- Rozdział 2 -
Sara doskonale prześlizgnęła się prosto pod nim, podnosząc wzrok na tą twarz. Na jeden długi moment czas się zatrzymał. Przerażenie wolno minęło, zostało zastąpione przez udręczone zdziwienie.
- Znam cię - szepnęła w zdumieniu.
Skręciła swój nadgarstek prawie z roztargnieniem, łagodnie, prosząc o uwolnienie. Falcon pozwolił, aby jej ręce wysunęły się z jego chwytu. Niepewnie dotknęła jego twarzy dwoma opuszkami palców. Ostrożny artystyczny ruch. Przesuwała palce po jego twarzy, jakby była niewidoma i pamięć o nim była wyryta w jej duszy, a nie w jej wzroku.
Miała łzy w oczach, plączące się na jej długich rzęsach. Oddech uwiązł jej w gardle. Drżące ręce przesunęły się na jego włosy, drążąc tunele przez ciemną grubość, z miłością, delikatnie. Trzymała jedwabne kosmyki w swoich pięściach, gruba garść spadła na jej rękę.
- Znam cię. Znam. - Jej głos był miękką miarą pełnego cudu.
Znała go, każdy kąt i każdą płaszczyznę jego charakterystycznych cech. Te czarne, zapadające w pamięć oczy, bogactwo kruczoczarnych włosów spadających na jego ramiona. Był jej jedynym towarzyszem odkąd była piętnastolatką. Co noc z nim sypiała, codziennie nosiła go ze sobą. Jego twarz, jego słowa. Znała jego duszę dokładnie, tak jak własną. Zna go. Mroczny anioł. Jej mroczny sen. Znała jego piękne, zapadające w pamięć słowa, które odsłaniały duszę nagą i wrażliwą, i tak boleśnie samotną.
Falcon był całkowicie zafascynowany, złapany przez miłość w jej oczach, z całą intensywnością. Promieniowała szczęściem, nawet nie próbowała tego przed nim ukryć. Jej ciało poszło z dziko walczącego w całkowity bezruch. Ale teraz pojawiła się subtelna różnica. Była całkowicie kobieca, miękka i kusząca. Każde pociągnięcie jej opuszków palców po jego twarzy, wysłało faliste ciepło przesyłane prosto do jego duszy.
Szybko wyraz jej twarzy zmienił się w zmieszanie, w lęk. W poczucie winy. Wraz z czystym przerażeniem mógł wyczuć determinację. Falcon poczuł narastanie agresji w jej ciele i chwycił jej ręce zanim mogła zrobić sobie krzywdę. Pochylił się blisko niej, chwytając jej spojrzenie jego własnym.
- Uspokój się; rozwiążemy to. Wiem, że cię przestraszyłem i za to przepraszam. - Celowo zniżył głos tak, aby był miękki, bogactwo nut miało uspokoić, uciszyć, usidlić. - Nie możesz wygrać bitwy sił między nami, więc nie trać energii. - Jego głowa obniżyła się tak, że opierał, przez jedną krótką chwilę, swoje czoło o jej.
- Słuchaj dźwięku bicia mego serca. Niech twoje serce podąży śladem mojego.
Jego głos był jednym z niezrównanie pięknych. Chciała ulec jego ciemnej mocy. Jego chwyt był niezwykle łagodny, nawet czuły; trzymał ją w ramionach z wyjątkową opieką. Świadomość ogromnej siły, połączonej z jego łagodnością, wysyłała dziwne liżące płomienie wzdłuż jej skóry. Znalazła się w potrzasku na wieki, w bezdennej otchłani jego oczu. Nie było tam dna, tylko swobodne spadanie, nie mogła się wycofać. Jej serce podążyło za jego, zwalniało do czasu, aż biło dokładnie takim samym rytmem.
Sara miała żelazną wolę, udoskonaloną w ogniu uraz, a jednak nie mogła wyrwać się z tego ciemnego, hipnotycznego spojrzenia, chociaż jakaś jej część zdała sobie sprawę, że jest pod nienaturalnym urokiem czarnej magii. Jej ciało zadrżało nieznacznie, kiedy podniósł swoją głowę, gdy wzniósł jej rękę na wysokość swoich oczu, by zbadać zdartą skórę.
- Pozwól mi, bym to dla ciebie wyleczył - powiedział miękko. Jego akcent dodał głosowi zmysłowy wymiar, który zdawało się, czuła jak spływa w dół aż do palców stóp. - Wiedziałem, że zraniłaś się w czasie ucieczki. - Poczuł zapach jej krwi w nocnym powietrzu. To go wzywało, przyciągało go poprzez mrok jak najjaśniejsza z latarń.
Jego czarne oczy płonęły w niej, Falcon wolno wzniósł rękę Sary do ciepła swoich ust. Przy pierwszym dotyku jego oddechu na jej skórze, oczy Sary powiększyły się we wstrząsie. Ciepło. Żar. To była zmysłowa bliskość poza jej doświadczeniem, a wszystko co zrobił, to chuchnął na nią. Jego język głaskał leczniczo, kojącą pieszczotą wzdłuż tyłu jej ręki. Aksamitna ciemność, wilgotna i zmysłowa. Jej całe ciało zacisnęło się, rozpłynęło pod nim. Oddech uwiązł jej w gardle. Ku jej całkowitemu zdziwieniu, pieczenie zniknęło, gdy szorstki aksamit podążył wzdłuż każdego skaleczenia, zostawiając z tyłu mrowiącą świadomość. Czarne oczy wędrowały po jej twarzy, intensywnie, płonąc. Intymnie.
- Lepiej? - zapytał łagodnie.
Sara wpatrywała się w niego bezradnie przez wieczność, zgubiona w jego spojrzeniu. Zmusiła się do wciągnięcia powietrza w płuca i powoli skinęła głową.
- Proszę, uwolnij mnie.
Falcon przesunął ciało niemal niechętnie, zmniejszając swój ciężar na niej, zatrzymując władanie nad jej nadgarstkiem tak, żeby mógł pociągnąć ją na nogi jednym płynnym, lekkim szarpnięciem, gdy płynnie wstał. Sara rozplanowała w głowie każdy ruch, wyraźnie i zwięźle. Jej wolna ręka zgarnęła nóż ukryty w kieszeni przemoczonej kurtki, która leżała obok niej. Gdy ją podciągnął, podniosła nóż, łapiąc jego nogi pomiędzy swoje w nożycowatym ruchu, przetaczając go w dół i pod siebie. Przetoczył się dalej, jeszcze raz na górę. Spróbowała zagłębiać nóż prosto w jego sercu, ale każda komórka w jej ciele była krzykiem protestu, a jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Sara zdecydowanie zamknęła oczy. Nie mogła patrzeć na ukochaną twarz, gdy ją niszczyła. Ale zniszczyłaby go.
Jego ręka chwyciła jej, zapobiegając całemu ruchowi. Zastygli razem, jego noga niedbale przyciskała jej uda do podłogi. Sara była w znacznie bardziej ryzykownej pozycji niż poprzednio, tym razem z nożem między nimi.
- Otwórz oczy - rozkazał cicho.
Jego głos roztapiał jej ciało, więc było miękkie i płynne jak miód. Chciała wykrzyknąć sprzeciw. Jego głos pasował do twarzy anioła, ukrywając w nim demona. Uparcie potrząsnęła swoją głową.
- Nie chcę cię takiego widzieć.
- Jakim mnie widzisz? - zapytał z ciekawością. - Skąd znasz moją twarz? - Zna ją. Jej serce. Jej duszę. Nie wyczytał nic z jej twarzy albo jej ciała. Nawet z jej umysłu. Zrobił uprzejmość nie naruszając jej myśli, ale jeśli uparcie będzie próbowała go zabić, nie będzie miał wyboru.
- Jesteś niezrównanym potworem. Dostrzegłam twój rodzaj i nie dam się zwieść twarzy, którą wybrałeś nosić. To jest złudzenie tak, jak wszystko wokół ciebie. - Trzymała oczy mocno ściśnięte. Nie mogła znieść, że ponownie zagubi się w jego czarnym spojrzeniu. Nie mogła znieść patrzenia na twarz, którą kochała tak długo.
- Jeśli zamierzasz mnie zabić, zrób to; skończ z tym. - W jej głosie była rezygnacja.
- Dlaczego myślisz, że chciałbym cię skrzywdzić? - Jego palce poruszyły się łagodnie wokół jej dłoni. - Puść nóż, piccola. Nie mogę mieć cię kaleczącej się w jakiś sposób. Nie możesz ze mną walczyć; nie ma na to sposobu. To co jest między nami jest nieuniknione. Puść broń, bądź spokojna i rozwiążmy to.
Sara pozwoliła swoim palcom wolno się otworzyć. W każdym razie nie chciała noża. Już wiedziała, że nigdy nie mogłaby zagłębiać go w jego sercu. Jej umysł mógł być do tego skłonny, ale jej serce nigdy nie pozwoliłoby na taką potworność. Jej niechęć nie miała sensu. Była tak starannie przygotowana na taki właśnie moment, ale potwór przybrał twarz jej mrocznego anioła. Jak mogła kiedykolwiek przygotować się na tak mało prawdopodobne zdarzenie?
- Jak się nazywasz? - Falcon usunął nóż z jej drżących palców, chwytając ostrze z łatwością, naciskając kciukiem i rzucił go w przez pokój. Jego dłoń przesunęła się po jej ręce w delikatnym muśnięciu zmniejszając jej napięcie.
- Sara. Sara Marten. - Przygotowywała się, by spojrzeć na jego piękną twarz. Twarz człowieka, doskonale wyrzeźbioną przez czas i honor, i uczciwość. Maska niezrównanego artystycznego piękna.
- Ja nazywam się Falcon.
Jej oczy gwałtownie się otworzyły po jego wyznaniu. Rozpoznała jego imię. Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla ciebie, dar serca. Potrząsnęła swoją głową we wstrząsie.
- To niemożliwe. - Jej oczy przeszukały jego twarz, łzy zabłysły w nich jeszcze raz. - To niemożliwe - powtórzyła. - Czu ja tracę zmysły? - To było możliwe, może nawet nieuniknione. Nie rozważyła takiej możliwości.
Jego ręce objęły jej twarz.
- Sądzisz, że jestem nieumarłym. Wampirem. Widziałaś taką istotę. - oświadczył, surowa rzeczywistość. Oczywiście widziała. Inaczej, nigdy by go nie zaatakowała. Poczuł nagły łomot swojego serca, strach wzrastał w przerażenie. Przez wszystkie stulecia jego istnienia, nigdy wcześniej nie zaznał takiego uczucia. Była sama, niechroniona i spotkała najbardziej złe ze wszystkich stworzeń, nosferatu.
Kiwnęła wolno głową, ostrożnie go obserwując.
- Uciekłam mu wiele razy. Raz niemal udało mi się go zabić.
Sara poczuła, jak jego wielkie ciało zadrżało na jej słowa.
- Próbowałaś takiej rzeczy? Wampir jest jednym z najgroźniejszych stworów na powierzchni tej ziemi. - Było bogactwo nagany w jego głosie. - Może powinnaś opowiedzieć mi całą historię.
Sara mrugnęła pod nim.
- Chcę wstać. - Poczuła, że to drobne kłamstwo wbiło ją w podłogę pod nim, stawiało w bardzo niekorzystnym położeniu, patrzącą w jego ukochaną twarz.
Westchnął łagodnie.
- Sara. - Przez sposób w jaki powiedział jej imię podwinęła palce u nóg. Wdychał sylaby. Wyszeptał to pomiędzy drażniącą pobłażliwością, a mruczącym ostrzeżeniem. Sprawił, że zabrzmiało to jedwabiście i aromatycznie, i seksownie. Wszystko, czym nie była.
- Nie chcę musieć ponownie cię powstrzymywać. To cię przeraża i nie życzę sobie widzieć ciągle taki strach w tych pięknych oczach, kiedy na mnie patrzysz. - Chciał zobaczyć miłość, czułe spojrzenie, to bezradne cudowne rozlewanie z jej jasnego spojrzenia, takie samo, kiedy pierwszy raz rozpoznała jego twarz.
- Proszę, chcę wiedzieć o co chodzi. Nie zamierzam nic zrobić. - Sara chciałaby nie brzmieć tak przepraszająco. Kłamała na podłodze swojego domu, z zupełnie obcym człowiekiem przygwożdżającym ją w dół, nieznajomym, którego widziała, jak pije krew z ludzkiej istoty. Zdemoralizowanej ludzkiej istoty, ale jednak … pił krew. Widziała dowody na własne oczy. Jak mogłaby to usprawiedliwić?
Falcon podniósł się, jego ciało w ruchu było poezją. Sara podziwiała płynność, łatwość z jaką się poruszył, przypadkowe falowanie mięśni. Stała kolejny raz, jej ciało było w jego cieniu, blisko, więc mogła poczuć gorąco jego ciała. Powietrze wibrowało jego mocą. Luźno zwinął palce, jak bransoletkę, wokół jej nadgarstka, nie dając jej żadnej okazji do ucieczki.
Sara delikatnie przesunęła się dalej od niego, potrzebując małej przestrzeni dla siebie. Myśleć. Oddychać. Być Sarą, a nie częścią Mrocznego Snu. Jej Mrocznego Snu.
- Powiedz mi, jak spotkałaś wampira. - Słowa powiedział spokojnie, ale groźba w jego głosie wysłała dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa.
Sara nie chciała stawić czoła tym wspomnieniom.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć - wyznała zgodnie z prawdą i przechyliła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
Jego spojrzenie od razu ją uwięziło i jeszcze raz poczuła to dziwne uczucie spadania. Pocieszenie. Bezpieczeństwo. Ochronę przed straszliwymi duchami przeszłości.
Jego palce były zaciśnięte wokół jej nadgarstka, łagodnie, jakby w pieszczocie, jego kciuk przesuwał się czule po jej wrażliwej skórze. Pociągnął ją z powrotem do siebie z taką samą łagodnością, która często wydawała się towarzyszyć jego ruchom. Ruszył się wolno, jakby bał się ją przestraszyć.
Tak jakby znał jej niechęć, zapytał ją:
- Nie chcę się narzucać, ale jeśli tak byłoby łatwiej, to mogę odczytać wspomnienia w twoim umyśle, bez konieczności mówienia o nich głośno.
Słychać było tylko brzęczenie deszczu o dach. Przedzierała się przez wspomnienia. Krzyki jej matki i ojca, i brata odbijały się echem w jej uszach. Sara stanęła sztywno, we wstrząsie, jej twarz była biała i nieruchoma. Oczy miała większe niż kiedykolwiek, dwa połyskujące fiołkowe klejnoty, szerokie i przerażone. Przełknęła dwa razy i zdecydowanie przesunęła na niego spojrzenie, żeby patrzeć na jego szeroką pierś.
- Moi rodzic byli profesorami na uniwersytecie. W lecie zawsze jeździliśmy do jakiegoś egzotycznego, fantastycznego, znanego miejsca, na wykopaliska. Miałam piętnaście lat; zabrzmiało to bardzo romantycznie. - Jej głos był cichy, kompletnie monotonny. - Błagałam by pójść, więc zabrali mojego brata Roberta i mnie ze sobą. - Wina. Żal. To ją zalało.
Milczała długi czas, tak długi, że pomyślał, iż ona nie jest w stanie kontynuować. Sara nie przesunęła spojrzenie z jego klatki piersiowej. Recytowała słowa, jakby nauczyła się ich na pamięć z podręcznika, klasyczna historia grozy.
- Kochałam to, oczywiście. Było tam wszystko czego oczekiwałam i więcej. Mój brat i ja mogliśmy zbadać zawartość naszych serc i chodziliśmy wszędzie. Nawet w dół do tunelów, gdzie nasi rodzic zakazali nam chodzić. Byliśmy zdeterminowani by znaleźć nasz własny skarb. - Robert śnił o złotych kielichach mszalnych. Ale coś jeszcze wzywało Sarę. Wzywało i wabiło, wydawało głuchy odgłos w jej sercu do czasu, gdy była dręczona.
Falcon dobrze czuł drżenie, które przebiegało przez jej ciało i instynktownie przyciągnął ją bliżej, tak aby ciepło jego ciała przedostało się do jej chłodu. Jego ręka przesunęła się na jej kark, palce łagodziły napięcie w mięśniach.
- Nie musisz kontynuować, Saro. To jest dla ciebie zbyt bolesne.
Potrząsnęła głową.
-Widzisz, znalazłam skrzynie. Wiedziałam, że to tam jest. Piękną, ręcznie rzeźbioną skrzynię, owiniętą ostrożnie w wysuszone skóry. Wewnątrz był dziennik. - Wtedy podniosła swoją twarz, żeby spojrzeć w jego oczy. Określić jego reakcję.
Jego czarne oczy przesunęły się zaborczo po jej twarzy. Pożerał ją. Partnerka życiowa. Słowa wirowały w powietrzu między nimi. Z jego umysł do jej. Zostały wypalone w ich umysłach na całą wieczność.
- To było twoje, prawda? - zrobiła delikatne oskarżenie. Wpatrywała się w niego dalej, do czasu, gdy słaby kolor nie skradał się w górę jej szyi i zarumienił jej policzki. - Ale nie może być. Ta skrzynia, ten dziennik ma co najmniej sto piętnaście lat. Więcej. Zostało to sprawdzone i ustalono autentyczność. Gdyby to było twoje, gdybyś napisał dziennik, to musiałbyś być … - oddaliła się, potrząsając głową. - To nie możliwe. - Potarła pulsujące skronie. - To nie możliwe - szepnęła ponownie.
- Słuchaj bicia mojego serca, Saro. Słuchaj oddechu wchodzącego i wychodzącego z moich płuc. Twoje ciało rozpoznaje moje. Jesteś moją prawdziwą partnerką życiową.
Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój prezent dla ciebie. Na chwile zamknęła oczy. Ile razy odczytała te słowa?
Nie zemdlała. Stała kołyszące się przed nim, jego palce, bransoletka wokół nadgarstka, trzymały ją cały czas.
- Mówisz mi, że napisałeś dziennik.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak że jej ciała oparło się jego. Nie zauważyła, że ją trzymał.
- Powiedz mi o wampirze.
Potrząsnęła głową, mimo to usłuchała.
- Był tam jedną noc po tym, jak znalazłam skrzynie. Tłumaczyłam pamiętnik, przewijałam i zwijałam listy i poczułam go tam. Nie mogłam nic zobaczyć, ale to tam było, obecność. Całkowicie zła. Pomyślałam, że to jest klątwa. Robotnicy narzekali na przekleństwo i jak wielu ludzi umarło odgrzebując w pojedynkę to, co zostało najlepsze. Znaleźli martwego człowieka w tunelu poprzedniej nocy, pozbawionego krwi. Usłyszałam, jak robotnicy powiedzieli mojemu ojcu, że tak tu było przez wiele lat. Gdy rzeczy pochodzą z wykopalisk, to mogło przyjść. W nocy. A tej nocy, wiedziałam, że tam było. Pobiegłam do sypialni ojca, ale pokój był pusty, więc udałam się do tuneli, aby go odnaleźć, aby go ostrzec. Widziałam go wtedy. To zabijało innego pracownika. Spojrzało w górę i zobaczyło mnie.
Sara powstrzymała szloch i mocniej naciskała koniuszkami palców swoje skronie.
- Czułam go w swojej głowie, mówił żeby przyjść do niego. Jego głos był straszny, chropawy i wiedziałam, że będzie mnie poszukiwać. Nie wiedziałam dlaczego, ale wiedziałam, że to nie koniec. Pobiegłam. Miałam szczęście; robotnicy zaczęli wlewać się do tunelów i uciekłam w całym zamieszaniu. Mój ojciec zabrał nas do miasta. Zostaliśmy tam przez dwa dni zanim to nas znalazło. Przyszło wieczorem. Byłam w szafie wnękowej, nadal próbując przetłumaczyć pamiętnik używając latarki. Czułam go. Czułam i wiedziałam, że przyszedł po mnie. Ukryłam się. Zamiast ostrzec ojca ukryłam się tam w kupie koców. Wtedy usłyszałam, jak moi rodzice i brat krzyczeli i ukryłam się z rękami zasłaniającymi uszy. Szeptał mi, żebym do niego przyszła. Myślałam, że gdybym poszła, on może by ich nie zabił. Ale nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam się ruszyć nawet, gdy krew płynęła pod drzwiami. W nocy była czarna, nie czerwona.
Ramiona Falcona owinęły ją ciasno, trzymał ją mocno. Mógł poczuć żal promieniujący od niej, wina zbyt straszna by ją znieść. Łzy zamknięte na zawsze w jej sercu i umyśle. Dziecko będące świadkiem brutalnego zabójstwa swojej rodziny przez potwora niezrównanie złego. Jego usta muskały w wolnej pieszczocie gęstą warstwę jej czarnych włosów.
- Nie jestem wampirem, Saro. Jestem myśliwym, niszczycielem nieumarłych. Spędziłem kilka długości życia z dala od Ojczyzny i mojego ludu, szukając właśnie takich istot. Nie jestem wampirem, który zniszczył twoją rodzinę.
- Skąd mam wiedzieć czym jesteś albo nie jesteś? Widziałam, jak wziąłeś krew tego człowieka. - Odsunęła się od niego w szybkim, niespokojnym ruchu, całkowicie kobiecym.
- Nie zabiłem go - odpowiedział zwyczajnie. - Wampir zabija swoją ofiarę. Ja nie.
Sara przeczesała drżącą ręką krótkie szpice jej jedwabistych włosów. Czuła się całkowicie wyczerpana. Przeszła niespokojnie przez pokój do małej kuchni i nalała sobie jeszcze jedną filiżankę herbaty. Falcon wypełniał jej dom swoją obecnością. Trudno było powstrzymać się od patrzenia na niego. Patrzyła jak porusza się po jej domu, dotykając jej rzeczy pełnymi szacunku palcami. Sunął cicho, niemal jakby płynął nad podłogą. Wyczuła moment kiedy to odkrył. Przepchnęła się do sypialni opierając biodro o drzwi, tylko na niego patrząc, ponieważ popijała herbatę. To ogrzało ją od środka i pomogło jej powstrzymać dreszcze.
- Podoba ci się? - Pojawiła się nagła nieśmiałość w jej głosie.
Falcon wpatrywał się w stoliczek obok łóżka, gdzie wpatrywało się w niego pięknie wyrzeźbione popiersie jego własnej twarzy. Każdy szczegół. Każda linia. Jego ciemne, opadające powieki, długie spływające włosy. Jego silna szczęka i arystokratyczny nos. To było więcej niż rzeczywistość, dodała każdy doskonały szczegół, było takie, jak go widziała. Wspaniały. Stary Świat. Oczami miłości.
- Ty to zrobiłaś? - Ledwie zdołał wydobyć słowa przeszłości, a dziwny grudka zablokowała mu gardło. Mój Mroczny Anioł, partnerka życiowa Sara. Napis był doskonale wykaligrafowany, każdy litera muśnięciem sztuki, pieszczotą miłości, każdy kawałek tak piękny jak popiersie.
- Tak. - Nadal patrzyła na niego z bliska, zadowolona z jego reakcji. - Zrobiłam to z pamięci. Gdy dotykam rzeczy, w szczególności starych rzeczy, czasami mogę łączyć się z wydarzeniami albo rzeczami z przeszłości, które utrzymywały się w przedmiocie. Brzmi to dziwnie. - Wzruszyła ramionami. - Nie potrafię wyjaśnić, jak to się dzieje, tak po prostu jest. Gdy dotknęłam pamiętnik, wiedziałam, że jest przeznaczony dla mnie. Nie dla kogokolwiek, nie dla żadnej innej kobiety. To zostało napisane dla mnie. Gdy przetłumaczyłam słowa ze starożytnego języka, mogłam dostrzec twarz. Było tam małe drewniane biurko i siedział przy nim człowiek, i pisał. Odwrócił się i patrzał na mnie z taką samotnością w oczach, wiedziałam, że muszę go odnaleźć. Jego ból był ciężki do zniesienia, ta straszna czarna pustka. Widzę taką samą samotność w twoich oczach. Widziałam twoją twarz. Twoje oczy. Rozumiem pustkę.
- W takim razie wiesz, że jesteś moją drugą połową. - Słowa wymówił cicho, wypowiedziane chrapliwie przez Falcona, który usiłował zachować nieznane emocje pod kontrolą. Jego oczy napotkały jej przez pokój. Jedna z jego rąk opierała się na górze popiersia, jego palce odnalazły precyzyjny rowek w fali włosów, które pieściła tysiące razy.
Kolejny raz, Sara miała przedziwne uczucie opadania w głębie jego oczu. Była taka intymność w sposobie, w jaki dotykał jej znajome rzeczy. Minęło prawie piętnaście lat odkąd była naprawdę blisko innej osoby. Była ścigana i nigdy nie zapomniała o tym nawet na chwilę. Każdy, kto był jej bliski byłyby w niebezpieczeństwie. Mieszkała sama, często zmieniała adres, licznie podróżowała i stale zmieniła swoje wzorce zachowań. Ale potwór za nią podążał. Dwa razy, kiedy przeczytała o seryjnym mordercy grasującym w mieście, była tam, aktywnie polowała na bestię, zdeterminowana by pozbyć się wroga, ale nigdy jej się nie udało znaleźć jego legowiska.
Nie mogła rozmawiać z nikim o swoim spotkaniu; nikt by jej nie uwierzył. Powszechnie sądzono, że wariat wymordował jej rodzinę. I miejscowi robotnicy byli przekonani, że to była klątwa. Sara odziedziczyła rodzinny spadek, spory majątek, miała więc wystarczająco szczęścia by wiele podróżować, zawsze będąc jeden kok przed prześladowcą.
- Sara. - Sokół wypowiedział jej imię łagodnie, przywodząc ją do niego.
Deszcz tłukł teraz w dach. Wiatr uderzył w okna, gwiżdżąc głośno jakby w ostrzeżeniu. Sara podniosła filiżankę do swoich warg i piła, jej oczy wciąż wpatrywały się w jego. Ostrożnie umieściła filiżankę na spodku i odłożyła ją na stół.
- Jak to możliwe, że istniejesz tak długi czas?
Falcon zauważył, że utrzymuje pewną odległość przed nim, zauważył jej bladą skórę i drżące usta. Miała piękne usta, ale była na granicy wytrzymałości i nie ośmielił się myśleć o jej ustach lub o bujnej krzywiźnie jej ciała. Rozpaczliwie go potrzebowała i był zdeterminowany, by odepchnąć szarpiącą, ryczącą bestię i dostarczać jej pociechę i pokój. Z ochroną.
- Nasz gatunek istnieje od zarania dziejów, chociaż jesteśmy bliscy wyginięcia. Mamy wielkie dary. Jesteśmy w stanie kontrolować burze, zmieniać kształt, szybować jako wspaniałe skrzydlate sowy i biegać z naszymi braćmi, wilkami. Nasza długowieczność jest zarazem darem i przekleństwem. Nie jest łatwo patrzeć na przechodzących śmiertelników, wieki. To straszne żyć bez nadziei, w czarnej niekończącej się próżni.
Sara usłyszała słowa i dała z siebie wszystko, aby zrozumieć, co on mówi. Szybować jako wspaniałe skrzydlate sowy. Chciałaby latać wysoko nad ziemią i być wolną od wagi jej winy. Jeszcze raz potarła skronie, marszcząc brwi w koncentracji.
- Dlaczego bierzesz krew skoro nie jesteś wampirem?
- Boli cię głowa. - Powiedział, jakby to było jego największe zmartwienie. - Pozwól, że ci pomogę.
Sara mrugnęła, a on znalazł się blisko niej, ciepło jego ciała natychmiast rozszerzyło się na jej zimną skórę. Mogła poczuć, jak łuk elektryczności skacze z jego na jej ciało. Chemia między nimi była tak silna, że ją przeraziła. Pomyślała o odejściu, ale zdążył ją sięgnąć. Jego ręce obramowały jej twarz, palce pieściły, łagodnie. Jej serce okręciło się, wykonało zabawne salto, które pozbawiło ją tchu. Koniuszki jego palców przeniosły się na jej skronie.
Jego dotyk był kojący, wysyłał gorąco wijące się nisko i grzesznie, co spowodowało trzepotanie motyli w dole jej brzucha. Poczuła jego spokój, oddech wędrujący przez jego ciało, przez jej ciało. Czekała w agonii pełnej napięcia, czekała, podczas gdy jego ręce przesuwały się po jej twarzy, kciuk pieścił jej pełną dolną wargę. Poczuła go wtedy, jego obecność w swoim umyśle, dzielenie jej umysłu, jej myśli, horroru jej wspomnień, jej winy… Sara wydała cichy krzyk protestu, wyrwała mu się nie chcąc, by zobaczył skazę na zawsze plamiącą jej duszę.
- Saro, nie. - Powiedział to łagodnie, jego ręce odmówiły opuszczenia jej. - Jestem ciemnością, a ty światłem. Nic nie zrobiłaś źle. Nie mogłeś uratować swojej rodziny; zamordowałby ich przed tobą.
- Powinnam umrzeć z nimi, zamiast kulić się w szafie. - Wyskoczyła ze swoim wyznaniem, prawdą o jej tragicznym grzechu.
- Nie zabiłby cię. - Powiedział słowa cichutko, jego głos zrobił się niski, tak że przesunął się po jej skórze w aksamitnej pieszczocie. - Bądź cicho przez chwilę i pozwól mi zabrać twój ból głowy.
Siedziała nieruchomo, ciekawa co się wydarzy, obawiając się o swoje zdrowie psychiczne. Widziała go, jak pił krew, jego kły w szyi mężczyzny, płomienie płonące w głębi jego oczu, ale gdy jej dotknął, miała wrażenie, że należały do niego. Chciała należeć do niego. Każda komórka w jej ciele błagała o niego. Potrzebowała go. Ukochany Mroczny Anioł. Czy był aniołem śmierci domagającym się jej? Była gotowa pójść z nim, pójdzie, ale chciała ukończyć swoje plany. Zostawiać coś dobrego, coś uczciwego i prawego.
Słyszała słowa, starożytny język intonowany daleko w jej umyśle. Piękne, śpiewne słowa, tak stare jak czas. Słowa mocy i pokoju. W jej głowie, nie z zewnątrz niej. Jego głos był cichy i mglisty jak wczesny poranek, i jakoś, leczniczy monotonny śpiew sprawił, że jej ból głowy odpłynął daleko jak ulotna chmurka.
Sara wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego twarzy, jego ukochaną znajomą twarz.
- Obawiam się, że nie jesteś prawdziwy - przyznała. Falcon. Partnerka życiowa Sara.
Serce Falcona fiknęło, roztopiło się całkowicie. Przyciągnął ją bliżej swojego ciała, łagodnie, tak żeby jej nie przestraszyć. Zadrżał z potrzeby jej, objął jej twarz swoimi dłońmi, trzymając nieruchomo, podczas gdy powoli pochylił ku niej głowę. Zagubiła się w bezdennej otchłani jego oczu. Palące pragnienie. Intensywność potrzeby. Boląca samotność.
Sara zamknęła oczy zanim jego usta wzięły ją w posiadanie. Ziemia zadrżała pod jej stopami. Jej serce łomotało w rytmie strachu. Zgubiła się na wieki w tym mrocznym uścisku.
Dark Dream - Christine Feehan
By: widmo14 9 | Strona