Robert A. Monroe
Robert Allan Monroe (1915-1995) autor trylogii dotyczącej doznań określanych mianem poza ciałem [ang. OOBE - Out of Body Experience] "Podróże poza ciałem"[1971], "Dalekie podróże"[1985], "Najdłuższa podróż"[1994], w których opisuje swoje doznania w tym odmiennym stanie świadomości. Robert Monroe mieszkał w Wirgini, był biznesmenem, posiadaczem własnej stacji radiowej. Był racjonalistą, jednakże to co go spotkało w 1958 roku zmieniło jego pogląd na świat. W 1958 doświadczył swoich pierwszych podróży "poza ciałem". Strach, który na początku odczuwał z biegiem czasu przerodził się w ciekawość, która popchnęła go do dalszych eksploracji tego odmiennego świata. W późniejszym okresie Robert Monroe założył swoje własne centrum badawcze Monroe Institue w którym opracował zestawy nagrań dźwiękowych zwanych Hemi-Sync. Owe dźwięki umożliwiają synchronizację fal mózgowych pozwalając na osiągnięcie odmiennych stanów świadomości, m.in. OOBE.
***
Jest Pan polskim twórcą metody Doskonalenia Umysłu. Na czym ona polega?
Kurs DU trwa przez 6 dni po 4 godziny. Pierwszego dnia uczestnicy uczą się wchodzić w zmieniony stan świadomości typu medytacyjnego, który nazywa się poziomem działania nadświadomego. Innymi słowy uczą się wchodzić w stan nadświadomości. Potem w następnych dniach przechodzą ćwiczenia rozwijające wyobraźnię i to w różnych aspektach. Wreszcie następuje punkt kulminacyjny: uczestnicy dobierają się parami i nawzajem dają sobie zadania do wykonania. Jedna osoba podaje drugiej dane personalne człowieka, którego tamta nie zna. I okazuje się, że ćwiczący zaczyna mówić, mówić, mówić O tym nieznanym sobie człowieku. Szczegóły się zgadzają.
Czy zdolności parapsychiczne posiada każdy? Czy jednak są osoby szczególnie uzdolnione i tylko one powinny brać udział w takich zajęciach i szkoleniach?
Na to pytanie odpowiada nieustannie kurs DU. Przekonujemy się wówczas, że każdy człowiek posiada zdolności parapsychiczne, że każdy jest w mniejszym lub większym stopniu jasnowidzem. Zdolności parapsychiczne są pod tym względem podobne do innych uzdolnień ludzkich, np. artystycznych. Każdego człowieka można nauczyć grać na fortepianie, co nie znaczy, że każdy może zostać Zimmermanem. Tacy "Zimmermani jasnowidzenia" są jednak wbrew pozorom dość liczni. W każdej grupie, z którą mam do czynienia, jest przynajmniej parę osób, które nie chcą uwierzyć własnemu szczęściu, że potrafili o nieznanym człowieku powiedzieć tyle i tak trafnie, jak by to zrobił znany przed wojną inżynier Stefan Ossowiecki - europejskiej sławy jasnowidz.
Czy podczas tego rodzaju szkoleń uzyskano eksperymentalnie cenne wynik4 którymi można by się pochwalić?
Takie spektakularne osiągnięcia jasnowidzenia oczywiście bywają. Na przykład jeden ze słuchaczy Europejskiej Akademii Psychologii Integracyjnej usłyszał dane personalne kobiety w średnim wieku i dał jej opis zewnętrzny zgodny ze stanem faktycznym. Powiedział między innymi, że pani ta ma pod brodą głęboką bliznę ze szramą, a poza tym nie mówi normalnym kobiecym głosem, lecz chrapliwym barytonem. Po zakończeniu ćwiczenia okazało się, że zostało ono wykonane znakomicie. Pani ta miała przed laty fatalnie wykonaną operację strun głosowych. Nie dosyć, że pozostała brzydka, głęboka blizna, ponadto uszkodzono poważnie struny głosowe i stąd ów chrapliwy męski głos zamiast normalnego kobiecego.
Słuchacze Pana zajęć chodzą również na "słuchalnię". Proszę nam powiedzieć co to takiego?
Kurs DU i słuchalnia to zajęcia, które prowadzę jednocześnie w tych samych dniach. Każdego dnia przez dwie godziny mamy właśnie ową słuchalaię. Jest to właściwie odpowiednio wyciszone i zamknięte pomieszczenie, gdzie uczestnicy leżą wygodnie ze stereofonicznymi słuchawkami na uszach. Z urządzenia sterowanego centralnie słuchają wszyscy tych samych nagrań, które sterują prądami czynnościowymi mózgu. Powstanie takich nagrań zaczęło się od badań amerykańskiego uczonego Roberta Monroe, który na podstawie zapisów elektroencefalograficznych analizował, co dzieje się z mózgiem człowieka w różnych stanach jego świadomości: w stanie czuwania, we śnie, a także w czasie eksterioryzacji, czyli wyjścia poza ciało. Sam Monroe, trzeźwo myślący amerykański biznesmen, od wczesnej młodości miał spontaniczne doznania wyjścia z ciała. Początkowo bardzo go to niepokoiło i dopiero lekarz psychiatra wytłumaczył mu, ze me ma to nic wspólnego z chorobą umysłową. Robert Monroe najpierw zbadał, co dzieje się pod względem elektrycznej aktywności z mózgiem człowieka podczas astralnego wyjścia z ciała, a potem zastanowił się, jak można ten sam rytm prądów czynnościowych "wdmuchnąć" do mózgu człowieka: przez oczy, może przez uszy? Okazało się, że najłatwiej dokonać tego za pośrednictwem sugestii z mózgowia, czyli przez zmysł słuchu. Tak właśnie powstały nagrania z olbrzymiego cyklu Hemi-sync. "Hemi" to skrót od "hemjsfery", czyli półkul mózgowych. a "sync" oznacza synchronizację. Nagrania tego typu synchronizują bowiem obie półkule. Gdy badamy przeciętnego człowieka elektroencefalograficznie okazuje się, że zapisy z tych samych płatów kory mózgowej lewej i prawej półkuli mózgu są zupełnie do siebie niepodobne. Nie wie prawica, co czyni lewica i odwrotnie. Dlatego wszyscy mamy taki chaos w głowie. Nagrania typu Hemi-sync synchronizują elektryczną aktywność mózgu, co powoduje, że człowiek z łatwością skupia uwagę na określonym przedmiocie, że jego myślenie zaczyna być jaśniejsze i autentycznie twórcze, a samopoczucie znacznie, ale to znacznie lepsze.
Czy mamy w Polsce dostęp do takich nagrań?
Nie tylko dostęp. Mamy również miejsce, gdzie opracowuje się takie kasety sterujące prądami czynnościowymi mózgu. Od strony technicznej są one zupełnie inne od nagrań z instytutu Roberta Monroe, ale ich działanie jest podobne. Śmiem twierdzić, że nasze polskie nagrania są lepsze, ale być może to moja subiektywna ocena. Chociaż muszę powiedzieć, że osoby, które podczas zajęć w słuchalni korzystają na przemian z amerykańskich i polskich nagrań, raczej są skłonni przyznać mi rację i bardzo sobie chwalą nagrania w cyklu "Synchro Theta" z firmy "Athanor".
***
O tym co nas czeka po drugiej stronie, czyli o "Życiu po Życiu" możemy przeczytać w książkach tych, którzy tam byli i dają swoje świadectwo. Wybór jest ogromny.
Ci którzy cenią sobie nie tylko materialne wymiary, wiedzą kim jest Raymond Moody, Robert A.Monroe, czy Bruce Moen. Co innego jednak znaczy przeczytać o czymś, a co innego przeżyć to, czyli doświadczyć na sobie, sprawdzić poprzez siebie.
Bruce Moen kontynuator poszukiwań Roberta Monroe, autor trzech wydanych w Polsce książek, z pełnym przekonaniem stwierdził, że każdy człowiek obdarzony jest takimi samymi możliwościami, i każdy może eksplorować wymiary, zdawałoby się niedostępne przeciętnym śmiertelnikom." To wszystko jest bardzo proste - mówi- najtrudniej jest tylko w to uwierzyć." Zresztą następną konsekwencją tego stanowiska, jest stwierdzenie że śmierć jako taka, w ogóle nie istnieje, wychodząc w pewnym momencie ze swojej materii, w którą po tej stronie jesteśmy ubrani, przenosimy się w inny wymiar, zdecydowanie ciekawszy, piękniejszy, dający nam nieograniczone pole do działania.
Musimy tylko mieć jakiś pomysł na własne działanie, ale po tej stronie życia, też warto o tym pamiętać.
Jeden z największych pisarzy XX wieku, Michał Bułhakow w swoim kultowym arcydziele "Mistrz i Małgorzata" obwieścił światu, że po tamtej stronie : "każdemu będzie dane to, w co wierzy".
Bruce weryfikuje Bułhakowa, dopisuje mu pointę, której bohaterami stajemy się my wszyscy, bo przecież każdy z nas, w pewnym momencie musi zapytać siebie: co ze mną będzie dalej? Gdzie pójdę? Jak tam jest? Czy ktoś mnie przywita? Co będę tam robił?
Bóg jest odpowiedzią dla ludzi głęboko wierzących, ale nasz Kościół nie zaleca penetrowania tematu. Inne Kościoły zajmują różne stanowiska, albo na wszelki wypadek nie dotykają tematu. Co więc mają robić ci, którym te opcje niczego, do końca nie wyjaśniają?
I co mają robić ci, którzy wierzą, ale chcieliby również wiedzieć? Lub tylko doświadczyć. Ale na sobie, poprzez siebie. Nie mają wyjścia, doświadczają.
Odzyskiwania Bruce`a Moena polegają na przekroczeniu tej niewidzialnej, ale dobrze wyczuwalnej granicy, tego i tamtego świata, mówiąc w dużym uproszczeniu, znalezieniu kogoś, kto po śmierci, nie wie gdzie jest, ani co się z nim dzieje, i odprowadzeniu go w bezpieczne miejsce, do tych, którzy go znają, kochają i mogą mu pomóc w adaptacji do nowych warunków. To jest właśnie to tytułowe "odzyskiwanie" ludzi po tamtej stronie.
Ludzi nie przygotowanych w momencie śmierci, na to co ich czeka, lub uwikłanych we własne, lub cudze systemy przekonań, które uniemożliwiają znalezienie tam właściwego dla siebie miejsca.
***
Czy rzeczywiście poza ciałem?
Chyba każdy oneironauta, po pewnym czasie praktyki świadomego snu, ma ochotę do podążenia w „wyższe rejony” swoich doświadczeń. Pragnienie owo, to nic innego, jak próba uchwycenia czegoś jak najbardziej realnego i rzeczywistego, co nie byłoby tylko, jak zwyczajni jesteśmy mawiać, snem. W tym miejscu, na drodze każdego oneironauty, pojawia się różnie pojmowane doświadczenie przebywania poza ciałem (OBE - out of the body experience).
Tak było i w moim przypadku. Świadome sny bowiem, wydawały mi się często czymś tak subiektywnym i nierzeczywistym, że w końcu chciałem doświadczyć czegoś jak najbardziej obiektywnego i prawdziwego. Tym właśnie był dla mnie stan OBE. Zacząłem poszukiwać literatury związanej z tym zagadnieniem. Wtedy właśnie natknąłem się na książkę Roberta Monroe pt. „Podróże poza ciałem”. Była ona dla mnie inspiracją i jestem przekonany, że większość z Was, Drodzy Czytelnicy, miała okazję się z nią spotkać.
Na pierwszy rzut oka książka ta wydaje się być bardzo dobrą pozycją omawiającą stan OBE. Przyglądając się jednak nieco bliżej inteligentny czytelnik zauważy, że Robert Monroe popełnił kilka podstawowych błędów w interpretacji swoich doświadczeń. Treść tej książki wydaje się stale nas przekonywać, iż jej autor rzeczywiście opuszczał swoje ciało i jest to jakoby fakt stwierdzony. Nie ma w niej ani jednej wzmianki na temat świadomego snu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: Robert Monroe nie znał zjawiska świadomego snu!
Wówczas jednak jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy i zainspirowany relacjami z „astralnych” podróży, postanowiłem sam, drogą świadomego snu, wyjść poza ciało i znaleźć się w sennym marzeniu, ale w jak najbardziej obiektywnym i rzeczywistym świecie. Co prawda miałem już dwa krótkie doświadczenia OBE w czasie snu, jednak nie były one bardzo podobne do tego, co opisywał Monroe. Oto te doświadczenia, przytoczone wprost z mego dziennika.
„Nie pamiętam żeby coś mi się śniło. Zobaczyłem w ciemności tylko jakiś obraz i uświadomiłem sobie, że stoję w przedpokoju mojego mieszkania. Chciałem iść do kuchni i kiedy przechodziłem przez jej próg, zobaczyłem w oknach jakieś światło. Momentalnie zbudziłem się.”
„Śniąc jakiś sen, nagle znalazłem się na terenie mojej działki. Unosiłem się w powietrzu i patrzyłem na drzewa. Odbierałem niezwykle wyraźnie wszelkie bodźce płynące z otoczenia tak, jakbym był tam naprawdę. Nagle zbudziłem się.”
Obydwa te sny mają wspólną cechę. Jest to subiektywne wrażenie, że to, czego się przed chwilą doświadczyło, nie było zwykłym snem. W obydwu przypadkach nastąpiło również nagłe przebudzenie. Na przykład po pierwszym śnie od razu wstałem i podekscytowany poszedłem do kuchni. Usiadłem w ciemności i zastanawiałem się skąd w moim śnie (OBE) wzięło się światło w oknach? Naraz przyszło mi do głowy, że mógł to być przejeżdżający samochód. A więc jednak możliwe było to, iż nie był to sen. W ten właśnie sposób doszedłem do wniosku, że miałem OBE!
Ci, którzy mieli kiedykolwiek podobne doświadczenie, na pytanie skąd wiedzą, że naprawdę opuścili swoje ciała odpowiadają, iż bierze się to z subiektywnego wrażenia i przekonania. A więc ja także należałem do tej grupy osób, co czyniło moje doświadczenia jeszcze bardziej zbliżonymi do typowych OBE. Potem jednak zdarzyło się coś, co skłoniło mnie do myślenia nad tym czy rzeczywiście opuszczamy swoje ciała, a przynajmniej czy było tak w moim przypadku. Było to następujące doświadczenie:
„Śniło mi się, że odpoczywałem w łóżku, w pokoju mojego brata i zrelaksowałem się, zamykając oczy. Pomału, pod wpływem myśli, zaczęły pojawiać się, ku mojemu zdziwieniu, jakieś obrazy. Byłem tym bardzo zaskoczony i naraz uświadomiłem sobie, że jestem poza ciałem w pokoju mojego brata i nie jest to zwykły sen. Mój brat powinien był spać na swoim łóżku, jednak nie było go tam. Co więcej, łóżko nie było nawet pościelone. Było dość ciemno. Chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście jest to OBE, a nie jasny sen, toteż skoncentrowałem się na stojącej na stoliku roślinie (która w rzeczywistości znajdowała się w innym miejscu) by ja zdeformować sama siłą woli. Nie udało mi się to. W ten sposób przekonałem się, że rzeczywiście znajduję się poza ciałem. Gdyby był to „tylko” świadomy sen, wizja poddawałaby się mojej woli i roślina uległaby deformacji.
Zauważyłem, że posiadam „astralne” ciało. Było półprzezroczyste i jakby galaretowate. Mogłem modyfikować jego kształt. Chciałem gdzieś iść. Toteż przeniknąłem drzwi pokoju. Znalazłem się w przedpokoju wyraźnie czując otoczenie i stan, w jakim się znajdowałem.
Z pokoju, w którym spałem, doszły mnie odgłosy dobiegające jakby z telewizora. Wyczułem czyjąś obecność. Drzwi były mocno uchylone więc wsunąłem tam swoją głowę. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłem tam matkę i brata oglądających telewizję! Nie wiadomo czemu przeraziłem się i szybko wycofałem. Postanowiłem wrócić do ciała. Usłyszałem coś w rodzaju „kliknięcia”, co Monroe uważał za moment połączenia się z ciałem. Pomyślałem więc, że znalazłem się w ciele. Wstałem z podłogi i poszedłem do matki zapytać się, czy rzeczywiście oglądała telewizję. Odpowiedziała mi, że tak. Po chwili obudziłem się. Był środek nocy.”
Na drugi dzień, po tym doświadczeniu, byłem niezadowolony z tego, co zobaczyłem. Byłem na siebie zły, że podczas rzekomej eksterioryzacji, nie uświadomiłem sobie w pełni, iż to, czego doświadczałem, nie było zgodne z rzeczywistością więc nie mogło być to OBE. Nikt bowiem nie oglądał telewizji w środku nocy, a już na pewno nie w pokoju, w którym spałem!
Taki stan rzeczy może sugerować, że tak naprawdę nie znajdowałem się poza ciałem, lecz tylko we śnie. Po pewnym czasie zacząłem tak myśleć, ale okazało się, że ci, którzy doświadczają OBE, mają podobny do mojego problem. Problemem tym jest niezgodność rzeczywistości, w której znajduje się „astralny podróżnik”, z jej faktycznym stanem. Warto w tym miejscu przytoczyć pewien eksperyment, który przeprowadził Keith Harrary - autor książki na temat OBE i świadomych snów, doświadczający osobiście obu tych stanów świadomości.
„Pewnej nocy zbudziłem się w stanie OBE, unosząc się po prostu ponad moim fizycznym ciałem, które spokojnie leżało w łóżku. Wcześniej, przed położeniem się, zostawiłem zapaloną świecę w drugim końcu pokoju. Obróciłem się i delikatnie zacząłem płynąć w jej kierunku z zamiarem zgaszenia. Przybliżyłem moją twarz do płomienia, ale miałem trochę trudności z jego zgaszeniem. Musiałem dmuchać w płomień kilka razy, zanim wydawał się być ostatecznie ugaszony. Obróciłem się i zobaczyłem moje ciało leżące dalej w łóżku. Zacząłem płynąć w jego kierunku aż w końcu znalazłem się w nim. Zapadłem w sen. Kiedy zbudziłem się następnego dnia, znalazłem świecę kompletnie wypaloną. Wydawałoby się więc, że w nocy, poza ciałem, oddziaływałem tylko na niefizyczny płomień świecy.”
Co Harrary ma na myśli pisząc o „niefizycznym płomieniu świecy”? Czy sugeruje on nam, że każdy fizyczny przedmiot ma swój odpowiednik w świecie niefizycznym, w którym wydajemy się przebywać w stanie OBE? Jeśli istotnie jest to prawda, to w takim razie to, co widzimy poza ciałem nie jest fizyczną rzeczywistością, ale naszą wewnętrzną jej projekcją (stąd może nazwa „projekcji astralnej”). Sugeruję więc tym, którzy twierdzą usilnie, że opuszczają swoje ciała, aby w stanie OBE próbowali oddziaływać na rzeczywistość, a także aby podjęli próbę jej zmiany za pomocą samych myśli. Wiadomo przecież, że w świadomym śnie jego świat w dużym stopniu podlega naszej mentalnej kontroli. Kiedy więc rzeczywistość widziana poza ciałem okaże się podlegać takim samym prawom, jak świadomy sen, to czy nie będzie to oznaczać, że tak naprawdę nie opuściliśmy swego ciała w sposób jednoznaczny?
Ta propozycja jednak jest niedoskonała, jeżeli nie dodamy do niej dodatkowego elementu: myśli, iż nie znajdujemy się poza ciałem. Przypomnijmy sobie bowiem pewien fakt z mojego OBE. Próbowałem w nim zdeformować pewien przedmiot, była to roślina, samą siłą woli (jak często robię to w świadomych snach, całą tę sztukę nazywając „snuciem snu”), a jednak nie udało mi się to. Niepowodzenie owo wynikło z tego, iż cały czas zakładałem, że jest to niemożliwe ponieważ znajduję się w rzeczywistości fizycznej. Otóż najpierw musiałem pomyśleć, że znajduję się poza ciałem, by potem dać się omamić całej tej iluzji! Dlatego też podkreślam ten ważny element jakim jest „myśl zaprzeczająca”: ja nie znajduję się poza ciałem. O tymże stwierdzeniu („myśli zaprzeczającej”) przyjdzie mi jeszcze wspomnieć. Teraz zaś przyjrzyjmy się bliżej relacjom, nieżyjącego już, Roberta Monroe - mistrza eksterioryzacji - z jego pierwszej książki. Uważam bowiem, że to właśnie jego ideologia (fenomenologia) wpływa najbardziej na myślenie przeciętnego podróżnika poza ciałem.
Monroe był absolutnie przekonany, iż rzeczywiście opuszcza swoje ciało i podróżuje po fizycznej rzeczywistości, jak też po innych „astralnych” - choć sam nie używał tej nazwy - planach. Sklasyfikował nawet te plany, nazywając je obszarami. Był wiec Obszar I - fizyczna rzeczywistość, Obszar II gdzie „materializowały się” myśli (świat snu?) i Obszar III - świat równoległy (antyświat), gdzie Monroe miał swoje drugie życie (ciekawe nieprawdaż?). We wszystkie te obszary można było wstąpić jedynie po opuszczeniu swojej cielesnej powłoki. Na co jednak chcę najbardziej zwrócić uwagę, to fakt, że Monroe w ogóle nie znał zjawiska świadomego snu. Kiedy uświadomiłem sobie ten fakt, Robert Monroe stracił dla mnie autorytet w sprawie niefizycznych podróży, a jego sposób myślenia wydał mi się nader naiwny, co prezentuje poniższy, może nieco obszerny, fragment jego książki.
„W czasie snu nie zachodzą procesy intelektualne. Świadomość, tak jak ja pojmujemy, nie działa. Stąd uczestnictwo w akcji zachodzi na poziomie reakcyjnym bądź niemożliwym do kontynuowania, lub też jest po prostu biernym obserwatorem, nie mogącym podjąć jakichkolwiek działań. Percepcja ograniczona jest do jednego lub co najwyżej dwóch „zmysłów”. Nie ma możliwości natychmiastowej analizy, Błędne interpretacje związane są z całą percepcją i jako takie pozostają w świadomej pamięci.
Stan Drugi (stan OBE - przypis K.K.) jest przeciwieństwem marzeń sennych. Występuje w nim rozpoznanie świadomości. Umysł doznaje wrażeń dokładnie tak samo, jak w czasie świadomości fizycznej. Na podstawie doznań zmysłowych podejmowane są decyzje i działania. Weryfikacja tych wrażeń osiągana jest poprzez świadome i zależne od woli powtarzanie działań. Uczestnictwo w wydarzeniach jest takie samo, jak w świecie fizycznym. Doznania zmysłowe nie płyną z jednego czy dwu źródeł. Emocje są silniejsze i mają szerszy zasięg niż na płaszczyźnie świadomości fizycznej, ale mogą być kontrolowane i kierowane.”
Cały ten opis w uszach oneironauty brzmi znajomo - jest to opis świata świadomego snu! Dla Monroe są to jednak przymioty wyłącznie stanu OBE ponieważ „Stan Drugi jest przeciwieństwem marzeń sennych”. Czyżby więc rozpoznanie stanu snu było przez niego traktowane jako znalezienie się poza ciałem? I owszem. Pisał on bowiem, że czasami rozpoznawał we śnie, iż znajduje się poza ciałem. Dla Monroe jasny sen niczym od OBE się nie różnił!
Warto więc zauważyć, że Monroe nigdy nie próbował przekształcać otaczającej go rzeczywistości (czyli snuć sen), kiedy znajdował się poza ciałem, choć co prawda, starał się na nią niekiedy oddziaływać. Jestem przekonany, że jeśli wprowadziłby „myśl zaprzeczającą” to odkryłby, że tak naprawdę jest panem otaczającej go rzeczywistości (innymi słowy jej kreatorem).
Teraz zaś zatrzymajmy się na pewnym fenomenie jaki towarzyszył Robertowi Monroe, na który kładł silny nacisk. Są nim „wibracje” poprzedzające proces oddzielania się od ciała fizycznego i przechodzenia tym samym w odmienna rzeczywistość. Ja również posiadłem umiejętność odnajdywania owych „wibracji”. Kiedy zdarzyło mi się to po raz pierwszy, to nikt i nic nie było mnie w stanie przekonać, że nie są one rzeczywiste, a ja nie opuszczam swojego ciała. Moim zdaniem to właśnie „wibracje” były jednym z czynników jakie wpłynęły na takie, a nie inne, myślenie Roberta Monroe. Oto kilka moich doświadczeń związanych z tymi tajemniczymi energiami.
„Postanowiłem odnaleźć „wibracje”, Niczego się nie spodziewałem, ale ku mojemu zdziwieniu zacząłem coś odczuwać, choć było to raczej wrażenie „rozpłynięcia się” mojego ciała. Podniosłem głowę do góry i, jak się okazało, nie była to moja fizyczna głowa. To było coś niesamowitego! W procesie oddzielania usłyszałem jakby „syk” i towarzyszył temu charakterystyczny dźwięk (coś w rodzaju bzyczącej pszczoły) oraz „dzwonienie” w środku głowy. Wyszedłem z ciała prawie do połowy, ale przestraszyłem się i szybko powróciłem na miejsce, czyli do swojego ciała.”
„Był ranek. Udało mi się odnaleźć „wibracje”. Przebiegały one przez całe ciało, więc rozpocząłem proces oddzielania. Wiedziałem, że przy moim łóżku stoi moja matka, chociaż nic nie widziałem oprócz jasnej poświaty. Słyszałem jednak wszystko co działo się w pokoju. Obróciłem się niefizycznie i w ten sposób znalazłem się twarzą w dół do podłogi. Unosiłem się tuż przy moim łóżku. Jednocześnie bałem się, że mogę przeniknąć przez swoją matkę i ona to poczuje.
Wisząc tak dalej, zastanawiałem się co mam robić. Obróciłem się o 90 stopni i naraz poczułem ślinę w gardle i to w tym fizycznym! Przełknąłem ją, bojąc się o zadławienie i nagle zbudziłem się, a raczej oprzytomniałem. Otworzyłem oczy i spojrzałem na matkę, która dalej była w pokoju. Nie wydaje mi się, żeby coś zauważyła.”
„Była noc. Zacząłem wyczuwać „energie”. Kiedy je odnalazłem zacząłem rutynowy już proces oddzielania. Zapomniałem jednak o właściwym rozprowadzeniu „wibracji”, toteż nie mogłem oddzielić swojej lewej połowy niefizycznego ciała. Opadłem na łóżko i naraz zobaczyłem jakiś obraz w ciemności. Zastanawiałem się co to mogło być. Zbudziłem się i otworzyłem oczy. Położyłem się w takiej samej pozycji, w jakiej widziałem obraz niefizycznymi oczyma i zaskoczony znów go zobaczyłem. Były to drzwi, ściana i sufit mojego pokoju. To wszystko jednak widziane poza ciałem było gdzieś bardzo daleko. Cóż, czyste zaburzenie percepcji.”
Na pierwszy rzut oka te trzy sprawozdania potwierdzają jakoby fakt, że „coś” naprawdę opuszcza ciało. Dzięki „wibracjom” przechodzi się ze stanu czuwania do OBE bezpośrednio. To pozwala niektórym twierdzić, że to co widzimy poza ciałem nie jest snem. Takie podejście jest jednak niewłaściwe, gdyż do snu świadomego możemy przecież z powodzeniem przechodzić także bezpośrednio, stosując chociażby medytację hipnagogiczną (jedna z metod oneironautycznych nauczana na kursach). Wyszukiwanie więc „wibracji”, jak i innych wrażeń płynących z ciała, proponuję traktować jako kolejną technikę przechodzenia bez utraty świadomości w fazę REM (marzeń sennych). Stan „wibracyjny” jest właśnie momentem przechodzenia we wspomniana fazę. W niej zaś nasze ciało jest sparaliżowane (senny paraliż - zbawienna dla nas niemożność poruszania się w czasie marzeń sennych), dlatego zaczynamy poruszać się „niefizycznie” lub też, jak sugeruje znany badacz świadomych snów - Stephen LaBerge - mentalnie. I słusznie! Poruszamy się więc „mentalnym” ciałem po „mentalnym” świecie (lub też jeżeli ktoś woli sennym ciałem po świecie snu). W tym momencie dochodzimy do punktu kulminacyjnego - zamiany terminów. Pozostaje nam jednak pytanie czemu to służy i czy jest to takie ważne?
Zmieniając terminy „astralnego ciała” (duszy?) na „ciało snu”, a „wyjście z ciała” na „wejście do świata snu” pozbywamy się naturalnego lęku przed niemożliwością powrotu i śmiercią. Sam Robert Monroe napisał, że lęk ten jest najważniejszą przeszkodą dla podróżnika poza ciałem. Zamiana terminów nie jest jednak oszukiwanie samego siebie. To, że tak naprawdę nie znajdujemy się poza ciałem, możemy sobie udowodnić wprowadzając „myśl zaprzeczającą” o której wcześniej pisałem. Kiedy zabraknie takiej myśli w stanie OBE możemy narazić się na taki rodzaj doświadczeń:
„Wyszedłem z ciała (...). Pomyślałem, że czas już wracać. Nagle zacząłem się dusić, nie mogłem złapać oddechu. Chciałem wrócić jak najszybciej, dlatego poleciałem do swojego pokoju. Nie było tam mojego ciała! Nie miałem więc do czego wracać. Pomyślałem, że umarłem. Usiadłem w ciemności i zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Nie wiedziałem co będzie dalej (...).
Jak widzicie żyję nadal. Mojemu doświadczeniu brak było „myśli zaprzeczającej” złudzeniu przebywania poza ciałem. Teraz zaś zawsze ilekroć znajduję się „poza ciałem” wiem, że w istocie śnię. Nie reaguję paniką gdy nie ma mojego ciała lub zamiast niego leży ktoś inny. Jest to wynikiem wprowadzenia nie tylko „myśli zaprzeczającej”, ale także długiej praktyki oneironautycznej. Dlatego wszystkim czytającym ten tekst, jak i sobie życzę wysokiej samoświadomości w świecie snu, w którym tak bardzo lubimy przebywać.
Pora już zakończyć moje rozważania, jednak czytelnikowi należy się parę słów wyjaśnienia. Chciałbym bowiem na koniec zaznaczyć, iż wcale nie uważam, że wychodzenie niefizycznym ciałem w fizyczną rzeczywistość jest niemożliwe i absurdalne. Przypadki z pogranicza śmierci, bilokacja, oddziaływanie na fizyczny świat przez osoby przebywające poza ciałem i inne jeszcze fenomeny zdarzają się. Są faktem i nie mogą być pominięte. Ich omówienie nie nadaje się jednak na ten artykuł, w przeciwnym wypadku zacząłby on przypominać raczej książkę. Jednak wspomniane przed chwilą fenomeny dalej nie są dowodem na to, że coś faktycznie opuszcza ciało (można je pojmować np. jako ESP). Udowadnianie czegokolwiek nie było również celem niniejszego artykułu. Być może zawsze kiedy śnimy „coś” opuszcza nasze ciało? Być może to świadomość (a czym ona jest?)? Zachęcam jednak wszystkich „opuszczających ciało” by podczas kolejnej podróży zadali sobie to ważne pytanie: „Czy rzeczywiście poza ciałem?”.