Wszystkie nasze
dzienne sprawy
Ks. Mieczysław
MALIŃSKI
Wszystkie
nasze
dzienne sprawy
WROCŁAW 1998
IM PRIM ATUR
Kuna Metropolitalna Wrocławska
L.dz 1539/98— 15 lipca 1998 r
•fHenryk Kard Gulbmowicz
Arcybiskup Metropolita Wrocławski
Projekt okładki Izabela Świerad
Ilustracje Irena Rozańska
Korekta Anna Kowalska-Grygajtis
Skład i łamanie Piotr Badyna
TUM
Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej
50-329 Wrocław, pl Katedralny 19, tel /fax 22-72-11
Tjf
ISBN 83-86968-58-3
Drukarnia Tumska — Wrocław, zam 26/98
S S -S
t- Sf
• l" '"•
NA PUSTKOWIU
Czas adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem,
przyprószona szronem. Mgła. Nieruchome powie-
trze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty ga-
łęzi. Szare niebo wiszące nisko nad ziemią. Przej-
mujące mokre zimno. Ludzie poruszają się jak we
śnie.
Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jesteś nie-
obecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po
prostu odrętwiałość. Nawet nie obojętność, tylko
nieczułość. Wykonujesz mechanicznie swoje czyn-
ności, pracujesz, załatwiasz, rozmawiasz - aż się
dziwisz, że cię na to stać. Nie czujesz wiary ni na-
dziei, nie czujesz miłości. Nie czujesz ludzi, nie czu-
jesz Boga.
To jest twój czas Adwentu, który przypada czasem
na okres liturgiczny, a czasem poza nim.
I POCZĄŁ GO KUSIĆ
To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy się
najmniej spodziewasz - w największym rozgwarze
zabawy lub gdy wieczorem ulicą wracasz do domu,
podczas rozmowy z kimś najbliższym lub gdy za-
mykasz za sobą drzwi pokoju: nagle zaczynasz ro-
zumieć swoją samotność.
Jak ręka spadająca bezwładnie po szczeblach dra-
biny...
Jak tonący, który wie, że dna stopami nie dosięgnie...
Obyś wtedy miał siłę uwierzyć, że nie jesteś sam.
ZNALAZŁAM DRACHMĘ
Musi cię wciąż nurtować pytanie o sens życia: cze-
go chcę, na co liczę, co pragnę osiągnąć? Czy od-
kryłem wartości, z których nie chciałbym nigdy zre-
zygnować, za które jestem gotów oddać wszystko?
Nie dziw się, że nigdy nie jesteś spokojny, jak bywa
ten, co znalazł. Bo odpowiedź na te pytania dać moż-
na tylko całym życiem.
BIADA WAM BOGACZOM, BO MACIE
POCIECHĘ WASZĄ
Im bardziej mamy gdzie mieszkać, co jeść, w co się
ubrać, tym wyraźniej staje przed nami pytanie: po
co żyć? Ale wykręcamy się od niego. Udajemy zaję-
tych swoimi troskami, zaaferowanych rozlicznymi
kłopotami. Spychamy to pytanie w rejestr spraw od-
kładanych do późniejszego załatwienia, gdy będzie-
my mieli spokojną głowę.
I może się zdarzyć, że odniesiesz sukces: przestanie
cię dręczyć to pytanie. Pozostaną tylko sprawy jesz-
cze lepszego mieszkania, ubrania, jedzenia.
10
KRÓLESTWO BOŻE PODOBNE JEST
DO SKARBU UKRYTEGO W ROLI
Gdzież jest świat pełen słońca, śmiechu, przyjaźni,
beztroski, zdrowia? W Londynie mówią, że to w No-
wym Jorku; w Nowym Jorku mówią, że w Kalifor-
nii; w Kalifornii mówią, że to w Paryżu i w Rzymie;
w Rzymie i w Paryżu mówią, że w Londynie.
Ale gdzieś jest świat pełen szczęścia.
11
ODSZEDŁ I POWIESIŁ SIĘ
Jak żyć? Na zasadzie przeliczania? Dawać kopiato,
którym się dawać opłaci; odcinać się od tych, którzy
na nic się już nam nie przydadzą; wyciągać od każ-
dego-, ile się da; nie zdradzać się z niczym, żeby ktoś
nie skorzystał i nie przerósł nas; chwalić tych, któ-
rzy są daleko; nie powiedzieć dobrego słowa o tych,
którzy mogą stać się rywalami; zniszczyć ich za ple-
cami, zanim wyrosną na przeciwników.
Tak żyć?
12
PRZYPROWADZILI MU OPĘTANEGO
Z czym ci się wszystko kojarzy? Z seksem, pieniędz-
mi, karierą, sławą? Co cię opętało, że ze środka uczy-
niłeś cel, że w szczególe zobaczyłeś istotę, sens ży-
cia? I czy z tego zdajesz sobie sprawę?
13
JA PRZYJDĘ ;
Wyglądanie przez okno, nerwowe spoglądanie na ze-
garek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota:
czekamy na kogoś, czekamy na coś. Są rozmaite cze-
kania - te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukryte,
ale nie mniej ciężkie.
Życie ludzkie składa się z czekan.
Spośród różnych czekan jest jedno czekanie najważ-
niejsze, wspólne wszystkim - czekanie na Boga.
14
9
A ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE
Jesteśmy jak ćmy tłukące wieczorem o żarówki.
A Pan Jezus Frasobliwy podparł ciążącą Mu głowę
i patrzy na niepokój człowieczy. Kiedy przyjdzie
ukojenie?
Rozbity wóz, na brzegu szosy leżące ciało. Spod ga-
zety widać twarz. Jakiż w niej głęboki spokój. Do-
piero teraz?
15
10
11
ŚWIATŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT
ODDALIŁ SIĘ NA OSOBNOŚĆ
Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach.
Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości
intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe
podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo,
poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt,
prawdomówność w obmowę, odpoczynek w leni-
stwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutal-
ność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrze-
żenie coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz
bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła;
dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to
zło, że to od dawna już było zło.
Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn -ja-
kaś miłość - światło - w którym ujrzymy wszystkie
barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej
szarości.
Każdy z nas jest jak dziecko, które idzie przez mia-
sto. Dużo ulic, masa wystaw. A na jednej radia, a na
drugiej pajac, a na innej cukierki. Przy krawężniku
stoi samochód, jakiś nowy model. Na płocie plakat
kolorowy. Wielkimi literami wypisane zawody spor-
towe. Ale czy wiesz, po coś wyszedł i dokąd idziesz?
Może być i sport, i samochód, ale czyś nie stracił celu
z oczu?
Każdy z nas jest jak turysta. W oddali ośnieżony
szczyt, gdzieś szemrze potok, na stoku wśród lasu
polana. Ale czyś nie zgubił szlaku? Może być i po-
tok, ale czy dobrze idziesz?
16
17
12
NIECH WEŹMIE KRZYŻ SWÓJ
Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-
bie nadzieja, że twoja umiejętność życia i oszczę-
dzania się nie dopuści do ciężkich chorób i kalekiej
starości. • •'*? >}*'•'* -'
Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-
bie nadzieja, że twoja mądrość życiowa uratuje cię
od krzywd, które mogą wyrządzić ci ludzie.
I choć idziesz przez pustynię bezwodną, i choć nic
ci nie zostało oszczędzone, nic podarowane - gdzieś
w mroku niepewności tli w tobie nadzieja.
ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE
A gdy już sobie wszystko ułożysz, nagromadzisz,
zbudujesz, przyklepiesz, wywindujesz się i rozgo-
ścisz, On ci to wszystko zdmuchnie, strąci ci twoją
czapkę tytułów z głowy, bogactwa zamieni w popiół.
Ale ty z uporem będziesz z powrotem składał rozbi-
te skorupy, zlepiał papierowe korony, z powrotem
wspinał się na piedestał - i gdy na nowo zbudujesz
swoje królestwo i zaczniesz w nim panować, On ci
po raz wtóry je zniszczy. I tak ci będzie wciąż nisz-
czył i w piołun zamieniał słodycz i w popiół bogac-
two, w nicość twoje plany. - Żebyś zrozumiał.
18
19
14
15
ABY CHOĆ RĘKĘ NA NIE WŁOŻYŁ
SYNOWIE TEGO ŚWIATA
W nieskazitelnie białej koszuli, dokładnie zapięty.
Bijący brawo jedną ręką. Oglądacz wystaw, kin, ko-
ściołów, mszy świętych, dusz ludzkich, ich cierpień
i radości. Nie dotknięty, nie naruszony. Przyglądają-
cy się pobłażliwie rym, którzy jak ćmy spalili sobie
skrzydła w ogniu. Pełen satysfakcji, że ciebie to nie
spotkało - że nie dałeś się nabrać. Z konwencjonal-
nym uśmiechem, w który ani ty sam, ani nikt nie
wierzy. Rozmawiasz z pozorną powagą o pogodzie
i spędzonym urlopie. Ale ciebie nie ma: jesteś do-
skonale nieobecny. I oni wiedzą, że ciebie nie ma.
Jest tylko ściana: twoja pogarda. A tyś ukryty w wie-
ży z kości słoniowej, nastawiony na przeczekanie
burz, które przewalają się nad twoim niebem.
A naprawdę to jesteś skrzywdzonym dzieckiem, ob-
rażonym na ludzi i na świat, które ze s woj ą krzywdą
poradzić sobie nie umie - które nie umie przebaczyć.
Na co cię jeszcze stać? Czy na to, żeby potem przyjść,
uścisnąć rękę i powiedzieć: Słuchaj, stary, ale byłeś
wspaniały.
My, kibice, oglądacze, turyści życiowi, którzy zajęli
stałe miejsce nie na arenie, ale na na widowni. Z ha-
słem naczelnym: Nie dać się wciągnąć, nie zdradzić
swoich myśli, zamiarów nawet uśmiechem, nawet
ruchem brwi, a już nigdy słowem. I patrzeć, jak so-
bie łby urywają. A potem - marzysz - gdy się wszyst-
ko skończy, gdy załatwią twoje sprawy swoimi rę-
kami, gdy zaczną wynosić trupy bohaterów, wtedy
ty, ściskając im w przejściu dłoń i nakładając wie-
niec laurowy, będziesz wiedział, jak siew życiu usta-
wić. Powiesz, że obraz to za surowy, że gdy o wiel-
kie sprawy chodzi, nie muszą cię szukać. Wtedy nie
zawiedziesz. A włączać się w głupstwa szkoda cza-
su i energii, a nade wszystko szkoda ryzykować.
Tylko przyznaj: jakoś tak się dziwnie składa, że na
twojej drodze wciąż nie ma tych wielkich spraw.
20
21
17
ZDAJ SPRAWĘ Z WŁODARSTWA TWEGO I POCZĄŁ SIĘ ROZLICZAĆ
Inaczej się gra, jeżeli w swojej, może nawet nijakiej,
talii kart ujrzy się wielką kartę. Tylko rzecz w tym,
żeby chcieć nią zagrać.
Czyś już zagrał swoją życiową kartą? Bo jeżeli tak
i jeżeli ci się udało, to musisz przyznać, że teraz ła-
twiej jest żyć. Bo pamięć tej wielkiej chwili rzuca
blask na całe dalsze życie. Dodaje odwagi, wspania-
łomyślności, daje poczucie godności.
A może jeszcze jesteś przed tym wydarzeniem?
Uważaj, żebyś pod koniec życia nie spostrzegł, że tę
wielką kartę wciąż kurczowo trzymasz w rękach. Do
momentu, gdy ci ją wyjmą i odrzucą.
Gdybyś wiedział, ileś dostał i ile masz zyskać; za
co jesteś odpowiedzialny, a co już ciebie nie doty-
czy, czym nie musisz się przejmować. Gdybyś wie-
dział. Ale ty nie wiesz. Nie wiesz, gdzie się kończy
granica zmęczenia, a gdzie się rozpoczyna lenistwo;
jak długo potrzebujesz odpoczynku, a gdzie jest już
czasu marnowanie. Ile pracy brać na siebie, a ile
przerzucać na swoich współpracowników. Dokąd
są wyrzuty sumienia, a kiedy rozpoczyna się chora
wyobraźnia.
I jesteś wciąż rozdarty, pozostawiony w niepewno-
ści. I nikt cię nie potrafi od tych wątpliwości do końca
uwolnić.
22
23
18
19
W DRODZE
Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną
ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry
piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-
cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się
nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-
gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-
dować.
Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy
kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz
równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.
I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych
spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-
dowując swoje życie.
PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE
Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej
klepsydry. 31? ^f
Ile jeszcze lat. Hę jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-
dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?
Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na
sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś
zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci
cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś
gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.
Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -
one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował
łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-
centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-
skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-
getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.
Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej
klepsydry.
24
— Wszystkie nasze...
25
f
18
W DRODZE
Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną
ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry
piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-
cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się
nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-
gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-
dować.
Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy
kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz
równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.
I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych
spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-
dowując swoje życie.
24
19
PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE
Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej
klepsydry.
Ile jeszcze lat. Ile jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-
dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?
Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na
sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś
zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci
cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś
gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.
Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -
one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował
łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-
centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-
skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-
getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.
Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej
klepsydry.
-Wszystkie nasze...
25
KTO WAS PRZYJMUJE, MNIE PRZYJMUJE
Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań i pozasu-
waliśmy storami okna. Odcięliśmy się od ludzi i ki- j
simy się. we własnym sosie. W najlepszym wypadku
tkwimy bez końca w gronie tych samych ludzi, gdzie
z góry od lat już wiadomo, co kto wie i co kto po-
wie. Wygodnie nam na tym wygniecionym foteliku,
mamy poczucie własnej wartości.
A przyznać się nie chcesz, że boisz się wartościo-
wych ludzi, bo przy nich ujawniają się twoje braki - •
przy nich czujesz, jak bardzo nie dostajesz pod każ-
dym względem. Unikasz ich, bo kontakt z nimi zmu-
sza cię do skupienia, uwagi, wysiłku, żąda od ciebie
pracy, zmiany, odnowy.
Głupiejesz. Bo się odciąłeś od ludzi - od Boga, któ-
ry w ich postaci do ciebie chce przyjść.
26
KTO BY ZGORSZYŁ JEDNO Z TYCH
NAJMNIEJSZYCH
Co chcesz dać światu? Jaki kształt chcesz na nim
odcisnąć? Jak chcesz wychować swoje dziecko, przy-
jaciela? Na człowieka? Na operatywnego człowie-
ka, na zręcznego człowieka, na zaradnego człowie-
ka, na człowieka umiejącego pracować, zachować
się? Ale co te słowa u ciebie znaczą? Jaka filozofia
życiowa za nimi się kryje? Filozofia człowieka, któ-
ry nie pozwoli się zagryźć, a który zagryza spokoj-
nie tych, którzy mu stają na drodze, czy też człowie-
ka, który chce czynić dobrze?
To dajesz światu, czym sam jesteś. Nie skryjesz się
za kurtyną swoich słów. Wychowujesz twoje dziec-
ko, przyjaciela, ludzi, z którymi obcujesz, na kształt
swojej osobowości.
27
22
I ŚWIATŁOŚĆ ZEWSZĄD ICH OŚWIECIŁA
Czy słyszysz poprzez hałas ulicy ludzki gwar, krzy-
ki, śpiewy, narzekania, śmiechy, przekleństwa, po-
przez codzienne odgłosy życia - czy słyszysz śpie-
wy anielskie? Czy dostrzegasz wśród świateł ,
ulicznych, wystawowych neonów, okien kamienic, '
reflektorów samochodowych - Jego gwiazdę?
Przyszedł, aby nam pomóc żyć: żeby poprzez naszą
małość, podłość, nędzę, poprzez chęć prześliźnięcia
się przez świat w wygodzie i spokoju potrafiła się
przebić nasza wspaniałość; żebyśmy, mali sprycia-
rze, potrafili rzucić na szalę służby Dobru - siebie
samych. *
28
CZEKAJĄCY NA PRZYJŚCIE
Okna już wymyte, kurze pościerane, zrobione świą-
teczne pranie. Udało się dostać płaszcz zimowy, przy-
szły na czas buty. Ryby są. Wszystko popieczone.
Jeszcze tylko podłogi wypastować, pójść do fryzje-
ra, no i to by było chyba wszystko. Gdyby ktoś z da-
leka patrzył na nasz glob, byłby zaskoczony tym go-
rączkowym przygotowywaniem, tym rosnącym
z dnia na dzień jak lawina ruchem w sklepach, tym
gwałtownym praniem, pieczeniem, gotowaniem.
Do czego się tak przygotowują?
Kto ma do nich przyjść?
29
24
WRÓCILI WIELBIĄC I CHWALĄC BOGA
Sprzątaj, froteruj, ścieraj kurze, gotuj, piecz. Kolę-
duj, kupuj drzewko, lep zabawki, rób wydmuszki,
złoć orzechy, przywiązuj nitki do ogonków jabłek.
Buduj szopkę, sklejaj żłóbek, wycinaj drzewa, gwiaz-
dę i owieczki, pasterzy i królów, Maryję, Józefa
i Dzieciątko. Kolęduj. Ubieraj choinkę, wieszaj łań-
cuchy, włosy anielskie, przyczepiaj świeczki, sztucz-
ne ognie. Kolęduj. Pisz listy i kartki do ludzi, któ-
rym się należy znak twojej pamięci. Przygotuj
prezenty pod drzewko. Przykryj białym obrusem stół,
podłóż siano. Ubierz się odświętnie, zasiądź do sto-
łu wraz z twoimi bliskimi.
I kolęduj przy żłóbku, kolęduj pod drzewkiem, kolę-
duj w kościele. Aby twoje mroczne wnętrze wresz-
cie rozjaśniało Światłem. Aby twoje tępe uszy wresz-
cie usłyszały Głos. Aby w twoim sercu narodził się
Jezus.
l
30
25
ZOSTANĘ Z WAMI
Twoje święta. To jest tak jak wtedy, gdyś był dziec-
kiem. I w swoim odświętnym ubranku, które cię nie-
co uwierało, podchodziłeś do drzwi pokoju, naciska-
łeś klamkę i czując jej chłód w swojej dłoni, powoli,
ze wzruszeniem otwierałeś. Przez powiększającą się
szparę ujrzałeś stół zasłany białym obrusem i leżące
na nim opłatki, w głębi drzewko jarzące się blaskiem
kolorowych świec, przybrane zabawkami, łańcucha-
mi, bańkami, włosami anielskimi - i przepełniony
lękiem, aby nie spłoszyć tej tajemnicy, na palcach
wchodziłeś do odświętnego pokoju.
Od tamtych lat tylko tyle się zmieniło, że stałeś się
bezceremonialny, rubaszny, zamaszysty, że przytę-
piałeś. Wszystko inne zostało takie samo. Te same
obrzędy, zwyczaje, gesty, obrazy, słowa, pieśni ->•
odblaski Rzeczywistości, która się za nimi kryje.
Wchodź w twoje święta jak wtedy, gdy byłeś dziec-
kiem - z szacunkiem, na palcach, by ci się objawiła
tajemnica, jaką kryj ą j ej symbole.
31
26
NADSZEDŁ CZAS ROZWIĄZANIA
I PORODZIŁA
Nie wystarczą życzenia wszystkiego najlepszego,
wszelkiej pomyślności, aby rodzicom dzieci się do-
brze chowały i aby dzieci miały bogatych rodziców.
Nie wystarczy stół wigilijny z siankiem i białym
obrusem ani łamanie się opłatkiem, nie wystarczy
nawet choinka i kolędy.
Nieustannie drąży nas przeświadczenie, że to jesz-
cze nie to, że to wszystko kryje jakąś rzeczywistość,
która jest tak realna jak opłatek łamany w wigilię,
ale z drugiej strony nieuchwytna jak wspomnienie.
Powstaje niepokój, że może przejść obok nas, że sta-
niemy się jakoś ubożsi nie zetknąwszy się z nią.
Chyba że wmawiać będziemy sobie i innym, że nie
ma żadnej tajemnicy, a jedyną rzeczywistością są
właśnie zabawki na choince, ten kawałek ryby, ten
strój świąteczny.
32
27
PRZYBYLI Z POŚPIECHEM
A my tak w wypatrywaniu gwiazdy. A my tak w wy-
ciągniętym kłusie do groty betlejemskiej. - Żeby na
własne oczy zobaczyć, żeby na własne uszy słyszeć,
żeby własnymi rękami dotknąć. Przekonać się, że to
milczące, przerażające sklepienie niebieskie, że ten
nasz los ludzki pełen cierpień, że to wszystko ma
sens. Upewnić się, że to, w co usilnie wierzyć chce-
my, że to dla czego żyć się staramy, to nie złuda.
Na własne oczy zobaczyć, na własne uszy usłyszeć,
własnymi rękami dotknąć - Znaku naszej Nadziei.
33
28
OTO ZWIASTUJEMY WAM WESELE
WIELKIE
W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po-
trzebujemy opowiadania o Synu Człowieczym na-
rodzonym w stajni, położonym w żłobie, dla które-
go miejsca nie było w gospodzie.
W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej zni-
kają z naszego pola widzenia aniołowie, gwiazdy,
sztuczne ognie, świecidełka - a pozostaje On, który
narodził się w stajni, któremu patrząc po ludzku ży-
cie się nie udało: którego w czasie próby opuścili
przyjaciele, a On sam został powieszony na krzyżu.
W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po-
trzebujemy tego opowiadania, żeby usłyszeć potwier-
dzenie dla naszych wysiłków, które tak często się
nie udają, żeby odnaleźć sens swojego życia.
34
29
I UJRZELI ŚWIATŁOŚĆ
W dniach, które stają się coraz krótsze, w twoich
dniach, w latach, które stają się. coraz krótsze, coraz
zimniejsze - to jest Światłość twoja. W twoim przy-
gnębieniu, zniechęceniu do ludzi za ich bezlitośność,
interesowność, obojętność - które w tobie z dnia na
dzień narasta - On jest Światłością twoją: On jest
świadectwem, że człowiek może być wielki, bezin-
teresowny, dobry, życzliwy, kochający.
W twojej rezygnacji wobec samego siebie, która
w miarę lat twoich narasta; w przekonaniu, że cię już
na nic nie stać, tylko na interesowność, tylko na ego-
izm - On j est nadziej ą twój ą, że potrafisz się zdobyć
na wielkość, na życzliwość.
W miarę jak lata nasze coraz ciemniejsze i zimniej-
sze, coraz bardziej potrzebujemy Jego światła, by
móc dalej żyć.
35
30
I POKŁONILI SIĘ JEMU
Zaświecić świeczki na choince, rozłożyć pod nią
wszystkie przysłane życzenia, nastawić płytę z ko-
lędami, zapomnieć, że za oknem ciemno i mróz, wtu-
lić się w gałęzie drzewka, wpatrzeć się w jego bla-
ski, światła, kolory i wędrować wraz z Maryją
i Józefem do Betlejem, wędrować wraz z pasterza-
mi do Maryi, Józefa i Niemowlęcia, wędrować wraz
z trzema Mędrcami do Świętej Rodziny i jak dziec-
ko uwierzyć - jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem - że
miłość jest możliwa, że wierność jest możliwa, że
poświęcenie jest możliwe, że bezinteresowność jest
możliwa.
Bo zaraz trzeba będzie wstać spod choinki, zgasić
świeczki i wyjść w ciemność i mróz.
36
31
I UJRZĄ SYNA CZŁOWIECZEGO
PRZYCHODZĄCEGO W OBŁOKACH
Znów minął rok.
Nie mów: „odwalony". W nim było dużo dobra i to
niewątpliwego dobra. To nie tylko krok w czasie. To
był twój krok w drodze do Boga. Tyle miłości, tyle
przełamywania swego egoizmu.
Może powiesz: „To, co mówisz, jest dla mnie krępu-
jące. Nie widzę wcale tego dobra".
A więc popatrz: tyle rannego wstawania, pośpiechu,
by się nie spóźnić, przepracowanych solidnie godzin,
uczciwości, pomocy w domu, troski. Tak, tyle miło-
ści. Pan Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy. To
znaczy przede wszystkim, że nie zapomni najmniej-
szego dobrego uczynku, najprostszego słowa, naj-
drobniejszej życzliwej myśli.
37
PRZYSZEDŁ DO SWOICH
My żyjący w okruchach Kosmosu, którego ogrom
jest tak obłędny, że nie jesteśmy go w stanie nawet
pomyśleć, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do-
strzegł nas.
My należący do gatunku nazwanego ludzkością, któ-
ry w życiu Kosmosu nie trwa dłużej niż mrugnięcie
powieki, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do-
strzegł nas i dał znak: Syna swojego.
41
JAKOŚ UWIERZYŁ, NIECH CI SIĘ STANIE
A naprawdę nie było w stajni aniołów. Byli, ale u pa-
sterzy, którzy stali na straży.
A naprawdę gwiazda wiodła trzech Mędrców, ale
w mieszkaniu, gdzie przebywało Dziecię, żadne cuda
się nie działy.
Wkrótce potem wcielony Bóg będzie uciekał przed
zazdrosnym, marionetkowym władcą maleńkiego
państewka. Potem wiele lat pracy ciesielskiej w ma-
łej mieścinie o podejrzanej reputacji i zaledwi^ parę
lat działalności publicznej, w czasie której czynił
cuda, podobnie zresztą jak prorocy i inni wybrańcy
Boży Starego Testamentu.
Człowieka nie można zmusić do wiary i miłości, na-
wet gdyby tej wiary i miłości chciał od niego sam Bóg.
42
ZOBACZYLI GWIAZDĘ
Nie zobaczysz gwiazdy betlejemskiej, jak jej nie
będziesz wypatrywał. Nie usłyszysz śpiewania aniel-
skiego, jak go nie będziesz nadsłuchiwał.
A komu bardziej potrzeba wypatrywać pociechy,
jak nie nam: przestraszonym chorobami, które gra-
sują za ścianą, śmiercią, która wokół nas krąży, nie-
szczęściami, które wywracają życie z taką trudno-
ścią ustabilizowane, starością, w którą się wszyscy
pogrążamy.
A komu bardziej potrzeba nadsłuchiwać ratunku, jak
nie nam: świadomym coraz bardziej naszej niezręcz-
ności, słabości, ułomności, złości, a wreszcie głupo-
ty. Nam coraz bardziej zgnębionym, przygniecionym,
smutnym.
Nie odnajdziesz gwiazdy zbawienia, jak jej nie bę-
dziesz szukał. Nie dosłyszysz słów prawdy, jak ich
nie będziesz pragnął.
43
NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO
Jest noc, kiedy wilk podaje łapę; lisy jedzą z ręki;
tygrysy łaszą się jak koty: lwy nadstawiaj ą karki do
czochrania; węże oczy mrużą, skorpiony się uśmie-
chają; kury przestaj ą gdakać. Nawet małpa z naprze-
ciwka mówi ludzkim głosem.
Ale choć jutro cud się skończy i wszystko wróci do
normalnego trybu życia, nie zapomnij, że cud jest
możliwy i ludzie mogą być ludźmi - że ty możesz
być człowiekiem.
44
5
NARODZIŁ SIĘ W STAJNI I POŁOŻONO GO
W ŻŁOBIE
Jak nie mieć, gdy inni mają. Jak nie mieć więcej,
gdy inni więcej mają. Jak nie mieć lepszego, gdy
inni lepsze mają. I tak rzeczy zabudują twoją wy-
obraźnię, myślenie, uczucie. Odtąd już nic nie usły-
szysz. Odtąd już nic nie zobaczysz. Odtąd już nic
innego nie poczujesz. Twoje ręce będą szukać tylko
twardego kształtu rzeczy. A wtedy już cię mają. Już
każdy może tobą powodować: niech tylko ci podsu-
nie pod dłoń rzecz, niech tylko ci rzuci pieniądz na
stół. Już nie jesteś wolny. Już nie jesteś człowiekiem,
a tylko opętanym żądzą posiadania zbieraczem.
I dlatego tak nas Jezus wciąż poucza, że trzeba być,
a nie mieć, że trzeba działać, a nie składać, że trzeba
dawać, a nie zbierać. I dlatego narodził się w stajni
i położono Go w żłobie.
45
I PRZYNIEŚLI MU DARY: ZŁOTO,
KADZIDŁO I MIRRĘ
Tylko tak można Boga spotkać - ze złotem, kadzi-
dłem i mirrą: ze złotem miłości aż do całkowitego
oddania się, do zupełnego poświęcenia; z kadzidłem
zachwytu aż do oszołomienia; z mirrą cierpienia,
smutku, poczucia grzechu.
Tylko tak można spotkać Boga - tylko tak można
siebie spotkać. Siebie jako małego człowieka wobec
ogromu Rzeczywistości, do której dochodzi siępjrzez
miłość, zachwyt i cierpienie. /
46
GDY SIĘ CHCESZ MODLIĆ, WEJDŹ DO
IZBY SWOJEJ
Zaniknij się w swoim pokoju. Przykręć knot w lam-
pie. Siądź wygodnie. Oprzyj głowę. Patrz na choin-
kę, która jeszcze w kącie pobłyskuje i spróbuj śpie-
wać kolędy. Ty sam - Panu Jezusowi.
Umiej sam świętować. Umiej żyć sam. Nie spychaj
wszystkiego na czeredę, na gromadę, na społeczność,
w której żyjesz. Oni najwyżej mogą ci pomóc. Ale
na końcu ty musisz sam. Bo nikt za ciebie ostatecz-
nie nie może podejmować decyzji. Nikt - chociażby
bardzo chciał, chociażby cię szalenie kochał - ty sam
musisz.
Zostań sam i zacznij śpiewać kolędy. Usłysz swój głos
w pustym kościele twojego pokoju. Poczujesz się tak,
jak wtedy, gdyś z bliska spojrzał w lustro i zobaczy-
łeś swoją inną twarz. Usłysz siebie oddającego cześć
Bogu. Naucz się żyć sam. Nie tylko w czeredzie, nie
tylko w gromadzie, nie tylko w społeczeństwie. To jest,
jak tamto, równie ważne.
47
NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO SWOJE
Pozostań takim, jakiego cię Bóg stworzył. W całej
niepowtarzalności swoich reakcji, odczuć, myślenia.
Nie daj się zetrzeć przez życie. Nie zuniformizuj się
przez nacisk środowiska, w którym żyjesz.
To jest możliwe, ale tylko wtedy, jeżeli będziesz
wobec siebie bardzo wymagający, jeżeli wciąż bę-
dziesz szedł naprzód.
Uszanuj człowieka, który żyje obok ciebie. Pozwól
mu rozwijać się. Nie chciej dopasowywać go do
siebie. Nie zazdrość mu, że zachował swoją natu-
ralność.
48
JEŚLI SIĘ NIE STANIECIE JAKO DZIECI
Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie, ile w tobie
pozostało jeszcze z dziecka. Czy potrafisz cieszyć
się drobiazgami: że słońce zaświeciło, że nowy dom
postawili, że ktoś był dla kogoś uprzejmy? Bo tylko
wtedy dostrzeżesz dobro w drugim człowieku, po-
trafisz przeżyć zachwyt, bez którego nie ma miłości.
3 — Wszystkie nasze..
49
10
IDŹ ZA MNĄ
Bądź rzeką. Nie staraj się być pomnikiem. Nie gro-
madź swoich pomysłów, wynalazków, powiedzeń,
uśmiechów, gestów, które się sprawdziły, o których
przekonałeś się, że ci odpowiadają, które znalazły
oddźwięk w twoim otoczeniu. Nie gromadź nawet
swoich postaw, ocen. Bądź rzeką. To trudniej. Ła-
twiej wyciągać ze swojego skarbca gotowe uśmie-
chy, zwroty, odpowiedzi, tezy, pewniki. Ale wtedy
nawet się nie spostrzeżesz, j ak staniesz się martwym
pniem.
Bądź rzeką. To trudniej. To prawie niebezpieczne.
Strach przed tym - że ci nie przyjdzie na czas odpo-
wiedź, rozwiązanie, pomysł, że tak w ciemno trzeba
iść, zawsze od początku, szukać. To trudniej, ale tyl-
ko wtedy jesteś człowiekiem, gałęzią, która się zie-
leni, a nie martwym, czarnym pniem.
50
11
BO PODOBNI JESTEŚCIE DO GROBÓW
POBIELANYCH
Kim ty naprawdę jesteś? A może ty sam już tego nie
wiesz, bo ukryłeś się przed sobą w dymnej zasłonie
swoich sztuczek, chwytów, zagrań. Zakryłeś swoje
prawdziwe oblicze przed samym sobą transparentem
pozy, udawania.
Ale musisz zobaczyć siebie. W imię twojego czło-
wieczeństwa, w imię twój ego zbawienia. Wpatruj się
w siebie, chociażbyś się ukazał sobie jako pustka bez
dna; chociażbyś zobaczył siebie jako otchłań pełną
złości, fałszu, nieprawdy. I nie rezygnuj, ale walcz
o prawdę w swoim życiu, o to, żeby czyn twój i twoje
słowo reprezentowały to, co jest w tobie.
12
PLEMIĘ JASZCZURCZE
Nie bądź kameleonem, który się zmienia w zależno-
ści od otoczenia. Nie bądź ośmiornicą, która chwyta
wszystko, co jest w zasięgu jej ramion, i wypuszcza,
gdy wyssie. Nie bądź pawiem, który przed każdym
roztacza swoje kolory. Nie bądź szakalem, który kręci
się wokół starców. Bądź człowiekiem. Istotą, która
doradza, pomaga, użycza, mówi prawdę w oczy, prze-
bacza, zanim ktoś o to poprosi.
Wtedy, chociaż nikt cię nie spyta, czy ty wierzysz
i w kogo wierzysz, będziesz gwiazdą pro wadzącą do
Boga - Ojca Światłości.
52
13
KIM JESTEŚ
Załatwiaj wszystko, o ile to możliwe, na bieżąco. Nie
odkładaj przeprowadzenia koniecznych rozmów,
sprecyzowania swego stanowiska, powzięcia waż-
nej decyzji. Bo wcześniej czy później zagrożą ci
w sytuacji, która będzie dla ciebie jeszcze mniej ko-
rzystna niż obecna. Staraj się dookreślać. Strzeż się
półtonów, półświateł, półcieni, unikaj dwuznacznych
sytuacji, niedopowiedzeń. Bo inaczej nagromadzi się
tyle niejasności i nieporządku, że sam przestaniesz
wiedzieć, kim jesteś i kim są ludzie, którzy cię ota-
czają.
53
14
KTO STARA SIĘ ZACHOWAĆ
ŻYCIE SWOJE, STRACI JE
Nie wpatruj siew siebie: ani w swojąprzeszłość, ani
w przyszłość, ani w swoje powodzenia, ani w kla-
ski, ani w swoją młodość, ani w starość, bo ogarnie
cię obłędny strach, rozpacz. Trzeba przekroczyć krąg
własnego ,ja" przez zaangażowanie, poświęcenie,
miłość, ufność, wiarę.
To jest droga prawdziwych artystów, prawdziwych
rodziców, prawdziwych działaczy, prawdziwych
twórców, prawdziwych chrześcijan - prawdziwych
ludzi.
54
GDY SIĘ ZESTARZEJESZ
Nie wolno całe życie przemaszerować wjedn
wym mundurze.
Nie możesz postępować jak dziecko, gdy już d
kiem nie jesteś. Nie możesz postępować jak lic
sta, gdy już jesteś studentem; jak student, gd]
pracujesz samodzielnie; jak zwyczajny pracov
gdy jesteś kierownikiem; jak kawaler, gdy jeste
naty. Zmieniają się twoje funkcje, obowiązki, p
i odpowiedzialność. Zmienia się twoje życie, z
niasz się ty. Trzeba się przesiadać, chociaż n
nie będzie ci się chciało rezygnować z dotychc:
wego statusu. Inaczej narobisz wiele zła sobie
dziom, a w dodatku będziesz śmieszny.
16
I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE
Nie mów nigdy, że jest już za późno.
Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak
świetną okazje, byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś
popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł,
jak bardzo byłbyś już stary.
Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy
na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio-
we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż-
liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody.
Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie-
bie, w ludzi, w świat, w Boga.
56
17
W SKRYTOŚCI
Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po-
wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę
jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym
wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie
dowie.
Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze
jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej
sytuacji.
57
16
I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE
Nie mów nigdy, że jest już za późno.
Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak
świetną okazję byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś
popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł,
jak bardzo byłbyś już stary.
Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy
na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio-
we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż-
liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody.
Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie-
bie, w ludzi, w świat, w Boga.
56
17
W SKRYTOSCI
Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po-
wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę
jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym
wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie
dowie.
Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze
jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej
sytuacji.
57
18
BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY PŁACZĄ,
ALBOWIEM ONI BĘDĄ POCIESZENI
Nie czekaj, aż nadejdzie kiedyś twój czas i wreszcie
zostanie doceniona twoja praca, zrozumiane twoje
intencje, uznane twoje starania, aż przekonają się do
ciebie także twoi przeciwnicy i otrzymasz pochwałę
godną twojego życia. Bo nawet gdyby do tego do-
szło, to i tak już jutro przyjdzie lepszy od ciebie;
bardziej interesujący, oryginalny lub bardziej praco-
wity, ofiarny, zaangażowany, który skoncentruje na
sobie uwagę, pozyska twoich sympatyków, a ty odej-
dziesz w cień.
58
19
KTO CHCE BYĆ WIĘKSZYM
W KRÓLESTWIE NIEBIESKIM
Być człowiekiem.
Tylu było grzecznych chłopczyków, grzecznych
dziewczynek, którzy wyrośli na fatalnych chłopców
i fatalne dziewczęta. Tylu było świetnie zapowiada-
jących się młodych ludzi, którzy szybko zajęli się
robieniem pieniędzy. Tyle było świetnych koleżanek,
kolegów, którzy po zajęciu stanowisk kierowniczych
stali się niemożliwi. Tylu było zacnych mężów, cno-
tliwych żon, którzy na stare lata zamienili się w fili-
strów, kabotynów, sybarytów.
Być człowiekiem.
59
20
OTO UJRZELIŚMY GWIAZDĘ JEGO
A zdawało ci się, że jesteś zbyt stary, by ci się. chcia-
ło pchać w niepewną przygodę ludzkich cudzych kło-
potów.
A zdawało ci się, że jesteś zbyt cyniczny, żebyś był
zdolny jeszcze kimś się zachwycić, kogoś pokochać.
A zdawało ci się, że jesteś zbyt doświadczony, by
mogło cię jeszcze coś zadziwić, zainteresować.
Że jesteś zbyt towarzyski, by zaniedbać grono przy-
jaciół dla jakiegoś zbłąkanego kolegi.
Że jesteś zbyt wyrachowany, by zaniedbać swoje
interesy i szukać komuś zgubionej drachmy.
Że wszystko, co miało zdarzyć się w twoim życiu,
już się wydarzyło i nic nie jest w stanie przeszko-
dzić ci w pielęgnowaniu twojego ogródka.
A teraz chyba nie żałujesz, żeś mógł - może ostatni
raz w życiu, zobaczyć Sens swojego życia, przeżyć
zachwyt Dobrem, Prawdą, Pięknem - Bogiem samym.
60
21
KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ
Droga wielkich ludzi wydaje się nam prostą, białą
smugą. I to nas deprymuje; szczególnie gdy patrzy-
my na swoje życie - pełne błądzeń, upadków, po-
wrotów, ślepych uliczek.
Droga wielkich ludzi wydaje się nam jasną plamą
słońca. Ale to jest złudzenie. Gdy się jej przyjrzymy
z bliska, jest pełna błądzeń, upadków, powrotów, śle-
pych uliczek.
Tylko że na niej więcej jest niż u nas cierpliwości
w podnoszeniu się z upadków, wytrwałości w szu-
kaniu własnego kształtu, konsekwencji w dążeniu do
wyznaczonych celów.
61
22
GWAŁTOWNICY
Gdyby można było powtórzyć życie. Gdyby można
było powtórzyć choć rok, choć miesiąc, choć dzień,
choć godzinę. Gdyby można było cofnąć słowo, od-
wołać czyn.
Mimo to nie staraj się. żyć zbyt ostrożnie. Nie zaj-
muj się zbytnio wyplenianiem swych wad.
Zrób coś w życiu. Tylko w rozmachu, tylko w takim
rozpędzie wygubisz to, co się grzechem, wadą, złem
nazywa. Nie będzie na nie czasu. A zresztą wkalku-
luj to ryzyko: że ci nie wyjdzie tu i tam, że nawet
kogoś potrącisz, zahaczysz. Bo to będzie niewspół-
mierne do dobra, które realizujesz; wynagrodzisz nim
wszystkie tamte niedociągnięcia.
62
23
SZUKAJCIE NAJPIERW KRÓLESTWA
BOŻEGO
Jeżeliby się doszukiwać przyczyn osłabienia życia
religijnego, to chyba pierwszą jest fakt, że jest nas
więcej. Ciągle napotykamy ludzi; to stwarza poczu-
cie bezpieczeństwa. Uspokajamy się stwierdzając,
że inni jakoś żyją, że nie rozpaczają widząc swoje
pogrążanie się w śmierć ani nie szaleją w obawie
przed odpowiedzialnością za swoje zło, że widocz-
nie dają sobie jakoś radę z problemami, które i nas
niepokoją. Po drugie: nie spotykamy się z obcąnam
przyrodą, ale ze światem kulturalnym, a więc przy-
rodą przekształconą przez człowieka. Już nie bo-
imy się tak bardzo piorunów ani posuchy, ani wy-
lewów rzek.
Być może nauczymy się wywoływać deszcze i roz-
pędzać chmury.
Być może znajdziemy lekarstwo na zawał, na raka,
na sklerozę. Jeszcze trudniej nam będzie o religij-
ność. Łatwo było zawsze - dzieciom, poetom i mi-
stykom.
Ale ostatecznie człowiek jest we wszystkich epokach
tak samo biedny. Ale ostatecznie zawsze zza zakrętu
wychyli się nowe niebezpieczeństwo, nowa choro-
ba. Ale zawsze pozostanie nieskończony margines
śmierci, bezsensu, smutku.
24
PRZESTRASZYŁ SIĘ I ZACZĄŁ TONĄĆ
Idziemy po wąskiej taśmie normalności. Pod stopa-
mi zieją dziury niepamięci, po bokach cisną się ośli-
złe ściany wstrętów i obrzydliwości, nad głową za-
wrotna ciemna przestrzeń, w perspektywie chmury
napierających strachów. Idziesz wąską taśmą normal-
ności. Brakuje tylko kroku, żebyś się zapadł w cze-
luść nieczułości, apatii, żebyś nabrał uprzedzeń, kom-
pleksów, żebyś się dał pochłonąć lękom, niepokojom.
Brakuje tylko kroku, żebyś przestał odbierać prawi-
dłowo świat, przestał słyszeć, co do ciebie ktoś mówi,
przestał logicznie myśleć.
Chodzisz po wąskiej taśmie normalności. Strzeż jej.
Pilnuj. Doceniaj.
64
25
TYLKO MODLITWĄ I POSTEM
Co to znaczy być normalnym? Co to znaczy być nie-
normalnym? Ile w nas obciążeń dziedzicznych, kom-
pleksów nabytych bez naszej woli, a ile naszej winy:
naszej głupoty, słabości, niezaradności - i w końcu
złości naszej?
Tyle w nas zaciekłości, nieprzejednania, zazdrości,
wstrętów, pogardy. Tyle smutków, strachów, zaha-
mowań, uprzedzeń, pretensji, zadrażnień, zaborczo-
ści, brutalności, gwałtowności, chamstwa, nieopa-
nowania. Tyle w nas podejrzliwości, kłamstwa,
obłudy, przewrotności.
Jak dalece jesteś normalny, jak dalece jesteś nienor-
malny? Ile w tobie spadku po przodkach, urazów
doznanych w dzieciństwie, a ile twojej winy?
Coś ty z siebie zrobił? Co ty z sobą robisz?
65
26
TEN MNIE ZDRADZI
Nie wyrzekaj, że przez swoją uczciwość nie mogłeś
wbrew swemu przekonaniu dać łapówki, postawić
kolacji, pójść na kolację - tak postępować, jak po-
stępuje tylu, jak postępują ci.
Jeżeli tak mówisz -jesteś na skraju zdrady.
27
ŻADEN Z NICH NIE SPADNIE NA ZIEMIĘ
BEZ WOLI OJCA WASZEGO
Nie zasłaniaj się swój ą małością, złem, które zdąży-
łeś w życiu popełnić.
Nie zasłaniaj się swoim bałaganiarstwem, leni-
stwem, brakiem inteligencji - wadami, których je-
steś świadom.
Nie bój się ludzi, którzy stają ci na przeszkodzie, któ-
rzy ci złośliwie brużdżą, nie bój się opornego świata.
Masz dość siły, aby stanąć na wysokości zadania. Daje
ci ją Ten, który żąda od ciebie wielkości.
28
OGIEŃ PRZYSZEDŁEM RZUCIĆ NA ZIEMIĘ
Nie gromadź w sobie żalu do ludzi. Nie powracaj do
krzywd, których doznałeś. Nie wpatruj się po bez-
sennych nocach z coraz większym przerażeniem
w zło, które ci wyrządzono. Bo zabuduje ono twój
horyzont, urośnie jak garb, wykoślawi cię, wykrzy-
wi, zniszczy. Bo doprowadzi cię do histerii, wyszar-
pie do ostateczności. I ty za ten stan poniesiesz od-
powiedzialność.
Trzeba złożyć tę krzywdę Bogu -jak składa się nie-
potrzebny ciężar na skraju drogi - i iść dalej.
29
WYSZEDŁ NAPRZECIW NIEGO
Nie tłumacz się, że wrócisz, gdy staniesz się Go god-
ny: gdy wyzwolisz się ze swych nałogów, gdy zwal-
czysz wady, gdy rozwiążesz swoje problemy życio-
we. Nie chciej się nawracać sam - nie starczy ci życia.
On tego wcale od ciebie nie żąda. Nie żąda nawet
pierwszego kroku; wystarczy nieśmiałe podniesie-
nie głowy.
30
A FARYZEUSZ STOJĄC NA ŚRODKU
ŚWIĄTYNI
Nie ma sytuacji, która byłaby końcową. Nie istnieje
punkt dojścia, po którym miałaby nastąpić stabiliza-
cja. Nie ma stanu doskonałego. Nie ma formy osta-
tecznej. Nie ma kształtu idealnego. Wszystko jest
etapem, po którym trzeba iść natychmiast dalej, bo
inaczej już jesteśmy nieaktualni: znajdujemy się
w śmiesznej sytuacji zadowolonego z siebie faryze-
usza. I to w każdej dziedzinie: tak postępu nauko-
wego i technicznego, polityki, kultury, jak rozwoju
osobowego. I dlatego, gdy będziesz umierał, nie po-
winieneś żałować, że nie załatwiłeś wielu spraw ani
nie doczekałeś pełni swoich czasów, że nie przeży-
łeś lat spokoju i stabilizacji. Takich tutaj nie ma.
Spotkasz je po tamtej stronie.
31
PROSZĘ CIĘ
To Ty sprawiasz, że jesteśmy niespokojni, że jeste-
śmy niezadowoleni z siebie, że Cię szukamy. I niech
tak będzie. Ale prosimy Cię, daj nam trochę radości:
radości kupca po znalezieniu upragnionej perły: ra-
dości kobiety, która odnalazła zagubioną drachmę;
radości syna marnotrawnego, który wrócił do ojca.
71
I WRÓCIŁ DO NAZARETU
Pismo święte nie mówi prawie nic o trzydziestolet-
nim pobycie Jezusa w Nazarecie, bo po prostu w tym
okresie nie wydarzyło się nic szczególnego. To było
całkiem zwyczajne życie w małym mieście. Zwyczaj -
• ne wschody i zachody słońca. Zwyczajne przebudze-
nia, modlitwy, posiłki, prace, wypoczynki. Zwyczaj-
. ne wiosny, lata, jesienie i zimy. To była matka, ojciec
i syn, sąsiedzi, ludzie, u których cieśla Józef z Jezu-
sem pracowali. To było zwyczajnych trzydzieści lat
- na to, żebyśmy uwierzyli w wartość zwyczajnego
ludzkiego życia przed Bogiem.
WZIĘŁA GO NA SWOJE RĘCE
Gdy wilki podchodziły pod zagrody, gdy burza sza-
lała nad domami, przodkowie nasi oddawali się pod
opiekę Matki Bożej, paląc gromnice.
Nam już wilki nie grożą.
Nam już nie wilki grożą.
Nam już pioruny nie grożą.
Nam już nie pioruny grożą.
W Święto Matki Bożej Gromnicznej prośmy o to,
aby nas wzięła w swoją opiekę. W opiekę przed ludź-
mi gorszymi niż wilki, przed nieszczęściami bardziej
niespodziewanymi niż piorun.
76
JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW,
INNEMU DWA
Nie wszyscy zostali apostołami. Tylko ci, którym Pan
Jezus powiedział: „Pójdź za mną". Nie wszystkie
jawnogrzesznice odmieniły swój tryb życia, tylko ta,
której Pan Jezus powiedział: „Odpuszczają ci się
grzechy, idź i nie grzesz więcej". Nie wszyscy celni-
cy porzucili swój zawód, tylko ten, któremu Pan Je-
zus powiedział: „Zacheuszu, zstąp z drzewa, bo dzi-
siaj u ciebie podoba Mi się być".
Inna była droga św. Jana, inna św. Piotra, inna Niko-
dema, Weroniki, Marii Magdaleny. Każdy ma swoją
drogę, którą mu wyznacza Łaska.
Najważniejsze, żeby człowiek, nawet tak doskonały
jak młodzieniec ewangeliczny, nie odmówił pójścia
za nią.
77
KTO MA USZY DO SŁUCHANIA,
NIECHAJ SŁUCHA
W Ewangelii jest wciąż o tobie.
To ty jesteś tym synem lekkomyślnym, który marnu-
je swoje życie; sługą nieroztropnym, który zakopuje
swój skarb; faryzeuszem zadowolonym z siebie;
oczyszczonym trędowatym, który nie dziękuje za
łaskę uzdrowienia; Piotrem, który ze strachu zapiera
się Jezusa; Judaszem, który Go zdradza.
Ale to ty także jesteś tym ślepcem, który wchodzi na
drogę i błaga: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się
nade mną"; Zacheuszem, do którego Jezus przycho-
dzi w gościnę; Magdaleną, która płacze u stóp Jezu-
sa; Mateuszem, który rzuca wszystko i idzie za Je-
zusem; wiernym Janem, który pod krzyżem stoi do
końca - Jezusem, który idzie przez ziemię dobrze
czyniąc.
78
BĄDŹCIE DOSKONAŁYMI
Coś zrobił ze swoim pragnieniem wielkości? Jak
przeżyłeś swoje zderzenie się z innymi ludźmi? Czy
skwitowałeś je stwierdzeniem, że wszyscy są głupi,
czy też przeciwnie: gdy ci udowadniali, że to ty je-
steś słaby, „poszedłeś" w kolekcjonowanie pienię-
dzy, tytułów, stanowisk, urządzenie mieszkania, w za-
siedziałość. A prawda jest taka, że każdy z nas jest
stworzony przez Boga jako ktoś niepowtarzalny, je-
dyny, któremu nikt inny zagrozić nie może. A praw-
da jest taka, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego
Ojca i tylko wrastając w środowisko, otwierając się
na nie, potrafimy w pełni rozwijać swoją indywidu-
alność.
79
RUSZYLI W DROGĘ
Już cię znają: znajątwoje wady i twoje zalety; twoje
przyzwyczajenia i twoje słabości -już określili, jaki
jesteś. W końcu i ty spostrzegasz, że poruszasz się
po utartych torach swoich możliwości, a nawet za-
czynasz się z tym schematen godzić, stwierdzasz, że
jest ci z nim wygodnie.
Tylko wtedy jesteś żywy, jeżeli nie wystarcza ci ta
konwencja, jeżeli jesteś przekonany, że stać cię na
coś więcej, że nie powiedziałeś swojego ostatniego
słowa.
82
KTÓRZY ZDOBYWAJĄ KRÓLESTWO
NIEBIESKIE
Wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że wychowamy
grzecznego, ulizanego człowieczka - z „dzień dobry"
i z „do widzenia", i z „przepraszam"; spowiadające-
go się z opuszczonych paciorków codziennych
i brzydkich myśli; przestraszonego sobą, ludźmi,
światem; bojącego się. wielkich pomysłów, wielkich
zachwytów, wielkich gniewów; bojącego się samo-
dzielnych myśli, samodzielnych kroków, samodziel-
nych czynów.
Tacy nie zdecydują się iść za Jezusem, chociażby
nie wiem jaka gwiazda im się objawiła, chociażby
nie wiem jacy anieli im śpiewali. Zostaną- ostroż-
ne, wyrachowane człowieczki, gotowe dla zachowa-
nia spokoju i równowagi zadeptać każdego, kto wy-
rasta ponad nich. A co najgorsze, że wszystko to
zrobią w imię Jezusa Chrystusa, nie rozumiejąc nic
z Jego wielkości.
83
10
KOMU WIĘCEJ DANO
Nie usprawiedliwiaj się postępowaniem innych lu-
dzi. Nie zasłaniaj się ich czynami. Usuń motywacje
swoich czynów typu: „Jak on się nie przejmuje, to
co ja się mam przejmować?" „Jeżeli im wolno, to
dlaczego mnie nie?" Będziemy sądzeni indywidual-
nie, bo otrzymujemy indywidualnie. Jeżeli dostrze-
gałeś, to jesteś tym, który więcej dostał.
Nigdy nie porównuj się z innymi ludźmi. Nie wiesz,
ile otrzymali. Wiesz tylko, ile ty sam otrzymałeś. I za
to jesteś odpowiedzialny.
i
11
ONEJ GODZINY
Nie daj się ponieść ciśnieniu chwili. Nie wolno ci
dopuścić, żebyś to teraz usiłował zdobyć za wszel-
ką cenę, jakby po nim miała nastąpić próżnia. Po
teraz następuje jutro i trzeba będzie spojrzeć
w oczy tym, których właśnie wczoraj chciałeś olśnić,
zdobyć, przekonać, od których chciałeś uzyskać, a na-
wet wyłudzić rzeczy drobne lub rzeczy wielkie. Czas
nieubłaganie ujawni motywy twego działania - naj-
mniejszy fałsz, oszustwo - i odsłoni prawdę.
12
JAKĄ MIARĄ MIERZYCIE,
TAKĄ WAM ODMIERZĄ
Masz takie życie, jakie chcesz mieć. Masz takie ży-
cie, jakim sam jesteś. Nie ma czynu, który by prze-
szedł bezkarnie. Wszystkie pozostają w tobie. Każ-
da decyzja kształtuje dalsze postępowanie. Każda
decyzja to jest nowa rysa w twojej osobowości i po-
zostaje na teraz i na zawsze.
86
13
GODZINA MOJA
Chwila obecna jest wypadkową dwóch wektorów:
całej przeszłości - wszystkich czynów, które do tej
pory dokonaliśmy, i obecnego aktu woli.
I dlatego, jak nie możemy powiedzieć, że aktualna
decyzja jest wynikiem bezwładu przeszłości, tak nie
możemy powiedzieć, że jest ona całkowicie wolna.
Ale możemy - w każdej chwili możemy - ingero-
wać w życie nasze czynem naszej woli.
I RZEKŁA MATKA JEZUSA DO NIEGO
Powiedz sobie wreszcie, że nie chcesz wygrywać po-
jedynków słownych. Nie usiłuj zaklepywać swojej
racji błyskotliwym powiedzeniem. Zaufaj człowie-
czeństwu swojego rozmówcy, uwierz, że słowa trwa-
ją dłużej niż ich wypowiedzenie, że on nieraz jesz-
cze do nich powróci, że jeszcze nieraz wypróbuje
twoje i swoje argumenty.
15
OBŁUDNICY
Uważaj na siebie, gdy mówisz „dzień dobry", „do
widzenia", „mój drogi", „kochanie", gdy podajesz
rękę, kłaniasz się, uśmiechasz. Uważaj na siebie, gdy
opowiadasz po raz któryś ten sam żart, zdarzenie,
przygodę, gdy mówisz o swoim odkryciu, wynalaz-
ku, przeżyciu, olśnieniu, o łasce, której doznałeś.
Uważaj na siebie, gdy po raz któryś się żegnasz, gdy
mówisz pacierz, gdy uczestniczysz we Mszy świę-
tej, gdy przyjmujesz Komunię świętą.
Żebyś nie magazynował klisz, które tylko powielasz.
Żebyś był wciąż żywy.
89
16
WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI
Gdybyś ty wiedział, co ludzie o tobie mówią. Jak
przeinaczają twoje słowa i czyny. Jakie przypisują
ci czyny i słowa. Ile oszczerstwa, obmowy, plotek,
złośliwości, ironicznych żartów krąży na twój temat.
Czasem dochodzi do ciebie ta fala zawiści. I wtedy
dopiero czujesz, jak jesteś osaczony przez spojrze-
nia, szepty, wytykające palce. Wtedy dziwisz się, że
ludzie na ulicy odpowiadają jeszcze na twój ukłon,
że ci jeszcze rękę podająna przywitanie. I im więcej
będziesz pracował, angażował się, poświęcał, tym
gorzej będą o tobie mówili - taka jest cena każdego
bogatego życia.
A czy nie można by inaczej? Można. To żyj grzecz-
nie, nie narażaj się nikomu; będą cię ludzie chwalili,
będą ci przytakiwali, będą ci się kłaniali. Tylko nie
myśl, że będziesz wtedy chrześcijaninem.
90
17
NIE MA NIC ZAKRYTEGO,
CZEGO BY WIEDZIEĆ NIE MIANO
Nie tłumacz się. Nie mów, że to nieprawda, oszczer-
stwo, plotka. Że ty wcale tego nie powiedziałeś ani
tego nie zrobiłeś, że wcale tak nie było. Nie tłumacz
się, że tego nie chciałeś, że twoje intencje były zu-
pełnie inne, że cię nie zrozumieli, że zaszło nieporo-
zumienie.
Popatrz, przecież ludzie okna zamykają, bo już sły-
szeć nie chcą tego wypłakiwania. Nawet twój przy-
jaciel tylko na wpół cię słucha, a inny ogląda pa-
znokcie.
Nie upieraj się, że przecież musisz im wszystko wy-
tłumaczyć, bo chodzi o prawdę, o twoje dobre imię,
o twój honor. Zostaw. Zrozum, przecież najważniej-
sze jest to, co Pan Bóg o tobie myśli.
NIECH SIĘ NIE ODWRACA
Nie dopominaj się wciąż o swoje prawa. Bo się tyl-
ko uwikłasz, wplączesz w beznadziejną bijatykę.
Nie szukaj zemsty - nie tylko ze względu na miłość
bliźniego, ale najpierw ze względu na samego siebie.
Szkoda cię. Twojej energii, twojego czasu. Zostaw.
Rób swoje.
92
19
DLA KTÓREGO WSZYSTKO,
CO JEST - ISTNIEJE
Nie myśl, że znajomi wciąż o tobie rozmawiają. To
nieprawda, że na twój temat ciągle dyskutują prze-
łożeni. Nie łudź się, że jesteś przedmiotem aż takie-
go zainteresowania.
Ludzie po prostu cię nie widzą. Nie istniejesz dla
nich. Przelotnie cię zauważają ci, którym jesteś po-
trzebny. Od czasu do czasu spostrzegają ci, którzy
cię nie lubią.
Istniejesz tylko dla przyjaciół, choć też w ograniczo-
nym zakresie. Ale to jest i tak bardzo wiele.
JEŻELI SPRAWIEDLIWOŚĆ WASZA
NIE BĘDZIE OBFITOWAŁA BARDZIEJ
NIŻ FARYZEUSZY
Nie gadaj tyle. Nie mów bez końca, co myślisz, co
uważasz, co twierdzisz, co chciałbyś, coś już zrobił,
jakie masz plany, zamiary, nadzieje, perspektywy,
szansę, z czym się nie zgadzasz, czemu się. sprzeci-
wiasz, czego nie chcesz, przeciwko czemu protestu- ,
jesz - w ciągłej obawie, że ktoś może nie wiedzieć {
o tobie czegoś bardzo ważnego, w ciągłej obawie,
że inni mogą cię przesłonić.
Nie mów tyle. Zamilcz, bo będziesz jak pusty płac
targowy, po którym wiatr rozrzuca śmieci.
Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie.
94
21
JAM JEST ŻYCIE
l
Uważaj na człowieka, który zaczyna mówić:
„Wszystko mi jest obojętne. Nic mnie nie obchodzi.
Na niczym mi nie zależy".
Uważaj na siebie, gdy zaczynasz mówić: „Wszystko
mi obojętne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi
nie zależy"; gdy widzisz, że wszystkie miejsca zaję-
te, wszystkie drogi zabarykadowane, że nie ma dla
ciebie przyszłości. Wtedy nie zostawaj sam w poko-
ju. Nie podejmuj żadnych decyzji. Idź w świat, mię-
dzy ludzi albo do kościoła - żeby szukać Życia, któ-
re z ciebie uszło.
95
BIADA WAM
Czy masz w swoim słowniku groźbę: Biada wam!
Nie dlatego, że cię skrzywdzono albo że ci ktoś na-
depnął na nagniotek, ale dlatego, że widzisz zło,
niesprawiedliwość, oszustwa, lekceważenie pracy
i ludzi, że się przejmujesz cudzą krzywdą, klęską,
zagładą, że nie możesz znieść cudzego nieszczęścia,
upodlenia, wzgardy. Czy masz w swoim słowniku:
Biada wam! - Czy już nie?
96
23
KTO CIĘ PROSI - DAJ MU
Najpierw musisz być człowiekiem, a dopiero potem
możesz być urzędnikiem, robotnikiem, nauczycielem,
księdzem, lekarzem. Bo chociaż twój zawód jest
ważny, czcigodny, nie może on przeróść twojego
człowieczeństwa. Bo chociaż instytucja, w której
pracujesz, może być wielka, poważna, święta - nie
wolno ci stać się jej bezwolnym narzędziem; trzy?
mając się sztywno jej przepisów, niszczysz ludzk*
zamiast im służyć. Żadna z nich nie potrafi zdjąć
z ciebie odpowiedzialności za twoje postępowanie
jako człowieka.
5 — Wszystkie naaze...
97
24
WYPĘDZIŁ WSZYSTKICH ZE ŚWIĄTYNI
Oburza cię nieuczciwość, to nie rozkładaj rąk, ale
rąbnij pięścią w stół i zaprotestuj; nie zgadzasz się
z tym, co ci mówią, to nie rób ulizanej miny, ale po-
wiedz, co o tym myślisz; widzisz brak szczerości,
to nie uśmiechaj się ironicznie, ale wygarnij prosto
w oczy, komu należy: koledze, kierownikowi, bisku-
powi. Przypuszczasz, że nie będą zachwyceni i spot-
kają cię z tego powodu jakieś przykrości? Chyba się
nie mylisz. Nie zrobisz tego? Wolno ci. Tylko na-
zwij taką postawę po imieniu i powiedz sobie, że to
jest tchórzostwo, a nie doszukuj się w tym miłości
chrześcijańskiej.
f
98
25
IDŹ PRECZ, SZATANIE
Tłumacze Ewangelii rozmaicie usiłowali zinterpreto-
wać ten tekst: „Idź precz, szatanie" - słowa Jezusa do
pierwszego ucznia, który będzie opoką Kościoła.
A przecież on chciał Jego dobra. Chciał Go urato-
wać przed męką i śmiercią krzyżową. Chciał, aby On
mógł dalej przemierzać wzdłuż i wszerz ziemię Pa-
lestyny, cieszyć się chłodem poranków i upałem lata,
aby mógł dalej głosić piękne nauki o miłości Boga
i bliźniego; przecież one były tak bardzo ludziom
potrzebne.
Czy ty jesteś chrześcijaninem? Czy ty jesteś gotów
powiedzieć to samo tym, którzy cię powstrzymują,
żebyś nie poszedł za daleko, i wskazują ci wygodne
gniazdko? Czy ty jesteś gotów powiedzieć to sobie
samemu, gdy rodzi się w tobie pokusa wygodnictwa
i oportunizmu?
99
26
POCZĄŁ SIĘ LĘKAĆ
Każdy człowiek boi się, nie tylko ty.
Nawet najmędrszy, nawet najbardzej pewny siebie,
nawet najpiękniejsza - zna swoje braki. Każdy czło-
wiek boi się swojej kompromitacji, nie tylko ty.
I przed każdym, nie tylko przed tobą, stoi droga prze-
łamywania własnej głupoty, nieśmiałości, tchórzo-
stwa. Chociażby ci się zdawało, że nigdy nie potra-
fisz tego zrozumieć, że nigdy się tego nie nauczysz.
100
27
BŁOGOSŁAWIENI POKÓJ CZYNIĄCY
Boisz się przełożonych, kolegów, koleżanek, ludzi
z ulicy - że odkryją twoją niewiedzę, słabość, nie-
poradność, że cię wyśmieją, że tobą zawładną. Stąd
ta pozycja obronna: sztywność, nienaturalność, usi-
łowanie, aby wydać się mądrzejszym, silniejszym;
stąd atak zapobiegający agresji: szorstkość, kpina
albo niszczenie przeciwnika poza jego oczami - plot-
ka, obmowa, oszczerstwo.
Ale wiedz: oni również boją się ciebie. Abyś nie od-
słonił ich braków umysłowych, fizycznych ułomno-
ści, śmiesznostek. Stąd ta sztuczna mina, surowość,
ironia, intrygi.
Po co się męczyć? Spróbuj ich oswoić. Przekonaj,
że nie masz zamiaru wyrządzać im krzywdy, że je-
steś do nich usposobiony przyjaźnie. Bądź dla nich
dobry.
101
2ti
JEDNI DRUGICH BRZEMIONA NOŚCIE
Chociaż ci trudno będzie się. z tym pogodzić, to mu-
sisz przyjąć, że nie tylko są ludzie, których ty nie
znosisz, ale są także tacy, którzy ciebie nie darzą sym-
patią. Nie tylko ty masz wokół siebie ludzi, których
uważasz za płytkich, ale są tacy, u których ty masz
opinię ograniczonego. Nie tylko ty znasz ludzi, do
których czujesz wstręt, ale są tacy, którzy ciebie
panicznie unikają. Nie tylko ty możesz wskazać
ludzi, których oceniasz jako niemoralnych, ale są
tacy, którzy mają głębokie przekonanie o twojej
nieuczciwości.
I co najsmutniejsze: oni przynajmniej częściowo
mają rację.
102
III
na drodze krzyżowej
f f'.
r v-
NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY
Ofiara Jezusa to Jego życie. Życie w wolności. Ży-
cie człowieka, który potrafił wyzwolić się od przy-
musów wewnętrznych, od nacisków zewnętrznych,
który myślał, mówił, działał zgodnie ze swoim su-
mieniem. Stanął w obronie człowieka w imię Praw-
dy i Sprawiedliwości.
Krzyż Jezusa to tylko konsekwencja Jego życia.
105
NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA
Jesteśmy wyznawcami Jezusa Chrystusa - tego
Ukrzyżowanego.
Jeżeli tak, to nie dziw się, że Pan Bóg nie przysyła ci
hufców anielskich, które by pognębiły twoich nie-
przyjaciół. Bo Jemu też nie przysłał. Nie spodziewaj
się, że za twoje uczciwe życie, codzienną pracę i po-
święcenie będzie ci się koniecznie dobrze powodzi-
ło. Nie myśl, że za twoje chodzenie do kościoła i mo-
dlitwę On będzie dbał, żebyś długo i wygodnie żył.
Jesteśmy wyznawcami Jezusa Ukrzyżowanego.
106
KTÓRZY UTRUDZENI JESTEŚCIE
Gdzieś w głębi duszy wierzyłeś, że w twoje niedzie-
le zawsze będzie słońce, w twoje zimy - na polach
śnieg i mróz, w twoje lata - niebieskie niebo. I że
będziesz mógł bez przeszkód rozwijać swoje talenty
na pożytek ludzi. A tymczasem schodzą ci lata na
szamotaniu się w labiryntach, wpadaniu w ślepe
uliczki, na walce o mieszkanie, ubranie, jedzenie,
posadę. Gdzieś w głębi duszy ufałeś, że gdy ludziom
okażesz choć trochę dobrej woli, serdeczności, przy-
jaźni, to ich sobie oswoisz. A tymczasem musisz się
wciąż borykać z głupotą swojego otoczenia, przepy-
chać się przez złośliwości, przeskakiwać, ze zmien-
nym szczęściem, zastawione na ciebie pułapki.
- I tak niczemu nie umknąłeś. I musiałeś wszystko
przeżyć, co tylko człowiek potrafi. I już wiesz, że
jeżeli cię coś jeszcze nie spotkało, to spotka cię na
pewno. Gdzieś w głębi duszy myślałeś, że to tylko
On musiał mieć takie życie najeżone obłudą, głupo-
tą i nienawiścią przeciwników.
WJ
NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA
To nie tylko Jego życie było takie. Każde życie jest
takie. Twoje również. Również i ty masz okresy po-
wodzenia, kiedy żyjesz w uznaniu i podziwie wśród
szerokiego kręgu przyjaciół. Ale przychodzą okresy
klęski, gdy jedni przyjaciele zdradzają cię, inni za-
pierają się ciebie i zostajesz sam. Osądzają cię nie-
sprawiedliwie. Wkładają na ciebie szatę błazna.
Dźwigasz swój krzyż wśród niezrozumienia i pogar-
dy. Upadasz, wstajesz. To nie tylko On tak szedł pod
krzyżem - ty także.
108
KAŻDY, KTO JEST Z PRAWDY,
SŁUCHA GŁOSU MEGO
Jezus zginął za prawdą. Tylko ten, kto mówi tak, jak
myśli, jest Jego uczniem, chociażby to czynił nie
w Jego imię, chociażby wcale się do Niego nie przy-
znawał. Ten, kto nie ma odwagi mówić prawdy, nie
jest Jego uczniem. Chociażby się za takiego uważał.
109
I WY ZMARTWYCHWSTANIECIE '
Może polegniesz. Może, realizując swoje życie we-
dług wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezinteresow-
ność będzie przez innych wykorzystana; twoja uczci-
wość nie zostanie przez nikogo zauważona; twoje
zasługi nie zostaną przez nikogo wyróżnione; nie
dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy. Przylepią
ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowego, nieprak-
tycznego.
Może polegniesz. Może przegrasz. Ale tak jak On
przegrał, tak jak On poległ.
no
A ON NIÓSŁ KRZYŻ
s.
Najłatwiej zobaczyć krzyż na ramionach Jezusa.
Trudniej już u bliźniego. Ale najtrudniej jest zoba-
czyć swój krzyż. Zobaczyć i uwierzyć, że może stać
się naszym zbawieniem.
111
ON ZMARTWYCHWSTANIE
Gdzie palmy w rękach naszych? Gdzie „Hosanna"
na ustach naszych? A może ty w bezpiecznym kąci-
ku patrzysz z niepokojem na przeciągający pochód
Jezusa. A może przewidując tragedię uspokajasz roz-
entuzj azmo wanych.
Czy ty Mu ufasz? Czy wierzysz, że On ma rację?
Czy jesteś przekonany, że ta Jego droga jest słuszna
i uczciwa; że ludzkość zawsze na nią wróci, że On
zawsze zmartwychwstanie? Jeżeli tak, to po co się
kryjesz, to dlaczego jesteś taki przerażony, taki nie-
ufny, taki niewierzący?
A może ty po prostu w Niego nie wierzysz?
112
NIÓSŁ GO ZA JEZUSEM
Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę krzyżową. Nie
uchroni cię przed cierpieniem największa miłość,
dach rodzinny, sala kinowa. Przyjść ono może
w chwili największego szczęścia. Nagle, jak po-
dmuch wiatru. Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę
krzyżową. Ale tu spotkasz Jezusa idącego ze swoim
krzyżem.
113
10
JA JESTEM KRÓLEM
To nie Piłat sądził Pana Jezusa, choć wszystkie po-
zory zdawały się o tym świadczyć. To Piłat był są-
dzony. Nawet gdy wydał wyrok. Dał mu o tym Pan
Jezus znać w słowach: „Ten, kto Mnie wydał tobie,
większy ma grzech".
To Pan Jezus był królem Piłata. Piłat stał przed swo-
im królem.
Nie bądź śmieszny. Nie sądź Pana Boga. Nie żądaj
od Niego, by się przed sobą tłumaczył, dlaczego dał
ci takie życie, dlaczego zesłał ci cierpienie. Nie bun-
tuj się. Nie odgrażaj. On jest twoim królem. On
wołał cię do życia nie pytając o twoje zdanie,
tobą kieruje według własnej woli, chociaż zdaje cii
się, że jest przeciwnie. On cię też odwoła niezależ-|
nie od twego życzenia.
Nie bądź śmieszny. Nie żądaj, aby się tłumaczył, dla-f
czego stworzył taki świat, dlaczego tyle w nii
cierpienia. On jest królem świata. Powołał go do ist-1
nienia, kieruje nim wedle woli, odwoła, gdy zechce.!
114
11
WYSZLIŚCIE Z MIECZAMI I KIJAMI,
ABY MNIE POJMAĆ
Czy ty przyznajesz się do takiego króla: w koronie -
ale cierniowej, na tronie - ale krzyża? Króla, który
poszedł na śmierć za prawdę, który konając przeba-
czał swoim wrogom?
Czy przyznajesz się do takiego Jezusa? A może ty
uważasz ten stan za tymczasowy i wolisz poczekać,
aż zmartwychwstanie i zacznie rozdawać chleb.
A może ty tylko do takiego się przyznajesz, który
rozdaje chleb.
tlS
WISIAŁ OBOK NIEGO
Nikt ci niczego nie wyrzuca, nie wypomina; tylko
Pan Jezus wisi na krzyżu- i wszystko jest jasne. Bez
kazania. Tylko wisi, a ty nie śmiesz oczu podnieść
i popatrzeć na Niego. Bo czujesz, że jesteś podły,
fałszywy, że okłamujesz innych, że jesteś leniwy,
ordynarny, bardzo mały.
116
13
NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY
Kto wołał: Ukrzyżuj Go?
Gdzie był wtedy Jego przyjaciel Łazarz, młodzie-
niec z Naim ze swoją matką, trędowaci, paralitycy,
chromi, których uzdrowił; gdzie byli ci, których na-
karmił chlebem; gdzie były te setki i tysiące, które
przez trzy lata słuchały Go, szły za Nim, cisnęły się
do Niego, nie dawały Mu chwili wytchnienia; gdzie
byli ci, którzy przed trzema dniami, gdy wjeżdżał do
Jerozolimy, rozścielali pod Jego stopy swoje szaty
i rzucali gałęzie palmowe?
A może to i oni także wołali: Ukrzyżuj Go.
117
14
SIEDMIOKROĆ NA DZIEŃ UPADA
My - pokolenie Kaina. Nie potrafimy postawić kro-
ku, aby nie przydeptać. Nie potrafimy ręki poło-
żyć, aby nie zgnieść. Nie potrafimy dać, aby nie
zabrać. Nie potrafimy się śmiać, aby nie urazić tych,
którzy płaczą. Nie potrafimy pochwalić, aby nie
skrzywdzić tych, których nie chwalimy. Nie potra-
fimy kochać, aby nie skrzywdzić tych, których nie
kochamy.
A tak byś chciał w bieli, z czystymi rękoma, niena-
ganny, świetlany. A tak cię oburza najmniejsza kry-
tyka, zarzut.
A ręce masz brudne. A krwią jesteś pochlapany.
118
15
PLEMIĘ NIEWIERNE I PRZEWROTNE
W nas drzemie nienawiść. A zwłaszcza do tych sil-
niejszych, mądrzejszych, szybszych, młodszych,
zdolniejszych, piękniejszych, możniejszych, bogat-
szych. A zwłaszcza do tych, którzy z nami rywalizu-
ją, którzy nam zagrażają. A zwłaszcza do tych, co
się nam narazili: czasem jednym słowem, jednym
spojrzeniem, jednym czynem. Jeżeli trzymają nas
formy grzecznościowe, ogłada zewnętrzna, przepi**
sy, instytucje, do których należymy, więzy społecz-
ne, to i tak wybuchamy obelgą, oszczerstwem, zło-
śliwością, obmową, pogardą, lekceważeniem.
W tobie drzemie nienawiść. A jeżeli potrafiłeś wy-
rosnąć ponad nią, to dzięki łasce Bożej i swojemu
heroizmowi.
119
16
KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU:
„GŁUPCZE"
?
Czy wiesz o tym, że się możesz wściec: że rozleci
się twoja osobowość, posypią się twoje zasady, zwy-
czaje, sposoby bycia? Przestaniesz panować nad
swoimi myślami, słowami, ruchami i porwany falą
szaleństwa narobisz straszliwych głupstw, porozbi-
jasz i poranisz ludzi. Może nawet przekreślisz na
zawsze swoje życie. I nic nie pomoże, że za chwilę
będziesz rwał włosy, tłukł głową o ścianę i mówił:
Jak ja mogłem to zrobić. Na wszystko będzie za pó-
źno. Już niczego nie odwołasz, już niczego nie od-
mienisz. Nic nie powróci do stanu pierwotnego.
Czy ty wiesz, że się potrafisz wściec? A jeżeli już
wiesz, to naucz się wsłuchiwać w pomruki rozpo-
czynającej siew tobie lawiny, żeby wstrzymać jąpóki
jeszcze czas. Bo za moment będzie na wszystko za
późno. Niezależnie od tego, czy jesteś dzieckiem,
młodym człowiekiem czy starcem.
120
17
MAŁEJ WIARY
Słaby człowiek jest agresywny. Wszystkich podej-
rzewa, że chcą go zniszczyć. To splot urazów, kom-
pleksów, pretensji, uprzedzeń. Nie ma się jak do
niego dostać. Nawet nie można go pogłaskać. Co-
kolwiek by ktoś do niego powiedział, jakkolwiek
by się wobec niego zachował, wszystko to odczy-
tuje jako atak na siebie. Zacieśnił się do obrony
przed zniszczeniem.
Nie bój się. Nikt nie jest cię w stanie zniszczyć, je-
żeli tylko ty tego nie chcesz.
'tzystkie nasze.
121
20
ZROZUMIELIŚCIE TO WSZYSTKO?
A ONI ODPOWIEDZIELI: „TAK"
Patrzysz na swoich bliźnich, na ich postępowanie,
słuchasz tego, co mówią, i w głowie ci się nie mie-
ści, jak oni mogą się jeszcze uważać za chrześcijan.
Bo zupełnie nie dotykaj ą istotnych prawd, biorą tyl-
ko ich fragmenty, a nawet te interpretują rozmaicie.
Czy oni w ogóle rozumieją, o co Jezusowi chodzi?
I patrzą na ciebie ludzie, i dziwią się, jak ty się mo-
żesz nazywać chrześcijaninem. I słuchaj ą ciebie lu-
dzie, i patrzą na twoje czyny, i podejrzewają, że ty
nic z tej Ewangelii nie rozumiesz.
A przecież już tyle lat słuchamy, bierzemy i karmi-
my się Słowem Bożym.
1
1
124
ŚWIATŁO WASZE
Zamykasz się w sobie. Już nie ufasz. Usiłujesz sam
zorganizować sobie życie, polegasz tylko na tym, co
sam potrafisz załatwić, przygotować, zapewnić.
Zamykasz się w sobie. Już nie kochasz. Twierdzisz,
że nie ma sensu się poświęcać, nie ma dla kogo wal-
czyć o sprawiedliwość. Trzęsiesz się nad swoim zdro-
wiem, boisz się o swoje pieniądze, o swój czas. Nie
przebaczasz, nie darowujesz.
Mówią o tobie, że stałeś się cynikiem, że zmieniłeś
się i jesteś samolubny. A w tobie już światło zgasło.
Jesteś pusty. Argumenty za istnieniem Boga czy prze-
ciwko Jego istnieniu nie obchodzą cię, są dla ciebie
nieważne, bo w tobie Go już nie ma.
Mówią, że się zmieniłeś, że dawniej byłeś inny. To-
bie samemu wracają wspomnienia tamtych dni, kie-
dy żyłeś szeroko, kiedy poświęcałeś ludziom czas,
energię, pieniądze. Teraz patrzysz na tamte lata pra-
wie z niedowierzaniem. Że też potrafiłeś tak żyć.
Wtedy było w tobie światło.
125
22
KTO Z WAS JEST BEZ GRZECHU
Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz
po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowie-
ka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet
satysfakcja? Przecież to tylko tak się złożyło, że jego
grzech został ujawniony, a twój pozostał w ukryciu.
Przecież nie wiesz, czy większe są grzechy jego, czy
twoje, bo nie wiesz, ile on otrzymał, a ile ty. Wszy-
scy jesteśmy grzesznikami. Każdy z nas. Więc dla-
czego kamienujesz? Dlaczego nie dajesz szans? Dla-
czego zabijasz?
A może to jeszcze robisz w imię prawdy lub miłości
chrześcijańskiej?
i
1
126
23
CZYHAJĄ, ABY CIĘ ZABIĆ
Nie podnoś kamienia, którym cię uderzono. Nie bierz
go w rękę. Bo się zarazisz nienawiścią. Ona błyska-
wicznie rozprzestrzeni się w tobie, opęta cię, stoczy
jak robak. Staniesz się w krótkim czasie podobny do
swoich wrogów. To nie oni ciebie zabiją. Ty sam sie-
bie zabijesz.
Nie schylaj się po kamień, którym cię uderzono. Idź
dalej.
127
24
NIE MOŻECIE BOGU SŁUŻYĆ
I MAMONIE
Nie sprzedawaj się za mamonę. Nie sprzedawaj swo-
ich najczulszych przeżyć, największych tajemnic,
najgłębszych przekonań; nie sprzedawaj przyjaciół
- za mamonę powodzenia, uznania, podziwu, stano-
wiska, pieniędzy. Bo w końcu się okaże, żeś nic nie
zyskał - żeś wszystko stracił.
128
25
JAKO I MY ODPUSZCZAMY
Jakżeż my jesteśmy bezlitośni dla bliźnich naszych.
Chcemy ich wciąż przykrawać na swoją miarę.
A przecież trzeba zaakceptować drugiego człowie-
ka takiego, jaki jest, wraz ze wszystkimi jego wada-
mi. Nawet gdy popełni jakąś nieuczciwość wobec
ciebie - bo przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć.
Tego się nie da. Przebaczyć to znaczy zaakceptować
go z tymi grzechami, które przeciwko tobie popeł-
nił. I zdecydować się iść z nim dalej.«
129
26
BIŁ SIĘ W PIERSI
Kontroluj siebie, gdy popełnisz jakieś zło, bo wtedy
- w obawie, byś sam sobie nie musiał odebrać tego,
co tak bardzo chcesz mieć, by ci nie wyrwali tego,
co zdobyłeś, albo w panice przed czekającymi cię
konsekwencjami: utratą stanowiska, pieniędzy, do-
brego imienia - będziesz na gwałt gromadził argu-
menty, które by uzasadniły słuszność twojego postę-
powania. Bądź dla siebie wtedy bezwzględny.
Nazywaj kłamstwo - kłamstwem, oszustwo - oszu-
stwem, kradzież - kradzieżą, fałsz - fałszem. Bo ina-
czej się zakłamiesz: ucieknie ci grunt spod nóg. Na
końcu dobre będzie wszystko to, co będziesz chciał,
a złe wszystko to, czego nie będziesz chciał.
130
27
I NIE ZOSTANIE W TOBIE KAMIEŃ
NA KAMIENIU
Minął czas twoich szalonych przyjaźni; przyjaźni wy-
rosłych z zachwycenia światem, człowiekiem, Bo-
giem. Ilu przyjaciół zostało dotąd? Ilu przehandlo-
wałeś za pieniądze, za stopnie, za stanowisko? Albo
po prostu porzuciłeś z własnej lekkomyślności. Te-
raz też masz ludzi, których nazywasz przyjaciółmi,
ale stosunki między wami kształtują się na zasadzie
ścisłego rozliczania: tyle ja tobie, ile ty mnie. Gdzie
jest czas twoich wielkich przyjaźni? Ile z nich pozo-
Czy utraciłeś również przyjaźń z Bogiem?
131
28
CHCĘ, BĄDŹ UZDROWIONY
To są nasi trędowaci - pijacy, zmarnowane talenty,
niedoszli geniusze, upadłe anioły - nasi dawni kole-
dzy. Patrzymy na nich z niechęcią, pogardą. Unika-
my ich, aby nie zarazili nas swoim nieszczęściem.
Ale to przecież nasze ofiary. To my, z pomocą na-
szych kumpli, precyzyjnymi pociągnięciami wy-
pchnęliśmy ich z naszego koła. Nie pasowali do nas,
a mogli zagrozić naszej stabilizacji. Zostali odcięci
od możliwości pracy w swojej dziedzinie. Nie do-
puszczeni do głosu. Odsunięci od wszelkich kon-
taktów.
Ty masz swojego trędowatego. Patrzyłeś z zimną
krwią, j ak podejmował się coraz bardziej niekorzyst-
nych prac, które kolejno i tak wyjmowano mu z rąk.
Patrzyłeś, jak się rozpadał. A teraz kiwasz głową nad
losem człowieka, który do takiego stanu potrafił się
doprowadzić. Ty-uczciwy człowiek, odpowiedzial-
ny pracownik, szanowany obywatel.
A przecież wystarczyłoby, abyś go dotknął. Może
jeszcze teraz taka szansa istnieje?
132
29
A ON RZEKŁ: TYŚ POWIEDZIAŁ
„Odwaga była potrzebna, gdy smoki zamieszkiwały
jaskinie, gdy w niedostępnych borach kryły się cza-
rownice, a na przejeżdżających czyhali zbóje z ma-
czugami. Odwaga była potrzebna, by zatrzasnąć przy-
łbicę i oko w oko zmierzyć się w szrankach «na
miecze albo topory». Odwaga to cnota dziś anachro-
niczna".
Czyżby więc naprawdę odwaga nie była dziś potrzeb-
na? A więc nie ma strachu? Urzędnik nie boi się kie-
rownika, a kierownik dyrektora, dyrektor zaś inspek-
cji ze stolicy? Uczeń - profesora, student - asystenta,
kolega - kolegi, a sąsiadka - sąsiadki?
Nie boisz się? To dlaczego się tak uśmiechasz, przy-
takujesz, kłaniasz, gorąco zapewniasz, czemu się tak
ślinisz? A potem, za plecami, wybuchasz złością,
odgrażasz się, obiecujesz zemstę, wywlekasz brudy,
zdradzasz osobistą tajemnicę, cieszysz się z niepo-
wodzeń, przejaskrawiasz fakty, mówisz nieprawdę
- gryziesz milczkiem.
Podnieś głowę, popatrz w oczy, zaatakuj po ludzku:
powiedz prawdę, którą powinieneś powiedzieć. Cho-
ciaż będziesz drżał, chociaż będziesz się pocił ze stra-
chu. Zachowaj się tak, żebyś potem nie miał obrzy-
dzenia do siebie.
133
30
A WODA, KTÓRĄ JA DAM
STANIE SIĘ ŹRÓDŁEM WODY ŻYWEJ
Jak ustrzec się przed utratą najcenniejszych darów?
Bo tak łatwo przyjaciela zamienić w sługę; zawład-
nąć tym, który nas obdarzył zaufaniem; z czyjejś
miłości do nas uczynić źródło samouwielbienia; po-
wołanie - iskrę Bożą - przekształcić w wygodną
synekurę; chrześcijaństwo sprowadzić do abstrakcyj-
nego systemu prawd.
Jak zapobiec, aby wartości, którymi zostaliśmy ob-
darzeni, nie zsunęły się w przyzwyczajenia, w puste
słowa, w gesty bez pokrycia?
134
31
„JAK SIEBIE SAMEGO"
Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić
od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmia-
stowych wyników swoich postanowień. Nie dener-
wuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popeł-
nisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie
narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię
głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce
robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy
swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie
bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym
wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim
być dla innych.
W przeciwnym razie zamkniesz sprawę stwierdze-
niem, że jesteś dobry albo stwierdzeniem równie jało-
wym - że jesteś zły.
135
j-' v
•#'"' -"" -v' f l/
' -' .- /\':X^ l^
dlaczego jesteście
smutni
CÓŻ JEST, ŻE JESTEŚCIE SMUTNI?
To jest chyba jeden z najpiękniejszych urywków
Ewangelii św. Wstęga drogi, bezchmurne niebo, słoń-
ce i dwie wolno idące postacie. A potem trzecia po-
stać Nieznajomego. Zdarzenie zakończone gdzieś
u wejścia do gospody, gdy słońce chyliło się ku za-
chodowi i chłód ogarniał ziemię.
Jesteśmy jak ci uczniowie.
Poszliśmy za Jezusem Nazareńskim potężnym w czy-
nie i w mowie wobec Boga i całego ludu. Ale oto
umarł. Więc wracamy do domów, aby spokojnie upra-
wiać grzędy i patrzeć, czy fasola dojrzewa. Tylko
przeraziły nas niektóre z naszych niewiast, które były
przed świtaniem u grobu, nie znalazły ciała, ale wi-
działy aniołów, którzy powiadają, że On żyje. I poszli
niektórzy z naszych do grobu, i znaleźli tak, jak mó-
wiły niewiasty, ale Jego samego nie znaleźli.
Tak bardzo przestraszeni, zmartwieni, niedowierza-
jący; tak zgaszeni, smutni.
Chyba że Go poznamy. Przy łamaniu Chleba.
139
POWSTAŁ Z MARTWYCH
Gdy byłeś dzieckiem, w Wielkanoc niebo musiało
być fantastycznie niebieskie. I dużo słońca. I zielo-
na trawa.
Czekałeś niecierpliwie, kiedy ksiądz wreszcie skoń-
czy kazanie i wracałeś do domu na śniadanie. Stół
był nakryty białym obrusem. We flakonie sterczały
bazie. Mama stawiała na środku stołu wielką lukro-
waną babę.
A potem, gdy byłeś młody, gdy cię roznosiło życie
i wierzyłeś w swoją siłę i swoje osiągnięcia -jesz-
cze było za wcześnie na to, żebyś zrozumiał, czym
jest Zmartwychwstanie.
Ale wyobraź sobie, że przeżyłeś wiele lat. Przyjdzie
Wielkanoc z bladym słońcem i wypłowiałym niebem.
W lustrze przestraszy cię twarz ze zmarszczkami i si-
wym zarostem. Nie wychodzisz z mieszkania, bo nie
starczyło ci sił. Stoisz w oknie i patrzysz, jak spod
brudnych płacht śniegu ciekną strużki wody i już zie-
lenieje trawa. Pąki na gałęziach kasztana błyszczą.
Na suchych płytach chodnika dzieci grają w klasy -
tak jak ty nie tak dawno.
Może wtedy zrozumiesz, czym jest Zmartwych-
wstanie.
Siłą chrześcijaństwa jest to, że tobie, że każdemu po-
chylającemu się w rozpad, zapewnia życie.
140
WTEDY WSZEDŁ ÓW UCZEŃ,
KTÓRY PIERWSZY PRZYBYŁ DO GROBU
- ZOBACZYŁ I UWIERZYŁ
To my wracamy razem z Apostołami od grobu, któ-
ry pozostał pusty. To my razem z trzema Mariami
zobaczyliśmy anioła, który powiedział: „Nie masz
Go tu. Zmartwychwstał". To nam ukazał się w ogro-
dzie, gdyśmy Go szukali z Marią Magdaleną. To do
nas powiedział, że się z nami jeszcze zobaczy.
r
141
WTEDY JEZUS PRZYSZEDŁ
DRZWIAMI ZAMKNIĘTYMI
On przyjdzie do każdego. Tak jak przyszedł do nich.
Pogrzebany, niechciany, zapomniany albo oczeki-
wany - w radości lub smutku. Przyjdzie, abyś mógł
Go dotknąć, uwierzyć, że nie na darmo niesiesz
krzyż, cierpisz rany, idziesz w samotności. Że nie
na darmo.
142
POWSTAŁ Z MARTWYCH
Ileż to razy już cię pogrzebano. Ileż to razy przywa-
lono cię kamieniem oszczerstwa. Ileż to razy poło-
żono pieczęć na twoją nieobecność. I zmartwych-
wstałeś. I chodzą pogłoski, że cię widzieli na ulicy,
jak szedłeś uśmiechnięty - jak dawniej, w najpięk-
niejsze dni twojego powodzenia i chwały. Zaczyna-
ją o tobie mówić ludzie z szacunkiem, podziwiać
twoją mądrość i wytrwałość, rozumieć, trafnie od-
czytywać twoje intencje, doceniać zasługi. I zatrwo-
żyli się twoi wrogowie, ci, którzy na ciebie wydali
wyrok, którzy cię ukrzyżowali i pogrzebali. Nie myśl,
że to ostatni raz. Jeszcze cię nieraz pogrzebią. Jesz-
cze nieraz będą się cieszyć z twojej śmierci. Ale
zmartwychwstaniesz. Będziesz chodził ze Synem
Człowieczym w światłości chwały Bożej. Będziesz
spotykał się z ludźmi, którzy zobaczą cię w praw-
dzie: zrozumieją, o co ci chodziło, odkryjątwoje naj-
głębsze zamiary, najtajniejsze intencje.
Bo dobro zawsze zwycięży. Bo sprawiedliwość jest
wieczna. Byłeś jej nie zdradził, byłeś jej zawsze
służył.
143
ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA
Już ma się nam ku wieczorowi i już dzień się nam
nachylił. Bo już mamy dwadzieścia, trzydzieści,
sześćdziesiąt lat. Wciąż żal nam, że już tyle lat jest
poza nami, a nie umiemy cenić chwili, którą nam
dajesz.
Prosimy Cię, naucz nas radować się życiem. Nie: nie
martwić się. Ale radować się. Zawsze. Niezależnie
od tego, ile mamy lat doświadczenia za sobą, ile na
grzbiecie zmartwień, kłopotów i trosk codziennych.
Podejdź do nas idących w smutku przez życie, jak
do uczniów zdążających do Emaus. Upomnij nas -
jak ich. Spraw, abyśmy przejrzeli, zanim będzie za
późno.
144
A JESTEŚCIE SMUTNI
My musimy być już teraz trochę wniebowzięci. My
musimy już teraz trochę chodzić nad ziemią. I wie-
rzyć po ryzykancku, i ufać wbrew obliczeniom, i ko-
chać na wyrost, i radować się, choć czasem niewiele
powodów do tego.
My musimy już teraz trochę nad ziemią chodzić. Bo
to wbrew pozorom jest jedyny klucz do życia. Za
takimi ciągnąć będą w procesji, przylatywać jak ćmy
do ognia, jak pszczoły do miodu - ci wszyscy obli-
czeni, wyrachowani, sprawiedliwi, a przy tym ogrom-
nie smutni - by wziąć trochę beztroskiej wiary, tro-
chę nie obrachowanej nadziei, trochę miłości za
darmo - trochę radości, bez której nie da się żyć. My
musimy już teraz być trochę wniebowzięci.
L 7 — Wszystkie nasze...
145
JAM JEST CHLEB ŻYWY, KTÓRY
Z NIEBA ZSTĄPIŁ
To był czas dla Niego najważniejszy: czas męki
i śmierci. W nim określił siebie: swój stosunek do
Boga Ojca i do ludzi.
W przeddzień ustanowił nam posiłek eucharystycz-
ny. I my, spełniając Jego polecenie, spotykamy się
na Mszy świętej, aby uczestniczyć w Jego męce
i śmierci i z niej brać na zwyczajny dzień siłę; by
kochać ludzi, jak On ludzi kochał, i aby śmierć na-
sza zakończyła się jak Jego śmierć - zmartwychwsta-
niem w Bogu.
146
9
PANIE, DAJ NAM TEGO CHLEBA
Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - frag-
ment stołu, opłatek i odrobina wina. Ale to jest Jego
przyjęcie, na które nas zaprosił: Jego chleb, Jego
wino - Jego życie. I chce, byśmy w tym życiu
uczestniczyli.
Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - fragment
stołu, opłatek, odrobina wina. Ale to są nasze dary,
które przynieśliśmy Jemu, aby je przyjął i uznał za
swoje - aby nasze życie stało się Jego życiu podobne.
147
10
STOJĄC NA ŚRODKU ŚWIĄTYNI
Jak daleko nam, uczestniczącym we Mszy świętej,
do wiary Apostołów z Wieczernika. Jak często idzie-
my w niedzielę do kościoła popychani tradycją, na-
wykiem. I wtedy pojawia się pytanie: Czy wolno
w takim stanie przychodzić na Mszę świętą? Czy
warto?
Tak. Bo nawet gdy dopiero za którymś razem wy-
niesiemy stamtąd jakieś przeświadczenie, myśl,
przekonanie, które nas powstrzyma przed złem,
wskaże drogę, pomoże pokonać swoją małość - to
już warto.
l
148
11
KTÓRY Z NIEBA ZSTĄPIŁ
My, którzy jesteśmy coraz bardziej świadomi na-
szego pogrążania się w śmierć; my, którzy tak bar-
dzo łapczywie sięgamy po życie - przychodzimy
co niedzielę do stołu Jezusa. Do stołu Tego, który
umarł, ale zmartwychwstał, który powiedział, że jest
życiem i że kto wierzy w Niego, chociażby umarł,
żyć będzie.
149
12
PRAWDA WAS WYSWOBODZI
Traktuj drugiego człowieka poważnie. Strzeż się za-
równo czułostkowości, jak lekceważenia; zachwy-
tów, jak i ironii; łatwego usprawiedliwienia, jak i su-
rowej krytyki; pobłażliwości, jak i oburzenia. Traktuj
drugiego człowieka poważnie nawet wtedy, a nawet
zwłaszcza wtedy, gdy on zdaje się. prowokować do
czegoś zupełnie przeciwnego.
Tylko w ten sposób możesz mu pomóc, aby ujrzał
się w prawdzie.
150
13
DŁUG MU DAROWAŁ
Nie możesz układać współżycia z ludźmi wyłącznie
na zasadzie sprawiedliwości: ile dałeś i ile ci się od
nich należy. Musisz coś odliczać na straty, musisz
coś podarować, chociaż nie usłyszysz za to słów po-
dziękowania.
Ale nie myśl, że to tylko ty tak postępujesz. Inni
wobec ciebie czynią podobnie.
151
14
NIE SĄDŹCIE
Po prostu nie wiesz, dlaczego on tak postąpił. Może
mu coś dolegało, a może miał jakieś zmartwienie?
Ale nawet gdyby był w normalnej formie, to ty i tak
nie znasz motywów, jakimi się powodował. Przypi-
sujesz mu jeden z tych, które, według twojej logiki,
powinny nim kierować. I dlatego twój osąd ma mi-
nimalne widoki na to, żeby mógł być prawdziwy.
152
15
A KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU:
GŁUPCZE, BĘDZIE WINIEN
OGNIA PIEKIELNEGO
Walcz z drugim człowiekiem, gdy trzeba, ale go nie
zabijaj. Naucz się dyskutować, sprzeczać, ale nie
gardź nikim, nie udowadniaj nikomu, że niepotrzeb-
nie zabiera głos, bo się na niczym nie zna, i na pew-
no nie ma nic ważnego ani ciekawego do powiedze-
nia, czyli: że nic nie wie, jest niczym. To, po pierwsze
nie jest prawdą, a po drugie, gdybyś mu to potrafił
wmówić, wepchniesz go w rozpacz.
JStrzeż się, abyś nie uwierzył, że wszystko, co ma-
rę, ważne i ciekawe, powiedzieli mądrzejsi od cie-
bie, a tobie pozostaje jedynie przekalkowywanie zło-
ych myśli i odkrytych prawd. To zabiłoby w tobie
yórczość. Zagroziłoby twemu człowieczeństwu.
153
16
NACHYLIŁ SIĘ NAD NIM
Strzeż się, żebyś drugiemu nie dał do zrozumienia,
że przestajesz go uważać za tego, kim on całym wy-
siłkiem swojej dobrej woli stara się być. Bo możesz
spowodować, że przestanie widzieć sens swoich
wysiłków - zrezygnuje. Strzeż się, żebyś nie dał dru-
giemu do zrozumienia, że go uważasz za złoczyńcę.
Nawet gdy on twoją opinię uzna za krzywdzącą, i tak
może to go zdemobilizować, a więc - może otwo-
rzyć bariery, jakimi ubezpieczył się przed złem.
154
17
KTO BY ZGORSZYŁ
Skąd dzieci nasze są takie? Skąd w nich tyle nieobo-
wiązkowości, niechlujstwa, lekceważenia, nonsza-
lancji, pogardy, samolubstwa, cwaniactwa, egoizmu,
chamstwa? Skąd te powiedzenia, te słowa, te wyra-
żenia, te akcenty, ten ton? Skąd u nich tyle brutalne-
go rozdeptywania naszych zajęć, niefrasobliwego
zagarniania naszych odpoczynków?
Nie mów: to rodzice. - To my wszyscy. To kość z na-
szej kości, krew z naszej krwi. To są dzieci nasze -
dzieci naszego narodu. To my wszyscy jesteśmy za
nie odpowiedzialni.
155
18
ABYŚCIE BYLI SYNAMI OJCA WASZEGO
Nie tylko to jest ważne, jaka jest obiektywna praw-
da, nie tylko to jest ważne, kto ma racją, ale jest rów-
nież ważne, że drugi człowiek coś uważa za prawdę,
że ma o czymś najgłębsze przekonanie i chce zgod-
nie z nim żyć. Do tego każdy ma zwyczajne ludzkie
prawo, a ty masz obowiązek to prawo szanować.
Taka jest podstawa tego rodzaju sprawiedliwości,
która nazywa się. tolerancją.
156
19
A GDY JĄ ZNAJDZIE,
WKŁADA NA SWOJE RAMIONA
Słuchasz i uszom własnym nie wierzysz. Czytasz
i oczom własnym nie wierzysz: oto ten, który jesz-
cze wczoraj głosił nieludzkie rzeczy, dziś zaczyna
mówić i pisać normalnie. A więc karierowicz, czło-
wiek o miedzianym czole?
A może to jeden z tych, którzy zostali powołani
w ostatniej godzinie, a może to jeden z tych, których
Bóg dotknął i przejrzeli; których dotknął i usłyszeli.
A może to jedna z owieczek zgubionych, którą On
odnalazł.
Abyś nie stanął w rzędzie faryzeuszów i saduce-
uszów oskarżających Jezusa, że pije i je z grzeszni-
kami i celnikami.
157
T
20
NIECH MOWA WASZA BĘDZIE:
TAK - TAK, NIE - NIE
Co to jest ta wolność nasza? Co to jest ta tolerancja
nasza? A może to po prostu tylko strach przed popa-
trzeniem prawdzie w oczy, przed podjęciem męskiej
decyzji z wszystkimi bolesnymi konsekwencjami, ja-
kie ona przynieść może; zepchnięcie jej na dzień na-
stępny, a potem jeszcze na następny - byle dalej.
Co to jest ta dobroć nasza? A może to tylko leni-
stwo, które nie pozwala przeanalizować i dogadać
sprawy do końca.
I tak żyjemy na co dzień z tymi ludźmi, którym po-
winniśmy powiedzieć prawdę w oczy, a nie powie-
dzieliśmy. Potykamy się o stosy spraw nie załatwio-
nych. Żyjemy na niby. Narastają złogi fałszu,
niedomówień; kłamstwa. I tak robaczywiejemy, gni-
jemy w tych unikach, niewyjaśnionych sprawach.
Aż tak narośnie w tobie pogarda do siebie samego
i tak się spiętrzy w tobie niechęć do ludzi, że życie
ci zbrzydnie. I sam sobie będziesz winien.
158
21
MOWA TWOJA
Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Mil-
czenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko prze-
radza się w obcość, wrogość - do nienawiści włącz-
nie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi
żadne niebezpieczeństwo.
159
22
BIADA ŚWIATU DLA ZGORSZENIA
My niepoprawni indywidualiści, którzy uważamy
sobie za ujmę spostrzec obok siebie człowieka rów-
nego nam, którzy nawet myśleć nie chcemy, jak bar-
dzo jesteśmy wynikiem poprzednich pokoleń, któ-
rzy nawet wiedzieć nie chcemy, że z naszą śmiercią
nie zejdzie w otchłań cały świat, którzy chcemy ura-
tować swoją wartość osobistą przynajmniej w wy-
miarze naszego pokolenia, którzy nie potrafimy do
drugiego człowieka powiedzieć: bracie.
Niezależnie od tego, ile masz lat, odchodzisz. Uwierz
w to, że jesteś tylko liściem na drzewie, które nazy-
wa się ludzkością. Nie udawaj, że nie słyszysz za
sobą'coraz wyraźniej szych kroków nowego pokole-
nia. Uświadom sobie, że ono jest wpatrzone w cie-
bie. Będzie takie, jaki ty jesteś -jesteś za to pokole-
nie, które idzie za tobą, i za wszystkie następne,
odpowiedzialny.
160
JEŚLI CHCESZ
Nie przymuszaj nikogo do niczego. Nawet gdy bę-
dziesz wiedział na pewno. Nawet w wypadku zła,
które komuś zagraża. Nawet w wypadku dobra, któ-
re przynosi wielkie korzyści. Nie uszczęśliwiaj ni-
kogo na siłę. Bo każdy ma prawo być człowiekiem.
A tylko wolna decyzja określa człowieka. Tylko ona
go tworzy.
161
24
BYŁEM GŁODNY, A NIE DALIŚCIE
MI JEŚĆ
Aż stanie się. I wtedy wybuchnie jazgot zgorszonych,
zacznie się kiwanie głowami, zachłystywanie każ-
dym szczegółem sprawy. I okaże się, że to był długi
proces, który coraz bardziej nabrzmiewał. Od daw-
na szeptano przy czarnej kawie, urywały się telefo-
ny, podawano sobie kolejne fragmenty narastające-
go zagrożenia.
Ale nie było takiego, który by pomógł.
162
25
PRZYJACIELE NASI
„Niech pan sobie zażywa te kropelki przed snem,
a te proszki trzy razy dziennie po jedzeniu; ale naj-
ważniejszą rzeczą dla pana jest spokój. Byłoby naj-
lepiej, gdyby pan mógł gdzieś wyjechać, oderwać
się od dotychczasowego środowiska i zapomnieć
o wszystkim..." „Proszę wziąć serię tych zastrzyków,
a gdy je pani skończy, proszę przyjść znowu. Ale pro-
szę pamiętać, że one pomogą, jeśli się pani nie bę-
dzie denerwowała. Nie należy się martwić, trzeba
trochę weselej popatrzeć na świat..."
Na wielu klepsydrach i nagrobkach zamiast napisów:
„pozostają w nieutulonym żalu mąż, dzieci, wnuki
i synowa", zamiast: „cześć jego pamięci", zamiast:
„najukochańszej matce", zamiast: „wierni koledzy"
-powinno być: „zagryzły ją dzieci", „wykończył go
kierownik", „dobiły ją plotki".
163
26
OWCE I WILKI
Tylko w jasełkach jest zły Herod i dobrzy pastusz-
kowie.
Posłuchaj rozchodzących się małżonków. Posłuchaj,
co mówi o tym samym fakcie teściowa i synowa.
Posłuchaj, jak oceniaj ą uczniowie profesorów, a jak
profesorowie uczniów. Posłuchaj, jakie mają zdanie
dzieci o swoich rodzicach, a jakie rodzice o dzie-
ciach.
Gdy mówiła jedna strona, sprawa nie budziła żadnej
wątpliwości, wszystko było dla ciebie jasne - wina
drugiej strony była zupełnie oczywista. Gdy wysłu-
chałeś drugiej strony, nie wiedziałeś nic.
Gdybyś zaczął odwrotnie, od sprawozdania z ust dru-
giej strony, wszystko byłoby identycznie.
W nieporozumieniach z ludźmi nie stawiaj siebie
w rzędzie dobrych pastuszków, a przeciwnika nie
uważaj za złego Heroda albo nawet za diabła.
164
27
JAKO I MY ODPUSZCZAMY
Mówią: „Gdy chcesz wejść do domu, którego strze-
gą psy, najpierw rzuć między nie kość". Różnica
między człowiekiem a psem jest ta, że pies może
szarpać kość, no, powiedzmy, pół godziny. A czło-
wiek może przy niej pozostać całe życie. Czasem
chodzi o krytyczną uwagę, o podniesiony czynsz,
o garnki we wspólnej kuchni, o mycie korytarza, o je-
den stopień w karierze. Okręt, który wyruszał w da-
leką drogę, miał zobaczyć rozmaite lądy, ludzi mó-
wiących różnymi językami, zachody i wschody, cisze
i burze - zaraz na początku, tuż za portem, osiadł na
mieliźnie. I tak został. Przekrzywiony, nad brudną
wodą opluwającą jego burty, patrzy na stare domy
z dziurawymi dachami, na usychające wokół nich
drzewa.
165
28
NASZYM WINOWAJCOM
W Tygodniu Miłosierdzia kup rozwrzeszczanemu ba-
chorowi zza ściany czerwony lizak. Zarozumiałej
wiedźmie z naprzeciwka powiedz pierwsza „dzień
dobry". Dozorcy podaj rękę i spytaj go bez złośli-
wości, jak mu się spało. Kierownikowi opowiedz
kawał. Dużo starszej koleżance w biurze przynieś na
stół kwiatek. Teściową zabierz do kina. Synową po-
chwal, że zrobiła dobry obiad. Zięciowi upierz skar-
petki. I jeszcze: uśmiechnij się do zdenerwowanej
ekspedientki w sklepie. Uśmiechnij się do zaniedba-
nego konduktora w tramwaju. Uśmiechnij się do
policjanta na rogu. Uśmiechnij się do brzydkiego
dziecka idącego do szkoły. Uśmiechnij się do sta-
ruszki z pieskiem.
A może Pan Bóg da ci łaskę, że spadną ci z oczu
łuski i dojrzysz wokół siebie smutnych, zmartwio-
nych, załamanych, przygnębionych. Może zrozu-
miesz jeszcze coś więcej: że powodem tych wszyst-
kich smutków człowieczych jest samotność. I że
przełamać ją może tylko Pan Bóg, jeżeli z Nim złą-
czysz się i będziesz dobry.
166
29
JEDEN JEST DOBRY: BÓG
Gdzie kończy się odpoczynek, a zaczyna lenistwo?
Gdzie kończy się stanowczość, a zaczyna upór? Gdzie
kończy się prawdomówność, a zaczyna naiwność?
Gdzie kończy się krytyka, a zaczyna złośliwość? Gdzie
kończy się lojalność, a zaczyna pochlebstwo? Gdzie
kończy się prostota, a zaczyna brutalność? Gdzie koń-
czy się dobroć, a zaczyna słabość? To jest rozdarcie,
które stanowi twój chleb codzienny.
167
30
KRÓLESTWO TWOJE
W porządku Bożym jesteśmy również układem za-
mkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugie-
go, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący;
przez czyjeś umartwienie przychodzi łaska żalu na
grzesznika. Nasza świętość ma wpływ na świętość
innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność in-
nych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie spo-
łeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez ni-
kogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt
miłości Bożej.
168
JEJ SYN
„Znowu idą". Drgnęła. A ci już się tłoczyli
w drzwiach sionki rozgadaną gromadą. Tężała we-
wnętrznie, gdy po złośliwych pozdrowieniach dla
„matki wielkiego nauczyciela z Nazaretu" poczyna-
li wypytywać o Jego życie. Co robił? A najważniej-
sze, co mówił? Była przerażona nienawiścią tych
ludzi. Wiedziała, że trzeba jak najmniej mówić, a naj-
lepiej milczeć. Oglądali bezlitosnymi oczami miej-
sce Jego pracy, przyglądali się Jego rzeczom, dzieli-
li się dwuznacznymi uwagami. I przytaczali zdania
z Jego nauk. I pienili się złością. I wygrażali pięścia-
mi przed Jej twarzą. Że Go tak wychowała. Że taką
jest matką. A wreszcie namawiali, by wpłynęła na
Niego, bo On nie zdaje sobie sprawy, co Mu grozi.
Że szkoda Go, bo ma talent. Że trzymaj ą Go w swych
rękach. Ale z litości dla Niej nie chcą Go zniszczyć.
A potem odchodzili. Pozostawała po nich głęboka
cisza, tępy ból koło serca i pewność, że znowu przyj-
dą, że nie dadzą Jej spokoju.
Skąd to wszystko wiemy? Gdzie to wszystko słysze-
liśmy? Te kroki przed domem, dobijanie się do drzwi,
wypytywanie o syna, krzyki, bicie, maltretowanie?
Dlaczego Ona jest nam tak bliska? Bo przeżyła to,
co i nasze matki. I dlatego choć Zielna, Siewna,
Gromniczna - to zawsze Częstochowska: z poważ-
ną twarzą i dwiema bliznami od uderzenia.
172
JEGO MATKA
Szła mając błękit nieba nad głową, wokół zielone
wzgórza i pył drogi pod stopami, ze swoim Dziec-
kiem na ręku. Po raz pierwszy oficjalnie, publicznie.
Szczęście, uniesienie, które znaj ą tylko matki.
Za chwilę Symeon przepowie Jej cierpienie. To bę-
dzie pierwszy ból, pierwszy miecz, który spadnie na
Nią przez Syna. Potem przyj da inne. Niezrozumiałe
odezwanie się dwunastoletniego Człowieka: „Co jest,
żeście mnie szukali, nie wiedzieliście, że w sprawach
Ojca mego potrzeba, abym był?" - słowa, które zga-
siły drżące od niepokoju i wyrzutu pytanie: „Synu,
cóżeś nam uczynił?" A potem obce słowa, które tak
trudno było przyjąć - w Kanie Galilejskiej: „Nie-
wiasto, jeszcze nie przyszła godzina moja". Po raz
ostatni „niewiasto" usłyszała pod krzyżem.
Ale to jest Jej Syn. Ale mimo wszystko, chociażby
zdarzyło się coś stokroć boleśniejszego, chociażby
odszedł daleko bardziej - to jest Jej Syn. Ona jest
Jego Matką.
173
ZA KOGO WY MNIE UWAŻACIE?
Za kogo wy Mnie uważacie? To pytanie Jezusa staje
przed ludźmi od dwóch tysięcy lat. To pytanie staje
przed każdym z nas. I nie wykręcaj się od niego
odpowiedziami, że jedni mówią, iż jest prorokiem,
a drudzy mówią inaczej. On ciebie się pyta: „Za kogo
ty Mnie uważasz?"
174
ZNALAZŁA GO
To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany,
posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się
jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce
bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przecho-
dził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci
dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś.
Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej do-
broć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego
spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła
awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła.
Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadzie-
jami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wte-
dy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko
jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta
się ucieszona, żeś przyszedł. „Może się herbaty napi-
jesz?" Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się
tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci
tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i po-
całuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czeka-
łeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgo-
ryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć.
Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło,
stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z su-
rowym światem.
Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz
do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czu-
jesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie
światło - Jej dobroć.
115
A POD KRZYŻEM JEZUSOWYM
STAŁA MATKA JEGO
Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła wtedy, gdy
postawiono Go przed sądem? Czemu nie przyszła
i nie przyrzekła zebranemu Sanhedrynowi, że On
wróci do Nazaretu, przestanie nauczać i będzie pra-
cował jako cieśla do końca swoich dni? Żeby mógł
swoimi spracowanymi rękoma odgarniać włosy znad
czoła, jeść chleb w zaciszu swojego domu, rozma-
wiać w zapadającym zmierzchu z przyjaciółmi.
Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła do Piłata, gdy
ten wydawał na Niego wyrok śmierci, aby prosić
o ułaskawienie? Niech Go skaże na dożywotnie wię-
zienie; ,na galery czy do kamieniołomów; nawet
w największym pohańbieniu i nędzy. Ale żeby mógł
oglądać wschody i zachody, grzać siew słońcu, spać
kamiennym snem w chłodne noce.
A Ona szła z Nim bez słowa, gdy dźwigał krzyż, sta-
ła bezczynnie, gdy konał.
I dlatego jest nie tylko Matką Jezusa. Ale jest Matką
Zbawiciela, Odkupiciela -jest Matką naszą.
176
RZEKŁ UCZNIOWI: OTO MATKA TWOJA
Jeżeli ci to przeszkadza, to nie mów „Królowo". Je-
żeli to ci nic nie mówi, to nie mów „Pani". Jeżeli nie
rozumiesz, to nie mów „Naczynie poważne". Mów
o Niej po prostu „Maryja". Jak chcesz. Byle była dla
ciebie tym, czym być powinna: Matką.
177
BŁOGOSŁAWIONY OWOC ŻYWOTA
TWEGO
W Niej składamy hołd tym kobietom, które część
życia swojego oddały drugiemu człowiekowi: ciągi
nieprzespanych nocy, dnie wypełnione gotowaniem
kaszek i podgrzewaniem mleka, praniem pieluszek,
drżeniem o każdy kaszel i każdy skok temperatury;
w bezustannym załataniu, żeby ze wszystkim zdą-
żyć; potem troską o każdy samodzielny krok małego
człowieka, który zaczyna nieporadnie wchodzić
w życie - mając w perspektywie samotność.
W Niej oddajemy hołd kobietom, które słowu „ko-
cham" nadały najpełniejszy kształt.
178
OTO SYN TWÓJ
Kto jeszcze dzisiaj chce być matką - człowiekiem
na etacie poświęcającego się.?
Pozostać dziewczyną. Na zawsze, do śmierci. Na-
wet gdy będą dzieci. Niech je przedszkole, szkoła,
teściowa, koledzy, ciotki, niech je zabawki wyhodu-
ją. Byle nie przeszkadzało, nie krępowało, nie ob-
ciążało, byle było jak najmniej w domu.
I tak nam to słowo „matka" zanikło. Zblakło. Zatra-
ciło się. Nam, szukającym tak histerycznie miłości.
i
i
179
l*
Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO
Co ty myślisz patrząc na Nią zamodloną w czasie
Zwiastowania, trzymającą Dziecko na rękach, stoją-
cą na Golgocie, obejmującą Jego ciało zdjęte z krzy-
ża? O co Ją prosisz, co Jej przynosisz, czego się od
Niej spodziewasz, na co czekasz?
Ty - w wieku lat osiemnastu, trzydziestu, pięćdzie-
sięciu, siedemdziesięciu.
Jak ty się do Niej modlisz?
180
11
ZOBACZYLI MARYJĘ
Wierzyć w Boga, to znaczy zawierzyć i człowieko-
wi. Zaufać Bogu, to znaczy zaufać i człowiekowi.
Kochać Boga, to znaczy kochać i człowieka. Jakże
więc w Nianie wierzyć, nie ufać Jej, nie kochać ta-
kiego Człowieka jak Ona.
181
12
CIEŚLA Z NAZARETU
Gdy byłeś mały, chciałeś być sławny. Nie wiedzia-
łeś jeszcze, z jakiego powodu, ale wierzyłeś, że będą
o tobie pisali w gazetach wielkimi literami. Czy cią-
gle na to czekasz? Tak, chcemy, aby nas zauważono,
aby nas proszono, dziękowano, aby nas uznano, sza-
nowano.
Jest w Ewangelii św. dużo postaci zarysowanych
bardzo wyraźnie. O św. Józefie mało wiemy. Zapi-
sano wiele słów nie tylko apostołów, ale faryzeuszów,
celników, grzesznic. Jego słowa nie ma ani jednego.
Nikomu nie przyszło do głowy, aby spytać, co On
mówił, jakie było Jego zdanie.
Nie wiemy nawet, kiedy umarł.
Nie zauważono Go.
Chciał odejść, gdy poznał, że Maryja jest w ciąży.
Został z polecenia anioła. Z polecenia anioła uciekł
do Egiptu z Maryj ą i Dzieciątkiem. Z polecenia anio-
ła wrócił do Palestyny.
Spełnia polecenia, chociaż nie zawsze rozumie, jaki
jest ich cel. Pracuje na utrzymanie Matki i Syna.
Umiera chyba wtedy, gdy jest już niepotrzebny, po
dojściu Jezusa do pełni sił. Patron tych, którzy nie
są kierownikami, którzy pozostają w ukryciu, kto-
rży są jak powietrze niezauważalni, ale tak jak ono
potrzebni.
182
13
MATKA PANA MEGO
Bądź nam Matką. Uczyń z nas swoje dzieci. Spraw,
abyśmy umieli zgodzić się na swój los, tak jak Ty
w chwili Zwiastowania; znosić biedę, jak Ty, gdyś
rodziła w stajni; przyjmować upokorzenia, jak Ty,
gdyś musiała uciekać do Egiptu; szukać Jezusa, jak
Ty w świątyni jerozolimskiej; prosić Go, jak Ty
w Kanie Galilejskiej, gdy zabrakło wina na godach;
cierpieć jak Ty, gdyś stała pod krzyżem umierające-
go Syna; modlić się, tak jak Ty w wieczerniku cze-
kając na Zesłanie Ducha Świętego.
Prosimy Cię, uczyń z nas swoje dzieci. Bądź nam
Matką.
183
14
LISY MAJĄ SWOJE JAMY
Człowiek potrzebuje domu. Nie: „zwłaszcza w dzi-
siejszych czasach"; nie: „coraz bardziej". Zawsze.
Odkąd człowiek jest człowiekiem i jak długo chce
być człowiekiem. Nie czterech ścian, nie hotelu, nie
noclegu, nie przytułku, ale źródła pokoju, odpoczyn-
ku, siły, miłości - domu.
184
15
NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE
Uwierzyć Bogu - uwierzyć człowiekowi.
Że przyjdzie. Że cię nie zostawi samego, że cię nie
zdradzi, że cię nie sprzeda.
A nawet gdyby cię zdradził, nawet gdyby odszedł,
nawet gdyby dopuścił się jakiejś nieuczciwości wzglę-
dem ciebie, to wciąż musisz wierzyć w dobro, które
w nim trwa, którym on jest, które go stanowi.
I gdybyś przestał wierzyć człowiekowi, gdybyś
wszystkich ludzi wokół siebie przekreślił, to wtedy
wiara w Boga jest niemożliwa.
Stracić wiarę w człowieka, to stracić wiarę w Boga.
185
16
PTAKI MAJĄ SWOJE GNIAZDA
Trzeba na mapie świata odnaleźć swoje miasto.
W gmatwaninie ulic wytyczyć swoją drogę. W tłu-
mie odszukać znajome twarze. W hałasie rozpoznać
przyjazne głosy. - Gdzieś założyć swój dom.
Musisz mieć swoich pisarzy, malarzy, publicystów,
spikerów, dziennikarzy. Musisz mieć swoje książki,
tygodniki, gazety; swoje teatry, obrazy w muzeach,
kina, kawiarnie, restauracje. - Ażeby świat nie stal
przed tobą obcy, zimny i wrogi, ale żeby był dla cie-
bie domem.
186
17
I WSZEDŁSZY W DOM ZOBACZYLI
DZIECIĘ Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO
Nie zamykaj miłości w czterech ścianach swego
domu. Nie legitymuj miłości bliźniego miłością do
swojej rodziny. Tak bardzo łatwo wyradza się. ona
w tani egoizm. Dom nie ma być twierdzą, ale bazą.
Sprawy rodziny nie mogą zabierać całej twojej uwa-
gi i energii, ale muszą pomagać w wychodzeniu do
ludzi, którzy są wokół ciebie.
187
18
BĘDZIESZ MIŁOWAŁ
PANA BOGA TWEGO
To nie moje małżeństwo przeżywa kryzys, to kryzys
mojej wiary w Boga i kryzys miłości ku Niemu. Je-
żeli nie dość wierzysz, jeżeli Go nie dość kochasz,
to chociażbyś sto lat szukał swego ideału, chociaż-
byś znalazł swój ą dziewczynę, chociażbyś znalazła
swego chłopca, chociażbyście przeżywali swoją sza-
loną miłość, to i tak ona się skończy. Bo człowiek
jest istotą skończoną. Skończy się dla ciebie jego
mądrość, prawość; skończy się jej dobroć, kobiecość,
urok. Bo zawsze człowiek tęskni za pełnią piękna,
za pełnią prawdy. I dlatego jest tyle smutnych miło-
ści - bo człowiek od człowieka żąda tego, czego ten
dać mu nie może.
1&8
19
NIE POTĘPIAJCIE
Dotąd jesteśmy chrześcijanami, dopóki szanujemy
tajemnice człowieka, który stoi obok nas, dopóki
zakładamy, że nie wyczerpuje go żadne z naszych
sformułowań, określeń, definicji, nie przekreśla go
żaden grzech, nie determinuje żadna - ani pozytyw-
na, ani negatywna- decyzja, dopóki potrafimy wie-
rzyć w niego, zaufać mu, kochać go.
189
20
PRZYSZŁA DO NIEGO
i Dla ojców naszych była Częstochowską, Kalwaryj-
ską, Piekarską, Gidelską, Ostrobramską. Dla ojców
naszych była Zielną, Siewną, Gromniczną. Zostały
po nich pieśni, legendy, obrazy, rzeźby przydrożne,
ryngrafy rycerskie i szkaplerze.
My, nowe pokolenie, patrzymy z zażenowaniem
na to przywiązanie ojców naszych do Matki Naj-
świętszej.
Każdy dzień rozpoczynał się Godzinkami. Oparty był
na trzech punktach: Anioł Pański rano, Anioł Pański
w południe, Anioł Pański wieczorem. Kończył się
wspólną Koronką całego domu. Gdy do tego dodać
wszystkie święta maryjne w ciągu roku, maj z jego
nabożeństwami, październik z różańcem i adwent
z roratami, to trudno się dziwić, że kult do Niej po-
trafił przemienić serca naszych przodków.
Oby weszła w nasze życie i przemieniła serca nasze
jak,serca naszych praojców.
190
21
ZNALEŹLI MARYJĘ Z JÓZEFEM
ORAZ DZIECIĄTKO
Od początku swego istnienia ludzkość tyle już prze-
żyła: popełniła już tyle głupstw, piramidalnych błę-
dów, już tak bardzo palce poparzyła, ale zawsze
w chwilach opamiętania nieodmiennie wraca do tego,
że najważniejsze to: mężczyzna, kobieta i dziecko.
I coraz bardziej już wiemy, że niezależnie od tego,
co ludzkość wynajdzie, jakie przewroty przeżyje, do
jakich dojdzie osiągnięć, to dokąd będzie istnieć, jej
podstawą pozostanie mąż, żona i dziecko. I im wię-
cej doświadczeni, tym głębiej przekonani jesteśmy
o tym, że nie ma ceny, którą by ludzkość nie powin-
na by płacić, nie ma wysiłku, którego ludzkość nie
powinna by podjąć, ażeby stworzyć jak najlepsze
warunki, żeby umocnić w sposób najbardziej korzyst-
ny ten związek ojca, matki i dziecka.
191
A WY NIE NAZYWAJCIE SIĘ
NAUCZYCIELAMI
To z lenistwa przyjmujemy postawę mistrza, instruk-
tora - bo chcemy najmniejszym wysiłkiem załatwić
sprawę wychowania. To ze strachu - bo się boimy,
że odsłoni się nasze puste i jałowe wnętrze. I dlate-
go wygłaszasz kazania, moralizujesz, upominasz,
grozisz, dajesz wskazówki. Ale to jest tresura, którą
każdy człowiek, posiadający jako taką godność, od-
rzuci.
Jeżeli naprawdę zależy ci na wychowaniu ludzi, któ-
rzy są z tobą, jeżeli naprawdę ich kochasz, to zejdź
z piedestału mistrza, nauczyciela. Miłość nie jest
dawaniem jałmużny: tego kto ma - temu, kto nie ma.
Tego, kto bogaty - temu, kto biedny. Tego, kto moż-
ny - temu, kto bezradny. Tego, kto silny - temu, kto
słaby. Odrzuci ją każdy, kto ma choć trochę poczu-
cia godności. - Miłość jest dzieleniem się. Chcesz
komuś pomóc, to żyj razem. Wtedy w każdym mo-
mencie przekazujesz siebie. Nawet gdy będziesz stał
w koronie cierniowej, opluty, wyśmiany, wzgardzo-
ny, więcej nauczysz, niż gdybyś całe życie kazania
mówił - tą jedną chwilą.
192
23
ZA ZBAWIENIE ŚWIATA
Jakiej wysokości dosięgasz? Czy mówi ci coś słowo
„rodzina"? Miasto? Naród? Ludzkość? Czy reagu-
jesz na słowo „Ojczyzna"? Wytłumaczysz mi, że to
już nie te czasy. A twoje miasto? Uśmiechniesz się
pobłażliwie. A zakład pracy? Machniesz lekceważą-
co ręką. Jakiego wzrostu jesteś? Co cię przejmuje,
boli, niepokoi: Jakie sprawy, którzy ludzie? Twoja
matka, twoja siostra, kolega, znajomy, współpracow-
nik, przechodzień, rodak, drugi człowiek? O kogo się
troszczysz? Na kim ci zależy? Za kogo czujesz się
współodpowiedzialny? Jakiej wysokości sięgasz? Ja-
kie horyzonty widzisz?
9 — Wszystkie nasze...
193
24
MIEJ O NIM STARANIE
Chodzi o to, ażeby przez ciebie twemu bliźniemu
było dobrze: żeby przy tobie odnalazł samego sie-
bie; gdy złamany - wyprostował się, gdy zgaszony -
wybuchnął płomieniem, gdy stulony - zakwitnął.
Ażeby przy tobie stawał sią pełnym człowiekiem.
Najłatwiej zbyć potrzebującego jałmużną uśmiechu,
dobrego słowa czy rzeczy. - Ale to nie jest dobroć.
Najwyżej tobie tylko tak się zdaje.
194
25
WILKI DRAPIEŻNE
Nie tylko inni ciebie wykorzystują: zabierają twój
czas, wymagaj ą ponad miarę, nie dotrzymują zobo-
wiązań. Ale i ty wykorzystujesz: wtedy, gdy napraw-
dę jesteś w sytuacji bez wyjścia i żądasz pomocy, jak
i wtedy, gdy z lenistwa wyręczasz się innymi, spy-
chasz na nich swoje obowiązki, rozporządzasz bez-
ceremonialnie ich czasem, zapominasz prosić i dzię-
kować. I wcale nie jest takie pewne, czyje konto jest
bardziej obciążone: kto bardziej wykorzystuje.
195
26
A PAN, KTÓRY WIDZI W SKRYTOŚCI
Pilnuj się wtedy, gdy zaczynają odznaczać, nagra-
dzać, wyróżniać twoich bliskich znajomych, fachow-
ców z twojej specjalności, a pomijają ciebie - cho-
ciaż nawet może to od ciebie wszystko się zaczęło,
a przynajmniej tyś sobie ręce urabiał, ty się na tym
najlepiej znasz, twoja w tym wielka zasługa, że coś
z tego w ogóle wyszło.
Pilnuj się zwłaszcza wtedy, gdy pozostałeś w cieniu,
a inni błyszczą. Odpowiedz sobie wtedy na pytanie,
po co to wszystko robiłeś. Czy naprawdę po to, aże-
by wymieniono twoje nazwisko, dostrzeżono twój
wkład, doceniono twoje zasługi, przyznano, że to była
twój a inicjatywa i pomysł? Czy naprawdę po to ura-
białeś sobie ręce?
196
27
OWCE Z TEJ OWCZARNI
Kościół nie jest zbiorem jednostek troszczących się
każda z osobna tylko o zbawienie swojej własnej
duszy.
Jesteś członkiem Kościoła nie tylko przez chrzest,
ale również przez zaangażowanie - jak dalece czu-
jesz się wrośnięty w tę społeczność, potrafisz się
wspólnie modlić, odnosisz się do braci twoich z życz-
liwością-jak dalece pomagasz im żyć.
197
28
W RĘKACH WASZYCH
Tak jak ci, którzy w Gromniczną ze świecami wra-
cają do domu, strzegąc, aby płomień nie zgasł - przez
jednych wyśmiewani, przez drugich podziwiani,
przez innych obserwowani z ciekawością, sami nie
zwracają uwagi na to, ale cieszą się, że mają świa-
tło, ale radują się, gdy potrafią je donieść do domu.
Tak i ty idziesz z wiarą w Boga przez życie, osła-
niasz ją, aby nie zgasła, korzystasz z jej światła -
przez niektórych wyśmiewany, przez innych podzi-
wiany, cieszysz się, że wierzysz i pragniesz tylko
donieść wiarę swoją do domu Ojca.
l
198
29
DOSKONAŁY
Jeżeli nie spotkasz się z krytyką, to jeszcze nie do-
wód, że jesteś doskonały i nieomylny. To może
świadczyć o tym, że ludzie nie mają odwagi czynić
ci uwag, bo się przekonali, że ich nie przyjmujesz.
Doświadczyli, że uważasz się za doskonałego i nie-
omylnego.
Jeżeli nikt cię nie upomina, to znaczy, że jest z tobą
bardzo źle.
m
30
KTÓRY ZNALAZŁ PERŁĘ
Jaki ty jesteś wśród tych wszystkich, którzy zaprze-
czając swojej godności ludzkiej, robią majątek? Jaki
ty jesteś wśród tych, którzy rozdrapuj ą pazurami pie-
niądze, idą depcząc tych, których zwalili z nóg, zbie-
rają, kolekcjonują meble, obrazy, gromadzą pienią-
dze, mnożą kontakty, znajomości, zapewniają sobie
poparcie? Czy jest w tobie pokój? Czy patrzysz na
nich ze zdziwieniem, z przerażeniem, z politowa-
niem, ze współczuciem - tak jak na ludzi chorych,
opętanych, zamroczonych, nienormalnych? Czy cie-
szysz się, że możesz patrzeć na to z dystansu, z od-
ległości? Czy ty cieszysz się, że jesteś inny? Czy ci
nie żal, że oni idą w górę, bogacą się, a tyś został
z tyłu?
Czy nie ma w tobie ziarnka goryczy? Uważaj, żeby
się ono nie rozrosło w drzewo.
200
31
I OD OWEJ CHWILI WZIĄŁ JĄ
ÓW UCZEŃ DO SIEBIE
Bądź z nami w godzinie naszego konania.
Bądź z nami w godzinie naszego cierpienia: gdy nas
skrzywdzą ci, których uważaliśmy za przyjaciół.
Bądź z nami w godzinie naszego nieszczęścia: gdy
my kogoś krzywdzimy - abyśmy potrafili uznać swo-
ją winę i starali się naprawić wyrządzone zło.
Bądź z nami teraz i w godzinie śmierci naszej.
201
VI
wiarą góry przenosić
KTO CZYNI WOLĘ OJCA MEGO
Mówisz, ze wierzysz, bo uznajesz istnienie Boga
Ale to jest płaszczyzna informacji, przyjmowanie do
wiadomości To jeszcze me jest wiara Uwierzyć
w Boga, to najpierw uwierzyć Bogu i zaryzykować
życie w Światłości, Uczciwości, Prawdzie, w Bezin-
teresowności Zaryzykować Bo pierwszy krok jest
wbrew sobie, wbrew swojemu egoizmowi Ale to
tylko pierwszy krok Potem uwierzysz, bo się prze-
konasz, ze tylko tak można żyć Przekonasz się po
szczęściu, po satysfakcji, po wewnętrznej jasności,
którą będziesz nosił w sobie Wiara to życie w Świa-
tłości
205
PRZEJRZYJ
2
*J
Wiara jest uznaniem istnienia świata nadprzyrodzo-
nego, istnienia pełni rzeczywistości. Wtedy rzeczy-
wistość widzialna ukazuje się jako fragment wielkiej
całości. Dopiero wtedy wszystkie fakty rzeczywisto-
ści widzialnej znajdują swe ostateczne uzasadnienie
i wytłumaczenie. Dopiero wtedy możemy w pełni zro-
zumieć grozę zła i wielkość dobra.
206
l
GDYBY WIARA WASZA
BYŁA JAK ZIARNKO GORCZYCY
Czyś ty już chodził kiedyś po morzu? Czyś ty już
kiedyś góry przenosił? Czyś ty bodaj raz w życiu
wierzył w to, co robisz - wielkie sprawy, któreś zo-
baczył? Czy twoja wiara była choć raz naprawdę
wielka, wytrwała, uparta?
Czy ty nie przestajesz wierzyć, choć ci ludzie per-
swadują, choć cię uciszają, żebyś tak się nie doma-
gał, żebyś się tak nie upierał? A przecież tylko wte-
dy możesz przeżyć cud: tylko wtedy znikają góry
trudności, tylko wtedy możesz przechodzić nad
otwierającymi się przepaściami, nad zastawionymi
na ciebie pułapkami.
A może ty wolisz nie wierzyć? Bo to wygodniej, bez-
pieczniej, spokojniej nie dowierzać ani sobie, ani
ludziom, ani Bogu. Ale wtedy nie miej pretensji, że
gór nie przenosisz. Nie dziw się, że morza się nie
rozstępują. Żeś taki letni, nijaki, żaden.
207
ABYŚCIE BYLI JAKO OJCIEC WASZ
W jakiego ty Pana Boga wierzysz? Sprawiedliwego
- bez miłosierdzia, który, owszem, za dobre wyna-
gradza, ale przede wszystkim za złe karze. I to suro-
wo. Który nie przeoczy żadnego przewinienia. Nie
zapomni. Nie daruje. Który dotąd ściga, aż zapłacisz
za swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę.. I czu-
jesz ten Jego bat na swoich plecach. Czy ty wierzysz
w takiego Pana Boga? Bo Bóg Chrystusowy to jest
Bóg, który gdy z daleka zobaczy syna marnotrawne-
go, wybiega mu naprzeciw. Gdy ten upadnie Mu do
stóp, podnosi go, prowadzi do domu swojego. Bóg
Chrystusowy to jest Bóg, który gdy zgubi się jedna
owieczka, zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć, a sam
idzie i szuka. Aż znajdzie.
Czy ty jesteś chrześcijaninem? A może jesteś czło-
wiekiem sprawiedliwym, który nie daruje, nie zapo-
mni, nie przebaczy, ale aż dotąd ściga, dopóki nie
zostanie mu wypłacone wszystko co do grosza, do
ostatniego pieniążka. Aż zapłaci mu każdy wierzy-
ciel za swoje zło, swój błąd, swoją słabość, swoją
głupotę.
208
BÓG PRAWDZIWY
Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz
i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo-
jej duszy.
Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz
i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo-
jej duszy, aby tam od czasu do czasu składać Mu
hołd, odmawiać pacierz i cieszyć się, że Go masz, że
wierzysz.
Uwierzyć w Boga to co innego.
Jeżeli chcesz się przekonać, czy wierzysz, to popatrz
na swoje życie.
209
OJCA NIKT NIGDY NIE WIDZIAŁ
Chociaż jest tak prosty, że nawet dziecko potrafi Go
przyjąć, to jednak jest tak trudny, że nawet najwięk-
sze umysły są wobec Niego bezradne.
Chociaż jest tak blisko, że w każdej chwili możesz
się z Nim złączyć modlitwą, jest równocześnie tak
daleki, jakby Go od nas dzieliły światy.
Chociaż jest tak miłosierny, że nawet największy
grzesznik może u Niego znaleźć przebaczenie, jest
zarazem tak sprawiedliwy, że nawet największy świę-
ty nie może mieć pewności swojego zbawienia.
Chociaż narodził się, żył i umarł jak człowiek, pozo-
stanie zawsze dla nas tajemnicą; pozostanie zawsze
nietknięty, nieosiągalny, niepojęty - bo dzieli nas od
Niego szczelina Jego nieskończoności.
PANIE, NAUCZ NAS
On nam się objawił, ale to nie znaczy, że wszystko
nam o sobie powiedział i że wystarczy tylko głębiej
postudiować czy spytać teologów, aby Go poznać.
On się dla nas narodził i umarł na krzyżu, ale to nie
może nas uprawniać do jakiejś wobec Niego poufa-
łości.
Ustanowił Kościół i sakramenty, ale nie może nam
się zdawać, że łaską zamkniętą w tych symbolach
możemy dowolnie dysponować.
Pozostanie dla nas Tajemnicą. I to jest najpewniej-
sze, co o Nim wiemy.
211
i
A WY MI ŚWIADKAMI BĘDZIECIE
Bóg, który przez wiarę mieszka w tobie, chce przyjść
do słowa, chce się przez ciebie objawić. Ty masz
o Nim świadczyć. Ci, którzy się z tobą stykają, mu-
szą uwierzyć, poprzez świadectwo twego życia, że
On jest miłością.
212
fc
9
STWORZYCIEL
W jednej z wielu galaktyk pędzących w przestrzeni
jest słońce podobne do milionów innych słońc. Wo-
kół niego, jak i wokół innych, kręcą się planety roz-
maitych wielkości. Na jednej z nich żyje człowieki
którego istnienie wobec wieku wszechświata trwa
niewiele dłużej od istnienia zapalonej zapałki.
Stanął, wsadził ręce w kieszenie i pyta: „Gdzie jest
Stworzyciel?" Ostatecznie gotów jest umieścić na
mocno podniszczonym tronie tak zwanego Pana
Boga. Ale najpierw musi mu On odpowiedzieć na
parę pytań. Jak mógł stać się człowiekiem i naro-
dzić się w stajni? Jak mógł zmartwychwstać? Jak
może być jeden, a w Trójcy Osób?
W ten sposób nie postąpimy naprzód. Trzeba wycho-
dzić z pozycji stworzenia, a nie sędziego. Z pozycji,
której jest świadom każdy człowiek, niezależnie od
tego czy jest prosty, czy wykształcony, z poczucia
własnej skończoności, niekonieczności.
213
10
PRZYJDŹCIE DO MNIE
Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chry-
stusa poprzez chrześcijan, którzy napadali ich nad-
morskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ame-
ryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali ich do
nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy wyko-
rzystywali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków.
Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chry-
stusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i de-
moralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i ode-
brali ziemię.
Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się
do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiada-
nia prymitywnych Żydów, którzy głosili się świad-
kami Zbawiciela,
Jak trudno nam się przebić do wiary w Chrystusa
poprzez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną
złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznaw-
cami.
Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli -
Łaski.
214
11
PIĘĆ CHLEBÓW JĘCZMIENNYCH
Mogło być tak: „Proszę usiąść". Pięć tysięcy męż-
czyzn siada. „Jestem Synem Bożym. To może się
wam wydać nieprawdopodobne, dlatego na potwier-
dzenie moich słów uczynię cud. Patrzcie na swoje
prawe kolano. Jest na nim chleb?" A pięć tysięcy męż-
czyzn odpowiedziało: „Nie ma chleba na prawym
kolanie". „A teraz patrzcie na swoje lewe kolano. Są
na nim ryby?" A pięć tysięcy mężczyzn odpowiedzia-
ło: „Nie ma ryb na lewym kolanie". „A teraz uwaga".
Chwila ciszy, ręce wyciągnięte do góry, wzrok wznie-
siony ekstatycznie w niebo. Aaaa.... Na prawym ko-
lanie każdego mężczyzny pojawił się chleb, a na le-
wym ryby.
A było zupełnie inaczej. Pan Jezus wziął parę bo-
chenków chleba, połamał, pobłogosławił, powkła-
dał do koszów, do tego dołożył parę ryb i powiedział
apostołom, żeby poszli rozdawać. - Wielki to trud
rozdawać paru tysiącom ludzi. - Jak przeżywał każ-
dy ze zgromadzonych ten fakt? Po prostu widział, że
uczeń Mistrza z Nazaretu podaje mu z kosza chleb
i rybę.
215
WTEDY WSZYSCY OPUŚCIWSZY GO
POUCIEKALI
Uwierzyliśmy w Niego, bo głosił Królestwo praw-
dy i poszliśmy za Nim w entuzjazmie, wierząc w Je-
go zwycięstwo. Ale od tamtych dni upłynęło już wiele
czasu. Procesja triumfalna gdzieś się rozsypała. Roz-
glądamy się za naszymi towarzyszami i stwierdza-
my ze zdumieniem, że oni myślą już tylko o króle-
stwie ziemskim, a my wciąż tak, jak trawa polna
i ptaki niebieskie. I czujemy się oszukani.
Ale powiedz, na co liczyłeś, czego się spodziewałeś?
216
13
PROŚCIE
Z pustymi oczyma podniesionymi ku górze, wycią-
gając przed siebie sztywe ramiona, posuwamy się
ku przodowi niepewnymi krokami. Zderzamy się
z podobnymi nam ślepcami, obijamy się o sprzęty,
ściany, błądzimy wśród labiryntu uliczek myleni fał-
szywymi głosami, potykamy się o kamienie, brodzi-
my przez kałuże, rozdygotani, niepewni, smutni.
Ale czy nie przeczuwasz istnienia innego świata?
Przecież doleciał do twoich uszu szum lasu. Prze-
cież musnęło twoją twarz ciepło słońca. Uklęknij
przy drodze, bo Jezus przechodzi, i wołaj: „Jezusie,
Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!" Usłyszy. Ale
ty wołaj dalej: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się
nade mną!" Może cię będą uciszać, abyś dał spokój,
bo to nie ma sensu. Nie przestawaj, tylko proś. Na
pewno podejdzie i spyta: „Co chcesz, abym ci uczy-
nił?" „Panie, abym przejrzał". Na pewno odpowie:
„Niech ci się stanie, jakoś chciał".
I zobaczysz najpierw Jezusa, a potem ów inny świat
- kolorowy, przestrzenny, prawdziwy.
ł—Wszystkie nasze 217
14
TWOJE KRÓLESTWO BOŻE
Żeby znaleźć sens życia. Żeby wiedzieć, po co być
uczciwym, po co pracować, wychowywać dzieci -
po co żyć.
Pan Jezus powiedział, że Królestwo Boże jest po-
dobne do perły drogocennej, którą człowiek zna-
lazłszy sprzedał wszystko, co miał, aby ją kupić. Że
jest podobne do skarbu ukrytego w roli, którą czło-
wiek kupił, sprzedawszy całą majętność.
Królestwo Boże otworzyło się przed Zacheuszem,
gdy zobaczył krzywdę wyrządzoną przez siebie;
i przed tobą się otwiera, gdy ujrzysz krzywdę, którą
wyrządziłeś.
Królestwo Boże otworzyło się przed jawnogrzesz-
nicą, gdy upadła do nóg Jezusa i płakała, ale otwiera
się i przed tobą, gdy ujrzysz swoje grzechy.
Tylko żeby tej łaski słońce nie wypaliło, żeby jej
chwasty nie przydusiły, żeby ptaki nie wydziobały,
żebyś sobie nie wytłumaczył, że nie ma sensu tak
postępować, bo ludzie to hieny, że aby żyć między
nimi, trzeba być takim jak oni.
"Nie, nieprawda; dziewczyna wyskoczyła z drugiego
piętra, bo nie chciała być zgwałcona; kolejarz rzucił
się pod nadjeżdżający pociąg, aby uratować dziecko
na torze, zawodnik podczas slalomu na mistrzo-
stwach świata zgłosił, że ominął bramkę, czego nie
zauważyli sędziowie. To nie z czytanek dla dzieci,
to z gazet.
218
15
JARZMO MOJE JEST LEKKIE
Czy ani przez chwilę nie żałujesz, że wierzysz - że
Bóg cię obdarzył łaską wiary.
Czy nie ma w tobie pretensji, że dla tej wiary musisz
podejmować wbrew sobie, wbrew swojej naturze
decyzje, które nie są ani uzasadnione, ani spraw-
dzone. Że masz przez nią życie smutne i trudne,
a mógłbyś żyć w wolności i szczęśliwie.
Jeżeli tak myślisz, to nie rozumiesz nic z chrześci-
jaństwa.
Bo przecież chrześcijaństwo, Chrystus, niczego od
ciebie więcej nie chce, tylko tego, żebyś był człowie-
kiem. Jeżeli w tym jest coś bolesnego, to tylko dlate-
go, że tak trudno być człowiekiem. Ale naprawdę ni-
czego bardziej nie pragniesz, za niczym bardziej nie
tęsknisz, jak tylko za tym, by być człowiekiem. Nic
innego nie może ci dać większego szczęścia.
219
16
I JA CIĘ NIE POTĘPIAM
Uważaj, bo ci pozostanie grzebanie w ludzkich bru-
dach - śledzenie ludzkich namiętności, przestępstw,
nałogów, analizowanie cudzych klęsk, wpatrywanie
się w podłość i przewrotność ludzką - by łatwiej
znieść gorycz własnego nieudanego życia.
A przecież miało być piękne życie. Piękne ranki
i wieczory, wiosny i lata. A przecież życie jeszcze
może być piękne.
220
17
KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCI
Boimy się Pana Boga. Nie umiemy znieść Jego rze-
czywistości. Chcielibyśmy Go raczej umieścić w ja-
kimś umownym świecie, w jakimś świecie bytów
prawdopodobnych. Gotowi jesteśmy podtrzymywać
zasłyszane zarzuty przeciwko religii, byle tylko sto-
nować realizm obecności Bożej.
Boimy się samotności, aby nie stanął przed nami oko
w oko. Boimy się ciszy, aby do nas nie przemówił.
Barykadujemy się przed Nirn szukaniem ludzkich
miłości i wierności.
Chcemy Go nie potrzebować. Uciekamy przed Nim
w obowiązki, powinności, w zabawy, rozrywki.
Zagłuszamy Go rozmową, muzyką, śpiewem, hała-
sem. Usprawiedliwiamy się niezrozumiałością ob-
rzędów kościelnych.
Tłumaczymy się nudą kazań, nieatrakcyjnością do-
gmatów, złymi ludźmi, którzy uważają się za ka-
tolików.
Ale w głębi duszy wiemy, że to nic nie pomoże; że
On jest, chociaż nie chcemy o Nim wiedzieć; że
mówi, chociaż nie chcemy Go słyszeć; że spotyka-
my Go, chociaż Go tak unikamy; że tym cięższe bę-
dzie spotkanie z Nim w ostami dzień.
221
18
OJCIEC MA ŻYCIE W SOBIE
Boimy się żywego Boga. I dlatego umieszczamy Go
gdzieś w dalekim niebie jako Tego, który kiedyś
stworzył świat, ustanowił prawa przyrody, ludziom
raz na zawsze dał paragrafy tablic kamiennych, a te-
raz trwa w doskonałym bezruchu. A On jest Życiem,
Stawaniem się, Działaniem. Spotkać Go możesz na
twoich trudnych ścieżkach dnia powszedniego, do-
tknąć tylko spracowanymi rękami, usłyszeć, gdy je-
steś w stanie słuchać.
Łatwiej postawić w kącie bożka, któremu od czasu
do czasu rzucisz grudkę kadzidła i skłonisz głowę.
A prawda jest taka, że ponieważ On jest Życiem, to
tylko życiem możesz Go spotkać.
222
GRZESZNICY
Gdyby ci ktoś powiedział, że jesteś złym człowie-
kiem, to byś nie uwierzył. Gdyby ci ktoś zarzucił, że
postępujesz nieuczciwie, to byś go odepchnął. Gdy-
by cię ktoś namawiał, abyś się nawrócił, to byś go
wyśmiał. Dlatego Kościół wprowadza cię w towa-
rzystwo Nikodemów, Mateuszów, Piotrów, Magda-
len, Synów Marnotrawnych, Miłosiernych Samary-
tan. Dlatego Kościół wiedzie cię do światła, jakim
jest Jezus. - Abyś niepostrzeżenie przemieniał się
w wolnego, czystego, wielkiego człowieka.
223
20
WIERZĘ, ŻEŚ TY JEST CHRYSTUS
Czy ty wierzysz w Jezusa? Czy pojawia się On w mo-
tywacjach twój ego postępowania? Czy choć czasem
decydujesz tak a nie inaczej dlatego, iż sądzisz, że
i On tak by zdecydował? Czy On jest dla ciebie wzo-
rem?
A może ty tylko wierzysz w Boga, ale w Jezusa nie
wierzysz?
224
21
A WY MÓWCIE TAK: OJCZE NASZ
My niepokorni. Ale jak może być inaczej, skoro za
Mistrza mamy Tego, który powrozami wyrzucał kup-
ców ze świątyni, który powiedział faryzeuszom i sa-
duceuszom, przełożonym swojego narodu: „Biada
wam, rodzaju jaszczurczy, bościejak groby pobiela-
ne". My niepokorni. Bo my nie z głową w prochu,
czołem bijącym przed Bogiem - Panem, Władcą,
Królem, ale my do Boga mówimy: Ojcze. My nie-
pokorni. Jak może być inaczej, skoro mówimy do
Jego Syna: Bracie.
I gdybyś był inny, toś źle zrozumiał, toś ty nie z tej
szkoły - toś ty nie chrześcijanin.
225
22
KTÓRY JEST W NIEBIESIECH
Chrystus nie przyniósł nam wyłącznie recepty na
życie wieczne. Nie przyszedł nas uczyć, jak żyć,
by być szczęśliwym dopiero po śmierci. Dlatego
nie sprowadzaj Jego nauki do nakazu zbierania za-
sług na niebo. To nie dopiero po tamtej stronie
możesz osiągnąć radość. To nie dopiero w niebie
możesz być szczęśliwy. Zostaliśmy stworzeni do
szczęścia. Pan Jezus chce nas uczyć, jak żyć, aby
dawać szczęście innym i być szczęśliwymi również
tu, na ziemi. Szczęście wieczne jest dalszym cią-
giem takiego życia.
226
23
WZIĘLI ZAPŁATĘ SWOJĄ
Ale nade wszystko pilnuj swoich intencji. Ale nade
wszystko pilnuj motywacji swoich czynów - tego:
po co, z jakiego powodują to robię, tego się podej-
muję.
Ale nade wszystko pilnuj motywacji swoich czynów.
Tu rozstrzyga się twoja wielkość i twoja podłość,
twoje człowieczeństwo, twoje chrześcijaństwo.
227
24
BŁOGOSŁAWIENI UBODZY,
ALBOWIEM ICH JEST KRÓLESTWO BOŻE
Chrześcijanin nie może być bogaty.
Czy może się chrześcijaninowi dobrze powodzić,
jeżeli miłuje nieprzyjaciół swoich, modli się za tych,
którzy go prześladują, dobrze czyni tym, którzy go
krzywdzą, daje, gdy go proszą, nie odwraca się od
tych, co chcą od niego pożyczyć, darowuje płaszcz
temu, który zabrał mu suknię, z tym, który przymu-
sza go iść tysiąc kroków, idzie dalszych dwa tysiące,
a jego mowa jest: „tak - tak, nie - nie". Jeżeli szuka
Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a nie
troszczy się zbytnio, co będzie jadł ani co będzie pił,
ani czym się będzie przyodziewał.
A jak się tobie powodzi?
22&
25
EFFETA, TO ZNACZY OTWÓRZ SIĘ
Kto jest prawdziwym wyznawcą Chrystusa?
Czy ta pani w czerni, która codziennie przychodzi
do kościoła? Ksiądz odprawiający Mszę św.? Zakon-
nik z brodą, w brunatnym habicie, przewiązany sznu-
rem? Może dopiero karmelita bosy odcięty od świa-
ta ciężką klauzurą? Albo kameduła zamknięty
wiecznym ślubem milczenia?
Kto jest dzisiaj prawdziwym wyznawcą Chrystusa?
A ty stoisz przed lustrem w nowej sukni i czeszesz
włosy. I z radością stwierdzasz, że podobasz się so-
bie. Czy myślisz, że bardzo jesteś pogańska?
A ty jesteś zakochany, ciągle marzysz o swojej dziew-
czynie, tęsknisz za nią. Czy wstydzisz się oczy pod-
nieść do Pana Boga?
A ty rozmawiasz z kolegą, jakby tu dorobić do pen-
sji poza godzinami pracy. Czy uważasz, że dzieli cię
tak wiele od ideału ubogich duchem? Albo nie po-
zwalasz, aby ci wyrwano twoją własność, którą po-
siadasz i włóczysz się po sądach. Czy boisz się, że
przez to odszedłeś od Jezusa?
Byli tacy, którzy uważali małżeństwo za grzech. Byli
tacy, którzy potępili alkohol i nawet do Mszy św.
używali wyłącznie wody. Byli tacy, którzy żądali, aby
każdy prawdziwy wyznawca Chrystusa sprzedał
wszystko, co ma, rozdał ubogim i żył w ubóstwie.
A czy tobie nie grozi jakiś błąd?
229
26
CIESZMY SIĘ, BO TO JEST BRAT TWÓJ,
KTÓRY UMARŁ BYŁ, A OŻYŁ
Tylko wtedy jesteś chrześcijaninem, kiedy umiesz
przebaczać. To znaczy odpuścić, darować, przekre-
ślić. Jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Uznać za nieby-
łe. Traktować normalnie. I tylko wtedy jesteś chrze-
ścijaninem, jeżeli - gdy powrócisz - jesteś w stanie
uznać siebie za oczyszczonego. Jakbyś zła nie popeł-
nił. Jakby tego grzechu w ogóle w twoim życiu nie
było. - Jeżeli naprawdę wierzysz, że ci darowano,
przebaczono, przekreślono. I traktują cię jak normal-
nego partnera. Nawet gdyby twoje grzechy były jako
szkarłat - że nad śnieg wybielałeś.
230
27
I ODŁĄCZY JEDNYCH OD DRUGICH
Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy służyli Cze-
muś, Komuś, a pomiędzy tymi, którzy służyli sobie.
Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy uwierzyli,
że jest sens swoje życie poświęcić Sprawie, Czło-
wiekowi, a pomiędzy tymi, którzy zamknęli życie
swoje na sobie. - Przedział nastąpi niezależnie od
tego w jakich Bogów ludzie wierzyli, do jakich świą-
tyń chodzili, do jakich wyznań należeli.
Ale ten przedział biegnie poprzez ciebie: pomię-
dzy twoim dążeniem do zagarnięcia dla siebie, pod-
porządkowania wszystkiego i wszystkich swoim in-
teresom, a pomiędzy twoim wyrywaniem się ku
Dobru, służeniu Jemu, poświęceniu. Przedział na-
stępuje już w tobie, już teraz. I ty znajdziesz się
Tam, Wtedy po jednej albo drugiej stronie w zależ-
ności od tego, jak teraz decydujesz. Po której stro-
nie teraz stajesz.
231
28
WIERZY W BOGA
Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w Boga? A może
to, co odrzucasz, a co nazywasz Bogiem, jest relik-
tem z lat dziecięcych: dość bezradnym starcem na
złotym tronie? A może jest tym, co reprezentuj ą twoi
ochrzczeni znajomi, a co w tobie wywołuje odrazę?
Ale pracujesz solidnie, pomagasz bezinteresownie,
starasz się być uczciwym, ufasz, poświęcasz się, je-
steś wierny, kochasz.
Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w prawdziwego
Boga?
232
29
GORZKO PŁAKAŁ
Czy się Pan Jezus nie pomylił, gdy nazwał Piotra
skałą, której bramy piekielne nie przemogą. A prze-
cież kur nawet nie zdążył zapiać, gdy on się Go za-
parł. Czy się Pan Jezus nie pomylił, opierając Ko-
ściół na takiej skale.
Czy Kościół nie przesadził, nazywając Pawła apo-
stołem narodów - Pawła, który miał taką fatalną prze-
szłość.
Piotr i Paweł są symbolami Kościoła, bo w Kościele
wciąż chodzi o takich, którzy porzuciwszy wszyst-
ko poszliby za Jezusem; nawet gdyby mieli podej-
rzaną przeszłość. W Kościele zawsze ważny jest
wielki gest, który przekreśla nawet wielkie grzechy.
Tu zawsze obowiązuje to, co Pan Jezus powiedział
do grzesznicy - że jej wiele darowano, dlatego wła-
śnie, że bardzo umiłowała.
233
30
WSZYSTKO MOIM JEST
Boga nie wolno zamykać w zakrystii.
Dzieła Boga Ojca nie można ograniczać do stworze-
nia, dzieła Syna - do śmierci krzyżowej, dzieła Du-
cha - do Łaski w sakramentach. Boga nie można łą-
czyć tylko z aktami czysto religijnymi. Każdy dzień
i każda noc, wszystko dobre, mądre, piękne, co lu-
dzie tworzyli i tworzyć będą-jest Jego dziełem.
234
o
g
•S*
co
TRZEJ MĘDRCY
Co ty myślisz? Czy ty myślisz? W jakim stopniu to,
co nazywasz swoim myśleniem, jest podpowiadane
przez świat, który cię, otacza, przez szkołę, gazety,
radio, telewizję, książki, odczyty, wykłady? Jak da-
lece twoje myślenie jest uwarunkowane twoimi za-
chciankami, namiętnościami, opętaniami, lękami:
uwarunkowane tym, co chcesz za wszelką cenę mieć,
tym, czego chcesz uniknąć? Jak dalece ty jesteś wol-
ny, by myśleć: oceniać, wydawać opinie - wyjaśniać,
szukać nowych dróg, rozwiązań?
A przecież to ty jesteś mędrcem szukającym praw-
dy. I z tego nie wolno ci zrezygnować, bo Bóg jest
Prawdą.
KTO PRAGNIE
Pan Jezus powiedział, że kto pragnie, niech przyj-
dzie do Niego i pije. Czy ty pragniesz? Że nie przy-
szedł uzdrawiać zdrowych, ale źle się. mających. A je-
żeli ty całkiem dobrze się masz?
Że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzesz-
ników.
Że błogosławieni ubodzy duchem.
Jeżeli ci nie ciąży twoja grzeszność, jeżeli nie tłu-
czesz się w klatce swojej skończoności, jeżeli na ni-
kim się nie zawiodłeś, a dobrze ci, a już się ułożyłeś
wygodnie - to nie potrafisz być religijnym, to nie
potrafisz się modlić.
238
GDZIE JEST TWÓJ SKARB
Jakież trzeba mieć oczy, żeby wypatrzyć taką perłą.
Jakież trzeba mieć re.ce, żeby wygrzebać taki skarb.
Jakimi oczami trzeba patrzyć, jakimi rękoma trzeba
szukać, żeby się tak zachwycić, by z lekkim sercem
dla tej jednej perły, dla tego jednego skarbu sprze-
dać wszystko, co się dotąd miało. Wszystko, co nie
jest jasnością, co nie jest czystością, z lekkim ser-
cem oddać.
239
KRÓLESTWO NIEBIESKIE W WAS JEST
Wokół nas jest inny świat. Blisko. Na wyciągnięcie
ręki. Należymy do niego, ale on do nas me należy.
Czasem przyjdzie łaska jak błyskawica i odsłoni go
komuś z nas. I wtedy ten, któremu zostało objawio-
ne, usiłuje topornymi słowami nazwać to, co prze-
żył, co ujrzał. A potem z wielkim trudem wpatruje-
my się w te słowa, żeby odnaleźć w nich tamten
świat.
Wokół nas jest inny świat. My należymy do niego,
ale on do nas nie należy.
240
A ZAMKNĄWSZY DRZWI ZA SOBĄ,
POMÓDL SIĘ DO OJCA TWOJEGO
Obecność Boga odczuwać możesz wtedy, gdy się mo-
dlisz, gdy spotykasz się z ludzką dobrocią, gdy sam
starasz się być dobry.
Obecność Boga odczuwać możesz, gdy się spotykasz
z ludźmi, którzy żyją bez Niego, gdy dotyka cię nie-
nawiść, złość ludzka.
Obecność Boga odczuwać możesz, gdy brak Go
w twoim życiu, gdy Go odsuwasz swoimi złymi czy-
nami. - I ta świadomość jest najbardziej przej-
mująca.
- Wszystkie nasze.
241
BO TEGO POGANIE PILNIE SZUKAJĄ
Z daleka widoczne sylwetki ludzi czerpiących z mo-
rza wodę. Podchodzisz bliżej i widzisz, że to i mło-
dzi, i starzy, kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziew-
częta. A potem patrzysz na ich twarze umęczone,
zaczerwienione z wysiłku i nagle wzrok twój pada
na naczynia, którymi czerpią wodę, i wtedy z prze-
strachem stwierdzasz, że te naczynia - to sita.
„Niech się ksiądz nie dziwi, że dzieci nie uczą się
religii; mają dużo pracy. Gdy my chodziliśmy do
szkoły, to tej nauki było mniej. Ale moje dziecko
jakoś daje sobie radę, ma wszystkie noty pozytyw-
ne. To jest najważniejsze".
„A tak, to jest bardzo ważne".
„Nie byłem na Mszy św. w niedzielę, ponieważ
wyjeżdżaliśmy na wycieczkę. Wyjazd był zapowie-
dziany na godzinę siódmą. Ostatecznie wyjechali-
śmy o ósmej, no ale kto to wiedział. Wróciliśmy
dosyć późno".
„Rano to naprawdę nie mam kiedy pacierza zmó-
wić. Ledwie się wstanie, już wkładaj ręce do roboty.
A wieczorem to człowiek tak zmęczony, że wystar-
czy tylko przyłożyć głowę do poduszki i już śpi".
Umęczeni, załatani, zapracowani - czerpiący wodę
sitami.
242
MÓDLCIE SIĘ
Nie wynajdziesz dla swojego dziecka lekarstwa na
raka. Nie osłonisz przed samotnością. Nie uratujesz
od rozpaczy. Naucz je żyć z Bogiem.
Aby razem z Nim było na spacerze i w szkole, aby
razem z Nim oceniało życie: pracę, rozrywki, polity-
kę,, książki, ludzi i samego siebie. Szkołą jest modli-
twa. Trzeba więc z jak największą uwagą, z wczuciem
się w psychikę dziecięcą dobierać słowa najprostsze,
albo j e razem z nim układać. Trzeba w miarę rozwoju
umysłowego pogłębiać przeżycia religijne młodego
człowieka.
Nie wynajdziesz sobie lekarstwa na raka. Nie osło-
nisz się przed samotnością. Nie uratujesz się od roz-
paczy. Naucz się żyć z Bogiem.
243
CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO
A może i tobie objawi się Bóg w krzaku ognistym;
a może i ty pośród zwyczajnych rzeczy, codziennych
zwyczajnych zajęć usłyszysz: „Ziemia, na której sto-
isz, święta jest" - święte są wszystkie twoje sprawy,
święte być powinny. Później wszystko wróci do sta-
nu pierwotnego: będą znowu zwyczajne ludzkie rze-
czy, sprawy, zajęcia. Ale ty nie daj sobie wyrwać
tamtego objawienia. To jedna z największych łask,
jaką człowiek może otrzymać: świadomość święto-
ści swego życia.
244
PROROCY WASI
Każdy z nas ma coś z proroka: każdemu objawia się
Bóg w niepowtarzalny sposób - każdemu jest dane
widzieć Boga, świat, ludzi, siebie w jakiejś praw-
dzie. Każdy z nas musi mieć coś z proroka: każdy
musi to, co zobaczył, przekazać ludziom, podzielić
się z nimi tym, czym został obdarzony.
Gdy to zaprzepaścisz, staniesz się urzędnikiem pod-
bijającym pieczątkę pod cudzymi projektami.
245
10
WIDZIELI TYLKO SAMEGO JEZUSA
Przemień się przed nami. Ukaż się nam w całym bla-
sku i wielkości. Spraw, byśmy się Tobą zachwycili,
jak Piotr, Jakub i Jan. Abyśmy patrząc na Ciebie,
wzięli z Twojej światłości.
Przemień nas. Nie wiemy, o co prosimy. Nie wiemy,
na jakie wyżyny możesz nas wprowadzić. Nie wie-
my, jakie widoki możesz nam ukazać. Nie wiemy,
jakie siły możesz w nas wzbudzić. Ale prosimy.
Bo czujemy, jak życie nam się przesypuje niczym
piasek, jak coraz energiczniej rozglądamy się za
wygodnym fotelem, jak coraz bardziej chcemy mieć
święty spokój za wszelką cenę. Przemień nas. Wy-
dobądź z nas wszystko, na co nas jeszcze stać. Póki
czas. Bo już się nasz dzień nachyla i nasze słońce
ma się już ku zachodowi.
246
11
I PRZEMIENIŁ SIĘ PRZED NIMI
Nie da się żyć w ciągłym zachwycie. On przychodzi
jak światło latarni morskiej: pojawia się na krótko,
a potem zapada w ciemność. I nie wiadomo, kiedy
pojawi się następny błysk.
Dlatego, gdy otrzymasz łaskę olśnienia i zobaczysz
Prawdę, uchwyć jaw żelazne ramy postanowień,
wyciągnij z niej pełne konsekwencje na dzień po-
wszedni: abyś ją przeniósł przez czas klęsk, nie-
powodzeń, rozczarowań, zmagania się z własną ma-
łością, tchórzostwem, lenistwem - ażeby trwale
wzbogaciła twoje życie.
247
TEN, KTÓRY MÓWI: PANIE, PANIE
Jak ciężko zejść z góry objawienia. Oczy wpatrzone
w niebo opuścić na ziemię. Rękami przyzwyczajo-
nymi do gestu modlitewnego rozplątywać węzły
ziemskich spraw. Jak ciężko zejść z góry objawie-
nia. Najchętniej by tam pozostać - a może nie wcho-
dzić wcale?
248
13
PO WSZYSTKIE DNI
Chociaż wzgardzi tobą człowiek, którego kochasz,
chociaż odejdą od ciebie twoi przyjaciele, chociaż
przestaną ci wierzyć twoi zwolennicy, chociaż cię
ludzie wyśmieją i zostaniesz - łach ludzki - porzu-
cony na skraju drogi, On ciebie nigdy nie zostawi
samego. Podejdzie do ciebie, tak jak podszedł do
matki młodzieńca z Naim, do jawnogrzesznicy, do
Zacheusza i powie ci po prostu: „Nie płacz" - „Od-
puszczają ci się twoje grzechy" - „Chcę u ciebie za-
mieszkać". Przyjdzie jak Samarytanin do leżącego
przy drodze. Naleje w rany wina i oliwy, włoży na
bydlę swoje i zawiezie w bezpieczne miejsce.
r
249
l
14
ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE
Na obszarze twojej samotności i cierpienia, gdy za-
braknie raki człowieka, który by cię podniósł, uci-
szył, współczuł, ukoił... Na obszarze twojej samot-
ności i cierpienia, gdy nikt nie jest w stanie ciq
wyzwolić, wesprzeć, pocieszyć - spotkasz zawsze
Jego.
l!
250
15
NA MOJĄ PAMIĄTKĘ
Jesteśmy społecznością, która wierzy w Chrystusa.
Świętujemy rocznicę Jego Narodzenia, Męki i Zmar-
twychwstania. Świętujemy, bo chcemy pamiętać
o Nim. Każda taka rocznica stawia nam Go przed
oczy z wezwaniem: „Popatrz, jaki On był - twój
Mistrz i Pan. A ty?" I każda z nich podrywa nas do
wielkości: do ufności, odwagi, przebaczenia, poko-
ju - do człowieczeństwa.
251
16
KREW PRZYMIERZA,
KTÓRA ZA WIELU MA BYĆ WYLANA
NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW
To jest najświętsza modlitwa, jaką Człowiek potra-
fił sformułować. To jest największa ofiara, jaką Czło-
wiek potrafi ponieść dla drugiego człowieka. To jest
najpiękniejsze dziękczynienie, jakie kiedykolwiek
Człowiek potrafił wyśpiewać Bogu.
Msza święta może stać się twoją modlitwą, ofiarą,
dziękczynieniem.
252
17
WOLNI SYNOWIE
Kościół jest miejscem, gdzie powinieneś się czuć
wolny. Tu nie przychodzisz na sąd, ale przed Tego,
który chce twojego dobra, mimo wszystko i za każ-
dą cenę: stoisz przed Tym, kogo się me musisz bać.
253
18
KTO POŻYWA MOJE CIAŁO
I PIJE MOJĄ KREW
A może kościoły są zbyt piękne, tabernakula zbyt
wspaniałe, liturgia zbyt celebrowana, mowa kościel-
na zbyt barokowa, hierarchia kościelna zbyt pompa-
tyczna. I zapomnieliśmy, że to my jesteśmy świąty-
nią Ducha Świętego, że to my - ludem wybranym,
narodem świętym, królewskim kapłaństwem, że
w nas mieszka Bóg.
254
MIŁOSIERDZIA CHCĘ
W naszych świątyniach nie ma ołtarza, na którym
płonie ogień. Nie składamy ofiar całopalnych. Bo
my wiemy, że Bóg „miłosierdzia chce a nie ofiary".
Wiemy, że choćbyśmy Mu oddali całą majętność
naszą, to nic nam nie pomoże. Bóg chce nas samych.
Ale jeżeli tak, jeżeli nie chcesz o tym zapomnieć,
składaj Mu drobne ofiary. Nie tylko posty piątkowe,
ofiary pieniężne niedzielne, świece przed ołtarzem,
kwiaty, ale twoje drobne niewygody, które dzień nie-
sie, twoje drobne poświęcenia, po które potrzebują-
cy wyciągają ręce.
255
ABYŚCIE ŻYCIE MIELI
Jak wierzyć, skoro wokół tylu egoistów?
Jak ufać, skoro wokół tylu zrezygnowanych?
Jak kochać, skoro wokół tylu niemiłosiernych?
Jak wierzyć, ufać, kochać - skoro w nas samych tyle
nieufności, niewiary, taki brak miłości? Czyż nie
prościej jest odwrócić się od tego niepokoju i zająć
się robieniem pieniędzy, załatwianiem swoich spraw,
dbaniem o swoje zdrowie?
Jeżeli tego nie robimy, dzieje się tak dlatego, że cho-
ciaż to nikły płomyk, to jednak wskazuje drogę, że
chociaż to tylko kruszyna, to jednak nie pozwoli
umrzeć z głodu - że to jest to najcenniejsze, co w nas
jest. ,
I tak rozdarci pomiędzy wiarę i niewiarę, ufność i nie-
ufność, miłość i jej brak, gromadzimy się wokół ołta-
rza, ażeby uczyć się żyć od Tego, który za prawdę
oddał życie swoje.
256
21
ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ
Nie możesz się dać opętać. Nie może cię żadna spra-
wa - nawet najświętsza, żaden człowiek - nawet
największy, zupełnie pochłonąć. Nie możesz nawet
największej sprawie, największemu człowiekowi
całkowicie się oddać.
Nie może cię opętać ani praca, ani miłość, ani prze-
grana, ani zwycięstwo, ani klęska, ani błąd.
I dlatego musisz świętować. Bo to jest jedyny ratu-
nek przed tym niebezpieczeństwem, które ci wciąż
grozi. I dlatego musisz świętować, odrywać ręce na-
wet od tych największych spraw, odchodzić nawet
od tych największych ludzi - żeby w perspektywie
absolutnego Dobra, Prawdy, Piękna znaleźć dystans
do siebie i wszystkich swoich spraw - ustalać ich
hierarchię wartości.
I dlatego umiejętność świętowania jest równie waż-
na jak praca.
257
22
ODDALIŁ SIĘ NA PUSTKOWIE
Przez ramię przerzuć koc, do ręki weź strój kąpielo-
wy, pod pachę książkę - ale lekką, albo lepiej nie
bierz żadnej - ciemne okulary na nos, na głowę coś
do przykrycia i idź na plażę. Rozłóż koc, połóż się
i usiłuj nie myśleć. Aha, jeszcze przedtem wbij obok
koca patyk i zawieś na nim biały ręcznik. Na znak,
że się poddajesz. Wiesz: masz sprawy zostawione,
nie uporządkowane, ale cię to wszystko od tej chwi-
li przestaje obchodzić. Zajmiesz się tym po skoń-
czonym urlopie.
To wcale nie będzie takie proste. Bo w pierwszych
dniach co chwilę będzie cię podrywało: że jeszcze
to nie załatwione i tamto nie załatwione, jeszcze
temu trzeba coś powiedzieć, tamtemu coś podać, jesz-
cze od kogoś coś odebrać. Trzymaj się twardo koca,
a gdy cię będzie podrywało, popatrz na twoją flagę
i przypomnij sobie, że się poddałeś.
Może Pan Bóg da, że usłyszysz, jak szumi morze
i las, może odkryjesz, że obłoki płyną po niebie, za-
uważysz, że ptaki śpiewają i trawa jest zielona.
258
23
A GDY NADESZŁY ŚWIĘTA
Nie możesz wciąż chodzić w fartuchu, chałacie, kom-
binezonie, dresie. Nie możesz być człowiekiem, dla
którego jedynym tematem zainteresowań, rozmów,
działań jest praca - chociażbyś był nawet najbardziej
w nią zaangażowany. Musisz mieć czas nie na pra-
cę. I nie na odpoczynek. Na świętowanie.
Bądź gościem. Przychodź, gdy cię zapraszana swoje
święto. Zachowaj się wtedy nie jak w pracy. Nie spiesz
się. Jedz nie po to, żeby się nasycić. Pij nie po to, żeby
zaspokoić pragnienie. Ale aby świętować.
Bądź gospodarzem. Odbarykaduj swój dom. Zapra-
szaj na twoje święta. Niech twoje mieszkanie: ta
maszyna do jedzenia, spania, pracowania - zamieni
się w salę gościnną. Przygotuj stół odświętny. Roz-
mawiaj nie po to, żeby załatwiać. Ale po to, żeby
powrócić do ogólnoludzkich problemów, które tak
jak ciebie, tak i innych nurtują.
Świętuj. Bądź człowiekiem.
259
W CHWALE BOGA OJCA
A my tak w tym śpiewaniu.... A my w atłasach, z kie-
lichami wysadzanymi drogimi kamieniami, w świą-
tyniach, które kapią od złota. A my tak wśród cere-
monii, śpiewów, uroczystości.
Czyż Msza święta nie jest pamiątką Męki i Śmierci
Pana Jezusa. Skąd tyle złota, kolorów, świateł, mu-
zyki?
Bo Chrystus to nie tylko Mąż Boleści, ale Zmar-
twychwstały, ale Siedzący w chwale Ojca. Bo Msza
święta to nie tylko pamiątka Męki i Śmierci Jezusa,
ale uczestniczenie w chwale Bożej. Bo my nie tylko
utrudzeni pracą w służbie ludziom, ale my już tu -
przez takie życie - uczestnicy chwały Bożej.
I stąd nasze świętowanie, które jest symbolem tej
chwały, jaka w pełni nam się objawi w przyszłym
życiu.
260
h
Wt>
25
SPOCZNIJCIE TROCHĘ
Odpocznij w czasie wakacji.
Zobacz, że trawa jest zielona, że niebo jest niebie-
skie, że po niebie wędrują białe obłoki. Idź miedzą
pośród zbóż, po których wiatr chodzi. Połóż się nad
brzegiem morza i słuchaj jak ono szumi.
Może zechcesz inaczej spędzić ten czas. Dobrze.
Byłeś tylko znowu odnalazł siebie, byłeś znowu
uchwycił swój rytm, odzyskał spokojne spojrzenie
na siebie, na ludzi, na sprawy, na świat - byłeś zno-
wu poczuł się wolny.
26
DZIEŃ PAŃSKI
Czas dzielimy dzisiaj tak, jak go dzielił człowiek pier-
wotny: na kwadry księżycowe trwające siedem dni.
Po sześciu dniach pracy jeden dzień odpoczywamy.
A ściślej: pierwszy dzień tygodnia jest wolny od pra-
cy, po nim biegnie sześć dni roboczych. Tak rozu-
mieli tydzień nasi przodkowie. Panu Bogu trzeba
oddać pierwocinę z lasów, pastwisk i pól na znak,
że wszystko w Nim ma początek, że On jest Panem
wszystkiego - Panu Bogu trzeba oddać coś więcej:
cząstkę samego siebie - swój czas przeznaczony na
pracę. Tak jak tamte pierwociny: zwierzęta upolo-
wane, wyhodowane, zbiory pól - tak w pierwszy
dzień tygodnia dla Niego należy się wstrzymać od
pracy.
Dla wielu niedziela pozostała tylko dniem wolnym
od pracy, jednym z praw człowieka. Dla nas niech
zachowa pełną treść: niech będzie ofiarą naszego
życia złożoną Bogu.
262
27
MIŁOSIERDZIA CHCĘ, A NIE OFIARY
My nie na to żyjemy, aby chodzić do kościoła. Ale
my na to chodzimy do kościoła, aby żyć.
A tymczasem odróżniają nas od innych po tym, że
chodzimy do kościoła w niedzielę. A przecież ma być
inaczej: „po tym poznają, żeście uczniami moimi,
jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim".
263
28
KOŚCIÓŁ MÓJ
Wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi:
sakramenty z Eucharystią; liturgia z najrozmaitszy-
mi nabożeństwami, obrzędami, procesjami, święce-
niami - w rytmie roku liturgicznego od Adwentu po
Zesłanie Ducha Świętego; hierarchia począwszy od
wikariuszów poprzez prałatów, kardynałów, aż po
papieża; to co nazywamy nauczaniem Kościoła,
z prostym kazaniem i dociekliwymi analizami teo-
logów włącznie; sztuka kościelna w całym bogac-
twie muzyki, paramentów, naczyń, architektury, ma-
larstwa, witrażownictwa, rzeźby, wystroju kościołów
— wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi,
ma tylko jeden cel: abyś więcej wierzył, abyś więcej
ufał, abyś więcej kochał.
264
29
A MYŚMY MYŚLELI
Jest czas Judaszów sprzedających Jezusa, Piotrów
zapierających się Go przed dziewczyną służebną, To-
maszów powtarzających, że nie uwierzą, dopóki Go
nie zobaczą, rozczarowanych uczniów idących do
Emaus. To jest czas interesownych, ostrożnych, prze-
straszonych, leniwych. I jeszcze wtedy można Go
spotkać. Jeszcze raz, może ostatni, stanie nam na
drodze, żeby spytać: Dokąd idziesz?
12 — Wszystkie nasze...
265
PÓJDŹ ZA MNĄ
Na innej drodze objawił się Jezus Piotrowi, na innej
Zacheuszowi, na innej Magdalenie, na innej Niko-
demowi, na innej tobie. I to nieraz. Bo na przykład
Piotrowi: przy cudownym połowie ryb, na dziedziń-
cu pałacu arcykapłana, po zmartwychwstaniu nad
brzegiem jeziora.
Chrześcijaństwo to nie jest mundur, który wkładasz.
Chrześcijaństwo to jest Chrystus, który ci staje na
drodze albo któremu ty stajesz na drodze.
266
31
SZABAT JEST DLA CZŁOWIEKA
Jak to dobrze, że jest Adwent, Boże Narodzenie,
Wielki Post, Wielkanoc, niedziele i piątki. Jak to
dobrze, że mamy szacunek dla tych instytucji i pod-
porządkowujemy się ich rytmowi wbrew naszej non-
szalancji, zachciankom, wbrew dążeniom do nie-
skrępowania, dzikiej swobody, folgowaniu modom
i stylom. I w niedzielę idziemy do kościoła na Mszę
świętą, powstrzymujemy się od ciężkiej pracy, w pią-
tek pościmy, w zimie świętujemy rocznicę Narodze-
nia, na wiosnę Męki i Zmartwychwstania Jezusa,
w lecie Zesłania Ducha Świętego.
Jak to dobrze, że ustawiliśmy sobie na drodze naszych
dni święta, które nas wyrywają z naszej małości.
267
VIII
miara twojej
miłości
JEDNEGO TYLKO TRZEBA
Za dużo ludzi, za dużo obowiązków, za dużo trosk.
Za dużo schodów, za dużo lat.
Za mało czasu, za mało pieniędzy, za mało cierpli-
wości.
Za mało miłości.
271
BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA TWEC
Dopiero wtedy w pełni spostrzeżesz siebie, wtedy od-
najdziesz swoje miejsce, gdy odkryjesz, że On trak-
tuje cię jak osobę, interesuje się tobą, kocha cię: cie-
szy się tym, że jesteś i że jesteś taki; przyjmuje
wszystko, co twoje, mimo że dalekie jest od dosko-
nałości; wybacza ci twoje wady, gdy zdobywasz się
przynajmniej na gest przeproszenia.
Dopiero wtedy jesteś w stanie dać wszystko z sie-
bie, gdy Go pokochasz; gdy ci będzie zależało, że-
byś się nie skompromitował w Jego oczach, żeby On
się na tobie nie zawiódł, gdy ważne dla ciebie bę-
dzie jedynie Jego zdanie o tobie.
272
JAKIE JEST NAJWIĘKSZE PRZYKAZANIE
Wierzysz jeszcze w miłość? Czy wierzysz, że może
być człowiek na świecie, który potrafi zrobić coś dla
ciebie a nie dla swojego interesu. Czy ty wierzysz
w miłość: w to, że ty sam możesz żyć bezinteresow-
nie - żyć dla kogoś, a nie dla siebie.
I pytam o to tym bardziej, im więcej masz lat. Im bar-
dziej się sparzyłeś na ludziach i na sobie samym. Im
bardziej przejrzałeś wszystkie okrągłe słowa, słod-
kie uśmiechy, serdeczności, podarunki i świadczone
usługi - które okazują się pozorami mającymi na
końcu zawsze interes.
A nie możesz nie wierzyć. A przecież takie życie bez-
interesowne jest warunkiem twojego człowieczeń-
stwa - twojego zbawienia.
273
BO WIELCE UMIŁOWAŁA
Czyś ty choć raz w życiu powiedział: „Jak dobrze,
że jesteś", „Jak dobrze, żeś przyszedł, zadzwonił,
odezwał się"? Czyś przestał być sam, czyś przestał
się. bać: świata, ludzi, siebie, swojej choroby, swojej
śmierci? Czyś ty przynajmniej raz w życiu był szczę-
śliwy?
A może miałeś kiedyś w życiu jeszcze coś więcej?
Może czułeś wpatrzone w ciebie oczy, mówiące: „Jak
dobrze, że jesteś"? - Nie tylko kochałeś, ale byłeś
kochany.
A czy teraz kochasz? Czy jeszcze jesteś kochany?
Nie mów, że tamte czasy minęły. Czasy mogą być
zawsze wspaniałe. Wszystko zależy tylko od ciebie.
Patrz wokół siebie z taką samą świeżością jak daw-
niej. Wtedy odkryjesz świetnych ludzi, zobaczysz
ważne sprawy.
274
JEŻELI WIERZYSZ
Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przywarliśmy
do świata, wrośli w jego biologię, związali się z je-
go materią; jak bardzo należymy do społeczności,
w której żyjemy; jak myślimy jej kategoriami, ule-
gamy jej ideologiom, reagujemy jej odruchami, tęt-
nimy jej rytmem. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bar-
dzo strach przed śmiercią wyznacza drogę naszych
czynów; jak bardzo śmierć jest motorem naszych
wykroczeń: posługiwania się innymi, żeby oszczę-
dzić siebie, niszczenia konkurentów, żeby zwiększyć
własne szansę, gromadzenia środków materialnych
wszelkimi sposobami.
I dlatego tak wielkiego formatu nabiera każdy dobry
czyn: dlatego tak trudno poświęcać się, przebaczać,
ufać, kochać, bo to jest zawsze krok w ciemność -
ryzyko swego umniejszenia, zniszczenia, zbliżenia
ku śmierci.
275
PRZYJACIELE TWOI
Spotykamy się i rozchodzimy.
Drobne grzeczności, uprzejmości, wzajemne usługi,
serdeczności, sympatie, stałe kontakty, przyjaźnie,
poświęcenia. Po nich następuj ą prze ważnie pożegna-
nia oficjalne albo niezauważone rozstania. Na miej-
sce dawnych powstają nowe znajomości, tworzą się
nowe zobowiązania; dla kogoś innego podejmujesz
wysiłki, dla kogoś innego zdobywasz się na akt ofia-
ry. Nurt miłości. Czasem głęboko ukryty, ledwie do-
strzegalny, czasem występuje na plan pierwszy, sta-
nowi istotną treść życia. Ale zawsze musi być obecny.
Jego brak oznacza śmierć duszy. To, co prozaiczne,
nazywa się egoizmem.
l
276
BĘDZIESZ MIŁOWAŁ BLIŹNIEGO SWEGO
Jeżeli chcesz wszystkim mówić po imieniu, to za-
wsze będziesz samotny. Jeżeli chcesz być przyjacie-
lem całego świata, to nie będziesz miał wcale przy-
jaciela. Jeżeli chcesz być we wszystkich zakochany,
to nie potrafisz naprawdę kochać.
277
SAMOTNIE
Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szy-
ją, przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza; nie
denerwuj się, gdy cię wypytują o to, jak się czujesz,
czy cię głowa nie boli, czy nie jesteś zaziębiony, jak
ci się spało, czy masz jakieś zmartwienie; nie narze-
kaj, że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje
sprawy: nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają,
przekonują. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdzie do
tego, że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie
będzie cię pytał ani ostrzegał, ani prosił. Stanie się
to, czego chciałeś: nikt się nie będzie tobą intereso-
wał. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wte-
dy może zabraknąć ręki, która by cię uratowała przed
rozpaczą.
Nie odtrącaj od siebie miłości, bo nie można jej znaj-
dować w nieskończoność.
278
KTÓRA SIEDZĄC U STÓP PANA
SŁUCHAŁA SŁÓW JEGO
Czy kochasz?
Czy jest człowiek, za którym tęsknisz, którego po-
dziwiasz, otaczasz czcią, dla którego robisz wiele nie-
prawdopodobnych rzeczy, żeby tylko mu sprawić
radość, któremu wciąż jesteś wdzięczny za każde
słowo, za każdy uśmiech, którego wciąż czujesz się
niegodny, przy którym chciałbyś wciąż być, by brać
z jego światła? Czy ty kochasz kogoś?
Czy już nie kochasz? Jesteś jak wygasły wulkan.
Czasem niedowierzającą ręką dotykasz zimnej lawy,
patrzysz zdziwionymi oczami na jej fantastyczne
kształty, pytasz zdumiony: Czy to ja byłem? Ja, któ-
ry dbam teraz tylko o to, żeby mnie było dobrze.
279
JAKIE JEST PIERWSZE
I NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE
Dawać, pożyczać, odprowadzać, spotykać, odwie-
dzać, pomagać, opiekować się, służyć - poświęcać
swoje pieniądze, swój czas, siebie samego; nie dla-
tego, że ci oddadzą, zwrócą, odwiedzą, spotkają,
pomogą, zaopiekują się, usłużą, podziękują, wyna-
grodzą, przydadzą się - poświęcą tobie swoje pie-
niądze, swój czas, siebie samych; ale dlatego, że tak
trzeba, powinno się, nie wolno inaczej - dla samej
powinności, uczciwości, sprawiedliwości, prawdy,
piękna, dobra. To jest prawdziwa miłość.
280
k
p w
11
(AWAJCIE, A BĘDZIE WAM DANE
Wtedy otrzymujesz, gdy dajesz. Skąpstwo, chciwość,
zazdrość zamykają cię w sobie. Gdy chcesz wszyst-
ko zachować, gdy nie chcesz się udzielać, aby inni
nie nauczyli się czegoś od ciebie, aby nie stali się
tobie równi - wtedy nie tylko zamykasz siebie dla
nich, ale i ich zamykasz dla siebie.
Gdy dajesz, otwierasz się dla innych. I tylko wtedy
otrzymujesz.
281
BY ŚWIATŁO TWOJE
NIE STAŁO SIĘ CIEMNOŚCIĄ
Nie dziw się, gdy dochodzą do ciebie twoje słowa,
których nigdy nie wypowiedziałeś, twoje czyny, któ-
rych nigdy nie dokonałeś. Nie narzekaj, że ludzie
wciąż szepczą za twoimi plecami, posądzają o wy-
stępki, przypisują ci złe intencje. To jest cena twojej
wolności. Tego, że kimś jesteś. Zazdroszczą ci w obli-
czu swojego zmarnowanego życia, że potrafisz my-
śleć, że się nie boisz mówić, że stać cię na czyn. Nie
darują ci twego szczęścia. Znieść nie mogą, bo je-
steś dla nich wyrzutem sumienia.
Ale i ty uważaj. Gdy w twojej duszy zacznie się bu-
dzić niepokój, smutek i złość, że się komuś udało
życie, że ktoś jest wolny, twórczy, że coś robi. Albo
będziesz chciał zabić to światło, by było ciemnością,
taką jak ty sam jesteś, albo będziesz dmuchał, żeby
bardziej zajaśniało. Wtedy masz szansę, że i twoje
rozgorzeje.
282
13
W KTÓRYM NIE MA ZDRADY
Co kryje się za ich uprzejmymi pozdrowieniami,
uśmiechami, życzliwymi słowami, świadczonymi
przysługami? Jak oni naprawdę myślą o tobie? Jak
o wrogu czy jak o przyjacielu? Co się kryje za two-
imi serdecznościami? Jak ty naprawdę myślisz o lu-
dziach, z którymi współpracujesz, którym podlegasz,
którymi kierujesz? Jak o wrogach czy jak o przyja-
ciołach? Czy dążysz do tego, by ich zniszczyć, czy
chcesz im pomóc żyć?
Tak bardzo nauczyliśmy się oszukiwać, że już nie
jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy są ludzie wobec
nas, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy my
sami jesteśmy.
283
r
OD CIEBIE ZALEŻY
Od ciebie zależy, czy będziesz samotny.
Ty sam decydujesz o tym, czy jesteś potrzebny in-
nym ludziom. Ty sam wyłączasz się z ich życia i tyl-
ko ty sam możesz do nich wrócić.
Drugi człowiek jest w stanie ci pomóc: dobrocią. Tak
samo ty możesz drugiego człowieka wyrwać z krę-
gu jego samotności - okazując mu dobroć.
284
15
PRZYJACIELE
Życzę ci, abyś miał człowieka, który cię nie sprzeda
nawet wtedy, gdy będzie mógł dobrze na tym zaro-
bić. Abyś mógł spokojnie iść obok niego, nie bojąc
się, że cię zepchnie z drogi. Abyś mógł go puścić
spokojnie przed sobą wiedząc, że ci nie zatarasuje
przejścia. Abyś mógł go zostawić poza sobą bez stra-
chu, że ci wbije nóż w plecy. - Abyś miał człowie-
ka, który za tę lojalność wobec ciebie nie zagarnie ci
twojej wolności, twojego czasu - ciebie samego.
Życzę ci, żebyś nie sprzedał swojego przyjaciela na-
wet wtedy, gdy będziesz mógł na nim dobrze zaro»
bić. Abyś go nie zepchnął w przepaść, abyś mu nie
tarasował drogi, abyś mu nie wbił noża w plecy -
abyś za tę lojalność wobec niego nie zażądał wy-
łącznego miejsca w jego życiu, w jego myślach, w je-
go czasie. - Abyś go nie chciał zagarnąć dla siebie
jako swój ą własność.
285
"l
GDYBYŚCIE MIŁOWALI TYCH TYLKO*,
KTÓRZY WAS MIŁUJĄ
Nie potrafisz żyć w kuli własnej samotności. Potrze-
bujesz sprawdzenia swojego postępowania przez lu-
dzi, którzy cię otaczają: akceptacji albo przygany;
uścisku ręki, pozdrowienia, uśmiechu, dobrego sło-
wa, uznania, podziwu albo nie - byle tylko nie obo-
jętności.
Popatrz, obok ciebie woła człowiek na skraju rozpa-
czy: „Ja jestem! Ja jestem!" i rozglądając się bez-
radnie czeka na odpowiedź, ale dochodzi do niego
tylko echo własnego krzyku. Zauważ go.
286
17
ABY BYLI JEDNO
Jesteśmy jak naczynia połączone. Jesteśmy jak źró-
dła światła. Jesteśmy jak źródła ciepła. Wzajemnie
zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się
złem. A więc od twojej świętości zależy świętość
ludzi z tobą związanych: kolegów, dzieci, podwład-
nych, współpracowników, uczniów.
Jak silne jest w tobie światło? Jak wielki jest krąg
ludzi, którzy czerpią z twojego ciepła? Czy obejmu-
je również zmarłych?
Chcesz się przekonać o swojej wielkości? Spojrzyj
na ludzi żyjących obok ciebie.
287
'II
PO TYM POZNAJĄ,
ŻEŚCIE UCZNIAMI MOIMI
Co ty wiesz o swoich sąsiadach zza ściany? Że cza-
sem za głośno nastawiają radio i telewizor? Że za
głośno świętują swoje imieniny i urodziny? Czy kła-
niacie się sobie? Czy odwiedziłeś ich kiedyś? Czy
zaprosiłeś ich kiedyś do siebie? Czy zdarzyło ci się,
że przypilnowałeś im dzieci, że przyniosłeś im obiad,
gdy byli chorzy, że pożyczyłeś im chleb, masło, pie-
niądze?
Czy obchodzą cię ludzie, którzy obok ciebie żyją?
Czy jesteś chrześcijaninem?
288
19
i
KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCIACH
Miarą naszej wiary jest margines czynów, za które
nam nikt nie płaci: ani pieniędzmi, ani rewanżem,
ani wdzięcznością. Miarą naszej wiary jest margi-
nes dobrych czynów, o których nikt nie wie. Miarą
wiary i człowieczeństwa.
Bo inaczej jesteśmy jak faryzeusze, którzy na skrzy-
żowaniach ulic rozdawali jałmużnę ubogim.
13 — Wszystkie nasze. .
289
i
20
WŁAŚCICIEL
Strzeż się, abyś nie zmarnował miłości. Wciąż grozi
ci, że z ukochanej osoby zrobić zechcesz swój ą wła-
sność; wiedzieć o każdym kroku, poznać wszystkich
przyjaciół, kontrolować czas pracy i czas rozrywki,
być wciąż razem, nie spuszczać z oka, wypytywać,
śledzić; a potem zaabsorbować swoimi zaintereso-
waniami, sprawami, wypełnić sobą, ażeby nie zosta-
wić czasu na samodzielne myślenie, na własną ini-
cjatywę, na osobiste życie, nie dopuścić do żadnego
samodzielnego przedsięwzięcia, związać ze sobą
prośbą, błaganiem, ostrzeżeniem; uzależnić od swo-
jej decyzji, podporządkować swojemu życiu, narzu-
cić swój schemat, swoje poglądy na sprawy wielkie
i małe, ukształtować na swoje podobieństwo, wydrą-
żyć siłą albo sprytem ścieżki myślenia, tory reakcji
na swój wzór - aż wreszcie znać będziesz każde
pytanie i każdą odpowiedź, każdą reakcję i każdą
myśl. I to jest koniec. Nie miłości, bo jej już daw-
no nie było. To jest po prostu nuda. I odejdziesz.
Chyba że człowiek, który kochał cię dawno temu,
zdążył już wcześniej uciec, ratując swoją wolność,
swój ą osobę.
290
21
I BĘDĄ NIEPRZYJACIÓŁMI CZŁOWIEKA
DOMOWNICY JEGO
Znasz już dobrze jej suknie, spódnice i bluzki. Znasz
miny, jakie robi przed lustrem podczas rannego cze-
sania i gdy podmalowuje się wychodząc do miasta.
Znasz jej powiedzonka i wiesz, co myśli o swoich
sąsiadkach; i to wszystko zresztą coraz bardziej cię
denerwuje. Aż naraz dowiesz się, że ktoś się nią za-
interesował albo nawet zakochał się w niej. Wpra-
wia cię to w bezmierne zdumienie. Zakochał?
W czym? W jej rozdeptanych pantoflach, w wyraź-
nie brzydkich uszach, w naderwanym ramiączku?
Przecież znasz j ą najlepiej.
Nie, nie znasz jej. Na pewno byłeś bliższy prawdy
wtedy, gdy ją zauważyłeś po raz pierwszy.
291
22
ZDAJ SPRAWĘ
Dlaczego tak łatwo odróżnić parę małżeńską od me-
małżeńskiej - na ulicy, w pociągu, w kinie?
Dlaczego dopiero wtedy dbasz o swój wygląd, gdy
wychodzisz z domu? Dlaczego dopiero wtedy jesteś
uśmiechnięta i tak czarująco potrafisz rozmawiać,
gdy przychodzą z wizytą mili znajomi?
Na straży miłości małżeńskiej nie można stać w brud-
nym szlafroku, z rozczochranymi włosami. Miłości
małżeńskiej nie można bronić szczeciną nie ogolo-
nej brody, scenami zazdrości i awanturami.
Jeżeli każda miłość jest kwiatem, to małżeńska rów-
nież, ale zwyczajnym, nie nieśmiertelnikiem.
Jeżeli miłość jest motylem, to prawdziwym, nie przy-
szpilonym do korka.
Trzeba strzec, żeby nie odleciał.
292
23
A Z NIM SZLI UCZNIOWIE JEGO
Zapach struganych ołówków. Przeglądane na stołku
w kącie nowe książki: chemia, fizyka i ta najukochań-
sza - do polskiego, przeglądana prawie z zapartym
tchem. Powakacyjne wejście do klasy. Czy sala zma-
lała? Czy raczej koledzy i koleżanki podrośli? Tak
dobrze znowu razem. Dzwonek. Wchodzi wycho-
wawca. Nie przypuszczałem nigdy, ani na chwilę, że
my, uczniowie, zajmujemy tyle miejsca w twojej
duszy.
Nie spodziewałem się, że każdy z nas był tak bar-
dzo twoim uczniem. Że każde nasze odezwanie się,
postawa, odpowiedź były dla ciebie takim przeży-
ciem. Nie domyślałem się, że uczenie tyle kosztu-
je. Nie przeczuwałem, że to jest kawał duszy odda-
nej małemu człowiekowi. Że czujesz się uboższy
o to, coś dał. Że gdy spotkasz swego dawnego ucz-
nia, to z drżeniem wypatrujesz, czy zostało w nim
coś z ciebie.
Nie wiedziałem nic o miłości nauczyciela do uczniów.
Teraz już wiem - sam uczę dzieci.
293
24
RZEKŁ GOSPODARZOWI:
MIEJ STARANIE NAD NIM
Nawet jesteśmy skłonni, w roli Samarytanina, pod-
nieść człowieka, którego nie lubimy, namaścić rany
jego i oddać go w race jakiegoś gospodarza; temu
zaś rzucić pieniądze i obietnice, powrotu.
Ale częściej to my jesteśmy tym gospodarzem, przed
którego progiem Bóg zrzucił jakiegoś biedaka, aby-
śmy się nim opiekowali.
Możemy jednak drzwi nie otworzyć.
294
SAMARYTANIN
Miłość chrześcijańska to nie jest tępy czyn. Miłość
chrześcijańska nie może być czymś, co ty chcesz
narzucić światu, wartością, którą chcesz uszczęśli-
wić innych.
Miłość chrześcijańska to jest prawdziwa miłość,
a więc wrażliwość i otwartość na to, co się wokół
ciebie dzieje. Dopiero z tej otwartości wypływa wtór-
nie -jeśli uznasz, że jest potrzebny - czyn: zapobie-
ganie złu, pomoc, opieka. Ale najpierw wrażliwość,
najpierw otwartość. Bo w przeciwnym razie tylko
skrzywdzisz ludzi czynem, któremu przyczepiłeś ety-
kietkę miłości chrześcijańskiej.
295
26
JEŚLI MIŁOŚĆ MIEĆ BĘDZIECIE
Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inne uzdol-
nienia, odmienne poglądy, opinie, zwyczaje, formy
bycia. Każdy stanowi odmienny świat. Stąd musi
dojść do zderzeń w szczegółach jak i w rozwiąza-
niach generalnych. I to jest normalne. Nienormalne
rozpoczyna się od chwili, gdy w tobie zapanuje chęć
wyłączności, zdominowania swoich opozycjonistów,
zniszczenia tych, którzy są inni: zaprowadzenia two-
jego porządku świata.
Łatwiej jest być wyrozumiałym dla słabości, ułom-
ności, nieporadności, przywary. Ale uznać talent, to-
lerować, nie przeszkadzać, a nawet popierać, współ-
pracować, pomagać w rozwoju, podziwiać - to już
nie sprawiedliwość, tylko heroizm.
296
27
BIADA WAM
Nie pozwalaj ludziom krzyczeć na siebie. Pytaj o ra-
cję, o prawo, o słuszność. Pytaj, czy nie ma winy i po
drugiej stronie. A nawet, gdy przypłaszczony krzy-
kiem przywarujesz na ziemi i nie będziesz w stanie
wykrztusić słowa, to przynajmniej milcz, nie zaczy-
naj od bicia się w piersi, od tłumaczenia się.
Nie pozwalaj krzyczeć na siebie. - Chyba że to z mi-
łości. Wtedy nawet krzyk niesie ci radość.
Nie wrzeszcz. Chociaż masz rację. Krzyk jest nie-
ludzki, nieczłowieczy. Nie krzycz na ludzi. Nie masz
takiego prawa. To jest znęcanie się. Nawet gdy cię
usłuchają, to z nienawiścią, za to, żeś podeptał ich
człowieczeństwo - żeś ich skrzywdził.
Nie krzycz na ludzi. - Chyba że z miłości. Bo w mi-
łości zawsze jest radość.
29?
i
28
DAWAJCIE
Najdroższą rzeczą dla każdego człowieka jest czas.
I nad niczym tak nie drżymy, jak nad czasem. I ni-
czego tak innym ludziom nie żałujemy, jak czasu. -
I nie ma większego daru, jaki możemy dać drugie-
mu człowiekowi, jak czas. A dać drugiemu człowie-
kowi czas, to znaczy starać się go wysłuchać, zrozu-
mieć go, pomóc mu - stać się uczestnikiem jego
życia.
I jak miarą mądrości człowieka jest organizowanie
swojego czasu, tak miarą miłości jest dawanie swo-
jego czasu drugiemu człowiekowi.
298
NIE TYLKO CHLEBEM ŻYJE CZŁOWIEK
Dobrym słowem można żyć chwilę, godzinę, dwie,
dzień cały. Dobre słowo jest w stanie uratować cię
w chwili rozpaczy. Bez dobrego słowa trudno jest
żyć. Dlatego nie wstydź się, że cię pochwalono, nie
gardź dobrym słowem. Nie bój się, że ci może ono
przewrócić w głowie. Przecież dostateczna ilość
złych słów spada na ciebie codziennie.
Dobrym słowem można długo żyć. Dlatego dawaj je
ludziom, gdy na to zasłużą. Bo potrzebują ludzkiej
akceptacji. Bo bez niej trudno jest żyć. Nie bój się,
że im to w głowie może przewróci. Otrzymują co-
dziennie swoją porcję złych słów. Nie tylko od in-
nych ludzi, od ciebie też.
299
30
SZŁY ZA NIM RZESZE WIELKIE
Tak długo jesteś wielki, jak długo służysz Sprawie.
Im bardziej się w nią angażujesz, tym więcej ludzi
pójdzie za tobą nie żałując ani czasu, ani pieniędzy.
Ale wszyscy odejdą, gdy tylko ze Sprawy uczynisz
interes dla siebie. Jeżeli ktoś przy tobie pozostanie,
to tylko z litości czekając na twoje nawrócenie.
300
31
I SZŁY ZA NIM WIELKIE RZESZE
Nie wytrzymujemy tłumu. Nie jesteśmy zdolni ogar-
nąć tych ludzi, którzy zewsząd na nas napierają. Nie
jesteśmy w stanie przyjąć ich cierpienia, które nas
oblega. Bo choćby nawet płakać cały dzień, to nie
wypłaczesz ludzkiego nieszczęścia. Bo choćby na-
wet pomagać ludziom całe życie - to jest to kropla
w morzu ludzkich potrzeb. Bo gdyby nawet otwie-
rać serce dla każdego szukającego, to ilu obdzielisz
- dziesięciu, stu, tysiąc, a gdzie reszta?
Nie wytrzymujemy tłumu. Stoimy sterroryzowani
ogromem ludzkiego bólu. I zatrzaskujemy przyłbi-
cę, i opinamy na sobie pancerz, żeby się obronić,
wytrzymać, żeby żyć. Na zimno porządkujemy lu-
dzi według schematów -jako przechodniów, sprze-
dawców, urzędników, interesantów, znajomych.
Samotni, niedosięgalni, patrząc szklanym wzrokiem
na wszystkich, przechodzimy przez życie. Niczemu
się nie dziwiąc, do nikogo nie mając żalu.
Jak żyć?
Według miary Łaski, jaką cię Bóg obdarzył, według
wielkości twego serca: twojej wrażliwości, ogarniaj
swoją miłością tych, którzy przychodzą do ciebie.
301
r
7X
n/ec/7 s/ę nie trwoży
serce wasze
NIE TROSZCZCIEŻ SIĘ TEDY
Nie wiem, jakie dalsze życie Bóg ci przygotował,
ani ty nie wiesz. To do nas nie należy. Ważne jest,
żebyś wiedział, że On ci je przygotował. Ważne jest,
żebyś wiedział, że On będzie zawsze z tobą, że na
ciebie liczy, tak jak chce, żebyś ty na Niego liczył.
305
BO NAS NIKT NIE NAJĄŁ
Tak. Nikt cię nie pytał, czy chcesz istnieć. Nikt cię
nie pytał, czy - jeżeli chcesz - godzisz się na takie
życie. Czy chcesz żyć, mając przed sobą widmo
śmierci. Może nawet mówisz: „Gdybym wiedział,
że takie będzie moje życie, wolałbym nie istnieć".
Ale naprawdę nie miałeś wyboru. Nie obnoś się przed
sobą i przed ludźmi z żalami, że rodzice nie umieli
tobą pokierować i że miałeś nieciekawe dzieciństwo.
Że spotkałeś ludzi, którzy wypaczyli twój rozwój,
że cię skrzywdzono; że tyle chorowałeś. Nie obnoś
się z żalami.
To jest twój los. Przyjmij go. Nieś go z godnością.
Z podniesioną głową. Dał ci go Ten, który cię kocha.
306
f
DZIŚ MUSZĘ STANĄĆ W DOMU TWOIM
Strzeż swojej chwili obecnej. Nie oglądaj się wstecz
- tylko na tyle, by wyciągnąć wnioski z klęsk do-
znanych i odniesionych sukcesów. Nie wypatruj
przyszłości - tylko na tyle, by kierunku nie stracić.
Niech twoja chwila obecna będzie maksymalnie pre-
cyzyjna, traktowana z największą powagą, absolut-
nie uczciwa. Ona ciebie określa: potwierdza albo za-
przecza twojej przeszłości. Ona wyznacza przyszłość
przez twoją aktualną decyzję.
Za tobą już kurtyna przeszłości. Przed tobą niewia-
dome. A ty nade wszystko strzeż chwili obecnej.
307
TWÓJ CZAS
Nie wpatruj się w swojąprzeszłość. Bo z coraz więk-
szym przerażeniem będziesz stwierdzał, ile było oka-
zji, sposobności, możliwości, któreś zaniedbał, zlek-
ceważył, a które już są teraz nie do odrobienia -
przepadły bezpowrotnie.
Nie wpatruj się w przeszłość, bo spod ręki uciekną
ci nowe możliwości, szansę, które trzeba natychmiast
podjąć, których nie można przeoczyć. W przeciw-
nym razie za rok, a może za parę godzin, będziesz
z takim samym żalem oceniał miniony czas.
Nie wpatruj się w przeszłość, ale bierz to, co ci Bóg
wkłada aktualnie do rąk.
308
I ODSZEDŁ SMUTNY,
BO MIAŁ MAJĘTNOŚCI WIELE
Żebyś choć raz w życiu przestał się bać. Żeby cho-
ciaż raz w życiu naprawdę nie zależało ci na tym, co
ludzie o tobie powiedzą. Żebyś choć raz w życiu nie
troszczył się o swoje interesy, ale zaangażował się
w Sprawę. Żebyś choć raz w życiu całkiem bezinte-
resownie zaczął komuś pomagać żyć. Żebyś przy-
najmniej raz w życiu zachwycił. Żebyś przynajmniej
raz w życiu...
- To zatęsknisz. To wtedy już nigdy nie będziesz ze
swego spryciarstwa, ze swego groszoróbstwa zado-
wolony. Niezależnie od tego, na jakie świetne stano-
wisko się wydrapiesz, ile pieniędzy nagromadzisz.
Żebyś choć raz w życiu był wolny. To wtedy będziesz
już zawsze tęsknił za takim życiem.
309
NIE BÓJCIE SIĘ
Obyś się nigdy nie zaczął bać, bo już nigdy nie prze-
staniesz. Nie uspokajaj się, że gdy złapiesz jaką taką
stabilizację, że gdy się wszystko uciszy, to się prze-
staniesz bać. Nieprawda. Im bardziej będziesz szedł
w górę, im więcej będziesz miał, tym silniej będzie
w tobie rósł strach o wszystko, o wszystkich, o sie-
bie samego.
Nie bój się. Nie żyj w strachu. Co ci po takim życiu?
Bóg stworzył nas do szczęścia.
310
I DWA WRÓBLE NIE SPADNĄ
BEZ WOLI OJCA
Nie bój się ani teraźniejszości, ani przeszłości, ani
przyszłości; ani ludzi, ani świata; ani pytań, ani od-
powiedzi; ani listów, ani telegramów; ani kolegów,
ani przełożonych.
Niech cię nie straszą nocne majaki katastrof, cho-
rób, zawiści ludzkiej. Wchodź bez lęku w rozpoczy-
nający się dzień.
Grzechy przeciwko nadziei są tak wielkie, jak grze-
chy przeciwko miłości.
311
UFAJ
Co ty myślisz o sobie? Że jesteś genialny? Że jesteś
bardzo inteligentny? Co zostało z twoich „snów o po-
tędze"? Co z twoich młodzieńczych marzeń o wiel-
kości? - Zgaszone spojrzenie człowieka, który chce
już tylko małej stabilizacji.
A przecież w tobie są możliwości, których nawet nie
przeczuwasz. Jesteś zdolny do czynów, o jakich nie
marzyłeś w najśmielszych przypuszczeniach. A w to-
bie drzemie wielkość. Byłeś tylko chciał dalej wal-
czyć.
312
KTÓRY GO ZDRADZIŁ
Zaufaj sobie. Zaufaj, że potrafisz być uczciwy, że
zachowasz się, z godnością, że nie zdradzisz, że nie
stchórzysz, że się nie upodlisz, że sprostasz, że dasz
sobie radę, że wypełnisz zadanie, które ci powierzo-
no, że potrafisz kochać i być wiernym. Zaufaj sobie.
Zaufaj drugiemu człowiekowi. Że cię nie zostawi
samego, że ci dochowa wierności, że cię nie opuści
w chorobie, że ci pomoże, że cię zrozumie, że od-
kryje swój błąd.
Zaufaj drugiemu człowiekowi. - Zaufaj sobie. I na-
wet gdybyś się zawiódł, pamiętaj, że to jest szcze-
gólny wypadek, który nie może przekreślić twojej
ufności.
- Wszystkie nasze.
313
10
KTÓRZY OBCIĄŻENI JESTEŚCIE
Chciałeś wygrać dużo pieniędzy. Przyszedłeś z wiel-
ką nieśmiałością swoich dziesięciu lat do automatu.
Był wypłowiały jak obłudny człowiek. Wrzuciłeś
pierwszą monetą rozgrzaną ciepłem drżącej dłoni.
Wybiegła kulka. Skakała kapryśnie po metalowych
kółkach i gdy już byłeś pewny, że wpadnie do rąk
pajaca, wymknęła się i uciekła. Wrzuciłeś drugą
monetę, potem trzecią, wreszcie ostatnią. Kiedyś -
pamiętasz, chociaż było to tak dawno - ojciec po-
wiedział, że z ciebie nic nie wyrośnie.
To też dobrze pamiętasz: raz kolega zbił cię na kwa-
śne jabłko i gdy odszedłeś z płaczem do domu, rzu-
cił za tobą słowo cięższe niż najcięższy cios - „ty
dziadu".
A potem przeszła obok ciebie wielka miłość. Napraw-
dę. Układałeś zdania, które powiesz, planowałeś spo-
tkanie. Nawet napisałeś wielki list, ale ostatecznie
pozostał nie wysłany. Niedawno dowiedziałeś się,
że ona ciebie też kochała, ale nie odważyła się po-
dejść.
Rozglądasz się wokół i stwierdzasz, że tylu kolegów
z ławy szkolnej, ani zdolniejszych, ani uczciwszych,
pozajmowało wysokie stanowiska, podczas gdy ty
tkwisz beznadziejnie w tym samym mieście bez szans
wyraźnego awansu.
A przecież to Bóg dał ci takie życie jak nieoszlifo-
wany brylant, abyś go szlifował.
314
if
DUCH TCHNIE, KĘDY CHCE
Nie zamykaj okien i drzwi. Nie czekaj, aż wrócą cza-
sy twojej młodości. Nie myśl, że współczesna rze-
czywistość przeminie jak sen, że odpłynie jak fala.
Nie mów, że tylko dawniej żyli prawdziwi ludzie, że
tylko tamta literatura, poezja i sztuka miały wartość.
I nie popieraj takiego stanowiska swoim katolicy-
zmem. Bo nie ma dobra katolickiego, katolickiej
prawdy, katolickiego piękna. Każde dobro jest Boże,
Chrystusowe, katolickie -jest nasze. Tak samo pięk-
no i prawda. Nawet gdy mają znak innej religii, in-
nego światopoglądu.
Otwórz szeroko drzwi i okna. Bądź obiektywny. Nie
bój się przyznać racji, cieszyć się ludźmi, którzy pra-
cują obok ciebie, cieszyć się ich osiągnięciami w naj-
różniejszych dziedzinach. - Nawet gdyby mówili,
że nie wierzą w Boga.
315
n'
12
POPATRZCIE NA LILIE POLNE
Nie zaczynaj czytać gazet od nekrologów i sprawoz-
dań z frontów. Nie przerażaj się statystykami śmier-
telności spowodowanej rakiem i chorobą serca. Nie
daj się przy walić obowiązkami, funkcjami, sprawa-
mi do załatwienia. Nie skarż się, że już nie wierzysz
w ludzką uczciwość i dobroć, nie mów, że życie już
przeżyłeś i nic więcej od niego nie oczekujesz. Tyl-
ko podnieś głowę, a poczujesz wiosenny wiatr na
swojej twarzy, a zobaczysz, ile światła jest wokół
ciebie.
Zaufaj. Rzeczywistość, która cię czeka, jest bogat-
sza od wszystkiego, co jesteś w stanie sobie wy-
obrazić.
316
UFAJ, SYNU
Coraz ciężej budzić się ze snu. Coraz wyżej rośnie
stos obowiązków, spraw nie załatwionych. Coraz
częściej napotykamy w gazetach komunikaty z pola
walki, z miejsc dotkniętych klęskami, statystyki
wypadków samochodowych, chorób nieuleczalnych.
Coraz smutniej wracają wspomnienia z lat dziecin-
nych. Coraz mniej nadziei, że w twoim życiu zda-
rzyć się jeszcze może coś nadzwyczajnego, że jesz-
cze będzie dobrze, że jeszcze będziesz szczęśliwy. -
Bo już tyle lat się przesypało i rośnie wiara we wła-
sną starość i we własną śmierć. A tu trzeba zaufać
Bogu, bezgranicznie we wszystkim zaufać.
317
14
DROŻSI NIŻ WIELE WRÓBLI
Nie wypatruj cudzego szczęścia. Usuń ze swoich
myśli zwroty typu: „Temu to się powodzi". Z tym
nastawieniem będziesz zawsze nieszczęśliwy, nieza-
leżnie od tego, co zdobędziesz. Bo przecież napraw-
dę jest inaczej: wszystko, czym jesteś, wszystko, co
posiadasz, całe twoje życie, każdy twój dzień ze
wszystkim, co niesie, jest darem. Uznaj ten dar, przyj-
mij go, doceń, bądź wdzięczny.
318
l
is
WŁOSY NA GŁOWACH WASZYCH
SĄ POLICZONE
To nieprawda, że masz pecha i nigdy ci się w życiu
nie szczęści.
Nie łudź się, że dla ciebie powinny być przygotowa-
ne optymalne warunki, żebyś mógł bez przeszkód
rozwinąć wszystkie swoje możliwości i nie tracić
czasu i energii na błąkanie się, na powroty w to samo
miejsce, na zabezpieczenie sobie minimalnych wa-
runków egzystencji. Nie wierz w złośliwość losu
wobec ciebie ani w to, że powinieneś mieć wygodne
warunki rozwoju. Właśnie te niekorzystne, i one
przede wszystkim, pozwalają najpełniej rozwinąć się
twemu człowieczeństwu.
l
319
16
KTÓRZY PŁACZĄ
Nie zatrzymuj się nad swoim niepowodzeniem. Nie
roztkliwiaj się nad sobą. Nie współczuj. Bo wtedy
łatwo przypomnisz sobie, że miałeś smutne dzieciń-
stwo i nieciekawą młodość. Odnajdziesz bez trudu
w swoim życiu pasmo cierpień. Rozżalisz się., że je-
steś taki nieszczęśliwy, taki biedny. Każda kolejna
porażka będzie pogłębiała ten stan.
Uratować się możesz tylko wtedy, gdy potrafisz się
oderwać od siebie i dostrzec chociażby jednego
człowieka. Wtedy przekonasz się, że on też cierpi.
Wtedy zobaczysz, że cierpią wszyscy ludzie, nie
tylko ty.
320
rf
KTO WYTRWA DO KOŃCA
Na życie człowieka w ogromnej większości składa-
ją się niepowodzenia, a tylko w niewielkim procen-
cie osiągnięcia. I nie byłoby tych ostatnich, gdyby
nie było tych pierwszych. Dlatego jest tak ważne, by
umieć przyjmować klęski, brak wyników, obmowę,
negatywną ocenę, brak uznania. Dlatego tak ważną
jest rzeczą wytrwałość, ustawianie się w nowej po-
zycji, rekonstrukcja zburzonych planów, czekanie,
zaczynanie od nowa.
321
18
II
JAK INNI
Nie czekaj, aż przyjdzie królewicz i zabierze ciebie
- Kopciuszka - ze sobą.
Nie nadsłuchuj, kiedy do twoich drzwi zapuka ktoś,
kto ciebie - Janka Muzykanta - wyprowadzi z ukry-
cia i ukaże światu jako nowo odkryty talent.
Nie jesteś najlepszą matką ani najlepszym ojcem, ani
najlepszą żoną, ani najlepszym mężem, ani najlep-
szą córką, ani najlepszym synem, ani najlepszą pie-
lęgniarką, ani najlepszym nauczycielem - pracow-
nikiem. Nie tylko ty, ale nikt, bo każdy jest tylko
człowiekiem. Jeżeli ci ktoś zwróci uwagę, wytknie
błędy, to jeszcze nie powód, aby świat miał ci wiro-
wać przed oczami, bo ci ktoś śmiał coś takiego po-
wiedzieć. Nie tylko tobie - każdemu można posta-
wić jakieś zarzuty.
Nie chciej być jedynym. Pan Bóg rozmaite kwiaty
stworzył na łące. Źle by było, gdyby jeden chciał
zastąpić wszystkie inne. Masz być innym.
322
19
WIE OJCIEC WASZ,
CZEGO POTRZEBUJECIE
Gdy jesteś bardzo szczęśliwy i radość cię przepełnia,
gdy masz jakąś ogromną satysfakcję, poczucie speł-
nionego czynu i nie możesz sobie nawet wyobrazić,
żeby coś mogło ci zagrozić - wtedy zazwyczaj przy-
chodzi uderzenie. Nagle i z najmniej spodziewanej
strony.
Ale ono pochodzi z tej samej ręki, co tamten dar.
323
l
20
PRZYJDĄ NA CIEBIE DNI
Może już nie pytasz szeroko otwartymi oczami dziec-
ka, które dostało niespodziewanie w twarz: dlacze-
go? Teraz, gdy spotyka cię jakaś radość, już wiesz,
że przyjdzie wyrównanie - cierpienie.
Zaobserwowałeś może jeszcze coś więcej. Że w ży-
ciu istnieje prawo serii: są okresy, gdy jest cudow-
nie; wtedy trawa jest zielona i niebo niebieskie,
i słońce świeci albo jest urocza mgła. Ludzie są do-
brzy, wszystko układa się planowo, nie masz wątpli-
wości, że warto żyć. Po nich przychodzi wyrówna-
nie: złe dni, pełne cierpienia. Wtedy świat jest szary,
a ludzie sąjak wilki. Budzisz się z bólem głowy. Do-
wiadujesz się o plotkach, jakie na twój temat krążą.
Przełożony robi ci nieuzasadnione wymówki. Nicze-
go nie możesz załatwić. Bezskutecznie oczekujesz
na list. Czujesz się stary.
Nie ty jeden. Nie tylko dziś. Nie ma takiej epoki, nie
ma bogactwa tak wielkiego ani nędzy tak podłej, nie
ma stanowiska tak wysokiego ani tak niskiego, nie
uchroni człowieka ani mądrość, ani głupota - przed
cierpieniem.
Byłeś umiał przyjąć cierpienie jak krzyż, przez któ-
ry masz być zbawiony.
324
21
NIE WIECIE
Ile razy stałeś pod drzwiami będąc pewny, że spotka
cię awantura, a przyjęto cię z otwartymi rękami. Ile
razy wchodziłeś ze słońcem w duszy, a zgaszono cię
obojętnością, lekceważeniem albo nawet wyrządzo-
no ci krzywdę. Ile razy spodziewałeś się nagrody,
a nikt nawet o niej nie pomyślał. Ile razy spadła na
ciebie pochwała za szczegół, którego nawet nie za-
uważyłeś. Ile razy nie spełniła się żadna z możliwo-
ści, jakie zakładałeś; stało się coś, czego przez mo-
ment nawet nie przypuszczałeś.
Nie miej więc zbyt wielkiego zaufania do swoich
przewidywań. Rzeczywistość na pewno je przero-
śnie. Ale nie bój się jej. Ona jest Boża.
325
22
NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH
Wyeliminuj ze swoich rozmów takie pytania, jak:
„Kiedy kolega składał maturą?" albo: „Kiedy pan
robił dyplom?", aby z kolei gwałtownie obliczać, ile
twój rozmówca ma lat i porównywać z nim siebie.
Zdejmij ze ściany zdjęcia z dawnych lat, schowaj
albumy ze starymi fotografiami, usuń dyplomy, od-
znaczenia, nagrody świadczące o twoich zasługach
i osiągnięciach. Bądź spokojny, Bóg je wszystkie
pamięta, a dla ciebie są one nie tylko niewskazane,
ale i niebezpieczne, bo trzymaj ą cię w świecie, któ-
ry już odszedł.
Nie wspominaj bez potrzeby. Zlikwiduj opowiast-
ki zaczynające się od zwrotu: „Za moich czasów..."
albo: „Pamiętam, było to w roku..." Nie myśl, że
chcę zniszczyć twojąprzeszłość; ona jest dostatecz-
nie w tobie. Nie chcę tylko, żebyś nią ciągle żył.
Masz konkretne obowiązki postawione przez Boga:
dzień dzisiejszy i czekająca cię przyszłość - tym
się zajmij.
326
23
NIECH SIĘ NIE WRACA
Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszka-
nia ani na stanowiska poprzednio zajmowane, ani
do ludzi, z którymi blisko żyłeś. Nie łudź się: nie
wrócą nigdy tamte „dobre czasy". Nie odnajdziesz
swoich dawnych znajomych ani oni w tobie nie od-
najdą tamtego człowieka. Będziesz dla nich upiorem
dawnych lat. Bo inny jest ich świat, który był wtedy
twoim, inny jest już świat, w którym żyjesz. Z każ-
dym dniem stajesz się dla innych bardziej obcy. Prze-
konasz się w pierwszej rozmowie-po: „Co u ciebie
słychać, jak ci się wiedzie, co z naszymi wspólnymi
znajomymi?" zabraknie tematu. Pomyślicie z przy-
krością o sobie: „Jak on się zestarzał".
Jeśli stanie się inaczej, to dowód, że napotkałeś przy-
jaciela, chociaż może nigdy tak go nie nazywałeś.
Ale to jest bardzo rzadki wypadek.
32,7
ffl
24
PTAKI NIEBIESKIE
Gdy zobaczysz coś pięknego, nie chwytaj za aparat
fotograficzny czy też nie żałuj, że nie masz go przy
sobie - nie kolekcjonuj pięknych chwil. Szczęścia
nie da się zamknąć w albumach fotograficznych, nie
da się go przywołać przez odwrócenie kartki.
Nie myśl, że już nic wspanialszego spotkać cię nie
może. Idź naprzód. Bądź spokojny: rzeczywistość jest
bogata - nie wyczerpiesz jej w ciągu swego życia.
328
25
NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE
I gdy kolejny raz przekonasz się, że koledzy z twojej
specjalności nie informują cię o rzeczach, które ci
są najbardziej drogie, nie pytaj ą o zdanie w sprawach,
w których masz tyle do powiedzenia, ignorują cię,
pomijają - woleliby, żeby cię wcale nie było; gdy
się znowu przekonasz, że cię nie chcą - wtedy nie
wracaj sam do pustego mieszkania, nie pozostawaj
z samym sobą, ale idź do ludzi, którzy w ciebie wie-
rzą. Stań przed Bogiem, który wierzy w ciebie.
329
26
TOBIE MÓWIĘ, WSTAŃ
Pan Bóg nie pozostawi cię w rozpaczy.
Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do
ludzi i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wszy-
stkiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek
inicjatywy, kiedy się przekonasz, że już nikt nie może
na ciebie liczyć i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy
nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś
dotąd zdziałał, do całej swojej dotychczasowej pra-
cy, i nie będziesz w stanie dostrzec żadnych pozy-
tywnych jej skutków - wtedy na pewno przyjdzie
światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że
jest ci wdzięczny za to, co zrobiłeś dla niego, albo
że to, czym się zajmujesz, jest bardzo ważne; może
dostaniesz piękny list albo ktoś się do ciebie
uśmiechnie.
I ten błysk, który spadnie na ciebie leżącego w pro-
chu, który cię postawi z powrotem na nogi, jest za-
datkiem oceny twojej pracy przez Boga.
330
27
KIM JESTEŚ
To są nasze ludzkie przemiany: patrzysz na swoje
zdjęcie z lat dziecinnych i z trudem usiłujesz dopa-
trzyć się w nim siebie. Z trudem usiłujesz sobie przy-
pomnieć, jak to wtedy było - tylko jakieś uciekające
w głąb szczegóły na granicy marzeń sennych.
To są nasze ludzkie przemiany: czas młodzieńczy -
lata zachwytów, nadziei, miłości. Tego czasu nie
chcesz oddać najdłużej. I wciąż jeszcze pytasz: Gdzie
są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczęta? I długo
zdaje ci się, że na ulicy mignęła ci tamta twarz. Aż
cię opamięta młodość twojego dziecka albo dzieci
twoich przyjaciół: ich ufność, porywy, miłości. Do-
piero wtedy zobaczysz, że ty już tak nie potrafisz, że
jesteś wypalony.
To są nasze ludzkie przemiany: czas starości - kiedy
spoglądasz ze zdziwieniem na te lata, gdy byłeś sil-
ny i zdrowy, i wszystko mogłeś, i nic ci nie szkodzi-
ło, i niczego się nie bałeś.
To są nasze ludzkie przemiany znaczone sakramenta-
mi chrztu, bierzmowania, małżeństwa, namaszczenia
chorych. Nie wiesz, na którym stopniu zatrzyma się
twój krok. Byłeś tylko każdy przeżył z Bogiem.
331
i
28
CZEMUŚ ZWĄTPIŁ
Jesteś przegrany, gdy przestałeś ufać. Nawet gdyby
wszystko szło ci dobrze. Nawet gdyby ci ludzie za-
zdrościli sukcesów.
I tak długo stoisz, jak długo ufasz. Nawet gdy ci się
wszystko wciąż rozsypuje, nawet gdy cię ludzie nie-
ustannie niszczą, gdy nawet wbrew sobie, wbrew naj-
gorszym prognozom, wbrew oczywistej przegranej,
wbrew swojemu przerażeniu, resztką woli - chcesz
ufać,
332
29
DOSYĆ MA DZIEŃ TROSKI SWOJEJ
Patrzysz na starego, zniedołężniałego człowieka. Taki
sam będziesz i ty. Twoim człowieczym prawem jest
walczyć ze starością i chorobą, ale twoim człowie-
czym obowiązkiem jest przyjąć je, gdy cię zwyciężą
- przyjąć jako cierpienie wiodące ku odkupieniu.
Ale to przyjdzie kiedyś. Teraz o tym nie myśl. Nie martw
się niepotrzebnie. Zaufaj Bogu: On da ci siłę do znie-
sienia cierpień i odwagę do przyjęcia śmierci.
333
30
NA TWOJE SŁOWA ZAPUSZCZĘ SIECI
Pan Jezus naucza na brzegu. Nieopodal rybacy płuczą
sieci. Tłum słuchaczy rośnie. Nauczyciel wstejpuje do
jednej z łodzi i stamtąd naucza. Gdy skończył, poleca
rybakom, wbrew ich zamiarom, wypłynąć na połów.
W krótkim czasie zagarniają wiele ryb. Po powrocie
na brzeg zostawiają wszystko i idą za Nim.
Dla tłumów zakończenie zupełnie niezrozumiałe.
Dramat wyreżyserowany przez Syna Bożego. To nie
był przypadek, że przyszedł, aby nauczać, na ten
brzeg. Nie był to przypadek, że zastał tam tych lu-
dzi. Nie był to przypadek, że wsiadł do tej, a me do
innej łodzi. Uczynił cud: obfity połów ryb. Ludzie
stojący na zewnątrz stwierdzili najnormalniejszą
rzecz: rybacy wypłynęli na połów i przywieźli ryby
Zrozumiał tylko Piotr i jego towarzysze.
Czy potrafisz zrozumieć swoje życie?
334
*= m
SZCZĘŚLIWI OWI SŁUDZY
Spróbuj coś zrobić w życiu. Skoncentruj wszystkie
swoje siły na tej sprawie, przyporządkuj jej rytm
swoich prywatnych zajęć i odpoczynków. Może ci
się uda i nie załamiesz się patrząc, jak twoi koledzy
robią pieniądze. Ryzyka nie ma żadnego. Tylko naj-
wyżej przy śmierci wyrzut sumienia, żeś się i tak nie
zaangażował całkowicie.
Spróbuj coś zrobić w życiu niezależnie od tego, ile
masz lat. Ryzyka nie ma żadnego. Najwyżej przy
śmierci wyrzut sumienia, że zacząłeś za późno.
A jeśli teraz to czytasz i cieszysz się, że jesteś jednym
z tych, którym dano znaleźć perłę, którym dano zna-
leźć skarb - to życzę ci, żebyś wytrwał do śmierci.
15 — Wszystkie nasze
337
A GDY NADEJDZIE CZAS ŻNIWA
Kiedy z największym trudem szukasz odpowiedzi na
postawione ci pytanie, z największym wysiłkiem
usiłujesz znaleźć słowo, które by wyraziło to, o co
ci chodzi, gdy przy sprzeciwie opinii ogółu usiłujesz
udowodnić swoje pomysły, przemyślenia, doświad-
czenia, gdy gorączkowo szukasz wyjścia z zaułka,
w który wpędzili cię twoi wrogowie, z sytuacji bez-
nadziejnej, w którą przypadkiem się dostałeś, gdy
wykańczając na termin podjętąpracę natrafiasz wciąż
na mielizny i cała konstrukcja rwie ci się w rękach,
gdy spuchnięty ze zmęczenia poprawiasz w najwięk-
szym pośpiechu pojawiające się niedokładności, błę-
dy i usterki - to są twoje wielkie dni. Potem przyj-
dzie czas grzecznych uśmiechów, uprzejmości,
zdawkowych odpowiedzi, wymijania drażliwych te-
matów; będziesz żył z procentów zdobytego kapita-
łu, szedł wydeptanymi ścieżkami.
Tylko wiedz, że to jest czas odpoczynku. Za chwilę
znajdziesz się znowu pod ścianą, którą trzeba będzie
przejść, pod szczytem, który powinieneś zdobywać.
Oby ci nigdy nie brakło odwagi.
338
JEŚLI NIE STANIECIE SIĘ JAKO DZIECI
Już stężałeś w tej pewności, że w twoim życiu nic
się więcej nie zdarzy. A może jednak spotka cię ła-
ska i w pracy, którą wykonujesz, wpadnie ci w ręce
sprawa, która cię bez reszty pochłonie; może pomię-
dzy ludźmi, których określasz na przemian jako sta-
do baranów albo hien, spotkasz człowieka, który cię
zachwyci; może szarpnie cię krzywda bezbronnego
człowieka - może się zdarzy, że dotknie cię łaska
i ty, którego już nic nie mogło zdziwić, wzruszyć,
zaimponować, wstrząsnąć, który patrzysz na świat
z cynicznym pobłażaniem, odzyskasz choćby na
chwilę wrażliwość dziecka.
3J9
JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW,
DRUGIEMU DWA, A INNEMU JEDEN
Gdzie są te świetne dziewczęca? Gdzie są ci wspa-
niali chłopcy? Jeszcze masz ich w oczach: tak bar-
dzo kolorowi, tak bezkompromisowi, tak prości i bez-
pośredni. Jeszcze słyszysz ich ostre krytyki, szerokie
plany, odważne zamierzenia. Ilu z nich takimi zosta-
ło? A gdzie ogromna reszta? Wypadły pióra ze skrzy-
deł, wypróchniały zęby, roztopili się, wsiąkli w sza-
ry tłum.
A jaki ty jesteś?
Dopóty masz szansę realizacji swojego człowieczeń-
stwa, dopóki sobie to pytanie zadajesz.
340
JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI
CZŁOWIEKA NIE PLAMI
Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem
dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie,
nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w to-
bie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota
twojego życia. A przecież chodzi o twoją wewnętrz-
ną uczciwość, o czystość twoich intencji, o twoją
bezinteresowność.
Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem
dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz
sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak
i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet
nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem
żmij.
341
NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ WYBRAŁA
Nie przejmuj się byle czym, nie angażuj się w byle
głupstwa. Nie szarp się o byle co. Nie złość się z by-
le jakiego powodu. Bo cię po prostu zabraknie. Za-
braknie cię tam, gdzie powinieneś być. Zabraknie
cię w twoich istotnych sprawach.
Nie jesteś nieograniczony, nie jesteś nieskończony.
Gdy się zaangażujesz tu, nie będziesz tam. To nie
tylko chodzi o twój czas, ale o twoją energię, o two-
ją obecność. Dlatego uświadom sobie, co chcesz zro-
bić, i tam skoncentruj się. Bo inaczej zejdziesz z te-
go świata z opinią awanturnika, pieczeniarza czy też
facecjonisty bawidamka, kawalarza. I gdy ci ktoś na
końcu życia powie, może dopiero wtedy przerazisz
się, bo przecież ty kim innym chciałeś być.
342
SYN CZŁOWIECZY BĘDZIE
PRZEŚLADOWANY
Zostań. Nie uciekaj. Sprawdź się tu, gdzie jesteś zmu-
szony do maksymalnej koncentracji, precyzji myśle-
nia, dokładnego formułowania swoich poglądów,
udowadniania pomysłów, określania stanowisk.
Zostań tu, gdzie jesteś otoczony przez ludzi, którzy
wytykają niemiłosiernie najmniejsze przeoczenie, nie
darujążadnego niedociągnięcia, rzucająci wciąż kło-
dy pod nogi, zagłuszają twoje słowa, spychają cię
w cień, najchętniej pozbyliby się ciebie, a przynajm-
niej zatarli twój ślad, i dlatego rozgłaszają twoje
potknięcia, rozdmuchują twoje błędy, przypisują ci
słowa, których nigdy nie powiedziałeś, niegodziwo-
ści, których się nie dopuściłeś.
Wytrzymaj. Jeszcze tylko ten las. Jeszcze tylko ta
łacha piasku. Jeszcze tylko to wzgórze.
34S
ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA
Rozpręż się. Bądź sobą. Uchwyć rytm twojej osobo-
wości. Żebyś się mógł cieszyć życiem. Bo to jest naj-
większy dar, jaki otrzymałeś od Boga - życie. Bo ty
jesteś największym darem: twoja niepowtarzalna
osobowość. I zostań takim, jakim cię Bóg stworzył.
Oswój instytucje, ludzi, rzeczy, które na ciebie ze-
wsząd napierają, i nie daj się im przystrzyc. I nie daj
się im zgwałcić. Bądź sobą. Tylko wtedy możesz dać
odpowiedź Bogu na ten największy dar - szczęściem
swoim.
344
IARYZEUSZE
L
Uważaj na siebie zwłaszcza wtedy, gdy chcesz uzy-
skać coś od ludzi: poparcie, interwencję, załatwie-
nie jakiejś sprawy dla siebie albo dla swoich bliskich.
Żeby nie za wszelką cenę - nie za cenę twojej god-
ności osobistej: sztuczne nawiązywanie znajomości,
nieprawdziwe przyjaźnie, prezenty, listy, karteczki
z wyrazami pamięci, serdeczności, przyjęcia, przyta-
kiwanie, pochwały, zachwyty, odprowadzanie, przy-
prowadzanie.
Odgrażasz się, że jak tylko uzyskasz to, o co ci cho-
dzi... Mylisz się. Już sienie odegniesz. Będziesz za-
wsze żebrakiem.
345
PRÓŻNUJĄCY NA RYNKU
To tobie Pan przekazał talenty. I teraz jest twój czas.
Czy urobiłeś sobie ręce po łokcie? Czy już wydarłeś
ze siebie wszystko, co tylko stanowiło jakąś wartość?
Czy już zdążyłeś powiedzieć swoje ostatnie słowo?
Myślisz, że możesz sobie pozwolić na świętowanie
swoich sukcesów?
To jest twój czas. To tobie Pan przekazał swoje ta-
lenty i odszedł. Ale wróci.
A czy przynajmniej wiesz, co masz w życiu robić?
346
11
DOSTAWIWSZY WSZYSTKO
Pojawiać się, zaznaczać swoją obecność, okazywać
zainteresowanie, zachwyt, na tyle, by to do niczego
nie zobowiązywało, obiecywać, przyrzekać, zgłaszać
swój udział, ale w takiej formie, aby się można było
łatwo wycofać.
Olśniewać półsłówkami, wzbudzać zainteresowanie,
intrygować, niepokoić, czarować, zdobywać sympa-
tię - miłość: niech przywiązują się, niech będą wier-
ni, niech się troszczą, niech tęsknią, niech kochają,
aby ich krąg był jak największy, w zamian za to po-
dawać końce swoich palców, a nawet i z tymi jak
najszybciej uciekać. Nie dawać siebie niczemu i ni-
komu. Nie tracić z siebie nic.
Zachować całego siebie dla siebie?
347
12
NIE MOŻNA BOGU SŁUŻYĆ I MAMONIE
Dopóki sprawa nie o pieniądze, to jeszcze nie wiesz
wszystkiego o człowieku. Dopiero gdy pieniądze na
stole - gdy można je stracić albo zyskać - dopiero
wtedy lecą z głów korony, wianki i birety. Albo zo-
stają. Dopiero gdy pieniądze na stole, przekonasz się,
kto jest kto. Bo taki w nich urok, że obiecują ci
wszystko na ziemi. Dopiero wobec tej obietnicy czło-
wiek się sprawdza - czy jest chrześcijaninem, czy
jest wierzącym, czy jest człowiekiem.
348
UMARŁ BOGACZ
Nie przeliczaj wciąż i wszystkiego - ile mi dadzą,
czy mi się opłaca, co mi z tego. Tak nie można żyć.
Bo wtedy nie potrafisz nic i nikogo kochać, niczym
się naprawdę cieszyć, niczego naprawdę żałować,
niczym się naprawdę smucić - nie potrafisz być
szczęśliwy.
I umierając będziesz miał prawdopodobnie dużo pie-
niędzy, i może dopiero wtedy odkryjesz bezsens ta-
kiego życia.
349
14
MIŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT
Wiemy, że jesteś miłością, ale nam łatwiej nieść To-
bie kwiaty i świece, modlitwy i pieśni. Więc gdy
patrzymy w Ciebie narodzonego, prosimy: daj nam
łaskę, byśmy zrozumieli, że być z Tobą to znaczy
przebaczać, pracować, być dobrym - to znaczy: ko-
chać.
350
SZUKAJMY SKARBU
Po co pracujesz? Nie uciekaj od tego pytania, nie
prześlizguj się obok niego. Praca wypełnia twoje
życie: poświęcasz jej lwią część swojego czasu, od-
dajesz jej najlepsze godziny swojego dnia.
Po co pracujesz? Pytaj o intencję. Ona cię kształtu-
je. Taki jesteś, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
351
16
KTÓRY OTRZYMAŁ JEDEN TALENT
Praca. Bo „my już nie tacy", bo „to już nie te czasy".
Najpierw stanowisko, a potem będę pracował. Naj-
pierw posada, biurko, pieczątka, mieszkanie, samo-
chód, najpierw pieniądze - a potem będę pracował.
Aż gdy zgodnie z taką postawą - po niesłychanie
zawiłych usiłowaniach, staraniach, zabiegach, po
nieprzespanych nocach, deliberacjach, naradach, po
gigantycznym wysiłku - wreszcie zasiądziesz za tym
większym biurkiem, będziesz miał większą piecząt-
kę, więcej pieniędzy, wtedy okaże się, że jesteś wy-
czerpany, wypalony, stary - że na nic cię już nie stać.
I dostaniesz moralnego kaca. Albo nawet i to nie. Do
końca będziesz zbierał tytuły, pieczątki, stanowiska,
pieniądze.
352
I POSZLI ZA NIM
Jaki jest twój dzień powszedni? Czy naprawdę tak
sobie wymarzyłeś swoje życie? Czy jest ono takie,
jak tego najbardziej chciałeś? Jak traktujesz pracę?
Co w niej znajdujesz? Czy tylko walkę o stabiliza-
cję, o stanowisko, o pieniądze, utarczki z zagrażają-
cymi ci rywalami?
Czy znajdujesz w niej choć trochę miłości? Nie, nie
pytam o drobne uprzejmości, o chwile szczerości,
wielkoduszne ofiary ze swojego czasu czy cierpli-
wości, ale o traktowanie twojej pracy w najgłębszym
jej sensie. Czy ona ma swoje źródła w miłości, czy
tylko w ambicji i walce?
353
18
OPUŚCILI GO
Dopóki jesteś niesiony sympatią ludzką, dopóki lu-
dzie z twojego środowiska tobą się. cieszą i martwią,
spodziewają się. i niepokoją - dopóty nie wiadomo,
kim naprawdę jesteś. Dopiero gdy przestaną się tobą
interesować, niczego po tobie nie oczekują i najchęt-
niej pozbyliby się ciebie; gdy nie dostrzegaj ą twoich
inicjatyw, nie interesuj ą się twój ą pracą, obojętne im
są twoje osiągnięcia; a nawet stwierdzasz coś prze-
ciwnego: że twoje sukcesy pogłębiają ich niechęć
do ciebie - dopiero wtedy stajesz na progu swojego
człowieczeństwa. Dopiero wtedy przekonujesz się,
kim naprawdę jesteś -jak dalece wierzysz w siebie,
w swoją pracę, w ludzi, w Boga.
354
19
PRZYODZIANY W SZATĘ GODOWĄ
Za kogo byś się przebrał? Za dziewczynę czy za
chłopca, za atletę czy klowna, za tancerkę meksy-
kańską czy szeryfa, za gitarzystę i śpiewaka, za
gwiazdę filmową - żeby tak przeżyć j eden dzień, jak
chciałbyś przeżyć wszystkie. A może taka chwila
dana ci jest po to, abyś zobaczył, jak wielkie bogac-
two w tobie tkwi dotąd niewykorzystane z powodu
twojej nieśmiałości, lenistwa.
Za kogo byś się przebrał? Za pirata czy prostytutkę,
Don Juana czy gangstera, nożownika czy wampira -
żeby tak pohulać jedną noc, jak chciałbyś całe życie.
A może taka chwila dana ci jest po to, abyś zoba-
czył, ile w tobie drzemie zła, brutalności, chamstwa,
brzydoty, dotąd w pełni nie ujawnionej z powodu
twojej nieśmiałości, lenistwa.
355
20
ABY GO PODCHWYCIĆ
Jest łatwo pracować, jest łatwo być dobrym, jeżeli
ktoś to widzi, przyjmuje, cieszy się. Jeżeli uzyskuje-
my akceptację otoczenia, pochwały, uznanie, szacu-
nek. Jeżeli ta nasza praca jest na świeczniku, przez
wszystkich uważana za osiągnięcie, za sukces.
Nie jest łatwo pracować, jeżeli nas nikt nie widzi,
nikt nie ocenia naszego trudu, poświęcenia, wysił-
ku, który ciągnie się dzień za dniem. Jeżeli żyjemy
w pustce, w zapomnieniu.
Ale jeszcze ciężej jest pracować, kiedy mimo iż da-
jemy wszystko, na co nas stać, ludzie się odwracają.
Jeżeli spotykamy brak zaufania, dezaprobatę, naga-
nę; już nie obojętność - ale wrogość. Wtedy praco-
wać, wtedy się poświęcać, być dobrym, wtedy wy-
trwać - to jest dopiero ranga człowieczeństwa.
356
F
21
GDZIE SKARB WASZ
A gdybyś nagle stracił wszystko, co masz: wszyst-
ko, coś dotąd z takim trudem zarobił, nazbierał, uciu-
łał, zagarnął, wyłudził, ulokował, odłożył, zabez-
pieczył.
A gdybyś nagle to wszystko stracił. Czy jedyną obro-
ną, ratunkiem, pocieszeniem byłaby pewność, a przy-
najmniej cicha nadzieja, że jeszcze potrafisz te stra-
ty odrobić, że jeszcze jesteś dostatecznie silny,
przebiegły, sprytny, zapobiegliwy, a teraz - doświad-
czony, i potrafisz dojść do tego, co utraciłeś, a na-
wet przewyższyć to, co posiadałeś.
Jaki jest sens twojego życia?
357
22
A ON SPAŁ
Pan Jezus zaczął nauczać mając lat trzydzieści. Za-
czął czterdziestodniowym postem na pustyni. A po-
tem raz po raz odchodził, z uczniami albo sam, od
apostołowania. I ograniczył się. tylko do Palestyny.
Obok raka i chorób serca, choroby psychiczne stają
się wielką groźbą społeczną. Jednym z powodów
tego zagrożenia jest nieumiejętność odpoczywania.
Wyczerpuje nas jednostajna praca zawodowa, wy-
czerpuje labirynt miejskiego życia: sklepów, samów,
stoisk, stołówek, przechodniów, godzin szczytu, ha-
łas ulicy i hałas mieszkania.
I dlatego musisz wpleść w rytm swojej pracy - rytm
odpoczynków: dłuższych raz w roku i krótszych w ka-
żdym tygodniu, w każdym dniu. Nie masz czasu?
Trudno. Pomimo to wyjedź na wakacje. Pomimo to
idź na spacer, na koncert, do przyjaciół; spędź wie-
czór nad książką czy czasopismem.
I tak nie dasz rady wszystkiego zrobić. Odpocznij.
Nie jesteś niezastąpiony. Odpocznij. A jeżeli nie
chcesz i jeszcze się upierasz przy swoim, to znaczy,
że jest już z tobą źle.
358
23
SYNOWIE TEGO ŚWIATA
Gdy się zaczniesz dusić; gdy oplątują cię coraz cia-
śniej swoimi prośbami, naleganiami, żądaniami; gdy
zmuszają cię do wysłuchiwania bez końca swoich
kłopotów; gdy terroryzują cię swoimi zmartwienia-
mi i zmuszają w ten sposób do załatwiania za nich
najprostszych spraw - przy czym okazuje się, że
twoja pomoc wcale nie była konieczna, że mogliby
to przy niewielkim wysiłku załatwić sami; gdy za-
bierają ci niefrasobliwie godziny, podczas gdy ty trzę-
siesz się nad każdą zmarnowaną chwilą - a twoją
jakąkolwiek prośbę przyjmują ze zdziwieniem i al-
bo o niej zapominają, albo wręcz odmawiają; gdy
widzisz, że nie liczą się z twoimi obowiązkami ani
możliwościami, a szukajątylko swojej wygody; gdy
już nie masz czasu na żadne swoje sprawy osobiste
i zaniedbujesz swoje powinności, i jesteś załatany od
rana do wieczora - to odskocz. Bo ty i oni stracili-
ście proporcje i to, co robisz, nie jest już miłością.
359
24
I ODPOCZNIJCIE NIECO
Gdy uczujesz, jak ci opadają ręce, gdy się ostatecz-
nie przekonasz, że twoja praca nie tylko jest nudna,
ale absolutnie bezsensowna; gdy wyraźnie zoba-
czysz, jak cię ludzie wykorzystują; gdy się zupełnie
rozczarujesz nie tylko do swoich kolegów, ale i do
swoich przyjaciół; gdy się przekonasz, że możesz
polegać tylko na samym sobie...
Gdy sobie powiesz, żeś wreszcie zobaczył świat
w prawdzie - to znak, że powinieneś odpocząć. Tym
dłużej, tym gruntowniej, im bardziej jesteś przeko-
nany o tym, żeś „zobaczył w prawdzie".
A jeżeli w żaden sposób nie możesz odejść, to choć-
by złap oddech. Idź do teatru, do kina, weź książkę
do ręki, idź na spacer. Albo wstąp na chwilę do ko-
ścioła.
360
25
A ON ODPOWIEDZIAŁ: NIE
Naucz się mówić: „nie". Naucz się odmawiać. Za-
chowaj kontrolę nad czasem, który oddajesz innym.
Bo inaczej ludzie wyrwą ci życie z ręki, złamią twój
rytm, oderwą od realizacji twoich planów, zaabsor-
bują swoimi sprawami, wciągną w swoje prace, a jak
przestaniesz być użyteczny, odrzucą. Wtedy może
być za późno, żebyś swoje życie zaczął sklejać.
Naucz się odmawiać. To, wbrew pozorom, trudniej
przychodzi niż zgadzać się. Naucz się mówić: „nie"
- chyba że się tego nauczyłeś już zbyt dobrze.
\—Wszystkie nasze .
361
ŁAZARZU, WYJDŹ Z GROBU
Czy ty potrafisz cieszyć się życiem: wstawaniem, j«
dzeniem, drogą do pracy, pracą, powrotem, odpo-
czynkiem, snem, szorstkością muru, bielą śniegu,
niebieskością nieba; walką, nawet przegraną? Czy
ty potrafisz jeszcze cieszyć się życiem? Chociaż cza-
sem? Czy też zostało ci tylko zmęczenie, znużenie
aż do obrzydzenia - obowiązek niewolnika, który
wali się wieczorem w łóżko, tak jak kiedyś zwali się
w grób? A przecież to jest największy dar, jaki Pan
Bóg mógł ci dać - życie.
362
27
TROSZCZCIE SIĘ ZBYTNIO
Umrzesz za wcześnie o rok a może i o dziesięć lat.
Na udar serca. Bo cię zdenerwuje do granic wytrzy-
małości obelga rzucona ci na ulicy przez nieznajo-
mego, trzaśniecie drzwiami tobie na złość, plotka na
twój temat.
Umrzesz za wcześnie. Bo się złościsz do utraty tchu,
że ktoś przd tobą wchodzi do sklepu, że ktoś nie
oddaje ci pożyczonych pieniędzy, że ktoś potrąca
na ulicy nie przepraszając, że płacisz niesłusznie
karę. Umrzesz za wcześnie i nie zrobisz tego, co
byś mógł zrobić - zabraknie ci sił na sprawy istot-
ne. Boś się nie nauczył mówić: „nieważne" na rze-
czy, które są naprawdę nieważne. Bo dajesz się po-
nosić ambicji tam, gdzie naprawdę na nią nie
powinno być miejsca.
363
28
I ZACZĄŁ SIĘ OBLICZAĆ Z NIMI
Za szybko się wykruszamy.
Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się,
za krótko żyjemy. Nie umiemy pracować, odpoczy-
wać - nie umiemy żyć. Byle jak jemy, byle co pije-
my. Źle wydatkujemy swoją energię, źle gospodaru-
jemy swoim czasem, źle organizujemy swój dzień.
Szastamy swoimi siłami. Zdaje się nam, że ich źró-
dło jest nieograniczone. Marnujemy je na głupstwa,
wyczerpujemy złoszczeniem się, pośpiechem, dener-
wowaniem, martwieniem się.
Aż przyjdzie uderzenie. Wtedy uwierzyć nam trud-
no, że jest już za późno, że już nie ma skąd brać, że
zmiany są nieodwracalne, procesy za daleko posu-
nięte, że -już po życiu.
Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się,
za wcześnie umieramy.
364
29
TROSZCZYSZ SIĘ I FRASUJESZ
O BARDZO WIELE
Coraz bardziej jesteś załatany, zagoniony, zagada-
ny, zapracowany, zajęty. Coraz bardziej gubisz sie-
bie. Coraz bardziej przestajesz być sobą, a jesteś
już tylko jednostką popychaną impulsami z ze-
wnątrz, której pozostaje tylko instynkt samoobro-
ny: chaotyczne tłuczenie ramionami, byle się utrzy-
mać na powierzchni. Czasem łaska, jak mokra gałąź,
trzaśnie cię po twarzy. I przerazisz się siebie. „Co
się ze mną stało, co życie ze mnie zrobiło?" Cza-
sem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię i oprzytom-
niejesz, aby się ratować. A czasem już nawet ona
nie pomoże.
365
BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI
Trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, gdy zagubi
swoją ścieżkę, zapłacze się w labiryncie cudzego
życia, gdy nie jest w stanie uporządkować swoich
spraw. Trzeba mu pomóc, by przetrwał swój kryzys,
złapał oddech.
Ale uważaj, bo tuż zaraz zaczynasz go przyzwycza-
jać do stałego liczenia na twoją pomoc, legalizować
jego nieporadność, oglądanie się na cudze miłosier-
dzie. I ten kolejny twój krok to nie miłość, ale de-
moralizowanie: uczenie lenistwa, bierności, lekkie-
go życia, cwaniactwa.
366
31
JESTEŚMY SŁUGAMI
Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności, żyjemy
w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna za brata.
W każdym dniu spotykamy się z innym świętym.
Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się karmić sło-
wem Bożym. Byle tylko krok zrobić, a możemy
uczestniczyć w świętych obrzędach.
Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczywisto-
; ści. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy tego, w co
l opływamy. Za nic sobie mamy prawdę, która nam
j się objawiła. I nadużywamy wolności, która stała się
l naszym udziałem. Za dobrze ci jest. Może oprzytom-
Iniejesz, gdy zobaczysz ludzi leżących w prochu.
I może dopiero wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz
l Jezusowi Chrystusowi, który wychował cię na wol-
[nego człowieka.
367
XI
jako przechodnie
NIE SKARBCIE SOBIE SKARBÓW
NA ZIEMI
Bo czego naprawdę zazdrościmy ludziom - aż po
nienawiść, aż po szkodzenie - to życia. Bo czego
naprawdę się boimy, to śmierci. I w tym strachu ła-
dujesz kieszenie aż po brzegi, napychasz żołądek,
zastawiasz półki, układasz w szuflady, napełniasz
szafy, zbierasz, utykasz, upychasz, barykadujesz się
u siebie, coraz bardziej żal ci wydawać, coraz bar-
dziej oszczędzasz na wszystkim, gromadzisz wokół
siebie tych, którzy ci się przydadzą na czas zły.
Czy tak się obronisz przed śmiercią?
171
NA ZIEMI
Oszczędzamy, skupujemy, gromadzimy, utykamy,
chowamy do naszych kryjówek. Wybieramy, co naj-
trwalsze, co najtańsze. Wyszukujemy to, co się opłaca
najlepiej. Kalkulujemy, na czym można zarobić naj-
więcej, co można sprzedać najdrożej. Zatroskani,
żeby nic nie stracić, a jak najwięcej zyskać, żeby ni-
gdy nie przegrać, ale zawsze wygrać. Spazmatycz-
nie broniąc tego, co nagromadziliśmy, kurczowo
dzierżąc to, co zdobyliśmy.
Ile nocy bezsennych spędzonych na takich analizach.
Ile czasu zużytego na takich przemyśliwaniach. Ile
życia straconego.
372
DOPÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE
Nie odkładaj. Śpiesz się. Zrób to, co masz zrobić.
Powiedz to, co masz powiedzieć. Bo już się cień
nasuwa i zaraz cię zagarnie. I zostanie ci smak nie
spełnionego życia. Albo i to nie. Zadowolenie ramola
z miski soczewicy, której do końca nie dałeś sobie
wyrwać z rąk.
373
A ON ODSZEDŁ, PONIEWAŻ MIAŁ
MAJĘTNOŚCI WIELE
Nie ma przykrości, krzywdy, nieszczęścia, klęski,'
która by mogła dla ciebie stanowić totalną katastro-
fę. To byłoby tylko wtedy możliwe, gdybyś na ziemi
żył wiecznie. A ty ile lat masz przed sobą? Dziesięć,
dwadzieścia, pięćdziesiąt? Chyba nie więcej. I to jak
dobrze pójdzie.
Nie ma sukcesu, osiągnięcia, majątku, pieniędzy,
które mogłyby ci zagwarantować trwałe szczęście.
To byłoby tylko wtedy do pomyślenia, gdybyś na
ziemi żył wiecznie. A ty ile jeszcze pożyjesz? Może
pięćdziesiąt lat a może dziesięć, i to tylko wtedy, gdy
wszystko przebiegać będzie normalnie.
Do końca, do ostatniego tchnienia nosisz w sobie na-
dzieję, że wobec ciebie zostanie uczyniony wyjątek.
I tak spotka cię śmierć w pół kroku. Zobaczysz ją
w największym zdumieniu.
374
: WIERZĄCEMU WSZYSTKO JEST MOŻLIWE
f
Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać, żebrać,
domagać się, żądać; trwać uparcie, nieustępliwie;
zaufać, oddać się, poświęcić; wydzierać ze swojej
tchórzliwości, głupoty, małości: okruchy odwagi,
wspaniałomyślności, wiary; a tylko wtedy otrzymasz,
znajdziesz, będzie ci otwarte, a tylko wtedy tworzysz
siebie ponad miarę swoich wygodnych wyobrażeń,
schematów, modeli - a tylko wtedy możesz stać się
człowiekiem.
375
TAK NIECHAJ ŚWIECI ŚWIATŁOŚĆ
WASZA PRZED LUDŹMI
Z biegiem lat stajesz się podobny do sztandaru coraz
bardziej przez wiatr postrzępionego; do drzewa na
rozstajnych drogach powykręcanego przez wichry,
spękanego na mrozie, zeschłego w upale; do muru
postrzelanego. Aż przyjdzie kolejny cios, szarpnię-
cie, burza, która rzuci cię o ziemię.
Byle tylko do końca z podniesionym czołem. Byle
tylko jak pochodnia, która oświetla drogę ludziom.
i
376
Ml 7
KTO WIERZY WE MNIE, ŻYĆ BĘDZIE
Przyjdzie chwila, gdy zobaczysz swoją smugę cie-
nia. Odtąd będzie ci ona stale towarzyszyć: staniesz
się tym, który wie. I gdy pojawi się jakaś choroba,
będziesz pytał: „Czy to już?" I gdy pojawi się jakaś
dolegliwość, będziesz pytał: „Czy to to?" Ale nawet
wtedy, kiedy sobie odpowiesz: „Jeszcze nie", to
w tym uśmiechu nie będzie pełnego zwycięstwa, bo
wiesz, że ulegniesz.
Jesteśmy tymi, którzy wiedzą. Coraz bliżej nam do
tych, którzy do niedawna byli wśród nas. Coraz więk-
szą czujemy z nimi łączność, coraz większąjedność.
37?
I ROZTRWONIŁ TAM MAJĘTNOŚĆ SWOJĄ '<•{
Takjakoś życie zleciało. I zanim się spostrzegłeś, już
przestałeś być dzieckiem. I zanim się spostrzegłeś,
przestałeś być chłopcem, dziewczyną, a jesteś czło-
wiekiem dojrzałym. I zanim się spostrzegłeś, już
przestałeś być człowiekiem dojrzałym. Takjakoś ci-
życie zleciało. Coraz wyraźniej dźwięczy ci pytanie:
„To miałoby być wszystko?" Ale sobie wciąż obie-
cujesz, że gdy tylko przebrniesz przez najpilniejsze
sprawy, wtedy zaczniesz cieszyć się życiem: pój-
dziesz do teatru, na koncert, wyjedziesz na wakacje,
uładzisz swoje sprawy z Bogiem.
A przecież ma być inaczej. Masz cię cieszyć twoim
codziennym życiem. Masz być z Bogiem każdym
swoim czynem.
l
378
fff
rJAKO PRZECHODNIE
Wyobrażasz sobie, że to będzie tak, jak było tyle razy,
gdy wyjeżdżałeś w daleką podróż. Uporządkujesz po-
śpiesznie swoje ostatnie sprawy, które od dawna le-
żały nie załatwione: zostawisz ostatnie zlecenia.
Sprawdzą się znowu twoi przyjaciele i koledzy:
w ostatnich godzinach okażą się interesowni, obra-
żający się albo wyrozumiali, przebaczający i abso-
lutnie wierni. Powiesz jeszcze każdemu z nich: wy-
bacz uchybienia, wybacz pośpiech; pozdrów siostrę,
kłaniaj się twojemu ojcu; do widzenia, do zobacze-
nia - zobaczymy się przecież. Ostatnie uśmiechy,
ostatnie uściski dłoni, ostatni widok tych, którzy ci
w życiu towarzyszyli. Ostatnie westchnienie i ostat-
nia łza potoczy się po twojej twarzy.
A tymczasem to będzie zaskoczenie. A tymczasem
ty do końca nie będziesz wiedział, że to już.
379
SZUKAJCIE
10
l
Nie mów, że jesteś postępowy. Ani nie mów, że nie
jesteś postępowy. Nie mów, że jesteś konserwatyw-
ny. Ani nie mów, że nie jesteś konserwatywny. Nie
mów, że jesteś intelektualistą. Nie mów, że jesteś
specjalistą.
Nie mów, że wszystko, co było dawniej, było dobre.
Ani nie mów, że wszystko, co było dawniej, było
złe. Nie mów, że wszystko, co nowe, jest dobre. Ani
nie mów, że wszystko, co nowe, jest złe.
Dlaczego kamieniejesz? Bądź wolny. Zawsze otwar-
ty, świeży, przygotowany. Nie bój się, że wtedy ła-
two cię przewrócić, zdmuchnąć, zniszczyć. W ogóle
nigdy niczego się nie bój.
1
380
11
IALE NAS ZBAW ODE ZŁEGO
Nie trzeba bać się śmierci. To będzie jeszcze jedno
wyjście ponad strach o własne życie, o swoją przy-
szłość. To będzie jeszcze jedno wyjście poza troskę
o własną wygodę i oszczędzanie się. To będzie jesz-
cze jedno przekroczenie siebie, jakim jest każde po-
święcenie się, bezinteresowna pomoc, zaangażowa-
nie w sprawy drugiego człowieka czy społeczeństwa,
jakim jest każda uczciwa praca. To będzie jeszcze
jeden krok w miłość.
381
12
CHODŹCIE W ŚWIATŁOŚCI
Dopóki masz ręce sprawne, dopóki cię nogi noszą,
dopóki możesz logicznie myśleć, dopóki potrafisz
się zachwycać...
Bo potem przyjdzie czas, że nie potrafisz, choćbyś
chciał. Bo potem może przyjść czas, że nie potrafisz
chcieć. A pozostanie ci tylko strach o utrzymanie
biologicznej wegetacji.
382
13
OJCIEC WASZ NIEBIESKI
Jeszcze jeden kęs chleba, łyk wody, uderzenie serca.
Jeszcze jeden dzień, noc, pogoda, deszcz, powiew
wiatru, płatek śniegu.
Jeszcze jedna radość, smutek, zmęczenie, odpoczy-
nek, dobroć, przykrość, zachwyt, rozczarowanie,
przyjaźń, samotność.
Jak dziękować?
383
14
W GODZINIE, W KTÓREJ SIĘ
NIE SPODZIEWACIE
To nie jest czas umierania: w wiośnie, gdyś cały
w zieleni.
To nie jest czas umierania, gdy jesteś w pełni sił twór-
czych - w lecie swojego życia.
To nie jest czas umierania, gdy wreszcie możesz cie-
szyć się owocami swojej pracy.
Czy jest czas umierania?
384
TWOJE DNI
Potem przyjdzie cisza. I chłód popiołu. Ale teraz jesz-
cze płoniesz. Wystrzelasz ogniem. Świecisz, trza-
skasz fajerwerkami iskier. Czasem przycichasz, żeby
znowu błysnąć. Dajesz ciepło. Schodzą się do cie-
bie. Patrzą w cud twojej osobowości. Grzeją ręce.
Często nie wiedzą, czy to miłość, czy namiętność,
odwaga czy próżność, dobroć czy strach. Ale ty mu-
sisz wiedzieć. Ty musisz sobie wciąż to pytanie za-
dawać: co w tobie płonie? Odwaga czy próżność,
miłość czy namiętność, dobroć czy strach?
Bo wkrótce zgaśniesz. Wtedy On przyjdzie i zacz-
nie przegrzebywać popiół szukając, co po twoim
życiu zostało.
17 — Wszystkie nasze .
385
16
W ÓW CZAS
Zostanie po tobie kilka par rozdeptanych butów, tro-
chę znoszonej odzieży, jakieś rachunki, zapiski, któ-
rych nikomu nie będzie się chciało czytać. Ktoś na
to wszystko popatrzy i powie: „No, to niewiele tego
zostało".
Ale gdy ty tak patrzysz na to „niewiele", które zosta-
ło po bliskim ci człowieku, wiesz, że to nieprawda:
że on jest przed Bogiem taki, jakim się stawał z dnia
na dzień przez całe swoje życie.
386
COKOLWIEK UCZYNILIŚCIE
JEDNEMU Z BRACI NAJMNIEJSZYCH
Tam nie będą się ciebie pytali, czy nosiłeś sutannę
albo habit, golf albo krawat, czy miałeś tytuł majstra
albo doktora, czy miałeś powierzone sobie klucze
państwa czy mieszkania. Tam będą się ciebie pytali,
czy byłeś człowiekiem.
387
18
NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE
Krzyż trochę trzeba poprawić, bo się. przechylił, przy-
strzyc trawę, zagrabić ziemię. Na przyszły rok może
się postawi jakiś pomniczek. Ziemia musi osiąść.
A teraz trzeba wkopać ze dwie chryzantemy.
I wtedy ręce ci opadają. Co to pomoże? Czy to będzie
dla niego klamrą, która zamknie krąg jego życia? Zna-
łeś go. Pamiętasz jego słowa, myśli, zamiary, plany.
Śmierć uderzyła niespodziewanie, przerwała wszyst-
ko. Idziesz cmentarzem. Napotykasz od czasu do cza-
su znane ci nazwiska. Stają przed oczami ludzie, któ-
rzy odeszli. Młodzi, starzy, różni.
Najbardziej prosta jest chyba śmierć dziecka. Ono
jeszcze nic nie wie. Ono jeszcze niczego nie potrafi-
ło głęboko ukochać. W miarę upływu lat, gdy czło-
wiek poznał swoje możliwości, gdy otworzyły się
przed nim całe światy, gdy zrozumiał swoje zadanie
- teraz dopiero, gdy przywiązał się do życia - trzeba
odchodzić. Czy życie ludzkie może być dokonane
bez życia wiecznego?
388
KTÓRYCH PAN ZNAJDZIE
CZUWAJĄCYCH
Stajemy przed ich grobami, kładziemy wieńce
i kwiaty, palimy świece. Patrzymy w ich życie,
z którym nasze życie było związane - na ich rado-
ści, troski, smutki; na ich pracę, osiągnięcia, wzlo-
ty, błędy, pomyłki, upadki. Ale teraz już cisza. Oni
swojego biegu dokonali. Koniec naszego drżenia
o nich, zmartwień, kłopotów. Oni są w rękach mi-r
łosiernego Ojca.
Odchodzimy od ich grobów spokojni o nich, a coraz
bardziej niespokojni o nas samych i naszych bliskich.
389
20
NIE ZOSTAWIĘ WAS SIEROTAMI
Często śnią mi się moi bliscy zmarli, moja matka,
ojciec, brat. Czasem są smutni, czasem weseli. Coś
mówią. Budzę się i jeszcze słyszę ich głosy. Czasem
pozostawiają spokój, czasem grozę.
Nasi zmarli - bliscy. O wiele bardziej intensywnie
obecni niż dawniej. Bo są nie tylko tu albo tam: te-
raz są zawsze z nami.
Przychodzimy na ich groby, kładziemy kwiaty, pali-
my świece - znaki naszej pamięci, wdzięczności,
miłości. Ale prawdziwym znakiem pamięci, wdzięcz-
ności, miłości może być tylko nasze codzienne życie
- które się dzieje na ich oczach.
390
21
BO JEŚLI ZIARNO NIE OBUMRZE
Nie, nie szukaj cierpienia: klęsk, niepowodzeń, upo-
korzeń. Nie proś o nie. Ale wiedz o tym, że ich obec-
ność w twoim życiu jest czymś prawidłowym - a na-
wet czymś nieodzownym. Zgoda, tego nie jesteś
w stanie powiedzieć sobie podczas cierpienia. Wte-
dy jest tylko cierpienie. Chociaż nawet wtedy gdzieś
w głębi twojej świadomości musi tkwić przekona-
nie, że to jest prawidłowe. - Bo dopiero wtedy, kie-
dy napotykasz opór, wtedy się stajesz.
Największa pokusa, która ci zagraża, to ta, żeby spo-
kojnie przejść przez życie. I nie narazić się ani tym
z lewej, ani tym z prawej, ani tym w górze, ani tym
na dole, ani tym bliskim, ani tym dalekim. Gdybyś
dwa razy żył, to jeszcze mógłbyś sobie pozwolić na
to, żeby jedno życie przeżyć spokojnie. Ale żyjesz
tylko raz. I tylko raz masz szansę ocenić wszystko
w prawdzie, powiedzieć wszystko, co myślisz, po-
wiedzieć „tak" i powiedzieć „nie", zrobić wszystko,
co chcesz - stać się człowiekiem. Tylko jeden raz
masz taką szansę.
391
22
WYKONAŁO SIĘ
A jeżeli tobie przyjdzie umierać na krzyżu. Umierać
w świadomości, że ani pieniędzy się nie dorobiłeś,
ani stanowiska nie zdobyłeś, ani nazwiska nie zy-
skałeś. A gdy tobie przyjdzie umierać na krzyżu:
w samotności i opuszczeniu.
Jakie życie uznasz za przegrane, zmarnowane, stra-
cone? Czego ty chcesz, o co ci chodzi w życiu, co
uważasz za wartość, na czym ci zależy? Odpowiedz,
zanim przyjdzie ci umierać na krzyżu.
392
UKRZYŻOWALI GO
Przeniesiemy na drugi świat tylko nasz krzyż: co-
dzienne wyrywanie się z egoizmu - z naszej obojęt-
ności, lenistwa, strachu.
Na drugi świat przenieść nas może tylko nasz krzyż.
393
24
KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ
Nad twoim grobem stanie krzyż. Czy to będzie naj-
trafniejszy kształt twojego życia? Czy tylko przypa-
dek albo nieporozumienie?
Jeszcze jest twój czas. Jeszcze żyjesz. Jeszcze cię py-
tają, odpowiadasz, jeszcze podejmujesz decyzje, jesz-
cze stajesz wobec twoich obowiązków zawodowych,
jeszcze spotykasz się z twoimi wrogami. Czy krzyż
jest najtrafniejszym kształtem twego życia?
394
JESZCZE DZIŚ ZE MNĄ BĘDZIESZ
W RAJU
Powiedz sobie, że chcesz żyć w tym roku tak, jakby
to był ostatni rok twojego życia. Nawet nie, jakby",
powiedz sobie, że to jest ostatni rok twojego życia.
I gdy może na końcu tego roku z niejaką satysfakcją
powiesz mi - a może już nie mnie - „A jednak to nie
był ostatni rok mojego życia", to nic nie stracisz. Bo
naprawdę można żyć tylko wtedy, kiedy się nada
swojemu życiu wymiary ostateczne. Tylko wtedy
można prawidłowo rozstrzygać, pracować, mówić,
myśleć. Z tym, że ja cię nie zapewniam, że ty do mnie
- albo już nie do mnie - przyjdziesz. Bo może to
będzie naprawdę ostami rok twojego życia.
395
26
NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH
Życzyć chcę tobie w ostatnią noc roku, abyś - nieza-
leżnie od tego, ile masz lat - nie był stary. Abyś ani
w święta, ani w dnie powszednie nie wyciągał swo-
ich orderów, abyś się nie roztył we wspominaniu
dawnych czasów, dawnych pięknych dni, pięknych
lat, abyś nie rozmył swoich darów Bożych na ka-
wach, herbatach, plotkach, wyliczaniach, kto ile za-
rabia, jak się komu powodzi.
Życzyć chcę tobie, abyś uwierzył, że jeszcze nie
wszystko zostało przez ciebie powiedziane. Ażebyś
uwierzył - ty i ja - że trzeba się śpieszyć, bo wszy-
stko jeszcze jest przed nami - nasze życie i nasza
śmierć, i nasze zbawienie.
396
27
KTO WIERZY WE MNIE
Gdyby była na świecie woda życia, to szlibyśmy po
nią przez siedem rzek, przez siedem gór, przez sie-
dem lasów, przez siedem mórz. Gdybyśmy mogli
zdobyć wodę życia, to nie byłoby poświęcenia, nie
byłoby wysiłku, nie byłoby ceny, jakiej byśmy nie
zapłacili. Gdyby ktoś nam obiecał wodę życia, nie
byłoby większej wdzięczności niż nasza wdzięczność
dla niego.
Woda życia. Życie wieczne.
397
28
PRZYNOSIMY WAM WESELE WIELKIE
Czy naprawdę przynieśli ci wesele wielkie? Czy cie-
szysz się z tego, że uwierzyłeś w Jezusa, że jesteś
chrześcijaninem? Czy przyjąłeś wiarę jak cenny dar?
Czy jest dla ciebie jak znaleziony skarb, jak perła
najdroższa? Czy jesteś szczęśliwy?
398
29
OCZEKUJĄCY POWROTU PANA SWEGO
Jak żyć pomiędzy niebem a ziemią? Po co walczyć
o każdy oddech, o każde kolejne uderzenie serca,
skoro nas czeka szczęście wieczne? Po co budować
to, co zostanie zburzone? Po co gromadzić to, co
zostanie rozniesione? Po co się rozsiadać, skoro za-
raz trzeba wstać i odejść?
Jak żyć pomiędzy ziemią i wiecznością? Jakie zna-
leźć reguły gry w walce o każdą godzinę naszego
życia? Bo przecież trzeba budować, choć zostanie
zburzone. Gromadzić, choć zostanie rozniesione. Tyl-
ko się nie rozsiadaj, bo przecież trzeba zaraz wstać
i odejść.
399
30
A TEN, KTÓRY WZIĄŁ PIĘĆ TALENTÓW
Gra skończona. Zbierz karty. Jak wyszedłeś? Zlicz.
Jaki był ubiegły rok? Trudny? Pracowałeś dużo?
Zrobiłeś dużo? Czy może go tylko zaliczyłeś, prze-
śliznąłeś się przez niego. I teraz, gdy patrzysz wstecz,
widzisz tylko nijaką szarość.
Ale karty już zostały rozdane. Gra się rozpoczyna.
Nie wiesz, co w czasie gry jeszcze dobierzesz. Ale
rozgrywasz ty sam. Czy potrafisz lepiej niż w roku
ubiegłym? Czy zmądrzałeś na twoich klęskach, nie-
powodzeniach, sukcesach, osiągnięciach. Czy wiesz
już, o co w życiu chodzi?
400
SPIS TREŚCI
XII. Którzy Pana oczekują .............. 5
I. Zobaczyli gwiazdę ................ 39
II. Kto pragnie ...................... 73
III. Na Drodze Krzyżowej ............. 103
IV. Dlaczego jesteście smutni? ......... 137
V. Matka mojego Pana ............... 169
VI. Wiarą góry przenosić .............. 203
VII. Aby się modlić ................... 235
VIII. Miara twojej miłości .............. 269
IX. Niech się nie trwoży serce wasze .... 303
X. Gdzie skarb wasz ................. 335
XI. Jako przechodnie ................. 369
401