Władimir Megre Anastazja 1 tłumaczenie 2016 I


Władimir Megre. Anastazja (księga 1)

1. DZWONIĄCY CEDR

Wiosną 1994 roku zafrachtowałem trzy rzeczne statki, na których odbyłem czteromiesięczną ekspedycję po syberyjskiej rzece Ob od Nowosybirska do Salechardu i z powrotem. Cel ekspedycji - nawiązanie ekonomicznych kontaktów z regionami Dalekiej Północy.

Ekspedycja nazywała się “Kupiecka karawana”. Największy ze statków - pasażerski, “Patrice Lumumba.” (W Zachodnio-Syberyjskiej żegludze śródlądowej ciekawie nazywają się statki: “Maria Uljanowa”, “Patrice Lumumba”, “Michaił Kalinin”, jakby innych historycznych osobistości na Syberii i nie było.) Na statku “Patrice Lumumba” znajdował się sztab karawany, wystawa przedsiębiorców Syberii, sklep.

Karawanę czekało przemierzyć na północ trzy i pół tysiąca kilometrów, odwiedzić stosunkowo gęsto zaludnione miejscowości, takie jak Tomsk, Niżniewartowsk, Surgut, Chanty-Mansijsk, Salechard, jak i drobne, dokąd dotrzeć z ładunkiem można tylko w krótkim okresie żeglugi

W dzień karawana statków przybijała do brzegów zamieszkałych miejscowości. Handlowaliśmy, prowadziliśmy rozmowy o nawiazaniu stałych ekonomicznych kontaktów. Przemieszczaliśmy się, przeważnie, w nocy. Jeśli nie pozwalały warunki meteorologiczne poruszać się po rzece, w nieprzychylną pogodę statek ze sztabem przybijał do brzegu najbliższego zamieszkałego miejsca, i urządzaliśmy wieczorne zabawy dla miejscowej młodzieży. Tam takie wydarzenia - to rzadkość. Kluby i Domy kultury przez ostatni czas podupadły. Imprezy kulturalne prawie się nie odbywają.

Czasami w ciągu doby podróży nie spotkaliśmy ani jednej, nawet małej, miejscowości. Tylko tajga i jedna na wiele kilometrów transportowa arteria - rzeka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za jednym z tych kilometrów czeka mnie spotkanie, które zmieni całe życie.

Pewnego razu, kiedy płynęliśmy już w powrotnym kursie - na Nowosybirsk, zarządziłem zacumować statek ze sztabem u brzegu małej, zaledwie kilka domków, wioseczki, na dziesiątki kilometrów oddalonej od większych miejscowości. Postój zaplanowałem na trzy godziny, by załoga statku mogła pochodzić po ziemi, miejscowi mieszkańcy zdobyć u nas towar i artykuły, a my u nich za bezcen tajgowe owoce i ryby. W czasie postoju do mnie, jako kierownika, zwróciło się z bardzo dziwną prośbą dwóch, jak wtedy oceniłem, miejscowych starców. Jeden starszy, drugi młodszy, starszy - staruszek z długą siwą brodą, cały czas milczał. Mówił ten, który był młodszy. On namawiał mnie by dać im pięćdziesięciu ludzi (w załodze statku było wszystkich sześćdziesięciu pięciu), których oni chcieli poprowadzić w tajgę dwadzieścia pięć kilometrów od terenu postoju statku. Poprowadzić w głąb tajgi po to, aby spiłować, jak oni się wyrazili, Dzwoniący Cedr. Cedr, wysokość którego, według jego słów, osiągnęła czterdzieści metrów, proponował jeszcze i rozpiłować na części, które można na rękach zanieść na statek. Zabrać powinniśmy koniecznie wszystko. Każdą część staruszek radził rozpiłować na więcej drobnych kawałków, po jednym wziąć sobie, pozostałe rozdać swoim bliskim, znajomym, każdemu, kto chciałby go otrzymać w darze. Staruszek mówił, że ten cedr jest niezwykły. Kawałeczek jego trzeba nosić na piersi na sznurku. Przy czym wkładać go trzeba, stojąc bosymi stopami na trawie, dłonią lewej ręki przycisnąć do obnażonej piersi. Po minucie da się odczuć przyjemne, idące od Cedru ciepło, potem po ciele przejdzie lekki dreszcz. Od czasu do czasu, kiedy będzie się pojawiać chęć, trzeba szlifować koniuszkami palców stronę kawałka Cedru, która nie dotyka do ciała, przytrzymując większymi palcami ręki za drugą stronę. Staruszek pewnie stwierdził, że już po trzech miesiącach człowiek, posiadający kawałek Dzwoniącego Cedru, poczuje znaczne polepszenie samopoczucia, wyleczy się z wielu chorób.

“I nawet z AIDS?” - zapytałem, opowiedziawszy im krótko o tej chorobie to, co wiedziałem z prasy. On pewnie odpowiedział: “Od każdej choroby!”

Ale to, w jego opinii, było zbyt łatwym zadaniem. Najważniejsze polegało na tym, że człowiek, posiadający ten kawałek, stanie się lepszy, szczęśliwszy, bardziej utalentowany.

O leczniczych właściwościach syberyjskiego tajgowego Cedru ja troszeczkę wiedziałem, ale by on mógł wpływać na uczucia, zdolności - to wtedy wydawało się mi zupełnie nieprawdopodobne. Pomyślałem: “ może być, staruszkowie chcą otrzymać ode mnie, pieniędze za ten, jak oni uważają sami, niezwykły Cedr?” I zacząłem objaśniać staruszkom, że na “dużej ziemi”, by się spodobać, kobiety noszą wyroby jubilerskie ze złota i srebra, i za jakieś drewno pieniędzy płacić nie będą, dlatego i ja nie zdecyduję się na żadne koszty.

- Noszą, nie wiedząc, - padła odpowiedź starca. - że złoto, to proch, w porównaniu z jednym kawałkiem tego cedru, ale pieniędzy nam za niego żadnych nie potrzeba, jeszcze możemy grzybów suszonych wam dać, a nam niczego nie trzeba...

Nie zacząwszy się spierać z szacunku do ich wieku, powiedziałem:

- Może być, ktoś i zacznie nosić kawałeczek waszego Cedru... Zacznie nosić, jeśli wielki mistrz rzeźby, przyłoży swoją rękę i stworzy coś niezwykle ładnego...

Ale na to staruszek odpowiedział:

- Można wyrzeźbić, ale lepiej szlifować. O wiele lepiej, jeśli samemu się będzie szlifować, swoimi palcami, kiedy dusza tego będzie chcieć, wtedy Cedr i na zewnątrz będzie ładny.

Przy tym “młodszy” starzec, szybko rozpiął swoją starą kurtkę, potem koszulę i pokazał to, co było u niego na piersi. Zobaczyłem wypukły okrąg lub owal. Kolory na nim - fioletowy, malinowy, rudy- zestawiały niezrozumiały rysunek, żyłki drzewa wydawały się rzeczkami. Nie jestem znawcą dzieł sztuki, ale bywać w różnych galeriach obrazów się zdarzało. Szczególnych emocji światowe arcydzieła u mnie nie wzbudzały, ale to, co wisiało na piersi u staruszka, wywołało uczuć i emocji znacznie więcej, niż zwiedzanie Trietjakowskiej galerii. Zapytałem staruszka:

- Ile że lat Wy szlifowali swój kawałeczek Cedru?

- Dziewięćdziesiąt trzy,- odpowiedział staruszek.

- A ile Wam lat?

- Sto dziewiętnaście.


Wtedy nie uwierzyłem w odpowiedzi, wyglądał on na siedemdziesiąt pięć lat. Nie poczuwszy moich wątpliwości, lub nie zwróciwszy na nie uwagi, staruszek, trochę się niepokojąc, zaczął przekonywać mnie do tego, że i u innych on, - kawałeczek Cedru, oszlifowany przez samego człowieka, też będzie ładny, już po trzech latach. Potem coraz ładniejszy i ładniejszy, zwłaszcza u kobiet. Od ciała posiadacza będzie rozchodzić się błogi aromat, nieporównywalny ze sztucznie stworzonymi przez człowieka!

Od staruszków, rzeczywiście rozchodził się bardzo przyjemny zapach, poczułem go, mimo tego, że palę, i, z pewnością, jak u wszystkich palaczy, mój węch jest przytępiony. I jeszcze jedna dziwna rzecz... Zacząłem zauważać w jego mowie zdania, myśli i wywody, niewłaściwe mieszkańcom dalekiej Północy. Niektóre pamiętam i teraz, nawet z intonacjami. Starzec mówił:

- Bóg stworzył Cedr do zbierania energii Kosmosu...

Od człowieka w stanie miłości rozchodzi się promieniowanie. W ułamku sekundy, odbiwszy się od znajdujących się nad nim planet, ono znów dosięga Ziemi i daje życie wszystkiemu żywemu...

Słońce - jedna z planet, odbijająca niepełne widmo tego promieniowania...

W Kosmos uchodzi od człowieka tylko jasne promieniowanie. I z Kosmosu na Ziemię wraca tylko błogie promieniowanie...

Od człowieka, przebywającego w stanie złych uczuć, rozchodzi się ciemne promieniowanie. Ciemne promieniowanie nie może podnieść się wzwyż i uchodzi wgłąb Ziemi. Odbiwszy się od wnętrza, ono wraca na powierzchnię w postaci wybuchów wulkanów, trzęsienia ziemi, wojen...

Wyższym osiągnięciem, odbitego czarnego promieniowania jest wpływ na człowieka promieni, wzmacniających bezpośrednio w nim, jego własne złe uczucia...

Cedr żyje pięćset pięćdziesiąt lat. Milionami swoich igieł-liści, i w dzień i w nocy chwyta i gromadzi w sobie jasną energię, całe widmo jej. Przez czas życia Cedru nad nim przechodzą wszystkie ciała odbijające jasną energię...

Nawet w maleńkim kawałki Cedru, błogiej dla człowieka energii jest więcej, niż we wszystkich stworzonych reką człowieka energetycznych instalacjach na Ziemi razem wziętych.

Cedr przyjmuje, rozchodzącą się poprzez Kosmos od człowieka energię, przechowuje i w potrzebnym momencie oddaje. Oddaje kiedy jej niewystarczajaco w Kosmosie, a znaczy w człowieku, we wszystkim żyjącym i rosnącym na Ziemi...

Zdarzają się bardzo rzadko Cedry, które gromadzą, ale nie oddają z powrotem zgromadzonej energii. Po pięciuset latach swojego życia one zaczynają dzwonić. Tak one mówią swoim cichym dźwiękiem, tak one dają znak ludziom, by wzięli je ludzie, spiłowali do wykorzystania zgromadzonej energii na Ziemi. Tak Cedr prosi swoim dźwiękiem. Trzy lata prosi. Jeśli nie zetknie się z żywymi ludźmi. Po trzech latach, pozbawiony możliwości oddania zgromadzonej energii, On traci możliwość oddać ją bezpośrednio człowiekowi. Wtedy zaczyna spalać ją w sobie. Męczący proces spalania-umierania trwa dwadzieścia siedem lat...

Niedawno odkryliśmy taki Cedr. Określiliśmy: dzwoni już dwa lata. Cicho dzwoni. Bardzo cicho. Być może, stara się na dłuższy czas swoją prośbę rozciągnąć, ale mu został jeszcze tylko jeden rok. Go trzeba spiłować i rozdać wielu ludziom...


Starzec mówił długo, i ja z jakiegoś powodu, słuchałem go. Głos, dziwnego starego Syberyjczyka, brzmiał to ze spokojną pewnością, to był bardzo poddenerwowany, i kiedy on niepokoił się, zaczynał szybko, jakby grając na instrumencie, szlifować koniuszkami palców swój kawałeczek cedru.

Na dworze było chłodno, od rzeki dął jesienny wiatr. Chłodny wiatr przebierał siwe włosy na nie okrytych głowach starców, ale stara kurtka i koszula, mówiącego starca, pozostawały rozpięte. Wciąż szlifował koniuszkami palców swój, wiszący na wystawionej na wiatr piersi, kawałeczek Cedru. Wciąż ważność jego próbował objaśniać.

Ze statku na brzeg zeszła pracownica mojej firmy, Lidia Pietrowna. Powiedziała, że na statku wszyscy się zebrali, są gotowi do odpłynięcia i czekają, kiedy zakończę rozmowę. Pożegnałem się ze starcami i wszedłem na pokład statku. Spełnić proźby starców nie mogłem z dwóch powodów: zatrzymanie statku na trzy doby obróciłoby się duże straty. I, wszystko powiedziane przez starców zaliczałem wtedy do nadmiernych przesądów albo do jednej z miejscowych legend.

Następnego dnia, w czasie narady, zobaczyłem, że Lidia Pietrowna muska u siebie na piersi kawałeczek Cedru. Potem, opowiedziała mi, że kiedy wszedłem na statek, ona chwilę się zatrzymała. Widziała, jak starzec, który rozmawiał ze mną, kiedy zacząłem odchodzić od nich, ze zmieszaniem patrzył to w ślad za mną, to na swojego starszego kolegę, i mówił poruszony:

- Jakże tak? Dlaczego nie uświadomili sobie oni? Zupełnie nie umiem mówić ich językiem... Nie mogłem przekonać... Nie mogłem! Nie wyszło mi! Nic nie wyszło... Dlaczego? Ojcze, powiedz.

Starszy położył rękę na bark swojego syna i odpowiedział mu:

- Nieprzekonujący byłeś, synuś. Nie uświadomili sobie oni.

- Kiedy już wchodziłam po trapie, - kontynuowała Lidia Pietrowna, - starzec, który z tobą rozmawiał, nagle podbiegł do mnie, chwycił za rękę, sprowadził z trapu na trawę. Szybko wydostał z kieszeni sznurek, z tym oto kawałeczkiem cedrowego drzewa, włożył mi na szyję, przycisnął go moją i swoją dłonią do piersi. Ja nawet dreszcz w ciele poczułam. Tak szybko on to wszystko zrobił, że ja i powiedzieć niczego mu nie zdążyłam. Kiedy odchodziłam, on w ślad mówił: “Szczęśliwej wam drogi! Bądźcie szczęśliwi! Przyjeżdżajcie na następujący rok! Wszystkiego wam dobrego, będziemy czekać! Szczęśliwej wam drogi!” Kiedy statek odbił, on pomachał ręką, potem nagle siadł na trawę. Popatrzyłam na nich przez lornetkę. Starzec, który z tobą rozmawiał, a potem dał mi kawałeczek Cedru, siedział na trawie, ramiona jego drżały... Ten, który był starszy, z długą brodą, nachyliwszy się, głaskał go po głowie.

* * *

W handlowych troskach, finansowych kalkulacjach, bankietach w związku z zakończeniem żaglugi nie wspominałem o dziwnych starcach - Sybirakach.

Po powrocie statku do Nowosybirska, poczułem ostre bóle. Została postawiona diagnoza - choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy, dyskopatia piersiowej części kręgosłupa.

W ciszy szpitalnej izby byłem odgrodzony od codziennej krzątaniny. Izba “luks” dla jednej osoby, dawała możliwość spokojnie przeanalizować rezultaty czteromiesięcznej ekspedycji, zestawić biznes-plan przyszłej. Ale pamięć jakby oddalała wszystkie sprawy, i z jakiegoś powodu wysuwała na pierwszy plan starców i wszystko powiedziane przez nich.

Na moją prośbę do szpitala dostarczono przeróżną literaturę o Cedrze. Zestawiając przeczytane, coraz bardziej i bardziej się dziwiłem i zaczynałem wierzyć w powiedziane przez starców. Jakaś prawda jednak była w ich słowach, a może być, prawdą było wszystko?!

W książkach o narodowej medycynie wiele się mówi o leczniczych właściwościach Cedru. Wszystko, zaczynając od liści-igiełek do kory, posiada wysoce efektywne lecznicze właściwości. Drewno Cedru ma ładny wygląd, i je wykorzystają mistrzowie artystycznej rzeźby w drzewie, z niego wytwarzają meble, rezonansowe pudła do muzycznych instrumentów. Igliwie Cedru posiada wysoką fitostatyczność, zdolność odkażania otaczającego powietrza, a drewno Cedru ma charakterystyczny, bardzo przyjemny balsamiczny zapach. Umieszczony w domu nieduży kawałeczek Cedrowego drzewa odstrasza mole.

W popularno-naukowej literaturze także wskazuje się, że jakość właściwości Cedru, rosnącego w północnych obszarach, znacznie wyższa, niż w bardziej południowych.

Jeszcze w 1792 r. naukowiec Peter Simon Pallas pisał, że płody syberyjskiego Cedru odbudowują męską siłę i zwracają człowiekowi młodość, znacznie zwiększają odporność organizmu, pomagają mu walczyć z szeregiem chorób.

Istnieje i cały szereg historycznych fenomenów, bezpośrednio bądź pośrednio, związane z Cedrem. Oto jeden z nich. Półpiśmienny chłop, Grigorij Rasputin, z głuchej syberyjskiej wsi, krainy, gdzie rośnie syberyjski Cedr, w 1907 roku dostawszy się do Moskwy w wieku pięćdziesięciu lat, poraził swoimi przepowiedniami królewską rodzinę, do której uzyskał dojście, przespał się z dużą ilością sławnych kobiet. Kiedy Grigorija Rasputina zabijali, byli porażeni tym, że, już będąc raniony kulami, on wciąż żył. Może być, chodzi o to, że wyrósł on w cedrowej krainie na cedrowych orzechach?

Oto jak dziennikarze temtego okresu podsumowali jego wytrzymałość: “W wieku pięćdziesięciu lat on mógł zacząć orgię w południe, kontynuując hulankę do czwartej w nocy; z rozpusty i pijaństwa zajeżdżał prosto do cerkwi na poranną mszę, gdzie trwał w modlitwie do ósmej rano, następnie w domu, odtruwszy się herbatą, Griszka, jak gdyby nigdy nic, do godziny drugiej w dzień przyjmował gości, potem zbierał damy i szedł z nimi do łaźni, a z łaźni jechał do zamiejskiej restauracji, gdzie powtarzał noc poprzednią - żaden normalny człowiek nie mógłby znieść podobnego trybu życia.”


Obecny wielokrotny mistrz świata i igrzysk olimpijskich w walce Aleksandr Karelin, tak i pozostający do tej pory niezwyciężonym, to też Sybirak, też z miejsca, gdzie rośnie Syberyjski Cedr. Siłacz też je cedrowe orzechy. Przypadek li to?

Przytaczam tylko fakty, z którymi można się zapoznać w popularno-naukowej literaturze lub które mogą potwierdzić świadkowie. Jednym z takich świadków jest Lidia Pietrowna, która otrzymała od staraca kawałeczek Dzwoniącego Cedru. Kobieta, w wieku trzydziestu sześciu lat, mężatką, matka dwojga dzieci. Pracownicy firmy, kontaktujący się z nią, zauważyli zmiany jakie zaszły. Stała się bardziej życzliwa, uśmiechnieta. Mąż Lidii Pietrowny, którego znam, opowiadał, że w ich rodzinie, w ostatnim czasie, zaistniało większe wzajemne zrozumienie, i podreśla, że jego żona jakby odmłodniała i zaczęła wyzywać w nim więcej uczuć, szacunku i, może nawet, miłości.

I jednak liczne fakty i dowody gasną przed najważniejszym, z którym i wy możecie się zapoznać sami i po którym we mnie nie zostało już cienia wątpliwości - to Biblia. W Starym Testamencie, w trzeciej księdze Mojżeszowej (14,4) Bóg uczy, jak leczyć ludzi, odkażać mieszkania za pomocą... CEDRU!!!

Kiedy zestawiałem, zebrane przeze mnie z różnych źródeł fakty, wiadomości, wyrysował się taki obraz, że znane nam cuda świata bledną przed nim. Wielkie tajemnice, poruszające umysły ludzkie, zaczęły wydawać się nieznaczne, w porównaniu z sakramentem Dzwoniącego Cedru. Teraz ja już nie mogłem wątpić w jego istnienie. Popularno-naukowa literatura, biblijna - rozwiały wątpliwości.

O Cedrze czterdzieści dwa razy wspomina się w Biblii, jeszcze w Starym Testamencie. Starotestamentowy Mojżesz, który przekazał ludzkości kamienne tablice, prawdopodobnie, wiedział o nim więcej, niż napisane w Starym Testamencie.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że w przyrodzie istnieją różne rośliny, zdolne leczyć ludzkie choroby. Lecznicze właściwości cedru potwierdza tak popularno-naukowa literatura, tak poważni z autorytetem badacze, jak naukowiec Pallas, i to zgadza się z napisanym w Starym Testamencie.

A teraz, uwaga!

Stary Testament, wskazuje na Cedr, tylko na Cedr, nie wspominając o innych drzewach. Nie mówi li on o tym, że Cedr - najsilniejszy leczniczy środek ze wszystkich, które istnieją w przyrodzie? Co to jest? Leczniczy kompleks? Ale jak z niego korzystać? I dlaczego dziwni starcy ze wszystkich Cedrów wyróżnili Dzwoniący Cedr?

Ale to jeszcze nie wszystko. O bezmiernie bardziej zagadkowym mówi następujący wątek Starego Testamentu: - Król Salomon zbudował z Cedru Świątynię. By dostarczyć Cedr z Libanu, on oddał innemu królowi - Huramowi dwadzieścia miast swojego królestwa. Niewiarygodne! Za jakiś materiał do budownictwa - dwadzieścia miast! Właściwie mu była przedstawiona jeszcze jedna oferta. Na prośbę króla Salomona, mu dano ludzi “... umiejących ścinać drzewa.”

Co to za ludzie? Co oni wiedzieli?

Słyszałem, że i teraz w odległych miejscach są starcy, którzy jakoś wybierają drzewa do budownictwa. Ale wtedy, więcej niż dwa tysiące lat temu, wszyscy mogli to wiedzieć. Ale, byli potrzebni jacyś szczególni ludzie. Świątynia była zbudowany. W niej zaczęła się służba i...

“... i nie mogli kapłani stać na służbie, z powodu obłoku”.

Co to za obłok? Jak i skąd wszedł on do Świątyni? Co przedstawiał sobą? Energię? Ducha? Co to było za zjawisko i jaki jego związek z Cedrem?

Starcy mówili o Dzwoniącym Cedrze, jak o magazynie jakiejś energii.

Jakiej? Jaki Cedr lepszy: Libański lub Syberyjski?

Naukowiec Pallas mówił, że lecznicze właściwości wzrastają w miarę zbliżania się do granicy leśnej tundry. Wtedy, znaczy, lepszy syberyjski.

W Biblii się mówi: “...po płodach sądźcie.” Znaczy znów Syberyjski!

Czyżby nikt nie zwracał uwagi na to wszystko? Nie zestawiał faktów? Starotestamentowa Biblia, nauka zeszłego stulecia i nowoczesna są zgodne w poglądzie o Cedrze.

I Jelena Iwanowna Rerich w swojej książce “Żywa etyka” mówi: “...W rytuałach święcenia królów dawnego Horosanu pojawiał się kielich Cedrowej smoły. U druidów także kielich Cedrowej smoły - nazywano Kielichem Życia. I tylko później, ona była zastąpiona przez krew - przy zatraceniu świadomości Ducha. Ogień Zaroastra pochodził od spalenia smoły w kielichu.”
|

Tak cóż, z całej wiedzy naszych przodków o Cedrze, jego właściwościach i przeznaczeniu doszło i pozostało do naszych dni? Czyżby nic? Co wiedzą o nim starcy??

I nagle w pamięci wynurzyła się sytuacja sprzed wielu lat, od której nawet mrówki po ciele przeszły. Wtedy ja nie przydawałem jej znaczenia, ale teraz...

Na początku pierestrojki do mnie, jako prezesa stowarzyszenia przedsiębiorców Syberii, zadzwonili z Nowosybirskiego Urzędu Cywilnego (wtedy jeszcze były u nas ispołkomy i obkomy partii), poprosili by przyjść na spotkanie z poważnym zachodnim biznesmenem. On miał rekomendację ówczesnego rządu. Na spotkaniu było obecnych kilku przedsiębiorców, pracownicy Urzędu.

Zachodni biznesmen zewnętrznie był “twardym” i niezwykle wyglądającym człowiekiem wschodniego typu. Na jego głowie był turban, palce rąk upiększały drogie pierścienie

Mówili, jak zazwyczaj, o możliwościach współpracy w różnych dziedzinach. Pośród tego wszystkirego on powiedział też: “Moglibyśmy kupować u was Cedrowy orzech.” Przy tych słowach jakoś się naprężył, jego ostry wzrok krążył, oczekując reakcji obecnych przedsiębiorców. Ja to dobrze zapamiętałem, dlatego że jeszcze wtedy się zdziwiłem - dlaczego to on tak się zmienił?

Po oficjalnym spotkaniu do mnie podeszła, towarzysząca mu, tłumaczka-moskwianka. Powiedziała, że on chce ze mną pomówić.

Biznesmen konfidencjonalnie zaproponował, że jeśli zorganizuję dostawę Cedrowego orzecha i, koniecznie, świeżego, to oprócz oficjalnej ceny, będę mieć przyzwoity procent dla siebie.

Dostarczać orzech trzeba było do Turcji. Tam oni robią jakiś olej. Odpowiedziałem, że pomyślę.

Sam zdecydowałem się dowiedzieć, co to jest za olej. I ustaliłem co następuje...

Na londyńskiej giełdzie, będącej wzorcem światowych cen, olej cedrowego orzecha kosztuje... do pięciuset dolarów za jeden kilogram! Dostawy, nam proponowano robić, w przyblizeniu po dwa-trzy dolary za jeden kilogram Cedrowego orzecha.

Zadzwoniłem do Warszawy, do jednego ze znajomych mi przedsiębiorców, poprosiłem go by dowiedział się, czy jest możliwość bezpośredniego skontaktowania się z nabywcami tego produktu, poznać technologię otrzymania oleju?

Po miesiącu mi odpowiedział: “... kontakt nie jest możliwy. Technologię zdobyć sie nie udało. I w ogóle w tych sprawach działają takie siły zachodu, że lepiej ich w ogóle nie dotykać i zapomnieć”.

Wtedy zwróciłem się do swojego dobrego znajomego, naukowego pracownika Nowosybirskogo Instytutu, Konstantina Rakunowa. Zakupiłem orzech, sfinansowałem pracę. I w laboratoryjnych warunkach tego instytutu było wyprodukowane sto kilogramów oleju z cedrowego orzecha.

Także wynająłem ludzi, którzy w archiwalnych dokumentach odkryli następujące:

W przedrewolucyjnym okresie, i jeszcze troszeczkę po rewolucji, na Syberii istniała organizacja pod nazwą “Syberyjski kooperator” Ludzie tej organizacji handlowali olejem, w tym i olejem Cedrowego orzecha. Ich przedstawicielstwa były w Harbinie, Londynie, Nowym Jorku. Były duże pieniądze w zachodnich bankach. Po rewolucji organizacja się rozpadła, wielu z jej członków emigrowało.

Członek bolszewickiego rządu Krasin spotykał się z kierownikiem tej organizacji, proponował mu powrót do Rosji. Ale kierownik “Syberyjskiego kooperatora” odpowiedział, że on więcej pomoże Rosji, znajdując się za jej granicami.

Jeszcze w archiwalnych materiałach znalazłem, że Cedrowy olej robiło się za pomocą drewnianych pras (tylko drewnianych) w wielu syberyjskich tajgowych wioskach. Jakość zależała od czasu zbioru i przeróbki orzecha. Ustalić, co to jest za czas, ani w archiwach, ani w instytucie się nie udało. Sekret utracony. Właściwości oleju w lecznictwie odpowiedników nie mają. Ale nie przekazali sekretu wyrobu tego oleju, emigrujący, komuś na Zachodzie? Jak wyjaśnić, że najbardziej leczniczy cedrowy orzech rośnie na Syberii, a urządzenia, produkujące olej, znajdują się w Turcji? Przecież w Turcji, Cedr, taki jak na Syberii, w ogóle nie rośnie.

O jakich siłach Zachodu mówił przedsiębiorca z Warszawy? Dlaczego nie wolno dotykać tych kwestii? Nie “pompują” li te siły z Rosyjskiej Syberyjskiej tajgi, leczniczego produktu o niezwykłych właściwościach? Dlaczego, mając takie bogactwo, z bardzo efektywnymi właściwościami, potwierdzonymi przez wieki, tysiąclecia, zakupujemy na miliony, a może i miliardy dolarów Zachodnie lekarstwa, i żremy je, jak obłąkani? Dlaczego tracimy znaną naszym, zupełnie niedawnym przodkom wiedzę? Przodkom, którzy żyli w naszym że wieku!

Na cóż tu mówić o Biblii, opisującej sytuację ponad dwutysiącletniej przeszłosci? Jakie niewiadome siły tak starannie próbują zetrzeć z naszej pamięci wiedzę naszych przodków? Tak jeszcze: “nie leź”, jakby niby w nie swoją sprawę. Starają się zetrzeć... I, wszak, udaje się im! Coś złość mnie ogarnęła. A tu jeszcze, patrzę, sprzedaje się w aptece Cedrowy olej, w importowym opakowaniu się sprzedaje. Kupiłem jeden trzydzistogramowy flakonik, spróbowałem, a w nim oleju, myślę, najwyżej dwie krople, reszta - rozcieńczacz jakiś. Go i porównywać nie wolno z tym, który w instytucie wytworzyliśmy. A kosztowały te, rozcieńczone dwie krople - pięćdziesiąt tysięcy! A jeśli nie kupować za granicą? A samemu sprzedawać! Tak tylko kosztem samego tego oleju - cała Syberia dostatnio mogłaby żyć! I jak mogliśmy zapomnieć technologię naszych przodków?! A teraz, oto marudzimy, że żyjemy biednie... No, myślę, zgoda, wszystko jedno choć cokolwiek i tak odszukam. Zorganizuję produkcję oleju sam, niech firma moja się bogaci.

Zdecydowałem powtórzyć ekspedycję po Ob - na północ, wykorzystając przy tym, tylko sztabowy statek “Patrice Lumumba”. Załadowałem do ładowni różny towar, sale kinową statku przerobiłem na sklep. Ludzi do pracy wypadło nabrać wszystkich nowych. Z firmy swojej nie zaczynałem brać. I tak finansowe sprawy się pogarszały, póki się odrywałem od nich. Po dwóch tygodniach, po wypłynieciu z Nowosybirska, ochrona zawiadomiła mnie, że były podsłuchiwane rozmowy o Dzwoniącym Cedrze. I, według nich, wśród przyjętych nowicjuszy są, lekko mówiąc, “dziwni ludzie”. Zacząłem wzywać do siebie poszczególnych ludzi z załogi, rozmawiać z nimi o przyszłym marszu w tajgę. Jedni godzili się iść nawet bezpłatnie. Inni chcieli duże sumy za operację, dlatego że ona nie była uzgodniona przy naborze do pracy, i co innego - znajdować się w komfortowych warunkach statku, co innego - iść w tajgę dwadzieścia pięć kilometrów i ciągnąć na sobie ciężar. Środków u mnie wtenczas było już ledwo ledwo. Cedru ja nie planowałem sprzedawać. Przecież starcy mówili, że go trzeba rozdać. Tak i za najważniejsze uważałem nie sam Cedr, a sekret otrzymywania oleju. I w ogóle, ciekawie byłoby się dowiedzieć różnych informacji, z nim związanych.

Stopniowo z pomocą ochrony przekonałem się, że mnie próbują śledzić, zwłaszcza, kiedy na brzeg schodziłem. Ale nie jasne było z jakim celem. Kto stoi za śledzącymi? Myślałem, myślałem, co robić, i zdecydowałem - żeby nie popełnić błędu, trzeba było w ogóle wszystkich od razu przechytrzyć.

Anastazja

2. SPOTKANIE

Niczego nikomu nie objaśniając, zarządziłem zatrzymać statek niedaleko od tego miejsca, gdzie w zeszłym roku zaszło spotkanie ze starcami. Sam, na niedużym kutrze, dotarłem do osiedla. Kapitanowi statku poleciłem iść handlową trasą dalej.

Miałem nadzieję za pomocą miejscowych mieszkańców odszukać dwóch starców, zobaczyć naocznie Dzwoniący Cedr, omówić najbardziej tani sposób jego dostawy na statek. Przywiązawszy do kamienia kuter, chciałem skierować się do jednego z najbliższych domków, ale zobaczyłem stojącą na wzgórzu samotną kobietę i poszedłem ku niej. Kobieta była ubrana w starą ocieplaną kurtkę, długą spódnicę, obuta w głębokie gumowe kałosze, w jakich chodzi wielu mieszkańców północnych odległych prowincji jesienią i wiosną. Na głowie chusa, przewiązana tak, że całkowicie zasłaniała czoło i szyję. Trudno było określić, ile ma lat. Przywitałem się i opowiedziałem o dwóch starcach, z którymi się spotykałem w zeszłym roku.

- Z tobą, Władimirze, w zeszłym roku rozmawiali moi dziadek i pradziadek,- odpowiedziała kobieta.

Zdziwiłem się - głos jej był młody, dykcja bardzo wyraźna, mówiła od razu na “ty” i jeszcze imię podała moje. Ja nie mogłem przypomnieć sobie imion starców i, w ogóle, zaznajamiałem li się my z nimi? Pomyślałem: “z pewnością, zaznajamiałem, skoro ona nazywa mnie po imieniu.” Zdecydowawszy też przejść na “ty”, zapytałem:

- A jak Ci an imię?

- Anastazja,- odpowiedziała kobieta i wyciągnęła rękę dłonią w dół, jak do pocałunku.

Ten gest wiejskiej kobiety w kurtce i kaloszach, stojącej na opustoszałym brzegu i starającej się zachowywać, jak światowa dama, rozśmieszył mnie. Uścisnąłem jej dłoń. Całować, oczywiście, nie zacząłem. Anastazja zmieszanie uśmiechnęła się i zaproponowała pójść z nią w tajgę - tam, gdzie żyje jej rodzina:

- Tylko iść trzeba dwadzieścia pięć kilometrów. Ciebie to nie przeraża?

- Daleko trochę, oczywiście. A Cedr Dzwoniący ty mi będziesz mógł pokazać?

- Będę mogła.

- Wszystko co o nim wiesz, opowiesz mi?

- Opowiem to, co wiem.

- Tak pójdźmy.

Po drodze Anastazjaopowiadała, że ich rodzina, ich ród z pokolenia na pokolenie żyje w cedrowym lesie, według słów jej przodków, na przestrzeni tysiącleci. Z ludźmi naszego cywilizowanego społeczeństwa w bezpośredni kontakt wchodzą bardzo rzadko. Te kontakty odbywają się nie w miejscu ich stałego miejsca zamieszkania, a kiedy oni przychodzą w osady, pod pozorem myśliwych lub mieszkańców, jakby z innej osady. Sama Anastazja była w dwóch miastach: Tomsku i Moskwie. Tylko po jednym dniu. Nie nocowała nawet. Chciała popatrzyć, nie myli się li ona w swoich wyobrażeniach o trybie życia ludzi z miasta. Sprzedając jagody i suszone grzyby, ona dostała odzież i pieniądze na podróż. Paszport jej dała swój jakaś miejscowa wiejska kobieta.

Idei dziadka i pradziadka by rozdać leczniczy Cedr wielu ludziom, Anastazja nie aprobuje. Na pytanie: “Dlaczego?” - ona odpowiedziała, że jego kawałki rozejdą się tak wśród dobrych, jak i wśród złych ludzi i, najprawdopodobniej, będą zdobyte w większości przez negatywne osobowości i w sumie - przyniosą więcej szkody, niż pożytku. Najważniejsze, po jej opinii, pomagać dobrym ludziom, prowadzącym społeczeństwo ku światłu, a nie w ślepy zaułek. Pomagając wszystkim, dysharmonia dobra i zła pozostanie jak dawniej lub się pogorszy.

Po spotkaniu ze starcami przejrzałem popularno-naukową literaturę, szereg historycznych i naukowych prac, w których mówiło się o niezwykłych właściwościach Cedru. Teraz starałem się wniknąć w to i pojąć, co mówiła Anastazja o trybie życia ludzi cedrowego lasu i myślałem: “... na co to jest podobnie?”

Porównywałem ich z rodziną Łykowych, znanej wielu po publikacjach W. Pieskowa, rodziną także wiele lat żyjącą w odosobnieniu w tajdze. O nich wiele pisano w “Komsomolskiej prawdzie” pod tytułem - “Tajgowy ślepy zaułek.” U mnie powstało wrażenie o Łykowych, jak o ludziach, nieźle znających się na przyrodę, ale “ciemnych” w sensie znajomości, zrozumienia nowoczesnego, cywilizowanego życia. Tu - inna sytuacja. Anastazja sprawiała wrażenie człowieka, doskonale orientującego się w naszym życiu i jeszcze w czymś, mi niezupełnie zrozumiałym. Ona swobodnie rozważała o naszym miejskim życiu, znała je.

Przeszliśmy, zagłębiwszy się w las, pięć kilometrów, i zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Ona zdjęła z siebie kurtkę, chustkę, długą spódnicę i włożyła je w dziuplę drzewa, zostawszy w krótkiej, lekkiej sukience. Byłem porażony tym co zobaczyłem. Jeśli bym wierzył w cuda, to zaliczyłbym to co się zdarzyło, do kategorii ponownego wcielenia.


Przede mną stała bardzo młoda kobieta z długimi złocistymi włosami, najwspanialszą figurą. Jej piękno było niezwykłe. Trudno było wyobrazić sobie, kto mógłby rywalizować z nią ze zwyciężczyń najbardziej prestiżowych konkursów piękności pod względem wyglądu zewnętrznego i, jak potem okazało się, pod względem intelektu. Wszystko razem w niej było pociągające i urzekające.

- Ty, zapewne, się zmęczyłeś? - zapytała,- chcesz odpocząć?

Przysiedliśmy po prostu na trawę, i mogłem bliżej oglądać jej twarz: żadnej kosmetyki, regularne rysy, wypielęgnowana skóra, zupełnie nie podobna do zniszczone twarze sybirskich peryferii, duże dobre szaro-niebieskie oczy i, z lekka uśmiechające się, usta. Ona była ubrana w lekką krótką sukienkę, coś podobne do koszuli nocnej, ale odnosiło się wrażenie, że jej nie było chłodno, mimo 12-15 stopni ciepła. Zdecydowałem się przekąsić. wydostałem z torby kanapki, płaską butelkę z koniakiem, zaproponował wypić Anastazji, ale ona koniak pić odmówiła i zjeść ze mną też nie chciała. Póki się zajadałem, Anastazja leżała na trawie, błogo zamknąwszy oczy i, jakby, pozwalała siebie głaskać promieniom słońca. One odbijały się, w zwróconych ku górze jej dłoniach, złocistym światem. Ona była przepiękna i półobnażona.

Patrzałem na nią i myślałem: “No po co kobiety we wszystkich czasach do granic obnażają to nogi, to pierś, to wszystko od razu, za pomocą dekoltu i mini? Czy nie dlatego, by wzywać otaczających: “ patrz, jaka ja jestem śliczny, jaka odkryta i dostępna. I co pozostaje mężczyźnie: przeciwstawiać się cielesnym namiętnościom, tym samym, poniżając kobietę swoją nieuwagą, czy okazać jej dowód uwagi i złamać prawo, dany przez Boga?” Kiedy zakończył jedzenie, zapytałem:

- Anastazjo, a ty nie boisz się sama chodzić po tajdze?

- Nie mam tu czego się bać,- odpowiedziała Anastazja.

- Ciekawe, jakbyś się broniła, spotkawszy dwóch, trzech mężczyzn, - geologów lub myśliwych?

Ona nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła. Pomyślałem: “w jaki sposób ta młoda piękność, niezwykle kusząca, może nikogo i niczego się nie bać?” Za to, co zdarzyło się później, jest mi głupio do tej pory. Objąłem ją za ramiona i przyciągnąłem ku sobie. Ona niebardzo się opierała, chociaż w jej prężnym ciele czuło się niemałą siłę. Jednak, niczego z nią zrobić nie mogłem. Ostatnie, co pamiętam przed tym, jak straciłem przytomność, to jej wymówione słowa: “Nie można, uspokój się.” I jeszcze przed tym pamiętam, jak nagle objął mnie nieprawdopodobnej siły strach. Strach przed niewiadomo czym - jaki bywa w dzieciństwie - kiedy znajdujesz się w domu sam i czegoś się boisz.

Kiedy sięcocknąłem, ona klęczała przede mną na kolanach, jedna jej ręka leżała u mnie na piersi, drugą machała komuś w górze i po bokach. Uśmiechała się, ale nie do mnie, a jak się wydawało, do kogoś niewidzialnego okrążającego nas albo znajdującego się nad nami. Anastazja, jakby, pokazywała swoim gestem swojemu niewidzialnemu przyjacielowi, że nic złego z nią się nie dzieje. Potem ona spokojnie i łaskawie popatrzyła mi prosto w oczy.

- Uspokój się, Władimirze, wszystko już przeszło.

- Ale co to było? - zapytałem.

- Nie przyjęcie przez Harmonię twojego stosunku do mnie. Powstałego w tobie pragnienia. Ty sam potem będziesz mógł we wszystkim się zorientować.

- Przy czym tu jakaś harmonia? To że ty sama zaczęłaś się opierać.

- I ja takżę go nie przyjęłam. Mi było nieprzyjemnie.

Usiadłem, podsunąłem ku sobie torbę.

- Niewiarygodne? Nie przyjęła ona! Nieprzyjemnie jej... Tak wy, kobiety, tylko i robicie wszystko, by kusić. Nogi swoje obnażacie, pierś wystawiacie, na szpilkach chodzicie. Niewygodnie na szpilkach, a chodzicie! Chodzicie i kręcicie wszystkimi swoimi wdziękami, a jak trochę to... “Ach, mi to nie potrzebne, ja nie taka...” A dlaczego wtedy kręcicie? Świetoszki! Jestem przedsiębiorcą, różne widziałem. Wszystkie wy jednego chcecie, tylko kombinujecie - różnie. Ty oto, dlaczego zdjęłaś wierzchnią odzież? Nie jest gorąco przecież! Potem się rozłożyłaś, zamilczałaś, tak jeszcze się uśmiechałaś tak...

- W odzieży mi niewygodnie, Władimirze. Ja ją wkładam, kiedy z lasu wychodzę, ku ludziom, żeby jak wszyscy wyglądać. Pod słoneczkiem się położyłam by odpocząć i nie przeszkadzać, póki jadłeś.

- Nie przeszkadzać chciała... Tak przeszkodziłaś.

- Wybacz mi, proszę, Władimirze. Oczywiście, masz rację w tym, że każda kobieta pragnie, by na nią zwracali uwagę mężczyźni, ale nie tylko na nogi i piersi. Pragnie, by nie przeszedł obok ten - jedyny, który będzie mógł zobaczyć więcej.

- Ale tu nikt obok nie przechodził! I co to za więcej, które można zobaczyć, jeśli na pierwszym planie nogi sterczą? Jakie wy, jesteście kobiety, nielogiczne.

- Tak, niestety, czasem, tak i wychodzi... Może, pójdziemy, Władimirze? Już skończyłeś jeść? Odpocząłeś?

We mnie mignęła myśl: warto iść dalej z taką filozofką? Ale powiedziałem:
- Zgoda, chodźmy.


3. ZWIERZĘ CZY CZŁOWIEK?

Kontynuowalismy drogę do domu Anastazji. Odzież swoją ona tak i zostawiła w dziupli drzewa. Kalosze też tam włożyła. Została w lekkiej krótkiej sukience. Wzięła moją torbę, zaproponowawszy pomóc nieść ją. Bosa, niezwykle lekkim i pełnym wdzięku chodem, ona szła przede mną, lekko pomachując torbą.

My cały czas rozmawialiśmy. Rozmawiać z nią było bardzo ciekawie na wszystkie tematy. Może być dlatego ciekawie, że u niej są jakieś dziwne, własne o wszystkim opinie.

Czasem Anastazja obracała się w czasie chodzenia. Obracała się do mnie twarzą, rozmawiała, śmiała się i tak szła pewien czas, “tyłem do przodu”, enocjonując się rozmową, i nie patrząc pod nogi. Nie zrozumiałe było, dlaczego ona ani razu się nie potknęła, nie ukuła bosej nogi o suche gałęzie? Żadnej widocznej ścieżki na naszej drodze nie było, ale również nie było zwycznych tajgowych przeszkód.

W ruchu ona czasem dotykała lub szybko gładziła to listek, to gałązkę krzaczka. Nachyliwszy się, nie patrząc, zrywała jakiekolwiek źdźbło trawy i... zjadała je.

- Po prostu jak zwierzak, - pomyślałem. Kiedy trafiliśmy na jagody, ona podała je mi, i też jadłem je w ruchu. Muskulaturą jakąś szczególnie jej ciało się nie odróżniało. W ogóle, ona średniej budowy ciała. Nie chuda i nie gruba. Dobrze odżywione, prężne - bardzo ładne ciało. Ale siła w nim, według mnie, dość przyzwoita, i reflekt niesłaby.

Kiedy potknąłem się i upadałem, wystawiwszy naprzód ręce, ona błyskawicznie obróciła się, podstawiła swoją, wolną od torby rękę, i upadłem piersią na jej dłoń z rozłożonymi palcami. Upadłem, nie dotknąwszy swoimi rękoma ziemi. Ona utrzymała moje ciało dłonią jednej swojej ręki, wyprostowała je. Przy tym ona kontynuowała coś mówić, nic się nie naprężając. Kiedy wyprostowywałem się z pomocą jej ręki, kontynuowaliśmy drogę, jakby nic się nie wydarzyło. I pomyślałem, z jakiegoś powodu, o gazowym pistolecie, który był w mojej torbie.

Podczas rozmowy, niepostrzeżenie, zrobiliśmy niemałą drogę. Nagle, Anastazja zatrzymała się, postawiła pod drzewem moją torbę i radośnie zakomunikowała:

- Oto my i w domu!

Rozejrzałem się. Nieduża, akuratna polana, kwiaty wśród majestatycznych Cedrowych drzew, ale absolutnie żadnych zabudowań. Nawet szałasu nie zobaczyłem. W ogóle niczego, nawet prymitywnego - nic do zamieszkania lub tymczasowego noclegu nie zobaczyłem!

- A dom gdzie? Jak spać, jeść, przed deszczem się skryć?

- To i jest mój dom, Władimirze. Tu wszystko jest.

Niejasne uczucie trwogi zaczęło opanowywać mnie.

- Gdzie to wszystko? Daj czajnik, by choć wody zagotować na ognisku, siekierę.

- Czajnika i siekiery nie ma u mnie, Władimirze... Ogniska lepiej by nie rozpalać...

- Tak ty co mówisz? Czajnika nawet u niej nie ma! U mnie woda w butelce się skończyła. Ty że widziałaś, kiedy jadłem. Ja i butelkę wyrzuciłem. Teraz tylko koniaku dwa łyki zostały. Do rzeki lub wsie dzień drogi, a ja i tak się zmęczyłem, pić chcę. Ty skąd wodę bierzesz? Z czego ty pijesz?

Zobaczywszy mój niepokój, Anastazja zaniepokoiła się, chwyciła mnie za rękę i porwała przez polankę w las, po drodze mówiąc:

- Tylko nie martw się, Władimirze! Proszę. Nie denerwuj się. Ja wszystko zrobię. Ty odpoczniesz. Wyśpisz się. Ja wszystko zrobię. Tobie nie będzie chłodno. Chcesz pić? Ja teraz napoję ciebie.

Tylko z dziesięć-piętnaście metrów od polany za krzakami przed nami pojawiło się nieduże jeziorko. Anastazjaa szybko nabrała rękoma wody i podniosła ku mojej twarzy.

- Oto woda. Popij, proszę.

- Tak ty co, zwariowałaś? Jak można pić surową wodę z jakiejś leśnej kałuży? Ty że widziałaś, ja “Borżomi” piłem. Na statku my wodę rzeczną nawet do mycia przez filtr specjalny przepuszczamy, chlorujemy, ozonujemy.

- To nie kałuża, Władimirze. Tu czysta, żywa woda. Nie zabita na wpół, jak u was. Tę wodę można pić, ona jak mleko od mamy. Popatrz.

Anastazja, podniosła dłonie ku swojej twarzy i wypiła z nich wodę.

I mi sie wyrwało:

- Anastazjo, ty jesteś zwierzęciem?

- Dlaczego że zwierzę? Dlatego że pościel moja nie taka, jak u ciebie? Maszyn nie ma? Przystosowań wszelkich?

- Dlatego że żyjesz, jak zwierzę w lesie, niczego nie masz i, podobno, tobie się to podoba.

- Tak, mi podoba się tu żyć.

- Oto widzisz, sama i potwierdziłaś.

- Uważasz, Władimirze, że cechą odróżniajacą człowieka, od wszystkiego żyjącego na Ziemi, jest obecność u niego sztuczne stworzonych przedmiotów?

- Tak. A dokładniek - cywilizowany byt.

- uważasz swój byt za bardziej cywilizowany. Tak, oczywiście że, ty tak uważasz. Ale ja nie jestem zwierzęciem. Ja - człowiek!


4. KIM ONI SĄ?

Później, spędzając z nią trzy dni, obserwując jak żyje sama w głuchej Syberyjskiej tajdze, ta dziwna młoda kobieta, mi stało się conieco zrozumiałe z jej trybu życia, ale powstały pewne pytania do naszego.

Jedno z nich natarczywe stoi przede mną i teraz: “Wystarczający li nasz system kształcenia, wychowania do tego, by uświadomić sobie sedno bytu, poprawnie ustalić priorytety w swoim życiu każdemu człowiekowi? Pomaga czy przeszkadza on w uświadamianiu sobie istoty i przeznaczenia człowieka?”

Stworzyliśmy ogromny system kształcenia. Na bazie tego systemu uczymy nasze dzieci i siebie: w przedszkolu, szkole, Wyższej uczelni, studiach doktoranckich. Ten system pozwala nam dokonywać wynalazków, latać w Kosmos. Następnie, my, zgodnie z nim, budujemy i swój byt. Za pomocą jego staramy się zbudować swoje szczęście. Staramy się poznanać Kosmos, atom, różne anomalne zjawiska. Lubimy bardzo dużo o nich rozważać i opisywać je w sensacyjnych artykułach, w prasie, naukowych wydawnictwach. Tylko jedno zjawisko z jakiegoś powodu starannie obchodzimy z boku. Bardzo starannie obchodzimy! Powstaje wrażenie, że my o nim boimy się mówić. Boimy się dlatego, że ono z łatwością łamie nasz ogólnie przyjęty system wykształcenia, naukowe wywody, śmieje się nad realiami naszego bytu! I staramy się udawać, że tego zjawiska nie ma. ale ono istnieje! I będzie istnieć, ile byśmy od niego się nie odwracali, nie obchodzili bokiem. Nie pora przyjrzeć się mu uważniej i, może być, wspólnymi siłami rozumów ludzkich odpowiedzieć na pytanie:

“ Dlaczego? Dlaczego wszyscy, bez wyjątku, wielcy myśliciele, ludzie, które stworzyli religijne nauki, różne nauki, za którymi podążą lub, przynajmniej, stara się podążać większa część ludzkości, przed stworzeniem swoich nauk oddalali się na pustkowie, i w większości wypadków - do lasu? Zauważcie, nie w jakiejś superakademii, a właśnie - do lasu!

Dlaczego na długo odchodził starotestamentowy Mojżesz w górski las, a potem wrócił stamtąd, wskazawszy światu mądrość, wyłożoną na kamiennych tablicach?

Dlaczego Jezus Chrystus oddalał się nawet od swoich uczniów na pustynię, w góry, do lasu?

Dlaczego, żyjący w Indiach, w połowie szóstego wieku przed naszą erą człowiek o iminiu - Siddchartcha Gautama, odszedł na siedem lat do lasu? Potem wyszedł z lasu pustelnik - Siddchartcha Gautama ku ludziom już z nauką! Nauką, która i po dzień dzisiejszy, po upływie tysiącleci, porusza mnóstwo rozumów ludzkich i nazywa się ona - Buddyzm? A człowieka tego nazwali później - Buddą.

Dlaczego i nasi tak całkiem dawni przodkowie, będący teraz historycznymi postaciami, tacy, na przykład, jak Serafim Sarowski lub Siergiej Radonieżski, też odchodzili do lasu jak pustelnicy i przez niedługi okres czasu pojmowali mądrość takiej głębi, że za radą do nich jechali po bezdrożach władcy świata?

W miejscu ich odosobnienia wznoszona klasztory i majestatyczne Świątynie. Tak, na przykład, Ławra Troicko-Siergijewska w mieście Siergijew Posad Moskiewskiego okręgu, i dzisiaj przyciąga tłumy ludzi. A zaczęło się wszystko - od jednego tylko pustelnika.

Dlaczego? Co lub kto pomagał tym ludziom pojąć mądrość? Dać wiedze, przybliżyć ich do zrozumienia sedna bytu? Jak żyli, co robili, o czym myśleli oni, oddaliwszy się do lasu?

Te pytania zaczęły powstawać we mnie, po upływie pewnego czasu, po obcowaniu z Anastazją. Kiedy zacząłem czytać wszystko, co popadło, co mogłem znaleźć o pustelnikach, odpowiedzi nie znalazłem do tej pory. Z jakiegoś powodu nie ma nigdzie napisane, co z nimi tam się działo.

Odpowiedzi na nie, myślę, trzeba szukać wspólnymi siłami. Postaram się opisać zdarzenia trzydniowego pobytu w syberyjskim tajgowym lesie i swoje odczucia od obcowania z Anastazją w nadziei, że ktoś będzie mógł pojąć sedno tych zjawisk, pojąć i z naszym trybem życia.

Póki co ze wszystkiego zobaczonego i usłyszanego przeze mnie bezsporne tylko jedno: Ludzie, żyjący jako pustelnicy w lesie, w tym i Anastazja, widzą zdarzenia naszego życia pod innym, odmiennym od naszego, kątem. Niektóre jej zasady o 180 stopni się różni od ogólnie przyjętych. Kto bliżej Prawdy? Komu sądzić o tym? Moje zadanie to tylko wyłożyć zobaczone i usłyszane. Dać, tym samym, możliwość określić odpowiedź innym.

Anastazja żyje w lesie, zupełnie sama, u niej nie ma mieszkania, prawie nie nosi odzieży i nie robi żadnych zapasów żywności. Jest potomkiem tych ludzi, którzy żyli tu przez tysiąclecia, i jest to jakby inna cywilizacja. Oni przetrwali do naszych czasów za pomocą, moim zdaniem, bardzo mądrych decyzji. Możliwe, jedynych słusznych decyzji. Oni wtapiają się w tłum wśród nas, na zewnątrz, starając się niczym nie odróżniać od zwyczajnych ludzi, a w miejscach swojego stałego zamieszkania, oni wtapiają się w przyrodzę. Znaleźć ich miejsce stałego zamieszkania trudno. Obecność człowieka w takim miejscu można określić tylko po tym, że ono niejako bardziej od oburządzone, bardziej piękne, jak ,na przykład, tajgowa polanka Anastazji.

Anastazja tu się urodziła i jest nieodłączną częścią przyrody. W odróżnieniu od znanych nam wielkich pustelników, ona nie oddaliła się tylko na pewien czas do lasu, jak oni. Ona w tajdze się urodziła, i tylko na pewien czas odwiedza nasz świat. Na pierwszy rzut oka, mistycznemu zjawisku, kiedy nagleogarnął mnie silny strach przy próbie posiąść Anastazję, i straciłem świadomość, znalazło się całkiem proste wyjaśnienie - człowiek oswaja kota, psa, słonia, tygrysa, orła, tu zaś oswojono - WSZYSTKO wokoło. I to WSZYSTKO nie może pozwolić, żeby z nią stało się coś złego. Anastazja opowiadała, że kiedy się urodziła i nie miała jeszcze roczku, matka mogła zostawić ją samą na trawie.

- I ty nie umierałaś z głodu? - zapytałem.

Tajgowa pustelnica, wpierw ze zdziwieniem popatrzyła na mnie, potem odpowiedziała:

- Problemy z jedzeniem nie powinny istnieć dla człowieka. Odżywiać się trzeba, jak oddychać, nie zwracając na odżywianie uwagi, nie odciągając myśli swojej od najważniejszego. Stwórca innym problem ten powierzył, żeby człowiek mógł żyć jak człowiek, swoje przeznaczenie wypełniając.

Strzeliła palcami, i obok pojawiła się wiewiórka, która wskoczyła jej na rękę. Anastazja podniosła mordkę zwirzątka do ust, i wiewiórka oddała jej ze swoich ust ziarno Cedrowego orzecha. Ziarenko było obrane ze skorupy. To nie wydawało mi się fantastyczne, przypomniałem sobie, jak w Nowosybirskiem Miasteczku Akademickim wiele wiewiórek, które przyzwyczaiły się do ludzi, wyprasza u spacerujących pożywienie i nawet się złoszczą, kiedy się ich nie częstuje. Tu po prostu obserwowałem odwrotny proces. ale to tu, w tajdze powiedziałem:

- W normalnym, naszym świecie, inaczej wszystko. Ty, Anastazjo, popróbuj pod kioskiem swoimi palcami postrzelać, nawet w bęben możesz bić pod kioskiem, nic tobie nie dadzą, a mówisz - Stwórca wszystko rozwiązał.

- Któż winien, że człowiek stworzenia Stwórcy zdecydował się zmieniać? Na lepsze czy gorsze, popróbuj sam pojąć.

Oto taki dialog o problemie odżywiania się z nią miał miejsce. Jej stanowisko proste - grzeszne myśl na głupstwa takie, jak odżywianie się używa, ona nie myśli o nim. A nam, w cywilizowanym świecie, należy o tym myśleć?

Znamy liczne przykłady z literatury, prasy, programów telewizyjnych, kiedy niemowlęta, które dostały się przypadkowo we władzę dzikiej przyrody, wykarmiały wilki. Tu zaś pokolenia żyją nieustannie i ich kontakt ze światem zwierzęcym inny niż u nas. Spytałem Anastazję:

- Dlaczego tobie nie jest chłodno, podczas gdy ja jestem w kurtce?

-Dlatego, - odpowiedziała ona, - że organizm ludzi, którzy otulają się w odzież, ukrywają się od ciepła i gorąca w schronienia, coraz bardziej i bardziej traci zdolność adaptowania się do zmian otoczenia. U mnie ta zdolnosć ludzkiego organizmu nie utracona, dlatego i odzież mi szczególnie niepotrzebna.


5. LEŚNA SYPIALNIA

Nie miałem przy sobie żadnego zaopatrzenia do tego, by spać w dzikim lesie. Anastazja położyła mnie w barłogu-ziemiance. Zmęczony po ciężkiej drodze, zasnąłem szybko i mocno. Kiedy się obudziłem, miałem uczucie błogości i wygody, jakbym leżał na wspaniałej wygodnej pościeli.

Barłóg lub ziemianka był przestronny, usłany drobnymi puszystymi gałązkami Cedru, suchą trawą, zapełniającymi otaczającą przestrzeń przyjemnym aromatem. Przeciągając się, dotknąłem jedną ręką puszystej skóry i uznałem, że Anastazja w jakiś sposób poluje. Przesunąłem się ku skórze bliżej, przytuliwszy plecy do ciepła, i zdecydowałem się jeszcze podrzemać.

Anastazja stała u wejścia tajgowej sypialni i, zobaczywszy, że się obudziłem, od razu powiedziała:

- Niech dobry dzień przyjdzie do ciebie dzisiejszy, Władimirze. Powitaj i ty go swoim dobrem. Tylko, proszę, się nie lękaj.

Potem ona zaklaskała w dłonie, i “skóra”... Ze przerażeniem zrozumiałem - to była nie skóra. Z barłogu ostrożnie zaczął wyłazić niedźwiedź. Otrzymawszy w nagrodę klapsa od Anastazji, niedźwiedź liznął jej rękę i podreptał z polany. Okazało się, że ona położyła przy mojej głowie nasenne zioła i zmusiła niedźwiedzia leżeć obok mnie, by mi nie było chłodno. Sama, zwinąwszy się jakby w kłębek, spała u wejścia na zewnątrz.

- Tak jakże ty mogłaś zrobić tak, Anastazjo? On że mógł rozerwać mnie albo przydusić.

To nie on, a ona - niedźwiedzica to. Ona tobie nic złego zrobić nie mogła,- odpowiedziała Anastazja,- ona jest bardzo posłuszna. Jej dużą przyjemność daje zadania otrzymywać i wykonywać je. Ona nawet nie poruszała się całą noc. Nosem swoim mi w nogi się wtuliła i zamarła w błogości. Tylko wzdrygała się troszeczkę, kiedy ty w śnie ręce rozkładałeś i klepałeś ją po plecach.


6. PORANEK ANASTAZJI

Anastazja kładzie się spać z nastaniem ciemności w jednym ze schronień, zrobionych przez mieszkańców lasu, najczęściej w barłogu. Kiedy ciepło, ona może spać po prostu na trawie. Pierwsze, co robi, obudziwszy się,- burzliwie się cieszy wschodzącym słońcem, nowymi pędami, pojawiającymi się na gałęziach, nowymi kiełkami, wychodzącymi z ziemi. Ona dotyka je rękoma, gładzi, czasem coś poprawia. Potem podbiega ku niedużym drzewom, klepie je po pniu. Z drżących koron na nią się sypie coś, przypominającego pyłek lub rosę. Potem kładzie się na trawę i pięć minut z błogością się przeciąga i wije. Całe jej ciało pokrywa się jakby wilgotnym kremem. Rozbiegłszy się, skacze do niedużego jeziora, pluska się i nurkuje w nim. Dobrze nurkuje!

Stosunki wzajemne ze światem zwierzęcym, otaczającym ją, podobne są do stosunków wzajemnych człowieka z domowymi zwierzętami. W czasie jej porannych procedur wiele z nich obserwuje Anastazję. Same nie podchodzą, ale wystarczy jej popatrzyć w stronę któregokolwiek z nich i ledwie widocznym gestem przywołać, szczęśliwiec zrywa się z miejsce i pędzi ku jej nogom.

Widziałem, jak ona rano wygłupiała się, bawiąc się z wilczycą, jak z domowym psem. Anastazja klepnęła wilczycę po karku i szybko pobiegła. Wilczyca zerwała się by dogonić i, kiedy prawie się zrównały, Anastazja, nagle, w pędzie podskoczyła i w skoku dwoma nogami odepchnąwszy się od pnia drzewa, szybko pobiegła w inną stronę. Wilczyca siłą inercji przemknęła obok drzewa, zawróciła i zerwała się w ślad za śmiejącą się Anastazją.

Anastazja wcale nie myśli o problemie odzieży i odżywiania się. Chodzi najczęściej półobnażona lub obnażonej. Odżywia się cedrowymi orzechami, jakąś trawą, jagodami i grzybami. Grzyby je tylko suszone. Sama nigdy nie zbiera ani grzybów, ani orzechów i słoików, zapasów żadnych nie robi, nawet na zimę. Wszystko przygotowuje mnóstwo, mieszkających w tych miejscach wiewiórek. W tym, że wiewiórki robią na zimę zapasy pożywienia, nie ma nic dziwnego, one tak postępują wszędzie, postępując za swoim instynktem. Mnie poraziło co innego: znajdujące się w pobliżu wiewiórki, po pstryknięciu palców Anastazji, na wyścigi starają się skoczyć jej na wyciągniętą rękę i dać, już oczyszczone ze skorupy jądro orzecha. A kiedy Anastazja klepie po kolanie zgiętej nogi, wiewiórki wydają jakiś dźwięk, niejako wzywając, powiadamiając inne, i zaczynają nosić i składać przed nią na trawie suszone grzyby i inne zapasy. I robią to, jak mi się wydawało, z ogromną przyjemnością. Pomyślałem, że ona je tresuje, ale Anastazja powiedziała, że ich działania jakby instynktowne, i wiewiórka-matka sama swoim przykładem uczy tego młode wiewiórki.

- Może być, je i tresował wcześniej ktoś z moich dalekich przodków, ale, najprawdopodobniej, to po prostu ich przeznaczenie. Do zimy każda wiewiórka robi zapasów kilka razy więcej, niż mogłaby zjeść sama.

Na pytanie: “W jaki sposób ty nie zamarzasz zimą bez odpowiedniej odzieży?” Anastazja odpowiedziała pytaniem:

- Czy w waszym świecie nie ma przykładów możliwości człowieka znieść zimno, nie korzystając z odzieży?

I przypomniałem sobie książkę Porfirija Iwanowa, który chodził w dowolny mróz w majtkach i boso. W książce także opisywano, jak faszyści, pragnąc wypróbować wytrzymałość tego człowieka, oblewali go w dwudziestospotniowy mróz wodą i wozili gołego na motocyklu.

W dzieciństwie, oprócz mleka matki, Anastazja mogła pić mleko różnych zwierząt. One swobodnie dopuszczały ją do swoich sutek. Z jedzenia ona nie robi absolutnie żadnego kultu, nigdy nie siada specjalnie by zjeść, idąc zerwie jagodę, pęd rośliny i kontynuuje zajmowanie się swoimi sprawami.

Na koniec trzydniowego pobytu u niej, już nie mogłem odnosić się do niej, jak na początku spotkania. Po wszystkim zobaczonym i usłyszanym, Anastazja przekształciła się dla mnie w jakąś istotę, ale nie zwierzęcie, dlatego że intelekt jej jest dość wysoki, pamięć... Pamięć taka, że ona po prostu niczego nie zapomina z kiedyś usłyszanego lub zobaczonego. Czasem wydawało się, że jej zdolności znajdują się poza zasięgiem zrozumienia zwyczajnego człowieka. ale właśnie taki stosunek do niej bardzo martwił i rozstrajał ją.

W odróżnieniu od znanych nam ludzi z nadzwyczajnymi zdolnościami, okrywających siebie aureolą tajemniczości, wyjątkowości, ona bez przerwy starała się objaśnić, odkryć mechanizm swoich zdolności, udowodnić, że nie ma w nich i w niej nic nadprzyrodzonego dla człowieka, że ona - człowiek, kobieta, i cały czas prosiła mnie uświadomić to sobie. Próbowałem uświadomić to sobie wtedy, starając się znaleźć wyjaśnienie niezwykłościom.

U człowieka naszej cywilizacji mózg pracuje na to, by przeróżnymi sposobami oburządzić swój byt, zdobyć pożywienie, zadowolić płciowe instynkty. U Anastazji na to czasu w ogóle się nie traci. Ludzie że, znajdujący się w sytuacji jak Łykowy, także zmuszeni są troszczyć się cały czas o pożywienie i o urządzanie chaty. Przyroda im nie pomaga do takiego stopnia, jak w przypadku Anastazji. Przeróżne plemiona, żyjące z dala od cywilizacji, także nie mają takiego kontaktu. Anastazja objaśnia to tym, że niedostatecznie czyste są ich myśli. Przyroda, świat zwierzęcy to czują.


7. PROMYCZEK ANASTAZJI

Najdziwniejszym, mistycznym wydawały się, kiedy znajdowałem się w lesie, jej zdolność widzieć na duże odległości poszczególnych ludzi, wydarzające się im sytuacje. Być może, i inni pustelnicy posiadali takie sam zdolność.

Robiła ona to za pomocą niewidocznego promienia. Twierdziła, że on jest u każdego człowieka, ale ludzie nie wiedzą o nim, nie mogą z niego korzystać.

- Człowiek niczego jeszcze nie wynalazł takiego, czego nie ma w przyrodzie. Technika, kosztem której istnieje telewizja, to tylko żałosne podobieństwo możliwości tego promyczka.

Skoro promień niewidoczny, ja i nie wierzyłem w niego, mimo tego, że ona niejednokrotnie próbowała demonstrować i objaśniać zasadę jego działania, znaleźć dowody, zrozumiałe objaśnienia. I pewnego razu...

- Powiedz, Władimir, co to takiego, według ciebie, marzenia? I wielu li ludzi jest zdolnych marzyć?

- Marzyć wielu, myślę, może. Marzenie - to kiedy człowiek wyobraża sobie siebie w upragnionej przyszłości.

- Dobrze. Znaczy, ty nie zaprzeczysz, że człowiek posiada zdolność do modelowania swojej przyszłości, różnym konkretnych sytuacji?

- Nie zaprzeczę.

- A co to takiego intuicja?

- Intuicja... Z pewnością, uczucie, kiedy człowiek jakby nie analizuje, co i dlaczego może się zdarzyć, a jakieś uczucia mu podpowiadają, jak trzeba działać.

- Znaczy, ty nie zaprzeczysz istnieniu w człowieku czegoś, pomagającego mu, oprócz zwykłego analitycznego rozumowania, określać działania swoje i innych?

- Dopuśćmy, że nie zaprzeczę.

- Doskonale, - wykrzyknęła Anastazja, - teraz sen! Sen - co co takiego? Sny, które widzą prawie wszystkich ludzi.

- Sen to... Nie wiem, co to jest. Sen i jest - prosto sen.

- Dobrze, dobrze. Niech prosto sen. Ty, znaczy, nie przeczysz jego istnienie? Tobie i innym wiadomo, że człowiek, w stanie snu, kiedy jego ciało prawie nie jest kontrolowane przez część świadomości, może widzieć ludzi, różne zdarzenia?

- No, to, myślę, nikt zaprzeczać nie będzie.

- Ale jeszcze we śnie ludzie mogą kontaktować się, rozmawiać, przeżywać.

- Tak, mogą.

- A jak myślisz, może człowiek kierować swoim snem? Wywołać w śnie obrazy i zdarzenia, które chce zobaczyć?

- Nie sądzę, aby u kogoż to mogło wyjść. Sen sam jakoś przychodzi.

- Mylisz się. Człowiek może wszystkim kierować. On i stworzony do kierowania wszystkim.

Promyk, o którym ci mówię, i składa się z posiadanej informacji, wyobraźni, intuicji, duchowych odczuć i, jako efekt, widzeń, na podobieństwo snu, świadomie kierowanych wolą człowieka.

- Jakże można we śnie snem kierować?

- Nie we śnie. Na jawie można. Zawczasu jakby zaprogramować i z absolutną dokładnością. U was to się dzieje we śnie i chaotycznie. Człowiek utracił większą część swoich zdolności kierowania, kierowania zjawiskami przyrody i sobą. Dlatego i zdecydował, że sen - to tylko niepotrzebny produkt zmęczonego mózgu. Tak naprawdę... No chcesz, właśnie teraz spróbuję pomóc tobie zobaczyć coś na odległość?

- Spróbuj.
- Połóż się na trawę i odpręż, żeby ciało zabierało mało energii. Trzeba, żeby tobie wygodnie było. Nic nie przeszkadza? Teraz pomyśl o człowieku, którego najlepiej znasz, o żonie, na przykład, swojej. Przypomnij sobie jej nawyki, chód, odzież, gdzie, według ciebie, ona może teraz się znajdować, i zobacz wszystko swoją wyobraźnią.

Pomyślałem o swojej żonie, wiedząc, że ona, w dany moment, może znajdować się w naszym podmiejskim domu. Wyobraziłem sobie dom, pewne rzeczy, umeblowanie. Wspomniałem wiele i szczegółowo, ale niczego nie widziałem. O tym i powiedziałem Anastazji, na co ona odpowiedziała:

- Ty nie możesz odprężyć się do końca, niejako usnąć, pomogę ci. Zamknij oczy. Ręce rozłóż na boki.

Potem poczułem dotknięcie palców jej ręki do swoich palców. Zacząłem pogrążać się w sen lub półsen...

...Żona stała w kuchni zamiejskiego domu. Na wierzch jej zwykłej podomki była ubrana robiona na drutach bluzka. Znaczy że w domu chłodno. Znów problemy z systemem ogrzewania.

Żona parzyła kawę na kuchence gazowej. I jeszcze coś w “psim” garnuszku. Wtarz żony była chmurna i niezadowolona. Ruchy ospałe. Nagle ona podniosła głowę, lekkim krokiem podeszła do okna, popatrzyła na deszcz i uśmiechnęła się. Kawa na gazówce wykipiała, ona podchwyciła garnuszek z przelewającą się kawą, ale przy tym nie była pochmurna i nie zaczęła, jak zazwyczaj, się denerwować. Ona zdjęła bluzkę...

Obudziłem się.

- No co? Zobaczyłeś? - zapytała Anastazja.

- Zobaczyłem. Ale, może, to był zwykły sen?

- Jakże zwykły? Przecież planowałeś zobaczyć właśnie ją!

- Tak, planowałem. I zobaczyłem. A gdzie dowody, że ona właśnie tam była, w kuchni, w tym momencie, kiedy widziałem ją?

- Zapamiętaj ten dzień i godzinę. Przyjedziesz - zapytasz. A jeszcze nic niezwykłago nie zauważyłeś?

- Nic.

- Czy nie zobaczyłeś uśmiechu na jej twarzy, kiedy ona do okna podeszła? Ona uśmiechnęła się i rozlaną kawą nie zaczęła się denerwować.

- To zauważyłem. Z pewnością, ona w oknie zobaczyła coś dobrego, co rozbawiło ją.

- Ona zobaczyła tylko deszcz. Deszcz, który jej się zawsze nie podobał.

- Tak dlaczego że ona się uśmiechała?

- Ja przecież też swoim promieniem na twoją żonę popatrzyłam i ogrzałam ją.

- Twój promień, znaczy, ogrzał, a mój, co że, chłodny?

- Ty po prostu patrzyłeś z ciekawości, uczuć nie wkładałeś.

- Znaczy, twój promień może ogrzać człowieka na odległość?

- Może.

- A jeszcze co?

- Informacje niektóre otrzymać, przekazać. Nastrój poprawić i bolączki z człowieka promieniem, częściowo, można wygonić. Jeszcze wiele różnych rzeczy, w zależności od posiadanej energii, siły uczuć, woli i chęci.

- A przyszłość ty możesz widzieć?

- Oczywiście!

- Przeszłość?

- Przyszłość i przeszłość - to prawie jedeno i to samo. Różnica tylko w zewnętrznych szczegółach. Podstawowa zawsze pozostaje niezmienna.

- Jak to? Co może być niezmienne?

- Na przykład, tysiąc lat temu u ludzi była inna odzież. Oni korzystali z innych urządzeń w życiu codziennym. Ale to przecież,, nie najważniejsze. I tysiąc lat temu, jak i teraz, u ludzi były jednakowe uczucia. One nie podwładne czasu.

Strach, radość, miłość... Jarosław Mądry, Iwan Groźny czy faraon mogli kochać kobietę, dokłądnie takimi że uczuciami, jak i ty lub ktoś inny dzisiaj.

- Ciekawe. Tylko niezrozumiałe, co to oznacza? Twierdzisz, że każdy człowiek mógłby mieć taki promień?

- Oczywiście, każdy. I teraz u ludzi jeszcze zostały uczucia i intuicja, zdolność marzyć, planować, modelować niektóre sytuacje, widzieć sny, tylko wszystko to chaotycznie i bez kontroli.

- Może, jakoś trenować trzeba? Jakieś ćwiczenia opracować?

- Można za pomocą ćwiczeń. Tylko wiesz, Władimirze, jest jeszcze jeden konieczny warunek, żeby promyk był podległy woli...

- Jakie jeszcze warunki?

- Koniecznie niezbędna jest czystość pomysłówi, a siła promienia zależy od siły jasnych uczuć.

- Też coś! Niby to wszystko wyjaśnia... No przy czym tu czystość pomysłów? Uczucia jasne?

- One - energia promienia...

- Dość, Anastazjo. To już nie jest ciekawie. Potem ty jeszcze coś dodasz.

- Najważniejsze już powiedziałam.

- Powiedzieć-to powiedziałaś, ale warunków zbyt wiele. Dawaj o czymś innym pomówimy. Prostszym.

* * *

Cały dzień Anastazja jest zajęta rozmyślaniem, modelowaniem przeróżnych sytuacji, zachodzących się w naszym przeszłym, teraźniejszym i przyszłym życiu.

Anastazja posiada kolosalną pamięć. Pamięta mnóstwo ludzi, których zobaczyła w swojej wyobraźni, lub swoim promieniem, ich wewnętrzne przeżycia. Jak najbardziej genialna aktorka, ona może imitować ich chód, głos, myśleć, jak oni. Ona koncentruje w sobie doświadczenie życiowe mnóstwa ludzi przeszłości i teraźniejszości. Korzysta z tego doświadczenia, modeluje przyszłość i pomaga innym. Robi to ona, na odległość, za pomocą niewidocznego promienia, i ci, komu ona udziela pomocy w postaci podpowiedzi rozwiązania lub uzdrawiania, nawet nie podejrzewają jej pomocy.

Już potem dowiedziałem się, że takie, niewidoczne zwyczajnym wzrokiem promienie, tylko różnej siły, rozchodzą się od każdego człowieka. Akademik Akimow sfotografował je specjalnymi przyrządami i opublikował fotografie z tymi promieniami w 1996 r. w majowym numerze czasopisma “Cuda i wydarzenia”. Niestety, my nie możemy z nich korzystać ak, jak ona. W nauce, podobne do tego promienia zjawisko, nazywają elektromagnetycznymi polami.

* * *

Światopogląd Anastazji jest niezwykły i ciekawy.

- Co to Takiego Bóg, Anastazjo? Jest li on? Jeśli jest, to dlaczego jego nikt nie widział?

- Bóg - to międzyplanetarny Rozum, Intelekt. On znajduje się nie w jedynej masie. Połowa jego, w pozamaterialnym świecie Wszechświata. To kompleks wszystkich energii. Druga połowa cząsteczkami rozczłonkowana na Ziemi, w każdym człowieku. Ciemne siły dążą do zablokowania tych cząsteczek.

- Co, według ciebie, czeka nasze społeczeństwo?

- W dalszej perspektywie uświadomienie sobie całej zgubności technokratycznej drogi rozwoju i zmierzanie ku praźródłom.

- chcesz powiedzieć, że wszyscy nasi naukowcy - to niedorozwinięte istoty, które prowadzą nas w ślepy zaułek?

- chcę powiedzieć, że przez nich przyśpiesza się proces, a znaczy, i uświadomienie sobie błędnej drogi .

- I co wszystkie maszyny, w domu budujemy niepotrzebnie?

- Tak.

- Tobie nie ciężko tu żyć, Anastazjo, samej, bez telewizora i telefonu?

- Jakie prymitywne rzeczywymieniłeś, wszystko to miał człowiek od samego początku, tylko w bardziej doskonałymwydaniu. Mam to i ja.

- I telewizor, i telefon?

- No co to takiego telewizor? Aparat, za pomocą którego zanikłej ludzkiej wyobraźni prezentuje się pewne informacje i ustawia się w szeregi obrazki i fabuły. Mogę za pomocą swojej wyobraźni narysować dowolną fabułę, dowolne obrazy, wybudować najnieprawdopodobniejsze sytuacje, tak ponadto, samej wziąć w nich udział, wpłynąć, niejako na fabułę. Oj, niezrozumiale, z pewnością, wyraziłam się. Tak?

- A telefon?

Człowiek może rozmawiać z innym człowiekiem bez pomocy telefonu, do tego potrzebna tylko wola, chęci dwojga i rozwinięta wyobraźnia.


8. KONCERT W TAJDZE

Proponowałem jej samej przyjechać do Moskwy, wystąpić w telewizji.

- Wyobraź sobie, Anastazjo, ze swoim pięknem mogłabyś być fotomodelką, modelką na światowym poziomie.

I tu zrozumiałem, że nic co ziemskie jej nie jest obce, i, jak każdej kobiecie, przyjemnie być pięknością. Anastazja zaśmiała się:

- Naj, najładniejszą, tak? - spytała ponownie i, jak dziecko, zaczęła się wygłupiać, chodzić po polanie, jak, po podiumu modelka. Zabawnie wyglądało, jak imituje modelkę, prowadząc nogę za nogą przy chodzeniu, i pokazując wymyślone kreacje. Zabiłem brawo i sam, włączywszy się w zabawę, ogłosiłem:

- A teraz, szanowna publiczności, przed wami wystąpi przez nikogo nieprześcigniona, przepiękna gimnastyczka - niezrównana piękność, Anastazja!

To ogłoszenie rozbawiło ją jeszcze bardziej. Wybiegła na środek polany i zrobiła nieprawdopodobne salto wpierw wprzód, potem w tył, na bok, w prawo, w lewo, potem bardzo wysoko podskoczyła. Jedną ręką chwyciwszy się za sęk drzewa, dwa razy zakołysawszy się, przerzuciła swoje ciało na inne drzewo. Znów, zrobiwszy salto, wybiegła na środek polanki i zaczęła się kłaniać przy moich oklaskach. Potem uciekła z polanki i, schowawszy się za krzaki, uśmiechając się, wyglądała stamtąd, jak zza kulis, z niecierpliwością oczekiwała kolejnego ogłoszenia. Mi przypomniała się kaseta wideo z zapisem ulubionych pieśni w wykonaniu popularnych piosenkarzy. Czasem wieczorami, w swojej kajucie, oglądałem ją. Przypomniawszy sobie tę kasetę, nawet nie myśląc o tym, będzie li mogła ona choć cokolwiek przedstawić, ogłosiłem:

- Szanowna publiczności, teraz przed wami wystąpią najlepsi soliści współczesnej estrady, wykonają najlepsze swoje utwory. Proszę!

O, jak się myliłem, nie wierzywszy w jej zdolności. Dalej zdarzyło się tak... co przewidzieć było absolutne niemożliwe. Anastazja, ledwie zrobiwszy krok zza swoich improwizowanych kulis, zaśpiewała głosem Ałły Pugaczowej. Nie, ona nie parodiowała wielkiej piosenkarki, nie imitowała jej głosu, a własnie śpiewała swobodnie, oddając nie tylko głos, melodię, ale i uczucia.

Jednak, bardziej dziwne było nie to. Anastazja robiła akcenty na niektóre słowa, dodając coś swojego, wnosiła do pieśni dodatkowe szczegóły, i pieśń Ałły Pugaczowej, wykonania której, jak się wydawało, już niemożna prześcignąć, wyzywała całą gamę dodatkowych uczuć, jaskrawiej oddawała obrazy. Na przykład, w ogólnie wspaniale wykonanych, słowach pieśni:


Żył sobie malarz pewien,

Domek miał i płótna,

Ale on aktorkę kochał

Tę, co kochała kwiaty.

Sprzedał wtedy on swój dom,

Sprzedało obrazy i płótno

I za wszystkie pieniądze kupił

Całe morze kwiatów.

Onazrobiła akcent na słowie “płótno”. Ze zdziwieniem i strachem, wykrzyknęła to słowo. Właśnie płótno jest najdroższe dla malarza, bez którego już nie może tworzyć, i on oddaje to co najdroższe dla swojej ukochanej. Potem przy słowach “w dal ją pociąg zabrał” - ona przedstawiła malarza, zakochanego człowieka, patrzącego w ślad za odjeżdżajacym pociągiem, który zabierał na zawsze jego ukochaną. Przedstawiła ból, rozpacz i zmieszanie jego .

Zszokowany zobaczonym i usłyszanym, nie zabiłem brawo po zakończeniu pieśni. Anastazja, ukłoniwszy się, wyczekiwała oklasków i, nie usłyszawszy ich, zaczęła nową pieśń z jeszcze większą starannością. Ona po kolei wykonała wszystkie moje ulubione pieśni, zapisane dla mnie na kasecie wideo. I każda pieśń, już nie raz słyszana przeze mnie, była w jej wykonaniu bardziej jaskrawa i bogata w treść. Po wykonaniu ostatniej pieśni, wciąż nie usłyszawszy oklasków, Anastazja poszła do swoich “kulis”. Ja, dosłownie porażony, jeszcze troszeczkę posiedziałem będąc pod niezwykłym wrażeniem. Potem się zerwałem, zaklaskałem i krzyknąłem:

- Wspaniale, Anastazjo! Bis! Brawo! Wszyscy wykonawcy na scenę!

Anastazja ostrożnie wyszła i ukłoniła się. Ja ciągle krzyczałem:

- Bis! Brawo! - Tupałem nogami i klaskałem w dłonie. Ona także się rozweseliła. Zaklaskała w dłonie i krzyknęła:

- Brawo - to znaczy jeszcze?

- Tak, jeszcze! I jeszcze! I jeszcze!...

Zamilczałem i uważnie zacząłem obserwować Anastazję. Pomyślałem, jak wszechstronna jej dusza, jeśli ona mogła wnieść w już, jak się wydawało, idealne wykonanie pieśni, tak wiele nowego, przepięknego i jaskrawego. Ona, też zamilczała, milcząco i pytająco patrzała na mnie. Wtedy zapytałem ją:

- Anastazjo, a u ciebie własna pieśń jest? Mogłabyś wykonać swoje coś, nie słyszane wcześniej przeze mnie?

- Mogłaby, ale w mojej pieśni nie ma słów. Spodoba się li tobie?

- Zaśpiewaj, proszę, swoją pieśń.

- Dobrze.
I ona zaśpiewała swoją niezwykłą pieśń. Anastazja wpierw krzyknęła, jak nowonarodzone dziecko. Potem jej głos zabrzmiał cicho, czule i pieszczotliwie. Ona stała pod drzewem, przycisnąwszy ręce do piersi, skłoniwszy głowę, jakby lulała, pieściła swoim głosem malucha. Coś czułe mówił mu jej głos. Od tego cichego głosu, dziwnie czystego, wokoło wszystko zamarło: i ptaki, i dźwięki w trawie. Potem jakby się ucieszyła, wybudziwszym się ze snu dzieckiem. W jej głosie zabrzmiała radość. Nieprawdopodobnie wysokie tony dźwięków to unosiły się nad ziemią, to wzbijały się na wysokość nieskończoności. Głos Anastazji to błagał kogoś, to wchodził w walkę, to znów pieścił dziecko i darował radość wszystkiemu wokoło.

Odczucie radości zrodziło się i we mnie. I kiedy ona zakończyła swoją pieśń, wesoło wykrzyknąłem:

- A teraz, szanowne damy, panowie i koledzy, unikatowy, niepowtarzalny numer, jedynej na świecie treserki! Najzręczniejszej, śmiałej, uroczej i zdolnej poskramiać każdego drapieżnika. Patrzycie i drżyjcie!

Anastazja nawet pisnęła z zachwytu, podskoczyła, zaklaskała rytmicznie w dłonie, coś krzyknęła, zagwizdała. Na polanie zaczęło się coś niewyobrażalnego.

Wpierw pojawiła się wilczyca. Ona wyskoczyła z krzaków i zatrzymała się u skraju polany, niezrozumiale się rozglądając. Po skrajnych od polany drzewach, przeskakując z gałęzi na gałąź, pędziły wiewiórki. Nisko krążyły dwa orły, w krzakach poruszały się jakieś zwierzaki, rozbrzmiał trzask suchych gałęzi. Rozsuwając i miażdżąc krzaki, na polanę wbiegł ogromny niedźwiedź i zatrzymał się blisko Anastazji. Na niego nieprzychylnie “zawarczała” wilczyca, widać niedźwiedź podszedł bardzo blisko, nie otrzymawszy na to pozwolenia.

Anastazja podbiegła do niedźwiedzia, potargała go po mordzie, chwyciła za przednie łapy i postawiła pionowo. Sądząc po tym, że nie użyła przy tym znacznego fizycznego wysiłku, niedźwiedź sam wykonywał jej rozkazy w zależności od tego, jak i w jakim stopniu rozumiał je. On stał nieruchomo, usiłując pojąć, co od niego chcą. Anastazja rozbiegła się, wysoko podskoczywszy, chwyciła się za grzywę niedźwiedzia, zrobiła stójkę na rękach, znów zeskoczyła, obróciwszy się w powietrzu. Potem chwyciła niedźwiedzia za łapę, zaczęła pochylać się, ciągnąc za sobą niedźwiedzia, stwarzając wrażenie, że ona, jakby, przerzucała go przez siebie. Ten trick byłby niemożliwy, jeśli by niedźwiedź nie wykonywał go sam, Anastazja tylko kierowała go. Niedźwiedź w ostatnim momencie opierał się łapą o ziemię i robił, z pewnością, wszystko co możliwe, żeby nie wyrządzić krzywdy swojej włąscicielce czy przyjacielowi. Wilczyca, coraz bardziej i bardziej się niepokoiła, ona już nie stała na miejscu, a miotała się ze boku na bok, niezadowolenie warcząc lub rycząc. Na skraju polany pojawiło się jeszcze kilka wilków, i kiedy kolejny raz Anastazja “przerzucała” przez siebie niedźwiedzia, próbując przy tym zrobić tak, żeby on jeszcze i przez głowę przeleciał, niedźwiedź padł na bok i zamarł.

Całkiem zdenerwowana, szczerząca kły gniewnie wilczyca, zrobiła skok w jego stronę. Błyskawicznie Anastazja znalazła się na drodze wilczycy, i ta, zahamowawszy czterema łapami, fiknąwszy koziołka przez plecy, uderzyła się o nogi Anastazji która w tym samym momencie położyła jedną rękę na grzbiecie wilczycy, która posłusznie przytuliła się do ziemi. Drugą ręką zamachała, jak i w zdarzeniu ze mną, kiedy ja za pierwszym razem chciałem objąć ją, nie otrzymawszy na to zgody.

Nie groźnie, a wzburzenie, szumiał wokoło nas las. Wzburzenie wyczuwało się i w skaczących, biegających, schowanych większych i mniejszych zwierzętach. Anastazja zaczęła zmniejszać wzburzenie. Wpierw pogłaskała wilczycę, poklepała ją po karku i odprawiła, klepnąwszy, jak psa. Niedźwiedź leżał na boku w niewygodnej pozie, jak wypchane zwierzę. Z pewnością, on czekał, czego jeszcze będzie chciała od niego. Anastazja podeszła do niego, zmusiła się podnieść się, pogłaskała po mordzie i, tak samo jak wilczycę, odprawiła z polany. Zarumieniona Anastazja usiadła obok mnie, głęboko wciągnęła powietrze i powoli wypuściła. Zauważyłem, że jej oddech od razu stał się równy, jakby i nie wyprawiała swoich niewiarygodnych ćwiczeń.

-Gry aktorskiej one nie rozumieją, i nie trzeba im jej znać, niezupełnie dobre to, - zauważyła Anastazja i zapytała mnie:

- No i jak? Mogę gdzieś dostać pracę w waszym życiu?

- Wspaniale u ciebie wyszło, Anastazjo, ale wszystko to u nas już jest, treserzy w cyrkach też wiele atrakcji ze zwierzętami pokazują, nie przebijesz się, żeby się dostać, przez barierę biurokratyczną, masę zasad i intryg. Na nich ty się nie znasz.

Nadal nasza gra polegała na przebieraniu wariantów: gdzie by mogła Anastazja dostać się do pracy w naszym świecie, i jak pokonać istniejące zasady? Ale łatwych wariantów nie znajdowaliśmy, ponieważ u Anastazji nie było ani dokumentów o wykształceniu, ani zameldowania, a w opowiadanie o jej pochodzeniu, tylko na podstawie zdolności, niech nawet niezwykłych, nikt nie uwierzy. Przechodząc na poważny ton, Anastazja powiedziała:

- Oczywiście, chciałabym jeszcze raz pobyć w jednym z miast, może być w Moskwie, po to, żeby przekonać się, w jakim stopniu jestem dokładna w modelowaniu pewnych sytuacji z waszego życia. Na przykład, do końca nie rozumiem, w jaki sposób udaje się ciemnym siłom oszukiwać kobiet do takiego stopnia, że one, same tego nie podejrzewając, przyciągają mężczyzn wdziękami swojego ciała i, tym samym, nie dają im dokonać prawdziwego wyboru, bliskiego duszy. A same potem i cierpią przez to, rodziny prawdziwej stworzyć nie mogą, dlatego że...

I znów zaczęło się zdumiewające, wymagajace uświadomienia sobie, rozważania o seksie, o rodzinie, o wychowaniu dzieci, a ja pomyślałem: najbardziej niewiarygodna rzecz, ze wszystkiego przeze mnie zobaczonego i usłyszanego - to jej zdolność mówienia o naszym bycie, dokładnie i w detalach znanie go.



9. KTO ZAPALA NOWĄ GWIAZDĘ

Na drugą noc, bojąc się, że Anastazja znów podsunie mi do ogrzania swoją niedźwiedzicę albo jeszcze coś wymyśli, kategorycznie zrezygnowałem w ogóle z pójścia spać, jeśli ona sama nie położy się obok. Myślałem: “jeśli obok będzie, - nic nie wymyśli”. I powiedziałem jej:

- W gości zaprosiłaś, jak to się mówi. Do domu do siebie. Liczyłem, że tu zabudowania choć jakieś są, a ty nawet ogniska rozpalić nie dajesz, zwierzęta w nocy podsuwasz. Jeśli nie ma u ciebie normalnego domu, tak nie ma co i w gości zapraszać.

- Dobrze, Władimirze, nie denerwuj się, proszę, i nie bój się. Nic złego z tobą się nie zdarzy. Jeśli chcesz, ja położę się obok i ogrzeję ciebie.

Tym razem w barłóg-ziemiankę było nawrzucane jeszcze więcej Cedrowych gałązek, pożądnie nałożone suchej trawy, ściany też były nawtykane gałązkami.

Rozebrałem się. Położyłem pod głowę spodnie i sweter. Położyłem się, okrywszy się kurtką. Cedrowe gałązki wydzielały ten sam fitoncydowy aromat, o którym mówiono w popularno-naukowej literaturze, że ten aromat odkaża powietrze, chociaż w tajdze powietrze i tak czyste, oddychało się nim lekko. Sucha trawa, kwiaty dodawały jeszcze jakiś nadzwyczajny, cienki aromat.

Anastazja dotrzymała słowa i położyła się obok mnie. Poczułem, że aromat jej ciała prześcigał wszystkie zapachy. On był przyjemniejszy od najwytworniejszych perfum, zapach który kiedyś czułem od kobiet. Ale teraz u mnie i myśli nie było zawładnąć nią. Po tej próbie, w drodze na polanke Anastazji, kiedy ogarnął mnie strach i straciłem świadomość, u mnie więcej nie powstawały do niej cielesne pragnienia, nawet kiedy widziałem ją obnażoną.

Leżałem i marzyłem o synu, którego mi tak i nie urodziła żona. I pomyślałem: “Oto byłoby wspaniale, gdyby urodził się mój syn od Anastazji! Ona taka zdrowa, wytrzymała i ładna. Dziecko także, znaczy, byłoby zdrowe. Podobne do mnie. I do niej niech będzie, ale więcej do mnie. Stanie się silną i mądrą osobowością. Wiedzieć wiele będzie. Stanie się utalentowanym i szczęśliwym.

Wyobraziłem swojego syna-niemowlę, przytulonego do sutek jej piersi, i mimowolnie położyłem rękę na prężną i ciepłą pierś Anastazji. Od razu po ciele przebiegł dreszcz i w tym samym momencie przeszedł, ale to był nie dreszcz strachu, a inny, niezwykle przyjemny. Nie zabrałem ręki, a tylko wstrzymawszy oddech, czekałem, co zdarzy się dalej. I tu poczułem, jak na mojej ręce spoczęła miękką dłoń jej ręki. Ona nie odsuwała mnie. Uniosłem się i zacząłem patrzeć na przepiękną twarz Anastazji. Biała północna noc czyniłą ją jeszcze bardziej pociągającą. Nie można było oderwać wzroku. Jej łaskawe szaro-niebieskie oczy patrzyły na mnie. Nie wytrzymałem, nachyliłem się i, z lekka dotknąwszy, szybko i ostrożnie pocałowałem jej uchylone wargi. Znów po ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Twarz otaczał aromat jej oddechu. Jej usta nie mówiły, jak poprzednim razem: “Nie można, uspokój się”, i nie było strachu. Myśli o synu nie opuszczały mnie. I kiedy Anastazja czule objęła mnie, pogłaskała po włosach i zbliżyła się całym ciałem, poczułem coś takiego!..

Dopiero obudziwszy się rano, uświadomiłem sobie, że tak wielkiego uczucia błogiego zachwytu i satysfakcji ani razu w życiu nie doświadczyłem. Dziwne było jeszcze i to, że po nocy, spędzonej z kobietą, zawsze następuje fizyczne zmęczenie. Tu zaś wszystko było inaczej. I jeszcze powstawało odczucie jakiegoś wielkiego stworzenia. Zadowolenie był nie tylko fizyczne, ale jeszcze i jakieś niezrozumiałe, nieznane wcześniej, nadzwyczaj przepiękne i radosne. Nawet mignęła myśl, że tylko dla takich odczuć warto żyć. I dlaczego wcześniej nawet w przybliżeniu nic podobnego nie doświadczyłem, choć i były kobiety różne: i ładne, i kochane, i doświadczenie w miłości.

Anastazja była dziewicą. Delikatną i łaskawą dziewicą. ale przy tym coś jeszcze było w niej, nie właściwe ani jednej kobiecie z tych, które wiedziałem. Co? Gdzie ona teraz? Przesunąłem się do wejścia w przytulny barłóg-ziemiankę i, wysunąwszy się, popatrzyłem na polanę.



Polana znajdowała się trochę poniżej położonej na podwyższeniu nocnej siedziby. Ją pokrywała półmetrowa warstwa porannej mgły. W tej mgle, rozłożywszy ręce, kręciła się Anastazja. Ona unosiła wokoło siebie chmurkę z mgły. I kiedy ona otulała ją całą, Anastazja lekko podskoczywszy, wyciągając nogi w szpagat, jak baletnica, przelatywała nad warstwą mgły, lądowała na nowym miejscu i znów, śmiejąc się, kręciła wokoło siebie nową chmurkę, przez którą przeciskały się, pieszcząc Anastazję, promienie wschodzącego słońca. Ten obraz czarowywał i zachwycał, i zacząłem krzyczeć od nadmiaru uczuć:

- Ana-sta-zjo! Dzień dobry, przepiękna leśna czarodziejko, Anastazjo-o-o.

- Dzień dobry, Władimirze, - wesoło zakrzyczała ona w odpowiedzi.

- Tak dobrze, tak pięknie teraz! Od czego to? - krzyczałem co było sił. Anastazja podniosła ręce naprzeciw słońcu, zaśmiała się swoim szczęśliwym, przyciągajacym śmiechem, śpiewnie krzyknęła w odpowiedzi mi i jeszcze komuś w górze:

- Tylko człowiekowi, ze wszystkich istot we Wszechświacie, dane doznać ta-kie!

Tylko mężczyźnie i kobiecie, szczerze chcącym mieć jedno od drugiego dziecko!

Tylko człowiek, doznający takie, zapala na niebie gwiazdę!

Tylko czło-wie-ku, dążącemu ku stworzeniu!

Dzię-ku-ję To-bie! - i obróciwszy się tylko do mnie, szybko dodała -- Tylko człowiekowi, dążącemu ku stworzeniu, a nie do zaspokojenia swoich cielesnych potrzeb.

Znów dżwięcznie się zaśmiała, podskakując, wyciągając się w szpagacie, jakby wzlatywała nad mgłę. Potem podbiegła i siadła obok mnie u wejścia do nocnej siedziby, zaczęła od dołu wzwyż podnosić i rozczesywać palcami swoje złociste włosy.

- Znaczy, ty nie uważasz seksu za coś grzesznego? - zapytałem.

Anastazja zamarła. Ze zdziwieniem popatrzyła na mnie i odpowiedziała:

- Czy to było tym seksem, który w twoim świecie rozumieją pod tym słowem? I jeśli nie, to co bardziej grzeszne - oddać się, żeby pojawił się na Świecie człowiek, czy powstrzymać się i nie dać człowiekowi się narodzić? Prawdziwemu człowiekowi!

Pomyślałem. Rzeczywiście, nocną bliskość z Anastasiją nie można nazwać zwykłym słowem “seks”. Tak cóż wtedy zaszło w nocy? Jakie słowo jest tu charakterystycznie? I znów zapytałem:

- A dlaczego wcześniej nic podobnego, nawet w przybliżeniu, u mnie, tak, myślę, i u wielu innych, się nie zdarzyło?

- Rozumiesz, Władimirze, ciemne siły dążą by rozwijać w człowieku podłe, cielesne namiętności dlatego, by nie dać mu doświadczyć podarowanej przez Boga błogości. One przeróżnymi sposobami sugerują, że satysfakcję można z łatwością otrzymać, myśląc tylko o cielesnej satysfakcji. I tym samym odwodzą człowieka od Prawdy. Biedne, oszukane kobiety, niewiedzące o tym, całe życie doświadczają jedynie cierpień, całe życie szukają utraconej błogości. Nie tam szukają. Żadna kobieta nie będzie mogła powstrzymać mężczyzny od nierządu, jeśli sama pozwoli sobie na oddanie się mu ze względu na satysfakcję tylko z cielesnych przyjemności. Jeśli tak się zdarzyło, to życie ich wspólne nie będzie szczęśliwe. Ich wspólne życie - iluzja wspólnoty, kłamstwo, umownie przyjęte oszustwo. Ponieważ i sama kobieta od razu staje się rozpustnicą, bez względu na to, mężata ona za tym mężczyzną czy nie.

O, ileż ludzkość nawymyślała praw, umów, próbując sztucznie umocnić ten kłamliwy związek. Praw duchowych i świeckich. Wszystko nadaremnie. One tylko grać zmusiły człowieka, dostosować się do nich, udawać istnienie związku. Wewnętrzne myśli zawsze pozostawały niezmienne i nie podległe nikomu i niczemu.

Jezus Chrystus zobaczył to. I wtedy, próbując przeciwstawiać się im, powiedział: “Ten, kto patrzy na kobietę z pożądaniem, już cudzołoży z nią w sercu swoim”.





Potem wy w swojej niedalekiej przeszłości próbowaliście napiętnować hańbą opuszczającego rodzinę. Ale nic, w żadnych czasach, w żadnych sytuacjach nie mogło zatrzymać chęci człowieka do szukania intuicyjnie odczuwanej rozkoszy, wielkiej satysfakcji. Upornego szukania.

Kłamliwy związek jest straszny.

Dzieci! Zrozum, Władimirze. Dzieci! One odczuwają sztuczność, fałsz takiego związku. I stawiają pod wątpliwość dzieci wszystko, mówione przez rodziców. Dzieci podświadomie odczuwają kłamstwo już przy poczęciu swoim. I im źle od tego.

Powiedz, no kto? Jaki człowiek zechce przyjść na świat wskutek cielesnych uciech? Każdy chciałby być stworzonym wielkim porywem miłości, w dążeniu właśnie do stworzenia, a nie pojawić się na świecie jako skutek cielesnych uciech.

Ci, którzy wstąpili w fałszywy związek potem będą szukać prawdziwej satysfakcji w tajemnicy jedno przed drugiem. Będą dążyć do zawładnięcia coraz to nowymi i nowymi ciałami lub wykorzystać zwyczajnie i zgubienie tylko swoje ciała, tylko intuicyjnie zdając sobie sprawę, że coraz dalej odchodzi od nich prawdziwa błogość, prawdziwego związku.

- Anastazjo, poczekaj. Czyżby tak byli skazani mężczyzna i kobieta, jeśli po raz pierwszy u nich po prostu seks się zdażył? Czyżby nie było odwrotu, możliwości naprawić sytuację?

- Jest możliwość. Teraz wiem, co robić. Ale gdzie, jakie słowa znaleźć, by wyrazić słowami? Ja cały czas szukam ich, słowa takie. W przeszłości szukałam i w przyszłości. Nie znalazłam. Może być, blisko oni są zupełnie? I oto pojawią się, zrodzą się nowe, zdolne dopukać się do serca i rozumu, słowa. Nowe słowa o dawnej Prawdzie praźródeł.

- Tak ty nie denerwuj się, Anastazjo. Powiedz mimo wszystko, co to za słowa, jakby przykładowo. Co jeszcze takiego trzeba do prawdziwej satysfakcji, oprócz dwu ciał?

- Uświadomienie sobie! Obopólne dążenie do stworzenia. Szczerość i czystość dążeń.

- Skąd tobie wszystko to wiadomo, Anastazjo?

- O tym nie tylko mi wiadomo. Sedno próbowali objaśnić ludziom oświeceni Weles, Kriszna, Rama, Sziwa, Chrystus, Mahomet, Budda.


- Ty co że, czytałaś o nich? Gdzie? Kiedy?

- Ja o nich nie czytałam, po prostu wiem, co oni mówili, o czym myśleli, czego chcieli.

- Znaczy zwykły seks, według ciebie, to coś złego?

- Bardzo złego. On odwodzi człowieka od Prawdy. Niszczy rodziny. Donikąd odchodzi wielka ilość energii.

- Tak dlaczego, że w takim razie tyle czasopism się wydaje z obnażonymi kobietami w erotycznych pozach, filmów z erotyką i seksem? I wszystko to cieszy się dużą popularnością. Popyt rodzi podaż. Ty co że, chcesz powiedzieć, że nasza ludzkość zupełnie durna?

- Ludzkość nie jest durna, ale mechanizm ciemnych sił, zaciemniających duchowość, wzbudzający niskie cielesne pragnienia, to bardzo silny mechanizm. On przynosi wiele bied i cierpień ludziom. Działa on przez kobiety, wykorzystając ich piękno. Piękno, przeznaczeniem którego rodzić i podtrzymywać w mężczyźnie ducha poety, artysty, twórcy. Ale do tego sama kobieta powinna być czysta. Jeżeli nie ma wystarczającej czystości, powstaje chęć przyciągniecia mężczyzny wdziękami ciała. Zewnętrznym pięknem pustego naczynia. Tym samym oszukać go i koniecznie za to oszustwo samej cierpieć całe życie.

- Tak co że wychodzi? Ludzkość przez tysiąclecia swojego istnienia nie mogła pokonać tego mechanizmu ciemnych sił? Nie mogła pokonać, mimo apeli, jak mówisz, duchowych, oświeconych? Znaczy, ich po prostu nie można pokonać? A może i nie trzeba?
- Można i trzeba. Obowiązkowo trzeba!

- Któż to może zrobić?

- Kobiety! Potrafiące zrozumieć Prawdę i swoje przeznaczenie. Wtedy i mężczyźni się zmienią.

- No nie, Anastazjo, chyba nie. Normalnego mężczyznę zawsze będą podniecać ładne kobiece nogi, piersi... Zwłaszcza, kiedy w delegacji służbowej lub na wczasach, z dala od swojej towarzyszki się znajduje. Tak wszystko jest urządzone. I nikt niczego tu nie zmieni, nie zrobi inaczej.

- Ale ja że z tobą zrobiłam.

- Co ty zrobiłaś?

- Teraz ty nie będziesz mógł uprawiać tego zgubnego seksu.

Straszna myśl, jak prądem, uderzyła mnie, zaczęła rozganiać przepiękne uczucie, zrodzone nocą.

- Co ty zrobiłaś, Anastazjo? Co? Ja teraz... Ja, co że, teraz... Impotent?

- Na odwrót, ty teraz prawdziwym mężczyzną się stałeś. Tylko zwykły seks dla ciebie będzie wstrętny. On nie przyniesie tego, co doświadczyłeś ty, a doświadczone przez ciebie jest możliwe tylko w przypadku chęci posiadania dziecka, i żeby kobieta pragnęła od ciebie tego samego. Kochała ciebie.

- Kochała? Tak przy takich warunkach... Przez całe życie to tylko kilka razy i może się zdarzyć...

- Tyle wystarczy, by całe życie być szczęśliwym, zapewniam ciebie, Władimirze. Ty zrozumiesz...Poczujesz później... Wstępują ludzie i wiele razy, tylko ciałem w związek, nie wiedząc, że prawdziwej satysfakcji, wykorzystając tylko ciało swoje, poznać nikt nie może. Mężczyzna, kobieta, we wszystkich połączywszy się planach bytu, w porywie natchnienia światłego, w dążeniu ku stworzeniu, wielkiej doświadczają satysfakcji. Stwórca, tylko człowiekowi dał poznać coś takiego. Nie chwilowa satysfakcja to i z cielesną jej porównać nie można. Na długo uczucie jej trwa, wszystkie plany bytu szczęśliwym uczynią ciebie, i kobietę! I kobietę, zdolną urodzić na obraz, podobieństwo Stwórcy stworzenie!

Anastazja wyciągnęła rękę w moją stronę i próbowała się przysunąć. Szybko odskoczyłem od niej w kąt ziemianki i krzyknąłem:

- Daj mi wyjść lepiej!

Ona wstała. Wyszedłem na zewnątrz, odeszłem od niej na kilka kroków.

- pozbawiłaś mnie, może być, największej przyjemności w życiu. Do niej wszyscy dążą, o niej wszyscy myślą, jeśli głośno nie mówią.

- Iluzja, Władimirze, te przyjemności. Pomogłam tobie uwolnić się od strasznego, zgubnego i grzesznego popędu.

- Iluzja - nie iluzja, wszystko jedno, dla wszystkich przyjemność. Nie próbuj wybawiać mnie od innych, jak się tobie wydaje, zgubnych popędów. Bo jak wydostanę się stąd - ani z kobietami poobcować, ani wypić, ani przegryźć, ani popalić nie będę mógł! Nie przyzwyczajona do tego większość w normalnym życiu.

- No cóż dobrego w piciu, paleniu, bezsensownym i zgubnym trawieniu wielkiej ilości mięsa zwierząt, jeśli tyle przepięknej roślinności stworzone specjalnie do odżywiania się człowieka?

- Oto ty i odżywiaj się swoim roślinnym, jeśli ono się tobie podoba. A do mnie się nie mieszaj. Dla nas przyjemność wielu dostarcza palenie, picie, przy stole dobrym posiedzieć. Przyjęte tak u nas, rozumiesz? Przyjęte!

- Ale wszystko, co wymieniłeś, źłe i zgubne.

- Złe? Zgubne? Jeśli goście do mnie na uroczystość przyjdą, za stołem usiądą, a ja im: “Oto orzeszkow przegryźcie, jabuszko zjedzcie, wodeczki popijcie i nie palcie”, - oto wtedy będzie źle.

- Czy najważniejsze, kiedy z przyjaciółmi się spotykasz, za stołem od razu siadać, pić, jeść i palić?

- Najważniejsze czy nie, nieważnie. Tak przyjęte na całym świecie, przez wszystkich ludzi. W niektórych krajach nawet dania są jakby rytualnych, indyk, na przykład, pieczony.

- Nie przez wszystkich ludzi i w waszym świecie to przyjęte.

- Niech i nie przez wszystkich, ale ja żyję wśród normalnych.

- Dlaczego uważasz otaczajacych cię za najbardziej normalnych?

- Dlatego, że ich większość.

- To niedostateczny argument.

- Dla ciebie niedostateczny, dlatego że tobie wyjaśnić nie można.

Złość na Anastazję zaczęła przechodzić. Przypomniałem sobie, że słyszałem o leczniczych preparatach, o lekarzach-seksuologach i pomyślałem: Jeśli ona jakoś zaszkodziła mi, to lekarze będą mogli naprawić sytuację, - i powiedziałem:

- Zgoda, Anastazjo, umówimy się tak, ja się na ciebie więcej nie złoszczę. Za przepiękną noc tobie dziękuję. Tylko ty więcej sama nie uwalniaj mnie od moich nawyków. A z seksem naprawię sytuację za pomocą naszych lekarzy i nowoczesnych lekarstw. Pójdźmy się wykąpać.



Skierowałem się do jeziora, lubując się porannym lasem. Znów zaczął wracać dobry nastrój, a ona! Idzie z tyłu i mówi:

- Nie pomogą tobie lekarstwa i lekarze. Żeby przywrócić wszystko, tak jak było, im trzeba będzie wymazać z twojej pamięci co się zdarzyło i to, co ty czułeś.

Ja, skonsternowany, zatrzymałem się.

- Tak ty wszystko odwróć.

- I ja nie mogę.

Znów uczucie gwałtownej wściekłości i strachu opanowały mnie.

- Ty... Ty bezczelna. Bezczelnie wtrącasz się i przekręcasz życie. Znaczy, świństwa robić ty możesz! A jak trzeba naprawić - nie mogę?

- Ja nie zrobiłam żadnych świństw. Ty przecież tak chciałeś syna. Ale minęło niemało lat, a syna u ciebie nie ma. I żadna kobieta z twojego życia już nie urodziłaby tobie syna. Ja także zechciałam od ciebie dziecka i także syna. A ja mogę... Tak dlaczego że ty zawczasu się niepokoisz, że tobie będzie źle? Może być, jeszcze zrozumiesz... Nie bój się mnie, proszę, Władimirze, ja wcale nie wtrącam się w twoją psychikę. To samo się zdarzyło. Otrzymałeś to, co chciałeś.

Jeszcze ja bardzo mocno chciałam uwolnić ciebie od chociażby jednego śmiertelnego grzechu.

- Jakiego to?

- Pychy.

- Dziwna ty jesteś. Filozofia twoja i tryb życia nieludzki.

- Cóż we mnie nieludzkiego takiego, odstraszającego ciebie?

- W lesie żyjesz sama, z roślinami obcujesz, zwierzętami. Nikt u nas nawet przybliżeniu tak nie żyje.

- Jakże, Władimirze, dlaczego że?.. - wzruszenie przemówiła Anastazja. - A dacznicy, oni także z roślinami i zwierzęcymi obcują, tylko póki co nieświadomie. Ale potem oni zrozumieją. Wielu już rozumieć zaczyna.

- Niewiarygodne! Dacznica ona. A promień ten twój. Książek nie czytasz, ale wiesz wiele. Mistyka jakaś.


- Ja wszystko mogę wyjaśnić tobie, Władimirze. Tylko nie od razu. Staram się, ale słów nie mogę dobrać odpowiednich. Zrozumiałych. Uwierz, proszę. Wszystko, co robię, właściwie człowiekowi. Jemu to pierwotnie dane. W praźródłach. I każdy tak mógłby. I wszystko jedno, ludzie wrócą ku praźródłom. To stopniowo się będzie działo, kiedy Jasne siły zwyciężą.

- A koncert twój. Wszystkimi głosami śpiewałaś, moich ulubionych piosenkarzy odtwarzałaś, tak jeszcze w kolejności, jak na kasecie wideo mojej.

- Tak wyszło, Władimirze. Pewnego razu zobaczyłam tę kasetę. Opowiem potem, jak to się zdarzyło.

- I co że, zapamiętałaś od razu słowa i melodie wszystkich piosenek?

- Zapamiętałam, co że w tym trudnego, mistycznego? Oj, cóż ja nagadałam, nawyprawiałam! Przestraszyłeś się mnie! Jestem, z pewnością, zbyt pospieszna, nieopanowana. Mnie dziadek tak pewnego razu nazwał. Myślałam, on tak z miłości. A ja i naprawdę nie nieopanowana. Proszę... Władimirze...

Anastazja mówiła po ludzku wzruszenie, i, z pewnością, dlatego strach do niej prawie przeszedł. Myśl o synu zapełniała wszystkie uczucia.

- Tak nie boję się już... Tylko bądź bardziej opanowana. Oto i dziadek tobie to mówił.

- Tak. I dziadek... A ja tylko mówię, mówię... Tak mocno chcę powiedzieć wszystko. Gaduła ja? Tak? Ale postaram się. Bardzo będę się starać być opanową. Mówić postaram się tylko zrozumiale.

_ Tak, znaczy, urodzisz, Anastazjo?

- Oczywiście! Tylko nie w porę to będzie.

- Jak - nie w porę?

- Trzeba koniecznie latem, kiedy przyroda pomaga wyniańczyć.

- Po cóż ty zdecydowałaś się, jeśli to tak ryzykownie dla ciebie i dziecka?

- Nie niepokój się, Władimirze, przynajmniej, syn będzie żyć.

- A ty?

- I ja postaram się wytrzymać do wiosny, a wtedy wszystko się unormalizuje.

Anastazja powiedziała to bez cienia smutku lub strachu o swoje życie, potem rozbiegła się i skoczyła do wody niedużego jeziorka. Błyszczące na słońcu bryzgi wody wzbiły się, jak fajerwerki, i opadły na czystą i równą taflę jeziora. Przez trzydzieści sekund jej ciało powoli zaczynało się pojawiać na powierzchni. Ona leżała na wodzie, rozłożywszy ręce z dłońmi wzwyż, i uśmiechała się.

Stałem na brzegu, patrzyłem na nią i myślałem: “Usłyszy wiewiórka pstryknięcie jej palców, kiedy będzie leżeć z niemowlęciem w jednej ze swoich kryjówek? Pomoże jej którekolwiek z jej czworonożnych przyjaciół? Wystarczy ciepła jej ciała, by ogrzać malucha?”

- Jeśli moje ciało będzie sie ochładzać i dziecko nie bedzie miało nic do jedzenia, on zapłacze,- cicho powiedziała, wychodząca z wody Anastazja,- jego niezadowolony krzyk może rozbudzić przedwiosenną przyrodę lub część jej, i wtedy wszystko będzie dobrze. One go wyniańczą.

- Czytałaś moje myśli?

- Nie, przypuszczałam, że ty o tym myślisz. To że naturalne.

- Anastazja, mówiłaś, że na sąsiednich terenach żyją twoi krewni. Oni mogliby ci pomóc?

- Oni są bardzo zajęci, i ich nie wolno odrywać od spraw.

- Czym, Anastazjo, oni są zajęci? Co robisz ty całymi dniami, jeśli faktycznie ciebie całkowicie obsługuje otaczająca przyroda?

- Zajmuję się... I staram się pomóc ludziom waszego świata, których nazywacie dacznikami lub ogrodnikami.




10. JEJ UKOCHANI DACZNICY


Anastazja wiele i z zainteresowaniem opowiadała mi, jakie możliwości mogą się ujawnić dla ludzi, obcujących z roślinami. W ogóle, na dwa tematy mówi Anastazja ze szczególnym podnieceniem, zapałem i jakąś taką miłoscią. To wychowanie dzieci i dacznicy. Jeśli opowiedzieć wszystko, co ona mówi o dacznikach, jaką im przydaje wagę, to przed nimi po prostu na kolanach wszystkim trzeba klęczeć. Niewiarygodne. Ona uważa, że i od głodu oni wszystkich uratowali, i dobro sieją w duszach, i społeczeństwo przyszłości wychowują... Wszystkiego nie wylicze. Oddzielna książka jest potrzebna. I ona jeszcze wszystko to próbuje udowadniać, argumentować:

- Rozumiesz, dzisiaj to społeczeństwo, w którym żyjesz, wiele może zrozumieć przez obcowanie z roślinami, wysadzanymi na daczach. Właśnie na daczach, gdzie znasz każde nasadzenie swojej ziemi, a nie na ogromnych polach, po którym pełzają straszne i bezrozumne maszyny. Ludzie lepiej się czują, pracując na daczach, wielu to przedłużyło życie. Oni stają się lepsi. I właśnie dacznicy mogą przyczyniać się do uświadomienia sobie przez społeczeństwo zgubności technokratycznej drogi.

- Anastazja, tak to jest czy nie, teraz nieważnie. Ty tu po co? Na czym polega twoja pomoc?

Ona schwyciła mnie za rękę, ciągnąc na trawę. Leżeliśmy na plecach, położywszy ręce dłońmi wzwyż.

- Zamknij oczy, odpręż się i spróbuj wyobrazić sobie to, co będę mówić. Zaraz znajdę swoim promykiem, zobaczę na odległość kogokolwiek z ludzi, których nazywacie dacznikami.

Pewien czas milczała, potem cicho przemówiła:

- Starsza kobieta rozwija gazę, w której zamoczone są nasiona ogórków. Nasiona już mocno wykiełkowały, widoczne są małe kiełki. Ona wzięła jedno nasionko w rękę. No, oto ja jej podpowiedziałam, że nie należy tak zamaczać nasionka, kiełki się deformują przy sadzeniu, woda taka nie całkiem nadaje się do odżywiania, nasionko będzie chorować. Ona myśli, że sama się tego domyśliła. Tak, to po części tak i jest, ja tylko trochę - trochę jej pomogłam się domyślić. Teraz ona podzieli się swoimi przemyśleniami, opowie o tym innym ludziom. Mała sprawa jest zrobiona.

Anastazja opowiadała, że modeluje w swojej świadomości przeróżne sytuacje pracy, odpoczynku i współdziałania ludzi, miedzy sobą, tak i z roślinami. Kiedy wymodelowana przez nią sytuacja najbardziej zbliżona jest do rzeczywistości, powstaje kontakt, przy którym ona może widzieć człowieka, czuć na co on choruje, co odczuwa. Ona niejako wchodzi w jego obraz i dzieli się swoją wiedzą. Anastazja mówiła, że rośliny reagują na człowieka, mogą go kochać lub nienawidzić, pozytywnie lub negatywnie wpływać na jego zdrowie:

- I tu u mnie bardzo dużo pracy. Zajmuję się daczami. Dacznicy jadą na swoje działki ku swoim nasadzeniom, jak do dzieci, ale, niestety, tylko intuicyjny - ich kontakt. On jeszcze nie wzmocniony jasnością uświadomienia sobie prawdziwego przeznaczenia tego związku.


Wszystko! Wszystko na ziemi - każda trawka, każdy robaczek stworzone dla człowieka, mają swoje zadanie i przeznaczenie w służbie człowiekowi. Mnóstwo roślin leczniczych jest temu potwierdzeniem. Ale człowiek waszego świata zbyt mało wie, żeby skorzystać, z przekazanej mu możliwości w pełnej mierze.

Poprosiłem Anastazję na jakimkolwiek konkretnym przykładzie pokazać pożytek z uświadomionego obcowania, i by to można było sprawdzić w praktyce, zobaczyć, poddać naukowym badaniom. Anastazja pomyślała niedługi czas, potem nagle cała się rozpromieniła i wykrzyknęła:

- Dacznicy, moi ukochani dacznicy! Oni wszystko udowodnią, pokażą i naukę waszą zaskoczą. No jakże ja się wcześniej nie domyśliłam, nie mogłam zrozumieć?

Jakaś nowa idea wywołała w niej burzliwą radość.

W ogóle, ja ani razu nie widziałem Anastazji smutnej. Ona bywa poważna, zamyślona, skupiona, a najczęściej się czymś raduje. Tym razem ona cieszyła się burzliwie - zerwała się, zaklaskała w dłonie, i wydało mi się, że w lesie stało się jaśniej, i las się poruszył, zaczął odpowiadać jej szelestem koron drzew i ptasimi głosami. Zakręciła się, jakby w tańcu. Potem, cała rozpromieniona, znów usiadła obok mnie i powiedziała:

- Teraz uwierzą! I to oni, to moi mili dacznicy. Oni wam wszystko objaśnią i udowodnią.

Spróbowałem szybciej wrócić do przerwanej rozmowy i zauważyłem:

- Zupełnie niekoniecznie. Twierdzisz, że każdy robaczek stworzony dla dobra człowieka, ale jak w to uwierzą ludzie, z obrzydzeniem spoglądający na pełzające po kuchennych stołach karaluchy? One co, też stworzone dla dobra?

- Karaczany, - odpowiedziała Anastazja, - pełzają tylko po brudnym stole, po to, by zebrać, czasem niewidoczne gołym okiem, resztki rozkładających się cząstek pożywienia, przerobić je i potem złożyć w ustronnym miejscu już nieszkodliwe odpadki. Jeśli ich zbyt wiele, żabkę do domu trzeba przynieść. I zbędne odejdą od razu.

To, co później Anastazja zaproponowała zrobić dacznikom, prawdopodobnie, przeczy nauce o hodowli roślin i już, niewątpliwie, przeczy ogólnie przyjetym zasadom sadzenia i uprawy różnych rodzajów upraw na ogrodowych działkach. Jednak, jej twierdzenia tak wspaniałe, że mi się zdaje, każdemu, kto ma możliwość, warto wypróbować je, niech i nie na całym terenie swojej działki, a na małej jej części, tym bardziej, że prócz pożytku niczego negatywnego w tym się nie przewiduje. Ponadto wiele powiedzianego przez nią już potwierdził swoimi doświadczeniami doktor biologicznych nauk N. M. Prochorow.





11. Z PORAD ANASTAZJI: NASIONKO - LEKARZ



Anastazja twierdziła że:

- Każde wysadzane przez Was nasionko przechowuje w sobie ogromnej objętości informację Wszechświata. Ta objętość nie jest porównywalna w wielkości i precyzji z niczym stworzonym ręką człowieka. Za pomocą tej informacji nasionko zna dokładne, do milisekundy, czas, kiedy musi ożyć, kiełkować, jakie soki brać z ziemi, jak korzystać z promieniowania kosmicznych ciał - słońca, księżyca, gwiazd, w co wyrosnąć, jakie płody przynosić. Przynoszone płody przeznaczone są dla zabezpieczenia życia człowieka. Te płody mogą efektywniej, mocniej niż najlepsze na świecie stworzone ręką człowieka lekarstwa, obecnie istniejące i przyszłe, walczyć i przeciwstawiać się każdej chorobie ludzkiego organizmu. ale do tego stan człowieka powinno znać nasionko. Znać, by w procesie swojego dojrzewania nasycić płód niezbędnymi proporcjami substancji do leczenia konkretnego człowieka, jego choroby. jeśli ona istnieje lub jest skłonność do niej.

Dla tego, by nasionko ogórka, pomidora lub każdej innej rośliny, wyhodowanej na działce, miało taką informację, potrzebne jest następujace:

Przed sadzeniem wziąć w usta jedno lub kilka małych nasionek, trzymać w ustach, pod językiem conajmniej dziewięciu minut.

Potem położyć między dwoma dłońmi, potrzymać je tak trzydzieści sekund. Między dłońmi swoimi nasiona trzymając, trzeba boso stać na tym kawałku ziemi, gdzie będzie odbędzie się potem sadzenie.

Otworzyć dłonie, i nasionka, które na twojej dłoni leżą, ostrożnie do ust przybliż. I wydmuchaj na nasiona z płuc swoich powietrze. Ogrzej je oddechem swoim, i to co jest w tobie, malusieńkie nasionko pozna.

Jeszcze potem trzymać na odkrytych trzydzieści sekund swoich dłoniach trzeba, niebieskim nasionko ciałom świetlnym przedstawiając. I nasionko określi moment swojego wzejścia. Planety wszystkie mu pomogą w tym! I dla ciebie poprzez kiełek potrzebne światło podaruje.

Następnie ty nasiona możesz do ziemi posadzić. W żadnym wypadku nie należy od razu podlewać, by nie zmyć, całej nasionku przekazanej, swojej śliny i informacji swojej, którą nasionko w siebie wchłonie. Po upływie trzech dni, po posadzeniu podlewanie już możliwe.

Sadzenie koniecznie wykonywać w przychylnych dla każdego warzywa dniach (to człowiekowi już znane w księżycowym kalendarzu). Bardziej wczesne wysadzenie, przy nieobecności podlewania, nie tak straszne, jak bardziej późne.

Nie należy wyplewiać obok rosnacego kiełka z nasionka swojego, każdego zielska. Trzeba z różnych rodzaji zostawić chociażby po jednym. Zielska można podcinać...

Według słów Anastazji, nasionko, w ten sposób, zbiera w sobie informację o człowieku, i podczas uprawy swojego płodu, maksymalnie będzie odbierać z Kosmosu i Ziemi niezbędną energię właśnie dla tego konkretnego człowieka. Zielska każego nie wolno usuwać dlatego, że i one mają swoje przeznaczenie. Jedne ochraniają rośliny przed chorobą, inne dają dodatkową informację. W czasie uprawy trzeba obcować z rośliną - chociażby raz podczas jej wzrostu, dokładnie w pełnię księżyca, podejść do niej i dotknąć.

Anastazja twierdziła, że płody, wyhodowane z nasionka w ten sposób i użyte przez człowieka, który je wyhodował, zdolne są wyleczyć go absolutnie od wszystkich chorób, znacznie zahamować starzenie organizmu, uwolnić od szkodliwych przyzwyczajeń, wielokrotnie zwiększyć umysłowe zdolności, dać psychiczny spokój. Płody mają najbardziej efektywny wpływ, jeśli się używa je nie później niż przez trzy dni po zbiorze. Powyższe działania trzeba wykonać na różnych wysadzonych na działce rodzajach upraw. Nie trzeba obowiązkowo zasiewać w ten sposób całej grządki ogórków, pomidorów i tak dalej, wystarczy kilka krzaków.

Wyhodowane wskazanym sposobem płody, będą odróżniać się od innych takiego samego gatunku nie tylko w smaku. Jeśli by je poddać analizie, to i w proporcjach zawartych w nich substancji, one także będą się różnić.

Przy sadzeniu sadzonek obowiązkowo trzeba w wykopanym dołku swoimi rękoma i palcami bosych nóg ugnieść ziemię, plunąć do dołka. Na pytanie, dlaczego nogami - Anastazja objaśniła, że przez pot nóg z człowieka wychodzą substancje (z pewnością, toksyny), zawierające informację o chorobach organizmu. Tę informację otrzymają sadzonki. One przekażą ją płodom, które będą zdolne walczyć z chorobami. Anastazja radziła od czasu do czasu chodzić po działce boso.

Jakie uprawy trzeba hodować?

Anastazja odpowiedziała:

- Ta różnorodność, która istnieje na większości działek, wystarczy: malina, porzeczka, agrest, ogórki, pomidory, poziomki, każda jabłonka. Bardzo dobrze, jeśli jest wiśnia lub czereśnia, kwiaty. Ilość, teren zasiewania tych upraw - nie ma dużego znaczenia.

Do obowiązkowych, bez których trudno sobie wyobrazić pełen energetyczny mikroklimat na działce, należą takie, jak słonecznik (chociażby jeden), obowiązkowo trzeba posiać na półtora - dwóch metrach kwadratowych zbożowe uprawy - żyto, pszenica, i absolutnie obowiązkowo zostawić wysepkę, conajmniej dwa metry kwadratowe, pod różne trawy. Tej wysepki nie wolno zasiewać sztucznie, ona powinna być naturalna, i, jeśli wy nie przechowaliście na swojej działce takiej, trzeba przynieść z lasu darń i stworzyć taką wysepkę z jej pomocą.

Zapytałem Anastazję, jest li konieczność wysadzania, bezpośrednio, na działce, upraw, które ona uważa za obowiązkowe, jeśli za płotem, w pobliżu działki, znajdują sie dzikie trawy, i otrzymałem następująca odpowiedź:

- Znaczenie ma nie tylko różnorodność nasadzeń, ale również sposób ich sadzenia, bezpośrednie obcowanie z nimi, przez które i odbywa się nasycanie informacją. Już mówiłam tobie o jednym ze sposobów sadzenia - podstawowym. Najważniejsze - nasycić otaczający ciebie kawałeczek przyrody informacją o sobie. Tylko wtedy leczniczy efekt, i po prostu zabezpieczenie twojego organizmu, będzie znacznie większe, niż po prostu od płodów. W dzikiej, jak wy ją nazywacie, przyrodzie, a ona nie jest dzika, ona po prostu nieznana wam, jest mnóstwo roślin, za pomocą których można leczyć absolutne wszystkie istniejące choroby. Te rośliny są po to i stworzone, ale człowiek utracił lub prawie utracił zdolność określania ich.

Opowiedziałem Anastazji, że u nas istnieje wiele wyspecjalizowanych aptek, które handlują leczniczymi trawami, są i lekarze, i po prostu znachorzy, leczący trawami zawodowo, na co ona odpowiedziała:

- Jest główny lekarz - twój organizm. On pierwotne był obdarzony zdolnością wiedzieć, jaką trawę trzeba wykorzystać i kiedy. Jak w ogóle się odżywiać, oddychać. On jest zdolny zapobiec chorobie jeszcze przed zewnętrznym przejawem jej. I nikt inny zastąpić twojego organizmu nie będzie mógł, ponieważ to osobisty lekarz, dany osobiście tobie, tylko osobiście tobie, przez Boga. Opowiadałam tobie, jak dać mu możliwość działać dla twojego dobra.

Naprawione stosunki wzajemne z kompleksem roślin twojej działki będą leczyć ciebie i troszczyć się o ciebie, one na własną rękę postawią dokładną diagnozę i wytworzą specjalne, najbardziej efektywne właśnie dla ciebie lekarstwo.


12. KOGO ŻĄDLĄ PSZCZOŁY

- Na każdej działce trzeba mieć chociaż by jedną pszczelą rodzinę.

Powiedziałem jej, że u nas tylko niewielu może obcować z pszczołami. Tego ludzie uczą się w specjalnych placówkach oświatowych, ale również im to nie zawsze wychodzi.

Ale ona odpowiedziała:

- Wiele z tego, co robicie, dla zabezpieczenia życia pszczelej rodziny, przeszkadza. Tylko dwoje ludzi na Ziemi, przez ostatnie tysiące lat, mogło troszeczkę zbliżyć się do zrozumienia tego unikatowego żywego mechanizmu.

- Kim oni są?

- To dwóch mnichów i zaliczani są do zastępu świętych. Możesz przeczytać o nich w waszych książkach, które znajdują się w klasztornych składach.

- No dobrze, tak jakże trzeba trzymać pszczoły na działkach?

- Dla nich po prostu trzeba zrobić gniazdo, jakie u nich w naturalnych warunkach, i wszystko. Dalsza praca może polegać tylko w tym, by zabrać pszczołom część miodu, wosku i innych bardzo pożytecznych dla człowieka substancji, przez nie wyprodukowanych.

- Ale przecież one że żądlą ludzi. Jakiż to odpoczynek na daczy wyjdzie, jeśli człowiek będzie znajdować się w stałym strachu?

- Pszczoły żądlą - kiedy człowiek sam agresywnie się odnosi do nich, odpędza, lęka się, jest bardzo agresywnie wewnętrznie nastawiony, i nie koniecznie ku pszczołom, a po prostu do kogoś. One to czują i nie przyjmują promieniowania żadnych ciemnych uczuć. Jeszcze one mogą żądlić te części ciała, w których są zakończenia, prowadzące do choroby jakiegokolwiek wewnętrznego organu człowieka. I gdzie przerwana ochronna powłoka, i inne zakłócenia. Wam wiadomo, jak efektywnie leczą pszczoły chorobę, którą nazywacie -zapalenie korzonków nerwowych (radikulit), ale to bynajmniej nie jedyne, co one mogą. Jeżeli by mówić o wszystkim, tak jeszcze i udowadniać, jak ty tego chcesz, tobie przyszłoby pobyć u mnie nie trzy dni, a wiele tygodni. U was wiele się mówi o pszczołach, ja tylko wniosłam pewne korekty w utrzymywaniu ich, i, uwierz mi, proszę - one są istotne. Zasiedlić rodzinę w takim ulu - bardzo łatwo. Trzeba wysypywać tam pszczeli rój, a przed tym położyć kawałeczek wosku, rośliny miododajne. Żadnych własnej roboty ramek i plastrów stawiać nie trzeba. Następnie, kiedy rodziny będą żyć, chociażby na kilku sąsiednich działkach, pszczoły same się namnożą się, rojąc, one będą zajmować wolne kłody.

- A jak miód od nich zabierać?

- Otworzyć dolną pokrywę, nadłamać wiszące plastry i zabrać zalepiony miód i pyłek. Tylko zachłannym być nie można, trzeba, żeby część się została pszczołom na zimę.


13. WITAJ, PORANKU!

Swoje poranne procedury Anastazjaa adaptowała do warunków działki na daczy:

- Rano, dokłądnie ze wschodem słońca, boso wyjść na działkę, podejść do tych roślin, do których się chce. Można dotykać je. Robić to trzeba nie według jakiegoś schematu czy ściśle powtarzanego, z dnia na dzień rytuału, a tak, jak się chce, jakie pojawi się pragnienie. Ale robić to trzeba przed umyciem. Wtedy rośliny będą czuć zapachy substancji, które wydzieliły się podczas snu z organizmu, przez pory skóry. Jeśli jest ciepło, i jest obok choć mały kawałek ziemi z trawą, a wskazane, by był on, trzeba położyć się na nim i trzy - cztery minuty się poprzeciągać. Jeśli na ciało przy tym wpełźnie jakikolwiek robaczek - nie odpędzajcie go. Wiele robaczków odtyka na ciele człowieka pory, przeczyszcza je. Głównie, zapychają się te pory, przez które i wychodzą toksyny, wynoszące na powierzchnię skóry przeróżne wewnętrzne choroby pozwalając człowiekowi zmyć je. Jeśli na działce jest jakikolwiek zbiornik wodny, trzeba zanurzyć się w nim. Jeśli nie - można oblać siebie wodą. Stać przy tym trzeba boso niedaleko grządek i roślin, jeszcze lepiej - między grządkami lub, na przykład, jednego ranka obok krzaków malin, innego - porzeczki itd. Po polaniu nie trzeba się od razu wycierać. Kropelki wody z dłoni trzeba strząsnąć, jakby rozrzucając je na otaczające rośliny. Kropelki wody z innych części ciała trzeba także strząsać rękoma. Po tym można wykonywać zwyczajne procedury mycia i korzystać ze wszystkich urządzeń, do których się przyzwyczailiście.

14. WIECZORNE PROCEDURY

- Wieczorem, przed snem, trzeba obowiązkowo umyć nogi, wykorzystając przy tym wodę z dodatkiem niedużej ilości (kilka kropelek) soku z lebiody, pokrzywy. Można i jedno i drugie razem, nie korzystając przy tym z mydła czy szamponu. Wodę, w której były myte nogi, wylać na grządki. Po czym, jeśli jest taka konieczność, można umyć nogi mydłem. Ta wieczorna procedura jest ważna z dwóch powodów. Przez pocenie się nóg wychodzą toksyny, wynosząc z organizmu wewnętrzne jego choroby, i trzeba zmyć je, by przeczyścić pory. Sok z lebiody i pokrzywy dobrze będzie sprzyjać temu. Wylewając wodę na grządki, dajecie dodatkową informację mikroorganizmom i roślinom o swoim dzisiejszym stanie. To także bardzo ważne. Tylko otrzymując tę informację, widoczny i niewidoczny świat, otaczający was, może wytworzyć, dobierając z Kosmosu i Ziemi, wszystko co niezbędne dla normalnego funkcjonowania waszego organizmu.



15. ON WSZYSTKO SAM PRZYGOTUJE

- Jeszcze chciałem się dowiedzieć, co ona powie o odżywianie się. Sama przecież bardzo osobliwie się odżywia. Zapytałem:

- Anastazjo, powiedz, jak według ciebie powinien odżywiać się człowiek, co jeść, kiedy, ile razy na dzień, w jakiej ilości. U nas tej kwestii poświęca się dużo uwagi. Istnieje duża ilość przeróżnej literatury, przepisów na lecznicze odżywianie się, rady na schudnięcie.

- Tryb życia człowieka, w warunkach technokratycznego świata, trudno sobie wyonrazić w inny sposób. Ten świat, jego ciemne siły cały czas dążą do zastąpienia naturalnego przyrodniczego mechanizmu, danego człowiekowi pierwotnie, na swój wielki sztuczny system, sprzeczny z ludzką naturą.

Poprosiłem Anastazję powiedzieć bardziej konkretnie i zrozumiale, bez jej filozoficznych wymysłów, i ona kontynuowała.

- Rozumiesz, na twoje pytania co, kiedy, w jakiej ilości powinien jeść człowiek, nikt lepiej, niż sam organizm każdego konkretnego człowieka, odpowiedzieć nie może. Uczucie głodu, pragnienia do tego i dane naturalnie, by sygnalizować każdemu człowiekowi z osobna, kiedy trzeba użyć pożywienia. Właśnie ten moment i będzie najbardziej korzystny dla każdego. Technokratyczny świat nie jest w stanie zaopatrzyć człowieka w możliwość w pożądany przez jego organizm moment zadowolić uczucie głodu i pragnienia, i wtedy on zaczął wpędzać człowieka w uwarunkowania swojej nieporadności, schemat, jeszcze i usprawiedliwiając go jakąś racjonalnością. Wyobraź sobie: jeden człowiek pół dnia siedzi, prawie nie wydatkując energii, inny wykonuje jakąś fizyczną pracę lub po prostu biegnie, oblewając się potem, wydatkując przy tym dziesiątki razy więcej energii, a odżywiać się oni powinni w tym samym czasie. Człowiek powinien używać pożywienia w tym momencie, w którym radzi mu jego organizmu, i nie może być innego doradcy. Rozumiem, w warunkach waszego bytu to prawie niewykonalnie, ale dla znajdujących się na swoich działkach ludzi, obok swojego miejsca zamieszkania, taka możliwość istnieje i z niej trzeba skorzystać, odrzucając nienaturalne sztuczne programy. To samo mogę powiedzieć i w odpowiedzi na twoje pytanie - co trzeba jeść. To, co w danym momencie znajduje się, że tak powiem, “pod ręką”. Organizm sam wybierze mu niezbędne. Z nietradycyjnych metod mogę poradzić następujacą: jeśli przy waszym miejscu zamieszkania jest jakieś zwierzę (kot, pies), pośledźcie za nim uważnie. One od czasu do czasu z wielu ziół wybierają jakiś rodzaj trawki i zjadają ją. Chociażby kilka takich źdźbeł traw trzeba zerwać i dodać do pożywienia. Nie trzeba tego robić codziennie. Wystarczy raz, dwa razy w tygodniu. Także trzeba samemu zebrać kłosy zbóż, obmłócić, zemleć, zrobić mąkę i upiec chleb. To niezwykle ważne. Człowiek, jedzący ten chleb tylko raz, dwa razy do roku, otrzymuje zapas energii, zdolny aktywizować jego wewnętrzne psychiczne siły i wpłynąć pozytywnie na fizyczny stan, uspokoić jego duszę. Ten chleb można dawać i swoim krewnym, po prostu bliskim ludziom. Na nich on także będzie wywierać bardzo dobroczynny wpływ, jeśli szczerze z dobrem oddany. Bardzo pożyteczne dla zdrowia człowieka, chociażby raz w lato, w ciągu trzech dni odżywiać się tylko tym, co wyrasta na jego działce, dodatkowo wykorzystając chleb, olej słonecznikowy i minimum soli.

Już opowiadałem, jak odżywia się Anastazja. Oto i w czasie swojego opowiadania ona jakoś mimowolnie zerwała jedno, potem drugie źdźbło trawy, zaczęła żuć je sama, dała i mi. Także zdecydowałem się spróbować. Smak jego nie robił wrażenia, ale również odpychających uczuć nie wyzywał. Proces odżywiania się i zabezpieczenia życia organizmu Anastazji jak by powierzony Przyrodzie i nigdy nie zatrzymuje jej myśli, zajętych innymi problemami. Tymczasem jej zdrowie stanowi nieodłączną część nadzwyczajnego zewnętrznego piękna. Według zapewnień Anastazji, dla organizmu człowieka, który ustanowił podobne stosunki z roślinnym światem i ziemią swojej działki, pojawia się możliwość uwolnić się absolutnie od wszystkich chorób.

Sama w sobie choroba - to fakt oddalenia się człowieka od naturalnych mechanizmów, powołanych by dbać o jego zdrowie i zabezpieczenie życia. A dla nich, tych mechanizmów, walka z dowolną chorobą żadnego problemu nie stanowi, ponieważ właśnie na tym i polega sedno ich istnienia. Pożytek, który może uzyskać człowiek, który nawiązał informacyjny kontakt, zbliżywszy się do niedużego kawałka świata przyrody, znacznie większy, niż walka z chorobami.



16. SEN POD SWOJĄ GWIAZDĄ

Już mówiłem, jak Anastazja jest uduchowiona, opowiadając o roślinach i ludziach, z nimi obcujących. Myślałem, ona, żyjąc na przyrodzie, dobrze poznała tylko przyrodę, ale ona posiada informację i o planetarnej budowie. Ona jakby czuje ciała niebieskie. Osądźcie sami, co ona mówi o śnie pod gwiezdnym niebem:

- Rośliny, które otrzymały informację o konkretnym człowieku, wchodzą w informacyjną wymianę z kosmicznymi siłami, ale one są tylko pośrednikami, wykonującymi wąski zakres zadań, dotyczących ciała, i niektórych planów psychicznych. One nigdy nie dotyczą złożonych procesów, właściwych pośród wszystkich zwierząt i roślinnego świata planety tylko ludzkiemu mózgowi, właściwym tylko ludzkim planom bytu. Ale, ustanowiona informacyjna wymiana pozwala zrobić człowiekowi to, co w siłach tylko mu jednemu - skorzystać z kosmicznego intelektu, a jeśli dokładniej - wymienić się z nim informacją. Zupełnie niezłożona procedura pozwala to zrobić i poczuć korzystny wpływ takiego oddziaływania. Anastazja przedstawiła ją tak:

- W jeden z wieczorów, kiedy pogodowe warunki pozwolą, urządźcie sobie nocleg pod gwiezdnym niebem. Posłanie przy tym trzeba posłać niedaleko krzaków malin, porzeczki lub zbóż. Powinniście być sami. Leżąc na posłaniu, twarzą ku gwiezdnemu niebu, nie należy od razu zamykać oczu. Spojrzeniem i umysłowo rozejrzyjcie się po kosmicznych ciałach. Nie próbujcie, myśleć o nich. Myśl powinna być lekka i swobodna. Wpierw spróbujcie myśleć o samych widocznych wam ciałach niebieskich, potem możecie pomarzyć o najskrytszym dla siebie, o bliskich wam ludziach, o tych, komu życzycie dobrze. Nie próbujcie nawet myśleć w tym momencie o zemście, życzyć komukolwiek zła. Efekt może być dla was niekorzystny. Taka niezłożona procedura ożywi, niektóre z mnóstwa śpiących w waszym mózgu, komórek, z których większość i nie budzi się przed okres ludzkiego życia. Kosmiczne Siły będą z wami i pomogą osiągnąć najbardziej nieprawdopodobne jasne marzenia, odzyskać psychiczny spokój, naprawić przychylne stosunki z bliskimi, wzmocnić lub wyzwać ich miłość ku wam. Daną procedurę warto wykonywać kilka razy. Daje efekt ona tylko w miejscach waszego stałego kontaktu z roślinnym światem. I to wy sami poczujecie już rano. Zwłaszcza ważne wykonać taką procedurę za każdym razem w przeddzień dnia swojego urodzenia. Długo, i na nic objaśniać teraz, jak działa ten mechanizm. W część wyjaśnień ty nie uwierzysz, części nie zrozumiesz. Znacznie łatwiej i krócej o tym można będzie mówić z tymi, którzy spróbują i wypróbują jego oddziaływanie na sobie, ponieważ otrzymana i sprawdzona informacja będzie sprzyjać przyjmowaniu kolejnej.



17. POMOCNIK I WYCHOWAWCA WASZEGO DZIECKA

Zadając Anastazji pytanie: w jaki sposób kawałek ziemi z nasadzeniami, niech będzie nawet wysadzonymi specjalnym sposobem i znajdującym się w kontakcie z człowiekiem, może sprzyjać wychowaniu dzieci, oczekiwałem usłyszeć od niej odpowiedź typu, że trzeba dzieciom zaszczepić miłość do przyrody. Jednakże myliłem się. To co powiedziała wstrząsało prostotą argumentacji i w tym samym momencie głębią filozoficznego sensu.

- Przyroda, Rozum Wszechświata zrobili tak, że każdy nowy człowiek rodzi się jako władca, car. On podobny aniołowi - czysty i niepokalany. Jeszcze otwarte ciemiączko przyjmuje ogromny potok Wszechświata informacji. Zdolności każdego noworodka pozwalają stać się mu najmądrzejszą istotą we Wszechświacie, podobnym Bogu. Zupełnie niedużo czasu jest potrzebe mu dla tego, by obdarzyć swoich rodziców szczęściem i błogością. Ten czas, przez który on uświadamia sobie sedno budowy świata, sens ludzkiego istnienia: odcinek zaledwie dziewięciu ziemskich lat. I wszystko, co do tego mu jest potrzebne, już istnieje. Rodzicom tylko nie trzeba wykrzywiać realnej naturalnej budowy świata, oddzielać dziecka od najdoskonalszych we Wszechświacie tworów. Ale rodzicom technokratyczny świat nie pozwala tego zrobić. Co widzi niemowlę pierwszym swoim świadomym spojrzeniem: sufit, skraj łóżeczka, jakieś szmatki, ściany - atrybuty i wartości sztucznego, stworzonego przez technokratyczne społeczeństwo, świata. I w tym świecie jego matka, jej pierś. “Z pewnością, tak znaczy, i trzeba”, - myśli on. Jego uśmiechający się rodzice, słownie jak skarb, wręczają mu brzęczące i piszczące przedmioty, zabawki. Po co? Ono długo będzie uświadamiać sobie: po co one brzęczą i piszczą. Ono będzie próbować uświadomić sobie to swoją świadomością i podświadomością. Potem ci że uśmiechający się rodzice, będą związywać je jakimiś szmatkami - jemu to niewygodne. Ono będzie próbować oswobodzić się, lecz nadaremnie! I jedyny sposób protestu - to krzyk! Krzyk protestu, prośba o pomocy, krzyk oburzenia. Od tego momentu anioł i władca staje się żebrakiem, niewolnikiem, proszącym o jałmużnę.

Dziecku jeden za drugim wręczają atrybuty sztucznego świata. Jak błogo - nowa zabawka, nowa odzież, sugerując tym samym, że te przedmioty są rzeczami najważniejszymi w tym świecie, dokąd ono przyszło. Z nim, niech bedzie jeszcze małym, ale już najdoskonalszą istotą we Wszechświacie seplenią, tym samym mimo woli odnosząc się do niego, jak do niedoskonałej istoty, i nawet w tych placówkach, gdzie, jak myślicie, odbywa się nauka, jemu mówią o zaletach znowu że sztucznego świata. Tylko do dziewięciu lat przelotnie wspominają o istnieniu przyrody, jako dodatku do czegoś innego, ważniejszego, rozumiejąc przy tym rękodzieło. I większość ludzi do końca dni swoich nie jest w stanie uświadomić sobie prawdy. Wydawałoby się , proste pytanie: “ w czym sens życia?” - tak i pozostaje nierozwiązane.

A on - sens życia - w Prawdzie, Radości i Miłości. Dziewięcioletnie dziecko, wychowane przez naturalny świat, ma więcej dokładności w uświadomieniu sobie budowy świata, czym naukowe instytuty waszego świata.

- Stop, Anastazjo. Ty, z pewnością, masz na myśli znajomość przyrody, jeśli jego życie będzie upływać tak, jak twoje. Tu mogę się z tobą zgodzić. Ale przecież nowoczesny człowiek jest zmuszony, dobrze to czy źle - to inne pytanie, ale on jest zmuszony żyć właśnie w naszym technokratycznym świecie, jak ty jego nazywasz. Człowiek, wychowany tak, jak proponujesz Przyrodę będzie znać, czuć ją, a w innym okaże się pełnym laikiem. Są jeszcze takie nauki, jak matematyka, fizyka, chemia, znajomość po prostu życia, jego społecznych zjawisk.

- Wszystko to, dla poznawszego w swoim czasie istotę budowy świata, po prostu głupstwa. Jeśli on zechce, uzna potrzebnym wykazać się w dziedzinie jakiejś nauki, to z łatwością prześcignie wszystkich pozostałych.

- Z czego by to nagle?

- Człowiek technokratycznego świata jeszcze niczego nie wynalazł takiego, czego nie ma w Przyrodzie.

- Dobrze, niech będzie tak, przecież obiecałaś opowiedzieć, jak można wychowywać dziecko w naszych warunkach, rozwinąć jego zdolności. Tylko mów o tym zrozumiale, pokaż na konkretnych przykładach.

- Postaram się, - odpowiedziała Anastazja, - już modelowałam takie sytuacje i próbowałam podpowiedzieć pewnej rodzinie, co trzeba robić, tylko oni w żaden sposób nie mogli uświadomić sobie kluczowego momentu i zadać swojemu dziecku pytania... U tych rodziców pojawiło się nadzwyczaj czyste, zdolne dziecko, wiele pożytków żyjącym na ziemi mogłoby ono przynieść ale... Rodzice przyjeżdżają z tym trzyletnim dzieckiem na swoją letnią działkę i wiozą ze sobą jego ulubione zabawki. Sztuczne zabawki, przesłaniajace prawdziwie priorytety Wszechświata. O, jeśli by oni tego nie robili!.. Przecież dziecko można zająć i zaciekawić inną, bardziej interesujacą sprawą, niż bezsensowne i nawet szkodliwe obcowanie z rękodzielniczymi przedmiotami. Przede wszystkim, poprosicie je pomóc wam, tylko róbcie to w pełni na serio, bez wszelkich tam seplenień, tym bardziej, że ono rzeczywiście udzieli wam pomocy. Jeśli robicie nasadzenia, to poprosicie je potrzymać, przygotowane do sadzenia, nasiona lub rozgrabić grządkę, lub samemu położyć, w przygotowany dołek, nasionko. Przy tym opowiadajcie mu, co robicie, na przykład, można tak: “Włożymy nasionko do ziemi i zasypiemy je ziemią. Kiedy słoneczko będzie świecić i nagrzeje ziemię, nasionku stanie się ciepło i ono zacznie rosnąć, zechce popatrzyć na słoneczko i wyjrzy z ziemi zielony kiełkiem, oto takim. Przy tym trzeba pokazać jakiekolwiek źdźbło trawy. Jeśli mu się spodoba, będzie się stawać coraz większy i większy i może przekształcić się w takie drzewo, lub mniejsze. Jeszcze ja chcę, by on przyniósł nam smaczny płód, i ty go będziesz jeść, Jeśli ci się spodoba.”

Każdy raz, kiedy przyjeżdżacie z dzieckiem na swoją działkę, lub on budzi się rano, przede wszystkim trzeba zaproponować mu popatrzeć, czy nie pojawił się kiełek. Jeśli zobaczycie pojawiwszy się kiełek: ucieszcie się. Kiedy sadzicie nie nasiona, a rozsady, trzeba także objaśnić dziecku, co robicie. Jeśli wysadzacie rozsadę pomidorów, to niech ono przynosi wam po jednej roślince. Jeśli złamie nieumyślnie, weźcie w ręce złamaną roślinkę i powiedzcie: “Myślę, ta nie będzie żyć i nie przyniesie nam płodu, ona złamał się, ale dawaj spróbujemy jednakże je posadzić”. I posadźcie, na równi z innymi, chociażby jedną złamaną. Po kilku dniach, kiedy znów podejdziecie ze swoim dzieckiem do grządki, z już mocniejszymi rozsadami pomidorów, pokażcie mu i na złamaną zwiędłą roślinkę i przypomnicie dziecku o tym, że ona była złamana przy sadzeniu. Przy tym nie rozmawiajcie z dzieckiem pouczającym tonem. Z nim trzeba mówić jak z równym wam człowiekiem. W waszej świadomości powinno się zakotwiczyć, że ono w pewnych sprawach prześciga was, na przykład, w czystości pomysłów. Ono - anioł. Jeśli uda się wam to pojąć - będziecie mogli działać później już intuicyjnie i rzeczywiście z wami stanie się wasze dziecko człowiekiem, który i uczyni was szczęśliwymi. Kiedy będziecie spać pod gwieździstym niebem, weźcie z sobą i swoje dziecko, połóżcie je obok siebie, niech ono popatrzy na gwieździste niebo, ale w żadnym wypadku nie objaśniajcie ani nazwy planet, ani tego, jak rozumiecie ich pochodzenie i przeznaczenie, ponieważ nie wiecie tego sami, i dogmaty, istniejące w waszym mózgu, tylko będą odwodzić dziecko od Prawdy. Jego podświadomość zna Prawdę, i Ona przejdzie do jego świadomości samą. Tylko możecie powiedzieć mu, że wam się podoba patrzenie na świecące gwiazdy, i zapytajcie swoje dziecko: która z gwiazd mu podoba się bardziej od innych? W ogóle bardzo ważne jest umieć zadawać dziecku pytania. W następnym roku dziecku trzeba ofiarować jego własną grządkę, móc upiększać ją, dać możliwość robić na niej wszystko, co ono zechce. W żadnym wypadku nie zmuszać siłą coś robić na niej lub poprawiać, zrobione przez nie. Można tylko spytać je, czy coś chce. Udzielić pomocy można, tylko spytawszy je o pozwolenie na popracowanie z nim wspólnie. Kiedy będziecie wysiewać zboża, dajcie mu rzucić na grządkę swoją ręką ziarna.

- Dobrze, - wtrąciłem się Anastazji, - rzeczywiście, tak dziecko przejawi zainteresowanie ku światu roślinnemu i może stać się dobrym agronomem, ale skąd jednakże u niego pojawi się wiedza w innych dziedzinach?

- No jakże skąd? Rzecz nie tylko w tym, że ono będzie wiedzieć i czuć, jak i co rośnie. Najważniejsze - ono zacznie myśleć, analizować, i w jego mózgu obudzą się komórki, które będą pracować już całe jego życie. One-to i uczynią je mądrzejszym, bardziej utalentowanym, w stosunku do tych, u kogo śpią te komórki. Co się tyczy, tego, co nazywacie postępem, ono może okazać się nieprześcignione w każdej dziedzinie, a większa, niż u innych, czystość jego myśli uczynie je najbardziej szczęśliwym. Jego nawiazany kontakt ze swoimi planetami, pozwoli mu wciąż przyjmować wciaż nowe i nowe informacje, wykorzystywać informację. Wszystko to będzie przyjmować jego podświadomość i oddawać świadomości w postaci nowych i nowych myśli, odkryć. Na zewnątrz on będzie zwyczajnym człowiekiem, ale wewnątrz... Wy takich nazywacie geniuszami.


18. LEŚNE GIMNAZJUM

- Powiedz, Anastazjo, ciebie właśnie tak wychowywali rodzice?

Ona odpowiedziała mi, zrobiwszy niedużą pauzę, w ciągu której, z pewnością, przypomniała sobie swoje dzieciństwo.

- Ja prawie wcale nie pamiętam w ciale swojego tatę i mamę. Mnie wychowywali dziadek i pradziadek w przybliżeniu tak, jak teraz opowiadałam tobie, ale chodzi o to, że przyrodę i otaczający mnie świat zwierzęcy ja jakby sama dobrze czułam, może być, nie uświadamiając sobie całego jej mechanizmu, ale to było już nie najważniejsze, kiedy czujesz. Dziadek i pradziadek od czasu do czasu przychodzili do mnie i zadawali pytania, prosili mnie odpowiadać na nie. U nas starsze pokolenie odnosi się do niemowlęcia i do małego dziecka, jak do Bóstwa, i przez odpowiedzi dziecka sprawdza swoją czystość.

Zacząłem prosić Anastazję wspomnieć jakieś konkretne pytanie i odpowiedź na nie. Ona uśmiechnęła się i opowiedziała:

- Pewnego razu bawiłam się ze żmiją. Obróciłam się, oni stoją, uśmiechają się. Bardzo ucieszyłam się od razu, dlatego że z nimi jest ciekawie. Tylko oni mogą pytania zadawać, i serce u nich bije w takim samym rytmie, jak i u mnie, a u zwierząt inaczej. Podbiegłam do nich, pradziadek ukłonił się mi, a dziadek wziął mnie na kolana. Słuchałam, jak bije jego serce, i przebierałam, oglądałam włosy na jego brodzie. Milczymy wszyscy. Myślimy, i dobrze tak. Potem dziadek pyta mnie:

- Powiedz, Anastazjo, dlaczego u mnie włosy tu rosną? - i pokazuje na głowę i na brodę. - A tu nie rosną? - i pokazuje na czoło i nos. Podotykałam jego czoło, nos, ale odpowiedź się nie zrodziła, a mówić bezmyślnie nie mogę, trzeba mi samej zrozumieć. Kiedy oni przyszli następnym razem, dziadek znów mówi:

- Oto myśleć wciąż kontynuuję, dlaczego u mnie włosy tu rosną, a tu nie rosną? - I znów pokazuje na czoło i na nos. Pradziadek uważnie i poważnie na mnie patrzy. Wtedy pomyślałam: może, rzeczywiście to jego poważny problem i zapytałam:

- Dziadku, a ty co, bardzo chcesz, by one wszędzie rosły? I na czółku, i na nosku?

Pradziadek pomyślał, a dziadek odpowiada:

- Nie, nie chcę.

- Tak dlatego i nie rosną, że ty tego nie chcesz.

On w zamyśleniu, jakby już sam siebie pyta, gładząc brodę:

- A tu rosną, znaczy, dlatego, że ja tak chcę?

Ja mu i potwierdziłam:

- Oczywiście, dziadku, i ty, i ja, i ten, kto ciebie wymyślił.

Tu pradziadek jakoś w podnieceniu pyta:

- A kto, kto go wymyślił?

- Ten, kto wszystko wymyślił, - odpowiedziałam.

- Ale gdzie on, pokaż? - pyta pradziadek, ukłoniwszy się mi. Ja od razu nie mogłam odpowiedzieć im, ale to pytanie pozostało we mnie, i zaczęłam myśleć o nim często.

- A potem odpowiedziałaś? - zapytałem.

- Odpowiedziałam, po roku mniej więcej, i nowe pytania otrzymałam, a do czasu, poki nie odpowiedziałam, oni mi nowych nie zadawali, i ja bardzo mocno to przeżywałam.



19. UWAŻNE ODNOSZENIE SIĘ DO CZŁOWIEKA

Zapytałem Anastazję, kto ją nauczył mówić, jeśli matki i ojca ona prawie nie pamięta, a dziadek i pradziadek obcowali z nią rzadko. Otrzymane odpowiedzi poraziły mnie i wymagają zrozumienia przez specjalistów, dlatego postaram się jak najpełniej odtworzyć je. Dla mnie sens ich zaczął się wyjaśniać stopniowo. Wpierw po moim pytaniu ona spytała ponownie:

- ty masz na myśli umiejętność mówienia w językach różnych ludzi?

- Co znaczy “różnych”, ty co, umiesz mówić w różnych językach?

- Tak, - odpowiedziała Anastazja.

- I po niemiecku, francusku, angielsku, japońsku, chińsku?

- Tak, - powtórzyła ona i dodała, - ty że widzisz, mówię że ja w twoim języku.

- ty chcesz powiedzieć po rosyjsku.

- No trochę uogólniając. Mówię, przynajmniej, staram się mówić, tymi zwrotami i słowami, których właśnie ty używasz w swojej mowie. To dla mnie było troszeczkę trudne wpierw, ponieważ u ciebie mały zapas słów i powtarzające się zwroty językowe. Uczucia też słabo wyrażone. Takim językiem trudno wyłożyć dosyć dokładnie wszystko, co by się chciało.

- Poczekaj, Anastazjo, teraz zapytam ciebie o coś w obcym języku, a ty odpowiesz mi.

Powiedziałem jej “dzień dobry” po angielsku, potem po francuzku. Ona od razu mi odpowiedziała.

Niestety, obcymi językami nie władam. W szkole uczyłem się niemieckiego i to na “trzy”. Po niemiecku ja i przypomniałem sobie całe zdanie, którego z kolegami z ławy szkolnej dobrze się nauczyliśmy. Je ja i powiedziałem Anastazji:

- Ich liebe dich, und gibt mir deine hand.

Ona podała mi rękę i odpowiedziała po niemiecku:

- daję tobie rękę.

Porażony usłyszanym, jeszcze nie wierząc swoim uszom, zapytałem:

- I co że, każdego człowieka można nauczyć wszystkimi językami?

Ja intuicyjnie czułem, że dla tego nadzwyczajnego zjawiska powinno być jakieś proste objaśnienie, i powinienem uświadomić je sobie, donieść ludziom.

- Anastazja, dawaj opowiadaj moim językiem i postaraj się z przykładami, i żeby zrozumiale było, - poprosiłem troszeczkę poruszny.

- Dobrze, dobrze, tylko uspokój się, odpręż się, bo nie pojmiesz. Ale dawaj ja wpierw ciebie pisać nauczę w języku rosyjskim.

- Umiem pisać, ty o nauce języków obcych opowiadaj.

- Nie po prostu pisać, ja pisarzem ciebie nauczę być, utalentowanym. Napiszesz książkę.

- To niemożliwe.

- Możliwe! To że proste.

Anastazja wzięła kijek i nakreśliła na ziemi cały rosyjski alfabet ze znakami interpunkcyjnymi, zapytała ile tu liter.
- Trzydzieści trzy, - odpowiedziałem.

- Oto widzisz, liter wcale niedużo. Możesz ty nazwać to, co nakreśliłam, książką?

- Nie, - odpowiedziałem, - to zwyczajny alfabet i wszystko. Zwyczajne litery.

- Ale, przecież, i wszystkie rosyjskojęzyczne russkojazycznyje książki składają się z tych zwyczajnych liter, - zauważyła Anastazja, - ty zgadzasz się z tym? Rozumiesz, jak proste wszystko.

- Tak, ale w książkach one są rozstawione w inny sposób.

- Prawidłowo, wszystkie książki składają się z mnóstwa kombinacji tych liter, rozstawia je człowiek automatycznie, kierując się przy tym uczuciami. Z tego i wynika, że wpierw rodzi się nie kombinacja z liter i dźwięków, a uczucia, narysowane przez jego wyobraźnię. U tego, kto będzie czytać, powstają w przybliżeniu takie same uczucia, i one pozostają w pamięci na długo. Możesz przypomnieć sobie jakiekolwiek obrazy, sytuacje z przeczytanych przez ciebie książek?

- Mogę, - pomyślawszy, odpowiedziałem. Przypomniałem sobie z jakiegoś powodu “Gieroj naszewa wriemieni” Lermontowa, i zacząłem opowiadać Anastazji. Ona przerwała mi:

- Oto widzisz, możesz opisać bohaterów tej książki, opowiedzieć, co czuli oni, a od tego momentu, kiedy przeczytałeś ją, czasu przeszło niemało. A oto jeśli by ja poprosiła opowiedzieć, w jakiej kolejności rozstawione są w niej trzydzieści trzy litery, jakie zbudowane z nich kombinacje, ty mógłbyś to odtworzyć?

- Nie. To niemożliwie.

- To rzeczywiście bardzo trudne. Znaczy, uczucia jednego człowieka udzieliły się innemu człowiekowi za pomocą przeróżnych kombinacji trzydziestu trzech liter. Patrzyłeś na te kombinacje i w tym samym momencie zapomniałeś, a uczucia, obrazy zostały i zapamietałeś na długo... Oto i wychodzi. Jeśli psychiczne uczucia wprost związać z tymi znaczkami, nie myśleć o wszelkich uwarunkowaniach, dusza zmusi te znaczki stanąć w takiej kolejności, przeplatając kombinacje z nich, że czytający, w następstwie, poczuje duszę piszącego. I jeśli w ducszy piszącego...

- Poczekaj, Anastazjo. Powiedz prościej, zrozumialej, konkretniej, na jakimkolwiek przykładzie pokaż naukę języków. Pisarza ze mnie potem będziesz robić, opowiadaj, kto i jak ciebie uczył rozumieć różne języki?

- Pradziadek, - odpowiedziała Anastazja.

- Opowiedz na przykładzie, - prosiłem, pragnąc zrozumieć wszystko szybko.

- Dobrze, ale ty nie niepokój się, ja wszystko jedno znajdę sposób, by dla ciebie zrozumiałe było, i, jeśli dla ciebie to tak ważne, spróbuję nauczyć ciebie także wszystkimi językami, to że proste.

- Dla nas to nieprawdopodobne, Anastazjo, dlatego postaraj się objaśnić. I powiedz, przez jaki okres czasu ty mogłabyś mnie nauczyć?

Ona pomyślała, patrząc na mnie, i potem powiedziała:

- Pamięć u ciebie już nieszczególna, problemy życiowe... na ciebie wiele czasu będzie potrzebne.

- Ile? - pośpiesznie chciałem usłyszeć odpowiedź.

- Dla życiowego zrozumienia, typu “dzień dobry”, “do widzenia” myślę, że nie mniej niż cztery, a może, i sześć miesięcy, - odpowiedziała Anastazja.

- Wszystko, Anastazjo, opowiadaj jak to robił pradziad.

- On bawił się ze mną.

- Jak bawił się, opowiadaj.

- Tak ty uspokój się, no, odpręż się. W żaden sposób nie mogę zrozumieć, co tak się niepokoisz?

I ona kontynuowała spokojnie:
- Pradziadek bawił się ze mną, jakby żartował. Kiedy on przychodził do mnie sam, bez dziadka, zawsze podchodził, kłamiał się do pasa, podawał rękę, ja mu swoją. On mi rękę wpierw ściskał, potem na kolano klękał, całował i mówił: “Witaj, Anastazjo”. Pewnego razu on przyszedł, wszystko zrobił, jak zawsze, i oczy, jak zawsze, patrzą na mnie łaskawie, a usta mówią jakąś abrakadabrę. Patrzę na niego ze zdziwieniem, a on znów już coś innego mówi, zupełnie bez sensu. Ja nie wytrzymałam i pytam: “Ty, dziaduleczka, zapomniałeś, co powiedzieć trzeba?” - “Zapomniałem” - odpowiedział pradziadek. potem pradziadek odszedł ode mnie na kilka kroków, pomyślał o czymś i znów podchodzi, rękę podaje, ja swoją mu. On na kolano klęka, całuje mi rękę. Spojrzenie łaskawe, usta poruszają się, ale w ogóle nic nie mówi. Nawet się przestraszyłam. Wtedy i podpowiedziałam mu: “Witaj, Anastazjo” -mówię.

- Prawidłowo, - potwierdził pradziadek, uśmiechając się. A ja zrozumiałam, że to jest gra, i razem tak często się bawiliśmy. Wpierw nieskomplikowane to było, potem gra się wciąż komplikowała, ale i coraz ciekawsza się stawała. Ona zaczyna się w wieku trzech lat i kończy w wieku jedenastu lat, kiedy człowiek zdaje, jakby, egzamin, polegający na tym, że uważnie patrząc na rozmówcę może rozumieć go bez słów, w jakim by języku ten nie mówił. Taki dialog o wiele doskonalszy od słownego i on bardziej szybki, pełny. Nazywacie to przekazywaniem myśli w odległości, uważacie za nadzwyczajne, z dziedzin fantastyki zjawisko, a to po prostu uważne odnoszenie się do człowieka, rozwinięta wyobraźnia i dobra pamięć. Za tym kryje się nie tylko bardziej doskonały sposób wymiany informacji, ale również poznanie ludzkiej duszy, roślinnego i zwierzęcego świata, ogólnie budowy świata.

- Anastazjo, no a na co tu rosnące na działce rośliny?

- No jakże na co? Jednocześnie dziecko poznaje świat roślin jako cząsteczkę mechanizmu Wszechświata, wchodzi w kontakt ze swoimi planetami, z ich pomocą i pomocą swoich rodziców szybko, bardzo szybko poznaje Prawdę, i intensywnie rozwija się i w dziedzinie psychologii, filozofii, przyrodoznawstwa - waszych nauk. Jeśli taka gra będzie się odbywać i na przykład będzie wykorzystana jakaś ręką człowieka zrobiona rzecz sztucznego świata, ono się zaplącze. Mu nie będą pomagać siły Przyrody, Kosmos.

- już mówiłem tobie, Anastazjo: dziecko koniec końców może stać się agronomem. A w innych dziedzin skąd u niego pojawi się wiedza?

Ale Anastazja zaczęła twierdzić, że u człowieka, wychowanego w ten sposób, pojawią się zdolności do szybkiego poznania w każdej dziedzinie naszych nauk.





20. LATAJĄCY TALERZ?

NIC SZCZEGÓLNEGO

Wtedy poprosiłem ją pokazać w charakterze przykładu swoją wiedzą w dziedzinie techniki.

- Czego ty ode mnie chcesz - żebymm opowiedziała, jak pracują przeróżne mechanizmy waszego świata?

- Powiedz coś takiego, do czego najwięksi nasi naukowców ciut ciut dochodzą. No, powiedzmy, zrób jakieś wielkie naukowe odkrycie.

- Tak ja i tak to bez przerwy dla ciebie robię.

- Nie dla mnie trzeba, dla naukowego świata, żeby oni uznali to za odkrycie. Ty zrób odkrycie jako dowód w dziedzinie techniki, statków kosmicznych, atomu, paliwa dla maszyn, raz ty mówisz, że wszystko to bardzo proste.

- Te dziedziny w porównaniu z tym, co ja tobie próbuję wyjaśnić, to że, jakby tobie powiedzieć po waszemu, dla porównania, no, epoka kamienia łupanego czy coś w tym stylu.

- Oto i doskonale. Według ciebie, prymitywne, za to zrozumiałe będzie. Udowodnisz swoje racje i potwierdzisz, że twój intelekt wyższy od mojego. Powiedz, na przykład, nasze samoloty, statki kosmiczne, to jak, według ciebie, doskonałe mechanizmy?

- Nie. One są bardzo prymitywne, one są potwierdzeniem prymitywizmu technokratycznej drogi rozwoju.

Taką odpowiedź zwbudziła czujność, ponieważ zrozumiałem - albo ona, rzeczywiście, wie niezmierzenie więcej, niż można sobie wyobrazić zwyczajną świadomością, albo jej opinie - to opinie wariatki. Kontynuowałem dopytywać:

- W czym że primitywizm naszych rakiet i samolotów?

Anastazja odpowiedziała mi, robiąc niedużą pauzę, jakby dając możliwosć uświadomić sobie powiedziane przez nią.

- Ruch wszystkich waszych mechanizmów, absolutnie wszystkich, oparty na energii eksplozji. Nie wiedząc bardziej doskonałych, naturalnych źródeł, korzystacie z takich prymitywnych, ciężkich z niesamowitym uporem. I was nie zatrzymują nawet zgubne skutki ich wykorzystania. Wasze samoloty i rakiety mają po prostu śmieszny zasięg lotu, one tylko troszkę unoszą się nad Ziemią w skali Wszechświata, a tymczasem ten sposób już prawie osiągnął swoje granice. A to że śmieszne! Wybuchająca lub paląca się substancja pcha jakąś masywną konstrukcję, tę, którą nazywacie statkiem kosmicznym. Przy tym duża część tego statku zajęta właśnie problemami pchania.

- A jaka może być inna zasada ruchu w powietrzu?

- Na przykład, taki, jak w latającym talerzu, - odpowiedziała Anastazja.

- Co!!! Wiesz o latających talerzach i o zasadach ich ruchu?

- Oczywiście wiem. One bardzo proste i racjonalne.

U mnie nawet w gardle zaschło, zacząłem naglić ją:

- Opowiadaj, Anastazjo, szybko i zrozumiale.

- Dobrze, tylko ty się nie denerwuj, bo przy poddenerwowaniu przyswoić sobie będzie trudniej. Zasada ruchu latającego talerza oparta na energii wytwarzania próżni.

- Jak to? Mów bardziej zrozumiale.

- U ciebie słaby zapas słownictwa, a żeby zrozumiale dla ciebie było, ja tylko z nich powinnam korzystać.

- Zaraz dodam, - wypaliłem, poddenerwowany, - puszka, pokrywa, tabletka, powietrze... - i zacząłem szybko wymieniać wszystkie słowa, jakie tylko na myśl przyszedły w tamtym momencie, i nawet na mać zakląłem.

Anastazja przerwała...

- Nie trzeba, znam wszystkie słowa, którymi ty możesz się wyrażać, ale są jeszcze inne, i w ogóle inny sposób przekazywania informacji. Za jego pomocą mogłabym objaśnić tobie w minutę, a tak dwie godziny mogą być potrzebne. To sporo, chciałabym opowiedzieć tobie o innym, bardziej znaczącym.

- Nie, Anastazjo, opowiadaj o talerzu, o zasadzie jego ruchu, o nośnikach energii. Pókinie zrozumiem, nie będę słuchać niczego innego.

- Dobrze, - kontynuowała. - Eksplozja - to kiedy twarda substancja szybko przekształca się pod jakimś określonym oddziaływaniem w gaz lub w procesie jakiejś reakcji dwie gazowe substancje przekształcają się w bardziej lekkie. To, oczywiście, dla ciebie zrozumiałe.

- Tak, - odpowiedziałem, - proch, jeśli podpalić, przekształci się w dym, benzyna w gaz.

- Tak, tak przykładwo. Ale gdyby u ciebie albo u was było więcej czystych pomysłów i stąd znajomość mechanizmów Przyrody, moglibyście dawno już uświadomić sobie, że jeśli istnieje taka substancja, która momentalnie może znacznie się rozszerzyć - eksplodować, przechodząc w inny stan, to powinien być i odwrotny proces. W Przyrodzie to żywe mikroorganizmy, które zmieniają gazowe substancje w stałe. W ogóle, wszystkie rośliny to robią, tylko z różną prędkością i stopniem twardości i wytrzymałości stworzonego. Popatrz wokoło, przecież one piją sok ziemi, oddychają powietrzem, a produkują z tego twarde i ytrzymłe ciało, powiedzmy, drewno, lub jeszcze mocniejsze i twardsze - skorupę orzecha lub pestkę, jak u śliwy. Niewidoczny oczom mikroorganizm robi to z bardzo dużą prędkością, odżywiając się jakby tylko powietrzem. Oto te mikroorganizmy i są silnikami latającego talerza. One są podobne do mikro komórki mózgu. Tylko funkcjonalnie nastawiona na wąski zakres. One mają jedną funkcję - ruch. Ale wykonują ją doskonale i mogą rozpędzić aparat do jednej dziewiętnastej prędkości myśli przeciętnego statystycznego dzisiejszego człowieka Ziemi. One znajdują się do wewnętrznej strony górnej powierzchni latającego talerza i ulokowane między podwójnymi ściankami jej. Odległość między ściankami, około, trzy centymetry. Górna i dolna powierzchnia zewnętrznych ścianek porowata, z mikro dziurkami. Przez te dziurki mikroorganizmy wsysają powietrze, tworząc przy tym przed talerzem próżnię. Strużki powietrza zaczynają twardnieć jeszcze przed zetknięciem z talerzem, a przechodząc przez te mikroorganizmy, w ogóle przekształcają się w kulki. Potem te kulki się powiększają, do około 0,5 centymetra średnicy, miękną, i staczają się między ścianekami w dolną część talerza, i znów rozpadają się na gaz. Je można jeść, jeślii zdążyć to zrobić do ich rozpadu.

- A same ścianki latającego talerza z czego zrobione?

- One są wyhodowane.

- Jak to?

- No co ty się dziwisz, zamiast, pomyśleć. Wielu ludzi hoduje w różnych naczyniach grzyb, który czyni wodę, w której go umieszczą, smaczną i troszeczkę kwaśną. Grzyb ten przyjmuje formę naczynia, w którym się znajduje. Ten grzyb, przy tym, bardzo podobny do latającego talerza, on i ścianki robi podwójne. Jeśli do jego wody dodać jeszcze jeden mikroorganizm, zdarzy się stwardnienie, ale ten, tak zwany mikroorganizm można wyprodukować lub, dokładniej, zrodzić wysiłkami mózgów, no, woli, jakby jasnego wyobrażenia.

- Ty to zrobić możesz?

- Tak, tylko samych moich wysiłków będzie niedostatecznie. Trzeba wspołdziałania kilkudziesięciu ludzi, posiadających takie same zdolności, i robić to trzeba by przez rok około.

- A na Ziemi naszej jest wszystko niezbędne, żeby zrobić lub wyhodować, jak mówisz, ten latający talerz i mikroorganizmy?

- Oczywiście jest. Na Ziemi jest wszystko, co jest we Wszechświacie.

- A jak pomieścić mikroorganizmy w środku ścianek talerza, jeśli one takie małe, że niewidoczne?

- Kiedy górna ścianka jest wyhodowana, ona same je przyciąga i zbiera w wielkiej ilości, jak plastry przyciągają pszczoły. Ale również tu są potrzebne umysłowe starania kilkudziesieciu ludzi. No jaki jest sens uszczegóławiać wszystko to dalej, jeśli wy wszystko jedno nie możecie ich wyhodować przez brak póki co u was ludzi z odpowiednią wolą, intelektem i wiedzą?

- A ty czy w żaden sposób nie możesz pomóc?

- Mogę.

- Tak zrób to.

- już zrobiłam.

- co zrobiłaś? - nie rozumiem.

- opowiedziałam tobie, jak trzeba wychowywać dzieci. I jeszcze opowiem. Ty o tym opowiesz ludziom. Wielu uświadomi sobie to, i ich dzieci, wychowane w ten sposób, będą posiadać intelekt, znajomość i wolę, pozwalające zrobić nie tylko prymitywny latający talerz, ale również znacznie więcej...

- Anastazjo, skąd tobie wiadomo wszystko o latającym talerzu?

- Oni lądowali tu, i ja, no, jakby pomagałam im naprawić go.

- Oni o wiele mądrzejsi od nas?

- Wcale nie, do człowieka im niezmierzenie daleko, oni boją się go, nie zbliżają się, chociaż i bardzo ciekawscy. Wpierw oni się mnie bali. Myślowe paralizatory kierowali. Wciąż się puszyli. Nastraszyć próbowali, zadziwić. Ja z trudem ich uspokoiłam.

- No jakże nie mądrzejsi, jeśli robią to, czego człowiek jeszcze nie może?

- Cóż tu dziwnego? Pszczoły też stawiają z naturalnego materiału nieprawdopodobne konstrukcje z całym systemem wentylacji, ogrzewania, ale to nie oznacza, że one są wyżej od człowieka pod względem intelekcie. We Wszechświacie nie ma nikogo i niczego silniejszego od człowieka, prócz Boga.

21. MÓZG - SUPERKOMPUTER

Możliwość stworzenia latającego talerza mocno zainteresowała mnie. Jeśli rozpatrywać tylko zasadę ruchu jak hipotezę, to i ona zdaje się być nowa. Latający talerz, jednak, - mechanizm złożony i dla nas, ziemian, nie artykuł pierwszej potrzeby.

Dlatego chciałem usłyszeć coś takiego, co byłoby zrozumiałe od razu. By to “coś” nie potrzebowało jakichś badań naukowych rozumów, a mogło być od razu zastosowane w praktyce w naszym życiu, przynieść pożytek wszystkim ludziom. Zacząłem prosić Anastazję rozwiązać jakiekolwiek zadanie, dzisiaj pilnie stojące przed naszym społeczeństwem. Ona zgodziła się, ale zapytała:

- Tak ty choć jakoś uwarunkuj ją, - zadanie to. Jakże ja mogę rozwiązać, nie wiedząc, co ty chcesz?

Zacząłem myśleć, co na dziś najbardziej aktualne, i do głowy przyszły następujące warunki zadania:

- Wiesz, Anastazjo, w naszych większych miastach teraz bardzo pilny problem zanieczyszczenia środowiska. Tam takie powietrze, że oddychać trudno.

- Tak wy że je sami i zanieczyszczacie?

- Wiadomo, że sami. Ty posłuchaj dalej, tylko nie filozofuj o tym, że trzeba samemu być czystszym, drzew mieć więcej i tak dalej. Ty przyjmij wszystko tak, jak jest dzisiaj, i wymyśl coś takiego, no, na przykład, żeby powietrze w większych miastach stało się czystsze o 50 procent i by nie były potrzebne na to środki żadne ze skarbu państwa, no, państwowych, znaczy. I żeby to, co wymyślisz, było najracjonalniejsze ze wszystkich możliwych do wymyślenia wariantów i żeby wprowadzane było natychmiast - zrozumiale dla mnie i wszystkich pozostałych.

- Spróbuję, - odpowiedziała Anastazja, - ty wszystkie warunki wymieniłeś?

Starałem się na wszelki wypadek jeszcze jakoś skomplikować zadanie, a nuż jej rozum i zdolności rzeczywiście okażą się na wiele wyższe, niż dopuszcza wyobraźnia naszego rozumu. Dlatego i dodałem:

- Niech wymyślone jeszcze i zysk przynosi.

- Komu?

- Mi, i krajowi także. Żyjesz na terytorium Rosji, znaczy całej Rosji.

- To, znaczy, pieniądze?

- Tak.

- I wiele?

- W zysku, Anastazjo, pieniędzy, nigdy za wiele nie ma. Ale mi tyle trzeba, żeby tej ekspedycji pokryć koszty i na nową starczyło, a Rosji...
Pomyślałem... A co, jeśli i Anastazję jakoś zainteresować materialnymi dobrami naszej cywilizacji? Zapytałem:

- Ty dla siebie niczego nie chcesz?

- U mnie wszystko jest, - odpowiedziała.

I nagle do mnie przyszła idea, zrozumiałem, czym można ją zainteresować.

- Wiesz, Anastazjo, niech przez ciebie wymyślone tyle pieniędzy przyniesie, by wszyscy twoi ukochani dacznicy, no, ogrodnicy, w całej Rosji mogli nasiona bezpłatnie otrzymywać lub na ulgowych jakichś warunkach.

- Wspaniale! - wykrzyknęła Anastazja, - jak dobrze wymyśliłeś. Ja zaraz będę pracować, jeśli już wszystko. Jak mi to się podoba! Czy u ciebie jeszcze coś jest?

- Nie, Anastazjo, wystarczy póki co.

Poczułem, że ją natchnęło i samo zadanie, i zwłaszcza nasiona dla jej daczników, bezpłatne. Ale wtedy jeszcze byłem pewny, że nawet przy jej zdolnościach rozwiązać zadanie z oczyszczeniem powietrza po prostu niemożliwe, inaczej mnóstwo naszych naukowych instutycji już rozwiązałoby je.

Anastazja energicznie, a nie jak zawsze spokojnie, ułożyła się na trawę, rozłożywszy ręce. Wygięte palce opuszkami patrzały wzwyż i to poruszały się, to zamierały, rzęsy zamkniętych oczu drgały.

Leżała tak dwadzieścia minut, potem otworzyła oczy, siadła i powiedziała:

- Określiłam. Ale jakiż to koszmar.

- Co określiłaś, w czym koszmar?

- największą szkodę wyrządzają wam tak zwane samochody. Ich tak wiele w większych miastach, i z każdego wychodzi nieprzyjemny zapach i szkodliwe dla organizmu substancje. Najstraszniejsze to, że one mieszają się z cząsteczkami ziemi lub pyłu, nasączają je. Ruch tych maszyn podnosi nasączony pył, i ludzie wdychają tą okropną mieszankę, ona lata wokoło, pokrywa potem trawę, drzewa, okrywa wszystko wokoło. To bardzo źle.

- Oczywiście, źle. Ale to i tak wszystkim wiadomo, tylko zrobić nikt niczego nie może. Maszyny myjące są, ale one nie radzą sobie. Ty, Anastazjo, nic, absolutnie nic nowego nie odkryłaś, nie wymyśliłaś oryginalnego rozwiązania oczyszczenia.
- Tak ja że tylko określiłam podstawowe źródło szkody, teraz będę analizować, myśleć. Mi trzeba się skupić na długo, być może nawet na godzinę, dlatego że ja takimi problemami nigdy się nie zajmowałam. Żeby nie nudno tobie było, ty pospaceruj po lesie lub...

- Tak ty myśl, znajdę coś czym się zająć.

I Anastazja odeszła cała w siebie. Wróciwszy za godzinę po spacerze po lesie, zastałem ją, jak wydało mi się, niezadowoloną i powiedziałem:

- Widzisz, Anastazjo, tu i twój mózg nie jest w siłach cokolwiek zrobić. Ty tylko nie denerwuj się, u nas nad tym problemem wiele instytutów naukowych pracuje, ale one, jak i ty, tylko konstatują fakt zanieczyszczenia. Póki co i one też niczego zrobić nie mogły.

Ona odpowiedziała nieco przepraszającym tonem:

- Przejrzałam, myślę, wszystkie możliwe warianty, ale by szybko i na pięćdziesiąt procent - nie znajduję.

Nastrożyłem się - ona jednakże znalazła jakieś rozwiązanie.

- A na ile że u ciebie wyszło? - zapytałem.

Ona westchnęła.

- Niedociągnęłam wiele. U mnie wyszło na... - trzydzieści pięć - czterdzieści procent.

- Co?! - nie powstrzymawszy zakrzyczałe.

- Słabo, tak? - zapytała Anastazja.

U mnie w gardle zaschło, czułem - ona nie może kłamać, przesadzać lub umniejszać powiedzianego. Próbując powstrzymać niepokój, powiedziałem:

- Dawaj zmienimy zasady zadania - niech będzie trzydzieści osiem procent. Opowiadaj szybko, co wymyśliłaś.
- Trzeba, żeby wszystkie te samochody nie tylko rozrzucały ten obrzydliwy pył, ale zbierały go.

- Jak to zrobić, mów szybciej!

- Z przodu, no, co tam u nich się znajduje takiego, jak to się nazywa?

- Zderzak, - pomogłem jej.

- A więc, zderzak. Wewnątrz niego lub pod nim trzeba dorobić pojemniczki z dziurkami w górnej ich części, z tyłu też dziurki powinny być, żeby powietrze wychodziło. Przy ruchu tych samochodów potoki zakurzonego szkodliwego powietrza będą dostawać się przez przednie dziurki, oczyszczać się, i wychodzić z tylnych dziurek będzie już oczyszczone w dwudziestu procentach powietrze.

- A gdzie że twoje czterdzieści procent?

- Teraz ten pył z drogi w nijak prawie się nie zbiera, a przy takim sposobie go będzie stawać się coraz mniej, tak jak on będzie zbierany każdego dnia i wszędzie. Obliczyłam - przez miesiąc przy pomocy takich pojemniczków, jeśli one będą zainstalowane we wszystkich samochodach, ilość brudnego pyłu zmniejszy się o czterdzieści procent. Dalej procent zanieczyszczenia się nie zmniejszy, tak jak wpływają inne czynniki.

- Jakiego rozmiaru pojemniczki, co w nich powinno się znajdować, ile dziureczek i w jakiej odległości jedna od drugiej?

- Władimirze, może, ty chcesz, żebym to właśnie ja je i przykręciła do każdego samochodu?

Po raz pierwszy zobaczyłem, że ona posiada poczucie humoru i zaśmiałem się, wyobraziwszy sobie, jak Anastazja przykręca do samochodów swoje pojemniczki. Ona też się zaśmiała, ucieszywszy się moją wesołością, zakręciła się na polanie.

Idea rzeczywiście była prosta, a resztę - sprawa techniki. Już sam, bez Anastazji, wyobraziłem sobie, jak to wszystko może być: ustawy władz administracji , kontrola ruchu drogowego, zmiana filtrów na uprawnionych stacjach, oddawanie starych, kontrolne paragony i tak dalej. Zwyczajne rozwiązanie, jak z pasami bezpieczeństwa. Jeden zawijas pióra, i we wszystkich samochodach osobowych pasy. A tu jeden zawijas pióra i powietrze czystsze. I przedsiębiorcy o zamówienia na pojemniczki będą walczyć, i zakładom da prace, a najważniejsze ,w rezultacie powietrze czystsze będzie...
- Poczekaj, - zwróciłem się znów do kręcącej się, jakby w tańcu, Anastazji, - w pojemniczkach- tych to co powinno się znajdować?

- W pojemniczkach... w pojemniczkach. Ty sam trochę pomyśl. Zupełnie proste to, - odpowiedziała , nie zatrzymując się.

- A pieniądze z czego się pojawią u mnie i u daczników, na nasiona żeby starczało? - znów zadałem pytanie.

Ona zatrzymała się.

- No jakże z czego? Prosiłeś, by idea była najracjonalniejsza - oto ja i wymyśliłam taką, naj. Na całym świecie ją będą wykorzystywać w większych miastach i płacić Rosji za tę ideę tak, że na bezpłatne nasiona wystarczy, i tobie będą płacić. Tylko otrzymywać ty będziesz mógł swoje przy określonych warunkach.

Ja wtedy nie zwróciłem uwagi na jej słowa co do określonych warunków, zacząłem uściślać co innego:

- Tak, znaczy, opatentować trzeba? Któż płacić będzie dobrowolnie?

- Dlaczego nie będą? Będą, ja procent teraz wyznaczę. Od wyprodukowanych tych pojemniczków - Rosji dwa procent, tobie - 0,01.

- Tak jaki pożytek od twojego wyznaczania. W czymś ty jesteś mocna, a już w biznesie pełny laik. Nikt nie będzie płacić dobrowolnie. Nawet przy zawartych umowach nie zawsze płacą. Jeśli by ty tylko wiedziała, jaka jest ilość u nas niespłat. Arbitrażowe sądy są przeładowane. Wiesz, co to takiego arbitrażowy sąd?

- Przypuszczam. Ale w tym wypadku sprawnie będą płacić. Ten, kto zrezygnuje, - zbankrutuje. Rozkwitać tylko uczciwi będą.

- Od czego to oni zbankrutują, ty co li ściąganiem się zajmiesz?

- No jeszcze, wymyśliłeś... Ładnie... Oni sami, raczej okoliczności, tak się złożą wokoło oszustów, że oni zbankrutują.

I tu mnie ogarnęła myśl - jeśli uwzględnić to, że Anastasija nie może kłamać i, jak ona sama mówiła, naturalne mechanizmy nie pozwalają jej się mylić - znaczy, ona, zanim zrobić takie oświadczenie, powinna była obrobić w mózgu niesłychaną ilość informacji, zrobić kolosalne arytmetyczne obliczenia, przy tym uwzględnić masę jakichś psychologicznych czynników ludzi, którzy będą związani z jej projektem. W naszym języku ona nie tylko rozwiązała trudne zadanie oczyszczenia powietrza, ale również zestawiła, przeanalizowała biznes-plan i wszystko to - w około półtorej godziny. Zdecydowałem uściślić pewne szczegóły i zapytałem ją:

- Powiedz, Anastazjo, robiłaś w pamięci jakieś wyliczenia, wyznaczając procent oczyszczania powietrza, ilość pieniędzy, które powinny się pojawić z produkcji twoich pojemniczków, zainstalowanych w samochodach, zamianę filtrów i tak dalej?

- Obliczenia robiłam i bardzo szczegółowe, i nie tylko z pomocą mózgu...

- Stop! Milcz. Daj mi wypowiedzieć swoją myśl. Powiedz no, mogłabyś powspółzawodniczyć z jakimkolwiek najdoskonalszym komputerem, no, powiedzmy, japońskim czy amerykańskim?

- Ale dla mnie to nieciekawe, - odpowiedziała i dodała, - to że prymitywne i jakoś tak poniżające. Współzawodniczyć z komputerem - to tak samo jak... no, jak tobie objaśnić na przykładzie zrozumiałym... To tak samo jak - rywalizować z protezą ręki lub nogi, i to nie z pełną protezą, a z częścią jej. U komputera jest nieobecne najważniejsze. To najważniejsz - uczucia.

Zacząłem udowadniać co innego, opowiedziawszy, jak u nas ludzie, uważani za bardzo mądrych, poważanych w społeczeństwie, grają z komputerem w szachy. Ale kiedy ani ten, ani inne argumenty ją nie przekonały, zacząłem prosić zrobić to dla mnie i dla innych ludzi w charakterze dowody możliwości ludzkiego mózgu. Ona zgodziła się, i wtedy uściśliłem:

- Tak, znaczy, mogę oficjalnie ogłosić twoją gotowość współzawodniczyć w rozwiązaniu zadań z japońskim superkomputerem?
- Dlaczego z japońskim? - spytała ponownie Anastazja.

- Dlatego, że one są uważane za najlepsze na świecie.

- Ach tak? Lepiej już ze wszystkimi od razu, byś ty potem nie prosił mnie zajmować się jeszcze raz tą nieciekawą sprawą.

- Doskonale, - ucieszyłem się, - dawaj ze wszystkimi, trzeba tylko zadanie sformułować.

- Dobrze, - zgodziła się Anastazja, - ale wpierw, żeby czasu nie tracić na formułowanie, niech oni i rozwiążą to zadanie, które ty przede mną postawiałeś, potwierdzą lub obalą moje rozwiązanie. Jeśli obalą, to swoje zaproponują. Życie, ludzie - nas i osądzą.

- Doskonale, Anastazjo! Mądrala! To konstruktywne. A ile, jak uważasz, trzeba czasu dać na rozwiązanie tego zadania? Myślę, jak tobie, półtorej godziny dla nich bardzo mało będzie, dawaj trzy miesiące.

- Niech będzie trzy.

- Sędziami proponuję uczynić wszystkich chętnych. Kiedy ich będzie wielu - wtedy nikt dla korzyści nie wpłynie na ich ocenę.

- Niech będzie tak, ale chciałabym jeszcze pomówić z tobą o wychowaniu dzieci...

Anastazja uważa wychowanie dzieci za najważniejsze i zawsze mówi o tym z przyjemnością. Mój pomysł współzawodnictwa z komputerami nie wywołał w niej szczególnego zainteresowania. Ale, ja jednakże cieszyłem się, zapewniwszy sobie jej zgodę, i teraz chcę wezwać firmy, wypuszczające nowoczesne komputery, wejść we współzawodnictwo w rozwiązaniu wyżej przedstawionego zadania.

U Anastazji zdecydowałem się uściślić:

- A jaką że nagrodę wyznaczymy zwycięzcy?

- Mi nic nie trzeba! - odpowiedziała.

- Dlaczego ty o sobie? Absolutnie przekonana jesteś o swoim zwycięstwie?

- Oczywiście, ja że człowiek.

- No, dobrze. Co ty jednakże możesz zaproponować firmie, która zajmie pierwsze miejsce po tobie?

- No, podpowiem im, jak udoskonalić ich prymitywny komputer.

- jesteśmy umówieni!




22. W nim było życie i życie było światłością ludzi (Ewangelia wg św. Jana)

Pewnego razu po mojej prośbie Anastazja zaprowadziła mnie patrzeć na Dzwoniący Cedr, o którym opowiadali jej dziadek i pradziadek. Odeszliśmy niedaleko od polany, i zobaczyłem go. Około czterdziestometrowe drzewo niewiele wznosiło się nad obok stojące, ale najważniejsza jego różnica było w tym, że korona jego jakby świeciła, tworząc wokoło siebie aureolę, podobną do tej, którą rysują na ikonach wokoło twarzy świętych. Ta aureola nie była równa, ona pulsowała. W najwyższym punkcie powstawał cienki promień i odchodził w niebieską nieskończoność. Widowisko urzekało i oczarowywało.

Po propozycji Anastazji przycisnąłem dłonie do jego pnia i usłyszałem dźwięk lub potrzaskiwanie, porównywalne z tym, które możemy słyszeć, znajdując się pod linią wysokiego napięcia, tylko więcej dźwięczny.

- To ja sama przypadkowo znalazłam sposób, jak zwrócić jego energie w kosmos i potem rozsiać po Ziemi, - zakomunikowała Anastazja.
- Widzisz, kora w różnych miejscach obdarta, to niedźwiedzica lazła, ja ją z trudem zmusiłam dotaszczyć mnie do pierwszych gałęzi. Uczepiłam się za sierść jej karku. Ona lezie i ryczy, lezie i ryczy. Tak do pierwszych gałęzi, po nich dotarłam do samego szczytu. Siedziałam tam dwa dni i czego to nie wymyślałam, i gładziłam go, i krzyczałam wzwyż - nic nie pomagało. Dziadek i pradziadek przyszli. Wyobrażasz sobie, co tu się działo? Stoją oni w dole, gniewają się na mnie i domagają się, bym w dół schodziła. Ja, z kolei, domagam się, by opowiedział mi, co z Cedrem robić. Jak uratować dzwoniący cedr skoro go ludzie nie spiłowali. Oni nie mówią. ale czuję, oni wiedzą. A dziadek chytry taki, chciał oszukać mnie, zaczął obiecywać mi pomóc poradzić sobie z pewną kobietą, z którą ja w żaden sposób nie mogę znaleźć kontaktu. Bardzo chcę jej pomóc. Wcześniej on tylko gniewał się, że ja na nią tak wiele czasu tracę, a innych spraw nie wykonuję, ale ja-to wiedziałam, że on nie będzie mógł mi pomóc, dlatego że pradziadek dwa razy próbował przed im potajemnie to zrobić i także nie mógł. Potem dziadek zupełnie się zdenerwował: chwycił gałąź, biegał wokoło Cedru, chłoszcze nią i krzyczy, że ja najniedorzeczniejsza w rodzinie, działam alogicznie, mądrych rad nie przyjmuję, i on będzie wychowywać mnie patykiem po miejscu z tyłu. I chłoszcze przy tym gałęzią w powietrzu. Trzeba że mu było tak wymyślić, że nawet pradziad się roześmiał. Też się śmieję. Tu i złamałam nieumyślnie gałąź na szczycie, a z niej świecenie. I słyszę głos pradziada, bardzo poważny, surowy i proszący jednocześnie: “Nie dotykaj, wnuczeńka, więcej niczego, schodź bardzo ostrożnie, ty już wszystko zrobiłaś.” Usłuchałam i zeszłam. Mnie pradziadek milcząco objął, sam drży i pokazuje na Cedr, a na nim coraz więcej i więcej gałązek zaczyna świecić, potem utworzył się promień, odchodzący wzwyż. Teraz nie spali się Dzwoniący Cedr, przez swój promień odda wszystko zgromadzone przez pięćset lat ludziom i ziemi. Pradziadek objaśnił, że to w tym miejscu promień się utworzył, gdzie krzyczałam wzwyż i gałązkę nieumyślnie, kiedy się śmiałam, złamałam. Pradziadek mówił, że gdybym dotknęła promienia, wychodzącego z nadłamanej gałązki, mój mózg rozerwałoby, ponieważ zbyt wiele w tym promieniu energii i informacji, że właśnie tak zginęli mój tata i mama...

Anastazja położyła swoje dłonie na potężny pień uratowanego przez nią Dzwoniącego Cedru, przytuliła się do niego policzkiem, pomilczała pewien czas, potem kontynuowała swoje opowiadanie:

- Oni, mój tatuś i mamusia, odkryli taki sam Dzwoniący Cedr. Tylko mama troszeczkę w inny sposób wszystko robiła, dlatego że nie wiedziała... Ona wlazła na obok stojące Dzwoniącego Cedru drzewo, dotarła do dolnej gałęzi Dzwoniącego i nadłamała ją, nieumyślnie oświetliwszy siebie. Gałązka była skierowana w dół, i promień uchodził do ziemi. To bardzo źle, bardzo szkodliwe, kiedy taka energia dostaje się do ziemi... Kiedy tata przyszedł, zobaczył tem promień i mamę, wiszącą, jedną ręką uczepiwszy się za gałąź zwykłego Cedru. W drugiej ona trzymała złamaną Dzwoniacego. Tata wszystko, z pewnością, zrozumiał. On wszedł na Dzwoniący Cedr, dolazł do szczytu. Dziadek i pradziadek widzieli, jak on łamał górne gałązki, ale one nie świeciły, a coraz rozświetlały się dolne. Pradziadek mówił, że tata rozumiał, że jeszcze trochę - i on już nigdy nie będzie mógł zejść na dół, a promienia, wychodzącego wzwyż, pulsujące świecenie wciąż się nie pojawiało, tylko coraz więcej cienkich promieni ciało świeciło na dole. Górny promień pojawił się, kiedy tata nadłamał dużą gałąź, skierowaną wzwyż. I chociaż ona nie świeciła, on zgiął ją i skierował na siebie. Kiedy ona błysnęła, on jeszcze mógł rozluźnić ręce, i promień z wyprostowawszej się gałązki skierował się w niebo, potem utworzyła się pulsująca aureola. Pradziadek mówił, że taty mózg w ostatnich chwilach jego życia mógł przyjąć ogromny potok energii i informacji, że on jakimś nieprawdopodobnym sposobem mógł oczyścić go z całej założonej wcześniej informacji, dlatego i udało się zyskać czas do tego, by zdążyć przed ekspozją rozluźnić ręce i skierować gałązkę wzwyż.

Anastazja jeszcze raz pogłaskała pień Cedru dłońmi, przytuliła się do niego policzkiem i zamarła, uśmiechając się, przysłuchując się dźwięku drzewa.

Anastazjo, a olej cedrowego orzecha w leczniczych właściwościach mocniejszy czy słabszy, niż kawałki dzwoniącego cedru.

- Takie same. Jeśli orzechy zebrać w określony czas i z określonym stosunkiem do Cedru. Kiedy on sam je oddaje.

- Ty wiesz, jak to zrobić.

- Tak, wiem.

- Opowiesz?

- Dobrze. Opowiem.

23. TRZEBA ZMIENIAĆ ŚWIATOPOGLĄD

Spytałem Anastazję, co to za kobieta, przez którą u niej konflikt z dziadkiem, dlaczego ona w żaden sposób z nią nie może znaleźć kontaktu, i dlaczego on jej potrzebny?

- Rozumiesz, - zaczęła swoje opowiadanie Anastazja, - bardzo ważne, kiedy dwoje ludzi złącza swoje życia, by mieli do siebie duchowy pociąg. Niestety, zwykle, wszystko zaczyna się od cielesnego. No, na przykład, zobaczyłeś ładną dziewczynę, zachciałeś bliskości z nią. Człowieka, jego duszy ty jeszcze nie zobaczyłeś. Często ludzie łączą swój los ze sobą tylko na bazie cielesnego pociągu. On szybko przechodzi lub przenosi się na innego. Co wtedy wiąże ludzi?..

Znaleźć bliskiego w duchu, z którym można odzyskać prawdziwe szczęście, nie tak już i złożenie, ale w waszym technokratycznym świecie istnieje masa przeszkód. Ta kobieta, z którą próbuję znaleźć kontakt, żyje w dużym mieście, regularnie jeździ w jedno i to samo miejsce, z pewnością, do pracy. Tam, lub w drodze, wciąż się znajduje lub ją spotyka człowiek, bardzo bliski jej w duchu, z którym ona byłaby rzeczywiście szczęśliwa, a najważniejsze, u nich urodziłoby się dziecko, umiejące przynieść światu wiele dobra. Dlatego że oni stworzyliby go w takim samym porywie, jak i my. Ale ten mężczyzna w żaden sposób nie czyni prób by porozmawiać, że, z tą kobietą, i ona sama temu częściowo winna. Wyobrażasz sobie, on patrzy na jej twarz i widzi w niej jakby wybrankę swojej duszy, a ona, jak tylko czuje czyjeś spojrzenie, tak od razu cała się poprawia, skudniczkę swoją wyżej się stara “nieumyślnie” podnieść. No, i tak dalej. U tego mężczyzny w tym momencie powstają cielesne uczucia, a jej on albo mało znany, albo w ogóle nieznany, oto i idzie on wtedy do tej, z którą zna się bliżej, która dostępniejsza, pociągająca tymi samymi cielesnymi uczuciami.

Chcę tej kobiecie podpowiedzieć, coa robić, ale nie mogę się przebić do niej, jej mózg ani na chwilę nie otwiera się do uświadomienia sobie informacji. On całkowicie pracuje tylko nad problemami bytu. Wyobrażasz sobie, ja pewnego razu całą dobę za nią śledziłam. To taka okropność! Dziadek potem na mnie się gniewał, że ja mało z dacznikami pracuję i w ogóle się rozpraszam, lezę nie w swe dziedziny. Budzi się ona rano, i od razu pierwsza myśl - nie ucieszenie się nadchodzącym dniem, a jak by pojeść. Denerwuje się, że czegoś tam nie ma z pożywienia, potem denerwuje się, że brak czegoś tam, czym smarujecie się rano: może, kremu, może, krasok. Ona cały czas myśli, jak to dostać. Ona wiecznie się spóźnia i wciąż biegnie, myśląc, żeby nie odjechał bez niej to jeden, to drugi transport.

W tym miejscu, gdzie ona wciąż przychodzi, jej mózg w ogóle jest przeładowany, jakby tobie objaśnić, no, cały, moim zdaniem, bzdurą. Z jednej strony, on na zewnątrz powinien czynić jej wyraz twarzy rzeczowym i wykonywać jakąś zleconą pracę. Przy tym ona jednocześnie myśli o jakiejś swojej, prawdopodobnie, przyjaciółce lub znajomej i złości się na nią. Jednocześnie ona słucha, co mówią wokoło. I wyobrażasz sobie, tak z dnia na dzień, z dnia na dzień, jak nakręcona.

Wracając do domu, kiedy ją widzą, udaje prawie szczęśliwą kobietę, a sama znów że myśli o farbach, ogląda odzież w sklepach i, przede wszystkim, taką, żeby odkryć swoje kuszące wdzięki, przypuszczając, że od tego zdarzy się jakiś cud, chociaż w jej wypadku jest wszystko na odwrót. Ona wraca do domu, zaczyna zajmować się sprzątaniem. Myśli, że odpoczywa, kiedy patrzy w telewizor, grzebie się z jedzeniem i, najważniejsze, myśli o dobrym tylko małą chwilę. Spać się kładzie, i w łóżku znowu jest ze swoimi troskami. Gdyby ona choć na minutkę w ten dzień oderwała się od nich i pomyślała o...

- Poczekaj, Anastasijo, ty objaśnij, jak widzisz ją, zewnętrzny wygląd, odzież, i o czym ona powinna myśleć w tym momencie, kiedy jest obok ten mężczyzna? Co ona powinna zrobić, żeby on spróbował porozmawiać z nią?

Anastazja opowiedziała wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Przytoczę tu, moim zdaniem, podstawowe.

- Sukienka trochę poniżej kolan, bez dekoltu, z białym kołnierzykiem, kosmetyki prawie brak, z zainteresowaniem słucha rozmawiającego z nią człowieka.

- I to wszystko, - zauważyłem, usłyszawszy takie proste objaśnienie.

Na co Anastazja zauważyła:

- Za tymi prostymi rzeczami stoi wiele. Do tego, żeby wybrała ona właśnie taką sukienkę, w inny sposób podmalowała się i popatrzyła na człowieka z autentycznym zainteresowaniem, jest potrzebna zmiana światopoglądu.

24. ŚMIERTELNY GRZECH

-Muszę jeszcze opowiedzieć tobie, Władimirze, o warunkach, przy których będziesz otrzymywać pieniądze w bankach, kiedy ich będzie wiele na twoich kontach...

- Mów, Anastazjo, to przyjemna procedura, - odpowiedziałem. Ale usłyszane rozstroiło mnie...

Osądźcie sami, co ona zaproponowała:

- Żeby otrzymać w banku leżące na twoim koncie pieniądze, będziesz musiał zastosować się do następujących warunków: przede wszystkim, trzy dni przed odbiorem pieniędzy nie spożywać alkoholu. Kiedy przyjdziesz do banku, najważniejsza odpowiednia osoba w banku, za pomocą istniejących u was przyborów, powinna sprawdzić przestrzeganie przez ciebie tego warunku w obecności conajmniej dwóch świadków. Jeśli ten pierwszy warunek będzie spełniony, wtedy możesz przystąpić do realizacji drugiego, - powinieneś zrobić przysiady conajmniej dziewięć razy przed odpowiednią osobą i obecnymi tam dwoma świadkami...

Kiedy doszedł do mnie sens powiedzianego, a raczej, bezsens, zerwałem się, i ona też wstała. Nie wierzyłem uszom swoim i spytałem ponownie:

- Mnie wpierw sprawdzą na obecność alkoholu, a potem ja jeszcze i przysiady powinienem robić przy świadkach conajmniej dziewięć razy, tak?

- Tak, - odpowiedziała Anastazja, - za każdy przysiad tobie mogą wydać sumę nie więcej niż milion waszych rubli w dzisiejszej ich wartości.

Uczucia wściekłości, złości i irytacji przepełniły mnie.

- Po co powiedziałaś to? No po co? Mi tak dobrze było. Uwierzyłem tobie. Mi zaczęło się wydawać, że ty w wielusprawach masz rację, że w twoich wyprowadzeniach jest logika. Ale ty... Teraz ja jestem absolutnie pewny, ty - schizofreniczka, głupia leśna, wariatka! Ty wszystko przekreśliłaś ostatnią swoją wypowiedzią. W niej pełen brak sensu i jak by nie było logiki, i to nie tylko ja, każdy normalny człowiek potwierdzi to tobie. Ha... Może być, jeszcze chcesz, bym ja w książce twojej te warunki przedstawił?

- Tak.

- No, zupełnie nienormalna. A bankom ty, co że, - zarządzenie napiszesz lub ustawę uchwalisz?

- Nie. Oni przeczytają w książce, i każdy tak z tobą postępować będzie. Inaczej ich będzie czekać bankructwo.

- O, Boże!!! I ja jeszcze trzeci dzień słucham tej istoty? Może, ty chcesz, żeby i odpowiednia osoba z banku razem ze mną przy świadkach robiła przysiady?

- Dobrze by i jej, jak i tobie zrobiło. To przyniosłoby duży pożytek, ale dla nich ja takich surowych warunków, jak przed tobą, nie postawiłam.

- Znaczy, ty mnie tylko tak obdarowałaś? Tak ty choć wyobrażasz sobie, jakie pośmiewisko ze mnie wymyśliłaś? Oto w co może się przekształcić miłość nienormalnej pustelnicy! Tylko nic u ciebie nie wyjdzie, żaden bank nie zgodzi się mnie obsługiwać na takich warunkach, ile by ty nie modelowała swoich sytuacji. Patrzcie no, razmarzyła się... Sama tu i przysiadaj - ile wlezie, głupia.

- Zgodzą się banki i nawet bez twojej wiedzy konta będą otwierać - prawda, tylko te banki, które chcą uczciwie pracować, i ludzie uwierzą im i przyjdą do nich, - kontynuowała bronić swojego zdania Anastazja.

We mnie coraz bardziej i bardziej gromadziły się rozdrażnienie i złość. To li na siebie się złoszcząc, to li na Anastazję. No, nieźle, tyle słuchałem jej, usiłowałem pojąć powiedziane, a ona po prostu półwariatka. Zacząłem wypowiadać się pod adres Anastazji, delikatnie mówiąc, grubiańskimi słowami...

Ona stała, oparłszy się o drzewo plecami, z lekka pochyliwszy naprzód głowę. Jedna ręka jej była przyciśnieta do piersi, druga, podniesiona wzwyż, ona z lekka machała. Poznałem ten gest. Ona powtarzała go za każdym razem, kiedy uspokajała otaczającą przyrodę, bym nie czuł strachu, i zrozumiałem, dlaczego ona uspokajała ją tym razem.

Każde obraźliwe lub grubiańskie słowo pod adres Anastazji jak pejczem biło po niej, zmuszało wzdrygać się jej ciało.

Zamilczałem. Znów siadłem na trawę, odwróciwszy się od Anastazji, zdecydowałem, że oto teraz się uspokoję i pójdę do brzegu, a z nią więcej w ogóle rozmawiać nie będę, ale kiedy usłyszałem za plecami jej głos - zdziwiłem się, w tonie jej głosu nie było obrazy czy wyrzutów:

- Rozumiesz, Władimirze, wszystko złe, z człowiekiem się dziejące, ściąga na siebie sam człowiek, kiedy narusza zasady duchowego bytu i zrywa związek z Przyrodą. Ciemne siły starają się zaabsorbować jego uwagę chwilowymi urokami waszego technokratycznego bytu, zmusić nie myśleć o prostych prawdach, przekazanych, wyłożonych jeszcze w Biblii. I im to często się udaje. Jednym ze śmiertelnych grzechów człowieka - pycha. Jemu, temu grzechowi, poddana większość ludzi. Ja nie będę przedstawiać tobie teraz ogromnej zgubność tego grzechu. Wróciwszy i chcąc się zorientować, zrozumiesz to sam lub za pomocą oświeconych ludzi, którzy przyjdą do ciebie, a teraz tylko powiem: “Ciemne siły, jako przeciwstawne jasnym, co sekundę troszczą się o to, by ten grzech pozostawał z człowiekiem, i pieniądze służą im do tego jako jedno z podstawowych narzędzi. To one je wymyśliły. Pieniądze - jakby strefa wysokiego napięcia. Ciemne siły szczycą się swoim pomysłem. One nawet uważają, jakoby one były silniejsze od jasnych, dlatego że mogły pieniądze wymyślić. Tysiąclecia trwa wielkie przeciwstawianie się, a człowiek w centrum jego. Ale ja nie chcę, żebyś ty był poddany temu grzechowi, rozumiejąc, że jednym objaśnieniem tu nie obejdzie, ponieważ przez tysiąclecia objaśnień ludzkość nie zrozumiała, nie uświadomiła sobie sposobu przeciwstawiania się temu grzechowi. Naturalnie, i ty nie mógłbyś sobie uświadomić. Ale ja bardzo mocno chciałam uwolnić ciebie od tego śmiertelnego niebezpieczeństwa zepsucia ducha, i wtedy wymyśliłam specjalnie dla ciebie taką sytuację, przy której ten mechanizm ciemnych sił jakby się łamie, zmienia rytmj lub nawet pracuje na odwrót - na wykorzenienie grzechu. Dlatego one tak mocno się rozwścieczyły. W ciebie wstąpiła ich złość, zacząłeś krzyczeć na mnie obraźliwymi słowami. One chciały, bym i ja na ciebie się rozzłościła, ale ja tego nigdy nie zrobię, zrozumiałam, że wymyślone przez mnie trafiło jakby w punkt, i dla mnie teraz jasne, że ich tysiącleciami poprawnie pracujący mechanizm można złamać. Póki co zrobiłam to tylko dla ciebie, ale i dla innych wymyślę też... No co złego w tym, że ty będziesz mniej pić te alkoholowe napoje i nie będziesz arogancki i przekorny? Czemu ty się oburzyłeś? Oczywiście że, w tobie wzburzyła się pycha”.

Ona zamilczała, i pomyślałem: “Nieprawdopodobne, ale w takiej komicznej, absolutnie niestandardowej sytuacji, jak przysiady w banku, jej mózg, lub coś tam jeszcze, zakłada tak głęboki sens, i rzeczywiście, w nim może być logiczność. I trzeba się zorientować w tym na spokojnie.”

Wszelka złość pod adres Anastazji przeszła, i, na odwrót, powstało uczucie niejasnej winy, ale ja nie zacząłem wtedy przepraszać i tylko obróciłem się do niej, chcąc zgody. Anastazja, jakby poczuła mój wewnętrzny stan, ona od zaraz radosnie drgnęła i szybko przemówiła:


25. DOTKNIĘCIE RAJU

- Twój mózg przestał przyjmować mnie, a ja jeszcze o wielu rzeczach chciałabym opowiedzieć. Ale tobie trzeba odpocząć. Dawaj jeszcze przysiądziemy na chwilę.

Siedliśmy na trawę. Anastazja wzięła mnie w ramiona i przyciągnęła do siebie. Moja głowa karkiem dotknęła jej piersi, odczuwając przyjemne ciepło.

- Nie bój się mnie, odpręż się, - cicho powiedziała i położyła się na trawę tak, żeby mi było wygodnie odpoczywać. Wsunęła palce swojej ręki w moje włosy, jakby rozczesując je, palce drugi jej ręki opuszkami szybko dotykały to czoła, to skroni. Czasem ona paznokciami jakby z lekka kłuła w różnych miejscach głowy. Wszystko to dodało mi odczucie uspokojenia i rozjaśnienia myśli. Potem, położywszy ręce na moje barki, Anastazja powiedziała:

- Przysłuchaj się, proszę, jakie dźwięki teraz otaczają ciebie.

Przysłuchałem się, i mój słuch wychwycił całe mnóstwo różnych w tonie, rytmie i długości dźwięków. Zacząłem głośno wymieniać je: śpiew ptaków na drzewach, ćwierkanie i brzęczenie owadów w trawie, szelest drzew, łopot skrzydeł ptaków. Wyliczywszy wszystko słyszalne, zamilczałem, kontynuując się wsłuchiwać, i dla mnie to było przyjemne i bardzo interesujace.

- Ty nie wszystko nazwałeś, - zauważyła Anastazja.

- Wszystko, - odpowiedziałem, - no, może być, pominąłem coś nieznacznego lub dla mnie niesłyszalnego.

- Władimirze, a czy ty nie słyszysz, jak bije moje serce? - zapytała Anastazja.

Rzeczywiście, co że ja nie zwróciłem uwagi na ten dźwięk? Dźwięk bicia jej serca.

- Tak, - pośpiesznie poinformowałem ją, - oczywiście że, słyszę, bardzo dobrze słyszę, ono bije równo i spokojnie.

- Spróbuj zapamiętać interwały słyszalnych przez ciebie dźwięków. Do tego wybierz podstawowe i zapamiętaj je.

Wybrałem bzyczenie jakiegoś owada, wrony krakanie, szmer i plusk wody w strumieniu.

- Teraz ja przyśpieszę bicie swojego serca, i ty przysłuchaj się, co się zdarzy wokoło.

Bicie serca Anastazji zaczęło przyspieszać, a w ślad za nim przyspieszyły i rytmy dźwięków, słyszalnych wokoło, podniósł się ich ton.

- Porażajace! To po prostu niewiarygodne! - wykrzyknąłem. - One co że, Anastazjo, tak czule reagują na rytm, w którym bije twoje serce?

- Tak. One wszystkie, absolutnie wszystkie: i małe źdźbło trawy, i duże drzewo, i robaczki - odzywają się na zmianę rytmu serca. Drzewa przyśpieszają swoje wewnętrzne procesy, więcej zaczynają produkować tlenu...

- Tak reagują wszystkie rośliny i zwierzęta, otaczające ludzi? - zapytałem.

- Nie. W waszym świecie one nie rozumieją, na kogo reagować, i wy nie staracie się kontaktować z nimi, nie rozumiecie przeznaczenia tego kontaktu, nie dajecie im wystarczającej informacji o sobie. Coś podobnego może się dziać z tymi roślinami i ludźmi, którzy pracują na swoich małych ogrodowych działkach, jeśli ludzie zrobią wszystko tak, jak ja tobie już opowiadałam - nasycą nasiona informacją o sobie, zaczną obcować z roślinami bardziej świadomie. Chcesz pokażę, jakie odczuci będzie doświadczać człowiek, mający taki kontakt.

- Oczywiście, chcę. Ale jak ty to zrobisz?

- Teraz dostroję rytm bicia swojego serca do twojego, i ty poczujesz.

Ona wsunęła swoją rękę mi pod koszulę. Jej ciepła dłoń z lekka przytuliła się do mojej piersi, jej serce, po cichu dostrajało się, zaczęło bić w jednym rytmie z moim. I zdarzyło się coś bardzo dziwnego: powstało nadzwyczaj przyjemne odczucie, jakby obok mnie znajdowali się kochający mnie krewni i mama, w ciele pojawiły się łagodność i zdrowie, w duchu - radość, swoboda i jakby nowe zrozumienie budowy świata. Gama otaczających dźwięków pieściła i komunikowała prawdę, jeszcze nie rozumianą do końca, tylko intuicyjnie odczuwaną. Wszystkie radosne i błogie uczucia, kiedyś doświadczane przeze mnie w życiu, jakby zlały się w jedyne i przepiękne odczucie. Może być, właśnie takie odczucie nazywa się szczęściem.

ale jak tylko Anastazja zaczęła zmieniać rytm bicia swojego serca, przepiękne odczucie zaczęło odchodzić ode mnie. Poprosiłem:

- Jeszcze! Proszę, jeszcze, Anastazjo.

- Ja nie mogę długo tak robić, u mnie przecież swój rytm.

- No jeszcze, choć troszeczkę, - prosiłem.

I Anastazja znów, nie na długo, zwróciła mi odczucie szczęścia, potem wszystko odeszło, zostawiwszy we mnie jednakże cząsteczkę przyjemnego i jasnego odczucia w postaci wspomnienia o nim. Pewien czas milczeliśmy, potem ponownie zechciałem usłyszeć głos Anastazji, i zapytałem:

- Oto tak samo dobrze było pierwszym ludziom - Adamowi i Ewie? Leżysz sobie, rozkoszujesz się, błogie- wszystko jest... Tylko nudno się stanie, jeśli nic nie robić.

Anastazja zamiast odpowiedzi zadała mi pytanie:

- Powiedz, Władimirze, i wielu ludzi tak samo myśli o pierwszym człowieku - Adamie, jak ty teraz pomyślałeś?

- Z pewnością, większość. A co oni tam robić mogli, w Raju? To potem człowiek rozwijać się zaczął i wymyślać wszystko. Praca rozwinęła człowieka. On i mądrzejszy się stał dzięki pracy.

- Pracować trzeba, ale pierwszy człowiek był niezmiernie mądrzejszy niż współczesny, i praca jego była bardziej znacząca, wymagała wielkiego intelektu, świadomosci i woli.

- Co że robił Adam w Raju? Ogród uprawiał? Tak teraz to każdy ogrodnik może, nie mówiąc już o uczonych - selekcjonerach. W Biblii o działalności Adama nic więcej i nie powiedziane.

- Jeśli w Biblii wyłożyć wszystko szczegółowo, to jej nie można byłoby przeczytać przez całe ludzkie życie. Biblię trzeba rozumieć - za każdym jej wierszem stoi ogromna informacja. Chcesz wiedzieć, co robił Adam? Opowiem tobie. ale wpierw przypomnij sobie, przecież właśnie w Biblii jest powiedziane, że Bóg polecił Adamowi dać nazwę i określić przeznaczenie każdego stworzenia, żyjącego na Ziemi. I on - Adam - zrobił to. On zrobił to, czego nie zrobiły do tej pory wszystkie naukowe instytucje całego świata razem wzięte.

- Anastazja, a ty sama do Boga się zwracasz, prosisz go o coś dla siebie?

- O coż mogę prosić, kiedy mi tak wiele dano. Ja dziękować mu powinnam i pomagać mu.

26. KTO WYCHOWUJE SYNA?

Po drodze, kiedy Anastazja odprowadzała mnie do kutra, przysiedliśmy odpocząć w tym miejscu, gdzie ona zostawiła swoją wierzchnią odzież, i zapytałem ją:

- Anastazjo, jak będziemy wychowywać naszego syna?

- Postaraj się, Władimirze, uświadomić sobie - ty póki co jeszcze nie możesz go wychowywać. I kiedy jego oczy pierwszy raz rozumnie popatrzą na świat, ciebie nie powinno być obok.

Chwyciłem ją za barki i potrząsnąłem.

- Ty co mówisz, na co ty sobie pozwalasz? Nie rozumiem, skąd u ciebie takie osobliwe wnioski. I w ogóle, sam fakt twojego istnienia niewiarygodny, ale wszystko to nie daje tobie prawa decydować o wszystkim samej z pogwałceniem wszystkich praw logiki.

- Uspokój się, Władimirze, proszę. Nie wiem, jaką logikę masz na myśli, ale spróbuj spokojnie wszystko uświadomić sobie.

- Co powinienem uświadamiać sobie? Dziecko nie tylko twoje, ale również moje, chcę, żeby u niego był ojciec, chcę, by on był we wszystko zabezpieczony, mógł uzyskać wykształcenie.

- Zrozum, żadne materialne dobra w twoim rozumieniu mu nie są potrzebne. On będzie mieć wszystko pierwotnie. Jeszcze będąc niemowlęciem otrzyma i uświadomi sobie tyle informacji, że nauczanie go, znów że w twoim rozumieniu, po prostu śmieszne. To tak jakby, skierować na naukę wielkiego matematyka w pierwszą klasę. W tobie powstanie pragnienie przynieść niemowlęciu jakąś bezsensowną zabawkę, ale ona mu nie potrzebna wcale. Ona jest potrzebna tobie dla samosatysfakcji: “Jaki ja dobry, troskliwy”. Jeśli uważasz, że stworzysz coś dobrego, zaopatrzywszy swojego syna w samochód lub jeszcze w coś, co u was uważa się za dobro, to, chcąc tego, on i sam wszystko będzie mógł otrzymać. Pomyśl spokojnie, co możesz konkretnego powiedzieć swojemu synowi, czego nauczyć go, że ty takiego zrobiłeś w życiu, żeby być dla niego interesujacym?

Ona kontynuowała mówić miękkim, spokojnym głosem, ale słowa jej powodowały dreszcze:

- Zrozum, Władimirze, kiedy on zacznie uświadamiać sobie budowę świata, ty przy nim będziesz wydawać się niedorozwiniętą istotą. Czy pragniesz tego, żeby twój syn mógł widzieć będącego obok swojego ojca niedorozwiniętym? Jedyne, co może zbliżyć was - to stopień czystości pomysłów, ale ta czystość w waszym świecie osiągalna przez niewielu.

Zrozumiałem, że spieranie się z nią absolutnie na próżno i krzyknąłem w rozpaczy:

- On, znaczy, nigdy o mnie się nie dowie?

- Opowiem mu o tobie, o waszym świecie, kiedy on będzie zdolny wszystko zrozumieć i podejmować decyzje. Co on zacznie robić - nie wiem.

Rozpacz, ból, obraza, straszne myśli. Wszystko mieszało się we mnie. Zechciałem uderzyć z całej siły ładną intelektualnie-pustelniczą twarz. Ja wszystko zrozumiałem. I oddech zatkało od tego, co zrozumiałem.

- Wszystko zrozumiałe! Teraz wszystko zrozumiałe! Tak ty... Tak tobie puszczać się tu nie było z kim, żeby dziecko zdobyć. Wygłupiałaś się jeszcze z początku - intrygantko. Zakonnicę z siebie robiłaś. Tobie potrzebne było dziecko. Ty że jeździłaś do Moskwy. Grzybki swoje, jagódki sprzedałaś. Tak poszłabyś tam na ulicę. Kurtkę, chustkę zdjęłabyś. Ciebie od razu by wzięli. Nie wiła byś swojej pajęczyny, nie oplątywała mnie.

Oczywiście. Oczywiście! Tobie potrzebny człowiek, marzący o synu. I ty dopięłaś swego. Ty o dziecku pomyślałaś? O synu? Któremu zawczasu przeznaczone żyć jako pustelnik. Żyć tak, jak ty uważasz, że trzeba. Niesamowite, Prawdę propagujesz. Wiele bierzesz na siebie, pustelnico. Ty, co li, Prawda ostatniej instancji? A o mnie pomyślałaś? Tak! Marzyłem o synu! Marzyłem, żeby interesy mu przekazać swoje. Nauczyć biznesu. Kochać go chciałem. A teraz jak żyć? Żyć i wiedzieć, że syn twój malusieńki w głuchej tajdze gdzieś bezbronny pełznie? Bez przyszłości. Bez ojca. Tak od tego serce pęka. Ty tego nie zrozumiesz, samico leśna...

- Może, serce stanie się świadome i wszystko będzie dobrze? Ból taki duszę oczyści, przyśpieszy myśl, przyzwie... - cicho wymówiła Anastazja.

A we mnie taka wściekłość buszowała, taka złość... Nad sobą już nie panowałem. Chwycił patyk. Odbiegłem od Anastazji i zacząłem bić patykiem ze wszystkich sił po niedużym drzewie, póki nie złamał się patyk

Potem obrócił się w stronę Anastazji i... jak zobaczyłem ją... Niewiarygodne, ale złość zaczęła przechodzić. Pomyślałem: “Tak co że to ja znowu straciłem kontrolę nad sobą, razszalałem się”. Jak i tamtym razem, kiedy ja na nią klnąłem.

Anastazja stała, przytuliwszy się do drzewa, z podniesioną do góry ręką, pochyloną naprzód głową, jakby przeciwstawiała się strumieniowi huraganowego wiatru. Już wcale się nie złoszcząc, podszedłem bliżej i zacząłem przyglądać się jej. Teraz jej ręce były przyciśnięte do piersi, ciało z lekka drżało, ona milczała, tylko dobre, jak dawniej dobre, oczy, pieszczotliwie patrzyły na mnie. Tak staliśmy pewien czas, patrząc na siebie. Rozmyślałem: “Niewątpliwie, ona nie jest w stanie powiedzieć nieprawdy. Przecież mogłaby nie mówić mi wszystkiego, a ona... Wie, że będzie jej źle, ale mówi. Oczywiście, to także przegięcie. Nie da rady przeżyć, jeśliby bez przerwy mówić tylko prawdę, tylko to, co myślisz. ale co zrobić, jeśli ona taka i nie może być inna. Wszystko zdarzyło się tak, jak się zdarzyło. Stało się to, co się stało. Teraz ona będzie matką mojego syna. Ona zostanie matką, skoro tak powiedziała. Oczywiście, dziwną ona będzie matką. Tryb życia jej... Myślenie... Tak nic nie zrobi się z nią. Za to ona fizycznie bardzo silna. Dobra. Przyrodę dobrze zna, zwierzęta. I mądra. Choć osobliwy jej rozum. Jednakże ona wie wiele o wychowaniu dzieci. Bez przerwy tak chciała opowiadać o dzieciach. Ona wyniańczy syna. Taka wyniańczy. Przez ziąb przejdzie i zawieje. Niczym one dla niej. I wyniańczy. I wychowa. Trzeba jakoś dostosować się do sytuacji. Będę przyjeżdżać do nich latem, jak na daczę. Zimą nie da rady. Nie wytrzymam. A latem będę bawić się z synem. Podrośnie - opowiem mu o ludziach dużych miast.

Trzeba jednakże tym razem ją przeprosić, i powiedziałem:

- Przepraszam, Anastazjo, znów się zdenerwowałem.”

Ona od zaraz przemówiła.

- Ty nie jesteś winny. Ty tylko nie wiń siebie. Nie przeżywaj. Ty przecież o syna się niepokoiłeś. Przeżywałeś, że źle mu będzie. Że matka twojego syna, jak zwyczajna samica. Kochać nie umie prawdziwą miłością, ludzką. Ty tylko nie przeżywaj. Nie denerwuj się. Ty tak powiedziałeś, dlatego że nie wiedziałeś, nic nie wiedziałeś o mojej miłości, ukochany.

27. PRZEZ ODCINEK CZASU

-Anastazjo, jeśli ty taka mądra i wszechmocna, tak znaczy i mi ty mogłabyś pomóc?

Ona spojrzała na niebo, znów popatrzyła na mnie.

- W całym Wszechświacie nie ma istoty, zdolnej rozwijać się bardziej, niż człowiek, i mieć większą swobodę. Wszystkie inne cywilizacje pokłaniają się przed Człowiekiem. Przeróżne cywilizacje posiadają zdolność rozwijania się i doskonalenia tylko w jednym kierunku, i one nie są wolne. Wielkość człowieka dla nich nawet niezrozumiała. Bóg - Wielki rozum - stworzył Człowieka i nikomu nie dał więcej, niż jemu...

Nie mogłem zrozumieć czy, raczej, od razu uświadomić sobie powiedzianego przez nią. I znów zadałem to samo pytanie, prosząc o pomoc, samemu nie rozumiejąc, jaką konkretnie.

Ona zapytała:

- Co ty masz na myśli? Bym wyleczyła wszystkie twoje fizyczne choroby? To dla mnie proste. Zrobiłam to jeszcze pół roku temu, tylko w najważniejszym to pożytku żadnego nie dało, w tobie nie zmniejszyło właściwego ludziom waszego świata zgubnego i ciemnego. Choroby różne znów wrócić spróbują. “Wiedźma, obłąkana baba-pustelnica, trzeba wynosić się stąd jak najszybciej”,- ty przecież to teraz pomyślałeś, prawda?

- Tak, - odpowiedziałem ze zdumieniem. - Właśnie to ja i pomyślałem, czytasz moje myśli?

- Przypuszczam, co możesz myśleć. U ciebie że to na twarzy wypisane. Powiedz, Władimirze, ty na prawdę mnie... no, ani trochę nie pamiętasz?

Mnie bardzo zadziwiło pytanie, i zacząłem uważnie wpatrywać się w rysy jej twarzy. Oczy. Mi rzeczywiście zaczęło się wydawać, że ja je gdzieś mogłem widzieć, ale gdzie?

- Anastazjo, ty że sama mówiłaś, że wciąż żyjesz w lesie, jakże ja mogłem widzieć ciebie?

Ona uśmiechnęła się i uciekła. Po pewnym czasie Anastazja wyszła zza krzaków w długiej spódnicy, brązowej z guzikami bluzce i ze sprzątniętymi pod chustką włosami. Ale bez kurtki, jak na brzegu przy naszym spotkaniu. I chustka troszeczkę w inny sposób była zawiazana. Odzież na niej była czysta, ale niemodna, chustka zakrywała czoło i szyję, i przypomniałem sobie ją...

28. DZIWNA DZIEWCZYNA

Pewnego razu, w zeszłym roku, statek karawany przybił do jednej ze wsi. Niedaleko od tych miejsc, nam trzeba było zakupić mięso do restauracji i zatrzymać się na pewien czas u brzegu, ponieważ za sześćdziesiąt kilometrów zaczynała się niebezpieczna część rzeki, nie pozwalająca przemieszczać się w nocy (nawigacyjnee ognie na pewnych częściah rzeki się nie palą.). Żeby czasu niepotrzebnie nie tracić, przez zewnętrzną głosnomówiącą łaczność i miejscowy radiowęzeł zaczęliśmy nadawać ogłoszenia o szykującym się wieczorze odpoczynku na statku.

Biały statek, stojacy u brzegu, błyszczący mnóstwem ogni, lejąca się z niego muzyka w takich momentach zawsze przyciągały miejscową młodzież. Oto i tym razem prawie cała młoda ludność osady powlokła się do trapu statku. Wpierw, jak i wszyscy którzy weszli pierwszy raz na pokład, oni chcą obejść wszystko i obejrzeć. Przechodząc po głównym, średnim i górnym pokładzie, znajdowali się, koniec końców, w barze i restauracji. Żeńska połowa, z zasady, tańczy, męska pije. Niezwykłe umeblowanie na statku, plus muzyka i alkohol, zawsze wprowadzają ich w stan podniecenia, czasem dostarczając niemało kłopotów załodze. Prawie zawsze im brak czasu, i zaczyna się zbiorowy apel - przedłużyć przyjemność, choć na pół godziny, potem jeszcze i jeszcze.

Tym razem znajdowałem się sam w swojej kajucie, słyszałem dochodzącą z restauracji muzykę i próbowałem skorygować dalszy rozkład ruchu karawany. Nagle, poczuwszy na sobie czyjeś uważne spojrzenie, obróciłem się i zobaczyłem za szkłem okna jej oczy. W tym wtedy nie było nic dziwnego. Dla zwiedzających zawsze ciekawie obejrzeć kajuty na statku. Wstałem, otworzyłem okno. Ona nie odeszła. Zmieszawszy się, kontynuowała patrzeć na mnie. Zechciałem coś zrobić dla tej samotnie stojacej na pokładzie kobiety. Pomyślałem: dlaczego ona nie tańczy, jak inne, może być, zdarzyło się jej jakieś nieszczęście? Zaproponowałem pokazać jej statek, ona milcząco kiwnęła. Oprowadziłem ją po statku, pokazałem biuro, rażąceo zwiedzających eleganckim umeblowaniem: dywanowe pokrycie podłogi, miękkie skórzane meble, komputery. Potem zaprosiłem do siebie do kajuty, składającej się z sypialni-gabinetu, pokoju przyjęć, który był usłany dywanami i urządzony wspaniałymi meblami, z telewizorem, magnetowidem. Z pewnością, mi wtedy dostarczało przyjemności razić wiejską, dziewczynę osiągnięciami cywilizowanego bytu. Otworzyłem przed nią pudełko cukierków, nalałem dwa kieliszki szampana, chcąc porazić szykiem do reszty, włączyłem kasetę wideo, gdzie Wika Cyganowa śpiewała “Miłość i śmierć...” Na kasecie były i inne pieśni w wykonaniu moich ulubionych piosenkarzy. Ona tylko z lekka przyłożyła do ust szampan, uważnie popatrzyła na mnie i zapytała:

- Bardzo trudno, tak?

Oczekiwałem każdego, tylko nie na takiego pytania. Rejs był rzeczywiście trudny. Złożona nawigacyjna sytuacja na rzece, załoga marynarzy, składająca się z kursantów rzecznej szkoły, popalała trawkę i podkradała w sklepie. Często wyłamywaliśmy się z rozkładu, nie mogliśmy przybyć w wyznaczonym terminie do miejscowości, gdzie zawczasu robili ogłoszenia o przybyciu karawany. Ciężar tych i innych trosk często nie dawał możliwości nie to że zachwycać się przybrzeżnym pejzażem, ale i po prostu normalnie sie wyspać. Powiedziałem jej coś bzdurnego, typu: “Nic takiego, przedrzemy się”, - odwróciłem się do okna i wypiłem szampana. Rozmawialiśmy jeszcze o czymś, słuchaliśmy kasety wideo i mówiliśmy, póki statek nie przybił do brzegu po zakończeniu wycieczkowego rejsu. Potem zaprowadzałem ją do trapu. Wracając do kajuty, pomyślałem: coś dziwnego i niezwykłego w tej kobiecie, i jakieś lekkie i jasne uczucie zostało po kontakcie z nią. W tamtą noc ja po raz pierwszy od wielu dni dobrze się wyspałem. Teraz zrozumiałem: tą kobietą na statku była Anastazja.

- Tak to byłaś ty, Anastaszjo?

- Tak. Tam, w twojej kajucie, ja i zapamiętałam wszystkie pieśni, które tobie w lesie śpiewałam. One brziały, póki rozmawialiśmy. Widzisz, jak wszystko proste?

- Jakże ty dostałaś się na statek?

- Interesowało mnie, jak u was wszystko się dzieje, jak wy żyjecie. Ja przecież zawsze tylko dacznikami się zajmowałam. Przybiegłam do wsi, sprzedałam suszone grzyby, które zebrały wiewiórki, i kupiłam bilet na wasz wycieczkowy rejs. Teraz ja wiele wiem o kategorii ludzi, których nazywacie przedsiębiorcami. I ciebie znam teraz dobrze. Ja bardzo, bardzo mocno winna przed tobą. Ja nie wiedziałam, że tak wyjdzie, że tak mocno zmienię twój los, tylko zrobić już nic nie mogę, ponieważ ONE przystąpiły do wykonania tego planu, a ONE podległe tylko Bogu. Teraz pewien czas duże trudności, udręki trzeba będzie tobie i twojej rodzinie przezwyciężyć, potem przejdzie wszystko.

Jeszcze nie rozumiejąc, o czym konkretnie mówi Anastazja, ja intuicyjnie czułem, że teraz otworzy się dla mnie coś, wychodzące poza ramy zwyczajnego wyobrażenia o naszym bycie, i to coś będzie dotyczyć mnie bezpośrednio. Poprosiłem Anastazję opowiedzieć dokładniej o tym, co ona miała na myśli, mówiąc o zmianach w losie i trudnościach. Słuchając ją, ja i przypuszczać nie mogłem, na ile dokładnie przepowiedziane zacznie się ziszczać w realnym życiu. Swoim opowiadaniem Anastazja znów wróciła do zdarzeń z rocznej pzeszłości.

- Wtedy, na statku, pokazałeś mi wszystko, nawet swoją kajutę, cukierkami ugościłeś, szampan proponowałeś, potem zaprowadzałeś do trapu, ale ja nie odeszłam od brzegu od razu. Stałam na brzegu koło krzaków i widziałam przez świecące okna baru, jak tańczy i weseli się w nim miejscowa młodzież. Pokazałeś mi wszystko, ale do baru nie zaprowadziłeś. Domyślałam się dlaczego - ubrana byłam nieodpowiednio, chustą się okręciłam, bluzeczka moja niemodna, spódnica bardzo długa. ale mogłam zdjąć chustę. Bluzeczka na mnie akuratna, czyściutka, spódnicę ja rękoma dokładnie wygładziłam, kiedy szłam do was.

Ja, rzeczywiście, nie zaprowadziłem tamtego wieczoru Anastazji do baru z powodu jej troszkę dziwnej odzieży, pod którą, jak teraz się okazało, ta młoda dziewczyna skrywała swoje nadzwyczajne piękno, od razu rażąco wyrużniajace ją na tle pozostałych ludzi. I powiedziałem jej:

- Anastazjo, no po co tobie był potrzebny ten bar, ty co, tańczyłabyś tam w swoich kaloszach? I skąd tobie znać tańce współczesnej młodzieży?

- Ja wtedy byłam nie w kaloszach. Kiedy grzyby na pieniądze zamieniałam, żeby bilet na twój statek kupić, ja i pantofle u tej kobiety wzięłam, prawda, stare pantofle i ciasne one na mnie były, ale ja je trawą wyczyściłam, a tańczyć... mi tylko wystarczy spojrzeć raz i wszystko. Jeszcze jak tańczę...

- Ty co, obraziłaś się wtedy na mnie?

- Nie obraziłam się. Tylko, gdybyś poszedł do baru razem ze mną, nie wiem, źle to czy dobrze, ale zdarzenia w inny sposób mogłyby się rozegrać, i tak, z pewnością, nie zdarzyłoby się. Ale ja nie żałuję teraz. Co się zdarzyło to, się zdarzyło.

- Tak cóż się zdarzyło? Co zdarzyło się strasznego?

- Odprowadzawszy mnie, ty nie od razu wróciłeś do swojej kajuty. Wpierw zaszedłeś do kapitana, i wy razem skierowaliście się do baru. Dla was to było zwyczajnym działaniem. Kiedy weszliście, od razu wywarliście wrażenie na towarzystwie. Kapitan był w swoim mundurze, reprezentacyjny. Ty - cały elegancki i na zewnątrz wywołujący respekt, znany wielu na wybrzeżu, znamienity Megre. Posiadacz niezwykłej dla ludzi tych miejsc karawany. I wy doskonale rozumieliście, że robicie na otaczajacych wrażenie. Przysiedliście się do stolika do trzech młodych dziewczyn ze wsi, im było najwyżej po osiemnaście lat, one szkołę dopiero co skończyły. Wam do stolika zaraz podano szampan, cukierki i nowe kieliszki do wina, lepsze, ładniejsze od tych, które stały wcześniej. Wziąłeś jedną z dziewczyn za rękę, nachyliłeś się do niej i zacząłeś mówić jej coś na ucho, zrozumiałam... to nazywa się komplementy. Potem tańczyłeś z nią kilka razy i ciągle mówiłeś. Oczy dziewczyny błyszczały, ona była jak w innym, bajkowym świecie. Zprowadziłeś ją na pokład, jak i mi, pokazałeś dziewczynie statek, zaprowadziłeś ją do swojej kajuty, ugościłeś tym samym, czym i mnie, - szampanem, cukierkami. Tę zachowywałeś się z młodą dziewczyną troszkę nie tak, jak ze mną. Byłeś wesoły. Ze mną poważny i smutny nawet, a z nią wesoły. Ja dobrze to widziałam przez świecące okna twojej kajuty, i, może być, wtedy mi trochę chciałam być na miejscu tej dziewczyny.

- Ty co że, byłaś zazdrosna, Anastazjo?
- Nie wiem, uczucie było jakieś nieznane mi...

Przypomniałem sobie ten wieczór i te młode wiejskie dziewczyny, tak starajace się wtedy wyglądać doroślej i nowocześniej. Rano z kapitanem statku Aleksandrem Iwanowiczem Sieńczenko jeszcze raz śmialiśmy się z ich nocnego wybryku. Wtedy w kajucie rozuiałem, dziewczyna była w takim stanie, że gotowa była na wszystko... ale nie chciałem zdobyć jej. O tym powiedziałem Anastazji, na co ona odpowiedziała:

- Ty jednakże zdobyłeś jej serce. Wy wyszliście na pokład, padał drobny deszczyk, i narzuciłeś na barki dziewczyny swoją marynarkę, potem znów zaprowadziłeś dziewczynę do baru.

- Tak ty co że, Anastazjo, cały czas w krzakach w deszczu stałaś?

- To nic takiego. Deszczyk dobry był, pieszczotliwy. Tylko patrzeć przeszkadzał. I nie chciałam, żeby spódnicę zmoczył on i chustkę. One mamine. Od mamy mi przypadły w udziale. Ale mi bardzo się poszczęściło. Ja siatkę z celofanu na brzegu znalazłam. Ja je zdjęłam, w siatkę włożyłam i schowałam pod bluzeczkę.

- Anastazjo, jeśli ty do domu nie poszłaś, i deszcz zaczął padać, mogłaś wrócić na statek.

- Nie mogłam. Ty że odprowadziłeś mnie, i inne sprawy u ciebie były. Tak i skończyło się wszystko. Kiedy przyszedł czas zakończenia wieczoru i trzeba było wypływać, wy, na prośbę dziewczyn, i, najważniejsze, na prośbę tej dziewczyny, która była z tobą, zatrzymaliście statek. Wszystko było wtedy w waszej władzy, łącznie z ich sercami, i wy upajaliście się tą władzą. Dziewczynom była wdzięczna miejscowa młodzież, i one też odczuwały siebie odbażone władzą przez was, one zupełnie zapomniały o tych młodych ludziach, którzy byli w tym samym barze i z którymi one przyjaźniły się jeszcze w szkole. Z kapitanem zaprowadzaliście je do trapu. Poszedłeś do siebie do kajuty. Kapitan wszedł na mostek, i statek, dawszy gwizdek, powoli, bardzo powoli zaczął odbijać od brzegu. Dziewczyna, z którą tańczyłeś, stała na brzegu wśród przyjaciółek i miejscowej młodzieży, żegnajacej statek. Jej serduszko biło tak mocno, jakby chciało się wyrwać z piersi i ulecieć, myśli i uczucia się zmieszały. Za jej plecami czerniały zarysy wiejskich domów ze zgaszonymi światłami, przed nią od brzegu na zawsze odpływał biały statek, palący się mnóstwem ogni, szczodrze rozlewajacy po wodzie i nocnym brzegu muzykę, na nim ty, który powiedziałeś jej tak wiele przepięknych, niesłyszanych przez nią wcześniej słów - czarujących i wabiących. I wszystko to powoli i na zawsze oddalało się od niej. Wtedy i zdecydowała się ona na oczach wszystkich... Dziewczyna ścisnęła swoje paluszki w piąstki i zrozpaczona zakrzyczała: Kocham ciebie, Władimirze. Potem jeszcze i jeszcze raz. Słyszałeś te krzyki?

- Tak, - odpowiedziałem.

- Ich nie można było nie słyszeć, i ludzie z twojej załogi je słyszeli. Niektórzy z nich wyszli na pokład i śmiali się z dziewczyny, nie chciałam, żeby śmiali się z dziewczyny. Potem oni, jakby uświadomiwszy sobie coś, przestali się śmiać. Ale ty nie wyszedłeś na pokład, i statek kontynuował powoli oddalanie się. Ona myślała - ty nie słyszysz jej, i kontynuowała uporczywie krzyczeć: Kocham ciebie, Władimirze. Potem jej zaczęły pomagać jej koleżanki, i one krzyczały razem. Dla mnie było interesujące dowiedzieć się, co to za uczucie takie - miłość, przez którą traci człowiek kontrolę nad sobą, lub może być, pomóc chciałam tej dziewczynie, i krzyknęłam razem z nimi: Kocham ciebie, Władimirze. Ja jakbym zapomniała w tamtym momencie, że nie mogę wymawiać słów tak po prostu, za nimi obowiązkowo powinny być uczucia, uświadomienie i autentyczność przyrodniczej informacji. Teraz ja wiem, jak silne to uczucie, ono i rozumowi niezbyt podlegle. Ta wiejska dziewczyna zaczęła mizernieć i pić alkohol, ja jej z trudem pomogłam. Teraz ona wyszła za mąż i pogrążona jest w codziennych troskach. A mi do swojej i jej miłość przyszło dodać.

Historia z dziewczyną trochę poruszyła mnie, opowiadanie Anastazji dobrze i szczegółowo wskrzaszało w pamięci tamten wieczór, i wszystko rzeczywiście odbywało się tak, jak ona mówiła. To było realnie. Osobliwe objaśnienie Anastazji o miłości nie wywołało na mnie wtedy żadnego wrażenia. Kiedy zobaczyłem jej tryb życia, zapoznałem się z jej światopoglądem, ona zaczęła wydawać mi się jakaś nierealna, pomimo tego, że siedziała ona obok mnie i można było po prostu dotknąć jej. Świadomość, która przyzwyczaiła się korzystać z innych kryteriów oceny, nie przyjmowała jej jako istniejącej realności. I jeśli na początku naszego spotkania mnie ciągnęło do niej, to teraz ona już nie wyzywała dawnych emocji. Zapytałem:

- Tak, znaczy, uważasz za przypadkowe pojawienie się w tobie tych nowych uczuć?

- Oni są pożądane, - odpowiedziała Anastazja, - oni są nawet przyjemne, ale chciałam, żebyś mnie także kochał. Rozumiałam, że, poznawszy mnie, mój świat trochę bliżej, ty nie będziesz mógł postrzegać mnie jak zwyczajnego człowieka, może być, nawet będziesz się bać czasem... Tak i się zdarzyło. Ja sama winna. Wiele błędów zrobiłam. Bez przerwy z jakiegoś powodu się przejmowałam. Śpieszyłam się, objaśniać nie zdążałam. Głupio jakoś wszystko wychodziło u mnie? Tak? Poprawiać się trzeba?

Przy tych słowach ona trochę smutno się uśmiechnęła, dotknęła ręką swoją pierś, i od razu przypomniałem sobie zdarzenie z pewnego poranka mojego pobytu u Anastazji.

29. ROBACZKI

Tego ranka zdecydowałem się razem z Anastazją wykonać poranne procedury. Wpierw wszystko szło dobrze; - i pod drzewem postałem, i kiełki różne dotykałem. Ona opowiadała mi o trawach, potem położyłem się obok niej na trawiw. Byliśmy całkowicie nadzy, ale nawet mi nie było chłodno, może być, oczywiście, i od tego, że pobiegałem razem z nią po lesie. Nastrój wspaniały, dawała się odczuła jakaś lekkość, i nie tylko fizyczna, ona była jakby wewnątrz. Wszystko zaczęło się z tego, że poczułem na biodrze poszczypywanie, podniosłem głowę i widzę: na biodrze i nodze jakieś robaczki, mrówki i, według mnie, żuczek. Zamachnąłem się, by trzepnąć je, ale nie zdążyłem. Anastazja przechwyciła moją rękę i trzyma: “Nie dotykaj ich”, - powiedziała. Potem ona klęknęła przede mną na kolanach, nachyliła się i drugą rękę przycisnęła do ziemi. Leżałem, jakby ukrzyżowany. Spróbowałem wyswobodzić ręce, ale nie dało rady, poczułem, że to niemożliwe. Wtedy zerwałem się, dołączając niemało wysiłku. Ona zaś utrzymała mnie, niezbyt się naprężając, tak jeszcze uśmiechając się przy tym. A na ciele czuję coraz więcej i więcej pełznących, łaskoczących, podgryzajacych i poszczypujących, i wyciągnął wniosek: - one zaczynają mnie jeść. Byłem w jej rękach, w dosłownym i przenośnym sensie, i oszacowałem sytuację; - nikt nie wie, gdzie się znajduję, nikt nie zawędruje tutaj, a jeśli i zawędruje - zobaczy moje ogryzione kostki, jeśli i kostki zobaczy. I wiele różnych myśli natychmiast przemknęło wtedy w moim mózgu, i na podstawie wszystkiego tego, z pewnością, instynkt samozachowawczy podpowiedział jedyne w takiej sytuacji możliwe rozwiązanie. Z całej siły i z rozpaczą zębami wczepiłem się w obnażoną pierś Anastazji i jeszcze głową przy tym z boku na bok poruszałem. Rozwarłem zęby, jak tylko ona krzyknęła. Anastazja puściła mnie, zerwała się, jedną ręką trzyma się za pierś, drugą macha wzwyż, próbuje się uśmiechać. Też się zerwałem i krzyknąłem do niej, gorączkowo strzepując z siebie pełzające robaczki:

- Gadom mnie na pożarcie oddać chciałaś, wiedźmo leśna, nie dam się tak łatwo!

Kontynuując machać i na siłę się uśmiechać wszystkiemu nastrożonemu wokoło, Anastazja spojrzała na mnie i powoli, a nie jak zazwyczaj biegiem, poszła do swojego jeziora, opuściwszy głowę. Jeszcze postałe pewien czas i rozmyślałem, cóż robić dalej: wracać do rzeki, ale jak znaleźć drogę? Iść za Anastazją, ale dlaczego? - ja jednakże poszedłem ku brzegu jeziora.

Anastazja siedziała na brzegu, rozcierała w dłoniach jakąś trawę i wcierała jej sok w to miejsce na piersi, gdzie widniał ogromny siniak od mojego ugryzienia. Pewien czas milcząco podeptawszy obok, zapytałem:

- Boli?

Nie odwracajac głowy, ona odpowiedziała:

- Bardziej przykro.

I milcząco kontynuowała wcierać trawiasty sok.

- Po co że tobie tak żartować ze mnie przyszło do głowy?

- Chciałam jak najlepiej. Pory twojej skóry wszystkie zatkane, nie oddychają wcale. Robaczki je i przeczyściłyby, nie tak to i bolesne, prędzej przyjemne.

- A żmija, ona żądło mi w nogę wbijała?

- Niczego tobie ona złego nie robiła, a gdyby i wypuściła jad, to z wierzchu tylko, ja go roztarłabym w tym samym momencie. U ciebie skóra i mięśnie na pięcie drętwieją.

- To od wypadku, - zauważyłem. Pewien czas milczeliśmy. Potem, nie wiedząc, co i powiedzieć, zapytałem:

- Co że tobie, jak wcześniej, kiedy ja świadomość straciłem, nie pomógł ten, ktoś niewidoczny.

- Dlatego i nie pomógł, bo uśmiechałam się. I kiedy ty gryźć zacząłeś, uśmiechać się starałam.

Mi stało się jakoś głupio przed nią, chwyciłem leżący obok pęczek trawy, z całej siły roztarłem go w dłoniach, potem klęknąłem przed nią na kolana, zacząłem nacierać wilgotnymi dłońmi siniak.

30. MARZENIA - STWARZANIE PRZYSZŁOŚCI

Teraz, dowiedziawszy się o uczuciach Anastazji, jej chęci przy całej swojej niezwykłości udowodnić, że ona normalny i zwyczajny człowiek, zrozumiałem, jaki ból sprawiłem jej duszy tamtego ranka. Jeszcze raz przeprosiłem ją, Anastazja odpowiedziała, że ona się nie gniewa, ale teraz, po stworzonym przez nią, boi się o mnie.

- Cóż takiego strasznego mogłaś stworzyć? - zapytałem i usłyszałem kolejny raz opowiadanie, którego nie powinien referować na serio człowiek, chcący wydawać się tak samo normalnym, jak i wszyscy żyjący w naszym świecie ludzie.

- Kiedy odpłynął statek,- kontynuowała Anastazja, - i miejscowa młodzież skierowała się na wieś, ja pewien czas postałam na brzegu sama, i mi było dobrze. Potem pobiegłam w swój las, dzień przeszedł jak zazwyczaj, a wieczorem, już kiedy pojawiły się gwiazdy, położyłam się na trawie i zaczęłam marzyć, wtedy i zbudowałam ten plan.

- Jaki znów plan?

- Rozumiesz, to, co wiem ja, wiedzą częściowo różni ludzie tego świata, w którym żyjesz, a wszyscy razem oni wiedzą prawie wszystko, tylko nie do końca rozumieją mechanizm. Oto ja i rozmarzyłam się, że przyjedziesz do dużego miasta i opowiesz o mnie i o tym, co ja tobie objaśniłam, wielu ludziom. Zrobisz to tymi sposobami, którymi wy zazwyczaj przekazujecie wszelką informację, i napiszesz książkę. Ją przeczyta wielu-wielu ludzi, i odkryją prawdę. Oni zaczną mniej chorować, zmienią swój stosunek do dzieci, wypracują dla nich nowy sposób nauki. Ludzie zaczną bardziej kochać, i Ziemia będzie wypromieniowywać więcej jasnej energii. Malarze narysują moje portrety, i to będzie najlepsze ze wszystkiego, co oni rysowali. Postaram się uduchowić ich. Oni zrobią to, co nazywacie kinem, i to będzie najpiękniejszy film. Ty na wszystko to będziesz patrzeć i wspominać mnie. Do ciebie przyjdą uczeni ludzie, którzy zozumieją i docenią to, o czym ja tobie opowiadałam, i oni tobie wiele objaśnią. Uwierzysz im bardziej, niż mi, i zrozumiesz, że żadną ja nie jestem wiedźmą, a człowiekiem, tylko informacji we mnie więcej, niż u innych. To, co napiszesz, będzie wyzywać duże zainteresowanie, i staniesz się bogaty. W bankach Dziewiętnastu krajów będą u ciebie pieniądze, i pojedziesz do świętych miejsc i oczyścisz się od wszystkiego ciemnego, co jest w tobie. Będziesz przypominać sobie mnie i pokochasz, zechcesz znów zobaczyć mnie i swojego syna. Moje marzenie było bardzo jaskrawe, ale również, możliwe, troszeczkę prosząca. Oto dlatego, z pewnością, wszystko i zdarzyło się. ONE przyjęły je jak plan do działania i zdecydowały się przenieść ludzi przez odcinek czasu ciemnych sił. To dopuszczalne, jeśli plan w szczegółach rodzi się na Ziemi, w duchu i myślach ziemskiego człowieka. Z pewnością, ONE przyjęły ten plan jako wspaniały, a, może być, coś same do niego dodały, dlatego ciemne siły bardzo mocno aktywizowały swoje działania. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie było. Zrozumiałam to po Dzwoniącym Cedrze. Jego promień stał się o wiele grubszy. On i dzwoni teraz bardziej - śpieszy się oddać swoje światło, swoją energię.

Słuchałem Anastazji, i w tym momencie we mnie coraz bardziej utwierdzała się myśl, że ona jest wariatką. Może być, uciekła dawno temu z jakiegoś szpitala i żyje tu, w lesie, a ja jeszcze i przespałem się z nią. Teraz oto dziecko może się urodzić. No i historia... Tym niemniej, widząc, z jaką powagą i poruszeniem ona mówi, postarałem się uspokoić ją:

- Ty nie niepokój się, Anastazjo, twój plan oczywiście niewykonalny, a dlatego i walczyć Ciemnym i Jasnym siłom nie ma po co. Ty jednakże niedostatecznie dokładnie wszystko wiesz o naszym zwykłym życiu, jego prawach i warunkach. Chodzi o to, że książek u nas teraz całe mnóstwo się wydaje, ale nawet dzieła znanych pisarzy niezbyt kupują. Ja wcale nie jestem pisarzem, a więc, nie ma u mnie ani talentu, ani zdolności, ani wykształcenia, by coś tam napisać.

- Tak, wcześniej u ciebie ich nie było, ale teraz są, - oświadczyła ona w odpowiedzi.

- Dobrze, - kontynuowałem uspokajać ją, - nawet jeśli i spróbuję, nikt nie będzie tego drukować, nie uwierzą w twoje istnienie.

- Ale ja istnieję. Istnieję dla tych, dla kogo istnieję. Oni uwierzą i pomogą tobie taki samo, jak pomogę im potem ja.

Nie od razu mi stał się zrozumiały sens jej frazy, i znów zrobiłem próbę uspokojenia jej.

- Nie będę niczego nawet próbować pisać. Nie ma w tym żadnego sensu, zrozum ty to, wreszcie.

- Będziesz. ONE już jawnie zestawiły cały system okoliczności, które zmuszą ciebie to zrobić.

- Ja co, według ciebie, śrubka w czyichś rękach?

- I od ciebie wiele zależy. Ale ciemne siły będą dążyć do przeszkodzenia tobie wszystkimi dostępnymi im sposobami, aż do pchniecia ciebie do samobójstwa, tworząc iluzję sytuacji bez wyjścia.

- Wystarczy, Anastazjo, dosyć, sprzykrzyło się słuchać twoje fantazje.

- Uważasz - to za fantazję?

- Tak! Tak! Fantazję... - Myśl jakby błysnęła, przemierzyła w mojej głowie czas, i zrozumiałem. Wszystko, co opowiadała Anastazja o swoich marzeniach, o synu, ona wymyśliła jeszcze w zeszłym roku, kiedy ja jeszcze nie znałem jej tak blisko, jak teraz, i nie przespałem się z nią. Teraz, rok po później, to się zdarzyło.

- Tak, znaczy, wszystko już się dzieje? - zapytałem ją.

- Oczywiście. Gdybym nie ONE i ja troszeczkę, twoja druga ekspedycja byłaby niemożliwa. Przecież ty ledwo-ledwo wiązałeś koniec z końcem po pierwszej i do statku już nie miałeś żadnych praw.

- Ty co że, wpłynęłaś na kampanię żaglugi, na firmy, które mi pomogły?

- Tak.

- Tak ty że zrujnowała mnie i przyniosła straty im. Jakie ty prawo masz by wtrącać się? A ja jeszcze statek zostawiłem, siedzę tu z tobą. Może, tam rozkradli wszystko. Ty, z pewnością, hipnozą jakąś władasz. Nie, jeszcze czymś gorszym, ty - wiedźma i wszystko. Lub pustelnica nienormalna. Niczego nie ma u ciebie, nawet domu nie ma, a filozofujesz tu przede mną, czary. Ja jestem przedsiębiorcą! Ty choć rozumiesz, co to takiego? Ja jestem przedsiębiorcą! Niech zginę, ale jeszcze idą po rzece moje statki, one niosą ludziom towary. To dostarczam, daję ludziom i tobie mogę dać potrzebne towary. A co możesz dać mi ty?

- Ja? Co dać mogę tobie? Dam kroplę czułości Niebieskiej i dam spokój, będziesz geniuszem jasnookim - ja obraz twój.

- Obraz? Tak potrzebny on komu, twój obraz? Pożytek z niego jaki?

- On tobie książkę dla ludzi pomoże napisać.

- No oto, proszę, znów ty z mistyką swoją świństwo możesz stworzyć. Jak człowiek nie możesz, znaczy, żyć.

- Nigdy i nic złego ja nikomu nie robię i nie mogę zrobić. Ja - Człowiek! Jeśli ciebie tak poruszają dobra ziemskie i pieniądze, to poczekaj troszeczkę - wszystko wróci do ciebie. Jestem winna przed tobą, że tak marzyłam, że będzie trudno tobie jakiś czas, ale nic innego nie wymyśliłam wtedy. Ty że logiki nie przyjmujesz, ciebie trzeba zmuszać za pomocą życiowych okoliczności twojego świata.

- Oto, proszę, - nie wytrzymałem, - znaczy, jednakże - zmuszać? Robisz to ty, a jeszcze człowiekiem chcesz wydawać się zwyczajnym.

- Ja - Człowiek, kobieta!

Anastazja była poruszona, to było widać po tym, jak ona wykrzyknęła:

- Ja że tylko dobrego, jasnego chciałam i chcę. Chcę, żebyś oczyścił się ty. Dlatego i wymyśliłam wtedy wycieczkę po świętych miejscach, książkę. ONE to przyjęły, a z nimi zawsze ciemne siły walczą, ale nigdy w najważniejszym nie zwyciężają.

- A ty, co że, ze swoim intelektem, informacjami, energią przy tym będziesz stać z boku jak obserwator?

- Przy takim stopniu przeciwstawiania się dwóch wielkich początków efekt moich wysiłków znikomo mały, potrzebna pomoc i wielu innych z waszego świata. Będę szukać i znajdę ich, jak wtedy, kiedy leżałeś w szpitalu. Tylko i ty sam, no choć troszeczkę, stań się świadomy. Pokonaj w sobie zło.

- Tak co we mnie takiego już złego, co złego ja w szpitalu robiłem. I jak to ty mnie leczyłaś, jeśi ciebie obok nie było?
- Ty wtedy poprostu nie czułeś mojej obecności, ale obok się znajdowałam. Kiedy byłam na statku, przyniosłam wam gałązkę Dzwoniącego Cedru, którą jeszcze mama złamała przed tym, jak zginęła. Zostawiłam ją w twojej kajucie, kiedy zaprosiłeś mnie. Byłeś wtedy już chory. Poczułam. Pamiętasz gałązkę?

- Tak, - odpowiedziałem. - Gałązka, rzeczywiście, długo wisiała w mojej kajucie, ją widziało wielu z załogi, przywiozłem ją do Nowosybirska. ale nie nadawałem jej żadnego znaczenia.

- Ty po prostu wyrzuciłeś ją.

- Ale ja przecież nie wiedziałem...

- Tak. Nie wiedziałeś... Wyrzuciłeś... I nie zdążyła mamina gałązka chorób zwyciężyć.

- Potem leżałeś w szpitalu. Kiedy wrócisz, uważnie obejrzyj historię swojej choroby. W karcie zobaczysz, że pomimo zastosowania njlepszego lekarstwa, polepszenie nie następowało. ale potem tobie wprowadzili masło cedrowego orzecha. Lekarz, surowo przestrzegający zaleconych przepisów, nie powinien był tego robić, ale on i zrobił to, czego nie ma w ani jednym waszym medycznym poradniku receptur, i w ogóle nigdy się tak nie robiło. Pamiętasz?

- Tak.

- Ciebie leczyła kobieta, zarządzająca oddziałem jednej z lepszych klinik waszego miasta. ale ten oddział nie był związany z twoją chorobą. Ona zostawiła ciebie, chociaż piętro wyżej w tym samym budynku znajdował się oddział w profilu twojej choroby. Tak?

- Tak!

- Ona wbiła tobie igły, włączała przy tym muzykę w przyciemnionej sali.

Anastazja mówiła wszystko to, co działo się ze mną na prawdę.

- Ty pamiętasz tę kobietę?

- Tak. To była zarządzająca oddziałem w Obkomowskim szpitalu.

I nagle Anastazja, patrząc poważnie na mnie, powiedziała kilka przerywanych zdań, od razu wstrząsajacych mną, nawet mrówki po ciele przeszły: - “Jaką wy lubicie muzykę?.. Dobrze... Oto tak? Nie głośno?..” Ona mówiła te zdania głosem i z intonacjami zarządzającej oddziałem, która mnie leczyła.

- Anastazjo! - wykrzyknąłem...

Ona przerwała mi.
- Słuchaj dalej, na Boga, nie dziw się. No spróbuj, spróbuj, koniec końców, uświadomić sobie, co mówię tobie, no choć trochę zmobilizuj swój rozum. Wszystko to póki co bardzo proste dla człowieka...

I ona kontynuowała:

Ta kobieta lekarz. Ona bardzo dobra. Ona jest prawdziwym lekarzem. Mi z nią było lekko. Ona dobra i otwarta. To ja nie chciałam, żeby przenosili ciebie na inny oddział. Inny odpowiadał profilowi twojej choroby, a jej nie. Ale ona prosiła swoich naczelników: - “Zostawcie, ja wyleczę.” Ona czuła: - “może”. Ona wiedziała. Twoje choroby to tylko skutek czegoś innego. I z tym “innym” ona próbowała walczyć. To jest lekarz.

A jak zachowywałeś się ty? Kontynuowałeś palić, piłeś ile chciałeś, jadłeś i ostre i słone, i to przy takim silnym wrzodzie. Ty nie odmawiałeś sobie w niczym, żadnych przyjemności. Gdzieś w podświadomości twojego mózgu utkwiło, i sam ty tego nie podejrzewałeś, że tobie nic nie straszne, nic nie zdarzy się z tobą. Ja nie zrobiłam nic dobrego, i, bardziej, na odwrót. Ciemności w twojej świadomości nie ubyło, nie przybyło świadomości, woli. Kiedy już byłeś zdrów, by złożyć życzenia jej w święto, kobiecie, która uratowała tobie życie, posłałeś swoją współpracownicę, a sam nawet nie zadzwoniłeś ani razu. Ona tak czekała na to, ona pokochała ciebie jak...

- Ona czy ty, Anastazjo?

- My, jeśli tobie tak będzie bardziej zrozumiale.

Wstałem i, nie wiedząc dlaczego, odszedłem od siedzącej na przewróconym drzewie Anastazji na dwa kroki. Pomieszanie uczuć i myśli wywoływało coraz większą nieokreśloność w stosunku do niej.

- No oto znowu ty nie rozumiesz, jak ja to robię, lękasz się, a domyślić się prosto - za pomocą wyobraźni i dokładnej analizy możliwych sytuacji. A ty znowu o mnie pomyślałeś...

Ona zamilczała, pochyliwszy głowę nad swoimi kolanami. I stałem milcząc. Myślałem: Tak cco że ona wciąż mówi i mówi różne nieprawdopodobieństwa. Mówi i sama że denerwuje się, że jest nie zrozumiała. Widać, nie rozumie, że każdy normalny człowiek nie przyjmie tego, a, więc, i jej jako normalne. Potem ja jednakże podszedłem do Anastazji, odrzuciłem w dół opdające pasma jej włos. Z dużych szaro-niebieskich oczu Anastazji staczały się łezki. Ona uśmiechnęła się i powiedziała nie właściwe jej zdania:

- Baba jest babą, tak? Teraz ty porażony samym faktem mojego istnienia i, nie wierzysz swoim oczom. Nie wierzysz do końca, nie możesz uświadomić sobie, co mówię tobie. Fakt mojego istnienia i zdolności wydają się tobie dziwne. Zupełnie przestałeś postrzegać mnie jak normalnego człowieka, a ja, uwierz, człowiek i nie żadna wiedźma. Mój tryb życia uważasz za dziwny, ale dlaczego nie wydaje się dziwnym i paradoksalnym tobie to, że ludzie, którzy uznali Ziemię kosmicznym ciałem, największym tworem Wyższego Rozumu, każdy mechanizm którego największym jego osiągnięciem, rozdzierają ten mechanizm i kierują tyle wysiłków na jego uszkodzenie. Wam wydaje się naturalnym rękodzielniczy statek kosmiczny lub samolot, ale cała ta mechanika jest zrobiona z połamanych i przetopionych części największego mechanizmu. Wyobraź sobie istotę, którą łamie lecący samolot, żeby zrobić sobie z jego części młotek czy skrobak, i jest dumny, jeśli u niego wychodzi prymitywne narzędzie. Ona nie rozumie, że nie wolno łamać lecącego samolotu nieskończenie. No jakże nie rozumiecie, że nie wolno tak rozdzierać Ziemi. Komputer uważa się osiągnięciem rozumu, ale mało kto podejrzewa, że komputer można porównać z protezą mózgu. Możesz sobie wyobrazić, co zdarzy się z człowiekiem, jeśli on przy normalnych nogach będzie chodzić o kulach. Mięśnie jego nóg, oczywiście że, zanikną. Maszyna nigdy nie prześcignie ludzkiego mózgu, jeśli go wciąż trenować...

Ona roztarła wytarła staczającą się po policzku łezkę i znów uporczywie kontynuowała przedstawiać swoje nieprawdopodobne wnioski.

Wtedy i przypuścić ja nie mogłem, że wszystko powiedziane przez nią poruszy wielu ludzi, poruszy rozumy naukowców, i, nawet w charakterze hipotezy, nie będzie mieć analogi na świecie.

Według słów Anastazji, Słońce - to coś w rodzaju lustra. Ono odbija wychodzące z Ziemi promieniowanie, niewidoczne gołym okiem. To promieniowanie od ludzi, znajdujących się w stanie miłości, radości i jakichś innych jasnych uczuć. Odbiwszy się od Słońca, ono wraca na Ziemię w postaci światła słonecznego i daje życie wszystkiemu ziemskiemu. Przytaczała przy tym szereg dowodów, chociaż zrozumieć je nie tak prosto:

- Jeśłiby Ziemia i inne planety tylko używały dobrodziejstw światła Słońca, - mówiła, - to ono powinno gasnąć, nierówno się palić, i jego świecenie nie mogłoby być równomierne. Jednostronnego procesu we Wszechświacie nie ma i być nie może, wszystko wzajemnie powiązane.

Operowała i słowami z Biblii: “...i życie było światłem ludzi.”

Anastazja także twierdziła, że uczucia jednego człowiekiem udzielają się innemu, odbijając się od kosmicznych ciał. Ona demonstrowała to na przykładzie, mówiła:

- Nikt z ludzi, na Ziemi żyjących, nie będzie mógł zaprzeczyć, że czuje, kiedy go ktoś kocha. To uczucie jest najbardziej odczuwalnie, kiedy znajdujesz się obok kochającego ciebie. Nazywacie to intuicją. Tak na prawdę od kochającego wychodzą niewidoczne fale światła. Ale również kiedy człowiek nie jest obok, jeśli silna miłość jego - ona także jest odczuwalna. Za pomocą tego uczucia, rozumiejąc naturę jego, i można tworzyć cuda. To właśnie to, co nazywacie cudami, mistyką lub nieprawdopodobnymi zdolnościami. Powiedz, Władimirze, tobie stało się teraz trochę lepiej ze mną? No, jakoś lżej, cieplej, pełniej?

- Tak, - odpowiedziałem. - Mi z jakiegoś powodu stało się cieplej.

- Teraz patrz, co z tobą będzie się dziać, kiedy jeszcze bardziej się skupię na tobie.

Anastazja trochę opuściła rzęsy, powoli zrobiła kilka kroków w tył i zatrzymała się. Po moim ciele rozlewało się przyjemne ciepło. Ono wzmacniało się, ale nie parzyło, nie stawało się gorąco od niego. Anastazja obróciła się i powoli zaczęła się oddalać, skryła się za grubym pniem wysokiego drzewa. Odczucie przyjemnego ciepła nie zmniejszało się, do niego doszło nowe - jakby coś pomagało sercu gonić po żyłach krew, i teraz z każdym jego uderzeniem powstawało wrażenie, że potoki krwi wichrami natychmiast osiągają każdą żyłkę ciała. Mocno spociły się i stały się mokre stopy nóg.

- Oto widzisz? Teraz dla ciebie wszystko zrozumiale? - powiedziała wyszedłszy zza drzewa, Anastazja, pewna, że mogła coś udowodnić mi. - Ty przecież wszystko czułeś, kiedy poszłam za pień drzewa, i nawet wzmocniły się twoje odczucia, kiedy mnie nie widziałeś. Opowiedz mi o nich.

Opowiedziałem i zapytałem, z kolei, co udowadnia pień drzewa.

- No jakże, fale informacji i świata ode mnie szły do ciebie na wprost, kiedy skryłam się. Pień drzewa je powinien był mocno wykrzywić, ponieważ u niego własna informacja i własne świecenie, ale tak się nie zdarzyło. Fale uczuć zaczęły dostawać się do ciebie, odbijając się od kosmicznych ciał, ponadto się wzmocniły. Potem zrobiłam to, co nazywacie cudem - u ciebie spociły się nogi. Skryłeś to przede mną.

- Ja nie przedałem temu znaczenia. Jakiż cud zawiera się w poceniu nóg?

- Wygoniłam z twojego organizmu przez nogi wiele róznych chorób. Powinieneś czuć się teraz o wiele lepiej. Nawet na zewnątrz to widać, oto i garbienie się zmniejszyło.

Rzeczywiście, fizycznie czułem się lepiej.

- Tak, znaczy, ty oto tak się skupisz, pomarzysz i dostajesz co zechcesz?

- Tak, mniej wiecej.

- I zawsze to u ciebie wychodzi, nawet kiedy marzysz nie tylko o uzdrowieniu?

- Zawsze. Jeśli nie abstrakcyjne marzenie. Jeśli ono uszczegóławiane do najdrobniejszych wydarzeń i nie przeczy prawom duchowego bytu. Takie marzenie nie zawsze udaje się zbudować. Trzeba, żeby myśl bardzo-bardzo szybko pędziła i wibracja uczuć odpowiednia była, wtedy ziści się ono obowiązkowo. To naturalne. W życiu u wielu tak się zdarza. Zapytaj znajomych swoich. Może być, i wśród nich znajdą się ci, którzy marzyć - i spełniło się marzenie ich całkowicie lub częściowo.

- Uszczegóławiać... Myśleć... by szybko pędziła... Powiedz, a kiedy ty o poetach, artystach, książce marzyłaś, ty uszczegóławiałaś? Szybko pędziła twoja myśl?

- Nadzwyczaj szybko. I wszystko konkretnie, w najdrobniejszych szczegółach.

- Teraz, uważasz, że się spełni?

- Tak, spełni się.

- A więcej ty o niczym wtedy nie marzyłaś? Ty mi wszystko opowiedziałaś o swoich marzeniach?

- Ja nie wszystko opowiedziałam tobie o swoim marzeniu.

- Tak opowiedz wszystko.

- Ty... Chcesz mnie słuchać, Władimirze? Naprawdę?

- Tak.

Twarz Anastazji rozpromieniła się. Jakby wybuch światła rozświetlił ją. Uduchowienie i wzruszenie wymówiła ona swój nieprawdopodobny monolog.

31. PRZEZ ODCINEK CZASU CIEMNYCH SIŁ

- W tę noc marzeń moich myślałam, jak przenieść ludzi przez odcinek

czasu ciemnych sił. Mój plan i świadomość były dokładne i realne, i ONE

przyjęły je.

W książce, którą napiszesz, będą zawarte skromni

kombinacje, formuły z liter, i one wywołają u większości ludzi jasne i

dobre uczucia. Te uczucia są zdolne pokonać fizyczne i psychiczne cierpienie,

będą sprzyjać rodzeniu się nowej świadomosci, właściwej ludziom przyszłości.

Uwierz mi, Władimirze, to nie mistyka, to odpowiada prawom Wszechświata.

Wszystko bardzo proste: będziesz pisać tę książkę, kierując się

wyłącznie uczuciami i duszą. Ty inaczej nie będziesz mógł, ponieważ nie opanowałeś techniki pisania, ale uczuciami można WSZYSTKO. Te uczucia już są w tobie. I moje, i twoje. Nie uświadomione sobie jeszcze przez ciebie. One będą zrozumiałe dla wielu. Ucieleśnione w znakach i połączeniach, one będą mocniejsze od ognia Zoroastra. Ty nie skrywaj niczego ze swoich zdarzeń, nawet najskrytszego. Wyzwól się od jakiegokolwiek wstydu i nie bój się być śmiesznym, poskrom pychę swoją.

Otworzyłam się tobie cała - i ciałem swoim, i duszą. Przez ciebie chcę i

wszystkim ludziom się otworzyć, teraz pozwolono mi na to. Wiem, jaka gromada ciemnych sił rzuci się na mnie, będzie przeciwstawiać się mojemu marzeniu, ale ja nie boję się ich, jestem silniejsza i zdążę zobaczyć to, co zamyśliłam, i syna zdążę rodzić i wychować go. Naszego syna, Władimirze.

Moje marzenie zniszczy wiele mechanizmów ciemnych sił, tysiącleciami zgubnie

oddziałujących na ludzi, a wiele zmusi pracować dla dobra.
Wiem, ty nie możesz teraz uwierzyć mi - za przeszkodę służą

umowność i wiele postulatów, zrodzonych w twoim mózgu przez warunki bytu

tego świata, w którym żyjesz ty. Tobie wydaje się niewiarygodnym możliwość

przenoszenia w czasie. Ale wasze pojęcia o czasie i odległości umowne. Nie

sekunda i metr, a stopień uświadomienia i woli charakteryzuje te wielkości.

Czystość myśli, uczuć i odczuć, charakterystycznych dla większości,

określają punkt znajdowania się ludzkości we Wszechświacie i w Czasie.

Wierzycie w horoskopy, wierzycie w pełną zależność swoją od rozmieszczenia

planet. Ta wiara osiągnięta za pomocą mechanizmów ciemnych sił. Ona, ta wiara,

hamuje czas jasnej równowagi, dając możliwość ciemnej posunąć się dalej,

powiększyć swoją wielkość. Ta wiara odwodzi Was od uświadomienia sobie prawdy, istoty

swojego bytu ziemskiego. Ty przeanalizuj uważnie. Pomyśl - człowieka

stworzył Bóg na obraz i podobieństwo swoje. Człowiekowi dana największa swoboda

- swoboda wyboru między ciemnym i jasnym. Człowiekowi dana dusza. Wszystko

cowidoczne podlegle człowiekowi, i on, człowiek, jest wolny, nawet w stosunku do Boga,

może kochać go lub nie. Nikt i nic nie może kierować człowiekiem oprócz jego

woli. Bóg chce miłości człowieka w odpowiedzi na swoją miłość, ale Bóg chce miłości

wolnego człowieka, doskonałego i podobnego do niego.

Bóg stworzył wszystko widoczne, i planety w tym. One służą do

zapewnienia porządku i harmonii wszystkiemu żywemu - roślinom, światu zwierzęcemu,

pomagają ludzkiemu ciału, ale one absolutnie nie mają władzy nad duszą i rozumem

człowieka. Nie oni kierują człowiekiem, a człowiek przez swoją podświadomość

porusza wszystkimi planetami.

Jeśli jeden człowiek zechce, żeby na niebie zapaliło się drugie słońce -

ono się nie pojawi. Tak urządzone, żeby nie zdarzyła się planetarna katastrofa. Ale

jeśli wszyscy ludzie jednocześnie zechcą drugiego słońca - ono się pojawi.

Przy układaniu horoskopu przede wszystkim trzeba obliczyć podstawową

wielkości; - poziom czasowej świadomości człowieka, siłę woli i ducha

jego, dążenia duszy i stopień jej udziału w chwilach dzisiejszego bytu.

Przychylne i nieprzychylne dni, magnetyczne burze, wysokie i niskie

ciśnienie swobodnie zwyciężą oni - wolą i uświadomieniem.

Czy nie widziałeś szczęśliwego i radosnego człowieka w pochmurną

pogodę- w niepogodnę albo, na odwrót, smutnego, psychicznie zdołowanego - w słoneczny i

najpomyślniejszy dzień?

Myślisz, że fantazjuję jak wariatka, kiedy mówię o tym, że

zestawione przez mnie w książce kombinacje i formuły z liter będą uzdrawiać i

rozświetlać ludzi. Nie wierzysz mi, dlatego że nie rozumiesz... A to tak na prawdę takie proste.

Oto rozmawiam teraz z tobą w twoim języku, twoimi zwrotami językowymi i nawet

intonacjami czasem staram się twoimi mówić. Tobie łatwo będzie zapamiętać

powiedziane przez mnie, dlatego że to twój język, właściwy tylko tobie, ale i zrozumiały dla wielu ludzi. W nim nie ma niezrozumiałych wyrazów, mało właściwych w codziennych zwrotach. On prosty i dlatego zrozumiały dla większości. Ale ja troszeczkę zmieniam,

no, jakby przestawiam słowa niektóre, tylko ciut ciut. Znajdujesz się w

pobudzonym stanie teraz i dlatego, przypomniawszy sobie ten stan, przypomnisz sobie

wszystko, co mówiłam tobie. I zapiszesz powiedziane. Tak trafią do napisanej

przez ciebie i moje połączenia liter.

One są bardzo ważne. One mogą tworzyć cude, jak modlitwa. Przecież wielu z

was już wie, że modlitwy i są określonym połączeniem i określonymi

kombinacjami z liter. Te połączenia i kombinacje rozstawione przez oświeconych

ludzi z Bożą pomocą.
Ciemne siły zawsze dążyły by odebrać człowiekowi możliwość

korzystania z błogości, pochodzącej z tych połączeń. Dlatego one nawet

zmieniały język, wprowadzały nowe słowa i usuwały stare, zniekształcały sens. Wcześniej,

na przykład, w waszym języku było czterdzieści siedem liter - teraz zostało trzydzieści

trzy. Ciemne siły pownosiły swoje, inne połączenia i formuły, pobudzające niskie

i ciemne, starały się uwlec człowieka cielesnymi żadzami i

namiętnościami. Ale przeniosłam pierworodne połączenia, wykorzystając przy tym

tylko dzisiejsze litery i symbole, i one teraz będą skuteczne. Ja tak

starałam się szukać! I znalazłam! Zebrała wszystko co najlepsze z różnych czasów. Wiele

zebrałam. Schowałam to w tym, co napiszesz.

Jak widzisz, to po prostu przeniesienie połączeń znaków głębin wieczności i

nieskończoności Kosmosu, dokładne w sensie, znaczeniu i celu.

Ty pisz o wszystkim, co zobaczyłeś, niczego nie skrywaj, ani złego, ani

dobrego, ani skrytego - wtedy i pozostaną one.

Przekonasz się o tym sam, uwierz mi, proszę, Władimirze. Przekonasz się,

kiedy napiszesz. U wielu, którzy będą czytać napisane, będzie wywoływać uczucia

i emocje, jeszcze nie całkiem zrozumiałe i uświadomione przez nich. Tobie to potwierdzą oni

- oto zobaczysz, usłyszysz, że potwierdzą. I uczucia u nich pojawią się

jasne, wiele potem zrozumieją sami za pomocą tych uczuć wiele więcej, niż

będzie napisane przez ciebie. Choć troszeczkę napisz. Kiedy przekonasz się, że ludzie

czują te połączenia. Kiedy potwierdzi tobie dziesięciu, stu, tysiąc ludzi.

Uwierzysz i napiszesz wszystko. Tylko uwierz. W siebie uwierz. Uwierz we mnie.

Później ja będę mogła mówić jeszcze o bardziej znaczącym, i oni to będą

rozumieć i czuć.
A bardziej znaczące - to wychowanie dzieci. Dla ciebie ciekawie było wiedzieć o talerzach i mechanizmach, rakietach i planetach. A ja tak

chciałam więcej opowiedzieć o wychowaniu dzieci, i zrobię to, opowiem,

kiedy wprowadzę większą świadomosć w ciebie. Tylko czytać to trzeba, kiedy nie

przeszkadzają dźwięki stworzonych ręka człowieka, sztucznych mechanizmów. Te dźwięki szkodzą i

odwodzą człowieka od prawdy. Niech pozostaną dźwięki naturalnego świata,

stworzonego przez Boga. One niosą w sobie informację prawdy, błogość i pomagają

uświadomieniu. Wtedy i uzdrowienie będzie o wiele silniejsze.

Ty znowu, oczywiście że, wątpisz i nie wierzysz w uzdrawiającą siłę słowa,

myślisz o mnie... Ale i w tym nie ma żadnej mistyki, fantazji czy

sprzeczności z prawami duchowego bytu.

Kiedy pojawiają się w człowieku jasne uczucia, one obowiązkowo okażą

dobroczynny wpływ absolutnie na wszystkie cielesne organy. Właśnie jasne

uczucia są najsilniejszym i najefektywniejszym środkiem, przeciwstawiajacym się

każdej chorobie. Za pomocą takich uczuć leczył Bóg, tak samo postępowali i

święci błogosławieni. Poczytaj Stary Testament - ty sam się przekonasz. Za pomocą

tych uczuć mogą uzdrawiać i pewni ludzie waszego świata. Wielu waszych lekarzy

wie o tym. Zapytaj ich, jeśli mi nie wierzysz. Im przecież tobie łatwiej

uwierzyć. Im bardziej, światłe to uczucie, tym większe oddziaływanie

okazuje ono na tego, na kogo skierowane.

Zawsze mogłam swoim promykiem uzdrawiać. Mnie jeszcze w dzieciństwie pradziadek

nauczył i objaśnił wszystko. Ja to robiłam wiele razy ze swoimi dacznikami.

Teraz mój promień wiele raz silniejszy, niż u dziadka i pradziadka. To

od tego, mówią oni, że pojawiło się we mnie uczucie, nazywa się -

Miłość.
Ono taki duże, przyjemne i troszeczkę parzące. Je pragnie się darować

wszystkim ludziom i tobie. Pragnie się, żeby wszystkim było dobrze i żeby wszystko było dobrze,

jak chciał tego Bóg.

Anastazja wymówiła swój monolog z niezwykłym natchnieniem,

pewnością. Jakby wystrzeliła nim w przestrzeń i czas. I zamilczała. Ja

patrzyłem na Anastazję, porażony jej nadzwyczaj żarliwością i pewnością,

potem zapytałem:

- Anastazjo, to wszystko? Więcej żadnych niuansów nie ma w planach twoich,

marzeniu?

- Reszta, Władimirze, drobnostki nieistotne. Ja je przy okazji, jak

"dwa razy dwa" rozwiązałam. Tam tylko jedna złożoność, ciebie dotycząca, była, ale

i ją rozwiązałam.

- Oto w tym miejscu dawaj dokładniej mów. Co to za złożoność, mnie

dotycząca?

- Rozumiesz, zrobiłam z ciebie najbogatszego człowieka na ziemi. I jeszcze

zrobiłam ciebie najznamienitszym. Tak zdarzy się za pewien czas. Ale

kiedy marzenie się uszczegóławiało... Póki ono jeszcze nie wzbiło się, podchwycone

jasnymi siłami... Ciemne siły... One zawsze dążą by swoje wnieść,

szkodliwe. Jakby poboczne różne efekty swoje, zgubnie wpływające na tego, kogo

dotyczą one, i na ludzi różnych.

Moje myśli pędziły bardzo-bardzo szybko, ale ciemne siły wciąż

nadążały. One wiele swoich spraw ziemskich zostawiły i dążyły by umieścić

swoje mechanizmy wokoło mojego marzenia, i wtedy wymyśliłam... Przechytrzyłam je. I

zmusiła wszystkie ich mechanizmy dla dobra pracować. Ciemne siły pogubiły się

na mniej, niż na jedną chwilę, ale tego było dosyć, by, podchwycone

jasnymi siłami, moje marzenie uniosło się w niedosięgalną dla nich jasną

nieskończoność.
- Co że ty wymyśliłaś, Anastazjo?

- Ja niespodzianie dla nich troszeczkę przedłużyłam odcinek czasu ciemnych sił,

przez który tobie trzeba będzie różne trudności przezwyciężać. Przy tym pozbawiłam siebie

możliwości promieniem tobie swoim pomagać. One i zmieszały się, nie widząc w tym

logiki z mojej strony. A ja tymczasem na ludzi, w przyszłosci obcujących z

tobą, szybko-szybko świeciłam.

- Co To wszystko oznacza?

- Tobie, marzeniu mojemu ludzie pomogą. Swoimi małymi, prawie nie

kierowanymi promieniami. Ale ich będzie wielu, i wy razem ucieleśnicie marzenie w

materialną rzeczywistość. Przeniesiecie się przez odcinek czasu ciemnych sił.

Innych przeniesiecie. I ty nie będziesz arogancki i chciwy, kiedy staniesz się bogaty i

znamienity. Dlatego że zrozumiesz - najważniejsze nie w pieniądzach, za nie nigdy nie

otrzymać ciepła, szczerego współdziałania ludzkiej duszy.

Ty to zrozumiesz, kiedy będziesz przechodzić ten odcinek czasu, kiedy

zobaczysz i zapoznasz się z tymi ludźmi. I oni też zrozumieją. A przysiady...

Stosunki twoje z bankami ja na wszelki wypadek wymyśliłam jeszcze i dlatego,

że zupełnie ty nie dbasz o swoje ciało. A tak, choć gimnastykę przy odbiorze

pieniędzy w banku zrobisz, i pewne bankierzy też. I niech będzie to troszkę

śmieszne. Za to pychy w tobie grzesznej nie będzie.

Oto i wyszło, że wszystkie trudności, przeszkody, które nawymyślały

ciemne siły w swoim odcinku czasu, będą hartować ciebie i otaczajacych.

Bardziej świadomymi czynić was. I od pokus ciemnych, którymi tak szczycą się one,

uchronią was następnie. Ich że działania uchronią. Dlatego i zmieszały się one

na chwilę. Teraz oni już nigdy mojego marzenia nie dogonią.

- Anastazjo! Marzycielko ty moja miła. Fantastko.

- Oj... Jak dobrze to zrobiłeś. Dziękuję! Dziękuję tobie. Tak powiedziałeś

dobrze: "Moja miła".

- Proszę. Ale ja przecież jeszcze i fantastką cię nazwałem. Marzycielką.

Nie obraziłaś się?

- Zupełnie się nie obraziłam. Ty że nie wiesz jeszcze, jak dokładnie spełniają się zawsze

marzenia moje, kiedy jaskrawe i szczegółowe wychodzą. To spełni się obowiązkowo.

Ono u mnie ukochane i najjaskrawsze. I książka taka wyjdzie, uczucia u ludzi

pojawią się niezwykłe, wywołają te uczucia ludzi...

- Poczekaj, Anastazjo, znowu emocjonować się zaczynasz. Uspokój się.

x x x

Przeszło całkiem niedużo czasu, od kiedy przerwałem wydajacą się tylko

fantazją jej płomienną mowę.

Nie całkiem zrozumiały był dla mnie sens, zawarty w monologu Anastazji.

Zbyt fantastyczne wydawało się wszystko powiedziane przez nią. Już po roku korespondent

czasopisma "Cuda i zdarzenia" Michaił Fyrnin, który przeczytał rękopis,

zawierający ten monolog, poruszenie wręczył mi świeży numer swojego czasopisma

(maj 1996 roku).

Poruszenie objęło i mnie, kiedy zapoznałem się z jego treścią. Od razu

dwóch naukowców - akademik Anatolij Akimow i akademik Włail Skarbników - w

swoich artykułach mówili o istnieniu Wyższego Rozumu, o ścisłym związku wzajemnym

człowieka z Kosmosem, o wychodzących z człowieka niewidocznych gołym wzrokiem

promieniach. Specjalnymi przyrządami udało się je utrwalić, i w czasopiśmie umieszczono

dwie fotografie tych, idących od ludzi, promieni.

Ale nauka tylko powiedziała o tym, co Anastazja nie tylko wiedziała od

dzieciństwa, ale również po prostu wykorzystała w swoim codziennym życiu, starając się

pomóc ludziom.

Skąd mogłem wiedzieć rok temu, że stojąca przede mną w swojej

starej i jedynej spódnicy, obuta w niezgrabne kalosze Anastazja,

niepokojąca się, skubiąca guziczki na swojej bluzeczce, rzeczywiście posiada

kolosalną wiedzę, zdolność wpływania na losy ludzkie, że jej

duchowe porywy rzeczywiście są zdolne przeciwstawiać się ciemnemu i zgubnemu dla

ludzkości, że znany w Rosji narodowy lekarz, przewodniczący funduszu

lekarzy Rosji W. A. Mironow zbierze swoich pomocników i powie: "Robaczkami

my wszyscy przed nią". I że doda, że świat jeszcze nie znał większej, niż u niej, siły.

Ubolewał, że długo niezrozumiała była dla mnie.

Wielu odczuje wychodzącą z książki energię ogromnej siły.

Wiosennym deszczem, zmywającym błoto, posypią się wiersze po wyjściu

małego pierwszego nakładu książki, autorem której jest, myślę, i ona.

Teraz, szanowny czytelniku, trzymasz w rękach tę książkę. Czytasz. Wzywa li

w twojej duszy ona uczucia, osądzić to tylko tobie. Co odczuwasz? Do czego wzywa

ona?

Anastazja, zostawszy sama, tam, w tajdze, na swojej polanie, z uporem

będzie rozpędzać swoim promieniem dobroci powstające przed niej marzeniem przeszkody,

zbierać i inspirować wciąż nowych ludzi do ucieleśnienia swojego marzenia.

Tak, w trudnej chwili staną obok mnie trzej moskiewscy studenci. Nie

otrzymując za swoją pracę godnego pieniężnego wynagrodzenia (pomagając nawet mi

materialnie). Dorabiając, gdzie popadnie, oni, i zwłaszcza Losza Nowiczkow,

będą nocami drukować tekst Anastazji na swoich komputerach.

Oni nie zaprzestaną drukowania, nawet kiedy zacznie się ich trudna sesja.

I wypuści książkę dwutysięcznym nakładem Jedenasta Moskiewska

drukarnia. Wypuści, pomijając wydawnictwo. Ale jeszcze przedtem dziennikarz Jewgienija

Kwitko z farmerskiej gazety "Chłopskie wiadomosci", pierwszy opowie o

Anastazji w prasie. Potem Katia Gołowina z "Moskiewskiej prawdy", potem

"Leśna gazeta", "Świat nowości", radio Rosji. Czasopismo "Cuda i

wydarzenia", w którym publikowani są znane postacie akademickiej nauki,

lekceważąc tradycję, poświęcili Anastazji kilka numerów, powiedziawszy: "W

najśmielszych swoich marzeniach akademicy nie osiągają spojrzenia Anastazja -

czarodziejki z syberyjskiej tajgi. Czystość myśli czyni człowieka wszechmocnym i

wszechwiedzącym. Człowiek - szczyt tworzenia".

Tylko poważna stołeczna prasa będzie drukować Anastazję. Anastazja

jakby sama wybiera ją, pomijając brukową, ostrożnie chroniąc czystość myśli

swojego marzenia.

Ale to stało się jasne tylko rok później, po spotkaniu z nią, a wtedy, nie

rozumiejąc jej, nie wierząc do końca i osobliwie odnosząc się do zdarzeń, starałem się przenieść rozmowę na temat, bardziej bliski mi -

przedsiębiorcy.

32. SILNI LUDZIE

Najwyższa ocena

twojej osobowości -

ocena, dana przez ludzi,

otoczajacych ciebie.

Anastazja wiele mówiła o ludziach, których my nazywamy

przedsiębiorcami, o ich wpływie na duchowość społeczeństwa, a następnie podniosła

gałązkę i wykreśliła na ziemi krąg. W kręgu jeszcze mnóstwo okręgów, w

środku których postawiła punkty. Po bokach tego kręgu inne. Ona

narysowała jakby mapę planet wewnątrz ziemskiego świata, i jeszcze wiele dodała do

tego, i powiedziała:

- Duży krąg - to Ziemia, planeta, na której żyją ludzie.

Małe okręgi - to małe, czymś połączone między sobą

kolektywy ludzi. Punkty - to ludzie, którzy stoją na czele tych

kolektywów. Od tego, jak ci stojący na czele odnoszą się do ludzi, co zmuszają

ich robić, jaki psychologiczny klimat tworzą, wykorzystając swój wpływ,

będzie zależeć, czy będzie dobrze otaczającym ich ludziom lub źle. Jeśli większości

dobrze, od każdego z nich wychodzi jasne promieniowanie i ogólnie rzecz biorąc od kolektywu

jasne. Jeśli źle, wtedy ciemne.

I ona zakreskowała część okręgów, zrobiwszy je ciemnymi.

- Oczywiście, na ich wewnętrzny stan wywiera wpływ i wiele innych

czynników, ale przez ten odcinek czasu, kiedy oni są w tym kolektywie, podstawowy

- stosunki wzajemne ze stojącym na czele. Dla Wszechświata bardzo ważne, by od

Ziemi w całości wychodziło jasne promieniowanie. Promieniowanie miłości, dobra. O tym i

w Biblii powiedziane: "Bóg - to miłość".

Mi żal, bardzo żal ludzi, których nazywacie przedsiębiorcami,

oni są najnieszczęśliwsi. Ja tak chciałabym im pomóc, ale mi trudno samej to

zrobić.

- mylisz się, Anastazjo, za nieszczęśliwych u nas uważa się emerytów,

ludzi, nie umiejących znaleźć pracy, zapewnić sobie niezbędne mieszkanie, odzież,

jedzenie. Przedsiębiorca - to człowiek, który wszystko to ma w

większym stopniu, niż inni. Jemu dostępne przyjemności, o których inni i

pomarzyć nie mogą.

- Jakie, na przykład?

- No, nawet jeśli wziąć średniego przedsiębiorcę - on ma

nowoczesny samochód, mieszkanie. Z odzieżą i jedzeniem w ogóle nie ma problemów...

- A radość? Satysfakcja w czym? Popatrz.

Anastazja znów porwała mnie na trawę i, jak za pierwszym razem, kiedy

pokazywała kobietę-ogrodniczkę, zaczęła pokazywać inne obrazki.
- Oto widzisz? Oto on siedzi akurat w tym samochodzie, który nazywasz

szykownym. Widzisz - on sam na tylnym siedzeniu, w samochodzie mikroklimat.

Kierowca prowadzi ją bardzo płynnie. Ale popatrz, jak napięta i zamyślona

twarz, siedzącego na tylnym siedzeniu przedsiębiorcy, on myśli, buduje

jakieś plany, on czegoś się boi, popatrz - oto on chwycił to, co wy

nazywacie telefonem. Niepokoi się... Tak, otrzymał informację... Teraz

musi szybko oszacować ją i podjąć rozwiązanie. On cały spięty... Myśli.

Gotowe, rozwiązanie podjęte. Teraz popatrz, popatrz - siedzi, niby,

spokojnie, a na twarzy wątpliwość i trwoga. I nie ma żadnej radości.

- To praca, Anastazjo.

- To tryb życia, i nie ma w nim przebłysku od momentu obudzenia się i do

momentu zaśnięcia i nawet w śnie. I nie widzi on ani rozwijających się listków,

ani wiosennych strumyków. Dookoła wiecznie zawistnicy, chętni zawładnąć tym, co

jest jego. Próba odgrodzenia siebie od nich tym, co nazywacie ochroną,

domem, jakby twierdzą, pełnego uspokojenia nie przynosi, ponieważ strach i

troski w nim samym i zawsze pozostają z nim. Tak do samej śmierci, i już przed

samym końcem swojego życia - ubolewanie, że przyszło zostawić mu wszystko...

- U przedsiębiorcy są radości. One przychodzą wtedy, kiedy on

osiąga upragniony rezultat, urzeczywistnia zamyślony plan.

- Nieprawda, on nie zdąża się cieszyć osiągniętym celem, na zmianę przychodzi

inny plan - bardziej złożony, i znów zaczyna się wszystko od nowa, tylko z

większymi trudnościami.

Leśna piękność rysowała przede mną bardzo mroczny i smutny

obraz zewnętrznie szczęśliwej warstwy naszego społeczeństwa, i w ten obraz nie

chciało się wierzyć. Zauważyłem w charakterze obalającego argumentu:

- zapominasz, Anastazjo, o ich umiejętności osiągania postawionego celu i

otrzymywaniu życiowych dóbr, zachwyconych spojrzeń kobiet, spoglądających na tych

mężczyzn, szacunek do nich otaczających.

Na co ona odpowiedziała:

- Iluzja. Nie ma czegoś takiego. Gdzie widziałeś uważne lub zachwycone

spojrzenie człowieka, spoglądającego na pasażera szykownego samochodu lub posiadacza

najbogatszego mieszkania? Żaden człowiek nie potwierdzi tobie powiedzianego przez ciebie.

To spojrzenia zawiści, obojętności, rozdrażnienia. I nawet kobiety nie mogą

kochać tych ludzi, dlatego że uczucia ich się mieszają z chęcią posiadania nie

tylko tego człowieka, ale również tego co ma. Z kolei, i oni nie mogą

prawdziwie kochać kobiety, ponieważ nie mogą zwolnić dosyć

miejsca dla tak dużego uczucia.

Wyszukiwanie dalszych argumentów było bez sensu, ponieważ powiedziane przez nią

mogli potwierdzić lub obalić tylko ci, o których ona mówiła. Będąc i

samemu przedsiębiorcą, nigdy nie zamyślałem się nad tym, co mówiła

Anastazja, nie analizowałem ilości swoich minut radości, i tym bardziej nie

mogłem tego zrobić za innych. Jakoś nie przyjęte w środowisku przedsiębiorców

marudzić czy narzekać, każdy chce pokazać siebie jako osiągającego sukcesy,

zadowolonego z życia. Dlatego i powstał, z pewnością, u większości ludzi obraz

przedsiębiorcy jako człowieka, otrzymującego od życia same dobra. Anastazja

dostrzegała nie zewnętrzne przejawy uczuć, a bardziej subtelne, skryte wewnątrz. Ona

określała stan człowieka po ilości widocznego jej światła. Wydaje się,

obrazki i sytuacje, widoczne jej, widziałem bardziej z jej głosu. O tym

powiedziałem Anastazji. Ona odpowiedziała:

- Ja tobie zaraz pomogę. To proste. Zamykasz oczy, leżysz na

trawie, ręce na boki, powinieneś się odprężyć. Umysłowo wyobraź sobie całą Ziemię,

spróbuj zobaczyć jej kolor i błękitne świecenie, wychodzące z niej. Potem

zawężaj promień swojej wyobraźni, nie obejmuj nim całej Ziemi, a zawężaj aż zobaczysz konkretne szczegóły. Ludzi ty szukaj tam, gdzie światła błękitnego będzie więcej, tam są ludzie. Ty jeszcze bardziej zawężaj swój promień i zobaczysz

jednego człowieka lub kilku. Dawaj jeszcze spróbujemy z moją pomocą.

Ona wzięła mnie za rękę, skierowała swoje palce wzdłuż moich, oparłszy ich

końce w moją dłoń. Palce drugiej jej ręki, leżały na trawie, były

skierowane wzwyż. Umysłowo zrobiłem wszystko to, co ona powiedziała, i niezbyt

jasno przede mną powstał obraz siedzących za stołem i wzburzenie

rozmawiających ze sobą trzech ludzi. Ich słowa dla mnie były niezrozumiałe. Mowy

w ogóle żadnej nie słyszałem.

- Nie, - powiedziała Anastazja, - to nie przedsiębiorcy. Zaraz

znajdziemy ich.

Ona wodziła i wodziła swoim promieniem, dostając się do dużych i małych

gabinetów, zamkniętych klubów, biesiad i burdeli... Błękitne świecenie było

albo bardzo słabe, albo nie było go wcale.

- Popatrz - tam już noc, a on wciąż siedzi w zadymionym gabinecie

sam, coś nie układa się u tego przedsiębiorcy. A ten, popatrz - jaki

zadowolony, w basenie, i dziewczyny obok. On podchmielony, ale świecenia nie ma. On

po prostu próbuje uciec od czegoś, jego samozadowolenie sztuczne...

Ten w domu. Oto jego żona, dziecko go o coś pyta... Telefon...

Oto, proszę, on znów spoważniał, nawet bliscy ludzie odsunęli się na

dalszy plan....

I znów jedna za drugą wyświetleły się kolejne przeróżne sytuacje,

na zewnątrz dobre i niezbyt, póki nie natknęliśmy się na tę przerażającą scenę.

Nagle pojawił się pokój, prawdopodobnie, w jakimś mieszkaniu, dość

szykownym, ale...

Na okrągłym stole leżał obnażony człowiek, jego nogi i ręce były

przywiązane do nóżek stołu, głowa zwisała, usta zaklejone brązową taśmą.

Przy stole siedziało dwóch młodych, mocnej budowy ciała mężczyzn, jeden krótko

przycięty, drugi nie tak mocny z gładko przylizanymi włosami. W

fotelu nieopodal, pod lampą, siedziała młoda kobieta. Usta u niej też

zaklejone, poniżej piersi związywał ją sznur na bieliznę, przyciskując do fotela. Każda

noga była przywiązana do nóżek fotela. Ona była w jednej na dole rozerwanej

koszuli. Obok niej siedział starszy chudy mężczyzna i pił coś, z pewnością,

koniak. Na małym stoliku przed nim leżała czekolada. Ci, co siedzieli za

okrągłym stołem, nie pili. Oni lali na pierś leżącego mężczyzny

płyn - wódkę lub spirytus, i podpalali. "Porachunki", - zrozumiałem.

Anastazja zabrała promień z tej sceny. Ale ja wykrzyknąłem:

- Wróć. Zrób coś!

Ona przywróciła tę scenę i odpowiedziała:

- Nie można. Wszystko już się zdarzyło. Tego nie wolno zatrzymać, wcześniej trzeba

było, teraz za późno.

Patrzałem, jak oniemiały, i nagle jasno zobaczyłem oczy kobiety, oczy,

napełnione przerażeniam i nie błagające o litości.

- Tak zrób choć coś, jeśli ty nie jesteś bez serca! - krzyknąłem

do Anastazji.

- Ale to nie w moich siłach, to już jakbyo zaprogramowane wcześniej, nie przeze

mnie, ja nie mogę po prostu się wtrącać. One teraz silniejsze.

- No gdzie że twoja dobroć, zdolności?

Anastazja zamilczała. Okropna scena z lekka zmętniała. Potem nagle zniknął

starszy mężczyzna, pijący koniak. Nagle poczułem słabość w całym ciele i jeszcze

poczułem jak drętwieje moja ręka, do której dotykała Anastazja. Usłyszałem

jej jakiś osłabiony głos. Ona, z trudem wymawiając słowa, powiedziała:

- Zabierz rękę, Władimi... - Ona nie mogła nawet dopowiedzieć mojego imienia.

Ja, wstając, zabrałem od Anastazji rękę. Ręka wisiała jakby zdrętwiała,

jak to bywa, kiedy zasiedzisz rękę lub nogę, i była cała biała. Poruszyłem

palcami i zdrętwienie zaczęło przechodzić.

Spojrzałem na Anastazję i przeraziłem się. Jej oczy były zamknięte. Zginął

rumieniec z twarzy. Pod jej skórą na rękach i twarzy, wydawało się, nie było w ogóle ani

kropelki krwi. Ona leżała jak nieżywa. Trawa wokoło niej, mniej więcej w promieniu

trzech metrów, była też biała i pochylona Zrozumiałem, że zdarzyło się coś

okropnego i krzyknąłem:

- Anastazjo! Co z tobą się stało, Anastazjo!?

Ale ona w żaden sposób nie reagowała na mój krzyk. Wtedy chwyciłem ją za barki

i potrząsnąłem już nie prężne, a jakieś bezwładne ciało. I wciąż - jej

absolutnie białe, bezkrwiste usta milczały.

- Słyszysz mnie, Anastazjo?

Trochę uniosły się rzęsy, i na mnie popatrzyły zgasłe oczy, już

nic nie wyrażające. Chwyciłem flaszkę z wodą, podniosłem jej głowę i

spróbowałem napoić ją, ale ona nie mogła łykać. Patrzałem na nią i

gorączkowo myślał, cóż robić.

Nareszcie, jej usta ledwie się poruszające i wyszeptały:

- Przenieś mnie na inne miejsce... do drzewa...

Podniosłem bezwładne ciało i uniosłem nieco dalej od kręgu z białą trawą, położyłem

u najbliższego Cedru. Po pewnym czasie ona zaczęła po trochu dochodzić do

siebie, i zapytałem:

- Co z tobą się stało, Anastazjo?

- Postarałam się spełnić twoją prośbę, - cicho odpowiedziała i

dodała, po pauzie, - myślę, że mi to się udało.

- ale ty przecież tak źle wyglądasz, ty nieomal zginęłaś?

- zakłóciłam naturalne prawa. Wtrąciła się w to, w co wtrącać się

nie powinnam była. To wyciągnęło ze mnie wszystkie moje siły, energię. Dziwię się, że jej

starczyło.

- Po co ryzykowałaś, jeśli to tak niebezpieczne?

- Nie miałem wyjścia. Przecież chciałeś tego. Bałam się nie spełnić

twojej prośby, bałam się, że zupełnie przestaniesz mnie szanować. Będziesz myśleć,

że tylko mówię, mówię... I niczego nie mogę w realnym życiu.

Jej oczy patrzyły na mnie prosząco i błagalnie, cichy głos trochę

drżał, kiedy mówiła:

- Ale ja nie mogę objaśnić tobie, jak to się robi, jak pracuje ten

naturalny mechanizm, ja go czuję, ale objaśnić, żeby tobie zrozumiałe to było, nie

mogę, i naukowcy wasi, z pewnością, póki co nie mogą.

Opuściła głowę, pomilczała, jakby nabierając sił. Znów popatrzyła

na mnie błagalnymi oczyma i wymówiła:

- Teraz jeszcze bardziej będziesz uważać mnieza nienormalną lub wiedźmę.

I nagle bardzo mocno zechciałem zrobić dla niej coś dobrego,

ale co? Chciałem powiedzieć, że będę uważać ją za normalnego, zwyczajnego człowieka,

ładną i mądrą kobietę, ale u mnie nie było odczucia zwyczajnego do niej

odnoszenia, i ona ze swoją intuicją nie uwierzyłaby mi.

Nagle przypomniałem sobie jej opowiadanie o tym, jak zazwyczaj w dzieciństwie witał się z

nią pradziad. Jak klękał siwy pradziad na jedno kolano przed małą

Anastazją i całował jej rękę. Klęknąłem przed Anastazją na jedno kolano, wziąłem

jej jeszcze bladą i troszkę chłodną rękę, pocałowałem i powiedziałem:

- Jeśli ty i nienormalna, to najlepsza, najbardziej dobra, mądra i

piękna ze wszystkich nienormalnych.

Ust Anastazji, nareszcie, znów dotknął uśmiech, oczy wdzięcznie

patrzały na mnie. Na policzkach zaczął pojawiać się rumieniec.

- Anastazjo, obraz dość mroczny. Specjalnie taki wybierałaś?

- Szukałam, chociażby dla przykładu, dobrego, ale nie znalazłam. Oni wszyscy w objęciach

trosk swoich. Oni sam na sam ze swoimi problemami, u nich prawie brak

duchowego obcowania.

- Tak cóż robić, co możesz zaproponować, prócz litości dla nich? A

powinienem powiedzieć tobie: to silni ludzie - przedsiębiorcy.

- Bardzo silni, - zgodziła się ona, - i interesujacy. Oni przez jedno

życie jakby dwa przeżywają. Jedno znane tylko im i nikomu z bliskich

nawet, drugie - zewnętrzne, dla otaczajacych. A pomóc, myślę, trzeba za pomocą

wzmocnienia ich duchowego i szczerego obcowania między sobą. Potrzeba szczerych

dążeń do czystości myśli.

- Anastazjo, ja, z pewnością, spróbuję zrobić to, o co prosiłaś. I książkę

spróbuję napisać, i stowarzyszenie przedsiębiorców z czystymi myślami

stworzyć, ale tylko tak, jak sam to zrozumiałem.

- Tobie trudno będzie. Ja nie będę mogła tobie dostatecznie pomagać, we mnie mało

zostało sił. One będą długo się odbudowywać. Ja teraz przez pewien czas nie

będę mogła widzieć promieniem na odległość. Ja i ciebie teraz zwyczajnym wzrokiem niezbyt

dobrze widzę.

- Ty co że, Anastazjo! Ślepniesz?

- Myślę, że wszystko się odbuduje. Żal tylko, że jakiś czas tobie nie

będę mogła pomagać.

- Nie trzeba mi pomagać, Anastazjo. Ty postaraj się oszczędzać siebie dla

syna i pomóż innym.

x x x

Trzeba było odjeżdżać, doganiać statek. Doczekawszy, kiedy ona,

przynajmniej na zewnątrz, zaczęła wyglądać prawie jak dawniej, wlazłem do kutra.

Anastazja chwyciła za rączkę na dziobie i zepchnęła go z brzegu. Kuter

podchwycił i ponióst nurt rzeki. Anastazja stała prawie po kolana w wodzie,

dół jej długiej spódnicy zamókł i kołysał się na falach. Szarpnąłem nakręcany sznur.

Silnik zaryczał, rozdzierając ciszę, do której przywykłem przez trzy dni, i kuter raptownie

poszedł naprzód, wciąż nabierając i nabierając prędkości, oddalając się od samotnie stojącej w

przybrzeżnej wodzie tajgowej pustelnicy.

Nagle Anastazja wyszła z wody i pobiegła wzdłuż brzegu doganiając kuter. Jej

razwiewane od przeciwnego wiatru włosy były podobne do ogonu komety. Starała się biec bardzo szybko, z pewnością, wykorzystając przy tym wszystkie swoje siły,

próbując uczynić niemożliwe - dogonić szybkobieżny kuter. Ale to dla niej

było uczynić niemożliwe. Odległość powoli między nami zwiększała się. Zrobiło mi się żal jej bezużytecznych wysiłków, i, chcąc jak można najszybciej przerwać przykry moment rozłąki, z całej siły, do oporu wcisnąłem dźwignię gazu. W głowie przemknęła myśl, że Anastazja może pomyśleć, że ja znów się przestraszyłem jej i uciekam.

Zaryczawszy silnik zmusił podnieść się nad wodę dziób kutra, jeszcze

szybciej pędzącego naprzód, jeszcze szybciej zwiększając odległość między

nami... A ona... Boże! Co ona robi?..

Anastazja w pędzie zerwała przeszkadzającą jej biec mokrą spódnicę, odrzuciła

rozerwaną odzież na bok, prędkość jej biegu konne wzrosła, i zdarzyło się

nieprawdopodobne - odległość między nią i kutrem powoli zaczynała się

zmniejszać. Z przodu na jej drodze widniała prawie pionowa skarpa. Kontynuując

wciskać już niepoddającą się rączkę gazu, pomyślałem, że skarpa zatrzyma ją

i ustanie męcząca dla mnie scena.

Ale Anastazja kontynuowała swój szybki bieg, od czasu do czasu ona

wyciągała przed siebie ręce, jakby, obmacując nimi przestrzeń przed sobą.

Czyżby u niej tak pogorszył się wzrok - nie widzi skarpy. Anastazja,

nic nie zwolniwszy swojej szybkości, wbiegła na skarpę, upadła na

kolana, podniósłszy ręce do nieba i trochę w moją stronę, zaczęła krzyczeć. Usłyszałem jej

głos przez dziki ryk silnika i szum wody, usłyszałem jakby szept.

- Z przedu-u-u mie-liz-na, mie-liz-zz-na, zatopiona kłoda.

Szybko skręciwszy głowę, jeszcze nie zdążywszy do końca uświadomić sobie tego co się dzieje, ja

tak gwałtownie skręciłem ster, że kuter prawie nabrał

przez anchyloną burtę wody. Ogromna zatopiona kłoda, zaparty jednym końcem w mieliznę,

drugim, ledwie sterczącym z wody, tylko z lekka zahaczył po boku kutra. Przy

bezpośrednim uderzeniu on mógłby swobodnie przebić jego cienkie aluminiowe dno.

Już wypłynąwszy na rzeczny farwater, obejrzałem się na skarpę i wyszeptałem w

stronę pozostającej na kolanach samotnej figurki, przekształcającej się w coraz bardziej

zmniejszający się punkt:

- Dziękuję, Anastazjo.

33. KIM JESTEŚ ANASTAZJO?

Statek czekał mnie w Surgucie. Kapitan i załoga czekali na polecenia.

Ale ja nie mogłem w żaden sposób skupić się na tym, żeby określić dalszą

marszrutę, i dałem rozkaz stać w Surgucie, przeprowadzać wieczory odpoczynku dla

miejscowej ludności, zapewnić działanie wystawie towarów narodowej potrzeby

i usługi.

Moje myśli zajmowały zdarzenia, związane z Anastazją. Kupowałem w

sklepie mnóstwo popularno-naukowej literatury, książek o nadzwyczajnych zjawiskach i

nadzwyczajnych zdolnościach ludzi, historie syberyjskiego kraju, zamykałem się w kajucie,

próbując znaleźć w nich objaśnienie.

Wśród reszty mnie interesowało i to - mogło li, rzeczywiście,

zrodzić się w Anastazji uczucie miłości przez to, że ona, starając się pomóc

wiejskiej dziewczynie, krzyknęła: "Kocham ciebie, Władimirze".

Dlaczego proste słowa, które wymawiamy, często nie wkładając w

nie dosyć odpowiedniego uczucia, wpłynęły na Anastazję, na przekór

naszej różnicy wieku, na przekór różnicy w poglądach na życie i obrazie

życia?

Popularno-naukowa literatura odpowiedzi nie dawała. Wtedy wziąłem Biblię. I

oto ona, odpowiedź. Na samym początku ewangelii świętego Jana mówi się:

"Na początku było SŁOWO, i SŁOWO było u Boga, i SŁOWO było Bogiem"...

Kolejny raz poraziło mnie - na ile lakoniczne, dokładne stwierdzenia

tej dziwnej książki.

Dla mnie od razu wszystko się rozjaśniło. Anastazja, nie znająca chytrości i

oszustwa, nie może wymawiać słów tak po prostu. Przypomniałem sobie jej zdanie: "Ja

jakbym zapomniała w tym momencie, że nie mogę wymawiać słów tak po prostu, za

nimi obowiązkowo powinny być uczucia, uświadomienie i autentyczność przyrodniczej informacji. ".

O, Boże!!! Jakże nie poszczęściło się jej. Po co adresowała te słowa do mnie -

już nie młodego, mającego rodzinę, podatnemu wielu pokusom naszego świata,

jak ona sama mówiła, zgubnym i ciemnym? Ze swoją wewnętrzną czystością ona

godna zupełnie innego. Ale któż może pokochać ją z takim niezwykłym

obrazem życia, sposobem myślenia i intelektem?

Na pierwszy rzut oka ona wydaje się zwyczajna, tylko niezwykle ładna i

pociągająca ku sobie dziewczyna, ale potem, kiedy zaczynasz obcować, ona jakby

przekształca się w jakąś istotę, żyjącą poza zasięgiem rozumu.

Możliwe, że takie odczucia powstały u mnie - nie mającego dosyć

wiedzy, zrozumienia sedna naszego bytu. Inni mogliby przyjąć ją inaczej.

Przypomniałem sobie, że nawet na pożegnanie u mnie nie powstała chęć pocałować

lub objąć jej. Nie wiadomo, chciała li ona tego. I czego w ogóle chciała ona?

Przypomniałem sobie, jak opowiadała o swoich marzeniach. Jaka dziwna filozofia

jej miłości: organizować stowarzyszenie przedsiębiorców, by pomóc im.

Napisać książkę z jej radami dla ludzi. Przenieść ludzi przez odcinek czasu

ciemnych sił.

I ona wierzy! Przekonana, że wszystko tak i zdarzy się. I ja jeszcze dobry; dałem

słowo jej, że spróbuję zorganizować stowarzyszenie przedsiębiorców i książkę

napiszę. Teraz ona jeszcze bardziej, z pewnością, o tym się rozmarzy. Wymyśliła

by coś prostszego, realniejszego.

Jakaś niezrozumiała litość powstała we mnie do Anastazja. Wyobraziłem sobie,

jak ona w swoim lesie będzie czekać i marzyć, że tak wszystko na jawie i zdarzy się.

Dobrze, jeśli po prostu będzie czekać, po prostu marzyć. Ona jeszcze, co dobre, i

sama zacznie przedsiębrać jakieś próby i kierować swój promyk dobroci,

tracić kolosalną energię swojej duszy i wierzyć w niemożliwe. I chociaż ona

demonstrowała mi możliwości swojego promienia, próbowała objaśnić jego

mechanizm, świadomość nie przyjmowała go jako rzeczywistości. Osądźcie sami - według jej słów, ona kieruje swój promień na człowieka, oświetla go niewidocznym światem, daruje mu swoje uczucia, dążenie do dobra, jasnego.

- Nie, nie, tylko nie pomyśl, że wtrącam się w psychikę, zmuszam

duszę i rozum. Człowiekowi wolno brać lub odrzucać. W takiej ilości,

na ile to mu się podoba, jest bliskie duszy, ile będzie mógł zmieścić w siebie

tych uczuć. Wtedy on i na zewnątrz rozświetlony się staje, i choroby wasze od niego

odchodzą, częściowo lub całkowicie. Tak mogą robić moi dziadek i

pradziadek, i ja to zawsze mogłam - mnie pradziadek nauczył, kiedy bawił się

ze mną w dzieciństwie. Ale teraz mój promień stał się wiele razy mocniejszy, niż u

dziadka i pradziadka, dlatego, mówią oni, że we mnie zrodziło się to niezwykłe

uczucie, które nazywa się Miłość. Ono bardzo jaskrawe, nawet palące troszkę.

Go tak wiele i pragnie się darować je.

- Komu, Anastazjo? - pytałem.

- Tobie i ludziom, wszystkim, kto może przyjąć. Pragnie się, żeby wszystkim dobrze

było. Kiedy zaczniesz robić to, o czym marzyłam, przyprowadzę do ciebie wielu

z tych ludzi, i wy razem...

Przypominając sobie wszystko to, wyobrażając sobie ją, nagle zrozumiałem, że nie będę mógł, w ostatecznym rozrachunku, nie będę mógł nie spróbować wypełnić tego, co chciała ona, inaczej

całe pozostałe życie będą męczyć mnie wątpliwości, i zostanie odczucie

zdrady w odniesieniu do marzenia Anastazji, niech będzie niezbyt realnej, ale

tak gorąco upragnione dla niej.

Podjąłem dla siebie rozwiązanie, i statek prostą drogą popłynął do Nowosybirska.

Jego rozładunek i demontaż wystawowego wyposażenia zleciłem

sumiennemu dyrektorowi swojej firmy. Jakoś to wyjaśniłem żonie i pojechałem do

Moskwy...

Odjechałem, żeby zamienić w rzeczywistość lub, przynajmniej, spróbować

zamienić w rzeczywistość marzenie Anastazji...

(Ciąg dalszy nastąpi).



34. APEL AUTORA DO CZYTELNIKÓW

Drodzy czytelnicy. Dziękuję wam. Wszystkim tym, którzy odnieśli się do Anastazji z

dobrem i zrozumieniem. Ja i przypuścić nie mogłem, że ona, rzeczywiście, będzie

zdolna wywołać tyle uczuć i emocji. Bardzo chciałbym samemu

odpowiedzieć na wszystkie wasze listy, ale póki co na to nie ma fizycznej możliwości.

Ostatnie linijki tej książki dopisywałem, znajdując się na Kaukazie, gdzie z miejscowymi

archeologami i entuzjastami kończyłem badać dolmeny, o których mówiła

Anastazja. I z miejscowymi archeologami znaleźliśmy je. Zobaczyliśmy naocznie.

Sfotografowaliśmy. To dawne kamienne budowle. Im dziesięć tysięcy lat. Mają funkcjonalne przeznaczenie i dla dzisiaj żyjących ludzi. Znajdują się w

górach Kaukazu, niedaleko od miast Noworosyjsk, Gielendżyk, Tuapse. One

starsze od egipskich piramid. Ale miejscowi mieszkańcy nie przydawali im

należytego znaczenia, dlatego że nie znali ich przeznaczenia. Dolmeny

zaliczane były do historycznych pomników, ale były niszczone przez miejscowych mieszkańców.

Rozkradali ich płyty, nawet cerkiew z nich zbudowali w osiedlu Bieregowoje, i

to, myślę, okropne bluźnierstwo. Może być, dlatego i było bestialsko zburzone

nad Kubaniem czterdzieści kościołów w naszym rewolucyjnym okresie, po jednym za

każdą płytę dolmenu. Ludzie rozkradli te płyty, nie wiedząc do końca, co

to takiego. Teraz, kiedy Anastazja opowiedziała o nich, myślę, wszystko się zmieni.

Dziwnie, ale fakt, wiele z tego co powiedziała już się sprawdziło.

I nawet pulsacja, o której mówi Anastazja, energia radiacyjnego

tła Ziemi u dolmenów miejscowa SES zanotowała i zrobiła oficjalny

protokół. Zdecydowałem się opublikować ze wszystkiego przez nią powiedzianego i pokazanego tylko to, co znajdzie proste lub pośrednie potwierdzenie nauki, materialnymi

przedmiotami, faktami historycznymi.

Chociaż mi zaczyna się wydawać, że trzeba jeszcze i słuchać po prostu

sercem. Tak będzie szybciej. Dlatego że na potwierdzenie innym sposobem schodzi

bardzo dużo czasu. Jak, na przykład, z dolmenami.

Prawie pół roku uszło, póki nie zebrałem historycznych materiałów, łaziłem po górach,

by przekonać się o ich istnieniu naocznie, fotografowałem. Przekonałem się.

A w sumie wychodzi, że gdybym od razu uwierzył, można byłoby te pół roku

na coś innego wykorzystać. Wychodzi, że od umiejętności wiary wiele zależy.

Mi udało się być u Anastazji drugi raz. Zobaczyć syna, którego ona

urodziła. I jak ona go traktuje. Niezwykle traktuje. Jeszcze przyszło usłyszeć od ludzi, którzy podwozili mnie na łodzi do brzegu, o próbach poszczególnych ludzi

- pojedyńczych i grup - dostać się do miejsca zamieszkania Anastazji. Z pewnością,

wielu chce poobcować z nią z dobrych pobudek. Ale mi przyszło usłyszeć

od podwożących mnie i o grupie drani, którzy rozstawili się na brzegu,

wykorzystywali helikopter, fotografowali miejscowość i chcieli schwytać ją. Jej

przyszło wyjść do nich z tajgi, pomówić z nimi, a potem zmusić ich odejść,

pomimo prób schwytania ją fizycznym sposobem. Opowiem o tym w

drugiej książce. Proszę tylko - nie dotykajcie jej, nie trzeba jej niepokoić.

Teraz, po tych draniach, miejscowi myśliwi strzelają bez uprzedzenia do

obcych, pojawiających się w tych miejscach tajgi. Oczywiście, to niedobrze. Ale ja

myślę, niech strzelają. Miejscowi tajgowi myśliwi, okazuje się, wiedzieli o jej

istnieniu jeszcze przede mną. Tylko nikomu nie opowiadali. I sami nigdy nie

wchodzili na jej terytorium. Miejscowi ludzie obcowali z nią tylko wtedy, kiedy

ona sama do nich wychodziła. Mnie zaczęła męczyć wątpliwość, po co opowiedziałem o

niej, tak jeszcze miejscowości nie zataiłem, zwłaszcza w pierwszym wydaniu książki, i nazwiska

ludzi, i nazwę statku, na którym pływałem, nie zmieniłem.

Anastazja troszeczkę mnie uspokoiła, powiedziawszy: - "Nic takiego. Ja przecież sama

zechciałam wszystkim ludziom się otworzyć".

Ale teraz rozumiem. Nie trzeba było wszystkiego dokładnie wskazywać. I w przyszłości

postaram się być więcej ostrożny.

Ale jednakże jeszcze raz chcę poprosić: nie niepokójcie jej, proszę, ona wszystko

i tak powie, co sama będzie uważać za potrzebne. Nie trzeba zabijać jej tak, jak zabiliśmy

już jedną tajgową rodzinę. Rodzinę Łykowych, o których pisał W. Pieskow w

"Komsomolskiej prawdzie" w artykule pod nazwą "Tajgowy ślepy zaułek". O ile wiem, teraz została tylko jedna Agafia, która umiera na raka,

bezradna, wywieziona z tajgi. Niewiarygodne, jak to wyszło. Wiekami żyła rodzina

Łykowych w tajdze, a po spotkaniu z naszą mądrą cywilizacją wymarła. Tak w

czym że on wtedy - prawdziwy ślepy zaułek?

Rozumiem chęć wielu obcowania z nią. Ale ona że nie może spotykać się

i mówić ze wszystkimi. I dziecko przecież u niej małe całkiem.

Jeśli u kogoś jest chęć zasięgnąć informacji, radzę

zwrócić się do Moskiewskiego badawczego centrum "IC Anastazja".

Stowarzyszenie "Anastazja", klub funkcjonują w mieście

Gielendżyk Krasnodarskogo kraju. Na jego czele stoi Łarionowa Walentina

Tierientjewna - krajoznawca z trzyletnim stażem, która zjednoczyła wokoło siebie

miejscowych krajoznawców i ludzi innych zawodów, nie obojętnych względem duchowego

dziedzictwa swojego kraju, jego ekologicznych problemów. To jedno z pierwszych

regionalnych społecznych stowarzyszeń, zorganizowanych przez czytelników książki

Anastazja.

Jego członkowie zrobili, moim zdaniem, poważne odkrycie. Wykorzystając

informacje Anastazji, oni zwrócili Rosji, a może być i światu zapomniane

świętości naszych przodków i teraz goszczą , chętnych je zwiedzić,

prowadzają wycieczki po miejscach, o których mówiła Anastazja.

O Gielendżyku Anastazja powiedziała: - "To miasto mogłoby być bogatsze od

Jerozolimy i Rzymu, ale z powodu zapomnienia praźródeł przez jego władze to

miasto umiera".

Myślę, że nie władze świeckie, a rozbudzone przez Anastazję dusze

prostych ludzi odbudują to i inne miasta i osiedla.

I jeszcze. Teraz o Anastazja mówi wielu lekarzy, magów,

kaznodziei. "Robaczki my przed nią", - powiedział przewodniczący funduszu

lekarzy Rosji Mironow.

Widziałem kasetę wideo z zapisem wystąpienia Wissariona, kierownika

jednej z duchowych konfesji, gdzie on, występując przed dużym audytorium,

nazwał Anastazję "...ideałem kobiety, do którego trzeba dążyć". Powiedział:

"Jej zdolność wyciągać wnioski, rozumowy poziom myślenia w ogóle

przekraczają poziom myślenia współczesnego człowieka". Teraz tę kasetę wideo

kopiują i rozpowszechniają.

Mniej więcej tak samo wypowiadają się o niej ludzie z niezwykłymi zdolnościami,

żyjący w Indiach.

Jeszcze Wissarion powiedział, że Anastazja obecnie uczy się naszego

życia, ale, niestety, jej nie udało się spotkać z prawdziwym mężczyzną.

Potem mnie powiadomili, że jest jeszcze na ziemi jeden chłopak w Australii, mniej więcej

taki sam, jak Anastazja, i oni się spotkają.

Ja, oczywiście, wcale nie pretenduję do roli "prawdziwego mężczyzny", nawet

od myśli daleki takiej. Ale, może być, zawcześnie ją swatać? I nie trzeba

tak mocno ją idealizować.

Właśnie idealny stosunek do Anastazja przeszkodził w porę zobaczyć to, co

ona wytworzyła. Wy tylko spokojnie i rozważnie pomyślcie, co się zdarzyło.

Urodziło się dziecko. I ja go na rękach trzymałem, słyszałem, jak bije jego serduszko.

Dziecko jest. On rośnie. A dokumentu - świadectwa jego urodzenia -

nie ma. Dorośnie on, zechce, na przykład, pojechać gdziekolwiek, może, za granicę,

obejrzeć świat zechce. Kto mu paszport załatwi? Do jakiego kraju on

należy? Co mu powiedzieć wtedy? "Tak, wiesz, jakoś nie pomyśleliśmy o twoich

dokumentach. Ty już siedź tu w tajdze".

Zwracałem się do poradni prawniczej w sprawie świadectwa. Prawnik

powiedział, że trzeba było Anastazji rodzić w jakimś szpitalu -

wtedy, nawet mimo nieobecności u niej medycznej karty, wydaliby

informację o urodzeniu, na podstawie której i można byłoby świadectwo

urodzenia załatwić.

"Istnieje i drugi wariant, - powiedział prawnik - można podrzucić

dziecko do jakiegokolwiek domu dziecka. Oni mu dokumenty zrobią. Domy dziecka taką

możliwość mają. A potem go usynowić". ale ten wariant jakoś mi nie leży. I Anastazja, myślę, nie zgodzi się na niego. A co robić? Kiedy ja jej mówiłem o świadectwie urodzenia, ona powiedziała:

- Oczywiście, dobrze, gdyby ono było. Jak u wszystkich ludzi, tak i u naszego

syna. Ja to przegapiłam, nie przemyślałam. Ale ty się nie niepokój, wszystko jeszcze można

przemyśleć.

Zauważcie. - "Ja to przegapiłam, nie przemyślałam". Całkiem możliwe, że ona

jeszcze coś przegapiła, nie przemyślała wcześniej i zdolna zrobić to w

przyszłosci. Więc, nie można zdawać się całkowicie na zbudowane przez nią

plany. Myślę, trzeba je uważnie przejrzeć i gdzieniegdzie samemu

korygować pod naszą rzeczywistość.

Jeszcze mówią, co to jest za guru-przedsiębiorca. Nijak nie może

wystarczającej ilości egzemplarzy książki wydrukować.

Tak. Póki co nie mogę. Dlatego że nie sprzedałem ani jednemu wydawnictwu

ekskluzywnego prawa na wydanie książki.

Nie chcę, żeby ktoś ekskluzywnie zarządzał rękopisem i robił z

nakładami, co zechce.

Ci, z którymi rozmawiałem, uważają: "...Trzeba styl poprawić na

bardziej literacki. W obecnej formie książki "zbyt rozciągają się" informacje i

monologi Anastazji".

Mój język uważają za "prostacki". Nazwę proponują bardziej rzucajacą się w oczy, coś

w stylu "Tajgowy ślepy zaułek", "Lekarka", "Kosmitka". ale ja nie uważam

Anastazji za kosmitkę i nie uważam, że ona znajduje się w ślepym zaułku tajgowym.

Ona, przecież, chce być po prostu człowiekiem. Oczywiście, można, wykorzystając autorskie

prawa, bronić swojego zdania i przed wydawnictwami, ale zbyt wiele

czasu się straci na to.

W miarę wpływu środków ze sprzedaży poprzednich nakładów, zamawiam

w drukarni, pomijając wydawnictwo, następne. Tak stopniowo książek będzie

dostatecznie wiele. Jeśli ktoś chce pomóc na warunkach obopólnej korzyści, proszę,

ale bez przekazywania ekskluzywnego prawa.

Także jestem zmuszony powiedzieć o pewnej sytuacji, związanej z moimi

stosunkami z rodziną. Wiele listów i telefonów z tym pytaniem dociera

do moskiewskiej grupy, zajmującej się rozpowszechnianiem książki. Żalą się, że nie ma

jasnej odpowiedzi na telefony i listy ze wskazanego w książce adresu domowego.

Wróciwszy z ekspedycji, od razu wyjechałem z Nowosybirska. O dalszych

wypadkach będzie opowiedziane w następnej książce.

Teraz wiem, że moja firma "rozpada się". I nie ma komu tam odpowiadać. Ja

zajmę się nią i odbuduję po tym, jak skończę pisać. Z żoną

rozmawiałem tylko przez telefon. To szczególnie osobista rozmowa. Jednakże, proszę piszących o wybaczenie za wstrzymanie odpowiadzi i wysyłanie egzemplarzy książek. Teraz

tam jest moja córka Palina. Ja z nią się spotykałem. Ona wszystko naprawi, i na przyszłość coś takiego nie powinno się powtórzyć. Wiele rozmawiałem z córką, i ona wszystko rozumie. Trochę

późny planuję nabyć telefon komórkowy i wtedy będę mógł więcej kontaktować się osobiście.

Obowiązkowo odpowiem na wszystkie przychodzące listy i, może być, będę mógł

opublikować je. One są godne tego. One o Rosji, o miłości, o jasnych

dążeniach. W nich ta energia, o której mówiła Jelena Iwanowna Rierich w

swojej książce "Żywa etyka". Dziękuję Wam za takie listy. Ale na jeden list,

na list trzynastoletniej dziewczynki z Kołomny o iminiu Nastia, jest

konieczność odpowiedzieć teraz, jak i innym takim samym dziewczynkom, już

napiszącym i które pisały. Oto ten list:

Witaj, Władimirze Megre!

Pisze do Was Szapkina Nastia, z miasta Kołomna. Mam 13 lat, uczę się w

siódmej klasie. Przeczytałam Waszą książkę "Dzwoniący cedr. Anastazja". Mi ona

bardzo, bardzo się spodobała, nawet nie "spodobała", to słowo tutaj nie pasuje

(brzmi bardzo sucho), po tej książce na duszy stało się cieplej i radośniej. Mi

opowiadali o niej w szpitalu bardzo dużo, u mnie poważna choroba, w

szpitalu leżę każde dwa miesiące, i bardzo chcę wyzdrowieć. I Wasza

książka była jak promyk świata wśród całej tej ciemności bez kultury. Bardzo

chciałabym spotkać się z Wami, a przede wszystkim, z Anastazją, Wy nie moglibyście mi

pomóc? Teraz Wy, z pewnością, myślicie: "Jaka niekulturalna, jaka bezczelna",

- ale to nie tak. Zrozumcie, tak urządzony każdy człowiek, póki on nie

zobaczy na własne oczy, nikomu nie uwierzy. Ja nawet nie wiem, wierzyć czy

nie (mama nie wierzy, i wszyscy wokoło nie wierzą), to tak fantastyczne. A

jednakże dlaczego by i nie, jeśli być uczciwym, wierzyłam, bardzo wierzyłam, ale wszyscy

wokoło mówią: "Bajki, bajki". Zaplątałam się. Pomóżcie mi, proszę. Ja

myślę, Wy bardzo śmiały człowiek, Wy napisaliście prawdę, może być, i nie całą, ale

dużą część, to już istotne. Co między Wami i Anastazją było, że Wy

obrażaliście ją, a potem okazywało się, że ona nie jest winna; wiele różnych sytuacji, i

jednakże, mi się wydaje, że nie można tak oto obrażać człowieka, nawet jeśli,

przypuśćmy, ona nienormalna lub szarlatanka (ale to szczególnie osobisty pogląd,

Wy możecie z tym i nie zgodzić się).

Władimirze (przepraszam, ja nie wiem Waszego imienia ojca), u Anastazji urodziło się

dziecko czy nie, i, jeśli urodziło, to kto, chłopczyk lub dziewczynka, i jak na to

zareagowała Wasza żona?

I ostatnie pytanie, pisaliście, że dziadek i pradziadek Anastazji

szlifowali kawałeczek cedru palcami, ale żeby to robiła Anastazja, o tym w

książce nie jest powiedziane, Wy to pominęliście, czy to tak i jest na prawdę?

Proszę, odpowiedzcie mi (rozumiem, Wam takie listy workami noszą,

no, chociażby trzy zdania).

Do widzenia!!!

Anastazja.

Witaj, Nastieńka! Obowiązkowo będziesz zdrową, silną duchowo

i ładną dziewczyną. Poproszę Anastazję, jak tylko znów będę u niej, żeby

ona tobie pomogła. Prawda, Anastazja osobliwie odnosi się do uzdrowienia. Ona

uważa, że choroba - to rozmowa Boga z człowiekiem. Choroba może być

ostrzeżeniem lub ratunkiem od czegoś bardziej strasznego, i ona pokazała

mi takie przypadki, opowiem o nich potem w nowej książce. Spróbuję ją

przekonać. Chociaż ona bardzo uparcie broni swoich przekonań, twierdząc:
-tylko sam człowiek, swoim duchem i świadomością może się wyleczyć od dowolnej chroby bez

negatywnych skutków, obca ingerencja często szkodzi.

Nastieńka, sądząc po stopniu twojego postrzegania, ty i teraz jesteś duchowo

zdrowsza od wielu, a to najważniejsze. Zaczynam rozumieć, co to jest rzeczywiście tak. Co się tyczy wiary i niewiary w istnienie Anastazji przez otaczajacych ciebie,

odpowiem słowami człowieka z jednego ze spotkań z czytelnikami.

Kiedy mi kolejny raz zadali takie pytanie, on podniósł się i głośno powiedział: "Ludzie! Wy

trzymacie w rękach poryw natchnienia, wrzącą myśl, apel i ideę! One u

was w rękach. Czego jeszcze chcecie? Krew, mocz i kał do analizy? Bez nich Wy

w żaden sposób obejść się nie możecie. A przecież najważniejszy i znaczący bardziej

dowód już w waszych rękach".

Rozumiesz, Nastieńka, zrozumiałem, że dla wielu Anastazja niezupełnie

wygodna i oni chcą, by jej nie było. Przecież ona burzy wiele

technokratycznych priorytetów, konwencji i postulatów. Na tle czystości, od niej

wychodzącej, nagle zaczynasz widzieć własne błoto, a tego nie zawsze

się chce. Przecież chcemy uważać się za takich dobrych, mądrych i uczciwych,

co byśmy nie robili.

Anastazja mówiła: - "istnieję dla tych, dla których istnieję".

Wydawało mi się, że nic szczególnego w tym zdaniu się nie kryje. Kto chce

- niech wierzy. Kto nie chce - niech nie wierzy. Ale myliłem się. Jedni

czytają, i nic z nimi się nie dzieje. Inni... Ich dusze rodzą wielkie

uczucie miłości, dobra, natchnienia. I leje się w świat wiosennym deszczem wielka

poezja miłości, poezja duszy, zdolna przyjmować światło, wzmacniać je i

oddawać innym. To ci, którzy czują ją i wiedzą, że ona ISTNIEJE.

A żona, Nastieńka, zareagowała tak, jak zrobiłaby , z pewnością,

większość kobiet. Rozmawialiśmy z niej tylko przez telefon. Za to moja córka

Palina jest gotowa pomóc mi. Ona wszystko rozumie, przywozi mi listy i twój

przywiozła.

Mówisz, że niedobrze z mojej strony tak obrażać było Anastazję.

Niedobrze. Teraz ja tak bym nie zrobił. My jedni i ci sami i różni w różnych

okresach.

Syn się urodził. On taki krzepki. Uśmiecha się bez przerwy. I Anastazja wesoła

i pełna życia.

Pozdrowienia dla Ciebie, twojej mamy.

Szczęścia tobie i radości w życiu. Ty jesteś godna tego.

Jesteś silna. I będziesz mogła otaczajacych ciebie uczynić badziej świadomymi i

szczęśliwymi.

x x x

Co się tyczy wierzących, szukajacych i ich pytań.

Rozmawiałem o Anastazji z duchownymi naszej prawosławnej

cerkwi i z przedstawicielami różnych konfesji. Jedni o niej dobrze wypowiadają,

inni z obawą mówią, że ona, najprawdopodobniej, poganka. Może

złamać dogmaty, wywołać bałwochwalstwo lub jeszcze coś, wcześniej

nieznanego. Niedobrze, że ona nie chrzczona.

Bardziej szczegółowo o jej stosunku do religii powiedziane w drugiej książce, i to

rzeczywiście nader niezwykłe. Tu przytoczę tylko kilka wypowiedzi.

- Rozumiesz, już to dobrze, że oni mówią o duszy, o dobru i

jasnym. Kto jest godny? Nie mogę oceniać.

- A sekty? Sekty, zakazane. Teraz wszystkim jasne - oni nie

tam szli gdzie trzeba. Błędnie działali.

- Ty tak uważasz? Wtedy wyobraź sobie. Idzie grupa żołnierzy. Jeden naprzód

wyrwał się lub na bok poszedł i wpadł na minę. Można, oczywiście, powiedzieć:

- "Nie tam on poszedł gdzie trzeba, błędnie działał. Ale można powiedzieć, że tym

samym on i uratował innych".

- Jednakże, jaka religia tobie bliższa, bardziej zrozumiała?

- Władimirze, jeśli byś ty nigdy nie widział i nie rozmawiał ze swoimi

rodzicami, to, z pewnością, byłbyś rad każdemu, kto tobie opowie o nich. Nawet

jeśli troszeczkę różnie będą mówić. Gdzie prawda, ty sam możesz

określić, zorientowawszy się w sobie, przecież ty i jesteś potomkiem, dzieckiem swoich

rodziców. Ale mi pośrednicy nie są potrzebni...

x x x

No, zgoda. Dosyć o wątpliwościach. Są bardzo przyjemne przejawy, jednak

dokonane Anastasija w naszej rzeczywistości.

Najbardziej ja nie wierzyłem, że ona rzeczywiście będzie mogła coś tam

włożyć w tekst książki. Te swoje połączenia, rytmy, jak ona mówiła, -

z głębin wieczności. Ale po wyjściu pierwszego wydania książki tylko w czterech

tysiącach egzemplarzy zdarzyło się niewiarygodne. U wielu ludzi wywołała takie

emocje i uczucia, że natychmiast posypywały się wiersze. Teraz ich już wiele. Piszą

po prostu ludzie, nie profesjonalni poeci. Wierszy tyle, że można wydawać

osobny zbiór.

W moskiewskiej grupie, zajmującej się studiowaniem Anastazji, mówią, że

w żadnych czasach przeszłości i teraz na świecie nie istniała ani jedna osoba, ani

jeden obraz, zdolny wywołać przez tak krótki czas taki poetycki poryw.

Dziwnie jeszcze i to, że w pierwszej książce prawie nic się nie mówi o

wierze, o Rosji, a w większości swoich wierszy, czytelnicy mówią o jasnych

dążeniach, o wierze, o Rosji. I mi się wydaje, w bardzo natchnony sposób mówią. I

to mnie uspokoiło, w stosunku do wpływu Anastazji. Dlatego że w Biblii

powiedziane, jak rozpoznać zło i dobro, pseudoproroka od niosącego prawdę. W

Bibli powiedziane: - "Po płodach ich o nich sądźcie".

I jeśli dążenia Anastazji, jej połączenia wyzywają takie jasne

poetyckie uczucia, to są to dobre płody.

Nawet pomyślałem: - jeśli tak dalej będzie się dziać, to ona dosłownie

uczyni, przynajmniej połowę Rosjan poetami, zakochanymi w swojej

Ojczyźnie, ziemi, otaczającej przyrodzie.

Posortowałem wiersze na kilka grup pod względem: od nieznanych

autorów, od wojskowych, od ludzi, którzy pozostawili sów podpis, urzędników. I

wiecie, co takie sortowanie pokazuje?

Niepotrzebnie czasem zaczynamy dzielić się w społeczeństwie, oskarżając o swoje biedy

niektóre kategorie ludzi, przedsiębiorców, wojskowych, urzędników. U wszystkich

jednakowo biją serca, wśród wszystkich kategorii są ludzie szczerze dążący

do jasnego, dobrego.

A biedy. Biedy swoje każdy sam, z pewnością, i wywołuje.

W tym wydaniu książki zdecydowałem się opublikować z każdej grupy po jednym

wierszu.

-Promyk Anastazji…
-Anastazja (Anas)…

-Dziewczyna - największy czarodziej…

-Miłość Anastazji…
-Do Anastazji…
-Dzwoni, dzwoni cedrowy bór…

-Dwie boginie…

35. Do przedsiębiorców! Od autora.

Próba organizacji stowarzyszenia przedsiębiorców Rosji na określonych zasadach duchowości pokazała dążenie części przedsiębiorców do takiego zjednoczenia się. Informacja o nim była rozpowszechniona w Moskwie. Bardziej szerokie rozpowszechnienia po Rosji wymagało znacznych nakładów. Ich nieobecność i więc niepowodzenie zjazdu stworzyły sytuację bez wyjścia. Plany Anastazji zaczęły wydawać się nierealne.

Jednak przy drugim spotkaniu ona powiedziała, że nie ma żadnej sytuacji bez wyjścia, po prostu nie trzeba było zakłócać kolejności. Wpierw powinna była się pojawić książka, która rozpowszechni informację, zapobiegnie zależności organizacyjnych początków od władzy finansowej.

Rozwiązała się i jeszcze jedna sprawa podczas drugiego spotkania. W Moskwie była organizowana inicjatywna grupa w sprawie stworzenia stowarzyszenia, ale nam nijak nie udawało się zdecydować, kto i według jakich kryteriów oceny powinien był produkować dobra wśród chętnych wstąpić.

Ona zaś oświadczyła co następuje:

“Duchowy poryw, dążenie do takiego zjednoczenia się jest główną oceną wartości. Nikt nie ma prawa zagradzać drogi temu, w kim pojawi się ono. Ocena przeszłych wartości znaczenia nie ma. Ponieważ najwartościowszy wczoraj może stać się najniegodziwszym dziś i na odwrót. Następnie, kiedy wy wspólnie będziecie mogli określić kryteria oceny wartości, idąc za powstałym w waszej duszy porywem, będziecie mogli wypracować i warunki przynależności członków stowarzyszenia.

Odpowiedzialność za naruszenie kolejności leży, oczywiście że, na mnie. Przesyłam przeprosiny wszystkim moskwianom, którzy chcieli wejść do stowarzyszenia, za przenoszenie pierwszego zjazdu na późniejszy termin, za wydane przez Was czas i środki.

Inicjatywna grupa składała się z rzeczywiście poważnych przedsiębiorców. U wielu czas był ograniczony. Ale Wy znajdowaliście, rezerwolaliście czas, pracowaliście nad projektami dokumentów i regulaminu przyszłego stowarzyszenia. Z entuzjazmem pracował i sekretariat, składający się z moskwian. Przez studentów-moskwian była także zrobiona wspaniała komputerowa wersja katalogu przyszłego stowarzyszenia. I tym bardziej boleśnie było mi na wszystko to patrzeć, kiedy uświadomiłem sobie swój błąd, sytuację bez wyjścia. Trzeba było znaleźć siły, by naprawić błąd i napisać książkę. Niczego nikomu nie objaśniając, dlatego, że nie wyobrażałem sobie możliwości objaśnić. Oddaliłem się i zacząłem pisać.

I tylko teraz, kiedy książka istnieje i coraz bardziej rozchodzi się po Rosji, zaczyna pełnić funkcję, o której mówiła Anastazja, mogę mówić o następnych rzeczach.

Reakcja na książkę pokazuje, że ona zbierze wystarczającą ilość przedsiębiorców z różnych regionów Rosji. Zjazd się odbędzie. Stowarzyszenie będzie!

Działając na własną rękę, ja, możliwe, że obraziłem kogoś z tych, kto pracował ze mną w Moskwie.

Przecież trzech moskiewskich studentów z sekretariatu przyszłego stowarzyszenia do końca dążyli brać udział, pomagać. Oni wprowadzali tekst pierwszej książki na swoich komputerach i kontynuowali uporczywie wprowadzać, nawet kiedy zaczęła się im sesja. A ja nie w stanie byłem wtedy opłacać ich pracę. Oni to widzieli, rozumieli, ale wprowadzali. Odniesiecie się, z pewnością, ze zrozumieniem, dowiedziawszy się o wszystkim tym i innym. Jeśli to tak, przepraszam Was za swoją niewiarę w Was i czasowe zniknięcie.

Ja muszę jeszcze wiele uświadomić sobie. W tym i to, jaki stopień udziału we wszystkim tym samej Anastazji. W jaki sposób ta młoda pustelnica syberyjskiej tajgi buduje takie plany i one materializują się w życie. Ona nie przepowiada przyszłości. Ona ją jakby sama buduje, walczy za nią, przeżywa. Faktycznie to podobne do jakiegoś superbiznesplanu, który ona sama stworzyła, trzyma w głowie wszystko jego niuanse, aż do możliwych psychologicznych czynników. Dąży urzeczywistnić go, wzywając i nas wziąć w nim udział.

Ale my że nie jacyś “ślepi kotiata”, a normalni doświadczeni w swoim interesie ludzie i powinniśmy zrozumieć: - nie może jeden człowiek, tak jeszcze nie mający wystarczającej praktyki przedsiębiorczego życia, zawczasu wszystko przewidzieć.

Anastazja twierdzi: - “Samo stowarzyszenie, duchowy kontakt, właśnie duchowy, takich ludzi jak przedsiębiorcy jest dobroczynną reakcją na światową skalę. Dalej nie trzeba dyktować. Dalej samo życie wskaże drogę, rozstawi priorytety w codziennych sytuacjach.”

Co to za reakcja? Jaką drogę ono wskaże? I chociaż intuicyjnie czuje się jej dążenie do czegoś jasnego, trzeba i samemu wszystko uświadamiać sobie i konkretyzować.

Chętnym przyłączyć się do pracy w organizacji stowarzyszenia, stać się jego członkiem proponuję zwrócić się do moskiewskiego centrum - “ IC Anastazja.”

Powodzenia i szczęścia wszystkim Wam.

Władimir Megre.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Władimir Megre księga 10 Anasta 2016
Anastazja tom VIII cz 2 Rytuały Miłości Władimir Megre
Władimir Megre o duchowości
Megre Władimir Anastazja3
Megre Władimir Anastazja tom VIII cz2 Rytuały Miłości
Megre Władimir Anastazja1
Megre Władimir Anastazja7
Megre Wladimir Anastazja 9
Anastazja 8 Megre Władimir
Megre Wladimir Anastazja tom 2 Dzwoniące Cedry Rosji
Megre Władimir Anastazja4
Megre Władimir Anastazja2
Megre Władimir Anastazja5
Tłumaczenie fragmentów zdań mat, szkolne, 2015 2016

więcej podobnych podstron