„Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego jako zbiór opowieści biograficznych
Gustaw Herling-Grudziński w „Innym świecie” opisuje historie ludzi, z którymi zetknął się w obozie. Niektóre usłyszał osobiście, inne zaobserwował.
Historia młodej dziewczyny, zgwałconej przez bandę „urków” należy do tych zaobserwowanych przez autora. Grudziński, leżąc na pryczy w baraku, nie mógł zasnąć. Zauważył, że w pewnym momencie Kowal i jego siedmiu kolegów, ujrzeli przez okno coś co skłoniło ich do wyjścia na dwór. Była ciemna noc. Autor przetarł oszronioną szybę i obserwował. Widział jak między barakami szła młoda dziewczyna. Szła prosto w pułapkę zastawioną przez mężczyzn. Miała szeroką twarz osłoniętą chustą, ramiona rozłożyste. Kiedy pierwszy napastnik próbował ją złapać, uderzyła go i przewrócili się oboje. Poradziłaby sobie, gdyby nie to, że ich było ośmiu. Pozostali ją złapali i gwałcili, każdy po kolei. Po godzinie mężczyźni wrócili, brakowało tylko Kowala, który odprowadził dziewczynę do baraku kobiecego. Nazajutrz Marusia, tak miała na imię, przyszła do mężczyzn. Miała jeszcze posiniaczoną twarz, ale była ładnie ubrana. Została dziewczyną Kowala. Przychodziła codziennie, zastawała na noc i wychodziła przed świtem. Jej obecność doprowadziła do rozłamu w grupie „urków”. Kolegom Kowala nie podobało się, że mężczyzna chodzi półprzytomny i senny, że nie jest już tak wydajny w pracy jak kiedyś. Doszło do konfrontacji, początkowo Kowal próbował się stawiać, ale zdał sobie sprawę z bezsensowności swojego zachowania. W ramach zgody pozwolił kolegom gwałcić dziewczynę. Marusia miała w oczach bezgraniczną i podeptaną miłość. Nie przyszła więcej do baraku, a trzy dni po zajściu odeszła z etapem więźniów do Ostrownoje.
W obozie często przebywały osoby zupełnie niewinne, którym stawiano bezsensowne zarzuty. Tak było z „zabójcą Stalina”. Mężczyzna był wysokim urzędnikiem w jednym z komisariatów ludowych. Pewnego razu, kiedy podpił sobie, założył się ze swoim przyjacielem, że pierwszym strzałem trafi w oko Stalina, którego podobizna wisiała na przeciwległej ścianie. Minęło kilka miesięcy, mężczyzna zapomniał o tym incydencie. Niestety pokłócił się o coś z przyjacielem, który doniósł NKWD o tamtej sytuacji. Oficerowie przeszukali biuro i znaleźli podziurawiony obraz. Akt oskarżenia wystawili na miejscu, mężczyzna dostał dziesięć lat, po siedmiu przedłużono mu wyrok. To go załamało. Zmarł w obozie, utraciwszy zupełnie nadzieje na wolność. Pod koniec życia zaczynał popadać w obłęd, przez tyle lat nie wiedział za co cierpi, więc przyjął, że popełnił czyn za który go skazano. Uważał się za zabójcę Stalina.
Równie nieprawdopodobna i trudna do uwierzenia jest historia Michaiła Stiepanowicza. Był on znanym i utalentowanym aktorem. Cechowała go postawa głębokiej wiary, że zasłużył na wszystko co go spotkało. O swoim losie opowiadał z powagą, jakby mówił o prawdziwej zbrodni. Nie rozumiał jak człowiek niewinny może odbywać karę, więc uwierzył w swoją winę.