Rękas: Marsz na Moskwę. Władysław Studnicki i jego idee
Jak o tym piszę gdzie indziej - trzeba rozdzielić realną potrzebę kolaboracji z Niemcami podczas wojny - od koncepcji Władysława Studnickiego dołączenia Polski do niemieckiej formuły geopolitycznej. Pierwsze - było defensywą polską, drugie - programem reorientowanego polskiego imperializmu.
GEOPOLITYKA
Natomiast jeszcze czymś innym są współczesne bajki o „wspólnym z Hitlerem marszu na Moskwę”, wynikające przede wszystkim z ignorancji tak na temat sytuacji międzynarodowej roku 1939, jak i przede wszystkim luk w historii militarnej i gospodarczej. Wszystkim wierzącym w szybki triumf Wehrmachtu i WP nad RKKA - przypomnieć należy bowiem tylko pokrótce:
- układ pacyfikacyjny z Polską Hitlerowi był potrzebny nie po to, żeby atakować ZSSR, ale by od Wschodu osłonić się podczas spodziewanej wojny z Wielką Brytanią i Francją,
- wojna, która wybuchłaby by w takich zmienionych układach dyplomatycznych - byłaby więc wojną Niemiec przeciw Francji i Wielkiej Brytanii, ze spodziewanym w takiej sytuacji włączeniem się po ich stronie ZSSR, rzecz jasna atakującym Polskę,
- nie Polacy szli by więc u boku Niemców na Moskwę, tylko musieliby rozwijać obronę modląc się, żeby bagna poleskie nie wyschły.
MILITARIA
To tyle geopolityki, które wizje „wielkiej wojny na wschodzie” czynią bajkami. No ale dobrze, przeanalizujmy też bajeczki wojskowe:
- czy problemem Niemców walczących w realu z Sowietami - był brak żołnierzy? Nie. Więc udział WP w wersji alternatywnej nie miałby bynajmniej znaczenia przełomowego.
- wojna niemiecko-sowiecka nie odbywała się ani w internecie, ani na planszy z heksami, ani nawet na dioramie. Dlatego właśnie planując ją i prowadząc należało brać pod uwagę takie czynniki jak uzbrojenie, zaopatrzenie, wyposażenie, logistyka, w szczegółach - potencjał przemysłowy, jednorodność produkcji, jakość sprzętu, zdolność do jego przesłania do oddziałów, możliwość wymiany, umundurowanie, organizacja tyłów:
czy Polska dokładała do puli sojuszu polsko-niemieckiego znaczące możliwości przemysłowe, przede wszystkim jeśli chodzi o produkcję stali czy uzbrojenia? Nie.
czy Wojsko Polskie dysponowało na masową skalę sprzętem jakościowo zbliżonym, a przede wszystkim kompatybilnym z uzbrojeniem i wyposażeniem niemieckim. Nie.
To Niemcy musieliby więc uzbrajać Polaków, jako podmiot większy i o większych możliwościach przemysłowych dbając, by armie sojusznicze używały tej samej amunicji, takiego samego uzbrojenia i przynajmniej zbliżonego wyposażenia (inaczej każdemu trzeba by na front wozić coś innego, czyniąc zaopatrzenie niemal niemożliwym). Skąd Niemcy mieliby to wszystko wziąć, skoro przez cały czas podstawowym problemem było dla nich efektywne zaopatrywanie własnej armii podczas działań przeciw Sowietom?
Nie wdając się w już dalsze rozważania o realnej historii II wojny światowej - zauważyć tylko należy, że do jej zakończenia niemieccy konstruktorzy wymyślali wprawdzie coraz ciekawsze rozwiązania militarne, ale nie tylko żadnej Wunderwaffe, ale nawet codziennie potrzebnych nowoczesnych czołgów czy samolotów nie potrafiono wdrożyć do faktycznie masowej produkcji, zapewnić im stałych dostaw części, skrócić czasu naprawy i wymiany. Tę wojnę wygrali amerykańscy i sowieccy inżynierowie, organizatorzy przemysłu i robotnicy, a zatem nie wygraliby jej też polscy ułani.
To są właśnie kwestie kluczowe: broń, amunicja, stal, ropa, zaopatrzenie, motoryzacja. Niczego z tego Polska by nie wniosła, a przeciwnie, by sojusz z Niemcami był sprawny - musiałaby od razu wymagać od Berlina.
IDEOLOGIA
Wizjonerzy brania Moskwy polskimi ułanami na wszystkie te konkrety mają tylko bajkową opowieść o tym, jak to „Polacy oświecają mądrością swoją Hitlera, przez co Niemcy na zajętych terenach ZSSR przestają być Niemcami, Słowian traktują jak braci, a w ogóle, to cały zarząd nad podbitymi ziemiami oddają polskiemu geniuszowi”. W całej tej opowieści kupy nie trzyma się nic.
Jak niby Polacy mieliby przekonać Hitlera do zmiany polityki wschodniej, skoro nie przekonały go do tego realne klęski wojenne?
Nadto zaś - jakie to niby doświadczenia wschodnie były realnym doświadczeniem II RP? Wyprawa kijowska, podczas której do WP nie chcieli się przyłączać wabieni Petlurą Ukraińcy? Znowu - niczego w tym zakresie do sojuszu nie wnosiliśmy, poza dobrym samopoczuciem i manią wielkości.
Nie zatem, zdecydowanie nie. O ile faktycznie należało zrobić wszystko, by w 1939 r. nie przystępować do wojny, nieważne po czyjej stronie, o ile po klęsce wrześniowej za wszelką cenę trzeba było próbować dogadać się z Niemcami by choćby złagodzili represje - i o ile wizja Studnickiego pozostaje ciekawym eksperymentem myślowym, bo przynajmniej była JAKĄŚ geopolityką wśród całkowitej niemal polskiej jałowości umysłowej w tym zakresie - o tyle mokre sny o braniu Moskwy u boku Hitlera są tylko dziecinadą i ignorancją.