Autor: s. Celina
W niewielkim mieszkanku państwa Organ, już od dłuższej chwili, słychać było niespokojne kroki. Co jakiś czas ustępowały miejsca głębokiemu i ciężkiemu westchnieniu, a momentami nawet temu smutnemu dźwiękowi, jaki słychać, gdy krople deszczu spadają na parapet. Tyle tylko, że tutaj - nie deszcz - ale najprawdziwsze łzy uderzały całym swoim smutkiem o drewnianą podłogę…
— Co ja teraz zrobię? Przecież sam nie dam sobie rady z czwórką małych dzieci… - z nieukrywaną bezradnością powiedział sam do siebie pan William. - Muszę przecież pracować, pieniądze na drzewach nie rosną… A dzieci? One nie mogą być w domu same.
Kolejne ciężkie kroki wypełniły pokój, oświetlony jedynie słabą nocną lampką. Pan William delikatnie uchylił drzwi sąsiedniego pokoju i smutnym wzrokiem spojrzał na gromadkę swoich kochanych szkrabów. Tomasz, najstarszy, ma zaledwie dziewięć lat. Dawid, Marysia… I najmłodsza - Helenka - którą wszyscy nazywają Nelli…
— Dobry Boże! Przecież ona nie ma jeszcze nawet czterech lat! - wyrwało się z przepełnionego bólem ojcowskiego serca. - Dlaczego tak wcześnie musiała stracić matkę?!