Safrin Horacy Przy szabasowych świecach, Wieczór drugi


Horacy Safrin

PRZY SZABASOWYCH ŚWIECACH - WIECZÓR DRUGI

CHEŁMSCY MĄDRALE

Nie opodal Chełma wznosiła się wysoka góra, która w godzinach rannych zacieniała połowę grodu sławetnych mądrali. Toteż - z braku czasomierzy - jedni chełmianie zrywali się z posłań o świcie, drudzy dźwigali się z łóżek w samo południe. Wywoływało to mnóstwo sporów i nieporozumień.

Aby zapobiec temu stanowi rzeczy, zebrała się rada kahalna, która po trzydniowych debatach doszła do wniosku, że trzeba tę zawalidrogę po prostu przesunąć.

W oznaczonym dniu stawili się wszyscy mężczyźni i jęli plecami napierać na podnóże góry. A że upal panował nieznośny, szybko wyzbyli się wierzchniej odzieży, którą nie mniej szybko zaopiekowali się złodzieje.

Gdy po kilku godzinach wytężonej pracy postanowili odsapnąć, mądry Fajwel przysłonił oczy, spojrzał za siebie i wykrzyknął radośnie:

- Żydzi! Przesunęliśmy górę o spory kawał! Nie widać już naszych chałatów!

===

Spytano chełmianina:

- Co byś zrobił, znalazłszy na gościńcu sakiewkę, a w niej tysiąc dukatów?

Zagadnięty odpowiedział bez namysłu:

- Gdybym wiedział, że to złoto należy do milionera Brodzkiego, zachowałbym je dla siebie. Gdybym jednak przypuszczał, że należy ono do biednego szamesa Abramka, którego rodzina trzy razy dziennie przymiera głodem, oddałbym mu natychmiast jego własność...

===

Ghełmianin wybierający się pociągiem do Lublina zatrzymuje na drodze dorożkę.

- Słuchajcie no! Go kosztuje jazda na dworzec?

- Pięćdziesiąt kopiejek.

- A taniej nie będzie?

- No, powiedzmy, czterdzieści...

- Dobrze.

- To proszę wsiadać!

- Ani mi się śni! Chciałem się tylko przekonać, ile zaoszczędzę, idąc do stacji piechotą.

===

Do lekarza chełmskiego przychodzi stary Żyd.

- Go panu dolega?

- Panie doktorze, ja strasznie kaszlę.

- A ile pan ma lat?

- Siedemdziesiąt. Doktor po namyśle:

- A gdy pan miał czterdzieści lat, to pan kaszlał? -Nie.

- A gdy pan miał pięćdziesiąt lat, to pan kaszlał?

- Broń Boże!

- A gdy pan miał sześćdziesiąt lat, to pan kaszlał?

- Nigdy w świecie!

- Więc powiedz pan sam, z ręką na sercu, kiedy właściwie pan ma kaszleć, jeśli nie teraz?!

===

Do tego samego lekarza przychodzi inny Żyd.

- Co panu dolega?

- Panie doktorze, mnie się zdaje, że ja zwariowałem.

- Hm... A jakie są objawy pańskiego obłędu?

- Ja sam do siebie pisuję listy.

- A kiedy napisał pan ostatni list?

- Dzisiaj rano.

- A co pan napisał w tym liście? Chełmianin uśmiecha się chytrze.

- Tego ja, panie doktorze, nie wiem. Jutro poczta doręczy mi list, to się dowiem.

===

W chełmskim chederze mełamed egzaminuje małego Gha-imka, który w żaden sposób nie może sobie przypomnieć, jak się nazywają cztery strony świata. Nauczyciel wskazuje na ścianę:

- Uważaj, tam jest północ. Powtórz! -Tamjest... północ.

- A co jest po twojej prawej ręce?

Chłopcy podpowiadają, Ghaimek bełkocze:

- Ws...chód...

- A co jest po lewej ręce?

- Za...zachód...

- A co jest za tobą? Ghaimek wybucha płaczem:

- Za mną siedzi Gecel i kłuje mnie szpilką w tyłek!

===

Do rabina chełmskiego wbiega zapłakana Żydówka.

- Rabbi! Moje dziecko ciężko choruje!

- A co mu dolega?

- Biegunka...

- Odmawiaj psalmy!

Po dwóch dniach ta sama kobieta zjawia się w komnacie rabinackiej. Tym razem dziecko trapi uporczywa obstrukcja.

- Odmawiaj psalmy! - radzi reb Zisel.

- Ależ rabbi! - protestuje rozpaczliwie matka. - Przecież psalmy wywołują zaparcie!

===

Na początku lat trzydziestych chciałem się osobiście przekonać o stanie umysłowym Żydów chełmskich. Przybywszy na miejsce późnym wieczorem, zajechałem do małego hoteliku i znużony podróżą zasnąłem w najlepsze.

O północy zbudziło mnie gwałtowne pukanie do drzwi.

- Panie, panie! Panie, panie!

- Co tam, do licha?!

- Przywieźli ze stacji dwa pańskie kufry...

- Idź pan do jasnej cholery! Chcę spać! Około pierwszej rozlega się ponowne pukanie.

- Co tam znowu?! - ryknąłem wyrwany ze snu.

Tym razem portier zniżył głos: - Chciałem pana bardzo przeprosić. To nie były pańskie kufry!

===

Chełmianin spytał chełmianina:

- Co byś zrobił, gdybyś znalazł w sam szabas sakiewkę z pieniędzmi?

- Gwałtu! Przecież dzisiaj nie jest szabas! Gdzie leży ta sakiewka?!

===

Z Chełma do Włodawy udaje się na jarmark „omnibus" żydowski - furmanka wypełniona po brzegi pasażerami.

Ostatnia gramoli się na wehikuł zażywna straganiarka, a stanąwszy na czyimś bucie, pyta:

- Komuż to ja stanęłam na nodze?

Na to chełmski mełamed odpowiada rzeczowo:

- Jeśli to noga w niebieskiej skarpetce - w takim razie to moja noga...

===

Miasto Chełm nie było skanalizowane. Toteż z nastaniem nocy wszelkie nieczystości i fekalia wylewano po prostu z okien do rynsztoków Spóźnieni przechodnie szli zatem gromadą środkiem ulicy, wołając chóralnie:

- Idzie się! Idzie się! Idzie się!

===

Chełmianin Jechiel chce wyjechać z Polski, lecz nie wie dokąd. Udaje się zatem do Warszawy, do żydowskiego biura emigracyjnego „Hias".

Zasiadłszy przy biurku informatora, rozważa różne możliwości. Wreszcie zniecierpliwiony urzędnik radzi niezdecydowanemu petentowi:

- Tkm w kącie jest stolik z globusem. Proszę podejść i wybrać sobie jakiś kraj.

Chełmianin pochyla się nad globusem, długo rozmyśla, a potem zwraca się do urzędnika:

- Żaden z tych krajów mi nie odpowiada. Może mi pan pokaże jakiś inny globus.

===

Chełmski mełamed Zajnwel należał do nieprzejednanych wrogów Napoleona. Toteż gdy w 1812 roku wkroczyły do miasteczka oddziały francuskie, chederowy polityk wyszedł im naprzeciw z dwoma pustymi wiadrami.

Za nim biegła zdyszana żona Dwojra i zawodziła:

- Ach, ty głupcze, ty jołopie przeklęty! Kiedy dwóch cesarzy się bije, po co ty wtrącasz się do ich spraw?!

===

Żydzi galicyjscy uważali, że każdy chelmianin to notoryczny dureń. Nawet kantor synagogalny w Chełmie nie grzeszył nadmiarem rozumu. Indyk zaś uchodził za najgłupszego z ptaków.

Zatem indyk chełmskiego kantora - to szczyt głupoty!

===

Do rabina Zisła przybiegł raz oburzony bogacz chełmski:

- Rabbi, muszę koniecznie rozwieść się z żoną!

- Z jakiego powodu?

- Ona mnie okrada!

- Dowód?

- Znalazłem u niej, ukryty pod gorsetem, mój nowy, drogi czasomierz.

Rabin popadł w zadumę.

- Czasomierz to znaczy zegar? -Tak jest.

-Ajaki to był zegar? Kieszonkowy czy ścienny?

===

Dwaj chełmianie, Icek i Fajwel, przelatują nad kanałem La Manche. Po drodze Icek wpadł do morza.

Fajwel, odczekawszy minutę, trąca w ramię pilota:

- Panie szanowny! Jak się nazywa ta stacja, na której wysiadł Icek?

===

- Czemuś taki strapiony? - pyta chełmianin współziomka.

- Wiesz, od rana dręczy mnie pytanie: dlaczego w lecie jest gorąco?

- To całkiem proste! W lecie jest gorąco, bo w zimie pali się w piecach.

- Nie może być! Jaki masz na to dowód?

- Jaki mam dowód? Niezbity! W lecie nie pali się w piecach, dlatego w zimie jest zimno.

===

Pisarz żydowski poślubił pannę z Chełma.

Pewnego dnia, udając się na zebranie, pozostawił na biurku plik zapisanych arkuszy. Gdy wrócił do domu i przekroczył próg gabinetu, pociemniało mu w oczach: biurko było dokładnie uprzątnięte, ani śladu jakiegokolwiek rękopisu.

Tknięty najgorszym przeczuciem, pyta połowicę:

- Powiedz, moja droga, jakie papiery wrzuciłaś do ognia?

- Czy uważasz mnie za tak bezrozumną, że zniszczyłabym czyste arkusze? Znajdziesz je w szufladzie. Spaliłam tylko zapisane!

===

Bogacz chełmski poleca służącemu:

- Masz tu list i trzydzieści kopiejek. List wrzuć do skrzynki pocztowej, ale kup najpierw znaczek i przylep do koperty!

Służący szybko wykonał polecenie, wraca do domu-i oddaje chlebodawcy otrzymane przed chwilą monety.

- Dlaczego nie kupiłeś znaczka?

- Gzy uważa mnie pan za głupca? Podszedłszy do skrzynki, obejrzałem się dookoła. Nie było na ulicy żywej duszy, więc szybko wrzuciłem list... bez znaczka.

===

Mądry Joel, duma Chełma, otrzymał list. Otwiera kopertę i wyjmuje z niej biały, nie zapisany arkusik papieru. Ogląda go ze wszystkich stron i po dłuższym namyśle orzeka:

- To na pewno od mego starszego brata Dawida. My się gniewamy...

w

Rabin Zisel przechadza się po chełmskim rynku i spostrzega, jak handlarz, zalewając się potem, z największym wysiłkiem popycha z tylu wózek pełen warzyw i owoców.

- Powiedz no, człowieku, dlaczego nie ciągniesz go z przodu?

- Bo nie jestem koniem!

===

Dwaj chełmianie wybrali się na spacer za miasto. Nagle niebo, dotychczas pogodne, pokryło się chmurami i zaczął lać deszcz. Ponieważ jeden ze spacerowiczów trzymał pod pachą parasol, drugi ofuknął go:

- Czemu nie otwierasz parasola?!

- To się na nic nie zda. Mój parasol to dziura na dziurze!

- Więc dlaczego go nosisz?

- Nie jestem prorokiem - czy mogłem przewidzieć, że z pogodnego nieba lunie nagle deszcz?

===

Podczas wieczerzy sederowej, inaugurującej ośmiodniowe święto Paschy, istnieje zwyczaj wyliczania dziesięciu plag egipskich, przy czym strząsa się za każdym razem kroplę wina na obrus.

Pewnego wieczoru, gdy odczytywano z księgi Hagada dzieje wyjścia Żydów z Egiptu, żona chełmskiego oberżysty, poczuwszy swąd, wybiegła z krzykiem do kuchni. Okazało się, że przypala! się indyk wielkanocny. Ponieważ ratowanie pieczystego przeciągało się, poprosiła męża przez drzwi, aby dopełnił również w jej imieniu świątecznego ceremoniału.

Oberżysta kontynuuje odczytywanie Hagady, a doszedłszy do dziesięciu plag egipskich, strząsa z obydwu pucharów krople wina i oznajmia śpiewnym głosem:

- Krew dla mnie, krew dla mojej żony! Żaby dla mnie, żaby dla mojej żony! Robactwo dla mnie, robactwo dla mojej żony! Trąd dla mnie, trąd dla mojej żony!

===

Ghełmianka Jenta - wzorem wszystkich pobożnych matron -czyta w sobotę jeden rozdział ze starego, pożółkłego, mocno zniszczonego Pięcioksięgu.

Pewnej soboty, po święcie Kuczek, zaczyna od księgi Ge-nezis, w której skleiły się dwie stronice, łącząc dzieje pierw-

szych ludzi z budową arki Noego.

Odczytuje więc na glos: „I Adam poznał swoją żonę Ewę, i wysmarował ją od zewnątrz i od wewnątrz smolą..."

- Boże miłosierny! - wykrzykuje przerażona kobiecina. -Jacy źli ludzie żyli w tamtych czasach!

W kilka tygodni później zapoznaje się z historią młodocianego Józefa, którego zawistni bracia sprzedali w niewolę Madianitom.

- Ach, ty biedna sierotko! - lamentuje. - Jakże tak można krzywdzić rodzonego brata!

Po chwili jednak przypomina sobie, że tę samą opowieść czytała przed rokiem. Dodaje zatem:

- Ech ty, niepoprawny głupcze! Wiedziałeś przecież, jakie to ziółka ci twoi bracia - dlaczego więc zadawałeś się z nimi po raz drugi?!

===

RÓŻA POLLAK VON PARNEGO

Nie tylko Chełm był miastem legendarnych głupców żydowskich. W Wiedniu mieszkała rodzina uszlachconych przez austriackiego monarchę neofitów o nazwisku Pollak von Par-negg, której główna przedstawicielka - pani Róża - była bohaterką rozlicznych anegdot.

===

Bezpośrednio po chrzcie pani Róża udaje się z córką na niedzielne nabożeństwo do katedry Świętego Szczepana. Stanąwszy w środkowej nawie, poucza swą latorośl:

- Widzisz, Malwińciu, to jest Dom Boży...

- Przecież Pan Bóg mieszka w niebie!

- Tak. Ale tutaj prowadzi swój interes.

===

Pani Róża opowiada swej przyjaciółce Sabinie:

- Wiesz, widziałam wczoraj na własne oczy, jak ten sławny malarz holenderski Rembrandt wsiadał na placu Opery do tramwaju numer dwanaście...

- To czysty nonsens!

- Dlaczego nonsens? - pyta urażona pani Pollak.

- Przecież „dwunastka" nie jedzie przez plac Opery!

===

W Wiedniu istniały dwie renomowane restauracje, których właścicielami byłi Żydzi włoscy: Piovati i Tonełlo.

Pani Róża - po premierze Otella - chcąc zapamiętać imię bohatera tragedii, skojarzyła je z nazwą zakładu gastronomicznego „Tonełlo".

Z biegiem czasu pomyliła jednak obie jadłodajnie. Toteż zwykła mawiać:

- Mój mąż jest o mnie zazdrosny jak Piovati!

===

Pan Pollak wyjechał na kurację do uzdrowiska Nauheim. W tym czasie zmarła jego siostra.

Pani Róża winna zawiadomić małżonka o nieszczęściu. Upominają ją jednak, aby uczyniła to w sposób bardzo ostrożny, bo mąż choruje na serce.

Wysyła przeto do Nauheim depeszę: „Adela lekko zachorowała. Pogrzeb w czwartek".

===

Przyjęcie u państwa Pollaków.

Pani Róża podsuwa jednej z dam tacę z ciastkami:

- Może pani się poczęstuje?

- Dziękuję. Jajem z zasady tylko jedno ciastko. Gospodyni prostuje to skromne oświadczenie:

- Zjadła pani wprawdzie pięć ciastek, ale myślałam, że zje pani szóste...

===

Córka pani Pollak zaręczyła się. Ponieważ oficjalna uroczystość ma się odbyć za trzy dni, matka narzeczonej wysyła telegram do syna, studenta politechniki w Brnie:

„Przyjeżdżaj natychmiast na zaręczyny Malwińci".

Syn odpowiada:

„Nie mogę przyjechać. Leżę w łóżku z anginą".

Pani Róża wysyła drugą depeszę:

„Daj jej dwadzieścia koron, wyrzuć ją za drzwi i przyjeżdżaj natychmiast".

===

Goście zaproszeni do państwa Pollak nie kryją zdziwienia, ujrzawszy w jednym z pokojów willi olbrzymią, pustą klatkę.

Pani Róża wyjaśnia:

-Wczoraj dzwonił do mnie mąż z Madrytu. On nabył tam oryginalnego Murilla...

===

Goście podziwiają w salonie nowy koncertowy fortepian Bosendorfera, na którym pani Róża i jej córka od czasu do czasu rzępolą. Pewna dama pyta:

- A czy na tym wspaniałym instrumencie gra się również na cztery ręce?

Pani Pollak odpowiada urażona:

- A cóż to ja jestem? Małpa?!

===

Pani Róża je obiad w paryskiej restauracji. Kelner stawia na stole szklankę wody.

- Co to jest? - pyta łamaną francuszczyzną pani Pollak.

- Un verre d'eau.

Pani Róża ostrożnie kosztuje podany napój, po czym zwraca się do męża:

- Wiesz, Moryc, gdybym nie wiedziała, że to „verre d'eau", mogłabym przysiąc, że to czysta woda!

===

W hotelu paryskim pani Róża czuje zbliżającą się migrenę, a nie ma pod ręką nic orzeźwiającego. Dzwoni na pokojówkę i pyta jednocześnie córkę:

- Czy nie wiesz, jak się nazywa po francusku „O de Kolon"?

===

Pollakowie chcą uświetnić kolejne przyjęcie muzyką kameralną. Przyjaciółka radzi zaangażować słynny kwartet Rosego. Nazajutrz pyta, jak udał się koncert.

- Co za komiczny człowiek ten Rosę! Pomyśl tylko, przyprowadził ze sobą jeszcze trzech muzykantów!

===

Państwo Pollak von Parnegg zwiedzają muzeum i zatrzymują się przed antyczną statuą.

- Czy to alabaster? - pyta pan Moryc oprowadzającego ich kustosza.

Pani Róża zatyka mu usta:

- Nie kompromituj się! Przecież w katalogu stoi wyraźnie napisane: „Wenus".

===

MARCHOŁCI W CHAŁATACH

Stawny kpiarz, Herszel z Ostropola, mawiał:

- Gdy kacap je śledzia, to należy zadać dziewięć pytań „dlaczego?". Po pierwsze: moczy śledzia w wodzie, a potem wypija tę wodę. Po drugie: obiera śledzia ze skórki, a potem zjada tę skórkę. Po trzecie: kroi śledzia na drobne kawałki, a potem wpycha do gęby po kilka kawałków naraz...

Na to słuchacze:

- Racja. Ale to tylko trzy pytania.

- Czy nie rozumiecie? Gdy kacap siada do stołu, to zjada co najmniej trzy śledzie!

===

Przyjaciel spytał Herszla:

- Gzy to prawda, że od czasu do czasu wybucha między tobą a żoną awantura?

- Jak w każdym małżeństwie...

- Ale ludzie opowiadają, że ty okładasz żonę kijem, a ona ciebie wałkiem.

- Tak bywa, ale nie zawsze. Czasem ja chwytam wałek, a ona łapie za kij...

===

Herszel z Ostropola mawiał:

- Nie rozumiem, dlaczego wszyscy Żydzi muszą się martwić? Mogliby przecież nająć jednego z naszych, każdy płaciłby mu małą pensyjkę - i on martwiłby się za wszystkich.

- Ech, mądralo! - przerywa mu jeden ze słuchaczy. -Gdyby wszyscy chcieli mu płacić, to nie miałby się czym martwić!

- Więc róbcie tak, żeby otrzymywał pieniądze za moim pośrednictwem - wtedy będzie miał kłopotów i zmartwień do licha i trochę!

===

Znany wileński sowizdrzał Motke Chabad stał się nagle posiadaczem dwóch złotych. Wszedł więc do jadłodajni, zasiadł wygodnie przy stoliku i zamówi! pieczeń wołową.

Aliści gdy podano mięso, kpiarz zalał się Izami. Spytany przez gospodarza o powód tej rozpaczy, odpowiedział:

- Żal ściska serce, że dla takiego ździebka flaków zarżnąć musieliście całego wołu!

===

Motke Chabad znalazł się w obcym mieście goły jak święty turecki. Czując nękający go głód, wszedł do restauracji i zjadł tam suty obiad, za który policzono mu jednego rubla. Otrzymawszy rachunek, zwrócił się do właściciela lokalu z pytaniem:

- Czy w tym mieście istnieje sąd? -A jakże.

===

- A czy wymierza grzywny? -A jakże.

- A ile wynosi grzywna za spoliczkowanie człowieka?

- Pięć rubli.

- To zamalujcie mnie w gębę i wydajcie mi cztery ruble reszty!

===

Gdy znany milioner i filantrop sir Moses Montefiore w drodze powrotnej z Petersburga zatrzymał się w Wilnie, hotel obiegły tłumy miejscowych Żydów. Stojący bliżej portalu musieli jednak trochę się cofnąć, aby przepuścić rabinów i przedstawicieli kahału. Pomiędzy grono dostojników usiłował wcisnąć się zuchwalec Motke Ghabad.

- Przestań pętać się pod nogami! - ofuknął go prezes gminy żydowskiej.

- Wy mną pomiatacie - z żalem w głosie stwierdził sowizdrzał - a hrabina Wiśniewska chciała dać tysiąc rubli, aby choć jeden raz móc spojrzeć na mnie...

- Go za bzdury wygadujesz, łazęgo?!

- To nie bzdury! Gzy nie wiecie, że ona jest od urodzenia niewidoma?

===

UCZENI I BUSZPASTERZE

Gaon wileński, przeczytawszy rozprawę religijną młodego autora, wykrzyknął:

- Aj, aj, aj! Muszę przyznać, że twoja praca była dla mnie rewelacją.

- Doprawdy, rabbi?! - zawołał uradowany młodzieniec.

- Tak jest. Dowiedziałem się z niej, że w Kownie istnieje drukarnia.

===

Rabin z Izbicy, przestudiowawszy gruby rękopis niedoszłego talmudysty, cmoknął z podziwem:

- Twoje dzieło to istny cud!

- Uszczęśliwiacie mnie, rabbi!

- Dotychczas wiadomo mi było, że papier robi się ze szmat. A teraz widzę, że bywa i na odwrót!

===

Autor drukowanego komentarza do Biblii odwiedza rabina i zapytuje, komu mógłby sprzedać swoje dzieło. Rabbi, zapoznawszy się z treścią książki, doradza:

- Widzę tu jedynego odbiorcę w osobie Srula Cwibla.

Autor udaje się pod wskazany adres do sklepu z żelastwem i - powołując się na autorytatywną opinię sługi bożego - oferuje właścicielowi swą książkę.

Tandeciarza ogarnia istna furia:

- Czy rabbi oszalał?! On przecież wie, że nie umiem czytać ani pisać!

Niefortunny autor wraca i domaga się wyjaśnień.

- Rzecz prosta - powiada duszpasterz. -Wszystko, co napisaliście, jest plagiatem. A w naszym miasteczku jedynie Srul Cwibel handluje kradzionym towarem. Więc kogo miałem wam wskazać?

===

Trzech chasydów wychwala popularność swoich cadyków.

- Wiecie, w Filharmonii Wiedeńskiej odbywał się koncert, na którym orkiestrą dyrygował ten... jak mu tam? - Toscani-ni. Publiczność niecierpliwi się, bo koncert długo się nie zaczyna. A na kogo czekają? Na cadyka z Husiatyna.

- To jeszcze nic. Gdy w Budapeszcie odbywała się koronacja cesarza Karola Pierwszego, zwlekano z rozpoczęciem uroczystości do chwili przybycia naszego cadyka, rabbiego z Sadogóry.

Na to drugi:

- To też nic - mówi trzeci. - Gdy rabbi z Gzortkowa przebywał w Rzymie, złożył tam wizytę samemu papieżowi. Po audiencji papież, jak przystało, odwiózł gościa powozem do hotelu. I co powiecie? Ludzie stawali na ulicach i zadawali sobie Pytanie: „Kto to jest ten ksiądz, który siedzi obok cadyka czortkowskiego?"

===

Pierwsza wojna światowa trwa już trzy lata. Do cadyka z Sa-dogóry przybywa chasyd i żali się:

- Rabbi! Lada dzień powołają mego syna do wojska... Cadyk uspokaja go:

- Nie martw się przedwcześnie, mój synu, i pamiętaj: w życiu każdego Żyda są zawsze dwie możliwości. Nie rozumiesz? Więc posłuchaj! Gdy twój syn stanie przed komisją poborową, są dwie możliwości - albo go wezmą do wojska, albo nie. Jeśli go nie wezmą, to bardzo dobrze. Jeśli go wezmą, to są dwie możliwości - albo się dostanie do Czerwonego Krzyża, albo wyruszy na front. Jeśli dostanie się do Czerwonego Krzyża, to bardzo dobrze. Jeśli wyruszy na front, to są dwie możliwości -albo zostanie ranny, albo nie zostanie ranny. Jeśli nie zostanie ranny, to bardzo dobrze. Jeśli zostanie ranny, to są dwie możliwości - albo będzie ciężko ranny, albo będzie lekko ranny. Jeśli będzie lekko ranny, to bardzo dobrze. Jeśli będzie ciężko ranny, to są dwie możliwości - albo będzie żył jako inwalida, albo umrze. Jeśli będzie żył jako inwalida, to bardzo dobrze. Jeśli umrze, to są dwie możliwości - albo go pochowają na cmentarzu żydowskim, albo we wspólnej mogile. Jeśli go pochowają na cmentarzu żydowskim, to bardzo dobrze. Jeśli go pochowają we wspólnej mogile, bez rabina i bez kantora - to dopiero wtedy będzie z nim źle!...

===

Talmudysta Saul pisze do żony:

„Droga Rebeko! Gdy będziesz czytała twój list... Dlaczego piszę «twój» list, a nie «mój» list? Bo jeślibyś przeczytała głośno: m ó j list, myślałabyś na pewno, że to t w ó j list. Piszę zatem «twój list», żebyś wiedziała, że to mój list..."

===

W pewnym miasteczku ukraińskim rabin przyjaźnił się z miejscowym popem. Ponieważ był ciekaw, jak odbywa się spowiedź, której nie przewiduje Zakon Mojżeszowy, umówi! się ze swym prawosławnym kolegą, że ten ukryje go w zakątku cerkwi, aby stamtąd mógł obserwować tę obcą dlań ceremonię.

Pop siada w konfesjonale, przed którym klęczy niewiasta.

- Batiuszka, ciężko zgrzeszyłam!

- A co zrobiłaś?

- Zdradziłam męża.

- Ile razy?

- Jeden raz.

- To zmów jeden raz Ojcze nasz, ofiaruj pięć rubli dla świętego Antoniego i jesteś wolna od grzechu...

Przed konfesjonałem klęka inna niewiasta.

- Batiuszka, ciężko zgrzeszyłam!

- A co zrobiłaś?

- Zdradziłam męża.

- Ile razy?

- Dwa razy.

- To zmów dwa razy Ojcze nasz, ofiaruj dziesięć rubli dla świętego Antoniego i jesteś wolna od grzechu.

W tym momencie pop, przynaglony „małą potrzebą", opuszcza konfesjonał, w którym niepostrzeżenie lokuje się Pojętny rabin.

Przed konfesjonałem klęka trzecia niewiasta.

- Batiuszka, ciężko zgrzeszyłam!

- A co zrobiłaś? - zaciekawia się rabin.

- Zdradziłam męża.

- Ile razy?

- Jeden raz.

Duszpasterz w chałacie zastanawia się przez chwilę, a potem wyrokuje:

- To zmów trzy razy Ojcze nasz, ofiaruj piętnaście rubli dla świętego Antoniego i możesz swego mężulka zdradzić jeszcze dwa razy!

===

Pewien magid, wygłaszając kazanie, zauważył, że jeden ze słuchaczy zalewa się łzami. Po skończeniu modłów podszedł więc doń i spytał:

- Przyjacielu! Widziałem na własne oczy, jak płakałeś... Czy moje dzisiejsze kazanie tak bardzo cię wzruszyło?

- Broń Boże! - oponuje zagadnięty Żyd. - Przypomniałem sobie tylko mego starego kozia, który zdechł przed kilkoma dniami. On tak samo jak wy potrząsał siwą bródką...

===

Znany z gołębiego serca rabbi Hirsz z Żydaczowa w dniu postu Tyszebow ujrzał na rynku tragarza, który publicznie zajadał grubą pajdę chleba ze smalcem. Cadyk podszedł doń i spytał łagodnie:

- Słuchaj, bracie, pewno jesteś chory, a chorych nie obowiązuje post?

- Nie, rabbi, jestem zdrów jak ryba.

- Więc z pewnością zapomniałeś, że dzisiaj Tyszebow, data zburzenia Drugiej Świątyni w Jerozolimie?

- Nie, rabbi, doskonale pamiętam.

- Więc dlaczego łamiesz przepisy postu?

- Bo tak mi się podoba!

Słysząc to, cadyk wzniósł oczy do nieba i zawołał radośnie:

- Spójrz, Panie na wysokościach, i stwierdź, jaki prawdomówny jest Twój naród wybrany! Nawet grzesznik brzydzi się kłamstwem!

===

Po przybyciu do Nowego Jorku Froim udał się do jednego z wielu zamieszkałych tam żydowskich duszpasterzy.

- Rabbi, chciałbym zgolić brodę. Gzy Zakon na to pozwala?

- Broń cię Boże! Nasze przepisy religijne zabraniają dotykać skóry ludzkiej ostrzem...

- To dlaczego wasza wielebność ma twarz ogoloną?

- Widzisz, synu, ja nikogo o to nie pytałem.

===

Rabbi Izaak z Berdyczowa mawiał:

- Nie ma człowieka bez grzechu. Istnieje jednak zasadnicza różnica między cadykiem a grzesznikiem. Cadyk, dopóki żyje, wie, że grzeszy. Grzesznik, dopóki grzeszy, wie, że żyje...

===

W pewnym księstwie uczony zakonnik wyzwał rabina na dysputę religijną. Z woli władcy ustalono, że kto z duchownych nie odpowie na pierwsze pytanie, przypłaci to głową.

Ponieważ rabin był słabowitym starcem, gmina żydowska wyznaczyła wysoką nagrodę dla śmiałka, który zgłosi się na jego miejsce.

Jakoż na podium zasiadł - w jedwabnej bekieszy i sobolim kołpaku - miejscowy woźnica. Ponieważ jemu przypadło w udziale postawienie pierwszego pytania, zagadnął męża w habicie:

- Go znaczy „ejneni jodea"?

- Nie wiem - przetłumaczył dosłownie zakonnik dwa usłyszane słowa hebrajskie.

I został stracony.

Bałaguła otrzymał przyrzeczoną nagrodę, ale prezes kanału zaciekawił się:

- Jakżeś wpadł na ten pomysł? Na to Bałaguła:

- Nic łatwiejszego. Kilka tygodni temu spytałem o to samo naszego wielebnego rabina, a on odpowiedział: „Nie wiem". Więc pomyślałem sobie: jeśli sam rabbi nie wie, to ten mnich będzie wiedział?

===

Do rabina zgłasza się przyjezdny Żyd i zasypuje go potokiem słów. Zakończywszy swoją przydługą relację, powiada, sapiąc:

- A teraz chciałbym powtórzyć, co usłyszałem z ust naszego cadyka...

- Będzie to kłamstwo!

- Dlaczego, rabbi?

- Jakże moglibyście cokolwiek usłyszeć, skoro nie dopuszczacie nikogo do głosu?

===

Rabin wileński, zwany Gaonem, lubił zadawać swoim uczniom podchwytliwe pytania. Kiedyś zagadnął jednego z nich:

- Go byś zrobił, natknąwszy się w sobotę na krwawiącego człowieka?

- Musiałbym sobie przypomnieć, co w takim wypadku nakazuje Talmud...

- A człowiek tymczasem się wykrwawi?!

===

Kiedy w latach trzydziestych odbywał się we Lwowie Zjazd Rabinacki, w pociągu spotkało się dwóch cadyków. Po oficjalnych powitaniach obydwaj pogrążyli się w myślach i milczeli.

Na korytarzu tłoczyli się chasydzi, pragnąc cokolwiek usłyszeć z ust swoich duchowych przywódców. Wreszcie jednemu z chasydów wyrwało się pytanie:

- Wielebni rabini! Dlaczego milczycie?

Na to starszy wiekiem cadyk odezwał się z uśmiechem:

- Ja wiem wszystko i on wie wszystko - więc o czym mamy mówić?

===

Do rabbi Hilela, rektora najstarszej uczelni w Jerozolimie, zgłosił się raz zuchwały młodzieniec z propozycją:

- Chciałbym się nauczyć Pisma Świętego, stojąc na jednej nodze!

Rabbi uśmiechnął się pobłażliwie:

- Stań na jednej nodze! A teraz uważaj! Pismo Święte sprowadza się do jednego zdania: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego!" Wszystko inne - to komentarze...

===

Cadyka z Ropczycy, gdy był jeszcze chłopcem, spytał jeden z chasydów:

- Dostaniesz całego guldena, jeśli mi powiesz, gdzie mieszka Pan Bóg.

Malec odrzekł na to:

- A ja wam dam całe dwa guldeny, jeśli mi powiecie, gdzie Pan Bóg nie mieszka...

===

Woźnica Lejzor zwykł był kląć na czym świat stoi.

Pewnego dnia miał zawieźć rabina do gubernialnego miasta. Dobrotliwy duszpasterz, zamiast należnych trzech rubli, przyrzekł zapalczywemu balagule sześć karbowańców w srebrze, jeśli przez cały czas jazdy powstrzyma się od przekleństw i plugawych słów.

Tuż za rogatką, na widok welocypedu, spłoszyły się konie.

- Aj, niech was... - zaczął kląć furman, ale sam siebie przywołał do porządku: - Sza, sześć rubli to pieniądz!

Przy zjeździe z góry zaciął się hamulec.

-Aj, żeby cię...! - krzyknął Lejzor, ale zmiarkował się po chwili: - Sza, sześć rubli to pieniądz!

Dwie mile przed celem podróży obluzowało się tylne koło, a konie zaryły w błocie.

Bałaguła zeskoczył z wozu i ryknął nie swoim głosem:

- Ażeby was pokręciło! Ażeby was jasna cholera!!! Ja wiem, że sześć rubli to pieniądz, ale moje zdrowie jest mi droższe!

===

Ghasyd relacjonuje:

- Opowiem wam historię, jaka wydarzyła się w naszym mieście w sam Dzień Pojednania.

Wychodzimy po modlitwie wieczornej z bóżnicy. Księżyc świeci, a z ust cadyka sypią się słowa... Aj, jakie tam słowa... Same drogocenne perły! Nagle widzimy: za węgłem synagogi stoi sobie Srulek z chrześcijańską dziewczyną. Go tu dużo gadać! Rabbi tylko zerknął na dziewczynę, a ją zaraz ciarki przeszły od stóp do głów... (Taki rok na mnie, jaka to była dziewczyna!)

- Ty łotrze, niedowiarku! - krzyknął strasznym głosem cadyk. -Jak się Boga nie boisz? Jak śmiesz?! Dzisiaj dzień postu!

- Rabbi! - odpowiada na to Srulek i uśmiecha się głupio. -Czyż ta dziewczyna potrzebna mi jest, uchowaj Boże, na dziś?... Toż ja właśnie umówiłem się z nią, jeśli Pan Bóg nam pozwoli doczekać, na święto Kuczek...

===

Pewien woźnica użalał się przed rabinem:

- Wam, rabbi, wszędzie oddają cześć, a do mnie odnoszą się jak do psa. Gdybym tak miał wasz kołpak i jedwabną bekieszę!

-Jeżeli sądzisz, że uczoność jest kwestią stroju, to możemy zamienić się ubiorami...

Jakoż po chwili woźnica w bekieszy i kołpaku usadowił się wygodnie w faetonie, a rabin usiadł na koźle.

Przybywszy do miasteczka, zatrzymali się w domu zajezdnym. Oczywiście woźnicę przyjęto z honorami, a na duszpasterza nikt nie zwrócił uwagi.

Aliści pod wieczór przyszło dwóch uczniów jeszybotu i przemówiło do męża w sobolim kołpaku:

- Wybaczcie, rabbi, ale tu oto jest takie miejsce w Talmudzie, co do którego zdania są podzielone. Może nam wyjaśnicie tę zawiłość?

Na to mąż w kołpaku, który notabene nie umiał nawet tekstu przeczytać, roześmiał się głośno:

- I wy to nazywacie zawiłością? Takie kwestie rozwiązuje u nas byle prostak! Hej, bałaguło, podejdź no bliżej i objaśnij im ten drobiazg!

w

Cadyk pogrążył się w zadumie. Chasydzi milczą. Po chwili z ust świątobliwego starca płyną słowa:

- Gdyby wszystkie wody świata zlały się w jeden przeogromny staw, gdyby wszystkie drzewa świata zamieniły się w jedno przeogromne drzewo, a z wszystkich siekier świata sporządzono jedną przeogromną siekierę... I gdyby tą jedną przeogromną siekierą podciąć to jedno przeogromne

drzewo, żeby wpadło do tego jednego przeogromnego stawu...

- To co by było, rabbi? - pytają chasydzi.

- Oj, to byłby PLUSK!

===

Rabin zamówił u krawca parę spodni. Działo się to w przededniu świąt wielkanocnych, mistrz igły zawalony był pracą, toteż uszycie pantalonów trwało sześć tygodni. Klient w kołpaku sobolim przychodzi do majstra i mówi:

- Nasz Bóg, niech imię Jego będzie pochwalone, stworzy! świat w ciągu sześciu dni, a ty potrzebujesz aż sześciu tygodni, ażeby uszyć parę spodni?

- Racja, rabbi! - replikuje krawiec. - Ałe popatrzcie tylko, jak wygląda świat, a jak wyglądają uszyte przeze mnie spodnie!

===

Miasteczko Jazłowiec słynęło z krzywoprzysięzców i amatorów cudzego mienia.

W pewne uroczyste święto modlący się w synagodze tamtejszy bogacz sięgnął do kieszeni, zbladł i zwrócił się do siedzącego obok rabina:

- Muszę w te pędy udać się do domu. Przez zapomnienie zostawiłem kasę nie zamkniętą...

- A czego się obawiasz?

- Złodziei...

- Nie bój się! - uspokaja go duszpasterz. - Oni wszyscy są tutaj!

===

Przyjezdny młodzieniec przybywa nocą do miasteczka, puka do drzwi ubogiego rabina i prosi o posiłek.

- Widzisz, młody człowieku - powiada sługa boży -u mnie się nie przelewa. Ledwie wiążę koniec z końcem, a niedawno pojąłem młodą żonę. Ale Zakon nasz uczy, że potrzebującemu nie wolno odmawiać pomocy. Tam na stole znajdziesz jadło przygotowane na dzień jutrzejszy. Możesz z tego spożyć połowę. Poza tym spędzę tę noc razem z żoną, a ty prześpisz się w moim łóżku...

W tej chwili ktoś energicznie szarpnął klamką: rabina wzywają do chorego.

Po wyjściu męża młodzieniec zrywa się z posłania i pyta niewiastę:

- Czy można?

- Można - szepcze drżącym głosem. - Ale załatw to szybko, zanim mój mąż wróci...

Młodzieniec raźno wyskakuje z łóżka, biegnie do stołu... i zjada resztę przygotowanego na dzień jutrzejszy posiłku.

===

Do rabina z Kopyczyniec, zwanego „kobiecym cadykiem", przychodzi ciężarna Żydówka.

- Rabbi, mamy już, na psa urok! sześcioro dzieci, a wkrótce urodzi się siódme. Chciałam się was poradzić, jak w przyszłości zapobiec ciąży?

- Trzeba pić lemoniadę.

- Przedtem czy potem?

- Zamiast.

===

W pewnym galicyjskim miasteczku bogaty kupiec ofiarował rabinowi dwieście guldenów na potrzeby gminy wyznaniowej. Po dwóch godzinach zjawia się u duszpasterza delegacja towarzystwa „Ostatnia Posługa" i prosi, aby pieniądze te przeznaczyć na naprawę zniszczonego parkanu wokół cmentarza. W przeciwnym razie psy i świnie dostaną się przez wyrwę w płocie i gotowe spustoszyć cały kirkut.

- Zgoda - powiada rabbi. - Wiem, że parkan wymaga naprawy, ale jedno mnie dziwi: w jaki sposób psy i świnie dowiedziały się w tak krótkim czasie o tych dwustu guldenach?

===

Magid zapytuje jednego ze słuchaczy:

- Jak się wam podobało moje wczorajsze kazanie?

- Po waszym kazaniu spędziłem bezsenną noc.

- Takie wrażenie zrobiły na was moje słowa?

- Co to, to nie. Zasnąłem podczas waszego kazania, a gdy śpię za dnia, to w nocy nie mogę zmrużyć oka...

===

Rabin podczas kazania zwraca się z wyrzutem do zebranych w świątyni osób:

- Podatku wyznaniowego nie chcecie płacić, ale być pochowanym na cmentarzu żydowskim - to sprawia wam prawdziwą przyjemność!

===

Nowo przyjęty rabin okazał się nieukiem, toteż kahal chce się go czym rychlej pozbyć. Ale duszpasterz nie przyjmuje do wiadomości ani ustnego, ani pisemnego wymówienia.

- Nie mogę stąd odejść! - oświadcza. - Według Talmudu decydująca jest w każdym wypadku opinia większości. A wszystkie gminy wyznaniowe życzą sobie, żebym tu pozostał...

===

SZADCHEN REB JAKER ET CONSORTES

Icek Majer Litman był działaczem społecznym, i to z powołania. Nic dziwnego zatem, że przez wiele lat piastował w naszym mieście godność prezesa kahału.

Ale oto zdarzyło się, że pewnego dnia zawitał do naszego grodu siostrzeniec czcigodnego prezesa. Ponieważ nie znał adresu wuja, zagadnął o to przechodzącego ulicą Żyda.

Ten zatrzymał się, splunął i jął wykrzykiwać:

- Co?! Reb Icek Majer? Uj, taki łotr, złodziej, grabieżca! On przywłaszczył sobie dary amerykańskie!

Zdetonowany młodzieniec oddalił się pośpiesznie i zwrócił się z tym samym pytaniem do kupca drzemiącego za ladą sklepową. Kupiec otrząsnął się ze snu, przetarł oczy i zaskrzeczał:

- Icek Majer?! Niech go szlag trafi! On zdziera z nas ostatnią koszulę na podatek wyznaniowy!

Wreszcie zmartwiony siostrzeniec dotarł do wuja. Gdy zjedli obiad, zagadnął go z głupia frant:

- Jesteś tu prezesem kahału? -A jakże.

- Ile ci za to płacą?

- Płacą? - obruszył się wuj. - Przecież to praca społeczna!

- Więc co masz z tej pracy społecznej?

-Jak to, co mam?... Mam szacunek i poważanie u ludzi!

===

Multimilioner Brodzki w drodze do Kijowa musiał zatrzymać się w małym wołyńskim miasteczku, a ponieważ był piątek i zapadał wieczór, udał się do synagogi. Tam jednak zwlekano z modlitwą - cały zbór czekał na miejscowego bogacza, reb Jankiela.

Nazajutrz, przed nabożeństwem sobotnim, powtórzyła się ta sama historia.

Brodzki rozzłościł się nie na żarty, stanął na kazalnicy i oświadczył głośno:

- Ofiarowuję na rzecz kahalu równowartość całego majątku reb Jankiela!

Wszystkich mieszkańców miasteczka ogarnął niebywały entuzjazm. Już nazajutrz, mimo iż była to niedziela, zebrała się komisja. Sieczono do późnej nocy nad papierzyskami, księgami i rachunkami reb Jankiela. No i co wykazały księgi handlowe?

Deficyt.

Pewnego dnia obiegła nasze miasto wiadomość, że młody Rubinstein, syn potentata finansowego, doktor praw, zaręczywszy się za pośrednictwem reb Jakera, otrzymał od ojca oblubienicy nader skromny posag.

Spytałem swata o przyczynę tego mezaliansu. Reb Jaker uśmiechnął się:

- Pan mnie zrozumie... Taki Rubinstein to gruba ryba. A czy widział pan kiedyś na targu, w piątkowe popołudnie, Żydówkę siedzącą nad balią, w której pływa samotnie trzyki-lowy szczupak? Zbliża się szabas, a żadna z gospodyń nie ośmieli się nawet zapytać o cenę tego olbrzyma. Cóż więc robi Żydówka? Zwołuje wszystkie swoje klientki i błaga rozpaczliwie: „Pozostał mi w balii trzykilowy szczupak! Sprzedam go za bezcen, byleby się pozbyć tego Lewiatana!" No i ja musiałem takiego Rubinsteina sprzedać za grosze...

===

Keb Jaker poucza kandydata do stanu małżeńskiego, jak ma S1? zachowywać w domu przyszłych teściów:

- Gdy siądziesz do stołu obok panny, pamiętaj o tym, że-byś nie plótł żadnych głupstw!

- A o czym mam z nią rozmawiać?

- Najlepiej o miłości, o rodzinie i o filozofii.

Gdy młodzieniec znalazł się w przewidzianej przez swata sytuacji, a do stołu podano rosół z knedelkami, pomny udzielonych mu instrukcji, zaczął od miłości. Zagadnął więc przyszłą małżonkę:

- Lubisz knedelki? -Nie.

- A czy twój brat lubi knedelki?

- Nie mam brata.

- A gdybyś miała brata, to on by lubił knedelki?

===

Reb Jaker skojarzył młodą parę. Na pytanie przyszłego małżonka o rodzinę narzeczonej stwierdził krótko i węzłowato:

- Ojciec panny nie żyje.

Wkrótce odbył się cichy ślub, po którym pan młody dowiaduje się, iż rzekomo zmarły teść odsiaduje kilkuletni wyrok za oszustwo.

Spieszy więc z awanturą do swata:

- Pan mnie okłamał, reb Jaker, mówiąc, że teść mój nie żyje! On przecież siedzi w więzieniu!

- I pan to nazywa życiem?!

===

Dwaj zawodowi swaci, zamieszkali w galicyjskim miasteczku, postanowili - dla uniknięcia konkurencji - zawrzeć spółkę. Ponieważ jeden z nich był mądrzejszy i bardziej elokwentny, a drugi głupszy i mniej wygadany, postanowili, że pierwszy będzie proponował kandydatki i kandydatów do stanu małżeńskiego, wymieniając ich zalety, drugi zaś będzie wyrażał się o nich w superlatywach.

Przychodzą więc do młodego człowieka i swatają mu pannę. Pierwszy zaczyna:

- Ojciec panny pochodzi z arystokracji. Drugi uzupełnia:

- Co znaczy arystokracja? On się wywodzi od samego Maj-monidesa.

- I jest bogaczem.

- Co znaczy bogacz? Rotszyld, jak Boga kocham!

- A panna jest piękna.

- Co znaczy piękna? Wenus! -1 mądra...

- Co znaczy mądra? Arystoteles!

- Ma tylko niewielką wadę...

- Jaką wadę? - pyta zaniepokojony młodzieniec.

- Ona ma taki mały, malutki, maciupeńki garbik... Wspólnik mu przerywa:

- Co znaczy garbik? Garb jak ta góra Synaj!

===

ZAWÓD: ŻEBRAK

Jechiel należał do żebraków, którzy dopiero po zachodzie słońca zwykli opuszczać kirkut. I to stało się zaczątkiem jego błyskotliwej kariery.

Pewnego dnia, w rocznicę śmierci jednego z miejscowych bogaczy, zabrakło na cmentarzu kantora, który by zaintonował przepisową modlitwę za umarłych. Misji tej podjął się nader skwapliwie Jechiel, choć rozporządzał tylko chrapliwym basem, przechodzącym po chwili w przeciągły, nieartykułowany pisk.

Nic dziwnego zatem, że najbliżsi krewni zmarłego, a w ślad za nimi koledzy-żebracy, bezceremonialnie zatkali sobie uszy.

Chytry Jechiel doszedł wkrótce do wniosku, że jego głos może stać się źródłem dobrych zarobków. Zrezygnował ze stałego dyżuru na kirkucie, a chodząc od mieszkania do mieszkania, stawał na progu i zwracał się do domowników, grożąc im:

- Dawajcie piątaka, bo jak nie, to zaśpiewam!

===

Wśród grajków podwórzowych w moim rodzinnym mieście prym wiodła trójka „instrumentalistów": kataryniarz, garbaty skrzypek i osobnik z miedzianą tacą, która służyła do zbiórki honorariów.

Pewnego razu spytałem kataryniarza, skąd mają pewność, że kwestujący wspólnik ich nie okrada.

- Okrada? Nas? Czy wyglądamy na takich frajerów?! Przed wyjściem do miasta dajemy mu do prawej ręki tacę, a do lewej - trzy żywe muchy. Inkasując codzienny zarobek, nie liczymy pieniędzy na tacy, lecz muchy w garści...

===

Do gabinetu fabrykanta Brodzkiego wkradł się, nie zauważony przez służbę, żebrak żydowski.

Kijowski krezus zerwał się z fotela i jąl gromić nieproszonego gościa:

- Ty draniu! Ty łapserdaku! Jak ośmieliłeś się wtargnąć do mego pokoju i przeszkadzać mi w pracy? U mnie na jałmużnę czeka się pod kuchennymi drzwiami!

Na to żebrak:

- Mesje Brodzki! Pańską specjalnością, i to od niedawna, jest cukier. Ale ja już, dzięki Bogu, przeszło dwadzieścia lat chodzę po prośbie... To pan mnie będzie dzisiaj pouczał, jak się żebrze?!

===

Do domu „króla herbaty" Wysockiego wszedł wędrowny żebrak żydowski. Milioner spotkał go na schodach, a że był w wyśmienitym humorze, dał mu srebrnego rubla.

Po chwili, wyszedłszy na ulicę, spostrzega przez szybę sąsiedniej restauracji tegoż dziada, który delektuje się majonezem. Wysocki wywołuje go z lokalu i zaczyna strofować:

- Gzy po to dałem ci rubla, żebyś kupował majonezy? Żebrak, rozżalony, odpowiada:

- Szanowny dobroczyńco! Proszę tylko dobrze rozważyć! Gdy nie miałem rubla, to nie mogłem jeść majonezu. Teraz, gdy już mam rubla, to nie wolno mi jeść majonezu. To kiedyż ja, do stu tysięcy diabłów, będę jadł majonez?!

===

Żebrak Luzer, odziany w świąteczną bekieszę, przybył do Krynicy i zatrzymał się w żydowskim pensjonacie. Gdy po tygodniu przedłożono mu rachunek, okazało się, że gość nie ma złamanego szeląga przy duszy.

Sprawa znalazła się w komisariacie policji, gdzie Luzera oskarżono o szalbierstwo. Przodownik zadaje mu pytanie:

- Jeśli nie mieliście pieniędzy, to dlaczego wybraliście takie drogie uzdrowisko i taki drogi pensjonat?

Na to Żyd:

- Panie inspektorze! Dla mego zdrowia nic mi nie jest za drogie!

===

Według wierzeń żydowskich w przedostatnie święto Kuczek otwiera się nocą niebo, a Bóg wysłuchuje wszystkich swoich pobożnych petentów.

Toteż nad rzeką zebrała się spora gromada Żydów. Zadarłszy głowy, wypowiadają swoje życzenia: jeden chciałby wzbogacić się, drugi wydać córkę za mąż, trzeci zostać ojcem potomka pici męskiej.

Na uboczu - z podniesioną głową - stoi żebrak i coś tam szepcze.

- A ty czego sobie życzysz? - pyta jowialnie prezes kahału.

- Chciałbym, żeby Stwórca powołał przed Swój tron wszystkich moich konkurentów i żebym tylko ja jeden chodził w tym mieście po prośbie.

===

Przed wojną Żyd pochodzący z prowincji zgłasza się do lwowskiego Funduszu Bezrobocia i prosi o zasiłek.

- Kim jesteście z zawodu? - pyta urzędnik.

- Ja poluję na dzikie zwierzęta.

- A gdzie mieszkacie?

- W Bóbrce.

- Przecież tam nie ma dzikich zwierząt!

- Właśnie dlatego jestem bezrobotny.

===

Zyd galicyjski zjawia się u wiedeńskiego hurtownika.

- Chciałbym nabyć u pana kilka tuzinów jedwabnych pończoch.

Hurtownik przypatruje mu się uważnie.

- Hm... Odnoszę wrażenie, że miesiąc temu prosił mnie Pan o jałmużnę...

- No i co z tego? U nas w Galicji najpierw się żebrze, a potem robi interesy. Wy zaś, wiedeńczycy, najpierw robicie interesy, a potem schodzicie na dziady.

===

Zamożny Żyd zaprosił żebraka na piątkową wieczerzę.

Żebrak zjawił się w gościnnym domu, ale w towarzystwie nieznanego młodzieńca.

- Kto to taki? - pyta gospodarz.

- To mój zięć. On w myśl umowy ślubnej przez pierwsze dwa lata pozostaje na moim utrzymaniu.

===

Zaproszony na obiad ubogi krewny na próżno boryka się z kostkami chudego kurczaka.

- Sara - odzywa się pan domu do małżonki. - Namów twego kuzyna, żeby jadł!

Na to krewniak:

- Trzeba było raczej namówić kurczątko, żeby jadło!

===

Przygodny żebrak nie otrzymał od bogatego kamienicznika ani złamanego szeląga. Odchodząc, odzywa się doń uroczystym tonem:

- Oby się wam powiodło jak naszym praojcom - Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi.

- Odmówiłem ci jałmużny - dziwi się gospodarz - a ty mnie błogosławisz?

- Kto was błogosławi? Życzyłem wam przecież, żebyście błądzili jak Abraham, oślepli jak Izaak i utykali na nogę jak Jakub!

===

Miejscowy bogacz, czując zbliżającą się śmierć, nie skąpi ubogim jałmużny.

- Od kiedy tak ciężko zachorował - stwierdza jeden z żebraków - przestał być skąpcem.

- Głupcze! - śmieje się drugi. - Przecież on nas obdziela pieniędzmi swoich spadkobierców!

===

Ubogi Żyd zwraca się do bogacza:

- Mojej biednej niezamężnej córce siwieją już włosy. Może mógłby mi pan ofiarować choć paręset guldenów na posag i wyprawę?

- Tego nie mogę. Przyrzekam jednak, że dopóki żyję, będę wam wypłacał co miesiąc dwadzieścia koron srebrem.

- Na to ja się nie zgadzam. Przy pańskim przysłowiowym szczęściu mógłby pan umrzeć już jutro...

===

Stary żebrak otrzymuje z kasy bogacza comiesięczną jałmużnę w wysokości guldena. Pewnego razu zgłasza się po zasiłek, a*e służba nie wpuszcza go do mieszkania, gdyż tam odbywa siC wesele córki pana domu.

Dziad oburza się:

- I dlatego mam zrezygnować z całego guldena? Na m ó j koszt chce wydać za mąż jedynaczkę?

===

Gedalie, lichwiarz i skąpiec w jednej osobie, odmówił żebrakowi jałmużny.

Żebrak, stanąwszy w drzwiach, oświadczył:

- Przyszedłem tu z czyjegoś polecenia. Toteż życzę panu, aby odwiedził pański dom - i to jak najrychlej - ktoś, kto mnie tu przysłał.

Oczy bogacza zapłonęły gniewem:

- Kto śmiał was do mnie przysłać?!

- Bieda.

===

Gerszon Bitter był najzamożniejszym Żydem w Gródku Jagiellońskim.

Pewnego dnia do jego mieszkania dostał się żebrak. Pan domu uścisnął mu dłoń i powitał słowami, jakimi wita się przyjezdnych:

- Szolem alejchem! Pokój z wami! Zdziwiony żebrak pyta:

- Z czego szanowny pan wnosi, że jestem nietutejszy?

- Gdybyś byl tutejszy, dobry człowieku, tobyś wiedział, że ja nikomu nie daję jałmużny.

===

Żebrak puka do mieszkania bogacza. Otwiera mu pani domu.

- Mąż wyszedł przed chwilą, a ja nie mam pieniędzy. Przyjdźcie jutro, to otrzymacie jałmużnę.

- To bardzo źle! - protestuje dziad. - Ja przez takie udzielanie kredytu straciłem już majątek!

===

Żebrak zatrzymuje na ulicy eleganckiego Żyda:

- Panie radco handlowy! Znalem pańskiego ojca nieboszczyka, pańską ciotkę nieboszczkę, pańskiego dziadka błogosławionej pamięci...

- Dość! - przerywa mu elegant. - Masz tu jałmużnę i przestań mi łazić po drzewie genealogicznym!

===

Po pożarze, który strawił pół miasteczka, wypłaca się pogorzelcom doraźne zasiłki.

Żebrak Jojne również zgłasza się do burmistrza.

- Przecież twoja chata się nie spaliła!

- Tak, panie prezydencie, ale kto mi zapłaci za mój strach?

===

POD CARSKIM BERŁEM

Czterech Żydów spotyka się na giełdzie kijowskiej. Po zdawkowej wymianie zdań poczynają się przechwalać:

- Ja wczoraj rozmawiałem z policmajstrem.

- Policmajster! Też mi dygnitarz! - lekceważąco krzywi się drugi. - Ja onegdaj gościłem naczelnika powiatu.

- Co tam naczelnik powiatu! - mówi trzeci. - Ja przed tygodniem byłem w gabinecie rzeczywistego radcy stanu.

- To wszystko nic! - powiada czwarty. - Ja dzisiaj rano rozmawiałem z samym gubernatorem, grafem Ignatiewem.

Trzej pozostali słuchacze nie mogą wyjść z podziwu:

- Aj, aj, aj! Z samym grafem Ignatiewem! I co on ci powiedział?

- A co miał powiedzieć? „Paszoł won, jewrej!"

===

Za panowania Mikołaja I zdarzały się w miasteczkach rosyjskich łapanki dzieci żydowskich. Schwytanych na ulicy wyrostków wychowywano na wiernych carowi żołnierzy.

Od obowiązku długoletniej służby wojskowej wolni byli ojcowie rodzin, toteż Żydzi wpadli na pewien pomysł: żenili małe dzieci. Bywało to przyczyną zabawnych sytuacji.

Koło chaty ojcowskiej bawi się dziesięcioletni Icek. Chłopak jest bosy, w samej koszulinie. Przechodzący ulicą Żyd zapytuje go:

- Słuchaj no, Icuniu! Dlaczego nie siedzisz w chederze?

- Ja już nie chodzę do chederu. Przedwczoraj było moje wesele.

- To dlaczego chodzisz bez portek?

- Musiałem je pożyczyć młodszemu braciszkowi. Dzisiaj odbywa się jego ślub.

===

W pociągu spotykają się: komiwojażer z Warszawy i handlarz z Berdyczowa.

- Ilu Żydów mieszka w Berdyczowie? - pyta agent.

- Na psa urok, pięć tysięcy.

- A ilu chrześcijan?

- Ja wiem... ze dwie setki.

- A co robią?

- Co mają robić? Rąbią drzewo, noszą wodę, pilnują koni...

- A ilu Żydów mieszka w Warszawie?

- Na psa urok, około dwustu tysięcy.

- A chrześcijan?

- Chyba dwa razy tyle.

- To na co wam tylu drwali i nosiwodów?!

===

Właściciel żydowskiej szkółki religijnej, czyli chederu, zalegał z opłatą podatku w wysokości trzech rubli. Ponieważ nie

uiścił w terminie należnej sumy, zjawiło się u niego dwóch policjantów. Jeden z nich zabrał mosiężny lichtarz, drugi -poduszkę.

Dłużnik udaje się do cyrkułu i pyta komisarza:

- Jak uważacie? Jeśli melamed ma w nocy spać, to dlaczego zabraliście mi poduszkę? Jeśli mełamed ma w nocy się uczyć, to dlaczego zabraliście mi lichtarz?

- Dlatego właśnie - odpowiada komisarz - wysłałem dwóch policjantów. Jeden uważał, że powinieneś w nocy spać, więc zabrał ci lichtarz. Drugi uważał, że powinieneś w nocy się uczyć, więc zabrał ci poduszkę.

===

Za czasów carskich Petersburg był miastem zamkniętym. Oczywiście dla Żydów. Spośród wyznawców religii mojżeszowej mogli tam zamieszkiwać jedynie wielcy przemysłowcy i kupcy „pierwoj gildy".

Pewnego dnia policja zatrzymała Żyda z prowincji, który iure caduco osiedlił się w stolicy Romanowów.

Odstawiono go do cyrkułu, gdzie przesłuchuje go srogi policmajster. Aresztowany broni się:

- Jestem przecież fabrykantem!

- A co fabrykujecie?

- Wino rodzynkowe.

- A jak to wino fabrykujecie?

- Dolewam do rodzynków wodę.

- Taką sztukę to ja także potrafię!

- Słusznie! Dlatego też wasza wielmożność ma prawo pobytu w Petersburgu.

===

Prawa osiedlenia się w carskiej stolicy nie mógł uzyskać nawet znany poeta rosyjsko-żydowski Samuel Frug. Aby zamieszkać w Petersburgu, musiał zaangażować się do pracy jako lokaj u „króla herbaty" Wysockiego.

Dowiedziawszy się o tym, profesor Ginzburg stwierdził:

- Petersburg to miasto najbardziej wykształconych ludzi -tam nawet lokaje piszą wiersze!

0 sobie zaś profesor Ginzburg - neofita - mawiał:

- Wychrzciłem się z przekonania.

- Z przekonania? - powątpiewają koledzy.

- Albowiem zawsze byłem przekonany, że lepiej być profesorem w Petersburgu niż melamedem w Szkłowie.

===

W Warszawie za czasów carskich wejście do Ogrodu Saskiego było Żydom-chałaciarzom wzbronione.

Żydzi warszawscy w związku z tym opowiadali anegdotę: - Praojciec Adam byl Żydem, dlatego wygnano go z rajskiego ogrodu. I na pewno nie nosi! figowego listka, bo jak by aniołowie rozpoznali w nim Żyda? Nie ulega wątpliwości, że odziewał się w chałat.

===

Gubernator z Grodna był znanym antysemitą. Gdy awansował i przeniesiono go do Petersburga, delegacja miejscowych hyclów żegnała go nader serdecznie.

- Nie grajcie komedii! - ofuknął ich dygnitarz. - Wiem, że nienawidzicie mnie z całej duszy!

- Wprost przeciwnie! Cieszymy się z całej duszy z przeniesienia waszej ekscelencji do carskiej stolicy!

===

Dwaj Żydzi, z których jeden przebywa nielegalnie w Moskwie, dostrzegają z daleka dwóch żandarmów.

- Wiesz co - powiada „nielegalny" - ty, w przeciwieństwie do mnie, masz prawo pobytu. Uciekaj więc, wtedy żandarmi będą ciebie ścigać, a ja poszukam sobie kryjówki.

Żyd nie daje się długo prosić i wnet zostaje złapany przez żandarmów. Legitymuje się jednak aktualnym prawem pobytu.

- Dlaczego więc uciekałeś przed nami?

- Lekarz przepisał mi sól angielską, po jej zażyciu musiałem biec ile sil w nogach.

-Ale dlaczego nie zatrzymałeś się, widząc, że cię gonimy?

- Myślałem, że wam również doktor przepisał sól angielską.

===

W miasteczku besarabskim Żydzi obawiają się pogromu. A ponieważ wiadomo, że kozacy nie tylko biją i grabią, ale również gwałcą białogłowy, dziewczęta ukryły się w piwnicy. Szuka tam również schronienia sędziwa Żydówka.

- Babciu! - dziwią się dziewczęta. - A czego wy się obawiacie?

- Czego? - obraża się zapytana. - A cóż to, czy już nie ma starych kozaków?

===

podczas pierwszej wojny światowej jeniec niemiecki zapewnia dozorcę obozowego, Żyda:

- Nasz cesarz Wilhelm jest wspaniały! On co dzień udaje się na front.

- Nasz car Mikołaj - replikuje Żyd -jest jeszcze wspanialszy! - On nie musi ruszać się z miejsca - front sam podchodzi do niego.

===

Żyd staje przed carską komisją poborową i oświadcza:

- Jestem gruźlikiem. Na to lekarz:

- General Brusiłow też ma słabe płuca, a przecież dowodzi armią.

- Nie widzę na jedno oko.

- Feldmarszałek Kutuzow również był jednooki, a zwyciężył Napoleona.

- Ale ja jestem chory na umyśle!

- A nasz Najjaśniejszy Pan jest zdrowy?!

===

Pierwsza wojna światowa. Front wschodni.

Przed atakiem kapitan carski zachęca nacierającą kompanię:

- Naprzód, orły!

Dwaj żołnierze Żydzi pozostają w tyle.

- A wy, sukinsyny, dlaczego wypadliście z szeregu?

- My, wasza wielmożność, nie orły - my lwy!

- Jakie znowu lwy?

- Ja Lew Mojsiejewicz, a on Lew Szlomowicz.

===

Car wizytuje jednostkę wojskową. Każe wystąpić z szeregu jakiemuś soldatowi i zadaje mu pytanie:

- Dlaczego służysz w wojsku?

- Bo kocham cara.

- A ty? - pyta innego.

- Bo kocham Rosję.

- Charaszo! A ty? - zwraca się do wyprężonego na baczność Fajwela.

- A co miałem robić, wasza wysokość, skoro mnie ten podlec Lajbisz zadenuncjował?!

===

Spotyka się trzech neofitów.

- Dlaczego się wychrzciłeś? - pytają najstarszego.

- Zdałem maturę ze złotym medalem. Czekałem kilka ładnych lat na posadę państwową, więc...

- No tak, w porządku. A ty?

- Zakochałem się w pięknej Rosjance z pobożnej prawosławnej rodziny. Moje wyznanie było przeszkodą nie do pokonania...

- No tak, w porządku. A ty? Trzeci neofita wypina dumnie pierś:

- Ja wychrzcilem się z przekonania! Na to dwaj pierwsi:

- Takie bajki to opowiadaj im - gojom!

===

Po dorocznym jarmarku w Połtawie Żyd nocuje w pokoju hotelowym z popem. Wieczorem poleca portierowi, aby obudził go o wpół do trzeciej nad ranem.

Jakoż wstaje o brzasku, ale w pośpiechu wkłada zamiast chałatu szatę duchowną śpiącego sąsiada.

Dopiero na dworcu, przeglądając się w lustrze, dostrzega z przerażeniem tę dziwną metamorfozę i głośno wyrzeka:

- Co za bałwan z tego portiera! Zamiast mnie obudził popa!

===

MILITARIA

Dwaj młodzieńcy galicyjscy, nie kwapiący się do służby w cesarsko-królewskiej armii, odwiedzili znanego internistę w nadziei, że znajdzie w ich organizmach wady, które zaważą na decyzji komisji poborowej.

Doktor spojrzał badawczo na jednego i drugiego - i huknął:

- Do lekarza nie przychodzi się w brudnej bieliźnie! Przed zbadaniem zmieńcie przynajmniej koszule!

Młodzieńcy znikają, ale po upływie niespełna dziesięciu minut są już z powrotem. Doktor każe im rozebrać się do pasa i rozpoczyna badanie.

Po wizycie, gdy znaleźli się w przedpokoju, Abram odzywa się do Fajwela:

- Słuchaj, co temu gojowi z tego przyszło, że zamieniliśmy się koszulami?

===

Podczas pierwszej wojny światowej wszyscy mężczyźni do lat pięćdziesięciu musieli stawić się przed komisją poborową. Pewien Żyd galicyjski użala! się przed rodakami:

- Słyszeliście? Ten nowy lekarz wojskowy to bardzo zawzięty człowiek. On nie przyjmuje łapówek, a zwalnia jedynie

poborowych z wadą serca. Ale takie szczęście spotyka jednego na tysiąc Żydów!

===

Szmul, który ma nazajutrz stanąć do poboru, radzi się Mosz-ka:

- Jak wykręcić się od służby wojskowej?

- Nic łatwiejszego! Daj sobie wyrwać wszystkie przednie zęby.

Po kilku dniach przyjaciele spotykają się na ulicy.

- Ale mi poradziłeś! - żali się Szmul.

- Wzięli cię? Okazałeś się zdatny?

- Wprost przeciwnie. Orzekli, że niezdatny. Ale z powodu płaskostopia!

===

Szapiro, szeregowiec armii austriackiej, nie mogąc znieść strzelaniny, ucieka z okopów i pędzi na oślep przed siebie. Nagle słyszy krzyk:

- Stój!

Staje na baczność przed oficerem i chcąc się wytłumaczyć, jąka:

- Pppanie poporuczniku, mmelduję poposłusznie...

- Jaki porucznik?! - ryczy oficer. - Czyś ślepy, chamie? Nie widzisz szlif i lampasów? Jestem generałem!

- Uj! - dziwi się Żyd. - Tak daleko odbiegłem od frontu?

===

„Jednoroczniaka" Fajgendufta przydzielono do konnej artylerii.

Żyd inteligent nie może się oswoić z narowistym koniem, z ogłuszającym hukiem austriackich haubic i z ostrą dyscypliną wojskową.

W końcu zrozpaczony ogniomistrz proponuje mu:

- Wie pan co? Może by pan kupił sobie na własność armatę i usamodzielni! się?

===

W uzdrowisku Ischl przedstawiają cesarzowi Franciszkowi Józefowi nowo mianowanego rabina. Monarcha zadaje stereotypowe pytanie:

- Gzy ma pan synów?

- Bogu dzięki tak, wasza wysokość.

- A czy służyli w wojsku?

- Bogu dzięki nie, wasza wysokość.

===

Za czasów Republiki Weimarskiej Moryc, urzędnik bankowy, wchodzi do monachijskiego magazynu wód i spostrzega tam szefa sztabu armii wilhelmiańskiej, feldmarszałka Luden-dorffa, który załatwiając jakieś zakupy, wyjaśnia coś właścicielowi sklepu, rodowitemu Bawarczykowi.

Do uszu Moryca dolatują strzępy słów, w końcu ostatnie, głośno wypowiedziane zdanie:

-A wie pan, z czyjej winy przegraliśmy wojnę? Oczywiście z winy Żydów!

Słysząc to, Moryc podbiega uradowany do byłego marszałka, wyciąga rękę i mówi:

- Bardzo mi przyjemnie poznać pana, panie Ludendorffl Nie wiedziałem, że pan jest Żydem!

===

W SZKOLE

Katecheta zastępuje w szkole podstawowej chorego nauczyciela. Duchowny chciałby wpoić dzieciom obowiązek odmawiania modlitwy wieczornej i kolejno zadaje im pytanie:

- Powiedz, Maciek, co robisz przed zaśnięciem?

- Myję zęby.

- Pięknie. A ty, Antek?

- Powtarzam w łóżku lekcje.

Katecheta, widząc, że w ten sposób nie dojdzie z dziećmi do lądu, pyta:

- A co robią wasi rodzice przed zaśnięciem? Mały Abramek podnosi rękę do góry i powiada:

- Ksiądz wie o tym i ja wiem o tym... Ale czy to jest pytanie dla uczniów szkoły podstawowej?!

===

Uczeń w chederze pyta mełameda:

- Rebe, jak funkcjonuje telegraf?

- To sprawa zupełnie prosta. Przedstaw sobie bardzo długiego jamnika: gdy mu nastąpisz na ogon, to zapiszczy z przodu.

- A telegraf bez drutu?

- To to samo, tylko bez jamnika...

===

Srulek zadaje mełamedowi pytanie:

- Rebe, co to jest hipopotam?

- To taka zwariowana ryba.

- A dlaczego ona żyje na lądzie?

- Na tym właśnie polega jej wariactwo!

===

W szkole nauczyciel matematyki egzaminuje uczniów na wyrywki:

- Moniek, jak brzmi twierdzenie Pitagorasa? Moniek wstaje, robi zdziwioną minę:

- Co? Pan profesor naprawdę nie wie, jak brzmi twierdzenie Pitagorasa?!

===

Nauczyciel pyta małego Leosia:

- Pożyczyłem od twego ojca sto koron i po trzech miesiącach oddałem siedemnaście. Ile pozostałem mu dłużny?

- Sto koron.

- Cóż to? Ty, Żyd, nie znasz się na rachunkach?

- Ja znam się na rachunkach, ale pan nie zna mojego ojca!

===

W Trzeciej Rzeszy, po dojściu do władzy Hitlera, nauczyciel Pyta małego Abramka:

- Powiedz no, jakiej rasy są Żydzi?

- Semickiej.

- Słusznie. A Niemcy? -Antysemickiej.

===

Siedmioletni Chaimek biedzi się nad rozwiązaniem zadania rachunkowego, w końcu zwraca się do ojca:

- Tatę, ile jest osiemdziesiąt plus siedemdziesiąt?

- Złoty pięćdziesiąt.

===

- Froim, udowodnij, że ziemia jest okrągła.

- Okrągła, panie nauczycielu? Żebyśmy obydwaj tak żyli i zdrowi byli - ja tego nigdy nie twierdziłem!

===

Lekcja języka polskiego.

- Szlomka, co oznacza przysłowie: „Nie wszystko złoto, co się świeci"?

- Dziurę w spodniach.

===

Nauczyciel filolog przyniósł do klasy duże zdjęcie Wenus z Milo i długo rozwodził się nad pięknem tej rzeźby. Nazajutrz przepytuje uczniów:

- Baczyński, co jest najpiękniejsze w tym posągu? Uczeń uśmiecha się głupawo.

- Uda, proszę pana profesora.

- Siadaj, ty błaźnie! Jutro przyjdziesz z ojcem! Czapla! Go jest najpiękniejsze w tym posągu?

Uczeń wytrzeszcza krótkowzroczne oczy:

- Piersi, proszę pana profesora.

- Siadaj, ty ośle! Jutro przyjdziesz z ojcem! -Ale ojciec wyjechał...

- To przyjdź z matką! A może ty, Moniek, powiesz kolegom, co jest najpiękniejsze w tej rzeźbie?

Moniek podnosi się powolutku i oświadcza:

- Proszę pana profesora, ja jutro przyjdę z całą familią.

===

Nauczyciel usiłuje wyjaśnić Zajnwelowi tajemnicę cudu.

- Słuchaj no! Ktoś spadł z kościelnej wieży i wyszedł z opresji cało. Go to będzie?

- Przypadek.

- Nie zrozumiałeś mnie, uważaj! Ten sam człowiek ponownie wspiął się na wieżę, spadł z niej i nie poniósł żadnego szwanku. Co to będzie?

- Szczęście.

-Ach, ty wciąż nie pojmujesz! Więc wyobraź sobie, że ten śmiałek po raz trzeci zleciał na dół i nie uszkodził sobie ani jednej kostki. Go to będzie?

- Przyzwyczajenie.

===

Wykładowca uniwersytetu wiedeńskiego, profesor anatomii doktor Pangerl, z pochodzenia Żyd, poruszył podczas wykładu kwestię męskości i zaznaczył, że Murzyni są pod tym względem szczególnie sprawni. Dodał na koniec żartobliwie:

- To byłoby coś dla was, szanowne słuchaczki!

Na te słowa siedząca najbliżej katedry studentka, wielce oburzona, zerwała się z miejsca i ostentacyjnie ruszyła ku drzwiom.

- Ależ koleżanko! - powstrzymał ją profesor. - Najbliższy statek do Afryki odchodzi dopiero za czternaście dni!

===

ADAM, EWA I OWOC ZAKAZANY

Sara przypomina mężowi:

- W czerwcu upływa dwadzieścia pięć lat od dnia naszego ślubu. Powinniśmy święcić srebrne gody.

Mąż odpowiada swej ślubnej sekutnicy:

- Zaczekaj jeszcze pięć lat, a będziemy święcić wojnę trzydziestoletnią!

===

Jankiel jest namiętnym graczem, toteż cale wieczory spędza w kawiarni przy karcianym stoliku.

Pewnego dnia siedzący vis-a-vis Abram ostrzega go:

- W tym czasie, gdy ty tu tracisz pieniądze, twoja żona zdradza cię z twoim najlepszym przyjacielem Chaskielem!

Jankiel rzuca karty, udaje się w te pędy do domu i po niecałym kwadransie wraca. Twarz jego promienieje szczęściem:

- Wiesz, Abram, kamień spadł mi z serca! To nie był mój Przyjaciel Chaskiel...

===

Córka bankiera Fajngolda oświadcza:

- Zakochałam się w aktorze Zdrowiczu i pragnę go poślubić!

Bankier uważa tę decyzję za szaleństwo, ale kapryśna jedynaczka nie daje się przekonać. Zmartwiony ojciec, chcąc poznać przyszłego zięcia, udaje się z córką do teatru.

Po skończonym przedstawieniu z ulgą w głosie odzywa się do córki:

- Możesz go śmiało poślubić! On nie jest żadnym aktorem.

===

Żona znanego z postępowych poglądów rabina udaje się w piątek po południu do zakładu kąpielowego, gdzie musi długo czekać na swoją kolej, wszystkie łazienki bowiem są zajęte.

Po chwili zjawia się w łaźni szeleszcząca jedwabiami dama lekkich obyczajów, a służba natychmiast przygotowuje dla niej kąpiel. Małżonka rabina biegnie ze skargą do kierownika zakładu, ale ten wzrusza ramionami.

- Proszę zrozumieć! Na panią czeka tylko nasz wielebny duszpasterz, a na nią - cale miasto!

===

Binem po powrocie wczesnym wieczorem z podróży handlowej musi długo łomotać do zamkniętych drzwi swego mieszkania, które otwiera mu wreszcie roznegliżowana małżonka. Chce przede wszystkim umyć ręce. Mimo zapewnień żony, że przygotowała dlań w kuchni świeży ręcznik i miskę z ciepłą wodą, wchodzi do łazienki i zastaje w wannie obcego, rozebranego do naga mężczyznę.

- Co pan tu robi?!

Gość wyłazi z wanny, narzuca płaszcz kąpielowy i szepcze poufale:

- Muszę panu wyznać szczerą prawdę. Mam... hm... romans z pewną damą z drugiego piętra. Mąż zastał nas in flagranti, więc musiałem wyskoczyć oknem, a spuszczając się w dół, stanąłem na parapecie pańskiej łazienki...

Binem uśmiecha się wyrozumiale, odczuwa nawet lekką satysfakcję, że mieszkający nad nimi idiota pozwolił sobie przyprawić rogi.

Pomaga gościowi przy toalecie i z uprzejmym ukłonem odprowadza go do drzwi.

Aliści w środku nocy budzi się i wymierza żonie siarczysty policzek.

- Dlaczego mnie bijesz?! - woła z płaczem rozbudzona ze snu niewiasta.

- Bo w tej chwili przypomniałem sobie, że nad nami nie ma drugiego piętra!

===

Na balu dobroczynnym oficer austriacki zwraca się do stojącej za ladą bufetu pięknej Żydówki:

- Proszę o kielich szampana, piękna Rebeko!

- Pan jest w błędzie, panie poruczniku - odpowiada dziewczyna. - Rebeka poiła wielbłądy wodą, a nie szampanem!

===

Osiemdziesięcioletni Szmerel żeni się z młodziutką Deborą, Która po upływie niedługiego czasu zachodzi w ciążę.

Pełen wątpliwości udaje się do cadyka:

- Rabbi, jak to możliwe?

- Ja ci to wytłumaczę: po afrykańskiej pustyni przechadza się jegomość z otwartym parasolem nad głową. Nagle atakuje go lew. Nasz spacerowicz szybko zamyka parasol i zamierza się nim na bestię, która pada martwa.

- Rabbi, jak to możliwe?

- Za plecami tego jegomościa stal myśliwy i jednocześnie wystrzelił!

===

Szmul Gryner udaje się do Towarzystwa Ubezpieczeń „Feniks".

- Chciałbym ubezpieczyć się na życie.

- A ile pan ma lat?

- Sześćdziesiąt. -Trochę za dużo...

- Tak, ale ja pochodzę z długowiecznej rodziny.

- Hm... zastanowimy się - powiada dyrektor. - Proszę przyjść jutro.

- Jutro nie mogę. Szabas!

- To w poniedziałek.

- W poniedziałek nie mogę. Urodziny ojca.

- A ile lat ma ojciec?

- Osiemdziesiąt.

- W takim razie proszę przyjść we wtorek.

- Nie mogę. We wiórek jest ślub dziadka.

- A ile lat liczy sobie pański dziadek?

- Niedawno ukończył sto.

- I w tym wieku jeszcze chce się żenić?! - Co znaczy chce? Musi.

===

Fajwel przyszedł w odwiedziny do Icka.

W czasie rozmowy kobieta bardzo wątpliwej urody podaje do stołu wódkę z zakąskami.

- Gzy to twoja pokojówka? - pyta Fajwel.

- Niemądry jesteś - brzmi odpowiedź. -Ja bym przyjął do domu taką brzydką pokojówkę? To jest moja żona!

===

Znany humorysta niemiecko-żydowski Maurycy Saphir mawiał: „Małżeństwo to grób miłości. Na szczęście istnieje jeszcze życie pozagrobowe!"

===

Jankiel spotyka panią Salcie, do której zaleca się od kilku miesięcy.

- Dzień dobry! Go porabia pani małżonek?

- Mój mąż przedwczoraj wyjechał do Warszawy. -1 długo tam pobędzie?

- Gały tydzień.

- Oj, jak to dobrze! To ja dzisiaj do pani przyjdę na noc...

- Panie Jankiel! Co pan sobie wyobraża? Ja nie jestem kobietą lekkich obyczajów!

- Pani Salcia! Kto mówi o pieniądzach?!

===

Młody małżonek, mistrz igły, winien odprawić wieczerzę paschalną, ale nie zna dokładnie obowiązujących przepisów. Poleca więc żonie, aby stanęła na wprost okna sąsiada szewca i podpatrzyła, co czyni tamten.

Niewiasta spełnia polecenia męża i patrząc w okno, dostrzega, że ich sąsiad okłada żonę pasem. Wystraszona wraca do domu - i milczy.

Małżonek, któremu spieszno dojadła i wypitki, na próżno domaga się odpowiedzi. Nie skutkują ani nalegania, ani groźby. Wreszcie, wpadłszy w pasję, chwyta za kij i uderza nim żonę.

Wtedy niewiasta zaczyna krzyczeć:

- Jeśli sam wiesz, co masz robić, to dlaczego posyłasz mnie pod cudze okno?!

===

Dwóch Żydów spotyka się na ulicy.

- Możesz mi pogratulować. Zaręczyłem córkę.

- Szczęść ci Boże! A kim jest twój zięć?

- Ty się nawet nie pytaj! To doktor, to chirurg, on ma złote ręce...

- Nie mogę tego pojąć! Przecież twoją córkę zaliczano raczej do panien bez posagu, więc skąd do ciebie taki zięć?

- Śmiesz wątpić w moje słowa? To posłuchaj! Miałem taki ogromny garb - starzejącą się córkę, a ten człowiek zdjął mi go z pleców. Czy nie mam prawa nazywać go specjalistą, znakomitością lekarską, profesorem?

===

Szloma, spacerując po ulicach Odessy, spostrzega, że jego znajomy, Abram, jedzie na damskim rowerze.

- Abram, skąd u ciebie damski rower?

- To dłuższa historia, ałe jak chcesz, to posłuchaj! Wiesz, byłem wczoraj u Salci. Zjedliśmy razem kolację, a po kolacji, jak wiadomo, herbata, wódka i wino. Potem deser, wódka i wino. Około północy Sara skarży się:

- Abram, tak mi gorąco!

- To zdejmij bluzkę! Po upływie kwadransa:

- Abram, tak mi gorąco!

- To zdejmij kieckę!

Znów upłynęło dziesięć minut.

- Abram, tak mi gorąco!

- To zdejmij bieliznę!

A gdy stanęła przede mną naga, wyciągając ramiona, zawołała:

- Teraz, Abram, bierz to, czego tak bardzo pragniesz! To ja wziąłem rower.

===

Icek z żoną Chana w piękne sobotnie popołudnie wybierają się za miasto. Jest upał, więc siadają w cieniu rozłożystego drzewa.

Nagle Ghana zrywa się z krzykiem:

- Icek, gewałt!

- Co się stało?

- Mrówki mnie jedzą!

A Icek patrzy na swoją brzydką połowicę i mówi, wzdychając:

-Aj, aj, aj! Do czegóż to głód może doprowadzić!

===

Chaim przypatruje się uważnie trzem dorodnym synom i nie może ukryć kiełkującego w nim podejrzenia:

- Słuchaj, Ghana, mnie się wydaje, że nasz najmłodszy, Dawidek, niezbyt jest do mnie podobny...

- Co ty wygadujesz? - wyrywa się niechcący żonie. - Właśnie Dawidek jest t w o i m dzieckiem!

===

Hersz dowiedział się od znajomych, że jego żona zdradza go ze wspólnikiem Danielem. Nie daje wiary tej bzdurnej w jego mniemaniu pogłosce, ale pewnego dnia zastaje swego kumpla w objęciach małżonki.

Na ten widok wydaje okrzyk:

- Stuknij się w łeb, ty głupcze! Ja muszę - ale ty?!

===

Juda Cwajg zaręczył się z posażną panną i ofiarował jej z tej okazji pierścionek z brylantem.

Przezorna oblubienica udała się do jubilera, by oszacował wartość podarku, po czym odesłała pierścionek w małej paczuszce z ostrzegawczym napisem: „Uwaga! Szkło!"

===

KUPCY I HANDLARZE

Przed pierwszą wojną światową hotel w Berdyczowie słynął z ciasnoty i brudu. Mimo to cieszył się dużą frekwencją, zwłaszcza ortodoksyjnych kupców. 0 popularności jego świadczy chociażby fakt, że w okresie jarmarków spało tam często po dwóch handlarzy w jednym łóżku.

Zdarzali się jednak bardziej wymagający goście. Jeden z nich, przekroczywszy próg portierni, zagadnął gospodarza, czy aby w jego hotelu nie ma robactwa.

- Broń nas Boże! - odpowiedział pewnym głosem właściciel zajazdu.

Nazajutrz, spotkawszy gościa na schodach, spytał uprzejmie:

- Jak się panu spało?

- Kiepsko. Przez całą noc nie zmrużyłem oka.

- Dlaczego?

- Znalazłem w łóżku martwą pluskwę.

- Nie rozumiem! Jedna martwa pluskwa nie pozwoliła panu spać?

- A tak. Bo trzeba było widzieć, jaki pogrzeb miała ta pluskwa! Postępowało za jej trumną kilkadziesiąt żywych i wypasionych!

===

W dniu dorocznego jarmarku przybył do tegoż hotelu w Berdyczowie gruby, opasły kupiec i nie chciał odstąpić gospodarza, domagając się jakiegokolwiek lokum.

- Przecież nie będę nocował na dworze! W końcu gospodarz poradził natrętowi:

- Na pierwszym piętrze wynajął u mnie dwuosobowy pokój bogaty hurtownik. Niech pan do niego pójdzie. Może pozwoli panu skorzystać z drugiego łóżka.

Kupiec staje w progu wskazanego pokoju i spostrzega, że bogacz jest pogrążony w najważniejszej modlitwie - odmawia „osiemnaście błogosławieństw", podczas których nie wolno odezwać się ani jednym słowem. Przyjezdny jednak ośmiela się spytać:

- Panie szanowny! Przysyła mnie tu gospodarz. Czy pozwoli mi pan przespać się w drugim łóżku?

Hurtownik nie odrywa oczu od modlitewnika, ale kiwa głową, że „tak".

Kupiec zapytuje już śmielej:

- Proszę pana, muszę tu załatwić wiele interesów. Gzy pozwoli pan, że wrócę późnym wieczorem?

Hurtownik, odmawiający żarliwie modlitwę, znów kiwa głową potakująco.

Kupiec zadaje ostatnie pytanie:

- Proszę pana, czy mogę, wracając późnym wieczorem, przyprowadzić ze sobą dziewczynkę?

Hurtownik nadal nie odrywa oczu od modlitewnika, a tylko, jak do przysięgi, unosi w górę dwa palce.

===

Przed sądem grodzkim toczy się sprawa kupców żydowskich. Chodzi o różne skomplikowane geszefty, więc jako świadek koronny zeznaje pośrednik handlowy, czyli faktor - człowiek nie posiadający żadnego przedsiębiorstwa ani sklepu, za to przez cały boży dzień kręcący się po rynku, aby zarobić parę złotych.

Sędzia spisuje personalia świadka:

- Imię i nazwisko?

- Jojne Broches.

- Miejsce urodzenia?

- Iwanie Puste. -Wiek?

- Pięćdziesiąt trzy do stu dwudziestu.

- Zawód?

- Ja się kręcę.

- Pytam świadka o zawód!

- Ja się kręcę.

- Proszę nie kpić z sądu!

- Panie sędzio, ja się kręcę... -1 z tego świadek żyje?

-A jakże.

Rzecznik sprawiedliwości zadaje podchwytliwe pytanie:

- Proszę świadka, a gdybym ja się tak kręcił, to mógłbym z tego żyć?

Na to Żyd z uśmiechem:

- Pan sędzia to nie... Ale gdybym ja się kręci! koło pana sędziego, tobym i ja żył, i pan sędzia by żył!

===

Do małego sklepiku na przedmieściu wchodzi komisarz skarbowy i pyta właściciela:

- Panie Rosenkranz, dlaczego nie płaci pan podatków?

- Panie inspektorze - odpowiada Żyd. - Ja przecież mam sklep z zapomnienia...

- Co to znaczy?

- Jak ktoś zapomina coś kupić w mieście, to kupuje u mnie i potem zapomina oddać pieniądze.

- A teraz pan sam zapomniał wykupić patent!

- Patent? Jaki patent? Przecież ja w sklepie nic nie mam!

- To dlaczego nie zwija pan interesu?

- Mądre pytanie! A z czego ja będę żył?

===

Pod koniec pierwszej wojny światowej Kopel radzi się przyjaciela:

- Wiesz, chciałbym kupić marki niemieckie.

- Marki niemieckie spadną - przestrzega go przyjaciel. Kopel kupuje - i traci.

Minęło kilka tygodni.

- A może inwestować pieniądze w carskie ruble?

- Ależ to dziś bezwartościowe papierki! Kopel kupuje - i traci.

- Poradź mi, co mam robić? - pyta niefortunny spekulant.

- Pocałować mnie w pępek...

- Dlaczego w pępek?!

- Zawsze robisz coś wprost przeciwnego, niż ci radzę. Więc w tym jedynym wypadku postąpisz tak, jakbym chciał.

===

Dwaj powszechnie szanowani Żydzi zbierają pieniądze dla kupca, który splajtował. Rzecz jasna, zachowują jego nazwisko w tajemnicy.

Miejscowy bogacz gotów jest ofiarować na rzecz bankruta większą sumę, ale koniecznie chciałby wiedzieć, o kogo chodzi. Mimo nalegań i podwyższenia oferty pieniężnej Żydzi zachowują milczenie.

W końcu rzekomy bogacz wyznaje:

- Chciałem się tylko przekonać, czy umiecie dochować tajemnicy. Teraz nie mam co do tego żadnych wątpliwości, toteż zwracam się do was z prośbą: zbierajcie również dla mnie!

===

Izrael Rosenblum, kupiec galanteryjny w Wiedniu, ogłosił niewypłacalność. Nagle w jego opustoszałym sklepie rozlega się dzwonek telefonu.

- Czy to bank Rotszylda? -Nie.

- A więc pomyłka?

- Oj! - odpowiada płaczliwym głosem bankrut. - Jeszcze jaka pomyłka!

===

Cmentarz żydowski w wigilię Sądnego Dnia. Nad grobem córeczki zapłakana niewiasta.

- Najdroższe dziecko! - zawodzi żałośnie. - Załatw tam w niebie u Pana Boga, żeby zboże, które twój ojciec kupił, podrożało... Ażeby twoja siostra wyszła szczęśliwie za mąż... Aby komornik przestał nas nachodzić... I żeby nasz konkurent z przeciwka, Mojsze Mendel, wyniósł się do wszystkich diabłów! W pobliżu stoi dozorca cmentarny, przysłuchując się lamentom matki. W pewnej chwili potrząsa głową i mówi:

- Ach, ty niemądra kobieto! Takimi ważnymi sprawami obarczasz małe dziecko? Cóż to, nie możesz pofatygować się sama?!

===

Uszer Gold, handlarz zbożem z małopolskiego miasteczka, zmuszony jest spędzić noc we Lwowie, więc udaje się do hotelu.

- Proszę o pokój dla jednej osoby - zwraca się do portiera.

- Z bieżącą wodą?

- A cóż to ja jestem? Pstrąg?!

===

Natomiast inny kupiec z Małopolski - Izrael Karp - wybrał się w sprawach handlowych do Krakowa i zajechał do Hotelu Francuskiego.

- Proszę o pokój.

- Z łazienką? - pyta portier.

- Panie szanowny - powiada nowo przybyły gość. - Ja się tylko nazywam Karp...

===

Salomon Glanc staje przed sądem przysięgłych, oskarżony o oszukańcze bankructwo. Na szczęście wśród przysięgłych

znalazł się również Żyd, któremu rodzina bankruta przyrzekła trzy tysiące koron, jeśli wyrok ograniczy się tylko do grzywny pieniężnej.

Udało się. Przysięgły ociera pot z czoła:

- Alem się natrudził, zanim wskórałem u nich grzywnę!

- Z pewnością antysemici chcieli mnie skazać na długoletnie więzienie? - mówi Glanc.

- Ależ nie! Chcieli pana, i to jednogłośnie, uwolnić od zarzutów.

===

Motel pyta ojca:

- Tato, co to znaczy „etyka"?

- Zaraz ci to wyjaśnię na przykładzie: wyobraź sobie, że do naszego sklepu wchodzi klient, kupuje towar za sześćdziesiąt złotych, płaci banknotem stuzłotowym i przez zapomnienie zostawia na ladzie wydaną mu resztę. Wtedy wchodzi w grę etyka. Jestem w rozterce: czy schować do kieszeni te zapomniane czterdzieści złotych, czy też podzielić się nimi z moim wspólnikiem?

===

Rozmowa dwóch kupców:

- Słuchaj no, Fajwel, gdzie przebywałeś przez okrągłe pól roku?

- Podróżowałem.

- To dlaczego nie wniosłeś odwołania?

===

Kupiec galicyjski Awner Bloch robi wyrzuty swemu wiedeńskiemu hurtownikowi:

- Mój konkurent Lewi opowiadał mi, że ilekroć odwiedza pana wieczorną porą, sprowadza go pan ze schodów z zapaloną świecą w ręku. Mnie pan jeszcze nigdy nie zaszczyci! takim odprowadzeniem. A przecież ja płacę gotówką, natomiast Lewi kupuje wszystko na kredyt...

- Widzi pan - odpowiada z uśmiechem hurtownik. - Jeśli pan ześliźnie się ze schodów, to pańska sprawa. Ale jeśli Lewi skręci kark, to kto wykupi jego weksle?

===

Jojne spotyka na ulicy swojego dłużnika Fajwela. Ściska mu mocno dłoń i pyta z niezwykłą uprzejmością:

- Co pan porabia, kochany? Jak pańskie zdrowie? Jak się czuje pańska szanowna małżonka? Jak się chowają dzieci?

- Panu to dobrze mówić - odpowiada ponurym głosem Fajwel - ale mnie także nikt nie płaci!

===

Powód i pozwany stają przed sądem rabinackim. Powód:

- On jest mi winien pięćset rubli i nie oddaje! Pozwany:

- W tym miesiącu nie mogę mu zapłacić ani grosza. Powód:

- To samo powiedział mi przed miesiącem!

Pozwany:

- No i co? Może nie dotrzymałem słowa?

===

Breslauer zakupuje u hurtownika partię towaru i płaci wekslem. Po skończonej transakcji hurtownik ofiarowuje klientowi jedną parę rękawiczek.

- Tylko jedna para rękawiczek? - mówi zawiedziony kupiec.

Hurtownik wybucha śmiechem.

- Myślał pan zapewne, że zwrócę panu jako premię pański weksel?

- Ach, nie! - oświadcza stanowczo Breslauer. - Wolę już rękawiczki!

===

Rok 1931. Ogólny kryzys pogłębia się. Sklep Kona zamknięty na cztery spusty, a na drzwiach wisi tabliczka: „Zamknięte z powodu śmierci".

Griin spotyka Kona i pyta ze współczuciem:

- Kto panu umarł?

- Klientela.

===

- Powodzi mi się bardzo źle - skarży się Lajbel byłemu sąsiadowi. - Nie wiem właściwie, z czego żyję.

- A czy wolno spytać o źródło pańskiego utrzymania?

- Wie pan, ilekroć odbywa się capstrzyk lub procesja, wynajmuję gapiom frontowe okno mego mieszkania.

- A gdzie pan obecnie mieszka?

- Przy ulicy Niecałej.

- Przecież tą ulicą nigdy nie przeciąga procesja ani capstrzyk!

- No to już pan rozumie, że nie wiem, z czego żyję...

===

Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę.

- Co macie w worku? - pyta urzędnik celny.

- Jedzenie dla kanarka. Celnik otwiera worek:

- Przecież to kawa! Czy kanarek je kawę?

- Moje zmartwienie? Niech nie je!

w

Gecel oddal do naprawy zegarek. Po odbiorze i uiszczeniu należności już następnego dnia zjawia się z reklamacją u zegarmistrza.

- Gdy oddawałem go do reperacji, to źle chodził, ale chodził! A teraz stoi...

- Niech mnie Bóg skarze - zaklina się zegarmistrz -jeśli ja w ogóle tknąłem pański zegarek!

===

- Wczoraj mój szef obchodził jubileusz. Wszyscy składali mu życzenia i nie skąpili pochlebstw. Tylko ja jeden napisałem list, w którym nazwałem go zimnym draniem, wyzyskiwaczem i krwiopijcą. Nie zostawiłem na nim suchej nitki!

- Na litość boską! Jak pryncypał otrzyma twój list, to wylecisz jak z procy!

- Coś ty? Uważasz mnie za wariata? Myślisz, że wysłałem ten list?

===

- Czy widzisz tego dziedzica? Ja go postawiłem na nogi.

- Nie wiedziałem, że taki z ciebie dobroczyńca!

- Wprost przeciwnie. Zanim został moim dłużnikiem, rozbijał się luksusowym autem. A teraz chodzi pieszo.

===

Do oberży przybywa agent i proponuje właścicielowi beczułkę czerwonego wina.

- Dziękuję, mam pod dostatkiem czerwonego wina.

- Udzielę panu rabatu.

- Nie potrzebuję.

- Proszę skosztować łyk tego nektaru...

- Jeszcze jedno słowo, a zleci pan ze schodów! Ponieważ agent w dalszym ciągu nalega, gospodarz spełnia swą groźbę.

Agent, znalazłszy się na dole, otrzepuje spodnie, wspina się Ponownie na górę i mówi:

- Sprawa czerwonego wina już załatwiona. A może kupi Pan białe?

===

Stary Anczel, nie panując nad sobą, gromi syna:

- Nie mogę po prostu zrozumieć, dlaczego jesteś bez grosza? Gdzie podziały się twoje pieniądze? Rok temu otrzymałeś w posagu pięćdziesiąt tysięcy koron. Dziesięć tysięcy wydałeś, powiedzmy, na meble, pięć tysięcy oddałeś swoim wierzycielom, tyleż wydałeś na utrzymanie - a gdzie reszta?

- A moje interesy - pyta obrażony Anczel junior - to u ciebie nic się nie liczą?

===

Rozmowa przed gmachem giełdy:

- Halo, Fisz! Jak ci się wiedzie?

- Spekuluję w minach.

- To bardzo wysoko notowane akcje. Skąd masz na to pieniądze?

- Ach, źle mnie zrozumiałeś! Stoję tu obok portalu, a gdy ktoś wychodzi z wesołą miną, proszę go o pożyczkę...

===

Właściciel sklepu poucza nowo przyjętego praktykanta:

- Trzeba dołożyć starań, aby klient nie wychodził stąd z pustymi rękoma. Jeśli nie ma na składzie żądanego towaru, należy zaproponować coś zastępczego.

Po godzinie zjawia się klient i prosi o papier toaletowy. Praktykant, pomny słów pryncypała, powiada usłużnie:

- Papieru toaletowego chwilowo u nas brak. Możemy jednak zaproponować pierwszorzędny papier szmerglowy!

===

Fiszel Dunajer posiada akcje wielkiego przedsiębiorstwa, nie wie jednak, jak ono prosperuje. Zleca zatem swemu pracownikowi:

- Jutro odbędzie się walne zebranie. Jedź pan i proszę najpóźniej o godzinie czternastej donieść mi telegraficznie, jak sprawy stoją.

Ale już o godzinie dwunastej nadchodzi oczekiwana depesza: „Natychmiast sprzedać!"

Po powrocie pryncypał chwali swego wysłannika:

- Ustrzegł mnie pan od bardzo dotkliwej straty. Jestem jednak ciekaw, dlaczego otrzymałem telegram o dwie godziny wcześniej, zanim giełda dowiedziała się całej prawdy?

- To proste, panie szefie! Prezydent, otwierając zebranie, zaczął od słowa „niestety"... Wtedy wiedziałem już wszystko.

===

Faktor zachwala potencjalnym nabywcom dom letniskowy nad Dniestrem:

- Co tu dużo mówić! Wystarczyłby sam widok na taką piękną, szeroką rzekę. Ale proszę tylko pomyśleć, jakie korzyści wynikają z bliskości wody Można tam uprać bieliznę, ką-Pać się, pływać, wiosłować... A zimą ma się przed domem gotową ślizgawkę...

- Wszystko to prawda - przerywa mu potencjalny nabywca - ale zapomina pan o ujemnych stronach takiego położenia domu, o grożących powodziach w porze wiosennej...

- Co też pan wygaduje! - odpowiada pośrednik. - Gdzie jest dom, a gdzie Dniestr?

===

Dwóch Żydów siedzi w zadymionym przedziale trzeciej klasy.

- Powodzi mi się niedobrze - żali się pierwszy. - Jestem domokrążcą, rodzina moja często nie najada się do syta, a ja haruję jak wół. W pocie czoła zdobywam grosze na kawałek chleba...

- A ja - oświadcza drugi - żyję właśnie z ludzkiego potu.

- A więc jesteście kapitalistą, wyzyskiwaczem!

- Jakim kapitalistą? Jestem posługaczem w łaźni...

===

Izaak Kapłański stoi za ladą sklepu. Zbliża się godzina zamknięcia, a tu klientów ani śladu. W ostatniej chwili wpada gość, prosi o kopertę za dwa fenigi, rzuca na ladę dziesięcio-fenigową monetę i nie czekając na wydanie reszty, wybiega na ulicę.

W domu żona zadaje kupcowi pytanie:

- Jaki był dzisiaj obrót?

- Obrót był minimalny - wyznaje małżonek - ale za to dochód bardzo wysoki!

===

W ostatnie święto Kuczek odbywa się w synagodze niezwykła licytacja. Każdy Zyd może za pieniądze nabyć prawo głośnego odczytywania cotygodniowego rozdziału Pięcioksięgu.

Baron Sparwitz, zwabiony krzykami, wchodzi do synagogi. W tej samej chwili rozlega się basowy głos zarządcy:

- Pan Kon - dwadzieścia marek po raz pierwszy! Baron, nie namyślając się długo, podbija cenę:

- Sto marek!

Żydzi milkną, a zarządca, chcąc objaśnić dziedzica, rzuca uwagę:

- Ależ pan baron nie wie, o co tu chodzi!

- Wszystko jedno! - przerywa mu Sparwitz. - Jeśli Kon oferuje dwadzieścia marek, to towar z pewnością wart jest sto.

===

Opowiadano sobie, że w czasie kryzysu właściciel „czerwonej karczmy" w miasteczku galicyjskim wiódł nader wnikliwy roz-howor z mądrą i rezolutną połowicą.

- Słuchaj no, stara! - wywodził. - Skąd się bierze nasze ubóstwo? Zdaje się, że dosyć dużo wódki sprzedajemy swoim klientom i w dodatku dolewamy do niej niemało wody. A gdy nasz szanowny klient ma już w czubie, dopisujemy mu zawsze kilka kresek na tablicy...

- O właśnie! - mówi żona. - Już wiem, skąd się bierze nasze ubóstwo. Do tej wódki, którą dopisuje się na tablicy, nie dolewamy wody!

===

Bankier Goldring wzywa do gabinetu prokurenta:

- Nasz dłużnik Lissauer nie płaci ani szylinga. Proszę się do niego udać i nie ruszyć się z miejsca, póki nie zwróci zaciągniętej u nas pożyczki.

Prokurent wraca po dwóch godzinach z triumfalną miną.

- Zapłacił? - pyta szef. -A jakże.

- Gotówką?

- Tyle co gotówką - wekslem.

- To istne kpiny!

- Żadne kpiny! Spójrz pan tylko! Weksel wystawiony na imię i nazwisko samego barona Rotszylda...

- A czy Rotszyld go podpisał?

- Podpisał? Też pretensje! Przecież Rotszyldowi można wierzyć na słowo!

===

Pogrzeb starego Rotszylda. W orszaku pogrzebowym skromnie ubrana Żydówka zalewa się łzami i głośno lamentuje.

- Czy nieboszczyk był pani krewnym?

- Nie, nie był krewnym - odpowiada, łkając, kobiecina. -I właśnie dlatego płaczę!

===

Pod koniec lat trzydziestych dwóch Żydów siedzi przy stoliku lwowskiej kawiarni „De la Paix" (zwanej również „De la Pa-jes") - i milczy.

W pewnym momencie jeden z nich cicho westchnął.

Drugi zrywa się i wrzeszczy:

- Słuchaj, ty! Jak nie przestaniesz mówić o interesach, to skuję ci mordę!

===

Uszer nie może zasnąć, niespokojnie przewraca się z boku na bok.

- Dlaczego nie śpisz? - niepokoi się żona.

- Jestem dłużny Fajwelowi z przeciwka pięćset złotych. Podpisałem weksel płatny w dniu jutrzejszym. A nie mam pieniędzy...

Żona po krótkim namyśle:

- Ja to załatwię w trymiga.

Otwiera okno i woła donośnym głosem:

- Panie Fajwel! Panie Fajwel!

W oknie naprzeciwko ukazuje się w koszuli nocnej wierzyciel.

- Go się stało?!

- Mój mąż pożyczył od pana pięćset złotych? -Tak jest.

- I wystawił weksel?

- Tak jest.

- Więc oznajmiam panu, że mój małżonek nie zapłaci panu ani grosika. - Rezolutna niewiasta zamyka okno i powiada do męża: - Teraz on nie będzie spał!

===

Dwaj kupcy lwowscy spotkali się w pociągu zdążającym do Wiednia. Po krótkiej pogawędce jeden z nich pyta:

- Co mi pan da, jeśli odgadnę pańskie myśli?

- Guldena.

- Pan nie chce ogłosić niewypłacalności, toteż jedzie pan do Wiednia, aby tam ugodzić się z wierzycielami...

- Uj! - wykrzykuje radośnie towarzysz podróży. - Masz pan tu guldena!

- Nu, czy odgadłem pańskie myśli?

- Prawdę mówiąc, miałem zgoła inne zamiary, ale ten pomysł z ugodą wart jest co najmniej guldena!

===

Chaim, po zjedzeniu sutego obiadu w koszernej restauracji, zwraca się do właściciela lokalu:

- Powinien pan koniecznie obniżyć ceny potraw! Po pierwsze, pańskie jadło to paskudztwo, które w ogóle nie nadaje się do spożycia. A po drugie, porcyjki są o wiele za małe!

===

Reuben Sokal, właściciel sklepu towarów mieszanych, lubi zabawiać klientów towarzyską rozmową.

Na dworze panuje straszliwy upał. Do sklepu wchodzi kolejarz w mundurze.

- Ależ dziś gorąco!

- Nad morzem jest jeszcze goręcej - zauważa kupiec.

- A czy był pan kiedyś na wybrzeżu? -Nie.

- To co pan ma wspólnego z morzem?

- Jak to co? Ja przecież handluję śledziami!

===

Łajbusz oznajmia przyjacielowi:

- Wiesz, zawarłem spółkę z Zylberem.

- Jak to, zawarłeś spółkę? Przecież ty nie masz nawet złamanego szeląga!

- Nu tak, on ma pieniądze, a ja doświadczenie.

- To za kilka miesięcy zamienicie się rolami: ty będziesz miał pieniądze, a on doświadczenie.

===

Były komiwojażer Epsztajn znalazł się w więzieniu.

Uprzejmy dyrektor zakładu karnego pyta więźnia, co woli: kleić torebki, szyć pantofle czy wyrabiać szczotki.

- Wolałbym jeździć jako akwizytor tych towarów i przyjmować obstalunki - oświadcza Epsztajn.

===

Na początku lat dwudziestych oficjalnym środkiem płatniczym w Polsce była bezwartościowa marka. Kwitł zatem nielegalny handel dewizami, które częstokroć wywożono za granicę. Zęby zmylić celników, przemytnicy zwykli je ukrywać w nąjintymniejszych okolicach ciała. Władze odgórne zarządziły więc, aby w stosunku do notorycznych waluciarzy posługiwać się... lewatywą.

Zabieg ten zastosowano w przypadku spekulanta Zajnela. Trwało to jednak tak długo, że urzędnik sporządzający protokół zawołał zniecierpliwiony:

- No i co tam?

- Nie da rady, panie komisarzu! - odpowiada celnik. Chwilowo idzie nasza waluta...

===

U NAS I GDZIE INDZIEJ

Przy stoliku kawiarnianym agenci handlowi grają w brydża. Nagle Kon zapowiada szlema, po czym martwy osuwa się na podłogę.

Ogólne poruszenie. Tylko komiwojażer Chajes zachowuje spokój. Schyla się i zbierając z podłogi rozsypane karty, mówi:

- Chciałem się tylko przekonać, jakiego to szlema miał nieboszczyk Kon...

===

Nowy Jork. Icek zadaje ojcu pytanie:

- Tatę, co to znaczy „prosperity", a co znaczy „kryzys"?

- Jak by ci to, synku, wytłumaczyć? - zastanawia się rodzic i mówi po chwili: - Prosperity to szampan, elegancka limuzyna i piękne kobiety, a kryzys to lemoniada, metro i... twoja matka.

===

Późnym popołudniem dzieci bawią się na podwórzu. Chaimek przypatruje się uważnie umorusanej buzi Abramka i powiada:

- Załóżmy się, że zgadnę, co dzisiaj jadłeś na obiad...

- No co?

- Zupę pomidorową.

- Nieprawda! Zupę pomidorową jadłem wczoraj!

===

Ojciec przynosi do domu kupon wełnianego materiału i zwraca się do syna:

- Spójrz, jaki dobry materiał kupiłem sobie na garnitur. Syn ogląda go uważnie, lecz tylko z lewej strony.

- Dlaczego odwróciłeś materiał?

- Bo chcę zobaczyć, co będę nosił po przenicowaniu.

===

Faktor Abeles umówił się z bogatym kupcem w luksusowej wiedeńskiej kawiarni. Potencjalny klient zawiódł, więc musiał sam uiścić należność za małą czarną. Po powrocie do domu opowiada swej żonie:

- Wiesz, byłem dzisiaj u „Sachera". Kelner zdarł ze mnie skórę! Za kiepską kawę zapłaciłem dwa i pół szylinga! Ale na świecie dzieją się, dzięki Bogu, różne cuda! Przed chwilą znalazłem w kieszeni marynarki srebrną łyżeczkę...

===

Do eleganckiej restauracji w Berlinie wchodzi makler giełdowy Zusman i zamawia donośnym głosem porcję szynki.

- Proszę nie krzyczeć! - mityguje go kelner. -1 tak widać na milę, że jest pan Żydem!

===

Lekarz gastrolog, wezwany do zamożnego Uszera, ostrzega pacjenta:

- Koszerne mięso na ciężko strawnym gęsim smalcu wyraźnie panu szkodzi. Zalecam cielęcinkę na świeżym masełku.

- Panie doktorze - wzbrania się chory. - Przecież my, Żydzi, nie możemy co parę tysięcy lat zmieniać diety!

===

Gecel, niedoszły pośrednik handlowy, udziela instrukcji nieletniemu jedynakowi:

- Dzisiaj jest dzień targowy. W kantorze u hurtownika Samuela roi się od klientów, a pieniądze leżą na stole. Ściągnij więc kilka banknotów...

- Tatę! - oponuje wyrostek. - Przecież w Zakonie stoi napisane: „Nie kradnij!"

- Ech ty, bałwanie! To, co stoi, niech sobie stoi, ale to, co leży - z tego bierz!

===

- Panie Herszfeld, jak się panu podoba moja kopia obrazu Rafaela?

- Kopia dość wierna, ale jednego nie rozumiem: dlaczego nazwisko „Rafael" przerobi! pan na „Rebeka"?

- Wie pan, mój adwokat poradził mi ostatnio, żebym wszystko, co posiadam, przepisał na imię żony.

===

We Lwowie mawiano:

Kiedy żona otrzymuje nazwisko męża? - W dniu ślubu.

Kiedy mąż otrzymuje nazwisko żony? - W przededniu bankructwa.

===

Sławny humorysta żydowski Szolem Alejchem w ten sposób określał „ekonomię żydowską":

Powodzi mi się źle: on zarabia, ja tracę.

Powodzi mi się średnio: obydwaj zarabiamy.

Powodzi mi się dobrze: ja zarabiam, on traci.

===

W Krotoszynie, w bóżnicy wakowała posada szamesa.

Łajb Gelobter na próżno o nią się starał, był bowiem analfabetą. Po długim namyśle powędrował do Berlina, gdzie w czasie pierwszej wojny światowej, dzięki wrodzonej obrotności, dorobił się majątku i stanowiska dyrektora Urzędu Zaopatrzenia.

Przy zawieraniu kolejnej umowy przekonano się, że świeżo upieczony dygnitarz podpisuje się trzema krzyżykami.

- Pan chyba żartuje! - roześmiał się kontrahent.

- Wcale nie żartuję. Nie umiem czytać ani pisać.

- To wprost niewiarygodne! Wyobrażam sobie, kim by pan mógł zostać, gdyby pan ukończył choć szkołę ludową...

- Kim mógłbym zostać? Szamesem w Krotoszynie.

===

W drodze statkiem do Ameryki ośmioletni synek milionera wpadł do oceanu. Zrozpaczony ojciec przyrzeka pięć tysięcy dolarów każdemu, kto uratuje jego jedynaka.

Po chwili znalazł się za burtą Izydor Rek, wyciąga z fal tonące dziecko, chwyta rzucone mu z pokładu koło ratunkowe i wraca na statek. Uszczęśliwiony ojciec zaprasza go do kabiny, żeby tam wystawić czek na obiecaną sumę.

Izydor oponuje:

- 0 interesach pogadamy później. Teraz chciałbym tylko wiedzieć, kto mi dał takiego kopniaka w tyłek, że momentalnie znalazłem się za burtą?

===

Religijni Żydzi cenią nade wszystko trzy cnoty: pobożność, wstrzemięźliwość i skromność. Usłyszawszy te słowa z ust kaznodziei, woźnica Majlech oświadcza:

- Mój koń, acz mizerna chabeta, jednoczy w sobie wszystkie te cnoty. Jest pobożny - nigdy nie spojrzy na kobietę. Jest wstrzemięźliwy - pości od soboty do soboty. Jest skromny -nigdy nie pcha się z wozem do przodu, zawsze zostaje w tyle.

===

Chaim zwiedza Muzeum Orientalne. Zatrzymuje się przed posągiem Buddy i z ust jego wyrywa się okrzyk:

- Sześć par ramion - dwanaście rąk! Boże miłosierny, ależ to był gaduła!

===

Jojne i Mates, którzy popełnili grube oszustwo, odbywają karę w tej samej celi więziennej.

Pewnego dnia Mates odmawia modlitwę poranną, podczas gdy Jojne co chwila zrywa się ze stoika i szybkimi krokami przemierza przestrzeń od zakratowanego okienka do opancerzonych drzwi. Mates zamyka modlitewnik i mówi:

- Słuchaj no, bratku! Czy ty myślisz, że gdy tak chodzisz, to nie siedzisz?

===

Skłonny do medytacji kupiec Izrael Blau przybył do ważnego ośrodka handlowego na kresach Galicji wschodniej i pyta spotkanego na ulicy Żyda:

- Jednego nie rozumiem. Dlaczego wasze miasto nazywa się Brody?

- Nie rozumiecie, a to takie proste! Tu przecież mieszka rabin brodzki!

===

Icek zapytuje ojca: - Go znaczy śpiew chóralny?

- To ludzie, którzy śpiewają hurtowo.

===

Awner nabył piękny, złoty zegarek, a chcąc wywołać zazdrość konkurentów, przechadza się pod oknami kawiarni pełnej geszefciarzy i co chwila wyjmuje go z kieszonki, niby to porównując czas ze wskazywanym przez zegar na ratuszowej wieży. Zauważa to maty andrus lwowski, zbliża się do Awnera i pyta:

- Proszę pana, która godzina?

Awner, zadowolony, otwiera złotą kopertę:

- Teraz, chłopczyku, jest punktualnie wpół do dwunastej. Na to wyrostek:

- Punktualnie o dwunastej pan mnie pocałuje w dupę!

I ucieka. Awner puszcza się za nim w pogoń z podniesioną laską. Zatrzymuje go przyjaciel:

- Dlaczego gonisz tego chłopca?

- Taki łobuz! On mi powiedział, żebym go o dwunastej pocałował w dupę!

Przyjaciel zerka na zegar ratuszowy:

- To dlaczego biegniesz? Masz jeszcze pól godziny!

===

Pajwel Frak pyta Josela Brika:

- Czy wiesz, co to jest rym?

- To takie proste! Zaraz powiem ci coś do rymu: Pajwel Frak, niech cię trafi szlag!

- Tę sztukę to i ja potrafię!

- No to spróbuj!

- Josel Brik, niech cię trafi szlag!

- Przecież tu nie ma rymu!

- To niech cię trafi i bez rymu!

===

Po dojściu do władzy Hitlera pewien Żyd zgłasza się do referenta w berlińskim magistracie, prosząc usilnie o natychmiastową zmianę imienia i nazwiska.

- A jak się pan nazywa? - pyta urzędnik.

- Adolf Sztynkfas.

- Ma pan zupełną rację! A jak by pan chciał nazywać się w przyszłości?

- Mojsze Sztynkfas.

===

Jankiel Moskiewskier, król kieszonkowców w moim rodzinnym mieście, zwierzył się kiedyś rabinowi:

- Jakie to szczęście, rabbi, że istnieje policja! W przeciwnym wypadku w naszym mieście roiłoby się od złodziei i nawet ja nie mógłbym sobie dać rady z konkurencją!

===

W przedziale kolejowym siedzi Żyd, który co pewien czas wybucha śmiechem, a po chwili macha ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

Zapytany przez współpasażera o przyczynę tak dziwnego zachowania, odpowiada:

- Co w tym dziwnego? Nudzę się, więc sam sobie opowiadam dowcipy. Jednak po chwili przypominam sobie, że to stary kawał, i macham lekceważąco ręką...

===

Do bankiera Ftirstenberga, który słynął z ciętego dowcipu, podszedł na giełdzie berlińskiej pewien prowincjonalny makler i spytał półgłosem:

- Proszę pana, gdzie tu jest ubikacja?

- Tu nie ma ubikacji - odburknął bankier. - Tu jeden ob-srywa drugiego!

===

Mistrz igły, chcąc pozyskać nieżydowską klientelę, postanowił się wychrzcić. Udaje się więc do najbliższego kościoła. Pleban, pouczając przyszłego neofitę, zadaje mu w końcu pytanie:

- A jakie imię chrzestne chciałby pan przyjąć?

- Leszek Biały.

- Przecież to imię naszego króla!

- Tak, proszę wielebnego księdza, ale ja się nazywam Łajb Broches, więc nie chciałbym zmieniać monogramu na koszulach i chusteczkach do nosa.

===

W Nowym Jorku pewien imigrant żydowski zgłasza się do pracy w sklepie konfekcyjnym, należącym do rodowitego Amerykanina.

- Z jakich stron pochodzisz? - pyta przyszły chlebodawca.

- Jestem Amerykaninem.

- A gdzie się urodziłeś?

- W Grodnie.

- To jak możesz być Amerykaninem, skoro urodziłeś się w Grodnie?

- A gdybym urodził się w stajni, to byłbym koniem?

===

Pewien świeżo wychrzczony dygnitarz zaprzyjaźnił się w uzdrowisku z garbatym profesorem. Na odjezdnym zwierza mu się tajemniczym szeptem:

- Powiem panu w zaufaniu - jestem żydowskiego pochodzenia.

Na to profesor, również szeptem:

- Powiem panu w zaufaniu -jestem garbusem.

===

Młody neofita patrzy na piękną Żydówkę i mówi:

- Gdybym nadal był Żydem, ożeniłbym się z nią natychmiast!

Na to przyjaciel:

- Szkoda! Trzeba było przy chrzcie wziąć kontramarkę!

===

Nakaz biblijny opiewa: „Nie będziesz jadł mięsa jagnięcia w mleku jego matki". Toteż Żydzi wyznania mojżeszowego mają po dzień dzisiejszy naczynia oraz sztućce „mięsne" i „mleczne", których nie wolno mylić.

Ajzyk, mężczyzna o atletycznej budowie ciała, ima! się różnych zawodów. Ponieważ nie poszczęściło mu się w życiu, a miał na utrzymaniu żonę i czworo dzieci, postanowił zostać bandytą. Zanim jednak udał się do lasu, przez który często przejeżdżali zamożni kupcy, zwierzył się ze swych planów żonie, nakazując, aby mu dała najostrzejszy nóż.

Wrócił do domu wczesnym wieczorem, klnąc, na czym świat stoi.

- Co się stało? - niepokoi się połowica.

- Nie powiodło mi się, i to z twojej winy! Już, już upatrzyłem sobie ofiarę, lichwiarza-kuternogę reb Szmelke, który ze względów oszczędnościowych przemierzał leśną ścieżkę piechotą, ale jakże mogłem go zabić, skoro dałaś mi na drogę mleczny nóż?!

===

Gdy skarb monarchii austro-węgierskiej miał kłopoty natury pieniężnej, a nie wolno mu było drukować nowych banknotów, zwykł zwracać się o krótkoterminową pożyczkę do instytucji finansowych, a nawet do prywatnych bankierów.

Należał do nich Kantor Wymiany i Dom Składowy, którego właścicielem był multimilioner Dessauer. Aliści Dessauer miał synalka Moryca, który nie poszedł w ślady przedsiębiorczego ojca. Wprost przeciwnie: przystał do nihilistów i za udział w jakiejś nielegalnej, a wielce hałaśliwej demonstracji został skazany na sześć tygodni aresztu.

Po pewnym czasie Ministerstwo Finansów zwróciło się do Dessauera o krótkoterminową pożyczkę, ale multimilioner odmówił.

- Jak to? - pyta go telefonicznie sam minister. - Stracił pan zaufanie do monarchii Habsburgów?

- Ekscelencjo! - odpowiada bankier. -Jak można mieć zaufanie do państwa, które obawia się mojego Morycka?!

===

Ghasyd dzieli się ze swoim sąsiadem rewelacyjną nowiną:

- Gzy słyszałeś, że w lesie kosowskim wydarzył się cud? Pewien drwal znalazł pod drzewem kilkutygodniowe niemowlę, a że był z natury dobrym człowiekiem, długo medytował nad tym, jak uchronić dzieciątko od głodowej śmierci... No i stał się cud! Drwalowi urosły piersi i było w nich pod dostatkiem mleka, by nakarmić podrzutka...

- Nie rozumiem - oponuje sceptyczny sąsiad. - Przecież Wszechmocny Stwórca mógł spowodować, aby niemowlęciem zaopiekowała się płatna mamka?

- Ech ty, niedowiarku! Go tu jest do zrozumienia? Jeżeli Pan Bóg może każdą sprawę załatwić za pomocą cudu, to dlaczego miałby wydawać żywą gotówkę?!

===

Straganiarz zerwał się z posłania o świcie, aby na czas zaopatrzyć swój interes w świeżą zieleninę.

W drodze na rynek zagląda do oświetlonej kawiarni, gdzie czterech młodzieńców o bladych z niewyspania twarzach siedzi przy stoliku i gra w bakarata.

- Tacy wariaci! - szepce zgorszony handlarz. - Wstali przed wschodem słońca, żeby oddawać się grze hazardowej!

===

W czasie ogólnopolskiego spisu ludności, organizowanego przez rząd sanacyjny na początku lat trzydziestych, spytano Moryca Feigenblatta:

- Jakiego jest pan wyznania?

- Augsburskoewangelickiego.

Urzędnik spojrzał podejrzliwie na wyraźnie semicką twarz neofity:

- A kim pan był przedtem?

- Pan się będzie śmiać - rzymskokatolikiem...

===

Od pewnego czasu Icek chodzi z bardzo żałosną miną. Współczujący przyjaciel pyta go o powód zmartwienia.

- Muszę ci wyznać w ścisłej tajemnicy, że ja ostatnio uprawiam samogwałt...

-1 dlatego jesteś smutny?

- Nu tak... Ja nie jestem w moim guście...

===

Cesarz Franciszek Józef nadał znanemu dyrektorowi banku Żydowi Leonowi Lanczi szlachectwo.

Świeżo upieczony arystokrata zjawił się w wiedeńskim Bur-gu w mundurze węgierskiego szlachcica, z ozdobnym pałaszem u prawego boku. Zauważył to adiutant monarchy i szepnął grzecznie do ucha Jego Bankierskiej Mości:

- Panie dyrektorze! Szablę nosi się po stronie „debet", a nie po stronie „credit".

===

Dwóch Żydów czyta uważnie afisz Opery.

- Patrz, tu pisze „pantomima". Go znaczy pantomima?

- Ja ci to zaraz wytłumaczę. To jest takie przedstawienie, w którym ludzie rozmawiają ze sobą, ale nic nie mówią.

===

Pewien Żyd wpadł do rzeki. Tonie. Na brzegu zbiera się tłum gapiów. Tonący wzywa ratunku:

- Sto koron odważnemu ratownikowi! Tłum stoi nieporuszony.

- Sto pięćdziesiąt koron odważnemu ratownikowi!

I tym razem nikt nie ma ochoty skąpać się w rzece. Żyd krzyczy ostatkiem tchu:

- Dwieście koron odważnemu ratownikowi!

Jakiś osobnik wskakuje do wody i wyciąga go na brzeg. Żyd leży na ziemi ociekający wodą, ledwo dyszy, ale z jego ust dobywa się wyraźny szept:

- Powiedziałem... sto pięćdziesiąt...

===

Do właściciela nowojorskiego cyrku zgłasza się Żyd.

- Czym mogę panu służyć?

- Panie dyrektorze, mam dla pana atrakcyjny numer!

- W moim programie są tylko atrakcyjne numery, nie potrzebuję jakichś dodatkowych...

- Ale mój jest jedyny w swoim rodzaju!

Koniec końców dyrektor zgadza się, aby gość zademonstrował w jego gabinecie swój atrakcyjny numer. Żyd wprowadza psa, zwykłego kundla, każe mu służyć i ustawia mu na głowie papugę. Kakadu otwiera dziób i wygłasza bezbłędnie

monolog z drugiego aktu Hamleta. Dyrektor jest oczarowany:

- Angażuję pana, i to natychmiast!

- Panie dyrektorze - powiada nowo zaangażowany. -Ja jestem uczciwy Żyd i muszę pana uprzedzić, że ten numer polega na pewnym triku.

- Na jakim triku?

- Papuga wcale nie mówi!

- Jak to, nie mówi?

- To pies jest brzuchomówcą!

===

Motel i Kopel spotykają się po kilku latach niewidzenia.

Motel, zainteresowany losami dawno nie widzianego przyjaciela, pyta:

- Jak ci się powodzi?

-Ani dobrze, ani źle. Można wytrzymać.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Trzy lata temu spalii się mój dom...

- Spalił się dom? To źle!

- Nie jest tak źle! Odebrałem asekurację i wystawiłem sobie nowy, piętrowy.

- To dobrze!

- Nie jest jeszcze tak dobrze... Dwa lata temu umarła mi żona.

- Umarła żona? To źle!

- Nie jest jeszcze tak źle! Po roku ożeniłem się z młodą, ładną dziewczyną...

- To dobrze!

- Nie jest jeszcze tak dobrze. Naprzeciw mnie mieszka oficer dragonów. A gdy wyjeżdżam do Warszawy, to on przesiaduje u mojej żony...

- Oj, taka hańba, taki wstyd! To źle!

- Nie jest jeszcze tak źle! Gdy rotmistrz wyjeżdża na manewry, to ja całe wieczory spędzam u jego młodej żony...

- To dobrze!

- Powiedziałem ci przecież: nie jest tak dobrze, nie jest tak źle. Można wytrzymać!

===

Froim, znany z małomówności, wchodzi do fryzjera. Usłużny mistrz brzytwy zadaje kolejne pytania:

- Ostrzyc? -Aha.

- Ogolić? -Aha.

- Uczesać? -Aha.

- Gorący kompres? -Aha.

- Umyć głowę? -Aha.

- Brylantyna? -Aha.

- Woda kolońska? -Aha.

- Krem? -Aha.

- Puder? -Aha.

- Masaż elektryczny? -Aha.

- Płaci pan dziesięć koron. -Oho!...

===

Uczeń jeszybotu powiedział raz do kolegi:

- Wiesz, po długich rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że najdziwniejszym napojem na świecie jest szklanka kawy.

- Dlaczego szklanka kawy?

- Najpierw wsypuje się do niej kawę, żeby była czarna. Potem dolewa się mleko, żeby była biała. Potem dodaje się cykorię, żeby była gorzka, a następnie sypie cukier, żeby była słodka. W końcu ogrzewa się ją, żeby byk gorąca, a potem dmucha na nią, żeby była zimna.

===

Czterech młodzieńców żydowskich gra w sześćdziesiąt sześć. Przychodzi kolej na Gecela, który długo się zastanawia, jaką kartę rzucić na stół. Kibicujący naprzeciw niego Abram, niepostrzeżenie dla innych, wskazuje ręką na serce. Gecel wychodzi w kiery i przegrywa.

Po skończonej grze zwraca się z pretensją do przyjaciela:

- Dlaczego wskazałeś na serce?

- Ech ty, niedomyślny człowieku! A co robi serce? Pik, pik, pik...

===

W czasie rozprawy sądowej sędzia przesłuchuje świadka Mei-ra Lejzora:

- Ile świadek ma lat?

- Pięćdziesiąt sześć do stu dwudziestu.

- Nie rozumiem.

- Pięćdziesiąt sześć do stu dwudziestu!

Obecny na sali adwokat żydowskiego pochodzenia proponuje:

- Może ja zadam świadkowi pytanie?

- Proszę!

- He świadek ma lat do stu dwudziestu?

- Pięćdziesiąt sześć.

===

Menachem Levy na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej zdecydował się opuścić Trzecią Rzeszę i prawie bez środków do życia znalazł się w Londynie. Parę lat po wojnie, wędrując po stolicy nad Tamizą, spostrzega nagle eleganckiego pana, który wychodzi z luksusowej willi i kieruje kroki do otwartego cadillaca z szoferem w liberii przy kierownicy. Wytęża wzrok... Ależ tak - to jego berliński przyjaciel! Szybko podbiega doń i pyta:

- Breslauer, to ty?!

- Tak, to ja. -A willa?

- To moja własność.

- A samochód?

- Należy do mnie.

- Więc jesteś szczęśliwy?

- Szczęśliwy? Jak może być szczęśliwy Anglik po utracie Indii?

===

Było to przed wojną, na początku lat trzydziestych. Przewodnik oprowadzający wycieczkę po małopolskim uzdrowisku poświęca parę slow miejscowym świątyniom:

- Tu, proszę państwa, kościół dla rzymskokatolików, nie opodal cerkiew dla grekokatolików, a tam - synagoga dla kuracjuszy.

===

Spotyka się pewnego dnia dwóch Żydów.

- Mój syn się wychrzcił - oznajmia jeden z nich. -1 co ty na to?

- No cóż, żaliłem się przed Panem Bogiem... -1 co On ci powiedział?

- Powiedział: „Mój Syn także się wychrzcił. Więc zrób to samo, co Ja..."

- A mianowicie?

- „Sporządź Nowy Testament!"

===

W autobusach kursujących z Tel Awiwu do Haify widnieje napis ostrzegawczy:

„Nie rozmawiaj z szoferem! Szofer powinien trzymać ręce na kierownicy!"

===

Zawodowy karciarz i szuler Josel Nyselbaum leży na stole operacyjnym. Po założeniu maski chloroformowej lekarz każe mu liczyć. Pacjent liczy:

- Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, walet, dama, król, as...

===

Żyd siedzący z liczną rodziną w przedziale kolejowym trzeciej klasy głośno krzyczy i wprowadza straszliwe zamieszanie. Jadący w sąsiednim przedziale nerwowy pasażer przywołuje konduktora:

- Panie szanowny, powiedz pan temu Żydowi, że jeśli nie przestanie się awanturować, to spotka go coś najgorszego!

Konduktor komunikuje Żydowi usłyszane przed chwilą słowa, a ten uśmiecha się gorzko:

- Panie konduktorze! Moja żona udaje się na operację do szpitala, moja szesnastoletnia córka jest w ciąży, Icek narobił w majtki, Mosiek wyrzucił przez okno bilety kolejowe, a na dodatek jedziemy w przeciwnym kierunku... To powiedz pan sam, czy może mnie jeszcze spotkać coś gorszego?

===

Chasyd przybył do niewielkiego galicyjskiego miasta. Po załatwieniu wszystkich spraw handlowych zjadł w koszernej restauracji smaczny obiad, odmówił w bóżnicy modlitwę przedwieczorną i chciałby resztę nocy spędzić w towarzystwie wesołych dziewczynek - ale nie wie, gdzie mieści się ich gniazdko.

Co tu począć? Nie zna języka polskiego ani ukraińskiego, a pytać Żyda o dom publiczny nie wypada chasydowi z brodą i pejsami, ojcu pięciorga dzieci! Nagle zbawienna myśl świta w jego głowie. Zaczepia przechodzącego ulicą Żyda i zadaje pytanie:

- Powiedzcie no, wujku, gdzie tu mieszka wasz rabin - oby żył sto dwadzieścia lat!

Żyd wskazuje mu palcem dom duszpasterza. Chasyd przesłania ręką oczy i mówi z niedowierzaniem:

- Rabbi mieszka obok domu publicznego?

- Czyś ty oszalał, człowieku?! - ofukuje go zagadnięty i wyciąga rękę w inną stronę: - Rabin mieszka tutaj, a dom publiczny jest tam!

W ten sposób żądny przygód erotycznych chasyd dowiedział się, gdzie może spędzić resztę nocy.

===

Kupiec żydowski przed wyjazdem pociągiem pośpiesznym do Warszawy zjadł na wieczerzę dwa śledzie. Nic dziwnego, że po upływie niecałej godziny łaknie gwałtownie chociażby kropli wody. Wpatrując się melancholijnie w mknące za oknem słupy telegraficzne, bez ustanku powtarza płaczliwym głosem:

- Oj, to ja mam pragnienie! Oj, to ja mam pragnienie! Oj, to ja mam pragnienie!

Siedzący naprzeciw oficer, nie mogąc znieść tego biadolenia, udaje się do wagonu restauracyjnego, przynosi stamtąd butelkę wody mineralnej i podaje ją Żydowi. Kupiec wychyla ją jednym haustem, twarz jego rozpromienia się, ale usta nie przestają mamrotać:

- Oj, to ja miałem pragnienie! Oj, to ja miałem pragnienie! Oj, to ja miałem pragnienie!

===

Żydowscy agenci handlowi większą część życia spędzali w pociągach. Dla zabicia czasu opowiadali sobie ucieszne dykteryjki. Doszło do tego, że znali wszystkie anegdoty na pamięć. Postanowili tedy ponumerować je i w ten sposób zaoszczędzić sobie wysiłku opowiadania.

Pewnego dnia kramarz z małego miasteczka znalazł się w przedziale kolejowym w towarzystwie trzech komiwojażerów.

Po chwili milczenia jeden z nich odzywa się:

- Dwadzieścia siedem... Wszyscy się śmieją. Drugi powiada:

- Osiemdziesiąt jeden... Wszyscy się śmieją.

W końcu trzeci mówi: -Sześćdziesiąt dwa... Wszyscy się śmieją.

Kramarz, zrozumiawszy, o co chodzi, chciałby również wziąć udział w zabawie i woła na chybił trafił:

- Czterdzieści pięć... Ale nikt się nie śmieje.

Głęboko urażony, zwraca się do współpasażerów:

- Dlaczego się nie śmiejecie? Przecież to bardzo dobra anegdota!

- To prawda! - brzmi chóralna odpowiedź. - Ale tę anegdotę trzeba umieć opowiedzieć!

===

Reb Josef Zelig, macher żydowski, mąż zaufania władz miejskich i powiatowych, wszedł pewnego razu do synagogi i jął krytykować panujący tam nieporządek: pajęczyny na ścianach, zaśmieconą posadzkę, nie domyte okna, zakurzone pulpity... Szames, dotknięty do żywego tą ingerencją w sprawy wewnętrzne Domu Bożego, spurpurowiał na twarzy i wykrzyknął:

- Reb Josef Zelig, co wy sobie wyobrażacie? Myślicie, że jesteście w magistracie, że jesteście w starostwie? Tu nie magistrat, tu nie starostwo! Tu jest święty przybytek! Tu można srać na takich panów jak wy!...

===

Mojsze, Żyd buczacki, przeprowadził się do Lwowa, gdzie wkrótce dorobił się krociowego majątku. Założył fabrykę, wybudował willę w pobliżu parku Stryjskiego.

Po pewnym czasie kupiec buczacki Anczel wybiera się do Lwigrodu, nakazują mu zatem sąsiedzi i znajomi, żeby odwiedził nowo upieczonego bogacza i dowiedział się, jak mu się żyje.

Parweniusz przyjął ziomka nader serdecznie, oprowadził go po fabryce i mieszkaniu, a na pytanie, jak żyje, odpowiedział:

- Wstaję sobie o ósmej rano, jem obfite śniadanie, jadę do mego biura, wracam stamtąd o pierwszej, spożywam smaczny obiad, po czym dwie godziny leżę sobie na werandzie...

- Jak to? Aż dwie godziny?! - pyta przerażony Anczel.

- Nie inaczej.

Kupiec wraca do Buczacza i relacjonuje:

- Go wy wiecie! Nasz Mojsze to prawie milioner. On się już nie nazywa Mojsze, lecz Mieczysław. Jego córka Malka nazywa się Małgorzata, a jego żona nazywa się Weranda...

===

Najsmaczniejszą rybę po żydowsku można było zjeść we lwowskiej restauracji Dorfmana, ale warunki higieniczne tej małej jadłodajni pozostawiały wiele do życzenia.

Pewnego przedpołudnia zasiedli tam przy wspólnym stoliku poeci Ignacy Nikorowicz i Henryk Zbierzchowski oraz aktor Teatru Miejskiego Jerzy Rygier. Po zjedzeniu karpia w galarecie zamówiono herbatę, przy czym każdy z konsumentów wyraził inne życzenie:

- Mnie, jak zwykle - powiedział Nemo - pół szklanki bardzo mocnej.

- A mnie - zarządził Nikorowicz - słomkową z cytryną.

- Mnie - odezwał się Rygier - proszę podać jakąkolwiek herbatę, byleby w czystej szklance.

Po kilku minutach zjawia się kelner z tacą i pyta:

- Przepraszam, który z panów zamówi! czystą szklankę?

===

Icek, nie grzeszący nadmiarem rozumu, zjawia się na rynku. Tam otaczają go znajomi Żydzi i zadają mu pytanie:

- Słuchaj no, Icuniu, ile bulek zjadłeś dzisiaj na czczo?

- Pięć.

Wszyscy się śmieją.

- Niemądry jesteś! Jedną bulkę zjadłeś na czczo, a cztery-na pełny żołądek.

- Oj, doskonały dowcip! - wykrzykuje Icek. - Muszę go powtórzyć mojej żonie!

Biegnie do domu, staje w progu i pyta:

- Bajle, ile bułek zjadłaś dzisiaj na czczo? Żona odpowiada:

- Trzy bulki. Icek wzdycha:

- Jaka szkoda! Gdybyś zjadła pięć bułek, opowiedziałbym ci doskonały dowcip!

Dwaj uczniowie jeszybotu zastanawiają się nad teorią Einsteina.

- Jednego nie mogę w żaden sposób zrozumieć - przyznaje się Dawid. - W jaki sposób dwie równe rzeczy mogą być jednocześnie różne?

- Ja ci to zaraz wytłumaczę - odzywa się Josel. - Gdyby ci gorąca dziewczyna w cienkiej koszuli usiadła na kolanach, to każda godzina wydawałaby ci się chwilą. Gdybyś jednak ty sam w cienkiej koszuli usiadł na gorącej płycie kuchennej, to każda chwila wydawałaby ci się godziną. Jasne, prawda?

===

Dwóch przyjaciół spotyka się pewnego sobotniego dnia.

- Słuchaj, Chaim, podobno stałeś się ostatnio wolnomyślicielem?

-Tak jest.

- Więc zdradź mi, czy wierzysz jeszcze w Boga?

- Ech, mówmy o czymś innym! Nazajutrz przyjaciel ponownie pyta Ghaima:

- Czy wierzysz jeszcze w Boga? -Nie.

- Przecież mogłeś mi to samo powiedzieć wczoraj!

- Czyś ty oszalał?! W szabas?!

===

Krawiec damski Benis Litman, najdowcipniejszy spośród rzemieślników stanisławowskich, zwykł był powtarzać: „Nie suknia zdobi człowieka!" Toteż partaczył jak się dało.

Pewnego razu niezadowolona klientka zaskarżyła go do sądu o zwrot pieniędzy za materiał.

Sędzia przesłuchuje pozwanego:

- Nazwisko?

- Litman.

- Imię?

- Proszę Wysokiego Sądu! U nas, Żydów, imię to sprawa bardzo skomplikowana.

- Dlaczego skomplikowana?

- Proszę tylko posłuchać. Ja się nazywam po żydowsku Bajnisz, to znaczy po polsku Benis. W chederze nazywali mnie Bereł-cap, w synagodze - reb Ber. Na szyldzie warsztatu nazywam się Bernard, a moja żona nazywa mnie idiotą...

===

Pan Abeles pisze z Włoch do swojej narzeczonej: „...przy tej sposobności odwiedziłem muzeum i kazałem zrobić sobie zdjęcie obok posągu Ganimedesa. Ten bez ubrania to Ganimedes".

===

Pewnej nocy zmarł nagle kamerdyner hrabiego Potockiego. Nazajutrz po pogrzebie ukazuje się w miejscowej prasie ogłoszenie: „Potrzebny kamerdyner. Warunki: rzymskokatolik, kawaler, znajomość języka francuskiego. Sprawa bardzo pilna". Tego samego dnia o północy dzwoni do pałacu brodaty Żyd. Ponieważ tłumaczy się, że ma bardzo pilną sprawę, budzą dziedzica, który w szlafroku i pantoflach wchodzi do przedpokoju.

- Jaśnie wielmożny pan poszukuje kamerdynera?

- Tak jest.

- A czy to musi być koniecznie katolik? -A jakże.

- Kawaler?

- Nie inaczej.

- I musi gadać po francusku? -Tak.

- To właśnie przyszedłem zawiadomić pana hrabiego, że ja nie mogę przyjąć tej posady...

===

Joel, skromny urzędniczyna bankowy, przywlókł się do pracy z godzinnym opóźnieniem, kulejąc, z zabandażowaną lewą ręką i siniakami na twarzy.

- Teraz się przychodzi?! - strofuje go szef.

- Proszę się nie gniewać, panie szefie, ale zdarzyło mi się coś niebywałego. Wypadłem z okna na ulicę...

-1 chce mi pan wmówić, że to trwało całą godzinę?!

===

Żydzi galicyjscy uważali, że najpewniejszy barometr - to ręcznik zawieszony na słupie ganku.

Jeśli ręcznik z rana jest zimny i wilgotny - to znaczy, że będzie padał śnieg.

Jeśli ręcznik jest ciepły i wilgotny - to znaczy, że będzie padał deszcz.

Jeśli ręcznik jest zimny i sztywny - to znaczy, że będzie mróz.

Jeśli ręcznik fruwa w powietrzu - to znaczy, że będzie burza.

Jeśli ręcznik zniknął ze słupa - to znaczy... że go skradziono.

===

W Nowym Orleanie, w tramwaju siedzi Murzyn i czyta gazetę żydowską. Współpasażer Żyd klepie go poufale po ramieniu i mówi:

- Mało panu, że jest pan Murzynem?

===

Akrobata w cyrku berlińskim wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której stawia butelkę z wetkniętą

w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na skrzypcach.

Baruch trąca żonę i szepce jej do ucha:

- Paganini to on nie jest!...

===

W roku 1917 zawitał do Lwowa ostatni monarcha z dynastii Habsburgów, Karol I. W dniu tym ulice zaroiły się od policjantów magistrackich i żandarmów, którzy wypędzali ludność z domów, nakazując jej wznosić okrzyki: „Niech żyje cesarz!"

W tłumie wiwatujących znalazła się też osiemdziesięcioletnia Żydówka. W chwili gdy orszak cesarski mijał tłum, starowina zawołała ochrypłym głosem:

- Niech żyje cesarz! Oj, żeby on tak żył, jak ja mam siły rzyczeć „Niech żyje cesarz!"

===

Pięcioletni prymus chederu, ilekroć został skarcony przez rodziców, siadał pod stołem i ryczał. A ryczał tak głośno, że słychać go było w promieniu kilometra. Trwało to co najmniej godzinę.

Pewnego razu zdarzył się cud.

Malec zajął miejsce pod stołem, rozdziawił buzię i po paru minutach umilkł.

Matka pyta radośnie:

- Jankele, przestałeś płakać?

- Nie! - odpowiedział z powagą. - Ja tylko odpoczywam.

===

Jeden z najbogatszych ludzi w moim rodzinnym mieście, Simcha Lajbel, był znanym skąpcem.

Pewnego dnia złożyłem mu wizytę. Przyjął mnie nader uprzejmie, ba! nawet zapytał, czy nie napiłbym się herbaty. Podczas naszej rozmowy wniesiono na tacy szklankę słomkowej lury, a obok na spodeczku małą, przepołowioną kostkę cukru. Nie chcąc urazić gospodarza, pociągnąłem łyk herbaty, włożyłem do ust kawałeczek cukru i chciałem kontynuować przerwaną pogawędkę, ale pan Lajbel powstrzymał mnie energicznym gestem:

- Proszę nic nie mówić, szanowny sąsiedzie!

- Dlaczego?

- Bo w tej chwili cukier rozpuszcza się w pańskich ustach...

===

Leon Diamantsztajn, syn bankiera, zaliczał się do warszawskiego grand monde'u. W wolnych chwilach lubił jeździć konno w Alejach Ujazdowskich.

Pewnego razu podczas takiej przejażdżki koń, spłoszywszy się, poniósł Leona, który dzwoniąc zębami, ledwie mógł się utrzymać na galopującym wierzchowcu. W takiej sytuacji ujrzał go jeden z przyjaciół i ze zdziwieniem zawołał:

- Leoś, dokąd tak pędzisz?!

- Ty się mnie o to pytasz? Ty się spytaj konia!

===

Rzecz dzieje się w Ameryce.

W przedziale kolejowym siedzi Żyd, a naprzeciwko niego młody Jankes. Młodzieniec zaczyna popisywać się oryginalną sztuką: opluwa dokładnie ścianę wokół głowy Żyda, po czym wstaje i przedstawia się:

- John Clark, mistrz świata w pluciu.

Żyd, nie namyślając się długo, pluje Jankesowi w twarz, po czym również wstaje i przedstawia się:

- Szloma Jekeles, amator.

===

Pewien lekarz postanowił przejść na katolicyzm. Ponieważ zbliża się owa uroczysta chwila, doktor zasięga rady kolegi chrześcijanina:

- Słuchaj, jutro odbędzie się mój chrzest. Jaki mam włożyć garnitur?

- Nie wiem - odpowiada kolega. - My do chrztu wkładamy zazwyczaj kaftaniki.

===

Wśród Żydów wileńskich kursowało takie oto powiedzonko:

- Chłop, gdy opowiesz mu anegdotę, śmieje się trzy razy: po raz pierwszy, gdy ją usłyszy, po raz drugi, gdy mu ją wyjaśnisz, po raz trzeci, gdy ją zrozumie.

Dziedzic śmieje się dwa razy: po raz pierwszy, gdy ją usłyszy, po raz drugi, gdy mu ją wyjaśnisz, ale nigdy jej nie zrozumie.

Oficer carski śmieje się tylko raz - gdy anegdotę usłyszy. A choć jej nie rozumie, nie da sobie nic wyjaśnić.

Żyd, słysząc anegdotę, przerwie ci w połowie:

- Sza, sza, to stary kawał!

I opowie ją na swój sposób.

===

Jojne Czaczkes, z lekka utykając, wchodzi do gabinetu lekarza.

- Co się stało?

- Panie doktorze, noga wyskoczyła mi ze stawu...

- Proszę pokazać!

Pacjent zdejmuje skarpetkę. Doktor wkłada binokle, ogląda brudną kończynę i oświadcza:

- Pańska noga nie wyskoczyła ze stawu, ona wyskoczyła z kałuży!

===

Z rzeki płynącej u stóp Chełmu wyciągnięto zniekształcone zwłoki topielca. Żydówka, której małżonek zaginął bez wieści przed rokiem, zapewnia sporządzającego protokół przodownika policji:

- Daję głowę, że to mój mąż!

-Ajakie znaki szczególne miał pani małżonek? -On był jąkałą...

===

Dwóch Żydów wiedeńskich spotyka się na giełdzie.

- Wiesz, byłem wczoraj w Operze. -1 co tam widziałeś?

- Widziałem bankiera Kona w loży ze swoją nową metresą.

- Ach, nie to mam na myśli! Co tam słyszałeś?

- Słyszałem, że Jojne Mandelsztam dziś - jutro zbankrutuje.

===

Uszer Sztajn z widoczną dezaprobatą ogląda pomnik Goethego i odzywa się do towarzyszącego mu przyjaciela:

- Jak mi Bóg miły, nie wiem, za co postawili mu pomnik! To nie był ani cesarz, ani król, ani nawet generał. Tyle tylko, że napisał Zbójców...

- Nieprawda! Zbójców napisał Schiller.

- No widzisz, nawet Zbójców nie napisał!

===

Trzech wolnomyślicieli założyło się, który z nich powie największe kłamstwo.

Pierwszy oświadczył uroczyście: - Mesjasz przyjdzie.

Drugi oznajmił basowym głosem: - Umarli zmartwychwstaną.

Trzeci ostrzegł obydwu: - Pst! Bóg was słyszy!

Obydwaj pierwsi zwrócili się do trzeciego: - Wygrałeś!

===

Kramarz buczacki Ajzyk jedzie na gapę do stolicy. Ponieważ nie ma przy sobie pieniędzy ani dokumentów, konduktorzy kopniakiem wyrzucają go z osobowych i pośpiesznych pociągów. Spytany przez współwyznawcę, dokąd jedzie, odpowiada rzeczowo:

- Jeśli mój tylek wytrzyma, to do Warszawy...

===

Do Chaimka, jedynego krawca w Kopyczyńcach, zwraca się miejscowy bogacz z propozycją:

- Powierzam wam uszycie garnituru ślubnego dla mego syna. Ale uszyjcie go tak, żeby nie naraził mego syna na pośmiewisko!

- Nie bójcie się! - zapewnia mistrz igły. - Mojej roboty nikt nie wyśmiewa, moją robotę wszyscy opłakują...

===

Żyd siedzi w restauracji i z apetytem zajada kotlet schabowy. Pobożny współwyznawca, idąc ulicą, dostrzega to przez okno, wchodzi i pyta surowo:

- Gzy wiesz, ile ten grzech będzie ciebie kosztować?

- Wiem - odpowiada grzesznik. - Koronę i czterdzieści halerzy.

===

Żona milionera Rotszylda nagle zasłabła. Do łóżka chorej wezwano znanego wiedeńskiego internistę, docenta Herza. Doświadczony diagnosta, zorientowawszy się, że dolegliwości związane są z wiekiem dostojnej damy, oświadcza:

- Niestety, pani baronowo, nie będę mógł pani odmłodzić...

- Ależ panie docencie! - zawołała badana. - Ja się chcę tylko postarzeć!

===

Ciekawska Sara pyta swą sąsiadkę Leę:

- Z czego żyje ten miody człowiek, który u was mieszka?

- On pisze i powodzi mu się bardzo dobrze.

- Go pisze? Wiersze? Romanse?

- Ach, nie! On pisze listy do bogatego wuja w Kanadzie.

===

Zamieszkała w Nowym Jorku Żydówka z powodu bólu zęba nie zmrużyła oka przez całą noc. Rankiem biegnie do dentysty, lecz pomyliwszy piętra, trafia do biura znanego adwokata, gdzie zastaje młodą Żydówkę, pochyloną nad maszyną do pisania.

- Powiedz mi, córko, czy tu się rwie zęby?

- Nie, proszę pani - odpowiada aplikantka. - Tu się żywcem rwie skórę.

===

Jankiel Moskiewskier, osławiony kieszonkowiec i kasiarz, staje przed sądem. W toku przesłuchania sędzia zwraca się do oskarżonego:

- Wymieńcie imię i nazwisko wspólnika, z którym dokonaliście ostatniego włamania.

- Wysoki Sądzie! - oświadcza Jankiel. - Tym razem działałem na własną rękę, bez wspólnika. Zwolniłem go, bo okazał się nieuczciwym człowiekiem!

===

W salonie Rotszyldów wystąpił młody, obiecujący pianista. Po skończonym koncercie podszedł doń baron Louis i oświadczył:

- Słyszałem Karola Lafite... Młodzieniec ukłonił się nisko.

- Słyszałem Artura Rubinsteina... Młodzieniec ukłonił się jeszcze niżej.

- Słyszałem Ignacego Paderewskiego... Młodzieniec ukłonił się najniżej, jak mógł.

- Ale żaden z nich nie pocił się tak jak pan!

===

Kupiec, który w poszukiwaniu towarów przybył do wojewódzkiego miasta, po pięciu dniach spotyka na ulicy swego sąsiada.

- Dzień dobry. Co tam nowego w naszym miasteczku?

- Nowego? Nic.

- Jak to? W ciągu pięciu dni nie zdarzyło się nic nowego?

- Czyja wiem... Przejechali pieska.

- Przejechali pieska... A kto jechał? Furmanka, samochód, rower?

- Jechała straż ogniowa. -Aj, aj, aj! A gdzie się paliło?

- Na ulicy Brukowej.

- Przecież tam jest dom mojego teścia!

- Właśnie dom twego teścia spalił się do szczętu.

- Na litość boską! Jak to się stało?!

- Całkiem zwyczajnie. Twój teść, błogosławionej pamięci, umarł. Zapalono u wezgłowia świecę i od niej zajął się sufit...

- Gwałtu! Gdy wyjeżdżałem, teść mój cieszył się najlepszym zdrowiem!

-1 jakże nie miał umrzeć, skoro twoja żona uciekła z oficerem...

- Z jakim znowu oficerem?

- Z tym porucznikiem, z którym się przez dwa lata spotykała.

- Nu i co? Spotykała się przez dwa lata... To przecież nic nowego!

- Moje słowa! Przecież powiedziałem ci już raz, że nie wydarzyło się nic nowego.

===

Kramarz Jechiel leży w agonii i pyta ledwo słyszalnym głosem:

- Małko, moja żono, jesteś przy mnie?

- Jestem, mężu.

- Dwojro, moja córko, jesteś przy mnie?

- Jestem, ojcze.

- Jojlik, mój synu, jesteś przy mnie?

- Jestem, ojcze.

- Binem, mój synu, jesteś przy mnie?

- Jestem, ojcze.

- Chajka, moja córko, jesteś przy mnie?

- Jestem, ojcze.

Konający zrywa się i wykrzykuje ostatkiem sił:

- A kto, do jasnej cholery, siedzi w sklepie?!

===

Komiwojażer Szwarc zmarł przy stoliku kawiarnianym. Przyjaciele i koledzy wysyłają faktora Chune, aby zawiadomił o tym rodzinę. Upominają go jednak:

- Zrób to bardzo oględnie!

- Już wy mnie nie uczcie! - obraża się oblatany w tych sprawach faktor.

Po chwili staje przed drzwiami mieszkania nieboszczyka i dzwoni. W progu ukazuje się żona.

- Czy tu mieszka wdowa Szwarc?

-Ach ty, nikczemniku! - oburza się niewiasta. - Ja nie jestem żadną wdową! Mój mąż żyje!

- Żeby pani tak żyła, jak on żyje! Pół godziny temu trafił go szlag!

===

Fajwel, po kilku latach nieobecności, przyjechał do rodzinnego miasteczka. Nagle widzi przeciągający ulicą żydowski kondukt pogrzebowy. Za trumną kroczy z pochyloną głową jego dawny przyjaciel Icek. Przyjezdny zbliża się doń i pyta współczująco:

- Icek, kto umarł?

Zagadnięty odpowiada grobowym głosem:

- Moja druga żona.

Twarz Fajwela rozchmurza się, a z ust płyną pełne radości słowa:

- Go? Ożeniłeś się po raz drugi? Nic o tym nie wiedziałem... Przyjmij więc moje spóźnione, lecz nie mniej serdeczne gratulacje!

===

Bogacz Dow-Ber umiera i przekazuje żonie ostatnią wolę:

- Naszą fabrykę pozostawiam najstarszemu synowi Izaakowi. Żona na to:

- Dlaczego Izaakowi? On nie ma głowy do interesów. Niech ją przejmie raczej Ajzyk.

- Niech będzie Ajzyk... A naszą kamienicę niech dziedziczy Lea...

- Dlaczego Lea? Oni z mężem mają już dwa domy, podaruj ją raczej Malci!

- Niech będzie Malci. A całą naszą gotówkę przekazuję najmłodszemu synowi Beniaminowi...

- Dlaczego Beniaminowi?

W tej chwili umierający zrywa się z pościeli i krzyczy zdławionym głosem:

- Nie rozumiem! Kto tu właściwie umiera -ja czy ty?!

===

Chaim leży w szpitalu epidemicznym. Stan pacjenta jest prawie beznadziejny. Nagle chory prosi o przyprowadzenie księdza. Prośba lotem błyskawicy obiega cały szpital. Nie może być inaczej: Żyd w obliczu śmierci chce się ochrzcić!

Po chwili zjawia się dyrektor w towarzystwie pielęgniarek i kapelan, do którego Chaim zwraca się cichym głosem:

- Proszę, aby ksiądz wziął papier i pióro, chciałbym podyktować swoją ostatnią wolę.

Kapelan posłusznie siada przy stoliku, a pacjent dyktuje:

- Na synagogę przy Tłumackim przeznaczam dwadzieścia tysięcy złotych...

Dyrektor nie wytrzymuje nerwowo:

- Panie Chaim, jeśli przeznacza pan taką kupę pieniędzy na rzecz synagogi, to dlaczego wezwał pan księdza, a nie rabina?

Chory uśmiecha się:

- Panie dyrektorze, bądź pan mądry! Rabina - do szpitala chorób zakaźnych?!

===

Mełamed reb Zajnwel otrzymuje list od syna.

- Co pisze nasz Awrumek? - zapytuje żona.

- Ach, ach, ach! Jego teściowa, błogosławionej pamięci, umarła. Żona złamała nogę. Dziecko ciężko choruje. Chata się wali. A w kramiku pustki... Ale list napisany piękną hebraj-szczyzną. Serce się raduje, gdy go czytasz!

===

Mendel uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Trzeba zawiadomić jego żonę.

- Ale zróbmy to delikatnie - radzi jeden z przyjaciół - żeby kobiecina nie dostała, uchowaj Boże, szoku... żeby nie zemdlała...

- Wiecie co? - odzywa się drugi. - Najlepiej poślijmy do niej Chaima! On się jąka...

===

Rozmowa dwóch Żydów:

- Słyszałem, że twoja żona niebezpiecznie zachorowała?

- Niebezpiecznie - to przesada! Niebezpieczna jest ona jedynie wtedy, gdy cieszy się dobrym zdrowiem...

===

Skazany przez sąd izraelski na karę śmierci zbrodniarz hitlerowski Eichmann tuż przed egzekucją wyraża życzenie przejścia na judaizm.

- Dlaczego? - dziwi się dyrektor więzienia.

-Jeśli już mają kogoś powiesić, to niech powieszą jeszcze jednego Żyda...

===

POECI I FILOZOFOWIE

Pisarz Artur Zysman, który przeszedł do historii literatury polskiej pod pseudonimem Bruno Jasieński, od chwili ujawnienia lewicowych poglądów stał się celem ataków prasy endeckiej. Po ukazaniu się kolejnej jadowitej recenzji w „Kurierze Lwowskim" Jasieński, parający się również satyrą, wystosował do krytyka list następującej treści:

„Wielcy Szanowny Panie Kolego! Siedzę właśnie w pewnym ustronnym miejscu i mam przed sobą pańską recenzję. Za chwilę będę ją miał za sobą".

===

Henryk Heine taką wydał opinię o kompozycjach Giacomo Meyerbeera: „Najoryginalniejszą jego operą są niewątpliwie Hugenoci. Chrześcijanie zwalczają się tam nawzajem, a Żyd pisze do tego muzykę".

===

W podobny sposób wyrażał się Heine o swoim bogatym stryju Salomonie:

- Mnie matka w dzieciństwie czytała bajki, jemu - opowieści zbójnickie. Toteż ja zostałem poetą, a on bankierem.

Najznakomitszy liryk swoich czasów zachował humor do ostatka.

Gdy przywożono go do szpitala, a pielęgniarki znosiły go do karetki sanitarnej, powiedział do przyjaciół:

- Jak widzicie, w moim życiu nic się właściwie nie zmieniło. Kobiety wciąż jeszcze noszą mnie na rękach!

A gdy w przededniu śmierci zjawił się u niego notariusz, Heine dźwignął się z „grobowca materaców" i oświadczył uroczyście:

- Gały mój majątek zapisuję swojej żonie Matyldzie - pod warunkiem, że po raz drugi wyjdzie za mąż.

- Dlaczego? - zdziwił się rejent.

- Pragnę, aby znalazł się choć jeden człowiek, który by szczerze opłakiwał mój zgon!

===

Pewien zaprzyjaźniony kanonik przekonywał Mojżesza Mendelssohna:

- Wy, Żydzi, od niepamiętnych czasów wierzycie w Boga Ojca. Uwierzcie więc i w Jego Syna! Nie zwykliście przecież odmawiać kredytu dzieciom bogaczy...

- Jakże możemy udzielić Mu kredytu - odpowiedział filozof - skoro Ojciec żyć będzie wiecznie?

===

Królowa angielska Wiktoria, która we wszystkich sprawach radziła się swego premiera, Żyda Disraelego, zadała mu raz pytanie:

- Jaka jest różnica między nieszczęśliwym wypadkiem a nieszczęściem?

- To proste - odpowiedział dyplomata. - Gdyby mój naj-zawziętszy wróg lord Gladstone wpadł do morza, byłby to nieszczęśliwy wypadek. Gdyby go jednak ktoś wyciągnął z wody, byłoby to nieszczęście!

===

Najwybitniejszy klasyk i humorysta żydowski Szolem Alej-chem, który chorował na cukrzycę, mawiał o sobie:

- Szanujący się pisarz żydowski powinien umierać z głodu. Ja, niestety, umieram z pragnienia...

===

Do kompozytora Mateusza Bensmana przyprowadzono kilkuletniego skrzypka, uważanego za „cudowne dziecko". Wysłuchawszy odegranej sonaty, Bensman oświadczył rodzicom:

- Wasz syn gra jak Franciszek Liszt.

- Ależ Franciszek Liszt - oponuje matka - nie był skrzypkiem!

- Pani syn również nim nie jest...

===

Pewien grafoman chwalił się w warszawskim Związku Literatów Żydowskich:

- Trzy lata temu miałem wieczór autorski w Białej Podlaskiej. Tam noszono mnie dosłownie na rękach. A gdy młodzież urządziła na moją cześć owację, to po prostu zgłupiałem!

- I nie zmieniłeś się od tego czasu! - stwierdził złośliwie humorysta Nodelman.

===

Bruno Winawer, znany pisarz i naukowiec, wdał się raz w spór z własną żoną. Kobieta wybuchnęła płaczem.

- Twoje Izy wcale mnie nie wzruszają - oświadczył uczony małżonek. - Bo cóż w nich jest? Minimalna ilość kwasu fosforowego i jeszcze mniej chloru. Wszystko inne - to tylko woda!

===

Pewien kiepski aktor wiedeński zwykł opowiadać, że przed laty pracował w banku wraz ze sławnym reżyserem Maksem Reinhardtem. On zarabiał osiemdziesiąt koron miesięcznie, a Reinhardt sześćdziesiąt. Obydwaj kochali teatr. Ale ponieważ Reinhardt mniej zarabiał, zdecydował się wcześniej rzucić pracę bankową i pójść na scenę, on zaś zrobił to samo dopiero po sześciu miesiącach.

- No i tych sześciu miesięcy - wzdychał - nie udało mi się nigdy nadrobić!

===

Pewnego dnia Albert Einstein realizował czek w banku. Po powrocie do samochodu stwierdził brak pozostawionej na siedzeniu jesionki. W mig otoczyło go grono gapiów.

- To pańska wina! - odezwał się jeden z nich. - Nie pozostawia się tak lekkomyślnie płaszcza w samochodzie.

Drugi orzekł:

- To raczej wina szofera, który nie zwrócił uwagi na nie domknięte drzwiczki...

- Co tam szofer! - wtrącił trzeci. - Portier bankowy winien był zauważyć uciekającego z płaszczem złodzieja!

- Tak jest! - westchnął na koniec znakomity fizyk. - My trzej ponosimy winę... Niewinny jest jedynie złodziej, bo musiał, biedaczysko, zarobić parę groszy na chleb powszedni.

===

Pod koniec lat trzydziestych - będąc u szczytu sławy - Julian Tuwim nadawał telefonicznie depeszę.

Panienka po drugiej stronie drutu powtórzyła nienagannie tekst telegramu, przeczytała bez zająknienia imię nadawcy, zacięła się tylko przy nazwisku:

- Tufin? Turyn? Nie dosłyszałam...

- W takim razie ja swoje nazwisko przeliteruję. Proszę pisać: T - jak tlen, U -jak uran, W -jak wodór, I -jak iperyt, M - jak mangan.

- Ach, Tuwim! - krzyknęło radośnie dziewczę.

- Więc pani już wie, kim jestem?

- Oczywiście! Na pewno jest pan chemikiem.

===

Do stolika na półpięterku „Ziemiańskiej", przy którym rezydował Tuwim w towarzystwie Jana Lechonia i Józefa Wittlina,

podszedł debiutujący rymopis, któremu udało się wydrukować kilka wierszy w gazecie codziennej, i wyciągając rękę w kierunku poety, zawołał kordialnie:

- Serwus, kolego!

Tuwim uścisnął podaną mu dłoń i spytał współczującym głosem:

- Kolego? To pan także ma katar?

===

Tristan Bernard, przebywając na Lazurowym Wybrzeżu, zaprosił przyjaciół do eleganckiej restauracji. Okazało się jednak, że wysokość rachunku przekroczyła najśmielsze oczekiwania pisarza. Uiściwszy należność, kazał wezwać właściciela lokalu.

Gospodarz niepewnym krokiem zbliżył się do stolika, ale Bernard wstał, uściskał go i pocałował w oba policzki, dodając:

- Chciałem się z panem serdecznie pożegnać, bo się już nigdy w życiu nie zobaczymy!

===

Podczas pobytu w Wiedniu laureat Nagrody Nobla Isaak Ba-shevis Singer odwiedzał kawiarnię „Graben", gdzie co dzień prosił o podanie gazety „Vólkischer Beobachter" - oficjalnego organu partii nazistowskiej, który z chwilą kapitulacji Trzeciej Rzeszy zakończył swój niesławny żywot.

Pewnego ranka kelner ośmielił się zapytać gościa, dlaczego prosi o gazetę, która już od dawna nie wychodzi.

Pisarz odpowiedział:

- Chcę po prostu z ust pańskich codziennie usłyszeć, że ta gadzinówka już nie istnieje...

===

Wybitny poeta żydowski Ber Horowitz uważał się też za wielce utalentowanego rysownika. Pewnego razu naszkicował portret prezydenta naszego miasta. Dygnitarz, spojrzawszy na swoją podobiznę, oświadczył:

- Gdyby nie Order Polonia Restituta, to sam bym siebie nie poznał...

===

Gdy sławny poeta proletariacki i działacz rewolucyjny Moryc Winczewski przybył w 1894 roku do Nowego Jorku, powitał go na dworcu tłum wielbicieli. Pisarz odpowiedział na

pozdrowienia, potem jednak posmutniał i oświadczył głośno -a było to po pierwszych pogromach w carskiej Rosji:

- Bracia i siostry! Zegar postępu zatrzymał się...

Nazajutrz rano do drzwi pokoju hotelowego, w którym nocował Winczewski, zapukał nieznajomy Żyd i odezwał się w te słowa:

- Byłem wczoraj na dworcu i nie uroniłem ani jednego z pańskich słów. A wyciągnąłem z nich wniosek, że ma pan kłopoty z zegarkiem. Jestem zegarmistrzem. Oddaj mi go pan do naprawy. Będzie dobrze chodził i nigdy nie nawali!

===

Poeta, eseista i tłumacz hebrajski Dawid Friszman był znanym dowcipnisiem. Pewnego dnia, podczas rozmowy ze swoim berlińskim wydawcą, uśmiechnął się ironicznie. Zauważywszy ten uśmiech, wydawca powiedział:

- Chętnie dałbym dwadzieścia marek, aby dowiedzieć się, o czym pan w tej chwili myśli...

- To, o czym myślę, nie jest warte ani jednego feniga.

- A o czym pan myśli?

- O panu.

===

Utalentowany reżyser teatru żydowskiego Dawid Herman znany był z celnych dowcipów.

Pewnego razu, inscenizując sztukę w jednym z małopolskich miast, wyznaczył próbę na piątek o godzinie siedemnastej. Zdarzyło się jednak, że amant zespołu umówił się w tym samym dniu i o tej samej godzinie na randkę z dziewczyną. Telefonuje więc do reżysera, usprawiedliwiając swoją nieobecność nagłym przeziębieniem:

- Prawdopodobnie mam grypę...

Po próbie Herman w towarzystwie kilku aktorów udaje się do parku, gdzie na ławeczce w alei lipowej dostrzega „chorego" w towarzystwie uroczej blondynki.

Przywołuje go skinieniem ręki i upomina:

- Widzę, chłopcze, że masz ciężką grypę. Ale z taką grypą trzeba leżeć w łóżku!

===

W Warszawie w 1915 roku odbywał się na cmentarzu przy ulicy Gęsiej pogrzeb klasyka literatury żydowskiej Izaaka Lejba Pereca. W gronie mówców znalazł się również prezes warszawskiej gminy żydowskiej, której zmarły poeta był długoletnim pracownikiem.

Pan prezes, stanąwszy nad otwartą mogiłą znakomitego pisarza, odezwał się w te słowa:

- Moi panowie! Ten Perec był doprawdy wielkim człowiekiem! On nigdy w życiu nie spóźnił się do pracy...

===

PRZYSŁOWIA ŻYDOWSKIE

Gość na chwilę - widzi na milę.

To samo słońce, co bieli płótno, czerni Cygana.

Samą mądrością nie kupisz niczego na rynku.

Gdy strzyże się owce, trzęsą się jagnięta.

Młode drzewko gnie się, stare się lamie.

Biada temu, kto ma rację!

Najbardziej natrętny wierzyciel to własny żołądek.

Małe dzieci nie dają spać, duże - nie dają żyć.

Podczas rozmowy najważniejsze jest to, co się przemilcza

Strzeż się cichego psa i cichego wroga!

Kiedy biedny Żyd je kurę? Gdy on sam jest chory albo gdy kura jest chora.

Jajko mądrzejsze od kury rychło się psuje.

Im dłużej żyje ślepiec, tym więcej widzi.

Osła poznasz po długich uszach, głupca - po długim języku.

Dzwon dzwoni, bo jest wewnątrz pusty.

Bóg stworzył kobietę z żebra Adamowego.

Nie stworzył jej z głowy, aby nie była dumna. Nie stworzył

jej z oczu, aby nie była ciekawska. Nie stworzył jej z uszu,

aby nie była plotkarą. Nie stworzył jej z nosa, aby nie była

wścibska. Nie stworzył jej z ust, aby nie była gadułą.

Nie stworzył jej z nogi, żeby nie uganiała się

za mężczyznami... A jednak wszystkie te cechy

znajdziesz u większości kobiet!

Pewien Żyd galicyjski, bogacz małomiasteczkowy, mawiał:

- Od czasu do czasu odwiedzam lekarza - doktor też musi

żyć! Następnie z receptą udaję się do apteki - pigularz

też musi żyć! Potem wylewam lekarstwo do rynsztoka -

ja też muszę żyć!

Kapitał: u Karola Marksa na papierze, u Brodzkiego w kasie.

Złodziejowi, gdy czegoś nie ukradnie, wydaje się, że coś zgubił.

Kłamca nikomu nie dowierza.

Jeśli Bóg zechce, to i z miotły wystrzeli.

Kropelka miłości - a morze łez!

Pól prawdy to cale kłamstwo.

Wołom nakładają jarzmo, człowiek nakłada je sobie sam.

Poszukując chały, możesz stracić chleb.

Jeśli chcesz pozbyć się przyjaciela, to poproś go o pożyczkę albo udziel mu pożyczki.

Go kłóci się w stadle małżeńskim? Bieda.

Przy świetle łojówki nie należy dobierać sobie diamentów ani kobiet.

Kto ugania się za szczęściem, ucieka od spokoju.

Nie można tańczyć na dwóch weselach ani jedną sempiterną siedzieć na dwóch koniach.

Młodość karmi się snami, starość - wspomnieniami.

U gęsi nie kupuje się owsa.

Ten, kto twierdzi, że nic nie wie, wie znacznie więcej od tego, który utrzymuje, że wie wszystko.

Kot w rękawiczkach nigdy nie złowi myszy.

Ludzie padają nie z powodu słabości, ale dlatego, że uważają się za silnych.

Ten sam wicher, który gasi mały płomyk, wznieca wielki pożar.

Nie wszystko, co dalekie, jest obce. Nie wszystko, co trzymam w ręce, jest moje.

Nie zawsze piękne jest dobre, ale dobre zawsze jest piękne.

Kozła unikaj z przodu, konia z tyłu, głupca - ze wszystkich stron!

Rozmawiając z głupcem godzinę, możesz zgłupieć na okrągły rok.

Łatwiej odpowiedzieć na sto pytań mędrca niż na jedno pytanie głupca.

Bogacz się nadyma, biedak puchnie.

Pisarz umiera za życia, aby żyć po śmierci.

Druga żona jest jak marcowe słońce: ani ziębi, ani grzeje.

Nie módl się, żeby się skończyły twoje kłopoty, bo wraz z nimi kończy się życie.

Nie ma złej wódki dla pijaka, złej monety dla kupca ani brzydkiej niewiasty dla rozpustnika.

Gniew jest najgorszym doradcą.

Gdy rabin spowinowaca się z łaziennym, to łazienny uważa się za rabina.

Pieniądz to błoto, ale błoto to nie pieniądz.

Lekarzowi i grabarzowi nie życzy się „szczęśliwego roku".

Jeden włos z dziewczęcej głowy ciągnie silniej niż sto wołów.

Pióro rani ostrzej niż strzała.

Lepszy uczciwie wymierzony policzek niż fałszywy pocałunek.

Podarek daje się, by kogoś sobie zjednać, jałmużnę - by kogoś się pozbyć.

Czyrak to dobra rzecz - na szyi wroga.

Żona i weksel zawsze wracają.

Przebywając między ludźmi, dowiadujesz się, co słychać u ciebie w domu.

Poproś wroga o radę - i zrób coś wprost przeciwnego!

Kain i Abel to dzieje całej ludzkości.

Słowa należy ważyć, a nie liczyć.

Droga do piekła jest prosta, droga do raju wije się jak wąż

Dzieci straszy się diabłem, dorosłych - ludźmi.

Mędrzec, który wpadł w nieszczęście, zaczyna wierzyć w potęgę głupoty.

Nawet kiep na tronie nie przestaje być królem.

Czcij króla, ale bój się żandarma!

Zuchwalstwem osłania się najpewniej własną hańbę.

PRZYPISY:

BAŁAGUŁA - woźnica

CADYK - człowiek sprawiedliwy, uważany przez chasydów za cudotwórcę

CHASYDZI - mistyczna sekta żydowska, założona w XVII w. przez Izraela Baal Szem Towa. Urzeczywistnienia prawdziwie religijnego życia dopatrywali się chasydzi w ekstazie, tańcu i śpiewie

CHEDER - żydowska szkółka religijna

GESZEFTY - interesy

GOJ - w gwarze żydowskiej nie-Żyd

MAGID - kaznodzieja żydowski

MEŁAMED - nauczyciel w chederze

SZAMES - sługa bóżniczny

KONIEC

- 4 -



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przy szabasowych świecach 1
bal przy świecach
zajebisty wieczor przy winie u karoliny
Opowieści przy świecach Andrzej Galicki ebook
Szeroki Kadr Romantycznie i przy świecach
Opowiesci przy swiecach e 03ho
01 Judith Arnold Bal przy świecach
Opowieści przy świecach Andrzej Galicki ebook
Marchand 01 Arnold Judith Bal przy świecach
Opowiesci przy swiecach
61 Judith Arnold Bal przy świecach (Hotel Marchand 01)
Przekąska na kolację przy świecach
Arnold Judith Bal przy świecach
Opowiesci przy swiecach
Arnold Judith Bal przy świecach
ocena ryzyka przy kredytowaniu przedsiębiorstw

więcej podobnych podstron