EDWARD STACHURA
Dwa hotele (fragment)
Letnia noc była w stogach. Pod gwiazdami. Oglądałem je długo. Najdłużej. Mógłbym nie oglądać. Wystarczyło przewrócić się na brzuch. Wystarczał jeden ruch ciała, by przewróciło się niebo, półkula świata. W takich chwilach jednak nie pragnąłem kataklizmów. Mogłem patrzeć na gwiazdy bez końca. Były morzem. Mogłem na morze, w morze, bez końca. Ulatywałem do niego wysoko. Najwyżej. Nic nie było prócz tego ulatywania. Ulatywałem i to było jakby omdlewanie w górę, coraz wyżej. Jaka to była lekkość, o gwiazdy! Pióro, które skrzydło lub ogon ptaka zgubiło i teraz ma wszystkie wybiegi. Niedziela po niedzieli zapomniana i teraz sama się świętuje. Jakie to było świętowanie, o gwiazdy! Najwyższe. Ulatywałem też najwyżej i jeszcze... Kiedy błysk spadającej gwiazdy, gdzieś nad lewą nogą, błysk jak klinga, bo to była szpada przecinająca niebo nie tylko, przecinająca wybieg, niedzielę i zapomnienie jak cios między oczy, po którym się nie odchodzi, lecz przychodzi do siebie. I spadałem. Nisko, coraz niżej, w stóg. Musiałem bardzo nisko upaść, bo zamykałem oczy i wtedy spadałem dalej, jeszcze najniżej...
Pieśń III
Lato dłużej by żyło
w falujących żaglach
złotych słoneczników
Mgła by nie dusiła czy śnieg
Smutek nawet
zdjąłby palce z czarnych klawiszy
i zamilkł...
Ej zaszumi kiedyś zaszumi
świtu różowa muzyka
Noc się spłoszy z czarnych dziupli
Stare wierzby wschód podpali
A teraz
czuwajmy
Cyt
Jeszcze zegar nie usnął
Pieśń V
W krzywe sosny na pagórkach
bije wiatr
Smutno krzywym sosnom
Taki wieczór choć rano
idą chmury nisko drogą
choć rano...
dzie jesteś ty słoneczko
Nie widzę ja ciebie
ni pod strzechą
ni na niebie
ani wody wielkiej nie widzę
tylko noc
choć rano...
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr
W krzywych sosnach płacze ktoś
Pieśń VI
Wymazał deszcz
jasne oczy gwiazd
Cichy spokój stawu zmącił
O jak smutno...
Mokry chłód w okno puka
Mokre nuty na szybie
jak sekundy jesieni spływają
O jak smutno...
Porwał deszcz dziecka sen
Śliczne bajki porwał deszcz
O jak smutno...
Szły symfonie mokrych nut
nie zasnęło dziecko już
O jak smutno...
Debiut Edwarda Stachury, "Helikon", 3 XII 1956. Pierwsza publikacja w wydaniu książkowym: Taki wieczór choć rano, wybór Jerzy Koperski, Janusz Żernicki, ANAGRAM, Warszawa 1993, s. 14-16. Inna wersja Pieśni V znalazła się w Listach i wierszach Edwarda Stachury do Mieczysława Czychowskiego, "Poezja" 1982 nr 9, s. 51.
Pieśń IV
Panu Bogu - poświęcam
W krzywe sosny na pagórkach
bije wiatr
Smutno krzywym sosnom
Taki wieczór choć rano
nikt nie śpiewa choć rano
idą chmury nisko drogą
choć rano...
Gdzie jesteś ty słoneczko
Nie widzę ja ciebie
ni pod strzechą
ni na niebie
ani wody wielkiej nie widzę
tylko noc
choć rano...
Krzywe sosny na pagórkach rozdarł wiatr
W krzywych sosnach płacze ktoś
Inne utwory z Listów i wierszy Edwarda Stachury do Mieczysława Czychowskiego, ,,Poezja'' 1982 nr 9:
* * *
Zapomniałem zapiąć rozporka
i poszedłem do teatru
A w teatrze jak w teatrze
ludzie wiszą na czarnych muszkach
stąpają po porcelanie
i gapią się na mnie
jak na Szekspira
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Cóż różne są drogi do sławy
8.VIII. 1956
"Poezja" 1982 nr 9 s. 48
Zabawy dziecięce
Jedni oczami umarłych rodziców
grają w Kulki
Drudzy cytrynowym żebrakom
wykradają buty
Inni z oderwanych skrzydeł motylich
układają śmiech
Ci znowu w różowe paluszki biorą sen
i farbują go na czarno.
A Bóg stoi obok.
"Poezja" 1982 nr 9 s. 66
* * *
Włóczęga jestem
co późną nocą
gwiazdy wykrada
i rozdaje ubogim
włóczęga jestem
bez czapki
z długimi włosami
w których noc się bawi z gwiazdami
stary drelich mam na plecach
i spodnie wytarte na tyłku
Dobre duchy - w mych kieszeniach
no i księżyc
największa złotówka
Więc gwiżdżę, gwiżdżę na bogatych
i razem ze mną wiatr gwiżdże na nich
Bo to przecież xiężyc mi strącił
xiężycową złotówkę -
z wysokiej topoli
Ja żem tylko
kieszeń nadstawił.
"Poezja" 1982 nr 9, s. 55-56
Grabarze wypowiedzieli wojnę nieśmiertelności duszy
Bóg chciał że umarł organista kościelny
Dusza jest na pewno na języku
rzekł jeden
- co ty
w uszach -
- nie
w oczach -
- skąd
w nosie -
- przepraszam rzekł piąty
dusza jest w złotych zębach
I wyjęli grabarze duszę
- Teraz chodźmy się napić eliksiru życia
(Autor grabarzy nie wini)
"Poezja" 1982 nr 9, s. 65
* * *
Jednakowo piękna jest noc, jak śmiech obłąkanego w tej nocy. ``A piękno jest początkiem przerażenia''. Ja jestem owym szalonym, dla którego nieważny jest klucz, którym można otworzyć drzwi, a to, że ten klucz mogę wrzucić do studni, a drzwi rozbić głową, dla którego nieważna jest kieszeń, do której mogę wsadzić 100 zł, a dziura w kieszeni, którą może wylecieć ostatnia nadzieja - zaproszenie na bal samobójców. Wierzę w siebie tak jak nie wierzę w ``Świętych obcowanie'' i ``Grzechów odpuszczenie''. Bo ja żadnym kreto i szczurom nigdy nie przebaczę. Jeśli jest Bóg, jeśli Bóg mnie stworzył, jestem jego częścią - częścią boga i też będę sądził ludzi jak oni będą mnie sądzić. Los kazał mi zostać włóczęgą, matką włóczęgi jest poezja. przyjaźń jest dla mnie zbyt szlachetnym uczuciem, bym po Twoim milczeniu, mógł jeszcze Cię o coś prosić. Zbliża się już balet biały połnocnych czarownic, a ja nadal chodzę w trampkach. Ej przyjaciele moi, przyjaciele. Puszkin miał rację. nie ma sprawiedliwości. ``Piękno jest absolutną sprawiedliwością''.
"Poezja" 1982 nr 9 s. 66
Credo (recitativo)
Fragment scenariusza przedstawienia Naprzód, niebiescy, którego część stanowił poemat Missa pagana. Finalnie text ten w poemacie się nie znalazł.
Oto credo
Czyli wierzę
Ty, co wierzysz
W co ty wierzysz?
Ech, jaskółki chyże
Długo, długoby wyliczać
Długo, długoby wyliczać
Tak, jak stąd do Australii
Albo nawet jeszcze dalej
Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania
Tam, gdzie zielona wyspa Tasmania
I z powrotem biegiem tutaj
tu gdzie rozlana Wisły polana
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę w miłość
Od spojrzenia pierwszego
Ze sporzeniem drugim
Jak stal ze stalą
Z błyskiem skrzyżowanego
Więc w miłość wierzę
Wierzę w przyjaciół spod żebra
W Rafała, Stefana, Wicka, Wacka
Janusza, Michała, Zbyszka, Jacka
Przychylimy sobie nieba
Przychylimy sobie nieba
Bo tak trzeba
Więc w przyjaźń wierzę
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę że trzeba
Nie dać się bestii
Nie dać się bestii
I nie dać się śmierci
Nie dać się śmierci
(I choć można przy tym zginąć
to nie jest smierć
Bo śmierć to jest
Tu w życiu z tym życiem się rozminąć)
W co zatem wierzysz
Ty, który wierzysz?
Oto wyznaję
Ty zaś daj wiarę
Wierzę że kiedy
Tu nam zaśnie
Niepomiernie zasłużenie
Łaski pełna Gwiazda Dzienna
Powędruje człowiek dobry, człowiek chrobry
Do innej gwiazdy słynnej
I tak bez końca
Od Słońca do Słońca
"Radar" 1983 nr 43, s. 3
Dokąd idziesz? Do słońca!
W nocy noc i w ludziach czarna noc
Blask nie widzi gdzie ma zadać cios
Jestem tutaj
Wołam cię
Jestem tutaj
Przeszyj mnie
Promieniu świetlisty złocisty
Nie strasz mnie jak gdybyś nie miał wzejść
Wiem żeś tuż pod horyzontem jest
W lustrze nieba
widać cię
W ziemi drżeniu
Słychać cię
Promieniu świetlisty złocisty
Nocy proszę nie przeciągaj już
Skoro świt do Słońca pora pójść
Z błyskiem w oku
będę szedł
Wprost na ciebie
będę biegł
Promieniu świetlisty złocisty
Nowy dekalog, czyli dziesięć wskazań i dziesięć przeciwwskazań dla ciebie, sieroto nieboża, Zygmusiu K.
Człowiek człowiekowi wilkiem!
Człowiek człowiekowi strykiem!
Lecz ty się nie daj zgnębić!
Lecz ty się nie daj spętlić!
Człowiek człowiekowi szpadą!
Człowiek człowiekowi zdradą!
Lecz ty się nie daj zgładzić!
Lecz ty się nie daj zdradzić!
Człowiek człowiekowi pumą!
Człowiek człowiekowi dżumą!
Lecz ty się nie daj pumie!
Lecz ty się nie daj dżumie!
Człowiek człowiekowi łomem!
Człowiek człowiekowi gromem!
Lecz ty się nie daj zgłuszyć!
Lecz ty się nie daj skruszyć!
Człowiek człowiekowi wilkiem!
Lecz ty się nie daj, synek!
Człowiek człowiekowi bliźnim!
Z bliźnim się możesz zabliźnić!
"Kamena" 1972 nr 15. Przedruk w "Kamenie" 1986 nr 24.
WYBRANE WIERSZE
Życie to nie teatr
Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz; Jest już za późno, nie jest za późno
Jeszcze zdążymy w dżungli ludzkości siebie odnaleźć,
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
A ziemia, zobaczysz,
A ogień, zobaczysz,
A woda, zobaczysz,
A wiatr, zobaczysz,
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
A ziemia, zobaczysz,
A ogień, zobaczysz,
A woda, zobaczysz,
A wiatr, zobaczysz,
I wszystkie żywioły, Nie brookliński most
Rozdzierający
Nie brookliński most
Przerażający
Nie brookliński most
Będziemy smucić się starannie!
Zrozum to, co powiem
Z nim będziesz szczęśliwsza
Nie myśl, że nie kocham,
Z nim będziesz szczęśliwsza
Ze mną można tylko Musisz mi pomóc
Kocham za siebie, kocham za ciebie,
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc,
Sam nie podołam, sam nie dam rady
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc,
Musisz mi pomóc, musisz mi pomóc, |
Metamorfoza
Gora
To byl juz ranek |
Metamorphosis
A mountain
It was morning already |
[Odnalazly sie marzenia...]
Odnalazly sie marzenia |
[Dreams were found...]
Dreams were found |
Zabawy dzieciece
Jedni oczami umarlych rodzicow |
Children's Games
Some play marbles with their |
[Co noc…]
Co noc
To znak ze nie dosyc fioletu
A tam |
[Each night…]
Each night
It's a sign that there's not enough purple
And there |
[W kontemplacji aluminium...]
W kontemplacji aluminium
Wspomnialem ogrody |
[In contemplating aluminum…]
In contemplating aluminum
I mentioned the gardens |
Skandynawia
Dlonie Normanow umuzycznia Sibelius
Lodowe platki chryzantem
Joanna harfa ostatnia |
Scandinavia
The hands of the Normans are music by Sibelius
Ice petals of chrysanthemums
Joanna the last harp |
Wlosy
Rzeka przeplywa
Plywaja po niej
Moje lzy |
Hair
The river flows
Floating on it
My tears |
Proba wniebowstapienia
Przyjdz do mnie jawnogrzesznico
moze zakwitniesz nad ranem |
Attempt at Ascension
Come to me harlot
perhaps you will bloom at dawn |
[Niebo to jednak studnia...]
Niebo to jednak studnia
Lecz najsmutniej jest wtedy |
[The sky is a well after all… ]
The sky is a well after all
But the saddest is when |
Jesien
Zanurzac zanurzac sie
Chodzic od drzewa do drzewa
I liscie zrywac bez zalu |
Autumn
To submerge submerge oneself
To walk from tree to tree
And to pick off leaves without sorrow |
Zachod slonca w Prowansji
Moj ojciec zabijal krolika |
Sunset in Provance
My father used to kill the rabbit |
Pejzaz
Usypia horyzont w kaciku twych ust
W dalekich krajach
Rano kiedy szyje pondosisz leniwie
|
Landscape
Horizon's asleep in the corner of your mouth
In faraway lands
In the morning when you softly raise your neck
|