LEGENDA O ŻALIŚCIE
|
|
Dotyczy jeziora Szurpiły, położonego u stóp Góry Zamkowej w Suwalskim Parku Krajobrazowym. |
|
jeziora i wywołali Żaltisa. Gdy wypłynął, zamordowali go. Najwyższy litewski bóg - Perkunas - przemienił za to okrutników w głazy, mające po wsze czasy tkwić nad jeziorem. Jegla stanęła nad brzegiem jeziora i zaczęła wzywać męża. Zamiast niego wypłynęła na powierzchnię wody jego krew. Domyśliła się zbrodni. Tak długo rozpaczała, aż zlitowali się nad nią bogowie i przemienili w jeglę (świerk), synów w dąb i jesion, a drżącą córeczkę - w osikę. Drzewa te rosną nad jeziorem do dziś, a ich szum przypomina o dawnej tragedii" |
|
|
|
|
|
LEGENDA O WINGRYDZIE |
|
Było to dawno, dawno temu. Na półwyspie wrzynającym się w jezioro Wigry - nie opodal klasztoru, którego okazała sylwetka wznosi się na wzgórzu - pasała swoja krówkę piękna córka starego osacznika. Miała na imię Wingryna. |
|
wzburzone fale, wnet wydostała się na otwartą przestrzeń wodnej kipieli. Im bliżej była zakonnika, tym wyraźniej widziała, że walczy on o życie resztkami sił. Dotarła doń w ostatniej chwili, kiedy jego ręce w rozpaczliwym geście unosiły się ponad wodę. Chwyciła te ręce i z największym trudem wciągnęła półprzytomnego kamedułę do łodzi. Kiedy dobili do brzegu, zakonnik wrócił już do sił. Nie śmiejąc spojrzeć dziewczynie w oczy, wyszeptał tylko słowa podzięki za uratowanie życia. Po paru krokach zatrzymał się jednak, bo nie mógł opanować pokusy, żeby nie spojrzeć na swą wybawicielkę. Spotkały się ich oczy i chociaż nie odezwali się do siebie ani słowem przez owo spojrzenie zrodziło się w nich nie znane im dotąd uczucie. Od tej chwili zakonnik częściej myślał o pięknej dziewczynie niż o zbawieniu duszy. Również Wingryna nie mogła zapomnieć młodzieńca. Często podpływała łodzią w miejsce, gdzie Czarna Hańcza wypływa z Wigier i patrzyła na klasztorne mury. Stał tam ukochany, śląc ku niej tęskne spojrzenia. Wypatrzyli te niewinne spotkania starsi zakonnicy i donieśli o nich przeorowi. Ten wpadł w wielki gniew. Nakazał młodego zakonnika zamknąć w kościelnej wieży. Tam, bez widoku na jezioro i bez możności widywania Wingryny, usychał z tęsknoty, aż pewnej jesiennej nocy oddał duszę Bogu. Ulatująca dusza potrąciła dzwon. Usłyszała jego ton dziewczyna i domyśliła się nieszczęścia. Wnet i ona umarła z rozpaczy. Kiedy umarł kameduła - tak opowiadali pasterze, którzy widzieli to zjawisko - wzburzyła się woda w jeziorze i buchnęła w górę wysoką fontanną. A kiedy opadła, ujrzeli wyspę, której w tym miejscu nigdy nie było. To samo stało się po śmierci Wingryny. Obok pierwszej, wyłoniła się z wody druga wysepka. Na obu wnet wyrosły smukłe brzozy, stąd też obie wyspy nazwano Brzozowymi. Ci, którzy znają historię kochanków, nazywają je Wyspami Wingryny. W księżycowe sierpniowe noce, kiedy gwiazdy szczególnie silnie świecą - niesie się po jeziornych toniach tęskne wołanie kochanków. Wnet też wynurzają się oni z wody, wychodzą na brzeg wysepek i wyciągają ramiona. Wtedy obie wyspy podpływają do siebie jak łodzie, a młodzi biegną ku sobie. I już, już, kiedy mają objąć się w czułym uścisku, rozdziela ich przekleństwo przeora. Wtedy zrywa się gwałtowny wicher i oddala wysepki. Mrok rozświetla błyskawica, grom przetacza przez puszczę, a młodzi znikają we wzburzonych falach. Legenda powiada, że dziać się tak będzie dopóty, dopóki nad Wigrami nie zjawi się chłopiec i dziewczyna, których miłość będzie silniejsza aniżeli uczucie Wingryny i kameduły. Nie wiadomo, co się wówczas stanie z wyspami. Może połączą się w jedną, a Wingryna i jej ukochany uwolnią się raz na zawsze od przekleństwa przeora. |
|
|
O SIEI I BRACISZKU BARNABIE - KLASZTORNYM KUCHARCZYKU |
|
Barnaba żył za czasów, kiedy pustelnią wigierską zarządzał przeor rodem z Włoch. Bardzo lubił ryby, ale nie smakowały mu te z Wigier. Marzyła mu się sieja z włoskich jezior. Tak tym kulinarnym marzeniem zanudzał Barnabę, aż ten pewnego razu zakrzyknął: "Już bym diabłu duszę zaprzedał, żeby tylko sieję dla przeora zdobyć!". W tejże chwili wpadł przez otwarte okno do kuchni diabeł wigierski i zaoferował swoje usługi, oczywiście za duszę braciszka. Zobowiązał się dostarczyć on sieję w ciągu jednej nocy. Zgodził się Barnaba, zastrzegając, że ryba ma być przyniesiona tuż przed świtem. Obmyślił bowiem sobie, że diabeł nie zdąży powrócić zanim kur zapieje, kiedy to moc czartowska pryska. A co będzie jeżeli diabeł zdąży? Jak tu żyć bez duszy? Zamartwiającego się Barnabę zastał przeor. Kucharczyk wyznał mu swój grzech. Zasmucił się przeor i dalejże rozmyślać nad uratowaniem duszy nieszczęśnika. Błądzi po korytarzach i rozmyśla, a tu już przedświt różowi niebo. Wyszedł przeor na wieżę, spojrzał przez okienko. I aż zamarł z przerażenia, bo od Rosochatego Rogu nadlatywało czarne straszydło. Nagle usłyszał szept: "W dzwony bij, przeorze!". Złapał, więc kameduła za sznury, |
|
rozdzwoniły się dzwony. Diabeł myśląc, że to dzwonią na jutrznię, zaklął siarczyście, bo jego moc w tejże chwili przepadła. "Nie mam duszy Barnaby, niech on nie ma siei!" - zawołał i cisnął rybę w jezioro. |
|
|
Jak powstała Przerośl? |
|
|
W lasach pomiędzy jeziorami i bagnami stała chałupa, a w niej mieszkali ludzie. Jednego razu pojechał z tej chałupy chłop po drzewo do lasu. Naładował pełną furę, włożył kożuch na siebie, cmoknął na konie i jedzie do domu. Zaczęło się robić ciemno, gdy nagle wóz mu w błoto ugrzązł. Zaparł się chłop osiami o ziemię, ani w |
tę ani w tamtą stronę ruszyć nie może. Sam poci się, konie męczy, wreszcie powiada: |
|
|
|
Klechda o czarnym wilku
|
|
Kiedy śniegi głęboko pokrywały ziemię, a mróz wzmagał się coraz tęższy, w wioskach leśnych nad Szeszupą życie zamierało. Ludzie siedzieli w domach, bydła jedynie doglądając, pod wieczór zaś drzwi do obór mocno ryglując. Od zmierzchu zaś nawet chłopi chałup już nie opuszczali. Siedzieli sobie przy piecach, snuli gawędy, prawili klechdy i dziwne opowieści. Była wśród nich przedziwna klechda o czarnym, pokutującym wilku , którego wielu ludzi oglądało na własne oczy. Basior był podobno olbrzymi, przewyższający wielkością zwykłego wilka, o czarnej błyszczącej sierści; tylko na szyi zwierzęcia odcinała się bielą jakby obroża, i przednie łapy do połowy też były białe. |
|
stwierdzono też, by napadał na bydło czy ludzi. Na widok człowieka, nawet ze strzelbą, nie uciekał, zatrzymywał się tylko w bezpiecznej odległości, przysiadywał i ni to wył, ni to skowyczał.
Wtedy to ci, którzy go napotykali, żegnali się krzyżem pańskim i modlitwę za czarnego odprawiali, bo według ludowych opowieści był to wilk - pokutnik.
materiały zaczerpnięto ze strony www.powiat.suwalski.pl |
|
|
KAMIENNA CÓRKA
W lesie koło Jałowa, przy głównej drodze, leży duży pokryty mchem głaz. Nikt nie pamięta od kiedy tam leży, znana jest tylko tragiczna historia jego pochodzenia.
Dawno, dawno temu, nad jeziorem Pobondzie, stała drewniana chatka. Mieszkała w niej uboga wdowa z córeczką Elgą. Wdowa cały dzień ciężko pracowała u bogatych gospodarzy jako wyrobnica. Zbierała także jagody i grzyby w lesie. A wszystko po to, aby córce nic nie brakowało do życia.
Elga od najmłodszych lat była najładniej ubrana wśród rówieśniczek, jadła same najlepsze rzeczy. Matka niczego jej nie żałowała. Niestety wdzięczność córki z miłością matczyną nie szła w parze. Wręcz z każdym dniem Elga stawała się gorsza, opryskliwsza i bardziej leniwa. Żądała tylko coraz to nowych stojów i całymi godzinami przeglądała w toni jeziora, podziwiając swą urodę. Matka nie raz, choć na próżno, prosiła swą córkę o pomoc w pracy. Wyrodnej córki nic nie wzruszało - ani łyz ani upomnienia życzliwych sąsiadów. Elga ubierała się coraz strojniej i bawiła całymi nocami i dniami.
Przyszedł w końcu dzień kiedy chora, spracowana matka nie miała już siły podnieść się z łóżka. Prosiła córkę o pomoc, o podanie chociaż szklanki wody. Eldze obca była miłość i litość. Pozostawiła matkę samą sobie i poszła do lasu pleść wianki i stroić nimi głowę. Umierająca matka napróżno wołała imię córki...
Na polanie, gdzie Elga zbierała kwiaty, pojawił się siwobrody starzec. Oparł się na sękatym kiju i dłuższy czas przyglądał dziewczynie.
- Dlaczego nie zostałaś przy umierającej matce? - zapytał w pewnym momencie.
Elga tylko sie roześmiała i zamrugała do niego figlarnie. Starzec się rozgniewał, aż echo poniosło po lesie jego głos:
- Elgo, matka nie żałowała dla ciebie swojego tudu. Bądź wieć przekleta za twą niewdzięczność i brak miłości. Zamieniami cię w zimny głaz - taki, jakie było twoje serce. Będziesz kamieniem tak długo, aż woda wyżłobi na nim bruzdy, jakie łzy rozpaczy wyrzeźbiły na twarzy twej matki. Dopiero wówczas będziesz wolna.
I w jednej chwili postać śmiejącej się dziewczyny przemieniła się w zimny kamień, który po dziś dzień leży przy wspomnianej drodze...
JAK POWSTAŁ AUGUSTÓW?
Przed kilkoma wiekami, w miejscu gdzie dziś jest mnóstwo wsi i miast, rozciągała się ogromna puszcza. Było w niej mnóstwo zwierząt. Niejeden możny pan wyruszał z całą świtą na myśliwskie wyprawy. Wówczas puszcza wypełniała się zgiełkiem i gwarem ludzkich głosów.
Pewnego dnia na takie polowanie przybył król Zygmunt August. Był zapalonym myśliwym i nie raz gonił za zranioną zwierzyną po całej puszczy. Tak było i tym razem. Niestety zapadał zmrok i król nie mógł odnaleźć drogi do obozowiska. Nagle zupełnie niespodziewanie natknął się na malutką chałupkę, w której mieszkał ubogi chłop wraz z całą rodziną. Króla przyjęto z staropolską gościnnością. Oczywiście nikt z ubogich ludzi nie miał pojęcia kogo gości w swych progach.
Przy gorącym jedzeniu i mocnym miodzie trwała ich rozmowa. Chłop skarżył się na swoje ciężkie życie, niedostatek i trudy codzienności. Król słuchał go tylko w smutnej zadumie. Z rana żegnając gościnną rodzinę, obiecał, iż powróci jeszcze w te strony i ulży jego niedoli.
Nie upłynęła gdzina od jego wyjazdu, kiedy dał się słyszeć tętent koni. Zląkł się chłop, wyjrzawszy na podwórze zobaczył oddział możnych jeźdźców. Na ich pytania, czy nie widział czasem zbłąkanego myśliwego, odpowiedział:
- A był tu jakiś, ino już se pojechał.
Wtedy gościnny człowiek dowiedział się że gościł u siebie samego króla. Z wzruszenia padł aż na kolana i zaczął sie żegnać. Jeźdźcy tym czasem ustalili kierunek jazdy i odjechali.
Długo nie mógł ochłonąć z wrażenia ubogi chłop. Z czasem jednak zapomniał. Król jednak nie zapomniał o obietnicy. Zjawił się w biednej chacie którgoś dnia - i od tego czasu stał się jej częstym gościem.
W kilka lat później wyrosły w okolicy pierwsze domy. Tak narodziło się nowe miasto, które nazwał król swym imieniem - Augustów.