Ckliwa powiastka, pierwsza powieść sentymentalna napisana w j. Polskim.
Opowiada historię Malwiny S***, którą ratuje z pożaru Lubomir (nic dziwnego, że nie chce powiedzieć, kim są rodzice. Z takim imieniem...), przejezdny chłopak. Zostaje on ranny i kuruje się w domu Malwiny i jej siory, Wandny. PO komplentym wyleczeniu ran Lubomir staje się częścią życia społecznego we wsi, wszyscy go lubią. Zakochuje się z wzajemnością w Malwinie, ale nie mogą być razem.. bo nie:P. Lubomir ucieka po 4 miechach darmozjadztwa.
Malwina popada w depresję. Zakłada kapelę grającą screemo z elementami Grunge'u, w którym gra na elektryku i śpiewa. Po problemach z zasilaniem (wszak nie było wtedy sieci elektrycznej), jej ciotka namawia ją do wyjazdu do Warszawy na niekończace się party. Tam przykolegowywuje się do Dorydy, znajomej swojej matki. Okazuje się, że jej chłopsem jest.. Lubomir!! Oż masakra. Odżywa dawny romans, on rzuca Dorynę i heja!
Potem nagle wyjeżdża z Wawy, potem wybucha wojna i on na nią jedzie. Ona postanawia wrócić na wieś i mam zając się akcjami charytatywnymi. Będąc na wsi, gości u siebie młynarkę, opiekunkę Lubka i jego dziadka.
No i on zostaje ranny ten pan L i jego dziadu prosi o to, by wnuk rekonwalescensował się na wsi.
On się zgadza i przyjeżdża. I nie wiem.
Poza główną akcją jest pełno wątków pobocznych, w postaci listów, bądź też dygresji autorki od głównego wątku. Lubomir pisze listy do Matki, która matka nie jest. Opisane jest pierwsze małżeństwo Malwiny, z bucem jakimś, który na całe szczęście zginał.
Ponadto historia Lubomira, któremu zmarł ojcec jeszcze przed urodzeniem i matka w czasie porobu, był wychowywany przez swojego dziadka, a początkowo przez młynarkę.