HISTORIA JEDNEGO PRAGNIENIA
Przedstawienie o św. Stanisławie Kostce
Osoby: Stanisław Kostka, Paweł Kostka, Franciszek Borgiasz, Lekarz, Przełożony (jezuita),
Magister nowicjatu, Uczniowie (5), Klerycy (5), Służący (2)
Scena I
Rzym, Kolegium Jezuickie. Stanisław podchodzi do swego brata Pawła ze łzami w oczach i żali się
Stanisław - Znowu źle napisałem dyktando. Pełno w nim podkreśleń.
Paweł - Pomogę ci, abyś lepiej opanował gramatykę.
Stanisław - Już tyle razy mi pomagałeś. I co?
Paweł - Poczekaj, jeszcze nas wszystkich prześcigniesz. Uda ci się to. Masz silna wolę.
Stanisław - Idę do pokoju, będę się uczył.
Stanisław odchodzi. Paweł wyciąga książkę i czyta
Obok rozmawiają dwaj uczniowie kolegium, jeden z nich jest nowy
Uczeń 1 - Kto to taki?
Uczeń 2 - Ten, który rozmawiał z Pawłem? To Stanisław. Nauka mu nie wychodzi. W dyktandach błędów co nie miara. Ledwo, ledwo. Ale za to w kaplicy często go spotykam. Lubi się modlić. Zawsze wówczas siadam blisko niego. Patrzę, jak on się modli. Próbuję go naśladować. Wtedy jest mi dobrze na modlitwie z Jezusem w kaplicy. Chciałbym tak wówczas trwać i trwać.
Uczeń 3 - Stanisław pochodzi z Polski, z bogatej rodziny znanej w całym kraju. Jego rodzina cieszy się uznaniem. Paweł to jego brat. Ten to prawdziwy zuch! Ale Stanisław ma trudności z nauką. Uczyli go tylko w domu. O, idzie Paweł. Niech on ci sam opowie.
Podchodzi Paweł
Uczeń 2 - Opowiedz, jak to bywało u was w Kostkowie?
Paweł - Ile razy mam ci powtarzać, że to nie był Kostków, tylko Rostków! A ja nazywam się Kostka, tak jak i mój brat Stanisław. Zapamiętaj to sobie. (podsuwa mu pięść pod nos) Zrozumiałeś?
Uczeń 2 - Mhm.
Paweł - Nasi rodzice chcieli, abyśmy byli wychowani w wierze katolickiej, byśmy nie oddawali się żadnym rozkoszom. Twardo i ostro z nami postępowali. Oj, czasem było trudno! Mieliśmy być pobożni, skromni i uczciwi. Wszystkim: domownikom, licznej służbie - podobnie jak rodzicom - wolno było nas napominać. A my ich jak panów czciliśmy. Wszystko to jednak odbywało się w atmosferze miłości.
Uczeń 1 - O, to prawie jak w kolegium.
Paweł - Prawie, ale nie całkiem. Mieliśmy kiedyś służącego, który lubił zwracać uwagę Stanisławowi. Pewnego dnia oberwał same płatki róży z pięknego bukietu, zostawiając we flakonie badyl z liśćmi. Stanisław delikatnie zwrócił mu uwagę, że to brzydko wygląda. A ten zrobił mu piekielną awanturę, mówiąc że, Stanisław za dużo sobie pozwala i naskarżył na niego rodzicom. Oczywiście Stanisław dostał potem od ojca.
Scena II
Stanisław w swoim pokoju pisze coś w zeszycie, a następnie głośno czyta
Stanisław - Kościołowi właściwe jest to, że zwycięża, gdy jest ranny; wtedy się go rozumie, gdy się poznaje; wtedy wychodzi naprzeciw, gdy się go pragnie.
Odkłada notatki, zastanawia się i półgłosem kontynuuje myśl
Gdyby Prawdy nie było w Kościele, zostawałaby tylko ewentualność - porzucić wszelką wiarę, oddać się rozpaczy i rozstać się z tym światem.
Bierze okładkę czytanej książki i pisze na niej następujące słowa
Szczęście ludzi podobne jest do fal rzeźbionych przez przód okrętu, które natychmiast po jego przejściu giną.
Następnie osuwa się na podłogę i mdleje; wchodzi Paweł, kładzie go na łóżku
Paweł - To wszystko dlatego, że za dużo się uczysz. Chcesz koniecznie dorównać innym.
Paweł wychodzi, wchodzi lekarz, bada Stanisława; następnie wychodzi i mówi do Pawła
Lekarz - On już z tego nie wyjdzie. Tylko cud może przywrócić mu życie. Módlcie się o taki cud.
Paweł wchodzi do Stanisława, ten budzi się ze snu
Stanisław - Śniła mi się Matka Boża z Dzieciątkiem i powiedziała do mnie: „Wstąp do Towarzystwa Jezusowego”.
Scena III
Stanisław idzie do kaplicy aby się modlić, Paweł z kolegami idzie za nim
Uczeń 1 - Ej ty, jezuita!
Dopadają go i biją
Uczeń 2 - A to, żeby odechciało ci się być jezuitą.
Uczeń 1 - I żeby odechciało ci się chodzić do kaplicy.
Szydzą z niego i wyśmiewają go; potem odchodzą, zostaje tylko Paweł
Stanisław - (cicho modli się) Boże, chcę jak najwięcej podobać się Tobie i jak najmniej nie podobać się bratu. (zwraca się do Pawła) Już więcej nie będę chodził z tobą na naukę tańca. Rozumiesz?!
Paweł - (ze złością) Jezuita!
Stanisław - Tak, żebyś wiedział, że będę jezuitą!
Paweł - Przecież znowu ojcowie jezuici odmówili ci. Nie chcą cię tu.
Stanisław - Tam pójdę, dokąd Bóg i twardy los zawiedzie.. chociażby los się chwiał, będę stał mocno!
Paweł - Twoje zakonne zachowanie nie jest zgodne z życiem kasztelanica. Wkrótce i tak wracamy do domu. Już ja wszystko opowiem ojcu! Powiem, jak bezskutecznie błagałeś ich o przyjęcie do Towarzystwa. Ojciec wybije ci z głowy to wszystko. Jeszcze tego pożałujesz!
Podchodzi do nich Przełożony
Przełożony - Stanisławie, ponieważ jesteś słabego zdrowia i dużo czasu potrzebujesz, aby dogonić innych w nauce, ograniczam ci czas przeznaczony na modlitwę do koniecznego minimum, wspólnego dla wszystkich. Tyle czasu zostawiam ci na modlitwę w kaplicy, ile mają go wszyscy uczniowie kolegium.
Wiem, że ostatnio dorównujesz już w nauce innym, a nawet prześcigasz ich. Ale odbywa się to kosztem twego zdrowia i nerwów. Dlatego - poza czasem wyznaczonym na wspólną modlitwę - nie pozwalam ci na przebywanie w kaplicy. To dla twojego dobra.
Stanisław idzie do swojego pokoju, płacząc
Stanisław - (szeptem) Dlaczego? Matko Najświętsza, dlaczego?
Scena IV
Stanisław przebiera się w odzienie nędzarza, do ręki bierze kij podróżny. Potajemnie, uważając, aby nikt go nie zauważył, ucieka z Kolegium do Augsburga. Dwaj służący idą po śladach Stanisława. Stanisław z daleka rozpoznaje ich. Chowa się, a służący zajęci rozmową przechodzą obok niego.
Służący 1 - Do lasu to on nie poszedł.
Służący 2 - Na pewno nie. Bałby się. Jeszcze jakiś zwierz porwałby go albo jacyś ludzie.
Służący 1 - Na pewno nie ma go w lesie. Nie idźmy tam. Może nam się jeszcze coś złego przytrafić. Biedaczek, nie chcieli go tu przyjąć. To może się powiesił?
Służący 2 - Co ty wygadujesz?! On zawsze tak długo się modlił. Dobry byłby z niego jezuita. Ale do lasu nie wchodźmy.
Wracają do Kolegium. Stanisław wychodzi z ukrycia. Nagle jeden ze służących zauważa go
Służący 1 - Patrz! Tam ktoś idzie! Zawrócę i zapytam go, może widział Stanisława.
Służący 2 - Daj spokój, przecież widzisz, że to stary dziad. Na pewno jest głuchy i ślepy. Nie odczepimy się od niego. Z pewnością będzie chciał od nas pieniądze.
Służący 1 - Też się dziad wałęsa. Tylko zawadza! Masz rację, wracamy. Tu go nie znajdziemy.
Scena V
Kolegium. Popłoch, wrzawa. Wszyscy biegają
Uczeń 1 - Wiesz już, co zaszło?
Uczeń 2 - Nie, nie mam pojęcia.
Uczeń 3 - Wyobraź sobie, że Stanisław uciekł!
Uczeń 2 - Jak to? Uciekł?!
Uczeń 3 - Tak. Uciekł. Nie chcieli go tu przyjąć do Towarzystwa. Miał już z Pawłem wracać do domu.
Uczeń 1 - Swoje ubranie zostawił w pokoju. Nawet nie wiadomo, w co się przebrał i skąd wziął inne ubranie.
Wracają służący
Paweł - I co, spotkaliście go?!
Służący w milczeniu kręcą głowami i smutni odchodzą
Przełożony - Niestety, nie. Wysłaliśmy jeszcze dwóch innych, ale i oni nie spotkali go.
Paweł - Spróbuję jeszcze raz! Już ja tego jezuitę przyprowadzę! Wybiję mu z głowy zakon na zawsze!
Wybiega. W Kolegium nadal wrze. Wszyscy biegają wystraszeni
Uczeń 1 - Co to będzie?!
Uczeń 2 - Co będzie? A jak generał się dowie o ucieczce?!
Uczeń 1 - Ale będzie awantura, gdy ojciec przyjedzie z Rostkowa?!
Przełożony siada do stołu i pisze, czytając równocześnie
Przełożony - „Do generała zakonu O. Franciszka Borgiasza. Pewien młody Polak, szlachetny rodem, lecz jeszcze bardziej szlachetny swą cnotą, który dwa lata nalegał, żeby przyjęto go do Towarzystwa Jezusowego w Wiedniu, spotkał się ze stanowczą odmową. Nie mając nadziei, by tutaj wstąpić do zakonu, wyruszył w nieznajomym kierunku. Swym wykształceniem dorównywał a nawet odnosił zwycięstwo nad tymi, którzy go do niedawna przewyższali. Gdyby mu się nie udało wstąpić do zakonu, postanowił pielgrzymować do końca swoich dni i prowadzić życie ubogie ze względu na Chrystusa. Rodzice odradzali mu to, on jednak uważał, że skoro obiecał Chrystusowi (złożył ślub), że wstąpi do zakonu, powinien go wypełnić. Mamy nadzieję, że to jego odejście było wynikiem natchnienia Bożego, a nie dziecinnej zachcianki”.
Scena VI
Stanisław w Augsburgu; znów spotyka się z odmową przyjęcia do zakonu; rozmawia z przełożonym
Stanisław - Proszę o przyjęcie do zakonu.
Przełożony (jezuita) - Definitywnie odmawiam. Ale możesz u nas przez jakiś czas trochę popracować.
Stanisław odchodzi uradowany; zamiata podłogi, pracuje w kuchni. Zawsze z uśmiechem, ochoczo i radośnie; podchodzi do kleryka
Stanisław - (do kleryka) Które pokoje mam dziś pozamiatać?
Kleryk nic nie mówiąc wskazuje kierunek
Stanisław - Ale ile tych pokoi mam posprzątać?
Kleryk nadal nic nie mówiąc pokazuje pięć palców i odchodzi
Stanisław - Matko Boża, pomóż mi! Nie wiem gdzie szczotki, ani gdzie wiadra.
Zjawia się inny kleryk
Kleryk 2 - Czy mogę w czymś pomóc?
Stanisław - Co się stało tamtemu, że nic nie chce mówić?
Kleryk 2 - Nic takiego, po prostu ćwiczy się w milczeniu.
Stanisław - To w takim razie, w czym ty się ćwiczysz?
Kleryk 2 - W miłości bliźniego.
Stanisław - Znakomicie, właśnie kogoś takiego mi potrzeba. Powiedz mi gdzie trzymacie wiadra i szczotki do sprzątania. A przede wszystkim powiedz mi które pokoje mam posprzątać.
Kleryk 2 - Chodź ze mną. Wszystko ci pokażę.
Pokazuje wszystko; Stanisław idzie do pracy; po skończeniu jest zmęczony ale i radosny
Wchodzi jeden z kleryków
Kleryk 3 - Jutro mamy wprawdzie razem dyżur w kuchni, ale wybacz mi, bo właśnie przyjadą do mnie goście. Będziesz musiał sobie poradzić sam.
Stanisław - To już drugi raz w tym tygodniu zostawiasz mnie samego przy pracy.
Kleryk 3 - No, rozumiesz. Rodzina przyjeżdża z daleka, więc nie mogę ich zostawić…
Stanisław - Nie mogłeś umówić się z nimi na inny dzień?
Kleryk 3 - Nie mogłem, jak widać. Dasz sobie radę.
Stanisław pracuje sam; przechodzi kleryk 4
Stanisław - Słuchaj, pomóż mi przynieść wodę do kuchni.
Kleryk 4 - Nie widzisz że mówię różaniec? Zresztą, za chwilę mam rozmyślanie.
Stanisław - Aha. A kiedy ja zmówię modlitwę? Chyba w nocy. Matko Boża, pomóż mi!
Stanisław dalej sam pracuje ponad siły; wchodzi kleryk 5
Kleryk 5 - Stanisławie, właśnie przechodziłem obok i stwierdziłem, że dziś nie zrobiłem jeszcze żadnego dobrego uczynku. Chciałbym co w czymś pomóc. Tak dla Matki Bożej, rozumiesz?
Uśmiecha się serdecznie; Stanisław uradowany wręcza mu wiadro z wodą, powierza mu obieranie ziemniaków a sam przygotowuje obiad; wchodzi Przełożony
Przełożony - Stanisławie, jutro dwóch naszych wyrusza do Rzymu. Jeśli chcesz, możesz pójść z nimi. Możesz spróbować wstąpić do zakonu w Rzymie.
Przełożony siada i pisze list do generała, czyta głośno
Przełożony - „Do Generała Zakonu o. Franciszka Borgiasza. Stanisław Kostka to młodzieniec dobry i stały w powołaniu, sumienny. Spodziewam się po nim wiele”.
Wręcza mu list i żegna go serdecznie; Stanisław bierze kij, torbę podróżną i wychodzi
Scena VII
Stanisław zdaje egzamin do Towarzystwa Jezusowego; siedzi przed o. Franciszkiem Borgiaszem
O. Franciszek - Dlaczego tak usilnie chcesz wstąpić do Towarzystwa Jezusowego?
Stanisław - Półtora roku temu złożyłem ślub Chrystusowi. Był to ślub wstąpienia do tego właśnie Zakonu.
O. Franciszek - Czy wiesz, że panuje tu zupełnie inna atmosfera niż we Wiedniu?
Stanisław - Tak, wiem o tym. Cieszę się, że będę mógł właśnie tu modlić się i pracować w Towarzystwie Jezusowym. Poza tym słyszę, że tu wszyscy „mają na ustach” słowo świętość. A ja chcę zostać świętym.
Podchodzi do niego Magister nowicjatu
Mgr nowicjatu - Stanisławie, przywieźli właśnie kartofle i trzeba je przynieść do kuchni.
Stanisław - Już idę.
Podchodzi do niego kleryk i mówi błagalnym głosem
Kleryk - Pomóż mi zanieść wiadra wody do ogrodu, bo taka susza w tym roku.
Stanisław - Już, tylko najpierw pomóż mi przenieść ziemniaki do kuchni.
Stanisław idzie z klerykiem najpierw po ziemniaki, a potem po wodę; gdy przenosi wiadra z wodą widzi innego kleryka zatopionego w odmawianiu różańca. Już chce podejść, ale cofa się.
Tamten jednak zauważyła dwa pełne wiadra wody, które niesie Stanisław
Kleryk 2 - Zaczekaj, pomogę ci.
Stanisław - Nie chciałem ci przerywać modlitwy.
Kleryk 2 - No wiesz, przecież ty też chcesz się pomodlić. Nie będziesz odmawiał różańca w nocy. A zresztą jutro mamy razem dyżur w kuchni.
Stanisław - I co? Rodzina do ciebie przyjechała?
Kleryk 2 - Co ty? Pomyślałem po prostu, że sam dam sobie radę, a ty w tym czasie będziesz mógł postudiować, poczytać czy pomodlić się. Zajrzyj tylko wieczorem, czy czegoś nie trzeba przynieść na dzień następny.
Stanisław - Dobrze, dziękuję ci.
Do drzwi dzwoni żebrak; Stanisław otwiera, żebrak wyciąga rękę
Stanisław - Nie mogę ci nic dać, gdyż sami jesteśmy ubodzy. Nie mamy wprawdzie pieniędzy, ale jeśli popracujesz u nas w ogrodzie, to wówczas przyniosę ci obiad.
Scena VIII
Stanisław otrzymał przez posłańca list z domu, od swego ojca; siedzi za stołem i czyta
Stanisław - (czyta półgłosem) „Rozkazuję ci kategorycznie, jako twój ojciec, abyś bezzwłocznie wrócił do domu! Jeśli teraz nie wrócisz, wydziedziczę cię!”.
Wchodzi o. Franciszek; Stanisław blady podchodzi do niego i pokazuje mu list pełen gróźb
Przełożony - (czyta list i mówi ze spokojem) Odpisz ojcu spokojnie, tak jak uważasz, zgodnie z własnym sumieniem. Tak jak napisałby wierny syn św. Ignacego.
Stanisław - (siada za stołem i pisze, czytając głośno) „Kochany ojcze, powinieneś raczej dziękować dobremu Bogu, iż wybrał On twego syna na swoją wyłączną służbę ku większej chwale swojej. Taka postawa wyjdzie tobie i mnie, kochany ojcze, na większy pożytek. A co do majątku, to zrzekam się go na rzecz mego brata. Właśnie złożyłem zakonne śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Dlatego niemożliwy jest już mój powrót do Rostkowa”.
Stanisław trzyma się za serce; słaniając się kładzie się do łóżka; wchodzi lekarz i bada Stanisława
Lekarz - O, to nic groźnego. Za kilka dni wróci do zdrowia. To tylko chwilowe wyczerpanie i zmęczenie.
O. Franciszek wychodzi; wchodzą z odwiedzinami klerycy, rozmawiają wesoło, śmieją się
Kleryk 1 - „Wszechmocny”, wrócisz wkrótce do nas. Pójdziemy pograć w piłkę, jak zawsze.
Stanisław - Nie, tym razem już nie. W święto Wniebowzięcia Matka Boża zabierze mnie do siebie.
Kleryk 2 - Nie opowiadaj głupot. Wyjdziesz z tego nim minie lato.
Stanisław - Nie, tym razem nie. Wkrótce już spotkam Matkę Bożą.
Kleryk 1 - Ty bardzo kochasz Matkę Bożą?
Stanisław - Przecież to Matka moja!
Kleryk 2 - Stanisławie, zdradź nam swój sekret.
Kleryk 1 - Ja się domyślam…
Stanisław - Matka Boża.
Kleryk 1 - Wiedziałem!
Stanisław - Czy nie wiecie, co dzieje się z Janem i Alfonsem z Augsburga?
Klerycy pospuszczali głowy, posmutnieli i milczą
Stanisław - Co, nie ma ich już w zakonie? Tak, to było do przewidzenia. Trzeba się za nich modlić.
Jeszcze rozmawiano przy nim, gdy niepostrzeżenie skonał;
jeden z nowicjuszy przysunął do jego twarzy obrazek z Matką Bożą
Kleryk 2 - O nie, uśmiechnął się do Matki Bożej.
Kleryk 1 - To był anioł z nieba.
Wszyscy modlą się odmawiając „Pod Twoją obronę…”
Scena IX
Do Kolegium wpada jak burza Paweł
Paweł - Jestem Paweł Kostka. Brat tego jezuity - Stanisława. Przyjeżdżam z polecenia naszego ojca, aby kategorycznie i natychmiast zabrać go do domu. Ojciec nie znosi sprzeciwu. Stanisław musi wracać do Rostkowa!
O. Franciszek - Niestety, ale nie jest to możliwe. Odszedł od nas…
Paweł - Jak to?! Dokąd tym razem uciekł?! Ojciec tego nie przeżyje. Ja żądam w imieniu ojca! Ja muszę wiedzieć wszystko! Wszystko!
O. Franciszek - Stanisław Kostka, nowicjusz Towarzystwa Jezusowego, a pański brat odszedł od nas do nieba w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej. Wszyscy jesteśmy tu w Rzymie przekonani, że pański brat był jednym z najpiękniejszych świętych naszego czasu. Wbrew powszechnemu u nas zwyczajowi jego ciało ubraliśmy w kwiaty. Szacunkiem otaczamy tu jego pamięć. Proszę z tą wiadomością wrócić do Polski. Stanisław żył prosto i ubogo. Modlił się w kościele św. Andrzeja, uczył się i pracował fizycznie. Często słuchał konferencji, brał udział w rozmowach na tematy religijne. Wszyscy odnosili się do niego życzliwie. Miał tu wielu przyjaciół.
Proszę wracać do Polski, do domu, do swoich i opowiedzieć im o tym wszystkim. Zmarł jeden z najpiękniejszych Polaków. Jesteśmy przekonani o jego świętości.
8