Święty spokój
- Ja dziś na korepetycję nie pójdę - Magda patrzyła niepewnie na matkę pocierając policzek drżącą ręką.
- Dlaczego? - matka zdziwiła się. Dotychczas jej córka nie protestowała z powodu dodatkowych zajęć.
- Wiesz, że możesz zawalić rok. Mówiła mi Szymaniakowa , że ten Lisiewicz to dobry informatyk. Jej syn chwalił go, że dobrze tłumaczy.
- Przyłożę się i poradzę sobie sama - Magda próbowała matkę przekonać
- Wiem, że jesteś pracowita, ale informatyka to nie historia, nie można się jej nauczyć na pamięć.
- Ale ja się tam źle czuję. Lisiewicz tak dziwnie na mnie patrzy. To mnie krępuje.
- Zmęczona jesteś, przewrażliwiona. A to spojrzenie? Może on ma po prostu coś z oczami? - roześmiała się matka
- Dobrze, pójdę - Magda dała za wygraną. Włożyła do plecaka potrzebne przybory. Może rzeczywiście uśmiech Lisiewicza to objaw sympatii? Może to jego spojrzenie zupełnie nic nie znaczy?
Siedziała przed telewizorem oglądając ulubiony serial. Minęło piętnaście minut odkąd córka wyszła z domu. Akcja filmu zmieniała się co chwila a ona nie mogła się skupić na jego treści. Wciąż przed oczami miała twarz córki i ten niepokój w jej oczach. Może zlekceważyłaby go, gdyby nie pamięć własnego dzieciństwa i tego sąsiada, który zabrał ją do ogródków działkowych. Miała mu pomóc pielić truskawki. Obiecał, że dobrze zapłaci, więc zgodziła się chętnie. A później był zamknięty na klucz gospodarczy domek, obleśne ręce na dziecięcym jeszcze ciele i strach, że to może być złe, że to ona jest zła. Śniło jej się później tamto po nocach a nie umiała tego nikomu powierzyć. Znów tamten lęk owinął się wzdłuż jej kręgosłupa. Wyłączyła telewizor i chwyciła wiszący w przedpokoju płaszcz. Za chwilę już zjeżdżała windą.
Siedzieli obok siebie przy komputerze. Operacje nie były trudne, ale Magdę peszył uśmiech Lisiwicza. W dodatku mężczyzna niby mimochodem dotykał jej dłoni na myszce…
- Świetnie, Madziu, właśnie tak to trzeba było zrobić - jego ręka podniosła się i objęła dziewczęce plecy. Magda zesztywniała To nie mógł być zwykły gest radości.
- Ślicznie wyglądasz - Lisiewicz przysunął się bliżej. Magda zacisnęła palce na brzegu zeszytu. Mężczyzna nachylił się ku jej twarzy. Odgarnął włosy z czoła. Jego dłoń zaczęła wędrować wolno wzdłuż skulonych ramion. Nagły trzask zeszytu spadający na jego policzek zlał się z dzwonkiem u drzwi. Magda zastygła w bezruchu. Lisiewicz zerwał się z krzesła przykrywając dłonią bolące miejsce. W otwartych drzwiach stała matka.
Magda podbiegła do niej chowając twarz w jej ramionach
- Mamo , to nie moja wina - szepnęła wystraszona
- Wiem - matka patrzyła wściekle na Lisiewicza
- A dajcie wy mi święty spokój z tymi korepetycjami, stary już jestem i nie mam siły - mężczyzna cofał się wgłęb mieszkania.
- Święty spokój ? - matka z trudem wydobywała głos - święty spokój będę miała dopiero wtedy, gdy zgłoszę to gdzie trzeba - wyjęła z torebki telefon. Lisiewicz patrzył na nią kpiącym wzrokiem.
- Cóż się takiego znowu stało? - wyraz bezczelności rozlał się po jego twarzy.
- Jeszcze nic. I mam nadzieję, że już nigdy nic. Moja w tym głowa, żeby pan już nikogo więcej nie skrzywdził. Już ja panu obrzydzę zycie. Jeszcze się pan przekona. Znają mnie tu ludzie z ostrego języka.
Lisiewicz stał z otwartą buzią. Zamiast sądu osiedlowa plotkarka? Toż to może być gorsze piekło niż więzienie. Bezczelny uśmiech zaczął wolno schodzić z jego twarzy. Można było to rozegrać inaczej. Może jeszcze spróbuje. Spojrzał w kierunku drzwi. Ale nikogo już tam nie było.