Po co ta perfidia w polityce?
W polityce, zarówno międzynarodowej, jak i wewnętrznej, jest ciągle dużo perfidii, czyli niewiarygodności, zakłamania, przewrotności, wiarołomstwa i zdrady. Jest to jakaś choroba państw, narodów i dyplomacji. Dobrym przedmiotem dla refleksji nad anatomią tej perfidii są dla nas choćby czasy przedrozbiorowe i rozbiorowe, a takie z odniesieniami do naszej najnowszej historii wydobywania się Polski z niewoli i upadku duchowego.
Dwie szkoły
Przed Polakami stoi pytanie, jak doszło do upadku tak potężnego państwa w Europie, bodajże w XVIII wieku największego. I oto w tej kwestii były dwie szkoły historyków: warszawska - zwana optymistyczną, i krakowska - zwana pesymistyczną. Według szkoły optymistycznej, Polska upadła, bo ze względu na położenie geograficzne znalazła się pomiędzy trzema okrutnymi bestiami politycznymi: Rosją, Prusami i cesarstwem austrowęgierskim, a sami Polacy byli narodem godnym, szlachetnym, łagodnym i przestrzegającym w dużym stopniu Ewangelii, także w polityce. Według szkoły pesymistycznej natomiast, głównie polskich historyków żydowskich, Polska upadła, dlatego że szlachta polska się zdegenerowała i cały Naród nie był już zdolny tworzyć dobrego państwa, kultury, postępu, sąsiadów zaś nie mieliśmy gorszych niż wszystkie inne narody europejskie. Odtąd Polska, żeby się utrzymać na poziomie europejskim, musi się oprzeć na innych. Ciekawe, że echa tych poglądów pesymistycznych o Narodzie Polskim znajdujemy do dziś u wielu historyków krakowskich i w ośrodkach "Tygodnika Powszechnego" od czasu Jerzego Turowicza, a także w "Znaku". Łączy się to też bardzo często z krytyczną oceną Kościoła polskiego i katolicyzmu w ogóle.
Obie te szkoły postawiły swoje ślady także bardziej ogólnie. Można chyba powiedzieć, że właśnie bardziej optymistycznie o Polsce w ogóle myślą i mówią takie partie, jak PiS, Samoobrona, LPR, a także PSL, natomiast bardziej pesymistycznie - PO, demokraci, dawna UW i cała lewica oraz ugrupowania ateizujące. Myślę, że trzeba uwzględniać obie strony i pójść dalej: ku otwartej twórczości społecznej, narodowej, kulturalnej i politycznej. Co do zaborów to zawinił dziwny splot okrutnych sąsiadów i rozkładu wewnętrznego z powodu chaosu duchowego i braku dyscypliny społecznej, inaczej mówiąc: źle rozumiana "demokracja szlachecka", ówczesny liberalizm polski. Jest to przestroga przed dzisiejszymi ideami liberalizmu ateistycznego.
Próby odrodzeniowe
Dużo by mówić o ogólnym rozkładzie społeczeństwa polskiego w XVIII wieku, o swawoli szlachty, braku silnej władzy królewskiej, o upadku kultury, braku silniejszej armii i o rozpadaniu się Królestwa Polskiego na "państewka magnackie", które były niemal autonomiczne, często z własną armią i z własną polityką. Notabene, podziału państw na regiony chce też niemądra polityka UE. Ale Polska była również bardzo osłabiona przez nieustanne wojny. Z tego głębokiego osłabienia korzystała głównie Rosja, która od Piotra Wielkiego wyrastała na imperium, kierując się ideą bizantyjską i tym samym antyrzymską i antykatolicką. W czasie wyniszczającej Polskę wojny północnej (1700-1721), kiedy to Szwedzi znów wtargnęli w głąb naszego kraju, Rosja na jednodniowym Sejmie niemym w 1717 roku narzuciła nam przy pomocy wojska swój protektorat i jednocześnie zablokowała wszystkie nasze starania o odrodzenie społeczeństwa i państwa. I to właśnie była owa perfidia, gdyż czyniła to rzekomo w imię przyjaźni i obrony "demokracji szlacheckiej". Dominacja rosyjska w tym wrogim duchu umocniła się ogromnie, gdy po śmierci króla Augusta III (5 X 1763) Katarzyna II, od dwóch lat caryca rosyjska, z pochodzenia księżna niemiecka, osadziła przy pomocy wojska na tronie polskim swego dotychczasowego kochanka, stolnika litewskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego (6 IX 1764). Przez niego chciała kierować całym życiem Polski. Narzucenie potem Polsce tzw. rządu lubelskiego przez Sowietów miało w tym swój prototyp.
Zresztą już trochę wcześniej, bo 11 kwietnia 1764 roku, Rosja i Prusy podpisały tajne przymierze przeciwko Polsce, żeby nie dopuścić do odrodzenia Polski i polityczno-wojskowego, i duchowego - rzekomo w interesie wolności szlacheckiej i zdławienia polskiej zarazy rewolucyjnej w Europie. W roku 1766 Rosja i Niemcy nakazały Sejmowi polskiemu zachować liberum veto, nie pomnażać wojska, nie dokonywać reform, a także poparły ewentualność nieposłuszeństwa wobec króla. Oczywiście przewrotna Katarzyna II starała się jak mogła także osłabić Kościół polski, głównie przez podburzanie prawosławnych przeciwko katolikom, a jeszcze bardziej przez sterowanie nominacjami biskupimi. Największą perfidię okazała caryca, gdy w roku 1767 mianowała arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski Gabriela Podeskiego, kanonika gnieźnieńskiego, kapłana o gorszącym życiu, masona, wroga Stolicy Apostolskiej i króla Poniatowskiego, no i płatnego agenta rosyjskiego. Uciekł on z kraju po I rozbiorze Polski. Dobrze rozumiemy i dziś, dlaczego komuniści i liberałowie, łącznie z katolewicą, chcą mieć taki przemożny wpływ na nominacje biskupie.
W ramach zmysłu samozachowawczego zrodziła się wszakże w kraju niejako ówczesna "solidarność polska" w postaci konfederacji barskiej (1768-1772) zmierzająca do odrodzenia Narodu i Kościoła, przywrócenia pełnej niepodległości, wzmocnienia władzy centralnej (choć już nie króla Poniatowskiego), umocnienia armii i przeciwstawienia się rosyjskiemu ogromnemu faworyzowaniu w Polsce Cerkwi prawosławnej.
I wtedy też dzisiejszą rolę redemptorystów i ojca Rydzyka odegrali karmelici i o. Marek Jandołowicz (1713-1799), którzy cały ten ruch zainspirowali, wspierając walkę o wolność kraju ze strony Kościoła katolickiego, zwłaszcza że biskupi zajmowali przeważnie stanowisko niejasne. Konfederację za to poparło katolickie duchowieństwo parafialne i zakonne.
Konfederacja barska szybko przemieniła się w rodzaj powstania czy ruchu partyzanckiego i rozlała się z Ukrainy na całą Polskę. Dołączyła liczna szlachta, duchowieństwo, a nawet niektórzy magnaci nastawieni patriotycznie. Ale sytuacja była ciężka. Na Ukrainie powstali znów chłopi - przeciwko panom polskim i mieszczanom, a także przeciwko Rosjanom i Żydom. Na polu militarnym konfederaci ulegli dość szybko licznym wojskom rosyjskim i pruskim, wojsko podległe królowi Poniatowskiemu ich nie poparło. Najdłużej walczyli pod Częstochową. Francuski ateista Wolter mówił - jakby dziś - że katolicy polscy są nacjonalistami, że są nietolerancyjni wobec prawosławia i luteranizmu i że konfederaci "poświęcają swe sztylety przed obrazem częstochowskim". Posłanką tolerancji dla Woltera była caryca, kurtyzana na tronie.
Szatałskie rozbiory
Mocarstwa sąsiednie przeraziły się polskich ruchów odrodzeniowych, jak to będzie dwa wieki później z ruchem "Solidarność". Z inicjatywą I rozbioru Polski wyszedł absolutystyczny król pruski Fryderyk II (1740-1786). Po prostu obawiał się, że Rosja, mająca protektorat nad całą Polską, wcieli ją do siebie. I stało się, jak potem w roku 1939, co rzuca cień do dzisiaj. Dnia 5 sierpnia 1772 roku Prusy i Rosja, wciągając dla przyzwoitości i katolicką Austrię, podpisały wspólny tajny traktat rozbiorowy i już 18 sierpnia wysłały swoje wojska do Polski. Prusy zagarnęły wówczas 34 tys. km2 terytorium Polski, Austria - 83 tys. km2, a Rosja 92 tys. km2. Prusy odpychają Polskę od Bałtyku i uważają, że polska wolność szlachecka to anarchia zagrażająca Europie, że nieprawnie posiadła ziemie północno-zachodnie i że trzeba wzmocnić Niemcy przeciw Europie Zachodniej. Rosji chodziło o coś podobnego, choć główne motywy ukazała historiografia rosyjska, ówczesna i późniejsza, według której Polska zrodziła się na ziemiach ruskich, zagarnęła te ziemie wraz z Litwinami, poddała się "heretyckiemu" katolicyzmowi i staremu Rzymowi (nowym Rzymem jest Moskwa), prześladuje prawosławie, a panowie polscy mordują bestialsko ludność rosyjską na opanowanych ziemiach. Pisano nawet, że zdarzało się, iż wojsko polskie gotowało w kotłach dzieci ruskie na oczach ich matek w czasie tłumienia powstań ludu. Trzeba pamiętać, że wschodnia perfidia, zakłamanie i nienawiść do Zachodu, wyrastające na gruncie kompleksu schizmatyckiego, bywały straszliwe i nie do pojęcia. Do dziś Kościół zachodni nie rozumie Wschodu i niesłusznie zarzuca Polakom, że nie nadają się kompletnie do dialogu i ruchu ekumenicznego z Rosją i Ukrainą. Ludzie Zachodu nie mają pojęcia o takiej mentalności wyższych klas na Wschodzie. Austria wreszcie chciała rzekomo ratować część ziem polskich przed grabieżą ze strony państwa prawosławnego i protestanckiego. Zabiegi króla Poniatowskiego na Zachodzie o pomoc nie przyniosły żadnego efektu. Papiestwo było bardzo słabe, potężny dotąd zakon jezuitów został spętany przez różne państwa chcące rządzić Kościołem i za rok sam Papież musiał go pod naciskiem skasować. Kraj został rozbity. Liczni magnaci byli masonami, agentami zaborców i tracili zmysł polskości. Podobnie, niestety, jest nieraz i dziś z potomkami wielkich rodów. Czują się kosmopolitami, obywatelami świata, wypierają się siermiężnej Polski, należą do masonerii, ratują się czasami agenturą obcą albo przedzieżgają się w ponadnarodowych oligarchów. Nic dziwnego, że i po odzyskaniu wolności sympatia do nich ze strony lewicy bynajmniej nie wzrasta. Najdłuższe rody mają swój określony czasokres. Poziom duchowy magnaterii starał się wówczas ratować z kolei zakon pijarów, a szczególnie o. Stanisław Konarski (1710-1773), który m.in. założył dla młodzieży szlacheckiej szkołę pod nazwą Collegium Nobilium. Po dwóch wiekach będzie to przypominało trochę Katolicki Uniwersytet Lubelski, kształcący ludzi światłych w mrokach komunizmu.
Z czasem politycy rosyjscy dochodzili do przekonania, że ziem polskich wcielili do Rosji za mało, tym bardziej że przecież rozciągają swój protektorat na całą Polskę. W międzyczasie znaczna część Polaków zaczęła przeprowadzać reformę Rzeczypospolitej, co mogło prowadzić do wyrwania się ze szponów rosyjskich i w ogóle obcych. Złość dworu carskiego doprowadziły do zenitu głównie Sejm Czteroletni (1788-1792) i Konstytucja uchwalona 3 maja 1791 roku. Po konstytucji w Petersburgu był szok. Katarzyna wołała: "Polska znów przyjdzie do znaczenia, trzeba, by nigdy nie wyszła ze stanu swej nicości (por. R.H. Lord, H. Kocój, J. Łojek). Caryca 27 kwietnia 1792 roku zainicjowała konfederację przeciwko Konstytucji, zawiązaną już 14 maja 1792 roku w Targowicy na Ukrainie. Chodziło o nowy pretekst dla interwencji zbrojnej. Tym razem inicjatywę II rozbioru podjęła Rosja i wezwała do tego także Prusy, bez Austrii.
Petersburg zapałał ogromną nienawiścią do Polski. Dnia 23 stycznia 1793 roku w Petersburgu uchwalono II rozbiór Polski. Rosja, która szybko wprowadziła 100 tys. wojska, zajęła 250 tys. km2 Królestwa Polskiego, a Prusy 58 tys. km2. Konfederację targowicką Katarzyna rozwiązała 15 września 1793 roku. Głównymi filarami konfederacji byli przeważnie agenci rosyjscy, magnaci: S.Sz. Potocki, S. Rzewuski, Sz. Kossakowski i F.K. Branicki. Szymon Kossakowski, hetman wielki litewski, wstąpił nawet zaraz do wojska rosyjskiego. Ale za rok, w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej, Szymon Kossakowski został za zdradę powieszony w Wilnie, jego brat zaś, Józef, biskup inflancki, agent rosyjski, został publicznie powieszony w Warszawie.
Szybko trzeźwiało społecznie i politycznie niemal całe społeczeństwo polskie. Doszło do Powstania Kościuszkowskiego, które trwało od 24 marca do 16 listopada 1794 roku. Po jego klęsce doszło do III rozbioru, już całkowitego. Rosja i Austria 3 stycznia 1795 roku zawarły tajny układ rozbiorowy i wciągnęły do niego Prusy. Rosja zajęła 120 tys. km2, Austria 47 tys. km2, a Prusy 55 tys. km2. Historycy piszą, że III rozbiór tak skompromitował Prusy na terenie Europy, że upadło Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. A Powstanie Kościuszkowskie wsparło bardzo rewolucję francuską. "Polska padła - pisał F. Engels - ale jej powstanie uratowało rewolucję francuską". Ciekawe też, że odtąd liczne ruchy wyzwoleńcze i rewolucyjne: w Ameryce, na Węgrzech, we Francji, w Italii i gdzie indziej, zabiegały o polskich oficerów jako realizatorów idei wolności społecznej i politycznej. Polska katolicka nie była zacofana, jak dziś głosi lewica i katolewica. Przewodziła walkom o wolność i wyzwolenie i idea ta jednak wyrastała z "demokracji szlacheckiej".
Perfidia traktatów rozbiorowych
Nie ma do dziś dostępu do wszystkich tajnych dokumentów zaborców, przede wszystkim Rosji. Historyk amerykański Robert Howard Lord (1885-1954), jedyny, który na początku XX wieku został dopuszczony do tajnego archiwum dotyczącego II rozbioru, pisał, że polityka Katarzyny II była niesłychanie perfidna. Ale wredny obraz polityki rozbiorowej wyłania się nawet z dokumentów dostępnych i jawnych.
Z redakcji traktatu z 18 września 1773 roku między cesarzową Austrii Marią Teresą (1717-1780) a królem polskim, zapewne analogicznego także do traktatu z Rosją i Prusami, wynika, że tuż przed I rozbiorem był złożony królowi polskiemu "memoriał wykładający prawa i przyczyny, dlaczego do tego (rozbioru) doszło. A ponieważ król polski zaprotestował i odwołał się do nadzwyczajnego Sejmu generalnego, wyniknęło stąd - dyktował poseł Marii Teresy, baron Karol Rewitzki, sam jeden reprezentujący Austrię wobec kilkudziesięciu notabli najwyższych naszego Sejmu - niebezpieczeństwo bliskie zerwania przyjaźni i dobrej harmonii, która trwała dotąd między Królem i Rzeczpospolitą Polską a Najjaśniejszą Cesarzową. Ale szczęściem duch zgody przemógł".
I następnie na tym sejmie porozbiorowym (1773-1775) w Warszawie w traktacie z Austrią, napisanym pod dyktando posła wiedeńskiego, uwidacznia się od razu perfidia "apostolskiego dworu austriackiego". "Będzie odtąd - czytamy w artykule I - i na zawsze pokój niewzruszony, prawdziwa jedność i doskonała przyjaźń między Najjaśniejszym Królem Imcią Polskim, Wielkim Xiążęciem Litewskim i jego Następcami, tudzież Rzeczpospolitą Polską z jednej strony, a między Najjaśniejszą Cesarzową Jejmcią Królową Apostolską Węgierską i Czeską, jej Dziedzicami i Następcami wszystkimi, jej Państwami z drugiej". W artykule I stoi, że odnośne ziemie wraz z ludźmi (ok. 2,5 mln) nie są zabrane, lecz przez Polskę "ustąpione" i że Polska i Litwa wyrzekają się tych ziem na zawsze. W artykule VII jest napisane, że cesarzowa będzie popierała w Polsce "takie formy rządów, które będą w dostatecznej zgodzie z komisarzami... Rosji i Prus". Gwarantami traktatu mają być właśnie Austria, Rosja i Prusy (18 września 1773 roku). Sejmowi rozbiorowemu przewodniczył marszałek podskarbi koronny Adam Poniński (1732-1798), płatny agent Rosji. Pobierał też ogromne sumy od Prus i Austrii, okradał jezuickie dobra przeznaczone na szkolnictwo. Po sejmie został skazany na banicję, ale szybko go przywrócono do łask.
Drugi traktat rozbiorowy był w duchu Targowicy, podpisany w Grodnie we wrześniu 1793 roku na ostatnim już Sejmie I Rzeczypospolitej. Sejm się mocno opierał po II rozbiorze, ale obrady były otoczone wojskiem rosyjskim, posłów bardziej aktywnych aresztowano, niektórych bili "nieznani sprawcy". Panował więc na nim duch podobny do sejmów w Polsce Ludowej. Wersja traktatu z Prusami zaczyna się bardziej wrednie niż z Austrią: "Niech będzie wszystkim wiadomo, komu należy. Wywrócenie konstytucji i rządu wewnętrznego Rzeczypospolitej Polskiej przez nielegalną rewolucję 3 maja 1791, której od tej nieszczęśliwej epoki kraj niszczyć nie przestawały i zatrważające szerzenie się w nim ducha szkodliwych inowacji, zniewoliwszy Najjaśniejszego Króla Jmci Pruskiego i Najjaśniejszą Imperatorową Jejmć Wszech Rosji do porozumienia się i zniesienia z Sąsiedzkimi Mocarstwami względem sposobów ochronienia swych państw od bliskiego niebezpieczeństwa, jakim były zagrażane. Rzeczony Król Pruski... i Najjaśniejsza Imperatorowa, połączeni zgodnością wzajemną zadań i widoków uznali, że inaczej zapobiec złemu nie zdołają, jak przez przyłączenie do swych respect państw krajów im przyległych..." (Grodno, 25 września 1793 roku).
Po III rozbiorze nastąpiła abdykacja króla polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tekst abdykacji jest tyleż smutny, co merytorycznie niezrozumiały, jakby król był człowiekiem albo zdominowanym osobowościowo przez Katarzynę II, albo bardzo słabym i niedojrzałym: "My, Stanisław August z Bożej łaski Król Polski Wielki Książę Litewski etc., etc., etc., nie szukając w ciągu królowania naszego innych korzyści lub zamiarów, jak stać się użytecznym ojczyźnie naszej, byliśmy też tego zdania, iż opuścić należy tron w okolicznościach, w których rozumieliśmy, że oddalenie nasze przyłoży się do powiększenia szczęścia współziomków Naszych lub też przynajmniej umniejsza ich nieszczęścia; przekonani teraz, że pieczołowitość Nasza na nic się ojczyźnie Naszej nie przyda, kiedy nieszczęśliwa zdarzona w niej insurekcja pogrążyła ją w teraźniejszy stan zniszczenia; i rozważywszy, że środki względem przyszłego losu Polski koniecznie potrzebne z powodu naglących okoliczności, a od Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji i innych sąsiednich mocarstw przedsięwzięte, jedynymi są do przywrócenia pokoju i spokojności współobywatelom Naszym, których dobro zawsze było najmilszym przedmiotem starań Naszych - postanowiliśmy przeto do spokojności publicznej oświadczyć, tak jako też niniejszym aktem najuroczyściej ogłaszamy, że wolnie i z własnej woli wyrzekamy się bez ekscepcji wszelkich praw Naszych do Korony Polskiej, do Wielkiego Księstwa Litewskiego i innych należących do nich krajów, jako też znajdujących się w nich posesji i przynależytości; akt ten uroczysty abdykacji korony i rządu Polski w ręce Najjaśniejszej Imperatorowej Wszech Rosji składamy dobrowolnie i z tą rzetelnością, która postępowaniem Naszym w całym życiu kierowała. Zstępując z tronu, dopełniamy ostatniego obowiązku królewskiej godności, zaklinając Najjaśniejszą Imperatorową, ażeby macierzyńską swą dobroczynność na tych rozciągnęła, których królem byliśmy, i to wielkości Jej duszy działanie ażeby wielkim swym sprzymierzeńcom udzieliła.
Akt niniejszy dla większego waloru podpisaliśmy i pieczęć nań Naszą wycisnąć rozkazaliśmy.
Działo się to w Grodnie dnia 25 listopada, a roku 32 panowania Naszego (1795) - Stanisław August, król" (zob. M. Żywirska, Ostatnie lata życia króla Stanisława Augusta, Warszawa 1975, s. 123-124).
A może był to list podyktowany przez rosyjskiego dyplomatę i generała - gubernatora Litwy, Nikołaja Repnina?
Wszakże pełną perfidię objawia dopiero tajny artykuł konwencji zawartej między Rosją a Prusami w sprawie polskiej z 25-26 stycznia 1797 roku: "Istnieje konieczność zniesienia całkowitego przypominania istnienia (w przeszłości) suwerennego Królestwa Polskiego, skoro nastąpiło zlikwidowanie Jego ciała politycznego przez uprawnione dwory cesarski i pruski: obie wysokie umawiające się strony zobowiązują się nigdy nie umieszczać wśród tytułów i nazw im przysługujących nazw łączących się z imieniem Królestwa Polskiego, które obecnie i na zawsze jest jako nieistniejące, będzie się to również odnosiło do niezależnego stosowania w tytulaturze nazw, które odnoszą się do odpowiednich prowincji rzeczonego królestwa, które teraz stanowią własność umawiających się stron. Obecny artykuł stanie się prawomocny, podobnie jak cała konwencja po ratyfikacji przez strony".
Oto jaki by Polska miała i dziś byt polityczny, gdyby przyjęła imperialistyczną konstytucję Unii Europejskiej.
"A echa ciągle grają..."
Wielkie i ciężkie wydarzenia historyczne mają w narodzie zawsze jakieś echa, jakieś pozostałości i ślady. Tak jest i u nas po owych czasach, w których Polska ciężko chorowała, dostała się do niewoli i obumarła. Oto niektóre ważniejsze echa.
1. Brak magistrali duchowej. Wprawdzie politycy i rządcy nie decydują o całości życia Narodu i państwa, toczy się ono jakimiś głębinowymi korytami, tradycją, kulturą, historią, tajemnicami ludzkimi, to jednak mają duże znaczenie, i odpowiadają za wytyczanie wielkiej magistrali społecznej, gospodarczej i politycznej. Ale to ciągle bardzo trudne. Jeszcze jest zbyt wiele słabości, chaosu, rozkładu, jak w owych czasach wielkiej choroby. Brak nam wybitnych ludzi na szczytach, wizji człowieka i Polski, brak myśli i idei, brak spoiwa społecznego. Sami bracia Kaczyńscy, wybitniejsi członkowie rządu i medium toruńskie nie wystarczą. Polskie lustro jest nadal rozbite, a przynajmniej poobijane.
2. Nadal deformacje medialne. Trzeba podzielić głęboką troskę tych Polaków, jak prof. Anna Raźny, prof. J. R. Nowak, S. Michalkiewicz, Anna T. Pietraszek, W. Reszczyński, J. Jaskólska, M. Rutkowska i tylu, tylu innych pisarzy i głosów, że świadomość medialna Polski nadal mało się normalizuje, słabo realnieje i poważnieje. Gdy będzie tak dalej, to następne wybory parlamentarne mogą wygrać jacyś nihiliści. Polska przypomina nadal człowieka, któremu przeszczepiono różne płaty mózgowe: sowiecki, niemiecki, brukselski, amoralny, frankensteinowski, nihilistyczny i może jeszcze jakieś inne. W każdym razie wielki Naród nie ma swojej integralnej i jasnej świadomości, jak i za czasów rozbiorów. I tylko ludzie nierozumni mogą ten stan uważać za twórczy pluralizm świadomościowy.
W dodatku i media publiczne najchętniej zajmują się dziś sprawami tak "fundamentalnymi", jak rozporkowymi, teczkami ofiar przeszłości, grzechami duchownych, no i nadawaniem i odbieraniem medali i odznaczeń, a ostatnio pozbawianiem stopni generalskich. Tymczasem jeśli ktoś zgodnie ze swym sumieniem wierzył w komunizm i był zauroczony Rosją lub Związkiem Sowieckim, to chrześcijanie powinni zostawić to Panu Bogu. Gdyby chcieć odbierać ordery, stopnie i godności odpowiednio do nowej mody politycznej, to trzeba by to zrobić w stosunku do połowy naszego Narodu, poczynając od Ziemiomysła i Mieszka I. Nie dajmy się zwariować pysze i nienawiści. Myślę, że taka była nauka Benedykta XVI w Warszawie co do przeszłości. Oczywiście, nie możemy żyć również wśród telewizyjnych zjaw jakichś nowych Branickich, Ponińskich, Podoskich, Kossakowskich, Suworowów czy innych ciemnych postaci. Taki rzekomy pluralizm to zwyczajny rozkład świadomości polskiej. Media muszą być pozytywne i odpowiedzialne oraz twórcze. Wiemy, że są one często w rękach jakichś potworów międzynarodowych i w tym jest także owa perfidia świadomościowa, ale normalne państwo musi to przezwyciężyć. Nie można czekać na jakieś uchwały za sto lat. Wielkie zło dla Polski nie jest chronione żadnym prawem, ani międzynarodowym, ani polskim. Ono jest po prostu bezprawne i należy je usunąć. Francuzi już zrozumieli, że w dzisiejszym obłędzie finansowo-medialnym muszą zachować własny głos narodu i nie chcą już dłużej sprzedawać swej świadomości narodowej za euro, lecz zakładają normalną telewizję narodową, w tym i rządową France 24. Kiedy powstanie coś takiego u nas? Rząd dumnego i dojrzałego Narodu nie musi być zawsze i we wszystkim na garnuszku u Ojców Redemptorystów.
3. Korkociąg prawodawczy. Coś się porobiło naszym władzom i politykom po roku 1989 w zakresie prawa. Nic tylko uchwalają prawa, oczywiście ciągle nowe, coraz bardziej szczegółowe, zanim dokończą proces uchwalania, już je nowelizują. Słusznie zarzucają im to PO i SLD, niczego nie realizują, tylko uchwalają prawa. Wynika to zapewne z antytradycyjnej i nierozumnej XIX-wiecznej teorii "państwa prawa", która odrzuca człowieka, etykę, sumienie, rozumność i wolność człowieka. Jest to jakaś "prawochoroba". Na przykład trzeba zatkać dziurę w moście Poniatowskiego. Szuka się prawa, kto i jak ma się tym zająć. Potem powołuje się rzeczoznawców mostowych i prawnych. Uchwala się odpowiedni akt prawny. Daje się to komisji i ekspertom do oceny. Następują trzy czytania projektu, potem daje się to do Senatu, do podpisu prezydenta, a wreszcie koniec, o ile ktoś nie zaskarży do Trybunału. Jeśli Trybunał zauważy usterki, to wszystko apiat' z naczała. I lata lecą. Oczywiście chodzi o sprawy zasadnicze. Dom polski się pali, trzeba go ratować. Ale nie można tego czynić, bo to "tajemnica państwowa". Strażakom trzeba wyrobić specjalne upoważnienia. Trzeba też zmienić uchwałę o ratowaniu, bo stara jest nieaktualna. Opozycja przeciwstawia się temu uchwalaniu. A dom się pali. A na koniec okazuje się, że Sejm w ogóle nie ma prawa zajmować się sprawą gaszenia pożaru, jak np. w dziedzinie bankowej. I koniec. Nie ma mądrych. A Polska gore. Za kilkaset lat to cała polska ziemia nie pomieści zbiorów prawa, oczywiście nadal nieaktualnego.
4. Uroki samorządu. Ostatnio naiwni piszą: "Mój samorząd, moje pieniądze". Nie rozumieją, że samorząd to straszliwie trudny problem od tysięcy lat i może obejmować wszystko. Także i mąż w małżeństwie chce być "samorządny". W państwie między budżetem państwowym a budżetem samorządowym chodzi się jak po ostrzu brzytwy. I trafiają się realizacje samorządowe idealne, głównie dzięki jakiemuś bardzo utalentowanemu człowiekowi, ale zbyt często samorządy, mówiąc realistycznie, przedstawiają obraz nędzy i rozpaczy; walki, tarcia, kłótnie, złe projekty, marnowanie pieniędzy, jak w Warszawie na most donikąd, manipulacje, kumoterstwo, korupcję itd. Dość wspomnieć, że gdzieś ostatnio w dogrywce wyborczej do samorządu musiało się wybierać między alkoholikiem a narkomanem, między stukniętym a kimś z wyrokiem prawomocnym, między fanatykiem a rozkosznym lekkoduchem. To mi wybory. U nas społeczeństwo jeszcze się nie nadaje w całości do subtelnych wyborów. A zły wybrany bywa potem perfidny wobec wyborców.
5. Perfidia w kontraktach. Prawego Polaka ciągle boli, że nasi postkomuniści wciągnęli nas w straszliwą grę amerykańsko-żydowską, a mianowicie w udział w wojnie irackiej i afgańskiej. Nawet jeśli się pominie sprawę moralną, co podnosił Jan Paweł II, to nie zyskujemy nic ani gospodarczo, ani politycznie. Najwyżej służymy poniewolnie podżeganiu do wojny między islamem a Kościołem. Za kulisami naszych wybranych władz kryją się, jak widać, jakieś inne władze i robią z nami, co chcą. Nam, nawet Sejmowi, nie wolno powiedzieć ani słowa.
Albo daliśmy się nieźle nabrać na offsetowy zakup samolotów F-16. Nie są one ani nowoczesne, ani doskonałe. Już lepsze byłyby francuskie mirage. A tu z offsetu nici i z samolotami jest jakaś przewrotność. Pierwsze cztery rzekomo supersamoloty nie mogły przez trzy dni dolecieć do Polski. Ci, którzy dokonali zakupu, odpowiadają ze stoickim spokojem i z podziwem dla samolotów: miały one tylko trzy "drobne" usterki, a mianowicie w silniku, zwłaszcza przy starcie, w tankowaniu powietrznym i coś tam w nawigacji. Owszem, usterki te u nas potrafią usunąć zdolni kowale, nie potrzeba nam bardzo drogich speców z Ameryki czy z Izraela, ale po co ten tak kosztowny interes. A co do startowania to będzie u nas po rycersku, jak w turnieju średniowiecznym. W razie ataku wrogiego samolotu na lotnisko nasz pilot będzie nadawał przez radio do wroga: "E! Nie bądź świnia, poczekaj chwileczkę aż i ja wystartuję". Wobec takich kontraktów zbrojeniowych i zniszczenia naszego przemysłu zbrojeniowego przez kolejne rządy kosmopolityczne na życzenie przemysłu amerykańsko-żydowskiego będziemy musieli wrócić do kosynierów, jak za Kościuszki. Kościuszko zresztą "nie był" polskim naczelnikiem, lecz "generałem amerykańskim", jak dowodził pewnemu księdzu niedawno p. Mroziewicz.
Jest bolesne, że w społecznościach, nawet religijnych i chrześcijańskich, bywa tyle perfidii w życiu społeczno-politycznym. Czy to nie jest do naprawienia? A spotykamy je na każdym niemal kroku i u nas. Na przykład opozycja głosiła w swoim czasie, co i jak będzie robiła, gdy dojdzie do władzy, ale gdy wybory przegrała, a koalicja robi właśnie to samo i tak samo, to opozycja krzyczy, że jest to idiotyczne i populistyczne, że trzeba inaczej. Nawet gdy rząd złapie wielkiego złodzieja państwowego, to tamci wołają, że to jest populizm i chwyt polityczny. Czy nie jest to po prostu perfidne? Żeby coś takiego nie płynęło w ogóle z jakiejś nienawiści do normalnej Polski! Trzeba się nam modlić, żeby takie różne perfidie przemóc. A powinniśmy to czynić polskimi siłami z pomocą Bożą, nie abdykując z Polski i z Narodu i nie oddając się "w macierzyńską i najłaskawszą opiekę Najjaśniejszej Katarzyny Brukselskiej".
Ksiądz profesor Czesław S. Bartnik
4