Card Orson Scott Alvin czeladnik


ORSON SCOTT CARD

ALVIN CZELADNIK

( Przeoy: Piotr W. Cholewa )

Jasonowi Lewisowi

dugonogiemu wdrowcy

przemierzajcemu knieje

i nicemu prawdziwe sny

Podzikowania

Od kilku lat na kadej sesji autografów, po kadym wystpieniu pytano mnie, czy powstanie kolejna ksika o Alvinie Stwórcy. Odpowied brzmiaa zawsze: Tak, ale nie wiem kiedy. Mój wstpny plan "Opowieci o Alvinie Stwórcy" dawno ju zosta zarzucony i chocia wiedziaem o pewnych wydarzeniach, które bd miay miejsce w tej ksice, wci nie znaem w dostatecznym stopniu losów Alvina, Peggy, Bajarza, Arthura Stuarta, Measure'a, Cahtina, Verily Coopera i innych. Nie mogem zacz pisa.

W kocu przeamaem blokad i opowie wysza taka, jak powinna, a przynajmniej tak bliska stanu podanego, jak tylko potrafiem j uczyni. Piszc, cay czas pamitaem o setkach czytelników czekajcych na "Alvina czeladnika". Fakt, e ksika bya oczekiwana, dodawa mi odwagi, a równoczenie napenia lkiem. Zdawaem sobie spraw, e przynajmniej niektóre wymagania bd tak wysokie, i cokolwiek napisz, moe wywoa rozczarowanie. Rozczarowanym wyraam swój al, e rzeczywisto nigdy nie dorównuje oczekiwaniom (Gwiazdka jest tu dobrym przykadem). A wszystkim, którzy liczyli na t ksik, dzikuj za otuch.

Dzikuj wielu czytelnikom z America Online, którzy zjawiali si na spotkaniach w Hatrack River i cigali kolejne rozdziay, zgaszajc cenne uwagi. Ci bystrzy czytelnicy wykryli niespójnoci i urwane wtki, pytania zadane w poprzednich tomach i wymagajce odpowiedzi. W szczególnoci Newel Wright, Jane Brady i Len Olen zyskali moj dozgonn wdziczno: Jane przygotowujc chronologi wydarze w poprzednich toniach, Newel ratujc mnie przed dwoma potwornymi pomykami, a Len dziki swej dokadnej korekcie, w której wychwyci kilka bdów, jakie przeoczyli wszyscy redaktorzy i ja sam. Dzikuj take Davidowi Foxowi za starann lektur pierwszych dziewiciu rozdziaów w punkcie kluczowym dla kompozycji opowieci.

Cho tego nie planowaem, na spotkaniach w Hatrack River w AOL narodzia si pewna szczególna spoeczno. Ludzie zaczli si pojawia nie jako oni sami, ale jako postaci yjce w wiecie Alvina, zajmujce si rzemiosem czy rolnictwem w tym fikcyjnym miecie. Nie mogem si oprze pokusie, by nie wspomnie w tekcie o wielu tych postaciach; auj, e nie zdoaem umieci wszystkich. Jeli chcecie dowiedzie si czego wicej o tych wspaniaych osobach, odwiedcie nas w sieci (sowo kluczowe: Hatrack).

Jedyn aktywn sieciow posta, któr intensywnie wykorzystaem, tworzc t ksik, wymyliem sam jako cakowicie fikcyjn; Kathryn Kidd (w Hatrack: GoodyTradr) i ja (w Hatrack: HoracGuest) wspominalimy od czasu do czasu o do zabawnej nieuleczalnej plotkarce, Vilate Franker. Kilka lat póniej pojawia si nasza dobra przyjacióka, Melissa Wunderly, która zgodzia si odgrywa jej rol w sieciowej spoecznoci. To wanie Melissa wlaa w ni ycie - ze sztuczn szczk i ca reszt. Jednak "najlepsza przyjacióka" Vilate to mój pomys i nie mona obwinia Melissy za nieadne zachowanie Vilate w tej ksice. Wdziczny jestem Kathryn Kidd, e pozwolia mi wykorzysta swoj posta, Goody Trader, w kilku wanych momentach.

Chyl kapelusza przed Grahamem Robbem, którego znakomita i wietnie napisana ksika "Balzac: A Biography" (Norton 1994) nie tylko dawaa mi ucieczk od pisania, ale te podstaw do stworzenia postaci, któr osobicie lubi.

Jak w przypadku wielu poprzednich powieci, kady rozdzia - gdy tylko wysuwa si z drukarki czy z faksu - czytaa moja ona Kristine, mój syn Geoffrey, moja przyjacióka i czasem wspópracowniczka Kathryn H. Kidd. Ich reakcje miay dla mnie nieocenion warto.

Podzikowania nale si tym, dziki którym nasze biuro i dom wci funkcjonuj, gdy wpadam (zbyt rzadko) w tryb pisarski: Kathleen Bellamy, która pilnuje interesu, i Scottowi Allenowi, który podtrzymuje dziaanie komputerów i samego domu. Dzikuj take Jasonowi, Amandzie i (w jednym przypadku) Michaelowi Lewisowi, za wykopane i zasypane doy, oraz Emily, Kathryn i Amandzie Jensen za spokojne noce.

Gdyby nie Kristine, Geoffrey, Emily, Charlie Ben i Zina Meg, wtpi, czy w ogóle bym co napisa. Dziki nim warto wykonywa t prac.

ROZDZIA 1 - MYLAEM, E SKOCZYEM

Mylaem, e skoczyem ju pisa o Alvinie Smisie. Ludzie cigle mi powtarzali, e wcale nie, ale rozumiaem dlaczego - bo wszyscy syszeli Bajarza i wiedz, jak on opowiada swoje historie. Kiedy koczy, wszystko jest elegancko zapakowane; wiadomo, co znaczyy róne rzeczy i z jakiego powodu si wydarzyy. Owszem, nie tumaczy tego, ale zawsze ma si uczucie, e we wszystkim jest jaki sens.

No có, nie jestem Bajarzem, co pewnie niektórzy z was ju zauwayli - przecie nie jestem do niego podobny. I jeszcze przez jaki czas nie zamierzam zosta Bajarzem ani nikim takim jak on. Nie dlatego e nie uwaam go za porzdnego czowieka, wartego naladowania przez innych, ale gównie dlatego e nie widz spraw tak, jak on je widzi. Nie wszystko si dla mnie ukada. Rzeczy po prostu si zdarzaj i czasami mona wycign jaki sens z okruciestwa, a czasem najszczliwszy dzie jest zwyk bzdur. Nic nie da si przewidzie i na pewno niczego nie mona zmusi, eby si wydarzyo. Najgorsze nieszczcia, jakie widziaem w yciu, bray si z tego, e ludzie próbowali zmusi wydarzenia, by dziay si sensownie.

Dlatego uoyem wszystko, co wiedziaem o yciu Alvina, a do momentu kiedy zrobi zoty pug na swój egzamin czeladniczy; opowiedziaem, jak wróci do Vigor i zacz uczy ludzi, jak by Stwórcami, i e ju wtedy le si dziao midzy nim a jego bratem Calvinem. Mylaem, e to wszystko, bo potem kady, kogo to obchodzi, by na miejscu i móg sam zobaczy albo zna kogo, kto by i widzia. eby skoczy ze zoliwymi pogoskami, opowiedziaem wam prawd o tym, jak Alvin zabi czowieka. Powiedziaem, dlaczego zama prawo o zbiegych niewolnikach i jak zgina mama Peggy Larner. Wierzcie mi, to by ju koniec historii, jak ja j widziaem.

Ale pewnie z takim kocem nie miaa sensu, wic róni tacy wypytywali mnie cigle, czy nie wiem czego jeszcze, co mógbym opowiedzie. Wiedziaem. I nie miaem nic przeciwko opowiadaniu. Tylko nie sdcie, e kiedy ju skocz, dla wszystkich bdzie jasne, o co w tym chodzio, bo sam tego nie wiem. Prawda jest taka, e opowie jeszcze si nie skoczya, i mam nadziej, e si nie skoczy; mog jedynie liczy, e wytumacz, jak wyglda ona dla tego czowieka wanie tutaj i w tej chwili. Nie mog wam nawet obieca, e jutro nie zrozumiem z niej wicej, ni pisz teraz.

Nie mam talentu do opowiadania. Fakt, Bajarz te nie, i on sam pierwszy wam to przyzna. Zbiera opowieci, to prawda, a te zebrane s wane i suchacie ich, bo sama tre ma znaczenie. Ale wiecie, e nic nie robi z gosem, nie toczy oczami, nie wykonuje szerokich gestów jak prawdziwi oratorzy. Gos ma nie do mocny, eby wypeni porzdn chat, a co dopiero namiot. Nie, nie ma talentu do opowiadania. Jeli ju, to jest malarzem, a moe rzebiarzem czy drukarzem albo kim jeszcze, kto tylko moe si przyda, eby co opowiedzie czy pokaza; ale nie jest geniuszem w adnym z tych fachów.

Faktem jest, e jeli spytacie Bajarza, do czego ma talent, odpowie wam, e do niczego. Nie kamie - nikt nie moe Bajarzowi zarzuci kamstwa. Nie, po prostu kiedy by jeszcze chopcem, marzy o pewnym szczególnym talencie; przez cae ycie wydawao mu si, e tylko ten talent warto mie, a e go nie ma - tak myli - to có, w takim razie na pewno nie ma adnego. Nie udawajcie, e nie wiecie, jakiego talentu pragnie, bo praktycznie rzuca wam to w twarz, kiedy tylko duej pogada. Chciaby prorokowa. To dlatego zawsze strasznie zazdroci Peggy Larner - bo ona jest agwi i od dziecka widzi wszystkie moliwoci przyszego ludzkiego ycia, a chocia to nie to samo co zna przyszo - co naprawd si stanie, a nie co moe si sta - przecie niewiele brakuje. Tak niewiele, e moim zdaniem Bajarz byby szczliwy, gdyby na pi minut móg sta si agwi. Gdyby mu si udao na jeden tydzie, to na mier zaumiechaby si z radoci.

Ale kiedy Bajarz mówi, e nie ma adnego talentu, to powiem wam, e nie ma racji. Jak wielu ludzi, i on ma talent, ale o tym nie wie, bo wanie tak dziaa talent - komu, kto go ma, wydaje si cakiem naturalny, jak oddech; czowiek nie podejrzewa, e to wanie jest jego niezwyka moc, bo, do licha, to przecie atwe. Nie wie si, e to talent, dopóki ludzie dookoa nie zdziwi si tym, nie rozzoszcz, nie podniec czy oka inne jeszcze uczucia, jakie talenty wzbudzaj w ludziach. Wtedy woa: "O rany, inni nie umiej tego robi! Mam talent!", i od tej chwili nie ma z nim spokoju, dopóki si wreszcie nie uciszy i nie przestanie chwali, jak to potrafi robi to gupstwo, co nie dziwio go nigdy przedtem, póki nie straci jeszcze rozsdku.

Niektórzy w ogóle nie wiedz, e maj talent, bo nikt inny te tego nie widzi. Tak jest z Bajarzem. Nie zauwayem nic, dopóki nie zaczem ukada swoich wspomnie i wszystkiego, co syszaem o yciu Alvina Stwórcy. Chciaem przedstawi jego wizerunek z motem w kuni, bymy nie zapomnieli, e ma uczciwy fach, z trudem zdobyty wasnym potem, e nie przetaczy przez ycie w kadrylu z dam Fortun jako czu partnerk... Jakbymy w ogóle myleli, e czy ich co wicej ni zwyky flirt, a pewnie gdyby kiedy podszed do niej bliej, zobaczyby, e i tak jest dziobata - Fortuna zawsze jako staje po stronie Niszczyciela, kiedy tylko ludzie zaczynaj wierzy, e ich ocali. Ale odchodz od tematu; musiaem zajrze na pocztek akapitu, eby zobaczy, o czym w ogóle mówi, u diaba (i ju sysz, jak wszystkie pruderyjne witoszki woaj: "Co on wyczynia, spisujc przeklestwa na papierze? Czy nie zna przyzwoitego jzyka?" Na co ja mówi: "Kiedy przeklinam, nikomu krzywdy nie robi, od tego mój jzyk jest barwniejszy, a Bóg mi wiadkiem, umiem uywa koloru". Mog zapewni, e potrafi mówi jzykiem o wiele barwniejszym ni w tej chwili, ale ju si uspokajam, ebycie nie dostali apopleksji od czytania moich sów. Nie mam ochoty poowy ycia spdzi na pogrzebach ludzi, którzy umarli na zawa przy czytaniu tej ksiki. A zamiast krytykowa mnie za brzydkie sowa, co mi si wymskny, czemu mnie nie wychwalacie za sowa prawdziwie paskudne, które cnotliwie opuszczam? Wszystko, moim zdaniem, zaley od punktu widzenia; na dodatek, jeli macie czas si zoci na mój jzyk, to na pewno brakuje go wam na prac, wic chtnie skontaktuj was z ludmi, którym przyda si pomoc w twórczej pracy), wic znowu spojrzaem na pocztek tego akapitu, eby sprawdzi, o czym, u diaba, mówiem. Chodzi o to, e kiedy ukadaem sobie te wszystkie opowieci, zauwayem, e Bajarz cigle pojawia si w najróniejszych miejscach dokadnie w chwili, kiedy co wanego ma si zdarzy, wic nic dziwnego, e by wiadkiem, a nawet uczestnikiem zadziwiajco wielu wypadków.

A teraz zapytam was wprost, przyjaciele. Jeeli czowiek czuje gboko w kociach, kiedy ma si przydarzy co wanego i gdzie, i z takim wyprzedzeniem, e moe tam doj i by wiadkiem, zanim to co w ogóle si zacznie, to czy to nie jest proroctwo? Znaczy, dlaczego w ogóle William Blake wyjecha z Anglii i przypyn do Ameryki, jeli nie dlatego e wiedzia, jak to wiat ma si rozerwa i znowu, po tylu pokoleniach, wyda nowego Stwórc? Nie wiedzia o tym wiadomie, ale to nie znaczy, e nie jest prorokiem. Myli, e musi by prorokiem w sowach, ale ja twierdz, e jest prorokiem w kociach. I dlatego, nie zdajc sobie sprawy z powodów, zawdrowa do Vigor Kocioa, do myna ojca Alvina, dokadnie tego dnia i godziny, kiedy modszy brat Alvina, Calvin, postanowi uciec i szuka kopotów gdzie daleko. Bajarz nie mia pojcia, co si stanie, ale by tam, ludziska! I kiedy kto - Bajarza nie wyczajc - powie wam, e Bajarz nie ma adnego talentu, to jest patentowanym durniem. Oczywicie w najmilszym moliwym sensie, jak by powiedzia Horacy Guester.

Podejmuj wic opowie tego dnia, od którego chc zacz. Przede wszystkim dlatego e - mówi to z dowiadczenia - nic ciekawego nie zdarzyo si przez te dugie miesice, kiedy Alvin próbowa nauczy gromad zwykych ludzi, jak by Stwórcami takimi jak on, zamiast... Ale wszystko w swoim czasie. Powiedzmy tylko, e niektórzy bd li na mnie, bo nie opowiadam o Alvinowych lekcjach Stwarzania, o kadej nudnej chwili kadej lekcji, kiedy to stara si ryby nauczy skakania.

Ale gwarantuj, e pominicie tych dni w mojej historii jest aktem miosierdzia.

Wielu ludzi wystpi w tej opowieci i wiele w niej bdzie zamieszania, ale nie ma na to rady. Gdybym uczyni j jasn i prost, tobym skama. Bya popltana, uczestniczyo w niej wiele rónych osób, a take, prawd mówic, zdarzyo si wiele rzeczy, o których nie miaem pojcia i cigle nie wiem zbyt duo. Chciabym obieca, e opowiem o wszystkim, co jest wane, i o wszystkich wanych ludziach, ale zdaj sobie spraw, e pewne wane wydarzenia nie s mi znane i o pewnych wanych osobach nie wiedziaem, e s wane. S sprawy, o których nikt nie wie, i takie, e ci, co wiedz, nikomu nie mówi, i jeszcze takie, e ci, co wiedz, nie maj o tym pojcia. I chobym nawet próbowa wyjani róne rzeczy tak, jak sam je rozumiem, i tak pomin niektóre, cho tego nie chc, albo opowiem co dwukrotnie, albo zaprzecz czemu, o czym ju wiecie. Mog tylko powiedzie: aden ze mnie Bajarz, a jeli chcecie pozna najgbsz prawd, namówcie go, eby rozpiecztowa te kocowe dwie trzecie swojej ksiki i przeczyta, co tam ma napisane. Zao si, e cho nie uwaa si za proroka, usyszycie o takich sprawach, e wosy wam si skrc albo wyprostuj, zaley.

Jest wszake pewna tajemnica, której rozwizania zwyczajnie nie znam, chocia jest chyba najwaniejsza. Moe kiedy opowiem wam dosy, sami zrozumiecie. Ale ja nie wiem, dlaczego Calvin sta si wanie taki. By grzecznym chopcem - wszyscy to mówi. On i Alvin byli sobie tak bliscy, jak tylko mog by bracia. Znaczy owszem, bili si czasem, ale bez zoci; Cally dorasta w przekonaniu, e Al oddaby za niego ycie. Dlaczego wic zazdro zacza podgryza Calvinowe serce, dlaczego odwróci si od brata i chcia zniszczy jego dzieo? Sporo z tego, co chc wam opowiedzie, syszaem z wasnych ust Cally'ego, ale na pewno nie usiad i nie wyjani mi - ani nikomu - dlaczego si zmieni. Jasne, wielu tumaczy, dlaczego nienawidzi Alvina, ale w jego sowach nie zadwiczaa prawda, jako e zawsze oskara Alvina o to, czego jego suchacze najbardziej nie znosili. Purytanom mówi, e nienawidzi Alvina, bo widzia, jak zawiera przymierze z diabem. Ludziom króla opowiada, e nienawidzi Alvina, bo ten posun si do morderstwa, eby nie pozwoli wacicielowi na odzyskanie skradzionej wasnoci, zbiegego niewolnika, chopca nazywajcego si Arthur Stuart (a rojalici zgrzytali zbami na sam myl o tym, e pó-Czarny nazywa si jak król). Calvin zawsze mia gotow histori, usprawiedliwiajc go w oczach obcych, ale nigdy ani sowem nie wytumaczy si przed nami, którzy znamy prawd o Alvinie Stwórcy.

Powiem tyle: kiedy spojrzaem na Calvina w Vigor Kociele, w owym roku, kiedy Alvin próbowa uczy Stwarzania, zanim jeszcze odszed, zapewniam was, ludziska, e Calvin ju przekroczy granic. W jego sercu kade sowo Alvina byo jak trucizna. Jeli Alvin nie zwraca na niego uwagi, Calvin czu si zaniedbany i mówi to gono. Ale jeli Alvin zwraca na niego uwag, Calvin chodzi skwaszony i ponury, mówic, e Alvin nie daje mu spokoju. Nie mona go byo zadowoli.

Ale powiedzie, e by "na nie", to tylko nazwa jego zachowanie, a nie wyjani, dlaczego si tak zachowywa. Czego tam mog si domyla, ale to tylko domysy, nawet nie to, co nazywaj "rozsdnymi domysami", bo przecie aden rozsdek nie pozwala jednemu czowiekowi zgadywa lepiej ni innemu. Albo si co wie, albo nie, a ja nie wiem.

Nie wiem, dlaczego ludzie, którzy maj wszystko, co im potrzebne do szczcia, nie s po prostu szczliwi. Nie wiem, dlaczego samotni ludzie cigle odpychaj wszystkich, którzy chc si z nimi zaprzyjani. Nie wiem, dlaczego ludzie obwiniaj o swoje kopoty sabych i agodnych, a prawdziwemu wrogowi pozwalaj uj bezkarnie. I na pewno nie wiem, dlaczego si mcz i spisuj to wszystko, kiedy jestem pewien, e i tak nie bdziecie zadowoleni.

Jedno wam powiem o Calvinie. Kiedy widziaem go na lekcji Alvina i przynajmniej raz uwaa, pilnie sucha kadego sowa brata. Pomylaem wtedy: nareszcie zmdrza. Nareszcie zrozumia, e jeli chce by siódmym synem siódmego syna, jeli naprawd chce by Stwórc, musi si tego nauczy od brata.

Lekcja si skoczya, a ja patrzyem na Calvina; wszyscy wyszli do swoich zaj, tylko ja i on zostalimy w sali. Wtedy si do mnie odezwa - zwykle mnie nie zauwaa, jakby mnie tam nie byo. Mówi do mnie i po paru sekundach zrozumiaem, co robi: naladuje Alvina. Nie zwyky gos, ale jego gos szkolny, nauczycielski. Wszyscy pamitacie, kiedy Alvin si tego nauczy - pozna t kwiecist, wykwintn mow, kiedy studiowa u panny Larner, zanim jeszcze zrzucia przebranie i zanim zrozumia, e to ta sama Peggy Guester, która zachowaa jego czepek porodowy i ochraniaa go przez lata dorastania. Te wielkie, piciodolarowe sowa poznaa w Dekane albo z tych ksiek, co je czytaa. Alvin chcia mówi wykwintnie, jak ona, a przynajmniej czasami chcia. Dlatego zapamita te sowa i uywa ich, eby mówi tak piknie, jakby uczy si angielskiego od profesora, a nie dorasta z nim, jak my wszyscy. Ale nie potrafi tak dugo. Sysza siebie takiego eleganckiego i nagle wybucha miechem albo artowa i wraca do normalnej mowy. A teraz Calvin mówi tak samo wykwintnie, ale si nie rozemia. Kiedy skoczy, spojrza na mnie i zapyta:

- Dobrze byo?

Skd miaem wiedzie?

- Calvinie - odpowiedziaem mu - to, e mówisz jak czowiek wyksztacony, nie daje ci jeszcze wyksztacenia.

- Wol by ignorantem - on na to - i mówi jak czowiek wyksztacony, ni by wyksztacony i mówi jak ignorant.

- Dlaczego? - zdziwiem si.

- Bo kiedy mówisz jak wyksztacony, nikt ci nie sprawdza, ale kiedy mówisz jak prostak, sprawdzaj cigle.

O to mi chodzi. Moe to nie to samo, o co mi chodzio na pocztku, ale o to mi chodzi teraz: wicej wiem o zdarzeniach z roku Alvinowych wdrówek ni ktokolwiek inny na boym wiecie. Ale jestem te wiadom, na jak wiele pyta nie potrafi odpowiedzie. Czyli jest tak, e wiem, ale wychodz na ignoranta. A wy?

Jeli ju si zorientowalicie, e znacie t histori, na mio bosk, przestacie czyta i zaoszczdcie sobie kopotów. A jeli macie zamiar krytykowa mnie, e nie skoczyem wszystkiego i nie podaem wam zawizanego w kokardk, zróbcie przysug sobie i mnie, i napiszcie wasn ksik. Tylko miejcie do przyzwoitoci, by nazwa j romansem, nie histori, bo historia nie ma kokardek, ma tylko postrzpione koce i supy nie do rozplatania. To nie liczny pakunek, ale nie syszaem, ebycie akurat mieli urodziny, zreszt nie mam obowizku dawa wam prezentów.

ROZDZIA 2 - HIPOKRYCI

Calvin mia dosy. Niewiele brakowao, a podszedby do Alvina i... i co by zrobi. Moe przyoyby mu w nos, tyle e ju tego próbowa, a Alvin tylko zapa go za rk, cisn tymi przekltymi kowalskimi apskami i powiedzia: "Calvin, wiesz, e zawsze ci przewracaem; czy musz to robi teraz?" Alvin zawsze wszystko potrafi lepiej, a jeli nie potrafi, to wida nie warto byo tego robi. Ludzie zebrali si dookoa i suchali jego paplania, jakby miao jaki sens. Obserwowali kady jego ruch, jakby by taczcym niedwiedziem. Calvina zauwaali tylko po to, eby go grzecznie zapyta, czy nie mógby si troch odsun, bo zasania Alvina.

Odsun si? Jasne, mog si odsun. Mog w ogóle wyj za drzwi, na ten upa, i prosto ciek na wzgórze, do granicy lasu. Zreszt co mi przeszkadza i dalej? Co mi przeszkadza doj a do brzegu wiata i skoczy?

Ale Calvin nie odszed. Opar si o wielki stary klon, a potem osun na traw i spojrza na ziemi ojca. Na dom. Stodo. Kurniki. Chlew. I myn.

Czy koo w mynie ojca w ogóle jeszcze czemu suy? Woda bezuytecznie pynie przez kana, ale koo si nie obraca, wic kamienie wewntrz te s nieruchome. Równie dobrze mogli zostawi ten wielki gaz w górach, zamiast przywozi go tutaj, gdzie stoi bez poytku, kiedy wielki brat Alvin napenia umysy tych biednych ludzi bzdurnymi nadziejami. Jakby kad ich gowy midzy kamienie myskie, tak je miele; miele, zmienia na mk, z której upiecze chleb i zje na kolacj. Moe i uczy si na kowala przez dugie lata w Hatrack River, ale tutaj, w Vigor Kociele, jest piekarzem umysów.

Myl o Alvinie zjadajcym zmielone ludzkie gowy sprawia Calvinowi przyjemno. Rozemia si gono. Usiad na trawie i opar si wygodnie o pie klonu. Jaki chrzszcz szed mu po ydce, pod nogawk, ale Calvin nie schyli si, eby go wyj, nawet nie potrzsn nog. Zamiast tego posa swój przenikacz - jak zapasow par oczu, jak dodatkowy zestaw palców - na poszukiwanie malekiego, szybkiego trzepotania bezuytecznego, gupiego ycia chrzszcza, a kiedy je znalaz, cisn tylko, czy raczej przekrci - lekkie drgnienie mini wokó oczu, sabe uszczypnicie, ale chrzszcz przesta si rusza. S takie dni, robaczku, kiedy nie warto wychodzi rano na wiat.

- To musi by bardzo zabawne - usysza gos.

Niemal wyskoczy ze skóry. Jak kto móg do niego tak podej niepostrzeenie? Jednak nie pokaza po sobie, e jest zaskoczony. Moe i serce bio mu szybciej w piersi, ale odczeka dug chwil, zanim si obejrza. I mia min tak obojtn, e bardziej niewzruszony moe by tylko trup.

ysy czowiek, stary, w skórach. Calvin zna go, oczywicie: wdrowiec i czasem go zwany Bajarzem. Jeszcze jeden z tych, co wierz, e wiat zaczyna si od Boga i koczy na Alvinie. Calvin zmierzy go spojrzeniem od stóp do gów. Skóry byy ju chyba tak stare, jak ich waciciel.

- Czy zerwalicie to ubranie z dziewidziesicioletniego jelenia, czy moe wasz ojciec i dziadek nosili je przez cae ycie, e jest takie wytarte?

- Nosz je tak dugo - odpar starzec - e czasem posyam je zaatwia rozmaite sprawy, kiedy jestem zajty. I nikt nie widzi rónicy.

- Chyba was znam - oznajmi Calvin. - Jestecie stary Bajarz.

- To ja. A ty jeste Calvin, najmodszy syn starego Millera. Calvin czeka. I doczeka si:

- Modszy brat Alvina.

Zwin si siedzc i rozwin stojc. Lubi swój wzrost. Podobao mu si, e patrzy z góry na ys gow starca.

- Wiecie, staruszku, gdybymy mieli jeszcze jednego takiego jak wy, moglibymy ustawi wasze róowe gowy obok siebie, a wygldalibycie jak tyek niemowlaka.

- Nie lubisz, kiedy ci nazywaj modszym bratem Alvina, co? - domyli si Bajarz.

- Wiecie, gdzie wam dadz co do jedzenia - rzuci Calvin i ruszy przez k. Nie myla o adnym kierunku, wic wkrótce zwolni kroku i przystan. Rozejrza si, aujc, e nie ma nic, czym chciaby si zaj.

Staruch by tu za nim. Niech to diabli, ale cicho chodzi! Calvin musi pamita, eby uwaa na ludzi. Alvin robi to odruchowo, do licha, i Calvin te by potrafi, gdyby tylko pamita, e ma pamita.

- Usyszaem, e si miejesz - powiedzia Bajarz. - Kiedy pierwszy raz podszedem.

- No to chyba nie jestecie jeszcze cakiem gusi.

- Widziaem, jak patrzysz na myn i chichoczesz. Pomylaem: co ten chopak widzi miesznego w mynie, który koem nie krci?

Calvin spojrza mu w oczy.

- Urodzilicie si w Anglii, prawda?

- Tak.

- A potem mieszkalicie w Filadelfii? Poznalicie starego Bena Franklina?

- Niez masz pami.

- To czemu gadacie jak farmer z pogranicza? Wy wiecie i ja wiem, e powinno by "mynie, którego koo si nie krci", ale tu gadacie z gramatyk, jakbycie nigdy do szkó nie chodzili, a wiem, e chodzilicie. Czemu nie mówicie jak inni Anglicy?

- Czue ucho, bystre oko - mrukn Bajarz. - Czue na szczegóy. Nie bardzo na ogólny obraz, ale szczegóy owszem. Zauwayem, e ty take mówisz gorzej, ni potrafisz.

Calvin zignorowa obelg. Nie pozwoli, eby ten staruch zagada go swoimi sztuczkami.

- Pytaem, dlaczego gadacie jak farmer z pogranicza.

- Wiele czasu spdziem na pograniczu.

- Ja wiele czasu spdziem w kurniku, a przecie nie gdakam.

Bajarz umiechn si.

- A jak mylisz, chopcze?

- Myl, e gadacie jak ludzie, którym powtarzacie swoje kamstwa, eby wam wierzyli i myleli, e jestecie jednym z nich. Ale to nieprawda; nie jestecie znikd. Jak szpieg okradacie ludzi z nadziei, marze, pragnie, wspomnie i wyobrae o innych, i zostawiacie im w zamian tylko kamstwa.

Bajarz by wyranie rozbawiony.

- Skoro taki ze mnie zbrodniarz, to czemu nie jestem bogaty?

- Nie zbrodniarz...

- Ciesz si, e zostaem uniewinniony.

- Tylko hipokryta.

Bajarz zmruy oczy.

- Hipokryta - powtórzy Calvin. - Który udaje tego, kim nie jest. eby inni mu zaufali, ale ufaj tylko garci kamstw.

- To bardzo interesujca koncepcja, Calvinie. Gdzie wytyczasz granic midzy czowiekiem skromnym, który zna swoje saboci, ale próbuje korzysta z cnót, cho jeszcze nie cakiem je opanowa, a czowiekiem dumnym, który udaje, e posiada te cnoty, cho nie ma zamiaru ich zdoby?

- Gdzie si podzia farmer? - burkn pogardliwie Calvin. - Wiedziaem, e moecie zaniecha takiego gadania, kiedy tylko zechcecie.

- Owszem, to potrafi - przyzna Bajarz. - Tak jak umiem mówi po francusku do Francuza i po hiszpasku do Hiszpana, i znam cztery odmiany mowy Czerwonych, zalenie od plemienia. Ale ty, Calvinie, czy przemawiasz pogard i drwin do kadego? Czy tylko do lepszych od siebie?

Dopiero po chwili Calvin uwiadomi sobie, e zosta pobity, mocno i ciko.

- Mógbym was zabi nie uywajc rk - zagrozi.

- To trudniejsze, ni ci si wydaje. Znaczy, zabicie czowieka. Dlaczego nie spytasz o to brata? Alvin zrobi to raz, w susznej sprawie, a ty mylisz o zabiciu czowieka za to, e pstrykn ci w nos. A potem nie rozumiesz, dlaczego uwaam si za lepszego.

- li jestecie na mnie, bo powiedziaem, e jestecie hipokryt. Jak wszyscy inni.

- Wszyscy?

Calvin pospnie skin gow.

- Kady jest hipokryt z wyjtkiem Calvina Millera?

- Calvina Stwórcy - poprawi go Calvin.

I zanim skoczy, ju wiedzia, e popeni bd; nigdy nikomu nie zdradzi imienia, jakie nadawa sobie w mylach. A teraz wyrzuci je z siebie jak przechwak, popis, danie, i to przed tym najmniej przychylnym ze suchaczy. Ten czowiek najpewniej zdradzi tajemnic Calvina innym.

- Widz, e teraz jestemy zgodni - zauway Bajarz. - Obaj udajemy, e jestemy kim, kim nie jestemy.

- Jestem Stwórc! - upiera si Calvin, podnoszc gos, chocia wiedzia, e staje si tylko sabszy i bardziej si odsania. Ale nie umia si powstrzyma przed rozmow z tym liskim staruchem. - Potrafi wszystko, co potrafi Alvin, gdyby tylko kto zechcia to zauway!

- Wykue ostatnio jakie myskie kamienie bez narzdzi?

- Mog tak spasowa kamienie w murze, jakby wyrosy takie z ziemi!

- Uleczye jakie rany?

- Zabiem robaka, co laz mi po nodze, a nawet nie tknem go palcem!

- Ciekawe. Ja pytam o leczenie, ty odpowiadasz o zabijaniu. Nie brzmi to dla mnie jak mowa Stwórcy.

- Sami mówilicie, e Alvin zabi czowieka!

- Rkami, nie korzystajc z talentu. Chwil przedtem ten czowiek zamordowa niewinn kobiet, która zgina, by chroni swego syna przed niewol. A chrzszcz... chcia kogo skrzywdzi?

- Tu was mam! Alvin zawsze jest taki prawy i cudowny, a Calvin niczego nie umie zrobi jak trzeba! Ale Alvin sam mi opowiada, jak to posa mas karaluchów, eby si zabiy, kiedy by jeszcze may i...

- A ty niczego si nie nauczye z tej historii, tyle e masz moc drczenia owadów?

- On moe robi, co chce, a potem tumaczy, jak to si nauczy czego lepszego, ale kiedy ja robi to samo, to nie jestem godny! Nie mona mnie nauczy adnych jego sekretów, bo nie jestem gotowy, ale ja jestem gotowy, tylko nie na to, eby Alvin decydowa, jak mam uywa talentów, z którymi si urodziem. Kto jemu mówi, co ma robi?

- Wewntrzne wiato prawoci - odpowiedzia Bajarz. - Z braku lepszego okrelenia.

- No a co z moim wewntrznym wiatem?

- Domylam si, e twoi rodzice zadaj sobie to samo pytanie, i to czsto.

- Dlaczego mnie si nie pozwala poukada sobie wszystkiego samemu, jak Alvinowi?

- Ale wanie na to ci si pozwala.

- Nie, wcale nie! On tam siedzi i próbuje tumaczy tym tpogowym beztalenciom, co za nim id, jak wej do rónych rzeczy i nauczy si, jak s zbudowane od rodka, i jak prosi, eby przyjy nowe ksztaty, jakby czego takiego mona si byo nauczy...

- Ale przecie si ucz, prawda?

- Jeli cal na rok nazwiecie ruchem, to tak, moecie i to nazwa nauk - owiadczy Calvin. - Ale mnie, jedynego, który naprawd rozumie wszystko, co on mówi, który mógby tego uywa, mnie nawet nie chce wpuci do sali. Kiedy tam jestem, opowiada tylko róne historie, artuje i niczego nie uczy, dopóki nie wyjd. Dlaczego? Jestem jego najlepszym uczniem, tak? Ucz si, api wszystko w mig i od razu mog uywa. A on nie chce niczego pokaza! Innych nazywa "Stwórcami na nauce", ale mnie nie chce udzieli nawet jednej lekcji tylko dlatego, e nie kaniam mu si w pas i nie wznosz modów, kiedy zaczyna opowiada, jak to Stwórcy nie wolno uy mocy do mszczenia, jedynie do budowania, inaczej j traci, a to przecie bzdura, talent to talent i...

- Mam wraenie - stwierdzi Bajarz gosem tak ostrym, e przebi si przez narzekania CaMna - e jeste modziecem wyjtkowo odpornym na nauk. Chcesz, eby Alvin ci uczy, ale kiedy próbuje, nie chcesz sucha, bo sam wiesz, co jest bzdur, a co si liczy, wiesz, e czowiek wcale nie musi stwarza, eby by Stwórc, wiesz ju tak duo, e nie rozumiem, dlaczego w ogóle jeszcze tu tkwisz i oczekujesz, e Alvin nauczy ci tego, czego najwyraniej nie chcesz si uczy.

- Chc, eby mnie nauczy, jak wnika do maych rzeczy! - krzykn Calvin. - I eby zmienia ludzi, tak jak zmieni Arthura Stuarta i Odszukiwacze nie mogli go znale! I jak si dosta do koci i y albo zamienia elazo w zoto! Chc mie taki sam zoty pug jak on, a on mi nie chce nic pokaza!

- A czy nigdy nie przyszo ci do gowy, e kiedy mówi o uyciu mocy Stwarzania tylko do budowania, a nigdy do niszczenia, to uczy ci wanie tego, o co prosisz? Oj, Calvinie, to smutne, e twoja mama urodzia jedno gupie dziecko.

Calvin poczu, jak ogarnia go wcieko. Zanim si zorientowa, co robi, powali starca, usiad mu na biodrach i zacz okada piciami kruche ebra i brzuch. Potrzebowa wielu ciosów, by zauway, e Bajarz si nie broni. Zabiem go? - zastanowi si. Co zrobi, jeli on nie yje? Wsadz mnie za morderstwo. Nie zrozumiej, e mnie sprowokowa, e sam prosi si o lanie. Przecie nie chciaem go zabija.

Przytkn palce do krtani Bajarza, szukajc pulsu. I znalaz - bardzo saby, ale pewnie i wczeniej by saby, bo przecie Bajarz jest ju stary.

- Nie zabie mnie jednak - szepn starzec.

- Jako nie miaem nastroju.

- Ilu ludzi jeszcze musisz pobi, zanim wszyscy powiedz, e jeste Stwórc?

Calvin mia ochot znowu go uderzy. Czy ten staruch niczego si nie nauczy?

- Sam wiesz, e jeli zadasz im do bólu, w kocu dadz ci kade imi, jakie tylko zechcesz. Nazw ci Stwórc. Królem. Kapitanem. Szefem. Mistrzem. witym mem. Wybierz tytu, a moesz zmusi ludzi, eby ci go nadali. Ale w ten sposób nie zmienisz siebie ani odrobin. Zdoasz tylko zmieni sens tych sów i wszystkie bd oznacza to samo: Drczyciel.

Czerwony ze wstydu Calvin podniós si na nogi. Z trudem pohamowa odruch, by kopa Bajarza, a jego gowa zmieni si w miazg.

- Masz talent do sów - mrukn.

- Zwaszcza do sów prawdy.

- Do kamstw, jak sysz.

- Kamca widzi kamstwa - owiadczy Bajarz. - Nawet kiedy ich nie ma. Podobnie hipokryta widzi hipokrytów, kiedy napotka dobrych ludzi. Nie moesz znie, e kto naprawd moe by tym, kogo ty tylko udajesz.

- Ale jedno powiedziae prawdziwie - przyzna Calvin. - e nie warto tu czeka, a Alvin nauczy mnie tego, co wyranie chce zachowa w sekrecie. Powinienem ju dawno zrozumie, e nie ma zamiaru niczego mi pokazywa, bo wtedy ludzie zobaczyliby, jak robi to samo co on. I nie byby tu ju królem. Musz to wszystko sam odkry, tak jak on.

- Musisz to odkry, uczc si tego samego co on. Ale czy sam, czy pod jego opiek, chyba nie jeste do tego zdolny.

- Mylisz si. I udowodni to.

- Nauczysz si panowa nad wasn wol i wykorzystywa swoj moc tylko po to, eby pomaga innym?

- Wyrusz w wiat, naucz si wszystkiego, a potem wróc i poka Alvinowi, kto ma prawdziwy talent Stwórcy, a kto tylko udaje.

Bajarz uniós si na okciu.

- Ale Calvinie, swoim dzisiejszym zachowaniem sam sobie odpowiedziae na to pytanie.

Calvin chciaby kopn go w twarz, zamkn t gb, roztrzaska byszczc kopu ysiny i patrze, jak mózg wylewa si na traw. Zamiast tego odwróci si tylko i zrobi kilka kroków w stron lasu. Tym razem zna swój cel: wschód, cywilizacja. Miasta: miejsca, gdzie ludzie yj obok siebie, rami przy ramieniu. Wród nich znajdzie takich, którzy zechc go uczy. A jeli nie, bdzie móg próbowa, wiczy, a sam opanuje wszystko, co wie Alvin, i jeszcze wicej. Popeni bd, zostajc tutaj tak dugo, wierzc, e moe od Alvina oczekiwa nadziei i pomocy. Podziwiaem go, ale to bya pomyka, myla. Dopiero ten stary dure pokaza mi, e ludzie mn pogardzaj, e stale mnie porównuj z Alvinem, doskonaym Alvinem, Alvinem Stwórc, Alvinem cnotliwym synem.

Alvinem hipokryt. Przecie on robi ze swoj moc to samo, co ja chciabym robi - ale jest sprytny, a ludzie nawet nie widz, e nimi kieruje. Powiedz nam, jak postpi, Alvinie! Naucz nas Stwarzania, Alvinie! Czy Alvin im powie: to nie wasz talent, biedni gupcy, nie mog was tego nauczy, jak nie mog ryby nauczy chodzenia? Nie! Udaje, e ich uczy, pomaga przy paru aosnych, ndznych sukcesach, a oni zostaj przy nim jako wierni sudzy, jego uczniowie.

Ale ja do nich nie nale. Sam o sobie decyduj, jestem sprytniejszy od niego, a bd potniejszy, kiedy tylko naucz si, co trzeba. Alvin by przecie siódmym synem siódmego syna ledwie par chwil po urodzeniu, zanim umar nasz najstarszy brat Vigor; ja byem siódmym synem siódmego syna przez cae ycie i dzisiaj te jestem. Musz przecie w kocu wyprzedzi Alvina. Jestem prawdziwym Stwórc. Prawdziwym. Nie hipokryt. Nie oszustem.

- Kiedy zobaczysz Alvina, powiedz mu, eby mnie nie szuka. Zobaczy mnie dopiero wtedy, kiedy bd gotów si z nim zmierzy: Stwórca przeciwko Stwórcy.

- Nie moe by walki Stwórcy ze Stwórc - zauway Bajarz.

- Naprawd?

- Bo jeli walcz, to znaczy, e przynajmniej jeden z nich nie jest prawdziwym Stwórc, ale raczej czym przeciwnym.

- To jaka bajka? - zamia si Calvin. - O Niszczycielu? Alvin opowiada takie historyjki, ale to same bzdury; chce zrobi z siebie bohatera.

- Nie dziwi si, e nie wierzysz w Niszczyciela. Pierwsze kamstwo Niszczyciela zawsze jest takie, e on nie istnieje. A jego prawdziwi sudzy zawsze mu wierz, chocia sami nios jego dziea w wiat.

- Czyli jestem sug Niszczyciela? - zapyta Calvin.

- Oczywicie - potwierdzi Bajarz. - Wszystkie sice na mojej skórze tego dowodz.

- Sice dowodz, e jeste sabym czowiekiem z niewyparzon gb.

- Alvin by mnie wyleczy i wzmocni. Tak zachowuj si Stwórcy.

Calvin nie móg ju tego znie. Kopn Bajarza prosto w twarz; poczu, jak nos starucha amie si pod jego stop. Potem Bajarz run na traw i leg nieruchomo. Calvin nie schyli si nawet, eby zbada mu puls. Jeli stary nie yje, to trudno, wiat bdzie lepszy bez jego kamstw i bezczelnoci.

Dopiero jakie pi minut póniej, ju gboko w lesie, dotaro do niego prawdziwe znaczenie czynu. Zabiem czowieka! Mogem zabi czowieka i zostawiem go na mier!

Powinienem go uleczy przed odejciem. Tak jak Alvin leczy ludzi. Wtedy by si przekona, e naprawd jestem Stwórc - bo go uleczyem. Jak mogem przegapi tak okazj pokazania, do czego jestem zdolny?

Zawróci natychmiast i ruszy pdem przez las, przeskakujc przez korzenie, zbiegajc ze zbocza, na które wspina si ledwie przed chwil. Ale kiedy zdyszany stan na ce, starca nie byo, cho krew znaczya kroplami dba trawy i rozlewaa si w kau tam, gdzie leaa gowa. Czyli nie umar. Wsta i poszed sobie, a zatem nie by martwy.

Ale dure ze mnie, myla Calvin. Oczywicie, e go nie zabiem. Jestem Stwórc. Stwórcy nie niszcz niczego, Stwórcy buduj. Czy nie to stale powtarza mi Alvin? Wic jeli jestem Stwórc, nie mog uczyni nic niszczycielskiego.

Przez moment chcia ju zej ze wzgórza, w stron myna. Niech Bajarz spróbuje oskary go przed wszystkimi. Calvin zwyczajnie zaprzeczy i niech spróbuj jako z tym sobie poradzi. Oczywicie, wszyscy uwierz Bajarzowi. Ale Calvinowi wystarczy wtedy powiedzie: "Taki ma talent, e skania ludzi do wiary w swoje kamstwa. Inaczej dlaczego mielibycie wierzy obcemu zamiast najmodszemu synowi Alvina Millera, skoro wszyscy wiecie, e przecie nie napadam na ludzi?" Wyobrazi sobie t cudown scen, gdzie ojciec, mama i Alvin nie wiedz, co robi.

Ale jeszcze pikniejszy by inny obraz: Calvin wolny w wielkim miecie. Calvin wyzwolony z cienia swego brata.

A co najlepsze, nie mog nawet go ciga. Tutaj, w miasteczku Vigor Koció, wszystkich dorosych wie kltwa Tenska-Tawy: kademu obcemu musz opowiada, jak to wymordowali niewinnych Czerwonych nad Chybotliwym Kanoe. Jeli tego nie zrobi, ich rce spyn krwi, jak nieme wiadectwo zbrodni. Z tego powodu tutejsi nie podróowali tam, gdzie mogli spotka obcych. Tylko sam Alvin mógby go szuka, tylko w towarzystwie tych, którzy byli zbyt modzi, by bra udzia w masakrze. A tak, jeszcze ich szwagier Armor - na niego nie spada kltwa. I moe Measure, który nie uczestniczy w walce, ale sam przyj na siebie przeklestwo - on pewnie te mógby wyjecha. Ale i tak marny to bdzie pocig.

Zreszt dlaczego mieliby go szuka? Alvin uwaa, e Calvin nic nie jest wart. Nie jest wart nauczania. To jak miaby by wart pocigu?

Wolno bya zawsze tylko o kilka kroków ode mnie, pomyla Calvin. Wystarczyo tylko zrozumie, e Alvin nigdy nie uzna we mnie prawdziwego przyjaciela i brata. Bajarz mi to uwiadomi. Powinienem mu podzikowa.

Na szczcie przekazaem mu ju wszystkie wyrazy wdzicznoci, na jakie zasuy.

Calvin zachichota. Potem odwróci si i znów ruszy do lasu. Idc midzy drzewami, próbowa porusza si tak cicho, jak Alvin - sztuczka, jakiej nauczy si od dzikich Czerwonych, zanim zrezygnowali i ucywilizowali si albo przeszli przez Mizzipy do pustej krainy na zachodzie. Jednak mimo wysików Calvin cay czas haasowa i ama gazki.

Na pewno Alvin te robi duo haasu, tumaczy sobie. Wykorzystuje tylko swój talent, by ludzie myleli, e idzie cicho. Bo kiedy wszyscy myl, e jeste cichy, to jeste, prawda? Przecie to adna rónica.

Cakiem to podobne do tego hipokryty Alvina: kae nam wierzy, e jest w harmonii z zielonym yciem, a naprawd jest niezgrabny jak wszyscy. Ja przynajmniej nie wstydz si uczciwego haasu.

Z t myl Calvin ruszy przez gszcza, amic gazie i przy kadym kroku szeleszczc limi.

ROZDZIA 3 - OBSERWATORZY

Kiedy Calvin wyrusza w swoj podró bez celu, starajc si nie myle przy kadym kroku o Alvinie, kto inny ju by w podróy i take stara si wypchn Alvina z pamici. Na tym jednak koczyy si podobiestwa. T drug osob bowiem bya Peggy Larner, która znaa Alvina lepiej i kochaa bardziej ni ktokolwiek inny. Jechaa wanie powozem po polnej drodze w Appalachee i bya przynajmniej tak samo nieszczliwa jak Calvin. Rónica polegaa na tym, e o swoje nieszczcia winia tylko siebie sam.

Kiedy zgina jej matka, Peggy Larner mylaa, e zostanie w Hatrack River na reszt ycia, pomagajc ojcu prowadzi zajazd. Skoczya ju z wanymi sprawami tego wiata. Próbowaa przyoy do nich rk, a w rezultacie zapomniaa, co si dzieje na jej wasnym podwórku; nie dostrzega mierci grocej matce. mierci atwej do zapobieenia, uzalenionej od zwykego przypadku; jedno sowo ostrzeenia, a matka i ojciec by wiedzieli, e Odszukiwacze Niewolników wróc tej nocy, ilu ich bdzie, jak uzbrojonych, przez które drzwi wejd. Peggy jednak pilnowaa wanych spraw tego wiata, dbaa o swoj gupi mio do Alvina, modego kowalskiego czeladnika. Ten czeladnik potrafi zrobi pug z ywego zota i poprosi j o rk, chcia, eby ruszya z nim w wiat walczy z Niszczycielem, a przez ten czas Niszczyciel wkrad si tylnymi drzwiami i rozbi jej ycie pociskiem ze strzelby, który rozerwa ciao matki i na zawsze zoy na ramiona Peggy najstraszliwsze brzemi.

Jakie to dziecko, które nie uwaa, kiedy moe ocali ycie wasnej matki?

Nie moga wyj za Alvina. W ten sposób wynagrodziaby siebie za wasny egoizm. Powinna zosta i pomaga ojcu w pracy.

A jednak nawet tego nie potrafia dokona, w kadym razie nie na dugo. Kiedy ojciec na ni patrzy - a raczej kiedy wola na ni nie patrze - czua, e jego ból rozdziera jej serce. Wiedzia, e moga zapobiec tragedii. I chocia ze wszystkich si stara si nie robi jej wyrzutów, nie musia nic mówi, eby wiedziaa, co myli. Nie, nie uya swojego talentu, eby zajrze w pomie jego serca, w jego gorzkie wspomnienia. Wiedziaa nie patrzc, bo znaa go dobrze, tak jak dzieci znaj rodziców.

A przyszed dzie, kiedy nie moga ju tego znie. Raz ju, jako dziewczynka, opucia dom, pozostawiajc tylko krótki licik. Tym razem miaa wicej odwagi: stana przed ojcem i powiedziaa, e nie moe zosta.

- Czybym straci te córk po tym, jak straciem on?

- Masz córk i zawsze j miae - odpara Peggy. - Ale kobieta, która moga zapobiec mierci twojej ony i nie zrobia tego... ta kobieta nie moe tu duej zosta.

- Czy co mówiem? Czy sowem albo uczynkiem...

- To twój talent, e ludzie czuj si dobrze pod twoim dachem, tato, a ze mn starae si wyjtkowo. Ale aden talent nie zdejmie z mojej duszy strasznego ciaru. Ani mio, ani dobro, jakie mógby mi okaza, nie ukryj przede mn tego, jak cierpisz na mój widok.

Ojciec wiedzia, e nie zdoa duej oszukiwa córki. Przecie bya agwi.

- Bd za tob tskni caym sercem - rzek.

- Ja te bd za tob tsknia - odpara.

Pocaowaa go, obja na chwil i wysza. Raz jeszcze odjechaa powozem doktora Whitleya Physickera do Dekane. Tam zamieszkaa u rodziny, która kiedy wywiadczya jej wiele dobrego.

Nie zostaa jednak dugo i wkrótce wyjechaa dyliansem do Franklina, stolicy Appalachee. Nie znaa tam nikogo, ale miaa pozna: adne serce nie mogo pozosta przed ni zamknite, wic szybko odnalaza ludzi, którzy instytucji niewolnictwa nienawidzili tak samo jak ona. Jej matka zgina, poniewa pó-Czarnego przyja do domu i rodziny jak syna, cho zgodnie z prawem nalea do jakiego biaego mczyzny w Appalachee.

Chopiec ów, Arthur Stuart, wci by wolny i mieszka z Alvinem w miasteczku Vigor Koció. Ale instytucja niewolnictwa, która zabia jego naturaln i przybran matk, take przetrwaa. Nie byo adnej nadziei na zmian sytuacji w ziemiach królewskich na poudniu i wschodzie, ale w Appalachee y naród, który zdoby wolno dziki ofierze George'a Washingtona i pod przywództwem Thomasa Jeffersona. Bya to kraina ideaów. Z pewnoci Peggy zdoa wykorzysta swoje moliwoci, by wypleni z tej ziemi zo niewolnictwa. Wanie w Appalachee Arthur Stuart zosta poczty z gwatu okrutnego pana na bezbronnej niewolnicy. Wanie w Appalachee postanowia zatem Peggy dyskretnie, ale mdrze wspomaga tych, którzy nienawidzili niewolnictwa, a przeszkadza tym, którzy chcieliby je utrzyma.

Podróowaa w przebraniu, oczywicie. Nie dlatego e kto mógby j pozna, ale nie chciaa, by nazywano j Peggy Guester, gdy byo to take nazwisko jej matki. Przedstawiaa si jako panna Larner, wyksztacona nauczycielka francuskiego, aciny i muzyki. W tym przebraniu udzielaa lekcji: tutaj kilka tygodni, tam kilka... Prowadzia tylko kursy zaawansowane, dla nauczycieli w rozmaitych wioskach i miasteczkach.

Chocia wykadaa sumiennie, najbardziej interesowao j wyszukiwanie pomieni serc ludzi, którzy gardzili niewolnictwem, albo - lkajc si przyzna do pogardy - przynajmniej, posiadajc niewolników, czuli si niezrcznie czy niepewnie. Tych, którzy starali si traktowa ich agodnie, którzy w tajemnicy pozwalali im uczy si czyta, pisa i liczy.

Tych o dobrych sercach omielaa si zachca. Rozmawiaa z nimi i wypowiadaa sowa mogce pchn ich na nowe cieki ycia - choby nieliczne i wskie - gdzie nabierali odwagi i otwarcie wystpowali przeciwko niewolnictwu.

W ten sposób nadal pomagaa ojcu w pracy. Czy bowiem Horacy Guester przez cae lata nie ryzykowa ycia, pomagajc zbiegym niewolnikom przepyn Hio i dosta si na pónoc, na terytoria francuskie, gdzie stawali si wolni i gdzie nie mogli wkroczy Odszukiwacze? Nie moga duej y przy boku ojca, nie moga zdj z niego nawet czstki rozpaczy, ale potrafia kontynuowa jego dzieo, a moe nawet uczyni je zbdnym, jako e wolno nadejdzie nie dla pojedynczych, ale dla wszystkich niewolników równoczenie.

Czy bd wtedy godna, eby znów przed nim stan? Czy moje winy zostan odkupione? Czy mier mamy nabierze znaczenia, przestanie by bezsensownym rezultatem mojej niedbaoci?

Najtrudniejszym elementem jej dyscypliny byo niedopuszczenie, by rozpraszay j jakiekolwiek myli o Alvinie Smisie. Kiedy by jdrem jej ycia: asystowaa przy jego narodzinach, zdja mu z twarzy czepek porodowy i przez lata uywaa mocy tego zasuszonego czepka, by chroni chopca przed atakami Niszczyciela. Potem, kiedy wyrós na mczyzn, kiedy rozwin wasn moc i sam móg si broni, wci pozosta w jej sercu, gdy zacza kocha czowieka, którym si sta. Wrócia do Hatrack River - po raz pierwszy w przebraniu panny Larner - by da jemu i Arthurowi Stuartowi ksikow wiedz, jakiej obaj pragnli. I kiedy go uczya, przez cay czas krya si za heksami, przesaniajcymi jej twarz i imi, krya si i obserwowaa jak szpieg, jak myliwy, jak kochanka, która nie mie si pokaza.

I w tym przebraniu j pokocha. To wszystko byo kamstwem, kamstwem, które powtarzaa jemu i sobie.

Nie chciaa szuka jasnego pomienia jego serca, cho wiedziaa, e znalazaby go natychmiast, choby by bardzo daleko. Miaa teraz inne zadanie. Musiaa osign inny cel, nie dopuci do innych zdarze.

To byo najlepsze w jej nowym yciu: kady, kto cokolwiek wiedzia o niewolnictwie, zdawa sobie spraw, e jest ono zem. Ci, co nie wiedzieli - dzieci dorastajce w kraju, gdzie istniao niewolnictwo, ludzie, którzy nigdy nie mieli niewolników, czy nawet w yciu nie widzieli Czarnego - mogli sobie wyobraa, e wszystko jest w porzdku. Ale ci, co wiedzieli, wszyscy rozumieli, e to zo.

Wielu z nich, naturalnie, powtarzao sobie kamstwa, szukao usprawiedliwie albo te przyjmowao zo z otwartymi ramionami, byle tylko zachowa dawny styl ycia, zachowa bogactwo i znaczenie, zachowa presti i honor. Jednak wicej ich cierpiao, z trudem znoszc bogactwo zdobyte wysikiem i cierpieniem Czarnych, porwanych ze swej ojczyzny i wbrew woli przewiezionych na mroczny kontynent Ameryki. Ich serc szukaa Peggy, zwaszcza tych najsilniejszych, którzy mogli znale do odwagi, by przeway szal.

Jej wysiki nie szy na marne. Kiedy odjedaa z miasteczka, ludzie rozmawiali - nie, szczerze mówic, kócili si - o sprawy nigdy wczeniej nie kwestionowane. Oczywicie, nie obywao si bez cierpienia. Kilku ludzi sporód tych, których odwag rozbudzia, wytarzano w smole i w pierzu, innych pobito, jeszcze innym spalono domy. Ale okruciestwa wacicieli niewolników tym wyraniej ukazyway, e trzeba zacz dziaa, trzeba uwolni si od systemu niszczcego wszystkich.

Dzisiaj take jechaa z podobn misj. Wynaja powóz majcy zawie j do miasteczka Baker's Fork. Jechaa daleko, zgrzana ju, zmczona i brudna, jak zwykle podróni latem.

I nagle zaciekawio j, dokd prowadzi jaka boczna droga.

Peggy nie naleaa do osób ciekawych w zwykym sensie. Od dziecistwa miaa talent do odkrywania najgbiej skrywanych sekretów innych, wic nauczya si panowa nad zwyczajn ciekawoci. Przekonaa si, e pewnych rzeczy ludzie nie powinni oglda. Jako maa dziewczynka wiele by daa, by nie wiedzie, co myl o niej inne dzieci w jej wieku, nie zna ich lku przed sob, ich niechci z powodu jej innoci, z powodu tego, co szeptem powtarzali o niej rodzice. Cieszyaby si, nie znajc tajemnic mczyzn i kobiet dookoa. Ciekawo sama dla siebie jest kar, kiedy czowiek wie na pewno, e znajdzie odpowiedzi na swe pytania.

Najciekawszy by sam fakt, e zainteresowa j akurat ten poronity trakt wród niskich wzgórz pónocnego Appalachee. Dlatego zamiast skrci na ten trakt, zajrzaa w swój pomie serca, by sprawdzi, co j czeka na tej drodze. Ale kada dostrzeona cieka, na której polecaa wonicy, by skrci, kada z nich prowadzia w pustk, do miejsca gdzie nie moga odgadn, co si zdarzy.

To dziwne - nie wiedzie, do czego doprowadzi jej decyzja. Do niepewnoci bya przyzwyczajona, gdy istniao wiele cieek, którymi móg popyn strumie czasu. Ale eby nie byo nawet iskry... to co nowego. Nowego i - musiaa przyzna - atrakcyjnego.

Staraa si skoni do rezygnacji, tumaczya sobie, e jeli nic nie widzi, z pewnoci blokuje j Niszczyciel, na kocu traktu czeka co strasznego.

Ale ta pustka nie kojarzya si z Niszczycielem. Podanie traktem wydawao si suszne, nawet konieczne, cho budzio lekki dreszczyk lku. Czy tak czuj si inni ludzie? - zastanowia si. Nic nie wiedzcy, dla których przyszo jest pustk, wic musz polega tylko na takich przeczuciach? Czy taki dreszcz czu George Washington, nim skapitulowa ze swoj armi przed powstacami z Appalachee, a potem odda si w rce króla, którego zdradzi? Z pewnoci nie, przecie George by waciwie pewien konsekwencji. Moe tak wanie czu si Patrick Henry, kiedy krzykn: "Dajcie mi wolno albo dajcie mi mier!", nie wiedzc, co moe zdoby, jedno czy drugie. Dziaa bez wiedzy...

- Zawró! - zawoaa.

Wonica nie usysza jej wród stuku kopyt i skrzypienia powozu. Zastukaa wic w dach parasolk.

- Zawró!

Wonica wstrzyma konie. Otworzy malekie okienko, pozwalajce na rozmow z pasaerem.

- O co chodzi, psze pani?

- Zawró.

- Przecie jedziemy, jak si naley.

- Wiem. Chc skrci w ten trakt, który przed chwil minlimy.

- On prowadzi tylko do Chapman Valley.

- Doskonale. Zabierz mnie wic do Chapman Valley.

- Ale to rada szkolna w Baker's Fork mi paci, eby pani dowie.

- I tak musimy zatrzyma si na noc. Dlaczego nie w Chapman Valley?

- Nie maj gospody.

- Niewane. Albo natychmiast zawrócisz, albo zaczekasz tutaj, a ja pójd pieszo.

Okienko si zamkno - moe nieco bardziej gwatownie, ni byo to konieczne - i powóz zatoczy szeroki uk przez k. Ostatnio nie padao, wic zawrócili gadko i po chwili jechali ju traktem, który tak j zainteresowa.

Dolina, kiedy wreszcie j zobaczya, okazaa si pikna, jednak w tym piknie nie byo nic niezwykego. Jeli nie liczy lasu na szczytach okolicznych wzgórz, caa bya zagospodarowana, wszystkie drzewa posadzone, wszystkie domy rozbudowane, by pomieci coraz wiksze rodziny mieszkaców. Moe ciany mieli czyciejsze, moe biel bielsz ni gdzie indziej - a moe byo to tylko zudzenie Peggy, gdy wpatrywaa si w napiciu, usiujc odgadn, co wzbudzio jej ciekawo. Moe drzewa w sadach wydaway si starsze ni zwykle, mocniej przygarbione, jak gdyby zasiedlono to miejsce bardzo dawno, jakby Chapman Valley bya najstarsz ze wszystkich osad w Appalachee. Ale co z tego? Wszystko w Ameryce byo do nowe; na pewno w miasteczku y kto, kto pamita jego zaoenie. Na zachód od pierwszego pasma gór nie istniao nic starszego ni najstarszy czowiek w okolicy.

Jak zwykle dostrzegaa pomienie serc ludzi tu mieszkajcych - niczym iskry wiata, nawet w jasne poudnie widoczne przez mury, wzgórza, we wszystkich piwnicach i na strychach, gdzie mogli przebywa. Byli to zwyczajni mieszkacy zwykego miasteczka, moe troch bardziej zadowoleni od innych, ale nie bardziej odporni na cierpienia ycia, na drobne urazy, ale i zazdroci. Dlaczego tu przyjechaa?

Dotarli do budynku, gdzie nie byo nikogo. Znowu zastukaa w dach powozu. Konie stany i otworzyo si okienko.

- Zaczekaj tutaj - polecia.

Nie miaa pojcia, dlaczego ten pusty dom zwróci jej uwag. Moe dlatego e rozrasta si wokó malekiej chatki z bali - sta si najpierw zamony, potem wspaniay, wreszcie po prostu wielki, kiedy estetyka ustpia, bo trzeba byo ludziom wicej miejsca. Jakim cudem w takim duym i zadbanym domu nikogo nie ma?

I nagle uwiadomia sobie, e syszy dobiegajcy z domu piew. I miechy z podwórza. piew i miechy, a jednak ani jednego pomienia serca... Czyby yli tu niespokojni umarli, niezdolni poegna si z yciem? Ale czy kto kiedy sysza o rozemianym upiorze? Albo o duchu piewajcym weso piosenk?

Zza rogu wybieg mniej wicej szecioletni chopiec, cigany przez trzy starsze dziewczynki. adne z dzieci nie miao pomienia serca. Ale sdzc po brudnej twarzy chopaka, po zoci w oczach zaczerwienionych dziewczt, adne z nich nie byo te duchem.

- Hej tam! - zawoaa Peggy.

Chopiec spojrza na ni zaskoczony i ten chwilowy przystanek okaza si jego zgub. Dziewczta dopady go i zaczy okada z entuzjazmem; on przeklina je i wyzywa z równym wigorem. Peggy nie znaa tych dzieci, bya jednak pewna, e chopiec - jak zwykle chopcy - popeni jak psot, która zirytowaa dziewczynki, moe siostry? Nie wtpia te, e dziewczynki - mimo zapewnie o wasnej niewinnoci - sprowokoway go subtelnie, sownie, tak e nie móg pokaza siniaka i zyska poparcia matki. Tak zawsze wyglda wojna midzy synami i córkami.

Cho obca, Peggy nie moga przecie pozwala na akt nieopanowanej przemocy, jako e dziewczynki wyranie nie chciay pozwoli, by chopiec wykrci si tylko lekkim laniem. Tuky go nie dla zabawy, ale jakby bya to ich praca, zawód, jakby niedugo mia si zjawi nadzorca i stwierdzi: "Uwaam, e chopak zosta zbity jak naley. Zasuyycie na swoj pac".

- Wystarczy ju - powiedziaa, maszerujc po wygryzionej przez kozy trawie.

Nie zwracay na ni uwagi, dopóki nie chwycia dwóch dziewczynek za konierze. Nawet wtedy wymachiway piciami, czsto trafiajc w sam Peggy. Trzecia nie przerywaa pracy. Peggy nie miaa innego wyjcia - pchna obie na boki, a si przewróciy, i odcigna od chopca trzeci.

Tak jak si obawiaa, may solidnie ucierpia. Krwawi z nosa i podnosi si wolno; kiedy trzymana przez Peggy dziewczynka spróbowaa zaatakowa, odbieg na czworakach.

- Wstyd si! - powiedziaa Peggy. - Cokolwiek zrobi, na pewno nie zasuy na co takiego.

- Zabi moj wiewiórk! - zapakaa dziewczynka.

- Jak moga trzyma wiewiórk? To okruciestwo, zamyka w klatce ywe stworzenie.

- Nigdy nie siedziaa w klatce. Bya moj przyjaciók. Karmiam j, dziki mnie przetrwaa cik zim. On o tym wiedzia! By zazdrosny, e ta wiewiórka mnie lubi, wic j zabi.

- To bya zwyka wiewiórka! - krzykn chopiec chrapliwie i do sabym gosem, ale wyranie mia to by krzyk. - Skd miaem wiedzie, e jest twoja?

- Wic nie powiniene zabija adnej - owiadczya inna z dziewczynek. - Dopóki nie bye pewny.

- Cokolwiek zrobi wiewiórkom - stwierdzia Peggy - choby i zoliwie, nie wolno tak go bi. Zachowaycie si bardzo nieadnie i nie po chrzecijasku.

Chopiec spojrza na ni z uwag.

- Pani jest sdzi? - zapyta.

- Sdzi? Raczej nie - zamiaa si Peggy.

- Nie moe pani by Stwórc, bo to chopiec. Myl, e jest pani sdzi. - Chopiec nabra pewnoci. - Ciocia Becca mówia, e nadchodzi sdzia, a po nim Stwórca, wic pani nie moe by Stwórc, jeeli sdzia jeszcze nie przyjecha, ale moe pani by sdzi, bo sdzia mia by pierwszy.

Peggy wiedziaa, e doroli czsto uwaaj dziecice sowa za bzdurne, jeli tylko nie zrozumiej ich natychmiast. Ale wiedziaa te, e sowa dzieci czsto dotycz ich wizji wiata i maj sens, jeli tylko potrafi si sucha. Kto powiedzia - ciocia Becca - e nadchodzi sdzia i Stwórca. Ale Peggy znaa tylko jednego Stwórc. Czyby Alvin mia tu przyby? Do tego domu, gdzie dzieci syszay o Stwórcach i nie miay pomieni serc?

- Mylaam, e wasz dom jest pusty - zauwaya Peggy. - Ale teraz widz, e nie.

Istotnie, w progu staa oparta o framug kobieta; przygldaa im si spokojnie, mieszajc w misie drewnian yk.

- Mamo! - wrzasna dziewczynka, któr Peggy wci trzymaa za konierz. - Ona mnie zapaa i nie chce puci!

- To prawda! - zawoaa natychmiast Peggy. - I dalej nie puszcz, dopóki nie bd pewna, e nie zamorduje tego chopca!

- On zabi moj wiewiórk, mamo!

Kobieta milczaa.

- Drogie dzieci - odezwaa si Peggy. - Powinnimy raczej porozmawia z t pani, a nie krzycze jak rzeczne szczury.

- Mama pani nie lubi - poinformowaa jedna z dziewczynek. - Od razu wida.

- To szkoda, bo ja j lubi.

- Wcale nie. Pani jej nie zna, a nawet jak pani pozna, i tak jej pani nie polubi. Nikt jej nie lubi.

- Jak moesz opowiada takie rzeczy o wasnej matce?

- Ja nie musz jej lubi. Ja j kocham.

- W takim razie zaprowad mnie do tej kobiety, któr kochasz, ale nie lubisz, i pozwól samej osdzi.

Kiedy zbliyy si do drzwi, Peggy zacza podejrzewa, e dziewczynki mog mie racj. Kobieta nie wygldaa przyjanie. Ale wrogo te nie. Twarz miaa cakowicie pozbawion emocji. Mieszaa tylko w misce. Nie zwrócia uwagi na wycignit rk Peggy.

- Nazywam si Peggy Larner. Przepraszam, moe nie powinnam si wtrca, ale sama pani widzi, e chopak solidnie oberwa.

- Z nosa mi tylko krew leci i tyle - owiadczy chopak. Ale kula, co sugerowao inne, nie tak widoczne urazy.

- Wejdcie - powiedziaa kobieta.

Peggy nie miaa pojcia, czy zwraca si tylko do dzieci, czy j take obja zaproszeniem. Jeli w ogóle mona to nazwa zaproszeniem: jej sowa brzmiay nijako, a ona sama nie odrywaa spojrzenia od misy. Potem odwrócia si i znikna wewntrz. Dzieci podyy za ni, a po chwili take Peggy.

Nikt jej nie zatrzyma, nikt si tym nie zdziwi. Wtedy wanie po raz pierwszy pomylaa, e moe zasna w powozie i wszystko to jest dziwacznym snem, w którym zdarzaj si niewyjanione, nienaturalne rzeczy, nie wywoujce adnych komentarzy w krainie marze, gdzie nie mona pogwaci adnych zwyczajów. Ten dom nie jest rzeczywisty. Na podwórzu czeka powóz z czworokonnym zaprzgiem, nie wspominajc ju o wonicy, najbardziej realnym i zwyczajnym, jaki kiedykolwiek beka na kole. Ale tutaj wstpia w miejsce poza natur. Tutaj nie ma pomieni serc.

Dzieci znikny gdzie, tupic gono po drewnianych podogach. Przynajmniej jedno z nich wbiego lub zbiego po schodach - tylko dziecice kroki maj tyle energii. Ale aden odgos nie zdradzi Peggy, dokd ma i ani do jakiego celu dy, przychodzc tutaj. Czy tu nie ma porzdku? Czy jej obecno w niczym nie przeszkadza? Czy kto prócz dzieci w ogóle j zauway?

Miaa ochot wyj, wróci do powozu, ale kiedy si obejrzaa, nie moga sobie przypomnie, którymi drzwiami wesza. Okna byy zasonite, a w pómroku wszystkie drzwi wyglday tak samo.

To byo dziwne miejsce; wszdzie lea materia, zwinity równo i uoony na wszystkich meblach, jak gdyby kto kupi dosy, by uszy tysic sukni, ale krawcy i szwaczki mieli dopiero przyby. Po chwili uwiadomia sobie, e wszystkie bele s jednym cigym pasem, spywajcym ze szczytu kadego stosu pod spód nastpnego. Jak pas materiau moe by taki dugi? Po co kto miaby go tka, zamiast poci i odesa gdzie, gdzie co by z niego uszyli?

Rzeczywicie, dlaczego? Bya gupia, e nie zrozumiaa od razu. Przecie znaa ten dom. Nie odwiedzaa go osobicie, ale przed laty widziaa przez pomie serca Alvina.

W tamtych czasach Alvin podróowa z Ta-Kumsawem. Czerwony wojownik wprowadzi chopca do swej legendy i ci, którzy teraz opowiadali o Alvinie Smisie, zabójcy Odszukiwacza, albo Alvinie Smisie i zotym pugu, kiedy - nie wiedzc o tym - powtarzali historie o zym "Maym Renegado", biaym chopcu, który wszdzie towarzyszy Ta-Kumsawowi, przez cay rok przed jego kocow klsk pod Fortem Detroit. W tej postaci przyby tu Alvin, przeszed tym korytarzem, tak, tutaj skrci w prawo, ledzc pas tkaniny a do najstarszej czci domu, pocztkowej chaty, w skone promienie wiata, które zdaway si nie mie adnego róda, jak gdyby przesczay si tylko midzy belkami. A tutaj, jeli otworz te drzwi, znajd kobiet przy kronie. To pokój do tkania.

Ciocia Becca. Oczywicie, znaa to imi. Becca, tkaczka, która trzymaa w doni nici wszystkich ywotów w krainach biaego czowieka Ameryki Pónocnej.

Kobieta przy kronie podniosa gow.

- Nie zapraszaam ci tutaj - oznajmia cicho.

- Ani ja nie planowaam wizyty - odpara Peggy. - Prawd rzekszy, zapomniaam o tobie. Wypada mi z pamici.

- Powinnam wypada z pamici. Wszyscy o mnie zapominaj.

- Z wyjtkiem jednej czy dwóch osób, prawda?

- Mój m mnie pamita.

- Ta-Kumsaw? Wic on yje?

- Mój m ma na imi Isaac - prychna Becca.

Tak brzmiao biae imi Ta-Kumsawa.

- Nie sprzeczaj si ze mn - poprosia Peggy. - Kto mnie tu wezwa. Jeli nie ty, to kto?

- Moja nieutalentowana siostra. Ta, która zrywa nici, kiedy tylko dotknie krosna.

Ciocia Becca... Tak nazway j dzieci.

- Czy twoja siostra jest matk tych dzieci, które spotkaam?

- Okrutnego chopca, który dla zabawy zabija wiewiórki? Jego brutalnych sióstr? Myl o nich jako o czterech jedcach apokalipsy. Chopak to wojna. Siostry jeszcze nie rozdzieliy midzy siebie innych si zniszczenia.

- Mam nadziej, e to tylko metafora.

- Mam nadziej, e nie. Metafory potrafi zawrze najwicej prawdy w najmniejszej przestrzeni.

- Dlaczego uwaasz, e sprowadzia mnie twoja siostra? Przy drzwiach nawet mnie nie poznaa.

- Jeste sdzi - wyjania Becca. - Znalazam w kronie fioletow ni sprawiedliwoci i to bya ty. Nie prosiam ci tutaj, ale wiedziaam, e przybdziesz, bo chce tego moja siostra.

- Dlaczego? Wcale nie jestem sdzi. Sama jestem winna.

- Widzisz? Twój osd obejmuje wszystkich. Nawet tych, co s dla ciebie niewidzialni.

- Niewidzialni? - spytaa Peggy, ale od razu wiedziaa, o czym mówi Becca.

- Twoja wizja, wizja agwi, jak to do oryginalnie okrelasz... Widzisz, gdzie trafiaj ludzie na wielu ciekach swego ycia. Ale ja nie stoj na ciece czasu. Moja siostra równie. Nigdzie nas nie ma, ani w twoich proroctwach, ani we wspomnieniach tych, którzy nas znali. Tylko w chwili obecnej jestemy tutaj.

- Przecie pamitam twoje pierwsze sowo dostatecznie dugo, eby zrozumie cae zdanie...

- Aha... Sdzia da precyzji mowy. Granice nie s tak wyrane, Margaret Larner. Teraz pamitasz doskonale; ale co bdziesz pamita za tydzie? To, co o mnie zapomnisz, zapomnisz dokadnie; nie bdziesz nawet pamita, e kiedy wiedziaa. Wtedy moje stwierdzenie stanie si prawd, ale ty zapomnisz, e je wymówiam.

- Chyba nie.

Becca umiechna si.

- Poka mi ni - poprosia Peggy.

- Tego nie robimy.

- W czym moe to zaszkodzi? Widziaam ju wszystkie moliwe cieki swojego ycia.

- Ale nie widziaa, któr wybierzesz.

- A ty widziaa?

- W tej chwili nie - odpara Becca. - Ale w chwili, co mieci w sobie wszystkie chwile, tak. Widziaam drog twego ycia. Lecz nie po to przyjechaa. Nie eby sprawdzi co gupiego, na przykad czy wyjdziesz za tego chopca, którym opiekowaa si przez lata. Polubisz go albo nie. Co mnie to obchodzi?

- Sama nie wiem - westchna Peggy. - Zastanawiam si, czy w ogóle istniejesz. Niczego nie zmieniasz, tylko widzisz. Tkasz, ale nie panujesz nad nimi. Nie masz adnego znaczenia.

- Ty tak twierdzisz - odpara Becca.

- yjesz jednak, czy moe ya. Kochaa Ta-Kumsawa, czyli Isaaca. A wic mio do jakiego chopca, lub z nim, nie zawsze wydaway ci si gupie.

- Ty tak twierdzisz.

- A moe mówisz te o sobie? Moe uwaasz si za gupi, bo kochaa i wysza za m? Nie moesz udawa istoty nieludzkiej, skoro kochaa i stracia mczyzn.

- Straciam? - zdziwia si. - Widuj go codziennie.

- Przyjeda tutaj? Do Appalachee?

Becca zamiaa si gono.

- Nie, raczej nie.

- Ile nici zerwao si pod twoj rk przy tym ruchu czóenka? - spytaa Peggy.

- Zbyt wiele - odpara Becca. - Ale nie dosy.

- Ty je zerwaa? Czy po prostu zerway si przypadkiem?

- Ni staa si cienka. ycie odeszo. Albo zostao przerwane. To nie ni przecina ycie, to mier przecina nici.

- Wic tylko prowadzisz rejestry, tak? Tkanie niczego nie sprawia, jedynie wszystko zapisuje.

Becca umiechna si lekko.

- Bierne, bezuyteczne istoty... Tacy jestemy, ale musimy tka.

Peggy nie uwierzya jej, ale nie miaa ochoty si spiera.

- Dlaczego mnie tu sprowadzia?

- Ju ci mówiam. To nie ja.

- Dlaczego ona mnie tu sprowadzia?

- Aby osdzia.

- Co takiego mam osdzi?

Becca przerzucia czóenko z prawej rki do lewej. Pocha uderzya, cofna si. Czóenko przemkno z lewej do prawej i pocha uderzya raz jeszcze, mocno dociskajc wtek do krawdzi tkaniny.

To sen, mylaa Peggy. I to niezbyt przyjemny. Dlaczego nigdy nie mog si obudzi i wyrwa z jakiego gupiego snu?

- Osobicie uwaam, e ju wydaa osd - rzeka Becca. - To tylko moja siostra wierzy, e powinna dosta drug szans. Jest bardzo romantyczna. Uwaa, e zasugujesz na troch szczcia. Ja uwaam, e szczcie zjawia si przypadkiem, spada na kogo ni std, ni zowd, wic trudno tu mówi o zasugach.

- Zatem to siebie mam osdzi?

Becca zamiaa si.

Jedna z dziewczt wsuna gow do pokoju.

- Mama mówi, e to brzydko i niegrzecznie mia si przy tkaniu - oznajmia.

- Tere-fere - mrukna Becca.

Dziewczynka rozemiaa si cicho i Becca take.

- Mama przyszykowaa co naprawd paskudnego na kolacj. Z kluskami.

- Paskudztwo z kluskami - powtórzya Becca. - Moe by.

- Niech sdzia zdecyduje - stwierdzia dziewczynka. - Ona si rzdzi. Mówi nam, co jest dobre, a co ze.

Znikna. Becca cmokna.

- Dzieci s tak bardzo sob przejte. Wci poruszone tym, e nie s dorose. Musisz im wybaczy arogancj i okruciestwo. Nie mogy za bardzo skrzywdzi swojego brata, poniewa brakuje im siy, eby zada taki cios, który naprawd mu zaszkodzi.

- Krwawi - przypomniaa Peggy. - Utyka.

- Ale wiewiórka zgina.

- Nie tkasz nici wiewiórek...

- Ja nie tkam, ale to nie znaczy, e nie s tkane.

- Moe powiesz mi wprost? Nie marnuj mojego czasu na tajemnice.

- Nie marnowaam - zapewnia Becca. - Nie ma adnych tajemnic. Powiedziaam wszystko, co jest uyteczne. Cokolwiek jeszcze powiem, moe wpyn na twój osd, wic nie zrobi tego. Ustpiam siostrze i pozwoliam ci tu sprowadzi, ale nie mam zamiaru jeszcze bardziej nagina twojego ycia. Moesz odjecha, kiedy tylko zechcesz: to take wybór i osd. Bd z niego zadowolona.

- A ja?

- Przyjd za trzydzieci lat i sama mi powiedz.

- Czy bd wtedy...

- Jeli bdziesz jeszcze ya. - Becca umiechna si. - Mylisz, e jestem nieuwana i pozwol ci pozna dugo twego ycia? Nawet jej nie znam. Nie interesowaa mnie a tak, eby sprawdzi.

Dwie dziewczynki wniosy na tacy talerz, misk i kubek. Ustawiy to na maym stoliczku obok krosna. Na talerzu Peggy zobaczya dziwnie pachnce danie; nie zdoaa go rozpozna. Nie zauwaya te niczego, co mona by nazwa kluskami.

- Nie lubi, kiedy ludzie si przygldaj, jak jem - oznajmia Becca.

Peggy jednak bya ju rozgniewana tymi jej wymijajcymi stwierdzeniami, wic nie wysza, jak tego wymagaa uprzejmo.

- Zosta wic - zgodzia si Becca.

Dziewczynki zaczy j karmi. Becca nie szukaa wargami jedzenia; utrzymywaa perfekcyjny rytm pracy, tak jak przez cay czas rozmowy. Dziewczynki zrcznie podsuway jej do ust yk, widelec albo kubek; zjadaa i wypijaa, co jej podano. Ani kropelka, ani jeden okruszek nie spad na tkanin.

Nie mogo tak by zawsze, uznaa Peggy. Przecie wysza za Ta-Kumsawa i urodzia mu córk, która odesza na zachód, by tka wród Czerwonych za Mizzipy. Tego nie da si osign z czóenkiem przelatujcym tam i z powrotem, z poch uderzajc o wtek. To oszustwo. Albo te w gr wchodz sprawy, jakich Peggy nigdy nie zdoa poj.

Odwrócia si i wysza. Korytarz koczy si wskimi schodami. Na górnym stopniu siedzia... uznaa, e chopiec, cho widziaa tylko bose stopy i nogawki spodni.

- Jak nos? - spytaa.

- Cigle boli. - Pochyli si i zjecha na siedzeniu z kilku stopni.

- Chyba nie bardzo - zauwaya. - Szybko si goi.

- Przecie to tylko dziewczyny - rzuci pogardliwie.

- Nie mylae o nich tak lekcewaco, kiedy ci okaday.

- Ale przecie nie woaem wujka, prawda? Nie syszaa pani ode mnie adnych wujków.

- Nie - zgodzia si Peggy. - adnych wujków.

- Bo mam jednego wujka. Wielki Czerwony. Ike.

- Syszaam o nim.

- Przychodzi prawie codziennie.

Peggy miaa ochot zapyta, jak Ta-Kumsaw dociera tutaj. Czy nie mieszka na zachód od Mizzipy? A moe zgin i zjawia si jako duch?

- Wchodzi zachodnimi drzwiami - wyjani chopiec. - My ich nie uywamy. Tylko on. Prowadz do chaty mojej kuzynki Wiey.

- O ile pamitam, ojciec nazywa j Mana-Tawa.

Chopiec wybuchn miechem.

- To, e da jej czerwone imi, jeszcze nie znaczy, e moe j zatrzyma przy sobie. Nie do niego naley.

- A do kogo?

- Do krosna.

- A ty? - spytaa Peggy. - Czy te naleysz do krosna?

Ze smutkiem pokrci gow.

- Ale chciaby - stwierdzia Peggy, gdy tylko to zrozumiaa.

- Ona ju nie bdzie miaa córek. Nie przerywa dla niego tkania. Wic nie moe odej. Bdzie tutaj zawsze.

- A siostrzecy nie mog zaj jej miejsca?

- Mog siostrzenice, ale moje siostry nie s warte nawet podcióki dla wi, moim zdaniem, które akurat jest suszne.

- Suszne - poprawia go Peggy. - Tam jest "".

- Seuszne - burkn chopiec. - Ale myl, e ludzie powinni pisa sowa tak, jak je mówi, zamiast kaza nam je mówi tak, jak si pisze.

Peggy musiaa si rozemia.

- Co w tym jest. Ale nie mona pisa sów tak, jak si komu spodoba. Przecie nie wymawiasz ich tak samo jak kto, powiedzmy, z Bostonu. Wkrótce pisalibycie zupenie inaczej i nie moglibycie czyta swoich listów ani ksiek.

- Nie chc czyta jego ksiek. A w Bostonie nie znam adnych chopaków.

- Masz jakie imi?

- Ale go pani nie powiem. Myli pani, e jestem gupi? Jest pani a gruba od heksów i chce, ebym jej da wadz nad moim imieniem?

- Heksy maj mnie ukry przed innymi.

- Przed czym musi si pani chowa? Przecie nikt pani nie szuka.

To j zabolao. Nikt jej nie szuka... Otó to. Kiedy ukrya si, eby rodzina nie poznaa jej po powrocie do domu. Przed kim ukrywa si teraz?

- Moe ukrywam si przed sob. Moe nie chc by tym, kim by powinnam. A moe nie chc prowadzi takiego ycia, jakie ju rozpoczam.

- A moe guzik pani o tym wie.

- Moe.

- Niech pani nie bdzie taka tajemnicza. Jest pani stara i niemdra.

Niemdra? Niech mu bdzie... ale stara!

- Nie jestem wiele starsza od ciebie.

- Kiedy ludzie mówi "moe", to dlatego e kami. Albo sami nie wierz w to, co mówi, albo wierz, ale nie chc si do tego przyzna.

- Jeste bardzo mdrym modym czowiekiem.

- A prawdziwi kamcy zmieniaj temat, kiedy tylko prawda wychodzi na jaw.

Peggy obserwowaa go spokojnie.

- Czekae tu na mnie, prawda?

- Wiedziaem, co zrobi ciocia Becca. Ona nigdy nikomu nic nie mówi.

- A ty mi powiesz?

- Nie ja. To za gbokie bagno, eby si w nie pakowa. Dlatego postaraem si, eby pani mylaa w odpowiednim kierunku, jeeli tylko ma pani do rozumu, eby to zobaczy.

Podskoczy i usyszaa tylko cichncy tupot jego nóg na piterku.

Wybór dla Peggy polega na tym, e moga by szczliwa. Tak powiedziaa Becca, czy te powiedziaa, e tak mówia jej siostra. Co prawda trudno sobie wyobrazi, eby t kobiet o nieruchomej twarzy interesowao, czy kto jest szczliwy, czy nie. A teraz chopiec skoni j do rozmowy o heksach i wyjani, e j prowadzi. Wybór, jaki przed ni postawiono, by teraz jasny. Zaja si prac ojca, chciaa przetrci grzbiet niewolnictwu, ale przestaa obserwowa Alvina. Chciay, eby znowu na niego patrzya. Chciay, eby do niego signa.

Pdem wbiega do chaty.

- Nie zrobi tego - oznajmia. - Przejmowaam si tym chopakiem i dlatego zgina moja matka.

- Przepraszam, ale zdawao mi si, e zgina od kuli.

- Mogam j ocali przed kul.

- Ty tak twierdzisz - powiedziaa Becca.

- Tak, ja tak twierdz.

- Ni twojej matki zerwaa si, kiedy postanowia chwyci strzelb i zabi, zamiast ufa Alvinowi. Arthur by bezpieczny. Nie musiaa zabija, ale kiedy powzia tak decyzj, postanowia umrze. Mylisz, e potrafiaby zmieni t decyzj?

- Nie licz, e uznam takie proste odpowiedzi.

- Nie. Licz, e wszystkie odpowiedzi powikasz do granic moliwoci. Ale czasem te najprostsze s prawdziwe.

- Czyli znów jak za dawnych dni? Pilnowa Alvina? Czy mam si w nim zakocha? Wyj za niego? Patrze, jak umiera?

- Mnie to waciwie nie interesuje. Moja siostra uwaa, e bdziesz szczliwsza z nim ni bez niego, a on w kocu umrze i tak. Wikszo kobiet, które nie umieraj przy porodzie, zostaje wdowami. Co z tego?

Co z tego? Potrafia przewidzie wiele sposobów mierci Alvina, ale to nie znaczy, e moga go nie kocha. Wiedziaa o tym, mylc racjonalnie. Tyle e strach nie jest racjonalny.

- Przez cae ycie rozpaczasz po ludziach, którzy jeszcze nie umarli - stwierdzia Becca. - Có za marnotrawstwo interesujcego talentu.

- Interesujcego?

- Mogaby mie talent do nadawania mikkoci skórze na buty. Pomyl, jaka byaby wtedy szczliwa.

Peggy spróbowaa sobie wyobrazi siebie w roli szewca i nie moga powstrzyma miechu.

- Przypuszczam, e jednak wol wiedzie, ni nie wiedzie. Na ogó.

- Otó to. Wiedza czasem rani, zwaszcza kiedy nic nie moesz zrobi i niczego zmieni.

Becca powiedziaa to dziwnie, jakby ukradkowo.

- Nic nie mog zrobi, eby zmieni swoje lewe oko - owiadczya Peggy.

- Nie rzucaj przeklestw, których nie rozumiesz - poradzia Becca.

- Ale ty wprowadzasz zmiany. Ani przez chwil nie uwaasz krosna za niezmienne.

- Zmiany s niebezpieczne. Trudno przewidzie konsekwencje.

- Widziaa mier Ta-Kumsawa pod Detroit. Dlatego wzia ni Alvina i...

- Co ty wiesz o kronie?! - krzykna Becca. - Nie masz pojcia, jak to jest, kiedy nici pyn ci przez palce, a ty widzisz ca rozpacz, ból i cierpienie! I mylisz: to bez znaczenia, s trzod Boga i On moe robi z nimi, co zechce, ale kiedy znajdujesz tego, którego kochasz bardziej ni ycie, a Bóg zamordowa go przez zdrad Francuzów i nienawi Anglików, zupenie po nic, kiedy widzisz, e cae jego istnienie traci sens i nic si nie zmienia oprócz kilku legend i pieni, a ja tu siedz i wci go kocham, wdowa na wieczno, bo on odszed... Tak, znalazam tego, kto móg go ocali. Wiedziaam, e kiedy si spotkaj, pokochaj si i uratuj nawzajem.

- Ale to, co zrobia, stao si przyczyn masakry nad Chybotliwym Kanoe - zaprotestowaa Peggy. - Ludzie z Vigor Kocioa pomyleli, e Alvin zosta porwany i zamczony na mier. Z zemsty zabili ludzi Tenska-Tawy. Teraz ciy na nich kltwa i wszystko przez ciebie...

- Przez to, e Harrison wykorzysta ich gniew. Mylisz, e bez tego masakra by nie nastpia?

- Ale nie mieliby krwi na rkach...

Becca zapakaa, a zy upady na tkanin.

- Nie powinna ich osuszy? - spytaa Peggy.

- Gdyby zy mogy uszkodzi tkanin, nic by ju nie zostao.

- Wic lepiej ni inni znasz cen mieszania si w cudze ycie.

- A ty lepiej ni inni znasz cen niemieszania si, kiedy nadejdzie waciwa chwila. - Becca podniosa gow i podja prac. - Uratowaam go, a to byo moim celem. Ludzie, którzy zginli, zginliby i tak.

- A ja jestem tutaj, bo twoja siostra chce, bym zaopiekowaa si Alvinem.

- Jeste tutaj, bo widzimy tylko nici i zgadujemy, co one znacz i kim s. Znamy ni modego Stwórcy; trudno j przeoczy. Poza tym ju raz j przesunam, splotam z nici mojego Isaaca. Mylisz, e po czym takim mogabym j straci z oczu? Poka ci, jeli obiecasz, e nie spojrzysz poza ten kawaeczek tkaniny.

- Obiecuj nie patrze. Ale nic nie poradz na to, co zobacz przypadkiem.

- Wic niech przypadek zdecyduje.

Peggy spojrzaa na tkanin wiedzc, e nieczsto widz j ci, co nie nale do krosna. Ni Alvina bya wyrana, poyskujca jasno wszystkimi kolorami, ale nie grubsza od innych. Wydawao si, e atwo mona j zerwa niezrcznym ruchem.

- Omielia si j przesun?

- Sama wrócia na miejsce - odpara Becca. - Poyczyam j tylko na chwil. A on uratowa swojego brata Measure'a. Otworzy si przed nim Omiocienny Kopiec. Powiem ci, e w jego yciu dziaaj siy o wiele potniejsze ni moja moc przesuwania nici.

- Potniejsze te ode mnie.

- Ty jeste jedn z tych si. Nie wszystkimi, nie najpotniejsz, ale jedn z nich. Patrz. Widzisz, jak krzyuj si z nim nici? Myl, e to jego bracia i siostry. Jest ciasno spleciony z rodzin. I popatrz, jak te nici si rozjaniaj, jak nabieraj nowych barw. On ich uczy, jak by Stwórcami.

Tego Peggy nie wiedziaa.

- Czy to niebezpieczne?

- Nie dokona swego dziea samotnie, wic uczy innych, eby mu pomagali. Udaje mu si to lepiej, ni sam przypuszcza.

- A ten? - Peggy wskazaa najjaniejsz z pozostaych nici. Odsuwaa si daleko od reszty rodziny.

- Jego brat. A take siódmy syn siódmego syna - wyjania Becca. - Chocia ósmy, jeli liczy tego, co zgin.

- Ale siódmy z yjcych w chwili swych narodzin. Tak, jest w nim moc.

- Patrz... - wskazaa Becca. - Widzisz, jaki by jasny na pocztku? Równie jasny jak Alvin. Mia w sobie prawie tyle samo... i si dziaajcych przeciw niemu nie byo wicej, bo kiedy ju dorós, ty i Alvin powstrzymalicie Niszczyciela, a przynajmniej wszystkie jego zabójcze puapki. Ale Niszczyciel znalaz inny sposób: nienawi i zazdro. Jeli kochasz Alvina, Peggy, poszukaj pomienia serca jego modszego brata. Musi zawróci, zanim bdzie za póno.

- Dlaczego? Nic o nim nie wiem. Znam tylko jego imi i pamitam, e Alvin wiza z nim spore nadzieje.

- Poniewa z tego, jak ukadaj si nici, widz, e kiedy znów si spotkaj, nastpi koniec Alvina.

- Zabije go?

- Skd mog wiedzie? Nici niewiele zdradzaj. To tylko ich ruch w tkaninie. Ty bdziesz wiedzie. Dlatego ci wezwaa. Nie tylko dla twojego szczcia, ale... powiedziaa, e jestem to winna Stwórcy. Wykorzystaam go, by ocali mego ukochanego. Czy nie jestem ci winna tej samej szansy? Ona tak twierdzi. Ale wiedziaymy, e jeli poka ci to na pocztku, pomoesz mu z obowizku. Dla sprawy, a nie z mioci.

- Jeszcze nie postanowiam, czy znowu bd go obserwowa.

- Ty tak twierdzisz - rzeka Becca.

- Bardzo jeste pewna siebie - odpara Peggy - jak na kobiet, która sama tak wszystko popltaa.

- Odziedziczyam t pltanin. Pewnego dnia moja matka, która przepyna ocean i przywioza nas tutaj, po prostu zdja rce z krosna i odesza. Siostra i ja przyniosymy jej kolacj i odkryymy, e znikna. Obie byymy zamne, ale ja urodziam ju mowi dziecko, a moja siostra nie. Dlatego to ja przejam krosno, a ona wrócia do ma. Przez cay czas byam wcieka na matk, e tak po prostu nas zostawia. Porzucia obowizek. - Becca agodnie, delikatnie pogadzia sploty. - Teraz wydaje mi si, e rozumiem. Cen za trzymanie w doni wszystkich ywotów jest to, e same pozostajemy obok ycia. Matka nie radzia sobie, bo nie miaa do tego serca. Ja mam, a jeli popeniam bd, eby ratowa ycie ma, moe osdzisz mnie agodniej wiedzc, e zrezygnowaam z ycia przy jego boku, aby zaj miejsce matki.

- Nie zamierzaam ci osdza - zapewnia speszona Peggy.

- Ani ja nie chciaam si przed tob usprawiedliwia. A jednak osdzia mnie, a ja si usprawiedliwiaam. Mam tutaj ni mojej matki. Wiem, gdzie jest. Ale nigdy naprawd nie zrozumiem, dlaczego tak postpia. Ani co by si stao, gdyby zostaa. - Becca spojrzaa na Peggy. - Nie wiem zbyt wiele, ale co wiem, to wiem. Alvin musi wyruszy w wiat. Musi porzuci rodzin: niech teraz sami ucz si Stwarzania, jak on kiedy. Musi poczy si z Calvinem, zanim Niszczyciel cakiem go przemieni. W przeciwnym razie Calvin nie tylko przyniesie mu mier, ale te pogry wszystkie dziea Stwórcy.

- Mam proste rozwizanie. Odszukam Calvina i dopilnuj, eby nigdy nie wróci do domu.

- Mylisz, e masz do siy, by zapanowa nad yciem Stwórcy?

- Calvin nie jest Stwórc. To niemoliwe. Pomyl tylko, przez co musia przej Alvin, by nim zosta.

- Ale i tak nigdy nie miaa do siy, by sprzeciwi si Alvinowi, nawet kiedy by dzieckiem. A przecie ma dobre serce. Obawiam si, e Calvin nie kieruje si tym samym poczuciem prawoci.

- Wic nie mog nim pokierowa - zgodzia si Peggy. - Ale te nie mog wysa gdzie Alvina. Nie naley do mnie.

- Nie?

Peggy ukrya twarz w doniach.

- Nie chc, eby mnie kocha. I nie chc go kocha. Chc dalej prowadzi walk z niewolnictwem w Appalachee.

- A tak... Wykorzystujc swój talent, eby wpywa na tkanin, tak? - spytaa Becca. - Wiesz, do czego to prowadzi?

- Mam nadziej, e do wyzwolenia niewolników.

- By moe. Ale jedno jest pewne: to prowadzi do wojny.

Peggy spojrzaa ponuro.

- Widz znaki wojny na wszystkich ciekach. Widziaam je, zanim jeszcze zaczam dziaa.

Zrozpaczone matki. Groza bitwy w yciu modych mczyzn.

- Zacznie si jako wojna domowa w Appalachee, ale skoczy jako wojna midzy królem z jednej strony i Stanami Zjednoczonymi z drugiej. Brutalna, krwawa, okrutna...

- Chcesz powiedzie, e powinnam przesta? Mam pozwoli tym potworom wada Czarnymi, których porwali, i wszystkimi ich dziemi? Na zawsze?

- Wcale nie - uspokoia j Becca. - Wojna wybucha w wyniku miliona rónych wyborów. Twoje dziaania popychaj wydarzenia w pewnym kierunku, ale przecie nie jeste jedyn przyczyn. Nie rozumiesz? Jeli wojna jest jedynym sposobem wyzwolenia niewolników, czy nie jest to warte wszystkich cierpie? Czy ycie jest zmarnowane, jeeli koczy si dla takiej sprawy?

- Nie mog tego osdzi.

- To nieprawda. Tylko ty moesz osdzi, bo tylko ty widzisz moliwe skutki. Zanim ja co zobacz, wydarzenia staj si nieuniknione.

- Jeeli s nieuniknione, czemu chcesz mnie przekona, eby je zmieni?

- Prawie nieuniknione. Znowu wyraziam si nieprecyzyjnie. Nie mog przesuwa nici w wielkiej skali, bo nie potrafi przewidzie skutków takiej zmiany. Ale pojedyncz ni mog czasem przesun, nie niszczc przy tym splotu. Nie wiedziaam, jak przesun Calvina, ale przesunam ciebie. Sprowadziam tu sdziego, który widzi mimo opaski na oczach.

- Mówia chyba, e to twoja siostra...

- Ona zdecydowaa, e trzeba tak postpi. Ale tylko mnie wolno dotyka nici.

- Mam wraenie, e duo czasu powicasz na kamstwa i ukrywanie rónych spraw.

- Cakiem moliwe.

- Na przykad tego, e zachodnie drzwi prowadz do kraju Ta-Kumsawa, na zachód od Mizzipy.

- Nie kamaam ani nie ukrywaam tego.

- A dokd prowadz wschodnie drzwi?

- Do domu mojej ciotki w Winchester, w Anglii. Widzisz? Niczego nie ukrywam.

- Masz tylko jedn córk - przypomniaa Peggy. - I ona dostaa ju swoje krosno. Kto zajmie twoje miejsce?

- To nie twoja sprawa - odpara Becca.

- Wszystko jest teraz moj spraw, odkd chwycia moj ni i przesuna tutaj.

- Nie wiem, kto zajmie moje miejsce. Moe bd tu siedzie ju zawsze. Nie jestem jak moja matka. Nie porzuc krosna, wmuszajc je komu, kto tego nie chce.

- Kiedy przyjdzie czas wyboru, pomyl o chopcu. Jest mdrzejszy, ni si wydaje.

- Mska rka na kronie? - Becca zrobia min, jakby pokna co obrzydliwego.

- Waniejsza od talentu tkacza jest chyba troska o nici, które wplata si w tkanin - zauwaya Peggy. - Moe i zabi wiewiórk, ale nie sdz, eby lubowa si w mierci.

Becca przygldaa jej si nieruchomo.

- Za duo bierzesz na siebie.

- Sama mówia, e jestem sdzi.

- Wic zrobisz to?

- Co? Zaczn obserwowa Alvina? Tak. Chocia wiem, e sze razy zamie mi serce, zanim go pochowam. Tak, zwróc oczy na tego chopca.

- Tego mczyzn.

- Tego Stwórc.

- A ten drugi?

- Zrobi co, jeli tylko znajd sposób.

Becca kiwna gow.

- Dobrze. - Kiwna znowu. - Zatem skoczyymy. Drzwi wyprowadz ci z domu.

To byo jedyne poegnanie. Ale Becca mówia prawd: tam, gdzie niedawno Peggy nie moga znale wyjcia, teraz kady korytarz prowadzi do stojcych otworem drzwi, za którymi janiao wiato dnia. Peggy nie chciaa jednak wychodzi drzwiami prowadzcymi do jej wiata. Chciaaby przej przez drzwi w starej chacie. Wschodnimi, do Anglii. Zachodnimi, do krainy Czerwonych. Albo poudniowymi - dokd one prowadz?

Ale jej miejsce byo tutaj. Tutaj czeka na ni powóz i praca, wzniecanie wojny poprzez budzenie wspóczucia dla niewolników. Pogodzia si z tym, tak jak mówia Becca. Czy sam Jezus nie powiedzia, e przynosi nie pokój, ale wojn? e brat stanie przeciw bratu? Jeli tego trzeba, by zmy z tej ziemi plam niewolnictwa, niech tak bdzie. Ona mówi tylko o pokojowych przemianach. Jeli inni wol raczej zabija lub gin, ni uwolni niewolników, to ich wybór i nie ona to sprawi.

Tak jak nie ona sprawia, e matka chwycia strzelb i zabia Odszukiwacza, który przecie dziaa zgodnie z prawem, cho to niesprawiedliwe prawo. Nie znalazby Arthura Stuarta, ukrytego w jej domku, o zapachu zmienionym przez Stwarzanie Alvina, gdy jego obecno kryy wszystkie heksy, jakie Alvin tam umieci. Nie zabiam jej, mylaa Peggy. I gdybym nawet moga temu zapobiec, nie zmieniabym jej przecie. Bya kobiet zdoln do takich decyzji, kobiet, któr kochaam razem z jej gwatown, gniewn odwag. Nie jestem winna jej mierci. Winien jest czowiek, który j zastrzeli. I to ona sama, nie ja, postawia si na drodze nieszczcia.

Peggy wysza na soce oywiona, lekkim krokiem. Powietrze pachniao sodko. Ten dom bez pomieni serc na nowo rozpali jej wasny pomie.

Wsiada do powozu i bez dalszej zwoki dotara do gospody na pónoc od Chapman Valley. Spdzia w niej noc, a nastpnego dnia znalaza si w Baker's Fork. Tam prowadzia wykady dla nauczycieli i najzdolniejszych uczniów, w wolnych chwilach dyskutujc z ludmi o niewolnictwie. Wygaszaa komentarze, gania tych, którzy drczyli niewolników, twierdzia, e dopóki ktokolwiek ma tak wadz nad ludmi, przypadki drczenia s nieuniknione, a jedynym lekarstwem na to jest wolno dla wszystkich. Kiwali gowami. Zgadzali si z ni. Mówia o odwadze, jakiej wymaga decyzja, o niewolnikach, którzy cierpi pod batem i stracili wszystko; jak wiele mog wycierpie biali mczyni i kobiety, aby ich wyzwoli? Ile wycierpia dla innych Chrystus?

By to przekonujcy, dopracowany pokaz. Nie zmienia go, cho wiedziaa, e doprowadzi do wojny. Wojny wybuchay ju z gupszych powodów. Niech przynajmniej jedna potoczy si w susznej sprawie, skoro nieprzyjaciele dobra nie chc zmikczy swych serc.

Wród wykadów i rozmów znalaza chwil, nieca godzin, dla siebie, siedzc przy biurku wdowy, wacicielki plantacji. Przy tym samym biurku, gdzie przed chwil kobieta uwolnia wszystkich swoich niewolników i zatrudnia ich jako wolnych robotników. Peggy widziaa w jej pomieniu serca, e ten wybór doprowadzi do spalenia jej spichrzów i zniszczenia upraw. Ale kobieta ruszy ze wieo wyzwolonymi Czarnymi na pónoc, mimo przeszkód i zagroe. Jej odwaga przejdzie do legendy, stanie si iskr inspirujc inne mne serca. A pewnego dnia dwadziecia tysicy czarnych córek otrzyma imi tej kobiety. "Dlaczego mam na imi Jane?" - spytaj swych matek. A te odpowiedz: "Poniewa ya kiedy kobieta o tym imieniu, która uwolnia swoich niewolników i opiekowaa si nimi w drodze na pónoc, a potem zatrudniaa ich i pilnowaa, dopóki nie nauczyli si y jak ludzie wolni i mogli sami sobie radzi. To imi jest wielkim zaszczytem". Nikt si nie dowie o nauczycielce, która kiedy w sowa uja tajemne pragnienia serca Jane.

Przy tym wanie biurku Peggy napisaa i zaadresowaa list: Vigor Koció w stanie Wobbish. Dotrze do niego, to pewne. Kiedy piecztowaa kopert, kiedy wrczaa j posacowi, wreszcie spojrzaa na pomie serca, który znaa najlepiej, lepiej nawet ni wasny. Zobaczya w nim znajome moliwoci, grone konsekwencje. Ale teraz, z powodu tego listu, byy inne. Inne... czy lepsze? Trudno oceni. Nie jest a tak dobrym sdzi, eby wiedzie. Suszne i niesuszne byy atwe do rozrónienia, ale dobre i ze, lepsze i gorsze wci sprawiay kopoty. Przesuway si dziwnie i zmieniay w oczach. Moe aden sdzia nie potrafiby tego osdzi; a jeli istnia taki, to milcza.

Posaniec wzi list i powióz go na pónoc, gdzie w innym miasteczku przekaza jedcowi, który zapaci mu poow tego, na ile oceni warto listu po dostarczeniu. Drugi jedziec ruszy dalej na pónoc, krt tras, ale wreszcie stan w sklepie w Vigor Kociele, gdzie spyta o niejakiego Alvina Smitha.

- Jestem jego szwagrem - wyjani kupiec. - Armor-of-God Weaver. Zapac ci za list. Nie chciaby wjeda do miasta; nie chciaby sucha historii, jak ludzie musz opowiada.

Przekona jedca.

- W takim razie naley si pi dolarów.

- Zao si, e posacowi, który da ci ten list, zapacie tylko jednego dolara, wierzc, e ode mnie dostaniesz najwyej dwa. Ale dam ci pi, jeli nadal chcesz tyle, poniewa mog si da oszuka czowiekowi, który potrafi y z pamici tego czynu. To ty w kocu zapacisz najwicej.

- W takim razie dwa dolary - zdecydowa jedziec. - Bez urazy.

Armor-of-God wyj trzy srebrne dolary i wcisn je w do przybysza.

- Dzikuj za prdk jazd, przyjacielu - powiedzia. - Zawsze bdziesz tu mile widziany. Zosta z nami na obiedzie.

- Nie, musz jecha dalej.

Kiedy tylko wyszed, Armor parskn miechem.

- Jestem pewien, e zapaci za ten list tylko pidziesit centów - zwróci si do ony. - Zatem nadal uwaa, e mnie oszuka.

- Musisz bardziej si liczy z pienidzmi - odpara.

- Dwa dolary, eby spowodowa u kogo nieco duchowych mk, które moe zmieni jego ycie na lepsze? To niska cena, moim zdaniem. Ile jest warta dusza w oczach Boga? Mylisz, e dwa dolary?

- Dreszcz mnie przechodzi, kiedy pomyl, na ile wycenia dusze niektórych ludzi, kiedy Bóg postanowi zamkn sklepik - mrukna ona. - Zanios ten list do domu mamy. I tak tam dzisiaj id.

- Simon, chopak Measure'a, przychodzi po poczt. Spojrzaa gniewnie.

- Nie miaam zamiaru go czyta.

- Nie powiedziaem tego.

Nadal jednak nie da jej listu. Pooy go na ladzie, czekajc, a zjawi si najstarszy syn Measure'a i zabierze go do domu na wzgórzu, gdzie Alvin uczy ludzi, jak by Stwórcami. Armorowi nadal si to nie podobao, wydawao niewaciwe, niereligijne, wbrew Biblii. Wiedzia jednak, e Alvin by dobrym chopcem, który wyrós na dobrego czowieka, a jeli posiada jakie moce czarodziejskie, nikogo nimi nie krzywdzi. Czy to moliwe, by te moce byy przeciwne Bogu i religii, skoro korzysta z nich po chrzecijasku? W kocu to Bóg stworzy wiat i wszystko w nim. Gdyby nie chcia, eby istnieli Stwórcy, to przecie nie musia ich stwarza. A zatem to, co robi Alvin, musi by zgodne z wol bo.

Czasem Armor-of-God cakowicie si godzi na dziaania Alvina. A czasem myla, e tylko dure zalepiony przez diaba moe choby przez moment wierzy, e Bóg jest zadowolony z jakichkolwiek czarów. Ale to byy tylko myli. Kiedy przychodzio do czynów, Armor-of-God ju zdecydowa: by z Alvinem, przeciwko wszystkim, którzy mu szkodzili. Jeli czeka go za to pieko, trudno. Czasem trzeba po prostu i za gosem serca. A czasami trzeba powzi decyzj i trzyma si jej, choby nie wiem co.

Dlatego nikt nie dostanie w rce listu od Peggy Larner do Alvina. A szczególnie ona Armora-of-God, która sama za dobrze zna si na heksach.

Daleko od nich, w cakiem innym miejscu, Peggy dostrzega zmiany w pomieniach serc i wiedziaa, e list trafi do krewnych Alvina. Wykona swoje zadanie; wiat si zmieni. Nici w kronie Bekki si przesun. To nie do zniesienia, tak patrze i si nie miesza, mylaa Peggy. A potem nie do zniesienia jest widzie, do czego prowadzi to mieszanie.

ROZDZIA 4 - CEL

Zanim jeszcze przyszed list od panny Larner, Alvin zacz odczuwa niepokój. Nic nie ukadao si tak, jak planowa. Po dugich miesicach prób przemienienia w Stwórców rodziny i ssiadów wydawao si, e aby tego dokona, musiaby y sze razy duej. A cho si stara, nie móg sobie wyobrazi, w jaki sposób mógby y wicej ni raz.

To nie znaczy, e nauczanie okazao si porak - tak by tego nie nazwa, jeszcze nie, biorc pod uwag, e niektórzy naprawd si uczyli, jak dokonywa niewielkich aktów Stwarzania. Po prostu nie mieli do Stwarzania talentu. Alvin uzna kiedy, e kady czowiek moe wyksztaci w sobie kady talent, jeli bdzie mie do czasu, wicze, sprytu i zwykego uporu. Ale nie wzi pod uwag, e Stwarzanie przypominao ca mas talentów naraz. Ten czy ów chwyta to czy tamto, ale nikt nie dawa znaku, e poj cao. Tylko Measure przejawia czasem zdolnoci; waciwie nawet wicej ni zdolnoci. Prawdopodobnie sam mógby zosta Stwórc, gdyby cigle co nie zaprztao jego uwagi. Ale inni... Niemoliwe, eby stali si podobni do Alvina. Jeli wic nie ma nadziei na sukces, po co próbowa?

Kiedy jednak traci zapa, powtarza sobie, e ma zamkn gb i bra si do roboty. Nie zostaje si Stwórc, co pi minut zmieniajc plany. Kto zechce za kim takim pody? Trzeba si stara. Nawet kiedy Calvin, jedyny urodzony Stwórca midzy nimi, odmówi uczenia si czegokolwiek i w kocu odszed, by psoci w szerokim wiecie, nawet wtedy nie wolno si poddawa i rusza za nim. Measure wyjani to ludziom, chccym sformowa grup poszukiwawcz: "Nie mona czowieka zmusi, eby zosta Stwórc, poniewa zmuszanie ludzi do robienia czegokolwiek to Niszczenie".

Nawet kiedy ojciec Alvina stwierdzi: "Al, jestem zachwycony tym, co potrafisz zrobi, ale wystarczy mi, e ty to potrafisz. Moja rola skoczya si, kiedy przyszede na wiat. Nie ma takiego czowieka na wiecie, który nie byby dumny, kiedy syn jest lepszy od niego. Ty wyprzedzie mnie zgrabnie, a ja nie mam ju chci wraca do wycigu". Nawet wtedy Alvin zacisn zby i uczy dalej, a ojciec wróci do myna, by go oczyci i przygotowa do mielenia.

- Nie mog zrozumie - powiedzia kiedy ojciec - czy moje mielenie to Stwarzanie, czy Niszczenie. Kamienie miel ziarno i rozrywaj je na py, wic to Niszczenie. Ale ten py jest mk, mona z niej upiec chleb i ciasto, które nie powstan z ziarna pszenicy czy kukurydzy, wic mielenie moe by krokiem na drodze Stwarzania. Moesz mi to wyjani, Alvinie? Czy mielenie jest Stwarzaniem, czy Niszczeniem?

Alvin móg bez namysu odpowiedzie, e to Stwarzanie, oczywicie, ale pytanie zaczo go drczy. Myla tak: postanowiem zrobi Stwórców z tych ludzi, z moich krewnych i ssiadów. A moe zwyczajnie przemielam ich i Niszcz? Nim zaczem ich uczy, byli cakiem zadowoleni ze swoich talentów czy ze swojego braku talentów, jeli ju o tym mowa. Teraz s rozczarowani i wydaje im si, e zawiedli. Dlaczego? Czy na tym polega Stwarzanie, eby zmienia ludzi, kaza im robi co, do czego si nie urodzili? Dobrze jest by Stwórc - wiem o tym, bo nim jestem. Ale czy to oznacza, e nic innego nie jest dobre?

Oczywicie, zapyta o to Bajarza. W kocu Bajarz nie pojawi si tutaj bez powodu, nawet jeli sam nie mia pojcia, jaki to powód. Moe wanie przyszed po to, eby udzieli Alvinowi kilku odpowiedzi. Dlatego, kiedy pewnego dnia rbali razem drewno na podwórzu, zapyta, a Bajarz jak zwykle odpowiedzia histori.

- Syszaem opowie o czowieku, który budowa mur tak szybko, jak tylko potrafi, ale kto inny burzy go jeszcze szybciej. Wic ów czowiek zastanawia si, jak sprawi, eby mur nie zosta cakiem zburzony. Odpowied bya prosta: Nie moesz budowa sam.

- Pamitam t histori - owiadczy Alvin. - To przez ni znalazem si tutaj i próbuj uczy tych ludzi Stwarzania.

- Zastanawiam si tylko - podj Bajarz - czy mona by troch j nacign albo skrci i wycisn troch bardziej uyteczn prawd.

- Wyciskaj. Kiedy skoczysz, przekonamy si, czy opowie jest mokr cierk czy kurz szyj.

- Moe tak naprawd nie trzeba ci masy innych murarzy, którzy tn kamienie, mieszaj zapraw, ukadaj cegy i robi wszystko. Moe wystarczy ci wielu kamieniarzy, wielu mieszaczy zaprawy, wielu mierniczych i tak dalej. Nie kady z nich musi by Stwórc. Co wicej, moe tak naprawd wystarczy tylko jeden Stwórca.

Prawda sów Bajarza bya oczywista. Co takiego przychodzio ju Alvinowi do gowy wielokrotnie, rónie sformuowane. Zaskoczyy go tylko zy, wzbierajce nagle pod powiekami.

- Dlaczego tak bardzo mnie to smuci, przyjacielu?

- Bo jeste dobrym czowiekiem - odpar Bajarz. - Zy czowiek ucieszyby si wiedzc, e on jeden moe kierowa tumem ludzi, pracujcych dla wspólnego celu.

- Najbardziej na wiecie nie chciabym duej by samotny - wyzna Alvin. - Byem samotny. Prawie cay czas, kiedy terminowaem w Hatrack River, miaem uczucie, e nikt nie moe mnie zastpi.

- Ale przez cay ten czas nie bye samotny.

- Mylisz o pannie Larner, która mnie obserwowaa...

- Myl o Peggy. Nie rozumiem, dlaczego cigle okrelasz j tym faszywym imieniem.

- To imi kobiety, któr pokochaem - owiadczy Alvin. - Ale ona zna moje serce. Wie, e zabiem czowieka, a wcale nie musiaem.

- Czowieka, który zamordowa jej matk? Nie sdz, eby miaa ci to za ze.

- Wie, jakim jestem czowiekiem, i mnie nie kocha. Ot co. Dlatego bd samotny w chwili, kiedy opuszcz Vigor Koció. A poza tym odej, to jakby zebra tych wszystkich ludzi, da im w twarz i powiedzie: Zawiedlicie mnie, wic znikam.

Bajarz tylko si rozemia.

- To gupie gadanie i sam o tym wiesz. Prawda jest taka, e nauczye ich ju wszystkiego, a teraz to tylko kwestia praktyki. Ju ci tutaj nie potrzebuj.

- Ale te nikt nie potrzebuje mnie nigdzie indziej.

Bajarz znowu si zamia.

- Przesta chichota i powiedz, co w tym takiego miesznego.

- art, który trzeba tumaczy, i tak nie bdzie zabawny, wic nie warto go wyjania.

- Wcale mi nie pomagasz - poskary si Alvin, wbijajc siekier w pieniek.

- Bardzo ci pomagam - zaprotestowa Bajarz. - Tylko nie jeste jeszcze gotów na przyjcie pomocy.

- Wanie e jestem! Ale nie potrzebuj zagadek! Chc odpowiedzi!

- Potrzebujesz kogo, kto by ci mówi, co masz robi? To niespodzianka. A zatem cigle jeste uczniem? Chcesz komu odda wadz nad wasnym yciem? Na jak dugo, kolejne siedem lat?

- Moe i nie jestem uczniem - przyzna Alvin. - Ale to nie znaczy, e jestem mistrzem. Jestem tylko czeladnikiem.

- Wic wynajmij si gdzie. Masz jeszcze czego si uczy.

- Wiem. Ale nie mam pojcia, gdzie pój po nauk. Pamitam krysztaowe miasto, które widziaem w trbie powietrznej z Tenska-Taw. Nie wiem, jak je zbudowa. Nie wiem, gdzie je zbudowa. Nie wiem nawet, po co je budowa, wiem tylko, e powinno istnie, a ja powinienem si do tego przyczyni.

- No widzisz - ucieszy si Bajarz. - Jak powiedziaem, tutaj nauczye ich ju wszystkiego, co potrafisz. Teraz jedynie pomagasz im wiczy... i oszukujesz od czasu do czasu. Nie myl, e nie zauwayem.

- Kiedy uywam mojego talentu, eby im pomóc, mówi, e pomagaem. - Alvin zaczerwieni si.

- A wtedy i tak si czuj przegrani i uwaaj, e dziki twojej pomocy co si stao, nie dziki nim. Alvinie, uwaam, e daj ci odpowied. Zrobie tu wszystko, co moge. Zostaw im do pomocy Measure'a i paru innych, którzy zapali co tu czy tam. Niech teraz sami co osign, tak jak ty. Id w wiat, ucz si tego, co ci potrzebne.

Alvin skin gow, ale w gbi serca wci nie chcia uwierzy.

- Nie rozumiem, co mi przyjdzie z tej wdrówki. Wiesz równie dobrze jak ja, e w tej chwili nie ma na wiecie innego Stwórcy, chyba e liczysz Calvina. Ja nie. Od kogo mam si uczy? Dokd mam pój?

- Mówisz zatem, e nie warto po prostu wdrowa po wiecie i wszdzie si uczy?

Mówic to Bajarz zrobi tak min, e Alvin od razu odgad, i jego sowa maj podwójne znaczenie.

- To, e ty potrafisz si tak uczy, nie znaczy jeszcze, e ja te potrafi. Ty tylko zbierasz opowieci, a opowieci s wszdzie.

- Stwarzanie te jest prawie wszdzie - zauway Bajarz. - A gdzie nie ma Stwarzania, tam s dawne, stworzone rzeczy, burzone teraz; z nich te moesz si uczy.

- Nie mog odej - westchn Alvin. - Nie mog.

- Inaczej mówic: boisz si.

Alvin kiwn gow.

- Boisz si, e znowu zabijesz - cign Bajarz.

- Nie sdz. Wiem, e nie. Prawdopodobnie.

- Boisz si, e znowu si zakochasz.

Alvin zamia si lekcewaco.

- Boisz si, e bdziesz tam samotny.

- Nie mog by samotny. Mam przecie zoty pug.

- To inna sprawa - stwierdzi Bajarz. - Po co zrobie ten ywy pug, skoro cay czas trzymasz go w ukryciu i nigdy nie uywasz?

- To zoto - wyjani Alvin. - Ludzie chc je ukra. Wielu potrafioby zabi dla takiej iloci zota.

- Wielu potrafioby zabi dla takiej iloci blachy, skoro ju o tym mowa. Ale pamitasz, co si zdarzyo czowiekowi, który dosta talent zota i zakopa je w ziemi?

- Bajarzu, jeste dzi po uszy peen mdroci.

- Wylewa si ze mnie. To moja najgorsza wada: e rozpryskuj mdro na ludzi. Na szczcie szybko wysycha i nie zostawia plam.

Alvin skrzywi si.

- Bajarzu, nie jestem jeszcze gotów do opuszczenia domu.

- Moe ludzie powinni odchodzi z domu, zanim s gotowi. Inaczej nigdy gotowi nie bd.

- Czy to by paradoks, Bajarzu? Panna Larner uczya mnie o paradoksach.

- Jest dobr nauczycielk i wie o nich wszystko.

- Ja o paradoksach wiem tyle, e jeli nie wyrzuci si ich opat ze stajni, zaczyna mierdzie i jest peno much.

Bajarz rozemia si na to, Alvin mu zawtórowa i to by koniec powanej rozmowy. Tyle e caa sprawa pozostaa Alvinowi w pamici: Bajarz uwaa, e powinien odej z domu, a on nie mia pojcia, dokd miaby pój, gdyby odszed, i nie chcia przyzna si do poraki. To wane powody, by tu zosta. A najwaniejszy to ten, e by w domu. Poow dziecistwa spdzi z dala od rodziny i teraz z przyjemnoci zasiada codziennie za matczynym stoem. Z przyjemnoci patrzy na ojca w mynie, sucha jego gosu, gosów braci, gosów sióstr, gosów wesoych i kótliwych, pytajcych i informujcych, i gosu matki, ostrego i sodkiego gosu matki, a wszystkie okryway jego noce i dnie niby kocem, grzay go, mówiy: "Tu jeste bezpieczny, tu ci znaj, jestemy twoj rodzin, nie zwrócimy si przeciw tobie". Alvin nigdy w yciu nie sysza symfonii, zna melodie grane najwyej na dwóch skrzypeczkach i bando. Wiedzia jednak, e adna orkiestra nie stworzy muzyki pikniejszej ni gosy jego krewnych, wchodzcych i wychodzcych ze swych domów, stodó, z myna i sklepów w miecie, pasemek muzyki wicych go z tym miejscem. I chocia rozumia, e Bajarz ma racj i powinien std odej, nie potrafi si do tego zmusi.

Jak Calvinowi si to udao? Jak móg zostawi za sob t muzyk?

I wtedy nadszed list od panny Larner.

Przyniós go Simon, syn Measure'a; mia ju pi lat, wic móg biega do sklepu Armora-of-God po poczt. Potrafi te czyta, wic nie odda listu babci ani dziadkowi, ale przyszed do Alvina, obwieszczajc na cae gardo:

- To od kobiety! Nazywa si panna Larner i stawia pikne litery!

- Pikne litery - poprawi go Alvin.

Simon nie da si nabra.

- Wujku Alu, tylko ty tak mówisz. Czy ja gupi, eby da ci si zrobi w konia?

Alvin przeama piecz i rozoy list. Zna jej pismo z wielu godzin wicze, kiedy próbowa je naladowa, jeszcze w Hatrack River. Nie mia tak lekkiej rki, nie umia pisa tak adnie. Brakowao mu te elokwencji. Nie sowa byy jego darem, zwaszcza nie oficjalne, eleganckie sowa, jakich panna Larner - Peggy - uywaa w pimie.

Drogi Alvinie,

zbyt dugo pozostajesz w Vigor Kociele. Calvin stanowi dla Ciebie wielkie zagroenie, musisz wic odszuka brata i si z nim pogodzi. Jeli bdziesz czeka, a sam do Ciebie wróci, przyniesie z sob koniec Twego ycia.

Sysz niemal, jak odpowiadasz mi: "Ni ma strachu, nie boj si koca" (wiem, e wci mówisz "ni ma", eby mnie zdenerwowa). Odejd lub zosta, wybór naley do Ciebie. Ale powiem Ci jedno: albo odejdziesz teraz z wolnej woli, albo niedugo odejdziesz i tak, ale nie Ty o tym zdecydujesz. Jeste kowalskim czeladnikiem - musisz ruszy w drog.

Moe w twych podróach spotkamy si gdzie. Byabym zadowolona, mogc Ci znowu zobaczy.

Szczerze oddana Peggy

Alvin nie mia pojcia, jak rozumie ten list. Najpierw Peggy strofuje go jak uczniaka. Potem artuje sobie, e wci pewnie mówi "ni ma". Potem waciwie prosi, eby j odnalaz, ale tak lodowato, e zmrozia go do koci: "Byabym zadowolona, mogc Ci znowu zobaczy". Dobre sobie! Za kogo ona si uwaa, za królow? W dodatku podpisaa list "szczerze oddana", jakby bya kim obcym, nie kobiet, któr pokocha i która powiedziaa mu kiedy, e te go kocha. Jak gr prowadzi ta osoba widzca przyszo? Do czego próbuje go przekona? To jasne, e chodzi o co wicej, ni napisaa w licie. Uwaa si za mdr, bo wicej od innych wie o przyszoci. Ale przecie popenia bdy jak kady. Nie chcia, eby mu mówia, co zrobi; wolaby, eby powiedziaa, co wie, i pozwolia samemu decydowa.

Jedno byo pewne: nie zamierza rzuca wszystkiego i rusza na poszukiwanie Calvina. Ona z pewnoci dobrze wiedziaa, gdzie teraz przebywa, ale nie zadaa sobie trudu, eby to zdradzi. Co chciaa przez to osign? Po co kazaa mu szuka, jeli moga mu napisa w licie nie gdzie Calvin jest w tej chwili, ale gdzie bdzie, kiedy Alvin go dogoni. Tylko gupiec próbuje piechot poda za dzikimi gmi.

Wiem, e musz kiedy std odej, myla. Ale nie odejd tylko po to, eby ciga Calvina. I nie odejd tylko dlatego, e kobieta, któr prawie polubiem, przysaa mi przemdrzay list, w którym nawet nie napomkna, e cigle mnie kocha, jeli w ogóle kiedy kochaa. Skoro Peggy jest pewna, e i tak niedugo std odejd, równie dobrze mog poczeka i sprawdzi, co takiego zmusi mnie do odejcia.

Rozdzia 5 - Zwrot

Ameryka okazaa si dla Calvina za maa. Teraz mia ju pewno. Wszystko tu byo za nowe. Moce ziemi wymagaj czasu, by dojrze. Czerwoni znali t ziemi, ale odeszli. Biali i Czarni, którzy zamieszkiwali j obecnie, mieli tylko sab moc: talenty, heksy, uroki i sny. Niczego podobnego do tej pradawnej muzyki, o której opowiada Alvin - do zielonej pieni yjcej puszczy. Poza tym Czerwoni odeszli, wic cokolwiek potrafili, musiao by sabe. Poraka dowodzia tego wyranie.

Zanim jeszcze Calvin zrozumia, dokd zmierza, jego stopy wiedziay: czasem nieco na pónoc, czasem nieco na poudnie, ale stale na wschód. Z pocztku myla, e idzie tylko do Dekane, ale kiedy tam dotar, popracowa dzie czy dwa, eby zarobi par miedziaków i napeni brzuch chlebem, a potem znów ruszy przez góry, wzdu nowej drogi elaznej do Irrakwa, gdzie móg pogardliwie spoglda na ludzi czerwonych ciaem, ale biaych w odzieniu, mowie i duszy. Znowu praca, znowu zarobek, znowu tu i tam wiczenia w Stwarzaniu. Same drobiazgi, poniewa nie omiela si otwarcie korzysta ze swego talentu w miejscach, gdzie ludzie by to zauwayli i zaczli o nim opowiada. Wywiadcza zwyke drobne przysugi domostwom, gdzie dobrze go potraktowano, na przykad wygania myszy i karaluchy. A czasem wyrównywa rachunki z tymi, którzy go odpdzili: posya szczura, eby zdech w studni, albo powodowa przeciek w dachu akurat nad beczk mki. To byo trudne; musia skoni drewno, by spczniao, a potem si skurczyo.

Ale umia pracowa z wod; woda poddawaa si jego woli lepiej ni inne ywioy.

Okazao si, e nie do Irrakwa niosy go stopy. Pracujc przemierzy cay stan i dotar do Nowych Niderlandów, gdzie wszyscy farmerzy mówili po holendersku, a potem wzdu rzeki Hudson do Nowego Amsterdamu.

Kiedy znalaz si w wielkim miecie na samym kracu wyspy Manhattan, pomyla, e tego wanie szuka. Najwiksze miasto w caym USA i ju prawie nie holenderskie. Wszyscy w interesach rozmawiali po angielsku, a zanim Calvin przesta si nimi przejmowa, naliczy jeszcze z tuzin jzyków, nie wspominajc nawet o dziwnych akcentach angielskiego z takich miejsc jak York, Glasgow czy Monmouth. Z pewnoci tutaj zgromadzia si caa mdro wiata. Z pewnoci znajdzie tu nauczycieli.

Dlatego postanowi zosta na troch. Poszed do college'u w gbi wyspy, ale zamiast wadzy i mocy chcieli go tam uczy rónych intelektualnych gupstw, wic Calvin szybko doszed do wniosku, e aden z tych zarozumiaych profesorów i tak nie zna si na niczym poytecznym. Traktowali go jak wariata. Jeden staruch z bia kozi bródk przez pó godziny go namawia, eby Calvin pozwoli mu studiowa siebie, niczym jaki dziwny okaz chrzszcza. Calvin wytrzyma te pó godziny, eby zdy poluzowa szycia wszystkich ksiek na pókach starucha. Niech si zastanawia nad jego szalestwem, kiedy kartki kadego wyjtego tomu rozsypi mu si po pododze.

Profesorowie nie byli wiele warci, ale i ulica okazaa si nie lepsza. Owszem, sysza o mdrcach, magach i innych takich. Cyganie opowiadali o kim, kto rzuca kltwy. Irlandczycy wiedzieli o kapanie, który umia robi niezwyke rzeczy. Francuzi i Hiszpanie syszeli o czarownicach, witych dziecitkach i tym podobnych. Jeden Portugalczyk wspomina woln czarn kobiet, która potrafia krocze wroga uczyni gadkim i czystym jak pacha - podobno tak wanie zyskaa wolno: zrobia to pierworodnemu synowi swego pana i zagrozia, e zrobi take jemu. Ale kada z tych osób jako znikaa. Dowiadywa si o kim, kto zna mdrca, trafia do tego czowieka i okazywao si, e on zna tylko kogo innego, kto zna mdrca. I tak dalej, i tak dalej, jakby konstabl szuka noc uciekiniera, który umyka wród zauków.

Tymczasem jednak Calvin nauczy si ycia w miecie i polubi je. Podobao mu si, e moe znikn w biay dzie: nikt go tam nie zna. Nikt niczego od niego nie oczekiwa. Czowiek by tym, co nosi na sobie. Kiedy tu przyby, ubrany jak wsiowy prostak, ludzie spodziewali si, e bdzie gupi i niezgrabny... i do licha, by taki. Po kilku dniach zrozumia, e ubranie go zdradza, wic kupi uywan miejsk odzie. Ludzie zaczli z nim rozmawia. Nauczy si te zmienia troch wymow, mówi szybciej, nie zacigajc. Pozbywa si wiejskiego akcentu. Wiedzia, e zdradza go kade wypowiedziane sowo, ale radzi sobie coraz lepiej. Ludzie nie prosili ju, eby powtórzy, co mówi przed chwil. A pod koniec tygodnia nikt by go nie odróni od innych imigrantów. Lepiej by nie mogo: nikt przecie nie pochodzi z Nowego Amsterdamu. Moe z wyjtkiem paru starych holenderskich ziemian, ukrytych w swoich rezydencjach w gbi wyspy.

Nie znalaz w miecie mdroci, tylko plotki o niej. Ale czego waciwie si spodziewa? Kto, kto naprawd pozna moce starego wiata, nie wsiadby przecie na marn ajb i nie poeglowa na zachód, ryzykujc zdrowie i ycie, eby zamieszka w jakim mietniku w Nowym Amsterdamie. Nie, ludzie z Europy, którzy opanowali moc, wci byli w Europie - bo oni tam rzdzili, wic nie mieli powodów do wyjazdu.

A kto jest najpotniejszy ze wszystkich? Oczywicie ten, którego zwycistwa wypdziy tych ludzi o kilkunastu jzykach a na amerykaskie brzegi. Ten, który przegna z Francji arystokratów, podbi Hiszpani, wite Imperium Rzymskie, Wochy i Austri, a potem nie wiadomo czemu zatrzyma si na granicach Rosji i na kanale La Manche, po czym zaproponowa pokój. Ten, kto trzyma teraz kontynent elazn rk, ale - podobno - z czuym sercem, tak e nikt we Woszech, Austrii czy innych krajach, waciwie nigdzie, nie pragn powrotu dawnych wadców. Ten czowiek opanowa moc. Od tego czowieka móg si Calvin nauczy wszystkiego, czego chcia si dowiedzie.

Jedyny kopot polega na tym, e czowiek tak potny na pewno nie zechce rozmawia z biednym chopakiem z farmy w Wobbish. I jak ten biedny chopak z farmy w ogóle zdoa przepyn ocean? Gdyby tylko Alvin zechcia go nauczy, jak zmienia elazo w zoto... Tak, to by si przydao.

Calvin wyobrazi sobie ca lokomotyw parow zmienion w czyste zoto. Rozpali pod kotem, to si roztopi - ale roztopi si w kaue zota. Wystarczy zanurzy chochl i odlewa, a miaby na przejazd do Francji, i to nie w adowni. Rejs pierwsz klas, a w Paryu najlepszy hotel. I jeszcze eleganckie ubranie. Gdyby wszed tak do amerykaskiej ambasady w Paryu, lokaje kanialiby si nisko, szurali nogami i zaprowadzili Calvina prosto do ambasadora, ambasador za prosto do paacu cesarza, gdzie by go przedstawi samemu Napoleonowi. Napoleon by zapyta: "Dlaczego mam z tob rozmawia, ze zwykym obywatelem niewanego pastewka w dzikich krainach na zachodzie?" A Calvin wyjby z kieszeni trzy garcie zota, wcisn Napoleonowi w rce i powiedzia: "H jeszcze ci trzeba, sir? Potrafi zrobi wicej". A Napoleon na to: "Mog kupowa zoto za wszystkie podatki Europy. Po co mi ta ndzna garstka?" Wtedy Calvin: "Teraz masz wicej, ni miae przed chwil. Spójrz, sir, na swoje guziki". Napoleon spojrzaby na mosine guziki paszcza i zobaczy, e te s ze zota. I by powiedzia: "Czego ode mnie dasz, sir?" Tak jest, nazwaby Calvina "sir", a Calvin by odpar: "Pragn tylko, by mnie nauczy mocy".

Tyle e gdyby Calvin umia zmienia elazo czy mosidz w zoto, nie potrzebowaby pomocy od Napoleona Bonaparte, cesarza wiata czy jaki tam bezsensowny tytu nada sobie przy ostatnim wicie. To byo kolejne bdne koo z tych, na które cigle ostatnio trafia. Gdyby potrafi zwróci na siebie uwag Napoleona, to pomoc Napoleona nie byaby mu potrzebna. A e potrzebowa Napoleona, nie mia adnej szansy, by który z dworzan dopuci go do cesarza.

Calvin nie by gupi. Nie by prostakiem, niewane, co o nim myleli ludzie z miasta. Wiedzia, e ludzie potni nie urzdzaj sobie pogaduszek z byle kim.

Ale przecie mam jak moc, myla. Mam jak moc i potrafi utorowa sobie drog, kiedy ju przepyn staw. Ludzie wykwintni nazywaj Ocean Atlantycki stawem. Kiedy przepyn staw. Moe bd musia nauczy si francuskiego, chocia podobno Napoleon mówi po angielsku - zostao mu to z czasów, kiedy suy jako genera w Kanadzie. Tak czy inaczej, dostan si do niego, a on przyjmie mnie na ucznia. Nie takiego, który obejmie po nim cesarstwo, ale takiego, który spróbuje dokona tego samego w Ameryce: zebra Kolonie Korony, Now Angli i Stany Zjednoczone pod jednym sztandarem. I jeszcze Kanad. I Floryd. A potem moe warto bdzie spojrze poza Mizzipy i przekona si, czy stary Tenska-Tawa potrafi zatrzyma Stwórc, który postanowi wkroczy i podbi kraj Czerwonych.

Marzenia... Gupie marzenia chopaka, który sypia w taniej noclegowni i apie si byle jakich zaj, eby zarobi par centów dziennie. Calvin wiedzia o tym, ale wiedzia te, e jeli takiego talentu jak swój nie potrafi zamieni na pienidze, to nie zasuguje na nic lepszego ni twarde óko, marne jedzenie i cika praca.

Osign przynajmniej jedno: ludzie na ulicy przyzwyczaili si ju do faktu, e Calvin czego szuka. I wreszcie stara kobieta, od której kupowa jabka - daa mu jabko pierwszego dnia w miecie, kiedy nie mia pienidzy, bo sama pochodzia ze wsi, jak wyjania; od tego dnia nie znalaza w swoich owocach ani jednego robaka czy muchy - powiedziaa:

- Chyba rozmawiae ju z Zakrwawionym? On zna si na rónych rzeczach.

- Zakrwawionym?

- No wiesz, tym, co opowiada straszne historie, a kiedy nikogo nie spotka, komu by móg opowiedzie, to rce spywaj mu krwi. Wszyscy znaj Zakrwawionego. Przyby tutaj, bo ciy na nim kltwa. Codziennie musi znale kogo nowego i powtórzy mu swoj histori, a gdzie indziej mógby mie cigle nowych ludzi?

Oczywicie, Calvin dobrze wiedzia, o kim mówi staruszka.

- Harrison jest tutaj?

- Znasz go?

- Wiem o nim. Nazywa si... nazywa siebie gubernatorem Wobbish. Przez jaki czas. Wyrn ludzi Tenska-Tawy nad Chybotliwym Kanoe.

- To ten sam. Straszna historia. Bogu dziki, e tylko raz musiaam jej wysucha. Ale jest jaka moc w tym, e krew mu pynie z rk. Rozumiesz, to przecie dziwne, prawda? O rónych tu si syszy, ale czowiek nigdy nie widzi, eby co rzeczywicie robili. Ale krew widzisz. To pewno moc.

- Pewno tak. - I zaraz si poprawi: - Myl, e tak.

- Równie dobrze moesz powiedzie: "Przypuszczam, e to prawda", jak ju chcesz tak fikunie mówi.

- Nie chc mówi po wiejsku i tyle.

- To lepiej si naucz po francusku. Wszyscy bogaci tak mówi. Jestemy w holenderskim miecie, gdzie ludzie rozmawiaj po angielsku, a ci chodz do swoich eleganckich restauracji i zamawiaj jedzenie po francusku! A co Francuzi maj do Nowego Amsterdamu? Chcesz je po francusku, to jed do Kanady, zawsze to powtarzam.

Sucha jej przemowy, dopóki nie zdoa si uwolni - to znaczy, dopóki nie znalaz si klient - po czym wyruszy na poszukiwanie Harrisona. Biaego Mordercy. Oczywicie wiedzia o cicej na nim kltwie, z opowieci wasnego ojca i ssiadów. Czasem wyobraa sobie, jak Harrison wdruje po wiejskich drogach, od miasteczka do miasteczka, a ludzie przepdzaj go, zanim wejdzie i rozpocznie swoj straszn opowie. Nie przyszo mu do gowy, e Harrison trafi do miasta, chocia - jeli si nad tym zastanowi - rzecz bya rozsdna. Zakrwawiony...

Znalaz go w zauku za restauracj, której zarzdca karmi go co wieczór, poniewa nie chcia, eby zaczepia goci.

- To surowa kara - wyjani ów zarzdca. - W Kilkenny miaem gospodarza, który wierzy w tak sprawiedliwo. "W pokut, która trwa wiecznie. Niezmywalna haba. Uwaam, e to ze. Nie interesuje mnie, co zrobi ten czowiek. Niech ten wród was, który jest bez grzechu... i tak dalej. Dlatego daj mu je, ale za restauracj, by nie psu interesu.

- askawy z was czowiek - mrukn Calvin.

- A ty masz niewyparzon gb, chopcze. Istotnie, jestem askawy i mam otwarty umys na dodatek, a to, e znam swoje zalety i ich nie ukrywam, wcale temu nie przeczy. Wic moesz powstrzyma docinki i opuci mój lokal, jeeli zamierzasz je moje jedzenie, a potem mnie osdza.

- Nie jadem waszego jedzenia.

- Ale zjesz - odpar zarzdca. - Bo, jak rzekem, jestem askawy, a ty mi wygldasz na godnego. Id do kuchni i powiedz kucharzowi, eby da co dla ciebie i co dla Zakrwawionego na tyach. Jeli przyniesiesz mu jedzenie, na pewno z tob porozmawia. I opowie ci swoj histori.

- Znam jego histori.

- Wszyscy mog zna jak histori, ale ona nigdy nie jest taka sama. A teraz odejd od moich drzwi, wygldasz jak szczur uliczny.

Calvin uwiadomi sobie, e owszem, kupi uywan odzie, by si wtopi w tum, ale w tum na ulicy, nie w eleganckie towarzystwo. Musi co z tym zrobi, zanim wyjedzie do Parya. Musi si zmieni, jeli ju nie w dentelmena, to przynajmniej w kupca. Nie ulicznego szczura.

Nie lubi ludzi, którzy uwaali si za askawych, ale rzeczywicie jedzenie w kuchni byo smaczne. Nie dosta adnych resztek ani odpadków, lecz solidny, obfity posiek. Jak restauracja moga nie zbankrutowa, skoro zarzdca jest tak askawy dla biedaków? Na pewno oszukuje waciciela. Sta go na askawo, bo nie sam za ni paci. Wikszo cnót na tym wanie polega. Ludzie chlubi si nimi, ale kiedy cnota staje si zbyt kosztowna lub niewygodna, a dziw, jak szybko ustpuje przed potrzebami dnia codziennego.

Zrewanowa si zarzdcy, usun myszy i karaluchy z kuchni.

W zauku Zakrwawiony sczy wino z butelki. Zobaczy Calvina i obliza si. Calvin parskn miechem.

- Syszaem, e lubisz opowiada.

- Wci przysyaj tu takich chopaczków jak ty. Dla artu?

- Nikt si nie mieje. Znam twoj histori, prawie ca. Sam chciaem si z tob spotka.

Harrison poda mu butelk.

- To najlepsze tutaj - wyjani. - Poza tym, e mnie nie wyganiaj. Kiedy kto zamawia butelk wina i jej nie skoczy, zarzdca nie nalewa z niej ju nikomu. Wic trafia do mojego zauka.

- Zaskakujce, e nie ma tu setki innych wygodniaych pijaków.

Harrison zamia si gono.

- Kiedy byli. Ale mieli do suchania mojej opowieci, wic teraz mam ten zauek tylko dla siebie. Tak lubi.

Calvin rozpozna kamstwo w jego gosie. Wcale tak nie lubi. Pragn towarzystwa.

- Moesz opowiada. Przy jedzeniu, jeli wolisz.

Harrison zacz je i Calvin dostrzeg lady dawnych manier. Ten czowiek by kiedy dobrze wychowany.

Jedzc, opowiedzia mu wszystko. Niczego nie ukrywa: jak wynaj Czerwonych zza Hio, eby porwali dwóch biaych chopców; chcia zrzuci win na Tenska-Taw, tak zwanego Czerwonego Proroka. Tyle e chopców uratowa brat Czerwonego Proroka, Ta-Kumsaw. Co zreszt nie miao znaczenia, bo Harrison i tak wykorzysta porwanie, eby podburzy biaych farmerów w pónocnej czci Wobbish, mieszkajcych najbliej wioski Czerwonego Proroka nad Chybotliwym Kanoe. Dziki temu Harrison zyska armi, zdoln zniszczy Prorocze Miasto. I wtedy, w ostatniej chwili, pojawia si jeden z porwanych chopców. W tej sytuacji Harrison nie ma innego wyjcia i kae go zabi; wydaje si, e wszystko idzie jak po male. Czerwoni stoj bez ruchu i pozwalaj, eby ogie z muszkietów i kartacze kosiy ich jak zboe, a dziewiciu z dziesiciu nie yje, a caa ka jest czerwona od krwi spywajcej do Chybotliwego Kanoe; ale to okazuje si za trudne dla tych biaych mczyzn - nazywali siebie mczyznami - bo przestaj strzela, zanim skoczyli robot, i wtedy pojawia si ten chopak, który powinien nie y, a nawet nie jest ranny, i opowiada o wszystkim. Czerwony Prorok rzuca na nich kltw, najgorsz za na Harrisona, który musi teraz codziennie opowiedzie o tym komu nowemu...

- le to opowiadasz - stwierdzi Calvin.

Harrison rzuci mu gniewne spojrzenie.

- Mylisz, e po tylu latach nie wiem, jak mam opowiada? Jak tylko spróbuj co zmieni, rce mam cae we krwi i moesz mi wierzy, e le to wyglda. Jakbym wsadzi je po okcie w trupa. Ludzie wymiotuj na mój widok.

- Takie opowiadanie doprowadzio ci tutaj, gdzie jesz, co ci dadz z litoci, i pijesz resztki wina.

- Kim ty jeste? - zdziwi si Harrison.

- Chopak, którego kazae zabi, to mój brat Measure - wyjani Calvin. - Ten drugi, porwany razem z nim, to mój brat Alvin.

- I przyszede mia si ze mnie?

- Wygldam, jakbym si mia? Nie, odszedem z domu, bo miaem dosy tego, e s tacy prawi, wszystko wiedz najlepiej i nikogo innego nie szanuj.

Harrison mrugn do niego.

- Nigdy nie lubiem takich ludzi.

- Chcesz wiedzie, jak powiniene to opowiada?

- Sucham.

- Czerwoni prowadzili wojn z Biaymi. Nie korzystali z ziemi, ale nie chcieli pozwoli jej uywa biaym farmerom. Zwyczajnie nie potrafili si podzieli, chocia mieli do miejsca. Tenska-Tawa twierdzi, e nawouje do pokoju, ale naprawd zbiera razem te tysice Czerwonych, eby stworzy armi dla Ta-Kumsawa. Musiae co zrobi, eby wzburzy Biaych i skoczy z tym zagroeniem. Dlatego owszem, polecie porwa tych dwóch chopców, ale nikomu nie kazae nikogo zabija...

- Jeli to powiem, krew od razu trynie mi z rk...

- Na pewno przemylae sobie ju wszystkie moliwe sposoby, ale wysuchaj mnie.

- Mów dalej.

- Nikomu nie kazae nikogo zabija. To zwyke kamstwa, jakie opowiadaj o tobie wrogowie. Kamstwa pochodzce od Alvina Millera juniora, który teraz nazywa siebie Alvinem Smithem. W kocu to przecie on by Maym Renegado, biaym chopcem, który przez rok chodzi wszdzie z Ta-Kumsawem. By jego przyjacielem... uyjmy tu sowa "przyjaciel", bo jestemy w przyzwoitym towarzystwie... wic musia przecie nakama o tobie. To bitwa nad Chybotliwym Kanoe utrcia plany Ta-Kumsawa. Gdyby nie uderzy wtedy i tam, Ta-Kumsaw zwyciyby póniej pod Fort Detroit, przepdziby cay cywilizowany lud z terenów na zachód od Appalachów, a armie Czerwonych napadayby na miasta na wschodzie i raboway... Ale dziki tobie i twojej odwadze nad Chybotliwym Kanoe Czerwoni musieli si wycofa na zachód od Mizzipy. Otworzye zachodnie ziemie dla bezpiecznej kolonizacji.

- Zanim to powiem, krew bdzie pyn mi z rk strumieniem.

- Co z tego? Podniesiesz je i powiesz: "Patrzcie, co zrobi ten czerwony czarownik Tenska-Tawa, eby mnie ukara. Pokry mi rce krwi. Ale chtnie pac t cen. Krew na moich rkach jest fundamentem, na którym Biali buduj cywilizacj a do brzegów Mizzipy. Krew na moich rkach pozwala ludziom na wschodzie spa spokojnie, nie mylc o Czerwonych, którzy napadaj, gwac i zabijaj, jak zawsze czynili dzicy".

- Kade twoje sowo to najwiksza bzdura na wiecie, mój chopcze - zachichota Harrison. - Mam nadziej, e zdajesz sobie z tego spraw.

- Sam zdecyduj, czy pozwolisz Tenska-Tawie zwyciy.

- Dlaczego mi to mówisz? Co ci z tego przyjdzie?

- Sam nie wiem. Szukaem ci, bo mylaem, e wiesz co o mocy, ale kiedy usyszaem, e opowiadasz t swoj historyjk sabeusza, zrozumiaem, e prawdziwy mczyzna niczego si od ciebie nie nauczy. Waciwie to sam wiedziaem wicej ni ty. A e chciaem ci prosi, by si podzieli wiedz, uznaem, e uczciwie bdzie zrobi to samo.

- Jake mio z twojej strony. - Trudno byo nie zauway sarkazmu w gosie Harrisona.

- Wcale nie. Ja tylko wyobraziem sobie min mojego brata Alvina, kiedy powiesz wszystkim, e to on by Maym Renegado. Powiedz, a nikt mu nie uwierzy, kiedy bdzie wiadczy przeciw tobie. Sam bdzie musia si ukrywa. Pamitasz przecie, jakie straszne rzeczy powtarzali ludzie o Maym Renegado. Podobno by najbardziej okrutny ze wszystkich Czerwonych. Zabija i torturowa tak, e nawet Shaw-Nee rzygali.

- Pamitam te bajki.

- Poka swoje zakrwawione rce, przyjacielu, i powiedz, e znacz to, co chcesz, by znaczyy.

Harrison pokrci gow.

- Nie mog y z t krwi.

- Wic jednak masz sumienie, co?

Harrison parskn miechem.

- Krew cieka mi do jedzenia. I brudzi ubranie. Ludzie dostaj mdoci.

- Na twoim miejscu jadbym w rkawiczkach i ubiera si ciemno.

Harrison skoczy je. Calvin take.

- Czyli chcesz, ebym to zrobi, aby zrani twojego brata.

- Nie zrani. Chc, eby si nie wtrca i siedzia cicho. Przez ile to ju? Osiem lat yem jak pies. Teraz jego kolej.

- Nie ma powrotu. Jeli raz skami, bd mia rce we krwi a do dnia mojej mierci.

Calvin wzruszy ramionami.

- Harrison, jeste kamc i morderc, ale wadz kochasz bardziej ni ycie. Na nieszczcie jeste saby jak siki, jeli idzie o jej zdobywanie i utrzymywanie. Ta-Kumsaw, Alvin i Tenska-Tawa ograli ci jak szczeniaka. Radz ci, jak odwróci to, co ci zrobili. Jak si wyzwoli. Ale nic mnie nie obchodzi, czy skorzystasz z tej rady, czy nie.

Wsta.

Harrison uniós si lekko i chwyci go za nogawk.

- Kto mi mówi, e ten Alvin jest Stwórc. e ma prawdziw moc.

- Wcale nie ma - zaprzeczy Calvin. - Nie masz si o co martwi. Poniewa, przyjacielu, moe tej swojej mocy uywa tylko dla dobra, nigdy po to, eby kogo skrzywdzi.

- Nawet mnie?

- Moe dla ciebie zrobi wyjtek - umiechn si zoliwie Calvin. - Ja bym zrobi.

Harrison puci jego nogawk.

- Nie patrz tak na mnie, ty szczurze.

- Niby jak?

- Jakbym by mieciem. Nie próbuj mnie osdza.

- Dlaczego? Moesz mi poda cho jeden powód?

- Poniewa cho wiele zego w yciu zrobiem, mój chopcze, nigdy nie zdradziem brata.

Teraz Calvin spojrza w twarz pen wzgardy. Splun Harrisonowi pod nogi.

- ryj gówno i zdychaj - rzuci.

- Czy to przeklestwo? - zapyta drwico Harrison, gdy Calvin ju odchodzi. - Czy tylko przyjazne ostrzeenie?

Calvin nie odpowiedzia. Myla ju o innych sprawach. Na przykad o tym, jak zdoby pienidze na podró przez Atlantyk. Pierwsz klas. Musi popyn pierwsz klas. Moe wystarczy skorzysta z talentu i sprawi, eby pienidze wypady z torby jakiego kupca nioscego utarg do banku? Gdyby odpowiednio to zaatwi, nikt by nie zauway. Nie zapaliby go. Zreszt nawet gdyby kto widzia, jak monety si sypi, a on je zbiera, mogliby mu zarzuci tylko podniesienie zgubionych pienidzy, bo przecie torby nie tknie nawet palcem. Prosta rzecz. Tak prosta, a dziwne, e Alvin nigdy tego nie zrobi. Rodzinie przydaaby si gotówka - przeyli kilka trudnych lat. Ale Alvin by samolubny i myla tylko o sobie i o tym swoim gupim planie nauczenia Stwarzania ludzi, którzy nie maj do tego talentu.

Rejs pierwsz klas do Anglii, a potem przez kana do Francji. Nowe ubrania. Niewiele trzeba, eby zdoby na to pienidze. W Nowym Amsterdamie duo pienidzy przechodzi z rk do rk, wic niech cz z nich upadnie na bruk wprost pod nogi Calvina. Bóg da mu moc, a to znaczyo, e wol bo jest, by to uczyni.

Ale byaby zabawa, gdyby Harrison naprawd posucha jego rady.

ROZDZIA 6 - PRAWDZIWA MIO

Amy Sump nie przejmowaa si, co mówiy jej przyjacióki ani ktokolwiek inny. To, co czua do Alvina Stwórcy, byo mioci. Prawdziw mioci. Szczer, gbok, niezmienn, która wytrzyma prób czasu.

Gdyby tylko otwarcie darzy j uwag, tak eby inni te widzieli. Zamiast tego rzuca jej tylko spojrzenia, od których drao serce. Czasami martwia si, e to tylko jego Stwórczo, jego talent czy co tam jeszcze. Mylaa, e moe siga w gb jej piersi, dotyka serca i budzi dreszcz w caym ciele. Ale nie, Stwórcy nie robili takich rzeczy. Moe on nawet nie wiedzia, e go kocha. Moe spoglda w nadziei, e dostrzee jaki znak mioci. Dlatego nie staraa si duej ukrywa dziewiczych rumieców, kiedy serce bio jej szybko, a ar oblewa twarz. Niech widzi, jak jego wzrok zmienia j w drc mas oddanej zachwyconoci.

Jake pragna chodzi na te lekcje, kiedy Alvin pracowa z dziesicioma lub wicej dorosymi i tumaczy im, jak Stwórca powinien patrze na wiat. Caymi godzinami z uwielbieniem suchaaby jego gosu. A potem odkryaby w sobie prawdziwy talent i oboje z ukochanym Alvinem radowaliby si, e i ona jest Stwórczyni, o czym nikt dotd nie wiedzia. We dwoje potrafiliby przebudowa wiat i przepdzi niedobrego, wstrtnego Niszczyciela. Potem mieliby ze dwanacioro dzieci, wszystkie podwójnie byyby Stwórcami, a mio Alvina i Amy Stwórców opiewano by w pieniach przez dugie pokolenia na caym wiecie, a przynajmniej w caej Ameryce, co dla Amy i tak na jedno wychodzio.

Ale rodzice nie chcieli jej puci.

"Jak Alvin mógby si skupi na nauczaniu, gdyby przez cay czas robia do niego cielce oczy?" - mówia jej matka, stara wiedma bez serca. Chocia nie tak okrutna jak ojciec, który powtarza: "Opanuj si troch, dziewczyno! Bo ka ci chodzi w woalce, eby nie robia nam wstydu publicznie. Woalka, rozumiesz?" Doskonale rozumiaa tego okropnego czowieka. Zna si tylko na tych swoich korbach, kókach, rurach i kablach. Zna si na pompach i maszynach, ale nie mia pojcia o tajemnicach ludzkiego serca. "Serce samo jest pomp, moja droga" - powiedzia kiedy, dowodzc, e jest gbokim, cakowitym, niemoliwym, wiecznym, otchannym ignorantem, maszyn, nie czowiekiem, e nie przyjmuje nic z natury wszechwiata. Jej ukochany Alvin rozumia, e wszystkie rzeczy s ywe i czuj... wszystkie oprócz okropnych maszyn jej ojca, poruszajcych si niczym oywione trupy. Parowy tartak! Uycie ognia i wody do cicia drewna! To to obraza Pana naszego! Kiedy Alvin si z ni oeni, namówi go, eby powstrzyma ojca od budowy tych maszyn, które tylko rycz, sycz, stukaj i wydzielaj ar jak z pieka. Alvin przeniesie j do cudownej lenej krainy, gdzie ptaszki s przyjaciómi, a owady nie ksaj; bd si tam kpa w jeziorkach krystalicznej wody i on podpynie do niej naprawd, nie tylko w marzeniach, obejmie j, a ich ciaa dotkn si pod wod, spotkaj, pocz i...

- Ale bzdury! - owiadczya jej przyjacióka Ramona.

Amy si rozzocia. Kim niby jest Ramona, eby decydowa, co jest, a co nie jest prawd? Czy Amy nikomu ju nie moe opowiedzie o swoich marzeniach, nie tumaczc stale, e to tylko sen, ale mogc udawa, e to prawda? Przecie pamita wszystko tak wyranie... nie, o wiele wyraniej ni cokolwiek, co zdarzyo si jej w yciu.

- Tak byo. W wietle ksiyca.

- Kiedy? - spytaa Ramona gosem ociekajcym wrcz pogard.

- Trzy noce temu. Kiedy Alvin powiedzia, e idzie do lasu, bo chce by sam. Szed wtedy na spotkanie ze mn.

- A gdzie jest to jeziorko krystalicznej wody? W okolicy takiego nie ma, same rzeczki i strumyki, a wiesz przecie, e Alvin nigdy nie wchodzi do Hatrack, eby popywa.

- Czy ty nic nie rozumiesz? - spytaa Amy, próbujc tonem wyszoci dorówna swej najlepszej przyjacióce. - Nie syszaa o zielonej pieni? e Alvin nauczy si od Czerwonych biec przez las jak wiatr, bezgonie i nie zginajc nawet gazki? Potrafi biec tak sto mil na godzin, szybciej ni pocig na szynach. Tu blisko nie byo adnego jeziorka; leao tak daleko, e z Vigor Kocioa na dobrym koniu trzeba by tam jecha trzy dni.

- Teraz ju wiem, e zmylasz.

- Moe to robi codziennie!

- On moe, ale ty nie. Wrzeszczysz, kiedy zaczepisz o pajczyn, ty ole.

- Nie jestem osem, jestem najlepsz uczennic w szkole, gdzie ty jeste osem - odpara jednym tchem Amy. Czsto powtarzay sobie ten arcik. - Trzymaam Alvina za rk, a on mnie prowadzi. Kiedy si zmczyam, wzi mnie w swe silne kowalskie ramiona i poniós dalej.

- A potem pewnie zdj cae ubranie i ty zdja swoje, jakbycie byli par asic czy czego...

- Pimaków. Wyder. Istot wodnych. To nie bya nago, to bya naturalno, swobodno dwóch pokrewnych dusz nie majcych przed sob tajemnic.

- Ale piknowato - mrukna Ramona. - Podejrzewam, e tak naprawd bya tam niesmaczno i odraajco, kiedy tak podszed i obejmowa ci w tej penej, cakowitej nieubranoci.

Amy wiedziaa, e Ramona sobie z niej artuje, ale nie miaa pojcia, dlaczego wymylanie takich sów jak "odraajco" doprowadza t idiotk do wybuchów miechu; niewiele brakowao, by spada z gazi, na której obie siedziay.

- Nie umiesz doceni pikna.

- A ty nie doceniasz prawdy - odpara Ramona. - Czy moe powinnam powiedzie "prawdziwoci"?

- Nazywasz mnie kamczuch? - Amy pchna j lekko.

- Przesta! - wrzasna Ramona. - To nieuczciwe! Siedz dalej od ciebie na tej gazi i nie mam si czego zapa!

Amy pchna znowu, Ramona zakoysaa si i chwycia konar, a jej oczy robiy si coraz bardziej okrge.

- Przesta, ty kamczucho! - krzykna. - Bo opowiem, jakie kamstwa wygadujesz!

- To nie kamstwa - stwierdzia Amy z godnoci. - Pamitam wszystko tak wyranie, jak... jak wiato soca nad zielonym polem kukurydzy.

- Wyranie jak chrzkanie wi w chlewie mojego ojca - rzeka Ramona równie rozmarzonym gosem.

- Oczywicie, prawdziwa mio przekracza zdolno twojej wyobrani.

- Owszem, moja wyobraliwo jest osobowoci saboci.

- Uosobieniem, nie osobowoci.

- Och, gdybym to ja miaa twoj subtelno poprawnoci, twoj mdro...

- Przesta bez przerwy ociowa.

- Sama przesta.

- Ja tak nie mówi.

- Mówisz.

- Nie.

- Id je robaki - poradzia Ramona.

- W potrawce z mózgu - odparowaa Amy.

Kiedy powróciy ju do zwykych wesoych sprzeczek, pomiay si i przez jaki czas rozmawiay o innych sprawach.

I gdyby tak ju zostao, moe nic by si nie wydarzyo. Ale w drodze do domu, ju po zmierzchu, Ramona zatrzymaa si raz jeszcze.

- Amy, ale tak naprawd, przyjacióka przyjacióce, niech skonasz, jeli skamiesz, powiedz uczciwie, e naprawd, sowo dajesz, rzeczywicie, we wasnej osobie, nie pywaa goa z Alvinem Smithem...

- Alvinem Stwórc.

- Powiedz, e to by sen.

Niewiele brakowao, by Amy rozemiaa si i powiedziaa: "Oczywicie, e sen, ty guptasie".

Ale dostrzega co w szeroko otwartych oczach przyjacióki: zachwyt, e kto, kogo Ramona zna osobicie, móg popeni czyn tak grzeszny i cudowny. Amy nie chciaa, by ten podziw zmieni si w spojrzenie pene wyszoci i tryumfu. I dlatego powiedziaa co, czego nie powinna mówi:

- Chciaabym, eby to by sen. Naprawd bym chciaa, Ramono. Bo kiedy o tym myl, coraz bardziej za nim tskni i zastanawiam si, kiedy odway si porozmawia z moim ojcem, powiedzie mu, e chce mnie za on. Mczyzna, który co takiego zrobi z dziewczyn, musi przecie si z ni oeni, prawda?

Tak... Powiedziaa to. Najtajniejsze, najpikniejsze marzenie skrywane w gbi serca. Powiedziaa na gos.

- Musisz powiedzie tacie - stwierdzia Ramona. - Dopilnuje, eby Alvin si z tob oeni.

- Nie chc go zmusza. Takiego czowieka jak Alvin mona tylko zachci do maestwa, nie wepchn przemoc.

- Wszyscy myleli, e tylko robisz sodkie oczy do Alvina, a on nawet ci nie zauwaa. Ale jeli pywa z tob na golasa w jakim dalekim jeziorku, gdzie tylko on moe dotrze... wiesz, moim zdaniem to nie w porzdku. Naprawd nie w porzdku.

- Nie obchodzi mnie twoje zdanie - oznajmia Amy. - Tak by powinno, a jeeli komu powiesz, obetn ci wszystkie wosy, uplot z nich serwetk i spal.

Ramona wybuchna miechem.

- Upleciesz serwetk? A jak to ma moc?

- Szecioboczn serwetk - dodaa zowróbnie Amy.

- Caa si trzs. I to z moich wosów... Guptasie, nic ci z tego nie wyjdzie. Tylko czarne wiedmy robi takie rzeczy: ukadaj co z wosów, a potem pal albo co.

Jakby to by argument. Alvin zna magi Czerwonych; dlaczego Amy nie mogaby si nauczy magii Czarnych, kiedy jej Stwórczy talent wreszcie si objawi? Ale z Ramon nie warto byo si kóci. Ramona uwaaa, e na wszystkim si zna. Istny cud, e Amy w ogóle chciaa si z ni przyjani.

- Powiem - ostrzega Ramona. - Chyba e natychmiast przyznasz, e to kamstwo.

- Jeli powiesz, to ci zabij.

- Wic przyznaj, e to kamstwo.

zy stany Amy w oczach. To przecie wcale nie kamstwo; to sen. Prawdziwy sen o prawdziwej mioci, spywajcy ze cieek sekretnoci w sercach jej i Alvina. On ni ten sam sen w tej samej chwili, wiedziaa o tym, i czu przy sobie jej ciao, tak jak ona jego. To czynio sen prawdziwym. Jeli kobieta i mczyzna oboje pamitaj realno swoich cia, przytulonych do siebie, jak mona to nazwa inaczej ni prawdziwym przeyciem?

- Za bardzo kocham Alvina, eby kama w takich sprawach. Moesz mi uci jzyk, jeeli skamaam cho sowo.

Ramona jkna.

- Nie wierzyam ci a do teraz - przyznaa.

- Ale nie powiesz nikomu - przypomniaa Amy. Serce piewao jej pie zwycistwa: Ramona w kocu uwierzya. - Przysignij.

- Przysigam - powiedziaa Ramona.

- Poka palce! - zadaa Amy.

Ramona wycigna rce. Palce nie byy skrzyowane, ale przecie mogy by jeszcze przed chwil.

- Przysignij jeszcze raz, kiedy widz twoje rce.

- Przysigam. - Ramona przewrócia oczami.

- To nasza przepikna tajemnica - dodaa Amy, odwrócia si i ruszya dalej.

- Nasza i Alvina - mrukna Ramona, wyprostowaa skrzyowane w kostkach nogi i podya za ni.

ROZDZIA 7 - BILET NA STATEK

Calvin szybko zrozumia, e zdobycie tylu pienidzy, by wystarczyo na podró do Europy pierwsz klas, zajmie mu strasznie duo czasu. Duo czasu i cikiej pracy. Ani jedno, ani drugie nie wydao mu si atrakcyjne.

Nie umia zmienia elaza w zoto, ale umia robi inne sztuki. Dugo si nad nimi zastanawia. Nie by pewien, ale wydawao mu si, e banki nie zdoaj trzyma go z dala od swoich skarbców, jeli zacznie pracowa nad tym, co trzyma je razem. Mimo to mogli go przy tym zapa, co przekrelioby jego marzenia. Myla ju, czy nie otworzy kramu jako Stwórca, ale zwróciby na siebie uwag i zyska saw, która póniej pewnie by mu zaszkodzia; naraziby si te na nieuniknione oskarenia o szarlataneri. I tak sysza ju plotki o Alvinie - czy raczej o kowalskim uczniu, który elazny pug zamieni w zoty. Wielu z tych, co je powtarzali, przewracao przy tym oczami, jakby dodajc: akurat jaki wiejski parobek z zachodu ma talent Stwórcy, jasna sprawa.

Calvin aowa czasami, e nie ma innego talentu. Mógby na przykad by agwi - to by si przydao. Wiedziaby, jakie nieruchomoci kupowa albo w jaki statek zainwestowa pienidze. Ale nawet wtedy musiaby szuka partnera do wyoenia tych pienidzy, których przecie nie mia. Zreszt nie planowa siedzenia w Nowym Amsterdamie tak dugo, a si wzbogaci. Chcia si uczy Stwarzania i wszystkiego, co jeszcze móg mu pokaza Napoleon. A skoro tak wysoki postawi sobie cel, drobni kupcy z Manhattanu nie byli dla niego odpowiednimi partnerami.

Ale na wszystko istnieje wicej ni jeden sposób, jak mówi przysowie. Jeli nie wiedzia, jak atwo zdoby pienidze na rejs pierwsz klas, dlaczego by nie uda si do pocztku wszystkich rejsów? Wkrótce wic spacerowa po nabrzeach Manhattanu, wzdu brzegów Hudsonu i East River. Spacer okaza si ciekawy sam w sobie; Calvin chon widoki dugich, smukych aglowców i cikich, dymicych parowców, krzyki i stkania spoconych tragarzy, sunce dwigi, liny, wielokrki i sieci, zapach ryb i wrzaski mew. Kto by pomyla, patrzc kiedy na chopca skaczcego w mynie w Vigor Kociele, e pewnego dnia chopiec ten stanie na granicy ziemi, spijajc uderzajce do gowy zapachy, dwiki i obrazy ycia na morzu.

Calvin jednak nie nalea do takich, którzy mog zapomnie si w kontemplacji. Rozglda si za czym odpowiednim; od czasu do czasu zatrzymywa jakiego dokera i pyta, dokd zmierza adowany statek. Te pynce do Afryki, na Haiti czy do Orientu, byy mu na nic, ale te kierujce si do Europy oglda uwanie. Wreszcie znalaz to, czego szuka: jasny angielski statek o wysokich masztach, z dobrze urodzonym kapitanem, który zdawa si nigdy nie podnosi gosu, a jednak ludzie pod jego komend pracowali ciko i z sensem. Wszystko byo czyste, adunek za ukadany starannie, a nie rozrzucany po caym pokadzie.

Naturalnie, kapitanowi nawet do gowy by nie przyszo, eby rozmawia z kim w wieku Calvina i noszcym Calvina ubranie. Ale Calvin szybko wymyli plan zwrócenia na siebie uwagi.

Zatrzyma jednego z tragarzy.

- Przepraszam bardzo, ale jest silny przeciek z tyu statku, po drugiej stronie.

Tragarz przyjrza mu si podejrzliwie.

- Nie jestem marynarzem.

- Ja te nie, ale myl, e kapitan podzikuje takim, co uprzedz go o kopotach.

- A skd wiesz, jeli ten przeciek jest pod wod?

- Mam talent do przecieków - wyjani Calvin. - Na waszym miejscu bym mu to zaraz powiedzia.

Tumaczenie talentem wystarczyo dla tragarza, który by Amerykaninem, chocia - sdzc po akcencie - pochodzi z Holandii. Kapitan, naturalnie, w ogóle si tym nie przejmie, jako e jest z Anglii, gdzie - pod Protektoratem - obowizywao prawo karzce za talenty. Nie za ich posiadanie, ale za wiar w ich istnienie czy próby uywania. Jednak kapitan nie by durniem i z pewnoci pole kogo, eby sprawdzi, co si dzieje.

Tak te si stao. Tragarz porozmawia ze swoim naczelnikiem, a ten z oficerem na statku. Za kadym razem czsto pokazywali palcami na Calvina i gapili si, jak pogwizduje nonszalancko i wpatruje si w kadub poniej linii wodnej. Ku jego rozczarowaniu oficer nie poszed do kapitana, ale sam wysa marynarza na dó, w gbiny adowni. Calvin musia mu co pokaza, wic wysa swój przenikacz i wszed nim w drewno dokadnie tam, gdzie powiedzia, e jest przeciek. Prosta sprawa: rozluni troch klepki i przesun je pod lini wody, przez co solidny strumie wystrzeli prosto do adowni. Dla zabawy, kiedy by ju pewien, e marynarz dotar na miejsce i patrzy, Caym przymyka i otwiera szczelin, tak e woda czasem leciaa rozpylona, czasem równ strug, a czasem ledwie cieka - jak krew z rany z nieszczeln opask uciskow. Zao si, pomyla Calvin, e nigdy w yciu nie widzia takiego przecieku.

Marynarz wybieg po paru minutach, wyranie wzburzony. Oficer rzuci rozkazy kilku marynarzom i poszed prosto do kapitana. Tym razem nie byo adnego pokazywania palcami: nie zamierza przyznawa Calvinowi zasugi przy wykryciu przecieku. To Calvina naprawd rozzocio i przez chwil myla nawet, czy nie zatopi statku natychmiast. Ale nic by tym nie osign. Bdzie do czasu, by temu zachannemu i ambitnemu oficerowi pokaza, gdzie jego miejsce.

Kiedy kapitan zszed pod pokad, Calvin przygotowa dla niego prawdziwy pokaz. Zamiast przecieku pulsujcego w jednym miejscu, zacz go przemieszcza - chlunicie tutaj, strumie tam. Na pewno ju zrozumieli, e nie ma w tym nic naturalnego. Na statku wybucho zamieszanie, sporo marynarzy wbiego pod pokad. Potem, ku radoci Calvina, sporo wybiego z powrotem i pognao trapem na suchy ld, gdzie nie groziy dziwne moce, wywoujce przecieki w kadubie.

Wreszcie pojawi si sam kapitan i tym razem oficer nie przypisywa sobie zasug. Wskaza naczelnika, który wskaza tragarza, i po chwili wszyscy wskazywali na Calvina.

Teraz móg ju skoczy zabaw z przeciekiem. Zatamowa go natychmiast, ale mia te inne plany. Kiedy kapitan wszed na trap, posa swój przenikacz, eby wyszuka w pobliu szczury - wyczuwa je pod nabrzeem, midzy skrzyniami, beczkami i na innych statkach. Zanim kapitan dotar do poowy trapu, kilkadziesit szczurów pdzio t sam kadk w przeciwn stron, na statek. Kapitan na próno usiowa je odpdzi; Calvin da im odwag i determinacj, by mogy dotrze na pokad. Jedzenie, jedzenie, obiecywa, wic tylko odskakiway przed kopniakami i biegy dalej. Kolejne dziesitki pdziy po kei, a kapitan niemal taczy, by nie potkn si o nie i nie upa. Na pokadzie marynarze szczotkami i bosakami próbowali spycha szczury do wody.

Wtedy, równie nagle jak poprzednio, Calvin posa im now wiadomo: ucieka ze statku, poar, ogie, przecieki, zatopienie, strach...

Piszczc i skaczc, wszystkie wysane na pokad szczury pognay z powrotem po trapie i po cumach. A wszystkie szczury, które ju tam byy, ukryte w adowniach i pod pokadem, w ciemnych przestrzeniach midzy wrgami szkieletu statku, take wysypay si przez wazy i luki, niby woda tryskajca z nowego róda. Kapitan znieruchomnia i patrzy, jak uciekaj. Wreszcie, kiedy kolumny szczurów znikny w swoich kryjówkach na nabrzeu i innych statkach, podszed do Calvina. W caym tym zamieszaniu ani na moment nie straci godnoci - nawet gdy taczy midzy szczurami.

Odpowiedni czowiek, uzna Calvin. Musz go obserwowa i uczy si, jak powinien si zachowywa dentelmen.

- Skd wiedziae, e na moim statku jest przeciek? - spyta kapitan.

- Jestecie, panie, Anglikiem - odpar Calvin. - Nie uwierzycie w to, co potrafi wypatrzy i zrobi.

- Wierz jednak w to, co sam widz, a ten przeciek nie by naturalny.

- Szczury mogy go spowodowa. Dobrze, e wszystkie ucieky z waszego statku.

- Szczury i przecieki - mrukn kapitan. - Czego chcesz, chopcze?

- Chc by nazywany mczyzn, sir - zauway Calvin. - Nie chopcem.

- Dlaczego le yczysz mnie i mojemu statkowi? Czy obrazi ci kto z mojej zaogi?

- Nie wiem, o czym mówicie. Ale wierz, e nie jestecie gupcem i nie macie pretensji do tego, co was ostrzeg o przecieku.

- Nie jestem te takim gupcem, by wierzy, e wiedziae o czym, czego sam nie mógby wywoa albo zaata wedle woli. Czy atak szczurów to take twoje dzieo?

- Ich zachowanie zdziwio mnie tak jak i was - zapewni Calvin. - To nienaturalne, eby wszystkie szczury biegy na toncy statek. Ale potem chyba nabray rozumu i ucieky. Wszystkie, co do sztuki. To bdzie ciekawy rejs: przez cay ocean, nie tracc ani odrobiny jedzenia poartego przez szczury.

- Czego ode mnie chcesz?

- Zatrzymaem si tu, eby wam zrobi przysug, nie mylc o wasnych korzyciach - odpar Calvin, starajc si mówi jak wyksztacony Anglik; jednak mina kapitana zdradzaa, e mu to cakiem nie wychodzi. - Ale tak si skada, e potrzebuj miejsca w pierwszej klasie na statku do Europy.

Kapitan umiechn si niechtnie.

- A czemu to zaley ci na wejciu na ciekncy statek?

- Poniewa, sir, mam talent do wykrywania przecieków. I mog wam obieca, e jeli zabierzecie mnie na pokad, przez ca drog nic nie zacznie ciekn, nawet w najgorsz burz.

Calvin nie mia pojcia, czy zdoa utrzyma szczelno kaduba rzucanego na sztormowych falach, jednak mia spor szans, e nie bdzie musia tego sprawdza.

- Popraw mnie, jeli si myl... Mam rozumie, e jeli zabior ci moim statkiem, pierwsz klas, nie biorc za to ani szelga, nie bd mia adnych kopotów z przeciekami i ani jednego szczura pod pokadem? Za to gdybym odmówi, mój statek spocznie na dnie zatoki?

- To byaby niezwyka katastrofa. Jak taki pikny statek mógby ton szybciej, ni wasi ludzie potrafi pompowa?

- Widziaem, jak przeciek przesuwa si z miejsca na miejsce. Widziaem, jak dziwnie zachowyway si szczury. Mog nie wierzy w te amerykaskie talenty, ale wiem, kiedy staj wobec niewytumaczalnej mocy.

Calvin poczu, e duma rozgrzewa go niczym mocne piwo. Nagle lufa pistoletu wbia mu si w mostek. Spojrza w dó i przekona si, e kapitan wyj bro.

- Co mnie powstrzyma przed zrobieniem ci dziury w brzuchu? - zapyta.

- Dua szansa, e zataczycie za to na kocu amerykaskiej liny - odpar Calvin. - Tutaj nie ma prawa przeciwko talentom, sir, a tumaczenie, e kto rzuca czary, to niewystarczajcy powód, eby go zabi, jak to robicie w Anglii.

- Ale chcesz do Anglii dopyn - przypomnia kapitan. - Mog przecie zabra ci ze sob i kaza aresztowa w chwili, gdy tylko postawisz nog na ldzie.

- Fakt - przyzna Calvin. - Moecie to zrobi. Moecie te zabi mnie we nie podczas podróy i wyrzuci moje ciao do morza. Innym powiecie, e musielicie jak najszybciej pozby si zwok umarego na zaraz. Mylicie, e jestem durniem i o tym nie pomylaem?

- Wic id sobie i zostaw w spokoju mnie i mój statek.

- Jeli mnie zabijecie, co powstrzyma deski przed oderwaniem si od wrg na waszej odzi? Co powstrzyma ód przed rozpadniciem si na kawaki drewna podskakujce na falach?

Kapitan przyglda mu si z zaciekawieniem.

- Podró pierwsz klas dla ciebie jest mieszna. Inni pasaerowie bd ci traktowa z pogard i na pewno pomyl, e sprowadziem ci na pokad jako swojego kochanka, partnera w rozpucie. Zreszt moja kariera i tak legnie w gruzach, jeli midzy wysoko urodzonych pasaerów wpuszcz takiego brudnego, niewyksztaconego prostaka. Inaczej mówic, mody paniczu, masz zapewne wadz nad klepkami i szczurami, ale adnej nad bogatymi ludmi.

- Nauczcie mnie.

- Nie ma do godzin w dobie ani dni w tygodniu.

- Nauczcie mnie - powtórzy Calvin.

- Przychodzisz tu i grozisz zniszczeniem mojego statku, wykorzystujc do tego moce piekielne, a potem omielasz si prosi, ebym ci uczy, jak by dentelmenem?

- Jeli wierzycie, e moja moc od diaba pochodzi, dlaczego ani razu nie zmówilicie pacierza, eby mnie przegna?

Kapitan zerkn na niego i umiechn si, pospnie, ale ze szczer wesooci.

- Touche - stwierdzi.

- Cokolwiek to oznacza - doda Calvin.

- To termin szermierczy.

- Mierzyem w yciu wiele rzeczy: poty, ciany, okna, ziemi, chocia szera nie, to prawda, ale nigdy nie syszaem o adnej tusze.

Kapitan umiechn si szerzej.

- Dostrzegam co atrakcyjnego w tym wyzwaniu. Moesz posiada pewne ciekawe... jak je nazwae? Talenty? Ale nadal jeste tylko biednym chopakiem z farmy. Wielu chopskich synów zmieniaem w dobrych marynarzy. Nigdy wszake chopca, który nie urodzi si dentelmenem, nie próbowaem zmieni w czowieka penego ogady.

- Uznajcie mnie za wyzwanie caego ycia.

- Wierz mi, ju to zrobiem. Nie zrezygnowaem jeszcze do koca z pomysu, eby ci zabi, oczywicie. Ale mam wraenie, e skoro i tak zamierzasz przysporzy mi kopotów, mog to wyzwanie przyj. Przekonamy si, czy dokonam cudu równie niewytumaczalnego i niemoliwego, jak który z tych paskudnych arcików, jakie mi niedawno zrobie.

- Pierwsz klas, nie w adowni - upiera si Calvin.

- Ani jedno, ani drugie. Popyniesz jako mój posugacz. A raczej posugacz mojego posugacza. Rafe, przypuszczam, jest dobre trzy lata od ciebie modszy, ale od urodzenia zna to, czego ty tak rozpaczliwie chcesz si nauczy. Jeli zaczniesz mu pomaga, znajdzie moe do czasu, eby ci pokaza to i owo. Jest jednak kilka warunków.

Calvin pomyla, e kapitan nie ma waciwie moliwoci, by stawia jakie warunki, ale sucha uprzejmie.

- Niezalenie od twoich mocy, przetrwanie na morzu zaley od natychmiastowego i cakowitego posuszestwa wszystkich na pokadzie. Posuszestwa wzgldem mnie. Nic nie wiesz o morzu, a jak rozumiem, nie zamierzasz si uczy marynarskiego fachu. Zatem nie zrobisz nic, co by naruszao mój autorytet. I sam te musisz mnie sucha. To znaczy, e kiedy powiem "sikaj", nie rozgldasz si nawet za wiadrem, tylko wycigasz co trzeba i sikasz.

- Przed innymi oka posuszestwo, chyba e kaecie mi si zabi albo zrobi co równie gupiego.

- Nie jestem durniem - zapewni kapitan.

- Dobrze, bd posuszny.

- I trzymaj gb na kódk, dopóki na osobnoci, rozumiesz, na osobnoci nie nauczysz si mówi w sposób choby nieco przypominajcy dentelmena. W tej chwili, jak tylko otworzysz usta, gono wyznajesz swoje nikczemne pochodzenie. Zawstydzisz sam siebie, i mnie przy okazji, wobec zaogi, innych oficerów i pasaerów.

- Potrafi siedzie cicho, jeli trzeba.

- A kiedy dopyniemy do Anglii, nasza umowa zostaje rozwizana i nie rzucisz kltwy na mój statek.

- Teraz poprosilicie o zbyt wiele - sprzeciwi si Calvin. - Chc, ebycie mnie wprowadzili midzy innych wysoko urodzonych. I jeszcze przedosta si do Francji.

- Do Francji? Na pewno wiesz, e prowadzimy z nimi wojn.

- Prowadzicie, odkd Napoleon zdoby Austri i Hiszpani. Co mnie to obchodzi?

- Inaczej mówic, przybicie do angielskich brzegów nie uwolni mnie jeszcze od ciebie?

- Zgadza si.

- To dlaczego od razu si nie zabij i nie oszczdz sobie tych przygód, zanim i tak polesz mnie przedwczenie do grobu?

- Bo tym, co s moimi przyjaciómi, dobrze si wiedzie na wiecie i mao co zego moe ich spotka.

- Czyli wystarczy, ebym utrzymywa swoj pozycj jako twojego przyjaciela, tak?

Calvin pokiwa gow.

- Ale kiedy przyjdzie ci pewnie do gowy, e skoro jestem dla ciebie dobry tylko ze strachu przed zniszczeniem mojego statku, to waciwie wcale nie jestem twoim przyjacielem.

Calvin umiechn si.

- Musicie wyjtkowo si stara mnie przekona, e nie udajecie.

Oficer, który jako pierwszy usysza wiadomo Calvina, teraz zbliy si z szacunkiem.

- Kapitanie Fitzroy - powiedzia. - Przeciek chyba usta.

- Wiem - rzuci kapitan. - Pogo wszystkich do pracy, Benson.

- Niektórzy amerykascy tragarze i marynarze nie chc wej na pokad, sir; nie dadz si przekona.

- Zapa im i zatrudnij innych - poleci kapitan. - To ju wszystko, Benson.

- Tak jest, sir.

Benson wykona zwrot i ruszy do trapu.

Calvin sysza rozkazujcy ton kapitana Fitzroya i myla, jak mona si nauczy uywa gosu niby ostrego i gorcego noa, przecinajcego wol innych jak ciepe maso.

- Moim zdaniem cigne ju na mnie wicej kopotów, ni jeste wart - uzna kapitan Fitzroy. - I osobicie wtpi, czy masz w sobie choby najmniejsze zadatki na dentelmena. Có, Bóg mi wiadkiem, e wielu uywa tego tytuu, a w kadym calu dorównuje ci ignorancj i grubiastwem. Ale zgadzam si na twoje tak przekonujce argumenty, poniewa wydajesz mi si w równej mierze fascynujcy, co godny politowania.

- Nie mam pojcia, co znacz wszystkie te sowa, kapitanie Fitzroy. Ale wiem tyle: Bajarz mówi nam, e kiedy królowie mieli bkartów, dzieci dostaway nazwisko "Fitzroy". Jestecie wic synem nierzdnicy.

- W moim przypadku praprawnukiem nierzdnicy. Drugi Karol lubi przeskakiwa z kwiatka na kwiatek. Moja praprababka, znana aktorka majca w yach odrobin szlachetnej krwi, zdoaa go skoni do uznania potomka. Potem parlament pozbawi Karola gowy. Od koca monarchii moja familia przeywaa lepsze i gorsze chwile, zdarzali si lordowie protektorzy sdzcy, e nasze zwizki z rodzin królewsk czyni nas niebezpiecznymi. Przetrwalimy jako, a nawet w ostatnich latach nabieramy znaczenia. Niestety, ja osobicie jestem modszym synem modszego syna, otrzymaem wic do wyboru koció, armi lub morze. Do spotkania z tob nigdy nie aowaem swojej decyzji. Czy masz jakie imi, mody opryszku?

- Calvin...

- Czy pochodzisz z tak ciemnej rodziny, e tylko jedno imi dostae w dziedzictwie?

- Maker - doda Calvin. - Calvin Maker.

- Jake to cudownie nieokrelone. Maker, twórca. Ogólny termin, który mona interpretowa na wiele sposobów, jednak nie obiecujcy adnej konkretnej umiejtnoci. Calvin wielu zawodów. I mistrz adnego?

- Mistrz szczurów - umiechn si Calvin. - I przecieków.

- Jak sami widzielimy - dokoczy Fitzroy. - Ka wpisa twoje imi na list zaogi. Id po swoje rzeczy. Musisz przed zmrokiem wej na pokad.

- Jeli polecie kogo, eby mnie zabi, wasz statek...

- Rozsypie si na wióry, tak, t grob ju syszaem. Teraz powiniene si tylko martwi, jak bardzo zaley mi na moim statku.

Co powiedziawszy, Fitzroy odwróci si i ruszy trapem na pokad. Calvin mia ochot sprawi, by si polizn i wyldowa na siedzeniu - eby przebi t skorup godnoci. Ale wyczuwa, e istnieje pewna granica, poza któr z tym czowiekiem nie powinien si posuwa. Zreszt nie mia najmniejszego pojcia, jak wykona swoj grob i zatopi statek, jeli go zabij. Móg otworzy albo zamkn przeciek, ale w obu przypadkach musia w tym celu by ywy. Kiedy Fitzroy odkryje, e najgorsze groby Calvina s kamstwem, jak dugo pozostawi go przy yciu?

Przyzwyczajaj si do tego, powiedzia do siebie. Wielu ludzi chciaoby widzie Alvina martwym, ale jako to przetrzyma. My, Stwórcy, musimy mie jak oson, to jasne. Natura nas pilnuje i dba o nasze bezpieczestwo. Fitzroy nie zabije mnie, poniewa nie mona mnie zabi.

Mam nadziej.

ROZDZIA 8 - ODEJCIE

Z jakiego powodu zajcia z grup kobiet nie szy dzisiaj dobrze. Zdawao si, e s roztargnione, a pani Sump wrcz wroga. Do wybuchu doszo, kiedy Alvin zaj si doniczkami zió. Próbowa kobietom pomóc znale drog do zielonej pieni, do pierwszej, najsabszej melodii; w tym celu miay wyhodowa wyjtkowo dugi pd szawii, szczawiu, tymianku czy innego zioa. Byo to stosunkowo atwe, a po opanowaniu tej sztuki czowiek móg osign harmoni prawie z kad rolin. Jednak tylko kilka kobiet osigno jakie wyniki, a pani Sump do nich nie naleaa. Moe dlatego bya taka rozdraniona: jej laur nawet nie zakwit, nie mówic ju o jakim szczególnym wydueniu pdu.

- Roliny nie dwicz tak sam melodi jak wtedy, kiedy Czerwoni dbali o lasy - powiedzia Alvin.

Zamierza wytumaczy, w jaki sposób one take mog - w maej skali - dokona tego, co Czerwoni w wielkiej. Nie dano mu szansy, w tej bowiem chwili pani Sump wybuchna. Poderwaa si z krzesa, podesza do stou i z caej siy walna pici we wasny laur, wywracajc doniczk. Zasypaa ziemi z limi blat i swoj sukni.

- Jeli ci Czerwoni byli o tyle lepsi, to moe przeprowad si do nich i ich córki porywaj w tajemne miejsca rozpusty!

Alvin by tak zdumiony jej gniewem, tak zaskoczony niepojtym zarzutem, e patrzy tylko z otwartymi ustami, gdy wycigna to, co zostao z lauru, z tego, co zostao z ziemi, wyrwaa gar lici i rzucia mu w twarz, po czym odwrócia si i wysza.

Gdy tylko drzwi si za ni zamkny, Alvin spróbowa obróci wszystko w art.

- S ludzie, którym hodowla rolin po prostu nie wychodzi. Ale nikt si nie umiechn.

- Musisz jej wybaczy to zachowanie, Alvinie - odezwaa si Sylvy Godshadow. - Matka musi wierzy wasnej córce, nawet jeli wszyscy wiedz, e maa tylko plecie.

Poniewa pani Sump miaa pi córek, a Alvin nie sysza ostatnio na ich temat nic ciekawego, informacja niewiele mu pomoga.

- Czy pani Sump ma jakie kopoty w domu? - zapyta.

Kobiety spojrzay po sobie nawzajem, ale adna nie chciaa popatrze mu w oczy.

- Wyglda na to, e wszyscy wiedz o czym, co jeszcze nie dotaro do moich uszu - zauway. - Moe jednak która z pa mi wyjani?

- Nie jestemy plotkarkami - owiadczya Sylvy Godshadow. - Dziwi si, e nas o to podejrzewasz.

I ruszya do drzwi.

- Nikomu nie zarzuciem plotkarstwa...

- Myl, Alvinie, e zanim zaczniesz krytykowa innych, powiniene wyczesa wszy z wasnych wosów - dodaa Nana Pease. I take wysza.

- Na co czeka reszta? - zdziwi si Alvin. - Jeli chciaycie odwoa dzisiejsze zajcia, wystarczyo poprosi. Ja na pewno mam dosy na dzisiaj.

Zanim zdy wzi miot i zamie rozsypan ziemi, wszystkie panie kolejno wyszy.

Alvin próbowa si pociesza, mruczc pod nosem sowa, które przez dugie lata sysza rzucane na stronie przez ojca; sowa takie jak "Ach, te kobiety..." albo "Nic ich nie zadowoli", albo "Lepiej od razu si rano zastrzeli". Ale nic nie pomagao, poniewa to nie by zwyky przejaw rozdranienia. Mia do czynienia ze spokojnymi, miymi kobietami, a bez adnego powodu teraz byy na niego wcieke. To nie jest naturalne.

Dopiero po poudniu Alvin zrozumia, e dzieje si co powanego. Par miesicy temu poprosi Clevy'ego Sumpa, ma pani Sump, eby pokaza, jak zrobi prost, jednozaworow pomp ssc. Mia taki pomys, by pokaza ludziom, e powinni si uczy wszystkiego co moliwe, bo stwarzanie jest zawsze stwarzaniem. Uczy ich sekretnych mocy, ale powinni wiedzie, jak tworzy goymi rkami. W tajemnicy mia te nadziej, e kiedy zobacz, jak trudno i z jak dokadnoci trzeba robi takie precyzyjne maszyny, zrozumiej, e to, czego uczy Alvin, jest niewiele, albo i wcale nie bardziej skomplikowane. I jako mu si udawao.

Tyle e dzisiaj, kiedy zjad w poudnie troch chleba z serem i poszed do myna, zobaczy ludzi zebranych nad odamkami pomp, które budowali. Kad z nich kto rozbi na kawaki. A e caa armatura bya z metalu, rozbijanie ich na pewno wymagao sporego wysiku.

- Kto móg co takiego zrobi? - zdziwi si. - Trzeba w to woy duo nienawici.

A kiedy pomyla o nienawici, zastanowi si, czy moe w tajemnicy powróci Calvin.

- Trudno nie zgadn, kto to zrobi - stwierdzi Winter Godshadow. - Wychodzi, e nie mamy ju nauczyciela od produkcji pomp.

- Tak - mrukn Bajarz. - Wyglda mi to na wyjtkowo dobitne oznajmienie nam: "Zajcia odwoane".

Niektórzy zamiali si, ale Alvin spostrzeg, e nie tylko jego rozzoci ten akt zniszczenia. Pompy byy ju prawie gotowe, a ci ludzie woyli w nie wiele pracy. Liczyli, e zastosuj je w domach. Dla wielu oznaczao to koniec wycigania wody ze studni, a na przykad Winter Godshadow planowa poprowadzi wod rurami a do kuchni, eby jego ona nie musiaa nawet wychodzi z domu. Teraz ich praca posza na marne i niektórzy nie przyjmowali tego obojtnie.

- Porozmawiam o tym z Clevym Sumpem - obieca Alvin. - Trudno uwierzy, e to on, ale jeli nawet, jako rozwiemy problem. Nie chc, eby który z was si na niego zoci, dopóki Clevy nie powie, co ma do powiedzenia.

- Nie zocimy si na Clevy'ego - oznajmi Nil Torson, potny Szwed. Spojrzenie rzucone spod cikich powiek nie pozostawiao wtpliwoci, na kogo jest zy.

- Ja? - zdumia si Alvin. - Mylicie, em ja to zrobi? - I natychmiast, jakby usysza w uchu gos panny Larner, poprawi si: - Ja to zrobiem?

Pomruki kilku mczyzn potwierdziy t sugesti.

- Zwariowalicie? Po co miabym sobie robi tyle kopotów? Nie jestem Niszczycielem, chopcy, ale gdybym by, chyba wiecie, e mógbym rozwali te pompy o wiele dokadniej, nie powicajc na to tyle wysiku.

Bajarz odkaszln.

- Moe powinnimy pogada o tym na osobnoci...

- Oskaraj mnie, e zniszczyem ich cik prac, a to nieprawda! - zawoa Alvin.

- Nikt ci o nic nie oskara - zapewni Winter Godshadow. - Bóg jest wszdzie. Bóg widzi wszystkie uczynki.

Na ogó, kiedy Winter wpada w ten pobony nastrój, pozostali cofali si, udawali, e czyszcz paznokcie albo co w tym rodzaju. Ale nie tym razem - teraz kiwali gowami i pomrukiwali twierdzco.

- Mówiem ju, Alvinie: pogadajmy. Waciwie to myl, e powinnimy wróci do domu i porozmawia z twoimi rodzicami.

- Rozmawiajmy tutaj. Nie jestem chopcem, któremu mona za szop spuci lanie na osobnoci. Jeeli jestem oskarony o co, o czym wiedz wszyscy oprócz mnie...

- Nie oskaramy - rzek Nils. - Zastanawiamy si.

- Zastanawiamy... - powtórzyli inni.

- Powiedz mi zaraz, nad czym si tak zastanawiacie. O co mnie oskaracie. Trzeba to wyjani i jeli naprawd zawiniem, chc wszystko naprawi.

Spogldali po sobie, a wreszcie Alvin poprosi Bajarza:

- Wytumacz mi.

- Powtarzam tylko historie, o których wierz, e s prawdziwe. A o tej wierz, e to czyste kamstwo, wymylone przez dziewczyn o romantycznym sercu.

- Dziewczyn? Jak dziewczyn? - A potem poczy zachowanie pani Sump, to, co Clevy Sump zrobi z pompami, i wspomnienie rozmarzonego wzroku jednej z dziewczt, ktora siedziaa na zajciach dla dzieci i chyba nie rozumiaa ani sowa z tego, co mówi. Wycign wnioski i szeptem wymówi jej imi.

- Amy...

Z zakopotaniem spostrzeg, e dla kilku mczyzn fakt, i zna to imi, by dowodem prawdomównoci Amy.

- Widzicie? - pytali szeptem. - Syszelicie?

- Ja mam do - oznajmi Nils. - Skoczyem. Jestem farmerem. Jeli w ogóle mam jaki talent, to do kukurydzy i wi.

Kiedy odchodzi, ruszyo za nim jeszcze kilku. Alvin zwróci si do pozostaych:

- Nie wiem, o co mnie oskaraj, ale zapewniam was, e nie zrobiem nic zego. A na razie, jak wida, dzisiejsze zajcia nie maj sensu, wic wracajmy do domów. Myl, e da si jako uratowa te pompy i wasza praca nie pójdzie na marne. Wrócimy do tego jutro.

Odchodzc, niektórzy klepali Alvina po plecach albo stukali w rami, eby okaza poparcie. Niektórzy jednak okazywali je w sposób, który wcale mu si nie podoba.

- Trudno ci si dziwi... adna maa, robia cielce oczy...

- Kobiety zawsze rozumiej co wicej, ni mczyzna zamierza...

Wreszcie zostali sami z Bajarzem.

- Nie patrz tak na mnie - powiedzia Bajarz. - Wracajmy do domu; przekonamy si, czy twój ojciec ju sysza t histori.

Na miejscu odkryli, e zebraa si caa rada rodzinna. Przy kuchennym stole zasiedli Measure, Armor-of-God, ojciec i mama. Arthur Stuart wyrabia ciasto - cho may, dobrze sobie radzi i lubi t prac, wic mama zgodzia si w kocu, e kobieta moe by pani we wasnym domu, nawet jeli kto inny zagniata chleb.

- Dobrze, e jeste, Al - rzuci Measure. - Mona by pomyle, e ludzie wymiej takie plotki. Na miy Bóg, przecie ci znaj...

- A niby skd? - spytaa mama. - Nie byo go tu prawie siedem lat. A odchodzi jako may chopak, który dopiero co spdzi rok biegajc po kraju z czerwonym wojownikiem. Wróci peen mocy i majestatu, i wystraszy na mier tutejsze zajcze serca. Co mog wiedzie o jego charakterze?

- Czy kto mógby mi wytumaczy, o co tu chodzi? - poprosi Alvin.

- Znaczy, oni ci nie powiedzieli? - mrukn ojciec. - Bo strasznie si spieszyli, eby powiedzie mamie, Measure'owi i Armorowi-of-God.

Bajarz zachichota.

- To jasne, e nie powiedzieli Alvinowi. Ci, którzy uwierzyli, sdz, e i tak wie, a ci, którzy nie uwierzyli, zwyczajnie si wstydz, e kto móg wymyli co takiego.

Measure westchn.

- Amy Sump opowiedziaa swojej przyjacióce Ramonie, Ramona opowiedziaa swojej matce, jej matka pobiega prosto do Sumpów, pani Sump prosto do ma, a on straci rozum, bo w gowie mu si nie mieci, e jaki samiec wikszy od myszy nie napala si na t jego pannic na wydaleniu.

- Na wydaniu - poprawi go Alvin.

- Tak, tak - burkn Measure. - Teraz jest akurat odpowiednia chwila, eby uczy mnie gramatyki!

- Wydala to znaczy usuwa, wypdza - tumaczy Alvin. - A nikt przecie Amy nie wypdza, o ile pamitam.

- Przecie wiem, pomyliem si. Ale moe by si tak zamkn i posucha!

- Tak, psze pana!

- Gdyby wyjecha, kiedy ta agiew ci ostrzegaa - westchna mama. - Tylko dure siedzi w poncym domu, eby zobaczy kolor pomieni.

- Co Amy o mnie opowiada?

- Same bzdury - odpar ojciec. - e pobiege z ni na sposób Czerwonych, sto mil noc przez las, zabrae j nad jakie dalekie jezioro, gdzie pywalicie na golasa, i inne takie nieprzyzwoitoci.

- Z Amy? - Alvin nie móg uwierzy.

- Znaczy, e zrobiby to z kim innym? - zapyta Measure.

- Z nikim - zapewni Alvin. - To nieprzyzwoite, a poza tym brakuje dzisiaj cigej yjcej puszczy; nie da si w jedn noc przebiec stu mil. Przez pola i farmy musz biec co najmniej o poow wolniej. Zielona pie zaczyna trzaska i cichn, mcz si, próbujc j usysze, i w ogóle dlaczego ktokolwiek wierzy w takie bzdury?

- Bo myl, e potrafisz wszystko.

- A poza tym sporo mczyzn zauwayo, jak Amy Sump si ostatnio wypenia - doda Armor-of-God. - Wiedz, e gdyby oni mieli moc i gdyby Amy do nich tak wzdychaa jak do ciebie, to raz-dwa mieliby j nag w jeziorze.

- Jeste cyniczny, jeli idzie o ludzk natur - stwierdzi Bajarz. - Wikszo z nich tylko marzy. Ale wiedz, e Alvin nie marzy, tylko dziaa.

- Prawie jej nie zauwayem - zapewni Alvin. - Tyle e ciko jej idzie nauka, jeli wzi pod uwag, jak pilnie sucha.

- Bo suchaa twojego gosu. Nie tego, co mówie ani czego uczye.

- W kadym razie to nieprawda. Ani jej, ani z ni niczego nie zrobiem. I...

- A nawet gdyby zrobi, wasz lub byby prawdziw katastrof - uznaa mama.

- lub! - krzykn Alvin.

- Oczywicie, gdyby to byo prawd, musiaby si z ni oeni - potwierdzi ojciec.

- Ale to nieprawda!

- Masz na to jakich wiadków? - spyta Measure.

- wiadków czego? Jak mog mie wiadków, e co si nie zdarzyo? Wszyscy s moimi wiadkami, bo wszyscy nie widzieli, ebym to robi.

- Ale Amy twierdzi, e tak byo. A tylko ty wiesz, czy ona kamie, czy nie. Czyli albo ona jest zwyk kamczuch, a ty zostae niewinnie oskarony, albo ona jest biedn, okaman i uwiedzion dziewczyn ze zamanym sercem, a ty jeste draniem, który j wykorzysta, a teraz nie umie si przyzwoicie zachowa. I nikt nie udowodni jednej ani drugiej wersji.

- Czyli nawet wy mi nie wierzycie?

- Ale wierzymy - zapewni ojciec. - Mylisz, emy tu powariowali? Ale nasza wiara to aden dowód. Measure czyta prawo i nam to wytumaczy.

- Prawo? - zdziwi si Alvin.

- Zanim jeszcze wrócie z Hatrack River. Teraz te od czasu do czasu. Kto w rodzinie powinien si troch zna na prawie.

- Ale czy naprawd mylisz, e moe doj do procesu?

- Moe - rzek Measure. - Tak mówi Sumpowie. cignli sobie prawnika z Carthage City, zamiast pój do którego z adwokatów, którzy urzduj w Vigor Kociele. Sporo rozgosu.

- Przecie nie mog mnie za nic skaza!

- Zamanie przyrzeczenia. Czyny lubiene z dzieckiem. Wszystko zaley, ilu sdziów przysigych uzna, e nie ma dymu bez ognia.

- Czyny lubiene z...

- Przestpstwo karane mierci, zgadza si - potwierdzi Measure. - A syszaem, e taki zarzut chc ci postawi Sumpowie.

- To niewane, czy ci ska, czy nie - stwierdzi Bajarz.

- Dla mnie wane - owiadczya mama.

- Tak czy inaczej, wieci pójd w wiat. Alvin tak zwany Stwórca wykorzystuje mode dziewcztka. Nie moesz dopuci do procesu.

Alvin natychmiast zrozumia, e takie plotki, taki rozgos, jaki da mu proces, zniszczy jego dzieo. Nikt ju nie zechce uczy si Stwarzania w Vigor Kociele.

Co prawda nauczanie i tak nie szo mu dobrze...

- Panna Larner... - wymrucza.

- Zgadza si - mrukn Bajarz. - Ostrzega ci. Albo odejdziesz zaraz z wolnej woli, albo póniej z przymusu.

- Dlaczego ma porzuca wasny dom tylko dlatego, e jaka napalona kamczuch... - Gos mamy ucich.

Alvin siedzia w milczeniu i myla o wasnej gupocie.

- Chyba byem durniem, e nie posuchaem panny Larner. - Zamkn oczy i wyprostowa si. - Jest te inne wyjcie. Wcale nie musz odchodzi.

- Jakie? - spyta Measure.

- Mog si z ni oeni.

- Nie! - krzyknli chórem mama i ojciec.

- Moe od razu podpiszesz przyznanie si do winy - zaproponowa Armor-of-God.

- Nie moesz si z ni oeni - owiadczy Measure.

- Jeli ona tego wanie chce... Zao si, e powie "tak", a jej rodzice te pewnie si zgodz.

- Zgodz si... i bd tob pogardza a do mierci - doda ojciec.

- W porównaniu z czym takim nie ma co myle o twojej reputacji, co ludzie powiedz i w ogóle - doda Measure. - Pomyl: budzi si co rano, widzie przy sobie w óku Amy Sump i wiedzie, e jedynym powodem jej obecnoci jest fakt, e ci oczernia... Powiedz, jaki dom stworzycie dla was dwojga i dla dzieci?

Alvin zastanawia si przez chwil, wreszcie skin gow.

- Rzeczywicie, maestwo chyba nie jest najlepszym rozwizaniem. Raczej wywoa mas nowych problemów.

- Dobrze - westchn ojciec. - Baem si, e wychowalimy gupka.

- Czyli wymkn si jak zodziej i wszyscy pomyl, e Amy mówia prawd, a ja uciekem.

- Niekoniecznie - sprzeciwi si Measure. - Powiemy, e odszede, bo twoja praca jest zbyt wana, eby odkada j przez takie bzdury. Wrócisz, kiedy Amy zacznie mówi prawd, a póki co bdziesz studiowa te... no, cokolwiek. Bdziesz si czego uczy.

- Uczy si budowa Krysztaowe Miasto - szepn Bajarz.

Wszyscy spojrzeli na niego.

- Bo przecie nie wiesz jak, prawda? Taki bye zajty przerabianiem tych ludzi na Stwórców, a sam nawet nie wiesz, czym naprawd jest Krysztaowe Miasto ani jak je wznosi.

- To fakt. - Alvin pokiwa gow.

- Czyli... to nawet nie kamstwo. Naprawd duo jeszcze musisz si nauczy, a za dugo ju zwlekasz. Jeste nawet wdziczny Amy, bo ci pokazaa, e mino za duo czasu. Measure dobrze si uczy. Tak wyprzedza pozostaych, e moe prowadzi lekcje pod twoj nieobecno. A e jest ju onatym mczyzn, adne pannice nie bd do niego wzdychay.

- No, nie wiem - zaprotestowa Measure. - Jestem sodziutki.

- Bajarzu, spakowae ju moj sakw? - spyta Alvin.

- Nie potrzebujesz duo bagau - odpar Bajarz. - Lepiej podróowa szybko i bez obcie. Moim zdaniem tylko jedno brzemi musisz zabra: pewne narzdzie rolnicze.

- Nie mog go tutaj zostawi?

- To niebezpieczne. Niebezpieczne dla twojej rodziny, jeli rozejdzie si plotka, e Stwórca odszed, ale zostawi zoty pug w domu.

- Ale to niebezpieczne dla Alvina, jeli pójdzie plotka, e zabra go ze sob - wtrcia mama.

- Nikt na tej planecie nie jest bezpieczniejszy ni Alvin, jeli tylko chce - uspokoi j Measure.

- Czyli mam tylko wyj pug, zapakowa do worka i rusza?

- To chyba najlepszy plan - przyzna Armor-of-God. - Chocia zao si, e mama dooy ci jeszcze solone miso i ubranie na zmian.

- I mnie.

Wszyscy spojrzeli na ródo cienkiego, piskliwego gosiku.

- Zabiera mnie ze sob - wyjani Arthur Stuart.

- Bdziesz mu tylko przeszkadza, chopcze - zaprotestowa ojciec. - Masz dobre serce, ale krótkie nogi.

- Nigdzie mu si nie spieszy - przypomnia Arthur. - Tym bardziej e nie za bardzo wie, dokd zmierza.

- Ale bdziesz mu wchodzi w drog - stwierdzi Armor-of-God. - Stale bdzie o tobie myla, stara si ochrania. Na tej ziemi jest wiele miejsc, gdzie wolny chopak mieszaniec na pewno kogo rozzoci; no i nie moesz Alvinowi pomóc.

- Mówicie, jakbycie mieli jaki wybór - owiadczy Arthur. - Ale jeli Alvin wyrusza, to ja z nim id i koniec. Moecie mnie zamkn w komórce, a kiedy i tak stamtd uciekn, pójd za nim i znajd go albo zgin.

Patrzyli na niego zakopotani. Arthur Stuart rzadko si odzywa, odkd przyby do Vigor po mierci swojej przybranej matki w Hatrack River. By milczcy, lecz pracowity, chtny do pomocy i posuszny. Takie zachowanie zaskoczyo wic wszystkich.

- Poza tym - doda - kiedy Alvin bdzie zajty opiek nad wiatem, ja zaopiekuj si Alvinem.

- Myl, e chopak powinien i - uzna Measure. - Niszczyciel wyranie jeszcze z Alvinem nie skoczy. Dlatego kto musi pilnowa jego pleców. Uwaam, e Arthur si nadaje.

To waciwie koczyo dyskusj. Nikt nie potrafi oceni czowieka tak dobrze jak Measure.

Alvin podszed do kominka i podniós cztery kamienie. Nikt by si nie domyli, e co tam ukryto - póki ich nie poruszy, w zaprawie nie byo nawet pknicia. Nie próbowa pod nimi kopa; pug lea osiem stóp pod ziemi i praca opat zajaby cay dzie, nie mówic ju o tym, e trzeba by rozoy kominek. Nie; po prostu wycign rce, przywoa pug i zapragn, by ziemia go wyniosa. Po chwili pug wynurzy si na powierzchni jak korek w spokojnym stawie. Alvin usysza za sob syknicia i pomruki - na ludziach, nawet na jego rodzinie, takie otwarte demonstracje talentu wci robiy wraenie. Poza tym pug byszcza wspaniale, jakby mona go byo zobaczy nawet wród czarnej, bezksiycowej, burzliwej nocy, jakby zoto nawet przez zamknite powieki wypalao sobie drog do oczu i prosto do mózgu. Dra lekko pod rk Alvina.

Godzin póniej Alvin stan w tylnych drzwiach domu. To nie znaczy, e przez godzin si pakowa - prawie cay ten czas spdzi przy mynie, próbujc naprawi pompy. Nie zwleka te dugo z poegnaniami. Nikogo z rodziny nie zawiadomili, e odchodzi, poniewa kto mógby usysze, a Alvin nie chcia, eby na niego czekali, kiedy skieruje si do lasu. Mama, ojciec, Measure i Armor musz przekaza bogosawiestwa i wyrazy mioci braciom, siostrom, bratankom i siostrzenicom.

Alvin zarzuci na rami worek z pugiem i zmian ubrania, Arthur Stuart wzi go za drug rk. Alvin sprawdzi jeszcze heksy umieszczone wokó domu, upewni si, e wci s doskonae w swej szeciobocznoci, nie naruszone przez wiatr ani czyj z wol. Wszystko byo w porzdku. Nic wicej nie móg zrobi dla rodziny pod swoj nieobecno, jedynie dba o osony, by nie dopuszczay niebezpieczestw.

- I nie martw si o Amy - doda jeszcze Measure. - Jak tylko std znikniesz, zauway jakiego innego chopaka, o nim zacznie marzy i opowiada róne historie, a ludzie zrozumiej, e nic nie zrobie.

- Mam nadziej, e si nie mylisz - westchn Alvin. - Bo nie mam zamiaru dugo wdrowa.

Sowa przez moment zawisy w ciszy; wszyscy wiedzieli, e by moe, tym razem Alvin odchodzi na dobre. Moe ju nigdy nie wróci do domu. wiat by peen niebezpieczestw, a Niszczyciel wyranie zada sobie wiele trudu, eby wypdzi Alvina w drog.

Ucaowa i uciska wszystkich, pilnujc, eby cikim pugiem nikogo nie potrci. A potem odszed w stron lasu za domem; maszerowa swobodnym krokiem, eby ci, którzy go odprowadzali, mieli wraenie, e to tylko spacer, nie ucieczka, mogca odmieni jego ycie. Arthur Stuart ciska jego lew do. I ku zdziwieniu Alvina, Bajarz ruszy za nimi.

- Idziesz ze mn? - zapyta Alvin.

- Niedaleko. Chc tylko chwil pogada.

- Ciesz si.

- Zastanawiaem si, czy mylae o odszukaniu Peggy Larner - rzek Bajarz.

- Ani przez chwil.

- A co, jeste na ni wcieky? Do licha, chopcze, gdyby jej tylko posucha...

- Mylisz, e tego nie rozumiem? Mylisz, e nie zastanawiam si nad tym bez przerwy?

- Mówi tylko, e jeszcze w Hatrack River niewiele brakowao do waszego lubu. I e przydaaby ci si ona, a nigdzie nie znajdziesz lepszej.

- Odkd to zostae swatem? - spyta Alvin. - Mylaem, e tylko zbierasz opowieci. Nie sdziem, e sprawiasz, by si wydarzyy.

- Baem si, e bdziesz na ni zy.

- Nie na ni. Na siebie.

- Alvinie, potrafi rozpozna, kiedy kto kamie.

- No dobrze, jestem zy. Przecie wiedziaa, prawda? To dlaczego po prostu mnie nie uprzedzia? Amy Sump zacznie opowiada kamstwa o tobie i zmusi ci do odejcia, wic odejd teraz, zanim jej dziewczce wyobraenia wszystko zniszcz.

- Bo gdyby to powiedziaa, nie odszedby. Prawda, Alvinie? Zostaby wierzc, e jako to wszystko z Amy poukadasz. Pewnie nawet wziby j kiedy na stron i powiedzia, eby ci nie kochaa. A gdyby wtedy zacza opowiada, byliby wiadkowie pamitajcy, jak to kiedy zostaa po lekcjach sam na sam z tob. Dopiero miaby kopoty, bo tym wicej ludzi by jej uwierzyo i...

- Bajarzu, chciabym, eby kiedy zyska talent do zamykania si!

- Przepraszam. Po prostu nie mam tego daru. Paplam tylko i denerwuj ludzi. Chodzi o to, e Peggy powiedziaa ci tyle, ile moga, eby nie pogorszy jeszcze sytuacji.

- Zgadza si. Sama zdecydowaa, ile mam prawo wiedzie, i tyle wanie mi powiedziaa. A ty masz miao tumaczy mi, e powinienem si z ni oeni?

- Nie nadam za twoim rozumowaniem, Alvinie - wyzna Bajarz.

- Co by to byo za maestwo, gdyby ona wiedziaa wszystko, ale nigdy nie mówia dosy, ebym sam móg podj decyzj? To ona za mnie decyduje. Mówi tyle, ile musi, eby mnie skoni do tego, co jej zdaniem powinienem zrobi.

- Przecie nie zrobie tego, co ci powiedziaa. Zostae w domu.

- Wic takiego ycia dla mnie pragniesz? Albo bd sucha ony, albo aowa, e tego nie zrobiem!

Bajarz wzruszy ramionami.

- Nadal nie rozumiem twoich zastrzee.

- To proste: dorosy mczyzna nie chce si eni z wasn matk. Chce sam o sobie decydowa.

- Na pewno masz racj - zgodzi si Bajarz. - A kto jest tym dorosym mczyzn, o którym wspomniae?

Alvin nie zapa przynty.

- Mam nadziej, e pewnego dnia ja nim bd. A to si nie stanie, jeli zwi si z agwi. Wiele zawdziczam pannie Larner, a jeszcze wicej tej dziewczynce, któr bya, zanim zostaa nauczycielk, która wiele razy ratowaa mi ycie. Nic dziwnego, e j pokochaem. Ale maestwo z ni byoby najgorszym bdem w moim yciu. Uczynioby mnie sabym. Uzalenionym. Talent pozostaby w moich rkach, ale cakowicie na jej usugi. Mczyzna nie moe tak y.

- Chcesz powiedzie: dorosy mczyzna.

- Kpij do woli, Bajarzu. Zauwayem, e ty te nie masz ony.

- Widocznie jestem dorosy - odpowiedzia Bajarz ostrym tonem. Spojrza raz jeszcze na Alvina, po czym zawróci i odszed w stron, skd przyszli.

- Nigdy jeszcze nie widziaem go tak rozzoszczonego - odezwa si Arthur Stuart.

- Nie lubi, kiedy kto rzuca mu w twarz jego wasne rady - burkn Alvin.

Arthur Stuart nie odpowiedzia. Czeka.

- No dobrze, chodmy ju.

Arthur odwróci si natychmiast i ruszy przed siebie.

- Moe na mnie zaczekasz?

- Po co? Ty te nie wiesz, dokd idziemy.

- Pewno tak, ale jestem starszy, wic to ja decyduj, do którego nigdzie zmierzamy.

Arthur zamia si cicho.

- Zao si, e nie ma takiego kierunku, gdzie kto nie staby ci na drodze. Choby i o pó wiata std.

- Nic o tym nie wiem - odpar Alvin. - Wiem za to, e w którkolwiek stron bymy poszli, w kocu trafimy na ocean. Umiesz pywa?

- Nie przez ocean.

- To na co ci braem? Liczyem, e mnie przeholujesz.

Zagbili si w las. I chocia Alvin nie wiedzia, dokd zmierza, wiedzia jedno: zielona pie jest moe saba i nierówna, ale cigle rozbrzmiewa; móg porusza si w doskonaej harmonii z zielon puszcz. Gazki odsuway mu si z drogi, a licie miky pod stopami; po chwili sun ju bezgonie, nie pozostawiajc ladów i niczego nie zakócajc.

Tej nocy obozowali nad jeziorem Mizogan. Jeli mona to nazwa obozem, bo nie rozpalali ognia ani nie budowali szaasu. Pónym popoudniem wyszli spomidzy drzew i stanli na brzegu. Alvin pamita, e by kiedy nad tym jeziorem - nie dokadnie w tym miejscu, ale te niezbyt daleko - kiedy Tenska-Tawa przywoa trb powietrzn, okaleczy sobie stopy i poszed po krwawej wodzie; zabra ze sob Alvina, wcign go w tornado i pokaza wizje. Wtedy wanie Alvin pierwszy raz zobaczy Krysztaowe Miasto i zrozumia, e kiedy je zbuduje, a raczej odbuduje, poniewa ju kiedy istniao i moe nawet wicej ni raz. Ale burza mina, staa si mglistym wspomnieniem; ludzie Tenska-Tawy odeszli take: wikszo zgina, a reszta trafia na zachód. Teraz by nad zwyczajnym jeziorem.

Kiedy Alvin ba si wody, bo wod raz po raz wykorzystywa Niszczyciel, eby go zabi jeszcze w dziecistwie. Ale ten czas min; Alvin dorós do swego talentu i sta si prawdziwym Stwórc; nastpio to tamtej nocy w kuni, gdy zmieni elazo w zoto. Niszczyciel nie móg ju dotkn go poprzez wod. Nie, teraz musia uywa bardziej subtelnych narzdzi: ludzi. Ludzi takich jak Amy Sump, o sabej woli, chciwych, naiwnych, rozmarzonych albo leniwych, atwo dajcych sob kierowa. Teraz zagroenie stanowili ludzie. Woda jest bezpieczna dla tych, co umiej pywa, a Alvin by jednym z nich.

- Moe si wykpiemy? - zaproponowa.

Arthur wzruszy ramionami. Kiedy, gdy zanurzyli si razem, wody Hio spukay ostatnie lady jego dawnej tosamoci. Ale nie dzisiaj; rozebrali si i pywali w jeziorze, gdy zachodzio soce, a potem pooyli si na trawie, eby wyschn. Woda lnia w blasku ksiyca, lekki wiatr przyniós miy chód w sam raz do spania. Przez ca drog nie odezwali si ani sowem, mknli tylko przez las w doskonaej harmonii. Nawet podczas pywania wci milczeli i prawie nie chlapali, tak gboko pogryli si w harmonii ze wszystkim, ze sob. Dlatego kiedy Arthur si odezwa, zaskoczy Alvina.

- O tym nia Amy, nie?

Alvin zastanowi si. Potem wsta i woy ubranie.

- Myl, e ju wyschlimy - stwierdzi.

- Mylisz, e miaa prawdziwy sen? Tyle e nie ona tam bya, tylko ja?

- Nie byo adnych ucisków ani adnych nienaturalnych rzeczy, kiedy bylimy w wodzie na golasa.

Arthur rozemia si.

- W tym, co jej si nio, te nie ma nic nienaturalnego.

- To nie by prawdziwy sen.

Arthur wsta i te si ubra.

- Wiesz, e syszaem zielon pie, Alvinie? Trzy razy puciem twoj rk i cigle j syszaem, coraz duej. Potem zaczynaa cichn i znowu musiaem ci apa.

Alvin skin gow, jakby tego si wanie spodziewa. Ale si nie spodziewa. Kiedy uczy mieszkaców Vigor Kocioa, nie próbowa nawet zajmowa si Arthurem. Posa go do szkoy, eby wiczy litery i cyfry. Ale to Arthur moe si w kocu okaza jego najlepszym studentem.

- Zostaniesz Stwórc? - zapyta.

Arthur pokrci gow.

- Nie. Bd tylko twoim przyjacielem.

Alvin nie powiedzia gono tego, o czym pomyla: eby by moim przyjacielem, moe bdziesz musia zosta Stwórc. Nie musia tego mówi. Arthur Stuart sam zrozumia.

Wiatr wzmóg si lekko noc i daleko, bardzo daleko, gdzie nad wod byskawica rozjania odlege chmury. Arthur oddycha równo przez sen; Alvin sysza go w ciszy lepiej ni szept dalekiego gromu. Powinien czu si samotny, ale nie. Oddech w mroku obok niego... to móg by Ta-Kumsaw podczas ich dugich wdrówek przed laty, kiedy Alvina nazywano Maym Renegado, a losy wiata zdaway si way na szali. Albo móg to by jego brat, Calvin, kiedy sypiali w jednym pokoju; Alvin pamita go jako niemowl w koysce, potem w óeczku: dziecice oczy wpatrzone w niego, jakby by bogiem, jakby wiedzia co, czego nie wie aden czowiek. Có, rzeczywicie wiedziaem, ale i tak utraciem Calvina. I ocaliem ycie Ta-Kumsawowi, ale nie mogem nic zrobi, eby ocali jego spraw. A teraz on take jest dla mnie stracony, za rzek, wród mgie czerwonego zachodu.

Ten oddech to moga by jego ona zamiast jedynie snu o niej. Spróbowa wyobrazi sobie Amy Sump w ciemnoci przy sobie; i chocia wiedzia, e Measure mia racj i czekaoby ich fatalne maestwo, nie móg zaprzeczy, e miaa adn buzi. W tej chwili samotnego rozbudzenia wyobrazi sobie jej mode ciao, sodkie i ciepe, pocaunki gorce, pene nadziei i ycia.

Szybko odepchn od siebie te wizje. Amy nie bya dla niego i nawet wyobraanie jej sobie w ten sposób wydawao si niemal zbrodni. Nie mógby si oeni z kim, kto go czci; jego ona nie wyjdzie za Stwórc o imieniu Alvin; wyjdzie za mczyzn.

Wtedy pomyla o Peggy Larner. Wyobrazi sobie, e unosi si na okciu i patrzy, jak daleka byskawica rzuca na jej twarz smug wiata. Na jej wosy rozpuszczone i rozrzucone w trawie. Na jej wypielgnowane rce, ju nie opanowane i pene gracji w wystudiowanych gestach, ale swobodnie uoone we nie.

Ze zdziwieniem poczu, e ma zy w oczach. Po chwili zrozumia powód: bya równie nieosigalna jak Amy Sump - nie dlatego e go czcia, ale dlatego e bardziej bya oddana jego sprawie ni on sam. Kochaa nie Stwórc i z pewnoci nie mczyzn, ale raczej Stwarzanie i to, co stworzone. Maestwo z ni to jak poddanie si losowi, gdy widziaa przyszo rodzc si z wszelkich moliwych wyborów. Gdyby si oeni z Peggy, nie byby ju mczyzn - nie dlatego e ona by tego chciaa, ale dlatego e sam miaby do rozumu, by sucha jej rad. Z wasnej woli byby posuszny, z wasnej woli utraciby wolno.

Nie, to Arthur lea obok, niezwyky chopiec, który lepo kocha Alvina, ale niczego od niego nie da; chopiec, który dla wolnoci utraci cz siebie i zastpi j czci Alvina.

Analogia staa si nagle oczywista i na chwil Alvin si zawstydzi. Zrobiem Arthurowi to, co myl, e Peggy Larner mogaby zrobi mnie. Odebraem mu cz jego i daem cz siebie. Ale on by taki mody, a groba tak wielka, e nie pytaem go o zdanie, nie tumaczyem, a gdybym nawet próbowa, on by nie zrozumia. Nie mia wyboru. Ja jeszcze mam.

Czy bybym tak zadowolony jak Arthur, gdybym kiedy odda siebie Peggy?

Moe kiedy... Ale nie teraz. Nie jestem jeszcze gotów, eby zrezygnowa ze swojej woli, eby odda si komu, tak jak Arthur mnie jest oddany. Tak jak rodzice dzieciom, oddajc swoje ycie na potrzeby bezradnych i samolubnych malestw. Droga otwiera si przede mn, wszystkie drogi, wszystkie moliwoci. Z tego trawiastego oa nad Mizogan mog ruszy dokdkolwiek, znale wszystko, co znajdywalne, zrobi wszystko, co wykonalne, stworzy wszystko, co mona stworzy. Dlaczego mam wznosi mur wokó siebie? Uwizywa si do jednego drzewa? Nawet ko, nawet pies nie jest tak lojalny, by zrobi ze sob co takiego.

Od dziecistwa tkwi w niewoli swego talentu. Jako dziecko w rodzinie, jako towarzysz wdrówek Ta-Kumsawa, jako ucze kowalski albo nauczyciel przyszych Stwórców, by okaleczony swym talentem. Ale ju nie.

Byskawica zajaniaa znowu, dalej ni poprzednio. Dzi w nocy nie spadnie deszcz. A jutro wstan z Arthurem i rusz na poudnie, a moe na pónoc albo na wschód czy zachód, zalenie od tego, co mu przyjdzie do gowy, na poszukiwanie kadego celu, który uzna za wart poszukiwa. Opuci dom, eby stamtd odej, nie eby gdzie dotrze. Nie istniaa wiksza swoboda.

ROZDZIA 9 - COOPER

Peggy Larner obserwowaa oba jasne pomienie serc: Alvina wdrujcego przez Ameryk oraz Calvina, który pyn do Anglii i szykowa si na audiencj u Napoleona. Niewiele dostrzega zmian w moliwych wariantach przyszoci, gdy plan adnego z nich nie zmieni si ani na jot.

Plan Alvina, oczywicie, nie by adnym planem. On i Arthur Stuart pieszo szli na zachód od Mizogan, w poblie rosncego szybko miasta Chicago i dalej, a gste mgy na Mizzipy zmusiy ich do zawrócenia. Alvin ywi niewielk nadziej, e przynajmniej on bdzie móg przekroczy rzek, ale jeli nawet miao si to kiedy speni, to z pewnoci nie teraz. Dlatego skrci na pónoc, a do Jeziora Wysokiej Wody, gdzie wsiad na jeden z nowych parowców wocych rud elaza do Irrakwa. Tam przeadowywano j do wagonów i w ten sposób docieraa a do krainy wgla w Suskwahenny i Pensylwanii, by trafi do nowych hut.

- Czy to Stwarzanie? - zapyta Arthur Stuart, kiedy Alvin wyjani mu cay proces. - Zmienia elazo w stal?

- Co w rodzaju Stwarzania, gdzie ziemia poddaje si przemocy ognia. Ale koszt jest wysoki, a elazo cierpi przy takiej przemianie. Widziaem stal, jak tam wytwarzaj. Jest w torach. Jest w lokomotywach. Metal krzyczy bez przerwy; to cichy gos, bardzo wysoki, ale ja go sysz.

- To znaczy, e le jest uywa stali?

- Nie - odpar Alvin. - Ale powinnimy jej uywa tylko wtedy, gdy warta jest ceny takiego cierpienia. Moe kiedy znajdziemy lepszy sposób na zwikszenie mocy elaza. Jestem kowalem. Nie zrezygnuj z ognia paleniska, nie odrzuc mota i kowada. I nie powiem, e odlewnie w Dekane s w czym gorsze od mojej maej kuni. Wszedem w pomie. Wiem, e elazo te moe w nim przetrwa i wyj nienaruszone.

- Moe po to wanie wdrujemy - próbowa zgadywa Arthur Stuart. - eby trafi do huty i nauczy ich agodniej wytwarza stal.

- Moe - przyzna Alvin.

Dotarli pocigiem do Dekane i Alvin zacz pracowa w odlewni. Pracowa i patrzy, uczc si wytwarzania stali.

- Znalazem sposób - powiedzia w kocu. - Ale wymaga on Stwórcy albo kogo bardzo bliskiego.

I to by problem: jeli Alvin chcia zmieni wiat, musia dokona tego, co mu si nie udao w Vigor Kociele, czyli wyksztaci nowych Stwórców.

Porzucili miasta stali i poszli na wschód, a Peggy, obserwujc pomie serca Alvina, nie widziaa adnej zmiany, adnej zmiany, adnej zmiany...

A raz, pewnego dnia, cakiem nagle, bez adnej przyczyny, jak mogaby dostrzec w yciu Alvina, otworzyy si przed nim tysice nowych dróg, a na kadej sta czowiek, którego nigdy dotd nie widziaa. Czowiek, który nazywa si Verily Cooper i mówi jak uczony w ksikach Anglik; kroczy u boku Alvina po wszystkich ciekach ycia przez dugie lata. Na tej ciece zoty pug otrzyma wspaniay uchwyt i zbudzi si do ycia pod ludzk rk. Na tej ciece Krysztaowe Miasto wyrastao w niebo, a mga na Mizzipy rozwiewaa si na przestrzeni kilku mil; Czerwoni stali na zachodnim brzegu i z radoci witali Biaych nadpywajcych na odziach i tratwach, by z nimi handlowa, rozmawia i by si od nich uczy.

Ale skd si wzi ten Verily Cooper, dlaczego tak nagle pojawi si w yciu Alvina?

Dopiero póniej przyszo Peggy do gowy, e to nie dziaania Alvina sprowadziy tego czowieka, ale czyny kogo innego. Spojrzaa w pomie serca Calvina - tak daleki, e musiaa patrze w gb ziemi, eby zobaczy go w Anglii, poza krzywizn planety. Tam odkrya, e to on dokona zmiany, i to dziki najprostszemu z moliwych wyborów. Calvin powici nieco czasu, eby oczarowa czonka parlamentu, który zaprosi go na herbatk. I chocia Calvin wiedzia, e ten czowiek nie moe mu pomóc, z kaprysu, waciwie bez powodu, postanowi tam pój. Niewiele si zmienio prócz jednego: prawie na kadej drodze Calvin spdzi godzin w towarzystwie Verily Coopera, modego prawnika, który pilnie sucha wszystkiego, co Calvin mia do powiedzenia.

Czy to zatem moliwe, e Calvin jest jednak elementem planu Alvina? Wyruszy do Anglii, majc w sercu zniszczenie wszystkich dzie brata, a mimo to z kaprysu, przypadkiem - jak gdyby istniao co takiego jak przypadek - nastpio spotkanie, które niemal na pewno doprowadzi Verily Coopera do Ameryki. Do Alvina Smitha. Do zotego puga, do Krysztaowego Miasta i rozstpienia si mgie na Mizzipy.

* * *

Arise Cooper by uczciwie pracujcym chrzecijaninem. Przey ycie tak bliski czystoci, jak tylko potrafi, uwzgldniajc skoczone moliwoci ludzkiej duszy. Przestrzega kadego przykazania, jakie pozna; oczyszcza dusz z kadej nieczystoci, jak zdoa sobie wyobrazi. Codziennie uzupenia szczegóowy dziennik, zaznaczajc wszystkie dziea boe w swym yciu.

Na przykad w dniu, kiedy przyszed na wiat jego drugi syn, zapisa: "Dzisiaj Szatan zesa na mnie gniew na czowieka, który upiera si, by zmierzy trzy antaki, jakie dla niego zrobiem. Pewien by, e go oszukaem. Ale Duch wity wzbudzi w mym sercu wybaczenie, zrozumiaem bowiem, e czowiek ów sta si podejrzliwy, poniewa tak czsto oszukiwali go ludzie optani przez diaba. Zrozumiaem te, e Pan da mi misj, by przekona go, i nie wszyscy s oszustami. Cierpliwie zniosem wic obraz. I rzeczywicie, tak jak naucza Jezus, kiedy agodnoci odpowiedziaem na jego ataki, obcy ów opuci warsztat jako mój przyjaciel, nie wróg, mdrzejszym okiem spogldajc na dziea Pana poród ludzi. Wielki jeste, ukochany Boe, zmieniajc me grzeszne serce w narzdzie suce celom Twym na tym wiecie! O zmroku przyby na wiat mój drugi syn, którego nazwaem Zaprawd, Verily. Zaprawd, Powiadam Wam, Jeli Nie Odmienicie Si i Nie Staniecie Jak Dzieci, Nie Wejdziecie do Królestwa Niebieskiego".

Kto mógby uzna, e to przesada, ale imi Arise'a take pochodzio z Pisma: Arise, czyli Wsta. Wsta i Chod. A imi jego ony byo najkrótszym wersetem w Pimie: Jesus Wept, Jezus Zapaka. Imi dziecka, Verily, z czasem skrócono do Very.

Ale nie imi byo najciszym brzemieniem Verily'ego Coopera. Nie; co rzucio o wiele mroczniejszy cie na jego dziecistwo.

ona Arise'a, Wept, przybiega pewnego dnia, kiedy chopiec mia zaledwie dwa lata. Bya bardzo podniecona.

- Arise, widziaam dzisiaj, jak nasz syn bawi si kawakami drewna. Budowa z nich wie.

Arise poszuka w pamici, co zego mona uczyni z kawakami drewna pozostaymi w warsztacie bednarza. Tylko jedno przyszo mu do gowy.

- Czy by to wizerunek wiey Babel?

- Moe tak, a moe i nie - odpara zdziwiona Wept. - Skd mog wiedzie? Przecie nie mówi jeszcze ani sowa.

- O co wic ci chodzi? - spyta Arise zniecierpliwiony, gdy ona nie przesza od razu do sedna. Nie, by zniecierpliwiony, poniewa nieprawidowo odgad i teraz troch si wstydzi. To grzech zrzuca na ni win za ze uczucia, jakie sam wzbudzi. W sercu pomodli si o wybaczenie. ona mówia dalej:

- Nasz syn budowa z tych kawaków, ale one si przewracay, potem znowu i znowu. Zobaczyam to i pomylaam: Pan nasz w niebiosach uczy malca, e wszystkie dziea czowiecze w proch si rozsypi, a tylko dziea boe przetrwaj. Ale wtedy may zrobi pospn min, pen stanowczoci, zacz oglda kady kawaek drewna i ukada je bardzo ostronie. Budowa, budowa i budowa, a ostatnie kawaki ukada wyej ni gowa, a one cigle stay.

Arise nie by pewien, co takiego ona próbuje mu powiedzie i dlaczego j to niepokoi.

- Chod, mu, obejrzyj dzieo rk naszego dziecka.

Pody za ni do kuchni. Nikogo tam nie zastali, cho by to czas gotowania. Arise od razu zrozumia, czemu wszyscy uciekli: wiea z resztek drewna staa wyej, ni pozwala na to rozsdek i prawa równowagi. Klocki leay przekrcone na wszystkie strony, ale doskonale zbalansowane, niezalenie od dziwacznych czy nieprawdopodobnych pocze z tymi na górze i na dole.

- Zburz j natychmiast - poleci Arise.

- Mylisz, e nie próbowaam? - zaszlochaa Wept.

Machna rk i przewrócia wie na podog. Wiea upada, ale w caoci; nawet lec, klocki pozostay zczone ze sob, jak gdyby kto je sklei.

- Bawi si klejem - mrukn Arise, ale wiedzia, e to nieprawda.

Uklkn przy obalonej budowli i spróbowa oderwa klocek z jednego koca - nie potrafi. Chwyci ca wie i uderzy ni o kolano. Zabolao, ale konstrukcja si nie zamaa. Wreszcie stan na niej i z wysikiem pocign jeden koniec; dopiero wtedy j przeama, ale z takim trudem, jakby próbowa zama solidn desk. A kiedy zbada brzegi, odkry, e pka przez rodek klocka, nie na czeniu.

Zerkn na on i wiedzia, co powinien jej powiedzie. Powinien powiedzie, e ich syn zosta w oczywisty sposób optany przez diaba, optany do tego stopnia, e ju w tak modym wieku zdolny jest do niezwykych czarów. A kiedy padn te sowa, nie pozostanie im nic innego, jak tylko odprowadzi chopca do magistratu, gdzie poddadz go próbie. Chopiec, jako zbyt mody i nie potraficy jeszcze mówi, nie wyzna swoich win i si nie pokaja, wic z wyroku sdu sponie na stosie, jeeli nie utonie podczas ledztwa.

Arise nigdy nie kwestionowa susznoci praw, pozwalajcych chroni Angli od czarów i innych mrocznych sztuczek Szatana. Nie wypdzano ju czarownic za ocean - jedynym skutkiem takiej polityki by cay naród optany przez diaba. Pismo nie pozostawiao wtpliwoci: Nie pozwolisz y czarownicy.

A jednak Arise nie wypowiedzia do ony sów, które zmusiyby ich do oddania dziecka magistratowi. Po raz pierwszy w yciu Arise Cooper, znajc prawd, powstrzyma si od dziaania.

- Spalmy t desk dziwacznego ksztatu - rzek. - I nie pozwalaj dziecku bawi si klockami. Pilnuj go dobrze i naucz, by w kadej chwili swego ycia cile przestrzega praw boych. Póki tego nie zrozumie, nie pozwól adnej innej kobiecie patrze na niego w twej nieobecnoci.

Spojrza onie prosto w oczy; najpierw zobaczy w nich zaskoczenie, potem ulg, wreszcie stanowczo.

- Bd go tak pilnowaa, e Szatan nie znajdzie okazji, by szepta mu do ucha - obiecaa Wept.

- Sta nas na kuchark, która od dzisiaj bdzie zarzdzaa sub. W naszych rkach ley wychowanie tego najtrudniejszego z dzieci. Ocalimy go przed Szatanem. adna praca nie jest od tej waniejsza.

I tak dorastanie Verily Coopera stao si trudne i ciekawe. Dostawa lanie czciej ni inne dzieci w rodzinie, dla jego wasnego dobra, gdy Arise dobrze wiedzia, e Szatan wczenie otworzy sobie drog do dziecicego serca. Zatem wszelkie przejawy buntu, nieposzanowania i grzechu naleao z zapaem karczowa.

Jeli maemu Verily'emu nie podobaa si ta specjalna dyscyplina, inna od obowizujcej starszego brata i modsze siostry, nie mówi tego gono - moe dlatego e skargi zawsze sprowadzay szybk chost brzozow rózg. Nauczy si y z tymi karami, a nawet - po pewnym czasie - czerpa z nich rodzaj dumy, gdy inne dzieci przyglday si z podziwem, jak czsto jest bity i nawet nie zapacze. W dodatku karano go za przewinienia, które na nich cignyby najwyej karcce spojrzenie rodziców.

Verily szybko si uczy. Brzozowa rózga pokazaa mu, które z jego wyczynów byy zwykymi psotami dorastajcego chopaka, a które uznawano za dowód, e Szatan ze wszystkich si stara si posi jego dusz. Kiedy z chopcami z ssiedztwa wznosili nien twierdz, jeli budowa krzywo i niedbale, jak oni, nie grozia mu kara. Ale kiedy szczególnie si stara, eby bloki niegu pasoway do siebie, dosta takie lanie, e krwawiy mu poladki. Kiedy pomaga ojcu w warsztacie, przekona si, e jeli czy klepki luno, jak inni, byle tylko trzymay si w obrczach, liczc, e od trzymanych wewntrz pynów napczniej i uszczelni beczk, wszystko byo w porzdku. A gdy starannie dobiera drewno i skupia si, by klepki do siebie pasoway, a beczka trzymaa powietrze szczelnie jak wiski pcherz, ojciec bi go miark i wygania z warsztatu.

Zanim skoczy dziesi lat, Verily nie wchodzi ju otwarcie do warsztatu ojca i mia wraenie, e ojcu to nie przeszkadza. Ale wci go irytowao, jak wyglda praca bez jego pomocy. Wyczuwa bowiem szorstko, niedokadno styków midzy klepkami baryek, antaków i beczek. Sama myl o tym wywoywaa midzy opatkami mrowienie, którego po prostu nie móg wytrzyma. Dlatego wstawa noc, przekrada si do warsztatu i poprawia najgorsze beczki. Nikt si niczego nie domyla, poniewa nie zostawia po sobie wiórów. ciga tylko obrcze, dopasowywa klepki i nakada obrcze z powrotem, cianiej ni poprzednio.

W rezultacie, po pierwsze, Arise Cooper zyska saw najlepszego bednarza w caej rodkowej Anglii, po drugie, za dnia Verily bywa senny i zmczony, przez co czsto dostawa lanie, cho nie tak mocne jak wtedy, kiedy naprawd si na czym koncentrowa, i po trzecie, Verily nauczy si y cigle oszukujc, ukrywajc przed wszystkimi to, kim jest, co widzi i co czuje. Byo zatem naturalne, e pocigna go nauka prawa.

Cho czsto wydawa si leniwy, jednak mia bystry umys. Arise i Wept dostrzegli to, wic zamiast zadowoli si miejscowym, opacanym z podatków nauczycielem, wysali chopca do akademii, gdzie uczszczali tylko synowie ziemian i innych bogaczy. Kpin i docinków innych chopców, drwicych z jego wiejskiego akcentu i prostego odzienia, Verily prawie nie zauwaa; jeli dostawa lanie, byo niczym w porównaniu z tym, co wycierpia w domu; zaczepki i ataki nie powodujce fizycznego bólu prawie nie docieray do jego wiadomoci. Obchodzio go tylko jedno: w szkole nie musia y w cigym strachu, a nauczycielom podobao si, kiedy studiowa uwanie i bada, w jaki sposób idee do siebie przystaj. To, co rkami wolno mu byo robi tylko w tajemnicy, móg cakiem otwarcie czyni umysem.

Zreszt nie tylko idee. Uczy si w skupieniu obserwowa otaczajcych go chopców, uwanie ich sucha, patrze, jak si zachowuj. W kocu widzia ich tak wyranie, jak kawaki drewna; rozumia, gdzie i w jaki sposób kady z nich moe pasowa do pozostaych. Wystarczyo sowo rzucone tu czy tam, pomys trafiajcy do waciwego umysu w odpowiedniej chwili, by przeksztaci mieszkaców internatu w zgodn grup wiernych przyjació. To znaczy, na ile chcieli. Niektórych wypenia gniew tak wielki, e im lepiej pasowali do reszty, tym bardziej stawali si opryskliwi i podejrzliwi. Verily nic nie móg na to poradzi. Nie zmienia przecie ich serc, pomaga tylko znale miejsce, gdzie naturalne skonnoci pozwalay najlepiej dopasowa si do innych.

Nikt tego nie zauway - nikt nie wiedzia, e to Verily zrobi z nich grup najlepszych przyjació, jacy kiedykolwiek uczszczali do szkoy. Nauczyciele widzieli ich przyja, ale widzieli te, e Verily jest jedynym nie dopasowanym, jedynym nie na miejscu wród nich. Nie wyobraali sobie nawet, e wanie on jest przyczyn niezwykej bliskoci pozostaych. Very nie narzeka. Podejrzewa, e gdyby wiedzieli, co robi, znowu byoby jak w domu u ojca, ale tym razem grozioby mu co wicej od brzozowej rózgi.

Podczas nauki, zwaszcza religii, Verily w kocu zrozumia, dlaczego stale dostawa baty. Czary... Verily Cooper urodzi si czarownikiem. Nic dziwnego, e ojciec stale wyglda na cierpicego. Arise Cooper pozwoli y czarownikowi, a te lania wcale nie byy przejawem gniewu czy nienawici; miay raczej nauczy go ukrywa zo, z którym si urodzi. Nikt nie mia si dowiedzie, e Arise i Wept Cooperowie we wasnym domu wychowali czarownika.

Ale ja nie jestem czarownikiem, powiedzia sobie. Szatan nigdy we mnie nie wstpi. To, co robi, nikomu nie szkodzi. Jak moe by wymierzone przeciw Bogu uszczelnianie beczek albo pomaganie chopcom w znalezieniu przyjani? Czy uyem kiedy swej mocy inaczej ni dla dopomoenia innym? Czy nie tego naucza Chrystus? Aby by sug wszystkich?

W wieku lat szesnastu Verily by mocno zbudowanym i do przystojnym modziecem o niejakim wyksztaceniu i nienagannych manierach. By te cakowitym sceptykiem. Jeli dogmaty o czarach mog by tak absolutnie bdne, to jak mona polega na innych naukach kapanów? Przez to tkwi jak gdyby troch zawieszony w pustce, w sensie intelektualnym. Wszyscy nauczyciele mówili tak, jakby religia bya kamieniem wgielnym wszelkich nauk, a jednak studia utwierdziy go w przekonaniu, e nauki oparte na religii s w najlepszym razie niepewne, a w najgorszym - cakiem faszywe.

Nie pisn jednak sowa o swoich konkluzjach. Ateista móg bowiem trafi na stos równie szybko jak czarownik. A poza tym nie by pewien, czy w nic nie wierzy. Po prostu nie wierzy w to, co mówi kapani.

Jeeli kaznodzieje nie wiedzieli, czym jest dobro i zo, to gdzie móg si nauczy, co jest suszne, a co nie? Próbowa studiowa filozofi w Manchesterze, ale przekona si, e poza Newtonem najlepsze, co filozofowie mieli do zaoferowania, to ogromne morze opinii, w którym tu i tam, niby szcztki zatopionego statku, pywao par klocków prawdy. A Newton i uczeni, którzy za nim podali, nie mówili o duszy. Decydujc, e bd studiowa jedynie to, co mona zweryfikowa w kontrolowanych warunkach, po prostu ograniczyli sobie zakres bada. Wikszo prawd leaa poza dokadnie wyznaczonymi granicami nauki. Ale nawet wewntrz nich Verily Cooper swym okiem wyczulonym na rzeczy, które nie pasuj, dostrzega, e pozór obiektywizmu jest powszechny, fakt za niezwykle rzadki. Wikszo naukowców, jak wikszo filozofów i wikszo teologów, bya winiami zastanych opinii. Pywanie pod prd przekraczao ich siy, wic prawda pozostawaa rozproszona, nie zwizana, rozbita falami.

Prawnicy przynajmniej zdawali sobie spraw, e zajmuj si tradycj, nie prawd, ugod, nie obiektywn rzeczywistoci. Czowiek wiedzcy, jak rzeczy do siebie pasuj, móg wiele dokona w tej dziedzinie. Móg ocali kilkoro ludzi przed niesprawiedliwoci. Mógby nawet kiedy, w dalekiej przyszoci, wymierzy cios czy dwa w prawa o czarach, ratujc co roku kilkadziesit dusz tak nieostronych, e przyapanych na manipulacjach rzeczywistoci w sposób nie aprobowany powszechnie.

Arise i Wept byli niezwykle zadowoleni, gdy syn opuci dom, nie przejawiajc najmniejszego zainteresowania rodzinnym interesem. Ich pierworodny Mocky (He Will Not Be Mocked - Nie Dozwoli z Siebie Szydzi) by zdolnym bednarzem, lubianym w rodzinie i nie tylko. On mia odziedziczy wszystko. Verily za mia wyjecha do Londynu, zdejmujc odpowiedzialno za swój los z barków Arise i Wept. Verily wrczy im nawet oficjaln rezygnacj z rodzinnego majtku, chocia wcale o ni nie prosili. Kiedy Arise przyj z jego rk dokument, dwudziestojednoletni Verily zdj ze ciany brzozow rózg, poama na kolanie i wrzuci pod kuchni. Nie rozmawiali o tym wicej. Wszyscy pojmowali: od tej chwili to, co pocznie Verily ze swoj moc, jest tylko jego spraw.

W Londynie szybko zauwaono jego zdolnoci. Otrzyma propozycje od kilku firm adwokackich i w kocu wybra tak, która pozostawiaa najwicej swobody w wyborze klientów. Jego sawa zataczaa coraz szersze krgi, w miar jak wygrywa proces za procesem; ale na prawnikach, którzy znali si na takich sprawach, najwiksze wraenie robiy nie zwycistwa w sdzie, ale jeszcze wiksza liczba sporów, które koczono - sprawiedliwie - bez rozprawy. Zanim Verily skoczy dwadziecia pi lat, kilka razy w miesicu zgaszay si do niego strony gorcych sporów prawniczych i bagay o arbitra, cakowicie poza sal sdow; zyska bowiem reputacj czowieka mdrego i uczciwego. Niektórzy sugerowali, e w odpowiednim czasie zdobdzie wielkie wpywy polityczne. Niektórzy pragnliby nawet, by taki czowiek pewnego dnia zosta lordem protektorem, gdyby tylko urzd ten obsadzano w wyniku wyborów, tak jak prezydentur Stanów Zjednoczonych.

Stany Zjednoczone Ameryki - ta chaotyczna, wielojzyczna republika, która w dziwny sposób, bez króla i jednoczcej sprawy, powstaa midzy Koloniami Korony a Now Angli. Ameryka, gdzie ludzie ubrani w skóry chodz podobno po korytarzach Kongresu wraz z Czerwonymi, Holendrami, Szwedami i innymi pócywilizowanymi osobnikami, których wyrzucono by z Parlamentu, zanim zdyliby wymówi cho jedno sowo. Coraz czciej Verily Cooper myla o tej krainie; coraz czciej marzy o zamieszkaniu w kraju, gdzie mógby w peni wykorzysta swój talent dopasowywania rzeczy do siebie. Gdzie mógby czy rzeczy rkami, nie tylko umysem i sowami. Gdzie, krótko mówic, yby bez oszustwa.

Moe w tym kraju, gdzie czowiek nie musi kama, by zyska prawo do ycia, znalazby drog do jakiej prawdy, jakiego zrozumienia sensu wszechwiata. A gdyby nie, przynajmniej byby wolny.

Problem w tym, e studiowa angielskie prawo i angielscy klienci powoli czynili go bogatym. A jeli si oeni? Jeli bdzie mia dzieci? Jakie ycie czekaoby je w Ameryce, w dziewiczej puszczy? Jak mógby poprosi on, aby porzucia cywilizacj i wyjechaa do Filadelfii?

A chcia si oeni. Chcia wychowa dzieci. Chcia wykaza, e dobroci nie uczy si biciem, e strach nie jest ródem, z którego tryska cnota. Chciaby wiedzie, e nikt z najbliszych nie lka si jego widoku, nikt nie musi kama, by by pewnym jego mioci.

Dlatego marzy o Ameryce, ale mieszka w Londynie, w najlepszym towarzystwie poszukujc dla siebie odpowiedniej kobiety, by z ni zaoy rodzin. Jego proste maniery ustpiy miejsca stylowi uniwersyteckiemu, a potem prawdziwej dwornoci, czynicej go miym gociem nawet w najlepszych domach. Dowcip, nigdy zoliwy, a zawsze gboki, zyska mu popularno w najelegantszych salonach Londynu; a jeli nigdy nie zapraszano go na te same przyjcia czy bankiety co najsynniejszych teologów, to nie dlatego e by uwaany za ateist, ale e aden z teologów nie móg mu dorówna w dyskusji. Verily'ego Coopera trzeba byo posadzi przy stole przynajmniej z jedn osob, która umiaa dotrzyma mu pola - wszyscy wiedzieli, e ma zbyt mikkie serce, aby zniszczy gupca dla rozrywki zebranych. Otoczony przez ludzi o sabszym dowcipie po prostu milk, a gospodarz by zakopotany, gdy rozesza si pogoska, e Verily Cooper milcza przez cay wieczór.

Verily Cooper mia dwadziecia sze lat, kiedy znalaz si na przyjciu wraz z zadziwiajcym modym Amerykaninem, Calvinem Millerem.

Zauway go od razu, poniewa ów czowiek tu nie pasowa. Ale nie z powodu swojej amerykaskoci. Verily natychmiast spostrzeg, e Calvin postara si o fasad manier, chronic go od najgorszych faux pas, nkajcych wikszo Amerykanów, którzy próbowali radzi sobie w Londynie. Chopiec opowiada o swoich próbach nauki francuskiego, artujc na temat straszliwego braku zdolnoci jzykowych; Verily widzia jednak - jak wielu innych - e to tylko poza. Kiedy Calvin mówi po francusku, kade zdanie rozbrzmiewao z doskonaym akcentem, a jeli nawet sownik mia do ubogi, to z pewnoci adnych braków w gramatyce.

- Jeli jest saby w jzykach - szepna Verily'emy do ucha pewna dama - to boj si myle, w czym jest dobry.

W kamstwie, pomyla Verily. Z kamstwem radzi sobie wietnie. Ale milcza, bo skd móg wiedzie, e kade sowo Calvina jest faszem? Wiedzia tylko, e kiedy Calvin mówi, nic do siebie nie pasuje. Chopiec fascynowa go, choby dlatego e kama, nawet jeli kamstwo nie mogo mu przynie adnej korzyci. Cakiem jakby sprawiao mu rado.

Czy to jest produkt Ameryki? Kogo takiego zrodzia kraina prawdy z marze Verily'ego? Moe kapani nie mylili si cakiem w sprawie ukrytych mocy... czy te "talentów", jak nazywali je Amerykanie.

- Panie Miller - odezwa si Verily. - Zastanawiam si, skoro jest pan Amerykaninem, czy posiada pan jak wiedz o talentach.

Salon ucich. Mówi o czym takim... To tylko odrobin mniej nieuprzejme ni mówi o higienie osobistej. A kiedy w dodatku pyta Verily Cooper, wschodzca gwiazda palestry...

- Sucham? Nie zrozumiaem - przyzna Calvin.

- Talenty - powtórzy Verily. - Tajemne moce. Wiem, e w Ameryce s legalne, a przecie Amerykanie uwaaj si za chrzecijan. Jestem wic ciekaw, jak racjonalizuje si te rzeczy, tutaj uznawane za dowód optania przez Szatana, godny wyroku mierci.

- Nie jestem filozofem, drogi panie - owiadczy Calvin.

Verily zrozumia. Zauway, e Amerykanin nagle pilnuje si bardziej ni poprzednio. Mia racj: Calvin Miller kamie, poniewa ma wiele do ukrycia.

- Tym lepiej - zapewni. - Moliwe zatem, e paska odpowied okae si zrozumiaa dla czowieka tak jak ja nie zorientowanego w materii.

- Wolabym, ebymy rozmawiali o innych sprawach. Obawiam si, e moemy urazi towarzystwo.

- Nie wyobraa pan chyba sobie, e zosta pan tu zaproszony z powodu innego ni paska amerykasko. Dlaczego wic wzbrania si pan przed rozmow o najbardziej dziwacznej odmiennoci ludu Ameryki?

Rozleg si gwar przyciszonych gosów. Czy kto kiedy widzia, eby Verily by otwarcie niegrzeczny, tak jak teraz?

Verily jednak wiedzia, co robi. Nie po to przesuchiwa tysice wiadków, eby nie wiedzie, jak wydoby prawd nawet od najbardziej bezczelnego, notorycznego kamcy. Calvin Miller to czowiek, który mocno odczuwa zakopotanie. Dlatego kamie - eby osoni si przed wszystkim, co moe go zawstydzi. Sprowokowany, zareaguje gorco, a kamstwa i wyrachowanie ustpi gdzieniegdzie strzpom uczciwoci. Krótko mówic, Calvin Miller dawa si ponosi temperamentowi.

- Dziwacznej? - powtórzy. - Moe dziwne s raczej nie talenty, ale to, e si ich istnieniu zaprzecza, zrzucajc win na Szatana.

Teraz gwar by goniejszy. Calvin szczeroci bardziej zaszokowa i obrazi pobonych suchaczy, ni przedtem Verily swoj nieuprzejmoci. Jednak gocie naprawd byli wiatowcami i nie znalaz si wród nich aden kapan. Nikt nie wyszed z pokoju; wszyscy patrzyli i suchali zafascynowani.

- Przyjmijmy to jako pask przesank - zaproponowa Verily. - Niech pan wyjani mnie i wszystkim obecnym, w jaki sposób te okultystyczne talenty pojawiy si na wiecie, jeeli nie w wyniku dziaa diaba. Z pewnoci nie chce pan nam wmawia, e my, Anglicy, palimy ludzi na stosie za posiadanie mocy zesanej im przez Boga?

Calvin pokrci gow.

- Widz, drogi panie, e chce mnie pan sprowokowa, abym przemówi w sposób zakazany tu prawem.

- Ale skd! Ma pan trzy tuziny wiadków w tym salonie, którzy potwierdz, e nie tylko nie zaczyna pan tej rozmowy, ale zosta do niej wcignity. Co wicej, nie prosz przecie o kazanie. Prosz, by opowiedzia pan nam, jak naukowcom, w co Amerykanie wierz. Opowiadanie o amerykaskich wierzeniach nie bardziej jest przestpstwem ni historie o muzumaskich haremach czy paleniu wdów przez Hindusów. A w tym towarzystwie wszyscy chtnie si czego naucz. Prosz mnie poprawi, jeli si myl.

Nikt nie próbowa go poprawia. Nie mogli si doczeka, eby usysze, co ma do powiedzenia mody Amerykanin.

- Szczerze wyznam, e nie ma zgody w tej kwestii - zacz Calvin. - Wicej: nikt waciwie nie wie, co myle. Ludzie po prostu korzystaj z talentów, które posiadaj. Niektórzy twierdz, e to wbrew Bogu. Inni powtarzaj, e Bóg stworzy wiat razem z talentami, a wszystko zaley od tego, czy uywa si ich w dobrej sprawie. Syszaem wiele rozmaitych opinii.

- A jaka jest najmdrzejsza z tych przez pana syszanych? - nie ustpowa Verily.

Wyczu to w chwili, kiedy Calvin zdecydowa si na odpowied: rodzaj kapitulacji. Calvin wyrywa si, ale w tym momencie ustpi przed nieuniknionym. Postanowi jeli nawet nie wyzna swoj prawd, to przynajmniej prawdziwie zda spraw z cudzej.

- Pewien czowiek uwaa, e talenty pojawiaj si z powodu naturalnej zgodnoci midzy osob a jakim aspektem otaczajcej t osob rzeczywistoci. Nie od Boga ani Szatana, jak twierdzi. To przypadkowe zakócenie wiata. Mówi, e talent to tak naprawd zyskanie zaufania pewnego fragmentu rzeczywistoci. Uwaa, e Czerwoni, którzy nie wierz w talenty, odkryli prawd, jaka za nimi stoi. Biay czowiek wmawia sobie, e ma talent, i od tego momentu pracuje tylko nad doskonaleniem jakiej szczególnej zdolnoci. Ale gdyby, tak jak Czerwoni, widzia w talencie aspekt sposobu, w jaki rzeczy poczone s razem, nie skupiaby si na jednej tylko zdolnoci, lecz pracowa nad wszystkimi. Czyli, zdaniem tego czowieka, talent to wynik zbyt wielkiego wysiku woonego w jedno, a niedostatecznego we wszystko pozostae. Jak murarz, który nosi cegy cigle na prawym ramieniu: jego ciao si znieksztaci. Trzeba studiowa wszystko, uczy si wszystkiego. Kady talent jest w naszym zasigu, jak rozumiem, trzeba jedynie...

Ucich.

Kiedy znów si odezwa, mówi gosem ostrym, czystym, jak czowiek wyksztacony; musia si tego nauczy ju po przybyciu do Anglii. Dopiero wtedy Verily uwiadomi sobie, e akcent Calvina zmienia si podczas tego dugiego wykadu. Calvin Miller zrzuci z siebie cienk powok angielskoci i pokaza to, co amerykaskie.

- Kim jest ów czowiek, który przekaza panu t wiedz? - zapyta.

- Czy to wane? Co taki prostak wie o naturze? - Calvin odpowiedzia drwico, ale znowu kama. Verily wiedzia o tym.

- Ten "prostak", jak go pan nazwa... Podejrzewam, e mówi o wiele wicej ni te kilka sów, jakie zechcia nam pan dzisiaj powtórzy.

- Och, nie mona go uciszy, tak si rozkoszuje wasnym gosem. - Gorycz w tonie Calvina przekazaa Verily'emu jasn wiadomo: to jest szczere. Calvin nie lubi tego filozofa z pogranicza. Bardzo nie lubi. - Nie chciabym nudzi towarzystwa bredniami szaleca z zachodu.

- Ale pan nie uwaa go za szaleca. Prawda, panie Miller? - spyta Verily.

Chwila milczenia. Szybko wymyl odpowied, Calvinie Millerze. Znajd sposób, eby mnie oszuka, jeli zdoasz...

- Nie powiem tego, drogi panie - oznajmi Calvin. - Nie sdz, eby rozumia cho poow z tego, o czym mówi, ale nie nazwabym wasnego brata kamc.

Nastpia gwatowna erupcja gwaru. Calvin Miller mia brata, który filozofowa na temat talentów i uwaa, e nie pochodz od Szatana!

Dla Verily'ego waniejszy by fakt, e sowa Calvina w aden sposób nie pasoway do wiata, w który realnie wierzy. Kamstwa, kamstwa... Calvin wyranie uwaa, e jego brat jest bardzo mdrym czowiekiem, prawdopodobnie wiedzcym wicej, ni Calvin chcia przyzna.

W tej wanie chwili, nie zdajc sobie z tego sprawy, Verily Cooper powzi decyzj o wyjedzie do Ameryki. Kimkolwiek by brat Calvina, wiedzia co, czego Verily rozpaczliwie pragn si nauczy. W ideach tego czowieka dwiczaa prawda. Gdyby móg si z nim spotka i porozmawia, moe ów czowiek wyjaniby mu jego talent. Wytumaczyby, dlaczego ma taki wanie i dlaczego talent przetrwa, cho ojciec próbowa go wybi.

- Jak ma na imi paski brat? - zapyta.

- Czy to wane? - rzuci Calvin z lekk drwin w gosie. - Wybiera si pan niedugo w dzicz?

- Stamtd pan pochodzi? Z dziczy?

Calvin wycofa si natychmiast.

- Waciwie nie, troch przesadziem. Mój ojciec by mynarzem.

- A jak zgin ten biedny czowiek?

- On yje.

- Ale mówi pan o nim w czasie przeszym. Jakby nie by ju mynarzem.

- Nadal prowadzi myn - odpar Calvin.

- Wci mi pan nie zdradzi imienia swego brata.

- Takie samo jak ojca: Alvin.

- Alvin Miller? - upewni si Verily.

- Kiedy tak. Ale w Ameryce nadal zmieniamy nazwiska wraz z zawodem. On jest teraz kowalskim czeladnikiem i nazywa si Alvin Smith.

- A pan pozosta Calvinem Millerem, poniewa...

- Poniewa nie wybraem sobie jeszcze zajcia.

- Ma pan nadziej odkry je we Francji?

Calvin poderwa si, jakby odkryto jego najstraszliwsz tajemnic.

- Musz ju i.

Verily take wsta.

- Drogi przyjacielu, obawiam si, e moja natarczywo popsua panu nastrój. Natychmiast zaprzestan wypytywania pana i przeprosz cae towarzystwo, e poruszyem dzi tak trudne tematy. Mam nadziej, e wybaczy mi pan moj nienasycon ciekawo.

Wiele gosów natychmiast go zapewnio, e dyskusja bya nad wyraz interesujca, e nikt na nikogo si nie gniewa ani nie zosta przez nikogo uraony. Rozmowa rozpada si na wiele osobnych pogawdek.

Po chwili Verily przysun si bliej do modego Amerykanina.

- Paski brat, Alvin Smith - powiedzia. - Niech pan zdradzi, gdzie mog go znale.

- W Ameryce - odpar Calvin; a e rozmowa toczya si na osobnoci, nie kry swojej pogardy.

- To tylko troch dokadniej, ni powiedzie, bym szuka go na Ziemi - zauway Verily. - Wyranie go pan nie lubi. Nie chc sprawia kopotu i prosi, by powiedzia pan co wicej o jego teoriach. Ale nic pana nie kosztuje wyjawienie mi, gdzie on mieszka, ebym sam móg go odnale.

- Chce pan przepyn ocean, eby porozmawia z chopakiem, który mówi jak wiejski prostak, bo chce si pan dowiedzie, co myli o talentach?

- Czy wyrusz w tak podró, czy tylko napisz list, to ju nie paska sprawa. W przyszoci z pewnoci przyjdzie mi broni ludzi oskaronych o czary. Paski brat moe mi dostarczy argumentów, które pozwol uratowa ycie klienta. Takich argumentów próno by szuka tutaj, w Anglii. Zbytnie wgbianie si w dziea Szatana moe tutaj zrujnowa komu karier.

- Dlaczego wic nie obawia si pan zrujnowania wasnej? - zapyta Calvin.

- Poniewa cokolwiek on wie, jest dostatecznie prawdziwe, eby takiego kamc jak pan przegna przez poow wiata w ucieczce przed prawd.

Twarz Calvina nagle zbrzyda z nienawici.

- Jak pan mie zwraca si do mnie w ten sposób! Mógbym...

A zatem Verily dobrze odgad, Calvin nie pasowa do swojej rodziny w Ameryce.

- Nazwa miasta, a pan i ja ju nigdy nie bdziemy musieli rozmawia.

Calvin zastanowi si, wac w mylach decyzj.

- Dobrze. Trzymam pana za sowo, panie Wschodzca Gwiazdo Palestry. Miasto nazywa si Vigor Koció, w Terytorium Wobbish. W pobliu ujcia Rzeki Chybotliwego Kanoe. Niech pan jedzie i znajdzie mojego brata, jeli pan potrafi. Niech si pan uczy od niego, jeli pan potrafi. A potem przez reszt ycia moe si pan zastanawia, czy moe lepiej by pan wyszed, uczc si ode mnie.

Verily zamia si cicho.

- Nie przypuszczam. Umiem ju kama, a niestety, to jedyny z posiadanych przez ciebie talentów, który wywiczye do stopnia mistrzowskiego.

- W innych okolicznociach zastrzelibym ci za takie sowa.

- Ale yjemy w wieku, który kocha kamców - dokoczy Verily. - Dlatego tak wielu z nas yje udajc. Nie wiem, co masz nadziej znale we Francji, ale jestem pewien, e bdzie to cakiem bezwartociowe, jeli cae twoje ycie do tej chwili opierao si na kamstwie.

- A teraz jeste prorokiem? Umiesz zajrze komu do serca? - Calvin umiechn si drwico i odstpi o krok. - Zawarlimy umow. Powiedziaem, gdzie mieszka mój brat. Teraz trzymaj si ode mnie z daleka.

Verily opuci przyjcie, a po kilku chwilach wyszed take Calvin Miller. Niegrzeczne zachowanie Verily'ego wywoao prawdziwy skandal. Czy wypada nadal go zaprasza?

Po tygodniu kwestia ta przestaa mie znaczenie. Verily Cooper znikn: odszed z firmy prawniczej, zamkn konta bankowe, odnaj mieszkanie. Rodzicom wysa krótki list, informujc, e wyjeda do Ameryki, by przesucha pewnego czowieka w sprawie, nad któr wanie pracuje. Nie doda, e to najwaniejsza sprawa ycia: proces jego samego o czary. Nie zdradzi take kiedy, jeli w ogóle, ma zamiar wróci do Anglii. Popyn na zachód. Na miejscu zamierza kadym dostpnym rodkiem transportu, a choby i pieszo po wyboistych ciekach, wyruszy na spotkanie Alvina Smitha, który powiedzia pierwsz rozsdn rzecz o talentach, jak Verily w yciu usysza.

Tego dnia, gdy statek Verily'ego Coopera postawi agle w Liverpool, Calvin Miller wsiada na ód do Calais. Od tej chwili mówi wycznie po francusku, zdecydowany naby pynnoci, zanim jeszcze spotka Napoleona. Przez kilka lat ani razu nie pomyla o Verilym Cooperze. Mia waniejsze sprawy na gowie. Nie obchodzio go, co o nim sdzi jaki londyski prawnik.

ROZDZIA 10 - WITAJ W DOMU

Z wasnej chci Alvin nie wróciby do Hatrack River. Oczywicie, tu si urodzi, ale e jego rodzina ruszya dalej, zanim jeszcze potrafi samodzielnie usi, nie mia adnych wspomnie z tamtego okresu. Wiedzia, e najstarszymi osadnikami byli Horacy Guester, Makepeace Smith i stary Vanderwoort, holenderski kupiec, zatem kiedy przyszed na wiat, musiay tam ju sta zajazd, kunia i sklep. Ale w pamici nie umia przywoa obrazów tamtej niewielkiej osady.

Zna Hatrack River z innych czasów - tu terminowa. Pamita rynek, koció i kaznodziej, Whitleya Physickera opiekujcego si chorymi, a nawet urzd pocztowy i do rodzin z dziemi, by zebrali pienidze i zatrudnili nauczycielk. Tak wic byo to ju prawdziwe miasteczko, ale dla Alvina nie miao to znaczenia. Tkwi tam od jedenastego roku ycia, zwizany z chciwym mistrzem, który wyciska ze "swojego" chopaka ostatni uncj potu, a uczy go jak najmniej. Alvin prawie nie mia pienidzy ani czasu, eby czerpa z pobytu tutaj jak przyjemno, czy te korzysta z przyjemnoci, które mona kupi, jeli ma si czas.

Cho jednak przey u kowala trudne chwile, mógby ciepo wspomina Hatrack River. Bya tam ona Makepeace'a, Gertie, chytra kobieta, która jednak wspaniale gotowaa i od czasu do czasu okazywaa chopcu dobre serce. By te Horacy i stara Peg Guester, pamitajcy jego narodziny, którzy z radoci go witali, kiedy tylko znalaz woln chwil, by ich odwiedzi, a czasem w czym pomóc. Alvin zyska te pewn saw jako twórca doskonaych heksów i kowal lepszy od swojego mistrza, wic ludzie z miasteczka odwiedzali go czsto, proszc o to czy tamto, i cay czas udajc niewiedz o tym, e Alvin jest prawdziwym mistrzem w kuni. Nie warto denerwowa starego Makepeace'a, bo potem odegra si na chopaku, prawda? A sprawne ma rce ten Alvin.

Dlatego Alvin mógby zachowa jakie szczliwe wspomnienia z tego miejsca, tak jak ludzie zwykle potrafi spojrze we wasn przeszo i znale tam mie chwile, nawet jeli te same chwile byy bolesne, smutne czy wrcz potworne, kiedy je przeywali.

Lecz dla Alvina wszystkie te dziecice i modziecze wspomnienia przymio ich zakoczenie. Akurat w najszczliwszej chwili, kiedy próbujc zdoby troch rzetelnego ksikowego wyksztacenia zakocha si w pannie Larner, Odszukiwacze Niewolników przybyli po maego Arthura Stuarta i wszystko potoczyo si fatalnie. Zmusili nawet Alvina, eby wyku kajdany, w których Arthur mia wróci do swego waciciela. Potem Alvin i Horacy Guester, ryzykujc ycie, odebrali Arthura, a Alvin zmieni go do gbi i zmy w Hio jego dawn tosamo, eby Odszukiwacze nigdy go ju nie dopasowali do kawaków ciaa i wosów w skarbczyku. Nawet wtedy móg jeszcze zachowa mie wspomnienie trudnych chwil, które prowadziy do szczliwego koca.

Ostatniej nocy, sam na sam w kuni z pann Larner, Alvin powiedzia, e j kocha, i poprosi, eby zostaa jego on. Moga powiedzie "tak", widzia to w jej oczach, moga si zgodzi... ale wanie w tym momencie stara Peg Guester zabia jednego z Odszukiwaczy i sama zgina z rki drugiego. Dopiero wtedy dowiedzia si, e panna Larner to w rzeczywistoci maa Peggy, zaginiona córka Peg i Horacego Guesterów, agiew, która ocalia Alvinowi ycie, kiedy by jeszcze may. To niezwyke, dowiedzie si czego takiego o ukochanej kobiecie dokadnie w chwili, gdy traci si j na zawsze.

Ale wtedy nie myla o tym, e traci pann Larner. Myla tylko o starej Peg, gburliwej, zoliwej, kochajcej Peg, zabitej przez Odszukiwacza. Niewane, e pierwsza zastrzelia jednego z nich - weszli do jej domu bez pozwolenia, wamali si, a chocia dziaali zgodnie z prawem, byo to ze prawo i zem byo zarabianie tym prawem na ycie. Zreszt nic wtedy nie miao znaczenia, poniewa Alvin by tak wcieky, e nie potrafi rozsdnie myle. Dogoni tego, co zabi star Peg, i jedn rk skrci mu kark, a potem wali jego gow o ziemi, a czaszka popkaa jak garnek w worku.

A kiedy wcieko przygasa, kiedy znikna gorca pasja, kiedy sprawiedliwo przestaa wymaga mierci zabójcy, pozostao tylko poamane ciao na rkach, krew na fartuchu i pami o morderstwie. Niewane, e nikt w Hatrack River nie nazwaby go zabójc za to, co uczyni tej nocy. W gbi serca wiedzia, e zniszczy wasne Stwarzanie, e w tej strasznej chwili sta si narzdziem w rkach Niszczyciela.

To mroczne wspomnienie sprawiao, e adne inne nie mogo rozjani serca Alvina. I dlatego nigdy by pewnie z wasnej woli nie wróci do Hatrack River.

Ale przecie nie by sam. Mia ze sob Arthura Stuarta, a dla chopca miasteczko Hatrack River oznaczao tylko jasne, szczliwe dziecistwo. Oznaczao obserwowanie Alvina przy pracy, a czasem nawet dmuchanie w miechy. Oznaczao suchanie piosenki drozda i rozumienie wszystkich sów. Oznaczao poznawanie plotek i powtarzanie ich tak sprytnie, e wszyscy doroli miali si i klaskali. Oznaczao mistrzostwo w ortografii w caym miasteczku, chocia z jakiego powodu nie pozwolili mu chodzi do normalnej szkoy. Owszem, zabili tam kobiet, któr nazywa mam, ale Arthur nie widzia tego na wasne oczy, zreszt przecie i tak musia wróci, prawda? Stara Peg, która zastpia mu matk, która w jego obronie zabia czowieka i sama zgina, leaa pochowana na wzgórku przy zajedzie. W grobie na tym samym wzgórku leaa te prawdziwa matka Arthura, czarna niewolnica, która uya tajemnej afrykaskiej magii, eby wyrosy jej skrzyda; odleciaa z dzieckiem w rkach daleko na pónoc, gdzie malec by bezpieczny, cho ona sama umara z wyczerpania. Jak Arthur Stuart móg nie wraca do tego miejsca?

Oczywicie, Arthur Stuart nie prosi Alvina, eby tam poszli. Arthur nie robi takich rzeczy. Maszerowa u boku przyjaciela i niczego nie sugerowa. Tyle e kiedy rozmawiali, cigle mówi o tym czy innym wspomnieniu z Hatrack River, a Alvin sam doszed do waciwych wniosków. Domyli si, e Arthur Stuart byby szczliwy, odwiedzajc miasteczko swego dziecistwa; nie przyszo mu nawet do gowy, e jego wasny smutek moe przeway nad radoci chopca. Dlatego od razu wyruszy z Irrakwa, gdzie przypadkiem znaleli si pod koniec sierpnia 1820 roku. Opucili krain kolei i fabryk, wgla i stali, barek, wozów i konnych posaców pdzcych w pilnych sprawach. Opucili ca krztanin i ruszyli przez ciche lasy, przekraczajc szepczce strumienie, wzdu cieek jeleni i polnych dróg, a okolica zacza wyglda znajomo i Arthur Stuart powiedzia:

- Byem tu kiedy. Znam to miejsce. - A potem doda zachwycony: - Przyprowadzie mnie do domu, Alvinie.

Nadeszli z pónocnego wschodu, mijajc miejsce, gdzie rozgaziay si tory i odnoga przebiegaa w pobliu Hatrack River, przez Hio i dalej, do Appalachee. Przekroczyli Hatrack krytym mostem, zbudowanym przez ojca Alvina i jego braci niczym pomnik dla zmarego najstarszego Vigora, przygniecionego drzewem podczas przeprawy. Weszli do miasta t sam drog co kiedy jego rodzina. Jak oni minli kuni i usyszeli dzwonienie mota na kowadle.

- Czy to nie kunia? - zapyta Arthur Stuart. - Chod, odwiedzimy Makepeace'a i Gertie.

- Raczej nie - odpar Alvin. - Przede wszystkim Gertie nie yje.

- No tak - przyzna chopiec. - yka jej pka, kiedy wrzeszczaa na Makepeace'a, prawda?

- Gdzie to syszae? - zdziwi si Alvin. - adna plotka ci nie ominie, co?

- Nic nie poradz, e ludzie rozmawiaj, kiedy stoj obok - wyjani Arthur Stuart, po czym wróci do pocztkowego pomysu. - Pewno byoby lepiej odwiedzi Makepeace'a, zanim zobaczymy si z tat.

Alvin nie tumaczy mu, e Horacy Guester nie znosi, kiedy Arthur nazywa go tat. Ludzie mogliby sobie pomyle, e to sam Horacy jest bia poówk maego mieszaca, cho to nieprawda, ale ludzie rónie gadaj. Kiedy Arthur uronie, Alvin wytumaczy mu, e nie powinien tak si zwraca do Horacego. Ale na razie Horacy jest mczyzn, a mczyzna zniesie nieumyln uraz ze strony chopca penego dobrych chci.

Zajazd okaza si dwa razy wikszy. Horacy dobudowa nowe skrzydo, przez co front si wyduy, a weranda biega wzdu caego budynku. Ale to nie jedyna rónica: cao wyoy deskami, pobielonymi i piknymi na tle ciemnej zieleni lasu podchodzcego blisko pod dom.

- No, Horacy wyeleganci zajazd - oceni Alvin.

- Nic niepodobny do starego - doda Arthur Stuart.

- Zupenie - poprawi go Alvin.

- Jeli ty mówisz "wyeleganci", to ja mog "nic". Ni ma tu panny Larner, eby nas cigiem poprawiaa.

- Powinno by "cigle" albo "nadal" - orzek Alvin i obaj ze miechem weszli na werand.

Drzwi otworzyy si nagle i z wntrza wysza do korpulentna kobieta w rednim wieku. Prawie si z nimi zderzya. Pod pach niosa koszyk, w drugiej rce parasolk, chocia nie zanosio si na deszcz.

- Przepraszam - powiedzia Alvin.

Widzia, e jest okryta heksami i urokami. Jeszcze kilka lat temu oszukaaby go, jak kadego - cho zawsze wiedzia, jakie to uroki i jak dziaaj heksy. Teraz jednak nauczy si spoglda przez heksy iluzji, a wanie takich uywaa kobieta. Dostrzeganie prawdy przychodzio mu tak naturalnie, e musia podj wysiek, by zobaczy iluzj. Podj go zatem i troch go zasmucio, e kobieta jest niemal wzorcem damskiej urody. Czy nie moga by bardziej twórcza, bardziej interesujca? Od razu oceni, e ta prawdziwa, w rednim wieku, troch za szeroka w talii i z wosami przyprószonymi siwizn, jest bardziej atrakcyjnym z dwóch wizerunków. I o wiele bardziej interesujcym.

Zauwaya, e si jej przyglda, ale z pewnoci uznaa, e zachwyci si jej urod. Na pewno bya przyzwyczajona do mczyzn, którzy si w ni wpatruj; zdawao si, e j to bawi. Spojrzaa wprost na niego, chocia z pewnoci nie szukaa w nim urody.

- Urodzie si tutaj - oznajmia. - Ale nigdy ci przedtem nie widziaam. - Odwrócia si do Arthura Stuarta. - A ty urodzie si na poudniu.

Arthur kiwn tylko gow; niemiao odebraa mu gos, niemiao i poraajca sia jej stwierdzenia. Mówia, jakby nie tylko jej sowa byy prawd, ale jakby wypieray wszelkie inne prawdy, o jakich kto wczeniej pomyla.

- Urodzi si w Appalachee, psze pani...

Na próno Alvin czeka na odpowied. Dopiero po chwili uwiadomi sobie, e widzc jej mody i pikny faszywy wizerunek, powinien si do niej zwróci "panienko", nie "prosz pani".

- Zmierzasz do Carthage City - owiadczya kobieta, znowu do chodno zwracajc si do Alvina.

- Raczej nie. Nie mam tam nic do roboty.

- Jeszcze nie, na razie - zgodzia si. - Ale teraz ju ci poznaam. Musisz by Alvinem, terminatorem, o którym Makepeace stale opowiada.

- Jestem czeladnikiem, psze pani. Jeli Makepeace o tym nie wspomnia, to zastanawiam si, ile jeszcze jest prawdy w jego gadaniu.

Umiechna si, ale oczy pozostay powane, wyrachowane.

- Aha... Widz w tym zacztki dobrej opowieci. Wystarczy troch zamiesza.

Alvin natychmiast poaowa, e tyle jej zdradzi. A w ogóle dlaczego odezwa si tak miao? Zwykle nie papla z obcymi, zwaszcza nie nazywa innych kamcami, a to wanie przed chwil zrobi. Nie chcia kopotów z Makepeace'em, ale teraz wygldao, e i tak si pojawi.

- Chciabym wiedzie, z kim rozmawiam, psze pani.

Ale to nie ona odpowiedziaa. W drzwiach stan Horacy Guester.

- Jest poczmistrzyni w Hatrack River, a to dlatego e szwagier jej wuja jest kongresmanem z jakiego okrgu w Susquahenny i ma podobno wpywy u prezydenta. Wszyscy ywimy nadziej, e jesieni znajdziemy kandydata, który obieca j wyrzuci. Tylko na takiego bdziemy gosowa. Jeli si nie uda, trzeba j bdzie zwyczajnie powiesi.

Poczmistrzyni umiechna si z przymusem.

- I pomyle, podobno Horacy Guester ma talent sprawiania, e ludzie dobrze si u niego czuj.

- A o co j oskarycie? - spyta Alvin.

- Zbrodnicze plotki - wyjani Horacy. - Takie pogoski. Ociekanie zoliwoci. Odgryzanie si w celach zabójczych. Oczywicie, mówi to w najmilszym moliwym sensie.

- Nic takiego nie robi - zapewnia kobieta. - A jako e Horacy nie raczy wymieni mojego imienia, nazywam si Vilate Franker. Moja babcia nie bardzo si znaa na ortografii, wic nazwaa matk Violet, ale zapisaa Vilate. Kiedy mama dorosa, tak si wstydzia analfabetyzmu babci, e zmienia wymow, jak w rymie do "glejt". Ja jednak nie wstydz si babci, wic wymawiam moje imi Violet, jak kolor piknych kwiatków.

- Do rymu ze sowem "pistolet" - doda Horacy.

- Rzeczywicie, duo pani mówi, psze pani - odezwa si Arthur Stuart.

Powiedzia to niewinnie, po prostu opisujc fakt, który zaobserwowa. Horacy jednak wybuchn miechem, a Vilate zaczerwienia si, cmokna jzykiem, otworzya szeroko usta i nagle górne zby opady jej na dolne. Sztuczne zby! Taki ohydny obraz... Ale ani Arthur, ani Horacy nie widzieli chyba, co zrobia. Wierzya pewnie, e za swoim murem iluzji moe sobie pozwoli na wszelkie brzydkie, pogardliwe gesty. No có, Alvin nie mia zamiaru wyprowadza jej z bdu. Na razie.

- Prosz chopcu wybaczy - powiedzia. - Nie nauczy si jeszcze, e czasem niegrzecznie jest mówi wszystko, co si pomyli.

- Mia racj - odpara. - Dlaczego nie powinien tego powiedzie? - Ale jeszcze raz kapna sztuczn szczk. - Nie mog si powstrzyma przed opowiadaniem rónych historii - podja. - Nawet jeli moi suchacze nie maj na nie ochoty. To moja najgorsza wada. Istniej jednak gorsze i Bogu dzikuj, e mi ich oszczdzi.

- Ja te lubi historie! - zawoa Arthur Stuart. - Mog czasem przyj i posucha?

- Kiedy tylko zechcesz, mój chopcze. Masz jakie imi?

- Arthur Stuart.

Tym razem to Vilate wybuchna miechem.

- Masz co wspólnego z szacownym królem z Camelotu?

- Dostaem imi na jego pamitk. Ale, o ile wiem, nie jestemy krewnymi.

- Vilate - odezwa si znowu Horacy. - Zyskaa wyznawc, poniewa chopiec nie ma do sprytu, a rozsdku jeszcze mniej. Ale teraz prosz, odsu si od drzwi, ebym móg przywita tego czowieka, który urodzi si w moim domu, i tego chopca, który si w nim wychowa.

- Widz, e pewnych fragmentów tej historii jeszcze nie znam - odpara Vilate. - Ale nie rób sobie kopotu: jestem pewna, e inni przedstawi mi peniejsz jej wersj, ni usyszaabym od ciebie. Do zobaczenia, Horacy. Do widzenia, Alvinie. Do widzenia, mój may królewiczu. Odwied mnie koniecznie, ale nie przyno jabecznika od Horacego. Gdyby wiedzia, e to dla mnie, na pewno by go zatru.

Zesza z werandy i ruszya po ubitej ciece. Alvin widzia, jak iluzje rozbyskuj i migocz z kadym jej ruchem. Od tyu heksy nie byy tak doskonae; zastanowi si, czy kto j kiedy przejrza, gdy odchodzia.

Horacy przyglda si jej ponuro.

- Udajemy, e tylko udajemy, e si nienawidzimy, ale ta kobieta jest za i wcale nie przesadzam. Ma talent do zgadywania, skd co czy kto pochodzi i dokd trafi, ale wykorzystuje to, eby rozpuszcza najpaskudniejsze plotki. Przysigbym, e czyta cudze listy.

- No, nie wiem... - mrukn Alvin.

- Zgadza si, chopcze, nie byo ci tu od roku i nie wiesz. Wiele si przez ten czas zmienio.

- Niech pan mnie wpuci, panie Guester, ebym móg usi, moe zje troch dzisiejszej potrawki i czego si napi. Nawet zatrutego jabecznika.

Horacy zamia si i obj Alvina.

- Tak dugo ci nie byo, a zapomniae, e mam na imi Horacy? Wejd, wejd. Ty te, mody Arthurze Stuarcie. Zawsze z radoci was widz.

Ku uldze Alvina, Arthur Stuart nie powiedzia ani sowa, wic wród tych, których nie wymówi, byo te sowo "tato".

A do chwili, kiedy pooyli si spa w najlepszym pokoju, byli pod opiek Horacego. Nakarmi ich, poda gorc wod, eby umyli twarze, rce i nogi, zabra brudn odzie do prania, nakarmi jeszcze raz i osobicie uoy w ókach, najpierw w ich obecnoci zakadajc wie pociel, "ebycie wiedzieli, e nadal utrzymuj wysoki standard czystoci mojej kochanej Peg, chocia jestem tylko starym, samotnym wdowcem".

Wspomnienie o zmarej onie wystarczyo, by obudzi wspomnienia. zy pocieky z oczu Arthura Stuarta. Horacy natychmiast zacz si usprawiedliwia, lecz Alvin uciszy go umiechem i gestem.

- Nic mu nie bdzie - zapewni. - Wróci do domu, gdzie ju jej nie ma. To dobre zy i dobrze, e je wypaka.

Arthur poklepa Horacego po rku.

- Nic mi nie bdzie, tato.

Alvin zerkn na Horacego i z ulg wyczyta w jego oczach nie irytacj, lecz rodzaj smutnego zadowolenia. Moe Horacy pomyla o jedynej osobie, która miaa naturalne prawo tak do niego mówi, o Peggy. Wrócia do domu w przebraniu i odjechaa zbyt szybko. Kto wie, czy kiedy znów j zobaczy. A moe myla o tej, która nauczya Arthura Stuarta mówi "tato", o swojej ukochanej onie, której ciao spoczo na wzgórzu za zajazdem, kobiecie zawsze mu wiernej, chocia nie zasugiwa na jej dobro, gdy by - w co wierzy on jeden na wiecie - zym czowiekiem.

Po chwili Horacy wycofa si z pokoju i zamkn drzwi, a Arthur Stuart paczc zasn w ramionach Alvina. Alvin chcia jeszcze pomyle przez chwilk. Dobrze jest wróci do domu, czy te do miejsca tak przypominajcego dom, jak to tylko moliwe, kiedy prawdziwy dom jest niedostpny. Wic zda do Carthage City, tak? Po co miaby wyruszy tam i zamieszka? A moe mia tam tylko dotrze i zgin? Co ta Vilate Franker naprawd wie? Lea i myla o niej, zastanawia si, czy naprawd jest taka za, jak mówi Horacy Guester. Alvin spotka w yciu prawdziwe zo, ale wci uwaa, e jest bardzo rzadkie, a sowa tego uywa zbyt wielu ludzi, nie wiedzcych, co naprawd oznacza.

Nie chcia myle o innej kobiecie, która take okrywaa si heksami. I eby nie pamita panny Larner, czyli w rzeczywistoci maej Peggy, w kocu odpyn w sen.

* * *

Jaki to ciekawy chopak, mylaa Vilate, oddalajc si od zajazdu. Cakiem niepodobny do tego przebiegego szczura, jakiego sobie wyobraaam po tym wszystkim, co opowiada Makepeace Smith. Ale z drugiej strony, nikt nie ufa przebiegym szczurom tak, eby pozwoli im si zdradzi. To silni, przystojni mczyni zwodz ludzi, gdy wzbudzaj wiar, e maj serca tak szczere jak twarze. W takim razie kade sowo Makepeace'a moe by prawd. Moe Alvin rzeczywicie ukrad jaki zoty skarb, znaleziony przy kopaniu studni. Moe potem zasypa t studni, gdzie znalaz zoto, i wykopa drug kawaek dalej, liczc, e nikt nie zauway. Moe wytopi z tego zota ksztat puga i udawa, e zmieni elazo w zoto, eby uciec ze skarbem Makepeace'a. Co mnie to obchodzi? Przecie to nie byo moje zoto i nigdy nie bdzie, dopóki naley do Makepeace'a. Ale jeeli w tym worku, który Alvin nosi na ramieniu, przypadkiem znalaz si zoty pug, moe si okaza, e to zoto kogo innego.

Na przykad kto dostatecznie silny moe odebra mu je przemoc. Kto dostatecznie okrutny moe Alvina zabi i okra ciao. Kto dostatecznie cichy mógby je wynie z pokoju, gdy Alvin bdzie spa. Kto dostatecznie bogaty mógby wynaj adwokatów, aby wykazali co w sdzie przeciw Alvinowi i odebra mu pug z mocy prawa. Wiele jest sposobów, jeli komu by naprawd zaleao.

Vilate nigdy nie zniaa si do przymusu. Nie chciaaby nawet zotego puga, gdyby istnia, chyba eby go dostaa. Jako prezent. Moe dowód mioci. Albo... Zreszt zgodzi si na podarunek majcy uspokoi wyrzuty sumienia. Alvin wyglda na czowieka honoru, ale patrzy na ni tak... Có, znaa to spojrzenie. Ten czowiek zosta poraony. Nalea do niej, jeli tylko go zechce.

Tylko dobrze to rozegraj, upominaa si. Przygotuj scen. Niech on przyjdzie do ciebie. eby nikt nie powiedzia, e zastawiasz na niego sida.

Jej najlepsza przyjacióka czekaa w kuchni za urzdem poczty.

- I co mylisz o Alvinie? - spytaa, zanim jeszcze Vilate zdya si z ni przywita.

- Jak zwykle wiesz o wszystkim, zanim ci powiem. - Vilate zacza rozpala ogie w piknym elaznym piecu z piekarnikiem, obiekcie zazdroci wszystkich kobiet w Hatrack River.

- Pi osób widziao ci na werandzie zajazdu, jak z nim rozmawiasz, Vilate, a wiadomo dotara do mnie, nim jeszcze dotkna stop drogi.

- Wic to próne osoby, powiem szczerze, i jestem pewna, e diabe porwie ich dusze.

- Z pewnoci wiesz takie rzeczy. Diabe daje ci list za kadym razem, kiedy zdobdzie nowego rekruta.

- Oczywicie, e daje. Wszyscy przecie wiedz, e diabe mieszka tutaj, w moim licznym piekarniku. - Vilate zachichotaa radonie.

- A wic... - przypomniaa jej przyjacióka - co o nim mylisz?

- Nie wydaje mi si, eby by taki wany. Rce robotnika, naturalnie, i opalony jak kady chopak z niszych klas. Mówi do prosto i z wiejska. Zastanawiam si, czy w ogóle potrafi czyta.

- Och, czyta potrafi, to pewne. Nauczycielka mu pokazaa, kiedy tu mieszka.

- A tak, legendarna panna Larner, taka mdra, e jej najlepszy ucze wygra turniej ortografii, przez co Odszukiwacze usyszeli o chopcu mieszacu i w rezultacie zabili on Horacego Guestera, matk panny Larner. Niezwyka kobieta.

- Zawsze znajdziesz sposób, eby historia brzmiaa paskudnie.

- A ma adniejsz wersj? - zdziwia si Vilate.

- To opowie o mioci. Nauczycielka stara si zmieni ycie maego mieszaca i jego przyjaciela, kowalskiego terminatora. Zakochuje si w modym kowalu, a mieszaca zmienia w mistrza ortografii. Siy za zwracaj na nich uwag...

- A moe Bóg postanowi ukara jej pych!

- Myl, e jeste o ni zazdrosna, Vilate - stwierdzia jej przyjacióka. - Naprawd tak uwaam.

- Zazdrosna?

- Poniewa zdobya serce Alvina Smitha. By moe, wci do niej naley.

- O ile wiem, serce cigle bije w jego wasnej piersi.

- A zoto cige byszczy w jego worku?

- Opowiadasz o sodkiej pannie Larner, ale cigle zakadasz, e to ja mam ze zamiary.

Vilate rozpalia ju w piecu, postawia na nim czajnik i zacza ci do garnka fasolk szparagow.

- Poniewa dobrze ci znam, Vilate.

- Mylisz, e znasz, ale czeka ci jeszcze wiele niespodzianek.

- Nie kap na mnie zbami, obrzydliwa istoto.

- Opady mi przypadkiem - zapewnia Vilate. - Nigdy nie robi tego specjalnie.

- Kamczucha.

- Ale pikna kamczucha, nie sdzisz? - bysna zbami w swym najlepszym umiechu.

- Nie rozumiem, co mczyni widz w kobietach - odpara jej przyjacióka. - Heksy czy nie, dopóki kobieta jest ubrana, i tak nie zobacz tego, co ich interesuje.

- Nie wiem, jak mczyni w ogóle. Ale sdz, e przynajmniej niektórzy kochaj mnie ze wzgldu na mój charakter.

- Charakter szczery jak srebro, to pewne. Niewane, e troch zmatowiae, to schodzi przy polerowaniu.

- A inni kochaj mnie dla mojego dowcipu i uroku.

- Nie wtpi; jeli tylko od czterdziestu lat mieszkali w jaskini i przez cay ten czas nie widzieli cywilizowanej kobiety.

- Moesz si ze mn drani, ile chcesz, ale i tak wiem, e jeste zazdrosna, bo Alvin Smith ju si we mnie zakochuje, biedaczysko, a na ciebie nawet nie spojrzy. Mcz si, skarbie.

Jej najlepsza przyjacióka siedziaa nadsana. Tym razem Vilate trafia celnie. Zasycza czajnik. Jak zawsze, Vilate postawia dwie filianki. Ale, jak zawsze, jej przyjacióka powchaa tylko herbat i jej nie tkna. Co z tego? Vilate zawsze bya nienagannie uprzejma i tylko to si liczy.

- Makepeace pozwie go do sdu.

- Ha! - zawoaa Vilate. - O tym te ju syszaa?

- Nie. Nie jestem nawet pewna, czy Makepeace Smith ju wie, e jego ucze pojawi si w miecie... chocia, jeli do mnie wiadomo dotara tak szybko, to do niego jeszcze szybciej. Wiem tylko, e Makepeace tyle wygadywa o tym, jak Alvin go okrad, e jeli teraz nie pójdzie do sdu, wszyscy si dowiedz, e to tylko jego wymysy. Czyli musi doprowadzi do procesu. Rozumiesz?

Vilate umiechna si do siebie.

- Ju planujesz, co mu zaniesiesz do wizienia? - spytaa jej najlepsza przyjacióka.

- Co w tym rodzaju - odpara Vilate.

* * *

Alvin przebudzi si i zobaczy, e Arthur Stuart wyszed, a pokój pogrony jest w pómroku. Podró musiaa by bardziej mczca, ni sdzi, skoro przespa cay dzie.

Kto zapuka do drzwi.

- Otwórz, Alvinie! - zawoa Horacy. - Szeryf wykonuje tylko swoje obowizki, tak przynajmniej mówi, ale nie ma innego wyjcia.

Czyli to stukanie pewnie go obudzio. Alvin zsun nogi z óka i jednym krokiem znalaz si przy drzwiach.

- Nie byy zaryglowane - zapewni, otwierajc. - Wystarczyo popchn.

Szeryf Po Doggly by wyranie zmieszany.

- To tylko Makepeace Smith, Alvinie. Wszyscy wiedz, e we bie mu si pomieszao, ale zaatwi dla ciebie pozew i oskara o kradzie swojego skarbu.

- Skarbu? - zdziwi si Alvin. - Nic nie wiem o adnym skarbie.

- Twierdzi, e znalaze zoto, kiedy kopae dla niego studni, wic przesune t studni, eby nikt si nie dowiedzia...

- Przesunem studni, bo trafiem na lit ska - wyjani Alvin. - Gdybym znalaz zoto, po co miabym j przesuwa? To przecie nie ma sensu.

- I wanie tak powiesz w sdzie, a przysigli ci uwierz - zapewni szeryf Doggly. - Wszyscy wiedz, e Makepeace plecie bzdury.

Alvin westchn. Sysza krce tu i tam plotki o zotym pugu i jak to zosta skradziony kowalowi, u którego Alvin terminowa. Nie sdzi jednak, e Makepeace'owi wystarczy odwagi, by i do sdu, gdzie przecie wyjdzie na kamc.

- Dam wam sowo, szeryfie, e nie wyjad z miasta, dopóki ta sprawa si nie rozstrzygnie - obieca. - Ale musz si przecie opiekowa Arthurem Stuartem i bardzo bym nie chcia, eby mnie pan zamkn.

- No i dobrze - zgodzi si Doggly. - W nakazie jest napisane, e masz wybór. Albo oddasz mi pug na przechowanie a do procesu, albo pójdziesz do wizienia razem z pugiem.

- Czyli pug to jedyna kaucja, jak mog wpaci?

- Tak wanie jest, jak by nie patrze.

- Horacy, bdziesz chyba musia zaj si chopcem - zwróci si Alvin do oberysty. - Nie po to go tu przyprowadziem, eby znów odda ci pod opiek, ale sam widzisz, e nie mam wyboru.

- Mógby przecie odda pug Po na przechowanie - zauway Horacy. - Nie eby chopak mi przeszkadza.

- Bez urazy, szeryfie, ale nie przechowalibycie tego puga nawet przez jedn noc. - Alvin umiechn si blado.

- Myl, e jako bym se poradzi. - Po by troch uraony.

- Znaczy, przecie nawet jak ci zamkn, nie mylisz chyba, e pozwol ci trzyma pug u siebie w celi?

- Myl, e tak.

- Chyba nie.

- Myl, e wierzycie, e umiecie go ochroni przed ludmi - owiadczy Alvin. - Ale nie wiecie, jak ochroni ludzi przed pugiem.

- Wic przyznajesz, e go masz?

- Zrobiem go na egzamin czeladniczy - wyjani Alvin. - S wiadkowie. Cae to oskarenie jest bzdurne, a pan i wszyscy o tym dobrze wiedz. Ale o co mnie oskar, jeli oddam wam pug, kto zajrzy do worka i olepnie? Co mi wtedy grozi?

- Olepnie? - Po Doggly zerkn na Horacego, jakby stary przyjaciel móg zdradzi, czy go nie nabieraj.

- Mylicie, e zabronicie swoim chopcom zaglda do worka i to wystarczy? Nie spróbuj choby troch popatrze?

- Olepnie, tak? - powtórzy Po.

Alvin podniós worek z miejsca, gdzie go pooy obok siebie na óku.

- A kto bdzie niós ten pug, Po?

Szeryf Doggly sign po worek, ale kiedy tylko dotkn go rk, poczu, e twardy metal wewntrz przesuwa si i ucieka mu spod palców.

- Natychmiast przesta, Alvinie! - zada.

- Ja tylko trzymam ten worek. Na jakiej póce chcecie go pooy?

- Zamknij si ju, chopcze - mrukn Doggly. - Pozwol ci trzyma go w celi. Ale jeli przyoysz nim komu po bie i uciekniesz, znajd ci, a wtedy oskar nie o takie bzdury, co je Makepeace Smith opowiada. Obiecuj.

Alvin pokrci gow i umiechn si. A Horacy wybuchn miechem.

- Po, gdyby Al chcia uciec z twojego wizienia, nikogo nie musiaby wali po bie.

- Ja tylko ostrzegam, Al. Nie przesadzaj. Wci obowizuje nakaz ekstradycji z Appalachee; chodzi o spraw mierci pewnego Odszukiwacza.

Dobrotliwy nastrój Horacego zmieni si w jednej chwili. Szybkim ruchem chwyci szeryfa i przycisn do futryny tak mocno, jakby chcia na stae zmieni mu sylwetk.

- Po - rzek - przez wiele lat bye mi najdroszym przyjacielem. W mroku nocy robilimy to, za co by nas powiesili, gdybymy spróbowali tego w jasny dzie. Cay czas razem naraalimy ycie. Jeli kiedy oskarysz, a choby spróbujesz wyda chopaka za to, e zabi Odszukiwacza, który zastrzeli moj Margaret w moim wasnym domu, tymi dwoma rkami wymierz ci sprawiedliwo.

Po Doggly zezem spojrza oberycie w oczy.

- To ma by groba, Horacy? Chcesz, ebym dla ciebie zama przysig?

- Jak mogaby to by groba? Wiesz, e mówiem to w najmilszym moliwym sensie.

- Chodmy do aresztu, Alvinie - powiedzia Doggly. - Tak sobie myl, e jeli damy z miasta nie przynios ci jedzenia, codziennie dostaniesz potrawk od Horacego.

- Zatrzymam pug? - upewni si Alvin.

- Nawet si do niego nie zbli - obieca szeryf. - Jeeli to pug. I jeeli jest zoty.

Wskaza mu drzwi. Alvin wyszed na korytarz, a Po Doggly pody za nim. W gównej sali okoo dwudziestu osób czekao, by zobaczy, po co szeryf zjawi si w zajedzie.

- Alvinie, mio ci znowu widzie! - zawoao kilkoro z nich.

Byli troch zakopotani widzc, e Alvin jest aresztowany. - adnie ci przywitali, nie ma co - owiadczya ponuro Ruthie Baker. - Sowo daj, tym razem Makepeace Smith zgryz za wielk ko.

- Przyniecie mi tylko do wizienia wasze ciasteczka - poprosi Alvin. - Tskniem za nimi przez ca drog.

- Gow daj, e wszystkie panie z miasta po caych dniach bd si kóci, która ma ci karmi. Chciaabym tylko, eby kochana Peg moga ci przywita. - Ruth zalaa si zami. - To straszne, e tak atwo pacz.

Alvin ucisn j, po czym obejrza si na szeryfa.

- Nie wsuna mi pilnika, ebym móg przepiowa kraty - powiedzia. - Wic mog chyba...

- Daj spokój, Alvinie - westchn Po Doggly. - Po co, u diaba, tu wracae?

W tej wanie chwili otworzyy si drzwi i wkroczy sam Makepeace Smith.

- Tam jest! Nareszcie zodziej zosta schwytany! Szeryfie, kacie mu odda mój pug!

Po Doggly spojrza mu prosto w oczy. Makepeace by potnym mczyzn, z masywnymi ramionami i nogami jak pnie drzew, ale przed szeryfem zwid niby kwiat.

- Zejd mi z drogi, Makepeace. I to ju.

- Chc odebra swój pug - upiera si kowal, ale ustpi spod drzwi.

- To nie jest twój pug, dopóki sd nie powie, e jest. Jeeli w ogóle tak powie.

- To nie jest twój pug, dopóki nie pokaesz, e umiesz zrobi taki sam - wtrci Horacy Guester.

Alvin nie powiedzia ani sowa. Wyszed z zajazdu i zatrzyma si w progu tylko po to, eby uprzedzi Horacego:

- Pozwalaj Arthurowi mnie odwiedza, kiedy tylko zechce. Pamitaj.

- Wiesz przecie, Alvinie, e bdzie chcia spa z tob w celi. Alvin rozemia si.

- Jest taki chudy, e mógby przecisn si przez kraty.

- To ja robiem te kraty! - wrzasn Makepeace Smith. - S za gste, eby ktokolwiek si przecisn!

- Jeli to ty - krzykna równie gono Ruth Baker - may Arthur potrafi je odgi!

- Spokojnie, ludzie! - przerwa im szeryf Doggly. - Dokonuj tu niewielkiego aresztowania, wic odsucie si i pozwólcie wyprowadzi winia. A ciebie, Makepeace, jeszcze tylko trzy sowa dziel od aresztowania za utrudnianie dziaania wymiarowi sprawiedliwoci i zakócanie porzdku.

- Mnie aresztowa! - oburzy si Makepeace.

- Teraz ju tylko jedno sowo. No dalej, wystarczy jakiekolwiek. Powiedz je. Pozwól mi ci zamkn, Makepeace. Wiesz, e nie mog si doczeka.

Makepeace wiedzia. Zamkn usta i cofn si. Ale patrzy z umiechem, jak szeryf prowadzi Alvina ulic do aresztu na tyach budynku sdu.

ROZDZIA 11 - WIZIENIE

Francuski Calvina nie by zbyt dobry - ale Calvin wcale si tym nie przejmowa. Rozmawia z Anglikami, i to sporo, dopóki nie nauczy si naladowa kulturalnej wymowy eleganckiego dentelmena. Tutaj, w Paryu, rozmowy byy niepotrzebne, a nawet mogy szkodzi. Nie dziki pogaduszkom czowiek staje si postaci znan i legendarn. Tego jednego Calvin nauczy si od Alvina, chocia Alvin wcale nie chcia go tego nauczy.

Alvin nigdy nie d we wasny róg. Dlatego kady Tom, Dick i Sally dli za niego. Im by bardziej milczcy, tym bardziej go wychwalali. I tak te poczyna sobie Calvin od chwili, gdy przyby do Parya: zachowywa milczenie i uzdrawia ludzi.

Pracowa nad uzdrawianiem - jak susznie powiedzia Bajarz, taki talent bardziej bd podziwia ni zabijanie chrzszczy. Nie zna si jednak na subtelnociach, o jakich opowiada Alvin: nie widzia malekich stworzonek przenoszcych choroby, nie rozumia dziaania kawaeczków ycia, z których zbudowane s ludzkie ciaa. Ale pewne rzeczy umia poj: rzeczy due, na przykad cignicie brzegów otwartej rany i zablinienie skóry - Calvin waciwie nie rozumia, jak mu si to udaje, ale tak jakby zaciska t ran w mylach, a blizna zarastaa.

Rozdzielenie skóry, eby wypyna ropa - to robio wraenie, zwaszcza kiedy Calvin leczy w ten sposób ndzarzy na ulicach. Oczywicie, wielu z nich miao faszywe rany. Tych Calvin nie móg uleczy, zreszt nie zyskaby wielu przyjació, gdyby namalowane blizny spyny z twarzy ebraków. Ale te prawdziwe... Niektórym ludziom potrafi pomóc, a wtedy pilnowa, eby jak najwicej gapiów dokadnie widziao, co si dzieje. Ogldali cud uzdrowienia, ale nie syszeli, eby si chwali, ani nawet z góry obiecywa, co nastpi. Zwykle robi z tego cae przedstawienie; stawa przed ebrakiem, nie zwracajc uwagi na wycignit rk czy podstawiony kubek, i wpatrywa si w ran, wrzód czy opuchlizn. Wreszcie ebrak milk, a wraz z nim gapie, którzy skupiali uwag wycznie na punkcie, w który patrzy Calvin. Tymczasem on mia ju w gowie obraz rany, zbada j przenikaczem, przemyla, co naley zrobi. I kiedy zapadaa cisza, wysya swój przenikacz i nadawa skórze nowy ksztat. Ciao rozstpowao si albo rana zamykaa, zalenie od potrzeby.

Gapie wstrzymywali oddech, potem pomrukiwali, wreszcie zaczynali rozmawia. I kiedy który mia go ju zaczepi, Calvin odchodzi, nie mówic ani sowa.

Milczenie dziaao mocniej ni wszelkie tumaczenia. Plotki o nim rozchodziy si szybko; wiedzia o tym, bo w kawiarni, gdzie jada (cho nikogo nie uzdrawia), sysza, jak ludzie rozmawiaj o tajemniczym, milczcym cudotwórcy, który kry po miecie i czyni dobro niczym Jezus.

Calvin mia tylko nadziej, e nie rozejdzie si wiadomo, i tak naprawd wcale nie leczy ludzi, co najwyej przypadkiem. Alvin potrafi dotrze do gboko ukrytych tajemnic ciaa i rzeczywicie uzdrowi, ale Calvin nie widzia tak maych rzeczy. Owszem, móg osuszy i zamkn ran, jeli jednak bya zakaona, musiaa otworzy si znowu. Mimo to niektórych pewnie uleczy. Co nie znaczy, e im w ten sposób pomóg - jak mogli ebra bez ran? Gdyby mieli do rozumu, uciekaliby przed nim, zanim odbierze im monet, za któr kupuj wspóczucie. Ale nie, prawdziwi kalecy chcieli zdrowia bardziej ni poywienia. Ból i cierpienie zmieniaj ludzi. Kiedy czuli si dobrze, mogli by mdrzy i ostroni; wystarczyo doda do tej mieszanki troch bólu, a pragnli tylko czego, co ten ból ukoi.

Min zadziwiajco dugi czas, zanim zjawi si przy nim kto z tajnej policji cesarza. Oczywicie, jeden czy dwóch andarmów widziao, co robi, ale e nikogo nie dotyka i nic nie mówi, oni take nic nie zrobili. onierze te go widzieli, a nawet zaczynali szuka, poniewa wielu weteranów nosio rany z czasów suby; poowa inwalidów, którym pomóg Calvin, miaa dawnych towarzyszy z frontu, których odwiedzali, eby pochwali si cudem ozdrowienia. Jednak w tumie gapiów nigdy nie pojawi si kto przejawiajcy t ukradkow czujno, typow dla tajnego policjanta. Trwao to dugie trzy tygodnie; przez ten czas Calvin musia przenosi si z jednej czci miasta do drugiej, eby kto, komu ju raz pomóg, nie zjawi si po kolejn kuracj. Wszystkie jego wysiki poszyby na marne, gdyby rozniosa si plotka, e ci, których uleczy, nie na dugo pozostaj uleczeni.

Wreszcie zjawi si czowiek - w rednim wieku, w ubraniu mieszczucha i o skromnej postawie, ale Calvin zauway napicie, czujno... a przede wszystkim ciar pistoletów ukrytych w kieszeniach paszcza. Ten czowiek zamelduje o wszystkim cesarzowi. Calvin dopilnowa wic, by tajny policjant zaj dobre miejsce i widzia wszystko, co si dzieje przy uzdrawianiu ebraka. Nie zaszkodzio te, e nim zapada cisza, sycha byo szepty w stylu: "Czy to on? Podobno uzdrowi jednonogiego kalek przy Montmartre", chocia Calvin nigdy nie próbowa leczy kogo, kto straci koczyn. Tego moe i sam Alvin by nie potrafi. Ale nie przeszkadzao mu, e kr takie plotki. Przyda si wszystko, co doprowadzi go przed oblicze cesarza, bo przecie wszyscy wiedzieli, e cierpi na artretyzm. Bolce nogi... Kae mnie przyprowadzi, eby si pozby bólu w nogach. I za to nauczy mnie wszystkiego, co wie, byle ukoi ból.

Uzdrawianie dobiego koca i Calvin odszed, jak zwykle. Ze zdziwieniem jednak spostrzeg, e tajny policjant oddali si inn drog. Czy nie powinien mnie ledzi? - zastanawia si. Szepn do ucha, e cesarz mnie potrzebuje? Czy pójd z nim, by suy cesarzowi? Niestety, nie jestem pewien, czy zdoam cesarzowi pomóc. Zrobi, co mog, ale niektóre choroby s uparte i nie pozwalaj si w peni wyleczy. Tak jest, Calvin niczego nie zamierza obiecywa. Niech za niego przemówi czyny. Na pewno noga cesarza przestanie bole na jaki czas; tego potrafi dokona. Ale nikt nie powie, e Calvin Miller obiecywa trwae uzdrowienie, ani e w ogóle cokolwiek wyleczy.

Ale nie mia moliwoci, by powiedzie to wszystko, gdy tajny policjant nie ruszy za nim.

Tego wieczoru, kiedy w kawiarni czeka na kolacj, do sali weszo czterech andarmów, rozemianych, jak gdyby wanie skoczyli sub. Dwaj ruszyli do kuchni - najwyraniej kogo tam znali - a dwaj pozostali niezgrabnie i haaliwie przepychali si midzy stolikami. Calvin umiechn si lekko i spojrza w okno.

miech ucich. Silne rce chwyciy go za ramiona i podniosy z krzesa. Otoczyli go wszyscy czterej andarmi, ju wcale nie weseli. Zwizali mu rce, sptali nogi i prawie wywlekli na ulic.

To byo zdumiewajce, nieprawdopodobne. Zapewne nastpio w wyniku raportu zoonego przez tajnego policjanta. Ale dlaczego zosta aresztowany? Jakie prawo zama? Moe chodzio o to, e mówi po angielsku? Przecie potrafi tu chyba odróni Anglika od Amerykanina. Anglicy prowadzili z Francj wojn, czy raczej co w rodzaju wojny, ale Amerykanie pozostawali mniej wicej neutralni. Jak oni mieli?

Z trudem nadajc za andarmami, którzy narzucili szybkie tempo, Calvin pomyla, czy nie skorzysta z talentu Stwórcy, by rozluni i zrzuci wizy. Ale caa czwórka miaa bro i wola ich nie prowokowa.

Nie marnowa te si na próby tumaczenia, e z pewnoci zasza jaka straszna pomyka. Po co? Wiedzieli, kim jest; kto im rozkaza go aresztowa. Nie dbali, czy to pomyka, czy nie. Jeli nawet, to przecie nie oni si pomylili.

Pó godziny póniej, w samej koszuli, zosta wrzucony do ndznej, cuchncej celi w Bastylii.

- Witaj w Krainie Gilotyny! - krzykn kto w gbi korytarza. - Witaj, pielgrzymie, w Kaplicy witego Ostrza!

- Stul pysk! - wrzasn inny wizie.

- Dzisiaj przecili szyj czowieka, który siedzia w tej samej celi co ty teraz, nowy chopcze! To czeka kadego Anglika, jeli gdzie uznaj, e jest szpiegiem!

- Ale ja nie jestem Anglikiem! - zawoa Calvin.

Odpowiedzia mu wybuch miechu.

* * *

Peggy znuona odoya pióro i z niechci przymkna oczy. Czy jest w tym jaki plan? Czy Ten, kto przysa Alvina na wiat, ochrania go i przygotowywa do wielkiego dziea budowy Krysztaowego Miasta, mia jaki plan? Czy moe adnego? Nie, z pewnoci ma jakie znaczenie fakt, e Calvin trafi do wizienia w Paryu tego samego dnia co Alvin w Hatrack River. Bastylia, oczywicie, bardzo si rónia od pokoiku na pitrze w tylnej czci budynku sdu, ale wizienie to wizienie - obaj siedzieli w celach bez adnego rozsdnego powodu, nie majc pojcia, jak to si wszystko skoczy.

Ale Peggy miaa pojcie. Widziaa wszystkie cieki. Wreszcie schowaa pióro, zoya papiery i wysza, by powiadomi gospodarzy, e wyjedzie wczeniej, ni planowaa.

- Jestem chyba potrzebna gdzie indziej.

* * *

Bratanek Bonapartego by asic, która uwaa si za gronostaja. Ale niech ma takie zudzenia. Gdyby ludzie nie mieli zudze, Bonaparte nie zostaby cesarzem Europy i Prawodawc Ludzkoci. Ich zudzenia byy jego prawd; ich potrzeby pragnieniem jego serca. W cokolwiek chcieli wierzy, Bonaparte pomaga im wzmocni t wiar, w zamian za panowanie nad ich yciem.

Chopak nazywa siebie Maym Napoleonem. Poowa modych krewniaków Bonapartego otrzymaa imi Napoleona w nadziei na jego ask, ale tylko jeden mia do tupetu, by uywa tego imienia na dworze. Bonaparte nie by cakiem pewien, czy May Napoleon jest bardziej zuchway ni pozostali, czy te zwyczajnie zbyt gupi, eby uwiadomi sobie niebezpieczestwo uywania imienia cesarza; moe chcia sobie zapewni sukcesj? Widzc go teraz, maszerujcego niczym nakrcany onierzyk - jak gdyby dokona niezwykych czynów, o których nikt nie wiedzia, ale które day mu prawo kroczenia dumnie jak genera - Bonaparte mia ochot rozemia mu si w twarz. Mia ochot odkry caemu wiatu marzenia Maego Napoleona: o tronie, o wadzy nad wiatem, o przecigniciu wszystkich dokona stryja. Mia ochot spojrze mu prosto w oczy i powiedzie: "Nawet na moim nocniku nie mógby zasi, mój ty próny oszucie". Zamiast tego powiedzia:

- Jakie to dobre wiatry ci tu przywiay, mój May Napoleonie?

- Twój artretyzm - odpar chopak.

No nie... Jeszcze jedno lekarstwo. Leki odkryte przez gupców zwykle bardziej szkodz, ni pomagaj. Ale artretyzm to przeklestwo i... Przekonajmy si, co znalaz.

- Jest pewien Anglik - wyjani May Napoleon. - A dokadniej Amerykanin. Moi szpiedzy go obserwowali...

- Twoi? Czy to inni szpiedzy od tych, którym ja pac?

- Szpiedzy, których przydzielie mi pod komend, stryju.

- Ach, ci szpiedzy... Pamitaj, e cigle pracuj dla mnie, mam nadziej?

- Pamitaj tak dobrze, e zamiast po prostu wykonywa rozkazy i uwaa na wrogów, obserwowali take kogo, kto moe potrafi ci pomóc.

- Wszyscy Anglicy w Europie to szpiedzy. Którego dnia, kiedy jaki wany czyn zyska mi wielk popularno, wyapi ich i zgilotynuj. Monsieur Guillotin... to uyteczny czowiek. Wynalaz co ostatnio?

- Pracuje nad pojazdem napdzanym par, stryju.

- One ju istniej. Nazywamy je lokomotywami, a ich tory przecinaj ca Europ.

- Ale on pracuje nad tak, która nie musi jedzi po torach.

- A dlaczego nie parowy balon? Nie mog zrozumie, dlaczego nie dziaa. Motor popychaby balon, a para, zamiast bez poytku ulatywa w atmosfer, wypeniaaby balon i utrzymywaa cao w powietrzu.

- Ja zrozumiaem, stryju, problem polega na tym, e jeli zabierze si dosy paliwa, aby pokona wicej ni dziesi metrów, cao jest zbyt cika i nie zdoa oderwa si od ziemi.

- Po to wanie istniej wynalazcy, prawda? eby rozwizywa takie problemy. Kademu durniowi moe wpa do gowy zasadnicza idea. Na przykad mnie wpada. A jeli chodzi o takie sprawy, oczywicie jestem gupcem, jak wikszo ludzi. - Bonaparte ju dawno si przekona, e takie uwagi wiadczce o skromnoci zawsze s powtarzane na dworze i pomagaj zachowa mio poddanych. - A ju zadaniem pana Guillotin jest... Zreszt mniejsza z tym, maszyna noszca jego imi jest dostatecznie cennym darem dla ludzkoci. Szybkie, pewne i bezbolesne egzekucje to dobrodziejstwo dla najmniej godnych go ludzi. Chrzecijaski wynalazek, pozwalajcy na miosierdzie wobec ostatnich z Jezusowego stada.

To zdanie powtórz kapani, i to na kazaniach.

- Wracajc do tego Calvina Millera... - I mojego artretyzmu...

- Widziaem, jak osuszy spuchnit nog; a jedynie sta na ulicy i patrzy na ropiejc ran ebraka.

- Ropiejca rana to nie to samo co artretyzm.

- ebrak mia rozerwane spodnie, eby wszyscy widzieli ran, a ten Amerykanin sta tam i wyglda zupenie, jakby drzema. I nagle spod skóry pocieka ropa, wypyna caa, a rana zamkna si bez jednego szwu. Ani on, ani nikt inny nie dotyka tej nogi. Wspaniaa demonstracja zadziwiajcej mocy uzdrawiania.

- Sam to widziae?

- Na wasne oczy. Ale tylko raz. Trudno mi w tajemnicy wychodzi na ulice, stryju. Za bardzo jestem do ciebie podobny.

May Napoleon z pewnoci uwaa to za komplement. Ale wypowied spowodowaa u Bonapartego niesmak.

- Kazae aresztowa tego uzdrowiciela?

- Oczywicie. Czeka teraz, kiedy go wezwiesz.

- Niech si poci.

May Napoleon przekrzywi gow; obserwowa stryja i pewnie si zastanawia, jakie plany ma Bonaparte wobec uzdrowiciela i dlaczego natychmiast po niego nie posa. Ale cesarz by pewny, e jedna rzecz nigdy nie wpadnie modzikowi do gowy: e jego wuj nie ma najmniejszego pojcia, co pocz z uzdrowicielem naprawd dysponujcym moc. Sama myl o tym budzia niepokój. Przypomnia sobie modego chopca, który w Forcie Detroit zoy mu wizyt w towarzystwie czerwonego generaa Ta-Kumsawa. Czyby ten Amerykanin by t sam osob?

Waciwie dlaczego w ogóle ci dwaj mu si skojarzyli? I jakie znaczenie ma ten chopak z Detroit dzisiaj, po tylu latach? Bonaparte nie by pewien, co to wszystko znaczy, ale mia przeczucie, e dziaaj tu potne siy, jak gdyby ten Amerykanin w Bastylii by dla niego wany. A moe nie dla niego? Dla kogo.

Poczu ból w nodze. Zaczyna si kolejny atak artretyzmu.

- Odejd - poleci Maemu Napoleonowi.

- Czy zadasz pomocy od Amerykanina? - spyta chopak.

- Nie. Zostaw go samego. A skoro ju o tym mowa, to mnie równie.

* * *

W wizieniu cigym strumieniem odwiedzali Alvina gocie. Wydawao si, e wszyscy maj ten sam pomys. Zbliali si do prtów, kiwali na niego, by podszed, i szeptali, jakby zastpca szeryfa i tak nie wiedzia, o czym mówi:

- Alvinie, czy potrafiby jako si std wymkn?

Czyby sdzili, e o tym nie pomyla? Prosta sprawa: wystarczy zmikczy kamie i wyrwa jeden z prtów. Zreszt mógby te sprawi, eby prt wypyn z kamienia, w którym zosta osadzony. Albo rozpuci prt bez ladu. Albo przej przez mur na wskro. Takie rzeczy byy dla niego proste. Jako dzieciak bawi si kamieniami i znalaz w nich mikko, sabo. Jako ucze kowalski dogbnie zrozumia elazo. Czy nie wpez do paleniska i nie zmieni elaznego puga w ywe zoto?

Teraz, zamknity w celi, myla o ucieczce; myla o niej bez przerwy. Myla, czy nie wyrwa si do puszczy, razem z Arthurem Stuartem, albo i bez niego - chopiec by tu szczliwy, wic po co go zabiera? Myla o socu grzejcym plecy, o wietrze dmuchajcym w twarz, o zielonej pieni lasu - ledwie j sysza zza murów i krat.

Ale powtarza sobie to samo, co mówi ludziom, którzy yczyli mu przecie jak najlepiej.

- Zanim odejd, musz zamkn t spraw raz na zawsze. Dlatego stan przed sdem, zostan uniewinniony i wyrusz bez lku, e kto mnie wyledzi i zacznie powtarza te same kamstwa.

Potem zawsze robili to samo. Kiedy nie zdoali namówi go do ucieczki, zerkali na worek i pytali szeptem:

- Czy on tam jest?

A najodwaniejsi prosili o to, czego pragnli wszyscy.

- Czy mógbym go zobaczy?

Zawsze odpowiada tak samo. Pyta o pogod.

- Zapowiada si chyba ostra zima?

Niektórzy pojmowali wolniej od innych, ale po jakim czasie wszyscy rozumieli, e Alvin nie pinie sówka ani o zotym pugu, ani o zawartoci swojego worka. Wtedy gadali jeszcze troch i zabierali brudne naczynia, jeli przynieli jedzenie, ale nigdy nie trwao to dugo. Wkrótce wychodzili z budynku i opowiadali znajomym i krewnym, e Alvin troch posmutnia, ale milczy na temat zotego puga, o którym Makepeace twierdzi, e to jego zoto ukradzione przez Alvina, kiedy u niego terminowa.

Pewnego dnia szeryf Doggly przyprowadzi czowieka, którego Alvin rozpozna, chocia nie pamita, kto to jest ani skd go zna.

- To ten - owiadczy obcy. - Nie ma szacunku dla niczyjego talentu oprócz wasnego.

Wtedy Alvin sobie przypomnia: to ródkarz, który wskaza Makepeace'owi Smithowi miejsce kopania studni. Miejsce, gdzie Alvin dokopa si a do twardej skalnej pyty, nie znajdujc wczeniej ani kropli wody. Makepeace na pewno chce go wykorzysta jako wiadka, który potwierdzi, e studnia Alvina nie powstaa we wskazanym miejscu. No có, to prawda, nie ma wtpliwoci. Ten ródkarz nie wyjawi nic, do czego Alvin sam by si nie przyzna. Wic niech sobie knuj. Za Alvinem przemawia prawda i to powinno wystarczy dwunastu sdziom wybranym sporód mieszkaców Hatrack River.

Cieszy si waciwie tylko z odwiedzin Arthura. Dwa, trzy razy dziennie chopiec wpada do rodka niczym li pchnity podmuchem wiatru w otwarte drzwi.

- Musisz pozna tego, no, Johna Bindera - mówi. - Powrónika. Niektórzy artuj sobie, e jeli postanowi ci powiesi, to on zrobi sznur. Ale on odpowiada zawsze, powiniene to sysze, Alvinie, "Na adnym moim powrozie nie zawinie aden Stwórca". Tak mówi. I chocia nigdy go nie spotkae, moesz go uwaa za przyjaciela. Ale mówi ci, podobno jego liny nigdy si nie rozkrcaj, nigdy si nawet nie strzpi, choby nie wiem jak je przecina. Niezy talent, prawda?

A póniej, tego samego dnia, opowiada ju o kim innym.

- Poszem szuka Fredy Matthews, kuzynki Sophii, wiesz, mieszka w szopie nad rzek, ale rzeka jest duga i krta, wic nie mogem jej znale, w dodatku robio si ciemno i waciwie sam te si zgubiem. I nagle staje przede mn kapitan Alexander, wiesz, on jest kapitanem statku morskiego, tylko nie wiadomo, co robi tak daleko od morza. W kadym razie tu mieszka, czasem ata garnki albo co naprawia, a Vilate Franker uwaa, e popeni jak straszn zbrodni i musi si chowa, a moe straszny morski potwór pokn cay jego statek i tylko on ocala, i teraz nie wraca na morze, bo si boi tego potwora. Ona go nazywa La Vaya Than, ale Goody Trader twierdzi, e to po hiszpasku znaczy "Ale to paskudne kamstwo", a w ogóle to znasz Goody Trader?

- Spotkaem j - odpowiada Alvin. - Przyniosa mi pastylki anykowe. Najpaskudniejsze cukierki, jakich w yciu próbowaem, ale pewnie cakiem smaczne dla tych, co lubi anyek. Dziwna kobieta. Kucna przed drzwiami i rozmylaa strasznie dugo, a potem mówi: "Ha, jeste pierwszym czowiekiem, jakiego widz, który zupenie niczego nie potrzebuje, a siedzisz w wizieniu".

- To podobno jej talent: wie, czego komu potrzeba, nawet jeli on sam tego nie wie - wyjani Arthur. - Chocia moim zdaniem Vilate Franker uwaa, e Goody Trader z tym swoim talentem to blaga, cakiem jak ten chopiec-aligator na wystawie dziwolgów w Dekane, gdzie mnie nie zabrae, bo powiedziae, e jeeli jest prawdziwy, okrutnie tak si na niego gapi, a...

- Pamitam, co powiedziaem, Arthurze Stuarcie. Nie musisz ze mn plotkowa na mój temat.

- A o czym ja mówiem?

- Zgubie si w lesie, kiedy szukae pijanej Fredy.

- No. W kadym razie wpadam na tego kapitana, a on patrzy mi w oczy i mówi: "Chod ze mn". Idziemy jakie dziesi kroków i stajemy w samym rodku cieki jeleni, a on powiada: "Pójdziesz t drog, a kiedy znowu staniesz nad rzek, skrcisz w gór; jakie trzy prty". I wiesz co? Zrobiem, co mi kaza, i wiesz co?

- Znalaze Fred.

- Alfred Matthews. Bya pijana jak bela, oczywicie, ale pokropiem jej twarz wod i postpiem tak, jak mówie, e naley: wylaem jej dzbanek. Rany, ale si wciekaa! Musiaem odskakiwa, eby mnie nie trafia kamieniem.

- Biedna kobieta - westchn Alvin. - Ale nic z tego nie bdzie, dopóki znajdzie si kto, kto przyniesie jej peny dzbanek.

- A nie mógby z ni tak zrobi jak kiedy z Czerwonym Prorokiem?

Alvin spojrza na niego czujnie.

- A niby co o tym wiesz?

- To, co twoja mama mi opowiedziaa w Vigor Kociele: e wzie pijanego, jednookiego Czerwonego i zrobie z niego proroka.

Alvin pokrci gow.

- Nie, mój drogi. Cakiem pokrcia. On przez cay czas by prorokiem. I nie by pijakiem, jak Freda. Wlewa w siebie whisky, eby zaguszy straszny, czarny haas mierci. Naprawiem to i nie potrzebowa ju alkoholu. Ale Freda... Ona pragnie czego innego, czego jeszcze nie rozumiem.

- Poradziem jej, eby do ciebie przysza, wic pomylaem, e ci uprzedz. Ona tu idzie, eby j uleczy.

Alvin westchn.

- le zrobiem? - przestraszy si Arthur Stuart.

- Dobrze - uspokoi go Alvin. - Ale nie mog jej pomóc, jeli sama sobie nie pomoe. Wie przecie, e alkohol j trawi, e odbiera jej ycie. Ale porozmawiam z ni i zobacz, co da si zrobi.

- Podobno umie zgadn, kiedy bdzie deszcz. Jeli jest trzewa.

- To skd wiadomo, e ma taki talent?

Arthur mia si, i mia, i mia.

- Pewno raz bya trzewa i akurat padao.

Kiedy Arthur wychodzi, Alvin rozmyla o jego opowieciach. Cz tych historii bya tylko plotkami. W Hatrack River yy ostatnio wielkie plotkarki, a najwiksze z nich to Vilate Franker, któr Alvin pozna i wiedzia, e kryje si za zason oszukaczych heksów, i Goody Trader, której waciwie nie zna, widzia tylko raz, kiedy go odwiedzia. Naprawd miaa na imi Chastity albo Charity - Vilate twierdzia, e Chastity, od cnoty, bo niby jest taka cnotliwa, ale pozostali uwaali, e raczej Charity, od miosierdzia. Nazywano j Goody od gospodyni, gdy trzy razy bya matk i jej mowie yli w szczciu a do mierci, za kadym razem przypadkowej. Chocia Vilate znowu potrafia wzbudzi w Arthurze wraenie, e jednak nie cakiem przypadkowej. Obie kobiety prowadziy ze sob nieustann wojn, to jasne - prawie kademu sowu jednej natychmiast zaprzeczaa druga. Trzeba przyzna, e nie te panie wymyliy plotki, w Hatrack River ju wczeniej kryy róne pogoski i opowieci, zanim obie jeszcze si tu wprowadziy. Ale Arthur codziennie je odwiedza i napychay go plotkami, a Alvin przestawa rozumie, o co chodzi, a Arthur Stuart z pewnoci nie rozumia nawet poowy.

Alvin sam widzia, e Vilate jest nieszczera i zoliwa. Ale Goody moga by taka sama, albo i gorsza, tyle e lepiej to ukrywaa. Trudno powiedzie. I jeszcze ta sprawa z Goody Trader, kiedy stwierdzia, e Alvinowi niczego nie trzeba - o co jej chodzio?

Ale poza kótniami i plotkami jeszcze co wydao si Alvinowi niezwyke. W Hatrack River a gsto byo od potnych talentów. W prawie kadym miasteczku y kto z zauwaalnym talentem. Chocia talenty byway na ogó cakiem zwyczajne: talent do gotowania zupy albo widzenia tropów zwierzt. Uyteczne, ale nie takie, eby opisywa je w licie do rodziców. Czsto ludzie nie mieli pojcia o wasnym talencie, poniewa chodzio o co dla nich zupenie prostego i nie a tak niezwykego w oczach innych. Ale tutaj, w Hatrack River, spotykao si talenty zdumiewajce. Kapitan statku, który pomaga komu znale drog, nawet kiedy ten kto sam nie wiedzia, e si zgubi. Albo Freda... Alvin artowa o tym z Arthurem, ale niektórzy w miasteczku przysigali, e nie tylko przepowiada deszcz; kiedy wytrzewieje podczas suszy, potrafi go sprowadzi. A Melyn, dziewczyna z Walii - potrafia piewa i gra na harfie tak, e czowiek o wszystkim zapomina i tylko siedzia gupio umiechnity, taki by szczliwy. Przysza kiedy zagra dla Alvina i poczu, jak dwik, niczym przenikacz suncy w ziemi, pynie od niej i siga do jego wntrza, znajduje wszystkie supy, rozlunia je i pozwala zwyczajnie dobrze si czu.

Takiej mocy próbowa nauczy ssiadów w Vigor Kociele, ale oni nie rozumieli, ledwie czasem dostrzegali jaki przebysk. A tutaj talenty zalegay tak grub warstw, e mona by je grabi jak licie. Maggie, która pomagaa w sklepie Goody Trader, potrafia dosi kadego konia, nawet cakiem dzikiego; wielu to widziao. I ta, która Alvina troch przestraszya - dziewczyna o imieniu Dorcas Bee; malowaa ludziom portrety, na których nie tylko wygldali jak w yciu, ale które ukazyway cae ich wntrze. Alvin nie wiedzia, co o tym myle, i nawet widzc na wasne oczy, nie rozumia, jak ona to robi.

Kada z tych osób budziaby podziw, gdziekolwiek by zamieszkaa, choby i w wielkim miecie, takim jak Nowy Amsterdam albo Filadelfia. Mimo to osiedlali si w maym miasteczku, akurat w Hatrack River; liczba mieszkaców rosa stale, a jednak nikt jako nie uzna takiego nagromadzenia talentów za niezwyke.

Istnieje jaka przyczyna, myla Alvin. Musi by powód. I musz go pozna, bo sporód tych utalentowanych ludzi wybior aw przysigych i to oni zdecyduj, czy Makepeace Smith jest kamc, czy moe ja. W tym miecie peno jest kamstwa, poniewa to, co mówi Vilate Franker, i to, co mówi Goody Trader, nie moe by równoczenie prawd. Peno kamstwa i... tak, i nieszczcia. Alvin wyczuwa, e dziej si tu jakie sztuczki Niszczyciela, ale nie umia wskaza palcem, o co konkretnie chodzi. Trudno Niszczyciela znale, kiedy nie chce by znaleziony. A ju szczególnie trudno w celi wiziennej, gdzie ma si do dyspozycji jedynie plotki i krótkie wizyty goci.

Co prawda nie wszystkie byy krótkie. Vilate Franker odwiedzaa go czsto i zostawaa nawet godzin, chocia przed cel nie miaa nawet na czym usi. Alvin nie potrafi zgadn, po co przychodzi. Nie plotkowaa z nim, prawd mówic - wszystkie jej plotki Alvin poznawa z drugiej rki, przez Arthura Stuarta. Nie, Vilate rozmawiaa o filozofii, o poezji i innych sprawach, o jakich nikt z nim nie rozmawia od czasów panny Larner. Zastanawia si, czy moe chce go oczarowa, ale poniewa nie widzia jej faszywego obrazu, stwarzanego przez heksy, waciwie nie wiedzia. Z pewnoci nie wydawaa mu si pikna. Ale im wicej mówia, tym bardziej j lubi, a wreszcie zacz niecierpliwie wyglda jej codziennych odwiedzin. Bardziej ni innych, szczerze mówic, z wyjtkiem Arthura Stuarta. Kiedy rozmawiali, kad si na pryczy i przymyka oczy, nie widzc ani jej braku urody, ani heksów; sysza tylko sowa, rozmyla o ideach, widzia obrazy, jakie mu opisywaa. Mówia wiersze i sucha tego jak muzyki. Mówia o Platonie, a Alvin rozumia i czu si mdry jak nigdy.

Czy to by jej talent? Alvin nie wiedzia, zwyczajnie nie umia tego okreli. Wiedzia tylko, e jedynie podczas jej wizyt potrafi zapomnie, e siedzi w wizieniu. A po mniej wicej tygodniu przyszo mu do gowy, e moe si w niej zakocha. Uczucia, jakie ywi dotd jedynie dla panny Larner, teraz, tylko odrobink, rozbudzaa Vilate Franker. Czy to nie dziwne? Panna Larner bya pikna i moda; uywaa heksów, które czyniy z niej zwyk kobiet w rednim wieku. A tutaj spotyka zwyk kobiet w rednim wieku, która uywaa heksów, by wyda si ludziom pikna i moda. Czy mog istnie wiksze przeciwiestwa? Ale w obu przypadkach zachwycaa go dojrzaa kobieta, nie oszaamiajca urod.

A jednak w samotnoci, zwaszcza po zmierzchu, kiedy si zastanawia, czy zaczyna kocha si w Vilate Franker, wyobraa sobie cakiem inn twarz. Twarz modej dziewczyny z Vigor Kocioa, której kamstwa wygnay go z domu, która twierdzia, e robi z ni rzeczy zakazane. I myla o tych rzeczach zakazanych, a gboko w sercu tkwi ukryty al, e nic takiego si nie zdarzyo. Oczywicie, wtedy musiaby si z ni oeni. Waciwie musiaby si z ni oeni wczeniej, poniewa tak nakazywaa przyzwoito i prawo, a Alvin nie nalea do takich, co to krzywdz kobiety albo ami prawo. Ale w ciemnoci, w jego wyobrani, prawo nie istniao, nie istniaa suszno i grzech; budzi si spocony ze snu, w którym dziewczyna wcale nie kamaa. I byo mu wstyd. Nie rozumia, co si z nim dzieje, jak moe kocha si za dnia w kobiecie penej sów, idei, dowiadcze, a w nocy pon namitnoci dla gupiej, kamliwej dziewczyny, która przypadkiem bya adna i kiedy po prostu w nim zakochana.

Jestem zym czowiekiem, myla w takich chwilach. Zym i niestaym. Nie lepszym od tych niewiernych mczyzn, którzy adnej kobiecie nie przepuszcz. Jestem jednym z takich ludzi, jakimi od dawna pogardzaem.

Ale nawet to nie byo prawd, poniewa nie zrobi przecie nic zego. Niczego nie zrobi. Tylko sobie wyobraa. Wyobraa... i to mu si podobao. Czy to do, by uczyni go zym? "Czowiek jest tym, co ma w sercu", mawiaa mama. Alvin zapamita te sowa, poniewa powtarzaa je bez przerwy, a ojciec warcza: "Chcesz mnie przekona, e wszyscy mczyni to diaby wcielone!" Zastanawia si, czy to prawda - jeeli wszyscy mczyni maj diaba w sercu, to moe ci dobrzy umiej tylko tak nad sob panowa, e postpuj wbrew pragnieniom serca. Ale skoro tak, to nie istnieje ani jeden dobry czowiek.

Ale czy wita Ksiga tego nie twierdzia?

Ani jeden czowiek nie jest dobry. Ja te nie. Ja moe nawet najmniej ze wszystkich.

I tak pyno jego ycie w Hatrack River. Snu coraz ciemniejsze myli o swojej niegodziwoci. Zaczyna kocha dwie kobiety naraz, pochwycony w sie plotek w miasteczku, gdzie wyranie dziaa Niszczyciel, a talenty byy liczne.

* * *

Calvin niele sobie radzi z kamieniem - zawsze osiga to, co zamierza. No nie, moe nie zawsze. Nie urodzi si ze zdolnoci wyszukiwania w kamieniu naturalnych saboci. Jednak kiedy Alvin wyruszy terminowa u kowala, Calvin zacz próbowa robi to, co podpatrzy i podsucha u starszego brata. Wtedy mia jeszcze nadziej, e przekona Alvina o swoim talencie, e usyszy: "Co podobnego, Calvinie, jeste prawie tak dobry jak ja". Ale Alvin nigdy tego nie powiedzia. A bya to prawda, przynajmniej w odniesieniu do kamienia. Waciwie kamie jest atwy, nie to co ciao i koci. Do kamienia Calvin potrafi dotrze, rozszczepi go, przemieci.

Oczywicie, w Bastylii natychmiast tym wanie si zaj. Nie mia pojcia, dlaczego tajna policja umiecia go w tych wilgotnych, zimnych murach. Nie by to loch, przynajmniej nie taki jak w bajkach, gdzie wizie widzi wiato tylko wtedy, kiedy przechodzi stranik z pochodni, i moe olepn, nie zdajc sobie z tego sprawy. Tutaj wiata nie brakowao; Calvin mia te krzeso do siedzenia i prycz do spania, i nocnik, który opróniano raz dziennie, kiedy ju si zorientowa, e trzeba go stawia przy drzwiach.

A jednak byo to wizienie.

Calvin w pi minut si przekona, e moe bez trudu rozpuci cay mechanizm zamka, ale w por przypomnia sobie, e wyjcie z celi to jednak nie to samo co wyjcie z Bastylii. Nie potrafi uczyni si niewidzialnym, a kula z muszkietu tak samo powali, okaleczy lub zabije Stwórc, jak zwykego czowieka.

Musia znale inny sposób. A to oznaczao przejcie wprost przez mur, przez kamie. Kopot polega na tym, e nie mia pojcia, czy znalaz si czterdzieci stóp powyej, czy dwadziecia poniej poziomu ziemi. Ani czy za tyln cian celi ley ulica, czy wewntrzny dziedziniec. Kto moe zobaczy otwór pojawiajcy si w murze? Zreszt nie móg tak po prostu usun kamieni - musia wyjmowa je w caoci, eby w razie potrzeby day si wsun z powrotem.

Odczeka do nocy, po czym zaj si kamiennym blokiem tu nad podog. Blok by ciki, a Calvin nie zna sposobu, by zmniejszy jego ciar. Nie mia te metody dyskretnego przesuwania kamienia po kamieniu. W kocu zmikczy blok, wsun w niego palce i utwardzi, zyskujc pewny uchwyt. Kiedy pocign, zmieni w ciecz cienk warstw kamienia u dou i po bokach, eby blok przesuwa si atwiej i bez haasu, jeli nie liczy guchego stuknicia, kiedy z niewielkiej wysokoci upad na podog.

Wiatr dmuchn do celi. Calvin odcign kamie na bok i wsun do otworu gow i ramiona.

By jakie dwanacie stóp nad ziemi i dokadnie nad gowami oddziau onierzy maszerujcych skd dokd. Na szczcie aden nie spojrza w gór, ale serce i tak niemal wyskoczyo Calvinowi z piersi. Uzna jednak, e kiedy ju przejd, moe wsun si do otworu nogami do przodu, zeskoczy na ziemi i zwyczajnie znikn na ulicach Parya. To ich nauczy, e nie naley zamyka w wizieniu ludzi, którzy lecz ebraków.

Ju by gotów do ucieczki, ju wsun nogi w otwór, kiedy uwiadomi sobie, e to bardzo gupia decyzja. Przecie przyby tu, eby dotrze do cesarza. Jeli stanie si uciekinierem, na pewno mu to nie pomoe. Bonaparte posiada moc, o jakiej nawet Alvin nie mia pojcia. Calvin musia si jej nauczy, jeli tylko zdoa. Rozsdek nakazuje zatem siedzie tu spokojnie i czeka, a kto w dowództwie zrozumie w kocu, e czowiek leczcy ebraków moe te pomóc na synny artretyzm Bonapartego.

Przyoy si do pracy, podniós kamie do otworu i wcisn na miejsce. Zostawi dziury po palcach - w gbi celi byo ciemno, zreszt gdyby kto je zobaczy, moe nabraby szacunku dla jego zdolnoci.

A moe nie? Skd móg wiedzie? Nad niczym teraz nie panowa i nienawidzi tego uczucia. Ale jeli czowiek chce co osign, musi czasem troch si powici.

Nie próbowa ju ucieczki, ale wiedzia, e moe uciec, kiedy zechce. Po caych dniach i nocach lea na pryczy albo kry po celi. Nie radzi sobie z samotnoci. Przekona si o tym podczas swej wdrówki po lesie, kiedy odszed z Vigor Kocioa. Moe Alvinowi odpowiadao bieganie po puszczy na mod Czerwonych, ale Calvin szybko porzuci lene cieki i wyszed na trakt, gdzie podwióz go wozem jaki farmer, potem drugi i trzeci. Nawizywa znajomoci i rozmawia przez ca drog.

Teraz ciya mu samotno, a gdyby nawet stranicy byli chtni do pogaduszek, to postanowi nie zdradza si ze znajomoci ich jzyka. Nie przejmowa si tym wczeniej, kiedy swobodnie kry po ulicach Parya, wród gwaru miejskiego ycia. Tutaj jednak, gdy nie chcia spyta nawet o dzie tygodnia... Czu si jak kaleka.

Wreszcie zacz zabawia si figlami. Bez trudu wysa przenikacz do mechanizmu zamka i zniszczy stranikowi klucz, zmikczajc go zaraz po wsuniciu do dziurki. Kiedy stranik go wyj, klucz nie mia zbów, a drzwi wci byy zamknite. Rozzoszczony stranik odszed po zapasowy i tym razem Calvin pozwoli mu otworzy drzwi bez trudnoci. Ale jakim cudem pierwszy klucz straci zby?

Zreszt Calvin nie ogranicza si tylko do wasnego zamka. Wysa przenikacz na zwiad i zlokalizowa zajte cele. Pobawi si ich zamkami: zatopi niektóre tak, e aden klucz nie móg ich otworzy, inne z kolei zepsu i w ogóle nie day si zamkn. Krzyki, bieganie i tupania rozbawiy Calvina do ez, zwaszcza kiedy sobie wyobraa, co myl stranicy. Duchy? Szpiedzy? Kto wyczynia takie rzeczy z zamkami w Bastylii?

Nauczy si take kilku rzeczy. W Vigor, kiedy tylko usiad na chwil, zaraz albo si niecierpliwi, wstawa i gdzie szed, albo zaczyna myle o Alvinie i si irytowa. W kadym razie od powrotu Alvina do domu nie powica wiele czasu na badanie swej mocy. Teraz przekona si, e potrafi wysa przenikacz bardzo daleko, do miejsc, jakich nigdy nie oglda na wasne oczy. Przyzwyczai si do przesuwania go w kamieniu, wyczuwania rónych twardoci, wykrywania drewnianych ram cikich drzwi, metalowych zawiasów i zamków. Do licha, naprawd dobrze sobie radzi.

Przenikaczem bada te wasne ciao i ciaa innych, szukajc tego, co widzia tam Alvin; próbowa zajrze w gb. Troch eksperymentowa na wspówiniach, dokonujc im w nogach takich zmian, jakie mog si okaza konieczne u Bonapartego. Oczywicie, eden z nich nie cierpia na artretyzm - bya to choroba ludzi bogatych, a w wizieniu rzadko siedzieli bogacze. Musia si jednak zorientowa, czego trzeba, by przywróci zdrowie cesarzowi.

Prawd mówic, po tygodniu dowiadcze niewiele wicej rozumia z budowy nóg ni na pocztku.

Tydzie. Pótora tygodnia. Codziennie, i to coraz czciej, podchodzi do ciany i wsuwa palce do dziur w kamieniu. Wyciga blok troszeczk, czasem bardziej, a raz czy dwa cakowicie. Mia ochot wyj przez otwór na wolno. I zawsze po chwili zastanowienia wsuwa blok na miejsce. Ale codziennie musia zastanawia si duej. A pragnienie ucieczki stawao si coraz silniejsze.

Jeli chwil pomyle, to plan Calvina nie by zbyt mdry, jak zreszt prawie wszystkie jego plany. By durniem wierzc, e jakiego nieznanego chopca z Ameryki dopuszcz przed oblicze cesarza.

Wyj blok ze ciany moe po raz ostatni, a wtedy usysza kroki na korytarzu. Nikt nigdy tdy nie przechodzi o tak pónej porze! Nie mia czasu, eby wsun kamie na miejsce. Zatem... ucieka czy zosta? Cokolwiek zrobi, na pewno zobacz otwór. Czy wic chce zosta i przyj na siebie konsekwencje, co moe oznacza spotkanie z cesarzem, ale te spotkanie z gilotyn, czy raczej przecinie si przez otwór i znajdzie na ulicy, zanim zd otworzy drzwi?

* * *

May Napoleon by zy. Przez wszystkie te dni cesarz w kadej chwili móg spyta o amerykaskiego uzdrawiacza. Ale nie, musia to zrobi w rodku nocy, akurat dzisiaj, kiedy May Napoleon zarezerwowa najlepsz lo na premierze nowej opery jakiego Wocha, jak mu byo... Chcia ju odpowiedzie, e dzisiejsz noc ma zajt, niech stryj znajdzie kogo innego. Wtedy jednak cesarz umiechn si i zasugerowa, e jest wielu innych, którzy wykonaj to proste zlecenie, wic moe nie bdzie marnowa czasu bratanka na drobiazgi... I co May Napoleon móg zrobi? Nie wolno dopuci, by cesarz uzna, e moe go zastpi jakim lokajem. Nie, upar si. Nie, stryju, pójd osobicie, z najwiksz radoci.

- Mam tylko nadziej, e potrafi dokona tego, co obiecae - doda Bonaparte.

Dra bawi si nim, to jasne. Wiedzia doskonale, e May Napoleon nie skada adnych obietnic, jedynie raport. Ale jeli cesarz mia ochot, by bratanek poci si ze strachu, e zrobi z siebie gupca, to có, cesarzom wolno igra z uczuciami innych ludzi.

Stranik gono tupa w korytarzu i dugo wybiera klucz.

- Co jest, durniu? Chcesz ostrzec winia, eby przesta kopa tunel i ukry lady?

- Z tego pitra nie mona kopa tunelu, panie - odpar stranik.

- Wiem, durniu. Ale dlaczego si tak grzebiesz z kluczami?

- Wikszo jest nowa, panie, wic nie poznaj jeszcze, który z nich otwiera które drzwi. Nie tak atwo jak kiedy.

- Wic przynie stare klucze i nie marnuj mojego czasu!

- Stare klucze s bez zbów albo zamki si popsuy, panie. Istne szalestwo. Nie uwierzyby.

- I nie wierz - burkn May Napoleon.

Ale wierzy; sysza ju o jakim sabotau czy te rzadkiej odmianie rdzy, atakujcej zamki w Bastylii.

Klucz trafi wreszcie do dziurki, drzwi uchyliy si ze zgrzytem. Stranik wszed do celi z uniesion latarni, sprawdzajc, czy wizie jest na miejscu i nie czai si, by zaatakowa i wyrwa klucze. Nie, amerykaski chopak siedzia daleko od drzwi, oparty o przeciwleg cian.

Ale na czym siedzia? Stranik zbliy si o krok, podniós wyej latarni...

- Mon Dieu! - szepn May Napoleon.

Amerykanin siedzia na kamiennym bloku, a w murze zia otwór prowadzcy prosto na ulic. Nikt nie zdoaby goymi rkami wyrwa takiego bloku ze ciany, zreszt jak by go chwyci? Ale skoro ju mu si to udao, dlaczego ten amerykaski dure siedzi i czeka? Dlaczego nie uciek?

Amerykanin umiechn si, po czym wsta - wci zerkajc na Maego Napoleona - i a po okcie wsun rce w lity kamie, tak atwo, jakby to bya misa z wod.

Stranik jkn i skoczy do drzwi.

Amerykanin wyj rce z bloku; w jednej co ciska. Poda to Maemu Napoleonowi. Ten wzi i zway w doni: zwyky kamie, twardy jak zawsze, ale uksztatowany w odcisk ludzkiej doni i palców. Ten czowiek potrafi jako sign w gb skay i wyrwa z niej grud, jakby to bya glina.

May Napoleon poszuka w pamici kilku angielskich sów, poznanych jeszcze w szkole.

- Jak si nazywamy? - zapyta.

- Calvin Maker - odpar Amerykanin.

- Mówi ty francuski?

- Ani sowa.

- Id avec ja - poleci May Napoleon. - Avec...

- Ze - podpowiedzia chopak. - Chod ze mn.

- Oui. Tak.

Cesarz zapyta w kocu o chopaka. Teraz jednak May Napoleon mia powane wtpliwoci. Nic nie wskazywao, e kto, kto uzdrawia ebraków, ma take wadz nad kamieniem. A jeli ten Calvin Maker wpdzi Maego Napoleona w kopoty? A jeli - to niewyobraalne, ale musia to sobie wyobrazi - jeli zabije stryja?

Ale cesarz kaza go przyprowadzi. Tego nie mona ju cofn. Co zrobi? Powie stryjowi, e chopak, który mia wyleczy jego artretyzm, moe - tylko moe - wsun rce w posadzk, wyrwa kawa marmuru i rozbi mu gow? To przecie polityczne samobójstwo. Ani si obejrzy, jak bdzie pas owce na Korsyce. Jeli nie popatrzy na wirujcy wiat, kiedy jego gowa potoczy si do kosza spod ostrza gilotyny.

- Id, id, id - zachci Amerykanina. - Se mn.

Stranik kuli si w kcie korytarza. May Napoleon wymierzy mu kopniaka, a czowiek ten by tak przeraony, e nawet si nie odsun. Z jkiem przetoczy si na bok jak gówka kapusty.

Amerykanin rozemia si gono, a Maemu Napoleonowi wcale si ten miech nie spodoba. Pomyla, czy nie sign po sztylet i nie zabi chopaka na miejscu. Ale tumaczenie tego cesarzowi moe by ryzykowne. "Od tygodni chciae, ebym go przyj, a on przez cay ten czas by skrytobójc?" Nie, cokolwiek si zdarzy, Amerykanin stanie przed Bonapartem.

Tak, Calvin Maker zobaczy cesarza Napoleona... A May Napoleon przekona si, czy Bóg wysucha jego najgortszych modów.

12

Prawnicy

Wiecie, e chopak mynarza, Alvin, siedzi w wizieniu w Hatrack River? - Obcy z umiechem pochyli si nad lad.

- Faktycznie, co syszelimy - przyzna Armor-of-God Weaver.

- Przyjechaem tu, eby dowiedzie si prawdy o Alvinie. Dziki temu przysigli w Hatrack bd mogli wyda sprawiedliwy wyrok. Jednak z pewnoci nie znaj Alvina tak dobrze jak ludzie w tych okolicach. Musz tylko zdoby kilka potwierdzonych zezna o jego charakterze. - Obcy znów si umiechn.

Armor-of-God pokiwa gow.

- To odpowiednie miejsce dla zezna, jeli szukacie prawdy.

- Jej wanie. Rozumiem, e sami znacie tego modego czowieka?

- Do dobrze. - Armor-of-God uzna, e jeli chce si dowiedzie, o co obcemu chodzi, lepiej si nie przyznawa, e jest mem siostry Alvina. - Ale chyba nie wiecie, przyjacielu, na co si tutaj naraacie. Usyszycie wicej, nibycie chcieli.

- Syszaem o masakrze nad Chybotliwym Kanoe i o kltwie, jaka spada na tutejszych. Jestem prawnikiem. Czsto musz wysuchiwa mrocznych opowieci ludzi, których broni.

- Bronicie, tak? Jestecie prawnikiem, który broni ludzi? Dobrze rozumiem?

- Z tego jestem znany w domu, w Carthage City. Armor znów kiwn gow. Moe ten czowiek mieszka obecnie w Carthage City, ale jego akcent zdradza Now Angli. Próbuje mówi jak farmer, ale robi to po prawniczemu, eby ludzie mu zaufali. Taki czowiek, jeli zechce, potrafi przemawia jak sama Biblia. Albo jak Milton. Jednak Armor nie da po sobie pozna, e mu nie ufa. Jeszcze nie.

- Czyli kiedy tutejsi opowiedz wam, jak wymordowali Czerwonych, co to nikomu nie zrobili krzywdy, wysuchacie tego bez mrugnicia okiem?

- Nie mog zagwarantowa, e nie mrugn, panie Weaver. Ale wysucham wszystkiego, a kiedy skocz, przejd do spraw, które mnie tu sprowadziy.

Teraz nadesza waciwa chwila...

- A co to za sprawy? - zapyta Armor.

Mczyzna zamruga. Ju mruga, pomyla Armor. Szybko mu poszo.

- Mówiem ju, panie Weaver. Poszukuj zezna dotyczcych Alvina, syna mynarza.

- Aby ludziom w Hatrack River opowiedzie o jego prawdziwym charakterze. Rzeczywicie, pamitam. Kopot w tym, e z ostatnich omiu lat Alvin siedem spdzi w Hatrack River, a tylko rok tutaj, w Vigor Kociele. Znalimy go jako dziecko, to pewne, ale wanie w Hatrack River znaj go najlepiej. Zgaduj wic, e chcecie tu znale obraz Alvina, jakiego ludzie w Hatrack River nie poznali. A jedyny tego powód to ten, e chcecie zmieni ich opini o chopaku. Poniewa wiem, e Alvin jest w Hatrack szanowany, moglicie tu przyjecha tylko po to, eby wykopa troch brudu i mu zaszkodzi. Czy dobrze to zrozumiaem, przyjacielu?

Nage zniknicie umiechu z twarzy prawnika byo tego wystarczajcym dowodem.

- Wyciganie brudów jest najdalsze od moich planów. Przybywam tu z otwartym umysem.

- Z otwartym umysem i historyjk, jak to bronicie ludzi i w ogóle. Przez to mamy uwierzy, e jestecie po stronie Alvina, a nie e wynajli was, by zmieni dobr o nim opini. Moim zdaniem fakt, e tu jestecie, oznacza, e przyjaciele Alvina powinni znale kogo innego, kto zacznie zbiera zeznania na jego korzy. Wy nie ustaniecie, dopóki nie wygrzebiecie jakich kamstw.

Prawnik sztywno cofn si o krok.

- Widz, e ta sprawa nie jest wam obojtna. Wyjanicie, mam nadziej, co takiego powiedziaem, co was urazio.

- Tylko to, ecie uznali mnie za durnego jak psi zadek, bo nie jestem prawnikiem.

- Zreszt niewane, jakie wnioski wycigacie. Zapewniam was, e jako przedstawiciel wymiaru sprawiedliwoci szukam tu jedynie prawdy.

- Przedstawiciel wymiaru sprawiedliwoci? Przypadkiem wiem, e wszystkich prawników nazywa si przedstawicielami wymiaru sprawiedliwoci. Nawet kiedy wynajmuje ich prywatna osoba, eby komu szkodzili. Ale pewne jest jak to, e Bóg istnieje, e nie przysya was sdzia w Hatrack, bo on daby wam list wprowadzajcy, a wy bycie nie wyczyniali tych podstpnych, oszukaczych, kamliwych sztuczek.

Przybysz mocno wcisn na gow kapelusz. Armor z trudem si powstrzyma, eby nie wcisn mu go jeszcze mocniej. I kiedy obcy dotar ju do drzwi, wykrzykn za nim ostatnie pytanie:

- Macie jakie nazwisko, ebymy mogli sprawdzi w krajowym zwizku adwokatów, czy wam czego nie zarzucaj?

Prawnik odwróci si i umiechn jeszcze szerzej ni poprzednio, kiedy usiowa wywie Armora w pole.

- Nazywam si Daniel Webster, panie Weaver, a moim klientem jest prawda i sprawiedliwo.

- Prawda i sprawiedliwo musz paci w Nowej Anglii o wiele lepiej ni tutaj. Bo jestecie z Nowej Anglii, prawda?

- Tam si urodziem i wychowaem, ale nie widziaem dla siebie przyszoci w tej ndznej okolicy. Dlatego przybyem do Stanów Zjednoczonych, gdzie podstaw wszelkich praw s prawa czowieka, a nie dynastyczne przywileje monarchów i wytarta teologia purytan.

- Aha. Zatem nikt wam nie paci?

- Tego nie powiedziaem, panie Weaver.

- Wic kto? Nie sdzia okrgowy i nie pastwo. I na pewno nie Makepeace Smith, bo on ledwie znajdzie dwa miedziaki, eby nimi pobrzcze.

- Reprezentuj konsorcjum zatroskanych obywateli Carthage City, którzy postanowili dopilnowa, by sprawiedliwo zatryumfowaa nawet w prymitywnym, zacofanym stanie Hio.

- Konsorcjum... To co w rodzaju domu publicznego? Zamtuza?

- Bardzo zabawne.

- Podajcie jakie nazwisko, panie Webster. Tak si skada, e jestem burmistrzem tego miasta, a wy tu w pewnym sensie praktykujecie. Mam chyba prawo wiedzie, kto przysya mi adwokatów, eby zbierali kamstwa na temat naszych szanowanych obywateli.

- Czy posiada pan bro paln, panie Weaver?

- Istotnie, przyjacielu.

- Dlaczego zatem mam zdradza nazwiska swoich klientów uzbrojonemu i rozgniewanemu czowiekowi z miasta, które jest tak dumne z miana gniazda morderców, e opowiada swoj straszliw histori kademu nieszczsnemu przybyszowi, jaki tu trafi? W dodatku burmistrze nie maj prawa wymaga od adwokata informacji o jego stosunkach z klientami. Miego dnia, panie Weaver.

Armor wzrokiem odprowadzi Webstera do drzwi, potem sign po kapelusz i zawoa swojego najstarszego, eby zostawi produkcj myda i przypilnowa sklepu. Wyszed i ruszy biegiem przez wzgórze, do domu teciów. Na pewno zastanie tam on, poniewa bya wród kobiet najlepsza w Alvinowych, Stwórczych zajciach i czsto wzywano j jako nauczycielk, stawiajc - cho Armor ich nienawidzi - heksy. Rodzina powinna wiedzie, co si dzieje: e Alvin ma w stolicy wrogów, gotowych paci prawnikowi, by tu przyjecha i wygrzeba o nim jakie brudy. Nie ma innego wyjcia, sami te musz znale prawnika. I to nie adnego wiejskiego kuzyna, ale miejskiego adwokata, znajcego te same sztuczki co ten Webster. Armor przypomina sobie niejasno, e kiedy ju o nim sysza. W pewnych krgach wspominano go z podziwem. A e rozmawia z nim, sysza jego zocisty gos, szybkie odpowiedzi i jak kamstwo w jego ustach brzmiao niby najczystsza prawda, cho czowiek pamita, e to oszustwo... có, Armor wiedzia, e trudno bdzie znale adwokata, który by go pokona. Tym trudniej e pojawi si inny problem: zapaty.

* * *

Calvin nie mia pojcia, jak powinien si zachowa, stajc przed obliczem cesarza. Tytu Napoleona pochodzi ze staroytnego Rzymu, Persji czy Babilonu. Ale sam cesarz siedzia na krzele z prostym oparciem, otoczony nie przez dworzan, lecz przez sekretarzy; kady z nich pisa przy pulpicie, kiedy za skoczy notowa rozkaz, list czy edykt, podrywa si i wybiega z pokoju, a kolejny sekretarz zaczyna zapisywa gorczkowo to, co Bonaparte dyktowa w swym ostrym, piewnym, niemal wosko brzmicym francuskim.

Dyktowanie trwao, a Calvin, stojc midzy stranikami (jakby mogo go to powstrzyma od zaamania podogi pod cesarzem, gdyby tylko zechcia), obserwowa w milczeniu. Oczywicie, nie zaproponowali mu stoka; nawet May Napoleon, bratanek cesarza, sta posusznie. Zdawao si, e tylko sekretarze maj prawo siedzie, bo trudno sobie wyobrazi, eby pisali na stojco.

Z pocztku Calvin rozglda si po komnacie; potem zacz studiowa twarz cesarza, jak gdyby jej lekko zbolay wyraz móg, po odpowiednio dugim wpatrywaniu, zdradzi sekrety sfinksa. Wkrótce jednak Calvin zwróci uwag na nog. Musia wyleczy ten artretyzm, jeli w ogóle zamierza co osign. A przecie nie mia pojcia, co wywouje chorob ani nawet jak tego szuka. To bya dziedzina jego brata.

Przyszo mu do gowy, e powinien moe prosi o pozwolenie na wysanie listu do Alvina; przyjechaby wtedy, wyleczy cesarza i zyska wolno dla Calvina. Ale natychmiast odrzuci t tchórzliw myl. Jestem Stwórc czy nie? Jeli tak, to jestem równy Alvinowi. A jeli jestem, po co mam go sprowadza, eby pomóg mi w sytuacji, która - o ile wiem - wcale jego pomocy nie wymaga?

Wysa przenikacz do nogi Napoleona.

Nie bya to zwyka opuchlizna, jak Calvin poznawa w ropiejcych wrzodach ebraków. Nie wiedzia, co to za pyny - w kadym razie nie ropa - i nie mia zwyczajnie skierowa ich z powrotem do krwi. Mogy przecie by trujce i zabi czowieka, od którego chcia si uczy.

A czy wyleczenie cesarza naprawd leao w jego interesie? To nie znaczy, e wiedzia, jak to zrobi, ale nie by pewien, czy w ogóle próbowa. Potrzebowa bowiem nie chwilowej wdzicznoci zdrowego czowieka, ale trwaej zalenoci cierpicego, któremu niezbdny jest ten, kto niesie ulg. Krótkotrwa ulg.

To Calvin umia, przynajmniej w pewnym zakresie. Ju dawno nauczy si u psów czy wiewiórek znajdowa nerwy i skrca je - jakby zaciska w niewidoczny sposób. Czasami zwierz piszczao i wyo, a Calvin umiera ze miechu. Kiedy indziej nie okazywao bólu, ale kulao, jak gdyby ta zacinita noga wcale nie istniaa. Kiedy cakiem zdrowy pies wlók za sob zad, a zdar skór z brzucha i nóg, a ojciec ju chcia zastrzeli biedaka. Calvin si wtedy zlitowa i uwolni nerw, ale pies nigdy ju nie chodzi normalnie, tylko tak jakby si troch zatacza; Calvin nie wiedzia, czy to z powodu zacinicia, czy z tego, e prawie tydzie wlók pokrwawiony zadek po ziemi.

Wane byo to, e zacinicie nerwu usuwa wszelkie czucie - Napoleon moe utyka, ale nie bdzie cierpia bólu. Ulga, nie lekarstwo.

Który nerw? Calvin nie wyrysowa ich. Takie metodyczne dziaanie byo spraw Alvina. W Anglii Calvin uwiadomi sobie, e to jedna z podstawowych rónic midzy nim a bratem. Istniao nowe sowo, wanie wymylone w Cambridge, okrelajce ludzi tak nudnie metodycznych jak Alvin: naukowiec. Podczas gdy Calvin, majcy zapa i styl, werw, a nade wszystko ducha improwizacji, by artyst. Problem w tym, e w kwestii nerwów w nodze Bonapartego nie móg waciwie eksperymentowa. Trudno byoby liczy na przyja midzy nimi, gdyby cesarz nagle zacz piszcze i wy jak udrczona wiewiórka.

Myla nad tym, kiedy kolejny sekretarz poderwa si i wybieg. Calvinowi przyszo wtedy do gowy, e nogi Napoleona nie s jedynymi w komnacie. Teraz, kiedy musia dokadnie ustali, który nerw za co odpowiada, eby jego zacinicie umierzyo ból, zamiast go sprawia, musia zachowa si jak naukowiec, badajc wiele nóg.

Zacz od nastpnego w kolejce sekretarza, niskiego czowieka (niszego nawet od cesarza, majcego skromn postur), który wierci si troch na stoku. Niewygodnie? - zapyta go w mylach Calvin. Zobaczymy, czy znajdzie si na to rada.

Posa przenikacz do prawej nogi sekretarza, znalaz najgrubszy nerw i zacisn. Nic, ani skrzywienia, ani grymasu. Zacisn mocniej. Wci nic.

Pierwszy w linii sekretarzy poderwa si i wybieg pdem. Przysza kolej na niskiego. Spróbowa si przesun, poprawi uoenie pulpitu, ale - ku zachwytowi Calvina - na jego twarzy pojawi si wyraz zdumienia, a potem rumieniec; sign w dó i rkami przesun nog.

No tak... Ten gruby nerw, czy moe wizka bardzo cienkich nerwów, nie ma nic wspólnego z czuciem. Natomiast wydaje si, e kieruje ruchem. Ciekawe.

Niski czowiek pisa w milczeniu, ale Calvin wiedzia, e myli tylko, co si stanie, kiedy bdzie musia wsta. I rzeczywicie, gdy edykt zosta zapisany - chodzio o przyznanie wyjtkowego zwolnienia od podatków pewnym wacicielom winnic na poudniu Francji ze wzgldu na nieurodzaj - sekretarz poderwa si, obróci i rozcign na pododze; obie nogi spltay mu si niczym linki od wdek u dzieciaków.

Wszystkie oczy zwróciy si ku biedakowi, ale nie pado ani jedno sowo. Calvin obserwowa z rozbawieniem, jak sekretarz podnosi si na rkach i lewym kolanie; prawa noga zwisaa bezwadnie. Oczywicie, kolano mogo si zgina, wic wygldao na to, e jednak wstanie. Dwa razy jednak próbowa si na nim oprze i dwa razy upada.

Wreszcie odezwa si wyranie zirytowany Bonaparte:

- Jest pan sekretarzem, mój panie, czy klaunem?

- Moja noga, sire - wykrztusi urzdnik. - Moja prawa noga w tej chwili nie dziaa.

Bonaparte zwróci si do straników pilnujcych Calvina.

- Pomócie mu wyj. I przylijcie kogo, eby star rozlany atrament.

Stranicy podnieli sekretarza i ruszyli z nim do drzwi. Przysza pora, by May Napoleon przypomnia o swojej obecnoci.

- Wecie jego pulpit, durnie - poleci. - I kaamarz, i pióro. I edykt, jeli nie jest poplamiony.

- A jak maj to zrobi? - spyta kwano Bonaparte. - Przecie musz podtrzymywa tego jednonogiego durnia.

I spojrza wyczekujco na bratanka.

Chwil trwao, nim May Napoleon zrozumia, czego cesarz od niego oczekuje, i jeszcze dusz, nim zdoa przekn sw dum i to zrobi.

- Oczywicie, stryju - rzek z wystudiowanym spokojem. - Chtnie sam je podnios.

Calvin umiechn si skrycie widzc, jak dumny czowiek, który go aresztowa, teraz klka, zbiera papiery, pulpit, pióro i kaamarz, pilnie uwaajc, by nie poplami si ani kropl atramentu. Sekretarz, którego nerw Calvin zacisn, zosta wyprowadzony z pokoju. Calvin pomyla, czy wysa za nim przenikacz i uwolni biedaka. Ale nie by pewien, dokd go odprowadzono, zreszt czy warto? Przecie to tylko sekretarz.

Kiedy May Napoleon wyszed, Bonaparte znowu zacz dyktowa, ale teraz ju nie tak ostro i szybko. Przerywa czsto, poprawia si od czasu do czasu, niekiedy milk na dug chwil, a sekretarz czeka z piórem zawieszonym nad papierem. W takich chwilach Calvin sprawia, e atrament cieka z pióra na sam czubek i spada nagle na papier... Ach, to wcieke osuszanie kleksa... Oczywicie, wszystko to jeszcze bardziej rozpraszao cesarza.

Pozostaa jednak kwestia nóg. Calvin zbada kadego z sekretarzy po kolei, szukajc innych nerwów i zaciskajc je lekko. Nerwy ruchu pozostawi na razie w spokoju; teraz szuka nerwów bólu, znaczc postpy bada szeroko otwartymi oczami, zaczerwienionymi twarzami i czasem sykniciami nieszczsnych sekretarzy. Bonaparte dostrzega to i coraz trudniej byo mu si skupi. Wreszcie, kiedy który z sekretarzy gono jkn po wyjtkowo mocnym zaciniciu - Calviowi brakowao precyzji z obiektami tak cienkimi jak nerwy - skrzywiony Bonaparte odwróci si w fotelu i, o ile Calvin dobrze zrozumia jego francuski, powiedzia:

- Czy drwicie ze mnie tymi sykami i jkami? Siedz tu i cierpi, ale nie wydaj adnych dwików. Tymczasem wy, którym dolega co najwyej zbyt dugie siedzenie w miejscu, jczycie, sapiecie i wzdychacie, a wydaje mi si, e wpadem midzy stado hien!

W tej wanie chwili Calvin znalaz to, czego szuka. Zaaplikowa akurat odpowiedni nacisk na nerw bólu jednego z sekretarzy i wszelkie czucie znikno. Zamiast skrzywienia, na twarzy mczyzny pojawi si wyraz ulgi.

Mam, pomyla Calvin. Tak si to robi.

Niewiele brakowao, a od razu wysaby przenikacz do nogi Bonapartego i lekkim zaciniciem ukoi jego ból. Na szczcie przeszkodzio mu nage otwarcie drzwi. Wesza pomywaczka z wiadrem i szmat, eby zetrze atrament z marmurowej podogi. Bonaparte spojrza na ni tak gniewnie, e niemal upucia swoje rzeczy i ucieka; jednak zagodnia natychmiast.

- Zoszcz si na swój ból, dziewczyno - powiedzia. - Wejd i bierz si do pracy; nikomu nie przeszkadzasz.

Zebraa si na odwag, podesza do prawie suchej plamy atramentu, z brzkiem i chrupniciem postawia wiadro i zacza szorowa.

Ale Calvin ju si opanowa. Co mu przyjdzie z umierzenia bólu Bonapartego, skoro cesarz nie wie, e to jego zasuga? Dlatego zacz wiczy na sekretarzach, ku ich wyranej uldze. Stopniowo zauway - w chwili gdy zaciska nerw nioscy ból - rodzaj pyncego prdu, jakby wibracj. Dziki temu móg dziaa jeszcze dokadniej, likwidujc nie cae czucie w nodze, tylko ból. W kocu spróbowa z pomywaczk, z bólem kolan, który drczy j wskutek klczenia przy pracy na zimnych, twardych podogach. Tak nagle poczua ulg, tak silne i dugotrwae byo cierpienie, e a krzykna gono. Bonaparte znów spojrza na ni gniewnie.

- Wybacz mi, sire - powiedziaa. - Nagle przestay mnie bole kolana!

- Masz szczcie - przyzna cesarz. - A czy oprócz wieci o cudzie moesz powiedzie, e nie widzisz ju atramentu na pododze?

Spucia gow.

- Sire, chocia dugo szorowaam, nie zmyam caej plamy. Obawiam si, e atrament wsik w kamie.

Calvin natychmiast posa swój przenikacz pod powierzchni marmuru. Odkry, e atrament istotnie przesczy si poza zasig szorowania. Dziki temu zyska szans, by Bonaparte go zauway nie jako winia - nawet stranicy wyszli - ale jako czowieka obdarzonego moc.

- Moe ja zdoam pomóc - owiadczy po angielsku.

Bonaparte spojrza tak, jakby dopiero teraz go zauway, cho Calvin zdawa sobie spraw, e przez ostatnie pó godziny cesarz przyglda mu si kilka razy.

- Czy pracy pomywacza szukasz w Paryu, mój amerykaski przyjacielu? - zapyta Bonaparte, mocno akcentujc angielskie sowa.

- Przybyem, aby ci suy, panie - odpar Calvin. - Czy przy zaplamionym marmurze, czy bolcej nodze, to bez znaczenia.

- Najpierw sprawdzimy z marmurem. Dziewczyno, daj mu wiadro i szmat!

- Nie s mi potrzebne. Ju skoczyem. Niech przetrze jeszcze raz, a plama zniknie.

Bonapartemu nie podobao si, e ma suy za tumacza midzy amerykaskim winiem i posugaczk, ale ciekawo zwyciya w starciu z godnoci i wyda dziewczynie polecenie. Tym razem atrament zmy si natychmiast, a kamie pozosta czysty. Dla Calvina bya to dziecinna zabawa, ale zachwyt na twarzy sucej by najlepsz pochwa jego cudownej mocy.

- Sire! - zawoaa. - Wystarczyo raz przejecha szmat i plama znikna bez ladu!

Sekretarze zerkali czujnie na Calvina; nie byli gupcami i wyranie podejrzewali, e to on wywoa ich ból, a potem ulg; niektórzy wci szczypali si po nogach, by przywróci czucie po jego pierwszych, niezdarnych próbach. Teraz Calvin zajrza do ich nóg, przywróci czucie, po czym delikatnie usun ból.

Bonaparte spoglda to na swoich urzdników, to na winia.

- Widz, e zajmowae si strojeniem sobie artów z moich sekretarzy.

Calvin bez sowa sign do nogi cesarza i na chwil umierzy wszelkie cierpienie. Ale tylko na chwil.

Twarz Bonapartego pociemniaa.

- Co z ciebie za czowiek, skoro na moment agodzisz moje cierpienie, a potem mi je przywracasz?

- Wybacz mi, panie. atwo jest wyleczy ból, który sam wywoaem u twoich ludzi. Czy nawet ból spowodowany dugimi godzinami klczenia i szorowania podóg. Ale artretyzm... To trudna choroba, panie; nie znam na ni lekarstwa ani sposobu, by ulga trwaa duej ni krótk chwil.

- Ale dusz ni pi sekund... Zao si, e potrafisz j przeduy.

- Mog spróbowa - obieca.

- Chytry jeste - oceni Bonaparte. - Ale ja potrafi rozpozna kamstwo. Potrafisz ukoi ból, ale nie chcesz tego zrobi. Jak miesz czyni ze mnie zakadnika mojego cierpienia?

Calvin odpowiedzia spokojnie, cho zdawa sobie spraw, e jego ycie wisi na wosku. Takie sowa byy grone niezalenie od tonu. Zwaszcza e przemówi po francusku.

- Panie, cae moje ciao trzymae w wizieniu przez dugi czas, cho przedtem byem wolny. A teraz, kiedy ju wczeniej stae si winiem swego cierpienia, czynisz mi wyrzuty, e ci nie uwalniam?

Sekretarze syknli znowu, cho tym razem nie z bólu. Nawet suca bya tak zaszokowana, e a przewrócia wiadro, rozlewajc na podog pienist, atramentow ciecz.

Calvin szybko zmusi wod, by wyparowaa, a resztki atramentu zmieni w niewidoczny py.

Posugaczka wybiega z krzykiem. Sekretarze równie si poderwali.

- Jeli dotr do mnie jakiekolwiek plotki o tym wydarzeniu - uprzedzi ich Bonaparte - wszyscy traficie do Bastylii. Odszukajcie dziewczyn i uciszcie j, ale tylko perswazj lub uwizieniem. Nie zasuya na tortury. Teraz zostawcie mnie samego z tym magikiem; dowiem si, co chce ode mnie otrzyma.

Wszyscy wyszli. W tej wanie chwili do komnaty powróci May Napoleon ze stranikami, ale Bonaparte odesa ich take, ku le skrywanej wciekoci bratanka.

- No dobrze, jestemy sami - stwierdzi po chwili. - Czego chcesz?

- Chc uleczy twój ból.

- Wic lecz; zobaczymy.

Calvin przyj wyzwanie, zacisn nerwy tak jak trzeba i zobaczy, e oblicze Bonapartego agodnieje.

- Taki dar - mrukn cesarz - a marnujesz go na czyszczenie podóg i wyciganie gazów z wiziennego muru.

- To nie potrwa dugo - ostrzeg Calvin.

- Chcesz powiedzie, e nie pozwolisz, by dugo trwao - poprawi go Bonaparte.

Calvin podj niezwyk dla siebie decyzj wyznania caej prawdy. Wyczuwa, e Bonaparte odkryje kade kamliwe sowo.

- To nie jest lekarstwo. Artretyzm wci tkwi w nodze. Nie rozumiem go i nie potrafi wyleczy. Mog tylko usun ból.

- Ale nie na dugo.

- Nie wiem, na jak dugo - odpar szczerze Calvin.

- A za jak cen? - spyta cesarz. - No dalej, chopcze, wiem, e czego chcesz. Wszyscy chc.

- Ale jeste, panie, Napoleonem Bonaparte. Mylaem, e wiesz, czego chce kady z ludzi.

- Bóg nie szepcze mi do ucha, jeli o to ci chodzi. Owszem, wiem, czego chcesz, ale nie umiem zgadn, dlaczego przyszede po to wanie do mnie. Pragniesz zosta najwikszym czowiekiem na wiecie. Spotkaem ju ludzi z podobnymi ambicjami... Niestety, takie ambicje nieatwo mi nagi tak, eby posuyy moim interesom. Na ogó musz ich zabija, poniewa stanowi zagroenie.

Te sowa niczym nó przebiy serce Calvina.

- Ale ty jeste inny - mówi dalej Bonaparte. - Nie chcesz mi zaszkodzi. Waciwie jestem dla ciebie tylko narzdziem. rodkiem zyskania przewagi. Nie chcesz mojego królestwa. Rzdz ca Europ, pónocn Afryk i znaczn czci staroytnego Wschodu, a jednak ty pragniesz tylkOj ebym ci uczy, przygotowywa do gry o duo wiksz stawk. Jaka to gra, na zielone ki boe?

Cavin nie zamierza nic zdradza, ale sowa same wyrway si z ust.

- Mam brata, starszego brata, którego moc jest tysic razy wiksza od mojej.

Sowa draniy go, paliy gardo, gdy tylko je wypowiedzia.

- I cnota take, jak podejrzewam - dokoczy Bonaparte.

Ale to sowo byo Calvinowi obojtne. Cnota, jak j definiowa Alvin, oznaczaa tylko sabo i marnotrawstwo. Calvin by dumny, e ma jej niewiele.

- Dlaczego twój brat nie rzuci mi wyzwania? Dlaczego przez tyle lat nie pokaza si tutaj?

- Nie jest ambitny.

- To kamstwo - oznajmi Bonaparte. - Nawet jeli w nie wierzysz w swej ignorancji. Nie istnieje co takiego jak yjca ludzka istota bez ambicji. wity Pawe uj to najlepiej: wiara, ambicja i mio to trzy siy napdowe ludzkiego ycia.

- Wydaje mi si, e to bya nadzieja - zauway Calvin. - Nadzieja i miosierdzie.

- Nadzieja to sodka, saba siostrzyczka ambicji. Nadzieja to ambicja, która chce, eby j lubiono.

Calvin umiechn si.

- Po to wanie przybyem.

- Nie eby leczy mój artretyzm?

- Aby zmniejszy twój ból, panie, gdy ty zmniejszysz moj ignorancj.

- Masz tak wielk moc, po co ci potrzebne moje skromne zdolnoci podbijania wiata? - Ironia Bonapartego bya wyrana i bolesna.

- Moja moc jest niczym wobec mocy mojego brata, a on jest jedynym mistrzem, który moe mnie jej nauczy. Dlatego potrzebuj te innej mocy, której mu brakuje.

- Mojej.

- Tak.

- A skd mam wiedzie, e nie zwrócisz si przeciwko mnie i nie spróbujesz mi odebra imperium?

- Gdybym chcia, mógbym to zrobi w kadej chwili - zapewni Calvin.

- Mona zastraszy ludzi pokazami siy - rzek Bonaparte. - Ale strach zyskuje ci posuszestwo tylko wtedy, kiedy jeste na miejscu. Ja posiadam moc skaniania ludzi do posuszestwa nawet wtedy, kiedy odwracam si plecami, nawet kiedy nie ma najmniejszej szansy, e przyapi ich na jakim przewinieniu. Kochaj mnie i su caym sercem. Choby zburzy wszystkie domy w Paryu, nie zyskaby tym lojalnoci ludzi.

- Wiem o tym i dlatego tu jestem.

- Poniewa chcesz zdoby lojalno przyjació swego brata - stwierdzi Bonaparte. - Chcesz, eby si od niego odwrócili i ciebie postawili na jego miejscu.

- Nazwij mnie Kainem, jeli zechcesz, ale tak - przyzna Calvin. - Tak.

- Tego mog ci nauczy - zgodzi si Bonaparte. - Ale adnego bólu. I adnych gierek z bólem. Jeli ból powróci, ka ci zabi.

- Nie zdoasz nawet zatrzyma mnie w wizieniu, jeli nie bd chcia tam zosta.

- Kiedy postanowi ci zabi, chopcze, niczego nie bdziesz si spodziewa.

Calvin uwierzy cesarzowi.

- Powiedz mi, chopcze...

- Calvinie...

- Nie przerywaj mi, chopcze, i nie poprawiaj mnie. - Bonaparte umiechn si agodnie. - Powiedz mi zatem, Calvinie, czy nie bae si, e zyskam twoj lojalno i wykorzystam twe dary w mojej subie?

- Sam mówie, panie, e twoja moc niky wywiera skutek na ludzi o ambicjach tak wielkich jak moje. Tylko dobro w ludziach potrafisz obróci przeciwko nim. Ich wielkoduszno. Czy mam racj?

- W pewnym sensie, cho to bardziej skomplikowane. Ale tak.

- Sam widzisz, panie. - Calvin umiechn si szeroko. - Wiedziaem, e jestem bezpieczny.

Bonaparte zmarszczy czoo.

- Taki jeste pewny? Taki dumny. Tak dum ci napawa fakt, e jeste cakowicie pozbawiony wielkodusznoci?

Umiech Calvina przyblad nieco.

- Stary Bonaparte, postrach Europy, obalacz imperiów... jest zaszokowany moim brakiem wielkodusznoci?

- Tak - potwierdzi cesarz. - Nigdy nie mylaem, e spotkam kogo takiego. Czowieka, nad którym nie bd mia adnej wadzy... A jednak pozwol ci zosta przy moim boku, dla dobra mojej nogi. I naucz ci wszystkiego, czego mona nauczy. Dla dobra mojej nogi.

Calvin rozemia si i pokiwa gow.

- Zatem mamy umow.

Dopiero póniej, kiedy odprowadzono go do luksusowego apartamentu w paacu, zacz si zastanawia, czy nie jest zwykym wybiegiem stwierdzenie Napoleona, e nie ma wadzy nad Calvinem. Moe Bonaparte ju nad nim zapanowa, ale - jak wszystkie inne narzdzia cesarza - Calvin nadal wierzy, e jest wolny.

Nie, powiedzia sobie. Nawet jeli to prawda, co mi przyjdzie z takich rozmyla? Rzecz si ju staa albo nie, ale ja nadal jestem sob i musz poradzi sobie z Alvinem. Tysic razy potniejszy ode mnie! Tysic razy bardziej cnotliwy! Zobaczymy; w kocu nadejdzie czas, kiedy odbior ci przyjació, Alvinie, jak ty ukrade mi moje dziedzictwo, ty zodziejski Ezawie, Rubenie studni kopicy, zazdrosny szydzcy Izmaelu. Bóg pozwoli mi odzyska dziedzictwo, a eby co z nim osign, da mi za nauczyciela Bonapartego.

* * *

Alvin nie zdawa sobie sprawy, e to robi. Za dnia myla, e znosi wizienie cakiem dobrze, wita goci z weso min, czasem piewa - razem ze stranikami, jeli znali piosenk i chcieli si wczy. Byo to do wesoe wizienie i wszyscy powtarzali, e wstyd w ogóle zamyka Alvina, ale chopak znosi to mnie, jak onierz.

We nie jednak jego nienawi do wiziennych murów, do niezmiennoci, martwoty tego miejsca, budzia inn pie, wewntrzn muzyk zharmonizowan z zielon pieni, jaka kiedy wypeniaa t cz wiata. Bya ni muzyka drzew i mniejszych rolin, owadów i pajków, owosionych i uskowatych stworze, mieszkajcych w liciach, na ziemi, pod ziemi albo w zimnych strumieniach i gwatownych nurtach rzek. Alvin by do niej dostrojony, zna wszystkie melodie i dlatego, zamiast ze stranikami, jego serce piewao z istotami wolnymi.

Syszay jego pie, niesyszaln dla ludzkich uszu, w smtnych resztkach pradawnych puszcz, w nowym yciu na porzuconych polach, od czterech albo i dziesiciu lat lecych odogiem; syszay go ostatnie nieliczne bizony, spokojne jelenie, drapiene koty, towarzyskie kojoty i wilki. Syszay go ptaki pod niebem i one przybyy pierwsze; parami, dziesitkami, setkami odwiedzay miasteczko i przez chwil pieway melodi muzyki Alvina. Ptaki dzienne przylatyway noc i wszystkich mieszkaców budzi haas wielu pieni. Przylatyway, pieway przez godzin i odlatyway, ale wspomnienie ich pieni trwao.

Najpierw ptaki, a potem miechy kojotów i wycie wilków, nie a tak bliskie, by przeraao, ale dostatecznie, by wypeni nie dostrojone serca mieszkaców rodzajem lku, kiedy budzili si zlani potem. Wszdzie widzieli lady rosomaków, które jednak nie rozryway niczego ani nie krady; nie wicej ni zwyka liczba kur znikaa noc, cho lisie apy biegay po dachu kadego kurnika. Wiewiórki zbierajce orzechy pdziy nieustraszenie przez miasto i zostawiay skromne dary przy budynku sdu. Ryby skakay w Hatrack i w pobliskich strumieniach, taczyy srebrzycie w zalanej ksiycowym blaskiem wodzie, a krople niczym gwiazdy opaday z powrotem w to.

Alvin spa w tym czasie, tak jak spaa wikszo mieszkaców Hatrack, wic bardzo powoli rozchodzia si pogoska, e cay wiat si roztrzepota. Nawet wtedy tylko nieliczni wizali to z pobytem Alvina w wizieniu. Ludzie mylcy logicznie twierdzili, e nie moe istnie aden zwizek. Doktor Whitley Physicker miao powtarza, kiedy go pytano (a czasem nawet bez pytania): "Pierwszy powiem, e le jest trzyma tego chopca w celi. Ale nie wynika z tego, e roje nie dlcych pszczó, jakie przeleciay wczoraj w nocy przez miasto, oznaczaj co wicej ni wrób ostrej zimy. Albo agodnej; nie znam si na pszczoach. Ale nie ma to adnego zwizku z Alvinem w wizieniu, poniewa natura nie przejmuje si naszymi prawnymi dysputami".

To prawda, lecz - jak mógby powiedzie prawnik - nie ma zwizku ze spraw. To nie uwizienie Alvina wzbudzio niepokój w naturze; to Alvin piewajcy przez sen przywoywa wszystkie ywe istoty. A ci nieliczni w miasteczku, którzy syszeli sabe echo jego pieni - tacy jak na przykad John Binder albo kapitan Harrison, który wyczuwa takie drgnienia przez cae ycie - no có, oni nie budzili si od piewu ptaków, chichotu kojotów i wycia wilków czy skrobania wiewiórczych apek po dachówkach. Takie zjawiska wkomponowyway si w ich sny, gdy tam byo ich miejsce, tam wszystko pasowao, a pie Alvina i naturalna zielona pie lasu przemawiay spokojem w gbi ich serc. Syszeli pogoski, ale nie rozumieli, o co tyle zamieszania. A jeli Pijana Freda pia troch mniej i spaa nieco lepiej, kto móg to zauway oprócz niej samej?

* * *

Verily Cooper dotar do Vigor Kocioa po wielu trudach, ale w kocu nikomu nie byo atwo. Wszyscy syszeli, e w miasteczku ka przyjezdnym sucha pospnej, mrocznej opowieci, wic nic dziwnego, e nie jedziy tamtdy dylianse. Torów kolejowych nie doprowadzono jeszcze tak daleko na zachód, ale nawet kiedy tu dotr, raczej nie powstanie odnoga w t stron i nie bdzie stacji Vigor. Miasteczko, które wedug Armora-of-God Weavera miao by bram na zachód, stao si wieczn prowincj.

Verily ruszy wic pocigiem - roztrzsionym i cuchncym, ale szybkim i tanim - do Dekane. Dalej pojecha dyliansem. Zupenym przypadkiem szlak poprowadzi go przez miasto Hatrack River, gdzie w wizieniu siedzia zamknity czowiek, którego poszukiwa: brat Calvina, Alvin. Jednak by to ekspresowy dylians, nie zatrzyma si w Hatrack na posiek w zajedzie Horacego Guestera. Verily posuchaby tam plotek i przerwa podró, a tak dojecha do Carthage City, przesiad si na powolny dylians zdajcy na pónocny zachód, do Wobbish, wysiad w sennym miasteczku z przepraw promow, po czym kupi konia i jucznego mua, eby zapakowa baga, którego mia niewiele, ale wicej ni chciaby wie na siodle. Jecha na pónoc przez cay dzie, zatrzyma si na noc na jakiej farmie, jecha kolejny dzie, a wreszcie, pónym popoudniem, tu przed zachodem soca, wszed do sklepu Armora, gdzie paliy si lampy i Verily mia nadziej znale nocleg.

- Przykro mi - owiadczy czowiek, który otworzy mu drzwi. - Nie udzielamy noclegów, zreszt nieczsto s w tym miecie potrzebne. Rodzina mynarza, troch dalej drog, przyjmuje podrónych, jacy tu trafi. Ale... Có, przyjacielu, wejd, poniewa prawie caa rodzina mynarza siedzi teraz w moim sklepie, a poza tym musz wam opowiedzie pewn histori, zanim wy i oni pójdziecie spa.

- Syszaem o niej - zapewni Verily Cooper. - I nie lkam si jej wysucha.

- Czyli nie przybylicie tu przypadkiem.

- Przy tych wszystkich znakach na drodze ostrzegajcych wdrowców? - Verily przestpi próg. - Mam konia i mua, którymi trzeba si zaj...

Usyszeli go ludzie siedzcy na stokach i krzesach wokó sklepowej lady. Natychmiast przeskoczyli j dwaj modzi mczyni o identycznych twarzach.

- Ja wezm konia - rzek jeden.

- Wic dla mnie zostaje mu... i pewnie baga.

- Ale ja mam te siodo, wic wychodzi po równo.

Verily Cooper wycign rk z amerykask bezporednioci, której zdy si nauczy.

- Jestem Verily Cooper.

- Wastenot Miller - przedstawi si pierwszy chopak.

- A ja jestem Wantnot - doda drugi.

- Purytanie, sdzc po imionach.

- Raczej nie - odezwa si ociay mczyzna w rednim wieku, siedzcy na stoku w kcie. - Nazywanie dzieci od cnót nie jest monopolem religijnych fanatyków z Nowej Anglii.

Po raz pierwszy Verily wyczu cik atmosfer podejrzliwoci. Zrozumia, e si zastanawiaj, kim jest i po co tu przyby.

- W tym miecie nie ma pewnie drugiego mynarza? - zapyta.

- Tylko ja.

- Wic musi pan by Alvinem Millerem seniorem. - Verily podszed do niego z wycignit rk.

Mynarz ucisn j z wahaniem.

- Zgadlicie, modziecze, a ja o was wiem tylko tyle, e przychodzicie wieczorem, e nikt si was nie spodziewa i e gadacie jak napuszony Anglik z wyksztaceniem. Mielimy tu kaznodziej, który te tak gada. Ju go nie ma.

Z tonu gosu Verily wywnioskowa, e nie rozstali si w przyjani.

- Nazywam si Verily Cooper - przedstawi si. - Mój ojciec robi beczki, a ja w dziecistwie wyuczyem si tego fachu. Ale ma pan racj, zdobyem wyksztacenie i jestem teraz barristerem.

Mynarz zdziwi si.

- Z bednarza na barristera - mrukn. - Powiem szczerze, e nie wiem, co to za rónica.

- Barrister to angielski prawnik - podpowiedzia czowiek, który otworzy drzwi.

Jego niechtny gos i to, jak wszyscy nagle zesztywnieli, zdradziy Verily'emu, e nie lubi tutaj prawników.

- Zapewniam, e porzuciem ten zawód, kiedy opuciem Angli. Wtpi, czy pozwol mi praktykowa w Stanach Zjednoczonych bez jakiego egzaminu. Zreszt nie po to przyjechaem.

ona mynarza - tak wywnioskowa Verily z jej wieku, bo nie siedziaa przy mu - przemówia o wiele mniej wrogo:

- Czowiek przybywa a z Anglii akurat do tego amerykaskiego miasta, które kady swój dzie przeywa w habie. Przyznaj, e jestem ciekawa. Prawnik czy nie, jaki tu macie interes?

- Spotkaem kiedy waszego syna, jak sdz. Powiedzia... To byo niemal mieszne, jak wszyscy nagle pochylili si w jego stron.

- Widzielicie Calvina?

- Tego samego - potwierdzi Verily. - Bardzo interesujcy mody czowiek.

Powstrzymali si od komentarzy.

No có, Verily nauczy si jako prawnik, e nie musi kadej chwili milczenia wypenia wasn przemow. Nie mia pewnoci, jaki jest stosunek rodziny do Calvina. Chopak by przecie kamc tak wytrawnym, e musia praktykowa t sztuk tutaj, w domu, zanim zacz j wykorzystywa w wielkim wiecie. Dlatego móg by znienawidzony. Albo kochany i utskniony. Verily nie chcia popeni bdu.

Wreszcie, co byo do przewidzenia, odezwaa si matka Calvina.

- Widzielicie mojego chopca? Gdzie to byo? Co si z nim dzieje?

- Spotkaem go w Londynie. Mówi i zachowywa si jak rozsdny modzieniec. Jest w dobrym zdrowiu.

Pokiwali gowami i Verily zauway, e z ulg przyjli wieci. A wic kochali go i obawiali si o niego.

Wysoki, szczupy mczyzna, mniej wicej w wieku Verily'ego, wycign dugie nogi.

- Jestem pewien, panie Cooper, e nie przyjechalicie a tutaj tylko po to, eby nam powiedzie, jak to Calvin dobrze sobie radzi.

- Nie, w samej rzeczy. Chodzio o co, co Calvin powiedzia. - Verily raz jeszcze przyjrza si im uwanie. Dua rodzina, jednoczenie gocinna i podejrzliwa wobec obcego, zatroskana o syna i nieufna. - Mówi o swoim bracie.

Verily zerkn na szczupego, który przed chwil si odezwa.

- O czowieku obdarzonym talentem przewyszajcym jego wasny.

Szczupy zamia si gono, kilkoro innych zachichotao.

- Nie opowiadajcie tu bajek! Calvin nigdy by tak Alvina nie okreli.

Czyli jednak szczupy nie jest Alvinem juniorem.

- Có, powiedzmy, e czytaem midzy wierszami, jak si to mówi. Wiecie, e w Anglii uywanie tajemnych si i wiedzy jest surowo karane. Dlatego my, Anglicy, jestemy w tych sprawach ignorantami. Zrozumiaem jednak, e jeli jest na wiecie kto, kto pomoe mi zrozumie te kwestie, jest nim Alvin, brat Calvina.

Wszyscy przytaknli i pokiwali gowami, niektórzy nawet z umiechem. Tylko ojciec nadal by podejrzliwy.

- Dlaczego angielski prawnik chce si tego dowiedzie?

Verily ze zdumieniem odkry, e zabrako mu nagle sów.

Myla tylko o znalezieniu Alvina, syna mynarza... Ale oczywicie, musi wytumaczy, dlaczego interesuj go tajemne moce. Co moe powiedzie? Przez cae ycie ukrywa swój dar, swoje przeklestwo; teraz nie potrafi go wyjawi, czy nawet zasugerowa.

Podszed do lady i chwyci dwie due szpule nici; stay tam zapewne, eby kady móg sobie odmierzy potrzebn dugo i nawin na mniejsz szpulk. Zetkn szpule razem i dopasowa idealnie, tak e nikt nie mógby ich rozdzieli.

Zczone szpule wrczy mynarzowi. Alvin Miller spróbowa je rozsun, ale nie by zdziwiony, kiedy mu si nie udao. Z umiechem spojrza na on.

- Popatrz no - rzuci. - Prawnik, który potrafi zrobi co poytecznego. Istny cud.

Szpule przechodziy z rki do rki, a dotary do szczupego mczyzny. Bez namysu rozdzieli je i postawi na ladzie.

- Takie poczone szpulki do niczego si nie nadaj - zauway.

Verily by wstrznity.

- Ty jeste Alvinem! - szepn.

- Nie. Mam na imi Measure, ale wiczyem sztuk brata. Ostatnio tym si wanie zajmowa: uczy ludzi tego swojego Stwarzania, a ja byem nie gorszym uczniem od innych. Ale wy... Wiem, e chciaby was pozna.

- Tak... - Verily nie próbowa nawet ukrywa entuzjazmu. - Po to przyjechaem: eby si od niego uczy. Tak si ciesz, e i on chce naucza.

- Owszem. - Measure umiechn si. - On chce naucza, a wy chcecie si uczy. Ale mam przeczucie, e zanim to nastpi, musicie mu wywiadczy inn przysug.

Verily nie zdziwi si. Oczywicie, nauka ma swoj cen. Moe chodzi o prób lojalnoci...

- Zrobi wszystko co konieczne, eby Stwórca pokaza mi, dlaczego otrzymaem ten dar i jak z niego korzysta.

Pani Miller pokiwaa gow.

- Myl, e moecie si nada - stwierdzia. - Moe Bóg was tu zesa.

Mynarz burkn co niechtnie.

- Wystarczyoby, gdybycie nauczyli mojego ma dobrych manier - dodaa - ale obawiam si, e przekracza to moliwoci nawet dobrotliwego Boga.

- Nie znosz, kiedy mówisz jak wielebny Thrower - owiadczy ponuro mynarz.

- Wiem o tym, kochanie. Panie Cooper, a gdybycie jednak chcieli praktykowa, nie w Wobbish, ale w stanie Hio, jak dugo musielibycie si przygotowywa?

- Sam nie wiem... - odpar. - Zaley, jak bardzo przepisy prawa w Ameryce róni si od wymiaru sprawiedliwoci i prawa w Anglii. Moe tylko kilka dni, a moe o wiele duej. Ale zapewniam was, e nie przyjechaem tu, by praktykowa prawo, lecz studiowa prawa wyszego rzdu.

- Chcecie wiedzie, dlaczego spotkalimy si wszyscy w sklepie Armora? - zapyta mynarz. - Radzilimy, jak zdoby pienidze na prawnika. Wiedzielimy, e potrzebny nam dobry prawnik, pierwszej klasy, ale wiemy te, e jaka bogata i sekretna grupa w Carthage wynaja ju najlepszych adwokatów w Hio do pracy przeciw nam. Czyli problem jest, kogo znale i jak, na mio bosk, mu zapaci. Moja ona uwaa, e Bóg was zesa, ale moim zdaniem sami ecie si tu sprowadzili albo, gdyby spojrze na to z innej strony, mój chopak Alvin was sprowadzi. Chocia kto to wie, zawsze powtarzam. Jestecie u nas. I jestecie prawnikiem. I chcecie czego od Alvina.

- Proponuje pan wymian usug? - upewni si Verily.

- Waciwie nie - wtrci Measure, wstajc. Verily zawsze uwaa si za czowieka wysokiego, ale ten mody mczyzna wyrasta nad nim jak wiea. - Alvin bdzie was uczy za darmo, jeli tylko sami tego chcecie. Kopot w tym, e naprawd musicie wywiadczy nam usug jako prawnik, zanim Alvin przyjmie was na ucznia. Tak si zoyo.

Verily zdziwi si. Jeli to nie wymiana usug, to co?

- Wyranie si nie rozumiemy, panie Cooper - odezwa si kupiec za jego plecami. - Jestecie nam potrzebni, eby broni Alvina juniora w sdzie. W tej chwili siedzi w wizieniu w Hatrack River, oskarony o kradzie cudzego zota. Domylam si, e wnios te mas innych oskare. Koniecznie chc na dugo wsadzi chopaka do wizienia, moe nawet powiesi. A wy zjawiacie si akurat w takiej chwili... Rozumiecie chyba, e to nadzwyczaj szczliwy przypadek.

- W wizieniu... - powtórzy Verily.

- W Hatrack River - doda Armor.

- Przejedaem tamtdy niecay tydzie temu.

- No to mijalicie budynek sdu, gdzie go trzymaj.

- Dobrze, zajm si tym. Kiedy proces?

- Waciwie kiedy tylko zechcecie. Tamtejszy sdzia jest przyjacielem Alvina, podobnie jak wikszo mieszkaców, a przynajmniej tych, którzy co znacz. Nie mog go wypuci, choby i chcieli, ale odsun proces, na ile bdzie trzeba, eby was przyjli do palestry.

Verily pokiwa gow.

- Zrobi to. Ale... dziwi si. Nie wiecie nawet, czy jestem dobrym adwokatem.

Measure zamia si gono.

- Dajcie spokój, przyjacielu. Mylicie, e nam wzrok odebrao? Spójrzcie na swoje ubranie! Jestecie bogaci i nie wzbogacilicie si tak na bednarstwie.

- Poza tym - dorzuci Armor - macie angielski akcent i eleganckie maniery. awa przysigych w Hatrack bdzie po stronie Alvina. Wszystko, co powiecie, i tak wyda im si strasznie mdre.

- Mówi pan, e tak naprawd nie musz by dobry. Wystarczy, e bd Anglikiem, adwokatem, ywym i obecnym na sali sdowej.

- Mniej wicej tak.

- W takim razie macie adwokata. A waciwie wasz syn ma. Jeli mnie zechce.

- Alvin chce wyj z wizienia oczyszczony z zarzutów - wyjani z powag Measure. - I chce uczy ludzi, jak by Stwórcami. Myl, e pasujecie do jego zamiarów.

- Podejdcie tu!

Polecenie wydaa pani Miller, a Verily zbliy si posusznie. Chwycia oburcz jego praw do.

- Panie Verily Cooper - powiedziaa. - Czy bdziecie szczerym przyjacielem mojego syna?

Uwiadomi sobie, e oczekuje od niego przysigi, i to zoonej z caego serca.

- Tak, prosz pani. Bd jego szczerym przyjacielem.

Po tym przyrzeczeniu nie zapada cisza, tylko rozleg si odgos dugo wstrzymywanego oddechu, teraz wypuszczonego. Verily nigdy jeszcze nie da tak wprost odpowiedzi na pragnienie czyjego serca. Podniecao go to, ale i budzio odrobin lku.

Wrócili Wastenot i Wantnot.

- Ko i mu s rozsiodane, nakarmione, napojone i wyczyszczone.

- Dzikuj bardzo - powiedzia Verily.

Bliniacy rezejrzeli si.

- Z czego wszyscy si tak ciesz?

- Znalelimy prawnika dla Alvina - wyjani Measure.

Wastenot i Wantnot take umiechnli si szeroko.

- wietnie. W takim razie wracajmy do domu, do óek.

- Nie - sprzeciwi si mynarz. - Mamy tu jeszcze jedn spraw.

Radosny nastrój znikn w jednej chwili.

- Siadajcie, panie Cooper - zaprosi mynarz. - Mamy do opowiedzenia pewn histori. Smutn histori, a na jej kocu wszyscy ludzie w tym miecie, z wyjtkiem tych oto Armora i Measure'a, okrywaj si hab.

Verily usiad i sucha.

ROZDZIA 13 - MANEWRY

Vilate znowu przyniosa mu zapiekank.

- Nie skoczyem jeszcze poprzedniej - zaprotestowa Alvin. - Mylicie, e w brzuchu mam bezdenn otcha?

- Taki wielki mczyzna jak ty potrzebuje czego, co utrzyma mu miso na kociach - odpara. - A nie nauczyam si jeszcze robi poowy zapiekanki.

Alvin zachichota. Ale kiedy wsuna zapiekank pod zakratowanymi drzwiami, zauway, e ma na sobie nowe heksy, a do tego jeszcze wezwania i przywoania. Wikszo heksów rozpoznawa bez trudu - swego czasu sam je ukada, dla ochrony i strzeenia, czy nawet skrycia i uagodzenia serca, które lepiej zabezpieczay, ale te byy o wiele trudniejsze. Jednak to, co miaa na sobie Vilate, przekraczao jego moliwoci. A e heksy i tak pewnie na niego nie dziaay, nie móg zgadn, do czego su. I nie móg jej zapyta.

Chyba jakie ukrycie. Heks wydawa si podobny do przeocz-mnie, który zawsze jest bardzo subtelny i zwykle dziaa tylko w jednym kierunku.

Schyli si, podniós zapiekank i odstawi na may stolik, jaki pozwolili mu wstawi do celi.

- Alvinie - odezwaa si cicho.

- Sucham.

- Psst...

Spojrza zdziwiony, nie pojmujc, skd taka tajemniczo,

- Nie chc, eby mnie syszeli - szepna.

Zerkna na drzwi biura szeryfa, gdzie stranik z pewnoci podsuchiwa. Skina na Alvina.

To, co przeszo mu wtedy przez gow, troch go zawstydzio. Czyby snua o nim takie same romantyczne myli, jak czasem jego nawiedzay w samotne noce? Moe skd wiedziaa, e widzi poprzez jej faszyw urod i lubi j tak, jaka jest naprawd? Moe zobaczya w nim kogo, kogo moga pokocha, tak jak on o niej myla, widzc, e pierwsza mio jest dla niego stracona?

Podszed bliej.

- Alvinie, czy chcesz std uciec? - spytaa szeptem.

Pochylia si do kraty i przytkna czoo do prtów. Czyby niemiao oferowaa mu pocaunek?

Dotkn jej podbródka, uniós twarz. Czy chciaa, eby j pocaowa? Umiechn si smutnie.

- Vilate, gdybym chcia std uciec...

Nie zdy dokoczy zdania, powiedzie: "to mógbym std wyj bez trudu". Poniewa w tej wanie chwili stranik otworzy drzwi i zajrza do aresztu. Natychmiast zrobi przeraon min; patrzy przez nich oboje, jakby wcale ich nie widzia.

- Jak, do diaba?! - wrzasn i wybieg.

Alvin usysza tupot jego nóg i woania:

- Szeryfie! Szeryfie Doggly! Alvin przyjrza si Vilate.

- Co mu si stao? - zapyta.

Kapna na niego sztucznymi zbami, po czym umiechna si niewinnie.

- Skd mog wiedzie? Ale to chyba zbyt niebezpieczna chwila, eby rozmawia.

Podkasaa spódnice i wymaszerowaa z aresztu.

Alvin nie mia pojcia, o co jej chodzio, ale wiedzia tyle: dziaanie heksów dotyczyo zastpcy szeryfa i tego, co zobaczy, kiedy otworzy drzwi. A e wyczu te wezwanie i przywoanie, to Vilate moga by powodem jego wejcia, a take przyczyn, e tak si przestraszy i uciek, niczego nie sprawdzajc.

Kapna górnymi zbami, eby okaza mi pogard, myla Alvin. Tak jak do Horacego, jej wroga. W jaki sposób staem si jej wrogiem.

Zerkn na zapiekank. Potem przyniós j i przesun pod drzwiami.

Pi minut póniej zastpca wróci z szeryfem i prokuratorem okrgowym.

- Co si tu dzieje, do licha? - dopytywa si szeryf Doggly. - Przecie jest tam, tak samo jak zawsze! Billy, pie co?

- Przysigam, e nie byo tu ani ywej duszy - przekonywa stranik. - Widziaem, jak Vilate Franker wchodzi z zapiekank...

- Szeryfie, o czym on mówi? - zapyta Alvin. - Jakie pi minut temu wszed tu, a potem zacz wrzeszcze i wybieg. Tak wystraszy biedn Vilate, e ucieka, jakby j goni niedwied.

- Nie byo go tutaj, kln si na Boga i wszystkie anioy! - zapewnia Billy Hunter.

- Staem przy drzwiach - owiadczy Alvin.

- Moe si schyli, eby wzi t zapiekank, a ty go nie zauwaye - zgadywa szeryf.

- Nie. - Alvin nie chcia kama. - Staem wyprostowany. Tam ley zapiekanka. Moecie j zje, jeli macie ochot. Mówiem pannie Vilate, e jeszcze nie skoczyem poprzedniej.

- Nie chc twojego jedzenia - odpar Billy Hunter. - Nie wiem, co zrobie, ale przez ciebie wyszedem na durnia.

- Na to nie trzeba ci pomocy Alvina - mrukn Po Doggly.

Marty Laws, prokurator okrgowy, zarechota gono. Zwykle mia si w najgorszej moliwej chwili i tylko wszystko komplikowa.

Billy spojrza gniewnie na Alvina.

- Có, Alvinie, musimy chyba zwolni ci warunkowo - stwierdzi Marty. - Nie moesz tak wyskakiwa sobie z wizienia na spacer, kiedy ci przyjdzie ochota.

- Czyli mi wierzycie - odetchn zastpca szeryfa. Marty wzniós oczy ku niebu.

- Ja tam nikomu nie wierz - oznajmi szeryf Doggly. - A Alvin nigdzie nie wyskakiwa. Prawda, Alvinie?

- Nie, panie szeryfie. Nawet palca nie wysunem z celi. aden z nich nie próbowa nawet udawa, e Alvin nie mógby wyj, gdyby zechcia.

- Chcesz powiedzie, e jestem kamc? - obruszy si Billy.

- Chc powiedzie, e si pomylie - wyjani Alvin. - Moe kto ci oszuka, eby pomyla to, co pomylae, i zobaczy to, co zobaczye.

- Kto tu kogo oszukuje - zgodzi si Billy Hunter.

Wyszli. Alvin usiad na pryczy i przyglda si, jak mrówka biega po pododze celi, szukajc czego do jedzenia. Niedaleko stoi zapiekanka, cakiem blisko... I rzeczywicie, mrówka zawrócia, zgodnie z porad, chocia sowa byy zbyt trudne, by zmieci si w jej malekim umyle. Nie, mrówka odebraa tylko wiadomo o poywieniu i kierunku; po minucie czy dwóch wdrapaa si na talerz i ruszya wokó ciasta. A potem odesza, by poszuka koleanek i sprowadzi je tutaj na obiad. Moe komu jednak przyda si ta zapiekanka.

Heksy Vilate suyy ukryciu, zgadza si; byy skierowane na drzwi. Skonia go, eby stan blisko, objty silnym przeocz-mnie, wic kiedy zajrza Billy Hunter, nikogo nie zauway.

Ale dlaczego? Co mogo jej przyj z takiej sztuczki?

Mimo zdziwienia, w Alvinie wrzaa zo. Nie tyle na Vilate, ile na siebie, e okaza si takim gupcem. Robi sodkie oczy do kobiety ze sztucznymi zbami i heksami urody. Lubi j, cho wiedzia, e jest zwyk plotkark, e poowa opowiadanych przez ni historii jest pewnie zmylona.

A najgorsze, e kiedy znowu zobaczy Peggy - jeli znowu zobaczy Peggy - bdzie wiedziaa, jakim okaza si gupcem, bo niemal zakocha si w kobiecie, o której wiedzia, e skada si tylko ze sztuczek i kamstw.

Drzwi otworzyy si, Bill Hunter podszed do celi i podniós zapiekank.

- Szkoda, eby si zmarnowaa, nawet jeli jeste kamc - owiadczy.

- Jak mówiem, Billy, moesz j sobie zje. Chocia waciwie przed chwil prawie obiecaem j mrówce.

Billy spojrza ponuro, z pewnoci przekonany, e Alvin si z niego namiewa, a nie mówi sam prawd. Rzeczywicie, troch si namiewa, cho raczej z sytuacji ni ze stranika. Musi omówi to z Arthurem Stuartem, jak tylko chopiec go odwiedzi; moe on zgadnie, o co chodzio Vilate.

Mrówka powrócia na czele kolumny sióstr. Znalazy tylko troch okruchów, ale to te co, prawda? Alvin obserwowa, jak z wysikiem manewruj sporymi kawakami ciasta. eby im pomóc, wysa swój przenikacz i rozkruszy ciasto na mniejsze czci. Mrówki poradziy sobie z nimi bez trudu i odmaszeroway. Na pewno w mrowisku bdzie dzisiaj bankiet.

W brzuchu mu zaburczao. Szczerze mówic, zjadby t zapiekank i pewnie nie zostawiby wiele. Ale nie mia zamiaru je niczego, co pochodzi od Vilate Franker. Ju nigdy. Nie wolno ufa tej kobiecie.

Kapna na mnie zbami. Nienawidzi mnie. Dlaczego?

* * *

Nic si nie dao zrobi. Nawet przy najszczliwszym doborze awy przysigych, nawet z tym nowym angielskim prawnikiem jako adwokatem, maa Peggy widziaa co najwyej trzy szanse na cztery, e Alvin zostanie uniewinniony, a to za mao. Powinna jecha do niego, powinna by na miejscu, gdyby przyszo zeznawa. Co prawda w Hatrack zamieszkao wielu nowych przybyszów, ale jedno byo pewne: jeli agiew Peggy powie, e co jest prawd, uwierz. Ludzie w Hatrack wiedzieli, e widzi prawd; przekonali si te - czasem pacc spor cen - e nigdy nie mówia czego, co prawd nie jest, cho czsto byli wdziczni, e nie zdradza jej caej.

Tylko Peggy moga wiedzie, o jak wielu strasznych, wstydliwych czy smutnych tajemnicach nie wspomniaa. Ale milczaa. Przyzwyczaia si do przechowywania ludzkich tajemnic, przyzwyczaia si od najmodszych lat, kiedy musiaa y z mrocznym sekretem ojca - z jego wspomnieniem cudzoóstwa. Od tego czasu nauczya si nie osdza. Pokochaa nawet pani Modesty, kobiet, z któr zdradzi matk jej ojciec, stary Horacy Guester. Pani Modesty sama staa si dla niej drug matk, dajc ycie nie ciau, ale duszy, ycie eleganckiego towarzystwa, ycie gracji i pikna, które Peggy, by moe, zbyt wysoko cenia.

Zbyt wysoko, bo niewiele bdzie gracji i pikna w przyszym yciu Alvina, a z jego przyszoci Peggy bya zwizana, czy tego chciaa, czy nie.

Ale kamstwo, pomylaa. "Chciaa czy nie", akurat. Gdybym moga, odeszabym od Alvina, nie dbajc, czy zostanie w wizieniu, czy utopi si w Hio. Jestem zwizana z Alvinem Smithem, poniewa go kocham, kocham tego, kim si stanie, i chc uczestniczy w tym, co uczyni. Nawet z tym, co trudne. Nawet z tym, co niewdziczne, niewychowane i gupie.

Ruszya zatem do Hatrack. Powoli.

Pewnego dnia przejedaa przez miasto Wheelwright w pónocnym Appalachee. Leao nad Hio, troch powyej ujcia Hatrack - tak blisko domu, e moga wynaj powóz i odpyn ostatnim promem, ufajc, e ksiyc i zdolnoci agwi doprowadz j bezpiecznie do celu. Moga, ale zatrzymaa si na obiad w restauracji, gdzie ju kiedy bywaa, gdzie jedzenie byo wiee, zapachy przyjemne, a towarzystwo przyzwoite - we wszystkich trzech kategoriach mia odmiana po dugich dniach spdzonych w drodze.

Kiedy jada, usyszaa jaki gwar na ulicy - graa orkiestra, do faszywie, ale z wyranym entuzjazmem. Ludzie krzyczeli.

- Jaka parada? - spytaa kelnera.

- Przecie wie pani, e ju za par tygodni mamy wybory prezydenta - odpowiedzia.

Wiedziaa, ale nie zwracaa na to uwagi. Prawie w kadym mijanym miasteczku kto stawa przeciwko komu innemu w walce o jaki urzd. Ale to nieistotne wobec zniesienia niewolnictwa, nie mówic ju o jej troskach zwizanych z Alvinem. Nie przejmowaa si - a do dzisiaj - kto wygrywa w tych wyborach. W Appalachee, tak jak w innych stanach niewolniczych, nie znalaz si nikt tak odwany, by otwarcie przedstawi program walki z niewolnictwem. Gwarantowaoby mu to darmowy kostium ze smoy i pierza oraz wyjazd z miasta, jeli nie gorzej; ci, co kochali niewolnictwo, mieli twarde serca, a ci, co go nienawidzili, byli zwykle pokorni i nie potrafili stan razem. Jeszcze nie.

- Kto przemawia?

- Pewnie Chybotliwy Kanoe.

Drgna, od razu pojmujc, o kim mówi kelner.

- Harrison?

- Myl, e wygra w Wheelwright. Ale ju nie na poudniu, gdzie plemi Cherriky jest bardzo liczne. Uwaaj, e chce im odebra prawa. I niewiele zdziaa w Irrakwa, bo to kraj Czerwonych. Ale widzi pani, Biali nie s szczliwi, e Irrakwa rzdz kolejami, a Cherriky maj patne drogi przez góry.

- Biali bd z czystej zazdroci gosowa na morderc?

Kelner umiechn si blado.

- Niektórzy mówi, e jeli jaki czerwony szaman rzuci czar na Chybotliwego Kanoe, to jeszcze nie znaczy, e chop zrobi co zego. Czerwoni wciekaj si o byle co.

- Rze tysicy niewinnych kobiet i dzieci... Rzeczywicie, jak co takiego mogo ich urazi...

Kelner wzruszy ramionami.

- Nie sta mnie na zdecydowane opinie w sprawach politycznych, psze pani.

Ale widziaa, e mia zdecydowane opinie i cakiem inne od niej.

Zapacia za posiek i zostawia napiwek na stole - dlaczego z powodu pogldów politycznych odbiera komu chleb? Potem wysza zobaczy, co si dzieje. Na ulicy niedaleko restauracji sta wóz przerobiony pospiesznie na trybun, ozdobiony czerwonymi, biaymi i niebieskimi wstgami sztandaru Stanów Zjednoczonych. Ani ladu czerwieni i zieleni, dawnej flagi niepodlegego Appalachee, zanim przyczyo si do zwizku. Oczywicie - to byy barwy Cherriky: czerwony od Czerwonych, zielony od lasów. Patrick Henry i Thomas Jefferson przyjli je jako kolory wolnego Appalachee; dla tego sztandaru zgin George Washington. Teraz jednak, cho inni politycy wci odwoywali si do dawnej lojalnoci, Harrison nie móg raczej przypomina sojuszu Czerwonych i Biaych, który wywalczy wolno i zwyciy króla w Camelocie. Nie z tymi zakrwawionymi rkami.

Rkami, które, ciskajc pulpit, nawet w tej chwili ociekay krwi. Peggy, stojc na drewnianym chodniku po drugiej stronie ulicy, ponad radosnym tumem widziaa twarz Williama Henry'ego Harrisona. Najpierw popatrzya mu w oczy, jak kada kobieta patrzyaby na kadego mczyzn, by odkry jego charakter. Potem jednak spojrzaa gbiej, w pomie serca; zobaczya rozwijajc si przed nim przyszo. Nie mia przed ni tajemnic.

Zobaczya, e wszystkie cieki prowadz do jego zwycistwa w wyborach. I to nie minimalnego zwycistwa. Jego gówny przeciwnik, pechowy prawnik Andrew Jackson z Tennizy, zostanie zmiadony i poniony - a potem bdzie cierpia na wstydliwym stanowisku wiceprezydenta, które musia przyj prowadzcy wród przegranych. Peggy uwaaa ten system za okrutny, za polityczny odpowiednik trzymania czowieka przez cztery lata w dybach. Ciekawe, e obaj kandydaci pochodzili z nowych, zachodnich stanów; jeszcze bardziej ciekawe, e obaj z terytoriów, gdzie dopuszczalne byo niewolnictwo. Sprawy zmierzay w zym kierunku. Ale gorsze byo to, co dostrzega w mylach Harrisona: plany, jakie chcia zrealizowa wraz ze swymi politycznymi kompanami.

Ich najdziwaczniejsze pomysy miay niewielk szans na sukces - tylko kilka cieek w pomieniu serca Harrisona prowadzio do unii z Terytoriami Korony, na któr liczy. Nigdy nie bdzie diukiem, to tylko politowania godne marzenia. Ale z pewnoci powiedzie mu si polityczna destrukcja Czerwonych Irrakwa i Cherriky, poniewa Biali, zwaszcza na zachodzie, byli na ni gotowi, chtni zama potg ludzi, o których Harrison omiela si mówi jak o dzikusach.

- Bóg nie po to sprowadzi chrzecijan na t ziemi, eby dzielili j z poganami i barbarzycami! - krzycza Harrison, a ludzie wiwatowali.

Harrisonowi uda si take rozszerzy niewolnictwo poza jego obecne tereny: pozwoli wacicielom trzyma niewolników w swoich posiadociach w wolnych stanach, z zachowaniem prawa wasnoci, i zmusza nieszczników do pracy - pod warunkiem e waciciel nadal bdzie posiada choby skrawek ziemi w stanie niewolniczym i tam gosowa. Dla osignicia tego wanie celu poparli Harrisona pewni ludzie. Kwestia Czerwonych wyniesie go na urzd, ale gdy zostanie prezydentem, kwestia niewolnictwa stanie si ródem jego wpywów w Kongresie.

To byo nie do zniesienia... Ale znosia to, patrzc, jak zachca i ostrzega, jak co pewien czas wznosi swe pokrwawione rce.

- Dowiadczyem zdradzieckiego przeklestwa tajemnych mocy czerwonego czowieka i powiadam wam: jeli tyle tylko potrafi, cieszmy si, bowiem to niewiele! Pewno, musz czciej pra koszule... - miali si z tego wiele razy, z kadego szczegóu trudnego ycia z zakrwawionymi rkami. - I nikt nie chce mi poyczy chusteczki... - Znowu miech. - Ale nie powstrzymaj mnie przed powiedzeniem prawdy, tak jak nie powstrzymaj chrzecijan przed wyborem jedynego czowieka, który potrafi stan przeciwko czerwonym zdrajcom, przeciwko barbarzycom, co ubieraj si jak Biali, ale w tajemnicy planuj wzi w posiadanie wszystko, tak jak wzili ju koleje i drogi...

I tak dalej. Bezsensowny bekot, oczywicie, ale tum rós przez cae popoudnie. A kiedy o zmroku Harrison wreszcie zszed z mównicy, ponieli go na ramionach, eby napoi piwem albo napcha jedzeniem, dziki czemu uznaj go za swojego. A Peggy Larner ciskaa barierk i na kadej ciece widziaa, e ten czowiek zniszczy wszystkie jej dziea, e stanie si przyczyn mierci i cierpienia niezliczonych Czerwonych, o wiele wikszej ich liczby, ni dotd cierpiaa i zgina z jego rk.

Gdyby miaa w rku muszkiet, moe ruszyaby za nim i przebia mu serce kul.

Ale mordercza pasja mina szybko, pozostawiajc zawstydzenie. Nie jestem t, która zabija. Jestem t, która - jeli moe - uwalnia niewolnika; nie morduje jego pana.

Musi by jaki sposób, by Harrisona powstrzyma. Alvin bdzie zna ten sposób. A wic trzeba jak najszybciej dotrze do Hatrack River, nie tylko po to, by pomóc Alvinowi w czasie procesu, ale i zyska jego pomoc w powstrzymaniu Harrisona. Moe gdyby pojecha do domu Bekki, przeszed przez drzwi w jej starej chacie, zobaczy Tenska-Taw... Moe Czerwony Prorok potrafiby zmieni swoj kltw na bardziej skuteczn. Nie dostrzegaa nic takiego w ciekach pomienia serca Alvina, ale nie wiedziaa te, czy co, co zrobi ona sama albo kto inny, nie otworzy nowych cieek, dajcych wicej nadziei.

Ale dzisiaj byo ju za póno. Musi spdzi noc w Wheelwright i jutro wyruszy w drog do Hatrack River.

* * *

- Przywo panu, sir, najlepsze yczenia od paskiej rodziny - owiadczy przybysz.

- Przyznaj, e nie dosyszaem waszego nazwiska. - Alvin podniós si z pryczy. - Jest ju do póno.

- Verily Cooper - przedstawi si obcy. - Prosz mi wybaczy póny przyjazd. Pomylaem, e lepiej porozmawia z panem jeszcze dzi wieczorem, chodzi bowiem o obron przed sdem jutro rano.

- Syszaem, e sdzia w kocu zamierza wybra przysigych.

- Tak, to wane, oczywicie. Ale za rad przyjezdnego prawnika, pana Webstera, prokurator okrgowy wystpi z kilkoma nieprzyjemnymi wnioskami. Na przykad z takim, by sporna wasno zostaa przekazana pod nadzór sdu.

- Sdzia na to nie pójdzie - stwierdzi Alvin. - Wie, e jak tylko zabior pug z moich rk, paru niespokojnych chopców znad rzeki, nie wspominajc o kilku co bardziej chciwych duszyczkach z miasta, poruszy niebo i ziemi, eby go zdoby. Jest ze zota; to wszystko, co wiedz i co do nich przemawia. Ale kim jestecie, panie Cooper, i co to wszystko ma z wami wspólnego?

- Jestem paskim obroc, panie Smith, jeli mnie pan przyjmie.

Wrczy Alvinowi list.

Alvin natychmiast rozpozna pismo Armora-of-God i podpisy swoich rodziców, braci i sióstr. Wszyscy potwierdzali, e uznali pana Coopera za czowieka o dobrym charakterze, a take informowali, e kto paci wpywowemu prawnikowi z Nowej Anglii, nazwiskiem Daniel Webster, by krci si po okolicy i zbiera kamstwa od wszystkich z Vigor Kocioa, którzy maj do Ahrina jakie pretensje.

- Przecie nikogo nie skrzywdziem! - zawoa Alvin. - Dlaczego mieliby kama?

- Panie Smith, musz...

- Nazywajcie mnie Alvinem, dobrze? "Pan Smith" brzmi, jakbycie mówili do mojego dawnego mistrza Makepeace'a, który mnie tutaj wpakowa.

- Dobrze, Alvinie - powiedzia Cooper. - A ty musisz mnie nazywa Verily.

- Jak tylko chcecie.

- Alvinie, dowiadczenie mówi mi, e im lepszym jeste czowiekiem, tym wicej ludzi czuje do ciebie niech z tego powodu. Szuka okazji, eby rozzoci si na ciebie, choby nie wiem jak delikatnie z nimi postpowa.

- No to nic mi nie grozi, jako e nie jestem takim wyjtkowo dobrym czowiekiem.

Cooper umiechn si.

- Znam twojego brata Calvina - oznajmi.

Alvin uniós brew.

- Chciabym powiedzie, e przyjaciel Calvina jest moim przyjacielem, ale nie mog.

- Nienawi Calvina do ciebie to chyba najlepsza rekomendacja twojego charakteru, jak tylko mog sobie wyobrazi. To ze wzgldu na jego opowie o tobie przybyem, eby si z tob spotka. Poznaem go w Londynie, rozumiesz, i postanowiem natychmiast zamkn tam moj praktyk, aby pyn do Ameryki. Chciaem stan przed czowiekiem, który potrafi mnie nauczy, kim jestem i po co mam takie zdolnoci.

Mówic to, Cooper podniós lece na pododze Pismo wite. Zamkn ksik i wrczy Alvinowi.

Alvin spróbowa j otworzy, ale strony byy spojone ze sob tak mocno i cile, jakby trzyma w rku klocek drewna w skórzanej oprawie.

Verily jeszcze raz wzi ksik i znów mu j odda. Tym razem otworzya si sama na stronie, któr Alvin czyta.

- W Anglii mógbym za to zgin - rzek Verily. - Mdro rodziców i moja umiejtno ukrywania tego daru pozwoliy mi przey. Ale musz wiedzie, co to jest. Musz wiedzie, dlaczego Bóg obdarza niektórych tak moc. I co z ni robi. I kim ty jeste.

Alvin pooy si na pryczy.

- Nie do wiary - stwierdzi. - Przepyne ocean, eby si ze mn spotka?

- Nie miaem pojcia, e mog ci si przyda. Szczerze mówic, przyszo mi nawet do gowy, e moe to rka opatrznoci pchna mnie do studiów prawniczych, zamiast do bednarstwa, fachu ojca. Moe byo wiadomo, e pewnego dnia staniesz przeciwko srebrnemu jzykowi Daniela Webstera.

- A ty masz jzyk ze zota, Verily?

- cz rzeczy. To mój... talent, jak mawiacie w Ameryce. I tym te zajmuje si prawo. Wykorzystuj prawo, by spaja. Widz, jak rzeczy do siebie pasuj.

- A ten Webster... On chce uy prawa, eby rzeczy rozerwa.

- Na przykad ciebie i pug.

- Mnie i moich ssiadów - doda Alvin.

- A wic rozumiesz problem. Do dzisiaj znany bye jako czowiek wielkoduszny i dobry wobec wszystkich. Ale masz zoty pug i nikomu go nie pokazujesz. Masz fantastyczne bogactwo i si nie dzielisz. To jest ten klin, który Webster spróbuje wbi, aby odupa ci od spoecznoci niby desk od pnia.

- Kiedy chodzi o zoto, ludzie przekonuj si, ile jest dla nich warta przyja i lojalno. W przeliczeniu na pienidze.

- I to wstyd, jak niska okazuje si czasem ta cena. - Verily umiechn si smutno.

- A jaka jest twoja cena?

- Kiedy wyjdziesz std wolny, pozwolisz mi i z tob, uczy si od ciebie, obserwowa ci, uczestniczy w tym, co robisz.

- Nie znasz mnie nawet, a proponujesz maestwo?

Verily zamia si.

- Rzeczywicie, tak to zabrzmiao.

- W dodatku bez zwykych korzyci - doda Alvin. - Nie przeszkadza mi wdrówka z Arthurem Stuartem, bo on wie, kiedy milcze. Ale nie wiem, czy mog bra kogo, kto chce podpatrzy moje myli, kto pilnuje mnie bez chwili przerwy.

- Jestem prawnikiem, wic mój fach to przemowy, ale zapewniam, e gdybym nie wiedzia, kiedy i gdzie zachowa milczenie, nie doybym swoich lat w Anglii.

- Nie mog ci niczego obieca - stwierdzi Alvin. - Czyli chyba jednak nie bdziesz moim obroc. Nie mam czym zapaci.

- Jedn obietnic na pewno moesz mi zoy - odpar Verily. - e uczciwie dasz mi szans.

Alvin przyjrza mu si z uwag i uzna, e mody czowiek raczej mu si podoba. aowa, e nie ma talentu Peggy i nie moe zajrze mu w umys, zamiast ocenia tylko wygld zewntrzny.

- Tak, Verily, tak obietnic mog ci chyba zoy - powiedzia. - Dostaniesz uczciw szans, a jeli taka zapata ci wystarcza, to jeste moim obroc.

- Umowa stoi. Teraz pozwol ci znów si pooy. Jeszcze tylko jedno pytanie.

- Pytaj.

- Ten pug... Jak wane jest, eby pozosta w rkach twoich i nikogo innego?

- Jeli sd zada, ebym go odda, wyrw si z tego wizienia i do koca swych dni bd y w ukryciu, zanim pozwol komu dotkn puga.

- Moe dokadniej. Czy to posiadanie jest wane, czy samo widzenie go i dotykanie?

- Nie bardzo rozumiem.

- Czy kto mógby go zobaczy i dotkn w twojej obecnoci?

- Co mu z tego przyjdzie?

- Webster bdzie utrzymywa, e sd ma prawo i obowizek ustali, czy pug naprawd istnieje i czy naprawd zrobiony jest ze zota, a to w celu ustalenia sprawiedliwej rekompensaty, gdyby musia spaci panu Makepeace'owi Smithowi warto przedmiotu sporu w gotówce.

Alvin hukn miechem.

- Przez cay ten czas w wizieniu ani razu nie przyszo mi do gowy, e mógbym Makepeace'a spaci.

- Nie sdz, eby to byo moliwe - odpar Verily. - Myl, e zaley mu na pugu i zwycistwie, nie na pienidzach.

- Racja, ale gdyby móg dosta tylko pienidze...

- Powiedz zatem: dopóki pug pozostaje w twoim posiadaniu...

- To chyba zaley, kto miaby patrze i dotyka.

- Póki tu jeste, nikt nie zdoa go ukra, prawda?

- Chyba nie.

- Wic jak dalece dajesz mi woln rk?

- Makepeace nie moe go dotkn - owiadczy Alvin. - Nie ze zoliwoci to mówi, ale widzisz, ten pug jest ywy.

Verily uniós brew.

- Nie oddycha, nie je ani nic takiego - tumaczy Alvin. - Ale pug yje pod rk czowieka. Zalenie od czowieka. A dla Makepeace'a dotknicie puga w czasie, kiedy pogrony jest w czarnym kamstwie... Nie wiem, co by si z nim stao. Nie wiem, czy mógby znowu bezpiecznie dotkn metalu. Nie wiem, co by mu zrobiy mot i kowado, gdyby z tak czarnym sercem dotkn puga.

Verily opar czoo o kraty i przymkn oczy.

- le si czujesz? - spyta Alvin.

- To podniecenie, e wreszcie spojrzaem wiedzy w twarz - odpar Verily. - Sabo mi.

- Tylko si nie wyrzygaj na podog, bo bd to musia wcha przez ca noc. - Alvin umiechn si szeroko.

- Mylaem raczej o omdleniu - zapewni Verily. - A zatem nie Makepeace ani nikt inny, kto yje w... w czarnym kamstwie. To przywodzi mi na myl mojego przeciwnika, Daniela Webstera.

- Nie znam go. Ale moe by uczciwym czowiekiem. Kamca moe przecie wynaj porzdnego prawnika, nie sdzisz?

- Mógby - przyzna Verily. - Ale taka kombinacja w kocu zniszczyaby kamc.

- Do licha, Verily, kamca sam siebie w kocu niszczy.

- Jeste pewien? To znaczy w taki sposób, jak jeste pewien, e pug yje?

- Chyba nie. Ale musz wierzy, e to prawda. Inaczej jak mógbym komu zaufa?

- Myl, e na dalsz met masz racj. Na dalsz met kamstwo zakrca si w supy i ludzie w kocu widz, e to kamstwo. Ale ta meta jest bardzo daleko. Dalej ni ycia wystarczy. Moesz od dawna by martwy, Alvinie, zanim umrze kamstwo.

- Ostrzegasz mnie przed czym konkretnym? - zdziwi si Alvin.

- Raczej nie. Ale te sowa brzmiay jak co, co musiaem powiedzie, a ty musiae usysze.

- Powiedziae je. A ja usyszaem. - Alvin umiechn si. - Dobrej nocy, Verily Cooper.

- Dobrej nocy, Alvinie Smith.

* * *

Peggy Larner stana przy promie wczesnym rankiem, popiech zatyka jej dech jak ciasny gorset. Biay Morderca Harrison bdzie prezydentem Stanów Zjednoczonych. Musiaa porozmawia z Alvinem, a ta rzeka, Hio, leaa jej na drodze.

Ale prom sta na drugim brzegu, co byo rozsdne, poniewa farmerzy potrzebowali go pierwsi, eby dostarczy towar na targ. Musiaa wic czeka, chocia si spieszya. Na szczcie przewonicy pchnli erdziami i prom ruszy. By przywizany do metalowego piercienia suncego wzdu grubej liny przecinajcej rzek jakie czterdzieci stóp nad gow. Tylko to sabe poczenie nie pozwalao mu spyn z prdem. Domylia si, e kiedy rzeka wzbiera, prom wcale nie kursuje, bo choby lina bya do mocna, nie byo drzew wystarczajco potnych, by przywiza do nich koce bez obawy, e jedno czy drugie wyrwie si z ziemi. Nad wod nie da si zapanowa linami, piercieniami i sznurami, nie da si te tamami i mostami, odziami czy tratwami, rurami czy rowami, dachami, oknami, cianami i drzwiami. W dziecistwie, kiedy obserwowaa Alvina, dobrze poznaa zdradliwo wody i jej chytro.

Musiaa pokona rzek i pokona j.

Tak jak wielu przed ni. Mylaa, ile to razy jej ojciec przekrada si do rzeki i rusza odzi na drugi brzeg, by ratowa jakiego zbiegego niewolnika i doprowadzi go w bezpieczne miejsce. Mylaa, jak wielu nieszczników docierao do tej rzeki bez pomocy; nie umieli pywa i albo poddawali si rozpaczy i czekali, a dopadn ich Odszukiwacze z psami, albo ruszali dalej, szli przez wod, a stopy traciy oparcie w dennym mule i prd ich porywa. Ciaa tych ludzi zawsze odnajdywano na brzegu, w zatoczce czy na mielinie, pobielae od wody, nabrzmiae i straszne po mierci. Ale duch, tak, duch by wolny; waciciel, który sdzi, e posiada mczyzn czy kobiet, traci swoj wasno, gdy wasno nie chciaa by posiadana - niezalenie od ceny, jak przyszo jej paci.

Woda zabijaa, to prawda, ale samo dotarcie do rzeki oznaczao wolno, w takim czy innym sensie, dla tych, którzy mieli do odwagi albo gniewu, by po ni sign.

Harrison jednak odbierze tej rzece wszelkie znaczenie. Jeli wprowadzi swoje prawa, to niewolnik, który przekroczy rzek, wci bdzie niewolnikiem; tylko ten, co zginie, odzyska wolno.

Jeden z przewoników wydawa si znajomy. Ju go kiedy spotkaa, cho wtedy nie brakowao mu ucha i nie mia takiej blizny na policzku. Teraz wska biaa linia znaczya lad po ciciu noem, troch krzywa i skrcona przy brwi i nad warg. To bya twarda walka. Kiedy nikt nie móg nawet tkn tego brutalnego mczyzny, a e wiedzia o tym, sta si drczycielem. Ale kto odebra mu ochronny heks. Alvin walczy z tym czowiekiem, walczy w obronie Peggy, a kiedy walka dobiega koca, rzeczny szczur zosta pokonany. Có, nie do koca: y jeszcze, prawda?

- Mike Fink - powiedziaa pógosem, kiedy zeskoczy na brzeg.

Spojrza na ni czujnie.

- Czy ja pani znam, psze pani?

Oczywicie, e jej nie zna. Kiedy spotkali si poprzednio, niecae dwa lata temu, okrywaa si heksami i wygldaa na starsz o wiele lat.

- Nie sdz, eby mnie pamita - odpara. - Na pewno co rok przewozisz przez rzek tysice ludzi.

Pomóg jej wnie torby na prom.

- Niech pani sidzie na rodku, psze pani.

Siada na aweczce biegncej przez ca dugo promu. Mike Fink stan przy niej i czeka; na pokad weszo jeszcze kilka osób, z pewnoci miejscowych, bo nie mieli bagau.

- Jestecie teraz przewonikiem - stwierdzia. Zerkn na ni.

- Kiedy was poznaam - cigna - bylicie twardym rzecznym szczurem.

Umiechn si blado.

- Pani bya t dam - odgad. - Zaheksowan na sze sposobów.

Zdziwia si.

- Przejrzelicie je?

- Nie, psze pani. Ale je czuem. Patrzya pani, jak si bij z tym chopakiem z Hatrack River.

- Istotnie.

- Odebra mi heks matki.

- Wiem.

- Tak sobie myl, e wie pani prawie wszystko.

Przyjrzaa mu si znowu.

- Wy te peni jestecie wszelkiej wiedzy.

- Jest pani agwi Peggy z Hatrack River. A ten chopak, co mnie stuk i odebra heks, siedzi teraz w wizieniu w Hatrack za kradzie zota swojemu mistrzowi. Jeszcze za czasów, kiedy terminowa u kowala.

- Przypuszczam, e was to cieszy?

Mike Fink pokrci gow.

- Nie, psze pani.

I rzeczywicie, kiedy zajrzaa w pomie jego serca, nie znalaza adnej przyszoci, w której skrzywdziby Alvina.

- A dlaczego wci tkwicie tutaj? Niecae dziesi mil od Hatrack, gdzie was pokona?

- Gdzie zrobi ze mnie mczyzn - poprawi j Mike.

Wtedy naprawd j zdumia.

- Tak to widzicie?

- Matka chciaa, ebym by bezpieczny. Dlatego wytatuowaa mi heks na tyku. Ale nigdy nie pomylaa, co za czowiek wyronie z kogo, kto nigdy nie obrywa, choby nie wiem jak krzywdzi innych. Zabijaem ludzi; niektórych zych, a niektórych nie tak zych. Odgryzaem uszy i nosy, amaem rce, a przez cay czas ni diaba mnie to obchodzio, wybaczy pani miae sowo. Bo nikt mnie nigdy nie zrani ani nawet nie dotkn.

- A kiedy Alvin zabra wam heks, przestalicie rani ludzi?

- Nie, do diaba! - zawoa Mike Fink i rykn miechem. - Zupenie si pani nie zna na rzece, ot co! Nie. Kady, kogo pobiem, musia mnie znale, jak tylko si rozeszo, e chopak od kowala spuci mi takie lanie, a wyem. Musiaem walczy z kadym grzechotnikiem i asic, kadym szczurem i kup wiskiego gówna nad rzek. I to nieraz. Widzi pani t blizn na twarzy? Widzi pani, jak wosy opadaj mi prosto z boku gowy? To lady dwóch walk, które prawie przegraem. Ale reszt wygraem. Dobrze mówi, Holly? Drugi przewonik obejrza si.

- Nie sucham twoich przechwaek, ndzny strupoerco - odpowiedzia spokojnie.

- Tumaczyem tej damie, e wygraem kad walk, co do jednej.

- To by si zgadzao - przyzna Holly. - Pewno, zwykle strzelae do nich, jak tylko brali si do bitki.

- Za takie kamstwa jak nic trafisz do pieka.

- Ju tam sobie wybraem pokój. A ty dwa razy dziennie bdziesz oprónia mój nocnik.

- Tylko po to, eby go potem wyliza! - hukn Mike Fink.

Oczywicie, Peggy czua niech do ich wulgarnoci; ale te wyczuwaa w tych przekomarzaniach ducha przyjani.

- Nie rozumiem tylko, panie Fink, dlaczego nigdy nie próbowalicie si mci na chopcu, który was pobi.

- On nie by chopcem - owiadczy Mike. - By mczyzn. Pewno ju taki si urodzi. To ja byem chopcem. Chopcem i draniem. On zna ból, a ja nie. On walczy w susznej sprawie, a ja nie. Myl o nim przez cay czas, psze pani. O nim i o pani. Jak pani na mnie patrzya: jakbym by zoliw ropuch na czystej pocieli. Syszaem, e on jest Stwórc.

Kiwna gow.

- To dlaczego pozwala si trzyma w wizieniu?

Spojrzaa tajemniczo.

- Niech pani nie udaje. Kto, kto móg zmaza mi z tyka tatua, a nawet go nie dotyka, nie da si zamkn w adnym zwyczajnym wizieniu.

To prawda...

- Myl, e uwaa si za niewinnego, a zatem chce stan przed sdem, udowodni to i oczyci swoje imi z niesawy.

- To jest piekielnym gupcem i mam nadziej, e mu to pani powie, kiedy si spotkacie.

- A dlaczegó to mam mu przekaza t niezwyk wiadomo?

Fink wyszczerzy zby.

- Poniewa wiem co, czego on nie wie. Wiem, e jest taki go w Carthage City, który chce mierci Alvina. Planuje ekserdycj do Kenituck...

- Ekstradycj?

- Znaczy si, jeden stan prosi drugi, eby im oddali winia.

- Wiem, co to znaczy - zapewnia Peggy.

- To czemu pani pytaa?

- Mówcie dalej.

- Tylko e kiedy ju zabior Alvina w acuchach, ze stranikami, co go bd pilnowa dzie i noc, to nie dowioz go do Kenituck na aden proces. Znam paru chopców, których wynajli, eby go przewie. Na sygna maj sobie pój i zostawi go samego w acuchach.

- Dlaczego nie powiedzielicie nic szeryfowi?

- Mówi pani - odpar Mike Fink. - A wczeniej powiedziaem ju sobie i Holly'emu.

- acuchy go nie zatrzymaj - stwierdzia Peggy.

- Myli pani? By jaki powód, e chopak zdj mi z tyka tatua. Gdyby heksy nie miay nad nim wadzy, nie musiaby zmazywa mojego, prawda? Czyli ci, co si znaj na heksach, mog zrobi acuchy, które go przytrzymaj. Przynajmniej tak dugo, eby kto podszed ze strzelb i rozwali mu eb.

Nic takiego nie dostrzega w przyszoci.

- Oczywicie, nic takiego si nie stanie - doda Mike Fink.

- Dlaczego? - zdziwia si.

- Bo jestem mu winien ycie. A przynajmniej swoje ycie mczyzny, czowieka, na którego warto popatrze w lustrze, chocia nie jestem ju taki przystojny, jak byem, zanim mnie zaatwi. Miaem tego chopaka w rkach, psze pani. Chciaem go zabi, a on to wiedzia. I nie zabi mnie. Wicej: w tej walce poama mi obie nogi. Ale potem si zlitowa. Okaza ask. Musia wiedzie, e z poamanymi nogami nie przeyj nocy. Miaem wielu wrogów, nawet tam, wród moich kumpli. A on wtedy pooy mi rk na nogach i je uzdrowi. Naprawi mi nogi tak, e koci mam mocniejsze ni przedtem. Jaki czowiek robi co takiego komu, kto przed chwil chcia go zabi?

- Dobry czowiek.

- Ha! Wielu dobrych ludzi by chciao, ale tylko jeden dobry czowiek mia moc. A jeli mia moc, eby tego dokona, to mia te moc, eby mnie zabi, nie dotykajc palcem. Mia moc, eby zrobi, co by mu tylko przyszo do ba, wybaczy pani sowo. Ale okaza mi ask.

To prawda... Peggy dziwio tylko, e Mike Fink to rozumia.

- Chc mu spaci dug. Dopóki yj, nic zego nie przydarzy si Alvinowi Smithowi.

- I dlatego tu jestecie - domylia si.

- Przyjechaem z Hollym, jak tylko si dowiedziaem, co planuj.

- Ale czemu tutaj?

Mike Fink parskn miechem.

- Portomistrz w ujciu Hatrack zna mnie dobrze i mi nie ufa; ciekawe czemu. Jak pani myli, czy dugo by trwao, zanim szeryf z Hatrack przyczepiby si do mnie jak mokra koszula do pleców?

- To chyba wyjania take, dlaczego nie porozumielicie si bezporednio z Alvinem.

- A co by pomyla, gdyby mnie zobaczy? e chc wyrówna rachunki. Nie. Obserwuj, gram na czas, nie wchodz w oczy ani prawu, ani Alvinowi.

- Ale mnie powiedzielicie.

- Bo i tak by pani wiedziaa, i to szybko.

Pokrcia gow.

- Wiem tyle: na adnej ciece waszej przyszoci nie ratujecie Alvina przed zoczycami.

Spowania nagle.

- Ale ja musz, psze pani.

- Dlaczego?

- Bo porzdny czowiek spaca swoje dugi.

- Alvin nie uwaa was za dunika.

- Nie obchodzi mnie, co on uwaa. Ja uwaam, e dug to dug i spaci go trzeba.

- Nie chodzi tylko o dug, prawda?

Mike rozemia si gono.

- Pora pchn t tratw na pónocny brzeg, nie myli pani?

Hukn dwa razy, gono, jakby udawa syren parow. Holly odpowiedzia tym samym. Oparli drgi o pywajcy pomost i odsunli prom. Potem, pynnie jak tancerze, zaczli popycha go przez rzek, tak gadko i zrcznie, e sznur wicy ich z lin ani razu si nie napry.

Peggy nie odzywaa si do Mike'a, ale patrzya, jak minie faluj mu pod skór, z jak gracj przysiada i prostuje nogi, taczc w rytmie rzeki. Byo w tym pikno. Patrzc, przypomniaa sobie Alvina w kuni, Alvina przy kowadle, ramiona byszczce od potu w blasku paleniska, wród iskier strzelajcych z kutego metalu, naprone minie, kiedy zagina i ksztatowa elazo. Alvin mógby wykona t prac nie kiwajc palcem, uywajc swojego talentu. Ale rado tkwia w wysiku, w tworzeniu wasnymi rkami. Sama nigdy tego nie dowiadczya - swoj prac wykonywaa umysem i sowami, jakie wypowiadaa. Jej ycie polegao na wiedzy i nauczaniu, ycie Alvina - na czuciu i tworzeniu. Wicej mia wspólnego z tym jednouchym rzecznym szczurem z blizn na twarzy ni z ni. Ten taniec ludzkiego ciaa, zmagajcego si z rzek, przypomina zapasy, a Alvin lubi zapasy. I brutalny Mike Fink by z pewnoci jego naturalnym przyjacielem.

Dotarli na drug stron, uderzyli o pomost, a kto z brzegu przycumowa tratw do nabrzea. Ludzie bez bagau od razu zeszli na brzeg. Mike Fink odoy drg; kropelki potu spyway mu z ramion, nosa i spltanej brody. Sign po jej torby.

Pooya mu do na ramieniu.

- Panie Fink - powiedziaa. - Chciaby pan zosta przyjacielem Alvina.

- Raczej jego obroc, psze pani - odpar cichym gosem.

- Myl, e tak naprawd chcielibycie zosta jego przyjacielem.

Mike Fink milcza.

- Boicie si, e was odepchnie, jeli otwarcie zaproponujecie mu przyja. Powiem panu, e nie odepchnie. Przyjmie was takiego, jaki jestecie.

Mike pokrci gow.

- Nie chc, eby mnie takiego przyjmowa.

- Owszem, chcecie, bo jestecie teraz czowiekiem, który chce by dobry, chce odczyni zo, jakie popeni. A to najlepsze, czego mona od kogokolwiek oczekiwa.

Mike pokrci gow gwatowniej, a krople potu poleciay na wszystkie strony. Peggy nie przeszkadzay te, które zwilyy jej skór. To by pot wycinity uczciw prac, pot przyjaciela Alvina.

- Stacie przed nim twarz w twarz, panie Fink. Bdcie jego przyjacielem zamiast wybawc. Przyjació bardziej potrzebuje. Powiem wam, a wiecie, e to prawda: Alvin niewielu bdzie mia w yciu prawdziwych przyjació. Jeli bdziecie z nim szczery, nie zdradzicie go nigdy, jeli zawsze bdzie móg wam ufa, to obiecuj, e cho moe kilku przyjació kocha równie mocno, to adnego nie pokocha bardziej.

Mike Fink przyklkn i odwróci twarz w stron rzeki. Dostrzega bysk w jego oczach i wiedziaa, e s pene ez.

- Psze pani - szepn. - To wicej, ni miaem mie nadziej.

- Potrzebujecie zatem wicej odwagi, przyjacielu. Musicie mie nadziej na to, co dobre, nie tylko na to, co do dobre. - Wstaa. - Alvin nie potrzebuje od was przemocy. Ale wasz szacunek na pewno mu si przyda.

Podniosa obie torby.

- Prosz, niech pani pozwoli...

Umiechna si.

- Widziaam, jak rado czerpiecie ze zmagania z rzek. I mnie te si zachciao odrobiny fizycznego wysiku. Pozwolicie chyba?

Szeroko otworzy oczy.

- Syszaem tu wiele opowieci o pani, ale nikt nie wspomnia, e jest pani szalona.

- Moecie zatem doda co do legendy.

Mrugna porozumiewawczo i z torbami w doniach zesza na pomost. Byy cikie. Niemal poaowaa, e odrzucia jego pomoc.

- Wysuchaem wszystkiego - powiedzia Mike Fink, stajc za ni. - Ale niech mnie pani nie zawstydza, kac sta z pustymi rkami, gdy pikna dama sama niesie baga.

Odwrócia si z wdzicznoci i wrczya mu torby.

- Dzikuj - powiedziaa. - Myl, e do pewnych rzeczy trzeba dojrze.

Wyszczerzy zby.

- Moe ja te dojrzej, by spotka si z Alvinem twarz w twarz.

Zajrzaa w pomie jego serca.

- Jestem tego pewna, panie Fink.

Kiedy Fink ukada jej baga w powozie, gdzie ju niecierpliwie czekali na ni inni pasaerowie promu, zastanawiaa si. Wanie zmieniam bieg wydarze, mylaa; doprowadziam Mike'a Finka bliej Alvina, ni zdoaby dotrze samodzielnie. Czy zrobiam co, co w kocu uratuje Alvina? Czy daam mu przyjaciela, który zmyli jego wrogów?

Pomie serca Alvina znalaza prawie bez szukania. I nie, nie dostrzega w nim zmian, adnych zmian prócz tego dnia, kiedy Mike Fink odejdzie od wiziennej celi we zach, wiedzc, e Alvin na pewno umrze, jeli jego tam nie bdzie, ale wiedzc te, e Alvin nie przyj pomocy, nie pozwoli mu sta na stray.

Ale nie dziao si to w wizieniu w Hatrack River ani nie dziao si to szybko. Nawet jeli niewiele zmienia przyszo, to przecie troch zmienia. Pojawi si te inne zmiany, a wreszcie jedna z nich okae si decydujca. Jedna z nich osoni Alvina przed ciemnoci, która ma pochon koniec jego ycia.

- Niech Bóg ma pani w opiece, psze pani - szepn Mike Fink.

- Nazywajcie mnie, prosz, pann Larner - poprawia go Peggy. - Nie jestem zamna.

- Przynajmniej na razie - odpar.

* * *

Chocia prawie nie spa w nocy, Verily by zbyt podniecony, by czu senno na sali rozpraw. Po wielu tygodniach poszukiwa spotka wreszcie Alvina Smitha, a rozmowa okazaa si warta zabiegów. Nie dlatego e Alvin oszoomi go sw mdroci - przyjdzie czas, eby si od niego uczy. Nie; wielk i przyjemn niespodziank byo odkrycie, e go lubi. By moe troch szorstki, troch bardziej amerykaski i wiejski od Calvina, ale co z tego? Humor byska mu w oczach, by taki bezporedni, taki otwarty...

I jestem jego obroc.

Amerykaska sala sdowa okazaa si urzdzona do swobodnie w porównaniu z angielskimi, w jakich Verily dotd wystpowa. Sdzia nie nosi peruki, a tog mia miejscami troch wytart. Trudno tu mówi o majestacie prawa, ale jednak prawo jest prawem, a sprawiedliwo nie jest z nim tak zupenie nie powizana. Zwaszcza jeli sdzia jest uczciwy, a przecie nie ma powodu sdzi, eby byo inaczej.

Sdzia otworzy rozpraw i zapyta o wnioski. Wsta Marty Laws.

- Wniosek o odebranie winiowi zotego puga i przekazanie go do dyspozycji sdu. To nie ma sensu, eby przedmiot skargi pozostawa wasnoci winia, jeeli...

- Nie prosiem o uzasadnienie - przerwa mu sdzia. - Tylko o wnioski. Jeszcze jakie?

- Jeli Wysoki Sd pozwoli, wnioskuj o oddalenie wszystkich zarzutów przeciw mojemu klientowi - powiedzia Verily.

- Goniej, mody czowieku. Nie syszaem ani sowa.

Verily powtórzy goniej.

- To by byo nieze - mrukn sdzia.

- Kiedy Wysoki Sd zechce, przedstawi uzasadnienie tego wniosku.

- Prosz przedstawi teraz - zada sdzia troch zirytowany.

Verily nie rozumia, gdzie popeni bd, ale wykona polecenie.

- Przedmiotem sporu jest pug, co do którego wszyscy si zgadzaj, e zosta wykonany z litego zota. Nie istnieje nawet scintilla dowodu, e Makepeace Smith kiedykolwiek posiada tak ilo zota, a zatem nie ma podstaw do wniesienia oskarenia.

- Wysoki Sdzie - wtrci natychmiast Marty Laws. - Proces ma wanie to rozstrzygn, a co do dowodów, to nie mam pojcia, co znaczy scintilla, chyba e ma to jaki zwizek z "Odysej"...

- Zabawne odniesienie - stwierdzi sdzia. - I dosy dla mnie pochlebne, jestem pewien. Ale prosz siedzie spokojnie na swojej awrybdzie, dopóki nie spytam o sprzeciwy, o które zreszt nie musz pyta, poniewa wniosek o oddalenie zarzutów zostaje odrzucony. Jeszcze jakie wnioski?

- Mam jeszcze jeden, Wysoki Sdzie - owiadczy Marty. - Wniosek o odroczenie sprawy ekstradycji do czasu...

- Ekstradycji?! - zawoa sdzia. - A có to za nonsens?!

- Odkryto, e wci obowizuje nakaz ekstradycji dotyczcy winia, dajcy jego odesania do Kenituck, by tam stan przed sdem za zabójstwo Odszukiwacza Niewolników w trakcie wypeniania obowizków.

Verily by zaskoczony. Ale czy naprawd? Rodzina opowiedziaa mu t histori: jak to Alvin zmieni pó-Czarnego, chopca, eby Odszukiwacze nie mogli go znale, ale ci w poszukiwaniach wdarli si do zajazdu, gdzie mieszkali przybrani rodzice chopca; wtedy matka zabia jednego z nich, a drugi j zabi, potem zjawi si Alvin i zabi jego, ale wczeniej Odszukiwacz go postrzeli, wic samoobrona bya oczywista.

- Jak mona go za to sdzi? - zapyta Verily. - Pauley Wiseman, penicy wtedy obowizki szeryfa, stwierdzi, e oskarony zabi w obronie wasnej.

Marty obejrza si na czowieka, który do tej chwili siedzia w milczeniu obok niego. Ten wsta powoli.

- Mój uczony przyjaciel z Anglii nie zna dokadnie miejscowego prawa, Wysoki Sdzie. Czy Wysoki Sd pozwoli pomóc mu w tej kwestii?

- Prosz, panie Webster - zgodzi si sdzia.

A wic sdzia mia ju do czynienia z Websterem, domyli si Verily. To moe znaczy, e nabra uprzedze. W któr stron?

- Panie... Cooper, prawda? A wic panie Cooper, kiedy Kenituck, Tennizy i Appalachee zostay przyjte do Unii, Traktat o zbiegych niewolnikach sta si Ustaw o zbiegych niewolnikach. Ta ustawa stanowi, e kiedy kto utrudnia Odszukiwaczowi wykonywanie obowizków na terenie jednego z wolnych stanów, zostaje osdzony w stanie, gdzie zamieszkuje waciciel ciganego niewolnika. W chwili popenienia przestpstwa stanem tym byo Appalachee, ale waciciel wzmiankowanego niewolnika, pan Cavil Planter, przeniós si do Kenituck. Zatem zgodnie z prawem tam wanie powinna nastpi ekstradycja pana Alvina Smitha w celu osdzenia. Jeli okae si, e dziaa w obronie wasnej, zostanie oczywicie uwolniony. Nasz wniosek dotyczy odroczenia tej sprawy do czasu zakoczenia obecnego procesu. Zgodzi si pan, jestem przekonany, e ley to w interesie paskiego klienta.

Tak mogo si z pozoru wydawa, ale Verily nie by gupcem - gdyby rzeczywicie leao to w interesie Alvina Smitha, Daniel Webster na pewno by nie nalega. Najbardziej oczywistym motywem bya chyba próba wpynicia na decyzj przysigych. W Hatrack na ogó lubiono Alvina. Jeli sdziowie uwierz, e skazujc go za kradzie puga, ratuj przed ekstradycj do stanu, gdzie z pewnoci zawinie, mog go skaza dla jego wasnego dobra.

- Wysoki Sdzie, mój klient sprzeciwia si temu wnioskowi i domaga si jak najszybszego rozstrzygnicia sprawy ekstradycji. Chciaby by oczyszczony z zarzutów, zanim odpowie na oskarenia wysunite tutaj.

- Nie podoba mi si ten pomys - stwierdzi sdzia. - Jeli odbdzie si rozprawa i udzielimy zgody na ekstradycj, wtedy ten proces stanie si mniej wany i oskarony wyjedzie do Kenituck.

- Nie bd durniem, chopie - szepn Verily'emu Marty Laws. - Sam namówiem do tego Webstera. To szalestwo odsya go do Kenituck.

Verily waha si przez chwil. Ale zdy ju zrozumie, jak pasowali do siebie Webster i Laws. Laws móg wierzy, e namówi Webstera do odroczenia ekstradycji, ale Verily mia niemal pewno, e w rzeczywistoci byo odwrotnie. Webster chcia odroczenia. A zatem Verily nie chcia,

- Zdaj sobie z tego spraw - owiadczy, cho zdanie to stao si prawdziwe przed ledwie picioma sekundami. - Jednake prosz o jak najszybsze przesuchanie w sprawie ekstradycji. Wierz, e mój klient ma do tego prawo. Nie chcemy, aby awa przysigych decydowaa, majc w wiadomoci wiszc nad moim klientem grob.

- Ale nie chcemy, eby pozwany opuci stan, wci bdc w posiadaniu zota Makepeace'a Smitha! - krzykn Webster.

- Jeszcze nie wiemy, czyje to zoto - zauway sdzia. - Wszystko to jest strasznie zagmatwane. Mam wraenie, e prokurator wystpuje w obronie winia, a obrona przeciwnie. Ale dla zasady skonny jestem przyzna oskareniu o zbrodni pierwszestwo przed spraw kradziey. Zatem przesuchanie w kwestii ekstradycji odbdzie si... Ile czasu wam trzeba, chopcy?

- Moemy si przygotowa na dzisiejsze popoudnie - zapewni Marty.

- Nie, nie moecie - sprzeciwi si Verily. - Poniewa musicie przedstawi dowody, które w tej chwili prawie na pewno znajduj si w Kenituck.

- Dowody? - Marty by szczerze zdziwiony. - Dowody na co? Wszyscy wiadkowie zabójstwa Odszukiwacza przez Alvina yj przecie w tym miecie.

- Przestpstwem, które nakazuje ekstradycj, nie jest zabicie Odszukiwacza tak po prostu. Jest nim uniemoliwienie Odszukiwaczowi wykonywania jego legalnych obowizków. Musicie zatem nie tylko wykaza, e mój klient zabi Odszukiwacza, ale te e Odszukiwacz zgodnie z prawem ciga konkretnego niewolnika.

Verily musia wierzy w to, co powiedziaa mu rodzina Millerów w Vigor: e Alvin przemieni chopca i Odszukiwacze nie mogli go ju odszuka.

Marty Laws pochyli si do Daniela Webstera i przez chwil naradzali si szeptem.

- Myl, e musimy tu sprowadzi Odszukiwacza zza rzeki, z Wheelwright - owiadczy. - I przywie skarbczyk. Ale skarbczyk jest w Carthage City, wic... konno, a potem kolej... Pojutrze.

- Mnie to odpowiada - stwierdzi sdzia.

- Jeli Wysoki Sd zechce... - odezwa si Webster.

- Waciwie to nic mi si dzisiaj nie chce. Ale prosz mówi dalej, panie Webster.

- Poniewa syszelimy interesujce historie o ludziach ukrywajcych rzeczonego niewolnika, chcielibymy, aby znalaz si w areszcie. Natychmiast. Jak si zdaje, chopiec przebywa w tej chwili na sali sdowej.

Obejrza si i spojrza prosto na Arthura Stuarta.

- Wrcz przeciwnie - zaprotestowa Verily Cooper. - O ile wiem, chopiec, którego wskazuje pan Webster, jest adoptowanym synem pana Horacego Guestera, waciciela zajazdu, w którym zamieszkaem, a zatem posiada domniemane prawa obywatela stanu Hio, co oznacza, e pozostaje wolnym czowiekiem, dopóki nie zostanie udowodnione, e jest inaczej.

- Niech to diabli! - zirytowa si Marty Laws. - Panie Cooper, wszyscy przecie wiedz, e Odszukiwacze wskazali chopaka i zabrali za rzek w acuchach.

- Mój klient utrzymuje, e uczynili to omykowo i e zespó nie zwizanych ze spraw Odszukiwaczy nie zdoa, korzystajc jedynie ze skarbczyka, wskaza chopca wród grupy innych, których ras ukryjemy. Wnioskujemy, by wykaza to przed sdem. Jeli taki zespó nie potrafi wskaza chopca, to Odszukiwacze, którzy zginli w tym miecie, nie wykonywali swych legalnych obowizków, a zatem Kenituck nie ma jurysdykcji nad winiem, poniewa nie stosuje si tu Ustawa o zbiegych niewolnikach.

- Przyjecha pan z Anglii i nie ma pan bladego pojcia, co potrafi ci Odszukiwacze - rzek Marty, wyranie rozzoszczony. - Chce pan, eby wywieli Arthura Stuarta w acuchach? eby powiesili Alvina?

- Panie Laws - upomnia go sdzia. - W tej sprawie jest pan przedstawicielem stanu, nie pana Smitha ani pana Stuarta.

- Na mio bosk... - mrukn Marty.

- A jeli Ustawa o zbiegych niewolnikach nie ma zastosowania, to zwracam uwag Wysokiego Sdu, e szeryf i prokurator okrgu Hatrack uznali, i mój klient dziaa w stanie obrony koniecznej, a wic wnoszenie przeciw niemu oskarenia w tej chwili grozi mu dwukrotnym osdzeniem tego samego czynu, co jest zakazane...

- Dokadnie wiem, kto i co zakazuje dwukrotnego osdzania - przerwa mu sdzia, rozzoszczony na Verily'ego.

Co robi le? - zastanawia si Verily.

- No dobrze - podj sdzia. - Skoro chodzi o szyj pana Smitha, odrzucam wniosek oskarenia i podtrzymuj wniosek obrony o dokonanie lepego testu zespou Odszukiwaczy. Doómy jeszcze dzie: spotkamy si w pitek i zobaczymy, czy potrafi zidentyfikowa Arthura Stuarta. Co do aresztowania Arthura, to zwróc si z pytaniem do jego przybranego ojca... Czy Horacy jest na sali?

Horacy wsta.

- Jestem, sir.

- Czy bdziesz utrudnia mi ycie, ukrywajc chopaka, przez co zmusisz mnie do zamknicia ci w wizieniu do koca naturalnego ywota za obraz sdu? Czy te nie bdziesz go ukrywa i doprowadzisz do sdu na t prób?

- Doprowadz - obieca Horacy. - Zreszt on i tak nigdzie si nie wybiera, dopóki Alvin siedzi w wizieniu.

- Nie bd taki sprytny, Horacy. Ostrzegam ci.

- Nie próbowaem by sprytny, do diaska - mrukn Horacy, siadajc.

- I prosz nie przeklina w sdzie, panie Guester, ani obraa mnie zaoeniem, e skoro mam siwe wosy, to jestem guchy. - Sdzia stukn motkiem. - To koczy wnioski i...

- Wysoki Sdzie! - przerwa mu Verily.

- To ja. Co jest, ma pan jeszcze jaki wniosek?

- Istotnie.

- Jest te sprawa uzasadnienia wniosku o przejcie puga - podpowiedzia uprzejmie Marty Laws.

- Do diaska! - burkn sdzia.

- Syszaem to, panie sdzio! - zawoa Horacy Guester.

- Wony, prosz wyprowadzi pana Guestera.

Wszyscy zaczekali, a Horacy wstanie i wyjdzie z sali.

- Jak brzmi paski wniosek, panie Cooper?

- Z caym szacunkiem chciabym pozna funkcj pana Webstera w tym procesie. Jak si zdaje, nie jest przedstawicielem okrgu Hatrack ani stanu Hio.

- Nie jest pan oskarycielem posikowym czy czym podobnie bzdurnym? - zwróci si sdzia do Daniela Webstera.

- Tak wanie - potwierdzi adwokat.

- No to ju pan wie, panie Cooper.

- Prosz o wybaczenie, Wysoki Sdzie, ale jest chyba oczywiste, e wadze okrgu nie pac panu Websterowi honorarium. Z caym szacunkiem prosz o informacj, kto mu paci. A moe pan Webster dziaa tutaj z czystej dobroci serca?

Sdzia spojrza na Webstera z zaciekawieniem.

- Skoro pan ju o tym wspomnia, to rzeczywicie, nie przypominam sobie, eby pan Webster kiedy reprezentowa kogo, kto nie jest bardzo bogaty albo bardzo sawny. Kto panu paci, panie Webster?

- Bezpatnie ofiarowaem swoje usugi.

- Gdybym wic kaza panu zoy przysig i poprosi, eby pan wyjani, czy za paski czas i wydatki tutaj paci kto inny ni pan osobicie, czy powiedziaby pan, e nie otrzymuje zapaty? Pod przysig?

Webster umiechn si blado.

- Jestem wynagradzany ryczatowo, wic kto zwraca mi poniesione koszty, ale nie konkretnie na t spraw.

- Moe zapytam w inny sposób. Jeli nie chce pan, eby wony usun pana z sali razem z panem Guesterem, prosz powiedzie, kto panu paci.

- Zatrudnia mnie Krucjata Prawa Wasnoci, mieszczca si przy ulicy Harrisona numer 44 w Carthage City, stan Wobbish.

- Czy to odpowiada na paskie pene szacunku pytania, panie Cooper? - spyta sdzia.

- Tak jest, Wysoki Sdzie.

- A zatem ogaszam...

- Wysoki Sdzie! - zakrzykn Marty Laws. - Sprawa posiadania puga.

- Rzeczywicie, panie Laws - zgodzi si sdzia. - Pora na krótkie uzasadnienie.

- Absurdem jest, eby pozwany zachowywa w posiadaniu przedmiot sporu. To wszystko.

- Jako e sam pozwany znajduje si w miejscowym wizieniu - odpowiedzia Verily Cooper - a pug pozostaje w jego posiadaniu, zatem, podobnie jak jego ubranie, jego pióro, papier i atrament, a take wszystko inne, co ma w posiadaniu, pug take znajduje si w dyspozycji tutejszego wizienia. Wniosek oskarenia jest bezprzedmiotowy.

- Skd mamy wiedzie, e pozwany w ogóle ma pug? - zapyta Marty. - Nikt go przecie nie widzia.

- Ze wzgldu na szczególne wasnoci puga - wyjani Verily - pozwany uwaa za nierozsdne spuszczanie go z oczu choby na chwil. Jeli jednak Wysoki Sd zechce wyznaczy trzech przedstawicieli prawa, którzy go zobacz...

- Nie komplikujmy sprawy - rzek sdzia. - Pan Laws, pan Cooper i ja pójdziemy obejrze ten pug jeszcze dzisiaj, jak tylko skoczymy tutaj.

Daniel Webster - co Verily zauway z satysfakcj - zaczerwieni si ze zoci, kiedy zrozumia, e nie bdzie traktowany jak równy i zaproszony na wizj lokaln. Pocign Lawsa za rkaw i co mu szepn do ucha.

- Ehm... Wysoki Sdzie - odezwa si Laws.

- Jak to wiadomo od pana Webstera chce pan przekaza? - zapyta sdzia.

- Nie mona przecie powoa mnie, pana ani pana Coopera na wiadków, skoro jestemy hm... tym, kim jestemy.

- Zdawao mi si, e chodzi o ustalenie faktu istnienia puga. Jeli pan, ja i pan Cooper go zobaczymy, to moemy z rozsdn doz pewnoci owiadczy wszystkim, e istnieje.

- Ale w czasie rozprawy istnienie puga musz potwierdzi te inne osoby, nie tylko pan Makepeace Smith i pozwany.

- Mamy czas, eby martwi si o to póniej. Jestem pewien, e znajdziemy kilku wiadków, którzy go wkrótce zobacz. Ilu chcecie?

Kolejna szeptana narada.

- Omiu zupenie wystarczy - zapewni Laws.

- Pan i pan Cooper spotkajcie si przy okazji i ustalcie, których omiu ludzi was zadowoli. A tymczasem nasza trójka odwiedzi pana Alvina Smitha w wizieniu i napatrzy si na ten cudowny, legendarny, mityczny zoty pug, majcy... jak pan to uj, panie Cooper?

- Szczególne wasnoci - podpowiedzia Verily.

- Wy, Anglicy, umiecie znale pikne sowa.

I znowu Verily wyczu co w rodzaju zoliwoci, skierowanej ku niemu przez sdziego. I - jak poprzednio - nie wiedzia, co takiego zrobi, by j sprowokowa.

Jednak pomijajc niezrozumia irytacj sdziego, sprawy uoyy si do dobrze.

Chyba e Millerowie mylili si i Odszukiwacze potrafi rozpozna w Arthurze Stuarcie poszukiwanego zbiega. Wtedy zaczn si kopoty. Ale... Najprzyjemniejsze w tej sprawie byo to, e choby nawet Verily broni fatalnie i zapewni Alvinowi szubienic, a Arthurowi Stuartowi powrót w kajdanach do waciciela, to Alvin - jako Stwórca - zawsze moe uwolni chopca i odej. Nikt nie zdoa ich zatrzyma, jeli nie zechce by zatrzymany, ani ich odnale, jeli nie zechce by odnaleziony.

Ale Verily nie mia zamiaru le broni. Zamierza widowiskowo zwyciy. Zamierza oczyci imi Alvina ze wszystkich oskare, eby Stwórca móg wreszcie nauczy go wszystkiego, co chcia wiedzie. Mia te inny, gbszy motyw, którego nie kry przed sob, ale którego nigdy nie zdradziby nikomu innemu: chcia, eby Stwórca go szanowa. Chcia, eby Alvin Smith spojrza mu prosto w oczy i powiedzia: "Dobra robota, przyjacielu".

To by byo dobrze. Tego pragn Verily.

ROZDZIA 14 - WIADKOWIE

Waciwie oczekiwanie nie byo takie ze. W wizieniu nic si nie dziao, ale Alvinowi nie przeszkadzaa samotno i nieróbstwo. Daway mu czas na mylenie, a mylenie, uzna, to przecie stwarzanie. Nie takie jak za chopicych czasów, kiedy splata mae koszyki z trawy, by odepchn od siebie Niszczyciela. Nie, mylenie to stwarzanie rzeczy we wasnej gowie. Próbowa sobie przypomnie Krysztaowe Miasto takie, jakie widzia w wodnym wirze z Tenska-Taw. Próbowa si zastanowi, jak mona stworzy co takiego.

Nie mog uczy ludzi, jak je budowa, dopóki sam nie wiem, co to jest.

Wiedzia, e poza murami wizienia wdruje po wiecie Niszczyciel: tutaj co rozedrze, tam co zburzy, wcinie klin w kad znalezion szczelin. I zawsze byli ludzie poszukujcy Niszczyciela, poszukujcy jakiej straszliwej, niszczcej siy na zewntrz siebie. Biedni gupcy; sdz, e Zniszczenie to tylko zniszczenie, e wykorzystaj je, a kiedy skocz, przystpi do budowania. Ale nie mona budowa na fundamencie zniszczenia. Na tym polega mroczna tajemnica Niszczyciela, myla Alvin. Kiedy raz kae ci burzy, trudno potem wzi si do budowy, trudno odzyska wasne ja. Kopicy zuywa ziemi i opat. Kto raz zostanie narzdziem w rku Niszczyciela, ten si zuyje, rozpadnie, stpi i podziurawi, a przez cay czas bdzie wierzy, e jest ostry, gadki, jasny i cay. Nigdy si nie zorientuje, dopóki Niszczyciel go nie wypuci, nie odrzuci. Co tak zagrzechotao? Ojej, to ja. To ja, brzmicy jak zuyte narzdzie. Dlaczego mnie zostawiasz? Wci mog si na co przyda!

Ale nie moesz, nie wtedy, kiedy pochwyci ci Niszczyciel.

Alvin doszed do wniosku, e przy Stwarzaniu czowiek nie wykorzystuje innych jako narzdzi. Nie zuywa ich, aby osign swój cel. Zuywa raczej siebie, eby im pomóc osign ich cele. Zuywa si, nauczajc i kierujc, przekonujc i suchajc rad, pozwalajc si przekona, jeli akurat maj racj. I wtedy, zamiast jednego wadcy i stosu zuytych narzdzi, powstaje cae miasto Stwórców, wolnych wspóobywateli, pracujcych z zapaem...

By tylko jeden problem: Alvin nie potrafi nauczy Stwarzania. Oczywicie, móg pomóc ludziom, eby jako uoyli odpowiednio swoje umysy, a wtedy ich praca stawaa si troch lepsza. A kilka osób, przede wszystkim Measure i ich siostra Eleanor, nauczyli si tego czy owego, dostrzegli bysk. Wikszo pozostawaa w mroku.

A nagle zjawi si ten prawnik z Anglii, ten Verily Cooper, który od urodzenia potrafi w jednej chwili dokona tego, z czym Measure zmaga si cay dzie. eby tak zapiecztowa ksik w jeden blok drewna i skóry, a potem znów j otworzy, nie uszkadzajc kartek, z literami wci tkwicymi na stronach... To byo prawdziwe Stwarzanie.

Dlaczego mia go uczy? Przecie Verily urodzi si z wiedz. Jak mona uczy kogo, kto wie od urodzenia? Zreszt jak mona uczy czegokolwiek, jeli nie wie si nawet, jak uzyska kryszta, z którego trzeba zbudowa miasto?

Nie buduje si miasta ze szka; szko pka, nie utrzymuje ciaru. Nie mona budowa z lodu, poniewa nie jest dostatecznie czysty, no i co robi latem? Diamenty s do mocne, ale miasto z diamentów, nawet gdyby znalaz albo wytworzy ich dosy... Nie, taki materia nie nadaje si na budow, ludzie rozebraliby je od razu; kady ukradby tylko kawaek muru, eby si wzbogaci, i wkrótce miasto byoby jak szwajcarski ser: wicej dziur ni murów.

Tak, Alvin potrafi zaton w takich rozmylaniach i marzeniach, pync przez wspomnienia, przez sowa ksiek, jakie czyta, kiedy panna Larner... kiedy Peggy go uczya. Umia zaj umys i zapomnie o samotnoci, chocia nigdy mu nie przeszkadzay odwiedziny Arthura Stuarta.

Dzi jednak zbyt wiele si dziao. Verily Cooper sprzeciwia si wnioskom o to czy o tamto, a nawet jeli jest dobrym prawnikiem, to przecie znalaz si daleko od Anglii i nie zna tutejszych przepisów. Móg popenia bdy, a Alvin w aden sposób nie potrafi temu zaradzi. Musia polega na innych ludziach, a tego nie znosi.

- Nikt tego nie lubi - odezwa si dobrze znany gos, wyniony, wytskniony gos, z którym wiele razy dyskutowa w mylach, wiele razy spiera si w wyobrani. Gos, o którym marzy, e szepcze mu delikatnie do ucha noc i o poranku.

- Peggy - szepn. I otworzy oczy.

Staa przed nim, cakiem tak jakby przywoa jej obraz - ale prawdziwa, wcale nie wyczarowana.

Przypomnia sobie o dobrych manierach i wsta.

- Panno Larner - powiedzia. - To mio, e przyjechaa mnie pani odwiedzi.

- Nie tyle mie, ile konieczne - odpara rzeczowym tonem. Rzeczowym...

Westchn bezgonie.

Rozejrzaa si za krzesem.

Alvin podniós stoek stojcy obok pryczy i impulsywnie, bez zastanowienia, poda jej przez krat. Prawie nie zauway, e zmusi czstki elaznego prta i wókna drewna, by si rozsuny i przepuciy siebie nawzajem. Dopiero kiedy zobaczy szeroko, bardzo szeroko otwarte oczy Peggy, uwiadomi sobie, e pierwszy raz widziaa, jak kto przesuwa drewno przez elazo.

- Przepraszam - powiedzia. - Nigdy jeszcze tego nie robiem. To znaczy bez ostrzeenia i w ogóle.

Przyja stoek.

- Bardzo adnie z twojej strony - zapewnia. - Zadbae, ebym miaa na czym usi.

Alvin usiad na pryczy. Zatrzeszczaa pod nim. Gdyby nie wzmocni materiau, zarwaaby si ju dawno. By solidnie zbudowany i korzysta z mebli do brutalnie; nie przeszkadzao mu, e od czasu do czasu skar si gono.

- O ile wiem, dzi w sdzie skadaj wnioski procesowe.

- Obserwowaam to przez chwil. Twój obroca jest znakomity. Verily Cooper?

- Myl, e zostaniemy przyjaciómi - owiadczy Alvin.

Czeka na jej reakcj.

Skina gow i umiechna si lekko.

- Naprawd chcesz, ebym ci powiedziaa, co wiem o moliwych drogach, jakimi pody ta przyja?

Alvin westchn.

- Chc i nie chc, i dobrze o tym wiecie, panno Larner.

- Powiem ci zatem, e ciesz si z jego obecnoci. Bez niego nie miaby adnej szansy przetrwania tego procesu.

- To znaczy, e teraz wygram?

- Wygrana to nie wszystko, Alvinie.

- Ale przegrana jest niczym.

- Jeli przegrasz spraw, ale zachowasz ycie i dziea ycia, to przegrana bdzie lepsza ni zwycistwo i mier z tego powodu. Prawda?

- To nie jest proces o moje ycie!

- Owszem, jest - zapewnia Peggy. - Kiedy ju prawo zapie ci w rce, ci, którzy uywaj go dla wasnej korzyci, obróc je przeciw tobie. Nie ufaj prawom ludzkim, Alvinie. Zostay spisane przez silnych, eby umocni ich wadz nad sabszymi.

- To nieuczciwe, panno Larner - zaprotestowa Alvin. - Ben Franklin i inni, co uoyli pierwsze prawa...

- Mieli dobre zamiary. Ale w rzeczywistoci, Alvinie, kiedy trafisz do wizienia, twoje ycie jest w wielkim niebezpieczestwie.

- Przyszlicie mi to powiedzie? Wiecie, e mog std wyj, kiedy tylko zechc.

- Przyjechaam powiedzie ci, kiedy masz odej, jeli zajdzie taka potrzeba.

- Chc si oczyci z kamstw Makepeace'a.

- W tym take zamierzam ci pomóc. Bd zeznawa. Alvin przypomnia sobie t noc, kiedy zgina pani Guester, matka Peggy. Nie wiedzia wtedy, e panna Larner to naprawd Peggy Guester, dopóki nie uklka z paczem nad ciaem matki. W chwili kiedy usyszeli pierwszy strza, niewiele ju brakowao, by on i Peggy wyznali sobie mio i postanowili si pobra. Ale potem jej matka zabia Odszukiwacza, a j zabi drugi Odszukiwacz, Alvin za dotar na miejsce za póno, eby wyleczy postrza. Móg tylko zabi morderc, zabi goymi rkami. Co mu z tego przyszo? Co w ten sposób osign?

- Nie chc, ebycie zeznawali - owiadczy.

- Ja te si do tego nie pal - zapewnia. - Nie zrobi tego, póki nie bdzie potrzeby. Ale musisz powiedzie Verily'emu Cooperowi, kim jestem, i e kiedy przesucha ju pozostaych wiadków, ma spojrze na mnie. Jeli skin gow, powoa mnie i adnej dyskusji. Rozumiesz? Lepiej od was bd wiedziaa, czy moje zeznanie jest potrzebne, czy nie.

Alvin sysza jej sowa i wiedzia, e posucha tej rady, ale wrza z gniewu, chocia nie zna przyczyny. Ju ponad rok marzy, by j zobaczy, i nagle stana przed nim, a on mia ochot na ni wrzasn.

Nie wrzasn. Ale gdy si odezwa, jego gos wcale nie brzmia uprzejmie.

- Czy po to przyjechalicie? eby powiedzie biednemu gupiemu Alvinowi i jego biednemu gupiemu obrocy, co maj robi?

Spojrzaa na niego surowo.

- Na promie spotkaam twojego starego przyjaciela. Poczu, e serce mu dry.

- Ta-Kumsawa? - wyszepta.

- Na miy Bóg, nie. O ile wiem, jest na zachodzie, za Mizzipy. Mówiam o pewnym czowieku, który mia tatua na niewymownej czci ciaa. Pan Mike Fink.

Alvin westchn ciko.

- Niszczyciel chce chyba zebra w jednym miejscu wszystkich moich wrogów.

- Wrcz przeciwnie - zapewnia go Peggy. - Myl, e Mike nie jest twoim wrogiem. Jest przyjacielem. Przysiga, e zamierza tylko ci chroni, a ja mu wierz.

Wiedzia, e to miao go przekona, i mona ufa Mike'owi Finkowi. By jednak uparty, wic milcza.

- Zacz pracowa na promie w Wheelwright, eby by blisko ciebie i mie ci na oku. Istnieje spisek; chc doprowadzi do twojej ekstradycji do Kenituck na podstawie Ustawy o zbiegych niewolnikach.

- Po Doggly powiedzia mi, e nie zamierza si tym przejmowa.

- Ale Daniel Webster przyjecha wanie w tym celu. Ma dopilnowa, eby niezalenie od wyniku rozprawy zosta odesany do Kenituck, aby tam stan przed sdem.

- Nie pojad - owiadczy Alvin. - Nie pozwol, eby proces si odby.

- Nie, na to nie pozwol. I dlatego Mike Fink postanowi na ciebie uwaa.

- Dlaczego jest po mojej stronie? Odebraem mu heks ochronny. By bardzo mocny, prawie doskonay.

- Od tego czasu zyska kilka blizn i straci ucho. Ale te nauczy si wspóczucia. Nie auje tej zamiany. W dodatku uleczye mu nogi. Dae szans obrony.

Alvin zastanowi si chwil.

- Nigdy nic nie wiadomo. Uwaaem go za urodzonego morderc.

- Myl, e dobry czowiek moe czasem popenia ze uczynki z niewiedzy albo ze saboci, ale kiedy nadejd trudne chwile, dobro jednak zwycia. Za to czowiek zy czsto wydaje si dobry i godny zaufania, czasem bardzo dugo, ale kiedy nadejd trudne chwile, ujawnia si jego zo.

- Moe wic czekamy tylko na odpowiednio trudne chwile, eby si okazao, jaki ja jestem zy.

Umiechna si lekko.

- Skromno jest cnot, ale zbyt dobrze ci znam, by cho przez chwil wierzy, e uwaasz si za zego czowieka.

- Nie zastanawiam si specjalnie, czy jestem dobry, czy zy. Czsto myl, czy bd kiedy co wart, czy nic. W tej chwili uwaam, e diaba jestem wart.

- Alvinie! Nigdy dotd nie przeklinae w mojej obecnoci.

Dotkna go ta przygana, ale te spodobao mu si, e j irytuje.

- To chyba zo ze mnie wychodzi.

- Musisz bardzo si na mnie gniewa.

- Có, wiecie wszystko, widzicie wszystko...

- Byam zajta, Alvinie. Ty wykonywae prac swojego ycia, a ja swojego.

- Kiedy miaem nadziej, e bdzie to ta sama praca.

- Nigdy nie bdzie ta sama. Chocia nasze wysiki mog si uzupenia. Nigdy nie zostan Stwórc. Widz tylko to, co mona zobaczy. Ty za to wyobraasz sobie, co mona zrobi, i robisz to. Mój dar jest skromniejszy i na ogó cakiem dla ciebie bezuyteczny.

- To najczystsza bzdura, jak w yciu syszaem.

- Nie opowiadam bzdur - upomniaa go surowo. - Jeli ci si wydaje, e moje sowa nie s prawd, to pomyl jeszcze raz. W kocu je zrozumiesz.

Wyobrazi j sobie tak, jak zna kiedy: surowa nauczycielka, przynajmniej o dziesi lat starsza ni w rzeczywistoci. Wci potrafia uywa gosu jak uderzenia linijk po rce.

- Wiedza, co niesie przyszo, wcale nie jest bezuyteczna.

- Ale ja nie wiem, co niesie przyszo. Wiem tylko, co moe si zdarzy. Co jest prawdopodobne. Tyle jest cieek, którymi przyszo moe pody. Ludzie w wikszoci brn przed siebie na lepo, skrcaj w t czy tamt ciek, któr widz w pomieniach ich serc, zmierzaj do katastrofy albo szczcia. Nieliczni tylko maj tak moc jak ty, Alvinie: moc otwierania nowych cieek, które przedtem nie istniay. W adnej przyszoci nie widziaam, jak przesuwasz ten stoek przez kraty, a jednak z twojej strony byo to nieuniknione. Zwyky wyraz impulsywnoci modego czowieka. W pomieniach serc ludzi widz przyszo, jej róne warianty w naturalnym biegu rzeczy. Ty nie dbasz o prawa natury, wic nie mona przewidzie, co zrobisz. Czasem widz wyranie, ale zawsze s tam szczeliny, gbokie i szerokie.

Wsta z pryczy, podszed do prtów i uklkn przed ni.

- Powiedz, skd si dowiem, jak zbudowa Krysztaowe Miasto.

- Nie wiem, jak to zrobisz. Ale widziaam tysice wariantów przyszoci, w których ci si to udaje.

- Wic powiedz, gdzie szuka, ebym móg si nauczy!

- Nie wiem. Jakkolwiek to zrobisz, nie bdzie to wynikao z praw natury. Myl, e wanie z tego powodu nic nie widz.

- Vilate Franker twierdzi, e moje ycie skoczy si w Carthage City - oznajmi Alvin.

Peggy zesztywniaa.

- Skd ona moe o tym wiedzie?

- Wie, skd rzeczy pochodz i dokd zmierzaj.

- Nie jed do Carthage City. Nigdy tam nie jed.

- Wic ma racj...

- Nie jed tam - powtórzya. - Prosz.

- Nie wybieram si - zapewni.

A w gbi serca pomyla: a jednak martwi si o mnie. Wci jej na mnie zaley.

Mógby powiedzie to gono, ona za mogaby odezwa si bardziej czule, a mniej rzeczowo. Mogliby, lecz wanie w tej chwili otworzyy si drzwi i do aresztu weszli szeryf, sdzia, Marty Laws i Verily Cooper.

- Przepraszamy - powiedzia szeryf Doggly - ale mamy tu do zaatwienia spraw sdow.

- Jestem do usug, panowie. - Alvin podniós si natychmiast.

Peggy take wstaa i odsuna stoek sprzed drzwi. Szeryf spojrza podejrzliwie.

- To mio z paskiej strony, szeryfie, e pozwoli pan Alvinowi wystawi dla mnie stoek - rzucia Peggy.

Po Doggly spoglda, nie rozumiejc. Nie wydawa takiego polecenia, ale postanowi nie wgbia si w t spraw. Alvin to w kocu Alvin.

- Prosz wyjani paskiemu klientowi okolicznoci - zwróci si sdzia do Verily'ego Coopera.

- Tak jak to omówilimy zeszej nocy, konieczne jest, aby pewna liczba wiadków obejrzaa pug. Nasza trójka wystarczy do ustalenia, e pug istnieje i wydaje si wykonany ze zota. Ponadto...

- Oczywicie - przerwa mu Alvin.

- Zgodzilimy si równie, e kiedy zostan powoani przysigli, wybierzemy kolejnych omiu wiadków, którzy przed sdem potwierdz istnienie i natur puga.

- Dopóki pug zostanie u mnie, prosz bardzo. - Alvin zerkn na szeryfa Doggly'ego.

- Szeryf ju wie - rzek sdzia - e nie jest jednym z wybranych wiadków.

- Niech to licho, panie sdzio! - zawoa Doggly. - Ten pug od tygodni ley w moim areszcie, a ja nie mog go nawet zobaczy?

- Nie przeszkadza mi, jeli szeryf zostanie - zapewni Alvin.

- Ale mnie tak - odpar sdzia. - Lepiej, eby nie raczy swoich zastpców opowieciami o tym, jaki obiekt jest duy i jaki zoty. Wiem, e panu Doggly'emu moemy zaufa. Po co jednak amplifikowa pokusy, które ju teraz z pewnoci drcz przynajmniej niektórych z jego ludzi.

Alvin parskn miechem.

- Co pana tak rozbawio, panie Smith? - zdziwi si sdzia.

- To, jak wszyscy zawzicie udaj, e niby wiedz, co to znaczy "amplifikowa".

Wszyscy si rozemiali.

Kiedy ucichli, szeryf wci sta przed cel.

- Czekam, eby wyprowadzi std dam - poinformowa.

Alvin westchn.

- Przecie widziaa pug tej nocy, kiedy zosta stworzony.

- Nie szkodzi. - Sdzia popar szeryfa. - Tylko trzej wiadkowie bd dzisiaj obecni. Moe pan pokazywa ten pug wszystkim swoim gociom, jeli tylko ma pan ochot, panie Smith. Ale dzisiaj zgodzilimy si na trójk i trójka zostanie.

Peggy umiechna si.

- Jest pan czowiekiem o niezwykej prawoci - stwierdzia. - Ciesz si, e to pan przewodniczy rozprawie.

Kiedy wysza, a szeryf zamkn drzwi aresztu, sdzia spojrza pytajco na Alvina.

- To bya Peggy Guester? Ta agiew?

Alvin przytakn.

- Wyrosa adniejsza, ni si spodziewaem. Chciabym tylko wiedzie, czy bya sarkastyczna.

- Nie przypuszczam - zapewni Alvin. - Chocia macie racj, potrafi mówi nawet mie rzeczy tak, jakby ledwie si powstrzymywaa od powiedzenia paru sów wcale niemiych.

- Ktokolwiek si z ni oeni - uzna sdzia - powinien mie grub skór.

- Albo solidny kij - doda Marty Laws i wybuchn miechem. Ale mia si sam i po chwili zamilk, troch zakopotany i niepewny, dlaczego art si nie uda.

Alvin sign pod prycz i wysun worek z pugiem. Odsoni tkanin; pug lea wród juty, lnic zocicie w blasku padajcego przez okno wiata.

- Niech mnie licho! - szepn Marty Laws. - To rzeczywicie pug... I rzeczywicie jest zoty...

- Wyglda na zoty - poprawi go sdzia. - Jeli mamy uczciwie o tym zawiadczy, musimy go dotkn.

- Nie przeszkadzam panom - umiechn si Alvin.

Sdzia westchn i zwróci si do prokuratora.

- Zapomnielimy poprosi szeryfa, eby otworzy cel.

- Zawoam go. - Marty ruszy do drzwi.

- Prosz zasoni pug, panie Smith - poprosi sdzia.

- To niepotrzebne.

Alvin wycign rk i otworzy drzwi. Zamek nawet nie szczkn, zawiasy nie zgrzytny. Po prostu drzwi otworzyy si bezgonie.

Sdzia przyjrza si zamkowi.

- Jest popsuty?

- Nie martwcie si - uspokoi go Alvin. - Dziaa jak naley. Wejdcie i dotknijcie puga, jeli chcecie.

Teraz, kiedy drzwi stay otworem, wszyscy trzej si zawahali. Wreszcie Verily Cooper wszed do celi, a za nim sdzia. Marty si zatrzyma.

- Co dziwnego jest w tym pugu - powiedzia.

- Nie macie si czym martwi - zapewni Alvin.

- Zdenerwowa si pan, bo drzwi otworzyy si tak atwo - stwierdzi sdzia. - Niech pan wchodzi, panie Laws.

- Patrzcie - szepn Marty. - On dry.

- Przecie mówiem - przypomnia Alvin. - Jest ywy.

Verily uklkn i wycign rk. Cho nikt go jeszcze nie dotkn, pug ruszy ku niemu, cignc za sob worek.

Marty krzykn i odwróci si, przyciskajc czoo do ciany korytarza.

- Niewiele bdzie pan móg zawiadczy, stojc plecami do puga - zauway sdzia.

Pug przysun si do Verily'ego. Adwokat pooy na nim do. Pug obróci si wolno, jeszcze raz, i znowu, dookoa, gadko jak ywiarz na lodzie.

- On yje - oznajmi Verily.

- W pewnym sensie - potwierdzi Alvin. - Ma wasny rozum, e tak powiem. Znaczy, nie poskromiem go ani nic takiego.

- Mog go podnie?

- Nie wiem. Nikt oprócz mnie nigdy nie próbowa.

- Byoby lepiej - owiadczy sdzia - gdybymy mogli go potrzyma i oceni, czy way jak zoto, czy moe jaki lejszy stop.

- To najczystsze zoto, jakie widzielicie - zapewni Alvin. - Ale podnocie, jeli zdoacie.

Verily przykucn, wsun donie pod pug i podniós go. Wida byo, e pug dry.

- Chce si obraca - oznajmi Verily.

- To pug. Pewno szuka dobrej ziemi.

- Chyba nie chce pan nim ora? - zdziwi si sdzia.

- Po co bym go robi, jeli nie dla orki? Wiecie, gdyby to mia by dzbanek, to chyba ksztat ma niewaciwy.

- Moe mi go pan poda?

- Oczywicie - zgodzi si Verily.

Podszed i przytrzyma pug, a sdzia chwyci go w rce. Wtedy Verily puci.

Pug natychmiast zacz si szarpa. Zanim sdzia zdy go upuci, Alvin opar do na zotej powierzchni i pug znieruchomia.

- Dlaczego nie zachowywa si tak u pana Coopera? - zapyta sdzia nieco drcym gosem.

- On chyba wie, e Verily Cooper jest moim obroc - wyjani z umiechem Alvin.

- A ja jestem bezstronny... Moe pan Laws susznie nie chce go dotyka.

- Ale przecie musi - wtrci Verily. - Przede wszystkim on musi oceni pug, a potem zapewni pana Webstera i Makepeace'a Smitha, e to prawdziwy pug, zoty pug, i e w celi jest bezpieczny.

Sdzia wrczy pug Alvinowi, po czym wyszed z celi i pooy Marty'emu do na ramieniu.

- No dalej, panie Laws. Miaem go w rku. Troch si szarpie, ale na pewno nic panu nie zrobi.

Laws pokrci gow.

- Marty - odezwa si Alvin. - Nie wiem, czego si boisz, ale obiecuj, e ani pug nie zrobi ci krzywdy, ani ty nie skrzywdzisz puga.

Marty obejrza si.

- By taki jasny - szepn. - Olepi mnie.

- To tylko promie soca - zapewni sdzia.

- Wcale nie - upiera si Marty. - Nie, panie sdzio. By jasny. Jania gdzie z gbi siebie. Byszcza na mnie. Czuem to.

Sdzia obejrza si na Alvina.

- Nie wiem - zapewni Alvin. - W kocu nie pokazuj go tak czsto.

- Ja wiem, o czym on mówi - oznajmi Verily. - Nie widziaem go a tak jaskrawym. Czuem tylko ciepo. Kiedy Alvin otworzy worek, w caej celi zrobio si cieplej. Ale to nic gronego, panie Laws. Prosz... Potrzymam go panu.

- I ja - doda sdzia.

Alvin poda im pug.

Marty odwróci si troch, eby widzie, co robi. Dwaj pozostali wiadkowie chwycili pug. Dopiero wtedy zbliy si i ostronie dotkn palcami zotego lemiesza. Poci si straszliwie i Alvinowi byo go al, ale zupenie nie rozumia, co przeywa ten czowiek. Jemu pug zawsze wydawa si agodny i przyjazny. Jaki jest dla Marty'ego?

Kiedy pug go nie zrani, Marty nabra odwagi i chwyci mocniej, eby poczu jego ciar. Wci jednak mruy powieki i odwraca gow, jakby chcia chroni jedno oko na wypadek, gdyby drugie zostao olepione.

- Chyba sam go utrzymam - powiedzia.

- Niech pan Smith pooy na nim rk, eby si nie wyrwa - poradzi sdzia.

Alvin zostawi wic rk na lemieszu, a dwaj pozostali odstpili. Marty trzyma pug sam.

- Chyba way jak ze zota - stwierdzi.

Alvin chwyci pug od dou.

- Trzymam go, Marty - powiedzia.

Marty puci - z wahaniem, jak wydao si Alvinowi.

- Teraz chyba widzicie, panowie, dlaczego nie pokazuj go wszystkim.

- Nie chc nawet myle, jak bym wyglda, gdybym go sobie upuci na nog - mrukn sdzia.

- Lduje delikatnie - zapewni Alvin.

- Naprawd jest ywy - powiedzia cicho Verily.

- Dzielny z pana czowiek - pochwali Alvina sdzia. - Paski obroca nie ustpi ani na krok, dajc przesuchania w sprawie ekstradycji jeszcze przed wyborem przysigych w procesie o kradzie.

Alvin zerkn na Verily'ego.

- Myl, e mój obroca wie, co robi.

- Powiedziaem - zacz wyjania Verily - e zamierzam oprze obron na wykazaniu, i Odszukiwacz nie wypenia swych legalnych obowizków, poniewa na podstawie posiadanego skarbczyka w aden sposób nie móg zidentyfikowa Arthura Stuarta.

Alvin wiedzia, e to raczej pytanie ni stwierdzenie.

- Przeszli tamtej nocy tu obok Arthura Stuarta.

- Zamierzamy sprowadzi z Wheelwright kilku Odszukiwaczy i sprawdzi, czy zdoaj wskaza Arthura Stuarta w grupie chopców w zblionym wieku. Oczywicie, zasonimy im twarze i donie.

- Dopilnujcie - poradzi Alvin - eby doczy tam paru chopców Mocka Berry'ego, razem z biaymi dzieciakami. Myl, e ci, co cae ycie szukaj Czarnych, potrafi jako ich rozpozna, nawet w rkawiczkach i workach na gowach.

- Mock Berry? - zapyta sdzia.

- To Czarny - wyjani Marty Laws. - Ale wolny Czarny. On i jego ona, Anga, chowaj ca gromad w chacie w lesie, niedaleko zajazdu.

- Owszem, to dobry pomys, eby doczy czarnych chopców - zgodzi si sdzia. - Moe wymyl jeszcze co, co zapewni, e próba bdzie uczciwa. - Wycign do do puga, który wci spoczywa na rkach Alvina. - Pozwoli pan jeszcze raz go dotkn?

Dotkn; pug zadra pod jego doni.

- Jeli przysigli uznaj, e to istotnie zoto Makepeace'a Smitha, ciekawe, jak go zabierze do domu.

- Panie sdzio... - zaprotestowa Marty Laws.

Sdzia spojrza gronie.

- Niech pan nawet nie próbuje sobie wyobraa, e prowadzc ten proces, nie bd cakowicie bezstronny i obiektywny.

Marty pokrci gow i uniós rce, jakby odpycha sam myl o stronniczoci.

- Poza tym - doda sdzia - pan równie widzia to, co widzia. Przekae pan teraz spraw panu Websterowi, kiedy sam pan by wiadkiem, jak pug rusza si i byszczy?

Marty pokrci gow.

- Sd ma zdecydowa, czy Alvin Smith wykona pug ze zota bdcego wasnoci Makepeace'a. Jaki jest ten pug, jakie ma wasnoci to, moim zdaniem, kwestia cakiem nieistotna.

- Otó to - przytakn sdzia. - W tej chwili mielimy tylko ustali, e on istnieje, e jest zoty i e powinien pozosta pod opiek Alvina, dopóki Alvin pozostaje pod opiek szeryfa. Myl, panowie, e ustalilimy te trzy fakty w sposób satysfakcjonujcy nas wszystkich. Mam racj?

- Tak jest - potwierdzi Marty.

Verily umiechn si.

Alvin schowa pug do worka.

Kiedy wyszli z celi, sdzia starannie zamkn drzwi; szczkn zamek. Sdzia spróbowa je otworzy, ale bez skutku.

- Ciesz si, e areszt jest zabezpieczony - rzek.

Nie umiechn si przy tym. Nie musia.

Po Doggly wychodzi z siebie z ciekawoci, kiedy wyszli z aresztu do jego biura. W jednej chwili stan przed cel i spojrza przez kraty w nadziei, e dostrzee bysk zota.

- Przykro mi, szeryfie - powiedzia Alvin. - Wszystko ju sprztnite.

- Psujesz innym zabaw, Alvinie. Nie mógby zostawi tego worka troszk rozchylonego?

- Nie bd protestowa, jeli zostaniecie jednym z omiu. Zobaczymy, co si stanie.

- Niezy pomys - przyzna Doggly. - I dziki, e nie bdziesz protestowa. Ale raczej nie. Lepiej wybra omiu zwyczajnych obywateli, zamiast funkcjonariuszy publicznych. Tyle e wiesz, jestem ciekawy. Przez cae ycie nie widziaem tyle zota. Chciabym kiedy opowiedzie o nim wnukom.

- Ja te bym chcia - zgodzi si Alvin. - Szeryfie, Peggy Larner pewnie ju sobie posza, co?

- Przykro mi, Al. Posza. Chyba do domu, przywita si z ojcem.

- Pewno tak. Niewane.

* * *

Arthur Stuart nigdy nie nazwaby siebie szpiegiem. Ale to przecie nie jego wina, e by niski. Ani e skór mia ciemn, a jako niemiay chopiec, zwykle stawa w cieniu i by bardzo, bardzo spokojny, wic ludzie go nie zauwaali. Nie wiedzia, e fragmenty zielonej pieni, pozostaej po wdrówkach z Alvinem, wci graj mu w gbi duszy, wic krok mia niezwykle cichy, gazki odchylay mu si z drogi, a deski rzadko skrzypiay pod jego ciarem.

Ale kiedy przyszed odwiedzi dom Vilate Franker, no có, to nie by przypadek, e go nie zobaczya. Specjalnie nie wchodzi na ganek budynku poczty, wic nie móg te otworzy frontowych drzwi, w wyniku czego dzwonek nie zadzwoni. A kiedy obszed dom dookoa, nie zastuka do tylnych drzwi ani nie poprosi o pozwolenie, eby si wspi na beczk deszczówki, wychyli i przez okno zajrze do kuchni, gdzie imbryk bulgota na piecu, a Vilate popijaa herbat i prowadzia oywion rozmow z...

Z salamandr.

Nie jaszczurk - nawet z okna Arthur Stuart widzia, e zwierzak nie ma usek. Zreszt nie trzeba geniuszu, eby na pi kroków odróni jaszczurk od salamandry. Arthur Stuart by chopcem, a chopcy zwykle wiedz takie rzeczy. Co wicej, Arthur Stuart by chopcem samotnym i ciekawym wiata, a take umia postpowa ze zwierztami. Cho wic inny chopiec mógby si pomyli, Arthur Stuart na pewno nie. To salamandra.

Vilate mówia co, potem popijaa herbat, od czasu do czasu zerkaa nad brzegiem filianki, kiwaa gow i mruczaa co jakby "Mhm", "Wiem dobrze" albo "Czy to nie straszne?", jakby salamandra jej odpowiadaa.

Ale salamandra nic nie mówia. Nawet na ni nie patrzya. Co prawda zwykle trudno powiedzie, gdzie patrzy salamandra, bo kiedy jedno oko spoglda tam, drugie moe zerka tutaj, wic jak mona zgadn? Mimo to Arthur by prawie pewien, e salamandra patrzy na niego. Wiedziaa, e stoi za oknem. Ale nie przestraszya si ani nic, wic Arthur dalej obserwowa i sucha.

- Mczyzna nie powinien igra z uczuciami damy - mówia Vilate. - Kiedy ju tak postpi, dama ma prawo broni si najlepiej, jak potrafi.

yk herbaty. Skinicie gow.

- Och, wiem. A najgorsze, e ludzie zaczn le o mnie myle. Ale wszyscy przecie wiedz, e Alvin Smith ma tajemn moc. Oczywicie, nie mogam si powstrzyma.

Znów yk herbaty. I nagle zy pocieky jej z oczu.

- Moja droga, moja kochana, moja jedyna zaufana przyjacióko, jak ja mog zrobi co takiego? Naprawd obchodzi mnie ten chopiec. Naprawd mi na nim zaley. Dlaczego, dlaczego nie móg mnie pokocha? Dlaczego musia mnie odepchn i zmusi do takiego czynu?

I tak dalej. Arthur nie by gupi. Od razu zrozumia, e Vilate Franker planuje jakie diabelstwo przeciwko Alvinowi. Mia nadziej, e wspomni, o co chodzi. Chocia chyba nie, bo mówia tylko, jak jej z tym le, jak nie chce tego robi, ale dama ma prawo broni swego honoru, nawet jeli jej postpowanie wywoa wraenie, e wcale nie ma honoru, ale wanie dlatego dobrze jest mie tak dobr, szczer, cudown przyjaciók.

Ach, jak rzsiste pyny zy! Ach, jak aonie wzdychaa Vilate! Ach, ile herbaty wypia! A Arthur Stuart wci sucha i obserwowa.

To dziwne, ale kiedy tylko przestawaa paka, jej twarz bya czysta. Ani wilgotnych ladów, ani zaczerwienionych oczu. adnego znaku, e uronia cho jedn z.

W kocu herbata odniosa skutek. Vilate odsuna krzeso i wstaa. Arthur wiedzia, gdzie jest wygódka; natychmiast zeskoczy z kadzi, obieg dom i stan przed frontowymi drzwiami, zanim jeszcze otworzyy si kuchenne. Wiedzc, e Vilate nie usyszy dzwonka, wszed do biura poczty, przelaz przez lad i ruszy do kuchni. Salamanadra zlizywaa krople herbaty, które wylay si z talerzyka. Kiedy wszed Arthur, podniosa gow. Potem zacza biega, krelc na blacie figur. Trójkt. I drugi, przecinajcy ten pierwszy.

Heks.

Arthur podszed do krzesa Vilate. Stojc, mia gow mniej wicej na tej samej wysokoci, co ona siedzc. Kiedy pochyli si nad krzesem, salamadra ulega przemianie.

Nie, waciwie nie. Raczej cakiem znikna. Pojawia si za to kobieta, siedzca na krzele naprzeciwko.

- Zy z ciebie chopak - powiedziaa, umiechajc si smutnie.

Arthur prawie nie zwróci uwagi na to, co mówi. Poniewa j zna: to bya stara Peg Guester. Kobieta, któr nazywa mam. Kobieta pogrzebana pod kamiennym nagrobkiem na wzgórzu za zajazdem, niedaleko jego prawdziwej matki, zbiegej niewolnicy, której nigdy nie pozna. Tam bya stara Peg.

To tutaj to nie ona. To salamandra.

- Wyobraasz sobie róne rzeczy, paskudny chopaku. Zmylasz historie.

Peg nazywaa go czasem "paskudnym", ale to byy tylko arty... Zwykle wtedy, kiedy opowiada, co powiedzia kto inny. miaa si, mówia, e jest paskudny, a potem ciskaa go i upominaa, eby tej uwagi nikomu nie powtarza.

Ale ta kobieta, ta faszywa Peg, nie artowaa. Naprawd uwaaa go za paskudnego.

Odsun si od krzesa; salamandra wrócia na stó, a Peg znikna. Arthur przyklkn obok stou, by spojrze salamandrze prosto w oczy. Ona te patrzya.

Dawniej caymi godzinami bawi si tak ze zwierztami w lesie. Kiedy by bardzo may, nawet je rozumia. Potem pamita ich historie. Ale ta zdolno stopniowo zanikaa i teraz zdarzay si tylko krótkie przebyski zrozumienia. Z drugiej strony nie spdza ju tyle czasu w towarzystwie zwierzt. Moe gdyby si bardzo postara...

- Nie zapominaj o mnie, salamandro - szepn. - Chc pozna twoj histori. Chc wiedzie, kto ci nauczy rysowa heksy na stole.

Wycign rk i bardzo ostronie dotkn palcem jej gowy. Nie ucieka, nie ruszya si nawet. Tylko patrzya.

- Co robisz w domu? Nie podoba ci si tutaj. Chcesz by na dworze. Blisko wody. W bocie. W liciach. Z muchami.

Kiedy tak wanie szepta do zwierzt, podpowiadajc im róne rzeczy.

- Jeli chcesz, mog ci zanie do bota. Chod ze mn, jeli chcesz. Chod, jeli moesz.

Salamandra uniosa przedni nog i opucia j - o krok bliej Arthura.

Mia wraenie, e wyczuwa w niej gód, tsknot za jedzeniem, ale bardziej... za wolnoci. Salamandrze nie podobao si, e jest winiem.

Otworzyy si drzwi.

- Ale to Arthur Stuart! - zawoaa Vilate Franker. - Nie wiedziaam, e mnie odwiedzisz.

Arthur mia do rozsdku, by nie poderwa si na nogi, jakby robi co zego.

- Czy s jakie listy do Alvina? - zapyta.

- Ani jednego.

Nie wspomnia o salamandrze i chyba susznie, bo Vilate nawet na ni nie spojrzaa. A przecie dama zaskoczona z yw salamandr - z martw zreszt te - powinna chyba jako to wytumaczy.

- Napijesz si herbaty? - spytaa.

- Musz ju i.

- Wic nastpnym razem. Przeka pozdrowienia Alvinowi. - Umiechaa si sodko i piknie.

Arthur wycign rk i na jej oczach pogadzi salamandr po grzbiecie. Vilate nie zauwaya. A przynajmniej nie daa tego po sobie pozna.

Cofn si, wyszed, przeskoczy lad i wybieg z budynku. Za sob usysza jeszcze dzwonek nad drzwiami.

Jeli salamandra jest winiem, to kto j pojma? Nie Vilate - salamandra krelia heksy, eby Vilate daa si oszuka i widziaa kogo innego. Arthur by te gotów si zaoy, e tym kim nie jest stara Peg Guester. Ale salamandra nie oszukiwaa Vilate z wasnej woli, poniewa sama chciaa tylko sta si znowu zwyczajn salamandr.

Arthur musia opowiedzie o tym Alvinowi, to pewne. Vilate zamierzaa wyrzdzi mu co zego, a salamandra ciekami swego biegu rysujca heksy na kuchennym stole miaa jaki zwizek z jej planem.

Czy Vilate moga by tak lepa, e nie widziaa, jak dotykam jej salamandry? Dlaczego si nie zezocia, kiedy wracajc z wygódki, zastaa mnie w kuchni?

Moe chciaa, ebym zobaczy salamandr? A moe chcia kto inny?

Chcia, ebym zobaczy mam.

Przez chwil Arthur Stuart nie panowa nad sob; niemal si rozpaka, mylc o mamie, o tym, jak siedziaa naprzeciw niego przy stole.

Nie bya prawdziwa, powtarza sobie. To oszustwo. Fasz. Sztuczka. Ktokolwiek to sprawi, by kamc, i to zoliwym kamc. Paskudny chopak, akurat. Zy chopak... Wcale nie by zy, by dobry, a prawdziwa Peg Guester to wiedziaa. Nie powiedziaaby mu czego takiego. Prawdziwa Peg Guester by go przytulia i szepna: "Mój dobry, mój kochany synek".

Szed przed siebie zakurzon ulic w Hatrack River. zy mu obeschy, a smutek odpyn, zastpiony innym uczuciem. Arthur Stuart by wcieky. Ten kto nie mia prawa pokazywa mu mamy. Nie mia prawa. Kimkolwiek jeste, nienawidz ci za to, e pokazae mi mam, która tak do mnie mówia.

Wbieg schodami do budynku sdu. Jedyn zalet tego, e Alvin siedzi w wizieniu, byo to, e zawsze wiedzia, gdzie go szuka.

* * *

Napoleonowi trudno byo uwierzy, e tak niewiele brakowao, by zabi tego amerykaskiego chopaka, Calvina. Trudno uwierzy, jaki by przeraony, kiedy pierwszy raz przekona si o jego mocy. Przez kilka dni kaza go pilnie obserwowa; nie móg zasn ze strachu, e Calvin co mu zrobi. Na przykad amputuje nogi. To by byo lekarstwo na artretyzm! Co takiego przyszo mu do gowy, poniewa wiele razy, trawiony bólem, marzy, by w bitwie pocisk armatni urwa mu nog. Lepiej kutyka o kulach, ni tak cierpie. A chopiec przyniós ulg... Nie lekarstwo, ale ukojenie bólu.

W zamian za to Napoleon pozwala mu sob manipulowa. Wiedzia, kto tu naprawd jest panem i tym kim nie by ambitny, naiwny amerykaski chopak. Myla, e jest sprytny, wydzielajc dzienn ulg w zamian za kolejn lekcj rzdzenia ludmi. Czy naprawd wyobraa sobie, e Napoleon nauczy go czego, co da mu przewag? Wrcz przeciwnie; z kad godzin, z kadym dniem umacniaa si i pogbiaa wadza Napoleona nad tym chopcem, który móg si przecie okaza nie do opanowania.

Oni nigdy tego nie rozumieli; aden z nich. Wierzyli, e su Napoleonowi z mioci i podziwu, czasem z zachannoci i egoizmu albo ze strachu i ostronoci. Niezalenie od motywu, Napoleon wzmacnia go i ujarzmia. Niektórych pcha wstyd lub poczucie winy, innych ambicja czy dza, niektórych nawet nadmierna pobono - gdy w miar potrzeby Napoleon umia przekona zgodnia duchowej strawy duszyczk, e jest wybranyJn sug boym na ziemi. To nietrudne. Nic nie jest trudne, jeli rozumie si ludzi tak dobrze jak Napoleon. Wyczuwa ich pragnienia jak pot, jak zapach atlety po walce albo onierza po bitwie, jak zapach kobiety. Nie musia si nawet zastanawia, wypowiada tylko waciwe sowa, te wanie, które powinni usysze, by sta si jego sugami.

A w tych rzadkich przypadkach, kiedy kto okazywa si niewraliwy na jego sowa, kiedy mia jaki ochronny amulet czy heks, za kadym razem chytrzejszy ni poprzedni, to có, od tego wanie byy strae. Po to istniaa gilotyna. Ludzie wiedzieli, e Napoleon nie jest czowiekiem okrutnym i niewielu spotyka kara pod jego panowaniem. Rozumieli, e jeli posya kogo na gilotyn, to dlatego e wiat stanie si lepszy, kiedy te konkretne usta oddziel si od tych puc, kiedy rce poegnaj si z gow.

Calvin? Owszem, chopak móg by grony. Mia moc uratowania si spod gilotyny, powstrzymania ostrza przed uderzeniem w szyj. Mógby obroni si przed wszystkim, co by nie zaskoczyo go zupenie. Jak cesarz zdoaby go pokona? Moe odrobin opium dla otpienia zmysów; musia przecie kiedy spa. Ale to niewane. Jego mier okazaa si zbdna. Wystarczyo troch bada, troch cierpliwoci i ju nalea do Napoleona.

Nie jako suga; nie, na to Amerykanin by za sprytny. Pilnowa si, czujny na kad prób przemienienia go w niewolnika, jednego z tych, co wodzili za cesarzem zachwyconymi oczami. Od czasu do czasu Napoleon rzuca jak uwag, rodzaj finty, by Calvin wierzy, e odbija najlepsze pchnicia wadcy. Ale w rzeczywistoci Napoleon nie potrzebowa jego lojalnoci. Jedynie zdolnoci kojenia bólu.

Tego chopca trawia zazdro. Kto by si domyli? Caa ta jego wrodzona moc, takie dary od Boga, Natury czy skd tam jeszcze, a on marnowa je z powodu zazdroci wobec swojego starszego brata Alvina. No có, Napoleon nie zamierza tumaczy, e Calvin powinien walczy z tym uczuciem. Wrcz przeciwnie: podsyca je subtelnie. Od czasu do czasu pyta, jak Alvin daby sobie rad z tym czy tamtym; wygasza uwagi, jak to ciko wytrzyma z modszymi brami, którzy zwyczajnie nie potrafi czowiekowi dorówna. Wiedzia, jak to zaboli, bdzie drani dusz Calvina jak robak, bdzie dryo chopca, pozbawi go rozsdku... Mam ci, mam ci... Patrz za ocean, wypatruj swojego brata; moge rzuci mi wyzwanie tutaj, moge walczy o imperium, o poow wiata, ale potrafisz myle tylko o jakim niewanym czowieczku, ubranym w samodzia czy skóry, który umie goymi rkami wygadza kamie i uzdrawia chorych.

Uzdrawia chorych... W tej chwili Napoleon nad tym wanie pracowa. Dobrze wiedzia, e Calvin umylnie go nie wyleczy; wiedzia te, e jeli tylko Calvin zorientuje si w jego wadzy nad sob, ucieknie i pozostawi go z artretyzmem. Utrzymywa wic delikatn równowag: drani, poniewa jego brat umia leczy, on za nie, a równoczenie przekonywa, e nauczy si ju wszystkiego, co cesarz mia do pokazania, i jest ju tylko kwesti praktyki, by by równie skuteczny w kierowaniu ludmi.

Jeli wszystko pójdzie dobrze, chopiec - pewien, e wycisn ju z Napoleona ostatni kropl wiedzy - w kocu zechce pokaza, e dorównuje bratu. Wyleczy cesarza, po czym natychmiast opuci dwór i odpynie do Ameryki, by rzuci bratu wyzwanie, by spróbowa - wykorzystujc nauki Napoleona - zyska nad nim wadz.

Oczywicie, kiedy tam dotrze i nic, czego si nauczy, nie poskutkuje, wróci dny zemsty. Ale Napoleon naprawd go uczy. Dosy, by rozgrywa saboci ludzi sabych, lki ludzi lkliwych, ambicje ludzi dumnych, ignorancj ludzi gupich. Calvin nie zauway jednak, e Napoleon nie demonstruje mu naprawd trudnej sztuki: jak obróci cnoty dobrych ludzi przeciwko nim.

A najzabawniejsze, e Calvina otaczali wanie ci najlepsi, najtrudniejsi, jakich Napoleon opanowa. Na przykad markiz de La Fayette - by sucym, który kpa Calvina, tak samo jak kpa cesarza. Calvinowi nie przyszo do gowy, e Napoleon trzyma przy sobie najgroniejszych wrogów, nie dostrzegajcych nawet, jak bardzo ich ponia. Gdyby zrozumia, pojby, na czym polega prawdziwa moc. Ludzie li, ludzie sabi, ludzie lkliwi - tymi atwo jest manipulowa. Dopiero kiedy ludzie dobrzy znaleli si w jego wadzy, Napoleon odway si sign po tron, strci króla i zaj jego miejsce, zdoby Europ i narzuci pokój walczcym narodom.

Calvin nigdy si w tym nie zorientuje, poniewa sam jest czowiekiem ambitnym i lkliwym; nie pojmuje, e inni mog by nieustraszeni i wielkoduszni. Nic dziwnego, e tak bardzo nie znosi swojego brata! Z tego, co o nim mówi, Napoleon wnioskowa, e Alvin byby naprawd trudnym przypadkiem. Sama wiedza o jego istnieniu wystarczya, by odoy plan uformowania w Kanadzie armii zdolnej do podbicia trzech angielskojzycznych narodów Ameryki. Nie warto robi czego, co sprawi, e Alvin zwróci wzrok na wschód. Do takiej konfrontacji Napoleon wola nie przystpowa.

Zamiast tego wyle tam Calvina, zbrojnego w sztuk zdrady, oszustwa, korupcji i manipulacji. Nie zapanuje nad Alvinem, oczywicie, ale z pewnoci potrafi go oszuka. Napoleon dobrze wiedzia, e tak jak li, sabi i lkliwi dopatruj si w dziaaniach innych wasnych niskich motywów, tak ludzie szlachetni spodziewaj si u innych najszlachetniejszych zamiarów. Wanie dlatego tak wielu potwornych kamców potrafi nabiera niewinnych. Gdyby dobrzy nie ufali tak bardzo zym, rodzaj ludzki wymarby ju dawno: kobiety nie dopuciyby blisko siebie wikszoci mczyzn.

Niech bracia rozstrzygn to midzy sob, myla Napoleon. Jeli ktokolwiek potrafi usun grob Alvina Smitha, to tylko jego wasny brat, który zdoa si do niego zbliy - nie ja z moimi armiami, z ca moj sztuk. Niech walcz.

Ale najpierw niech modszy wyleczy moj nog.

- Drogi Leonie, nie moesz tak zasypia odkryty.

To La Fayette zajrza do niego przed snem. Napoleon pozwoli mu okry si kodr. Noc bya chodna; dobrze jest wiedzie, e mona liczy na tak czu trosk wiernego czowieka, odpowiedzialnego, twórczego i godnego zaufania. Mam w rkach najlepszych z ludzi, a pod butem najgorszych z nich. To wynik duo lepszy od boskiego. Najwyraniej staruszek wybra niewaciwego syna jako swojego nastpc. Gdybym to ja by w Jerozolimie zamiast tego nudziarza Jezusa, na pewno nie pozwolibym si ukrzyowa. Szybko zdobybym wadz w Rzymie, a moj doktryn wyznawaby cay wiat.

Moe tym wanie jest Alvin - drug prób Boga? No có, Napoleon nie zamierza mu pomaga. Napoleon pole do niego Judasza.

- Potrzebujesz snu, Leonie - owiadczy La Fayette.

- Myl o tylu sprawach...

- O szczliwych sprawach, mam nadziej.

- Istotnie szczliwych.

- Nie czujesz bólu w nodze? Dobrze, e jest tutaj ten chopiec z Ameryki. Ratuje ci przed tym strasznym cierpieniem.

- Wiem, e kiedy cierpi, trudno ze mn wytrzyma.

- Ale skd! By przy tobie to jedynie rado.

- Czy nigdy nie tsknisz, markizie? Za armiami, za wadz? Za rzdami, polityk, intrygami?

- Och, Leonie! Jak mógbym za tym tskni? Przeywam to wszystko za twoim porednictwem. Obserwuj twoje czyny i zachwycam si. Ja sam nigdy bym sobie nie poradzi tak znakomicie. Przy tobie codziennie jestem w szkole; jeste wspaniaym mistrzem.

- Kim jestem?!

- Mistrzem. Mistrzem nas wszystkich, mój drogi Leonie. Jake susznie nazwali twój ród na Korsyce: Buona Parte, dobre role. Istotnie, jeste lwem dobrych ról.

- Jake mio usysze to od ciebie, markizie. Dobrej nocy.

- Niech Bóg ci bogosawi.

wieca odpyna z komnaty, a powrócio blade wiato ksiyca lnicego za firankami.

Wiem, e mnie obserwujesz, Calvinie. Wysyasz swój przenikacz, jak go malowniczo nazwae, w moje nogi, aby znale przyczyn artretyzmu. Postaraj si. W tym jednym dorównaj swemu bratu, ebym móg pozby si ciebie i bólu jednoczenie.

* * *

Verily pozna w yciu wielu zepsutych ludzi. Od czasu do czasu proponowali mu wielkie sumy za to, by ich broni. Ale jego sumienie nie byo na sprzeda. Dobrze zapamita jednego, który - sdzc, e jego podwadni nie wyjanili dokadnie, o jak wielk sum chodzi - odwiedzi Verily'ego osobicie. Kiedy wreszcie zrozumia, e problem nie polega na wysokoci honorarium, wydawa si uraony.

- Niech mi pan powie, panie Cooper, w czym moje pienidze gorsze s od innych?

- Nie chodzi o paskie pienidze, drogi panie - odpar wtedy Verily.

- O co wic? Dlaczego pan odmawia?

- Bo cigle myl, co by si stao, gdybym w wyniku strasznej pomyki sprawiedliwoci jednak wygra.

Czowiek ów, rozwcieczony, rzuci na poegnanie kilka grób i wyszed. Verily nie wiedzia, czy to on, czy kto inny nasa na niego zabójc. Zobaczy w ciemnoci ostrze i mciwy umiech mordercy - najwyraniej zbir wybra sobie zawód pozwalajcy zaspokoi wasne zamiowania. Verily sprawi, e ostrze odpado od rkojeci i roztrzaskao si u stóp napastnika, który nie móg by chyba bardziej zawiedziony, nawet gdyby Verily zrobi z niego eunucha.

Ludzie zepsuci mieli jedn wspóln cech: okazywali wielki szacunek dla cnoty i próbowali przebiera si w jej kostium. Hipokryzja, mimo swej fatalnej reputacji, zdradzaa jednak powaanie dla dobroci.

Ci Odszukiwacze jednak nie byli dostatecznie szlachetni, by okazywa hipokryzj. Nie wznieli si ponad poziom gadów czy rekinów, nie byli wic wiadomi, jak s godni pogardy, i nie starali si tego ukrywa. Czowiek mia niemal ochot podziwia ich bezczelno - dopóki nie przypomnia sobie tego lekcewaenia przyzwoitoci, niezbdnego, by w zamian za brudne pienidze powica ycie ciganiu najbardziej bezbronnych ludzkich istot, yjcych w okowach, w niewoli i w rozpaczy.

Verily zauway z zadowoleniem, e Daniel Webster czuje do nich niech prawie równie wielk. Prawnik z Nowej Anglii nie zniy si do podania im rki - kiedy wchodzili, starannie przeglda papiery. Nie stara si nawet zapamita ich nazwisk; kiedy ustali, e caa wezwana grupa zebraa si w sali, zwraca si do nich tylko jako do grupy, adnemu nie patrzc w oczy. Jeli spostrzegli t obojtno, nie komentowali jej i nie okazywali urazy. Moe zawsze tak ich traktowano. Moe ci, którzy wynajmowali ich usugi, zawsze czynili to z niesmakiem, myli rce po przekazaniu im skarbczyka poszukiwanego i jeszcze raz po wypaceniu nalenoci. Czy nie rozumieli, e to morderca jest zbrukany, nie nó?

O dziesitej trzydzieci rano Odszukiwacze, usadzeni przy dugim stole przed sdzi, uznali, e uzyskali wystarczajce informacje ze skarbczyka, nalecego do niejakiego Cavila Plantera z Oily Spring w Kenituck. Skarbczyk, przekazany w depozyt sdziemu, zosta dostarczony przez pana Webstera z domu pana Plantera w Carthage City w stanie Wobbish. Planter próbowa zaznaczy, e w skarbczyku znajduj si cinki wosów i paznokci oraz kawaek zasuszonej skóry pobrane od niejakiego Arthura Stuarta z Hatrack River. Webster jednak upar si, e dokadnie okreli prawn sytuacj: próbki w skarbczyku zostay pobrane od nienazwanego dziecka urodzonego na farmie pana Plantera w Appalachee, przez niewolnic nalec w owym czasie do pana Plantera. Niewolnica ta ucieka wkrótce potem, a Planter nalega, by doda, e ucieka z pomoc diaba, który da jej moc latania, a przynajmniej tak twierdzili niewyksztaceni i zabobonni niewolnicy.

Odszukiwacze byli gotowi. Chopców wprowadzono i ustawiono przed nimi w szeregu. Wszyscy nosili zwyczajne ubrania i mieli mniej wicej podobny wzrost. Rce zasonite im workami zawizanymi powyej okci, gowy zakryto lunymi kapturami z gciej tkanego workowego materiau. Nie pozosta widoczny nawet skrawek skóry; dopilnowano te, by nie byo adnej szczeliny midzy guzikami koszul. Na wszelki wypadek kademu z chopców zawieszono na szyi du kartk z numerem zasaniajc cay przód koszuli.

Verily przyglda si im uwanie. Czy jest jaka rónica midzy czarnymi synami Mocka Berry i biaymi chopcami? Co w ich chodzie, ich postawie? Oczywicie, chopcy rónili si midzy sob - ten udawa obojtno, tamten krci si nerwowo, ale Verily nie potrafi okreli, którzy s biali, a którzy czarni. A ju na pewno nie potrafi zgadn, który z nich jest Arthurem Stuartem, nie nalecym do adnej z dwóch ras. Co jednak nie oznacza, e Odszukiwacze tego nie wiedzieli albo nie mogli si domyli.

Alvin zapewnia jednak, e ich talent na nic si nie przyda, poniewa Arthur nie pasuje ju do skarbczyka. I mia racj: Odszukiwacze byli wyranie zaskoczeni, kiedy wszed ostatni z chopców, a sdzia powiedzia:

- A wic który z nich odpowiada zawartoci skarbczyka? Spodziewali si chyba, e natychmiast rozpoznaj swoj ofiar. Szeptem zaczli si naradza.

- adnych konferencji - ostrzeg sdzia. - Kady musi niezalenie od pozostaych sformuowa swoje wnioski, zapisa na kartce numer chopca, który jego zdaniem odpowiada skarbczykowi, i na tym skoczy.

- Czy jestecie pewni, e kto nie zatrzyma gdzie chopca, o którego chodzi? - zapyta jeden z Odszukiwaczy.

- Pyta mnie pan albo czy jestem skorumpowany, albo czy jestem gupcem. Czy zechce pan sprecyzowa, o które konkretnie oskarenie panu chodzi?

Po tych sowach Odszukiwacze zastanawiali si w milczeniu.

- Dentelmeni - odezwa si sdzia; wymówi to sowo do oschym tonem. - Dostalicie trzy minuty. Mówiono mi, e identyfikacja jest natychmiastowa. Prosz, zapiszcie numer.

Zapisali. Podpisali swoje kartki. Wrczyli je sdziemu.

- Wracajcie na miejsca, a ja oceni wyniki.

Verily musia podziwia absolutny spokój sdziego przegldajcego kartki. Ale niepokoi si. Czy nie dostrzee adnej sugestii wyniku?

- Jestem rozczarowany - oznajmi sdzia. - Oczekiwaem, e wychwalana moc i synna niezawodno Odszukiwaczy da mi jednogon decyzj. Spodziewaem si, e albo zgodnie wskaecie tego samego chopca, albo równie zgodnie stwierdzicie, e chopiec nie znalaz si wród tu obecnych. Tymczasem otrzymaem cakiem róne odpowiedzi. Trzech z was orzeko pod przysig, e aden z chopców nie pasuje do skarbczyka. Ale czterech, znów pod przysig, wskazao rónych chopców. Dokadniej: czterech z was wskazao trzech chopców. Ci dwaj, którzy zgadzaj si ze sob, przypadkiem siedz obok siebie, po mojej prawej stronie. Poniewa tylko wy dwaj zgodnie oskarylicie tego samego chopca, wasze wnioski sprawdzimy na pocztku. Wony, prosz zdj kaptur chopcu numer pi.

Wony wykona polecenie. Chopiec by czarny, ale nie by Arthurem Stuartem.

- Wy dwaj: czy jestecie pewni, czy przysigacie przed Bogiem, e ten wanie chopiec odpowiada zawartoci skarbczyka? Prosz pamita, e stawk jest licencja pozwalajca wam wykonywa zawód w stanie Wobbish. Jeli okae si, e nie jestecie godni zaufania ani uczciwi, nigdy nie uzyskacie pozwolenia, by zabra niewolnika za rzek.

Jednak obaj wiedzieli równie, e jeli si teraz wycofaj, mog by oskareni o krzywoprzysistwo. A chopak by czarny.

- Tak, Wysoki Sdzie, jestem pewien, e to wanie ten chopiec - owiadczy jeden z nich.

Drugi stanowczo kiwn gow.

- A teraz obejrzymy pozostaych dwóch wskazanych chopców. Prosz zdj kaptury numerom jeden i dwa.

Jeden z nich by czarny, a drugi biay. Odszukiwacz, który wskaza biaego chopca, ukry twarz w doniach.

- I znowu pytam: wiedzc, e chodzi o wasze licencje, czy skonni jestecie przysic, e wskazani przez was chopcy dokadnie odpowiadaj zawartoci skarbczyka?

- Nie wiem, po prostu nie wiem - wyjka Odszukiwacz, który wskaza biaego chopca. - Byem pewien, mylaem, e...

- Odpowied jest prosta: czy nadal przysiga pan, e ten chopiec dokadnie odpowiada skarbczykowi, czy te, wskazujc go, skama pan pod przysig?

Odszukiwacze twierdzcy, e skarbczyk do nikogo nie pasuje, teraz umiechali si szeroko. Wyranie wiedzieli, e koledzy kamali, i teraz bawili si ich zakopotaniem.

- Nie kamaem - zapewni Odszukiwacz, który wskaza biaego chopca.

- Ja te nie - zapewni drugi. - I wci uwaam, e miaem racj. Nie wiem, jak tamci mogli si tak pomyli.

- Ale pan? Pan nie uwaa, e ma racj, prawda? Nie sdzi pan, e jakim cudem niewolnicze dziecko stao si biae?

- Nie, panie sdzio. Musiaem si... pomyli.

- Poprosz o pask licencj. Natychmiast.

Zaamany Odszukiwacz wrczy sdziemu skórzan teczk.

Sdzia wyj z niej kartk papieru z urzdow pieczci, zapisa co na marginesie, a potem na odwrocie zoy podpis i przybi wasn piecz.

- Prosz - zwróci si do Odszukiwacza. - Rozumie pan, e gdyby zosta pan schwytany na praktykowaniu odszukiwania niewolników w stanie Hio, zostanie pan aresztowany i osdzony, a wyrok, jaki panu grozi, to dziesi lat wizienia?

- Rozumiem - zapewni poniony Odszukiwacz.

- Wie pan równie, e Hio wi ustawy wzajemne ze stanami Huron, Suskwahenny, Irrakwa, Pensylwania i Nowa Szwecja? A wic ta sama lub podobna kara grozi panu w razie próby wykonywania zawodu w tych stanach?

- Wiem.

- Dzikuj panu za pomoc - zakoczy sdzia. - Niech pan bdzie wdziczny, e okaza si pan jedynie niekompetentny. Gdybym mia przesanki do podejrzenia o krzywoprzysistwo, czekaoby pana wizienie i chosta. Jelibym uzna, e wiadomie i faszywie wskaza pan tego chopca, nie miabym litoci. Moe pan odej.

Pozostali najwyraniej zrozumieli, co chcia przez to powiedzie. Kiedy nieszcznik wyszed, pozostali trzej, którzy kogo wskazali, przygotowali si na to, co ich czeka.

- Szeryfie Doggly! - zawoa sdzia. - Zechce nas pan askawie poinformowa o tosamoci tych dwóch chopców, wskazanych przez trzech z grupy Odszukiwaczy.

- Oczywicie, Wysoki Sdzie. To dwaj synowie Mocka Berry'ego, James i John. Peter jest ju prawie dorosy, a Andrew i Zebedee za mali. To James i John Berry.

- Jest pan tego pewien?

- Przez cae ycie mieszkaj w Hatrack River.

- Czy istnieje moliwo, by który z nich by w rzeczywistoci dzieckiem zbiegej niewolnicy?

- Wykluczone - zapewni Po Doggly. - Przede wszystkim daty nie pasuj. Obaj s za duzi. Chopaki Berrych zawsze byli niscy jak na swój wiek, takie póno kwitnce róe, jeli mnie Wysoki Sd rozumie. Potem nagle strzelaj w gór jak trawa; na przykad Peter jest chyba najwyszy w okolicy. Ale ci dwaj byli ju sprytnymi maluchami, zanim urodzi si ten niewolnik, do którego naley skarbczyk.

Sdzia zwróci si do Odszukiwaczy.

- Co teraz? Zastanawiam si, jakim cudem chcielicie skaza na niewol dwoje wolno urodzonych czarnych dzieci?

Jeden z nich odpowiedzia natychmiast.

- Wysoki Sdzie, protestuj przeciwko caej tej procedurze! Nie po to przyjechalimy, eby stan przed sdem, ale eby wykonywa swój zawód i...

Motek opad z hukiem.

- Przyjechalicie wykonywa swój zawód, to prawda. Wasz zawód czy si z tym, e dokonana przez was identyfikacja jest przez wszystkie sdy i organy wymiaru sprawiedliwoci uznawana za uczciw i dokadn. Kiedy wykonujecie swój zawód, czy tutaj, czy w terenie, stawk s wasze licencje. Wiecie o tym dobrze. A teraz mówcie: czy kamalicie wskazujc tych chopców, czy tylko si pomylilicie?

- A moe zgadywaem? - zasugerowa inny.

Niewiele brakowao, by Verily wybuchn miechem.

- Zgadywanie w tych okolicznociach oznacza kamstwo. Przysiglicie bowiem, e wskazany chopiec odpowiada skarbczykowi, a skoro musielicie zgadywa, to znaczy, e nie odpowiada. Zgadywalicie?

Odszukiwacz zastanowi si.

- Nie, Wysoki Sdzie. Nie kamaem. Widz, e musiaem si pomyli.

Drugi spróbowa innej linii obrony.

- A skd wiadomo, e szeryf nie kamie?

- Poniewa poznaem ju tych chopców - odpar sdzia - rozmawiaem z ich rodzicami i sprawdziem wiadectwa urodzenia w miejskim archiwum. Chcecie zada jeszcze jakie pytania, zanim zdecydujecie, czy wolicie straci licencje, czy by oskareni o krzywoprzysistwo?

Dwaj pozostali szybko si zgodzili, e nastpia pomyka. Sdzia podpisa i opiecztowa uniewanienie ich licencji.

- Moecie panowie odej.

Wyszli.

Verily wsta.

- Wysoki Sdzie, prosz, aby ci modzi ludzie, którzy nie zostali wskazani, mogli ju zdj kaptury. Obawiam si, e jest im duszno.

- Ma pan racj. Wony, rzeczywicie, najwysza pora. Kaptury opady. Wszyscy chopcy odetchnli z ulg. Arthur Stuart umiecha si szeroko.

- Jestecie, panowie, zwizani przysig - zwróci si sdzia do pozostaej trójki Odszukiwaczy. - Czy potwierdzacie, e aden z tych chopców nie odpowiada zawartoci skarbczyka nalecego do pana Cavila Plantera?

Wszyscy trzej potwierdzili.

- Musz pochwali panów za uczciwo przyznania si, e nie znalelicie odpowiednika, gdy inni wyranie ulegli pokusie, by wskaza kogo niezalenie od stanu faktycznego. Uwaam wasz profesj za obrzydliw, ale przynajmniej wasza trójka wykonuje j uczciwie i stosunkowo kompetentnie.

- Dzikuj, Wysoki Sdzie - odpowiedzia jeden z nich; pozostali chyba zrozumieli, e wanie zostali obraeni.

- Poniewa rozprawa ta jest legalnym przesuchaniem zgodnie z Ustaw o zbiegych niewolnikach, wasze podpisy nie s potrzebne. Wolabym jednak, ebycie panowie potwierdzili, e w szczególnoci ten mody czowiek, mieszaniec Arthur Stuart, absolutnie nie odpowiada zawartoci skarbczyka. Czy moecie podpisa takie owiadczenie, bdc zwizani przysig przed Bogiem?

Mogli. Podpisali. Zostali zwolnieni.

- Panie Webster, doprawdy nie mam pojcia, co takiego mógby pan powiedzie, ale e reprezentuje pan w tej sprawie pana Cavila Plantera, musz prosi o owiadczenie, zanim ogosz swoje wnioski.

Webster podniós si z wolna. Verily zastanawia si, co bdzie mia czelno powiedzie wobec takich dowodów - jak jkliw, paczliw skarg czy protest wygosi.

- Wysoki Sdzie - rzek Webster - jest dla mnie oczywiste, e mój klient pad ofiar oszustwa. Nie dzisiaj, Wysoki Sdzie, gdy zastosowana procedura bya bez wtpienia uczciwa. Nie; oszukano go ponad rok temu, kiedy dwaj Odszukiwacze w nadziei na honorarium, na które nie zapracowali, wskazali tego chopca jako wasno pana Plantera, a nastpnie popenili morderstwo i sami zginli, próbujc pojma wolnego czowieka. Mój klient, wierzc w ich uczciwo, stara si naturalnie o gwarantowane mu prawnie zadouczynienie. Teraz jednak, kiedy dowie si, e zosta tak srodze oszukany przez tamtych Odszukiwaczy, bdzie równie wstrznity jak ja w tej chwili, przeraony, e niewiele brakowao do porwania w niewol wolnego dziecka, a co gorsza do uzyskania ekstradycji i kary dla modego czowieka nazwiskiem Alvin Smith, który, jak si teraz okazao, dziaa w dozwolonej obronie wasnej, zabijajc drugiego z tych zowrogich, kamliwych, oszukaczych mczyzn, udajcych Odszukiwaczy.

Webster usiad.

To byo wspaniae przemówienie. Powinien zosta politykiem, myla Verily. Gos Webstera brzmia piknie. Ten gos dodaby szlachetnoci salom kongresu w Filadelfii.

- Waciwie streci pan moje podsumowanie - przyzna sdzia. - Sd orzeka, e Arthur Stuart nie jest wasnoci Cavila Plantera, a zatem Odszukiwacze, próbujcy wywie go do Appalachee, nie dziaali zgodnie z prawem. Tym samym dziaania przeciwko nim, podjte przez Margaret Guester i Alvina Smitha, byy legalne i odpowiednie do okolicznoci. Sd zwalnia Alvina Smitha z wszelkiej odpowiedzialnoci karnej czy cywilnej za mier tych Odszukiwaczy, a take pomiertnie zwalnia od podobnej odpowiedzialnoci Margaret Guester. Zgodnie z postanowieniami Ustawy o zbiegych niewolnikach, w kadych okolicznociach zakazane s wszelkie próby zniewolenia Arthura Stuarta, niezalenie od jakichkolwiek dodatkowych dowodów. Wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji. Podobnie zakazane s wszelkie próby postawienia Alvina Smitha przed sdem pod zarzutami wynikajcymi ze skutków nielegalnej wyprawy podjtej przez faszywych Odszukiwaczy, w tym ich mierci. Ten wyrok równie jest prawomocny i nie podlega apelacji.

Verily z radoci sucha tych sów. Wszystkie przepisy mówice, e tego rodzaju postanowienia s prawomocne i ostateczne, wprowadzono do ustawy, by odebra grupom antyniewolniczym szans przeszkodzenia w schwytaniu zbiegego niewolnika i ukaraniu tych, którzy mu pomagali. Tym razem jednak owa ostateczno zwrócia si przeciwko zwolennikom niewolnictwa. Wasna strzelba wybucha im w doniach.

Wony zdj worki z rk chopców. Sdzia, szeryf, Verily i Marty Laws ucisnli im donie; chopcy - oprócz Arthura Stuarta, naturalnie - dostali po dwa miedziaki za pomoc w dziaaniach sdu. Arthur za to otrzyma co o wiele cenniejszego: kopi wyroku zakazujcego niepokoi go przez kogokolwiek poszukujcego zbiegych niewolników.

Webster serdecznie ucisn Verily'emu rk. - Ciesz si, e sprawy tak si potoczyy - zapewni. - Jak pan wie, w naszym zawodzie musimy czasem reprezentowa klienta w pewnych czynnociach, cho wolelibymy, eby ich nie podejmowa.

Verily milcza - podejrzewa, e w odniesieniu do wikszoci prawników jest to prawda.

- Ciesz si równie, e moja obecno tutaj nie wpdzi nikogo w niewolnictwo ani e paskiego klienta nie czeka ekstradycja pod faszywymi zarzutami.

Tego Verily nie móg ju przemilcze.

- I pewnie byoby panu smutno, gdyby dzisiejsza rozprawa zakoczya si inaczej i ekstradycja jednak dosza do skutku.

- Ale skd. Gdyby Odszukiwacze zidentyfikowali modego pana Stuarta, to sprawiedliwo wymagaaby oskarenia paskiego klienta przed sdem w Kenituck.

- Sprawiedliwo? - Verily nie stara si nawet ukry pogardy w gosie.

- Prawo to sprawiedliwo, drogi przyjacielu - odpar Webster. - Nie znam innej miary dostpnej nam, zwykym miertelnikom. Sprawiedliwo boska lepsza jest od naszej, ale dopóki na awie przysigych nie zasid anioy, sprawiedliwo prawa jest najlepsz, na jak nas sta. Ja, na przykad, jestem zadowolony, e j mamy.

Jeli Verily mógby wczeniej odczuwa choby lad winy w zwizku z faktem, e wedug prawa Arthur Stuart naprawd by niewolnikiem Cavila Plantera, a take - znów wedug prawa - Alvin Smith powinien zosta wydany do Kenituck, teraz nie byo to ju moliwe. Sprawiedliwoci - czy wsko pojmowanej przez Webstera, czy o wiele szerzej przez Verily'ego - stao si zado. Boska sprawiedliwo wymagaa, by Arthur pozosta wolnym czowiekiem, Alvin za nie podlega karze, a zatem wyrok by sprawiedliwy. Ale i poczucie sprawiedliwoci Webstera nie doznao uszczerbku, poniewa litera prawa wymagaa dopasowania skarbczyka do niewolnika; skoro tak si zdarzyo, e pewien Stwórca przemieni Arthura Stuarta i skarbczyk przesta pasowa... Có, wobec prawa nie ma wyjtków. Skoro Webster uzna, e wszystko odbyo si zgodnie z prawem, to i wynik jest sprawiedliwy.

- Ciesz si, e poznaem pask opini w tej kwestii - owiadczy Verily. - Nie mog si doczeka, kiedy w procesie mojego klienta o kradzie da pan pozna, jak bardzo jest oddany sprawiedliwoci.

- Przekona si pan - odpar Webster. - Zoto naley do Makepeace'a Smitha, nie do jego byego ucznia. A zatem sprawiedliwo wymaga, by Makepeace Smith odzyska swoje zoto.

- Walka bdzie twarda, panie Webster - rzek Verily z umiechem.

- Kiedy dwaj olbrzymi spotykaj si w bitwie - odpar Webster - jeden z nich musi upa.

- I wielki haas uczyni...

Webster niemal natychmiast si zorientowa, e Verily pokpiwa z jego zotoustej przemowy. Zamiast jednak okaza uraz, rozemia si gono, wesoo i z sympati.

- Podoba mi si pan, panie Cooper. Ciesz si na to, co wkrótce nastpi.

Verily pozwoli mu mie ostatnie sowo. Ale w mylach odpowiedzia: wcale nie, panie Webster. Wcale to pana nie ucieszy.

* * *

Nikt nie planowa tego spotkania, ale wieczorem zjawili si pod cel Alvina niemal równoczenie, jakby kto ich wezwa. Verily Cooper przyszed omówi sprawy zwizane z wyborem przysigych, a moe te troch si pochwali atwym zwycistwem. Doczy do niego Armor-of-God Weaver, który przywióz listy od rodziny i yczenia od mieszkaców Vigor Kocioa. Arthur Stuart by tam ju, oczywicie, jak prawie kadego wieczoru. Horacy Guester przyniós misk potrawki z zajazdu i dzbanek wieego jabecznika. Sfermentowanego Alvin nie pija, bo to otpiao umys.

Kiedy tylko zasiedli w otwartej celi, otworzyy si drzwi i zastpca wprowadzi Peggy Larner oraz mczyzn, którego nie rozpozna nikt prócz Alvina.

- Mike Fink, niech trupem padn! - powiedzia Alvin.

- A wy jestecie tym chopakiem od kowala, który poama mi nogi i nos. - Mike Fink umiechn si, ale krzywo, i nikt nie wiedzia, czy nie zanosi si na bójk.

- Widz na was sporo nowych blizn, panie Fink - zauway Alvin. - Ale z tego, e stoicie przed nami, wnioskuj, e to lady wygranych walk.

- Wygranych uczciwie i nieatwo - przyzna Fink. - Ale nie zabiem nikogo, kto sam si o to nie prosi, próbujc wbi we mnie nó i inaczej nie mogem mu przeszkodzi.

- Co was sprowadza?

- Mam dug wobec was.

- Nie wiem o adnym dugu.

- Mam dug i chc go spaci.

Jego sowa byy wieloznaczne. Arthur Stuart zauway, e tata Horacy i Armor-of-God szykuj si, by w razie potrzeby powstrzyma rzecznego szczura.

Dopiero Peggy wszystko wyjania.

- Pan Fink przyszed, aby przekaza nam informacj o spisku na ycie Alvina - zakoczya. - I zaproponowa swoje usugi jako stranika. Chce mie pewno, e nie spotka ci nic zego.

- To mio, e chcielicie mnie ostrzec - zapewni Alvin. - Wejdcie i siadajcie. Moecie obok mnie, na pododze, albo na pryczy; jest mocniejsza, ni si wydaje.

- Niewiele mam do opowiedzenia. Panna Larner przekazaa, czego si dowiedziaem: chcieli was zabi w czasie podróy na proces w Kenituck. Ale ludzie, których znam... jeli w ogóle mona ich nazwa ludmi... nie wyjechali std. Syszaem dzisiaj po poudniu, e maj dosta pienidze, niewane, jak ta ekstradycja bdzie rozsunita...

- Rozstrzygnita - podpowiedzia uprzejmie Verily Cooper.

- Rozwinita - poprawi si Fink. - Wszystko jedno. Maj si tym nie przejmowa, bo i tak bd potrzebni. Plan jest taki, e nie wyjedziecie ywi z Hatrack River.

- Co z Arthurem Stuartem? - spyta Alvin.

- Ani sowa. Moim zdaniem diaba ich obchodzi may mieszaniec. To tylko pretekst, eby was zabi.

- Uwaajcie... - zacz agodnie Alvin, chcc przypomnie o obecnoci Peggy, ale Fink nie czeka, a skoczy.

- Prosz o wybaczenie, panno Larner.

- Ale em si zdziwi - rzek zdumiony Alvin. - Mówi jak który z waszych uczniów.

Czyby powiedzia to zoliwie? Odpowied Peggy bya zoliwa z ca pewnoci.

- Wol sucha, jak przeklina, ni jak ty mówisz "em si zdziwi" zamiast "zdziwiem si".

Alvin pochyli si do Mike'a Finka, chocia nie spuszcza wzroku z Peggy.

- Widzicie, panna Larner zna wszystkie sowa i wie, jak powinny wyglda.

Arthur Stuart widzia, e si rozzocia, ale milczaa. Czyby tych dwoje chciao si kóci? I o co? Panna Larner zawsze ich poprawiaa, kiedy uczya Alvina i Arthura, pracujc w Hatrack River.

Jeszcze bardziej zdumiao go, e starsi mczyni - nie Verily, ale Horacy, Armor-of-God, a nawet Mike Fink - tak jakby zerkali na siebie porozumiewawczo i umiechali si lekko, jak gdyby dokadnie wiedzieli, co si dzieje midzy Alvinem i Peggy. Jak gdyby rozumieli to lepiej ni ich dwoje.

Mike Fink odezwa si znowu:

- Wracajc do spraw ycia i mierci, nie gramatyki...

- ...i sprzeczek zakochanych... - mrukn pod nosem Horacy.

- Przykro mi, ale poza tym nic nie wiem o ich planach. Nie jestemy w kocu przyjaciómi. Raczej byliby szczliwi, gdyby mogli dgn mnie w plecy albo nasika mi do butów, zaley, czy w rku mieliby nó, czy... no, czy co innego.

Zerkn na Peggy Larner i zarumieni si. Zarumieni! Zaronita twarz, poharatana i pocita w bójkach, pokrya si rumiecem jak buzia chopca skarconego przez nauczycielk,

I zanim jeszcze ten rumieniec zblad, Alvin chwyci Finka za rk i pocign obok siebie, na podog.

- Wy i ja, Mike, czasem zapominamy, jak gada elegancko przy jednych, a zwyczajnie przy drugich. Ale pomog wam, jeli wy mi pomoecie.

Tymi sowami pozwoli Mike'owi si opanowa. Mówi szczerze i wszyscy rozumieli, e chce pomóc. I Mike Fink rzeczywicie poczu si lepiej.

A kiedy Arthur Stuart patrzy, jak Alvin pomaga Finkowi, przypomnia sobie, jak kiedy pomóg jemu.

- Moe zapiewasz nam t piosenk, Alvinie? Teraz Alvin si zarumieni.

- Wiesz, e aden ze mnie piewak, Arthurze. Raz ci zapiewaem...

- On uoy piosenk - wyjani Arthur Stuart. - O tym, jak siedzi tu zamknity. Razem j wczoraj piewalimy.

Mike Fink pokiwa gow.

- Wychodzi na to, e Stwórca musi co tworzy.

- Nie mam tu nic do roboty, tylko myle albo piewa. Lepiej ty zapiewaj, Arthurze. Masz adny gos.

- Zapiewam, jeli chcesz - zgodzi si chopiec. - Ale to twoja piosenka. Ty j uoye: i sowa, i melodi.

- Ty piewaj - upiera si Alvin. - Nie jestem nawet pewien, czy pamitam wszystkie zwrotki.

Arthur Stuart posusznie wsta i zaczai swym cienkim gosikiem:

Chciaem raz czeladnikiem by,

Krokami zmierzy ziemi.

Lecz potem szybko niczym myl

Rzuciem rodzinne plemi.

Uciekem, co tu kry.

Obejrza si na Alvina.

- I tak musisz ze mn zapiewa refren. Zaczli razem:

Nad gow niebo miast gontów

I stopy biegn zmczone.

Zmierzam do horyzontu, hej!

Zmierzam do horyzontu.

Potem Arthur zacz nastpn zwrotk, ale teraz Alvin take zapiewa, a ich gosy czyy si harmonijnie.

A wycignli mnie z oa

Do celi z grub krat.

W mylach dzi moje podróe

Po wszystkich pieka szlakach.

Gdy Arthur zacz kolejn zwrotk, Alvin nie podj piewu. Patrzy tylko zdziwiony.

Do witu zy sen mi si ni

O ludziach smtnie maych...

- Zaczekaj, Arthurze Stuart - przerwa. - Ta zwrotka nie naley waciwie do piosenki.

- Przecie pasuje, i sam j piewae do tej melodii.

- Ale to gupi sen i nic nie znaczy.

- Mnie si podobao - zapewni Arthur. - Mog zapiewa?

Alvin machn rk, ale by wyranie zakopotany.

Do witu zy sen mi si ni

O ludziach smtnie maych.

W krainie, gdzie dym soce mi,

Gronie pajki ksay;

Za zoty piercie tkwi.

- A có to znaczy? - zdziwi si Armor-of-God.

- Nie wiem - przyzna Alvin. - Zastanawiam si, czy czasem nie trafiam przypadkiem w jaki cudzy sen. Moe ten nalea do kogo za dawnych dni, a moe kogo, kto si jeszcze nie urodzi. Taki bezpaski sen, a ja akurat w niego wpadem.

- Kiedy byem may - wtrci Verily Cooper - chciaem wiedzie, czy ci dziwni ludzie, których spotykam w snach, nie s tak samo rzeczywici jak ja. I czy ja te si im pojawiam we nie.

- Miejmy tylko nadziej, e nie obudz si w nieodpowiedniej chwili - mrukn Mike Fink.

Arthur Stuart odpiewa ostatni zwrotk:

Niesusznie oskaryli mnie,

Niewielu im wierzyo.

Cierpliwie zatem spdzam dnie,

Lecz nogi tu trac si,

I w rodku co si gnie.

- To chyba najsmutniejsza piosenka, jak syszaem - oceni Horacy Guester. - Czy w ogóle zdarzaj ci si tu jakie weselsze myli?

- Refren jest cakiem rany - zauway Arthur Stuart.

- Dzisiaj miaem wesoe myli - odpar Alvin. - Mylaem o czterech Odszukiwaczach traccych licencje, pozwalajce im porywa wolnych ludzi na poudnie i zmienia ich w niewolników. I teraz te jestem wesoy, bo wiem, e najsilniejszy czowiek, z jakim walczyem, postanowi mnie strzec przed niebezpieczestwem. Chocia szeryf moe nie by zadowolony, panie Fink. Uwaa, e nic mi nie grozi, dopóki si mn opiekuje.

- Rzeczywicie nic ci nie grozi - zapewnia Peggy. - Nawet ci zastpcy szeryfa, którzy ci nie lubi, nigdy nie podnios na ciebie rki i nie pozwol, eby co zego ci si stao.

- Czyli nie ma adnego niebezpieczestwa? - upewni si Horacy Guester.

- Jest, i to bardzo powane. Ale nie ze strony zastpców szeryfa, zwaszcza dopóki nie skoczy si rozprawa i Alvin nie zacznie si szykowa do wyjazdu. Wtedy nie wystarczy stranik, nawet chtny, by zgin z nim razem. Tylko podstpem wywieziemy Alvina ywego z miasta.

- Kto powiedzia, e zgin? - zaprotestowa Mike Fink.

Peggy umiechna si blado.

- Przeciwko dowolnym piciu mczyznom wy dwaj poradzilibycie sobie doskonale.

- Czyli bdzie ich wicej ni piciu? - upewni si Alvin.

- Moe by. W tej chwili niczego nie widz wyranie. Wszystko wiruje. Ale niebezpieczestwo jest realne. Nakrelono plany i opacono ludzi. Wiecie sami, e kiedy w gr wchodz pienidze, zabójcy czuj si zobowizani do wypenienia kontraktu.

- Ale chwilowo nie musimy si martwi o ycie nasze i Alvina? - podsumowa Verily Cooper.

- Wystarczy zwyka rozwaga.

- Nie rozumiem, dlaczego w czarach pokadamy ufno - odezwa si Armor-of-God. - Zbawiciel wystarczy nam za obroc.

- Zbawiciel wskrzesi nas kiedy - odpara Peggy. - Ale nie zauwayam, eby chrzecijanie byli mniej martwi od pogan, kiedy koczy si ycie.

- Jedno jest pewne - popar Armora Horacy Guester. - Gdyby nie czary, Alvin nie wpakowaby si w takie kopoty.

- Podobaa si wam piosenka? - zapyta Alvin. - Uwaam, e Arthur Stuart wypiewa j cakiem niczego sobie. Cakiem niele. Zupenie dobrze.

Po kadej poprawce Peggy umiechaa si szerzej.

- Zapiewa adnie - powiedziaa. - Ale kada wersja zdania bya lepsza od poprzedniej.

- Mam jeszcze jedn zwrotk - poinformowa Alvin. - Nie naley waciwie do piosenki z takiego powodu, e to jeszcze nie jest prawda. Moe chcecie posucha?

- Musisz piewa sam - odpar Arthur. - Ja nie znam wicej sów.

Alvin zapiewa:

Dowodów wszelkich byo brak,

Przysigli si sprawili.

Jutro wyruszam znów na szlak.

Huragan dmuchnie mi po chwili,

Zapiewam gono tak:

Nad gow niebo miast gontów...

Wszyscy si miali i yczyli, eby niedugo zapiewa to naprawd. A kiedy wizyta dobiega koca, postanowili, e Armor-of-God z Mike'em Finkiem do obrony wyrusz do Carthage City. Mieli dowiedzie si jak najwicej o ludziach paccych Danielowi Websterowi i sprawdzi, czy nie ci sami wynajli wodne szczury i innych bandytów, eby dokonali zamachu na ycie Alvina. Poza tym wszystko byo w rkach Verily'ego Coopera. A on twierdzi, e wszystko zaley od wiadków i przysigych, dwunastu uczciwych ludzi.

* * *

Dugi rzd ludzi czeka przed magistratem, kiedy Peggy wchodzia do rodka, by obejrze pierwszy dzie procesu Alvina.

- Wczenie gosuj - wyjani jej Marty Laws. - Boj si, e w dzie wyborów pogoda im nie pozwoli. Kampania Chybotliwego Kanoe mocno tu ludzi poruszya.

- Jak pan myli, gosuj za czy przeciw?

- Nie mam pewnoci. Ale to pani powinna wiedzie. Peggy nie odpowiedziaa. Owszem, moga to sprawdzi. Mogaby, gdyby tylko spojrzaa. Ale baa si tego, co moe zobaczy.

- Po Doggly najlepiej si tu zna na polityce. Mówi, e gdyby chodzio tylko o Czerwonych, Chybotliwy Kanoe nie dostaby ani jednego gosu. Ale rozgrywa te dum zachodu. e niby pochodzi z tej strony Appalachów. Dla mnie to nie ma sensu, bo przecie Hickory, znaczy si Andy Jackson, te jest z zachodu, nie gorzej od Harrisona. Ludzie si chyba martwi, e Jackson, w kocu z Tennizy przecie, pewnie za bardzo popiera niewolnictwo. A nie chc gosowa na kogo, kto moe t sytuacj cho troch pogorszy.

Peggy umiechna si blado.

- auj, e nie znacie prawdziwej opinii pana Harrisona na temat niewolnictwa.

Marty uniós brew.

- Wiecie co, o czym ja nie wiem?

- Wiem, e Harrison jest tym kandydatem, którego zechcieli poprze ci, co planuj rozcign niewolnictwo na stany pónocne.

- Nie ma u nas nikogo, kto by tego pragn.

- Tak si stanie, jeli Harrison bdzie prezydentem. Wic nie powinni na niego gosowa.

Marty przyglda si jej dugo i uwanie.

- Czy wyraacie wasne zdanie, jak wikszo ludzi, majcych opinie polityczne? Czy moe wiecie to jako... jako...

- Wiem. Nie mówiabym, gdyby chodzio tylko o moje zdanie.

Marty pokiwa gow i wpatrzy si w przestrze.

- A niech mnie... Tak, wy moecie to wiedzie.

- Ostatnio jako czsto obstawiacie niewaciwego konia - zauwaya Peggy.

- Trudno zaprzeczy - przyzna Marty. - Od lat powtarzam Makepeace'owi Smithowi, e nie ma adnych dowodów przeciwko Alvinowi i na pewno nie wydadz go nam z Wobbish. A nagle Alvin zjawia si tutaj i co ja mog zrobi? Mam tu Makepeace'a, a on ma jeszcze jednego wiadka. Nigdy nie wiadomo, co zrobi przysigli. Moim zdaniem to marny interes.

- Czemu wic nie wnioskujecie o oddalenie oskarenia?

Marty spojrza na ni ponuro.

- Tego mi zrobi nie wolno, panno Peggy, z tego prostego powodu, e jednak jest jaka sprawa. Mam nadziej, e ten angielski prawnik, co go rodzina Alvinowi przysaa, potrafi go wybroni. Ale nie mam zamiaru siedzie z zaoonymi rkami. Nie rozumiecie czego, panno Peggy. Ja znam wikszo ludzi z tego okrgu i prawie za kadym razem w sdzie oskaram kogo, kogo lubi. Nie dlatego go oskaram, e go nie lubi. Oskaram, poniewa le postpi, a ludzie z okrgu Hatrack po to mnie wanie wybrali. Dlatego mam nadziej, e Alvin bdzie uniewinniony, ale jeli tak si stanie, to nie dlatego e nie wypeniaem swoich obowizków.

- Byam w kuni tej nocy, kiedy powsta pug. Dlaczego nie wezwiecie mnie na wiadka?

- Widzielicie, jak go zrobi?

- Nie. Kiedy zobaczyam pug, by ju skoczony.

- Wic czego tak naprawd jestecie wiadkiem?

Peggy nie odpowiedziaa.

- Chcecie zeznawa, bo jestecie agwi, a ludzie w Hatrack River o tym wiedz. Kiedy powiecie, e Makepeace Smith kamie, uwierz wam. Ale martwi mnie pewien drobiazg, panno Peggy. Wiem, e wy i Alvin robilicie do siebie sodkie oczy; moe to jeszcze nie mino. I kiedy staniecie przed aw, skd mog wiedzie, e nie popenicie strasznego grzechu przeciwko Bogu i nie skamiecie, eby tylko chopak odzyska wolno?

Peggy poczerwieniaa ze zoci.

- Wiecie, bo wiecie te, e moja przysiga nie jest gorsza od innych.

- Jeli staniecie jako wiadek, panno Peggy, obal wasze zeznanie, wzywajc innych, którzy zawiadcz, e przez wiele miesicy ylicie w Hatrack River w przebraniu, e oszukiwalicie wszystkich w sprawie wasnej tosamoci. Dziki heksom udawalicie star pann, nauczycielk w rednim wieku, i przez cay czas spotykalicie si z kowalskim terminatorem, udajc, e go uczycie. Wiem, e mielicie wane powody dla takiego zachowania. Wiem, e istnia te zapewne powód, dla którego owej nocy, kiedy zgina wasza matka, widziano, jak wy i Alvin razem biegniecie z kuni, tyle e Alvin by golusieki. Rozumiecie, do czego zmierzam?

- Radzicie, ebym nie zeznawaa.

- Mówi, e chocia niektórzy wam uwierz, inni bd pewni, e pomagacie Alvinowi jako jego wspólniczka. Moim obowizkiem jest wzbudzi w przysigych wszelkie moliwe wtpliwoci co do waszych zezna.

- Czyli jednak jestecie nieprzyjacielem Alvina i nieprzyjacielem prawdy! - zawoaa Peggy, próbujc go urazi.

- Moecie mnie oskara - odpar Marty. - Ale moim obowizkiem jest dowiedzenie, e Alvin ukrad to zoto. Wasze zeznanie, cakowicie oparte na niesprawdzalnym owiadczeniu agwi, e Makepeace jest kamc, nie powinno zosta przyjte bez wtpliwoci. Gdyby tak si stao, to kady niedopieczony tumacz snów czy faszywy prorok w okolicy mógby mówi przed sdem, co mu tylko przyjdzie do gowy, a przysigli by mu wierzyli. I co by si wtedy stao ze sprawiedliwoci w Ameryce?

- Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Chcecie mnie zdyskredytowa, zniszczy moj reputacj i skaza Alvina, a wszystko to w imi sprawiedliwoci w Ameryce?

- Ju mówiem - powtórzy Marty Laws. - Mam nadziej, e wasz prawnik poradzi sobie z obron Alvina nie gorzej ni ja z oskaraniem. Mam nadziej, e odkryje tyle dowodów pograjcych naszych wiadków, ile pan Webster i ja znalelimy przeciwko Alvinowi. Bo szczerze mówic, wcale mi si nie podobaj nasi wiadkowie. Uwaam, e Makepeace to chciwy dra i kamca, który powinien trafi do wizienia za krzywoprzysistwo, ale nie umiem tego dowie.

- Jak moecie y, pracujc w subie za, kiedy przecie wiecie, co jest dobre?

- Dobro nakazuje te, eby oskaryciel publiczny oskara, a nie sdzi.

Peggy smtnie pokiwaa gow.

- I rzadko zdarza si sprawa, w której kto ma po swojej stronie samo dobro, a jego przeciwnik jest cakiem zy.

- To szczera prawda, panno Peggy. Najszczersza prawda.

- Radzicie mi, ebym nie zeznawaa.

- Nic z tych rzeczy. Ostrzegem tylko, jak cen zapacicie za zeznanie.

- Nasza rozmowa jest chyba nieetyczna, prawda?

- Odrobin - przyzna Marty. - Ale wasz ojciec i ja znamy si od bardzo dawna.

- Nie wybaczy wam, jeli zniszczycie moj reputacj.

- Wiem, panno Peggy. A to zamie mi serce. - Skin jej gow na poegnanie i musn palcem czoo, jak gdyby chcia pstrykn w kapelusz, którego nie nosi w budynku. - Miego dnia.

Peggy wesza za nim na sal rozpraw.

Pierwszego dnia zeznawao omiu wiadków, którzy widzieli zoty pug. Jako pierwszy wystpi Merlin Wheeler w fotelu na kókach. Peggy wiedziaa, e przed laty Alvin zaproponowa mu uzdrowienie, by znowu móg chodzi. Ale Merlin tylko spojrza mu prosto w oczy i powiedzia: "Straciem czucie w nogach przez tych samych ludzi, którzy zabili mi on i dziecko. Jeli potrafisz ich oywi, moemy potem pogada o moich nogach". Alvin wtedy nie zrozumia, a Peggy, szczerze mówic, nie rozumiaa do dzisiaj. Czy jedc na wózku Merlin pomaga jako onie i dziecku? A moe sam sobie pomaga? Moe ten fotel by jak czarna aobna opaska, widoczny symbol, e okaleczya go strata najbliszych? W kadym razie okaza si doskonaym wiadkiem, gównie dlatego e ludzie wiedzieli o jego talencie widzenia, co jest sprawiedliwe i suszne. Uznawano go za nieformalnego sdziego, chocia nieczsto obie strony sporu zgadzay si na jego osd. Jedna lub druga zawsze jako uwaaa za niewygodne przekazanie sprawy do decyzji czowieka naprawd bezstronnego i uczciwego. Przysigli wysuchali jego owiadczenia z uwag.

- Nie mówi, e pug jest zaczarowany, bo nie wiem, w jaki sposób sta si taki, jaki jest. Mówi jedynie, e wyglda jak zoty, way jak zoty i rusza si, cho nie kieruje nim niczyja rka.

Wheeler narzuci ton pozostaym. Albert Wimsey by zegarmistrzem z talentem do metali. Uciek do Ameryki, kiedy rywale w interesach oskaryli go o wykorzystywanie czarów przy budowie mechanizmów zegarowych. Kiedy stwierdzi, e widzia zoto, powiedzia to z przekonaniem i awa przysigych nie miaa wicej wtpliwoci, z jakiego metalu zbudowany jest pug. Jan Knickerbaker by dmuchaczem szka i mia oko widzce róne rzeczy wyraniej ni inni ludzie. Ma Bartlett, staruszka, pracowaa kiedy jako nauczycielka, a teraz mieszkaa w starej chacie, któr zbudowa sobie Po Doggly, kiedy dopiero osiedli si w tej okolicy. Skd przysyano jej niewielk rent; cae dnie spdzaa pod dbem na brzegu Hatrack River, apaa ryby i wypuszczaa je do wody. Ludzie zwracali si do niej, kiedy chcieli sprawdzi, czy mog komu zaufa. Nigdy si nie mylia, przez co wiele pczkujcych romansów nie zdoao si rozwin. W kocu miejscowi przestali jej zadawa pewne pytania.

Billy Sweet robi cukierki; by mody i naiwny, nikt nie traktowa go powanie, ale nie mona go byo nie lubi, choby nie wiadomo jakie gupstwa wyczynia czy opowiada. Naomi Lerner zarabiaa troch jako nauczycielka, ale talent miaa do gupoty, nie nauki - gupot wyczuwaa na mil, cho nie bardzo potrafia jej zaradzi. Jereboam Hemelett, rusznikarz, musia mie troch talentu ogniowego, bo choby dzie by najbardziej wilgotny, proch w karabinach Hemeletta zawsze si zapala. A Goody Trader - której pierwsze imi brzmiao podobno Charity albo Chastity, co powtarzali z ironi ci, którzy jej nie lubili - prowadzia sklep przy kocu Main Street. Trzymaa na pókach nie tylko towary, których ludzie szukali, ale te takie, których potrzebowali niewiadomie.

Wszyscy opowiadali, jak podnosili pug, jak si porusza, brzcza, dra albo grza im rce, a wzrok przysigych wci kierowa si ku workowi pod krzesem Alvina. Alvin nie dotyka go ani nie robi nic, by zwróci na niego uwag, ale przesuwa si na krzele, jak gdyby pug w worku by rodkiem cikoci jego ciaa. Przysigli chcieliby zobaczy ten pug na wasne oczy, ale z miny Alvina poznawali, e to im si nie uda. e tych omiu widziao w ich imieniu. To musi wystarczy.

Omiu wiadków byo dobrze znanych w miecie, wszyscy cieszyli si zaufaniem (chocia Billy Sweet tylko w ograniczonym zakresie, bo sam by tak ufny, e byle jaki kamca potrafi mu wmówi kad bzdur) i powszechn sympati, jeli nie liczy zwykych codziennych kótni. Peggy znaa ich, znaa lepiej ni oni siebie nawzajem, i moe to wanie nie pozwolio jej dostrzec faktu, który zauway chyba tylko Arthur Stuart.

Arthur siedzia obok niej i z szeroko otwartymi oczami wysuchiwa zezna. Dopiero kiedy skoczy ostatni wiadek, chopiec pochyli si do Peggy i szepn:

- W Hatrack River sporo jest ludzi z mocnymi talentami, prawda?

Peggy dorastaa w tym miasteczku i chocia wielu mieszkaców osiedlio si tutaj po jej odjedzie, zawsze miaa uczucie, e zna wszystkich. Czy naprawd? Pierwszy raz ucieka, zanim Alvin zjawi si, by terminowa u Makepeace'a Smitha. W cigu nastpnych omiu lat spdzia w miasteczku tylko rok - waciwie mniej ni rok - w przebraniu. Przez te osiem lat przybyo wielu nowych osadników, ze dwa razy wicej, ni yo tu przed jej ucieczk. Obejrzaa pomienie ich serc - odruchowo, poniewa chciaa wiedzie, jacy ludzie j otaczaj.

Ale a do wyszeptanej na ucho uwagi Arthura Stuarta nie uwiadamiaa sobie, jak wielu z nich ma zadziwiajce talenty. Omiu wiadków nie wyróniao si specjalnie - po prostu wiele byo tu talentów, wicej ni w jakimkolwiek innym miejscu, jakie odwiedzia.

Dlaczego? Co ich tu sprowadzio?

Odpowied bya prosta i oczywista - tak oczywista, e Peggy natychmiast zacza w ni wtpi. Czy naprawd co przywiodo tych ludzi, poniewa przebywa tu Alvin? Wanie w Hatrack opanowa swój talent, uczyni z niego wszechogarniajc potg. Tutaj zrobi yjcy pug. Czy to jego Stwarzanie ich cigno? Rozniecio ogie i skonio stopy do wyruszenia w drog, a odpoczy w miejscu, gdzie Stwarzanie unosio si w powietrzu?

A moe to co wicej? Moe Kto nimi kierowa, i to nie Stwarzanie ich sprowadzio do Hatrack, ale ten sam Kto, kto doprowadzi do miasta Alvina? Czy to znaczy, e wszystkie wydarzenia zmierzaj do jakiego celu, realizuj jaki plan? Peggy pragna w to uwierzy, poniewa wtedy nie byaby odpowiedzialna za to, by wszystko si dobrze uoyo. Jeli Bóg pilnuje tu spraw, to mog odstawi miot, odoy ig z nitk, gdy nie mam nic do sprztania ani szycia. Mog si zaj wasnym yciem.

Tak czy inaczej byo jasne, e Hatrack River to co wicej ni tylko miasteczko, gdzie w tej chwili Alvin siedzi w wiezieniu. To miejsce, gdzie w zadziwiajcej iloci zbieraj si ukryte moce. Verily Cooper przemierzy ocean, by spotka si z AMnem; moe inni take pokonali ocean, góry czy szerokie przestrzenie prerii i puszcz, by dotrze tam, gdzie Stwórca stworzy swój zoty pug. Niedawno te osiem osób dotkno puga, zobaczyo, jak si porusza, wiedziao, e jest ywy. Jak to na nich wpynie?

Dla Peggy "zapyta" oznaczao "sprawdzi": zajrzaa w pomienie ich serc i zobaczya rzecz zadziwiajc. Wczeniej u nikogo nie dostrzega cieek zwizanych tak cile z przyszoci Alvina. Ale teraz przekonaa si, e ich ycie czy si z jego yciem. U wszystkich znalaza liczne cieki prowadzce do krysztaowego miasta na brzegu rzeki.

Po raz pierwszy Krysztaowe Miasto z wizji Alvina pokazao si w przyszoci kogo innego.

Niemal zemdlaa z poczucia ulgi. Miasto przestao by nieuformowanym marzeniem w sercu Alvina, bez adnej cieki wskazujcej, jak tam dotrze. Teraz mogo si sta rzeczywistoci, rzeczywistoci take dla tych omiu osób.

Dlaczego? Tylko z tego powodu, e dotknli ywego puga? Czyby by narzdziem zmieniajcym ludzi w obywateli Krysztaowego Miasta, oazy wolnoci, o jakiej marzy Alvin?

Nie, niemoliwe. Krysztaowe Miasto nie byoby oaz wolnoci, gdyby jaka potna moc zmuszaa ludzi do przemiany w jego obywateli. Pug otwiera raczej drzwi w ich yciu, dziki czemu mogli wkroczy w przyszo, o jakiej najbardziej marzyli. W miejsce i czas, gdzie ich talenty rozkwitn w caej peni, gdzie ludzie razem stworz co wikszego, ni potrafiliby zbudowa samodzielnie.

Musiaa powiadomi o tym Alvina. Powinien wiedzie. W Vigor Kociele próbowa ludzi o skromnych talentach uczy tego, czego zrobi nie mogli, a jeli nawet, to z wielkim trudem. Tymczasem tutaj, w miejscu gdzie przyszed na wiat, gromadzili si ju przyszli mieszkacy Krysztaowego Miasta, posiadajcy naturalne dary i skonnoci, które uczyni z nich Stwórców.

Co jeszcze przyszo jej do gowy i spojrzaa w pomienie serc przysigych. Kolejna grupa przypadkowo dobranych osób - i znowu, cho nie posiadali jakich wyjtkowych talentów, to jednak talenty ich okrelay. Z pewnoci mogli szuka odpowiedzi na pytania, co znacz ich zdolnoci, po co je otrzymali. Ludzie, których co - wiadomie lub nie - cigno do miejsca, gdzie narodzi si Stwórca. Do miejsca gdzie elazo zmienio si w zoto, gdzie may mieszaniec zosta przemieniony tak, e skarbczyk nie wskazywa go ju jako niewolnika. Do miejsca gdzie ludzie obdarzeni talentami, zdolnociami i marzeniami mog znale wspólny cel, mog zbudowa co wspólnie, mog si sta Stwórcami.

Czy wiedzieli, jak bardzo potrzebuj Alvina? Jak bardzo ich marzenia i nadzieje od niego zale? Nie, oczywicie, e nie. Byli przysigymi, próbowali zachowa bezstronno. Próbowali osdzi zgodnie z prawem. To dobrze. To te rodzaj Stwarzania - strzeenie prawa, choby serce miao od tego pkn. Utrzymywanie porzdku w spoecznoci. Gdyby okazali stronniczo, faworyzowali kogo dlatego, e go podziwiaj, potrzebuj, lubi czy nawet kochaj, byby to koniec sprawiedliwoci. A gdy upadnie sprawiedliwo, kiedy otwarcie zostanie wzgardzona, rozsypie si take porzdek. Korupcja wymiaru sprawiedliwoci to sztuczka Niszczyciela. Verily Cooper musi udowodni, e Alvin ma racj, a przynajmniej wykaza bezzasadno zarzutów Makepeace'a; musi umoliwi awie przysigych wydanie wyroku uniewinniajcego.

A wtedy w pomieniach ich serc otworz si cieki podobne do cieek wiadków: kiedy stan przy Alvinie, zbuduj sigajce nieba wiee z lnicego krysztau, chwytajce wiato i zmieniajce je w prawd - tak jak to si dziao, kiedy Tenska-Tawa poprowadzi Alvina do wntrza wiru.

Czy powiedzie Alvinowi, e wspó-Stwórcy siedz wokó niego na sali sdowej? Czy mu to pomoe, czy raczej wzbudzi nadmiern pewno siebie?

Mówi czy nie mówi - odwieczne pytanie, z którym zmagaa si Peggy. W porównaniu z nim zagadka Hamleta bya mieszna i prosta. Rozwaania o samobójstwie zawsze s dzieem Niszczyciela. Ale wyznanie prawdy i ukrycie prawdy - tego nie wiadomo. Konsekwencje s nieprzewidywalne.

Oczywicie, dla zwykych ludzi konsekwencje zawsze s nieprzewidywalne. Tylko agwie, takie jak Peggy, dwigaj brzemi dostrzegania wszystkich moliwoci. A niewiele jest takich agwi jak Peggy.

* * *

Makepeace, opryskliwy i nerwowy, nie by dobrym wiadkiem we wasnej sprawie. Pewnie dlatego Laws i Webster wezwali go jako pierwszego, eby ze wraenie zostao zapomniane po zeznaniach sympatyczniejszych - i bardziej wiarygodnych - wiadków.

Najlepsze, co móg w tym przypadku zrobi Verily, to pozwoli Makepeace'owi mówi tak, eby przysigli dobrze zapamitali jego zeznania. Dlatego nie zoy protestu, kiedy Makepeace wzbogaci swoj wypowied oszczerstwami na temat charakteru Alvina. "Zawsze by najbardziej leniwym ze wszystkich moich uczniów". "Niczego nie potrafi zrobi, jeli nie staem nad nim i nie wrzeszczaem mu do ucha". "Wolno si uczy, wszyscy to wiedzieli". "Jad jak winia, nawet w takie dni, kiedy palcem nie kiwn". Strumie pomówie by tak obfity, e wszyscy czuli si zakopotani - nawet Marty Laws, który zerka na Verily'ego, nie pojmujc, dlaczego nie protestuje. Ale po co Verily mia protestowa, kiedy przysigli wiercili si nerwowo i odwracali wzrok przy kadym nowym ataku na Alvina? Wiedzieli, e to kamstwa. Prawdopodobnie nie byo wród nich nikogo, kto cho raz nie zjawiby si w kuni z nadziej, e to Alvin, nie jego mistrz, wykona prac. Alvin by znany ze swych umiejtnoci, czego Verily dowiedzia si z przypadkowej rozmowy w zajedzie przy kolacji. Zatem Makepeace podwaa tylko wasn wiarygodno.

Za to biedny Marty wpad w puapk. Nie móg przerwa zezna Makepeace'a, gdy byy one podstaw caej sprawy. I tak przesuchanie trwao dalej, i odpowiedzi, i obmowy.

- Zrobi pug ze zwykego elaza. Ja em go widzia, i jeszcze Pauley Wiseman, co to by wtedy szeryfem, i Arthur Stuart, i dwóch zabitych Odszukiwaczy. Pug styg na warsztacie, kiedy przyszli i zamówili u mnie kajdany dla chopaka. Ale kajdany to nie u mnie, o nie. To nie jest robota dla porzdnego kowala, takie kajdany, co w nich wolnego chopca powioz do niewolnictwa. I co powiecie? Sam Alvin, podobno taki wielki przyjaciel Arthura Stuarta, podchodzi i mówi, e on zrobi kajdany. Taki z niego by chopak, i wtedy, i dzisiaj: adnej lojalnoci, adnej przyzwoitoci, nic!

Alvin pochyli si do Verily'ego i szepn mu do ucha:

- Wiem, e to nieadnie, ale mam straszn ochot sprowadzi na Makepeace'a ostre wierzbienie tyka.

Niewiele brakowao, a Verily rozemiaby si gono. Sdzia spojrza na niego gronie, ale nie chodzio mu o t niewczesn wesoo.

- Panie Cooper, nie zamierza pan zgosi protestu przeciwko tym ubocznym komentarzom o charakterze paskiego klienta?

Verily wsta powoli.

- Wysoki Sdzie, jestem pewien, e przysigli dokadnie wiedz, jak powanie naley traktowa zeznania pana Makepeace'a Smitha. Odpowiada mi, e zapamitaj zarówno jego zoliwo, jak i brak precyzji.

- Có, moe tak postpuje si w Anglii. Ja jednak poinstruuj przysigych, eby nie brali pod uwag zoliwoci pana Smitha, poniewa nie wiadomo, czy zoliwo ta jest skutkiem wydarze, o jakich mówi, czy te je poprzedzaa. Co wicej, poinstruuj pana Smitha, by zaprzesta rzucania oszczerstw dotyczcych charakteru pozwanego, poniewa uwagi takie odnosz si do opinii, nie faktów. Zrozumiae, Makepeace?

Makepeace zmiesza si lekko.

- Niby tak.

- Prosz kontynuowa, panie Laws.

Marty westchn.

- A wic widzia pan elazny pug, natomiast Alvin zrobi kajdany. Co potem?

- Poradziem mu, eby przedstawi te kajdany na egzamin czeladniczy. Pomylaem, e dobrze by to zrobio takiemu zdradzieckiemu kundlowi, gdyby przez cae ycie pamita, jak te kajdany, które zrobi dla przyjaciela, s...

Sdzia przerwa mu, znów patrzc gniewnie na Verily'ego.

- Makepeace, takie okrelenia jak "zdradziecki kundel" doprowadz do tego, e oskar ci o obraz sdu. Rozumiesz?

- Przez cae ycie nazywaem opat opat, Wysoki Sdzie! - owiadczy Makepeace Smith.

- A w tej chwili kopiesz sobie t opat gboki grób - odpar sdzia. - I sam ci w nim pochowam, jeeli nie zaczniesz uwaa, co mówisz.

Makepeace spowania i zwróci si do przysigych.

- Prosz o wybaczenie, Wysoki Sdzie, e chciaem dotrzyma przysigi, by mówi prawd, ca prawd i tylko...

Motek opad.

- Nie pozwol te na sarkazm skierowany do tej awy, panie Smith. Prosz, panie Laws.

I tak to szo, a Makepeace skoczy swoj opowie. Bya to ndzna, paczliwa skarga. Najpierw widzia elazny pug, z elaza, które sam dostarczy terminatorowi. A nastpnie pojawi si pug z czystego zota. Wedug Makepeace'a, istniay tylko dwie moliwoci. Pierwsza, e Alvin wykorzysta jakie heksy, by zmieni elazo w zoto, a wtedy powstao ono z elaza, które dosta od niego, wic zgodnie ze star tradycj i umow terminatorsk, pug naley do Makepeace'a. Albo to inny pug, nie z elaza dostarczonego przez Makepeace'a, a wtedy skd Alvin wzi tyle zota? Tylko raz ry w ziemi tak gboko, e móg znale ukryty skarb - kiedy kopa studni, która powstaa w niewaciwym miejscu. Makepeace uwaa, e Alvin kopa najpierw tam, gdzie powinien, znalaz zoto i ukry je, kopic studni gdzie indziej. A jeli zoto zostao znalezione na ziemi Makepeace'a, to te naleao do Makepeace'a.

Verily zada wiadkowi tylko dwa pytania.

- Czy widzia pan, jak Alvin wydobywa z ziemi zoto lub co podobnego do zota?

Rozgniewany Makepeace zacz si tumaczy, a Verily czeka spokojnie, a sdzia pouczy go, by odpowiada "tak" lub "nie".

- Nie.

- Czy widzia pan przemian elaznego puga w zoty?

- Co z tego, e nie widziaem? Nie ma elaznego puga, wic gdzie si podzia?

I znowu sdzia przypomnia, e ma odpowiada "tak" lub "nie".

- Nie - przyzna Makepeace.

- Nie mam wicej pyta - owiadczy Verily.

Kiedy Makepeace wsta i opuci miejsce dla wiadków, Verily zwróci si do sdziego.

- Wysoki Sdzie, obrona skada wniosek o natychmiastowe oddalenie wszelkich zarzutów, z tej przyczyny, e zeznanie wiadka nie wystarcza dla podtrzymania oskarenia.

Sdzia westchn ciko.

- Mam nadziej, e nie bd musia wysuchiwa takich wniosków po przesuchaniu kadego wiadka.

- Tylko po tych aosnych, Wysoki Sdzie.

- Przekaza nam pan swoj opini. Oddalam wniosek. Panie Laws, kto jest paskim nastpnym wiadkiem?

- Chciabym powoa on Makepeace'a, Gertie, ale zmara ponad rok temu. Zamiast niej, za pozwoleniem Wysokiego Sdu, wzywam kobiet, która pomagaa jej w kuchni tego dnia, kiedy pug zosta po raz pierwszy... dostrzeony. Anga Berry.

Sdzia spojrza pytajco na Verily'ego.

- Jej zeznanie bdzie oparte, w pewnym sensie, na pogoskach. Nie zgasza pan sprzeciwu, panie Cooper?

Alvin zapewni ju Verily'ego, e nic, co powie Anga, nie moe mu zaszkodzi.

- Nie, Wysoki Sdzie.

* * *

Alvin z uwag sucha zezna Angi Berry. Nie bya wiadkiem niczego, Gertie powiedziaa jej tylko o oskareniach Makepeace'a ju nastpnego ranka, co dowodzio, e nie wymyli sobie póniej wszystkich zarzutów.

Verily bardzo uprzejmie zapyta, czy Gertie Smith mówia kiedykolwiek co, co by sugerowao, e Alvin jest takim zym chopcem, za jakiego uwaa go Makepeace.

Marty poderwa si.

- To tylko pogoski, Wysoki Sdzie.

- No có, Marty - odpar zniecierpliwiony sdzia. - Wiemy, e to pogoski. Dla pogosek w ogóle j wezwae.

Marty Laws usiad zawstydzony.

- Nigdy nie wspominaa o jego kowalstwie ani nic - owiadczya Anga. - Ale wiem, e Gertie lubia tego chopca. Zawsze jej pomaga. Nosi wod, kiedy tylko poprosia, a to najgorsza robota. By dobry dla dzieci i... no, pomocny. Nigdy nie powiedziaa o nim zego sowa i wydaje mi si, e cenia jego dobro.

- Czy Gertie wspomniaa, e kiedy j okama lub oszuka? - zapyta Verily.

- Nie, chyba e policzy ukrywanie jakiej pracy, dopóki jej nie skoczy, eby zrobi niespodziank. Jeli to jest oszukiwanie, to owszem, oszuka j kilka razy.

I to wszystko. Alvin przekona si z ulg, e Gertie nie krytykowaa go za plecami, e nawet po mierci pozostaa mu przyjacielem. Zdziwi si tylko, e Verily jest taki smutny, kiedy siada na awie obok niego. Marty wezwa kolejnego wiadka, niejakiego Hanka Dowsera, lecz jego opowieci Alvin móg si domyli. Ten czowiek mia w sobie zo i wysuchanie go nie bdzie przyjemne. Naturalnie, on równie niczego nie widzia, a przecie kopanie studni nie ma nic wspólnego z pugiem. Dlaczego wic Verily jest taki nieszczliwy?

Alvin zapyta go.

- Bo Marty Laws nie mia adnego powodu, eby powoywa t kobiet. Zeznawaa przeciwko oskareniu, a przecie musia to wiedzie z góry.

- Wic po co j wezwa?

- Bo chcia pod co pooy fundament. A e w normalnych zeznaniach nie powiedziaa nic nowego, ten fundament znalaz si w odpowiedzi na moje pytania.

- Zapytae Ang, czy Gertie miaa o mnie tak sam z opini jak jej m.

Verily zastanowi si.

- Nie. Zapytaem te, czy kiedykolwiek oszukae Gertie Smith. Ale jestem gupcem! Gdybym tylko móg cofn te sowa!

- A co w nich zego? - zdziwi si Alvin.

- Na pewno ma wiadka, który nazwie ci oszustem. wiadka, który poza tym nie ma adnego zwizku ze spraw.

Tymczasem bardzo oburzony Hank Dowser opowiada, jaki zarozumiay by ucze Makepeace'a, jak omieli si tumaczy ródkarzowi, gdzie szuka wody.

- Nie ma szacunku dla niczyjego talentu oprócz wasnego.

- Protestuj, Wysoki Sdzie! - zawoa Verily. - wiadek nie ma kompetencji do oceny szacunku bd braku szacunku mojego klienta dla talentów innych ludzi w ogólnoci.

Protest zosta podtrzymany. Hank Dowser okaza si bystrzejszy ni Makepeace i wicej nie sprawia kopotów. Szybko ustalono, e ucze kowala istotnie wykopa studni w innym miejscu, ni wskaza Hank.

Verily mia tylko jedno pytanie.

- Czy tam, gdzie wykopa studni, bya woda?

- To nie ma nic do rzeczy! - oznajmi z oburzeniem Hank Dowser.

- Z przykroci musz pana poinformowa, panie Dowser, e w tej chwili jestem uprawniony przez sd do stawiania pyta. I zadaem panu pytanie. Chciabym pozna pask odpowied. W tej chwili.

- Jakie to byo pytanie?

- Czy mój klient dokopa si do wody?

- Dotar do jakiej wody, rzeczywicie. Ale w porównaniu z t czyst wod, jak ja znalazem, jestem pewien, e jego okazaa si zamulona, brudna, paskudna w smaku.

- Mam rozumie, e paska odpowied brzmi "tak"?

- Tak.

To byo wszystko.

Wzywajc nastpnego wiadka, Marty wykrzykn nazwisko, od którego Alvinowi ciarki przeszy po plecach.

- Amy Sump.

Atrakcyjna dziewczyna wstaa z awki w tylnej czci sali i wysza na rodek.

- Kim ona jest? - zapyta Verily.

- To dziewczyna z Vigor. Ma bardzo bujn wyobrani.

- A co sobie wyobraa?

- Jak to ona i ja robilimy co, czego aden mczyzna nie powinien robi z tak mod dziewczyn.

- Robilicie?

Alvina zirytowao to pytanie.

- Nigdy. Ona zacza opowiada zmylone historie i tak to si zaczo.

- A co potem?

- Odszedem z Vigor Kocioa, eby jej kamstwa miay czas przycichn.

- Zacza opowiada o tobie historie, a ty ucieke?

- A jaki to ma zwizek z pugiem i Makepeace'em Smithem?

Verily skrzywi si.

- Wykae, czy oszukujesz ludzi, czy nie. Marty Laws ma mnie na haku.

Marty tumaczy wanie sdziemu, e nie móg wczeniej porozmawia ze wiadkiem, wic to jego owiecony kolega poprowadzi przesuchanie.

- Dziewczyna jest moda i wraliwa, ale ufa panu Websterowi.

Verily pomyla, e zaufanie Amy do Webstera le wróy szczeroci jej zezna, ale musia by ostrony. Bya jeszcze dzieckiem, w dodatku dziewczyn. Nie moe zachowywa si wobec niej wrogo ani zbyt gwatownie protestowa. W swoich pytaniach powinien by delikatny, bo pomyl, e si nad ni znca.

W przeciwiestwie do Makepeace'a Smitha i Hanka Dowsera, w oczywisty sposób rozzoszczonych i niechtnych Alvinowi, Amy Sump bya absolutnie wiarygodna. Mówia z wahaniem, jakby troch zawstydzona.

- Nie chc, eby Alvin mia przeze mnie kopoty, prosz pana - powiedziaa.

- A to dlaczego? - zapyta Daniel Webster.

- Bo wci go kocham - szepna.

- Pani... pani wci go kocha? - Webster by wietnym aktorem, godnym wystpów na scenach Drury Lane. - Ale jak... jak to moliwe?

- Nosz w sobie jego dziecko - wyjania, wci szeptem.

W sali podniós si gwar, a Webster znowu uda zaskoczenie.

- Nosi pani... Czy pani jest zamna, panno Sump?

Pokrcia gow. Lnice zy spyny jej z oczu i kapny na sukienk.

- A jednak nosi pani dziecko. Dziecko czowieka, któremu zabrako uczciwoci, by uczyni z pani przyzwoit kobiet. Czyje to dziecko, panno Sump?

To ju bya przesada. Verily poderwa si z miejsca.

- Wysoki Sdzie, zgaszam protest! Zeznanie nie ma adnego zwizku ze...

- Mówi o kwestii oszustwa, Wysoki Sdzie! - krzykn Daniel Webster. - Mówi o czowieku, który powie wszystko, co trzeba, by osign cel, a potem ucieka bez poegnania, zabrawszy przedtem to, co najcenniejsze, od kogo, kto mu zaufa!

Sdzia zastuka motkiem.

- Panie Webster, bya to przemowa tak wietna, e mam ochot spyta przysigych o decyzj i zakoczy rozpraw. Niestety, to jeszcze nie koniec, wic bybym wdziczny, gdyby zechcia pan si powstrzyma od mów, póki nie przyjdzie na nie pora.

- Odpowiedziaem na protest mojego szanownego przeciwnika.

- Widzisz, Danielu, tu wanie popenie bd. Poniewa protest ów by skierowany do mnie, jako e ja tu jestem sdzi i nie potrzebowaem twojej pomocy. Ale cieszy mnie fakt, e gotów jej jeste udzieli, gdyby kiedykolwiek bya konieczna.

Webster zareagowa na ironi czarujcym umiechem. Nie przej si; powiedzia ju to, co zamierza.

- Prostest zostaje odrzucony, panie Cooper - oznajmi sdzia. - Kto jest ojcem dziecka, panno Sump?

Wybuchna paczem - w odpowiedniej chwili, mimo opónienia.

- Alvin - powiedziaa kajc. Podniosa gow i spojrzaa aonie na aw oskaronych, prosto w oczy Alvina. - Och, Al, jeszcze nie jest za póno! Wró i oe si ze mn! Tak bardzo ci kocham!

ROZDZIA 15 - MIO

Próbujc ukry zdumienie, Verily Cooper obejrza si na Alvina i uniós brew.

- To prawda, e jest ciarna - szepn Alvin. Wydawa si zasmucony. - Ale nieprawda, e to ja jestem ojcem.

- Dlaczego mnie nie uprzedzie?

- Nie wiedziaem, dopóki tego nie powiedziaa. Wtedy zajrzaem i rzeczywicie, dziecko ronie w jej onie. Wielkoci paznokcia. Najwyej trzytygodniowe.

Verily kiwn gow. Alvin siedzia w wizieniu od miesica, a wczeniej kilka miesicy wdrowa daleko od Vigor Kocioa. Czy jednak potrafi skoni dziewczyn do przyznania, e jest w ciy niecay miesic?

Tymczasem Daniel Webster prowadzi przesuchanie, wydobywajc z Amy drastyczny opis uwiedzenia jej przez Alvina. Trzeba przyzna, e przygotowaa przekonujc histori, pen rozmaitych szczegóów, które zwikszay jej wiarygodno. Verily mia wraenie, e dziewczyna nie kamie, a jeli nawet, to wierzy we wasne kamstwa. Na chwil ogarny go wtpliwoci. Czy Alvin byby do tego zdolny? Dziewczyna jest adna i atrakcyjna; sdzc z tego, co mówi, take chtna. To, e Alvin jest Stwórc, nie oznacza jeszcze, e nie jest mczyzn.

Szybko otrzsn si z tych myli. Alvin Smith to czowiek, który potrafi nad sob zapanowa. I ma honor. Gdyby rzeczywicie zrobi co takiego, na pewno by si z ni oeni, a nie porzuca sam z dzieckiem.

To dowód, jak niebezpieczna jest ta dziewczyna. Skoro potrafia obudzi zwtpienie nawet w obrocy Alvina...

- I wtedy pani zostawi - podpowiedzia Daniel Webster.

Verily zastanowi si nad protestem, ale uzna, e nie ma sensu.

- Wiem, e to waciwie moja wina. - Amy znowu zalaa si zami. - Nie powinnam opowiada Ramonie, mojej najlepszej przyjacióce, o Alvinie i o mnie, bo wszystkim to wypaplaa. Ludzie nie rozumieli naszej wielkiej mioci, wic oczywicie mój Alvin musia odej. Czekaj go wielkie dziea i póki co nie moe si wiza w Vigor Kociele. Nie chciaam tu przyjeda i zeznawa! Chc, eby by wolny, eby robi to, co powinien robi! A jeli moje malestwo urodzi si bez tatusia, przynajmniej mu powiem, e pochodzi ze szlachetnej krwi, e jest z rodu Stwórcy!

To byo nieze pocignicie - przedstawia si jako mczennica, której nie przeszkadza, e "jej" Alvin jest kamliwym uwodzicielem, oszustem, uciekinierem i dzieciorobem, bo przecie tak bardzo go kocha.

Nadszed czas na pytania obrony. Sytuacja wymagaa delikatnoci. Verily nie móg nawet zasugerowa, e wierzy Amy, ale te nie mia jej atakowa, gdy zyskaa sympati przysigych. Ziarna wtpliwoci naleao posia bardzo ostronie.

- Przykro mi, e musiaa pani jecha tak daleko. To z pewnoci trudna podró dla modej damy w tak delikatnym stanie.

- Och, to mi nie przeszkadza. Wymiotuj tylko rano, a potem ju czuj si dobrze przez cay dzie.

Przysigli rozemiali si: przyjazny, wspóczujcy, ufny miech. Boe, miej mnie w swojej opiece, pomyla Verily.

- Od jak dawna wie pani, e jest w ciy?

- Bardzo dugo - zapewnia.

Verily uniós brew.

- To niezbyt dokadna odpowied. Ale zanim wysucha pani mojego kolejnego pytania, prosz pamita, e w razie potrzeby mog sprowadzi tu pani ojca i matk, aby ustali dokadny czas pocztku ciy.

- Ale ja powiedziaam im dopiero par dni temu - zapewnia Amy. - A ciarna jestem od...

Verily podniós do, by j uciszy. Pokrci gow.

- Prosz pani o ostrono, panno Sump. Jeli si pani chwil zastanowi, zrozumie pani, e matka z pewnoci, a ojciec prawdopodobnie wie, i nie moe pani by w ciy duej ni kilka tygodni.

Amy przygldaa mu si przez chwil, zaskoczona. Potem na jej twarzy pojawio si zrozumienie. Wreszcie poja: matka pierze bielizn, wic wie, kiedy ostatni raz miaa menstruacj. I e nie stao si to dugie miesice temu.

- Jak wanie chciaam powiedzie, zaszam w ci w zeszym miesicu. Tak, miesic temu.

- I ma pani pewno, e Alvin jest ojcem dziecka?

Kiwna gow. Ale nie bya gupia. Verily wiedzia, e przelicza w pamici. Wyranie miaa nadziej, e uda jej si skama o ciy trwajcej od miesicy, zanim jeszcze Alvin opuci Vigor Koció. Po narodzinach tumaczyaby, e trwao to tak dugo, poniewa chodzi o dziecko Stwórcy. Ale teraz musiaa wymyli co lepszego ni te bzdury.

A moe planowaa to od pocztku? To take moliwe.

- Oczywicie, e on - owiadczya. - Przychodzi do mnie noc nawet ostatnio. Cieszy si z tego dziecka.

- Co to znaczy "nawet ostatnio"? Wie pani przecie, e przebywa w wizieniu.

- Co tam. Czym jest wizienie dla kogo takiego jak on?

I znowu Verily zrozumia, e zagra w rce Webstera. Wszyscy wiedzieli, e Alvin ma tajemn moc. Wiedzieli, e pracuje z kamieniem i elazem. Wiedzieli te, e moe wyj z celi, kiedy tylko zechce.

- Wysoki Sdzie - powiedzia. - Zastrzegam sobie prawo ponownego wezwania wiadka do dalszego przesuchania.

- Protest! - zawoa Daniel Webster. - Jeli ponownie wezwie pann Sump, bdzie ona jego wiadkiem, wic trudno to nazwa przesuchaniem. Ona nie jest wrogim wiadkiem.

- Musz si przygotowa do dalszych pyta - wyjani Verily.

- Prosz si przygotowywa do woli - orzek sdzia. - Zostawi panu pewn swobod, ale nie bdzie to pene przesuchanie. wiadek jest wolny, prosz tylko nie opuszcza Hatrack River.

Webster wsta ponownie.

- Wysoki Sdzie, chciabym zada kilka pyta w celu uzupenienia zeznania.

- Oczywicie. Panno Sump, prosz pozosta na miejscu i pamita, e wci zeznaje pani pod przysig.

Webster usiad.

- Panno Sump, stwierdzia pani, e Alvin odwiedza pani w nocy. Jak to robi?

- Wymyka si z celi, przechodzi przez mur wizienia, a potem biegnie jak Czerwony, spowity w... w... czerwon pie. Dziki temu w cigu godziny dociera do Vigor Kocioa i nawet nie jest zmczony. Nie, wcale nie jest zmczony. - Zachichotaa.

Czerwona pie... Verily do ju rozmawia z Alvinem, by wiedzie, e chodzi o zielon pie, a gdyby rzeczywicie czyy go intymne stosunki z t dziewczyn, na pewno by to wiedziaa. Przypominaa sobie tylko drobiazgi zapamitane z dawnych lekcji, kiedy chodzia na zajcia z ludmi uczcymi si Stwarzania. I to wszystko - wyobrania modej dziewczyny, poczona ze strzpkami wiedzy o Alvinie. Ale to moe wystarczy, eby odebra mu zoty pug albo - co gorsza - eby posa go do wizienia i na zawsze zniszczy reputacj. To nie jest niewinna bajka; chocia Amy udaje, e kocha Alvina, musi dokadnie wiedzie, jak krzywd mu wyrzdza.

- Czy odwiedza pani kadej nocy?

- Nie, to niemoliwe. Par razy w tygodniu.

Webster skoczy, ale Verily take mia kilka pyta.

- Panno Sump, gdzie Alvin pani odwiedza?

- W Vigor Kociele.

- Jest pani mod dziewczyn, panno Sump, i mieszka pani z rodzicami. Zapewne pani pilnuj. Moje pytanie dotyczy zatem konkretów: gdzie si pani znajduje, kiedy Alvin pani odwiedza.

Zdenerwowaa si troch.

- W rónych miejscach.

- Rodzice pozwalaj pani wychodzi bez opieki?

- Nie. To znaczy... Zawsze najpierw przychodzi do domu. Pón noc. Kiedy wszyscy pi.

- Czy ma pani wasny pokój?

- Nie. Siostry pi razem ze mn.

- Wic gdzie pani spotyka Alvina?

- W lesie.

- Czyli oszukuje pani rodziców i wymyka si noc do lasu?

Sowo "oszukuje" podziaao na ni jak policzek.

- Nikogo nie oszukuj! - zawoaa z przekonaniem.

- Czyli rodzice wiedz, e wychodzi pani do lasu na spotkanie z Alvinem?

- Nie. To znaczy... Wiem, e by mnie zatrzymali, a nas czy prawdziwa mio, wic... Nie wymykam si, bo tato rygluje drzwi i by mnie usysza... Na jarmarku udao mi si wymkn i...

- Jarmark odbywa si w biay dzie, nie noc - zauway Verily, w nadziei e si nie myli.

- Bez zwizku ze spraw! - krzykn Webster, ale tylko bardziej zdenerwowa dziewczyn.

- Jeli zdarza si to kilka razy w tygodniu, panno Sump, z pewnoci nie czeka pani na jarmark, eby znale okazj, prawda? - spyta Verily.

- Nie, to byo tylko raz, jeden raz. Kiedy indziej...

Verily czeka, by nie uatwia jej zezna, wypeniajc sowami chwil milczenia. Niech przysigli widz, e dziewczyna wymyla wszystko pod wpywem chwili.

- Przychodzi do mojego pokoju, zupenie bezgonie. Przenika przez ciany. A potem zabiera mnie t sam drog, cicho, przez cian. I biegniemy z czerwon pieni do miejsca, gdzie w wietle ksiyca daje mi swoj mio.

- Zadziwiajce przeycie. Pani ukochany zjawia si przy óku, przenosi pani przez cian i bezgonie biegnie wiele mil do sielankowej okolicy, gdzie obejmujecie si namitnie w blasku ksiyca. Jest pani w nocnej koszuli. Czy nie marznie pani, panno Sump?

- Czasami, ale on potrafi ogrza powietrze dookoa mnie.

- A co z bezksiycowymi nocami? Czy co pani widzi?

- On... On stwarza wiato. Zawsze widzimy.

- Ukochany zdolny do cudownych rzeczy. To brzmi niezwykle romantycznie, zgodzi si pani?

- Tak, to bardzo romantyczne - przyznaa Amy.

- Jak sen - podpowiedzia Verily.

- Tak, jak sen.

- Protest! - krzykn Webster. - wiadek to jeszcze dziecko i nie uwiadamia sobie, w jaki sposób obroca moe faszywie zinterpretowa jej niewinne porównanie.

Amy niczego nie rozumiaa.

- Co takiego powiedziaam? - zapytaa.

- Pozwoli pani, e zapytam wprost - odezwa si Verily. - Panno Sump, czy nie jest moliwe, e pani wspomnienia o Alvinie pochodz ze snów? e nio si pani to wszystko, poniewa zakochaa si pani w silnym, fascynujcym mczynie, zbyt dorosym, by choby pani zauway?

Teraz zrozumiaa, dlaczego Webster protestowa. Spojrzaa zimno na Verily'ego.

Ona wie, pomyla. Wie, e kamie, nie wierzy w to, co mówi, i nienawidzi mnie, bo próbuj jej przeszkodzi, choby tylko troch.

- Moje dziecko to aden sen, prosz pana. Nie syszaam jeszcze, eby ze snu dziewczyna zasza w ci.

- Nie, ja te nie syszaem o takich snach - zgodzi si Verily. - A przy okazji, jak dawno temu odby si ten jarmark?

- Trzy tygodnie temu.

- Posza tam pani z rodzicami?

Webster przerwa, domagajc si wyjanienia sensu tych pyta.

- Podaa jarmark jako szczególn okazj spotkania z Alvinem - wyjani Verily. Sdzia pozwoli mu kontynuowa. - Panno Sump, niech pani wyjani, jak moga si pani sam na sam spotka z Alvinem na jarmarku? Czy umówilicie si wczeniej?

- Nie, on... On si tam zwyczajnie pokaza.

- W biay dzie? I nikt go nie rozpozna?

- Nikt go nie widzia oprócz mnie. Tak byo... On potrafi robi takie rzeczy.

- Owszem. Zaczynamy sobie uwiadamia, e kiedy chodzi o spdzanie z pani czasu, Alvin Smith zdolny jest do zdumiewajcych, cudownych wyczynów.

Webster zaprotestowa, Verily przeprosi. Ale podejrzewa, e trafi na trop czego istotnego. Amy uwiarygodniaa swoj opowie, dodajc szczegóy. Gdy mówia o zdarzeniach, które nie miay miejsca, szczegóy te byy senne i pikne - ale nie wymylaa ich na poczekaniu; to jasne, e istotnie jej si niy czy te marzya o nich. Mówia z pamici.

Ale w pamici miaa te inne wspomnienie - o spotkaniu z czowiekiem, który by prawdziwym ojcem jej dziecka. Verily sdzi, e wspomnienie o jarmarku, cakiem nie pasujce do wzorca jej nocnych spotka z Alvinem, powizane byo z wydarzeniem rzeczywistym. Gdyby tylko zdoa nakoni j do bardziej szczegóowych zezna...

- Czyli tylko pani go widziaa. I posza pani za nim, jak sdz. Wolno spyta dokd?

- Pod klap namiotu z dziwolgami. Za tak grub kobiet.

- Za grub kobiet... Dyskretne miejsce. Ale... Ale dlaczego akurat tam? Dlaczego Alvin nie porwa pani do lasu? Na jak soneczn k nad strumieniem? Przypuszczam, e pod namiotem nie byo pani wygodnie: na somie czy nawet na twardej ziemi, w ciemnoci...

- Alvin tak wanie chcia - odpara. - Nie wiem czemu.

- Ile czasu spdzilicie razem za grub kobiet?

- Jakie pi minut. Verily uniós brew.

- Skd ten popiech? - Po czym, zanim Webster zdy zaprotestowa, zada kolejne pytanie: - A zatem Alvin w biay dzie uciek z wizienia w Hatrack River, pokona ca drog do Vigor Kocioa po drugiej stronie stanu Wobbish, a wszystko po to, eby spdzi z pani pi minut za grub kobiet?

Webster znów si poderwa.

- Skd moda dziewczyna ma zna przyczyny, dla jakich pozwany podejmuje takie niewytumaczalne dziaania?

- Czy to protest? - zapyta sdzia.

- To nie ma znaczenia - wtrci Verily. - Na razie z ni skoczyem.

Tym razem pozwoli, by w jego gosie zabrzmia lad pogardy. Niech przysigli zobacz, e straci szacunek dla tej dziewczyny. Nie obali jej zezna, ale zbudowa oparcie dla wtpliwoci.

Bya ju trzecia po poudniu. Rozprawa zostaa przeoona na dzie nastpny.

* * *

Tego wieczoru Alvin i Verily zjedli kolacj w celi. Dyskutowali o tym, co moe si zdarzy jutro i co powinno si zdarzy, by zapad wyrok uniewinniajcy.

- Waciwie nie udowodnili niczego, co miaoby zwizek z Makepeace'em - stwierdzi Verily. - Chc tylko wykaza, e w ogóle jeste kamc, i maj nadziej, e rozwieje to wszelkie wtpliwoci przysigych co do ciebie i puga. Najgorsze, e na kadym kroku Webster i Laws rozgrywali mnie jak harf. Wystawili mnie, a ja wygosiem opini, na któr z mojej strony liczyli. I oto mamy podstaw dla zezna kolejnego nieistotnego dla sprawy, ale kompromitujcego ci wiadka.

- Czyli lepiej od ciebie znaj prawne sztuczki w amerykaskich sdach - uzna Alvin. - Ale ty znasz prawo. Wiesz, jak rzeczy do siebie pasuj.

- Nie rozumiesz, Alvinie? Webstera nie obchodzi, czy zostaniesz skazany, czy nie. Zaley mu tylko na tym, co gazety pisz o procesie. Szargaj ci opini. Nigdy ju nie odzyskasz swojej reputacji.

- Nie mona powiedzie, e nigdy...

- Takie historie nie cichn. Nawet jeli uda si nam znale czowieka, z którym Amy ma to dziecko...

- Ale ja wiem, kto to jest - zapewni Alvin.

- Co?! Skd moesz...

- To Matt Thatcher. Jest o par lat modszy ode mnie, ale w Vigor znali go wszyscy chopcy. Zawsze by obuzem pierwszej wody, a ostatnio stale si chwali, e adna dziewczyna mu si nie oprze. Od czasu do czasu obrywa, kiedy naopowiada o czyjej siostrze. Po zeszorocznej zabawie mówi, jak to wbi swój maszt w pi dziewczt, i to w namiocie z dziwolgami, za grub kobiet.

- Ale to byo ponad rok temu.

- Tacy jak Matt Thatcher nie maj wyobrani, Verily. Jeli raz znalaz sobie dobre miejsce, na pewno tam wróci. Co prawda nie pokaza palcem adnej dziewczyny, jak podobno zdoby w zeszym roku, wic pomylelimy, e znalaz miejsce i tylko chcia, eby która tam z nim posza. Myl, e w tym roku mu si w kocu udao.

Verily opar si o cian, sczc z kubka ciepy jabecznik.

- Jedno mnie zastanawia - powiedzia. - Webster musia znale Amy Sump, kiedy by w Vigor Kociele. O wiele wczeniej, ni ja tam dotarem. I przed tym jarmarkiem. Nie bya jeszcze ciarna.

Alvin umiechn si i pokiwa gow.

- Mog sobie wyobrazi, jak mówi rodzicom Amy: "Cae szczcie, e nie nosi jego dziecka. Chocia wtedy, moim zdaniem, wdrówki Alvina dobiegyby koca". A ona syszy, wic zachodzi w ci z najbardziej chtnym, ale i najgupszym chopakiem w okolicy.

- Doskonale naladujesz jego gos! - rozemia si Verily.

- To nic takiego. auj, e nie syszae Arthura Stuarta, zanim...

- Zanim?

- Zanim go przemieniem, eby Odszukiwacze nie mogli go znale.

- Czyli nie podmienie im skarbczyka. Zmienie samego chopca.

- Uczyniem go troch mniej Arthurem Stuartem, a troch bardziej Alvinem. Nie cieszy mnie to. Tskni do dni, kiedy potrafi udawa kadego. Nawet drozda. Potrafi piewem rozmawia z drozdem.

- Mógby przemieni go z powrotem? Teraz, kiedy ma oficjalny wyrok, nikt mu ju nie moe zaszkodzi.

- Zmieni z powrotem? Nie wiem. Ju za pierwszym razem byo bardzo trudno. I chyba nie pamitam, jaki by wtedy.

- W skarbczyku jest zapisane, jaki by.

- Ale ja nie mam skarbczyka.

- Ciekawy problem. Arthurowi chyba nie przeszkadza ta zmiana, prawda?

- Arthur to miy chopak. Ale co nie przeszkadza mu teraz, moe przeszkadza póniej, kiedy uronie i zrozumie, co zrobiem. - Alvin bbni palcami w pusty talerz. Najwyraniej wci wraca mylami do procesu. - Musz ci powiedzie, Verily, e jutro bdzie jeszcze gorzej.

- W jaki sposób?

- Dopiero dzi zrozumiaem: kiedy Amy zeznaa, jak to wymykaem si z wizienia i w ogóle. Ale ju wiem, co to za plan. Vilate Franker przysza tu kiedy, caa obwieszona heksami, a potem zawoaa mnie do siebie, blisko, eby jeden z nich dziaa te na mnie. To by heks przeocz-mnie, i to mocny. I wtedy wszed Billy Hunter, jeden z zastpców, zajrza do celi i nikogo nie zobaczy. Pobieg po szeryfa, a kiedy wrócili, Vilate ju sobie posza. Ale ja zostaem i tumacz, e nigdzie nie wychodziem. Tylko e Billy Hunter wie, co widzia, a raczej czego nie widzia. cign go do sdu, i Vilate te. Vilate te...

- Czyli maj wiadka, który potwierdzi, e istotnie opuszczae cel po aresztowaniu.

- A Vilate powie cokolwiek. To znana plotkarka. Goody Trader jej nienawidzi, Horacy Guester te. W dodatku uwaa si za pikno, chocia na mnie akurat te heksy nie dziaaj. W kadym razie Arthur Stuart widzia, jak...

- Byem tu, kiedy ci o niej opowiada. I o salamandrze.

- To nie jest zwyka salamandra, Verily. To Niszczyciel. Spotykaem go wczeniej. Kiedy przychodzi bardziej bezporednio: powietrze migotao i by. Próbowa mnie opanowa, rzdzi mn. Ale ja nie chciaem si podda; musiaem wtedy co zrobi, zwykle may koszyczek z trawy. Wtedy odchodzi. Dzisiaj, eby go odpdzi, pewnie wymylibym jaki gupi wierszyk czy piosenk. Ale to wane: Niszczyciel potrafi zjawia si rónym osobom pod rónymi postaciami. W Vigor Kociele mielimy kiedy kaznodziej, wielebnego Philadelphi Throwera. Widzia Niszczyciela jako anioa, ale strasznego anioa. Pewnego razu... Chocia to nie ma znaczenia. Armor-of-God to zobaczy, nie ja. Tutaj Niszczyciel zapanowa nad salamandr i kae jej rysowa heksy, przez co Vilate widzi... kogo. Kogo, kto z ni rozmawia i radzi. Wiesz, kogo zobaczy Arthur Stuart: star Peg Guester, jedyn matk, jak zna. Niszczyciel zawsze udaje kogo, komu moesz zaufa, kto spenia najgbsze marzenia, ale jednoczenie wypacza je, a wreszcie, nie zdajc sobie z tego sprawy, zaczynasz niszczy wszystko i wszystkich dookoa. Cay ten proces... Nie trzeba si oglda na Webstera, eby znale spisek. Niszczyciel poczy razem Amy Sump, Vilate Franker, Makepeace'a Smitha, Daniela Webstera i... Nikt z nich nie sdzi, e robi co strasznego. Amy wierzy chyba, e naprawd mnie kocha. Moe Vilate równie. Makepeace pewnie w kocu sam siebie przekona, e pug naley do niego. Daniel Webster uwaa, e naprawd jestem draniem. Ale...

- Ale Niszczyciel powoduje, e wszyscy pracuj wspólnie i chc ci pokona.

Alvin kiwn gow.

- Przecie to nie ma sensu - zauway Verily. - Jeeli Niszczyciel naprawd chce wszystko zniszczy, to jak móg uoy taki skomplikowany plan? To te jest przecie Stwarzanie.

Alvin usiad wygodnie na pryczy i pogwizdywa przez chwil.

- Zgadza si - stwierdzi w kocu.

- Czyli Niszczyciel czasami co stwarza?

- Nie. Tego Niszczyciel nie potrafi. Nie moe. Bierze tylko to, co ju istnieje, skrca to, zgina i amie. Pomyliem si. Niszczyciel wpywa na tych ludzi, ale jeli wszystko czy si w jaki plan, to kto go wymyli.

- Chyba znam rozwizanie. - Verily zachichota. - Pamitasz, co mówie o Websterze? Spotka Amy Sump, kiedy przeszukiwa Vigor Koció, eby co na ciebie znale. Nie uwzgldni Amy w planie, bya zwyk dziewczyn, która zacza udawa, e jej marzenia s prawd. A on podsun jej pomys zajcia w ci, eby przyci ci skrzyda i zmusi do powrotu. Reszt sama wymylia; Niszczyciel niczego nie musia jej uczy. Potem Daniel Webster wróci do Hatrack, szukajc czego, co ci moe zaszkodzi. I oczywicie spotka najwiksz plotkark w miecie. Vilate Franker prawie ci nie zna, ale zna wiele historii, wic czsto rozmawiali. Wymkno mu si, e przysigli uznaj opowie Amy Sump za owoc wyobrani marzycielskiej, pobudliwej dziewczyny, chyba e zdobdzie jaki dowód, e naprawd opuszczae cel. I Vilate tworzy wasny plan, a Niszczyciel musi j tylko zachca.

- Czyli cay plan jest dzieem Daniela Webstera, tylko e on nawet o tym nie wie - podsumowa Alvin. - Chce czego, a potem to nagle si spenia.

- Nie wierzybym tak w jego niewiadomo. Podejrzewam, e od dawna stosuje t metod: chce jakiego kluczowego dowodu, a potem czeka, a klient lub kto z przyjació klienta zoy potrzebne zeznanie. Nigdy sam nie brudzi rk, cho skutek jest taki sam. Nic mu nie mona udowodni...

Drzwi otworzyy si i Po Doggly wprowadzi Peggy Larner.

- Przepraszam, e przeszkadzam wam w kolacji i rozmowie - powiedzia - ale to wana sprawa. Alvinie, masz specjalnego gocia. Przyjecha z daleka, ale moe ci odwiedzi dopiero po zmroku, a tylko ja mog go tu wpuci, bo mnie kiedy ju usadzi i opowiedzia histori.

- To kto z domu - wyjani Verily'emu Alvin. - Kto inny ni Armor-of-God. Kto obciony kltw.

- Nie powinien by - dodaa Peggy. - Gdyby nie wielkoduszny gest wczenia si pod kltw, na któr osobicie nie zasuy.

- Measure! - zawoa Alvin. - Mój starszy brat - doda, zwracajc si do Verily'ego.

- Idzie tu - oznajmi szeryf. - Arthur Stuart go prowadzi. Kapelusz nasun na oczy i patrzy w ziemi, eby nie zobaczy nikogo, kto nie sysza jeszcze tej historii. Nie chce przez ca noc opowiada ludziom o masakrze nad Chybotliwym Kanoe. Dlatego zostawi tu drzwi otwarte, ale zostan na zewntrz i bd pilnowa. Nie ebym myla, e chcesz uciec, Alvinie.

- To znaczy nie wierzycie, szeryfie, e dwa razy w tygodniu urzdzaem sobie wycieczki do Vigor Kocioa?

- Dla takiej dziewczyny? Nie, nie wierz - odpar szeryf i wyszed, zostawiajc otwart cel.

Peggy podesza do Alvina i Verily'ego. Verily przysun jej stoek, ale skina tylko rk i nie usiada.

- Jak si masz, Peggy - odezwa si Alvin.

- wietnie. A ty, Alvinie?

- Wiesz, e nie robiem tych rzeczy, o których mówia.

- Alvinie, wiem, e naprawd wydaa ci si atrakcyjna. Zauwaya, e czasem zwracasz na ni uwag, wic zacza marzy i ni na jawie.

- Chcesz powiedzie, e to jednak moja wina?

- Jej wina, e te sny zmienia w kamstwa. Ale twoja, e w ogóle miaa takie beznadziejne marzenia.

- Do licha, dlaczego waciwie nie paln sobie w eb, zanim w ogóle podliwie spojrz na kobiet? Za kadym razem fatalnie si to koczy.

Peggy zrobia min, jakby j spoliczkowa. Jak zwykle, Verily mocno odczu, e nie zna poowy ycia Alvina. Dlaczego miaoby go to martwi? Przecie nie byo go wtedy tutaj, a tych dwoje nie miao obowizku niczego wyjania. Mimo to sytuacja staa si krpujca.

Wsta.

- Jeli pozwolicie, wyjd na zewntrz, ebycie mogli porozmawia w cztery oczy.

- Nie trzeba - zapewnia Peggy. - Jestem pewna, e Arthur Stuart i Measure s ju niedaleko.

- Ona nie chce ze mn rozmawia - wyjani Verily'emu Alvin. - Próbuje uzyska dla mnie uniewinnienie, bo chce zobaczy Krysztaowe Miasto. Ale nie moe mi doradzi, jak je zbudowa, chocia widzi, e sam nie wiem, a ona chyba wie wszystko. A to, e chce mojego uniewinnienia, nie znaczy wcale, e mnie lubi albo uwaa, e warto powica mi czas.

- Nie chc si do tego wtrca - owiadczy Verily.

- Nie wtrca si pan - uspokoia go Peggy. - Nie ma adnego "tego", do którego mona by si wtrca.

- I nigdy nie byo adnego "tego", prawda? - zapyta Alvin. Verily by pewien, e jeszcze nigdy nie sysza tak smutnego gosu.

Peggy milczaa chwil, nim odpowiedziaa.

- Ja nie... byo i jest co... ale to nie ma zwizku z tob, Alvinie.

- Dlaczego nie ma zwizku ze mn? Szalej z mioci do ciebie, a przez cay rok dostaem tylko jeden list, w dodatku zimny jak lód, jakbym by zwykym draniem, z którym musisz jeszcze robi interesy. Czy wanie to nie ma ze mn zwizku? Kiedy poprosiem, eby za mnie wysza. Rozumiem, e potem dziao si wiele zego, zabili twoj matk i w ogóle. To straszne. Nie naciskaem, ale przecie pisaem do ciebie i mylaem o tobie cay czas i...

- Ja te o tobie mylaam, Alvinie.

- No tak, ale jeste agwi, wic wiesz, e o tobie myl, a przynajmniej moesz sprawdzi, jeli tylko zechcesz. A skd ja mam wiedzie, kiedy nie dostaj od ciebie znaku ycia? Co wiem prócz tego, co mi mówisz? Prócz tego, co widz w twojej twarzy? Wiem, e tamtej nocy zajrzaem ci w twarz, spojrzaem w oczy i zdawao mi si, e jest tam mio. Pomylaem, e odpowiadasz mi "tak". Czy mi si zdawao? Czy to jest "to", którego nie ma?

Verily czu si fatalnie, bdc wiadkiem caej sceny. Poprzednio stara si wycofa; teraz byo jasne, e oboje chc, by zosta. Gdyby tylko potrafi znika... Albo zapa si w podog...

Ocali go Arthur, holujcy za sob Measure'a. Tak jak powiedzia szeryf: Measure nasun kapelusz tak mocno i spuszcza gow tak nisko, e potrzebowa pomocnej doni Arthura Stuarta.

- Jestemy - poinformowa chopiec. - Moesz ju patrze.

Measure podniós gow.

- Al... - powiedzia.

- Measure! - zawoa Alvin.

Obaj byli dugonodzy, wic wystarczyo, e zrobili po jednym kroku, by obj si mocno.

- Strasznie za tob tskniem - powiedzia Alvin.

- Ja te tskniem, ty paskudny kryminalisto - odpar Measure.

Verily poczu ukucie zazdroci tak mocne, e mao mu serce nie pko. Zawstydzi si tego uczucia, gdy tylko je sobie uwiadomi, ale nie móg zaprzeczy: zazdroci braciom. Zazdroci, bo wiedzia, e nigdy nie bdzie tak bliski Alvinowi Smithowi. Zawsze pozostanie z boku, a to bolao tak bardzo, e z trudem oddycha.

A potem odetchn swobodnie i zablokowa to uczucie, ukry je gdzie w gbi, gdzie nie musia patrze mu w twarz.

Po chwili powitania dobiegy koca i przeszli do spraw powanych.

- Odkrylimy, e Amy zniknia, i nie trzeba byo geniusza, eby zgadn, gdzie si podziaa. Oczywicie, najpierw kryy plotki, e zasza w ci na jarmarku i odesali j, eby urodzia dziecko gdzie indziej. Ale potem przypomnielimy sobie te historie, co je opowiadali o Alvinie, wic razem z ojcem poszlimy do Sumpa. Od razu powiedzia, e pojechaa zeznawa do Hatrack River. Nie podobao mu si to, ale kto im paci, a potrzebowali pienidzy. No i córka przysigaa, e to prawda, ale wida byo, e on te nie wierzy w jej kamstwa. I faktycznie, kiedy wychodzilimy, powiedzia: "Kiedy znajd tego, co zrobi dziecko mojej córce, to go zabij". A tato: "Nie, nie zabijecie". Na to Sump: "Zabij, bo jestem czowiekiem miosiernym. Lepiej go zabi ni zmusza do lubu z Amy".

Rozemiali si wszyscy. Dopiero po chwili przyszo im do gowy, e to wcale nie jest zabawne.

- W kadym razie Eleanor stwierdzia, e najlepsz przyjaciók Amy jest ta myszowata dziewczyna, Ramona. I postanowia wydoby z niej prawd.

Alvin zerkn na Verily'ego.

- Eleanor to nasza siostra, ona Armora-of-God. Kolejne przypomnienie, e nie naley do krgu... Ale te znak, e Alvin o nim pamita.

- No wic Eleanor przyprowadzia Ramon i posadzia j w tym heksie, który jej wykrelie w sklepie, Alvinie. Tym, co sprawia, e kamcy si denerwuj. Nie wiem, czy by w ogóle potrzebny. Eleanor spytaa, kto jest ojcem dziecka, a Ramona na to: "A skd mog wiedzie?" Tyle e to czyste kamstwo. I kiedy Eleanor nie ustpowaa, Ramona w kocu mówi: "Kiedy ostatnim razem powiedziaam prawd, Alvin Stwórca musia ucieka z powodu kamstw Amy, ale przecie przysigaa, e to prawda, przysigaa, wic jej uwierzyam. A teraz twierdzi, e bdzie miaa dziecko z Alvinem, a ja wiem, e kamie, bo wlaza pod namiot z dziwolgami razem z..."

Alvin podniós do.

- Z Mattem Thatcherem?

- Oczywicie - potwierdzi Measure. - Sam nie wiem, dlaczego emy go nie wykastrowali razem z wieprzkami.

- Widziaa ich, czy tylko o tym syszaa? - spyta Verily.

- Widziaa i staa na stray, kiedy weszli pod namiot. Syszaa, jak Amy raz krzykna, i syszaa sapanie Matta. Potem spytaa Amy, jak byo, a ona na to, e to okropne i boli. Ramona jest przekonana, e do tej chwili Amy bya dziewic, wic wszystkie inne jej opowieci to kamstwa.

- Nie ma kompetencji do wypowiadania si o dziewictwie Amy - stwierdzi Verily. - Mimo to bardzo nam pomoe. Jej zeznanie zaatwi spraw ciy i pokae, e Amy kamie. Uzasadnione wtpliwoci. Jak szybko moemy j tu sprowadzi?

- Ona ju tutaj jest - odpara Peggy. - Zostawiam j w zajedzie i teraz ojciec j karmi.

- Porozmawiam z ni jeszcze dzisiaj. Dobrze. To ju co. Do tej chwili nie mielimy niczego.

- Oni te nie maj niczego - stwierdzia Peggy. - A mimo to...

- A mimo to skazaliby mnie, gdyby w tej chwili mieli gosowa? - upewni si Alvin.

Peggy przytakna.

- Mylaam, e lepiej ci znaj.

- To wszystko zupenie nie ma zwizku z oskareniami Makepeace'a - westchn Verily. - Angielski sd by na to nie pozwoli.

- Kiedy nastpnym razem kto zechce mnie aresztowa za kradzie, a zwariowana dziewczyna owiadczy, e ma ze mn dziecko, dopilnuj, eby rozprawa odbya si w Londynie - obieca Alvin.

- Bd zeznawa - oznajmia Peggy.

- Raczej nie - odpar Alvin.

- Niczego pani nie widziaa - doda Verily.

- Sam pan widzia, jak dziaa tutejszy sd. Jako mnie pan wcignie.

- To nie pomoe - zapewni prawnik. - Powiedz, e jest pani zakochana w Alvinie.

Alvin westchn i wycign si na pryczy.

- Nie - odpara Peggy. - Znaj mnie.

- Alvina te znaj - przypomnia Verily.

- Nie chc si kóci, psze pana - wtrci Arthur Stuart - ale wszyscy tu wiedz, e panna Larner jest agwi, i wiedz te, e prdzej jajko si ugotuje w garnku niegu, ni ona skamie.

- Jeli bd zeznawa, nie ska go - owiadczya Peggy.

- Nie - zgodzi si Alvin. - Ale utopi ci w bocie. Webstera nie obchodzi, czy mnie ska. Chce tylko zniszczy mnie i wszystkich, którzy mnie otaczaj, poniewa tego daj ludzie, którzy mu pac.

- Nie wiemy nawet, kim oni s - zauway Verily.

- Nie znam ich nazwisk, ale wiem, kim s i czego pragn. Dla ciebie zeznanie Amy nie ma zwizku ze spraw, ale oni chcieli wanie czego takiego. Jeli uzyskaj zeznanie o mnie i Peggy w kuni, tamtej nocy kiedy powsta pug...

- Nie dbam o ich kalumnie - rzeka Peggy.

- Nie mówi o kalumniach, tylko o czystej prawdzie. Byem nagi i bylimy w kuni sami. Nic nie poradz na to, jakie wnioski ludzie z tego wycign, i dlatego nie pozwol, eby stana za barierk dla wiadków. Wtedy caa ta historia moe pojawi si w gazetach w Carthage, w Dekane i Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Zaatwimy to inaczej.

- Ramona nam pomoe - przypomnia Verily.

- Ramona te nie. Nie chc, eby dla mojego dobra jedna przyjacióka zdradzaa drug.

Pozostali przygldali mu si w osupieniu.

- Chyba artujesz! - krzykn Measure. - Teraz, kiedy ju j przywiozem? W dodatku chce zeznawa.

- Jestem tego pewien. Ale kiedy gazety ju skocz rwa Amy na strzpy, jak wtedy Ramona bdzie si czua? Na zawsze zapamita, e zdradzia przyjaciók. To trudne przeycie. Zrani j. Prawda, Peggy?

- Co podobnego! Pytasz mnie o rad?

- Chc prawdy. Mówiem prawd i ty take, wic powiedz teraz.

- Tak - potwierdzia Peggy. - Zeznanie przeciwko Amy sprawi Ramonie wiele cierpienia.

- Zatem nie zrobimy tego - orzek Alvin. - Nie chc te ponia Vilate, kac jej zdejmowa wszystkie heksy. To dla niej wane, e jest uwaana za pikno.

- Alvinie - odezwa si Verily. - Wiem, jeste mdrym czowiekiem, mdrzejszym ode mnie, ale sam chyba rozumiesz, e uprzejmo wobec kilku osób nie powinna zniszczy wszystkiego, co masz dokona na tej ziemi.

Wszyscy przyznali mu racj.

Alvin by smutny - najsmutniejszy czowiek, jakiego Verily spotka przez cae ycie, a widywa ju skazanych na szubienic albo stos.

- A zatem nie rozumiesz - powiedzia. - To prawda, czasami ludzie musz cierpie, aby powstao co dobrego. Ale kiedy jest w mojej mocy ochroni ich przed cierpieniem i przyj je na siebie, wanie to jest czci mojego dziea. Czci Stwarzania. Jeli jest to w mojej mocy, bior cierpienie na siebie. Nie rozumiesz?

- Nie - wtrcia Peggy. - Nie jest to w twojej mocy.

- Tak mówi agiew? Czy mój przyjaciel?

Wahaa si tylko przez moment.

- Przyjaciel. Ta cieka w pomieniu twojego serca jest dla mnie niewidoczna.

- Domylaem si. To pewnie dlatego e musz dokona Stwarzania. Musz zrobi co, czego nikt jeszcze nigdy nie robi, stworzy co nowego. Jeli potrafi, bd dziaa dalej. Jeli nie, pójd do wizienia i moje ycie pody inn ciek.

- Pójdziesz do wizienia?! - Arthur Stuart nie móg w to uwierzy. - I zostaniesz tam przez cae lata?!

Alvin wzruszy ramionami.

- S heksy, których nie potrafi pokona. Jeeli mnie ska, dopilnuj, eby wanie takie heksy mnie wizay. Ale gdybym nawet uciek, co z tego? Nie mógbym wykonywa swej pracy w Ameryce. A nie wiem, czy jest ona moliwa gdziekolwiek indziej. Jeli moje ycie w ogóle ma jaki cel, to istnieje te powód, dla którego urodziem si wanie tutaj, a nie w Anglii, Rosji czy Chinach. Tutaj musz dokona swojego dziea.

- Chcesz powiedzie, e nie moemy wykorzysta dwóch najlepszych wiadków obrony? - spyta niedowierzajco Verily.

- Moim najlepszym wiadkiem jest prawda. Kto powie prawd, to pewne, ale nie panna Larner ani Ramona.

Peggy pochylia si i spojrzaa Alvinowi prosto w oczy.

- Ty ndzniku! Oddaam swoje dziecistwo, eby chroni ci przed Niszczycielem, a teraz mam patrze spokojnie, jak odrzucasz moj ofiar?

- Poprosiem ju o ca reszt twojego ycia - odpar Alvin. - Po co mi twoja ruina? Stracia dla mnie dziecistwo. Stracia przeze mnie matk. Nie naraaj niczego wicej. Ja wzibym wszystko, to prawda, i odda wszystko. I nie wezm nic mniej, bo nie potrafi da nic mniej. Niczego nie chcesz ode mnie wzi, wic i ja nie wezm nic od ciebie. A jeeli to dla ciebie nie ma sensu, to nie jeste taka sprytna, jak udajesz, panno Larner.

- Dlaczego wy dwoje nie pobierzecie si i nie macie dzieci? - zapyta nagle Arthur Stuart. - Tato tak powiedzia.

Peggy z kamienn twarz odwrócia si do nich plecami.

- To musi si odby na twoich warunkach, prawda, Alvinie? Wszystko na twoich warunkach.

- Moich? To nie s moje warunki, eby mówi to wszystko przy ludziach; dobrze chocia, e przyjaciele, a nie obcy sysz te sowa. Kocham pani, panno Larner. Kocham ci, Margaret. I nie chc ci widzie na sali sdowej. Chc trzyma ci w ramionach, chc z tob y, ni i pracowa przez wszystkie dni, które nadejd.

Peggy ciskaa kraty celi, kryjc twarz. Arthur Stuart omin j, wyszed na korytarz i prostodusznie spojrza w oczy.

- Dlaczego nie wyjdziecie za niego, zamiast tak paka? Nie kochacie go? Jestecie naprawd adna, a on te niele wyglda. Mielibycie liczne dzieciaki. Tato tak powiedzia.

- Cicho, Arthurze Stuart - szepn Measure.

Peggy osuna si na kolana, po czym wycigna rce przez kraty i uja donie chopca.

- Nie mog, Arthurze Stuart - powiedziaa. - Moja matka zgina, poniewa kochaam Alvina. Nie rozumiesz tego? Kiedy tylko pomyl, e z nim jestem, czuj si saba, pena winy... zagniewana i...

- Moja mama te nie yje - odpar. - Moja czarna mama i moja biaa mama. Obie. I obie zginy, eby ocali mnie od niewoli. Przez cay czas myl, e gdybym si nie urodzi, obie by jeszcze yy.

Peggy pokrcia gow.

- Wiem, e tak mylisz, Arthurze, ale nie powiniene. Chciay, eby by szczliwy.

- Wiem. Nie jestem taki mdry jak wy, ale tyle wiem. Staram si by szczliwy. I jestem, na ogó. Dlaczego wy tego nie potraficie?

- Dlaczego ty tego nie potrafisz, Margaret? - powtórzy szeptem Alvin.

Peggy uniosa gow i rozejrzaa si.

- Co ja tu robi na pododze? - Wstaa. - Poniewa nie chcesz mojej pomocy, Alvinie, musz wraca do swojej pracy. W przyszoci wybuchnie wielka wojna, wojna o zniesienie niewolnictwa. Zanim si skoczy, w Ameryce, w Koloniach Korony, nawet w Nowej Anglii zgin miliony chopców. Musz si postara, eby nie ginli na próno, eby po wojnie niewolnicy odzyskali wolno. Za to zgina moja matka: za wolno dla jednego niewolnika. Ja nie wybior jednego; jeli zdoam, spróbuj ocali wszystkich. - Spojrzaa gniewnie na mczyzn wpatrujcych si w ni szeroko otwartymi oczami. - Uczyniam ostatni ofiar dla Alvina Smitha. Wicej nie potrzebuje mojej pomocy.

I pomaszerowaa do drzwi.

- Potrzebuj - szepn Alvin, ale nie usyszaa go, a po chwili znikna.

- Niech to licho porwie! - westchn Measure. - Alvinie, dlaczego nie zakochae si w burzy z piorunami? Dlaczego si nie owiadczye zawiei?

- Owiadczyem si - odpar Alvin.

Verily stan w progu celi.

- Id porozmawia z Ramon - oznajmi. - Na wypadek gdyby jednak zmieni zdanie.

- Nie zmieni.

- Jestem tego pewien. Ale nic wicej nie zostao mi do zrobienia.

Zastanawia si, czy mówi dalej, ale uzna, e dlaczego nie. Co mia do stracenia? Alvin pójdzie do wizienia, a wyprawa Verily'ego do Ameryki okae si prónym wysikiem.

- Musz przyzna, e ty i panna Larner doskonale do siebie pasujecie. We dwójk posiedlicie chyba siedemdziesit procent wiatowych rezerw gupiego uporu.

I on take ruszy do wyjcia. Za sob usysza jeszcze, jak Alvin zwraca si do Measure'a i Arthura:

- To mój obroca.

Nie by pewien, czy Alvin mówi to z drwin, czy z dum. Ale i tak powikszyo to jeszcze jego rozpacz.

* * *

Zeznanie Billy'ego Huntera bardzo Alvinowi zaszkodzio. Byo jasne, e zastpca szeryfa go lubi i nie chce mu psu opinii, ale nie moe zmieni tego, co widzia, a musi mówi prawd. Zajrza do aresztu i nie byo tam miejsca, gdzie Alvin i Vilate mogliby si schowa.

Verily ograniczy si do ustalenia, e kiedy Vilate wchodzia do aresztu, Alvin na pewno jeszcze tam przebywa, i e zostawiona przez ni zapiekanka bya smaczna.

- Alvin jej nie chcia?

- Nie, psze pana. Powiedzia... Powiedzia, e tak jakby obieca j mrówce.

- Ale pozwoli panu j zje?

- Tak, pozwoli.

- No có, to dowodzi, e na Alvinie naprawd nie mona polega. Nie dotrzyma sowa danego mrówce!

Niektórzy parsknli miechem na ten wymuszony art, ale nie zmienio to faktu, e oskarenie podwayo wiarygodno Alvina. I to powanie.

Przysza kolej na Vilate. Marty Laws zada kilka wstpnych pyta i przeszed do kluczowego punktu.

- Kiedy pan Hunter zajrza do aresztu i nie znalaz tam pani i Alvina, gdzie bylicie?

Vilate demonstracyjnie okazywaa, e wolaaby nie odpowiada. Jednak - co Verily stwierdzi z ulg - nie bya tak dobr aktork jak Amy Sump. Moe dlatego e Amy niemal wierzya w swoje fantazje, podczas gdy Vilate... Có, nie bya dzieckiem, nie byo mowy o mioci.

- Nie powinnam da mu si namówi na co takiego, ale... Zbyt dugo ju jestem samotna.

- Prosz odpowiedzie na pytanie.

- Przeprowadzi mnie przez mur wizienia. Przeszlimy przez cian. Trzymaam go za rk.

- I dokd poszlicie?

- Pdzilimy szybko jak wiatr... Miaam wraenie, e lec. Przez pewien czas biegam obok niego, czerpic si z jego rki, kiedy ciska moj do i prowadzi. Potem jednak stao si to zbyt trudne; omdlewaam i nie mogam biec dalej. Wyczu to w jaki sposób i wzi mnie na rce.

- Gdzie pani zabra?

- Tam, gdzie jeszcze nie byam.

Rozlegy si chichoty, co troch j zbio z tropu. Najwyraniej nie zdawaa sobie sprawy z dwuznacznoci swych sów - a moe bya lepsz aktork, ni Verily przypuszcza.

- Nad jezioro. Raczej niewielkie, bo widziaam drugi brzeg. Nad wod latay ptaki, ale na trawiastym brzegu, gdzie... gdzie spoczlimy, bylimy jedynymi ywymi istotami: ten pikny mody mczyzna i ja. On, tak peen obietnic, sów mioci i...

- Czy mona powiedzie, e pani wykorzysta? - przerwa jej Marty.

- Wysoki Sdzie, pytanie sugeruje odpowied.

- Nie wykorzysta mnie - owiadczya stanowczo Vilate. - Byam chtn uczestniczk wszystkiego, co si stao. To, e dzisiaj auj, nie zmienia faktu, e nie zmusza mnie do niczego. Oczywicie, gdybym wtedy wiedziaa, co wiem teraz, e mówi te same sowa, robi te same rzeczy z t dziewczyn z Vigor Kocioa...

- Wysoki Sdzie, wiadek nie wie, co...

- Podtrzymany - powiedzia sdzia. - Prosz w swoich wypowiedziach ograniczy si do kwestii poruszanych w pytaniach.

Verily nie móg nie podziwia jej zdolnoci. Udao jej si wywoa wraenie, e broni Alvina, a nie stara si go zniszczy. Cakiem jakby go kochaa.

ROZDZIA 16 - PRAWDA

Kiedy przysza kolej na pytania Verily'ego, przez chwil siedzia nieruchomo i przyglda si Vilate. Bya wizerunkiem samozadowolenia i pewnoci siebie. Lekko pochylia gow w lewo, jakby nieco - ale nie za bardzo - ciekawa, co obroca ma jej do powiedzenia.

- Panno Franker, czy moe mi pani co wyjani... Kiedy przeniknlicie przez cian wizienia, jak si dostalicie na poziom gruntu?

Zmieszaa si na chwil.

- Czyby areszt by pod ziemi? Kiedy przeszlimy przez cian, musielimy chyba... Nie, oczywicie, e nie. Cela jest na pitrze budynku sdu, jakie dziesi stóp nad ziemi. Nieadnie, e chcia mnie pan wyprowadzi w pole.

- Nie odpowiedziaa pani. To musia by gwatowny upadek, kiedy tak wyszlicie ze ciany w pustk.

- Opadlimy agodnie. My... poszybowalimy do ziemi. To by wany element tego niezwykego przeycia. Gdybym wiedziaa, e tak bardzo zaley panu na szczegóach, powiedziaabym od razu.

- A wic Alvin... szybuje.

- To naprawd niezwyky mody czowiek.

- Te tak uwaam - zgodzi si Verily. - Co wicej, jedna z jego niezwykych zdolnoci pozwala mu widzie poprzez heksy iluzji. Wiedziaa pani o tym?

- Nie, ja... Nie. - Bya zaskoczona.

- Na przykad nie dziaa na niego heks, który wykorzystuje pani, eby ludzie nie widzieli tych pani sztuczek ze sztuczn szczk. Wiedziaa pani o tym?

- Sztuczki? - oburzya si. - Sztuczna szczka? To okropne, co pan opowiada.

- Ma pani czy nie ma pani sztucznej szczki?

Marty Laws poderwa si z miejsca.

- Wysoki Sdzie, nie dostrzegam zwizku midzy sztuczn szczk a rozpatrywan spraw.

- Panie Cooper, to rzeczywicie pytanie bez zwizku.

- Wysoki Sd pozwoli oskareniu na dalekie odejcie od przedmiotu sprawy w próbach zakwestionowania wiarygodnoci mojego klienta. Myl, e obrona ma prawo do takich samych dziaa w celu podwaenia wiarygodnoci tych, którzy twierdz, e mój klient jest oszustem.

- Sztuczna szczka to do osobista kwestia, nie sdzi pan? - spyta sdzia.

- A oskaranie mojego klienta o uwiedzenie nie jest spraw osobist?

Sdzia umiechn si lekko.

- Protest odrzucony. Oskarenie szeroko otworzyo drog do takich pyta.

Verily znowu zwróci si do Vilate.

- Czy ma pani sztuczn szczk, panno Franker?

- Nie! - odpara.

- Zeznaje pani pod przysig. Czy na przykad nie poruszya pani sztuczn szczk w stron Alvina w chwili, kiedy mówia pani, e jest piknym modym mczyzn?

- Jak mog porusza sztuczn szczk, której nie mam?

- Czy zgodzi si pani wystpi przed sdem bez tych czterech amuletów, które pani nosi na szyi, i bez szala z wszytymi heksami?

- Nie musz chyba tego sucha...

Alvin pochyli si i pocign Verily'ego za marynark. Verily mia ochot go zignorowa; wiedzia, e Alvin zakae mu zadawania dalszych pyta tego rodzaju. Nie móg jednak udawa, e nie zauway gestu dostatecznie wyranego, by dostrzegli go wszyscy przysigli.

Obejrza si, nie zwracajc uwagi na protesty Vilate.

- Verily - szepn mu Alvin - wiesz, e nie chciaem...

- Moim obowizkiem jest bronienie ciebie jak najlepiej...

- Verily, zapytaj j o salamandr w torebce. Jeli zdoasz, postaraj si, eby j wyja.

- Salamandra? - zdziwi si Verily. - A co nam z tego przyjdzie?

- Niech tylko j wyjmie. Na stó, eby wszyscy widzieli. Na pewno nie ucieknie. Nawet we wadzy Niszczyciela, salamandry nadal s gupie. Zobaczysz.

Verily zwróci si do wiadka.

- Panno Franker, czy zechce nam pani pokaza jaszczurk, któr ma pani w torebce?

Alvin znowu pocign go za marynark.

- Salamandry to nie jaszczurki - szepn do ucha. - S pazami, nie gadami.

- Bardzo przepraszam, panno Franker. Nie jaszczurk. Paza. Salamandr.

- Nie mam nic...

- Wysoki Sdzie, prosz uprzedzi wiadka o konsekwencjach faszywych zezna pod...

- Jeli istotnie takie stworzenie znalazo si w mojej torebce, to nie mam pojcia, skd si wzio ani kto je tam woy - owiadczya Vilate.

- Nie bdzie wic pani protestowa, jeli wony zajrzy do pani torebki i wyjmie wszelkie pazy, jakie tam znajdzie?

- Nie, wcale - zapewnia Vilate, przezwyciajc chwilow niepewno.

- Wysoki Sdzie, kto tu jest oskaronym? - wtrci Marty Laws.

- Chodzi o kwesti prawdomównoci, jak mi si zdaje - odpar sdzia. - Cae to wydarzenie uwaam za fascynujce. Patrzylimy spokojnie, kiedy prezentowa pan skandal. Teraz chtnie obejrz sobie jakiego paza.

Wony sign do torebki Vilate; nagle krzykn i odskoczy.

- Przepraszam, panie sdzio, ale wskoczya mi do rkawa - wyjani.

Wi si i podskakiwa, równoczenie usiujc zachowa godny wygld.

Verily szerokim gestem zmiót papiery i przesun stó na rodek sali.

- Kiedy zapie pan zwierzaka - powiedzia - prosz postawi go tutaj.

Alvin opar si wygodnie i wycign skrzyowane w kostkach nogi. Wyglda jak polityk, który wanie wygra wybory. Pod krzesem lea worek z nieruchomym pugiem.

W caej sali tylko Vilate nie zwracaa uwagi na salamandr. Siedziaa bez ruchu, jak w transie. Nie, nie w transie. Siedziaa, jakby znalaza si na przyjciu, gdzie kto powiedzia co niegrzecznego, a ona udaje, e nie dosyszaa.

Verily nie mia pojcia, do czego prowadzi cae to zamieszanie z salamandr. Ale e Alvin nie chcia si zgodzi na adn inn prób zdyskredytowania Vilate Franker czy Amy, nie mia wyjcia.

* * *

Alvin obserwowa Vilate podczas skadania zezna - obserwowa uwanie, nie tylko oczami, ale te wewntrznym wzrokiem, ukazujcym, jak funkcjonuje wiat materialny. Zauway, e przed odpowiedzi Vilate lekko pochyla gow w bok - jakby nasuchiwaa. Posa wic swój przenikacz i zawiesi go w powietrzu, poszukujc drgnie dwiku. Rzeczywicie, odkry je, ale takiego wzorca jeszcze nigdy nie spotka. Dwik zwykle rozprzestrzenia si od róda, jak fale na wodzie po wrzuceniu kamienia: we wszystkie strony; odbijay si i nakaday na siebie, ale te przygasay i cichy z odlegoci. Jednak ten dwik przemieszcza si wskim kanaem. Jak to moliwe?

Przez chwil grozio mu niebezpieczestwo, e cakowicie pochonity problemem naukowym zapomni o rozprawie, gdzie wanie zeznaje najgroniejszy, ale te chyba najsabszy wiadek. Na szczcie szybko zorientowa si w sytuacji. Dwik dobiega z dwóch róde umieszczonych blisko siebie; przesuwa si równolegle. A kiedy fale przecinay si i nakaday, zmieniay go w zwyke zawirowanie powietrza. Kiedy Alvin wyta such, sysza cichutki syk chaotycznego szumu. Ale w kierunku, w którym fale dwikowe byy idealnie równolege, nie tylko nie zakócay si wzajemnie, ale nawet zwikszay moc.

W rezultacie kto siedzcy na miejscu Vilate sysza nawet najlejszy szept, a wszyscy inni na sali nie syszeli niczego.

To bardzo interesujce. Alvin nie wiedzia, e Niszczyciel korzysta z gosu, by porozumiewa si ze swymi sugami. Zawsze przypuszcza, e w jaki sposób przemawia wprost do ich umysów. Tutaj natomiast Niszczyciel mówi z dwóch bliskich sobie róde dwiku.

Alvin umiechn si. Stare powiedzenie mówio prawd: Kamca przemawia przez oba kciki ust równoczenie.

Badajc przenikaczem torebk Vilate, szybko odnalaz ródo dwiku. Salamandra leaa na jej rzeczach, a gos wybiega z pyszczka - chocia salamandry nie maj mechanizmu zdolnego wytworzy dwik ludzkiej mowy. Gdyby tylko wiedzia, co to stworzenie mówi...

Jeli si nie myli, mona to zorganizowa. Najpierw jednak trzeba wydoby salamandr, eby wszyscy obecni widzieli, skd pyn sowa.

Wtedy wanie znów zwróci uwag na wydarzenia w sali - i odkry z przeraeniem, e Verily zamierza mu si sprzeciwi i zerwa Vilate jej pikn mask. Pocign go za marynark i upomnia szeptem, tak agodnie, jak tylko potrafi. Potem poprosi, eby doprowadzi do wyjcia salamandry z torebki.

Teraz, kiedy uwiziona w ciemnym rkawie wonego salamandra wpada w panik, Alvin musia jako j opanowa. Posa w ni przenikacz, spowolni bicie serca, napeni spokojem. Oczywicie, nie wyczu oporu Niszczyciela. Nic dziwnego - Stwarzanie zawsze Niszczyciela odpychao. Wyczuwa go jednak: przyczajonego, migoczcego w tle, w ktach sali sdowej - czeka, by wróci do salamandry i znowu przemawia do Vilate.

To dobry znak, e potrzebowa zwierzcia. To znaczy, e Vilate nie do koca pochona dza wadzy i ch Niszczenia. Dlatego Niszczyciel nie móg zwraca si do niej wprost.

Alvin nie wiedzia zbyt wiele o Niszczycielu, ale przez lata rozmyla i spekulacji doszed do pewnych wniosków. Waciwie przesta ju uwaa go za osob, chocia czasami wci myla "on". Zawsze widywa go w formie migotania powietrza, jak co, co tkwi na samej granicy pola widzenia. Wierzy teraz, e taka jest wanie prawdziwa natura Niszczyciela. Dopóki kto zajmowa si Stwarzaniem, Niszczyciel nie móg si zbliy, zreszt wikszo ludzi nie bya dla niego atrakcyjna. Przycigali go tylko najbardziej niezwykli Stwórcy i najbardziej butni niszczyciele (albo ludzie niszczycielsko butni; Alvin nie by pewien, czy to nie to samo). Kry wokó Alvina, próbujc obróci wniwecz wszystkie jego dziea. Kry wokó innych, takich jak Philadelphia Thrower i najwyraniej Vilate Franker, poniewa dawali mu swe donie, usta, oczy, pozwalajc na dziaanie.

Alvin domyla si, chocia nie móg tego wiedzie, e ludzie, którym Niszczyciel ukazywa si najwyraniej, mieli nad nim pewn wadz. e wcignity w zwizek nie móg si uwolni. Odgrywa tylko rol, któr przygotowa dla niego ludzki sprzymierzeniec. Wielebny Thrower potrzebowa anielskiego gocia, penego gniewu - i tym wanie sta si dla niego Niszczyciel. Vilate potrzebowaa czego innego. Ale Niszczyciel nie móg si od niej oddzieli. Nie potrafi wyczu niebezpieczestwa, dopóki sama Vilate go nie wyczua. A Vilate nie dostrzegaa nawet istnienia salamandry, czego Alvin dowiedzia si od Arthura Stuarta. Pojawia si wic szansa, e Niszczyciel zdemaskuje si na sali sdowej - pod warunkiem e Alvin bdzie dziaa ostronie.

Obserwowa wic, jak wony zdejmuje spokojn - w kadym razie spokojniejsz - salamandr z konierzyka koszuli, dokd umkna, i delikatnie stawia na stole. Avin stopniowo wycofa ze zwierzcia swój przenikacz, aby Niszczyciel znowu móg je opanowa. Czy przyjdzie? Czy znowu przemówi do Vilate?

Przyszed. I przemówi.

Znowu uniosa si kolumna dwiku.

Wszyscy widzieli, e salamandra otwiera i zamyka pyszczek, ale oczywicie nic nie syszeli, wic wygldao to jak przypadkowe poruszenia.

- Czy widzi pani salamandr? - zapyta Verily.

Vilate zdziwia si.

- Nie rozumiem pytania.

- Jest na stole przed pani. Czy widzi j pani?

Vilate umiechna si blado.

- Mam wraenie, panie Cooper, e próbuje pan ze mnie artowa.

W sali rozlegy si szepty.

- Próbuj tylko ustali - owiadczy Verily - jak wiarygodnym jest pani obserwatorem.

- Wysoki Sdzie - odezwa si Daniel Webster. - Skd mamy wiedzie, e to nie jaka sztuczka obrony? Przekonalimy si ju, e oskarony ma niezwyk, tajemnicz moc.

- Cierpliwoci, panie Webster - odpar sdzia. - Bdzie pan mia czas na protesty.

Tymczasem Alvin zajmowa si podwójn kolumn dwiku, wydobywajc si z pyszczka salamandry i skierowan wprost ku Vilate. Próbowa j zakrzywi, ale bez skutku, poniewa dwik musi si rozchodzi w linii prostej. W kadym razie jego zakrzywienie leao poza zasigiem Alvina wiedzy i moliwoci.

Móg za to wywoa zakócenie przy samym ródle jednej z kolumn dwiku, pozostawiajc drug, by bya doskonale syszalna, jako e nie rozproszona t pierwsz. Dwik jednak bdzie saby. Alvin nie wiedzia, czy ludzie na sali usysz go dostatecznie dobrze, by zrozumie sowa.

Tylko w jeden sposób móg si przekona.

Poza tym to mogo by co nowego, co musia stworzy, by przekroczy ciemny obszar w pomieniu swego serca, gdzie Peggy niczego nie widziaa.

Zablokowa jedn kolumn dwiku.

* * *

- Panno Franker - mówi Verily. - Poniewa oprócz pani wszyscy na tej sali widz salamandr...

I nagle - w pó zdania - da si sysze gos z nieoczekiwanego róda. Verily umilk i sucha.

Gos by kobiecy, wesoy i zachcajcy.

- Sied spokojnie, Vilate. Ten angielski bufon to dla ciebie aden przeciwnik. Nic mu nie musisz mówi, jeli nie masz ochoty. Alvin Smith mia szans by twoim przyjacielem, ale odepchn ci, wic teraz mu pokaesz, co potrafi wzgardzona kobieta. On nie docenia twojej mdroci.

- Kto to jest? - zapyta gono sdzia.

Vilate spojrzaa na niego, okazujc jedynie lekkie zdziwienie.

- Mnie pan pyta?

- Owszem!

- Nie rozumiem, o co chodzi. Kto ma by?

- Co si nie zgadza, ale nie denerwuj si - powiedzia kobiecy gos. - Do niczego si nie przyznawaj. Zrzu win na Alvina.

Vilate nabraa tchu.

- Czy Alvin rzuca jakie czary, które dziaaj na wszystkich oprócz mnie? - spytaa.

- Kto przed chwil powiedzia: "Zrzu win na Alvina" - stwierdzi surowo sdzia. - Kto to taki?

- Och, och, och! - zawoa kobiecy gos, wyranie dobiegajcy z pyszczka salamandry. - Och! Jak on móg mnie usysze? Mówi tylko do ciebie, Vilate! Jestem twoj najlepsz przyjaciók, twoj i nikogo innego! Próbuj ci oszuka! Do niczego si nie przyznawaj!

- Ja... nie wiem, o co panu chodzi - zapewnia Vilate. - Nie wiem, co pan syszy.

- Kobiet, która powiedziaa: "Do niczego si nie przyznawaj" - odpar Verily. - Kto to? Kim jest kobieta twierdzca, e jest pani i tylko pani najlepsz przyjaciók?

- Och, och, och! - krzykna salamandra.

- Moja najlepsza przyjacióka? - powtórzya Vilate.

I nagle jej twarz zmienia si w mask grozy - z wyjtkiem ust, które wci umiechay si uprzejmie. Krople potu wystpiy na czoo.

Pod wpywem nagego impulsu Verily podszed i zdj jej szal.

- Prosz, panno Franker... Chyba jest pani gorco. Potrzymam pani szal.

Verily bya tak zmieszana, e nie zauwaya nawet, co robi Verily. A potem byo za póno. Gdy tylko szal zsun si jej z ramion, z ust znikn umiech. Znikna te twarz, któr wszyscy znali; pojawio si oblicze kobiety w rednim wieku, troch pomarszczone i smage od soca. Co najbardziej niezwyke, miaa otwarte usta, a widoczna górna cz jej sztucznej szczki wznosia si i opadaa, jakby Vilate cay czas pracowaa jzykiem.

Szepty w sali zmieniy si w gwar.

- Do licha, Verily! - rzuci Alvin. - Mówiem, eby nie...

- Przepraszam - powiedzia Verily. - Widz, e potrzebuje pani tego szala, panno Franker.

Okry j szybko.

Zrozumiaa, co jej zrobi. Porwaa szal i otulia si nim ciasno. Kapica sztuczna szczka znikna za piknym umiechem, a twarz staa si gadka i moda.

- Jak sdz, mamy teraz pewne wyobraenie o wiarygodnoci wiadka - rzek Verily.

- Wygrywaj, gupia prostaczko! - krzykna salamandra. - Przyapali ci! Oszukali, ty durna jdzo!

Vilate stracia spokój. Bya wyranie przestraszona.

- Jak moesz tak do mnie mówi? - szepna.

Nie tylko ona si przestraszya. Sam sdzia zgarbi si nieco w kcie swojej awy. Marty Laws skuli si na krzele i podcign stopy pod siedzenie.

- Do kogo si pani zwraca? - zapyta sdzia.

Vilate odwrócia si od niego i od salamandry.

- Do przyjacióki - wyjania. - Najlepszej przyjacióki. Tak mylaam. - Spojrzaa na sdziego. - Przez wszystkie te lata nikt nie sysza jej gosu. Ale teraz pan j syszy, prawda?

- Istotnie - potwierdzi sdzia.

- Za duo im mówisz! - woaa salamandra.

Czyby jej gos si zmienia?

- Widzi pan j? - spytaa Vilate cienkim, drcym gosem. - Widzi pan, jaka jest pikna? Mnie te nauczya, jak by pikn.

- Zamknij si! - wrzasna salamandra. - Nic im nie mów, ty suko!

Tak, gos by zdecydowanie niszy, troch chrapliwy, syczcy.

- Nie, nie widz jej.

- Ale ona ju nie jest moj przyjaciók - szepna Vilate.

- Nigdy nie bya.

- Rozerw ci gardo, ty... - Salamandra rzucia tak wizank przeklestw, e wszyscy a syknli.

Vilate wskazaa j palcem.

- To ona mnie do tego zmusia! Ona kazaa mi opowiada te kamstwa o Alvinie! Ale teraz rozumiem, e naprawd jest okropna! I wcale nie pikna! Nie jest pikna, jest brzydka jak... jak kijanka!

- Salamandra - podpowiedzia sdzia.

- Nienawidz ci! - krzykna Vilate do salamandry. - Odejd ode mnie! Nie chc ci wicej widzie!

Salamandra wygldaa, jakby zaraz miaa ruszy biegiem, ale nie ucieka, raczej skoczy ze stou, pokona dystans dzielcy j od Vilate i zaatakowa, jak grozi ten straszny gos.

Alvin ostronie bada ciao salamandry, próbujc wykry, gdzie i w jaki sposób Niszczyciel je opanowa. Ale jakkolwiek tego dokona, nie pozostawi adnych fizycznych ladów.

Alvin uwiadomi sobie jednak, e to nie ma znaczenia. Istniay sposoby uwolnienia kogo spod wadzy kogo innego: heks zejd-ze-mnie. Jeli go precyzyjnie wyrysowa, moe zadziaa te na salamandr? Alvin w pamici dokadnie okreli punkty na stole, gdzie naley zaznaczy wierzchoki heksu, ich kolejno, liczb ptli, jak - czc wierzchoki - musi przebiec salamandra.

Potem wysa przenikacz do tej czci jej mózgu, gdzie tkwi rozum... taki, jaki miaa. Wolno, szepn tak, by zwierz zrozumiao; nie w sowach, ale w uczuciach, w obrazach. Salamandra szukajca jedzenia, parzca si, biegnca po bocie, po trawie i liciach, wlizgujca si w chodne, omszae szczeliny. Wolna, mogca robi to wszystko, zamiast tkwi w suchej torebce. Salamandra za tym tsknia.

Wystarczy, e pobiegniesz tak, szepn bezgonie Alvin i pokaza jej drog do pierwszego punktu.

Salamandra bya gotowa do skoku. Teraz pomkna krt ciek i dotkna apk wyznaczonego miejsca. Alvin sprawi, e apka przenikna stó do gboko, by pozostawi lad, cho tak delikatny, e niewidoczny dla ludzkiego oka. Znowu bieg, ptla, znak, jeszcze znak... Sze malekich wgbie na blacie, a potem skok w sam rodek heksu. Niszczyciel znikn.

* * *

Salamandra pomkna wzdu szaleczej cieki, zbyt szybka, by wzrok za ni nady. Biega, a potem znieruchomiaa na rodku stou.

I nagle rozum zgas w jej ruchach. Nie patrzya ju na Vilate. Nie patrzya na nikogo konkretnego. Przesza kawaek po blacie. Nikt nie próbowa jej apa, nikt nie by pewny, czy dziaa jeszcze zaklcie. Salamandra zbiega po nodze od stou i pomkna wprost do Alvina. Dotkna ebkiem worka z pugiem, a potem wlizna si do rodka.

W sali podniós si gwar.

- Co si dzieje?! - krzykn Marty Laws. - Dlaczego pobiega do worka?

- Poniewa w tym worku powstaa! - zawoa Webster. - Teraz widzicie, e to Alvin Smith jest ródem wszystkich sztuczek! Widzimy oto twarz diaba, który siedzi tam w fotelu, dumny i zadowolony z siebie!

Sdzia zastuka motkiem.

- On nie jest diabem - owiadczya Vilate. - Diabe ma twarz o wiele pikniejsz.

I wybuchna paczem.

- Wysoki Sdzie! - krzykn Webster. - Oskarony i jego obroca zamienili t sal w cyrk!

- Ale wczeniej wycie j zamienili w bagno obrzydliwych kamstw i brudnych insynuacji! - rykn Verily.

Ludzie zaczli bi mu brawo. Sdzia raz jeszcze uderzy motkiem,

- Cisza! Prosz o spokój, bo ka opróni sal! Syszycie?

Z wolna zapado milczenie. Alvin pochyli si i sign do worka. Wyj bezwadne ciao salamandry.

- Zdecha? - zainteresowa si sdzia.

- Nie. Zasna. Jest bardzo zmczona. Miaa okrutnego jedca, jeli mona tak powiedzie. Pdzia galopem i nie dostawaa nic do jedzenia. Teraz nie jest ju dowodem niczego. Wysoki Sdzie, czy mog j przekaza mojemu przyjacielowi Arthurowi Stuartowi, eby si ni opiekowa, dopóki nie odzyska si?

- Czy oskarenie ma co przeciwko temu?

- Nie, Wysoki Sdzie - zapewni Marty Laws.

Równoczenie poderwa si Daniel Webster.

- Ta salamandra nigdy nie bya dowodem niczego. Oczywiste jest, e zostaa podstawiona przez oskaronego i jego obroc, przez cay czas pozostajc pod ich wpywem. Dziki tej salamandrze wzburzyli uczciw kobiet i doprowadzili j do zaamania! Spójrzcie na ni!

Wskaza na pikn Vilate Franker, której zy ciekay po gadkich, róowych policzkach.

- Uczciwa kobieta? - powtórzya cicho. - Wie pan nie gorzej ode mnie, co mi pan sugerowa. Wspomina pan, e potrzebne jest potwierdzenie zezna tej dziewczyny, Amy Sump, e gdyby potrafi pan udowodni, e Alvin naprawd opuszcza wizienie, wtedy wszyscy by jej uwierzyli, a nikt Alvinowi. Oczywicie, wzdycha pan i udawa, e niczego pan nie sugeruje, ale ja wiedziaam i pan wiedzia, o co chodzi. Dlatego od mojej przyjacióki nauczyam si heksów i dokonalimy tego. A teraz siedzi pan tutaj i znowu kamie.

- Wysoki Sdzie! - zaprotestowa Daniel Webster. - wiadek jest wyranie wzburzony. Zapewniam, e pani Franker bdnie zinterpretowaa krótk rozmow, jak odbylimy w zajedzie przy kolacji.

- Jestem tego pewien, panie Webster - odpar sdzia.

- Niczego bdnie nie interpretowaam - owiadczya gniewnie Vilate.

- Jestem pewien, e nie - uspokoi j sdzia. - Jestem te pewien, e oboje macie cakowit racj.

- Wysoki Sdzie - rzek Webster. - Z caym nalenym szacunkiem, nie widz...

- Nie, nie widzisz! - krzykna Vilate, stajc za barierk dla wiadków. - Mówisz, e widzisz tu uczciw kobiet? Poka ci uczciw kobiet!

Zdja szal z ramion - i rozwiaa si iluzja jej piknej twarzy. Wyja spod sukni amulety i zdja acuchy z szyi. Jej figura zmieniaa si w oczach: nie bya wysoka i smuka, ale redniego wzrostu, troch tga w talii, w rednim wieku. Miaa przygarbione ramiona, a we wosach wicej srebra ni zota.

- To jest uczciwa kobieta - powiedziaa.

A potem osuna si na fotel i ukrya twarz w doniach.

- Wysoki Sdzie - odezwa si Verily - obrona nie ma wicej pyta do wiadka.

- Oskarenie równie - oznajmi Marty Laws.

- Wcale nie! - zawoa Webster.

- Panie Webster - powiedzia spokojnie Marty. - Odwouj pana z funkcji oskaryciela posikowego. Zeznania wiadków, jakich pan powoa, moim zdaniem nie nadaj si do wykorzystania w sdzie. Myl, e postpiby pan rozsdnie, bez zwoki opuszczajc t sal.

Kilka osób zaklaskao, ale sdzia uciszy ich gronym spojrzeniem.

Webster zacz pakowa do teczki dokumenty.

- Jeli chcecie mi zarzuci zachowanie w jakimkolwiek stopniu nieetyczne...

- Nikt panu niczego nie zarzuca, panie Webster - przerwa mu sdzia. - Tyle e nic ju pana nie czy z prokuratorem okrgowym okrgu Hatrack, a zatem waciwe byoby, gdyby przeszed pan za barierk. Jeli wolno wyrazi moj opini, to równie za drzwi.

Webster wyprostowa si, wcisn teczk pod pach i bez jednego sowa wymaszerowa. Po drodze min kobiet w rednim wieku o kasztanowych wosach przetykanych siwizn. Sza stanowczym krokiem w stron sdziego... nie, w stron fotela dla wiadków. Wesza na stopie, obja szlochajc Vilate Franker i pomoga jej wsta.

- Chod, Vilate. Bya bardzo dzielna, bardzo. Wszyscy jestemy z ciebie dumni.

- Goody Trader - szepna Vilate. - Tak mi wstyd.

- Nonsens - odpara Goody Trader. - Wszystkie chcemy by pikne, a prawd mówic, uwaam, e ty cigle jeste pikna. Tyle e... dojrzaa. To wszystko.

Obecni przygldali si w milczeniu, jak Goody Trader wyprowadza swoj by rywalk.

- Wysoki Sdzie - owiadczy Verily. - Dla wszystkich powinno by jasne, e pora wróci do rzeczywistego przedmiotu sporu. Stracilimy sporo czasu na wiadków nie majcych zwizku ze spraw, jednak pozostaje oczywistym faktem, e w efekcie mamy z jednej strony twierdzenia Makepeace'a Smitha i Hanka Dowsera, a z drugiej Alvina Smitha. Ich sowo przeciwko jego. Jeli oskarenie nie ma zamiaru przedstawia dalszych wiadków, chciabym rozpocz moj obron od udzielenia gosu Alvinowi. Niech przysigli w kocu rozsdz.

- Dobrze powiedziane, panie Cooper - pochwali go Marty Laws. - To jest przedmiotem sprawy i auj, e daem si zwie na manowce. Oskarenie zakoczyo przedstawianie zezna swoich wiadków. Myl, e wszyscy chtnie wysuchamy zeznania oskaronego. Ciesz si, e chce wystpi, chocia konstytucja Stanów Zjednoczonych daje mu prawo odmowy zezna bez podania przyczyn.

- Pikne sowa - stwierdzi sdzia. - Panie Smith, prosz wsta i zoy przysig.

Alvin sign po worek z pugiem i zarzuci go sobie na rami tak lekko, jakby mia w nim bochenek chleba albo torb puchu. Podszed do wonego, pooy rk na Biblii, a drug podniós razem z workiem.

- Uroczycie przysigam, e bd mówi prawd, ca prawd i tylko prawd. Tak mi dopomó Bóg.

- Alvinie - odezwa si Verily - powiedz nam, skd si wzi ten pug.

Alvin skin gow.

- Wziem elazo, które dostaem od mistrza... od Makepeace'a, on by wtedy moim mistrzem... i stopiem je. Ju wczeniej zrobiem form puga, wic wlaem do niej elazo i odczekaem, a ostygnie. Potem zbiem form, a elazo kuem, ksztatowaem, usuwaem wszystkie niedoskonaoci, a wreszcie, o ile mog to oceni, powsta pug w ksztacie tak idealnym, jaki tylko potrafiem osign.

- Czy w pracy korzystae z talentu Stwórcy?

- Nie, to by nie byo sprawiedliwie. Chciaem uczciwie zosta kowalskim czeladnikiem. Uyem przenikacza, eby bada pug, ale nie zmieniaem go inaczej ni motem i rkami.

Wielu widzów pokiwao gowami ze zrozumieniem. Wiedzieli, o czym mówi, znali to pragnienie, by zrobi co wasnorcznie, bez uycia niezwykych talentów, tak powszechnych ostatnio w miecie.

- A kiedy skoczye, co otrzymae?

- Pug - odpar Alvin. - Czyste elazo, dobrze uformowane i zahartowane. W sam raz na egzamin czeladniczy.

- Czyj wasnoci by ten pug? Pytam ci nie jak prawnika, ale jak terminatora, którym wtedy bye. Czy nalea do ciebie?

- By mój, bo to ja go zrobiem, i jego, bo to jego elazo. Zwyczaj kae darowa czeladnikowi jego dzieo, ale wiedziaem, e Makepeace ma prawo zatrzyma pug, jeli zechce.

- A potem postanowie zmieni elazo.

Alvin przytakn.

- Czy moesz wyjani sdowi swoje ówczesne rozumowanie?

- Nie wiem, czy mona to nazwa rozumowaniem, jak je okrela panna Larner. Wiedziaem tylko, czego chc od puga. To nie miao nic wspólnego z awansem z kowalskiego terminatora na czeladnika. Bardziej z terminatora na czeladnika Stwórc. Nie miaem mistrza, który by oceni moj prac, a jeli nawet, to nie da mi si pozna.

- Postanowie zatem zmieni pug w zoto.

Alvin machn rk.

- To by byo atwe. Dawno ju wiedziaem, e potrafi zamienia jeden metal w drugi. Z metalami jest atwiej, bo ich kawaeczki ustawiaj si równo i w ogóle. Trudno zmieni powietrze, ale metal jest atwy.

- Twierdzisz, e moge w kadej chwili zmieni elazo w zoto? - zapyta Verily. - Czemu tego nie zrobie?

- Uwaam, e na wiecie jest waciwa ilo zota i waciwa ilo elaza. Nie warto robi ze zota motków i pi, siekier i lemieszy. Na to potrzeba elaza. Zoto nadaje si do rzeczy z mikkiego metalu.

- Ale zoto daoby ci bogactwo - przypomnia Verily.

- Zoto daoby mi saw. Zoto przycignoby do mnie zodziei. Ale nie doprowadzioby mnie ani o krok bliej wiedzy, jak zosta prawdziwym Stwórc.

- Mamy uwierzy, e zoto ci nie interesuje?

- Nie, skd. Potrzebuj pienidzy jak kady. W tym czasie liczyem, e si oeni, a nie miaem centa przy duszy, co nie jest najlepsz wrób. Ale wikszo ludzi zdobywa zoto cik prac, wic dlaczego niby miabym je zdoby bez tej pracy? To by nie byo sprawiedliwe, a skoro narusza równowag, to nie jest prawdziwym Stwarzaniem, jeli rozumiecie, co mam na myli.

- A jednak przemienie pug w zoto, prawda?

- To by tylko krok w drodze do celu - wyjani Alvin.

- Jakiego celu?

- No wiesz... Do tego, o czym mówili wiadkowie. Ten pug nie jest ze zwykego zota. Rusza si. Dziaa. yje.

- Do tego zmierzae?

- Do ognia ycia. Nie do zwykego ognia paleniska.

- Jak tego dokonae?

- Trudno to wytumaczy komu, kto nie ma przenikacza i nie moe zajrze do wntrza rzeczy. Nie stworzyem ycia wewntrz; ono ju tam byo. Czstki zota chciay utrzyma ksztat, jaki im daem, ksztat puga, wic walczyy z topnieniem w ogniu, ale brakowao im siy. Nie znay swojej siy. A ja nie potrafiem ich nauczy. A nagle wpado mi do gowy, eby woy rce w ogie i pokaza zotu, jak by ywym, w jaki sposób to moliwe.

- Woye rce do ognia?

Alvin kiwn gow.

- Mówi ci, okropnie bolao.

- Ale nie masz adnej blizny - zauway Verily.

- Ogie parzy, ale zrozum, to by ogie Stwarzania. Wreszcie zrozumiaem to, co musiaem wiedzie od pocztku: e Stwórca jest czci tego, co stwarza. Musiaem si znale w ogniu razem ze zotem, pokaza mu, jak si yje, pomóc odszuka wasny pomie serca. Gdybym wiedzia, jak to si dzieje, lepiej by mi poszo uczenie innych. Bóg mi wiadkiem, e próbowaem, ale nikt jeszcze nie nauczy si jak naley. Chocia par osób krok po kroku zmierza do celu. W kadym razie pug oy w ogniu.

- Czyli teraz pug jest taki, jak widzielimy... A raczej jak go nam tutaj opisywano.

- Tak. To ywe zoto.

- Do kogo teraz naley, twoim zdaniem?

Alvin spojrza na Makepeace'a, na Marty'ego Lawsa, na sdziego.

- Naley do siebie. Nie jest niczyim niewolnikiem.

Marty Laws wsta.

- wiadek nie chce chyba sugerowa, e pugom przysuguj prawa obywatelskie.

- Nie, wcale nie chc - zapewni Alvin. - Pug ma wasny cel istnienia, ale nie przypuszczam, eby zasiadanie w awie przysigych albo gosowanie na prezydenta miay z tym jaki zwizek.

- Ale twierdzisz - podj Verily - e pug nie naley do Makepeace'a Smitha, tak samo jak nie naley do ciebie?

- Do adnego z nas.

- Dlaczego wic tak si opierasz przed przekazaniem go swojemu dawnemu mistrzowi?

- Bo on chce go przetopi. Powiedzia to ju nastpnego dnia. Oczywicie kiedy wytumaczyem, e nie moe tego zrobi, nazwa mnie zodziejem i stwierdzi, e pug jest jego. Powiedzia, e dzieo egzaminacyjne czeladnika naley do mistrza, chyba e on sam odda je czeladnikowi. I jeszcze doda: "A ja na pewno ci go nie dam". I nazwa mnie zodziejem.

- Nie mia racji? Nie jeste zodziejem?

- Nie. Przyznaj, e znikno elazo, które mi da, wic chtnie oddam to elazo z powrotem, pi albo i dziesi razy wicej, ni dostaem. To nie znaczy, e mu je ukradem, bo ono ju nie istnieje. Wtedy byem na niego zy; przecie mogem zosta czeladnikiem cae lata wczeniej. Makepeace jednak trzyma mnie do samego koca kontraktu, cay czas udajc, e nie wie, jak to jestem lepszym kowalem...

Makepeace Smith poderwa si z awy dla widzów i krzykn:

- Kontrakt to kontrakt!

Sdzia uderzy motkiem.

- Ja take dotrzymaem kontraktu - przypomnia Alvin. - Odpracowaem peny termin, chocia byem tam sucym. Po roku czy dwóch nie móg mnie ju niczego nauczy. Wydawao mi si, e z naddatkiem odpracowaem cen tego elaza. Teraz widz, e zachowaem si jak obraony dzieciak. Makepeace mia prawo tak postpowa; dlatego chtnie zwróc mu cen elaza, a nawet zrobi drugi pug zamiast tego.

- Ale nie oddasz mu tego puga, który zrobie?

- Gdyby Makepeace da mi zoto na pug, oddabym mu tyle samo. Ale on da mi elazo. A nawet gdyby mia prawo do takiej iloci zota, to z pewnoci nie ma prawa do tego akurat, poniewa zniszczyby je, gdyby mu wpado w rce. A takiego puga nie wolno niszczy, zwaszcza tym, którzy nie maj mocy, by wykona go znowu. Poza tym gada o zodziejstwie, zanim jeszcze zobaczy, jak pug si rusza.

- Widzia, jak si rusza?

- Tak jest. Powiedzia wtedy do mnie: "Wyno si std. Zabierz to i wyno si! Nie chc ci tu wicej oglda!" Jeli dobrze pamitam, takich wanie sów uy. I gdyby dzisiaj zaprzeczy, Bóg zawiadczy przeciw niemu w Dniu Sdu. I Makepeace to wie.

Verily pokiwa gow.

- Wysuchalimy twojej opinii o sprawie - stwierdzi. - Teraz w kwestii Hanka Dowsera. Jak odpowiesz na zarzut, e wykopae studni w innym miejscu ni to, które wskaza?

- Wiedziaem, e to nie jest dobre miejsce - wyjani Alvin. - Ale kopaem tam, gdzie powiedzia, prosto w dó, a trafiem na lit ska.

- I nie znalaze wody?

- Wanie. Wtedy poszedem tam, gdzie powinienem zacz od razu. Wykopaem studni i syszaem, e do dzisiaj daje czyst wod.

- Zatem pan Dowser si pomyli?

- Nie pomyli si, bo tam rzeczywicie bya woda. Nie wiedzia tylko, e pod ziemi biegnie warstwa skay, a woda pynie niej. Nad ska ziemia jest sucha jak pieprz. Dlatego powstaa naturalna ka; nie rosn tam drzewa, tylko krzaki z krótkimi korzeniami.

- Dzikuj - powiedzia Verily. - Przekazuj panu wiadka. - Skoni si w stron Marty'ego Lawsa.

Marty Laws podpar rkami brod.

- No có, nie mam zbyt wielu pyta. Znamy wersj wydarze Makepeace'a i pask. Niech pan powie, czy jest moliwe, e w rzeczywistoci nie zmieni pan elaza w zoto? e znalaz pan zoto w tym pierwszym wykopanym dole, a potem uformowa je pan w ksztat puga?

- Nie, to niemoliwe - zapewni Alvin.

- Zatem nie ukry pan starego puga w celu poprawienia swojej reputacji Stwórcy?

- Nigdy mi nie zaleao na reputacji Stwórcy - owiadczy stanowczo Alvin. - A co do elaza, to ono ju nie jest elazem.

Marty Laws kiwn gow.

- Nie mam wicej pyta. Sdzia spojrza na Verily'ego.

- Moe obrona chce jeszcze co wiedzie?

- Tylko jeden drobiazg. Alvinie, syszae, co Amy Sump mówia o tobie i dziecku, które nosi. Czy to prawda?

Alvin pokrci gow.

- Ani razu nie wychodziem z celi. To fakt, opuciem Vigor Koció przynajmniej w czci z powodu historii, jakie o mnie opowiadaa. To byy kamstwa, ale i tak musiaem odej; miaem nadziej, e kiedy mnie nie bdzie, Amy zapomni i zakocha si w kim w odpowiednim wieku. Nigdy nawet jej nie dotknem. Zeznaj pod przysig i kln si na Boga. Przykro mi, e ma kopoty. Mam nadziej, e jej dziecko wyronie na zdrowego, silnego i dobrego syna.

- To chopiec? - upewni si Verily.

- Tak - potwierdzi Alvin. - Chopiec, ale nie mój syn.

- Skoczyem - oznajmi Verily.

Przyszed czas na kocowe przemowy, ale sdzia nie da znaku, by je rozpocz. Opar si i na dug chwil przymkn oczy.

- Moi drodzy - powiedzia w kocu. - Niezwyky to by proces i par razy skrci w niewaciw stron. Ale w tej chwili pozostao ju tylko kilka spornych kwestii. Jeli Makepeace Smith i Hank Dowser maj racj, a zoto zostao znalezione, nie stworzone, to uczciwo kae przyzna, e pug jest wasnoci Makepeace'a.

- Diablo susznie! - krzykn Makepeace.

- Wony, prosz odprowadzi Makepeace'a Smitha do aresztu - poleci sdzia. - Spdzi noc w celi za lekcewaenie sdu. I zanim jeszcze co powie, chc uprzedzi, e kade sowo przeduy jego areszt o kolejn noc.

Makepeace niemal pka z wciekoci, ale w milczeniu pozwoli si wyprowadzi z sali.

- Druga moliwo - podj sdzia. - Alvin zmieni elazo w zoto, jak twierdzi, i zoto stao si czym, co nazywa "ywym zotem", a zatem pug naley sam do siebie. Co prawda trudno byoby doszuka si przepisów prawa, dopuszczajcych istnienie narzdzi rolniczych jako nalecych tylko do siebie jednostek... Powiem tyle: jeli Makepeace przekaza Alvinowi pewn ilo elaza, Alvin za sprawi, e to elazo znikno, jest teraz winien Makepeace'owi t sam ilo elaza lub jej finansowy odpowiednik w legalnych rodkach patniczych. Tak sdz w tej chwili, cho przyznaj, e przysigli mog dostrzega jakie inne moliwoci, które przeoczyem. Problem w tym, e nie wiem, w jaki sposób przysigli mogliby podj sprawiedliw decyzj. Jak mog zapomnie ca t histori z Alvinem majcym lub nie majcym skandalicznych zwizków? Wydaje mi si, e powinienem zarzdzi wznowienie procesu, ale myl, e nie naley zmusza mieszkaców tego miasta do kolejnej rundy rozpraw. Dlatego postanowiem zaproponowa inne wyjcie. Jest tylko jeden fakt, który moemy sprawdzi. Moemy uda si do kuni, aby Hank Dowser pokaza nam miejsce, które wyznaczy do kopania studni. Potem zaczniemy tam kopa i przekonamy si, czy znajdziemy albo resztki skrzyni ze skarbem i wod, czy te skaln pyt, jak twierdzi Alvin, i ani kropli wody. Uwaam, e czego przynajmniej si w ten sposób dowiemy, podczas gdy obecnie nie wiemy waciwie nic. Prócz tego e Vilate Franker, niech Bóg j bogosawi, ma sztuczn szczk.

Ani obrona, ani oskarenie nie zgosili sprzeciwów.

- W takim razie zarzdzam wznowienie rozprawy o dziesitej rano przy kuni Makepeace'a. Nie, nie jutro; jutro pitek, dzie wyborów. Nie ma wyjcia, musimy zaczeka do poniedziaku. Obawiam si, Alvinie, e kolejny weekend spdzisz w celi.

- Wysoki Sdzie - odezwa si Verily Cooper. - W miecie jest tylko jeden areszt, a jeli Makepeace Smith bdzie zmuszony dzieli cel z moim klientem...

- Rzeczywicie. Szeryfie, kiedy odprowadzi pan Alvina, prosz zwolni Makepeace'a.

- Dzikuj, Wysoki Sdzie - powiedzia Verily.

- Odkadam rozpraw do dziesitej rano w poniedziaek. Motek uderzy i na ten dzie spektakl si zakoczy.

ROZDZIA 17 - DECYZJE

Poniewa Calvin w Vigor Kociele z nikim waciwie si nie przyjani, zawsze uwaa si za samotnika. Kiedy o tym myla, stwierdza, e kto nie by oczarowany Alvinem, zwykle okazywa si niemal idiot. Calvina nie interesoway takie psikusy, jak przywoywanie skunksów pod werand czy przewracanie wychodków. Alvin odci go od wszystkiego, co wane, a przyjaciele, jakich móg sobie znale, wcale si nie liczyli.

W Nowym Amsterdamie i w Londynie by jeszcze bardziej samotny, skoncentrowany na jedynym celu: dosta si do Napoleona. To samo dziao si na ulicach Parya, kiedy kry po miecie i stara si zdoby saw uzdrowiciela. A kiedy ju zwróci na siebie uwag cesarza, zajmoway go tylko badania i praca.

Przez pewien czas. Poniewa po kilku tygodniach zrozumia, e Napoleon zamierza go uczy powoli i nieskoczenie dugo. Dlaczego miaoby by inaczej? Przecie kiedy tylko Caym uzna, e umie ju dosy, odjedzie, a Napoleona znów zacznie drczy artretyzm. Calvin zastanawia si nawet, czy nie wpyn na Napoleona przez wzmoenie jego cierpie. Z t myl zbada przenikaczem jego mózg i znalaz miejsce rejestrujce ból. Mógby bezporednio sign do tego punktu i sprawdzi, czy Napoleon nie przypomni sobie nagle o nauczeniu Calvina paru rzeczy, o których wczeniej zapomnia.

Ale to tylko marzenia, a Calvin nie by gupcem. Tak sztuczk mógby wykona raz i zyska jeden dzie nauki. Zanim jednak pooyby si spa, powinien si znale jak najdalej od Parya, od Francji, od wszystkich okolic tego wiata, gdzie potrafiliby go odszuka agenci cesarza. Nie, nie móg zmusza Napoleona do niczego. Musia tu zosta i godzi si na nieznonie powolne lekcje, na cige powtarzanie. Tymczasem obserwowa pilnie, próbujc zobaczy, co takiego robi Napoleon, czego Calvin nie rozumie.

Nic z tego nie miao sensu.

Pozostao mu tylko wypróbowanie umiejtnoci, których Napoleon go nauczy, umiejtnoci manipulowania ludmi. Musia sprawdzi, czy dowiadczenie nie pokae czego nowego. A to pragnienie zmusio go do szukania kontaktów.

Nie byo to takie proste. W paacu otaczali go zawsze zajci sucy. Co gorsza, znajdowali si pod bezporednim wpywem Napoleona, a cesarz nie powinien odkry, e kto inny próbuje rzdzi jego poddanymi. Mógby le to zrozumie. Mógby pomyle, e Calvin chce odebra mu wadz, a to nieprawda - Calvin nie mia ochoty zajmowa miejsca cesarza. Czym by zwyky cesarz, gdy na wiecie pojawi si Stwórca?

To znaczy dwóch Stwórców. Dwóch.

Na kim jeszcze móg Calvin wypróbowa swoje nowe umiejtnoci? Kilka wdrówek po paacu i budynkach rzdowych pozwolio mu odkry cakiem inn klas ludzi: leniwi i sfrustrowani, stanowili naturalny materia dowiadczalny. Byli to synowie dworzan i urzdników Napoleona.

Wszyscy mieli w przyblieniu podobne biografie: kiedy ich ojcowie zyskiwali wpywy, synowie trafiali do coraz lepszych szkó z internatami, które opuszczali w wieku szesnastu czy siedemnastu lat, wyksztaceni i ambitni, lecz bez adnej pozycji w towarzystwie. Oznaczao to, e prawie wszystkie drogi byy przed nimi zamknite - z wyjtkiem pójcia w lady ojców. Musieli y w cakowitej zalenoci od cesarza. Niektórym to wystarczao. Tych pracowitych, zadowolonych z ycia ludzi Calvin zostawia w spokoju.

Interesowali go nieudani studenci prawa, entuzjastyczni poeci i dramaturdzy bez talentu, plotkarze i uwodziciele, rozgldajcy si za kobietami do bogatymi, by byy warte podania, i do gupimi, by da si zdoby takim zalotnikom. Caym, którego francuski znacznie si poprawi, postpowa wic zgodnie z radami Napoleona i bada, jakie przywary popychaj tych modych ludzi do dziaania, aby pochlebia im i nimi kierowa. Przy okazji odkry te, e lubi ich towarzystwo. Nawet gupcy sporód nich bawili go swym lenistwem i cynizmem, a czasami znajdowa prawdziwie dowcipnych i fascynujcych towarzyszy.

Ci byli najtrudniejsi do opanowania. Calvin powtarza sobie, e to raczej wyzwanie, nie skonnoci powoduj szukanie ich towarzystwa. Szczególnie jednego z nich: Honore. Chudy, niski, z przedwczenie popsutymi zbami, o rok starszy od Alvina. Maniery mia skandaliczne; nie dlatego, jak szybko stwierdzi Calvin, by nie wiedzia, jak si zachowa, ale raczej dlatego e lubi szokowa ludzi, okazywa pogard ich zmurszaym normom, a przede wszystkim zwraca na siebie uwag. Odpychajce zachowanie zwykle wywoywao podany efekt: z pocztku moe niech i niesmak, lecz najdalej po pitnastu minutach wszyscy miali si z jego artów, kiwali gowami, gdy wygasza swoje przemylenia, a w oczach byszcza im podziw.

Calvin pozwoli sobie nawet na przypuszczenie, e Honore dysponuje moe tym samym darem co cesarz, e studiujc go pozna kilka sekretów, które Napoleon ukrywa.

Z pocztku Honore ignorowa Calvina - nie z jakich konkretnych powodów, ale dla ogólnej zasady, e ignorowa wszystkich, którzy nic mu nie mogli zaoferowa. Potem zapewne usysza, e Calvin codziennie widuje cesarza, a nawet jest jego osobistym uzdrowicielem. Calvin natychmiast zyska akceptacj, a nawet zaproszenia na nocne wyprawy.

- Badam Pary - tumaczy Honore. - Nie, musz sprostowa: badam ludzko, a w Paryu yje dostatecznie wielka liczba osobników tego gatunku, eby dostarczy mi zajcia na wiele lat. Studiuj wszystkich, którzy odbiegaj od normy, poniewa wanie ich odchylenia ucz mnie ludzkiej natury. Jeli dziaania czowieka mnie zaskakuj, to dlatego e przez lata przyzwyczaiem si oczekiwa innego zachowania. W ten sposób poznaj dziwaczno jednostki, ale i norm caoci.

- A dlaczego ja jestem dziwaczny? - spyta Calvin.

- Jeste dziwaczny, poniewa suchasz moich przemyle, a nie moich artów. Jeste pilnym studentem geniuszu i podejrzewam niemal, i sam geniuszem dysponujesz.

- Geniuszem?

- To ów niezwyky duch czynicy ludzi wielkimi. Absolutna pobono zmienia ludzi w witych lub anioów, ale co z takimi, którzy s rednio poboni, za to doskonale inteligentni, mdrzy czy spostrzegawczy? Staj si geniuszami. witymi patronami umysów, oczu duszy! Kiedy umr, chc, by moje imi przywoywali ci, którzy modl si o mdro. witym zostawiam modlitwy tych, którzy pragn cudów. - Pochyli gow i spojrza w gór, na Calvina. - Jeste zbyt wysoki, by by uczciwy. Ludzie wysocy zawsze kami, poniewa sdz, e niscy, tacy jak ja, nie rozumiej ich do dobrze i nie sprzeciwi si.

- Nic nie poradz, e jestem wysoki.

- To kamstwo. Jako dziecko chciae by wysoki, tak jak ja chciaem pozosta bliej ziemi, gdzie moje oczy zauwa szczegóy, jakich ludzie wysocy nie dostrzegaj. Mam tylko nadziej, e kiedy bd te gruby. To by znaczyo, e mam wicej do jedzenia, co z kolei, mój drogi jankesie, byoby mi odmian. Powszechnie uwaa si, e geniusze nigdy nie zyskuj zrozumienia, a zatem nie s popularni i nie zarabiaj pienidzy na swej mdroci. Uwaam to za gupot. Prawdziwy geniusz jest nie tylko sprytniejszy od wszystkich, ale jest tak inteligentny, by wiedzie, jak dotrze do mas, nie rezygnujc ze swej mdroci. Ja pisz powieci.

Calvin niemal wybuchn miechem.

- Te gupie historyjki, które czytuj kobiety?

- Te same. Omdlewajce dziedziczki. Nudni mowie. Niebezpieczni kochankowie. Trzsienia ziemi, rewolucje, poary i wcibskie ciotki. Pisuj pod kilkoma noms de plume. Sekret polega na tym, e gdy opanowuj sztuk zdobywania popularnoci, a wic i bogactwa, równoczenie badam prawdziwy stan czowieczestwa w tym wielkim akwarium, jakim jest Pary, tym ulu z cesarzem jako królow, otoczon takimi trutniami, jak mój bezskrzydy, pozbawiony da ojciec, siódmy sekretarz z porannej zmiany. Kiedy go okulawie, aosny psotniku. Ca noc paka nad swoim ponieniem, a ja przysigem, e pewnego dnia ci zabij. Pewnie tego nie zrobi... Nigdy jeszcze nie dotrzymaem obietnicy.

- A kiedy piszesz? Przez cay czas jeste tutaj. - Calvin skin rk na otaczajce ich budynki rzdowe.

- Skd moesz to wiedzie, skoro ciebie przez cay czas tu nie ma? Nocami kr od wspaniaych salonów mietanki towarzyskiej do najlepszych burdeli stworzonych przez mty tego wiata. A rankami, kiedy od monsieur Bonapartego pobierasz lekcje cesarzowania, ja zaszywam si na swym ndznym, poetycznym poddaszu. Gospodyni matki codziennie przynosi mi wiey chleb, wic nie pacz jeszcze nade mn, przynajmniej dopóki nie zapi syfilisu albo grulicy. Na tym poddaszu wanie pisz jak szaleniec, stron za stron pokrywajc moj byskotliw proz. Kiedy spróbowaem swoich si w poezji, w dramaturgii... Odkryem jednak, e naladujc Racine'a, czowiek uczy si gównie takiego nudzenia jak Racine, a studiujc Moliere'a przekonuje si, e by on wzniosym geniuszem, którego nie powinni obraa ndzni modzi naladowcy.

- adnego z nich nie czytaem - przyzna Calvin. Prawd mówic, o adnym z nich nie sysza i jedynie z kontekstu wywnioskowa, e mowa o dramaturgach.

- Nie czytae take moich dzie, poniewa w istocie s to jedynie wprawki, nie prace geniusza. Czasem obawiam si wrcz, e mam tylko ambicj geniusza, oko i ucho geniusza, ale talent kominiarza. Zanurzam si w brudnym wiecie, wracam czarny, strzepuj popioy i sadze moich bada na biay papier... I co otrzymuj? Kartki z czarnymi znaczkami. - Honore chwyci Calvina za koszul i pocign w dó, a móg spojrze mu prosto w oczy. - Oddabym nog za taki talent jak twój. eby spojrze do wntrza ciaa, uleczy lub zrani, sprowadzi ból albo ulg. Dabym sobie odci nawet obie nogi. - Puci Calvina. - Oczywicie nie zrezygnowabym z delikatniejszych organów, sprawibym bowiem wielki zawód mojej drogiej madame de Berny. Zachowasz dyskrecj, mam nadziej, i plotkujc o moim romansie, nigdy nie zdradzisz, e usyszae o nim ode mnie.

- Naprawd mi zazdrocisz? - spyta Calvin.

- Tylko wtedy, kiedy myl rozsdnie - odpar Honore. - To rzadka okazja, a wic twoje istnienie nie odbiera mi zadowolenia z ycia. Nie stae si jeszcze którym z gównych róde irytacji. Co innego moja matka... Przez cae dziecistwo tskniem za jakim gestem mioci z jej strony, jakim przejawem afektu. Zawsze jednak traktowaa mnie chodno i oschle. Nic nie mogo jej zadowoli. Przez wiele lat uwaaem, e jestem zym synem. A potem nagle uwiadomiem sobie, e to ona jest z matk! Nienawidzia nie mnie, ale mojego ojca. A pewnego roku, kiedy wyjechaem do szkó, wzia sobie kochanka. Wybraa dobrze, gdy by to wiatowy czowiek, do którego ywi wielki szacunek. Moja matka pozwolia sobie na ci i urodzia potwora.

- Zdeformowanego?

- Tylko moralnie. Poza tym jest cakiem atrakcyjny i matka go rozpieszcza. Kiedy widz, jak si nad nim roztkliwia, wychwala go i mieje si z jego powiedzonek, marz, by postpi jak bracia Józefa i wrzuci go do studni. Tyle e ja bym nie mia litoci i nie wycign go, eby sprzeda w zwyczajn niewol. Na pewno bdzie te wysoki i matka dopilnuje, eby mia dostp do jej fortuny; w przeciwiestwie do mnie, który yj dziki ndznym groszom od ojca, zaliczkom od wydawców i szlachetnym impulsom kobiet, dla których jestem bogiem mioci. Po gbokim zastanowieniu doszedem do wniosku, e Kain, podobnie jak Prometeusz, by jednym z najwikszych dobroczyców ludzkoci, za co, naturalnie, jest przez Boga bez koca torturowany, a przynajmniej wyrosa mu paskudna krosta na rodku czoa. Kain bowiem nauczy nas, e pewnych braci zwyczajnie nie da si znie, a jedynym rozwizaniem jest zabi ich albo zleci komu zabicie. Jako czowiek z natury leniwy, skaniam si ku tej drugiej metodzie. Ponadto w wizieniu nie mona nosi eleganckich ubra, a po zgilotynowaniu za morderstwo konierzyk nigdy nie ukada si dobrze, tylko zsuwa na jedno lub drugie rami. Dlatego albo wynajm kogo do tego zadania, albo dopilnuj, eby zatrudniono go na ndznej posadzie w dalekiej kolonii. Mylaem o wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim. Ta kropka na globusie ma tylko jedn wad: jest tak dua, e drogi Henry mógby nie zobaczy naraz caego obwodu swojej wyspy. Chc, eby bez chwili przerwy czu si jak w wizieniu. To chyba nieyczliwe myli.

Nieyczliwe? Calvin rozemia si z zachwytem i w zamian uraczy Honore opowieciami o wasnym okropnym bracie.

- No có - podsumowa Honore. - Oczywicie, musisz go zniszczy. Co robisz w Paryu, kiedy czeka ci tak wielkie dzieo?

- Ucz si od Napoleona, jak rzdzi ludmi. Kiedy brat zbuduje Krysztaowe Miasto, ja mu je odbior.

- Odbierzesz? To ndzny cel. Co ci przyjdzie z odebrania mu miasta?

- To, e on je zbudowa, albo zbuduje, a potem bdzie patrzy, jak wadam wszystkim.

- Mylisz tak, poniewa z natury jeste paskudny, Calvinie, i nie rozumiesz miych ludzi. Dla ciebie ostatecznym celem jest wadza; dlatego niczego nie budujesz, raczej starasz si opanowa to, co ju istnieje. Twój brat za to jest z natury Stwórc, jak to nazwae; dlatego nie dba o to, kto rzdzi, tylko o to, co istnieje. Jeli wic odbierzesz mu wadz w Krysztaowym Miecie, kiedy ju je zbuduje, nie osigniesz niczego, gdy on wci bdzie si cieszy samym jego istnieniem; niewane, kto w nim rzdzi. Nie. Nie masz innego wyjcia, ni pozwoli miastu rosn a po szczyt, a potem zburzy je, zmieni w taki stos gruzów, by nigdy ju nie powstao na nowo.

Calvin by troch zaniepokojony. Nie myla o tym w taki sposób i wcale mu si to nie podobao.

- artujesz, Honore. Jestem pewien. Ty przecie tworzysz róne rzeczy... przynajmniej swoje powieci.

- A gdyby mnie nienawidzi, przecie nie zabieraby moich honorariów. Zreszt wierzyciele robi to od dawna. Nie, odebraby mi same ksiki, ukrad prawa, a potem pozmienia je, przeredagowa, a nie pozostaby aden lad prawdy i pikna, a co waniejsze, mojego geniuszu. A potem wydawaby je dalej pod moim nazwiskiem, zawstydzajc mnie kadym sprzedanym egzemplarzem. Ludzie by je czytali i mówili: "Co za gupiec ten Honore de Balzac". Tak mógby mnie zniszczy.

- Nie jestem postaci z twojej powieci.

- Szkoda. Ten dialog na pewno byby wtedy bardziej interesujcy.

- Wic uwaasz, e marnuj tu czas?

- Uwaam, e wkrótce zaczniesz go marnowa. Napoleon nie jest durniem. Nigdy nie dostarczy ci narzdzi tak potnych, eby móg mu zagrozi. Pora wyjecha.

- Jak mog wyjecha, kiedy on chce, eby nie drczy go artretyzm? Nie dotarbym nawet do granicy.

- Wic wylecz ten artretyzm, tak jak leczye nieszczsnych ebraków. Nawiasem mówic, byo to okrutne i bardzo egoistyczne z twojej strony. Jak ci biedacy maj nakarmi swoje dzieci bez ropiejcej rany, która w przechodniu wzbudza lito i skania do rzucenia paru sou? Ci z nas, którzy byli wiadomi twojej jednoosobowej mesjanistycznej misji, musieli chodzi twoim ladem i obcina ofiarom nogi, eby mogli jako zarobi na ycie.

- Jak moglicie! - Calvin by przeraony.

Honore wybuchn miechem.

- artowaem, biedny, amerykaski prostaczku, który wszystko bierze dosownie.

- Nie potrafi wyleczy artretyzmu - przyzna Calvin, wracajc do tematu, który najbardziej go interesowa: wasnej przyszoci.

- Dlaczego nie?

- Próbowaem zrozumie, co powoduje choroby. Rany s atwe, zakaenia te. Choroby zajy mi cae tygodnie. Wydaje si, e wywouj je drobniutkie stworzonka, tak mae, e nie wida ich pojedynczo, tylko en masse. Mog je zniszczy bez trudu i wyleczy chorob, a przynajmniej da organizmowi szans, eby sam si wybroni. Ale nie wszystkie choroby s powodowane przez te mae bestie. Artretyzm cakiem mnie pokona. Nie mam pojcia, jaka jest jego przyczyna, a zatem nie potrafi go wyleczy.

Honore pokrci swoj wielk gow.

- Calvinie, masz wielki wrodzony talent, ale nie jeste go godny. Kiedy mówi, e masz wyleczy Napoleona, nie obchodzi mnie, czy usuniesz artretyzm. Nie artretyzm go drczy, lecz ból powodowany artretyzmem. A ból likwidujesz przecie codziennie! Zlikwiduj go wic raz na zawsze, grzecznie podzikuj Napoleonowi za nauk i jak najszybciej wynie si z Francji! Zakocz t spraw! Wracaj do dziea swego ycia. Co ci powiem: zapac ci za rejs do Ameryki. Nie, wicej: popyn z tob, by studia nad tym prymitywnym, ale energicznym ludem doda do mojej wielkiej skarbnicy wiedzy o ludzkoci. Z twoim talentem i moim geniuszem... czy jest co takiego, czego nie zdoamy osign?

- Nic! - owiadczy radonie Calvin.

By szczególnie zadowolony, poniewa ledwie pi minut temu uzna, e chce, by Honore towarzyszy mu do Ameryki. Przez niedostrzegalne gesty, pewne spojrzenia i znaki, których Honore nie móg zauway, skoni modego pisarza, by go polubi, by podekscytowaa go praca, jak Calvin mia do wykonania, by tak mocno zapragn uczestniczy w tym dziele, e postanowi ruszy z Calvinem. A co najlepsze, dziaa tak sprawnie, e Honore nie domyla si nawet manipulacji.

Jednoczenie spodoba mu si pomys uleczenia bólu Napoleona raz na zawsze. To miejsce w mózgu, gdzie ból si gniedzi, wci na niego czekao. Zamiast jednak podrania, powinien cakiem je wypali. To wyleczy cesarza nie tylko z artretyzmu, ale te uwolni go od wszelkich innych cierpie, jakich mógby doznawa w przyszoci.

I tak, przemylawszy wszystko i powziwszy decyzj, noc Calvin przystpi do dziaania. A rankiem, kiedy stan przed cesarzem, od razu zrozumia, e wadca wie o wszystkim.

- Skaleczyem si rano, ostrzc pióro - oznajmi Napoleon. - Zauwayem to dopiero wtedy, kiedy zobaczyem krew. Nie czuem adnego bólu.

- To doskonale - odpar Calvin. - W kocu znalazem sposób, by na zawsze zakoczy twoje artretyczne cierpienia. Wymagao to usunicia wszelkiego bólu do koca twego ywota, ale trudno sobie wyobrazi, eby mia co przeciw temu.

Napoleon odwróci gow.

- Midasowi trudno byo sobie wyobrazi, e nie bdzie chcia zmienia w zoto wszystkiego, czego dotknie. Mogem wykrwawi si na mier, bo nie czuem bólu.

- Czyby mnie karci? Ofiarowaem ci dar, o jaki modl si miliony: ycie bez bólu. A ty mnie karcisz? Jeste, panie, cesarzem. Wyznacz sug, który dniem i noc bdzie uwaa, eby nie wykrwawi si na mier.

- To permanentna zmiana? - spyta Napoleon.

- Nie umiem wyleczy artretyzmu; choroba jest dla mnie zbyt subtelna. Ale ból mog umierzy i to uczyniem. Umierzyem go teraz i na zawsze. Jeli le postpiem, przywróc ci ból najlepiej, jak potrafi. Nie bdzie to przyjemna operacja, ale myl, e uda si odzyska równowag na poziomie bliskim poprzedniego. Bya niezbyt trwaa, prawda? Miesic artretyzmu, potem tydzie bez niego, potem znów miesic...

- Robisz si bezczelny.

- Nie, sire. Po prostu lepiej mówi po francusku, wic moja naturalna bezczelno objawia si wyraniej.

- A co mnie teraz powstrzyma przed wyrzuceniem ci z paacu? Mog kaza ci zabi. Nie jeste mi ju potrzebny.

- Nigdy nic ci nie powstrzymywao, sire. Ale nie zabijasz ludzi bez potrzeby. Co do wyrzucenia mnie... Po co ten kopot? Jestem gotów do wyjazdu. Stskniem si za Ameryk. Mam tam rodzin.

Napoleon pokiwa gow.

- Rozumiem. Postanowie wraca i wtedy wyleczye mój ból.

- Umiowany wadco, le mnie osdzasz. Odkryem, e potrafi ci wyleczy, a nastpnie postanowiem wyjecha.

- Mog ci jeszcze wiele nauczy.

- A ja chciabym si nauczy wielu rzeczy. Obawiam si jednak, e nie jestem do mdry, by od ciebie czerpa wiedz. Przez ostatnie tygodnie uczye mnie i uczye, a ja wci miaem wraenie, e nie poznaj niczego nowego. Nie jestem tak dobrym uczniem, by opanowa twoje lekcje. Po co miabym zostawa?

Napoleon umiechn si.

- Dobra robota. Naprawd dobra. Gdybym nie by Napoleonem, przekonaby mnie bez trudu. Pewnie nawet zapacibym za twoj podró do Ameryki.

- Miaem nadziej, e i tak to uczynisz, sire, z wdzicznoci za ycie bez bólu.

- Cesarzy nie sta na tak przyziemne emocje jak wdziczno. Jeli zapac ci za podró, to nie dlatego e jestem wdziczny, ale poniewa uwaam, e lepiej zrealizuj swoje cele, jeli odjedziesz ywy, ni gdyby, powiedzmy, pozosta ywy tutaj lub moe pozosta tu i zgin, czy wreszcie, co jest najtrudniejsze, wyjecha martwy.

Calvin umiechn si take. Rozumieli si doskonale: cesarz i mody Stwórca. Wykorzystali siebie nawzajem, teraz ze sob skoczyli i odrzuc si nawzajem bez alu - ale w dobrym stylu.

- Jeszcze dzisiaj wyjad na wybrzee, za twoim pozwoleniem, sire.

- Za pozwoleniem? Masz wicej ni pozwolenie! Suba spakowaa ju twoje rzeczy i z pewnoci dostarczya je na stacj. - Napoleon w gecie salutu musn lok na czole. Z umiechem patrzy, jak Calvin wybiega z komnaty.

Calvin, amerykaski Stwórca, i Honore Balzac, irytujco ambitny mody pisarz, wyjechali z kraju. Tego samego dnia. A ból usta.

Musz uwaa przy kpieli, mówi sobie Napoleon. Mog si miertelnie poparzy, nawet tego nie czujc. Kto inny musi wej do wanny przede mn. Chyba znam odpowiedni pokojówk, która si nada. Trzeba j najpierw wyszorowa, eby nie zabrudzia mi wody. Ciekawie bdzie si przekona, jak dua cz rozkoszy kpieli bierze si z lekkiego bólu wywoanego gorc wod. A czy ból jest te czci rozkoszy seksualnej? Byoby straszne, gdyby chopak to take zmieni. Musiabym go ciga i w kocu zabi, gdyby odebra mi t rozrywk.

* * *

Liczenie gosów w Hatrack River nie trwao dugo - w pitek o dziewitej wieczorem urzdnik z komisji wyborczej ogosi wyrane zwycistwo Chybotliwego Kanoe, Harrisona Krwawej Rki, w caym okrgu. Wielu ludzi pio przez cay dzie wyborów; teraz alkohol popyn jak rzeka. Jako do stolicy okrgu, do Hatrack zjechao wielu farmerów z dziczy i maych wiosek, dla których miasto byo najblisz metropoli, majc ju prawie tysic mieszkaców. Do dziesitej znalazo si tu dwa razy wicej ludzi. Kiedy nadeszy wieci z ssiednich okrgów, w tym take zza rzeki, e Chybotliwy Kanoe tam równie zwyciy, wystrzeliy dziaa. Rozpuszczone jzyki prowadziy do licznych bójek, a te do sporego ruchu w areszcie.

Po Doggly przyszed koo wpó do jedenastej i poprosi Alvina, by zechcia wyj na sowo i spdzi noc w zajedzie - Horacy Guester za niego porczy, wic gdyby przyrzek, e nie bdzie... i tak dalej, i tak dalej, poniewa areszt jest potrzebny, by zamkn pijanych zabijaków, po dziesiciu na cel. Alvin zoy obietnic, a Horacy i Verily odprowadzili go przez boczne zauki do zajazdu. W gównej sali ludzie pili i taczyli, ale spokojniej ni w innych lokalach i na wieym powietrzu, gdzie waciciele wozów z alkoholem robili doskonae interesy. U Horacego, jak zwykle, zebrali si miejscowi, i to ci bardziej stateczni. Mimo to Alvin nie pokaza si tam, eby nie budzi plotek - zwaszcza e w tumie na pewno znajdowali si ludzie, którzy nie byli mu przyjaciómi, a take tacy, którzy byli przyjaciómi Makepeace'a. Nie wspominajc nawet o takich, którzy chtnie by si zaprzyjanili z dowoln iloci zota, moliw do zdobycia kradzie lub rozbojem. Alvin musia wej tylnymi schodami, a nawet tam schyla gow, ukrywa twarz i nie odzywa si ani sowem.

W sypialni Horacego, gdzie mieli posania Arthur Stuart i Measure, Alvin kry dookoa, dotyka cian, mikkiego óka, okna... Jakby widzia to wszystko po raz pierwszy.

- Nawet uwiziony tutaj czuj si lepiej ni w celi - powiedzia. - Mam nadziej, e nigdy ju tam nie wróc.

- Nie wiem, jak wytrzymae tak dugo - owiadczy Horacy. - Ja bym zwariowa po tygodniu.

- A kto mówi, e Alvin nie zwariowa? - zapyta Measure.

Alvin rozemia si gono, ale przyzna mu racj.

- Musiaem zwariowa, nie pozwalajc Verily'emu postpi zgodnie z jego planem.

- Nie, nie - zaprotestowa Verily. - Miae racj. Sam stane w swojej obronie.

- A gdybym nie odkry, jak sprawi, eby wszyscy usyszeli gos salamandry? Od wczoraj si nad tym zastanawiam. Gdyby mi si nie udao? Oni wszyscy mówili tak, jakbym potrafi zrobi wszystko, jakbym umia fruwa albo sam myl dokonywa cudów na ksiycu. Chciabym tego. Czasami bym chcia. I tak jeszcze wszystko zaley od przysigych. Zgadza si, Verily?

Prawnik przyzna mu racj. Ale wszyscy wiedzieli, e raczej nie zostanie skazany - pod warunkiem e skalna pyta nadal ley w miejscu, które Hank Dowser wyznaczy na studni. Prawdziwych szkód doznao Krysztaowe Miasto, gdy teraz trudniej bdzie je zbudowa - z powodu wszystkich plotek o tym, jak to Alvin uwodzi mode dziewczyny i starsze kobiety, jak przenika z nimi przez ciany. Niewane, e w kocu okazao si to kamstwem i bzdur - zawsze znajd si ludzie do gupi, by powtarza: "Nie ma dymu bez ognia". Tymczasem przysowie to powinno brzmie: "Nie ma oszczerczych plotek bez zoliwych i atwowiernych plotkarzy, nie dbajcych o dowody".

Wycia i krzyki na ulicy, modzi i starzy, zwykle pijani, pdzcy konno na zamanie karku tam i z powrotem, dopóki szeryf Doggly czy kto z jego zastpców nie zdoa zatrzyma albo zastrzeli wierzchowca - wszystko to gwarantowao bezsenn noc. A w kadym razie bezsenn do póna. Dlatego nikt jeszcze nie spa, nawet Arthur Stuart, kiedy do gównej sali zajazdu weszo dwóch mczyzn. Byli zmczeni i zakurzeni po podróy; podeszli do baru i stali tam z kubkami jabecznika, a Horacy zszed na dó i rozpozna ich na pierwszy rzut oka.

- Chodcie szybko. On tu jest, na górze - szepn i caa trójka wbiega na schody.

- Armor... - Alvin po bratersku obj jednego z przybyszów. - Mike... - Mike Fink take zarobi ucisk. - W dobr noc wracacie.

- W bardzo dobr - odpar Fink. - Balimy si, e nie zdymy. Plan by taki, eby wycign ci z wizienia i powiesi przy okazji powyborczych zabaw. Dobrze, e szeryf to przewidzia.

- Potrzebowa miejsca dla pijaków i awanturników - wyjani Alvin. - Nie sdz, eby domyla si spisku.

- Jest tam dwudziestu chopaków. Przynajmniej dwudziestu, wszyscy dobrze opaceni i zapici. Tak dobrze opaceni, mam nadziej, e zapij si cakiem, padn, zaczn rzyga i zasn, a rankiem wymkn si do domu, do Carthage.

- Wtpi - wtrci Measure. - Widziaem ju takie spiski przeciwko Alvinowi. Kiedy kto prawie poama mnie na kawaki.

Fink przyjrza mu si uwanie.

- Nie bye wtedy taki wysoki - zauway. - Wstyd mi za to, co ci wtedy zrobiem. To najgorszy mój wyczyn.

- Nie umarem - stwierdzi Measure.

- Ale nie dlatego e si nie staraem.

Verily zdziwi si.

- Chcesz powiedzie, Measure, e ten czowiek próbowa ci zabi?

- Gubernator Harrison mu kaza. To byo cae lata temu. Zanim si oeniem. Zanim Alvin ruszy do Hatrack River, eby terminowa u kowala. O ile dobrze pamitam, Mike Fink te by wtedy adniejszy.

- Ale nie w sercu - odpar Fink. - Nic do ciebie nie miaem, Measure. A kiedy Harrison zmusi mnie, ebym to zrobi, porzuciem go. Nie chciaem z nim mie nic wspólnego. To niczego nie naprawi, ale taka jest prawda: nie nale do ludzi, których tacy Harrisonowie mog rozstawia po ktach. Ju nie. Gdybym uwaa, e lubisz wyrównywa rachunki, nie uciekabym, ale bym ci pozwoli. Tyle e nie jeste taki.

- Jak ju mówiem, nic si nie stao. Tamtego dnia nauczyem si paru rzeczy. Ty take. Nie wracajmy do tego. Teraz jeste przyjacielem Alvina, a to znaczy, e i dla mnie jeste przyjacielem, dopóki pozostaniesz lojalny i wierny.

zy bysny Finkowi w oczach.

- Sam Jezus nie mógby by bardziej miosierny, cho na to nie zasuguj.

Measure wycign rk. Mik uj j i przytrzyma przez sekund. Porzucili wspomnienia i wrócili do spraw obecnych.

- Odkrylimy to i owo - opowiada Armor-of-God. - Ciesz si, e miaem przy sobie Mike'a. Nie to, eby musia kogo pobi, ale niektórzy niezbyt dobrze przyjmowali pytania, jakie im zadawalimy.

- Wrzuciem jednego do wodopoju. Nie trzymaem go pod wod ani nic, wic to si chyba nie liczy.

- Nie - zamia si Alvin. - To takie zwyke zabawy.

- Za tym wszystkim stoj twoi starzy znajomi, Alvinie - podj Armor-of-God. - Krucjata Praw Wasnoci to praktycznie Philadelphia Thrower i paru urzdników, którzy otwieraj listy i wysyaj odpowiedzi. Ale za Throwerem stoi kilku ludzi z pienidzmi, a on stoi za innymi, którzy pienidzy potrzebuj.

- Na przykad kto? - spyta Horacy.

- Jego pierwszym, najbardziej lojalnym wspópracownikiem jest czowiek nazwiskiem Cavil Planter, kiedy waciciel farmy w Appalachee. Wci przechowuje pewien skarbczyk i pilnuje go jak zotego bulionu. - Armor-of-God zerkn na Arthura Stuarta.

Arthur skin gow.

- Mówicie, e to ten biay czowiek, który zgwaci moj mam, ebym si urodzi.

- Najpewniej - zgodzi si Armor.

Alvin patrzy na Arthura Stuarta w zdumieniu.

- Skd wiesz o takich sprawach?

- Sysz wszystko. I niczego nie zapominam. Ludzie mówili o tym, kiedy byem za may, eby co zrozumie. Ale zapamitaem sowa i powtarzaem je sobie, kiedy byem ju starszy i rozumiaem.

- A niech to - burkn Horacy. - Skd Peg i ja mielimy wiedzie, e wszystko zapamita?

- Nie zrobilicie nic zego - uspokoi go Verily. - Nie ma rady na talenty dziecka. Moi rodzice te nie potrafili przewidzie, co zrobi, cho próbowali, Bóg mi wiadkiem. Skoro talent Arthura Stuarta pozwoli mu pozna sprawy zbyt bolesne, to pewnie jego charakter by do silny, by zwalczy ból. Pozwoli mu dorasta w spokoju.

- To prawda, e jestem spokojny - zgodzi si Arthur Stuart. - Ale nigdy nie nazw go tat. Skrzywdzi mam i chcia ze mnie zrobi niewolnika, a tato tak nie robi. - Obejrza si na Horacego Guestera. - Moja czarna mama umara, eby mnie tu przynie, do prawdziwego taty i mamy, którzy j zastpili po mierci.

Horacy poklepa go po rku. Alvin wiedzia, e nie lubi, kiedy chopiec nazywa go tat, ale najwyraniej ju si z tym pogodzi. Moe z powodu tego, co Arthur wanie powiedzia, a moe dlatego e Alvin zabra chopca na rok i Horacy uwiadomi sobie, jak puste jest jego ycie bez przybranego syna.

- A zatem ów Cavil Planter jest jednym z bogatych ludzi wspierajcych grup Throwera - rzek Verily. - Kto jeszcze?

- Wiele nazwisk. Poznalimy tylko kilka, ale chodzi o szanowanych mieszkaców Carthage. Wszyscy z frakcji proniewolniczej, albo otwarcie, albo w ukryciu - odpar Armor. - I jestem prawie pewien, gdzie ich pienidze trafiaj.

- Wiemy, e opacili z nich Daniela Webstera.

- Ale o wiele wicej poszo na kampani wyborcz Harrisona Biaego Mordercy.

Umilkli. W ciszy tym lepiej syszeli strzay na ulicy, wiwaty, stuk koskich kopyt, wycia i wrzaski.

- Chybotliwy Kanoe zdoby wanie kolejny okrg - poinformowa Horacy.

- Moe dalej na wschodzie nie pójdzie mu tak dobrze - westchn Alvin.

- Kto wie? - wtrci Measure. - Mog ci obieca, e w Vigor Kociele nie dostanie ani jednego gosu, ale to nie wystarczy.

- Teraz nic ju nie poradzimy. Na szczcie prezydenci nie rzdz wiecznie.

- Myl, e jedno jest w tym wszystkim wane - wtrci Verily. - Ci sami ludzie, których kandydat wygrywa wanie wybory, chc te zabi Alvina.

- Ja bym pomyla o jakiej kryjówce - poradzi Measure.

- Ju si ukrywaem - owiadczy Alvin. - Duej ni mona wytrzyma.

- Siedzenie w wizieniu, kiedy wszyscy dokadnie wiedz, gdzie jeste, to adne ukrywanie - przypomnia mu Mike Fink. - Musisz by tam, gdzie nie spróbuj ci szuka, a gdyby nawet znaleli, nic ci nie mog zrobi.

- Pierwsze, co mi przychodzi do gowy, to grób. Ale jeszcze si tam nie wybieram.

Kto cicho zastuka do drzwi. Horacy uchyli je lekko.

- Kto tam? - szepn.

- Peggy.

Horacy otworzy drzwi i Peggy wesza do rodka. Rozejrzaa si i zachichotaa cicho.

- Planujecie tu zmian losów wiata?

Zbyt wielu z nich pamitao, co si zdarzyo, kiedy ostatni raz zebrali si w tak licznym gronie, eby uwierzy w jej artobliwy ton. Wesoo powitali j tylko Armor i Mike Fink, których tamtego wieczoru nie byo w celi Alvina. Szybko strecili, co si dziao do tej pory. Poinformowali te, e zwycistwo wyborcze Harrisona uwaane jest za pewne wzdu caej trasy od Carthage City do Hatrack.

- Wiecie, co jest w tym nieuczciwe? - powiedzia nagle Arthur Stuart. - e Harrison Krwawa Rka chodzi sobie wolny i ocieka krwi, a i tak robi z niego prezydenta. Za to Measure musi si kry. Inni dobrzy ludzie z powodu tej kltwy boj si wyjecha z Vigor Kocioa. Wychodzi na to, e dobrzy wci s karani, a ten najgorszy wyszed na swoje.

- Te tak myl - zgodzi si Alvin. - Ale to nie moja rzecz.

- Moe nie, a moe tak - odpar Arthur. Spojrzeli na niego zdziwieni.

- Dlaczego to sprawa Alvina? - spyta Verily.

- Wódz Czerwonych przecie nie umar. Ten Czerwony Prorok, który rzuci kltw. A jeli rzuci, moe j cofn.

- Nikt ju nie rozmawia z dzikimi Czerwonymi - przypomnia Mike Fink. - Pokryli rzek mg i nikt nie moe przepyn. Skoczy si nawet handel z Nowym Orleanem, a to fatalnie.

- Moe i nikt nie zdoa przepyn rzeki. Nikt prócz Alvina.

Alvin pokrci gow.

- Sam nie wiem - mrukn. - Chyba nie. Poza tym nie wiadomo, czy Tenska-Tawa patrzy na wiat tak samo jak my. Moe powiedzie: Biali w Ameryce cigaj na siebie katastrof, wybierajc na przywódc Harrisona Biaego Morderc. Ale ludzie z Vigor Kocioa zostan ocaleni z tej katastrofy, poniewa uszanowali kltw, któr na nich rzuciem. Czyli powie, e kltwa jest waciwie bogosawiestwem.

- Jeli tak powie - rzek Measure - to nie jest dobrym czowiekiem, jak sdziem.

- On widzi sprawy inaczej ni my; to wszystko. Chciaem tylko przypomnie, e nie wiecie, co powie.

- Ale ty take nie wiesz - zauway Armor-of-God.

- Co mi przyszo do gowy, Alvinie - powiedzia Measure. - Panna Larner mówia mi, jak to razem z Arthurem Stuartem zauwayli tu wielu ludzi z silnymi talentami. Moe cignli do Hatrack, bo ty si tu urodzie, a moe dlatego e tutaj stworzye zoty pug. S jeszcze ci, których uczye w Vigor; moe nie maj takich silnych talentów, ale wiedz, czego si nauczyli, wiedz, jak y. Myl sobie, e moe ta kltwa zmusia nas do ycia razem; musielimy sobie radzi, choby nie wiem co, musielimy y w pokoju. Gdyby cofn kltw, niektórzy z Vigor mogliby przyjecha tutaj i uczy tych, co maj talenty. A przy okazji uczy, jak y w harmonii.

- Albo ludzie std mog pojecha do nas. Nawet jeli kltwa pozostanie.

Measure pokrci gow.

- W Vigor Kociele jest setka, moe wicej, takich, którzy ju próbuj poda drog Stwórców. Tutaj nikt o niej nie wie. Jeli powiesz ludziom z Vigor: "Jedcie do Hatrack", przyjad. A jeli powiesz tutejszym: "Jedcie do Vigor", to ci wymiej.

- Ale mga wci zasania rzek - przypomnia Mike Fink. - I kltwa cigle dziaa.

- Jeli ju o to chodzi - wtrcia Peggy Larner - to jest chyba inny sposób. Mona porozmawia z Tenska-Taw, nie przepywajc rzeki.

- Masz gobia, który zna drog do wigwamu Czerwonego Proroka? - spyta drwico Horacy.

- Znam tkaczk, w której chacie s drzwi otwierajce si na zachód. I znam czowieka o imieniu Isaac, który przez nie przechodzi.

Spojrzaa na Alvina, a ten skin gow.

- Nie wiem, o czym mówicie - wyzna Measure. - Ale jeli sdzisz, e moesz porozmawia z Tenska-Taw, mam nadziej, e to zrobisz. Naprawd mam nadziej.

- Zrobi to dla ciebie - obieca Alvin. - Dla mojej rodziny i przyjació w Vigor Kociele. Poprosz, chocia boj si, e odpowied bdzie gorsza ni "nie".

- Co moe by gorsze ni "nie"? - zdziwi si Arthur Stuart.

- Mog straci przyjaciela. Ale kiedy zwa jego przyja i przyja wszystkich z Vigor Kocioa, i nadziej, e pomog innym zosta Stwórcami i zbudowa Krysztaowe Miasto... Widz, e nie mam wyboru. Co prawda byem dzieckiem, kiedy odwiedziem dom tej tkaczki. - Zamilk na chwil. - Panna Larner zna drog i jeli zechce mnie zaprowadzi...

Spojrza na ni wyczekujco. Po chwili wahania kiwna gow.

- Tak czy inaczej - stwierdzi Verily - odjedziesz std, jak tylko skoczy si proces.

- Wygram czy przegram - potwierdzi Alvin.

- A gdyby kto próbowa go zatrzyma albo skrzywdzi, najpierw bdzie mia ze mn do czynienia - oznajmi Mike Fink. - Id z tob, Alvinie, dokdkolwiek pójdziesz. Jeeli ci ludzie maj w kieszeni prezydenta, to s bardzo niebezpieczni. Kto musi ci pilnowa pleców.

- Szkoda, e nie jestem modszy - westchn Armor-of-God. - Szkoda...

- Nie chc wyrusza sam - zapewni Alvin. - Ale tutaj czeka was praca, zwaszcza jeli zniknie kltwa. A ty jeste onaty, masz obowizki. Tylko samotni mog wdrowa tak, jak ja chc wdrowa. Cokolwiek spotka mnie w domu tkaczki, cokolwiek si stanie, kiedy i jeli porozmawiam z Tenska-Tawa, i tak musz si dowiedzie, jak zbudowa Krysztaowe Miasto.

- Moe Tenska-Tawa ci powie? - podpowiedzia Measure.

- Jeeli wie, móg mi to powiedzie ju dawno, kiedy ty i ja znalimy go jako chopcy.

- Ja nie jestem onaty - oznajmi Arthur Stuart. - Id z tob.

- Chyba tak - zgodzi si Alvin. - I Mike Fink. Chtnie wyrusz w twoim towarzystwie.

- Ja te nie jestem onaty - zauway Verily Cooper.

Alvin spojrza na niego w zamyleniu.

- Verily, jeste mi drogim przyjacielem, ale jeste prawnikiem, nie traperem, wdrownym kupcem ani rzecznym szczurem.

- Tym bardziej mnie potrzebujesz. Gdziekolwiek trafisz, bd prawa i sdy, szeryfi, wizienia i pozwy. Czasem przyda ci si Mike Fink. A czasem ja. Nie moesz mnie zostawi, Alvinie. Przybyem z bardzo daleka, eby si od ciebie uczy.

- Measure umie ju wszystko to, co ja. Moe ci uczy nie gorzej ode mnie, a i ty moesz mu pomóc.

Verily spuci gow.

- Measure uczy si od ciebie i ty od niego, poniewa jestecie brami. Od dawna yjecie razem. Naprawd nie chc nikogo urazi, ale powiem, e wolabym przez jaki czas pobiera nauki bezporednio od ciebie, Alvinie. I niczyich zdolnoci tu nie umniejszam.

- Nie urazie mnie - uspokoi go Measure. - Sam bym to powiedzia, gdyby mnie nie uprzedzi.

- Zatem ci trzej rusz ze mn w drog - podsumowa Alvin. - I panna Larner a do domu tkaczki Bekki.

- Ja te pojad - wtrci Armor-of-God. - Nie ca drog, ale do tkaczki. eby zanie do domu wiadomo o tym, co powie Tenska-Tawa. Wybaczysz mi moj arogancj, ale chciabym by tym, który przyniesie do Vigor wieci o uwolnieniu spod kltwy.

- A jeli Tenska-Tawa odmówi?

- Te musz si tego dowiedzie. Lepiej ode mnie.

- Zatem plan jest gotowy.

- Oprócz jednego szczegóu: jak wydosta si ywym z Hatrack River, sporód tylu bandytów i zabójców - przypomnia Verily.

- Ja i Armor ju o tym mylelimy - umiechn si Mike Fink. - A jeli szczcie bdzie nam sprzyja, nikogo nie musimy przy tym stuc na miazg.

Mówi to z tak radoci, e zaczli si zastanawia, czy brak dobrej bójki naprawd uwaa za szczcie. Zreszt niejeden z obecnych sam by z przyjemnoci komu przyoy, gdyby przyszo co do czego.

Horacy mia ju sprowadzi Finka i Armora-of-God na dó, eby mogli si odwiey i przespa po podróy - na strychu, czystym i wygodnym, którego jednak nigdy nie wynajmowa wanie na wypadek takich nagych goci - kiedy Measure zawoa:

- Mike!

Fink obejrza si.

- Zanim pójdziesz spa, musz ci co opowiedzie.

Fink zdziwi si.

- Kltwa obejmuje te Measure'a - wyjani Armor-of--God. - Musi ci opowiedzie, inaczej pójdzie do óka z rkami we krwi.

- Niewiele brakowao, a sam bybym przeklty - stwierdzi Fink. - Ale ty? Jak to si stao?

- Sam wzi na siebie kltw - odezwaa si Peggy. - Co nie znaczy, e nie dotycz go te same reguy.

- Znam t histori.

- Wic atwiej bdzie mi j opowiedzie - stwierdzi Measure. - Ale opowiedzie musz.

- Wróc tu, kiedy ju si wysiusiam i co zjem - obieca Fink. - Za pani przeproszeniem, psze pani.

Wyszed. Alvin i Peggy patrzeli na siebie, i znowu Verily Cooper, Measure i Arthur Stuart im si przygldali.

- Czy wy dwoje nie macie ju do odgrywania scen przy ludziach?

- Nie ma adnej sceny do odgrywania - odpara Peggy.

- Szkoda - stwierdzi Alvin. - Mylaem, e pora na tak, w której ja mówi do ciebie: "Przepraszam", a ty do mnie...

- A ja mówi: "Nie masz za co przeprasza".

- A ja na to: "Mam", a ty: "Nie masz", "Mam", "Nie masz", "Mam", i tak w kóko, a wybuchamy miechem.

I oboje wybuchnli miechem.

- Miaem racj, nie musiaa zeznawa - przypomnia Alvin.

Peggy spowaniaa natychmiast.

- Na mio bosk, wysuchaj mnie, Margaret! Ty take miaa racj, jeli si nad tym zastanowi. Nie powinieniem ci rozkazywa, mówi, co moesz, a czego nie moesz robi. Nie ja powinienem decydowa, czy masz ponie ofiar i czy sprawa jest tego warta. Ty decydujesz o sobie, a ja o sobie. Zamiast tob rzdzi, powinienem tylko poprosi, eby si wstrzymaa i zobaczya, czy poradz sobie bez tego. A ty by si zgodzia, prawda?

Spojrzaa mu prosto w oczy.

- Prawdopodobnie nie - odpara. - Ale powinnam si zgodzi.

- Moe wic nie jestemy a tacy uparci.

- Dzie póniej... nie, dwa dni póniej... rzeczywicie nie jestemy.

- To wystarczy, jeli tylko pozostaniemy w przyjani, dopóki nie zmdrzejemy.

- Nie nadajesz si jeszcze do ycia w maestwie, Alvinie - owiadczya Peggy. - Przed tob wci wiele mil do przejcia, a nie bd ci potrzebna, póki sam nie bdziesz gotów do budowy Krysztaowego Miasta. Nie mam zamiaru siedzie w domu i tskni za tob; nie chc i za tob, kiedy potrzebujesz takich towarzyszy, jak ci mczyni. Zgo si do mnie, kiedy zakoczysz swoje wdrówki. Zobaczymy, czy wci jestemy sobie potrzebni.

- A wic przyznajesz, e potrzebujemy siebie teraz?

- Nie dyskutuj z tob, Alvinie. W niczym nie przyznam ci racji, a drobne sprzecznoci nie zostan wyjanione ani naprawione.

- Ci ludzie s moimi wiadkami, Margaret. Zawsze bd ci kocha. Rodzina, jak razem stworzymy, bdzie naszym najwspanialszym dzieem, lepszym ni zoty pug i Krysztaowe Miasto.

- Nie oszukuj sam siebie, Alvinie. Krysztaowe Miasto bdzie stao zawsze, jeli tylko dobrze je zbudujesz. A nasza rodzina zniknie po kilku pokoleniach.

- A wic przyznajesz, e zaoymy rodzin.

Umiechna si.

- Powiniene kandydowa w wyborach. Przegraby, ale debaty byyby zabawne.

Sza ju do drzwi, kiedy otworzyy si nagle. Do pokoju wszed blady szeryf Po Doggly. Rozejrza si i dostrzeg Alvina.

- Jak moesz tak sobie siedzie, bez sztuki broni w caym pokoju?

- Nie napadem na nich ani oni na mnie - odpar Alvin. - Nie pomylelimy, eby przynie strzelby.

- Wamali si do aresztu. Jaki czowiek, podajcy si za ojca Amy Sump, podburzy tum. Trzydziestu ludzi wyamao drzwi do sdu, obezwadnio Billy'ego Huntera i odebrao mu klucze. Wycignli z celi wszystkich winiów i zaczli ich tuc, eby si przyznali, który jest tob. Wróciem, zanim kogo zabili, i przepdziem ich, ale noc nie odjad daleko od miasta. Kto im w kocu zdradzi, gdzie jeste. Dlatego pijcie dzisiaj z broni.

- Prosz si o to nie martwi - uspokoia go Peggy Larner.

- Dzisiaj tu nie przyjd.

Po spojrza na ni, potem na Alvina.

- Jestecie pewni?

- Nie warto nawet wystawia straników. Zwróciliby tylko uwag na zajazd. Ludzie wynajci, eby zabi Alvina, to tchórze. Zanim spróbuj, musz si najpierw upi. Przepi do rana.

- A potem odjad?

- Wystawcie strae na czas procesu. Potem, jeli Alvina uniewinni, wyjedzie z Hatrack i wasze koszmary si skocz.

- Wamali si do aresztu - powtórzy Po Doggly. - Nie wiem, kim s twoi wrogowie, Alvinie, ale na twoim miejscu pozbybym si tego puga.

- Tu nie chodzi o pug - stwierdzi Alvin. - Chocia niektórzy z nich pewnie w to wierz. Ale z pugiem czy nie, ci, co chc mojej mierci, i tak bd nasya na mnie takich ludzi.

- Naprawd nie chcesz mojej ochrony? - upewni si szeryf.

Alvin i Peggy Larner wspólnie uznali, e nie. Po poegna si i ruszy do drzwi, ale Peggy wzia go pod rk.

- Odprowadcie mnie na dó, jeli mona prosi, do pokoju, który dziel z moj now przyjaciók Ramon.

I wysza, nie ogldajc si na Alvina. Gdy tylko drzwi si zamkny, Measure parskn miechem.

- Alvinie, czy ona chce ci wypróbowa? Upewni si, e nigdy nie podniesiesz na ni rki, choby nie wiem jak ci prowokowaa?

- Mam przeczucie, e nie widzielimy jeszcze prawdziwej prowokacji - westchn Alvin.

Ale umiecha si przy tym i wszyscy odnieli wraenie, e podoba mu si pomys stoczenia czasem walki z pann Larner - walki na sowa, oczywicie, na spojrzenia, mrugnicia i zoliwe umieszki.

Po wizycie Mike'a Finka zgasili wiece i pokadli si do óek.

- Zastanawiam si, co chcieli ze mn zrobi - mrukn jeszcze Alvin.

Nikt nie spyta, o kim mówi.

- Chcieli ci zabi - odpowiedzia Measure. - Czy to wane, jakiego sposobu by uyli? Powieszenie. Spalenie ywcem. Tuzin kul z muszkietu. Naprawd chcesz wiedzie, jak miae zgin?

- Chciabym przyzwoicie wyglda jako zwoki, eby mona byo otworzy trumn i eby moje dzieci mogy si ze mn poegna.

- Co ci si ni. Bo w tej chwili adna ona ani dzieci nie mog na ciebie patrze. Chocia, moim zdaniem, niektórzy chtnie by ci poegnali.

- Przypuszczam, e chcieli mnie powiesi - uzna Alvin. - Jeli kiedy zobaczycie, e mnie wieszaj, nie naraajcie ycia, by mnie ratowa. Wrócie tylko, kiedy ju skocz, i mnie odetnijcie.

- Czyli nie obawiasz si liny? - zapyta Measure.

- Ani utonicia czy uduszenia. Ani upadku; potrafi nastawi zamania i zmikczy pod sob kamienie. Co innego ogie. Ogie, cicie gowy, zbyt wiele kul... To by mnie mogo zabi. Gdyby na co takiego si zanosio, chtnie przyjm pomoc.

- Postaram si nie zapomnie - obieca Measure.

* * *

W poniedziaek rano ludzie zebrali si za kuni okoo dziesitej. Ale od witu pilnowali okolicy uzbrojeni po zby zastpcy szeryfa. Sdzia ustawi przysigych tak, eby widzieli wszystko nie gorzej ni Marty Laws, Verily Cooper, Alvin Smith, Makepeace Smith i Hank Dowser.

- Otwieram rozpraw - oznajmi gono. - A teraz, panie Dowser, prosz wskaza nam miejsce, które pan wyznaczy.

- Skd mamy wiedzie, e wskae to samo miejsce? - zapyta Verily Cooper.

- Poniewa odnajd je z pomoc ródki - wyjani Hank Dowser. - To samo miejsce bdzie najlepsze i teraz.

Wtedy odezwa si Alvin:

- Tutaj wszdzie jest woda. Nie da si wskaza takiego punktu, w którym nie trafi si na wod. Trzeba tylko gboko kopa.

Hank Dowser odwróci si gniewnie.

- A nie mówiem? Nie ma szacunku dla adnego talentu oprócz wasnego! Mylisz, e nie wiem, e tu wszdzie jest woda? Ale pytanie brzmi: czy jest czysta? Czy jest blisko powierzchni? I tego szukam: niewiele kopania, czysta woda. Uywajc wierzbowej i hikorowej ródki, powiem, e woda jest najczyciejsza tutaj, a najblisza powierzchni tutaj, a zatem wskazuj to miejsce, jak to zrobiem ponad rok temu. Powiedz, Alvinie czeladniku, jeli taki sprytny, czy to jest, czy nie jest dokadnie to samo miejsce?

- Jest - przyzna troch speszony Alvin. - Nie chciaem sugerowa, e nie jestecie prawdziwym ródkarzem...

- Ale nie chciae te nie sugerowa, co?

- Przykro mi. Woda jest tutaj najczyciejsza i najblisza powierzchni, i rzeczywicie znalelicie dwa razy dokadnie ten sam punkt.

- Po tej niezwykej w sdzie wymianie zda - przerwa im sdzia - odpowiedniej jednak dla tej niezwykej sali sdowej, zgadzacie si, e jest to ten sam punkt, gdzie Alvin, jak twierdzi, wykopa pierwsz studni i znalaz tylko lit ska. Makepeace za uwaa, e nie byo tam skay, natomiast by ukryty skarb, który Alvin ukrad i przetopi dla wasnej korzyci, opowiadajc przy tym, jak to zmieni elazo w zoto.

- Najpewniej schowa tu pod ziemi moje elazo! - krzykn Makepeace.

Sdzia westchn ciko.

- Prosz ci, Makepeace, nie zmuszaj mnie, ebym znów odesa ci do celi.

- Przepraszam - wymamrota Makepeace.

Sdzia skin na grup robotników, których wezwa na rozpraw. Za pienidze z budetu okrgu i we czwórk powinni szybko wykaza, kto ma racj w sporze.

Kopali i kopali; ziemia wylatywaa na boki. Ale bya to sucha ziemia, odrobin wilgotna po zeszotygodniowym deszczu, ale bez ladu warstwy wodononej.

I nagle... brzdk!

- Kufer ze skarbem! - wrzasn Makepeace.

Po chwili skrobania i drapania rozleg si okrzyk jednego z robotników:

- Lity kamie, Wysoki Sdzie! Daleko na boki! I to nie jaki gaz, ale chyba skalna pyta!

Hank Dowser poczerwienia. Przecisn si do otworu i zsun w dó. Wasn chusteczk zmiót ziemi z kamienia i dugo przyglda si z uwag. Potem wsta.

- Wysoki Sdzie, prosz pana Smitha o wybaczenie równie uprzejmie, mam nadziej, jak on mnie prosi przed chwil. Nie tylko mamy tu ska macierzyst, której nie dostrzegem, gdy nigdy jeszcze nie spotkaem si z tak warstw wody pod kamieniem jak tutaj. Widz tu równie stare zadrapania na kamieniu, co dowodzi, e terminator rzeczywicie kopa w tym miejscu, tak jak powiedzia.

- To jeszcze nie dowód, e przy okazji nie znalaz zota! - krzykn Makepeace.

- Ostatnie wystpienia obrony i oskarenia - poprosi sdzia.

- W kadym szczególe, jaki moglimy sprawdzi - zacz Verily Cooper - Alvin Smith okaza si czowiekiem prawdomównym i godnym zaufania. Wszystkie zarzuty, jakie by w stanie przedstawi prokurator okrgowy, to nie udowodnione i niemoliwe do udowodnienia spekulacje czowieka, którego zasadniczym motywem wydaje si ch zdobycia zota dla siebie. Nie ma wiadków, prócz samego Alvina, którzy by zeznali, dlaczego zoto ma ksztat puga albo dlaczego pug zrobiony jest ze zota. Mamy jednak omiu wiadków, nie wspominajc Wysokiego Sdu, mnie i mojego szanownego kolegi, nie wspominajc o samym Alvinie, którzy pod przysig owiadczyli, e pug nie tylko jest zoty, ale ywy. Jakie prawo wasnoci moe przysugiwa Makepeace'owi Smithowi do obiektu, który wyranie naley sam do siebie i podróuje w towarzystwie Alvina Smitha jedynie dla wasnego bezpieczestwa? Wysoki Sdzie, to co wicej ni uzasadnione wtpliwoci; to pewno, e mój klient jest uczciwym czowiekiem, który nie popeni adnego przestpstwa. I e pug powinien przy nim pozosta.

Przysza kolej na Marty'ego Lawsa. Wyglda, jakby na niadanie pi kwane mleko.

- Wysuchalicie wiadków, widzielicie dowody. Jestecie mdrymi ludmi i moecie powzi decyzj bez mojej pomocy. Niech Bóg wspiera was przy naradzie.

- Taka jest twoja mowa?! - zawoa Makepeace. - Tak reprezentujesz sprawiedliwo w tym okrgu?! W nastpnych wyborach bd gosowa na twojego przeciwnika, Marty! Przysigam, e to jeszcze nie koniec!

- Szeryfie, zechce pan znów aresztowa pana Makepeace'a Smitha, tym razem na trzy dni, za lekcewaenie sdu. Rozwa te zarzut próby ingerencji w dziaania wymiaru sprawiedliwoci poprzez rzucanie grób urzdnikom sdowym w celu wpywania na wynik rozprawy.

- Wszyscy jestecie przeciwko mnie! To spisek! Co on takiego zrobi, panie sdzio? Przekupi pana? Obieca podzieli si zotem?

- Szybciej, szeryfie - poprosi sdzia. - Zanim si na niego rozgniewam.

Kiedy krzyki Makepeace'a ucichy i rozprawa moga toczy si dalej, sdzia rzek do przysigych:

- Czy powinnimy wróci do sdu, gdzie moecie obradowa godzinami? Czy wystarczy, e si cofniemy, a zaatwicie to na miejscu?

Przewodniczcy szepn co do pozostaych. Odpowiadali mu kolejno, take szeptem.

- Werdykt jest jednogony, Wysoki Sdzie.

- Jak brzmi werdykt w sprawie... i tak dalej, i tak dalej?

- Niewinny zarzucanych mu czynów - ogosi przewodniczcy.

- No to skoczylimy. Dzikuj obronie i oskareniu za prac w tej trudnej sprawie. Co do przysigych, musz pochwali cay skad za to, e przejrzeli przez mtn wod i dotarli do prawdy. Dobrzy obywatele, co do jednego. Kocz rozpraw do czasu, kiedy znowu jaki patentowany dure zechce oskary niewinnego czowieka. Tak przewiduj. - Sdzia rozejrza si dookoa. Ludzie wci nie ruszali si z miejsca. - Alvinie, jeste wolny - powiedzia. - Wracajmy wszyscy do domów.

Oczywicie, nie wszyscy wrócili; ani te, cile mówic, Alvin nie by wolny. W tej chwili, otoczony ludmi, z kilkunastoma zastpcami szeryfa na stray, by w miar bezpieczny. Ale gdy ciska ciki worek, czu niemal podanie ludzi skierowane ku pugowi, ku ciepemu, drcemu zotu.

Nie myla o tym jednak. Patrzy na Margaret Larner obejmujc w talii mod Ramon. Kto do niego mówi - Verily Cooper, uwiadomi sobie; chyba mu gratulowa - ale Verily zrozumie. Alvin pooy mu do na ramieniu, by pokaza, e wie i e uwaa go za przyjaciela, chocia teraz musi go opuci. I ruszy w stron Margaret i Ramony.

W ostatniej chwili ogarna go niemiao, i cho przez cay czas patrzy na Margaret, zwróci si do dziewczyny.

- Panno Ramono, przyjedajc tutaj, zachowaa si pani bardzo dzielnie. I uczciwie.

Ramona rozpromienia si; bya jednak troch zmartwiona i zdenerwowana.

- Wydaje mi si, e caa ta sprawa z Amy to moja wina. To mnie opowiadaa te historie o panu, a ja wtpiam, wic ona upieraa si coraz bardziej. W kocu zaczam wierzy, e to prawda. Powiedziaam rodzicom i zaczy si plotki. Ale potem posza z Thatchem pod namiot i wrócia z dzieciakiem, a cay czas paplaa, e pan jej to zrobi. No wic pomylaam, e mog wszystko naprawi. I w kocu nawet nie zeznawaam!

- Ale powiedziaa pani moim przyjacioom. I teraz ludzie, na których mi zaley, znaj prawd. A przy tym nie zrania pani swojej przyjacióki.

Mówic to, Alvin nie móg si pozby penej goryczy myli, e zawsze znajdzie si kto, kto uwierzy w oskarenia Amy; by te pewien, e Amy nigdy nie zrezygnuje ze swojej wersji. Wci bdzie powtarza o nim kamstwa, a niektórzy wezm je za dobr monet i Alvin bdzie uwaany za oszusta, choby y nie wiadomo jak cnotliwie. Ale mleko ju si rozlao.

Ramona pokrcia gow.

- Nie wydaje mi si, eby jeszcze bya moj przyjaciók.

- Ale pani jest jej przyjaciók, czy jej si to podoba, czy nie. Przyjaciók tak wielk, e wolaa pani raczej j zrani, ni pozwoli jej zrani kogo innego. A to ju co, moim zdaniem.

Podeszli do nich Mike Fink i Armor-of-God.

- Zapiewaj nam t piosenk, któr piewae w wizieniu! Natychmiast inni przyczyli si do prób - okazja wymagaa uczczenia.

- Jeli Alvin nie zapiewa, to Arthur Stuart te j zna! - zawoa kto w tumie.

Po chwili Arthur Stuart szarpn go za rkaw, wic Alvin zacz penym gosem. Wiksza cz awy przysigych zdya jeszcze usysze ostatni zwrotk.

Dowodów wszelkich byo brak,

Przysigli si sprawili.

Jutro wyruszam znów na szlak.

Huragan dmuchnie mi po chwili,

Zapiewam gono tak:

Nad gow niebo miast gontów...

Ludzie miali si i klaskali. Nawet Peggy Larner si umiechna, a kiedy Alvin na ni spojrza, zrozumia, e nadesza waciwa chwila. Teraz albo nigdy.

- Jest jeszcze jedna zwrotka, której jeszcze nikomu nie piewaem, ale zapiewam teraz - powiedzia.

Wszyscy przycichli.

W wiat wic wyruszam jutro rano

I poznam obc ziemi,

Ziemi dalek i nieznan.

A zapucimy korzenie,

Ja z moj ukochan.

Spojrza na Margaret znaczco. Wszyscy krzyczeli i klaskali.

- Kocham ci, Margaret Larner - powiedzia. - Prosiem ci ju kiedy, ale powtórz. Mamy razem wyruszy w drog. Niech to bdzie nasza podró polubna. Pozwól mi zosta twoim mem, Margaret. Wszystko, co we mnie dobre, naley do ciebie, jeli tylko mnie zechcesz.

Bya wyranie zakopotana.

- Zawstydzasz mnie, Alvinie - szepna.

Alvin pochyli si i szepn jej do ucha:

- Wiem, e kiedy ju opucimy dom tkaczki, czeka nas inna praca. Wiem, e czekaj nas dugie wdrówki osobno.

Uja domi jego twarz.

- Nie wiesz, co ci czeka w drodze. Jak kobiet moesz tam spotka i pokocha bardziej ni mnie.

Alvin poczu lk. Czy co takiego zobaczya swoim spojrzeniem agwi? Czy tylko martwia si, jak kada kobieta? Ale przecie o jego przyszo chodzi. Nawet jeli Margaret dostrzega moliwo, e on pokocha inn, to przecie nie znaczy, e Alvin musi do tego dopuci.

Obj j i przycign do siebie.

- Widzisz w przyszoci rzeczy, których ja nie widz - powiedzia cicho. - Ale prosz ci teraz jak zwyczajny mczyzna, a ty mi odpowiedz jak zwyczajna kobieta, która zna tylko przeszo i teraniejszo. Naszej przyszoci niech strzee moje lubowanie.

Chciaa jeszcze protestowa, ale pocaowa j lekko w usta.

- Jeli zostaniesz moj on, to potrafi znie wszystko, co niesie przyszo; z caych si bd si stara, eby i ty to zniosa. Sdzia jest tutaj. Pozwól mi zacz z tob moje nowe ycie na wolnoci.

Przez chwil oczy miaa smutne i wilgotne, jak gdyby w jego przyszoci zobaczya jaki straszny ból i cierpienie. A moe w swojej wasnej?

Potem otrzsna si, jakby to by tylko cie chmury suncej po niebie, a teraz wrócio soce. Albo jakby postanowia y w pewien sposób, niezalenie od ceny, i nie ba si duej tego, na co i tak nie ma rady. Umiechna si i zy pocieky jej po policzkach.

- Sam nie wiesz, co robisz, Alvinie. Ale z dum przyjmuj twoj mio. Bd twoj on.

Alvin odwróci si i krzykn gono:

- Powiedziaa: "Tak"! Panie sdzio! Niech kto zatrzyma sdziego! Ma tu jeszcze co do roboty!

Peggy pobiega szuka ojca, eby jak naley poprowadzi j do lubu, a Verily ruszy po sdziego. Po drodze starzec przyjanie obj go ramieniem.

- Masz bystry umys, mój chopcze, umys prawnika. To mi si podoba. Ale jest w tobie co, od czego zby czowiekowi same zgrzytaj.

- Gdybym wiedzia, co to takiego, prosz pana, na pewno bym przesta.

- Chwil musiaem si zastanawia, o co chodzi. I nie wiem, czy zdoasz jako temu zaradzi. Kiedy tylko otworzysz usta, zocisz ludzi tym, e mówisz tak angielsko i wyedukowanie.

Verily umiechn si i odpowiedzia gwar, z któr si wychowa i której przez lata stara si pozby.

- Znaczy si, psze pana, e jakbym tak gada jak prosty chop, toby mnie lubieli?

Sdzia wybuchn miechem.

- O to mi chodzi, chopcze. Chocia nie wiem, czy ten akcent jest o wiele lepszy.

Dotarli do miejsca, gdzie zbierali si gocie weselni. Horacy sta obok córki, a Arthur Stuart zosta drub Alvina. Sdzia zwróci si do szeryfa.

- Prosz ogosi zapowiedzi, panie Doggly.

- Czy jest tu kto tak gupi - wykrzykn Po - eby twierdzi, i istnieje jaka przeszkoda dla zwizku tej oto pary dobrych i pobonych obywateli?! Nikogo nie widz, panie sdzio.

I tak Alvin i Peggy zostali maestwem. Horacy sta z jednej strony, Arthur Stuart z drugiej, na ce przy kuni, gdzie kiedy Alvin terminowa. Troch dalej, na wzgórzu, wznosia si ródlana szopa, gdzie mieszkaa kiedy Peggy w przebraniu. Ta sama ródlana szopa, gdzie - dwadziecia dwa lata wczeniej - jako picioletnia dziewczynka zobaczya pomienie serc rodziny przedzierajcej si przez wezbran Hatrack River, a w onie matki tej rodziny spoczywao dziecko o pomieniu, jakiego nie widziaa jeszcze nigdy w yciu, tak jasnym, e a olepia. Pobiega wtedy do tej kuni, a potem Makepeace Smith i inni mczyni popdzili nad rzek, by ratowa wdrowców. Wszystko zaczo si tutaj. A teraz zostaa on tego chopca, którego pomie serca jania niczym gwiazda w jej wspomnieniach. Przez cae ycie, od tamtej chwili do teraz.

Oczywicie, byy tace w zajedzie Horacego; Alvin pi razy musia odpiewa swoj piosenk, a za kadym razem ostatni zwrotk powtarza trzykrotnie. Pónym wieczorem wzi swoj Margaret - naleaa teraz do niego, tak jak on do niej - w mocne ramiona i wniós schodami do pokoju, gdzie ona sama zostaa poczta przed dwudziestu omiu laty. By niezgrabny, a oboje zawstydzeni; nie pomagao te, e prawie do witu pó miasta piewao im za oknami. Ale byli ju mem i on, jednym ciaem, jak od dawna byli jednym sercem, chocia ona próbowaa stumi to uczucie, a on stara si y bez niej. Nie szkodzi, e widziaa w mylach jego grób, i siebie z dziemi paczcymi nad trumn. Taka scena moliwa jest w przyszoci kadej modej pary. Ale przynajmniej bd dzieci, przynajmniej bdzie wdowa w aobie; przynajmniej pozostan wspomnienia tej nocy, a nie tylko smutek i samotno. Rankiem, kiedy si obudzili, nie byli ju tak zawstydzeni ani tak niezgrabni, a Alvin mówi jej takie rzeczy, e poczua si pikniejsza od wszystkich kobiet i najbardziej kochana na wiecie. Nikt nie omieli si powiedzie, e w owej chwili nie bya to szczera prawda.

ROZDZIA 18 - PODRÓE

Dwa dni póniej byli gotowi do drogi. Nie ukrywali, e Armor-of-God wynaj w Wheelwright powóz, gotów ich zabra, gdy tylko stan na drugim brzegu Hio. To powinno wystarczy, eby zmyli co gupszych przeciwników. Dla mdrzejszych Mike Fink przygotowa wasne plany i nawet Margaret przyznaa, e mog by skuteczne.

Przyjaciele przez cay wieczór przychodzili do zajazdu, by si z nimi poegna. Wszyscy w miecie znali Alvina, Peggy i Arthura; Armor-of-God mia sporo znajomych z podróy w interesach, a Verily zyska popularno jako przedstawiciel zwyciskiej strony w bardzo emocjonujcym procesie. Jeli Mike Fink mia w okolicy jakich przyjació, to nie z takich, co zjawiali si wieczorem w zajedzie; jak si zwierzy Verily'emu Cooperowi, jego przyjaciele to najpewniej wanie ci ludzie, których wrogowie Alvina wynajli, eby go zabi i odebra pug.

Kiedy wyszli ostatni gocie, Horacy obj córk, nowego zicia i przybranego syna, którego pomaga wychowa. Potem ucisn donie Verily'emu, Armorowi i Mike'owi, po czym, jak co dzie, ruszy w wieczorny obchód po zajedzie: gasi wiece, dokada na noc do kominka, sprawdza drzwi i okiennice. Tymczasem Measure pomóg wdrowcom wyj: najpierw schodami na dó, potem tylnymi drzwiami na zewntrz, gdzie tylko wski sierp ksiyca owietla ciek. Mimo to ruszyli w stron wygódki, aby kto, kto by ich przypadkiem zauway, niczego si nie domyli - chyba e dostrzegby te niewielkie bagae, jakie nieli. Measure sta na stray, gdyby jaki wróg zaczai si na Alvina, chocia Peggy Larner - czy moe raczej pani Smith? - zapewnia go, e nikt nie obserwuje tyów zajazdu.

- Cae moje nauczanie spoczywa teraz na tobie, Measure - szepn Alvin, zanim zszed ze stopni w ciemno. - Znowu ci zostawiam, ale pamitam, e kiedy jako towarzysze wyruszylimy na prawdziw wdrówk. I pozostaniemy towarzyszami do koca.

Measure sucha go i myla, czy moe Peggy szepna Alvinowi o tym, co zobaczya w pomieniu jego serca: e martwi si, by Alvin nie zapomnia, jak bardzo go kocha i jak chciaby wyruszy u jego boku. Ale nie, nikt nie musia Alvinowi przypomina, e ma brata lojalnego nad ycie, pewniejszego nad mier.

Alvin ucaowa go w policzek i znikn jako ostatni.

Spotkali si w lesie za wygódk. Alvin przeszed midzy nimi, uspokaja cicho i dotyka, a z kadym jego dotkniciem wyraniej syszeli ten dwik: rodzaj cichego brzczenia, czy moe szept wiatru, piew ptaka zbyt dalekiego, by go rozpozna, lub kojota w oddali piszczcego przez sen, lub skrobanie pazurków wiewiórki na pobliskim drzewie? Brzmiao to jak muzyka i po chwili ródo dwiku przestao mie znaczenie. Wszyscy pogryli si w niezwykej melodii; chwycili si za rce, a Alvin stan na czele. Ruszyli szybko i pewnie, biegnc w rytm, niemal bezgonie przesuwajc si midzy drzewami. W milczeniu zastanawiali si, jakim cudem w lesie, gdzie tak czsto spacerowali, znalaza si tak szeroka i wygodna cieka. Lecz kiedy ogldali si za siebie, widzieli zsuwajce si krzewy i ani ladu cieki. Tworzy j Alvin, biegncy w zielonej pieni; za nimi las powraca do swego naturalnego ksztatu.

Nad rzek czeka Po Doggly i dwie odzie.

- Pamitajcie - szepn. - Dzisiaj nie jestem szeryfem. Robi to, co z Horacym robilimy wiele razy, zanim jeszcze dostaem odznak: ludziom, co powinni by wolni, pomagam bezpiecznie przepyn rzek.

On i Alvin usiedli przy wiosach w jednej odzi, Mike i Verily w drugiej. A cho Verily nie by przyzwyczajony do takiej pracy, adne drewniane wioso nie mogo wywoa bbli na jego doniach. W milczeniu wypynli na Hio. Dopiero porodku rzeki Peggy przy sterze odwaya si odezwa.

- Moemy ju rozmawia? - szepna do Alvina.

- Cicho i spokojnie. I bez miechów. Skd wiedzia, e ma ochot si rozemia?

- Minlimy w lesie chyba z dziesiciu. Wszyscy spali, czekajc na wit. Ale na drugim brzegu nie ma nikogo oprócz pomienia serca, którego szukamy.

Alvin skin gow i wystawionym kciukiem da sygna drugiej odzi.

Przepynli jakie wier mili wzdu brzegu, a dotarli do umówionego miejsca. Kiedy spawiano tu paskodenne barki, zanim mga Czerwonych na Mizzipy i nowe linie kolejowe zmniejszyy, a potem cakiem zlikwidoway ruch na rzece. Teraz mieszkao tu starsze maestwo, utrzymujce si gównie z ryboówstwa i z niewielkiego sadu, dajcego owoce skromne, ale wystarczajce na ich potrzeby.

Na podwórzu ich domu czeka doktor Whitley Physicker ze swoim powozem i czterema osiodanymi komi. Upar si, e sam je kupi czy wynajmnie, i nie chcia sysze o zwrocie kosztów. Zapaci te mieszkacom domostwa za kopot zwizany z tak pón wizyt.

Obok doktora sta jeszcze kto - Arthur Stuart natychmiast go rozpozna i przywita. John Binder umiechn si z zakopotaniem i - podobnie jak Whitley Physicker - ucisn przybyym donie.

- Jestem za stary na wiosowanie - wyjani doktor. - Dlatego John, dyskretny jak zawsze, zgodzi si mi towarzyszy, nie zadajc przy tym adnych pyta. Przypuszczam, e te, których nie zada, wanie znalazy odpowied.

Binder zamia si cicho.

- Chyba tak. Oprócz jednego. Syszaem, e pono uczysz w Vigor Stwarzania. Miaem nadziej, e i ja si czego naucz. A teraz odjedasz.

- Mój brat zosta w zajedzie - uspokoi go Alvin. - Nikt nie powinien wiedzie, e tam jest, ale kiedy pójdziecie do Horacego Guestera i powiecie, e to ja was przysyam, pozwoli wam porozmawia z Measure'em. Najpierw usyszycie smutn histori...

- Wiem o kltwie.

- To dobrze. Bo kiedy ju skoczy, moe was uczy tak, jak ja uczyem w Vigor Kociele.

Zanim jeszcze wdrowcy dosiedli koni, Po Doggly i John Binder zepchnli odzie na wod. Whitley Physicker pomacha im z odzi Bindera. Alvin poegna jeszcze par staruszków, którzy wstali, eby odprowadzi goci do bramy. Potem wspi si na kozio razem z Margaret, a Verily i Arthur zajli miejsca wewntrz. Armor i Mike jechali na dwóch koniach, dwa pozostae - dla Verily'ego i dla Alvina z Arthurem - biegy przywizane z tyu.

Mieli ju odjeda, kiedy Mike zatrzyma konia obok Alvina. Zwierz parskao gniewnie, gdy Mike by cikim adunkiem i marnym jedcem.

- Ten plan powiód si a za dobrze. Miaem nadziej, e wystrasz jakiego obuza na mier!

Peggy pochylia si do niego.

- Twoje yczenie moe si speni. O mil std czeka dwóch ludzi, którzy zauwayli, e zajeda tu powóz doktora, i zastanawiali si, po co mu cztery lune konie. Na razie tylko pilnuj drogi, ale jeli nawet nas nie zatrzymaj, na pewno podnios alarm. Wyruszy pocig i nie wymkniemy si po cichu.

- Nie zabijaj ich, Mike - poprosi Alvin.

- Jeli tylko mnie nie zmusz. Nie martw si, teraz ju nie marnuj niepotrzebnie cudzego ycia.

Podjecha do Armora i poda mu wodze.

- Poprowad t licznotk. Przy takiej robocie wol chodzi piechot.

Zeskoczy z sioda i ruszy biegiem.

O ile mona wnioskowa z opowieci Mike'a Finka o tym wydarzeniu - pamitajc, e aby historia bya prawdziwa, naley uwzgldni sporo przechwaek w licie jego wyczynów - dwaj sprytniejsi ni zwykle bandyci drzemali oparci plecami o ten sam pie drzewa. Nagle poczuli, jak kto niemal wyrywa im rce ze stawów, cignie kawaek, apie za konierze i stuka gowami o siebie tak mocno, e zobaczyli gwiazdy i krew popyna im z nosów.

- Macie szczcie, e obiecaem nie naduywa przemocy - owiadczy Mike Fink. - Inaczej solidnie by was teraz bolao.

Poniewa bolao ich ju straszliwie, woleli nie myle, co ten nocny napastnik uwaa za solidny ból. Dlatego posusznie pozwolili sobie zwiza rce tak, e prawa rka jednego bya przywizana dwustopowym kawakiem sznura do lewej rki drugiego i odwrotnie. Potem Fink kaza im uklkn, podniós ciki kloc i uoy na dwóch kawakach sznura midzy nimi. Klocowi, któremu sam da rad, oni nie mogli poradzi we dwójk. Klczeli tylko, jakby modlili si do drewna. Rce mieli zbyt daleko rozsunite, by choby marzy o uwolnieniu.

- Kiedy nastpnym razem przyjdzie wam ochota na zoto - powiedzia Mike - kupcie sobie opaty i zacznijcie go szuka, zamiast czeka noc w zasadzce na niewinnego czowieka, eby go obrabowa i zabi.

- Nikogo bymy nie obrabowali - zapewni jeden z bandytów.

- Pewnie e nie. Bo kady, kto chce skrzywdzi Alvina Smitha, musi najpierw przej przeze mnie, a ze mnie lepszy jest mur ni okno. Zapamitajcie to sobie.

Wróci na drog, zamacha do pozostaych i czeka, a podjad bliej. Potem dosiad konia. Po kilku minutach jechali ju dalej siatk dróg pozwalajc cakowicie omin Wheelwright - a w nim elegancki powozik czekajcy przez cay dzie nad rzek. Dopiero po poudniu przypyn promem Horacy Guester, wsiad do powoziku i ruszy na wielki targ, rado i dum miasteczka. Wtedy zoczycy zrozumieli, e ich oszukano. Oczywicie, niektórzy pojechali szuka grupy Alvina, ale mieli prawie cay dzie spónienia, wic znaleli tylko dwóch ludzi klczcych przy klocu drewna z tykami wypitymi w gór.

* * *

Przez ca drog do wybrzea Calvin spodziewa si, e zaatakuje ich oddzia napoleoskich onierzy, e kartacz rozbije powóz w drzazgi, e stan w pomieniach albo skocz w inny straszny sposób. Nie wiedzia waciwie, dlaczego spodziewa si po Napoleonie niewdzicznoci - moe zwyczajnie si niepokoi. Mia dwadziecia lat, a pozna ju salony Londynu i Parya, spdzi dugie godziny dyskutujc w cztery oczy z najpotniejszym czowiekiem na wiecie, pozna wszystkie sekrety, jakie ów najpotniejszy czowiek by skonny zdradzi, mówi po francusku jeli nie jak rodowity Francuz, to przynajmniej pynnie. A przez cay czas pozosta obojtny, chodny, nie zmieni swych marze. By Stwórc, o wiele bardziej ni Alvin, który tkwi na pograniczu prymitywnego, zadufanego kraju, którego mieszkaców trudno waciwie jeszcze nazwa narodem. Kogo zna Alvin oprócz sobie podobnych wiejskich typków? A mimo to na sam myl o powrocie do Ameryki Calvin odczuwa niewytumaczalny lk. Co usiowao go zatrzyma. Co nie chciao, eby tam dotar.

- To nerwy - uzna Honore. - Spotkasz swojego brata. Wiesz ju, e jest tylko prowincjonalnym baznem, ale wci pozostaje twoj nemezis, miar, któr mierzysz siebie. W dodatku jedziesz ze mn i stale jeste wiadom, e powiniene zrobi na mnie wraenie.

- A po co mam na tobie robi wraenie, Honore?

- Poniewa kiedy, przyjacielu, umieszcz ci w powieci. Pamitaj, e do mnie naley wadza ostateczna. W pewnych granicach moesz decydowa, co uczynisz ze swoim yciem. Ale ja zdecyduj, co inni o tobie pomyl, i to nie tylko teraz, ale nawet po twojej mierci.

- Jeli wtedy kto bdzie jeszcze czyta twoje ksiki.

- Nic nie rozumiesz, mój drogi gupku. Czy bd je czyta, czy nie, mój osd nad twoim yciem zachowa wag. Takie rzeczy zaczynaj y po swojemu. Nikt nie pamita póniej oryginalnych róde i nikt si nimi nie przejmuje.

- Chcesz powiedzie, e ludzie zapamitaj tylko to, co o mnie napiszesz, a ciebie zapomn cakowicie?

Honore zachichota.

- Nie wiem, co bdzie z tob, Calvinie, ale ja zamierzam przetrwa w ludzkiej pamici. Z drugiej jednak strony co mnie obchodzi, czy mnie zapamitaj? Chyba nic. yem bez mioci wasnej matki; nie dbam o mio obcych ludzi, którzy jeszcze si nie narodzili.

- Nie o to chodzi, czy ci zapamitaj - stwierdzi Calvin. - Chodzi o to, czy zmienisz wiat.

- Pierwsza zmiana, jakiej dokonam, to e musz o mnie pamita! - Honore zawoa to tak gono, e wonica otworzy okienko i zapyta, czy czego od niego chc.

- Szybciej - zada Honore. - Mniejszych wybojów. Aha, i kiedy konie sobie ul, mniej smrodu!

Wonica burkn co i zatrzasn okienko.

- Nie zamierzasz zmienia wiata? - zdziwi si Calvin.

- Zmienia? To marny projekt, zalatujcy ndzn ambicj i pogard dla samego siebie. Twój brat zamierza zbudowa miasto. Ty chcesz je zburzy na jego oczach. Ale ja mam wizj, Calvinie. Planuj stworzy nowy wiat, wiat bardziej fascynujcy, pochaniajcy, czarodziejski, zoony, pikny i realny ni ten istniejcy.

- Chcesz pokona Boga?

- Za wiele czasu powici na geologi i botanik. Dla Niego Adam by jedynie dodatkiem: a przy okazji, zrobiem ju czowieka? Nie, ja nie popeni tego bdu. Skupi si na ludziach, a nauk poutykam w róne szpary.

- Rónica polega na tym, e twoi ludzie bd uwizieni w maych czarnych znaczkach na papierze.

- Moi ludzie bd bardziej realni ni te pytkie istoty stworzone przez Boga! Jak On, stworz je na wasny obraz i podobiestwo, tyle e wyszych. Moi zyskaj bardziej wyrazist rzeczywisto, wicej ycia wewntrznego, wicej zwizków z ywym wiatem wokó nich ni ci uboceni chopi, wyrachowani dworzanie z paacu, zarozumiali onierze czy haaliwi ludzie interesu, którzy obecnie rzdz w Paryu.

- Moe zamiast si martwi, e cesarz nas zatrzyma, powinienem si ba, e uderzy w nas grom?

Mia to by art, ale Honore odpowiedzia z powag:

- Calvinie, jeli Bóg chciaby porazi ci za co gromem, to ju by nie y. Nie udaj, e wiem, czy Bóg istnieje, ale powiem ci jedno: staruszek trzsie si w tej chwili! Mówi gronie, ale to tylko wspomnienia dawnej potgi! Nie ma ju wadzy! Nie moe nas zatrzyma! Pewno, mógby wykreli nas z testamentu, ale sami zdobdziemy fortun. Niech stary odstpi, bo nasz mkncy powóz ochapie go botem!

- Czy ty w ogóle miewasz jakie chwile zwtpienia?

- Nigdy - owiadczy z przekonaniem Honore. - yj ze sta pewnoci klski i sta pewnoci wasnego geniuszu. To rodzaj szalestwa, ale bez niego prawdziwa wielko nie jest moliwa. Twój problem, Calvinie, polega na tym, e nigdy nie kwestionujesz wasnych pogldów. Cokolwiek czujesz, jest jedynym waciwym uczuciem, a wszystko inne niech lepiej zejdzie ci z drogi. Ja za staram si zmienia wasne odczucia, poniewa one zawsze s bdne. Na przykad czowiek gupi, zbliajc si do kobiety, której poda, dziaa zgodnie ze swymi uczuciami, chwyta sterczc pontnie pier czy skada bezporedni propozycj, w wyniku czego dostaje w twarz i przez rok nie zapraszaj go na najlepsze przyjcia. Ale czowiek mdry patrzy kobiecie w oczy i zachwyca si jej oszaamiajc urod, wielk inteligencj, a take podkrela wasn niezdolno do wyjanienia, jak bardzo owa kobieta zasuguje na miejsce w samym rodku wszechwiata. adna nie zdoa si temu oprze. A jeli zdoa, nie warto si o ni stara.

Powóz zahamowa. Honore otworzy drzwiczki.

- Czujesz ten zapach?

- Zepsute ryby - stwierdzi Calvin.

- Wybrzee! Nie wiem, czy nie zwymiotuj, a gdyby tak, to czy morskie powietrze wpynie na kolor i konsystencj wymiocin.

Calvin sign po baga, nie zwracajc uwagi na te wiadomie wulgarne sowa. Wiedzia, e Honore zachowuje si tak, kiedy nie szanuje towarzystwa. Wród arystokratów wygasza jedynie bon moty i epigramy. Takie wypowiedzi, jak przed chwil, byy u modego pisarza oznak nie zayoci, ale braku szacunku.

Kiedy znaleli odpowiedni statek pyncy do Kanady, Calvin pokaza kapitanowi list, jaki otrzyma od Napoleona. Wbrew jego lkom - jeszcze w Londynie obejrza poprawion i na nowo zredagowan wersj "Hamleta" - cesarz w licie nie nakazywa kapitanowi, eby natychmiast zabi Calvina i Honore. Co prawda nie byo gwarancji, e nie nakaza ich udusi i wyrzuci do morza zaraz po odbiciu od brzegu...

Dlaczego tak si boj? - zastanawia si Calvin.

- A zatem, kiedy tylko wróc do Francji, skarbnik cesarza wynagrodzi mi wszelkie koszty? - dopytywa si kapitan.

- Taki jest plan - odpar Honore. - Ale dobrze wiem, przyjacielu, jak skpi bywaj urzdnicy cesarza. We to.

Wrczy kapitanowi plik banknotów. Calvin by zdumiony.

- Przez cay czas udawae, e jeste biedny i po uszy w dugach.

- Bo jestem biedny. I jestem zaduony. Gdyby nie moje dugi, jak zmusibym si do pisania? Nie, poyczyem na podró od matki i od ojca. Nigdy ze sob nie rozmawiaj, wic tego nie odkryj. Aha, i jeszcze od dwóch wydawców, kademu obiecujc wyczno na moj ksik o wyprawie do Ameryki.

- Poyczye pienidze na przejazd, przez cay czas wiedzc, e cesarz zapaci?

- Mczyzna musi mie jakie pienidze, inaczej nie jest mczyzn - owiadczy uraony Honore. - Mam tego sporo i zamierzam by hojny wobec ciebie; mam wic nadziej, e nie bdziesz potpia moich metod.

- Nie jeste przesadnie uczciwy, prawda? - spyta Calvin, z niesmakiem i podziwem jednoczenie.

- Szokujesz mnie, ranisz i obraasz. Wyzywam ci na pojedynek, ale dostan zapalenia puc i nie bd móg si stawi, prosz jednak, eby zacz beze mnie. Pamitaj, e wanie dziki moim pienidzom kapitan zaprosi nas na kolacj do swojej kajuty. A odpowiadajc na twoj sugesti: jestem absolutnie uczciwy, kiedy tworz. Poza tym jednak sowa uwaam jedynie za narzdzia pozwalajce wyj to, czego potrzebuj, z kieszeni i rachunków bankowych ludzi, którzy to co chwilowo posiadaj. Calvinie, zbyt dugo ye wród purytan. A ja zbyt dugo wród hipokrytów.

* * *

To Peggy zauwaya odnog prowadzc do Chapman Valley - znalaza j bez trudu, chocia nie byo drogowskazu a nadjechali z przeciwnej strony ni wtedy. Razem z Ahrinem zostawili towarzyszy i powóz pod bezlistnym teraz dbem przed domem tkaczki. Dla Peggy powrót tutaj by jednoczenie podniecajcy i krpujcy. Co pomyli Becca o wydarzeniach, jakie nastpiy, od kiedy skierowaa j na t ciek?

I nagle, kiedy podnosia ju rk, eby zastuka do drzwi, co sobie przypomniaa.

- Alvinie - powiedziaa. - Wypado mi to z pamici, ale kiedy tu byam kilka miesicy temu, Becca powiedziaa...

- Jeli wypado ci z pamici, to znaczy, e miao ci wypa z pamici.

- Chodzi o ciebie i Calvina. Musisz pogodzi si z Calvinem, odnale go i pogodzi si, zanim zwróci si w peni przeciwko wszystkiemu, co chcesz osign.

Alvin pokrci gow.

- Becca nie wie wszystkiego.

- Co to znaczy?

- Skd pewno, e Calvin nie by przeciwnikiem naszej pracy, zanim si jeszcze urodzi?

- To niemoliwe - uznaa Peggy. - Dzieci rodz si czyste i niewinne.

- Albo skaone grzechem pierworodnym. Czy taki jest wybór? Nie mog uwierzy, e wanie ty wierzysz w jedno albo drugie. Ty, która kadziesz rk na onie matki i widzisz przyszo w pomieniu serca'dziecka. Ono ju wtedy, na dobre czy ze, jest sob, jest gotowe do wyjcia na wiat i stania si tym, kim najbardziej pragnie zosta.

Zerkna na niego z ukosa.

- Wytumacz mi, dlaczego kiedy jestemy sami i rozmawiamy o czym powanym, nie mówisz jak wiejski prostak?

- Moe dlatego e pamitam, czego mnie uczya, ale te nauczyem si nie traci kontaktu ze zwykymi ludmi - wyjani Alvin. - To oni zbuduj ze mn miasto. Ich jzyk jest moj ojczyst mow. Dlaczego mam jej zapomina z tego tylko powodu, e nauczyem si innej? Jak mylisz, ilu wyksztaconych zechce porzuci swe pikne domy i wyksztaconych przyjació, podwin rkawy i stworzy co wasnymi rkami?

- Nie chc puka do tych drzwi - oznajmia Peggy. - Kiedy tu wchodz, zmienia si moje ycie.

- Nie musisz puka.

Alvin przekrci gak. Drzwi stany otworem.

Kiedy chcia przestpi próg, Peggy chwycia go za rami.

- Alvinie, nie moesz tak zwyczajnie tam wej!

- Skoro drzwi nie byy zamknite, mog. Zrozum, tutaj rzeczy s takie, jakie by maj. Nie jak w zwykym wiecie, w wiecie, jaki widzisz w pomieniach serc, gdzie rzeczy s takie, jakie s moliwe. I nie jak w wiecie moich myli, gdzie rzeczy s takie, jakie by mog. Ani w wiecie pocztym w umyle Boga, w wiecie, jaki by powinien.

Patrzya, jak przestpuje próg. Wewntrz nie podniós si alarm, nie zabrzmia aden dwik. Podya za nim. By mody: mczyzna, którego obserwowaa od samego urodzenia, którego serce znaa lepiej ni wasne. A jednak wci potrafi j zaskoczy czym, co robi bez namysu, poniewa wiedzia, e to waciwe i konieczne.

Nieskoczony pas tkaniny wci lea w poczonych ze sob belach, wi si po meblach, przez korytarze, w gór i w dó po schodach.

- Nie ma kurzu - szepna Peggy. - Nie zauwayam tego za pierwszym razem. Tkanina si nie kurzy.

- Mieszkaj tu dobre gospodynie.

- I odkurzaj?

- A moe po prostu tkanina nie ley we wadzy czasu. Zawsze istnieje w tym jednym momencie, kiedy czóenko przesuno si z jednej strony na drug.

I kiedy to powiedzia, usyszeli stuk czóenka. Kto musia otworzy drzwi.

- Becca! - zawoaa Peggy.

Poszli za stukotem przez dom a do starej chaty w samym rodku. Przez otwarte drzwi zobaczyli izb z krosnem. Ale, ku zdziwieniu Peggy, nie Becca przy nim siedziaa, tylko chopiec - jej siostrzeniec, który marzy o tej pracy. Wprawnie przesuwa czóenko tam i z powrotem.

- Czy Becca...? - Peggy nie potrafia si zmusi, by spyta o mier tkaczki.

- Nie - odpar chopiec. - Troch zmienilimy zasady. Koniec z bezsensownym powiceniem. Stao si tak dziki wam. Przyjechalicie jako sdzia... I wasz wyrok zosta wysuchany. Od czasu do czasu siadam przy kronie, a ona moe na chwil odej.

- Wic mamy z tob rozmawia? - spyta Alvin.

- Zaley, czego chcecie. Ja tam nic o niczym nie wiem. Jeli czekacie na odpowiedzi, to nie u mnie.

- Chc przej przez drzwi, które prowadz do Ta-Kumsawa.

- Do kogo?

- Do twojego wuja Isaaca.

- No pewnie. - Skin gow. - To te.

Alvin ruszy w ich stron.

- Przechodzilicie kiedy przez takie drzwi? - zapyta chopiec.

- Nie.

- To czy nie gupio robicie, kiedy tak idziecie, jakby to byy cakiem zwyczajne drzwi?

- A czym si róni? Wiem, e prowadz do krainy Czerwonych. Wiem, e prowadz do chaty, gdzie córka Ta-Kumsawa tka ywoty Czerwonych za zachodzie.

- Jest kopot. Kiedy przechodzicie przez te drzwi, nie wolno wam dotkn niczego prócz powietrza. Nie wolno nawet musn futryny. Nie wolno za dugo opiera stopy o podog. Przez te drzwi si nie przechodzi, tylko przeskakuje.

- A co si stanie, jeli jaka cz mnie czego dotknie?

- Wtedy to miejsce ciga was, spowalnia, zatrzymuje. Zamiast przej jednym pynnym ruchem, przechodzicie w paru kawakach. I nikt was ju potem nie poskada, panie Stwórco.

- Nie wiedziaam, e to takie niebezpieczne - wystraszya si Peggy.

- Oddychanie te jest niebezpieczne - zauway chopiec. - Mona wcign co takiego, od czego si czowiek pochoruje. - Umiechn si. - Widziaem, e wy dwoje cakiem si posplatalicie. Gratulacje.

- Dziki - rzuci Alvin.

- I jak was teraz nazywaj, sdzio? - Chopiec zwróci si do Peggy. - Pani Smith?

- Zwykle mówi Peggy Larner. Tylko e teraz pani Larner, nie panno.

- Ja nazywam j Margaret - wtrci Alvin.

- Po mojemu bdziecie maestwem, kiedy ona zacznie myle o sobie tak, jak wy j nazywacie, a nie tak, jak woali j rodzice. - Chopiec mrugn do Peggy. - Dzikuj za prac. Moje siostry te si ciesz; miay ju koszmarne sny. Mówi wam, nie ma w nich mioci do krosna. - Spojrza na Alvina. - To co, idziecie czy nie?

W tej wanie chwili drzwi otworzyy si i przelecia przez nie ciasno zwizany toboek.

- Oho... - mrukn chopiec. - Lepiej si odwrócie. Wraca Becca, a ona przechodzi cakiem goa, bo babskie ubrania si nie mieszcz.

Alvin stan tyem. Peggy take, cho pozwolia sobie na drobne oszustwo i podgldaa. Becca nie przesza pierwsza przez drzwi. Pojawi si Ta-Kumsaw, czowiek, którego Peggy nigdy nie spotkaa, chocia czsto widywaa w pomieniu serca Alvina. Nie by nagi, ale ubrany w ciasno przylegajce skóry. Zauway ich oboje.

- May Renegado powróci - stwierdzi. - eby spotka najgroniejszego z Czerwonych.

- Witaj, Ta-Kumsawie - powiedzia Alvin.

- Witaj, Isaacu - doda chopiec. - Uprzedziem ich o drzwiach, tak jak kazae.

- Dzielny chopak.

Odwróci si do nich plecami w sam por, by zapa w ramiona Becc. Przeskoczya przez drzwi okryta jedynie cienk, obcis bielizn. Razem z Ta-Kumsawem rozwizali toboek i rozwinli sukni, któr Becca wcigna przez gow.

- Moecie patrze - oznajmi Ta-Kumsaw. - Jest ju ubrana wystarczajco jak na bia kobiet.

Alvin powita Becc. Byy uciski doni, a kobiety nawet objy si czule. Rozmawiali o tym, co zaszo w Hatrack River przez ostatnie miesice. Alvin wyjani, po co przyszed.

Ta-Kumsaw nie okaza adnych emocji.

- Nie wiem, co powie mój brat - rzek. - Nikomu nie zdradza swoich myli.

- Czy to on rzdzi na zachodzie? - spyta Alvin.

- Rzdzi? My tak nie postpujemy. Jest wiele plemion, a w kadym wielu mdrych ludzi. Mój brat jest jednym z najwikszych midzy nimi, co do tego wszyscy si zgadzaj. Ale nie stanowi praw, decydujc, jak powinny brzmie. Nie robimy takich bdów jak wy, wybierajc jednego prezydenta i skadajc w jego rce zbyt wiele wadzy. To wystarczao, dopóki urzd ten sprawowali ludzie dobrzy. Zawsze jednak, kiedy czowiek moe obj urzd, prdzej czy póniej obejmie go zy czowiek.

- To si stanie w Nowy Rok, kiedy Harrison... Ta-Kumsaw uciszy go gniewnym spojrzeniem.

- Nigdy nie wymawiaj tego strasznego imienia.

- Mog o nim nie mówi, tylko e on od tego nie zniknie.

- Ale ochronimy ten dom od za. Ochronimy ludzi, których kocham.

Tymczasem Becca ubraa si do koca. Podesza do chopca i trcia go biodrem.

- Odsu si, niezgrabiaszu. Plczesz nici na moim kronie.

- To najcianiejszy splot - odpar chopiec. - Ludzie zawsze bd wiedzieli, które miejsca utkaem.

Becca siada na krzele i czóenko zataczyo w jej doniach. Muzyka krosna ulega zmianie, jego rytm, jego pie...

- Przybye z wan spraw, Stwórco. Drzwi czekaj otwarte. Rób, po co przyszede.

Po raz pierwszy Peggy spojrzaa przez drzwi, próbujc zobaczy, co ley poza nimi; a za nimi nie byo niczego. Nie ciemno, ale i nie wiato dnia. Po prostu... nic. Nie moga na to patrze; oczy same zerkay na boki.

- Alvinie - szepna - jeste pewien, e chcesz... Pocaowa j.

- Uwielbiam ci, kiedy si o mnie martwisz. Umiechna si i take go pocaowaa.

Alvin zdj kapelusz, buty i dugi paszcz, którym mógby zaczepi o futryn. Nie zauway, e signa po ma szkatuk trzyman w kieszeni sukni; e chwycia palcami ostatni strzpek jego czepka porodowego i e obserwowaa pomie jego serca, gotowa do dziaania, do wykorzystania jego mocy, by go ratowa. Nawet gdyby w jakim strasznym zagroeniu sam nie omieli si lub nie chcia jej uy.

Podbieg do drzwi i skoczy lew nog do przodu. Prawa stopa oderwaa si od podogi, zanim jakakolwiek cz jego ciaa przecia paszczyzn drzwi. Przefrun z pochylon gow; o cal min górn belk.

- Nie lubi, kiedy ludzie przeskakuj tacy wyprostowani - stwierdzi Ta-Kumsaw. - Lepiej odbi si z obu nóg i zwin w kul.

- Wy, silni mczyni, moecie tak robi - odpara Becca. - Ale nie wyobraam sobie, ebym ja spadaa i toczya si po pododze. Zreszt sam skaczesz co drugi raz.

- Nie jestem tak wysoki jak Alvin. - Ta-Kumsaw zwróci si do Peggy. - Bardzo urós.

Peggy nie odpowiedziaa.

- Pilnuje pomienia jego serca - wyjania Becca. - Nie przeszkadzaj jej, dopóki Alvin nie wróci.

* * *

Alvin zwin si i upad, ldujc na pododze po drugiej stronie. Rozcign si jak dugi na stosie tkaniny i usysza czyj miech. Wsta i rozejrza si: inna chata, ale nowsza od tamtej, a przy kronie dziewczyna niewiele starsza od niego. Te mieszanej rasy, jak Arthur, ale pó-Czerwona, nie pó-Czarna - córka Ta-Kumsawa i Bekki. Bya adna.

- Witaj, Alvinie - powiedziaa.

Spodziewa si, e bdzie mówia jak Ta-Kumsaw i Tenska-Tawa, inaczej akcentujc angielskie sowa, ale przypominaa raczej Becc. Jej angielski by nieco starowiecki, lecz mówia jak kto, kto uywa swego ojczystego jzyka.

- Witaj - odpowiedzia.

- Przeleciae jak worek cegie.

- Strasznie pogniotem ten materia na pododze.

- Nie martw si - uspokoia go. - Po to tam ley. Tato zawsze tam spada, kiedy przelatuje niczym armatnia kula.

Skoczyy mu si tematy do rozmowy; jej chyba take. Przez chwil przyglda si pracy krosna.

- Id, odszukaj Tenska-Taw. Czeka na ciebie.

Alvin tyle sysza o mgle na Mizzipy, e spodziewa si niemal zobaczy cae ziemie na zachodzie przesonite mg. Kiedy jednak otworzy drzwi chaty i wyszed, natychmiast odkry, e si myli. Niebo byo czyste; mia uczucie, e mógby sign wzrokiem samych niebios. Góry wyrastay na zachodzie; widzia je tak wyranie, e mógby ledzi pknicia w nagim granicie pod szczytami i liczy licie dbów na zboczach. Chata staa na wzgórzu rozdzielajcym dwie doliny. W obu zobaczy jeziora. To na poudniu byo mniejsze, ale tym pikniejsze: lnio jak bkitny klejnot w chodnym blasku pónego lata.

- Zima si spónia - odezwa si jaki gos za plecami Alvina.

Alvin odwróci si.

- Janiejcy Czowiek... - Wyszepta dawne imi, zanim zdy pomyle.

- A ty jeste czowiekiem, który ju jako chopiec nauczy si by mczyzn - odpar Tenska-Tawa.

Objli si. Wiatr wiszcza wokó nich. Kiedy odsunli si od siebie, Alvin spojrza dookoa.

- Troch zbyt odsonite miejsce na budow chaty - zauway.

- Musiaa stan tutaj - wyjani Tenska-Tawa. - Dolina na poudniu to Timpa-Nogos. wita ziemia, gdzie nie moe by domów ani wojen. Na poudnie s pastwiska, gdzie na jelenie poluj rodziny, którym zim zabrako ywnoci. Te adnych domów. Ale nie martw si. W domu tkaczki zawsze jest ciepo. Ciesz si, e ci widz - doda z umiechem.

Alvin nie by przekonany, czy widzia ju kiedy umiechnitego Tenska-Taw.

- Jeste tu szczliwy?

- Szczliwy? - Tenska-Tawa spowania. - Czuj si, jakbym jedn nog sta na tej ziemi, a drug tam, gdzie czeka na mnie mój lud.

- Nie wszyscy zginli nad Chybotliwym Kanoe. Niektórzy yj tutaj.

- Oni take jedn nog stoj tu, drug gdzie indziej. - Tenska-Tawa spojrza na kanion prowadzcy do przeczy midzy niewiarygodnie wysokimi szczytami. - Mieszkaj w górskiej dolinie. nieg w tym roku si spónia i s z tego zadowoleni, chyba e w przyszym roku zacznie brakowa wody i plony bd nieudane. Takie jest teraz nasze ycie, Alvinie Stwórco. Przyzwyczailimy si do miejsc, gdzie woda tryskaa z ziemi, gdy tylko wbio si kij.

- Za to powietrze jest czyste. Moesz wszystko zobaczy. Tenska-Tawa dotkn palcem warg Alvina.

- Nikt nie widzi wszystkiego. Ale niektórzy widz dalej. Zeszej zimy wzniosem si ku niebu w wodnej wiey nad witym jeziorem Timpa-Nogos. Zobaczyem wiele. Zobaczyem, jak tu przybywasz. Usyszaem, jakie wieci mi przekaesz, i pytanie, jakie mi zadasz.

- A czy syszae odpowied?

- Najpierw musisz sprawi, by moja wizja si spenia. Alvin opowiedzia mu wic o Harrisonie, którego wybrano na prezydenta, gdy przechwala si swymi zakrwawionymi rkami. I jak zastanawiali si, czy Tenska-Tawa uwolni spod kltwy ludzi z Vigor Kocioa, by mogli odej, jeli zechc, i uczestniczy w budowie Krysztaowego Miasta.

- Czy takie wanie pytanie usyszae?

- Tak - przyzna Tenska-Tawa.

- I jaka bya odpowied?

- Nie usyszaem swojej odpowiedzi. Miaem wic dugie miesice, eby si nad ni zastanawia. Przez te miesice ludzie, którzy zginli na trawiastym zboczu, przechodzili przede mn we nie. Znowu widziaem ich krew i poczerwieniay strumie Chybotliwego Kanoe. Widziaem twarze dzieci i niemowlt. Znaem je wszystkie, wci pamitam imiona. Kadego, którego zobaczyem we nie, pytaem: "Czy wybaczasz biaym mordercom? Czy pojmujesz ich wcieko, czy pozwolisz mi oczyci ich rce z krwi?"

Tenska-Tawa przerwa. Alvin czeka. Nie wolno ponagla szamana, kiedy mówi o snach.

- Co noc miaem ten sen, a wreszcie wczoraj ostatni z ludzi przeszed przede mn i zadaem mu pytanie.

I znów milczenie. I znowu Alvin czeka cierpliwie. Nie tak jak biay czowiek, nie rozglda si, nie porusza palcami - czeka cierpliwie jak Czerwony, jakby rozkoszowa si chwil sam w sobie, jakby napicie oczekiwania samo byo przeyciem godnym zapamitania.

- Gdyby cho jeden z nich powiedzia: "Nie wybaczam im, nie cofaj kltwy", nie cofnbym kltwy - rzek Tenska-Tawa. - Gdyby cho jedno dziecko powiedziao: "Nie wybaczam im, e odebrali mi dni biegania po kach jak sarna", nie cofnbym kltwy. Gdyby cho jedna matka powiedziaa: "Nie wybaczam im dziecka, które zgino w moim onie i piknymi oczami nie zobaczyo wiata dnia", nie cofnbym kltwy. Gdyby cho jeden ojciec powiedzia: "Gniew wci gorzeje w mym sercu, a jeli cofniesz kltw, pozostanie we mnie nienawi nie pomszczona", nie cofnbym kltwy.

zy pocieky Alvinowi z oczu, gdy zna ju odpowied i nie wyobraa sobie, e mógby by tak dobrym czowiekiem, by nawet po mierci wybaczy tym, którzy tak straszliwie skrzywdzili jego i jego rodzin.

- Pytaem take ywych - podj Tenska-Tawa. - Tych, którzy stracili ojców i matki, braci i siostry, wujów, ciotki, dzieci i przyjació, nauczycieli, pomocników, towarzyszy owów, ony i mów. Gdyby cho jeden z ywych powiedzia: "Nie umiem im jeszcze wybaczy, Tenska-Tawo", nie cofnbym kltwy.

Zamik. Tym razem cisza trwaa dugo. Kiedy przyby Alvin, soce wznosio si wysoko. Kiedy Tenska-Tawa znów przemówi, dotykao ju szcztów gór na zachodzie. Jak Alvin, i on zapaka, poczeka, a zy mu obeschn, i zapaka znowu, nie zmieniajc wyrazu twarzy, bez drgnienia minia. Obaj siedzieli naprzeciw siebie w wysokiej jesiennej trawie, w chodnym jesiennym wietrze.

W kocu Tenska-Tawa otworzy usta i przemówi.

- Cofnem kltw - powiedzia.

Alvin obj swego dawnego nauczyciela. Czerwony czowiek tak by nie postpi, ale Alvin przez cae popoudnie zachowywa si jak Czerwony, wic teraz Tenska-Tawa przyj jego gest, a nawet odpowiedzia tym samym. Czujc dotyk doni starca, jego wosy na policzku, jego twarz na ramieniu, Alvin przypomnia sobie, e kiedy chcia prosi o wzmocnienie kary Harrisona, eby nie móg ju wykorzystywa swoich krwawych rk. Teraz si zawstydzi. Jeli polegli mog wybaczy, czy ywi te nie powinni? Harrison znajdzie wasn drog przez ycie i wasn ciek ku mierci. Jeli zostanie osdzony, to przez kogo mdrzejszego ni Alvin.

Kiedy wstali z trawy, Tenska-Tawa spojrza na pónoc, w stron wikszego jeziora.

- Patrz, kto idzie.

Alvin dostrzeg, e niedaleko jaki czowiek biegnie drók wród wysokiej trawy. Nie biegnie na sposób Czerwonych, ale jak Biay, i to niemody. Odkryta gowa bysna w blasku zachodzcego soca.

- To chyba nie Bajarz? - zapyta.

- Sho-sho-nay zaprosili go, eby wymienia z nimi opowieci - odpar Tenska-Tawa.

Nie zadajc dalszych pyta, Alvin odczeka, a Bajarz dotrze do nich strom ciek. By zdyszany, czego mona si byo spodziewa. Kiedy jednak Alvin wysa do jego ciaa swój przenikacz, ze zdziwieniem odkry, e starzec cieszy si doskonaym zdrowiem. Przywitali si serdecznie i Alvin opowiedzia, co zaszo.

Bajarz umiechn si do Tenska-Tawy.

- Twoi ludzie s lepsi, ni si spodziewae - stwierdzi.

- Albo atwiej zapominaj - odpowiedzia smutno Tenska-Tawa.

- Ciesz si, e akurat tu jestem i poznaem nowin - rzek Bajarz. - Jeli wracasz przez chat tkaczki, chtnie pójd z tob.

* * *

Pod nieobecno Alvina Ta-Kumsaw wyszed na zewntrz, eby zaprosi przyjació Alvina i Peggy na kolacj. Doczyli do nich siostra Bekki, jej córki i syn. Jedli gulasz z misa bizona, jedzenie Czerwonych przyrzdzone na sposób Biaych - takich kompromisów wiele spotykao si w tym domu. Ta-Kumsaw przedstawi si jako Isaac Weaver, a Peggy uwaaa, eby nie zwraca si do niego inaczej.

Alvin i Bajarz znaleli wszystkich uoonych pod kocami na pododze w saloniku. Tylko Peggy siedziaa na krzele. Verily Cooper opowiada im o swoim yciu w Anglii i o podstpach, jakich uywa, eby ukry przed ludmi swój talent. Peggy spojrzaa na drzwi, zanim jeszcze w progu stan jej m ze starym przyjacielem; inni take si obejrzeli. Rado na twarzy Alvina zdradzia, jak brzmiaa odpowied Tenska-Tawy.

- Chc jecha jeszcze dzisiaj, eby im powiedzie - owiadczy Armor-of-God. - Powinni jak najszybciej pozna dobr nowin.

- Za ciemno - uzna Ta-Kumsaw, który przyszed z kuchni, gdzie pomaga szwagierce w zmywaniu.

- Nie ma ju adnych nakazów. Kltwa zostaa cofnita cakowicie - powiedzia Alvin. - Ale kaza przekaza pewn prob. Niech kady, kogo dotyczya kltwa, raz w roku, w rocznic masakry nad Chybotliwym Kanoe zbierze ca rodzin. Niech tego dnia nic nie jedz, ale niech opowie im t histori, jak kiedy musia j opowiada wszystkim przybyszom w Vigor Kociele. Raz w roku: nasze dzieci, ich dzieci, zawsze. Prosi nas, ebymy to robili, cho jeli odmówimy, nie bdzie kary. adnej kary prócz tej, e nasze dzieci zapomn, a wtedy co takiego moe si powtórzy.

- To te im powiem - obieca Armor-of-God. - Przysign, e tak wanie bd co roku postpowa. Moesz by pewien, Alvinie. - Zwróci si do Ta-Kumsawa. - A wy przekacie bratu ode mnie, kiedy znów go zobaczycie, e wszyscy zoyli tak przysig.

Ta-Kumsaw westchn tylko.

- Przedstawiem si jako Isaac - powiedzia - eby przed wami ukry, kim jestem.

- Spotkalimy si ju - odpar Armor-of-God. - A gdyby nawet nie, to potrafi przecie rozpozna wielkiego wodza. I wiedziaem, z kim ma rozmawia Alvin.

- Za duo gadacie, Armorze-of-God - stwierdzi Ta-Kumsaw. - Jak wszyscy Biali. Ale przynajmniej to, co mówicie, nie zawsze jest gupie.

Armor umiechem podzikowa mu za komplement.

Alvin i Peggy pooyli si spa w sypialni z wygodnym ókiem; Peggy podejrzewaa, e to oe Ta-Kumsawa i Bekki. Pozostali spali na pododze w salonie - niezbyt dobrze. Wszyscy byli podnieceni, Mike Fink gono chrapa, a Armor chyba trzy razy na godzin wychodzi na dwór. Peggy obudzi ruch, wic zbudzia Alvina, a Alvin posa swój przenikacz i zrobi co w ciele Armora, eby pcherz nie drczy go bez przerwy. Rankiem w salonie wszyscy troch zaspali i zbudzi ich dopiero zapach wiejskiego niadania - chleb z sosem i plastry solonej szynki smaonej z ziemniakami.

Potem nastaa pora poegna. Armor-of-God sam zachowywa si jak narowisty ko: tupa i parska, a wreszcie powiedzieli mu, eby jecha. Wskoczy na siodo i pomkn przez Chapman Valley, machajc kapeluszem i wrzeszczc niczym durnie w noc po wyborach, tydzie temu.

Alvinowi i Peggy trudniej byo si rozsta. Ona i Bajarz mieli jecha powozem Whitleya Physickera do najbliszego miasteczka, gdzie Peggy wynajmie inny, a Bajarz wróci do Hatrack i zwróci dzielnemu doktorowi jego wasno. Peggy planowaa zatrzyma si przez jaki czas w Filadelfii.

- Mam nadziej, e potrafi zwróci serca ludzi przeciw Harrisonowi. Musz tylko dotrze tam, gdzie zbiera si Kongres. On przecie zostanie prezydentem, nie cesarzem ani królem. eby cokolwiek uczyni, musi uzyska zgod Kongresu. Moe jest jeszcze nadzieja.

Alvin wyczu jednak, e nie liczy na wiele i wie, jakimi mrocznymi drogami Harrison poprowadzi kraj. On sam by równie markotny.

- Tenska-Tawa nie umia powiedzie, jak mam budowa Krysztaowe Miasto. Powtórzy tylko to, co ju wiedziaem: Stwórca jest czci tego, co stwarza.

- A wic... bdziesz szuka - szepna Peggy. - I ja bd szukaa.

adne z nich nie wspomniao nawet - bo oboje wiedzieli, e wiedz - e w onie Margaret roso ju dziecko: dziewczynka. I kade potrafio nie gorzej od drugiego doda dziewi miesicy.

- Gdzie bdziesz w sierpniu przyszego roku? - zapyta Alvin.

- Gdziekolwiek bd, dopilnuj, eby si o tym dowiedzia.

- I gdziekolwiek bdziesz, ja dopilnuj, eby te tam by:

- Powinna mie na imi Becca - stwierdzia Peggy.

- Mylaem, eby j nazwa tak jak ciebie: Ma Peggy.

Peggy umiechna si.

- A wic Becca Margaret?

Alvin te si umiechn i pocaowa on.

- Jest powiedzenie o gupcach, którzy licz kurczta przed wylgiem. To jeszcze nic. My im dajemy imiona.

Pomóg jej usi w powozie obok Bajarza, który trzyma ju lejce. Arthur Stuart przyprowadzi mu konia, a kiedy Alvin usiad w siodle, chopiec powiedzia:

- Wczoraj, kiedy wy bylicie na górze, uoylimy o nas piosenk.

- Piosenk? Posuchajmy.

- Uoylimy j tak, jakby to ty piewa - wyjani Arthur Stuart. - No chodcie, wszyscy musz pomóc. A na kocu ja wymyliem jedn zwrotk sam. Zupenie sam, bez niczyjej pomocy!

Alvin schyli si, podcign chopca i usadzi za sob. Arthur Stuart obj go w pasie.

- Dalej! - krzykn. - piewamy!

Kiedy zaczli, Alvin chwyci uzd konia w zaprzgu i jak na paradzie poprowadzi drog wzdu Chapman Valley.

Gdy mody czowiek rusza w wiat,

Porzuca ciepe oe.

Niech sam nie chodzi, cho jest chwat,

Bo niedwied zje go moe.

Do mam rozumu, by wiedzie to,

Lecz kto ze mn ruszy ma?

Bo wybra mog le - i co?

Niedwied mnie zje raz-dwa.

Wezm wic chopca Mulata.

Cho urwis i strzec go trzeba,

Szkoda, by zszed z tego wiata

Kiedy mi go zje bez chleba.

Prawnika z sob zabra mam,

Mdry jest i ksztacony.

Trapera zrobi z niego sam,

Bo mi go zje wygodzony.

Oto szlachetny, rzeczny szczur,

Grony jak puma w guszy.

Trwa niewzruszony niby mur,

I niedwied go nie ruszy.

Bohaterowie, ruszamy w dal,

Nie bojc si niczego:

Komarów, pche i rzeki fal,

Ani niedwiedzia zego.

Dotarli do gównego szlaku i Peggy skrcia w prawo, na pónoc. Mczyni pognali konie na poudnie. Pomachaa im jeszcze z koza, ale ju si nie obejrzaa. Alvin spoglda za ni przez chwil, przez jeden ulotny moment. Arthur Stuart krzykn zza jego pleców:

- A teraz zapiewam ten kawaek, który sam wymyliem! Ju teraz.

- No to piewaj - odpar Alvin.

Wielki niedwiedziu, zy niedwiedziu,

Chowaj si dobrze, gupi ledziu,

Bo twoje futro ci zabierzemy

W samej koszuli ci upieczemy.

Alvin mia si tak, e zy cieky mu po policzkach.

ROZDZIA 19 - FILADELFIA

Kiedy statek Calvina i Honore dotar do Nowego Amsterdamu, gazety pene byy plotek o inauguracji, majcej si odby w Filadelfii ju za tydzie. Calvin od razu przypomnia sobie nazwisko Harrisona - ile to razy sucha opowieci o masakrze nad Chybotliwym Kanoe. Pamita te spotkanie z zakrwawionym ebrakiem w zauku. Opowiedzia o tym Honore.

- Czyli to ty go stworzye.

- Poradziem mu, jak najlepiej wykorzysta jego ograniczone moliwoci - odpar Calvin.

- Nie, nie. Jeste zbyt skromny. Ów czowiek uczyni z siebie potwora, mordujcego ludzi dla politycznych korzyci. Potem ten Czerwony Prorok zniszczy go swoj kltw. Potem, dziki tobie, sporód beznajdziejnej ruiny ywota jego cieka znów pobiega w gór. Calvinie, wreszcie mi zaimponowae. Osigne w yciu tak nieskoczon moc, jaka zwykle przysuguje jedynie pisarzom.

- Moc zuywania ogromnych iloci papieru i atramentu zupenie po nic?

- Moc sprawiania, by ludzkie ywoty dokonyway najbardziej nieprawdopodobnych zwrotów. Na przykad rodzice nie maj takiej mocy. Mog pomaga dzieciom albo, jeszcze czciej, niszczy im ycie, jak czyja matka uczynia swym przypadkowym cudzoóstwem, porzucajc wasnego potomka na asce szkoy z internatem. Ale tacy rodzice nie zdoaj uzdrowi dziecka, które zranili. Rzucili je w boto i nie mog go podnie. Za to ja potrafi zrzuci czowieka na dno, potem wynie na szczyty i znowu strci, wszystko kilkoma pocigniciami pióra.

- Ja te potrafi - stwierdzi w zadumie Calvin.

- W pewnych granicach - zgodzi si Honore. - Szczerze mówic, nie ty wdeptae go w boto, a teraz, kiedy ju go wyniose, nie sdz, eby potrafi strci. Ten czowiek zosta wybrany na prezydenta, nawet jeli jego kraina skada si gównie z drzew i yjcych wród drzew bestii.

- W Stanach Zjednoczonych mieszka kilka milionów ludzi - przypomnia Calvin.

- O nich wanie mówiem - odpar Honore.

Ale wyzwanie byo zbyt silne, by Calvin zdoa mu si oprze. Czy moe strci ze szczytów prezydenta Stanów Zjednoczonych? Jak si do tego zabra? Tym razem nie pomog wzgardliwe sowa, które by go sprowokoway do samobójczych dziaa, jak kiedy skoniy do wyrwania si z ndzy i zapomnienia. Ale przez ten czas Calvin pozna przecie o wiele subtelniejsze metody. Tak, to bdzie ciekawa próba. Wyzwanie.

- Jedmy do Filadelfii - zaproponowa. - Na inauguracj.

Honore z radoci wsiad do pocigu. Bawiy go malekie i niemal nowe wioski, które Amerykanie nazywali "miastami". Calvin wci musia na niego uwaa, gdy wiczy swój sabiutki angielski wród ludzi, którzy mogliby bez wysiku dwign maego Francuza z ziemi i cisn go do rzeki. Honore, uzbrojony tylko w kupion od wspópasaera ozdobn lask, bez trwogi spacerowa po najgorszych dzielnicach emigrantów w Nowym Amsterdamie, a potem w Filadelfii.

- Ci ludzie nie s postaciami z twoich ksiek - ostrzega go nieraz Calvin. - Jeli przetrc ci kark, naprawd bdzie przetrcony.

- Wtedy mnie poskadasz, mój uzdolniony, talentliwy przyjacielu.

Sowo "talentliwy" powiedzia po angielsku, ale prawd mówic, nikt by go nie zrozumia prócz Calvina.

- W naszym jzyku nie ma sowa "talentliwy" - zauway Calvin.

- Teraz ju jest - zapewni go Honore. - Bo sam je tam wprowadziem.

Czekajc na inauguracj, Calvin rozwaa wiele moliwych planów. Same sowa na pewno nie wystarcz. Harrison tak otwarcie opar swoj kampani na kamstwach, e trudno sobie wyobrazi, by jaka informacja o nim kogokolwiek zaszokowaa czy przerazia. Jeli ludzie wybieraj prezydenta takiego jak ten, po kampanii takiej jak jego, aden skandal ju mu nie zaszkodzi.

Poza tym talent Calvina nie opiera si tylko na sowach. Mógby wej w ciao Harrisona i jako mu zaszkodzi. Pamita, jak bardzo Napoleon cierpia od artretyzmu; rozwaa, czy nie sprowadzi na Harrisona podobnej choroby. Z alem uzna, e przekracza to jego moliwoci - nie umia tak odmierzy skutków, by powodoway ból, ale nie zabijay. Z pewnoci trzeba by te krci si w pobliu i pilnowa, eby nikt nie wyleczy tego, co wywoa. Zreszt ból nie pokonaby Harrisona - przecie artretyzm nie przeszkodzi Napoleonowi w spenieniu jego ambicji.

Ból bez zabijania... Ale dlaczego naoy sobie to bezsensowne ograniczenie? Dlaczego ma nie zabija Harrisona? Czy Harrison nie rozkaza zabi brata Calvina, Measure'a? Czy nie zmasakrowa Czerwonych i nie przez niego rodzina i ssiedzi Calvina cierpieli we wadzy kltwy? Nic nie ponia czowieka bardziej ni mier. Sze stóp pod ziemi - niej ju chyba nie mona upa.

Dzie inauguracji, pierwszy dzie nowego roku, by mrony. Kiedy Harrison szed ulicami Filadelfii do trybuny, gdzie mia zosta zaprzysiony w obecnoci kilku tysicy widzów, zaczyna pada nieg. Harrison z dum zrezygnowa nawet z kapelusza - czyme jest zimno dla czowieka z zachodu? Kiedy stan na trybunie, Calvin z satysfakcj stwierdzi, e ma ju zaczerwienione gardo i lekko oboone puca. Posa wic swój przenikacz do piersi Harrisona Biaego Mordercy i zachci mae stworzonka w jego pucach, eby rosy, mnoyy si, zajmoway cae ciao.

Harrison, wkrótce bdziesz bardzo, ale to bardzo chory.

Przemowa trwaa godzin, a Harrison nie skróci jej nawet o sowo, chocia pod koniec przy kadym zdaniu kaszla ciko w chusteczk.

- Filadelfia jest zimniejsza od pieka - owiadczy Honore w swym sabym angielskim, kiedy wreszcie zeszli z placu. - A twój prezydent to diabelnie dugi mówca. - Po czym doda po francusku: - Dobrze to powiedziaem? Czy zaklem odpowiednio?

- Jak doker - pochwali go Calvin. - Jak rzeczny szczur. Byem z ciebie dumny.

- Ja te byem dumny z ciebie. Wygldae tak powanie, a pomylaem, e naprawd suchasz przemówienia. Ale zaraz powiedziaem sobie: nie, chopak uywa swojej mocy. Miaem nadziej, e oderwiesz mu gow, eby potoczya si i zachlapaa kartki z mow. Niechby na niej pooy rk i zoy przysig.

- Zapamitaliby tak inauguracj.

- Ale nie byoby dobrze, gdyby odebra komu ycie - ostrzeg Honore. - Nie artuj, przyjacielu. Czowiek nie powinien smakowa krwi.

- Mój brat Alvin zabi czowieka - odpar Calvin. - Zabi czowieka, który zasuy na mier, i nikt nie mia do niego pretensji.

- Niebezpieczne dla niego, ale dla ciebie moe jeszcze bardziej. Poniewa ciebie ju teraz wypenia nienawi. Nie krytykuj ci za to; to jedna z twoich cech, które uwaam za najbardziej atrakcyjne. Ale jeste peen nienawici i otworzenie luzy morderstwa moe by grone. Popynie strumie, którego potem nie zdoasz ju zatamowa.

- Nie martw si - uspokoi go Calvin.

Zostali w Filadelfii jeszcze kilka tygodni. Cikie przezibienie Harrisona przeszo w zapalenie puc. Prezydent by silnym mczyzn, wic walczy, ale w kocu umar - niecay miesic po inauguracji. Nawet nie powoa gabinetu.

Po raz pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych zmar podczas penienia urzdu. Wród kongresmanów nie byo jednomylnoci, czy wiceprezydent peni tylko obowizki prezydenta, czy te rzeczywicie obejmuje stanowisko. Andrew Jackson rozwiza t kwesti, wchodzc do sali obrad i kadc rk na Biblii, lecej tam, by przypomina o cnotach, o których tak bardzo starali si przekona wyborców. Gono zoy przysig, jakby wyzywa wszystkich, by spróbowali odmówi mu tego prawa. Owszem, kryy potem dowcipy o "Jego Przypadkowoci Prezydencie", ale z Jacksonem nie byo artów. Poplecznicy Harrisona mieli sice na siedzeniach od spadania po schodach Gmachu George'a Washingtona, gdzie mieciy si biura rzdowe. Cokolwiek Harrison zaplanowa dla Ameryki, teraz ju nie mogo si zdarzy, a przynajmniej nie tak jak on to sobie wyobraa. Jackson nikomu nie siedzia w kieszeni.

Calvin i Honore zgodzili si, e oddali narodowi wielk przysug.

- Chocia mój udzia jest naprawd skromny - przyzna Honore. - Jedno sowo. Sugestia.

Calvin wiedzia jednak, e we wasnym sercu Honore przypisuje sobie ca zasug. Nie przejmowa si tym. Mao czym si teraz przejmowa - potwierdzi przecie wasn moc. Obaliem prezydenta i nikt nie wie, e to ja, myla. Nie tak krwawo i brudno jak Alvin, który goymi rkami zabi Odszukiwacza. Na kontynencie nauczyem si nie tylko korzystania z talentu. Nauczyem si finezji. Alvin nigdy by na to nie wpad; jest i zawsze zostanie prymitywnym prostakiem.

I jak atwo poszo... atwo i bez adnego ryzyka. By czowiek, który powinien umrze, potem wystarczyo troch pomanipulowa jego pucami, i ju. To plus kilka poprawek, kiedy lea zoony chorob w apartamentach prezydenckich. Nie mogem przecie pozwoli, eby organizm zwalczy infekcj. Ale nawet go nie dotknem. Nawet z nim nie rozmawiaem. Nie zaplamiem sobie palców atramentem, jak biedny Honore, którego postacie naprawd nie yj - mimo jego zdolnoci - a zatem nigdy naprawd nie umieraj.

Ostatniej nocy, jak on i Honore spdzili w Filadelfii, Calvin lea w óku i wyobraa sobie mier Alvina. Powoln, bolesn mier od jakiej aosnej choroby, na przykad szczkocisku. Mógbym to zrobi, pomyla Calvin.

A potem pomyla: Nie, nie mógbym. I zasn.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Card Orson Scott Alvin 4 Alvin Czeladnik
Card Orson Scott Alvin 2 Czerwony Prorok
Card Orson Scott Alvin 5 Plomien Serca
Card Orson Scott Alvin 3 Uczen Alvin
Card Orson Scott Opowieść o Alvinie StwĆ³rcy 04 Alvin czeladnik
Card Orson Scott Opowieść o Alvinie StwĆ³rcy 03 Uczeń Alvin
Card Orson Scott MĆ³wca umarĀ³ych
Card Orson Scott Oczarowanie (rtf)
Card Orson Scott Ender 04 Dzieci umysłu
Card Orson Scott Ender 02 MĆ³wca umarlych
Card Orson Scott Opowieść o Alvinie StwĆ³rcy 02 Czerwony prorok
Card Orson Scott Opowieść o Alvinie StwĆ³rcy 05 Plomien serca
Card Orson Scott Szkatulka
05 Card Orson Scott Pierwsze spotkanie w swiecie Endera
7 Card Orson Scott KrĆ³lowa Yazoo
8 Card Orson Scott Kryształowe miasto
Card, Orson Scott [Ender SS] Young Man with Prospects
Card Orson Scott Ameryka
Card Orson Scott Ameryka(1)

więcej podobnych podstron