226 Macaluso Pamela Nowozency 01 Wesele marzen


ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Proszę pani! Proszę pani! Terminator złapał Joeya!

Genie Hill uniosła głowę znad zeszytu i spojrzała na wystraszonego

chłopaka, który przed chwilą wdarł się do pokoju

nauczycielskiego. Widok był na tyle niepokojący, że zerwała

się z miejsca i podbiegła do rozdygotanego ucznia.

- Spokojnie, Paul - powiedziała, chwytając go za ramię.

- Powiedz, co się stało? Gdzie jest Joey?

- Zła... złapał go Terminator. - Chłopiec może się i trochę

uspokoił, ale teraz dla odmiany zaczaj się jąkać.

Genie powoli traciła cierpliwość. Było mało prawdopodobne,

żeby cyborg z filmu nawiedził nagle niewielkie Wiley w stanie

Georgia i zajął się porywaniem dzieci. Nigdy nie mieli tutaj

podobnych problemów. Chociaż z drugiej strony, tyle się słyszy

w telewizji o różnego rodzaju przestępstwach, że człowiek zac

z y n a się zastanawiać, dlaczego jego ulica n i e jest jeszcze usłana

trupami.

- Ale gdzie to się stało, do licha? - powtórzyła pytanie.

- Tam, przy stojaku na rowery. - Paul wskazał ręką. Powoli

zaczynał dochodzić do siebie. - Złapał go i nie chce

puścić.

Bogu dzięki! Przynajmniej byli blisko. Oczywiście, jeśli

jeszcze się tam znajdowali.

Genie podbiegła do drzwi. Paul chciał iść za nią, ale powstrzymała

go gestem.

6 WESELE MARZEŃ

- Zostań tutaj - rzuciła rozkazująco.

Do pokoju nauczycielskiego zajrzała przywabiona głośną

rozmową Annabelle Foster, która od lat pełniła w szkole funkcję

sekretarki.

- Co się dzieje? - spytała, spoglądając na nich badawczo.

- Nic takiego - powiedziała Genie. - Zaraz wracam.

Nie wdając się w długie dyskusje wyminęła Annabelle

i uważając, żeby nie okazać zdenerwowania, podeszła do

drzwi wychodzących na dziedziniec przed szkołą.

Natychmiast zauważyła nieznajomego w czarnej skórzanej

skórze i dżinsach, pochylonego nad kimś skurczonym żałośnie,

jakby w nagłym ataku skrętu kiszek. Ujrzała też twarz

Joeya, z pełnymi strachu oczami i szeroko otwartą buzią.

To wystarczyło, żeby rzuciła się jak tygrysica i zasłoniła

chłopaka własnym ciałem. Dopiero teraz zorientowała się, że

znalazła się znacznie bliżej obcego, niżby miała na to ochotę.

Uniosła nieco wzrok i spojrzała odważnie w pełne wrogości

oczy mężczyzny.

W tym momencie zaparło jej dech w piersiach.

Obcy obrzucił wzrokiem kształty Genie, a następnie znowu

spojrzał jej w oczy. Tym razem jednak był zdecydowanie

bardziej przyjazny.

- No proszę, proszę - powiedział półgłosem, ni to do siebie,

ni do niej. - Co my tu mamy.

I znowu kontynuował oględziny.

Genie chciała mu się odwzajemnić tym samym. To, co zobaczyła,

przyprawiło ją jednak o zawrót głowy. Płowa czupryna.

Prawdziwie męskie rysy twarzy. Niepokojący uśmiech, którym

ją niespodziewanie obdarzył. I ten dołek, który pojawił się nagle

na jego prawym policzku.

Joey, który nie wiedział, co się z nią działo, stał drżący za

WESELE MARZEŃ 7

jej plecami. Dopiero kiedy to sobie uświadomiła, znów stała

się pełną troski nauczycielką.

- Właśnie. To ja chciałabym wiedzieć, co my tutaj mamy?

- Z zadowoleniem stwierdziła, że głos jej nawet nie

drgnął.

- Może zapyta pani tego małego chuligana!

Instynktownie wyczuła, że Joey skulił się za jej plecami.

- Niezależnie od tego, co zrobił, nie ma pan prawa prześladować

go i straszyć.

- Nawet nie próbowałem. - Nieznajomy wzruszy! ramionami.

- Chciałem się po prostu dowiedzieć, jak się nazywa

i gdzie mieszka.

- Ale czego pan chce od Joeya? - spytała rozdrażniona

Genie.

- Joey? Więc nazywasz się Joey? - Blondyn zwrócił się

bezpośrednio do chłopaka, który wychylił się na moment zza

jej pleców.

Genie stanęła tak, żeby widzieć obu panów, i spojrzała

z niemym pytaniem na ucznia.

- Nic mu nie powiedziałem, proszę pani. Tak jak nas pani

uczyła.

Genie pogłaskała go po potarganych, rudych włosach. Nieznajomy

był jednak wyraźnie zdegustowany.

- Skoro tak pani słucha, to może nauczy go pani również,

żeby nie prześladował innych chłopaków.

Joey zrobił niewinną minę, którą znała tak dobrze. Poczuła

się głupio i znowu zaczęła przyglądać się nieznajomemu. Dopiero

teraz dostrzegła kilka mokrych plam na jego czarnej

koszulce, a także kawałki czerwonego balona, które przylgnęły

do skórzanej kurtki.

Wzrok nieznajomego powędrował za jej spojrzeniem. Po

8 WESELE MARZEŃ

chwili strącił kawałki balona, jakby to była jakaś obrzydliwa

tarantula.

Genie była zafascynowana wspaniałą sylwetką mężczyzny.

Mokra koszulka oblepiała dokładnie jego płaski brzuch.

Spojrzała niżej. Na szczęście mocno opięte dżinsy pozostały

suche.

- Czy zobaczyła pani coś ciekawego, kochanie? - padło

bezczelne pytanie.

Genie zaczerwieniła się, a następnie zerknęła nerwowo na

Joeya.

- Zdaje się, że Joey rzucił w pana balonem z wodą- powiedziała,

zdając sobie sprawę, że nie popisała się specjalną

błyskotliwością.

Mężczyzna skinął głową.

- Chodziło mu o tego drugiego chłopaka. Tego, który

uciekł - dodał po chwili namysłu.

Genie pokiwała smutno głową.

- Zdaje się, że powinieneś przeprosić pana, Joey.

Joey zrobił skruszoną minę.

- Bardzo przepraszam - powiedział. - Naprawdę chodziło

mi o Paula.

- Mam nadzieję, że następnym razem będziesz uważał

- powiedział mężczyzna z nagłym wyrazem surowości na

twarzy. - I wybijesz sobie z głowy napastowanie słabszych.

Genie poczuła, że musi się wtrącić. Nie chciała jednak

interweniować przy uczniu.

- Idź do szkoły, Joey. Chciałabym jeszcze później z tobą

porozmawiać.

Joey wykonał to polecenie z wyraźną ulgą. Dostał już za

swoje i to, według niego, niesprawiedliwie.

- To, że chciał oblać wodą Paula, wcale nie znaczy, że go

WESELE MARZEŃ 9

napastował - powiedziała Genie, patrząc za odchodzącym

chłopcem.

- A co chciał zrobić? Wyrazić w ten sposób swoją sympatię

do niego?

- Nie. Pewnie odpłacić mu za jakiś inny głupi żart. Słyszałam,

że Joey znalazł gumowego pająka w swojej torbie

i bardzo się go przestraszył.

- Więc, pani zdaniem, można... - ciągnął mężczyzna, już

z nieco mniejszą złością.

Genie słuchała go tylko jednym uchem. Zaniepokoił ją

trochę ruch przy położonym nie opodal budynku, a także to,

że samochód szeryfa ruszył nagle z piskiem opon. Pomyślała,

że będzie musiał teraz podjechać do najbliższego skrzyżowania

i zawrócić. Znacznie łatwiej byłoby mu dotrzeć do szkoły

pieszo. Powinna była powiedzieć sekretarce, żeby nie wszczynała

alarmu.

Niestety, było już za późno.

- .. .I co pani na to? Zaczyna się od głupstw, a kończy na

czymś o wiele gorszym! - zakończył nieznajomy.

Genie skinęła nieprzytomnie głową. Z doświadczenia wiedziała,

że szeryf Conroy, człowiek z natury zacny i przyjazny,

potrafi się czasami zachowywać jak John Wayne.

- Tak, tak. Oczywiście. Przepraszam, ale mam teraz masę

pracy.

- Jak to-pracy? Przecież jest pani pedagogiem - wymówił

ze szczególnym naciskiem ostatnie słowo. - Powinna

więc pani wychowywać tych młodych ludzi.

Nagle usłyszeli dźwięk syreny, a następnie samochód szeryfa

zatrzymał się przed szkołą z piskiem opon. Po chwili

wysiadł z niego Zeke Conroy, poprawił kaburę i ruszył w ich

kierunku.

1 0 WESELE MARZEŃ

Nieznajomy wyglądał na zdziwionego.

- Jakieś kłopoty, Eugenio? - spytał szeryf, a następnie

zmierzył mężczyznę uważnym wzrokiem.

- Tylko nieporozumienie, szeryfie - odpowiedział zamiast

niej.

- Ma pan jakiś dowód tożsamości?

- Oczywiście.

- Mogę spojrzeć?

Nieznajomy bez słowa sięgnął do tylnej kieszeni spodni,

przez co napięły się one jeszcze bardziej. Genie wolała nie

patrzeć na niego. Przy okazji zauważyła, że Annabelle, Paul

i Joey obserwują całą scenę przez okno na korytarzu.

- Nowy Jork - stwierdził szeryf. - To znaczy, że jest pan

tu tylko przejazdem?

Jego ton wskazywał, że nie przyjmie przeczącej odpowiedzi.

- Nie. Zatrzymam się tu na dłużej.

Zeke Conroy zrobił jeszcze sroższą minę.

- W naszym hotelu nie ma już niestety miejsc - poinformował

nieznajomego. - Najbliższy motel znajdzie pan w Calhoun.

- Przyjechałem do rodziny.

Teraz z kolei szeryf wyglądał na zaskoczonego.

- Do rodziny? - powtórzył, zerkając ponownie na prawo

jazdy. - Alexander Dalton. Czy jest pan może krewnym

Grandee?

Genie znowu zaczęła przyglądać się blondynowi. Nazwisko

wydawało się znajome, ale kojarzyło jej się tylko z pryszczatym

chudzielcem w okularach. Tamten Alex przyjeżdżał

do Dalton na wakacje. Wszyscy mu zawsze dokuczali. Nie

pasował do reszty dzieciaków. Genie nawet go lubiła, Poma-

WESELE MARZEŃ 11

gał jej w matmie, kiedy była zagrożona i musiała zdawać

egzamin we wrześniu.

Jednak mężczyzna, który stał teraz przed nią, w niczym nie

przypominał tamtego zakompleksionego mózgowca. Zresztą

klan Daltonów należał do naprawdę wielkich i mogło w nim

być co najmniej trzech Alexów.

- Tak - odparł nieznajomy. - Przyjechałem na jej urodziny.

Szeryf Conroy zwrócił mu prawo jazdy z wyraźnym szacunkiem.

- Setka - mruknął pod nosem, chcąc ukryć zażenowanie,

- Naprawdę piękny wiek.

Następnie zwrócił się do Genie:

- A teraz, Eugenio, może wytłumaczysz, co się właściwie

stało? Dlaczego mnie wezwałaś?

Genie nie chciała się zniżyć do tego, żeby zrzucić odpowiedzialność

na innych. Postanowiła bronić słuszności podjętej

przez Annabelle decyzji.

- Paul przybiegł i powiedział, że Ter... to znaczy ktoś

nieznajomy złapał Joeya. Chłopcy byli naprawdę przestraszeni.

- Pewnie znowu coś nabroili - stwierdzi! szeryf. - Nie

sądzisz chyba, żeby wnuk...

- Prawnuk - wtrącił mężczyzna.

- No właśnie, prawnuk Grandee mógł im zrobić coś złego.

- Genie milczała. - Tak, to zwykłe nieporozumienie. Cóż,

Alex, baw się dobrze w naszym miasteczku.

- Mam taki zamiar - powiedział Alex, patrząc przenikliwie

na Genie. Obaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce, a następnie szeryf

wsiadł do samochodu i przejechał na drugą stronę ulicy. Złamał

przy tym przepisy, przecinając ciągłą linię, co, oczywiście, przy

niewielkim mchu i tak nie miało najmniejszego znaczenia.

12 WESELE MARZEŃ

Genie znowu została sam na sam z tym pogromcą kobiet.

Nie miała żadnych wątpliwości, że nim był. Wystarczyło na

niego spojrzeć.

- No, udało się panu.

- Pewnie chętnie zobaczyłaby mnie pani w kajdankach.

- Uśmiechnął się do niej łobuzersko. - Jeśli znajdzie pani

odpowiednią parę i zechce się do mnie przykuć, to ja w to

wchodzę.

Genie aż otworzyła z oburzenia usta. Wyglądała teraz pewnie

niewiele lepiej niż jej własny uczeń. Mężczyzna obrócił

się na pięcie i ruszył do furtki.

- Cześć, Genie - rzucił na odchodnym.

Genie!

Skąd wiedział, że przyjaciele nazywają ją Genie? Szeryf

Conroy mówił do niej „Eugenio", a dzieciaki zwracały się do

niej oficjalnie „proszę pani". Czy to możliwe, żeby po prostu

udało mu się to odgadnąć, czy też jednak był to ten sam Alex,

który uczył ją matmy?

Obserwowała mężczyznę przez dłuższą chwilę i miała okazję

stwierdzić, że z tyłu prezentuje się równie dobrze jak

z przodu. Nie, to nie mógł być ten sam człowiek. Niemożliwe!

Ten nowy Alex Dalton podszedł do lśniącego chromem

motocykla i Genie znowu poczuła, że ogarnęły ją wątpliwości.

Ten dawny Alex Dalton interesował się motorami. Nawet

zmieniał treść zadań i już nie ciężarówka i samochód wyjeżdżały

z dwóch odległych punktów, ale dwa motory: harley-

-davidson i jakiś inny, którego nazwy nie pamiętała. Więc

może jednak ten Alex Dalton i chudy chłopiec w okularach

to ta sama osoba?

Genie potrząsnęła głową. To, że ktoś teoretycznie interesował

się motocyklami, wcale nie znaczyło, że potrafiłby ujeżdżać

WESELE MARZEŃ 1 3

potężną, chromowaną bestię. Patrzyła z podziwem, jak wsiada

na olbrzymi motor, a następnie bez wysiłku utrzymuje go

w stanie równowagi.

Widok ten przyciągnął również chłopaków. Paul i Joey

wyszli i patrzyli z podziwem za odjeżdżającym.

- Ale maszyna, co? - westchnął Joey, trącając kolegę

w bok.

- Proszę pani, proszę pani! Co pani powiedział Terminator?

- dopytywał się Paul.

- Mógłbyś w końcu dorosnąć - powiedział Joey, patrząc

z niesmakiem na kolegę. - Terminator to postać z filmu. Chodzi

ci pewnie o tego aktora, który go grał. Arnolda Schwarzkopfa!

- Schwarzkopf to ten generał z Iraku, ty idioto!

- No, chodzi mi o Arnolda Schwarz... - Joey spojrzał na

Genie, szukając aprobaty w jej oczach. - Czy ten Arnold ciągle

się gniewa, że oblałem go wodą?

- Muszę was rozczarować, chłopcy, ale to nie był Arnold

Schwarzenegger - powiedziała Genie. - Ten pan nazywa się

Alexander Dalton i jest krewnym Grandee. Oczywiście wcale

nie spodobało mu się to, że oblałeś go wodą - zwróciła się do

Joeya. - Ale zdaje się, że bardziej chodziło mu o to, żebyś dał

spokój Paulowi.

Chłopcy wymienili zdziwione spojrzenia.

- To czy możemy już iść do domu? - spytał Paul,

- Oczywiście. Do zobaczenia jutro.

Genie obserwowała chłopców, idących zgodnie ramię

w ramię. Chciała, żeby zobaczył ich teraz Alex Dalton, Na

pewno zmieniłby zdanie na temat Joeya. No i to porównanie

ze Schwarzeneggerem chyba również było komplementem,

chociaż pochodziło, zdaje się, od Paula.

14 WESELE MARZEŃ

Alex Dalton był rzeczywiście wspaniale zbudowany. Chociaż

jednocześnie musiała stwierdzić, że nie przypominał osiłka

w typie zawodowego ciężarowca czy nawet zawodnika

futbolowego.

Ta ostatnia myśl okazała się bolesna. Dlaczego właśnie

teraz musiała przypomnieć sobie przypomnieć o byłym narzeczonym?

Genie wracała powoli do szkoły. Czekały tam na nią nie

sprawdzone zeszyty. Chciała zapomnieć o Willu Tuckerze. Nie

miała też ochoty wspominać Alexa Daltona.

- Więc Genie Hill nie wyszła jednak za Willa Tuckera?

- spytał prababkę, odbierając od niej szklankę, którą właśnie

umyła.

Grandee spojrzała na niego sponad swoich okularów.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie - powiedziała. - Może

nie jestem już najmłodsza, ale na pewno nie mam sklerozy.

Planowali nawet ślub, ale odwołali wszystko na miesiąc przed

wyznaczonym terminem.

Alex zmarszczył czoło w głębokim namyśle. Wszystko to

brzmiało mało prawdopodobnie. Genie i Will byli parą „od

zawsze". Wszyscy myśleli, że szybko wezmą ślub i dorobią

się gromadki dzieci. Z drugiej strony, tak czuła na punkcie

swojej pamięci Grandee nie mogła niczego pomylić. Wcześniej

sprawdziłaby fakty dwa razy, zanim zdecydowałaby się

coś powiedzieć.

- No, wycierasz, czy nie - ofuknęła go prababka. - Stanąłeś

jak słup soli.

Alex zaczął szybko wycierać szklankę, a następnie wziął

kolejną. Grandee miała co prawda zmywarkę do naczyń, ale

twierdziła, że zostawia ona smugi na szkle i srebrach i dlatego

WESELE MARZEŃ 15

te rzeczy trzeba myć ręcznie. A że w tym domu jej słowa były

rozkazem, nikt nawet nie próbował protestować. Grandee miała

w sobie tyle żywotności i pogody ducha, że nikt nie mógł uwierzyć,

iż do pełnych stu lat brakuje jej jedynie tygodnia.

- Czy to prawda, że uczy w podstawówce?

- Genie? - Prababka od razu zorientowała się, o kogo mu

chodzi. - Tak. W czwartych klasach. Uczy dziecko twojego

kuzyna, Donny'ego. Pamiętasz, spotykaliście się na krótko

w czasie wakacji. Ty przyjeżdżałeś, a on wyjeżdżał wtedy do

naszych kuzynów na północ. Wiesz, do tych, co to zajmowali

się sprzedażą samochodów.

Więc Genie skończyła jako nauczycielka. Ciekawe, czy

w końcu nauczyła się matematyki. Gdyby zdecydowała się na

ślub z Willem, na pewno nie musiałaby pracować. I miałaby

mnóstwo pieniędzy. Ciekawe również, dlaczego z nim zerwała?

A może to on zerwał z nią?

Miał ochotę zadać jeszcze parę pytań, ale nie chciał wzbudzać

podejrzeń Grandee.

- Właśnie... Co tam słychać u Donny'ego? - spytał niepewnie.

Grandee rozpromieniła się, słysząc to pytanie. Natychmiast

poinformowała go, co słychać u Donny'ego, a także u paru

innych kuzynów, których wcale nie pamiętał. Następnie zaczęła

wymieniać osoby, które miały przyjechać na jej urodziny.

Lista była imponująca.

Alex nie słuchał jej zbyt uważnie. Przez cały czas wracał

myślami do Genie. Kto by przypuszczał, że może się stać tak

mało atrakcyjna? W czasach szkolnych była przecież prawdziwą

pięknością. Nosiła rozpuszczone włosy, a jej uśmiech

potrafił zawojować serca wszystkich chłopaków. Szkoda, że

nie uśmiechała się zbyt często do niego.

16 WESELE MARZEŃ

Teraz upięte w kok włosy wyglądały nijako, a wroga, zacięta

twarz była wręcz nieładna.

Inna sprawa, że nie dał jej okazji do tego, żeby mogła

zaprezentować swój sławny uśmiech. Musiał przyznać, że się

wygłupił, prawiąc kazanie temu rudzielcowi Joeyowi, ale nagły

„chrzest" obudził w nim dawne wspomnienia. Kto by

przypuszczał, że są one jeszcze tak żywe?

Zresztą nie to było najgorsze. Okularnik, „Ajnsztajn", Pryszczyk

- te przezwiska bolały najbardziej. Na szczęście ostatnie

wakacje nie należały do najgorszych. Will zajął się Genie

i na jakiś czas dał mu spokój.

Właśnie, Genie.

Alex podkochiwał się w niej od chwili, kiedy po raz pierwszy

ją zobaczył. Przez cały rok szkolny czekał, aż nadejdą

wakacje i wyjazd do Wiley. A potem przeżywał piekło zazdrości

i nie spełnionych nadziei.

Genie niemal nie zwracała na niego uwagi. Miał prawie

całkowitą pewność, że go dzisiaj nie rozpoznała. Zresztą on

też się zmienił. Tyle że na lepsze. Zaczął uprawiać sporty.

Zamienił okulary na szkła kontaktowe. Ale przede wszystkim

przestał się bać ludzi.

Zawsze był samotnikiem. Nie z wyboru, ale z konieczności.

Nie pasował jakoś do innych dzieci i tak naprawdę nigdy

nie miał przyjaciół aż do chwili, kiedy spotkał Jesse'a i Rorke'ego

w Instytucie Technologicznym stanu Massachusetts.

Zarówno Rorke, jak i Jesse mieli już za sobą poważne

i niepoważne związki z kobietami. Kiedy zdradził się ze swoim

brakiem doświadczenia, wzięli go pod swoje skrzydła i,..

jakoś to poszło. Przede wszystkim kazali mu pozbyć się okularów.

Następnie zamienić workowate spodnie i sweter na coś

modniejszego. Potem mówić kobietom komplementy, nawet

WESELE MARZEŃ 17

te najgłupsze. Alex sam się dziwił, że dziewczyny biorą je za

dobrą monetę. Okazało się jednak, że rady przyjaciół były

zbawienne.

Znowu przypomniał sobie Genie. Jej sweterek również nie

należał do najmodniejszych. Pełnił, zdaje się, rolę tarczy, która

miała chronić ją przed wzrokiem ciekawskich. Jednak ochrona

nie była pełna. Alex przypomniał sobie kształt piersi, rysujący

się pod swetrem Genie, i zrobiło mu się nagle gorąco.

Szybko odpędził od siebie te myśli. Jednak odwrócenie sytuacji,

w której Genie pragnęłaby go równie mocno jak niegdyś

on jej, wydawało się czymś niezwykle kuszącym.

Genie wyjrzała przez wizjer. Alex Dalton! Czego mógł od

niej chcieć? I to o tej porze!

Zapaliła światło na ganku, zdjęła łańcuch i otworzyła ciężkie,

drewniane drzwi. Alex miał na sobie narciarski sweter

i prążkowane spodnie, ale wyglądał równie dobrze jak w skórzanej

kurtce i w dżinsach.

Genie poczuła się jak Kopciuszek, Nawet się nie przebrała

po przyjściu ze szkoły. Skąd miała wiedzieć, że nagle w środku

nocy, czyli o godzinie ósmej wieczorem, pojawi się w jej

progach atrakcyjny mężczyzna. Zresztą gdyby nawet chciała

włożyć jakiś ładniejszy ciuch, to i tak nie miałaby z czego

wybierać. Genie częściowo świadomie, a częściowo nieświadomie

tak skompletowała swoją garderobę, że nie było wśród

niej niczego naprawdę seksownego. W dużej mierze była to

„zasługa" Willa, który zawsze twierdził, że atrakcyjne ciuchy

zupełnie do niej nie pasują.

- Dzień dobry, panie Dalton - powiedziała i już miała

dodać: „czym mogę służyć?", ale przypomniała sobie jego

wcześniejsze komentarze i postanowiła zachować ostrożność.

18 WESELE MARZEŃ

- Cześć - powiedział z chłopięcym uśmiechem. - Wyglądasz

na zaskoczoną.

- Bo jestem.

- Przyszedłem przeprosić za moje zachowanie dziś rano

- powiedział po prostu.

Tego się nie spodziewała.

- Ja, hm, też nie byłam chyba zbyt grzeczna - wybąkała.

Alex rozłożył ręce.

- To zupełnie naturalne. Byłaś jak mama niedźwiedzica

broniąca swoich małych.

Genie obciągnęła sweterek i przygładziła włosy. Oczywiście

te wysiłki nie przyniosły żadnego rezultatu.

- Nie wiem, hm, czy nie powinnam się obrazić za tę

niedźwiedzicę - powiedziała.

- Może powinienem powiedzieć: kwoka broniąca swoich

kurcząt.

- To jeszcze gorzej.

Alex wyraźnie posmutniał, a następnie westchnął ciężko.

- Więc pewnie nie zaprosisz mnie do środka?

ROZDZIAŁ DRUGI

Genie poczuła że się rumieni. Ten facet był po prostu zabójczy.

Miała go już dosyć, a jednocześnie za nic nie chciała pozwolić,

żeby sobie poszedł. I jak to się w ogolę stało, że mówi

do niej „ty", a ona nie protestuje? To naprawdę oburzające!

- Proszę, niech pan wejdzie. - Przesunęła się trochę, żeby

zrobić przejście. - Naprawdę zapominam już o gościnności.

Alex pozostawił te słowa bez komentarza. Przeszedł obok,

a ona poczuła cudowny zapach jego wody po goleniu. Był już

wieczór, a zapach wcale nie zniknął! Nie, to nie może być ten

sam chłopak, który uczył ją matmy!

- Napije się pan czegoś? Może kawy, mrożonej herbaty

albo lemoniady?

Odwrócił się i spojrzał na nią.

- A czy robisz równie dobrą lemoniadę jak twoja matka?

- spytał niewinnie.

Genie aż otworzyła ze zdziwienia usta.

- Skąd pan wie, że moja mama robiła dobrą lemoniadę?!

Podszedł do niej i dotknął jej policzka, a następnie zajrzał

głęboko w oczy.

- Aha! Więc mnie nie pamiętasz!

Instynktownie odskoczyła od niego. Stwierdziła, że musi

się opanować. Raz jeszcze przyjrzała się wysportowanej sylwetce,

błękitnym oczom i jasnej czuprynie. Tamten Alex Dalton

też był blondynem.

2 0 WESELE MARZEŃ

- Znałam Alexa Daltona, który przyjeżdżał tu na wakacje,

ale... - szukała odpowiednich słów, tak żeby go nie obrazić

- ...Ale trudno mi go sobie wyobrazić w skórzanej kurtce i na

motorze.

- A ciebie trudno było sobie wyobrazić w szkole, w roli

nauczycielki. Co się stało, Genie?

Mogła odpowiedzieć na to pytanie jedynie wzruszeniem

ramion.

- Zawsze chciałam być nauczycielką - wyjaśniła. - Dlatego

tak mi zależało na matmie.

- A, więc mnie pamiętasz!

Genie wlepiła w niego wzrok.

- O Boże! To jednak ty! - powiedziała na poły z niedowierzaniem,

a na poły z podziwem.

- A kim niby miałbym być?

- Myślałam, że jesteś kimś zupełnie innym.

- Niż kto?

Genie machnęła ręką. Rozmowa robiła się coraz bardziej

absurdalna i chciała ją zakończyć. Jednocześnie zdawała sobie

sprawę, że wciąż wpatruje się w Alexa jak sroka w gnat.

Owszem, znała bajkę o brzydkim kaczątku, ale zawsze uważała

ją za wymysł. Już prędzej uwierzyłaby w wersję opowiedzianą

od końca: pewnego razu wykluł się śliczny łabędź, wszyscy go

podziwiali i lubili, a potem łabędź skończył szkołę, założył rodzinę

i zamienił się w brzydkie kaczątko.

- No to jak będzie z tą lemoniadą?

Genie drgnęła gwałtownie, słysząc jego głos.

- Atak, zaraz ją przyniosę - powiedziała i pospieszyła do

kuchni.

Miała nadzieję, że przynajmniej tutaj znajdzie chwilę spokoju.

Ale nic z tego. Alex nie miał zamiaru zostać sam w ba-

WESELE MARZEN 2 1

wialni. Poszedł za nią do kuchni i stanął w drzwiach, obserwując

ją uważnie.

Wyjęła szklanki z kredensu i drżącymi rękami napełniła

najpierw jedną, a potem drugą. Bała się, że je upuści po drodze.

Alex chyba też żywił podobne obawy, ponieważ opuścił

swoje stanowisko przy drzwiach i podszedł do kredensu.

- Pozwolisz, że je zaniosę - powiedział.

Pozwoliła. Co miała robić? Poszła za Alexem do bawialni

i skinęła głową, kiedy spytał, czy może postawić szklanki na

starym stoliku przy kanapie. Miała jeszcze na tyle siły, żeby

usiąść nie na wskazanym przez niego miejscu, ale z dala od

niego, w fotelu.

Wzięła lemoniadę, żeby zająć czymś ręce. Jednocześnie

spojrzała na Alexa. Czy przyszedł tylko po to, żeby przeprosić,

czy po coś jeszcze?

Daj spokój, powiedziała do siebie w duchu. Czego mógłby

chcieć od ciebie taki facet? Możesz sobie tylko o nim pomarzyć.

Alex również spróbował lemoniady.

- Mmm, znakomita. Taka, jaką pamiętam. Co porabiają

twoi rodzice? I siostra? Zdaje się, że miała na imię Magnolia,

prawda?

Genie skinęła głową.

- U nich wszystko w porządku - odparła, - Tutaj niewiele

się zmienia.

Niech tylko Maggie zobaczy Alexa! Na pewno nie będzie

mogła uwierzyć, że to ten sam facet!

Przez chwilę w bawialni panowała cisza. Genie czuła się

coraz bardziej nieswojo.

- Więc, hm, mieszkasz w Nowym Jorku?

- Tak - padła odpowiedź.

22 WESELE MARZEŃ

- I aż stamtąd przyjechałeś motocyklem? - spytała z niedowierzaniem.

Alex roześmiał się.

- Jasne, że nie. Doleciałem do Atlanty i tam wypożyczyłem

motor.

- Zawsze mieszkałeś w Nowym Jorku?

Po raz pierwszy zaczęła się w ogóle zastanawiać, skąd

pochodził Alex, Nie mówił z nowojorskim akcentem, ale nie

było w jego głosie śpiewności typowej dla mieszkańców jej

rodzinnych stron.

Alex wypił kolejny łyk lemoniady.

- Nie - odparł. - Wychowywałem się w Kalifornii.

- W Kalifornii? I chciało ci się przyjeżdżać do Wiley?

- spytała pod wpływem impulsu.

Dopiero kiedy zadała to pytanie, poczuła, że nie jest ono

zbyt taktowne. Dobrze, że nie dodała jeszcze, iż nikt go tutaj

nie lubił i że dzieci śmiały się z niego.

- Oczywiście chciałem się spotkać z Grandee - powiedział

z ociąganiem. - Ale tak naprawdę te wyjazdy były pomysłem

rodziców. Oboje robili kariery na uczelni i musieli

mnie gdzieś upchnąć na wakacje.

Zabrzmiało to dosyć żałośnie. Na szczęścić mężczyzna,

który siedział naprzeciwko, wcale nie wyglądał na ofiarę

losu.

- Przeprowadziłem się parę lat temu - dodał Alex już raźniejszym

tonem. - Kiedy zacząłem pracować dla Yankee Motorworks.

- Więc jesteś z Yankee Motorworks? - Było to bardziej

stwierdzenie niż pytanie. - A nie pracujesz może w dziale

reklamy?

Genie nie znała się zbyt dobrze na motocyklach, ale wie-

WESELE MARZEŃ 23

działa o sukcesie, jaki odniosła ta firma. Co więcej, gazety

wciąż robiły sporo szumu wokół trzech tajemniczych postaci,

które pojawiły się na plakatach Yankee. Trzej motocykliści

w kaskach nigdy nie pokazali swoich twarzy i wszyscy zastanawiali

się, kim mogą być.

Alex potrząsnął przecząco głową.

- Nie, Ale wynająłem firmę, która prowadziła kampanię

reklamową.

- A może wiesz, kim są ci modele z reklamy?

- Wiem.

- Więc kim są?

Na jego ustach znowu pojawił się ten fascynujący uśmiech,

który widziała wcześniej. Alex odstawił szklankę i pochylił

się w jej kierunku.

- Możesz spróbować przyjść tutaj i mnie przekupić - powiedział

kusząco.

Genie skoczyła na równe nogi i wzięła się pod boki.

- Co takiego?! Co ty sobie wyobrażasz? Powinieneś dostać

kopniaka w ten swój wspaniały tyłek, żebyś się tu więcej

nie pokazał!

Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.

- Fora ze dwora!

Spojrzała w jego kierunku. Alex nawet się nie podniósł.

Siedział na kanapie z tym swoim chłopięcym uśmiechem.

- Naprawdę tak uważasz? - spytał.

- Co uważam?

Wskazał palcem to, o czym wspomniała.

- Że jest wspaniały.

Genie zarumieniła się. Nie wiedziała, co zrobić z oczami.

- Przede wszystkim uważam, że powinieneś wyjść - powiedziała.

- Inaczej może dojść do rękoczynów.

24 WESELE MARZEŃ

Alex zaczął wolno podnosić się z miejsca.

- To nie jest taki zły pomysł - odrzekł z dwuznacznym

uśmiechem.

Musiała raz jeszcze pokazać mu drzwi. Niestety, nie przewidziała

tego, że znajdzie się przy nich tak szybko. Jednak

Alex wcale nie miał zamiaru wychodzić. Stanął przy niej

i zrobił taką minę, jakby chciał ją pocałować.

Genie położyła ręce na jego piersi, gotowa go odepchnąć.

Jednak nic takiego się nie stało. Alex położył swoją ciepłą

dłoń na jej ramieniu, a ona zaczęła powoli zamykać oczy

i rozchylać wargi.

Nagle jednak Alex cofnął dłoń. Zadrżała, czując, że przenikają

chłód.

- Cześć, kochanie - powiedział i wyszedł. Usłyszała jeszcze

trzask drzwi wyjściowych.

Alex zamknął za sobą furtkę i wsadził ręce do kieszeni.

Miał teraz ochotę na spacer. Wiedział, że chłodne powietrze

dobrze mu zrobi.

Nie miał wątpliwości, iż Genie chciała, żeby ją pocałował.

Przez chwilę podejrzewał nawet siebie o to, że pragnął tego

samego.

Kiedy stanął w drzwiach, tak blisko niej, odniósł wrażenie,

że widzi dawną dziewczynę, tylko bardziej dojrzałą i seksowną.

Poczuł, że mógłby się zakochać w takiej osobie. Potrząsnął

jednak głową. Obecna Genie w niczym przecież nie przypominała

dawnej. Musi uważać, żeby nie zacząć ścigać zjaw

z przeszłości.

Szedł chodnikiem, nie bardzo wiedząc, dokąd. Suche liście

szeleściły pod jego butami. Rozejrzał się dokoła. W okolicy

pojawiło się trochę nowych domów, poza tym niektóre stare

WESELE MARZEŃ 25

wyglądały na świeżo wyremontowane, ale w gruncie rzeczy

niewiele się tutaj zmieniło.

W oknach płonęły światła. W powietrzu wyczuwało się

zapach drew, którymi palono w kominkach.

Wyobraził sobie Genie nagą na skórze przed paleniskiem.

Kasztanowe włosy okrywały miękkimi splotami jej

ciało. Jej wspaniałe ciało. Chciał ją mieć. Ale jeszcze nie teraz.

Wiedział, że oczekiwanie doda jeszcze smaku całej przygodzie.

Tego lata, kiedy ją uczył, sprzedałby diabłu duszę za jeden

pocałunek Genie. Chciał zaprosić ją do kina. Posunął się

nawet do tego, że ćwiczył w lasku za polem Grandee różne

sposoby zapraszania dziewczyny:

- Eugenio, czy nie poszłabyś ze mną do kina? - powtarzał,

czując, że pocą mu się dłonie.

Była też wersja mniej uroczysta:

- A może byśmy tak wyskoczyli do kina, co?

Udało mu się nawet osiągnąć to, że głos przestał mu się

łamać od razu po pierwszych słowach, ale właśnie wtedy zza

drzewa wyskoczył Will Tucker, zanosząc się śmiechem. Wykpił

go wtedy tak okropnie, że Alex zupełnie stracił chęć na

zapraszanie Genie dokądkolwiek.

Zresztą i tak pewnie nie chciałaby z nim pójść.

Wcale nie zwracała na niego uwagi.

Pewnie go nawet nie lubiła.

Tak, musi jej teraz zapłacić za te wszystkie upokorzenia.

Uspokój się, mówił do siebie Alex, To wszystko się już

skończyło. Nie ma sensu wracać do przeszłości.

Ciekawe co powiedziałaby Genie, gdyby dowiedziała się,

że to on sam pozował do zdjęcia reklamowego Yankee Motorworks?

Oczywiście razem z Jesse'em i Rorke'em, Pewnie

26 WESELE MARZEŃ

byłaby bardzo zdziwiona i podniecona. Nieznanych modeli

okrzyczano przecież amerykańskimi symbolami seksu. Wypowiadali

się o nich nawet jacyś krytycy, widząc w tym zdjęciu

symbolikę, która im nawet nie przyszła do głowy. Chodziło

przecież o to, żeby zrobić zdjęcie do gazet i na plakaty.

To_wszystko.

Alex uśmiechnął się do siebie. Przecież wcale nie potrzebuje

wsparcia jakiejś tam fotografii. Genie chciała go i bez

tego. A będzie pragnęła jeszcze mocniej. Jej serce będzie

krwawić z bólu, kiedy on, zadowolony i radosny, odjedzie do

Nowego Jorku.

Genie przeszła w końcu do holu i zamknęła drzwi na

klucz. Jej serce wciąż biło niespokojnie, ale przynajmniej nie

miała już problemów z oddychaniem. Myśl o tym, co się

mogło stać, napełniała ją przerażeniem.

Była pewna, że Alex ją pocałuje. Co więcej, chciała tego.

Nie całowała się z nikim poza Willem. Co więcej, nigdy tego

nie pragnęła. Jednak dziś w nocy, parę minut temu, była gotowa

pocałować Alexa Daltona.

Co się z nią stało?

Pomyślała, że Alex tylko się z nią drażnił. Gdyby naprawdę

chciał ją pocałować, to by to zrobił. Podobne gierki nie są

chyba niczym nowym w świecie, tyle tylko, że ona zareagowała

przesadnie.

Musiała przyznać, że propozycja przeniesienia się na kanapę

brzmiała nadzwyczaj kusząco. Z niechęcią musiała się

do tego przyznać.

Genie stwierdziła, że ma ochotę z kimś pogadać. Poszła

więc do kuchni i wykręciła numer siostry. Magnolia odebrała

telefon dopiero po piątym dzwonku.

WESELE MARZEŃ 27

- Przepraszam - wydyszała Maggie w słuchawkę. - Musiałam

się zająć dziećmi.

Rozmawiały przez chwilę o dzieciach Magnolii, potem

o szkole, aż w końcu starsza siostra uznała, że pora przejść

do konkretów.

- No dobrze, Genie - powiedziała. - Gadaj, o co chodzi.

- Nie wiem, czy powinnam w ogóle o tym mówić - zawahała

się Genie.

- Pewnie znowu widziałaś Willa w telewizji - zgadywała

siostra. - Myślałam, że masz to już za sobą.

Genie nigdy nie włączała telewizora, jeśli wiedziała, że

tego dnia są mecze. Jednak mimo wszystko co jakiś czas

przypadkiem trafiała na Willa w reklamówce lub wiadomościach

sportowych. Zwykle później dzwoniła do siostry.

- Przecież wiesz, że byłam w nim zakochana, Maggie.

Chodziliśmy ze sobą przez siedem lat. Nie mogę o nim tak od

razu zapomnieć.

Od razu pewnie nie, ale po spotkaniu z Alexem było to

całkiem możliwe. Genie dopiero teraz zaczęła sobie zdawać

z tego sprawę.

- Możesz, możesz - głos siostry dziwnie współgrał z jej

myślami.

- Wiesz, dzwonię jednak z innego powodu. Otóż spotkałam

dzisiaj Alexa Daltona.

- Kogo? Czy to ktoś ze szkoły?

- Nie. Pamiętasz, przyjeżdżał na wakacje do Grandee?

Uczył mnie nawet matematyki.

- Aa, ten pryszczaty chudzielec - przypomniała sobie

Maggie. - No i co z nim?

- Nic. Po prostu był u mnie i... i chciałam go pocałować!

- wybuchnęła Genie.

28 WESELE MARZEŃ

- No to trzeba było. Zrobiłabyś dobry uczynek. Ten chłopak

nie może być chyba zbyt wybredny.

- Po pierwsze to już nie chłopak, a mężczyzna. Policz, ile

lat minęło. A po drugie, obawiam się, że ma panienek do

wyboru i do koloru.

Po drugiej stronie zapanowało milczenie.

- Ten Alex musiał się chyba bardzo zmienić, co? - spytała

w końcu Magnolia.

- Bardzo - przyznała Genie. - Szkoda, że go nie widziałaś

w skórze i na motocyklu.

- Zaraz, zaraz, czy to taki wspaniały blondyn na motocyklu

Yankee?

- On pracuje dla Yankee Motorworks.

- I to był Alex Dalton?

- Właśnie. Gdzie go widziałaś?

- Na stacji benzynowej - odparła Maggie. - Tak się na

niego zapatrzyłam, że omal nie wpadłam na dystrybutor.

Genie roześmiała się.

- Proszę, proszę. Takie słowa słyszę z ust szczęśliwej mężatki.

Jednak siostra nie zwróciła uwagi na te kpiny.

- Nie mogę uwierzyć, że wypuściłaś go z domu przed

śniadaniem - powiedziała. - Trzeba było zatrzymać go siłą,

a potem uwieść na dywanie przed kominkiem, I co, chciał cię

pocałować?

Genie westchnęła. Wizja nakreślona przez siostrę była aż

nazbyt pociągająca.

- To chyba miał być żart albo coś w tym rodzaju - odparła.

- Udawał, że chce to zrobić, ale potem się wycofał. Po raz

pierwszy czułam, że mam na to ochotę. To znaczy, po raz

pierwszy od czasu rozstania z Willem - dodała po chwili.

WESELE MARZEŃ 2 9

- Już najwyższa pora - powiedziała stanowczo Maggie.

- Tylko gdyby do czegoś między wami doszło, pamiętaj, żeby

się zabezpieczyć. I, na miłość boską, kup sobie jakieś normalne

ubrania. Tylko nie wkładaj tego brązowego swetra z szalowym

kołnierzem.

Genie pogładziła przód swojego najwygodniejszego

swetra.

- Właśnie ten miałam na sobie - powiedziała, myśląc, że

się za chwilę rozpłacze.

- Jezus Maria!

- Chciałam go pocałować - ciągnęła. - To dziwne

uczucie.

- Normalne uczucie - powiedziała Magnolia. - Jednak

nie każdy ma ochotę całować się z dziewicą we włóczkowej

zbroi.

- Nie ma pani dziś dodatkowych zajęć, panno Hill?

Genie już chciała odpowiedzieć, że nie, kiedy nagle przypomniała

sobie, skąd zna ten głos. Natychmiast odwróciła się

od tablicy i spojrzała w stronę drzwi. Z trudem udało jej się

opanować.

- Nie, jestem wolna.

- Żadnych chłopaków z balonami z wodą?

Położyła gąbkę przy tablicy i starała się schować za katedrą,

Do licha, po co włożyła dziś tę starą garsonkę? I dlaczego ten

facet pojawia się w najmniej spodziewanych momentach?

- Czym mogę panu służyć?

Podszedł bliżej i jej wysiłki, zmierzające do tego, żeby

ukryć powyciąganą spódnicę, spaliły na panewce.

- Grandee mówiła mi, że zajmujesz się jej urodzinowymi

dekoracjami.

30 WESELE MARZEŃ

- Tak. Zamówiłam już balony i świeże kwiaty. Część

ozdób możemy zrobić w szkole na zajęciach z plastyki, tak

że przygotowania są w pełnym toku.

- Nie o to chodzi - przerwał jej. - Chciałem zmienić

miejsce uroczystości.

Genie rozłożyła ręce.

- Ale już wszystko zostało zaplanowane. Klub Kobiet

zgodził się wynająć dużą salę.

- I tak się wszyscy w niej nie zmieszczą.

- Dlatego część stolików ustawimy na zewnątrz - powiedziała,

krzyżując ramiona na piersi. - Będą też oddzielne stoły

dla prasy.

- Prasa lubi być w centrum wydarzeń.

- Co wobec tego mamy zrobić?

- Nic. Już wynająłem Roseleigh.

Posiadłość Roseleigh znajdowała się osiem kilometrów za

miasteczkiem. Była własnością prywatną, ale wspaniałą salę

balową wynajmowano co jakiś czas na śluby albo ekipom

filmowym. Genie była tam raz i zawsze marzyła o tym, żeby

brać ślub właśnie w takim miejscu.

- Obawiam się, że nie mamy tyle pieniędzy - zaczęła, ale

Alex znowu jej przerwał.

- Wynająłem tę salę za własne pieniądze - powiedział.

- To część mojego prezentu. Poza tym pokryję wydatki związane

z dodatkowymi ozdobami albo wynajmę kogoś, gdybyś

nie dawała sobie rady.

Dekorator wnętrz z pewnością zrobiłby to lepiej, chociaż

wszyscy w miasteczku mówili, że Genie ma świetny gust

i doskonale sobie ze wszystkim radzi.

- Sama nie wiem - bąknęła. - Chciałabym, żeby uroczystość

wypadła jak najlepiej.

WESELE MARZEŃ 31

Alex uśmiechnął się, chcąc dodać jej otuchy.

- Może po prostu pojedziemy tam i obejrzysz wszystko

na miejscu? - zaproponował.

Genie rozejrzała się bezradnie dokoła. Miała olbrzymią

ochotę jeszcze raz zobaczyć Roseleigh. Zawsze o tym marzyła.

Z drugiej strony może właśnie dlatego nie powinna tam

jechać. Spojrzała jeszcze na kartkówki, które musiała sprawdzić

na jutro.

- To jak? - kusił Alex.

- Dobrze.

Znajdzie czas wieczorem, żeby sprawdzić tych kilkanaście

prac.

- Wobec tego musisz pójść do domu i włożyć jakieś

dżinsy.

Pomyślała o obcisłych dżinsach Alexa i doszła do wniosku,

że jest to jakaś zawoalowana erotyczna propozycja,

- Dżinsy? Dlaczego dżinsy? - spytała surowo.

- Ponieważ nie możesz jechać w spódnicy na motocyklu.

- Na motocyklu?!

ROZDZIAŁ TRZECI

Genie nigdy nie jechała motocyklem. Bała się nawet pomyśleć

o tym, że nic jej nie będzie chronić przy ewentualnym

zderzeniu. Jednak okazało się, że wszystko to nic nie znaczy

w porównaniu z samą bliskością Alexa.

Początkowo przylgnęła do niego instynktownie, w nadziei

że ją osłoni przed niebezpieczeństwem. Było jej nawet przyjemnie.

Dopiero po chwili zrozumiała, na jaką próbę wystawiła

swoje zmysły. Każdy ruch Alexa wzbudzał w niej jakieś

nieznane wibracje.

Jechali szybko i wkrótce dotarli do wysadzanego dębami

traktu wiodącego do Roseleigh. Jednak Genie nawet tego nie

zauważyła. W tym momencie była jedynie kłębowiskiem nie

spełnionych pragnień i pożądań.

Alex zatrzymał motor i pomógł jej zdjąć kask. Kiedy to się

stało, uświadomiła sobie, że na pewno ma wszystko wypisane

na twarzy, Alex uśmiechnął się do niej.

- No i jak ci się podobało?

Bardzo. Nawet za bardzo. Ale, oczywiście, nie miała zamiaru

o tym mówić.

- Może być.

- Może być? - Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Motor nie jest chyba zbyt bezpieczny, prawda?

Alex położył oba kaski na przednim siedzeniu, a potem

potarł z namysłem brodę.

WESELE MARZEŃ 3 3

- To był twój pierwszy raz? - spytał.

Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie, ale uznała, że chodzi

mu jedynie o jazdę motocyklem.

- Tak.

Pokiwał głową.

- Świetnie. Więc po prostu masz to we krwi - stwierdził.

- Cały czas byłaś ze mną.

Genie spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- A gdzie niby miałam być? - spytała. - Nie sądzisz chyba,

że próbowałabym zeskoczyć po drodze z siodełka? Nie

jestem przecież wariatką.

Alex wybuchnął śmiechem, jakby opowiedziała jakiś dobry

kawał.

- Więc masz jednak poczucie humoru. - Następnie jego

wzrok padł na pełne powagi oblicze Genie. - Chciałem powiedzieć,

że nie walczyłaś ze mną ani z motorem, tylko poddawałaś

się rytmowi jazdy. To czuło się zwłaszcza na zakrętach.

Skinęła głową na znak, że rozumie.

Ciekawe, ile dziewczyn woził wcześniej tym motorem? Tym,

albo jakimś innym. I czy wszystkie tuliły się do niego tak jak

ona? Czy we wszystkich wzbudzał podobne pożądanie?

- Wejdziemy? - spytał, wskazując schody prowadzące do

wnętrza rezydencji okolonej greckimi kolumnami.

Weszli na ganek i rozejrzeli się dokoła. Wypielęgnowane

trawniki aż lśniły soczystą zielenią. Gdzieś w tle, za drzewami,

majaczyły szczyty Appalachów.

Po chwili drzwi przeszklonej werandy otworzyły się i jakaś

kobieta zaprosiła ich do wnętrza. Genie rozejrzała się z podziwem

dokoła. Wiklinowe meble i kanapy w kwieciste wzory

wskazywały na dobry gust gospodarzy.

Alex był tu chyba wcześniej, ponieważ służąca znała jego

34 WESELE MARZEŃ

nazwisko. Przywitał się z nią, a ona następnie zaprowadziła

ich do sali balowej.

- I jak ci się tutaj podoba? - spytał, rozglądając się dokoła.

Spojrzała na zdobienia, złote ramy luster, draperie i wypolerowane

posadzki. Raz jeszcze pomyślała, że jej ręcznie wykonane

ozdoby nie będą pasować do tak wspaniałej sali. Tak

jak spokojna, cicha kobieta nie pasuje do zawodowego sportowca.

- Tu jest cudownie, ale...

- Ale? - podchwycił.

- Wydaje mi się, ze w Klubie Kobiet panuje milsza i serdeczniejsza

atmosfera - powiedziała po namyśle.

I nie wiążą się z nim żadne marzenia. Nigdy nie chciała

brać tam ślubu z Willem.

- Ta sala jest teraz pusta. Będzie wyglądała inaczej, kiedy

ustawimy tu stoły.

Tak, z białymi obrusami, srebrną zastawą i chińską porcelaną.

Genie znała to aż nazbyt dobrze.

- Nawet wówczas będzie tu trochę... - szukała odpowied -

niego słowa- ...sztywno. Wszystkie ważniejsze uroczystości

w miasteczku odbywają się w Klubie Kobiet. I ludzie się do

tego przyzwyczaili.

- Zdaje się, że często odbywają się tu wesela?

Skinęła głową.

- Wesela tak, ale przecież chodzi o urodziny. Jak na taką

imprezę jest tutaj zbyt elegancko.

Alex położył dłonie na biodrach.

- Tak uważasz? No cóż, dziękuję za opinię.

- Poza tym Roseleigh jest za daleko - ciągnęła. - Ludzie

woleliby przyjść pieszo. Zwłaszcza starsze osoby, które nie

lubią jeździć po zmroku.

WESELE MARZEŃ 35

Skinął głową.

- Wynająłem autobusy, które przywiozą i odwiozą część

gości.

Miał odpowiedź na wszystko. Jednak Genie nie była w stanie

tego docenić. Prawdopodobnie dlatego, że nie lubiła niczego

zmieniać w ostatniej chwili. Wiedziała z doświadczenia,

że zawsze jest z tym sporo kłopotów i praktycznie tylko

jedna osoba ma wówczas powody do zadowolenia. Ta, która

dokonała zmiany.

- No dobrze - głos Alexa wdarł się w jej myśli - postawmy

sprawę jasno. Poradzisz sobie z dekoracjami czy mam

kogoś wynająć?

- A co z Grandee? Nie sądzisz, że ona też powinna mieć

coś do powiedzenia w tej sprawie? - spytała, chcąc odwlec

ostateczną decyzję.

- Rozmawiałem na ten temat z paroma osobami i uważają

one, że to świetny pomysł - odparł Alex. - Nie chcę jeszcze

mówić Grandee, żeby nie zepsuć niespodzianki. Poza

tym, do licha, przecież ją znam! Wiem, że sprawi jej to przyjemność.

Genie westchnęła ponuro.

- Wygląda na to, że zjadłeś wszystkie rozumy.

Alex spojrzał na nią jak na natrętną muchę albo jakiegoś

innego dokuczliwego owada.

- Właśnie tutaj, w Roseleigh, poznała mojego pradziada,

a swojego męża.

- Och, nie wiedziałam o tym. - Genie była naprawdę zaskoczona.

- No cóż, wobec tego, może to rzeczywiście dobry

pomysł.

- A więc odpowiesz na moje pytanie?

Chciała jeszcze zapytać, na jakie, żeby chociaż trochę prze36

WESELE MARZEŃ

ciągnąć całą sprawę, jednak Alex patrzył na nią tak groźnie,

że zrezygnowała.

Nie miała jednak zamiaru niweczyć pracy tylu osób. Gdyby

chodziło tylko o nią, to pal licho. Ale przy dekoracjach

pracowali również jej uczniowie. Poczują się zawiedzeni, kiedy

okaże się, że ich trud poszedł na marne. Dekoracje stanowiły

dar mieszkańców Wiley dla Grandee i dlatego postanowiła,

że z nich nie zrezygnuje. Choćby nawet miało to doprowadzić

zawodowego dekoratora do apopleksji.

Raz jeszcze rozejrzała się dokoła. Pastelowe ściany trzeba

będzie ożywić kolorowymi akcentami. Należy postarać się

o trochę więcej balonów i dużo, dużo kwiatów. Znacznie więcej

niż do Klubu Kobiet.

- Dobrze. Zajmę się tym - powiedziała.

Alex odetchnął z ulgą.

- Bardzo się cieszę.

Alex gratulował sobie udanego pomysłu. Od początku

wydawało mu się, że Genie znacznie lepiej będzie wyglądać

w dżinsach niż w powyciąganej spódniczce i swetrze

czy garsonce. A później, kiedy poczuł ją przy sobie w czasie

jazdy, stwierdził, że jeszcze lepiej prezentowałaby się

nago.

Teraz trzeba jeszcze ją zmusić, żeby rozpuściła włosy.

Tylko jakiego podstępu użyć?

Zgodziła się w końcu ozdobić salę, ale wciąż nie była

przekonana do pomysłu urządzenia urodzin Grandee właśnie

w Roseleigh. Ciekawe, dlaczego? Alex nie miał o tym najmniejszego

pojęcia.

Genie obejrzała jeszcze salę, starając się zapamiętać wszystkie

szczegóły, a następnie powiedziała, że mogą wracać.

WESELE MARZEŃ 37

Tym razem odsunęła się od niego. Chciał nawet zatrzymać się

i powiedzieć, żeby się nie wygłupiała, ale kiedy motor pod -

skoczył na jakimś wyboju, sama przylgnęła do niego.

Poczuł jej dotyk. Było to przyjemne, ale też niepokojące

uczucie. Zaczął sobie wyobrażać, jak to by było mieć ją przed

sobą na motorze i wtulać twarz w jej włosy... I nagle omal

nie wylądował w rowie.

Nie, musi myśleć o czymś innym, jeśli chce bezpiecznie

dowieźć ją do domu.

Zaczął wspominać swoje ostatnie wakacje w Wiley. To

właśnie wtedy uczył Genie. Wspomnienie tych wakacji stanęło

przed nim jak żywe.

Któregoś dnia, po lekcjach, pani Hill zaprosiła go na urodziny

córki. Alex przyjął to z radością. Skończył więc korepetycje

nieco wcześniej i pobiegł do domu, żeby sprawdzić,

czy mama zapakowała mu jakieś odświętne ubranie. Mniej

więcej w połowie drogi przyszło mu do głowy, że dobrze by

było zapytać panią Hill, co kupić Genie. Może udałoby mu

się wówczas zdystansować Willa.

Kiedy wrócił pod ich dom, zza drzwi dobiegły do niego

podniesione głosy. Zawahał się, czy wejść, a wtedy usłyszał

głos matki Genie:

- Myślałam, że to dobry pomysł. Jest przecież w waszym

wieku.

Alex cofnął się nieco, ale nie przestał słuchać. Instynktownie

wyczuł, że chodzi o niego.

- Ależ mamo! Jak mogłaś mi to zrobić! Zepsułaś mi urodziny!

Głos pani Hill był wyraźny i stanowczy:

- Nie przesadzaj. Inne dzieciaki mogą go przecież polubić,

kiedy lepiej go poznają.

38 WESELE MARZEŃ

- Tak, już to widzę! - Genie mówiła drżącym z gniewu

głosem.

- Odniosłam wrażenie, że nieźle wam idą te korepetycje.

- O, to co innego. On świetnie zna się na matematyce.

I chyba nawet ją lubi. To już naprawdę głupota! Ale wiesz, to

głupek! Zwyczajny głupek! Wszyscy tak mówią.

- Ależ Eugenio... - zaczęła wykład pani Hill.

Alex nie słuchał jej wywodów. To, co usłyszał, wystarczyło

mu aż nadto. Wiele dałby, żeby móc się teraz przenieść

w czasie i pocieszyć tego chłopaka, którym był niegdyś. Powiedziałby

mu, żeby się nie przejmował. Że Genie zapłaci

kiedyś za swoje kpiny. Że będzie go kiedyś błagać o to, o co

on nie miał kiedyś śmiałości jej poprosić.

Droga powrotna była dla niej jeszcze gorsza niż jazda do

Roseleigh. Zaczęło się już ściemniać, a Genie jeszcze mocniej

przytulała się do siedzącego przed nią mężczyzny. Co gorsza,

w pełni zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to w porząd -

ku. O ile droga do Roseleigh wydawała jej się krótka, o tyle

powrót dłużył się w nieskończoność.

W końcu Alex zatrzymał motor. Genie zsunęła się z siodełka

i czując, że nogi ma jak z waty, stanęła niepewnie na

ziemi. Cieszyła się, że nareszcie może nieco odsunąć się od

Alexa.

Dopiero po chwili zauważyła, że nie podjechali pod jej

dom, ale pod jedyną restaurację w miasteczku. Spojrzała pytająco

na Alexa.

- Myślałem, że zjemy razem kolację - powiedział. - Potem

cię odwiozę.

Genie potrząsnęła głową.

- Nic z tego. Mam jeszcze sporo pracy w domu - stwier-

WESELE MARZEŃ 39

dziła. - Poza tym odnoszę wrażenie, że zaniedbujesz trochę

swoją rodzinę.

- Odwiozę cię od razu po kolacji - powiedział, zostawiając

bez komentarza uwagę dotyczącą rodziny. - W ten sposób

i tak zaoszczędzisz sporo czasu.

Zastanawiała się przez chwilę. Nic nie można było zarzucić

logice tego argumentu. Jeśli nawet zdecyduje się na zjedzenie

jakiejś obrzydliwej potrawy z puszki, to i tak straci czas na

zmywanie.

Skinęła więc głową i oboje weszli do środka. Już w progu

okazało się, że zapomniała o jednym. Mianowicie o ciekawskich

spojrzeniach, zarówno obsługi lokalu, jak i zgromadzonych tutaj

gości. Wiley to małe miasteczko. Wszyscy w okolicy się znali.

Już jutro pewnie pojawią się plotki na ich temat.

Genie postanowiła nic sobie z tego nie robić. W końcu nie

miała innego wyjścia. Zajęła wskazane jej miejsce w loży,

ukłoniwszy się uprzednio co najmniej kilku osobom, i sięgnęła

po kartę.

W czasie kolacji rozmawiali o szkole. Alex wypytywał

zwłaszcza o Joeya i Paula.

- Zdaje się, że lubisz swój zawód - stwierdził w końcu ze

zdziwieniem.

- Jasne. A ty? Lubisz swój?

- Uwielbiam - odparł. - Tyle że ciągle jestem zajęty.

- A co robisz? Zdaje się, że mówiłeś coś o wynajmowaniu

firm reklamowych?

Alex uśmiechnął się.

- Tym też się zajmuję. W ogóle można powiedzieć, że

podejmuję różne decyzje.

Genie spojrzała na niego z podziwem.

- Jesteś więc kierownikiem?

40 WESELE MARZEŃ

Znowu uśmiech.

- Nie, raczej dyrektorem. Jednym z trzech dyrektorów -

poprawił się. - I jednocześnie członkiem - założycielem.

Szczęśliwie nie miała nic w ustach, bo z całą pewnością

by się zadławiła.

- Nie wydaje ci się, że „członek" to brzmi dumnie? - rzu -

cił żartobliwie Alex.

- Dobry Boże! Nigdy nie jadłam kolacji z żadnym dyrektorem!

- A ja nigdy nawet nie rozmawiałem z nauczycielką- wyznał.

Na pewno jednak rozmawiał z kobietami. Z wieloma kobietami.

Nie tylko rozmawiał, ale też jadał kolacje. A nawet

śniadania. Genie nie miała co do tego żadnych wątpliwości.

Nie wiedziała, co powiedzieć, ale ktoś nagle wybawił ją

z opresji. Jakiś mężczyzna podszedł do nich i zaczął się przyglądać

Alexowi. Dopiero po chwili go poznała. To był Skip

Evans, jeden ze starych kumpli Willa.

- Cześć, Skip - powiedziała, siląc się na swobodny ton.

- Pamiętasz Alexa Daltona? Przyjeżdżał tutaj na wakacje.

Powinna była powiedzieć „Pryszcza", ponieważ tak go

kiedyś nazywali. Mimo to Skip zorientował się, o kogo cho -

dzi. Jeszcze przez chwilę przyglądał się Alexowi, a następnie

pokiwał głową.

- Więc to jednak prawda - mruknął do siebie. - Myślałem,

że Casey mnie nabiera.

- Miło cię znów widzieć, Skip - powiedział Alex na pozór

uprzejmym głosem. Wiele jednak wskazywało na to, że wcale

nie jest mu milo.

- Pewnie przyjechałeś na fetę Grandee - domyślił się

Skip.

WESELE MARZEŃ 41

- Tak.

- Skip, zupa ci wystygnie! - krzyknęła Casey z odległego

zakątka sali.

Evans obejrzał się za siebie.

- No tak, zdaje się, że muszę iść - powiedział z roztargnieniem.

- Pewnie się jeszcze spotkamy. Może nawet w większym

gronie.

Alex skinął tylko głową na pożegnanie.

- Wygląda na to, że wielu z was mieszka wciąż w Wiley

- zauważył.

Genie potwierdziła. Zrobiło się jej jednocześnie przykro,

że Alex używa słowa: „was". Ale przecież nigdy nie był

częścią ich paczki. Ona też mogła zachowywać się lepiej.

Nigdy go, co prawda, nie obraziła, ale też nie starała się być

dla niego miła.

- Tak, to prawda. Zwłaszcza chłopcy. Parę dziewczyn wyszło

za maż i wyjechało do sąsiednich miasteczek.

- A Will?

Genie zamarła. Jak zawsze, kiedy ktoś pytał ją o byłego

narzeczonego.

- Co prawda wyjechał, ale ojciec liczy na to, że wróci

- odparła. - Chciałby mu przekazać swoją stację benzynową.

- Myślisz, że zechce wrócić?

W innej sytuacji próbowałaby zmienić temat albo odpowiedziałaby,

że ją to nie obchodzi, ale tym razem jakoś udało

jej się przezwyciężyć opory i zaczęła mówić.

- Raczej nie. Wspominał kiedyś, że chciałby zostać trenerem

albo sprawozdawcą sportowym.

- To pewnie za jakiś czas. Na razie ma przed sobą długą

karierę.

- Znasz się na futbolu? - spytała ze zdziwieniem.

42 WESELE MARZEŃ

- Nie. Rzadko oglądam mecze. Jednak od dawna wiedziałem,

że Will będzie świetnym zawodnikiem. - Moment wahania.

- Trzeba było widzieć, jak rzucał balonami z wodą.

Nigdy nie chybiał celu.

Nigdy nie słyszała, żeby Will przyjaźnił się z Alexem. Ten

wieczór był dla niej pasmem niespodzianek.

- Rzucaliście razem balony z wodą?

- Och, razem to za dużo powiedziane - odparł. - Ja zwykle

byłem celem.

Nastąpiła długa, nieprzyjemna cisza. Genie po prostu nie

wiedziała, co powiedzieć. Nareszcie zrozumiała, dlaczego

Alex zareagował tak ostro na wybryk Joeya. Wolałaby jednak

pozostawać dalej w nieświadomości.

- Widujecie się jeszcze? - spytał Alex po chwili.

Genie drgnęła.

- Dlaczego pytasz? Chciałbyś, żebym załatwiła ci bilety

na mecz?

Często stykała się z tego rodzaju prośbami. Ludzie myśleli,

że skoro są zaręczeni, może prosić Willa o wszystko.

Alex pokręcił przecząco głową. Odsunął filiżankę z resztką

kawy, a następnie położył rękę na jej dłoni. Genie nie miała

dość siły, żeby ją cofnąć.

- Przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć, dlaczego

nie jesteście razem i co was teraz łączy - powiedział. - Nie

dlatego, żebym interesował się Willem, Po prostu chcę wiedzieć

jak najwięcej o tobie.

Czy naprawdę? Nie byli nawet przyjaciółmi. Trudno przypuszczać,

żeby się o nią tak troszczył.

- Dlaczego? - spytała, cofając dłoń. Żeby to jakoś uzasad -

nić, sięgnęła po serwetkę spoczywającą na kolanach i zaczęła

ją zwijać.

WESELE MARZEŃ 43

- Ponieważ mi się podobasz - padła odpowiedź. - Uważam,

że jesteś bardzo atrakcyjna.

Atrakcyjna? Czy rzeczywiście tak myślał, czy też powtarzał

to wszystkim kobietom? Gdyby rzeczywiście mu się podobała,

na pewno by ją pocałował wczoraj wieczorem. Chyba nudził się

w Wiley i starał się jakoś wypełnić sobie czas.

- Masz teraz urlop?

Skinął głową.

- Czy to coś złego?

Chciała odpowiedzieć, że nie, i poprosić, żeby jeszcze raz

wziął ją za rękę. Jego dotyk był delikatny, a jednocześnie

władczy. Nikt jej tak nie dotykał. Will był przy nim strasznym

brutalem.

- Nie. Po prostu nie interesują mnie związki na kilka dni.

Lub nocy - dodała po chwili.

- A co cię interesuje?

Bezpośredniość tego pytania całkiem zbiła ją z tropu. Zawsze

wydawało jej się, że będzie mieszkać w Wiley z mężem

i dziećmi, w domku podobnym do tego, który zajmowała

obecnie. Od kiedy jednak wróciła, starała się nie myśleć

o przyszłości. Jej ambicje ograniczały się do przeżyciu paru

najbliższych dni i terminowego poprawienia klasówek.

Genie spojrzała na pustą filiżankę.

- Sama nie wiem - odparła.

Spojrzała na Alexa. Na jego czole pojawiły się zmarszczki,

które znikły, kiedy tylko poczuł na sobie jej wzrok. Znowu

uśmiechał się do niej uwodzicielsko.

- Więc skąd wiesz, że nie interesują cię takie przelotne

związki?

Poczuła, że zabrakło jej słów. Nigdy nie słyszała tak bezczelnego

pytania.

4 4 WESELE MARZEŃ

- Nigdy nic nie wiadomo - ciągnął Alex, tak spokojnie,

jakby omawiał kwestie związane z planowaniem wakacji albo

wizytą u sąsiadów. - Zawsze lepiej zdecydować się na taki

związek z kimś obcym, kto potem odjedzie.

Genie spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Nie,

nie żartował. Miał raczej minę biznesmena, który proponuje

jej dobry interes. Ciekawe, czy wiedział, że zwycięstwo jest

tak blisko?

Genie pokręciła głową.

- Nic z tego, Alex.

Znowu dotknął jej dłoni. Poczuła ciepło jego palców na

skórze.

- Zastanów się dobrze.

- Przyznaję, że to miło być kuszoną, ale naprawdę: nie

- powiedziała Genie. - Chodźmy już.

Alex nie protestował. Zapłacił Casey czekiem i podążył do

wyjścia. Genie już była na zewnątrz. Na widok motoru poczuła

silne mrowienie po wewnętrznej stronie ud. Nie było to

nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. Zburzyło jednak wewnętrzną

równowagę, którą osiągnęła zaledwie parę chwil temu.

Alex wziął ją pod rękę i podprowadził do maszyny. Pomyślała,

że stąd do jej domu jest zaledwie półtora kilometra,

i zawahała się. Podał jej kask, a ona zaczęła go nakładać. Nie

było to tak trudne, jak jej się początkowo wydawało.

Mrowienie po wewnętrznej stronie ud stało się nie do

zniesienia. Uspokoiło się dopiero, kiedy znowu przylgnęła do

Alexa. Co z tego, kiedy teraz do głosu doszły jej wzburzone

zmysły.

Jazda trwała bardzo krótko. Alex zatrzymał się przed jej

gankiem i pomógł Genie zsiąść z motoru, W oknach sąsied -

nich domów paliły się światła. Ciekawe, co powiedzieliby ci

WESELE MARZEŃ 45

wszyscy życzliwi, mili ludzie, gdyby rano zobaczyli ten motor

przed jej domem? Co pomyślałby sobie Alex, gdyby poprosiła,

żeby wstawił swój pojazd do środka?

Nie, to jasne, że nie może tutaj zostać. Wyciągnęła przed

siebie rękę i uśmiechnęła się.

- Dziękuję za wspaniałą kolację - powiedziała.

Alex pokręcił głową.

- Nic z tego. Wcale nie mam zamiaru odjeżdżać. Idę

z tobą.

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Mówiłam przecież, że mam jeszcze sporo pracy.

Alex położył dłoń na jej ramieniu.

- Te klasówki mogą poczekać jeszcze parę minut - stwierdził

autorytatywnie.

- Parę minut? - zdziwiła się. - Wobec tego: słucham.

Genie przystanęła i odwróciła się w stronę Alexa. Czyżby

chciał jej coś jeszcze powiedzieć? Kiedy jednak zobaczyła

wyraz jego twarzy w słabym świetle ulicznych latarni, zrozu -

miała, że nie o to chodzi. Nawet w półmroku łatwo było z niej

wyczytać, że pragnie ją pocałować.

Może znowu powstrzyma się w ostatniej chwili, pomyślała.

Nie miała już siły, żeby mu się opierać. Zwłaszcza po tej

ostatniej jeździe.

Przygarnął ją do siebie i poczuła bijące od niego ciepło.

Było jej z nim wspaniale. Alex jedną dłonią podniósł nieco

w górę brodę Genie i spojrzał w oczy. Wyglądało na to, że

czeka na zachętę.

Widocznie wykonała jakiś ruch, gdyż Alex pochylił się

i jego wargi musnęły delikatnie jej usta. Westchnęła żałośnie.

Powinna zaprotestować. Chciała jednak prosić, żeby się od

niej nie odsuwał.

Również ten sygnał został właściwie odebrany. Alex przywarł

mocno do jej półotwartych warg. Poczuła, że jest jej

wspaniale. Jakby ktoś nagle przeniósł ją do czasów młodości

WESELE MARZEŃ 47

i pozwolił cieszyć się jej pełnią. Przylgnęła do Alexa i nie

myślała o niczym. Wiedziała tylko, że bardzo go pragnie.

Jednak Ałex wycofał się nagle, a ona znowu nie mogła powstrzymać

jęku rozczarowania. Wciąż trzymał ją w objęciach.

Czuła ciepło jego ciała i słyszała skrzypienie czarnej

skóry, kiedy mocniej ją obejmował. Dopiero po chwili puścił

ją i odsunął się.

- Alex! - wyrwało jej się.

Czuła się wspaniale i chyba powinna go spytać, czy jemu

też było z nią tak dobrze.

- Przyjmuję wyłącznie zaproszenie na kawę i śniadanie

- powiedział, kładąc nacisk na „i".

Nagle posmutniała i spuściła wzrok.

- Chciałam tylko powiedzieć ci: „dobranoc".

- Dobranoc - odparł i odwrócił się w stronę ulicy.

Nie chciała czekać, aż odjedzie. Nie potrafiła. Drżącymi

rękami otworzyła drzwi i weszła do środka. Następnie

oparła się o ścianę plecami i nasłuchiwała. Nie trwało to dłu -

go. Po chwili usłyszała ryk motoru, który powoli zaczął cichnąć.

Dopiero teraz zapaliła światło i pobiegła na górę. Otworzyła

drzwi do sypialni i rozejrzała się dokoła. Chciała spojrzeć

na wszystko oczami Alexa. Ten pokój niewątpliwie należał

do kobiety, chociaż trudno było domyślić się jej wieku. Jedy -

nie kilka kosmetyków stojących na toaletce wskazywało, że

nie musi ona być staruszką.

Genie spojrzała na łóżko i obrzuciła wzrokiem wszystkie

poduchy i poduszeczki, które na nim poukładała. Poczuła, że

łzy ciekną jej po policzkach. Nawet z tym całym kramem

łóżko wydawało jej się dzisiaj dziwnie puste.

48 WESELE MARZEŃ

Alex odłożył słuchawkę głośniej niż należało. Jesse'a nie

było w domu. A może po prostu nie odbierał telefonów. Drugi

kolega, a jednocześnie wspólnik, niedawno się ożenił,

więc należało przypuszczać, że łatwiej będzie zastać go

w domu.

Usłyszał poczwórny sygnał, zanim ktoś odebrał telefon.

- Tak, słucham - powiedział rozespany, kobiecy głos.

- Cześć, maleńka. Jak się miewasz?

- Alex? Zwariowałeś? Wiesz, która godzina?

Jakoś się wcześniej nad tym nie zastanawiał. Dopiero teraz

spojrzał na zegarek.

- No popatrz, już po dwunastej - zdziwił się. - Masz tam

gdzieś Rorke'ego?

- Mhm. Zaraz ci go dam.

Po drugiej stronie rozległo się jakieś posapywanie,

a następnie usłyszał głos przyjaciela:

- Jeśli to jakieś głupstwo, to przysięgam, że cię uduszę

gołymi rękami!

Sprawa była naprawdę ważna. Zależał od niej spokój jego

ducha i Alex miał nadzieję, że Rorke to zrozumie.

- Posłuchaj, chciałem cię zapytać... Wiesz, to dla mnie

ogromnie ważne... Więc, chciałem zapytać, czy zdarzyło ci

się pocałować kobietę, ale wiesz, w ubraniu i w ogóle, a potem

czuć się tak, jakbyś się z nią kochał? Hm, to znaczy nie

wiem, czy się jasno wyraziłem.

Odpowiedział mu śmiech Rorke'ego.

- Najzupełniej.

- I co? - W tym pytaniu było wszystko: rozpacz, nadzieja,

wołanie konającego.

- Owszem, przeżyłem coś takiego.

- Uff, to dobrze. Bo myślałem, że postradałem zmysły.

WESELE MARZEŃ 49

- Zmysły? Zmysły można też postradać. Ale przede wszystkim

pożegnaj się z wolnością.

Alexowi znowu wydawało się, że zwariował. Co ten Rorke

mu opowiada?

- Chcesz powiedzieć, że pójdę do więzienia? Za molestowanie?

- Do jakiego więzienia, idioto?! Chciałem powiedzieć, że

tylko jedna kobieta wzbudziła we mnie podobne uczucia.

- O, nie! - jęknął Alex. Doskonale wiedział, o kogo chodzi.

- Callie?

- Właśnie.

Alex powoli dochodził do siebie. Ożenić się z Genie? Nie, to

wykluczone. Ta dziewczyna była jedynie cieniem przeszłości,

a on chciał się na niej zemścić. Tyle, że jego plan nie wypalił.

Sam poczuł się chyba bardziej wstrząśnięty tym pocałunkiem niż

Genie. Pewnie dlatego, że wrócił w ten sposób do przeszłości.

- Alex? Co z tobą? - usłyszał pełen niepokoju głos Rorke'ego.

- Nic takiego, stary. Nie przejmuj się. Nie mam zamiaru

się żenić.

- Wobec tego lepiej uważaj na tę kobietę.

Uważać na Genie? Na tę szarą, nieciekawą istotę, która

tylko czasami zachowywała się jak rasowa uwodzicielka?

Koń by się uśmiał.

- Dobra, dzięki za ostrzeżenie.

Rorke roześmiał się. W tle słychać było też protestującą

Callie.

- Hej, posłuchaj, Callie chce ci powiedzieć, że małżeństwo

wcale nie jest takie złe. - Chwila ciszy. - Ojej! Tylko

nie po plecach! Oj! Ja zresztą też tak uważam. Słyszysz, też

tak uważam! Muszę już kończyć.

50 WESELE MARZEŃ

Alex usłyszał jeszcze jakieś chichoty, a następnie któreś

z małżonków odłożyło słuchawkę. Pewnie zadzwonią jutro

rano, żeby mu podziękować za to, że ich obudził!

Rorke sprawiał wrażenie człowieka zadowolonego ze swojego

małżeństwa. Co prawda ożenił się całkiem niedawno

i nie miał zbyt wielu doświadczeń, ale te, które zdobył, były

pozytywne. Zdarzało mu się nawet namawiać kolegów do

tego, żeby założyli w końcu rodziny.

Jednak Alex miał zamiar ożenić się dopiero za jakieś dziesięć

lat.

Genie sprawdziła czy nie ma dla niej jakichś wiadomości

w pokoju nauczycielskim. Na tablicy wisiało ogłoszenie o zebraniu

rodziców i prośba o uzupełnienie dzienników, a na jej

stoliku kartka z informacją, że dzwoniła siostra.

- Cześć, Maggie. Czy coś się stało?

- O to właśnie ja chciałam cię spytać. Podobno miałaś

wczoraj randkę z Daltonem.

- Co takiego?! - obruszyła się Genie.

- Casey mówiła, że byliście wieczorem w restauracji -

drążyła temat siostra. - Czyżby skłamała?

- Zjedliśmy razem kolację, ale to nie była żadna randka.

Cierpliwie opowiedziała siostrze o wyprawie do Roseleigh,

jak również o powrocie do miasteczka i tym, co się

stało w restauracji.

- I co, zaprosiłaś go na noc? - spytała siostra, kiedy usłyszała

o bezczelnej propozycji Alexa.

- Ależ, Maggie!

- No to może cię przynajmniej pocałował? - indagowała.

Nie było sensu kłamać. Genie zawsze była szczera wobec

siostry i wiedziała, że może liczyć na to samo. Poza tym ktoś

WESELE MARZEŃ 51

mógł ich wtedy widzieć i przekazać tę informację innym.

Wiley było małym miasteczkiem i prędzej czy później Maggie

dowiedziałaby się wszystkiego.

- Cóż, na dobranoc.

Po drugiej stronie zapanowało krótkie milczenie, poprzedzające

wybuch entuzjazmu.

- Hura! Tak się cieszę, staruszko!

- Czy to już wszystko? - spytała Genie obojętnym tonem.

- Przerwa się zaraz skończy, a chciałabym jeszcze coś zjeść.

- Na razie tak, ale oczywiście resztę mi później opowiesz.

Ze szczegółami!

Genie odłożyła słuchawkę z ciężkim westchnieniem. Ze

szczegółami? Nie miała zamiaru zdradzać nikomu, jak się

czuła, kiedy Alex ją pocałował. A także tego, że chciałaby,

żeby zrobił to jeszcze raz.

Alex robił wszystko, żeby się czymś zająć i zapomnieć

o Genie. Wziął ze sobą notebooka, faks, a także telefon komórkowy,

więc mógł nadrobić zaległości w pracy. Nie starczyło

mu jednak zapału na długo.

Po kolacji Grandee pojechała do koleżanek na brydża, zaś

Alex zaczął się zastanawiać, co zrobić z resztą wieczoru.

Szczęśliwie kuzyn Donny zaprosił go na bilard do Dixie

Lounge. Alex przyjął zaprosiny z wdzięcznością, chociaż nigdy

nie przepadał za Donnym.

Gdyby nie pojechał do klubu, musiałby zajrzeć do Genie.

A wtedy z pewnością znowu chciałby ją pocałować. Coś mu

jednak mówiło, że nie powinien się spieszyć.

Wsiadł na motor i pojechał powoli przez miasteczko.

W drodze przypominał sobie lekcje z Genie. Niczego nieświadoma,

zwilżała wargi koniuszkiem języka, albo przecią52

WESELE MARZEŃ

gała się, prezentując już rozwinięte piersi, a on wpatrywał się

w nią jak w bóstwo. Było gorąco. Tego lata panowała susza.

On jednak nie czuł upału i mógł przesiadywać u Hillów całymi

godzinami. To Genie zwykle kończyła lekcje.

- Chyba już czas trochę rozprostować kości, co, Alex?

- mówiła do niego, a on gorliwie przytakiwał.

Zrobiłby wtedy dla niej wszystko.

Zatrzymał się przed klubem, czy raczej barem, w którym

ustawiono trzy stoły bilardowe. Kiedy był dzieckiem, wyprawy

tutaj zawsze miały dla niego coś z podróży do krainy baśni

i tajemniczości. Poznawał wówczas świat dorosłych.

Wszedł do środka. Nic się tu nie zmieniło. Nic, poza jego

odczuciami. Klub był ciemny i zadymiony, czego nie lubił,

a stara szafa grająca oferowała każdy rodzaj muzyki, pod

warunkiem, że było to country.

- Alex!

Odwrócił się i zobaczył Donny'ego, który machał do niego

ze stolików. Przywitał się z kuzynem, a potem uścisnął

dłoń innym mężczyznom, w których z trudem rozpoznał

dzieciaki z przeszłości. Wszyscy byli bardzo mili, pytali

o Yankee Motorworks i o motocykl, którym przyjechał do

miasteczka.

- Jasne, że to nie typowy yankee - odpowiadał. - Zrobiono

go specjalnie na zamówienie.

Szczęśliwie udało mu się usunąć Genie ze swoich myśli.

Poczuł się nawet lepiej. Jednak po chwili dostrzegł faceta,

który obserwował go z ponurą miną. To był Kenny Tucker,

młodszy brat Willa.

Kenny wstał ze swego stołka przy barze i podszedł do

niego. Dopiero teraz było widać, jaki z niego kurdupel. Ledwo

sięgał Alexowi do ramienia.

WESELE MARZEŃ 53

- Słyszałem, że byłeś wczoraj w restauracji z Genie Hill.

- Mhm. No i co?

- To niezbyt mądrze z twojej strony - stwierdził Kenny.

- To dziewczyna mojego brata.

- Słyszałem, że się rozstali.

- To prawda, ale tylko na jakiś czas - powiedział Kenny

z pijackim zacięciem, - Kiedy Will tu wróci, znowu będą

razem.

Kenny nie był jeszcze zupełnie pijany, niemniej trudno

byłoby powiedzieć, że jest trzeźwy. Znajdował się w fazie

pośredniej, stać go więc było na trzeźwe myślenie i pijackie

zachowanie, albo, jak kto woli, odwrotnie.

- Kto ci to powiedział?

- Will. Kiedy tu był ostatnio.

Alex pomyślał, że jest całkiem prawdopodobne, że jakiś

„życzliwy" zadzwonił do Willa i opowiedział o wczorajszym

wieczorze. Kto wie, może nawet śledził ich i widział, że się

całowali.

- A kiedy to było?

Kenny zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć.

- No, jakiś miesiąc temu - odparł.

- Szkoda, że nie poinformował o tym Genie. Ona ciągle

uważa, że to stara historia.

- Nieważne, co ona uważa - warknął coraz bardziej rozgniewany

Kenny. - Wszyscy tutaj wiedzą że nie wolno się

przystawiać do Genie. Mam rację, chłopaki?

Odpowiedziało mu głuche milczenie.

- A jak cię nie posłucham, to co będzie? - spytał Alex.

- Oblejesz mnie wodą?

- Raczej rozkwaszę ci nos!

Tym razem cala sala wybuchnęła śmiechem. Trudno było

54 WESELE MARZEŃ

sobie nawet wyobrazić, jak Kenny mógłby to zrobić. Alex

zastanawiał się, czy to on tak urósł, czy też może zawsze był

wysoki, tylko chodził przygarbiony.

- Będziesz chyba potrzebował drabiny, żeby to zrobić -

śmiał się Donny.

- Albo kupić sobie sprężyny, żeby wysoko skakać - zawtórował

mu któryś z mężczyzn.

Kenny zacisnął pięści. Alex przez chwilę zastanawiał się,

co robić, ale po chwili podszedł do niego i poklepał go po

ramieniu.

- Dopóki Genie nie zacznie nosić pierścionka zaręczynowego

albo obrączki, dopóty będę uważał, że jest wolna,

jasne?

Kenny chciał zaprotestować, jednak Alex chwycił go za

ramię. Uchwyt był na tyle silny, że brat Willa stracił ochotę

na dalszą polemikę. Wszyscy patrzyli na niego z niechęcią,

więc zmył się jak niepyszny.

Wyglądało na to, że Will, chociaż nieobecny, wciąż był tu

wielką figurą. Alex pomyślał, że mógłby uwieść Genie i jednocześnie

sprowokować mężczyzn z miasteczka, żeby przeciwstawili

się dawnemu wodzowi. W ten sposób upiekłby

dwie pieczenie przy jednym ogniu.

- I co? Gramy dalej? - zapytał z uśmiechem.

- Psze pani, psze pani, czy dzisiaj są pani urodziny? - za -

częły ją pytać dzieci z klasy.

Genie spojrzała na nie ze zdziwieniem.

- Nie. Skąd ten pomysł?

Nim jednak przebrzmiało to pytanie, ona również zobaczyła

posłańca z kwiaciarni, który zdążał w jej stronę z olbrzymim

bukietem.

WESELE MARZEŃ 5 5

Genie nie musiała nawet zgadywać, od kogo są te kwiaty.

Cały wczorajszy dzień spędziła, zastanawiając się, kiedy wreszcie

Alex da znać o sobie.

- Dziękuję, dziękuję bardzo - powiedziała, odbierając

kwiaty na środku korytarza.

Posłaniec skinął głową i wkrótce wyszedł ze szkoły. Genie

pomyślała, że skoro Alex przysłał jej kwiaty, również dla

niego pocałunek był czymś wspaniałym.

Miała niewielkie doświadczenie erotyczne, choć przez siedem

lat była dziewczyną Willa. Oddała mu wszystko i to tylko

po to, żeby usłyszeć na koniec, że jest kiepska w łóżku.

Może jednak Will znalazł kogoś, kto potrafił dać mu prawdziwą

rozkosz? Czyż kontakty cielesne nie powinny się

ograniczać do tego, że jest nam po prostu przyjemnie? Genie

od dawna kryła w sercu żal do Willa. Teraz ów żal zaczął

ustępować pod wpływem jej własnych doświadczeń.

- Od kogo? Od kogo? - krzyczały otaczające ją dzieci.

Dopiero teraz wróciła do rzeczywistości. Sięgnęła po bilecik,

który znajdował się między kwiatami, i przeczytała go.

- Ach, to od dobrego znajomego - wyjaśniła. - No a teraz,

koniec przerwy. Rozpoczynamy lekcję.

Weszła do klasy, gdzie z trudem powróciła do zaimków

i przymiotników. Z tym większym, że mniej więcej w połowie

lekcji zauważyła Alexa, który stał przed szkołą i zabawiał

się rzucaniem w górę i łapaniem wielkiego, czerwonego

jabłka.

Skończyła lekcję i zaczęła zbierać zeszyty, które miała poprawić.

Dzieci wybiegły na korytarz. Tak jak się spodziewała,

po chwili w klasie pojawił się Alex.

- Dziękuję za kwiaty - powiedziała. - Są naprawdę

piękne.

56 WESELE MARZEŃ

- To też dla ciebie - stwierdził, podając jej jabłko. - Żeby

ci było łatwiej wytrzymać z tymi dzieciakami.

Pomyślała, że łatwiej jej wytrzymać z dzieciakami niż

z nim, nic jednak nie powiedziała.

- W zasadzie wpadłem, żeby cię zaprosić do kina - ciągnął

Alex. - Nie mogłem cię wcześniej uprzedzić i jeśli masz

jakieś inne plany, to...

Genie spojrzała na stosik zeszytów.

- Nie mam żadnych planów - wtrąciła szybko.

- Świetnie. Wobec tego będę u ciebie o siódmej.

Wczorajsze spotkanie trudno było nazwać randką, jednak

dzisiaj to było coś zupełnie innego! Alex oficjalnie ją zaprosił

do kina, a ona przyjęła jego propozycję.

Już o szóstej wskoczyła pod prysznic, a następnie włożyła

koronkową bieliznę, której nie miała na sobie od ponad roku,

wyszczotkowała rozpuszczone włosy i zrobiła sobie lekki makijaż,

Następnie skropiła się perfumami z flakonika, który pokrył

się kurzem, stojąc na toaletce. Co dalej?

Otworzyła szafę i pokiwała głową bezradnie. W zasadzie

miała tylko jedną porządną spódnicę, wybór nie nastręczał

więc trudności. Co innego reszta. Czy ma włożyć ciepły bury

golf czy szary sweter, a może bluzkę i pulower w kolorze

zgniłego brązu? Wszystko wyglądało równie żałośnie.

W końcu jednak wygrzebała lekki sweterek, w którym powinno

jej być do twarzy. Miał dekolt wycięty w serek, tak że

bez bluzki pod spodem czuła się w nim niemal naga, ale

trudno. Tego wieczoru była gotowa do poświęceń.

W ten sposób zakończyła przygotowania. Alex obiecał, że

pożyczy samochód od kogoś z rodziny, tak więc nie musiała

wkładać dżinsów,

WESELE MARZEŃ 5 7

Dzwonek u drzwi zadźwięczał o siódmej. Genie przejrzała

się w lustrze, a następnie otworzyła drzwi. Alex przez chwilę

stał i tylko na nią patrzył. Następnie skinął ręką i wskazał

samochód.

- W porządku, możemy jechać - powiedział jakimś dziwnym,

nie swoim głosem.

Dopiero w samochodzie zaczął zachowywać się swobodniej.

Zapytał, jak minął jej dzień, i z radością przyjął informację,

że jutro później zaczyna lekcje.

Zajechali też na stację benzynową, chociaż strzałka paliwomierza

znajdowała się dopiero w połowie skali. Od kina

dzieliły ich zaledwie dwa kilometry. A może Alex planował

jakiś dalszy wypad?

ROZDZIAŁ PIĄTY

Alex zatrzymał się przed dystrybutorem i wyłączył silnik.

Otworzył okno i podał kluczyki jakiemuś mężczyźnie, który

spoglądał na Genie ponuro. Dopiero po chwili uświadomiła

sobie, że jest to Kenny, brat Willa.

- Do pełna - powiedział Alex i rozsiadł się, przesuwając

dłoń za jej zagłówek.

Kenny skinął głową i sięgnął po kluczyki.

- A jak miewają się Joey i Paul? - spytał Alex.

- Znakomicie. Są nierozłączni.

Zaczęła mu opowiadać o ich kolejnych psikusach, czując,

że Alex zwraca większą uwagę na Kenny'ego niż na nią. Być

może myłiła się jednak, ponieważ Alex w pewnym momencie

przyciągnął ją do siebie i pocałował. Nawet nie myśląc o tym,

że naraża się na plotki, zaczęła go całować z równą pasją jak

wczoraj przed domem.

Czuła się poruszona do głębi. Świat na zewnątrz przestał

dla niej istnieć i myślała tylko o mężczyźnie, który trzymał ją

w ramionach.

Zarzuciła mu ramiona na szyję i nawet nie zwracała uwagi

na niewygody związane z tą pozycją. Rozchyliła usta, pozwalając

na dalsze penetracje. Jego język był niezwykle giętki

i sprawny. Tego właśnie pragnęła przez całe życie.

Ktoś obok chrząknął głośno i znacząco. Alex wypuścił ją

z objęć, a ona cofnęła się instynktownie.

WESELE MARZEŃ 59

- Warto się było zatrzymywać, żeby wziąć tych parę litrów?

- spytał Kenny.

Alex wyjął portfel i zapłacił.

- Kiedy pożyczam samochód, lubię go zwracać z pełnym

bakiem - wyjaśnił.

- Aha, więc wracacie do domu - domyślił się Kenny.

- Nie, ale będziemy wracać późno. Bardzo późno. Chyba

że... - Nagła myśl rozjaśniła mu twarz. - O której otwieracie

rano?

Kenny, który i tak do tej pory patrzył na nich wilkiem,

teraz nagle poczerwieniał. Genie patrzyła to na jednego mężczyznę,

to na drugiego, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.

Czyżby to były jakieś dawne porachunki, czy też coś wydarzyło

się ostatnio?

- O siódmej - mruknął przez zaciśnięte zęby Kenny.

Alex skinął z uśmiechem głową,

- Dzięki. Zapamiętam to sobie.

Znowu spojrzeli na siebie i łatwo było zauważyć, że mimo

uśmiechu Alex patrzy wrogo na brata Willa. Genie zaczęła

podejrzewać, że pocałunek, który znaczył dla niej tak wiele,

był jedynie na pokaz. Tylko o co tutaj mogło chodzić?

Alex z ulgą rozsiadł się wygodnie w mrocznej kinowej

sali. Genie przez całą drogę była milcząca, co wcale nie wpłynęło

dobrze na jego samopoczucie. Wiedział, że domyśliła się

czegoś, chociaż kiedy ją pocałował, odpowiedziała na to z taką

samą pasją jak poprzednio.

Potem, kiedy już wyjechali ze stacji, prawie nic nie mówiła.

Odpowiadała tylko na jego pytania, zresztą krótko, często

monosylabami.

Nareszcie ubrała się nie najgorzej. Zauważył też, że użyła

60 WESELE MARZEŃ

perfum, I zrobiła to pewnie dla niego. A on z kolei wykorzystał

ją jako przynętę. Dlaczego tylko sam czul się tak poru -

szony? I dlaczego sprawiało mu przykrość to, że Genie czulą

się teraz nieswojo?

Na te pytania Alex nie potrafił odpowiedzieć. Postanowił

być bezwzględny. Przecież nad nim nikt nie litował się

w dzieciństwie. Wszyscy się z niego śmiali i wytykali go

palcami. Albo rzucali w niego balonami z wodą.

Jego myśli powędrowały teraz innym torem. Ciekawe, czy

Kenny dzwonił już do Willa? zastanawiał się. Zrobiło mu się

nagle przyjemnie, ponieważ posiadł coś, czego nie miał Will

Tucker.

- Może wybierzemy się gdzieś na kawę albo drinka? - zaproponował,

kiedy wyszli z kina.

Genie pokręciła przecząco głową. Nie miała ochoty na

przeciąganie tego spotkania. Wolała wrócić do domu i wypłakać

się w poduszkę albo też stłuc coś dużego i ciężkiego.

- Nie, dziękuję. Jutro też pracuję.

Wracali w milczeniu. Alex wyglądał na zakłopotanego, ale

Genie nie zwracała na to uwagi. Pragnęła tylko jak najszybciej

zakończyć tę randkę. W końcu zatrzymali się przed jej do -

mem. Nim zdążyła coś powiedzieć, Alex wyłączył silnik i obrócił

się w jej kierunku.

- Wybrałaś już kogoś, z kim pójdziesz na urodziny Grandee?

- spytał.

- Nie. Chcę iść sama.

Wyciągnął rękę i zsunął z jej czoła niesforny lok.

- A może wybierzemy się razem?

- Nie, dziękuję.

Odsunęła się od niego i chwyciła za klamkę.

WESELE MARZEŃ 61

- Nie masz nikogo i nie chcesz iść ze mną? - spytał z niedowierzaniem.

- Właśnie. Czy tak trudno uwierzyć, że ktoś może powiedzieć

ci „nie"?!

- Przynajmniej powiedz, dlaczego.

Genie zaczerpnęła głęboko powietrza, a następnie wypu -

ściła je z płuc. Być może Alex rzeczywiście zawrócił jej

w głowie, ale miała jeszcze swoją dumę.

- Nie wiem, co chciałeś osiągnąć wtedy na stacji, ale

wcale mi się to nie podobało! - stwierdziła. - I zaręczam ci,

że już nigdy nie dam się w ten sposób wykorzystać.

Następnego dnia rano Genie postanowiła iść do pracy

z rozpuszczonymi włosami. Jeśli założy je za uszy, na pewno

nie będą jej przeszkadzały. Poza tym, chcąc sobie nieco po -

prawić nastrój po wczorajszych zajściach, wygrzebała z szafy

kolorowy, jedwabny szalik. Z jednej strony doskonale pasował

do jej kostiumu o barwie kakao, z drugiej zupełnie zmieniał

jej wygląd. Porównanie było szokujące. Tak jakby

z brzydkiego kokonu zaczynał się wyłaniać barwny motyl.

Przez cały dzień zbierała od koleżanek, a także kolegów

komplementy za strój. A zrobiła przecież tak niewiele: zmieniła

uczesanie i owinęła dokoła szyi barwną szmatkę. Ciekawe,

co by się stało, gdyby pozwoliła sobie na większe zmiany?

W drodze powrotnej zajrzała do sklepu spożywczego.

- Świetnie wyglądasz, Eugenio - powitał ją właściciel.

Uśmiechnęła się do niego.

- Dziękuję, Sam.

Poszła w głąb sklepu i zaczęła porównywać ceny koncentratów

pomidorowych. Nagle ktoś objął ją od tyłu.

62 WESELE MARZEŃ

- Zgadzam się z Samem - usłyszała znajomy głos. - Wy -

glądasz naprawdę pięknie.

Miała olbrzymią ochotę odwrócić się i przytulić do stojącego

za nią mężczyzny. Stwierdziła jednak, że tym razem nie

może sobie na to pozwolić.

Alex myślał pewnie, że zacznie się wyrywać i szarpać, ale

nic takiego nie nastąpiło. Genie wzięła dwie puszki koncentratu

i wrzuciła je do wózka.

- Teraz chcę kupić makaron. Muszę więc iść dalej - powiedziała

spokojnie. - Zaczynamy lewą nogą czy może jed -

nak mnie puścisz?

- Samowi przynajmniej podziękowałaś.

- Bo był szczery.

- A ja? Sądzisz, że nie jestem szczery? - zaperzył się.

- Nawet mnie dokładnie nie widziałeś.

Rozluźnił uścisk i dotknął jej włosów.

- Masz piękne włosy - powiedział. - Lubię, kiedy są rozpuszczone.

- Dziękuję, Alex.

- A teraz musisz się do mnie uśmiechnąć - stwierdził.

- Tak jak do Sama.

- Nie dla psa kiełbasa.

Widząc, że nic nie wskóra, sam się do niej uśmiechnął.

- Czy ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś najładniejsza, kiedy

się gniewasz?

Genie popchnęła wózek przed siebie.

- Czy przyszedłeś tu tylko po to, żeby płoszyć Samowi

klientów?"- odparowała.

- Nie. Grandee przysłała mnie po mąkę owsianą. Chce

upiec ciasteczka.

Ciasteczka owsiane Grandee były znane i cenione w Wi-

WESELE MARZEN 63

ley. Dzięki nim jubilatka wygrała kiedyś konkurs kucharski

na festynie w sąsiednim miasteczku.

- Mąkę znajdziesz w stoisku numer trzy, obok pieczywa

- powiedziała, wskazując, dokąd powinien pójść.

- Fajnie. Kupię ją, jak będziemy przechodzić obok.

- Będziemy?

- Myślałem, że pomogę ci robić zakupy.

Genie wrzuciła makaron do wózka. Pomyślała, że dziś

wieczór zje spaghetti i nic więcej. Nie może ryzykować dałszego

przebywania w towarzystwie Alexa.

- Nie, dziękuję. Kupiłam wszystko - skłamała. - Muszę

już iść.

Myślała, że będzie protestować, ale on tylko wzruszył ramionami.

- No to na razie - powiedział i skierował się w stronę

stoiska z mąką.

Genie musiała przyznać, że sprawiło jej to wyraźną przykrość.

Alex nawet się nie odwrócił. Dopiero po chwili zrozu -

miała, że zrobił to specjalnie, żeby ją zranić.

W domu zajęła się projektowaniem dekoracji na uroczystość

w Roseleigh, starając się zapomnieć o Aleksie. Było to tym trudniejsze,

że przecież razem oglądali posiadłość i salę balową.

Jednak Alex nie chciał, żeby o nim zapomniała. W piątek

znowu przysłał kwiaty do szkoły. Myślała, że przyjdzie po

lekcjach, żeby odebrać należne sobie podziękowanie, ale

w ogóle się nie pojawił. Czekała na niego. Później musiała się

spieszyć, ponieważ na wieczór była umówiona z rodzicami.

W domu wykąpała się, przebrała, a następnie wyszła, szu -

kając w torebce kluczy. Właśnie w tym momencie zobaczyła

Alexa, który żwawym krokiem przemierzał alejkę.

64 WESELE MARZEŃ

- Wybierasz się dokądś? - spytał obcesowo.

Genie skinęła głową.

- Niestety. Na darmo się trudziłeś - stwierdziła. - Trzeba

było zadzwonić.

- Nie możesz tego odwołać?

Oczywiście, że mogła. Mama zaprosiła ją, ponieważ oddała

niedawno do studia filmowego stare filmy rodzinne, które

przegrano jej na kasety. Właśnie dzisiaj mieli je obejrzeć.

- Nie, nie mogę - odparła stanowczo.

- O której wrócisz?

- Nie mam pojęcia.

- Ach tak! Jakaś randka? Ten facet mógłby przynajmniej

przyjechać po ciebie.

- To nie twoja sprawa, dokąd i po co idę - odparowała,

czując, jak narasta w niej gniew, Alex chyba to wyczuł, ponieważ

zaraz zmienił ton.

- Widzisz, chciałem cię zaprosić na ciasteczka Grandee

- zaczął wyjaśniać. - Przecież to ty pokazałaś mi, gdzie jest

mąka, więc pomyślałem, że mógłbym ci się odwdzięczyć za

tę przysługę w ten sposób.

Chciał ją zaprosić do domu Grandee? Ciekawe, co się za

tym kryło.

- Nie musisz mi się odwdzięczać - powiedziała, wkładając

do torebki klucze od domu i wyjmując następnie kluczyki

od samochodu.

Nagle ją objął. Była tak zaskoczona, że nie zdołała zaprotestować.

Zresztą wcale nie chciała protestować. Z ochotą

podała mu usta do pocałunku. Chętnie zapomniałaby teraz

o filmach, ciasteczkach i zaciągnęłaby Alexa na górę

do swojej sypialni. Dopiero po chwili zaczęła dochodzić do

siebie.

WESELE MARZEŃ 65

- Więc przemyśl to - ciągnął spokojnym i pewnym siebie

tonem - i zadzwoń, jeśli będziesz miała ochotę.

- Jeśli będę miała ochotę? - powtórzyła, dotykając warg,

- Na co?

- Oczywiście na ciasteczka - odpowiedział. - Cóż innego

mógłbym mieć na myśli?

Alex wrócił do domu. Był niemal pewny, że Genie nie

zadzwoni, ale nie miał ochoty na żadne spotkania.

Donny znowu zaprosił go do Dixie, Grandee nalegała,

żeby zagrał z nią w bingo, a rodzice proponowali kino. Alex

po kolei odrzucił te propozycje.

Usiadł w salonie, zwykłe okupowanym przez resztę rodziny,

przed sobą postawił talerz z ciasteczkami i szklankę mleka, a następnie

włączył telewizor. Nic go jednak nie interesowało,

Kogo starasz się oszukać? zapytał siebie.

W tej chwili obchodziła go tylko Genie. Za każdym razem,

kiedy się z nią spotykał, widział jakąś zmianę na korzyść.

Genie nie wyglądała już na nauczycielkę i starą pannę. Szkoda

tylko, że tak się zachowywała. No, może z wyjątkiem tych

chwil, kiedy brał ją w ramiona.

Tylko wtedy potrafiła być tak uwodzicielska, ciepła i kobieca.

Za parę dni będzie musiał wyjechać. Nie miał zbyt wiele

czasu. Chociaż, z drugiej strony, jeśli nawet nie uda mu się

z nią przespać, to i tak ich pocałunki na zawsze pozostaną już

w pamięci Genie.

I mojej, dodał po chwili w duchu.

Genie rzeczywiście wróciła późno. Ale mimo że nie miała

ochoty na ciasteczka, kusiło ją, żeby zadzwonić do Alexa.

66 WESELE MARZEŃ

Chciała mu powiedzieć, że na niego czeka i że może przyjechać.

Było to czyste szaleństwo. Po pierwsze u Grandee mieszkała

spora część rodziny Daltonów przybyła na uroczystość

i Genie nie mogła mieć pewności, że to właśnie Alex odbierze

telefon. Po drugie, ich związek nie miał przyszłości. Po trzecie,

ona nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Lista argumentów

była naprawdę długa.

Tej nocy Genie prawie nie spała. Rano wypiła parę kaw,

żeby jakoś wytrzymać w szkole. Dopiero na trzeciej czy

czwartej lekcji przypomniała sobie, że po południu rozpoczyna

się dekorowanie sali w Roseleigh i dlatego wypiła jeszcze

jedną kawę. Poprosiła też chłopaków ze starszych klas, żeby

pomogli jej przenieść resztki dekoracji do Klubu Kobiet, skąd

całość miała zabrać specjalnie zamówiona ciężarówka.

Jakoś udało jej się dotrwać do czwartej. Nie czuła się

jednak na siłach, żeby prowadzić samochód, i poprosiła Annabellę

Foster, żeby zabrała ją ze sobą.

Jednak widok Roseleigh i sali balowej, w której ustawiono

już stoły, spowodował nagły przypływ sił witalnych. Genie

szparko zabrała się do pracy. Powiedziała mężczyznom z obsługi,

dokąd mają zanieść kolejne części dekoracji, tak żeby

nic się nie myliło, a następnie sięgnęła po swoje plany.

- To co teraz? - spytała Annabelle.

Genie uspokoiła ją ruchem głowy, gdyż w jednej ręce trzymała

wielki szkicownik, a drugą przerzucała kartki.

- Chwileczkę. Wszystko mam tu rozrysowane - powiedziała.

- Musimy zacząć od najwyżej położonych części dekoracji.

Minęły chyba ze dwie godziny. Genie szczęśliwie zapomniała

o zmęczeniu i upływie czasu. Zarumieniona przecho-

WESELE MARZEŃ 6 7

dziła od jednej grupy pracujących do drugiej, wyjaśniając, co

robić dalej. Wiele wskazywało na to, że dekoracje, jej dekoracje,

będą jednak wyglądały zupełnie nieźle w tej sali.

W pewnym momencie drzwi do sali otworzyły się i stanęła

w nich Esthera Dalton. Za nią pojawiła się znajoma sylwetka.

Genie, która w ferworze pracy zapomniała o Aleksie, nagle

poczuła, że jest jej słabo.

Znowu zajęła się dekoracjami, ale już z mniejszym zapałem.

Zresztą robota „szła sama", ponieważ wszyscy wiedzieli,

co mają robić.

- Genie, chodź tutaj!- usłyszała głos siostry.

Maggie stała obok Esthery i Alexa.

- Zaraz! Muszę sprawdzić, co z rozetkami! - odkrzyknęła

i pospieszyła w przeciwległy kąt sali.

Jej wysiłki nie zdały się na nic, bowiem Alex po chwili

pojawił się tuż przy niej.

- Ładnie to wszystko wygląda - powiedział z uznaniem.

- To jeszcze nie wszystko. Jutro pojawią się tu jeszcze

świeże kwiaty i balony.

Milczeli przez chwilę.

- Dobrze się wczoraj bawiłaś? - spytał wreszcie Alex.

- Wspaniale. A ty?

- Ciasteczka były naprawdę znakomite.

Znowu zapadło milczenie.

- Czy nie miałabyś ochoty wybrać się na kawę, kiedy

skończysz dekoracje? - spytał.

Na wzmiankę o kawie zrobiło jej się niedobrze.

- Nie. Niestety, muszę Wracać z Annabelle. Nie wzięłam

swojego samochodu.

- Zawiozę cię.

- Motorem? - spytała, wskazując spódnicę.

68 WESELE MARZEŃ

- Nie. Przyjechałem pickupem rodziców. Musiałem

przywieźć trochę nakryć i sztućców. Nawet w Roseleigh nie

mają ich pod dostatkiem - dodał z uśmiechem.

Genie pokręciła głową.

- Nic z tego. Jest już późno. Jedyny lokal otwarty po

dziewiątej to Dixie Lounge.

- Mógłbym wstąpić do ciebie. Powinniśmy pogadać

o tym, co stało się przedwczoraj - dodał, chcąc uprzedzić

protesty.

- Właśnie o to ci chodziło, przyznaj się! Wślizgnąć się do

mojego domu! - powiedziała oskarżycielskim tonem, bezwiednie

podnosząc głos.

Kilka osób spojrzało w ich kierunku. W tym również jej

siostra i Annabelle.

- Chciałbym z tobą porozmawiać - powtórzył Alex.

Genie westchnęła ciężko.

- Dobrze. Będę w domu po dziesiątej. Znasz numer mojego

telefonu.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Genie spojrzała na milczący uporczywie aparat. Nie chodziło

o to, że chciała rozmawiać z Alexem, ale ciekawiło ją,

czy zadzwoni. Nie mogła zapomnieć wyrazu jego twarzy,

kiedy potraktowała go tak obcesowo. Tym razem chyba się

rzeczywiście na nią obraził.

W końcu, w najmniej spodziewanym momencie, usłyszała

dzwonek. Podbiegła szybko do aparatu, a potem, odczekawszy

chwilę, podniosła słuchawkę.

Alex przywitał się, a następnie od razu przeszedł do rzeczy:

- Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie - powiedział.

- Wiesz, wtedy na stacji.

- W porządku.

- W porządku?

- Tak, przyjmuję przeprosiny.

- Co takiego?! Najpierw przez dwa dni bawisz się ze mną

w kotka i myszkę, a potem po prostu mi wybaczasz? Nie

chcesz, żebym ci wszystko wyjaśnił?

- A co chcesz mi wyjaśnić?

- Otóż przyznaję, że pojechałem po benzynę specjalnie,

żeby Kenny nas zobaczył. Jednak nie planowałem tego pocałunku.

To stało się nagle. Chodziło mi tylko o to, żeby Kenny

widział nas razem.

Genie przez chwilę walczyła z ciekawością, w końcu jednak

się poddała.

70 WESELE MARZEŃ

- Dobrze, ale po co to wszystko? - spytała. - To znaczy,

dlaczego Kenny miał nas zobaczyć?

- Żeby zrozumieć, że nie jesteś własnością Willa. Broniłem

twojej wolności i niezależności.

- Potrafię się o to sama zatroszczyć - powiedziała cierpko.

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Poza tym wszyscy

w miasteczku wiedzą, że Will mnie rzucił. - Głos zaczął jej

drżeć. - Nie trzeba o tym nikomu przypominać.

- Uspokój się, Genie. Naprawdę nie chciałem cię urazić.

- Trudno, stało się - powiedziała, z trudem panując nad

sobą. - I tak lepiej, że powiedziałeś to teraz. Będę przynajmniej

pewna, że to nie na mnie ci zależy, tylko chcesz się

odegrać na Willu, Kennym czy Bóg wie na kim jeszcze.

Alex milczał przez chwilę, jakby porażony jej słowami.

- Zaraz, zaraz - wydusił z siebie po chwili, - Naprawdę

myślisz, że mi na tobie nie zależy? Przecież to zaczęło się już

wcześniej.

- A skończyło dwa dni temu - dopowiedziała.

I trwało tak krótko, dodała w duchu. Za parę dni Alex

wyjedzie i znowu wszystko potoczy się dawnym torem: szkoła,

dom, dom, szkoła.

Po drugiej stronie słuchawki znowu zapanowała cisza.

Alex najwyraźniej rozważał kolejną odpowiedź.

- Dobrze. Rozumiem - powiedział w końcu. - Doskonale

pamiętam, co znaczy upokorzenie, i dlatego chciałem cię raz

jeszcze za wszystko przeprosić.

Jego głos brzmiał szczerze. Genie chciała coś odpowiedzieć,

jednak Alex odłożył słuchawkę.

Kto go upokorzył? Genie nie musiała długo szukać odpowiedzi

na to pytanie. Przypomniała sobie chudego chłopaka,

który siadywał samotnie w czytelni albo na ławce w parku,

WESELE MARZEŃ 71

obserwując, jak inni grają w piłkę. Tak, Alex wiedział, co to

samotność i upokorzenie.

Raz jeszcze pożałowała tego, że nie była wtedy dla niego

milsza. Czuła się zawstydzona swoją postawą sprzed lat. Co

gorsza, nie potrafiła znaleźć dla siebie usprawiedliwienia. Może

i nie zrobiła niczego złego, lecz również mu nie pomogła. Mogła

przynajmniej co jakiś czas z nim porozmawiać lub wybrać się

na spacer. To jednak naraziłoby ją na szyderstwa ze strony kolegów.

Czy była wówczas na tyle silną żeby to znieść?

Cieszyła się wtedy sporą popularnością. Zwłaszcza wówczas,

gdy została dziewczyną Willa. Wszystkie koleżanki zazdrościły

jej takiego chłopaka. Te same, które później powychodziły

za mąż i były szczęśliwe. Ciekawe, jak by się do niej

odnosiły, gdyby zdecydowała się wybrać z Alexem do kina?

I, przede wszystkim, czy jej samej starczyłoby na to odwagi?

Posmutniała na myśl o tym, jaką wówczas była osobą.

Alex odłożył słuchawkę i poszedł do salonu. Wszyscy

w uroczystym nastroju pochłaniali resztki ciasteczek. Starsi

członkowie rodziny pili kawę, zaś dzieci musiały zadowolić

się mlekiem.

Przed laty Alex czuł się wyobcowany w czasie takich ro -

dzinnych spotkań. Teraz to minęło. Czuł jednak żal do kuzy -

nów za to, że wcześniej nie potrafili go zaakceptować. Gdyby

go kiedyś traktowali inaczej, jego życie w Wiley byłoby zna -

cznie łatwiejsze.

- Chodź, Alex. Masz jeszcze szansę na ostatnie ciasteczka

- powiedział Donny.

Grandee puściła oko do prawnuka.

- I tak ma już niezły wynik - powiedziała. - Był wczoraj

w domu i mógł zjeść ile dusza zapragnie.

72 WESELE MARZEŃ

- No, jeśli tak... - powiedziała któraś z kuzynek, sięgając

po kolejne ciasteczko. - Powinnam się chyba zacząć odchudzać,

ale dopiero po urodzinach.

Przez chwilę rozmowa koncentrowała się na tematach kulinarnych.

Starano się ustalić, kto zjadł ile ciasteczek i komu

należą się ostatnie. W końcu, kiedy okazało się, że dzieci, nie

zważając na dyskusję, opróżniły do końca talerz, zajęto się

innymi problemami.

Robiło się już późno. Część osób, mieszkających w Wiley,

zaczęła wychodzić. Inni rozeszli się do swoich pokojów.

W końcu w salonie został tylko Alex z prababką.

- Chyba też powinniśmy już iść do łóżka - powiedział

Alex. - Jutro wielki dzień.

Grandee zamyśliła się na chwilę.

- Nie czuję wcale tych stu lat - powiedziała.

- Jasne. Wyglądasz jak nastolatka.

- Alex! - wykrzyknęła Grandee z wyraźnym zgorszeniem.

- No to co mam powiedzieć? Że wyglądasz na osiemdziesięciolatkę?

Popatrz na panią Darkley. Jest o ponad dwadzieścia

lat od ciebie młodsza, a wygląda jak twoja matka!

Grandee pokiwała głową.

- Nie o to mi chodziło - powiedziała. - Wiesz, jestem

prawdopodobnie najstarszą osobą w okolicy, a wcale nie czuję

się ani mądrzejsza od innych, ani bardziej dojrzała.

- To lepiej. Przynajmniej masz jeszcze w życiu coś do

zrobienia.

Grandee roześmiała się serdecznie.

- Tobie tylko żarty w głowie. A skoro już mówimy o żartach,

to zdaje się, że spodziewasz się tutaj tych dwóch żartownisiów.

WESELE MARZEŃ 73

Alex od razu domyślił się, o kogo chodzi. Grandee odwiedziła

go w zeszłym roku w Nowym Jorku, gdzie poznała Jesse'a

i Rorke'ego. Wszyscy bawili się wtedy świetnie i Grandee

rzeczywiście mogła odnieść wrażenie, że życie właścicieli

olbrzymiej firmy polega na strojeniu żartów od rana do

nocy.

- Rorke stał się teraz poważnym człowiekiem - zauważył.

- Ożenił się niedawno.

- Pamiętam. Czy przyjedzie z żoną?

- Myślę, że tak.

- Jego prababka pewnie bardzo się cieszy z tego, że się

wreszcie ustatkował.

Alex przeczuwał już, co się święci. Zaczynał już żałować,

że wspomniał o Rorke'em, chociaż Grandee i tak poprowadziłaby

rozmowę w ten sposób, że poruszyliby jej ulubiony

temat.

- Hm, wydaje mi się, że jego prababka już nie żyje.

- Nieważne. I tak na pewno cieszy się tam, w niebie. -

Grandee wzniosła oczy ku górze. - Teraz pewnie niecierpliwie

czeka na praprawnuki.

- Ależ Grandee, masz mnóstwo praprawnuków.

- Od przybytku głowa nie boli - powiedziała sentencjonalnie

prababka. - Już sobie wyobrażam tych wszystkich

chłopaczków...

Alex też sobie wyobraził, ale dziewczynki. Z długimi włosami,

ślicznymi buziami i oczami o barwie laskowych orzechów.

Takimi, jak ma Genie.

Dlaczego, do diabła, Genie? zreflektował się po chwili.

Przecież w ogóle nie brał pod uwagę tego, że mógłby się z nią

ożenić. Ale kiedy zobaczył ją wczoraj w Roseleigh, miał

ochotę wziąć ją w ramiona. W posiadłości było wiele pięk74

WESELE MARZEŃ

nych pokojów i mogliby zająć któryś z nich. Szkoda tylko, że

Genie patrzyła na niego oczami zranionej sarny.

Niech cierpi! Dlaczego miałby się nią przejmować? Przecież

ona w ogóle się o niego nie troszczyła przez tyle lat.

- Wiesz, jeśli się ożenię - zwrócił się do prababki - dam

córeczce twoje imię.

Grandee uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- Mam nadzieję, że tego dożyję.

Objął ją i przytulił.

- Na pewno dożyjesz - powiedział. - Na pewno.

Kiedy Genie obudziła się następnego ranka, wciąż dręczyło

ją olbrzymie poczucie winy. Zrobiła sobie staranny makijaż

i włożyła lepsze ubranie, w nadziei że spotka Alexa. Może

wtedy uda się go przeprosić za wszystko. Za to, co zrobiła,

i za to, czego nie zrobiła.

Następnie wyszła i skierowała się w stronę domu rodziców.

W każdą niedzielę jedli wspólne śniadanie, a potem jechali

razem do kościoła. Dzisiaj mieli zostać dłużej w mieście,

żeby popatrzeć na wielką paradę zorganizowaną na cześć

Grandee. Całe miasteczko świętowało jej urodziny. Była pier -

wszą obywatelką Wiley, która dożyła setki. Tak przynajmniej

wynikało z dokumentów.

Po nabożeństwie Genie kupiła siostrzeńcom prażoną kukurydzę

i poszli całą rodziną do sklepu ojca, skąd można było

podziwiać panoramę miasteczka. Genie rozglądała się dokoła.

Zastanawiała się, gdzie może być teraz Alex, Po chwili usłyszała

ryk motocykla i od razu domyśliła się, że to on nadjeżdża.

W miasteczku było co prawda sporo motorów, ale żaden

nie był tak głośny.

Po chwili okazało się, że miała rację. Odziany w skórę

WESELE MARZEŃ 75

Alex jechał wolno ulicami miasta, a wszyscy wiwatowali na

jego cześć. Ten entuzjazm nawet nie dziwił Genie, ponieważ

miasteczko nigdy nie widziało kogoś takiego jak Alex. Okazało

się jednak, że te wiwaty nie są przeznaczone dla niego.

Za Alexem siedziała niewielka osóbka, również ubrana

w skórzaną kurtkę. Genie przetarła oczy. Nie, nie myliła się.

To była Grandee!

Alex zatrzymał lśniący chromem motor przed trybuną honorową.

Szeryf Zeke Conroy pomógł Grandee zsiąść, a następnie

zaprowadził ją na honorowe miejsce. Potem przemówił

burmistrz Wiley, który na zakończenie wręczył jubilatce ol -

brzymi klucz do bram miasta.

Wszyscy usiedli. Alex zajął miejsce niedaleko prababki.

I właśnie w tym momencie znowu rozległy się radosne okrzyki.

Co się stało? Czyżby przybył ktoś jeszcze?

Genie usłyszała znajome imię: „Willy! Willy jest z nami!"

Więc jednak przyjechał. Jego samochód zatrzymał się nie

opodal trybuny i natychmiast obskoczyli go fotoreporterzy.

Will nie był sam. Razem z nim przyjechała jakaś dziewczyna.

Genie wcale się tego nie spodziewała, więc przeżycie było

tym bardziej przykre. Już jego widok w telewizji przyprawiał

ją o zły humor. A co dopiero teraz, na żywo.

Genie rozejrzała się dokoła. Nikt nie zwracał na nią uwagi.

Zaczęła się przeciskać do tyłu. Chciała stąd uciec jak najszybciej.

Alex od razu zauważył Genie niedaleko sklepu jej ojca.

Z dnia na dzień coraz bardziej jej pragnął. Ale też Genie

powoli stawała się coraz piękniejsza. Powoli wyzwalała się

z szarego kokonu codzienności, prezentując to, co miała najlepszego.

Dzisiaj szczególnie przypominała dawną Genie.

Alex pomyślał, że dałby wiele, żeby ją teraz zdobyć.

76 WESELE MARZEŃ

Nagle usłyszał okrzyki, a potem nazwisko Willa Tuckera.

Natychmiast go rozpoznał, gdy tylko Will wysiadł z samochodu.

Spojrzał w kierunku sklepu Hillów. Genie wyglądała

tak, jakby zobaczyła ducha. Zaczęła się wolno wycofywać

i wkrótce zniknęła mu z oczu. Alex poprosił ojca, żeby powiedział

Grandee, że wraca do domu, i ruszył w pościg za

Genie.

Najpierw musiał się przepchnąć przez spory tłumek skau -

tów, następnie wyminął członkinie żeńskiej orkiestry dętej

i wniknął w tłum. Szukał Genie w okolicach sklepu, ale jej

nie znalazł. Zdeterminowany ruszył przed siebie.

Genie leżała na swoim łóżku i zanosiła się płaczem. Tuż

obok leżała jej ślubna sukienka. Uspokoiła się trochę i przeciągnęła

ręką po gładkim materiale. Wystarczyło jednak, że

raz nań spojrzała i znowu wybuchnęła płaczem.

W pewnym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Nie

chciało jej się podnieść. Miała nadzieję, że intruz zaraz sobie

pójdzie, kimkolwiek jest. Zresztą domyślała się, że siostra

zauważyła jej ucieczkę i przyszła ją pocieszyć. Maggie na

pewno nie będzie miała za złe, jeśli jej nie wpuści.

W tym momencie usłyszała skrzypienie frontowych drzwi.

Tak, rzeczywiście zapomniała je zamknąć. Maggie tym razem

wchodzi na górę wolniej niż zwykle.

Genie usiadła i wytarła łzy z policzków. Nie chciała uda -

wać, że nie płakała. Chodziło o to, żeby zachować się godnie.

- Wiem, co chcesz powiedzieć - zaczęła, słysząc kroki tuż

przy drzwiach. - To prawda, że trochę... Alex?!

Zerwała się z łóżka, starając się zasłonić ślubną suknię.

- To ty? Myślałam, że to Maggie. Zawsze przychodzi,

kiedy... O Boże, Alex, co tutaj robisz?!

WESELE MARZEŃ 77

- Nic ci nie jest? - spytał z niepokojem.

- Jasne, że nic. - Próbowała się uśmiechnąć, ale jej dolna

warga drżała od tłumionego łkania.

Spojrzała na Alexa, W skórzanej kurtce i spodniach wyglądał

jak superbohater z jakiegoś filmu. Był uwodzicielski,

pociągający i... potwornie daleki.

Okazało się, że jednak nie tak bardzo, ponieważ już po

chwili znalazła się w jego ramionach. Kołysał ją delikatnie

i szeptał coś do ucha.

- Aż tak go kochasz? - dotarło do niej kolejne pytanie.

Czy kochała jeszcze Willa? W tej chwili mógłby dla niej

w ogóle nie istnieć. Liczył się tylko Alex i tylko z nim chciała

być.

Genie znowu zaczęła płakać. Kilka pierwszych łez kapnęło

na czarną skórę.

- Pomoczę ci kurtkę - powiedziała.

Alex odsunął ją od siebie, a następnie sięgnął do zamka.

Chciał ją zdjąć. Chciał się rozebrać w jej sypialni! Rozpiął

kurtkę i rzucił ją na krzesło. Teraz miał na sobie wypłowiałą

niebieską koszulkę i spodnie. Genie zastanawiała się, czy

spodnie przy zdejmowaniu również wydawałyby podobny,

skrzypiący odgłos.

Znowu ją przytulił. Poczuła ciepło jego ciała i siłę mięśni,

chociaż były tylko lekko naprężone.

- Więc nie wiedziałaś, że Will przyjedzie na uroczystość?

- spytał ją.

- Nie. - Jej głos był stłumiony i dochodził jakby z oddali.

Tak, jakby ktoś inny odpowiadał za nią. Gdyby tylko mogła

tak trwać i nie ruszać się...

Alex dotknął jej szyi. Genie poczuła, jak dreszcz przeszywa

całe jej ciało.

78 WESELE MARZEŃ

- Nie powinnaś zapominać, że są też na tym świecie inni

mężczyźni - powiedział. - Daj im szansę.

Genie uśmiechnęła się mimo woli.

- Niby komu?

- Na przykład mnie.

- Tobie?

- Oczywiście. Nawet nie wiesz, jak by nam było ze sobą

wspaniale.

Genie też tak sądziła. Bała się tylko tego, co miało nastąpić

potem. Pożegnania, wyjazdy, łzy - miała już tego dosyć.

Alex pochylił się, żeby ją pocałować. Poczuła, że ziemia

usuwa się jej spod nóg. Nie miała siły, żeby walczyć.

Jęknęła cicho, zanim ich usta zwarły się w namiętnym pocałunku.

Tym razem czuła się inaczej niż za pierwszym czy drugim

razem. Nikt ich nie obserwował. Czuła się całkowicie wolna.

Mogła więc oddać się Alexowi z całą pasją i zaangażowaniem.

Oboje dosłownie rzucili się na siebie jak spragnieni

siebie kochankowie. Spijali słodycz ze swoich ust, nie mogąc

się od siebie oderwać.

Alex pierwszy zakończył pocałunek. Odsunął Genie trochę

od siebie, a następnie zdjął jej bluzkę. Następnie niecierpliwie

szarpnął biustonosz, odrywając haftkę z tyłu. Genie dotknęła

jego koszulki. Zrozumiał i zdjął ją natychmiast. Następnie

wbił w nią pełen pożądania wzrok.

- Jesteś piękna - szepnął, dotykając jej piersi.

Mogłaby powiedzieć to samo, gdyby potrafiłaby w tej

chwili wydobyć z siebie głos. Szeroki tors Alexa złocił się

jedwabistymi włoskami. Cienka linia włosów przebiegała

w dół ku spodniom. Kiedy zerknęła niżej, natychmiast zrozumiała,

że Alex jej pragnie.

WESELE MARZEŃ 7 9

Jęknęła cicho, a on znowu wziął ją w ramiona. Po chwili

położył ją na łóżku. Genie czekała niecierpliwie.

- Co się stało? - spytała po chwili.

- Co to takiego? - odpowiedział pytaniem, wskazując coś,

co leżało obok.

Nawet nie musiała tam patrzeć. Natychmiast przypomniała

sobie o sukni.

- Moja suknia ślubna - wyjaśniła i sięgnęła po nią, żeby

zasłonić piersi. - Kupiłam ją po zaręczynach z Willem.

- Więc sprawy zaszły aż tak daleko?

Skinęła głową.

- Mieliśmy już wyznaczoną datę ślubu. - Alex milczał,

więc ciągnęła: - Wszystko było zaplanowane. Wesele miało

się odbyć w Roseleigh. Zawsze o tym marzyłam.

- A czy nie było ważniejsze, za kogo wyjdziesz?

Genie wzruszyła ramionami.

- Zdecydowałam, że wyjdę za Willa, kiedy miałam dwanaście

lat - powiedziała. - Nad czym tu się było zastanawiać?

Poczuła dotyk jedwabiu na gładkiej skórze. Jej sutki były

twarde i jakby naelektryzowane. Wciąż pragnęła Alexa. Wystarczyło

jednak spojrzeć mu w oczy, żeby stwierdzić, że nic

dzisiaj z tego nie będzie. Genie sięgnęła po bluzkę.

- Dziękuję, że się o mnie zatroszczyłeś - powiedziała bez

przekonania.

- Nie ma za co. Mam nadzieję, że spotkamy się wieczorem.

- Wieczorem?

- W Roseleigh. Na przyjęciu urodzinowym.

Will też tam pewnie będzie.

- Nie, nie pojadę.

- Nie wygłupiaj się. Boisz się Willa i tej jego piękności?

Wobec tego wybierz się tam ze mną.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Genie stwierdziła po chwili, że nie jest to taki zły pomysł.

Któż mógł jej zabronić wybrać się na przyjęcie z szefem

Yankee Motorworks?

- Sama nie wiem, Alex - powiedziała. - Ostatecznie,

wcale mi się nie spodobało, kiedy wykorzystałeś mnie do

porachunków z Kennym. A teraz musiałabym zrobić to samo.

Alex pokręcił głową.

- Jest jednak pewna różnica. Przecież sam cię o to proszę.

Miał rację. Genie myślała o tym już wcześniej.

- Hm, tak się zastanawiam.

- Proszę.

Spojrzała na Alexa. Will zawsze wydawał jej się wcieleniem

ideału mężczyzny, jednak teraz ten ideał zblakł i stał się

mało istotny.

- Trudno ci odmówić - szepnęła.

Alex dosłyszał jednak jej słowa w ciszy panującej w domu.

- Wobec tego zgódź się.

Genie wzruszyła ramionami, jakby chciała się jeszcze bronić,

a następnie skinęła głową. Miała nadzieję, że nie popełnia

błędu.

- Dobrze. Wybiorę się z tobą do Roseleigh. - Sama ta

nazwa przyprawiła ją o dreszcze, - O której pojedziemy?

- Wpół do siódmej?

- Świetnie.

WESELE MARZEŃ 8 1

Alex uśmiechnął się do niej i sięgnął po koszulkę i kurtkę.

Następnie, nie wkładając ich, podszedł do drzwi. Genie zagryzła

wargi, bojąc się, że zaraz zacznie go wołać. Znowu

odchodził. Taki już jej los. Powinna go zatrzymać, poprosić,

żeby został.

Wsłuchiwała się uważnie w jego kroki na schodach. Alex

zatrzymał się w przedpokoju i wtedy pomyślała, że może

zmienił zdanie i zaraz do niej wróci. Dopiero kiedy usłyszała

dźwięk suwaka, uświadomiła sobie, że przecież musiał się

ubrać. Następnie drzwi frontowe znowu skrzypnęły i Alex

wyszedł przed dom.

Zdecydował, że pójdzie do domu pieszo. Nie chciał wracać

po motor, gdyż naraziłoby go to na pytania, gdzie był i co

robił. Alex nie czuł się na siłach, żeby na nie odpowiadać i

w ogóle nie miał ochoty na rozmowy. Wolał przemyśleć sobie

pewne sprawy.

Poza tym chciał położyć się i odpocząć. Czuł się tak, jakby

przebiegł kilkadziesiąt kilometrów.

Myśli o łóżku spowodowały, że przypomniała mu się Genie.

Słusznie domyślał się, że pod nijakimi ubraniami kryje

się piękne i ponętne ciało. Nie sądził jednak, że aż tak piękne.

Gładka skóra, cudowne piersi, wznoszące się i opadające namiętnie

- to wszystko powracało do niego niczym sen.

Do licha, gdyby nie ta suknia!

Alex chciał kochać się z dumną dziewczyną, którą bał się

kiedyś zaprosić do kina. Nie miał zamiaru wykorzystywać

kobiety płaczącej z żalu nad marzeniami z młodości.

Maggie zadzwoniła do siostry z domu rodziców tuż po

porannych uroczystościach.

82

WESELE MARZEŃ

- Jasne, że sama. Dlaczego pytasz?
Maggie chrząknęła znacząco.

Ciekawość Maggie osiągnęła zenit.

Siostra wydała radosny okrzyk.

- No! To już jest coś!

Alex przyglądał jej się dokładnie, co przypomniało Genie że widział ją dziś rano prawie nagą. Zarumieniła się więc i spuściła oczy.

- Piękna. Jesteś naprawdę piękna - powiedział z podzi-
wem. W jego głosie było coś, co kazało wierzyć w szczerość
tej wypowiedzi.

Genie uśmiechnęła się z zażenowaniem. I tak dobrze, ż nie odsłoniła bardziej biustu. Teraz cieszyła się, że zmienił plany. Zamiast wspaniałej sukni włożyła wygrzebaną z dna szafy sukienkę mini, którą kupiła jeszcze w czasach, kiedy chodziła z Willem. Kiedy odprasowała ją i powiesiła w sza-fie, odniosła wrażenie, że pozostałe części garderoby zbiły się w stadko, niczym kury na widok jakiegoś szczególnie pięk-nego bażanta.

WESELE MARZEŃ 83

- Ty też świetnie wyglądasz.

Alex miał na sobie garnitur i krawat. Tak pewnie ubierał się na ważne spotkania. Gustownie i uroczyście, ale jednak pewnym luzem. Genie przypomniała sobie jego nagi tors i znowu dostała wypieków.

- To co? Idziemy już?

Najchętniej na górę do sypialni, pomyślała.

- Oczywiście.

Otworzył drzwi i puścił ją przodem. Wziął nawet klucz z jej ręki, żeby zamknąć dom.

- Co to takiego? - Stanęła jak wryta na widok luksusowe­
go samochodu.

Alex wzruszył ramionami.

- A, to nasza limuzyna. Rorke i Jesse nalegali, żebym ją
wziął. Nie mamy zbyt wielu okazji, żeby z niej korzystać

wyjaśnił.

Genie jeździła już limuzyną. Dawno temu, z Willem. Wy­dawało jej się, że od tego czasu minęły wieki.

Genie nie miała zamiaru ukrywać, że uważa Alexa za narzędzie do walki z Willem. Wręcz przeciwnie, chciała to

podkreślić.

- Poradzę sobie - odparła. - Przecież zawsze będę mogła

zniknąć za twoimi plecami.

Skinął głową, rozumiejąc, o co jej chodzi. Wsiedli do li-


84 WESELE MARZEN

WESELE MARZEN

85



muzyny i Alex przedstawił ją Jesse'owi, Rorke'emu oraz jego ślicznej żonie, Callie, przypominającej Grace Kelly z czasów młodości.

Alex i jego koledzy wyglądali w zestawieniu jak pozytyw i negatyw. Zarówno Jesse, jak i Rorke byli śniadzi i mieli ciemne włosy, przy których jasne włosy Alexa wydawały się niemal białe. Zresztą wszyscy o tym wiedzieli i żartowali so­bie nawet, mówiąc o moczeniu Alexa w atramencie czy czymś tego rodzaju.

Przy okazji Alex informował wszystkich o mijanych miej­scach i budynkach.

O, to właśnie ratusz - powiedział, kiedy przejeżdżali przez centrum.

A ty? chciała zapytać Genie. Nie zdążyła jednak, a może przede wszystkim zabrakło jej śmiałości.

A więc wyjeżdża już jutro, pomyślała ze smutkiem Genie. Już go więcej nie zobaczę. Nie będę miała okazji, żeby go lepiej poznać. Żeby się z nim kochać.

Jesse zaklął, a następnie przeprosił panie. Genie niewiele z tego rozumiała, w tym jednak momencie wyraźnie się oży­wiła.

- I co? Zdradzicie, kim oni są?
Alex potrząsnął głową.

Pozostała część drogi upłynęła im w miłej atmosferze. Ge­nie przestała się w ogóle przejmować Willem. I dopiero wów­czas, kiedy przyjechali do Roseleigh, poczuła pewien niepo­kój. Zaczęła się zastanawiać, czy Will już przyjechał i czy towarzyszy mu owa piękna dziewczyna.

Wszystkie złe myśli ustąpiły jednak, kiedy Alex wziął ją za rękę, żeby pomóc przy wysiadaniu. Spojrzała mu w oczy. Czy domyślał się, iż pragnie teraz, żeby znów byli razem w sypialni?


86 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEN 87



Alex uśmiechnął się, widząc jej spojrzenie, a Genie zaczer­wieniła się jak nastolatka. Tak, na pewno się domyślił. Pochy­lił się bowiem i lekko Ucałował jej dłoń. Poczuła muśnięcie warg na skórze i zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Kto by przypuszczał, że można ją wprawić w takie zakłopotanie!

Alex prowadził ją po schodach, a za nimi szli Rorke z żoną i wciąż dowcipkujący Jesse.

- Hej, ta chata jest prawie tak duża jak twoja - powiedział
Jesse do Rorke'ego.

Rorke z powagą skinął głową, a Callie roześmiała się ser­decznie.

- Jest nawet większa - dodała po chwili.

Genie zazdrościła jej swobody, z jaką obejmowała męża. Czuło się w tym beztroskę, jak i prawdziwą miłość, którą oboje bezustannie sobie okazywali. Przypomniało jej się, że nawet wówczas, kiedy była z Willem, to zawsze i tak znajdo­wała się o dwa kroki za nim, jakby dla podkreślenia tego, kto jest tutaj najważniejszy.

Genie potrząsnęła głową. Nie, nie może pozwolić, żeby wspomnienia o Willu znowu zakłócały jej życie. Musi myśleć o przyszłości albo, jeszcze lepiej, o teraźniejszości i o tym, że właśnie teraz, w tej chwili ma przy sobie Alexa.

W sali balowej było już sporo ludzi. Jedni przechadzali się po przestronnym wnętrzu, inni zaś zbili w grupki i wiedli ożywione dyskusje. Co jakiś czas słyszało się wesołe okrzyki. To po latach spotykali się starzy przyjaciele. Wszyscy jednak serdecznie witali się z Grandee.

Następnie zaproszono gości na kolację. Na środek sali wjechał wielopiętrowy tort i Grandee musiała najpierw zdmu­chnąć wszystkie świece. Później wszyscy zajęli swoje miej­sca. Dopiero wtedy Genie zdecydowała, że sprawdzi, gdzie

siedzi Will. Nie musiała go długo szukać. Zajmował miejsce nie opodal, tuż koło Skipa Evansa, i wpatrywał się w nią dziwnym wzrokiem.

O dziwo, nic ją to nie obchodziło. Nie poruszył jej nawet widok ślicznej blondynki przy jego boku. Sama wiedziała, że wygląda ładnie, i może to pomogło.

Esthera Dalton wyznaczyła Alexa, Rorke'ego i Jesse'a do przenoszenia prezentów, które składano na specjalnie do tego celu przeznaczonym stole, tak, by Grandee mogła je bez trudu rozpakować. Will skorzystał z okazji i wśliznął się na miejsce przy Genie.

- To znakomicie - stwierdziła, obdarzając go kolejnym
uśmiechem.

Will położył rękę na oparciu krzesła, na którym siedziała, i pochylił się w jej stronę.

Genie spojrzała na niego ze zdziwieniem.

Will milczał przez chwilę. Jedną rękę wciąż opierał na jej krześle, a drugą pocierał w zakłopotaniu brodę.


88 WESELE MARZEŃ

- Wiesz, tego lata, kiedy uczył cię matmy, przyłapałem go
w lesie. I wiesz, co robił? Ćwiczył zapraszanie ciebie do kina.
Miałem niezłą zabawę. Mówię ci, obśmiałem się jak norka.

Alex chciał iść z nią do kina?! Nigdy się z tym nie zdradził. Zaprosiła go nawet kiedyś na urodziny, ale nie przyszedł. Oczywiście w tamtych czasach była z tego zadowolona, po­nieważ uważała, że Alex zepsułby wszystkim zabawę.

Genie poczuła ssanie w dołku. Zrobiło jej się słabo. Czy to możliwe, żeby Alex z tego powodu zachowywał się tak dziwnie na stacji benzynowej?

Kenny też o tym wiedział? - spytała, chociaż z góry znała odpowiedź.

- Oczywiście. Bratu bym nie powiedział?

Nawet gdyby nie wiedział, Alex i tak rozumowałby podo­bnie jak Will. Genie wiedziała, że o wszystkim opowiada się najpierw rodzeństwu.

- Dziękuję za informacje, Will - powiedziała słabym gło­
sem.

Próbowała się jakoś pocieszyć, myśląc o tym, że być może po prostu podoba się Alexowi. Jednak, prawdę mówiąc, coraz bardziej w to wątpiła. Zaczęła też podejrzewać, że Alex wy­brał się z nią do Roseleigh po to, żeby odegrać się na Willu, a nie po to, żeby jej pomóc.

- Nawet nie wiesz, czym może być chęć zemsty - ciągnął
Will. - Popatrz na niego. Czy wygląda na faceta, któremu
brak kobiet? Czy musiał koniecznie przyjechać na to zadupie,
żeby odnaleźć cię po tylu latach?

WESELE MARZEŃ 89

Genie spojrzała w stronę stołu, przy którym właśnie stał Alex. Od razu też mogła odpowiedzieć na pytania Willa. Co więcej, nie uszło jej uwagi to, że wiele kobiet patrzyło na niego z wyraźnym zachwytem. Co prawda, Jesse i Rorke też cieszyli się powodzeniem.

- Nawet jeśli chce się zemścić, to, prawdę mówiąc, nie
powinieneś się tym przejmować - rzuciła w stronę byłego
narzeczonego.

Will ujął ją pod brodę, czego wyjątkowo nie znosiła, a na­stępnie spojrzał jej w oczy.

- Chodzi mi o ciebie, złotko - powiedział. - Nie chcę,
żeby cię skrzywdził.

Genie zaśmiała się gorzko.

- Mężczyźni! Więc ty możesz mnie krzywdzić do woli,
ale innym wara ode mnie?!

Oczy Willa zwęziły się w szparki. Jednocześnie zauważyła napięte mięśnie policzków.

- Posłuchaj, chodzi o to, że...

Genie wstała gwałtownie i odsunęła krzesło.

- Dziękuję za dobre rady, ale sama potrafię się o siebie
zatroszczyć.

Will ponownie otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale Genie odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę toalety.

Spędziła w toalecie równy kwadrans, a następnie stwier­dziła, że jest już bezpieczna. Wyszła ostrożnie i zajrzała do sali balowej. Cisza i spokój. Wszyscy byli zajęci deserami. Dopiero po chwili dostrzegła kątem oka jakąś sylwetkę zmie­rzającą w jej stronę. Przestraszyła się, że to Will, a następnie odetchnęła z ulgą, widząc Alexa.

Pomachała do niego ręką, chcąc dać znak, że go widzi. Co


90 WESELE MARZEŃ

za różnica, jakie motywy kierowały Alexem. I tak chciała z nim być i czuła, że on też jej pragnie.

Alex odetchnął z ulgą, a następnie pocałował ją pod wpły­wem impulsu. Genie poczuła, że znowu ogarnia ją radość.

Alex odsunął się od niej trochę.

. - Przynajmniej, jeśli chodzi o mnie,

Genie przez chwilę gryzła wargi, nie mogąc się zdecydo­wać. W końcu jednak pomyślała, że już jutro go tutaj nie będzie.

- A gdybym przystała na twoją propozycję?

Spojrzała mu znienacka w oczy. Pragnął jej, to było oczy­wiste. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby ukryć pożądania. Dopiero teraz Genie nabrała pewności, że to nie mogła być tylko chęć zemsty.

Alex dotknął jej dłoni, a następnie rozejrzał się po sali. Wszyscy z podziwem oglądali prezenty rozpakowywane przez Grandee. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Nikt, poza jedną osobą, ale akurat nią nie musiał się przejmować. Alex pociągnął Genie za sobą i po chwili znaleźli się poza zasię­giem wzroku obecnych na imprezie.

- Naprawdę? - spytał, tuląc ją do siebie.,

WESELE MARZEŃ 91

Skinęła głową, a następnie rozchyliła usta do pocałunku. To było coś niesamowitego. Oboje jakby oderwali się od ziemi.

- Czy mówiłem już, że wspaniale wyglądasz w tej sukien­
ce? - spytał, kiedy oderwali się od siebie.

Odpowiedział mu zduszony jęk.

- Chodźmy na kolację - powiedział, biorąc ją za rękę. -
W tym domu jest za dużo wolnych sypialni, a ja czuję, jak
moja wola topnieje niczym wosk.

Kiedy usiedli przy stole, Grandee wciąż była zajęta roz­pakowywaniem prezentów. Will gdzieś zniknął, zostawiając swoją płowowłosą lwicę. Genie wypiła ostatni łyk wina, jaki został w jej kieliszku, a następnie, ponieważ kelnerzy gdzieś zniknęli, poprosiła Alexa o dolewkę. Alex znalazł niemal peł­ną butelkę na stoliku Donny'ego.

- Wiesz - powiedział kuzyn, kiedy Alex pochylił się, żeby
wziąć wino - Genie wygląda dzisiaj niezwykle pięknie,
a Will patrzy na was jak jastrząb.

Alex tylko wzruszył ramionami. Nie dziwił się Willowi. Od razu zauważył, że Genie wygląda inaczej niż zwykle. Wcale też nie żartował, kiedy mówił o wolnych sypialniach i swojej słabej woli.

Jednak nie mógł się pozbyć wizji innej Genie: zapłakanej i nieszczęśliwej, przyciskającej do nagiej piersi zapomnianą suknię ślubną, której nie miała okazji włożyć.

Chciał wstać od stołu, ale Donny złapał go za rękę.

- Na początku myślałem, iż zwariowałeś, że chcesz z nią
chodzić, ale teraz widzę, że miałeś rację - dodał dramatycz­
nym szeptem.

Alex skinął głową.


92 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ

93



- Dzięki - powiedział.

Rozumiał, oczywiście, że to był komplement pod adresem Genie. Niemniej bolało go, że wygląd zewnętrzny jest wciaż tak ważny w tym zapomnianym przez Boga i ludzi mias­teczku.

Wcale się nie czuł lepszy od Genie. Łączyły ich wspólne doświadczenia. Ona też poznała smak upokorzenia.

Maggie zajęła miejsce obok siostry, gdy tylko zauważyła, że Alex odchodzi gdzieś w niewiadomym celu. Genie przed­stawiła siostrę Jesse'owi, Rorke'emu i Callie. Maggie zamie­niła parę słów ze wszystkimi, zapytała, jak im się podoba w Wiley, a następnie zniżyła głos tak, by mogła ją słyszeć jedynie siostra.

Genie machnęła lekceważąco ręką.

Genie poczuła, że chce jej się śmiać.

Genie skinęła głowach. W słowach siostry było sporo pra­wdy. Po chwili wrócił Alex z winem i Maggie odeszła. Po­wiedziała, że musi przekonać się, co słychać u rodziny.

Grandee skończyła wreszcie rozpakowywanie prezentów i rozpoczęły się tańce. Na jej życzenie orkiestra zagrała walca.

Alex skłonił się lekko Genie i wyszli na parkiet. Bawiła się cudownie. Czuła blisko siebie silne męskie ciało, co dodawało jej odwagi. Nie tańczyła od ładnych paru lat, ale mimo to pamiętała kroki.

Walc się skończył i orkiestra zagrała następną melodię. Genie dostrzegła Willa, który po chwili stanął przed nią i skło­nił się nisko.

- Zdaje się, że obiecałaś mi następny taniec - powiedział
Alex i jednocześnie ścisnął jej ramię.

Genie skinęła głową.

Znowu zaczęli tańczyć, tym razem przytuleni do siebie. Genie czuła wyraźnie zapach wody toaletowej Alexa. Taniec się skończył i Will znowu spróbował szczęścia, ale tym razem ubiegł go Jesse.

Tłumiąc śmiech Genie skinęła głową. Jesse był dobrym tancerzem. Prowadził ją pewnie, ale jed­nocześnie zachowywał odpowiedni dystans.

- Dziękuję za ratunek - powiedziała.
Jesse uśmiechnął się do niej.

94 WESELE MARZEŃ

interesów. Sam nie wiem, co byśmy bez niego zrobili. Trzeba tylko było nad nim popracować i zmusić, żeby zdjął te swoje okularki.

- Znacie się z ogólniaka?
Jesse pokręcił głową.

- Nie, poznaliśmy się dopiero na studiach. A potem byli­
śmy razem w wojsku.

Genie dopiero teraz zrozumiała, że metamorfoza Alexa była sprawą niedawną. Dokonała się pewnie jakieś osiem, dziewięć lat temu.

Z kolei Jesse przejął inicjatywę:

Genie zaczęła sobie przypominać szczegóły tej znajomości i znowu zrobiło jej się głupio. Jesse zaczął znowu coś mówić o Aleksie, ale ona go nie słuchała. Dopiero znajomy baryton przywrócił ją do rzeczywistości:

Pozwolicie, że włączę się do rozmowy.

Taniec właśnie się skończył, a przed nimi stał Alex.

- No proszę - roześmiał się Jesse - o wilku mowa. Proszę,
przekazuję ci Genie.

Reszta wieczoru minęła jej jak sen. Czuła się jak Kopciu­szek zaproszony na bal. Tańczyła, rozmawiała, wymieniała uprzejmości ze znajomymi, ale tak naprawdę czuła się tak, jak kolorowy motyl w chwilę po wyjściu z kokona. Nawet nie zauważyła, że zegar wybił najpierw północ, a potem pierwszą i drugą. W końcu Alex powiedział, że czeka na nich samo­chód. Genie spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia.

WESELE MARZEŃ 95

Grandee, która i tak wytrzymała dość długo, pojechała razem z nimi. Co prawda, zabawa miała trwać do białego rana i wszyscy prosili, żeby została, ale powiedziała, że czuje się na to za stara.

Genie poczuła ukłucie w sercu. Tak, Alex na pewno był mężczyzną zdolnym do okazywania miłości i przywiązania. Tylko jej proponował związek na jedną noc. No cóż, dobre i to. Zresztą Will też jej nie chciał. Może jest w niej coś takiego, co zniechęca mężczyzn.

Zatrzymali się najpierw przed jej domem. W ten sposób straciła jedyną szansę, żeby zaprosić Alexa do siebie.

- Dziękuję za wspaniałą noc - powiedziała do niego, po­
żegnawszy się uprzednio ze wszystkimi.

Alex uśmiechnął się do niej. Wiedziała, że to pożegnanie i że jutro się już nie zobaczą.

- Dobranoc. I uważaj na siebie.

Pochylił się w jej stronę i szybko pocałował w policzek.

Genie poświęciła się teraz pracy i domowi. Wymyślała so­bie różne zajęcia, byle tylko nie myśleć o wydarzeniach ostat­nich dni. Jej uczniowie byli przerażeni ilością prac i klasó­wek, jaka na nich spadła. Niestety, pozostawały jeszcze wie­czorne godziny, kiedy leżała w łóżku i przypominała sobie to, co między nimi zaszło.


96

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 97



Próbowała dzielić się swoimi problemami z Maggie, ale siostra zrozumiała to na swój sposób i zaczęła ją swatać zna­jomym męża. Tak więc Genie zrezygnowała ze zwierzeń i z nową pasją rzuciła się w wir pracy. Odnowiła łazienkę, wy­mieniła tapety w sypialni i właśnie brała się do prania zasłon, kiedy okazało się, że jedna z nauczycielek nie może pojechać na seminarium komputerowe do Bostonu.

Genie skorzystała z okazji.

Po pierwsze, nigdy nie była w Bostonie. Zawsze chciała zo­baczyć tę kolebkę amerykańskiej demokracji. Po drugie pragnęła wyrwać się na trochę z Wiley. Po trzecie, z Bostonu było już bardzo blisko do Nowego Jorku.

Alex otworzył drzwi do swojego apartamentu. - Zrób sobie drinka - powiedział do Jesse'a. - Zaraz będę gotowy.

Wybierali się właśnie na przyjęcie organizowane przez jedną z przyjaciółek Jesse'a i Alex liczył na jakąś nową zdo­bycz. Miał już dosyć celibatu, chociaż z drugiej strony jakoś dziwnie nie pragnął odnawiać starych znajomości. Nie wie­dzieć czemu wmówił sobie, że to musi być ktoś nowy i „le­pszy" od Genie.

Trudno mu było zapomnieć o tej dziewczynie. Widział ją przed sobą kiedy tylko kładł się do łóżka, i zaczynał już żałować, że wspaniałomyślnie zrzekł się spędzenia nocy z dawną miłością. To na pewno by mu pomogło i przywróciło sprawom właściwe proporcje.

Alex przebrał się i skropił wodą kolońską. Następnie za­jrzał do Jesse'a.

- Zaczekaj, stary - powiedział. - Jeszcze tylko przesłu­cham sekretarkę. Zdaje się, że ktoś się nagrał.

Włączył magnetofon i natychmiast usłyszeli znajomy głos:

- Halo, Alex. Tu Genie Hill. W przyszłym tygodniu wy­
bieram się do Bostonu i chciałabym zrobić zakupy w Nowym
Jorku. Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz miał czas.

To była jedyna nagrana wiadomość. Jesse pokiwał głową.

- Zastanawiałem się, które z was pierwsze się złamie -
powiedział, patrząc znacząco na Alexa. - To było oczywiste,
że któreś musi to zrobić.

Alex spojrzał na niego wilkiem, ale Jesse nie zwracał na to uwagi.

- Zadzwoń do niej, zanim wybierzemy się na to cholerne
przyjęcie - ciągnął Jesse. - Ta dziewczyna jest tego warta.
A jeśli nie chcesz, to podaj mi jej numer.

Spojrzenie Alexa stało się jeszcze bardziej wrogie, wobec czego Jesse wziął swoją pustą szklankę i umknął do kuchni.


WESELE MARZEN

99



ROZDZIAŁ ÓSMY

Genie kończyła właśnie zmywanie po kolacji, kiedy z dzwonił telefon.

usiłowała zdobyć się na spokojny ton.

- Jeszcze nie wiem dokładnie - odparła. - We wtorek
wieczorem albo w środę rano. Muszę sprawdzić wszystkie
rezerwacje w biurze podróży.

- Mogłabyś zatrzymać się u mnie.
To prawda, że chciała się z nim spotkać. Jednak przebywa­
nie pod wspólnym dachem przez parę dni to by było trochę
za dużo.

Genie nie wahała się już dłużej.

Genie westchnęła głęboko.

Genie nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo tęskniła za Alexem, do momentu kiedy go zobaczyła. Stał z bukietem kwiatów w holu lotniska i uważnie jej wypatrywał. Nie wie­działa, jak się z nim przywitać. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że już niedługo mogą zostać kochankami, i to ich trochę onieśmielało.

Kiedy jednak znaleźli się blisko, padli sobie w ramiona.

Pocałował ją delikatnie. Nagle wszystkie jej wątpliwości znikły. Naprawdę cieszyła się z tego spotkania.

Czuła się teraz nieco pewniej. W Bostonie była u fryzjera, a poza tym miała na sobie nowy kostium, a ze sobą pełną walizkę modnych ciuchów. Poza tym zdecydowała się na bar­dziej wyrazisty makijaż.

- Czy masz jakieś inne bagaże poza tym? - spytał, wska­
zując walizkę i torbę.

Potrząsnęła głową.

- Nie. To wszystko.


100

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 101



- Wobec tego idziemy.

Genie spodziewała się, że czekać będzie na nią limuzyna z szoferem, okazało się jednak, że Alex przyjechał sam spor­towym ferrari. Ten samochód okazał się dużo lepszy w zatło­czonym mieście.

Normalnie droga z lotniska trwałaby około trzech kwa­dransów, ale im zajęła niecałe pół godziny. Alex zatrzymał wóz przed okazałym budynkiem i zaprosił ją do wnętrza. Portier stojący przy drzwiach pozdrowił go z szacunkiem.

Wkrótce znaleźli się w czymś, co Alex określał mianem „mieszkania", a co w rzeczywistości było eleganckim aparta­mentem. Wystrój wnętrza wskazywał, że zajmował się nim specjalista. I to najlepszy. Genie rozejrzała się dokoła.

Genie przesunęła dłonią po włosach. Nie, to jeszcze będzie musiało poczekać. Nie chciała rozstawać się z Alexem.

- Pokaż mi mieszkanie.
Najpierw poszli do nowocześnie urządzonej kuchni, gdzie

Alex wyszukał wielki dzban i wstawił do niego kwiaty. Na-stępnie pokazał Genie pokój, w którym miała mieszkać Wbrew temu, co mówił wcześniej, postawił jej bagaż przy łóżku. Potem zajrzeli do bawialni, z której rozciągał się wspa­niały widok na miasto, a następnie Alex zaprosił ją do siebie, do swojej sypialnio-pracowni, jak to określił.

Genie starała się nie zwracać uwagi na wielkich rozmiaróv, łóżko stojące w odległej części pomieszczenia. Alex też wy­glądał na zakłopotanego.

- To co byś chciała zobaczyć? - spytał w końcu. - Empire State Building? Statuę Wolności?

Ciebie bez ubrania, pomyślała Genie. Jednak nie odważyła się powiedzieć tego głośno.

- Wszystko mi jedno - powiedziała. - Nigdy tutaj nie
byłam, więc wszystko będzie dla mnie interesujące.

W jej głosie nie było entuzjazmu. Prawdę mówiąc, wcale nie miała ochoty na zwiedzanie czegokolwiek. Alex chyba to wyczuł, ponieważ podszedł do niej i położył dłoń na jej ra­mieniu.

- A może przejdziemy od razu do głównego punktu pro­
gramu? - zaproponował.

Nie wiedziała, czy mówi o tym wielkim i na pewno wy­godnym meblu, stojącym w końcu pokoju, czy zaplanował dla niej jakieś turystyczne atrakcje, bez namysłu jednak od­powiedziała:

Tym razem na dole czekała na nich limuzyna. Alex zaprosił ją do wnętrza, a następnie usadowił się obok. Lekkie trzaśniecie drzwiczek odgrodziło ich od wielkomiejskiego gwaru. Nawet kierowca za szybą wydawał się daleki i nierzeczywisty.

Ruszyli w drogę. Najpierw przejechali przez centrum mia­sta i Alex zaczął pokazywać jej najbardziej znane miejsca. Genie znała większość z nich z filmów lub książek. Słuchała jednak cierpliwie.

102 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 103



Alex puścił na chwilę jej dłoń i rozłożył ręce.

- W zasadzie niczego nie wybieraliśmy - odparł. - Nasz
główny inwestor, Westbrook Foundation, chciał mieć nas na
oku. Dlatego zaproponowali, żebyśmy otworzyli biuro w ich
budynku.

Jechali właśnie Broadwayem i Alex zrobił taką minę, jak­by coś sobie przypomniał.

Alex uśmiechnął się do niej.

- Ależ ja chcę ciebie zabawiać - powiedział. - Nie jesteś
głodna?

Przełknęła ślinę. Od rana nic nie jadła, ale przede wszy-stkim miała ochotę na Alexa.

- Tylko trochę - odparła. - A ty?

- Potwornie - stwierdził, patrząc jej głęboko w oczy.
Teraz nie była już pewna, czy chodzi mu wyłącznie o je-

dzenie.

Alex zabrał ją do restauracji położonej na jednym z naj-wyższych pięter wieżowca. Od razu zachwyciło ją śliczne wnętrze w stylu Art Deco. Jedzenie również było wspaniałe chociaż zajęta podziwianiem wszystkiego, a przede wszy-stkim Alexa, Genie niewiele zjadła.

Po kolacji przeszli do baru, gdzie można było posłuchać trochę jazzu i wypić drinka. Siedzieli blisko siebie, ale Genie nie czuła się skrępowana lub zmieszana. Wcześniej myślała, że będzie onieśmielona, ale teraz wszystko przychodziło jej z łatwością. Być może działo się tak dzięki miękkim

dźwiękom saksofonu i innych instrumentów. Muzyka oplata­ła ją niczym kokon i Genie czuła się bezpiecznie. Żałowała tylko trochę, że w barze nie można tańczyć, ponieważ chciała, żeby Alex wziął ją w ramiona. Przytuliła się do niego i poło­żyła głowę na jego ramieniu.

- Zmęczona?-spytał ją.

Spojrzała na niego. Był blisko niej i to ją cieszyło.

Alex pocałował ją delikatnie, a następnie zbliżył usta do jej ucha.

- Pomyśl, jak wspaniale mogłoby nam być w moim łóżku
w miękkiej pościeli - szepnął.

Genie poczuła, że serce zaczyna jej bić coraz mocniej. Właśnie tego się spodziewała, ale kiedy w końcu usłyszała propozycję, zaniemówiła. Alex odebrał to jednak inaczej.

- Nie ma sensu się opierać - mówił. - Czy nie widzisz, że
jesteśmy dla siebie stworzeni? I co, pojedziemy? - nalegał
natarczywie.

Genie nabrała powietrza w płuca.

- Dobrze.

Było to jedyne słowo, które w tej chwili mogło jej przejść przez gardło.

Genie odzyskała głos dopiero w limuzynie. Milczała jed­nak. Zwykłe: „dziękuję" wydawało się tu mało na miejscu, a inne podziękowania jakoś nie przychodziły jej do głowy. Patrzyła na Alexa, dobrze widocznego w świetle neonów i la­tarni. Różnokolorowe refleksy kładły się na jego twarzy


104 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 105



i ubraniu, czyniąc go jeszcze bardziej odległym i... godnym pożądania.

Alex w pewnym momencie spojrzał na nią i Genie do­strzegła w jego oczach z trudem tłumioną namiętność. Jej

serce znowu zabiło mocniej. A więc nie tylko ona to czuła. Alex również jej pragnął.

Wcześniej była tylko z Willem. Ich związek położył się cieniem na całym jej życiu. Jeśli teraz z kolei zakocha sil w Aleksie, może być jeszcze gorzej.

Najgorsze było to, że tak bardzo pragnęła Alexa. Chciała go całować, czuć blisko, wiedzieć, że jest tylko z nią. A on chyba czytał w jej myślach, co zresztą nie było trudne, ponie­waż tulił ją coraz mocniej i co pewien czas całował namiętnie.

Jego pieszczoty posuwały się coraz dalej. Genie z niepo­kojem zerkała w stronę kierowcy, ale wkrótce zupełnie o nim zapomniała. Czuła tylko, jak Alex dotyka koniuszków jej piersi nagich pod jedwabiem bluzki, a następnie znów ją ca­łuje, tym razem mocniej i dokładniej. Poczuła smak kawy. Ich języki zetknęły się w swoim tańcu, a potem Alex odsunął się od niej.

- Do licha! Ta jazda! Czy nigdy się nie skończy?!

W rzeczywistości dojechali aż na drugi koniec centrum w poszukiwaniu turystycznych atrakcji i droga dłużyła im się teraz niemiłosiernie.

- Spokojnie - powiedziała, tuląc się do niego, chociaż
i ona chciała jak najszybciej znaleźć się w łóżku.

Zaczęli się całować i tulić do siebie, ale to jeszcze pogłę­biło ich frustrację. Teraz pragnęli już tylko połączyć się ze sobą i przeżywać razem miłosną ekstazę. Oboje zapomnieli, gdzie się znajdują. Genie zaczęła rozpinać guziki jego mary­narki i dopiero wtedy Alex ją powstrzymał.

- Jeszcze parę minut, kochanie - szepnął.

Nie wspomniał jednak, że sam chciałby zdjąć z niej żakiet i bluzkę, a przede wszystkim spódnicę, i posiąść jak najszybciej.

Po jakimś czasie samochód zatrzymał się przed blokiem Alexa. Nawet tego nie zauważyli, a kierowca taktownie nie otwierał drzwiczek. Dopiero po chwili zorientowali się, że są już na miejscu. Alex zaczął poprawiać swój garnitur, a Genie przygładziła włosy i wsunęła bluzkę do kremowej spódnicy. Wyglądali pewnie jak para strachów na wróble, ale wcale im to nie przeszkadzało, a nawet bawiło.

Teraz chcieli się tylko jak najszybciej znaleźć w sypialni. Przeszli przez hol i portier znowu ukłonił się Alexowi. W ostatniej chwili złapali windę, w której znajdowały się dwie atrakcyjne kobiety. One również znały Alexa i przywi­tały się z nim serdecznie.

Genie pomyślała, że szminka niemal zupełnie zniknęła z jej ust i że pewnie Ałex jest nią cały usmarowany. Ale spostrzegła, że jakimś cudem udało mu się ją usunąć z twarzy. Następnie poczuła, że kobiety bacznie ją obserwują, i zrobiło jej się głupio. Zaczęła się zastanawiać, czy Alex sypiał z którąś z nich. A może z jedną i drugą? Tak mało wiedziała o jego życiu, a to, czego mogła się domyślać, nie było dla niej przy­jemne.

Spojrzała na Alexa, starając się zignorować obie kobiety. Alex poczuł jej spojrzenie, odwrócił się więc do niej i mrugnął porozumiewawczo.

106 WESELE MARZEŃ

- Naprawdę? - zdziwiła się pierwsza z kobiet. - Niesa-
mowite! Naprawdę świetnie wyglądała na twoim motorze.

Genie zaczęła się zastanawiać, czy któraś z kobiet równic jeździła z Alexem jego chromowanym motocyklem.

Alex nie mógł przez moment powstrzymać śmiechu. Przy­jazd na uroczystość motorem był jego pomysłem. Jak się okazało, zupełnie dobrym.

- Pokazali też Willa Tuckera - ciągnęła druga. - On też
tam był. Miałeś okazję się z nim spotkać?

Uśmiech zniknął z twarzy Alexa. Genie poczuła, że coś ją ściska w żołądku. Nie przypuszczała, że właśnie tu i teraz ktoś przypomni jej o Willu.

Druga, nazwana Samanthą, pokiwała energicznie głową.

- Tak. Jest naprawdę wspaniały.

Winda stanęła, a jej drzwi otworzyły się z cichym szumem.

- O, nasze piętro - powiedziała Samanthą. - A więc
cześć, na razie.

Alex pożegnał się z nimi z wymuszonym uśmiechem na twarzy.

- Słyszałam, że w dużych miastach sąsiedzi się nie znają
i wszyscy są sobie obcy - powiedziała Genie z wyraźną pre­
tensją w głosie.

Alex wzruszył ramionami.

- Cóż, można powiedzieć, że mam szczęście.
Jednak jego mina wskazywała, że wcale nie jest zadowo-

WESELĘ MARZEŃ 107

lony z przypadkowego spotkania. Kiedy wyszli z windy, po­prowadził ją do bawialni, a nie, tak jak poprzednio planowali, do sypialni.

- To co zrobimy? - spytał. - Chcesz obejrzeć film, posłu­
chać muzyki czy też możemy iść spać?

Genie podeszła do okna. U jej stóp rozpościerało się morze różnokolorowych świateł. Nigdy nie zobaczyłaby czegoś ta­kiego w Wiley.

- Chciałabym po prostu popatrzeć na miasto - powie­
działa.

Alex podszedł do niej i objął ją od tyłu. Znowu poczuła się wspaniale.

- Z okien sypialni miałabyś jeszcze lepszy widok - za­
uważył.

Genie roześmiała się cicho.

- Czy próbujesz mnie w ten sposób zwabić do swojego
łóżka? Bardzo sprytnie.

Pocałował ją za uchem, tam gdzie skóra jest szczególnie delikatna i wrażliwa.

- Muszę przyznać, że nie chodziło mi tylko o widok z ok­
na - wyznał.

Genie, której nagle zrobiło się gorąco, odwróciła się do niego. Chciała z nim być i wcale nie zamierzała tego ukry­wać.

Alex chrząknął. Po raz kolejny miała okazję zaobserwo­wać, że wcale nie jest taki pewny siebie.


108

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 109



- Hm, na górze mam też, hm, zabezpieczenie... - zacz;|l
niepewnie. - Jeżeli zaczekasz...

Jednak Genie nie chciała czekać, a tym bardziej z nim się rozstawać. Potrząsnęła więc głową.

- Nic z tego. Idziemy razem.

- Cudownie. Tam będzie nam naprawdę wspaniale.

Wziął ją za rękę jak małą dziewczynkę i już chciał iść ku

schodom, kiedy Genie poczuła, że znów ogarnia ją niepew­ność.

- Po czymś takim następuje zwykle jakieś „ale". Chciał­
bym wiedzieć, o co ci chodzi.

Genie westchnęła ciężko.

Chciała zachować swoje wątpliwości dla siebie i po prostu kochać się z Alexem. Jednak spotkanie w windzie trochę ją poruszyło. Nieznajome przypomniały jej Willa. Może jednak tym razem będzie inaczej? Powinna ostrzec Alexa, który pa­trzył na nią teraz niepewnie, nie bardzo wiedząc, czy ją po­cieszać, czy raczej nakłaniać do zwierzeń.

- Pamiętasz, pytałeś mnie kiedyś, dlaczego rozstaliśmy się
z Willem - zaczęła nieco spokojniejszym tonem.

W błękitnych oczach Alexa pojawiły się gniewne błyski.

- I co? Powiedział ci to?

Spuściła głowę. Nawet siostrze nie powtórzyła dokładnie jego słów.

- Powiedział, że równie dobrze mógłby się kochać z wor­
kiem kartofli.

Alex zacisnął pięści. Wyglądał tak, jakby chciał komuś dać w zęby i powstrzymywał się jedynie potwornym wysiłkiem woli. Genie odsunęła się od niego.

- Dobrze, zaraz pójdę do swojego pokoju - stwierdziła.
- Wcale się nie dziwię, że może cię to zniechęcić.

Spojrzał na nią nie widzącymi oczami, a następnie wziął ją za rękę.

- Cii. Wcale nie o ciebie mi chodziło. Dużo bym dał, żeby
spotkać teraz tego skunksa.

Domyśliła się, że chodzi mu o jej byłego narzeczonego.

Genie podniosła w górę twarz, po której zaczęły płynąć łzy.

Wzruszyła ramionami, ale posłusznie usiadła.

Genie usadowiła się wygodnie na sofie. Wyglądało na to, że Alex rzeczywiście ma jej coś do powiedzenia na temat Willa.


110 WESELE MARZEŃ

- Posłuchaj, czy po twoim rozstaniu z Willem ktoś próbo-
wał umówić się z tobą na randkę? - spytał, patrząc na nią
uważnie.

- Nie. Ale nie widzę żadnego związku między...

- Zaczekaj - przerwał jej. - Nie interesowało cię nigdy,
dlaczego tak się dzieje?

- Pewnie po prostu nikt mnie nie chciał.

- Tak sądzisz? Otóż nie. Will powiedział wszystkim, że
ciągle do niego należysz. Utrzymywał, że kiedyś wróci i się
z tobą ożeni.

Z kolei ona musiała się uśmiechnąć. Niestety, był to smut­ny, pełen goryczy uśmiech.

Żałowała, że nie udało się jej go zapomnieć.

Wszystko to nagle wydało jej się obrzydliwe: Will, Alex, Wiley, Nowy Jork.

Genie siedziała i bezwiednie kręciła głową. Nie mogła ja­koś tego wszystkiego zrozumieć. Ktoś tutaj kpił z niej w żywe oczy. Ale kto? Spojrzała na Alexa. Siedział obok i wyglądał na przejętego. Może rzeczywiście mu na niej zależało?

- Ale po co? To przecież jakiś absurd!

WESELE MARZEN 111

- Sądzę, że Will skłamał, kiedy mówił, że jesteś zła w łóż­
ku - zaczął Alex.

Genie mogła już powtarzać tylko jedno:

- Żeby naprawdę się z tobą kiedyś ożenić!
Spojrzała na niego ze zdumieniem i odsunęła się nieco.

- Ktoś tutaj zwariował - oznajmiła grobowym głosem.
- Nie wiem tylko, czy ja, czy ty.

Alex usiłował znów wziąć ją za rękę, ale wyrwała ją i od­sunęła się jeszcze dalej.

- Posłuchaj, Will znał cię dobrze. Doskonale przewidział
twoją reakcję. Stworzył sobie bezpieczny przyczółek. Wiedział,
że zaczniesz unikać mężczyzn i wciąż będziesz go kochać. Czy
wiesz, jaka to by była reklama, gdyby okazało się, że wielki Will
Tucker chce się ożenić z dziewczyną z sąsiedztwa? Przecież jego
kariera wkrótce się skończy, a wtedy też będzie musiał coś robić.

Powoli zaczęło do niej docierać znaczenie tego wszystkie­go, co powiedział Alex. Im bardziej wydawało się to prawdo­podobne, tym mniejsze miało znaczenie. Will zaczął nagle znikać z jej horyzontu. Przestawał dla niej istnieć jako czło­wiek czy dawny kochanek, a więc przestało też mieć znacze­nie to, co kiedykolwiek powiedział. Poczuła, że potrafi kochać i że ten, którego potrzebuje, jest tuż obok.

Spojrzał na nią z nie tajonym pożądaniem.

- Jesteś cudowną, pełną seksu kobietą - powiedział i ob­
lizał lekko wargi. - Chcę, żebyś o tym wiedziała.


112 WESELE MARZEŃ


- Tylko z tobą i tylko dla ciebie - powiedziała. - Teraz
czuję, że jestem gotowa na wszystko.

Alex uśmiechnął się i wziął ją w ramiona. Ich rozpalone ciała przylgnęły do siebie. Znowu zaczęli się całować, ale z jeszcze większym zapałem niż przedtem.

- Mam nadzieję, że nie będziesz już płakać nad suknią
ślubną - powiedział Alex, kiedy w końcu oderwali się od
siebie. - Możesz jeszcze przecież zostać jego żoną.

Genie pokręciła głową.

Poczuł nagle, że ten problem mają już za sobą. Genie wyglądała na spokojną i szczęśliwą, chociaż rozmowa wycis­nęła na niej swoje piętno. W tej sytuacji mógł zadać tylko jedno pytanie:

- To jak? Idziemy na górę?

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nie zwlekając już, zgodnie ruszyli na górę. Alex przepuścił ją pierwszą, ale kiedy weszli do jego pokoju, szybko zapalił światła. Następnie podszedł do okna, żeby je zasłonić.

- W Nowym Jorku jest wielu ciekawskich - powiedział, zaciągając zasłony.

Genie skinęła ze zrozumieniem głową. Również w Wiley ich nie brakowało.

Potem Alex podszedł do łóżka i zdjął z niego wielką kapę, którą było przykryte. Biel pościeli niemal odbijała światło lampy. Genie spojrzała na nią i nagle zachciało jej się śmiać na myśl o tym, jak będzie wyglądała jutro rano. Powstrzymała

się jednak.

Alex wyciągnął do niej rękę, a ona podeszła do niego. Odebrał to chyba jako ostateczne przyzwolenie, ponieważ zaczął rozpinać jej żakiet, a ona rzeczywiście nie miała nic przeciwko temu. Następnie zdjął go i rzucił na krzesło. Do­tknął jej bluzki i przez materiał wyczuł twardość sutek. Genie wyprężyła się, chcąc przedłużyć pieszczotę. Jednak Alex miał już dość takich pieszczot jak w samochodzie, które budziły pożądanie, a jednocześnie nie mogły go w pełni zaspokoić. Jeden po drugim zaczął rozpinać guziki jej bluzki.

- Marzyłem o tobie, Genie - powiedział. - Śniłem o tobie

po nocach.

Jego głos stał się nagle cichszy i dziwnie chrapliwy.


114 WESELE MARZEŃ

- Wyobrażałem sobie, jak cię rozbieram - ciągnął. - Na­
stępnie całuję. A potem tulę do siebie. To były prawdziwe
męczarnie dla nastolatka.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Myślała, że mówi o swoich niedawnych marzeniach.

- Nigdy nie przypuszczałam... - szepnęła tylko.

Jej bluzka opadła na krzesło obok żakietu. Pod spodem Genie nie miała biustonosza.

Genie zawahała się. Chciałaby powiedzieć: „tak", ale nie pozwalała jej na to wrodzona uczciwość.

- Pewnie nie - przyznała. - Ale mógłbyś sobie wtedy po­
wiedzieć, że to moja strata. Bo to byłaby moja strata - dodała
po chwili.

Alex spojrzał na nią i zamarł. Tym razem to ona musiała zająć się rozpinaniem jego koszuli. Nie przeszkadzał jej, ale i nie pomagał. Jednak Genie nieźle sobie radziła. Już po chwi­li jego koszula spoczęła na krześle, które wyglądało teraz jak dziwny wieszak w sypialni transwestyty.

Dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, że są półnadzy. Alex odzyskał nagle wigor i zaczął ją całować. Szybko po­zbyli się reszty ubrań. Genie zdała sobie sprawę, że leży na łóżku dopiero wówczas, kiedy poczuła na plecach chłodną powierzchnię prześcieradła. Alex był tuż przy niej. Pieścił ją, patrząc z podziwem na jej kształty. Genie jęknęła, poddając się pieszczocie.

WESELE MARZEŃ 115

- Jeszcze - szepnęła.

Pieścił najpierw jej szyję, potem ramiona, a następnie pier­si. Genie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Czuła, że jest jej coraz goręcej i że cały świat wiruje wokół niej. Mocno wy­gięła ciało, próbując przyciągnąć Alexa do siebie.

Alex syknął.

- Ostrożnie z paznokciami, kochanie - szepnął.

Dopiero teraz zrozumiała, że wbiła mu paznokcie w ramio­na. Poczuła wstyd, ale nie potrafiła się opanować. Chwyciła prześcieradło w dłonie i zaczęła je miarowo ugniatać. Nawet nie przypuszczała, że z Alexem dzieje się właśnie to, co z nią samą.

Pieścił teraz jej brzuch i zaczął nawet całować pępek, co wprawiło ją w nieprawdopodobną ekstazę. Jęczała i miotała się na łóżku, chcąc mieć go jak najszybciej w sobie.

Znowu chwyciła go za ramiona. Alex nie protestował, ponie­waż teraz nie czuł już zadrapań. Pragnął Genie równie mocno jak ona jego. Sam nie wiedział, jak to się stało, że znalazł się nagle na niej. W ostatnim przebłysku świadomości sięgnął jesz­cze do szafki i wyjął z niej prezerwatywę. Gdyby nie wprawa, z całą pewnością nie potrafiłby jej nałożyć. Ręce drżały mu z podniecenia. Nie przypuszczał nawet, że może mu być tak pilno, żeby połączyć się z jakąkolwiek kobietą. Zawsze szczycił się swoim opanowaniem, które teraz prysło tak niespodziewanie.

Krzyknęła, kiedy w nią wszedł. Zamarli w bezruchu na


116 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 117



ułamek sekundy, nie bardzo wiedząc, gdzie są i co robią, a potem ruszyli na łeb, na szyję w dzikim pędzie. Alex często używał słowa „przyjemny" w odniesieniu do seksu. Jednak to, co się między nimi działo, trudno było określić w ten sposób. Przypominało to raczej wybuch wulkanu albo olbrzy­mi pożar, w którego płomieniach oboje ginęli. Rozkosz, którą odczuwali, była tak silna, że wymykała się wszystkim zdro­worozsądkowym kategoriom. Po prostu na kilka minut stali się jednym ciałem.

A potem? Potem opadali gdzieś w dół z wysoka, z wysoka, wprost na białą, bardzo wymiętą pościel.

Alex sięgnął na oślep i wyłączył stojącą przy łóżku lampę. Następnie znów się położył i przytulił do siebie Genie. Czuł jej miękkie włosy na swojej piersi i łagodny oddech na ramieniu.

Genie oddychała teraz wolniej. Alex zaczął podejrzewać, że albo już zasnęła, albo za chwilę tak się stanie. Jemu z kolei wcale nie chciało się spać.

Sposób, w jaki się kochali, poruszył go do głębi. Począt­kowo sądził, że będzie to coś w rodzaju transakcji wiązanej: on zaspokoi swoje młodzieńcze pragnienia, ofiarowując coś w zamian. Teraz jednak czuł, że było to coś zupełnie innego. Nie potrafił tego jednak nazwać. Dziwiło go również, że jest tak spokojny i wyciszony.

Najważniejsze, żeby Genie spokojnie spała, pomyślał. Tyl­ko to jest ważne. Nie Yankee, nie interesy, ale spokojny sen Genie.

Alex leżał obok niej i przypominał ją sobie z przeszłości. Nareszcie miał ją tylko dla siebie i mógł ją tulić.

Tak jak przypuszczał, oskarżenia Willa okazały się łgar­stwem. Jak w ogóle mogła w nie uwierzyć? Chyba, że sam Will był kiepskim kochankiem i starał się na nią przerzucić odpowiedzialność.

Pomyślał, że Genie na pewno będzie bardziej pewna siebie następnym razem, a potem stwierdził, że wcale mu się to nie podoba. Nie chciał, żeby ktoś inny dotykał jej ciała, nie mó­wiąc już o kochaniu się z nią. Wiedział oczywiście, że Genie nigdy go nie zapomni, ale to jakoś przestało mu wystarczać.

Uważaj, Alex, strofował siebie w duchu. Zaczynasz popa­dać w obsesję. Oboje jesteście wolnymi ludźmi i możecie robić, co chcecie. Powinieneś przede wszystkim cieszyć się, że twój plan się powiódł.

Jednak nie zrealizował go jeszcze do końca. Miał się z nią kochać przynajmniej parę razy tej nocy, a następnie odesłać do domu albo do hotelu. Postanowił, że na razie zajmie się pierwszą ze spraw, a potem zastanowi się nad drugą.

Genie budziła się wolno. Przetarła oczy i rozejrzała się dookoła. Myślała, że Alex jest tuż obok, ale teraz stwierdziła, że nie może go nigdzie dostrzec. Czy to możliwe, żeby już wstał? Przecież kochali się cztery albo pięć razy tej nocy! Sama chętnie pospałaby jeszcze parę godzin.

Jednak przede wszystkim chciała się jeszcze zobaczyć z Alexem. Będzie przecież mogła spać do woli w samolocie w drodze powrotnej.

Droga powrotna! Nagle uświadomiła sobie, że niedłu­go będzie musiała wracać do Wiley, i zrobiło jej się bardzo smutno.

Nie myśl o tym teraz, mówiła sobie w duchu. Teraz przede wszystkim zajmij się Alexem.


118 WESELE MARZEŃ

Wzięła szybki prysznic w przestronnej łazience i włożył kolorową podomkę, którą znalazła na wieszaku. Zerknęła je­szcze na ogromną wannę i pomyślała, że fajnie by było wy­kąpać się w niej razem z Alexem, ale to były tylko fantazje. Następnie postanowiła zajrzeć do kuchni, ale coś ją tknęło i weszła do bawialni. Alex siedział na fotelu przy oknie i prze­glądał jakieś papiery. Po raz pierwszy widziała, że korzysta z okularów.

Chrząknęła cicho.

Alex spojrzał na nią i dostrzegła także, że się jeszcze nie ogolił. Jego broda i policzki pokryte były ciemnym, jednodnio­wym zarostem. Serce zabiło jej mocniej na myśl, jak cudownie byłoby poczuć ten zarost na nagim ciele.

Podeszła do niego niepewnie, gdyż Alex miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Wyglądał naprawdę imponująco. Genie chciała odwrócić swoją uwagę od jego bicepsów i umięśnionego torsu, dlatego zerknęła na papiery. Wśród do­kumentów znajdowały się również zdjęcia trzech motocykli­stów.

- 1 co? Chcecie jednak ujawnić, kim są? - spytała napraw­
dę zaciekawiona.

Alex pokręcił głową.

- Nie. Nasz doradca reklamowy proponuje, żebyśmy wy­
korzystali w kampanii również inne zdjęcia. - Wskazał kilka
znajdujących się na jego kolanach.

Genie szczególnie zainteresowało jedno, na którym moto­cyklista w błękitnym kombinezonie wysuwał się przed in-

WESELE MARZEŃ 119

nych. Wprost czuło się witalność i seks bijące z jego sylwetki. Genie nigdy nie widziała czegoś, co byłoby równie przesiąk­nięte erotyzmem, nie odsłaniając jednocześnie choćby skra­wka nagiej skóry.

- No i jak ci się to podoba? - spytał Alex.
Zmieszała się nagle. Co to za pomysł, zachwycać się jakimś

modelem, kiedy ma tuż obok mężczyznę równie seksownego jak ten z plakatu.

- To bardzo fajne zdjęcie - powiedziała, wskazując błę­
kitnego motocyklistę.

Spojrzał na nie, a następnie uśmiechnął się lekko. Zebrał papiery, włożył je do teczki i zaprosił Genie gestem do kuchni.

- Czas na śniadanie - powiedział.

Zaczęli razem przygotowywać lekki posiłek. Nie zajęło to dużo czasu. Potem zasiedli do stołu, poświęcając więcej uwagi sobie niż jedzeniu. Ich pocałunki miały smak kawy, a piesz­czoty były delikatne.

- Może zjesz coś jeszcze? - spytała, widząc, że wiele rze­
czy zostało na stole.

Spojrzała i oniemiała. Nawet nie przypuszczała, że było już tak późno. Śniadanie, które jedli, równie dobrze mogłoby uchodzić za lunch.

dla siebie.

Jego pełen erotycznych podtekstów uśmiech wskazywał,


120 WESELE MARZEŃ

co ma na myśli. Genie poczuła, że serce bije jej mocnie Znowu pragnęła Alexa.

- To dobrze - powiedziała. - Bo właśnie myślałam o t
wielkiej wannie w twojej łazience...

Znajomi Alexa, do których wybierali się na przyjęcie, mie-szkali w sąsiednim bloku. Tak więc przygotowania zajęły Alexowi i Genie więcej czasu niż dotarcie do nich. Zjechali po prostu windą na dół, przeszli kilkanaście metrów, a nastę-pnie wjechali na górę i to nawet na niższe piętro.

Genie uznała to za jakiś żart, którego nie rozumie.

- Lubisz tu mieszkać?
Alex wzruszył ramionami.

- Powiedz lepiej, jak zareagowali twoi rodzice na ten wy-
jazd? - zapytał. - Pewnie nie są zadowoleni z tego, że spę-
dzasz święta poza domem.

Tym razem Genie wzruszyła ramionami.

Więc Alex bywał w Wiley! Jak to się stało, że go nigdy nie widziała? Pewnie gdyby nie przygoda z chłopakami, do tej pory nie wznowiliby kontaktów.

WESELE MARZEŃ 121

Nagle znaleźli się przed drzwiami gospodarzy. Alex zapu­kał i drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Jej oczom uka­zało się przestronne, bogato urządzone wnętrze, większe za­pewne od apartamentu Alexa, chociaż przy tej liczbie ludzi trudno to było ocenić. Alex przedstawił ją gospodarzom, a na­stępnie zaproponował aperitif.

Kiedy wcześniej bywała na przyjęciach, Will zwykle zo­stawiał ją samą po pierwszym kwadransie. Jednak Alex wciąż był przy niej. Bawił ją rozmową albo przedstawiał znajomym. Było to dla niej ważne, ponieważ nie znała tu nikogo poza Jesse'em, wspólnikiem Alexa, który podszedł do nich niemal od razu. Zawsze doskonale jej się z nim rozmawiało.

Genie poczuła, że jej policzki spłonęły rumieńcem.

- Nie.

Jesse uśmiechnął się szelmowsko. W jego zielonych oczach pojawiły się złote iskierki.

- To bardzo dobrze.

Alex przyprowadził właśnie jakieś małżeństwo, które chciał jej przedstawić, i Jesse ulotnił się bez słowa. Później widziała go jeszcze parę razy, zawsze z inną kobietą wpatrzo­ną w niego z zachwytem. Genie zaczęła się zastanawiać, czy podobnie byłoby z Alexem, gdyby przyszedł tutaj sam.

Byli dosyć głodni, więc po obowiązkowej rundzie po sali podeszli do szwedzkiego stołu. Alex nałożył na talerzyk Genie sporą porcję sałatki z krabów, na swój zaś jakiś meksykański specyfik.

- Okropnie ostre - poinformował ją. - Możesz wziąć tro­
chę ode mnie.


122

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEN 123



Bawili się naprawdę doskonale, chociaż pod koniec wie-czoru spieszno im było do łóżka. I to wcale nie dlatego, żeby chciało im się spać. Pożegnali się więc z gospodarzami, dzię­kując za wspaniały wieczór.

Alex zaplanował jakieś atrakcje turystyczne na następny ra­nek, ale byli tak zmęczeni po nocy, że z nich zrezygnowali. Spędzili więc piątek w domowych pieleszach. Jednak Alex na­legał, żeby w sobotę wybrali się na Broadway. Jego zdaniem można sobie było darować zwiedzanie, ale nie broadwayowskie przedstawienie. Zresztą, jak się później okazało, musiała mu przyznać rację.

W niedzielę rano kochali się jak szaleni. Tak jak za pier­wszym razem. Oboje zdawali sobie sprawę, że zostało im tylko parę godzin i że niedługo muszą się rozstać. W końcu Genie zaczęła się pakować, a Alex zabrał się do ścielenia łóżka. Ta czynność miała dla niej znaczenie symboliczne. A więc skończone, pomyślała.

Nagle zrobiło jej się bardzo smutno. Żeby to ukryć, zaczęła się pakować jeszcze szybciej. Dawno nie czuła się tak dowar­tościowana. Alex zrobił z niej prawdziwą kobietę. A teraz chce, żeby odeszła.

W milczeniu jechali na lotnisko. Nawet nie wziął jej za rękę ani nie pogładził po policzku. Pocałował ją, dopiero kiedy zna­leźli się przed przejściem prowadzącym do samolotu.

- Kocham cię, Alex - powiedziała i natychmiast tego po­
żałowała.

Poklepał ją po ramieniu, jakby chciał powiedzieć, żeby się nie przejmowała.

- Obiecałem ci niezapomniany weekend - zaczął.
Genie potrząsnęła głową. Nie chciała tego słuchać. I tak

wiedziała, jaki będzie końcowy wniosek tej rozmowy.

Wzruszyła ramionami.

- Taki już widać mój los. Jeszcze raz dziękuję za wszy­
stko.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wzięła torbę i ruszyła do przejścia. Wyjęła bilet z kieszeni i podniosła wysoko gło­wę. Wiedziała, ha co się decyduje, przyjeżdżając tutaj, i nie powinna teraz płakać.

Tylko dlaczego rozstał się z nią tak łatwo? Dlaczego nie powiedział ani jednego czułego słowa?

Z tymi myślami zasiadła w samolocie. Zajęły jej one całą drogę. Ale im dłużej myślała, tym bardziej wszystko wyda­wało jej się pogmatwane i niejasne. Jedno było pewne: spę­dzili razem naprawdę cudowny weekend.

Alex wyszedł na ulicę i zaczął gapić się na przejeżdżające obok samochody.

Zwycięstwo! Udało się! Tylko dlaczego nie czuł się ani odrobinę szczęśliwy? Wydawać by się mogło, że powinien teraz skakać z radości. Ale nie skakał.

Zapomniał nawet, gdzie zaparkował swoje ferrari. Poszu­kiwania zabrały mu niemal kwadrans. Wrócił do domu, który wydał mu się nagle dziwnie pusty. Czuł się tu nieswojo. Za­dzwonił nawet do Jesse'a z pytaniem, czy może do niego zajrzeć, ale przyjaciel miał akurat gościa.

Najgorsza jednak była noc. Co chwila przesuwał się bliżej środka łóżka, spodziewając się napotkać znajome ciało, a po-


124 WESELE MARZEŃ

tern przypominał sobie, że Genie wyjechała. W takim półśnie spędził czas aż do trzeciej nad ranem, a potem zapadł w płytki sen.

Obudził się z myślą, że dawno nie kochał się z Genie. Brakowało mu tego. Sięgnął na oślep i dopiero wtedy przy­pomniał sobie o tym, co było już aż nazbyt oczywiste. Pomy­ślał, że w tej sytuacji może mu pomóc jedynie zimny prysznic.

Genie bez trudu wróciła do codziennej rutyny. Gorzej było z nocami. Zaczynało się od tego, że miała ochotę sięgnąć po słuchawkę i zadzwonić do Alexa, a kończyło erotycznymi fantazjami.

Zastanawiała się, czy zobaczy go jeszcze kiedykolwiek. Po­wiedział przecież, że bywa w Wiley, może więc zajrzy do niej przy okazji kolejnych odwiedzin? Tylko kiedy to będzie? Genie powoli uczyła się sztuki cierpliwości.

Zaczęła dbać o siebie. Wszystkim w szkole podobały się jej nowe ubrania i fryzura. W czwartek wybrała się z Maggie na zakupy i kupiła sobie nową spódnicę. To trochę poprawiło jej nastrój. Postanowiła, że będzie tak robić co tydzień. W sobotę urządziła wielkie sprzątanie. Wypucowała dom od piwnicy aż po dach. W końcu padła bez sił na fotel w bawialni. Kiedy trochę odpoczęła, wzięła prysznic, zrobiła sobie herbatkę ziołową i usa­dowiła się w półleżącej pozycji z książką na kanapie.

Trochę zdziwiła się, kiedy usłyszała dzwonek telefonu. Pomyślała jednak, iż zapewne siostrze coś wypadło i trzeb będzie zająć się jej dzieciakami. Jednak już po chwili rozpo-znała znajomy głos.

WESELE MARZEŃ 125

- Tęsknię za tobą.

Ścisnęła słuchawkę mocniej, nawet tego nie czując.

Sekretna wycieczka do Nowego Jorku to jedna sprawa, a romans na oczach mieszkańców całego miasteczka to coś zupełnie innego. Genie nie mogła o tym zapomnieć. Chyba żeby Alex zmienił swoje zamiary.

Czyżby chciał przyjechać do Wiley tylko po to, żeby jej powiedzieć, że nie chce się z nią już widywać? To brzmiało absurdalnie.

We wtorek rano Alex wpadł do biura i zatrzasnął za sobą drzwi. Ubrany w garnitur i prążkowaną koszulę Jesse siedział


126 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 127



w swoim skórzanym fotelu. Rorke, w dżinsach, koszule i czarnej kurtce, stał przy oknie.

- Co się stało, Alex? - spytał Jesse. - Ktoś ci nastąpił n
odcisk?

Rorke odwrócił się w jego kierunku.

- Widzieliście już dzisiejsze gazety?!
Alex trzymał jedną z nich w dłoni i teraz zaczął nią ma-

chać, ale wspólnicy tylko skinęli głowami. Widzieli już tytu-ły zdradzające tożsamość motocyklistów Yankee Motor works.

- Nie wiecie, kto mógł to ujawnić? - spytał.

- Myśleliśmy, że ty nam o tym powiesz - stwierdził cierp
ko Rorke.

Jakiś czas temu Alex chciał poinformować prasę, kim s' tajemniczy jeźdźcy, zrezygnował z tego jednak, kiedy Rorke i Jesse stanowczo zaprotestowali.

- Nie mam z tym nic wspólnego - stwierdził Alex. - Gdy­
bym ja to zrobił, towarzyszyłaby temu wielka reklama. Pa­
miętacie? Proponowałem nawet urządzić tydzień motocyklo­
wy. A tu nagle coś takiego! - Uderzył gazetą o stół. - I już
po wszystkim.

Minęło parę minut, zanim się uspokoił. Jednak kiedy to się stało, wiedział, co robić. Alex podniósł słuchawkę.

- Rose? Połącz mnie z Russellem. - Spojrzał na Rorke'e-
go. - Moim zdaniem Mike Maxwell maczał w tym swoje
brudne paluchy. Znowu prosił mnie o informacje na temat
modeli, a kiedy mu ich odmówiłem, powiedział, że sam się
dowie, kim są.

Jednak wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że Maxwell musiał się tego dowiedzieć od kogoś z agencji. Czekali więc

niecierpliwie na wynik rozmowy. Czekało ich też inne zada­nie. Co zrobić, żeby w tej sytuacji jak najlepiej pomóc firmie.

We wtorek Genie zajrzała do siostry i została zaproszona na kolację. Poszła właśnie do kuchni po kawę, kiedy Maggie zawołała ją z pokoju.

- Genie! Chodź tutaj! Szybko!

W głosie siostry było coś takiego, że natychmiast przybieg­ła. Pokazywano właśnie film z sesji zdjęciowej Yankee Mo-torworks. Fotoreporter robił zdjęcia, a ktoś filmował to kame­rą wideo.

- W porządku, chłopaki. Piętnaście minut przerwy -
krzyknął fotoreporter.

Mężczyźni jeden po drugim zaczęli zdejmować kaski. Film wyświetlano teraz w zwolnionym tempie. Jednocześnie poka­zywano twarze z bliska.

- Jesse Tyler, Rorke 0'Neil, Alex Dalton - wyliczał głos
zza kadru. - To są, drogie panie, tajemniczy motocykliści.
Informację tę ujawniła dziś rano jedna z gazet.

W przedpokoju odezwał się telefon, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- A oto najnowsze zdjęcia - ciągnął reporter. - Tajemni­
czy motocykliści, a raczej właściciele firmy, opuszczają swą
siedzibę. Zła wiadomość dla pań to ta, że Rorke 0'Neil nie­
dawno się ożenił, a dobra, że panowie Tyler i Dalton wciąż
są kawalerami.

Pokazano nowe zdjęcia. Trzej mężczyźni z ponurymi mi­nami usiłowali się przedrzeć przez tłum kobiet. Genie ze zdziwieniem stwierdziła, że są wśród nich nie tylko nastolatki.

- No proszę! Co za wiadomość! - wykrzyknęła Maggie.
Genie ze smutkiem pomyślała o zdjęciach, które widziała


128 WESELE MARZEŃ

u Alexa. Gdyby chciał, mógłby jej to wówczas powiedzieć Jednak najwidoczniej nie chciał. Pewnie zresztą dobrze się bawił. Przecież to on miał niebieski kombinezon. To jego bardzo podziwiała.

Na ekranie znowu pojawiła się sylwetka prezentera.

- A teraz dalszy ciąg przeglądu prasy - oświadczył, al
w domu Maggie nikt go już nie słuchał.

- Czy Alex dzwonił do ciebie ostatnio? - spytała siostra.
Genie mówiła Maggie o spotkaniu w Nowym Jorku, ale

oględnie, nie wdając się w szczegóły.

- Tak. W sobotę.

Gdyby mu na niej zależało, na pewno by powiedział. Wie­dział przecież, że może na niej polegać. Szybko pożegnała się z siostrą i dzieciakami i pojechała do domu. Gdy tylko weszła do środka, usłyszała dzwonek telefonu.

Dzwonił Alex.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Genie rzeczywiście nie spodziewała się, żeby przyjechał. Wystarczyło przypomnieć sobie te tłumy kobiet, żeby domy­ślić się, iż nie musi jechać do Wiley, żeby znaleźć sobie kogoś na noc. Podobnie jak Will, kiedy powołano go do kadry narodowej.

Alex znowu zaklął szpetnie. Czyżby naprawdę nie był z tego zadowolony? Co prawda nie miał na tych zdjęciach najweselszej miny, ale machał do zgromadzonego tłumu. A poza tym te wszystkie kobiety! Mógł teraz nadrobić straty z okresu młodości.

- To był prawdziwy koszmar. Straciliśmy masę czasu.
Właśnie dlatego muszę popracować w czasie weekendu.

Czy na pewno? Genie nie bardzo wierzyła jego słowom. Podobnie było z Willem. Kłamał, że ma treningi, kiedy spo­tykał się z innymi kobietami.

130 WESELE MARZEŃ

- Ale ty mnie nie kochasz, więc powinno ci być wszystko
jedno.

Z tymi słowami odłożyła słuchawkę.

Alex musiał wynająć sekretarki z agencji, żeby pomogły w biurze uporać się z nawałem listów i telefonów. W czwar-tek dwie z nich położyły na jego biurku stosy korespondencji Osobista sekretarka Alexa wskazywała każdy z nich i wyjaś-niała beznamiętnym tonem:

- Listy w sprawie firmy, prośby o wywiad, listy od wiel-
bicieli, głównie zresztą wielbicielek - dodała złośliwie. - I..

- Propozycje małżeństwa?!
Rose wzruszyła ramionami.

- Cóż na to poradzę, że stał się pan amerykańskim sym-
bólem seksu?

Alex ze śmiechem wziął list z ostatniego stosu.

- Do licha, ta dziewczyna rzeczywiście mi się oświadcza
Podaje nawet swoje wymiary.

Wziął następny.

- Reprezentacyjna, duża trójka... To naprawdę są propo-
zycje małżeństwa. Więc nie żartowałaś!

Rose trwała na posterunku.

- Ani mi to w głowie, proszę pana.

Alex potrząsnął ze zdziwieniem głową. Co się porobiło. Alexander Dalton, dawny nieudacznik gnębiony przez ró-wieśników, stał się nagle obiektem marzeń tak wielu kobiet.

131

WESELE MARZEN

Nagle mina mu zrzedła. Nie, nie wszystkich. Genie wcale go już nie chciała. Powiedziała mu to wyraźnie w czasie ostat­niej rozmowy. Co prawda nie oświadczyła, że go już nie kocha, ale dała jasno do zrozumienia, że nie chce się z nim widzieć.

Nie przejmuj się tym, powtarzał sobie w duchu. To prze­cież miała być kilkudniowa przygoda.

Tyle tylko, że to on miał zdecydować, kiedy się skończy. Nie Genie. Musi jakoś rozwikłać ten problem, ale na razie ma jeszcze mnóstwo pracy.

Alex zajmował się korespondencją aż do południa. Kusiło go, żeby przejrzeć propozycje matrymonialne, lecz, oczywi­ście, załatwiał przede wszystkim sprawy związane z firmą.

Koło wpół do pierwszej w biurze pojawił się Jesse.

- Idziesz ze mną na lunch? - spytał.

Alex przystał na tę propozycję z ochotą. Wybrali pobliską restaurację, w której zwykle jadali posiłki. Kelner, gnąc się w ukłonach, natychmiast wskazał im stolik. Byli przyzwycza­jeni do tego, że kobiety się nimi interesują, ale to, co działo się w restauracji, przekraczało już wszelkie granice. Niektóre z kobiet gapiły się na nich bez żenady, inne komentowały ich urodę, a jedna nastolatka poprosiła o autograf, który zresztą dostała.

- Mam już tego dosyć - wysyczał Alex, uważając, żeby
te słowa nie dotarły do niepowołanych uszu. - Czuję się tak,
jakby wystawiono mnie na sprzedaż.

132

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ

133



spotkałem, ma ochotę odnowić ze mną kontakty. Nie mówiąc już o setkach innych.

- Próbowałeś się z którąś umówić?
Alex wzruszył ramionami.

- Nie mam czasu - mruknął, ale potem spojrzał uważnie
na kumpla. - Zaraz, zaraz, zdaje się, że tobie się udało, co?

Jesse skinął ponuro głową.

- Mhm - przyznał. - Zaprosiłem taką jedną. Chciałem
najpierw pogadać, rozumiesz, a ona zaraz zażądała, żebym się
ubrał w czerwoną skórę i kochał się z nią w tym stroju!

Alex wybuchnął śmiechem.

Obaj pokiwali smutno głowami. Kelner przyniósł właśnie zamówione dania, więc mogli zająć się jedzeniem. Cała przy­goda wydawała im się ponurym koszmarem, chociaż, wbrew przewidywaniom, przyniosła korzyści firmie. Pisała o nich cała niemal prasa. W telewizji też było o nich głośno.

Kiedy wychodzili, znowu dopadła ich jakaś dziewczyna. Ładna blondynka w obcisłej sukience.

- No właśnie. Ci faceci z plakatu. Mogę prosić o autograf?
Złożyli swoje podpisy na skrawku papieru, który im pod­
sunęła, a następnie wyszli na ulicę.

- Mam już tego dosyć - powiedział Jesse. - Jutro jadę na Florydę. Nie będę wychodził z laboratorium. Zajmę się pro­totypem nowego motocykla.

W piątek po południu Alex poczuł się zupełnie wyczerpa­ny. Też chętnie wyjechałby na Florydę albo do Honolulu. Był niewyspany. Najchętniej usnąłby jak dziecko, trzymając Ge­nie w ramionach.

Może jednak znajdzie czas, żeby polecieć w tym tygodniu do Georgii? Nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystał z sa­molotu firmy.

Dochodziła już dziewiąta wieczorem. Genie skończyła właśnie zmywać po kolacji i chciała wziąć się do poprawiania prac, które ostatnio zaniedbała, kiedy nagle usłyszała dzwo­nek do drzwi.

Wyjrzała przez wizjer.

- Alex! - niemal krzyknęła.

Otworzyła drzwi, patrząc na niego tak, jakby był duchem.

- Cześć, właśnie byłem w tej okolicy i pomyślałem, że do
ciebie wstąpię.

Odsunęła się trochę, żeby wpuścić go do środka. Nawet przy sztucznym świetle dostrzegła, że kiepsko wygląda. Miał cienie pod oczami i poruszał się dziwnie ociężale.

- Och, Alex - szepnęła i przytuliła się do niego.
Poczuła znajomy zapach. Wszystko w nim było tak wspa­
niałe i męskie. Wiedziała, że będzie tego żałować, ale nie


134 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 135



potrafiła mu się teraz oprzeć. Zaczęła już nawet wierzyć, że naprawdę pracował.

- Pójdziemy na górę? - spytała, pewna, że pamięta, co się
tam znajduje.

Spojrzał jej badawczo w oczy.

- Jeśli ty tego chcesz?

Od razu domyślił się, że tak. Ogarnęła ich znana już pasja. Zaczęli wchodzić na górę całując się i zostawiając na scho­dach kolejne części garderoby. W końcu znaleźli się w sy­pialni.

Położył ją na łóżku i zaczął pieścić. Czuła na ciele jego palce, a następnie język, który, tak jak za pierwszym razem, przesuwał się coraz niżej i niżej. Jednak Genie nie chciała czekać.

Wszedł w nią w końcu i znowu stali się jednym ciałem. Kochali się wolniej, ale nie było to ani odrobinę mniej żarli­we niż w Nowym Jorku. W końcu opadli na pościel, dysząc ciężko.

- Kocham cię - szepnęła Genie i już po chwili pożałowała
tego, co zrobiła.

Nie była jednak pewna, czy Alex ją słyszał. Chciała jak najszybciej wywikłać się z tej trudnej sytuacji.

- Idź już - powiedziała, kiedy oboje trochę odpoczęli.
Alex otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Co takiego?!

Genie odsunęła się od niego i oparta o wezgłowie łóżka, okryła piersi cienką kołdrą. Miała dosyć dumy, żeby mu się teraz przeciwstawić.

- Nie chciałam, żeby to się stało.
Alex rozłożył bezradnie ręce.

- Ja również - stwierdził. - Byłem przecież zupełnie wy­
czerpany, a teraz nie ruszę się stąd, chyba że wezwiesz karet­
kę. Nie czuję rąk ani nóg. Połóż się i zgaś światło.

Pomyślała, że powinni porozmawiać. Musi mu wytłuma­czyć, dlaczego nie mogą się spotykać. Jednak Alex ziewnął i opadł na poduszkę.

- Miej choć odrobinę serca i pozwól mi pospać - wymam­
rotał.

Gdy obudziła się następnego ranka, poczuła aromat świeżo parzonej kawy. Alex siedział obok niej, popijał gorący płyn i czytał poranne wydanie „Wiley Gazette".

Ałex zmieszał się nieco.

- Hm, w zasadzie z sąsiadami. Tam był jeszcze pan John­
son.

- Pan Johnson?! Ten nobliwy staruszek?!


136 WESELE MARZEŃ

- Powiedział, że dobrze się stało, iż w końcu sobie kogoś
znalazłaś.

Spojrzała na niego z powątpiewaniem.

Nie pozwoliła mu dokończyć. Rzuciła się na niego z pię­ściami, nie zważając na to, że właśnie pije kawę. Alex usko­czył, ale część płynu wylała się na dywanik przy łóżku. Do­piero teraz zwróciła uwagę na strój Alexa, czy raczej jego brak.

- Zaraz, zaraz - powiedziała. - Co miałeś na sobie, kiedy
wyszedłeś do ogrodu?

Alex uśmiechnął się do niej. Nie był to jednak jego zwykły, seksowny uśmiech, a raczej bezczelny grymas.

Wstała, ciągnąc za sobą kołdrę, i podeszła do drzwi. Na­stępnie otworzyła je szeroko.

- Wynoś się! - rzuciła.

Alex zrozumiał, że żarty się skończyły.

- Nie wygłupiaj się. Przecież nigdzie nie wychodziłem.
Wyjrzyj za okno. Leje jak z cebra.

Mówił prawdę. Dopiero teraz zwróciła na to uwagę.

Zgadzało się. Jeremy, który roznosił gazety, zwykle tak robił. Jednak Genie wcale nie była spokojna. Serce jej jeszcze

WESELE MARZEŃ 137

biło mocno i wciąż nie mogła złapać oddechu. Alex podszedł do niej i wziął ją w ramiona. Czuła wyraźnie ciepło bijące od jego ciała.

- Przepraszam, że się z tobą drażniłem - powiedział po­
ważnie. - To się już nie powtórzy.

Wyszli z sypialni dopiero po godzinie. Oboje zmęczeni, ale szczęśliwi. Genie tym razem pilnowała się, żeby znów nie de­klarować miłości, więc nie musiała wypraszać Alexa za drzwi.

- Co będziemy dzisiaj robić? - spytał Alex, pomagając jej
przygotować lekki posiłek.

- Przede wszystkim powinniśmy porozmawiać.
Alex pokręcił głową.

Genie podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Deszcz wciąż padał, chociaż mniejszy niż przed godziną. Wszystko wokół było takie szare i nieprzyjemne.


138 WESELE MARZEŃ

- Rozumiem. Po prostu inaczej traktujemy nasz związek
- stwierdziła.

Co mu miała powiedzieć? Że spać przez niego nie może i wciąż o nim myśli? To nie miało najmniejszego sensu.

Alex podszedł do niej i objął ją od tyłu. Nie protestowała. Następnie zaczął delikatnie masować jej szyję. Było to bardzo przyjemne i kojące. Wiedział, co może sprawić jej rozkosz.

- Kiedy zadzwoniłeś po raz pierwszy, stwierdziłeś, że mu­
simy porozmawiać. O co chodziło?

Sądziła, że Alex przemyślał sprawę i chce z nią być. Teraz jednak wiedziała, że się pomyliła.

Chciała usłyszeć, że świata poza nią nie widzi i że nie potrafi się bez niej obejść. A najlepiej byłoby, gdyby powie­dział, że ją po prostu kocha. Jednak Alex tylko wzruszył ramionami.

- Bo jest mi z tobą dobrze - powiedział.

W łóżku, dopowiedziała w myślach. Przypomniała sobie wizytę w restauracji w Wiley i jego pierwsze propozycje. Chciał ją wtedy mieć na jedną noc. Teraz proponował jej to samo, tylko na dłużej. Genie poczuła się nagle słaba i nie­szczęśliwa. Czy potrafi się mu oprzeć?

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Genie stwierdziła, że błagania i namowy nie zdadzą się na nic. Postanowiła zatem korzystać z tego, co osiągnęła. Jeśli Alex ma się w niej zakochać, to na pewno nie z powodu jej usilnych namów.

Bawili się doskonale. Alex był świetnym kompanem i do­skonale wyczuwał jej nastroje. To bardzo pomagało. Nawet nie sądziła, po latach związku z Willem, że życzliwy, wyro­zumiały partner może być takim skarbem.

Sobotni dzień zakończyli w łóżku, a kiedy już byli zupeł­nie wyczerpani, Genie pogasiła światła i położyła się obok

Alexa.

Alex leżał cicho. Przez moment myślała nawet, że zasnął, ale kiedy chciała pójść w jego ślady i zaczęła się wygodniej układać, usłyszała jego głos:

- W drodze do domu wpadłem na pomysł, że wrócę i za­
pytam twoją mamę, co mógłbym ci kupić. Wiesz, chodziło mi
o to, żeby Willa zdystansować.

- I wróciłeś? - spytała drżącym głosem.
Przypomniała sobie tę scenę jak przez mgłę. Chyba kłóciła

się o coś z matką. Zdaje się, że właśnie o Alexa.


141

140 WESELE MARZEŃ

- Tak - odparł spokojnie, jakby pytała go o jakiś drobiazg
bez znaczenia. - Nie wszedłem, ponieważ kłóciłaś się z mamą.

Poczuła, że robi się jej niedobrze.

Przypomniała sobie, co Will mówił o zemście. W tej chwi­li nie wydawało jej się to już tak nieprawdopodobne. Poza tym dotarło do niej, że to niekoniecznie Will musi być obie­ktem zemsty.

- Naprawdę bardzo mi przykro - powiedziała, kuląc się.
- Nie chciałam cię zranić. Nigdy bym tego nie powiedziała,
gdybym wiedziała, że mnie słyszysz.

Alex położył rękę na jej ramieniu.

Genie próbowała sobie przypomnieć, co wtedy mówiła. Pamiętała, że matka zaprosiła Alexa i że ona wcale nie była z tego zadowolona. Ale jakich słów użyła? Co dokładnie po­wiedziała?

Nie było to jednak aż tak ważne. Faktem jest, że zraniła go wówczas boleśnie. I pomyśleć, że Alex chciał zapytać jej matkę o prezent! Oczywiście nie miał wtedy żadnych szans. Will był nie tylko znany, lecz również bardzo przystojny. Jednak Alex chciał z nim rywalizować. Kto wie, może wów-

WESELE MARZEN

czas odkryłaby zalety zakompleksionego okularnika. Może wyrosłaby na zupełnie inną, lepszą osobę?

W niedzielę oboje byli dziwnie zamyśleni i wyciszeni, jak dwójka zawodników przed ostateczną rozgrywką.

Alex powiedział, że musi wyjechać koło południa. Było już po jedenastej, a on w ogóle nie szykował się do odejścia. Czyżby w końcu zmienił zdanie?

Genie również zastanawiała się, czy to, co zrobił, było zemstą za jej okrutne słowa. W nocy wydawało jej się to niemal oczywiste. Jednak teraz, kiedy widziała go w świetle dnia, jakoś przestało to być dla niej prawdopodobne. Przecież troszczył się o nią. Otaczał opieką. Jeśli to miała być zemsta, to jak, w takim wypadku, nazwać to, co robił Will?

Sama już nie wiedziała, co myśleć.

W końcu zaczęli się żegnać. Alex wziął ją w ramiona i za­jrzał głęboko w oczy.

- No i jak, kochasz mnie jeszcze?

Genie myślała o tym wcześniej. Jeśli Alex rzeczywiście chciał się zemścić, za nic nie powinna się do tego przyznawać.

142 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 143



Czy po to, żeby później bardziej cierpieć? Genie znowu zaczęła wierzyć, że Alex planuje zemstę. W ciągu ostatnich paru godzin przeżywała prawdziwą huśtawkę nastrojów.

- Wyznałaś mi miłość w Nowym Jorku i w piątek, kiedy
przyjechałem!

Skinęła głową.

Nagle ochłódł i spojrzał na nią tak nietypowym dla niego, zimnym wzrokiem.

Zatrzymał się nagle i spojrzał na nią przez ramię, a nastę­pnie odwrócił się wolno. Tylko uważaj, co mówisz, żeby później tego nie żałować, powtarzała sobie w duchu.

- Czy to miał być odwet, Alex? Czy chciałeś się zemścić
na mnie za to, że cię kiedyś źle traktowałam?

Spojrzał na nią. Od tego wzroku ciarki przeszły jej po plecach.

- Chcesz usłyszeć prawdę?

Przez chwilę się wahała. Czy była na to naprawdę przygo­towana?

- Tak. - Bezwiednie skinęła głową.
- Nie jestem z tego specjalnie dumny, ale tak rzeczywiście

miało być - powiedział.

Genie poczuła się wstrząśnięta do głębi. Zraniono jej dumę i najgłębsze uczucia. Słowa jednak zostały wypowiedziane i nie można ich już było cofnąć.

Straciła wszystkie złudzenia. Pomyślała, że w normalnych warunkach Alex nawet nie zwróciłby na nią uwagi. Zwłaszcza że ubierała się przecież okropnie. Ciekawe tylko, czy pode­jrzewał, iż zamieni się w pięknego motyla? I że będzie im razem tak dobrze? Mogła się pocieszać myślą, że jednak nie.

- Dziękuję za szczerość - powiedziała.

Na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.

- Pomyślałem, że jestem ci winien to wyjaśnienie.
Kiwnęła głową.

- Dziękuję. Znasz drogę. - Odwróciła się i poszła w głąb
mieszkania.

We wtorek Alex był właśnie w biurze, kiedy zadzwonił telefon. Niewiele myśląc podniósł słuchawkę.

Myślał o niej już wcześniej, przy okazji wycieczki do Wi-ley. To właśnie ją jako pierwszą zaprosił do restauracji. Oczy­wiście Genie byłaby pierwsza, gdyby nie wygłupy Willa. Adrianne potraktowała go wówczas z góry, ale była na tyle uprzejma, żeby się z niego nie naśmiewać.

Dużo dałby, żeby zobaczyć wówczas jej minę.

- Wciąż mieszkasz w Kalifornii?


144 WESELE MARZEŃ

Alexowi chciało się śmiać.

- Do restauracji? Przecież to było kopę lat temu. W ostat­
niej klasie. Zresztą, o ile pamiętam, nie przyjęłaś mojego za­
proszenia - dodał po chwili.

Po drugiej stronie zapanowała chwilowa cisza. Pewnie Adrianne nie spodziewała się, że ją tak odprawi. Ale co? Czy ma jechać specjalnie do Kalifornii na spotkanie z dziewczyną, która kiedyś dała mu kosza, a teraz pewnie utyła i ma znisz­czoną cerę z powodu nadużywania kosmetyków. Przypomniał sobie, że Adrianne malowała się dość mocno już w szkole średniej, co budziło niechęć nauczycieli.

- Wiesz, jakie są nastolatki - zaczęła Adrianne po prze­
rwie. - Potrafią być naprawdę okrutne. Bałam się, że będą się
ze mnie śmiali.

Nie chciało mu się w to wierzyć. Genie przynajmniej była z nim szczera. Wcale nie usiłowała się usprawiedliwiać. Stwierdziła tylko, że nigdy by nie wypowiedziała tak okrut­nych słów, gdyby wiedziała, że ją słyszy. Alex wierzył jej i teraz coraz bardziej cenił jej szczerość. Dlaczego tylko za­częła udawać, że go nie kocha? A może po prostu chciała przekonać o tym siebie?

Biedna Genie!

Alex zaczynał już czynić sobie wyrzuty. Zranił ją zupełnie niepotrzebnie, jakby nie wystarczyło jej piekło, przez które przeszła z Willem. I tak wiedział, że go kocha. Wystarczyło spojrzeć jej w oczy.

WESELE MARZEŃ 145

Wygrał!

Jednak wcale nie czuł się z tego powodu szczęśliwy. Za­wsze słyszał o goryczy porażki, ale to, co odczuwał, było goryczą zwycięstwa. Adrianne mówiła coś bez przerwy, ale on jej nie słuchał. Bezwiednie odłożył słuchawkę i zamyślił się.

Myślał o Genie.

W zasadzie nie mógł przestać o niej myśleć.

Nagła odpowiedź na wszelkie wątpliwości poraziła go jak błyskawica. Ależ to oczywiste! Tak bardzo starał się, żeby ona go pokochała, że w końcu sam się w niej zakochał!

W sobotę rano Genie szła z biblioteki do domu, kiedy usłyszała za sobą ryk motoru. Na początku przestraszyła się, że to Alex, ale potem pomyślała, że przecież ta sprawa jest już definitywnie skończona.

Przyspieszyła kroku. Maszyna dogoniła ją, a następnie się zatrzymała. Genie spojrzała na motocyklistę i omal nie prze­tarła oczu, myśląc, że to fatamorgana.

Czego od niej chciał? I dlaczego to spotkanie sprawiło jej jednak jakąś dziwną, perwersyjną przyjemność?

- To przecież bardzo blisko - stwierdziła.

Słysząc te słowa Alex natychmiast włożył kask. Genie poczuła ukłucie w sercu. Więc tylko po to przyjechał? Chce ją wciąż dręczyć?

- Poczekam na ciebie przed domem - rzucił Alex i odje­
chał.

Szła szybko, żeby dowiedzieć się, o co mu chodzi. Zastała go przy wejściu z kaskiem w ręku. Przepuścił ją i pozwolił


146 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 147



otworzyć drzwi. Miał na sobie dżinsy i czerwoną bluzę z na­pisem: „Yankee Motorworks".

Wszedł za nią do środka. Genie skierowała się do kuchni.

Zawróciła i weszła do pokoju. Chciała usiąść w fotelu, jednak Alex wskazał jej miejsce na kanapie. Usiadła, ale nie obok niego.

Odłożył kask na podłogę, a następnie dotknął delikatnie jej twarzy. Genie spojrzała na niego.

- Czy naprawdę mnie już nie kochasz? - spytał.
Podejrzenia znowu się pojawiły jak sępy kołujące nad

świeżym trupem. Genie nie wiedziała, co o tym myśleć. Czyż­by chciał ją upokorzyć do końca? Dobrze, należy mu się to za krzywdy wyrządzone w dzieciństwie.

- Nie. Wciąż cię kocham.

I żałuję, że cię straciłam, dodała w myśli.

Alex wstał. Myślała, że chce odejść, i zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać. Ale on sięgnął do kieszeni dżinsów i coś z niej wyciągnął: małe, aksamitne pudełeczko. Następnie usiadł tuż obok niej. Próbowała się odsunąć, ale nie miała takiej możliwości.

Genie patrzyła zupełnie ogłupiała na to, jak Alex otwiera pudełeczko. Co też mogło się w nim znajdować? Następnie obrócił je tak, że z zapartym tchem mogła podziwiać pierścio­nek z olbrzymim brylantem.

Przez chwilę milczała, kręcąc głową. Skąd ta nagła odmia­na? Co się stało? Czy Alex bawi się z nią w kotka i myszkę?

widziała wcześniej.

Jego brwi powędrowały wysoko.

- Chcesz, żebym spotykał się z innymi kobietami?!
Potrząsnęła głową.

148 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 149



przycichnie. Uzgodniliśmy we trójkę z Rorke'em i Jesse'em, że kończymy z tą reklamą. Albo jest się poważnym biznes­menem, albo idolem nastolatek.

- Chyba przyjemniej być idolem nastolatek - zauważyła.
Alex pokręcił przecząco głową.

Przytulił ją do siebie, a następnie pocałował. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. W końcu Alex wyjął pierścionek z pu­dełeczka i włożył jej na palcec. Genie wyciągnęła rękę przed siebie, żeby móc go podziwiać.

Tak długo czekała na te słowa. Czasami wydawało jej się, że już się ich nie doczeka. Nie wiedząc kiedy, znalazła się w ramionach Alexa. Gwałtownym pocałunkom towarzyszyło szybkie ściąganie odzieży. Nagle okazało się, że są nadzy. Genie miała na sobie jedynie... pierścionek.

- Uważam, że powinniśmy uczcić nasze zaręczyny - wy­
mamrotał jej do ucha Alex. - Jednak możesz mnie zabić, a ja
nie ruszę się stąd.

Wcale nie miała wobec niego takich okrutnych planów.

Resztę ranka i część popołudnia zajęło im ponowne odkry­wanie uroków seksu. Za każdym razem jednak działo się między nimi coś ważnego. Ich ciała zgrywały się coraz bar-

dziej, a jednocześnie czuli, że wiele jest jeszcze przed nimi. Gwałtowne porywy zastępowały delikatne pieszczoty, któ­re częstokroć okazywały się równie, a może nawet bardziej podniecające. Ich erotyczna podróż rozpoczęła się na kana­pie w bawialni, a zakończyła w pachnącym lawendą łóżku

Genie.

Dopiero koło drugiej stwierdzili, że są potwornie głodni.

Głupio jej było powiedzieć, że ma w domu jedynie lunch z poprzedniego dnia. W niedziele jadała u rodziców, a w po­niedziałki mogła liczyć na świeże produkty. Na szczęście Alex zaproponował, żeby się dokądś wybrali.

Reszta popołudnia przypominała sen. Wzięli samochód Genie, zostawiając motocykl w garażu. Alex prowadził. Ge­nie skupiała na nim swoją uwagę, chociaż oczywiście zauwa­żyła, że jadą drogą wiodącą do Roseleigh. Pomyślała jednak, że skręcą w stronę którejś z pobliskich restauracji. Próbowała nawet pytać, dokąd się wybierają, ale Alex nie chciał jej o tym poinformować. W końcu zajechali do Roseleigh. Wysiadając, ponownie zapytała go, co to wszystko znaczy. Alex uśmiechał się tylko tajemniczo. Zaprowadził ją do dużego apartamentu, w którym, ku swemu zaskoczeniu, zobaczyła matkę, siostrę, Estherę Dalton i Grandee.

Jej mama natychmiast pośpieszyła z gratulacjami.

- Moje kochanie, jestem taka szczęśliwa - powiedziała,
ocierając łzy.

Maggie jak zawsze zachowała pogodę ducha i zmysł pra­ktyczny, który zawsze Genie w niej podziwiała.

- Ładny pierścionek, fiu, fiu - powiedziała, przyglądając


150 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEN

151



się z ukontentowaniem brylantowi. - No, przyjmij moje gra­tulacje. Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?

Następnie z gratulacjami pośpieszyły Grandee i Esthera.

Znów nie pozwolił jej dojść do słowa.

Alex pocałował ją w czoło.

- Żadne „ale" - powiedział. - Przygotuj się teraz. Spotka­
my się w sali balowej.

Czy to znaczyło, że mają wziąć ślub za chwilę? Ge­nie rozejrzała się bezradnie dokoła. Maggie dostrzegła to i wzięła ją za ramię. Następnie podprowadziła do dużej sza­fy. Po otwarciu drzwi okazało się, że są w niej trzy suknie ślubne.

- Moja, mamy i Grandee - wyjaśniła.

Bez protestów zaczęła przymierzać kolejne stroje. Suknia siostry była na nią trochę za duża. W końcu wszystkie zgo­dziły się, że najlepiej wygląda w sukni Grandee.

Poddała się.

Następnie panie zaczęły się zastanawiać nad jej uczesa­niem i makijażem. Tutaj niezastąpiona okazała się Esthera, która po prostu doskonale się na tym znała.

- Proponuję upiąć włosy - powiedziała. - W ten sposób
odsłonimy szyję.

Makijaż nie stanowił dla niej żadnego problemu. Musiała jednak użyć swoich kosmetyków, ponieważ Genie w pośpie­chu zapomniała o torebce.

Nagle znowu ogarnęły ją wątpliwości. To wszystko działo się zbyt szybko. Miała wrażenie, że jest częścią własnego snu, w którym wszystko jest możliwe. Uszczypnęła się, ale poczu­ła tylko ból.

Wkrótce przygotowania dobiegły końca.

Ciekawe, co by powiedziała, gdyby dowiedziała się, że się dzisiaj kochali. I to trzy, nie, zaraz, cztery razy!

- Naprawdę muszę z nim porozmawiać.

Okazało się, że tylko Grandee nie wierzyła w przesądy. Podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu.

- Myślę, że byłoby źle, gdyby Alex ożenił się z niezde-


152

WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEN

153



cydowaną dziewczyną - stwierdziła. - Esthero, czy możesz pójść po niego?

Alex wyglądał naprawdę wspaniale w czarnym smokingu i białej koszuli z czerwoną różą przypiętą do błyszczącej kla­py. Genie wprost nie mogła uwierzyć, że niedługo ma zostać jej mężem.

W pierwszym odruchu chciała paść mu w ramiona.

- Czy możemy porozmawiać bez świadków?

Wszyscy wyszli po cichu, zostawiając ich samych w po­koju. Grandee zdążyła tylko posłać uśmiech Genie, który miał jej pewnie dodać otuchy.

Przez chwilę próbowała pozbierać rozbiegane myśli. Nie­stety, nie potrafiła wszystkiego wyrazić. Jej niepokój nie da­wał się zamknąć w prostych zdaniach. Wynikał ze strachu przed pośpiechem i nieznanym życiem, które nagle się przed nią otworzyło.

Alex patrzył na nią uważnie.

- Jeśli chcesz wszystko odwołać, to powiedz. Nie będę
miał o to do ciebie pretensji.

Podeszła bliżej. Długi tren sukni ciągnął się za nią po podłodze.

- Chciałabym wiedzieć, co z moją pracą. Ja naprawdę
lubię uczyć.

Rozluźnił się nieco, a na jego twarzy pojawił się nawet uśmiech. Być może spodziewał się tego pytania.

- Umówiłem cię już na rozmowę z dyrektorką Maitland
Academy - powiedział. - To podobno najlepsza szkoła w na­
szej okolicy. Jeśli jednak ci się tam nie spodoba, możesz
poszukać czegoś na własną rękę.

Umówił ją na spotkanie! W „naszej" okolicy! Jeśli dotych­czas nie miała okazji podziwiać jego zdolności organizacyj­nych, to teraz doceniła je w całej pełni. No i ten tupet! Być może tylko w ten sposób można prowadzić tak dużą firmę jak Yankee Motorworks. Ale czy jest to odpowiednie podejście do kwestii małżeństwa?

Genie odetchnęła z ulgą. Przez chwilę podejrzewała, że Alex, podobnie jak Will, będzie chciał z niej zrobić kurę do­mową. Na szczęście się pomyliła.

- No to jak? Idziemy? Czekają na nas.

Przytuliła się do niego i pocałowała go mocno, nawet nie myśląc o makijażu. Na szczęście kuzynka Alexa używała wy­jątkowo dobrych i trwałych kosmetyków.

154 WESELE MARZEŃ

WESELE MARZEŃ 155



Weszli do sali balowej, którą po brzegi wypełnili członko­wie obu rodzin. Zapalone świece dodawały ceremonii uroku, a widoczne przez olbrzymie okna zachodzące słońce barwiło salę na złoto i purpurowo.

Ruszyli w stronę wielebnego Banksa. Obok niego z jednej strony stały Grandee i Maggie, a z drugiej Rorke i Jesse. Mie­li więc podwójną obsadę świadków. W powietrzu unosił się delikatny zapach róż. Niewielki zespół muzyczny zagrał mar­sza Mendelssohna.

- Czy tak miało być? - spytał ją Alex przyciszonym gło­
sem.

Spojrzała na niego z wdzięcznością.

- Jest cudownie. Dzięki.

Pomyślała, iż oczywiście cieszy się z tej uroczystości, ale też i o tym, że wiele zmieniło się w jej podejściu do ślubu. Piękna oprawa przestała mieć aż takie znaczenie. Zrozumiała, że najważniejsze jest to, z kim się bierze ślub. Lepiej w skro­mnym kościółku, ale z nadzieją na długie i udane małżeń­stwo.

Te myśli nie przeszkodziły jej jednak cieszyć się prze­pychem Roseieigh. Może dlatego, że była pewna miłości Alexa.

Przechodzili między krewnymi i przyjaciółmi, a ci kiwali z uznaniem głowami. Stanowili rzeczywiście dobraną parę. Genie tak ostatnio rozkwitła, że była chyba jeszcze piękniej­sza niż we wczesnej młodości. Może dlatego, że wtedy tak mocno nikogo nie kochała. A Alex po prostu wyglądał wspa­niale.

W końcu stanęli przed pastorem, który spojrzał na nich z uśmiechem. Jesse dzierżył w dłoni tackę z obrączkami. Ge­nie pomyślała, że jest być może jedyną panną młodą, która tego samego dnia włożyła na palcec zarówno pierścionek zaręczynowy, jak i obrączkę.

Stanęli przed pastorem i rozpoczęła się ceremonia zaślubin.

Trudno byłoby o bardziej namiętny pocałunek. Genie ze zdziwieniem stwierdziła, że czekała na ów moment jak na ostateczne potwierdzenie tego, co się stało. Teraz wiedziała, że to jednak nie był sen.

W końcu oderwali się od siebie. Jednak Alex jej nie puścił.

Udawała, że wcale nie ma na to ochoty, ale w końcu się poddała. Nie wiedziała, jak długo trwał pocałunek, ale chyba nie był krótki. Wielebny Banks stał przy nich trochę zakłopotany.

- No tak, hm, dzieci - powiedział. - Niech wam Bóg bło­
gosławi.

Genie i Alex objęli się i zwrócili twarzami do gości.

- Niech żyje młoda para! - krzyczano z entuzjazmem. -
Niech żyją nowożeńcy!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
075 Macaluso Pamela Wesele marzen
Wingrove David Chunk Kuo 05 Pod Niebiańskim Drzewem 01 Umarłe Marzenia
Nora Roberts Marzenia 01 Śmiałe Marzenia
Denison Janelle Trzy wesela (2008) 01 Wesele na Hawajach
Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)

więcej podobnych podstron