Ewa i Janusz
Wiele już świadectw przyjęcia Pana Jezusa Chrystusa jako osobistego Zbawiciela zostało już napisanych. My Ewa i Janusz jesteśmy kolejnymi osobami, które mogą potwierdzić, że "nowe narodzenie" ma miejsce obecnie jak i dwa tysiące lat temu. Wiemy też, że Bóg nie ma względu na osoby.
Nie jesteśmy osobami, które pokutowały z tzw. ciężkich przewinień. Wiedliśmy życie według nas uczciwe, moralne i zgodne z prawem. Mieliśmy własne normy i własne wzorce postępowania.
Kiedy zaczęła docierać do nas prawda o Bożym Prawie byliśmy wtedy na studiach i tak jak wielu młodych ludzi, zbyt zajęci aby mieć czas na zastanawianie się nad Bożym Słowem. Nauka, zajęcia, uczestnictwo w klubach sportowych wypełniały w zupełności nasze dni, w których nie było miejsca na Boga i jego Słowo. W tamtych dniach nie mieliśmy sobie nic do zarzucenia.
Stan ten trwał dopóty, dopóki nie wzięliśmy do ręki Pisma Świętego, na które zwróciła nam uwagę jedna z naszych koleżanek. I tak jak kropla drąży skałę tak Słowo żyjącego Boga wykonywało swą pracę w nas. Słowa Pisma Świętego były lustrem, którego konkurencji nie wytrzymała nasza sprawiedliwość. Każde nasze argumenty były odpierane słowem "jest napisane". Mogliśmy jedynie przyjąć Jego Słowo albo zostać przy własnym, nigdzie nie popartym wątpliwym usprawiedliwieniu. Jasno docierała do nas prawda, że "musisz komuś służyć". Do dziś brzmią w naszych uszach słowa pieśni popularnego wtedy zespołu chrześcijańskiego "Grupy mojego brata".
Z upływem czasu coraz częściej myśleliśmy o prawdach Bożych dotyczących naszego życia. Staraliśmy się też bronić własnych poglądów na temat zbawienia i szukać ich potwierdzenia w Piśmie Świętym. Przedstawiciele kościoła historycznego, z którymi prowadziliśmy rozmowy nie mogli podać nam logicznych uzasadnień naszych coraz poważniejszych wątpliwości. Aby zgodzić się z nimi musielibyśmy dać wiarę filozofii i doktrynie nie mającej poparcia w Piśmie Świętym.
"Nowe narodzenie", o którym mowa w Ewangelii Św. Jana stało się faktem w naszym życiu. Ja przyjęłam Pana Jezusa w jednej chwili, kiedy usłyszałam, że On umarł za mnie na krzyżu po to, abym mogła być zbawiona. Ta prosta prawda w jednym momencie dotarła do mnie i zrozumiałam, że jestem grzeszna i niegodna tego aby Święty Bóg mógł mnie przyjąć. Wtedy Pan Jezus uzmysłowił mi swoją miłość do mnie i pokazał mi jak bardzo mnie kocha. W jednej chwili otrzymałam nowe życie. Miejsce smutku i łez wypełniła radość z Bożego zbawienia. Dzisiaj porównuję to przeżycie do drogi, w której nagle zatrzymałam się i zaczęłam iść w zupełnie innym kierunku.
Janusz miał inną drogę przyjęcia Pana Jezusa. W momencie szczerego wyznania, że Jezus jest jego Panem wiedział, że nie są to tylko słowa. Za wyznaniem poszły czyny i posłuszeństwo Słowu Bożemu.
Od momentu naszego nawrócenia do czasu podjęcia decyzji o biblijnym chrzcie wodnym, "codziennie badaliśmy pisma i sprawdzaliśmy jak się rzeczy mają". Nie było nam łatwo w tym czasie podejmować tak istotnych dla naszego życia decyzji. Mieliśmy swoich bliskich, których nie chcieliśmy zasmucić. Musieliśmy jednak (z pomocą już Pocieszyciela Ducha Świętego) dokonać przewartościowania naszych uczuć. Trzeba było odpowiedzieć na pytania: kto zajmie pierwsze miejsce w naszym życiu? i kogo będziemy bardziej kochać? Dzięki Bogu za Ducha Świętego i Pismo Święte, które daje odpowiedź na każde pytanie. Tam znaleźliśmy pokrzepienie i pewną ostoję naszego młodego dopiero co "narodzonego na nowo życia" Nie możemy też nie zwrócić uwagi na bliskie nam osoby, które w posłuszeństwie Bogu cierpliwie nas prowadzili. I tak w 1986 roku przyjęliśmy chrzest na potwierdzenie naszej wiary.
Do dzisiaj z wielkim szacunkiem i bojaźnią pragniemy wypełniać Słowo Boże i zawsze jest Ono dla nas jedynym drogowskazem.