Crash po pojawieniu się na plaży jednej z kilku wysp ma do odwiedzenia masę etapów, gdzie skacząc przeciwnikom po głowach, kręcąc się niczym Diabeł Tasmański z kreskówki o Króliku Bugsie, zbierając smakowite jabłka i rozbijając drewniane skrzynki kryjące niespodzianki dąży wprost przed siebie, aby dopaść Dr-a Neo Cortexa, planującego opanować świat. Choć zabawa sprowadza się praktycznie tylko do tych czynności, jest naprawdę przednia. Rzekłbym: wyśmienita. Poziomów jest około trzydziestu, a w dodatku są one dość rozbudowane, co stwarza nie lada wyzwanie. Co jakiś czas mamy także okazję poznać któregoś z przezabawnych bossów, być gonionym przez ogromną kulę (biegniemy wtedy w stronę ekranu - akcja rodem z filmów o Doktorze Jonesie; super!), czy pojeździć sobie na dzikiej świni (pośród innych, obracających się z wolna na ruszcie:)). Humor w tej grze jest nieodłącznym i wszechobecnym elementem, co widać na każdym kroku. Począwszy od wyglądu otoczenia, aż po imiona postaci występujących w grze (Koala Kong, Ripper Roo, Papu Papu, Dr Nitrus Brio - mówią same za siebie:). Niektóre poziomy przypominają wioski dzikich tubylców, inne - nafaszerowane zapadniami, pułapkami i wszechobecnymi oponentami katakumby starożytnych Inków. Na brak atrakcji nie będziecie z pewnością narzekać.
O towarzyszącej nam muzyce napiszę tylko, iż powszechnie uważana za najlepszą ze wszystkich części Crasha jest właśnie ta w "jedynce". Mnie pozostaje napisać, o przewodnim motywie muzycznym wszystkich gier z Crashem, który narodził się właśnie przy pierwszej odsłonie. A chyba warto usłyszeć, jak brzmiał protoplasta tamtych utworów?
1. Wypakuj
2. Wypal na CD
3. Graj!!