Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział osiemnasty
Następnego wieczora, Abigail skierowała się na rodzinne piętro, by sprawdzić, co u matki. Ona siostra przyleciały z powrotem do D.C dzisiejszego ranka, a ona resztę dnia spędziła w swoim laboratorium, zbierając informację na dzisiejsze spotkanie z jej ojcem. I z Gregorim.
Święty Jerzy, przecież ludzie mogą się całować.
Prunella Culpepper miała rację. Poprzedniej nocy nie mogła zmrużyć oka. Wspomnienia pocałunku Gregoriego wypełniały jej umysł, a ona odtwarzała tą scenę, ceniąc każdy szczegół, który mogła sobie przypomnieć i w końcu wyobrażając sobie, co mogło się stać, gdyby im nie przerwali.
Ścisnęła skórzaną teczkę. Musiała się uspokoić przed spotkaniem z ojcem. Nie patrz na Gregoriego z rumieńcem na twarzy.
Jej akta były w środku wraz z notatką od Gregoriego, bezpiecznie schowaną w mniejszej kieszonce. Czy mogłaby rozładować nerwy, dzwoniąc do niego? Musiałaby być sama, by to zrobić. Nie mogła pozwolić, by agent wywiadu podsłuchał ją jak flirtuje z wampirem.
Nie znalazła chwili samotności do zachodu słońca. Pracowała do późna w laboratorium z innymi naukowcami. Agent przywiózł ją potem do Białego Domu.
Nawet teraz, gdy szła do domowej kliniki, Faceci w Czerni stali tu i tam, ciągle obserwując. Zawsze czujni na niebezpieczeństwa. A bez wątpienia, uważali Gregoriego za niebezpieczeństwo.
Wiedziała, że powinna zachować dystans między nimi. To była właściwa rzecz, a ona zawsze w życiu robiła właściwe rzeczy. Ale teraz było za późno. Rzuciła się w przepaść i nie wiedziała jak się zatrzymać. Nawet nie była pewna czy chciała to zrobić.
Zakochanie się w Gregorim było szalonym, nieodpowiedzialnym czynem. Całkowicie niezgodnym z jej charakterem. I całkowicie ekscytującym. Dziwne, że dopiero Nieumarły mężczyzna sprawił, że czuła się tak żywa.
Kiwnęła głową do agentki, która stała przy drzwiach kliniki. Wewnątrz usłyszała śmiech matki i Madison.
Wślizgnęła się do środka. - Cześć.
- Abigail! - Pomachała jej matka. - Oglądałyśmy reklamę Madison. Chodź i zobacz.
- Już widziała jak to nagrywałam. - Madison sięgnęła po pilota. - Chcesz obejrzeć jeszcze raz?
- Pewnie. Chcę. - Abigail uścisnęła mamę i szybko ją obejrzała. Wyglądała na zmęczoną, miała ciemne worki pod oczami. - Debra wzięła wolny wieczór?
- Jest na przerwie obiadowej. - powiedziała Belinda. Pochyliła się bliżej i szepnęła. - Nie możemy mówić o wampirach, kiedy ona tutaj jest. Ściśle tajne, wiesz.
Abigail pokiwała głową, zauważając błysk w oczach matki. To ostatnie podekscytowanie wszystkim wokół wydawało się ożywić jej matkę. Jej siostrę też. W drodze powrotnej do domu, Madison non stop paplała o jej nowych przyjaciołach z DVN. Maggie dała jej płytę DVD z nagraniem jej reklamy, którą kręciła z Phineasem.
- Zaczyna się! - Madison uciszyła ich.
Abigail usiadła i oglądając siostrę i Phineasa. - To jest naprawdę dobre. - Dzięki Bogu, że Maggie skasowała to, co ona robiła z Gregorim.
Belinda zaklaskała. - Uwielbiam to. Jestem z ciebie taka dumna, Madison.
- I wiesz, co? - Madison skoczyła na nogi, uśmiechając się. - Ubiegłej nocy, brałam udział w castingu do śmiertelnej roli w jednej z ich oper mydlanych. Zwykle wampiry grają te role, bo śmiertelnicy nie wiedzą o DVN, ale Gordon - reżyser - powiedział, że to się nie sprawdza, bo każdy może stwierdzić, że mają kły. Więc, jest duża szansa, że mogłabym zagrać w jednym z ich seriali i zostać prawdziwą aktorką!
- Wow. - Abigail spojrzała na ich mamę, która wyglądała na bardziej zaniepokojoną niż szczęśliwą. - To naprawdę ekscytujące, Maddie.
- Wiem! - Madison ścisnęła dłonie razem z rozmarzonym spojrzeniem. - Mogłabym być prawdziwą gwiazdą.
- Myślałam, że kręciłaś tą reklamę dla przyjemności. - powiedziała Belinda.
- Nie sądziłam, że będę tak dobra! - zawołała Madison.
- A co ze szkołą aktorską? - spytała Belinda.
Madison machnęła ręką. - Poszłam tam tylko, dlatego, że nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Że nie jestem dobra w graniu ról, wiesz. Ale Maggie powiedziała, że wykazuję prawdziwy aktorski potencjał. I Gordon powiedział, że wyglądam bajecznie przed kamerą.
- Tak, kochanie. - ustąpiła Belinda. - Ale to jest, wampirza stacja.
Madison zamrugała. - I?
Abigail skrzywiła się wewnętrznie z niepokojem.
- Jestem zachwycona, że odkryłaś nowy talent. - kontynuowała Belinda. - Ale musisz rozwijać go z własnym rodzajem. DVN nie jest rodzajem środowiska, które powinnaś odwiedzać każdej nocy.
Madison wyglądała na ogłuszoną. - Dlaczego nie?
- Całe to podekscytowanie wampirami… to była zabawa, ale… - Belinda westchnęła. - To Cudowny świat, żeby o nim rozmawiać, ale nie chcesz w nim żyć.
Madison zmarszczyła brwi. - Masz coś przeciwko wampirom?
- Jestem pewna, że są bardzo mili, ale… bądźmy szczerzy, Maddie. Oni nie żyją. Nie chcę byś związała się z którymś z nich.
- Ale tego nie zrobię. - nalegała Madison. - Nie ciągnie mnie do żadnego z nich. - Spojrzała na Abigail.
Proszę, nic nie mów, prosiła ją Abigail oczyma.
Zmarszczka między brwiami Madison pogłębiła się. - Nie rozumiem, Mamo. Nie jesteś, jakby… uprzedzona.
- Nie chcę być niegrzeczna. Nie chcę tylko, byś się z którymś związała. Pomyśl o tym. Oni mogą żyć przez wieki, tak? Znudziliby się tobą po kilku latach albo nalegaliby na twoją przemianę w wampira. Jak mogłabym coś takiego zaakceptować?
Madison przygryzła wargę i zerknęła na Abigail. - Ktoś mógłby pomyśleć, że to romantyczne.
Belinda prychnęła. - Tylko w fikcji. W rzeczywistości, on by cię zabił.
Abigail przełknęła. Jej mama miała słuszne uwagi. Nawet ona sama, kilka nocy temu ostrzegała Madison, że zakochanie się w wampirze byłoby czystym szaleństwem.
To było jak stare powiedzenie jej babci, które używała w żartach. Jeśli już masz się zakochać, to przynajmniej niech będzie bogaty. A jeśli ona miałaby się zakochać, dlaczego nie może w żywym mężczyźnie?
Jej ramiona opadły. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Związek z Gregorim był naprawdę niemożliwy. Ale jak mogła znaleźć kogoś równie cudownego jak on? On był wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyła. Z wyjątkiem wampirzej części.
Madison wysunęła dolną wargę. - Myślałam, że będziesz się cieszyła. Naprawdę chcę pracować w DVN.
Belinda westchnęła. - To bardziej by mnie martwiło, bo byłabyś w otoczeniu wampirów.
Madison naburmuszyła się. - Ale Abby będzie z nimi na wyprawie do Chin!
Abigail podskoczyła na krześle i potrząsnęła głową.
- Co? - Belina posłała jej zaskoczone spojrzenie. - Co ty chcesz zrobić?
Madison skrzywiła się. - Przepraszam, Abby. Myślałam, że wie.
Abigail posłała jej rozdrażnione spojrzenie, kiedy zwróciła się do ich matki. - To wyprawa badawcza, to wszystko. Tylko na kilka dni.
Belina zwęziła oczy. - Czy twoje badania mają coś wspólnego ze mną?
- Będzie dobrze, Mamo. Wampiry będą tam, by mnie chronić. Oni są niesamowicie silni i szybcy. Mają specjalne zdolności jak super bohaterowie.
- Tak! - Madison pokiwała głową. - To będzie jak podróż z Supermanem i Ligą Sprawiedliwych!
Belinda zmarszczyła brwi. - Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Mamo… - Abigail chciała powiedzieć, że robi to dla niej, ale jej matka jeszcze bardziej by się sprzeciwiała podróży. - Muszę to zrobić.
Oczy Belindy zabłyszczały łzami. - Cukiereczku, moje zdrowie to mój problem. Nie możesz wziąć na siebie całej odpowiedzialności.
Abigail zamrugała, aby odgonić łzy. - Jak mogłabym żyć ze sobą, jeśli nie spróbuję wszystkiego, co mogłabym zrobić?
Rozległo się pukanie do drzwi i agent wywiadu otworzył je. - Spotkanie w Owalnym Gabinecie się zaczęło. Prezydent prosi o pojawienie się panny Abigail.
- Zaraz przyjdę. - Wstała i zabrała teczkę. - Będzie w porządku, Mamo.
Jej matka westchnęła zmęczona. - Mam taką nadzieję.
Pomachała do Madison, kiedy przechodziła przez pokój. - Do zobaczenia później.
- Powodzenia. - Madison podeszłą do niej i zniżyła głos. - Ze wszystkim.
Czy ona miała na myśli Gregoriego? - Dziękuję. Dziękuję, że nie wspomniałaś o nim Mamie.
Madison z uśmiechem poklepała ją po ramieniu. - Zawsze pracowałaś tak ciężko. Zasługujesz na szczęście.
Więc Madison to pochwalała?
Abigail pokiwała głową i opuściła pokój.
Pewnie, że chciała być szczęśliwa, ale jak mogłaby być szczęśliwa z wampirem? Ona na pewno była szczęśliwa z Gregorim ubiegłej nocy, ale co jeśli to uczucie było przelotne? A co jeśli jej szczęście mogło unieszczęśliwić jej rodziców? Co, jeśli jej matka miała rację i Gregori znudzi się nią, kiedy będzie starsza? Co, jeśli on oczekiwał, że ona też stanie się wampirem?
Zadrżała. Całowanie się z Gregorim to jedno, ale łącząc to z tym, że chciałby, żeby stała się wampirem… naprawdę ją przerażało.
Powinna to przerwać zanim spadnie całkowicie w otchłań miłości. Przestać się zakochiwać? Ciarki przeszły jej po plecach.
Mogło być już za późno.
Gregori wstał, kiedy Abigail weszła do Owalnego Gabinetu. Jego serce załomotało i walczył z chęcią wzięcia jej w ramiona. Ciągle nosiła kitel, jakby dopiero, co wyszła z pracy, a w ręce miała skórzaną teczkę.
- Dobry wieczór. - Utrzymywał obojętny wyraz twarzy.
Zerknęła na niego i kiwnęła głową. - Gregori. - Uśmiechnęła się lekko do ojca i szefa CIA, Nicka Caprese. - Mam nadzieję, że nic ważnego mnie nie ominęło.
- Dopiero zaczęliśmy. - Jej ojciec skinął na kanapy, kiedy usiadł na fotelu na szczycie stolika.
Gregori usiadł po prawej stronie prezydenta i położył swoją teczkę na stole. Abigail usiadła na kanapie naprzeciwko niego, obok Caprese. Musiała zachować pomiędzy nimi dystans. Jeśli dobrze zrozumiał, to oznaczało, że chciała zachować ich związek w sekrecie. Nie chciał rozważać, co innego mogła mieć na myśli.
Położyła teczkę na kanapie obok siebie i popatrzyła prosto na swojego ojca.
- Gregori teleportował się tu prosto z Nowego Yorku. - powiedział jej prezydent. - Imponujące. I powiedział mi, że ćwiczyłaś teleportację ubiegłej nocy i bardzo dobrze sobie radziłaś.
Pokiwała głową. - Tak.
Ona celowo próbowała na niego nie patrzeć, pomyślał Gregori. - Powiedziałem prezydentowi i Panu Caprese o MacKay S&I.
- Brytyjski prezes rady ministrów potwierdził, że oni mają dobre stosunki z Angusem MacKayem i jego pracownikami. - powiedział Caprese.
- Doskonale. - Prezydent zwrócił się do Gregoriego. - Więc, miałeś opowiedzieć nam o planie, który ułożyłeś z Panem MacKayem?
- Tak. - Gregori otworzył teczkę. - Angus i ja wybraliśmy ubiegłej nocy członków zespołu. Nazywamy go Zespół A. A jak Abigail.
Jej ojciec uśmiechnął się. - Podoba mi się.
Gregori zerknął na Abigail. Skupiła się na swojej teczce, a jej policzki się nieznacznie zaróżowiły.
Wyciągnął kartki na wierzch. - Tu jest krótka biografia i zdjęcie kapitana zespołu J.L Wanga. Jest Mandaryńczykiem i może wmieszać się pomiędzy miejscową ludność. Jest wampirem od dwóch lat. Przedtem był agentem specjalnym FBI, stacjonującym w Kansas City. Przez ostatni rok był szefem ochrony Głowy Klanu Zachodniego Wybrzeża w San Francisco.
- Brzmi świetnie. - Prezydent studiował profil J.L, kiedy przekazał go Caprese, który zerknął na to i położył na stole.
Abigail przysunęła kartkę bliżej, by też coś zobaczyć.
Gregori uniósł następny profil. - Drugi wampir w zespole to Russell Ryan Hankelburg. Był majorem w Marynarce podczas Wojny Wietnamskiej. Jest ekspertem od broni i techniki przetrwania.
Prezydent obejrzał jego profil. - On w 1971 był w MIA. Co mu się stało?
- Został znaleziony przez pracowników MacKaya rok temu w jaskini w północnej Tajlandii. - powiedział Gregori. - Sądzimy, że był w śpiączce przez trzydzieści dziewięć lat. Angus zdołał go ożywić poprzez przemianę. Kiedy dowiedział się o tej misji, sam się zgłosił. Jest chętny, by służyć krajowi jeszcze raz.
- Zachwycające. - Prezydent podał profil Caprese.
- Nie tylko obudził się Nieumarłym, ale też stracił trzydzieści dziewięć lat z życia? - powiedziała Abigail. - To musiało być dla niego ciężkie.
Gregori wzruszył ramionami. - On jest z Marynarki. Z tego, co słyszałem, on bardzo szybko przyzwyczaił się do swoich wampirzych mocy.
Caprese zeskanował jego profil i odłożył na stół. - Ci dwaj ludzie wydają się być doskonałym wyborem. Oczywiście, będę musiał ich sprawdzić.
- Oczywiście. Jako wampiry nie będziemy w stanie działać podczas dnia. - Gregori powstrzymał się od powiedzenia, że oni będą właściwie martwi. To była ta rzecz, o której nie chcieli, aby rząd się dowiedział. - Nie chcemy zostawić Abigail niechronionej, kiedy śpimy, więc zabierzemy kilku dziennych strażników. - Uniósł kolejny profil. - To jest Howard Barr. Grał w obronie w Chicago Bears.
Prezydent Tucker wziął kartkę i zmarszczył brwi. - Widzę, że potrzebujesz ludzi, ale dlaczego nie weźmiesz Josha i Charlesa? - Skinął na Charlesa, który stał przy drzwiach.
- Albo jakiś ludzi z Agencji. - zaoferował Caprese. - Oni mają doświadczenie w tego rodzaju misjach.
- Tak, ale oni nie mają takich zdolności jak nasi dzienni strażnicy.
Caprese parsknął. - Mówię ci, weź kilku moich ludzi. Będzie widać, że wy Nieumarli jesteście skłonni z nami współpracować.
Gregori się skrzywił. - Niestety, musimy nalegać na naszych własnych pracowników.
- Dlaczego? - Caprese się rozsiadł. - Co jest w nich takiego specjalnego? Znoszą złote jajka?
- Coś w tym guście. - mruknął Gregori. On i Angus rozważali to przez godzinę. Zmiennokształtni oczekiwali, że Wampiry zachowają ich sekret. Ale jeśli Abigail miała z nimi podróżować, musiałaby wiedzieć. A jeśli ona by wiedziała, to jej ojciec też powinien wiedzieć. Jeśli dowiedziałby się po ukończeniu misji, byłby rozgniewany, że ukryli tą informację.
Gregori pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. - Ta informacja jest ściśle tajna nawet w wampirzym świecie. Chciałbym mieć twoje słowo, że to nigdy nie opuści tego pokoju.
Prezydent i szef CIA wymienili spojrzenia, kiedy pokiwali głowami.
- Jest grupa… ludzi z nadprzyrodzonymi mocami, ale inna niż wampiry. Chcą zachować swoje istnienie w sekrecie z oczywistych powodów. Musisz mi obiecać, że nigdy nie będziesz na nich polował albo nie zechcesz ich skrzywdzić. Zaufali nam, byśmy zachowali ich sekret i to byłoby niehonorowe z naszej strony, by wyjawić ich tajemnicę.
- Masz moje słowo. - powiedział Prezydent Tucker, kiedy posłał Caprese ostre spojrzenie. - Jeśli nie będziesz mógł utrzymać sekretu, wyjdź.
Caprese uniósł brwi. - Wiedziałem o wampirach od sześciu lat. Mogę trzymać usta zamknięte.
- W porządku. - Gregori zerknął na Abigail, która nieco zbladła. - Howard jest zmiennym. - Kiedy został obrzucony zaskoczonymi spojrzeniami, kontynuował. -
Zmiennokształtnym. On zmienia dowolnie swoją formę.
Złapała oddech. - Znaczy jak wilkołak?
- Większość zmiennokształtnych to wilkołaki. - wyjaśnił Gregori.
Caprese prychnął. - Nie wierzę w to.
Abigail potrząsnęła głową. - Nie widzę możliwości takiej zmiany.
Gregori posłał jej ostre spojrzenie. - Wiele rzeczy może być możliwych. - Jak związek ze mną. Jej policzki zarumieniły się, więc założył, że wiedziała, co miał na myśli. - Jeśli potrzebujesz dowodów, mógłbym przywieźć tu Howarda i mógłby się przemienić. Mógłby rozpruć kanapę na dwie połówki, ale…
- Zaczekaj. - Prezydent uniósł rękę. - Jeśli on zmieni się w zwierzę, moja córka będzie bezpieczna?
- Tak. - Gregori pokiwał głową. - On ma całkowitą kontrolę. Nawet w ludzkiej formie ma niezwykłą siłę i szybkość i wyczulone zmysły. Może ochronić Abigail lepiej niż zwykły człowiek.
- On jest wilkołakiem? - spytała go.
- Właściwie to niedźwiedziołakiem. Niedźwiedziem Kodiakiem. Nikt nie będzie tak brudził jak Howard.
Patrzyła na niego ogłuszona.
- Drugim dziennym strażnikiem jest Rajiv. - Gregori uniósł ostatni profil.
- Znasz Maxima? - przerwała mu Abigail.
Gregori zamrugał. - Kogo?
- Maxima. On jest wilkołakiem.
Prezydent zesztywniał. - Abby! Znasz wilkołaka?
- Nie! On jest bohaterem książki Mamy…, ale domyślam się, że on nie jest prawdziwy. - Zarumieniła się. - Przepraszam. Trudno mi rozróżnić, co jest prawdziwe a co nie.
Gregori powstrzymał uśmiech.
Wyraz twarzy prezydenta złagodniał, kiedy popatrzył na córkę. - Wiem, jak się czujesz, kochanie. Mieliśmy dużo wrażeń przez ostatnie noce. - Wziął głęboki oddech i ziewnął. - Wilkołaki i niedźwiedziołaki…, kto by w to uwierzył?
- Możesz dodać, tygrysołaki do tej listy. - Gregori podał mu ostatni profil.
Abigail złapała oddech. - Tygrysy?
Gregori zachichotał. - Wilki, tygrysy i niedźwiedzie! - Kiedy inni patrzyli na niego ogłuszeni, odchrząknął i dodał poważniejszym tonem. - Rajiv pracuje dla MacKay S&I od roku. Jego plemię zasiedla Tajlandię, ale wywodzą się z prowincji Yunnan. Podążali w dół rzeki Mekong, aż osiedlili się w północnej Tajlandii. Widocznie tygrysołaki zamieszkują prowincję Yunnan. Dobra wiadomość jest taka, że Rajiv ma tam krewnych i zna miejscowy język.
- I on zmienia się w tygrysa? - Prezydent Tucker podał profil Caprese.
- Tak. Może w każdej chwili się zmienić. - Gregori zamknął pustą teczkę. - Ja też jadę. I Abigail. Więc w zespole jest sześć osób.
- Dlaczego macie tylko dwóch dziennych strażników? - spytał Caprese.
- Będziemy się teleportować. - wyjaśnił Gregori. - Trzy wampiry mogą teleportować tylko trzy osoby… Abigail i dwóch zmiennokształtnych.
Caprese ułożył wszystkie profile na kupce. - Dam ci znać, czy akceptuję tych… ludzi.
Gregori posłał mu skrzywione spojrzenie. - Spróbuj to zrobić w ciągu kilku godzin. Chłopaki są już w San Francisco. Jak słońce tylko zajdzie na Hawajach, oni się tam teleportują. Później zameldują się w biurze MacKay w Tokio. Za dwanaście godzin, oni mogliby być już w prowincji Yunnan.
Abigail uniosła zaalarmowane spojrzenie. - Oni idą beze mnie?
- Ty i ja pojedziemy, kiedy wszystko będzie gotowe. - powiedział Gregori. - Ta czwórka założy bazy na obszarze prowincji. Teren jest dość górzysty, więc będą szukać jaskiń lub opuszczonych budynków daleko od cywilizacji. W tych bazach ustawią nadajniki, które słyszą tylko Wampiry i zmiennokształtni. Używamy ich, by dokładnie wiedzieć, gdzie się teleportować. Każda baza będzie zaopatrzona w zapasy: jedzenie, wodę, syntetyczną krew, śpiwory i wiele więcej. Niestety będziemy trochę bałaganić.
Pokiwała głową. - Domyślam się.
Gregori przesunął się, by mieć przed sobą prezydenta. - Plan jest taki… Dokładnie wszystko przygotujemy i wtedy dopiero zabierzemy Abigail. Zwrócimy ją tak szybko jak to będzie możliwe. Maksimum dwie albo trzy noce. Nikt się nie dowie, że ona tam była.
Prezydent uśmiechnął się. - Podoba mi się.
- Laurence. - powiedział Caprese. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z konsekwencji, jeśli twoja córka zostałaby zauważona. Chińczycy mogliby ją zatrzymać w więzieniu, twierdząc, że jest szpiegiem.
- Liczę, że Wampiry będą w stanie ją teleportować, gdyby coś było nie tak. - odpowiedział prezydent.
- A co jeśli Chińczycy zorientują się, że ona ukradła im jakieś rośliny do badań? - spytał Caprese. - Mogłaby mieć poważne kłopoty, a twoja kariera byłaby skończona.
- Jeśli mogę uratować moją żonę, nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą. - powiedział prezydent Tucker. - To moja druga kadencja i tak moja kariera prędzej czy później się zakończy.
- Jeśli znajdę coś przydatnego w którejś roślinie, - powiedziała Abigail. - znajdę sposób, by to zsyntetyzować, więc nie będziemy musieli tam wracać. Moglibyśmy pojechać tylko raz.
- Dokładnie. - zgodził się jej ojciec. - Ale najważniejsza jest podróż Abby bez stawiania jej w niebezpieczeństwie. - Zwrócił się do Gregoriego. - Liczę na ciebie, chłopcze. Nie zawiedź mnie.
Gregori pokiwał głową. Sam nie wiedziałby jak ma żyć ze sobą, jeśli coś stałoby się Abigail. A jeśli coś złego jej się stanie, prezydent obwini Wampiry i oni mogliby mieć poważne kłopoty.
Poprawił krawat. - Jeżeli Abigail mogłaby dać nam jakieś informacje o tych roślinach, moglibyśmy poszukać ich przed czasem. Wtedy ją przywieziemy, zabierzemy rośliny i odejdziemy.
Wyjęła kilka kartek z jej teczki. - Informacje mam tutaj.
- Świetnie. - Gregori uśmiechnął się do niej, kiedy zwrócił się do jej ojca. - Najważniejszą rzeczą jest zapewnienie bezpieczeństwa twojej córce. Właśnie, dlatego próbujemy skrócić czas jej przebywania w Chinach. Ale to byłoby poważne zaniedbanie z mojej strony, jeśli pozwoliłbym naszym ludziom zająć się całą misją. Z wystarczającymi informacjami, powinniśmy być w stanie odnaleźć rośliny, które są jej potrzebne.
Złapała oddech. - Pojechałbyś beze mnie?
Gregori skrzywił się wewnętrznie, kiedy patrzył na jej wstrząśniętą i zbolałą twarz.
- Przykro mi, ale to jest coś, co powinniśmy rozważyć.
Przycisnęła rękę do jej ust, a potem do klatki. - Nie mogę w to uwierzyć. Wiesz, jakie to dla mnie ważne.
Jej ojciec posłał jej współczujące spojrzenie. - On ma rację, Abby. Najlepsze wyjście, żeby cię chronić, to żebyś została tutaj.
Jej oczy zabłyszczały łzami. - Jest coś ważniejszego w życiu, niż ciągłe bezpieczeństwo. - Zerknęła na agenta wywiadu. - Wszędzie gdzie chodzę, wszystko, co robię jest obserwowane, więc jestem bezpieczna. Mieliśmy ochroniarzy odkąd wszedłeś do Kongresu. To trwa już od piętnastu lat!
- W porządku. - powiedział prezydent delikatnie. - Jestem pewien, że oni mogą znaleźć rośliny bez ciebie.
- Nie! - Potrząsnęła głową, a po jej policzkach ściekały łzy. - Nie mów mi, co mam robić! Zawsze mi mówiłeś, czego mam nie robić. Nie możesz się tak ubierać. To nie wygląda zbyt elegancko. Nie możesz mieć tych przyjaciół. Nie są wystarczająco popularni. Nie krzyw się tak. Możesz źle wyglądać przed kamerą. Nie mów nic dziennikarzom. Jeszcze to wydrukują. Musiałam się ukrywać, by żyć!
Gregori opadł na oparcie ogłuszony. Zacisnął dłonie w pięści, by powstrzymać się od objęcia jej. Zerknął na jej ojca. Prezydent Tucker był tak samo zaskoczony.
- Abby. - szepnął jej ojciec. - Ja… nie wiedziałem…
- Och Boże. - Wytarła policzki. - Przepraszam. Nie chciałam… - Schowała swoje papiery z powrotem do teczki, a jej ręce się trzęsły. - Pojadę. Nie podzielę się moimi informacjami dopóki się nie zgodzisz. Pobiegła w kierunku drzwi i zatrzymała się przed Charlesem. - Chcę wyjść.
Agent wywiadu zerknął na prezydenta, który pokiwał głową, wtedy otworzył drzwi i Abigail wybiegła.
Prezydent Tucker opadł na fotel i otarł czoło. - Nie wiedziałem, że moja kariera była dla niej taka trudna. Nigdy się nie skarżyła. Ani razu.
Gregori przesunął się na kanapie. Szef CIA usiadł obok z niemą twarzą. Charles był obojętny jak zwykle. - Poznałem twoją córkę kilka dni temu, ale mogę powiedzieć, że ona bardzo kocha swoją rodzinę. Zrobiłaby dla ciebie wszystko.
Prezydent pokiwał głową ze łzami w oczach. - Ona jest taka odważna. Taka inteligentna. - Nagle pochylił się do przodu i chwycił Gregoriego za ramię. - Obiecaj mi, że nie pozwolisz, by coś jej się stało.
Popatrzył w oczy prezydenta. Były orzechowe jak u Abigail. - Masz moje słowo. Obronię ją moim życiem.
Prezydent przyjrzał mu się dokładnie, a potem skinął głową. - Dobrze. - Rozsiadł się i wziął głęboki oddech. - Miałeś rację, kiedy sugerowałeś, żeby tutaj została. Też mi to przyszło na myśl. Ale widzisz jak bardzo chce jechać.
Gregori pokiwał głową. - Tak, sir.
- Bardzo pali się do tej misji. Ma nadzieję uratować swoją matkę. Też mam taką nadzieję, ale nigdy nie zaryzykowałbym jej życia.
Gregori podniósł się. - Więc ustalone. Weźmiemy ją.
I Boże, dopomóż im, żeby nic się jej nie stało.
Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dziewiętnasty
Abigail z trzaskiem zamknęła drzwiczki i przekręciła zamek. Do środka wrzuciła wszystkie informacje o roślinach. To był jej osobisty sejf w laboratorium i tylko ona znała szyfr. Oczywiście, informacje były też na jej komputerze, ale nikt nie mógłby uzyskać do nich dostępu bez hasła. Jeśli Tata wysłałby Gregoriego i jego kumpli do Chin bez niej, to i tak nie wiedzieliby, czego szukać.
Jęknęła. Takie zagranie mogło skazać jej misję na niepowodzenie. I skazać jej matkę.
Łzy zapiekły ją w oczy. Podróż to był jej pomysł, do cholery. Jak oni mogli decydować, czy ona ma jechać?
Bała się, że to się mogło stać. Całe jej życie było oparte na dwóch listach, - co jej wolno, a czego nie i druga lista była zawsze dziesięć razy dłuższa niż pierwsza.
Chodziła po laboratorium nadal rozgniewana. Nadal zbolała. Nadal zmartwiona. Całkiem to straciła. Lata frustracji i oburzenia wybuchły w niej natychmiast.
Była zbyt zdenerwowana, by zostać w Białym Domu. Jej biedny ojciec wyglądał na wstrząśniętego. I cierpiącego. Pracował tak ciężko przez ten rok i ona była z niego dumna. To nie była jego wina, że nie uczestniczyła w publicznym życiu. Madison i Lincoln nie mieli tego problemu. Nawet Mama to polubiła zanim zachorowała.
Nie mogłaby sprzeciwić się także mamie. Pewnie nie chciała usłyszeć kazania o trzymaniu się z daleka od wampirów. Jedna rzecz więcej do dodania na listę niedozwolonych rzeczy. Dobry Boże, jej rodzice, by zwariowali, gdyby się dowiedzieli, że całowała się z Gregorim. Chcieliby go zabić.
Musieliby z tym poczekać. Ona pierwsza chciała to zrobić. Jak on mógł jednej nocy ją całować, a następnej ją zdradzić? Myślała, że był po jej stronie.
Jej matka nie chciała, żeby pojechała z nim do Chin. Jej ojciec na początku odrzucił jej prośbę. Teraz zgodził się tylko, dlatego, bo myślał, że Wampiry ją ochronią. Było już wystarczająco źle, że jej rodzice byli przeciwko jej pomysłowi, ale wtedy Gregori musiał się wtrącić?
Podeszła do biurka, żeby włączyć komputer, ale się rozmyśliła. Była zbyt zdenerwowana, by pracować. Pigułka antystresowa Gregoriego leżała na jej biurku, naśmiewając się z niej. Jak on śmiał ją zdradzić! Chwyciła tabletkę i ścisnęła ją.
- I ty, Brutusie? - Rzuciła ją z powrotem na biurko i podeszła do stołu laboratoryjnego, gdzie zaczęła badać roślinę, którą jej dał. Nie, nie mogła się teraz skoncentrować.
Przeszła przez laboratorium. Było małe, ale całe jej. Zatrzymała się przy oknie i wyjrzała przez nie. Parking był pusty, ale żołnierze nadal byli przy głównej bramie. Zauważyła innego żołnierza, idącego wzdłuż ogrodzenia z drutem kolczastym. Plac był bardzo dobrze oświetlony i usłany kamerami. A w hallu stali żołnierze. To miejsce było tak dobrze chronione, że nie potrzebowała tutaj swojego agenta wywiadu. Oni przywozili ją i odwozili do Białego Domu.
Z westchnieniem, zasłoniła żaluzje. Nie chciała widzieć żołnierzy, jako dowodu, że ona jeździła z jednego więzienia do drugiego. Pokój był teraz przyciemniony, a jedynym źródłem światła była lampa na jej biurku.
Podeszła do długiego, czarnego stołu laboratoryjnego. Powierzchnia była chłodna w dotyku i pusta z wyjątkiem mikroskopu i rośliny na końcu stołu. Sprzątnęła wszystkie prace w oczekiwaniu, że pojedzie do Chin. Jak Gregori mógł zaproponować, żeby nie pojechała? On nie rozumiał, jakie to dla niej ważne? W myślach mogła go uderzyć. Może wtedy, mogłaby się uspokoić.
Podeszła do biurka i wyciągnęła notatki z jej teczki.
- Poczuj mój gniew. - mruknęła, kiedy wybierała numer.
Odebrał po jednym sygnale.
- Jestem tak zła, że…
- Gdzie jesteś? - przerwał jej.
Prychnęła. Jak on śmiał jej przerywać! - Jestem w pracy, bo jestem zbyt zdenerwowana, by spać. Ale jestem zbyt zdenerwowana, by pracować, więc…
- Jesteś sama?
- Oczywiście, że jestem sama. Nie mogę krzyczeć na ciebie przy świadkach.
Jestem tak zła, że jednej nocy mnie całowałeś, a następnej mnie zdradziłeś! Wiesz, jaka ta podróż jest dla mnie ważna!
- Tak, wiem.
Zerknęła na komórkę. Nie wydawało się dobrze działać. - Wspomniałam już, jaka jestem zła? Poczuj mój gniew, Gori!
- Poczuję, jeśli ty poczujesz mojego.
Złapała oddech. - Świnia! - Rozłączyła się, kiedy usłyszała chichot za plecami. Odwróciła się i znowu złapała oddech. Telefon wypadł jej z ręki.
Gregori podbiegł do niej i chwycił komórkę zanim uderzyła o ziemię.
Cofnęła się. Jego szybkość zadziwiała ją, ale nie była w nastroju, by prawić mu komplementy. - Pozwoliłam ci tu przyjść?
- Nie proszę o pozwolenie, pamiętasz? - Położył jej telefon na biurku i rozejrzał się dookoła. - Więc, to tu pracujesz?
- Co ty tutaj robisz? Nie chcę cię widzieć. Jestem na ciebie wściekła!
Przy drzwiach rozległo się pukanie, a serce podeszło jej do gardła. Jak mogła wyjaśnić obecność Gregoriego tutaj, skoro on ominął wszystkie kamery?
Podbiegła do drzwi, żeby sprawdzić, że na pewno są zamknięte na klucz. - Tak?
- Panno Tucker? - powiedział strażnik z korytarza. - Wszystko w porządku? Chyba słyszałem wewnątrz krzyki.
- Wszystko dobrze. Rozmawiałam przez telefon.
Nastąpiła cisza.
Zerknęła przez ramię mając nadzieję, że Gregori teleportował się stąd. Ale nie, on nadal tam był.
- Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, zawiadom nas przez interkom. - powiedział żołnierz.
- Dobrze. Dziękuję! - Nasłuchiwała oddalających się kroków, kiedy zerknęła przez listwy żaluzji w szybie drzwi. - W porządku, korytarz jest pusty.
- Myślę, że nie jesteś za bardzo wściekła. - powiedział miękko, Gregori. - Nie wydałaś mnie.
Obróciła się, by stanąć naprzeciwko niego. - Doskonale wiesz, że nie mogę wyjaśnić jak się tutaj dostałeś. I nie przestałam się na ciebie gniewać.
- Wiem, że się martwisz. Prawie zabiło mnie, kiedy widziałem jak płaczesz. I boli, kiedy pomyślę jak dużo musisz cierpieć…
- Proszę! - Uniosła ręce. - Nie chcę o tym mówić. Jestem zmartwiona tym, że… - Przycisnęła dłonie do rozgrzanych policzków. - Powiedziałam straszne rzeczy.
- Mówiłaś prawdę.
Potrząsnęła głową. - To było wylewanie swoich żalów. Moi rodzice zawsze byli dla mnie dobrzy. Nigdy mi niczego nie brakowało…
- Oprócz wolności.
Skrzywiła się. - Więc, musimy nauczyć się żyć z tym, co mamy.
Zacisnął usta. - Prawda.
Ona żyła bez wolności, a on bez śmiertelności. - Zraniłeś mnie. Nadal jestem w szoku, że mnie zdradziłeś.
- Nie zrobiłem tego.
- Tak, zrobiłeś! Moja matka nie chce, bym pojechała do Chin. Mojemu tacie niewiele brakuje… - Uniosła rękę, wyliczając na palcach. - by zabronił mi pojechać. On pozwolił na to tylko, dlatego, że ufa ci, że mnie ochronisz. A ty, co robisz? Mówisz mu, że bezpieczna będę w domu!
- Jesteś bezpieczna w domu.
Prychnęła. - Dlaczego nie chcesz, bym pojechała? Nie chcesz, żebym przeżyła przygodę w swoim życiu? Boisz się, że się zabawię?
Uniósł brew. - Chciałbym się zabawić razem z tobą.
- Nie jesteś zabawny. Jestem na ciebie zła.
- Słyszałem, że seks potrafi być gorący.
- Dobry Boże, tylko o tym myślisz? - Machnęła ręką. - Nawet nie odpowiadaj. Ale zrób mi przysługę i spróbuj, nie myśląc o nadwyżce testosteronu, zrozumieć, że próbuję uratować życie mojej matce.
Zmrużył oczy. - Spróbuj nie martwić się o swoje PMS i pomyśl, dlaczego to powiedziałem.
- Jak śmiesz wspominać o moim PMS!
- To mój testosteron. Więc, dlaczego taki jaskiniowiec jak ja, chce żebyś została w domu?
- Dobre pytanie.
- A ja mam dobrą odpowiedź. - Podszedł do niej. - Nie chcę cię narazić na niebezpieczeństwo, bo troszczę się o ciebie.
Zamrugała. Przełknęła ślinę.
- Nie mogę znieść myśli, że coś złego może ci się stać. - Rozluźnił swój krawat. - Myślę o tobie cały czas. I nie tylko o seksie. - Skrzywił się. - To jest… dziwne.
Jej serce załomotało w piersi. Zaprzątała głowę biednemu podrywaczowi? - Ty… troszczysz się o mnie?
- Jak cholera. - Posłał jej zirytowane spojrzenie. - Nie mogłaś o to zapytać, kiedy cię całowałem?
Jej policzki się zarumieniły. - Więc, na pewno był… namiętny. Ale jest tego oczywisty powód. Masz duże doświadczenie, więc to po prostu wykazywało wysoki poziom wiedzy… - Urwała, kiedy położył palec na jej ustach.
- Mądralo.
- Tak? - szepnęła pod jego palcem.
- Pomyśl. - Pochylił się. - Pocałunek był namiętny, bo się w tobie zakochuję.
Jej serce stanęło i cofnęła się. - To… to wielce nieprawdopodobne. Znamy się dopiero od kilku nocy.
- Zacząłem spadać w chwili, gdy zobaczyłem cię na tamtym balkonie.
Przełknęła. Ona zaczęła spadać w chwili, gdy zobaczyła go wysiadającego z limuzyny.
- Więc, muszę przyznać, że to nagłe zainteresowanie jest… chwilowe.
Kącik jego ust się uniósł, powodując dołeczek w jego policzku. - Wpadłaś w moje ramiona ubiegłej nocy. Pocałowałaś mnie. Żarliwie, mogę dodać.
Jej policzki znowu się zaróżowiły. - To była ubiegła noc. Dzisiaj wieczorem jestem zła.
- Jesteś piękna, kiedy się złościsz.
- Nie myśl, że ci wybaczę, jak będziesz mi prawił komplementy. Jedyny powód, dlaczego na ciebie nie krzyczę, to taki, że strażnik mógłby mnie usłyszeć. Mam wielką ochotę zmazać ci z twarzy ten głupi uśmieszek, ale na twoje szczęście, umiem się opanować.
- Wiem. - Pokiwał głową, a jego dołeczki były jeszcze bardziej widoczne. -Będziesz w stanie opanować krzyk, kiedy doprowadzę cię do orgazmu?
Otworzyła usta. - Co?
Skrzywił się. - Byłoby trochę głośno. Nie jestem pewny, czy powstrzymasz krzyk…
- Nie krzyczę! - Prychnęła. - Nigdy nie krzyczę.
- Więc, byłaś z niewłaściwymi mężczyznami.
Jej ręce pokryła gęsia skórka. - I myślisz, że to ty jesteś tym właściwym?
- Wiem to. - Podszedł do niej. - Twoje noce bez krzyku minęły.
Jej serce załomotało. - Nie jestem tego taka pewna.
- Musi być nadwyżka testosteronu.
Parsknęła. - Więc, nie jestem drobnostką, wiesz. To nie takie proste, by zaciągnąć mnie do łóżka.
- Zawsze możemy spróbować na suficie.
Zaśmiała się. Kiedy on się uśmiechnął, zrozumiała, co robił. - Tylko się ze mną droczysz, co? Nie będę się już na ciebie wkurzać.
- Może tak. Może nie. - Objął ją w talii. - Nadal jesteś na mnie wściekła?
- Ja… Przechodzi mi.
- Zawsze chciałem to zrobić. - Odpiął górny guzik jej fartucha. - Laszlo zazwyczaj urywa guziki.
- Naprawdę? - Przechyliła głowę. - Więc?
Wzruszył ramionami. - To niewiele zabawy. Więc, jak mogę się jeszcze zabawić?
Parsknęła. - Nigdy nie rezygnujesz, prawda?
- Nie, sprawię, że zaczniesz wrzeszczeć. - Położył rękę na jej szyi i zadrżała. - Twoja skóra robi się różowa, twoje wargi ciemnieją, są mocno czerwone.
Spojrzała mu w oczy, które zaczynały pałać. Gwałtownie odkryła, że reagowała na niego tak silnie. To sprawiało, że jej serce goniło. A jej uda ściskała razem.
Pragnienie przeszło przez nią przyciągając ją jak narkotyk. Nigdy wcześniej tak bardzo kogoś nie pragnęła. Nigdy nie kierowała się taką… głupią namiętnością.
Głupią? Zadrżała, kiedy pocałował ją pod prawym uchem. - Gregori?
- Hmm? - Węszył jej szyję.
- Nigdy nie kontrolowałeś mojego umysłu, prawda?
Spojrzał na nią ostrożnie. - Co?
- To tylko, dlatego, że… Nigdy przedtem się nie zakochałam w kimś tak szybko. To nie jest… dla mnie normalne.
- Myślisz, że sprawiam, że mnie lubisz? - Puścił ją i się cofnął. - Zmuszam cię do tego? Nie jestem… sympatyczny sam w sobie?
Skrzywiła się. - Nie miałam tego na myśli. Jesteś bardzo sympatyczny. I uroczy. I przystojniejszy niż większość facetów.
Teraz on się skrzywił. - W porządku. Kupuję to. Ale nada myślisz, że sprawiam, że się we mnie zakochujesz?
Zmarszczyła brwi. Jeśli kontrolował jej umysł, nie miałaby jak go przesłuchać. - Przepraszam. Nie powinnam była o to pytać.
Posłał jej skrzywione spojrzenie. - Jeśli bym cię kontrolował, bylibyśmy nadzy.
Zaśmiała się. - To prawda. Zapomnij, że to powiedziałam. Jestem pewna, że nigdy nie kontrolowałbyś mojego umysłu.
Jego twarz była smutna.
Westchnęła. Teraz to naprawdę zniszczyła nastrój.
Zadzwonił jej telefon.
- Nie odbieraj. - mruknął.
- Ale to może dotyczyć podróży.
- Chcę być tym, który ci to powie. - Wziął ją za rękę. - Pojedziesz. To piekielnie mnie przeraża. Przerazi też twojego tatę. Ale pojedziesz.
Radość i ulga w jej wybuchła. - Och, dziękuję! - Owinęła ręce wokół jego szyi.
Przytulił ją, a ona zignorowała donośny dźwięk komórki.
Było jej tak dobrze w ramionach Gregoriego. Przycisnęła głowę do jego piersi i słuchała bicia jego serca. Jeśli nie miałby kłów i czerwonych pałających oczu, ona nigdy nie wiedziałaby, że on jest wampirem. A ona właściwie zaczynała lubić jego czerwone, pałające oczy. Czuła się taka silna i kobieca, że umiała spowodować zmianę jego koloru oczu.
Silna i kobieca… To były dla niej nowe uczucia. Lubiła to. Jego wspaniałe umiejętności też były ekscytujące. Seks na suficie?
- Wszystko, czego potrzebujesz, to plecak z kilkoma ubraniami i najpotrzebniejszymi rzeczami. - powiedział. - My będziemy się martwić o resztę.
Uśmiechnęła się do siebie. Po raz pierwszy ona myślała o seksie, a on nie. -
Och! Potrzebujesz informacji o roślinach. - Podbiegłą do sejfu. - Zlokalizowałam dwa najbardziej prawdopodobne obszary ich występowania.
- Dobrze. - Dołączył do niej przy sejfie. - Więc potrzebujemy tylko dwie bazy. - Kiedy podała mu informacje, jej telefon na biurku zadzwonił.
Zmarszczył brwi. - Nie zostawią cię w spokoju.
- Jeśli nie odbiorę, strażnicy przyjdą mnie sprawdzić. - Podniosła słuchawkę. - Halo?
- Abby? - Głos jej ojca był poruszony. - Co robisz w pracy tak późno? Dlaczego nie odbierasz swojej komórki?
- Więc, ja…
- Wysłałem Charlesa, by po ciebie pojechał. Twoja… twojej matce się pogorszyło. Teraz jest u niej lekarz. Może będzie ją trzeba wziąć do szpitala.
Abigail zachwiała się i Gregori ją złapał. - Ja… zaraz tam będę.
Jej ojciec odłożył słuchawkę i po jej plecach przeszły ciarki.
Gregori wyjął z jej ręki słuchawkę i odłożył ją. - Mógłbym teleportować cię do domu w sekundę.
Potrząsnęła głową. - Wiedzieliby, że tutaj byłeś. - Dotknęła jego klatki. - Dzisiaj wieczorem wyślij chłopaków do Chin. Musimy tam być jak najszybciej.
Tłumaczenie by karolcia_1994
Mandaryński - Dialekt języka Chińskiego
PMS - zespół napięcia przedmiesiączkowego