02 Zakręt ewolucji człowieka


Zakręt ewolucji człowieka

Odkrycie jaźni i wydobycie jej spod warstwy informacji płynącej z receptorów zmysłowych - czy było w pełni przeznaczeniem człowieka? Dominacja ostrego "odbioru" receptorami była tak przemożna, że prehominid musiał się najpierw zainteresować otoczeniem, a nie sobą. Świadomość była u niego nieodpartą siłą poznawania wszystkiego wokół, jak obecnie u dziecka w okresie maksymalnego gromadzenia informacji obserwacyjnej. Ta faza "encyklopedyzmu" pozostała do dziś w ontogenezie człowieka, ale jest ona starym filogenetycznym echem.

Receptory zapełniały chłonną pojemność człowieka, który bezwiednie skierował się w stronę, skąd płynął najszerszy strumień informacji, i wypełniał nią swą wewnętrzną pustkę. Człowiek stał się ekstrawertykiem nastawionym na zgłębianie środowiska. Ono go żywi, chroni go lub mu grozi, i ono go ostatecznie przyjmuje po śmieci. To wszystko stanowiło o odkrywaniu otaczającego świata poprzez napływ informacji od strony narządów zmysłowych. Po wielu, wielu wiekach, które minęły od powstania człowieka, próbował Arystoteles wyłuskać z informacji zmysłowej ukrytą treść rzeczy. Według niego człowiek potrafi tworzyć abstrakcję przez "rozbieranie" informacji ze zmysłowych osłonek, dzięki czemu wnika do istoty rzeczy, jak mu się wydaje. Już wtedy poznaniu nadała ludzka natura specyficzny kierunek - przez zmysły ku środowisku - i dopiero dwa tysiąclecia później człowiek odkrył, w innej sytuacji stworzonej przez siebie, że poznanie wraca, na wzór fali radarowej odbitej od rzeczywistości, jeszcze raz do niego. W ciągu tysiącleci człowiek nauczył się wstawiać między receptory a poznawaną rzeczywistość skonstruowane przez siebie przedmioty, rozszerzające zakres informacji receptorowej. Zaczęło się od ognia, potem był kamienny tłuk i kolejno dźwignia, koło, soczewka, pryzmat, i dalej - soczewka magnetyczna w mikroskopie elektronowym, teleskop, wreszcie - maserowy wzmacniacz informacji płynącej ze Wszechświata, spektrometr, radar. Ostrość odbioru informacji rozwijała się przy okazji penetrowania środowiska w niebywały sposób. Informacyjna masa narastała przez ekstrawertyzm poznawczy człowieka. Stawał się on eksploatatorem środowiska, a niedobory receptorowego poznania pokrywał kunsztem wytwarzania narzędzi i inwencją we wstawianiu ich pomiędzy siebie a świat.

Dotychczasowy lęk przed antropomorfizacją w biologii, uznawaną za coś pejoratywnego, ustępuje miejsca głębszemu zainteresowaniu człowiekiem jako wzorcowym obiektem w ewolucji, dokonuje się ona bowiem u niego niesłychanie szybko i ma dokumentację historyczną. Uwzględnienie w tym problemie modelu elektronicznego pozwala rozpatrywać minimalne niuanse energetyczne, które nie są obojętne dla ostatecznego przebiegu ewolucji. Zaczyna się to bowiem nie w molekularnych przestrojeniach, lecz już w kwantowym świecie submolekularnego poziomu. Zjawiska patologiczne zaczęliśmy badać od poziomu anatomii i fizjologii. Tymczasem prawdziwy ich początek zaznacza się w kwantowomechanicznych sprzężeniach między metabolizmem i bioelektronicznymi procesami. Ostatnio wprawdzie odnosimy już patologię do molekularnych nieprawidłowości, ale mimo wszystko jest to nadal statyczny model biologicznych odchyleń od normy. Patologia rozpoczyna się u samych podstaw dynamiki życia, a więc już w procesach elektronicznych, daje przerzuty na metabolizm i dopiero potem zmierza do sytuacji molekularnych, anatomicznych i fizjologicznych, które my rozpoznajemy jako nieprawidłowe. Ewolucja współczesnego człowieka - jeśli uwzględni się jej aspekt bioelektroniczny - jest do przewidzenia. Czynniki geofizyczne i geochemiczne, które przede wszystkim przestrajają energetykę środowiska, będą ingerowały w najbardziej wyspecjalizowane funkcjonalnie sfery organizmu. Należy do nich głównie obszar zarządzany przez tak zwaną nową korę mózgu (neocortex) oraz struktury podkorowe. Skoro wiemy, że struktury podkorowe, takie jak podwzgórze i układ limbiczny, regulują emocjonalne bogactwo życia, należałoby sądzić, że geofizyczne czynniki już zaingerowały głęboko w fizjologię mózgowia.

Wśród cywilizacyjnych schorzeń wymienia się bowiem często gwałtowne zmiany nastrojów, zmęczenie, apatię - świadczące o naruszeniu strony emocjonalnej, które dają w konsekwencji zaburzenia układu nerwowego wegetatywnego. Diagnoza może być tylko jedna - człowiek, zmieniając geofizyczne warunki, a wśród nich profil elektromagnetyczny, wytworzył samoindukcyjny zestaw z bioelektronicznym poziomem organizmu. Ten krąg współzależności jest nieprzekraczalny, nie można bowiem rozerwać elektromagnetycznego łańcucha ekosystemu wytworzonego przez współczesną cywilizację techniczną. Poszukiwania remedium mogą pójść najwyżej w kierunku znalezienia nowych czynników chemicznych uodporniających organizm na działanie mikrofal lub odkrycia pozytywnego zestawu fal o różnej częstotliwości lub też pasma z powodu zaburzania biologicznej integracji wzbronionego.

Znajdujemy się ciągle w kręgu inteligentnego zwierzęcia, któremu zachciało się poznać wokoło więcej, niż pozwalają na to jego niedoskonałe zmysły. Przecież w rzeczywistości ssaki drapieżne przewyższają go "inteligencją nosa", drapieżne ptaki górują nad nim "inteligencją wzroku", a płoche gazele, sarny, jelenie mają sprawniejsze ucho niż on. Narzędziowa wstawka, umieszczona między otaczającym światem a człowiekiem, doskonalona do dziś z uporem godnym wyróżnienia, wymaga czegoś w nerwowej konstrukcji, co by doprowadziło do podziału informacji na "ja" i "nie ja". Mówiąc trywialnie garnek musiał dojść do przekonania, że jest zbiornikiem na informację z kuchni. Znowu absurdalnie mówiąc, ten zwierzęcy egzemplarz wpadł na pomysł wykształcenia w sobie zmysłu, którego mu nie dała przyroda - zmysłu autyzmu. Zmysłu pozwalającego oddzielić pojemnik na informację ad samej informacji. Od tej pory zaznaczyły się dwie linie rozwojowe: linia odbioru informacji ze środowiska, czyli poznawanie go we wzmocniony sposób przez wymyślone narzędzia sondujące świat, i linia rozbudowy własnego autyzmu, czyli świadomości. Ostatni z naczelnych stał się więc niejako podwójnym układem poznawczym: na zewnątrz, jak nakazywały zmysły, i ku sobie, dokąd kierowała go świadomość. Morze informacyjne zdobywane od setek milionów lat przez zwierzęta za pomącą zmysłowego poznawania zapadło się u ostatniego gatunku naczelnych w kolapsie i odsłoniło powoli drugi świat, który poznał sapiens, budząc się ze snu zwierzęcej natury.

Największe to chyba spośród wszystkich odkryć człowieka - odkrycie siebie. Reszta była kwestią czasu, szczęśliwego przypadku, nawarstwiającego się doświadczenia, no i narzędzi, które wstawił między siebie i poznawaną rzeczywistość świata. Wprowadzane narzędzia - "przedłużenie" zmysłów - coraz wspanialej ulepszane, przyniosły niebywałą super-emocję zewnętrznego świata. Koniec wieku XVIII i szczególnie wieki XIX i XX cechuje zdecydowany przerost badań na zewnątrz i ustawiczny podbój środowiska. W tej samej mierze zaniedbano pogłębiania skierowanego "ku sobie". Hegemonia ekstrawertyzmu w poznawaniu przesłoniła podstawy, dzięki którym ostatni z naczelnych stał się człowiekiem. Nie ma nadmiernej przesady w poglądzie o atawistycznym nawrocie do zwierzęcego zainteresowania zewnętrznością, choć tym razem łączy się ono z genialnym zastosowaniem narzędzi będących najnowszymi zdobyczami techniki. Czy nie wolno nam więc sądzić, że jesteśmy świadkami przyspieszenia ewolucji człowieka, któremu towarzyszy coraz gwałtowniejsze wnikanie w badane środowisko przy jednoczesnym nienadążaniu świadomości w zgłębianiu ludzkiego wnętrza? Człowiek rozszczepia się na granicznej linii, która w trakcie hominizacji zadecydowała o jego przynależności do nowego gatunku, odmiennego od innych. Linia ta wiodła przecież subtelnym pograniczem między "ku sobie" i "od siebie". Uczłowieczenie położyło akcent na wektorze "ku sobie". Ten drugi jest pomysłem zwierząt o setki milionów lat starszych niż człowiek jako gatunek. Odkrycie siebie od razu ustawiło dalszą ewolucję na pasie startowym od początku prowadzącym do ostrego zakrętu. Rozwój człowieka jako gatunku znalazł się na nie dostrzeganym początkowo wirażu, dziś już wyraźnym. Prawo siły odśrodkowej dało o sobie znać w bardzo typowy sposób, uwidaczniając się nie tyle w niebywałej tendencji człowieka do opanowywania środowiska, ile przede wszystkim w opustoszeniu wnętrza istoty ludzkiej.

Mimo coraz większych zdobyczy wyeksponowanych na zewnątrz, coraz częściej człowiek stwierdza egzystencjalną pustkę w sobie. Czy nie lepsze byłoby nazwanie tego stanu "wewnętrznym rozrzuceniem odśrodkową siłą działania"? Ostatni gatunek naczelnych "wystrzelony" ewolucyjnie na bieżnię życia leci nie jak pocisk głowicą naprzód, lecz w dziwny sposób - ruchem rotacyjnym, jak wirujący stożek. Narzuca się tu język fizyki, więc powiedzmy, że posiada spin. Dwa więc ruchy powinny być widoczne w historii rozwojowej człowieka: jeden wzdłuż linii gatunkowej, wspólny dla całej populacji, drugi - wirowy, czyli ruch osobniczy mający własny spin. Zakręt, o którym była mowa, dotyczy całego gatunku Homo sapiens i jest dostrzegalny dopiero w statystycznym oglądzie dzieł dokonanych przez ten gatunek. Spin jest indywidualną charakterystyką człowieka, charakterystyką rosnącej siły odśrodkowej w poznawaniu świata, wydłużania promienia poznania, wzrostu obwodnicy stożka i narastającej pustki wewnętrznej.

Człowiek posiadałby więc przedziwną zdolność do "odwirowywania" siebie, a tym samym do podnoszenia dna, pod którym dostrzega próżnię, a więc następuje rozluźnienie więzi psychosomatycznej z ewentualnością "łapania" próżni przy coraz większej dynamice całego zestawu. Nie można oddzielić ruchu postępowego całego gatunku od indywidualnej charakterystyki. Ewolucyjna linia jest tylko wypadkową sił narastających od dziesiątków tysięcy lat. Człowiek bezwiednie realizuje pewien model ewolucyjny, używając świadomości do osiągania rzekomo wyłącznie osobistych celów. I na odwrót - ogólny zestaw gatunkowy musi rzutować na indywidualne zachowanie. Od niepamiętnych czasów te dwa szlaki rozwojowe są u hominidów najściślej ze sobą sprzężone. Układ scalony w podwójnym ruchu, postępowym rozwoju gatunkowego i wirowym - rozwoju osobniczego, znajduje się nie tylko w kręgu działania sił mechanicznych. Jego środowisko - to ani oglądany krajobraz, ani dający się usłyszeć dźwięk, ani też przyjemnie ogrzane słońcem miejsce egzystencji. Środowisko dla układu scalonego półprzewodników białkowych i piezoelektryków nie ma powabu, jaki mu nadają receptory zmysłowe w trakcie fizjologicznych doznań. Jest ono po prostu zespołem pól elektrycznych, magnetycznych, grawitacyjnych, akustycznych, temperaturowych, chemicznych i nieokresowych mechanicznych. Ów żywy elektroniczny układ scalony, przemieszczający się przyspieszonym ruchem postępowym i wirowym, wkracza z inną dynamiką w ten układ sił. Znaczy to, że elektrodynamika życia została znacznie zmodyfikowana na skutek zaangażowania świadomości w ewolucji człowieka. Dla urządzenia elektronicznego zarówno technicznego, jak i skonstruowanego przez przyrodę nie jest obojętne przemieszczanie się ruchem przyspieszonym, którego kierunek przecina linię pola sił. Zaczynają wówczas reagować sprzężenia między elektronami, fotonami i fononami w środowisku wewnętrznym, bądź co bądź żywym. Środowisko wewnętrzne produkuje bowiem w przemianach metabolicznych i elektronicznych wymienione cząstki. Cała energetyka scalonego układu żywego zostaje całkowicie przestawiona albo co najmniej zmodyfikowana. Poczynają się odstępstwa od standardu, którym tutaj jest bieg procesów życiowych. Człowiek jest chyba najlepszym w tej chwili obiektem doświadczalnym badań nie w warunkach laboratoryjnych, lecz w quasi-naturalnym środowisku modyfikowanym przez użycie świadomości.

Ponieważ ewolucja nie może się dokonywać bez dopływu energii, musi istnieć pula rezerwowa na pokrycie tych wydatków. Na razie stwierdzamy, że człowiek zapłacił za swój postęp z konta biologicznego, a więc energią zapewne minimalną, lecz aktywną i potrzebną do ogólnej koordynacji organizmu. W niej bowiem stwierdza się naruszenie równowagi. Można domyślać się minimalnego zużycia energii na procesy ewolucyjne, i to prawdopodobnie energii zaangażowanej w systemy sterownicze. Dalej można wnioskować, że podstawy elektroniczne procesów życiowych winny być przede wszystkim wrażliwe na odbiór czynników środowiskowych powodujących odchylenie od stanu prawidłowego. Przecież wiemy, że sterowanie procesami elektronicznymi w urządzeniach technicznych wymaga niewielkich nakładów energetycznych. Dla electronicusa wszystko to przedstawia się znacznie prościej niż dla zwolenników interpretacji biochemicznej. Z drugiej znów strony, istnieje niewyczerpana i zupełnie nie znana rezerwa energetyczna świadomości, ta zaś nosi cechy elektromagnetyczne w elektronicznym modelu życia. Psychologiczny introwertyzm, jako przeciwstawienie, jest niczym innym niż mobilizowaniem właśnie tej rezerwy. To nie jest psychologiczne wejście w siebie, ani tylko wewnętrzne wyciszenie. Świadomość nie jest wyłącznie efektem pracy mózgowia, choć w trakcie ewolucje została złączona z jego koordynującą funkcją, wobec tego świadomość jest wszędzie tam, gdzie występuje metabolizm, gdzie istnieją półprzewodzące białka, czyli ogólnie mówiąc - wszędzie tam, gdzie przebiegają zjawiska określane wspólną nazwą - "życie". Mobilizowanie świadomości jest równoznaczne dla electronicusa z mobilizowaniem metabolizmu i procesów elektronicznych, z ogólnym dynamizowaniem życia. Psychosomatykę można już teraz zdefiniować ściślej niż tylko jako działanie na osi: międzymózgowie-przysadka-nadnercza, wpływające na przebieg procesów metabolicznych. Psychosomatyka jest najprawdziwszą więzią świadomości z metabolizmem i procesami bioelektronicznymi, więzią zauważalną wszędzie, gdzie istnieją chemiczne reakcje i półprzewodzące białka.

Nie powinno być żadnym zaskoczeniem, że wydłużający się szereg chorób psychosomatycznych jest pewnym wskaźnikiem współczesnej ewolucji człowieka. W niedalekiej przyszłości będzie można wyodrębnić syndrom chorób ewolucyjnych, narzucający konieczność terapeutycznego przeciwdziałania. Powinno ono pójść w trzech kierunkach: metabolicznym, elektronicznym i mobilizującym świadomość jako czynnik bioenergetyczny. Ten ostatni wydaje się tutaj najistotniejszy, bowiem w tej dziedzinie, jak wyżej wykazano, wystąpiły podczas ewolucji człowieka znane odchylenia od prawidłowości. Homo electronicus może być żywym przyrządem do mierzenia przyspieszenia ewolucyjnego i jego skutków. Obojętne, czy wskaźnikiem będzie jedna choroba cywilizacyjna czy ich kompleks, czy też inny szczegół diagnostyczny. Sklejka psychobiologiczna zwana człowiekiem pęka w miejscu spojenia dwóch jej składników, których ewolucja przebiegała z niejednakowym przyspieszeniem. Ewolucja psychiki znacznie wyprzedziła ewolucję biosu, ten ostatni bowiem staje się coraz bardziej bezwładny. Psychosomatyczna nierównowaga utrwala się coraz bardziej. Ewolucyjny zryw człowieka jest wprawdzie czymś niezwykłym w historii biosfery, rozszczepia jednak bardzo istotne spojenie jego złożonej natury. Człowiecze compositum rozrywa się coraz mocniej, sygnalizując ten stan na razie chorobami cywilizacyjnymi. Świadomość jest bowiem ostatnią integracją, jaką wymyśliło rozwijające się życie. To chyba jedyna jego interpretacja. Poznawcze znaczenie świadomości jest rzeczą wtórnie wymyśloną już przez człowieka. Od strony biologii patrząc, świadomość jest ostatnim czynnikiem integrującym człowieka w całość strukturalno-funkcjonalną. Nadmierne przyspieszenie ewolucyjne sięga więc ostatniej reduty integracyjnej świadomości. Świadomość, owa przyczyna przyspieszenia rozwojowego, ponosi też jego konsekwencje w postaci zrywania się spojenia między świadomością a biosem.

Niestety, mechanizmów hamowania już człowiek nie uruchomi. Byłby bo dla niego regres. Euforia rozpędu jest zbyt wielka i nęcąca. Rozpęd stał się przeznaczeniem człowieka, który nie wie, że sam go wyzwolił. Na razie sztukuje farmakologicznie swą biologię i równowagę psychiczną. Doprowadził przez to do powstania z jednej strony błędnego koła adaptacji bakteryjnej i wirusowej, z drugiej - do wystąpienia ujemnych skutków stosowania leków psycho i neurotropowych. Tu i ówdzie ratuje integralność psychofizyczną na drodze naturalnej, a więc przez transcendentalną medytację i jej organizujący wpływ. Prawdopodobnie będą istniały kiedyś rezerwaty ciszy i rezerwaty pozbawione nie tylko generatorów fal elektromagnetycznych, ale również ekranowane przed penetracją fal elektromagnetycznych technicznego pochodzenia z zewnątrz - jako miejsca rekreacyjne i regenerujące spojenie psychofizyczne, naruszane wpadnięciem w zbyt wielki zakręt ewolucyjny.

Jeszcze raz sprawdza się einsteinowska hipoteza zakrzywionego promienia Wszechświata. Tym razem - w ewolucji człowieka. Ponieważ - zgodnie z tym, co powiedziano wcześniej - siłę nośną ewolucji człowieka stanowi bardziej psychika niż bios; następuje całkowicie niezamierzone przesunięcie na linii spojenia psychosomatycznego, a więc wzrasta sprzeczność konstrukcji. Niezależnie jednak od wszystkich możliwych ewolucyjnych krańcowości, kwantowy punkt życia pozostaje nienaruszony.

Wracamy do delikatnego pogranicza między "ku sobie" i ,;od siebie". Licentia poetica czy może fantastica? Biosfera przesuwała człowieka na ewolucyjnych trybach coraz bardziej ku jego gatunkowemu przeznaczeniu. Do pewnego etapu rozwojowy bieg nosił wszelkie cechy typowe. W pewnym momencie coś dźwignię przerzuciło "ku sobie" w poznawaniu i człowiek krzyknął: "Stop! Dalej - sam.” I tutaj skręcił o 180 stopni od linii rozwojowej zwierząt. One pozostały za tą linią. Ta sama, co u zwierząt, informacja jakby na inną upadła płaszczyznę odsłaniając odmienny świat samostanowienia, a nie uległości instynktom. W tym miejscu nastąpiło pożegnanie z zoologią. Narodził się człowiek.

W pasji rozdeptuje resztki instynktów. Potrząsa wszechwładnym dotychczas środowiskiem. Ogarnia go niezwierzęca furia tworzenia siebie - człowieka. Niech bieżnia ewolucyjna zginie! On się tworzy na przekór wszelkim prawom biosfery, nieustanny i zwycięski samobójca. Odnalazł w sobie nowe siły.

Autor: Włodzimierz Sedlak



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ewolucja człowieka - Joanny Rajskie, ewolucja człowieka
Udomowienie zwierząt kluczowe w ewolucji człowieka

więcej podobnych podstron