Włodzimierz Dworzaczek
NIEMIECKA OFENSYWA NAUKOWA
Wśród innych dziedzin, w których Niemcy bez różnicy jakichkolwiek poglądów systematycznie i solidarnie atakują Polskę, coraz wybitniejsze miejsce zajmują prace naukowe, (częściej o pozorach naukowych jedynie), w których autorowie usiłują rolę Niemców na ziemiach polskich przedstawić jako jedyny dodatni i twórczy czynnik, podczas gdy ludność rdzenna, polska, była i jest we wszelki możliwy sposób poniżana i traktowana niemal na równi z dzikimi ludami Afryki. Nb., terytorialny zakres zainteresowań w danym kierunku wskazuje na to, że przedmiotem pożądań niemieckich nie są już tylko ziemie, pozostające przed wojną pod zaborem pruskim, ale nieskończenie dalej na wschód, — bodaj, że nawet poza granice RP.
Już w r. 1857 dr Richard Roepell w swej obszernej pracy pt. „Ueber die Verbreitung des Magdeburger Stadtrechts im Gebiet des alten polnischen Reichs" przygotował bardzo dogodny grunt do dzisiejszych dalszych dowodzeń zasiedziałości, użyteczności, a więc i praw elementu niemieckiego do ziem polskich, gdzie cały swój rozwój i organizację ziemie te zawdzięczają zbawiennym wynikom osadzania miast i gmin na prawie niemieckim, które zresztą i poza Polską, bo w krajach nadbałtyckich, i w zachodniej części Rosji było stosowane. Otóż ta praca dra R. Roepella, ani zaraz po opublikowaniu jej, a więc przed 80 laty, ani później nie wywołała w polskiej literaturze naukowej należytej odpowiedzi. Obecnie stanowi ona nader ważną podstawę do snucia z jej dowodzeń dalszych wniosków, mających zastosowanie jak najbardziej praktyczne w dzisiejszej polityce odwetowej, w której cały ten teren uzyskał nazwę „Ostdeutscher Lebensraum”.
Wydawniczo-naukowa ofensywa niemiecka szczególniejszego rozmachu nabrała od chwili odrodzenia Polski, a zwłaszcza od jakichś lat 3-4 ostatnich. Tak więc np. dr Ilse Rhode, córka pastora w Poznaniu publikuje jeszcze w r. 1926 „Das Nationalitaetenverhaeltnis in Westpreussen und Posen zur Zeit der polnischen Teilungen”. Powód do tego rodzaju pracy jasny. Wiadomo, że na Kongresie Wersalskim postawiono jako zasadę, że do Polski winny powrócić te ziemie, które przed rozbiorami liczyły ponad 50% ludności polskiej. Udowodnienie przeto, że dany teren w chwili zaborów nie odpowiadał temu warunkowi i że skutkiem tego winien być oddany Niemcom, byłoby właśnie zgodne z duchem powyższej zasady, a więc nie naruszeniem traktatu...
Pani dr I. Rhode usiłuje udowodnić, że Niemcy na obszarze b. zaboru pruskiego byli pierwiastkiem jak najściślej zespolonym z zamieszkiwaną przez nich ziemią i że dzięki swej wielowiekowej pracy przemysłowej, rolniczej, handlowej, budowlanej, etc, pozyskali wszelkie prawa do tych, przez nich wyłącznie ucywilizowanych obszarów, podczas gdy panowanie polskie i ludność tuziemcza umiała tylko niszczyć i zaprzepaszczać to, co „obca” („landfremde”) część ludności stworzyła.
Dr Kurt Lück opublikował w r. 1934 jako tom I „Ostdeutsche Forschungen” obszerną pracę pt. „Deutsche Aufbaukräfte in der Entivicklung Polens”. Jest to olbrzymi o 680 stronach panegiryk na cześć Niemców, którzy w Polsce przedrozbiorowej byli, zdaniem autora, wszystkim literalnie, tak samo w dziedzinie gospodarczej, jak kościelnej, kulturalnej, militarnej, etc. i gdzie zresztą ludność miejscowa polska i jej praca nie odgrywała prawie żadnej roli.
W dziele „Die Anfänge des Bistums Posen und die Reihe seiner Bischöfe von 968-1498”, Gerhard Sappok analizuje przyjęcie chrześcijaństwa przez Słowian, dowodząc podległości zachodnich ziem polskich władzy niemieckiej, oraz kulturalnego związku i zależności od cesarstwa niemieckiego w dziedzinie hierarchii duchownej.
Hildegarda Schraeder znów dowodzi w swej pracy „Geschichte der Plaene zur Teilung des alten polnischen Staates seit 1386”, że rozbiory Polski nie były bynajmniej żadnym aktem gwałtu i tendencji zaborczych, ale historyczną koniecznością.
Cały szereg dalszych wydawnictw omawia najrozmaitsze strony roli, jaką Niemcy odgrywali na ziemiach polskich, — przedstawia w tendencyjnym oświetleniu każdy ich krok i inicjatywę, opierając wszystkie te dowodzenia rzekomo na podstawie naukowej i zdążając do jednego, zgoła wyraźnego celu, tj. do zawładnięcia z powrotem jak największym obszarem Polski. Więc w r. 1936 Georg Kleinów publikuje i poświęca Hitlerowi pracę pt. „Der Verlust der Ostmark”. Dr Wolfgang Kohte pisze na temat „Volkstum und Wirtschaft des preussischen Ostens im XIX Jahrhundert”. Dawniej jeszcze, bo w r. 1933 Brackmann ogłosił „Deutschland und Polen” — mnóstwo dalszych prac już ogłoszono, lub ogłoszenie ich zapowiedziano i wszystkie one stale i konsekwentnie zmierzają do udowodnienia, że pierwiastek niemiecki tak głęboko wrósł w życie i tak się zespolił od szeregu wieków z krajem i jego potrzebami, że kraj ten stał się z ducha niemieckim i jako taki, winien do Niemiec powrócić.
I tylko o jednym objawie milczą wszystkie te prace najusilniej: o radykalnym i raptownym opuszczeniu ziem polskich przez żywioł niemiecki z chwilą, gdy ziemie te odzyskały wolność. Milczą, gdyż fakt ten zbyt jaskrawo przeczy dowodzeniu o „zrośnięciu się” z krajem, o istnieniu jakichkolwiek co do tego kraju głębszych zainteresowań i przedstawia Niemców w ich właściwym, istotnym świetle typowych, napływowych zaborców, związanych z danym terenem li tylko przywilejami, jakie oni, panowie, tutaj posiadali z krzywdą podległej im i coraz bardziej praw pozbawianej, jedynie rdzennej ludności polskiej.
Co do wyższości niemieckiej i niższości polskiej pod względem kulturalnym, znów przemilczanym jest fakt również bardzo jaskrawo dementujący uroszczenia niemieckie. Wedle powszechnego zdania, przyjętego niestety w wielu wypadkach i w naszym społeczeństwie, tylko Niemcy, ich zdolność organizacyjna, wiedza, etc, podtrzymywała porządek w administracji na terenie b. zaboru pruskiego. Dotyczyło to zwłaszcza samorządowej gospodarki miejskiej, kolei, szkolnictwa, etc, etc. Polacy, jako mniej, niż średni element zdolni by byli jedynie popsuć to, czego dokonali Niemcy. Tego rodzaju opinie były po całym świecie kolportowane z niezwykłą energią w dobie, poprzedzającej plebiscyt na Śląsku, przy czym grożono zagładą całego przemysłu i całej kultury, o ile kraj ten przysądzony zostanie Polakom. Zarazem podkreślano bezustannie, że całą podstawą gospodarki municypalnej są tylko i wyłącznie Niemcy. Gdy ich zabraknie, musi wszystko runąć — rozsypać się w gruzy.
Bezstronność nakazuje przyznać, że Niemcy, którzy pod względem kultury, zwłaszcza w technicznym jej znaczeniu, stali wyżej od Polaków, oddali w dawnych czasach zwłaszcza, szereg poważnych usług ziemiom, na których osiadali, już to wprowadzając ulepszone metody w rzemiosłach, już to osuszając bagna, organizując samorządy, etc. Poza tym, o ile rząd rosyjski usiłował nas wynaradawiać, pogrążając w ciemnocie, zamykając szkoły itp., o tyle rząd pruski, przeciwnie, zakładając szkoły niemieckie, nasyłając osadników i rzemieślników Niemców, dążył do zgermanizowania ludności przez narzucenie jej niemieckich obyczajów, niemieckich porządków — niemieckiej kultury. Nasyłani Niemcy dawniejszego typu, bardzo szybko się polszczyli — polska ludność zaś okazała się nader pojętną uczennicą, która w wielu kierunkach znakomicie wyprzedziła swych mistrzów niemieckich. Wreszcie, ci rzekomi „Kulturträger'zy” ostatniej doby, którzy do końca Niemcami być nie przestali, nic, prócz szkody nie przynieśli. Zanik tego elementu wyszedł krajowi tylko na korzyść i jest miarą tego, czym groziłby powrót niemieckiego panowania.
Tak więc miasta pod rządami polskich rad i magistratów, nie tylko nie upadły, lecz zakwitły prawdziwym, kulturalnym życiem. Śląsk rozwija się znakomicie. Koleje, pomimo raptownego opuszczenia ich przez rzekomo jedynie uzdolniony i wykwalifikowany personel niemiecki, bez najmniejszej przerwy jęły funkcjonować pod kierunkiem Polaków jak najsprawniej. Szkoły rozwinęły się świetnie. Tak samo wszystkie inne dziedziny życia publicznego, — ale o tym cicho...
Niemcy publikują wielkie dzieła, w których kunsztownie przy pozorach bezstronności fałszują prawdę, przemilczają to, co im jest niedogodne, uwypuklają lada drobiazg i te ich tezy, publikowane w krociowych nakładach i wielokrotnie tłumaczone na inne języki pozostają niemal zawsze bez odpowiedzi, aczkolwiek nadzwyczajna słabizna tych pseudo-naukowych prac dostarcza aż nadto wiele momentów niesłychanie łatwych do obalenia dla kogoś, kto operuje istotnymi faktami, opartymi na źródłach poważnych, których nawet prawdziwie naukowy świat niemiecki, nie miałby odwagi negować. Do jakiego stopnia jednak dochodzi bezczelność w połączeniu z naiwnością u niektórych pismaków niemieckich, dowodzi praca niejakiego dra Wilhelma Nöllinga pt. „Polen”, opublikowana w Berlinie w r. 1936.
Autor, opisując Polskę współczesną z pozorami jak gdyby sympatii, życzliwości i bezstronności, w dziale omawiającym stosunki w miastach, pisze: „Ostra Brama in Wilna...” i zaraz potem dodaje: „Polacy piszą i wymawiają Wilno, również, piszą Warszawa, Kraków i Lwów, zamiast Lemberg. Młode państwo na wskroś rozpolitykowane do ostatniego swego obywatela, w oszołomieniu pierwszych chwil, narzuciło cały wieniec nowych nazw starym miastom, w celu podniesenia tym sposobem polskiego samopoczucia!” Dalej idzie parę złośliwo-dobrotliwych uwag o „świeżo upieczonej” państwowości polskiej, etc.
Zdaje się, że do takich granic głupstwo niemieckie jeszcze nigdy nie doszło... Z powyższej wzmianki wynika, że miasta te to były naprawdę Warschau, Krakau, Lemberg, etc, i dopiero „oszołomione” („im Rausch”) władze polskie nadały im inne, obce nazwy!
Ta praca doczekała się jednak ze strony polskiej odpowiedzi, ale, bodaj bardziej jeszcze groteskowej, niż sama zacytowana „rewelacja”. Oto, tzw. „Polska Akademia Literatury” obdarzyła autora omawianej książki wawrzynem...
Poza tym, wszelkie napaści, wszystkie oszczerstwa, zalewające świat cały, utrwalają o nas jak najgorszą opinię, a my milczymy...
Qui tacet — consentire videtur...
„NIEMIECKA OFENSYWA NAUKOWA” „Tęcza”, Nr 11, Listopad 1938
Strona 4 z 4