Killing me softly roz 1 4


Tytuł - Killing me softly - Zabij mnie delikatnie

Autorka - Akonityna

Pairingi - głównie Draco/Hermiona

1. Nocne spotkania

Szłam powoli jedną z krętych ozdobnych ścieżek. Łzy ściekały mi z twarzy ograniczając pole widzenia. Mijałam latarnie rzucające światło na błonia pokryte śniegiem, krzewy róż, ławki, na których siedziały szczęśliwe pary rozmawiające ze sobą, lub zajmujące się zupełnie czymś innym. Niektórzy patrzyli na mnie z obojętnością, niektórzy… Ze współczuciem?

Jednak ja nie zwracałam na nic większej uwagi. Gdy zorientowałam się, że stoję na skraju Zakazanego Lasu, podniosłam głowę patrząc w niebo. Płatki śniegu spadały na moją twarz, na rozmazany makijaż, któremu poświęciłam tyle czasu. Westchnęłam i poszłam dalej. Skierowałam się do drzewa, którego na pewno nie było widać nawet ze szkolnych błoni. Usiadłam na ziemi, która była wręcz lodowata - w końcu było przecież Boże Narodzenie, a ja miałam na sobie tylko cienką, bladoniebieską sukienkę. Całe szczęście nie było tu zbyt dużo śniegu, który zatrzymały gałęzie drzew. Nie rozglądałam się. Za mną mógł stać nawet Sam - Wiesz - Kto, i tak bym go nie zauważyła.

Wpatrywałam się uparcie w swoje dłonie. Ten wieczór miał być piękny. Bajeczny. Bal Bożonarodzeniowy był tradycją Turnieju Trójmagicznego. Reprezentanci zawsze zaczynali taniec jako pierwsi, a ja miałam być przy boku jednego z nich. Ubrana w sukienkę chciałam przetańcz cały wieczór z Wiktorem. Ale oczywiście, nie mogło się udać. Zazdrość Rona przekracza wszelkie granice.

Czy ja pragnę tak dużo? Chcę być tylko szczęśliwa… Moje rozmyślania przerwał ktoś siedzący - jak się okazało - przy drzewie stojącym trochę z tyłu. Wstał i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Bez słowa mnie minął, a ja również nie odezwałam się. Ze strachu? Może.

Gdy postać przeszła jeszcze kawałek światło latarni stojących na błoniach padło na jego blond włosy.

Malfoy.

Od tamtej pory przychodziłam tam co dzień, gdy tylko zaszło słońce. Zawsze tam był, choć nie zwracał na mnie nawet najmniejszej uwagi. Za dnia wszystko było jak dawniej - nie szczędziliśmy sobie wyzwisk. Jednak po zmroku zapadała między nami cisza, której jak dotąd żadne z nas nie przerwało.

Teraz jesteśmy w szóstej klasie. Nasze nocne spotkania (o ile można je tak nazwać) stały się rutyną. Nie wiem jak on, ale ja potrzebowałam czegoś takiego. Czegoś, do czego mogę wrócić, podczas gdy coraz więcej rzeczy, które robiliśmy, nie możemy już wykonywać, gdy coraz więcej osób, które kochaliśmy, zostaje zamordowanych.

Malfoyowi już chyba nic nie pomagało. Ciągle chudł i się nie wysypiał, na co wskazywały cienie pod jego oczami. Białe koszule, które nosił pod szatą wisiały na nim, a półdługie włosy sięgające jego brody zawsze były w lekkim nieładzie. Chciałam się go spytać, co się dzieje, ale on raczej by mnie wyśmiał, niż mi odpowiedział.

Wojna była coraz bliżej. Dookoła było tyle zagadek, których nie rozumieliśmy, tyle rzeczy, które mogły nas zabić. Jednak Hogwart powinien być najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Jeśli nim nie był, to już nic nie mogło nas uchronić.

2. Podejrzenia

Zima w tym roku była wyjątkowo brzydka.

Na zewnątrz zalegał śnieg zmieszany z deszczem, a zimny wiatr szczypał nas w twarz.

    Postanowiliśmy wybrać się do Hogsmeade, pomimo tego, że pogoda raczej nie zachęcała do przechadzek.

    Weszliśmy do wioski. Wiele sklepów było zamkniętych, być może już na zawsze. Zamierzaliśmy wejść do Zonka, jednak okna sklepu były zabite deskami, a drzwi zamknięte na kłódkę.

    - Chodźmy do Miodowego Królestwa - zaproponował Ron. Zgodziliśmy się. Po zjedzeniu kilku kawałków czekolady poprawił nam się humor. Stojąc na ulicy zauważyliśmy Mundungusa stojącego z otwartą walizką. Podeszliśmy do niego.

    - Cześć Mundungus - powiedzieliśmy. Gdy tylko nas usłyszał, wystraszył się. Zawartość jego walizki wysypała się na ziemię. Harry chciał mu pomóc zebrać wszystko z powrotem. A były tam srebrne puchary, zabytkowe gobeliny… Na jednym z nich zauważyliśmy herb Blacków. Nim zdążyłam się zorientować, Harry trzymał Mundungusa za gardło przypartego do ściany.

   - Rozkradasz rzeczy Syriusza! - warczał Harry przez zaciśnięte zęby.

   - Harry, daj spokój… - powiedział Ron odciągając go od Mundungusa, który już wyraźnie się dusił. Gdy tylko Harry puścił jego gardło, mężczyzna natychmiast się deportował. Zaciągnęliśmy wściekłego Harry'ego do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Postanowiliśmy, że potem wracamy do zamku. Nasz dzisiejszy wypad na pewno nie należał do udanych.

    Trochę jeszcze rozmawialiśmy siedząc w barze. Dookoła nas prawie w ogóle nie było ludzi, w końcu kto normalny wychodzi w taką pogodę?

    Gdy wracaliśmy do szkoły zauważyliśmy przed nami dwie dziewczyny. Wiatr niósł ku nam ich głosy, była to Katie Bell i jej przyjaciółka. Kłóciły się o coś, co niosła Katie. W pewnym momencie zaczęły sobie wyrywać pakunek z rąk. Dziewczyna nagle uniosła się w powietrze i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Razem z nią krzyczała jej przyjaciółka, która próbowała ściągnąć ja za nogi na ziemię. Rzuciliśmy się jej na pomoc. Jednak gdy złapaliśmy Katie, wtedy ona zleciała na ziemie, wciąż krzycząc. Harry natychmiast pobiegł w stronę zamku, a ja próbowałam uspokoić jej przyjaciółkę.

    Niedługo potem wrócił Harry wraz z Hagridem, który wziął na ręce wciąż wrzeszczącą dziewczynę i zaniósł do Hogwartu.

    Ostrożnie obejrzeliśmy paczkę. Była lekko otworzona, w środku był jedynie duży naszyjnik.

    - Widziałem już go - powiedział Harry -  w sklepie Borgina i Burkesa. Ciąży na nim klątwa.

    Zanieśliśmy naszyjnik do szkoły. Gdy tylko weszliśmy, od razu podeszła do nas McGonagall. Wyjaśniliśmy jej dokładnie co się stało. Pani profesor chciała nas już odprawić, gdy nagle Harry powiedział:

    - Myślę, że to Draco Malfoy dał Katie ten naszyjnik.

 

    Harry gdzieś zniknął. Ja i Ron siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym odrabiając pracę domową dla Slughorna. Jednak wcale nie zastanowiłam się nad użyciem Eksplodującego Fluidu w medycynie. Myślałam o Malfoyu, o Harrym i o naszyjniku. Czy to możliwe, by to uczeń chciał wnieść coś, co jest obciążone klątwą? Dlaczego?

     - Myślisz, że to Malfoy? - spytałam Rona. Podniósł głowę znad swojego wypracowania, spojrzał zdziwiony na mój pergamin, na którym napisałam jedynie temat pracy westchnął.

     - Nie mam pojęcia. Może.

     - Ale Harry wierzy w jego winę?

     - Ma obsesję na jego punkcie. Śledzi go.

Zamarłam. Ron spojrzał na mnie ze zdziwioną miną.

     - Dobrze się czujesz? - spytał.

     - Tak… Wszystko jest ok.

     Wzięłam kawałek pergaminu i napisałam na nim parę słów.

 Wstałam z fotela i szybko wybiegłam. Zwolniłam trochę gdy wyszłam z zamku i skierowałam się w stronę Zakazanego Lasu. Zostawiłam Malfoyowi krótką wiadomość pod jego drzewem.

    „Spotkajmy się o 20.00 na siódmym piętrze naprzeciw gobelinu z Barnabaszem Bzikiem.”

3. Pokój Życzeń

Z niepokojem spojrzałam na zegarek. Siódma. Harry'ego jeszcze nie było, a ja nie miałam pojęcia gdzie się podziewa. Chciałam się upewnić, czy aby na pewno nie widział mnie wraz z Draconem.

Obok mnie Ron pisał swój esej z eliksirów, a naokoło jego fotela leżało kilka pomiętych pergaminów.

Nagle przez dziurę pod portretem przeszedł Harry, trzymając w rękach pelerynę i Mapę Huncwotów. Gdy tylko usiadł natychmiast się go spytałam:

- Dlaczego śledzisz Malfoya?

Harry spojrzał z wyrzutem na Rona, który jedynie wzruszył ramionami.

- Zrozum. Usłyszałeś jedynie strzępki jego rozmów i na takiej podstawie Wysuwasz oskarżenia. Nienawidzisz go, dlatego usilnie próbujesz logicznie wytłumaczyć to co wiesz, pomimo…

- Hermiona, daj już spokój - mruknął Ron.

- Harry, zastanów się. To bezsensu - powiedziałam, a następnie wstałam i skierowałam się do Pokoju Życzeń.

Gdy dotarłam na miejsce, na korytarzu był tylko Malfoy. Wyglądał tak jak zwykle, luźne szaty na nim wisiały, a jego blond włosy były w lekkim nieładzie. Powoli do niego podeszłam. Wpatrywał się we mnie swoimi szarymi oczami, a ja z każdym krokiem czułam się coraz mniej pewnie i miałam ogromną ochotę na to, by uciec.

Malfoy odwrócił się w stronę ściany, następnie przeszedł obok niej trzy razy, a gdy pojawiły się drzwi otworzył je, przepuszczając mnie.

Tym razem Pokój Życzeń wyglądał jak przytulny salon. Jedynym źródłem światła był kominek, a na środku były dwa fotele. Usiadłam na jednym z nich, to samo zrobił Draco.

- O co chodzi? - spytał. Wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam:

- Harry Cię śledzi. Uważa, że to ty dałeś Katie ten naszyjnik…

- Czemu mi to mówisz Granger?

- Co?

- Czemu mi to mówisz?

Raczej nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Zaczęłam gnieść szatę ze zdenerwowania i wpatrywać się w dłonie. Co mu powiedzieć? Prawdę?

- Bo myślę… Uważam, że… To nie ty to zrobiłeś. Nie wierzę w to.

Gdy już wydukałam te kilka słów poczułam, że się czerwienię.

- Nie wiesz jeszcze wielu rzeczy Granger.

- Ale i tak…

Złapał mnie za brodę w swoje dłonie i uniósł moją twarz do góry tak, że patrzyłam prosto w jego oczy, które były tylko kilka cali ode mnie.

- Panna - Zawsze - Wiem - To - Wszystko - Granger wygłosiła swoją opinię. A co jeśli Potter ma rację i to ja podrzuciłem naszyjnik? Co jeśli zaraz rzucę na ciebie avadę? Nie znasz mnie Granger. A może Ci się wydaje, że jest inaczej?

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się tylko w jego oczy, w których było tyle emocji. Złość, ból…W moich pojawiły się łzy. Nie chciałam, żeby tak to zrozumiał… Po chwili Malfoy puścił mnie i odsunął się jak najdalej. Odetchnął głęboko i powiedział:

- Potter wie o…?

- Nie, raczej nie - odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał normalnie.

- Ale i tak nie możemy ryzykować. Nie przychodź tam.

Kiwnęłam głową. Zrozumiałam, że to już koniec rozmowy. Wstałam i podeszłam do drzwi. Położyłam rękę na klamce i nim zdążyłam się zastanowić, powiedziałam:

- Będzie mi tego brakować. Tych… Spotkań w Zakazanym Lesie.

Idiotka” pomyślałam „Po co to mówiłaś?”. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej, całe szczęście Malfoy już tego nie widział. Po chwili usłyszałam jego głos.

- Mnie również, Granger.

Nacisnęłam klamkę i wyszłam. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi uśmiechnęłam się szeroko. Teraz już raczej nic nie mogło popsuć mi humoru.

4. Lekcja Zielarstwa

Moja euforia nie trwała jednak zbyt długo. Była chyba północ, a ja siedziałam na fotelu w pokoju wspólnym nie mogąc zasnąć i myśląc o Malfoyu, który ostatnio często zaprzątał mój rozum. Zbyt często.

Z rozmyślań wyrwało mnie kaszlnięcie przez sen Harry'ego, który spał na kanapie trzymając w ręku pióro. Na stoliku leżało jego niedokończone wypracowanie. Zerknęłam na nie i z cichym westchnięciem zabrałam się do kończenia jego eseju.

Jednak moje myśli wciąż krążyły wokół Malfoya, naszych spotkań… Nigdy nie myślałam, że gdy się skończą będę czuła taka pustkę. Oczywiście, mieliśmy przerwy, na przykład wakacje, jednak zawsze wiedziałam, że do tego wrócę. Do tej rutyny, jednej z niewielu rzeczy, która się nie zmieniła przez tyle lat.

Dopisałam ostatnie słowa w wypracowaniu Harry'ego i odłożyłam pracę na stolik. Przeciągnęłam się leniwie i zaczęłam patrzeć w powoli gasnące płomienie w kominku. Wszyscy już dawno spali - wszyscy, oprócz mnie. Od dawna mam problemy ze snem, staram w ogóle nie kłaść się do łóżka z powodu koszmaru, który ciągle nawiedza mnie w nocy. Zawsze jest taki sam - śmierciożercy atakują szkołę. Atakuję jednego z nich, w ferworze walki jego maska spada i widzę Malfoya, przerażonego tak samo jak ja. Stoimy w bezruchu, nie wiedząc, co zrobić. Przez drzwi frontowe tryumfalnie wchodzi Voldemort wraz ze swoją świtą gotową go bronić, aż do końca. Harry rzuca się w jego kierunku, a cała sala zamiera. Voldemort odprawia śmierciożerców, chce z nim walczyć sam na sam. Przez chwilę powietrze przecinają ich zaklęcia, a potem Harry pada martwy na ziemię... Zawsze w tym momencie budzę się z krzykiem. Nie chcę widzieć tego znowu w mojej głowie, dlatego robię wszystko by przypadkiem nie zasnąć, piję hektolitry kawy, jednak to nie starcza na długo. Mój organizm domaga się snu, a ja boję się mu go dostarczyć.

Parę dni później szłam szybkim krokiem przez jeden z korytarzy na drugim piętrze. Dostrzegłam McLaggena idącego po drugiej stronie korytarza, więc szybko otworzyłam najbliższe drzwi i wpadłam do środka. Na moje nieszczęście, była to łazienka Jęczącej Marty. Podeszłam do jednej z umywalek i spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie, wory pod moimi oczami były ciemnofioletowe, a parę kosmyków wyrwało się z moich naprędce związanych włosów. Nagle usłyszałam piskliwy głos Marty:

- Przyszedłeś…?! A, to ty.

Marta wyfrunęła zza drzwi jednej z toalet i stanęła - jeśli można tak powiedzieć - za moimi plecami. Uśmiechnęłam się lekko i spytałam:

- Czekałaś na kogoś?

Spuściła lekko głowę. Gdyby mogła, na pewno by się zarumieniła.

- Och, nieważne… Przychodzi tu czasem taki jeden chłopak… - powiedziała patrząc uparcie w podłogę.

- Kto to? - spytałam, lecz Marta nie raczyła mi odpowiedzieć. Z Cichym piskiem zerwała się z miejsca, poleciała do góry i po efektownym salcie, z dosyć głośnym pluskiem wpadła do tej samej toalety z której wyfrunęła.

Coraz większymi krokami zbliżało się przyjęcie bożonarodzeniowe u Slughorna. Profesor pozwolił nam kogoś zaprosić. Miałam zamiar spytać się Rona i to jak najszybciej, bo wiedziałam, że gdy tylko spotkam McLaggena, ten nie odczepi się ode mnie, dopóki niezgodę się iść z nim.

- W każdym razie, Harry, Slughorna zamierza urządzić przyjęcie bożonarodzeniowe i z tego już się nie wymigasz, bo mnie poprosił, żebym sprawdziła, które wieczory masz wolne. Chce mieć pewność, że przyjdziesz - powiedziałam, starając się naprowadzić rozmowę na właściwe tory i zapytać w końcu Rona, czy ze mną pójdzie. Harry jęknął, a ja uśmiechnęłam się lekko, tak by nie zauważył.

- Jeszcze jedno przyjęcie wyłącznie dla pupilków Slughorna, tak? - rzucił ze złością Ron.

- Tak, tylko dla członków Klubu Ślimaka - odpowiedziałam najspokojniej jak tylko umiałam.

- Klub Ślimaka. To żałosne. No, mam nadzieję, że będziesz się świetnie bawić. Wiesz co, może zaczniesz chodzić z McLaggenem, wtedy Slughorna mianuje was królem i królową Ślimaków… - powiedział Ron z ironicznym uśmiechem miałam ochotę rzucić w niego oślizgłym strąkiem, który przed chwilą z trudem udało nam się zdobyć.

- Możemy przyprowadzić gości - powiedziałam prawie płacząc - i zamierzałam zaprosić ciebie, ale skoro uważasz, że jesteś ponad takie głupoty, nie będę nawet próbowała!

- Zamierzałaś mnie zaprosić? - spytał zdziwiony.

- Wyobraź sobie, że tak - odpowiedziałam ze złością - ale jeśli wolisz, żebym chodziła z McLaggenem…

Ron wymamrotał coś cicho pod nosem. Harry w tym czasie próbował rozwalić strąk szpadlem, jednak trafił w miskę i roztrzaskał ją.

- Daj mi to. Tu piszą, że trzeba je nakłuwać czymś ostrym… - powiedziałam wertując mój egzemplarz Mięsożernych drzew świata, a chłopcy starali się wydostać kolejny strąk.* Gdy w końcu skończyła się ta lekcja, złapałam torbę wybiegłam ze szklarni. Nie chciałam by ktokolwiek zauważył, że po mojej twarzy spływają łzy.

* - fragment HP i KP zmieniony na potrzeby tego opowiadania.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Killing Me Softly Roberta Flack(1)
Killing me softly
Fugess Killing Me Softly
Killing Me Softly
Fugees Killing Me Softly With His Song
Killing me softly 2
Charles Fox Killing Me Softly With His Song
Charles Fox Killing Me Softly With His Song
Killing Me Softly with this song
Killing me softly
Killing me Softly Parts and Partitur
(L)NUTY Killing Me Softly With His Song(1)
(L)NUTY Killing Me Softly With His Song(1)
Killing My Softly
Jon Scieszka Time Warp Trio 07 Summer Reading is Killing Me!
Adams, Melody Fighting Hearts 1 Breaking me softly
32 33 ROZ M I w sprawie me Nieznany (2)
ME auctions ppt
W09 Ja wstep ROZ

więcej podobnych podstron