BONES 2
BONES
Mniej więcej 20 lat później
Bonnie Booth szybko przemierzała ulicę w blasku zachodzącego, jesiennego słońca. Choć w porównaniu z wirującymi liśćmi- biegła. Jeden, dom, drugi, trzeci. Stukała rytmicznie obcasami o płyty chodnika, szal przytrzymywał jej długie, brązowe włosy, kolczyki brzęczały, gdy potrząsała głową.
Słońce już prawie zaszło, gdy nagle skręciła w lewo, wskoczyła na schody pięknego domku i znikła za jego drzwiami, nie zapominając nimi trzasnąć.
- Witaj, Bonnie - usłyszała natychmiast, stojąc jeszcze w hallu. Głos jej matko dochodził z góry.
Bonnie zdjęła płaszcz i szal i wmaszerowała do kuchni. Pokręciła się tam chwilę bez celu, po czym wbiegła po schodach i zaczęła krzyczeć.
- Czy ojciec chodził za tobą, kiedy umawiałaś się na randki? Przeszukiwał twoich chłopaków, kiedy się z nimi spotkałaś? Przypominał, że chłopak ma prawo zachować milczenie, bo mogę wszystko użyć przeciwko niemu?!
Doszła na koniec korytarza. Tempe wychyliła głowę przez futrynę i spojrzała na córkę z miną "Nie wiem co to znaczy".
- Chodzi ci o mojego ojca, czy o twojego ojca? - zapytała niewinnie.
Bonnie wzruszyła ramionami i przewróciła oczami do sufitu.
- Co? Znowu to zrobił? - Tempe wyszła na korytarz i stanęła przed córką.
- Tak!
Tempe pokręciła głową, chcąc pokazać, że nie pochwala zachowania swojego męża, ale z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.
- Cóż, Skarbie, może i mój ojciec tego nie robił, ale wierz mi, że twój przerwał swoim koniecznym wtargnięciem niejedną z moich nielicznych randek.
- Ale ja mam tego już dosyć! Dlaczego nie mogę się spotkać z chłopakiem jak każda normalna dziewczyna? Dlaczego nie mogę zaprosić chłopaka do domu, bo obawiam się że mój ojciec weźmie go na przesłuchanie? Dlaczego nie mogę być... zwykłą dziewczyną?!?-
Bonnie krzyknęła to, machając energicznie rękami.
Tempe pogłaskała ją i ucałowała.
- Dla nas nigdy nie będziesz zwykłą dziewczyną. A dla ojca zawsze będziesz jego małą, kochaną i słodką Bonnie.
- Dlaczego to padło na mnie! Dlaczego nie może być nią Carmen?!
- Bo Carmen jest jego mniejszą, kochaną i rozbrykaną dziewczynką.
Obie ruszyły w stronę schodów, obejmując się.
- Wszyscy! Hej, wszyscy!
Głos Bonnie po raz kolejny w tym miesiącu rozniósł się po całym domu państwa Booth. Tym razem towarzyszył mu szmer w hallu, jakieś poprawianie i uciszanie kogoś.
Był czas kolacji i cała rodzina, to jest- Tempe, Booth, Greg i Carmen - siedzieli przy stole, bawiąc się jedzeniem w przypadku młodszych osobników, i rozmawiając o prowadzonej sprawie (osobniki starsze).
Cała czwórka odwróciła się w stronę Bonnie. Ta stanęła w drzwiach, lekko dysząc. Nadal miała na sobie płaszcz i szal, włosy lekko potargane a minę zaciętą i upartą. Policzki miała zaróżowione od zimna.
- Doszłam do wniosku, że jeżeli jeszcze raz ojciec wpadnie na moją randkę i zacznie przesłuchiwać mojego chłopaka, zostanę starą panną. Więc - voila! - Ani mi się tato rusz z miejsca i nie próbuj go straszyć policyjną oznaką! Ty mamo nie opowiadaj mu o jego wadach genetycznych! A wy macie po prostu być grzeczni!!!
Carmen i Greg wstrzymali oddechy, bojąc się poruszyć. Tempe i Booth wymienili przerażone spojrzenia- jeszcze nigdy nie widzieli, żeby och córka wpadła w taką furię.
- A teraz - nagle jej głos stał się słodki i miły do tego stopnia, że wszyscy podskoczyli- przedstawiam wam mojego chłopaka.
Odsunęła się i pociągnęła za rękę chłopaka obok siebie. Był wysoki, miał nieśmiałe, choć figlarne spojrzenie i szczery uśmiech.
Wszyscy zamilkli. Po paru sekundach Tempe ocknęła się i spojrzała na Bootha.
- Ja, ja chyba go znam. - wyjąkała zaskoczona.
- Mówiłem ci, Bonnie, że ja znam twoją mamę. - chłopak wyszeptał dziewczynie do ucha.
- No jasne że znasz, przeczytałeś jej wszystkie książki! - warknęła Bonnie - Rodzino, to jest Andy. Andy - to moja rodzina.
Cisza nie ustępowała.
- Och! - Bonnie ją przerwała, wznosząc ręce do nieba - zawsze macie tyle do powiedzenia, a teraz mowę wam odebrało???
- Nie, córeczko, ależ skąd - powiedział Booth. Wstał, podszedł do drzwi i - ku zdziwieniu Bonnie - objął Andy'ego jak syna i wytarmosił mu włosy.
- Andy! Chłopie, jak ty wyrosłeś! - powiedział ze śmiechem. Po chwili obejmowała go również Tempe.
Bonnie jeszcze nigdy nie miała takiego zaskoczenia na twarzy.
Kiedy Andy siedział już przy stole, odzyskała głos.
- Nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia. To nasz Andy! Wreszcie ktoś z rodziny, prawda Bones?
2