania dostarczało m dogodnej okazji do ataku. Jednostki wymieniały ciosy. Na szczęście dla betleH walka oddalała się od bezbronnego okrętu. Coen zdawał sobie sprawę, że są bezbronni jak niemowlę. Nie mając uzbrojenia, osłon, napędu ani maskowania, musieli liczyć na cód. Walka przybierała niekorzystny obrót. Jednostki KSO walczył z kunsztem i odwagą, jednakże Romulanie dysponowali znaczą przewaga i na klingonski okręty sypał się grad pocisków Po chwili ocalały Griffin odłączył od formacji i z pełną impulsową leciał w stronę betleH. Ceen nie mial wątpliwości: Romulanie będą próbować zdobyć jednostkę. Wydał załodze broń i przygotował się do walki. kilka minut później na pokładzie zmaterializował się pierwszy oddział romulan. Walka powoli zbliżała się do mostka. Wciąż miał łączność z Wolfem w maszynowni. Romulanie nie używali ciężkiej broni, gdyż nie chcieli zbyt uszkodzić okrętu. Jednak po paru minutach wyparli załogę z maszynowni zmusili ją do odwrotu w stroną mostka. Ciszę, która tam panowała przerwał nagle okrzyk D'mega, który pełnił dzisiaj funkcje oficera naukowego - Kapitanie! Wykrywam kolejną jednostkę wychodzącą z Warp niedaleko naszej pozycji, próbuje ją zidentyfikować... - w tym momencie światło zamigotało i zgasły wszystko konsole. Romulanie zdobyli maszynownie. W następnym momencie drzwi na mostek eksplodowały i przez otwór wdarli się romlańscy komandosi. Rozgorzała walka wręcz.
Jednak Coen nie zdawał sobie sprawy co się dzieje na zewnątrz. A działo się sporo. Bo na polu walki rzeczywiści pojawił się nowy okręt. Był to I.K.C. Grah'rran, który był najbliżej bitwy i po odebraniu sygnału alarmowego udał się z odsieczą. Romulański Griffin nie miał szans. Nie mając podniesionych osłon został zniszczony pierwszą salwą. Lyrański pancerni na chwile opuścił osłony , po czym z pełną impulsową udał się w stronę walczących okrętów. Tym czasem na pokładzie Drapieżnego ptaka zmaterializował się odział odzianych w czarno-krwiste mundury futrzastych wojowników, którzy z miejsca ruszyli na zaskoczonych romulan. Powietrze przeszył charkotliwy bojowy okrzyk, w którym Coen rozpoznał bojowe zawołanie Lyrańskiego klanu Czerwonego Szponu: Klan. Honor. Imperium.
Epilog
Włączeni się do bitwy pancernika zmieniło równowagę sił. Jeden Wabird D'derridex został zniszczony, drugi ratował się ucieczką. Zniszczeniu uległ także niszczyciel klasy Soren, jednakże Negh'var i K'Vort nadawały się do remontu). Tymczasem na pokładzie betleHa do kapitana Coena podszedł lyrański wojownik z insygniami dowódcy i okrwawioną szablą w ręku.
- Brygadierze, znaczy się kapitanie Coen. Ri'Rihir z rodu R'Rahir melduje się w celu objęci funkcji dowódcy marines. - W oczach białowłosego pojawiło się zrozumienie...
riri 17.XII.04 23.15
Komentarze prosze umiesczać we właściwym topicu:)
bądź słać na maila: riri.hoshino@gmail.com
Autor nie ponosi odpowiedzialności za samobójstwa popełnione podczas lektury tego tekstu ( a także te popełnione zaraz po niej ), efekt cieplarniany, zagładę dinozaurów , zatopienie Atlantydy, tajemnicę piramid, 2345 odcinek najnowszej telenoweli made in Venezuela, kontynuację ST:Enterprise, działalność polityczną Leppera, przesłanie End of Evangellion, porwania przez kosmitów, wpływ zorzy polarnej na miesiączkowanie pingwinów i parę innych rzeczy.Pozdrowienia. podziękowania, komplementy, minigłowice nuklearne, kieszonkowe pancerniki, i kremówki słać proszę na adres email podanywyżej
Qapla Riri
Koniec jest tylko początkiem.
Cz. I
Trafiona metalowym kijem piłeczka golfowa oderwała się od ziemi i odbiwszy od drzewa zrykoszetowała o zakrzywioną gałąź, następnie zaś odbiła się od gładkiego głazu i płaskim torem poleciała na pochyłe zbocze. Poturlała się trochę w górę, poczym zaczęła staczać w dół w stronę niewielkiego, cylindrycznego dołka. Zatoczyła dwa kręgi na jego krawędzi poczym wpadła do środka.
- Nie mogę w to uwierzyć! - krzykną Riker nieomal padając na kolana - gdzie się nauczyłeś tak grać?
- Nie uczyłem się - odparł mu Worf odkładając kij do torby - ale to przecież oczywiste jak piłeczka poleci w tych warunkach.
- Ta....przypomnij mi aby nigdy nie grać z tobą w bilard - odparł mu kapitan drapiąc się po głowie. Obaj ubrani tylko w lekkie, letnie, ziemskie stroje stali na pięknie utrzymanym polu golfowym na Ziemi. Słońce nie przypiekało mocno, jednak ciepły, lekki wiatr sprawiał, iż było przyjemnie ciepło.
- Jak wam idzie chłopcy? - spytała Deanna podchodząc powoli do obu mężczyzn.
- Przegrałem trzy listki latinum, dwanaście darseków i dwie butelki krwawego wina z 2309 roku - odparł z rezygnacją człowiek obejmując swoją żonę - jeszcze trochę i przegram Ciebie.
W odpowiedzi dostał kuksańca w bok
- Lepiej uważaj Willu Rikerze bowiem ciągle mam z Worfem nie odbyty spacer przy jeziorze Kataria na Betazed - powiedziała patrząc mężowi w oczy.
Klingon przyjrzał się pół betazoidce i powiedział cicho
- To było by...stymulujące.
Deanna uśmiechnęła się szeroko do wspomnień puszczając do ambasadora oczko, tak aby jaj mąż je zauważył.
- Czy powinienem o czymś wiedzieć? - spytał kapitan unosząc wysoko brwi. Jego żona zachichotała cicho, na twarzy klingona zaś wykwitł drobny uśmiech. Już mieli coś odpowiedzieć, kiedy dobiegło z góry
- Mostek do ambasadora Worfa. Przepraszam, że przeszkadzamy, ale otrzymaliśmy wiadomość, że IKC chlS'yev będzie za trzy godziny. Kazał się pan poinformować, kiedy potwierdzą czas przybycia.
- Zrozumiałem, Worf koniec. - odparł klingon poczym spojrzał przepraszająco na przyjaciół.
- Musisz już wyruszać? - spytała kobieta - dopiero przybyłeś.
- Zgadza się - poparł ją Will - liczyłem, że będziesz na mostku, kiedy wyprowadzimy jutro Titana z doku.
- Niestety - Worf westchną ciężko - Niedługo na Hiladarii wypada 322 rocznica Wyzwolenia hiladarian z pod jarzma cetarnoian przez klingonów. Obecność przedstawiciela Federacji pomogłaby odzyskać jej część pozycji utraconej po wojnie z Dominium.
- Chcesz powiedzieć, że nienawidzą nas nadal po prawie pięciu latach? - zdziwił się Riker
- Nie nienawidzą, już nawet nie gardzą, ale ciągle uznają za niegodnych zaufania.
Przez moment panowała niezręczna cisza, lecz w końcu kapitan uśmiechną się lekko
- Skoro niedługo wyruszasz to na pożegnanie może przywołamy trochę starych duchów? - spytał, poczym zwrócił się do pomieszczenia - komputer, załaduj program Riker-Alfa-8.
Maszyna odpowiedziała bipnięciem i ziemskie pole golfowe wczesnym latem zmieniło się w kajutę na pokładzie okrętu gwiezdnego w salonie której stał okrągły stolik z lezącymi dwie taliami kart i stosami żetonów. Klingon rozejrzał się szybko, odnajdując pokuj dokładnie takim jakim go zapamiętał.
- Odtworzyłem go z dbałością o najdrobniejszy detal - odparł dumnie kapitan pokazując obojgu, aby usiedli.
- Nie lepiej było przerobić jedną z kwater na identyczną - spytał Worf przysuwając sobie jeden komplet żetonów - w końcu po modernizacji z tysiąca osób załogi zostało tylko sześćset.
- Owszem, ale uczynienie z Galaxy bardziej okrętu bojowego niż naukowo-wycieczkowo-transportowego wymagało zmniejszenia ilości luksusów w kabinach. Poza tym tą kajutę zajmuje teraz mój pierwszy oficer.
- Ciekawie w końcu mieć na stałe własnego pierwszego oficera, co? - spytał klingon.
- Owszem - pokiwał Riker zaczynając rozdawać karty.
- A Ty Worf? - spytała półbetazoidka - kiedy wreszcie planujesz objąć dowództwo nad jakimś okrętem.
- Nigdy - odparł cicho klingon co mocno zdziwiło jego przyjaciół
- Co? Czemu? - spytali nieomal jednocześnie.
- W czasie wojny - zaczął wyjaśniać ambasador, odchylając się trochę na krześle tak, iż jego twarz skrył mrok zalegający za snopem światła nad stolikiem - z pobudek osobistych doprowadziłem do fiaska bardzo ważną dla wywiadu misje. Kapitan Sisko powiedział mi potem, iż cała sprawa zostanie zatuszowana aby nie obniżać morale, ale nigdy nie otrzymam dowództwa nad żadnym okrętem na stałe.
Deannaie bardzo się nie spodobał ból, jaki promieniował od klingona, kiedy wspominał Jadzię. Przez to, co ich kiedyś łączyło był dla niej kimś więcej niż przyjacielem, przez co bolało go to jak cierpi. A jeszcze bardziej, że nie może mu pomóc.
Worf potrząsną głową i wrócił w krąg światła szybko zgarniając przygotowane dla niego karty. Przyjrzał się im uważnie, poczym ujął stos dziesięciu srebrnych żetonów
- Otwieram z 50...
Nad chI'laK szalała wichura. Wiatr smagał gęste lasy jednej z wielu wysepek na południowej półkuli Qo'noS cyklicznie co piętnaście ziemskich miesięcy, codziennie przez następne dwa zwiastując nadejście pory monsunów. Samotna, odziana w ciężki płaszcz postać szła jednak dziarsko w stronę ruin starej warowni pamiętającej jeszcze czasy twórcy Imperium. Jak głosiła legenda warownie zniszczyły trzęsienia ziemi które zaczęły pojawiać się w tym regionie po odejściu qeylIS'a i zdarzały się regularnie przez okrągły klingoński wiek. Kiedy ustały miejsce to stało się atrakcją kulturową najpierw dla klingonów, potem zaś dla podążających droga honoru.
Samotna postać weszła powoli pomiędzy porośnięte pnączami kolumny.
- Wystarczy - powiedział nagle wysoki, ostrzyżony na grzybka mężczyzna o zielonkawej skórze i szpiczastych uszach, który mierząc do osoby w płaszczu wyszedł właśnie zza załomu muru. Jego kompan, również ubrany w mundur romulańskiej marynarki pojawił się po drugiej stronie przybysza. Ten zaś westchną ciężko poczym uniósł ręce...tylko po to aby opuszczając je gwałtownie odtrącając w bok rękę trzymającą pistolet dezruptujący niczego nie spodziewającego się romulanina, a drugą złapać go za kark. Nieomal w tej samej chwili jego kolano trafiło przeciwnika w brzuch z taką siłą iż podrzuciło go do góry. Wszystko wydarzyło się tak szybko, iż kompan romulanina nie zdążył nawet zareagować. Kiedy w końcu się otrząsną i uniósł broń, pocisk w postaci jego kompana zwalił go z nóg. Postać w płaszczu zrzuciła kaptur ukazując charakterystyczne, jednookie oblicze poczym ruszyła w stronę gramolących się z ziemi przeciwników, kiedy zatrzymał go wibrujący lekko głos
- Kanclerzu, to nie potrzebne. Przepraszam za swoich ludzi, czasem są nadgorliwi - romulańska kobieta o identycznej fryzurze jak dwaj poobijani mężczyźni, tylko składającej się z jasnych, a nie czarnych włosów szła powoli w stronę potężnego klingona.
- Przeprosiny nie są potrzebne admirał Selo - odparł klingon patrząc na swoich przeciwników z politowaniem - odrobina ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Półromulanka powstrzymała się przed gniewnym fuknięciem, jednak nie zamierzała tego tak pozostawić.
- Musze przyznać, iż jest pan odważny kanclerzu - powiedziała uśmiechając się - aczkolwiek przychodzenie samemu nie było chyba zbyt...rozważne.
W jej głosie zabrzmiała niewypowiedziana groźba. Martok parskną, poczym pstrykną palcami. Nim dźwięk przebrzmiał czerwony promień wybił dziurę w ziemi.
- W lesie w koło nas jest przeszło dwudziestu snajperów, zaś cała wyspę otacza pole uniemożliwiające przesłanie się z, lub na nią. A teraz mów kobieto, czego chciałaś.
Sela musiała się zdrowo wysilić, aby zachować kamienna twarz. Raporty mówiły prawdę o tym klingonie. Nie można było go niedoceniać.
- Na początek chciałam podziękować że pan przyszedł - zaczęła zaś widząc zdegustowana kolejnym przeciąganiem minę rozmówcy postanowiła przeciągnąć rozmowę jeszcze trochę - dziwi mnie, że kanclerz Wysokiej Rady Imperium Klingońskiego zechciał się zobaczyć ze zwykłą kapitan romulańskiej Marynarki Gwiezdnej. Bo widzi pan, kilka lat temu po niepowodzeniach kilku moich akcji zostałam zdegradowana ze stopnia admirała.
- Oficjalnie - odparł Martok krzyżując ramiona na piersi - nieoficjalnie zaś przeszła pani do Tal'Shiar, gdzie obecnie dowodzi pani wszystkimi operacjami zewnętrznymi.
Półromulanka uśmiechnęła się. Wygrała właśnie skrzynkę piwa z browaru Rinolva od wiceadmirała Ekrosa, szefa kontrwyiadu Marynarki Gwiezdnej. Odpowiedź kanclerza dowodziła, bowiem iż wywiad klingoński działał o wiele sprawniej niż romulanin zakładał.
- To powinno pana zainteresować - powiedziała podchodząc bliżej i podając Martokowi federacyjny moduł z danymi - jeden z naszych agentów działający wewnątrz Sekcji 31 zdobył to miesiąc temu. Tutaj zaś - wyciągnęła kolejny moduł, tym razem romulański - ma pan wyciąg z naszych archiwów, nawet tych najbardziej tajnych, dotyczących zagadnienia, które na pewno pana zainteresuje, zważywszy, iż dotyczy to bezpośrednio członka pańskiego własnego rodu.
- A dlaczego tak wspaniałomyślnie mi to pani udostępnia? - spytał klingon, chowając jednak oba moduły w wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Sela uśmiechnęła się szeroko a oczy zabłysły jej z rozbawienia
- Bowiem cokolwiek pan z tym uczyni, będzie w interesie Romulańskiego Imperium Gwiezdnego.
Ciężki krążownik klasy Fek'Ihr zastopował niedaleko federacyjnego doku kosmicznego, jednego z trzech w tym układzie. Jego dowódca wysłał do stojącego w doku okrętu klasy Galaxy wiadomość, iż oczekują na transfer.
- Przyjąłem - powiedział twardo Worf, jak tylko wiadomość dotarła do niego- przekażcie im, że zaraz będę. Worf, koniec.
- A więc to pożegnanie? - spytała Deanna przytulając się do przyjaciela.
Klingon objął ją ramionami przyciskając ją lekko do siebie. Przy jego klingońskiej sile spokojnie odpowiadało to silnemu ludzkiemu uściskowi.
- Nie lubię pożegnań - odparł, kiedy kobieta się od niego odsunęła.
- Może więc do następnego spotkania? - spytał Riker ściskając dłoń ambasadora, a po chwili objąwszy go i poklepawszy po ramionach. Worf odwdzięczył mu się takim samym gestem. Następnie zabrał plecak ze swoimi rzeczami i wspiął się na płytę transportera.
- Do następnego spotkania - powiedział poczym skiną głową młodemu benzycie. Ten nacisną dwa przyciski na swojej konsoli, poczym przesuną po niej lekko ręką i klingon rozpłyną się w niebieskim błysku. Kiedy znikną kapitan Riker oparł się ciężko o ścianę.
Deanna dzięki swoim zdolnościom od razu rozpoznała jego emocje.
- Will? - spytała obejmując go - co się stało?
- Nie wiem - odparł szczerze - odniosłem nagle wrażenie, że nigdy już go nie zobaczę.
- Nie przejmował bym się tak kapitanie - odparł mu benzyta - kto o zdrowych zmysłach chciałby zaatakować klingoński krążownik?
Will skina głową uśmiechając się lekko poczym coś mu przyszło do głowy. Klepną szybko komunikator
- Kapitan do łączności. Przekażcie wiadomość na klingoński okręt w imieniu USS Titan.
- Kanał otwarty, forma przygotowana - dobiegło z symbolu Gwiezdnej Floty - proszę podać wiadomość.
- Qapla'
- Pani admirał, czy możemy porozmawiać? - spytał młody romulanin podchodząc do Seli kiedy statek kurierski niósł ich w stronę przestrzeni Gwiezdnego Imperium.
- Oczywiście Alenie - odparła mu kobieta siadając na koji - o co chodzi?
- Obawiam się, że nie rozumiem jak przekazanie klingonom poufnych informacji może nam w jakikolwiek pomóc.
- Widzisz, mój młody przyjacielu - powiedziała kobieta uśmiechając się - jak zapewne wiesz jedna z najważniejszych wartości dla klingonów jest ich honor. Kiedy odkryją co jest na tym module pamięci będą musieli zareagować, a ich reakcja może nawet doprowadzić do zerwania tego przeklętego sojuszu. Wtedy nasi dyplomacji zaoferują Federacji sojusz. Te pertraktacje co mają się niedługo odbyć będą doskonałą okazją po temu.
- Skąd jednak wiemy, że klingoni w ogóle ruszą placem. Kilkanaście lat temu nawet nie drgnęli kiedy jeden z nich okazał się synem zdrajcy.
- Bo to było kilkanaście lat temu. Od tego czasu pod wpływem Martoka, klona ich imperatora i bardzo ciężkiej, totalnej wojny klingoni de-ewoluowali zaskakująco daleko i zaczynają się stawać tacy, jak kiedy spotkaliśmy ich po raz pierwszy. Honorowi, lojalni, uczciwi, odważni. Jednym słowem całkowicie przewidywalni. Zresztą i nawet kilkanaście lat temu nie do końca 'nawet nie drgnęli'. Straciłam ze czterdziestu agentów, aby powstrzymać zamachowców nasyłanych na niego. Ci na szczęście też byli zacofani i walczyli honorowo, bo jakby snajper gdzieś z daleka nam pieska ustrzelił, czy mu coś zatruli tak jak on wino ówczesnego kanclerza...nawet byśmy nie zipnęli.
- Aha - młody romulanin zamyślił się - a skąd możemy mieć pewność że Federacja zgodzi się na sojusz z nami? Za bardzo nam nie ufają przecież, chyba nawet tak bardzo jak my im.
- Tu po prostu zdamy się na naturę tego państwa. Ono chce za wszelką cenę łączyć i jednoczyć, kogo się da pod swoimi sztandarami, nieważne, jakimi środkami. Przez lata nauczyli się polegać na silnym sojuszniku. Pozbawieni go poczują się zagubieni i osamotnieni, jak dzieci bez przyjaciół. Będą chcieli zapełnić pustkę powstałą po klingonach, a wtedy my ochoczo wyciągniemy do nich przyjazną dłoń. Zainscenizuje się jakąś akcje ratunkową dla ich okrętu, jakieś zewnętrzne zagrożenie albo coś i nim się obejrzymy w szkołach zaczną uczyć nowej wersji standardowego mieszkańca federacji.
- Brzmi to trochę mało wiarygodnie - odparł Alen przyglądając się starszej od siebie kobiecie.
- Mówisz tak dlatego iż znasz jedynie profile psychologiczne najważniejszych oficerów Gwiezdnej Floty, ich obecnej admiralicji, czy załóg najważniejszych okrętów. Zwykła szara masa społeczna jest zupełnie inna. Poza tym nie zapominaj, że jak poprzednio klingoni zerwali sojusz, po tym jak Federacja ich zostawiła, czy wydała bitwę ich flocie, aby bronić ich wroga, to od razu Imperium zaczęło działać względem niej bardziej agresywnie. Możliwe, więc, że klingoni sami pchną Federacje w nasze objęcia.
- Rozumiem - przyznał po przeanalizowaniu tego co usłyszał - a dlaczego nie zaproponujemy sojuszu klingonm?
- Bo oni nie mają w zwyczaju powtarzać czegoś co uznają za błąd. A my musieliśmy wtedy zdobyć te technologie, a nie było nas stać aby ją kupić. Poza tym po tej ciągłej wojnie trzeba by niesamowicie dużo wysiłku, aby zmienić nastawienie klingońskiego rządu do Imperium Gwiezdnego. A z Federacją powinno pójść szybko i łatwo.
- Hmmm... a może by usunąć ich rząd i potem usuwać znowu i znowu aż nie zasiądzie w nim ktoś bardziej nam odpowiadający?
Sela popatrzyła na niego karcąco
- Albo mnie nie słuchałeś albo studiowałeś historie naszych sąsiadów o wiele krócej niż powinien ktoś na stanowisku mojego adiutanta. Powiedziałam przecież, że klingoni przypominają teraz tych z przed kilkuset lat. A jak wtedy jedna rasa usunęła im część rządu i Imperatora to w efekcie klingoni zniszczyli wszystkie statki i instalacje kosmiczne a następnie bombardowali ich planety z orbity tak długo aż stały się niezdolne do utrzymania atmosfery, że o życiu nie wspomnę.
- Aha - odburkną zbesztany romulanin, opuszczając lekko głowę. Seal uniosła mu delikatnie twarz.
- Chodź - powiedziała pokazując miejsce obok siebie - klingoni ograniczyli prędkość statków kurierskich ambasady do Warp 5, potrwa więc trochę nim dolecimy do naszej granicy. Postarajmy się zapełnić czymś ten czas.
Alen uśmiechną się i zaczął ją rozbierać, kiedy Sela gasiła światło.
Kanclerz Martok był zmęczony. Od czterech dni analizował dostarczone dane, bit po bicie, porównywał to z raportami klingońskiego wywiadu, oficjalnymi informacjami federacji, oraz tajnymi aktami Gwiezdnej Floty. I im bardziej wyglądało na to, że informacje dostarczone przez romulan są autentyczne tym bardziej odczuwał swoje lata. Po chwili skończył ostatni test. Wynik był pozytywny. Klingon zaklął szpetnie poczym walna we włącznik komunikatora
- Martok do kapitana At'Ra.
- Tu At'Ra - odpowiedział mu zaspany głos.
- Zbierz radę na tajne posiedzenie w 'pomieszczeniu ciszy' za piętnaście minut. Przekaż też dowódcy chlS'yev iż ma dostarczyć Worfa tutaj, tak szybko jak tylko zdoła.
- luq - dobiegło z komunikatora, już całkiem przytomnym głosem.
C.D.N. ...
Qapla Coen
Koniec jest tylko początkiem.
Cz. II
Porucznik Fernandez wyciągną się wygodnie na fotelu. Gorąca kawa z cynamonem, której kubek trzymał w dłoni nastrajała go optymistycznie. Podobnie jak spokój panujący wokół ziemi o czwartej nad ranem. Fernandez cieszył się z tego przydziału, spokój, jaki tu panował był miła odmianą po okropieństwach wojny, jakie doświadczył na pokładzie USS Roma. Bo kto chciałby zaatakować Ziemie skoro był teraz pokój? A i kto niby zdołał by się tu dostać niezauważony?
- Jak mija psia wachta? - spytała porucznik Sanche podchodząc do niego. Poruszała się jak zawsze bezszelestnie. Mężczyzna zazdrościł jej tej umiejętności, gdyby ją opanował kilka lat temu może nie dostał by nożem od tamtego cardacha.
- San? - spytała kobieta kładąc mu rękę na ramieniu, wyrywając go tym samym z krainy wspomnień.
- Co? A tak - zaczął się motać, ale szybko się otrząsną - a mija nieźle. Chcesz może kawy? Według przepisu mojej babki, z cynamonem.
- Chce - odparła uśmiechając się i bezceremonialnie biorąc jego kubek. Upijając mały łyk przycupnęła na skraju panelu przed konsolą, wyciągając przed siebie swoje zgrabne nogi, lekko opięte materiałem spodni. Fernandez przesuną po nich wzrokiem po raz kolejny przeklinając feministki, które na przełomie wieków wymogły zlikwidowanie mundurów dla kobiet, zawierających spódniczki. San spojrzał w górę i zobaczył rozbawione spojrzenie pani porucznik. Doskonale wiedziała co chodzi mu po głowie.
- Jak kawa? - spytał, bardziej aby coś powiedzieć niż z prawdziwej ciekawości.
- Smaczna - odparła nadal patrząc mu w oczy. Nagle kiedy miała coś powiedzieć jedna z kontrolek na konsoli zapiszczała żałośnie. Porucznik podskoczyła jak oparzona, Fernandez zaś szybko sprawdził odczyty.
- Co się stało? - spytała szybko stając obok Sana i odczytując dane z konsoli.
- Na orbicie ziemi nad San Francisko ujawnia się niezapowiedziany okręt - odparł jej porucznik sięgając do przycisku alarmu.
- Spokojnie - powiedziała chwytając go za rękę - spójrz, to klingoński okręt, i ma transponder priorytetowej misji dyplomatycznej. Pewnie znowu u klingonów jakiś kryzys się stał i będą o tym mówić w porannych wiadomościach.
- Masz chyba racje - San powiedział przyglądając się uważnie Vor'Chy stojącej teraz na orbicie - patrz jak się im śpieszy, ledwo weszli na orbitę a już wysyłają kogoś na planetę. Ciekawe, o co może chodzić.
- Nie zaśnij do rana to może się przekonasz - Sanche położyła mu dłoń na ramieniu i delikatnie zaczęła wodzić palcami po jego szyi. Fernandez spojrzał na nią i zobaczywszy jak usilnie udaje zainteresowanie danymi na konsoli zaczął się zastanawiać czy w 'nie zaśnięciu' nie było przypadkiem jakiegoś podtekstu...
Dwaj klingoni szybko szli w stronę gabinetu prezydenta przez pogrążony w półmroku korytarz. Wiedzieli, że odpowiednie osoby powiadomią prezydenta federacji o ich przybyciu i że będzie już gotowy. Nie mieli jednak zamiaru czekać.
- Panie kanclerzu, ambasadorze, witam na Zie... - zaczął mówić wysoki, szczupły mężczyzna, który wyszedł im na przeciw jak skręcali w ostatni korytarz. Nie był zaspany, ani jego przyodziewek nie sprawiał wrażenia kompletowanego w pośpiechu, najprawdopodobniej, więc był sekretarzem prezydenta na tej zmianie.
- Prowadź do Inyo - przerwał mu Worf, nawet nie zwalniając.
- Prezydent Inyo śpi - zaprotestował sekretarz wyprzedzając obu i starając się zatarasować im drogę.
- To go obudź - warkną Martok spychając go na bok. Zauważyło to dwóch oficerów Gwiezdnej Floty pełniących funkcje przy brązowych drewnianych drzwiach. Podobnie jak cały korytarz były modelowane na późny wiek XIX.
- Panowie nie słyszeli, co pan Ivo powiedział? - spytał jeden z nich, zaś nie widząc jakiejkolwiek reakcji ze strony przybyszów położył dłoń na torsie kanclerza i zatrzymał go siłą. Jego kompan, również człowiek zablokował drogę Worfowi. Martok spojrzał najpierw na zatrzymującą go dłoń potem na swojego przyjaciela...
Jarsh Inyo wygładził poły togi nocnej. Zastanawiało go, o co może kanclerzowi chodzić o tak niemoralnej porze i żaden z domysłów nie brzmiał optymistycznie. Wszedł szybko do swojego gabinetu... i staną jak wryty. Frontowe drzwi zostały wyłamane i leżały teraz mocno pogruchotane na wyściełanej perskim dywanem podłodze zaś na nich leżało dwóch oficerów, pełniących warte przed pomieszczeniem. Nadal oddychali, co Jarsh zauważył z ulgą. Od razu jednak jego uwaga skupiła się na jednookim klingonie żwawo idącym w jego stronę.
- Panie prezydencie - warkną Martok zatrzymując się tuż przed nim i wciskając mu padd do ręki - musimy o czymś poważnie porozmawiać...
- Data Gwiezdna 23496.5
Operacja 'Najemnik' została przygotowana. Jak doniósł nasz agent w admiralicji romulanskiej Marynarki Gwiezdnej, siły uderzeniowe zostały już zebrane i mają wyruszyć w ciągu najbliższych 21 godzin. Najprawdopodobniej, więc romulanie chwycili przynętę.
Data Gwiezdna 23504.3
Placówka na Khitomer została zmasakrowana. Romulanie w pełni łyknęli podrzucone przez nas dane o budowanej tam bazie nasłuchowo-wywiadowczej i zbombardowali z orbity cały posterunek, razem z okolicami. Szacowana obecnie liczba klingońskich strat to 3500 osób, jednak prawdopodobnie będzie więcej. Ambasador Rybanov dostarczył nam informacje, że na Qo'noS wrze. Kanclerz K'mpec zapewne spróbuje uzyskać wsparcie Federacji w wojnie przeciwko Imperium Gwiezdnemu. Teraz już wszystko w rękach Rybanova
Data Gwiezdna 23791.7
Rybanov zdołał przekonać Wysoką Rade iż Gwiezdna Flota nie jest w stanie wspomóc Sił Obronnych tak długo jak wojska cardassiańskie prowadzą ofensywę. W związku z tym K'mpec rozkazał odłożenie inwazji na romulan i zgodził się wysłać siły klingońskie do walki z Unią. Druga i Piąta Armada wyruszyły przed godziną.
Data Gwiezdna 38810.8
Kontrofensywa zepchnęła wojska Unii Cardassiańskiej na dwanaście lat świetlnych w głąb ich terytorium. Korpus dyplomatyczny ma jak najszybciej rozpocząć rozmowy pokojowe z Unią i przeciągać je jak się da, gdyż jak tylko skończy się ten konflikt klingoi zażądają od nas pomocy w uderzeniu odwetowym za Khitomer. Zawsze można by co prawda odmówić, jednak w obecnych czasach nie było by to zbyt rozważne, gdyż K'mpec mógłby odczuć to jako zdradę i przestać respektować warunki sojuszu.
Data Gwiezdna 46810.5
Wraz z końcem wojny z cardassianami podliczono zyski z operacji najemnik. Straty klingonskie wyniosły niespełna 58 000 osób. Jakbyśmy nie wciągnęli ich w ten konflikt było by to 58 000 obywateli Federacji. Dodatkowo Klingońskie Siły Obronne straciły trochę statków, oraz duże ilości paliwa konieczne na przebycie całej przestrzeni Federacji w celu dolotu do linii frontu. Minusem natomiast jest fakt, iż Rada Federacji uległa klingonom, serwisując i naprawiając ich statki w naszych bazach za darmo
- Martok skończył czytać i spojrzał po zebranych oskarżycielsko. Po jego przemówieniu w gabinecie prezydenta zapanowała głucha nisza, nikt z zebranej admiralicji nie wiedział, co o tym myśleć. Pierwsza nie wytrzymała najmłodsza w tym gronie
- Co to niby ma być? - spytała admirał Janeway - co ty sobie myślisz? Może nie było mnie przez parę lat ale czy ten zakątek kosmosu aż tak się zmienił od tego czasu? Zjawiasz się tu nieproszony, w środku nocy z jakimś, niewiadomo czym i oczekujesz...
- To jakieś niewiadomo co - wtrącił się Worf, stojący do tej pory w milczeniu przed jednym z antycznych obrazów w gabinecie prezydenta. Nie odwrócił się nawet, lustrując artyzm pracy przedstawiającej bitwę pod Termopilami, mówił natomiast zaskakująco spokojnie jak na kogoś kto niedawno wywarzył strażnikiem drzwi - to oficjalny raport tajnej komórki wywiadu Gwiezdnej Floty zwanej Sekcją 31. To taka kwint esencja Federacji; zdradliwa, podstępna i okrutna.
- Zapomina się pan komandorze - sykną cicho admirał Ross.
- Nie - odparł mu klingon poczym odwróciwszy się do admiralicji i prezydenta, cisną na ziemie swój komunikator - z chwilą obecną składam wypowiedzenie.
Wszyscy zebrani patrzyli przez chwile jak urzeczeni w leżący na ziemi symbol Gwiezdnej Floty. W końcu prezydent odetchną głęboko
- Będę potrzebował potwierdzić autentyczność tego raportu.
- Prószę bardzo, choć wynik będzie tylko jeden. On jest autentyczny - odparł obojętnie kanclerz.
- W porządku Martok... czego żądasz? - Jarsh spojrzał w jedyne oko przywódcy Imperium.
Klingon ruszył w jego stronę, naciskając klawisz na paddzie i podając go prezydentowi.
- Wszystkiego co jest na tej liście. - powiedział posępnie.
Inyo zaczął czytać na głos
- Ujawnienie istnienia Sekcji 31 wraz ze wszystkimi jej zbrodniami społeczności międzynarodowej, przekazanie jej przywódców Imperium Klingońskiemu w celu osądzenia i skazania za zbrodnie przeciw Imperium, wypłacenie reperacji pokrywających straty materialne poniesione przez Imperium - w tym momencie prezydent przerwał na chwile i spojrzał na kanclerza uważnie - i układ Sikorskiego.
- Układ ten skolonizowano zaledwie 5 lat temu - powiedział spokojnie Martok - znajduje się tam na planecie klasy O licząca niecałe trzy tysiące osób kolonia andorian. To raczej nie wiele za prawie 60 000 ofiar.
- A co jeśli nie zgodzimy się na te warunki? - spytał milczący do tej pory admirał Sumal, typowo volkańskim, pozbawionym emocji głosem.
- Wtedy sojusz zostanie zerwany - warkną kanclerz, jednak opanował gniew i splótłszy ramiona na piersi dorzucił spokojnie - a co jeszcze, będzie zależne od mojego humoru.
- Radzę ograniczyć swoje inwazjonistyczne humory - powiedziała spokojnie Janeway, uśmiechając się lekko - przywiozłam z kwadrantu delta dość technologii aby odeprzeć atak Borg. Na wasze marne siły wystarczył by pierwiastek tego potencjału.
- Doprawdy? - odpowiedź Martoka zdziwiła panią admirał, była bowiem przepełniona ironią - a jakąż to technologie ma pani na myśli? Czy aby nie generator niezniszczalnego pancerza ablacyjnego?
- Chociażby - przyznała, jednak jej pewność sobie gdzieś prysła. Klingon parskną i wyciągną z kieszeni płaszcza federacyjny moduł z danymi i umieścił w gnieździe wyświetlacza pod dużym ekranem na ścianie. Momentalnie pojawił się na nim obraz przedstawiający godło Zjednoczonej Federacji Planet, które po chwili zastąpił obraz stojącego w bezruchu okrętu klasy Sovereign. Z głośników poleciały czyjeś słowa
- Oto skończyła się era, w której drżeliśmy przed Borg. Mamy teraz sprawdzone i skuteczne środki obrony. W przypadku kolejnej inwazji kolektywu na Federacji, ten okręt: USS Invincible, pierwszy wyposażony w przywiezioną z przyszłości technologie pancerza, zablokuje drogę wrogiemu sześcianowi i będzie go atakować tak długo aż zniszczy. Oto widok, jaki napotka Borg, jeśli wstawi ponownie nos w nasz kwadrant. - w momencie kiedy to powiedziano na pokazanym teraz z dużo bliższa kadłubie Sovereign'a zaczęły materializować się płyty pancerza. Jednak już trzecia z nich zamiast pokrywać równo krzywiznę poszycia wbiła się w niego jak ostra siekiera w spróchniale drzewo. Z urywkowych, przekrzykujących się głosów można było się dowiedzieć, iż nie dość ze kolejne płyty pancerza pojawiały się wewnątrz kadłuba okrętu, to jeszcze cały istniejący już zaczął się do siebie zbliżać, gnąc duranowo-trytanowe pokłady jakby były z papieru. Ktoś krzykną aby przenieść z Invincible załogę, jednak ktoś inny przypomniał mu że okręt ten został wyposażony w rozpraszacze transportu, aby drony nie mogły się nań dostać. Po kilkunastu sekundach proces generacji pancerza się zakończył, a rozerwany kadłub zaczął odpadać... ukazując płyty pancerza ułożone w kształt Intrepida. Chwile potem w wyniku eksplozji zgniecionego rdzenia nawet pancerz został rozerwany na strzępy. W tym momencie projekcja się skończyła a Martok wyciągną moduł i schował do kieszeni.
- Przy okazji - powiedział patrząc z politowaniem na Janeway - to dlatego dostałaś stołek admirała. Cała wasza admiralicja, za wyjątkiem admirała Rossa i admirał Lacher, którzy byli akurat za daleko, aby zdążyć na ów pokaz, była na pokładzie Invincible, a bardzo niewielu kapitanów chciało porzucić wolność kapitańskiego fotela i po prostu - klingon zawiesił na chwile głos - nikt inny nie chciał tego stanowiska. Choć pewność iż siedząc za biurkiem nie zgubisz kolejnego okrętu, też mogła mieć jakiś wpływ.
Pani admirał wrzała z wściekłości, spróbowała się opanować jednak w jej głosie dało się wyczuć agresje
- Generator pancerza to tylko jedna z wielu technologii, jakie zyskaliśmy dzięki Voyager'owi. Jest wiele innych które mogą przerobić wasze okręty w obłoczki cząstek.
- Masz na myśli torpedy transfazowe? - spytał klingon uśmiechając się drapieżnie i sięgając do innej kieszeni płaszcza. Ross podszedł do niego szybko
- Proszę, nie - wykrztusił kładąc Martokowi dłoń na ramieniu. Kanclerz spojrzał admirałowi w oczy i jedynie kiwną głową. Rozpoznał bowiem w jego oczach ból ojca który stracił syna, sam rozpoznawał go w lustrze od czasu śmierci Draxa w czasie bitwy o układ Chon'Toka. A jak wiedział, Fox Ross, syn admirała był pierwszym oficerem na USS Bearcat, na którym testowano torpedy transfazowe, i który wyparował, kiedy pierwsza z nich eksplodowała w wyrzutni.
- Warunki które podałem - powiedział zwracając się do prezydenta - nie podlegają negocjacjom. Czekam maksymalnie trzy godziny na waszą odpowiedź.
Powiedziawszy to podszedł do Worfa i klepną swój komunikator. Nie musiał nić mówić, od razu obaj zostali przeniesieni na pokład czekającego na orbicie okrętu...
Prezydent Inyo podszedł do zdobionej na złoto, antycznej komody i wyją z niej butelkę rumu i nalał sobie do pokaźnego kieliszka.
- Ktoś jeszcze się napije? - spytał sięgając po kolejne. I Ross i Janeway zgłosili się od razu, tylko volkański admirał sobie odpuścił. Jarsh podał dwójce pozostałych ich kieliszki i sam upił drobny łyk ze swojego.
- I co wy na to? - spytał przesuwając w stronę admirałów klingoński padd.
- Może to wszystko to jakieś kłamstwo lub nieporozumienie? - spytała Katheryn z nadzieją w głosie.
- Wątpię - odparł jej Ross - zanim Benjamin odszedł do swoich Proroków sporo opowiedział mi o tej Sekcji jako ze miał z nimi doczynienia. Taka akcja jak w tym raporcie opisana...to całkowicie w ich stylu. Poza tym Martok nie przybył by tu w ten sposób jakby wszystkiego nie sprawdził co najmniej trzy razy. Możemy uznać ze to się naprawdę wydarzyło.
- Pytanie co z tym zrobić - prezydent upił kolejnego łyka z już prawie pustego kieliszka - jeśli przystaniemy na warunki Martoka będziemy musieli przyznać się oficjalnie do istnienia takiej organizacji. Cały autorytet Federacji legnie w gruzach, a rozpoczęliśmy przecież rozmowy akcesyjne z trzema rasami zdolnymi do lotów Warp.
- Jeśli tego nie zrobimy to klingoni sami ujawnią jej istnienie - odparła pani admirał dopijając do końca zawartość kieliszka.
- Pytanie tylko kto im uwierzy - odezwał się nagle Sumal, zaś widząc pytające spojrzenia wszystkich pozostałych szybko zaczął wyjaśniać - W 2223 roku dwa nasze okrętu złamały traktat pokojowy z klingonami zawarty niecały rok wcześniej, zajmując klingońską kolonie i rozpoczynając tym samym drugą wojnę z klingonami. Rozdmuchali to wtedy na cały kwadrant a i tak nikt im nie uwierzył i wszyscy nadal twierdzą, że Federacja nigdy nie atakowała pierwsza i nie złamała traktatu pokojowego. Teraz będzie można zrobić podobnie. Jak tylko Martok wygłosi swoją wersje, nasz przedstawiciel ogłosi iż to wierutne kłamstwo zaprojektowane jako usprawiedliwienie zerwania sojuszu i prawdopodobnie jakiejś planowanej ofensywy przeciw nam.
- A właśnie - wtrącił prezydent i zwrócił się do admirała Rossa - jak wyglądały by nasze szanse w przypadku takiej ofensywy?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć - admirał usiadł na skórzanym, głębokim fotelu, przed dębowym biurkiem prezydenta - z jednej strony Klingońskie Siły Obronne z wszystkich flot biorących udział w wojnie z Dominium poniosły największe straty, z drugiej jednak klingoni całymi garściami czerpali z doświadczeń tej wojny, tworząc nowe i ulepszając stare technologie. My nie wzięliśmy nawet grama, najpierw wszystkich naukowców zaprzęgając do ściągnięcia Voyager'a do domu a potem próbując zrobić jakiś użytek z przywiezionych przezeń technologii. Pierwszy cel się udał, w drugim straciliśmy pięć okrętów kilka tysięcy osób i w efekcie zyskaliśmy technologie pozwalająca usprawnić rozprowadzanie plazmy w napędzie o 3-5%.
- Uprzedzałam, iż moja wersja z przyszłości zabraniała majstrować przy technologii z przyszłości, ale nie chcieliście słuchać - powiedziała Janeway - ona została przystosowana tylko i wyłącznie do Voyager'a i nie będzie działać, lub nie będzie działać poprawnie na żadnym innym okręcie. Sam Voyager jest jednak w pełni sprawny i wyposażony w te zabawki. Skoro rozgromił Borg to klingonów nawet nie zauważy.
- Jest tutaj jednak jedno ale - zauważył Ross - Voyager w pancerzu nie może latać w Warp, zaś proces generacji trwa chwile. Zakamuflowane jednostki klingonów mogły by podejść go w nieosłoniętym stanie i zastać jak średniowiecznego rycerza na poboczu drogi ze spuszczonymi gaciami.
- Może dałoby się zmodernizować go do standardu bojowego? - spytał prezydent.
- Nie było by to rozważne - odparł volkan - zmiana specyfikacji okrętu mogła by wpłynąć na technologie z przyszłości, która przestała by rozpoznawać Voyager'a jako Voyager'a i spotkał by go los innych okrętów.
- A więc jesteśmy na poziomie technologii sprzed prawie pięciu lat ze straszakiem który może okazać się niewystarczający - Inyo ocenił trzeźwo sytuacje - zaś niedługo zostaniemy bez potężnego sojusznika.
- Może niekoniecznie - zauważył Sumal. Ponownie wszyscy spojrzeli na niego uważnie - nasza delegacja pod przewodnictwem USS Titan rozpoczęła niedawno negocjacje z romulanami. Imperium Gwiezdne nie pragnęło by niczego bardziej niż sojusz, który można by skierować przeciw klingonom.
- Jakby nie był pan volkanem to bym powiedział, że pan żartuje - odparł od razu Ross - klingoni mieli raz sojusz z romulanami i zostali przez okradzieni i zaatakowani, poza tym Martok rozgłosi wszem i wobec jaka to federacja jest zdradziecka i kłamliwa do kwadratu. Dodatkowo jak tylko zawrą z nami układ romulani rzucą się klingonom do gardeł i pociągną nas za sobą. Dodatkowo wielu kapitanów upodobni się do Picarda pod względem fryzury po tak gwałtownej zmianie stanowiska.
- My nie musimy być tak nierozważni jak klingoni - zauważył prezydent który zaczął się dogłębnie zastanawiać nad słowami Sumala - możemy kontrolować romulan, trzymać ich krótko, oraz pilnować aby nie zdobyli od nas niczego czego sami nie będziemy chcieli im dać.
- Podobnie zaś jak w przypadku ogłoszenia, przez klingonów istnienia Sekcji, jeśli odpowiednio to rozegramy to nikt im nie uwierzy. - zauważyła Janeway - powiemy iż sojusz ma zapewnić Federacji bezpieczeństwo przed atakiem klingonów, do którego przygrywką są ich akcje dyplomatyczne i oszczerstwa. Zaś jeśli do ataku nie dojdzie to ogłosimy, że to dzięki sojuszowi, że klingoni po prostu się wystraszyli.
- Dodatkowo akty współpracy, jakie cechowały oba nasze narody w ciągu ostatnich lat, posłużą za podwalinę zmiany stanowiska Federacji względem Imperium Gwiezdnego - dorzucił Inyo, a z głosu jakim mówił wynikało iż coraz bardziej mu się ten pomysł podobał - Natomiast co do tego że romulanie rzucą się na klingonów? Cóż... Martok sam będzie wszystkiemu winien, mógł nie zrywać sojuszu. Trzeba będzie jednak odpowiednio z romulanami te kwestie omówić, tak aby od razu nie wciągnęli nas w wojnę.
- Ciągle pozostaje kwestia naszych własnych ludzi - odparł Ross. Widać było iż jemu najbardziej się ten problem nie podobał, rzucił więc z przekąsem aby nie doszło do jakichś nieprzewidzianych sytuacji, potrzeba by było zduszać wszelkie niezadowolenie w zarodku, a aby robić to na wyższych stanowiskach od kapitańskiego potrzebowalibyśmy naszej własnej tajnej policji.
- Taka organizacja już istnieje - powiedział volkan wywołując tym samym ogromne zdziwienie wszystkich - nazywa się Pretorianie i do tej pory działała w małym zakresie. Przy odpowiednim wsparciu od całych władza a nie tylko kilkorga senatorów będą mogli swoim zasięgiem objąć cała Federacje.
Usłyszawszy to prezydent uśmiechną się szeroko, miał już, bowiem wyjście z sytuacji a wiedział, że bez problemu nakłonią do niego Rade Federacji. Janeway również to odpowiadało, znaczyło to bowiem iż ten klingon który śmiał odnosić się do niej w ten sposób odejdzie z kwitkiem. Jedynie Rossowi ten układ wybitnie się nie podobał.
Martok siedział wygodnie w swojej kajucie, z nogami wyłożonymi na kamienny stół. Ostrożnie ostrzony sztylet lśnił lekko w słabym oświetleniu pokoju.
- Jeszcze trochę i wydepczesz dziurę w pokładzie - rzucił w stronę Worfa chodzącego tam i powrotem od ściany do ściany. Były oficer Gwiezdnej Floty warkną tylko głośno. Jeszcze nigdy nie był taki wściekły, nawet kiedy zabito Keylar i Jadzie. Świadomość tego, że całe życie służył ludziom odpowiedzialnym za śmierć jego rodziny paliła go jak żywy ogień. Ledwo co nad sobą panował w gabinecie prezydenta aby nie rzucić się na zebranych i nie poskręcać im karków. A teraz czekanie na ich odpowiedź go po prostu dobijało. Nagle zapiszczał komunikator i Martok szybko go klepną
- Co jest? - rzucił nie przestając pracować nad ostrzem sztyletu.
- Jest odpowiedź z Ziemi - powiedział kobiecy głos - tylko trzy słowa: Nie zgadzamy się.
W pokoju rozległ się głuchy brzdęk kiedy pięść Worfa z całej siły trafiła w jeden ze wsporników. Martok zaś zdjął nogi ze stołu
- Podnieść maskowanie, kurs na Qo'noS, maksymalna prędkość.
- luq - dobiegło z komunikatora.
- Nie mogę w to uwierzyć - warkną Worf. Widać było że jest jak wulkan gotów do eksplozji. Martok pokiwał głową i wyją z szuflady stołu małe zawiniątko. Rozsupłał materiał noszący barwy Sił Obronnych i podsuną go swojemu przyjacielowi.
- Co to? - spytał były oficer federacji podchodząc do stołu.
- Propozycja - odparł mu kanclerz. Wewnątrz zawiniątka znajdował się klingoński komunikator i dystynkcje kapitana. Widząc je Worf spojrzał uważnie na przyjaciela, ten zaś przetarł ostrze sztyletu szmatką i schował go do pochwy.
- Otrzymał byś dowództwo nad krążownikiem - powiedział kanclerz - jesteś rewelacyjnym oficerem, a po zerwaniu sojuszu nadejdzie czas wojenny. Niekoniecznie z Federacją, ale wiele zaściankowych potęg uzna to za oznakę słabości i rzucą się na Imperium jak sępy na padlinę. Siły obronne będą musiały im pokazać, że ta padlina jest równie niebezpieczna, jak przed zerwaniem sojuszu.
Worf wziął do ręki komunikator i krążek z wygrawerowanymi liniami kapitana i kiwną tylko głową.
Sumal wszedł szybko do budynku Konsulatu Volkańskiego na Ziemi i pewnie skierował się do gabinetu szefa sekcji naukowej. Totak już tam na niego czekał. Był zupełnym przeciwieństwem admirała: młody, wysoki i szczupły, poruszał się z gracją drapieżnika, z którego wyewoluowała ta rasa. Jak tylko Sumal zamkną za sobą drzwi szef departamentu naukowego nacisną ornament na oparciu fotela w odpowiednich miejscach i cały pokój został otoczony polem tłumiącym.
- I jak poszło? - spytał szybko admirała.
- Perfekcyjnie. Kiedy będziesz mógł przekaż Seli, że delegacji Federacji otrzymali polecenie dyskretnego rozpytania się o ewentualny sojusz. Niech zadba o to aby nasi delegaci udzielili odpowiednich odpowiedzi - odparł mu admirał, przyjmując szklankę z niebieskim płynem podaną przez Totaka.
Tydzień później w transmitowanym na cały kwadrant przemówieniu Martok wyjawił prawdę o masakrze Khitomer i zerwał sojusz oraz wszelkie oficjalne kontakty z Federacją. Dodał jednak że jeśli komuś z jej obywateli nie uśmiecha się życie w tak zdradzieckim kraju to w Imperium Klingońskim znajdzie się dla nich miejsce. Kilka godzin później prezydent Zjednoczonej Federacji Planet oskarżył Imperium Klingońskie o składanie kłamliwych oświadczeń, którymi próbują oni usprawiedliwić zerwanie sojuszu i zapewne plany zbrojnej agresji przeciw Federacji, na która jest ona jednak odpowiednio przygotowana.
W efekcie w obu kwadrantach zawrzało, zaś zarówno Klingońskie Siły Obronne, jak i Gwiezdna Flota zanotowały ponad trzydziestokrotny wzrost aktywności okrętów pomniejszych mocarstw graniczących z obiema potęgami, w czym szczególny prym więdli Cardassianie, których okręty z niezwykłą intensywnością poczęły gromadzić się przy granicach układów oddanych zwycięzcom Wojny z Dominium jako reperacje wojenne. Federacja miała jednak jeszcze jednego asa w rękawie. Ratyfikowany niecały miesiąc później traktat z Norkan oznaczał powstanie nowego sojuszu obronno-ekonimicznego pomiędzy Zjednoczoną Federacją Planet i Romulańskim Imperium Gwiezdnym. Oznaczało to koniec jednej ery. A jej koniec ozaczał tylko początek następnej, zapowiadającej się na o wiele brutalniejszą i krwawszą. ...
Qapla Coen