Przedstawiony poniżej slash jest moją twórczością, jednak przedstawione tam postacie do mnie nie należą. Fandom Naruto, para Sasuke/Naruto. Alergików na pary męsko-męskie nie zmuszam do czytania. Pozdrawiam…
- Do zobaczenia, Sakura-chan!- krzyknął Naruto kiedy trening w końcu dobiegł końca. Pomachał z entuzjazmem w kierunku różowowłosej dziewczyny, która już kokietowała Sasuke. Marnie jej szło zwracanie na siebie uwagi Uchihy. Z resztą jak za każdym razem, kiedy starała się umówić z dziedzicem Sharingan na randkę.
- Zamknij się, Naruto!- odwarknęła mu kunoichi i uśmiechnęła się zachęcająco do czarnookiego. Naruto sapnął wściekły na swojego rywala, który ponownie zebrał na sobie całą uwagę otoczenia.
Obrócił się i zniknął pomiędzy drzewami krzycząc o ramen i głodzie. Lecz już po kilkunastu metrach zwolnił biegu a jego uśmiech zniknął. Zmatowiałe niebieskie oczy patrzyły w ziemię.
- Zapomnieli…- szepnął pusto i zmienił kierunek. Ichiraku stało się wspomnieniem w ułamku sekundy, co normalnie byłoby niedopuszczalne w otoczeniu przyjaciół. Ale teraz nie było z nim nikogo i mógł przestać udawać.
Naruto wiedząc, że wszystkie drużyny już zaprzestały treningów udał się w miejsce gdzie odbył się pierwszy test drużyny 7. Usiadł pod tym samym palem, do którego został przywiązany za próbę kradzieży jedzenia i skulił się obejmując ramionami kolana podciągnięte pod brodę.
- Zapomnieli…- powtórzył bezgłośnym szeptem.
Dziś obchodził swoje 13 urodziny i jak co roku liczył, że chociaż jedna osoba złoży mu życzenia, ale jak zwykle co rok wszyscy zapominają. Kiedy był młodszy starał się zapełnić pustkę z powodu braku przyjaciół jakimś słodkim ciastkiem. Z biegiem lat zaprzestał tego procederu przestając uznawać dzień dziesiątego października za istniejacy w jego życiu bardziej niż inne dni.
Jednak nie przestawał liczyć na kilka ciepłych słów, nawet zwykłe „cześć, miło cię widzieć”. Mimo wszystko tego dnia wszyscy odrzucali go jeszcze dotkliwiej. Każdy wtedy przypominał sobie, że Lis jest w nim i to ten właśnie demon zabił wielu shinobi - ojców, matki, braci i siostry, wujków, ciotki i samego Hokage. Nawet Sakura ulegała atmosferze panującej w osadzie i była dla niego bardziej oschła niż kiedykolwiek, Sasuke tego dnia obrzucał go coraz wymyślniejszymi obelgami, które trafiały w cel bezbłędnie, Kakashi nie zwracał no to uwagi, pozwalając im robić co chcą. Iruka w ten dzień też był zajęty, najczęściej poza wioską wykonując jakąś misję.
I w ten sposób dzień który powinno sie obchodzić radośnie i w otoczeniu przyjaciół stawał się dla Uzumakiego niezaprzeczalnym dowodem, że w wiosce jest nieodwołalnie i absolutnie sam.
Westchnął cicho i spojrzał w ciemne już niebo. Niechybnie zagapił się na nie. Ten granat był tak przyjemny i miękki, że nasunął mu na myśl jego wyimaginowany obraz oczu Uchihy. Tak, już od bardzo długiego czasu, kiedy czuł się sam, wyobrażał sobie, że Sasuke podchodzi do niego patrząc na niego tak miękko i obejmuje lekko.
Naruto był w stanie wyobrazić sobie ciepło smukłego i umięśnionego ciała zaciętego rywala i niemal słyszał spokojny szept wydobywające się z zawsze milczących ust kruczowłosego: „Nie jesteś sam, Naruto”. I mimo, że potem to bolało, bo było fałszem, Naruto daje myślał o swoim rywalu, by zacząć skrycie pragnąć tego dotyku, tych słów i całego Sasuke coraz bardziej, aż w końcu zadurzył się bez pamięci.
Otrząsnął się ze swoich marzeń kiedy coś mokrego rozbiło się o jego policzek. Otworzył oczy patrząc w niebo, które nagle zachmurzyło się i wydało z siebie owoc. Deszcz.
Wstał powoli czując wielką pustkę w sercu i coraz więcej kropel na swoim ciele. Nie przejmował się tym, że zmoknie, nie musiał się obawiać choroby. Kyuubi leczył go ze wszystkiego, nawet z czegoś tak beznadziejnego jak katar.
Nie śpieszyło mu się. Nikt na niego nie czekał, więc nie widział powodu by znaleźć się jak najszybciej w mieszkaniu. Szedł ulicami Konoha nie myśląc o niczym, szedł zapamiętaną na pamięć drogą i moknął nie wzracajać uwagi na nic. Wszystko było mu obojętne.
Będąc w mieszkaniu zrezygnował z jego oświetlenia. Przeszedł do łazienki zapalając tam trzy wielkie świece ustawione na półkach. Lubił to pomieszczenie. Białe płytki zdobione delikatnymi złoto- brązowymi smugami odbijały płomień świecy a miodowe światło nadawało temu pomieszczeniu piękny ciepły wygląd. Na podłodze wyłożona była brązowa terakota jednak przy szafkach leżały puchate dywaniki. Mimo, że było to niepraktyczne, Naruto chciał by tak było.
Odkręcił wodę by ta zapełniła wielką wannę a sam w ciszy zaczął ściągać z siebie resztę mokrych ubrań. Jego bluza wisiała już na suszarce i zaraz dołączyły do niej koszulka, spodnie i bokserki. Obwiązał się ręcznikiem i obrócił się spoglądając na poziom wody w wannie. Zadowolony wrzucił do wody kilka fioletowych kulek z płynem. Niespełna kilka minut później cała łazienka wypleniła się zapachem lawendy.
Woda była przyjemna, pachniała zniewalająco i sam zapach już zaczął działać rozluźniająco na blondyna. Wszedł do wody i westchnął zadowolony. Zamknął oczy pogrążając się w ciszy jaka panowała w domu. Wbrew temu co o nim sądzono, naprawdę lubił ciszę. Wtedy mógł chociaż poudawać, że czas jest dla niego niczym ważnym.
Zapach spełniał swoje zadanie, rozluźnił go pozwalając skupić sie tylko na pozytywnych myślach. Taki spokojny trening nad jeziorem, kiedy nie ma nikogo kto spojrzałby na niego nieprzychylnie.
Ocknął się z tego nierealnego świata, kiedy woda zaczęła stygnąć. Wyszedł z wanny czując senne pieczenie pod powiekami. Powoli, ociężałymi ruchami wycierał ciało w miękki ręcznik. Zagasił trzy świece pogrążając całą łazienkę w półmroku. Nie miał sił ubierać się to też owinięty suchym i miękkim ręcznikiem poszedł kierunku sypialni oświetlonej światłem księżyca przebijającego przez żaluzje. Wsunął się pomiędzy prześcieradła i westchnął zadowolony.
Po raz ostatni tego dnia, wyobraził sobie Uchihę. Jak siada na brzegu łóżka by pochylić się i szepnąć mu do ucha miękkie i czułe „Dobranoc, Naruto”
- Dobranoc… Sasuke.- odszepnął.
* * *
Obudził go grzmot. Uchylił lekko powieki i niechętnie podniósł głowę z ciepłej poduszki. Odruchowo spojrzał na rolety, szukając w szczelinach widoku nieba. Kiedy dźwięk się powtórzył i ewidentnie nie był to grzmot, przeciągnął się i zaraz zwinął w pościeli. Nie miał zamiaru ruszać się z miejsca, to też zagrzebał się głębiej w ciepłe prześcieradła i zasnął nie bacząc na otoczenie.
Naruto nie pomylił się, dźwięk nie był związany z pogodą, ale z pewnym osobnikiem stojącym przed drzwiami mieszkania niebieskookiego. Łomotanie do drzwi powtórzyło się jeszcze kilka razy, ale w końcu ustało. Najwyższe mieszkanie w budynku znów pogrążyło się w sennej ciszy.
Niespełna dwie minuty później żaluzje w kuchni mieszkania podniosły się a w trójkątnej szczelinie pojawił się wściekły co nie miara Uchiha Sasuke. Zachowywał się jednak niezmiernie cicho, mimo swojego stanu wzburzenia. Zeskoczył z parapetu i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Ot, zwykła kuchnia, średniej wielkości, czysta… i ciepła. To było bardzo dziwne i to właśnie przyczyniło się do tego, że Sasuke ochłoną nieco. Zabawne było, że dziedzic Sharingan poczuł się teraz jak w domu. Dotknął blatu ciemnego stołu stojącego pośrodku kuchni i odstawił pusty kubek po herbacie do zlewu.
Nigdy jeszcze nie był w mieszkaniu swojego rywala, a jak już, to zawsze spotykali się na klatce schodowej albo przed drzwiami.
Nie spodziewał się takiego porządku. Zawsze uważał, że Naruto to nieuleczalny bałaganiarz, a tu proszę, mieszkanie Uzumakiego okazało się być zupełnie inne. Sasuke zgonił się za zbędne myśli. Przyszedł tu by wlać blondasowi, za olanie treningu na jaki byli umówieni.
Wyszedł z kuchni na korytarz połączony z małym holem i spoglądając w głąb mieszkania zastanawiał się które drzwi prowadzą do pokoju młotka.
Oderwał się od futryny, o którą się opierał. Podejrzewał, że pokój Naruto jest na samym końcu. To jednak nie zabraniało mu sprawdzić reszty pomieszczeń. W ten sposób oglądnął ładny salon, a w nim najbardziej spodobał mu się wygodnie wyglądający fotel na którym leżał puchaty koc. Odpędził od siebie nieprzemożoną chęć okrycia się miękko wyglądającym materiałem i poszedł dalej.
Uchylił niedomknięte drzwi i do jego nozdrzy dobiegł zapach lawendy. Lubił lawendę i polubił łazienkę Uzumakiego.
Wszedł do ostatniego pokoju, który musiał być pokojem Naruto. I był nim.
Rozejrzał się po jasnych ścianach. Ciemna podłoga przyciągała uwagę, jednak Sasuke bardziej interesowało spore łóżko na którym leżała skotłowana pościel unosząca się w rytm oddechów. Złowieszczo uśmiechnięty Uchiha podszedł do łóżka i chwycił za pościel z zamiarem zdarcie jej z blondyna w sposób brutalny.
Zrezygnował widząc spokojną buzię blondyna, na którą opadały kosmyki jasnych włosów. Lekko uchylone usta były wygięte w delikatnym uśmiechu, a to wszystko nadawało mu delikatny wygląd niewinnej istoty.
Sasuke przepłynął wzrokiem po pościeli i dostrzegł pomiędzy białym materiałem smukłą, umięśnioną łydkę. Przełknął ślinę i puścił materiał. Ponownie spojrzał na twarz swojego rywala, która na tle białej pościeli wydała się ładniejsza niż kilka sekund temu.
Nie wiedział ile tak stał, ale poruszyło go wyjście słońca zza chmur, które wdzierając się pomiędzy szczeliny rolety spoczęło na twarzy blondyna. Niebieskooki shinobi mruknął coś przez sen marszcząc zabawnie nosek i obrócił się od męczącego słońca, które ponownie schowało się za chmurami. Teraz Sasuke mógł spojrzeć na całą twarz rozhukanego blondasa, która w żadnym stopniu nie była podobna do tej którą ogląda na co dzień. Ta była delikatna i taka spokojna.
Uchiha czując dziwną sensację w brzuchu pochylił się nad łóżkiem nosiciela demona i wyciągnął dłoń w kierunku policzka naznaczonego lisimi wąsikami.
Policzek był gładki i miękki. Aż prosił się, aby dotknąć go ustami a potem ucałować te delikatne usteczka, tak kusząco uchylone. Już nawet był w połowie czynu, kiedy zdał sobie sprawę z tego co robi. Odsunął się w ułamek sekundy od łóżka i przerażony swoimi myślami opuścił, najpierw pokój Uzumakiego a następnie jego mieszkanie w ten sam sposób w jaki wszedł.
Nie mógł uwierzyć, że jego myśli pochlebiały urodę blond matoła, ale tym bardziej dziwił się sobie, że nie próbował wyprzeć się tego.
Jak błyskawica przemknął przez wioskę wpadając do rezydencji Uchiha i z całej tej bezsilności osunął się po ścianie oddychać głęboko i czując, że serce bije jak oszalałe. Przed oczami ciągle miał obraz Naruto, który leżał bezbronnie na łóżku pogrążony w świecie swoich snów, zupełnie nieświadomy, że jego największy rywal mógł pomyśleć, że wygląda uroczo.
Przebył kilka korytarzy i schody by wpaść do swojego pokoju i chwycić dodatkowy zestaw broni, który miał zamiar wykorzystać podczas treningu. Miał nadzieję, że wysiłek fizyczny, chociaż na chwilę pozwoli mu zapomnieć o tym co zobaczył w ciepłym i przytulnym mieszkaniu jednego z budynków Konoha.
Na miejscu treningu czekała jednak osoba najmniej przez niego pożądana. Niebieskie oczy były jeszcze lekko zaspane, ale dziwnie czujne i jakby… niepełne, tak to dobre słowo, ponieważ czegoś nich brakowało.
- Wybacz, zaspałem.- mruknął blondas i zaraz ziewnął. Sasuke przyjrzał mu się dokładnie i nadal twierdził, że w lazurowych oczach czegoś brakowało.
- Hn.- mruknął olewczo.- Lepiej wracaj do domu i wyśpij się, bo marny z ciebie przeciwnik będzie.- mruknął i zaraz musiał uskoczyć przed pierwszym wściekłym atakiem ze strony zaspanego rywala.
Złapał opalony nadgarstek w uścisk i wyprowadził kopnięcie, któro zostało sprawnie zablokowanie przez blondasa. Odskoczył od ciosu i zaczął składać pieczęcie Katon. Nie mógł jednak skończyć, gdyż Naruto zniknął mu nagle sprzed oczu.
Rozejrzał się i zobaczył trzy kunai leczące w jego kierunku. Odbił je z łatwością i przyszykował się na atak Uzumakiego, który… nie nadszedł. Ponownie trzy ostrza pomknęły w jego kierunku i ponownie je odbił.
- Nie masz ochoty na pojedynek twarzą w twarz?- zakpił, ale nie było odzewu przez kilka minut. Zniszczył klona który pojawił się za jego plecami i z pomocą Sharingan poszukał kolejnych ukrytych klonów. Jednak blondas tego dnia postanowił zabawić się z nim w kotka i myszkę chować się po kątach polany i atakując bezsensownymi pułapkami.
Obrócił się słysząc szelest liści za plecami i zaraz tego pożałował, kiedy blondas pojawił się za nim. Kucnął chcąc uniknąć ataku i z niemałym trudem złapał blondasa za bluzę by odrzucić go w bok. Naruto zniknął w cichym „puf” informując, że to był tylko klon.
- Po co ściągałeś mnie na trening skoro masz zamiar bawić się w chowanego? Aż tak bardzo się boisz otwartego starcia?- powiedział wściekły, choć był Naruto wdzięczny, że nie musiał oglądać opalonej twarzy o miękkich policzkach i kusząco różowych ustach.
Rozproszył się.
Naruto zaskoczył go atakiem z dwóch stron, po którym jego koszulka zyskała jeszcze jeden znak, wielką literę „N” na plecach jako sukces Uzumakiego. Jeszcze nigdy nie czuł takiej nieprzemożonej chęci skopania blondasowi tyłka.
* * *
Dni mijały.
Dla Naruto te dni były urozmaicane kolejnymi złymi spojrzeniami i obelgami. A to bolało, bardziej niż kiedykolwiek i z dnia na dzień było to coraz dotkliwsze. Naruto był w potrzasku. Nie miał już sił udawać że to go nie obchodzi, ale był zmuszony. Wykreowany przez niego wizerunek radosnego, nieprzejmującego się niczym głupka, nie mógł zgasnąć w jeden dzień.
Najgorsze było to, że w jego sprawy notorycznie zaczął wtrącać się Hatake. Jego załamanie sięgnęło apogeum, kiedy Kakashi posłał go z tym problemem wprost do Tsunade, sądząc, że ona lepiej mu pomoże.
W ten sposób Naruto miał ochotę gryźć i kopać, a zwłaszcza wyładować swoją złość na srebrnowłosym nauczycielu. Miał niestety inny orzech do zgryzienia, musiał wymyślić taką wymówkę by łyknęła ją Hokage i dała mu święty spokój.
Uzumaki powlekł się do Godaime z miną jakby szedł na ścięcie, a pogoda, jaka od kilka dni wisiała nad Konoha wcale sprawy mu nie ułatwiała. Ciemne chmury nie zapowiadały ładnej pogody, która jakby zapomniała przyjść na czas. Ciemne, szare chmurzyska czekały cierpliwie przy okazji szczerząc się złowieszczo.
Czas na wymyślenie stosownego blefu uszczuplił się o kilkanaście cennych minut, kiedy na korytarzu budynku pojawiła się blondynka o piwnych oczach. Uzumaki był tak zamyślony, że nie zauważył kobiety i po prostu wpadł na nią.
- Naruto!- uśmiechnęła się kobieta do wstającego z podłogi chłopaka.- A już myślałam, że nie przyjdziesz chcąc zrobić coś głupiego.
Blondyn nagle w pełni zrozumiał Uchihę, który nigdy nie lubił kiedy ktoś wtrącał się w jego sprawy i pilnował by takie sytuacje nie zdarzały się. A jak już to bardzo, ale to bardzo rzadko.
- Tsunade oba-chan, nic mi nie jest...- zaczął zrezygnowanym i zmęczonym głosem osoby, która nie za bardzo wie co tu robi, bo dla niej wszystko jest w porządku.- Ech, sam nie wiem jak to nazwać.
- Naruto, czy to twoje rozkojarzenie i dziwny brak energii ma związek z Lisem?- zapytała ostro, a blondas pozwolił sobie na mentalne załamanie. Jednak zaraz zaczął się śmiać, bo całe jego życie wydaje się być uzależnione od tego parszywego demona.
- Nie, to akurat nie…- uśmiechnął się mimo wszystko- A może… Może Lis tez nie lubi takiej pogody.- zaśmiał się. Hokage chyba łyknęła tę ściemę, bo poczochrała go już udobruchana i kazała wracać do domu.
Zadowolony Uzumaki przybił sobie piątkę i udał się na polanę by trochę pomyśleć, póki jeszcze nie pada.
Położył się na miękkiej trawie i założył ręce głowę. Nieprzytomnym wzrokiem zaczął wodzić pomiędzy chmurami. Zastanawiał się co będzie dalej i czy nadal będzie w stanie ciągnąć tę szopkę o pogodzie i jej negatywnym wpływie na jego humor. Miał postanowienie, by ciągnąć to jak długo się da, a nawet w ostateczności milczeć i wymyślać niestworzone historie. Jednak wtedy to już chyba nie będzie miało sensu, kiedy wszyscy będą wiedzieć, że coś jest z nim nie tak. Wstał czując mokrą kroplę na twarzy. Otarł ją wściekły i zaraz ponowił czynność.
Wszedł do lasu, choć chociaż trochę uchronić się od nagłego deszczu, który nie oszczędzał nikogo i niczego. Nie chcąc zmoknąć do suchej nitki, co i tak się stanie, gdyż do mieszkania ma trochę drogi, biegiem ruszył w kierunku wioski.
Na ulicach, dzieci bawiły się małymi jeszcze kałużami ignorując nawoływania matek, które kazały im wracać do domów. Koniec końców ulice opustoszały a Naruto nagle przestało się śpieszyć.
Takie puste ulice mimo, że podczas deszczu były jednymi z tych chwil kiedy były takie spokojne. Niespodziewanie Uzumaki poczuł się obserwowany. Obrócił się dyskretnie, ale nikogo nie zobaczył i nikogo nie wyczuł. Przełknął ślinę lekko zaniepokojony, bo jego instynkty do tej pory pomyliły się tylko kilkakrotnie a w ostatnim czasie w ogóle. Podjął lekki sprint i skręcił w boczną ulicę.
Kilkakrotnie jeszcze obracał się za siebie czując to samo, ale za każdym razem okolica była czysta. Był już obok swojego bloku, kiedy poczuł, że cały świat niknie w poczuciu bezwładu i kompletnej dezorientacji. Zatrzymał się w obawie, że zaraz straci grunt pod nogami i to był jego błąd.
Dwie silne ręce, niewątpliwie należące do jakiegoś shinobi złapały go za ramiona i wciągnęły do ciemnego zaułka. Grzmotnął plecami o twardą ścianę i usłyszał ciche słowa stłumione szumem deszczu. Jedna z rąk puściła jego ramię i skierowała się na jego brzuch powodując palący ból pieczęci. Chciał krzyczeć, ale skutecznie go uciszono. Ból pogłębiał się powodując u niego odruchową reakcję obronną w formie gwałtownego ataku, ale i to zostało udaremnione.
Spojrzał na osobnika, który go trzymał. Nie znał go, choć był to ewidentnie shinobi Konoha. Czerwonowłosy mężczyzna o fioletowych oczach patrzył na niego z zadowolonym uśmieszkiem na ustach i okrucieństwem i oczach, które mieszało się z rządzą zadanie cierpienia. Mężczyzna przygniótł go swoim ciałem nadal trzymając jego ręce w uścisku i zakrywając dłonią jego usta.
- No, mały… zabawimy się.- zaśmiał się. Naruto po otrząśnięciu się z szoku ugryzł go w rękę. Mężczyzna cofnął dłoń sycząc niezadowolony i wymierzył mu siarczysty policzek. Blondyn upadł na ziemię i już podnosił się by uciec, kiedy obce dłonie złapały do za biodra i szarpnęły w przeciwnym kierunku.
- Gdzie się wybierasz? Dopiero zaczynam.- zaśmiał się paskudnie i ponownie przyparł go do muru.
Jego ręce zostały związane z przodu jakaś cienką liną. Zaraz po dokonaniu tego procederu został obrócony twarzą do ściany z uniesionymi dłońmi. Widział kątem oka błysk kunai i zaraz poczuł go.
- Krzycz i płacz, mały demonie.- zaśmiał się shinobi zakrywając usta blondyna tym samym tłumiąc rozpaczliwy krzyk.
Dłonie blondyna zostały przebite kunai a każde szarpnięcie powodowało ogromny ból, który promieniował powoli na całe przedramię. Z oczu Naruto zaczęły płynąć łzy bezsilności.
- Nie… Proszę, nie…- wyszlochał czując, że mężczyzna oparł się o niego, a na pośladkach mógł wyczuć, że jest podniecony. Uzumaki zrozumiał, że jego oprawca nie ma zamiaru pobić go za ten wyskok z ugryzieniem, ale… zgwałcić. Naruto szarpnął się uważając by nie urazić nadto rąk.
- Przestań!- jęknął czując, że mężczyzna zaczyna rozpinać jego spodnie.
- Nie szarp się, to mniej zaboli!- zaśmiał się tuż obok jego ucha i Jego ręka wsunęła się w bieliznę blondyna, który uciekł biodrami od tego dotyku. Czerwonowłosy warknął niezadowolony i złapał jego biodra opuszczając jego spodnie razem z bokserkami. Blondyn pisnął cienko ponownie próbując uciec od tego, ale poczuł tylko że chwyt został wzmocniony i coś wdarło się w niego. Czuł ,że zaraz zwymiotuje od tego dziwnego uczucia, jednak dyskomfort jego wnętrzności zagłuszył rozrywający ból skóry. Jego krzyk został zagłuszony przez grzmot. A kolejne trzy, zagłuszyło jego echo.
- Jaki ciasny… Hmm, doskonała z ciebie dziwka, demonie.- zaśmiał się fioletowooki poruszając się szybko i brutalnie. Pogłębiało to tylko uczucie, że wszystkie jego wnętrzności powoli przestają być takie jakie powinny.
Naruto jeszcze nigdy nie czuł się tak wykorzystany i poniżony. Jedyne jednak, co mógł robić to płakać i prosić by to się skończyło. Czuł wstręt do siebie a obrzydliwe uczucie rozrywania oraz zadowolone jęki nad uchem nie pomagały mu.
Głośne westchniecie i nieznane do tej pory uczucie wypełnienia oznajmiły mu, że skończył się koszmar. Blondyn jęknął, kiedy mężczyzna wyszedł z niego i zadrżał na nieprzyjemne uczucie, które objawiło się wtedy, kiedy nasienie zaczęło spływać po jego udach.
Po kilku minutach Naruto usunął się na kolana rozcinając sobie dłonie, był jednak tak zmęczony, że nie poczuł bólu, jaki promieniował z jego krwawiących obficie rąk.
Patrzyłby jeszcze długo na jeden nieokreślony punkt gdyby nie szarpniecie za włosy. Spojrzał w złowrogie fioletowe oczy i syknął cicho.
- To dopiero początek.- zapowiedział shinobi i puścił go.
Naruto siedząc w tym samym miejscu patrzył na swoje poranione dłonie. Dopiero teraz zaczynał odczuwać ból ran, ale nie był on porównywalny do tego co czuł względem siebie. Teraz był jak prawdziwy śmieć, jak zabawka. Nie spodziewał się, że którykolwiek z mieszkańców posunie się do takiego czegoś, że którykolwiek z nich aż tak bardzo go nienawidzi by zrobić coś takiego… To było dla niego niepojęte.
Zmusił się do podniesienia i znów poczuł mdłości. Tym razem nie folgował sobie, zwrócił całą zawartość swojego żołądka. Poczuł sie trochę lepiej, ale nadal wszystko go bolało. Poprawił ubrania i wytarł ponownie usta w rękaw bluzy. Oparł się o płot nie chcąc wykonywać przez chwilę żadnych gwałtownych ruchów. Ruszył powoli w kierunku swojego mieszkania uważając teraz by nie dotknąć dłońmi ściany ani innego przedmiotu. Jego dłonie już teraz dawały o sobie znać w pełnej krasie, co tylko potęgowało jego mdłości. Powoli się wykrwawiał. Miał problem z otworzeniem drzwi, ale udało mu się pomimo tego, że musiał użyć pełnej dłoni.
Zatrzymał się w przejściu kiedy wielka czarna plama niemal zasłoniła mu obraz.
Pamiętał, że zamknął drzwi wejściowe. Pamiętał, że owinął dłonie w bluzę, by zatamować upływ krwi. Pamiętał, że wszedł do łazienki, bo tam trzymał potrzebne opatrunki. Ale potem, po przekroczeniu progu… zapadła ciemność.
* * *
Uchiha chyba po raz pierwszy od czasu mordu na klanie poczuł mały zalążek przerażenia. Powód tego był niespodziewany.
Naruto.
Blondyn przyszedł na trening lekko spóźniony i kiedy dwójka członków drużyny 7 spojrzała na niego przeżyła pierwszy szok. Uzumaki przyszedł na trening w szerokich spodniach za kolano w kolorze czarnym z pomarańczowymi paskami po bokach nadającymi ciuchowi sportowy wygląd. Bluza z pomarańczowego koloru miała podobne paski na rękawach, które kończyły się za łokciem, oraz pomarańczowy wir na plecach.
Sasuke jednak zobaczył, bladą twarz, podkrążone oczy i matowe spojrzenie. Najbardziej zastanowiły go zabandażowane dłonie schowane w kieszeniach, w podobieństwie jego gestu.
Czarnowłosy od czasu małego włamania do mieszkania rywala zaczął go obserwować. Nie, nie śledził go po nocach, bo uznał, że to byłoby już przegięcie, ale obserwował go podczas treningów tak jak shinobi. Z ukrycia, by nikt nie dostrzegł. Nie zmieniało to faktu, że ostatnimi czasy Uzumaki przycichł i rzadziej się uśmiechał.
To bolało Uchihę, a zwłaszcza wtedy go bolało, gdy oczy blondasa matowiały pod wpływem jakiejś kąśliwej uwagi lub obelgi. Każda taka reakcja była jak cienkie senbom wbijane w serce Sasuke.
Naruto przywitał się z nimi niezwykle cicho i zwięźle, po czym stanął pod drzewem i milczał przez następne dwie godziny, czyli do czasu aż pojawił się Hatake. Kakashi spojrzał niepewnie na jasnowłosego podopiecznego, ale spokojnie oznajmił im, że mogą zacząć trening. Wtedy blondyn przytaknął cichym: „Tak, oczywiście.”
- Hej, Dobe. Jeżeli masz zamiar dawać mi fory bo się nie wyspałeś, to lepiej daruj sobie.- mruknął dziedzic Sharingan, ale nie było odzewu na jego słowa.
Po raz pierwszy w historii ich wspólnych potyczek, to Uchiha wyprowadził pierwszy cios.
To nie był jednak kres niespodzianek dzisiejszego dnia. Uzumaki trzykrotnie próbował złożyć pieczęcie, ale zawsze rezygnował z grymasem bólu na twarzy. Sasuke, jak na shinobi przystało, wykorzystywał takie okazje. Robił tak do czasu póki nie zauważył, że blondyn coraz ciężej podnosi się z ziemi i starał się nie robić tego całą dłonią. Blondyn jawnie miał problem z rękoma i starał się to ukryć. Nieudolnie, ale starał się.
- Dobe, co się dzieje?- zapytał Uchiha stając obok podnoszącego się niebieskookiego i siląc się na obojętny ton głosu. Nie miał zamiaru pokazać temu rozhukanemu krzykaczowi, że martwi się o niego.- Jesteś gorszym przeciwnikiem niż normalnie…
- No co ty nie powiesz, geniuszu…- mruknął niebieskooki podnosząc się na chwiejnych nogach.- Nie udawaj miłego, bo ludzie pomyślą, że zmiękłeś.- dodał i po tej krótkiej wymianie zdań pojedynek rozpoczął się na nowo, kończąc w ten sam sposób.
- Przecież widzę, że coś się stało i nie udawaj. Co się stało z twoimi rękami?- próbował ponownie kruczowłosy.
- Wy nic nie widzicie.- usłyszał nim blondyn skoczył ku niemu z kunai w drżącej dłoni, jednak z nikąd pojawił się Hatake łapiąc Naruto z rękę. Nie wyglądał na zadowolonego, a to nie wróżyło dobrze dwójce młodych adeptów.
- Wystarczy.- mruknął, mimo wszystko spokojnie.- Naruto, dziś nie nadajesz się do niczego. Idzie ci najgorzej z całej drużyny i jeżeli zaprzeczysz połamie cię jeszcze bardziej.
Jednak odpowiedziało mu milczenie poprzedzone niekontrolowanym drgnięciem.
- Żadnego z ciebie pożytku… Sasuke, zaprowadź naszego buntownika do jego mieszkania, by mógł odpocząć.- podkreślił czynność jaką blondas miał wykonać i zaraz puścił go z uścisku.
- Nie potrzebuję niańki.- warknął blondas chowając dłoń za plecami i już go nie było.
Teraz Sasuke był kompletnie zdezorientowany.
Półtora tygodnia temu, Naruto owszem wściekałby się, że Uchiha musi go niańczyć, ale nie zrobiłby czegoś takiego. Czarnowłosy odniósł teraz wrażenie, że blondas im nie ufa i coś bardzo starannie ukrywa. Ta myśl spowodowała u niego bardzo bolesny skurcz w okolicach serca. Naruto nie miał powodu by im nie ufać, więc z pewnością stało się coś złego. I to właśnie chce przed nimi ukryć.
- Ech, coś mi się zdaje, że będą z tym kłopoty.- westchnął mężczyzna drapiąc się po głowie. Uchiha spojrzał na niego i przybrał swoją kamienną maskę wszystkowiedzącego sfinksa.
- Jakby kiedykolwiek nie było z nim problemów.- prychnął w odpowiedzi i ruszył w kierunku wioski uznając trening za skończony. Nie był zadowolony z obrotu dzisiejszego dnia, ale z jednym musiał się zgodzić. Coś wisiało w powietrzu.
* * *
Naruto miał dość. Miał serdecznie dość tej osady, żyjących tu ludzi i swojego życia. Od kilku minut siedział skulony w kącie prysznica pozwalając by letnia woda doszczętnie go zmoczyła. Już nawet nie próbował zrelaksować się podczas długiej kąpieli, bo na nic by się to nie zdało.
Już od kilku dni łapał się na myśli skończenia ze sobą. Pierwszy raz był przerażony swoimi myślami, ale potem beznamiętnie zaczął się zastanawiać nad konsekwencjami. Poza smutkiem Tsunade i przypuszczalną żałobą drużyny nie pojawiało się nic więcej.
I tak siedział na podłodze słuchając szumu wody. Obracał w palcach niewinnie wyglądającą żyletkę. Bez żadnego uczucia w oczach patrzył na cienki błyszczący metal, którym bawił się bez zahamowań.
W jednej sekundzie zerwał zakrwawiony bandaż z prawej ręki i jego dłoń zamarła kiedy obaczył rozcięcie.
Ciągnęło się od śródręcza po złączenie palców środkowego i serdecznego. Dotknął delikatnie opuszkiem palców rany i syknął cicho. Nadal była świeża, niezaleczona przez demona, no i podrażniona przez dzisiejszy trening.
Dziwnym sposobem, demoniczna chakra sprawiała mu tylko ból kiedy Kyuubi chciał go uleczyć. W ten sposób Lis pozostawił to samo sobie. Jednak każde spojrzenie, choćby na zabandażowaną dłoń nie wspominając o widoku samej rany, powodowało kolejne fale zalewających go wspomnień. Tych wspomnień których nie chciał i o których wolał zapomnieć jak najszybciej. Kolejna dławiąca i mdląca fala obrzydzenia do samego siebie zalała jego gardło grożąc kolejnymi torsjami.
Naruto od dziecka znał ból fizyczny. Niektórzy ludzie nie lubili stosować się do zakazu Sandaime i blondyn wiele razy wracał do domu posiniaczony, czasem nawet z kilkoma złamaniami. Jednak już wtedy wolał poddać się kolejnych ciosom niż kolejnym wspomnieniom o złych spojrzeniach. Wolał oberwać niż słuchać, że nie chcą go tu w wiosce. Niestety z czasem ludzie zaczęli go omijać, nawet ci którzy go bili. Powodem było to, że miał marzenie, którego oni się bali. Jeżeli on zostałby Hokage mógłby chcieć się zemścić.
Przyłożył żyletkę do przedramienia trochę niżej niż nadgarstek i nadciął delikatnie skórę. Szkarłatna ciecz spłynęła po jego ręku, a on poczuł jakby z krwią spływały wszystkie jego udręki.
Ulga.
Rany jednak szybko się zasklepiały co prowokowało blondyna do zadawania sobie kolejnych ran. Byle poczuć się wolnym. Jednak Lis uparcie leczył wszystkie rozcięcia nie pozwalając mu na wiele ulgi której on teraz tak bardzo potrzebował.
Blondyn zaprzestał czynności dopiero wtedy, kiedy ręka mu zadrżała powodując, że ostrze wbiło się głębiej niż powinno. Syknął czując piekący ból w miejscu rany, który jakby zbudził pozostałe rany. Naruto skulił się mocniej czując falę mdłości, która kumulowała mu się w żołądku. Czuł się znacznie gorzej niż kilka minut temu. Jednak najgorszy był dla niego fakt, że od tak poszatkowanego na oślep ramienia powinien już być na wykończeniu. Tymczasem odczuwał lekkie zawroty głowy i nic poza tym.
Zdesperowany chwycił ponownie żyletkę i pociął bandaże na lewym ręku ponownie kalecząc się. Kyuubi jednak ponownie odbierał mu przyjemność zatracenia się w przyjemnej pustce, lecząc każdą ranę. Uzumaki ciągle się ranił, nie zwracał uwagi, że żyletka wchodzi coraz głębiej, a jego stan pogarsza się.
Demon w końcu uległ i dał sobie spokój. Niebieskooki ze łzami w oczach powoli przestawał kontaktować. Świat wirował dookoła niego jak wielka karuzela. Jednak blondyn nie mógł z niej wysiąść.
Spojrzał na swoje dłonie, pocięte dotkliwe i nadal krwawiące potem jego wzrok przeniósł się na narzędzie tego czynu. Chciał pokaleczyć się jeszcze dotkliwiej, tak, by minęły i mdłości, i on, i to wszystko co w sobie nosi. Chciał się zabić. Pragnął tego uwolnienia i nawet nie pomagał mu jego wyobrażony ukochany czarnowłosy drań.
Dźwignął się na nogi odpinając spodnie, które powoli opadły na ziemię. Zakręcił wodę i wyplątał się z koszulki. Wszystko go bolało od tego siedzenia, a ręce dodatkowo od ran.
Powiesił względnie ubranie na suszarce i opanował nieprzemożoną chęć rozszarpania pomarańczowego dresu na strzępy. Owinął się ręcznikiem w pasie brudząc go na brzegach krwią, ale to się teraz nie liczyło. Usiadł na brzegu wanny zamykając oczy i starając się powstrzymać zawroty głowy i nudności.
Odetchnął głęboko kilka razy i podszedł do szafki gdzie trzymał kilka bandaży.
W lustrze zobaczył szaleńca.
Niegdyś niebieskie, radosne oczy były niemal granatowe pozbawione wszelkich oznak życia. Te puste, matowe oczy podkreślały cienie pod nimi i kilka rozmazanych kropli krwi na pliczkach i czole, które tak jak reszta twarzy były blade, kredowo blade. Sterczące we wszystkie strony włosy dopełniały obrazu samobójcy.
Przypomniał sobie słowa Hatake: „… nie nadajesz się do niczego… idzie ci najgorzej… żadnego z ciebie pożytku.” Kiedy głos Kakashiego zastąpił ton Sasuke upadł na kolana łapiąc się za głowę.
- Przestań!...- krzyknął.- Proszę, przestań!...- błagał, rozpaczliwie kuląc się na podłodze po szafką i zasłaniając uczy w dziecinnym odchuchu.- Przoszę…- wyszlochał. Łzy płynące teraz z jego oczu zmieszały się z krwią która ponownie zaczęła płynąć po jego rękach.
Widok był wstrząsający. Uzumaki wyglądał jakby płakał krwią.
Głosy w głowie blondyna ucichły kiedy poczuł zawroty głowy. Kolejny upływ krwi. Jednak nie podniósł się od razu, przez krótką chwilę kulił się na podłodze powtarzając, aby go zostawiono, aby przestał.
Powoli podniósł się z dywaniku i oparł łokciami o umywalkę na krótką chwilę. Obmył twarz nie patrząc w lustro. Jego dłonie drżały, ale starał się delikatnie zawiązać bandaż. W tej chwili żałował, że nie posiada środków nasennych.
Podtrzymując się ścian i posykując cicho dotarł do pokoju gdzie ubrał się w czyste ubranie starając się nie poruszać gwałtownie rękoma. Potem położył się. Jego ciało pragnęło snu, ale umysł pozwolił tylko na drzemkę, w której podesłał kolejny koszmar.
Pobicia, złe spojrzenia, obelgi, złorzeczenia i… gwałt.
Gdyby nie to ostatnie, może by przetrwał noc, ale te wspomnienia były zbyt świeże, zbyt bardzo bolały. Sama myśl o wczorajszym dniu popychała go w kierunku łazienki gdzie zostawił żyletkę.
Jednak teraz wystarczył kunai zawsze schowany pod poduszką.
Jeden błysk ostrza… i drugi… i długie rany na świeżych ranach lewej ręki. Krew powoli skapywała na pościel i bezwstydnie barwiła ją na czerwono. I znów ulga, i znów Lis pozwolił mu na wolność od wszelkich myśli, jednak pilnował by nie osunął się w łapy czarnej ulgi.
Po kilku minutach siedzenia, wstał powoli z łóżka, ale był tak słaby, że przewrócił się i po prostu zemdlał.
* * *
Sasuke nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Uzumaki był bledszy niż poprzedniego dnia a jego ręce drżały, choć skutecznie starał się to ukryć. W tym momencie w serce Uchihy wkradł się prawdziwy niepokój o zdrowie blondyna.
- Na co się gapisz, Teme?- zapytał cicho i opryskliwie niebieskooki nie patrząc na dziedzica Sharingan, co samo w sobie było niewiarygodne. Sasuke wyprostował się i uśmiechnął kpiąco.
- Na nic, bo nie ma na co.- odparł idealnie chłodno i zaraz wymierzył sobie mentalnie siarczysty policzek, kiedy zobaczył drgniecie Uzumakiego i ledwo widoczne opuszczenie ramion.- Masz zamiar być tak samo beznadziejny jak wczoraj? Jeżeli tak, to lepiej daj sobie daruj. Nie mam ochoty przerywać treningu, ponieważ wyglądasz jak truposz i mało ci do niego brakuje.
- Gratuluję wypowiedzenia tak wielu słów, Uchiha. Jeszcze trochę i może będzie z ciebie człowiek.- prychnął blondyn.
- Co ci jest, Dobe?- zapytał obojętnie, zaznaczając również w tonie, że mówka Uzumakiego obeszła go. Była to nieprawda, bo zaczynał juz pomału panikować.- Ćpasz?- zaryzykował kiedy pomyślał o ludziach którzy biorą i jak wtedy wyglądają.
Blondyn spojrzał na niego, a Sasuke przeraził się widząc tak zmatowiałe oczy, w których nie było żadnego uczucia, choćby złości albo zmęczenia.
Nic. Pustka.
- A nawet gdyby, to co?- zapytał Uzumaki.- Nic ci do tego.
- Fakt…- odparł czując wzrastającą złość na Naruto, który miał czelność pomyśleć, że Uchiha nie martwi się o niego. W końcu byli przyjaciółmi.- W ostateczności zostaniesz zastąpiony kimś innym.- uśmiechnął się paskudnie i zauważył cienie bezgranicznego szoku i ogromnego bólu, jakie przemknęły po twarzy niebieskookiego, w tej właśnie kolejności. Czarnooki juz żałował swoich słów i juz miał otworzyć usta by jakoś to załagodzić, kiedy Naruto uprzedził go.
- A najbardziej będziesz się cieszył ty.- powiedział i zapadła cisza.
Sakura patrzyła to na jednego to na drugiego, po raz pierwszy nie wiedząc co robić. Była zła na Sasuke, że tak zaatakował blondyna, który od kilku dni wyglądał jak trzy ćwierci od śmierci. Jednak z drugiej strony, dzisiaj Naruto wyglądał jak ćpun, a nawet gorzej, jak szaleniec. Bała się stojąc obok Uzumakiego.
- Yo, drużyno.- przywitał i Hatake i na chwilę oderwał się od swojej zboczonej książeczki by spojrzeć na swoich podopiecznych. Chwilę dłużej zatrzymał się na Naruto, ale nic nie powiedział. Westchnął.- Dostaliśmy misję rangi C. Mamy złapać zgraję rabusiów… Wyruszamy za pół godziny. Przygotujcie się. Spotykamy się pod bramą.
I tyle.
Kakashi okazał się być beznadziejnym nauczycielem i jeszcze bardziej beznadziejnym opiekunem olewając stan Naruto. Sasuke spojrzał za oddalającym się blondynem i zacisnął dłonie w pięści.
Poczuł niewyobrażalną złość.
Będąc w rezydencji Uchiha spakował do plecaka kilka dodatkowych kompletów broni, trochę suchego prowiantu i inne niezbędne rzeczy. Jego ruchy były nieco chaotyczne, ale czuł się winny tego co powiedział do Uzumakiego a złość i zrezygnowanie dobijały go ponieważ nie wiedział jak to naprawić.
Opanowywując swój gniew udał się pod bramę gdzie czekała już Haruno. Blondyn zjawił się kilka minut później i nadal milczał. Kruczowłosy zaczynał wewnętrznie panikować, bo takie zachowanie niebieskookiego nie wróżyło nic dobrego.
- Sasuke-kun…- zagadnęła do niego dziewczyna.- Co się stało Naruto?
- Nie widzisz?- prychnął patrząc na nią z politowaniem.- On nam nie ufa.- odparł.
- Ale dlaczego?- zapytała. Odpowiedzi jednak nie otrzymała, gdyż pojawił się ich sensei i ogłosił że mogą już ruszać. W ciszy opuścili Konoha. Kakashi i Sakura na przedzie a Sasuke i Naruto nieco za nimi w odległości dwóch i pół metra od siebie.
Ta milcząca atmosfera trwała do wieczora i zdawała się pasować Uzumakiemu. Jednak pierwszy raz w historii współpracy drużyny 7 ta cisza nie pasowała Sasuke. Po rozbiciu obozu nadal panowało milczenie, któro chyba już zaczęło przeszkadzać Hatake.
- No, moi drodzy, albo dobrowolnie mi powiecie co się stało, albo sam to zrobię i nie będzie to miłe.
Sakura spojrzała niepewnie na Uchihę a potem na Uzumakiego, ale ten wpółleżał opierając się na łokciach i patrzył w pojawiające się na niebie gwiazdy.
- Rozumiem.- westchnął Hatake.- Dziś śpicie…
- To moja wina.- zaczął niespodziewanie Uzumaki.- Ostatnio dużo się dzieje i nie jestem w stanie ogarnąć całości wszystkich zdarzeń. Dodatkowo zbliża się okres, w którym Kyuubi chętnie meczy mnie swoimi wspomnieniami… To cała historia.- mruknął na koniec.
- Wiesz, że sprawy dotyczące demona masz zgłaszać do Tsunade-sama. Postępujesz lekkomyślnie, Naruto.- zrugał go Hatake, ale Uzumaki nawet się tym nie przejął.
Sasuke przyglądał się blondynowi w stanie lekkiego zdziwienia. Nie spodziewał się, że niebieskooki odezwie się, by jakoś uratować ich skóry. W dodatku przyjął całą winę na siebie, gdzie normalnie zwaliłby to na czarnowłosego.
Chwilę po tym Naruto wstał i mówiąc coś o spacerze zniknął pomiędzy drzewami. Haruno też poszła do swojego namiotu. W ten sposób przy ognisku zostali tylko posiadacze Sharingan.
- Dowiem się co się stało?- zapytał srebrnowłosy po kilku minutach. Sasuke poruszył się niespokojnie pod spojrzeniem jednego złotego oka.
- Mieliśmy… sprzeczkę.- mruknął patrząc uparcie w ogień ogniska.
- Sprzeczkę?- powtórzył srebrnowłosy.- Na tle czego?- zapytał i przez dłuższą chwilę panowała cisza. Sasuke zastanawiał się o co dokładnie im poszło, ale nie widział tu jednego powodu, tu była ich cała masa.
- Sam do końca nie wiem.- westchnął starając się nie brzmieć żałośnie. Wstał od ogniska i poszedł kierunku namiotu który dzielił z Naruto.- Dobranoc, sensei.
Coś mu mówiło, że tej nocy, blondyn nie zaśnie w swoim śpiworze. Uchiha rozłożył swoje tymczasowe posłanie i położył się w nim. Co jakiś czas zerkał na ułożony po drugiej stronie namiotu plecak Naruto.
Już gdy oddryfowywał w kierunku krainy snów poczuł, że chce dawnego Uzumakiego. Tego, który jeszcze przed snem wyzwałby go parę razy i nazwał egoistycznym dupkiem, ponieważ zajmuje większą cześć namiotu.
* * *
Wróg zaatakował przed świtem, dokładnie wtedy, kiedy Naruto skończył bandażować swoje zmasakrowane przedramiona. Musiał odreagować słowa Sasuke i w tym widział jedyną ulgę, ale teraz żałował. I chyba nie jednej jeszcze rzeczy pożałuje w swoim życiu.
Kakashi, Sasuke i Sakura pojawili się po 10 minutach i byli gotowi do walki, w przeciwieństwie do niego. Hatake wydał rozkaz by Uchiha pozostał z nim a on wraz z Haruno zniknęli z lesie.
Wróg okazał się być bardziej liczny niż przypuszczałby ktokolwiek. W pewnym sensie napadła ich taka mała armia. A ale teraz ważne, wręcz najważniejsze było by wyjść całym z tej potyczki i nie zdradzić się.
Czarnowłosy radził sobie świetnie. Z wrodzoną kocią gracją wymijał ataki przeciwników kopiując ich techniki i znaczną część ataków by zaraz pozbawić ich przytomności. Naruto radził sobie znacznie gorzej. Miał problem z poruszaniem rękoma i nadal miał zawroty głowy.
- Dobe, żartować ci się zachciewa?! Skup się, do cholery!- krzyknął Sasuke pojawiając się za nim i blokując atak którego nie zauważył.- Nie zamierzam pilnować twoich pleców.
- Nikt ci nie każe.- odwarknął Naruto.- Nie wtrącaj się jak nie masz zamiaru.- dodał i zmuszając kończyny do posłuszeństwa stworzył w prawej dłoni Rasengan i uderzył nim w kamienną ścianę. Efekt był natychmiastowy. Spora ilość kamieni spadła na ich wrogów, ale Naruto musiał oprzeć się o pozostałość kamienia by nie upaść. Zużył na ten atak dwa razy tyle chakry niż powinien, a ogólnie miał mało sił.
Jego chakra ulatywała z jego ciała w zastraszającym tempie i tylko patrzeć aż zemdleje.
- Nie miało ich tu tyle być.- syknął Naruto oddychając głęboko i starając się unormować ten oddech.
- Scenariusze misji rzadko się sprawdzają.- warknął Sasuke i pociągnął go w głąb lasu w bardziej strategiczne miejsce do walki. Długo na nich nie czekali, jednak teraz przeciwnicy jakby bardziej zainteresowali się Uchihą.
I kiedy przez myśl Naruto przemknęło, że to pułapka. Sasuke zniknął w lesie podążając a wrogiem. Przeciwnicy blondyna też ulotnili się zostawiając go samego.
Rozejrzał się i spróbował wyczuć jakąkolwiek chakrę, ale był tak słaby, że nie mógł nic zrobić. Zaczął się powoli wycofywać z miejsca walki trzymając się za krwawiący bok. Zawroty głowy znów wróciły i obraz zaczął mu się rozmywać, ale szedł dalej.
- Nie dajesz rady?- odezwał się prześmiewczy głos, ale nie miał on jednego źródła.
Rozejrzał się dookoła ponownie szukając w swoim otoczeniu choćby śladu obcej siły, ale znów nic nie wyczuł.
Dopiero kiedy przeciwnik pojawił mu się przed oczami, wiedział z kim przyjdzie mu walczyć. Wyszedł na jakaś polanę i chciał zawrócić, bo właśnie odsłonił swoją pozycję, ale kiedy się obrócił zobaczył swojego wroga z bliska. Złowieszczy uśmiech i okrucieństwo w oczach.
- Mizerny jesteś, chociaż niezłe masz ciało.- wymruczał, a po kręgosłupie blondyna przebiegł dreszcz przerażenia.
Cofnął się kilka kroków, ale ten szedł za nim. Odwrócił się i zaczął biec w kierunku skraju polany. Potrzebował kryjówki. Widział, że to co robi jest haniebne, ale w swojej sytuacji, nie maił szans wygrać. Był słaby i przerażony i tylko przerażenie nim kierowało. Jednak wróg spokojnie podążał za nim śmiejąc się otwarcie z jego poczynań.
Kunai w barku nie był niczym przyjemnym zwłaszcza, że nie był w stanie go wyciągnąć. Mężczyzna pojawił się przed nim upadł i złapał za przód bluzy by rzucić o ziemię. Broń przeszła na wylot. Naruto nie mogąc już znieść tego krzyknął.
- Boli?- zaśmiał się jego oprawca.- A to?- zapytał i podniósł go by ścisnąć prawy bark i urażając jeszcze bardziej przebite ciało. Uzumaki przygryzł wargę pozwalając sobie na głośny jęk. To widać rozwścieczyło mężczyznę, ponieważ złapał jego ramię w miejscu, w którym sam zadawał sobie ból.
To była sekunda a po polanie rozszedł się dźwięk łamanych kości a raz po nim krzyk pełen cierpienia. Naruto usunął się na kolana podpierając zdrową ręką która ugięła się pod jego cieżarem.
- Kiedy w końcu zrozumiecie, że wy demony, nie powinniście mieć prawa głosu, ani nawet prawa życia?- zapytał podchodząc do niego i łapiąc za szyję by zmusić do podniesienia się.
Naruto zebrał siły, by opierając się na ramieniu przeciwnika wyprowadzić kopniecie.
- Kiedy wy zrozumiecie, że nie prosiliśmy się o to abyśmy byli Jinchuriki.- odparł i uwolnił się by wykonać atak. Z marnym skutkiem , bo mężczyzna zniknął mu sprzed oczu, pojawiając się za nim trzymając w uścisku jego władne ramię.
- Hm…- mruknął zadowolony i kolejny chrzęst wypełnił przestrzeń a za nim kolejny krzyk, tym razem płaczliwy i roztrzęsiony.
Poczuł mocne szarpnięcie i po kilku sekundach uderzy plecami o kamienną ścianę. Jęknął głośno czując ból głowy. Zamroczyło go na kilka sekund, a kiedy otworzył oczy dziwna technika z ręku shinobi była dwa metry od niego, a on nie miał sił uciekać. Z przerażeniem patrzył na moment, kiedy technika i pieczęć zetknęły się.
Skała za jego plecami popękała pod wpływem energii, jaka uderzyła w Naruto, niemal przebijając go na wylot. Blondyn krzyczał, to było nie do opisania. Jakby ktoś rozrywał go w pół, podpalał i zamrażał jednocześnie.
- Dlaczego ten parszywy Lis nie chce cię chronić?- warknął wściekły shinobi łapiąc lecącego przez ręce Uzumakiego i podnosząc go za bluzę.
Naruto sam się nad tym zastanowił dlaczego demon nie próbował ani razu zająć jego miejsca i pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy to było to, że nawet Lis chce jego śmierci.
Jego oprawca warknął wściekły i rzucił nim na środek polany, tak by mógł zobaczyć wychodzącego z lasu Hatake, który zaraz zniknął odsłaniając blednącą Haruno. Różowowłosa zaraz podbiegła do niego i ze łzami w oczach opadła na trawę obok niego.
- Dobe, do cholery dlaczego się nie broniłeś?- zapytał Sasuke pojawiając się z nikąd i przewrócił go na plecy. Naruto jęknął cicho nie mając już sił. Obraz powoli tracił kolory, a w rogach stawał się czarny.
- Sasuke-kun… jego ręce.- pisnęła Haruno, a blondas juz powoli odpływał patrząc na korony drzewa targane wzbudzonym, zapewne przez chakrę, wiatrem.
- On.. nie reaguje. Sakura, zrób coś on nie reaguje… Cholera! Naruto!- usłyszał stłumiony krzyk Uchihy.
* * *
Sasuke cały spanikowany klęczał obok blondyna, który z sekundy na sekundę wyglądał co raz bardziej jak uosobienie śmierci. Spojrzał na wielką ranę w barku, która przechodziła na wylot i skrzywił się czując w gardle dławiące uczucie, któro było też związane z rozszarpanym bokiem leżącego bezwładnie ciała. Haruno kończyła właśnie obwiązywać ręce Uzumakiego, by zatamować krwawienie i zabrała się za leczenie zieloną leczniczą chakrą.
- Dlaczego ten parszywy Lis mu nie pomaga?!- warknął wściekły i nagle zobaczył, że materiał na brzuchu blondyna zaczyna barwić się na inny kolor. Podniósł bluzę drżącymi dłońmi i zobaczył krew, całe mnóstwo krwi.
- Nie dam rady.- powiedziała Sakura szlochając.- Musimy… zabrać go do szpitala.- dodała rezolutnie próbując zatamować krwawienie w kolejnej ranie.- Ma połamane żebra, uszkodzony bark, połamane ręce, na pewno jakiś krwotok wewnętrzny, wstrząs mózgu i… ta pieczęć.
Uchiha słuchał jej tylko jednym uchem. Bardziej skupiał się na coraz bledszym Naruto, którego oddech był coraz płytszy.
- Sakura, zatamuj wszelkie krwotoki, na jakieś cztery godziny… Jeżeli on nie otrzyma pomocy to…- głos mu się załamał, ale różowo włosa zrozumiała i natychmiast wykonała polecenie. Uchiha czekał tylko na moment, kiedy skończy. Jednak to Hatake podniósł blondyna posyłając im ponaglające spojrzenie.
Czarnooki obrócił się tylko na chwilę chcąc sprawdzić, czy ten który urządził tak blondyna już nie żyje. Nie zawiódł się. Zaraz pognał za resztą.
Jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu w sercu. Zupełnie jak wtedy, kiedy zobaczył martwych rodziców, chociaż nie, ten ból teraz był gorszy. Teraz nie mógł się wymigać od myśli, że to jest związane z blondynem i tym co ich od zawsze łączyło. Jednak nie dowie się, co ich łączy, jeżeli blondyn nie przeżyje, a o tym nawet nie chciał myśleć.
Nie wiedział jakim cudem znaleźli się w Konoha tak szybko, ale to nawet lepiej, im szybciej tym lepiej. Uzumaki został błyskawicznie otoczony przez medyków, do których w szybkim tempie dołączyła sama Hokage.
Pozostali członkowie drużyny 7 zostali zaprowadzeni do pomieszczenia, w którym mieli otrzymać pomoc lekarską w związku ze swoimi ranami. Jednak oboje bardziej byli zajęci myśleniem o Naruto, który walczył teraz o życie.
W szpitalu pozostał tylko Sasuke, ponieważ w tym całym ferworze okazało się, że ma połamane trzy żebra i ma lekki wstrząs. Czarnooki godził się na to wszystko słuchając lekarskich zapewnień, że jego przyjacielowi nic nie jest, że wyjdzie z tego.
I wtedy uświadomił sobie, że Uzumaki nie jest dla niego tylko przyjacielem. Jest kimś więcej, ale nim zastanowił się nad tym głębiej, stworzona przez medycynę senność pochłonęła go bez reszty.
* * *
Czuł się wolny. Wszelkie myśli odpłynęły pozostawiając go z uczuciem, które od zawsze chciał poznać. Nic nie mogło się mierzyć z tym co teraz czuł. To była chwila jednej wielkiej błogości, którą wypełniały delikatne szumy liści.
Stał w lesie, pośrodku niewielkiej polanki. Korony drzew delikatnie się kołysały, wydając z siebie uspokajające szmerki głęboko wbijające się w podświadomość. Jakby w zapewnieniu, że tu, na łonie natury, na tej niewielkiej polance z dala od wszelkiej cywilizacji, jest bezpiecznie.
Spojrzał na wielkie, kamienne schody, prowadzące w nieznaną, mglistą „górę”. Po obu stronach owych schodów ustawione były piękne kamienne kolumny, jednak znaki umieszczony na nich umykały przed jego wzrokiem, jakby wiedziały, że spogląda na nie i próbuje odczytać ich tajemnicę…
Zabawa. Traktował to jak dziecięcą zabawę w chowanego.
Zamknął oczy i odchylił głowę delikatnie w tył rozkoszując się całym słyszalnym otoczeniem. Uśmiechnął się delikatnie i trwał tak.
Obrzydliwy trzask przypominający łamanie kości wzdrygnął nim dogłębnie, jednak i otoczenie nie pozostało bierne. Wiatr stał się silniejszy i choć on tego nie odczuł, szum liści wzmógł się a gałęzie u szczytu wielkich roślin zaczęły się mocniej kołysać na boki. Po jego ciele przeszedł dreszcz kiedy usłyszał straszny dzięki jaki zawsze kojarzył mu się z duchami. Obrócił pomału głowę i to co zobaczył zamroziło go.
Czarny majak układający się w dziwne kształty nim stał się czymś w rodzaju mężczyzny w wielkim i postrzępionym czarnym płaszczu. Wiatr miotał jego szatą na wszystkie strony robiąc go jeszcze potworniejszym.
Nie miał ochoty pytać kim jest, ani co tutaj robi. Powoli zaczął wycofywać się na schody uważnie obserwując ruchy obrzydliwego i nieproszonego obiektu z przed siebie. I nagle zrobiło się nieprzyjemnie, postać skoczyła w jego stronę, wyciągając rękę jakby chciała go zatrzymać. Pisk jaki z siebie wydała głęboko wbijał się w umysł i przywodził okropne wspomnienia i najgorsze koszmary.
Naruto zakrył rękoma uszy kuląc się na schodach.
- PRZESTAŃ!- krzyknął głośno i dźwięk ustał. Podniósł zdziwiony wzrok, ale polana kilka stopni niżej była taka jak na początku, a las znów szumiał spokojnie. Jednak nie było juz tego błogiego uczucia wolności. Teraz narodziło się niezrozumienie i strach.
- Co się tu dzieje?- zapytał szeptem siadając na schodach i obejmując ramionami podciągnięte pod brodę kolana.- Znowu sam.- wyszeptał chowając twarz w ramionach i powtarzając mentalnie to zdanie kilka chwil. Jego anaforyczne myśli zakończyły się nader „wdzięcznie”.
- Znów sam i zawsze sam.- szepnął po czym spojrzał w górę schodów. Coś go tam zapraszało, miał dziwne wrażenie, że tam już nie będzie sam i tam są odpowiedzi. Wstał i zaczął iść w górę. Ignorował wszelkie krzyki które pojawiały się i znikały. Nie był zainteresowany tym, że ktoś kogoś traci, by zwiększyć dawkę leku, by przestać się guzdrać. Chciał znaleźć odpowiedzi, a te były tylko u szczytu schodów.
Pokonywał kolejne stopnie czując na ciele coraz większy chłód, ale nie był on spowodowany wiatrem, ponieważ jego czarne ubranie nie wykazywało by działał na nie wiatr. Zimno pochodziło od niego samego.
Mgła która nagle go toczyła zasłoniła cały widok i po następnych kilku krokach stał przed wielką otwartą bramą za którą widział ogromny pałac. Za plecami miał schody którymi szedł, ale teraz bardziej interesował go pałac.
Tam było tak pięknie i spokojnie. Niemal widział czekających na niego rodziców, nie wiedział kim są, ale postacie na zielonej trawie zdawały się na niego czekać, a on nie chciał by to oczekiwanie ich znudziło, bo znów zostanie sam.
- Witaj, Naruto.- przez pierwszym krokiem powstrzymał go bardzo znajomy głos, tak znajomy, że w pierwszej chwili zastanawiał się czy całkowicie nie zwariował. Jednak zaraz po usłyszeniu powitania zza najbliższego drzewa wyszedł czerwono włosy mężczyzna o kpiącym spojrzeniu jakie widział tylko u jednego stworzenia.
- Kyuubi…- szepnął w niedowierzeniu spoglądając na lekko spiczaste uszy i z niewiadomego powodu niebieskie oczy.
- Pomyślałem, że tak nam się będzie lepiej rozmawiać.- wzruszył ramionami demon i spojrzał na niego przenikliwie.- Czy wiesz, że pojawiając się tutaj sprawiłeś, że twoje serce przestało bić?... Umarliśmy, Naruto.
- Słucham?- szepnął blednąc, choć zaraz zdał sobie sprawę, że niczego więcej nie pragnął jak tylko umrzeć…
Ale dlaczego teraz?
- Umarliśmy…- powtórzył demon i skrzywił się lekko.- Ci nędzni medycy zamiast sprawdzić najpierw stan pieczęci, zabrali się za leczenie pieczęciami i tak oto zniszczyli całkowicie to co mogłoby nas uratować.
- A co się dokładnie stało?- zapytał Uzumaki.
- Hm… Zaczęło się od tego, że kiedy ty tak bardzo się okaleczałeś w jakiś sposób zapanowałeś nad moją chakrą. Zablokowałeś mi możliwość wyleczenia całkowicie twoich ran. Potem było już gorzej bo powtórzyłeś ten zabieg ponownie mnie blokując i tym samym kompletnie mnie odgradzając od siebie. Najgorsze jest to, że ta technika jakiej posmakowałeś podczas misji przebiła się przez tę barierę i uszkodziła pieczęć oraz zabiła nas, tak wstępnie. Potem dobili nasz lekarze i teraz usilnie starają się Ciebie odratować… Jest jeszcze czas, Naruto. Masz jeszcze możliwość…
- Nie, nie mam zamiaru słuchać czegokolwiek o moim cudownym przebudzeniu… -zatkał uszy i zamknął oczy.- Chce mieć w końcu spokój…
- Naruto, wiem co czujesz…- westchnął demon i mimo zasłoniętych uszu słyszał go bardzo wyraźnie.- Moje życie było bardzo podobne i jako jeden z nielicznych naprawdę wiem co czujesz… Ale wiem też, że to właśnie takie przeciwności kształtują charakter.- mówił demon miękkim głosem, takim jakiego Naruto jeszcze nigdy nie słyszał i mimowolnie poczuł do czerwonowłosego sympatię i żałował, że zawsze myślał o nim jak o bestii i kimś kto jest tylko przeszkodą w życiu.
- Co masz na myśli?- zapytał spokojnie.
- Z nas dwóch tylko ja mogę teraz odejść… Lekarze uznali, że nie mogą cię już uratować, ponieważ nie mogą cię ścignąć do ich świata nawet przez zaawansowane gejutsu. To czarne „coś” było spowodowane genjutsu… Twoje serce od kilku minut nie bije, przez co moja chakra, która przez rozerwaną pieczęć powoli rozchodzi się po twoim ciele zaczyna je zmieniać podług siebie. Twoje ciało jest zbyt słabe by przyjąć tak wielką dawkę energi, więc przed odejściem zmienię twoje ciało tak, abyś mógł spokojnie władać nowymi mocami… Innymi słowy…
Naruto spojrzał na niego ciekawie, ale zaraz poczuł zimny dreszcz i dziwne uczucie któro ciągnęło go do tyłu.
-… Umarłeś człowiekiem, narodzisz się demonem.- zakończył z tajemniczym uśmiechem i pojawił się przed nim popychając go w kierunku schodów. Jednak schody zniknęły i zaczął spadać w wielką ciemność, która po wielkim błysku stała się pogrążoną w nocy salą szpitalna.
A za oknem padał deszcz.
* * *
Sasuke od kilku godzin siedział w rozsuniętych całkowicie drzwiach prowadzących na werandę, opierając się o futrynę. Pomimo, że było dość chłodno siedział tam już kilka godzin w niezmienionej pozycji i patrzył na ogród i na deszcz.
Dzień po wyjściu ze szpitala uznał, że ten widok jest jednym z najładniejszych na terenie rezydencji Uchiha. Od tamtego momentu siadał tu w każdej wolnej chwili, czyli w każdym momencie, który nie był przeznaczony zwykłe czynności, takie jak jedzenie czy spanie.
Ten widok zawsze przywodził mu na myśl tylko jedno…
- Naruto…- szepnął czarnooki z miękkością i czułością w głosie, której nie starał się już ukrywać. Jeżeli jednak ktoś wsłuchałby się bardziej to usłyszałby nuty tęsknoty.
Uchiha nie mógł przestać o nim myśleć, na każdym kroku zastanawiał się jak może czuć się blondyn, czy może wybudził się ze śpiączki po operacji, czy już jest dobrze i czy za niedługo znów go zobaczy. Czarnooki najczęściej zadawał jednak to ostatnie pytanie i łapał się na tym, że nasłuchuje osób które mogłyby mu potwierdzić na to pytanie. Nikt jednak nie pojawiał się.
Nurtowało go jednak pytanie jakie zadał nie tylko on, jeszcze na miejscu misji, ale i Tsunade w szpitalu: „Dlaczego Lis nie wyleczył Naruto?”
Czarnowłosy dziedzic potężnego klanu mimo, że był myślami tak blisko swojego partnera, nie odwiedził go jeszcze ani razu, wmawiał sobie, że robi przysługę lekarzom, bo któryś z nich na pewno zaznałby uszczerbku na zdrowiu po wypowiedzeniu słów: „Niestety nie wiemy co się z nim tak do końca dzieje.” Ale to była tylko wymówka. Bał się, że jeżeli Naruto obudziłby się i obaczył go samego obok jego łóżka, byłby złośliwy do końca życia i nie dałby mu spokoju wypominając to, że nagle zmiękł i zaczął się martwić o kogoś kogo zawsze wyzywa.
Pogrążony w takim myśleniu nadal siedział w rezydencji i wzdychał imię chłopaka, a coś w jego wnętrzu płakało i pogrążało się w bezdennej rozpaczy.
Kilkakrotnie był u niego Kakashi, by oznajmić mu, że pogoda jest niesprzyjająca na trening a Hokage misji im nie wypisze, ponieważ drużyna nie jest w komplecie. Jednak nie wspominał nic o ucierpiałbym w walce Naruto. Po wizytach Hatake, Sasuke był bardziej przybity niż przed jego pojawieniem się.
Siedząc w rezydencji nachodziły go bardzo dziwne myśli, jedną z sensowniejszych było sprawdzenie domu Naruto, ale ten plan zawsze przywoływał wspomnienie tego pamiętnego dnia, kiedy blondyn zaspał na trening. Przypominała mu się miękkość policzka naznaczonego wąsopodobnymi bliznami. Czuł wtedy takie przyjemne ciepło na sercu a na twarzy sam wykwitał delikatny uśmiech.
Takie reakcje, wzbogacone o łaskoczące uczucie w podbrzuszu, towarzyszyły każdej myśli o Uzumakim. A przez to, że nie mógł przestać o nim myśleć odczuwał to bardzo często.
Sasuke był świadomy, że ostatnio inaczej patrzył na Uzumakiego i nie było to ze względu na ostatnie zachowanie blondyna, choć niewątpliwie było jedną z przyczyn, która przyciągała bardziej jego wzrok. Jednak nie była głównym powodem zmiany nastawienia wobec blond chłopaka.
Westchnął głośno owijając się szczelniej kocem. Nie miał zamiaru wracać do swojego ponurego pokoju i tylko w połowie miały na to wpływ sprzeciwiające się jego koli kończyny.
Wolał zostać i nadal patrzeć na ogród i deszcz…
* * *
Naruto już od kilku minut nie spał. Przysłuchiwał się porannej krzątaninie pielęgniarek, jednak bardziej skupiał się na tykaniu czasomierza. Miał wrażenie, że mijają wieki podczas gdy on tak leży, ale zegar wiszący na ścianie odliczał skrupulatnie każdą sekundę informując, co każde niewielkie zerkniecie, że minęła minuta lub dwie.
Czuł się lekko nieważki, nie mógł się porządnie skupić i za każdym razem, kiedy gubił się w liczeniu tykającej wskazówki był bardzo blisko liczby 30.
Otworzył powoli oczy patrząc na sufit. Brzydki, biały i beznamiętny szpitalny sufit w Konoha. Miał wielką ochotę jęknąć z zawodem, zacząć kopać, gryźć i drapać obrzucając wyzwiskami wszystkich który pojawiliby się tu aby go uspokoić, ale nie czuł się na siłach. Miał wrażenie, że nawet mruganie było męczącą funkcją życiową.
Poleżał tak jeszcze kilka minut licząc plamy na suficie, aż do momentu kiedy do jego sali weszła pielęgniarka, by dokonać małej rewizji wszelkich urządzeń. Nim zdołał obrócić głowę i powiedzieć by nie ekscytowała się tak jego przebudzeniem, ona już biegła przez korytarz a echo niosące się po długim przejściu brzmiało tylko tak „Tsunade-sama!”
Uzumaki zagłębił się w myślach zastanawiając się kim może być ta osoba. Zrozumienie spłynęło po jego otumanionym lekami umyśle kiedy w drzwiach pomieszczenia pojawiła się Godaime.
- Nareszcie się obudziłeś, Naruto.- w głosie blondynki słychać byłoby ulgę, ale skutecznie przyćmiewała ją groźba.
Uzumaki całkowicie świadomie zignorował i to i to. Nie chciał zostać wyściskany i zalany falami współczucia, ani nie chciał żadnych dodatkowych ran. Jak na razie miał dość.
Kobieta stanęła przed jego łóżkiem z groźbą wymalowaną już na twarzy, ale i to zostało przez niego zignorowane.
- Naruto…- zaczęła spokojnie- …dlaczego?- zapytała jakby z żalem. Zaintrygowany shinobi spojrzał na najsilniejszą kunoichi w tych krajach a jego brew uniosła się w pytającym geście.
- Widziałam wszystkie twoje rany.- powiedziała podkreślając drugie słowo.- Dlaczego?... Skąd w tobie te zmiany?... Dlaczego Lis nie pomógł ci?
Uzumaki milczał. Nie miał ochoty odpowiadać na takie trywialne pytania. Odnosił wrażenie, że ludzie interesują się nim tylko wtedy, kiedy dzieje się z nim coś złego. I niekoniecznie ich odruchy są miłosierne, częściej mają ochotę go po prostu dobić.
- Naruto, odpowiedz!... To jest rozkaz!- krzyknęła wściekła Tsunade tupiąc nogą i zaciskając pięści.
Blondyn spojrzał chłodno na Hokage. Nie chciał odpowiadać, ale rozkaz jest rozkazem. Powoli podniósł się na łokciach, zmuszając ciało do posłuszeństwa i odtrącając pomoc Hokage.
- Co się z tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałeś.- nadal dociekała Tsunade.
- Zaczynam żyć.- odpowiedział cicho blondyn patrząc na swoje zabandażowane ręce.
-Żyć?!- krzyknęła zaskoczona kobieta.- Chyba raczej umierać i to w bardzo głupi sposób! To nie jest droga do zdobycia szacunku i zaufania ludzi, ani tym bardziej do bycia Hokage!- krzyczała kiedy fala szoku minęła. To było do przewidzenia, że Godaime zareaguje aż nazbyt emocjonalnie w końcu wierzyła w niego i w to, że kiedyś zajmie jej miejsce.
Jednak Naruto słysząc to poczuł niesamowity gniew. Mimo, że piwnooka wierzyła w niego, wiedziała doskonale o jednej rzeczy…
- Hokage?- prychnął Naruto spoglądając wściekły na kobietę.- Za pozwoleniem Tsunade-hime, niech mi Czcigodna powie, kto taki powierzyłby los wioski w rękach kogoś takiego jak ja? Obecny Hokage wie najlepiej, że mieszkańcy wioski, tak jak Starszyzna, nie są mi przychylni.- dodał i cała złość wyparowała pozostawiając po sobie nieprzemożoną chęć chwycenia za żyletkę, kunai lub coś innego, byle to miało ostrą krawędź.
- Co się z tobą dzieje?- zapytała zszokowana kunoichi a jej głos łamał się i drżał.
- Zaczynam żyć.- powtórzył Naruto.
- Chyba raczej cierpieć.- szepnęła cicho.
- Żyć, znaczy cierpieć…- powiedział niewzruszony i postanowił uchylić rąbka tajemnicy jego życia.- Samotność w tłumie, pogarda za niewinność, brak akceptacji otoczenia, aż w końcu kompletnie anonimowy świat widzący wszystko to co chce… Żyć, znaczy cierpieć. Przeżyć, znaczy znaleźć drogę przez ból i męki.- zakończył patrząc w przerażone oczy kobiety.
- Co boli najbardziej?- zapytała.- Przez co cierpisz w ten sposób?
- Miłość…- szepnął uśmiechając się nikle.- Okrutnie bolesna… Niemożliwa.- powiedział w tej całej otwartości.
- Dlatego się… kaleczyłeś? Bo ona cię nie akceptuje?
Jednak nie było odpowiedzi na to pytanie. Naruto po prostu zamilkł patrząc za okno. Nie miał ochoty wtajemniczać ludzi aż tak bardzo w swoje życie, a zwłaszcza dzielić się wiadomością o swojej odmiennej orientacji. Hokage i tak miała już dość po kilku pierwszych słowach.
- Odpoczywaj.- wykrztusiła z siebie Tsunade nim zamknęła drzwi.
Uzumaki rozejrzał się po pomieszczeniu i cierpki uśmiech wpłynął na jego usta. Prychnął z pogardą i ułożył się na poduszkach. Chciał pomyśleć i wbrew temu, że zachowywał się obojętnie miał jeden ważny problem.
Kyuubi.
Wciąż miał przed oczami demona, który wypowiada te dziwne słowa: „Umarłeś człowiekiem, narodzisz się demonem.”
Skupił się na obrazie ciemnego i mokrego korytarza, gdzie zawsze lądował by pożyczyć od demona większą dawkę jego chakry. Poszło mu zadziwiająco łatwo. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu poczuł, że coś jest nie tak. Podtrzymując się ściany poszedł w kierunku miejsca gdzie zawsze rozmawiał z demonem i kiedy tylko tam wszedł zobaczył coś czego nigdy zobaczyć nie chciał.
- Otwarta.- szepnął niedowierzająco i złapał sie kraty by nie upaść na kolana. Pogładził zimny metal patrząc na niego z żalem. Mały impuls kazał mu wejść do środka. Bał się przekroczyć próg bramy, bał się, że to może być sztuczka i ktoś zamknie go przejmując jego ciało.
Ale nikogo tu nie było. To przechyliło szalę i wszedł powoli do miejsca gdzie przebywał demon.
Jego wzrok zarejestrował nikły ruch nieco głębiej klatki. Podszedł tam stawiając cicho kroki i będąc przygotowanym do ewentualnego ataku.
Wysoki na około dwa metry przedmiot, stał przykryty czarnym prześcieradłem na środku którego krwistą nicią wyszyty był łeb lisa. Płachta unosiła się podwiewana wiatrem a z pod niej biło czerwone ciepło.
Naruto jednym szarpnięciem zdarł płótno z obiektu i zasłonił rękoma warz czując ciepło jakie uwolnił. Było ono przyjemne i takie bliskie, że mimowolnie uśmiechnął się próbując przyswoić jak najwięcej tego ciepła.
Otworzył powoli oczy i spojrzał na odkrytą rzecz.
Lustro.
Ale odbicie było inne niż powinno. Było wyższe przynajmniej o 20 centymetrów, było bardziej umięśnione i majestatyczniejsze w tej głębokiej czerni zdobionej czerwienią i złotem.
Naruto spoglądał w spokojne i lekko obojętne oczy swojego odbicia, kiedy on mentalnie zbierał szczękę z ziemi. Przechylił głowę na bok opanowywując zdziwienie i postać w lustrze zrobiła to samo. Roześmiał się na zabawny widok ale usta odbicia lekko wygięły się w uśmiechu.
Wyciągnął dłoń w kierunku tafli, będąc już kompletnie skołowanym, ale tamten drugi Naruto zrobił to samo. Zadowolony, że już koniec niespodzianek przygotował się na dotknięcie zimnego szkła.
Jego dłoń zatopiła się w lustrze zupełnie jakby była to woda.
Przerażony cofnął się kilka kroków w tył, ale odbicie stało w miejscu i patrzyło na niego, przenikliwie. Czując obijające żebra serce, uciekł stamtąd oglądając się za siebie, zupełnie jakby lustro miało go zacząć gonić.
Zawinął się w pościel i starał się usnąć ignorując to, że drży na całym ciele. Zacisnął mocno powieki starając się odgonić obraz dziwnego prezentu jaki pozostawił mu demon.
- Co to było?- zapytał przestraszony, ale poduszka nie odpowiedziała mu.
* * *
Drużyna 7, w niepełnym składzie, stała przed szpitalem. Różowowłosa dzierżyła w rękach wielki kosz owoców i słodyczy a Hatake nie miał przy sobie swojej różowej książeczki.
Szli odwiedzić Naruto, który podobno obudził się dziś rano.
- No to ruszamy.- oznajmił im radośnie Kakashi. Zabrzmiało to jednak, tak samo jak przed każdym wyruszeniem na misję w terenie. Sasuke zastanowił się krótko czy Hatake coś wie, tylko im nie mówi. Czy moze samo wejście do szpitala jest dla niego niebywałą misją życia i śmierci.
Sama obecność Sasuke mogłaby być uznana, za niebywałą. Sam Uchiha zastanawiał się co on tu robi.
Niecałe 10 minut temu w drzwiach jego rezydencji pojawiła się Haruno z wiadomością, że Naruto się obudził oraz pytaniem czy nie zechciałby pójść z nią i z sensei odwiedzić blondyna.
Zgodził się.
Kiedy usłyszał, że Uzumaki się obudził wyobraził sobie, że kiedy on usiądzie na brzegu białego łóżka blondyn otworzy oczy i uśmiechnie się do niego pięknie. Dopiero kiedy obok nich pojawił się Hatake, zobaczył luki w swoim planie i skurczył się do rozmiarów małej drobinki kurzu.
Bał się tego spotkania. Bał się jak cholera, ale zdał sobie sprawę, że lepiej odwiedzić chorego z drużyną niż samemu. Mniejsze prawdopodobieństwo ośmieszenia ze strony postronnych obserwatorów, nie wspominając o radości z jaką Naruto gnębiłby go do końca życia. Jednak nawet to nie zmieniało faktu, że zgodził się i zielonooka nie musiała go namawiać dwa razy.
- My do Uzumakiego Naruto.- oznajmiła Haruno przechodząc obok recepcji.
- Sakura-san…- zatrzymała ją pielęgniarka za biurkiem.- Niestety nie mogę was wpuścić… Zakaz odwiedzin. Rozkaz Hokage.- dodała spokojniej, kiedy zielonooka spojrzała na nią ciekawa.
- Z jakiego powodu?- zapytał Kakashi.- Czy stan mojego ucznia pogorszył się?- zapytał przedstawiając kobiecie związek pomiędzy nim a blondynem.
- Nie mogę udzielić informacji.- ucięła rozmowę pielęgniarka przedstawiając Hatake, że jego plan był niewypałem.
- Ale… ale…- jąkała się Sakura.- On powinien przebywać w towarzystwie znajomych i osób najbliższych.- dodała jednak kilka minut potem wyszła ze smętnie zwieszona głową.
Srebrnowłosy wzruszył ramionami i zniknął w kłębie dymu, nie czekając na mrukliwe pożegnanie swoich uczniów. Sasuke rozmyślając nad zdobytymi informacjami udał się do domu ignorując różowowlosą. Nie rozumiał zakazu wydanego przez Godaime, ale w końcu blondynka nigdy nie zrobiła niczego co byłoby złe dla Uzumakiego, więc pewnie ma to związek z jego rekonwalescencją. Jednak sam sobie nie wierzył. Czuł, że to nie koniec niespodzianek jakie przygotował im blondas.
Będąc w rezydencji Uchiha, udał się do swojego pokoju gdzie położył się na łóżku. Spojrzał za okno i pochmurna, szara pogoda dała mu się we znaki. Ziewnął raz, drugi i trzeci nie siląc się na zachowanie etykiety.
Z sennym mruknięciem przykrył się kocem… A sen przyszedł wraz z zamknięciem piekących oczu.
Szedł spokojnie szpitalnym korytarzem. Był dziwnie zadowolony i nie krył się z tym pozwalając sobie na niewielki uśmiech. Miał niewybrednie dobry humor, który jeszcze bardziej się wzmógł kiedy zobaczył uchylone drzwi. Stanął w progu i zaśmiał się na widok zmiętej pościeli i zgaszonego światła.
Oderwał się od framugi i zaczął iść kompletnie innym, nie pasującym do szpitala, korytarzem. Po drodze minął dwie pielęgniarki, niebywale podobnie do Ino i Sakury, które uśmiechnęły się do niego delikatnie i powiedziały to samo zdanie, któro było dla niego niemal muzyką, nie wiedział dlaczego. A może wiedział, tylko nie chciał się przyznać: „Jest tam i czeka.”
Czując wypełniające go szczęście pchnął niepasujące do szpitala wrota i zmrużył trochę oczy przed słońcem które go zaatakowało.
Rozejrzał się po wielkim ogrodzie, omijając wzrokiem pielęgniarki opiekujące się chorymi oraz samych pacjentów spacerujących dróżkami, lub siedzących na ławkach i wesoło gawędzących z innymi osobami. Kiedy znalazł już poszukiwana przez siebie jasną czuprynę poczuł euforię, bo on czeka na niego i zaraz się zobaczą.
Niemal zbiegł po kilku kamiennych schodach i niemal pędem puścił się w kierunku pięknej wiśni gdzie siedział Uzumaki. Przywołując się do porządku wkroczył dostojnie pomiędzy krzewy które labiryntem oddzielały go od obiektu jego poszukiwań.
Im bardziej ich spotkanie przybliżało się, tym większe Sasuke odnosił wrażenie, że jego serce zaraz wyłamie mu żebra. Wyszedł z pomiędzy róż i już miał się witać kiedy zamilknął i uśmiechnął się czule.
Uzumaki najzwyczajniej w świecie zdrzemnął się nieświadomy tego, że kilka płatków zaplątało się w jego włosy czyniąc z jego osoby rozkoszny widok. Uchiha podszedł do blondyna i Naruto jakby przeczuwając co się stało, otworzył swoje niebieskie oczka.
Niebieskooki ziewnął cichutko zasłaniając dobrnął i miękką dłonią słodkie i czerwoniutkie usteczka. Uchiha miał ochotę westchnąć rozczulony.
- Sasuke?- zdziwił się blondyn.
- A spodziewałeś się kogoś innego?- zapytał zgryźliwie czarnooki, choć miał nieprzemożoną chęć objęcia drobnego ciałka ubranego w biały długi szlafrok i nie puścić aż do końca życia.
- Teme.- burknął oburzony aniołek zakładając ręce na piersiach w obrażonym geście.- Nie odzywam się do ciebie i juz stąd idę.- dodał równie obrażony.
- W porządku.- wzruszył ramionami Sasuke i wstał by odejść. Naru również przymierzył się do tego by wstać, ale z nikąd na jego dłoniach pojawiły się bandaże i najwidoczniej rany pod nimi bardzo go bolały, ponieważ nie mógł się podnieść a wręcz upadł.
- Nic ci nie jest?- zapytał miękko Uchiha zaraz po tym jak go złapał. Jakże przyjemnie cię czuł trzymając to drobne i piękne ciało tak blisko siebie. Blondyn spojrzał na niego lekko przestraszony i Sasuke zapatrzył się na jego oczy. Miały tak czysty kolor, że nie sposób było pozostać obojętnym na to. Uśmiechnął się a policzki Uzumakiego pokryły się delikatnym rumieńcem.
- Nie, nic mi nie jest… Aaaa!- pisnął cicho kiedy Sasuke podniósł go delikatnie i złapał po kolanami. Przestraszony blondyn objął ramionami jego szyję przylegając do niego kurczowo, w obawie przed upadkiem.
Czarnowłosy zaśmiał się na widok czerwonego rumieńca na naznaczonych bliznami policzkach.
- Nie śmiej się.- jęknął Naruto machając nogami. Czarne oczy powędrowały do smukłych łydek i lekko odsłoniętych ud i podziękował wszelkim bóstwom za to co zobaczył.
- Jak sobie życzysz, ale nie wierć się po spadniesz.- powiedział nadal uśmiechając się. Czuł na sobie spojrzenie blondyna i czuł się zaszczycony będąc pod ostrzałem tego niebieskiego błyszczącego oczarowaniem spojrzenia.- Masz śliczne oczy.- powiedział prosto i szczerze. Znikły wcześniej rumieniec pojawił się ponownie, dużo czerwieńszy.
- Nie mów tak, baka Sasuke!- pisnął zażenowany blondynek i schował warz w jego szyi. Teraz Uchiha mógł sobie pozwolić na bardzo szczęśliwy uśmiech.
Pomimo, że wiedział, że to sen, był naprawdę zadowolony. W końcu szczęśliwy.
* * *
- Pozwalam ci wyjść ze szpitala, ale to nie znaczy, że możesz powrócić do treningów z drużyną…!- paplała Tsunade wymyślając co raz to nowe słowa by zaznaczyć mu kilka istotnych zakazów, tak dokładnie to trzy. Blondyn przez chwilę zastanowił się czy aby nie przerwać Tsunade i jej 30-minutowego wykładu nie skrócić do tych trzech punktów. Uznał jednak, że piwnooka i tak jest na niego cięta, więc lepiej nie podpadać.
Jednak po kolejnych 30 minutach ta opcja wydawała się cholernie kusząca.
- Naruto! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- krzyknęła kobieta na co Uzumaki westchnął.
- Nie.- przyznał szczerze i podniósł wzrok.- A przynajmniej nie cały czas. Wyłączyłem się kiedy Czcigodna zaczęła się powtarzać, czyli tak po 10 minutach… Było coś o przyjściu do lekarza kiedy poczułbym się gorzej. Dostałem zakaz trenowania i sięgania po żyletkę… To byłoby na tyle.- mruknął i sięgnął po plecak w którym miał cały ekwipunek z misji. Skrzywił się lekko kiedy dość ciężki plecak opadł na nadwyrężony nieco bark, który ucierpiał w misji. Zmienił ramię. Wyszedł z sali żegnając się z tkwiącą w lekkim szoku kobietą i bez żadnych przeszkód opuścił szpital.
Spojrzał na chmury kłębiące się na niebie i westchnął niezadowolony. Złożył pieczecie Kage Bushin i obok niego pojawił się zupełnie zdrowy klon który odebrał od niego plecak i ruszył w kierunku mieszkania. On sam udał się do parku.
Rzadko kiedy tu przychodził. Omijał to miejsce z powodu matek które często przyprowadzały tu swoje pociechy by te bawiły się z innymi dziećmi. No i największe plotki rodziły się właśnie tu. Takie kręgi rozmów zawsze chętnie przypominały mu kim jest i kim nie jest. Dlatego omijał to miejsce. Jednak dziś pogoda nie była sprzyjająca na jakikolwiek spacer, więc w parku było stosunkowo mało ludzi.
Minął właśnie drugą zakochaną parę i poczuł, że źle zrobił przychodząc tu. Widząc jak mężczyzna opiekuje się swoją wybranką, nawet przez to, że okryje ją swoją bluzą miał wielką ochotę wrócić do domu, zakopać się w pościel lub zabarykadować się w łazience, aby… Miał wielką ochotę zrobić cokolwiek, byle zapomnieć na chwilę kim jest i dlaczego ludzie tak bardzo go nienawidzą.
Przystanął na chwilę czując, że chakra którą poświecił na klona wraca do niego by poinformować go, że zaraz obok niego pojawią się Uchiha i Haruno. Niemal jęknął z zawodem bo miał wielką ochotę pobyć sam, jednak nie dane mu to było.
Ich pytania gdzie poszedł i czy dobrze się czuje były co najmniej dziwne. Zapewne rozkazem dla drużyny 7 było dotrzymanie mu towarzystwa by nic sobie nie zrobił albo nie zrobił nic otoczeniu i wyciągniecie z niego kilku informacji, ponieważ Hokage nadal niczego nie wie.
Ruszył w kierunku swojego ulubionego miejsca rozmyślań. Niskiego klifu nad jeziorkiem. Przeszedł kilka minut pomiędzy drzewami i zobaczył to drzewo gdzie po raz pierwszy przyszedł zdajać sobie sprawę, że zakochał się w Sasuke. Był wtedy w tak dobrym humorze, że na korze stabilnej gałęzi wyrył kunai „N+S”. Teraz to mógł śmiać się z własnej dziecinnej głupoty i bezpodstawnej wiary, ze taki ktoś, jak Uchiha zainteresuje się nim.
Usiadł pomiędzy korzeniami drzew na małym skrawku trawy i oparł się wygodnie o drzewo. Miał bardzo dobry widok na spore jezioro gdzie pływało sobie kilka łódek. Na szczęście na tyle daleko by go nie zauważyć. Cieszył się z tego powodu, ponieważ miał teraz zbyt dużo pytań by szukać sobie nowego miejsca na rozmyślania.
Niepokoił go „prezent” jaki pozostawił mu Kyuubi w swojej klatce. Dziwne lustro niepokazujące jego prawdziwego odbicia tylko coś innego. Szczerze nienawidził Lisa za jego okropny zgryźliwy humor i jego parszywe zagadki, ale demon okazał się być złośliwy nawet po swoim odejściu.
Właśnie… Demon.
Naruto zakrył usta ręką przypominając sobie słowa Kyuubiego. Narodził się demonem, czy też nie? Jak to sprawdzić? I dlaczego to nie wzbudziło u niego paniki? Być może dlatego, że od tylu lat tytułowali go tym określeniem, że przestał zwracać uwagę na to kim jest.
Z rozmyślań wyrwała go niespokojna chakra, należąca do Haruno oraz jej głos.
- Sasuke-kun, gdzie on jest?
Odpowiedzi nie było, ale kątem oka mignęła mu granatowa koszulka. Po jego drugiej stronie przysiadła się różowo włosa która rzuciła mu się na szyję.
- Naruto!- krzyknęła mu do ucha powodując u niego niekontrolowane wzdrygnięcie.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest… Nie rób tak nigdy więcej! Wiesz jak się martwiliśmy?!- szlochała mu w ramię, a Naruto opanował wielką chęć wypowiedzenia jakiejś riposty. Zamiast tego pogłaskał zielonooką po plecach grając koleżeńskiego chłopca, który pociesza koleżankę, która normalnie dałaby mu w łeb, za takie zachowanie względem niej.
- Już dobrze, Sakura-chan…- powiedział w miarę łagodnie.- Już jest w porządku, a teraz otrzyj oczka i uśmiechnij się.- dodał i uśmiechnął się delikatnie do zszokowanej dziewczyny, która lekko zarumieniona oddała uśmiech.
- Chyba za bardzo nafaszerowali cię lekami, Dobe.- prychnął z złośliwie Sasuke nie otwierając oczu.
- To by się zgadzało, wiesz… Ale po tym jak oznajmiłem pielęgniarce, że na suficie widzę kolorowe myszy lepiej pilnują dawkowania leków.- mruknął gawędziarskim tonem.
- Myszy?- parsknął ironicznie czarnooki.- W twoim przypadku powinien być to ramen.
* * *
Sasuke przez cały czas obserwował Naruto. Po części takie było jego zadanie, ale bardziej robił to z czystej troski o zdrowie blond narwańca.
Nie podobało mu się to, że blondas jest blady i ma podkrążone oczy. Zdziwiło go też, że były chwile kiedy dłonie niebieskookiego drżały. Jak widać Uzumaki nie widział w tym nic złego, za to Sasuke owszem. Nie mógł jednak okazać swej troski inaczej niż przez jawne werbalne ataki. Naruto nawet w odpowiedział przyprawiał go o nagłą chęć objęcia drobnego, zszarganego lekami i szpitalem ciała, zamknięcia go w uścisku ramion i ciągłego szeptania, że nic już mu nie grozi, bo on tu jest i nie pozwoli go skrzywdzić.
Jednak kiedy słyszał odpowiedzi w której czasem czaiła się nutka humoru, a częściej kpina, ironia i groźba, miał ochotę gryźć, kopać i drapać, bo to wszystko bolało go, bo tu nie stał Naruto tylko ktoś bardzo skrzywdzony. Niesłusznie skrzywdzony, żeby było jasne.
Uchiha odnosił wrażenie, że blondyn ma dość Haruno i jej przymilania się. Różowowłosa dostała rozkaz bycia miłą dla Naruto i wyciągnięcia z niego wszystkiego co się da. On miał tu być jako członek drużyny i przyjaciel, bo jeżeli Haruno się nie uda to może on da radę. Sasuke miał ochotę się śmiać, ponieważ blondyn zdawał się przejrzeć ich plan.
- O jejku, jak późno.- pisnęła Haruno patrząc na zegrek.
Od godziny siedzieli w małej knajpce i rozmawiali o pierdołach, to znaczy Sakura trajkotała, Naruto co jakiś czas się wtrącał, a Sasuke mruknął potwierdzenie co jakiś czas. To było jak zapewnienie, że jednak tu jest.
- Muszę już iść. Rodzice będą się niepokoić.- wyjaśniła.- Miło spędziłam ten czas. Może kiedyś to powtórzymy.
- Na pewno, Sakura-chan.- zapewnił ją delikatnie, ale ciągnie ślicznie uśmiechnięty Naruto.- Dobranoc.- dodał.
- Ta, dobranoc.- mruknął Uchiha do wychodzącej dziewczyny, która zaraz po jego słowach rozpromieniła się i odeszła.
- Skoro ona przestała już trajkotać, to może wyjaśnisz mi co się ostatnio z tobą stało… Zamilkłeś, spoważniałeś.- zagadnął nie mogąc wytrzymać ciszy jaka zapadła pomiędzy nimi po wyjściu zielonookiej. Zganił się za obojętny ton, bo to nie miało tak zabrzmieć, ale było już za późno.
- A było tak miło.- westchnął Naruto i odszedł od stolika zostawiając na krańcu blatu zapłatę. Czarnooki warknął pod nosem kilka obelg pod swoim adresem, rozmienił banknot i ruszył za Uzumakim, bo przecież nie da mu tak łatwo odejść. Skoro juz zdradził to, że obchodzi go to musi się czegoś dowiedzieć.
- Dobe! Nie udawaj obojętnego na świat lub wielce obrażonego, bo to do ciebie nie pasuje!- mruknął doganiając go. Blondyn przystanął i spojrzał na niego, ale w tym samym czasie Sauske złapał go za nadgarstek ciągnąc do tyłu.
Naruto skrzywił się i syknął. Uchiha puścił go momentalnie ale przeprosiny ugrzęzły mu w gardle. Właśnie zdał sobie sprawę, że nie potrafi przepraszać, nawet za to, że sprawił komuś, ból zupełnie niechcący.
- Mów co się ostatnio z Tobą działo… Jeżeli miałeś problemy mogłeś mi powiedzieć. Pomógłbym ci.- powiedział nie mogąc już opanować głosu do którego wkradły się nuty troski.
- Pomóc?- zapytał Naruto i spojrzał na niego. Wściekłe niebieskie oczy zmierzyły się z jego spokojnym czarnym spojrzeniem. W tym świetle Naruto wyglądał dość strasznie, jednak Uchiha był zahipnotyzowany oczami przed sobą. Były inne niż te które sobie wyśnił, te naprzeciwko niego były prawdziwe i piękniejsze od czegokolwiek, mimo, że błyszczały wściekłością, która nagle zgasła.
- Oferujesz mi pomoc?- zaśmiał się blondyn.
- Co w tym zabawnego?- zapytał zły i nagle zdał sobie sprawę, że Naruto jawnie się z niego śmieje. Jakby zrobił coś wyjątkowo głupiego.
- Pomyślmy… Ostatni ocalały z rzezi wielkiego klanu Uchiha, ulubieniec mieszkańców wioski, genialne dziecko Konohy oferuje pomoc mnie? Czy to nie koliduje z twoimi planami?- kpił blondyn. Sasuke będąc jednak mistrzem obojętnej maski nie pokazał po sobie, że te słowa go zabolały.
Te kilkanaście słów sprawiło, że jego serce zaczęło się rozsypywać.
- Ulżyło ci?- zapytał obojętnie.- A teraz powiesz mi co się z tobą dzieje i dlaczego zachowujesz się inaczej niż zawsze?
- Twierdzisz, że wiesz jak zachowuje się zawsze?- prychnął jasnowłosy shinobi.- To powiem ci, że wy wszyscy nie macie bladego pojęcia jaki jestem… Wracaj do siebie, do swoich ponurych planów zemsty na bracie i przestań udawać kogoś kim nie jesteś.
Przez umysł Sasuke przeleciały trzy uczucia, złość, bo jak Naruto mógł uważać, że zajmuje się tylko planami zemsty. Rozczarowanie, bo jednak blondas ma rację. A na samym końcu wściekłość, bo śmiał stwierdzić, że Uchiha udaje.
Złapał go za rękę i cofnął do siebie nie patrzą na to, że blondas skrzywił się.
- Pokazujesz się jako buntownik, czy jako skrzywdzona przez los sierotka która wymaga opieki? Zastanów się kim jesteś, bo w końcu zgubisz się po drodze.- warknął.- A może ty już się zgubiłeś i będąc nikim strasz się udawać kogoś?- dodał i już żałował tych słów. Niebieskie tęczówki błysnęły krwiście, ale zaraz zgasły i zniknęły pod grzywką.
Zapanowała chwila ciszy.
- Muszę już iść… Jestem zmęczony…- szepnął cicho blondyn.- Proszę, puść moją rękę.- powiedział nie patrząc na niego.
Sasuke nie chciał puszczać jego ręki, ale jego ciało zareagowało samo i blondyn odchodził z rękoma wbitymi w kieszenie, tak jak zawsze chadzał Uchiha. Stał i patrzył jak Naruto znika w zaułku. Klnąc na siebie odwrócił się i nim odszedł pozostawił po sobie małe wgniecenie na ścianie budynku, z którego powolutku odpadł tynk.
- Cholera!- warknął nim zniknął.
* * *
Naruto zamknął drzwi wejściowe do swojego mieszkania i bezsilnie oparł się o nie. Drżącymi dłońmi przeczesał włosy i zaczął drzeć na całym ciele. Ciągle słyszał słowa Sasuke: „A może ty już jesteś nikim i tylko grasz”.
Nie mogąc już ustać osunął się na podłogę patrząc szeroko otwartymi oczami przed siebie. Nie był w stanie „wyłączyć się” na te słowa, po prostu nie mógł. W pierwszej chwili zbyt głęboko wryły mu się w psychikę a to jak wielkim uczuciem darzył czarnookiego, sprawy nie poprawiało.
W przypływie wisielczego humoru i chęci popełnienia najgorszej zbrodni uśmiechnął się szaleńczo.
-Tak, Sasuke. Tak… Ja już jestem nikim…- wyszeptał śmiejąc się cicho.- Jestem tu i jednocześnie mnie nie ma… Jestem, bo chcę obalić moją odwieczną zasadę: żyć, znaczy cierpieć… A ja… Ja już nie chcę…- załkał żałośnie. Umilknął przestraszony kiedy usłyszał skrzypienie.
- Skoro, nie chcesz cierpieć, to dlaczego nie skończysz z sobą?- zapytał TEN głos o którym tak bardzo chciał zapomnieć, a który nawiedzał go w koszmarach niemal co noc.
Czerwonowłosy shinobi stał oparty o framugę w wejściu do salonu. Stał i patrzył na niego z głodem i okrucieństwem w oczach. Blondyn milczał, patrząc i czując jak serce dudni w jego piersi. Bał się. Czuł, że strach powoli paraliżuje go, a jego oprawca zbliżał się powoli i dostojnie.
- Pamiętasz mnie?...- zapytał kucając przed nim.- Po twoim wyrazie twarzy wnioskuję, że jednak mnie pamiętasz.- zaśmiał się.
Naruto ocknął się kiedy dłoń mężczyzny dotknęła jego ramienia. Poczuł dreszcz, gdy opuszki palców przemknęły po jego odsłoniętej skórze aż do bandaża na przedramieniu. Jednak nadal nie reagował tylko patrzył w fioletowe oczy przed sobą.
Zareagował dopiero wtedy, kiedy poczuł zimną dłoń wsuwającą się pod jego koszulkę i drugą dłoń która spoczęła na jego udzie. Drgnął niespokojnie i odsunął od siebie niechciany dotyk, ale jego ruchy były lekko chaotyczne i to bawiło jego „gościa”.
- Nie uciekaj.- zaśmiał się czerwono włosy i unieruchomił jego ręce. Przybliżył się do niego patrząc w oczy. Uzumaki z paniką patrzył jak wprawna dłoń rozpina guzik przy jego spodniach. Na chwilę jego uwaga została odwrócona od tego widoku. Nieprzyjemnie nachalny język wdarł się do środka jego ust. Naruto odwracał głowę jak tylko mógł aż w końcu ugryzł napastnika. Czewonowłosy zaskoczony tym atakiem puścił blondyna pozwalając mu na ucieczkę.
Naruto myślał tylko o jednym. Chciał dostać się do jakiegoś pokoju, gdzie mógłby zamknąć drzwi i nawiać oknem. Nie zdołał jednak daleko zbiec, ponieważ mężczyzna złapał go za kostkę pociągając do siebie.
- Nie tak szybko…- syknął ocierając krew z brody i pociągając go bardziej do siebie.- A to za to co zrobiłeś…- dodał i złapał smukłą szyję w uścisk. Uzumaki uniósł brodę by móc jako tako oddychać a rękoma próbował odczepić duszące go dłonie. Kiedy zobaczył nad sobą twarz wykrzywioną w zadowoleniu podrapał ją na oślep. Mężczyzna z krzykiem bólu odsunął się od drobnego chłopca który kaszląc i drżąc wstał i zaczął uciekać.
Już widział drzwi swojego pokoju, kiedy coś mocno i boleśnie pchnęło go na ścianę. Otworzył oczy leżąc na podłodze i czując ból czaszki. Uderzył o ścianę z niemałą siłą a potem upadł na podłogę mocno zamroczony. Podniósł się na klęczki i zaraz tego pożałował. Mocne uderzenie w brzuch rzuciło nim w ścianę.
- Za co to zrobiłeś, postaram się aby bolało…- usłyszał jak przez grubą ścianę i jego biodra zostały złapane z bolesny uścisk. Chciał obrócić się do tyłu i uderzyć fioletowookiego ręką, ale ta została złapana, a jego twarz przyciśnięta do podłogi.
- Nie! Przestań!- krzyknął kiedy został kilkoma ruchami pozbawiony spodni.- Aaaaaaa!!- wrzasnął głośno czując ostry, piekący ból poprzedzony nieprzyjemnym uczuciem obcego ciała wdzierającego się do jego środka.
Bolało. Bardziej niż poprzednio. Wszystko tonęło w tym nieprzyjemnym uczuciu rozrywania połączonego z mdłościami. Nie mógł się powstrzymać przed płaczliwymi jękami, ale to jeszcze bardziej cieszyło mężczyznę.
Nawet kiedy shinobi puścił jego ręce nie starał się uciekać. Nic by to nie dało.
Jęknął głośno czując przejmujący ból. Razem z nim coś głośno warknęło w jego wnętrzu. Czuł wibracje tego warknięcia które przepływały po jego ciele rozprowadzając po nim wzburzoną i rządną walki siłę. Jednak on widział pod powiekami otwartą klatkę i zakryte lustro. To właśnie ono emanowało tą złowrogą siłą.
Krzyknął po raz drugi czując ten sam ból a płachta zerwała się z lustra na którym powstało zarysowanie. Czerwone oczy odbicia płonęły rządzą krwi a cała postać wysokiego blondyna otoczona była czerwono-czarną energią, która wylewała się z lustra.
Blondyn przesunął po podłodze dłoń w kierunku wyciągniętej z tafli ręki ale obraz zamarł kiedy mężczyzna doszedł w jego wnętrzu. Na te kilka minut zapomniał jak się oddycha. Wzdrygnął się czując na swoich udach lepką spermę. Osunął się na bok drżąc na całym ciele. Czuł się pusty i sponiewierany. I choć ani razu nie usłyszał, że jest „demonem” czuł się jak zwykła szmata.
Otworzył szeroko oczy czując zimną stal przy szyi. Kunai zsunął się na jego obojczyk lekko naciskając na jego ciało.
Blondyn wzdrygnął się czując ukłucie na mostku i na ślepo wycelował ręką w mężczyznę. Z czystym szokiem patrzył jak świetlista, czerwona poświata pozostaje po trajektorii jego ruchu. Jego cios trafił w ramię, powodując obrzydliwie wyglądające rozcięcie któro odsłoniło kość i zaczęło obficie krwawić. Czerwonowłosy wrzasnął nieludzko i dźgnął go kunai w przedramię nim zniknął w technice przeniesienia.
Naruto jęknął głucho czując kolejny punkt bólu, ale nie miał sił by podnieść się i zabandażować rękę zaraz po tym jak wyciągnął z niej ostrze. Opadł bez sił na podłogę i zamknął oczy prosząc w myślach o szybką śmierć.
* * *
- Sensei, kiedy Naruto wróci do wykonywania misji?- zapytała zrzędliwie Sakura wyrywają kolejnego mlecza z rabatki ziół.
Drużyna 7 była w trakcie wykonywania podrzędnej misji rangi D z racji tego, że nie byli w komplecie i nie było zagrożenia które wymagałoby ich interwencji.
- Wtedy, kiedy Tsunade-sama uzna że może zacząć z nami trenować.- odparł Kakashi rozciągnięty na drzewie i czytający swoją książeczkę „+18”.
Sasuke skrzywił się mentalnie. Po tym jak wczoraj pożarł się z blondynem nie sądził by Uzumaki szybko do nich wrócił pomimo pozwolenia od Hokage na uczestnictwo w misjach. Sam Uchiha nie miał zbytniej ochoty oglądać blondyna, ponieważ mógłby nie wytrzymać i zrobić coś głupiego, przez co jeszcze bardziej pogrążyłby blondyna. Chociaż samopoczucie czarnookiego też nie należało do najlepszych.
Przez całą noc nie mógł zasnąć cięgle mając przed oczami wyraz twarzy Naruto. Zupełnie jakby Sasuke uraził jakąś świeżą ranę. Jednak Sasuke nie miał pojęcia co było nie tak. Choć bardzo chciał, nie wiedział.
Sasuke westchnął cicho wyciągając z rabatki kolejnego „zielonego pasożyta”. Dziś rano, idąc na misję, dostrzegł w tłumie Uzumakiego. Cieszył się jednak, że blondyn nie dostrzegł jego. Naruto nie wyglądał jednak najlepiej. Jego nadgarstki nadal była zabandażowane, a oczy lekko podkrążone. Miał jednak wrażenie, że z bliska jego małe i kruche kochanie wygląda dużo mizerniej. Wydawał się również lekko nieobecny i wpadł na kilka osób dążąc do domu.
Szczerze Sasuke mocno zaniepokoił się tym stanem, ale nie mógł nic zrobić. Chociaż „nie mógł” jest nieadekwatnym określeniem, on nie chciał zranić mocniej blondyna który i tak od kilku dni pogrążał się w bardzo dziwnym stanie. Nawet on, kiedy dopadały go te gorsze dni, kiedy zemsta zajmowała najwyższe miejsce, nie wyglądał tak jak teraz blond narwaniec.
I tak mijał mu czas misji. Rozmyślał nad tym co może się dziać z jego jedynym przyjacielem. Chciał jakoś pomóc, ale zdał sobie sprawę, że jego ostatnia „pomoc” doprowadziła do tego, że pokłócili się wczorajszej nocy. Brał pod uwagę przeprosiny, ale szybko zdał sobie sprawę, że udając ważnego, zimnego i beznamiętnego geniusza zapomniał jak sie przeprasza
Z wewnętrzną ulgą przyjął koniec misji jaki zapowiedział Hatake. Czmychnął z ogródka, kiedy Haruno odezwała się insynuując możliwość spotkania się z Naruto w ramach misji. Nie miał ochoty na towarzystwo różowego potwora a z Uzumakim chciał porozmawiać sam.
Niechęć do misji przyszła wraz ze słowami które usłyszeli dziś od Hokage: „Zróbcie to dla dobra Naruto”. Uchiha nie rozumiał jak można uszczęśliwiać kogoś na siłę, bo Naruto nie chciał ich pomocy. Z czystej grzeczności nie posłał ich do diabła wczorajszego dnia.
Uchiha wszedł do wioski i ruszył w kierunku kawalerki blondyna z twardym postanowieniem, że dziś nie będzie wypierał się tego, że martwi się o jasnowłosego shinobi. W najgorszym scenariuszu niebieskooki wyśmieje go, ale to już go obejdzie.
Uchiha odetchnął głęboko kilka razy i wszedł na klatkę schodową budynku w którym mieszkało jego małe Słońce. Nie zamierzał się cofać i ta myśl sprawiła, że z każdym kolejnym schodkiem mknął po klatce schodowej coraz szybciej. Odetchnął głęboko stojąc na samej górze, dumny z siebie i swojego uporu. Z normalną wyniosłą miną i rękoma w kieszeniach ruszył korytarzem. Przyglądał się liczbom na drzwiach licząc z nudów mieszkania póki nie wszedł w mokrą kałużę. Spojrzał pod nogi i poszukał źródła wody.
Jego oddech zamarł kiedy zobaczył ostatnie drzwi za którymi mieściło się mieszkanie jasnowłosego. Pędem ruszył w kierunku drzwi ze strachem jaki przepełniał go całego. Wpadł do znanego już sobie pomieszczenia i przypominając sobie że w kuchni blondas miał kran ruszył właśnie tam. Przez kilka sekund stał dębem widząc zakręcony kran i pusty zlew. Niewiele myśląc ruszył na poszukiwanie łazienki oraz samego Naruto.
W salonie nie było nikogo, a pokoje były puste…
Na ramie drzwi łazienki zobaczył czerwone ślady, ale dopiero kiedy wszedł do łazienki zamarł.
Szczątki lustra walały się po całej zalanej podłodze. Kilka płytek było zbitych, a na ścianach były różnej długości czerwone smugi. Zlew był ukruszony niemal w połowie a szklana ściana prysznica zbita i kapała z niej czerwona ciecz.
Sasuke podszedł do pełnej wanny, w której woda była lekko czerwona. Widząc w niej czarne ubrania na drobnym ciele zareagował natychmiastowo.
- Naruto…!- krzyknął przerażony wyciągając nieprzytomnego i zsiniałego blondyna z wody. Ułożył go na zalanej podłodze.
- Nie umieraj…- mamrotał i pochylił się by nasłuchiwać oddechu. Nie było go.
- Nie umieraj… Słyszysz, Naruto? Nie wolno ci…- panikował wykonując wstępny masarz serca.- Cholera…- zaklął i nabrał powietrza w płuca. Delikatnie odchylił głowę swojego kochanie i przekazując mu powietrze starał się zmusić jego ciało do wykonywania funkcji życiowych.
Jeden oddech…
Drugi…
- Naruto, nie odchodź…- jęknął czując w swoim głosie żałość wobec takiego stanu rzeczy.- Nie zostawiaj mnie…- dodał i znów pochylił się nad twarzą blondyna odchylając jego głowę do tyłu.
Jeden oddech…
- Proszę…- szepnął Uchiha.
Drugi oddech…
Kiedy tylko się odsunął blondyn zaczął kaszleć i dławić się wodą i krwią. Uchiha odetchnął głęboko i złapał w objęcia rozkojarzonego blondyna, który położył swoje jeszcze nieco zimne dłonie na jego rękach.
- Już dobrze.- szepnął cicho kołysząc drżącego na ciele blondyna. Przycisnął policzek do mokrej czupryny Naruto.- Już nic ci nie grozi… Jestem tu…
- … Sasuke…- szepnął cicho Naruto.- … Pachniesz tak jak… Sasuke.- dodał równie cicho.
- Jestem tu.- potwierdził nadal delikatnie kołysząc blondyna w swoim uścisku.- Nie dam cię już skrzywdzić.
- Nie jesteś Sasuke.- zaprzeczył blondyn i wyrwał mu się. Uchiha ze zdziwieniem spojrzał w zmatowiałe, przestraszone i nieobecne oczy. Czarnooki spojrzał na stan blondyna racjonalnie i wciągnął głośno powietrze.
Na szyi blondyna widniały sine ślady pasujące do ułożenia dłoni podczas duszenia. Oprócz tego było też tam kilka zadrapań. Na całym ciele miał wiele siniaków, z których kilka podeszło krwią, ze skroni powoli spływała krew, a sam Naruto opierał się na mocno posiniaczonych i poranionych rękach. Blondyn w nodze miał kawałek szkła ale nie kwapił sie by go wyjąć, co musiało powiększyć ranę przy jakimś ruchu, ponieważ niemal całą nogawkę miał zalaną krwią.
Sasuke oderwał się od widoku pociętych nadgarstków blondyna słysząc że ten znów coś mówi.
- Pachniesz strachem… Sasuke nie pachnie strachem…- szeptał słabo Uzumaki patrząc na niego nieobecnym wzrokiem.
- Naruto…- powiedział cicho patrząc na drżące, kruche ciało.
- Nie jesteś Sasuke… Nie zbliżaj się… On nie pachnie strachem…- powtarzał odsuwając się powoli od przybliżającego się do niego Uchihy. Jednak zrezygnował z jękiem bólu, kiedy uraził ranną nogę.
- Naruto, to ja… Jesteś w szoku dlatego mnie nie poznajesz…- powiedział spokojnie i spojrzał w niebieskie oczy.- To ja…- powiedział cicho i powoli objął Naruto. Odetchnął z ulgą kiedy blondyn ułożył głowę na jego ramieniu i odetchnął drżąco.- Już dobrze… Zaraz zabiorę cię do Tsunade-sama.
- Nie.- zaprzeczył blondyn i próbował odsunąć się od Sasuke, jednak ten trzymał go mocno.- Nie do Tsunade. Ona nie wie…
- Dobe, bredzisz. Potrzebujesz lekarza…- powiedział stanowczo.
- Nie… Oni nie zrozumieją, zniszczą… Lis… Lustro.- wyszeptał z po jego policzku popłynęła łza. Sasuke mocniej przytulił go do siebie.- Nie szpital. Obiecaj…- szepnął uczepiając się bluzy czarnowłosego, który nie był w stanie dalej kłócić się blondynem.- Obiecaj!- pisnął płaczliwie, nie mogąc zdobyć się na nic więcej.
- Dobrze…- potwierdził i zobaczył jeden z ślicznych, delikatnych uśmiechów niebieskookiego, który zamknął oczy. Jego rysy twarzy wygładziły się a ręka puściła koszulkę opadając w małą kałużę wody.- Naruto!- krzyknął trzymając teraz nieprzytomnego Uzumakiego.
* * *
- Naprawdę tak musi być?- siąknął nosem tuląc się do ciepłego ciała. Gładka dłoń przeczesała jego włosy a uścisk w pasie lekko się zacieśnił. Naruto spojrzał w górę i zerknął w niebieskie oczy. Swoje niebieskie oczy.
Od jakiegoś czasu, nie miał pojęcia jak długiego, siedział tu, „wewnątrz siebie”, przytulony do wolnego od lustra odbicia, które ciasno obejmowało go i co raz powtarzało, że Kyuubi wyświadczył im wielką przysługę.
Wpółleżał na miękkim i ciepłym ciele, przykryty połą płaszcza i czuł się bezpieczny. Jednak to co usłyszał nie napawało go optymizmem.
- Przykro mi, Naruto-chan… Tak to wyglądać będzie.- westchnął przyjemnie mruczący głos.- Wydaje mi się, że Kyuubi ukrywał dużo więcej niż to co ja odkryłem, a to że ściągnął mnie z pewnego rodzaju „przyszłości” utwierdza mnie w przekonaniu, że nie byłeś mu obojętny.
- A ja zawsze uważałem go za zło wcielone.- mruknął z goryczą w głosie drobniejszy.- Myliłem się…
- Ja też przeżyłem coś podobnego…- pocieszał go starszy.- Nie martw się… Mamy inny kłopot. Za kilka minut do twojego mieszkania wparuje Tsunade, którą sprowadził twój wybawiciel… Jesteś na lekko straconej pozycji, ponieważ moja obecność wyzwala kilka moich cech, które odziedziczyłem po demonie. Najgorsze będą tęczówki, potem zobaczą kolor twojej chakry…
- Poszczują mnie jak psa…- siąknął po raz kolejny Naruto.- Dlaczego?
- Bo nie ockniesz się na czas, nawet gdybyś chciał. No i Hokage wyczuje brak pieczęci.- odparł wojownik.
- Ale… dlaczego? Nie chcę opuszczać Konoha…- spojrzał hardo w smutne oczy swojego starszego „klona”.
- Ty jej nie opuścisz…- zaprzeczył dumny blondyn.- Ty zostaniesz wygnany. Tak jak ja… Tego nie da sie uniknąć. Pewne rzeczy pozostaną niezmienne pomimo usilnych prób. Niestety.
- Ale…- jęknął opuszczając głowę.- Ja… Nie chcę… Co mam zrobić? Proszę, powiedz mi co mam zrobić?
- Co?- niebieskie oczy zabłysnęły złowieszczo.- Obudź się, by odjeść z hukiem…
- Z hukiem?- powtórzył niepewnie patrząc na błyszczące niebieskie oczy w których pojawiały się smugi czerwieni, które nadawały temu spojrzeniu jeszcze więcej dzikości.- Nie wiem czy umiem odejść w takim stylu… Nie wiem czy w ogóle potrafię odejść.
- Naruto…- westchnął rozbawiony arystokrata.- Powiedz mi, jak często myślałeś, aby posłać w diabły całą tę wioskę? Jak często siadałeś skulony w kącie kiedy koszmary nie dawały ci spokoju? Jak wiele kresek było na twoim ramieniu, kiedy przed oczami miałeś wspomnienia drwin i wyzwisk?... Powiedz mi jak długo chcesz cierpieć?
- Nie chcę…- powiedział cicho obejmując szyję swojego „starszego brata”.- Nie chcę już cierpieć…
Starszy uśmiechnął się lekko i oddał uścisk. Zaraz po tym zaczął cicho nucić:
- Spójrz w nocny cień… Lęk ogarnia cię. Nieznane widzisz w nim…- drobny blondyn odsunął się trochę przysłuchując uważnie, starszy demon nucił nieco głośniej, zajadlej i groźniej.-… Oddech na karku czujesz gorący, szept zajadły słyszysz już. W duch wstępuje strach lecz obrócić głowę nakazuje ci ktoś... Błękit lodu, złoto ognia, biel błyskawic, zieleń trucizn, lecz spójrz w oczy me, krwistą czerwień zobaczysz tylko tu... Jestem kimś, kto nocy Panem jest. Mam braci, siostry, ostrze gładkie i los kręty. Walka mym żywiołem jest, a tajemnica częścią duszy. Kłamać umiem jak z nut, porażka obca mi jest. Staniesz przede mną, a śmierć zobaczysz, bo tylko to ci mogę nieść…- niebieskooki słuchał tego z zapartym tchem patrząc w wymienioną czerwień-… Jestem tym, kogo imię zakazane jest. Kogo znałeś a jednak nie poznajesz. Nie szkodzi, nie ma problemu.- uśmiech starszego blondyna stał się niebezpieczny i ukazał dłuższe niż u człowieka kły. Pochylił się nad uchem drobniejszego i zaczął szeptać- Zdradzę ci swe imię, bo ładnie ono brzmi. Namikaze Naruto, Arcyksiążę demonów, władca tego co nieludzkie… Zapomniałem tylko ostrzec, że ta informacja przyczyną twej śmierci od teraz jest.
Naruto wstrzymał oddech. Nie tego się spodziewał.
- Teraz zrozumiałeś? Nie jesteś sam Naruto.- zaśmiał się starszy.- Na świecie jest wiele osób takich jak ty… Teraz musisz tylko wyjść z tego obronną ręką. Wstań.- polecił mu a drobny blondyn wstał. Wyższy demon wyciągnął dłoń przed siebie i uśmiechnął się do niego. Kiedy Naru oddał niepewnie uśmiech nie dostrzegł, że w dłoni starszego pojawiła się piękna broń o ostrzach, misternie kutych na obu końcach wysadzanej kamieniami włóczni.
- To jest Zhen.- wyjaśnił mu.- Moja ulubiona broń… Potrzymaj a dowiesz się dlaczego.
Uzumaki spodziewał się, że oręż będzie ciężki, na tyle metalu jaki widział, jednak broń była bardzo lekka i jakby żywa w jego ręku. Nie zważając na osobę obok obrócił ją w powietrzu z wprawą najlepszego i zaraz rozłączył Zhen w połowie dzierżąc teraz w dłoni dwa krótsze ostrza.
Stanął zdębiały patrząc, to na broń, to na swojego „brata”.
- Ja…- zająknął się.
- To się nazywa instynkt. A ta broń jest najrzadszą na świecie. Teraz ci jej pożyczę. Co z nią zrobisz? Twoja sprawa. Zniknie kiedy tobie nie będzie już potrzebna… A teraz idź by…
- „By odejść z hukiem”- zakończył młodszy blondyn.- Dzięki, nareszcie coś zrozumiałem.
Nie było już czasu na dalsze rozmowy. Naru poczuł jak jego świadomość, pojawia się w leżącym w łóżku ciele. Tsunade była już obok i juz się dowiedziała, że pieczęci nie ma. Niebieskooki westchnął wewnętrznie i otworzył oczy.
- Już odkryłaś mój mały sekret?- zapytał i usiadł na łóżku. Spojrzał hardo na Hokage, która na twarzy miała wyraz szoku i zaraz przeniósł spojrzenie na Sasuke, który drgnął niespokojnie.- No, Uchiha, nie stój jak kołek zawiadom innych.
Tsunade stała nadal w szoku. Skinęła na Sasuke, by powoli wycofał się z mieszkania i zaalarmował shinobi.
- Kyuubi, od jak dawna rezydujesz w tym ciele?- zapytała starając się odwrócić uwagę Naruto od czarnowłosego.- Jak długo?- powtórzyła.
- Nie jestem Kyuubim…- sprostował i odskoczył z miejsca unikając szybkiego ataku blondynki.- Pudło.- szepnął.
Po kilku minutach „pojedynku na spojrzenia” do jego mieszkania wpadły dwa oddziały Anbu a pomiędzy nimi rozpoznał czuprynę swojego gwałciciela. Uśmiechnął się szatańsko słysząc w głębi słowa swojego „starszego brata”: „Zapomniałem ci powiedzieć, że będziesz miał doskonałą okazję aby go zabić. Bez obaw on przyjdzie do ciebie, tylko uważaj na jego jutsu.” Naruto uśmiechnął się przebiegle nie mogąc się nadziwić, jak wiele mogła zmienić w nim jedna mała piosenka.
- Witam szanownych shinobi, niestety ja muszę już iść. Terminy mnie gonią, plan muszę przyśpieszyć.- ukłonił się i wyskoczył przez okno. W komentarzu usłyszał: „Uczysz się, Naruto-chan.” Wypowiedziane zadowolonym głosem.
- Tak, najwidoczniej uczę się bardzo szybko… A teraz pożegnamy się z Sasuke.
* * *
Uchiha według rozkazu zaalarmował wojowników, ale potem zdał sobie sprawę z tego, że ci shinobi zapewne zabiją Naruto. Jednak coś zajadliwie szeptało, że to nie jest już Uzumaki tylko demon, który powinien być zamknięty pieczęcią. Osunął się po ścianie budynku Hokage czując, że zaraz się rozpłacze. Już nawet czuł, że słone krople zbierają mu się pod powiekami.
- Witam ponownie.- odezwał się głos z cienia. Sasuke skoczył na równe nogi i spojrzał w błyszczące dziką czerwienią oczy.
- Czego tu szukasz?!- warknął wyciągając kunai.- Chcesz mnie zabić? Ja się tak łatwo nie poddam!
- Zapewne moja odpowiedź cię zdziwi, ale… nie chcę walczyć… I wbrew pozorom nie jestem Kyuubim, ale nadal jestem tym kim byłem, z drobną różnicą.- westchnął stajać naprzeciwko niego. Uchiha czuł, że blondyn mówi prawdę i opuścił broń.
- Naruto?- szepnął niepewnie, za co sam się zganił. Powinien być dumny i wyniosły a nie czekać na twierdzącą odpowiedź jak zbity psiak. A jednak czekał na tą odpowiedź, która przyszła przez delikatny uśmiech a nie słowa.- Co się stało? Hokage mówiła, że pieczęć jest uszkodzona.
Naruto uśmiechnał się smutno i spojrzał w niebo usiane gwazdami.
- Jej nie ma.- sprostował drobny shinobi.- Umarłem i narodziłem się na nowo, przejmując po Lisie status społeczny… Przyszedłem się pożegnać.
- Pożegnać?- szepnął Sasuke.- Ale… Ty nie możesz odejść… Nie możesz…
Samo myślenie o tym sprawiło, że dumny dziedzic zmiękł i zmarkotniał. Nie był w stanie dopuścić do siebie myśli, że w tej wiosce choć na chwilę miałoby zabraknąć Uzumakiego. On zawsze był częścią składową tej wioski. Taką podstawową jednostką konstrukcji społeczeństwa.
Dla Sasuke był Naruto i reszta. Nigdy inaczej. Oczywiście zmieniało się to. Był kolejno, przyjaciel, wróg, partner sparringu, znów przyjaciel, brat i teraz… teraz był kimś najważniejszym…
- Nie możesz odejść…- szepnął Uchiha.
- Niestety to stało się już dawno. Teraz tylko wszyscy muszą się dowiedzieć.- wzruszył ramionami jasnowłosy.- Do zobaczenia, Uchiha Sasuke. Do zobaczenia, bo nasze spotkania są nieuniknione…
- Nieuniknione?- powtórzył głupio czarnooki, rozumiejąc coraz mniej z mowy Naruto. Ale nie zdołał zapytać o coś jeszcze, ponieważ blondyn wypełnił całe pole widzenia czarnookiego, który poczuł na swoich ustach ciepłe wargi drobniejszego.
- A to, takie bardziej osobiste „do zobaczenia”.- szepnął mu do ucha i zniknął. Ciepłe fale powietrza musnęły jego ciało w ostatniej pieszczocie i zniknęły.
Uchiha stał chwilę otumaniony tym co się stało. Był rozanielony, ale zaraz dotarło do niego, że po raz ostatni zobaczył Naruto. Nie mógł do tego dopuścić. To nie wchodziło w rachubę.
Zerwał się w kierunku głównej bramy. Nie miał pewności czy blondyn opuści wioskę głównym traktem, ale musiał sprawdzić by się przekonać.
Jednak przy bramie nie było nikogo prócz shinobi z elitarnych jednostek. Pobiegł dalej wskakując na dach pobliskiego budynku.
Na trop wpadł dopiero gdy coś w centrum głośno huknęło a ziemia się zatrzęsła. Ruszył w tamtym kierunku, ale po drodze znalazł jednego martwego Anbu przybitego do ściany z pomocą jego własnej katany. Widok nie był miły dla oka, ale widać było, że niewątpliwie zrobił to ktoś drobniejszy od samego poległego.
- Dlaczego zabił tylko jego?- zastanawiał się na głos Sasuke podchodząc do trupa. Drugi huk oderwał go od oględzin ciała i popchnął w kierunku epicentrum wybuchu. Tym razem było to przy głównej bramie.
Zatrzymał się na dachu ostatniego budynku i spojrzał z góry na wielki okrąg wokoło blondyna. Sam Uzumaki stał z luźnej pozie, z bronią zarzuconą na ramię by zaprezentować dwa ostrza które lśniły w świetle księżyca. Uchiha czytał o tej broni w starych zwojach ojca. Tylko pozostawało pytanie skąd ma ją Naruto.
- Nędzni ludzie myślą, że mogą mieć wszystko, a do owego „wszystkiego” dojść niszcząc wiele i wielu. Najciekawsze jest to, że najczęściej kara jest wymierzana przez kogoś z tych „wielu” i jest ona niezgodna z prawem.- mówił jasnowłosy w tłum, choć Sasuke miał podejrzenia, że mimo wszystko są one do kogoś kierowane.- Karę już wymierzyłem. Pech był w tym, że mój oprawca nagrabił sobie u demona. Szkoda, że sam go przebudził.- zaśmiał się przerażająco, jednak z zadowoleniem.
Sasuke zeskoczył z dachu i wszedł pomiędzy ludzi.
- Nie martw się, Czcigodna Hokage. To była jedyna ofiara śmiertelna.- dodał złośliwie.
Tłum szeptał jakieś niedowierzające słowa, obelgi lub własne opinie co do tej „cholernej sytuacji”. Jednak w pewnym momencie dostrzegł w tłumie Anbu trzymające dziwne zwoje które błyszczały. Nim się obejrzał Tsunade krzyknęła: „Teraz!”.
Siedmioro wojowników zawiązało dziwne pieczęcie tuż po tym jak wyszli ze zgromadzenia. Technika wyglądała jak białe szczerzące się zjawy nie mające pokojowych zamiarów. Wszystkie siedem wycelowane były w Naruto który przyglądał się temu z lekkim zdziwieniem.
- Naruto!- krzyknęło kilka osób w tym sam Uchiha. Jednak złowieszczo szczerzące się zjawy przemknęły obok Naruto i opłynęły go do o koła. Teraz wyglądały jak wierne zwierzątka domagające się pieszczot od swojego pana za dobrze wykonane zadanie.
- Hmm…- mruknął zadowolony blondas i wyciągnął z kieszeni niebieski klejnot, jaki zazwyczaj widział u niego na szyi. Zapewne ten kamień musiał mieć jakieś znaczenie przy tej technice, ale tego Uchiha pewien nie był.- Długo szukałem informacji na temat tego kryształka… Pomógł mi ktoś kogo mogę określić mianem „starszego brata”. Nic wam nie przyjdzie z tej techniki.- i jak na dowód pstryknął palcami i białe smugi zniknęły.- Kyuubiego tu nie ma, jestem ja. A sam w sobie nie mogę zostać zapieczętowany… Do zobaczenia, shinobi Konoha. Bo kolejne spotkanie nadejdzie…
Złowieszczy uśmiech Naruto jak i dziki błysk w czerwonym oku wzbudził czyste przerażenie w sercach mieszkańców zebranych pod bramą. Nikt nawet nie zauważył jak zniknął blondyn. Wszyscy tkwili w szoku spowodowanym tym co zobaczyli.
Sasuke też nie bardzo mógł uwierzyć, ale zrozumiał dopiero kiedy dotarł do domu. Drzwi były otwarte.
Uchiha w jakiś pokrecony sposób dopasował to do tego, że może jednak blondyn blefował i postanowił zostać u niego na kilka dni póki mieszkańcy nie skończą tego, cokolwiek zamierzaliby zrobić.
Wpadł do salonu nawołując niebieskookiego po imieniu, jednak cały dom był pusty. Przerażająco cichy i pusty.
- jeżeli chcesz odpowiedzi na dręczące cię pytania, to mogę ci pomóc.- odezwał się za jego plecami syczący głos. Kruczowłosy zareagował instynktownie, jednak jego cios został zablokowany przez złotookiego mężczyznę.
- Spokojnie. Nie chcę walczyć.- zapewnił go pokojowym i spokojnym głosem. Choć jego oczy błyszczały dziwnym zadowoleniem.
- W takim razie czego chcesz?- zapytał ostrym głosem Uchiha.
- Chcę ci pomóc. Nazywam się Orochimaru i uchodzę za najsilniejszego z Sanninów… Wiem co się stało twojemu przyjacielowi.- dodał na koniec opanowanym głosem.
To tknęło Sasuke.
- Najpierw mi powiedz czy na pewno żyje.- zażądał Sasuke który już cieszył się, że będzie mógł pomóc Naruto.
- Tak, żyje. Obecnie jest już daleko stąd i nic mu nie jest.- powiedział Orochmaru.- Jednak nie sadzę aby miał możliwość powrotu do Konoha.
- Dlaczego? Mówiłeś, że nic mu nie jest!- warknął wściekły Sasuke. Bardzo nie lubił kiedy informacje choć w małym stopniu zaprzeczały sobie.
- Nie jest ranny. To raczej psychiczna podstawa niemożności powrotu.- wyjaśnił cierpliwie mężczyzna.- Twój przyjaciel został zdradzony… Można uznać, że Konoha zabiła go dwukrotnie. Raz w szpitalu a potem w jego własnym domu. Podczas gwałtu… Chociaż gdyby się zastanowić, to trzeci raz uśmiercono go psy~….
- Stop!- warknął Sasuke przerywając wywód Sannina.- „Podczas gwałtu”? Chesz powiedzieć, że Naruto…- zamilknął w kompletnym szoku.
Zrobiło mu się niesamowicie zimno kiedy pomyślał, że Naruto mógłby… Nawet to słowo przez myśl mu nie chciało przejść. Ale to by wszystko wyjaśniało. Przypomniał sobie słowa blondyna sprzed kilku minut.
„Karę wymierzyłem… ofiara była tylko jedna”
- Bogowie, jak mogłem być taki ślepy?- wyszeptał słabym głosem powoli układając sobie wszystko w logiczną całość.- Gdzie on teraz jest?!- syknął do Orochimaru.
- Teraz mu nie pomożesz…- zaprzeczył mężczyzna.- Jest dla ciebie za silny, ale mogę ci pomóc… Z moją pomocą dokonasz zemsty i sprowadzisz swojego przyjaciela.
Sasuke spojrzał hardo w złote oczy.
- Zgoda.
* 3 lata później *
- Podły gad.- warknął wysoki czarnowłosy młodzieniec. Z miecza który trzymał w dłoni skapywała krew jego nauczyciela. Przez ten okres stał się silny pod okiem Sannina, na tyle silny by pokazać mu, że z Uchiha się nie zadziera. Najmniejsza insynuacja oszukania, nie była jeszcze karana, ale to co zrobił wąż, po trzech latach przepłacił życiem.
- Nie ustalałeś warunków przy zawieraniu umowy… Zrobię teraz co zechcę.- mruknął wycierając ostrze o kawałek ubrania nieżywego już Orochimaru.
Wyrżnął połowę armii OtoGakure, gdzie przebywał na czas treningów i nauk, ale zamierzał zniszczyć resztę jeżeli tylko stanął mu na drodze.
Stanął przed bramą na której widniał wielki symbol liścia. To już będzie 3 lata od kiedy go nie widział. Naciągnął kaptur na głowę i wszedł.
Wioska jak wioska, ruchliwa i gwarna. Jednak jemu czegoś tu brakowało. Szedł spokojnie ulicą w kierunku budynku Hokage. Grupy shinobi jakie go mijały nawet go nie zatrzymały.
W duchu uśmiechnął się złośliwie na pewność siebie obecnego Hokage. Mimowolnie zastanowił się czy jego blondwłose kochanie wróciło i zostało Hokage, bo tylko on mógłby aż tak rozbestwić wioskę.
Z nadzieją, że zobaczy swój obiekt westchnień wszedł do biura Hokage. Jednak jego nadzieja umarła śmiercią naturalną, kiedy zobaczył za biurkiem popijającą sake Godaime.
- Witaj!- krzyknęła widząc go.- Co cie sprowadza do mnie?
- Do pani, nic. Do Uzumakiego, sporo.- mruknął. Kobieta zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać.
- Nie ma go.- wzruszyła w końcu ramionami. Sasuke poczuł, że krew zaczyna w nim wrzeć. Ściągnął kaptur i z Sharinganem w oczach podszedł to Tsunade.
- Nie ma go?- wysyczał strasznym głosem.- Czy Czcigodna chce mi powiedzieć, że po tamtym zdarzeniu trzy lata temu nikt go nie szukał?- dodał do otrzeźwiałej jego widokiem Hokage.
- Uchiha!- krzyknęła i wstała za biurka.- Jesteś zdrajcą wioski! Jak śmiesz przychodzić tu i pytać o cokolwiek?!
Teraz Sasuke postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Albo się uda, albo nie.
- Takim, że kilka dni temu unicestwiłem 70% sił OtoGakure wraz z Orochimaru i Kabuto. Tym samym przestałem być zdrajcą, a jeżeli Czcigodna dobrze to rozegra część zaszczytu przypadnie też Hokage, za „doskonały plan infiltracji sił wroga”.- powiedział ze spokojną miną błagając w duchu by to co powiedział było jednak prawdą i aby jednak pożądanie sławy i rozgłosu kierowało tą kobietą. Przybił sobie mentalnie piątkę kiedy Tsunade zgrzytnęła zębami i zaklęła uderzając pięścią biurko.
- W porządku.- mruknęła, a Sasuke odetchnął. Udało mu się.- Jednak nie myśl, że ominie cię spowiedź.- zastrzegła.
Uchiha westchnął i przez następne dwie godziny opowiadał co robił u Sannina. Co prawda kilka szczegółów pominął, ale lepiej aby Hokage o nich nie wiedziała.
- Gdzie jest Naruto?- zapytał gdy skończył.
- Już powiedziałam.- odburknęła niezadowolona kobieta.- Nie ma go.
- I czcigodna nic nie zrobiła?... Ach, tak. Teraz jest bezpieczniej i spokojniej. Żałosne.- prychnął i wyszedł. Nawet nie ukłonił się.
Z kapturem na głowie doszedł do swojej rezydencji i pierwsze co zobaczył to jest świetny stan. Uśmiechnął się krzywo na myśl, że któraś z jego fanek musiała być odpowiedzialna za ten porządek. Milsza była jednak myśl, że blondyn jednak odwiedzał Konoha i nie mając się gdzie zatrzymać wybrał Włynie jego rezydencję.
Tak, to była bardzo miła i bardzo nierealna myśl. Jednak to z nią właśnie zasnął w swojej granatowej sypialni pomimo, że nie czuł w żadnym zakamarku domu choćby grama chakry blondyna. Zasnął po raz pierwszy od dłuższego czasu i śnił tylko o swoim małym i kruchym kochanie.
Będąc u Orochimaru częściej niż wcześniej myślał o Naruto. Chciał aby przy najbliższym spotkaniu mógł powiedzieć, że wie o jego krzywdach i pomimo tego nadal go kocha. Miał nadzieję, że zobaczy Naruto tu w Konoha, ale przeliczył się jednak spodziewał się, że jego prośby mogą zostać niespełnione.
Pierwsze trzy dni były istną katorgą. Co prawda nie został odrzucony przez wioskę, a nawet przeciwnie, mieszkańcy wioski łatwo przyjęli, że Sasuke miał tajną misję o Oto która wymagała tego co zrobił. Wtedy wdał sobie sprawę, że to co niegdyś powiedział mu Naruto o „ulubieńcu mieszkańców wioski i genialnym dziecku” było trafne i ludzie zawsze już będą go idealizować. Nie miał jednak wiele czasu na rozmyślania. Starszyzna „zaprosiła go” na proces na którym po raz drugi spowiadał się niemal ze wszystkiego.
Nie był zadowolony z towarzystwa dwóch jego największych fanek, które do tej pory nie wyrosły ze swojego szczenięcego, fanatycznego zauroczenia jego osobą. Jednak to one jako „ważne osoby” mogły asystować przy przesłuchaniu.
Po tym wszystkim miał wrażenie, że te 3 lata jego nieobecności nie zmieniły nic w tej wiosce na lepsze, a nawet gorzej, shinobi jakby zapomnieli, że istnieją zagrożenia. Zaobserwował to czwartego dnia, kiedy ogłoszono, że widziano dwójkę Akatsuki zmierzającą w ich kierunku.
- Nie rozumiem.- mruczała zatrwożona kobieta za biurkiem.- Nie mamy nic co oni by chcieli… Uzumaki uciekł trzy lata temu.
Sasuke poczuł się zawiedziony. Ich Hokage z odpowiedzialnego przywódcy stał się małą przestraszoną dziewczynką, która wybuchała histerią na każdy okaz nienormalności.
Krótko zastanowił się jakim Hokage byłby Naruto.
- Uchiha!- zagrzmiała Godaime wyrywając go z ciągu myślowego.- Ty i Kakashi ruszycie na zwiad! Chcę wiedzieć czy jest ich tylko dwoje, i jakie są ich plany.
Sasuke załamał ręce. „Akatsuki” i „przesłuchanie” miało ze sobą tyle wspólnego co „piernik” z „wiatrakiem”. Jednak od trzech dni był shinobi KonohaGakure i rozkaz był rozkazem.
W ten sposób wylądował z Kakshim na karku próbując wytropić dwójkę Akatsuki. Nie sądził jednak, że okaże się to tak proste.
Na ich ślad wpadli trzy kilometry od wioski. Jednak dopiero kiedy ich zauważyli Sasuke zdał sobie sprawę, że oni czekają na nich w atmosferze pełnego rozluźnienia. Jednak na ich widok rozbiegli się w przeciwne kierunki.
Kakashi pomknął za wyższym, natomiast Sasuke ruszył za niższym ciesząc się w duchu ponieważ ten biegł nad przepaść.
Kiedy dotarli nad kamienny klif osobnik w czarnym płaszczu zatrzymał się plecami do niego i wyprostował się w sposób jaki można podziwiać widoki.
- Szybko awansowałeś Uchiha Sasuke. Ze zdrajcy do bohatera.- odezwał się mruczący zwierzęco głos nim czarnowłosy otworzył usta by kazać mu się poddać lub stanąć do walki. Coś jednak w tym głosie było niepokojąco znajome.
- Itachi?- zaryzykował, ale osobnik zaśmiał się w sposób niepodobny do jego brata. Obrócił się i rozpiął powoli te kilka guzików płaszcza. Następnie zdjął z głowy słomiany kapelusz z dzwoneczkiem. Sasuke poczuł, że zaschło mu w ustach a oczy rozszerzają się w szoku.- N-Na-naruto?
- Taaaa… Podobno.- zaśmiał się cynicznie blondyn mrużąc czerwone ślepia.
- Podobno?- powtórzył niemrawo Sasuke.- Naruto, co ci się stało?- zapytał podchodząc bliżej powolnymi krokami.- Co ty robisz w Akatsuki?... Co oni z tobą zrobili?... Odpowiedz!- krzyknął będąc niecały metr od blondyna. Jednak ten patrzył na niego beznamiętnym spojrzeniem czerwonych oczu. Stał i patrzył.
- Nie powstrzymasz tego.- powiedział w końcu a Sasuke złapał go za ramiona autentycznie wściekły, zrozpaczony i przerażony.
- Naruto, nie wydurniaj się! Akatsuki polowało na ciebie przez tyle lat a teraz namieszali ci w głowie! Otrząśnij się, Dobe!- potrząsnął nim, a raczej zamierzał gdyby nie groźnie wyglądający wilk który ni stąd, ni z owąd znalazł się pomiędzy nimi i skoczył na niego powalając go na ziemię. Przerażony patrzył na ostre uzębienie kilka centymetrów od swojej twarzy i słuchał złowieszczego warczenia rodem z piekła.
Znalazł wzorkiem nadal beznamiętnie stojącego Naruto i twardo patrzył z w złowrogo lśniące oczyska.
- Wróć ze mną do Konoha.- szepnął.- Obiecuję, że juz nikt cię nie skrzywdzi.- dodał i zamarł kiedy zimny nos wilka zbliżył się do jego szyi. Wilk za zaciekawieniem niuchał jego skórę i kiedy juz otwierał paszczę by skosztować go Uzumaki wyciągnął rękę nieco przed siebie i piekielne stworzenie powróciło do niego umyślnie uderzając go jednym w trzech ogonów pokrytych dziwnymi ostrymi kłami. Zwierzak otarł się o wyciągniętą dłoń z zadowoleniem i stanął na blondynem szczerząc się do niego z złowieszczo.
Sasuke podniósł się nadal tkwiąc w lekkim zdziwieniu.
- Nie powstrzymasz tego.- powtórzył Naruto i w jednej sekundzie przepłynął obok niego jak zjawa.
Najpierw zabrakło mu oddechu, potem wilk powaliło na ziemię z zamiarem przegryzienia mu gardła, ale nie dowiedział się czy to zrobił. Oddech nie powracał za długo.
Ocknął się nagle z istnym przerażaniem podnosząc się do siadu i odruchowo łapiąc za gardło. Było całe. Spojrzał wokoło siebie i zobaczył tylko szczerze zdziwionego Hatake i nikogo poza tym.
- Sasuke…- zaczął spokojnie ale Uchiha nie zamierzał odpowiadać.
* * *
Naruto szedł nieco chwiejnie do ustalonego miejsca spotkania. Właśnie potraktował czarnookiego shinobi ostrym genjutsu, jednak nie to go wyczerpało. Można by rzec, że to sam widok jego przeciwnika doprowadził do tego. Ta twarz była mu znajoma, nie wiedział skąd, ale kiedy po raz pierwszy go zobaczył juz wiedział jak sie nazywa.
Jego zainteresowanie wyraził przywołany przez niego wilk. Zapach tego osobnika był dla niego znajomy i to tylko pogłębiło zawroty głowy i występowanie mroczków przed oczami. Chociaż nie tylko to go martwiło, przed oczami miał wiele obrazów, które podświadomie znał. Miejsca, ludzie, zdarzenia, znaki i sygnały, bodźce i różne sygnatury sił.
Był już niedaleko punktu spotkania kiedy zmienia znikła mu spod nóg. Poczuł jednak, że jego wilczy przyjaciel złapał go skamląc w zaniepokojeniu. Osunął się z grzbietu zwierzęcego przyjaciela i złapał za głowę która zaczęła mu pulsować.
Dopiero po chwili poczuł, że skamlenie miało zwabić Itachiego który obecnie trzymał go mocno. Z jego osoby promieniował niepokój a wilk chodził wokoło nich autentycznie wystraszony i skamlący.
- Naruto?- odezwał się długowłosy, a głos odbił się echem w jego czaszce. Jęknął cicho i zapadł się bezwładnie w uścisk starszego. Miał ochotę krzyczeć, by już przestali, ale jego sprzeciw i to co teraz przeżywał wyrażały tylko łzy skapujące mu po brodzie na płaszcz Mangekyou Sharingan.
Jęknął przeciągle widząc pod powiekami wszystkie momenty sprzed przebudzenia w jaskini kiedy znalazł go Hoshigaki Kisame i nim go zabił. Przypominał sobie wszystkie szczegóły misji, wszystkie momenty jakie przeżył w KonohaGakure. Teraz wiedział kim dokładnie jest Uchiha Sasuke.
- Pamiętam.- szepnął kiedy wszystko ustało, a bynajmniej stało się echem normalnego bólu. Spojrzał na swojego towarzysza.- Itachi…- zaczął ochrypłym dziwne głosem.
- Tak, słyszałem.- pokiwał głową długowłosy i puścił go powoli jakby z obawą, że jeszcze to może sie powtórzyć.- Posiedź jeszcze, to może wrócić.
Naruto uśmiechnął sie złowieszczo i pogłaskał efektownie wilka który juz uspokojony zaśmiewał się z czerwieniejącego powoli Uchihy.
- Z czego ten futrzak się śmieje?- mruknął spokojnie i chłodno Itachi ignorując już wszystko i udając, że o niczym nie wie.
- Nie mam bladego pojęcia.- zarechotał paskudnie i podrapał wilka za uchem.- Dzięki, przyjacielu. Spisałeś się świetnie.- szepnął i wilk wskoczył w błyszczący krąg w kamieniu i zniknął.
- Naruto, ile pamiętasz?- zapytał Itachi kiedy blondyn wstawał.
- Dużo… To twoje ostatnie genjutsu też upadło.- odparł spokojnie mijając zmartwiałego czarnowłosego, który obrócił się i wlepił w niego niepewne spojrzenie.- Rusz się, Sharingan. Mamy robotę.
Mół poczuć ulgę i zadowolenie długowłosego kiedy wypowiedział te słowa. Uśmiechnął sięga kołnierzem i ruszyli w kierunku siedziby organizacji.
Pain był bardzo zadowolony kiedy zdawał mu raport z potyczki z młodszym bratem Itachiego. To było niepokojące, ale nie wspomniał o tym swojemu partnerowi. Zamiast tego, swoim lisim zwyczajem szwendania się gdzie sie tylko da i popychany „rozkazem szefa”, pomknął do Konoha.
Zmieniony w lisa patrzył na rozmieszczenie straży i obserwował wnikliwie jak trenują shinobi, kiedy miał wracać postanowił zawitać jeszcze do dzielnicy Uchiha.
Cicho pomknął na teren ogrodów głównej rezydencji. Nie bał się rozpoznania, jego chakrę blokowały teraz trzy techniki, choć dwie były tylko „zabezpieczeniem”. Wiedział jak szpiegować, ale lubił być przygotowany.
Zaszył się w wysokiej trawie i patrzył na siedzącego na werandzie Sasuke. Czarne oczy patrzyły w niebo, a może nawet dalej. Przycupnął niżej w zaroślach czując zbliżającą się w tym kierunku chakrę swojego byłego nauczyciela. Nie pomylił się, w ciągu 6 sekund na terenie ogrodu pojawiła się trzecia osoba.
- Znowu tu siedzisz?- zapytał ale odpowiedzi nie było.- ... To ci nie pomoże, cokolwiek cię męczy… Powiesz kogo widziałeś skoro Itachi był ze mną? Kto założył tak mocne genjutsu i co to była za reakcja po tym jak się ocknąłeś?- jednak odpowiedź nadal nie nadchodziła. Srebrnowłosy westchnął zmęczony i ulotnił się pozostawiając lekko skołowanego Naruto nadal ukrytego w trawie, oraz zapatrzonego w nocne niebo Sasuke.
Niebieskooki spojrzał na kruczowłosego i obejrzał jego aurę. Była równomierna, co świadczyło o tym, że nie jest ranny. Jednak wyczuwał do niej smutek, zamyślenie, wspomnienia… trochę dziwne mieszanka. Nigdy nie uważał dumnego drania za sentymentalistę.
Powoli obszedł swoją kryjówkę i poczuł na sobie uważne spojrzenie czarnych oczu. Nie przejął się nim. Dostojnym krokiem siadł naprzeciwko Uchihy jednak nadal mając za plecami swoją poprzednią kryjówkę. Kiedy nie wyczuł, żadnych zawirowań aury, które mogłyby zwiastować mordercze zamiary lub coś czego nie chciałby doświadczyć, podszedł powoli do siedzącego w bezruchu przyjaciela.
Spokojnie zmienił się w człowieka kiedy już nic grozić mu nie mogło i nadal podchodził spokojnymi krokami.
Czarne oczy patrzyły na niego nieprzytomnie z lekkim zadowoleniem, ale i smutkiem. Ramiona odziane w czarną bluzę wyciągnęły się w jego kierunku. Podszedł więc i ulokował się w nich widząc, że Sasuke oczekuje tego.
- Co oni ci zrobili?- zapytał Uchiha przy jego uchu trzymając go miękko i delikatnie. Jego aura błyskała obawą, przed skrzywdzeniem go.- Ale ty nie odpowiesz, bo jesteś tylko genjutsu, a ja sam odpowiedzi mówić sobie nie mogę.- dodał załamanym głosem mocniej go obejmując.
- Straciłem pamięć.- szepnął po kilku cichych sekundach Naruto. Ramiona drgnęły. Aura wyrażała szok i niepewne szczęście.
- Naruto, czy to ty?- zapytał nie puszczając go.
- Spodziewałeś się kogoś innego?- prychnął swoim mruczącym głosem i poczuł ,że zbliża się tu patrol Anbu. Złapał mocniej Sasuke i przeniósł ich w małej i tajnej technice przeniesienia.
- Co… Co to było?- zapytał zszokowany Sasuke kiedy nagle pojawili się w salonie rezydencji.
- Moja mała tajemnica…- odparł Naruto ciągle śledząc sygnatury patrolu. Kiedy jednak nic się nie stało zaśmiał się zadowolony.- Nie chciałem by ktoś nakrył się obściskującego się z członkiem Akatsuki, bo jak widzisz mam na sobie płaszczyk.
Wtedy spojrzenie czarnych oczu zlustrowało całą jego postawę. Oboje wstali z podłogi i Sasuke nadal go oglądał.
- Podejrzewam, że masz wiele pytań… Napiłbym się herbaty.- mruknął zadowolony. Uchiha drgnął i zaczerwienił się w zawstydzeniu, że zapomniał ugościć przybyłego. Kiedy zniknął w kuchni blondyn pozwolił sobie na cichy, zadowolony rechot. Powiesił płaszcz na oparciu fotela na którym zaraz usiadł i obejrzał dokładnie wszystkie fotografie zawieszone na białej ścianie.
Po kilku minutach w salonie rozszedł się aromat słodkiej herbaty. Uśmiechnął się zadowolony kiedy w jego dłoniach spoczęła filiżanka
- Dziękuje.- szepnął i upił pierwszy łyk. Kiedy otworzył oczy Sasuke siedział naprzeciwko niego i uważnie na niego patrzył.
- Zmieniłeś się.- zaczął czarnowłosy.
- To długa historia.- mruknął niebieskooki lekko chłodnym głosem. Nie miał ochoty dzielić się tym kimkolwiek.- Gdybym chciał zacząć nie starczyłoby nocy.- uciszył rodzące się pytanie pana domu.
- W takim razie zostań… Wyciągnę cię z każdych kłopotów prawnych, ale zostań.- poprosił Sasuke co rozbawiło niebieskookiego na jeden krótki moment. Zaraz potem znów na jego twarzy pojawiła się tam „złowroga i spokojna mina demona który bez mrugnięcia okiem podetnie ci gardło” jak zwykł mawiać Deidara.
- Nie, nie mogę… Mam zobowiązania.- westchnął.- Poza tym, nie mam ochoty spędzić reszty życia w wiezieniu lub pokrojony w próbówce.
- A dlaczego pokrojony w…- zaczął zbity z tropu, co rozbawiło niebieskookiego.
- Jestem demonem i nie przerywaj mi.- warknął Naruto kiedy Uchiha chciał zaprzeczyć.- Jestem demonem. Z krwi i kości… Kyuu uratował mnie przed śmiercią a potem sam zaakceptowałem kilka zmian i przyjąłem tytuł demona.
- Ale to… niemożliwe.- wyszeptał zmartwiały Uchiha.- Demony rodzą się demonami.
- Mnie niektóre zasady od dziecka się nie trzymały i oto konsekwencje.- wzruszyła ramionami blondyn i napił się napoju.- Jeżeli mi nie wierzysz, sprawdź sam… Itachi wiele razy oglądał pamiątki po Kyuubim.
- Itachi!- syknął Sasuke.- To on ci to zrobił! Gdzie on jest?!
Naruto spokojnie odłożył filiżankę na spodek po czym westchnął znudzony i rozczarowany.
- Nie, nie on pozbawił mnie wspomnień.- zaprzeczył blondyn.- była inna przyczyna. A co do twojego brata… Nie pozwolę ci go zabić.- oświadczył spokojnie ale i twardym tonem.
- Dobe…- zaczął, ale widząc czerwone spojrzenie świat zadrgał i rozmazał się na chwilę w poczuciu bezsilności i ciężkości. Filiżanka w jego dłoni drgnęła w chwili słabości czarnookiego.
- Mogę uznać, że to dzięki niemu nadal żyję. On znalazł mnie kiedy ocknąłem się po przemianie i nie dociekał zemsty po tym jak zabiłem Hoshigakigo.- westchnął i pokazał pierścień na palcu.
- O jakiej przemianie mówisz?- zapytał lekko pobladły, po tej demonstracji siły.
- Hm, to dość prosty w omówieniu „zabieg”… Moje małe ciało nie mogło poradzić sobie z ilością chakry jaka została wzbudzona, dlatego w wiosce wzięli mnie za demona.- odparł spokojnie.- Zaszyłem się w małej jaskini i zasnąłem. Kiedy już było po wszystkim nie pamiętałem niemal niczego. Niebieski wpadł kilka sekund po tym jak się ocknąłem. Magekyou nie miał czego zbierać po swoim partnerze.- zaśmiał się paskudnie do wspomnień jednak zaraz się opamiętał.
- Naruto… Czy tylko dlatego bronisz mojego brata? Przecież zabił całą rodzinę.- powiedział Sasuke zaciskając pięść.
- Ech…- westchnął Naruto i spojrzał w okno.- Zatrważające jest to jak ludzie są krótkowzroczni i naiwni…
- Co masz na myśli?- zapytał Sasuke i spojrzał na filiżankę która powędrowała do ust jego gościa.
- Niebo jest zielone.- oznajmił jasnowłosy ze stoickim spokojem. Uchiha spojrzał na niego zdziwiony.- Niebo jest zielone.- powtórzył blondyn.
- Naruto, co brałeś?- zapytał zaniepokojony.
- Niebo jest zielone.- odpowiedział Naruto, nadal spokojny i zadowolony.- Niebo jest zielone.
- Naruto przestań się wygłupiać… Nie, niebo nie jest zielone.- zaprzeczył tej głupocie.
- Niebo jest zielone.- pokiwał głową niebieskooki i wskazał na okno. Kruczowłosy zerknął i zbladł. Zielona łuna unosiła się nad niebem i wyglądało to jakby niebo w istocie było zielone.
- Zielone… Ono jest zielone.- wymamrotał.
- Tak, ono jest zielone.- potwierdził Uzumaki.- W ten sposób Itachi wymordował klan.
Teraz, mina dziedzica Sharingan była niezwykła.
- Zielonym niebem?- prychnął.- Naruto o czym ty bredzisz?!- warknął wściekły, ale blondas nadal był spokojny.
- Nie bredzę, Sasuke-chan…- westchnął Uzumaki ignorując skrzywienie czarnowłosego na zdrobnienie.- Przedstawiam ci przykład perswazji. Ta akurat była słowna, po czym poparłem ją genjutsu. W twoim wypadku i zdaniem „Itachi wymordował klan” jest jeszcze sporo drobiazgów, jak zlecenia Sandaime Hokage, posada Fugaku Uchihy. Wszystko jednak, mój drogi, sprowadza się tylko do jednego. Do maluteńkiego szczególiku zwanego „plany wojny domowej”.
Sasuke siedział i słuchał nieba rdzo wiedząc, czy odezwać się czy nadal milczeć, czy śmiać się czy płakać.
- Prawda tego zdania ma wiele obliczy… ja przedstawiłem ci fakty, ułóż to w ciąg przyczynowo skutkowy. Śledź poczynania brata w tamtym okresie. Wyciągaj wnioski.
- Milcz.- szepnął Sasuke.- Milcz, proszę… Nie mów o tym w taki sposób. Przez całe życie żyłem tylko tym. I… chcesz mi powiedzieć… że, to nie miało sensu?
- I niepotrzebnie się odzywałem.- prychnął Naruto i odstawił filiżankę by usiąść obok Uchihy.- Sasuke, nie jestem odpowiednią osobą która mogłaby wyjaśnić ci to. Jedna już nie żyje, bo Sandaime po długich namowach i małej groźbie wyśpiewałby ci wszystko… Itachi to jedyna osoba która wyjaśni ci wszystko od początku do końca… Ja mogę powiedzieć, że Itachi jest niewinny i albo mi uwierzysz albo nie.
- Naruto, chcę wierzyć, ale…- zaczął Sasuke i pozwolił wyciągnąć sobie z dłoni naczynie z herbatą.
- Tak, tak… Wszystko jest sprzeczne z tym co zawsze słyszałeś i z tym co widziałeś.- mruknął blondyn z dziwną nutą w głosie która tylko zirytowała Uchihę. Czarnowłosy wstał gwałtownie przewracając obie filiżanki na stoliku. Ignorujac zmęczone westchniecie Naruto stanął przy kominku gdzie stała fotografia rodzinna. Bez Itachiego. Sięgnął po ramkę i zapatrzył się w obrazek.
- Sasuke, każda moneta na dwie strony. Każdy kij ma dwa końce.- powiedział spokojnie blondyn którego dostrzegł w odbiciu szkła.- Byłeś mały. Niewiele wtedy jeszcze rozumiałeś. Widziałeś to, byłeś tam. Nie mogę wmówić ci, że tego nie było, ale wszystko ma dwie strony.
Ciepła dłoń wylądowała wtedy na czole Uchihy który odruchowo zamoknął oczy. Pod powiekami zobaczył tę noc. Te ciała. Teraz nie wydawały się tak straszne, po tylu latach. Przed sobą miał Itachiego, wtedy kazał mu żyć nienawiścią. Właśnie wtedy. Jednak obraz zatrzymał się i zobaczył to. Na jasnym policzku brata widniała łza.
Wspomnienie zniknęło tak jak ręka na czole. Teraz Sasuke na powrót siedział na kanapie a Naruto siedział obok niego. Głaskał bladą rękę która leżała na jego kolanie. W pierwszej chwili Sasuke przeraził się tego, że podczas tego małego zatopienia we wspomnieniu stracił kontakt z rzeczywistością.
- Każda moneta ma dwie strony.- powtórzył blondyn.
- Masz rację.- potaknął cicho Uchiha i ostrożnie przygarnął do siebie swoje kochanie.- Masz zupełną rację.- powtórzył i spojrzał na niebo za oknem.
Siedzieli tak około godziny póki jasnowłosy nie oświadczył, że musi już iść. Blondyn powoli podniósł się i płynnym ruchem zdjął z oarcia fotela swój płaszcz kierując się ku wyjściu do ogrodu. Sasuke podreptał za nim patrząc jak blondyn sprawnie zakłada płaszcz i zapina kilka guzuków.
Niespodziewanie niebieskooki obrócił się i Sasuke wpadł na niego. Dopiero po chwili skontaktował, że to miękkie na jego wargach to usta Naruto, którego już w następnej sekundzie nie było w ogrodzie, ani nawet w okolicy.
Niebieskooki pojawił się w siedzibie około południa. Wszedł do środka przed główne wejście nie kwapiąc się z „dzień dobry” albo innym powitaniem. Obdarzył Kakuzu chłodnym spojrzeniem nakazującym milczenie, ale Deidara nie był już tak domyślny by milczeć.
- No proszę, nasza laleczka zechciała powrócić. Wcześniej się nie dało?- zapytał zgryźliwie. Do tej pory artysta był ignorowany przez co czuł się bezpieczny, jednak teraz cofnął się o krok widząc przed swoim nosem błyszczące ostrze. W których odbijały się czerwone ślepia.
- Masz mi jeszcze coś do powiedzenia, Deidara? Śmiało, nie krępuj się.
- Idź w cholerę, Uzumaki.- warknął odzyskując animusz.
- Złego diabli nie wezmą.- odparował spokojnie Naruto i odszedł w kierunku biura szefa.
Otworzył wielkie wrota i wszedł w ciemność pomieszczenia. Wszedł jeszcze głąb nie zwalniając kroku. Bez krępacji rozwalił się na jednym z krzeseł przy wielkim stole do narad i dopiero wtedy siedzący na szczycie Pain zareagował na jego pojawienie się.
- Jakie wieści?- zapytał złowieszczym tonem na który Naruto prychnął z niesmakiem.
- Nie spodziewają się ataku. Jak do tej pory tylko kilka zaufanych osób Hokage wie, że jestem członkiem organizacji. Do czasu ataku cała wioska powinny wiedzieć.- mruknął i postanowił nieco zamieszać w planach.- Młody Uchiha wie, że itachi jest niewinny. Godaime złamała szyfry swojego sensei i przedstawiła prawdę. Jak dotąd tylko jemu.
- To niezbyt dobrze.- wymruczał gniewnie mężczyzna.- Nie koliduje to jednak ze sobą tak bardzo. W tam wypadku t bierzesz na siebie cel Itachiego, a Uchiha zajmie się Hokage… Coś jeszcze?
- To wszystko.- mruknął i wyszedł spokojnym krokiem.
- Naruto…- usłyszał za sobą.-… Wyruszamy jutro. Przygotuj się.
Kiwnął głową na znak zrozumienia. Zamknął za sobą odrzwia i stanął oko w oko ze swoim partnerem.
- Igrasz z ogniem.- mruknął.- Pain wie, że złamanie kodów Sandaime jest niemal niemożliwe. Chcesz aby wszystko poszło na marne?- zapytał złowrogo a w czarnych oczach pojawił się Sharingan.
- Gdybym cienie znał, Itachi, pomyślałbym, że właśnie tracisz nad sobą panowanie…- mruknął spokojnie blondyn.- To szkoda, że nie wierzysz w obecną Hokage… Ale nie martw się, ja też w nią nie wierzę.- zaśmiał się mijając go.
- Naruto!- warknął i wepchnął go w boczny korytarz.- nie pozwolę by Konoha została zniszczona i nieważne jaki Hokage jest teraz u władzy… Moim zadaniem jest bronić wioski i zabije cię jeżeli staniesz mi na drodze.
- Nie będzie ci szkoda?- zapytał blondyn poprawiając płaszcz.- Itachi, radzę ci wyluzować. Plan uległ zmianie. Bynajmniej ten z mojej strony…
- Co ty…?- zaczął Uchiha.
- Im mniej wiesz, tym lepiej.- zapowiedział niebieskooki i uśmiechnął się szatańsko nim na nowo przybrał swoją beznamiętną maskę. Odepchnął od siebie długowłosego.- Bez zbytniej poufałości, Sharingan.- prychnął i ruszył do swojej kwatery.
* * *
Sasuke nie mógł uwierzyć w to co widział. Zaledwie wczoraj siedział z uzumakim w swoim salonie popijając herbatę w pokojowym nastroju, a teraz patrzy w dzikie czerwone oczy.
- Naruto?- szepnął, modląc się jednocześnie aby to wszystko okazała się koszmarem. 10 minut temu z drzemki obudził go głośny wybuch. Nie patrząc na nic przepasał broń i ruszył ku bramie. Tam zobaczył płonące wrota, połowę Akatsuki pomiędzy którymi patrzyły na niego ślepia demona.
- Spodziewałeś się kogoś innego?- zakpił blondyn pojawiając sięga nim w znanej mu już technice. Sasuke skoczył w prawo ale juz wiedział, że to był błąd i poczuł mocny cios. Potem uderzył o ścianę budynku.
- Naruto, dlaczego? Co się stało?- zapytał podnosząc się z cichym sykiem. Trzeba przyznać, że blondas poprawił się nie tylko w technikach. Blondyn podszedł do niego zatrzymując się w stosownej odległości.
- Chcę zniszczyć to co mi przeszkadza.- odparł mściwym tonem.- Szkoda tylko, że muszę zająć się Tobą, by zniszczyć kogoś innego.- dodał i zbliżył się o krok.
Sasuke spojrzał kątem oka na Godaime która ledwo trzymała się w walce z jego bratem. W tej jednej chwili zapragnął walczyć właśnie z Itachim. Uzumaki podążył za jego spojrzeniem i skrzywił się.
- Tsunade…- prychnął.- To zły wybór Konoha.
Uchiha wstał i spojrzał na niego z wściekłością.
- Więc po to tu byłeś!?- wysyczał.- Aby odkryć nasze słabe punkty! Zdradziłeś nas?! Mnie?!- głos mu się łamał, ale zaraz zebrał się w sobie czując jeszcze większy gniew. Zaufał potworowi i teraz ma tego konsekwencje.- Dlaczego?
- Bo wy mnie zdradziliście.- padła prosta odpowiedź i Uchiha w następnej sekundzie został pozbawiony wszelkiej broni i rzucony na środek rynku tuż obok Hokage. Ich dwójkę otoczyły demony. Dwa wilki i jedna pantera. Cała trójka nastawiona mało pozytywnie.
- Żałosne.- prychnął Itachi.- Pora to skończyć. Gotowy?- zapytał podchodzącego Naruto. Zwierzęta warknęły zadowolone i spojrzały na nich dzikimi spojrzeniami.
- Nie kultywuję tradycji ostatniego życzenia i honorowej śmierci.- westchnął Naruto i pochylił się nad uchem czarnookiego który został sparaliżowany przez zielone spojrzenie kota.- Za bardzo się nie zawalczyłeś, Sasuke-chan, ale to nawet lepiej.- zaśmiał się.
- Zaczynaj.- westchnął Itachi z ostrzem w ręku.
- Ależ oczywiście.- zaśmiał sie paskudnie Uzumaki i z rękawa wysunęło się znajome już shinobi Konoha ostrze.
Blondyn wziął zamach…
Sasuke zamknął oczy…
Świst powietrza…
- Ups…- zaśmiał się ani trochę skruszony niebieskooki. Czarnooki otworzył oczy.- Chyba nie trafiłem.
Podążając spojrzeniem dwójki Akatsuki zobaczył zszokowanego Deidarę który patrzył na ostrze w piersi Sasoriego. Sam rzut nie zabił lalkarza, ale wilk już tak.
- Co wy…?- zaczął artysta, ale padł nieżywy pośród swojej krwi jaka wybuchnęła z jego ciała.
- Co tu się dzieje?- zapytała tym razem Hokage patrząc na to wszystko w szoku. Sasuke za to niemal popłakał się ze szczęścia. Nie wyjaśniając niczego blondynce zabrał ją w jakieś osłonięte miejsce podejrzewając, że teraz zacznie się prawdziwe piekło. Po drodze złapał swój porzucony miecz.
Co kilka minut słyszał wybuch i szalony rechot. Sam miał ochotę się teraz śmiać. Jednak w pewnym momencie całą radosć zastąpił niepokój o dwie najważniejsze dla niego osoby. Dwie, bo Itachi był, jest i będzie niewinny.
W budynku Hokage w swoje szpony złapała go Haruno klnąc na niezrównoważone demony i psychopatów, na dwóch zdrajców i całe Akatsuki.
- Zamilcz, Haruno, bo lista poległych zwiększy się o jeden.- warknął wściekły i wyjrzał przed okno.
W powietrzu unosiły się wibracje potężnych mocy. Dwie były podobne do siebie natomiast trzecia była odmienna, dzika.
W pewnym momencie oślepił go czerwony promień i musiał zasłonić oczy. Kiedy je otworzył zobaczył wielka falę po uderzeniu która mknęła w ich stronę.
- Padnij!- zdołał krzyknąć i kucnął za ścianą.
Fala zniszczyła szkło i skruszyła ściany, ale huk przyszedł dopiero potem i całe szaleństwo przyszło razem z dźwiękiem. Trwało to kilka sekund, ale były to najgorsze sekundy w życiu Sasuke. Nigdy nie czuł tak ogromnej mocy, która aż dusiła.
Wszystko skończyło się w ułamku chwili.
Uchiha ostrożnie wyjrzał zza filaru i zobaczył kompletnie zniszczoną Konohę i wielki krater kilkadziesiąt metrów od nich. Tam było epicentrum wybuchu. Zeskoczył z ruin piętra budynku Hokage i pobiegł tam. Przybył niewiele po Itachim który juz kucał obok kogoś, kogo stan nie był najlepszy.
Podszedł bliżej.
- … bezmyślny sukinsyn.- mamrotał starszy i drżącymi przez wyczerpanie dłońmi dotykał ciała.- A mówili, że to ja jestem szaleńcem… Namikaze Naruto, tak? Arcyksiążę demonów, tak? Już ja ci dam arcyksięcia, podły lisie… Mój brat co prawda zabije mnie za uszkodzenie jego kochanka, ale przynajmniej dostaniesz za swoje.- mamrotał dalej po czym opadł na kolana zbyt zmęczony by klęczeć.- przeniosłeś mnie z dala od tego piekła, żeby sobie zmienić się w czystą energię? Gdzie ty masz rozum?
- Nie ma za co… Itachi.- drgnęło ciało.- Miło mi, że doceniłeś… że dbam o twój tyłek...- mruknął blondyn i powoli podniósł się do siadu.- Już koniec. Po wszystkim.
Wtedy Sasuke odzyskał głos.
- Czysta energia? Naruto, ty bezmyślny, szalony…- zaczął młodszy z braci.
- … sukinsynie.- dokończył elokwentnie starszy. Jak mogłeś zrobić coś takiego? Odsłoniłeś się całkowicie… Mógł cię złapać w genjutsu, panie arcyksiążę.- warknął.- Wiesz czym to się mogło skończyć?!... Z czego się cieszysz?
- Przez całe trzy lata nie widziałem cię tak wzburzonego… Czyżbyś się przywiązał?- zaśmiał się blondyn.- Jako demon jestem odporny na genjutsu i mogę zablokować nawet te twoje soczewki zwane Mangekyou… To moja tajemnica… Sasuke-chan, wybacz za tamto. Musiałem.
- W porządku.- odetchnął Sasuke zamykając blondasa w swoim uścisku. Odetchnął z ulgą i spojrzał na brata.- Aniki… ja…
- Wiem, wiem…- machnął ręką Itachi i objął swojego brata razem z jego ukochanym.- Zapewne to lisisko ci powiedziało.- westchnął na co Naruto zachichotał pod nosem.
- Teraz wszystko będzie tak jak być powinno.- zawyrokował jasnowłosy patrząc na przybyłą właśnie Hokage.- Bezsprzecznie.- potwierdził sam sobie i roześmiał się zadowolony.
- Bo teraz zło stało się inne…?- zapytała kobieta.
- Dokładnie.- potaknął Sasuke.
2