- Rozdział 3 -
Falcon przyciągnął ją jeszcze bliżej, aż każdy mięsień jego ciała został odciśnięty w jej miękkości. Jego usta przesunęły się po jej, gorący jedwab, jakby roztopiona lawa płynęła w jej krwiobiegu. Cały wszechświat przesunął się i poruszył, a Sara oddała się całkowicie jego poszukującemu pocałunkowi. Jej ciało topniało, miękkie i giętkie, natychmiast należąc do niego.
Jego usta były uzależniające. Sara podjęła własne żądania, jej ramiona pięły się wokół jego szyi zamykając go w uścisku. Chciała czuć go, jego ciało silne i twarde mocno na nią naciskające. Rzeczywisty, a nieulotny sen. Nie mogła się nacieszyć jego ustami, gorącymi i potrzebującymi, i tak jej głodnymi. Sara nie uważała siebie za osobę zmysłową, ale z nim nie miała zahamowań. Poruszała swoim ciałem niespokojnie naprzeciw jego, chcąc, aby ją dotknął, potrzebując by ją dotknął.
W uszach dziwnie jej szumiało. Wiedziała, że nie myśli, tylko czuje jego twarde ciało naprzeciw jej, tylko czysta przyjemność jego ust biorących ją w posiadanie tak pilnie. Oddała się całkowicie doznaniom gorąca i żaru. Pędowi płynnego ognia biegnącemu przez jej żyły, gromadzącemu się nisko w jej ciele.
Przesunął ją bliżej, usta utrzymał w posiadaniu, jego język pojedynkował się z jej, gdy ręką przykrył jej pierś, jego kciuk gładził jej sutek przez cienki materiał koszulki. Sara sapnęła od wyjątkowej przyjemności. Nie spodziewała się towarzystwa i nie nosiła niczego pod krótką koszulką. Jego kciuk strącił ramiączko z jej ramienia, prosta rzecz, ale niegodziwie seksowna.
Jego usta pozostawiły na niej płonącą ścieżkę ognia wzdłuż jej szyi. Jego język wirował nad jej pulsem. Słyszała swój własny miękki krzyk potrzeby, mieszający się z jękiem jego przyjemności. Zęby ocierał delikatnie, erotycznie nad jej pulsem, tam i z powrotem, podczas gdy jej ciało unosiło się w płomieniach, a każda komórka wołała, by go posiąść. Jego zęby ukąsiły, język złagodził ból. Jego ramiona były twardą obręczą, więziły ją blisko, więc mogła poczuć jego ciężką grubość, pilną potrzebę, napięcie przy niej.
Dreszcz wstrząsnął ciałem Falcona. Coś ciemnego i niebezpiecznego podniosło głowę. Jego potrzeby zalewały go, wysuwając się przed nieprzejednaną kontrolę. Bestia ryknęła i domagała się swojej życiowej partnerki. Jej zapach zmył wszystkie pozory cywilizacji, tak, że przez jeden moment był czystym zwierzęciem, z każdym instynktem żywym i mrocznie pierwotnym.
Sara od razu wyczuła w nim zmianę, wyczuła niebezpieczeństwo, gdy jego zęby dotykały jej skóry. To uczucie było erotyczne, jej potrzeba była niemal tak wielka, jak potrzeba w nim. Bratasz się z wrogiem. Słowa pojawił się nie wiadomo skąd. Z cichym okrzykiem na własne oskarżenie, Sara zsunęła się z jego ramion. Widziała go biorącego krew, jego kły ukryte głęboko w ludzkiej szyi. Nie miało znaczenia jak znajomo wyglądał; nie był człowiekiem i był bardzo, bardzo niebezpieczny.
Falcon pozwolił jej odsunąć się od siebie. Przyglądał się jej uważnie, gdy walczył o kontrolę. Jego kły cofnęły się w ustach, ale jego ciało było twarde, uporczywie bolące.
- Gdybym zamierzał cię skrzywdzić, Saro, dlaczego miałbym czekać? Jesteś najbezpieczniejszym człowiekiem istniejącym na powierzchni tej planety, ponieważ jesteś jedyną, za którą oddałbym życie, chroniąc cię.
Jestem Falcon i nigdy cię nie poznałem, ale pozostawiam za sobą ten dar dla ciebie, dar serca.
Sara mocno zamknęła oczy, przycisnęła rękę do drżących ust. Mogła go posmakować, poczuć go, pragnęła go. Jak mogłaby być taką zdrajczynią swojej rodziny? Duchy w jej umyśle zawodziły głośno, potępiając ją. Ich potępienie nie powstrzymało jej ciała przed drżeniem z potrzeby lub zatrzymało ciepło, poruszające się przez jej krew, jak roztopiona lawa.
- Poczułam cię - oskarżyła go, dreszcz przebiegł przez jej ciało w wyniku jego zabójczego pocałunku, więcej niż strach przed jego śmiertelnymi kłami. Niemal chciała, żeby ją przekłuł. W jednej chwili jej serce było nieruchome, jakby czekało na coś całą wieczność, co tylko on mógł jej dać. - Byłeś tak blisko od wzięcia mojej krwi.
- Ale ja nie jestem człowiekiem, Saro - odparł cicho, łagodnie, jego ciemne oczy mieściły tysiące tajemnic. Jego głowa była nieposkromiona, niezhańbiona przez jego mroczne pragnienia. Był silną, potężną istotą, człowiekiem honoru. - Branie krwi jest dla mnie naturalne, a ty jesteś moją drugą połówką. Przykro mi, że cię przestraszyłem. Uważałbyś to za erotyczne, nie nieprzyjemne i nie stałaby ci się jakakolwiek krzywda.
Nie bała się go. Bała się siebie. Obawiała się, że chciałaby go tak bardzo, że zawodzenie jej rodziny zniknie z jej pamięci, a ona nigdy nie znajdzie sposobu, by wymierzyć sprawiedliwość ich zabójcy. Wystraszony potwór znalazłby sposób, żeby zabić Falcona, gdyby uległa własnemu pożądaniu. Bała się sięgnąć po coś, o czym nie miała rzeczywistej wiedzy. Bała się, że byłoby to grzeszne i cudownie erotyczne.
Dla mojej ukochanej partnerki życiowej, moje serce i moja dusza. To jest mój dar dla ciebie. Były to jego piękne słowa, które zdobyły jej serce na zawsze. Jej dusza wołała o niego. Nie miało znaczenia, że widziała te czerwone płomienie szaleństwa w jego oczach. Pomimo zagrożenia, jego słowa związały ich razem tysiącami maleńkich nici.
- Jak to się stało, że przyjechałaś tutaj do Rumunii? Jesteś Amerykanką, czyż nie? - Była bardzo zdenerwowana i Falcon chciał znaleźć bezpieczny temat, coś, co mogłoby złagodzić napięcie seksualne między nimi. Potrzebował wytchnienia od naglących żądań każdego kawałka swego ciała, tak bardzo jak Sara potrzebowała swojej przestrzeni. Dotknął jej umysłu lekko, mógł usłyszeć echa jej rodziny, żądające sprawiedliwości.
Sara mogła słuchać jego głosu zawsze. W podziwie, dotknęła swoich usta, które wciąż mrowiły od jego nacisku. Miał tak doskonałe usta i taki zabójczo całował. Zamknęła na krótko oczy i delektowała się jego smakiem, który wciąż był na jej języku. Wiedziała, co on robi, odciąga ją od obezwładniającego napięcia seksualnego, z jej własnej bardzo uzasadnionej obawy. Ale ona była mu za to wdzięczna.
- Jestem Amerykanką - przyznała. - Urodziłam się w San Francisco, ale dużo się przeprowadziliśmy. Spędziłam wiele czasu w Bostonie. Byłeś tam kiedyś?
Jej oddech nadal walczył by odnaleźć drogę do płuc, zaciągała się powietrzem, tylko żeby wciągnąć jego zapach głęboko w swoje ciało.
- Nigdy nie podróżowałem do Stanów Zjednoczonych, ale mam nadzieję, że zrobimy to w przyszłości. Możemy razem jechać do mojej ojczyzny i spotkać mojego Księcia oraz jego partnerkę życiową, zanim pojedziemy do twojego kraju. - Falcon celowo zwolnił serce i płuca, przejmując dowodzenie nad swoim ciałem, równo szalejącym, aż znalazło się z powrotem pod kontrolą.
- Książę? Chcesz, żebym poszła z tobą, aby spotkać twojego Księcia? - Mimo wszystko, Sara zdobyła się na uśmiech. Nie mogła sobie wyobrazić, że spotka księcia. Cały wieczór wydawał się czymś fantastycznym, została złapana w mroczny sen.
- Michaił Dubrinsky jest naszym Księciem. Znałem jego ojca, Władimira, przed nim, ale nie miałem zaszczytu spotykać Michaiła przez wiele lat. - Przez tysiąc lat. - Powiedz mi, jak się tu znalazłaś, Saro - podsunął cicho. Książę nie był całkowicie bezpiecznym tematem. Jeśli Sara zacznie myśleć zbyt dużo o tym czym był, to od razu doszłaby do właściwego wniosku, że Michaił, Książę jego ludzi, był również z gatunku Falcona. Człowiek, ale nie człowiek. To była ostatnia rzecz, o której chciał rozmyślać.
- Widziałam specjalny program telewizyjny o dzieciach z Rumunii pozostających w domach dziecka. To rozdzierało serce. Mam ogromny fundusz powierniczy, znacznie więcej pieniędzy niż kiedykolwiek zużyje. Wiedziałam, że muszę tu przyjechać i pomóc im, skoro mogę. Nie mogłam pozbyć się obrazu tych biednych dzieci z mojego umysłu. Trzeba było wielkiego planowania, aby dostać się do tego kraju i urządzić się tutaj. Udało mi się znaleźć ten dom i rozpocząć tworzenie powiązań.
Śledziła koniuszkiem palca drogę kropel deszczu na oknie. Coś w sposobie w jaki to robiła sprawiło, że jego ciało napięło się do punktu bólu. Była bardzo prowokacyjna nawet o tym nie wiedząc. Jej głos w nocy był miękki, melancholijna melodia towarzysząca dźwiękom burzy na zewnątrz. Każde słowo wyłaniające się z jej pięknych ust, sposób w jaki porusza się jej ciało, sposób w jaki koniuszkiem palca śledzi krople deszczu urzekał go, aż nie mógł myśleć o niczym innym. Aż jego ciało bolało i duszy krzyczała, a demon w nim walczył o władzę.
- Przez jakiś czas pracowałam w sierocińcach i wydawało się to niekończącym się zajęciem - nie dość środków medycznych, za mało ludzi do dbania i pocieszania dzieci. Niektóre były tak chore, że nie można było im pomóc. Myślałam, że niewielka nadzieja naprawdę pomoże. Starałam się zdobyć kontakty w ruchu adopcyjnym, żeby przyśpieszyć procedury, kiedy spotkałam kobietę, kogoś takiego jak ja, która widziała program telewizyjny i przybyła tu, by pomóc. Ona zaprowadziła mnie do człowieka, który pokazał mi dzieci kanalizacji. - Sara odrzuciła swoje lśniące czarne włosy, aż opadły w nastroszonych lokach i falach wokół jej głowy. Światło błysnęło z każdego kosmyka, zmuszając Falcona do długiego dotyku jedwabistych spirali. Czuł straszne łomotanie w głowie, nieustające kłucie w ciele.
- Dzieci wygwizdały ostrzeżenie dla ciebie dziś wieczorem. - Próbował nie zastanawiać się, jak pociągająco wyglądała, kiedy była potargana. Wszystko czego nie mógł zrobić, to tunel w głąb grubej miękkości i ponowne połączenie ich ust. Niespokojnie chodziła po pokoju, bujne krzywizny jej ciała przyciągały jego spojrzenie jak magnes. Jej cienki top był w kolorze kości słoniowej, a jej sutki były ciemne i kuszące pod powłoką z jedwabiu. Oddech zdawał się nagle opuścić jego ciało, stał się twardy i gorący, i skrępowany potrzebą na granicy rozpaczy.
- Cóż, oczywiście było to tylko kilku z nich. Są świetnymi drobnymi kieszonkowcami. - Sara błysnęła uśmiechem do niego, zanim obróciła się z powrotem do okna, wpatrywać się w ulewny deszcz. - Starałam się zawrócić ich wcześniej, przed zmrokiem, ponieważ w nocy na ulicy jest dużo bardziej niebezpiecznie, ale jeśli nie przyniosą pewnej kwoty, mogą być w strasznych tarapatach. - Westchnęła cicho. -Mają maleńkie miasto pod ziemią. Jest to niebezpieczne życie; starsi i młodsi z reguły muszą się zjednoczyć, aby zachować bezpieczeństwo. Nie jest łatwo zdobyć ich zaufanie, a nawet im pomagać. Wszystko, co możesz im dać, łatwo może je zabić. Ktoś może ich wymordować za przyzwoitą koszulkę. - Odwróciła się, żeby spojrzeć na niego przez ramię. - Nie mogę pozostać w jednym miejscu zbyt długo, więc wiedziałam, że nigdy naprawdę nie pomogę dzieciom w sposób, w jaki tego potrzebowały.
Poczucie smutku przylgnęło do niej, już nie szukała litości. Sara pogodziła się ze swoim życiem z cichą godnością. Dokonała swoich wyborów i żyła z nimi. Stała tam, z oknem za nią, deszcz padał cicho, obramował ją jak obraz. Falcon chciał pochwycić ją w ramiona i trzymać przez wieczność.
- Opowiedz mi o dzieciach. - Sunął cicho do wąskiego stołu, gdzie trzymała rządek pachnących świec. Mógł widzieć wyraźnie w ciemnościach, ale Sara potrzebowała sztucznego światła żarówek. Skoro potrzebowali światła, wolał blask świec. Blask świec zazwyczaj rozmazywał brzegi cieni, mieszając światło z ciemnością. Mógłby rozmawiać z Sarą o nieuniknionych rzeczach w stłumionym świetle, rozmawiać o ich przyszłości i co to oznaczałoby dla każdego z nich.
- Znalazłam siedmioro dzieci, które mają interesujące talenty. Nie jest łatwo czy wygodnie być innym i zdałam sobie sprawę, że to moja odmienność przyciągnęła tego okropnego potwora do mnie. Wiedziałam, kiedy dotknęłam tych dzieci, że również przyciągnie go do nich. Wiem, że nie mogę ocalić wszystkich sierot, ale jestem zdeterminowana ochronić te siedem. Stworzyłam program, aby uzyskać pieniądze na kobietę wspomagającą dzieci w kanałach, ale ja chcę domu dla mojej siódemki. Wiem, że nie będę mogła być z nimi zawsze, a przynajmniej nie do momentu, aż znajdę sposób, na pozbycie się polującego na mnie potwora, ale przynajmniej mogę ulokować je w domu z pieniędzmi i edukacją, i z kimś zaufanym rozumiejącym ich potrzeby.
- Wampir będzie tylko zainteresowany dziećmi płci żeńskiej z paranormalnymi talentami. Chłopcy będą zbędni; w rzeczywistości, on będzie traktować ich jak rywali. Najlepiej będzie przenieść ich jak najszybciej w bezpieczne miejsce. Możemy iść w góry w mojej ojczyźnie i założyć tam dom dla dzieci. Będą one cenione i chronione przez wielu z naszych ludzi. - Falcon mówił cicho, rzeczowo, chciał żeby zaakceptowała rzeczy, które jej mówił, nie zagłębiając się w to zbyt głęboko. Był zdumiony, że ona już wiedziała o wampirach i że może być tak spokojna przy tym, co dzieje się między nimi. Falcon nie czuł się spokojny. Cała jego istota topniała.
Jej serce waliło w rytm strachu, przypadkowo przyznał, że jej wnioski są prawidłowe. Wampir przyjdzie po jej dzieci, a ona przypadkowo umieściła je
bezpośrednio na jego drodze.
Patrzyła z ciekawością, jak Falcon wpatrywał się w świece. Palce jego prawej ręki zawirowały nieznacznie i cały rządek świec skoczył do życia. Sara zaśmiał się cicho. - Czary. Naprawdę jesteś magiczny, prawda? - Jej ukochany czarownik, jej mroczny anioł ze snów.
Obrócił się, żeby na nią spojrzeć, jego czarne oczy sunęły po jej twarzy. Ruszył się wtedy, nie mogąc powstrzymać się od dotykania jej, jego ręce obejmowały jej twarz. - Tylko ty jesteś magiczna, Saro - powiedział, jego głos był szeptem uwodzenia w nocy. - Wszystko w tobie to czysta magia. - Jej odwaga, jej współczucie. Jej zwykła determinacja. Jej niespodziewany śmiech w obliczu tego, z czym miała do czynienia. Potwór nie miał sobie równych. A co gorsza, Falcon zaczął podejrzewać, że jej wrogiem był jeden z najgroźniejszych wampirów, prawdziwy starożytny.
- Opowiedziałam ci o mnie. Powiedz mi o sobie, o tym jak można być takim starym, jak ty, jak przeszedłeś do pisania pamiętnika. - Bardziej niż cokolwiek innego, chciała historii pamiętnika. Jej książki. Słowa, które napisał dla niej, słowa, które przelały się z jego duszy w nią i napełniały ją miłością, i tęsknotą, i potrzebą. Chciała zapomnieć o rzeczywistości i posiąść jego doskonałe usta.
Sara musiała wiedzieć, w jaki sposób jego słowa mogły przekroczyć barierę czasu, aby ją odnaleźć. Dlaczego została zaciągnięta do ciemności tych starożytnych tuneli? Skąd wiedziała, gdzie dokładnie znajduje się ręcznie rzeźbiona skrzynia? Co takiego było w Sarze Marten, że przyciągało do niej takie stworzenia jak on? Co przyciągnęło jednego z nich do jej rodziny?
- Saro. - Tchnął jej imię w pokój, szept aksamitu, pokusy. Deszcz uderzał łagodnie o dach, a jego partnerka życiowa była tylko skromne kilka centymetrów od niego, kusząc go swoimi bujnymi krzywiznami i pięknymi ustami oraz ogromnymi fiołkowymi oczami.
Niechętnie pozwolił opaść ręką z dala od jej twarzy. Zwrócił wzrok na jej usta, kiedy desperacko potrzebował znów je poczuć. - Jesteśmy bardzo blisko Karpat. Tam, gdzie pójdziemy jest wciąż dziko, ale twój plan utworzenia domu dla dzieci najlepiej będzie się tam rozwijał. Niewiele wampirów ośmieli się przeciwstawić Księciu naszych ludzi, na naszych własnych ziemiach. - Chciał, żeby zaakceptowała jego słowa. Żeby wiedziała, że miał zamiar być z nią i pomóc jej w czymkolwiek, co uczyniłoby ją szczęśliwą. Gdyby chciała domu wypełnionego sierotami, byłby u jej boku i kochałby oraz chroniłby dzieci razem z nią.
Sara cofnęła się kilka kroków w tył. Przestraszona. Nie tak bardzo mężczyzny, emanującego niebezpieczeństwem i mocą, wypełniającego jej dom swoją obecnością, napełniającego jej duszę spokojem, a jej umysł chaosem. Bała się siebie. Swojej reakcji na niego. Bała się swojej bolącej potrzeby. Ofiarowywał jej życie i nadzieję. Nie przewidziała żadnego dla siebie. Ani razu w ciągu ostatnich piętnastu lat. Przyciskała swoje ciało ściśle do ściany, prawie sparaliżowana przez strach.
Falcon pozostał nieruchomo, zdając sobie sprawę, że ona walczy z własnym przyciąganiem do niego, gwałtowną chemią istniejącą między nimi. Wspólnym połączeniem ich dusz. Bestia w nim była silna, okropna rzecz, z którą zmagał się by została pod kontrolą. Potrzebował swojej kotwicy, swojej życiowej partnerki. Musi, dla ich wspólnego dobra, ukończyć rytuał. Była silną kobietą, która sama musiała odnaleźć do niego drogę. Chciał umożliwić jej wolność, ale mieli tak mało czasu. Wiedział, że bestia była coraz silniejsza, a jego nowe, przytłaczające emocje, tylko dodały obciążenia dla jego kontroli. Sara nagle się uśmiechnęła, nieoczekiwanie pojawił się humor w jej oczach.
- Mamy tę dziwną rzecz między nami. Nie umiem tego wyjaśnić. Czuję twoje zmagania. Musisz mi coś powiedzieć, ale masz opory by to zrobić. Zabawne jest to, że nie masz prawdziwego wyraz twarzy i na dodatek nie mogę odczytać twojego języka ciała. Właściwie wiem, że jest coś ważnego, czego mi nie mówisz i bardzo się tym martwisz. Nie jestem skromnisią. Wierzę w wampiry, z powodu braku lepszego słowa, aby nazwać takie istoty. Nie wiem, kim jesteś, ale uważam, że nie jesteś człowiekiem. Nie zdecydowałam się czy jesteś jednym z nich; obawiam się, że jestem zaślepiona przez jakąś fikcję utkaną przez ciebie.
Ciemne oczy Falcona sczerniały z głodem. Przez moment mógł tylko się w nią wpatrywać, pragnął jej tak mocno, że przez chwilę nie mógł jasno myśleć. To ryczało w nim z siłą pociągu towarowego, potrząsając fundamentami jego kontroli.
- Jestem bardzo blisko przemiany. Mężczyźni naszej rasy są drapieżnikami. Z biegiem lat, tracimy zdolność do odczuwania, a nawet patrzenia w kolorze. Nie mamy żadnych emocji. Mamy tylko nasz honor, a wspomnienia o tym, co czuliśmy utrzymują nas przez długie stulecia. Ci z nas, którzy muszą polować na wampira i wymierzyć mu sprawiedliwość, odbierają życie. To zwiększa ciężar naszej egzystencji. Każde zabicie rozsiewa ciemność w naszych duszach, dopóki nas nie pochłonie. Istnieję od blisko dwóch tysięcy lat, a mój czas już dawno minął. Odbywałem ostatnią drogę do zakończenia mojego istnienia, zanim stanę się tą samą rzeczą, na którą zawzięcie polowałem. - Powiedział jej całkowitą prawdę, bez upiększania.
Sara dotknęła swoich ust, jej oczy nigdy nie opuściły jego twarzy.
- Ty czujesz. Nigdy nie mógłbyś sfałszować takiego pocałunku. - Słychać było bogactwo podziwu w jej głosie.
Falcon poczuł, że jego ciało się odprężyło, napięcie zeszło z niego za sprawą jej tonu. - Kiedy znajdziemy partnerkę życiową, ona przywraca naszą zdolność do odczuwania emocji. Jesteś moją życiową partnerką, Saro. Czuję wszystko. Widzę w kolorze. Moje ciało pragnie twojego, a moja dusza rozpaczliwie cię potrzebuje. Jesteś moją kotwicą, tą istotą, jedyną istotą, która może utrzymać ciemność we mnie na smyczy.
Czytała jego pamiętnik; rzeczy, o których jej mówił nie były niczym nowym. Była światłem dla jego ciemności. Jego drugą połówką. To była piękna fantazja, sen. Teraz znalazł się w obliczu rzeczywistości i było to przytłaczające. Ten stojący przed nią, taki bezradny człowiek, był potężnym drapieżnikiem, bliskim stania się tym samym, na co polował.
Sara uwierzyła mu. Poczuła, jak ciemność się go uchwyciła. Poczuła w nim drapieżnika z obnażonymi pazurami i wyczekiwanie kłów. Spostrzegła piekielne ognie w jego oczach. Jej fiołkowe oczy napotkały jego bez wzdrygnięcia.
- Więc, Saro - powiedział to cichutko. - Zamierzasz mnie ocalić?
Deszcz lał się na dach domu, dźwięk, zmysłowy rytm, który przebrzmiewał przez jej ciało był jak bębnienia jej serca. Nie mogła odciągnąć swojego spojrzenia od niego. - Powiedz mi, jak cię ocalić, Falcon. - Ponieważ każde słowo, które powiedział było prawdą. Wyczuła to, instynktownie o tym wiedziała.
- Bez wiążących nas rytualnych słów, jestem bez nadziei. Kiedy powiem je mojej prawdziwej życiowej partnerce, zostaniemy związani razem na całą wieczność. To jest podobne do ludzkiej ceremonii zaślubin, nawet bardzo. - Znała starożytne słowa. Wypowiadał je do niej, szeptał je do niej tysiące razy w środku nocy. Piękne słowa. Biorę sobie ciebie na życiową partnerkę. Należę do ciebie. Zawierzam ci swoje życie. Daję ci moją ochronę, moja lojalność, moje serce, moją duszę i moje ciało. Biorę pod opiekę to, co twoje. Twoje życie, szczęście i dobro będą dla mnie najważniejsze przez cały czas. Jesteś moją życiową partnerką, związana ze mną na całą wieczność i zawsze pod moją ochroną.
Natknęła się na tłumaczenie po długim czasie, pragnąc każdego słowa doskonałego w swoim pięknie, z dokładnym znaczeniem, które planował. Słowa, które przeszły z jego do jej serca. - I bylibyśmy uważani za małżeństwo?
- Jesteś moją życiową partnerką; nigdy nie będzie innej. Będziemy związani, Saro, prawdziwie związani. Będziemy potrzebowali dotykać naszych umysłów, często zbliżać do siebie nasze ciała. Nie mogę istnieć bez ciebie, ani ty beze mnie.
Uznała, że nie ma przymusu w jego głosie. Nie próbował na nią wpłynąć, ale czuła wpływ jego słów głęboko wewnątrz siebie. Sara uniosła podbródek, starając się zajrzeć w jego duszę. - Bez naszego związania, naprawdę staniesz się takim potworem jak ten, który zabił moją rodzinę?
- Walczę z ciemnością w każdym momencie mojego istnienia - przyznał łagodnie. Postrzępiona błyskawica rozświetliła nocne niebo i na chwilę rzuciła na jego twarz wyraz cierpkiej ulgi. Widziała jego zmagania wyraźnie tam wyryte, niezawodne okrucieństwo w jego zmysłowych ustach, liniach, płaszczyznach i kantach twarzy, czarną pustkę jego oczu. Znów zapadła ciemność przytłumiona przez blask świec. Znów był piękny, dokładna twarz z jej snów. Jej własny mroczny anioł. - Nie mam innego wyboru, poza zakończeniem mojego życia. Taki był mój zamiar, gdy planowałem drogę do mojej ojczyzny. Byłem prawie martwy, ale tchnęłaś życie z powrotem w moją skołataną duszę. Teraz tu jesteś, to cud, stoisz przede mną, więc pytam jeszcze raz: Czy jesteś skłonna uratować moje życie, moja duszę, Saro? Bo słowa raz wypowiedziane między nami, nie mają odwrotu, nie można ich przemilczeć. Musisz to wiedzieć. Nie mogę ich cofnąć. A ja nie pozwolę ci odejść. Wiem, że nie jestem aż tak silny. Czy jesteś wystarczająco silna, aby podzielić się ze mną swoim życiem?
Chciałaby powiedzieć nie, nie znała go, nieznajomy, który przyszedł do niej prosto po wzięciu krwi człowieka. Ale poznała go. Znała jego najskrytsze myśli. Przeczytała każde słowo z jego pamiętnika. Był taki samotny, tak całkowicie, zupełnie sam, a ona wiedziała, nawet bardzo, jak to jest być samotnym. Nigdy nie będzie mogła od niego odejść. Był tam dla niej przez te wszystkie długie, puste noce. Wszystkie te długie, niekończące się noce, kiedy duchy jej rodziny zawodziły o zemstę, o sprawiedliwość. Był tam z nią. Jego słowa. Jego twarz.
Sara położyła rękę na jego ramieniu, palce zawinęła wokół jego przedramienia. - Musisz wiedzieć, że nie porzucę dzieci. I tam jest mój wróg. On przyjdzie. On zawsze mnie znajduje. Nigdy długo nie zostaję w jednym miejscu.
- Jestem łowcą nieumarłych, Saro - przypominał, ale słowa niewiele dla niego znaczyły. Świadomy był tylko jej dotyku, jej zapachu, sposobu w jaki na niego patrzy. Jej przyzwolenia. Czekał. Czekał całym sobą. Nawet deszcz i wiatr zdawały się wahać. - Saro - powiedział miękko, boląca potrzeba, straszny głód, oczywisty w jego głosie.
Zamknęła oczy, chcąc śnić, usłyszała własny głos w ciszy pokoju. - Tak.
Falcon poczuł przypływ podniecenia. Przyciągnął ją naprzeciw siebie, ukrył twarz w miękkości jej szyi. Jego ciało drżało z czystej ulgi, z jej oddania dla niego. Nie mógł uwierzyć w ogrom swojego odkrycia, zjednoczenia ze swoją życiową partnerką w ostatnich dniach swego istnienia. Pocałował ją miękko, drżącymi ustami, podniósł głowę, aby spojrzeć jej w oczy. - Biorę sobie ciebie na życiową partnerkę. - Słowa wypłynęły z niego, wzniosły się z jego duszy. - Należę do ciebie. Zawierzam ci swoje życie. Daję ci moją ochronę, moja lojalność, moje serce, moją duszę i moje ciało. Biorę pod opiekę to, co twoje. Twoje życie, szczęście i dobro będą dla mnie najważniejsze przez cały czas. Jesteś moją życiową partnerką, związana ze mną na całą wieczność i zawsze pod moją ochroną. - Jeszcze raz ukrył twarz w miękkości jej skóry, wdychając jej zapach. Pod jego ustami jej puls wabił, jej siła życiowa wołała do niego, kusiła. Tak bardzo ponętna.
Poczuła różnicę od razu, dziwne szarpnięcie w jej ciele. Jej bolące serce i dusza, wcześniej takie puste, były nagle całe, kompletne. Uczucie napełniło ją uniesieniem; przeraziło ją to w tym samym czasie. To nie mogła być jej wyobraźnia. Wiedziała, że tam było inaczej.
Zanim mogła wystraszyć się konsekwencji swojego zobowiązania, Sara poczuła jego wargi, miękki aksamit przesuwający się po jej skórze. Jego dotyk odpędził wszystkie myśli, a ona chętnie oddała się w jego objęcia. Jego ramiona przytrzymały ją bliżej serca, w schronieniu jego ciała. Jego zęby ocierały się lekko w erotycznym dotyku, który wysłał dreszcz w dół jej kręgosłupa. Jego język wirował leniwie, czuła maleńkie punkciki żaru szalejące w jej krwiobiegu. Z własnej woli, jej ramiona wyciągnęły się, żeby przytulić jego głowę. Nie była młodą dziewczyną obawiającą się własnej seksualności; była dorosłą kobietą, która długo czekała na swojego kochanka. Chciała czuć jego usta i ręce. Chciała wszystko to, co był skłonny jej dać.
Jego ręce przesuwały się po niej, spychając na bok cienką barierę jej topu, by dostać się do jej skóry. Była delikatniejsza niż wszystko, co kiedykolwiek sobie wyobrażał. Wyszeptał silne polecenie; jego zęby zatonęły głęboko, a bicze błyskawic galopowały przez jego do jej ciała. Czysty - gorący żar. Erotyczny ogień. Była słodka i pikantna, smak nieba. Pragnął jej, każdy jej centymetr. Musiał zatopić swoje ciało głęboko w niej, znaleźć swoją bezpieczną przystań, swoje schronienie. Odpowiednio się pożywił i to było dobre, inaczej nigdy nie znalazłby sił, żeby okiełznać swoją moc. Zużył każdą uncję samokontroli, aby zatrzymać się przed dzikim zaspokajaniem. Wziął wystarczająco na wymianę. Będzie w stanie dotknąć jej umysł, aby ją uspokoić. To będzie absolutnie konieczne dla ich komfortu i bezpieczeństwa.
Naciął swoją pierś, przycisnął jej usta do swojej starożytnej, potężnej krwi i łagodnie nakazał jej posłuszeństwo. Poruszała się zmysłowo przed nim, prowadząc go bliżej i bliżej do krawędzi jego kontroli. Chciał jej, potrzebował jej, a w chwili kiedy wiedział, że wzięła już wystarczająco do wymiany, wyszeptał polecenie, aby zaprzestać karmienia. Starannie zamknął ranę i posiadł jej usta, przeciągając swoim językiem po jej, pojedynkując i tańcząc, tak, że wyglądała na oczarowaną, była tylko siła jego ramion, ciepło jego ciała i pokusa jego ust.
Niespodziewanie, burza zyskała na intensywności, uderzając w parapet. Błyskawice uderzały w ziemię z taką siłą, że zadrżała. Mały domek Sary zatrząsł się, ściany złowrogo zadrżały. Grzmot huknął tak, że wypełnił przestrzeń domu ogłuszającym dźwiękiem. Sara wyrwał się z jego ramion, przycisnęła ręce do uszu i zaparzyła się na gwałtowność nawałnicy na zewnątrz. Sapnęła, gdy kolejny piorun zaskwierczał na niebie w wijących się liniach energii. Grzmot rozbił się bezpośrednio nad nimi, wyrywając cichy, przerażony krzyk z jej gardła.
Jaki słodki
Dark Dream - Christine Feehan
By: widmo14 9 | Strona