Eksplikacja wiersza Wacława Potockiego
Do Jegomości Pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego
Tradycja tworzenia utworów poetyckich poświęconych innym artystom związanym z tą dziedziną sztuki nie jest obca ani literaturze polskiej, ani dorobkowi zagranicznych mistrzów wierszowanej mowy. Wręcz przeciwnie: zwyczaj ten, mogący być punktem wyjścia zarówno do apoteozy konkretnego autora, jak i do mniej lub bardziej bezkompromisowej polemiki z nim - można uznać za jedną z łatwiej rozpoznawalnych konwencji poetyckich. Ów charakterystyczny sposób wyrażania opinii o danym twórcy stał się podstawą również dla omawianego w niniejszej pracy wiersza Wacława Potockiego, który to utwór autor słynnych Moraliów poświęcił Wespazjanowi Kochowskiemu (Do Jegomości Pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego).
Połączenie obydwu nazwisk za sprawą tego tekstu nie jest jedynym punktem wspólnym w relacji pomiędzy dwojgiem siedemnastowiecznych twórców - to właśnie Potockiego (urodzonego w 1621 roku) i Kochowskiego (który przyszedł na świat 12 lat później) wymienia się bowiem zwykle jako czołowych przedstawicieli poezji polskiej późnego baroku, po których śmierci ta dziedzina sztuki pogrążyła się na dłuższy czas w przeciętności. Trzeba koniecznie dodać, iż w przypadku wymienionych autorów niemal identyczny czas tworzenia i publikowania oznaczał również charakterystyczną wspólnotę sytuacji światopoglądowej i wspólnotę zewnętrznych uwarunkowań, które w II połowie XVII wieku złożyły się na kształt życia literackiego w Polsce. Kryzys, który ogarnął wówczas Rzeczpospolitą, objawił się nie tylko na gruncie polityki czy gospodarki, ale dotknął także tej specyficznej sfery działalności. „Zabrakło światłych mecenasów, oficyn wydawniczych wspierających twórców, obniżył się poziom oświaty i kultury czytelniczej, zaostrzyła cenzura i podejrzliwość wobec pisarzy. Najwybitniejsi z nich (Potocki, Kochowski, Lubomirski) tworzą w osamotnieniu, a po ich śmierci - na przełomie wieków - zabrakło następców” - przypomina Czesław Hernas.
Z tej perspektywy zwrócenie się przez Wacława Potockiego w formule poetyckiego wyznania, a nawet hołdu do młodszego, lecz doznającego działania tych samych epokowych zjawisk i tendencji autora - zyskuje nieco inny charakter, niż gdyby obu twórców dzieliła różnica pokoleń czy nawet całych okresów historii literatury. Czy i w jakim stopniu ów specyficzny kontekst powstania wiersza (regularnego, rymowanego parzyście i pisanego trzynastozgłoskowcem) Do Jegomości pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego będzie jednak rzutował na jego poetycki sens i literacką formę? - nad tymi zagadnieniami przyjdzie zastanowić się w toku niniejszej eksplikacji.
Punktem wyjścia dla niej może być sam tytuł utworu, wyraźnie i jednoznacznie zapowiadający nie tylko zasadniczą formułę wiersza (zwrot do konkretnego adresata), ale również jej tematyczne ukierunkowanie. Potocki zwraca się do Kochowskiego jako do „pisoryma polskiego” - i ten właśnie wymiar sylwetki czy też postawy tytułowej postaci będzie stanowił oś poetyckich rozważań autora tekstu. Innymi słowy - Potocki przedstawi w tym miejscu własną ocenę Wespazjana Kochowskiego jako poety, a na dodatek - co warte podkreślenia - jako poety polskiego.
Wspomniana wyżej formuła zwrotu do adresata nie ujawnia się w pierwszej części wiersza jako apostrofa do samego autora Niepróżnującego próżnowania - w początkowych słowach wiersza Do Jegomości pana Wespazjana Kochowskiego… Potocki zwraca się bowiem bezpośrednio do muz - córek Mnemozyny - nadając tej ostatniej znaczący przydomek „sarmacka”:
Słuchajcie mnie, sarmackiej Mnemozyny córki
Wszak się czasem wzgardzone przydadzą wybiórki!
Jawne odniesienie się do mitologii nie jest w tym miejscu przypadkowe, a tym bardziej nie stanowi w kontekście całego wiersza pojedynczego zabiegu. Przede wszystkim jest to świadectwo maniery typowej dla poezji siedemnastowiecznej, a polegającej na nadzwyczaj częstym sięganiu przez twórców do tematyki mitologicznej - poza tym w omawianym utworze to właśnie skierowane do Muz wezwanie można uznać za punkt wyjścia, swoisty wstęp do całego łańcucha mitologicznych i osadzonych w tematyce antycznej odniesień.
„Słuchajcie mnie, sarmackiej Mnemozyny córki” - tak otwarcie wezwanie opiekunek sztuk do zwrócenia ich ucha w stronę podmiotu lirycznego i jego wypowiedzi - można uznać z tej perspektywy za przykład charakterystycznego poczucia bliskości pomiędzy dorobkiem dawnych, starożytnych epok (stanowiących wszakże podłoże całej kultury europejskiej) a tradycją sarmatyzmu, która wyrosła między innymi z fascynacji polskich twórców tak odległymi korzeniami. W przypadku samego Potockiego warto dodać również, iż konfrontacja dawnej literatury łacińskiej i współczesnej poecie literatury polskiej stanowi u niego zasadniczą oś poetyckiego światopoglądu. Pojęcie wzorów łacińskich nie jest tutaj wprawdzie zbyt wyraźne, ale Potocki nawet w ogólnym rozumieniu uważał je za nieosiągalne i zarazem niewyczerpane źródło inspiracji.
W odniesieniu do samego sarmatyzmu warto z kolei przypomnieć, iż jako dominująca w polskiej literaturze przełomu XVI i XVII wieku formacja kulturowa wywodził się on przede wszystkim z mitu sytuującego początki czy też źródła polskiego stanu szlacheckiego wśród plemion starożytnych. Zrodzona na bazie tego przekonania kultura sarmacka w swym wymiarze literackim chętnie i obficie posiłkowała się zaś dorobkiem owych dawnych epok, choć na zupełnie innej zasadzie niż w przypadku renesansowego hasła powrotu do źródeł.
W czasie, gdy tworzyli Wacław Potocki i Wespazjan Kochowski, pojęcie sarmatyzmu stanowiło już powszechnie znany składnik myślenia o polskim życiu literackim i obyczajowym - nie dziwi zatem, że w tekście określenie „sarmacka” pojawia się bez żadnego dodatkowego komentarza. Przywołanie postaci Muz w początkowych słowach omawianego utworu potraktowane z kolei jako element kompozycyjny wiersza jest zaczątkiem dłuższego, konceptualnego zamysłu poety, który córki Mnemozyny wita jako budzące się ze snu:
Siedmdziesiąt pięć (rozumiem, że wam to ze wstydem
Wyznać przyjdzie) przespawszy lat z Epimenidem
(wyspał ci się, rozumiem, słusznie, daj go katu)
Żałobyście polskiemu okazyją światu,
Że w Janie Kochanowskim, a naszym Homerze,
Wieczna o nas niepamięć, wieczny was sen bierze
(ww. 3-8)
Sposób prowadzenia przez podmiot liryczny swoistej „rozmowy” z Muzami można określić jako przekorny, żartobliwy w tonie - choć sam temat owej apostrofy nie jest wcale błahy. Potocki wyraźnie sugeruje, iż opiekunki sztuk pięknych przespały ostatnie dziesięciolecia - a na dodatek przespały wraz z Epimenidem. Kim jest owa postać?
Jak się okazuje, tajemnicze imię użyte przez poetę stanowi kolejne odniesienie do źródeł antycznych - tym razem do legendy czy też podania o żyjącym na przełomie VII i VI wieku p.n.e. greckim kapłanie, wieszczu, poecie i filozofie, który miał w 57 roku życia zapaść w wieloletni sen. Taki nietypowy sposób uśpienia przypisuje Potocki również sarmackim Muzom, stwierdzając na dodatek, że ich trwająca lata „nieobecność” była dla polskiej poezji równoznaczna z okresem niepamięci i zapomnienia.
Najważniejszym z tej perspektywy interpretacyjnej elementem przytoczonego fragmentu okazuje się nazwisko Kochanowskiego - uznanego również przez barokowych twórców mistrza i zarazem pioniera polskiej sztuki poetyckiej. Czas trwania snu Muz jest przez Wacława Potockiego skojarzony zapewne z odległością czasową, jaka dzieli twórczość Jana z Czarnolasu z działalnością jakiegoś siedemnastowiecznego autora. Jakiego? - o tym przyjdzie się przekonać w kolejnych fragmentach omawianego tekstu:
Ale ponieważ żyją boginie bez skonu
Przeniosłyście się od nas zaś do Helikonu
A jako opłakany od rodziców obu
wraca Epimenides, ledwie że nie z grobu,
tak i nam Kochanowski, pozbywszy sylaby.
(ww. 9-14)
Pierwszym elementem, który zwraca uwagę w tej partii wiersza, jest przypisanie Muzom nieśmiertelności, a zarazem swoistej odporności na niszczące działanie czasu. W ten sposób Potocki odnosi się pośrednio do wizji twórczości poetyckiej jako niezniszczalnego dorobku, ale samo sformułowanie „żyją boginie bez skonu” należy usytuować przede wszystkim w kontekście wspomnianego już podania o Epimenidesie. Ten to bohater podczas swego zadziwiającego snu został przez bliskich uznany za zmarłego („A jako opłakany od rodziców obu / wraca Epimenides, ledwie że nie z grobu”) - tymczasem Kochanowski jako symbol niedościgłego kunsztu poetyckiego także został już przez współczesnych Potockiemu potraktowany jako wzorzec miniony, nie mający następcy czy kontynuatora.
W tym właśnie momencie jasny staje się jednak złożony zamysł, pomysł autora omawianego wiersza, który buduje paralelę pomiędzy powracającym do świata żywych Epimenidesem a kunsztem poetyckim (godnym Kochanowskiego) odradzającym się w osobie Wespazjana Kochowskiego. „Pozbywszy sylaby” Kochowski zostaje tutaj postawiony w roli twórcy podejmującego tradycję tego wielkiego szesnastowiecznego nazwiska, co Potocki rozwija jeszcze w dalszej części wiersza:
Panny nie bałyście się, żeby was w prababy
Tyli wiek nie obrócił? Lecz kto rodem z nieba,
Wiecznie się mu starości obawiać nie trzeba.
W Tobie tak długiej pauzy w nagrodę i z zyskiem,
Zacny, mamy, Kochowski, rzeczą i przezwiskiem
(ww. 14-18)
Po raz kolejny podmiot liryczny zwraca tu uwagę na nieśmiertelność mitologicznych postaci, po raz kolejny posługuje się jednak w tym celu językiem i tonem dalekim od powagi („Panny nie bałyście się, żeby was w prababy / Tyli wiek nie obrócił?”). Znacznie poważniejszy w tonie okazuje się natomiast zwrot do Kochowskiego, którego pozycję jako następcy Kochanowskiego określa się tu jako zyskanie przez polską poezję wynagrodzenia za tak długą przerwę - a nadto wynagrodzenia „z zyskiem”.
Dalsza część tekstu stanowi swego rodzaju rozwinięcie tej pochwały - w szeregu pomysłowych skojarzeń Potocki buduje tu bowiem własną wizję poetyckiego talentu adresata:
Jeśli piszesz srogiego Gradywa turnieje,
Żywą krew, nie inkaust, miecz, nie pióro leje;
Jeśli żarty, tak prędko płaczliwego tulą,
Jako skrzypce strutego krzeszą tarantulą.
Smutne li materyje, jakich mnie obfita,
Nie potrzeb daleko szukać Heraklita.
Jeśli-ć Wenus lub pióro omoczy Kupido,
Znajdzie się bez Afryki u nas druga Dydo
(ww. 19-26)
Charakterystyka poetyckiego kunsztu i biegłości Kochowskiego w posługiwaniu się słowem oparta jest w przytoczonym fragmencie na konkretnych tematach czy też wątkach jego twórczości. W niektórych sformułowaniach użytych przez Wacława Potockiego można nawet aluzje do konkretnych tekstów prezentowanego poety. Tak jest ze zwrotem „Jeśli piszesz srogiego Gradywa turnieje, / Żywą krew, nie inkaust, miecz, nie pióro leje” - w którym pobrzmiewa echo wiersza Kochowskiego zatytułowanego Muzy potrzebne Marsowi (bóg wojny występował pod różnymi przydomkami i imionami - jednym z nich było zaś określenie Gradyw):
Darmo, mężny Gradywie,
W krwawym się kochasz żniwie,
A chcąc pokazać skutek twojej siły,
Różne trofea sypiesz i mogiły.
W ocenie dokonywanej przez autora omawianego wiersza Kochowski jawi się jako twórca zdolny plastycznie oddać zarówno zgiełk pola bitewnego, jak i tęskne wzruszenie - nie dziwi zatem, że w kolejnych partiach tekstu obok jego nazwiska pojawiają się wybitni twórcy tak cenionej przez Potockiego epoki antycznej:
Wybornie Wirgiliusz Marsowe żelazo,
Treny pisał Seneka, swe amory Naso,
Igrzyska Marcyjalis, jeszcze i to przydam,
Gdzie nie tym tylko, ale nabożnym Dawidom
W twoich cię zrównam rymiech; godne, godne skrzynki
Wielkiego Macedona, z której upominki
I swych skarbów królewskie wyrzuciwszy składy
Same w niej Homerowe chował Ilijady.
(ww. 27-34)
Warto w tym miejscu przypomnieć raz jeszcze o niezwykłej nawet jak czasy sarmatyzmu fascynacji Potockiego tym dorobkiem. Jak zauważa Czesław Hernas, „takie przejęcie się urokami łaciny w drugiej połowie XVII wieku (…) było manifestacją konserwatyzmu. Ale można powiedzieć, że właśnie siła tego wzorca narzuca Potockiemu wysoką miarę wymagań stawianych sobie i innym poetom nowym. Z kompleksu nierówności i nieporównywalności narzędzia tworzenia, tj. języków, wywodzi się znamienny dla Potockiego kult warsztatu”. Jeśli wziąć pod uwagę, iż autor Transakcji wojny chocimskiej wymienia w powyższych fragmentach twórców odznaczających się takim właśnie warsztatowym kunsztem, można przypuszczać, iż tę cechę dostrzega i ceni także u samego Kochowskiego.
Zaraz natomiast pojawia się w wierszu konwencjonalny zabieg polegający na pomniejszeniu własnej roli i zasług względem adresata takiej pochwały.
Nierówno, prawda, dano tego nam talentu:
Jedni z wierzchu, drudzy się napijają mętu,
Jako kto ma Fortunę w kasztalijskiej strudze,
Ale ujdzie czwarzyć się sroce przy papudze.
Każdy ptaszek swoimi musi latać Pióry:
Buja sokół, nim się drop podniesie do góry,
Wszystkim dam cug przed sobą.
(ww. 37-43)
Kontrast pomiędzy pływaniem na powierzchni a brodzeniem po dnie czy zestawienie papugi ze sroką i sokoła z dropem są w tym kontekście bardzo czytelne, a podsumowane w lakonicznym stwierdzeniu „wszystkim dam cug przed sobą”.
Bezpośrednio po tym sformułowaniu pojawia się drugi - poza pochwałą talentu Kochowskiego - zasadniczy motyw wiersza: a mianowicie autorefleksja Potockiego nad powstawaniem Argenidy. Pierwszą redakcją tego dzieła - będącego wierszowaną powieścią naśladowaną z pisarza szkockiego Johna Barclaya - opracował Potocki jeszcze przed rokiem 1970, ale nad ostateczną - czwartą - pracował prawdopodobnie do końca życia. O tym właśnie mówi w kolejnych partiach omawianego tekstu:
Że Argenis moja
Dotychczas domowego trzyma się podwoja:
Dziesięć lat na trojańską Grecy wojnę łożą,
Drugie dziesięć wojują nim ją rumem złożą.
Kto nieuważnie na blask prosto idzie z cienia,
Często znieść słonecznego nie może promienia
(ww. 43-48)
Nawiązując wyraźnie do przedłużającej się pracy nad Argenidą, Potocki podejmuje próbę pozornego usprawiedliwienia się, w istocie zaś wyraża przekonanie, iż dobry utwór nie może powstać zbyt prędko i wymaga żmudnej pracy. Po raz kolejny można zatem dostrzec w tym fragmencie ślad poglądów siedemnastowiecznego artysty na kwestię warsztatu i stylu. Co więcej, autocharakterystyka sposobu tworzenia - którą w kontekście kompozycji całego wiersza można uznać za symetryczny w stosunku do pochwały Kochowskiego człon - jest przez poetę rozwijana:
Ja-ć w swych wierszach nie szukam próżnej chwały dźwięku.
Sobie i Muzom piszę, nie frasując głowy,
Choć na tym szlaku zbieram za wami podkowy
(ww. 52-54)
Zwrot o podkowach ma tu zapewne na celu podkreślenie niespiesznego trybu poetyckiej pracy autora - i jest wstępem do podsumowania całego wiersza, w którym to fragmencie ujawnia się zasadniczy zamiar utworu:
Z takich przyczyn, jeżeli kiedy przed cię przyjdzie,
Że późno, racz przebaczyć mojej Argenidzie
(ww. 63-64)
Dopiero w tej partii utworu wiadomym staje się, iż obszerna i pomysłowa pochwała talentu Kochowskiego pełni tu rolę tła dla dość konwencjonalnej formuły ofiarowania innemu poecie własnego tekstu. Potocki pisze utwór zatytułowany Do Jegomości Pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego, by w pewien sposób zapowiedzieć własne dzieło i podkreślić trud pracy nad nim. Mitygująco prosząc zaś Kochowskiego o wyrozumiałość, iż powstawanie Argenidy trwa tak długo, autor dodaje również prośbę o łaskawość dla własnych niedociągnięć w tymże dziele i kończy wiersz słowami:
A sam na nie, choć też tam obaczysz gdzie piegę,
I na swojego racz być łaskawy kolegę
(ww.71-72)
W ten sposób wiersz stanowiący pozornie rodzaj rozbudowanej apoteozy innego twórcy okazuje się w dużej mierze dotyczyć samego Wacława Potockiego - w tym również jego poglądów na istotę poetyckiego kunsztu.
Bibliografia podmiotowa:
Potocki W., Do Jegomości Pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego (w:) I w odmianach czasu smak jest... Antologia polskiej poezji epoki baroku, oprac. J. Sokołowska, PIW, Warszawa 1991, s. 447-448.
Bibliografia przedmiotowa:
Hernas Cz., Barok, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002.
Hernas Cz., Literatura baroku, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
Cz. Hernas, Literatura baroku, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 192.
Wszystkie cytaty z wiersza Do Jegomości pana Wespazjana Kochowskiego pisoryma polskiego podaję za wyborem: I w odmianach czasu smak jest... Antologia polskiej poezji epoki baroku, oprac. J. Sokołowska, PIW, Warszawa 1991, s. 447-448.
Por.: Cz. Hernas, Barok, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002, s. 434.
W. Potocki, Muzy potrzebne Marsowi. Cyt. za: .: Cz. Hernas, Barok…, s. 492.
Cz. Hernas, Barok…, s. 435-436.
Por.: Cz. Hernas, Barok…, s. 453.
1