Akwizytorzy nie trafiają do przypadkowych osób
- Starsza osoba kupiła za prawie 4 tys. zł fotel wart kilka razy mniej. Sprzedawca wprowadził ją w błąd. Złożyliśmy doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa, ale prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania - mówi Marek Nowak, śląski wojewódzki inspektor Inspekcji Handlowej.
EWA FURTAK: Stwierdzenie, że każdy akwizytor to naciągacz, byłoby chyba krzywdzące...
MAREK NOWAK: Oczywiście! Są ludzie, którzy w ten sposób uczciwie zarabiają na swoje utrzymanie. Co powinno wzbudzić naszą czujność? To, że oferta skierowana jest do osób bardzo młodych albo w podeszłym wieku. Z naszych doświadczeń wynika, że najczęściej w takich przypadkach dochodzi do oszustw. Mieliśmy np. taki przypadek, gdy starsza osoba kupiła za 3,9 tys. zł fotel wart 418 zł. To nie był jedyny taki przypadek, okazało się, że takie fotele kupiło więcej starszych osób.
Jak zostały do tego przekonane? Sprzedawcy wmawiali im, że taki fotel kosztuje tak naprawdę 13 tys. złotych. Pojawiło się także wytłumaczenie niższej ceny: specjalna promocja firmy oraz unijna dotacja. Niestety, ludzie nabierali się na to. Nasi inspektorzy wykonali ogrom pracy. Skontaktowali się z wieloma klientami wprowadzonymi w błąd, zdobyli nawet fakturę zakupu fotela z widniejącą na niej kwotą 418 zł. Złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Niestety, prokuratura podjęła decyzję o odmowie wszczęcia postępowania.
To jest na pewno etycznie naganne, ale może nie jest przestępstwem?
- Moim zdaniem jest to jednak przestępstwo. Doprowadzenie drugiej osoby do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem, czyli oszustwo. Oczywiście, jest to także naganne etycznie. Rozumiem, że każdy chce jak najwięcej zarabiać, najlepiej tyle, ile Jan Kulczyk. Ale nie można zarabiać cudzym kosztem. Nie można też posługiwać się nieprawdą. Mieliśmy przypadek, gdy sprzedawca piecyków gazowych przedstawił się jako przedstawiciel administracji i sprzedał starszej osobie taki piecyk za 1,9 tys. zł. Faktycznie był on wart o wiele mniej.
To wydaje się aż niemożliwe...
- Wszystko jest możliwe. Rozmawiałem kiedyś ze starszą panią, na którą bez jej woli i wiedzy jej własny wnuk zaciągnął w banku kredyt na zakup drogiego instrumentu muzycznego. Poszedł do banku z jej dowodem i dostał kredyt. Czyli choć teoretycznie to nie jest możliwe, to jednak w praktyce dzieją się różne rzeczy.
Co jeszcze starsze osoby kupują od nieuczciwych akwizytorów?
- Garnki, filtry do wody. Niekoniecznie sprzedawca musi pojawić się w domu klienta. Bardzo często takie firmy urządzają np. wycieczki do miejsc kultu połączone z obiadem za symboliczną cenę, np. za 17 zł. W trakcie takiej wycieczki odbywa się prezentacja. Jeśli towar jest drogi, to sprzedawcy podsuwają od razu wnioski kredytowe do podpisania.
Osoby naciągnięte na zakup niepotrzebnych, drogich rzeczy potem zastanawiają się, skąd sprzedawca miał ich telefon albo adres.
- Skądś te dane musiały wyciec. Akwizytorzy nie trafiają do przypadkowych osób. Pracuje u nas na pół etatu pani, która jest już na emeryturze. Gdy próbowaliśmy rozpracować nieuczciwych sprzedawców filtrów do wody, poprosiliśmy ją, żeby nam pomogła. Zgodziła się. Zadzwoniła do firmy oferującej filtry z ofertą zakupu takiego urządzenia. Usłyszała "oddzwonimy" i na tym się skończyło, nikt nie zadzwonił. Najprawdopodobniej ktoś sprawdził, z jakiej instytucji ona przeszła na emeryturę i gdzie pracuje. Tego się nie da sprawdzić, jeśli nie ma się wglądu w dane.
Czy jest możliwość odstąpienia od zawartej np. w czasie wycieczki umowy na zakup garnków?
- Jeśli towar został zakupiony poza siedzibą firmy, to w ciągu dziesięciu dni klient powinien mieć możliwość odstąpienia od umowy. Niestety, przepisy dotyczące ochrony praw konsumentów są u nas bardzo skomplikowane. Tak naprawdę to gdyby sprzedawcą był np. doktor, a kupującym profesor, to może by się w tym połapali. Np. przepisy nie precyzują dokładnie, w jakim terminie ma zostać załatwiona reklamacja. Jest mowa tylko o tym, że w ciągu dwóch tygodni sprzedający ma dać odpowiedź. Wystarczy, jeśli napisze w tym terminie, że "reklamacja zostanie rozpatrzona". A kiedy? To już nieważne. Może to być nawet za pół roku.
Wiele firm oczywiście tak nie robi, bo zależy im na dobrym wizerunku. Ale nie dotyczy to firm, o których teraz mówimy.
To nie jest tylko nasz polski problem. Czeski Cieszyn w trosce o swoich seniorów wprowadził zakaz sprzedaży w domach. Myśli pan, że to dobry pomysł?
- Wydaje mi się, że taki zakaz nie byłby zgodny z polskim prawem. Na pewno trzeba szukać jakichś rozwiązań. Wspominałem o terminie dziesięciu dni na rozwiązanie umowy, ale w praktyce wcale nie jest to takie łatwe. Te firmy często nie podają żadnych namiarów na siebie. Zdarzają się sytuacje, gdy np. do babci w odwiedziny przychodzi wnuk, ogląda garnki kupione za ogromną kwotę, łapie się za głowę i mówi: "przecież takie garnki można kupić na targu". Tylko co z tego, skoro nie ma jak rozwiązać umowy?
Dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby np. wystarczyło zgłosić w takim przypadku chęć rozwiązania umowy nam, Inspekcji Handlowej. Bardzo ważna jest też edukacja. Staramy się, jak możemy, prowadzimy m.in. prelekcje dla słuchaczy Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Ale jak się okazuje, to ciągle jeszcze za mało.
1