11. MARZENIE
- Uśmiech! - Alice, która pojawiła się praktycznie znikąd zrobiła nam zdjęcie. Oczywiście nie przystała na jednym, zrobiła może z milion? O dziwo, nie było aż tak źle. Szczerze mówiąc brakowało mi tego. Normalność w nienormalności.
- Oślepisz mnie tą lampą błyskową. - zaczęłam się śmiać.
- Ona kompletnie wariowała jak ciebie nie było, nie miała nad kimś się znęcać, więc ja byłem jej ofiarą. - pożalił się stojący obok chochlika Jasper.
- Tak, tak Alice jest niebezpieczna, szczególnie z aparatem. Kto by pomyślał, taki chochlik, a jaki narwany - widać było, że mojemu ukochanemu też dopisuje humor.
- Chodź Jasper, może trochę Belli porobię zdjęcia - złotooka mrugnęła do mnie, po czym wzięła chłopaka za rękę.
- Powodzenia! - krzyknęłam za nią.
- Co powiesz na mały spacer? - Jake pociągnął mnie w stronę lasu.
Pobiegliśmy na wielką polanę kiedyś ' Belli i Edwarda', a dzisiaj 'Belli i Edwarda, oraz Jacoba i Nessie'. Położyłam się na trawie i przymknęłam oczy, po chwili poczułam ciepłe wargi na swoich własnych. Jacob całował mnie łapczywie. Sama miałam ciągle mało, przytuliłam się do niego mocniej.
- Pomyślałby, kto że przyciskam się do ciebie jak pijawka. - zażartowałam, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Pijawki są słodkie - uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam doskonale, że kiedyś nienawidził wampirów, ale, od kiedy byłam ja (pół-wampir) zmienił zdanie.
- Ja wolę strzyżone pudle. - odpowiedziałam mu tym samym. Wybuchnęliśmy śmiechem.
Byłam zmęczona, zdążyłam opowiedzieć mu troszkę o poprzednich dniach., gdy poczułam jak powoli odpływam w sen. Jeszcze wczoraj lubiłam zasypiać, mając nadzieję, że przyśni mi się Jacob. Teraz, kiedy był obok chciałabym nie tracić czasu na spanie.
Obudziłam się nad ranem w łóżku Jake'a, a on sam siedział na fotelu obok cicho pochrapując. Gdy wreszcie otworzył oczy i spojrzał w moją stronę na jego twarzy zagościł mój ulubiony uśmiech. Poranek spędziliśmy na rozmowie, teraz to ja go wypytywałam, co robił i gdzie uciekł. Przyznał się, że sam nie wiedział, gdzie się znajdował. Wczoraj na polanie Jake dowiedział się chyba jako ostatni, że Emily jest w ciąży. Straszliwie się ucieszył, że Sam będzie tatą. Mimo, że później podjęliśmy się innego tematu, ciągle myślałam, czy kiedyś Jacob też będzie również tatą. Próbowałam zagłuszyć te 'złe' myśli, nie podobało mi się to, że ciągle powracały.
- Muszę w końcu iść do kamiennego domku. - niechętnie wróciłam do rzeczywistości.
- Pójdę z tobą. - oznajmił jedząc chyba już setną kanapkę. Pokiwałam głową i w milczeniu przyglądałam się jak konsumuje spóźnione śniadanie.
- Chcesz jedną? - podłożył mi talerz pod sam nos. Skrzywiłam się na zapach ' ludzkiego jedzenia'.
- Jedź, jedź. - rzuciłam, byle tylko nie wąchać tego. Zachichotał rozbawiony moją miną.
- Hej gołąbki! - To Quil stał w progu, a obok niego jego własne wpojenie, mała Claire. Uśmiechnęłam się promiennie. Jezu, przecież ona jest starsza ode mnie!
- Cześć - rzuciła zawstydzona i przytuliła się w bok swojego towarzysza. Kiedyś ja tak wyglądałam z Jacobem. Przyjrzałam się jej uważnie, nie zmieniła się od ostatniego razu, gdy ją widziałam. Miała dziesięć lat, kręcone czarne włosy, a jej policzki miały lekki odcień różu. Goście usiedli zajmując miejsce przy stole.
- Ktoś się kręci w pobliżu. - oznajmił Quil porywając jedną kanapkę z talerza.
- Ktoś? - nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Pachnie w połowie jak wampir, tak jak nasza Nessie, ale słyszeliśmy głośne bicie serca. Byliśmy u Edwarda, ale nikt im nie składał wizyty, ani tego nie zapowiadał. - chłopak zmarszczył czoło w zamyśleniu. Zerknęłam na Jacoba, również intensywnie nad czymś myślał.
- No, trzeba to zbadać. - Jake uśmiechnął się promiennie. Mi jednak nie było za bardzo do śmiechu, jeśli to 'coś' miało być niebezpieczne.
- Tak wiem, słyszysz? Sam wyje, ma być narada. - Quil spojrzał na mnie pytająco.
- Och, jasne. - wiedziałam, że chodzi mu o Claire, już nie raz się nią zajmowałam, w końcu kiedyś wyglądałam na jej rówieśniczkę. Obaj przyjaciele wstali gotowi ruszyć w stronę lasu.
- Słuchaj Nessie, dobrze? - chłopak pochylił się do dziewczynki, a ona uradowana pokiwała głową. Jacob nie spuszczał wzroku ze mnie. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko podszedł i pocałował mnie w czoło.
- Co masz ochotę porobić? - spytałam, gdy chłopacy zniknęli.
- Hm... Może pójdziemy do kamiennego domku?
Pokiwałam głową, dobrze się składało, że chciała tam pójść. Cofnęłąm się po swoją torbę i ruszyłyśmy ku wyjściu.
- Billy my idziemy do Belli z Claire. - pokiwałam Indianinowi. - dziękuje za gościnie.
- Pamiętaj, że to także twój dom. - uradowany pokiwał do nas z werandy.
Claire była wpojeniem Quila, więc wiedziała o wszystkim. Wzięłam ją na barana i ruszyłam ku domowi. Doskonale wiedziała, kim jestem i kim jest moja rodzina. Zresztą uwielbiała, gdy biegałyśmy, chociaż tak naprawdę ja biegłam trzymając ją na plecach.
- Witaj w domu. - Bella pocałowała mnie w policzek. - Hej Claire.
- Pójdziemy nad brzeg wody. - oznajmiłam chwytając czarnowłosą za rękę. - Chcesz iść z nami?
- Muszę jechać do Charliego. Tylko nie oddalaj się za daleko, ktoś się kręci w pobliżu. - Gdyby tylko mogła pewnie, by mi zakazała wychodzić z pokoju. Edwarda nie było, domyśliłam się, że również jest zajęty sprawą związaną z nieznajomym.
- Jest jeszcze ta huśtawka? - Claire tak jak ja uwielbiała huśtawkę z opony.
- Jasne. - pokazałam jej palcem rzecz, o której rozmawiałyśmy.
Nie nudziły mnie rozmowy z nią. Lubiłam słuchać, co robiła w szkole, jakich kroków uczyła się na lekcji baletu. Potem pokazała mi nowy układ taneczny, który umiałam powtórzyć za pierwszym razem. Chwilami zastanawiałam się, czy tęskni za Quilem i kiedy on jej powie, że jest jego wpojeniem. Współczułam Emily, Claire i Kim, że widziały jak ich obiekty westchnień nie zmieniają się fizycznie. Sfora jednak chciała niedługo przestać przemieniać się, żeby zestarzeć się spokojnie, co nie było zbyt łatwe.
- Zaśpiewać ci nową piosenkę? - dziewczynka wyrwała mnie z zamyślenia.
- A jaki ma tytuł? - Usiadłam na trawie, a ją wzięłam na kolana, byłoby jej za zimno na ziemi.
- Czysta magia. - oznajmiła, po czym zaczęła śpiewać, jej cienki piskliwy głosik pieścił moje uszy. Potem wstała i zaczęła kręcić się w kółko, oglądałam ją kołysząc się w takt piosenki. Na końcu ukłoniła się, a ja zaczęłam bić brawo.
- Nessie, jakie jest twoje największe marzenie? - Spytała, gdy oparła się o drzewo obok mnie. Zamyśliłam się, moje największe marzenie? Miałam niezwykłą rodzinę i przyjaciół, czegóż można więcej? Nie mogłam jej powiedzieć, że chciałabym w przyszłości założyć własną rodzinę, to było zbyt skomplikowane. Zresztą sama nie wiedziałam, czy to możliwe.
- Chciałabym Jacoba nauczyć tańczyć - w końcu coś wymyśliłam. W połowie była to prawda. Moja towarzyszka zachichotała.
- Jake nie umie tańczyć?
- Nie umie. - uśmiechnęłam się sama do siebie a w myślach mignęła mi wizja, gdy próował to robić na moich czwartych urodzinach. - A twoje, jakie jest największe marzenie?
- Chciałabym zostać żoną Quila - widać było, że lekko się zawstydziła. No, tak jakie by mogła mieć marzenie. Wyobraziłam sobie za dziesięć lat Quila i czarnowłosą kobietę stojących przy ołtarzu.
- Jestem pewna, że się spełni.
- A ty byś nie chciała wyjść za mąż za Jacoba?
Chwilę wpatrywałam się w nią.
- Myślę, że może kiedyś w przyszłości. - mruknęłam pod nosem, ale tak naprawdę nie widziałam tego.
Claire nie pytała więcej o ślub, ale przeszła na pytania ile bym chciała mieć dzieci. Odparłam, że jedno, a ona, że piątkę. Dziewczynka ciągle mówiła, ja jednak martwiłam się tym samym - czy będę mogła założyć rodzinę. Ruszyłyśmy wzdłuż rzeki. Było już popołudnie, a jej ciągle nie kończyły się pytania. Nagle poczułam nieznajomy zapach. Obróciłam się w jego stronę. Zobaczyłam, że ktoś stoi w lesie i patrzy prosto w naszym kierunku. Spanikowana podbiegłam do dziewczynki i zakryłam ją własnym ciałem. Nie wiedziałam czy uciekać, czy też czekać. Wzięłam głęboki wdech, czułam coś z wampira, jednak to nie do końca było to. Usłyszałam też pracę serca.
- Nie zrobię wam krzywdy.- ze ściany lasu wyłonił się piękny, młody mężczyzna. Skórę miał koloru ciemnego brązu, a jego bursztynowe oczy mierzyły mnie z góry do dołu. Skupiłam się na jego twarzy, skądś go pamiętałam.
- Kim jesteś? - spytałam piskliwym głosem.
- Nazywam się Nahuel, pamiętasz mnie? - Zrobił krok do przodu, przez co ja cofnęłam się do tyłu. Mała Claire nie dawała znaku życiu, czułam, że jest wystraszona. Nagle przez moją taśmę wspomnień, wyłoniłam 'to' właściwie.
- Chyba pamiętam. - Przypomniałam sobie dzień, w którym Volturi przyszli mnie zabić, a Alice przyprowadziła Nahuela jako dowód, że nie zagrażam nikomu. Był... taki jak ja, pół-człowiek, pół-wampir.
- Dlaczego się mnie boisz? - widać było, że zbiło go to z tropu, spojrzałam w jego oczy, były spokojne, i tak jak moje dowodem, że żywi się tylko zwierzętami.
Miałam wielką ochotę podejść do niego i dotknąć jego policzka, sprawdzić, czy jest prawdziwy. Chciałam mu odpowiedzieć na pytanie, ale przerwało mi czyjś niski charkot. Z lasu wyłonił się duży rudawy wilk, oraz Edward. Wilkołak podbiegł i stanął przede mną. Przerażona położyłam szybko Claire na wilkołaku i podbiegłam do gościa. Usłyszałam za sobą ciche pisknięcie należące zapewne do Jacoba.
- Nessie! - Edward chciał mnie złapać, jednak powstrzymałam go ruchem ręki.
- Co cię do nas sprowadza? - wiedziałam, że nie chce zaatakować, był sam, a nas o wiele więcej i czułam, że reszta watahy już biegnie.
- Chciałem się z tobą zobaczyć.
Sama nie wiedziałam czy się uśmiechnąć, czy po prostu przytaknąć. Chciałam spytać 'po co?', jednak czułam, ze wtedy znalazłby się w niezręcznej sytuacji. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się.
- Witaj, Nahuel - mój tata podszedł bliżej i podał rękę przybyszowi. Doszła do nas wataha wilków, nasz gość przestraszony cofnął się do tyłu. Odwróciłam się i podeszłam do szarawego wilkołaka, który już miał na sobie Claire.
- Była bezpieczna. - oznajmiłam, a on tylko uśmiechnął się po swojemu. Wtedy coś ruszyło moją rękę. Wielki rudawy wilk przypominał o swojej obecności.
- Ja też byłam, Jake. - mruknęłam, a ten prychnął.
- No cóż, to zapraszamy do siebie. - Edward pokazał drogę do kamiennego domku. Obróciłam się do sfory, Sam najwidoczniej dawał im jakieś polecenia, a Quil podbiegł i dał mi Claire. Wszyscy się rozdzielili, został tylko Jacob. Ruszyłam z moją małą towarzyszką do domu. Za chwilę dołączyło do nas Jake w ludzkiej postaci.
- Nessie myślałem, że dostanę zawału! - chwycił mnie za rękę.
- Było dobrze, pamiętam go.
- Nie, nie było! A gdyby... Jeśli... Jak... - zaczął kręcić nerwowo głową, a ja pocałowałam go w policzek.
- Ciii.
W ciszy dotarliśmy do naszego celu.
- Zostanę tu, zawsze będę mógł zawyć. Wolałbym żebyś tam nie wchodziła. - Jacob stanął przed domkiem. Wywróciłam oczami i ruszyłam do środka.
- Jake muszę coś ci powiedzieć. - Claire została z nim i już zaczęła go zagadywać. Weszłam nieśmiało do saloniku.
- Wiecie czysta ciekawość. - Nahuel był w trakcie mówienia, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Usiadłam naprzeciwko niego, był piękny. Edward uniósł jedną brew słysząc moją myśl.
- Możesz się u nas zatrzymać, jeśli masz na to ochotę. - znałam doskonale Bellę i doskonale wiedziałam, że nie podobał jej się ten pomysł, chciała być po prostu miła.
- Może na jedną noc. - gość zamyślił się, po czym wstał. - może pokażesz mi okolicę?
Na samym początku byłam pewna, że mówi do Edwarda lub Belli jednak on patrzył prosto na mnie. Spojrzałam pytająco na tatę, znał jego myśli i zamierzenia.
- Idę zaprowadzić Claire do Emily - Jacob wszedł do środka. Popatrzył na moją zdezorientowaną minę i zmarszczył czoło. Szybko uśmiechnęłam się do niego i mrugnęłam, a on odpowiedział moim ulubionym łobuzerskim uśmiechem i wyszedł. Nie chciałam żeby się martwił niepotrzebnie.
- Czemu nie. - wstałam i ruszyłam ku wyjściu, zdążyłam tylko uchwycić Belli ostrzegawczy wzrok. Edwarda lepiej ją uspokój i powiedz, że ją kocham. - pomyślałam i chyba go tym rozbawiłam, bo wychodząc usłyszałam, że się śmieje.