Złoty Chłopiec i Książę Slytherinu
Rozdział 1
Pociąg do Hogwartu wyruszył 2 godzinny temu z peronu 9 i ¾. Podążali nim uczniowie na swój pierwszy rok nauki lub ostatni, jeszcze innych czekało kilka lat w tej placówce. Jednak w każdym sercu gościł strach. Po walce w ministerstwie było wiadomo, że Harry się nie mylił i naprawdę Voldemort się odrodził. Teraz ci, co go oskarżali o kłamstwo, głoszą, że jest ich bohaterem i na pewno pokona Voldemorta tak jak było zawsze w wcześniejszych latach.
Jednak bohater całego społeczeństwa czarodziejów był przytłoczony tym wszystkim.
W ministerstwie o mały włos nie zginął jego ojciec chrzęstny, a także naraził swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Co z tego, że nikomu nic się nie stało, a Syriusza uniewinniono, bo podczas walki zauważona Petera. Jednak świadomość, że ktoś przez niego mógł zginąć tylko, dlatego, że nie przykładał się do lekcji Snape była dla niego torturą.
Stał się zamknięty w sobie, począł potajemnie uczyć się zaklęć i obronny umysłu by stać się najsilniejszy. Trenował każdego dnia, biegi, pompki, brzuszki to stało się dla niego codziennością.
Zakon uważał, że postępuje dobrze, ale gdyby wiedzieli, że Harry odkrył tajemną biblioteczkę w domu Blacków z czarno magicznymi książkami byliby przerażeni. Tylko przyjaciele i jego dziewczyna coś podejrzewali.
Tak, Potter zaczął chodzić z Ginny, ale z każdym dniem uświadamiał sobie, że to była pomyłka. Każdy pocałunek, dotyk nic to dla niego nie znaczyło. Nic nie czuł, żadnych dreszczy czy choćby najmniejszego podniecenia.
Z Cho to zawsze były takie mokre pocałunki. Płakała, gdy się całowali i zmuszała go by opowiadał o śmierci Cedrika. Z Ginny było trochę lepiej, ale także nie tego oczekiwał.
Teraz jednak siedział w jednym w przedziałów razem z Hermioną, Ronem i Ginny.
Jego przyjaciele całowali się przed nim, bo w końcu pod koniec wakacji, Ron odważył się powiedzieć dziewczynie, co do niej czuje. Jednak swoim zachowaniem zachęcali rudowłosą, która siedziała przy nim żeby ich naśladować.
Nie rozumiała, czemu jej chłopak jest taki chłodny według niej, a Harry po prostu chciał mieć święty spokój.
Kiedy dotknęła jego kolana przytulając się tak, że prawie na nim siedział nie wytrzymał.
- Idę się przejść. - Powiedział obojętnym głosem.
Tylko młodsza dziewczyna spojrzała na niego rozżalona, że znów uciekł. Pozostała dwójka nie zwróciła na niego uwagi zbyt zajęta sobą.
W tym samym czasie Draco Malfoy zostawił swoich goryli i mopsowatą dziewczynę samych sobie. Miał dość tych kretynów, którzy nie mieli nawet własnego zdania i Pansy, która uważała się za jego dziewczynę. Tak jakby kiedykolwiek dał jej powód, żeby tak myślała.
To prawda czasami gdzieś z nią polazł, albo pocałował kilka razy, ale tylko przez grzeczność, a ona już chce mu się wpakować do łóżka. Miał kilkanaście dziewczyn, a także kilku chłopaków w swoim łóżku, ale bez przesady z mopsem nie ma zamiaru się pieprzyć. Tak, pieprzyć, bo jeszcze nikogo nie kochał. Ci wszyscy, co zagościli u niego przez jedną noc byli po prostu przedmiotami dla niego by się wyżyć lub zabawić..
Tylko, z Zabinim mógł pogadać od serca, jeśli uczniowie z domu węża są do tego zdolni, ale podczas wakacji Zabini zachorował i ma się pokazać w szkole dopiero gdzieś w połowie września, a Draco miał, o czym pogadać.
W te wakacje dowiedział się, że jego ojciec jest szpiegiem Zakonu Feniksa, że przeszedł na ich stronę już rok temu, kiedy po nie powiedzeniu na cmentarzu Czarny Pan zemścił się na Malfoyach zabijając Narcyzę.
Draco był całkowicie zaskoczony, od małego wychowywany na następnego lojalnego sługę Czarnego Pana jest synem zdrajcy. Jednak po śmierci matki zaczął się zastanawiać nad tym, co głosi Voldemort.
O szlamach, mieszańcach i zdrajcach krwi, czy to wszystko jest prawdą, co mówi. Przecież trafiają się szlamy zdolniejsze od czarodziejów czystej krwi.
Na przykład taka Granger, przyznaje to z bólem, ale jest od niego zdolniejsza, a Longbottom to przecież hańba dla każdej czysto krwistej rodziny czarodziejów.
Pogłoski także chodzą, że Czarny Pan to mieszaniec, jego ojciec podobno był mugolem, więc jak ktoś taki może głosić wyższość czarodziejów nad szlamami i mieszańcami jak sam zalicza się to jednej z tych grób.
Malfoy zastanawiając się nad tym wszystkim, czego się dowiedział o ojcu i Voldemorcie przechadzał się korytarzem nie patrząc na drogę.
Było wiadomo, że wcześniej czy później na kogoś wpadnie, ale sądził, że każdy go zna i boi się, że będzie się odsuwał z jego drogi. Nie przypuszczał, że może wpaść na kogoś, kto także jest pogrążony w swoich myślach.
Poczuł tylko, że na kogoś wpadł, a gdy już oczekiwał, że jego szlachetne pośladki upadłą na brudną podłogę, poczuł ramię obejmujące jego talię chroniąc go przy tym od upadku.
Gdy już miał nawrzeszczeć na tego kogoś, że śmie wpaść na Malfoya zobaczył przejmująco zielone oczy ukryte za okrągłymi soczewkami okularów.
Głos mu zamarł. Przed nim, obejmując go stał Pottter, ale jak zmieniony.
Rozdział 2
Harry Potter przechadzał się po korytarzu pociągu zastanawiając się, czy to wszystko ma jakiś sens. Walka z Voldemortem, nadzieja całego czarodziejskiego świata, a przynajmniej połowy, która nie jest śmierciożercami, że pokona Czarnego Pana, dzieciaki, które odwracają się za nim i szepczą za jego plecami, że to właśnie on złoty chłopiec, który ich uratuje, ale i tak najgorsi byli dziennikarze. Rok temu, ba nawet nie rok temu, a raczej kilka miesięcy temu wypisali bzdury na jego i dyrektora temat, że stracili rozum i są szaleńcami, którym nie trzeba wierzyć, a gdy wszystko to, co opowiadali stało się prawdą, wpadli w panikę.
Jego rozmyślania przerwał chłopak, który na niego wpadł. Instynktownie, wcale nie myśląc oplótł ramię wokół tali chłopaka, by ten nie upadł i przyciągnął go do siebie tak, że teraz miedzy nimi była tylko mała wolna przestrzeń.
Pierwsze zaskoczenie, że ktoś na niego wpadł zmieniło się w szok, gdy uświadomił sobie, kim jest ten chłopak. Nikt przecież nie mógł pomylić z kimś innym Malfoya.
Te jego niebieskie, a wręcz stalowoniebieskie oczy, blond włosy, które wydawały się wręcz białe, jasna cera i te charakterystyczne rysy twarzy. Można powiedzieć, że wręcz rasowy Malfoy, tak jakby wybierano im małżonków żeby dziecko wyglądało jak Malfoy, a nie inny czarodziej.
Uświadamiając sobie to uśmiechnął się do siebie.
- Nie ładnie tak wpadać na innych Malfoy.
W tym czasie Draco nie mógł się opanować by nie zlustrować wzrokiem ciała zielonookiego. Zauważył, że jego stare ciuchy zostały zastąpione modnymi ubraniami i to nawet w dobrym guście, a jego ciało jest teraz bardziej umięśnione i chyba trochę podrósł.
Kiedy Porter się uśmiechnął musiał powstrzymać się by nie jęknąć. Przez tą jedną krótką chwilę zobaczył najcudowniejszy uśmiech w życiu. Spostrzegł też, że przez te wszystkie lata nauki odkąd zna czarnowłosego nie widział, by ten się tak uśmiechał.
On jest w moim guście. Jeśli nie jest gejem to sprawię by się nawrócił.
Słysząc jednak słowa chłopaka opanował się natychmiast.
- To ty na mnie wpadłeś, a nie odwrotnie i to ty powinieneś mnie przeprosić.
- Śnisz i taki nie oczekiwałem przeprosin, że uratowałem twój tyłek przed podłogą. Żegnaj fretko - powiedział cofając ramię.
Odwróciwszy się szybko by nie dać czasu do odpowiedzi ruszył do swojego przedziału.
Blondyn patrzył jeszcze przez chwilę zdenerwowany, tym że nazwał go fretką, ale w końcu też postanowił ruszyć do swojego przedziału.
Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni Porter.
Kiedy oboje weszli do swoich przedziałów spotkali się z obojętną reakcją przyjaciół i ignorowaniem przez dziewczyny. Nic na to oboje nie powiedzieli tylko zaczęli się przebierać, bo za chwilę mieli dojechać do zamku. Gdyby wiedzieli, że w tym samym momencie tak samo się zachowali ukatrupili by się nawzajem, a może nie. Nic nie wiadomo.
Kiedy dojechali na miejsce zostawili swoje rzeczy w pociągu i skierowali się do powozu.
- Patrzcie! Został ostatni, idziemy tam! - zawołał Ron.
- Oczywiście, że został ostatni, gdybyś się tak nie grzebał wyszlibyśmy wcześniej - odpowiedziała mu Hermiona.
-Właśnie. Ron to wszystko twoja wina - zawtórowała jej Ginny.
- Nie kłóćcie się! - krzyknął na nich Harry.
Miał dość tych niekończących się kłótni. Czasami się zastanawiał, że jeśli się tak często kłócą to, dlaczego są jeszcze ze sobą.
Przyjaciele spojrzeli na niego zaskoczeni jego wybuchem, ale po chwili pochylili głowy i przeprosili się nawzajem.
- Tak lepiej, a teraz wsiadajmy do wozu, bo inaczej spóźnimy się na ucztę.
Kiedy wsiedli do powozu rudzielec krzyknął zaskoczony.
- Tu jest Malfoy! Co ty tu robisz dupku?
Inni także spojrzeli na blondyna zaskoczeni i źli, wyciągając swoje różdżki. Tylko Harry jakby bez zainteresowania usiadł naprzeciw Draco odwracając głowę do okna.
- Co to za słowa rudzielcu? Po prostu siedzę - odpowiedział nonszalancko spoglądając na Harrego.
- Ale dlaczego w naszym powozie?! - Powiedział zdenerwowany chłopak.
- W innych nie było miejsc
- Ron siadaj i tak już nie wyjdzie, bo ruszyliśmy - wtrącił się w końcu czarnowłosy.
Reszta Gryfonów niezadowolona tym zdarzeniem usiadła naprzeciw Malfoya, ale wciąż z różdżkami w pogotowiu.
Nie przejechali nawet połowy drogi, gdy miedzy Malfoyem, a Ronem wybuchła kłótnia.
- Jak śmiesz obrażać moją rodzinne?!
- Wcale jej nie obrażam, tylko stwierdzam, że mogłaby kupić sobie lepsze ubrania niż chodzić ciągle w tych samych łachach, które już prawie się nie trzymają.
Urażony tymi słowami Ron chciał się rzucić na blondyna, który już był gotów na atak, ale przyjaciele rudzielca, co znaczy dziewczyny go powstrzymały, a blondyna Harry.
Kiedy niebieskooki chciał się uwolnić chłopak nie miał innego wyjścia jak na nim usiąść.
Gdy Draco poczuł na swoich udach ciężar Gryfona postanowił się z nim podroczyć. Przestał się szamotać nie kontrolowanie tylko z premedytacją zaczął unosić i opuszczać biodra tak by się ocierać o czarnowłosego.
Z boku wyglądało to tak jakby dalej się chciał uwolnić, ale Potter zaczynał czuć te powolne i erotyczne ruchy. Zaczynał się podniecać, dlatego próbował się odsunąć, ale skończyło się na tym, że ich biodra nawzajem się spotkały. Harry się zaczerwienił, gdy poczuł, że Draco też jest podniecony, ale jęknął cicho dopiero w tedy, gdy Malfoy kryjąc swoją twarz w jego włosach polizał go za uchem.
- Jesteś podniecony Potter? - wyszeptał mu tak, by tylko on mógł to usłyszeć.
Rozdział 3
Policzki czarnowłosego pokryły się rumieńcem, gdy polizał go za uchem.
- Jesteś podniecony Potter?
Miał ochotę rzucić się na niego. Po prostu wiedział, że on robi to specjalnie, tylko nie wiedział, w jakim celu.
Gdyby chciał go poniżyć już dawno rzuciłby go ze swoich kolan, krzycząc, że Złoty Chłopiec Gryffindoru, zbawiciel całego magicznego świata podniecił się chłopakiem. Później rozpowiadałby, że jest gejem i, że go molestował w powozie.
Zamiast tego, blondyn także był podniecony, a pytanie zadał tak cicho, by tylko on je usłyszał.
Jednak najbardziej przerażał go to, że się podniecił chłopakiem i to jeszcze Dragonem. Przecież nigdy nie czuł tego z żadną dziewczyną, co prawda nie miał zbyt wielu kontaktów z płcią piękną, ale to nie znaczy, że ma od razu być gotowy do akcji tylko, dlatego, że jakiś chłopak otarł się kilka razy o jego biodra.
Wróć, nie żaden jakiś tam chłopak tylko Draco Malfoy. Mogło się okazać, że jego ojciec jest szpiegiem pracującym dla Zakonu, ale nie zmieniło to tych wszystkich lat, które spędzili w Hogwarcie. Nienawiść, którą czują do siebie od pierwszego spotkania była, jest i będzie zawsze i nic to nie zmieni. Nawet to, że teraz błaga w myślach, by jeszcze raz otarł się o jego krocze.
Nie wiedział jak bardzo się myli i jak ich wzajemne stosunki się zmienią przez ten rok.
- Nie wiem, o czym mówisz Malfoy - syknął w jego stronę.
- Oj, nie ładnie. Nie wiedziałem, że szlachetnym Gryfonom wolno kłamać - w irytujący sposób zarezerwowany tylko dla Malfoyów przeciągnął samogłoski, ocierając swoją erekcję o erekcję siedzącego na nim chłopaka - i chyba jednak wiesz, o co mi chodzi - mruknął na koniec, dmuchając w kark czarnowłosego.
Harry jęknął, nieświadomie oddając gest, który wykonał blondyn. Jednak, gdy uświadomił sobie, co zrobił, złapał go za biodra tak, by ten już nie miał szansy się ruszać prowokując go przy tym.
- Szybki jesteś. Już dobierasz mi się do spodni. Pamiętaj, że nie jesteśmy tu sami, chociaż mi to nie przeszkadza.
Zielonooki skierował swój wzrok na dłonie, którymi trzymał blondyna nie rozumiejąc, co ma na myśli. Po chwili jednak się zorientował.
Z powodu, że między nimi było mało miejsca, większa część jego dłoni wylądowała na rozporku blondyna.
- Przymknij się. Jak powiedziałeś nie jesteśmy tu sami. W tym powozie są moi przyjaciele i dziewczyna…
- Która nie zbyt dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, jeśli jesteś taki szybki, ale się nie martw. Nauczę cię panować nad emocjami - dopowiedział Ślizgom.
- Powiedziałem ani słowa - zacisnął dłonie na jego erekcji - bo inaczej będziesz cienko śpiewał. Będę siedział jeszcze tak chwilę, aż się nie uspokoimy, a wtedy zejdę z ciebie i spokojnie bez żadnych już więcej incydentów dojedziemy do zamku, gdzie się rozejdziemy.
- Brutal - fuknął na niego.
- Powiedziałem ani słowa - wzmocnił swój nacisk.
- Dobra niech ci będzie, tylko zabierz te ręce, bo inaczej się nigdy nie uspokoję.
Harry zabrał swoje dłonie z tamtąd i położył je na ramionach blondyna.
- Harry, możesz chyba już z niego zejść? - Pisnęła rudowłosa zaniepokojona szeptami, którymi wymieniał się jej chłopak z tym oślizgłym wężem.
- Nie może. Nie jest pewien, czy jak mnie puści to nie rzucę się na kogoś - uśmiechnął się do niej wrednie - a w szczególności na pewną osobę z zielonymi oczami - wzmiankę o zielonych oczach skierował tylko do czarnowłosego, który jedyny zrozumiał to.
- Harry się ciebie nie boi!!! Mógłby cię powalić w jednej chwili na ziemię! - Wykrzyczał Ron, cały z wściekłości.
- Możesz być pewien wiewiórze, że chciałbym tego. To jest od teraz moim marzeniem - Odpowiedział mu spokojnie.
O tak, chciałbym żeby mnie powalił na ziemię i coś mi zrobił, albo ja mu. Jednak wolę drugą opcję, a co to pierwszej to się zobaczy, najpierw musi się wiele nauczyć.
Ron siedział z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć.
- To jest… iramnia?
- Chyba miałeś na myśli ironia - poprawiła go dziewczyna.
- No właśnie to miała być ironia?
- Ron daj już spokój. Właśnie się zatrzymujemy - powiedział Harry.
Kiedy powóz się zatrzymał, nie patrząc na nikogo zsiadł z kolan blondyna i wyszedł. Przyjaciele tylko spojrzeli na siebie zaskoczeni reakcją zielonookiego i pośpieszyli za nim.
Malfoy po kilku sekundach, w których układał swoje włosy, które były odrobinę w nieładzie po tym incydencie z Harrym, także wyszedł z powozu.
Swój wzrok skierował na sylwetkę Pottera, którego już dogonili przyjaciele, a teraz męczyli go pytaniami.
Jest dobrze. Podniecił się tak szybko, jeszcze kilka takich sytuacji, a sam wskoczy mi to łóżka.
- Drakusiu? Wszystko w porządku? Widzieliśmy jak z tego samego powozu, do którego wsiadłeś wychodził bliznowaty, szlama i zdrajcy krwi.
Draco spojrzał na Parkinson i na swoich dwóch goryli i nie zaszczycając ich odpowiedzią odwrócił się do zamku.
- Miałaś tak nie mówić - tylko to powiedział.
Rozdział 4
Harry skierował się w stronę Hogwartu zagryzając w triku nerwowym zęby na dolnej wardze. Przyjaciele widząc jego zielony wzrok wbity w ziemię spoglądali nerwowo na siebie. Wiedzieli, że każdego zdenerwowałoby bliskie spotkanie z blondynem, a co dopiero, gdyby ich ciała znajdowały się tak blisko, a twarze oddzielone byłyby tylko o kilka milimetrów. Jednak wydawało się im, że ich przyjaciel jest odporny na obecność Malfoya.
Harry zachowywał się normalnie, gdy zauważył niebieskookiego w powozie, ale gdy ten wszedł na jego kolana i zaczął się z nim rozmawiać zielonookiego coś drgnęło. Od tamtego momentu zachowywał się bardzo dziwnie i był jakiś rozdrażniony.
- Harry, nic ci nie jest? - spytała chłopaka Ginny, łapiąc go za rękę powstrzymując go przed dalszym marszem w stronę zamku.
Czarnowłosy zatrzymał się spoglądając w oczy dziewczyny. Pochylając się nad nią chwycił w dłoń jej rude loki i przyciągnął jej głowę do siebie. Pocałował ją gwałtownie i mocno, obejmując ramieniem jej talię.
Przyjaciele, którzy szli za nim stanęli jak wmurowani. Nigdy Harry nie ukazywał publicznie, a nawet przed nimi uczuć do swej dziewczyny. Teraz jednak pocałował ją i to dość namiętnie na ich oczach.
Ginny zacisnęła dłonie w pieści na szacie chłopaka, przymykając z rozkoszy oczy. Zazwyczaj pocałunki zielonookiego były delikatne jak dotyk skrzydeł motyla na jej wargach i zastawiały lekki owocowy posmak. Ten raz był inny. Mocny, gwałtowny. Chłopak wsunął w jej rozchylone usta język badając jej podniebienie, kiedy rudowłosa myślała, że już za chwile zemdleje pod wpływem tych wszystkich uczuć, które w niej wybuchły chłopak ją puścił.
Opadła na trawę, nie mogąc utrzymać się na nogach. Na jej twarzy było widać wszystkie emocje, które ją opanowały. Powoli uświadamiając sobie, co dokładnie się stało z rumieńcami na twarzy uniosła głowę do góry, spoglądając na chłopaka.
Potter stał tak jakby nic szczególnego się nie stało. Spoglądał na nią tak, jakby było po prostu zwykłą dziewczyną, która upadła potykając się, a nie upadając z powodu pocałunku, którym ją obdarzył.
- Harry? - powiedziała cicho dziewczyna.
- Przykro mi, Ginny. Nie mogę być z tobą. Nie kocham cię, a bardziej kocham, ale jak przybraną siostrę.
Nie patrząc się na przyjaciół skierował się w stronę zamku. Rudowłosa siedziała jeszcze kilka chwil na ziemi z szokiem wypisanym na twarzy, a później, kiedy do niej dotarły słowa chłopaka rozpłakała się rzewnie.
Hermiona i Ron podbiegli do płaczącej dziewczyny. Brązooka próbowała ją jakoś uspokoić, kiedy jej chłopak złowieszczył czarnowłosemu, który śmiał tak rzucić jego siostrę, jak w ogóle śmiał ją porzucić. Przecież ona i tak była dla niego za dobra.
Byli tak zajęci Ginny, że nie zauważyli nawet jak podszedł do nich Malfoy. Już z daleka widział jak chłopak pocałował rudowłosą. Na początku to go wkurzyło i rozłościło jednocześnie coś go zakuło w klatce piersiowej jakby zazdrość, ale zwalił to na niestrawność po owocach morza, które zaserwował mu ojciec na obiad, których nienawidził, a jako Malfoy powinien być ich smakoszem. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy jako notoryczny i największy podrywacz znany w całym Hogwacie zobaczył, że dziewczyna może i rozpływa się pod wpływem tego pocałunku i dłoni błądzących po jej ciele, jednak Potter nie czerpał z tego przyjemności. Jego ruchy były jakby znudzone, bez entuzjazmu. Tak jakby robił to na próbę. Widząc to rozluźnił się, ale i tak czuł jakby chęć mordu na dziewczynie, że ta śmie tak przytulać się do chłopaka. Uśmiechnął się dopiero wtedy, gdy podchodząc do nich usłyszał jak wiewiór wrzeszczy, że jego siostra była za dobra dla takiego śmiecia, jakim jest Potter.
- To bardziej Potter był za dobry dla twej rudej siostry. Wnioskując z gazet to tylko Malfoy byłby tak dobry, żeby być z nim.
Draco nie przejmując się złowrogim wzrokiem rzucanymi przez cała trójkę gryfonów delikatnie przyspieszył prawie niezauważalnie kroku i dogonił zielonookiego, który smętnie snuł się do zamku. Idąc krok w krok z nim nie odwracając głowy, by na niego spojrzeć, spytał.
- Nie była zbyt podniecająca?
Zielone tęczówki spoczęły na chwile na blondynie, a później znów skierowały się na migoczące wdali światła zamku.
- Nie dziwię się. Komu może podobać się osoba z rudymi włosami? Ale ty musiałeś się o tym przekonać, chociaż niektórzy twierdzą, że rudzi są gorący w łóżku, ale jak dla mnie za szybko dochodzą. Blondyni są bardziej spokojni, ale równie namiętni jak oni. Wkrótce się o tym przekonasz.
Nie dając szansy na jakkolwiek odpowiedź odszedł w stronę Hogwartu
Rozdział 5
Harry nie wiedział, co robić. To wszystko było dla niego wielkim zaskoczeniem. Podniecił się chłopakiem, wróć, Draconem, rzucił świetną dziewczynę, która może była dla niego najlepszą partnerką życiową, ale w tym był problem, że jej nie kochał. Może i darzył ją uczuciem, ale nie takim jakby ona chciała. Kochał ją w taki sposób jak może brat siostrę, nic po za tym. Nie mógł przestać myśleć, że gdy ją całuje lub dotyka to tak jakby robił to z krewną. Przez to wszystko to nie mógł sobie poradzić w tym związku. Czasami zastanawiał się, czy dobrze postępuje biorąc pod uwagę tylko uczucia innych, a nie swoje. Nigdy nie chciał tego pokazać, ale martwił się tym, co inni o nim myślą. Nie chciał ranić ani Rona, czy Ginny. Obawiał się także, że rzucając ją przestał być członkiem rodziny Weasley, miał nadzieję, że jednak nie. Ron tylko się pozłości tydzień lub trochę dłużej i da sobie z tym spokój, chociaż znając go już od takiego długiego okresu przepuszczał, że potrwa to o wiele dłużej.
Westchnąwszy z głębi serca, skierował się do zamku. Zastanawiał się także nad zachowaniem blondyna. Przecież Malfoy nigdy się nim nie interesował, przynajmniej nie w ten sposób. Może chciał tylko z niego zakpić, ale dlaczego w tak i w dodatku nie mógł udawać podniecenia, przecież czuł wyraźnie erekcje chłopaka na brzuchu. Jeszcze te jego słowa, gdy się mijali. Co miało znaczyć stwierdzenie, że się przekona, że blondyni są dobrzy w łóżku, o wiele bardziej niż rudzi? Czy to była jakaś aluzja to tego, co ma zamiar robić w tym roku? Czy to możliwe, że zaczepki słowne zmienią się w coś innego, aluzje seksualne w ocieranie się i inne?
Dość już tych pytań! Jeszcze jedno i w końcu zwariuję.
Harry stanął w miejscu zastanawiając się, czy wytrzyma ten rok. Coś mu się wydawało, że nie tylko będzie miał problemy z Voldemortem, ale i także z tym nadętym i aroganckim blondynem. Przymknął oczy biorąc uspokajający oddech, gdy znów je otworzył zobaczył jak Hermiona obejmująca wciąż łkającą rudowłosą przeszła koło niego, a tuż po niej Ron posyłając mu wściekły wzrok. Nie zważając na ta jawną zaczepkę ze strony przyjaciela skierował się w stronę Zamku. Jeśli się nie pospieszy to spóźni się na ucztę powitalną. Za często mu się już zdarzało, by i tym razem dla jakiegoś błahego powodu ją przegapić. Zrywając się do biegu skierował się w stronę rozświetlonego Hogwartu. Jak zwykle, gdy przekraczał próg jadalni nie mógł się powstrzymać, by nie zerknąć w górę, na zaczarowane sklepienie.
Tym razem ukazane było na nim niebo bez chmur. Na granatowym tle błyszczały jasno gwiazdy i skrawek księżyca, która za dwa tygodnie zmieni się w tarczę, która będzie przynosiła cierpienie i strach wszystkim ludziom zarażanych wilkołactwem. Harry widząc księżyc myślał zawsze o Lupinie, gdy tarcza księżyca robiła się coraz większa, coraz bardziej się obawiał o mężczyznę.
Lecz teraz nie musiał się tak o niego martwić. Syriusz był razem z nim. Przeżył szok, lekko mówiąc, gdy Remus rumieniąc się i jąkając próbował mu coś wyjaśnić, gdy przerwał mu te niezręczne tłumaczenia Łapa i powiedział prosto z mostu, że są razem. Harry wciąż się uśmiechał przypominając sobie jak zachował się w tamtym momencie. Był wtedy taki niedoświadczony. Spojrzał najpierw na swego ojca chrzestnego, a później na drugiego mężczyznę. Zaskoczony powiedział wtedy, że są przecież dwoma mężczyznami. Odpowiedzieli mu, że o tym wiedzą. Kiedy uświadomił sobie wszystkie sprawy z tym związane zarumienił się i spytał, czy to boli. Wtedy spojrzeli na niego nic nie rozumiejąc, a on wydusił z siebie jeszcze bardziej się rumieniąc, czy to bolało, gdy to robili. Remus wtedy zarumienił się jak piwonia i krzyknął, że nie powinien pytać o takie rzeczy, a Syriusz tylko śmiejąc się objął go ramieniem i zaprowadził mimo sprzeciwom Remusa do salonu i wszystko mu opowiedział. Harry nie wiedział, czemu tego słuchał i zadawał, co rusz inne pytania. Wiedział tylko jedno, że słuchał tego z wypiekami na twarzy. Skoczywszy rozmowę Black stwierdził, że będzie doskonałym partnerem dla jakiegoś chłopaka wtedy rzucił w niego poduszką i zaczęła się bitwa. Po całym salonie latały pierze, było tak biało jak w ziemie, Lupin próbował ich powstrzymać, ale wkrótce sam dołączył do walki, gdy dostał jedną z poduch prosto w twarz. Szesnastolatek cieszył się, że teraz ma „normalną” rodzinę. Remus i Syriusz zamieszkali w kupionym niedawno domu, a Harry spędzał w nim każdą wolną chwilę, już nie musiał mieszkać z Dursley'ami. Był wolny. Mogło się to jednak źle zakończyć, gdy Black wpadł za zasłonę w ministerstwie, ale na szczęście dla wszystkim, może oprócz Snape, że czarnowłosy przeżył.
Potter uśmiechnął się szczęśliwy dalej spoglądając w ugwieżdżone niebo. Jego zielone oczy jak szmaragdy błyszczały i odbijały święcące punkciki na niebie. Wyglądał teraz na tak szczęśliwego, pogrążonego w swoi świecie. Był wtedy tak piękny. Ginny widząc swego byłego chłopaka w takim stanie załkała jeszcze głośniej wtulając się w ramie przyjaciółki, inne dziewczyny domyślając się, co zapewnie się stało pisnęły ucieszone, że mają szanse zdobyć jednego z najprzystojniejszych i najbogatszych chłopaków w szkole i to w dodatku bohatera. Nie tylko płeć piękna wlepiała swój maślany wzrok w czarnowłosego. Chłopaka także obserwował pewien blondyn z Slytherinu. Pożerał go wręcz wzrokiem. Rzadki to był widok, gdy Potter uśmiechał się tak delikatnie i miał taki zamyślony wzrok. Malfoy tak go obserwował, że nawet nie zauważył, gdy ktoś do niego podszedł.
- Cześć, Smoku. Nie pożeraj go tak wzrokiem, tylko zaciągnij go do łóżka.
Tuż przy uchu blondyna odezwał się głęboki, męski głos. Malfoy domyślając się, kto to odwrócił się szybko spoglądając wściekle na przyjaciela.
- Przestań pleść głupoty i kiedy wróciłeś? Przecież byłeś chory i miałeś przyjechać później.
- Wielka akcja się szykuje i nie mogłem tego przegapić, dlatego ubłagałem ojca, żeby jednak mnie puścił. Przyjechałem jakieś dwie godziny temu.
- Akcja? I ja o niej nie wiem? - spytał się podejrzliwie, błękitnooki.
- Sam się przekonasz. Dumbledore wszystko wyjaśni, dzisiaj na uczcie powitalnej. Zmieniasz też temat. Mówiliśmy przecież o tym zielonookim Gryfonie.
- Coś masz do Pottera?
- Ja? Nic, absolutnie nic. To bardziej ty masz coś do niego. Ostatnio nawet się z nikim nie umawiasz tylko wodzisz wzrokiem za naszym złotym chłopcem.
- Nie wiem, o czym mówisz, Zabini.
- Nie udawaj niewinnego. Znam cię bardzo dobrze i wiem, że Potter bardzo ci się podoba.
- Dalej nie wiem, o czym mówisz i nie obchodzi mnie to. Choć wreszcie do stołu, chce usłyszeć, co to za wielka akcja. Inni już siadają.
- Tak, tak - Zabini zaśmiał się - Chodźmy już, ale i tak w końcu wrócimy do tematu kruczowłosego.
Śmiejąc się podążył za blondynem, który szedł w stronę swego stołu
Rozdział 6
Draco poszedł do stołu. Nie byli oni jedynymi, którzy skierowali swoje kroki właśnie tam. Także inni uczniowie skierowali się do przydzielonych stołów. Uczta miała się za chwilę odbyć, ale jak co roku czekało ich najpierw przydzielenie pierwszoroczniaków, a później przemowa dyrektora.
Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca wszystko potoczyło się jak zwykle. Pierwszoroczniaki z przerażeniem, lub ignorancją, a także niektórzy z fascynacją zakładali tiarę przydziału, która po chwili zastanowienia przydzielała ich do odpowiedniego domu, gdy jej wyrok zostawał ogłoszony zawsze jeden stół rozbrzmiewał oklaskami. Kiedy skończyło się przydzielanie nowych uczniów na podest wszedł białowłosy mężczyzna, dyrektor tej szacownej placówki.
- Witam was moi kochani uczniowie. Jak zwykle uraczę was tylko krótką przemową, żebyście mogli od razu zjeść te pyszności, które przygotowały nam skrzaty. Nie przedłużając, chce przywitać nowych uczniów. Chce też przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony dla pierwszoroczniaków jak i starszych roczników. Lista zakazanych przedmiotów jest wywieszona przy pokoju naszego woźnego. W tym roku odbędą się kilka bali. Bal gwiazdkowy, bal Walentynkowy i na koniec roku, ale jeśli ładnie mnie poprosicie to może będzie jeszcze więcej - wśród uczniów rozbrzmiały oklaski, a niektórzy z nauczycieli skrzywili się na tą wiadomość - Spokojnie, spokojnie. To jeszcze nie koniec niespodzianek - dyrektor uniósł w uspokajającym geście obie dłonie - W tym roku postanowiłem, że w obliczu zagrożenia jakim jest Voldemort - większość uczniów zadrżała na dźwięk tego imienia - domy powinny się zjednoczyć, ale o szczegółach dowiecie się jutro rano przed rozdaniem planów zajęć, a teraz jedzcie - klasnął w dłonie, a na stolach pojawiły się półmiski pełne różnych pyszności.
Kiedy usiadł w Wielkiej Sali rozbrzmiał harmider. Nowi uczniowie zaczęli się zapoznawać, inni zaczęli opowiadać jak przeżyli wakacje. Między te rozmowy wkradał się hałas sztućców i naczyń, a czasami nawet mlaskania. Niektórzy też rozmawiali o tym zjednoczeniu się domów.
- Jakjal mysliyyszc, o coad chodu z tum zjedoncueniem dumuw? - powiedział niewyraźnie Ron do Harrego zjadając swoją dużą porcję, którą nałożył na talerz. Jak czarnowłosy przypuszczał jego przyjaciel długo się na niego nie gniewał, nawet jeśli zranił jego siostrę. Coś przypuszczał, że rudzielec jest nawet szczęśliwy, że już nie chodzi z Ginny. Od początku nie był zbyt zadowolony z tego, że jego siostra chodzi z kimkolwiek. Wydawało się, że Ron wołałby żeby jego mała siostrzyczka nie utrzymywała żadnego kontaktu z chłopakami.
- Mów wyraźniej, Ronaldzie - zganiła rudzielca, Hermiona - I mógłbyś najpierw połknąć, a później mówić - dodała. Rudowłosy szybko przełknął to, co miał w ustach i powtórzył.
- Jak myślisz, o co chodzi z tym zjednoczeniem domów?
- Nie mam pojęcia, ale mam jakieś niedobre do tego przeczucia - powiedział Harry przejeżdżając swoim palcem wskazującym po bitej śmietanie na serniku, który nałożył sobie na talerz. Wkładając ubrudzony palec do ust przymknął oczy oblizując go.
- Harry!!!
- Co? - otworzył oczy spoglądając na dziewczynę i znów nabierając na palce bita śmietanę.
- Już od sześciu lat próbuje cię nauczyć, że nie wolno tak jeść - powiedziała z oburzeniem - Przecież to niehigieniczne.
- Ale jest tak o wiele zabawniej i ciekawiej - powiedział przekornie Harry - Pozwól mi - jęknął błagalnie - Tylko tu mogłem do tej pory jeść takie słodkości, więc pozwól mi jeść jak mi się podoba, to taka jakby moja tradycja - dziewczyna mogła jedynie westchnąć i pokręcić z rezygnacją głową.
- Niech ci będzie, ale nie pomyślałeś, że możesz być w ten sposób prowokujący?
- Prowokujący? - zapytał się chłopak oblizując wewnętrzną stronę dłoni, która się ubrudziła słodkością.
- Tak, prowokujący.
- Ale kto by na to patrzył? Przecież tylko jem - dziewczyna już nic na to nie powiedział tylko wzięła się za swoją porcję.
Harry, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wyprzystojniałeś od ostatniego roku, odkąd zamieszkałeś z Syriuszem. Nabrałeś wagi, nie chodzisz już w starych ciuchach, a twoje oczy wyrażają prawdziwą radość. Już nie masz tego uśmiechu, który nie docierał do nich. Teraz, gdy się uśmiechasz, to cały promieniejesz, choć nie jesteś jeszcze do końca szczęśliwy. Wciąż się martwisz Voldemortem, ale to nie znaczy, że nie możesz żyć i się cieszyć tym życiem.
Hermiona nie wiedziała, że ma racje. Harry naprawdę prowokował kogoś swoim zachowaniem.
Draco przy stole Ślizgonów założył nogę na nogę żeby nie było widać jego wybrzuszenia w kroczu. Jego oczy zimne niczym niebo o poranku śledziły jak język zielonookiego Gryfona sunie po dłoni, aż wsuwa swoje palce do ust ssąc je. Omal nie jęknął wyobrażając sobie, co jeszcze ten czarnowłosy chłopak mógłby zrobić z swoim językiem. Zacisnął mocniej dłoń na kubku z kawą. Dzisiejszego wieczoru Ślizgoni mieli zamiar spędzić na libacji alkoholowej dlatego blondyn potrzebował kofeiny, by mieć jako tako trzeźwy umysł.
- Mówię ci. Podejdź do niego, okręć się i zaciągnij go do łóżka - Zabini pochylił się nad przyjacielem, który dalej nie odrywał wzroku od Pottera.
- Mówiłem ci, przymknij się. Nie masz pojęcia o czym mówisz - glos blondyna zabrzmiał lodowato.
- Tak, jasne - Zabini wywrócił oczami - Oszukuj kogo chcesz, ale nie mnie. Nawet nie zainteresowało cię, co dyrektor mówił.
- To co zawsze, co wolno, a czego nie wolno.
W Sali rozbrzmiało głuche łupnięcie. Ci co go usłyszeli spojrzeli na stół Slytherinu. Zabini leżał głową na stole. Odwracając się lekko spojrzał na niebieskookiego.
- Naprawdę byłeś tak zajęty przyglądaniem się temu zielonookiemu Gryfonowi, że nawet nie usłyszałeś tego, co powiedział Drops, co przerodzi się w prawdziwą sensacje rano?
- Jeśli coś wiesz, to mów, a nie robisz te wszystkie dziwne podchody - w końcu Draco oderwał swój wzrok od czarnowłosego i spojrzał na przyjaciela.
- Ja coś wiem, ale tobie nie powiem - zanucił wesoło, Zabini.
- Ta nie mów - wzruszył ramionami blondyn - I tak wyciągnę to z ciebie, kiedy się upijesz.
- Taaaaa, niedoczekanie. Mam mocniejszą głowę niż ty.
- Pożyjemy, zobaczymy. Teraz jednak chodźmy. Wszyscy rozchodzą się już do swoich dormitoriów.
- A zdołasz tam dojść z swoją erekcją? - zachichotał chłopak, a blondyn zasłonił swój zawstydzający stan szatą dziękując Merlinowi, że jest tak luźna, bo naprawdę nie miał ochoty iść do lochów, gdy wszyscy mogli podziwiać jego wypukłość w spodniach, choć nawet jeśli nie było jej widać to jednak nie było zbyt wygodnie iść z pulsującą erekcją między nogami. Malfoy coś przypuszczał, że znów spędzi noc zabawiając się sam ze sobą, oczywiście przed upiciem się. Przypuszczał, że gdyby spróbował rozładować napięcie, gdy nie będzie już się zbytnio kontrolował, to zapewnie obudziłby się razem z jakąś nieznajomą dziewczyną lub chłopakiem. Przynajmniej będzie miał pewność, że z rana nie będzie się użerał z jaką obcą osobą, chociaż gdyby to był jakiś zielonooki Gryfon, to nie byłoby tak źle.
Nic nie mówiąc ominął przyjaciela i skierował się ku wyjściu z Wielkiej Sali. Nie tylko on tam podążył. Inni uczniowie także zmierzali do swoich dormitoriów. Wielu z nich czekała nieprzespana noc. Niektórzy z nich będą się uczyć, chcąc dobrze wypaść po wakacjach, inni będą rozmawiać o tym, co robili przez te dwa miesiące, a jeszcze inni będą pić na umór całą noc. Wszystkim wyleciało z głowy, to o czym mówił dyrektor. Nie wiedzieli jaki szok przeżyją rano.
Rozdział 7
- Merlinie, moja głowa.
Jęknął blondyn naciągając na siebie kołdrę. Miał okropnego kaca. Przez całą wczorajszą noc pił na umór razem ze swoimi kolegami z domu. Przez cały czas trzymał się blisko Zabiniego mając nadzieje, że kiedy on się upije to język mu się rozwiąże i po wie w końcu o wielkim planie Dropsa, ale jak tu nie pić, kiedy wszyscy inni pija, a twój przyjaciel, co rusz wlewa ci następną porcję alkoholu. Skończyło się na tym, że nie wie co robił i jak się dostał do pokoju.
- Malfoy, czy nie mógłbyś jak normalny cywilizowany człowiek pójść do łóżka trzeźwy, a nie pijany mamrocząc coś o zielonych oczach? Nie mam ochoty słuchać o twoich wakacyjnych podbojach - odezwała się Hermiona.
- A chcesz słuchać o moich szkolnych? Nie wiedziałem, że Gryfoni są takimi zboczeńcami - mruknął blondyn spoglądając znad kołdry na dziewczynę, która stała już ubrana przed nim.
- Malfoy! - wrzasnęła - To nie jest zabawne!
- Ciszej - jęknął - Nie widzisz, że głowa mnie boli. Co ty w ogóle robisz w moim pokoju?
- Nie dotarłeś do niego. Zwaliłeś się na kanapę w salonie.
- A tak.
Blondyn rozejrzał się po pokoju. Znajdował się na kanapie w salonie w dormitorium przydzielonym Prefektom Naczelnym. Dzielił je razem z Hermioną Granger. Przez ten czas trochę się do siebie zbliżyli, nie można było ich nazwać przyjaciółmi, ale ich wzajemne stosunki były już o wiele lepsze niż na początku.
- Nie żadne „A tak” tylko się ubieraj, za jakąś godzinne będzie śniadanie, a znając ciebie, będziesz większość tego czasu spędzisz w łazience układając fryzurę - dziewczyna podeszła do okna i rozsunęła zasłony wpuszczając do pokoju promienie słoneczne, które podrażniła wrażliwy wzrok niebieskookiego.
- Nie mam zamiaru niegdzie iść i nie krytykuj moich włosów. Są one idealne. Zamiast marudzić o tym ile czasu spędzam w łazience to sama mogłabyś spędzić ten czas w niej i ułożyć swoje włosy. Wiem, że to potrafisz, na balu w czwartej klasie, co musze przyznać z przykrością, ale ładnie wyglądałaś.
- To zajmuje za dużo czasu i nie jestem taka próżna jak ty. Masz to powinno ci pomóc, nie mam zamiaru się później tłumaczyć, dlaczego drugi Prefekt Naczelny nie przyszedł na śniadanie.
Gryfonka podsunęła mu pod sam nos fiolkę z błękitnym, lekko iskrzącym się płynem. Ślizgon widząc go chwycił szybko eliksir i wypił go jednym duszkiem. Kiedy naczynie było już opróżniona spojrzał z wdzięcznością na dziewczynę.
- Dzięki. Nie ma nic lepszego niż eliksir na kaca, po libacji alkoholowej - powiedział odkładając szkło na stoliczku.
Wstając przeciągnął się zadowolony. Wszystkie oznaki kaca minęły jak ręką odjąć. Teraz czuł się niesamowicie, ale jedna rzecz mu nie pasowała.
- Fuj. Jestem w wczorajszych ubraniach - odciągnął od swojego ciała brudną koszulkę.
- To tylko twoja wina. Gdybyś nie był tak pijany, to nie byłbyś dzisiaj w tych ciuchach. Możesz mi wyjaśnić dlaczego jak tylko się upijasz zaczynasz gadać o zielonych oczach i drobnej sylwetce? Czyżby spodobała ci się jakaś dziewczyna, która nie ulega twojemu urokowi? - zakpiła.
- Jakby jakaś dziewczyna mogła by się oprzeć temu ciału - uśmiechnął się w typowy dla Malfoy'ów sposób.
- Ta, jasne. Jeszcze ci uwierzę - ich drobną utarczkę przerwało pukanie do drzwi - To za pewnie do mnie, byłam umówiona z chłopakami -Gryfonka podeszła do drzwi i otworzyła je z uśmiechem witając Rona i Harrego, którzy z nimi stali - Cześć. Możemy już iść - powiedziała, a po chwili się odwróciła zwracając się do blondyna - Malfoy pośpiesz się i idź na śniadanie. Dziś dyrektor ma powiedzieć coś ważnego, nie możesz się spóźnić - kiedy była tak zwrócona do chłopaka dawała swobodną możliwość spoglądania swoim przyjaciołom do pokoju i jednocześnie pozwalała Ślizgonowi spoglądanie na czarnowłosego chłopca.
Draco nie mógł od niego oderwać swój wzrok od niego. Gryfon jak zawsze wyglądał niesamowicie. Blondyn nieświadomie oblizał wargi spoglądając wprost w oczy chłopakowi. Harry widząc to zarumienił się ledwo widocznie i opuścił wzrok, by tylko nie patrzeć na chłopaka. Malfoy nie mógł się powstrzymać, by nie zaśmiać się, słysząc to rudzielec spojrzał na niego wściekle.
- Z czego rżysz?
- Z niczego, z niczego. Granger zaraz pójdę na śniadanie tylko wezmę prysznic.
Widząc jak Potter znów uniósł wzrok spoglądając w jego oczy zaczął rozpinać bluzkę, by powolnym ruchem zsunąć ją ze swego ciała. Później jakby przedłużając to zaczął powoli sunąć swoimi długimi palcami po zapięciu spodni. Robił to z prawdziwą satysfakcją widząc jak rumieńce na policzkach zielonookiego chłopaka coraz bardziej się powiększają.
- Jesteś obrzydliwy! - wrzasnął Ron łapiąc dziewczynę za nadgarstek wyciągnął ją z pokoju zatrzasnął za nią drzwi ucinając jednocześnie kontakt wzrokowy między blondynem, a przyjacielem. Widząc taką reakcję Malfoy zaśmiał się teraz otwarcie.
- Dla ciebie może tak, ale na pewno nie dla Pottera. Cóż trzeba się przygotować i w końcu się dowiedzieć, o co chodzi Dyrciowi - skierował się w stronę łazienki.
Rozdział 8
- Ten Malfoy całkowicie zwariował! - Ron wyrażał swoje oburzenie zachowaniem chłopaka, pomagając sobie dłonią - Hermiona, ja naprawdę nie wiem, jak możesz wytrzymywać z tym palantem w jednym pokoju! Przecież on jest odrażający! Chciało mi się rzygać, jak zdjął koszulę.
- Ronaldzie! - powiedziała oburzona dziewczyna - Jak ty się wyrażasz? Nie żadne „rzygać”! Jeśli już masz wyrażać swoje obrzydzenie, to mów „wymiotować”! A Malfoy nie jest taki zły, kiedy się go pozna bliżej. Można z nim nawet prowadzić rozsądne rozmowy, oczywiście kiedy nie jest pijany.
- Jak możesz go bronić?! Przecież to obrzydliwy wąż!
- Jak już animizujesz, to nie wąż, tylko smok.
- Jak to smok? - Ron zrobił wielkie oczy.
- To od jego imienia - tym razem do rozmowy wtrącił się Harry, zdruzgotany tym, że Ron jest takim ignorantem. Widząc, że przyjaciel dalej ich nie rozumie, dodał - Draco po łacinie to inaczej smok.
- Jak możesz wymawiać jego imię?! Nie pamiętasz już, co ci zrobił w powozie?! Przecież się na ciebie rzucił! Nie wiadomo, co by jeszcze zbroił gdybyśmy nie dotarli do zamku!
- Nie robił nic nadzwyczajnego - odpowiedział odwracając głowę. Nie chciał sobie przypominać, co mu mówił blondyn i co wyprawiał w powozie i dzisiaj rano. Nie miał wątpliwości, że całe to przedstawienie było zrobione tylko dla niego.
- Żartujesz! Siedziałeś mu na kolanach! Zrozumiałbym to, gdybyś wpakował się tak jakiejś dziewczynie, ale nie chłopakowi! Gorzej, Malfoyowi, zakale świata magicznego!
- Ron, nie musisz tak wrzeszczeć. Zwracasz na nas zbyt wielką uwagę - próbowała go uciszyć gryfonka.
Właśnie ten moment wybrała sobie Ginny, by przejść koło nich i spojrzeć na bruneta zaczerwionymi oczami. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uciekła z płaczem do Wielkiej Sali. Na ten widok chłopakowi zrobiło się trochę wstyd za to, co jej zrobił.
- Nie przejmuj się tak - zwrócił spojrzenie na Hermionę, gdy tylko usłyszał jej słowa skierowane do niego. Dziewczyna przypatrywała się mu uważnie, od czasu do czasu zerkając na wejście, gdzie znikła rudowłosa. - Później z nią porozmawiam. Sama wkrótce zda sobie sprawę, że przedłużanie na siłę tego związku nie miało żadnego sensu.
- Dzięki, Hermiono.
- Mną też nie musisz się już martwić! - zawołał Ron, zapominając całkowicie o wcześniejszej sprawie - Już się nie gniewam, że z nią zerwałeś. Znajdzie sobie kogoś lepszego - według rudzielca żaden chłopak nie był tak dobry, by się zadawać z jego siostrą - Ale czy musiałeś z nią zrywać w ten sposób?! - zmierzył wściekłym wzrokiem bruneta.
- Jakoś…. tak… wyszło - odpowiedział skrępowany.
- Przestańcie się już sprzeczać - przerwała im Hermiona - Trzeba się pośpieszyć. Nie zapominajcie, że dyrektor ma dziś powiedzieć coś bardzo ważnego. Idziemy!
Złapała ich za ręce i pociągnęła w stronę Wielkiej Sali. Śpieszyła się, ale nie biegła. Przecież nie mogła łamać regulaminu szkolnego. Na szczęście cała ich trójka dotarła na czas. Dyrektor jeszcze nie kwapił się do tego, by wygłosić swoje przemówienie. Czekał wciąż na kilku spóźnialskich. Jednym z tych był Draco Malfoy, który wszedł do Sali swoim nonszalanckim krokiem, nie zważając na zachwycone spojrzenia płci pięknej, ani także na zniecierpliwione spojrzenia nauczycieli. Usiadł przy swoim stole i spojrzał w pierwszej kolejności na Pottera.
- Może jednak przestaniesz się tak na niego patrzeć? Ujawnisz się przed całą szkołą. Chociaż… ty lubisz szokować i intrygować.
- Oj przymknij się, Zabini - jednak posłuchał jego rady. Oderwał się od podziwiania jedzącego chłopaka i sam się zajął swoim posiłkiem - Drops już mówił, na czym polega ta wielka niespodzianka? - zapytał.
- Jeszcze nie.
- To może oszczędzisz mi czasu i marnowania mojej cierpliwości i sam powiesz, o co tu właściwie chodzi? - próbował go podejść.
- Nie chcę ci psuć niespodzianki - odpowiedział spokojnie Zabini, całkowicie ignorując wściekłe spojrzenie, jakie mu zaserwował przyjaciel.
- Żaden pomysł Dropsa nie może być miłą niespodzianką, więc sobie ze mnie nie kpij, bo tego bardzo nie lubię!
- Jak zwykle wstałeś w złym humorze. Czyżby męczył cię mały kac? - mógł z niego kpić, z tego powodu, że jako nieliczny miał mocniejszą głowę od blondyna.
- Wyjątkowo dzisiaj nie. Nie zmieniaj tematu, tylko gadaj, bo narażasz się na męki jeśli nie wydusisz tego z siebie.
- Dobrze. Mogę ci zdradzić kilka szczegółów, ale nie musisz być już od razu taki agresywny. Chodzi tu o zjednoczenie domów, żeby lepiej bronić się przed Czarnym Panem - powiedział pochylając się w stronę chłopaka, by nikt nieproszony nie usłyszał ich rozmowy.
- Tyle to ja sam już wiem! W końcu umiem co nieco się domyślić! Mów lepiej jaśniej. - Draco zironizował odrobinę wypowiedz i zaczął grzebać w talerzu widelcem.
- Mogę ci tylko jeszcze powiedzieć, że jeśli będziesz miał szczęście, to będziesz mógł swobodnie spędzać o wiele więcej czasu z zielonookim gryfonem. Może nawet uda ci się go uwieść - Zabini zagrał kartą atutową, mając nadzieję, że w ten sposób jeszcze bardziej pobudzi ciekawość u Draco. Miał rację. Mówiąc to uzyskał większą uwagę swego rozmówcy. Teraz Malfoy nie zajmował się już swoim posiłkiem, tylko zwrócił na niego wzrok.
- Co masz przez to na myśli?
- Sam się przekonasz. Właśnie Drops wstaje, żeby wygłosić tą swoją niesamowitą wiadomość.
Draco wiedząc, że już nic więcej od przyjaciela nie wyciągnie, odwrócił się na ławce i spojrzał na starca, który stanął, żeby wszyscy go lepiej widzieli. Na Sali zapanowała cisza. Nie było nawet słychać jednego uderzenia sztućca.
- Tak jak wam wczoraj mówiłem na uczcie powitalnej, wymyśliłem pewien sposób, żeby zjednoczyć uczniów z różnych domów. Dotyczy to w szczególności starszych roczników, które odejdą ze szkoły w tym lub przyszłym roku. Mamy nadzieję, że będą oni dalej utrzymywać ze sobą przyjazne stosunki. Dlatego, po skonsultowaniu się z opiekunami domu, podjąłem pewną decyzję. Z każdego domu weźmiemy kilku uczniów z siódmego, szóstego i piątego rocznika, i umieścimy ich w innych domach.
Na Sali zapanowało ożywienie. W niektórych miejscach odezwały się sprzeciwy, a w innych okrzyki zdumienia. Za to u Draco oczy przybrały wręcz stalową barwę. Wyobraził sobie, że razem z Potterem trafia do jednego domu, chociaż mu jakoś nie pasowało zmiana miejsca, ale cóż. Może się na pewien czas przemęczyć, jeśli mógłby osiągnąć w ten sposób to, co chce. Dyrektor poczekał, aż z powrotem zapanowała cisza. Dopiero wtedy kontynuował.
- Wiem, że jesteście zaskoczeni, ale profesorzy się ze mną zgodzili, że to pomoże nawiązać bliższe stosunki między domami. Zaraz wam powiem, na czym to będzie polegało. Tak jak mówiłem weźmiemy kilka uczniów z tych roczników i umieścimy w innych domach. Będą oni mieszkali w dormitoriach razem z tymi uczniami, którzy zostali do niego przydzieleni w pierwszym roku. Będą razem z nimi chodzić na zajęcia, jeść posiłki i spędzać wolny czas na okres trzech miesięcy. Później nastąpi zmiana. Ci co ich gościli w swoich dormitorium pójdą razem z nimi do ich domów, także na okres trzech miesięcy. Drugi semestr już spędzicie już normalnie, ponieważ chcemy, żeby starsze roczniki dobrze się przyszykowały do testów. Aha, jeszcze dodam, że przez ten czas prefekci dalej będą mieszkać w swoich dormitoriach, tylko zostanie im przydzielony kolega lub koleżanka. Można powiedzieć, że ci co trafią na któregoś prefekta są szczęściarzami, ponieważ będą mieć lepsze warunki niż inni uczniowie. Za to prefekci za trzy miesiące przeniosą się do ich dormitorium. Teraz, gdy wyjaśniłem wam zasady to ogłoszę, kto jest przydzielony do jakiego domu. Zaczniemy od piątego rocznika.
I tu się posypały nazwiska uczniów i domy, do których zostali przydzieleni i z kim będą mieszkać. Później był rocznik szósty i siódmy. W końcu skończyło się na tym, że Ron na razie został w swoim dormitorium, ale za to będzie razem z nim mieszkał pewien puchon. Hermiona zamieszkała z Luną, a Ginny trafiła do Slytherinu razem z Harrym, który miał zamieszkać w jednym pokoju z Draco.
- Teraz możecie się rozejść i zapoznać z waszymi nowymi domami. Skrzaty przeniosły już wasze rzeczy do pokojów.
Zaskoczeni uczniowie zaczęli się rozchodzić, ale zanim Harry wstał ze swego miejsca spojrzał w stronę stołu, przy którym od dzisiaj będzie jadał posiłki. Jego spojrzenie napotkało na Draco, który mu się przyglądał z delikatnym uśmiechem. Szybko odwrócił głowę. Zastanawiał się jak wytrzyma te trzy miesiące z tym oślizgłym wężem, a raczej smokiem, jak to fachowo określiła Hermiona. Za to Draco już układał w swojej głowie plan uwiedzenia Pottera.
Rozdział 9
- Ja nie mogę - jęczał Ron. Jak zwykle, rudzielec nie mógł powstrzymać się przed powiedzeniem tego, co myśli - Co sobie dyrektor wyobraża!? Przecież to niemożliwe, żebyśmy mogli się zintegrować! Zwłaszcza z tymi paskudnymi wężami! Je raczej powinno się natychmiast wytępić, a nie pozwalać, żeby oni przechodzili do naszych dormitorium. A co się stanie, jeśli w nocy coś im odbije i zechcą potrenować mroczne zaklęcia na lokatorach. W dodatku Harry i Ginny trafili do tych śmierciożerców! - krzyczał na cały korytarz chłopak.
- Ronaldzie - jeśli Hermiona użyła pełnego imienia rudzielca oznaczało to, że jest już na niego nieźle wściekła - Rozumiem, że masz jakieś nieuzasadnione uprzedzenia co do niektórych domów, ale nie musisz wygłaszać swojego zdania wszystkim w promieniu dwudziestu mil.
- Ja wcale nie jestem uprzedzony. Każdy w szkole wie, że z tych Ślizgonów nie będzie nic dobrego. Nadają się jedynie na sługusów Sama-Wiesz-Kogo! - rzucił z impetem - Będą z chorą służebnością lizać jego buty!!! - wygłosił jeszcze na koniec. Harry nie skomentował tego. Wciąż nie powiedział przyjaciołom, że tiara przydziału chciała wysłać go do Slytherinu i zapewne by tam się znalazł, gdyby nie to, że ją ubłagał.
- Nie wiedziałem, panie Weasley, że masz takie dobre zdanie o moim domu - usłyszeli za sobą jadowity głos. Ten głos nie mógł należeć do nikogo innego, jak właśnie do niego. Odwrócili się z przerażeniem i spojrzeli w czarne tęczówki nauczyciela eliksirów. Czasami Snape wydawał się bardziej przerażający niż sam Czarny Pan - Jeśli masz taki dobry stosunek do Ślizgonów, to zapewne ucieszy Cię dwutygodniowy szlaban w mojej obecności. Będziesz czyścił we wtorek i w sobotę wszystkie kociołki w lochach… a jeśli jeszcze zostanie czas, to umyjesz podłogi i posprzątasz nieużywane sale. Sądzę, że ci się to spodoba - przez chwilę pomyśleli nawet, że profesor się uśmiechnął, ale zapewne było to jedynie przewidzenie. Za to Ron był biały jak śnieg - Panie Potter - Snape zwrócił się do bruneta.
- Tak? - spojrzał mu w oczy, ale po chwili musiał opuścić głowę. Niewiele osób może wytrzymać długotrwały kontakt wzrokowy ze Snape'em.
- Od dzisiaj, na okres trzech miesięcy, zostajesz moim uczniem. Nie w smak mi taka sytuacja, ale jest to zarządzenie dyrektora. Zamieszkasz razem z panem Malfoyem w pokoju prefektów. Znajdziesz tam plan lekcji. Także wszystkie twoje rzeczy już tam są. Jestem pewny, panie Potter, że będziesz się odpowiednio zachowywał w moim domu - pochylił się nad nim - Mam rację?
- Tak.
- „Tak, panie profesorze”.
- Tak… panie profesorze - Snape już nie skomentował tej długiej przerwy.
- Dzisiaj macie jeden dzień wolnego. Musicie się zorientować w planie lekcji, a także przyzwyczaić do nowych pokojów i lokatorów - jeszcze to dodając odszedł, powiewając swoją peleryną.
- Już nie żyje! On mnie zabije na tych szlabanach - jęknął żałośnie rudowłosy chłopak.
- Ron, to jedynie twoja wina, że dostałeś szlaban. Gdybyś nie wypowiadał tych komentarzy, profesor Snape nie miałby żadnych powodów, by ci go wlepić. Dobrze, że przynajmniej nie odjął nam punktów.
- Właśnie! Jak teraz będziesz w innym domu, to kto zdobędzie dla nas punkty na lekcjach i pomoże mi z moją pracą domową?!
- Ty myślisz tylko o sobie. Jesteś okropnym samolubem! - spojrzała na niego ze złością.
- Ale mi pomożesz? - zrobił błagalną minkę, chociaż nie był typem człowieka, który może robić coś takiego. Raczej wyglądał śmiesznie niż słodko - Hermiiii, pomożesz mi prawda?
- Tak - westchnęła - Czasami zastanawiam się, czy jestem twoją dziewczyną, czy twoją niewolnicą.
- To było okrutne - pocałował ją w policzek - To przecież oczywiste, że jesteś moją dziewczyną!
Nagle usłyszeli śmiech obok siebie. Spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli Harry'ego, który śmiał się cicho, spoglądając na nich.
- A ty z czego tak rżysz?
- Z niczego - odpowiedział - Pomyślałem tylko, że jesteście przeciwieństwem siebie, a jednak się dogadujecie.
- Nie martw się, Harry. Pewnego cudownego dnia znajdziesz dziewczynę, która będzie różniła się od ciebie diametralnie i spędzisz z nią miłe chwile… zdałem sobie z czegoś sprawę! - wykrzyknął Ron, podbiegając do niego.
- O co chodzi?
Zapytał Harry, odsuwając się o krok. Nikomu się nie przyznał, ale nie lubił, gdy ktoś naruszał jego strefę osobistą. Nawet Syriusz wraz z Remusem nie potrafili wykorzenić z niego tego nawyku. Może miały na to wpływ lata, które spędził z wujostwem. Dlatego jego ojciec chrzestny z zaskoczeniem przyjął wieść, że zaczął chodzić z Ginny. Ciekawe, jaką miałby minę, gdyby się dowiedział, że Malfoy spowodował u niego tak dziwną reakcję, gdy znajdowali się tak blisko siebie.
- Przecież będą rozgrywki w Quidditchu, a ty w tym czasie będziesz u Ślizgonów! Jesteś naszą atutową kartą. Jesteś najlepszym szukającym, nie możemy cię stracić i to jeszcze dla nich!
- Niestety, ale nie będę uczestniczył w rozgrywkach. Na pewno znajdziesz kogoś na moje miejsce, a teraz cześć. Idę do swego nowego pokoju. Przynajmniej wiem, gdzie on jest - odbiegł w stronę byłego dormitorium Hermiony.
- Aż tak ci się śpieszy na spotkanie z fretką?! - zawołał za nim Ron, ale już nie uzyskał odpowiedzi. Chłopak go nie słyszał… albo nie chciał odpowiadać na to pytanie - Rany, wszystko się skomplikowało - mruknął.
- Ron, nie sądzisz, że Harry nie znajdzie sobie nigdy żadnej dziewczyny? - niespodziewanie zapytała go Hermiona.
- Sądzisz, że nigdy nie odnajdzie miłości? - odwrócił się w jej stronę.
- Nie chodzi mi o to, że nie znajdzie dziewczyny… tylko, że znajdzie… chłopaka - stwierdziła, rumieniąc się delikatnie.
- Co ty mówisz, Hermi? Przecież to niemożliwe, żeby mój najlepszy przyjaciel był gejem. To jest po prostu niemożliwe - zaśmiał się - Przecież to nie jest zgodne z naturą.
- Ale, gdyby Harry zakochałby się w chłopaku, co byś zrobił? - drążyła dalej.
- Nie wiem. Nie sądzę, żeby był… gejem - wymawiając to, skrzywił się - przecież chodził z moją siostrą.
- Jednak im nie wyszło.
- Skończmy już z tą głupią rozmową. Przecież to oczywiste, że Harry znajdzie sobie jaką dziewczynę i nawet przez chwile nie pomyśli w tych kryteriach o jakimkolwiek chłopaku. Chodźże już - wyprzedził ją kierując się w stronę wieży.
- Nie jestem taka pewna - powiedziała cicho do siebie i podążyła za chłopakiem.
Nie mieli nawet pojęcia, jak słuszne są jej przypuszczenia. Zaczęły się one spełniać już w tej chwili. Jednak podczas tego roku miało się wydarzyć jeszcze wiele rzeczy, które miały ich zaskoczyć. Jednak oni już bezpośrednio w nich nie uczestniczyli. Byli tylko ludźmi, którzy mogli wspierać w minimalnym stopniu Złotego Chłopca.
Rozdział 10
Kiedy Złoty Chłopiec stanął przed wejściem do dormitorium prefektów, zastanawiał się przez chwilę, czy ma zapukać i czekać, aż Malfoy mu otworzy drzwi, czy może wejść od razu. Przecież od dzisiaj on również tu mieszka.
Zanim jednak się zdecydował, drzwi się otworzyły za sprawą blondwłosego chłopaka, który oparłszy się nonszalancko o framugę, spoglądał na szesnastolatka.
- Potter, czyżby tak cię powaliła moja uroda, że nie możesz z siebie wydusić nawet słowa?
Uśmiechnął się, gdy Harry otrząsnął się i zamknął usta, które samoistnie otworzył widząc Ślizgona.
Draco był ubrany jedynie w jasne dżinsy, w dodatku rozpięte i spoczywające ledwo co na jego biodrach. Także z włosów chłopaka ściekała woda, poprzez jego tors, podbrzusze, aż do miejsca, które jeszcze zasłaniał materiał spodni.
- Przesuń się Malfoy, chcę wejść - warknął, patrząc się na swoje stopy. Nie miał zamiaru dać się sprowokować temu wrednemu wężowi.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się lekko, odsuwając tylko na tyle żeby ten mógł wejść. Ale żeby to uczynić, Potter musiał się o niego otrzeć. Nie uszło jego uwadze to, że gdy ręka Gryfona prześlizgnęła się po jego podbrzuszu, na policzkach wyżej wymienionego zakwitł rumieniec. Zachichotał wewnętrznie. Coraz bardziej podobało mu się zawstydzanie chłopca-który-przeżył.
- Zawsze witasz swoich gości tak ubrany? I myślałem, że już wziąłeś prysznic dzisiaj rano - zerknął na niego szybko, ale gdy zobaczył jego uśmieszek, postanowił tym razem nie odrywać od niego wzroku. Niech ten sobie nie myśli, że się go boi czy coś. Wciąż mu nie wybaczył tego, co się stało w powozie.
- Bo go wziąłem - przytaknął mu - a ten następny i mój wygląd, jest tylko dla ciebie.
- Bredzisz, Malfoy. Może powinieneś się zgłosić do Świętego Mungo? Na pewno przyjmą z chęcią kogoś takiego jak ty. Z twoją prezencją każda uzdrowicielka będzie tobie nadskakiwać - powiedział swobodnie, chodź wygląd Malfoya i jego słowa mu w tym nie pomagały.
- Każdemu od czasu do czasu przydaje się uzdrowiciel - podszedł do niego tak, że ich ciała niemal się stykały - Ty także możesz czasami dać się ponieść - chwycił jego krawat, bawiąc się nim - Jedynie Malfoyowie zawsze kalkulują, chociaż… - zrobił krótką przerwę spoglądając w zielone oczy chłopaka - czasami również się zapominają.
- Przestań - otrącił jego dłonie - Nie masz czegoś innego do roboty, niż znęcanie się nade mną?
Zapytał, wciąż się nie odsuwając, chodź bliskość Ślizgona zaczynała mu powoli przeszkadzać. Nie miał pojęcia, dlaczego tak nagle Draco zapragnął dotyku. Jeśli chce się z kimś przespać, to niech pójdzie do swej Pansy lub jakiejkolwiek dziewczyny. Na pewno większość z nich nie poczułaby się urażona propozycją Malfoya. Nie raz widział, jak te na piątym roku niemal rozbierały go przy stole. Nie uszło mu również to, że chłopakowi nie przeszkadzało takie traktowanie. Takie kontakty utrzymywał nawet z niektórymi chłopakami z domu. Co nie oznacza, że jakoś szczególnie mu się przyglądał. Chciał po prostu wiedzieć, czy ten przypadkiem niczego nie kombinuje.
- To jest o wiele przyjemniejsze niż dręczenie pierwszorocznych - pociągnął niespodziewanie krawat Gryfona, który zachwiał się. By utrzymać równowagę musiał się odrobinę pochylić tak, że jego oczy znalazły się na poziomie błękitu - Rumienisz się tak cudownie jak nikt - i nim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć, polizał jego dolną wargę. Po tym natychmiast się odsunął z uśmiechem zadowolenia.
- Boże, Malfoy - wytarł z obrzydzeniem usta, a przynajmniej miał nadzieję, że to było obrzydzenie. Przez chwilę, zanim ten się jeszcze odsunął, poczuł jak przez ciało przeszedł dreszcz. Naprawdę chciałby żeby to było obrzydzenie… Bo co innego to mogłoby być? - Idź sobie ulżyć, czy coś, bo nie będę mógł tutaj spać. Przez całą noc będę się obawiać, że mnie zmolestujesz - samo mu się to wyrwało. Nawet nie pomyślał, o sensie tego co powiedział.
- A Złoty Chłopiec, zbawca całego świata, mi nie pomoże? Samotna zabawa nie jest tak samo przyjemna jak wspólna - odgarnął swoje przydługie włosy za ucho, opuszczając powieki, by znów leniwym ruchem je uchylić. Nie było wątpliwości. Uwodził Pottera. Ten jednak chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, bo uważał, że to jakaś farsa, która ma za zadanie upokorzenie go, a on na pewno nie miał zamiaru dać na to pozwolenie.
- A ty, Książę Slytherinu, nie masz sprawnych dłoni, by sobie pomoc? - tym razem to on się przesunął, kładąc rękę na jego policzku, nieświadomie rejestrując, że skóra Draco jest bardzo delikatna. Potem przesunął dłoń na jego szyję. Czuł pod palcami, jak puls przyśpiesza. Czyżby się denerwował? Nie, to raczej niemożliwe - A samotna zabawa nie musi być taka nieprzyjemna - zacisnął drugą dłoń na wpół zwiedzionym członku Malfoya który pisnął cicho. Harry nie dał po sobie poznać, jak bardzo był zaskoczony tym, że Ślizgon był podniecony tą małą, słowną gierką - Poradzisz sobie sam.
Powiedział jeszcze i szybko wycofał się do pokoju, który jeszcze dzisiejszego ranka zajmowała jego przyjaciółka, zostawiwszy samego, zirytowanego i wściekłego Malfoya. Nikt nie robi czegoś takiego.
- Merlinie - jęknął Draco, a jego biodra same poruszyły się do przodu - Kto by pomyślał, że Gryfoni są tak przebiegli - spojrzał w dół - I znowu będę musiał wziąć prysznic.
Nie czekając, aż jego podniecenie stanie się naprawdę uciążliwe, skierował się do łazienki. Kiedy tylko tam się znalazł, ściągnął spodnie, rzucając je w kąt. Od razu wszedł pod prysznic odkręcając wodę, by Gryfon nie usłyszał jego jęków, chodź mógł ją zostawiać zakręconą. Niech Potter wie, do jakiego stanu go doprowadził.
Jego dłonie przejechały po klatce piersiowej, poprzez brzuch, aż do miejsca, które domagało się największej uwagi. Jego członek nabrzmiały i gorący domagał się czegoś innego niż jego dłoń, ale na razie musiało mu to wystarczyć.
Objął go i nie bawiąc się w żadne pieszczoty, zaczął mocno i gwałtownie sobie obciągać. Nie potrzebował żadnych bodźców, już dłoń Gryfona na jego członku omal nie doprowadziła go do rozkoszy.
Trochę go to zaskoczyło. Zazwyczaj nigdy tak łatwo się nie podniecał, ale musiał przyznać, że Potter przez te wakacje stał się o wiele przystojniejszy. Już nie był tym chłopakiem w niedopasowanych ubraniach i zbyt dużych okularach.
Wyobrażając sobie, że to Harry go dotyka, zacisnął powieki, widząc pod nimi obraz zielonookiego szesnastolatka.
Biodra Malfoya zsynchronizowały się z ruchami jego dłoni. Kciuk powolnymi, kolistymi ruchami gładził główkę penisa, rozprowadzając pierwsze krople nasienia. Usta łapały rozpaczliwie powietrze, gdy dreszcze wstrząsnęły ciałem nastolatka.
Dłoń mocno zacisnęła się na przyrodzeniu, głowa odchyliła do tyłu, pośladki zacisnęły się. W jednym długim westchnięciu, który brzmiał w uszach Draco niczym krzyk, doszedł na białe kafelki.
Długo musiał się uspokajać. Woda spływała spokojnie po jego ciele, zmywając z niego nasienie i łagodząc ostatnie jeszcze skutki orgazmu.
Kiedy całe podniecenie zniknęło, zakręcił wodę i jednym zaklęciem wysuszył ciało jak i włosy. Nie chciało mu się bawić w wycieranie. Przejrzał się jeszcze w lustrze sprawdzając, czy wygląda nienagannie. Jedynie jeden kosmyk włosów nad czołem lekko odstawał, ale odrobina żelu sprawiła cuda. Wyglądał wspaniale jak zawsze. Nie dziwił się innym, że nie mogą mu się oprzeć… z małym wyjątkiem.
Kiedy to sobie uświadomił, na jego usta wkradł się grymas. Ten przeklęty Potter. Niby Wybraniec Świata, a tak ślepy. Musi taki być, jeśli go nie podziwia. Nawet mężczyźni doceniali jego wygląd. A ten tutaj, kiedy się do niego zaleca sądzi, że to jakiś żart. Ale nie na długo… Sprawi, że ten będzie jeszcze błagał go o dotyk.
To od razu poprawiło mu humor. O tak. Zdobędzie Złotego Chłopca. Będzie tylko jego.
Nikt nie wiedział, jak wielką obsesję ma Malfoy na punkcie Harry'ego. A na pewno nie wiedział tego sam zainteresowany. Nawet Draco nie zdawał sobie sprawy, jak daleko to zaszło.
Kiedy uznał, że wygląda wspaniale postanowił zobaczyć, co tam u jego nowego współlokatora. Postanowienie Dumbledora o zjednoczeniu domów było mu nawet na rękę.
Pottera nie było w salonie. Zerknął szybko na drzwi prowadzące do drugiego pokoju. Były uchylone. Nie mógł przegapić takiej okazji. Potter niech się nauczy, że jak nie chce by ktoś zaglądał do jego pokoju, to powinien zamykać drzwi i dla pewności zastosować jeszcze kilka zaklęć.
Każdy Ślizgon to robił, jeśli chciał mieć pewność, że nikt nie przeszukiwał jego rzeczy. Chociaż w domu węża panowały pewne zasady. Nikt nie zaglądał bez pozwolenia do pokoju innego Ślizgona, ale i tak dla pewności stosowali te środki bezpieczeństwa.
Nie zawracając sobie głowy pukaniem, wszedł do środka. To, co ujrzał spowodowało, że jego prawa brew uniosła się w górę ze zdziwienia.
Na środku pomieszczenia stał Harry, ubrany jedynie w spodnie i spoglądał na leżące na łóżku ubrania. Najwyraźniej mu się one nie podobały, bo jego wyraz twarzy był żałosny, a w jego zielonych oczach można było ujrzeć rozpacz.
- Czemu się jeszcze nie ubrałeś? - Potter podskoczył nerwowo, gdy poczuł na swoim karku gorący oddech.
- Malfoy, co ty wyprawiasz? - cofnął się o krok, zaciskając dłoń na różdżce schowanej w kieszeni.
- I ty niby masz pokonać Czarnego Pana? Gdyby był na moim miejscu, już byś nie żył - do jednej brwi dołączyła druga.
- Nie nazywaj go Panem - warknął - I Voldemort by się tutaj nie dostał.
- Powinieneś się już przekonać, że Czarnego Pana nic nie może powstrzymać. Czyżbyś się niczego nie nauczył przez te wszystkie lata? I będę go nazywać, jak mi się podoba - jego ton był idealnie obojętny - To ty nie nazywaj go Voldemortem - ledwo się powstrzymał, przed wzdrygnięciem.
- Na pewno nie będę go nazywał Panem! - krzyknął.
- Jak tam sobie chcesz, ale jak ja nie mogę nazywać go po swojemu, to i ty nie możesz mówić tak o nim - zapanowała niezręczna cisza. Oboje spoglądali na siebie w napięciu. W końcu Harry zabrał głos.
- Tom.
- Co „Tom”? - spytał, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Możemy go nazywać Tom. Tak przecież się nazywa - wzruszył ramionami.
- Tom - Malfoy jakby smakować to słowo w swoich ustach - Zgadzam się na Toma - kiwnął głową - To czemu się nie przebierasz? - powiódł swoim spojrzeniem po torsie bruneta. Potter wciąż był smukły, ale było widać, że ma ładnie zbudowaną sylwetkę. Zapewne po tych wszystkich treningach Quidditcha.
- Jakoś się dziwnie czuję - sam nie wiedział, czemu to mówi.
- Dziwnie się czujesz, bo masz założyć szatę z symbolem Slytherinu? Będziesz wyglądał jak prawdziwy Ślizgon - uśmiechnął się w iście malfoyski sposób.
- Przestań sobie żartować - prychnął, odgarniając grzywkę, ukazując swoją przesławną bliznę - Jest to dla mnie dziwne, bo mogłem być kiedyś Ślizgonem - sięgnął po koszulę, zakładając ją na ramiona. Nawet jeśli Draco zdziwiła ta informacja, to nie dał tego po sobie poznać.
- Poczekaj. Pomogę ci - powiedział, gdy zauważył nieudane starania chłopaka próbującego zawiązać krawat - Pięć lat w szkole, a ty jeszcze nie nauczyłeś się wiązać krawata? - zapytał, odejmując jego ręce od materiału. Sam zręcznie zaczął wiązać kolejny supeł, tym razem poprawny.
- Hermiona mi w tym zawsze pomaga - przełknął nerwowo ślinę, gdy doszedł do niego zapach chłopaka. Malfoy pachniał… kusząco.
- Mógłbyś sam się tego nauczyć - poprawił jeszcze krawat, by dobrze się ułożył - Chociaż zawsze chętnie służę pomocą - zamruczał, spoglądając w te niesamowicie zielone oczy.
- Dzięki… - odsunął się od jego chętnych dłoni - ale raczej nie - nie mógł nie dostrzec, że ich usta niemal się zetknęły - Pójdę do przyjaciół - chwycił nerwowo szatę, zapinając ją pod szyją.
- Potter.
- Tak? - zatrzymał się w wejściu, ale nie odwrócił.
- Ładnie ci w zielonym - kącik jego ust uniósł się, gdy zobaczył jak koniuszki uszu Pottera stają się czerwone.
- Eeee… Dzięki. Chyba - nie mówiąc już nic więcej, wyszedł.
Malfoy jeszcze przez chwilę stał w pokoju Harry'ego, uśmiechając się do siebie. Mieszkanie ze Złotym Chłopcem nie będzie wcale takie złe. Będzie nawet… zabawne. Tak, to dobre słowo.