ON ZAWSZE CZEKA
Mateusz i Małgosia co rusz o coś się kłócili i uważali to za zupełnie normalne. Co innego mama i tata - oni zazwyczaj rozmawiali ze sobą spokojnie. Nawet jeśli jedno miało do drugiego jakieś pretensje, to zawsze się dogadywali. Tak było aż do owego fatalnego dnia, kiedy pokłócili się zupełnie na serio. Pierwszy raz dzieci słyszały, jak tata podniósł głos na mamę, a ona ze łzami w oczach wyszła z domu, nie mówiąc gdzie idzie i kiedy wróci. Istna katastrofa. Wszystkie dobre słowa, wesołe żarty i uśmiechy pochowały się nie wiadomo gdzie. Tata siedział naburmuszony w kuchni i od razu widać było, że lepiej mu nie przeszkadzać.
- I co teraz będzie? - pisnęła Gosia, której zaczęło się zbierać na płacz.
- Nie wiem - bąknął Mateusz.
Kiedy tak siedzieli smutni i przestraszeni, przyszła ciocia.
- Dobrze, że jesteś - powiedział tato. - Posiedź chwilę z dziećmi, ja zaraz wrócę.
- Idziesz po mamę? - zapytał z nadzieją Mateusz.
- Idę do kaplicy. Pan Jezus jest tam zawsze. Myślę, że tylko On może tu coś poradzić.
Powoli płynął czas. Ciocia zaczęła czytać jakąś bajkę, ale myśli bliźniaków były gdzie indziej. Wreszcie usłyszeli na schodach znajome kroki. Podwójne! Jak na skrzydłach pobiegli do drzwi.
- Znalazłeś mamę! - ucieszył się Mateusz. - A mówiłeś, że idziesz do kaplicy.
- I tam właśnie ją znalazłem - wyjaśnił tato.
Dzieci popatrzyły zdziwione.
- Zawsze tak było, że jak sobie nie mogliśmy z czymś poradzić, to klękaliśmy razem i prosiliśmy Pana
Jezusa o pomoc - wyjaśnił tato.
- W kaplicy adoracji On jest zawsze obecny w Najświętszym Sakramencie. Monstrancja stoi w widocznym miejscu i każdy może przyjść, uklęknąć, uspokoić się, wyżalić, poradzić. Kiedy zobaczyłem, że mama tam jest, wiedziałem, że się dogadamy. Klęknąłem obok, a Pan Bóg zabrał naszą złość, dając w zamian pokój.
- I pogodziliście się? - zapytała Gosia.
- A czy wyglądamy na skłóconych? - zapytał tata, przytulając mamę.
Bliźniaki odetchnęły z ulgą.
Ewa Stadtmüller