Z PAMIĘTNIKA ANI
W niedzielę chciałam iść z koleżanką do kina. Mama miała jednak inne plany. Wszyscy pojechaliśmy na wieś. Byłam zła, wszystko mnie denerwowało i nic mi się nie podobało. Chciałam, żeby padał deszcz, ale świeciło słońce i było bardzo ciepło. Siedziałam w cieniu pod drzewem i nie chciałam nawet iść z siostrą na łąkę zrywać stokrotki. W mojej samotni pod drzewem odnalazł mnie kot Mruczek. Może bym go nawet pogłaskała, ale byłam przecież zła na cały świat. Kot był uparty. Łasił się i mruczał. To nie wina kota, że nie poszłam do kina - pomyślałam i wzięłam to pręgowane stworzonko na kolana, a Mruczek mruczał coraz głośniej.
Siostra wróciła z bukietem stokrotek i chociaż byłam nadal zła, to musiałam przyznać, że stokrotki są piękne. Właściwie to wszystko zaczęło mi się podobać: ładna pogoda, kury grzebiące w piasku, indyk kroczący dumnie przez podwórko z koralami na szyi, i to, że jest wokół tak zielono. W mieście jest mniej zieleni i chociaż ćwierkają wróble na parapecie, to tylko na wsi można usłyszeć śpiew skowronka nad polami. Siostra popatrzyła na mnie i zapytała, czy dobrze się czuję, bo mam takie kolorki na buzi. A mnie właśnie zrobiło się wstyd, że chciałam zamienić wyjazd na wieś na kino. Pobiegłam do mamy i zapytałam, czy się na mnie nie gniewa, Oczywiście, że nie! - odpowiedziała. Przecież wiedziałam, że jak tu przyjedziemy; będziesz zadowolona, a do kina można iść innego dnia.
Stokrotki zaniosłyśmy z siostrą do kapliczki przy lesie, Obok figurki Matki Bożej włożyłyśmy je do małego wazonu. Patrzyłam na Matkę Bożą trzymającą w ręku drewniany różaniec i dziękowałam za to, że tu jestem.
KMG
Promyk Jutrzenki 6/7/99 s. 12