Sen Nocy Letniej [Z]


Sen Nocy Letniej

1.

- 10 punktów od Gryffindoru, za twoje zuchwalstwo, Potter.

- Ale ja nic nie zrobiłem!

- Sprzeciwiasz się nauczycielowi? No, no, kolejne 5 punktów mniej.

Ciekawe jak na to zareaguje twój Dom. Wiesz Potter, że dzisiaj

straciłeś już 30 punktów? A za ten… - mężczyzna skrzywił się

ironicznie. - …eliksir traci pan dodatkowe 10 punktów. Już blisko 50,

robimy postępy, co Potter?

- Ty wstrętny…

- No i wybiło okrągłe 50, panie Potter, moje gratulacje.

Czasami my l , e moje ycie to nieudana inscenizacja. Dokładniś ę ż ż e

zaplanowana przez osoby z mojego otoczenia, a ja czuję się jak zbędny

pionek, który improwizuje w całej tej grze. W dodatku robiąc to

żałośnie.

Najgorsze, że nie wiem, jaka jest moja rola. Czuję się nie na miejscu,

we własnym życiu. Cóż za komedia… Potter za to wydaje się być

całkiem świadomy tego co ma robić, jak zaprogramowany robot.

Wszystko, byle by mi zrobić na złość i coraz bardziej upokorzyć.

Myślę, że zachowanie jego ojca również było zaprogramowane po to,

bym po latach mścił się jak prymityw. A nawet, dochodząc do sedna,

został potworem, któremu biedny Złoty Chłopiec odpłacał pięknym za

nadobne. A teraz... Zemsta Pottera była jeszcze dotkliwsza.

Myślałem, że z końcem jego siódmego roku moja katorga znoszenia

widoku, jego rozciągniętej w paskudnym uśmieszku gęby, skończy się

i wreszcie zaznam spokoju. Jednak autor mojej komedii zapragnął

inaczej, gdyż wolnością cieszyłem się trzy cudowne lata. Tylko trzy.

Nigdy nie zapomnę tego przeklętego poranka, gdy jadłem moje

ulubione, do tamtego czasu, śniadanie - tosty z masłem i cynamonem.

Teraz patrzę na nie z nieukrywanym obrzydzeniem. To również wina

tego przeklętego Pottera, nawet przyjemność z jedzenia musiał mi

odebrać…

Ale wracając do głównego wątku mojego wywodu, pełnego żenującego

użalania się nad sobą, tego rana w progach Wielkiej Sali stanął ON.

Pieprzony Potter z tymi swoimi pieprzonymi okularami i pieprzoną

blizną. Z góry przepraszam za wulgaryzmy i ostrzegam, bo pojawi się

ich więcej. Tyle, jeśli chodzi o kwestie techniczne.

Ten idiota zmienił się. I to cholernie. Przestał wyglądać jak żałosny

dzieciak. Urósł niewiele, nadal był ode mnie sporo niższy, jednak na

długości przybyło jego włosom. Były pocieniowane i sięgały mu do

ramion. Ich wrodzona, irytująca zdolność do sterczenia sprawiała, że

było ich naprawd du o, zwłaszcza, e nie mógł narzekać na cienko ę ż ż ść

włosów, czy ich gęstość, jak ja. Głupi to jednak ma szczęście.

Jego oczy wcale nie zrobiły się mniejsze i mniej zielone. Wydawałoby

się, że właśnie w ciągu tych trzech lat dorósł do swojej prawdziwej

urody - rzęsy miał tak długie, że dotykały szkieł jego okrągłych

okularów. A jak pamiętam, bez okularów jego oczy były jeszcze

większe, a rzęsy dłuższe i grubsze.

Twarz przybrała mądrzejszy i zdecydowany wyraz, jej rysy wygładziły

się - widać, że już nie żył w ciągłym stresie. Nastoletni trądzik całkiem

znikł (nie, żeby miał z nim jakieś większe problemy, nie to co ja…),

więc cerę miał śniadą i gładką. Nos idealnie pasował rozmiarami do

reszty, a usta, które zwykle wykorzystywał do paskudnego uśmiechu,

nauczyły się uśmiechać dużo piękniej i bardziej czarująco. Zęby też

miał nieskazitelnie białe i proste. Głupi Potter.

Jedyne, co ja miałem, a on nie, to porządna, męska budowa ciała i siła

- swoje zwycięstwo nad Voldemortem zawdzięczał jedynie

przebiegłości, pomysłowości i znajomości zaklęć. Gdyby przyszło mu

do ręcznej potyczki przegrałby z kretesem. Był drobny, lecz smukły i

wysportowany. Idealny na miejsce szukającego. Idealny Potter. Chyba

muszę się napić ognistej…

Stał tam w szmaragdowej koszuli, czarnym krawacie, czarnych,

wizytowych spodniach i wyjściowych butach. Niby tak oficjalnie, a

zarazem cholernie prowokująco. Gdy szedł pewnym krokiem do stołu

nauczycielskiego, robił to z gracją jakiej nigdy wcześniej nie miał.

Włosy za nim powiewały, a wzrok przeszywał na wskroś. Pomijam

fakt, że zakrztusiłem się nieszczęsnym tostem, dając możliwość

Dropsowi do naśmiewania się w duchu ze mnie. Niezły z niego

sadysta. Zapewniam. Dużo większy, niż ja, czy któryś ze

Śmierciożerców.

- Witaj Harry! - zawołał radośnie Dumbledore.

- Dzie dobry dyrektorze. - kiwn ł z szacunkiem głow zatrzymuj ń ą ą ąc

się przed stołem, naprzeciw Dumbledore'a.

- Pomyśleć, że musiały minąć trzy lata, byś znów zawitał do Hogwartu.

- odrzekł starzec ze swoim przymilnym uśmiechem.

- Hogwart jest moim domem, do którego zawsze chętnie wracam. -

chłopak mówił ze swobodą i radością.

- Ach, siadaj, siadaj z nami. - zawołał radośnie dyrektor, a Potter zajął

jedyne puste miejsce, przy Snape'ie, który odsunął się z krzesłem jak

oparzony. - Moi drodzy uczniowie! - przemówił Dumbledore

wzmocnionym magicznie głosem. - Znalazłem kogoś na stanowisko

obrony przed czarną magią. Powitajcie profesora Harry'ego Pottera!

Tego było już za dużo. Zorientowałem się wtedy, dlaczego Drops

odmawiał mi tej posady z takim zadowolonym wyrazem twarzy. O ile

wcześniej myślałem, że po prostu lubi mnie gnębić, tak teraz wyszło,

że miał dużo lepszy powód do radości - do Hogwartu w wielkim stylu

powracał jego ukochany pupilek, a wraz z nim mój koszmar. Na

dodatek, ta ociekająca seksem postać usiadła obok mnie, rażąc mnie

swoim blaskiem. Ile osób załapało, że to ironia? Wybaczcie, zboczenie

nauczycielskie.

Perfidnie spojrzał w moje zirytowane, mroźne oczy i szczerząc się w

jakiś dziwny sposób powiedział: Będziemy teraz kolegami po fachu,

profesorze Snape. Odrzuciłem tost i dumnie wymaszerowałem z sali,

słysząc za plecami chichot Dropsa. Czy mówiłem już, że to sadysta?

Wróciłem do swoich cichych komnat i upiłem się jak świnia, pragnąc

nic nie pamiętać. Następnego dnia, jedyne czego chciałem to umrzeć.

Kac doskwierał mi niemiłosiernie, a ja nie miałem siły nawet na tyle,

by znaleźć eliksir na kaca. Teraz zawsze stawiam kilka butelek na

nocnej szafce.

Po tym, jak już mi się udało wstać i wypić eliksir pognałem do

przeklętego Dropsa. Zrobiłem mu wywód pełen pretensji i żalów,

podobny do tego, który prawi teraz, choć mo e du o mniej uprzejmyę ż ż .

Jak na złość, w gabinecie zjawił się Lupin z tą swoją paskudną gębą

(serio, nie wiem, co ten kundel Black w nim widzi). Korzystając z

okazji na niego też nawrzeszczałem, choć nie bardzo pamiętam już

jaki powód wymyśliłem. Potem było coraz gorzej. Okazało się, że Binns

wreszcie się zorientował, że umarł i z krzykiem zaszył się w jakimś

mrocznym zakątku zamku, pogrążając się w głębokiej depresji. Tyle

emocji w tej…istocie chyba nigdy nikt nie widział.

Wracając do akcji…Lupin zgodził się uprzejmie przyjąć stanowisko

nauczyciela historii. Dumbledore dogadał się z nowym Ministrem

Magii (najlepszym na to stanowisko okazał się być Kingsley, choć z

drugiej strony, po Knocie nawet Longbottom byłby dobry…), który

pozwolił Lupinowi uczyć w szkole. Nie ma co się dziwić, znał go

osobiście, byli razem w Zakonie. Cóż... Ja też, ale nie mogę

powiedzieć, bym miał z jego członkami przyjazne stosunki. Ale jakże

można mieć, kiedy wszyscy już na wstępie patrzą na ciebie jak na

gówno spod buta?

Naprawdę pięknie - pomyślałem wtedy i znowu na nich się wydarłem.

Potem wróciłem do lochów, mrożąc po drodze napotkanych

nieszczęśliwców spojrzeniem. Od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Na

obiedzie byłem już spokojny, myśląc, że nic już mnie bardziej nie

zszokuje, a liczba nieszczęść na cały rok została już wykorzystana.

Spokojnie zabrałem się za zupę pomidorową, gdy do Sali wtargnął

spóźniony Potter. W biegu zapinał, tym razem czarną, koszulę. Na sali

rozległy się piski - uczennice nie mogły oderwać wzroku od kawałka

odsłoniętej klatki piersiowej i mokrych włosów Pottera. Najwyraźniej

wyszedł w pośpiechu spod prysznica i w biegu się ubierał.

Jakby tego było mało, Potter musiał się potknąć i wsadzić rękę w

środek talerza z moją zupą, przy okazji zrzucając go z nią na moje

kolana. Zerwałem się jak oparzony, patrząc krytycznie na moje

pobrudzone pomidorową zupa szaty, a potem na wygrzebującego się

spod stołu Pottera. Ku mojej w ciekło ci, jego nie do ko ca zapi ś ś ń ęta

koszula podwinęła się, ukazując kawałek śniadych pleców chłopaka.

Miałem ochotę kopnąć go przy wszystkich w dupę, naprawdę! Tak, by

go zabolało i oduczył się pokazywania swojego ciała. Cholernie

gorącego, jak mniemam. Odechciało mi się jeść. Ostatecznie

zabarykadowałem się do końca weekendu w swoich komnatach,

zmuszając skrzaty domowe do przynoszenia mi jedzenia.

W poniedziałek odstresowałem się trochę. Odebrałem punkty

Gryffindorowi, zawarczałem na pierwszaków, z których potem kilku

zjawiło się u Pomfrey (niech ją piekło pochłonie). Udało mi się nawet

zmusić jakiegoś czwartoklasistę do wypicia swojego eliksiru, który

miał być na ból głowy, a wyszedł na przeczyszczający. Trochę sobie

pewnie chłopak posiedział w toalecie…

Irytującą osobę Pottera widywałem tylko na posiłkach i jeśli miałem

pecha, to również na korytarzu. Na swoich lekcjach coraz częściej

łapałem uczniów na bujaniu w obłokach i nieraz konfiskowałem sonaty

miłosne pod adresem Pottera. Kiedy jakieś dwie uczennice zaczęły

dyskutować o tym, jaką bieliznę nosi Potter, nie wytrzymałem.

Zażądałem przedwczesnej rady pedagogicznej, bez Pottera. A na niej

wygłosiłem tyradę odnośnie tego, że z powodu Pottera uczniowie nie

mogą się skupić na nauce i nie tak powinien wyglądać pedagog.

Wszyscy oczywiście uwielbiali Pottera - świetnie uczył, lubili go

uczniowie (aż za bardzo, nawet chłopcy nie oparli się jego czarowi) do

tego był miły i przystojny. Jednak nie mogli obalić mojej tezy, że

wygląda zbyt pociągająco na lekcjach - to znaczy, przedstawiłem to

trochę inaczej, ale sens miało ten sam. Tak się złożyło, że Potter

wszedł niezauważony do pokoju nauczycielskiego, gdzie odbywało się

tajne zebranie i usłyszał dostatecznie dużo. Drops , gdy go spostrzegł,

poprosił w swoim pokornym i przymilnym stylu, by ubierał się bardziej

stosownie, bo dekoncentruje młodzież. A ten głupek co zrobił?

Uśmiechnął się tylko i wyszedł.

Nast pnego dnia przyszedł na niadanie w stroju, przez który znowę ś uż

zakrztusiłem się tostem. Był ubrany… dokładnie tak jak ja! Bluzka z

rzędem guzików pod samą brodę, czarna i dopasowana, czarne

spodnie, czarne buty i czarny płaszcz. Włosy przylizane brylantyną i

dumny, zimny wyraz twarzy, który do niego całkowicie nie pasował.

Gdyby wzrok zabijał, leżałby tam martwy jak kłoda. Drops

bezwstydnie chichotał, tak jak reszta grona pedagogicznego, jedynie

Minerva miała tyle przyzwoitości, by zakryć usta ręką. Mijani na

korytarzach uczniowie także chichotali, patrząc mi perfidnie w oczy.

Cóż, wtedy miałem ochotę go udusić.

Moja żądza mordu zmieniła się diametralnie, gdzieś koło końca

semestru. Szedłem dać Lupinowi eliksir tojadowy. Co prawda, miałem

jeszcze dzień, bo pełnia była za dwa dni, ale wolałem mieć ten

okropny obowiązek już za sobą.

Gdy przybyłem pod jego komnaty, o dziwo drzwi były uchylone.

Zajrzałem za nie cicho. Potter właśnie pomagał usiąść Lupinowi na

łóżku. Ten był zlany i ledwo bełkotał. Potter chciał już wyjść, kiedy

nagle Lupin podźwignął się chwiejnie na nogi i złapał go w pasie.

- Harry, jak ty ładnie pachniesz… - powiedział mężczyzna, wtulając

nos w jego szyję.

- Co pan robi?! - chłopak wstrząśnięty odwrócił się przodem do byłego

nauczyciela.

- Oj, mów mi Remus… - Lupin ledwo bełkotał, po czym wpił się w usta

Harry'ego. Ten zaskoczony chciał go chyba odepchnąć, lecz gdy

mężczyzna pogłębił pocałunek, przestał się opierać..

Remus popchnął Harry'ego w dół, na kolana, po czym rozpinając

rozporek wyciągnął swojego twardego już penisa i bez ceregieli

wepchnął go chłopakowi w usta.

Idiota - nie wiedział, że lepiej, gdyby Potter działał z własnej

inicjatywy, ni gdy wpycha mu penisa na sił i brutalnie posuwa - nież ę ,

żebym mógł określić różnicę z własnego doświadczenia…

Potraktował Pottera gorzej niż dziwkę. Doszedł w jego ustach, a

potem padł na łóżko i zasnął, tak po prostu. Zero taktu, doprawdy.

Potter krztusząc się wypluł to, czym go Lupin tak „hojnie obdarował”.

W tamtej chwili było mi go szczerze żal. Naprawdę! Ja też mam

ludzkie uczucia, jeśli o to chodzi. Choć wolę to traktować jak zwykłą

litość. Wtedy nie ma w tym nic osobistego.

Potem Potter ostrożnie rozebrał Lupina do bielizny, chowając jego

męskość i przykrył go kołdrą. Sam także rozebrał się do bokserek i

położył u boku Lupina, przytulając się. Widocznie szukał czułości po

dość… nieczułym obciąganiu. Co się dziwić?

Zostawiłem eliksir cicho na podłodze i poszedłem do swoich komnat z

mętlikiem w głowie. Zachowanie Pottera było takie… dziwne. Przecież

został tak bardzo poniżony, a mimo to zadbał o Lupina z taką czułością

i jeszcze garnął się do niego. Dla mnie było to niepojęte.

Postanowiłem, że pooglądam sobie następnego dnia minę Lupina, gdy

wytrzeźwieje i przyjdzie do mnie po eliksir na kaca. Sądzę, że na

trzeźwo w życiu by tego nie zrobił, przecież to taki „dusza nie

człowiek”, jak to Drops mawiał. A Potter był jego byłym uczniem,

synem przyjaciela i chrześniakiem ukochanego. Lupin będzie czuł się

okropnie - zaśmiewałem się z satysfakcją w duszy. Mimo wszystko,

ten chłopak nadal mnie intrygował.

Na śniadaniu faktycznie, sytuacja była napięta. Lupin wyglądał, jakby

ktoś mu śledzionę złapał i ściskał, a Potter miał czerwone oczy i krył

twarz we włosach. Widocznie dowiedział się, że Lupin nie zrobił tego

bynajmniej z miłości. I dowiedział się też pewnie o związku Lupina z

Blackiem. Oboje smętnie grzebali w zupie mlecznej, a ja

triumfowałem. Przynajmniej próbowałem, ale coś cholernie

wkurzającego nie dawało mi spokoju.

- Przyniosłem ci wczoraj eliksir, Lupin. - powiedział uprzejmie, acz

jadowicie Snape.

- W…Wczoraj? - zaj kn ł si profesor historiią ą ę .

- Tak. - przytaknął Snape, zauważając nagłe poblednięcie Lupina i

Harry'ego.

- Mogę cię prosić na słówko Severusie? - spytał błagalnie Lupin.

- Oczywiście. - odparł Snape z nieukrywanym, kpiącym uśmieszkiem.

Wstał i wyszedł z Sali razem z Remusem, oglądając się jeszcze na

Pottera, który ukrył twarz w dłoniach. - Pewnie chcesz wiedzieć ile

widziałem. - Lupin przytaknął głową, - Wszystko od momentu, gdy

Potter przytargał cię pijanego do pokoju, aż do tego, jak położył się

obok ciebie. - skwitował Snape.

- Co ja mu zrobiłem? - jęknął żałośnie. - Zgwałciłem? Harry mówi, że

nic, ale myślę, że się wstydzi… Dobry Merlinie, jak ja się strasznie

czuję…

- Było nie chlać jak świnia. - warknął Snape. - Najpierw się do niego

przyssałeś jak pijawka, a potem kazałeś zrobić loda. O dziwo, Potter

nie protestował. Gdy skończył, ty po prostu zasnąłeś, a on rozebrał

ciebie i siebie, a potem położył się przy tobie. Choć szczerze nie

rozumiem dlaczego. Powinien cię tam zostawić. - Snape ledwo

hamował cisnące się mu na usta przekleństwa.

- Uch… - Lunatyk zakrył twarz dłońmi. - Muszę go jeszcze raz

przeprosić…

- Na twoim miejscu martwił bym się o to, dlaczego Potter się na to

wszystko zgodził. Co zrobisz, jak się okaże, że coś do ciebie czuje? Wie

o tym, że jesteś z kundlem?

- Powiedziałem mu, nie wyglądał na zachwyconego… Faktycznie. -

Lupin zrobił wielkie oczy z przerażenia. - Jak Harry się we mnie

zakochał, to faktycznie kiepsko…

- Cóż, to nie moja sprawa, ja się świetnie bawię, obserwując was.

Doskonali Gryfoni w niedoskonałej sytuacji… A już ty, ucieleśnienie

dobra robi cy TAKIE rzeczy z byłym uczniem… - Snape zacmokał. ą . -

Synem przyjaciela, chrześniakiem partnera… - wyliczył swoje

wcześniejsze spostrzeżenia. - Myślę, że to było gorzej, niż ślizgońskie.

Doprawdy.

- Wiem… - Black z pewnością by odpyskował, jednak Lupin skulił uszy.

Potem było przez pewien czas bardzo przyjemnie. Potter nie chodził

taki pewny siebie i spokojny. Łatwiej było go zdenerwować, jak za

starych, dobrych czasów. Lupin miał za to minę jakby miał się

rozpłakać. Naprawdę, wtedy bawiłem się tak dobrze, jak za szkolnych

czasów Pottera .

Jednak to co dobre trwa najkrócej, więc wkrótce i oni powrócili do

starego stanu. A ja nie miałem już tak dobrego humoru. Potter znowu

wydawał się spokojny, choć nie tak pewny siebie, często tęsknie

spoglądał w kierunku Lupina. Nie wiedzieć czemu, denerwowały mnie

te spojrzenia. Z niewiadomych przyczyn moja psychika żądała, by

Potter patrzył tak w MOIM kierunku.

Częściej, niż powinienem, dostrzegałem jego urodę, miękką barwę

głosu… A co do zapachu... Potter używał jakiś perfum i choć uczennice

były nimi zachwycone, mnie się nie podobały. Chciałem poznać zapach

Pottera, ten prawdziwy, bez żadnych wspomagaczy. Ten, o którym

mówił Lupin.

Nie wiedząc kiedy, znienawidziłem Lupina bardziej, niż kiedyś jego

kolegów, choć zawsze nienawidziłem go najmniej. Nie zorientowałem

się także, kiedy Potter przestał mi przeszkadzać, ba, zapragnąłem

stale widzieć jego denerwującą niegdyś postać. Nie potrafiłem już się

z nim kłócić, ani wymyślać wykwintnych obelg. Nie potrafiłem skupić

się na lekcjach, a każdy lepiej wykonany rysunek przedstawiający

Pottera, który konfiskowałem, zachowywałem dla siebie zostawiając

na widocznym miejscu w swoich komnatach.

W myślach przyłączałem się do tyrad miłosnych uczniów i nie

odejmowałem ju tylu punktów. Nie chciało mi si je ć, nie chciało ż ę ś mi

się pić. Nie miałem ochoty krzyczeć, warczeć, robić eliksirów, rzucać

kamieniami w plakat Dropsa…

Minerva pierwsza zorientowała się, że coś ze mną nie tak. Zaczęła

nachalnie wypytywać, nasyłać na mnie skrzaty z posiłkami, ba,

posunęła się do włamania do moich komnat! Byliśmy przyjaciółmi, a

Minerva naprawdę dbała o przyjaciół. Aż za bardzo…

Znalazła rysunki, oraz zdjęcia Pottera (nie wiem skąd je uczniowie

mieli, ale je też skonfiskowałem…), co nie było trudne, bo zapełniały

moje biurko. Gdy nakryłem ją na grzebaniu w moich rzeczach i

zobaczyłem CO takiego trzyma zszokowana w rękach, świat na chwilę

się na dla mnie zatrzymał.

Spojrzała na mnie swoimi przeszywającymi, mądrymi oczami z

nieodgadniętą miną, po czym po prostu zaczęła się śmiać. Ja o mały

włos dostałem, ku*wa mać, zawału, a ona tak się po prostu zaczęła

śmiać! Całe moje chwilowe przerażenie minęło i miałem ochotę

zamordować ją, którymś z ostrych rzeczy, jakie zebrała w moim

mieszkaniu (zapewne myślała, że chcę zostać samobójcą).

- Co cię tak śmieszy, na miłość Boską?! - krzyknął Snape.

- Och, Sev… - poklepała go po ramieniu. - Było mi powiedzieć… Nie

martwiłabym się tak bardzo…

- O czym, do cholery?!

- Teraz wszystko się zgadza. - założyła ręce na piersi. - Zakochałeś

się.

- No braw… Że co?!

- Nie jesz, nie pijesz, bujasz w obłokach, wzdychasz, przestałeś

odbierać punkty, nie kłócisz się z Harrym i jeszcze te zdjęcia i

rysunki… Zakochałeś się w Harrym.

- Sama siebie posłuchaj. Gadasz jak… - miał na końcu języka

„popieprzona”, ale się powstrzymał. - No, sama się zastanów, kobieto,

co ty za herezj wygadujesz! Ja w Potterze?ę !

- Och, ty możesz jeszcze o tym nie wiedzieć. - uśmiechnęła się do

niego promiennie. - Ale zaufaj kobiecie. To czyste objawy zadurzenia.

Dobrze wiem, że Lily Potter ci się podobała, a teraz to…

- Lily była moją przyjaciółką. - warknął Snape. - A jej syn, to

mężczyzna, do tego kopia ojca, z którym, jak wiesz, nie maiłem

najlepszych stosunków.

- Dlaczego ty się okłamujesz? Dobrze wiesz, że Harry nie jest swoim

ojcem, a James wyrósł na ludzi. No cóż, musisz chyba jeszcze się z tym

pogodzić. - zostawiła zdjęcia, rysunki i ostre przedmioty na biurku

Snape'a i wyszła.

Spotkało was to, iż nie zdawaliście sobie sprawy z tego, że się w kimś

zakochaliście póki ktoś wam o tym nie powiedział? Mnie tak.

Faktycznie, Lily była moją przyjaciółką i podobała mi się, jednak jej

nie kochałem. Czegoś jej brakowało. Okazało się, że ma to jej syn. Co

konkretnie, to sam nie wiem.

Na drugi dzień całe grono pedagogiczne, prócz Pottera, gapiło się na

mnie na śniadaniu. Widocznie Minerva wykazała się wczoraj w pokoju

nauczycielskim swoją dyskrecją. Potter chyba też zauważył, że rzucają

mnie i jemu ciągłe spojrzenia, bo spytał mnie, czy ma coś na twarzy.

Spojrzałem na jego idealną (przynajmniej dla mnie) twarz i nie

powstrzymałem małych rumieńców. Powiedziałem, że nie, ale utonęło

to w śmiechu innych nauczycieli. Doprawdy, mieli większą uciechę,

niż ja, gdy Black z Jamesem Potterem wpadli do studni na wycieczce

krajoznawczej z zielarstwa. Od tamtego czasu zaprzestano

organizować wycieczki.

Równie zdenerwowany był Potter, choć on sprawiał wrażenie bardziej

zdezorientowanego. Ja natomiast dopadłem Minervę pytając o to, czy

przypadkiem nie podzieliła się swoimi herezjami z innymi. Odparła, że

zrobiła sondę wśród nauczycieli dotyczącą tego, kto byłby najlepszą

par oraz, e ja i Potter wygrali my. I oczywi cie nic nikomu ą ż ś ś nie

wyjawiła, bo to osobista sprawa. No i jak tu tą kobietę brać na

poważnie, gdy się wie, że jest zdolna do takiej dziecinady? Ale cóż,

Minerva zawsze taka była, sroga i poważna dla uczniów, dowcipna i

otwarta dla znajomych…

Ja natomiast, coraz bardziej przekonywałem się, że teoria Minervy

jest, jak najbardziej trafna. Chciałem patrzeć na Pottera, lecz nie

wypadało, a znowu gdy go nie widziałem, zastanawiałem się gdzie jest

i co robi, czy mu nic nie grozi, jaki ma humor… Najgorsze w tym

wszystkim było to, iż wiedziałem, że on kocha tą przeklętą bestię i za

nic na świecie nie mogę mu pokazać, że coś do niego czuję. To by było

dopiero śmieszne, a całe grono pedagogiczne dopięłoby swego. Na to

nie mogłem pozwolić.

Tak więc, gapiłem się na niego, gdy on gapił się na Lupina, a ten

myślał o Blacku. Wesoła gromadka. Jeszcze do szczęścia brakowało,

by Black zakochał się we mnie. Co oczywiście samo w sobie było

absurdalne, choć jeszcze niespełna rok temu myślałem tak o mnie i

Potterze. Cała ta sytuacja była jak z tandetnej komedii romantycznej.

Którą zresztą moja opowieść przypomina.

Przyszły wakacje. Myślałem, że to dobrze, że odpocznę od

wszystkiego… A tu guzik, ciągle chciałem widzieć Pottera i myślałem

o nim i o tym co robi. Popadałem w paranoję. Nigdy nie byłem w nikim

zakochany, co nie znaczy, że byłem prawiczkiem, o nie. Wtedy jednak

czułem się jak gówniarz. Zamiast podejść do tego, jak poważny

dorosły, którym jestem, to wiele razy nocą masturbowałem się jęcząc

w poduszkę i pozwalając mojej wyobraźni na przeróżne, wyuzdane

wizje. W jednej nawet zgwałciłem Pottera…

Koniec końców, rok szkolny nadszedł, a ja stanąłem w progach

Hogwartu z myślą, że udało mi się już opanować i że moje uczucie

będzie od teraz ciche i głęboko ukryte.

Na początek pragnę gorąco podziękować za tak miłe i wyrozumiałe

komentarze - cieszyłam si jak małe dziecko, które dostało wymarzoę ną

zabawkę :). Wszelkie krytyki wzięłam sobie do serca i będę dążyła do

poprawy, jak mi to wyjdzie - zobaczymy.

Ostrzegam! W tej notce pojawią się sceny erotyczne, więc jeżeli kogoś

gorszy np. Hagrid w tejże sytuacji, to niech nie czyta. To tyle ogłoszeń

parafialnych, teraz do dzieła xD.

2.

Bardziej nad sobą panowałem, nie miałem o nim już tylu zboczonych

snów, nie zaspokajałem się tak często i nawet udało mi się przestać

myśleć o tym co robi. Ot taka sobie, cicha miłość schowana na dnie

serca.

Zachowywałem się normalnie, jadłem jak trzeba, odejmowałem tyle

punków ile trzeba, upijałem się kiedy trzeba i wysypiałem… Moje

życie toczyło się wolno swoją rutyną. Wyrzuciłem rysunki. Zostawiłem

tylko jedno, najładniejsze zdjęcie Pottera, ukrywając je głęboko wśród

papierów w szufladzie biurka.

Wszystko było bezpieczne, do czasu. Oczywiście, autor inscenizacji

mojego życia znudził się tą stagnacją i postanowił mnie trochę

upokorzyć. Zresztą całą tą miłość traktuję jak upokorzenie, bo czy

zakochać się w odwiecznym wrogu nie jest strasznym upokorzeniem?

To tak, jak czuć przyjemność z gwałtu.

W sobotni wieczór wyszedłem do Hogsmade, z zamiarem upicia się w

Świńskim Łbie. Gdy już się tam zjawiłem zdziwiony zauważyłem, że

mój Potter, znaczy się… Potter siedzi tam i smętnie patrzy na pustą do

połowy szklankę. Nie wyglądał na pijanego, tylko na smutnego.

Sprawdzając, czy nikt z grona pedagogicznego nie czai się w pobliżu

usiadłem przy stoliku obok niego. Ku mojemu oburzeniu, nie zauważył

mnie. Ostatecznie zdecydowałem się przysiąść do niego.

- Witam Potter. - powiedział Snape chłodnym i drwi cym głosem. ą . -

Długo już się tak modlisz do tej szklanki?

- Spadaj… - jęknął cicho Harry, buntowniczo spuszczając wzrok. -

Czego pan chce?

Snape warknął poirytowany. Nie podobało mu się, kiedy Harry mówił

do niego „pan”.

- A muszę czegoś chcieć?

- Pan chyba nie robi nic bez korzyści. - zaczął wodzić smukłym palcem

po krawędzi szklanki.

- Tym razem postanowiłem po prostu podręczyć cię moją obecnością,

tak jak ty mnie dawno temu, gdy byłeś moim uczniem. - powiedział

Snape z naciskiem na „dawno”.

- Nie robiłem tego celowo.

- W to nie wątpię. Nie posądzałbym cię o myślenie, a co dopiero

planowanie.

- Skończył pan? Jeśli tak, to wolałbym zostać sam.

- A primadonna jak zawsze ma jakieś życzenia.

- Spadaj… pan. - powtórzył dodając cząstkę wkurzającą Snape'a.

- To już słyszałem. - bąknął Snape. - teraz powiedz dlaczego siedzisz

tutaj, jak jakaś sierota?

- Przypomnieć panu, że nią jestem?

- Och, wiesz o co mi chodzi i nie łap mnie za słowa, Potter. - warknął

trochę zmieszany Snape. - Co się stało?

- A co się nie stało? - Potter najwyraźniej postanowił go zbyć.

- Przeżywasz jakieś załamanie? - Snape drążył dalej.

- Widział nas pan. - stwierdził krótko wzdychając. Musiał być

naprawdę zdesperowany, skoro zwierzał się Snape'owi. - To było rok

temu. Równo.

- Och… - Snape zamyślił się. - Faktycznie. Ale co w związku z tym?

Nigdy nie byłeś zbytnio elokwentny, ale…

- Mo e wła nie to, e zwi zku nie ma? - Harry poci gn ł ze szklankż ś ż ą ą ą i

wpatrując się w jej zawartość.

- Nadal kochasz Lupina?

Harry podniósł na niego duże, zmęczone oczy.

- Skąd pan…?

- Przecież to było widać. - prychnął Snape. - Pozwoliłeś mu na takie

traktowanie, a potem położyłeś się koło niego i przytuliłeś. - wzruszył

ramionami.

- On kocha Syriusza. A ja nawet nie mogę się o niego starać, bo

Syriusz to mój chrzestny - smętnie zatrząsł zawartością szklanki. -

Wtedy miałem takie nadzieje…

- Nie idzie się do łóżka z kimś pijanym. - stwierdził mądrze Snape. -

Sam coś o tym wiem.

- Przespał się pan z kimś, kto był pijany i miał już kogoś?

- Nie, ten ktoś był mną oczarowany dlatego, bo był pijany. - Snape

uśmiechnął się krzywo. - Dokładnie szkolna pielęgniarka.

- Pani Pomfrey?! - Harry zrobił wielkie oczy.

- Jeszcze głośniej, nie wszyscy słyszeli. - warknął Snape.

- Przepraszam… - Harry zmieszał się. - Ale dlaczego pan mi to mówi?

- Cóż, ja wiem o Lupinie, ty o Pomfrey. Swoją drogą, jak się rano

obudziła, to spadła z krzykiem z łóżka.

- A kochał ją pan?

- Nie, ale sam fakt, że ktoś był mną zainteresowany zrobił swoje. -

Snape jeszcze nigdy nie czuł się tak swobodnie.

- No widzi pan, a ja kocham Lupina… - chłopak miał szklanki w

oczach.

- A jesteś pewien? W końcu jesteś jeszcze gówniarzem… To może być

tylko zauroczenie.

- Trwające kilka lat?!

- Zauroczenie może być do końca życia. - warknął Snape. - Zastanów

się nad tym.

Harry spu cił głow . Po chwili Snape usłyszał szlochś ę .

- P-przepraszam… - wybełkotał zdejmując okulary, by wytrzeć oczy.

- Nie przeszkadzaj sobie, czasem trzeba.

- A-ale przecież… faceci nie płaczą…!

- Ci, którzy tak myślą i wstydzą się płaczu, są mniej męscy od tych,

którzy się go nie boją.

- Pan na pewno nigdy nie płakał. - rzekł z wyrzutem chłopak, jednak

łzy powoli spływały po jego policzkach.

- Hm… - powiedział filozoficznie Snape, chichocząc w myślach.

Wiara Pottera w mój brak emocji mnie rozbawiła. Otóż, nieraz

zdarzyło mi się płakać. Ale lepiej, żeby nikt o tym nie wiedział, nie

jestem na tyle dzielny, by o tym mówić. W każdym razie, wróciliśmy

razem do Hogwartu, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jego

cudownych, dużych i wilgotnych od łez oczu. Kiedy nie miał

okularów… Wyglądał jeszcze powabniej. Miałem po drodze, więc

odprowadziłem go do jego komnat, a on zrobił coś, co przesądziło

sprawę. Przytulił się do mnie i powiedział, że mi dziękuje. To była

najmilsza rzecz, jakiej w życiu doświadczyłem. Aby nie dać ponieść się

emocjom, warknąłem na niego, aby się pilnował. Przeprosił mnie z

rumieńcem na twarzy i zniknął za drzwiami.

Nie upiłem się, ale moja obsesja wróciła. Będąc tak blisko niego, a

jednocześnie tak daleko, dostawałem świra. Pozwoliłem sobie w nocy

na sprośne wizje i masturbacje, myśląc o nim i jego ciele. Jakie to było

upokarzające, wić się pod własnym dotykiem, mając przed oczami

kogoś, kto padłby na zawał gdyby wiedział co robię i w jaki sposób o

nim myślę.

Tak więc zbliżamy się do końca mojej przemowy. Otóż, którejś nocy

snułem się bez celu po korytarzach zamku, z nadzieją natknięcia się

na lunatykuj cego Pottera i mo liwo ć odniesienia go do jego łó ą ż ś żka…

Kuszące. Pogrążony w swoich płonnych nadziejach nagle zauważyłem

że … Jakimś cudem Black zjawił się w Hogwarcie i rozmawia „po

kryjomu” z Lupinem, który patrzy na niego jak na objawienie. Nie

podsłuchałem dużo, ale wystarczyło, bym odgadł o co chodzi. Lupin

chciał uciec z Syriuszem (kundel nadal nie został oczyszczony z

zarzutów) w podróż, by odnaleźć Glizdogona, który zniknął po upadku

swojego pana. Cóż, dość romantyczne, to znaczy dla nich, dla mnie to

była czysta głupota. Planowali iść do Zakazanego Lasu, do punktu

teleportacji.

Ja tymczasem udałem się do Pottera, który z pewnością będzie chciał

ich zatrzymać. Dużo trudniej leczy się depresję po takim zawodzie, niż

samo zakochanie. Postanowiłem więc iść na łatwiznę. Jestem właśnie

pod jego drzwiami, zaraz w nie zapukam.

W tym miejscu kończy się mój wywód, a zaczyna się prawdziwe

przedstawienie.

- Potter! - Snape dobijał się do drzwi chłopaka.

- Idę! - odpowiedział zachrypnięty głos zza drzwi. - Co jest? - spytał

rozczochrany Harry w czarnej piżamie, której koszula była podwinięta.

- Twój wilkołak zamierza uciec z Blackiem. Na twoim miejscu, jeśli go

kochasz, pobiegłbym za nimi, by ich powstrzymać.

- Och! - Harry był zszokowany. - Dlaczego pan mi to mówi?

- Nie mam serca z lodu, a poza tym słyszałbym na każdej lekcji

wzdychanie uczennic o tym, że ich ukochany nauczyciel jest

pogrążony w depresji.

- Dziękuję panu bardzo! - powiedział ucieszony i nie dbając o

obecność Snape'a zaczął ściągać koszulę.

- Może byś zamknął drzwi. - burknął Snape.

- Och, nie wiedziałem, że pan tu jeszcze jest… - zdziwił się Harry.

- Idę z tobą, byś nie zrobił nic głupiego. - postanowił Snape. - W końcu

to ja ci o tym powiedziałem. - No i nie mog pozwolić, by uciekł ę ś z

nimi… - dodał w myślach.

- No dobrze, to niech pan wejdzie, zamknie drzwi i odwróci się, to

zajmie chwilkę. - wymieniał Harry. Snape zrobił co chłopak powiedział

z trudem opierając się pokusie podglądania. - Już! - zakrzyknął Harry.

Ubrał się w luźne dżinsy i t-shirt.

- Jest zimno, załóż jakiś sweter, albo kurtkę. - przestrzegł go Snape.

- Oj, nie ma czasu! - krzyknął Harry.

- Szybciej byś to zrobił, niż się wykłócał. Narzuć coś na siebie.

- Dobra. - burknął chłopak i ubrał dżinsową kurtkę.

*

- Siri, jest ciemno, wiesz gdzie to jest? - spytał Remus, przytulając się

do boku mężczyzny.

- Nie bardzo… To znaczy, teraz. Poczekajmy do rana. - wyszli na

polanę. - O tutaj na przykład. Rzuć parę zaklęć ochronnych, to może

nic nas nie zagryzie.

- Dobrze. - Remus wyjął różdżkę i zaczął czarować. Gdy skończył wyjął

ze swojego plecaka dwa śpiwory.

*

- Spałeś z tym niziołkiem! - zakrzyknął przystojny elf o długich,

białych włosach do pasa, z zaplecionymi gdzieniegdzie warkoczykami

kończącymi się obrączkami ze srebra. Na odkrytym czole posiadał

srebrny diadem z szafirem w środku. Jego oczy kształtu migdałów o

pięknej granatowej barwie okolone były długimi, czarnymi rzęsami.

Ubrany był w długą, srebrną szatę, układającą się płynnie falami na

jego cudownie wyrzeźbionym ciele. Zdobiły ją granatowe hafty

wyszywane jedwabną nicią, przedstawiające kwiaty i kolibry. W pasie

przewiązany był zdobionym szafirami pasem. Na jego smukłych,

bladych palcach nie brakowało srebrnych pier cieni, a ś na

nadgarstkach bransolet, wszystko z szafirami. Odkrytą pierś zdobił

srebrny łańcuch ze srebrnym medalionem, na którym wytłoczone były

kwieciste ornamenty. W samym jego środku tkwił, oczywiście, szafir.

Widać było wyraźnie upodobanie owego elfa do tych kamieni i

srebrnego surowca.

- Oj, przesadzasz. - bąknął mniejszy i drobniejszy elf o ciemnej,

opalonej cerze. Również miał długie włosy, jednak były one prawie

czerwone i opadały długimi falami za pośladki. On także posiadał

diadem, jednakże ze złota i z rubinem w środku. Jego oczy były jeszcze

piękniejsze niż poprzedniego elfa, bo z racji koloru lśniły jak dwa małe

słoneczka. Złota szata elfa kończyła się przed kolanem, ukazując

poprzez rozcięcia po bokach zgrabne uda. Czerwone, jedwabne hafty

na niej przedstawiały płomienie i feniksa. Przewiązana również w

pasie, ale grubszą tkaniną z czerwonymi haftami i zakończoną

frędzlami. Miał też wiele złotej biżuterii z wytłaczanymi ornamentami

płomieni i zdobionymi rubinami.

- Tytanusie, udowodnij mi to i oddaj swego służącego niziołka z

Japonii. - polecił białowłosy elf.

- Nie! Jego matka była wcześniej moją służącą i zobowiązałem się

chronić oraz wychować jej syna! - zaparł się Tytanus.

- Wychowywać? By dobrze robił loda? - warknął granatowooki.

- Oberonie! - upomniał go, jednak na jego policzki wypłynął szkarłat.

- Te wstrętne, małe chochliki wszędzie gadają, że nie umiem

upilnować małżonka! - warknął Oberon. - I zabawia się ze służącym!

- Och, chochliki zawsze plotkują, znasz je przecież. - prychnął

Tytanus.

- Skoro to nieprawda, to oddaj go.

- Tytanusie? - zza elfa wyjrzał nastoletni niziołek, o czarnych włosach

do ramion, jasnej cerze i czarnych oczach, ubrany w czarną szatę

sługi.

- Cii, Aki, id do moich komnat. - Tytanus spojrzał z czuło ci ź ś ą na

chłopca.

- Nie oddasz mnie? - spytał bojaźliwie.

- Pewnie, że nie, leć. - Tytanus pogłaskał go po głowie, ku wściekłości

Oberona.

- Popamiętasz mnie! - warknął Oberon i powiewając szatami oraz

włosami zniknął za kurtyną z liści i pajęczyn.

- Puku! - zawołał, a przed nim z cichym pyknięciem zjawił się

karłowaty człowieczek w czarnych butach, spodniach i rozpiętym

płaszczu. Oczy miał czerwone, włosy krótkie i czarne. Z pod rękawów

wystawały czarne, długie pazury. Oczy i usta miał umazane węglem, a

z tyłu głowy sterczał mu mały warkoczyk, przypalony na końcu.

- Słucham, panie. - ukłonił się z uśmiechem od ucha, do ucha.

- Znajdź kwiat nazywany przez chochliki Śpiącym Serduszkiem (przyp.

Autorki: nazwa z oryginału Snu Nocy Letniej). W tym lesie pojawił się

niedawno mężczyzna, który kocha chłopaka, słodkiego acz

zapatrzonego w innego mężczyznę. Spraw by obaj zasnęli, chyba, że

już śpią, a potem sypnij pyłkiem na powieki chłopca. Jak się obudzi,

niech zobaczy tego mężczyznę, a odwzajemni jego uczucie. Potem

znajdź strasznego stwora i spraw, by Tytanus się w nim zakochał. Nie

spartol tego. Czeka cię sowita zapłata.

- Tak jest, panie… - rzekł Puk, po czym zniknął.

*

Karzeł Puk zjawił się na polanie, na której spali Syriusz i Remus.

Przyjrzał się im i stojąc nad Syriuszem stwierdził:

- Ten ma długie włosy, więc chyba jest bardziej słodki… - sypnął pyłem

kwiatu na powieki Blacka, po czym zachichotał. - Będzie się działo!

Z pyknięciem zniknął. Wkrótce na polanie pojawił się Snape.

- Potter! Jasna cholera, wyrwał się na przód i go zgubiłem… -

powiedział do siebie, a potem zauwa ył pi ce postacie. Podszedł ż ś ą do

pierwszej. - Black! - otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Kto się drze…? - bąknął mężczyzna przez sen, a potem otworzył oczy.

- Szlag, coś mnie żre w oczy, ja pierdolę… - zaklął.

- Czego się spodziewać po takim ignorancie językowym jak ty… -

westchnął Snape.

- O ja… - powiedział genialnie Syriusz, po czym wstał. - Jaki z Ciebie

przystojniak.

- A z ciebie głupek. Skończyłeś? - warknął Snape.

- Dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły? - Syriusz wstał i zaczął

przytulać się do Snape'a.

- A jest powód, bym miał być miły? - odepchnął go. - Przestań ze mnie

kpić.

- Ależ ja nie kpię! - Syriusz spojrzał na niego oczami zranionego psa.

- Przestań! - Snape natomiast zrobił minę psa, któremu nadepnięto na

ogon.

- Seeeeviii!

*

- Chodź kieł, dzisiaj pierwsza letnia noc i elfy będą wariować. Muszę je

poprosić, by się zachowywały jak trza. Pies zaskomlał i podszedł bliżej

swego dużego pana, uzbrojonego w kuszę. Dotarli na teren elfów, gdy

nagle zmaterializował się przed nimi karzeł Puk. Pstryknął palcami i

przenieśli się wszyscy przed, siedzącego na czerwonym dywanie,

Tytanusa. Opierał się on o śpiącego lwa ze wspaniałą, czerwono - rudą

grzywą i złotą sierścią. Puk zaklaskał i elf zasnął, opadając na zwierze.

Następnie karzeł zwrócił się do Hagrida i jego psa. W jednej chwili

zniknął pies i twarz Hagrida, a na jej miejscu pojawiła się morda psa,

wyglądająca przekomicznie wśród krzaczastych wąsów i brody. Puk

podszedł do śpiącego Tytanusa i sypnął pyłkiem kwiatowym na jego

powieki, potem klasn ł i pstrykn ł palcami. Elf obudził si , a karzeą ą ę ł

zniknął.

- Och… - szepnął rudowłosy i przetarł oczy. - Co się… - zaczął, ale

wtem ujrzał przemienionego Hagrida i zawołał: - Ukochany!

Hagrid rozejrzał się zdezorientowany psimi oczami dookoła, szukając

kogoś, kto mógłby być potencjalnym „ukochanym” pięknego

stworzenia. Jednakże, mimo usilnych starań nikogo nie znalazł, prócz

owego elfa i lwa.

- Prze elfa, zaszła jakaś… e… pomyłka… Ja tu tego, no, szedłem na…

- Cii, cii mój kochany. - elf wstał i złapał za koszulę Hagrida. Wyglądał

przy nim komicznie, sam był piękny, drobny i delikatny, a Hagrid… no

cóż, z taką twarzą… szpetny, wielki i toporny. - Niczym się nie martw i

połóż się…

- Ale, my się chyba, cholibka, nie rozumiemy, prze elfa! - zaczął

gajowy Hogwartu, ale elf użył magii i udało mu się sprawić, by ten

leżał nieruchomo na jego posłaniu. - Hau!

- Jesteś taki męski i silny… - zamruczał Tytanus, wchodząc na

Hagrida. - A ja taki bezbronny… Mógłbyś zrobić ze mną wszystko,

wiesz? - szeptał mu uwodzicielsko do ucha.

- Ale żem się wpakował… - jęknął mężczyzna, czując, jak ta pozornie

tylko bezradna istota dobiera się do jego rozporka.

- Mówiłem, cii… Chyba, że mam cię zaczarować, a tego byśmy nie

chcieli, prawda? - elf wyciągnął imponującego członka gajowego i

zaczął poruszać obiema dłońmi po całej jego okazałej długości. -

Mmm, jaki ogromny…

*

Oberon siedząc w swoim srebrnym tronie, zdobionym roślinnymi

ornamentami i szafirami, głaskał śnieżną pumę. Spoglądał przy tym

tęsknie na pusty, złoty tron obok. Nagle zjawił się Puk i ukłonił nisko.

- Zadanie wykonane, panie… - rzekł karzeł. - Tamten m czyznęż a

znajdzie ukojenie w ramionach ukochanego, a twój Tytanus zaleca się

do szpetnej bestii…

- Ach, dobrze, niech no spojrzę… - machnął ręką, a w powietrzu

pojawiło się niby - lustro zdobione liśćmi i łodyżkami ze srebra.

Zamiast odbicia Oberona był w nim obraz polany, na której byli

Remus, Syriusz, Severus i Harry. Sytuacja wyglądała zabawnie.

Syriusz przymilał się do Snape'a, Remus próbował go odciągnąć, a

Harry rozpaczliwie prosił Remusa, by został w zamku. Potem obraz

zmienił się i ukazał Tytanusa siedzącego pomiędzy nogami w 1/3

olbrzyma, 1/3 człowieka i 1/3 psa. Jego głowa energicznie unosiła się

w górę i w dół, nie pozostawiając wątpliwości, co do wykonywanej

czynności. - Ty idioto! - Ryknął.

- Co?! - oburzył się Puk.

- Po pierwsze, zaczarowałeś nie tego faceta, po drugie, ta „bestia” to

mój znajomy, Hagrid! Nie mogłeś znaleźć kogoś innego?!

- Och, wybacz panie. To którego mężczyznę miałeś na myśli…? - Puk

bąknął. - A ten, Hagrid, wyglądał jak bestia, do tego skrzyżowałem go

z jego psem… Gdy zdejmę czar z Tytanusa z pewnością odechce mu

się zdrad, panie.

- Najmłodszy - Oberon wskazał w lusterku Harry'ego. - ma się

zakochać w Mistrzu Eliksirów. - wskazał tym razem na Snape'a. Idź to

odkręcić. Już!

- Tak jest! - Puk pstryknął i zniknął.

*

Puk zjawił się na polanie, na której znajdowało się czterech mężczyzn.

Klasnął, a wszyscy zasnęli. Schylił się nad Harrym i zdjął mu okulary.

- Ten faktycznie jest słodki… - przejechał krzywym palcem po policzku

nauczyciela obrony. Następnie sypnął na jego zamknięte oczy pyłkiem

i z powrotem zało ył mu okulary. Przeci gn ł go do Snape'a, tak, ż ą ą , by

po obudzeniu spojrzał prosto na niego. Klasnął w dłonie i pstryknął

palcami. Mężczyźni zaczęli się budzić.

Harry zmarszczył nos i zdjął okulary przecierając oczy.

- Coś mi wpadło do oka… - powiedział, po czym uniósł powieki, by

sprawdzić jak widzi. Zobaczył zaspanego Snape'a, zbierającego się z

ziemi. W tej chwili wydał mu się kimś najcudowniejszym,

najpiękniejszym i najseksowniejszym na świecie. Nie myśląc co robi,

wszedł na niego, uniemożliwiając mu wstanie. - Mój piękny… -

szepnął, patrząc w oczy zdezorientowanego Mistrza Eliksirów.

Przeciągnął się, ocierając o mężczyznę, po czym wplótł palce w jego

cienkie włosy. - Kocham cię… - powiedział cicho, a następnie

pocałował go w usta. W jednej chwili rozkoszował się jego smakiem, w

drugiej został brutalnie zrzucony na ziemię.

- Uważasz to za śmieszne Potter? - warknął Snape.

- Harry…? - Lupin zrobił wielkie oczy, a Syriusz podbiegł i odepchnął

Harry'ego, który zamierzał znowu usadowić się na Severusie.

- Zostaw go! - warknął Black.

- Masz Lupina, odczep się! - krzyknął Harry, popychając Łapę.

- Możesz sobie go wziąć, mnie interesuje tylko Severus!

- To masz problem, bo mnie też! - rzucili się na siebie, tarzając po

ziemi. Snape i Lupin patrzyli zagubieni na nich, aż wreszcie Severus

zadziałał jako pierwszy, odciągając Harry'ego, który właśnie zaczął

dusić Blacka. Lupin szybko pochwycił i objął Syriusza, by ten nie

ruszył z odsieczą.

- Siri! Opamiętaj się, co ty wyprawiasz?! - krzyknął Remus.

- Puszczaj mnie! Muszę do Severusa! - zaczął się wyrywać.

Natomiast Harry umościł się z zadowoleniem w ramionach Snape'a.

- Jesteś taki silny, Sev… Nie puszczaj mnie… - wymruczał, co

podziałało odwrotnie niż zamierzał, bo Snape natychmiast go

odepchnął.

- Co si tutaj dzieje?! - warkn ł Snape patrz c na Lupina, którę ą ą y

próbował utrzymać Blacka.

- Skąd mam wiedzieć? - jęknął Lunatyk. - Siri, Siri, co ci jest? Nie

pamiętasz? Przecież mnie kochasz!

- Kocham Severusa! - zaparł się Syriusz.

- Ja bardziej! - stwierdził Harry, próbując się przytulić do Snape'a,

broniącego się rękami i nogami.

- Coś jest mocno nie tak… - szepnął Lupin.

- No coś ty, nie zauważyłem. - warknął ironicznie Snape, trzymając

Harry'ego na odległość wyciągniętych rąk.

*

- Och… - westchnął Tytanus podwijając szatę. Usiadł okrakiem (co

było dość trudne, biorąc pod uwagę szerokość Hagrida) na gajowym,

powoli nabijając się na niego. - Jaki długi, jaki szeroki… Mmm…

- To może sobie darujesz? Jeszcze coś ci się stanie, a ja odpowiadam

za stworzenia… Aach! - Hagrid przerwał, gdy poczuł zaciskające się

na nim mięśnie.

- Po co mam przestawać, kiedy nam tak przyjemnie? - Tytanus

uśmiechnął się szeroko i poruszył. Skrzywił się lekko, w końcu

nabijanie się na coś tak imponującego, to nie lada wyzwanie. Wszedł

do połowy, bo dalej już nie mógł i zaczął się powoli poruszać w górę i

w dół. Wkrótce przyzwyczaił się do rozpierającego go mocno członka i

jego ruchy stały się bardziej zdecydowane. Zaczął głośno jęczeć z

ogarniającej go przyjemności.

- Och! - krzyknął, poruszając się już szybkim tempem. - Cudownie,

bosko… Mmmm…

*

- Mam do ć! - wrzasn ł Snape, wyci gaj c ró d k . - Je li, który ś ą ą ą ż ż ę ś ś z

was się do mnie zbliży, to nie ręczę za siebie! Pozabijam!

- Severusie, uspokój się! - Lupin podbiegł do niego.

- Odejdź! - warknął Snape celując w niego różdżką. - Dajcie mi spokój!

Wracam do zamku.

Odwrócił się na pięcie i pobiegł w las. Syriusz chciał ruszyć za nim, ale

Lupin skutecznie mu to uniemożliwił. Za to Harry, przez nikogo nie

zatrzymywany, pośpieszył w ślad za Snape'em.

3.

- Sev! - Harry dobiegł do mężczyzny opartego o drzewo. - Co się

dzieje? Dlaczego uciekasz?

- Och, odejdź! Uciekam od ciebie! I od Blacka! Coś was opętało, a ja

nie pozwolę, by to skupiło się na mnie.

- Przestań… - Harry posmutniał. Podszedł powoli do Mistrza Eliksirów,

ostrożnie wyciągając rękę. - To przykre, wiesz? - pogładził go po

policzku.

- Potter… - chciał warknąć, ale dotyk młodego mężczyzny sprawił, że

odpływał. Taki delikatny i troskliwy. Przymknął oczy.

- Czy to ci się podoba? - wplótł palce we włosy mężczyzny, czule

masując skórę jego głowy.

- Przestań… - jęknął, czując jak Harry przylega do niego całym ciałem

i powoli zbliża się do jego ust. Tak bardzo tego chciał, a jednak nie

powinien… Harry miał tak cudownie miękkie usta, które bajecznie

smakowały. Nie mógł się oprzeć. Sięgnął po więcej, wślizgując się

pomiędzy słodkie wargi i wdając w namiętny taniec z językiem

Harry'ego. Jego ręce same znalazły drogę do pleców profesora

obrony, delikatnie je gładząc. To było takie inne od tego pocałunku

znienacka.

Nawet się nie zorientował, gdy zacisnął dłonie na zgrabnych

pośladkach Pottera, przywodząc go do zadowolonego mruczenia. Ręce

Harry'ego pow drowały do zapi cia spodni Snape'a, jednak ten ę ę w

porę oprzytomniał i odsunął go.

- Nie. Musimy przestać.

- Pragniesz mnie. Więc dlaczego mamy przestać? Chcę poznać twój

smak, Sev… - Harry zamruczał mu do ucha, zupełnie nie w swoim

stylu. Snape poczuł, jak jego twarz oblewa zdradziecki rumieniec. Nie,

tak nie powinno być! To było dla niego przytłaczające. Potter

dominował nad nim, a tego nie mógł znieść.

Złapał go za ramiona i obrócił przypierając do drzewa. Spojrzał w jego

piękne oczy, które wydawały się być zasnute mgiełką. Ucałował go w

czoło, sunąc dalej ustami o milimetry od skóry chłopaka, pocałował w

nos, potem w usta, brodę, by w końcu wpić się w długą, zapraszającą

szyję młodzieńca. Wtedy poczuł coś, co sprawiło, że zatracił wszelkie

hamulce - w jego nozdrza uderzyła naturalna woń młodego

mężczyzny. Świeży, owocowy zapach przeplatany żywicą był niczym

afrodyzjak. Całował, ssał i lizał coraz zachłanniej, słuchając coraz

głośniejszych jęków zadowolenia Harry'ego. Nagle chłopak z

zadziwiającą siłą i pewnością odsunął go od siebie i popchnął na

drzewo. Ukląkł przed nim, rozpinając mu spodnie i zsunął je wraz z

bokserkami, aż do kolan. Snape zauroczony smakiem i zapachem

Harry'ego nie potrafił zaprotestować. Zresztą, kto by umiał? Marzył o

Harrym tyle czasu, a tu nagle taka szansa… Nieważne, że coś z

Harrym jest nie tak, liczyła się tylko ta chwila.

Młodzieniec chuchnął na jego twardego, gotowego członka gorącym

powietrzem i liznął czubek, wywołując u Snape'a ciche westchnienie.

Słysząc je, Harry uśmiechnął się z satysfakcją i złapał w usta główkę

męskości Severusa, zasysając ją. Ten, by nie upaść, mocniej oparł się

o drzewo i chwycił Harry'ego za ramiona. Co prawda, Pomfrey też to

robiła, ale nie miało to porównania z przyjemnością, jakiej dostarczał

mu ten chłopak. A dodając do tego, jak Harry bardzo go pociągał i to,

że go kochał…

Zielonooki posuwał ustami po całej długo ci sporego penisa Snape'aś ,

sumiennie pracując językiem, doprowadzając go do bezwstydnych

jęków. Palcami delikatnie masował jądra mężczyzny.

- Harry… - szepnął. - Odsuń się, ja zaraz…

Zielonooki jednak nie odsunął się, a uśmiechnął z członkiem w ustach,

biorąc go głębiej i pieszcząc dużo intensywniej.

- C-co ty…?! - wydusił Snape, po czym doszedł z gardłowym jękiem.

Harry przełknął wszystko, lekko się krztusząc. Po chwili wstał,

mrucząc z zadowolenia. Pocałował Severusa w usta, a ten objął go w

pasie i przyciągnął do siebie.

- Pięknie pachniesz… - wyrwało się Snape'owi.

- Co?! - Harry odsunął się. - Nie mów tak! Nie wiem dlaczego, ale

bardzo mi się to nie podoba, proszę, nie mów tak…

Snape oprzytomniał. Przypomniało mu się, jak Lupin mówił Harry'emu

to samo. To wystarczyło, by otrząsnął się z oszołomienia. Podciągnął

spodnie i zapiął rozporek.

- Hej, Sev, co robisz? Przecież jeszcze nie koniec! Jeszcze mnie nie

wziąłeś… - Harry zamruczał mu do ucha, ocierając się o niego.

- I tak już za daleko zaszliśmy, nie powinienem na to pozwolić.

- Przecież było ci przymnie! Możemy kontynuować, ja naprawdę cię

pragnę… - chwycił w dłonie twarz Severusa, patrząc mu w oczy. -

Jesteś taki przystojny… Wiem, że ja wyglądam niespecjalnie, ale moja

miłość jest szczera i skierowana tylko do ciebie. Nigdy cię nie zdradzę,

będę gotował, sprzątał, kochał się z tobą co noc, jeśli będziesz tego

chciał, a nawet częściej, co tylko zechcesz.

- Przestań, coś cię opętało…- Snape chciał go delikatnie odepchnąć.

- Zadowoliłem cię i teraz nie jestem ci już potrzebny, tak? - Harry miał

łzy w oczach. - To, że cię kocham nic dla ciebie nie znaczy?

- Uspokój się Potter. - warknął, by go sprowadzić na ziemię. - Nic

takiego nie mówiłem i nie chciałem, byś robił to, co zrobiłeś.

- Nie protestowałeś. Z twoich ust wydobywały się inne dźwięki.

Zupełnie inne. - Harry poło ył głow na jego klatce. - Ale ty ż ę nie

musisz mnie kochać, pozwól mi chociaż być u twego boku…

- Gdyby to wszystko było takie proste… - Snape mruknął obejmując

chłopaka. - Nie jesteś sobą Harry.

- Uwielbiam jak mówisz Harry… - westchnął i wspiął się na palce. -

Pocałuj mnie…

- P… - zaczął, jednak Harry przerwał mu, zamykając usta

pocałunkiem. Rękoma błądził po jego piersi, następnie złapał dłonie

Snape'a i położył na swoich pośladkach. Gdy te zacisnęły się, ze

spokojem podniósł swoje w górę i wplótł palce w jedwabiste włosy

mężczyzny.

- Severusie! - stanowczy krzyk Lupina sprawił, że Snape odskoczył jak

oparzony od Harry'ego i spojrzał w stronę Remusa, stojącego obok

magicznie związanego Blacka. - Co ty wyprawiasz?!

- Nic. - warknął zmieszany Snape. - Poniosło mnie. Jestem tylko

facetem, jakbyś nie wiedział.

- Ale Harry nie wie co robi, jak mogłeś! - Lupin nie dawał za wygraną.

- W tej kwestii akurat ty nie powinieneś się wypowiadać. Stało się i

już, nie mam nerwów ze stali.

- Byłem wtedy pijany! A Harry był w pełni świadom tego co robił!

Jesteś dorosłym mężczyzną, powinieneś się pilnować. Zwłaszcza, że

nie przepadasz za Harrym.

- Tego akurat nie wiesz. - warknął Snape, lecz szybko umilkł.

- Słucham? - Remus spojrzał na niego, jakby wyrosła mu druga głowa.

- Czy ty Harry'ego…?

- Nie! Tak mi się powiedziało, zapomnij! - warknął Snape.

Harry tylko patrzył, to na jednego, to na drugiego, opierając się o bok

Snape'a, zadowolony z tego, że może być tak blisko obiektu

westchnień. Syriusz natomiast, mierzył Harry'ego takim spojrzeniem,

jakim wcześniej mierzyłby Snape'a, gdyby ten próbował się dobrać do

Remusa.

- Severusie… - Lupin westchn ł. - Jak mogłem być taki lepy?… Ochą ś ,

przykro mi, teraz wiem, jak strasznie musisz się czuć…

- Dlaczego wszyscy mi wmawiacie, że kocham tego knypka?! Przecież

to śmieszne! - krzyknął Snape, zakładając ręce na piersi.

*

- Ty idioto! - warknął Oberon. - Kazał pan, musiał sam! Nie będzie

wynagrodzenia!

- Ale panie… - Puk skłonił się. - Tytanusa zaczarowałem odpowiednio!

- To dostaniesz połowę zapłaty. - rzucił mu woreczek z pieniędzmi. -

Zabierz mnie do męża.

- Tak jest. - Puk pstryknął palcami. Zjawili się w pokoju rudowłosego

elfa, który obecnie smacznie spał na Hagridzie.

- Zdejmij czar, a potem obudź ich. - polecił Oberon. Puk ruchem ręki

zdmuchnął pył z powiek elfa, po czym klasnął w dłonie. Tytanus

podskoczył i otworzył oczy. Spojrzał na Oberona, potem na Puka, a na

końcu na Hagrida. Pisnął przerażony i odskoczył od niego.

- Śniło mi się, że zakochałem się w tej bestii. - powiedział cicho

Tytanus, tuląc się do małżonka.

- To nie był sen. To była prawda. Mam nadzieję, że to oduczy cię

zdrad. - powiedział szorstko Oberon, jednak z ulgą przytulił

ukochanego.

- Ja już nie będę… Tylko nie wypędzaj Akiego, on sobie nie poradzi…

- Będzie mieszkał u mnie, wtedy będzie blisko, a ja będę spokojny, że

nikt mi cię nie zabiera. Może być?

- Tak, dziękuję. - Tytanus odetchnął z ulgą. - A to nie jest czasem

Hagrid?

- No wreszcie! Cholibka, ja wiedziałem, że dziś coś się złego stanie!

Może mnie ktoś odczarować? Hau?! - spytał gajowy.

- Och tak, przepraszam cię Hagridzie, że zostałeś w to wplątany. -

Oberon cofnął czar z mężczyzny, przywracając jego i psa do

pierwotnej postaci.

- Ja te przepraszam Hagridzie, nie wiedziałem co robi . - powiedziaż ę ł

ze wstydem Tytanus.

- No, nic się nie stało, wracam do chaty. A wy, mam nadzieje, w nic się

więcej nie wplączecie?

- O to się nie martw i idź już. - Oberon się uśmiechnął i pomachał do

odchodzącego Hagrida. - No cóż, Puku, teraz do naszych par. Muszę

wszystko odkręcić.

- Tak jest panie. - karzeł pstryknął palcami i pojawili się wśród

czwórki mężczyzn. Klasnął by wszyscy zasnęli.

- Chciałem dobrze, ale mój sługa namieszał i nie wyszło. - westchnął

Oberon. - Niech działanie czaru minie, a wy wszyscy pomyślcie, że to

tylko chory sen nocy letniej. Mam nadzieję, że go przemyślicie i sami

dojdziecie do porozumienia. - machnął ręką, jakby strzepywał z niej

czary. - Wracamy. Puku, jesteś już wolny.

*

Snape otworzył oczy i napotkał wzrokiem twarz śpiącego Harry'ego.

Westchnął.

- To był tylko sen… - szepnął i wyciągnął rękę głaszcząc nią policzek

chłopaka. - A taka szkoda… - Usiadł i pochylił się nad nim całując go

w czoło, po czym spojrzał na jego malinowe, uchylone usta z

nieukrywanym żalem i tęsknotą. Wyłapał zapach chłopaka i ze

zdziwieniem spostrzegł, że tak właśnie pachniał w jego śnie. Nadal

głaskał go po włosach, mając przygotowany, w razie czego, wredny

tekst.

- Jak słodko. - Snape podskoczył, zabierając szybko rękę z włosów i

spojrzał na źródło głosu. - A wiesz, śniło mi się, że Harry cię kochał. -

to Lupin zakłócał jego spokój.

- I co w związku z tym? - warknął Snape, doznając w brzuchu

niemiłego uczucia - jemu też się to śniło.

- Nie wiem. - Lupin wzruszył ramionami przysiadaj c si . - Kochasą ę z

go?

- Skąd ci to przyszło do głowy?!

- Severusie, nie zaprzeczaj, przecież widzę. Głaskanie po policzku,

włosach, pocałunek w czoło… Jak to wyjaśnisz?

Snape zmieszał się. Faktycznie, to głaskanie jeszcze jakoś by wyjaśnił,

ale pocałunek?

- Nie kocham… - bąknął Snape. - A nawet jeśli… To i tak bez

znaczenia, jestem przegrany przed startem.

- Jesteś przystojnym facetem i mógłbyś doprowadzić do tego, by to on

musiał wykonać pierwszy ruch, a nie ty. Umiesz manipulować,

prawda?

- Przestań. - mruknął Snape. - To nie ma szans, obojętnie jak bardzo

bym chciał. I tak już ciężko było mi się pogodzić z faktem, że jest mi

drogi. Wyobrażasz sobie, jak to jest? Przecież ja i jego ojciec… No i ja

przez te siedem lat… W ogóle, wszystko. Świat jest popieprzony.

- Powinieneś spróbować. Harry jest spragniony uczucia, czułości.

Zwłaszcza po tym zawodzie ze mną… Ja z Sirim uciekniemy i ktoś

będzie musiał go pocieszyć.

- Kiedy to zrobicie, będzie mi jeszcze trudnej. - rzucił od niechcenia

Snape.

- Porozmawiam z nim o tym.

- Nie opłaca ci się uciekać z Blackiem, będziesz mu tylko przeszkadzał.

Tę misję musi zakończyć jak najszybciej, a ty mu tego nie ułatwisz.

Zostań w Hogwarcie i poczekaj na niego. - Snape próbował go

przekonać.

- To będzie długa rozłąka…

- Będziesz mu tylko zawadzać, sam lepiej wykona zadanie. Wiem to, z

własnego doświadczenia. A jeśli ci na nim zależy, to poczekasz.

- Tak, prawda. Masz rację. Ale obiecaj mi coś.

- Niby co? - bąknął Snape.

- Spróbujesz z Harrym.

- A co, je li jestem psycholem, który b dzie go gwałcił co noc, a ś ę ty

mnie do tego jeszcze zachęcasz?

- Wymyśliłeś. Przecież dobrze wiem, że tak nie będzie. Nie jesteś taki.

- Myślisz, że mnie znasz? - odruchowo odgarnął kosmyk włosów

grzywki Harry'ego, muskający jego zamknięte oko. Lupin przyjrzał się

temu z uśmiechem.

- Nie mógłbyś. Nie znam cię dobrze, ale znam na tyle, by wiedzieć, że

go nie skrzywdzisz. Na pewno nie bardziej niż ja.

- Wracaj do Blacka i naciesz się nim. - rzekł sucho Snape, nie

zaprzeczając jednak jego słowom.

Remus uśmiechnął się i wrócił do śpiącego kochanka. Severus położył

się na boku, przy Harrym, wpatrując w jego łagodną twarz. Wydawał

się taki bezbronny, a jednak emanowała od niego jakaś siła. Nagle

zaczął się budzić, marszcząc zabawnie nos. Otworzył swoje

przeraźliwie zielone oczy i spojrzał wprost w czarne węgle Severusa.

- Dzień dobry, profesorze Snape… - Harry uśmiechnął się lekko. -

Gdzie Remus?

- Spokojnie, nie ucieknie, śpi koło Blacka. Przekonałem go by został. -

odparł z nutką złości w głosie.

- Och, dziękuję panu… - Harry odetchnął z ulgą. - A wie pan? Miałem

naprawdę dziwny sen. Był bardzo pokręcony.

- Tak? - zakpił Snape. Podejrzewał co Harry powie.

- Śniło mi się, że… Pana…Kochałem... - powiedział z łagodnymi

rumieńcami, które idealnie pasowały do jego delikatnej twarzy.

- Co za zbieg okoliczności, mnie też. - westchnął z ironią Snape.

- I wie pan, tak sobie myślałem wcześniej o tym, co pan wtedy

powiedział. I chyba naprawdę zauroczyłem się Remusem. A jeśli

znowu sobie coś wmawiam, to tym razem dobrze, prawda? No bo

Remus ma Syriusza i mnie nigdy nie pokocha. No i tak sobie też

myślę, że skoro to zauroczenie… To już chyba minęło.

- T-tak…? - Snape starał si , by głos nie ujawnił jego przej ciaę ę .

- Tak. I wie pan co? Mam taką straszną ochotę być… To znaczy ja…

Mam jakieś dziwne wrażenie… Jakby coś zaszło miedzy nami… To

znaczy, między mną a panem… A to coś jest na tyle poważne, że chcę

być blisko pana… Ja wiem, że brzmię głupio i może mnie pan

wyśmiać… Ale nic na to nie poradzę. - Snape chyba nigdy nie pozwolił

sobie na głupszą minę. Otworzył usta, a wzrok biegał mu dookoła,

szukając potencjalnej zasadzki. - No i w związku z tym, mam ogromna

ochotę pana pocałować, jeśli pan pozwoli. Chcę sprawdzić, czy moje

przypuszczenia są słuszne. To w ramach, eee, poszukiwania wiedzy…?

- Jeśli to w celach naukowych… - Snape uśmiechnął się lekko i

przymknął oczy, czując na ustach jego gorący oddech. Po chwili

całowali się namiętnie i z pasją. Severus przyciągnął Harry'ego bliżej,

obejmując zaborczo. - Nie podejrzewałem cię o taką odwagę, Potter. -

stwierdził Snape, gdy oderwali się od siebie.

- W życiu bym się na nią nie zdobył, gdybym nie podsłuchał pana

rozmowy z Remusem. - Harry zachichotał.

- Ty! - warknął Snape.

- Wie pan co? Ja też pana kocham. - uśmiechnął się przymilnie.

- Potter, ale to jest poważna sprawa, a co, jeśli to kolejne zauroczenie?

- Ten sen i wcześniejsze pana słowa, dały mi dużo do myślenia i to co

czuję teraz jest zupełnie inne od tego, co czułem wcześniej do

Remusa. Teraz jestem pewny swoich uczuć, naprawdę, proszę dać mi

szansę…

- Nie toleruję „bycia na próbę”. - warknął Snape, a Harry spuścił

wzrok. - Jak już się decydujemy, to będziemy ze sobą, bez zakładania,

że nam się nie uda. - Harry cały się rozpromienił. Rzucił się na

Snape'a, mocno przytulając. - Uspokój się, bo mnie udusisz, Potter! -

krzyknął Snape, ale w duchu, w pełni podzielał radość Harry'ego.

*

W trójk z Lupinem, który po egnał si wylewnie z Blackiem, wracalę ż ę i

do zamku. Harry szedł zmieszany nie wiedząc, jak ma się zachować.

Czy iść ze Snape'em za rękę, pod rękę, czy w ogóle z dala od niego.

Ostatecznie kroczył przy jego boku, zerkając, od czasu do czasu, w

jego stronę. Ten mężczyzna był dla niego jedną, wielką zagadką, która

niesamowicie go intrygowała. Jego pozorny chłód i odpychające

działanie na ludzi sprawiały, że Harry czuł coś dziwnego. Coś, czego

nie czuł w stosunku do Lupina. Do tego, w przeciwieństwie do

Remusa, Snape sprawiał, że w Harrym obudziło się pożądanie i oprócz

psychicznej więzi pragnął też kontaktu fizycznego. Jak najszybciej i jak

najintensywniej.

- Panie Snape? - zaczął niepewnie Harry.

- Nie mów już do mnie pan, Potter.

- A jak? Snape? S-Severus? - Harry'emu, mimo wszystko, dziwnie było

po tylu latach mówienia ,,pan” zwracać się do niego po imieniu.

- Severus. Byle nie Sevi, Ever i inne takie. Dopuszczalny skrót to Sev.

- powiedział szorstko.

- A…Aha. - powiedział rezolutnie Harry. - Ale jeśli ty będziesz mówił

do mnie Harry, w przeciwnym razie, ja nadal będę mówił pan.

- Dobrze. - potwierdził beznamiętnie Snape. - Co chciałeś?

- No bo… Jak mam się teraz zachowywać? Jak mam się do ciebie

odnosić?

- Jak chcesz, nie rób nic na siłę. - Snape wzruszył ramionami.

- Ale tak przy ludziach? Mogę cię, nie wiem, trzymać za rękę? - spytał

zdziwiony Harry.

- Tak. Tylko zachowuj się przyzwoicie, nie zamierzam nikogo gorszyć,

ani się z tym obnosić. Również wzbudzać sensacji. Nie lubię też

okazywać swoich uczuć przy ludziach. One są dla zamkniętego grona.

- Głównie dla Harry'ego. - wtrącił się Lupin. - Jesteście razem, czy

nie? Bo ja się zorientować nie mogę.

- Lepiej nie my l tyle, bo si przegrzejesz. - warkn ł Snapeś ę ą .

Lupin tylko wzruszy ramionami i uśmiechnął się do Harry'ego, tak,

jakby chciał mu dodać otuchy. Pierwsze po drodze były komnaty

profesora obrony. Harry stanął tyłem do drzwi, patrząc tęsknie na

Snape'a. Ten zatrzymał się naprzeciw chłopaka, rzucając znaczące

spojrzenie Lupinowi, który odgadując sugestię, pożegnał się z nimi i

odszedł.

- Myślałem, że się nie odczepi. - westchnął Snape.

Harry czuł jak łomocze mu serce, miał wrażenie, że obija mu się o

żebra. Przełknął ślinę i powiedział.

- To co? Do śniadania? - Chciał jeszcze coś dodać, ale Snape uciszył go

pocałunkiem. Przyparł Harry'ego gwałtownie do drzwi, opierając ręce

po obu stronach jego głowy. Ten lekko, ale pozytywnie, zaskoczony

zacisnął dłonie na swetrze Mistrza Eliksirów. Otworzył zapraszająco

usta, a mężczyzna skwapliwie skorzystał z okazji, pogłębiając

pocałunek. Muskał swoim język chłopaka, gładził wewnętrzną stronę

policzków i drażnił podniebienie, momentami lekko przygryzał dolną,

miękką wargę. Pocałunek, jak gwałtownie się zaczął, tak gwałtownie

się zakończył. Harry oparł się o drzwi, łapiąc oddech i poprawiając

okulary. - Severusie… - zaczął, ale mężczyzna przerwał mu:

- Do śniadania. - i odszedł z tajemniczym uśmiechem.

*

Severus Snape, niezwykle zadowolony z siebie, brał prysznic. Niczym

się nie przejmował, był po prostu niebywale szczęśliwy, po raz

pierwszy od bardzo długiego czasu. Ponieważ była niedziela, nie miała

lekcji i żaden bachor nie mógł mu zepsuć humoru. W pokoju

nauczycielskim, do woli wpatrywał się w swojego ukochanego, co rusz

wprowadzając go w zakłopotanie. Skutkiem tego były śliczne wypieki,

na jego śniadej twarzy. Zadowolony z umiejętności łatwego

wywoływania rumie ców u Harry`ego, u miechn ł si szerokoń ś ą ę ,

przyprawiając tym samym o palpitacje serca, profesor Sprout. Miała

to nieszczęście, spojrzeć w tym momencie na Snape'a. Podniosła krzyk

łapiąc się za pierś, a gdy opiekuńcza jak zawsze Minerva podbiegła

spytać, co się stało, ta wstała oburzona i rzucając Snape'owi

spojrzenie mówiące ,,To nie było śmieszne!” wyszła.

- Co ty jej zrobiłeś? - spytał cicho Harry. - Jej wzrok zabijał.

- Nic, zawsze to mnie się posądza, o wszystko co najgorsze. - burknął,

powracając do czytanej książki.

Nie nacieszył się nią długo, gdyż Minerva przysiadła się do siedzącego

na kanapie Harry'ego i zaczęła z nim rozmawiać. Snape siedział na

pobliskim fotelu, pod takim kątem, że nie musiał obracać głowy, by

spojrzeć na chłopaka.

- Co robisz Harry? - spytała uprzejmie kobieta uśmiechając się.

- Ach, sprawdzam plan lekcji na najbliższy tydzień, czy czegoś

przypadkiem nie przerabiam drugi raz i czy dobrze zorganizowałem

lekcje. To naprawdę ciężka praca, tyle trzeba kombinować, jejku…

- No faktycznie, ale potem się przyzwyczaisz i nie sprawi ci to już

większego problemu. - stwierdziła profesor transmutacji. - A ty, co o

tym myślisz, Severusie?

- Ja? - Snape wydał się zdziwiony i zirytowany nagłym wciągnięciem w

konwersację

- Tak, ja też jestem ciekaw, co o tym sądzisz. - Harry uśmiechnął się

do niego.

- Nie mam takiego problemu jak wy. Ułożyłem, pod koniec wakacji,

rozkład eliksirów dla każdego rocznika, na każdy dzień i po prostu

wcielam go w życie. No chyba, że zachce mi się zrobić test, bo brakuje

mi ocen. Moja praca jest łatwa, ale denerwująca.

- Nie przesadzaj, przecież lubisz pracę z uczniami. - żachnęła się

Minerva.

- Zdolnymi i rozumnymi - tak. Ale tych brakuje.

- Hermiona taka była a i tak jej nie lubiłe . - zauwa ył Harryś ż .

- Panna Granger miała oprócz zdolności jeszcze irytujący charakter i

cieszę się, że nie muszę z nią dłużej pracować. - w rzeczywistości nie

lubił jej dlatego, że była tak blisko Harry'ego, co lepsze, jego antypatia

wzrosła już po tym, jak oboje skończyli szkołę…

- Przesadzasz Sev. - bąknął Harry wracając do swoich notatek.

- Sev…? - Minerva uniosła brwi zdziwiona i spojrzała na nich

przenikliwym wzrokiem zza prostokątnych okularów.

Snape zerknął na Harry'ego, który zmieszany podrapał się po głowie.

- Przecież powiedziałeś, że mogę tak do ciebie mówić.

- Musimy jeszcze porozmawiać na wiele tematów. - westchnął

Severus. Harry wzruszył ramionami, ale Snape zauważył smutek na

jego twarzy, więc dodał: - Nie, żebyś nie mógł tak się do mnie

zwracać, Harry. - westchnął.

Chłopak od razu się rozpromienił i z maślaną miną wpatrywał w

pergaminy na swoich kolanach. Minerva patrzyła to na jednego, to na

drugiego z nieukrywanym, i według Snape'a irytującym, uśmieszkiem.

- Cieszę się, że doszliście do porozumienia. - powiedziała zadowolona.

- Po tylu latach chyba logiczne jest, że należałoby zakopać topór

wojenny. A Harry okazał się ciekawym… rozmówcą. - stwierdził

Snape. Miał ochotę usiąść obok zielonookiego i pozwolić mu wtulić się

w siebie. W końcu, tyle czekał na niego, więc nic dziwnego, że teraz

nie mógł się nim nacieszyć.

- Mądrze. - przytaknęła nauczycielka transmutacji. - Idziecie na

obiad? Zaraz powinien być.

- Chętnie. - stwierdził Harry odkładając notatki. - Zgłodniałem. A ty

Severusie?

- Tak, idę z wami. - odłożył książkę na niski stolik. Kiedy wychodzili

wykorzystał okazję i lekko klepnął Harry'ego w tyłek. Chłopak

odwrócił się momentalnie z rumieńcami na twarzy. - No wychodź, bo

tarasujesz przejście. - rzucił Sev z uwodzicielskim uśmieszkiem.

- Zrewan uj si . - stwierdził cicho Harry i pognał za McGonagallż ę ę .

*

Snape wyszedł spod prysznica w samym ręczniku. Nie cierpiał tych

białych, koszmarnie puchatych imitacji ręcznika i klął za każdym

razem, gdy dostarczały mu je skrzaty. Nie mając wyboru wycierał

jednym z nich włosy. Wyglądał imponująco. Po jego nagim torsie

spływały kropelki wody, włosy były mokre i teraz rozsypane w

nieładzie. Rysy jego twarzy wygładziły się, wyrażając spokój i

zadowolenie. Ten jednak zniknął, gdy mężczyzna otworzył oczy i

niemal krzyknął. W jego łóżku, wygodnie rozparty, leżał ktoś, kogo się

w ogóle tam nie spodziewał.

- Potter! Co ty tu, do cholery, robisz?! - krzyknął.

- Nie krzycz na mnie! - oburzył się chłopak.

- Co ty tu robisz? - powtórzył spokojniej. Dobrze wiedział, że chłopak

nienawidzi krzyku, a najbardziej, gdy ktoś krzyczał na niego.

- Leżę. - wyszczerzył się poprawiając kołdrę.

- To widzę. - warknął Snape. - Ale dlaczego leżysz w moim, a nie

swoim, łóżku?

- Czułem się u siebie bardzo samotnie, więc postanowiłem przyjść

tutaj. Swoją drogą, zapomniałeś zamknąć drzwi. A jakby wszedł ktoś

inny i na przykład, zaatakował cię pod prysznicem? Postanowiłem

sobie, że tobie przysługuje prawo do mojego tyłka, więc twoja śmierć

byłaby dla mnie ogromną stratą. Pozostałbym do końca życia

prawiczkiem. A chyba mnie na to nie skażesz, prawda?

- Za dużo gadasz, a za mało myślisz. Wracaj do siebie. - Severus

pociągnął za kołdrę odkrywając go. I doznał kolejnego szoku. Harry

był… nagi! - C-co…?! - nie mógł zebrać myśli i sklecić żadnego słowa.

- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale jak nie chcesz, to nie. Wracam

tak do swoich kwater. Może po drodze spotkam jakiegoś napalonego,

pragn cego podzielić si czuło ci faceta z du ym… - nie doko czyłą ę ś ą ż ń ,

ponieważ został ponownie pchnięty na łóżko.

- Ty mały szantażysto! Trzeba było powiedzieć, że jesteś nagi, nie

wyrzucałbym cię wtedy. Ale nie, ty odstawiasz jakieś gierki i masz

pretensje nie wiadomo o co.

- Czyli mam rozumieć, że za nocowanie u ciebie będę płacić swoim

ciałem, tak? - spytał Harry patrząc uważnie na Snape'a. Ten nie mógł

znieść takiego oskarżycielskiego spojrzenia tych zielonych oczu. -

Severusie to miała być niespodzianka. Nie spodziewałem się, że będę

mógł zostać tylko pod warunkiem, że… Już mi się odechciało. - wstał i

wziął swoje złożone ubranie leżące na fotelu.

- Nie, nie o to mi chodziło, Harry… - Snape podszedł do niego. - To po

prostu był dla mnie szok…Nie pomyślałem, że mówisz poważnie.

Dlaczego chcesz tu nocować?

- Nienawidzę samotnych nocy, gdy leżę sam z natłokiem myśli w

głowie. Jest mi wtedy strasznie zimno. I powracają niechciane

wspomnienia. - powiedział Harry cicho.

- Mogłeś tak od razu powiedzieć. Oczywiście, że możesz zostać.

- Nie robisz tego z łaski?

- Nie, mówiłem ci, że wcześniej myślałem, że żartujesz ze mnie. Teraz

czuje się jak głupek, wybacz. Ale zauważ też, że trudno wyczuć, kiedy

mówisz poważnie, a kiedy nie. Szczerze mówiąc, moje łóżko jest

cholernie duże i zimne, a taki mały, kochany kaloryfer bardzo mi się w

nim przyda. - Snape uśmiechnął się. Wiedział o czym Harry mówi, on

także nie lubił spać sam.

- A kochasz mnie, choć trochę? - spytał Harry.

- Ani trochę, bo mnie ciągle szokujesz. - przekomarzał się Snape. - Nie

codziennie spotykam nagiego, pięknego chłopaka w swoim łóżku.

- Ja ciebie też kocham. - stwierdził Harry. - A jeśli chcesz, to

możemy… - przysunął się do niego z rumieńcami.

- Chyba TO było w ramach mojej ,,niespodzianki”, czyż nie? - objął go,

pozwalaj c, by r cznik opadł mu z bioderą ę .

- O Jezu… - szepnął Harry przylegając całym ciałem do Snape'a. -

Jakie to cudowne uczucie…

_________________

4.

- Prawda? - przytaknął Snape. Skóra Harry'ego była gorąca i gładka

jak aksamit. Severus czuł się przemarznięty i pragnął poczuć to ciało

jak najbliżej. Schylił się spragniony smaku miękkich warg Harry'ego.

Po chwili przeniósł pocałunki na jego szyję gładząc jednocześnie całe

plecy. Zjechał rękoma jeszcze niżej i chwycił w dłonie nagie pośladki

chłopaka, ściskając je w rytm pocałunków. - Harry… - szepnął w

agonii.

- Hhh… - jedynie tyle umiał z siebie wydobyć nauczyciel obrony.

- O niebo wolę cię w takim wydaniu, niż we śnie, gdzie byłeś taki

wyuzdany i chciałeś dominować. - stwierdził Snape, całując każdy

kawałek twarzy Harry'ego, jednocześnie masując twarde sutki

chłopaka.

- Nie lubię dominować… - szepnął Harry i jęknął głośniej, kiedy poczuł

usta Severusa na miejscu palców. - chcę być na dole… - powiedział,

oblewając się głębokim rumieńcem.

- W to nie wątpię… - Snape odgarnął mu włosy z czoła. - Chodź na

łóżko, tam dokończymy.

- Yhym… - mruknął Harry, przytulony do ukochanego. Patrząc sobie w

oczy przeszli w stronę posłania. Gdy oboje upadli na pościel, Harry

zachichotał - Myślę, że jak się postarasz, to bardzo polubię twoje

łóżko. Nawet bardziej niż swoje własne.

- Nie przyzwyczajaj się, z twoim też się chętnie zapoznam.

Harry'emu myśl, o Severusie w jego łóżku, nagle wydała się bardzo

intrygująca. Na pewno wyglądałby ciekawie wśród jego białej pościeli.

Chocia , jego ciało było tak blade, e niewiele by si wyró niałoż ż ę ż ,

jedynie czarne włosy i oczy by kontrastowały. Na wizję Snape'a, jako

misia polarnego wśród śniegu, Harry znów zachichotał.

- Zauważyłem, że ciągle cię coś śmieszy. Mógłbyś mi powiedzieć co? -

Snape burknął nieco zirytowany.

- Przepraszam, już nic. - objął go ramionami i przyciągnął do siebie. -

Co teraz?

- Teraz cię pocałuję, co ty na to? - Harry nigdy nie podejrzewał

Snape'a o używanie tak uwodzicielskiego głosu. Był niski, ociekający

erotyzmem i wibrował w uszach Harry'ego przyprawiając go o

przyjemne dreszcze. - Albo wycałuję cię całego, hm?

- Rób ze mną, co tylko chcesz… - jęknął Harry zahipnotyzowany barwą

głosu Snape'a. Ten nie spodziewając się, aż takich rezultatów,

uśmiechnął się z satysfakcją i wziął do wypełnienia swojego

postanowienia.

Zaczął od ust i zamiary sprzed chwili odeszły w niepamięć. Nie mógł

się oderwać od tych słodkich, gorących, doskonałych warg. Pogłębił

delikatny pocałunek i zatracił się w nim całkowicie. Harry był jak

odurzony, jęczał głośno w nienasycone usta Severusa. Jednak ten

przerwał nagle, łapiąc łapczywie oddech i zsunął wargi na szyję

młodszego mężczyzny. Obdarzając ją nie mniejszym zainteresowaniem

co usta, zostawił na niej kilka czerwonych śladów. Podążył w dół,

kontemplując z pomrukiem klatkę piersiową i sutki. Harry'ego

przeszył dreszcz przyjemności, wplótł palce w miękkie włosy kochanka

i westchnął przeciągle. Severus zjechał pocałunkami na brzuch

Harry'ego i z zadowoleniem odkrył, że miał tam łaskotki - będzie mógł

go karać w razie nieposłuszeństwa. Chłopak wstrzymał oddech, gdy

poczuł, że Sev doszedł w pobliże jego męskości. Uniósł głowę i

spojrzał na niego wielkimi z przejęcia oczami, ale Mistrz-Nie-Tylko-

Eliksirów postanowił się z nim podroczyć i celowo ominął jego

twardego, drżącego z oczekiwania członka, całując wewnętrzną stronę

ud. Oddech Harry'ego znacznie przy pieszył i dyszał teraz prześ z

rozchylone usta

- Jesteś podły… - wyjęczał, zaciskając dłonie na prześcieradle i

wypinając biodra w kierunku mężczyzny. Snape zachichotał, co w jego

wykonaniu brzmiało bardzo mrocznie i prawie szaleńczo i przejechał

gorącym językiem od podbrzusza aż po palce stóp. Zacisnął usta na

dużym palcu i pieścił go, tak, że chłopak zaczął się wić z

obezwładniającej przyjemności. Po chwili, Severus przerwał i wrócił tą

samą drogą, aż do szyi chłopaka.

- Masz zgrabne nogi, Harry. - stwierdził, drażniąc jego skórę gorącym

oddechem i zębami, raz po raz zahaczając o płatek ucha Harry'ego.

- Przestań kpić ze mnie, chociaż w łóżku… - mruknął nieszczęśliwie

Harry.

- Gdybym przestał, to miałbyś wrażenie, że na co dzień jesteś z kimś

innym niż sypiasz. Poza tym, twoje nogi naprawdę mi się podobają. -

Snape ujął w dłonie twarz Harry'ego, zmuszając go tym samym do

patrzenia na siebie. - Jednak, wolę… - przerwał patrząc jednoznacznie

w dół. Harry prychnął, odwracając wzrok. - … Twoje oczy. Są koloru

Slytherinu, czyli w moim ulubionym.

- To… miłe. - uznał Harry uśmiechając się. Nie podejrzewał Snape'a o

jakikolwiek romantyzm. Widocznie, to jedna z cech Severusa, jakie

przyjdzie mu jeszcze poznać. Zresztą, Snape był maniakiem zasad

dobrego wychowania i swego rodzaju dżentelmenem. Co prawda, lubił

obrażać ludzi, ale robił to w wyszukany, i godny niejednego monarchy,

sposób. Miał swoją klasę, w którą widocznie wliczała się też

romantyczność.

- Jednak, jeżeli nie będzie ci to przeszkadzać, jestem również

zainteresowany inną częścią twojego ciała. - uśmiechnął się

przewrotnie i usadowił pomiędzy udami Harry'ego. Ten podniósł się

na łokciach i zaparło mu dech w piersiach. Widok Snape'a pomiędzy

własnymi nogami, na kolanach, pochylonego nad jego męskością, nie

do ć, e wywołał ogromne rumie ce na jego twarzy, to wyrwał z ś ż ń ust

błagalną prośbę:

- Weź go do ust. Zaklinam cię... - Jego pierś opadała i unosiła się w

zawrotnym tempie, a w zamglonych oczach zabłysło głębokie

pragnienie spełnienia. Severus był nieziemsko zadowolony i dumny z

siebie, że doprowadził chłopaka do takiego wrzenia. Miał wrażenie, że

kiedy dotknie jego skóry, to się oparzy. Z całym powodzeniem mógł

się nazwać masochistą, bo pragnął się poparzyć i to poważnie.

Zwłaszcza, że choć po jego powierzchowności nie było widać, to w

środku spalał go żywy ogień pożądania i bardzo chciał poznać smak

chłopaka.

Ujął w dłoń męskość Harry'ego i zaczął ją powoli pieścić posuwistymi

ruchami. Harry wstrzymał oddech i otworzył usta w oszołomieniu.

- Oddychaj, bo się udusisz. - powiedział Snape z rozbawieniem.

Wystawił język i zagłębił koniuszek w wilgotny otworek na główce

członka Harry'ego. Z ust chłopaka uciekł przeciągły jęk. Łatwo go

podniecić… Pomyślał Severus, lecz nie dziwił się temu zbytnio, a tym

bardziej nie miał nic przeciwko. To pierwszy „pełny” raz Harry'ego,

nigdy nie był tak pieszczony. Jego reakcja była całkiem zrozumiała. I

jaka słodka!

Chcąc ulżyć kochankowi wziął jego męskość głęboko do ust, pieszcząc

ją przez chwilę jedynie językiem. Po chwili zacisnął wargi na gorącym

trzonie i zaczął poruszać głową. Harry jęczał, zwijając się na czarnej

pościeli byłego profesora, nie mogąc się zdecydować, czy zacisnąć

dłonie na satynie, czy na podobnych w dotyku włosach mężczyzny.

Odrzucił głowę do tyłu zaciskając mocno oczy, jakby w obawie, że

otwierając je zobaczy coś, co przyprawi go o zawał. Może i tak by

było, bo Snape przy tej czynności wyglądał naprawdę porażająco.

Doskonale wiedział jak zrobić, by Harry jęczał na cały głos i by

zarazem odwlec jego orgazm. Umiejętnie zmieniał tempo pieszczot,

żeby chłopak zbyt szybko nie doszedł. Jedną ręką gładził brzuch

Harry'ego, momentami lekko go drapi c, a drug zsun ł w dół, ą ą ą by

masować jego nabrzmiałe jądra.

- Ja…Ty…Chcę… Yyynh… - Harry próbował coś powiedzieć, lecz nie

potrafił myśleć, a co dopiero mówić i to jeszcze w tym samym czasie…

- Dojść…Chcę dojść…Nie wytrzymam… Sev! - złapał go mocno za

włosy, ciągnąc desperacko.

Snape uśmiechnął się w duchu. Bawiła go niecierpliwość chłopaka,

tym bardziej, że ciągniecie za włosy wcale mu nie przeszkadzało.

Uległ jednak jego błaganiom i wchłonął męskość Harry'ego jeszcze

głębiej w usta, mocno ssąc i drażniąc lekko zębami. Zaczął mruczeć

wprawiając swoje gardło w wibracje i nagle poczuł, jak Harry zaczyna

napinać mięśnie podkurczając nogi, by po chwili napełnić jego usta

nasieniem, głośno przy tym krzycząc. Połknął wszystko, starając się

nie uronić ani kropli i odsunął, całując jeszcze na koniec, lśniący od

śliny, czubek jego członka.

Usiadł na brzegu łóżka, przyglądając się Harry'emu, który z

trudnością łapał oddech. Obserwował jak złącza nogi, pocierając jedna

o drugą, by wyłuskać jeszcze odrobinę przyjemności i jak opada na

pościel dysząc i sapiąc.

Severus wstał by podejść do szafki z eliksirami, kiedy usłyszał

zachrypnięty głos chłopaka:

- Gdzie…Gdzie idziesz…?

- Po eliksir. - otworzył szafkę i wyjął fiolkę pokazując ją chłopakowi. -

Żeby cię mniej bolało i ogólnie było łatwiej.

Harry zarumienił się i zamilkł. Snape wrócił na łóżko i zawisł nad

kochankiem na czworaka.

- Ale wiesz… Ja nigdy wcześniej TEGO nie robiłem… A jak coś sknocę?

- spytał Harry.

- Cii… - Severus pogładził go ręką po twarzy. - Ty praktycznie nic nie

musisz robić. A to, że to twój pierwszy raz… W pewnym stopniu mi to

pochlebia, wiesz? - Snape zamruczał mu do ucha niskim głosem. -

Rozlu nij si i przygotuj na to, e mo e bolećź ę ż ż .

Pocałował go i jedną ręką odkorkował eliksir. Nabrał go na dłoń i

skierował ją między pośladki Harry'ego. Gdy go dotknął, chłopak

drgnął i spiął się zarzucając ramiona na szyję Severusa. Mężczyzna

przerywając pocałunek powiedział uspokajająco:

- Mówiłem, żebyś się rozluźnił. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Jesteś

dorosłym mężczyzną, czy nie?

- N…No jestem… - mruknął cicho chłopak. - Ale nic nie poradzę,

pragnę cię, ale to wszystko jest takie… No nie wiem… Ty byś się nie

stresował?

- Tak, ale dla własnego dobra wykonywałbym polecenia bardziej

doświadczonego kochanka. - powiedział jednoznacznie. - Harry,

proszę…

Dwa ostatnie słowa mężczyzny podziałały na Harry'ego, jak wysokiej

klasy eliksir pobudzający. Rozchylił szerzej nogi i pomyślał, że zaufa

Snape'owi we wszystkim. Mocniej się przytulił i postarał uspokoić

nerwy. Severus przez chwilę muskał opuszką palca wejście Harry'ego,

po czym zdecydowanym, lecz ostrożnym ruchem wsunął palec do

środka. Poczuł jak mięśnie zaciskają się wokół niego i desperacko

zapragnął by otoczyły całkiem inną część jego ciała. Z trudem

zapanował nad chęcią wyjęcia palca i wzięcia Harry'ego teraz, zaraz,

mocno i czymś dużo większym. Jednak mając na intencji dobro

kochanka, poruszył palcem ponownie, masując i rozluźniając

wewnętrzne mięśnie. Rozkoszował się ciasnotą i ciepłem wnętrza, a

gdy przyśpieszył ruchy i dołączył drugi palec usłyszał cichutkie

pojękiwanie chłopaka. Harry ściśle przytulony do Snape'a zaczął

powoli ruszać biodrami, a cały jego stres poszedł w niepamięć.

Severus widząc ten namiętny odzew, sięgnął palcami głębiej i dotknął

jego prostaty. Młodzieniec szarpnął ciałem niekontrolowanie i

krzyknął, zaskoczony siłą przeszywającej go przyjemności.

- Aach... Co to było, Sev? Błagam... Dotknij... Tam... Znów. - wyjęczał

chłopak.

Severus uznał to za dobry znak i wyj ł z Harry'ego palce. ą . Ten

wstrzymał oddech i spojrzał mu w oczy, rozluźniając uścisk ramion.

- Dotknę... Za chwilę - uśmiechnął się łobuzersko Snape. - Jesteś

gotowy?

- Chyba już bardziej nie będę - sapnął Harry.

Severus ulokował się wygodnie między udami chłopaka i uniósł go

nieco opierając jego nogi na swoich przedramionach.

- Tak będzie Ci łatwiej i przyjemniej - powiedział i powoli zaczął

zagłębiać się między pośladki kochanka, obserwując każdy grymas na

jego twarzy.

- Boli…- chłopak chwycił kurczowo palcami pościel, zaciskając oczy i

mięśnie.

- Harry, mówiłem ci, rozluźnij się, bo będzie bardziej bolało. No,

chyba, że mam przestań i nie sięgnąć TAM - wymruczał pochłaniając

Harry'ego głębią swych oczu. Chłopak zajęczał głośno i wypiął biodra

w stronę Snape'a, zachęcony jego słowami.

- Zrób to… - zażądał Harry, marszcząc nos przy kolejnym ruchu

Snape'a.

- Jest pan strasznie niecierpliwy, panie Potter. - skwitował swoim

zimnym i ironicznym głosem Severus.

- Nie powinien mnie pan tak surowo od razu oceniać, profesorze

Snape. Staram się, ale to trudne… - z ostatnim słowem jęknął,

odchylając głowę do tyłu, czując, że sporej wielkości członek kochanka

zagłębia się w nim coraz bardziej. Skrzywił się czując ból, ale na myśl

o tym, że to penis Severusa wsuwa się w niego i niedługo dotrze w TO

miejsce i, że będzie czuł jego szybkie, płynne ruchy doprowadzała go

do szaleństwa tego stopnia, że nawet ból się przestał dla niego liczyć.

- Na rozkosz trzeba sobie zasłużyć, panie Potter… - Snape mówił z

trudem, próbując opanować żądzę, która aż go paliła do czynu. Harry

był cudownie gorący, ciasny i miękki, a jego głos i sens słów sprawiał,

e Snape ledwo si powstrzymywał przez wzi ciem go ostroż ę ę .

- Ależ bardzo proszę, profesorze Snaaaaaape… - Harry zajęczał

głośno, gdy Snape zagłębiwszy się do połowy zaczął się wycofywać.

- Ubierz w słowa swoją prośbę i przedstaw ją elokwentnie. - Severus

nie dawał za wygraną.

- Do cholery, weź mnie! - krzyknął Harry targany potrzebą. Miał

ochotę się wyrwać, przewrócić Snape'a na plecy i samemu załatwić

sprawę. Opamiętał się, gdy kochanek wszedł nagle głębiej prawie

dotykając prostaty.

- Podoba ci się, panie Potter? - Snape postanowił jeszcze grać. -

Powiem ci, że jeszcze wczoraj nie uwierzyłbym, jeśli ktoś by mi

powiedział, że słynny Harry Potter, król niewieścich serc, będzie mnie

błagał, bym go dotykał…

Harry jedynie jęknął wypinając się w stronę Snape'a. Ten postanowił

mu już odpuścić i dać się ponieść instynktom. Czując, że może się już

pewniej poruszać, postanowił dać Harry'emu to, na co czekał. Pchnął

głęboko i dość mocno, trafiając w prostatę Harry'ego. Chłopak

otworzył oczy z nagłego przypływu dużo większej przyjemności, niż

gdy Snape dotknął to miejsce palcami. Krzyknął, ruszając

niecierpliwie biodrami, tak, by znowu doznać tego niesamowitego

uczucia. Kręcił się i wił, doprowadzając tym samym zwykle

opanowanego Snape'a do białej gorączki. Mężczyzna chciał mu

pokazać, że jest dojrzały, wyrafinowany, spokojny i ponad to, że umie

zapanować nad emocjami, podczas, gdy Harry… niekoniecznie to

potrafił (co, jak co, ale dawne nawyki trudno wyplenić). Jednak mimo

szczytnych celów, jakie objął sobie Severus, nie mógł zignorować

ruchów Harry'ego. Chwycił jego biodra pewniej rękoma i patrząc na

ekspresję twarzy Harry'ego zaczął go posuwać, miarowo

przyśpieszając. Od czasu, do czasu uderzał w prostatę, doprowadzając

kochanka do krzyku. Snape pochylił się i zaczął zaborczo go całować,

co z racji wykonywanej czynności średnio mu wychodziło, jednak

aden nie zwracał na to uwagi. Severus oderwał si od jego ust, ż ę a

Harry wplątał palce w jeszcze lekko mokre włosy mężczyzny,

otwierając oczy.

- Sev…Ja…Zaraz… - wyjęczał ponownie zaciskając oczy, jednak

dzielnie znów je otworzył. - Ja cię… kocham…

Snape'em wstrząsnął silny dreszcz i ruszając się bardzo szybko

doszedł, zalewając wnętrze Harry'ego ciepłym strumieniem. Harry

przeżył spełnienie zaraz po nim, wyginając plecy w łuk i krzycząc

donośnie. Łzy popłynęły po jego czerwonych policzkach, kończąc

żywot w czarnej pościeli. Severus opuścił nogi Harry'ego, kładąc się

ciężko obok niego.

Chwilę leżeli nic nie mówiąc, próbując uspokoić oddech. Snape'owi

zajęło to mniej czasu, więc cmoknął kochanka w policzek i wstał

mówiąc:

- Przez ciebie muszę drugi raz wziąć prysznic. - uśmiechnął się nieco

krzywo, ale nie było w tym uśmiechu ani odrobiny ironii, czy

złośliwości, jak to zwykle bywało.

- Mmmm… - Harry wydobył z siebie jedynie tyle, był wykończony.

*

Gdy wróciłem, Harry już smacznie spał. Położyłem się obok niego i

stwierdziłem, że moje łóżko jest przyjemnie ciepłe. A w końcu, jakby

nie było, węże ciągną do ciepła. Na pewno także to przyczyniło się do

mojej małej obsesji.

Nigdy wcześniej tak lekko mi się nie spało. Trzymając w ramionach

drobne ciało Harry'ego, nie widziałem żadnych problemów. Mój

sarkazm i cynizm na chwilę zasnęły, a ja delektowałem się chwilą

obecną. I teraz wiem, że mógłbym tak całe życie.

To co się wydarzyło, bardzo nas do siebie zbliżyło. Może nie było tego

widać, bo nie mówiliśmy o tym - było to pewnego rodzaju milczące

porozumienie - ale czułem, e Harry te to zauwa ył. Nie potrafiłeż ż ż m

już tak krzyczeć na niego - ironizować i warczeć. Dobrze wiedziałem,

że Harry bardzo nie lubi krzyku. Tak jak ja, cenił ciszę. Chociaż sądzę,

że podłoże jego nienawiści do krzyku było szersze niż się domyślałem,

to jednak nie wnikałem, może kiedyś sam mi powie.

Odkryłem przez Harry'ego, że w gruncie rzeczy jestem zazdrosnym

człowiekiem. Może nie robiłem mu tyrad, bo nie zniżyłbym się do tego

poziomu, jednak swoim sławnym spojrzeniem przeszywałem każdego

osobnika, który się zbytnio do niego łasił. Mogą sobie stawiać mu

ołtarzyki, ale ma być metr przestrzeni miedzy nim, a kimkolwiek,

prócz mnie. Nawyk nie ufania nikomu pozostały z lat wojny dał o sobie

znać. Każdy był dla mnie swego rodzaju potencjalnym gwałcicielem,

mordercą, Śmierciożercą, czy jak tam Mugole mawiają - terrorystą.

Nie tyle rozszczebiotane uczennice mnie martwiły, co zachowanie

uczniów. Tak, Harry miał też męskich fanów. Cóż, był otwarty na

ludzi, udzielał korepetycji, dawał szanse robiąc poprawki, rozmawiał z

uczniami o ich problemach, nie tylko z nauką, trenował z Gryfonami

Quidditcha (posiadał sentyment do tego domu i został zastępcą

Minervy, jako vice opiekun Gryffindoru), co mi się wybitnie nie

podobało. Wiedziałem, że niektórzy z tych chłopaków rzucają mu

pożądliwe spojrzenia, bo każde z nich od razu dostrzegałem. Było, nie

było, mam swoje lata i zaczynam odczuwać zmiany pogody w

kościach, ale przychodziłem na ich treningi, by w razie czego

interweniować. Harry mimo swoich umiejętności magicznych był

przecież taki drobny… A ja osobiście rozszarpałbym każdego, kto

ważyłby się mu zrobić krzywdę. Miałbym gdzieś, czy to uczeń i

zatłukłbym go gołymi rękami, jak pierwszorzędny syn mugola. Albo

nie, nie umarłby tak szybko, najpierw jakieś wyszukane tortury…

Czasami stanie, nawet jako szpieg, u boku Voldemorta naprawdę

dawało swoje korzyści i miałem w głowie ogromną ilość pomysłów na

to, jak zadać ból. Przysłużyłyby się temu również moje eliksiry…

Ale zostawiaj c moje sadystyczne skłonno ci w zak tku mojej jak ą ś ą że

obszernej duszy, przejdę ze swą opowieścią dalej.

Jak zapewniałem wcześniej Harry'ego, nie obnosiłem się z naszym

związkiem, jednak nie zamierzałem też udawać, że go nienawidzę.

Grono pedagogiczne chichotało, szeptało i uśmiechało się głupawo, a

ja miałem to w głębokim poważaniu. Nie moja wina, że zapomnieli ile

mają lat. Gorzej niż uczniowie. Doprawdy!

Najlepiej oczywiście bawiła się Minerva, która chciała robić za

dobrego ducha naszego związku. Nikt z nas jej o nim nie powiedział,

jednak ona nie chciała słuchać zaprzeczeń. Czasami żyła we własnym

świecie twierdząc, że skoro nie pałamy do siebie nienawiścią, to mamy

romantyczny, uwikłany we wszelkie dziwne spiski i nonsensy romans,

pełny gorących uniesień i ckliwych momentów. Mnie widziała jako

heroicznego księcia z wielką klatą i kwadratową szczęką na białym

koniu, powiewającego burzą włosów i czarną peleryną. Harry'ego

natomiast, jako uwolnioną z wieży chorobliwą księżniczkę z anemią i

niedoborem wapnia, której śmiertelnie blade i delikatne niczym płatek

róży policzki lśniły szkarłatem, gdy trzymałem go mocno w ramionach

u swego boku, na koniu. No, ale Minerva zawsze miała ciekawe

pomysły i bujną wyobraźnię, więc przymknąłem oko.

Ostatecznie mój i Harry'ego związek potwierdziłem na uczcie

pożegnalnej, 30 czerwca.

- Harry… Gdzie spędzasz wakacje? - zapytał uprzejmie Dumbledore.

- Och, chyba w domu. Mam małe mieszkanko w Londynie. - odparł

Harry grzecznie. - Raczej nigdzie nie wyjeżdżam.

- Może przyjedziesz do mnie? - zaproponował Lupin z uśmiechem. -

Mieszkam sam, tak, jak ty. Będziesz miał chociaż jakieś towarzystwo.

A wioska, w której mam dom, jest ustronna i cicha, myślę, że

spodobałoby ci się tam. Zawsze to odmiana po wielkim i krzykliwym

Londynie.

- To ba… - zacz ł Harry, ale przerwał mu Severusą :

- Wiesz, właściwie, to miałem cię zaprosić na wakacje do mnie.

Oczywiście, jeśli byś nie czuł się dobrze w moim domu, to moglibyśmy

gdzieś wyjechać. Rzecz jasna, zrozumiem, jeśli będziesz chciał spędzić

wakacje z bliskim sobie Lupinem. - zakończył ironicznie.

Przy stole zapadła cisza, jak makiem zasiał. Snape nic sobie z tego nie

robiąc, dalej mieszał łyżką w swojej zupie, nawet nie patrząc na

Harry'ego, który zastygł z otwartą buzią.

- Ale… Ty tak na serio…? - spytał po pewnym czasie.

- Nie, na niby. - warknął Severus. - Chyba logiczne, że na serio. -

przewrócił teatralnie oczami. Harry wiedział, że warczenie jest

wynikiem zdenerwowania, więc nie zareagował. - Mógłbyś chociaż

kulturalnie odpowiedzieć: tak lub nie.

Profesor Sprout szturchnęła łokciem siedzącego obok Lupina szepcząc

do niego złośliwie i na tyle głośno, by wszyscy, łącznie z Snape'em,

usłyszeli:

- Zawsze wiedziałam, że Snape jest romantykiem. Nawet nie raczy

spojrzeć na Pottera.

Profesor Flitwick wyglądał, jakby się zakrztusił. Pobladł i patrzył

zdezorientowany od Snape'a do Harry'ego.

- Wy…To nie jest żart…?

- Chyba dzisiaj wszyscy macie jakieś problemy z przyswajaniem tego,

co się do was mówi. - warknął Snape zirytowany.

- Jesteście…gejami…? - karłowaty profesor wypowiedział słowo

„gejami”, jakby było największą obelgą.

- Nie, modelkami w „Czarownicy”. - Snape miał wyraźnie dość

zbytniego zainteresowania jego osobą. - Do cholery, tak, jesteśmy

gejami, Flitwick. Masz z tym jakiś problem, a może kompleks…?

- Oczywiście, że nie… - burknął cicho.

- Tak też myślałem. - Snape chciał zrobić władczą minę zwycięzcy, gdy

przerwał mu Harry, rzucając się na szyję.

- Pewnie, e chc ! - krzykn ł uradowany. - Tylko po prostu byłeż ę ą m

zaskoczony, nie myślałem, że chciałbyś ze mną mieszkać. Z drugiej

strony, bałem się też zapytać, mimo, że tak bardzo chciałem, byś to

sam zaproponował, w co nie bardzo wierzyłem, ale… - zaczął

słowotok, jednak jedno uciszające spojrzenie Snape wystarczyło, by

zamilkł.

- Zwyczajne „tak” by wystarczyło. - stwierdził jadowicie Snape. - Ale,

cieszę się. - to powiedział już bardziej przychylnie.

*

Zamieszkał u mnie, sprzedając swoje mieszkanie w Londynie.

Niedługo potem uznaliśmy obaj, że moje jest za małe i zbyt blisko

krewnych Harry'ego, więc przeprowadziliśmy się do położonej w

dolinie, niedaleko Hogsmade, mugolskiej wioski. Była to spokojna i

cicha wieś, a co najważniejsze - nikt wśród Mugoli nas nie znał. Jeśli

potrzebowaliśmy czegoś z magicznego świata, to nieopodal mieliśmy

Hogsmade. A i do Hogwartu nie było daleko.

Nasze życie nie było idyllą, o nie. Około dwóch do sześciu razy w

miesiącu Harry się obrażał i wprowadzał do Lupina, by mu się wyżalić.

Po pewnym czasie oczywiście tęsknił i wracał. Innymi razy, ja miałem

dość jego towarzystwa i zamykałem się w moim prywatnym pokoju, do

którego nie pozwalałem Harry'emu wchodzić i po prostu

odpoczywałem od niego, delektując się samotnością. Harry był tym

bardzo zirytowany, ale jeszcze bardziej denerwowało go to, że nie

może tam wejść. Tak, najlepsze w moim pokoju było to, że był

zakazany.

Pomijając powyższe, to było nam ze sobą bardzo dobrze. Mieliśmy

wspólną sypialnię, gdzie spędzaliśmy raczej wszystkie noce, bardziej

lub mniej pożytecznie. Jak się okazało, poziom zboczenia Harry'ego

był równy z moim i choć się do tego nie przyznawał, to w łóżku robił

się bardziej otwarty. Jedyne, czego nadal nie mogę zrozumieć, to, to,

e rozmawiaj c o seksie zawsze si czerwieniłż ą ę .

Wkrótce odkryłem też, że Harry unika luster. Któregoś dnia, szukając

go, wszedłem do łazienki. Stał przed lustrem i krzywił się komicznie.

Chciałem zapytać, dlaczego tak reaguje na swoje odbicie, ale

wyprzedził moje pytanie mówiąc, że nie lubi na siebie patrzeć.

Domyślałem się, że ma kompleksy, ale w ogóle ich nie rozumiałem, z

racji tego, że ja bardzo lubiłem jego wygląd (prawdę mówiąc,

irytowały mnie jedynie jego stroszące się włosy, bo kojarzyły mi się z

jego ojcem). Dowiadując się teraz, o tym fakcie, zauważyłem, że stara

się ukryć swoje ciało, jak najbardziej, oraz to, że woli się kochać przy

zgaszonym świetle. Bądź co bądź, lubiłem na niego patrzeć w trakcie

seksu, więc powoli i delikatnie próbowałem przekonać go do chociaż

półmroku w sypialni.

Kiedy powróciliśmy do Hogwartu, na nowy rok szkolny, Minera rzecz

jasna była strasznie ciekawa tego, jak spędziliśmy lato. Harry bąknął

parę stereotypowych określeń typu: dobrze, wypoczęliśmy i tym

podobne, a inne informacje i tak były zbędne - Minera była w

siódmym niebie wymyślając sobie, coraz to nowe scenariusze naszych

wakacji, a nam nie chciało się ich dementować.

Niestety ponownie ujawniła się moja zazdrość - w każdej chwili ktoś

mógł odebrać mi Harry'ego. Byliśmy parą, ale to raczej nie był

zobowiązujący związek i nie byłem pewny siły uczuć mojego kochanka

do mnie. By uniknąć kolejnych obaw postanowiłem zalegalizować nasz

związek.

Harry siedział w fotelu czytając książkę. Był wieczór, oświetlenie

stanowiły jedynie świeczki na stoliku koło fotela, w którym siedział

chłopak. Do pokoju wszedł z rozmachem Severus i rzucił coś

Harry'emu. Stanął naprzeciwko, wpatrując się w niego intensywnie z

dziwnym grymasem na twarzy.

- Kocham cię, Potter.

Harry zaskoczony złapał przedmiot i ze zdziwieniem zauwa ył, e ż ż był

to pierścionek. Srebrny, z małym, szmaragdowym oczkiem.

- Sev, przecież ci mówiłem, ze nie chcę od ciebie żadnych prezentów…

- westchnął Harry wyciągając do niego rękę z pierścionkiem. - Weź to.

- Myślisz, że kupiłbym ci prezent wiedząc, że sobie go nie życzysz? -

warknął Snape zirytowany. - Jesteś taki głupi, czy tylko takiego

udajesz?!

- To o co ci chodzi? - Harry kompletnie nie rozumiał zachowania

kochanka.

- O nic. Myślałem, że się domyślisz. - burknął Snape.

- Nie domyśliłem się, więc powiedz mi wprost, bo nic nie rozumiem. -

odparł Harry luźno.

- Jeny, ale ty jesteś idiotą… - westchnął Severus zirytowany.

- Wybacz, ale rzucasz we mnie pierścionkiem, mówisz, że mnie

kochasz, a potem wyzywasz. Każdy by się pogubił. - mruknął Harry.

- Myślałem, że pierścionek mówi sam przez się. - burknął Snape. - Jak

myślisz, na jakie okazje się go daje?

- Na jakieś rocznice? Nie wiem, jestem facetem, nie kobietą. Skąd

mam wiedzieć?

- Co symbolizuje pierścionek?

- Nie wiem, co takiego?

- Przede wszystkim związek.

- Czyli, że to jakieś potwierdzenie tego, że jesteśmy razem?

- Nie matole!

- No to nie wiem! - Harry bezradnie założył ręce. - I nie krzycz na

mnie.

- Przepraszam - westchnął Severus.- Próbuję ci powiedzieć, ale to nie

jest takie proste.

- Co jest trudnego w mówieniu?

- Najpierw mi powiedz, co jest trudnego w myśleniu.

- Gdybyś się lepiej wysławiał, to może bym się domyślił.

- Cholera, pier cionek daje si na zar czyny. - warkn ł Snapeś ę ę ą ,

próbując nie krzyczeć.

- Zaręczyny? - powtórzył Harry. - TO - spojrzał na pierścionek

trzymany w ręce. - … jest pierścionek ZARĘCZYNOWY?

- Przed chwilą to powiedziałem.

- TO są ZARĘCZYNY?!

- Na to wygląda.

- Czy cię Merlin opuścił?! Ty to nazywasz zaręczynami?! Obraziłeś

mnie co najmniej pięć razy, rzuciłeś we mnie pierścionkiem, drzesz się

na mnie i jeszcze bawisz w jakieś porąbane gierki słowne!

- Nie tak to miało wyglądać. - burknął Snape. - Ale się… denerwuję.

- Nie mogłeś jak człowiek zapytać, czy wyjdę za ciebie? - westchnął

Harry.

- Wiesz, że ze mną nie możesz liczyć na normalnie życie. Przepraszam,

ale nie będę klękał przed tobą z kwiatami.

- Nie oczekiwałem tego, wystarczyło zapytać. Pierścionek był

niepotrzebny, naprawdę…

- To co? Odpowiesz, czy dalej będziesz się boczył?

- A zapytałeś?

- Ech… - Snape przeczesał włosy dłonią. - Harry Jamesie, o zgrozo,

dlaczego Jamesie? Ekhem, Harry Jamesie Potterze, czy, łaskawie,

wyjdziesz za mnie?

- Ewentualnie, mogę się zgodzić. - Harry wyszczerzył się, rzucając na

Severusa. - Nawet o tym nie marzyłem, przypieczętujmy to, Sev. Chcę

się z tobą kochać, całą noc.

I tak było. Kochaliśmy się do świtu, spragnieni siebie tak, jakbyśmy

nie robili tego od bardzo dawna. Na drugi dzień Harry trajkotał jak

najęty, o swoich pomysłach i o tym, kogo powinniśmy zaprosić.

Zgodnie uznaliśmy, że honorowym gościem będzie Minera. Potem, nie

było już tak pięknie, bo Harry chciał zaprosić Lupina i Blacka, a ja

Malfoyów. Ostatecznie obaj przesiedzieli my nast pn noc, obra eniś ę ą ż ,

w swoich pokojach, jednak rano udało nam się wszystko ustalić bez

poważniejszych kłótni. Chcieliśmy wziąć ślub jeszcze w wakacje, więc

wszystko musiało być szybko zaplanowane.

Gdy tę część mieliśmy już za sobą, odwiedziliśmy wszystkich

ustalonych gości. Minera była wniebowzięta. Oczywiście zobowiązała

się nam we wszystkim pomóc, narzucając swoją obecność w każdej

chwili przygotowań.

Weasley był w głębokim szoku, a jego twarz zmieniała co rusz barwę z

białej, na zieloną lub czerwoną. Jego żona, Hermiona Granger, jak

zawsze przygotowana na wszystko, doszła do wniosku, że to było do

przewidzenia.

Potem pojechaliśmy do Malfoyów. Harry nie był zachwycony,

zwłaszcza, że Lucjusz bardzo lubił młodych chłopców i nieraz rzucał

Harry'emu dwuznaczne teksty. Draco natomiast wykorzystał ten czas,

by trochę podrwić z Harry'ego, tekstami typu: Potter, będziesz

paradował w fikuśnej sukni? A nóżki już ogoliłeś?

Mimo, że to mój chrześniak, to jednak nie miałem zamiaru tolerować

takich odzywek do mojego narzeczonego i postanowiłem utrzeć mu

nieco nosa. Wygłosiłem więc - w imieniu nas obu - oficjalną mowę,

prosząc na uroczystość zaślubin Lucjusza i Narcyzę Malfoyów wraz z

dzieckiem. Mina Draco była bezcenna, podobnie jak wyraz oczu

mojego uszczęśliwionego kochanka.

U Lupina znowu ja czułem się głupio, jako, że obecnie wilkołak

przechowywał u siebie ukochanego Blacka. Lupin ściskał Harry'ego i

gratulował mu, jakby wydawał córkę za mąż. Natomiast Black warczał

na mnie dziko, twierdząc, że jeśli coś złego zrobię Harry'emu, to

osobiście i bez skrupułów mnie zarżnie.

Na koniec Harry uparł się, że zaprosimy Dropsa, a jak on coś

postanowi, to znajduje doskonałe argumenty na przekonanie mnie.

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek mu definitywnie odmówił. Udaliśmy

si wi c i do Albusa, który w swoim stylu a'la dobry dziadzia zacz ę ę ął

nam gratulować i zachwycony przyjął zaproszenie (czy wspominałem o

tym, że ten sadysta uwielbiał wszelkie uroczystości i zamieszanie?).

Zaprosiliśmy jeszcze bandę rudowłosych, czyli rodzinę Weasleyów.

Molly podzielała entuzjazm Minervy, natomiast Artur wziął na bok

Harry'ego, prawiąc mu jakieś swoje mądrości. Ginny Weasley nie

wyglądała na zadowoloną, ale jako, że miała chłopaka, nie marudziła.

Fred i George Weasley nie oszczędzili Harry'ego dowcipkując

niewybrednie na temat naszego ślubu i tego, co będziemy robić w noc

poślubną.

Harry nie chciał obecności swojej rodziny, więc przystałem na to i nie

prosiłem też nikogo z mojej. Jednak dziwnym trafem, Ernest, mój brat

z drugiego małżeństwa mojego ojca z mugolką, złożył nam wizytę

(jakim cudem dowiedział się gdzie mieszkam - nie wiem). Mój kochany

oczywiście palnął coś o ślubie i chcąc nie chcąc musiałem zaprosić

brata wraz z jego wredną żoną, Klaudią, która mnie po prostu nie

zanosiła. To, że jestem z mężczyzną, do tego sporo młodszym od

siebie, dało jej kolejne powody do nienawiści.

Jak się potem okazało, moja babka Emilia sama się zaprosiła (od

strony matki, a więc czarownica, w każdym znaczeniu tego słowa).

Dobrze wiedziałem, że gdybym powiedział, ze ich nie chcę na swoim

ślubie - przyszliby by zrobić mi na złość.

Sama ceremonia była dość skromna, nie chcieliśmy szumu. Ja ubrałem

czarny frak, Harry garnitur i zieloną koszule w odcieniu swoich

tęczówek. Na ślub zainwestował w soczewki, co nie bardzo mi

odpowiadało, bo obawiałem się, że nie będę mógł oderwać wzroku od

jego cudownych oczu.

Babka Emilia poddała Harry'ego dokładnym oględzinom i oczywiście

skrytykowała. Za chudy, za niski, za młody, za wyskoki głos, zbyt

zuchwały wyraz twarzy, zbyt sterczące włosy, brak gustu (to pewnie

odnosiło się do mnie) i fatalny kolor oczu - uznała, że Harry mnie

zdradzi przy pierwszej okazji i, e mu si nie dziwi. Mnie rzuciłż ę a

jedynie przeszywające spojrzenie, które, uwierzcie mi, było gorsze, niż

gdyby coś powiedziała swoim skrzeczącym głosem.

Po zaobrączkowaniu, gdy miałem pocałować pannę młodą, wróć, pana

młodego (czarodziej udzielający nam ślubu pomylił się), chciałem

zrobić to tak, jak przystało na prawdziwego dżentelmena i pocałować

Harry'ego w rękę. Ten jednak miał inną wizję i wpił się namiętnie w

moje usta, zarzucając mi ręce na kark. Cóż począć? Odwzajemniłem

pocałunek i objąłem go w pasie. Minera szlochała, a Lupin podawał jej

chusteczki, samemu ocierając łzę z kąta oka. Najwyraźniej wyobrażał

sobie w takiej sytuacji siebie i tego kundla, Blacka.

Drops wygłosił mowę pełną pompatycznych słów i Minera znowu się

popłakała. Harry podziękował, a ja rzuciłem Albusowi sceptyczne

spojrzenie, za co oberwałem staroświeckim wachlarzem od mojej

babki.

Lucjusz jako mój drużba, według tradycji, wzniósł toast, a potem,

również według tradycji zatańczył z Harrym. Gdy małżonek wrócił do

mnie stwierdził zszokowany, że tak obmacany nigdy się nie czuł.

Cóż, nie mogę powiedzieć, bym źle się bawił, jednak obaj z Harrym

myśleliśmy już tylko o nocy poślubnej. Oczywiście, to nie był nasz

pierwszy raz, ale taka noc - to jednak coś wyjątkowego i zawsze się jej

wyczekuje.

Było cudownie. Harry zgodził się na półmrok, bym mógł podziwiać go

w całej okazałości. Po wszystkim nie mieliśmy nawet siły wstać, Harry

wtulił się we mnie i zasnęliśmy.

Dni mijały, a my nawet się zbytnio nie kłóciliśmy. Po prostu

przywykliśmy do siebie. Harry nadal był impulsywny i to zwykle ja

musiałem mu ulegać oraz przekonywać go, by się uspokoił. Z czasem

wychodziło mi to coraz lepiej. Mimo wszystko, żyło mi się z moim

młodym mężem bardzo dobrze.

W szkole natychmiast zauważono obrączkę Harry'ego, co wzbudziło

niemał sensacj . Uczennice pogr yły si w gł bokiej ałobieą ę ąż ę ę ż ,

uczniowie chodzili rozdrażnieni, a wszyscy inni doszukiwali się

odpowiedzi na nurtujące ich pytanie: Z kim on się ożenił?

Oczywiście wszyscy byli święcie przekonani, że jest ŻONATY, a nie

ZAMĘŻNY… A ja wykorzystałem to, by zszokować uczniów i by znów

zrobić na złość Pomfrey.

Pewnego razu po śniadaniu, gdy Harry stał na korytarzu patrząc w

okno, po prostu podszedłem do niego i objąłem go od tyłu. Miałem

prawo i to całkowite, a mina pierwszej nieszczęśnicy, jaka nas

zobaczyła była jak miód lany na moje serce. Informacja

rozprzestrzeniła się błyskawicznie i każdy wpatrywał się w nas, jak w

jakieś eksperymenty magiczne. Kiedy wszedłem do klasy Harry'ego,

by oddać mu notatki, które zapomniał wziąć rano z naszych komnat,

jedna z uczennic nie wytrzymała.

- To prawda, że panowie są małżeństwem? - zapytała.

Harry spalił buraka więc wziąłem odpowiedź na swoje barki.

- Tak. Ale na twoim miejscu, zająłbym się pracą, a nie cudzym życiem.

- Po czym zwróciłem się do męża. - A na twoim miejscu, kochanie,

odebrałbym tej pannie stosowną liczbę punktów.

Życie płynie spokojnie, wypatruję kolejnych wakacji, bo tym razem

zamierzam Harry'ego gdzieś zabrać. Może do Hiszpanii? Albo Włoch?

W każdym razie, w takie miejsce, by było spokojnie i blisko morza,

Harry je uwielbia. Ja tu marzę o błękitnych wodach, a mam jeszcze

kupę uczniowskich wypocin do sprawdzenia.

Tu się kończy moja opowieść. Co się wydarzy dalej, zależy od tego, co

sobie wymyślicie. W końcu, wszystko rodzi się w naszych umysłach,

prawda…? A potem najwyżej serce przejmuje wodze i choć umysł

mówi już nie, ono domaga się więcej…

THE END.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TEATR - SEMESTR 2, SEN NOCY LETNIEJ
01 szekspir burza, sen nocy letniej, wieczor trzech kroli
Sen nocy letniej (m76)
Sen nocy letniej, Kulturoznawstwo
SEN NOCY LETNIE1 filologia polska, LEKTURY, Oświecenie
Sen nocy letniej[Z]
Szekspir Sen nocy letniej
www girard c0 pl www kul pl Wielechowska Katarzyna „Cicha wiedza Hippolity – Sen nocy letniej w lekt
William Shakespeare Sen nocy letniej
William Szekspir Sen nocy letniej opracowanie
Wstęp BN sen nocy letniej
Sen nocy letniej[Z]
William Shakespeare Sen nocy letniej
sen nocy letniej
Sen nocy letniej
SEN NOCY LETNIEJ
Nocy letniej sen
Marsz weselny Ze snu nocy letniej
Sen Nocy Wiosennej

więcej podobnych podstron