Mieczysław Maliński Wszystkie nasze dzienne sprawy


Wszystkie nasze

dzienne sprawy

Ks. Mieczysław

MALIŃSKI

Wszystkie

nasze

dzienne sprawy

WROCŁAW 1998

IM PRIM ATUR

Kuna Metropolitalna Wrocławska

L.dz 1539/98— 15 lipca 1998 r

•fHenryk Kard Gulbmowicz

Arcybiskup Metropolita Wrocławski

Projekt okładki Izabela Świerad

Ilustracje Irena Rozańska

Korekta Anna Kowalska-Grygajtis

Skład i łamanie Piotr Badyna

TUM

Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej

50-329 Wrocław, pl Katedralny 19, tel /fax 22-72-11

Tjf

ISBN 83-86968-58-3

Drukarnia Tumska — Wrocław, zam 26/98

S S -S

t- Sf

• l" '"•

NA PUSTKOWIU

Czas adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem,

przyprószona szronem. Mgła. Nieruchome powie-

trze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty ga-

łęzi. Szare niebo wiszące nisko nad ziemią. Przej-

mujące mokre zimno. Ludzie poruszają się jak we

śnie.

Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jesteś nie-

obecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po

prostu odrętwiałość. Nawet nie obojętność, tylko

nieczułość. Wykonujesz mechanicznie swoje czyn-

ności, pracujesz, załatwiasz, rozmawiasz - aż się

dziwisz, że cię na to stać. Nie czujesz wiary ni na-

dziei, nie czujesz miłości. Nie czujesz ludzi, nie czu-

jesz Boga.

To jest twój czas Adwentu, który przypada czasem

na okres liturgiczny, a czasem poza nim.

I POCZĄŁ GO KUSIĆ

To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy się

najmniej spodziewasz - w największym rozgwarze

zabawy lub gdy wieczorem ulicą wracasz do domu,

podczas rozmowy z kimś najbliższym lub gdy za-

mykasz za sobą drzwi pokoju: nagle zaczynasz ro-

zumieć swoją samotność.

Jak ręka spadająca bezwładnie po szczeblach dra-

biny...

Jak tonący, który wie, że dna stopami nie dosięgnie...

Obyś wtedy miał siłę uwierzyć, że nie jesteś sam.

ZNALAZŁAM DRACHMĘ

Musi cię wciąż nurtować pytanie o sens życia: cze-

go chcę, na co liczę, co pragnę osiągnąć? Czy od-

kryłem wartości, z których nie chciałbym nigdy zre-

zygnować, za które jestem gotów oddać wszystko?

Nie dziw się, że nigdy nie jesteś spokojny, jak bywa

ten, co znalazł. Bo odpowiedź na te pytania dać moż-

na tylko całym życiem.

BIADA WAM BOGACZOM, BO MACIE

POCIECHĘ WASZĄ

Im bardziej mamy gdzie mieszkać, co jeść, w co się

ubrać, tym wyraźniej staje przed nami pytanie: po

co żyć? Ale wykręcamy się od niego. Udajemy zaję-

tych swoimi troskami, zaaferowanych rozlicznymi

kłopotami. Spychamy to pytanie w rejestr spraw od-

kładanych do późniejszego załatwienia, gdy będzie-

my mieli spokojną głowę.

I może się zdarzyć, że odniesiesz sukces: przestanie

cię dręczyć to pytanie. Pozostaną tylko sprawy jesz-

cze lepszego mieszkania, ubrania, jedzenia.

10

KRÓLESTWO BOŻE PODOBNE JEST

DO SKARBU UKRYTEGO W ROLI

Gdzież jest świat pełen słońca, śmiechu, przyjaźni,

beztroski, zdrowia? W Londynie mówią, że to w No-

wym Jorku; w Nowym Jorku mówią, że w Kalifor-

nii; w Kalifornii mówią, że to w Paryżu i w Rzymie;

w Rzymie i w Paryżu mówią, że w Londynie.

Ale gdzieś jest świat pełen szczęścia.

11

ODSZEDŁ I POWIESIŁ SIĘ

Jak żyć? Na zasadzie przeliczania? Dawać kopiato,

którym się dawać opłaci; odcinać się od tych, którzy

na nic się już nam nie przydadzą; wyciągać od każ-

dego-, ile się da; nie zdradzać się z niczym, żeby ktoś

nie skorzystał i nie przerósł nas; chwalić tych, któ-

rzy są daleko; nie powiedzieć dobrego słowa o tych,

którzy mogą stać się rywalami; zniszczyć ich za ple-

cami, zanim wyrosną na przeciwników.

Tak żyć?

12

PRZYPROWADZILI MU OPĘTANEGO

Z czym ci się wszystko kojarzy? Z seksem, pieniędz-

mi, karierą, sławą? Co cię opętało, że ze środka uczy-

niłeś cel, że w szczególe zobaczyłeś istotę, sens ży-

cia? I czy z tego zdajesz sobie sprawę?

13

JA PRZYJDĘ ;

Wyglądanie przez okno, nerwowe spoglądanie na ze-

garek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota:

czekamy na kogoś, czekamy na coś. Są rozmaite cze-

kania - te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukryte,

ale nie mniej ciężkie.

Życie ludzkie składa się z czekan.

Spośród różnych czekan jest jedno czekanie najważ-

niejsze, wspólne wszystkim - czekanie na Boga.

14

9

A ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE

Jesteśmy jak ćmy tłukące wieczorem o żarówki.

A Pan Jezus Frasobliwy podparł ciążącą Mu głowę

i patrzy na niepokój człowieczy. Kiedy przyjdzie

ukojenie?

Rozbity wóz, na brzegu szosy leżące ciało. Spod ga-

zety widać twarz. Jakiż w niej głęboki spokój. Do-

piero teraz?

15

10

11

ŚWIATŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT

ODDALIŁ SIĘ NA OSOBNOŚĆ

Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach.

Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości

intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe

podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo,

poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt,

prawdomówność w obmowę, odpoczynek w leni-

stwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutal-

ność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrze-

żenie coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz

bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła;

dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to

zło, że to od dawna już było zło.

Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn -ja-

kaś miłość - światło - w którym ujrzymy wszystkie

barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej

szarości.

Każdy z nas jest jak dziecko, które idzie przez mia-

sto. Dużo ulic, masa wystaw. A na jednej radia, a na

drugiej pajac, a na innej cukierki. Przy krawężniku

stoi samochód, jakiś nowy model. Na płocie plakat

kolorowy. Wielkimi literami wypisane zawody spor-

towe. Ale czy wiesz, po coś wyszedł i dokąd idziesz?

Może być i sport, i samochód, ale czyś nie stracił celu

z oczu?

Każdy z nas jest jak turysta. W oddali ośnieżony

szczyt, gdzieś szemrze potok, na stoku wśród lasu

polana. Ale czyś nie zgubił szlaku? Może być i po-

tok, ale czy dobrze idziesz?

16

17

12

NIECH WEŹMIE KRZYŻ SWÓJ

Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-

bie nadzieja, że twoja umiejętność życia i oszczę-

dzania się nie dopuści do ciężkich chorób i kalekiej

starości. • •'*? >}*'•'* -'

Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-

bie nadzieja, że twoja mądrość życiowa uratuje cię

od krzywd, które mogą wyrządzić ci ludzie.

I choć idziesz przez pustynię bezwodną, i choć nic

ci nie zostało oszczędzone, nic podarowane - gdzieś

w mroku niepewności tli w tobie nadzieja.

ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE

A gdy już sobie wszystko ułożysz, nagromadzisz,

zbudujesz, przyklepiesz, wywindujesz się i rozgo-

ścisz, On ci to wszystko zdmuchnie, strąci ci twoją

czapkę tytułów z głowy, bogactwa zamieni w popiół.

Ale ty z uporem będziesz z powrotem składał rozbi-

te skorupy, zlepiał papierowe korony, z powrotem

wspinał się na piedestał - i gdy na nowo zbudujesz

swoje królestwo i zaczniesz w nim panować, On ci

po raz wtóry je zniszczy. I tak ci będzie wciąż nisz-

czył i w piołun zamieniał słodycz i w popiół bogac-

two, w nicość twoje plany. - Żebyś zrozumiał.

18

19

14

15

ABY CHOĆ RĘKĘ NA NIE WŁOŻYŁ

SYNOWIE TEGO ŚWIATA

W nieskazitelnie białej koszuli, dokładnie zapięty.

Bijący brawo jedną ręką. Oglądacz wystaw, kin, ko-

ściołów, mszy świętych, dusz ludzkich, ich cierpień

i radości. Nie dotknięty, nie naruszony. Przyglądają-

cy się pobłażliwie rym, którzy jak ćmy spalili sobie

skrzydła w ogniu. Pełen satysfakcji, że ciebie to nie

spotkało - że nie dałeś się nabrać. Z konwencjonal-

nym uśmiechem, w który ani ty sam, ani nikt nie

wierzy. Rozmawiasz z pozorną powagą o pogodzie

i spędzonym urlopie. Ale ciebie nie ma: jesteś do-

skonale nieobecny. I oni wiedzą, że ciebie nie ma.

Jest tylko ściana: twoja pogarda. A tyś ukryty w wie-

ży z kości słoniowej, nastawiony na przeczekanie

burz, które przewalają się nad twoim niebem.

A naprawdę to jesteś skrzywdzonym dzieckiem, ob-

rażonym na ludzi i na świat, które ze s woj ą krzywdą

poradzić sobie nie umie - które nie umie przebaczyć.

Na co cię jeszcze stać? Czy na to, żeby potem przyjść,

uścisnąć rękę i powiedzieć: Słuchaj, stary, ale byłeś

wspaniały.

My, kibice, oglądacze, turyści życiowi, którzy zajęli

stałe miejsce nie na arenie, ale na na widowni. Z ha-

słem naczelnym: Nie dać się wciągnąć, nie zdradzić

swoich myśli, zamiarów nawet uśmiechem, nawet

ruchem brwi, a już nigdy słowem. I patrzeć, jak so-

bie łby urywają. A potem - marzysz - gdy się wszyst-

ko skończy, gdy załatwią twoje sprawy swoimi rę-

kami, gdy zaczną wynosić trupy bohaterów, wtedy

ty, ściskając im w przejściu dłoń i nakładając wie-

niec laurowy, będziesz wiedział, jak siew życiu usta-

wić. Powiesz, że obraz to za surowy, że gdy o wiel-

kie sprawy chodzi, nie muszą cię szukać. Wtedy nie

zawiedziesz. A włączać się w głupstwa szkoda cza-

su i energii, a nade wszystko szkoda ryzykować.

Tylko przyznaj: jakoś tak się dziwnie składa, że na

twojej drodze wciąż nie ma tych wielkich spraw.

20

21

17

ZDAJ SPRAWĘ Z WŁODARSTWA TWEGO I POCZĄŁ SIĘ ROZLICZAĆ

Inaczej się gra, jeżeli w swojej, może nawet nijakiej,

talii kart ujrzy się wielką kartę. Tylko rzecz w tym,

żeby chcieć nią zagrać.

Czyś już zagrał swoją życiową kartą? Bo jeżeli tak

i jeżeli ci się udało, to musisz przyznać, że teraz ła-

twiej jest żyć. Bo pamięć tej wielkiej chwili rzuca

blask na całe dalsze życie. Dodaje odwagi, wspania-

łomyślności, daje poczucie godności.

A może jeszcze jesteś przed tym wydarzeniem?

Uważaj, żebyś pod koniec życia nie spostrzegł, że tę

wielką kartę wciąż kurczowo trzymasz w rękach. Do

momentu, gdy ci ją wyjmą i odrzucą.

Gdybyś wiedział, ileś dostał i ile masz zyskać; za

co jesteś odpowiedzialny, a co już ciebie nie doty-

czy, czym nie musisz się przejmować. Gdybyś wie-

dział. Ale ty nie wiesz. Nie wiesz, gdzie się kończy

granica zmęczenia, a gdzie się rozpoczyna lenistwo;

jak długo potrzebujesz odpoczynku, a gdzie jest już

czasu marnowanie. Ile pracy brać na siebie, a ile

przerzucać na swoich współpracowników. Dokąd

są wyrzuty sumienia, a kiedy rozpoczyna się chora

wyobraźnia.

I jesteś wciąż rozdarty, pozostawiony w niepewno-

ści. I nikt cię nie potrafi od tych wątpliwości do końca

uwolnić.

22

23

18

19

W DRODZE

Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną

ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry

piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-

cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się

nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-

gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-

dować.

Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy

kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz

równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.

I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych

spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-

dowując swoje życie.

PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry. 31? ^f

Ile jeszcze lat. Hę jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-

dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?

Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na

sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś

zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci

cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś

gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.

Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -

one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował

łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-

centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-

skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-

getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

24

— Wszystkie nasze...

25

f

18

W DRODZE

Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną

ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry

piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-

cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się

nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-

gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-

dować.

Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy

kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz

równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.

I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych

spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-

dowując swoje życie.

24

19

PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

Ile jeszcze lat. Ile jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-

dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?

Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na

sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś

zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci

cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś

gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.

Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -

one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował

łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-

centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-

skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-

getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

-Wszystkie nasze...

25

KTO WAS PRZYJMUJE, MNIE PRZYJMUJE

Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań i pozasu-

waliśmy storami okna. Odcięliśmy się od ludzi i ki- j

simy się. we własnym sosie. W najlepszym wypadku

tkwimy bez końca w gronie tych samych ludzi, gdzie

z góry od lat już wiadomo, co kto wie i co kto po-

wie. Wygodnie nam na tym wygniecionym foteliku,

mamy poczucie własnej wartości.

A przyznać się nie chcesz, że boisz się wartościo-

wych ludzi, bo przy nich ujawniają się twoje braki - •

przy nich czujesz, jak bardzo nie dostajesz pod każ-

dym względem. Unikasz ich, bo kontakt z nimi zmu-

sza cię do skupienia, uwagi, wysiłku, żąda od ciebie

pracy, zmiany, odnowy.

Głupiejesz. Bo się odciąłeś od ludzi - od Boga, któ-

ry w ich postaci do ciebie chce przyjść.

26

KTO BY ZGORSZYŁ JEDNO Z TYCH

NAJMNIEJSZYCH

Co chcesz dać światu? Jaki kształt chcesz na nim

odcisnąć? Jak chcesz wychować swoje dziecko, przy-

jaciela? Na człowieka? Na operatywnego człowie-

ka, na zręcznego człowieka, na zaradnego człowie-

ka, na człowieka umiejącego pracować, zachować

się? Ale co te słowa u ciebie znaczą? Jaka filozofia

życiowa za nimi się kryje? Filozofia człowieka, któ-

ry nie pozwoli się zagryźć, a który zagryza spokoj-

nie tych, którzy mu stają na drodze, czy też człowie-

ka, który chce czynić dobrze?

To dajesz światu, czym sam jesteś. Nie skryjesz się

za kurtyną swoich słów. Wychowujesz twoje dziec-

ko, przyjaciela, ludzi, z którymi obcujesz, na kształt

swojej osobowości.

27

22

I ŚWIATŁOŚĆ ZEWSZĄD ICH OŚWIECIŁA

Czy słyszysz poprzez hałas ulicy ludzki gwar, krzy-

ki, śpiewy, narzekania, śmiechy, przekleństwa, po-

przez codzienne odgłosy życia - czy słyszysz śpie-

wy anielskie? Czy dostrzegasz wśród świateł ,

ulicznych, wystawowych neonów, okien kamienic, '

reflektorów samochodowych - Jego gwiazdę?

Przyszedł, aby nam pomóc żyć: żeby poprzez naszą

małość, podłość, nędzę, poprzez chęć prześliźnięcia

się przez świat w wygodzie i spokoju potrafiła się

przebić nasza wspaniałość; żebyśmy, mali sprycia-

rze, potrafili rzucić na szalę służby Dobru - siebie

samych. *

28

CZEKAJĄCY NA PRZYJŚCIE

Okna już wymyte, kurze pościerane, zrobione świą-

teczne pranie. Udało się dostać płaszcz zimowy, przy-

szły na czas buty. Ryby są. Wszystko popieczone.

Jeszcze tylko podłogi wypastować, pójść do fryzje-

ra, no i to by było chyba wszystko. Gdyby ktoś z da-

leka patrzył na nasz glob, byłby zaskoczony tym go-

rączkowym przygotowywaniem, tym rosnącym

z dnia na dzień jak lawina ruchem w sklepach, tym

gwałtownym praniem, pieczeniem, gotowaniem.

Do czego się tak przygotowują?

Kto ma do nich przyjść?

29

24

WRÓCILI WIELBIĄC I CHWALĄC BOGA

Sprzątaj, froteruj, ścieraj kurze, gotuj, piecz. Kolę-

duj, kupuj drzewko, lep zabawki, rób wydmuszki,

złoć orzechy, przywiązuj nitki do ogonków jabłek.

Buduj szopkę, sklejaj żłóbek, wycinaj drzewa, gwiaz-

dę i owieczki, pasterzy i królów, Maryję, Józefa

i Dzieciątko. Kolęduj. Ubieraj choinkę, wieszaj łań-

cuchy, włosy anielskie, przyczepiaj świeczki, sztucz-

ne ognie. Kolęduj. Pisz listy i kartki do ludzi, któ-

rym się należy znak twojej pamięci. Przygotuj

prezenty pod drzewko. Przykryj białym obrusem stół,

podłóż siano. Ubierz się odświętnie, zasiądź do sto-

łu wraz z twoimi bliskimi.

I kolęduj przy żłóbku, kolęduj pod drzewkiem, kolę-

duj w kościele. Aby twoje mroczne wnętrze wresz-

cie rozjaśniało Światłem. Aby twoje tępe uszy wresz-

cie usłyszały Głos. Aby w twoim sercu narodził się

Jezus.

l

30

25

ZOSTANĘ Z WAMI

Twoje święta. To jest tak jak wtedy, gdyś był dziec-

kiem. I w swoim odświętnym ubranku, które cię nie-

co uwierało, podchodziłeś do drzwi pokoju, naciska-

łeś klamkę i czując jej chłód w swojej dłoni, powoli,

ze wzruszeniem otwierałeś. Przez powiększającą się

szparę ujrzałeś stół zasłany białym obrusem i leżące

na nim opłatki, w głębi drzewko jarzące się blaskiem

kolorowych świec, przybrane zabawkami, łańcucha-

mi, bańkami, włosami anielskimi - i przepełniony

lękiem, aby nie spłoszyć tej tajemnicy, na palcach

wchodziłeś do odświętnego pokoju.

Od tamtych lat tylko tyle się zmieniło, że stałeś się

bezceremonialny, rubaszny, zamaszysty, że przytę-

piałeś. Wszystko inne zostało takie samo. Te same

obrzędy, zwyczaje, gesty, obrazy, słowa, pieśni ->•

odblaski Rzeczywistości, która się za nimi kryje.

Wchodź w twoje święta jak wtedy, gdy byłeś dziec-

kiem - z szacunkiem, na palcach, by ci się objawiła

tajemnica, jaką kryj ą j ej symbole.

31

26

NADSZEDŁ CZAS ROZWIĄZANIA

I PORODZIŁA

Nie wystarczą życzenia wszystkiego najlepszego,

wszelkiej pomyślności, aby rodzicom dzieci się do-

brze chowały i aby dzieci miały bogatych rodziców.

Nie wystarczy stół wigilijny z siankiem i białym

obrusem ani łamanie się opłatkiem, nie wystarczy

nawet choinka i kolędy.

Nieustannie drąży nas przeświadczenie, że to jesz-

cze nie to, że to wszystko kryje jakąś rzeczywistość,

która jest tak realna jak opłatek łamany w wigilię,

ale z drugiej strony nieuchwytna jak wspomnienie.

Powstaje niepokój, że może przejść obok nas, że sta-

niemy się jakoś ubożsi nie zetknąwszy się z nią.

Chyba że wmawiać będziemy sobie i innym, że nie

ma żadnej tajemnicy, a jedyną rzeczywistością są

właśnie zabawki na choince, ten kawałek ryby, ten

strój świąteczny.

32

27

PRZYBYLI Z POŚPIECHEM

A my tak w wypatrywaniu gwiazdy. A my tak w wy-

ciągniętym kłusie do groty betlejemskiej. - Żeby na

własne oczy zobaczyć, żeby na własne uszy słyszeć,

żeby własnymi rękami dotknąć. Przekonać się, że to

milczące, przerażające sklepienie niebieskie, że ten

nasz los ludzki pełen cierpień, że to wszystko ma

sens. Upewnić się, że to, w co usilnie wierzyć chce-

my, że to dla czego żyć się staramy, to nie złuda.

Na własne oczy zobaczyć, na własne uszy usłyszeć,

własnymi rękami dotknąć - Znaku naszej Nadziei.

33

28

OTO ZWIASTUJEMY WAM WESELE

WIELKIE

W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po-

trzebujemy opowiadania o Synu Człowieczym na-

rodzonym w stajni, położonym w żłobie, dla które-

go miejsca nie było w gospodzie.

W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej zni-

kają z naszego pola widzenia aniołowie, gwiazdy,

sztuczne ognie, świecidełka - a pozostaje On, który

narodził się w stajni, któremu patrząc po ludzku ży-

cie się nie udało: którego w czasie próby opuścili

przyjaciele, a On sam został powieszony na krzyżu.

W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po-

trzebujemy tego opowiadania, żeby usłyszeć potwier-

dzenie dla naszych wysiłków, które tak często się

nie udają, żeby odnaleźć sens swojego życia.

34

29

I UJRZELI ŚWIATŁOŚĆ

W dniach, które stają się coraz krótsze, w twoich

dniach, w latach, które stają się. coraz krótsze, coraz

zimniejsze - to jest Światłość twoja. W twoim przy-

gnębieniu, zniechęceniu do ludzi za ich bezlitośność,

interesowność, obojętność - które w tobie z dnia na

dzień narasta - On jest Światłością twoją: On jest

świadectwem, że człowiek może być wielki, bezin-

teresowny, dobry, życzliwy, kochający.

W twojej rezygnacji wobec samego siebie, która

w miarę lat twoich narasta; w przekonaniu, że cię już

na nic nie stać, tylko na interesowność, tylko na ego-

izm - On j est nadziej ą twój ą, że potrafisz się zdobyć

na wielkość, na życzliwość.

W miarę jak lata nasze coraz ciemniejsze i zimniej-

sze, coraz bardziej potrzebujemy Jego światła, by

móc dalej żyć.

35

30

I POKŁONILI SIĘ JEMU

Zaświecić świeczki na choince, rozłożyć pod nią

wszystkie przysłane życzenia, nastawić płytę z ko-

lędami, zapomnieć, że za oknem ciemno i mróz, wtu-

lić się w gałęzie drzewka, wpatrzeć się w jego bla-

ski, światła, kolory i wędrować wraz z Maryją

i Józefem do Betlejem, wędrować wraz z pasterza-

mi do Maryi, Józefa i Niemowlęcia, wędrować wraz

z trzema Mędrcami do Świętej Rodziny i jak dziec-

ko uwierzyć - jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem - że

miłość jest możliwa, że wierność jest możliwa, że

poświęcenie jest możliwe, że bezinteresowność jest

możliwa.

Bo zaraz trzeba będzie wstać spod choinki, zgasić

świeczki i wyjść w ciemność i mróz.

36

31

I UJRZĄ SYNA CZŁOWIECZEGO

PRZYCHODZĄCEGO W OBŁOKACH

Znów minął rok.

Nie mów: „odwalony". W nim było dużo dobra i to

niewątpliwego dobra. To nie tylko krok w czasie. To

był twój krok w drodze do Boga. Tyle miłości, tyle

przełamywania swego egoizmu.

Może powiesz: „To, co mówisz, jest dla mnie krępu-

jące. Nie widzę wcale tego dobra".

A więc popatrz: tyle rannego wstawania, pośpiechu,

by się nie spóźnić, przepracowanych solidnie godzin,

uczciwości, pomocy w domu, troski. Tak, tyle miło-

ści. Pan Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy. To

znaczy przede wszystkim, że nie zapomni najmniej-

szego dobrego uczynku, najprostszego słowa, naj-

drobniejszej życzliwej myśli.

37

PRZYSZEDŁ DO SWOICH

My żyjący w okruchach Kosmosu, którego ogrom

jest tak obłędny, że nie jesteśmy go w stanie nawet

pomyśleć, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do-

strzegł nas.

My należący do gatunku nazwanego ludzkością, któ-

ry w życiu Kosmosu nie trwa dłużej niż mrugnięcie

powieki, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do-

strzegł nas i dał znak: Syna swojego.

41

JAKOŚ UWIERZYŁ, NIECH CI SIĘ STANIE

A naprawdę nie było w stajni aniołów. Byli, ale u pa-

sterzy, którzy stali na straży.

A naprawdę gwiazda wiodła trzech Mędrców, ale

w mieszkaniu, gdzie przebywało Dziecię, żadne cuda

się nie działy.

Wkrótce potem wcielony Bóg będzie uciekał przed

zazdrosnym, marionetkowym władcą maleńkiego

państewka. Potem wiele lat pracy ciesielskiej w ma-

łej mieścinie o podejrzanej reputacji i zaledwi^ parę

lat działalności publicznej, w czasie której czynił

cuda, podobnie zresztą jak prorocy i inni wybrańcy

Boży Starego Testamentu.

Człowieka nie można zmusić do wiary i miłości, na-

wet gdyby tej wiary i miłości chciał od niego sam Bóg.

42

ZOBACZYLI GWIAZDĘ

Nie zobaczysz gwiazdy betlejemskiej, jak jej nie

będziesz wypatrywał. Nie usłyszysz śpiewania aniel-

skiego, jak go nie będziesz nadsłuchiwał.

A komu bardziej potrzeba wypatrywać pociechy,

jak nie nam: przestraszonym chorobami, które gra-

sują za ścianą, śmiercią, która wokół nas krąży, nie-

szczęściami, które wywracają życie z taką trudno-

ścią ustabilizowane, starością, w którą się wszyscy

pogrążamy.

A komu bardziej potrzeba nadsłuchiwać ratunku, jak

nie nam: świadomym coraz bardziej naszej niezręcz-

ności, słabości, ułomności, złości, a wreszcie głupo-

ty. Nam coraz bardziej zgnębionym, przygniecionym,

smutnym.

Nie odnajdziesz gwiazdy zbawienia, jak jej nie bę-

dziesz szukał. Nie dosłyszysz słów prawdy, jak ich

nie będziesz pragnął.

43

NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO

Jest noc, kiedy wilk podaje łapę; lisy jedzą z ręki;

tygrysy łaszą się jak koty: lwy nadstawiaj ą karki do

czochrania; węże oczy mrużą, skorpiony się uśmie-

chają; kury przestaj ą gdakać. Nawet małpa z naprze-

ciwka mówi ludzkim głosem.

Ale choć jutro cud się skończy i wszystko wróci do

normalnego trybu życia, nie zapomnij, że cud jest

możliwy i ludzie mogą być ludźmi - że ty możesz

być człowiekiem.

44

5

NARODZIŁ SIĘ W STAJNI I POŁOŻONO GO

W ŻŁOBIE

Jak nie mieć, gdy inni mają. Jak nie mieć więcej,

gdy inni więcej mają. Jak nie mieć lepszego, gdy

inni lepsze mają. I tak rzeczy zabudują twoją wy-

obraźnię, myślenie, uczucie. Odtąd już nic nie usły-

szysz. Odtąd już nic nie zobaczysz. Odtąd już nic

innego nie poczujesz. Twoje ręce będą szukać tylko

twardego kształtu rzeczy. A wtedy już cię mają. Już

każdy może tobą powodować: niech tylko ci podsu-

nie pod dłoń rzecz, niech tylko ci rzuci pieniądz na

stół. Już nie jesteś wolny. Już nie jesteś człowiekiem,

a tylko opętanym żądzą posiadania zbieraczem.

I dlatego tak nas Jezus wciąż poucza, że trzeba być,

a nie mieć, że trzeba działać, a nie składać, że trzeba

dawać, a nie zbierać. I dlatego narodził się w stajni

i położono Go w żłobie.

45

I PRZYNIEŚLI MU DARY: ZŁOTO,

KADZIDŁO I MIRRĘ

Tylko tak można Boga spotkać - ze złotem, kadzi-

dłem i mirrą: ze złotem miłości aż do całkowitego

oddania się, do zupełnego poświęcenia; z kadzidłem

zachwytu aż do oszołomienia; z mirrą cierpienia,

smutku, poczucia grzechu.

Tylko tak można spotkać Boga - tylko tak można

siebie spotkać. Siebie jako małego człowieka wobec

ogromu Rzeczywistości, do której dochodzi siępjrzez

miłość, zachwyt i cierpienie. /

46

GDY SIĘ CHCESZ MODLIĆ, WEJDŹ DO

IZBY SWOJEJ

Zaniknij się w swoim pokoju. Przykręć knot w lam-

pie. Siądź wygodnie. Oprzyj głowę. Patrz na choin-

kę, która jeszcze w kącie pobłyskuje i spróbuj śpie-

wać kolędy. Ty sam - Panu Jezusowi.

Umiej sam świętować. Umiej żyć sam. Nie spychaj

wszystkiego na czeredę, na gromadę, na społeczność,

w której żyjesz. Oni najwyżej mogą ci pomóc. Ale

na końcu ty musisz sam. Bo nikt za ciebie ostatecz-

nie nie może podejmować decyzji. Nikt - chociażby

bardzo chciał, chociażby cię szalenie kochał - ty sam

musisz.

Zostań sam i zacznij śpiewać kolędy. Usłysz swój głos

w pustym kościele twojego pokoju. Poczujesz się tak,

jak wtedy, gdyś z bliska spojrzał w lustro i zobaczy-

łeś swoją inną twarz. Usłysz siebie oddającego cześć

Bogu. Naucz się żyć sam. Nie tylko w czeredzie, nie

tylko w gromadzie, nie tylko w społeczeństwie. To jest,

jak tamto, równie ważne.

47

NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO SWOJE

Pozostań takim, jakiego cię Bóg stworzył. W całej

niepowtarzalności swoich reakcji, odczuć, myślenia.

Nie daj się zetrzeć przez życie. Nie zuniformizuj się

przez nacisk środowiska, w którym żyjesz.

To jest możliwe, ale tylko wtedy, jeżeli będziesz

wobec siebie bardzo wymagający, jeżeli wciąż bę-

dziesz szedł naprzód.

Uszanuj człowieka, który żyje obok ciebie. Pozwól

mu rozwijać się. Nie chciej dopasowywać go do

siebie. Nie zazdrość mu, że zachował swoją natu-

ralność.

48

JEŚLI SIĘ NIE STANIECIE JAKO DZIECI

Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie, ile w tobie

pozostało jeszcze z dziecka. Czy potrafisz cieszyć

się drobiazgami: że słońce zaświeciło, że nowy dom

postawili, że ktoś był dla kogoś uprzejmy? Bo tylko

wtedy dostrzeżesz dobro w drugim człowieku, po-

trafisz przeżyć zachwyt, bez którego nie ma miłości.

3 — Wszystkie nasze..

49

10

IDŹ ZA MNĄ

Bądź rzeką. Nie staraj się być pomnikiem. Nie gro-

madź swoich pomysłów, wynalazków, powiedzeń,

uśmiechów, gestów, które się sprawdziły, o których

przekonałeś się, że ci odpowiadają, które znalazły

oddźwięk w twoim otoczeniu. Nie gromadź nawet

swoich postaw, ocen. Bądź rzeką. To trudniej. Ła-

twiej wyciągać ze swojego skarbca gotowe uśmie-

chy, zwroty, odpowiedzi, tezy, pewniki. Ale wtedy

nawet się nie spostrzeżesz, j ak staniesz się martwym

pniem.

Bądź rzeką. To trudniej. To prawie niebezpieczne.

Strach przed tym - że ci nie przyjdzie na czas odpo-

wiedź, rozwiązanie, pomysł, że tak w ciemno trzeba

iść, zawsze od początku, szukać. To trudniej, ale tyl-

ko wtedy jesteś człowiekiem, gałęzią, która się zie-

leni, a nie martwym, czarnym pniem.

50

11

BO PODOBNI JESTEŚCIE DO GROBÓW

POBIELANYCH

Kim ty naprawdę jesteś? A może ty sam już tego nie

wiesz, bo ukryłeś się przed sobą w dymnej zasłonie

swoich sztuczek, chwytów, zagrań. Zakryłeś swoje

prawdziwe oblicze przed samym sobą transparentem

pozy, udawania.

Ale musisz zobaczyć siebie. W imię twojego czło-

wieczeństwa, w imię twój ego zbawienia. Wpatruj się

w siebie, chociażbyś się ukazał sobie jako pustka bez

dna; chociażbyś zobaczył siebie jako otchłań pełną

złości, fałszu, nieprawdy. I nie rezygnuj, ale walcz

o prawdę w swoim życiu, o to, żeby czyn twój i twoje

słowo reprezentowały to, co jest w tobie.

12

PLEMIĘ JASZCZURCZE

Nie bądź kameleonem, który się zmienia w zależno-

ści od otoczenia. Nie bądź ośmiornicą, która chwyta

wszystko, co jest w zasięgu jej ramion, i wypuszcza,

gdy wyssie. Nie bądź pawiem, który przed każdym

roztacza swoje kolory. Nie bądź szakalem, który kręci

się wokół starców. Bądź człowiekiem. Istotą, która

doradza, pomaga, użycza, mówi prawdę w oczy, prze-

bacza, zanim ktoś o to poprosi.

Wtedy, chociaż nikt cię nie spyta, czy ty wierzysz

i w kogo wierzysz, będziesz gwiazdą pro wadzącą do

Boga - Ojca Światłości.

52

13

KIM JESTEŚ

Załatwiaj wszystko, o ile to możliwe, na bieżąco. Nie

odkładaj przeprowadzenia koniecznych rozmów,

sprecyzowania swego stanowiska, powzięcia waż-

nej decyzji. Bo wcześniej czy później zagrożą ci

w sytuacji, która będzie dla ciebie jeszcze mniej ko-

rzystna niż obecna. Staraj się dookreślać. Strzeż się

półtonów, półświateł, półcieni, unikaj dwuznacznych

sytuacji, niedopowiedzeń. Bo inaczej nagromadzi się

tyle niejasności i nieporządku, że sam przestaniesz

wiedzieć, kim jesteś i kim są ludzie, którzy cię ota-

czają.

53

14

KTO STARA SIĘ ZACHOWAĆ

ŻYCIE SWOJE, STRACI JE

Nie wpatruj siew siebie: ani w swojąprzeszłość, ani

w przyszłość, ani w swoje powodzenia, ani w kla-

ski, ani w swoją młodość, ani w starość, bo ogarnie

cię obłędny strach, rozpacz. Trzeba przekroczyć krąg

własnego ,ja" przez zaangażowanie, poświęcenie,

miłość, ufność, wiarę.

To jest droga prawdziwych artystów, prawdziwych

rodziców, prawdziwych działaczy, prawdziwych

twórców, prawdziwych chrześcijan - prawdziwych

ludzi.

54

GDY SIĘ ZESTARZEJESZ

Nie wolno całe życie przemaszerować wjedn

wym mundurze.

Nie możesz postępować jak dziecko, gdy już d

kiem nie jesteś. Nie możesz postępować jak lic

sta, gdy już jesteś studentem; jak student, gd]

pracujesz samodzielnie; jak zwyczajny pracov

gdy jesteś kierownikiem; jak kawaler, gdy jeste

naty. Zmieniają się twoje funkcje, obowiązki, p

i odpowiedzialność. Zmienia się twoje życie, z

niasz się ty. Trzeba się przesiadać, chociaż n

nie będzie ci się chciało rezygnować z dotychc:

wego statusu. Inaczej narobisz wiele zła sobie

dziom, a w dodatku będziesz śmieszny.

16

I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE

Nie mów nigdy, że jest już za późno.

Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak

świetną okazje, byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś

popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł,

jak bardzo byłbyś już stary.

Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy

na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio-

we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż-

liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody.

Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie-

bie, w ludzi, w świat, w Boga.

56

17

W SKRYTOŚCI

Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po-

wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę

jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym

wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie

dowie.

Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze

jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej

sytuacji.

57

16

I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE

Nie mów nigdy, że jest już za późno.

Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak

świetną okazję byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś

popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł,

jak bardzo byłbyś już stary.

Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy

na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio-

we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż-

liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody.

Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie-

bie, w ludzi, w świat, w Boga.

56

17

W SKRYTOSCI

Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po-

wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę

jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym

wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie

dowie.

Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze

jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej

sytuacji.

57

18

BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY PŁACZĄ,

ALBOWIEM ONI BĘDĄ POCIESZENI

Nie czekaj, aż nadejdzie kiedyś twój czas i wreszcie

zostanie doceniona twoja praca, zrozumiane twoje

intencje, uznane twoje starania, aż przekonają się do

ciebie także twoi przeciwnicy i otrzymasz pochwałę

godną twojego życia. Bo nawet gdyby do tego do-

szło, to i tak już jutro przyjdzie lepszy od ciebie;

bardziej interesujący, oryginalny lub bardziej praco-

wity, ofiarny, zaangażowany, który skoncentruje na

sobie uwagę, pozyska twoich sympatyków, a ty odej-

dziesz w cień.

58

19

KTO CHCE BYĆ WIĘKSZYM

W KRÓLESTWIE NIEBIESKIM

Być człowiekiem.

Tylu było grzecznych chłopczyków, grzecznych

dziewczynek, którzy wyrośli na fatalnych chłopców

i fatalne dziewczęta. Tylu było świetnie zapowiada-

jących się młodych ludzi, którzy szybko zajęli się

robieniem pieniędzy. Tyle było świetnych koleżanek,

kolegów, którzy po zajęciu stanowisk kierowniczych

stali się niemożliwi. Tylu było zacnych mężów, cno-

tliwych żon, którzy na stare lata zamienili się w fili-

strów, kabotynów, sybarytów.

Być człowiekiem.

59

20

OTO UJRZELIŚMY GWIAZDĘ JEGO

A zdawało ci się, że jesteś zbyt stary, by ci się. chcia-

ło pchać w niepewną przygodę ludzkich cudzych kło-

potów.

A zdawało ci się, że jesteś zbyt cyniczny, żebyś był

zdolny jeszcze kimś się zachwycić, kogoś pokochać.

A zdawało ci się, że jesteś zbyt doświadczony, by

mogło cię jeszcze coś zadziwić, zainteresować.

Że jesteś zbyt towarzyski, by zaniedbać grono przy-

jaciół dla jakiegoś zbłąkanego kolegi.

Że jesteś zbyt wyrachowany, by zaniedbać swoje

interesy i szukać komuś zgubionej drachmy.

Że wszystko, co miało zdarzyć się w twoim życiu,

już się wydarzyło i nic nie jest w stanie przeszko-

dzić ci w pielęgnowaniu twojego ogródka.

A teraz chyba nie żałujesz, żeś mógł - może ostatni

raz w życiu, zobaczyć Sens swojego życia, przeżyć

zachwyt Dobrem, Prawdą, Pięknem - Bogiem samym.

60

21

KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ

Droga wielkich ludzi wydaje się nam prostą, białą

smugą. I to nas deprymuje; szczególnie gdy patrzy-

my na swoje życie - pełne błądzeń, upadków, po-

wrotów, ślepych uliczek.

Droga wielkich ludzi wydaje się nam jasną plamą

słońca. Ale to jest złudzenie. Gdy się jej przyjrzymy

z bliska, jest pełna błądzeń, upadków, powrotów, śle-

pych uliczek.

Tylko że na niej więcej jest niż u nas cierpliwości

w podnoszeniu się z upadków, wytrwałości w szu-

kaniu własnego kształtu, konsekwencji w dążeniu do

wyznaczonych celów.

61

22

GWAŁTOWNICY

Gdyby można było powtórzyć życie. Gdyby można

było powtórzyć choć rok, choć miesiąc, choć dzień,

choć godzinę. Gdyby można było cofnąć słowo, od-

wołać czyn.

Mimo to nie staraj się. żyć zbyt ostrożnie. Nie zaj-

muj się zbytnio wyplenianiem swych wad.

Zrób coś w życiu. Tylko w rozmachu, tylko w takim

rozpędzie wygubisz to, co się grzechem, wadą, złem

nazywa. Nie będzie na nie czasu. A zresztą wkalku-

luj to ryzyko: że ci nie wyjdzie tu i tam, że nawet

kogoś potrącisz, zahaczysz. Bo to będzie niewspół-

mierne do dobra, które realizujesz; wynagrodzisz nim

wszystkie tamte niedociągnięcia.

62

23

SZUKAJCIE NAJPIERW KRÓLESTWA

BOŻEGO

Jeżeliby się doszukiwać przyczyn osłabienia życia

religijnego, to chyba pierwszą jest fakt, że jest nas

więcej. Ciągle napotykamy ludzi; to stwarza poczu-

cie bezpieczeństwa. Uspokajamy się stwierdzając,

że inni jakoś żyją, że nie rozpaczają widząc swoje

pogrążanie się w śmierć ani nie szaleją w obawie

przed odpowiedzialnością za swoje zło, że widocz-

nie dają sobie jakoś radę z problemami, które i nas

niepokoją. Po drugie: nie spotykamy się z obcąnam

przyrodą, ale ze światem kulturalnym, a więc przy-

rodą przekształconą przez człowieka. Już nie bo-

imy się tak bardzo piorunów ani posuchy, ani wy-

lewów rzek.

Być może nauczymy się wywoływać deszcze i roz-

pędzać chmury.

Być może znajdziemy lekarstwo na zawał, na raka,

na sklerozę. Jeszcze trudniej nam będzie o religij-

ność. Łatwo było zawsze - dzieciom, poetom i mi-

stykom.

Ale ostatecznie człowiek jest we wszystkich epokach

tak samo biedny. Ale ostatecznie zawsze zza zakrętu

wychyli się nowe niebezpieczeństwo, nowa choro-

ba. Ale zawsze pozostanie nieskończony margines

śmierci, bezsensu, smutku.

24

PRZESTRASZYŁ SIĘ I ZACZĄŁ TONĄĆ

Idziemy po wąskiej taśmie normalności. Pod stopa-

mi zieją dziury niepamięci, po bokach cisną się ośli-

złe ściany wstrętów i obrzydliwości, nad głową za-

wrotna ciemna przestrzeń, w perspektywie chmury

napierających strachów. Idziesz wąską taśmą normal-

ności. Brakuje tylko kroku, żebyś się zapadł w cze-

luść nieczułości, apatii, żebyś nabrał uprzedzeń, kom-

pleksów, żebyś się dał pochłonąć lękom, niepokojom.

Brakuje tylko kroku, żebyś przestał odbierać prawi-

dłowo świat, przestał słyszeć, co do ciebie ktoś mówi,

przestał logicznie myśleć.

Chodzisz po wąskiej taśmie normalności. Strzeż jej.

Pilnuj. Doceniaj.

64

25

TYLKO MODLITWĄ I POSTEM

Co to znaczy być normalnym? Co to znaczy być nie-

normalnym? Ile w nas obciążeń dziedzicznych, kom-

pleksów nabytych bez naszej woli, a ile naszej winy:

naszej głupoty, słabości, niezaradności - i w końcu

złości naszej?

Tyle w nas zaciekłości, nieprzejednania, zazdrości,

wstrętów, pogardy. Tyle smutków, strachów, zaha-

mowań, uprzedzeń, pretensji, zadrażnień, zaborczo-

ści, brutalności, gwałtowności, chamstwa, nieopa-

nowania. Tyle w nas podejrzliwości, kłamstwa,

obłudy, przewrotności.

Jak dalece jesteś normalny, jak dalece jesteś nienor-

malny? Ile w tobie spadku po przodkach, urazów

doznanych w dzieciństwie, a ile twojej winy?

Coś ty z siebie zrobił? Co ty z sobą robisz?

65

26

TEN MNIE ZDRADZI

Nie wyrzekaj, że przez swoją uczciwość nie mogłeś

wbrew swemu przekonaniu dać łapówki, postawić

kolacji, pójść na kolację - tak postępować, jak po-

stępuje tylu, jak postępują ci.

Jeżeli tak mówisz -jesteś na skraju zdrady.

27

ŻADEN Z NICH NIE SPADNIE NA ZIEMIĘ

BEZ WOLI OJCA WASZEGO

Nie zasłaniaj się swój ą małością, złem, które zdąży-

łeś w życiu popełnić.

Nie zasłaniaj się swoim bałaganiarstwem, leni-

stwem, brakiem inteligencji - wadami, których je-

steś świadom.

Nie bój się ludzi, którzy stają ci na przeszkodzie, któ-

rzy ci złośliwie brużdżą, nie bój się opornego świata.

Masz dość siły, aby stanąć na wysokości zadania. Daje

ci ją Ten, który żąda od ciebie wielkości.

28

OGIEŃ PRZYSZEDŁEM RZUCIĆ NA ZIEMIĘ

Nie gromadź w sobie żalu do ludzi. Nie powracaj do

krzywd, których doznałeś. Nie wpatruj się po bez-

sennych nocach z coraz większym przerażeniem

w zło, które ci wyrządzono. Bo zabuduje ono twój

horyzont, urośnie jak garb, wykoślawi cię, wykrzy-

wi, zniszczy. Bo doprowadzi cię do histerii, wyszar-

pie do ostateczności. I ty za ten stan poniesiesz od-

powiedzialność.

Trzeba złożyć tę krzywdę Bogu -jak składa się nie-

potrzebny ciężar na skraju drogi - i iść dalej.

29

WYSZEDŁ NAPRZECIW NIEGO

Nie tłumacz się, że wrócisz, gdy staniesz się Go god-

ny: gdy wyzwolisz się ze swych nałogów, gdy zwal-

czysz wady, gdy rozwiążesz swoje problemy życio-

we. Nie chciej się nawracać sam - nie starczy ci życia.

On tego wcale od ciebie nie żąda. Nie żąda nawet

pierwszego kroku; wystarczy nieśmiałe podniesie-

nie głowy.

30

A FARYZEUSZ STOJĄC NA ŚRODKU

ŚWIĄTYNI

Nie ma sytuacji, która byłaby końcową. Nie istnieje

punkt dojścia, po którym miałaby nastąpić stabiliza-

cja. Nie ma stanu doskonałego. Nie ma formy osta-

tecznej. Nie ma kształtu idealnego. Wszystko jest

etapem, po którym trzeba iść natychmiast dalej, bo

inaczej już jesteśmy nieaktualni: znajdujemy się

w śmiesznej sytuacji zadowolonego z siebie faryze-

usza. I to w każdej dziedzinie: tak postępu nauko-

wego i technicznego, polityki, kultury, jak rozwoju

osobowego. I dlatego, gdy będziesz umierał, nie po-

winieneś żałować, że nie załatwiłeś wielu spraw ani

nie doczekałeś pełni swoich czasów, że nie przeży-

łeś lat spokoju i stabilizacji. Takich tutaj nie ma.

Spotkasz je po tamtej stronie.

31

PROSZĘ CIĘ

To Ty sprawiasz, że jesteśmy niespokojni, że jeste-

śmy niezadowoleni z siebie, że Cię szukamy. I niech

tak będzie. Ale prosimy Cię, daj nam trochę radości:

radości kupca po znalezieniu upragnionej perły: ra-

dości kobiety, która odnalazła zagubioną drachmę;

radości syna marnotrawnego, który wrócił do ojca.

71

I WRÓCIŁ DO NAZARETU

Pismo święte nie mówi prawie nic o trzydziestolet-

nim pobycie Jezusa w Nazarecie, bo po prostu w tym

okresie nie wydarzyło się nic szczególnego. To było

całkiem zwyczajne życie w małym mieście. Zwyczaj -

• ne wschody i zachody słońca. Zwyczajne przebudze-

nia, modlitwy, posiłki, prace, wypoczynki. Zwyczaj-

. ne wiosny, lata, jesienie i zimy. To była matka, ojciec

i syn, sąsiedzi, ludzie, u których cieśla Józef z Jezu-

sem pracowali. To było zwyczajnych trzydzieści lat

- na to, żebyśmy uwierzyli w wartość zwyczajnego

ludzkiego życia przed Bogiem.

WZIĘŁA GO NA SWOJE RĘCE

Gdy wilki podchodziły pod zagrody, gdy burza sza-

lała nad domami, przodkowie nasi oddawali się pod

opiekę Matki Bożej, paląc gromnice.

Nam już wilki nie grożą.

Nam już nie wilki grożą.

Nam już pioruny nie grożą.

Nam już nie pioruny grożą.

W Święto Matki Bożej Gromnicznej prośmy o to,

aby nas wzięła w swoją opiekę. W opiekę przed ludź-

mi gorszymi niż wilki, przed nieszczęściami bardziej

niespodziewanymi niż piorun.

76

JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW,

INNEMU DWA

Nie wszyscy zostali apostołami. Tylko ci, którym Pan

Jezus powiedział: „Pójdź za mną". Nie wszystkie

jawnogrzesznice odmieniły swój tryb życia, tylko ta,

której Pan Jezus powiedział: „Odpuszczają ci się

grzechy, idź i nie grzesz więcej". Nie wszyscy celni-

cy porzucili swój zawód, tylko ten, któremu Pan Je-

zus powiedział: „Zacheuszu, zstąp z drzewa, bo dzi-

siaj u ciebie podoba Mi się być".

Inna była droga św. Jana, inna św. Piotra, inna Niko-

dema, Weroniki, Marii Magdaleny. Każdy ma swoją

drogę, którą mu wyznacza Łaska.

Najważniejsze, żeby człowiek, nawet tak doskonały

jak młodzieniec ewangeliczny, nie odmówił pójścia

za nią.

77

KTO MA USZY DO SŁUCHANIA,

NIECHAJ SŁUCHA

W Ewangelii jest wciąż o tobie.

To ty jesteś tym synem lekkomyślnym, który marnu-

je swoje życie; sługą nieroztropnym, który zakopuje

swój skarb; faryzeuszem zadowolonym z siebie;

oczyszczonym trędowatym, który nie dziękuje za

łaskę uzdrowienia; Piotrem, który ze strachu zapiera

się Jezusa; Judaszem, który Go zdradza.

Ale to ty także jesteś tym ślepcem, który wchodzi na

drogę i błaga: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się

nade mną"; Zacheuszem, do którego Jezus przycho-

dzi w gościnę; Magdaleną, która płacze u stóp Jezu-

sa; Mateuszem, który rzuca wszystko i idzie za Je-

zusem; wiernym Janem, który pod krzyżem stoi do

końca - Jezusem, który idzie przez ziemię dobrze

czyniąc.

78

BĄDŹCIE DOSKONAŁYMI

Coś zrobił ze swoim pragnieniem wielkości? Jak

przeżyłeś swoje zderzenie się z innymi ludźmi? Czy

skwitowałeś je stwierdzeniem, że wszyscy są głupi,

czy też przeciwnie: gdy ci udowadniali, że to ty je-

steś słaby, „poszedłeś" w kolekcjonowanie pienię-

dzy, tytułów, stanowisk, urządzenie mieszkania, w za-

siedziałość. A prawda jest taka, że każdy z nas jest

stworzony przez Boga jako ktoś niepowtarzalny, je-

dyny, któremu nikt inny zagrozić nie może. A praw-

da jest taka, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego

Ojca i tylko wrastając w środowisko, otwierając się

na nie, potrafimy w pełni rozwijać swoją indywidu-

alność.

79

RUSZYLI W DROGĘ

Już cię znają: znajątwoje wady i twoje zalety; twoje

przyzwyczajenia i twoje słabości -już określili, jaki

jesteś. W końcu i ty spostrzegasz, że poruszasz się

po utartych torach swoich możliwości, a nawet za-

czynasz się z tym schematen godzić, stwierdzasz, że

jest ci z nim wygodnie.

Tylko wtedy jesteś żywy, jeżeli nie wystarcza ci ta

konwencja, jeżeli jesteś przekonany, że stać cię na

coś więcej, że nie powiedziałeś swojego ostatniego

słowa.

82

KTÓRZY ZDOBYWAJĄ KRÓLESTWO

NIEBIESKIE

Wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że wychowamy

grzecznego, ulizanego człowieczka - z „dzień dobry"

i z „do widzenia", i z „przepraszam"; spowiadające-

go się z opuszczonych paciorków codziennych

i brzydkich myśli; przestraszonego sobą, ludźmi,

światem; bojącego się. wielkich pomysłów, wielkich

zachwytów, wielkich gniewów; bojącego się samo-

dzielnych myśli, samodzielnych kroków, samodziel-

nych czynów.

Tacy nie zdecydują się iść za Jezusem, chociażby

nie wiem jaka gwiazda im się objawiła, chociażby

nie wiem jacy anieli im śpiewali. Zostaną- ostroż-

ne, wyrachowane człowieczki, gotowe dla zachowa-

nia spokoju i równowagi zadeptać każdego, kto wy-

rasta ponad nich. A co najgorsze, że wszystko to

zrobią w imię Jezusa Chrystusa, nie rozumiejąc nic

z Jego wielkości.

83

10

KOMU WIĘCEJ DANO

Nie usprawiedliwiaj się postępowaniem innych lu-

dzi. Nie zasłaniaj się ich czynami. Usuń motywacje

swoich czynów typu: „Jak on się nie przejmuje, to

co ja się mam przejmować?" „Jeżeli im wolno, to

dlaczego mnie nie?" Będziemy sądzeni indywidual-

nie, bo otrzymujemy indywidualnie. Jeżeli dostrze-

gałeś, to jesteś tym, który więcej dostał.

Nigdy nie porównuj się z innymi ludźmi. Nie wiesz,

ile otrzymali. Wiesz tylko, ile ty sam otrzymałeś. I za

to jesteś odpowiedzialny.

i

11

ONEJ GODZINY

Nie daj się ponieść ciśnieniu chwili. Nie wolno ci

dopuścić, żebyś to teraz usiłował zdobyć za wszel-

ką cenę, jakby po nim miała nastąpić próżnia. Po

teraz następuje jutro i trzeba będzie spojrzeć

w oczy tym, których właśnie wczoraj chciałeś olśnić,

zdobyć, przekonać, od których chciałeś uzyskać, a na-

wet wyłudzić rzeczy drobne lub rzeczy wielkie. Czas

nieubłaganie ujawni motywy twego działania - naj-

mniejszy fałsz, oszustwo - i odsłoni prawdę.

12

JAKĄ MIARĄ MIERZYCIE,

TAKĄ WAM ODMIERZĄ

Masz takie życie, jakie chcesz mieć. Masz takie ży-

cie, jakim sam jesteś. Nie ma czynu, który by prze-

szedł bezkarnie. Wszystkie pozostają w tobie. Każ-

da decyzja kształtuje dalsze postępowanie. Każda

decyzja to jest nowa rysa w twojej osobowości i po-

zostaje na teraz i na zawsze.

86

13

GODZINA MOJA

Chwila obecna jest wypadkową dwóch wektorów:

całej przeszłości - wszystkich czynów, które do tej

pory dokonaliśmy, i obecnego aktu woli.

I dlatego, jak nie możemy powiedzieć, że aktualna

decyzja jest wynikiem bezwładu przeszłości, tak nie

możemy powiedzieć, że jest ona całkowicie wolna.

Ale możemy - w każdej chwili możemy - ingero-

wać w życie nasze czynem naszej woli.

I RZEKŁA MATKA JEZUSA DO NIEGO

Powiedz sobie wreszcie, że nie chcesz wygrywać po-

jedynków słownych. Nie usiłuj zaklepywać swojej

racji błyskotliwym powiedzeniem. Zaufaj człowie-

czeństwu swojego rozmówcy, uwierz, że słowa trwa-

ją dłużej niż ich wypowiedzenie, że on nieraz jesz-

cze do nich powróci, że jeszcze nieraz wypróbuje

twoje i swoje argumenty.

15

OBŁUDNICY

Uważaj na siebie, gdy mówisz „dzień dobry", „do

widzenia", „mój drogi", „kochanie", gdy podajesz

rękę, kłaniasz się, uśmiechasz. Uważaj na siebie, gdy

opowiadasz po raz któryś ten sam żart, zdarzenie,

przygodę, gdy mówisz o swoim odkryciu, wynalaz-

ku, przeżyciu, olśnieniu, o łasce, której doznałeś.

Uważaj na siebie, gdy po raz któryś się żegnasz, gdy

mówisz pacierz, gdy uczestniczysz we Mszy świę-

tej, gdy przyjmujesz Komunię świętą.

Żebyś nie magazynował klisz, które tylko powielasz.

Żebyś był wciąż żywy.

89

16

WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI

Gdybyś ty wiedział, co ludzie o tobie mówią. Jak

przeinaczają twoje słowa i czyny. Jakie przypisują

ci czyny i słowa. Ile oszczerstwa, obmowy, plotek,

złośliwości, ironicznych żartów krąży na twój temat.

Czasem dochodzi do ciebie ta fala zawiści. I wtedy

dopiero czujesz, jak jesteś osaczony przez spojrze-

nia, szepty, wytykające palce. Wtedy dziwisz się, że

ludzie na ulicy odpowiadają jeszcze na twój ukłon,

że ci jeszcze rękę podająna przywitanie. I im więcej

będziesz pracował, angażował się, poświęcał, tym

gorzej będą o tobie mówili - taka jest cena każdego

bogatego życia.

A czy nie można by inaczej? Można. To żyj grzecz-

nie, nie narażaj się nikomu; będą cię ludzie chwalili,

będą ci przytakiwali, będą ci się kłaniali. Tylko nie

myśl, że będziesz wtedy chrześcijaninem.

90

17

NIE MA NIC ZAKRYTEGO,

CZEGO BY WIEDZIEĆ NIE MIANO

Nie tłumacz się. Nie mów, że to nieprawda, oszczer-

stwo, plotka. Że ty wcale tego nie powiedziałeś ani

tego nie zrobiłeś, że wcale tak nie było. Nie tłumacz

się, że tego nie chciałeś, że twoje intencje były zu-

pełnie inne, że cię nie zrozumieli, że zaszło nieporo-

zumienie.

Popatrz, przecież ludzie okna zamykają, bo już sły-

szeć nie chcą tego wypłakiwania. Nawet twój przy-

jaciel tylko na wpół cię słucha, a inny ogląda pa-

znokcie.

Nie upieraj się, że przecież musisz im wszystko wy-

tłumaczyć, bo chodzi o prawdę, o twoje dobre imię,

o twój honor. Zostaw. Zrozum, przecież najważniej-

sze jest to, co Pan Bóg o tobie myśli.

NIECH SIĘ NIE ODWRACA

Nie dopominaj się wciąż o swoje prawa. Bo się tyl-

ko uwikłasz, wplączesz w beznadziejną bijatykę.

Nie szukaj zemsty - nie tylko ze względu na miłość

bliźniego, ale najpierw ze względu na samego siebie.

Szkoda cię. Twojej energii, twojego czasu. Zostaw.

Rób swoje.

92

19

DLA KTÓREGO WSZYSTKO,

CO JEST - ISTNIEJE

Nie myśl, że znajomi wciąż o tobie rozmawiają. To

nieprawda, że na twój temat ciągle dyskutują prze-

łożeni. Nie łudź się, że jesteś przedmiotem aż takie-

go zainteresowania.

Ludzie po prostu cię nie widzą. Nie istniejesz dla

nich. Przelotnie cię zauważają ci, którym jesteś po-

trzebny. Od czasu do czasu spostrzegają ci, którzy

cię nie lubią.

Istniejesz tylko dla przyjaciół, choć też w ograniczo-

nym zakresie. Ale to jest i tak bardzo wiele.

JEŻELI SPRAWIEDLIWOŚĆ WASZA

NIE BĘDZIE OBFITOWAŁA BARDZIEJ

NIŻ FARYZEUSZY

Nie gadaj tyle. Nie mów bez końca, co myślisz, co

uważasz, co twierdzisz, co chciałbyś, coś już zrobił,

jakie masz plany, zamiary, nadzieje, perspektywy,

szansę, z czym się nie zgadzasz, czemu się. sprzeci-

wiasz, czego nie chcesz, przeciwko czemu protestu- ,

jesz - w ciągłej obawie, że ktoś może nie wiedzieć {

o tobie czegoś bardzo ważnego, w ciągłej obawie,

że inni mogą cię przesłonić.

Nie mów tyle. Zamilcz, bo będziesz jak pusty płac

targowy, po którym wiatr rozrzuca śmieci.

Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie.

94

21

JAM JEST ŻYCIE

l

Uważaj na człowieka, który zaczyna mówić:

„Wszystko mi jest obojętne. Nic mnie nie obchodzi.

Na niczym mi nie zależy".

Uważaj na siebie, gdy zaczynasz mówić: „Wszystko

mi obojętne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi

nie zależy"; gdy widzisz, że wszystkie miejsca zaję-

te, wszystkie drogi zabarykadowane, że nie ma dla

ciebie przyszłości. Wtedy nie zostawaj sam w poko-

ju. Nie podejmuj żadnych decyzji. Idź w świat, mię-

dzy ludzi albo do kościoła - żeby szukać Życia, któ-

re z ciebie uszło.

95

BIADA WAM

Czy masz w swoim słowniku groźbę: Biada wam!

Nie dlatego, że cię skrzywdzono albo że ci ktoś na-

depnął na nagniotek, ale dlatego, że widzisz zło,

niesprawiedliwość, oszustwa, lekceważenie pracy

i ludzi, że się przejmujesz cudzą krzywdą, klęską,

zagładą, że nie możesz znieść cudzego nieszczęścia,

upodlenia, wzgardy. Czy masz w swoim słowniku:

Biada wam! - Czy już nie?

96

23

KTO CIĘ PROSI - DAJ MU

Najpierw musisz być człowiekiem, a dopiero potem

możesz być urzędnikiem, robotnikiem, nauczycielem,

księdzem, lekarzem. Bo chociaż twój zawód jest

ważny, czcigodny, nie może on przeróść twojego

człowieczeństwa. Bo chociaż instytucja, w której

pracujesz, może być wielka, poważna, święta - nie

wolno ci stać się jej bezwolnym narzędziem; trzy?

mając się sztywno jej przepisów, niszczysz ludzk*

zamiast im służyć. Żadna z nich nie potrafi zdjąć

z ciebie odpowiedzialności za twoje postępowanie

jako człowieka.

5 — Wszystkie naaze...

97

24

WYPĘDZIŁ WSZYSTKICH ZE ŚWIĄTYNI

Oburza cię nieuczciwość, to nie rozkładaj rąk, ale

rąbnij pięścią w stół i zaprotestuj; nie zgadzasz się

z tym, co ci mówią, to nie rób ulizanej miny, ale po-

wiedz, co o tym myślisz; widzisz brak szczerości,

to nie uśmiechaj się ironicznie, ale wygarnij prosto

w oczy, komu należy: koledze, kierownikowi, bisku-

powi. Przypuszczasz, że nie będą zachwyceni i spot-

kają cię z tego powodu jakieś przykrości? Chyba się

nie mylisz. Nie zrobisz tego? Wolno ci. Tylko na-

zwij taką postawę po imieniu i powiedz sobie, że to

jest tchórzostwo, a nie doszukuj się w tym miłości

chrześcijańskiej.

f

98

25

IDŹ PRECZ, SZATANIE

Tłumacze Ewangelii rozmaicie usiłowali zinterpreto-

wać ten tekst: „Idź precz, szatanie" - słowa Jezusa do

pierwszego ucznia, który będzie opoką Kościoła.

A przecież on chciał Jego dobra. Chciał Go urato-

wać przed męką i śmiercią krzyżową. Chciał, aby On

mógł dalej przemierzać wzdłuż i wszerz ziemię Pa-

lestyny, cieszyć się chłodem poranków i upałem lata,

aby mógł dalej głosić piękne nauki o miłości Boga

i bliźniego; przecież one były tak bardzo ludziom

potrzebne.

Czy ty jesteś chrześcijaninem? Czy ty jesteś gotów

powiedzieć to samo tym, którzy cię powstrzymują,

żebyś nie poszedł za daleko, i wskazują ci wygodne

gniazdko? Czy ty jesteś gotów powiedzieć to sobie

samemu, gdy rodzi się w tobie pokusa wygodnictwa

i oportunizmu?

99

26

POCZĄŁ SIĘ LĘKAĆ

Każdy człowiek boi się, nie tylko ty.

Nawet najmędrszy, nawet najbardzej pewny siebie,

nawet najpiękniejsza - zna swoje braki. Każdy czło-

wiek boi się swojej kompromitacji, nie tylko ty.

I przed każdym, nie tylko przed tobą, stoi droga prze-

łamywania własnej głupoty, nieśmiałości, tchórzo-

stwa. Chociażby ci się zdawało, że nigdy nie potra-

fisz tego zrozumieć, że nigdy się tego nie nauczysz.

100

27

BŁOGOSŁAWIENI POKÓJ CZYNIĄCY

Boisz się przełożonych, kolegów, koleżanek, ludzi

z ulicy - że odkryją twoją niewiedzę, słabość, nie-

poradność, że cię wyśmieją, że tobą zawładną. Stąd

ta pozycja obronna: sztywność, nienaturalność, usi-

łowanie, aby wydać się mądrzejszym, silniejszym;

stąd atak zapobiegający agresji: szorstkość, kpina

albo niszczenie przeciwnika poza jego oczami - plot-

ka, obmowa, oszczerstwo.

Ale wiedz: oni również boją się ciebie. Abyś nie od-

słonił ich braków umysłowych, fizycznych ułomno-

ści, śmiesznostek. Stąd ta sztuczna mina, surowość,

ironia, intrygi.

Po co się męczyć? Spróbuj ich oswoić. Przekonaj,

że nie masz zamiaru wyrządzać im krzywdy, że je-

steś do nich usposobiony przyjaźnie. Bądź dla nich

dobry.

101

2ti

JEDNI DRUGICH BRZEMIONA NOŚCIE

Chociaż ci trudno będzie się. z tym pogodzić, to mu-

sisz przyjąć, że nie tylko są ludzie, których ty nie

znosisz, ale są także tacy, którzy ciebie nie darzą sym-

patią. Nie tylko ty masz wokół siebie ludzi, których

uważasz za płytkich, ale są tacy, u których ty masz

opinię ograniczonego. Nie tylko ty znasz ludzi, do

których czujesz wstręt, ale są tacy, którzy ciebie

panicznie unikają. Nie tylko ty możesz wskazać

ludzi, których oceniasz jako niemoralnych, ale są

tacy, którzy mają głębokie przekonanie o twojej

nieuczciwości.

I co najsmutniejsze: oni przynajmniej częściowo

mają rację.

102

III

na drodze krzyżowej

f f'.

r v-

NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY

Ofiara Jezusa to Jego życie. Życie w wolności. Ży-

cie człowieka, który potrafił wyzwolić się od przy-

musów wewnętrznych, od nacisków zewnętrznych,

który myślał, mówił, działał zgodnie ze swoim su-

mieniem. Stanął w obronie człowieka w imię Praw-

dy i Sprawiedliwości.

Krzyż Jezusa to tylko konsekwencja Jego życia.

105

NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA

Jesteśmy wyznawcami Jezusa Chrystusa - tego

Ukrzyżowanego.

Jeżeli tak, to nie dziw się, że Pan Bóg nie przysyła ci

hufców anielskich, które by pognębiły twoich nie-

przyjaciół. Bo Jemu też nie przysłał. Nie spodziewaj

się, że za twoje uczciwe życie, codzienną pracę i po-

święcenie będzie ci się koniecznie dobrze powodzi-

ło. Nie myśl, że za twoje chodzenie do kościoła i mo-

dlitwę On będzie dbał, żebyś długo i wygodnie żył.

Jesteśmy wyznawcami Jezusa Ukrzyżowanego.

106

KTÓRZY UTRUDZENI JESTEŚCIE

Gdzieś w głębi duszy wierzyłeś, że w twoje niedzie-

le zawsze będzie słońce, w twoje zimy - na polach

śnieg i mróz, w twoje lata - niebieskie niebo. I że

będziesz mógł bez przeszkód rozwijać swoje talenty

na pożytek ludzi. A tymczasem schodzą ci lata na

szamotaniu się w labiryntach, wpadaniu w ślepe

uliczki, na walce o mieszkanie, ubranie, jedzenie,

posadę. Gdzieś w głębi duszy ufałeś, że gdy ludziom

okażesz choć trochę dobrej woli, serdeczności, przy-

jaźni, to ich sobie oswoisz. A tymczasem musisz się

wciąż borykać z głupotą swojego otoczenia, przepy-

chać się przez złośliwości, przeskakiwać, ze zmien-

nym szczęściem, zastawione na ciebie pułapki.

- I tak niczemu nie umknąłeś. I musiałeś wszystko

przeżyć, co tylko człowiek potrafi. I już wiesz, że

jeżeli cię coś jeszcze nie spotkało, to spotka cię na

pewno. Gdzieś w głębi duszy myślałeś, że to tylko

On musiał mieć takie życie najeżone obłudą, głupo-

tą i nienawiścią przeciwników.

WJ

NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA

To nie tylko Jego życie było takie. Każde życie jest

takie. Twoje również. Również i ty masz okresy po-

wodzenia, kiedy żyjesz w uznaniu i podziwie wśród

szerokiego kręgu przyjaciół. Ale przychodzą okresy

klęski, gdy jedni przyjaciele zdradzają cię, inni za-

pierają się ciebie i zostajesz sam. Osądzają cię nie-

sprawiedliwie. Wkładają na ciebie szatę błazna.

Dźwigasz swój krzyż wśród niezrozumienia i pogar-

dy. Upadasz, wstajesz. To nie tylko On tak szedł pod

krzyżem - ty także.

108

KAŻDY, KTO JEST Z PRAWDY,

SŁUCHA GŁOSU MEGO

Jezus zginął za prawdą. Tylko ten, kto mówi tak, jak

myśli, jest Jego uczniem, chociażby to czynił nie

w Jego imię, chociażby wcale się do Niego nie przy-

znawał. Ten, kto nie ma odwagi mówić prawdy, nie

jest Jego uczniem. Chociażby się za takiego uważał.

109

I WY ZMARTWYCHWSTANIECIE '

Może polegniesz. Może, realizując swoje życie we-

dług wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezinteresow-

ność będzie przez innych wykorzystana; twoja uczci-

wość nie zostanie przez nikogo zauważona; twoje

zasługi nie zostaną przez nikogo wyróżnione; nie

dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy. Przylepią

ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowego, nieprak-

tycznego.

Może polegniesz. Może przegrasz. Ale tak jak On

przegrał, tak jak On poległ.

no

A ON NIÓSŁ KRZYŻ

s.

Najłatwiej zobaczyć krzyż na ramionach Jezusa.

Trudniej już u bliźniego. Ale najtrudniej jest zoba-

czyć swój krzyż. Zobaczyć i uwierzyć, że może stać

się naszym zbawieniem.

111

ON ZMARTWYCHWSTANIE

Gdzie palmy w rękach naszych? Gdzie „Hosanna"

na ustach naszych? A może ty w bezpiecznym kąci-

ku patrzysz z niepokojem na przeciągający pochód

Jezusa. A może przewidując tragedię uspokajasz roz-

entuzj azmo wanych.

Czy ty Mu ufasz? Czy wierzysz, że On ma rację?

Czy jesteś przekonany, że ta Jego droga jest słuszna

i uczciwa; że ludzkość zawsze na nią wróci, że On

zawsze zmartwychwstanie? Jeżeli tak, to po co się

kryjesz, to dlaczego jesteś taki przerażony, taki nie-

ufny, taki niewierzący?

A może ty po prostu w Niego nie wierzysz?

112

NIÓSŁ GO ZA JEZUSEM

Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę krzyżową. Nie

uchroni cię przed cierpieniem największa miłość,

dach rodzinny, sala kinowa. Przyjść ono może

w chwili największego szczęścia. Nagle, jak po-

dmuch wiatru. Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę

krzyżową. Ale tu spotkasz Jezusa idącego ze swoim

krzyżem.

113

10

JA JESTEM KRÓLEM

To nie Piłat sądził Pana Jezusa, choć wszystkie po-

zory zdawały się o tym świadczyć. To Piłat był są-

dzony. Nawet gdy wydał wyrok. Dał mu o tym Pan

Jezus znać w słowach: „Ten, kto Mnie wydał tobie,

większy ma grzech".

To Pan Jezus był królem Piłata. Piłat stał przed swo-

im królem.

Nie bądź śmieszny. Nie sądź Pana Boga. Nie żądaj

od Niego, by się przed sobą tłumaczył, dlaczego dał

ci takie życie, dlaczego zesłał ci cierpienie. Nie bun-

tuj się. Nie odgrażaj. On jest twoim królem. On

wołał cię do życia nie pytając o twoje zdanie,

tobą kieruje według własnej woli, chociaż zdaje cii

się, że jest przeciwnie. On cię też odwoła niezależ-|

nie od twego życzenia.

Nie bądź śmieszny. Nie żądaj, aby się tłumaczył, dla-f

czego stworzył taki świat, dlaczego tyle w nii

cierpienia. On jest królem świata. Powołał go do ist-1

nienia, kieruje nim wedle woli, odwoła, gdy zechce.!

114

11

WYSZLIŚCIE Z MIECZAMI I KIJAMI,

ABY MNIE POJMAĆ

Czy ty przyznajesz się do takiego króla: w koronie -

ale cierniowej, na tronie - ale krzyża? Króla, który

poszedł na śmierć za prawdę, który konając przeba-

czał swoim wrogom?

Czy przyznajesz się do takiego Jezusa? A może ty

uważasz ten stan za tymczasowy i wolisz poczekać,

aż zmartwychwstanie i zacznie rozdawać chleb.

A może ty tylko do takiego się przyznajesz, który

rozdaje chleb.

tlS

WISIAŁ OBOK NIEGO

Nikt ci niczego nie wyrzuca, nie wypomina; tylko

Pan Jezus wisi na krzyżu- i wszystko jest jasne. Bez

kazania. Tylko wisi, a ty nie śmiesz oczu podnieść

i popatrzeć na Niego. Bo czujesz, że jesteś podły,

fałszywy, że okłamujesz innych, że jesteś leniwy,

ordynarny, bardzo mały.

116

13

NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY

Kto wołał: Ukrzyżuj Go?

Gdzie był wtedy Jego przyjaciel Łazarz, młodzie-

niec z Naim ze swoją matką, trędowaci, paralitycy,

chromi, których uzdrowił; gdzie byli ci, których na-

karmił chlebem; gdzie były te setki i tysiące, które

przez trzy lata słuchały Go, szły za Nim, cisnęły się

do Niego, nie dawały Mu chwili wytchnienia; gdzie

byli ci, którzy przed trzema dniami, gdy wjeżdżał do

Jerozolimy, rozścielali pod Jego stopy swoje szaty

i rzucali gałęzie palmowe?

A może to i oni także wołali: Ukrzyżuj Go.

117

14

SIEDMIOKROĆ NA DZIEŃ UPADA

My - pokolenie Kaina. Nie potrafimy postawić kro-

ku, aby nie przydeptać. Nie potrafimy ręki poło-

żyć, aby nie zgnieść. Nie potrafimy dać, aby nie

zabrać. Nie potrafimy się śmiać, aby nie urazić tych,

którzy płaczą. Nie potrafimy pochwalić, aby nie

skrzywdzić tych, których nie chwalimy. Nie potra-

fimy kochać, aby nie skrzywdzić tych, których nie

kochamy.

A tak byś chciał w bieli, z czystymi rękoma, niena-

ganny, świetlany. A tak cię oburza najmniejsza kry-

tyka, zarzut.

A ręce masz brudne. A krwią jesteś pochlapany.

118

15

PLEMIĘ NIEWIERNE I PRZEWROTNE

W nas drzemie nienawiść. A zwłaszcza do tych sil-

niejszych, mądrzejszych, szybszych, młodszych,

zdolniejszych, piękniejszych, możniejszych, bogat-

szych. A zwłaszcza do tych, którzy z nami rywalizu-

ją, którzy nam zagrażają. A zwłaszcza do tych, co

się nam narazili: czasem jednym słowem, jednym

spojrzeniem, jednym czynem. Jeżeli trzymają nas

formy grzecznościowe, ogłada zewnętrzna, przepi**

sy, instytucje, do których należymy, więzy społecz-

ne, to i tak wybuchamy obelgą, oszczerstwem, zło-

śliwością, obmową, pogardą, lekceważeniem.

W tobie drzemie nienawiść. A jeżeli potrafiłeś wy-

rosnąć ponad nią, to dzięki łasce Bożej i swojemu

heroizmowi.

119

16

KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU:

„GŁUPCZE"

?

Czy wiesz o tym, że się możesz wściec: że rozleci

się twoja osobowość, posypią się twoje zasady, zwy-

czaje, sposoby bycia? Przestaniesz panować nad

swoimi myślami, słowami, ruchami i porwany falą

szaleństwa narobisz straszliwych głupstw, porozbi-

jasz i poranisz ludzi. Może nawet przekreślisz na

zawsze swoje życie. I nic nie pomoże, że za chwilę

będziesz rwał włosy, tłukł głową o ścianę i mówił:

Jak ja mogłem to zrobić. Na wszystko będzie za pó-

źno. Już niczego nie odwołasz, już niczego nie od-

mienisz. Nic nie powróci do stanu pierwotnego.

Czy ty wiesz, że się potrafisz wściec? A jeżeli już

wiesz, to naucz się wsłuchiwać w pomruki rozpo-

czynającej siew tobie lawiny, żeby wstrzymać jąpóki

jeszcze czas. Bo za moment będzie na wszystko za

późno. Niezależnie od tego, czy jesteś dzieckiem,

młodym człowiekiem czy starcem.

120

17

MAŁEJ WIARY

Słaby człowiek jest agresywny. Wszystkich podej-

rzewa, że chcą go zniszczyć. To splot urazów, kom-

pleksów, pretensji, uprzedzeń. Nie ma się jak do

niego dostać. Nawet nie można go pogłaskać. Co-

kolwiek by ktoś do niego powiedział, jakkolwiek

by się wobec niego zachował, wszystko to odczy-

tuje jako atak na siebie. Zacieśnił się do obrony

przed zniszczeniem.

Nie bój się. Nikt nie jest cię w stanie zniszczyć, je-

żeli tylko ty tego nie chcesz.

'tzystkie nasze.

121

20

ZROZUMIELIŚCIE TO WSZYSTKO?

A ONI ODPOWIEDZIELI: „TAK"

Patrzysz na swoich bliźnich, na ich postępowanie,

słuchasz tego, co mówią, i w głowie ci się nie mie-

ści, jak oni mogą się jeszcze uważać za chrześcijan.

Bo zupełnie nie dotykaj ą istotnych prawd, biorą tyl-

ko ich fragmenty, a nawet te interpretują rozmaicie.

Czy oni w ogóle rozumieją, o co Jezusowi chodzi?

I patrzą na ciebie ludzie, i dziwią się, jak ty się mo-

żesz nazywać chrześcijaninem. I słuchaj ą ciebie lu-

dzie, i patrzą na twoje czyny, i podejrzewają, że ty

nic z tej Ewangelii nie rozumiesz.

A przecież już tyle lat słuchamy, bierzemy i karmi-

my się Słowem Bożym.

1

1

124

ŚWIATŁO WASZE

Zamykasz się w sobie. Już nie ufasz. Usiłujesz sam

zorganizować sobie życie, polegasz tylko na tym, co

sam potrafisz załatwić, przygotować, zapewnić.

Zamykasz się w sobie. Już nie kochasz. Twierdzisz,

że nie ma sensu się poświęcać, nie ma dla kogo wal-

czyć o sprawiedliwość. Trzęsiesz się nad swoim zdro-

wiem, boisz się o swoje pieniądze, o swój czas. Nie

przebaczasz, nie darowujesz.

Mówią o tobie, że stałeś się cynikiem, że zmieniłeś

się i jesteś samolubny. A w tobie już światło zgasło.

Jesteś pusty. Argumenty za istnieniem Boga czy prze-

ciwko Jego istnieniu nie obchodzą cię, są dla ciebie

nieważne, bo w tobie Go już nie ma.

Mówią, że się zmieniłeś, że dawniej byłeś inny. To-

bie samemu wracają wspomnienia tamtych dni, kie-

dy żyłeś szeroko, kiedy poświęcałeś ludziom czas,

energię, pieniądze. Teraz patrzysz na tamte lata pra-

wie z niedowierzaniem. Że też potrafiłeś tak żyć.

Wtedy było w tobie światło.

125

22

KTO Z WAS JEST BEZ GRZECHU

Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz

po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowie-

ka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet

satysfakcja? Przecież to tylko tak się złożyło, że jego

grzech został ujawniony, a twój pozostał w ukryciu.

Przecież nie wiesz, czy większe są grzechy jego, czy

twoje, bo nie wiesz, ile on otrzymał, a ile ty. Wszy-

scy jesteśmy grzesznikami. Każdy z nas. Więc dla-

czego kamienujesz? Dlaczego nie dajesz szans? Dla-

czego zabijasz?

A może to jeszcze robisz w imię prawdy lub miłości

chrześcijańskiej?

i

1

126

23

CZYHAJĄ, ABY CIĘ ZABIĆ

Nie podnoś kamienia, którym cię uderzono. Nie bierz

go w rękę. Bo się zarazisz nienawiścią. Ona błyska-

wicznie rozprzestrzeni się w tobie, opęta cię, stoczy

jak robak. Staniesz się w krótkim czasie podobny do

swoich wrogów. To nie oni ciebie zabiją. Ty sam sie-

bie zabijesz.

Nie schylaj się po kamień, którym cię uderzono. Idź

dalej.

127

24

NIE MOŻECIE BOGU SŁUŻYĆ

I MAMONIE

Nie sprzedawaj się za mamonę. Nie sprzedawaj swo-

ich najczulszych przeżyć, największych tajemnic,

najgłębszych przekonań; nie sprzedawaj przyjaciół

- za mamonę powodzenia, uznania, podziwu, stano-

wiska, pieniędzy. Bo w końcu się okaże, żeś nic nie

zyskał - żeś wszystko stracił.

128

25

JAKO I MY ODPUSZCZAMY

Jakżeż my jesteśmy bezlitośni dla bliźnich naszych.

Chcemy ich wciąż przykrawać na swoją miarę.

A przecież trzeba zaakceptować drugiego człowie-

ka takiego, jaki jest, wraz ze wszystkimi jego wada-

mi. Nawet gdy popełni jakąś nieuczciwość wobec

ciebie - bo przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć.

Tego się nie da. Przebaczyć to znaczy zaakceptować

go z tymi grzechami, które przeciwko tobie popeł-

nił. I zdecydować się iść z nim dalej.«

129

26

BIŁ SIĘ W PIERSI

Kontroluj siebie, gdy popełnisz jakieś zło, bo wtedy

- w obawie, byś sam sobie nie musiał odebrać tego,

co tak bardzo chcesz mieć, by ci nie wyrwali tego,

co zdobyłeś, albo w panice przed czekającymi cię

konsekwencjami: utratą stanowiska, pieniędzy, do-

brego imienia - będziesz na gwałt gromadził argu-

menty, które by uzasadniły słuszność twojego postę-

powania. Bądź dla siebie wtedy bezwzględny.

Nazywaj kłamstwo - kłamstwem, oszustwo - oszu-

stwem, kradzież - kradzieżą, fałsz - fałszem. Bo ina-

czej się zakłamiesz: ucieknie ci grunt spod nóg. Na

końcu dobre będzie wszystko to, co będziesz chciał,

a złe wszystko to, czego nie będziesz chciał.

130

27

I NIE ZOSTANIE W TOBIE KAMIEŃ

NA KAMIENIU

Minął czas twoich szalonych przyjaźni; przyjaźni wy-

rosłych z zachwycenia światem, człowiekiem, Bo-

giem. Ilu przyjaciół zostało dotąd? Ilu przehandlo-

wałeś za pieniądze, za stopnie, za stanowisko? Albo

po prostu porzuciłeś z własnej lekkomyślności. Te-

raz też masz ludzi, których nazywasz przyjaciółmi,

ale stosunki między wami kształtują się na zasadzie

ścisłego rozliczania: tyle ja tobie, ile ty mnie. Gdzie

jest czas twoich wielkich przyjaźni? Ile z nich pozo-

Czy utraciłeś również przyjaźń z Bogiem?

131

28

CHCĘ, BĄDŹ UZDROWIONY

To są nasi trędowaci - pijacy, zmarnowane talenty,

niedoszli geniusze, upadłe anioły - nasi dawni kole-

dzy. Patrzymy na nich z niechęcią, pogardą. Unika-

my ich, aby nie zarazili nas swoim nieszczęściem.

Ale to przecież nasze ofiary. To my, z pomocą na-

szych kumpli, precyzyjnymi pociągnięciami wy-

pchnęliśmy ich z naszego koła. Nie pasowali do nas,

a mogli zagrozić naszej stabilizacji. Zostali odcięci

od możliwości pracy w swojej dziedzinie. Nie do-

puszczeni do głosu. Odsunięci od wszelkich kon-

taktów.

Ty masz swojego trędowatego. Patrzyłeś z zimną

krwią, j ak podejmował się coraz bardziej niekorzyst-

nych prac, które kolejno i tak wyjmowano mu z rąk.

Patrzyłeś, jak się rozpadał. A teraz kiwasz głową nad

losem człowieka, który do takiego stanu potrafił się

doprowadzić. Ty-uczciwy człowiek, odpowiedzial-

ny pracownik, szanowany obywatel.

A przecież wystarczyłoby, abyś go dotknął. Może

jeszcze teraz taka szansa istnieje?

132

29

A ON RZEKŁ: TYŚ POWIEDZIAŁ

„Odwaga była potrzebna, gdy smoki zamieszkiwały

jaskinie, gdy w niedostępnych borach kryły się cza-

rownice, a na przejeżdżających czyhali zbóje z ma-

czugami. Odwaga była potrzebna, by zatrzasnąć przy-

łbicę i oko w oko zmierzyć się w szrankach «na

miecze albo topory». Odwaga to cnota dziś anachro-

niczna".

Czyżby więc naprawdę odwaga nie była dziś potrzeb-

na? A więc nie ma strachu? Urzędnik nie boi się kie-

rownika, a kierownik dyrektora, dyrektor zaś inspek-

cji ze stolicy? Uczeń - profesora, student - asystenta,

kolega - kolegi, a sąsiadka - sąsiadki?

Nie boisz się? To dlaczego się tak uśmiechasz, przy-

takujesz, kłaniasz, gorąco zapewniasz, czemu się tak

ślinisz? A potem, za plecami, wybuchasz złością,

odgrażasz się, obiecujesz zemstę, wywlekasz brudy,

zdradzasz osobistą tajemnicę, cieszysz się z niepo-

wodzeń, przejaskrawiasz fakty, mówisz nieprawdę

- gryziesz milczkiem.

Podnieś głowę, popatrz w oczy, zaatakuj po ludzku:

powiedz prawdę, którą powinieneś powiedzieć. Cho-

ciaż będziesz drżał, chociaż będziesz się pocił ze stra-

chu. Zachowaj się tak, żebyś potem nie miał obrzy-

dzenia do siebie.

133

30

A WODA, KTÓRĄ JA DAM

STANIE SIĘ ŹRÓDŁEM WODY ŻYWEJ

Jak ustrzec się przed utratą najcenniejszych darów?

Bo tak łatwo przyjaciela zamienić w sługę; zawład-

nąć tym, który nas obdarzył zaufaniem; z czyjejś

miłości do nas uczynić źródło samouwielbienia; po-

wołanie - iskrę Bożą - przekształcić w wygodną

synekurę; chrześcijaństwo sprowadzić do abstrakcyj-

nego systemu prawd.

Jak zapobiec, aby wartości, którymi zostaliśmy ob-

darzeni, nie zsunęły się w przyzwyczajenia, w puste

słowa, w gesty bez pokrycia?

134

31

„JAK SIEBIE SAMEGO"

Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić

od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmia-

stowych wyników swoich postanowień. Nie dener-

wuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popeł-

nisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie

narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię

głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce

robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy

swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie

bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym

wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim

być dla innych.

W przeciwnym razie zamkniesz sprawę stwierdze-

niem, że jesteś dobry albo stwierdzeniem równie jało-

wym - że jesteś zły.

135

j-' v

•#'"' -"" -v' f l/

' -' .- /\':X^ l^

dlaczego jesteście

smutni

CÓŻ JEST, ŻE JESTEŚCIE SMUTNI?

To jest chyba jeden z najpiękniejszych urywków

Ewangelii św. Wstęga drogi, bezchmurne niebo, słoń-

ce i dwie wolno idące postacie. A potem trzecia po-

stać Nieznajomego. Zdarzenie zakończone gdzieś

u wejścia do gospody, gdy słońce chyliło się ku za-

chodowi i chłód ogarniał ziemię.

Jesteśmy jak ci uczniowie.

Poszliśmy za Jezusem Nazareńskim potężnym w czy-

nie i w mowie wobec Boga i całego ludu. Ale oto

umarł. Więc wracamy do domów, aby spokojnie upra-

wiać grzędy i patrzeć, czy fasola dojrzewa. Tylko

przeraziły nas niektóre z naszych niewiast, które były

przed świtaniem u grobu, nie znalazły ciała, ale wi-

działy aniołów, którzy powiadają, że On żyje. I poszli

niektórzy z naszych do grobu, i znaleźli tak, jak mó-

wiły niewiasty, ale Jego samego nie znaleźli.

Tak bardzo przestraszeni, zmartwieni, niedowierza-

jący; tak zgaszeni, smutni.

Chyba że Go poznamy. Przy łamaniu Chleba.

139

POWSTAŁ Z MARTWYCH

Gdy byłeś dzieckiem, w Wielkanoc niebo musiało

być fantastycznie niebieskie. I dużo słońca. I zielo-

na trawa.

Czekałeś niecierpliwie, kiedy ksiądz wreszcie skoń-

czy kazanie i wracałeś do domu na śniadanie. Stół

był nakryty białym obrusem. We flakonie sterczały

bazie. Mama stawiała na środku stołu wielką lukro-

waną babę.

A potem, gdy byłeś młody, gdy cię roznosiło życie

i wierzyłeś w swoją siłę i swoje osiągnięcia -jesz-

cze było za wcześnie na to, żebyś zrozumiał, czym

jest Zmartwychwstanie.

Ale wyobraź sobie, że przeżyłeś wiele lat. Przyjdzie

Wielkanoc z bladym słońcem i wypłowiałym niebem.

W lustrze przestraszy cię twarz ze zmarszczkami i si-

wym zarostem. Nie wychodzisz z mieszkania, bo nie

starczyło ci sił. Stoisz w oknie i patrzysz, jak spod

brudnych płacht śniegu ciekną strużki wody i już zie-

lenieje trawa. Pąki na gałęziach kasztana błyszczą.

Na suchych płytach chodnika dzieci grają w klasy -

tak jak ty nie tak dawno.

Może wtedy zrozumiesz, czym jest Zmartwych-

wstanie.

Siłą chrześcijaństwa jest to, że tobie, że każdemu po-

chylającemu się w rozpad, zapewnia życie.

140

WTEDY WSZEDŁ ÓW UCZEŃ,

KTÓRY PIERWSZY PRZYBYŁ DO GROBU

- ZOBACZYŁ I UWIERZYŁ

To my wracamy razem z Apostołami od grobu, któ-

ry pozostał pusty. To my razem z trzema Mariami

zobaczyliśmy anioła, który powiedział: „Nie masz

Go tu. Zmartwychwstał". To nam ukazał się w ogro-

dzie, gdyśmy Go szukali z Marią Magdaleną. To do

nas powiedział, że się z nami jeszcze zobaczy.

r

141

WTEDY JEZUS PRZYSZEDŁ

DRZWIAMI ZAMKNIĘTYMI

On przyjdzie do każdego. Tak jak przyszedł do nich.

Pogrzebany, niechciany, zapomniany albo oczeki-

wany - w radości lub smutku. Przyjdzie, abyś mógł

Go dotknąć, uwierzyć, że nie na darmo niesiesz

krzyż, cierpisz rany, idziesz w samotności. Że nie

na darmo.

142

POWSTAŁ Z MARTWYCH

Ileż to razy już cię pogrzebano. Ileż to razy przywa-

lono cię kamieniem oszczerstwa. Ileż to razy poło-

żono pieczęć na twoją nieobecność. I zmartwych-

wstałeś. I chodzą pogłoski, że cię widzieli na ulicy,

jak szedłeś uśmiechnięty - jak dawniej, w najpięk-

niejsze dni twojego powodzenia i chwały. Zaczyna-

ją o tobie mówić ludzie z szacunkiem, podziwiać

twoją mądrość i wytrwałość, rozumieć, trafnie od-

czytywać twoje intencje, doceniać zasługi. I zatrwo-

żyli się twoi wrogowie, ci, którzy na ciebie wydali

wyrok, którzy cię ukrzyżowali i pogrzebali. Nie myśl,

że to ostatni raz. Jeszcze cię nieraz pogrzebią. Jesz-

cze nieraz będą się cieszyć z twojej śmierci. Ale

zmartwychwstaniesz. Będziesz chodził ze Synem

Człowieczym w światłości chwały Bożej. Będziesz

spotykał się z ludźmi, którzy zobaczą cię w praw-

dzie: zrozumieją, o co ci chodziło, odkryjątwoje naj-

głębsze zamiary, najtajniejsze intencje.

Bo dobro zawsze zwycięży. Bo sprawiedliwość jest

wieczna. Byłeś jej nie zdradził, byłeś jej zawsze

służył.

143

ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA

Już ma się nam ku wieczorowi i już dzień się nam

nachylił. Bo już mamy dwadzieścia, trzydzieści,

sześćdziesiąt lat. Wciąż żal nam, że już tyle lat jest

poza nami, a nie umiemy cenić chwili, którą nam

dajesz.

Prosimy Cię, naucz nas radować się życiem. Nie: nie

martwić się. Ale radować się. Zawsze. Niezależnie

od tego, ile mamy lat doświadczenia za sobą, ile na

grzbiecie zmartwień, kłopotów i trosk codziennych.

Podejdź do nas idących w smutku przez życie, jak

do uczniów zdążających do Emaus. Upomnij nas -

jak ich. Spraw, abyśmy przejrzeli, zanim będzie za

późno.

144

A JESTEŚCIE SMUTNI

My musimy być już teraz trochę wniebowzięci. My

musimy już teraz trochę chodzić nad ziemią. I wie-

rzyć po ryzykancku, i ufać wbrew obliczeniom, i ko-

chać na wyrost, i radować się, choć czasem niewiele

powodów do tego.

My musimy już teraz trochę nad ziemią chodzić. Bo

to wbrew pozorom jest jedyny klucz do życia. Za

takimi ciągnąć będą w procesji, przylatywać jak ćmy

do ognia, jak pszczoły do miodu - ci wszyscy obli-

czeni, wyrachowani, sprawiedliwi, a przy tym ogrom-

nie smutni - by wziąć trochę beztroskiej wiary, tro-

chę nie obrachowanej nadziei, trochę miłości za

darmo - trochę radości, bez której nie da się żyć. My

musimy już teraz być trochę wniebowzięci.

L 7 — Wszystkie nasze...

145

JAM JEST CHLEB ŻYWY, KTÓRY

Z NIEBA ZSTĄPIŁ

To był czas dla Niego najważniejszy: czas męki

i śmierci. W nim określił siebie: swój stosunek do

Boga Ojca i do ludzi.

W przeddzień ustanowił nam posiłek eucharystycz-

ny. I my, spełniając Jego polecenie, spotykamy się

na Mszy świętej, aby uczestniczyć w Jego męce

i śmierci i z niej brać na zwyczajny dzień siłę; by

kochać ludzi, jak On ludzi kochał, i aby śmierć na-

sza zakończyła się jak Jego śmierć - zmartwychwsta-

niem w Bogu.

146

9

PANIE, DAJ NAM TEGO CHLEBA

Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - frag-

ment stołu, opłatek i odrobina wina. Ale to jest Jego

przyjęcie, na które nas zaprosił: Jego chleb, Jego

wino - Jego życie. I chce, byśmy w tym życiu

uczestniczyli.

Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - fragment

stołu, opłatek, odrobina wina. Ale to są nasze dary,

które przynieśliśmy Jemu, aby je przyjął i uznał za

swoje - aby nasze życie stało się Jego życiu podobne.

147

10

STOJĄC NA ŚRODKU ŚWIĄTYNI

Jak daleko nam, uczestniczącym we Mszy świętej,

do wiary Apostołów z Wieczernika. Jak często idzie-

my w niedzielę do kościoła popychani tradycją, na-

wykiem. I wtedy pojawia się pytanie: Czy wolno

w takim stanie przychodzić na Mszę świętą? Czy

warto?

Tak. Bo nawet gdy dopiero za którymś razem wy-

niesiemy stamtąd jakieś przeświadczenie, myśl,

przekonanie, które nas powstrzyma przed złem,

wskaże drogę, pomoże pokonać swoją małość - to

już warto.

l

148

11

KTÓRY Z NIEBA ZSTĄPIŁ

My, którzy jesteśmy coraz bardziej świadomi na-

szego pogrążania się w śmierć; my, którzy tak bar-

dzo łapczywie sięgamy po życie - przychodzimy

co niedzielę do stołu Jezusa. Do stołu Tego, który

umarł, ale zmartwychwstał, który powiedział, że jest

życiem i że kto wierzy w Niego, chociażby umarł,

żyć będzie.

149

12

PRAWDA WAS WYSWOBODZI

Traktuj drugiego człowieka poważnie. Strzeż się za-

równo czułostkowości, jak lekceważenia; zachwy-

tów, jak i ironii; łatwego usprawiedliwienia, jak i su-

rowej krytyki; pobłażliwości, jak i oburzenia. Traktuj

drugiego człowieka poważnie nawet wtedy, a nawet

zwłaszcza wtedy, gdy on zdaje się. prowokować do

czegoś zupełnie przeciwnego.

Tylko w ten sposób możesz mu pomóc, aby ujrzał

się w prawdzie.

150

13

DŁUG MU DAROWAŁ

Nie możesz układać współżycia z ludźmi wyłącznie

na zasadzie sprawiedliwości: ile dałeś i ile ci się od

nich należy. Musisz coś odliczać na straty, musisz

coś podarować, chociaż nie usłyszysz za to słów po-

dziękowania.

Ale nie myśl, że to tylko ty tak postępujesz. Inni

wobec ciebie czynią podobnie.

151

14

NIE SĄDŹCIE

Po prostu nie wiesz, dlaczego on tak postąpił. Może

mu coś dolegało, a może miał jakieś zmartwienie?

Ale nawet gdyby był w normalnej formie, to ty i tak

nie znasz motywów, jakimi się powodował. Przypi-

sujesz mu jeden z tych, które, według twojej logiki,

powinny nim kierować. I dlatego twój osąd ma mi-

nimalne widoki na to, żeby mógł być prawdziwy.

152

15

A KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU:

GŁUPCZE, BĘDZIE WINIEN

OGNIA PIEKIELNEGO

Walcz z drugim człowiekiem, gdy trzeba, ale go nie

zabijaj. Naucz się dyskutować, sprzeczać, ale nie

gardź nikim, nie udowadniaj nikomu, że niepotrzeb-

nie zabiera głos, bo się na niczym nie zna, i na pew-

no nie ma nic ważnego ani ciekawego do powiedze-

nia, czyli: że nic nie wie, jest niczym. To, po pierwsze

nie jest prawdą, a po drugie, gdybyś mu to potrafił

wmówić, wepchniesz go w rozpacz.

JStrzeż się, abyś nie uwierzył, że wszystko, co ma-

rę, ważne i ciekawe, powiedzieli mądrzejsi od cie-

bie, a tobie pozostaje jedynie przekalkowywanie zło-

ych myśli i odkrytych prawd. To zabiłoby w tobie

yórczość. Zagroziłoby twemu człowieczeństwu.

153

16

NACHYLIŁ SIĘ NAD NIM

Strzeż się, żebyś drugiemu nie dał do zrozumienia,

że przestajesz go uważać za tego, kim on całym wy-

siłkiem swojej dobrej woli stara się być. Bo możesz

spowodować, że przestanie widzieć sens swoich

wysiłków - zrezygnuje. Strzeż się, żebyś nie dał dru-

giemu do zrozumienia, że go uważasz za złoczyńcę.

Nawet gdy on twoją opinię uzna za krzywdzącą, i tak

może to go zdemobilizować, a więc - może otwo-

rzyć bariery, jakimi ubezpieczył się przed złem.

154

17

KTO BY ZGORSZYŁ

Skąd dzieci nasze są takie? Skąd w nich tyle nieobo-

wiązkowości, niechlujstwa, lekceważenia, nonsza-

lancji, pogardy, samolubstwa, cwaniactwa, egoizmu,

chamstwa? Skąd te powiedzenia, te słowa, te wyra-

żenia, te akcenty, ten ton? Skąd u nich tyle brutalne-

go rozdeptywania naszych zajęć, niefrasobliwego

zagarniania naszych odpoczynków?

Nie mów: to rodzice. - To my wszyscy. To kość z na-

szej kości, krew z naszej krwi. To są dzieci nasze -

dzieci naszego narodu. To my wszyscy jesteśmy za

nie odpowiedzialni.

155

18

ABYŚCIE BYLI SYNAMI OJCA WASZEGO

Nie tylko to jest ważne, jaka jest obiektywna praw-

da, nie tylko to jest ważne, kto ma racją, ale jest rów-

nież ważne, że drugi człowiek coś uważa za prawdę,

że ma o czymś najgłębsze przekonanie i chce zgod-

nie z nim żyć. Do tego każdy ma zwyczajne ludzkie

prawo, a ty masz obowiązek to prawo szanować.

Taka jest podstawa tego rodzaju sprawiedliwości,

która nazywa się. tolerancją.

156

19

A GDY JĄ ZNAJDZIE,

WKŁADA NA SWOJE RAMIONA

Słuchasz i uszom własnym nie wierzysz. Czytasz

i oczom własnym nie wierzysz: oto ten, który jesz-

cze wczoraj głosił nieludzkie rzeczy, dziś zaczyna

mówić i pisać normalnie. A więc karierowicz, czło-

wiek o miedzianym czole?

A może to jeden z tych, którzy zostali powołani

w ostatniej godzinie, a może to jeden z tych, których

Bóg dotknął i przejrzeli; których dotknął i usłyszeli.

A może to jedna z owieczek zgubionych, którą On

odnalazł.

Abyś nie stanął w rzędzie faryzeuszów i saduce-

uszów oskarżających Jezusa, że pije i je z grzeszni-

kami i celnikami.

157

T

20

NIECH MOWA WASZA BĘDZIE:

TAK - TAK, NIE - NIE

Co to jest ta wolność nasza? Co to jest ta tolerancja

nasza? A może to po prostu tylko strach przed popa-

trzeniem prawdzie w oczy, przed podjęciem męskiej

decyzji z wszystkimi bolesnymi konsekwencjami, ja-

kie ona przynieść może; zepchnięcie jej na dzień na-

stępny, a potem jeszcze na następny - byle dalej.

Co to jest ta dobroć nasza? A może to tylko leni-

stwo, które nie pozwala przeanalizować i dogadać

sprawy do końca.

I tak żyjemy na co dzień z tymi ludźmi, którym po-

winniśmy powiedzieć prawdę w oczy, a nie powie-

dzieliśmy. Potykamy się o stosy spraw nie załatwio-

nych. Żyjemy na niby. Narastają złogi fałszu,

niedomówień; kłamstwa. I tak robaczywiejemy, gni-

jemy w tych unikach, niewyjaśnionych sprawach.

Aż tak narośnie w tobie pogarda do siebie samego

i tak się spiętrzy w tobie niechęć do ludzi, że życie

ci zbrzydnie. I sam sobie będziesz winien.

158

21

MOWA TWOJA

Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Mil-

czenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko prze-

radza się w obcość, wrogość - do nienawiści włącz-

nie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi

żadne niebezpieczeństwo.

159

22

BIADA ŚWIATU DLA ZGORSZENIA

My niepoprawni indywidualiści, którzy uważamy

sobie za ujmę spostrzec obok siebie człowieka rów-

nego nam, którzy nawet myśleć nie chcemy, jak bar-

dzo jesteśmy wynikiem poprzednich pokoleń, któ-

rzy nawet wiedzieć nie chcemy, że z naszą śmiercią

nie zejdzie w otchłań cały świat, którzy chcemy ura-

tować swoją wartość osobistą przynajmniej w wy-

miarze naszego pokolenia, którzy nie potrafimy do

drugiego człowieka powiedzieć: bracie.

Niezależnie od tego, ile masz lat, odchodzisz. Uwierz

w to, że jesteś tylko liściem na drzewie, które nazy-

wa się ludzkością. Nie udawaj, że nie słyszysz za

sobą'coraz wyraźniej szych kroków nowego pokole-

nia. Uświadom sobie, że ono jest wpatrzone w cie-

bie. Będzie takie, jaki ty jesteś -jesteś za to pokole-

nie, które idzie za tobą, i za wszystkie następne,

odpowiedzialny.

160

JEŚLI CHCESZ

Nie przymuszaj nikogo do niczego. Nawet gdy bę-

dziesz wiedział na pewno. Nawet w wypadku zła,

które komuś zagraża. Nawet w wypadku dobra, któ-

re przynosi wielkie korzyści. Nie uszczęśliwiaj ni-

kogo na siłę. Bo każdy ma prawo być człowiekiem.

A tylko wolna decyzja określa człowieka. Tylko ona

go tworzy.

161

24

BYŁEM GŁODNY, A NIE DALIŚCIE

MI JEŚĆ

Aż stanie się. I wtedy wybuchnie jazgot zgorszonych,

zacznie się kiwanie głowami, zachłystywanie każ-

dym szczegółem sprawy. I okaże się, że to był długi

proces, który coraz bardziej nabrzmiewał. Od daw-

na szeptano przy czarnej kawie, urywały się telefo-

ny, podawano sobie kolejne fragmenty narastające-

go zagrożenia.

Ale nie było takiego, który by pomógł.

162

25

PRZYJACIELE NASI

„Niech pan sobie zażywa te kropelki przed snem,

a te proszki trzy razy dziennie po jedzeniu; ale naj-

ważniejszą rzeczą dla pana jest spokój. Byłoby naj-

lepiej, gdyby pan mógł gdzieś wyjechać, oderwać

się od dotychczasowego środowiska i zapomnieć

o wszystkim..." „Proszę wziąć serię tych zastrzyków,

a gdy je pani skończy, proszę przyjść znowu. Ale pro-

szę pamiętać, że one pomogą, jeśli się pani nie bę-

dzie denerwowała. Nie należy się martwić, trzeba

trochę weselej popatrzeć na świat..."

Na wielu klepsydrach i nagrobkach zamiast napisów:

„pozostają w nieutulonym żalu mąż, dzieci, wnuki

i synowa", zamiast: „cześć jego pamięci", zamiast:

„najukochańszej matce", zamiast: „wierni koledzy"

-powinno być: „zagryzły ją dzieci", „wykończył go

kierownik", „dobiły ją plotki".

163

26

OWCE I WILKI

Tylko w jasełkach jest zły Herod i dobrzy pastusz-

kowie.

Posłuchaj rozchodzących się małżonków. Posłuchaj,

co mówi o tym samym fakcie teściowa i synowa.

Posłuchaj, jak oceniaj ą uczniowie profesorów, a jak

profesorowie uczniów. Posłuchaj, jakie mają zdanie

dzieci o swoich rodzicach, a jakie rodzice o dzie-

ciach.

Gdy mówiła jedna strona, sprawa nie budziła żadnej

wątpliwości, wszystko było dla ciebie jasne - wina

drugiej strony była zupełnie oczywista. Gdy wysłu-

chałeś drugiej strony, nie wiedziałeś nic.

Gdybyś zaczął odwrotnie, od sprawozdania z ust dru-

giej strony, wszystko byłoby identycznie.

W nieporozumieniach z ludźmi nie stawiaj siebie

w rzędzie dobrych pastuszków, a przeciwnika nie

uważaj za złego Heroda albo nawet za diabła.

164

27

JAKO I MY ODPUSZCZAMY

Mówią: „Gdy chcesz wejść do domu, którego strze-

gą psy, najpierw rzuć między nie kość". Różnica

między człowiekiem a psem jest ta, że pies może

szarpać kość, no, powiedzmy, pół godziny. A czło-

wiek może przy niej pozostać całe życie. Czasem

chodzi o krytyczną uwagę, o podniesiony czynsz,

o garnki we wspólnej kuchni, o mycie korytarza, o je-

den stopień w karierze. Okręt, który wyruszał w da-

leką drogę, miał zobaczyć rozmaite lądy, ludzi mó-

wiących różnymi językami, zachody i wschody, cisze

i burze - zaraz na początku, tuż za portem, osiadł na

mieliźnie. I tak został. Przekrzywiony, nad brudną

wodą opluwającą jego burty, patrzy na stare domy

z dziurawymi dachami, na usychające wokół nich

drzewa.

165

28

NASZYM WINOWAJCOM

W Tygodniu Miłosierdzia kup rozwrzeszczanemu ba-

chorowi zza ściany czerwony lizak. Zarozumiałej

wiedźmie z naprzeciwka powiedz pierwsza „dzień

dobry". Dozorcy podaj rękę i spytaj go bez złośli-

wości, jak mu się spało. Kierownikowi opowiedz

kawał. Dużo starszej koleżance w biurze przynieś na

stół kwiatek. Teściową zabierz do kina. Synową po-

chwal, że zrobiła dobry obiad. Zięciowi upierz skar-

petki. I jeszcze: uśmiechnij się do zdenerwowanej

ekspedientki w sklepie. Uśmiechnij się do zaniedba-

nego konduktora w tramwaju. Uśmiechnij się do

policjanta na rogu. Uśmiechnij się do brzydkiego

dziecka idącego do szkoły. Uśmiechnij się do sta-

ruszki z pieskiem.

A może Pan Bóg da ci łaskę, że spadną ci z oczu

łuski i dojrzysz wokół siebie smutnych, zmartwio-

nych, załamanych, przygnębionych. Może zrozu-

miesz jeszcze coś więcej: że powodem tych wszyst-

kich smutków człowieczych jest samotność. I że

przełamać ją może tylko Pan Bóg, jeżeli z Nim złą-

czysz się i będziesz dobry.

166

29

JEDEN JEST DOBRY: BÓG

Gdzie kończy się odpoczynek, a zaczyna lenistwo?

Gdzie kończy się stanowczość, a zaczyna upór? Gdzie

kończy się prawdomówność, a zaczyna naiwność?

Gdzie kończy się krytyka, a zaczyna złośliwość? Gdzie

kończy się lojalność, a zaczyna pochlebstwo? Gdzie

kończy się prostota, a zaczyna brutalność? Gdzie koń-

czy się dobroć, a zaczyna słabość? To jest rozdarcie,

które stanowi twój chleb codzienny.

167

30

KRÓLESTWO TWOJE

W porządku Bożym jesteśmy również układem za-

mkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugie-

go, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący;

przez czyjeś umartwienie przychodzi łaska żalu na

grzesznika. Nasza świętość ma wpływ na świętość

innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność in-

nych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie spo-

łeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez ni-

kogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt

miłości Bożej.

168

JEJ SYN

„Znowu idą". Drgnęła. A ci już się tłoczyli

w drzwiach sionki rozgadaną gromadą. Tężała we-

wnętrznie, gdy po złośliwych pozdrowieniach dla

„matki wielkiego nauczyciela z Nazaretu" poczyna-

li wypytywać o Jego życie. Co robił? A najważniej-

sze, co mówił? Była przerażona nienawiścią tych

ludzi. Wiedziała, że trzeba jak najmniej mówić, a naj-

lepiej milczeć. Oglądali bezlitosnymi oczami miej-

sce Jego pracy, przyglądali się Jego rzeczom, dzieli-

li się dwuznacznymi uwagami. I przytaczali zdania

z Jego nauk. I pienili się złością. I wygrażali pięścia-

mi przed Jej twarzą. Że Go tak wychowała. Że taką

jest matką. A wreszcie namawiali, by wpłynęła na

Niego, bo On nie zdaje sobie sprawy, co Mu grozi.

Że szkoda Go, bo ma talent. Że trzymaj ą Go w swych

rękach. Ale z litości dla Niej nie chcą Go zniszczyć.

A potem odchodzili. Pozostawała po nich głęboka

cisza, tępy ból koło serca i pewność, że znowu przyj-

dą, że nie dadzą Jej spokoju.

Skąd to wszystko wiemy? Gdzie to wszystko słysze-

liśmy? Te kroki przed domem, dobijanie się do drzwi,

wypytywanie o syna, krzyki, bicie, maltretowanie?

Dlaczego Ona jest nam tak bliska? Bo przeżyła to,

co i nasze matki. I dlatego choć Zielna, Siewna,

Gromniczna - to zawsze Częstochowska: z poważ-

ną twarzą i dwiema bliznami od uderzenia.

172

JEGO MATKA

Szła mając błękit nieba nad głową, wokół zielone

wzgórza i pył drogi pod stopami, ze swoim Dziec-

kiem na ręku. Po raz pierwszy oficjalnie, publicznie.

Szczęście, uniesienie, które znaj ą tylko matki.

Za chwilę Symeon przepowie Jej cierpienie. To bę-

dzie pierwszy ból, pierwszy miecz, który spadnie na

Nią przez Syna. Potem przyj da inne. Niezrozumiałe

odezwanie się dwunastoletniego Człowieka: „Co jest,

żeście mnie szukali, nie wiedzieliście, że w sprawach

Ojca mego potrzeba, abym był?" - słowa, które zga-

siły drżące od niepokoju i wyrzutu pytanie: „Synu,

cóżeś nam uczynił?" A potem obce słowa, które tak

trudno było przyjąć - w Kanie Galilejskiej: „Nie-

wiasto, jeszcze nie przyszła godzina moja". Po raz

ostatni „niewiasto" usłyszała pod krzyżem.

Ale to jest Jej Syn. Ale mimo wszystko, chociażby

zdarzyło się coś stokroć boleśniejszego, chociażby

odszedł daleko bardziej - to jest Jej Syn. Ona jest

Jego Matką.

173

ZA KOGO WY MNIE UWAŻACIE?

Za kogo wy Mnie uważacie? To pytanie Jezusa staje

przed ludźmi od dwóch tysięcy lat. To pytanie staje

przed każdym z nas. I nie wykręcaj się od niego

odpowiedziami, że jedni mówią, iż jest prorokiem,

a drudzy mówią inaczej. On ciebie się pyta: „Za kogo

ty Mnie uważasz?"

174

ZNALAZŁA GO

To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany,

posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się

jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce

bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przecho-

dził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci

dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.

Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej do-

broć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego

spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła

awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.

Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadzie-

jami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wte-

dy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko

jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta

się ucieszona, żeś przyszedł. „Może się herbaty napi-

jesz?" Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się

tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci

tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i po-

całuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czeka-

łeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgo-

ryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.

Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło,

stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z su-

rowym światem.

Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz

do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czu-

jesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie

światło - Jej dobroć.

115

A POD KRZYŻEM JEZUSOWYM

STAŁA MATKA JEGO

Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła wtedy, gdy

postawiono Go przed sądem? Czemu nie przyszła

i nie przyrzekła zebranemu Sanhedrynowi, że On

wróci do Nazaretu, przestanie nauczać i będzie pra-

cował jako cieśla do końca swoich dni? Żeby mógł

swoimi spracowanymi rękoma odgarniać włosy znad

czoła, jeść chleb w zaciszu swojego domu, rozma-

wiać w zapadającym zmierzchu z przyjaciółmi.

Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła do Piłata, gdy

ten wydawał na Niego wyrok śmierci, aby prosić

o ułaskawienie? Niech Go skaże na dożywotnie wię-

zienie; ,na galery czy do kamieniołomów; nawet

w największym pohańbieniu i nędzy. Ale żeby mógł

oglądać wschody i zachody, grzać siew słońcu, spać

kamiennym snem w chłodne noce.

A Ona szła z Nim bez słowa, gdy dźwigał krzyż, sta-

ła bezczynnie, gdy konał.

I dlatego jest nie tylko Matką Jezusa. Ale jest Matką

Zbawiciela, Odkupiciela -jest Matką naszą.

176

RZEKŁ UCZNIOWI: OTO MATKA TWOJA

Jeżeli ci to przeszkadza, to nie mów „Królowo". Je-

żeli to ci nic nie mówi, to nie mów „Pani". Jeżeli nie

rozumiesz, to nie mów „Naczynie poważne". Mów

o Niej po prostu „Maryja". Jak chcesz. Byle była dla

ciebie tym, czym być powinna: Matką.

177

BŁOGOSŁAWIONY OWOC ŻYWOTA

TWEGO

W Niej składamy hołd tym kobietom, które część

życia swojego oddały drugiemu człowiekowi: ciągi

nieprzespanych nocy, dnie wypełnione gotowaniem

kaszek i podgrzewaniem mleka, praniem pieluszek,

drżeniem o każdy kaszel i każdy skok temperatury;

w bezustannym załataniu, żeby ze wszystkim zdą-

żyć; potem troską o każdy samodzielny krok małego

człowieka, który zaczyna nieporadnie wchodzić

w życie - mając w perspektywie samotność.

W Niej oddajemy hołd kobietom, które słowu „ko-

cham" nadały najpełniejszy kształt.

178

OTO SYN TWÓJ

Kto jeszcze dzisiaj chce być matką - człowiekiem

na etacie poświęcającego się.?

Pozostać dziewczyną. Na zawsze, do śmierci. Na-

wet gdy będą dzieci. Niech je przedszkole, szkoła,

teściowa, koledzy, ciotki, niech je zabawki wyhodu-

ją. Byle nie przeszkadzało, nie krępowało, nie ob-

ciążało, byle było jak najmniej w domu.

I tak nam to słowo „matka" zanikło. Zblakło. Zatra-

ciło się. Nam, szukającym tak histerycznie miłości.

i

i

179

l*

Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO

Co ty myślisz patrząc na Nią zamodloną w czasie

Zwiastowania, trzymającą Dziecko na rękach, stoją-

cą na Golgocie, obejmującą Jego ciało zdjęte z krzy-

ża? O co Ją prosisz, co Jej przynosisz, czego się od

Niej spodziewasz, na co czekasz?

Ty - w wieku lat osiemnastu, trzydziestu, pięćdzie-

sięciu, siedemdziesięciu.

Jak ty się do Niej modlisz?

180

11

ZOBACZYLI MARYJĘ

Wierzyć w Boga, to znaczy zawierzyć i człowieko-

wi. Zaufać Bogu, to znaczy zaufać i człowiekowi.

Kochać Boga, to znaczy kochać i człowieka. Jakże

więc w Nianie wierzyć, nie ufać Jej, nie kochać ta-

kiego Człowieka jak Ona.

181

12

CIEŚLA Z NAZARETU

Gdy byłeś mały, chciałeś być sławny. Nie wiedzia-

łeś jeszcze, z jakiego powodu, ale wierzyłeś, że będą

o tobie pisali w gazetach wielkimi literami. Czy cią-

gle na to czekasz? Tak, chcemy, aby nas zauważono,

aby nas proszono, dziękowano, aby nas uznano, sza-

nowano.

Jest w Ewangelii św. dużo postaci zarysowanych

bardzo wyraźnie. O św. Józefie mało wiemy. Zapi-

sano wiele słów nie tylko apostołów, ale faryzeuszów,

celników, grzesznic. Jego słowa nie ma ani jednego.

Nikomu nie przyszło do głowy, aby spytać, co On

mówił, jakie było Jego zdanie.

Nie wiemy nawet, kiedy umarł.

Nie zauważono Go.

Chciał odejść, gdy poznał, że Maryja jest w ciąży.

Został z polecenia anioła. Z polecenia anioła uciekł

do Egiptu z Maryj ą i Dzieciątkiem. Z polecenia anio-

ła wrócił do Palestyny.

Spełnia polecenia, chociaż nie zawsze rozumie, jaki

jest ich cel. Pracuje na utrzymanie Matki i Syna.

Umiera chyba wtedy, gdy jest już niepotrzebny, po

dojściu Jezusa do pełni sił. Patron tych, którzy nie

są kierownikami, którzy pozostają w ukryciu, kto-

rży są jak powietrze niezauważalni, ale tak jak ono

potrzebni.

182

13

MATKA PANA MEGO

Bądź nam Matką. Uczyń z nas swoje dzieci. Spraw,

abyśmy umieli zgodzić się na swój los, tak jak Ty

w chwili Zwiastowania; znosić biedę, jak Ty, gdyś

rodziła w stajni; przyjmować upokorzenia, jak Ty,

gdyś musiała uciekać do Egiptu; szukać Jezusa, jak

Ty w świątyni jerozolimskiej; prosić Go, jak Ty

w Kanie Galilejskiej, gdy zabrakło wina na godach;

cierpieć jak Ty, gdyś stała pod krzyżem umierające-

go Syna; modlić się, tak jak Ty w wieczerniku cze-

kając na Zesłanie Ducha Świętego.

Prosimy Cię, uczyń z nas swoje dzieci. Bądź nam

Matką.

183

14

LISY MAJĄ SWOJE JAMY

Człowiek potrzebuje domu. Nie: „zwłaszcza w dzi-

siejszych czasach"; nie: „coraz bardziej". Zawsze.

Odkąd człowiek jest człowiekiem i jak długo chce

być człowiekiem. Nie czterech ścian, nie hotelu, nie

noclegu, nie przytułku, ale źródła pokoju, odpoczyn-

ku, siły, miłości - domu.

184

15

NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE

Uwierzyć Bogu - uwierzyć człowiekowi.

Że przyjdzie. Że cię nie zostawi samego, że cię nie

zdradzi, że cię nie sprzeda.

A nawet gdyby cię zdradził, nawet gdyby odszedł,

nawet gdyby dopuścił się jakiejś nieuczciwości wzglę-

dem ciebie, to wciąż musisz wierzyć w dobro, które

w nim trwa, którym on jest, które go stanowi.

I gdybyś przestał wierzyć człowiekowi, gdybyś

wszystkich ludzi wokół siebie przekreślił, to wtedy

wiara w Boga jest niemożliwa.

Stracić wiarę w człowieka, to stracić wiarę w Boga.

185

16

PTAKI MAJĄ SWOJE GNIAZDA

Trzeba na mapie świata odnaleźć swoje miasto.

W gmatwaninie ulic wytyczyć swoją drogę. W tłu-

mie odszukać znajome twarze. W hałasie rozpoznać

przyjazne głosy. - Gdzieś założyć swój dom.

Musisz mieć swoich pisarzy, malarzy, publicystów,

spikerów, dziennikarzy. Musisz mieć swoje książki,

tygodniki, gazety; swoje teatry, obrazy w muzeach,

kina, kawiarnie, restauracje. - Ażeby świat nie stal

przed tobą obcy, zimny i wrogi, ale żeby był dla cie-

bie domem.

186

17

I WSZEDŁSZY W DOM ZOBACZYLI

DZIECIĘ Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO

Nie zamykaj miłości w czterech ścianach swego

domu. Nie legitymuj miłości bliźniego miłością do

swojej rodziny. Tak bardzo łatwo wyradza się. ona

w tani egoizm. Dom nie ma być twierdzą, ale bazą.

Sprawy rodziny nie mogą zabierać całej twojej uwa-

gi i energii, ale muszą pomagać w wychodzeniu do

ludzi, którzy są wokół ciebie.

187

18

BĘDZIESZ MIŁOWAŁ

PANA BOGA TWEGO

To nie moje małżeństwo przeżywa kryzys, to kryzys

mojej wiary w Boga i kryzys miłości ku Niemu. Je-

żeli nie dość wierzysz, jeżeli Go nie dość kochasz,

to chociażbyś sto lat szukał swego ideału, chociaż-

byś znalazł swój ą dziewczynę, chociażbyś znalazła

swego chłopca, chociażbyście przeżywali swoją sza-

loną miłość, to i tak ona się skończy. Bo człowiek

jest istotą skończoną. Skończy się dla ciebie jego

mądrość, prawość; skończy się jej dobroć, kobiecość,

urok. Bo zawsze człowiek tęskni za pełnią piękna,

za pełnią prawdy. I dlatego jest tyle smutnych miło-

ści - bo człowiek od człowieka żąda tego, czego ten

dać mu nie może.

1&8

19

NIE POTĘPIAJCIE

Dotąd jesteśmy chrześcijanami, dopóki szanujemy

tajemnice człowieka, który stoi obok nas, dopóki

zakładamy, że nie wyczerpuje go żadne z naszych

sformułowań, określeń, definicji, nie przekreśla go

żaden grzech, nie determinuje żadna - ani pozytyw-

na, ani negatywna- decyzja, dopóki potrafimy wie-

rzyć w niego, zaufać mu, kochać go.

189

20

PRZYSZŁA DO NIEGO

i Dla ojców naszych była Częstochowską, Kalwaryj-

ską, Piekarską, Gidelską, Ostrobramską. Dla ojców

naszych była Zielną, Siewną, Gromniczną. Zostały

po nich pieśni, legendy, obrazy, rzeźby przydrożne,

ryngrafy rycerskie i szkaplerze.

My, nowe pokolenie, patrzymy z zażenowaniem

na to przywiązanie ojców naszych do Matki Naj-

świętszej.

Każdy dzień rozpoczynał się Godzinkami. Oparty był

na trzech punktach: Anioł Pański rano, Anioł Pański

w południe, Anioł Pański wieczorem. Kończył się

wspólną Koronką całego domu. Gdy do tego dodać

wszystkie święta maryjne w ciągu roku, maj z jego

nabożeństwami, październik z różańcem i adwent

z roratami, to trudno się dziwić, że kult do Niej po-

trafił przemienić serca naszych przodków.

Oby weszła w nasze życie i przemieniła serca nasze

jak,serca naszych praojców.

190

21

ZNALEŹLI MARYJĘ Z JÓZEFEM

ORAZ DZIECIĄTKO

Od początku swego istnienia ludzkość tyle już prze-

żyła: popełniła już tyle głupstw, piramidalnych błę-

dów, już tak bardzo palce poparzyła, ale zawsze

w chwilach opamiętania nieodmiennie wraca do tego,

że najważniejsze to: mężczyzna, kobieta i dziecko.

I coraz bardziej już wiemy, że niezależnie od tego,

co ludzkość wynajdzie, jakie przewroty przeżyje, do

jakich dojdzie osiągnięć, to dokąd będzie istnieć, jej

podstawą pozostanie mąż, żona i dziecko. I im wię-

cej doświadczeni, tym głębiej przekonani jesteśmy

o tym, że nie ma ceny, którą by ludzkość nie powin-

na by płacić, nie ma wysiłku, którego ludzkość nie

powinna by podjąć, ażeby stworzyć jak najlepsze

warunki, żeby umocnić w sposób najbardziej korzyst-

ny ten związek ojca, matki i dziecka.

191

A WY NIE NAZYWAJCIE SIĘ

NAUCZYCIELAMI

To z lenistwa przyjmujemy postawę mistrza, instruk-

tora - bo chcemy najmniejszym wysiłkiem załatwić

sprawę wychowania. To ze strachu - bo się boimy,

że odsłoni się nasze puste i jałowe wnętrze. I dlate-

go wygłaszasz kazania, moralizujesz, upominasz,

grozisz, dajesz wskazówki. Ale to jest tresura, którą

każdy człowiek, posiadający jako taką godność, od-

rzuci.

Jeżeli naprawdę zależy ci na wychowaniu ludzi, któ-

rzy są z tobą, jeżeli naprawdę ich kochasz, to zejdź

z piedestału mistrza, nauczyciela. Miłość nie jest

dawaniem jałmużny: tego kto ma - temu, kto nie ma.

Tego, kto bogaty - temu, kto biedny. Tego, kto moż-

ny - temu, kto bezradny. Tego, kto silny - temu, kto

słaby. Odrzuci ją każdy, kto ma choć trochę poczu-

cia godności. - Miłość jest dzieleniem się. Chcesz

komuś pomóc, to żyj razem. Wtedy w każdym mo-

mencie przekazujesz siebie. Nawet gdy będziesz stał

w koronie cierniowej, opluty, wyśmiany, wzgardzo-

ny, więcej nauczysz, niż gdybyś całe życie kazania

mówił - tą jedną chwilą.

192

23

ZA ZBAWIENIE ŚWIATA

Jakiej wysokości dosięgasz? Czy mówi ci coś słowo

„rodzina"? Miasto? Naród? Ludzkość? Czy reagu-

jesz na słowo „Ojczyzna"? Wytłumaczysz mi, że to

już nie te czasy. A twoje miasto? Uśmiechniesz się

pobłażliwie. A zakład pracy? Machniesz lekceważą-

co ręką. Jakiego wzrostu jesteś? Co cię przejmuje,

boli, niepokoi: Jakie sprawy, którzy ludzie? Twoja

matka, twoja siostra, kolega, znajomy, współpracow-

nik, przechodzień, rodak, drugi człowiek? O kogo się

troszczysz? Na kim ci zależy? Za kogo czujesz się

współodpowiedzialny? Jakiej wysokości sięgasz? Ja-

kie horyzonty widzisz?

9 — Wszystkie nasze...

193

24

MIEJ O NIM STARANIE

Chodzi o to, ażeby przez ciebie twemu bliźniemu

było dobrze: żeby przy tobie odnalazł samego sie-

bie; gdy złamany - wyprostował się, gdy zgaszony -

wybuchnął płomieniem, gdy stulony - zakwitnął.

Ażeby przy tobie stawał sią pełnym człowiekiem.

Najłatwiej zbyć potrzebującego jałmużną uśmiechu,

dobrego słowa czy rzeczy. - Ale to nie jest dobroć.

Najwyżej tobie tylko tak się zdaje.

194

25

WILKI DRAPIEŻNE

Nie tylko inni ciebie wykorzystują: zabierają twój

czas, wymagaj ą ponad miarę, nie dotrzymują zobo-

wiązań. Ale i ty wykorzystujesz: wtedy, gdy napraw-

dę jesteś w sytuacji bez wyjścia i żądasz pomocy, jak

i wtedy, gdy z lenistwa wyręczasz się innymi, spy-

chasz na nich swoje obowiązki, rozporządzasz bez-

ceremonialnie ich czasem, zapominasz prosić i dzię-

kować. I wcale nie jest takie pewne, czyje konto jest

bardziej obciążone: kto bardziej wykorzystuje.

195

26

A PAN, KTÓRY WIDZI W SKRYTOŚCI

Pilnuj się wtedy, gdy zaczynają odznaczać, nagra-

dzać, wyróżniać twoich bliskich znajomych, fachow-

ców z twojej specjalności, a pomijają ciebie - cho-

ciaż nawet może to od ciebie wszystko się zaczęło,

a przynajmniej tyś sobie ręce urabiał, ty się na tym

najlepiej znasz, twoja w tym wielka zasługa, że coś

z tego w ogóle wyszło.

Pilnuj się zwłaszcza wtedy, gdy pozostałeś w cieniu,

a inni błyszczą. Odpowiedz sobie wtedy na pytanie,

po co to wszystko robiłeś. Czy naprawdę po to, aże-

by wymieniono twoje nazwisko, dostrzeżono twój

wkład, doceniono twoje zasługi, przyznano, że to była

twój a inicjatywa i pomysł? Czy naprawdę po to ura-

białeś sobie ręce?

196

27

OWCE Z TEJ OWCZARNI

Kościół nie jest zbiorem jednostek troszczących się

każda z osobna tylko o zbawienie swojej własnej

duszy.

Jesteś członkiem Kościoła nie tylko przez chrzest,

ale również przez zaangażowanie - jak dalece czu-

jesz się wrośnięty w tę społeczność, potrafisz się

wspólnie modlić, odnosisz się do braci twoich z życz-

liwością-jak dalece pomagasz im żyć.

197

28

W RĘKACH WASZYCH

Tak jak ci, którzy w Gromniczną ze świecami wra-

cają do domu, strzegąc, aby płomień nie zgasł - przez

jednych wyśmiewani, przez drugich podziwiani,

przez innych obserwowani z ciekawością, sami nie

zwracają uwagi na to, ale cieszą się, że mają świa-

tło, ale radują się, gdy potrafią je donieść do domu.

Tak i ty idziesz z wiarą w Boga przez życie, osła-

niasz ją, aby nie zgasła, korzystasz z jej światła -

przez niektórych wyśmiewany, przez innych podzi-

wiany, cieszysz się, że wierzysz i pragniesz tylko

donieść wiarę swoją do domu Ojca.

l

198

29

DOSKONAŁY

Jeżeli nie spotkasz się z krytyką, to jeszcze nie do-

wód, że jesteś doskonały i nieomylny. To może

świadczyć o tym, że ludzie nie mają odwagi czynić

ci uwag, bo się przekonali, że ich nie przyjmujesz.

Doświadczyli, że uważasz się za doskonałego i nie-

omylnego.

Jeżeli nikt cię nie upomina, to znaczy, że jest z tobą

bardzo źle.

m

30

KTÓRY ZNALAZŁ PERŁĘ

Jaki ty jesteś wśród tych wszystkich, którzy zaprze-

czając swojej godności ludzkiej, robią majątek? Jaki

ty jesteś wśród tych, którzy rozdrapuj ą pazurami pie-

niądze, idą depcząc tych, których zwalili z nóg, zbie-

rają, kolekcjonują meble, obrazy, gromadzą pienią-

dze, mnożą kontakty, znajomości, zapewniają sobie

poparcie? Czy jest w tobie pokój? Czy patrzysz na

nich ze zdziwieniem, z przerażeniem, z politowa-

niem, ze współczuciem - tak jak na ludzi chorych,

opętanych, zamroczonych, nienormalnych? Czy cie-

szysz się, że możesz patrzeć na to z dystansu, z od-

ległości? Czy ty cieszysz się, że jesteś inny? Czy ci

nie żal, że oni idą w górę, bogacą się, a tyś został

z tyłu?

Czy nie ma w tobie ziarnka goryczy? Uważaj, żeby

się ono nie rozrosło w drzewo.

200

31

I OD OWEJ CHWILI WZIĄŁ JĄ

ÓW UCZEŃ DO SIEBIE

Bądź z nami w godzinie naszego konania.

Bądź z nami w godzinie naszego cierpienia: gdy nas

skrzywdzą ci, których uważaliśmy za przyjaciół.

Bądź z nami w godzinie naszego nieszczęścia: gdy

my kogoś krzywdzimy - abyśmy potrafili uznać swo-

ją winę i starali się naprawić wyrządzone zło.

Bądź z nami teraz i w godzinie śmierci naszej.

201

VI

wiarą góry przenosić

KTO CZYNI WOLĘ OJCA MEGO

Mówisz, ze wierzysz, bo uznajesz istnienie Boga

Ale to jest płaszczyzna informacji, przyjmowanie do

wiadomości To jeszcze me jest wiara Uwierzyć

w Boga, to najpierw uwierzyć Bogu i zaryzykować

życie w Światłości, Uczciwości, Prawdzie, w Bezin-

teresowności Zaryzykować Bo pierwszy krok jest

wbrew sobie, wbrew swojemu egoizmowi Ale to

tylko pierwszy krok Potem uwierzysz, bo się prze-

konasz, ze tylko tak można żyć Przekonasz się po

szczęściu, po satysfakcji, po wewnętrznej jasności,

którą będziesz nosił w sobie Wiara to życie w Świa-

tłości

205

PRZEJRZYJ

2

*J

Wiara jest uznaniem istnienia świata nadprzyrodzo-

nego, istnienia pełni rzeczywistości. Wtedy rzeczy-

wistość widzialna ukazuje się jako fragment wielkiej

całości. Dopiero wtedy wszystkie fakty rzeczywisto-

ści widzialnej znajdują swe ostateczne uzasadnienie

i wytłumaczenie. Dopiero wtedy możemy w pełni zro-

zumieć grozę zła i wielkość dobra.

206

l

GDYBY WIARA WASZA

BYŁA JAK ZIARNKO GORCZYCY

Czyś ty już chodził kiedyś po morzu? Czyś ty już

kiedyś góry przenosił? Czyś ty bodaj raz w życiu

wierzył w to, co robisz - wielkie sprawy, któreś zo-

baczył? Czy twoja wiara była choć raz naprawdę

wielka, wytrwała, uparta?

Czy ty nie przestajesz wierzyć, choć ci ludzie per-

swadują, choć cię uciszają, żebyś tak się nie doma-

gał, żebyś się tak nie upierał? A przecież tylko wte-

dy możesz przeżyć cud: tylko wtedy znikają góry

trudności, tylko wtedy możesz przechodzić nad

otwierającymi się przepaściami, nad zastawionymi

na ciebie pułapkami.

A może ty wolisz nie wierzyć? Bo to wygodniej, bez-

pieczniej, spokojniej nie dowierzać ani sobie, ani

ludziom, ani Bogu. Ale wtedy nie miej pretensji, że

gór nie przenosisz. Nie dziw się, że morza się nie

rozstępują. Żeś taki letni, nijaki, żaden.

207

ABYŚCIE BYLI JAKO OJCIEC WASZ

W jakiego ty Pana Boga wierzysz? Sprawiedliwego

- bez miłosierdzia, który, owszem, za dobre wyna-

gradza, ale przede wszystkim za złe karze. I to suro-

wo. Który nie przeoczy żadnego przewinienia. Nie

zapomni. Nie daruje. Który dotąd ściga, aż zapłacisz

za swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę.. I czu-

jesz ten Jego bat na swoich plecach. Czy ty wierzysz

w takiego Pana Boga? Bo Bóg Chrystusowy to jest

Bóg, który gdy z daleka zobaczy syna marnotrawne-

go, wybiega mu naprzeciw. Gdy ten upadnie Mu do

stóp, podnosi go, prowadzi do domu swojego. Bóg

Chrystusowy to jest Bóg, który gdy zgubi się jedna

owieczka, zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć, a sam

idzie i szuka. Aż znajdzie.

Czy ty jesteś chrześcijaninem? A może jesteś czło-

wiekiem sprawiedliwym, który nie daruje, nie zapo-

mni, nie przebaczy, ale aż dotąd ściga, dopóki nie

zostanie mu wypłacone wszystko co do grosza, do

ostatniego pieniążka. Aż zapłaci mu każdy wierzy-

ciel za swoje zło, swój błąd, swoją słabość, swoją

głupotę.

208

BÓG PRAWDZIWY

Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz

i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo-

jej duszy.

Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz

i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo-

jej duszy, aby tam od czasu do czasu składać Mu

hołd, odmawiać pacierz i cieszyć się, że Go masz, że

wierzysz.

Uwierzyć w Boga to co innego.

Jeżeli chcesz się przekonać, czy wierzysz, to popatrz

na swoje życie.

209

OJCA NIKT NIGDY NIE WIDZIAŁ

Chociaż jest tak prosty, że nawet dziecko potrafi Go

przyjąć, to jednak jest tak trudny, że nawet najwięk-

sze umysły są wobec Niego bezradne.

Chociaż jest tak blisko, że w każdej chwili możesz

się z Nim złączyć modlitwą, jest równocześnie tak

daleki, jakby Go od nas dzieliły światy.

Chociaż jest tak miłosierny, że nawet największy

grzesznik może u Niego znaleźć przebaczenie, jest

zarazem tak sprawiedliwy, że nawet największy świę-

ty nie może mieć pewności swojego zbawienia.

Chociaż narodził się, żył i umarł jak człowiek, pozo-

stanie zawsze dla nas tajemnicą; pozostanie zawsze

nietknięty, nieosiągalny, niepojęty - bo dzieli nas od

Niego szczelina Jego nieskończoności.

PANIE, NAUCZ NAS

On nam się objawił, ale to nie znaczy, że wszystko

nam o sobie powiedział i że wystarczy tylko głębiej

postudiować czy spytać teologów, aby Go poznać.

On się dla nas narodził i umarł na krzyżu, ale to nie

może nas uprawniać do jakiejś wobec Niego poufa-

łości.

Ustanowił Kościół i sakramenty, ale nie może nam

się zdawać, że łaską zamkniętą w tych symbolach

możemy dowolnie dysponować.

Pozostanie dla nas Tajemnicą. I to jest najpewniej-

sze, co o Nim wiemy.

211

i

A WY MI ŚWIADKAMI BĘDZIECIE

Bóg, który przez wiarę mieszka w tobie, chce przyjść

do słowa, chce się przez ciebie objawić. Ty masz

o Nim świadczyć. Ci, którzy się z tobą stykają, mu-

szą uwierzyć, poprzez świadectwo twego życia, że

On jest miłością.

212

fc

9

STWORZYCIEL

W jednej z wielu galaktyk pędzących w przestrzeni

jest słońce podobne do milionów innych słońc. Wo-

kół niego, jak i wokół innych, kręcą się planety roz-

maitych wielkości. Na jednej z nich żyje człowieki

którego istnienie wobec wieku wszechświata trwa

niewiele dłużej od istnienia zapalonej zapałki.

Stanął, wsadził ręce w kieszenie i pyta: „Gdzie jest

Stworzyciel?" Ostatecznie gotów jest umieścić na

mocno podniszczonym tronie tak zwanego Pana

Boga. Ale najpierw musi mu On odpowiedzieć na

parę pytań. Jak mógł stać się człowiekiem i naro-

dzić się w stajni? Jak mógł zmartwychwstać? Jak

może być jeden, a w Trójcy Osób?

W ten sposób nie postąpimy naprzód. Trzeba wycho-

dzić z pozycji stworzenia, a nie sędziego. Z pozycji,

której jest świadom każdy człowiek, niezależnie od

tego czy jest prosty, czy wykształcony, z poczucia

własnej skończoności, niekonieczności.

213

10

PRZYJDŹCIE DO MNIE

Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chry-

stusa poprzez chrześcijan, którzy napadali ich nad-

morskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ame-

ryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali ich do

nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy wyko-

rzystywali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków.

Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chry-

stusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i de-

moralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i ode-

brali ziemię.

Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się

do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiada-

nia prymitywnych Żydów, którzy głosili się świad-

kami Zbawiciela,

Jak trudno nam się przebić do wiary w Chrystusa

poprzez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną

złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznaw-

cami.

Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli -

Łaski.

214

11

PIĘĆ CHLEBÓW JĘCZMIENNYCH

Mogło być tak: „Proszę usiąść". Pięć tysięcy męż-

czyzn siada. „Jestem Synem Bożym. To może się

wam wydać nieprawdopodobne, dlatego na potwier-

dzenie moich słów uczynię cud. Patrzcie na swoje

prawe kolano. Jest na nim chleb?" A pięć tysięcy męż-

czyzn odpowiedziało: „Nie ma chleba na prawym

kolanie". „A teraz patrzcie na swoje lewe kolano. Są

na nim ryby?" A pięć tysięcy mężczyzn odpowiedzia-

ło: „Nie ma ryb na lewym kolanie". „A teraz uwaga".

Chwila ciszy, ręce wyciągnięte do góry, wzrok wznie-

siony ekstatycznie w niebo. Aaaa.... Na prawym ko-

lanie każdego mężczyzny pojawił się chleb, a na le-

wym ryby.

A było zupełnie inaczej. Pan Jezus wziął parę bo-

chenków chleba, połamał, pobłogosławił, powkła-

dał do koszów, do tego dołożył parę ryb i powiedział

apostołom, żeby poszli rozdawać. - Wielki to trud

rozdawać paru tysiącom ludzi. - Jak przeżywał każ-

dy ze zgromadzonych ten fakt? Po prostu widział, że

uczeń Mistrza z Nazaretu podaje mu z kosza chleb

i rybę.

215

WTEDY WSZYSCY OPUŚCIWSZY GO

POUCIEKALI

Uwierzyliśmy w Niego, bo głosił Królestwo praw-

dy i poszliśmy za Nim w entuzjazmie, wierząc w Je-

go zwycięstwo. Ale od tamtych dni upłynęło już wiele

czasu. Procesja triumfalna gdzieś się rozsypała. Roz-

glądamy się za naszymi towarzyszami i stwierdza-

my ze zdumieniem, że oni myślą już tylko o króle-

stwie ziemskim, a my wciąż tak, jak trawa polna

i ptaki niebieskie. I czujemy się oszukani.

Ale powiedz, na co liczyłeś, czego się spodziewałeś?

216

13

PROŚCIE

Z pustymi oczyma podniesionymi ku górze, wycią-

gając przed siebie sztywe ramiona, posuwamy się

ku przodowi niepewnymi krokami. Zderzamy się

z podobnymi nam ślepcami, obijamy się o sprzęty,

ściany, błądzimy wśród labiryntu uliczek myleni fał-

szywymi głosami, potykamy się o kamienie, brodzi-

my przez kałuże, rozdygotani, niepewni, smutni.

Ale czy nie przeczuwasz istnienia innego świata?

Przecież doleciał do twoich uszu szum lasu. Prze-

cież musnęło twoją twarz ciepło słońca. Uklęknij

przy drodze, bo Jezus przechodzi, i wołaj: „Jezusie,

Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!" Usłyszy. Ale

ty wołaj dalej: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się

nade mną!" Może cię będą uciszać, abyś dał spokój,

bo to nie ma sensu. Nie przestawaj, tylko proś. Na

pewno podejdzie i spyta: „Co chcesz, abym ci uczy-

nił?" „Panie, abym przejrzał". Na pewno odpowie:

„Niech ci się stanie, jakoś chciał".

I zobaczysz najpierw Jezusa, a potem ów inny świat

- kolorowy, przestrzenny, prawdziwy.

ł—Wszystkie nasze 217

14

TWOJE KRÓLESTWO BOŻE

Żeby znaleźć sens życia. Żeby wiedzieć, po co być

uczciwym, po co pracować, wychowywać dzieci -

po co żyć.

Pan Jezus powiedział, że Królestwo Boże jest po-

dobne do perły drogocennej, którą człowiek zna-

lazłszy sprzedał wszystko, co miał, aby ją kupić. Że

jest podobne do skarbu ukrytego w roli, którą czło-

wiek kupił, sprzedawszy całą majętność.

Królestwo Boże otworzyło się przed Zacheuszem,

gdy zobaczył krzywdę wyrządzoną przez siebie;

i przed tobą się otwiera, gdy ujrzysz krzywdę, którą

wyrządziłeś.

Królestwo Boże otworzyło się przed jawnogrzesz-

nicą, gdy upadła do nóg Jezusa i płakała, ale otwiera

się i przed tobą, gdy ujrzysz swoje grzechy.

Tylko żeby tej łaski słońce nie wypaliło, żeby jej

chwasty nie przydusiły, żeby ptaki nie wydziobały,

żebyś sobie nie wytłumaczył, że nie ma sensu tak

postępować, bo ludzie to hieny, że aby żyć między

nimi, trzeba być takim jak oni.

"Nie, nieprawda; dziewczyna wyskoczyła z drugiego

piętra, bo nie chciała być zgwałcona; kolejarz rzucił

się pod nadjeżdżający pociąg, aby uratować dziecko

na torze, zawodnik podczas slalomu na mistrzo-

stwach świata zgłosił, że ominął bramkę, czego nie

zauważyli sędziowie. To nie z czytanek dla dzieci,

to z gazet.

218

15

JARZMO MOJE JEST LEKKIE

Czy ani przez chwilę nie żałujesz, że wierzysz - że

Bóg cię obdarzył łaską wiary.

Czy nie ma w tobie pretensji, że dla tej wiary musisz

podejmować wbrew sobie, wbrew swojej naturze

decyzje, które nie są ani uzasadnione, ani spraw-

dzone. Że masz przez nią życie smutne i trudne,

a mógłbyś żyć w wolności i szczęśliwie.

Jeżeli tak myślisz, to nie rozumiesz nic z chrześci-

jaństwa.

Bo przecież chrześcijaństwo, Chrystus, niczego od

ciebie więcej nie chce, tylko tego, żebyś był człowie-

kiem. Jeżeli w tym jest coś bolesnego, to tylko dlate-

go, że tak trudno być człowiekiem. Ale naprawdę ni-

czego bardziej nie pragniesz, za niczym bardziej nie

tęsknisz, jak tylko za tym, by być człowiekiem. Nic

innego nie może ci dać większego szczęścia.

219

16

I JA CIĘ NIE POTĘPIAM

Uważaj, bo ci pozostanie grzebanie w ludzkich bru-

dach - śledzenie ludzkich namiętności, przestępstw,

nałogów, analizowanie cudzych klęsk, wpatrywanie

się w podłość i przewrotność ludzką - by łatwiej

znieść gorycz własnego nieudanego życia.

A przecież miało być piękne życie. Piękne ranki

i wieczory, wiosny i lata. A przecież życie jeszcze

może być piękne.

220

17

KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCI

Boimy się Pana Boga. Nie umiemy znieść Jego rze-

czywistości. Chcielibyśmy Go raczej umieścić w ja-

kimś umownym świecie, w jakimś świecie bytów

prawdopodobnych. Gotowi jesteśmy podtrzymywać

zasłyszane zarzuty przeciwko religii, byle tylko sto-

nować realizm obecności Bożej.

Boimy się samotności, aby nie stanął przed nami oko

w oko. Boimy się ciszy, aby do nas nie przemówił.

Barykadujemy się przed Nirn szukaniem ludzkich

miłości i wierności.

Chcemy Go nie potrzebować. Uciekamy przed Nim

w obowiązki, powinności, w zabawy, rozrywki.

Zagłuszamy Go rozmową, muzyką, śpiewem, hała-

sem. Usprawiedliwiamy się niezrozumiałością ob-

rzędów kościelnych.

Tłumaczymy się nudą kazań, nieatrakcyjnością do-

gmatów, złymi ludźmi, którzy uważają się za ka-

tolików.

Ale w głębi duszy wiemy, że to nic nie pomoże; że

On jest, chociaż nie chcemy o Nim wiedzieć; że

mówi, chociaż nie chcemy Go słyszeć; że spotyka-

my Go, chociaż Go tak unikamy; że tym cięższe bę-

dzie spotkanie z Nim w ostami dzień.

221

18

OJCIEC MA ŻYCIE W SOBIE

Boimy się żywego Boga. I dlatego umieszczamy Go

gdzieś w dalekim niebie jako Tego, który kiedyś

stworzył świat, ustanowił prawa przyrody, ludziom

raz na zawsze dał paragrafy tablic kamiennych, a te-

raz trwa w doskonałym bezruchu. A On jest Życiem,

Stawaniem się, Działaniem. Spotkać Go możesz na

twoich trudnych ścieżkach dnia powszedniego, do-

tknąć tylko spracowanymi rękami, usłyszeć, gdy je-

steś w stanie słuchać.

Łatwiej postawić w kącie bożka, któremu od czasu

do czasu rzucisz grudkę kadzidła i skłonisz głowę.

A prawda jest taka, że ponieważ On jest Życiem, to

tylko życiem możesz Go spotkać.

222

GRZESZNICY

Gdyby ci ktoś powiedział, że jesteś złym człowie-

kiem, to byś nie uwierzył. Gdyby ci ktoś zarzucił, że

postępujesz nieuczciwie, to byś go odepchnął. Gdy-

by cię ktoś namawiał, abyś się nawrócił, to byś go

wyśmiał. Dlatego Kościół wprowadza cię w towa-

rzystwo Nikodemów, Mateuszów, Piotrów, Magda-

len, Synów Marnotrawnych, Miłosiernych Samary-

tan. Dlatego Kościół wiedzie cię do światła, jakim

jest Jezus. - Abyś niepostrzeżenie przemieniał się

w wolnego, czystego, wielkiego człowieka.

223

20

WIERZĘ, ŻEŚ TY JEST CHRYSTUS

Czy ty wierzysz w Jezusa? Czy pojawia się On w mo-

tywacjach twój ego postępowania? Czy choć czasem

decydujesz tak a nie inaczej dlatego, iż sądzisz, że

i On tak by zdecydował? Czy On jest dla ciebie wzo-

rem?

A może ty tylko wierzysz w Boga, ale w Jezusa nie

wierzysz?

224

21

A WY MÓWCIE TAK: OJCZE NASZ

My niepokorni. Ale jak może być inaczej, skoro za

Mistrza mamy Tego, który powrozami wyrzucał kup-

ców ze świątyni, który powiedział faryzeuszom i sa-

duceuszom, przełożonym swojego narodu: „Biada

wam, rodzaju jaszczurczy, bościejak groby pobiela-

ne". My niepokorni. Bo my nie z głową w prochu,

czołem bijącym przed Bogiem - Panem, Władcą,

Królem, ale my do Boga mówimy: Ojcze. My nie-

pokorni. Jak może być inaczej, skoro mówimy do

Jego Syna: Bracie.

I gdybyś był inny, toś źle zrozumiał, toś ty nie z tej

szkoły - toś ty nie chrześcijanin.

225

22

KTÓRY JEST W NIEBIESIECH

Chrystus nie przyniósł nam wyłącznie recepty na

życie wieczne. Nie przyszedł nas uczyć, jak żyć,

by być szczęśliwym dopiero po śmierci. Dlatego

nie sprowadzaj Jego nauki do nakazu zbierania za-

sług na niebo. To nie dopiero po tamtej stronie

możesz osiągnąć radość. To nie dopiero w niebie

możesz być szczęśliwy. Zostaliśmy stworzeni do

szczęścia. Pan Jezus chce nas uczyć, jak żyć, aby

dawać szczęście innym i być szczęśliwymi również

tu, na ziemi. Szczęście wieczne jest dalszym cią-

giem takiego życia.

226

23

WZIĘLI ZAPŁATĘ SWOJĄ

Ale nade wszystko pilnuj swoich intencji. Ale nade

wszystko pilnuj motywacji swoich czynów - tego:

po co, z jakiego powodują to robię, tego się podej-

muję.

Ale nade wszystko pilnuj motywacji swoich czynów.

Tu rozstrzyga się twoja wielkość i twoja podłość,

twoje człowieczeństwo, twoje chrześcijaństwo.

227

24

BŁOGOSŁAWIENI UBODZY,

ALBOWIEM ICH JEST KRÓLESTWO BOŻE

Chrześcijanin nie może być bogaty.

Czy może się chrześcijaninowi dobrze powodzić,

jeżeli miłuje nieprzyjaciół swoich, modli się za tych,

którzy go prześladują, dobrze czyni tym, którzy go

krzywdzą, daje, gdy go proszą, nie odwraca się od

tych, co chcą od niego pożyczyć, darowuje płaszcz

temu, który zabrał mu suknię, z tym, który przymu-

sza go iść tysiąc kroków, idzie dalszych dwa tysiące,

a jego mowa jest: „tak - tak, nie - nie". Jeżeli szuka

Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a nie

troszczy się zbytnio, co będzie jadł ani co będzie pił,

ani czym się będzie przyodziewał.

A jak się tobie powodzi?

22&

25

EFFETA, TO ZNACZY OTWÓRZ SIĘ

Kto jest prawdziwym wyznawcą Chrystusa?

Czy ta pani w czerni, która codziennie przychodzi

do kościoła? Ksiądz odprawiający Mszę św.? Zakon-

nik z brodą, w brunatnym habicie, przewiązany sznu-

rem? Może dopiero karmelita bosy odcięty od świa-

ta ciężką klauzurą? Albo kameduła zamknięty

wiecznym ślubem milczenia?

Kto jest dzisiaj prawdziwym wyznawcą Chrystusa?

A ty stoisz przed lustrem w nowej sukni i czeszesz

włosy. I z radością stwierdzasz, że podobasz się so-

bie. Czy myślisz, że bardzo jesteś pogańska?

A ty jesteś zakochany, ciągle marzysz o swojej dziew-

czynie, tęsknisz za nią. Czy wstydzisz się oczy pod-

nieść do Pana Boga?

A ty rozmawiasz z kolegą, jakby tu dorobić do pen-

sji poza godzinami pracy. Czy uważasz, że dzieli cię

tak wiele od ideału ubogich duchem? Albo nie po-

zwalasz, aby ci wyrwano twoją własność, którą po-

siadasz i włóczysz się po sądach. Czy boisz się, że

przez to odszedłeś od Jezusa?

Byli tacy, którzy uważali małżeństwo za grzech. Byli

tacy, którzy potępili alkohol i nawet do Mszy św.

używali wyłącznie wody. Byli tacy, którzy żądali, aby

każdy prawdziwy wyznawca Chrystusa sprzedał

wszystko, co ma, rozdał ubogim i żył w ubóstwie.

A czy tobie nie grozi jakiś błąd?

229

26

CIESZMY SIĘ, BO TO JEST BRAT TWÓJ,

KTÓRY UMARŁ BYŁ, A OŻYŁ

Tylko wtedy jesteś chrześcijaninem, kiedy umiesz

przebaczać. To znaczy odpuścić, darować, przekre-

ślić. Jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Uznać za nieby-

łe. Traktować normalnie. I tylko wtedy jesteś chrze-

ścijaninem, jeżeli - gdy powrócisz - jesteś w stanie

uznać siebie za oczyszczonego. Jakbyś zła nie popeł-

nił. Jakby tego grzechu w ogóle w twoim życiu nie

było. - Jeżeli naprawdę wierzysz, że ci darowano,

przebaczono, przekreślono. I traktują cię jak normal-

nego partnera. Nawet gdyby twoje grzechy były jako

szkarłat - że nad śnieg wybielałeś.

230

27

I ODŁĄCZY JEDNYCH OD DRUGICH

Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy służyli Cze-

muś, Komuś, a pomiędzy tymi, którzy służyli sobie.

Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy uwierzyli,

że jest sens swoje życie poświęcić Sprawie, Czło-

wiekowi, a pomiędzy tymi, którzy zamknęli życie

swoje na sobie. - Przedział nastąpi niezależnie od

tego w jakich Bogów ludzie wierzyli, do jakich świą-

tyń chodzili, do jakich wyznań należeli.

Ale ten przedział biegnie poprzez ciebie: pomię-

dzy twoim dążeniem do zagarnięcia dla siebie, pod-

porządkowania wszystkiego i wszystkich swoim in-

teresom, a pomiędzy twoim wyrywaniem się ku

Dobru, służeniu Jemu, poświęceniu. Przedział na-

stępuje już w tobie, już teraz. I ty znajdziesz się

Tam, Wtedy po jednej albo drugiej stronie w zależ-

ności od tego, jak teraz decydujesz. Po której stro-

nie teraz stajesz.

231

28

WIERZY W BOGA

Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w Boga? A może

to, co odrzucasz, a co nazywasz Bogiem, jest relik-

tem z lat dziecięcych: dość bezradnym starcem na

złotym tronie? A może jest tym, co reprezentuj ą twoi

ochrzczeni znajomi, a co w tobie wywołuje odrazę?

Ale pracujesz solidnie, pomagasz bezinteresownie,

starasz się być uczciwym, ufasz, poświęcasz się, je-

steś wierny, kochasz.

Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w prawdziwego

Boga?

232

29

GORZKO PŁAKAŁ

Czy się Pan Jezus nie pomylił, gdy nazwał Piotra

skałą, której bramy piekielne nie przemogą. A prze-

cież kur nawet nie zdążył zapiać, gdy on się Go za-

parł. Czy się Pan Jezus nie pomylił, opierając Ko-

ściół na takiej skale.

Czy Kościół nie przesadził, nazywając Pawła apo-

stołem narodów - Pawła, który miał taką fatalną prze-

szłość.

Piotr i Paweł są symbolami Kościoła, bo w Kościele

wciąż chodzi o takich, którzy porzuciwszy wszyst-

ko poszliby za Jezusem; nawet gdyby mieli podej-

rzaną przeszłość. W Kościele zawsze ważny jest

wielki gest, który przekreśla nawet wielkie grzechy.

Tu zawsze obowiązuje to, co Pan Jezus powiedział

do grzesznicy - że jej wiele darowano, dlatego wła-

śnie, że bardzo umiłowała.

233

30

WSZYSTKO MOIM JEST

Boga nie wolno zamykać w zakrystii.

Dzieła Boga Ojca nie można ograniczać do stworze-

nia, dzieła Syna - do śmierci krzyżowej, dzieła Du-

cha - do Łaski w sakramentach. Boga nie można łą-

czyć tylko z aktami czysto religijnymi. Każdy dzień

i każda noc, wszystko dobre, mądre, piękne, co lu-

dzie tworzyli i tworzyć będą-jest Jego dziełem.

234

o

g

•S*

co

TRZEJ MĘDRCY

Co ty myślisz? Czy ty myślisz? W jakim stopniu to,

co nazywasz swoim myśleniem, jest podpowiadane

przez świat, który cię, otacza, przez szkołę, gazety,

radio, telewizję, książki, odczyty, wykłady? Jak da-

lece twoje myślenie jest uwarunkowane twoimi za-

chciankami, namiętnościami, opętaniami, lękami:

uwarunkowane tym, co chcesz za wszelką cenę mieć,

tym, czego chcesz uniknąć? Jak dalece ty jesteś wol-

ny, by myśleć: oceniać, wydawać opinie - wyjaśniać,

szukać nowych dróg, rozwiązań?

A przecież to ty jesteś mędrcem szukającym praw-

dy. I z tego nie wolno ci zrezygnować, bo Bóg jest

Prawdą.

KTO PRAGNIE

Pan Jezus powiedział, że kto pragnie, niech przyj-

dzie do Niego i pije. Czy ty pragniesz? Że nie przy-

szedł uzdrawiać zdrowych, ale źle się. mających. A je-

żeli ty całkiem dobrze się masz?

Że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzesz-

ników.

Że błogosławieni ubodzy duchem.

Jeżeli ci nie ciąży twoja grzeszność, jeżeli nie tłu-

czesz się w klatce swojej skończoności, jeżeli na ni-

kim się nie zawiodłeś, a dobrze ci, a już się ułożyłeś

wygodnie - to nie potrafisz być religijnym, to nie

potrafisz się modlić.

238

GDZIE JEST TWÓJ SKARB

Jakież trzeba mieć oczy, żeby wypatrzyć taką perłą.

Jakież trzeba mieć re.ce, żeby wygrzebać taki skarb.

Jakimi oczami trzeba patrzyć, jakimi rękoma trzeba

szukać, żeby się tak zachwycić, by z lekkim sercem

dla tej jednej perły, dla tego jednego skarbu sprze-

dać wszystko, co się dotąd miało. Wszystko, co nie

jest jasnością, co nie jest czystością, z lekkim ser-

cem oddać.

239

KRÓLESTWO NIEBIESKIE W WAS JEST

Wokół nas jest inny świat. Blisko. Na wyciągnięcie

ręki. Należymy do niego, ale on do nas me należy.

Czasem przyjdzie łaska jak błyskawica i odsłoni go

komuś z nas. I wtedy ten, któremu zostało objawio-

ne, usiłuje topornymi słowami nazwać to, co prze-

żył, co ujrzał. A potem z wielkim trudem wpatruje-

my się w te słowa, żeby odnaleźć w nich tamten

świat.

Wokół nas jest inny świat. My należymy do niego,

ale on do nas nie należy.

240

A ZAMKNĄWSZY DRZWI ZA SOBĄ,

POMÓDL SIĘ DO OJCA TWOJEGO

Obecność Boga odczuwać możesz wtedy, gdy się mo-

dlisz, gdy spotykasz się z ludzką dobrocią, gdy sam

starasz się być dobry.

Obecność Boga odczuwać możesz, gdy się spotykasz

z ludźmi, którzy żyją bez Niego, gdy dotyka cię nie-

nawiść, złość ludzka.

Obecność Boga odczuwać możesz, gdy brak Go

w twoim życiu, gdy Go odsuwasz swoimi złymi czy-

nami. - I ta świadomość jest najbardziej przej-

mująca.

- Wszystkie nasze.

241

BO TEGO POGANIE PILNIE SZUKAJĄ

Z daleka widoczne sylwetki ludzi czerpiących z mo-

rza wodę. Podchodzisz bliżej i widzisz, że to i mło-

dzi, i starzy, kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziew-

częta. A potem patrzysz na ich twarze umęczone,

zaczerwienione z wysiłku i nagle wzrok twój pada

na naczynia, którymi czerpią wodę, i wtedy z prze-

strachem stwierdzasz, że te naczynia - to sita.

„Niech się ksiądz nie dziwi, że dzieci nie uczą się

religii; mają dużo pracy. Gdy my chodziliśmy do

szkoły, to tej nauki było mniej. Ale moje dziecko

jakoś daje sobie radę, ma wszystkie noty pozytyw-

ne. To jest najważniejsze".

„A tak, to jest bardzo ważne".

„Nie byłem na Mszy św. w niedzielę, ponieważ

wyjeżdżaliśmy na wycieczkę. Wyjazd był zapowie-

dziany na godzinę siódmą. Ostatecznie wyjechali-

śmy o ósmej, no ale kto to wiedział. Wróciliśmy

dosyć późno".

„Rano to naprawdę nie mam kiedy pacierza zmó-

wić. Ledwie się wstanie, już wkładaj ręce do roboty.

A wieczorem to człowiek tak zmęczony, że wystar-

czy tylko przyłożyć głowę do poduszki i już śpi".

Umęczeni, załatani, zapracowani - czerpiący wodę

sitami.

242

MÓDLCIE SIĘ

Nie wynajdziesz dla swojego dziecka lekarstwa na

raka. Nie osłonisz przed samotnością. Nie uratujesz

od rozpaczy. Naucz je żyć z Bogiem.

Aby razem z Nim było na spacerze i w szkole, aby

razem z Nim oceniało życie: pracę, rozrywki, polity-

kę,, książki, ludzi i samego siebie. Szkołą jest modli-

twa. Trzeba więc z jak największą uwagą, z wczuciem

się w psychikę dziecięcą dobierać słowa najprostsze,

albo j e razem z nim układać. Trzeba w miarę rozwoju

umysłowego pogłębiać przeżycia religijne młodego

człowieka.

Nie wynajdziesz sobie lekarstwa na raka. Nie osło-

nisz się przed samotnością. Nie uratujesz się od roz-

paczy. Naucz się żyć z Bogiem.

243

CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO

A może i tobie objawi się Bóg w krzaku ognistym;

a może i ty pośród zwyczajnych rzeczy, codziennych

zwyczajnych zajęć usłyszysz: „Ziemia, na której sto-

isz, święta jest" - święte są wszystkie twoje sprawy,

święte być powinny. Później wszystko wróci do sta-

nu pierwotnego: będą znowu zwyczajne ludzkie rze-

czy, sprawy, zajęcia. Ale ty nie daj sobie wyrwać

tamtego objawienia. To jedna z największych łask,

jaką człowiek może otrzymać: świadomość święto-

ści swego życia.

244

PROROCY WASI

Każdy z nas ma coś z proroka: każdemu objawia się

Bóg w niepowtarzalny sposób - każdemu jest dane

widzieć Boga, świat, ludzi, siebie w jakiejś praw-

dzie. Każdy z nas musi mieć coś z proroka: każdy

musi to, co zobaczył, przekazać ludziom, podzielić

się z nimi tym, czym został obdarzony.

Gdy to zaprzepaścisz, staniesz się urzędnikiem pod-

bijającym pieczątkę pod cudzymi projektami.

245

10

WIDZIELI TYLKO SAMEGO JEZUSA

Przemień się przed nami. Ukaż się nam w całym bla-

sku i wielkości. Spraw, byśmy się Tobą zachwycili,

jak Piotr, Jakub i Jan. Abyśmy patrząc na Ciebie,

wzięli z Twojej światłości.

Przemień nas. Nie wiemy, o co prosimy. Nie wiemy,

na jakie wyżyny możesz nas wprowadzić. Nie wie-

my, jakie widoki możesz nam ukazać. Nie wiemy,

jakie siły możesz w nas wzbudzić. Ale prosimy.

Bo czujemy, jak życie nam się przesypuje niczym

piasek, jak coraz energiczniej rozglądamy się za

wygodnym fotelem, jak coraz bardziej chcemy mieć

święty spokój za wszelką cenę. Przemień nas. Wy-

dobądź z nas wszystko, na co nas jeszcze stać. Póki

czas. Bo już się nasz dzień nachyla i nasze słońce

ma się już ku zachodowi.

246

11

I PRZEMIENIŁ SIĘ PRZED NIMI

Nie da się żyć w ciągłym zachwycie. On przychodzi

jak światło latarni morskiej: pojawia się na krótko,

a potem zapada w ciemność. I nie wiadomo, kiedy

pojawi się następny błysk.

Dlatego, gdy otrzymasz łaskę olśnienia i zobaczysz

Prawdę, uchwyć jaw żelazne ramy postanowień,

wyciągnij z niej pełne konsekwencje na dzień po-

wszedni: abyś ją przeniósł przez czas klęsk, nie-

powodzeń, rozczarowań, zmagania się z własną ma-

łością, tchórzostwem, lenistwem - ażeby trwale

wzbogaciła twoje życie.

247

TEN, KTÓRY MÓWI: PANIE, PANIE

Jak ciężko zejść z góry objawienia. Oczy wpatrzone

w niebo opuścić na ziemię. Rękami przyzwyczajo-

nymi do gestu modlitewnego rozplątywać węzły

ziemskich spraw. Jak ciężko zejść z góry objawie-

nia. Najchętniej by tam pozostać - a może nie wcho-

dzić wcale?

248

13

PO WSZYSTKIE DNI

Chociaż wzgardzi tobą człowiek, którego kochasz,

chociaż odejdą od ciebie twoi przyjaciele, chociaż

przestaną ci wierzyć twoi zwolennicy, chociaż cię

ludzie wyśmieją i zostaniesz - łach ludzki - porzu-

cony na skraju drogi, On ciebie nigdy nie zostawi

samego. Podejdzie do ciebie, tak jak podszedł do

matki młodzieńca z Naim, do jawnogrzesznicy, do

Zacheusza i powie ci po prostu: „Nie płacz" - „Od-

puszczają ci się twoje grzechy" - „Chcę u ciebie za-

mieszkać". Przyjdzie jak Samarytanin do leżącego

przy drodze. Naleje w rany wina i oliwy, włoży na

bydlę swoje i zawiezie w bezpieczne miejsce.

r

249

l

14

ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE

Na obszarze twojej samotności i cierpienia, gdy za-

braknie raki człowieka, który by cię podniósł, uci-

szył, współczuł, ukoił... Na obszarze twojej samot-

ności i cierpienia, gdy nikt nie jest w stanie ciq

wyzwolić, wesprzeć, pocieszyć - spotkasz zawsze

Jego.

l!

250

15

NA MOJĄ PAMIĄTKĘ

Jesteśmy społecznością, która wierzy w Chrystusa.

Świętujemy rocznicę Jego Narodzenia, Męki i Zmar-

twychwstania. Świętujemy, bo chcemy pamiętać

o Nim. Każda taka rocznica stawia nam Go przed

oczy z wezwaniem: „Popatrz, jaki On był - twój

Mistrz i Pan. A ty?" I każda z nich podrywa nas do

wielkości: do ufności, odwagi, przebaczenia, poko-

ju - do człowieczeństwa.

251

16

KREW PRZYMIERZA,

KTÓRA ZA WIELU MA BYĆ WYLANA

NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW

To jest najświętsza modlitwa, jaką Człowiek potra-

fił sformułować. To jest największa ofiara, jaką Czło-

wiek potrafi ponieść dla drugiego człowieka. To jest

najpiękniejsze dziękczynienie, jakie kiedykolwiek

Człowiek potrafił wyśpiewać Bogu.

Msza święta może stać się twoją modlitwą, ofiarą,

dziękczynieniem.

252

17

WOLNI SYNOWIE

Kościół jest miejscem, gdzie powinieneś się czuć

wolny. Tu nie przychodzisz na sąd, ale przed Tego,

który chce twojego dobra, mimo wszystko i za każ-

dą cenę: stoisz przed Tym, kogo się me musisz bać.

253

18

KTO POŻYWA MOJE CIAŁO

I PIJE MOJĄ KREW

A może kościoły są zbyt piękne, tabernakula zbyt

wspaniałe, liturgia zbyt celebrowana, mowa kościel-

na zbyt barokowa, hierarchia kościelna zbyt pompa-

tyczna. I zapomnieliśmy, że to my jesteśmy świąty-

nią Ducha Świętego, że to my - ludem wybranym,

narodem świętym, królewskim kapłaństwem, że

w nas mieszka Bóg.

254

MIŁOSIERDZIA CHCĘ

W naszych świątyniach nie ma ołtarza, na którym

płonie ogień. Nie składamy ofiar całopalnych. Bo

my wiemy, że Bóg „miłosierdzia chce a nie ofiary".

Wiemy, że choćbyśmy Mu oddali całą majętność

naszą, to nic nam nie pomoże. Bóg chce nas samych.

Ale jeżeli tak, jeżeli nie chcesz o tym zapomnieć,

składaj Mu drobne ofiary. Nie tylko posty piątkowe,

ofiary pieniężne niedzielne, świece przed ołtarzem,

kwiaty, ale twoje drobne niewygody, które dzień nie-

sie, twoje drobne poświęcenia, po które potrzebują-

cy wyciągają ręce.

255

ABYŚCIE ŻYCIE MIELI

Jak wierzyć, skoro wokół tylu egoistów?

Jak ufać, skoro wokół tylu zrezygnowanych?

Jak kochać, skoro wokół tylu niemiłosiernych?

Jak wierzyć, ufać, kochać - skoro w nas samych tyle

nieufności, niewiary, taki brak miłości? Czyż nie

prościej jest odwrócić się od tego niepokoju i zająć

się robieniem pieniędzy, załatwianiem swoich spraw,

dbaniem o swoje zdrowie?

Jeżeli tego nie robimy, dzieje się tak dlatego, że cho-

ciaż to nikły płomyk, to jednak wskazuje drogę, że

chociaż to tylko kruszyna, to jednak nie pozwoli

umrzeć z głodu - że to jest to najcenniejsze, co w nas

jest. ,

I tak rozdarci pomiędzy wiarę i niewiarę, ufność i nie-

ufność, miłość i jej brak, gromadzimy się wokół ołta-

rza, ażeby uczyć się żyć od Tego, który za prawdę

oddał życie swoje.

256

21

ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ

Nie możesz się dać opętać. Nie może cię żadna spra-

wa - nawet najświętsza, żaden człowiek - nawet

największy, zupełnie pochłonąć. Nie możesz nawet

największej sprawie, największemu człowiekowi

całkowicie się oddać.

Nie może cię opętać ani praca, ani miłość, ani prze-

grana, ani zwycięstwo, ani klęska, ani błąd.

I dlatego musisz świętować. Bo to jest jedyny ratu-

nek przed tym niebezpieczeństwem, które ci wciąż

grozi. I dlatego musisz świętować, odrywać ręce na-

wet od tych największych spraw, odchodzić nawet

od tych największych ludzi - żeby w perspektywie

absolutnego Dobra, Prawdy, Piękna znaleźć dystans

do siebie i wszystkich swoich spraw - ustalać ich

hierarchię wartości.

I dlatego umiejętność świętowania jest równie waż-

na jak praca.

257

22

ODDALIŁ SIĘ NA PUSTKOWIE

Przez ramię przerzuć koc, do ręki weź strój kąpielo-

wy, pod pachę książkę - ale lekką, albo lepiej nie

bierz żadnej - ciemne okulary na nos, na głowę coś

do przykrycia i idź na plażę. Rozłóż koc, połóż się

i usiłuj nie myśleć. Aha, jeszcze przedtem wbij obok

koca patyk i zawieś na nim biały ręcznik. Na znak,

że się poddajesz. Wiesz: masz sprawy zostawione,

nie uporządkowane, ale cię to wszystko od tej chwi-

li przestaje obchodzić. Zajmiesz się tym po skoń-

czonym urlopie.

To wcale nie będzie takie proste. Bo w pierwszych

dniach co chwilę będzie cię podrywało: że jeszcze

to nie załatwione i tamto nie załatwione, jeszcze

temu trzeba coś powiedzieć, tamtemu coś podać, jesz-

cze od kogoś coś odebrać. Trzymaj się twardo koca,

a gdy cię będzie podrywało, popatrz na twoją flagę

i przypomnij sobie, że się poddałeś.

Może Pan Bóg da, że usłyszysz, jak szumi morze

i las, może odkryjesz, że obłoki płyną po niebie, za-

uważysz, że ptaki śpiewają i trawa jest zielona.

258

23

A GDY NADESZŁY ŚWIĘTA

Nie możesz wciąż chodzić w fartuchu, chałacie, kom-

binezonie, dresie. Nie możesz być człowiekiem, dla

którego jedynym tematem zainteresowań, rozmów,

działań jest praca - chociażbyś był nawet najbardziej

w nią zaangażowany. Musisz mieć czas nie na pra-

cę. I nie na odpoczynek. Na świętowanie.

Bądź gościem. Przychodź, gdy cię zapraszana swoje

święto. Zachowaj się wtedy nie jak w pracy. Nie spiesz

się. Jedz nie po to, żeby się nasycić. Pij nie po to, żeby

zaspokoić pragnienie. Ale aby świętować.

Bądź gospodarzem. Odbarykaduj swój dom. Zapra-

szaj na twoje święta. Niech twoje mieszkanie: ta

maszyna do jedzenia, spania, pracowania - zamieni

się w salę gościnną. Przygotuj stół odświętny. Roz-

mawiaj nie po to, żeby załatwiać. Ale po to, żeby

powrócić do ogólnoludzkich problemów, które tak

jak ciebie, tak i innych nurtują.

Świętuj. Bądź człowiekiem.

259

W CHWALE BOGA OJCA

A my tak w tym śpiewaniu.... A my w atłasach, z kie-

lichami wysadzanymi drogimi kamieniami, w świą-

tyniach, które kapią od złota. A my tak wśród cere-

monii, śpiewów, uroczystości.

Czyż Msza święta nie jest pamiątką Męki i Śmierci

Pana Jezusa. Skąd tyle złota, kolorów, świateł, mu-

zyki?

Bo Chrystus to nie tylko Mąż Boleści, ale Zmar-

twychwstały, ale Siedzący w chwale Ojca. Bo Msza

święta to nie tylko pamiątka Męki i Śmierci Jezusa,

ale uczestniczenie w chwale Bożej. Bo my nie tylko

utrudzeni pracą w służbie ludziom, ale my już tu -

przez takie życie - uczestnicy chwały Bożej.

I stąd nasze świętowanie, które jest symbolem tej

chwały, jaka w pełni nam się objawi w przyszłym

życiu.

260

h

Wt>

25

SPOCZNIJCIE TROCHĘ

Odpocznij w czasie wakacji.

Zobacz, że trawa jest zielona, że niebo jest niebie-

skie, że po niebie wędrują białe obłoki. Idź miedzą

pośród zbóż, po których wiatr chodzi. Połóż się nad

brzegiem morza i słuchaj jak ono szumi.

Może zechcesz inaczej spędzić ten czas. Dobrze.

Byłeś tylko znowu odnalazł siebie, byłeś znowu

uchwycił swój rytm, odzyskał spokojne spojrzenie

na siebie, na ludzi, na sprawy, na świat - byłeś zno-

wu poczuł się wolny.

26

DZIEŃ PAŃSKI

Czas dzielimy dzisiaj tak, jak go dzielił człowiek pier-

wotny: na kwadry księżycowe trwające siedem dni.

Po sześciu dniach pracy jeden dzień odpoczywamy.

A ściślej: pierwszy dzień tygodnia jest wolny od pra-

cy, po nim biegnie sześć dni roboczych. Tak rozu-

mieli tydzień nasi przodkowie. Panu Bogu trzeba

oddać pierwocinę z lasów, pastwisk i pól na znak,

że wszystko w Nim ma początek, że On jest Panem

wszystkiego - Panu Bogu trzeba oddać coś więcej:

cząstkę samego siebie - swój czas przeznaczony na

pracę. Tak jak tamte pierwociny: zwierzęta upolo-

wane, wyhodowane, zbiory pól - tak w pierwszy

dzień tygodnia dla Niego należy się wstrzymać od

pracy.

Dla wielu niedziela pozostała tylko dniem wolnym

od pracy, jednym z praw człowieka. Dla nas niech

zachowa pełną treść: niech będzie ofiarą naszego

życia złożoną Bogu.

262

27

MIŁOSIERDZIA CHCĘ, A NIE OFIARY

My nie na to żyjemy, aby chodzić do kościoła. Ale

my na to chodzimy do kościoła, aby żyć.

A tymczasem odróżniają nas od innych po tym, że

chodzimy do kościoła w niedzielę. A przecież ma być

inaczej: „po tym poznają, żeście uczniami moimi,

jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim".

263

28

KOŚCIÓŁ MÓJ

Wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi:

sakramenty z Eucharystią; liturgia z najrozmaitszy-

mi nabożeństwami, obrzędami, procesjami, święce-

niami - w rytmie roku liturgicznego od Adwentu po

Zesłanie Ducha Świętego; hierarchia począwszy od

wikariuszów poprzez prałatów, kardynałów, aż po

papieża; to co nazywamy nauczaniem Kościoła,

z prostym kazaniem i dociekliwymi analizami teo-

logów włącznie; sztuka kościelna w całym bogac-

twie muzyki, paramentów, naczyń, architektury, ma-

larstwa, witrażownictwa, rzeźby, wystroju kościołów

— wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi,

ma tylko jeden cel: abyś więcej wierzył, abyś więcej

ufał, abyś więcej kochał.

264

29

A MYŚMY MYŚLELI

Jest czas Judaszów sprzedających Jezusa, Piotrów

zapierających się Go przed dziewczyną służebną, To-

maszów powtarzających, że nie uwierzą, dopóki Go

nie zobaczą, rozczarowanych uczniów idących do

Emaus. To jest czas interesownych, ostrożnych, prze-

straszonych, leniwych. I jeszcze wtedy można Go

spotkać. Jeszcze raz, może ostatni, stanie nam na

drodze, żeby spytać: Dokąd idziesz?

12 — Wszystkie nasze...

265

PÓJDŹ ZA MNĄ

Na innej drodze objawił się Jezus Piotrowi, na innej

Zacheuszowi, na innej Magdalenie, na innej Niko-

demowi, na innej tobie. I to nieraz. Bo na przykład

Piotrowi: przy cudownym połowie ryb, na dziedziń-

cu pałacu arcykapłana, po zmartwychwstaniu nad

brzegiem jeziora.

Chrześcijaństwo to nie jest mundur, który wkładasz.

Chrześcijaństwo to jest Chrystus, który ci staje na

drodze albo któremu ty stajesz na drodze.

266

31

SZABAT JEST DLA CZŁOWIEKA

Jak to dobrze, że jest Adwent, Boże Narodzenie,

Wielki Post, Wielkanoc, niedziele i piątki. Jak to

dobrze, że mamy szacunek dla tych instytucji i pod-

porządkowujemy się ich rytmowi wbrew naszej non-

szalancji, zachciankom, wbrew dążeniom do nie-

skrępowania, dzikiej swobody, folgowaniu modom

i stylom. I w niedzielę idziemy do kościoła na Mszę

świętą, powstrzymujemy się od ciężkiej pracy, w pią-

tek pościmy, w zimie świętujemy rocznicę Narodze-

nia, na wiosnę Męki i Zmartwychwstania Jezusa,

w lecie Zesłania Ducha Świętego.

Jak to dobrze, że ustawiliśmy sobie na drodze naszych

dni święta, które nas wyrywają z naszej małości.

267

VIII

miara twojej

miłości

JEDNEGO TYLKO TRZEBA

Za dużo ludzi, za dużo obowiązków, za dużo trosk.

Za dużo schodów, za dużo lat.

Za mało czasu, za mało pieniędzy, za mało cierpli-

wości.

Za mało miłości.

271

BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA TWEC

Dopiero wtedy w pełni spostrzeżesz siebie, wtedy od-

najdziesz swoje miejsce, gdy odkryjesz, że On trak-

tuje cię jak osobę, interesuje się tobą, kocha cię: cie-

szy się tym, że jesteś i że jesteś taki; przyjmuje

wszystko, co twoje, mimo że dalekie jest od dosko-

nałości; wybacza ci twoje wady, gdy zdobywasz się

przynajmniej na gest przeproszenia.

Dopiero wtedy jesteś w stanie dać wszystko z sie-

bie, gdy Go pokochasz; gdy ci będzie zależało, że-

byś się nie skompromitował w Jego oczach, żeby On

się na tobie nie zawiódł, gdy ważne dla ciebie bę-

dzie jedynie Jego zdanie o tobie.

272

JAKIE JEST NAJWIĘKSZE PRZYKAZANIE

Wierzysz jeszcze w miłość? Czy wierzysz, że może

być człowiek na świecie, który potrafi zrobić coś dla

ciebie a nie dla swojego interesu. Czy ty wierzysz

w miłość: w to, że ty sam możesz żyć bezinteresow-

nie - żyć dla kogoś, a nie dla siebie.

I pytam o to tym bardziej, im więcej masz lat. Im bar-

dziej się sparzyłeś na ludziach i na sobie samym. Im

bardziej przejrzałeś wszystkie okrągłe słowa, słod-

kie uśmiechy, serdeczności, podarunki i świadczone

usługi - które okazują się pozorami mającymi na

końcu zawsze interes.

A nie możesz nie wierzyć. A przecież takie życie bez-

interesowne jest warunkiem twojego człowieczeń-

stwa - twojego zbawienia.

273

BO WIELCE UMIŁOWAŁA

Czyś ty choć raz w życiu powiedział: „Jak dobrze,

że jesteś", „Jak dobrze, żeś przyszedł, zadzwonił,

odezwał się"? Czyś przestał być sam, czyś przestał

się. bać: świata, ludzi, siebie, swojej choroby, swojej

śmierci? Czyś ty przynajmniej raz w życiu był szczę-

śliwy?

A może miałeś kiedyś w życiu jeszcze coś więcej?

Może czułeś wpatrzone w ciebie oczy, mówiące: „Jak

dobrze, że jesteś"? - Nie tylko kochałeś, ale byłeś

kochany.

A czy teraz kochasz? Czy jeszcze jesteś kochany?

Nie mów, że tamte czasy minęły. Czasy mogą być

zawsze wspaniałe. Wszystko zależy tylko od ciebie.

Patrz wokół siebie z taką samą świeżością jak daw-

niej. Wtedy odkryjesz świetnych ludzi, zobaczysz

ważne sprawy.

274

JEŻELI WIERZYSZ

Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przywarliśmy

do świata, wrośli w jego biologię, związali się z je-

go materią; jak bardzo należymy do społeczności,

w której żyjemy; jak myślimy jej kategoriami, ule-

gamy jej ideologiom, reagujemy jej odruchami, tęt-

nimy jej rytmem. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bar-

dzo strach przed śmiercią wyznacza drogę naszych

czynów; jak bardzo śmierć jest motorem naszych

wykroczeń: posługiwania się innymi, żeby oszczę-

dzić siebie, niszczenia konkurentów, żeby zwiększyć

własne szansę, gromadzenia środków materialnych

wszelkimi sposobami.

I dlatego tak wielkiego formatu nabiera każdy dobry

czyn: dlatego tak trudno poświęcać się, przebaczać,

ufać, kochać, bo to jest zawsze krok w ciemność -

ryzyko swego umniejszenia, zniszczenia, zbliżenia

ku śmierci.

275

PRZYJACIELE TWOI

Spotykamy się i rozchodzimy.

Drobne grzeczności, uprzejmości, wzajemne usługi,

serdeczności, sympatie, stałe kontakty, przyjaźnie,

poświęcenia. Po nich następuj ą prze ważnie pożegna-

nia oficjalne albo niezauważone rozstania. Na miej-

sce dawnych powstają nowe znajomości, tworzą się

nowe zobowiązania; dla kogoś innego podejmujesz

wysiłki, dla kogoś innego zdobywasz się na akt ofia-

ry. Nurt miłości. Czasem głęboko ukryty, ledwie do-

strzegalny, czasem występuje na plan pierwszy, sta-

nowi istotną treść życia. Ale zawsze musi być obecny.

Jego brak oznacza śmierć duszy. To, co prozaiczne,

nazywa się egoizmem.

l

276

BĘDZIESZ MIŁOWAŁ BLIŹNIEGO SWEGO

Jeżeli chcesz wszystkim mówić po imieniu, to za-

wsze będziesz samotny. Jeżeli chcesz być przyjacie-

lem całego świata, to nie będziesz miał wcale przy-

jaciela. Jeżeli chcesz być we wszystkich zakochany,

to nie potrafisz naprawdę kochać.

277

SAMOTNIE

Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szy-

ją, przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza; nie

denerwuj się, gdy cię wypytują o to, jak się czujesz,

czy cię głowa nie boli, czy nie jesteś zaziębiony, jak

ci się spało, czy masz jakieś zmartwienie; nie narze-

kaj, że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje

sprawy: nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają,

przekonują. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdzie do

tego, że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie

będzie cię pytał ani ostrzegał, ani prosił. Stanie się

to, czego chciałeś: nikt się nie będzie tobą intereso-

wał. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wte-

dy może zabraknąć ręki, która by cię uratowała przed

rozpaczą.

Nie odtrącaj od siebie miłości, bo nie można jej znaj-

dować w nieskończoność.

278

KTÓRA SIEDZĄC U STÓP PANA

SŁUCHAŁA SŁÓW JEGO

Czy kochasz?

Czy jest człowiek, za którym tęsknisz, którego po-

dziwiasz, otaczasz czcią, dla którego robisz wiele nie-

prawdopodobnych rzeczy, żeby tylko mu sprawić

radość, któremu wciąż jesteś wdzięczny za każde

słowo, za każdy uśmiech, którego wciąż czujesz się

niegodny, przy którym chciałbyś wciąż być, by brać

z jego światła? Czy ty kochasz kogoś?

Czy już nie kochasz? Jesteś jak wygasły wulkan.

Czasem niedowierzającą ręką dotykasz zimnej lawy,

patrzysz zdziwionymi oczami na jej fantastyczne

kształty, pytasz zdumiony: Czy to ja byłem? Ja, któ-

ry dbam teraz tylko o to, żeby mnie było dobrze.

279

JAKIE JEST PIERWSZE

I NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE

Dawać, pożyczać, odprowadzać, spotykać, odwie-

dzać, pomagać, opiekować się, służyć - poświęcać

swoje pieniądze, swój czas, siebie samego; nie dla-

tego, że ci oddadzą, zwrócą, odwiedzą, spotkają,

pomogą, zaopiekują się, usłużą, podziękują, wyna-

grodzą, przydadzą się - poświęcą tobie swoje pie-

niądze, swój czas, siebie samych; ale dlatego, że tak

trzeba, powinno się, nie wolno inaczej - dla samej

powinności, uczciwości, sprawiedliwości, prawdy,

piękna, dobra. To jest prawdziwa miłość.

280

k

p w

11

(AWAJCIE, A BĘDZIE WAM DANE

Wtedy otrzymujesz, gdy dajesz. Skąpstwo, chciwość,

zazdrość zamykają cię w sobie. Gdy chcesz wszyst-

ko zachować, gdy nie chcesz się udzielać, aby inni

nie nauczyli się czegoś od ciebie, aby nie stali się

tobie równi - wtedy nie tylko zamykasz siebie dla

nich, ale i ich zamykasz dla siebie.

Gdy dajesz, otwierasz się dla innych. I tylko wtedy

otrzymujesz.

281

BY ŚWIATŁO TWOJE

NIE STAŁO SIĘ CIEMNOŚCIĄ

Nie dziw się, gdy dochodzą do ciebie twoje słowa,

których nigdy nie wypowiedziałeś, twoje czyny, któ-

rych nigdy nie dokonałeś. Nie narzekaj, że ludzie

wciąż szepczą za twoimi plecami, posądzają o wy-

stępki, przypisują ci złe intencje. To jest cena twojej

wolności. Tego, że kimś jesteś. Zazdroszczą ci w obli-

czu swojego zmarnowanego życia, że potrafisz my-

śleć, że się nie boisz mówić, że stać cię na czyn. Nie

darują ci twego szczęścia. Znieść nie mogą, bo je-

steś dla nich wyrzutem sumienia.

Ale i ty uważaj. Gdy w twojej duszy zacznie się bu-

dzić niepokój, smutek i złość, że się komuś udało

życie, że ktoś jest wolny, twórczy, że coś robi. Albo

będziesz chciał zabić to światło, by było ciemnością,

taką jak ty sam jesteś, albo będziesz dmuchał, żeby

bardziej zajaśniało. Wtedy masz szansę, że i twoje

rozgorzeje.

282

13

W KTÓRYM NIE MA ZDRADY

Co kryje się za ich uprzejmymi pozdrowieniami,

uśmiechami, życzliwymi słowami, świadczonymi

przysługami? Jak oni naprawdę myślą o tobie? Jak

o wrogu czy jak o przyjacielu? Co się kryje za two-

imi serdecznościami? Jak ty naprawdę myślisz o lu-

dziach, z którymi współpracujesz, którym podlegasz,

którymi kierujesz? Jak o wrogach czy jak o przyja-

ciołach? Czy dążysz do tego, by ich zniszczyć, czy

chcesz im pomóc żyć?

Tak bardzo nauczyliśmy się oszukiwać, że już nie

jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy są ludzie wobec

nas, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy my

sami jesteśmy.

283

r

OD CIEBIE ZALEŻY

Od ciebie zależy, czy będziesz samotny.

Ty sam decydujesz o tym, czy jesteś potrzebny in-

nym ludziom. Ty sam wyłączasz się z ich życia i tyl-

ko ty sam możesz do nich wrócić.

Drugi człowiek jest w stanie ci pomóc: dobrocią. Tak

samo ty możesz drugiego człowieka wyrwać z krę-

gu jego samotności - okazując mu dobroć.

284

15

PRZYJACIELE

Życzę ci, abyś miał człowieka, który cię nie sprzeda

nawet wtedy, gdy będzie mógł dobrze na tym zaro-

bić. Abyś mógł spokojnie iść obok niego, nie bojąc

się, że cię zepchnie z drogi. Abyś mógł go puścić

spokojnie przed sobą wiedząc, że ci nie zatarasuje

przejścia. Abyś mógł go zostawić poza sobą bez stra-

chu, że ci wbije nóż w plecy. - Abyś miał człowie-

ka, który za tę lojalność wobec ciebie nie zagarnie ci

twojej wolności, twojego czasu - ciebie samego.

Życzę ci, żebyś nie sprzedał swojego przyjaciela na-

wet wtedy, gdy będziesz mógł na nim dobrze zaro»

bić. Abyś go nie zepchnął w przepaść, abyś mu nie

tarasował drogi, abyś mu nie wbił noża w plecy -

abyś za tę lojalność wobec niego nie zażądał wy-

łącznego miejsca w jego życiu, w jego myślach, w je-

go czasie. - Abyś go nie chciał zagarnąć dla siebie

jako swój ą własność.

285

"l

GDYBYŚCIE MIŁOWALI TYCH TYLKO*,

KTÓRZY WAS MIŁUJĄ

Nie potrafisz żyć w kuli własnej samotności. Potrze-

bujesz sprawdzenia swojego postępowania przez lu-

dzi, którzy cię otaczają: akceptacji albo przygany;

uścisku ręki, pozdrowienia, uśmiechu, dobrego sło-

wa, uznania, podziwu albo nie - byle tylko nie obo-

jętności.

Popatrz, obok ciebie woła człowiek na skraju rozpa-

czy: „Ja jestem! Ja jestem!" i rozglądając się bez-

radnie czeka na odpowiedź, ale dochodzi do niego

tylko echo własnego krzyku. Zauważ go.

286

17

ABY BYLI JEDNO

Jesteśmy jak naczynia połączone. Jesteśmy jak źró-

dła światła. Jesteśmy jak źródła ciepła. Wzajemnie

zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się

złem. A więc od twojej świętości zależy świętość

ludzi z tobą związanych: kolegów, dzieci, podwład-

nych, współpracowników, uczniów.

Jak silne jest w tobie światło? Jak wielki jest krąg

ludzi, którzy czerpią z twojego ciepła? Czy obejmu-

je również zmarłych?

Chcesz się przekonać o swojej wielkości? Spojrzyj

na ludzi żyjących obok ciebie.

287

'II

PO TYM POZNAJĄ,

ŻEŚCIE UCZNIAMI MOIMI

Co ty wiesz o swoich sąsiadach zza ściany? Że cza-

sem za głośno nastawiają radio i telewizor? Że za

głośno świętują swoje imieniny i urodziny? Czy kła-

niacie się sobie? Czy odwiedziłeś ich kiedyś? Czy

zaprosiłeś ich kiedyś do siebie? Czy zdarzyło ci się,

że przypilnowałeś im dzieci, że przyniosłeś im obiad,

gdy byli chorzy, że pożyczyłeś im chleb, masło, pie-

niądze?

Czy obchodzą cię ludzie, którzy obok ciebie żyją?

Czy jesteś chrześcijaninem?

288

19

i

KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCIACH

Miarą naszej wiary jest margines czynów, za które

nam nikt nie płaci: ani pieniędzmi, ani rewanżem,

ani wdzięcznością. Miarą naszej wiary jest margi-

nes dobrych czynów, o których nikt nie wie. Miarą

wiary i człowieczeństwa.

Bo inaczej jesteśmy jak faryzeusze, którzy na skrzy-

żowaniach ulic rozdawali jałmużnę ubogim.

13 — Wszystkie nasze. .

289

i

20

WŁAŚCICIEL

Strzeż się, abyś nie zmarnował miłości. Wciąż grozi

ci, że z ukochanej osoby zrobić zechcesz swój ą wła-

sność; wiedzieć o każdym kroku, poznać wszystkich

przyjaciół, kontrolować czas pracy i czas rozrywki,

być wciąż razem, nie spuszczać z oka, wypytywać,

śledzić; a potem zaabsorbować swoimi zaintereso-

waniami, sprawami, wypełnić sobą, ażeby nie zosta-

wić czasu na samodzielne myślenie, na własną ini-

cjatywę, na osobiste życie, nie dopuścić do żadnego

samodzielnego przedsięwzięcia, związać ze sobą

prośbą, błaganiem, ostrzeżeniem; uzależnić od swo-

jej decyzji, podporządkować swojemu życiu, narzu-

cić swój schemat, swoje poglądy na sprawy wielkie

i małe, ukształtować na swoje podobieństwo, wydrą-

żyć siłą albo sprytem ścieżki myślenia, tory reakcji

na swój wzór - aż wreszcie znać będziesz każde

pytanie i każdą odpowiedź, każdą reakcję i każdą

myśl. I to jest koniec. Nie miłości, bo jej już daw-

no nie było. To jest po prostu nuda. I odejdziesz.

Chyba że człowiek, który kochał cię dawno temu,

zdążył już wcześniej uciec, ratując swoją wolność,

swój ą osobę.

290

21

I BĘDĄ NIEPRZYJACIÓŁMI CZŁOWIEKA

DOMOWNICY JEGO

Znasz już dobrze jej suknie, spódnice i bluzki. Znasz

miny, jakie robi przed lustrem podczas rannego cze-

sania i gdy podmalowuje się wychodząc do miasta.

Znasz jej powiedzonka i wiesz, co myśli o swoich

sąsiadkach; i to wszystko zresztą coraz bardziej cię

denerwuje. Aż naraz dowiesz się, że ktoś się nią za-

interesował albo nawet zakochał się w niej. Wpra-

wia cię to w bezmierne zdumienie. Zakochał?

W czym? W jej rozdeptanych pantoflach, w wyraź-

nie brzydkich uszach, w naderwanym ramiączku?

Przecież znasz j ą najlepiej.

Nie, nie znasz jej. Na pewno byłeś bliższy prawdy

wtedy, gdy ją zauważyłeś po raz pierwszy.

291

22

ZDAJ SPRAWĘ

Dlaczego tak łatwo odróżnić parę małżeńską od me-

małżeńskiej - na ulicy, w pociągu, w kinie?

Dlaczego dopiero wtedy dbasz o swój wygląd, gdy

wychodzisz z domu? Dlaczego dopiero wtedy jesteś

uśmiechnięta i tak czarująco potrafisz rozmawiać,

gdy przychodzą z wizytą mili znajomi?

Na straży miłości małżeńskiej nie można stać w brud-

nym szlafroku, z rozczochranymi włosami. Miłości

małżeńskiej nie można bronić szczeciną nie ogolo-

nej brody, scenami zazdrości i awanturami.

Jeżeli każda miłość jest kwiatem, to małżeńska rów-

nież, ale zwyczajnym, nie nieśmiertelnikiem.

Jeżeli miłość jest motylem, to prawdziwym, nie przy-

szpilonym do korka.

Trzeba strzec, żeby nie odleciał.

292

23

A Z NIM SZLI UCZNIOWIE JEGO

Zapach struganych ołówków. Przeglądane na stołku

w kącie nowe książki: chemia, fizyka i ta najukochań-

sza - do polskiego, przeglądana prawie z zapartym

tchem. Powakacyjne wejście do klasy. Czy sala zma-

lała? Czy raczej koledzy i koleżanki podrośli? Tak

dobrze znowu razem. Dzwonek. Wchodzi wycho-

wawca. Nie przypuszczałem nigdy, ani na chwilę, że

my, uczniowie, zajmujemy tyle miejsca w twojej

duszy.

Nie spodziewałem się, że każdy z nas był tak bar-

dzo twoim uczniem. Że każde nasze odezwanie się,

postawa, odpowiedź były dla ciebie takim przeży-

ciem. Nie domyślałem się, że uczenie tyle kosztu-

je. Nie przeczuwałem, że to jest kawał duszy odda-

nej małemu człowiekowi. Że czujesz się uboższy

o to, coś dał. Że gdy spotkasz swego dawnego ucz-

nia, to z drżeniem wypatrujesz, czy zostało w nim

coś z ciebie.

Nie wiedziałem nic o miłości nauczyciela do uczniów.

Teraz już wiem - sam uczę dzieci.

293

24

RZEKŁ GOSPODARZOWI:

MIEJ STARANIE NAD NIM

Nawet jesteśmy skłonni, w roli Samarytanina, pod-

nieść człowieka, którego nie lubimy, namaścić rany

jego i oddać go w race jakiegoś gospodarza; temu

zaś rzucić pieniądze i obietnice, powrotu.

Ale częściej to my jesteśmy tym gospodarzem, przed

którego progiem Bóg zrzucił jakiegoś biedaka, aby-

śmy się nim opiekowali.

Możemy jednak drzwi nie otworzyć.

294

SAMARYTANIN

Miłość chrześcijańska to nie jest tępy czyn. Miłość

chrześcijańska nie może być czymś, co ty chcesz

narzucić światu, wartością, którą chcesz uszczęśli-

wić innych.

Miłość chrześcijańska to jest prawdziwa miłość,

a więc wrażliwość i otwartość na to, co się wokół

ciebie dzieje. Dopiero z tej otwartości wypływa wtór-

nie -jeśli uznasz, że jest potrzebny - czyn: zapobie-

ganie złu, pomoc, opieka. Ale najpierw wrażliwość,

najpierw otwartość. Bo w przeciwnym razie tylko

skrzywdzisz ludzi czynem, któremu przyczepiłeś ety-

kietkę miłości chrześcijańskiej.

295

26

JEŚLI MIŁOŚĆ MIEĆ BĘDZIECIE

Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inne uzdol-

nienia, odmienne poglądy, opinie, zwyczaje, formy

bycia. Każdy stanowi odmienny świat. Stąd musi

dojść do zderzeń w szczegółach jak i w rozwiąza-

niach generalnych. I to jest normalne. Nienormalne

rozpoczyna się od chwili, gdy w tobie zapanuje chęć

wyłączności, zdominowania swoich opozycjonistów,

zniszczenia tych, którzy są inni: zaprowadzenia two-

jego porządku świata.

Łatwiej jest być wyrozumiałym dla słabości, ułom-

ności, nieporadności, przywary. Ale uznać talent, to-

lerować, nie przeszkadzać, a nawet popierać, współ-

pracować, pomagać w rozwoju, podziwiać - to już

nie sprawiedliwość, tylko heroizm.

296

27

BIADA WAM

Nie pozwalaj ludziom krzyczeć na siebie. Pytaj o ra-

cję, o prawo, o słuszność. Pytaj, czy nie ma winy i po

drugiej stronie. A nawet, gdy przypłaszczony krzy-

kiem przywarujesz na ziemi i nie będziesz w stanie

wykrztusić słowa, to przynajmniej milcz, nie zaczy-

naj od bicia się w piersi, od tłumaczenia się.

Nie pozwalaj krzyczeć na siebie. - Chyba że to z mi-

łości. Wtedy nawet krzyk niesie ci radość.

Nie wrzeszcz. Chociaż masz rację. Krzyk jest nie-

ludzki, nieczłowieczy. Nie krzycz na ludzi. Nie masz

takiego prawa. To jest znęcanie się. Nawet gdy cię

usłuchają, to z nienawiścią, za to, żeś podeptał ich

człowieczeństwo - żeś ich skrzywdził.

Nie krzycz na ludzi. - Chyba że z miłości. Bo w mi-

łości zawsze jest radość.

29?

i

28

DAWAJCIE

Najdroższą rzeczą dla każdego człowieka jest czas.

I nad niczym tak nie drżymy, jak nad czasem. I ni-

czego tak innym ludziom nie żałujemy, jak czasu. -

I nie ma większego daru, jaki możemy dać drugie-

mu człowiekowi, jak czas. A dać drugiemu człowie-

kowi czas, to znaczy starać się go wysłuchać, zrozu-

mieć go, pomóc mu - stać się uczestnikiem jego

życia.

I jak miarą mądrości człowieka jest organizowanie

swojego czasu, tak miarą miłości jest dawanie swo-

jego czasu drugiemu człowiekowi.

298

NIE TYLKO CHLEBEM ŻYJE CZŁOWIEK

Dobrym słowem można żyć chwilę, godzinę, dwie,

dzień cały. Dobre słowo jest w stanie uratować cię

w chwili rozpaczy. Bez dobrego słowa trudno jest

żyć. Dlatego nie wstydź się, że cię pochwalono, nie

gardź dobrym słowem. Nie bój się, że ci może ono

przewrócić w głowie. Przecież dostateczna ilość

złych słów spada na ciebie codziennie.

Dobrym słowem można długo żyć. Dlatego dawaj je

ludziom, gdy na to zasłużą. Bo potrzebują ludzkiej

akceptacji. Bo bez niej trudno jest żyć. Nie bój się,

że im to w głowie może przewróci. Otrzymują co-

dziennie swoją porcję złych słów. Nie tylko od in-

nych ludzi, od ciebie też.

299

30

SZŁY ZA NIM RZESZE WIELKIE

Tak długo jesteś wielki, jak długo służysz Sprawie.

Im bardziej się w nią angażujesz, tym więcej ludzi

pójdzie za tobą nie żałując ani czasu, ani pieniędzy.

Ale wszyscy odejdą, gdy tylko ze Sprawy uczynisz

interes dla siebie. Jeżeli ktoś przy tobie pozostanie,

to tylko z litości czekając na twoje nawrócenie.

300

31

I SZŁY ZA NIM WIELKIE RZESZE

Nie wytrzymujemy tłumu. Nie jesteśmy zdolni ogar-

nąć tych ludzi, którzy zewsząd na nas napierają. Nie

jesteśmy w stanie przyjąć ich cierpienia, które nas

oblega. Bo choćby nawet płakać cały dzień, to nie

wypłaczesz ludzkiego nieszczęścia. Bo choćby na-

wet pomagać ludziom całe życie - to jest to kropla

w morzu ludzkich potrzeb. Bo gdyby nawet otwie-

rać serce dla każdego szukającego, to ilu obdzielisz

- dziesięciu, stu, tysiąc, a gdzie reszta?

Nie wytrzymujemy tłumu. Stoimy sterroryzowani

ogromem ludzkiego bólu. I zatrzaskujemy przyłbi-

cę, i opinamy na sobie pancerz, żeby się obronić,

wytrzymać, żeby żyć. Na zimno porządkujemy lu-

dzi według schematów -jako przechodniów, sprze-

dawców, urzędników, interesantów, znajomych.

Samotni, niedosięgalni, patrząc szklanym wzrokiem

na wszystkich, przechodzimy przez życie. Niczemu

się nie dziwiąc, do nikogo nie mając żalu.

Jak żyć?

Według miary Łaski, jaką cię Bóg obdarzył, według

wielkości twego serca: twojej wrażliwości, ogarniaj

swoją miłością tych, którzy przychodzą do ciebie.

301

r

7X

n/ec/7 s/ę nie trwoży

serce wasze

NIE TROSZCZCIEŻ SIĘ TEDY

Nie wiem, jakie dalsze życie Bóg ci przygotował,

ani ty nie wiesz. To do nas nie należy. Ważne jest,

żebyś wiedział, że On ci je przygotował. Ważne jest,

żebyś wiedział, że On będzie zawsze z tobą, że na

ciebie liczy, tak jak chce, żebyś ty na Niego liczył.

305

BO NAS NIKT NIE NAJĄŁ

Tak. Nikt cię nie pytał, czy chcesz istnieć. Nikt cię

nie pytał, czy - jeżeli chcesz - godzisz się na takie

życie. Czy chcesz żyć, mając przed sobą widmo

śmierci. Może nawet mówisz: „Gdybym wiedział,

że takie będzie moje życie, wolałbym nie istnieć".

Ale naprawdę nie miałeś wyboru. Nie obnoś się przed

sobą i przed ludźmi z żalami, że rodzice nie umieli

tobą pokierować i że miałeś nieciekawe dzieciństwo.

Że spotkałeś ludzi, którzy wypaczyli twój rozwój,

że cię skrzywdzono; że tyle chorowałeś. Nie obnoś

się z żalami.

To jest twój los. Przyjmij go. Nieś go z godnością.

Z podniesioną głową. Dał ci go Ten, który cię kocha.

306

f

DZIŚ MUSZĘ STANĄĆ W DOMU TWOIM

Strzeż swojej chwili obecnej. Nie oglądaj się wstecz

- tylko na tyle, by wyciągnąć wnioski z klęsk do-

znanych i odniesionych sukcesów. Nie wypatruj

przyszłości - tylko na tyle, by kierunku nie stracić.

Niech twoja chwila obecna będzie maksymalnie pre-

cyzyjna, traktowana z największą powagą, absolut-

nie uczciwa. Ona ciebie określa: potwierdza albo za-

przecza twojej przeszłości. Ona wyznacza przyszłość

przez twoją aktualną decyzję.

Za tobą już kurtyna przeszłości. Przed tobą niewia-

dome. A ty nade wszystko strzeż chwili obecnej.

307

TWÓJ CZAS

Nie wpatruj się w swojąprzeszłość. Bo z coraz więk-

szym przerażeniem będziesz stwierdzał, ile było oka-

zji, sposobności, możliwości, któreś zaniedbał, zlek-

ceważył, a które już są teraz nie do odrobienia -

przepadły bezpowrotnie.

Nie wpatruj się w przeszłość, bo spod ręki uciekną

ci nowe możliwości, szansę, które trzeba natychmiast

podjąć, których nie można przeoczyć. W przeciw-

nym razie za rok, a może za parę godzin, będziesz

z takim samym żalem oceniał miniony czas.

Nie wpatruj się w przeszłość, ale bierz to, co ci Bóg

wkłada aktualnie do rąk.

308

I ODSZEDŁ SMUTNY,

BO MIAŁ MAJĘTNOŚCI WIELE

Żebyś choć raz w życiu przestał się bać. Żeby cho-

ciaż raz w życiu naprawdę nie zależało ci na tym, co

ludzie o tobie powiedzą. Żebyś choć raz w życiu nie

troszczył się o swoje interesy, ale zaangażował się

w Sprawę. Żebyś choć raz w życiu całkiem bezinte-

resownie zaczął komuś pomagać żyć. Żebyś przy-

najmniej raz w życiu zachwycił. Żebyś przynajmniej

raz w życiu...

- To zatęsknisz. To wtedy już nigdy nie będziesz ze

swego spryciarstwa, ze swego groszoróbstwa zado-

wolony. Niezależnie od tego, na jakie świetne stano-

wisko się wydrapiesz, ile pieniędzy nagromadzisz.

Żebyś choć raz w życiu był wolny. To wtedy będziesz

już zawsze tęsknił za takim życiem.

309

NIE BÓJCIE SIĘ

Obyś się nigdy nie zaczął bać, bo już nigdy nie prze-

staniesz. Nie uspokajaj się, że gdy złapiesz jaką taką

stabilizację, że gdy się wszystko uciszy, to się prze-

staniesz bać. Nieprawda. Im bardziej będziesz szedł

w górę, im więcej będziesz miał, tym silniej będzie

w tobie rósł strach o wszystko, o wszystkich, o sie-

bie samego.

Nie bój się. Nie żyj w strachu. Co ci po takim życiu?

Bóg stworzył nas do szczęścia.

310

I DWA WRÓBLE NIE SPADNĄ

BEZ WOLI OJCA

Nie bój się ani teraźniejszości, ani przeszłości, ani

przyszłości; ani ludzi, ani świata; ani pytań, ani od-

powiedzi; ani listów, ani telegramów; ani kolegów,

ani przełożonych.

Niech cię nie straszą nocne majaki katastrof, cho-

rób, zawiści ludzkiej. Wchodź bez lęku w rozpoczy-

nający się dzień.

Grzechy przeciwko nadziei są tak wielkie, jak grze-

chy przeciwko miłości.

311

UFAJ

Co ty myślisz o sobie? Że jesteś genialny? Że jesteś

bardzo inteligentny? Co zostało z twoich „snów o po-

tędze"? Co z twoich młodzieńczych marzeń o wiel-

kości? - Zgaszone spojrzenie człowieka, który chce

już tylko małej stabilizacji.

A przecież w tobie są możliwości, których nawet nie

przeczuwasz. Jesteś zdolny do czynów, o jakich nie

marzyłeś w najśmielszych przypuszczeniach. A w to-

bie drzemie wielkość. Byłeś tylko chciał dalej wal-

czyć.

312

KTÓRY GO ZDRADZIŁ

Zaufaj sobie. Zaufaj, że potrafisz być uczciwy, że

zachowasz się, z godnością, że nie zdradzisz, że nie

stchórzysz, że się nie upodlisz, że sprostasz, że dasz

sobie radę, że wypełnisz zadanie, które ci powierzo-

no, że potrafisz kochać i być wiernym. Zaufaj sobie.

Zaufaj drugiemu człowiekowi. Że cię nie zostawi

samego, że ci dochowa wierności, że cię nie opuści

w chorobie, że ci pomoże, że cię zrozumie, że od-

kryje swój błąd.

Zaufaj drugiemu człowiekowi. - Zaufaj sobie. I na-

wet gdybyś się zawiódł, pamiętaj, że to jest szcze-

gólny wypadek, który nie może przekreślić twojej

ufności.

- Wszystkie nasze.

313

10

KTÓRZY OBCIĄŻENI JESTEŚCIE

Chciałeś wygrać dużo pieniędzy. Przyszedłeś z wiel-

ką nieśmiałością swoich dziesięciu lat do automatu.

Był wypłowiały jak obłudny człowiek. Wrzuciłeś

pierwszą monetą rozgrzaną ciepłem drżącej dłoni.

Wybiegła kulka. Skakała kapryśnie po metalowych

kółkach i gdy już byłeś pewny, że wpadnie do rąk

pajaca, wymknęła się i uciekła. Wrzuciłeś drugą

monetę, potem trzecią, wreszcie ostatnią. Kiedyś -

pamiętasz, chociaż było to tak dawno - ojciec po-

wiedział, że z ciebie nic nie wyrośnie.

To też dobrze pamiętasz: raz kolega zbił cię na kwa-

śne jabłko i gdy odszedłeś z płaczem do domu, rzu-

cił za tobą słowo cięższe niż najcięższy cios - „ty

dziadu".

A potem przeszła obok ciebie wielka miłość. Napraw-

dę. Układałeś zdania, które powiesz, planowałeś spo-

tkanie. Nawet napisałeś wielki list, ale ostatecznie

pozostał nie wysłany. Niedawno dowiedziałeś się,

że ona ciebie też kochała, ale nie odważyła się po-

dejść.

Rozglądasz się wokół i stwierdzasz, że tylu kolegów

z ławy szkolnej, ani zdolniejszych, ani uczciwszych,

pozajmowało wysokie stanowiska, podczas gdy ty

tkwisz beznadziejnie w tym samym mieście bez szans

wyraźnego awansu.

A przecież to Bóg dał ci takie życie jak nieoszlifo-

wany brylant, abyś go szlifował.

314

if

DUCH TCHNIE, KĘDY CHCE

Nie zamykaj okien i drzwi. Nie czekaj, aż wrócą cza-

sy twojej młodości. Nie myśl, że współczesna rze-

czywistość przeminie jak sen, że odpłynie jak fala.

Nie mów, że tylko dawniej żyli prawdziwi ludzie, że

tylko tamta literatura, poezja i sztuka miały wartość.

I nie popieraj takiego stanowiska swoim katolicy-

zmem. Bo nie ma dobra katolickiego, katolickiej

prawdy, katolickiego piękna. Każde dobro jest Boże,

Chrystusowe, katolickie -jest nasze. Tak samo pięk-

no i prawda. Nawet gdy mają znak innej religii, in-

nego światopoglądu.

Otwórz szeroko drzwi i okna. Bądź obiektywny. Nie

bój się przyznać racji, cieszyć się ludźmi, którzy pra-

cują obok ciebie, cieszyć się ich osiągnięciami w naj-

różniejszych dziedzinach. - Nawet gdyby mówili,

że nie wierzą w Boga.

315

n'

12

POPATRZCIE NA LILIE POLNE

Nie zaczynaj czytać gazet od nekrologów i sprawoz-

dań z frontów. Nie przerażaj się statystykami śmier-

telności spowodowanej rakiem i chorobą serca. Nie

daj się przy walić obowiązkami, funkcjami, sprawa-

mi do załatwienia. Nie skarż się, że już nie wierzysz

w ludzką uczciwość i dobroć, nie mów, że życie już

przeżyłeś i nic więcej od niego nie oczekujesz. Tyl-

ko podnieś głowę, a poczujesz wiosenny wiatr na

swojej twarzy, a zobaczysz, ile światła jest wokół

ciebie.

Zaufaj. Rzeczywistość, która cię czeka, jest bogat-

sza od wszystkiego, co jesteś w stanie sobie wy-

obrazić.

316

UFAJ, SYNU

Coraz ciężej budzić się ze snu. Coraz wyżej rośnie

stos obowiązków, spraw nie załatwionych. Coraz

częściej napotykamy w gazetach komunikaty z pola

walki, z miejsc dotkniętych klęskami, statystyki

wypadków samochodowych, chorób nieuleczalnych.

Coraz smutniej wracają wspomnienia z lat dziecin-

nych. Coraz mniej nadziei, że w twoim życiu zda-

rzyć się jeszcze może coś nadzwyczajnego, że jesz-

cze będzie dobrze, że jeszcze będziesz szczęśliwy. -

Bo już tyle lat się przesypało i rośnie wiara we wła-

sną starość i we własną śmierć. A tu trzeba zaufać

Bogu, bezgranicznie we wszystkim zaufać.

317

14

DROŻSI NIŻ WIELE WRÓBLI

Nie wypatruj cudzego szczęścia. Usuń ze swoich

myśli zwroty typu: „Temu to się powodzi". Z tym

nastawieniem będziesz zawsze nieszczęśliwy, nieza-

leżnie od tego, co zdobędziesz. Bo przecież napraw-

dę jest inaczej: wszystko, czym jesteś, wszystko, co

posiadasz, całe twoje życie, każdy twój dzień ze

wszystkim, co niesie, jest darem. Uznaj ten dar, przyj-

mij go, doceń, bądź wdzięczny.

318

l

is

WŁOSY NA GŁOWACH WASZYCH

SĄ POLICZONE

To nieprawda, że masz pecha i nigdy ci się w życiu

nie szczęści.

Nie łudź się, że dla ciebie powinny być przygotowa-

ne optymalne warunki, żebyś mógł bez przeszkód

rozwinąć wszystkie swoje możliwości i nie tracić

czasu i energii na błąkanie się, na powroty w to samo

miejsce, na zabezpieczenie sobie minimalnych wa-

runków egzystencji. Nie wierz w złośliwość losu

wobec ciebie ani w to, że powinieneś mieć wygodne

warunki rozwoju. Właśnie te niekorzystne, i one

przede wszystkim, pozwalają najpełniej rozwinąć się

twemu człowieczeństwu.

l

319

16

KTÓRZY PŁACZĄ

Nie zatrzymuj się nad swoim niepowodzeniem. Nie

roztkliwiaj się nad sobą. Nie współczuj. Bo wtedy

łatwo przypomnisz sobie, że miałeś smutne dzieciń-

stwo i nieciekawą młodość. Odnajdziesz bez trudu

w swoim życiu pasmo cierpień. Rozżalisz się., że je-

steś taki nieszczęśliwy, taki biedny. Każda kolejna

porażka będzie pogłębiała ten stan.

Uratować się możesz tylko wtedy, gdy potrafisz się

oderwać od siebie i dostrzec chociażby jednego

człowieka. Wtedy przekonasz się, że on też cierpi.

Wtedy zobaczysz, że cierpią wszyscy ludzie, nie

tylko ty.

320

rf

KTO WYTRWA DO KOŃCA

Na życie człowieka w ogromnej większości składa-

ją się niepowodzenia, a tylko w niewielkim procen-

cie osiągnięcia. I nie byłoby tych ostatnich, gdyby

nie było tych pierwszych. Dlatego jest tak ważne, by

umieć przyjmować klęski, brak wyników, obmowę,

negatywną ocenę, brak uznania. Dlatego tak ważną

jest rzeczą wytrwałość, ustawianie się w nowej po-

zycji, rekonstrukcja zburzonych planów, czekanie,

zaczynanie od nowa.

321

18

II

JAK INNI

Nie czekaj, aż przyjdzie królewicz i zabierze ciebie

- Kopciuszka - ze sobą.

Nie nadsłuchuj, kiedy do twoich drzwi zapuka ktoś,

kto ciebie - Janka Muzykanta - wyprowadzi z ukry-

cia i ukaże światu jako nowo odkryty talent.

Nie jesteś najlepszą matką ani najlepszym ojcem, ani

najlepszą żoną, ani najlepszym mężem, ani najlep-

szą córką, ani najlepszym synem, ani najlepszą pie-

lęgniarką, ani najlepszym nauczycielem - pracow-

nikiem. Nie tylko ty, ale nikt, bo każdy jest tylko

człowiekiem. Jeżeli ci ktoś zwróci uwagę, wytknie

błędy, to jeszcze nie powód, aby świat miał ci wiro-

wać przed oczami, bo ci ktoś śmiał coś takiego po-

wiedzieć. Nie tylko tobie - każdemu można posta-

wić jakieś zarzuty.

Nie chciej być jedynym. Pan Bóg rozmaite kwiaty

stworzył na łące. Źle by było, gdyby jeden chciał

zastąpić wszystkie inne. Masz być innym.

322

19

WIE OJCIEC WASZ,

CZEGO POTRZEBUJECIE

Gdy jesteś bardzo szczęśliwy i radość cię przepełnia,

gdy masz jakąś ogromną satysfakcję, poczucie speł-

nionego czynu i nie możesz sobie nawet wyobrazić,

żeby coś mogło ci zagrozić - wtedy zazwyczaj przy-

chodzi uderzenie. Nagle i z najmniej spodziewanej

strony.

Ale ono pochodzi z tej samej ręki, co tamten dar.

323

l

20

PRZYJDĄ NA CIEBIE DNI

Może już nie pytasz szeroko otwartymi oczami dziec-

ka, które dostało niespodziewanie w twarz: dlacze-

go? Teraz, gdy spotyka cię jakaś radość, już wiesz,

że przyjdzie wyrównanie - cierpienie.

Zaobserwowałeś może jeszcze coś więcej. Że w ży-

ciu istnieje prawo serii: są okresy, gdy jest cudow-

nie; wtedy trawa jest zielona i niebo niebieskie,

i słońce świeci albo jest urocza mgła. Ludzie są do-

brzy, wszystko układa się planowo, nie masz wątpli-

wości, że warto żyć. Po nich przychodzi wyrówna-

nie: złe dni, pełne cierpienia. Wtedy świat jest szary,

a ludzie sąjak wilki. Budzisz się z bólem głowy. Do-

wiadujesz się o plotkach, jakie na twój temat krążą.

Przełożony robi ci nieuzasadnione wymówki. Nicze-

go nie możesz załatwić. Bezskutecznie oczekujesz

na list. Czujesz się stary.

Nie ty jeden. Nie tylko dziś. Nie ma takiej epoki, nie

ma bogactwa tak wielkiego ani nędzy tak podłej, nie

ma stanowiska tak wysokiego ani tak niskiego, nie

uchroni człowieka ani mądrość, ani głupota - przed

cierpieniem.

Byłeś umiał przyjąć cierpienie jak krzyż, przez któ-

ry masz być zbawiony.

324

21

NIE WIECIE

Ile razy stałeś pod drzwiami będąc pewny, że spotka

cię awantura, a przyjęto cię z otwartymi rękami. Ile

razy wchodziłeś ze słońcem w duszy, a zgaszono cię

obojętnością, lekceważeniem albo nawet wyrządzo-

no ci krzywdę. Ile razy spodziewałeś się nagrody,

a nikt nawet o niej nie pomyślał. Ile razy spadła na

ciebie pochwała za szczegół, którego nawet nie za-

uważyłeś. Ile razy nie spełniła się żadna z możliwo-

ści, jakie zakładałeś; stało się coś, czego przez mo-

ment nawet nie przypuszczałeś.

Nie miej więc zbyt wielkiego zaufania do swoich

przewidywań. Rzeczywistość na pewno je przero-

śnie. Ale nie bój się jej. Ona jest Boża.

325

22

NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH

Wyeliminuj ze swoich rozmów takie pytania, jak:

„Kiedy kolega składał maturą?" albo: „Kiedy pan

robił dyplom?", aby z kolei gwałtownie obliczać, ile

twój rozmówca ma lat i porównywać z nim siebie.

Zdejmij ze ściany zdjęcia z dawnych lat, schowaj

albumy ze starymi fotografiami, usuń dyplomy, od-

znaczenia, nagrody świadczące o twoich zasługach

i osiągnięciach. Bądź spokojny, Bóg je wszystkie

pamięta, a dla ciebie są one nie tylko niewskazane,

ale i niebezpieczne, bo trzymaj ą cię w świecie, któ-

ry już odszedł.

Nie wspominaj bez potrzeby. Zlikwiduj opowiast-

ki zaczynające się od zwrotu: „Za moich czasów..."

albo: „Pamiętam, było to w roku..." Nie myśl, że

chcę zniszczyć twojąprzeszłość; ona jest dostatecz-

nie w tobie. Nie chcę tylko, żebyś nią ciągle żył.

Masz konkretne obowiązki postawione przez Boga:

dzień dzisiejszy i czekająca cię przyszłość - tym

się zajmij.

326

23

NIECH SIĘ NIE WRACA

Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszka-

nia ani na stanowiska poprzednio zajmowane, ani

do ludzi, z którymi blisko żyłeś. Nie łudź się: nie

wrócą nigdy tamte „dobre czasy". Nie odnajdziesz

swoich dawnych znajomych ani oni w tobie nie od-

najdą tamtego człowieka. Będziesz dla nich upiorem

dawnych lat. Bo inny jest ich świat, który był wtedy

twoim, inny jest już świat, w którym żyjesz. Z każ-

dym dniem stajesz się dla innych bardziej obcy. Prze-

konasz się w pierwszej rozmowie-po: „Co u ciebie

słychać, jak ci się wiedzie, co z naszymi wspólnymi

znajomymi?" zabraknie tematu. Pomyślicie z przy-

krością o sobie: „Jak on się zestarzał".

Jeśli stanie się inaczej, to dowód, że napotkałeś przy-

jaciela, chociaż może nigdy tak go nie nazywałeś.

Ale to jest bardzo rzadki wypadek.

32,7

ffl

24

PTAKI NIEBIESKIE

Gdy zobaczysz coś pięknego, nie chwytaj za aparat

fotograficzny czy też nie żałuj, że nie masz go przy

sobie - nie kolekcjonuj pięknych chwil. Szczęścia

nie da się zamknąć w albumach fotograficznych, nie

da się go przywołać przez odwrócenie kartki.

Nie myśl, że już nic wspanialszego spotkać cię nie

może. Idź naprzód. Bądź spokojny: rzeczywistość jest

bogata - nie wyczerpiesz jej w ciągu swego życia.

328

25

NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE

I gdy kolejny raz przekonasz się, że koledzy z twojej

specjalności nie informują cię o rzeczach, które ci

są najbardziej drogie, nie pytaj ą o zdanie w sprawach,

w których masz tyle do powiedzenia, ignorują cię,

pomijają - woleliby, żeby cię wcale nie było; gdy

się znowu przekonasz, że cię nie chcą - wtedy nie

wracaj sam do pustego mieszkania, nie pozostawaj

z samym sobą, ale idź do ludzi, którzy w ciebie wie-

rzą. Stań przed Bogiem, który wierzy w ciebie.

329

26

TOBIE MÓWIĘ, WSTAŃ

Pan Bóg nie pozostawi cię w rozpaczy.

Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do

ludzi i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wszy-

stkiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek

inicjatywy, kiedy się przekonasz, że już nikt nie może

na ciebie liczyć i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy

nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś

dotąd zdziałał, do całej swojej dotychczasowej pra-

cy, i nie będziesz w stanie dostrzec żadnych pozy-

tywnych jej skutków - wtedy na pewno przyjdzie

światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że

jest ci wdzięczny za to, co zrobiłeś dla niego, albo

że to, czym się zajmujesz, jest bardzo ważne; może

dostaniesz piękny list albo ktoś się do ciebie

uśmiechnie.

I ten błysk, który spadnie na ciebie leżącego w pro-

chu, który cię postawi z powrotem na nogi, jest za-

datkiem oceny twojej pracy przez Boga.

330

27

KIM JESTEŚ

To są nasze ludzkie przemiany: patrzysz na swoje

zdjęcie z lat dziecinnych i z trudem usiłujesz dopa-

trzyć się w nim siebie. Z trudem usiłujesz sobie przy-

pomnieć, jak to wtedy było - tylko jakieś uciekające

w głąb szczegóły na granicy marzeń sennych.

To są nasze ludzkie przemiany: czas młodzieńczy -

lata zachwytów, nadziei, miłości. Tego czasu nie

chcesz oddać najdłużej. I wciąż jeszcze pytasz: Gdzie

są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczęta? I długo

zdaje ci się, że na ulicy mignęła ci tamta twarz. Aż

cię opamięta młodość twojego dziecka albo dzieci

twoich przyjaciół: ich ufność, porywy, miłości. Do-

piero wtedy zobaczysz, że ty już tak nie potrafisz, że

jesteś wypalony.

To są nasze ludzkie przemiany: czas starości - kiedy

spoglądasz ze zdziwieniem na te lata, gdy byłeś sil-

ny i zdrowy, i wszystko mogłeś, i nic ci nie szkodzi-

ło, i niczego się nie bałeś.

To są nasze ludzkie przemiany znaczone sakramenta-

mi chrztu, bierzmowania, małżeństwa, namaszczenia

chorych. Nie wiesz, na którym stopniu zatrzyma się

twój krok. Byłeś tylko każdy przeżył z Bogiem.

331

i

28

CZEMUŚ ZWĄTPIŁ

Jesteś przegrany, gdy przestałeś ufać. Nawet gdyby

wszystko szło ci dobrze. Nawet gdyby ci ludzie za-

zdrościli sukcesów.

I tak długo stoisz, jak długo ufasz. Nawet gdy ci się

wszystko wciąż rozsypuje, nawet gdy cię ludzie nie-

ustannie niszczą, gdy nawet wbrew sobie, wbrew naj-

gorszym prognozom, wbrew oczywistej przegranej,

wbrew swojemu przerażeniu, resztką woli - chcesz

ufać,

332

29

DOSYĆ MA DZIEŃ TROSKI SWOJEJ

Patrzysz na starego, zniedołężniałego człowieka. Taki

sam będziesz i ty. Twoim człowieczym prawem jest

walczyć ze starością i chorobą, ale twoim człowie-

czym obowiązkiem jest przyjąć je, gdy cię zwyciężą

- przyjąć jako cierpienie wiodące ku odkupieniu.

Ale to przyjdzie kiedyś. Teraz o tym nie myśl. Nie martw

się niepotrzebnie. Zaufaj Bogu: On da ci siłę do znie-

sienia cierpień i odwagę do przyjęcia śmierci.

333

30

NA TWOJE SŁOWA ZAPUSZCZĘ SIECI

Pan Jezus naucza na brzegu. Nieopodal rybacy płuczą

sieci. Tłum słuchaczy rośnie. Nauczyciel wstejpuje do

jednej z łodzi i stamtąd naucza. Gdy skończył, poleca

rybakom, wbrew ich zamiarom, wypłynąć na połów.

W krótkim czasie zagarniają wiele ryb. Po powrocie

na brzeg zostawiają wszystko i idą za Nim.

Dla tłumów zakończenie zupełnie niezrozumiałe.

Dramat wyreżyserowany przez Syna Bożego. To nie

był przypadek, że przyszedł, aby nauczać, na ten

brzeg. Nie był to przypadek, że zastał tam tych lu-

dzi. Nie był to przypadek, że wsiadł do tej, a me do

innej łodzi. Uczynił cud: obfity połów ryb. Ludzie

stojący na zewnątrz stwierdzili najnormalniejszą

rzecz: rybacy wypłynęli na połów i przywieźli ryby

Zrozumiał tylko Piotr i jego towarzysze.

Czy potrafisz zrozumieć swoje życie?

334

*= m

SZCZĘŚLIWI OWI SŁUDZY

Spróbuj coś zrobić w życiu. Skoncentruj wszystkie

swoje siły na tej sprawie, przyporządkuj jej rytm

swoich prywatnych zajęć i odpoczynków. Może ci

się uda i nie załamiesz się patrząc, jak twoi koledzy

robią pieniądze. Ryzyka nie ma żadnego. Tylko naj-

wyżej przy śmierci wyrzut sumienia, żeś się i tak nie

zaangażował całkowicie.

Spróbuj coś zrobić w życiu niezależnie od tego, ile

masz lat. Ryzyka nie ma żadnego. Najwyżej przy

śmierci wyrzut sumienia, że zacząłeś za późno.

A jeśli teraz to czytasz i cieszysz się, że jesteś jednym

z tych, którym dano znaleźć perłę, którym dano zna-

leźć skarb - to życzę ci, żebyś wytrwał do śmierci.

15 — Wszystkie nasze

337

A GDY NADEJDZIE CZAS ŻNIWA

Kiedy z największym trudem szukasz odpowiedzi na

postawione ci pytanie, z największym wysiłkiem

usiłujesz znaleźć słowo, które by wyraziło to, o co

ci chodzi, gdy przy sprzeciwie opinii ogółu usiłujesz

udowodnić swoje pomysły, przemyślenia, doświad-

czenia, gdy gorączkowo szukasz wyjścia z zaułka,

w który wpędzili cię twoi wrogowie, z sytuacji bez-

nadziejnej, w którą przypadkiem się dostałeś, gdy

wykańczając na termin podjętąpracę natrafiasz wciąż

na mielizny i cała konstrukcja rwie ci się w rękach,

gdy spuchnięty ze zmęczenia poprawiasz w najwięk-

szym pośpiechu pojawiające się niedokładności, błę-

dy i usterki - to są twoje wielkie dni. Potem przyj-

dzie czas grzecznych uśmiechów, uprzejmości,

zdawkowych odpowiedzi, wymijania drażliwych te-

matów; będziesz żył z procentów zdobytego kapita-

łu, szedł wydeptanymi ścieżkami.

Tylko wiedz, że to jest czas odpoczynku. Za chwilę

znajdziesz się znowu pod ścianą, którą trzeba będzie

przejść, pod szczytem, który powinieneś zdobywać.

Oby ci nigdy nie brakło odwagi.

338

JEŚLI NIE STANIECIE SIĘ JAKO DZIECI

Już stężałeś w tej pewności, że w twoim życiu nic

się więcej nie zdarzy. A może jednak spotka cię ła-

ska i w pracy, którą wykonujesz, wpadnie ci w ręce

sprawa, która cię bez reszty pochłonie; może pomię-

dzy ludźmi, których określasz na przemian jako sta-

do baranów albo hien, spotkasz człowieka, który cię

zachwyci; może szarpnie cię krzywda bezbronnego

człowieka - może się zdarzy, że dotknie cię łaska

i ty, którego już nic nie mogło zdziwić, wzruszyć,

zaimponować, wstrząsnąć, który patrzysz na świat

z cynicznym pobłażaniem, odzyskasz choćby na

chwilę wrażliwość dziecka.

3J9

JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW,

DRUGIEMU DWA, A INNEMU JEDEN

Gdzie są te świetne dziewczęca? Gdzie są ci wspa-

niali chłopcy? Jeszcze masz ich w oczach: tak bar-

dzo kolorowi, tak bezkompromisowi, tak prości i bez-

pośredni. Jeszcze słyszysz ich ostre krytyki, szerokie

plany, odważne zamierzenia. Ilu z nich takimi zosta-

ło? A gdzie ogromna reszta? Wypadły pióra ze skrzy-

deł, wypróchniały zęby, roztopili się, wsiąkli w sza-

ry tłum.

A jaki ty jesteś?

Dopóty masz szansę realizacji swojego człowieczeń-

stwa, dopóki sobie to pytanie zadajesz.

340

JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI

CZŁOWIEKA NIE PLAMI

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem

dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie,

nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w to-

bie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota

twojego życia. A przecież chodzi o twoją wewnętrz-

ną uczciwość, o czystość twoich intencji, o twoją

bezinteresowność.

Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem

dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz

sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak

i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet

nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem

żmij.

341

NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ WYBRAŁA

Nie przejmuj się byle czym, nie angażuj się w byle

głupstwa. Nie szarp się o byle co. Nie złość się z by-

le jakiego powodu. Bo cię po prostu zabraknie. Za-

braknie cię tam, gdzie powinieneś być. Zabraknie

cię w twoich istotnych sprawach.

Nie jesteś nieograniczony, nie jesteś nieskończony.

Gdy się zaangażujesz tu, nie będziesz tam. To nie

tylko chodzi o twój czas, ale o twoją energię, o two-

ją obecność. Dlatego uświadom sobie, co chcesz zro-

bić, i tam skoncentruj się. Bo inaczej zejdziesz z te-

go świata z opinią awanturnika, pieczeniarza czy też

facecjonisty bawidamka, kawalarza. I gdy ci ktoś na

końcu życia powie, może dopiero wtedy przerazisz

się, bo przecież ty kim innym chciałeś być.

342

SYN CZŁOWIECZY BĘDZIE

PRZEŚLADOWANY

Zostań. Nie uciekaj. Sprawdź się tu, gdzie jesteś zmu-

szony do maksymalnej koncentracji, precyzji myśle-

nia, dokładnego formułowania swoich poglądów,

udowadniania pomysłów, określania stanowisk.

Zostań tu, gdzie jesteś otoczony przez ludzi, którzy

wytykają niemiłosiernie najmniejsze przeoczenie, nie

darujążadnego niedociągnięcia, rzucająci wciąż kło-

dy pod nogi, zagłuszają twoje słowa, spychają cię

w cień, najchętniej pozbyliby się ciebie, a przynajm-

niej zatarli twój ślad, i dlatego rozgłaszają twoje

potknięcia, rozdmuchują twoje błędy, przypisują ci

słowa, których nigdy nie powiedziałeś, niegodziwo-

ści, których się nie dopuściłeś.

Wytrzymaj. Jeszcze tylko ten las. Jeszcze tylko ta

łacha piasku. Jeszcze tylko to wzgórze.

34S

ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA

Rozpręż się. Bądź sobą. Uchwyć rytm twojej osobo-

wości. Żebyś się mógł cieszyć życiem. Bo to jest naj-

większy dar, jaki otrzymałeś od Boga - życie. Bo ty

jesteś największym darem: twoja niepowtarzalna

osobowość. I zostań takim, jakim cię Bóg stworzył.

Oswój instytucje, ludzi, rzeczy, które na ciebie ze-

wsząd napierają, i nie daj się im przystrzyc. I nie daj

się im zgwałcić. Bądź sobą. Tylko wtedy możesz dać

odpowiedź Bogu na ten największy dar - szczęściem

swoim.

344

IARYZEUSZE

L

Uważaj na siebie zwłaszcza wtedy, gdy chcesz uzy-

skać coś od ludzi: poparcie, interwencję, załatwie-

nie jakiejś sprawy dla siebie albo dla swoich bliskich.

Żeby nie za wszelką cenę - nie za cenę twojej god-

ności osobistej: sztuczne nawiązywanie znajomości,

nieprawdziwe przyjaźnie, prezenty, listy, karteczki

z wyrazami pamięci, serdeczności, przyjęcia, przyta-

kiwanie, pochwały, zachwyty, odprowadzanie, przy-

prowadzanie.

Odgrażasz się, że jak tylko uzyskasz to, o co ci cho-

dzi... Mylisz się. Już sienie odegniesz. Będziesz za-

wsze żebrakiem.

345

PRÓŻNUJĄCY NA RYNKU

To tobie Pan przekazał talenty. I teraz jest twój czas.

Czy urobiłeś sobie ręce po łokcie? Czy już wydarłeś

ze siebie wszystko, co tylko stanowiło jakąś wartość?

Czy już zdążyłeś powiedzieć swoje ostatnie słowo?

Myślisz, że możesz sobie pozwolić na świętowanie

swoich sukcesów?

To jest twój czas. To tobie Pan przekazał swoje ta-

lenty i odszedł. Ale wróci.

A czy przynajmniej wiesz, co masz w życiu robić?

346

11

DOSTAWIWSZY WSZYSTKO

Pojawiać się, zaznaczać swoją obecność, okazywać

zainteresowanie, zachwyt, na tyle, by to do niczego

nie zobowiązywało, obiecywać, przyrzekać, zgłaszać

swój udział, ale w takiej formie, aby się można było

łatwo wycofać.

Olśniewać półsłówkami, wzbudzać zainteresowanie,

intrygować, niepokoić, czarować, zdobywać sympa-

tię - miłość: niech przywiązują się, niech będą wier-

ni, niech się troszczą, niech tęsknią, niech kochają,

aby ich krąg był jak największy, w zamian za to po-

dawać końce swoich palców, a nawet i z tymi jak

najszybciej uciekać. Nie dawać siebie niczemu i ni-

komu. Nie tracić z siebie nic.

Zachować całego siebie dla siebie?

347

12

NIE MOŻNA BOGU SŁUŻYĆ I MAMONIE

Dopóki sprawa nie o pieniądze, to jeszcze nie wiesz

wszystkiego o człowieku. Dopiero gdy pieniądze na

stole - gdy można je stracić albo zyskać - dopiero

wtedy lecą z głów korony, wianki i birety. Albo zo-

stają. Dopiero gdy pieniądze na stole, przekonasz się,

kto jest kto. Bo taki w nich urok, że obiecują ci

wszystko na ziemi. Dopiero wobec tej obietnicy czło-

wiek się sprawdza - czy jest chrześcijaninem, czy

jest wierzącym, czy jest człowiekiem.

348

UMARŁ BOGACZ

Nie przeliczaj wciąż i wszystkiego - ile mi dadzą,

czy mi się opłaca, co mi z tego. Tak nie można żyć.

Bo wtedy nie potrafisz nic i nikogo kochać, niczym

się naprawdę cieszyć, niczego naprawdę żałować,

niczym się naprawdę smucić - nie potrafisz być

szczęśliwy.

I umierając będziesz miał prawdopodobnie dużo pie-

niędzy, i może dopiero wtedy odkryjesz bezsens ta-

kiego życia.

349

14

MIŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT

Wiemy, że jesteś miłością, ale nam łatwiej nieść To-

bie kwiaty i świece, modlitwy i pieśni. Więc gdy

patrzymy w Ciebie narodzonego, prosimy: daj nam

łaskę, byśmy zrozumieli, że być z Tobą to znaczy

przebaczać, pracować, być dobrym - to znaczy: ko-

chać.

350

SZUKAJMY SKARBU

Po co pracujesz? Nie uciekaj od tego pytania, nie

prześlizguj się obok niego. Praca wypełnia twoje

życie: poświęcasz jej lwią część swojego czasu, od-

dajesz jej najlepsze godziny swojego dnia.

Po co pracujesz? Pytaj o intencję. Ona cię kształtu-

je. Taki jesteś, jaka jest odpowiedź na to pytanie.

351

16

KTÓRY OTRZYMAŁ JEDEN TALENT

Praca. Bo „my już nie tacy", bo „to już nie te czasy".

Najpierw stanowisko, a potem będę pracował. Naj-

pierw posada, biurko, pieczątka, mieszkanie, samo-

chód, najpierw pieniądze - a potem będę pracował.

Aż gdy zgodnie z taką postawą - po niesłychanie

zawiłych usiłowaniach, staraniach, zabiegach, po

nieprzespanych nocach, deliberacjach, naradach, po

gigantycznym wysiłku - wreszcie zasiądziesz za tym

większym biurkiem, będziesz miał większą piecząt-

kę, więcej pieniędzy, wtedy okaże się, że jesteś wy-

czerpany, wypalony, stary - że na nic cię już nie stać.

I dostaniesz moralnego kaca. Albo nawet i to nie. Do

końca będziesz zbierał tytuły, pieczątki, stanowiska,

pieniądze.

352

I POSZLI ZA NIM

Jaki jest twój dzień powszedni? Czy naprawdę tak

sobie wymarzyłeś swoje życie? Czy jest ono takie,

jak tego najbardziej chciałeś? Jak traktujesz pracę?

Co w niej znajdujesz? Czy tylko walkę o stabiliza-

cję, o stanowisko, o pieniądze, utarczki z zagrażają-

cymi ci rywalami?

Czy znajdujesz w niej choć trochę miłości? Nie, nie

pytam o drobne uprzejmości, o chwile szczerości,

wielkoduszne ofiary ze swojego czasu czy cierpli-

wości, ale o traktowanie twojej pracy w najgłębszym

jej sensie. Czy ona ma swoje źródła w miłości, czy

tylko w ambicji i walce?

353

18

OPUŚCILI GO

Dopóki jesteś niesiony sympatią ludzką, dopóki lu-

dzie z twojego środowiska tobą się. cieszą i martwią,

spodziewają się. i niepokoją - dopóty nie wiadomo,

kim naprawdę jesteś. Dopiero gdy przestaną się tobą

interesować, niczego po tobie nie oczekują i najchęt-

niej pozbyliby się ciebie; gdy nie dostrzegaj ą twoich

inicjatyw, nie interesuj ą się twój ą pracą, obojętne im

są twoje osiągnięcia; a nawet stwierdzasz coś prze-

ciwnego: że twoje sukcesy pogłębiają ich niechęć

do ciebie - dopiero wtedy stajesz na progu swojego

człowieczeństwa. Dopiero wtedy przekonujesz się,

kim naprawdę jesteś -jak dalece wierzysz w siebie,

w swoją pracę, w ludzi, w Boga.

354

19

PRZYODZIANY W SZATĘ GODOWĄ

Za kogo byś się przebrał? Za dziewczynę czy za

chłopca, za atletę czy klowna, za tancerkę meksy-

kańską czy szeryfa, za gitarzystę i śpiewaka, za

gwiazdę filmową - żeby tak przeżyć j eden dzień, jak

chciałbyś przeżyć wszystkie. A może taka chwila

dana ci jest po to, abyś zobaczył, jak wielkie bogac-

two w tobie tkwi dotąd niewykorzystane z powodu

twojej nieśmiałości, lenistwa.

Za kogo byś się przebrał? Za pirata czy prostytutkę,

Don Juana czy gangstera, nożownika czy wampira -

żeby tak pohulać jedną noc, jak chciałbyś całe życie.

A może taka chwila dana ci jest po to, abyś zoba-

czył, ile w tobie drzemie zła, brutalności, chamstwa,

brzydoty, dotąd w pełni nie ujawnionej z powodu

twojej nieśmiałości, lenistwa.

355

20

ABY GO PODCHWYCIĆ

Jest łatwo pracować, jest łatwo być dobrym, jeżeli

ktoś to widzi, przyjmuje, cieszy się. Jeżeli uzyskuje-

my akceptację otoczenia, pochwały, uznanie, szacu-

nek. Jeżeli ta nasza praca jest na świeczniku, przez

wszystkich uważana za osiągnięcie, za sukces.

Nie jest łatwo pracować, jeżeli nas nikt nie widzi,

nikt nie ocenia naszego trudu, poświęcenia, wysił-

ku, który ciągnie się dzień za dniem. Jeżeli żyjemy

w pustce, w zapomnieniu.

Ale jeszcze ciężej jest pracować, kiedy mimo iż da-

jemy wszystko, na co nas stać, ludzie się odwracają.

Jeżeli spotykamy brak zaufania, dezaprobatę, naga-

nę; już nie obojętność - ale wrogość. Wtedy praco-

wać, wtedy się poświęcać, być dobrym, wtedy wy-

trwać - to jest dopiero ranga człowieczeństwa.

356

F

21

GDZIE SKARB WASZ

A gdybyś nagle stracił wszystko, co masz: wszyst-

ko, coś dotąd z takim trudem zarobił, nazbierał, uciu-

łał, zagarnął, wyłudził, ulokował, odłożył, zabez-

pieczył.

A gdybyś nagle to wszystko stracił. Czy jedyną obro-

ną, ratunkiem, pocieszeniem byłaby pewność, a przy-

najmniej cicha nadzieja, że jeszcze potrafisz te stra-

ty odrobić, że jeszcze jesteś dostatecznie silny,

przebiegły, sprytny, zapobiegliwy, a teraz - doświad-

czony, i potrafisz dojść do tego, co utraciłeś, a na-

wet przewyższyć to, co posiadałeś.

Jaki jest sens twojego życia?

357

22

A ON SPAŁ

Pan Jezus zaczął nauczać mając lat trzydzieści. Za-

czął czterdziestodniowym postem na pustyni. A po-

tem raz po raz odchodził, z uczniami albo sam, od

apostołowania. I ograniczył się. tylko do Palestyny.

Obok raka i chorób serca, choroby psychiczne stają

się wielką groźbą społeczną. Jednym z powodów

tego zagrożenia jest nieumiejętność odpoczywania.

Wyczerpuje nas jednostajna praca zawodowa, wy-

czerpuje labirynt miejskiego życia: sklepów, samów,

stoisk, stołówek, przechodniów, godzin szczytu, ha-

łas ulicy i hałas mieszkania.

I dlatego musisz wpleść w rytm swojej pracy - rytm

odpoczynków: dłuższych raz w roku i krótszych w ka-

żdym tygodniu, w każdym dniu. Nie masz czasu?

Trudno. Pomimo to wyjedź na wakacje. Pomimo to

idź na spacer, na koncert, do przyjaciół; spędź wie-

czór nad książką czy czasopismem.

I tak nie dasz rady wszystkiego zrobić. Odpocznij.

Nie jesteś niezastąpiony. Odpocznij. A jeżeli nie

chcesz i jeszcze się upierasz przy swoim, to znaczy,

że jest już z tobą źle.

358

23

SYNOWIE TEGO ŚWIATA

Gdy się zaczniesz dusić; gdy oplątują cię coraz cia-

śniej swoimi prośbami, naleganiami, żądaniami; gdy

zmuszają cię do wysłuchiwania bez końca swoich

kłopotów; gdy terroryzują cię swoimi zmartwienia-

mi i zmuszają w ten sposób do załatwiania za nich

najprostszych spraw - przy czym okazuje się, że

twoja pomoc wcale nie była konieczna, że mogliby

to przy niewielkim wysiłku załatwić sami; gdy za-

bierają ci niefrasobliwie godziny, podczas gdy ty trzę-

siesz się nad każdą zmarnowaną chwilą - a twoją

jakąkolwiek prośbę przyjmują ze zdziwieniem i al-

bo o niej zapominają, albo wręcz odmawiają; gdy

widzisz, że nie liczą się z twoimi obowiązkami ani

możliwościami, a szukajątylko swojej wygody; gdy

już nie masz czasu na żadne swoje sprawy osobiste

i zaniedbujesz swoje powinności, i jesteś załatany od

rana do wieczora - to odskocz. Bo ty i oni stracili-

ście proporcje i to, co robisz, nie jest już miłością.

359

24

I ODPOCZNIJCIE NIECO

Gdy uczujesz, jak ci opadają ręce, gdy się ostatecz-

nie przekonasz, że twoja praca nie tylko jest nudna,

ale absolutnie bezsensowna; gdy wyraźnie zoba-

czysz, jak cię ludzie wykorzystują; gdy się zupełnie

rozczarujesz nie tylko do swoich kolegów, ale i do

swoich przyjaciół; gdy się przekonasz, że możesz

polegać tylko na samym sobie...

Gdy sobie powiesz, żeś wreszcie zobaczył świat

w prawdzie - to znak, że powinieneś odpocząć. Tym

dłużej, tym gruntowniej, im bardziej jesteś przeko-

nany o tym, żeś „zobaczył w prawdzie".

A jeżeli w żaden sposób nie możesz odejść, to choć-

by złap oddech. Idź do teatru, do kina, weź książkę

do ręki, idź na spacer. Albo wstąp na chwilę do ko-

ścioła.

360

25

A ON ODPOWIEDZIAŁ: NIE

Naucz się mówić: „nie". Naucz się odmawiać. Za-

chowaj kontrolę nad czasem, który oddajesz innym.

Bo inaczej ludzie wyrwą ci życie z ręki, złamią twój

rytm, oderwą od realizacji twoich planów, zaabsor-

bują swoimi sprawami, wciągną w swoje prace, a jak

przestaniesz być użyteczny, odrzucą. Wtedy może

być za późno, żebyś swoje życie zaczął sklejać.

Naucz się odmawiać. To, wbrew pozorom, trudniej

przychodzi niż zgadzać się. Naucz się mówić: „nie"

- chyba że się tego nauczyłeś już zbyt dobrze.

\—Wszystkie nasze .

361

ŁAZARZU, WYJDŹ Z GROBU

Czy ty potrafisz cieszyć się życiem: wstawaniem, j«

dzeniem, drogą do pracy, pracą, powrotem, odpo-

czynkiem, snem, szorstkością muru, bielą śniegu,

niebieskością nieba; walką, nawet przegraną? Czy

ty potrafisz jeszcze cieszyć się życiem? Chociaż cza-

sem? Czy też zostało ci tylko zmęczenie, znużenie

aż do obrzydzenia - obowiązek niewolnika, który

wali się wieczorem w łóżko, tak jak kiedyś zwali się

w grób? A przecież to jest największy dar, jaki Pan

Bóg mógł ci dać - życie.

362

27

TROSZCZCIE SIĘ ZBYTNIO

Umrzesz za wcześnie o rok a może i o dziesięć lat.

Na udar serca. Bo cię zdenerwuje do granic wytrzy-

małości obelga rzucona ci na ulicy przez nieznajo-

mego, trzaśniecie drzwiami tobie na złość, plotka na

twój temat.

Umrzesz za wcześnie. Bo się złościsz do utraty tchu,

że ktoś przd tobą wchodzi do sklepu, że ktoś nie

oddaje ci pożyczonych pieniędzy, że ktoś potrąca

na ulicy nie przepraszając, że płacisz niesłusznie

karę. Umrzesz za wcześnie i nie zrobisz tego, co

byś mógł zrobić - zabraknie ci sił na sprawy istot-

ne. Boś się nie nauczył mówić: „nieważne" na rze-

czy, które są naprawdę nieważne. Bo dajesz się po-

nosić ambicji tam, gdzie naprawdę na nią nie

powinno być miejsca.

363

28

I ZACZĄŁ SIĘ OBLICZAĆ Z NIMI

Za szybko się wykruszamy.

Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się,

za krótko żyjemy. Nie umiemy pracować, odpoczy-

wać - nie umiemy żyć. Byle jak jemy, byle co pije-

my. Źle wydatkujemy swoją energię, źle gospodaru-

jemy swoim czasem, źle organizujemy swój dzień.

Szastamy swoimi siłami. Zdaje się nam, że ich źró-

dło jest nieograniczone. Marnujemy je na głupstwa,

wyczerpujemy złoszczeniem się, pośpiechem, dener-

wowaniem, martwieniem się.

Aż przyjdzie uderzenie. Wtedy uwierzyć nam trud-

no, że jest już za późno, że już nie ma skąd brać, że

zmiany są nieodwracalne, procesy za daleko posu-

nięte, że -już po życiu.

Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się,

za wcześnie umieramy.

364

29

TROSZCZYSZ SIĘ I FRASUJESZ

O BARDZO WIELE

Coraz bardziej jesteś załatany, zagoniony, zagada-

ny, zapracowany, zajęty. Coraz bardziej gubisz sie-

bie. Coraz bardziej przestajesz być sobą, a jesteś

już tylko jednostką popychaną impulsami z ze-

wnątrz, której pozostaje tylko instynkt samoobro-

ny: chaotyczne tłuczenie ramionami, byle się utrzy-

mać na powierzchni. Czasem łaska, jak mokra gałąź,

trzaśnie cię po twarzy. I przerazisz się siebie. „Co

się ze mną stało, co życie ze mnie zrobiło?" Cza-

sem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię i oprzytom-

niejesz, aby się ratować. A czasem już nawet ona

nie pomoże.

365

BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI

Trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, gdy zagubi

swoją ścieżkę, zapłacze się w labiryncie cudzego

życia, gdy nie jest w stanie uporządkować swoich

spraw. Trzeba mu pomóc, by przetrwał swój kryzys,

złapał oddech.

Ale uważaj, bo tuż zaraz zaczynasz go przyzwycza-

jać do stałego liczenia na twoją pomoc, legalizować

jego nieporadność, oglądanie się na cudze miłosier-

dzie. I ten kolejny twój krok to nie miłość, ale de-

moralizowanie: uczenie lenistwa, bierności, lekkie-

go życia, cwaniactwa.

366

31

JESTEŚMY SŁUGAMI

Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności, żyjemy

w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna za brata.

W każdym dniu spotykamy się z innym świętym.

Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się karmić sło-

wem Bożym. Byle tylko krok zrobić, a możemy

uczestniczyć w świętych obrzędach.

Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczywisto-

; ści. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy tego, w co

l opływamy. Za nic sobie mamy prawdę, która nam

j się objawiła. I nadużywamy wolności, która stała się

l naszym udziałem. Za dobrze ci jest. Może oprzytom-

Iniejesz, gdy zobaczysz ludzi leżących w prochu.

I może dopiero wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz

l Jezusowi Chrystusowi, który wychował cię na wol-

[nego człowieka.

367

XI

jako przechodnie

NIE SKARBCIE SOBIE SKARBÓW

NA ZIEMI

Bo czego naprawdę zazdrościmy ludziom - aż po

nienawiść, aż po szkodzenie - to życia. Bo czego

naprawdę się boimy, to śmierci. I w tym strachu ła-

dujesz kieszenie aż po brzegi, napychasz żołądek,

zastawiasz półki, układasz w szuflady, napełniasz

szafy, zbierasz, utykasz, upychasz, barykadujesz się

u siebie, coraz bardziej żal ci wydawać, coraz bar-

dziej oszczędzasz na wszystkim, gromadzisz wokół

siebie tych, którzy ci się przydadzą na czas zły.

Czy tak się obronisz przed śmiercią?

171

NA ZIEMI

Oszczędzamy, skupujemy, gromadzimy, utykamy,

chowamy do naszych kryjówek. Wybieramy, co naj-

trwalsze, co najtańsze. Wyszukujemy to, co się opłaca

najlepiej. Kalkulujemy, na czym można zarobić naj-

więcej, co można sprzedać najdrożej. Zatroskani,

żeby nic nie stracić, a jak najwięcej zyskać, żeby ni-

gdy nie przegrać, ale zawsze wygrać. Spazmatycz-

nie broniąc tego, co nagromadziliśmy, kurczowo

dzierżąc to, co zdobyliśmy.

Ile nocy bezsennych spędzonych na takich analizach.

Ile czasu zużytego na takich przemyśliwaniach. Ile

życia straconego.

372

DOPÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE

Nie odkładaj. Śpiesz się. Zrób to, co masz zrobić.

Powiedz to, co masz powiedzieć. Bo już się cień

nasuwa i zaraz cię zagarnie. I zostanie ci smak nie

spełnionego życia. Albo i to nie. Zadowolenie ramola

z miski soczewicy, której do końca nie dałeś sobie

wyrwać z rąk.

373

A ON ODSZEDŁ, PONIEWAŻ MIAŁ

MAJĘTNOŚCI WIELE

Nie ma przykrości, krzywdy, nieszczęścia, klęski,'

która by mogła dla ciebie stanowić totalną katastro-

fę. To byłoby tylko wtedy możliwe, gdybyś na ziemi

żył wiecznie. A ty ile lat masz przed sobą? Dziesięć,

dwadzieścia, pięćdziesiąt? Chyba nie więcej. I to jak

dobrze pójdzie.

Nie ma sukcesu, osiągnięcia, majątku, pieniędzy,

które mogłyby ci zagwarantować trwałe szczęście.

To byłoby tylko wtedy do pomyślenia, gdybyś na

ziemi żył wiecznie. A ty ile jeszcze pożyjesz? Może

pięćdziesiąt lat a może dziesięć, i to tylko wtedy, gdy

wszystko przebiegać będzie normalnie.

Do końca, do ostatniego tchnienia nosisz w sobie na-

dzieję, że wobec ciebie zostanie uczyniony wyjątek.

I tak spotka cię śmierć w pół kroku. Zobaczysz ją

w największym zdumieniu.

374

: WIERZĄCEMU WSZYSTKO JEST MOŻLIWE

f

Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać, żebrać,

domagać się, żądać; trwać uparcie, nieustępliwie;

zaufać, oddać się, poświęcić; wydzierać ze swojej

tchórzliwości, głupoty, małości: okruchy odwagi,

wspaniałomyślności, wiary; a tylko wtedy otrzymasz,

znajdziesz, będzie ci otwarte, a tylko wtedy tworzysz

siebie ponad miarę swoich wygodnych wyobrażeń,

schematów, modeli - a tylko wtedy możesz stać się

człowiekiem.

375

TAK NIECHAJ ŚWIECI ŚWIATŁOŚĆ

WASZA PRZED LUDŹMI

Z biegiem lat stajesz się podobny do sztandaru coraz

bardziej przez wiatr postrzępionego; do drzewa na

rozstajnych drogach powykręcanego przez wichry,

spękanego na mrozie, zeschłego w upale; do muru

postrzelanego. Aż przyjdzie kolejny cios, szarpnię-

cie, burza, która rzuci cię o ziemię.

Byle tylko do końca z podniesionym czołem. Byle

tylko jak pochodnia, która oświetla drogę ludziom.

i

376

Ml 7

KTO WIERZY WE MNIE, ŻYĆ BĘDZIE

Przyjdzie chwila, gdy zobaczysz swoją smugę cie-

nia. Odtąd będzie ci ona stale towarzyszyć: staniesz

się tym, który wie. I gdy pojawi się jakaś choroba,

będziesz pytał: „Czy to już?" I gdy pojawi się jakaś

dolegliwość, będziesz pytał: „Czy to to?" Ale nawet

wtedy, kiedy sobie odpowiesz: „Jeszcze nie", to

w tym uśmiechu nie będzie pełnego zwycięstwa, bo

wiesz, że ulegniesz.

Jesteśmy tymi, którzy wiedzą. Coraz bliżej nam do

tych, którzy do niedawna byli wśród nas. Coraz więk-

szą czujemy z nimi łączność, coraz większąjedność.

37?

I ROZTRWONIŁ TAM MAJĘTNOŚĆ SWOJĄ '<•{

Takjakoś życie zleciało. I zanim się spostrzegłeś, już

przestałeś być dzieckiem. I zanim się spostrzegłeś,

przestałeś być chłopcem, dziewczyną, a jesteś czło-

wiekiem dojrzałym. I zanim się spostrzegłeś, już

przestałeś być człowiekiem dojrzałym. Takjakoś ci-

życie zleciało. Coraz wyraźniej dźwięczy ci pytanie:

„To miałoby być wszystko?" Ale sobie wciąż obie-

cujesz, że gdy tylko przebrniesz przez najpilniejsze

sprawy, wtedy zaczniesz cieszyć się życiem: pój-

dziesz do teatru, na koncert, wyjedziesz na wakacje,

uładzisz swoje sprawy z Bogiem.

A przecież ma być inaczej. Masz cię cieszyć twoim

codziennym życiem. Masz być z Bogiem każdym

swoim czynem.

l

378

fff

rJAKO PRZECHODNIE

Wyobrażasz sobie, że to będzie tak, jak było tyle razy,

gdy wyjeżdżałeś w daleką podróż. Uporządkujesz po-

śpiesznie swoje ostatnie sprawy, które od dawna le-

żały nie załatwione: zostawisz ostatnie zlecenia.

Sprawdzą się znowu twoi przyjaciele i koledzy:

w ostatnich godzinach okażą się interesowni, obra-

żający się albo wyrozumiali, przebaczający i abso-

lutnie wierni. Powiesz jeszcze każdemu z nich: wy-

bacz uchybienia, wybacz pośpiech; pozdrów siostrę,

kłaniaj się twojemu ojcu; do widzenia, do zobacze-

nia - zobaczymy się przecież. Ostatnie uśmiechy,

ostatnie uściski dłoni, ostatni widok tych, którzy ci

w życiu towarzyszyli. Ostatnie westchnienie i ostat-

nia łza potoczy się po twojej twarzy.

A tymczasem to będzie zaskoczenie. A tymczasem

ty do końca nie będziesz wiedział, że to już.

379

SZUKAJCIE

10

l

Nie mów, że jesteś postępowy. Ani nie mów, że nie

jesteś postępowy. Nie mów, że jesteś konserwatyw-

ny. Ani nie mów, że nie jesteś konserwatywny. Nie

mów, że jesteś intelektualistą. Nie mów, że jesteś

specjalistą.

Nie mów, że wszystko, co było dawniej, było dobre.

Ani nie mów, że wszystko, co było dawniej, było

złe. Nie mów, że wszystko, co nowe, jest dobre. Ani

nie mów, że wszystko, co nowe, jest złe.

Dlaczego kamieniejesz? Bądź wolny. Zawsze otwar-

ty, świeży, przygotowany. Nie bój się, że wtedy ła-

two cię przewrócić, zdmuchnąć, zniszczyć. W ogóle

nigdy niczego się nie bój.

1

380

11

IALE NAS ZBAW ODE ZŁEGO

Nie trzeba bać się śmierci. To będzie jeszcze jedno

wyjście ponad strach o własne życie, o swoją przy-

szłość. To będzie jeszcze jedno wyjście poza troskę

o własną wygodę i oszczędzanie się. To będzie jesz-

cze jedno przekroczenie siebie, jakim jest każde po-

święcenie się, bezinteresowna pomoc, zaangażowa-

nie w sprawy drugiego człowieka czy społeczeństwa,

jakim jest każda uczciwa praca. To będzie jeszcze

jeden krok w miłość.

381

12

CHODŹCIE W ŚWIATŁOŚCI

Dopóki masz ręce sprawne, dopóki cię nogi noszą,

dopóki możesz logicznie myśleć, dopóki potrafisz

się zachwycać...

Bo potem przyjdzie czas, że nie potrafisz, choćbyś

chciał. Bo potem może przyjść czas, że nie potrafisz

chcieć. A pozostanie ci tylko strach o utrzymanie

biologicznej wegetacji.

382

13

OJCIEC WASZ NIEBIESKI

Jeszcze jeden kęs chleba, łyk wody, uderzenie serca.

Jeszcze jeden dzień, noc, pogoda, deszcz, powiew

wiatru, płatek śniegu.

Jeszcze jedna radość, smutek, zmęczenie, odpoczy-

nek, dobroć, przykrość, zachwyt, rozczarowanie,

przyjaźń, samotność.

Jak dziękować?

383

14

W GODZINIE, W KTÓREJ SIĘ

NIE SPODZIEWACIE

To nie jest czas umierania: w wiośnie, gdyś cały

w zieleni.

To nie jest czas umierania, gdy jesteś w pełni sił twór-

czych - w lecie swojego życia.

To nie jest czas umierania, gdy wreszcie możesz cie-

szyć się owocami swojej pracy.

Czy jest czas umierania?

384

TWOJE DNI

Potem przyjdzie cisza. I chłód popiołu. Ale teraz jesz-

cze płoniesz. Wystrzelasz ogniem. Świecisz, trza-

skasz fajerwerkami iskier. Czasem przycichasz, żeby

znowu błysnąć. Dajesz ciepło. Schodzą się do cie-

bie. Patrzą w cud twojej osobowości. Grzeją ręce.

Często nie wiedzą, czy to miłość, czy namiętność,

odwaga czy próżność, dobroć czy strach. Ale ty mu-

sisz wiedzieć. Ty musisz sobie wciąż to pytanie za-

dawać: co w tobie płonie? Odwaga czy próżność,

miłość czy namiętność, dobroć czy strach?

Bo wkrótce zgaśniesz. Wtedy On przyjdzie i zacz-

nie przegrzebywać popiół szukając, co po twoim

życiu zostało.

17 — Wszystkie nasze .

385

16

W ÓW CZAS

Zostanie po tobie kilka par rozdeptanych butów, tro-

chę znoszonej odzieży, jakieś rachunki, zapiski, któ-

rych nikomu nie będzie się chciało czytać. Ktoś na

to wszystko popatrzy i powie: „No, to niewiele tego

zostało".

Ale gdy ty tak patrzysz na to „niewiele", które zosta-

ło po bliskim ci człowieku, wiesz, że to nieprawda:

że on jest przed Bogiem taki, jakim się stawał z dnia

na dzień przez całe swoje życie.

386

COKOLWIEK UCZYNILIŚCIE

JEDNEMU Z BRACI NAJMNIEJSZYCH

Tam nie będą się ciebie pytali, czy nosiłeś sutannę

albo habit, golf albo krawat, czy miałeś tytuł majstra

albo doktora, czy miałeś powierzone sobie klucze

państwa czy mieszkania. Tam będą się ciebie pytali,

czy byłeś człowiekiem.

387

18

NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE

Krzyż trochę trzeba poprawić, bo się. przechylił, przy-

strzyc trawę, zagrabić ziemię. Na przyszły rok może

się postawi jakiś pomniczek. Ziemia musi osiąść.

A teraz trzeba wkopać ze dwie chryzantemy.

I wtedy ręce ci opadają. Co to pomoże? Czy to będzie

dla niego klamrą, która zamknie krąg jego życia? Zna-

łeś go. Pamiętasz jego słowa, myśli, zamiary, plany.

Śmierć uderzyła niespodziewanie, przerwała wszyst-

ko. Idziesz cmentarzem. Napotykasz od czasu do cza-

su znane ci nazwiska. Stają przed oczami ludzie, któ-

rzy odeszli. Młodzi, starzy, różni.

Najbardziej prosta jest chyba śmierć dziecka. Ono

jeszcze nic nie wie. Ono jeszcze niczego nie potrafi-

ło głęboko ukochać. W miarę upływu lat, gdy czło-

wiek poznał swoje możliwości, gdy otworzyły się

przed nim całe światy, gdy zrozumiał swoje zadanie

- teraz dopiero, gdy przywiązał się do życia - trzeba

odchodzić. Czy życie ludzkie może być dokonane

bez życia wiecznego?

388

KTÓRYCH PAN ZNAJDZIE

CZUWAJĄCYCH

Stajemy przed ich grobami, kładziemy wieńce

i kwiaty, palimy świece. Patrzymy w ich życie,

z którym nasze życie było związane - na ich rado-

ści, troski, smutki; na ich pracę, osiągnięcia, wzlo-

ty, błędy, pomyłki, upadki. Ale teraz już cisza. Oni

swojego biegu dokonali. Koniec naszego drżenia

o nich, zmartwień, kłopotów. Oni są w rękach mi-r

łosiernego Ojca.

Odchodzimy od ich grobów spokojni o nich, a coraz

bardziej niespokojni o nas samych i naszych bliskich.

389

20

NIE ZOSTAWIĘ WAS SIEROTAMI

Często śnią mi się moi bliscy zmarli, moja matka,

ojciec, brat. Czasem są smutni, czasem weseli. Coś

mówią. Budzę się i jeszcze słyszę ich głosy. Czasem

pozostawiają spokój, czasem grozę.

Nasi zmarli - bliscy. O wiele bardziej intensywnie

obecni niż dawniej. Bo są nie tylko tu albo tam: te-

raz są zawsze z nami.

Przychodzimy na ich groby, kładziemy kwiaty, pali-

my świece - znaki naszej pamięci, wdzięczności,

miłości. Ale prawdziwym znakiem pamięci, wdzięcz-

ności, miłości może być tylko nasze codzienne życie

- które się dzieje na ich oczach.

390

21

BO JEŚLI ZIARNO NIE OBUMRZE

Nie, nie szukaj cierpienia: klęsk, niepowodzeń, upo-

korzeń. Nie proś o nie. Ale wiedz o tym, że ich obec-

ność w twoim życiu jest czymś prawidłowym - a na-

wet czymś nieodzownym. Zgoda, tego nie jesteś

w stanie powiedzieć sobie podczas cierpienia. Wte-

dy jest tylko cierpienie. Chociaż nawet wtedy gdzieś

w głębi twojej świadomości musi tkwić przekona-

nie, że to jest prawidłowe. - Bo dopiero wtedy, kie-

dy napotykasz opór, wtedy się stajesz.

Największa pokusa, która ci zagraża, to ta, żeby spo-

kojnie przejść przez życie. I nie narazić się ani tym

z lewej, ani tym z prawej, ani tym w górze, ani tym

na dole, ani tym bliskim, ani tym dalekim. Gdybyś

dwa razy żył, to jeszcze mógłbyś sobie pozwolić na

to, żeby jedno życie przeżyć spokojnie. Ale żyjesz

tylko raz. I tylko raz masz szansę ocenić wszystko

w prawdzie, powiedzieć wszystko, co myślisz, po-

wiedzieć „tak" i powiedzieć „nie", zrobić wszystko,

co chcesz - stać się człowiekiem. Tylko jeden raz

masz taką szansę.

391

22

WYKONAŁO SIĘ

A jeżeli tobie przyjdzie umierać na krzyżu. Umierać

w świadomości, że ani pieniędzy się nie dorobiłeś,

ani stanowiska nie zdobyłeś, ani nazwiska nie zy-

skałeś. A gdy tobie przyjdzie umierać na krzyżu:

w samotności i opuszczeniu.

Jakie życie uznasz za przegrane, zmarnowane, stra-

cone? Czego ty chcesz, o co ci chodzi w życiu, co

uważasz za wartość, na czym ci zależy? Odpowiedz,

zanim przyjdzie ci umierać na krzyżu.

392

UKRZYŻOWALI GO

Przeniesiemy na drugi świat tylko nasz krzyż: co-

dzienne wyrywanie się z egoizmu - z naszej obojęt-

ności, lenistwa, strachu.

Na drugi świat przenieść nas może tylko nasz krzyż.

393

24

KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ

Nad twoim grobem stanie krzyż. Czy to będzie naj-

trafniejszy kształt twojego życia? Czy tylko przypa-

dek albo nieporozumienie?

Jeszcze jest twój czas. Jeszcze żyjesz. Jeszcze cię py-

tają, odpowiadasz, jeszcze podejmujesz decyzje, jesz-

cze stajesz wobec twoich obowiązków zawodowych,

jeszcze spotykasz się z twoimi wrogami. Czy krzyż

jest najtrafniejszym kształtem twego życia?

394

JESZCZE DZIŚ ZE MNĄ BĘDZIESZ

W RAJU

Powiedz sobie, że chcesz żyć w tym roku tak, jakby

to był ostatni rok twojego życia. Nawet nie, jakby",

powiedz sobie, że to jest ostatni rok twojego życia.

I gdy może na końcu tego roku z niejaką satysfakcją

powiesz mi - a może już nie mnie - „A jednak to nie

był ostatni rok mojego życia", to nic nie stracisz. Bo

naprawdę można żyć tylko wtedy, kiedy się nada

swojemu życiu wymiary ostateczne. Tylko wtedy

można prawidłowo rozstrzygać, pracować, mówić,

myśleć. Z tym, że ja cię nie zapewniam, że ty do mnie

- albo już nie do mnie - przyjdziesz. Bo może to

będzie naprawdę ostami rok twojego życia.

395

26

NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH

Życzyć chcę tobie w ostatnią noc roku, abyś - nieza-

leżnie od tego, ile masz lat - nie był stary. Abyś ani

w święta, ani w dnie powszednie nie wyciągał swo-

ich orderów, abyś się nie roztył we wspominaniu

dawnych czasów, dawnych pięknych dni, pięknych

lat, abyś nie rozmył swoich darów Bożych na ka-

wach, herbatach, plotkach, wyliczaniach, kto ile za-

rabia, jak się komu powodzi.

Życzyć chcę tobie, abyś uwierzył, że jeszcze nie

wszystko zostało przez ciebie powiedziane. Ażebyś

uwierzył - ty i ja - że trzeba się śpieszyć, bo wszy-

stko jeszcze jest przed nami - nasze życie i nasza

śmierć, i nasze zbawienie.

396

27

KTO WIERZY WE MNIE

Gdyby była na świecie woda życia, to szlibyśmy po

nią przez siedem rzek, przez siedem gór, przez sie-

dem lasów, przez siedem mórz. Gdybyśmy mogli

zdobyć wodę życia, to nie byłoby poświęcenia, nie

byłoby wysiłku, nie byłoby ceny, jakiej byśmy nie

zapłacili. Gdyby ktoś nam obiecał wodę życia, nie

byłoby większej wdzięczności niż nasza wdzięczność

dla niego.

Woda życia. Życie wieczne.

397

28

PRZYNOSIMY WAM WESELE WIELKIE

Czy naprawdę przynieśli ci wesele wielkie? Czy cie-

szysz się z tego, że uwierzyłeś w Jezusa, że jesteś

chrześcijaninem? Czy przyjąłeś wiarę jak cenny dar?

Czy jest dla ciebie jak znaleziony skarb, jak perła

najdroższa? Czy jesteś szczęśliwy?

398

29

OCZEKUJĄCY POWROTU PANA SWEGO

Jak żyć pomiędzy niebem a ziemią? Po co walczyć

o każdy oddech, o każde kolejne uderzenie serca,

skoro nas czeka szczęście wieczne? Po co budować

to, co zostanie zburzone? Po co gromadzić to, co

zostanie rozniesione? Po co się rozsiadać, skoro za-

raz trzeba wstać i odejść?

Jak żyć pomiędzy ziemią i wiecznością? Jakie zna-

leźć reguły gry w walce o każdą godzinę naszego

życia? Bo przecież trzeba budować, choć zostanie

zburzone. Gromadzić, choć zostanie rozniesione. Tyl-

ko się nie rozsiadaj, bo przecież trzeba zaraz wstać

i odejść.

399

30

A TEN, KTÓRY WZIĄŁ PIĘĆ TALENTÓW

Gra skończona. Zbierz karty. Jak wyszedłeś? Zlicz.

Jaki był ubiegły rok? Trudny? Pracowałeś dużo?

Zrobiłeś dużo? Czy może go tylko zaliczyłeś, prze-

śliznąłeś się przez niego. I teraz, gdy patrzysz wstecz,

widzisz tylko nijaką szarość.

Ale karty już zostały rozdane. Gra się rozpoczyna.

Nie wiesz, co w czasie gry jeszcze dobierzesz. Ale

rozgrywasz ty sam. Czy potrafisz lepiej niż w roku

ubiegłym? Czy zmądrzałeś na twoich klęskach, nie-

powodzeniach, sukcesach, osiągnięciach. Czy wiesz

już, o co w życiu chodzi?

400

SPIS TREŚCI

XII. Którzy Pana oczekują .............. 5

I. Zobaczyli gwiazdę ................ 39

II. Kto pragnie ...................... 73

III. Na Drodze Krzyżowej ............. 103

IV. Dlaczego jesteście smutni? ......... 137

V. Matka mojego Pana ............... 169

VI. Wiarą góry przenosić .............. 203

VII. Aby się modlić ................... 235

VIII. Miara twojej miłości .............. 269

IX. Niech się nie trwoży serce wasze .... 303

X. Gdzie skarb wasz ................. 335

XI. Jako przechodnie ................. 369

401



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wszystkie nasze dzienne sprawy 2
Wszystkie nasze dzienne sprawy
Allbeury Ted Wszystkie nasze jutra
Allbeury Ted Wszystkie nasze jutra
Wszystkie nasze modele posiadają certyfikaty CE poświadczone przez niezależny instytut d, wiatraki
Także Twoja Droga Krzyżowa Mieczysław Maliński
Mieczysław Maliński Przed zaśnięciem
Aby nieustać w drodze ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 1
Chodzący po morzu ks Mieczysław Maliński
ks Mieczysław Maliński Królestwo Boże jest w was
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE 2010 dz 3
Mieczysław Maliński Nie bój się
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 3
ks Mieczysław Maliński REKOLEKCJE NA CAŁY ROK dz 2
ks Mieczysław Maliński Rekolekcje Adwentowe 2010 dz 1
Wszystkie nasze tajemnice e 1ft2
WSZYSTKIE NASZE

więcej podobnych podstron