wiana Wychowanie seksualne


Wychowanie seksualne

Link: http://hpforum.ok1.pl/viewtopic.php?t=1508&postdays=0&postorder=asc&start=0

Autor: wiana

Beta: gosiazlata

Gatunek: Humor/Romance

Stan: niedokończony

Uwagi: sceny erotyczne, opowiadanie chyba typu PWP (penis w potrzebie), to opko powstało na potrzeby Kłótni i nauczenia się ładnego opisywania Scen; pojawienie się kolejnych 4 rozdziałów zależy od Gosi a reszty od tego kiedy je napiszę ;)

Smacznego! :D

***

- Ale o co wam chodzi? Przecież mężczyzna nie może zajść w ciążę. - Harry nie rozumiał, skąd nagle u wszystkich takie zainteresowanie jego życiem seksualnym. Dopiero co odkrył, że jest gejem i przespał się z Seamusem. No dobrze, przespał, to było zbyt mocne słowo. Tylko się całowali, dotykali i ogólnie robili sobie dobrze. A teraz, sam nie wiedział, jakim cudem znalazł się w gabinecie dyrektora razem z Syriuszem i Remusem. I dlaczego, do licha, wszyscy zgromadzeni byli tacy poddenerwowani i ciekawscy. Dumbledore zrobił minę dziwniejszą niż zwykle. - Może…?

- Tak, Harry. Czarodziej może zajść w ciążę równie naturalnie co czarownica. A jeżeli jest w dodatku potężny magicznie, to dzieje się to jeszcze łatwiej. - Dyrektor wyjaśnił zszokowanemu nastolatkowi coś, co pewnie każdy, kto wychowywał się w świecie czarodziei wiedział od małego. - Na szczęście do niczego poważnego między tobą a panem Finninganem nie doszło. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybyście w swej niewiedzy nie użyli stosownych zabezpieczeń. Wojna z Voldemortem wciąż trwa. Nie możemy pozwolić sobie na taki błąd.

Harry nadal nie mógł wyjść z szoku. Popatrzył oniemiały z otwartą buzią na dyrektora, a potem przeniósł swoje wielkie, zielone, wytrzeszczone oczy na Syriusza i Remusa, którzy gorliwie przytaknęli Dumbledore'owi. Znów spojrzał na starszego czarodzieja.

- Czyli co? Wystarczy, że raz się z kimś prześpię i od razu, albo ja, albo ten ktoś…? - Chłopak nie mógł tego zrozumieć.

- Niestety tak. I obawiam się, że w twoim przypadku zwykłe zabezpieczenia nie będą wystarczające. - Dumbledore ze smutkiem pokiwał głową.

- Nie rozumiem. Jak…? Przecież ja nie jestem kobietą… Przecież do tego potrzebna jest macica, czy coś takiego… - Harry próbował sobie przypomnieć, czego uczono go na temat rozmnażania ludzi na lekcjach biologii, w mugolskiej szkole. Niestety, niewiele z niej pamiętał.

- Widzę, że Hogwart naprawdę potrzebuje drobnej modernizacji. - Albus zaczął głaskać palcami swoją długą, srebrzystą brodę.

- Co masz na myśli, Albusie? - zapytał Lupin, już spokojniejszy niż na początku rozmowy. Harry zachodził w głowę, co takiego mógł sobie Remus myśleć o całej sytuacji, że był taki poddenerwowany. Czyżby to, że Harry nie zastosował zabezpieczeń, bo miał kaprys zajść w ciążę i przez to dać Voldemortowi dziewięć miesięcy ułatwionej pracy? Przecież to było śmieszne!

- Mam na myśli wprowadzenie zajęć z Wychowania Seksualnego - uśmiechnął się Albus. - I nawet wiem kto je poprowadzi!

***

- Żartujesz…Harry, powiedz mi, że żartujesz! - Ron był niemal tak zielony na twarzy, jak szpinak na jego talerzu.

- Nie żartuję. Dumbledore postanowił wprowadzić obowiązkowe zajęcia Wychowania Seksualnego dla szóstego roku i zainteresowanych. - Harry sam nadal nie mógł w to uwierzyć. - McGonagall będzie prowadziła zajęcia z dziewczynami, a Snape z chłopakami.

- O nie, to ohydne! - Rudzielec odsunął swój talerz, nie mogąc w tej chwili nic przełknąć. - Wyobrażasz sobie Snape'a mówiącego o seksie? To będzie co najmniej niesmaczne!

- Więc lepiej przygotuj się do tego psychicznie, bo zajęcia zaczynają się w ten piątek, po kolacji. - Harry upił łyk soku z dyni i spojrzał na stół nauczycielski. - Zresztą wydaje mi się, że Snape też nie jest tym zachwycony. A McGonagall po raz pierwszy wygląda, jakby chciała własnoręcznie zamordować Dumbledore'a. Może nie będzie aż tak źle. Przynajmniej będzie się z czego pośmiać.

***

Wszyscy chłopcy z szóstego roku i kilku spoza, siedzieli w jednej z nieużywanych klas na piętrze, przystosowanej specjalnie do nauczania tego… przedmiotu. Snape'a jeszcze nie było, więc w powietrzu unosiły się szepty i chichoty. Część była rozbawiona, część wyraźnie poddenerwowana, jednak wszyscy podziwiali z zainteresowaniem nowy wystrój klasy. Z przodu, obok katedry znajdował się duży model mężczyzny, a raczej jego kawałek od pasa do połowy ud. Patrząc z boku na przekrój manekina, było widać organy wewnętrzne, o części których Harry nawet nie wiedział, że istnieją. Na ścianach były różne schematy, pokazujące powstawanie plemników, czy pouczające dlaczego warto używać zabezpieczeń. Nagle przy podwyższeniu pojawił się skrzat domowy i zostawił na nim kosz bananów, na których widok zgromadzeni chłopcy wybuchnęli śmiechem.

- Myślicie, że będzie nas uczył, jak komuś zrobić dobrze? - Dean mruknął do Gryfonów.

- Raczej jak się nakłada gumę. - Seamus zarumienił się lekko, gdy koledzy na niego spojrzeli. - No co? Kuzyn mi mówił, o tym co mieli na tych zajęciach w mugolskiej szkole. Tyle, że tam były klasy mieszane, a nie dziewczyny oddzielnie.

- Ciekawe, czy o cyklu u dziewczyn też będzie mówił. - Jakiś Puchon myślał na głos. - I o ciąży.

- Moja mama powiedziała, że w Bauxbaton na takich zajęciach profesorka dała wszystkim do wypicia eliksir, który wywoływał symulację ciąży. Dziewięć miesięcy w dziewięć dni. - Krukon po prawej skrzywił się. - Mam nadzieję, że Nietoperz nam tego nie zrobi.

- Znając go… - Ktoś zaczął, ale nie skończył, ponieważ w tym momencie drzwi sali otworzyły się i do środka wmaszerował zły Mistrz Eliksirów. Jego twarz była wykrzywiona w strasznym grymasie, a na policzkach kwitł delikatny rumieniec. Stanął przed katedrą i w klasie nastała absolutna cisza. Profesor zaczął wykład, starając się nie patrzeć na uczniów. Harry wpatrywał się w niego wielkimi oczami. Nie co dzień widzi się Severusa Snape'a oblanego rumieńcem zawstydzenia.

- Na początek dzisiejszych zajęć, zajmiemy się krótkim opisem budowy zewnętrznej… męskiego ciała, a następnie przejdziemy do zewnętrznych form zabezpieczeń. - Snape powiedział to tak, jakby mówił o jakiś składnikach do eliksirów. Więc Seamus jednak miał rację, jeżeli chodziło o przeznaczenie bananów. Mistrz Eliksirów machnął różdżką w stronę modelu i ten obrócił się tak, by klasa widziała wygląd zewnętrzny, a nie przekrój.

- Dla tych, którzy jeszcze nigdy w życiu nie widzieli - Snape zaczął z przekąsem - jest to model mężczyzny. To jest penis, tu znajdują się jądra, a to się nazywa napletek. Nadążacie? - Czarodziej kontynuował, pokazując wskaźnikiem to o czym mówił. Z jego ust, ani na chwilę nie zniknął kpiący uśmieszek. - A teraz, pan Potter podejdzie i na tym oto bananie pokaże nam, w jaki sposób należy nakładać prezerwatywę, skoro te zajęcia są głównie po to, by nadrobić jego braki w przedmiocie.

Ślizgoni zawyli z uciechy i nawet kilku uczniów z innych domów parsknęło śmiechem. Harry gapił się na swojego profesora, który w jednej ręce już trzymał banana, a w drugiej opakowanie z prezerwatywą. Oczywiście, Snape nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z okazji, by upokorzyć Gryfona. Chłopakowi coraz mniej podobały się te zajęcia. A to był dopiero początek. Miał tylko nadzieję, że Nietoperz nie każe mu pokazywać wszystkiego…

Wstał niepewnie i podszedł do profesora, czerwieniąc się wściekle, gdy do jego uszu doszły szeptane docinki Ślizgonów. Snape podał mu prezerwatywę, wciąż trzymając banana i popatrzył na niego z satysfakcją. Harry, starając się nie spoglądać w te hipnotyzujące, czarne oczy i próbując nie zwracać uwagi na chichoty i kpiny patrzących na niego uczniów, rozerwał trzęsącymi się dłońmi ochronne opakowanie prezerwatywy o smaku czekolady. Tylko spokojnie, wyobraź sobie, że jesteś tylko ty i banan. Powiedział sobie w duchu i wziął głębszy oddech, by się uspokoić.

- Dalej Potter, nie będziemy przecież czekać aż ten banan się zestarzeje. Wtedy nie będzie już z niego żadnego pożytku - warknął Snape i podsunął mu banana niemalże pod oczy, wywołując tym kolejną salwę śmiechu wśród Ślizgonów. Harry nasunął prezerwatywę na banana, przytrzymując go lewą dłonią i od razu się cofnął, czerwony na twarzy niczym dojrzała wiśnia. - Niech pan jeszcze nie ucieka, panie Potter. Jeszcze nie skończyliśmy.

Snape bawił się wyśmienicie, Harry był tego pewien. Nie musiał nawet patrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że była wykrzywiona w złośliwym uśmieszku.

- Oczywiście większość czarodziejskich prezerwatyw jest dodatkowo wzmocniona odpowiednimi zaklęciami, jednak nie stanowią one żadnej przeszkody dla silnie magicznych czarodziei. - Snape zwrócił się do reszty uczniów. Harry zaryzykował zerknięcie w ich stronę. Gryfoni patrzyli na niego ze współczuciem, ale też z odrobiną rozbawienia. Krukoni i Puchoni starali się wyglądać poważnie, jednak ciężko im było opanować wesołość. Natomiast Ślizgoni bawili się w najlepsze, kpiąc z niego w żywe oczy. Po prostu świetnie. Teraz pewnie do końca roku nie dadzą mu spokoju.

- Jest pięć najbardziej popularnych zaklęć - Profesor kontynuował swoją wypowiedź. Teraz znów mógłby mówić o sposobie krojenia Gumochłonów, a i tak nikt by nie zauważył żadnej zmiany w jego sposobie mówienia. Może on po prostu nie potrafił inaczej prowadzić wykładów?

- Zaczniemy od Geffro. Potter. - Snape znów wyciągnął w jego stronę biednego banana obleczonego kondomem. Harry wyciągnął różdżkę. Dlaczego jego ręce musiały się aż tak bardzo trząść? To tylko głupie zaklęcie. Pomyśl o tym, jak o rzucaniu Wingardium Leviosa na pióro. To prawie to samo. Chłopak przełknął czując, że teraz będzie mu ciężko myśleć o piórze bez skojarzeń. Przeklęte hormony! Czemu wszystko musiało kojarzyć mu się albo z seksem albo z Voldemortem. Zrobił się nieco zielony na twarzy. Nigdy, już nigdy więcej nie użyje słowa seks i Voldemort w tym samym zdaniu. Jego wyobraźnia była na to zbyt rozbudowana. Miał nadzieję, że Snape nie będzie ich uczył o samym seksie. Snape mówiący o pozycjach… Snape i pozycje… Harry znów zrobił się czerwony na twarzy. Zaklęcie, myśl o zaklęciu. Odchrząknął i machnął różdżką nad bananem.

- Geffro.

Nic się nie stało. Harry popatrzył na profesora pytająco i zobaczył jak ten morduje go wzrokiem.

- A teraz, z łaski swojej, rzuć to zaklęcie na banana - wycedził Snape przez zaciśnięte zęby. Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy dotarł do niego sens słów profesora. Już nie żyję, Snape mnie zabije przy najbliższej okazji. Zanieczyści składniki eliksiru, przyjdzie w nocy do dormitorium i udusi w czasie snu, doleje trucizny do soku z dyni… Harry znów odchrząknął i modląc się, by głos mu nie drżał, ponownie rzucił zaklęcie.

Tym razem, na bananie pojawiło się coś na kształt świecącej pajęczynki i od razu znikło. Chłopiec zastanowił się czy czegoś znowu nie sknocił, ale najwyraźniej nie, ponieważ Snape tego nie skomentował, wracając z powrotem do swojego wykładu.

- Drugim zaklęciem, o zbliżonej sile działania, jest Blocum Semenum. Nie można go używać jednocześnie z Geffro - dodał i mruknął ciche Finite Incantatem, zanim znów podsunął Harry'emu banana. Chłopiec starał się jak mógł i kolejne zaklęcia rzucił już poprawnie. - A teraz każdy ma swojemu bananowi nałożyć prezerwatywę i przećwiczyć te zaklęcia.

Harry znów się zaczerwienił. Był pewien, że Snape robił to specjalnie. Ciągle mówił zdania, które brzmiały dla nastolatka dwuznacznie i przez to chłopak praktycznie nie przestawał się rumienić, jak jakaś dziewica! No dobrze, może jeszcze nie uprawiał z nikim prawdziwego seksu, ale nie był jakąś wstydliwą dziewczyną! Nawet Seamus patrzył na niego rozbawiony. Harry w myślach zazgrzytał zębami. Na pewno nie straci tego całego dziewictwa z kimś kto go nie wspiera w tak trudnej dla niego chwili.

Chłopak wrócił do swojej ławki i zażenowany schował twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić, bo od tego ciągłego myślenia o seksie, zaczynał się już podniecać. Nie był twardy, co to, to nie. Do tego była jeszcze bardzo długa droga, ale zmierzał w jak najbardziej właściwym kierunku. Przez palce zobaczył jak Snape podszedł do Neville'a, który wyraźnie nie radził sobie z nałożeniem prezerwatywy na banana.

- Longbottom, czy opanowanie tak prostej czynności, naprawdę przekracza wątpliwe możliwości twojego mózgu? Proszę, zrób temu światu przysługę i przyłóż się do tego trochę bardziej, bym nie musiał w przyszłości użerać się jeszcze z twoim potomstwem! - Neville naciągnął kondona zbyt mocno i rozerwał go. Snape zirytowany zabrał mu banana i sam wyjął prezerwatywę, by jeszcze raz pokazać Gryfonowi, jak należy to zrobić. Musiał być naprawdę bardzo zdeterminowany, by linia Longbottomów zakończyła się na Neville'u. Harry patrzył zafascynowany, jak profesor z łatwością otworzył opakowanie ochronne i z wprawą nasunął długimi palcami kondom na owoc. Przesunął jeszcze kilka razy po nim z góry na dół, jakby gładząc… Potter znów poczuł jak jego policzki robią się gorące od nabiegłej krwi. Ale tym razem nie tylko one. Przestań myśleć o tych długich, sprawnych palcach! Cholerne, przeklęte hormony! Jak ja nienawidzę być nastolatkiem! Ale sposób w jaki Snape wygładził tę prezerwatywę… Stop! Powiedziałem STOP!

Harry powstrzymał się przed uderzeniem głową w blat ławki i by przestać o tym myśleć, popatrzył na poczynania swojego przyjaciela. Co jak co, ale Ron nigdy, przenigdy nie kojarzył mu się z seksem. Z ulgą stwierdził, że nic się nie zmieniło. Rudzielec poradził sobie szybko z nałożeniem prezerwatywy, ale miał wyraźnie problemy z zaklęciem. Najwyraźniej i jemu trudno było się skoncentrować.

- Pomóc ci? - zaoferował się. Łatwiej było, gdy banana trzymał ktoś inny.

- Nie, dzięki Harry. Chyba już załapałem. Geffro - Ron machnął różdżką nad bananem i Harry poczuł, jak coś podrażnia jego członka, zaciskając się wokół niego przyjemnie i budząc go do życia.

- Ugh. - Ledwo udało mu się stłumić jęknięcie. Wziął kilka głębszych oddechów, by nad sobą zapanować. Teraz na własnej skórze poczuł to, co Snape, gdy to on wystarczająco się nie skoncentrował na bananie. Nic dziwnego, że profesor chciał go zabić. - Um, Ron?

- Tak? - Rudzielec nie popatrzył na niego, wciąż przyglądając się bananowi, najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego tym razem mu nie wyszło.

- Proszę cię, następnym razem skup się tylko na bananie, dobrze? - Ron popatrzył na niego i w jego oczach pojawiło się zrozumienie.

- Przepraszam Harry! Mam nadzieję, że nie bolało… - Jego przyjaciel patrzył na niego ze skruchą.

- Wręcz przeciwnie. - Rudzielec spłonął rumieńcem na odpowiedź Harry'ego i nim wrócił do ćwiczenia zaklęcia, jeszcze raz burknął zawstydzony przeprosiny. Snape podał im do przećwiczenia kolejne dwa zaklęcia i znów rozpoczął wędrówkę po sali. Harry poruszył się na krześle. To zaklęcie wciąż się wokół niego opinało, przyjemnie stymulując i sprawiając, że robił się coraz bardziej twardy. Rozejrzał się szybko by sprawdzić, że nikt na niego nie patrzy i rzucił na siebie Finite Incantatem. Zaklęcie zniknęło, jednak erekcja została. Mógł się założyć, że Snape znowu wyrwie go z ławki do czegoś następnego, co będzie prezentował, więc musiał się jak najszybciej uspokoić, by nikt nie zauważył wybrzuszenia w jego spodniach. Postanowił skoncentrować się na rzucaniu zaklęć na tego głupiego banana. Jedno, drugie, trzecie… Chłopak zobaczył kątem oka, że obok niego przechodzi Snape.

- Maleale - machnął różdżką nad bananem i profesor gwałtownie wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, zatrzymując się koło niego. Harry skulił się w sobie i z przepraszającą miną popatrzył na Snape'a. Gdyby wzrok mógł zabijać, lub torturować… Chłopak wiedział, że nic by go nie uratowało przed karą za niedostateczne skoncentrowanie się na właściwym obiekcie zaklęcia. Nie rozumiał czemu Snape jeszcze nie odebrał mu żadnych punktów, ani nie dał szlabanu za nieuwagę. Przypuszczał, że Dumbledore miał z tym coś wspólnego, ale profesor na pewno znajdzie w niedalekiej przyszłości jakiś sposób, by się na nim zemścić. Przecież na normalnych zajęciach nie potrzebował jakiegoś specjalnego powodu, by go ukarać. Ciekawe, czy to zaklęcie jest równie przyjemne co Geffro. Zastanawiał się Harry. Nietoperz miał bardzo podobną minę do tej, jaka gościła na jego twarzy, gdy trafiło go tamto zaklęcie, więc Harry przypuszczał, że tak. To pewnie dlatego od razu stanął w miejscu. Każdy ruch spowodowałby jeszcze większą przyjemność i podniecenie. Chłopak poczuł się dziwnie, na myśl o podnieconym Snape'ie. To było takie nierealne, jednak… tak, pomimo szerokich szat profesora… ale przecież nie widział, by trafiło go jeszcze jakieś inne zaklęcie oprócz tamtego felernego Geffro na początku zajęć. Harry popatrzył na Snape'a szeroko otwartymi oczami, na co mężczyzna zarumienił się lekko za kurtyną czarnych włosów. Snape podniecony, rumieniący się! To było dla chłopaka za dużo, by mógł to objąć w tym momencie swoim umysłem, który, nawiasem mówiąc, wciąż sam miał problemy ze zwalczeniem podniecenia. Ale dlaczego profesor nie użył Finite Incantatem, żeby to zakończyć?

Snape wziął głębszy oddech, uśmiechnął się na tyle złośliwie na ile pozwalała mu sytuacja i wyciągnął różdżkę.

- Maleale - wycedził przez zęby i Harry poczuł, jak uczucie zbliżone do tego przy Geffro wraca, tym razem jednak rozpięte też na jego jądra. Zajęczał cichutko i przycisnął głowę do chłodnego blatu ławki. Czemu te zaklęcia zabezpieczające muszą być takie przyjemne?! Harry całą siłą woli opanował odruch sięgnięcia dłonią po swojego członka. Zamiast tego złapał swoją różdżkę i wyszeptał cicho Finite Incantatem, żeby nikt tego nie zauważył. Jednak zaklęcie nie zadziałało. A więc to dlatego Snape go nie użył. No to świetnie, obaj utkwili teraz w dość niezręcznej sytuacji, a do końca zajęć pozostało jeszcze pół godziny. Snape nie ruszył się ze swojego miejsca przy chłopaku, gdy obserwował poczynania pozostałych, najwyraźniej usilnie próbując się opanować. Harry również miał wielki problem z samokontrolą. Desperacko chciał siebie dotknąć. Każdy, najmniejszy ruch, tylko jeszcze bardziej podrażniał jego pobudzonego członka. Ron chyba się domyślił, że jakieś zaklęcie nie trafiło w tego banana co trzeba, bo nic nie mówił. W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, by w końcu zacząć prawdziwy weekend. Harry skinął na przyjaciół by poszli bez niego. Po chwili, w sali został już tylko on i Snape. Chłopak wstał pomału, jęcząc za każdym razem, gdy materiał bielizny ocierał się o jego męskość. Od razu jego ręka powędrowała do krocza, tym razem nie zdążył już jej powstrzymać. Czuł, że jest czerwony jak burak, patrząc na Snape'a, wciąż stojącego koło niego. Teraz, gdy się podniósł, znajdowali się na tyle blisko siebie, że stykały się ze sobą ich szaty.

- I co teraz, professssorze? - jego głos zadrżał, gdy odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z wciąż nieruchomym i maksymalnie skoncentrowanym mężczyzną. Zaraz! Kiedy zacząłem myśleć o nim, jak o mężczyźnie, a nie nauczycielu?

- Teraz, Potter, wyjdziesz stąd i zostawisz mnie w spokoju. - Snape wciąż cedził słowa przez zaciśnięte zęby.

- Obawiam się, że nie dam rady… - Harry spróbował zrobić krok w stronę drzwi, jednak przeszył go silny dreszcz i niechcący oparł się całym ciałem o Mistrza Eliksirów. Ich erekcje zareagowały radośnie, na otarcie się o siebie poprzez warstwy materiału.

- Potter… - Snape niemalże wyjęczał to błagalnie, chcąc, by chłopak sobie poszedł. Był bardzo podniecony, a należał do mężczyzn, którzy nie potrafili zapanować nad sobą, gdy byli w takim stanie. Zwłaszcza nie wtedy, gdy przystojne, młode ciało, tak go drażniło. Potter jęknął, ocierając się ponownie o wybrzuszenie w spodniach starszego czarodzieja i wyrywając jęk również z jego ust. W końcu profesor nie wytrzymał i przyciągnął go jedną ręką jeszcze bliżej siebie, a drugą wplótł w roztrzepane włosy chłopca i przylgnął swoimi ustami do jego. Z nową siłą zaczął ocierać o siebie ich pobudzone penisy, ale chciał więcej, znacznie więcej. Jego dłoń, jakoś sama zsunęła się po plecach chłopaka i wsunęła do jego luźnych spodni i pod bokserki, by przejechać palcami wzdłuż rowka, do wejścia. Potter zatrząsł się w jego ramionach, a jego dłonie sprawnie rozpięły rozporek Severusa i sięgnęły po nabrzmiałego członka profesora. Mężczyzna jęknął przeciągle. Szybko rozpiął spodnie Harry'ego, które zsunęły mu się do kolan razem z bokserkami i objął ciasno jego erekcję. Jeżeli nie chciał go skrzywdzić, nie mógł zrobić niczego więcej bez lubrykantu. Potter oczywiście doszedł pierwszy, jęcząc w jego szyję i zaciskając mocniej dłoń na członku Severusa, stymulując go gwałtownymi ruchami tak, że profesor doszedł zaraz po nim. Zaklęcia antykoncepcyjne wchłonęły ich spermę, po czym znikły. Harry oparł się ciężko o ławkę i oddychał głęboko, by się uspokoić. Snape natomiast odsunął się od niego, po czym podciągając i zapinając spodnie, doprowadził swój wygląd do porządku. Nadal jednak długie do ramion, czarne włosy zasłaniały mu twarz i gdy wychodził z klasy tylnymi drzwiami, ani razu nie spojrzał na Gryfona. Chłopiec, wciąż lekko trzęsącymi się dłońmi, poprawił ubranie. Osunął się na krzesło, czując, że jego twarz jest rozpalona od rumieńców. Nie mógł uwierzyć, że przed chwilą on i Snape… że oni właśnie zrobili sobie dobrze. Merlinie! To było znacznie lepsze niż z Seamusem. A gdy profesor zaczął palcami lekko naciskać na jego wejście, myślał, że mężczyzna weźmie go tu i teraz, na tej ławce. Ale do tego nie doszło i Harry ze zdziwieniem i jeszcze większym zawstydzeniem odkrył, że żałuje rezygnacji Snape'a. Cholera, on chciał poczuć tego wielkiego, twardego członka w swoim tyłku, a nie tylko w dłoni! Na samą myśl o tym, czuł, że znów się podnieca. Czy to było normalne?!

***

Przez następny tydzień Harry i Snape unikali się, jak tylko mogli, a gdy już musieli być razem w jednym pomieszczeniu, choćby na zajęciach z Eliksirów, to traktowali się jak powietrze, w ogóle na siebie nie patrząc. Chłopak wciąż nie mógł uporządkować swoich odczuć. Jego przyjaciele widzieli, że coś go gnębi, jednak prędzej by rąbnął się Avadą, niż powiedział im o tym, co się wydarzyło między nim i Snape'em. W końcu tydzień minął i znów nastał piątek, a wraz z nim kolejne zajęcia z Wychowania Seksualnego.

Snape wpadł do sali niczym burza i od razu wszelkie rozmowy ucichły. Harry siedział jak na szpilkach, bojąc się tego, do czego tym razem mógłby go wywołać profesor. Snape stanął wyprostowany przy katedrze, odwracając znany już im model tak, by było widać organy wewnętrzne.

- Na dzisiejszych zajęciach poznacie budowę wewnętrzną ciała mężczyzny oraz wewnętrzne zaklęcia antykoncepcyjne, które są tak mało popularne, że nie będziemy się nad nimi dłużej zatrzymywać. Następnie przejdziemy do kwestii lubrykantów i innych tego typu zagadnień dotyczących stosunku dwóch mężczyzn, aby chociaż w tym roku żaden idiota nie zgłosił się do Skrzydła Szpitalnego z krwawiącym odbytem. - Wzrok Snape'a zatrzymał się na chwilę na jednym z Puchonów z siódmego roku, który zaczerwienił się po sam czubek głowy.

Mężczyzna zaczął swój wykład i Harry patrzył zafascynowany, odkrywając tajemnice swojego ciała. A więc to była ta sławna prostata. Pewnie Seamus ze swoim ptaszkiem miałby problem z jej dobrym drażnieniem, ale wielki członek Snape'a… Słodki Merlinie… Harry'ego przeszły dreszcze podniecenia na samą myśl o tym, ile przyjemności mógłby mu dać, gdyby się w nim znalazł. Oczami wyobraźni widział siebie wijącego się i jęczącego w rozkoszy, podczas gdy profesor brałby go ostro, chociażby na tej twardej ławce. Siłą zmusił się do ponownego skoncentrowania na zajęciach. Snape właśnie przeszedł do wewnętrznych zaklęć i eliksirów antykoncepcyjnych. Z tego co Harry zrozumiał, tego typu zabezpieczenia były zazwyczaj przeznaczone dla kobiet, a nie mężczyzn, ponieważ mogły wywoływać problemy ze wzwodem. Rety, jak to słowo mogło przejść przez usta profesora, gdy mówił o tym wszystkim, jak o jakichś eliksirach? Nawet nie przećwiczyli zaklęć, by nie marnować czasu.

- Jeżeli chodzi o lubrykanty, to najlepsze są te o oleistej konsystencji, ale nie skapujące z palców tak łatwo jak ten tutaj. Dobry lubrykant zawiera w sobie substancje relaksujące mięśnie i zabezpieczające skórę przed pękaniem. A teraz, pan Potter zaprezentuje na naszym manekinie, jak należy prawidłowo używać ten specyfik.

Harry popatrzył na profesora wielkimi oczami. Nie, tylko nie to. A już myślał, że będzie miał na tych zajęciach spokój, jeżeli chodzi o pokazy. Wstał i poszedł do modelu, czując się, jakby szedł na stracenie. Snape podał mu błękitną buteleczkę z ładnie wykaligrafowanym słowem „Lubrykant”. Harry popatrzył się bezradnie na manekina, a następnie na buteleczkę.

- Najpierw należy nanieść trochę lubrykantu na palce, panie Potter. - Snape patrzył na niego, mówiąc znudzonym głosem, a Ślizgoni znów wyli z uciechy. Zresztą jak i większość zgromadzonych w sali osób. Harry zrobił tak, jak polecił mu profesor i rozprowadził kciukiem trochę lubrykantu przy okazji badając jego konsystencję i lepkość. - Zaczynamy od włożenia jednego palca.

Harry popatrzył przerażony na profesora. Miał grzebać palcem w sztucznym odbycie tego manekina, modelu, czy jakkolwiek by tego nie nazwać? Przecież to było okropnie wstrętne. Kto wie co wcześniej ktoś inny z tym robił?!

Snape uśmiechnął się złośliwie.

- Oczywiście dobrze jest na początku nie zapomnieć o jakimś prostym, bezróżdżkowym zaklęciu czyszczącym, nieprawdaż, panie Potter? - Harry zrobił minę jasno mówiącą o tym, że żadnego takiego nie zna. - Na przykład Cleanus.

Chłopiec spróbował i oczywiście jego zaklęcie wyczyściło nie to wejście co trzeba.

- Potter, gdybyś koncentrował się trochę bardziej na tym co robisz, to może wtedy udałoby ci się coś osiągnąć - wysyczał Snape przez zęby. Po chwili Harry poczuł jak coś łagodnie pogładziło jego odbyt, sprawiając, że jego członek podskoczył. Świetnie, tylko tego było mu trzeba w tej chwili, kolejnych przyjemnych zaklęć. I to na dodatek rzuconych nie tylko bezróżdżkowo, ale też i niewerbalnie! Skupił się na sztucznym odbycie i znów wypowiedział zaklęcie, które tym razem zadziałało tam gdzie trzeba. Niepewnie wsunął do niego palec i ciasny krąg, zrobiony z czegoś elastycznego, zacisnął się wokół niego. Jak niby miał zmieścić tam jeszcze dwa dodatkowe palce?!

- To samo się nie rozciągnie, Potter. Musisz ruszać tym palcem. - Snape najwyraźniej znów się świetnie bawił i Harry zazgrzytał zębami, jednak wykonał polecenie. W głowie pojawił mu się pomysł. Skoro Snape mógł rzucić to zaklęcie na niego niewerbalnie i bez różdżki, to dlaczego on miałby tego nie umieć? Zaśmiał się diabolicznie w myślach i skupił na zaklęciu, myśląc o tym, że czyści nim odbyt Snape'a. Za siódmym razem chyba zadziałało, ponieważ mężczyzna poruszył się trochę niespokojnie. Harry tymczasem, jak gdyby nigdy nic, spróbował dodać drugi palec i ze zdziwieniem odkrył, że nie było to aż tak trudne, jak się na początku wydawało. Na pewno lubrykant ogromnie w tym pomógł.

- Widzę, że w końcu udało ci się zrozumieć o co chodzi, Potter - Snape zakpił i Harry znów zaczął rzucać na niego Cleanus. Postanowił, że tym razem tak szybko nie skończy. Ciekawiło go, w jakim naprawdę stanie był teraz Snape pod tą swoją chłodną maską opanowania. W końcu dodał trzeci palec i zaczął rozciągać wejście wszystkimi trzema. Snape przez zaciśnięte zęby podjął wykład.

- Jak widać, gdyby Potter się trochę bardziej wysilił, mógłby sięgnąć palcami do prostaty.

Harry zarumienił się jeszcze bardziej i wsunął palce głębiej, muskając gruczoł. Snape w końcu zdecydował się na kontratak i też zaczął rzucać na niego ciągłe Cleanus sprawiając, że chłopak robił się coraz bardziej podniecony i twardy.

- Jeżeli nie ma pod ręka lubrykantu, można użyć zaklęcia nawilżającego, jednak warto pamiętać, że to nie jest to samo i trzeba się wtedy z partnerem obchodzić dużo delikatniej, niż przy zastosowaniu specyfiku. Zaklęcie nawilżające oczywiście wszyscy znacie. Możesz wrócić do ławki.

Harry z ulgą wyjął palce ze sztucznego odbytu, oczyścił je zaklęciem i czym prędzej usiadł w swojej ławce. Snape wciąż rzucał na niego Cleanus i coraz trudniej było mu się skoncentrować na odwzajemnianiu tego profesorowi. W pewnym momencie poczuł jakieś inne zaklęcie i jego wejście stało się śliskie. Świetnie! Teraz Snape go nawilżył! Do końca zajęć pozostało piętnaście minut i tylko jedna forma zemsty przychodziła mu do głowy. Skoro udało mu się rzucić Cleanus bez różdżki i niewerbalnie to czemu Maleale miałoby mu nie wyjść? Uśmiechnął się do Snape'a złośliwie. Co najwyżej skończy się równie przyjemnie co tydzień temu.

I wyszło mu. W prawdzie dopiero pięć minut przed dzwonkiem, ale wyszło.

Tak jak tydzień temu, Snape stanął w miejscu i zmierzył go morderczym spojrzeniem. Oczywiście, od razu się domyślił czyja to była sprawka. W prawdzie nie było aż tak źle jak wtedy, ponieważ tym razem oberwał tylko tym jednym zaklęciem antykoncepcyjnym, ale i tak Harry gratulował sobie uzyskanego efektu. Oczywiście, gdy zajęcia się skończyły, znów powiedział przyjaciołom by poszli bez niego i został w klasie sam z Mistrzem Eliksirów. Podszedł do przypatrującego mu się z wściekłością mężczyzny i dopiero teraz odkrył, że zaklęcie nawilżające było równie przyjemne co Cleanus. Przed oczami znów stanął mu obraz Snape'a biorącego go na ławce i poczuł, że robi się twardy. Znowu.

- Potter, czy mógłbyś z łaski swojej wyjść z klasy? - Severus wycedził między zaciśniętymi zębami. W jego oczach pojawił się jakiś złośliwy błysk. - A może chcesz, żebym cię własnoręcznie wypieprzył?

- O, tak. - Harry przymknął oczy i mrucząc, potarł swoją erekcję o twarde wybrzuszenie w spodniach profesora, na co starszy czarodziej zajęczał głośno. Wciąż się ocierając, wplótł dłonie we włosy Snape'a i przyciągnął jego usta do pocałunku. Mężczyzna smakował wspaniale, a gdy już zaczął, całował jeszcze lepiej. Harry jęknął w jego usta. Po chwili spodnie wraz z bielizną chłopca osunęły się za kolana, ukazując jego erekcję w pełnej krasie. Tym razem miał trochę trudności z rozpięciem rozporka profesora, ale gdy w końcu udało mu się uwolnić twardego niczym skała członka Severusa, jęknął przeciągle.

- Proszę… - wyjęczał i kolejny raz otarł ich penisy o siebie. Snape wyszeptał kilka różnych zaklęć antykoncepcyjnych i przywołał do siebie buteleczkę lubrykantu. Podsadził chłopaka na ławce. Harry rozsunął szeroko nogi i patrzył zafascynowany, jak Snape wylewa trochę oleistej cieczy na swoje palce. Już za chwilę jego fantazja miała się spełnić. Westchnął zaskoczony, gdy jeden śliski palec wszedł w niego i zaczął go przygotowywać. Wkrótce przyzwyczaił się do intruza. To było tak cholernie przyjemne, że nie wiedział ile jeszcze uda mu się wytrzymać. Miał wrażenie, że dojdzie już od samego myślenia o tym, co zaraz zrobi z nim jego profesor. Severus drugą ręką złapał jego członek i zaczął go stymulować, sprawiając, że Harry zmienił się w miękką, jęczącą masę, wstrząsaną dreszczami przyjemności. Mężczyzna dodał kolejnego palca, przyspieszając ruch ręki na jego naprężonej do granic erekcji i Harry wygiął się w łuk, dochodząc w jego dłoń. Snape mruknął szybkie zaklęcie czyszczące, po czym wsunął trzeci palec i dokończył przygotowywanie Harry'ego, dyszącego teraz ciężko. Pomału przychodził do siebie i na powrót stawał się coraz bardziej świadomy tego, co zaraz miało nastąpić. Trzy palce znikły i po chwili na jego wejście zaczęło napierać coś znacznie większego. Czuł, jak jego mięśnie są pomału rozciągane przez wchodzącego w niego ostrożnie penisa Mistrza Eliksirów. To nie było niestety takie przyjemne, jak się spodziewał, bo pomimo przygotowywania wciąż bolało.

- Taki ciasny… och… - Severus wymruczał.

Członek profesora był duży. W końcu wszedł cały i Harry spojrzał na Snape'a. Mimo ognia płonącego w jego oczach, był skupiony i Harry zrozumiał, że mężczyzna nie chciał zrobić mu krzywdy, że kontrolował się, by go nie zranić. Patrzył teraz na niego i czekał na potwierdzenie od Gryfona, że może się poruszyć. Harry uśmiechnął się do niego i Snape wysunął się nieco po to, by zaraz wsunąć się z powrotem. To wciąż bolało, jednak im dłużej to robił tym bardziej przez ból przebijała się przyjemność, a gdy zaczął uderzać w jego prostatę, jedyne co pozostało Gryfonowi to krzyczenie, jęczenie i wicie się z rozkoszy, wstrząsającej jego ciałem za każdym pchnięciem. Snape nachylił się i zaczął namiętnie całować jego usta, a następnie zajął się szyją chłopaka. Harry wczepił swoje dłonie we włosy mężczyzny. Obaj jęczeli i dyszeli ciężko. Snape brał go coraz mocniej i szybciej. W końcu ujął w dłoń członek Harry'ego, który już od jakiegoś czasu domagał się uwagi i zaczął stymulować go w rytm swoich pchnięć. Harry wygiął się w łuk i doszedł, ogłaszając krzykiem najwspanialszy i najdłuższy orgazm jaki miał do tej pory w swoim życiu. Jego mięśnie zacisnęły się wokół męskości profesora i po dwóch kolejnych pchnięciach, również jego ciałem wstrząsnęły spazmy spełnienia. Gryfon nie wiedział czy mu się to tylko przesłyszało, czy Severus naprawdę wyjęczał ciche „Harry”. Mężczyzna opadł na niego i razem odpoczywali, pomału dochodząc do siebie. Jego oddech łaskotał zgięcie szyi chłopca, a lekko rozchylone usta łagodnie muskały delikatną skórę. Harry czuł się wspaniale, wciąż czując członek Snape'a w swoim tyłku, mając na sobie jego ciężar i przytulając go do siebie. Jedną dłoń nadal miał wplecioną we włosy mężczyzny, drugą gładził delikatnie jego plecy pod czarną koszulą. Uśmiechnął się do siebie, gdy jak przez mgłę przypomniał sobie, jak drapał tę ciepłą skórę paznokciami. Chciałby mieć możliwość zobaczenia czerwonych pręg, które teraz niewątpliwie zdobiły plecy Mistrza Eliksirów. Snape w końcu podniósł się i wyszedł z niego, ku wielkiemu niezadowoleniu Gryfona.

- Potter… - zaczął lekko zachrypniętym głosem, jednak Harry przerwał mu, całując w usta i uśmiechając się cały szczęśliwy do swojego profesora. Ten odsunął się szybko, doprowadził do porządku i tak jak tydzień wcześniej, szybko opuścił salę. Harry patrzył za nim przez chwilę, a następnie rozejrzał za swoimi bokserkami, spodniami i butami, które jakoś nagle zaginęły w akcji. Już od dawna nie czuł się taki szczęśliwy jak w tej chwili. Oczywiście, byłby jeszcze bardziej, gdyby Snape z nim został, jednak wiedział, że wszystkiego jeszcze mieć nie mógł. Tak do końca, to nie rozumiał dlaczego mężczyzna uciekał, ale jednego był pewien. Seks z nim był doskonały i nie miał zamiaru rezygnować z niego po jednym razie. A Seamus niech idzie w cholerę, z tym nieśmiałym dobieraniem się do niego!

***

W tym tygodniu Harry nie próbował unikać Snape'a. Wiedział już czego chce i uporządkował swoje uczucia na tyle, by nie bać się z nim konfrontacji, ale ten wredny nietoperz go unikał! Na Eliksirach praktycznie dla mężczyzny nie istniał, chociaż czasami udawało mu się wyłapać jakieś spojrzenie w swoją stronę, które mówiło mu, że Severus jednak jest świadomy jego obecności. Tym razem tydzień dłużył mu się w nieskończoność i nawet zastanawiał się czy nie pójść do gabinetu Snape'a, by porozmawiać i uprawiać seks na jego biurku na zakończenie rozmowy. Jednak za każdym razem coś go powstrzymywało. Tak więc te siedem dni minęło mu na „pracach ręcznych” aż w końcu nadszedł wyczekiwany piątek.

Harry usiadł na swoim zwykłym miejscu, nie mogąc się już doczekać rozpoczęcia zajęć. Ciekawe czego tym razem nauczy ich Snape i co będzie mógł wykorzystać do podniecania profesora. Wreszcie zadzwonił dzwonek i Mistrz Eliksirów wpadł do klasy, groźnie powiewając czarnymi szatami. Jak zwykle stanął przy katedrze i biednym modelu.

- Na dzisiejszych zajęciach wybierzemy po jednym ochotniku z każdego Domu. Wypiją oni eliksir imitujący ciążę. Są cztery buteleczki, każda z innym miesiącem. Eliksir będzie działał przez tydzień.

Wszyscy Gryfoni popatrzyli współczująco na Harry'ego, który schował twarz w dłoniach. Miał nadzieję, że nie skończy z wielkim brzuchem, bo wtedy będą nici z po zajęciowego seksu!

- Jednak najpierw zaczniemy od wytłumaczenia w jaki sposób mężczyzna może zajść w ciążę, skoro pan Potter przez tyle lat żył w błogiej nieświadomości takiej możliwości…

Harry podniósł oczy na swojego profesora, obiecując mu w duchu zemstę. Ten nic sobie z tego nie robiąc, kontynuował swój wykład i chłopak po chwili zaczął słuchać go z zainteresowaniem. Myślenie o zemście postanowił zostawić na koniec zajęć.

Snape mówił o tym, jak magie łączą się, prowadząc do powstania nowego życia, które następnie rozwija się w ciele potężniejszego czarodzieja. Mistrz Eliksirów opowiadał nawet o budowie magicznie utworzonej macicy i wszystkich jej funkcjach oraz o tym jak przebiegał poród. To wszystko było po prostu niesamowite! Przedstawił nawet rozwój dziecka w czasie życia płodowego i zmiany jakie muszą zajść w sposobie życia ojca w czasie trwania ciąży i po niej, jeżeli chce on karmić piersią. Harry zrobił wielkie oczy. Jak mężczyzna mógł karmić piersią, skoro jej nie miał?! Oczywiście Snape widząc jego minę od razu szerzej wyjaśnił to zagadnienie, mówiąc o eliksirach, gruczołach i innych takich. W końcu nadszedł czas na wypicie eliksirów imitujących ciążę. Snape popatrzył po zgromadzonych, jakby jeszcze nie miał upatrzonych „ochotników”.

- Z Gryfonów może pan Potter… - uśmiechnął się złośliwie i wszyscy Ślizgoni wybuchli śmiechem najwyraźniej zapominając, że któryś z nich również będzie musiał cierpieć ten tydzień w imitowanej ciąży. - Pan Malfoy…

Oho! Zaczynało się robić coraz ciekawiej. Fretka miała minę jakby ktoś odwołał Święta, jednak chłopak dumnie wystąpił na przód sali i stanął w odpowiedniej odległości od Harry'ego. Po chwili dołączył do nich też Krukon i Puchon. Snape wręczył im buteleczki i wypili ich zawartość jednocześnie. Harry oczywiście skończył z brzuchem, jednak nie był on aż tak duży jak ten u Puchona. U Malfoya prawie nic nie było widać, a Krukon miał mniejszy od Harry'ego.

- Wszyscy macie zapisywać przez ten tydzień swoje obserwacje. - Snape zwrócił się do zgromadzonych w klasie chłopców. - Liczę na jakieś porządne sprawozdanie z tego eksperymentu. Możecie zacząć już teraz.

Harry wrócił na swoje miejsce, czując jak zaczynają go boleć nogi od stania. Świetnie, i jak on miał teraz uprawiać seks ze Snape'em, gdy miał taki brzuch?! Był całkowicie pewien, że profesor specjalnie dał mu właśnie ten miesiąc. Popatrzył na niego, odnotowując smukłe palce Severusa i hipnotyzujące oczy wpatrzone w niego. Od razu porównał to z widokiem sprzed tygodnia i poczuł jak robi się twardy. A tak, Snape coś wspominał o szalejących hormonach i tym, że niektórzy w czasie ciąży bywają ogromnie podnieceni. Czyżby i on się zaliczał do tej grupy? Harry uśmiechnął się do siebie.

- Hej kumplu, dobrze się czujesz? - Ron zapytał go zaniepokojony.

- Tak. Dlaczego? - Harry odparł zaskoczony. Właśnie zaczynał rozważać czy nie rzucić znowu na Snape'a jakiegoś zaklęcia antykoncepcyjnego.

- Gdybym był na twoim miejscu, to był się nie uśmiechał. - Rudzielec nie wyglądał na przekonanego.

- To już nawet nie wolno mi się uśmiechać?! - Harry poczuł jak zalewa go fala złości. Na jego wybuch część osób zachichotała, dobrze odgadując czym tak naprawdę był spowodowany. Chłopak wstał i obrażony poszedł usiąść do pustej ławki. Kilka minut później Malfoy wybiegł z sali, zasłaniając sobie dłonią usta. Lepiej być hormonalnym niż wymiotującym, doszedł do wniosku Harry i roześmiał się z innymi. Poruszył się niespokojnie na krześle, nie mogąc się doczekać końca zajęć. Wciąż był podniecony i w jego głowie powstało już kilka wariantów ulżenia sobie dzięki pomocy Mistrza Eliksirów. Gdy w końcu dzwonek zadzwonił, jego przyjaciele nawet nie kwapili się z czekaniem na niego, chyba bojąc się nagłych zmian nastrojów. Harry znów został sam z profesorem, który tym razem nie był zatrzymany żadnym zaklęciem antykoncepcyjnym. Stał tylko z rękoma założonymi na piersi i uważnie obserwował każdy jego ruch. W końcu Harry podszedł do niego, odkrywając, że chyba się rozpłacze jeżeli zaraz się do niego nie przytuli. Więc się przytulił, a bliskość drugiego mężczyzny sprawiła, że zrobił się jeszcze bardziej podniecony.

- Potter, to nie ma sensu - powiedział w końcu Snape i spróbował się uwolnić, jednak Harry zaborczo pochylił jego głowę i zaczął całować wąskie wargi, ocierając się o niego. Cholera, brzuch mu przeszkadzał do tego stopnia, że jęknął poirytowany. - Potter…

- Ty mnie doprowadziłeś do takiego stanu, więc teraz się mną zajmiesz - oznajmił mu Harry. Nawet jeżeli będę miał przychodzić do ciebie kilka razy dziennie. A jak już ten głupi eliksir przestanie działać, będziemy uprawiać dziki seks na twoim dywanie w gabinecie. Harry wyobraził to sobie i zajęczał, nie mogąc się już doczekać.

- I co ja mam z tobą zrobić, co Potter? - Snape pokręcił głową z dezaprobatą. Harry od razu mu odpowiedział na to pytanie.

- Weź mnie do ust… proszę… - wyjęczał.

Jego prośba obudziła w obsydianowych oczach ogień, którego Harry szukał przez cały ten tydzień. Ta namiętność i pożądanie sprawiały, że miękły mu nogi. Dlaczego mężczyzna nie mógł tak patrzeć na niego częściej niż tylko raz w tygodniu? Dłonie o długich palcach pomału rozpięły mu teraz już przyciasne spodnie i jego ubranie zsunęło się do kolan, uwalniając sztywną erekcję. Harry oparł się o blat biurka i patrzył spod na wpół przymkniętych powiek, jak Snape przed nim klęka. Profesor nie spuszczając ani na chwilę wzroku z jego twarzy, wziął członka do ręki i przejechał po nim kilka razy językiem. Harry zatrząsł się i zajęczał. Już od samego patrzenia na klęczącego Mistrza Eliksirów można było dostać orgazmu. Ten mężczyzna był tak niesamowicie seksowny! Wziął jego główkę do ust i drażniąc językiem, possał. Chłopiec wychylił się do tyłu, jęcząc głośno i wczepił dłonie we włosy Snape'a, który czując to uśmiechnął się do niego. Gdy był już pewny, że Harry znów na niego patrzy, powoli wziął go całego do ust, unieruchamiając jego biodra silnymi dłońmi. Całego. Pewnie gdyby Severus nie trzymał Gryfona, ten by się osunął na podłogę - nogi odmówiły mu nagle posłuszeństwa. Nie wiedział jak mężczyzna to zrobił, Seamusowi nigdy się to nie udało, nigdy nawet się nie zbliżył do takiego osiągnięcia. Uczucie było cudowne. A gdy zaczął ruszać głową, ssać i pieścić językiem całą długość jego członka, Harry bezustannie krzyczał i jęczał. Skurcze przyjemności sprawiały, że to pochylał się nad nim, to odrzucały go do tyłu. W pewnym momencie ręce na jego biodrach znikły i Harry ledwo się powstrzymywał przed ich poruszaniem. W ostateczności udawało mu się nie ruszać nimi zbyt gwałtownie. Mężczyzna jedną ręką masował jego jądra, a dwa nawilżone palce drugiej wsunął w niego i zaczął drażnić równocześnie jego prostatę. Harry tak właściwie już tylko wykrzykiwał swoją przyjemność, a gdy doszedł z długim krzykiem, który brzmiał bardzo podobnie do „Severus!”, mężczyzna połknął prawie wszystko, co chłopiec z siebie dał. Harry podciągnął go w górę i scałował z jego twarzy te kilka niepołkniętych kropel, po czym zamknął usta Mistrza Eliksirów w namiętnym pocałunku. Ich języki znów się spotkały i chłopiec poczuł jak erekcja mężczyzny napiera na jego brzuch, wciąż uwięziona w czarnych spodniach. Bez zastanowienia osunął się na kolana. I tak nie mógł za bardzo stać na nogach. Szybko uwolnił twardego członka Snape'a, którego główka była już wilgotna od białawej cieczy. Zlizał ją, smakując słono gorzki smak i sprawiając, że mężczyzna ze świstem wciągnął powietrze. Podniósł na niego wzrok. Tak, patrzył się z niedowierzaniem na jego poczynania. Czy naprawdę myślał, że Harry nie będzie chciał się mu odwdzięczyć? Może chłopak nie miał zbyt dużego doświadczenia, ale szybko się uczył i już wkrótce Snape jęczał podobnie jak on wcześniej, wczepiając się w jego włosy. Nie miał w rękach tyle sił co starszy czarodziej, więc nawet nie próbował powstrzymywać ruchów bioder mężczyzny. Severus kontrolował je wystarczająco dobrze, by nie musiał się nimi przejmować. Zamiast tego całkowicie poświęcił swoją uwagę dawaniu przyjemności swojemu profesorowi. Masował jego jądra, stymulował prostatę. Starał się jak mógł wziąć go całego do ust, ale nie potrafił. Musi się później zapytać Severusa na czym polegał sekret. Jęki mężczyzny i wyraz jego twarzy - całkowicie zatracony w przeżywaniu przyjemności - sprawiły, że znów zaczął się robić twardy. Zamruczał wciąż mając w ustach jego członka, co wyrwało krzyk z zazwyczaj raczej cichych ust profesora. Harry z zadowoleniem mruczał teraz co chwilę, zbierając jako nagrodę głośniejsze jęki i silniejsze ruchy biodrami. W końcu dłonie Severusa zacisnęły się na jego włosach boleśnie, gdy przestał się na końcu kontrolować i przysunął głowę bruneta bliżej siebie, jednocześnie mocno wyrzucając biodra do przodu, tak, że niemalże cały wszedł do ust chłopaka, wbijając się w tył gardła i uwalniając swoją rozkosz. Tym razem Harry był całkowicie pewny, że mężczyzna wykrzyczał jego imię. Spróbował przełknąć wszystko, ale nie udało mu się i strużka białej cieczy spłynęła mu po brodzie.

Snape osunął się przy nim na kolana i przyciągnął jego usta do pocałunku. Zlizał koniuszkiem języka swoją spermę i znów zaczął go całować, tym razem powoli smakując niemalże każdy centymetr wnętrza jego ust. Harry przytulił się do niego, nie chcąc by mężczyzna odszedł tak jak to robił do tej pory.

- Mógłbym to robić z tobą bez przerwy. - Harry uśmiechnął się do niego, gdy mężczyzna nie wykonał żadnego ruchu by uciec. Wciąż siedzieli ze spuszczonymi spodniami. Członek Severusa leżał sobie zaspokojony, podczas gdy Harry'ego zdawał się rozglądać zainteresowany.

- Widzę - odparł mężczyzna z rozbawieniem. Pogładził dłonią na wpół twardego członka młodszego czarodzieja. Zdecydowanie bardzo zainteresowany. Ujął go pewniej w dłoń i zaczął poruszać nią w górę i w dół. Harry, jęcząc, wtulił twarz w jego szatę. Był już zmęczony i nie miał siły na nic innego. Gdy doszedł, było to niczym w porównaniu do poprzedniego razu i miał nadzieję, że to był już ostatni raz na dziś. Nieważne jak bardzo to lubił, zmęczenie było zbyt duże. Nim Severus wyczyścił Harry'ego i swoją dłoń z tej niewielkiej ilości spermy, chłopak już spał, oparty o niego. Mężczyzna westchnął. No i co on miał teraz zrobić z tym niemożliwym Gryfonem? Z największą ochotą zabrałby go teraz do swoich komnat i położył u siebie w łóżku, ale nie mógł tego zrobić. Machnięciem różdżki transmutował ławkę w kanapę i przelewitował na nią śpiącego chłopaka. Poprawił swoje ubranie, następnie jego i wyczarował koc, którym go przykrył. Pewnie jak się obudzi sam, to dostanie jakiegoś ataku rozpaczy przez te wszystkie hormony. Severus uśmiechnął się złośliwie. Niech trochę pocierpi, wtedy będzie bardziej uważał w przyszłości, gdy jakimś cudem wpadnie mu do głowy by przespać się z kimś kto nie umie rzucać zaklęć antykoncepcyjnych. Czyli z kimś innym niż on. Na tę myśl Snape się skrzywił. Koncepcja Harry'ego śpiącego z kimś innym niż on w ogóle mu się nie podobała i on już się postara o to, by innych nie było. Jeżeli będzie trzeba to, gdy Potter oczywiście skończy szkołę i wyrazi na to zgodę, zostaną małżeństwem i tyle. Sam nie wiedział skąd się u niego wzięły takie myśli. Jeszcze dwa tygodnie temu był przerażony tym do czego między nimi doszło. Gdy tydzień temu kochał się z Potterem coś się w nim zmieniło, chociaż jeszcze nie mógł uzmysłowić sobie co. Teraz już wiedział i chociaż był pełen obaw, nie miał zamiaru tak łatwo zrezygnować z tego chłopaka. Oczywiście jeżeli kiedykolwiek ktokolwiek będzie próbował go zmusić do zrezygnowania z niego.

***

Harry siedział w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i ryczał. Wielkie łzy spływały mu po twarzy. Nikt nie odważył się jeszcze do niego podejść, a ani Rona ani Hermiony akurat nie było w pobliżu. Nawet Seamus się do niego nie zbliżał. Jego, chyba teraz już były chłopak, bardzo szybko zauważył, że Harry prawie bez przerwy chodził podniecony i raz wszedł za nim pod prysznic w wiadomym celu. Harry tak się wtedy wściekł, że pogonił go wrzeszcząc na niego i miotając w niego wymyślnymi klątwami, o których nie wiedział, że potrafił rzucać bez użycia różdżki. Oczywiście wieść o szalejącym humorze chłopaka w oka mgnieniu obiegła cały Gryffindor i teraz nikt nie miał odwagi się do niego zbliżyć, obawiając się jakieś nagłej zmiany nastroju lub zachowania. Tylko dwójka jego przyjaciół miała wystarczająco silne nerwy, by z nim spędzać czas. A wydawało się, że z każdym dniem było coraz gorzej. Hermiona weszła przez dziurę za portretem Grubej Damy i gdy tylko zobaczyła co się dzieje, od razu się przy nim znalazła.

- Co się stało, Harry? - zapytała tak spokojnie jak tylko potrafiła i przytuliła lekko bruneta do siebie. Już się nie mogła doczekać piątku, kiedy to jej przyjaciel znów stanie się sobą.

- Nigdzie nie mogę znaleźć kartki, na którą spisałem te informacje o skrzydłokwiatach, a potrzebuję jej żeby dokończyć esej z eliksirów na jutro! - powiedział jej sfrustrowany poprzez łzy. Dziewczyna siłą powstrzymała się, by nie zacząć się z niego podśmiewać. Z doświadczenia wiedziała, że humorzasty Harry nie miał poczucia humoru i wszystko brał do siebie na serio.

- Pomogę ci jej poszukać, dobrze? Jestem pewna, że razem ją znajdziemy - wstała i zaczęła szybko przeglądać porozrzucane na stoliku papiery, schyliła się nawet pod stolik, by sprawdzić czy przypadkiem zaginiony pergamin po prostu nie spadł na podłogę i zobaczyła jego kawałek wystający spod fotela. Szybko go podniosła i z podała przyjacielowi, który widząc swoja zgubę, od razu szeroko się do niej uśmiechnął. Gryfoni odetchnęli, widząc, że chwilowy kryzys został zażegnany i przewidując sobie kilka minut spokoju zanim nie zacznie się nowy.

Harry skończył swój esej i przepisał go ładnie na nowy pergamin. Ku zaskoczeniu dziewczyny wsadził go do swojej torby, którą zarzucił na ramię i skierował się w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.

- Gdzie idziesz? - zapytała go, starając się nie brzmieć wścibsko czy w jakikolwiek inny sposób, który mógłby wytrącić chłopaka z chwiejnej równowagi.

- Do profesora Snape'a - odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. - Pokażę mu esej i zadam kilka pytań. Wiesz, konsultacje i te sprawy - wzruszył ramionami i radośnie wyfrunął z Wieży Gryffindoru, nie zwracając o dziwo uwagi na niedowierzającą minę Hermiony. Nim doszedł do gabinetu profesora zdążył posmutnieć i wpaść w jakiś melancholijny nastrój. Czuł się taki samotny! W Gryffindorze praktycznie wszyscy go omijali z daleka. Tak jak i ludzie z innych domów. Okazało się, że był najbardziej humorzasty z nieszczęsnej czwórki. Malfoy za to bez przerwy latał do łazienki. Na tę myśl od razu polepszył mu się nastrój jednak nie na tyle, by uśmiech sięgnął jego oczu. W końcu stanął przed drzwiami Mistrza Eliksirów i zapukał.

- Wejść - dobiegła go zimna odpowiedź. Chłopiec aż zadrżał lecz wszedł, mając nadzieję, że gdy profesor go zobaczy, to przestanie być taki lodowaty.

- Dzień dobry. - Snape poderwał głowę znad sprawdzanego eseju, gdy usłyszał jego głos. Harry usiadł na krześle przed jego biurkiem i sięgnął do swojej torby. - Napisałem już ten esej i chciałem się zapytać czy nie pominąłem w nim czegoś ważnego…

- Termin oddania jest jutro, panie Potter… - zaczął Snape jednak przerwał, widząc jak oczy chłopaka robią się nienormalnie błyszczące. Już po chwili po zaróżowionych policzkach płynęły łzy.

- Czy… czy to źle, że chcę się czegoś do… dowiedzieć? - wychlipał Harry, pociągając nosem i miętoląc esej w dłoniach. - Jestem dobry tylko do pieprzenia, tak? A jak ch… chcę się czegoś dowiedzieć… to…

Dalsze słowa zostały zniekształcone przez szloch, gdy Gryfon rozpłakał się na dobre. Trząsł się cały i trzymał twarz w dłoniach, rycząc jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę. Snape gapił się przez chwilę na niego z otwartymi ustami nim w końcu się opanował. Postanowił zachować się tak, jak powinien według niego człowiek dorosły.

- Panie Potter…

Harry zawył jeszcze głośniej, słysząc jak Severus mówi do niego per pan. Robili sobie dobrze, kochali się ze sobą. Gdyby mężczyzna brał go na poważnie, to mówiłby mu po imieniu, a nie tak… tak oficjalnie, jak do jakiegoś nic nie znaczącego obcego! Czy naprawdę to wszystko nic dla niego nie znaczyło? Harry był dla niego tylko zabawką…?

Snape nie wiedział co robić. Potter z każdą chwilą płakał coraz mocniej, o ile było to w ogóle możliwe. W końcu jęknął zrezygnowany, wstał i okrążył biurko, by klęknąć przed rozregulowanym emocjonalnie Gryfonem. Położył mu dłoń na ramieniu, sygnalizując swoją bliską obecność.

- Harry… no już, uspokój się. - Jednak chłopak zdawał się w ogóle go nie zauważać. - Harry, spójrz na mnie.

Wciąż zero reakcji. Może płacz stał się nieco bardziej urywany. Po prostu świetnie. Mężczyzna podniósł się z kolan i podciągnął chłopaka za ramiona, by po chwili tulić go do siebie, głaszcząc po plecach i szepcząc uspokajające słowa. Zaprowadził go przejściem za jednym z regałów do swoich komnat. Tam usiedli razem na kanapie. Pomalutku chłopak zaczął się uspokajać.

- Czy mógłbyś mnie oświecić w kwestii tego co cię tak wytrąciło z równowagi? - zapytał w końcu mężczyzna, na co Harry znów trochę zachlipał. Tym razem na szczęście nie zrobił z tego tak wielkiego przedstawienia.

- Bo my… i ja… a ty… - udało się w końcu chłopcu wyartykułować pomiędzy pociągnięciami nosem. Wtulał się w niego jak w jakiegoś cholernego pluszowego misia i Severus wolał nie zastanawiać się nad tym, jak wyglądał przód jego szaty. Jego uwagę zwróciło użycie przez Pottera słowa „my”.

- Czy mógłbyś trochę jaśniej? - Próbował być cierpliwy, naprawdę. Severus bardzo starannie liczył do dziesięciu, by nad sobą zapanować.

- Bo ja myślałem, że po… po… - Chłopak głośno wydmuchał nos w chusteczkę, którą w międzyczasie podał mu Snape. - … że coś jest między nami… tak bardziej na poważnie… a ty…

- Harry. - Severus doszedł do wniosku, że chyba zrozumiał o co temu małemu imbecylowi chodziło i zaakcentował jego imię bardziej niż to było konieczne. - Czy myślisz, że gdybym nie uważał, jak to ty ująłeś, że coś jest między nami bardziej na poważnie, to zaprowadziłbym cię do moich prywatnych komnat i pozwolił tu ze mną siedzieć?

Harry w końcu wysilił swoje szare komórki trochę bardziej i przeanalizował wszystko co profesor mu powiedział. Po chwili jedynym śladem po płaczu były łzy i zaczerwienione oczy, ponieważ na jego twarzy zakwitł olbrzymi uśmiech i chłopak zdawał się cały promienieć szczęściem. Rzucił się na Mistrza Eliksirów, przygniatając go do kanapy.

- Tak się cieszę! Więc jesteś moim chłopakiem! Och, Severus! - Harry tulił go i całował, a mężczyzna przeklinał wszystko co podkusiło go do dania mu tego eliksiru imitującego ciążę. Broń Merlinie by Potter kiedykolwiek naprawdę w nią zaszedł! Jeżeli chłopak zachowywał się tak przy imitacji, to strach pomyśleć, co by było naprawdę. Przecież to byłby prawdziwy koszmar!

- Chłopakiem? - wydusił z siebie z niedowierzaniem.

- No tak. Skoro jesteśmy razem, to jesteś moim chłopakiem - Harry uśmiechnął się do niego szelmowsko. - I uważam, że powinniśmy to jakoś uczcić.

- Jakieś propozycje? - Severus uniósł lekko lewą brew, patrząc uważnie na nastolatka pochylającego się nad nim i mającego problem z wygodnym usytuowaniem się z powodu brzucha.

- Chcę cię w sobie… ale z tym brzuchem… - Chłopak znów miał łzy w oczach, tym razem frustracji. Severus przewrócił oczami i podniósł się, by usiąść obok niego.

- To nie jest prawdziwa ciąża, Harry. Twój brzuch jest jedynie przeszkodą przestrzenną, którą jednak bardzo łatwo możemy ominąć - uśmiechnął się z ironią do szczerzącego się chłopaka, który już niecierpliwie ściągał swoje szaty i spodnie. Po chwili był już nagi i Severus zafascynowany sycił swoje oczy jego widokiem. Pierwszy raz widział chłopaka w całej okazałości i chociaż miał on dość duży brzuch, o dziwo wydawało mu się, że z nim wygląda jeszcze seksowniej niż gdyby był bez niego. Potter od razu dobrał się do jego koszuli i spodni, więc pomógł mu i nagi usiadł w fotelu, przywołując do siebie lubrykant. Wylał go na palce i skinął nimi w stronę zaciekawionego Gryfona, by ten do niego podszedł. Harry wykonał polecenie radośnie i wykazując się inicjatywą pochylił się nad nim, by zacząć całować namiętnie w usta. Prawą nogę podciągnął do góry i umieścił kolano między udem mężczyzny a poręczą fotela, napierając na Snape'a z pasją. Severus od razu zajął się jego przygotowywaniem, wywołując tym jęki i zadowolone pomruki kochanka. W końcu uznał, że chłopak jest gotowy i nawilżył lubrykantem swoją erekcję, przy okazji rzucając serię zaklęć antykoncepcyjnych. Harry od razu się odwrócił do niego plecami, domyślając się o co chodzi. Przygryzając dolną wargę i wspierając ciężar swojej górnej połowy na dłoniach na poręczach fotela, ustawił się nad twardym członkiem Severusa. Mężczyzna pokierował nim, gdy się nabijał, obniżając pomału i wstrzymując oddech.

- Och… Ssssssssev… - Harry poruszył się kilka razy, gdy już był cały w jego wnętrzu, przyzwyczajając się do nowej pozycji. W końcu uniósł się lekko i opadł z powrotem, sprawiając, że czarodziej pod nim jęknął. Zachęcony tym ponownie zaczął się unosić i opadać. Severus pomagał mu unosząc go dłońmi, które zaciskał na pośladkach albo biodrach Harry'ego. Znaleźli dla siebie powolny spokojny rytm, w którym przyjemność wypełniała ich ciała.

- To jest… doskonałe, Severus. Ty jesteś doskonały… dla mnie - Harry zamknął oczy, zatracając się w tym cudownym uczuciu będącego w nim Severusa. Rozkosz, która się rozlewała po całym jego ciele nie była tą samą co wcześniej. Taką, która wstrząsała całym jego jestestwem i prowadziła do całkowitego spełnienia. Ta rozkosz była sama w sobie spełnieniem i doskonałością. Harry mógłby trwać w niej bez końca. Nigdy nie wypuścić Severusa z siebie. Usta i język mężczyzny zwiedzały jego barki i plecy, podczas gdy dłonie przesunęły się z bioder. Jedna, by drażnić sutki chłopca, a druga, by gładzić jego mokrą erekcję. Harry zamruczał zadowolony. Jednak ta dodatkowa pieszczota sprawiła, że teraz chciał znacznie więcej.

- Proszę Severus, mocniej… weź mnie mocno… ostro… - wyjęczał. Jakimś cudem nagle był już na kolanach na dywanie, wypinając się do tyłu i przyciskając twarz do ramienia. Severus brał go zdecydowanymi, szybkimi ruchami, sięgając głęboko w niego i za każdym pchnięciem uderzając w prostatę. Harry krzyczał i jęczał, prosząc o więcej i wyrażając swoją aprobatę, gdy to dostawał.

- …proszę, Severus… tak, właśnie tak… och Merlinie… tak, proszę, tak…!

Mężczyzna stymulował erekcję chłopaka w rytm swoich pchnięć. Merlinie, tak bardzo chciał, by Harry jęczał i krzyczał! Myślał o tym od ostatniego piątku i teraz, gdy wreszcie chłopak wykrzykiwał swoją przyjemność, nie mógł wyobrazić sobie wspanialszych dźwięków.

- Dojdź dla mnie… Harry - wyszeptał mu do ucha między własnymi jękami i chłopak doszedł, uwalniając się w jego dłoń, krzycząc i wyginając się w spazmie rozkoszy, która długo wstrząsała jego ciałem i sprawiła, że mięśnie wokół członka Severusa zacisnęły się mocno, również i jego doprowadzając do spełnienia. Obaj opadli na dywan, dysząc ciężko i uspokajając się powoli. W końcu Harry przekręcił się leniwie na bok i przytulił do mężczyzny.

- Merlinie… za każdym razem jest cudowniej… dłużej… więcej… och… Severus… jesteś doskonały…

- Już to mówiłeś…

Harry uśmiechnął się do swojego chłopaka. Merlinie, miał nie tyle chłopaka co mężczyznę. I to jakiego! Severus był dla niego w tej chwili oficjalnym bogiem seksu. Wyszczerzył się do niego szczęśliwy.

- Tylko nie zasypiaj tu, Harry. Ja wciąż jestem szpiegiem i wolałbym, żeby do Voldemorta nie dotarła wiadomość, że spędziłeś u mnie noc. Zresztą, jako profesor, nie chciałbym aby ta informacja trafiła też do dyrektora, więc…

- Tak, tak, rozumiem. Buzia na kłódkę. - Harry przewrócił oczami i usiadł, rozglądając się za swoimi ubraniami. - Ale jeżeli kiedykolwiek dojdzie do tego, że nie będziesz już szpiegiem, to wtedy nic mnie nie powstrzyma przed całowaniem cię na oczach całej szkoły lub dyrektora.

- Nawet jeżeli to oznaczałoby zwolnienie mnie? - Severus zmarszczył brwi.

- Wierzysz, że Dumbledore zwolniłby kochanka Harry'ego Potter'a i przez to stracił go po swojej stronie? - Chłopak zapytał z ironią w głosie, nakładając spodnie.

- Też prawda. - Severus wstał, również ubierając się w szaty i doprowadzając swój wizerunek do chłodnej perfekcji. Harry z wielkim rozanielonym uśmiechem przyklejonym do twarzy podszedł do niego i zarzucając ręce wokół szyi, pocałował. Severus pozwolił mu na zwiedzanie swoich ust, nim przejął kontrolę. W końcu oderwali się od siebie i chłopak zaczął się zastanawiać, kiedy tak właściwie dłonie mężczyzny znalazły się pod jego ubraniem, gładząc i pieszcząc jego ciało. Nie żeby miał temu coś przeciwko, nawet wręcz przeciwnie. Z niechęcią się odsunął.

- To ja już pójdę…

- No to idź. - Severus patrzył rozbawiony jak Harry pomału podszedł do drzwi i położył dłoń na klamce.

- To idę…

Mężczyzna popatrzył na niego wyczekująco. Harry w końcu westchnął, otworzył drzwi i wyszedł, ostrożnie je za sobą zamykając.

***

Zarówno Harry jak i cały Gryffindor z radością powitali koniec działania eliksiru w piątek w trakcie drugiego śniadania. Chłopak właśnie zamierzał zjeść kanapkę z tuńczykiem, ogórkiem kiszonym i masłem czekoladowym, gdy to się stało i był temu bardzo wdzięczny. Nie wiedział co by zrobił, gdyby jednak taka kombinacja znalazła się w jego żołądku. Na popołudniowe zajęcia z wychowania seksualnego udali się ochoczo, uważając, że już nic gorszego niż hormonalny Harry w ciąży nie może ich spotkać. W gruncie rzeczy, to mieli rację.

- Na dzisiejszych zajęciach zajmiemy się zaklęciami i eliksirami testowymi na ciążę i ojcostwo. Najpierw jednak chciałbym by jedna osoba z każdego domu przedstawiła nam swoje spostrzeżenia i wnioski dotyczące ciążowego eksperymentu. Może… pan Nott.

Harry siedział wysłuchując jak jego koledzy zdają relację z tego trudnego dla wszystkich tygodnia, wybuchając nawet od czasu do czasu ze wszystkimi śmiechem. Szkoda, że nie widział tych wszystkich zasłabnięć Malfoy'a. Albo tego co inni jedli. Oczywiście najwięcej śmiechu było przy tym jak Seamus opisywał jego ciążę. Dlaczego to właśnie on musiał być tym najbardziej hormonalnym z hormonalnych? Poczuł, że chce mu się płakać z zażenowania. Chyba jeszcze wszystkie efekty eliksiru nie wygasły.

- Tak więc, po wysłuchaniu tych relacji i własnych doświadczeniach z tego tygodnia, co może nam pan podać jako wniosek do tego eksperymentu, panie Potter? - Snape uśmiechnął się do niego złośliwie i Harry o mało nie zajęczał na myśl o doświadczeniach tego tygodnia.

- Trzeba robić wszystko by nie zajść w ciążę, zwłaszcza gdy się jest mną? - Klasa się roześmiała, przyznając mu rację, a Snape tego nie skomentował, przechodząc do dalszej części zajęć.

- Teraz poznacie zaklęcia testowe i na ojcostwo oraz trochę teorii do eliksirów z tego zagadnienia. Zdecydowałem, że warzyć je będziecie na najbliższych Eliksirach i potraktuję to jako sprawdzian waszej wiedzy.

Chłopcy jęknęli słysząc to.

- Najpopularniejszym zaklęciem testowym… może najpierw zacznę od wytłumaczenia co robią zaklęcia testowe. Są to zaklęcia, które pozwalają stwierdzić czy jest się w ciąży, panie Potter. - Kilka chichotów ze strony Ślizgonów. - Najpopularniejszym jest Peculus, który nam pan zademonstruje, panie Potter. Pojawienie się niebieskiej kreski jest wynikiem pozytywnym, a czerwonej negatywnym. To zaklęcie należy rzucić na siebie. Niech pan zaczyna, panie Potter.

Severus patrzył na niego z wyczekiwaniem, podczas gdy Harry zastanawiał się czy powinien wskazać na siebie różdżką przed, w trakcie czy po wypowiedzeniu zaklęcia. W końcu wzruszył ramionami i, decydując się na drugą opcję, rzucił na siebie zaklęcie. W powietrzu ukazała się niebieska kreska i w sali zapadła niczym niezmącona cisza.

Snape patrzył się na Harry'ego jakby widział go po raz pierwszy w życiu.

***

- Czy jest coś o czym nie wiemy, panie Potter? - zapytał Snape, a Harry, gdy zszokowany spojrzał w jego oczy, mógł dostrzec w nich cień zdrady. Potrząsnął głową.

- Może ten eliksir jeszcze tak nie do końca przestał działać? - spróbował. A może i dziesięć zaklęć antykoncepcyjnych nie było w stanie nas zabezpieczyć? - Przecież na mnie zadziałał znacznie silniej niż na innych. Poza tym wciąż czuję się lekko rozchwiany emocjonalnie, nie tak mocno jak przez ten tydzień, ale wciąż nie jestem jeszcze w pełni taki, jak powinienem być.

Snape zmarszczył brwi. To było niemożliwe, ale nikt tutaj nie znał się na eliksirach na tyle dobrze, by o tym wiedzieć.

- Może masz rację - powiedział powoli, wciąż się nad tym zastanawiając. A dokładniej nad tym w jakie bagno siebie wpakował. Jeżeli chłopak mówił prawdę... to najwyraźniej jakimś cudem te wszystkie zaklęcia antykoncepcyjne nie zadziałały i Potter był teraz w ciąży z jego dzieckiem. O cholera... Spokojnie, nie daj się wyprowadzić z równowagi. Pamiętaj o tym, że na tej sali są uczniowie, którzy na twoje chociażby najmniejsze potknięcie od razu pobiegną do Voldemorta, a raczej do swoich rodziców, którzy wszystko przekażą Voldemortowi. - Kolejnym zaklęciem jest Hepes. Powinno być ono rzucane przez inną osobę. Hepes.

Snape machnął różdżką w stronę Harry'ego i w powietrzu pokazało się żółte kółeczko.

- Tak wygląda wynik pozytywny. Wynik negatywny to zielone kółko. Teraz przejdziemy do zaklęć stwierdzających ojcostwo. - Severus uważnie przyjrzał się siedzącym z otwartymi ustami chłopcom, którzy najwyraźniej wciąż byli pod wrażeniem tego, że Harry Potter daje wynik pozytywny. Pewnie gdyby miał ten komfort siedzenia w ławce jako zwykły uczeń, a nie stania tu jako nauczyciel - szpieg, to też robiłby dokładnie to samo. Nawet gdyby Mistrz Eliksirów oznajmił, że taki wynik może być skutkiem eliksiru. Co oczywiście było całkowitą bujdą. - Panie Malfoy.

Malfoy podszedł na przód klasy i stanął w bezpiecznej odległości od Potter'a. Wciąż niezbyt dobrze wyglądał po całym tygodniu wymiotowania i braku snu.

- Zaklęciem jest Parentis. Mówiąc „paren” należy wskazać różdżką na swój brzuch. Panie Potter, proszę sprawdzić czy ojcem pana wyimaginowanego dziecka jest pan Malfoy.

- Parentis. - Harry zrobił tak jak mu kazano, tyle tylko, że zamiast na Malfoy'u, skoncentrował się na Snape'ie, który starał się by jego twarz niczego nie wyrażała.

- Jak widać, wynik wyszedł pozytywny. Moje gratulacje, panie Malfoy, panie Potter. Parentum jest zaś rzucane przez domniemanego ojca na osobę w ciąży.

Czerwony na twarzy Malfoy jak najszybciej wypowiedział formułkę i popatrzył z wyczekiwaniem na profesora, by ten powiedział jaki wyszedł wynik. Najwyraźniej nawet takiemu czysto krwistemu blondynowi ciężko było go odczytać. Czy Lucjusz naprawdę nie pomyślał o nauczeniu chłopaka kilku pożytecznych zaklęć?

- Wynik wyszedł negatywny. Pozytywnym wynikiem jest różowa poświata wokół osoby, która jest w ciąży. Obawiam się, że musi pan gdzie indziej szukać domniemanego ojca, panie Potter. A teraz dobierzcie się w pary i przećwiczcie te zaklęcia na sobie.

Harry i Malfoy wrócili na swoje miejsca przy wtórze radosnych pomruków. Gryfon jednak nie zaczął tak jak inni ćwiczyć. Zamiast tego położył głowę na blacie ławki, zastanawiając się co takiego zrobił w swoim poprzednim życiu, że w obecnym ma tak przekichane. Był w ciąży. Był w ciąży ze Snape'em. Był w ciąży z profesorem Snape'em, który prowadził zajęcia z wychowania seksualnego specjalnie na polecenie dyrektora, ponieważ trzeba było Harry'ego uświadomić i nauczyć antykoncepcji oraz pokazać mu dlaczego powinien robić wszystko, by nie zajść w ciążę. Jeżeli nie dlatego by nie ułatwiać zadania Voldemortowi, to chociażby dla własnej wygody. Ten tydzień całkowicie mu wystarczył do tego, by znienawidził ciążę! A teraz się okazało, że naprawdę był w ciąży. Będzie musiał się męczyć nie przez siedem dni, a przez dziewięć miesięcy! Zaraz… ile to będzie na dni? Trzydzieści razy dziewięć… trzy razy dziewięć to dwadzieścia siedem… i zero… to będzie dwieście siedemdziesiąt dni!? Moje życie to koszmar… jeden wielki niekończący się koszmar…

Snape tymczasem przeszedł do teorii związanej z warzeniem i działaniem eliksirów, które były płynnymi odpowiednikami poznanych już przez nich zaklęć. Chłopak aż bał się myśleć o tym jak profesor zareaguje na nowiny, gdy już zostaną sami.

W końcu lekcja się skończyła i Harry znów został sam ze Snape'em. Tym razem wszyscy myśleli, że został by przedyskutować skutki uboczne działania eliksiru. Usłyszał jak Severus podchodzi do niego.

- Nie wierzysz w to, że to przez tamten eliksir, prawda? - Harry zapytał, nawet nie podnosząc głowy z ławki, by na niego spojrzeć.

- Oczywiście, że nie. Jestem Mistrzem Eliksirów, pamiętasz? - Snape usiadł obok niego i Harry w końcu podniósł głowę, ale tylko po to by móc oprzeć ją o niego.

- Czyli za dziewięć miesięcy zostaniemy szczęśliwymi rodzicami? Oczywiście o ile wcześniej Voldemort mnie nie zabije, bo nie będę w stanie się bronić. Lub nie odkryje, że jesteś drugim ojcem co go doprowadzi do prostego wniosku, po której jesteś stronie i zabicia ciebie. - Harry nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać. - Zwróć mi uwagę, jak zrobię się zbyt humorzasty, dobrze? Nie chcę się znowu popłakać.

- Chcesz mi powiedzieć, że powiedzenie ci, żebyś się zamknął, bo jesteś humorzasty nie sprawi, że zaczniesz płakać?

- Oj, dobrze wiesz o co mi chodziło. - Harry szturchnął mężczyznę łokciem i popatrzył na niego, uśmiechając się lekko. - Wiesz, pomijając to co już powiedziałem… nienawidzę być w ciąży. I nie myśl sobie, że zostawisz mnie z tym ot tak samego. Jeżeli ma być to dla mnie koszmarem, to będzie też koszmarem dla ciebie. Jakaś sprawiedliwość na tym świecie musi być.

Harry już myślał, że mężczyzna się roześmieje. Jednak ten się rozmyślił i zamiast tego go pocałował. Chłopak wcale nie miał mu tego za złe. Z radością pomyślał, że teraz przyszła pora na ich co piątkowy, po zajęciowy seks. I to bez tych głupich zaklęć antykoncepcyjnych, skoro one i tak nie działały. Severus przerwał pocałunek i pomału zaczął rozpinać koszulę chłopaka. Harry spotkał jego przepełnione pożądaniem choć poważne spojrzenie.

- Wiesz, że musimy powiedzieć o tym Dumbledore'owi? - Harry zamrugał, by lepiej się skoncentrować na tym co mówił do niego mężczyzna. Gdy to do niego dotarło, odsunął się lekko, kręcąc głową.

- Nie, wcale nie musimy. Przynajmniej jeszcze nie - patrzył na Mistrza Eliksirów z determinacją wypisaną na twarzy.

- Harry… on musi wiedzieć…

- Nie! Wtedy cię zwolni albo zacznie wciskać swoje trzy knuty w nie swoje sprawy. Albo co gorsza będzie chciał usunąć ciążę dla większego dobra. Nie widzę powodu, dla którego miałby się o czymkolwiek dowiedzieć wcześniej niż za pięć lub sześć miesięcy, kiedy to naprawdę nie będę miał jak tego wszystkiego ukryć.

Severus oparł się ciężko o ławkę i popatrzył w sufit, jakby prosząc o cierpliwość.

- Albus może nam bardzo pomóc, Harry. Poza tym potrzebujesz opieki medycznej, a Poppy od razu sama pobiegnie do niego jak tylko się dowie. Będzie lepiej, gdy dowie się tego od nas, a nie od niej.

Harry pokręcił głową, postanawiając zmienić taktykę. Najwyraźniej Severus był nieświadomy niektórych poczynań dyrektora.

- Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego w Hogwarcie jest tak mało osób w ciąży pomimo tego, że właściwie wszyscy uprawiają seks i rzadko kiedy potrafią zastosować odpowiednie zabezpieczenia? - Harry patrzył na Mistrza Eliksirów swoimi wielkimi zielonymi oczami. Mężczyzna pokręcił głową. - Średnio co trzy tygodnie do naszych soków Dumbledore i Pomfrey dodają eliksir, który powoduje łatwe, szybkie i całkowicie bezbolesne pozbycie się „problemu”. Ludzie nawet nie wiedzą ile razy już byli tak naprawdę w ciąży.

Severus patrzył się na niego przerażony.

- A ty skąd o tym wiesz?

- Mam przyjaciela wśród skrzatów domowych, pamiętasz?

- Słodki Merlinie… - wyszeptał Snape, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem przed siebie. Albus nie mógł wiedzieć, nie wtedy, gdy to co mówił Harry było prawdą. Był też jednak jeszcze problem z tym, że on był profesorem, a Potter uczniem i za wszelki stosunek seksualny z nim Severus miał trafić do Azkabanu. Chyba, że…

- Harry? Wyjdziesz za mnie? - Severus stanął gwałtownie przed Harrym, gapiącym się na niego wielkimi oczami.

- Ale… ale ja mam dopiero szesnaście lat!

- Czyli akurat tyle ile trzeba by zawrzeć związek małżeński ważny w czarodziejskim świecie. Harry, tylko jako twój mąż będę mógł cię chronić, gdy już wszystko wyjdzie na światło dzienne. - Snape patrzył się poważnie na młodego Gryfona. Mógł się spodziewać tego, że wychowany przez mugoli nie będzie tak do końca rozumiał co się naprawdę dzieje i co się stanie, gdy świat się dowie o tym, że Harry Potter jest w ciąży.

- Nie rozumiem - przyznał chłopak.

- Nie będę mógł cię chronić gdy będę w Azkabanie za stosunki seksualne z uczniem. - Harry patrzył na niego w szoku. Gdy to do niego dotarło, zaczął gwałtownie kręcić głową, a w jego oczach pojawiły się łzy. Snape przeklął w myślach. Początek ciąży, a Gryfon już się robił bardziej emocjonalny. Naprawdę współczuł tym, którzy mieszkają z nim w dormitorium lub spędzają większą część dnia i nie będą wiedzieli o co chodzi.

- Nie możesz iść do Azkabanu! - Harry wychlipał. - Ale wszyscy się dowiedzą jeżeli zostaniemy małżeństwem. Ministerstwo od razu się zorientuje, który to Harry Potter wyszedł za Severusa Snape'a.

- Słyszałeś kiedyś o Zakonie Magusów? - Harry pokręcił głową. - To zakon mugolsko - magiczny, w którym przestrzegają zarówno praw mugolskich jak i czarodziejskich i który nie podlega pod Ministerstwo. Możemy wziąć w nim magiczny ślub i będzie on jak najbardziej legalny, a Ministerstwo nic nie będzie o nim wiedzieć.

Harry patrzył na niego wielkimi oczami, w których po chwili pojawiła się determinacja.

- Zróbmy to, jak najszybciej.

- Ale czy jesteś pewien, że chcesz spędzić ze mną resztę swojego życia? - Snape nie mógł uwierzyć w to, jak łatwo udało mu się przekonać Gryfona do ślubu.

- Jeżeli ty też tego chcesz…

- Chcę - szybko powiedział, nawet o tym nie myśląc. O tak. Chciał tego i to bardzo, ale myślał, że będzie musiał czekać zanim Harry ukończy szkołę i być może nim Voldemort zostanie pokonany. Zawsze też istniało ryzyko, że Harry nie będzie chciał zostać jego mężem.

- Ja też tego chcę. Nie wiem jak do tego doszło, ale nie wyobrażam już sobie przyszłości bez ciebie, wiesz. - Harry uśmiechnął się lekko.

Snape przytknął, uśmiechając się nieznacznie, co wywołało na ustach Gryfona jeszcze większy uśmiech. Tak szybko przeszedł z płaczu do radości, że Mistrz Eliksirów miał ochotę zamrugać, by się upewnić, że wzrok go nie myli.

- Pójdę teraz do siebie i skontaktuję się z opatem zakonu. Jeżeli się zgodzi… to jeszcze dziś zostaniesz moim mężem. - Harry przytulił się do niego z entuzjazmem, a następnie pocałował delikatnie w usta.

- Pewnie nie powinienem tego mówić, ale nie mogę się już doczekać naszej nocy poślubnej - roześmiał się, wtulając głowę w szatę profesora.

- Idź do swojego dormitorium. Wyślę do ciebie Zgredka z wiadomością, gdy już się wszystkiego dowiem. - Harry przytaknął , jeszcze raz go pocałował i próbując powstrzymać cisnący mu się na usta wielki uśmiech, wyszedł z klasy. Snape od razu udał się do swoich komnat.

***

Harry siedział na swoim łóżku cały w nerwach. A co jeżeli Snape się rozmyśli? Jeżeli uzna, że lepiej mu będzie go zostawić teraz, gdy jest w ciąży i lada dzień może zacząć się robić tak strasznie humorzasty i emocjonalny jak przez ten tydzień? A jeżeli pójdzie po rozum do głowy i zdecyduje, że nie chce się wiązać z szesnastoletnim, nieodpowiedzialnym Gryfonem, któremu przecież cały czas wytyka głupotę? Harry nie chciał sam wychowywać dziecka i nie chciał też by Mistrz Eliksirów poszedł do Azkabanu, gdy wszyscy się zorientują, że chłopak jest w ciąży i kto jest drugim ojcem. Uwielbiał seks z nim i miał nadzieję, że może dzięki temu kiedyś naprawdę pokocha Snape'a. Harry nie skłamał mówiąc, że nie wyobraża sobie życia bez Severusa, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to co czuje do profesora nie jest miłością. Snape go bardzo pociągał i to wszystko. Ciekawe czy stosunek profesora do niego był taki sam? Czy też tylko go pociągał i nie było w tym niczego więcej? Chyba nie, bo gdyby tak było, to chyba nie oświadczałby się Gryfonowi. Chociaż, z drugiej strony… Snape sam powiedział, że jeżeli nie zostaną małżeństwem to, gdy wszystko wyjdzie na jaw, pójdzie do Azkabanu. Harry nie będzie sam w tym wszystkim, a Severus nie trafi do więzienia. To wydało mu się jak najbardziej uczciwe. I może kiedyś zrodzi się między nimi uczucie. Mistrz Eliksirów może i miał ciężki charakter, ale gdy ściągał tę swoją głupią maskę, to stawał się osobą, którą Harry mógłby z czasem pokochać. Chłopak wiedział o tym. Miał nadzieję, że Snape też widzi w nim kogoś kogo mógłby obdarzyć miłością. Nagle przestraszyło go ciche pop i podskoczył na łóżku.

- Zgredek przeprasza, Zgredek nie chciał przestraszyć Harry'ego Potter'a, sir… Zgredek… och! - Skrzat zrobił wielkie oczy, gdy w końcu popatrzył na chłopca bezpośrednio. - Harry Potter, sir jest w ciąży!

- Cicho! Zgredku, nikt nie może się o tym dowiedzieć…! - Harry zasłonił dłonią usta skrzatowi, który już chciał zacząć coś radośnie wykrzykiwać. Skrzat przytaknął głową i chłopak go puścił.

- Zgredek tak się cieszy! - Skrzat mówił cicho, ale z podekscytowaniem. - Czy Zgredek mógłby zostać skrzacim opiekunem Harry'ego Potter'a, sir? Zgredek bardzo prosi!

- Eee… no dobrze, Zgredku, możesz zostać moim skrzacim opiekunem, jeżeli to znaczy da ciebie tak dużo.

- Zgredek dziękuje! Harry Potter jest wspaniały! - Skrzat aż podskoczył z radości i Harry zaczął się zastanawiać w co tym razem się wpakował. - Zgredek ma wiadomość od profesora Snape'a dla Harry'ego Potter'a, sir. Profesor Snape mówi, żeby Harry Potter, sir schował się po peleryną niewidką i spotkał się z nim za pół godziny przy głównej bramie.

Harry uśmiechnął się od ucha do ucha i radośnie podziękował skrzatowi, nakazując, by ten o niczym nikomu nie mówił. Narzucił na siebie płaszcz i pelerynę niewidkę i niezauważony wymknął się z zamku. Wiedział, że ma jeszcze trochę czasu jednak nie mógł się doczekać i niecierpliwie chodził wzdłuż bramy, czekając na profesora. Ten w końcu się pojawił i Harry bezzwłocznie podbiegł do niego i złapał za rękę.

- To ja - szepnął, żeby mężczyzna nie wystraszył się niespodziewanym kontaktem. Snape przytaknął lekko głową i razem wyszli poza bramę. Gdy Harry przytulił się do niego, Mistrz Eliksirów aportował ich prosto pod klasztorną bramę. Czekał tam już na nich jakiś starszy zakonnik. Dopiero w środku Harry ściągnął z siebie pelerynę, czym przestraszył nieco zakonnika.

- Przepraszam - Harry uśmiechnął się lekko, na co staruszek skinął rozbawiony głową i poprowadził ich długim i krętym korytarzem do kapliczki.

- Bracia Seweryn i Kastor zaraz do nas dołączą - powiedział staruszek. - Zostaną waszymi świadkami, ponieważ są najbardziej czysto krwistymi czarodziejami w naszym zakonie, a przypuszczam, że właśnie takich będziecie później potrzebować. Przygotowałem już dla was odpowiednie dokumenty.

Severus przytaknął i wziął od zakonnika kilka pergaminów, które przejrzał pobieżnie i podał do przeczytania Harry'emu. Z tego co się orientował to była to zwyczajna umowa małżeńska.

- Z oczywistych powodów nie chcę aby kopia tych dokumentów trafiła do Ministerstwa, przynajmniej dopóki nie będzie to konieczne. - Severus patrzył poważnie na mnicha, który równie poważnie przytaknął. Do kapliczki weszło dwóch innych zakonników, którzy musieli być Sewerynem i Kastorem, o których mówił wcześniej starszy mnich. Ci dwaj byli od niego znacznie młodsi, jednak musieli być starsi od Severusa, ponieważ ich włosy były dość mocno naznaczone siwizną.

- Stańcie tutaj. - Starszy zakonnik wskazał Harry'emu i Severusowi miejsce przed ołtarzykiem i stanął przed nimi. Seweryn i Kastor stanęli po ich bokach. - Przyszliście tu aby wejść w święty związek małżeński, który połączy wasze ciała, umysły i serca póki śmierć was nie rozłączy. Wasze dusze staną się jedną na wieczność. Małżeństwo jest związkiem miłości i równości, wzajemnego szacunku i oddania. Czy przychodząc tutaj z prośbą szukaliście właśnie tego?

- Tak - Severus odpowiedział pewnie, a Harry tuż po nim głosem, w którym zdenerwowanie było znacznie bardziej słyszalne. W prawdzie chłopak pamiętał, że jest to zakon mugolsko-magiczny, jednak i tak był zaskoczony, gdy starszy zakonnik wyciągnął swoją różdżkę. Dwaj młodsi uczynili to samo.

- Podajcie sobie dłonie.

Harry nie wiedział co robić, ale na szczęście Snape wykazał się inicjatywą i biorąc obie dłonie chłopaka w swoje, splótł je tak, jak najwyraźniej powinno być. Zakonnicy zaczęli mówić coś chyba po łacinie, Harry nie był pewny. Z ich różdżek wystrzeliło po jednej wstędze, które oplotły się wokół ich złączonych dłoni i ciał, zmuszając ich do przytulenia się do siebie. Nie żeby Harry'emu się to nie podobało. W końcu zakonnicy przerwali recytowanie inkantacji i znów przemówił tylko ten starszy.

- Lordzie Severusie Tobiaszu Snape, czy bierzesz sobie tego oto Harry'ego James'a Potter'a na swojego współmałżonka, łącząc z nim ciało, duszę, dom i moc, przysięgając mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścisz go w niczym aż do śmierci?

- Tak.

- Wobec tego powtarzaj za mną. Ja, Lord Severus Tobiasz Snape, biorę sobie…

Harry z sercem bijącym z prędkością Hogwarckiego Ekspresu słuchał jak Severus składa swoją przysięgę. To było tak niesamowicie nierealne! Ciągle musiał sobie przypominać by oddychać, ponieważ nie chciał zrobić z siebie widowiska i zemdleć w czasie swojego własnego ślubu. W końcu przyszła jego kolej i drżącym od emocji głosem powiedział swoją część. Zakonnicy znów zaczęli mówić w łacinie i Harry poczuł jak jego magia przemieszcza się, jak pojawia się w niej coś nowego. Otoczyło go uczucie ciepła i jeszcze bardziej przytulił się do Severusa. Magia niemalże iskrzyła między nimi. Wokół nich pojawiło się światło, a trzy wstęgi, które do tej pory ich oplatały, rozplotły się i skurczyły owijając wokół serdecznych palców prawych dłoni, tworząc obrączki. Światło zgasło i po ostatniej inkantacji staruszek uśmiechnął się do nich. Podpisali umowę małżeńską.

- Możecie się pocałować. - Usłyszeli.

I Harry z wielką ochotą to zrobił. Całowali się powoli, smakując siebie i rozkoszując się swoją bliskością, dopóki nie przerwało im nerwowe chrząknięcie. Popatrzyli z wyrzutem na starego zakonnika.

- Wydaje mi się, że musicie już wracać.

Severus przytaknął, również uśmiechając się lekko do zakonnika. Podziękowali im i czym prędzej opuścili zakon i wrócili do Hogwartu. Harry oczywiście pod peleryną niewidką. Severus poprowadził go prosto do swoich komnat i chłopak wiedział, że szczerzy się jak wariat na myśl o zbliżającej się szybkimi krokami nocy poślubnej, jednak nie mógł się powstrzymać. Gdy już byli w środku i Severus zablokował wszelkie możliwe wejścia, Harry ściągnął z siebie pelerynę i niemalże rzucił się na swojego męża, całując go i obejmując. Severus po chwili odsunął go lekko od siebie, uśmiechając się jak jeszcze nigdy.

- Może lepiej najpierw przejdźmy do sypialni? - Harry zarumienił się, przytakując i pozwolił zanieść się do łóżka.

- Czuję się jak jakaś panna młoda - zaśmiał się, gdy mężczyzna delikatnie położył go na wielkim łożu.

- Cóż… W pewnym sensie nią jesteś - Severus droczył się z nim, gdy pozbywali się swoich ubrań i Harry rzucił w niego skarpetką. Jeszcze nigdy w życiu nie był taki szczęśliwy. A po obsydianowych oczach mężczyzny, które były pełne wesołych iskier niczym oczy dyrektora, mógł sądzić, że mężczyzna czuł się dokładnie tak samo jak on.

- Ech… - Severus odrzucił skarpetkę Harry'ego na bok. - Przypuszczam, że decydując się poślubić szesnastolatka sam się świadomie na to skazałem, więc nie będę komentować rzucania we mnie skarpetkami.

W końcu byli bez ubrań i Harry postanowił go uciszyć pocałunkiem. Kto by pomyślał, że z Mistrza Eliksirów okaże się być taka łóżkowa gaduła? Harry roześmiał się w duchu. Nie, Severus nie był łóżkowym gadułą. Był łóżkowym bogiem, który właśnie pocałunkami wyznaczał sobie drogę wzdłuż ciała swojego młodego współmałżonka. Zatrzymał się przy sutkach i delikatnie podrażnił jeden zębami, sprawiając, że Harry przestał myśleć o wszystkim poza przyjemnością. Uniósł biodra, by móc otrzeć się o gorące ciało nad nim, jednak silna ręka przyszpiliła go z powrotem do łóżka. Severus z diabolicznym uśmieszkiem podjął na nowo swoją wędrówkę wzdłuż jego ciała, jedną dłonią wciąż pieszcząc sutki i praktycznie ani na chwilę nie spuszczając wzroku z twarzy kochanka.

Harry jęczał cichutko z zamkniętymi oczami. Jego dłonie błądziły po ciele nad nim, wszędzie, gdzie tylko był w stanie dosięgnąć. Severus zatrzymał się na chwilę i Harry otworzył oczy by na niego popatrzeć. Zieleń spotkała czerń i ciałem chłopaka wstrząsnął silny dreszcz przyjemności. Merlnie, zaraz dojdę już od samego patrzenia na niego… pomyślał, obserwując jak Mistrz Eliksirów nachyla się nad jego dumnie stojącym i mokrym członkiem. Wplótł dłonie w długie czarne włosy, modląc się by nie dojść za szybko. Miękkie ciepło przejechało wzdłuż jego erekcji i to już wystarczyło by doszedł, jęcząc.

Gdy uspokoił trochę oddech i otworzył oczy by popatrzeć na Severusa przepraszająco, ten wyglądał na rozbawionego. Harry zarumienił się jeszcze bardziej.

- Przepraszam… ale byłem twardy praktycznie od początku ślubu.

- Zauważyłem. - Severus uśmiechnął się do niego przebiegle i sięgnął po buteleczkę na szafce nocnej. - Wobec tego przejdźmy dalej…

Harry przygryzł dolną wargę, patrząc jak mężczyzna otwiera fiolkę i wylewa z niej na palce lepki lubrykant. Chłopak ochoczo rozstawił szerzej nogi, przy okazji zauważając, że Snape musiał w międzyczasie użyć jakiegoś zaklęcia czyszczącego, ponieważ po jego spermie nie było śladu. Severus złożył na jego ustach delikatny pocałunek, a Harry przejechał językiem po jego wardze, chcąc go pogłębić. Nie musiał prosić długo. Ich języki splotły się ze sobą w namiętnej grze. Oplótł swojego małżonka rękoma i przyciągnął bliżej siebie. Tak bardzo chciał całej tej bliskości i ciepła. Chciał być jak najbliżej niego…

- Chcę cię poczuć w sobie… - wyszeptał, znów się rumieniąc. Mężczyzna zaczął pieścić językiem skórę za jego uchem i Harry zajęczał. Poczuł jak coś śliskiego wchodzi w niego i penetruje go. Jego członek drgnął radośnie. Przypuszczał, że były to uroki bycia nastolatkiem. Jęknął ponownie, gdy do pierwszego dołączył drugi palec i oba zaczęły go rozciągać, przygotowując na przyjęcie czegoś znacznie większego. Już na samą myśl o tym co będzie dalej… trzeci palec się wsunął. Harry był już twardy i jęczał nieustannie pod wpływem pieszczot Severusa i jego trzech palców, które…

- Ach! - wygiął się w spazmie rozkoszy, gdy utalentowane palce trafiły w jego prostatę. - Proszę… Severusss…

Palce zniknęły i poczuł jak na jego wejście napiera coś znacznie większego i śliskiego. Severus wszedł w niego pomału, delikatnie - tak bardzo, że gdyby nie to, iż przytrzymywał jego biodra, to Harry sam by się na niego nabił byleby to przyspieszyć. Gdy w końcu wsunął się do końca, marzył już tylko o tym, by zaczął się ruszać. Tak, obecność członka w nim bolała i była mało komfortowa, jednak chłopak wiedział, że gdy tylko mężczyzna zacznie się ruszać, to wszystko zmieni się w jedną wielką przyjemność i chciał tego, bardzo chciał.

- Proszę… - wyjęczał nie mogąc samemu się poruszyć. Twarz mężczyzny wyrażała koncentrację i pożądanie. Poruszył się powoli, nie chcąc zrobić chłopakowi krzywdy, ale ten zajęczał ponaglająco: - Proszę… weź mnie… mocno…

Severus oddychał ciężko, próbując się pohamować, ale gdy usłyszał prośbę swojego kochanka, pchnął mocniej, jednak wciąż starając się zrobić to na tyle łagodnie, by go nie skrzywdzić. Był tak ciasny… tak…

- Mocnej… błagam…

Snape stracił nad sobą kontrolę i zaczął poruszać się mocno i szybko. Harry wił się pod nim, a ich jęki mieszały się ze sobą. Severus zmienił lekko kąt pchnięć i chłopak krzyknął, gdy członek uderzył w jego prostatę. Teraz już nie tylko jęczał, ale i krzyczał za każdym razem, gdy Severus stymulował to wrażliwe miejsce. Mężczyzna nachylił się i pocałunkami zaczął zbierać z jego ust jęki i okrzyki. Dłoń owinął wokół członka Harry'ego i zaczął poruszać nią w rytm szybkich pchnięć, drażniąc mocno. Harry wygiął się w spazmie rozkoszy i krzycząc wytrysnął w dłoń Severusa. Mężczyzna doszedł tuż po nim, wypełniając go swoim nasieniem, z jego imieniem na ustach. Osunął się obok niego, nie chcąc przytłoczyć swoim ciężarem drobnego ciała. Oddychali nierówno, pomału dochodząc do siebie. Severus wymamrotał zaklęcie czyszczące i leniwie objął ramieniem Harry'ego, przyciągając go do siebie. Używając zaklęcia, przykrył ich kołdrą. Pocałował go w roztrzepane włosy, próbując sobie przypomnieć, o której godzinie Harry powinien wrócić do swojego dormitorium, by skrzaty domowe go nie zauważyły. Chyba o czwartej rano… Do tej godziny obaj nie pospali zbyt wiele, co Severus oczywiście zwalił na buzujące hormony nastolatka w ciąży.

- Może i ciągle się podniecam i znacznie szybciej dochodzę niż ty, ale jakoś za każdym razem znajduję cię gotowego i chętnego, więc chyba też wciąż jesteś bardziej nastolatkiem niż dorosłym, hmm?

Severus przewrócił na to oczami.

- Pora żebyś wracał do swojego dormitorium. Skrzaty domowe wkrótce zaczną się krzątać. - Severus przeczesywał dłonią włosy chłopaka, przytulonego do jego boku.

- Nie chcę… - Harry przytulił się mocniej.

- Wiesz, że musisz.

- Zaprosiłbym cię do spania u mnie, ale obawiam się, że moi współlokatorzy nie byliby zachwyceni. - Harry przeciągnął się i w końcu wstał. Snape usiadł i podziwiał ciało swojego współmałżonka, podczas gdy ten, ku jego niezadowoleniu, pomału zakrywał je odnalezionymi częściami garderoby.

- Merlinie, broń przed spaniem we dwójkę w tak wąskim łóżku - prychnął Severus. - Tak nawiasem mówiąc, to wolę cię jak nie masz na sobie ubrań.

- Na pewno. - Harry uśmiechnął się do niego, starając się naśladować uśmieszek Snape'a, jednak jego wersja była tylko marną kopią oryginału. - Do zobaczenia na śniadaniu… lub drugim śniadaniu. Nie wiem, o której uda mi się wstać. - Harry ponownie się uśmiechnął i nachylił by pocałować na „dowidzenia” swojego męża. Merlinie, mam męża! I cholera, podoba mi się to.

Severus odprowadził go do drzwi i nim jeszcze Harry narzucił na siebie pelerynę niewidkę, przyciągnął go jeszcze raz do pocałunku.

- Też wyglądasz lepiej bez ubrań. - Harry wyszczerzył się do niego i zniknął pod peleryną.

Po chwili drzwi się otworzyły i zamknęły, a Snape pozostał sam w swoich dziwnie cichych komnatach.

***

Harry wszedł do pokoju wspólnego, budząc przy tym Grubą Damę. Będzie musiał znaleźć jakiś inny sposób na dotarcie do swojego dormitorium. Portret niewątpliwie powiadomi Dumbledore'a, że jakiś niewidzialny uczeń wrócił o czwartej nad ranem. Dyrektor nawet nie będzie musiał się zastanawiać, by wiedzieć kto był tym uczniem. Chłopak już miał wejść po schodach do swojej sypialni, gdy przypomniał sobie o obrączce. Przecież nikt nie mógł jej zobaczyć! Spróbował ją ściągnąć, jednak nie był w stanie tego zrobić. Znał tylko jedno zaklęcie, które czyniło rzeczy niewidocznymi, ale jeszcze nigdy nie rzucał go lewą ręką. Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Harry usiadł na kanapie i wymierzył różdżką w obrączkę. Bardzo dziwnie było ją trzymać w lewej ręce, tak jakoś nieporadnie. Oczywiście nie udało mu się za pierwszym razem. Za drugim sprawił, że cała dłoń stała się niewidzialna.

- Finite Incantatem.

Mocnej się skoncentrował na obrączce i w końcu za piątym razem mu się udało. Zadowolony schował różdżkę i pobiegł szybko do dormitorium.

***

- Harry, gdzie byłeś w nocy? - zapytał go Ron, między jednym ziewnięciem a drugim. - Nie pamiętam żebyś wrócił.

- Tak sobie łaziłem po zamku… - skłamał, narzucając na siebie szkolną szatę i wrzucając potrzebne książki do torby. Był niewyspany i bolał go tyłek. Najchętniej spędziłby w łóżku jeszcze połowę dnia, ale niestety Hermiona zarządziła wspólną naukę w bibliotece. W sobotę, Merlinie ratuj. Może Severus znał jakieś zaklęcie czy coś, żeby tak nie bolało. W sumie to aż tak bardzo nie bolało, raczej przeszkadzało. Czuł praktycznie każdy ruch mięśni, gdy się poruszał i wiedział, że będzie miał wielką ochotę wiercić się na krześle. Dlaczego nie mógłby po prostu powiedzieć prawdy swoim przyjaciołom? Zastanowił się nad tym. Nie, lepiej nie. Przecież nigdy by nie zrozumieli, dlaczego związał się z ponad dwa razy starszym od siebie profesorem. Zresztą Harry sam jeszcze tego do końca nie pojmował. Wiedział dlaczego go poślubił, ale nie miał zielonego pojęcia, dlaczego zdecydował się wtedy uprawiać z nim seks. Przecież gdyby nie to, nie musiałby być teraz w związku małżeńskim. Nie, Harry doszedł do wniosku, że „musiał" to złe słowo. On CHCIAŁ być w tym związku. W końcu zeszli do pokoju wspólnego, gdzie czekała już na nich Hermiona i razem udali się do biblioteki.

Harry był w połowie wypracowania na temat kompleksowych zaklęć, gdy poczuł jak jego obrączka robi się cieplejsza. Podniósł głowę znad pergaminu i zobaczył Severusa kierującego się do sekcji eliksirów. Szkoda, że w tym momencie nie pisał z nich eseju. Mógłby wtedy wykorzystać okazję i pozorując, że idzie po jakąś książkę, przypadkiem natrafić na niego między regałami… Udał, że wrócił do pisania, podczas gdy ciągle rzucał swojemu mężowi ukradkowe spojrzenia. Merlinie, tak bardzo chciałbym się teraz do niego przytulić. I pocałować przy całej szkole, żeby wszyscy wiedzieli, że on jest mój i tylko mój. Zauważył, że spomiędzy książek obserwują go czarne oczy.

- Harry, napisałeś już o sposobach wiązania zaklęć? Kurcze, nie wiem jak to opisać… - Ron zajrzał mu przez ramię do tekstu. Chłopak niechętnie odwrócił wzrok od obsydianowego spojrzenia i popatrzył na przyjaciela.

- Na razie mam opisane tylko dwie metody. Jeszcze nie doszedłem do tego, o co chodzi w trzech pozostałych. - Ron i tak z chęcią wziął jego wypracowanie i przeczytał interesujące go fragmenty, robiąc przy tym wielkie oczy, jakby wreszcie udało mu się zrozumieć.

- Dzięki, stary. - Uśmiechnął się do niego, oddając pergamin i powracając do pisania swojej pracy. Harry popatrzył w stronę sekcji eliksirów, jednak okazała się być już pusta. Westchnął mentalnie i już miał wrócić do eseju, gdy nagle zabrzmiał nad nim znajomy głos.

- Mam nadzieję, że pamięta pan o dzisiejszym szlabanie, panie Potter. - Snape stał tuż obok niego i Harry z całej siły walczył, by na jego twarzy nie pojawił się rumieniec. - O dziewiętnastej w moim gabinecie.

- Tak, proszę pana. - Harry zastanawiał się nad przyczyną szlabanu. I czy to normalne by dostał go od swojego męża? Severus wyszedł z biblioteki, powiewając czarną szatą niczym jakimiś mrocznymi skrzydłami. Dobry, stary Nietoperz.

- Szlaban? Za co tym razem? - Hermiona wyglądała na wyjątkowo niezadowoloną.

- Złapał mnie na szwendaniu się po nocy. I tak miałem szczęście, że nie odjął punktów. Musiał się chyba gdzieś spieszyć. - Harry wymyślił na poczekaniu. Hermiona niezadowolona, jeszcze przez chwilę prawiła mu kazanie, nim z powrotem wrócili do pisania esejów. Ciekawe, co też będą robić wieczorem. Harry pomyślał o swoim biednym tyłku, który mu cały czas dokuczał. Chociażby nie wiem jak bardzo chciał, w takim stanie nie mógł się dziś kochać. No chyba, że był jakiś sposób na szybkie wyleczenie podrażnionej skóry.

***

- Hej, Harry. - Seamus przysiadł się do Harry'ego na kanapie i niemalże położył na nim, zaglądając mu przez ramię na czytaną książkę. - „Eliksiry nie tylko dla Mistrzów”?

Harry westchnął w myślach. Czy czytanie książki o eliksirach było naprawdę aż tak niezwykłe, że wszyscy się o to pytali? Być może i do tej pory nie wykazywał się zbytnim entuzjazmem co do tego przedmiotu, jednak ludzie zmieniają się, dorastają. Gusta też mogą się zmienić, prawda?

- Wiesz, głupio by było nie zdać ich, gdy już jakimś cudem udało mi się dostać na OWTM-y, więc postanowiłem zapoznać się z podstawami, z których mam najwięcej braków. - odparł Harry, odsuwając się odrobinkę od kolegi. Prawda była taka, że Severus dał mu tę książkę poprzedniego wieczoru, kiedy już wyleczył mu tyłek i zanim znów ich poniosło. Harry nie mógł się nadziwić, jak mogą się zachowywać jak jakieś króliki. U siebie mógł to zwalić na szalejące hormony, ale jego mąż przecież już dawno był po okresie dojrzewania i nie był w ciąży. Tym razem Severus od razu użył zaklęcia leczącego, więc dziś Harry nie miał żadnych problemów. A jeżeli chodzi o książkę, to mężczyzna powiedział by się z nią dokładnie zapoznał i wziął ostro do roboty, ponieważ skandalem będzie jeżeli mąż jednego z najlepszych w Europie Mistrzów Eliksirów nie zda ich na satysfakcjonującym poziomie na egzaminach. Harry aż bał się pomyśleć, co Severus rozumiał pod pojęciem „satysfakcjonujący poziom”, ale i tak postanowił książkę przeczytać. Wyjaśniała ona najważniejsze podstawy jak pięciolatkowi i chłopak nareszcie zaczął rozumieć popełniane przez siebie błędy i dlaczego tak bardzo denerwowały one Snape'a.

- Nom, dobrze zdane eliksiry są wymagane, by zostać kimś więcej niż zwykłym Aurorem z interwencji. - Seamus uśmiechnął się figlarnie. - A wiesz… dormitorium mamy puste… co powiesz na małe tete a tete…

- Seamus, mógłbyś dać mi wreszcie święty spokój? - Harry miał ochotę cisnąć w niego jakąś porządną klątwą. - Zerwaliśmy ze sobą, pamiętasz?

- Ale ja myślałem, że ty tak tylko przez te hormony i gdy eliksir przestanie działać to ci przejdzie… - Seamus zmarszczył brwi a następnie postanowił tak na wszelki wypadek zrobić lekko obrażoną minę. - Nawet nie powiedziałeś dlaczego zrywamy. Po prostu nawrzeszczałeś na mnie i ledwo udało mi się uskoczyć przed klątwami, którymi we mnie miotałeś jak oszalały!

- Może trochę mnie wtedy poniosło, przepraszam. - Harry tak naprawdę wcale nie żałował rzucenia w niego klątwami, ale raczej tego, że nie trafiły celu. - Co i tak nie zmienia tego, że już nie jesteśmy razem. Nie będę z osobą, która mnie zostawia samemu sobie, gdy są problemy i która zamiast mnie wspierać, śmieje się ze mnie razem z innymi. Potrzebuję odpowiedzialnej osoby, na którą zawsze będę mógł liczyć, a nie kogoś, kto tylko myśli o tym jak się dobrać do moich spodni.

W myślach kontynuował. Gdy Severus odkrył, że jestem w ciąży, od razu wszystko przemyślał. Nie zostawił mnie, ale związał się ze mną na stałe. Ciekawe co ty byś zrobił, co Seamus? Pewnie byś spanikował i zaczął mi robić wymówki. Nigdy byś nie pomyślał o małżeństwie. Po prostu po pewnym czasie byś mnie zostawił bym sam sobie radził, mówiąc, że jesteś jeszcze na to wszystko za młody.

Harry zmarszczył brwi, myśląc o tym. Tak, Seamus zdecydowanie zasługiwał na obdarzenie go tamtymi klątwami. I może jeszcze czarno magiczną klątwą.

- Ale Harry, przecież to nawet nie była prawdziwa sytuacja…

I jeszcze jedną, i jeszcze jedną. Harry zazgrzytał zębami, powstrzymując się ostatkiem sił przed chwyceniem różdżki. Wziął głębszy oddech, starając się opanować swoje rozchwiane w każdą stronę emocje.

- Nie, Seamus. Zostawiłeś mnie bym radził sobie sam i tak właściwie tylko Hermiona mnie wspierała przez cały ten czas. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. - Harry wrócił do czytania, jasno dając znak, że to już koniec tej konwersacji i, że wciąż jest wkurzony na swojego byłego chłopaka. Finningan posiedział przy nim jeszcze chwilę, zastanawiając się co zrobić. W końcu westchnął, wstał i poszedł do Deana i Neville'a, którzy grali w Gargulki. A pewnie! Idź sobie! I tak nie nadajesz się do niczego więcej niż ta cholerna gra!

***

W Wielkiej Sali jak zwykle panował wesoły gwar i szczękanie sztućców o talerze. Magicznie zaczarowane sklepienie ukazywało piękne niebo naznaczone gdzieniegdzie różowo-pomarańczowymi obłoczkami. Po zachodniej stronie czerwona łuna zlewała się z zachodzącym słońcem, zaglądającym do środka przez wysokie okna. Był piątek i Harry zerkał co raz na stół nauczycielski, ale za każdym razem miejsce Mistrza Eliksirów było puste. Chłopak zastanawiał się co takiego mogło się stać, że jego mąż postanowił opuścić kolację. Decydując, że nie jest już głodny, wstał od stołu i nie zwracając uwagi na pytania przyjaciół, wyszedł. Raźnym krokiem skierował się ku ciemnym lochom, które ostatnio stały się dla niego najbliższą namiastką domu jaką miał w całym swoim życiu.

Było jeszcze wcześnie i drzwi klasy wciąż były zamknięte. Nie miał pojęcia dlaczego przyszedł tu tak szybko. Przecież dobrze wiedział, że minie jeszcze jakieś piętnaście minut zanim Severus otworzy drzwi. Chyba miał nadzieję, że jednak mężczyzna już będzie i będą mogli sobie po prostu pobyć razem w pustej sali nim przyjdą pozostali uczniowie. Niestety, i teraz musiał siedzieć pod klasą w zimnym lochu z przeciągami. Był sam jak palec…

Bzzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzz!

Harry przewrócił oczami i mocno walnął pięścią w boczną kieszeń szkolnej torby. Denerwujące bzyczenie od razu ustało. Zajrzał do niej, by się upewnić, że zielona kaczuszka wciąż jest cała i zdrowa.

Tak, zielona kaczuszka.

- Pff - parsknął, nie mogąc się powstrzymać. Dobrze wiedział, że nawet dorosły Troll górski nie byłby w stanie jej zniszczyć, jednak wyglądała na tak delikatną, że zawsze musiał się upewniać czy przypadkiem jej nie uszkodził. Nie żeby bardzo za nią tęsknił, gdyby mu się to jakoś udało. Kaczuszka była oczywiście cudownym pomysłem Severusa, mającym pomóc Harry'emu w kontrolowaniu emocji. Tak naprawdę jej głównym zadaniem było odwrócenie jego uwagi zawsze, gdy zaczynał wpadać w jeden ze swoich humorów. Mała, gumowa, zielona kaczuszka. Chłopak nie miał pojęcia skąd Snape ją wytrzasnął. Mówił, że skonfiskował zabawkę w jednej z dziewczęcych łazienek Slytherinu. Miała mieć na sobie jakieś zaklęcia podglądające, jednak Harry jakoś nie mógł w to uwierzyć. Bo i po co Severus miałby później odczarowaną trzymać u siebie? Chyba, że wcale jej nie odczarował, a tylko dodał te kilka zaklęć, by móc ją dać Harry'emu i go śledzić? Potter zmarszczył brwi. Nie, on nie zrobiłby mu czegoś takiego. Przecież nie potrzebował go podglądać ani niczego podobnego. Gryfon schował kaczkę na dnie kieszeni. Będzie musiał poszukać jakiś zaklęć, by się upewnić.

W końcu uczniowie zaczęli się schodzić i tworzyć pod salą grupki. Ron podszedł do niego, podczas gdy Neville i Dean zostali przy Seamusie. Dramatyczne rozstanie Harry'ego i Seamusa przyczyniło się do małego rozłamu wśród Gryfonów z szóstej klasy. Większość oczywiście poparła Finnigana i Harry znowu był tym złym oraz niezrównoważonym. A wszystko przez tę niewinną klątwę pod prysznicem. I jedną na schodach. I może jeszcze kilka po drodze. W każdym razie nic poważnego, ale oczywiście Seamus musiał zostać uznany za niewinną ofiarę Pottera.

Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!

Harry stuknął ukrytą zabawkę, by się uciszyła. Czasami miał wrażenie, że ona bzyczała ot tak sobie bez powodu tylko po to, by go trochę podenerwować. Albo by ludzie się dziwnie na niego popatrzyli, przez to ciągłe szturchanie torby. Oczywiście tylko on mógł usłyszeć to przeklęte gumowe…

Bzzzzzzzzzzzzzzzz!

Nareszcie drzwi klasy się otworzyły i wszyscy weszli do środka. Będzie musiał później porozmawiać z Severusem na temat tej cholernej kaczuszki. I o tym, że mężczyzna nie przychodzi na posiłki. Czy on w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że taki tryb życia jest niezdrowy? Harry zamyślony nie zauważył, że Ron zatrzymał się przed nim - tak jak kilku innych chłopców - i wpadł na niego.

- Co jest…? - W końcu poderwał głowę i popatrzył w stronę katedry, gdzie skierowane były wszystkie oczy.

- Hagrid…? - wyjęczał z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że nie miał aż tak śmiesznego wyrazu twarzy jak co niektórzy.

***

Zajęli miejsca w napiętej ciszy. Czerwony na twarzy Hagrid stał przy katedrze i zerkał na sławny model jakby bojąc się, że ten zaraz go zaatakuje z jakimś niecnym zamiarem. Obrzucił wzrokiem gapiących się na niego uczniów i odchrząknął.

- Wsziscy już są? - Czy Harry'emu się wydawało, czy głos gajowego był o ton wyższy niż zwykle? - To może… eee… zacznimy. Psor Snape miał jakieś sprawy i mam dziś z wami zastympstwo. Erm…

Harry zauważył, że Hagrid miętolił w wielkich dłoniach jakieś pergaminy.

- Zostawił mi notki tego, co jest dziś do zrobienia…

Aaachaaa. Potter spróbował się uśmiechnąć do niego zachęcająco, by choć trochę pokazać, że go wspiera. Chyba mu nie wyszło, gdyż pergaminy wyleciały z dłoni półolbrzyma i ten od razu rzucił się je pozbierać nerwowymi ruchami.

- Co to ma być? - Gryfon usłyszał cichy głos Malfoy'a, który nie wyglądał zbyt wyraźnie. Chyba nie przypadła mu do gustu wizja gajowego mówiącego o czymkolwiek związanym z seksem. Harry popatrzył wielkimi oczami na swojego pierwszego w życiu przyjaciela. Merlinie… Hagrid miał poprowadzić dziś z nimi te zajęcia… to on w ogóle miał jakąś… seksualność? O nie, wcale o tym nie pomyślałem…

- To… eee… dziś… - Hagrid popatrzył czerwony na zawartość pergaminów. - Dziś higiena w życiu se… seks… alnym - przeczytał i pewnie gdyby mógł to z wielką ochotą zapadłby się pod ziemię, albo i jeszcze głębiej. Harry zasłonił sobie twarz dłonią. Boszsz… niech ta lekcja się jak najszybciej skończy. Ja chcę do Severusa!

Wszyscy zgromadzeni w sali mieli myśli bardzo zbliżone do jego.

***

Po półgodzinie Hagrid w końcu znalazł sposób na poprowadzenie zajęć, jednak chyba tylko on był z niego w miarę zadowolony.

- Sklątki tylnowybuchowe wykazują się bardzo specyficzną… tą… higieną. - wykładowca choć wciąż dość czerwony na twarzy, mówił już znacznie śmielej i pewniej. - Właściwe różnicowanie na samce i samice zachodzi, dopiero gdy spotkają się ze sobą dwa chętne osobniki. Presamica spryskuje presamca wydzieliną spod tego długiego szpikulca, który jak dobrze pamiętacie jest całkiem ciekawy. - Malfoy wyszeptał jakiś komentarz na temat niezwykle wzbogaconego słownika gajowego. Harry musiał przyznać, że rzeczywiście tak brzmiące zdania nie pasowały zbytnio do Hagrida. Na dodatek były pozbawione jego charakterystycznego akcentu. Ciekawe dlaczego? Na szczęście zaraz po tym zaczął już mówić po swojemu. - Samiec jest pirwszy i później musi być bardzo ostrożny, żeby go taka prawie-samica nie dziabła, bo one to, cholibka, strasznie humorne są. Gdy już w końcu się mu uda taką podejść…

Harry siłą powstrzymywał się, by nie zacząć uderzać głową w stół, podczas gdy Dean i kilku innych chłopaków już to robiło. Hagrid najpierw upewnił się, że wiedzą wszystko o kwiatkach, pszczółkach i gumochłonach, a następnie przeszedł do sklątek. Merlinie ratuj.

- …samiec używa śliny… - To był już trzeci tydzień i Harry wciąż nie miał czegoś takiego jak nudności, ale jeżeli tak dalej pójdzie to nie ręczył za siebie. To o czym opowiadał Hagrid było ohydne.

- …językiem wprowadza zielonkawą wydzielinę ślinianek. Pamiętacie, że oprócz śliny ślinianki u sklątek robią też ten zielonkawy śluz, nie? No to on właśnie do tego jest. - Gajowy zamachał rękoma, jakby z podekscytowaniem tłumaczył jakiemuś małemu dziecku skąd się biorą czekoladowe żaby. Harry katem oka zobaczył, że Malfoy jest już ślizgońsko zielony na twarzy. Czy on też tak nieciekawie wyglądał? Jakby ktoś postawił mu pod nosem zepsutą rybę oklejoną śluzem. Nie, nie pomyślałem o tym!

- I teraz, gdy już samica jest przygotowana…

Na szczęście zadzwonił dzwonek i zostali uratowani przed relacją z tego co się dzieje, gdy już to nastąpi. Wszyscy szybko zerwali się ze swoich miejsc i czym prędzej pouciekali z klasy, zostawiając Hagrida i Harry'ego samych. Półolbrzym oparł się o TĘ ławkę i Gryfon siłą zmusił się by się nie zarumienić. Tak bardzo chciałby żeby to nie gajowy, ale Mistrz Eliksirów stał teraz przed nim.

- Było aż tak źle? - zapytał się Hagrid strapiony. Chłopak użył całej woli, by przyjąć milszy wyraz twarzy.

- Nie, jak na pierwsze zastępstwo było... okej. - Harry uśmiechnął się trochę krzywo po czym od razu zmienił temat. - A co się tak właściwie stało z Se… z profesorem Snape'em, że nie mógł przyjść?

Hagrid uśmiechnął się z ulgą, gdy się dowiedział, że nie było aż tak tragicznie jak myślał. Zauważalnie się rozluźnił.

- Nie wiem, gdzieś wyjechał popołudniu i ma wrócić w nocy. Dyrektor nic więcej nie powiedział. To tajemnica. - Harry przytaknął, że rozumie i obaj wyszli z sali. Albo się mu wydawało, albo Hagrid oddalił się trochę szybciej niż to było normalne. Sam stanął w ciemnym korytarzu, walcząc z pokusą pójścia w tej chwili do komnat Severusa i czekania tam na niego. Merlinie, przecież nigdy taki nie był, a to co łączyło go z jego mężem zdecydowanie nie było aż tak silne, by wywoływać w nim takie odruchy. Ta irracjonalna potrzeba by być cały czas przy Snape'ie, lub chociaż w jego kwaterach, musiała być wywołana tymi cholernymi hormonami i ciążą. Harry po prostu nie widział żadnego innego wytłumaczenia. W końcu z wielkim wysiłkiem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia z lochów, by udać się do Wieży Gryffindoru.

***

- Nigdy więcej! - Ron wciąż siedział zestresowany w pokoju wspólnym, podczas gdy Hermiona patrzyła na niego rozbawiona. Neville starał się zapomnieć o wszystkim, czytając swoją ulubioną książkę z zielarstwa, a Dean i Seamus wcześniej poszli do dormitorium, mówiąc, że na dziś mają zdecydowanie za dużo wrażeń (Jasne. Potter prychnął w myślach). Harry natomiast usilnie starał się nie myśleć o dzisiejszej lekcji Wychowania Seksualnego, zamiast tego pisząc esej z eliksirów. Musiał poczekać aż wszyscy w dormitorium pójdą spać, zanim będzie mógł ponownie iść do lochów. Wtedy Severus pomoże mu o tym wszystkim zapomnieć. Chyba, że coś się stało… bo dlaczego musiałby tak nagle wyjeżdżać? I to jeszcze w tajemnicy? Czy to możliwe, że Voldemort go wezwał? Jakoś nie potrafił znaleźć innego wytłumaczenia i gdy o tym myślał…

Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzz!

Zamachnął się nogą, by kopnąć kaczkę w torbie i jednocześnie wychylił, zanurzając pióro w kałamarzu na środku stolika aby ukryć manewr.

- Au! To bolało! - syknęła Hermiona, patrząc z wyrzutem na swojego przyjaciela. - Przez ciebie zrobiłam kleksa na swoim eseju!

Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!

- Przepraszam, to było niechcący. - Harry zrobił przepraszającą i zapewniającą o jego niewinności minę. Że też jej noga musiała się znaleźć na drodze do jego torby.

Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!

- Wiesz, ostatnio zrobiłeś się strasznie nerwowy. - Ron najwyraźniej w końcu się otrząsnął. - I cały czas kopiesz, albo szturchasz swoją torbę… wszystko w porządku?

Bzzz! Bzzzzz! Bzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!

Harry zastanawiał się dlaczego ta głupia kaczka nie mogła przestać bzyczeć, gdy już jego nastrój wracał do względnej normalności. Był pewien niemalże na sto procent, że Snape zrobił to specjalnie, by go trochę podenerwować.

- Ta, wszystko w porządku, naprawdę. To chyba ta cała sprawa z, no wiesz, dojrzewaniem. - Harry wzruszył ramionami. W końcu udało mu się kopnąć cholerną kaczkę i ta się zamknęła.

- Aaa… no, mnie też tak czasami energia roznosi, żeby coś rozwalić… albo bzyknąć. - Ron przytaknął z niespotykaną u niego powagą a Hermiona zrobiła minę, jakby ją ktoś uderzył w głowę Historią Hogwartu. Harry prychnął. Dopóki Ron nie miał zamiaru zacząć otwarcie bzyczeć…

Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!

Harry zazgrzytał zębami i zastanowiał się, czy jest już wystarczająco dorosły by zostać wdowcem.

***

W dormitorium było ciemno i wszyscy oprócz Harry'ego już smacznie spali. Chłopak w końcu wygrzebał się z łóżka. Spod materaca wyciągnął, tak cicho jak to tylko było możliwe ze skrzypiącymi sprężynami, swoją pelerynę niewidkę i narzucił ją na siebie. Zawahał się chwilę, po czym podszedł do łóżka Seamusa i uchylił lekko jego zasłony, ukazując puste posłanie. Zacisnął usta i zajrzał za zasłony Deana. Obaj leżeli wśród zmiętej pościeli, tuląc się do siebie i ledwo mieszcząc na wąskim, jednoosobowym łóżku. O tak, bardzo zależało ci na mnie, prawda Seamusie? Tak bardzo, że wskoczyłeś do innego łóżka od razu jak tylko się upewniłeś, że naprawdę z tobą zerwałem. Dłoń Harry'ego zacisnęła się na różdżce, a na jego usta wypłynął diaboliczny uśmieszek. Gdzieś ze szkolnej torby wrzuconej niedbale pod łóżko dobiegło stłumione bzyczenie…

***

- Severus? - Harry zajrzał do sypialni Mistrza Eliksirów, by sprawdzić czy mężczyzna może nie poszedł już spać, jednak pokój był pusty. Tak samo jak pozostałe pomieszczenia w mieszkaniu profesora. Chłopak sprawdził nawet jego gabinet i laboratorium, jednak jego męża nigdzie nie było co oznaczało, że jeszcze nie wrócił. Było już dawno po północy i Gryfon zastanawiał się czy będzie w porządku jeżeli wezwie teraz Zgredka i poprosi go o coś do jedzenia. W prawdzie było już późno, ale on zaczął się robić naprawdę głodny.

- Zgredku? - Harry w końcu cicho zawołał skrzata, jakby bał się, że kogoś obudzi jeżeli zacznie głośniej mówić. Po chwili pojawił się skrzat z wielkim uśmiechem na ustach i w pełnej gotowości bojowej.

- Co Zgredek może zrobić dla Harry'ego Pottera, Sir? - Skrzat podskakiwał radośnie, chcąc uszczęśliwić swojego ulubionego czarodzieja.

- Zjadłbym coś… - Harry zaczął, ale Zgredek mu przerwał.

- Oczywiście, Harry Potterze, Sir! Na co Harry Potter, Sir, ma ochotę? - Wielkie oczy popatrzyły na niego z pełnym oddaniem i uwielbieniem. Harry zastanawiał się przez chwilę nad tym. Na co miał ochotę?

- Sok marchewkowo-truskawkowy… i hot dog… i polewa czekoladowa! - Harry uśmiechnął się do skrzata. Tak, to było to na co teraz miał ochotę. Prawdę mówiąc, to na samą myśl już zaczęła mu ciec ślinka. Skrzat jednak popatrzył na niego niepewnie.

- Co to jest hot dog, Harry Potter, Sir? Harry Potter chyba nie chce zjeść upieczonego psa… - Gryfon wytłumaczył Zgredkowi co to jest i jak się to przyrządza i już po chwili na stoliku pojawił się talerz pełen ciepłych hot dogów, duża szklanka soku i miseczka wypełniona polewą czekoladową. Oprócz tego był też keczup, musztarda, a nawet majonez i Harry doszedł do wniosku, że też ma na niego ochotę. Grzecznie podziękował szczęśliwemu Zgredkowi, po czym z zapałem zabrał się do jedzenia.

- Czy to jest to o czym myślę? - Po kilku minutach dobiegł go głos od wejścia i Harry z uśmiechem odwrócił się do swojego męża. Czekolada, majonez i keczup były rozmazane wokół ust Gryfona. Na ten widok Severus skrzywił się lekko. Merlinie, a miał tak wielką nadzieję, że jakimś cudem Potter nie będzie miał tych objawów.

- Zgłodniałem, gdy na ciebie czekałem. - Harry wzruszył ramionami i oblizał wargi, odrobinę czyszcząc nieporządek na swojej twarzy. Nagle jego uśmiech znikł i zrobił bardzo nieszczęśliwą minę. - Gdzie byłeś? Hagrid powiedział tylko, że gdzieś wyjechałeś i że to jest tajemnica. Naprawdę nie było nikogo innego na zastępstwo?

Snape pokręcił z rezygnacją głową. Zaczęło się. Na szczęście przez ostatnią godzinę Poppy i Dumbledore doprowadzili go do stanu używalności, bo w przeciwnym razie byłoby kiepsko. Na dzisiejszym zebraniu Śmierciożerców musiał torturować mugolskie małżeństwo, żeby upewnić Mrocznego Pana o swojej lojalności. Po tym wszystkim nie miałby siły zmagać się ze swoim hormonalnym mężem. Dzięki Merlinowi Albus miał specjalną Myślodsiewnię, dzięki której utrzymywali go przy w miarę zdrowych zmysłach. Westchnął i usiadł koło Harry'ego na kanapie.

- Czarny Pan mnie wezwał. Ale wszystko jest w porządku, naprawdę. - Dodał szybko, widząc, że oczy Harry'ego zrobiły się niebezpiecznie szkliste. - Dokończ… to coś. - Wskazał podbródkiem na zjedzonego do połowy hot doga ociekającego polewą czekoladową, majonezem i keczupem. Pod nimi była ukryta musztarda, ale o tym mężczyzna nie wiedział.

- To hot dog. Zgredek mi zrobił, jak już mu wytłumaczyłem o co chodzi. - Harry uśmiechnął się do niego z ulgą, widząc, że Severusowi naprawdę nic nie było i zabrał się z powrotem za swoją przekąskę. Snape tymczasem ściągnął szatę i buty, po czym rozsiadł się koło niego wygodnie w czarnych spodniach i koszuli, zarzucając nogi na stojące naprzeciwko krzesło. Potter popatrzył wielkimi oczami na tak niesamowicie rozluźnionego i ludzkiego profesora. - Chcesz spróbować?

Mina Snape'a całkowicie wystarczyła, by chłopak oklapł i cicho zabrał się z powrotem za jedzenie.

- Więc nie podobało ci się zbytnio zastępstwo z Hagridem? - Snape spróbował nawiązać rozmowę, gdy cisza zaczęła się niezręcznie przedłużać, jednak wciąż miał zamknięte oczy, odmawiając patrzenia na Pottera jedzącego to świństwo.

- Chyba nikomu się nie podobało. - Harry odpowiedział gdy przełknął. - W ogóle do tej pory nawet nie przyszło mi do głowy, że Hagrid ma coś wspólnego z seksualnością. Ale jak się nad tym tak bardziej zastanowić, to jako półolbrzym pewnie ma naprawdę wielkiego…

- I o czym wam opowiadał na lekcji? - przerwał mu dość ostro Snape. Po jego trupie jego własny mąż będzie się rozwodził na temat rozmiarów członków innych mężczyzn. Severus nie miał kompleksów i był dumny z tego co miał oraz ze swoich umiejętności, ale Merlinie, to było co najmniej niestosowne!

- Najpierw o kwiatkach, pszczółkach i gumochłonach. Później o tym jak się rozmnażają sklątki tylnowybuchowe. I to wcale nie jest śmieszne! Mam ci wszystko powtórzyć? - Harry zagroził mu parówką w majonezie i sosie czekoladowym, na widok której uśmieszek Snape'a zniknął. Gryfon uśmiechnął się na to lekko złośliwie i z najniewinniejszym spojrzeniem na świecie powoli zlizał ohydną mieszankę i wsunął parówkę do ust.

Severus przełknął. Bez majonezu i czekolady wyglądało to całkiem… interesująco. Przygryzł wargę, gdy chłopak zaczął się nią sugestywnie bawić. Czuł jak jego spodnie stają się niekomfortowo ciasne. Harry uśmiechnął się wokół parówki i odgryzł kawałek. Auć. Snape przeklął się w myślach, gdy na ten widok ciarki przebiegły mu po plecach. Miał ponad trzydzieści lat! Był już dorosłym mężczyzną! Nie powinien tak reagować! Jak jakiś hormonalny i niewyżyty nastolatek!

Harry sięgnął parówką, by zanurzyć ją w czekoladzie, ale Severus go powstrzymał, łapiąc za nadgarstek. Chłopak popatrzył na niego niewinnie z pytaniem w oczach.

- Może jednak dokończysz jeść trochę później.

***

Nadgryziona parówka leżała zapomniana na umazanym czekoladą, keczupem, musztardą i majonezem talerzu. Obok niego stał mały półmisek z serdelkami zaczarowany tak, by utrzymać ciepło i świeżość umieszczonej na nim potrawy. Na stoliku znajdowały się też cztery miseczki z wyżej wymienionymi dodatkami. Obok stolika zaś stała kanapa, na której to Severus Snape właśnie pożerał i deprawował swojego jakże młodego, chętnego i wygimnastykowanego męża.

- Och, Severus… proszę… mocnej…

Oczywiście ku wielkiej radości i przyjemności niemalże wbijanego w kanapę wyżej wymienionego młodzieńca.

- Tak… właśnie tak… Se, e, e, e, vvv…

Severus lizał, gryzł i całował wijące się pod nim i prężące ciało, oddychając ciężko i jęcząc razem ze swoim kochankiem. Wchodził w niego ostro, praktycznie za każdym razem uderzając w jego prostatę i doprowadzając Harry'ego niemalże do szaleństwa. Młodszy mężczyzna wbijał w jego skórę ostre paznokcie zadając mu słodki ból, który tylko wzmagał przyjemność wstrząsającą jego ciałem. W końcu coraz mniej spójne słowa młodzieńca zmieniły się w syk Wężomowy i chwilę później Harry wygiął się, krzycząc i uwalniając swoją rozkosz w prawdziwej fontannie, brudząc ich brzuchy i klatki piersiowe swoją spermą. Severus doszedł zaraz po nim, wzniesiony na szczyt przez - och - tak bardzo ciasne mięśnie, które pulsując, zaciskały się jeszcze mocniej wokół jego członka, gdy Harry widząc gwiazdy, wciąż przeżywał swój orgazm. Nie mając siły na nic więcej, Mistrz Eliksirów opadł półprzytomny na swojego męża, zabierając mu z płuc powietrze. Po jakimś czasie Harry pocałował najbliżej dostępny kawałek spoconego ciała kochanka, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, oczywiście bez skutku.

- Nie chciałbym psuć chwili… wiesz, to było naprawdę… wow… ale mógłbyś z łaski swojej zleźć ze mnie? Jesteś trochę ciężki…

Odpowiedziało mu ciche „Mmm” i Harry zmarszczył brwi zbierając w sobie resztki sił, by po chwili zrzucić (a raczej stoczyć) z siebie swojego małżonka, który z głośnym łoskotem i jękiem upadł na podłogę. Siarczyste przekleństwa wypełniły mały salonik. Chłopak uśmiechnął się pod nosem - nareszcie mógł odetchnąć pełną piersią.

***

Bliskie spotkanie nagiego Severusa z zimną, kamienną podłogą (trzeba było zainwestować w dywan, skomentował Harry), nie było dla niego zbyt przyjemne i przez to obraził się na Gryfona, którego słusznie o to zdarzenie obwiniał. Z tego też powodu Harry wrócił dość wcześnie do swojego dormitorium, niezadowolony z takiego obrotu sprawy i gotów przekląć pierwszą napotkaną osobę.

Bzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz! Bzzzzzzzzzz!

Bzyczenie zielonej kaczuszki przywitało go jak tylko otworzył drzwi. Harry uciszył ją dość paskudną klątwą i wkurzony rzucił się na łóżko. Jego współlokatorzy wciąż spali, jakby nie patrzeć, była dopiero trzecia w nocy. Chłopak rzucił na swoje łóżko Silencio i zaczął przeklinać soczyście na czym świat stoi tylko po to, by po kilku minutach rozpłakać się na dobre. W końcu wycieńczony zasnął.

***

- Co do diabła?! Kto… do kurwy nędzy! - Coś koło dziewiątej rano, wszystkich śpiących do tej pory chłopców, obudził wysoki i piskliwy wrzask Seamusa. Zaraz po nim rozległ się krzyk zaskoczonego Deana. Newille i Ron ciekawie wyjrzeli zza swoich zasłon, by zobaczyć co takiego się stało i po chwili zaczęli się śmiać, taczając się na swoich łóżkach. Harry niezadowolony z wczesnej pobudki, odwrócił się od wciąż krzyczącego piskliwie Finnigana i przykrył głowę poduszką. Jednak nie potrafił powstrzymać diabolicznego uśmieszku, który wypłynął mu na usta.

***

Seamus nie przyszedł na śniadanie. Jego nowy chłopak, próbując zachować jak najbardziej poważną minę, zaprowadził go do Skrzydła Szpitalnego i okazało się, że usunięcie wszystkiego i doprowadzenie chłopaka do porządku zajmie jakiś tydzień. Ale, jak to zwykle bywało, cała szkoła już wiedziała o tym co się stało i jak Gryfon wyglądał. Teraz wszyscy obgadywali go, śmiejąc się i zastanawiając, kto mógł go tak urządzić. Nikt nie miał wątpliwości, że to był prawdziwy, magiczny majstersztyk. Harry z zadowoleniem sączył swoją herbatę i od czasu do czasu przyłączał się do kąśliwych uwag na temat nowego wyglądu współlokatora. Ron z wielkim uśmiechem pochłaniał swoje śniadanie, jednocześnie barwnie wszystko opisując.

- Przez ten wielki dziób skrzeczał i piszczał. Ktoś mu zastąpił włosy… ekhem… no wiecie, męskimi ptaszkami. Cały był w piórach i miał nawet kolce na tyłku! Podobno… - tu Ron zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - interes mu transmutowali i zrobili z niego dziewczynę…

Harry prychnął w swoją herbatę. Rudzielec pominął kilka szczegółów, które były trochę trudniej zauważalne, ale ogólny opis całkiem nieźle oddawał jego pracę. Ciekawiło go czy Pomfrey uda się wszystko odczarować i czy będzie musiała prosić o pomoc dyrektora. Jakby nie patrzeć, w przypływie natchnienia część z zaklęć zaszyfrował. Severusa nie było przy stole nauczycielskim, co trochę zepsuło humor chłopaka, jednak nie na tyle by przestał się uśmiechać. Pewnie jego mąż będzie musiał teraz zrobić nieco eliksirów, by pomóc w odczarowaniu Seamusa. W końcu przyszła na śniadanie Hermiona i usiadła z książką obok Rona.

- Harry, profesor Snape złapał mnie po drodze i kazał ci przekazać, żebyś przyszedł do jego gabinetu po drugim śniadaniu. Co znowu przeskrobałeś? - Zmierzyła go ostrym spojrzeniem i nałożyła sobie na talerz twarogu ze szczypiorkiem.

- Nie mam zielonego pojęcia. - Harry wzruszył ramionami, podczas gdy Ron odwrócił jej uwagę, od nowa opisując jej wydarzenia z rana i zmiany w wyglądzie Finnigana.

***

Po śniadaniu Harry postanowił poczytać w łóżku zadany tekst z Transmutacji. W dormitorium było cicho i spokojnie, więc zasnął nad nim już po dwóch pierwszych stronach. Gdy się obudził, okazało się, że drugie śniadanie w Wielkiej Sali zaraz się skończy i jeżeli od razu nie wyruszy, to spóźni się na spotkanie ze Snape'em. Szybko wstał na co jego żołądek ostro zaprotestował i zasłaniając sobie usta dłonią, czym prędzej pobiegł do łazienki. Ledwo udało mu się wytrzymać nim dobiegł do ubikacji i zgiął się nad nią, zwracając zawartość żołądka. Świetnie, a tak się cieszył, że efekt porannych nudności go nie dotyczy! Spuścił wodę i oparł się o chłodną ścianę, głęboko oddychając. Gdy w końcu uznał, że jest już w porządku, umył zęby i poszedł na spotkanie z profesorem.

***

Oczywiście spóźnił się, ale Severus nic na ten temat nie powiedział. Zamiast tego z surową miną zapytał, dlaczego nie było go na drugim śniadaniu. Zdał się trochę odprężyć, kiedy chłopak mu powiedział, że po prostu je przespał i machnięciem różdżki przywołał dla niego z kuchni jedzenie.

- Ugh… - Harry pozieleniał, gdy zapach kanapek uderzył w jego nozdrza i szybko pobiegł do toalety, przeklinając w duchu męża za to, że go tak urządził i tego kto twierdził, że nudności są poranne. Niewiele miał w żołądku, więc szybko skończył i siedział na chłodnej posadzce z zamkniętymi oczami, głęboko oddychając. Jego dłoń sama powędrowała do brzucha i zaczęła go masować, przynosząc nieco ulgi. Tymczasem Severus po chwili gapienia się na niego, wziął ręcznik, zmoczył go i przetarł nim jego usta.

- Lepiej?

- W takich chwilach mam ochotę cię przekląć, bo to wszystko przez ciebie… - Harry wyjęczał słabo, podczas gdy Snape spuścił wodę i machnięciem różdżki pozbył się gryzącego zapachu wymiocin.

- Przeze mnie…? - Mężczyzna popatrzył na niego, lekko unosząc jedną brew i krzyżując ręce na piersi. Chłopak nie odpowiedział, bo właśnie znów zrobiło mu się niedobrze. Tym razem z powodu zapachu mydła, które znajdowało się w łazience. Szybko sięgnął po różdżkę i pozbył się go.

- To było moje mydło. - Starszy czarodziej zerknął na pustą mydelniczkę z niezadowoleniem, po czym westchnął i skierował pytające spojrzenie na swojego już nieco lepiej wyglądającego małżonka.

- Śmierdziało tak, że aż mi się niedobrze zaczęło robić. - Gryfon w końcu podniósł się z podłogi. - Nie ma jakiegoś zaklęcia, żebym przestał czuć te wszystkie zapachy? Przecież nie mogę nagle przez nie wymiotować i ludzie zauważą jeżeli nie będę przychodził na posiłki do Wielkiej Sali.

Severus wyprowadził go z łazienki i pomógł położyć się na łóżku, myśląc na głos.

- Nie znam żadnego, które by działało czasowo. Pójdę do biblioteki poszukać. Ty tymczasem odpocznij, a jak zgłodniejesz to wezwij Zgredka. - Mężczyzna pochylił się nad nim, najwyraźniej chcąc pocałować w czoło, jednak młodzieniec szybko się od niego odsunął.

- Śmierdzisz tym mydłem - powiedział w ramach wyjaśnienia i skrzywił się. - Będziesz musiał je zmienić. Podoba mi się zapach rumiankowego.

Snape nic na to nie odpowiedział, tylko zrobił bardzo nieszczęśliwą minę i czym prędzej udał się do biblioteki na poszukiwanie optymalnego zaklęcia. Harry odświeżył sobie usta zaklęciem i przekręcił na drugi bok, postanawiając wykorzystać czas na krótką drzemkę.

Obudził się godzinę później i zdecydował się wezwać Zgredka. Skrzat od razu pojawił się z wodą i kilkoma tostami, jakby bardzo dobrze wiedząc czego teraz najbardziej potrzebował. Czarodziej zaskoczony usiadł na kanapie przy stoliku i zaczął pomału skubać tosta, bojąc się reakcji żołądka. Jednak nic się nie stało, więc zabrał się za niego z większym zaangażowaniem.

- Skąd wiedziałeś czego mi trzeba, Zgredku? - zapytał chłopak skrzata, który postanowił potowarzyszyć mu i trochę posprzątać w komnatach Snape'a.

- Zgredek jest opiekunem Harry'ego Pottera! Zgredek wie czego Harry Potter potrzebuje i na co ma ochotę, chociaż grzecznością jest by zawsze się pytał o życzenia Harry'ego Pottera. Ale Zgredek wie, że Harry Potter nie potrzebuje, by Zgredek był grzecznościowy, ale żeby był dobrym skrzatem i Zgredek jest taki szczęśliwy, że może być opiekunem Harry'ego Pottera! - Paplaninę skrzata przerwał powrót Mistrza Eliksirów, więc skłonił się i zniknął z cichym `pop'.

Severus położył na stoliku przed nastolatkiem jakąś książkę i usiadł obok niego na kanapie, widząc z wdzięcznością, że tym razem Gryfon jadł zwykłe tosty. Nie miał nic przeciwko parówkom, ale tamte dodatki… nie, nie będzie teraz o tym myślał i psuł sobie jeszcze bardziej nastroju.

- W tej książce znajdziesz kilka przydatnych zaklęć - poinformował swojego męża, gdy ten wciąż tylko na niego patrzył pytająco, przeżuwając pomału kawałek chleba. - Nie udało mi się znaleźć zaklęcia, które zablokowałoby wszystkie zapachy jednocześnie nie pozbawiając cię zmysłu węchu na zawsze, jednak kilka ułatwiających życie na pewno ci się przyda.

Harry przytaknął i popił wodą.

- Dzięki. - Uśmiechnął się lekko do mężczyzny i zaczął przeglądać książkę jedną ręką, drugą sięgając po tost.

- Proszę bardzo - Severus oddał uprzejmość i postanowił nie robić żadnych uwag na temat jedzenia przy książce. To, o czym musiał poinformować swojego hormonalnego męża, będzie i tak wystarczająco trudne bez takiego dodatku. Wziął głębszy oddech, przygotowując się nerwowo na każdą możliwą reakcję Pottera. - To może teraz przejdźmy do sprawy, o której chciałem z tobą porozmawiać od samego początku - zaczął. Gryfon przytaknął, pokazując mu, że słucha, podczas gdy wciąż nie odrywał oczu od spisu treści. - Wieczorem wyjeżdżam i nie będzie mnie przez jakiś tydzień, a jak tylko wrócę, następnego dnia przybędzie mój przyjaciel, który jest uzdrowicielem i zrobi ci pierwsze badania… - nie dokończył, bo do Harry'ego właśnie dotarło to co powiedział na początku.

- Wyjeżdżasz? Zostawiasz mnie samego na tydzień? - Chłopak przerwał mu, łapiąc go boleśnie za ramię, książka i tost zapomniane. Jednak, gdy spróbował się przytulić, od razu się odsunął, krzywiąc na mdlący zapach mydła. Severus odnotował sobie by zawsze używać go, kiedy będzie chciał mieć święty spokój. - Gdzie wyjeżdżasz? Dlaczego?

Uff, mogło być gorzej.

- Mroczny Pan potrzebuje mnie do uwarzenia kilkunastu eliksirów. Dyrektor zajmie moje miejsce na ten tydzień, by nikt niczego nie zauważył - wytłumaczył cierpliwie.

- Jak to, zajmie twoje miejsce? Masz na myśli zastępstwo? - Harry zrobił wielkie oczy. Po części ze strachu, a po części z niedowierzania. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszał, by Snape'a nie było i by ktoś go zastępował. Szykował się niesamowity precedens…

- Mam na myśli eliksir Wielosokowy. Już nieraz tak robiliśmy, gdy byłem potrzebny gdzie indziej. - Severus wzruszył ramionami, podczas gdy jego małżonek sięgnął po książkę i szybko zaczął czegoś w niej szukać. Najwyraźniej znalazł, gdyż wyciągnął różdżkę i rzucił na mężczyznę zaklęcie czyszczące go z zapachów, po czym przytulił się do niego mocno. Miał być sam przez tydzień. Siedem dni bez przytulania, sto sześćdziesiąt osiem godzin bez seksu… To się wydawało dla niego niemalże wiecznością!

- Tylko uważaj na siebie, dobrze? - powiedział i pocałował go. - I niech ci nawet do głowy nie przychodzą jakieś głupie pomysły.

Starszy czarodziej zmusił się do nieprzewrócenia oczami. Wolał by chłopak wyładował swoje emocje w sposób, który sprawi przyjemność obu stronom, a nie poprzez wrzeszczenie i rzucanie w niego różnymi rzeczami i klątwami. Z jednej strony nie mógł się już doczekać tych siedmiu dni spokoju w laboratorium, ale z drugiej czuł, że będzie mu brakować tego nieznośnego, cudownie smakującego, o tak ciasnym tyłku… mmm.

Mistrz Eliksirów poprowadził Gryfona do sypialni, nie chcąc by skończyło się tak jak poprzedniego dnia. Do łóżka dotarli już do połowy rozebrani, całujący się i pieszczący dostępne kawałki rozgrzanego ciała. Szybko pozbyli się pozostałych części garderoby i zatonęli w niesamowitym doznaniu ciała dotykającego drugiego, w najbardziej bliski z możliwych sposobów. Harry pieścił unoszące się nad nim mężczyznę, chcąc jak najlepiej zapamiętać każdy centymetr i każdą krzywiznę, każde wrażliwe miejsce, podczas gdy Severus pomału smakował i podziwiał młode ciało pod nim. Nastolatek w swej drobnej, niemalże filigranowej budowie z nieproporcjonalnie dużą głową, jak u dziecka a nie dorosłego, był na swój sposób piękny. Nie, nie wyglądał komicznie. Wyglądał tak delikatnie, tak niewinnie…

Harry oplótł nogi wokół bioder Severusa i ten ledwo powstrzymał się przed wejściem w niego bez żadnych przygotowań. Powstrzymała go tylko myśl o ciąży chłopaka. Po rozciąganiu palcami i nawilżaniu wejścia kochanka lubrykantem, które wydawało się im obu przeciągać w nieskończoność, Snape w końcu wsunął się w niego powoli, ale zdecydowanie, a Potter przez chwilę zastanawiał się, dlaczego to zawsze on musiał być na dole. Jednak gdy mężczyzna zaczął się w nim poruszać i uderzać w TO miejsce, ta kwestia całkowicie przestała się dla niego liczyć i jęcząc, poruszał biodrami w rytm uderzeń swojego męża. Całowali się, przytulając do siebie, muskając i drapiąc, tak jak wiedzieli, że im się podoba najbardziej. Severus sięgnął między ich ciała i zaczął dłonią stymulować twardy członek partnera, sprawiając, że zielone tęczówki wywróciły się w tył czaszki pod przymkniętymi powiekami, a Harry doszedł, krzycząc i wyginając się w spazmach rozkoszy, przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej siebie żelaznym uściskiem. Kilka chwil później Mistrz Eliksirów poszedł w jego ślady, wypełniając Gryfona nasieniem i przygryzając skórę na jego ramieniu aż do krwi.

- Hmm… Severus… ty brutalu… - Harry zażartował i chichocząc cicho, wtulił się w męża, który również powoli uspokajał swój oddech. Po kilku minutach starszy czarodziej przyjrzał się uważniej rance na delikatnym ramieniu i sięgnął po różdżkę, by ją wyleczyć, ale chłopak powstrzymał go, ciągnąc z powrotem do siebie, by opleść się wokół niego kończynami, niczym wąż. - To nic, zagoi się. - Ziewnął rozdzierająco i mruknął jeszcze coś, nim odpłynął w krainę snów. Snape nastawił różdżkę, by obudziła ich przed kolacją, jeżeli wcześniej sami nie wstaną i wkrótce poszedł w jego ślady, ani na chwilę nie wypuszczając młodzieńca ze swoich objęć.

***

Harry szedł markotnie korytarzem. Severusa nie było już drugi dzień, a on tak bardzo chciał się do kogoś przytulić. Rzadko co przyciągało jego uwagę na dłużej niż pół minuty, co oczywiście wywoływało niezadowolenie wśród profesorów. Ale on naprawdę nic nie mógł poradzić na to, że jedyne o czym mógł myśleć to bliskość i ciepło drugiego ciała, których teraz tak bardzo potrzebował i których miał nie mieć jeszcze przez kolejne pięć, długich dni! Zielona kaczuszka ostatnio cały czas leżała zamknięta w jego kufrze, ponieważ ciągle bzyczała i miał jej już serdecznie dość. Chłopiec skręcił za róg i wpadł z impetem w śpieszącą z drugiej strony osobę. Odbili się od siebie i upadli. Zielonooki krzywiąc się, usiadł na podłodze i potarł obity łokieć nim zobaczył na kogo wpadł. Jego oczy zrobiły się wielkie.

Severus…?

- Patrz gdzie leziesz, Potter! - Ubrany w czarne szaty mężczyzna pospiesznie wstał i zmiażdżył go nienawistnym spojrzeniem. - Dwadzieścia punktów od Gryffindoru!

Nie, to nie był jego mąż. To był Dumbledore grający jego męża aby nikt nie zauważył jego nieobecności i nie zadawał niepotrzebnych pytań. Harry od piątku nie był na posiłku w Wielkiej Sali, więc nie wiedział jak dyrektor zorganizował ich wspólną obecność. A może nie zorganizował? Severus kiedyś dość często omijał wspólne posiłki, więc nikogo nie powinna zaniepokoić jego nieobecność. Harry przełknął ciężko i poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy, gdy patrzył na oddalającą się sylwetkę profesora. Cholera! Przecież wiedział, że to Dumbledore, a nie Snape! Ta nienawiść w oczach i ostry ton głosu nie powinny go tak zaboleć. A może powinny? Jak dyrektor mógł być aż tak dobrym aktorem? A może wcale nie udawał? Może był szczęśliwy, że w tej postaci mógł wrzeszczeć na niego i nienawidzić go do woli, zamiast udawać dobrego dziadka? Harry szybko wpadł do pierwszej pustej klasy, by jakiś przypadkowo przechodzący uczeń lub profesor nie zauważył jak płacze. Przeklęte hormony! I przeklęty Severus, bo nie ma go wtedy, gdy jest mi potrzebny! Harry zachlipał. Po kilku minutach uspokoił się na tyle by przetrzeć oczy i rozejrzeć się po pustej sali. Nie wyglądała jak większość klas w Hogwarcie. Jej ściany były pomalowane w baloniki i kwiatki na błękitnym tle i meble także były kolorowe. Na zakurzonych półkach stało kilka równie zakurzonych książek i… zabawek. Harry zaintrygowany podszedł, by zobaczyć co to mogły być za książki.

„Piosenki pięciolatka”

„Liczymy! Dla dzieci od lat trzech.”

„Zabawy grupowe”

„A… B… C…”

„Mały Tysio idzie do szkoły”

„Kunegunda i jej pierwsza miotła”

Harry przeglądał książki z niedowierzaniem. Co to za miejsce? Zastanawiał się w myślach. Koło jednego z regałów, do ściany była przyklejona ożywiona żyrafa, z wyskalowaną jak linijka szyją. Dopiero po chwili chłopak zauważył, że podłoga tutaj jest pokryta dywanową wykładziną. W jednej z szafek znalazł instrumenty muzyczne, w innej przybory do pisania i malowania. To wszystko przypominało mu przedszkole. Ale po co komuś w Hogwarcie przedszkole? Harry przyglądał się magicznym zabawkom na półkach i jedna przyciągnęła jego uwagę na dłużej.

- Misio…

Gryfon uśmiechnął się i po oczyszczeniu pluszaka z kurzu przytulił się do niego. Jeszcze nigdy w życiu nie miał pluszowego misia i chociaż przytulanie się do niego nie było tym samym co przytulanie się do Severusa, to było znacznie lepsze niż nie przytulanie się w ogóle. Harry machnął różdżką i wyczyścił z kurzu schowany w rogu fotel, po czym umościł się na nim wygodnie i wezwał do siebie Zgredka.

- Co Zgredek może zrobić dla Harry'ego Pottera, sir? - Skrzat od razu przybył i z podekscytowaniem patrzył na chłopca wielkimi oczami.

- Co to za miejsce, Zgredku? Przypomina mi trochę mugolskie przedszkole, ale… - Harry wzruszył ramionami sam nie wiedząc, co o tym myśleć.

- To pokoje do zabaw i nauki dla dzieci profesorów, Harry Potter, sir. W tym korytarzu jest ich siedem. Pozostałe pięć jest w południowym skrzydle, ale skrzaty ich nie sprzątają, bo profesorowie nie mają teraz małych dzieci - wyjaśnił ochoczo Zgredek. - Inne skrzaty mówiły, że kiedyś małe dzieci spoza szkoły też mogły tu przychodzić i uczyć się i bawić, zwłaszcza te, których rodzice pracowali lub byli Mugolami. Niestety dyrektor Tishllub to zakończył. - Zgredek pokiwał smutno głową. - Ale, gdy już dzieci Harry'ego Pottera i profesora Snape'a będą większe, to też będą mogły się tu bawić! Zgredek osobiście wtedy dopilnuje żeby wszystko było wysprzątane i gotowe. I Zgredek będzie im czytał bajki i będzie je zabawiał, gdy Harry Potter, sir, będzie zajęty! - zapewnił gorliwie Skrzat i Harry nie miał serca mu powiedzieć, że przez najbliższe pięć lat nie planuje ponownego zachodzenia w ciążę. Później tak, ale w jego wieku jedno dziecko to i tak było za dużo! Zaintrygowało go jednak to, co powiedział mu Zgredek o dzieciach Mugoli i postanowił dowiedzieć się o tym więcej. Jakieś pół godziny później skrzat przyniósł mu lekki obiad (chłopak nawet nie musiał go wzywać), po którego zjedzeniu Harry włożył do swojej torby zmniejszonego misia i opuścił „przedszkole”. Musiał jeszcze iść do biblioteki dokończyć esej z Zaklęć na jutro, a już było dość późno.

***

Gryfon rzucił na swój nos zaklęcie maski, które nie przepuszczało praktycznie niczego, w tym zapachów i poszedł na Eliksiry, pamiętając, by oddychać przez usta aby się nie poddusić. Zapach niektórych składników eliksirów był okropny, a Harry nie chciał kusić losu, zwłaszcza wtedy, gdy lekcje miał prowadzić przebrany dyrektor. Chłopak usiadł z Hermioną, by ograniczyć maksymalnie możliwość wybuchu. Gdy zajęcia prowadził Severus, w ogóle nie musiał o tym myśleć, ponieważ jego mąż miał na niego oko i zazwyczaj jego stanowisko było tak potężnie zabezpieczone - niekoniecznie biało magicznymi zaklęciami - że chyba tylko najbardziej żrący i toksyczny eliksir zawarty w ich programie nauczania mógłby się przez nie przebić. Snape-Dumbledore wpadł niczym burza do sali, warcząc instrukcje i rzucając ostre spojrzenia we wszystkie strony, a dokładniej, tam gdzie siedzieli Gryfoni.

- Na dzisiejszych zajęciach spróbujecie uwarzyć Eliksir Sterylizujący. Instrukcje macie na tablicy, a resztę informacji w podręczniku na stronie czterysta piątej. Do roboty!

Profesor usiadł za swoim biurkiem i z niezadowoloną miną patrzył jak uczniowie zbierają się by skolekcjonować wszystkie składniki.

- Ale panie profesorze, eliksiry na bazie oleju mieliśmy zacząć dopiero za dwa tygodnie i miały być one poprzedzone szczegółowym sprawdzianem, ponieważ są one wybitnie niebezpieczne. - Hermiona patrzyła z niedowierzaniem na profesora i reszta uczniów również zrobiła wielkie oczy, najwyraźniej przypominając sobie o zapowiedzianym sprawdzianie. Jeszcze nigdy Snape nie odpuścił im żadnego, więc teraz zaczęli się zastanawiać czy z Mistrzem Eliksirów wszystko było w porządku. Harry tymczasem lekko pobladł. O nie, ten eliksir jest na bazie oleju? Niedobrze, niedobrze… Co robić? Chłopak aż za dobrze pamiętał jak Severus mówił mu by celowo zawalił test, ponieważ opary tych eliksirów są wybitnie szkodliwe dla rozwijającego się dziecka. Miał napisać test na tyle tragicznie, by nie mógł brać udziału w części praktycznej zajęć, aż do poprawienia oceny.

- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za impertynencję, minus dziesięć za odzywanie się bez pozwolenia i kolejne dwadzieścia za podważanie zdania nauczyciela - Snape-Dumbledore wypluł wściekle bladej Hermionie w twarz, po czym wysyczał do reszty klasy - A teraz do roboty! A o test nie macie się co martwić. Ten eliksir jest waszym sprawdzianem. Czas ucieka…

Wszyscy w strachu rzucili się po ingrediencje, a Harry zaczął już poważnie panikować. Spojrzał szybko na nauczyciela, który właśnie patrzył w stronę półki, do której wszyscy próbowali się dopchać, by nalać oleju do kociołków. Błyskawicznie wrzucił wszystkie swoje rzeczy do torby i czym prędzej wybiegł z sali. Pieprzyć konsekwencje! Co najwyżej dostanie szlaban, a do czasu jego odpracowania Severus już wróci, prawda? Gdy zamykał drzwi usłyszał jeszcze wściekłe „Potter!”, ale gnał ile sił w nogach. Merlinie, do czego to doszło! Żeby Gryfon uciekał jak jakiś Puchon z klasy eliksirów!

Resztę dnia Harry spędził w „przedszkolu” próbując naprawić zieloną kaczuszkę (poczęstowanie jej kolejną klątwą strasznie ją rozregulowało), przytulając się do misia i/lub czytając książkę, w której opisane były prawa dotyczące mugoli, jakie istniały kiedyś. Książkę poleciła mu pani Prince i okazała się być ona naprawdę ciekawą lekturą, wiele mu wyjaśniającą. Wieczorem wezwał do siebie Zgredka, który radośnie przyniósł mu obiad i poinformował o dość gwałtownej rozmowie między przebranym Dumbledore'em a McGonagall na temat jego ucieczki. Profesor od transmutacji podobno już go szukała i musiał szybko wymyślić jakieś naprawdę dobre wytłumaczenie, żeby wybrnąć z kłopotów, w które sam się wpakował.

***

Severus usiadł zmęczony w fotelu. Do rozpoczęcia kolejnej fazy warzenia miał pięć godzin. Trochę mało na dobry odpoczynek po pięciu dniach warzenia skomplikowanych mikstur. Oczywiście robił sobie przerwy, ponieważ nie sposób było ich nie robić, ale i tak już od dawna nie czuł się aż taki zmęczony i niespokojny. Pierwszy dzień był naprawdę piękny. Święty spokój i cisza pracowni były cudowną odmianą po dniach wypełnionych tymi okropnymi bachorami, które musiał uczyć i pewnym konkretnym Gryfonem, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej hormonalny. Ale już drugiego zaczął się zastanawiać, co takiego mógł teraz wspomniany wyżej Gryfon robić i czy przypadkiem nie wpadł w jakieś kłopoty. Gdy zasypiał na te kilka godzin, czuł się taki… sam i było mu zimno, pomimo ciepłego koca i ogrzewających zaklęć. Z każdym dniem coraz bardziej się też martwił. Co jeżeli ten mały idiota powiedział lub zrobił coś, co zdradziło jego stan? A jeżeli był jakiś wypadek na zajęciach? Albo wdał się w jakąś bójkę? Albo… nie, przecież tyle tygodni udało się unikać wszelkich kłopotów. Nie było powodu, dla którego akurat w tym tygodniu miałoby wydarzyć się coś złego, prawda? Przecież… cholera, przecież to Harry, cholerny, Potter! To oczywiste, że w coś się wpakował, ale czy to było aż tak dużo by prosić żeby nie było to nic niebezpiecznego?

- Niech to szlag.

Snape trzęsącymi się dłońmi odgarnął przetłuszczone włosy do tyłu. Jeszcze tylko dwa dni. Niecałe czterdzieści osiem godzin i będzie mógł zasnąć spokojnie, wiedząc, że z jego mężem i ich dzieckiem wszystko jest w porządku. Bo musiało być w porządku, prawda? Gdyby nie był Snape'em i nie miał idealnie spiłowanych paznokci, to zapewne w końcu zacząłby je obgryzać.

***

- Panie Potter! - Harry zatrzymał się zrezygnowany, słysząc za sobą głos swojej opiekunki. Złapała go szybciej niż się spodziewał, ale dobrze wiedział, że dojdzie do tego prędzej czy później. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w jej stronę. Starsza czarownica była wyraźnie niezadowolona, a to nie wróżyło niczego dobrego.



***



Harry dostał szlaban z Hagridem. W normalnych okolicznościach byłby szczęśliwy, ponieważ gajowy zawsze traktował go łagodnie i pewnie jedyne, co musiałby zrobić, to trochę posprzątać w zagrodach, spędzając resztę czasu pijąc z przyjacielem herbatkę. Niestety Dumbledore-Snape sam zadecydował, o karze chłopaka. Nie dość, że dostał okropną pogadankę od McGonagall, to jeszcze musiał iść do Zakazanego Lasu nazbierać biegającego ziela. Cały koszyk! Nastolatek opatulił się szczelniej płaszczem i skierował do chatki gajowego, który miał dbać o jego bezpieczeństwo w lesie. Miał ze sobą opis rośliny i miejsc, w których najbardziej lubiła rosnąć. Może byłoby to całkiem przyjemne, gdyby nie to, że zielsko trzeba było ścinać w nocy, w dodatku srebrnym, TĘPYM sztyletem. Podobno pluło jakimś jadem, ale nigdzie nie było napisane, jak bardzo jest on niebezpieczny.

Opiekun czekał już na niego przed chatką. Oczywiście towarzyszył mu Kieł i nieodłączna, w takich wyprawach, kusza.

- Witaj, Hagridzie. - Harry uśmiechnął się słabo i pogłaskał wielkiego psa po głowie. Nawet się nie zorientował, kiedy Kieł obślinił mu płaszcz.

- Gotowy? - Pół-olbrzym uśmiechnął się do niego. - Tylko pamiętaj, żeby nie oddalać się za bardzo od ścieżki. Zaprowadzę cię tam, gdzie rośnie tych chwastów najwięcej, to szybciej skończymy. Mam nadzieję - dodał po chwili namysłu i razem zagłębili się w las.

Szli cicho, nie chcąc niepokoić, niekoniecznie miłych, mieszkańców. Mężczyzna oświetlał im drogę oszkloną lampą, ale chłopak i tak raz po raz potykał się o kamienie i wystające korzenie. Od czasu do czasu miał wrażenie, jakby w ciemnościach, między drzewami, coś się poruszało. Jednak gdy popatrzył w tamtą stronę, wszystko zdawało się być spokojne i pogrążone w ciszy. Gdzieś w oddali zawył wilk i Kieł szybko schował się za swoim panem, podkulając ogon. Harry naprawdę nie rozumiał, dlaczego Hagrid ciągał to biedne i przerażone zwierzę ze sobą. Jakieś pół godziny później, Gryfon zaczął zauważać wśród zarośli małe, świecące punkciki. Były to kwiaty biegającego ziela, a to oznaczało, że byli już blisko miejsca, o którym wspomniał gajowy. Będąc już u celu, miał wrażenie, iż ziemia po obu stronach ścieżki świeci, tak wiele było tu tych roślin.

- No to jesteśmy - wyszeptał pół-olbrzym. - Oczywiście przeczytałeś coś o tym chwaście, tak? Psor Snape zabronił mi udzielać ci jakichkolwiek wskazówek, więc łap dobrze tę zieleninę.

Harry przytaknął i wyciągnął z kieszeni płaszcza srebrny sztylet. Koszyk postawił na ścieżce, po czym podszedł do najbliższego pędu. Dlaczego cały czas miał wrażenie, że to zielsko się na niego gapi? Chłopak kucnął i wyciągnął dłoń (Bez rękawiczek, Potter!), by złapać ją za błękitną łodyżkę. Już ją prawie miał, gdy nagle roślina podskoczyła, wyciągając korzenie z ziemi i uciekła na nich głębiej, między zarośla. No tak, kto by pomyślał, że biegające ziele jest naprawdę biegające? Harry zauważył, że pozostałe rośliny trochę się od niego odsunęły. Czy to naprawdę była roślina, czy jakiś czarodziej o skrzywionym poczuciu humoru postanowił sobie zażartować?!
Gryfon pewniej chwycił sztylet i sprężył się do skoku. Musiał przecież uzbierać cały koszyk! Koncentrując się na najbliższej kupce zielska, skoczył, mając nadzieję, że nie wygląda jak jakiś zając ganiający za marchewką, albo Alicja ganiająca za królikiem tylko po to, by wpaść do dziury.

- Aha! Mam cię! - Z satysfakcją złapał błękitne łodyżki dwóch, które nie zdążyły uciec i szybko ściął je sztyletem. Ku jego zaskoczeniu, tępe ostrze z łatwością przecięło delikatne tkanki. Harry wyszczerzył się radośnie i w tym momencie ze świecących kwiatów wystrzeliła ohydnie śmierdząca, sraczkowata substancja, spryskując mu twarz i płaszcz. - Fuuuj!

Nastolatek cisnął rośliny do koszyka i krzywiąc się, wytarł twarz czystym kawałkiem rękawa. Biegające ziele odsunęło się teraz od niego jeszcze bardziej, najwyraźniej ta substancja zawiadamiała je o jego niecnych zamiarach. Chłopak chciał pozbyć się z siebie okropnej cieczy, jednak, jak mu współczującym głosem przypomniał Hagrid, nie wolno było mu korzystać z różdżki. Gryfon podziękował Merlinowi, że smród nie wywoływał u niego mdłości i zakradł się do kolejnej kępki. Tym razem musiał zrobić większy skok. Rośliny szybko wystrzeliły w różnych kierunkach, chcąc uciec od niego jak najdalej. Pewnie sam by tak uciekał, gdyby ktoś tak okropnie śmierdzący skakał w jego stronę z nożem w dłoni. Szybko odskoczył w prawo, łapiąc za prężącą się łodygę i znów został opluty sokiem. Po kilku takich akcjach zauważył, że gdy natychmiast po ścięciu odwrócił zielsko kwiatami do ziemi, sok wytryskał w dół, brudząc mu tylko spodnie i buty. Z każdej innej pozycji, roślinie jakimś cudem udawało się trafić go w twarz lub tułów.

Godzinę skakania, biegania i tarzania się po ziemi później, był już cały spocony, wszystko go bolało i miał tylko połowę koszyka. Usiadł zmęczony pod jednym z drzew, by trochę odpocząć. Hagrid ze współczuciem podał mu butelkę wody.

- Dzięki. - Chłopak uśmiechnął się, wypijając kilka łyków.

- Dobrze ci idzie - pochwalił go przyjaciel. - Jeszcze tylko pół koszyka i będziemy mogli wracać.

- Super. - Harry skrzywił się i zmarszczył brwi na zielsko, które po każdym jego ataku odsuwało się coraz bardziej w głąb lasu. Już teraz musiał się nieźle nachodzić, by wrócić do koszyka i gajowego ze ściętą rośliną. Kieł gdzieś sobie w międzyczasie poszedł, ale pół-olbrzym zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Po kilku minutach chłopak wstał i ruszył zapolować na kolejne sztuki. Chwilę po tym, gdy skoczył i chwasty rozbiegły się we wszystkie strony, Harry odkrył, że to co uznał za koniec świecącej kępy, było tak naprawdę brzegiem wąwozu.

***




Hagrid siedział sobie pod drzewem i pociągał ognistą z butelki.

***




Harry wielkimi z przerażenia oczami patrzył, jak pokryta zaroślami ziemia zbliża się niebezpiecznie szybko w jego stronę.

***




Hagrid zamknął oczy, dochodząc do wniosku, że może sobie równie dobrze odbyć godzinną drzemkę. Chłopak i tak wcześniej nie skończy zbierać tego zielska, a między wąwozem i ścieżką był jak najbardziej bezpieczny.

***




Harry nawet nie zdążył krzyknąć, gdy zderzył się z ziemią i pochłonęła go ciemność.
Obudził się jakiś czas później i od razu został przywitany przez ból w prawej ręce, barku i nogach oraz problem z oddychaniem. Było mu też bardzo zimno, więc skulił się na tyle na ile pozwalały mu jego obrażenia. Nie pamiętał, co się stało, ale z ulgą przyjął brak bólu i żadnych sensacji w podbrzuszu, bo to mogło oznaczać, że wszystko z jego dzieckiem było w porządku, prawda? Jednak to mogło się szybko zmienić, jeśli Hagrid wkrótce go nie znajdzie. Przecież sam, w takim stanie, nic nie mógł zrobić. Nie miał nawet siły, żeby wstać i podjąć próbę wydostania się. A co jak przyjaciel go nie znajdzie? Jeżeli nie wpadną na pomysł, że mógł spaść do wąwozu? Harry zachlipał żałośnie. Może powinien zacząć wołać o pomoc? Spróbował i od razu tego pożałował, ponieważ wzięcie głębszego oddechu obudziło ból w klatce piersiowej. Czując, jak ogarnia go panika, chłopak rozpłakał się na dobre.

Nie wiedział, ile czasu tak leżał - chyba niedługo, mimo, że wydawało mu się to wiecznością - nim do jego uszu dotarł odgłos czegoś, co zdecydowanie poruszało się w jego stronę i to dość szybko. Im to coś było bliżej, tym bardziej czuł, jak ziemia pod nim lekko się trzęsie. Z całych sił próbował wtopić się w otaczające go paprocie, jednak to nic nie pomogło i stworzenia zatrzymały się obok kryjówki. Gdy się do niego zbliżyły, pomimo braku okularów, udało mu się rozpoznać w nich centaury. Niedobrze…

- Nie jesteś tu mile widziany, człowieku. - Ten, który stał najbliżej niego odezwał się pierwszy i Harry poczuł, jak ostre końce włóczni lekko, ale pewnie, wpijają mu się w plecy i ramiona. - A pomimo naszych ostrzeżeń, znów wszedłeś na nasze ziemie. Karą za to jest śmierć.

- Rehanie… - Gdzieś z tyłu dobiegł Harry'ego znacznie starszy i zachrypnięty głos. - On jest błogosławiony…

Centaury zdały się poruszyć niespokojnie.

- Mężczyzna? - Rehan zapytał z powątpiewaniem.

- Wśród nich, nie ma różnicy…

Harry poruszył się niespokojnie na ziemi i jedno z ostrzy wbiło mu się w ramię. Skulił się jeszcze bardziej w sobie i zachlipał. Nagle broń zniknęła i chłopak poczuł, że jest unoszony do góry. Ból rozniósł się znów po jego ciele i stracił przytomność.

***




Severusowi udało się skończyć wszystkie eliksiry kilkanaście godzin wcześniej i czym prędzej udał się do Hogwartu. Był piątek rano i uczniowie dopiero wyłaniali się ze swoich dormitoriów, podążając na śniadanie do Wielkiej Sali. Mężczyzna szybkim krokiem przemierzał korytarze wiodące do gabinetu dyrektora, by złożyć mu sprawozdanie ze swojej pracy. Jednocześnie rozglądał się ukradkiem, próbując kątem oka wyłowić z tłumu swojego męża - gdyby, jakimś cudem, też akurat tędy przechodził. Niestety, najwyraźniej nie miał szczęścia i w drodze do Dumbledore'a natknął się tylko na kilku przestraszonych i chowających się przed nim po kątach Puchonów. Zresztą, może to i nawet lepiej. Jakby nie patrzeć, po prawie tygodniu ciągłego stania w oparach, niekoniecznie legalnych i jak najbardziej szkodliwych, eliksirów, nie wyglądał za ciekawie. Po krótkiej chwili namysłu doszedł do wniosku, że jednak będzie lepiej spotkać się z Harrym, jak już się nieco ogarnie. Nawet nie chciał się zastanawiać nad tym, dlaczego tak nagle zaczął zwracać uwagę na swój wygląd, kiedy miał się spotkać ze swoim mężem. W końcu doszedł do chimery, która od razu odskoczyła, ukazując przejście do komnat Albusa.

- Severusie. - Starszy czarodziej, o dziwo, wcale nie wydawał się aż tak zrelaksowany i mile nastawiony do świata jak zazwyczaj. Do tej pory, zawsze gdy Severus wracał od Mrocznego Pana, dyrektor witał się z nim poważnie, ale z wyraźnie wyczuwanym ciepłem i ulgą, że mężczyzna i tym razem wrócił żywy. Jednak dziś Dumbledore miał najwyraźniej zupełnie inne problemy na głowie.

- Albusie?

- Harry Potter zaginął wczoraj w Zakazanym Lesie. - Dyrektor od razu przeszedł do sedna i Severus poczuł jak podłoga usuwa mu się spod stóp. Czym prędzej opadł na krzesło przed biurkiem.

- Jak to zaginął? I co on robił w Zakazanym Lesie? - Mistrz Eliksirów miał nadzieję, że Albus nie odczyta z jego zachowania czegoś czego nie powinien. W tej chwili, nie był w stanie poprawnie panować nad swoim ciałem i głosem. Na szczęście staruszek był zbyt zestresowany, by zwrócić na to uwagę i dojść do jakichkolwiek wniosków.

- Uciekł z eliksirów i musiałem dać mu szlaban… - zaczął, jednak Snape szybko mu przerwał.

- Potter może i jest kompletnym idiotą, jeżeli chodzi o eliksiry, ale jeszcze nigdy nie uciekł z moich zajęć! Co takiego zrobiłeś, Albusie? - Dyrektor zamrugał kilka razy, nim w końcu otrząsnął się z tego, że ktoś mu przerwał w połowie zdania. Odchrząknął.

- Nic mu nie zrobiłem. Zadałem klasie eliksir sterylizujący…

Tym razem Dumbledore sam przerwał, widząc gniewne niedowierzanie na twarzy młodszego profesora.

- Rozumiem. A teraz wyjaśnij mi dlaczego Potter znalazł się w Zakazanym Lesie. Chyba nie dałeś mu tam szlabanu, nie po tym, co się stało na jego pierwszym roku…
Dyrektor wyglądał na bardzo zmieszanego. Snape zazgrzytał zębami, wstał i szybkim krokiem podszedł do drzwi.

- Gdzie idziesz, Severusie? Co z raportem?

- Idę przyłączyć się do poszukiwań. A raport może sobie poczekać. - Mistrz Eliksirów wysyczał, nawet się nie odwracając. - Nie ma mnie tylko tydzień i już szkołę opanowuje całkowite zidiocenie. - Severus trzasnął z impetem drzwiami, sprawiając, że kilka portretów spadło ze ścian.

***




Harry otworzył oczy i z zaskoczeniem odkrył, że nic go nie boli, za to strasznie go gryzie materac. Przewrócił się na bok, po to tylko, by zobaczyć, że znajduje się w jakimś pomieszczeniu ze ścianami z drewna. Okazało się też, że leży na posłaniu zrobionym z siana i trawy. To było co najmniej dziwne. Usiadł, co okazało się nie być zbyt dobrym pomysłem, ponieważ od razu zakręciło mu się w głowie i zrobiło mu się niedobrze. Przeklęte poranne nudności. Czym prędzej zerwał się z łóżka i wybiegł z szałasu na zewnątrz. Niestety do krzaków nie zdążył dobiec. Gdy już doszedł do siebie, zaczął marudzić pod nosem.

- Głupie poranne nudności. A to wszystko przez ciebie. Niech no ja cię dorwę w swoje ręce. Wykastruję!

Jego monolog przerwał zdecydowanie damski chichot i Harry w końcu podniósł głowę, by się rozejrzeć. Jego poczynaniom przyglądała się grupka rozbawionych centaurów, stojących przy drewnianym stole. Tyle, że centaury, które do tej pory spotkał, nigdy nie miały takich dużych piersi i nie chichotały jak dziewczyny. Czyli to musiały być centaurzyce… czy jakoś tak. Harry zarumienił się, widząc, że najwyraźniej śmieją się z niego. Zamrugał, gdy w końcu do niego dotarło, że widzi bardzo dobrze bez okularów.

- Mężczyzna w ciąży. - Zachichotała rudowłosa centaurzyca. - Zawsze chciałam coś takiego zobaczyć. Ta satysfakcja…

- Tak - zgodziła się z nią kolejna, która miała kasztanowe włosy upięte w wysoką kitkę. - Wcale nie jest tak cudownie być w ciąży, co? Chciałabym, żeby i wśród nas było to możliwe. Gdyby zobaczyli czym to pachnie, to od razu nabraliby do nas więcej szacunku.

Harry był trochę zdezorientowany i pomału zaczynał być głodny, ze smaczkiem na owocową sałatkę.

- Eee… ludzie?

Stworzenia prychnęły.

- Centaury! Nasi mężowie! - zapiszczała blondynka i zamilkła od razu, najwyraźniej speszona swoją śmiałością.

Jej dwie koleżanki prychnęły.

- Według nich kobieta jest dobra tylko do garów, magii i dzieci! A czy ktoś pytał nas kiedykolwiek o zdanie? Czy ktoś pytał, czego my chcemy? Nie! - Ta z kitką zamachała gniewnie ogonem, po czym rzuciła chłopakowi wilgotną ścierkę, by się wytarł.

- Mamy siedzieć w domu i rodzić dzieci, podczas gdy wielcy męscy wojownicy podnoszą sobie ego, uganiając się za królikami po lesie. - Ruda zachęciła go, by podszedł i usiadł razem z nimi, podczas gdy blondynka nalała czegoś do pustego kubka i przysunęła mu talerz z owocami.

- Głupie, męskie muły! - warknęła szatynka o długich włosach splecionych w warkocz, która do tej pory siedziała cicho. - Zmajstrują ci źrebaka, a później twierdzą, że mają ważniejsze rzeczy do roboty i zostawiają cię samą, byś je wychowywała.

- Taa… samą lub z następnym w drodze. A najgorsze jest to, że przy naszej budowie anatomicznej możemy to robić tylko w jednej pozycji. Seks dla nas jest taki nudny! Czasem mam ochotę ich wykastrować.

- Wiem, co masz na myśli, z tą ochotą na kastrowanie - mruknął Harry i wypił trochę zawartości kubka, która okazałą się być miłą dla jego żołądka mieszanką ziołową. - A wiecie, że są eliksiry, które sprawiają, że facet może zajść w ciążę, nawet jeżeli wcześniej nie był do tego zdolny?

Oczy samic zabłysły.

- Naprawdę? A wiesz, jak je zrobić?

Harry pokręcił smutno głową.

- Nie wiem. Nigdy nie byłem zbyt dobry w eliksirach. Ale mój mąż jest mistrzem i jestem pewien, że potrafi. - Harry uśmiechnął się lekko do kobiet, na których twarzach widniały złośliwe uśmieszki. - Tylko nie mam pojęcia, czy zadziałają na centaury tak samo jak na ludzi. No i czy zgodzi się je dla was uwarzyć.

Centaurzyce popatrzyły po sobie z pewnością mówiącą, że wygraną mają już w kieszeni. Harry zachłannie wbił zęby w soczyste jabłko i zamruczał zadowolony. Tak, właśnie tego było mu teraz trzeba. A na talerzu był jeszcze banan, brzoskwinie i jakieś owoce, których do tej pory nie widział, ale wszystko razem sprawiało, że miał wrażenie, iż trafił do kulinarnego nieba. I po co komu mięso?

Po pewnym czasie, do ich stolika, znajdującego się pod jednym z drzew, podeszły dwie inne samice.

- Ludzie z zamku go szukają. Starzec i Hagrid chcieli wiedzieć, czy go nie spotkaliśmy, jednak starszyzna postanowiła na razie milczeć, ponieważ nie wiedzą, dlaczego znalazł się w takim stanie sam w lesie.

Harry skrzywił się wewnętrznie, słysząc, jak mówią o nim tak jakby go tu wcale nie było, lecz miał jeszcze wystarczająco dużo rozumu w głowie, by nie protestować na głos przeciwko takiemu traktowaniu. Ruda centaurzyca popatrzyła na niego zamyślona, w jej oczach tańczyły jakieś niezdrowe, złośliwe iskierki. W końcu przemówiła:

- Jak wygląda twój mąż?

Chłopak przełknął, myśląc nad tym, jak najlepiej opisać Severusa w obiektywny sposób.

- Wysoki, o bardzo jasnej cerze i czarnych włosach do ramion. Zawsze ubrany całkowicie na czarno. Nie sposób go pomylić z kimś innym. - Harry uśmiechnął się lekko do siebie.

- A jak się nazywa?

- Och, nie mówiłem? Severus Snape.

Kobiety przytaknęły i blondynka odeszła w głąb obozu. Dwie nowe przyglądały mu się z ciekawością, a zwłaszcza jego podbrzuszu. To było nawet miłą odmianą po tym, jak cały czarodziejski świat najpierw patrzył na jego bliznę, a dopiero później na twarz. Nie, żeby taka uwaga z ich strony mu się podobała. Harry dokończył jeść i zaczął się rozglądać z ciekawością. Znajdowali się na jakiejś polanie, lecz większość widoku była przesłonięta drewnianymi chatami lub płotami. Wszędzie dookoła widział same samice i czasami gdzieniegdzie przemknęło jakieś centaurze dziecko, ale nigdzie w zasięgu wzroku nie było samców. Jedyne, co przychodziło mu do głowy to to, że matki i dzieci mieszkają w wydzielonym miejscu, gdzie mężczyźni tak naprawdę nie mieli wstępu. A może tylko wyolbrzymiał?

- Erm, dlaczego nie ma tutaj waszych mężów? - zapytał, a widząc zaskoczone spojrzenia, zaczął tłumaczyć, o co mu tak dokładniej chodziło. - No, bo widzę tu tylko was, to znaczy centaurzyce, tak? I kilkoro dzieci, a dorosłych mężczyzn nie…

- Po pierwsze, jesteśmy centaurioniami, a nie centaurzycami - poprawiła go brunetka, ostro ganiąc wzrokiem. - Doprawdy, czy was - ludzi - już niczego w tym zamku nie uczą? Tak, my i nasze dzieci mieszkamy w oddzielnym obozie.

- I nie wolno nam ich zdradzać, co to, to nie! Ale im wszystko wolno, dopóki nie robią tego z inną centaurionią. Szowinistyczne osły! - parsknęła ruda. - Dlatego między innymi jesteśmy tak zainteresowane tym eliksirem umożliwiającym mężczyznom zajście w ciąże. Wtedy, jeżeli któryś z nich zdradzi…

- Nie, żeby oni uznawali to za zdradę - wtrąciła się brunetka, powtarzając zdanie rudej.

- Tak, ale jeżeli to zrobią, a zrobią na pewno, to wtedy zajdą w ciążę i zobaczą jak to jest przyjemnie.

Harry patrzył oniemiały jak centaurionie wybuchły głośnym, złowieszczym śmiechem, który do tej pory utożsamiał tylko z szalonym Voldemortem. Merlinie, w co ja się wpakowałem… Nagle coś mu w głowie zaskoczyło i zmarszczył brwi skonsternowany.

- To dlaczego jestem tutaj, a nie w obozowisku dla mężczyzn?

- To chyba oczywiste. - Brunetka wzruszyła ramionami. - Jesteś w ciąży, a to w ich oczach znaczy, że jesteś kobietą.

Och, super. Po prostu super.

***




Severus szybko przeszedł przez błonia i tuż przy lesie natknął się na gajowego oraz Minerwę.

- Nic nie chcą mówić, pani psor. Cały czas gadają tylko o tym, jak to niedługo dwie gwiazdy powinny się spotkać.

Czarownica wyglądała jakby nie spała przez całą noc - jej szaty widziały znacznie lepsze dni. Nawet zwykle perfekcyjnie ułożony ciasny kok był rozczochrany i wystawały z niego listki i gałązki.

- Za kilka godzin mają przybyć aurorzy i wtedy będziemy mieli więcej ludzi, Hagridzie. Albus nie chciał na razie siać paniki… Och, witaj, Severusie.

Snape skinął lekko głową i nie zwracając większej uwagi na dwójkę profesorów, bezceremonialnie wszedł między drzewa. Już po kilkunastu metrach zszedł ze ścieżki, zatrzymał się i zamknął oczy, skupiając się na obrączce, która była materialnym przejawem jego więzi z Harrym. Wkrótce poczuł lekkie ciągnięcie. Otworzył oczy i ruszył pewnym krokiem we wskazanym kierunku.

Cholera, co też sobie Albus myślał, żeby wysyłać Pottera na szlaban do Zakazanego Lasu? I nawet nie wezwał jeszcze aurorów do pomocy w poszukiwaniach, chociaż chłopaka nie było już całą noc! Dlaczego on to robił? I jeszcze ten eliksir sterylizujący. Przecież jasno mu powiedziałem, że w tym tygodniu mają uwarzyć zwykły eliksir na odciski. Czy starzec zrobił to specjalnie? Czyżby wiedział, że Harry jest w ciąży i chciał mu tym zaszkodzić? To by tłumaczyło, dlaczego wyznaczył mu taką karę. Ale jakim cudem dowiedziałby się o tym tak szybko? I czy wiedział również o tym, kto był drugim ojcem dziecka i mężem Harry'ego? Nie, nie mógł tego wiedzieć. Wtedy nie zachowywałby się w ten sposób, kiedy pojawiłem się u niego w gabinecie. Powiedziałby raczej, że wie o wszystkim i że mam natychmiast wykorzystać naszą więź, by namierzyć chłopaka… O co temu staremu manipulatorowi chodziło?!

Severus, w ciągu trzech kolejnych godzin, musiał jeszcze kilka razy zmieniać kierunek, nim w końcu natknął się na centaura. To było dość dziwne, zazwyczaj istoty te namierzały ludzi znacznie szybciej. Mistrz Eliksirów był już głodny i zmęczony, i miał szczerą nadzieję, że centaur nie będzie testował jego ograniczonej cierpliwości, gadając w jakiś zagmatwany sposób.

- Ach, ty jesteś Severus Snape? - Ku zaskoczeniu czarodzieja, centaur zdał się przejść od razu do rzeczy.

- Tak.

- Dobrze. Mamy twoją zgubę. Chodź za mną. - Centaur odwrócił się do niego zadkiem i powoli pomaszerował przez zarośla, by Severus mógł dotrzymać mu kroku.

Tymczasem czarodziej zastanawiał się, w co tym razem wpakował się jego mąż, że znalazł się w rękach tych istot. I co będą musieli zrobić, aby bezpiecznie wrócić do zamku? Nie były one znane ze zbyt pokojowego nastawienia do ludzi, pomijając oczywiście dzieci. Nie mając innego wyboru, Severus poszedł jego śladem i już wkrótce znalazł się przy drewnianym ogrodzeniu. Tuż za nim rozciągała się polana usiana niewielkimi chatami.

***




- To Mahan. Biegnij szybko po Tekalę, żeby odwróciła jego uwagę - Ruda poleciła blondynce, która wróciła kilka godzin wcześniej, by „niańczyć” ciężarnego człowieka. Brunetka tymczasem wyszła naprzeciw przybyszom. Harry nie widział tego zajścia, ponieważ był w szałasie i ucinał sobie drzemkę.

- Przyprowadziłem Severusa Snape'a, by zabrał swojego nosiciela. Gdzie jest Potter? - Mahan popatrzył na centaurionię z wyższością i już miał coś warknąć, gdy podbiegła do nich Tekala i wykrzyknęła:

- Och, witaj, Mahanie! Jak to miło, że wpadłeś. Nenna, Mikur i Segena będą zachwyceni, że w końcu odwiedził ich tatuś. - Złapała go za ramię i nie zważając na protesty, pociągnęła w stronę swojej chatki. Znajdował się teraz na terenie ich obozowiska, więc miał obowiązek pokazać się w „domu”, jeżeli jego żona go złapała. Snape patrzył na tę scenę oniemiały. Po chwili również i on został pociągnięty za ramię, lecz do innej chatki. Tam, na sienniku spał sobie smacznie jego Harry. Severus szybko podszedł do niego i ukląkł przy nim, chcąc się przekonać, że na pewno nic mu nie jest.

Centaurionia patrzyła na to z lekkim uśmiechem na ustach. Może i ludzie byli pod wieloma względami upośledzeni, ale to, jak bardzo troszczyli się o swoich wybranków, było piękne.

- Dałyśmy mu trochę ziółek, żeby się tak nie denerwował. Za jakieś pół godziny powinien się obudzić - wytłumaczyła Mistrzowi Eliksirów, gdy ten już się upewnił, że z jego mężem fizycznie wszystko było w porządku i nie pojmował, dlaczego ten się jeszcze nie obudził.

- Rozumiem.

- To może przez ten czas sobie porozmawiamy? - Brunetka poprowadziła go do tego samego stolika pod drzewem, gdzie wcześniej siedział Harry i nałożyła mu pełen talerz owoców oraz kaszy, podejrzewając, że mężczyzna musi być głodny. Jakby nie patrzeć, od zamku do ich obozu było dość daleko. Severus przyjął strawę z wdzięcznością.

- Harry powiedział nam, że istnieją eliksiry pozwalające mężczyznom zajść w ciążę, czy to prawda? - zapytała z niewinną ciekawością w głosie.

- Tak, ale znakomita większość czarodziei jest wystarczająco potężna magicznie, by zajść w ciążę bez ich pomocy. - Czarodziej zmarszczył brwi, zastanawiając się do czego centaurionia zmierzała.

- A czy istnieje jakiś, który by działał również na centaury?

Snape o mało nie udławił się kaszą. Odchrząknął kilka razy i postanowił na razie podejść do tego jak do teoretycznego problemu, z którymi często się spotykał w swoich pracach badawczych.

- Musiałbym wiedzieć czego używacie, by zwiększyć swoją płodność - odparł niepewnie, a samica uśmiechnęła się do niego promiennie, z jakimiś niezdrowymi iskierkami w oczach.

Zanim Harry się obudził, Severus obiecał centaurionii, że przyśle jej sową trochę testowego eliksiru. Jeżeli zadziała, to wkrótce dostarczy im odpowiednio dużo, by mogły dać swoim mężom lekcję pokory. Snape w duchu dziękował, że nie ma takich problemów wśród czarodziejów i czarownic.

Chłopak wyszedł z chatki i przeciągnął się rozkosznie. Następnie ziewnął równie uroczo i przetarł swoje oczęta. Zaraz po tym, jego szmaragdowo zielone spojrzenie natrafiło na obsydianowe i chłopiec uśmiechnął się szczęśliwy.

- Severus! - zawołał radośnie, po czym podbiegł do mężczyzny i rzucił się w jego ramiona, przewracając na trawę. Objął go mocno rękoma i nogami, jakby bojąc się, że ten zaraz od niego ucieknie i zaczął całować po twarzy. - Nawet… nie wiesz… jak… się… cieszę… że… jesteś.

Snape przytulił go do siebie i uśmiechnął się lekko. W końcu udało mu się unieruchomić twarz młodzieńca na tyle, by pocałować go czule w usta. Tak, zdecydowanie mu tego brakowało. I jeszcze kilku innych rzeczy, ale teraz nie był na nie najlepszy czas. Teraz powinni opuścić już to miejsce i jak najszybciej wrócić do zamku. Miał nadzieję, że jeden z centaurów będzie na tyle uprzejmy, by odprowadzić ich chociaż do ścieżki i pokazać, w którą stronę mają się udać. W końcu przerwał im niecierpliwy głos Mahana.

- Dość tego. Wskażę wam drogę. - Centaur wyglądał tak, jakby mu się bardzo śpieszyło opuścić obozowisko. - Chodźcie za mną.

Severus i Harry wstali, pożegnali się z mieszkańcami, po czym pomaszerowali za burczącym coś pod nosem Mahanem. Dotarcie do ścieżki zajęło im niecałą godzinę. Tam, centaur był na tyle miły, by pokazać, w którą stronę mają podążać i gdzie skręcić, gdy dojdą do rozgałęzienia.

- Odejdźcie w pokoju, trzykrotnie błogosławieni - pożegnał się z nimi i pogalopował, szybko znikając między drzewami. Małżonkowie wzruszyli ramionami na dziwaczny język centaura i podążyli do zamku. Chłopak rozgadał się, opowiadając Severusowi o wszystkim, co go ominęło przez ten tydzień, a Mistrz Eliksirów udawał, że słuchał go z należytą uwagą, podczas gdy tak naprawdę zastanawiał się nad możliwymi kombinacjami eliksiru dla centaurionii.

Gdy już wyszli z Zakazanego Lasu radość i ulga wypisane na twarzach profesorów były bardzo łatwe do odczytania. Ktoś od razu pobiegł zawiadomić o dobrej nowinie dyrektora, a Poppy zaczęła ciągnąć protestującego Harry'ego do Skrzydła Szpitalnego aby przeprowadzić wszelkie znane jej badania by sprawdzić czy aby na pewno wszystko z nim dobrze i jakim cudem może widzieć bez okularów. Na szczęście Severus w swój zgryźliwy sposób wstawił się za nim i po tym jak Gryfon obiecał pielęgniarce, że w razie gdyby coś się z nim działo niepokojącego od razu się do niej zgłosi, pozwolono mu wrócić do dormitorium. Oczywiście Snape miał inne plany i, gdy już nikt na nich nie patrzył, zaprowadził swojego męża do komnat w podziemiach i posadził na kanapie w salonie.

- Z twojej miny wnioskuję, że nie chodzi o seks. - Harry powiedział do krzątającego się po salonie Severusa. Mężczyzna wyraźnie czegoś sfrustrowany szukał. W końcu w jednej z szuflad znalazł jakąś figurkę i włożył ją do kieszeni.

- Pamiętasz jak mówiłem, że dzień po tym jak wrócę sprowadzę zaprzyjaźnionego uzdrowiciela żeby zrobił ci badania? - Potter przytaknął, przywołując niewyraźne wspomnienie. Pamiętał, że w tamtym momencie bardziej ważnym dla niego był wyjazd Severusa a nie zapowiedź badań. - Biorąc pod uwagę co się stało, zdecydowałem sprowadzić go teraz.

Harry skrzywił się na to. Nie lubił lekarzy i badań, jednak jeżeli było to konieczne, to chyba lepiej by odbyło się szybciej, by mięli to jak najwcześniej z głowy i zajęli się bardziej przyjemnymi sprawami.

- Okej. - Zgodził się z rezygnacją. - Mogę chociaż wziąć prysznic? - Machnął dłonią w ogólnym kierunku łazienki i Severus przytaknął, mówiąc by zrobił to, a on przez ten czas sprowadzi tu Kamila. Chłopak westchnął i udał się do łazienki, mając nadzieję, że badania nie będą zawierały w sobie igieł, lodowatych stetoskopów albo jeszcze innych strasznych rzeczy. Jak na przykład gmeranie w jego prywatnych okolicach.

Gdy wrócił do salonu mając na sobie tylko dół od piżamy, którą tu przyniósł jakiś czas temu ze sobą, Severus i uzdrowiciel siedzieli już w fotelach i rozmawiali rozluźnieni na temat jakiegoś eliksiru czy czegoś. Harry zarumienił się i ręcznik, którym wycierał włosy, narzucił na ramiona tak, by choć trochę się zakryć przed bystrymi szarymi oczami, które do niego powędrowały. Obaj mężczyźni wstali.

- Eee… cześć? - Harry uśmiechnął się nieśmiało do nieznajomego i ten odpowiedział szerokim uśmiechem.

- Harry, to Kamil Serafin, mój przyjaciel od lat i jeden z czołowych uzdrowicieli w Mungo. - Severus przedstawił czarodzieja, który był mniej więcej w tym samym wieku co Ślizgon, miał słodkie blond loczki i szare oczy.

- Miło mi w końcu poznać osobę, której udało się skraść serce najmłodszemu Mistrzowi Eliksirów od dwustu lat. - W oczach uzdrowiciela coś zabłysło i Harry nagle poczuł się bardzo niepewnie. Severus był naprawdę aż tak wielkim geniuszem jeżeli chodziło o eliksiry? Nic dziwnego, że tak naciskał na niego by się do tego przedmiotu bardziej przykładał. Przecież gdyby całkowicie je zawalił, to dałby naprawdę złe świadectwo dla jego umiejętności nauczania. - Powiedz mi, Harry, jak bardzo lubisz eliksiry?

- Kamil… - Severus zajęczał, zakrywając sobie twarz dłonią, jednak jego przyjaciel tylko machnął na niego zbywająco i uśmiechnął się do Gryfona zachęcająco.

- Eee… jeżeli mam być szczery to nie cierpię ich. - Harry przyznał się, posyłając swojemu mężowi przepraszające spojrzenie. Jednak wolał na ten temat nie kłamać. Jeszcze Kamil wpadłby na pomysł nawiązania z nim jakiejś naukowej rozmowy i wtedy dopiero zrobiłby z siebie kompletnego błazna!

- Ha! Wisisz mi karton ognistej, Sev! - Uzdrowiciel wykonał kilka ruchów, które musiały być jakąś jego wersją tańca zwycięstwa i gestem zaprosił Pottera by usiadł na kanapie. Harry zajął wyznaczone sobie miejsce i popatrzył wielkimi oczami na swojego męża. Czy ten uzdrowiciel specjalizował się w chorobach mentalnych?

- Jak byliśmy jeszcze młodzi i głupi, założyliśmy się o to, czy nasze drugie połówki będą lubiły przedmioty w których się wyspecjalizowaliśmy. Kamil obstawił, że moja nie, a ja zdecydowałem, że jego tak. Jak nie patrzeć uzdrowicielstwo jest znacznie bardziej obszerną dziedziną niż warzycielstwo eliksirów. - Severus wytłumaczył i powrócił na swój fotel, podczas gdy Kamil wyciągnął z podręcznej torby jakiś flakonik i postawił go na stoliku przy kanapie.

- Muszę ci powiedzieć Harry, że Severus bardzo zdecydowanie zaklinał się, że nigdy nie wyjdzie za kogoś z kim nie mógłby przeprowadzić dyskusji na poziomie na temat jego ukochanych eliksirów. Ja tam zawsze twierdziłem, że serce nie sługa i nie kieruje się takimi błahostkami jak wspólne maniactwo. - Kamil wyszczerzył się do nich i wyjął różdżkę. - Okej, to przejdźmy do uzdrowicielstwa. Jak się czujesz Harry? Jakieś objawy szczególnie ci utrudniają życie?

Harry otrząsnął się z myśli na temat małżeństwa z miłości i małżeństwa z rozsądku i skupił się na odpowiadaniu na pytania.

- Teraz czuję się już dobrze, centauronie wyleczyły mnie wzorowo. A jeżeli chodzi o objawy, to nie dałoby się jakoś pozbyć tego elementu ciąży z nudnościami i wymiotami? - Harry zapytał z nadzieją, którą niestety Kamil rozwiał.

- Mogę co najwyżej dać ci eliksir, który to trochę załagodzi tak, że zdrowe jedzenie nie będzie ci podrażniać żołądka, jednak obawiam się, że przez to trzeba po prostu przejść. Przytępianie odruchu wymiotnego nie zawsze jest dobrą rzeczą. - Mimo wszystko sięgnął do torby i wyjął kilka buteleczek zielonkawego eliksiru oraz napisał na pergaminie instrukcje jak specyfik stosować. - To teraz połóż się, żebym mógł zrobić skan i zobaczymy co takiego cenaturonie wyleczyły i jak dobrze.

Harry grzecznie położył się na kanapie i Kamil z zamkniętymi oczami zaczął rzucać jakieś zaklęcia. Część z nich chłopak znał z wizyt w Skrzydle Szpitalnym, ale część była dla niego zupełnie nowa. Po kilku minutach uzdrowiciel zamruczał z podziwem.

- Naprawdę genialna robota. Myślicie, że chciałyby trochę ze mną popracować? To jak doskonale wyleczyły twoje ciało jest po prostu niesamowite. Taka wiedza i umiejętności po prostu nie mogą się marnować w lesie! - Jego szare oczy błyszczały z podekscytowania, gdy sięgał po wyjęty wcześniej flakonik i jego chłodną zawartość wylał na brzuch Harry'ego, który aż pisnął zaskoczony ku wielkiemu rozbawieniu Severusa. - Oj, przepraszam. Jakoś zawsze zapominać ostrzec, że eliksir daje wrażenie chłodu.

Jasne, Harry prychnął w myślach, jednak zdecydował się to przemilczeć.

- To teraz zobaczmy co tam masz w środku.

Oczy chłopaka zrobiły się wielkie z podekscytowania, gdy nagle pojawił się w jego głowie pomysł.

- Czekaj. Nie mów nam niczego, okej? Tylko czy jest zdrowe. Chcę, żeby płeć była miłą niespodzianką. - Harry poprosił uzdrowiciela i ten z rozbawieniem się zgodził, nie słuchając nawet protestów Severusa, który na temat tego typu niespodzianek miał zupełnie inne zdanie. Kamil roztarł maziowatą substancję na jego podbrzuszu i rzucił zaklęcie, po którym skóra nim pokryta stała się przezroczysta tak, że teraz wydawało się, że chłopak ma wielką dziurę w brzuchu. Niezbyt miły widok. Kilka ruchów różdżką później obraz się zmienił, powiększył i chociaż ani Harry ani Severus nie potrafili z gąszczu tkanek niczego rozróżnić, Kamil zaśmiał się bardzo czymś rozbawiony.

- Jesteście pewni, że nic nie chcecie wiedzieć?

- Tak!

- Nie!

- Sorry, Sev, ale słowo matki jest ważniejsze. - Na ustach uzdrowiciela błąkał się jakiś szalony uśmieszek. Jakim cudem ktoś taki mógł być przyjacielem Snape'a? Albo musiał być bardzo dobry z eliksirów, albo znali się od piaskownicy i po prostu nie potrafili nie być przyjaciółmi. Harry nie widział innego powodu. - Jest bardzo zdrowe, rozwija się wzorowo. Jeszcze trochę musicie poczekać żeby się dowiedzieć czy będzie pokarane twoim nosem Sev, ale magiczny rdzeń zapowiada się bardzo obiecująco.

Severus trzepnął przyjaciela po złocistej czuprynie i ten zakończył zaklęcie i wyczyścił Harry'ego z eliksirowej mazi.

- Proponuję byś brał pół dawki eliksiru odżywczego codziennie przez najbliższy miesiąc czyli do kolejnego badania. Jestem pewien, że Sev da sobie radę z jego uwarzeniem. A jeżeli chodzi o ciebie - Kamil szturchnął palcem Severusa, który mierzył go mrocznym spojrzeniem - to czekam na moją ognistą. Nawet nie wiesz jak mi się teraz przyda.

- Problemy z Gerdą? - Mistrz Eliksirów popatrzył na swojego męża wzrokiem, który jasno dawał znać, że ten ma się ze swojego miejsca nie ruszać i poszedł odprowadzić przyjaciela do wyjścia, który stał już gotowy ze swoją podręczną torbą. Kiedy zdążył po nią sięgnąć, Harry nie wiedział.

- Człowieku, Gerda to już zamierzchła przeszłość. Ale muszę się przyznać, że Klementyna wcale nie jest lepsza. A wydawała się być takim słodkim uroczym kwiatuszkiem…

- Dzięki za badania i do zobaczenia za miesiąc! - Gryfon krzyknął za wychodzącym uzdrowicielem.

- Nie ma sprawy, Harry. Bądź zdrów i słuchaj się Severusa od czasu do czasu. - Kamil pomachał mu i zniknął razem ze Snape'am za drzwiami. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem. Ten facet zdecydowanie żył w swoim własnym świecie, ale był tak miły, że nie sposób było go nie polubić. Chłopak wytarł ręcznikiem brzuch by mieć pewność, że naprawdę nie zostało już na nim ani trochę mazi i wyrzucił ręcznik do kosza na brudy.

Harry, chociaż bardzo nie chciał, opuścił ciche kwatery Severusa by udać się na obiad do Wielkiej Sali. Wiedział, że jego przyjaciele na pewno martwili się o niego, zwłaszcza, że od wczorajszego wieczora go nie widzieli, jednak nie wiedział czy aby na pewno miał ochotę na zmierzenie się z ich troską oraz z zapachami Wielkiej Sali. Na wszelki wypadek wziął przed wyjściem porcję eliksiru, który miał pomóc mu w walce z porannymi nudnościami (żeby one były tylko poranne!). Chłopak wmieszał się w tłum uczniów i razem z nimi wszedł do środka. Ron i Hermiona już siedzieli przy stole Gryffindoru i rozglądali się dookoła, najwyraźniej go wypatrując. Gdy tylko ich spojrzenia padły na niego, uśmiechnęli się do niego radośnie z wyraźnie na twarzy wypisaną ulgą. Harry żwawo do nich podszedł, z uśmiechem zauważając, że chociaż niektóre z zapachów go mdliły, to jednak wciąż nie musiał biec do najbliższej toalety jakby był goniony przez stado harpii.

- Harry! Tak się martwiliśmy. Nic ci nie jest? I gdzie się podziały twoje okulary? - Hermiona przytuliła się do niego i odsunęła na długość ramienia aby uważnie się przyjrzeć swojemu przyjacielowi. Ron położył mu dłoń na plecach, ,w geście, który według niego był męskim odpowiednikiem dziewczyńskiego przytulenia.

- Nic mi nie jest, serio. Centauronie zrobiły jakieś czary mary i już ich nie potrzebuję. - Harry delikatnie wyswobodził się z rąk przyjaciółki i zaczął sobie nakładać na talerz pysznie wyglądające potrawy.

- To dobrze, stary. Tylko może nie rób nam już więcej takiego stracha. - Ron szturchnął go lekko dla zabawy i Potter odpowiedział mu tym samym, obiecując, że następnym razem się postara w nic nie wpakować.

- Najgorsze, że straciłeś cały dzień zajęć. Będziesz teraz musiał poświęcić ekstra czas na nadgonienie zaległości jutro i w niedzielę. - Hermiona wyglądała jakby jego nieobecność na lekcjach była dla niej osobistą tragedią, podczas gdy Harry nie mógł się tym mniej przejmować. Jednak aby zaoszczędzić sobie kazania na temat ważności edukacji oraz by nie zranić uczuć przyjaciółki, zdecydował się zgodzić na naukę razem z nią po śniadaniu.

- Ej, przecież nie ominęły cię wszystkie dzisiejsze zajęcia. Wieczorem jest jeszcze Wychowanie Seksualne! - Ron wyszczerzył się do niego porozumiewawczo, po czym jego mina nieco zrzedła. - Ale dzisiaj nie będą już z Hagridem, prawda? - zapytał trochę przestraszony.

- Chyba nie. Widziałem Snape'a jak tu szedłem. - Harry wzruszył ramionami, w duchu mając nadzieję, że jego mąż nigdzie nie ucieknie i nie skaże ich na kolejne zajęcia z gajowym, albo z Dumbledorem. Sam nie wiedział co było gorsze.

***




Pracownia Wychowania Seksualnego była otwarta, co było pierwszym dobrym znakiem. Ostatnio gdy było zastępstwo o tej porze drzwi wciąż były zamknięte. Uczniowie powoli zajmowali swoje miejsca, jakby nie do końca pewni czy chcą tu być. Harry wcale się im nie dziwił. Nikt z nich nie mógł wiedzieć czy znowu nie będą mieli jakiegoś strasznego zastępstwa, a bali się nie przyjść na zajęcia, które prowadził Snape. Chłopak zajął swoje miejsce przy Ronie, zastanawiając się czym są różne rzeczy zostawione na katedrze najprawdopodobniej przez przysłanego skrzata domowego. Jakaś kwadratowa płaska paczuszka, kilka sprayów, coś co wyglądało jak antenka, mała gumowa miseczka, kilka tubek. Ciekawe do czego to wszystko będzie dziś Severusowi potrzebne? Wkrótce wszystkie miejsca były zajęte i do sali wpadł Mistrz Eliksirów we własnej osobie.

- Z tego co się dowiedziałem Hagrid nie był w stanie przekazać wam podstawowej wiedzy na temat higieny w stosunkach seksualnych, dlatego zrealizujemy ten temat jeszcze raz razem z szybkim przeglądem zagadnień, które za tydzień wyłoży wam profesor McGonagall.

Kilka osób jęknęło na myśl o tym, że kolejne zajęcia będą prowadzone przez opiekunkę Gryfonów. Harry nie wiedział co o tym myśleć. Będą musieli zapytać Hermionę czy Wychowanie Seksualne z nią jest znośne czy może tak wyboiste jak lekcje Snape'a.

- Zapewne większość z was uważa, że ponieważ choroby weneryczne w czarodziejskim świecie praktycznie nie istnieją, to ich problem was nie dotyczy. Cóż, przykro mi, że muszę wyciągnąć was spod bezpiecznego klosza przesądów, ale jesteście w błędzie. - Mowa Snape'a sprawiła, że na wielu twarzach pojawiło się przerażenie. - Magia wcale nie sprawia, że jesteśmy odporni na choroby, którymi można się zarazić drogą płciową. Owszem, im jesteśmy silniejsi magicznie, tym potrzeba więcej zarazków by nas zarazić, jednak nie posiadamy absolutnej odporności. Słabi magicznie są równie podatni co Mugole. Dlatego dobrze jest użyć prezerwatywy i odpowiednich środków nawet wtedy, gdy nie musicie się martwić o ciążę.

Wielu ze zgromadzonych chłopców wyglądało bardzo niepewnie i Harry mógł się założyć, że w najbliższych dniach Poppy będzie miała pełne ręce roboty sprawdzając, czy przypadkiem się czymś nie zarazili. Jeszcze nigdy nie był tak wdzięczny temu, że do niczego poważnego nie doszło między nim i Seamusem. Chłopak, tak samo jak Dean, wydawał się być strasznie blady.

- Oczywiście nie mówię tu tylko o stosunku penetracyjnym. Seks oralny czy anilingus są wprost idealnym sposobem na podzielenie się bakteriami, grzybami i innymi organizmami chorobotwórczymi. Dużą częścią higieny w życiu seksualnym jest sama higiena osobista. Dbanie o czystość jamy ustnej, dłoni i ogólnie całego ciała. W trakcie stosunku należy stosować różnego rodzaju bariery, takie jak wspomniana już przeze mnie prezerwatywa. Oczywiście odpowiednio wzmocniona zaklęciami. Gdy nie ma jej pod ręką, zawsze można użyć odpowiednio skomponowanych samych zaklęć. - Severus sięgnął po kwadratową płaską paczuszkę. - Przejdźmy teraz do anilingusa, popularnie zwanego rimmingiem.

Kilku chłopców zrobiło się nagle bardzo czerwonych na twarzy i Harry zaczął się zastanawiać czym ten anilingus mógł być, skoro wywoływał u nich takie zawstydzenie. Nawet na policzki Malfoy'a wyszedł niewielki rumieniec, a to było czymś naprawdę niesamowitym!

- Dla tych, którzy nie wiedzą, anilingus polega na pieszczeniu odbytu i jego okolic. Językiem. - Czarne oczy powędrowały do Harry'ego, który nagle zaczął sobie wyobrażać jakby to było, gdyby Snape zrobił mu coś takiego. On miał przecież taki utalentowany język… ale czy potrafiłby odwdzięczyć się mu tym samym? Ot tak, bez żadnej bariery? Wątpił. Spróbował sobie wyobrazić nawet robienie tego z jakąś barierą z zaklęć ale i tak sprawiło to, że zrobił się zielony na twarzy jak Ron i kilku innych. Oczy jego męża przesunęły się dalej. - Mugole niedawno wymyślili coś takiego. - Severus rozerwał paczuszkę i wyciągnął z niej kwadratowy kawałek czegoś, co wyglądało jak przezroczysta folia. - Wciąż nie jest zbyt popularne w czarodziejskim świecie. Jak widzicie jest to kawałek materiału zrobiony z podobnego tworzywa jak prezerwatywa. Przykłada się to do odbytu i ma się większość zarazków z głowy. Zwłaszcza, że jest to nasączone różnymi środkami dezynfekującymi i jest dostępne w różnych wersjach smakowych.

Snape podał im kilka paczuszek by mogli zobaczyć jakie te kwadraciki są w dotyku. Okazały się być całkiem rozciągliwe i rzeczywiście przypominały kondom. Nott przyłożył sobie jeden kwadracik do otwartych ust i zaczął wykonywać bardzo jednoznaczne ruchy językiem, wywołując tym wybuch śmiechu. Harry również postanowił spróbować, ale dopiero po zajęciach. Nie miał zamiaru robić z siebie jeszcze większego błazna niż zwykle. Snape najwyraźniej nie planował wykorzystywać go tym razem do przeprowadzania poniżających pokazów, więc nie będzie sam kusił losu, prawda?

- Tak, panie Nott, dziękuję za bardzo obrazowe zaprezentowanie nam sposobu wykorzystania tego zabezpieczenia. Biorąc pod uwagę to, że wyraźnie jesteś z anilingusem zaznajomiony, może zaprezentujesz nam również zastosowanie tych oto specyfików? - Mistrz Eliksirów wskazał dłonią na rząd sprayów i Ślizgon gwałtownie pokręcił głową. - Wobec tego może pan Potter?

Nie chwal dnia przed zachodem słońca… przemknęło przez głowę Gryfona, zanim ten z bardzo nieszczęśliwą miną wyjęczał, że nic nie wie o ich zastosowaniu.

- Wszyscy jesteśmy tu po to żeby się czegoś nauczyć. Zapraszam. - Snape odsunął się od katedry, robiąc mu miejsce i Harry powoli podszedł, patrząc na specyfiki tak, jakby były potworami w przebraniu, które tylko czekają by na niego skoczyć i zrobić mu coś bardzo, ale to bardzo złego. Przeniósł spojrzenie na swojego męża, w duchu obiecując mu słodką zemstę. - Na co czekasz, Potter? Wybierz któryś.

Harry zacisnął usta i chwycił za pierwszą lepszą buteleczkę. Różową.

- To, panie Potter, jest żel na drugą część naszej lekcji, ale skoro to właśnie go wybrałeś… czytaj. - Snape patrzył na niego z wyczekiwaniem, a Harry zastanawiał się o co mu chodziło. Popatrzył na buteleczkę, na której były narysowane truskaweczki i fikuśnymi literkami napisane Play Gel.

- Play Gel…? - Kilku chłopców zachichotało, najwyraźniej znając ten produkt.

- Na odwrocie, Potter. - Mistrz Eliksirów powiedział bardzo powoli i wyraźnie, jakby zwracał się do małego dziecka. To zawsze sprawiało, że Harry rumienił się rozeźlony i zawstydzony. Chłopak szybko obrócił buteleczkę, gdzie bardzo drobnym druczkiem zapisano jedną z truskaweczek. Musiał podsunąć sobie specyfik prawie pod nos, aby to przeczytać.

- Odkryj nowe doznania dzięki Play Gel o smaku i zapachu świeżych truskawek. Jego doskonała konsystencja zapewni Ci nowy wymiar komfortu intymnej zabawy, a aktywne składniki zintensyfikują doznania. - Harry z każdym kolejnym słowem robił się coraz bardziej czerwony. Merlinie, czy to są zajęcia z Wychowania Seksualnego, czy Przyspieszony Kurs Pieprzenia?! - Nasz Play Gel jest niezwykle wydajny i dostępny w wielu wersjach smakowych. Spróbuj również innych produktów z naszej Truskawkowej Linii: Anty Spray, Musujące Kuleczki, Olejek do Masażu Erotycznego i Chińskie Dzwoneczki. - Chłopak odchrząknął, przechodząc do sklepowej naklejki. - Różowe Gadżety, Sprośna… eee, przepraszam, Skośna Czternaście, Hogsmeade. Kosmetyki, Zabawki i Inne dla Dorosłych na KAŻDĄ Okazję.

Większość chłopców starała się dyskretnie zapisać adres sklepu, a Severus patrzył na niego tym spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że Gryfon czuł się jak ostatni idiota. Co tym razem zrobił nie tak? Przecież przeczytał wszystko tak jak jego mąż chciał. Zaczęło się mu robić gorąco, ale już nie z zawstydzenia.

- Nie musiałeś tego wszystkiego czytać na głos, Potter, ale skoro już to zrobiłeś, to powiedz nam do czego służy specyfik, który wybrałeś? - Snape skrzyżował ręce na piersi i popatrzył na niego wyczekująco, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jego bardzo hormonalny mąż z całej siły próbuje zapanować nad rosnącą w nim złością.

- Najwyraźniej do intymnej zabawy, jednak nie potrafię powiedzieć w którym jej momencie mógłby się przydać. - Chłopak odstawił różową buteleczkę i przybrał podobną pozę do swojego męża. Jego odpowiedź oczywiście wywołała wybuch rozbawienia wśród bardziej doświadczonych osób.

- Cóż, panie Potter, więc chyba lepiej jest dowiedzieć się tego teraz niż później. - Snape popatrzył teraz na resztę zgromadzonych uczniów, jednak nawet nie oczekiwał, że któryś z nich odważy się opowiedzieć o żelu. - Produkt ten jest zazwyczaj używany w stosunkach między kobietą a mężczyzną jako dodatkowe nawilżenie oraz stymulator. Jego kuzyn, Anty Spray, który miałem nadzieję, że pan Potter wybierze, może być natomiast stosowany właśnie w anilingusie. Nie tylko w subiektywny sposób zmienia doznania smakowe i zapachowe, ale również zabija większość organizmów chorobotwórczych.

Harry wkurzony wrócił na swoje miejsce. Jeżeli Severus chciał by wybrał Anty Spray, to mógł to powiedzieć, a nie robić z niego kompletnego palanta! I jeszcze ta uwaga o dowiadywaniu się teraz, a nie później. Chłopak aż za dobrze wiedział, że mężczyźnie wcale nie chodziło o żel, a o płeć ich dziecka. Po prostu nie mógł przecierpieć tego, że będzie musiał jeszcze poczekać kilka miesięcy zanim się dowie i nie byłby sobą, gdyby mu tego przy każdej okazji nie wypominał. Harry uznał, że ma prawo, a nawet obowiązek obrazić się na swojego męża, więc gdy tylko skończyła się lekcja szybko zebrał swoje rzeczy i opuścił salę razem z kolegami. Severus będzie musiał przeprosić go za takie traktowanie, a jak nie… to zero seksu, o!

- Harry… - Ron wyrwał go z jego gniewnych rozmyślań. - Wiesz, tak sobie myślałem. Może zamówiłbyś katalog z tego sklepu?

Potter popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- Ty chyba oszalałeś. Wiesz co by się stało, gdyby zobaczyli na kopercie moje nazwisko? - Rudzielec zarumienił się zakłopotany i zaczął coś mruczeć pod nosem o olejku do masażu. - Najlepiej żeby zrobił to ktoś całkowicie obojętny dla opinii publicznej.

- Kogo masz na myśli? - Ron popatrzył na niego z nadzieją, podczas gdy Harry rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu pewnego Gryfona.

- Hej, Neville! Masz chwilkę? - Zawołał do pulchnego chłopca idącego kilka metrów za nimi.

Harry siedział na łóżku za zasłoniętymi kotarami i bawił się zieloną kaczuszką. Dokładniej mówiąc, starał się sprawić, by zaczęła grać jakąś melodię, jednak jak do tej pory udało mu się tylko odrobinę przekształcić bzyczenie w rytm piosenki „Wlazł kotek na płotek”. Może nie było to zbyt wielkim osiągnięciem, ale zawsze to jakiś postęp, prawda? Dodatkowo dzięki temu wypełnił sobie nadmiar wolnego czasu. Wciąż był zły na Severusa, który zdawał się nie wiedzieć, o co mu chodzi i już CZWARTY dzień ich pożycie seksualne po prostu nie istniało. Normalnie nie byłoby to problemem, ale te cztery dni były poprzedzone prawie tygodniem wstrzemięźliwości, co — jak hormony bardzo często przypominały biednemu Gryfonowi — dawało JEDENAŚCIE dni celibatu. Przecież dość częste sesje prac ręcznych za prawdziwy seks nie mogły zostać uznane. Przynajmniej nie wtedy, gdy miał tak dobrze wyposażonego męża! Na domiar złego wczoraj przypadkiem podsłuchał, jak jego koledzy plotkowali na temat jego płodności.

— Wiesz, może Potter ma sławę, bogactwo i zgrabny tyłeczek, ale za żadne skarby świata bym się z nim nie zamienił. Wyobrażasz sobie? Całe życie bez seksu, bo wystarczy jeden stosunek i bam, ciąża! Po prostu masakra…

Słowa Deana sprawiły, że Harry o mało nie zderzył się z kolumną, którą zauważył w ostatniej chwili. Jakoś do tej pory nie myślał o swojej nadzwyczajnej płodności wywołanej siłą jego magii, jednak to co usłyszał ukazało mu wszystko w zupełnie nowym świetle. Strasznym świetle. Wydawało mu się, iż Severus wspominał coś o tym, że pracuje nad efektywnym eliksirem antykoncepcyjnym dla niego, lecz co, jeżeli jego próby się nie powiodą? Tak, mężczyzna był największym geniuszem eliksirów od iluś tam setek lat, ale przecież zawsze istniało ryzyko… A jeżeli uda się im pokonać Voldemorta, będą mieli resztę życia dla siebie. Hermiona kiedyś zwróciła mu uwagę na to, że czarodzieje żyją około dwustu lat i Harry nie wyobrażał sobie spędzenia niemalże wieczności bez seksu. Przynajmniej nie teraz, gdy już tak się w nim rozsmakował.

Opadł na poduszki, czując, że jeszcze jeden dzień bez bliższego kontaktu z Severusem i wysadzi którąś część zamku w powietrze. Może gabinet dyrektora? Dumbledore zdecydowanie na to zasługiwał, po tym jak go traktował przez tamten tydzień.

***

Wielka Sala była wypełniona wesołym gwarem uczniów i brzdękami sztućców. Harry zmierzył swoje roześmiane towarzystwo krzywym spojrzeniem i powrócił do znęcania się nad jajecznicą. Jak ktokolwiek mógł być tak radosny tak wcześnie rano? I to wtedy, gdy za pół godziny miały się zacząć lekcje, a on już DWUNASTY dzień żył bez seksu?! Los był okrutny.

— Ej, Harry, podaj mi musztardę. — Ron przerwał jego rozmyślania i Harry bezmyślnie sięgnął po miseczkę ostrej przyprawy, potrącając niechcący dzbanek z mlekiem, które rozlało się po stole i, ku jego rozpaczy, książce Hermiony.

— HARRY! — Dziewczyna wrzasnęła, zwracając na nich uwagę wszystkich obecnych w sali. Patrzyła z przerażeniem, jak litery w opasłym tomisku rozmazują się, zanim się otrząsnęła i zaczęła rzucać jedno zaklęcie za drugim, starając uratować to, co zostało i naprawić zniszczenia. Niestety gorące mleko okazało się być nie do zwyciężenia i Hermiona wyglądała na bliską płaczu. — Och, jak mogłeś, Harry! Wszystkie książki są zaczarowane, by być wodoodporne, ale ta ochrona nie działa na mleko!

— Spokojnie, przecież to tylko książka… — Potter spróbował pomóc przyjaciółce i przyłączył się do osuszania zamokłych stron za pomocą lekkiego strumienia ciepłego powietrza z różdżki.

— TYLKO KSIĄŻKA?! — Hermiona popchnęła go tak mocno, że aż spadł z ławki. — TO MAGIA RUNICZNA MAXWELLA!!!

— Jeżeli to taka cenna książka, to nie powinnaś jej czytać przy jedzeniu! — Harry skoczył na równe nogi i popatrzył na Gryfonkę wilkiem, otrzepując sobie tył szaty. — Zawsze istnieje ryzyko wypadku…

— Tak, bo tylko ty jesteś wypadkiem na tyle zdolnym, żeby wylać roztwór białek i tłuszczy na wodo, kwaso i zasado-odporną książkę! — dziewczyna krzyczała, a inni uczniowie w Wielkiej Sali zaczynali coraz głośniej chichotać, a nawet otwarcie się z nich śmiać.

— Co to za poruszenie? — Aksamitny głos przerwał wrzaski Gryfonki i Harry obrócił się, by zobaczyć, że tuż za nim stał Severus. Wyraźnie rozeźlony i niewyspany Severus.

— Harry rozlał gorące mleko na moją książkę… — Hermiona zaczęła się tłumaczyć i chłopak wszedł jej w słowo.

— To było niechcący. Sięgałem po musztardę i potrąciłem dzbanek…

— Cisza. — Snape popatrzył na książkę ostrym spojrzeniem, a następnie przeniósł je na Hermionę, która nagle wydała się nieco zblednąć. — Czy ta książka nie jest przypadkiem z biblioteki, panno Granger?

Gdy Gryfonka niepewnie przytaknęła, rozległ się krzyk od strony stołu nauczycielskiego i pani Pince podbiegła do nich, niczym wielka chmura burzowa ciskająca błyskawicami na wszystkie strony. Harry widząc to, również zbladł.

— Panie Potter, szlaban ze mną dziś wieczorem za niedbałość. A panią, panno Granger, zajmie się pani Pince. — Najbliżej siedzący Gryfoni nie mogli nie zauważyć diabolicznego błysku złośliwości w czarnych oczach Mistrza Eliksirów. Tymczasem bibliotekarka wzięła w objęcia Magię Runiczną i tuląc księgę do siebie niczym dziecko, krzyczała na Hermionę.

— Dwa miesiące szlabanu w bibliotece i rok bezwzględnego zakazu wynoszenia książek poza teren biblioteki! I pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru za zniszczenie własności szkoły i dodatkowe dwadzieścia za zaatakowanie kolegi! — Hermiona zaczęła płakać, gdy usłyszała o zakazie wypożyczania książek. — A jeżeli jeszcze raz zobaczę cię z książką przy jedzeniu, będziesz miała dożywotni zakaz korzystania z biblioteki!

W tym momencie Harry'emu niemalże zaczęło być żal przyjaciółki, jednak szybko się z tego otrząsnął, gdy przypomniał sobie jak dziewczyna zepchnęła go z ławki i na niego nawrzeszczała. Gdyby nie zrobiła takiej sceny, to do niczego by nie doszło i jakoś udałoby im się później naprawić książkę. Chociaż z drugiej strony, dzięki niej miał teraz szlaban ze swoim mężem. I ciekawe, co takiego Severus każe mu robić… A może mężczyzna wykorzystał tylko pretekst, żeby zorganizować im spotkanie na osobności, w zaciszu kwater w podziemiach…

Pani Pince wyprowadziła zapłakaną Hermionę z Wielkiej Sali, a Harry wrócił do śniadania, patrząc kątem oka, jak jego mąż zasiada za stołem nauczycielskim i zaczyna jeść szybko, ale dostojnie. Cholerny stuprocentowy Ślizgon.

***

Czwartkowe lekcje minęły Harry'emu bardzo szybko. Najpierw przez dwie godziny zbierali i oczyszczali nasiona chabrów na Zielarstwie, później spali do drugiego śniadania na Historii Magii. Po posiłku Harry i Ron udali się na Wróżbiarstwo, podczas gdy wciąż roztrzęsiona Hermiona poszła na Runy i Symbole — rozwinięcie Starożytnych Run. Nawet Ron przyjął z ulgą chwilowe rozstanie się z Gryfonką. Dziewczyna od wypadku przy śniadaniu była nie do życia, zwłaszcza w stosunku do Harry'ego. Samo Wróżbiarstwo przebiegło dość interesująco, chociaż z niewyjaśnionych bliżej powodów Trelawney nagle postanowiła nieco zmienić program i przez godzinę wróżyli, ile będą mieli dzieci. Ronowi wyszły trzy dziewczynki, podczas gdy Harry z niemałym przerażeniem i ku rozbawieniu wszystkich dookoła, miał mieć ośmioro dzieci. Pięciu chłopców i trzy dziewczynki. Gryfon miał wielką nadzieję, że te wróżby, jak i każde inne, okażą się jednym wielkim kłamstwem. Nie wyobrażał sobie siebie osiem razy w ciąży. To byłaby jedna wielka tragedia! Nawet Molly Weasley nie była tyle razy brzemienna, a smukłość jej talii pozostawiała wiele do życzenia. Harry wzdrygnął się na myśl o tym, jakby wyglądał po ośmiu porodach. Wtedy już na pewno Severus nie tknąłby go nawet palcem. Jego pochmurne rozmyślania zostały przerwane, gdy McGonagall zakończyła wykład i kazała im w parach przećwiczyć transmutowanie ciała. Mieli zmienić kolor włosów partnera, a ponieważ Harry w ogóle nie uważał, gdy profesor tłumaczyła jak to zrobić, razem z Neville'em został ukarany dodatkowym esejem.

Hermiony nie było na obiedzie, więc wszyscy doszli do wniosku, że rozpoczęła pierwszy dzień szlabanu. Lavender i Parvati spekulowały, czy Gryfonce udało się wybłagać lżejszą karę, ponieważ wszyscy zgadzali się co do tego, że Pince ukarała ją niesamowicie surowo. Znacznie bardziej niż zrobiłby to Snape, a to mówiło bardzo dużo. Harry nawet się zastanawiał przez chwilę, czy przypadkiem jego mąż nie poczuje się przez to zobowiązany do zaostrzenia swoich metod dyscyplinarnych. Miał nadzieję, że nie.

Po szybkim obiedzie Harry poszedł do lochów na swój szlaban. Jego męża oczywiście na posiłku nie było — musiał mieć ostatnio naprawdę dożo pracy. Gryfon zapukał w ciężkie, drewniane drzwi gabinetu Snape'a, które przez te wszystkie lata zdążył naprawdę dobrze poznać. Był tutaj na tylu szlabanach, że już na pierwszym roku stracił rachubę. Po dłuższej chwili czekania, wszedł bez zaproszenia. Komnata była pusta, pomijając wielkie stosy sprawdzianów i esejów, których normalnie na biurku jego męża w takiej ilości nie było. Harry przeszedł przez ukryte drzwi z gabinetu do kwater Severusa. Tutaj również go nie znalazł. Ostatnim miejscem było prywatne laboratorium Mistrza Eliksirów i chłopak aż za dobrze wiedział, że nie wolno mu tam wsadzić nawet koniuszka swojego nosa. Opadł więc na kanapę przy kominku, decydując poczekać aż mężczyzna wróci. Przecież nie mógł zapomnieć o tym, że dał mu szlaban, prawda?

Jednak Severus najwyraźniej zupełnie o nim zapomniał, ponieważ godzinę później odkrył z zaskoczeniem Harry'ego, śpiącego w niezbyt wygodniej pozycji na kanapie. Mężczyzna przez chwilę stał w progu, przyglądając się mężowi i mając nadzieję, że względny spokój, w którym teraz żył, nie minie zbyt szybko. Chłopak obudził się, gdy Mistrz Eliksirów zamknął drzwi łączące gabinet z jego kwaterami. Zielone oczy szybko wypatrzyły ciemną sylwetkę i Harry zmarszczył brwi. Severus wyglądał okropnie — jego cera była ziemista, włosy posklejane w strąki, a oczy zaczerwienione i podkrążone. Wciąż miał na sobie fartuch laboratoryjny, który zdecydowanie widział lepsze dni i gdy Severus zbliżył się do kanapy, Gryfon poczuł charakterystyczny smród eliksirów.

— Wyglądasz okropnie. Nawet gorzej niż okropnie. — Harry pomasował sobie zesztywniały od niewygodnej pozycji kark. — Co się dzieje?

Severus nawet się nie skrzywił, słysząc, jak chłopak o nim mówi. Był zdecydowanie zbyt zmęczony na jakiekolwiek droczenie się z nim, a poza tym wiedział aż za dobrze, że po ostatnich dniach musiał wyglądać tragicznie. Zamiast tego zdjął z siebie ciężki fartuch wykonany ze smoczej skóry i powiesił go na kołku przy drzwiach do późniejszego wyczyszczenia.

— Nic się jeszcze nie dzieje. Po prostu przez ostatnie dni miałem do uwarzenia dużo eliksirów dla Dumbledore'a. — Mężczyzna w końcu odpowiedział i zamówił przez kominek późny posiłek z dużą ilością kawy. — Pozwolisz, że wezmę szybki prysznic?

Harry przytaknął, zdając sobie sprawę z tego, że mąż tak naprawdę pytał o to, czy na niego poczeka. Po kilku minutach na stoliku pojawiło się jedzenie i chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem. Skrzaty zawsze przechodziły same siebie, jeżeli nie dało się im dokładnych wytycznych dotyczących posiłku. Owszem, przygotowały Severusowi cały dzbanek kawy, jednak ilością przysłanego jedzenia mogłoby się najeść pięć osób. Harry wziął łyżkę i zaczął wyjadać z jednej z miseczek sałatkę z kurczakiem. Zanim mężczyzna wrócił, nie było po niej nawet śladu. Nie było też śladu po kawie, którą Harry przy udziale zawsze pomocnego Zgredka wymienił na herbatę.

— Gdzie jest kawa? — Severus szybko ogarnął oczami małą ucztę na stoliku i zwrócił się do Gryfona, dobrze wiedząc, że skrzaty nie mogły nie wykonać jego bezpośredniego polecenia. Harry popatrzył na niego z bardzo zdeterminowaną miną.

— Nie wydaje mi się, aby picie kawy przed snem było właściwe, więc poprosiłem Zgredka żeby wymienił ją na herbatę. — Chłopak podał talerz mężowi. — Usiądź i zjedz coś. Dobrze wiem, że nie byłeś na obiedzie.

— Harry, nie będziesz za mnie decydował, kiedy pójdę spać. — Severus popatrzył na niego groźnie, jednak wziął talerz i zaczął nakładać zapiekankę z mięsem i warzywami. — Mam jeszcze do sprawdzenia cały stos papierów i do uwarzenia dwa eliksiry na oparzenia, więc kawa i eliksir energetyzujący naprawdę mi się przydadzą.

Nastolatek również nałożył sobie trochę zapiekanki, głównie po to, by potowarzyszyć partnerowi. Poza tym wyglądała ona naprawdę apetycznie.

— To co ci się naprawdę przyda, to kilka godzin dobrego snu i nie dyskutuj ze mną. — Harry zmrużył groźnie oczy, gdy mężczyzna chciał zaprotestować. — Nie denerwuj mnie, dobrze wiesz, że nie wolno mi się stresować.

Severus zacisnął usta w wąską linię i po chwili wymiany ostrych spojrzeń, obaj wrócili do jedzenia. Po kilku minutach Harry miał dość napiętej ciszy.

— Możesz mi powiedzieć, dlaczego się tak przemęczasz?

— Wiesz, że przez kilka dni byłem w pracowni Mrocznego Pana, warząc mu eliksiry. Albus doszedł do wniosku, że jest to znakiem, iż planuje on coś większego i również musimy się przygotować.

Chłopak popatrzył na niego z niedowierzaniem.

— Nie mów mi, że oczekuje od ciebie, że zrobisz eliksiry dla całego Zakonu Feniksa. I to przy jednoczesnym wypełnianiu obowiązków profesora i zaopatrywaniu Skrzydła Szpitalnego.

— To nic nowego. Poza tym jestem jedynym Mistrzem Eliksirów w Zakonie. — Severus wzruszył ramionami i odstawił pusty talerz. Po chwili namysłu skusił się na spory kawałek czekoladowej tarty. Harry pokręcił głową. Decydując się odłożyć rozmowę o zachowaniu Severusa względem niego na zajęciach na inny dzień, chłopak przybrał bojową postawę. Nawet jeżeli będzie musiał go ogłuszyć i przywiązać do łóżka, jego mąż zaraz po posiłku pójdzie spać. A dyrektor niech się lepiej strzeże zemsty Harry'ego za takie bezwstydne wykorzystywanie Snape'a! Mężczyzna musiał zauważyć wojowniczy błysk w jego oku, ponieważ spiął się, jakby szykując na niemiłą kłótnię.

— Więc nie wie, czy i kiedy będą te eliksiry potrzebne. A w razie czego zawsze może wysłać kogoś do apteki, żeby je kupił. Zupełnie tak jak powinien zrobić w pierwszej kolejności! — Harry zaczął z niepotrzebnie dużą siłą kroić na mniejsze kawałki ciasto, które sobie nałożył. — Tak w ogóle to nie rozumiem, dlaczego on nie zatrudni dodatkowego nauczyciela eliksirów. Wtedy nie musiałbyś się użerać z siedmioma rocznikami takich jak ja beztalenci. Jesteś jednym z najlepszych Mistrzów Eliksirów w Europie, więc powinieneś zajmować się szósto i siedmiorocznymi talentami, jakimiś badaniami i ewentualnie w wolnym czasie warzeniem eliksirów dla Zakonu…

— Harry, przestań.

— Powiedz mi, że to nieprawda! — Chłopak czuł, że robi mu się gorąco od tego jak najbardziej uzasadnionego gniewu.

— Masz rację, przyznaję. Jednak nic nie mogę na to poradzić, a nawet gdybym mógł, to na pewno nie w środku semestru. — Severus próbował choć trochę uspokoić męża. Gryfon wpatrywał się w niego przez kilka kolejnych zjedzonych kawałeczków ciasta, zanim popił je sokiem i znów się odezwał.

— Może mógłbym ci jakoś pomóc? Nie, nie w warzeniu eliksirów. — Harry od razu zapewnił, gdy mężczyzna zaczął otwierać usta, by zaprotestować. — Myślałem raczej o sprawdzeniu zadań domowych. Powinienem sobie poradzić z pracami pierwszego i drugiego roku, prawda? Przez te wszystkie lata obdarzyłeś mnie tyloma kąśliwymi uwagami, że nie będę miał problemu z pisaniem w twoim stylu — dodał to z figlarnym uśmieszkiem. Severus chciał w pierwszym odruchu natychmiast odrzucić ofertę pomocy, jednak coś w spojrzeniu chłopaka kazało mu zamknąć usta i naprawdę rozważyć jego propozycję. Harry znał teraz eliksiry wystarczająco dobrze, żeby poradzić sobie nawet i z pracami trzeciego roku. Jeżeli da mu jako wzorce poprawnie wykonane testy i eseje, to Gryfon posprawdza wszystko bez problemów. Pomijając rozczytywanie bazgrołów tych idiotów.

— Dobrze, skoro nalegasz. A ja przez ten czas uwarzę…

— Nie ma mowy. Idziesz spać. Warzenie może poczekać do jutra. Zadaj jakiejś klasie referat, a sam uwarz to, co potrzebujesz. — Harry dzielnie wytrzymał spojrzenie, jakie Mistrz Eliksirów posłał mu za tak niegrzeczne przerywanie w połowie zdania. O ogromie jego zmęczenia świadczyło to, że zgodził się bez specjalnego sprzeciwu.

Gryfon odesłał puste naczynia do kuchni, a resztę jedzenia przesunął na bok, by mieć miejsce na eseje i testy. Potem udał się do gabinetu Severusa po pergaminy i zestaw do pisania. Wypracwania pierwszego i drugiego roku łącznie dawały całkiem spory stosik i Harry z trwogą popatrzył na te należące do innych lat. Czy Dumbledore już kompletnie zbaraniał? Nic dziwnego, że czasami na zajęciach Severus zachowywał się jakby chciał kogoś zabić. Mieszać kawę z eliksirem energetyzującym! Nawet Harry wiedział, że to było bardzo niezdrowe. Chłopak zaniósł pergaminy do salonu. Na stoliku leżało już kilka kartek i Harry z zaskoczeniem odkrył, że były to trzy stare eseje Malfoya oraz kilka testów ocenionych na Wybitny. Ponieważ męża nie było w pobliżu, poszedł do sypialni, by sprawdzić, czy mężczyzna nie wymknął się jakimś bocznym wyjściem, aby uwarzyć te swoje mikstury.

Gdy wszedł, czarodziej właśnie nakładał spodnie od piżamy. Harry przełknął. Ile to już dni był bez seksu? Jakoś wyleciało mu z głowy, ale mógłby przysiąc, że to nie były dni, tylko miesiące. Spróbował nie myśleć o cudownym ciele męża i tym, co on potrafi… nie, nie, nie. Severus potrzebuje teraz snu, a nie molestowania przez napalonego nastolatka! Harry wziął się jakoś w garść i odchrząknął, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.

— Erm… chciałem tylko powiedzieć dobranoc — już mówiąc to, czuł się bardzo głupio, a gdy partner uniósł jedną brew, poczuł jak oblewa się rumieńcem. — Tak… to idę. Im szybciej zacznę tym szybciej skończę i tak dalej… Dobranoc. — Harry pospiesznie opuścił sypialnię.

Chyba już dawno nie zrobił z siebie takiego głupka przed Severusem. Pokręcił z niezadowoleniem głową i opadł na kanapę, by zająć się sprawdzaniem. Zanim nie poślubił Mistrza Eliksirów, nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele pracy wiąże się z byciem nauczycielem. Tak właściwie, to nawet nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale teraz to wydawało się być takie oczywiste! Profesor Eliksirów miał najwięcej pracy ze wszystkich nauczycieli Hogwartu. Owszem, McGonagall oprócz uczenia transmutacji i opiekowania się Gryfonami miała jeszcze obowiązki związane z byciem zastępcą dyrektora, jednak w porównaniu z Severusem, to była bułka z masłem. Nawet jeżeli doda się do tego jeszcze obowiązki wobec Zakonu. Pomijając już szpiegowanie, Severus tyrał gorzej niż skrzat domowy! Przez pięć dni w tygodniu miał ponad dziesięć godzin zajęć dziennie, musiał zaopatrywać Skrzydło Szpitalne w eliksiry, opiekować się Ślizgonami, przygotowywać składniki na zajęcia… i jeszcze teraz Dumbledore ma czelność zwalać na niego cały ciężar warzenia eliksirów dla Zakonu! Harry nie zamierzał tego tak zostawić, o nie. Już sobie porozmawia z tym starym zgredem… i może jeszcze ze Sprout… tak… ona też wydaje się mieć dużo dodatkowej roboty ze szklarniami. Może uda mu się coś zdziałać, jeżeli będzie miał jej poparcie…

Harry skończył sprawdzanie wszystkich stu dwudziestu sześciu esejów i osiemdziesięciu czterech testów grubo po trzeciej w nocy. Po tym wszystkim, co napisały te… te… cofnięte w rozwoju matoły… półgłówki… miał wrażenie, że jego mózg się poddał i zamknął, odmawiając dopuszczenia do siebie jeszcze jednej, niezbyt wesołej twórczości jakiegoś bachora. Naprawdę wcale się już nie dziwił podejściu Severusa do uczniów. Uczenie takiej bandy myślących inaczej musiało być dla niego co najmniej deprecjonujące. Harry potarł czerwone ze zmęczenia oczy. Nie miał już siły na wspinanie się tymi wszystkimi schodami do swojego dormitorium. Podejmując decyzję, poszedł do łazienki umyć zęby, a następnie zakradł się do sypialni i zdjąwszy cichutko ubranie, wsunął do łóżka męża. Chłopak uśmiechnął się sennie. Tak, właśnie tak to powinno wyglądać. Nie jakieś głupie oddzielne spanie w dwóch końcach zamku, ale kładzenie się do snu u boku współmałżonka. To było bardzo przyjemne, zwłaszcza, że Severus nagrzał już pościel i teraz Harry zanurzył się w przyjemne ciepełko. Równomierny oddech mężczyzny ukołysał go do snu.

Z miłych snów o różowych kwiatkach i czekoladowym cieście z wiśniami, wyrwało go silne potrząśnięcie ramienia. Następnie bardzo natarczywy głos zmusił chłopaka do otwarcia oczu.

— Wstawaj. W ogóle nie powinieneś tutaj spać. Śniadanie jest za pół godziny, nikt nie oczekuje, że na nim będę, a jeżeli ty pójdziesz teraz, nie wzbudzisz niczyich podejrzeń.

Harry usiadł w łóżku i przez chwilę patrzył, jak jego mąż ubiera się w pośpiechu i zaklęciami doprowadza rzeczy Gryfona do nienagannego stanu. Chłopak w końcu wygramolił się z łóżka i przeciągnął.

— Skończyłem po trzeciej nad ranem i nie widziałem sensu we wracaniu do dormitorium o tak późnej porze. Poza tym nie miałem siły na pokonanie tych wszystkich schodów i zimnych korytarzy. — Wzruszył ramionami i podreptał do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Oczy wciąż go piekły po trzech godzinach snu i wiedział, że będzie musiał walczyć, żeby nie zasnąć na zajęciach. W myślach odtworzył sobie dzisiejszy plan lekcji. Po śniadaniu będzie miał tylko godzinę na zabranie podręczników z dormitorium i powtórzenie materiału na pierwsze zajęcia. Chyba mieli przećwiczyć magię domową. Flitwick wspominał coś o zaklęciach przydatnych w gotowaniu, pakowaniu i sprzątaniu, więc może być całkiem zabawnie. Zwłaszcza, kiedy Malfoy zostanie zmuszony do usuwania kurzu albo gotowania obiadu.

— Nie ryzykuj tak więcej, dobrze? I nie myśl, że pochwalam długie siedzenie w nocy. Mogłeś przerwać sprawdzanie i wyjść wcześniej. — Severus kontynuował swoje racjonalne wywody, gdy Harry wszedł do salonu, narzucając na siebie szkolną szatę.

— Ale wtedy nie oceniłbym wszystkiego. A tak masz pierwszy i drugi rok z głowy.

Mężczyzna zebrał pergaminy ze stołu i powkładał do odpowiednich teczek. Skrzaty musiały posprzątać pozostałe talerze, po tym jak Harry poszedł już spać, ponieważ nie było po nich śladu. Severus westchnął.

— Tak, bardzo ci za to dziękuję. — Podszedł do nastolatka i objął, przytulając do siebie, a następnie pocałował czule w usta. — A teraz biegnij szybko do Wielkiej Sali i uważaj, żeby nikt cię nie zauważył.

Harry przewrócił oczami, pocałował Snape'a w nos i udał się w bardzo ostrożną wędrówkę do Wielkiej Sali. Gdy przemykał korytarzami, próbował wymyślić jakieś dobre usprawiedliwienie dla przyjaciół, w razie jakby zaczęli go wypytywać, gdzie był w nocy. Wątpił czy to, że Hermiona była na niego obrażona wpłynie na jej zazwyczaj bardzo drobiazgowe przesłuchanie.

***

— Harry! Czekaj! — Gryfon zatrzymał się i zaczekał na Rona, który wyglądał na bardzo czymś poruszonego. Był piątek i Harry po spacerze dookoła jeziora kierował się właśnie na zajęcia z Wychowania Seksualnego, które w tym tygodniu miała poprowadzić McGonagall.

— Co jest? — Chłopak poprawił torbę na ramieniu i uważnie obserwował, jak po twarzy Rona rozchodzi się szkarłatny rumieniec, który strasznie gryzł się z jego rudymi włosami.

— Wiesz… tak się zastanawiałem, z tymi twoimi zniknięciami i w ogóle… Zrobiłeś kiedyś dziewczynie patelnię? — Rudzielec wyrzucił z siebie rozemocjonowanym szeptem, sprawdzając, czy ktoś przypadkiem tego nie słyszał. Harry zamrugał. Czy zrobił dziewczynie… co?

— Że co? — Harry owszem, naprawiał kiedyś patelnię ciotki Petunii, ale z miny Rona i tego dziwnego błysku w jego oczach wydedukował, że nie dokładnie o to chodziło. Jak ktoś mógł zrobić dziewczynie patelnię w kontekście, który sprawiłby, że Ron wyglądał jak dorodna wisienka?

— No wiesz… językiem… mineta… — Ron zniżył głos jeszcze bardziej i Harry zmarszczył brwi, myśląc bardzo intensywnie. W końcu do niego dotarło i stał się zielony na twarzy. Zrobienie komuś anilingusa wydawało mu się jakieś takie dziwaczne, ale TO… z całych sił próbował wyrzucić z głowy te wszystkie ohydne obrazy, przez które obiad podchodził mu do gardła.

— Ron… — Harry skrzywił się i przełknął ciężko. — Jestem gejem, pamiętasz? Dla mnie już samo wyobrażenie tego jest odrażające, a co dopiero przejście do realizacji… ugh.

— Och, racja… — Rudzielec wyglądał na dość zmieszanego. Kilka kroków dalej zatrzymał się, a na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. — To dla ciebie tak samo okropne jak dla mnie anilingus, co nie?

Harry postanowił nie mówić o tym, że również anilingus przyprawia go o dreszcze i to niekoniecznie miłego rodzaju i postanowił przytaknąć.

— A tak właściwie, to co cię naszło…? — Oczy Pottera rozszerzyły się komicznie. — Och… och! Mam przez to rozumieć, że Hermiona będzie teraz milsza dla świata? — Harry roześmiał się, widząc, jak jego przyjaciel nagle przyśpieszył. Jeżeli tak dalej pójdzie, to rumieniec na twarzy stanie się dla niego permanentny.

Chłopak dogonił przyjaciela, gdy ten wchodził do klasy. McGonagall już tam była i z bardzo dziwnym wyrazem twarzy wpatrywała się w sławetny model mężczyzny. Harry nie wiedział czy kobieta próbowała się nie roześmiać, czy może powstrzymywała się przed zniszczeniem manekina. Jakby nie było, jej obecność w tej sali sprawiła, że brakowało zwyczajowych przed lekcyjnych pogaduszek, a sama atmosfera była raczej napięta. Ostatni uczniowie zajęli swoje miejsca i profesor punktualnie rozpoczęła wykład.

— Jak do tej pory poznaliście życie intymne z punktu widzenia mężczyzny, czyli innymi słowy stosunku seksualnego. Jest to bardzo płytkie pojmowanie całego tematu. — W głosie McGonagall czuć było wyraźny niesmak. — Wszakże nie jesteśmy jakimiś kopulującymi zwierzętami, a ludźmi. To znaczy, że obcowanie z drugim człowiekiem powinno mieć dla nas również inne płaszczyzny. Mam tu na myśli uczucia.

Kilku chłopców jęknęło. Przecież byli facetami! Uczucia i jakieś ckliwe romansidła były dobre dla bab, a nie prawdziwych mężczyzn!

— Oczywiście kobiety od zawsze były obdarzone znacznie większą empatią niż mężczyźni. Raczej nie minę się bardzo z prawdą, gdy powiem, że przeciętny „facet” — tu McGonagall zrobiła bardzo niepasujący do niej gest, oznaczając dwoma palcami rąk cudzysłowy — ma uczucia wielkości główki szpilki i pewnie równie różnorodne.

Harry chciał zaprotestować, jednak widząc, że wszyscy trzymają buzie na kłódki, postanowił to przemilczeć.

— Tym czego zapewne nigdy nie uda się wam zrozumieć jest to, że dla kobiety wszystko, co intymne jest całkowicie związane z jej uczuciami. Nawet najwspanialsze ciało Adonisa nie będzie w stanie jej pobudzić, jeżeli nie będzie w nastroju. Co jest niemalże całkowitą odwrotnością u mężczyzn. Podniecacie się już na sam widok ładnego ciała, a stosunek seksualny wcale nie jest równoważny z miłością. Owszem może być, ale zazwyczaj w ogóle nie musi. Ot takie rozładowanie napięcia. Musicie zrozumieć, że spełnienie i przyjemność to są dwie różne rzeczy, a rozpoczęcie pożycia seksualnego jest wyrazem pokazania, iż jesteście wystarczająco dojrzali, by zadbać nie tylko o siebie, ale również o swoją rodzinę.

W tym momencie chłopacy zaczęli patrzeć na swoją profesorkę jak na wariatkę. Ci z mugolskim wychowaniem zastanawiali się, czy to tak wyglądają zajęcia z przystosowania do życia w rodzinie w katolickiej placówce. Czystokrwiści próbowali zachować kamienne twarze w starciu z tak staroświeckimi poglądami nauczycielki. Brakowało już tylko dziadkowej pogadanki o szacunku i obowiązku sprowadzenia na świat dziedzica dla ich wielce wspaniałego magicznego rodu.

— Hogwart szczyci się najniższym wskaźnikiem ciąż wśród uczniów. Doprawdy nie wiem, jak udało się nam tego dokonać, biorąc pod uwagę wasze podejście, jednak statystyki co roku przekonują, że uczęszczają tu porządni i świadomi przyszli obywatele naszej społeczności.

Harry w tym momencie wybuchł śmiechem. McGonagall popatrzyła na niego ostro, podczas gdy pozostali chłopcy doszli do wniosku, że w końcu musiał się załamać psychicznie i mu odbiło.

— Można wiedzieć, co jest takiego zabawnego w tym co powiedziałam, panie Potter? — Profesor wysyczała i Harry z trudem opanował chichot.

— Ta-tak, proszę pani… ha… prze-przepraszam, ale… — Gryfon wziął głęboki oddech, uspokajając się. — Te statystyki to żaden cud, pani profesor, to tylko comiesięczna dawka eliksiru aborcyjnego w naszych sokach z dyni.

— Panie Potter, doprawdy… — McGonagall wyglądała na oburzoną tym, że ktoś mógłby w ogóle coś takiego zasugerować. Społeczeństwo czarodziejów było bardzo małe i każda aborcja była niewybaczalną zbrodnią. Jedynym wyjątkiem był przypadek w którym płód zagrażał życiu matki, ale nawet wtedy próbowano ratować dziecko poprzez przeniesienie go do macicy matki zastępczej.

— Ale to prawda. Skrzaty mi o tym powiedziały. — Harry widząc pioruny w oczach profesorki, przeszedł w tryb obronny. — Profesor Snape też nic o tym nie wiedział. To robi madam Pomfrey na zlecenie dyrektora i chyba członków rady, ale tego nie jestem pewien.

— Mój ojciec nigdy by czegoś takiego nie poparł, Potter. — Malfoy wyglądał jakby ktoś go spoliczkował.

— Nawet jeżeli dałoby mu to dodatkową pewność, że nie będzie miał żadnych nieślubnych wnuczątek? — Harry uniósł wysoko brwi i popatrzył na Ślizgona z niedowierzaniem. — Wątpię.

— Malfoyowie mają lepsze sposoby niż eliksiry aborcyjne, by czemuś takiemu zapobiec, Potter!

— Spokój! — McGonagall omiotła klasę groźnym spojrzeniem. — Możecie być pewni, że omówię to z dyrektorem Dumbledore'em zaraz po zakończeniu tej lekcji i jeżeli okaże się to prawdą… zostaną podjęte odpowiednie kroki. Ale skoro już jesteśmy przy eliksirach aborcyjnych… wprawdzie jestem pewna, że profesor Snape omówi je z wami na jednych z przyszłych zajęć, jednak chciałabym dorzucić coś w tym temacie również od siebie.

McGonagall zaczęła przechadzać się po klasie tak jak to miała w zwyczaju robić na zajęciach z transmutacji.

— Wszyscy wiemy, jak tego typu eliksiry są widziane przez nasze społeczeństwo, mimo tego, że są legalnie dostępne w każdej aptece. Zastanówmy się jednak najpierw, kim jest dziecko?

McGonagall rozejrzała się po klasie, oczekując, że ktoś zacznie dyskusję, jednak dzieci były jednym z tych tematów, które przez nastolatków były poruszane tylko i wyłącznie, gdy zostali przyparci do muru. Na przykład, przez babcię albo dobrze życzącą ciotkę, które koniecznie na zjazdach rodzinnych musiały mówić o tym, jak to będzie, gdy już się młodzi hajtną i ile zamierzają tak właściwie mieć dzieci?

— Nie uwierzę, że nikt nie wie. Panie Weasley?

— Erm… mały człowiek?

— Dobrze. Panie Malfoy?

— Inwestycja.

Kilka osób zachichotało, podczas gdy McGonagall opadły ręce.

— Ktoś ma coś mądrego do dodania?

Harry w tym momencie poczuł się w obowiązku powiedzenia czegoś mądrego. Jakby nie patrzeć był w ciąży. Czego by oczekiwała McGonagall? Pewnie czegoś wysublimowanego.

— Owocem miłości…? — zapytał niepewnie i twarz profesorki rozpromieniła się.

— Tak, bardzo dobrze, panie Potter. Dziesięć punktów dla Gryffindoru! — McGonagall zwróciła się do reszty klasy: — Dziecko jest owocem miłości, niesamowitego uczucia, które połączyło dwoje ludzi. Dlatego właśnie aborcja jest tak wielkim złem. Nie tylko zabija nowe bezbronne życie, ale również miłość, z którego ten cud został stworzony.

Harry zdecydowanie uważał, że jego dziecko jest cudem. Przecież zaszedł w ciążę już za pierwszym razem i to pomimo kilkunastu zabezpieczeń. Sprawa miłości jednak wydawała się być według niego dyskusyjna. Seks z Severusem był na początku raczej czymś w rodzaju przygody i chodziło w nim tylko o obopólną przyjemność. Ich dziecko zdecydowanie nie zostało poczęte z miłości. To nie tak, że nie kochał swojego dziecka. Kochał je i to bardzo. Wiedział również, że profesorowi bardzo na nim zależy. Ale czy oni, to znaczy Harry i Severus, czy oni się kochali? Harry wciąż nie wiedział, jak nazwać to, co między nimi było. Miał jednak pewność, że ich małżeństwo z rozsądku pomału zmieniało się w coś więcej. Lubił Snape'a i wczorajsze opiekowanie się nim zdecydowanie mu się podobało. Nawet nie chodziło tu o rządzenie nim, ale raczej o to, że mężczyzna dopuścił go tak blisko siebie, że pozwolił na coś takiego. Poza tym seks był wspaniały. Gdy już był. A nie było go już daaaaaaawno… zdecydowanie musieli nad tym popracować.

— Oczywiście jestem świadoma tego, że trudno wam to wszystko zrozumieć. — McGonagall wciąż mówiła, gdy Harry zakończył swoje rozmyślania pół godziny później. — Jesteście sterowanymi hormonami nastolatkami, którzy rzadko kiedy są w stanie myśleć więcej niż o jednej rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że przez większą część czasu w głowie wam tylko seks i jedzenie. Możecie mi wierzyć, iż wyraźnie to widać po poziomie waszych esejów. — Kąciki ust profesorki lekko zadrgały, jakby próbowała powstrzymać się od śmiechu. Ciekawe, co takiego ktoś mógł napisać w swoim eseju, by wywołać taką reakcję? Harry rozważył wszystkie tematy, które mieli w tym roku, ale najwyraźniej musiał mieć bardzo ograniczoną wyobraźnię, ponieważ nic sensownego nie przyszło mu do głowy.

— Tak więc myślę, że wszyscy zgodzimy się co do tego, że związek, to nie tylko seks, lecz również obcowanie ze sobą na co dzień. — McGonagall oparła się o krawędź biurka i zmierzyła ich spojrzeniem, jakby pytając, czy ktoś ośmieli się z nią nie zgodzić. — Dwoje ludzi wiąże się ze sobą i żyją razem, pomagając sobie nawzajem. Nie może być tak, że jedna strona robi wszystko, a druga siedzi w fotelu, pijąc piwo i czytając najnowsze statystyki quiddicza. Jednym z fundamentów dobrego związku jest podział obowiązków, przy czym nie mówię tu o jakichś chorych grafikach w stylu ja pracuję, ty zajmujesz się domem i dziećmi, lub ja przez ten tydzień robię wszystko, a ty przez następny tydzień harujesz, podczas gdy ja się obijam. Jeżeli partnerzy są naprawdę dobrze dobrani i zależy im na sobie, będą wykonywać obowiązki z własnej inicjatywy. Będą pomagać, ponieważ widzą, że mogą pomóc i dzięki temu odciążą trochę partnera. Tego typu równowaga w związku jest bardzo ważna. To dopełnianie się ludzi jest naprawdę piękne.

Harry wpatrywał się w McGonagall jak w obrazek, chłonąc każde jej słowo. To co mówiła o pomaganiu i dzieleniu się obowiązkami, to przecież było tym, co oni robili! Harry pomógł Severusowi ze sprawdzaniem prac i dzięki temu jego mąż mógł chociaż trochę odpocząć od tego szaleństwa, w które rzucił go dyrektor. Harry'emu coś zaświtało w głowie i uniósł dłoń.

— Tak, panie Potter?

— A jak to funkcjonuje na co dzień w szkole? Na przykład w relacjach koleżeńskich między nauczycielami?

— Oczywiście staramy się sobie pomagać, na przykład biorąc czyjeś szlabany, gdy dany profesor ma za dużo na głowie. — McGonagall uśmiechnęła się do niego, najwyraźniej mile połechtana tym, że jej uczeń myśli o funkcjonowaniu grona pedagogicznego.

— A co jeżeli profesor ma naprawdę dużo na głowie? Może wtedy zostać zatrudniony jakiś dodatkowy nauczyciel albo coś? — Harry wyglądał na bardzo zainteresowanego, więc opiekunka Gryfonów postanowiła na razie odbiec od tematu i zaspokoić jego ciekawość.

— Jeżeli profesor naprawdę sobie nie radzi z obowiązkami i jest Mistrzem w swojej branży, to może wziąć sobie ucznia, którego będzie przyuczał na Mistrza i który będzie mu pomagał. Zatrudnienie dodatkowego nauczyciela, to naprawdę ostateczność.

Harry przytaknął głową, myśląc.

— Czyli trzeba tylko mieć tytuł Mistrza, żeby przyjąć ucznia?

— Oczywiście, że nie. Każda gildia ma swoje wymagania, ale zazwyczaj Mistrz musi mieć co najmniej dziesięć lat praktyki i mieć ponad czterdzieści pięć lat. — McGonagall zaczęła patrzeć na swojego ucznia z lekką podejrzliwością. Widać było, że chłopak wyciąga od niej informacje, które są mu do czegoś potrzebne, ale nie potrafiła powiedzieć do czego.

— Profesor Sprout ma czterdzieści cztery lata, więc nie może jeszcze przyjąć ucznia i dlatego korzysta z pomocy skrzatów domowych, które sama szkoli w wakacje i co lepszych uczniów. A w weekendy często pomagają jej Puchoni — odezwał się Neville. — Pewnie Ślizgoni robią to samo dla profesora Snape'a.

Wszyscy popatrzyli z wyczekiwaniem na członków Domu Węża. W końcu Malfoy prychnął.

— Profesor Snape nie dopuściłby własnej matki w pobliże swojego laboratorium, a co dopiero nas, zwykłych uczniów, którzy nie mają tytułu Mistrza. — Blondyn wyglądał jakby miał na tym punkcie urazę. Może poprosił kiedyś Snape'a o możliwość pomagania mu w przygotowywaniu eliksirów do Skrzydła Szpitalnego albo coś w tym stylu. Harry odchrząknął.

— Tak, i na dodatek jest zbyt dumnym Ślizgonem, żeby poprosić kogokolwiek o pomoc. Musiałaby być chyba zrzucona na niego odgórnie, by się ugiął. Zastanawiam się czasami, czy byłby milszym człowiekiem, gdyby nie miał tyle na głowie i gdyby nie musiał się męczyć na co dzień z takimi eliksirowymi idiotami jacy są na pierwszych rocznikach. — Harry oparł głowę na dłoni i popatrzył w dal, udając zamyślenie, podczas gdy wokół niego rozgorzała burza.

— Chyba mówisz o sobie, Potter. — Któryś ze Ślizgonów wrzasnął do niego i ku zaskoczeniu wszystkich chłopak przytaknął.

— Między innymi.

W sali zapadła cisza i McGonagall zmarszczyła brwi. Harry na tych zajęciach zwrócił jej uwagę już na dwie sprawy, nad którymi powinna była się zastanowić już dawno temu i wcale się jej to nie podobało. Jaką była profesorką i wicedyrektorką, jeżeli nie zauważyła comiesięcznych nielegalnych aborcji przeprowadzanych w jej szkole i tego, jak bardzo jej koledzy byli obarczeni różnymi obowiązkami? Będzie musiała się tym zająć i to szybko! Jednak na razie miała zajęcia do dokończenia.

— Dobrze, ale odeszliśmy od tematu. — Chłopcy jęknęli. Może zagadnienie podsunięte przez Pottera nie było miłe, lecz znacznie ciekawsze niż uczucia i partnerstwo w związkach. — Przeanalizujmy teraz wszystkie etapy powstawania zdrowych związków, czyli takich, które nie opierają się tylko na popędzie seksualnym.

Kilka głów uderzyło o blaty ławek, a kilka twarzy zostało zakrytych dłońmi. Harry tymczasem znów się wyłączył, myśląc o chaosie jaki wywoła swoimi dzisiejszymi uwagami. Cóż, jeżeli uprzykrzy życie dyrektorowi i polepszy Severusowi, to niczego nie żałował. Jakby nie patrzeć, Dumbledore utrudniał życie i jemu, i jego mężowi już od dawna i trochę krytyki na pewno staruszkowi nie zaszkodzi.

Harry przygryzł wargę i popatrzył na męża spod ciemnej grzywki. Mężczyzna siedział w fotelu, sprawdzając eseje siódmego roku, podczas gdy on zajmował się wpisywaniem ocen ze stosu sprawdzonych prac do wykazu. Była sobota i oficjalnie odrabiał szlaban u Mistrza Eliksirów. Wprawdzie zadanie nie było aż tak okropne, jak czyszczenie kociołków czy blatów w pracowni lub — co gorsza — przygotowywanie jakichś strasznie, ohydnie oślizgłych składników eliksirów, jednak chłopak pomału zaczynał się nudzić jego monotonią. No dobrze, pomału było lekkim niedomówieniem. Harry nudził się strasznie i miał tak wielką ochotę na seks, że dziwił się, dlaczego Severus nie czuł żaru, który niewątpliwie z niego buchał. Był tak rozpalony, że bał się, iż pergamin w jego dłoni zaraz stanie w płomieniach. Tak podniecony…

— Severusie… — zajęczał, przyciągając uwagę męża.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, widząc nieco zaszklone spojrzenie i lekkie wypieki na policzkach chłopaka.

— Tak? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miał gorączkę… — Mężczyzna odłożył esej i pióro, po czym podszedł do Harry'ego i położył mu dłoń na czole. — Hmm, wydajesz się być nieco cieplejszy niż zwykle.

— Nieco cieplejszy? Jestem rozpalony — wyjęczał. Złapał Severusa jedną dłonią za nadgarstek, a drugą za przód koszuli i pociągnął w dół, całując łapczywie. — Sev… potrzebuję cię!

— Harry, mam naprawdę bardzo dużo pracy… — Mistrz Eliksirów próbował się uwolnić.

Chłopak zmierzył go ostrym spojrzeniem.

— Mówisz nie seksowi ze mną? — Bardzo groźna nuta w głosie Gryfona sprawiła, iż mężczyzna na chwilę znieruchomiał i przyjrzał mu się uważniej. Miał wrażenie, że jeżeli da złą odpowiedź, to przez kilka następnych lat będzie modlił się o to, by Mroczny Pan nakrył go na szpiegowaniu i uwolnił od katuszy, jakie niewątpliwie zgotuje mu jego mąż. Przełknął.

— Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że to nie najlepszy czas na seks, biorąc pod uwagę ilość pracy, jaka mi się skumulowała przez ostatnie tygodnie — odpowiedział, starając się zachować spokój. Ku jego uldze Harry uśmiechnął się.

— Dobra. Zawrzyjmy więc umowę. Ty pomożesz mi z rozładowaniem nagromadzonego napięcia, a ja pomogę ci w rozładowaniu nagromadzonej roboty. Co ty na to?

Severus jęknął w duchu. Dlaczego wziął sobie na męża napalonego seksualnie nastolatka?

— A może ja dokończę sprawdzanie esejów, a ty odrobisz pracę domową? — zawyrokował i pocałował delikatnie czerwone usta męża. W końcu się uwolnił i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.

Harry zmarszczył brwi i wygiął wargi w niezadowoleniu. Nie rozumiał, z czym mężczyzna miał problem. Najpierw traktował go na zajęciach gorzej niż zwykle, a teraz TO. Owszem, Severus nigdy nie był dla niego miły na lekcjach, ale do niedawna sytuacje na Wychowaniu Seksualnym były chociaż zabawne. Owszem krępujące, zawstydzające i nawet wkurzające, ale w ten specyficznie Snape'owy sposób zabawne. Gryfon zacisnął usta i powrócił do wypełniania arkusza ocen. Wciąż było mu gorąco, jednak ochota na seks całkowicie minęła. Za niecałą godzinę powinien skończyć przepisywanie. Nie wiedział, co zrobi później. Najchętniej wróciłby do wieży Gryffindoru, aby nie musieć patrzeć na męża, którego widok obecnie napełniał go tylko bezradną złością.

Czterdzieści minut później Mistrz Eliksirów skończył sprawdzać stos esejów i udał się do swojej pracowni. Harry był temu bardzo wdzięczny. Miał nadzieję, że dokończy przepisywanie, zanim mężczyzna wróci i dzięki temu uda mu się ominąć niezręczną sytuację przy wychodzeniu. Nie był teraz w nastroju nawet na powiedzenie mężowi do widzenia. Skończył zadanie w błyskawicznym tempie i wymknął się z kwater przez przejście w gabinecie. Severus chciał, żeby poszedł odrobić pracę domową? A proszę bardzo! Tylko niech później nie oczekuje, że rozłoży przed nim nogi, gdy tylko będzie miał na to ochotę!

***

Profesor McGonagall miała wielki dylemat. Mogła iść do Albusa, porozmawiać z nim o sprawach, na które zwrócił uwagę jej ulubiony Gryfon i zostać jak zwykle zbyta precyzyjnie dobranymi słowami i narzekaniem, że niedługo znów będą musieli dokonać kolejnych cięć w budżecie. Lub pójść z tym prosto do Rady Nadzorczej Szkoły, która szczęśliwym zbiegiem okoliczności miała dziś popołudniu zebranie. Jej lojalność wobec starego przyjaciela walczyła zawzięcie ze znajomością jego charakteru. Westchnęła i jeszcze raz przejrzała dokumenty z grafikami godzin pracy i płac pracowników Hogwartu.

Do tej pory całkowicie uczciwym wydawało jej się wyznaczanie wysokości wynagrodzenia na podstawie ilości pełnionych przez profesora funkcji. Jeżeli tylko uczył, dostawał najniższą stawkę. Każda dodatkowa funkcja owocowała zwielokrotnieniem tej kwoty. I tak, Severus zarabiał dwa razy więcej niż dajmy na to Sybilla, a Minerwa trzy razy więcej. Jednak musiała przyznać, że w porównaniu z Mistrzem Eliksirów Filius dostawał te same pieniądze za połowę mniej pracy. Ani Severus, ani Pomona nie otrzymywali dodatkowego wynagrodzenia za zajmowanie się szklarniami i warzenie eliksirów dla Skrzydła Szpitalnego, chociaż zgodnie z definicją były to przecież dodatkowe funkcje. Różnica w ilości godzin zajęć również była między niektórymi profesorami drastyczna, mimo że wciąż mieli taką samą wypłatę.

Minerwa zacisnęła usta w bardzo wąską linię i sięgnęła po pergamin. Jako zastępca dyrektora zajmowała się kodeksem i częścią finansów szkoły. Najwyższy czas przeprowadzić porządną reformę. I miała akurat wystarczająco dużo czasu, aby stworzyć odpowiedni projekt ustawy przed zebraniem Rady Nadzorczej.

***

Lucjusz Malfoy nałożył pięknie zdobione szaty, na nie równie zdobny płaszcz i chwycił swoją laskę, delikatnie gładząc ją po wężowej główce. Narcyza zwykle o tej porze była u kogoś na herbatce i — sądząc po tym, jak piekły go uszy — bezwstydnie go obgadywała. Miał nadzieję, że pamiętała o tym, by o rodzinie mówić tylko dobre rzeczy, a o nim w samych superlatywach.

Westchnął i sięgnął po proszek Fiuu. Może bycie członkiem Rady Nadzorczej Hogwartu niosło ze sobą szacunek, poważanie i jakiś wpływ na szkołę, jednak zebrania były zazwyczaj okropnie nudne. Dziś mieli analizować budżet i omówić niezbędne wakacyjne remonty. Może będzie nieco zabawniej niż zwykle, zwłaszcza, gdy McLagen i Nott znowu zaczną się kłócić i wyzywać. Modernizacja boiska do quidditcha czy Skrzydła Szpitalnego lub jakiejś pracowni, to zawsze był dla nich temat do sprzeczek. W tamtym roku Chang zaproponowała budowę basenu i sali gimnastycznej z siłownią, jednak zostało to odrzucone na rzecz modernizacji kuchni. Zadecydował o tym jeden głos i Lucjusz lubił myśleć o tym, że był to głos Granta — wielkiego, spasionego niczym świnia i pięknego jak tyłek hipopotama przedstawiciela Ministerstwa w Zarządzie. Ten człowiek z pewnością nigdy nie wykonał żadnego fizycznego ćwiczenia, ale kuchnia i jedzenie…

Malfoy uśmiechnął się złośliwie pod nosem i rzucił proszek w płomienie. Miał przeczucie, że dzisiejsze zebranie będzie całkiem zabawne.

***

Profesor McGonagall zajęła swoje miejsce przy okrągłym stole i położyła przed sobą zapisane drobnym pismem pergaminy. Dokładnie naprzeciwko niej siedział Lucjusz Malfoy, jak zwykle każdym gestem pokazując, że uważa siebie za znacznie lepszego od reszty towarzystwa. Usta Minerwy lekko zadrgały. I to jakiego towarzystwa! Nie bez powodu obecna Rada Szkoły nazywana była za ich plecami „Grupą Lu”. Zaczynając od Malfoya i poruszając się zgodnie ze wskazówkami zegara, tworzyli ją: Lucyna Lewandowska, Lucjan McLaggen, Lucy Chang, Lubomił Nott, Luis Grant, Lukrecja Montgomerry, Ludwig von Hart, Luther Gemini, Lumina Frost, Lucas Right i Lunette Marces. Zbiegi okoliczności magicznego świata były czasami naprawdę przezabawne. Zwłaszcza, że wszyscy oni już od kilku lat z uporem używali tylko swoich nazwisk, mimo iż większość była prywatnie bardzo dobrymi znajomymi. Rada liczyła dwunastu członków plus zastępca dyrektora Hogwartu, od którego oczekiwano obecności na większości zebrań i wygłaszania opinii w imieniu pozostałych pracowników szkoły.

— Dobrze, jesteśmy już wszyscy, to może zacznijmy. — Gemini wygładził leżący przed nim pergamin i rozejrzał się po zebranych. — Są jakieś specjalne kwestie do omówienia?

Członkowie Rady zaczęli kręcić głowami, mając nadzieję na szybkie zakończenie tej narady.

— Tak. — Minerwa zwróciła na siebie uwagę. — Chciałabym poruszyć dwie kwestie. Pierwszą jest sposób rozliczania finansowego pracowników…

— Obawiam się, że nie ma wystarczająco dużo funduszy na podwyżki — wtrącił Grant, przelewając się na swoim krześle. Pozostali niechętnie mu przytaknęli. Nikt nie chciał za bardzo zgadzać się z człowiekiem Ministerstwa.

— Nie chodzi o podwyżki. — Zastępczyni dyrektora wygięła wargi w sztucznym uśmiechu i rozesłała kopie swojej pracy. — Przygotowałam projekt ustawy.

Malfoy wyglądał na bardzo zainteresowanego nowym podejściem do rozliczania kadry pedagogicznej.

— Ten system spowoduje konieczność zatrudnienia dodatkowych profesorów — zauważyła Chang.

— Ministerstwo nie da więcej pieniędzy, tylko po to, by pedagodzy mieli więcej wolnego czasu. Ten system sprawdzał się od wieków…

— Normalnie nauczycielami były osoby wystarczająco wiekowe, by móc wziąć praktykantów. Jednak teraz tak nie jest. Dla przykładu, profesor Snape oraz Sprout wykonują pracę, która jeszcze dwadzieścia lat temu była rozłożona na trzy razy więcej osób. Tak, radzą sobie, ale ledwo i cierpią na tym uczniowie. — Minerwa zmierzyła Granta ostrym spojrzeniem.

— Profesor McGonagall ma rację — Lucjusz przytaknął ku zaskoczeniu pozostałych członków Rady. Chyba jeszcze nigdy Malfoy nie zgodził się w niczym z wicedyrektorką. — Poza tym, nowy sposób rozliczania pokryje część kosztów tych zmian. O ile się nie mylę, Ministerstwo zawsze płaciło granty na praktykantów przyjmowanych przez Hogwarckich profesorów, więc nie powinno mu to sprawić zbyt wielkiej różnicy. Proponowałbym obciąć trochę pensję dyrektora i uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego.

Minerwa nie mogła uwierzyć własnym uszom. Malfoy jej pomagał. Wiedziała, że jeżeli będzie miała jego poparcie, to tak jakby jej propozycja ustawy już została przyjęta i wcielona w życie. Nigdy nie przypuszczała, że okaże się to tak prostą sprawą.

Po prawie godzinnej dyskusji i negocjowaniu każdego punktu jej ustawy, w końcu się na nią zgodzono i Lucjusz popatrzył wyczekująco na McGonagall.

— Mówiłaś chyba o dwóch sprawach?

Kobieta spoważniała i wyprostowała się jeszcze bardziej niż zwykle, co zdawało się wzbudzić niepokój wśród zgromadzonych.

— Doszły do mnie plotki, że dyrektor i pielęgniarka raz w miesiącu dodają do soku dyniowego uczniów eliksir aborcyjny. Wypytałam o to skrzaty domowe w kuchni i kilka z nich przyznało, iż jest to prawdą.

Jej wypowiedź wywołała burzę. Malfoy i Grant wyglądali jakby specjalnie dla nich gwiazdka przyszła w tym roku wcześniej. I to razem z zajączkiem.

— To jest karygodne! — zawołała Chang, przekrzykując innych. — Jeżeli to prawda, to Merlin wie, ile pokoleń dzieci było przez siedem lat wystawionych na comiesięczne działanie tego eliksiru.

— Marcess, ty masz wykształcenie magomedyczne. — Lucjusz uciszył gestem pozostałych i zwrócił się do pucułowatej czarownicy, która wyglądała, jakby chciała własnoręcznie zamordować dyrektora. — Możesz nam powiedzieć, jak tak długie spożywanie eliksiru aborcyjnego może wpłynąć na dzieci?

Kobieta odchrząknęła i poruszyła się niespokojnie, gdy na niej skupiła się uwaga wszystkich zgromadzonych.

— Cóż, jeszcze nigdy nie słyszałam o tak ekstremalnym przypadku. U kobiet wielokrotne zażycie takiego eliksiru zazwyczaj kończy się znacznym obniżeniem płodności oraz zwiększeniem ryzyka komplikacji podczas ciąży. Mężczyźni średnio silni magicznie tracą całkowicie zdolność do zajścia w ciążę. Ale w przypadku comiesięcznego podawania tego przez siedem lat od jedenastego roku życia... to może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje, niż można przewidzieć na podstawie tych normalniejszych przypadków.

Członkowie Rady popatrzyli po sobie, marszcząc brwi.

— Myślisz, że jest możliwym, iż jest to przyczyną tak niskiego przyrostu naturalnego w naszym społeczeństwie? — Minerwa zapytała cicho. Do tej pory myślała, że było to spowodowane głównie wieloletnią wojną w świecie czarodziei, jednak teraz… Nawet w czasie pokoju nie rodziło się tak dużo dzieci jak przed wojną. Populacja Hogwartu była obecnie o połowę mniejsza niż wtedy, kiedy jej rodzice chodzili do szkoły.

Spojrzenie Lucjusza stało się bardzo mroczne, gdy przypomniał sobie, jakie problemy towarzyszyły poczęciu i przyjściu na świat Dracona. Narcyza dopiero za trzecim razem nie poroniła, chociaż ich syn urodził się niebezpiecznie wcześnie. Później za bardzo się o nią bał, by pozwolić jej znów przejść przez te męczarnie, chociaż bardzo chcieli mieć więcej dzieci.

Wiedział, że wielu jego znajomych również miało podobne problemy. Wszyscy myśleli, że mogło to mieć jakiś związek z długoterminowym wystawieniem się na działanie czarnej magii. Jednak ta teoria nie miała sensu — w ich rodzinach czarna magia była praktykowana od wieków i nigdy przedtem nie było takich problemów. Jeżeli taki stan rzeczy naprawdę był spowodowany przez Dumbledore'a, to Lucjusz był pewny, że poleje się krew. Nawet ci, którzy do tej pory byli neutralni lub stali po stronie dyrektora, teraz odwrócą się od niego. Już widział, jak Voldemort przygarnia ich pod swoje skrzydła. Jeśli teraz odpowiednio zagra, będzie mógł nie tylko zemścić się na starcu, ale również zrobić coś, za co na pewno zostanie przez Voldemorta wynagrodzony.

***

Harry szedł korytarzem do wieży Gryffindoru. Dziwne ciepło, które go wtedy zaatakowało, minęło po trzech dniach. Pewnie znowu była to jakaś zmiana hormonalna i postanowił się nią nie przejmować. Właśnie wracał z kuchni, gdzie Zgredek wypełnił mu torbę przeróżnymi pysznościami i gdzie spędził ponad pół godziny, słuchając jego żywej opowieści oraz zajadając się ciasteczkami i popijając je mlekiem.

W tym tygodniu zaczynał się drugi trymestr ciąży i z trwogą wypatrywał pierwszych jej widocznych oznak na brzuchu. Tak, już dawno zauważył, że jego pięknie ukształtowane quidditchem mięśnie zniknęły, ale zaokrąglenia jeszcze nie było. Zamyślony niemal nie zauważył bladej Hermiony siedzącej na stopniach bocznej klatki schodowej. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała, z byle powodu krzyczała i wybuchała. Po kilku takich napadach złości doszedł do wniosku, że przyjaciółka najwyraźniej jest czymś bardzo zestresowana i nie potrafi sobie z tym poradzić. Przez chwilę stał, patrząc na nią. Blada, wychudzona i o zaczerwienionych oczach, wyglądała jak wrak i Harry nie potrafił pozostać obojętnym.

— Hermiona? Hej, wszystko w porządku? — Zapytał łagodnie, siadając obok niej.

Gryfonka wyglądała jakby zaraz miała się znowu rozpłakać.

— Och, Harry, nic nie jest w porządku! — Zakryła twarz dłońmi i chłopak objął ją ramieniem, przytulając do siebie. Cokolwiek się stało, musiało być bardzo poważne, skoro doprowadziło dziewczynę do takiego stanu. — Prze… przepraszam, że wtedy tak na ciebie najechałam. I że jestem taka… taka…

— Cii… nie gniewam się. Już w porządku. — Harry głaskał ją po burzy loków, modląc się, by Hermiona jak najszybciej przestała płakać, ponieważ czuł się coraz bardziej niezręcznie. Kilka minut później dziewczyna pociągnęła nosem i odsunęła się lekko od niego.

— Wiesz, że Wiktor się ożenił? — Chłopak zamrugał, nie rozumiejąc nagłej zmiany tematu. — Powiedział mi o planowanym ślubie, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem w Dziurawym Kotle na początku wakacji. Odbył się dwudziestego września. Wiesz, zaaranżowane małżeństwo i te sprawy. Niedawno do mnie napisał, że Anastazja spodziewa się dziecka…

Hermiona znowu zaczęła się trząść i Harry pospieszył z głaskaniem jej po włosach, aby zapobiec nowemu wybuchowi płaczu. Zdawało się to ją uspokajać. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Przecież Hermiona była teraz z Ronem i wydawało się, że na poważnie. Dlaczego więc płakała z takiego powodu?

— Erm… nie wiedziałem, że wciąż utrzymywałaś z nim kontakt — rzucił, nie wiedząc, co innego miałby powiedzieć. Może w końcu dziewczyna dojdzie do sedna i wyzna, w czym leży problem, by mogli razem pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem.

— Tak, wiesz, gdy już przestawał perorować o quidditchu, był naprawdę dobrym kompanem. I niezłym kochankiem. — Hermiona roześmiała się cicho. — Wiedzieliśmy, że nic z tego nie wyjdzie, bo jego rodzice podpisami kontrakt małżeński na długo przed turniejem, ale miło było poeksperymentować. Wiesz, starszy, bardziej doświadczony…

— Ta… wiem — Harry przytaknął zamyślony. Ostatnio rzadko korzystał z doświadczenia swojego męża, ale musiał przyznać Hermionie rację. Wprawiony kochanek był znacznie lepszy niż taki, który sam dopiero zaczynał przygodę z seksem.

— Upiliśmy się trochę i skończyliśmy w łóżku. — Gryfon patrzył na nią oniemiały. Hermiona przespała się z Krumem w te wakacje? Przecież jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego zaczęła chodzić z Ronem! — Tak, wiem, byłam już wtedy dziewczyną Rona, ale potrzebowałam tego, a Ron… cóż… on dopiero zaczyna gmerać w tych sprawach. I na dodatek jest strasznie egoistyczny w łóżku, jeśli wiesz, co mam na myśli.

— Nie i nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć — Harry przyznał słabo. Życie seksualne Rona? Rona i Hemiony? Ble! Nie i jeszcze raz nie! — Cofam to, wiem, że nie chcę wiedzieć!

Hermiona zachichotała.

— Nawet nie ma za bardzo, o czym opowiadać. Ron jest strasznie niedoświadczony i jedyne, co chciałby robić, to migdalić się, całować i zaspokajać swoje potrzeby. Ostatnio zrobił krok w drugą stronę, jednak wątpię, czy odważy się na to jeszcze raz w najbliższym roku — prychnęła. — Pewnie nawet nie będzie chciał.

Harry czuł, że robi się mu niedobrze na myśl o obrazach, które przywołały słowa przyjaciółki. Potrząsnął głową, próbując się ich pozbyć i czekał, co takiego dziewczyna teraz powie. Jak na razie wciąż nie wiedział, o co jej chodziło. Czy miała aż tak duże wyrzuty sumienia z powodu zdrady, że wywołało to u niej załamanie nerwowe? Jakoś w to wątpił, gdyż jej słowa na to nie wskazywały.

Hermiona siedziała cicho przez kilka minut, patrząc w dal.

— Boję się, Harry? Tak bardzo się boję… — Nagle zaszlochała, przytulając się do niego, gdy tylko znów objął ją ramieniem. — Ostatnio często wymiotuję i okres spóźnia mi się już drugi tydzień…

Harry zrobił wielkie oczy. Przecież dziewczyna powiedziała, że spała tylko z Wiktorem i to na początku wakacji. Mieli środek listopada… przecież niemożliwym było, żeby dopiero teraz zaczął się jej spóźniać okres. W piątym miesiącu?!

— Może to stres, jakaś grypa żołądkowa czy coś? — Harry uśmiechnął się pocieszająco, wciąż gładząc ją po włosach. — Chodź, pójdziemy do Pomfrey…

— Nie, Harry, ty zrób test. Proszę cię… ja się za bardzo boję…

— Hermiono, nie możesz być w ciąży. Raz w miesiącu dyrektor i pielęgniarka podają nam w soku z dyni eliksir aborcyjny… — próbował ją jakoś pocieszyć, jednak dziewczyna gwałtownie pokręciła głową.

— Wiesz, że wolę herbatę od soku z dyni. Poza tym wszystkie legalne eliksiry aborcyjne działają tylko do szóstego tygodnia…

Przyjaciółka znów była na granicy płaczu, więc chłopak poddał się i użył jedno z zaklęć, których nauczył ich Severus na Wychowaniu Seksualnym. Wynik go zaszokował. Gryfonka nie zareagowała, ponieważ gdy tylko wymierzył w nią różdżką, zamknęła oczy, jakby bojąc się, że jeśli zobaczy wynik, to nagle stanie się on prawdą.

— Erm… Hermiono… jesteś... jesteś w ciąży.

Dziewczyna zawyła i rozpłakała się na dobre. Harry skrzywił się, jednak dał jej tyle wsparcia i komfortu, ile tylko mógł. Po chwili zdecydował się wznieść wokół nich zaklęcie wyciszające i niezauważalności, aby nikt nieproszony im nie przeszkodził. Był zaskoczony, że głośny płacz Hermiony jeszcze nikogo nie przyciągnął. Przypuszczał, że tak silnie emocjonalna reakcja przyjaciółki miała dużo wspólnego z hormonami. Przecież zostanie matką w młodym wieku nie było aż taką wielką tragedią, prawda? Hermiona, w przeciwieństwie do niego, miała rodziców, którzy na pewno jej pomogą. On chyba by się załamał, gdyby nie miał Severusa, nieważne, jaki by on nie był.

Hermiona uspokoiła się jakąś godzinę później. Widać było po niej, że jest bardzo zmęczona, ale przynajmniej mogła znów z nim rozmawiać.

— Nie będzie aż tak źle. — Pogłaskał ją po włosach. — Jestem pewien, że twoi rodzice zgodzą się pomóc i będziesz mogła dalej się normalnie uczyć.

— Och, Harry… — Pokręciła głową. — Nie będę mogła zostać w szkole. Regulamin zabrania… Jeżeli ktoś urodzi dziecko, to nie może być już dłużej uczniem… a zwłaszcza, jeśli jest to nieślubne dziecko! — zachlipała.

Harry zamarł. Severus jakoś zapomniał go o tym poinformować. Czy to znaczyło, że po porodzie zostanie wydalony? Cholera jasna, nie! Musiało być jakieś rozwiązanie, jakiś plan, który Snape przygotował na tę okazję. Pewnie mu o nim po prostu nie powiedział, uznając, że jeszcze nie trzeba albo zwyczajnie nie miał czasu. Otrząsnął się z tego. Później porozmawia ze swoim mężem. Teraz ważne było uspokojenie Hermiony i zorganizowanie jej opieki medycznej i… Merlinie, Hermiona będzie miała dziecko za mniej niż pięć miesięcy! Popatrzył na jej brzuch, szukając jakiejś zmiany…

— Tak, utyłam — szturchnęła go w ramię — ale myślałam, że przyczyną są słodycze i tłuste potrawy, które ostatnio pochłaniam.

— Nie widać. — Chłopak uśmiechnął się do niej lekko. — Chodź, wracamy do pokoju wspólnego. Jestem pewien, że poczujesz się lepiej, pisząc jakieś długie wypracowanie. I na razie się nie martw. Zobaczysz, znajdziemy jakieś rozwiązanie. — Odgarnął jej włosy za ucho i wstali. Teraz, gdy wiedział, czego szukać, Hermiona rzeczywiście wydawała się promienieć bardziej niż kiedyś. — A Ronem zajmiemy się później.

— Pewnie będzie wściekły i mnie zostawi. Kto chciałby mieć coś wspólnego z dziewczyną, która jest w ciąży z żonatym mężczyzną? — głos przyjaciółki stał się znów piskliwy i Harry szybko zaczął ją uspokajać. Lepiej, żeby nikt nie zauważył jej płaczącej.

Miał nadzieję, że on sam nie będzie aż tak rozbity emocjonalnie w piątym miesiącu. Severus nie dałby mu później żyć.

...

62



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
WYCHOWANIE SEKSUALNE(2)
WYCHOWANIE SEKSUALNE JĘZYK I ARGUMENTY, pedagogika
Wychowanie seksualne część 2
WYCHOWANIE SEKSUALNE
Wychowanie seksualne i prorodzinne
jak basnie pomagaja w wychowaniu seksualnym dzieci
Kofta K Wychowanie seksualne
Praca wychowanie seksualne
WYCHOWANIE SEKSUALNE(2)
Kofta K Wychowanie seksualne
Wychowanie seksualne
lausch Wychowanie seksualne osób z głębszą NI
WYCHOWANIE SEKSUALNE JĘZYK I ARGUMENTY(1)
Józef Augustyn SJ Wychowanie seksualne w rodzinie i w szkole
Augustyn J , Wychowanie seksualne w rodzinie i w szkole Józef Augustyn
Wychowanie Seksualne do 12

więcej podobnych podstron