Sequel Cor Celatum Daybreaker Świt


Świt

Tytuł oryginału/link: Daybreak


     Autor: NovemberSnow
     Tłumaczenie: Formica
     Beta: Liberi
     Autorka odmawia nazwania tej miniaturki sequelem do Cor Celatum (org. Tomorrow, and Tomorrow, and Tomorrow), twierdząc, że jest tylko opowiadaniem kompatybilnym z wymienionym utworem (dla pełniejszego obrazu wskazana jest znajomość powyższego), jako że w jej głowie tkwi wciąż wiele możliwych zakończeń dla Cor, jednak tylko to jedyne dało się uwiecznić. Opowiadanie było pisane przed publikacją tomu szóstego HP, więc proszę nie doszukiwać się zgodności z kanonem.


Love, which in spite of darkness brought us hither,
S
hould in despite of light keep us together
�John Donne



     Czterdzieści dni po drugim (i, jak miał nadzieję, ostatecznym) upadku Voldemorta Draco wciąż nie opuszczał swojego nieco podupadającego lokum w mugolskiej okolicy ani nie przeprowadził się gdzie indziej. Nie prenumerował też Proroka, więc wieści na temat ostatniej bitwy otrzymał dopiero, kiedy Granger pojawiła się na progu mieszkania, by mu o wszystkim opowiedzieć i spytać, czy nie chce zdjąć zaklęcia Fideliusa.
     — Voldemort…? — spytał.
     — Unicestwiony — odparła. — Całkowicie.
     — Potter? — zaryzykował.
     — Rzucił zaklęcie.
     — Czy on…
     — Jest w szpitalu.
     — Czy…
     — Nic mu nie będzie. Chcą go tylko poobserwować, by upewnić się, że nie został zraniony w jakiś niewykrywalny na pierwszy rzut oka sposób.
     Dopiero gdy zaczerpnął głęboko powietrza, zdał sobie sprawę, że czekając na jej odpowiedź, wstrzymywał oddech.
     Granger uśmiechnęła się do niego.
     — Chciałbyś pójść ze mną do Świętego Munga? Jestem pewna, że Harry…
     — Nie — potrząsnął głową.
     — Ale…
     — Granger, nie potrzebuję tego typu rozgłosu.
     — Wydawało mi się, że ty… — Odsunęła się, marszcząc nerwowo czoło.
     — To nie twój interes, czy ja cokolwiek…
     Spojrzała na niego gniewnie.
     — Najwyraźniej nie powinnam niczego zakładać. — I aportowała się.
     Od tamtego czasu jej nie widział. Ani Pottera.

*


     Wciąż go zadziwia, że w ogóle ostatnio spotkał Pottera. Kiedy opuścił Hogwart był niemal pewien, że albo sam zginie, służąc Voldemortowi, albo to Potter umrze podczas bitwy. Lub obaj nie przeżyją. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczy.
     Tamten wieczór nad brzegiem jeziora rozgrywał się w jego snach wielokrotnie. Twarde spojrzenie Pottera, siła, z jaką zacisnął dłoń na jego krawacie, ciepły oddech na wargach. Jednak w snach Potter nigdy się nie odsunął, a wręcz odwrotnie, przysunął jeszcze bliżej, składając na jego ustach pocałunek pełen pożądania, nadziei i chrzaniącej wszystko odwagi, a Draco dawał mu się pochłonąć, sercem i ciałem. W swoich snach nie spędzał tej nocy samotnie, obserwując, jak woda faluje przy ruchach wielkiej kałamarnicy, a rozciągał Pottera — Harry'ego — na trawiastym brzegu i badał dokładnie każdy centymetr jego ciała, ociągając się nieco przy bliźnie na czole — znaku przeznaczenia, który tak go mamił i przerażał. Przemykał dłońmi po jego twarzy, ramionach, piersi (zbyt chudej, Potter zawsze był zbyt chudy) i niżej. Już bez tego nabożnego skupienia, czasem ostro, czasem łagodnie, dotykał Pottera tam, gdzie nikt inny nigdy nie miał prawa (w jego wyobrażeniu tak było… Potter zawsze był sam, jego i tylko jego, na zawsze), delikatnie drażniąc, zachęcając czy szarpiąc go do granic orgazmu, kiedy to Potter wydawał z siebie okrzyk słodkiej agonii zaspokojenia. I Draco chciałby słyszeć ten dźwięk wiecznie, przez tyle kolejnych dni, ile Potter był skłonny mu dać.
     A potem budził się sam, pusty i naznaczony.

*


     Życie w małym mieszkanku jest nudne, ale nieszczególnie trudne. Draco ograniczył do minimum stosowanie magii, żeby śmierciożercy w jakiś sposób nie wykryli jego magicznej sygnatury i nie namierzyli go mimo zaklęcia Fideliusa. Najprawdopodobniej teraz, gdy Potter wykończył Czarnego Pana, nie jest w wielkim zagrożeniu, ale nie pomyślał wcześniej, by spytać Granger, jak sytuacja ma się ze śmierciożercami, więc nadal rzadko sięga po różdżkę. Tak na wszelki wypadek.
     Mroczny Znak wciąż widnieje na jego przedramieniu, obrzydliwy jak zwykle. Miał nadzieję, że być może po śmierci Voldemorta tatuaż zniknie albo przynajmniej przyblednie. Ale nic z tego. Jednak od ostatecznej bitwy nie zapiekł ani razu, więc to już coś. Magia łącząca Mroczny Znak z Voldemortem zniknęła, sam tatuaż najwyraźniej został wypalony na jego skórze na zawsze. Nawet nie jest tym zbytnio zdziwiony. Czarny Pan nigdy niczego nie robił połowicznie.
     Cóż, poza tym jednym razem, kiedy tak jakby umarł, ale nie do końca.
     Od procesu minęło już sześć miesięcy; sześć miesięcy życia w odosobnieniu, pod ochroną grangerowego Fideliusa. Jest wykończony mierną kolekcją książek w mieszkaniu, a Granger nie pojawiła się od ponad sześciu tygodni, by przynieść coś nowego. Kiedyś zaoferowała się, że sprawi mu jakieś mugolskie urządzenie, które, jak twierdziła, pokazywało obrazy i głosy równocześnie.
     — Trinny i Susannah z pewnością przypadną ci do gustu — oświadczyła z tak niewinną miną i uśmieszkiem, że Draco spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Jednak nawet ukrywanie się przed śmierciożercami nie mogło zmusić go do całkowitego przyjęcia mugolskiego stylu życia.
     Teraz w ramach rozproszenia nie uświadczy nawet tych okazyjnych, dziwnych wizyt Pottera.
     Brzydzi go to, że o jednym z mebli w swoim mieszkaniu myśli jako o „fotelu Pottera”. W te dni, w które Potter łaskawie zechciał wpaść i wypić z nim herbatę, zawsze zajmował to samo miejsce: obity burgundową tapicerką fotel przy oknie, gdzie promienie światła odbijały się w jego okularach i na twarzy częściowo tonącej w cieniu podkreślały wyraźne linie uwydatniające różnice między męskością a chłopięctwem.
     Ale czupryna czarnych włosów nigdy się nie zmieniła, tak samo jak hipnotyzująco zielone spojrzenie. Oczy, które zawsze wydawały się czegoś szukać, choć Draco nie był pewien czego. Jeśli szukały czystego pożądania, z całą pewnością nietrudno było je wyczytać z jego twarzy czy zachowania. Czasami wszystko, co Draco mógł zrobić, to powstrzymywać się z całych sił, by nie chwycić Pottera i nie przygwoździć go do ściany lub podłogi, czy innej odpowiedniej powierzchni, doprawdy, i poznać tego faceta od środka. Jednak pomimo że miał wrażenie, iż czasem w spojrzeniu Pottera dostrzegał ślady zainteresowania (zwłaszcza gdy sam został przyłapany na zbyt długim gapieniu się), nie było ono niczym więcej niż ulotnym błyskiem w oku, szybko stłumionym i nigdy wyraźnym na tyle, by Draco zaryzykował tak ciężko wywalczone zaufanie z perspektywą na coś więcej. Poza tym wszystko co czuł, było już powszechnie znane dzięki ministerialnym przesłuchaniom i drobiazgowemu zeznaniu Granger i wilkołaka, nie wspominając już nawet o tym, że osobiście wybrał idiotyczne zaklęcie ochronne oparte na miłości. Równie dobrze mógłby mieć obok Mrocznego Znaku wytatuowane serce z imieniem Pottera. Tak samo obrzydliwe. I tak samo zabójcze.
     Więc pozwalał siadać Potterowi w fotelu koloru wina i w promieniach słońca siorbać herbatę oraz zjadać ciasteczka, które pojawiały się w spiżarni co tydzień, zostawiać okruszki i paplać o wszystkim i o niczym. O ministerstwie, wojnie, nadchodzącym ślubie Granger i Wiewióra, zaginionej siostrze Wiewióra, o kuzynce Draco Nimfadorze i wilkołaku. O wszystkim z wyjątkiem prawdziwego powodu, dla którego Potter wciąż pojawiał się na progu tego mieszkania.
     Siada na miejscu Pottera, opiera się i przymyka oczy w promieniach słońca.

*


     Draco od czasu do czasu, żeby nie dostać świra, gra sam ze sobą w różne gry. Na przykład każdego tygodnia próbuje odgadnąć, jakie jedzenie pojawi się w spiżarni albo zamrażarce. W sumie większość produktów jest niezmienna i pojawia się zawsze, tak jak chleb, ser, sok dyniowy czy herbatniki. Czasem jednak trafi na miłą niespodziankę w postaci truskawek, migdałów, muffinek czy dżemu jagodowego. Po tym, jak się tu wprowadził, Granger musiała nauczyć go gotowania i okazał się być w tej materii naprawdę pojętnym uczniem, kiedy już opanował określenia i miary stosowane w mugolskich książkach kucharskich. To jak eliksiry, tylko smaczniejsze i nieco mniej się przy tym ryzykowało życiem lub utratą kończyn.
     Czasem gra w „co by było, gdyby”. Co by było, gdyby nie dołączył do śmierciożerców? (Łatwe: ojciec by go wydziedziczył i prawdopodobnie otrzymałby rozkaz, żeby go zabić. Choć Draco nigdy nie wątpił w miłość ojca jako taką, to nie mógł też ignorować jego lojalności wobec Czarnego Pana.) Co by było, gdyby nie udało mu się wynaleźć zaklęcia, które pozwoliło na komunikację z wywiadem ministerstwa? (Najprawdopodobniej zmarłby jako śmierciożerca, nieopłakiwany przez nikogo, i niemal na pewno nie znalazłby w sobie odwagi, by spróbować ochronić Pottera.) Co by było, gdyby nigdy nie spotkał Harry'ego Pottera? (Zatrzymuje się i potrząsa głową. Niektórych rzeczy nie można sobie nawet wyobrazić.)
     Nie lubi się do tego przyznawać, ale przez ostatnie sześć miesięcy spędza dużo czasu na masturbacji, wyobrażając sobie, że jego ręce należą do kogoś innego, że czuje na sobie wagę drugiego ciała, a urywane oddechy i świsty, które słyszy, wydostają się nie z jego własnych ust. Nie onanizował się tak często, odkąd skończył szesnaście lat i otaczała go cała szkoła nastolatków, wśród których były tuziny młodzieńców gotowych stać się mężczyznami. Wtedy jego myśli wędrowały od chłopca do chłopca, jak pszczółka wśród kwiatków. Teraz myśli o jednym. Tylko jednym.
     Granger upewniła się, żeby w mieszkaniu nie brakło pergaminów, piór i atramentu, więc mógł sporządzać notatki czy pisać listy (jeśli byłby aż tak lekkomyślny). Czasem rozważa napisanie wspomnień, ale podejrzewa, że czarodziejskiemu społeczeństwu przejedli się już śmierciożercy. Poza tym niewiele zostało do ujawnienia, czego by nie wywleczono na światło dzienne podczas przesłuchań, może oprócz tego, w którą stronę fiut mu się układa. A w sumie wystarczyłoby przekupić jego krawca i zainteresowany bez problemu i tę informację by uzyskał.
     W końcu reszta magicznej społeczności też ma swoje gierki.

*


     To dziwne uczucie być tak odciętym od reszty świata. Nawet kiedy ciotka Bella uwięziła go w tajemnej bibliotece ojca, w ciągu dnia mógł liczyć na trzykrotną wizytę skrzatów domowych z posiłkami i okazyjne naloty samej Bellatriks ciekawej jego postępów w pracy. Jeszcze sześć tygodni temu widział przynajmniej raz w tygodniu Granger, okazyjnie wpadał też Potter, jedyny człowiek, któremu Draco pozwolił wyjawić adres swojego mieszkania i który za każdym razem wyglądał na nieco zdziwionego faktem, że po raz kolejny znalazł się na jego progu. Ale po chwili częstował się herbatą i siadał w swoim fotelu bez cienia spięcia czy skrępowania.
     Zawsze miał wrażenie, że Potter nie chciał wychodzić i ociągał się przy drzwiach, jakby czekając, aż Draco coś powie lub zrobi. Ale on cierpiał tyle czasu po tym, jak przed laty świadomie się przed nim otworzył, więc teraz wstrzymywał się i za każdym razem pozwalał mu odejść.
     Czasem żałuje, że nie ma tej odwagi Pottera. Czy jego umiejętności przetrwania. Sam nie jest pewien, czy przeżyłby kolejną próbę otwarcia się przed tym mężczyzną.
     Nie żeby nie chciał spróbować.

*


     Czterdzieści dni od ostatniej wizyty Granger, tuż przed zachodem słońca, ktoś puka trzykrotnie do drzwi mieszkania i Draco przystaje na chwilę, nim ruszy, by je otworzyć. Kiedy to robi, Harry Potter, rozczochrany i dziwnie ponętny w swoim znoszonym mugolskim ubraniu, spogląda na niego gniewnie. Draco zamiera z szeroko otwartymi oczami.
     — Malfoy — odzywa się Potter.
     — Potter — odpowiada Draco, nawet nie próbując zdobyć się na drwiący ton. Tak długo nie zaznał kontaktu z ludźmi, że sama obecność drugiej osoby przyprawia go o mętlik w głowie. Nawet głęboko zakorzenione maniery go opuszczają i Draco po prostu tkwi w drzwiach skonsternowany.
     Potter wpatruje się niego przez kilka chwil, po czym unosi brwi.
     — Mogę wejść?
     — Och, tak. Oczywiście. — Ma ochotę ugryźć się w język. Jakie oczywiście? To jego dom i nie ma żadnego prawa głoszącego, że musi zaprosić Pottera do środka. No chyba że ostatnio jednak takie ustalono, biorąc pod uwagę najświeższy status Pottera jako Wybawcy Świata, ale od upadku Voldemorta Draco nie jest zbytnio na bieżąco z magicznymi nowościami.
     Potter przysuwa się bliżej, jakby zamierzał przejść między nim a ścianą, po czym zatrzymuje się niemal na wprost niego. Zaskoczony Draco podnosi wzrok i dostrzega ciekawość, rozważanie. Zainteresowanie. I być może, na pół sekundy przed tym, nim Potter przymyka powieki i rusza dalej, przebłysk głęboko skrywanego pożądania.
     Draco cicho zatrzaskuje drzwi i zamyka na chwilę oczy, zwrócony plecami do gościa. Kiedy ma już prawie pewność, że panuje nad emocjami i wyrazem twarzy, powoli się odwraca.
     — Słyszałem, że w końcu i ostatecznie uwolniłeś świat od Voldemorta.
     Potter stoi na środku salonu i wygląda, jakby nie miał zamiaru usiąść.
     — Więc jednak wiesz.
     Draco uśmiecha się drwiąco.
     — Potter, nawet do nas, odizolowanych, docierają czasami jakieś informacje.
     — Z tego co słyszałem, sam upierasz się, żeby dalej być odciętym od świata.
     — A możliwe też, że wybrałem pozostanie w ukryciu z powodu wciąż szwendających się śmierciożerców.
     Potter w ogóle nie okazuje zmieszania. Nie żeby Draco się tego po nim spodziewał.
     — Ale to nie znaczy, że musiałeś zostać tu — odpowiada Potter, rozkładając nagle szeroko ręce w gniewnym geście.
     — O co chodzi, Potter? Nie podoba ci się wystrój wnętrza?
     — Pieprzę twoje wnętrze — rzuca Pottera i nagle zamyka usta, czerwieniejąc.
     Draco nie przerywa ciszy przez kilka chwil, po czym odzywa się spokojnie i powoli.
     — Nie przyszedłeś tu w sprawie Fideliusa, prawda?
     Zawsze gryfoński Potter spogląda mu w oczy.
     — Nie.
     Draco czeka i, co nie jest zaskakujące, Potter odzywa się, by wypełnić ciszę.
     — Hermiona powiedziała, że nie chciałeś przyjść do szpitala — oświadcza.
     W głębi ducha Draco się kuli.
     — Nie uważałem, by to był dobry pomysł.
     — Nie chciałeś mnie widzieć.
     — To nie tak…
     — Tak, Malfoy. Dokładnie tak.
     — Na miłość Merlina, Potter, naprawdę sądzisz, że byłbym tam mile widziany? „Nawrócony” śmierciożerca wpadający z wizytą do pieprzonego Wybawcy Św
     — Ja z przyjemnością bym cię zobaczył.
     Draco zaciska szczęki. Potter patrzy na niego niemal bezczelnie, więc w końcu się odzywa.
     — A byłeś chociaż przytomny, Potter, bo, sam wiesz…
     Potter warczy i nim Draco orientuje się w jego zamiarach, rzuca się na niego i przygważdża do drzwi, opierając dłonie na jego ramionach.
     — Boże, Malfoy, mam już tego dość — mówi i całuje go.
     Początkowo dla Draco jest to nieco surrealne. Tak często o tym myślał, śnił, a nawet wspominał wcześniej, gdy miał amnezję i sny w labiryncie umysłu w jakiś sposób stawały się rzeczywistością, jakby starał się wmusić w swoją przeszłość pocałunek z Harrym Potterem.
     Zawsze sądził, że Potter będzie całował właśnie w taki sposób: agresywnie, lecz nieco niezdarnie, z determinacją i niepewnością równocześnie. Kiedy Draco rozchyla wargi, Potter wzdycha i Draco może wyczuć posmak kawy, którą musiał wypić wcześniej; gorzki i nieco zwietrzały. Zamyka oczy, czując, jak palce Pottera zaciskają się na jego ramionach i niemal kurczowo wbijają głębiej, podczas gdy dłonie wciąż stabilnie przyciskają go do drzwi. Język Pottera ociera się o jego własny, owija wokół niego, wciąga do ust i ssie. Draco wzdycha, czując, że twardnieje. Potter przyciska go biodrami i Draco jęczy, odnajdując podobną wypukłość.
     Potter odrywa się od ust Draco i napiera na niego całym ciałem od ramion po kolana. Draco drży, podczas gdy miękkie usta szepczą mu na ucho niskim, szorstkim i pełnym niecierpliwości głosem:
     — Pragnąłem cię tak cholernie długo. Chcę sprawić, byś doszedł tak mocno, że nie będziesz pamiętać nic poza mną.
     — Tak — dyszy Draco. — Tak. — Wie, jak to jest nie pamiętać niczego poza Harrym i myśli, że być może to nie taki okropny los.
     Draco odwraca głowę i znajduje się oko w oko z Potterem, którego zielone spojrzenie płonie dziwnym ogniem zza szkieł okularów. Z tak bliska dostrzega pory na jego zaczerwienionych policzkach, nastroszone czarne rzęsy, nierówne brzegi blizny na czole. Jak Draco kiedyś nienawidził tych oczu, tej blizny i tego wszystkiego co oznaczało moc, poświęcenie i przeciwieństwo tego, w co ojciec nauczył go wierzyć. Nienawidził wszystkiego, co Potter kiedykolwiek zrobił, każdego jego słowa. Nienawidził tego, w jaki sposób Potter wypowiadał jego imię, nawet jeśli je tylko szeptał.
     Zamyka oczy i wciąga do płuc oddech Harry'ego Pottera. A gdy Potter szepcze „Malfoy”, przesuwając usta wzdłuż jego żuchwy, Draco w ogóle nie myśli o nienawiści.
     Kiedy Potter przeciąga językiem po zagłębieniu szyi, Draco drży. Jego dłonie lądują na talii Harry'ego, wyczuwając miękką bawełnę znoszonego podkoszulka, rozgrzaną od ciała. Powoli przebiega dłonią coraz wyżej, czując napięte mięśnie, drzemiącą w szczupłym ciele siłę i żebra, które wciąż za bardzo wystają. Wyciąga koszulkę ze spodni i przyciska palce do ciepłej skóry, a Potter napiera biodrami do przodu i zaczyna mocno ssać jego szyję, co sprawia, że Draco po raz kolejny wydaje z siebie jęk.
     — Och, Merlinie, Potter, ty…
     Potter zaciska jedną dłoń na karku Draco, podczas gdy drugą przyciska płasko do jego klatki piersiowej, a jej ciężar wywołuje doprowadzający do szaleństwa ucisk sutka. Wsuwa udo między nogi Draco, a Malfoy ostatkiem sił powstrzymuje się od krzyku przyjemności, och, Merlinie, dokładnie tam
     Potter gryzie jego szyję i Draco szarpie biodrami do przodu, ocierając się o udo. Czuje pot spływający mu wzdłuż kręgosłupa. Jego jądra zaciskają się, a członek jest tak twardy, że Draco nie jest w stanie myśleć. Łapie powietrze i pcha biodrami do przodu ponownie i jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, a Potter zsuwa dłonie na jego pośladki i ściska mocno.
     — Ach — wykrzykuje Draco, czując szybki, ciepły oddech Pottera na swoim obojczyku, gdy ten równie mocno ociera się o jego biodro. Poruszają się ostro i szybko, coraz szybciej. — Potter — odzywa się. — Prawie… prawie.
     Nagle Potter odsuwa się, oddychając ciężko i wyraźnie starając się odzyskać kontrolę nad sobą.
     Nim Draco zdąży pomyśleć, krzyczy:
     — Do cholery jasnej, Potter, nie znowu!
     Harry wpatruje się w niego zaskoczony, z zaczerwienioną twarzą, oczami błyszczącymi zielenią i zamglonymi pożądaniem, wyciągniętą koszulką, przekrzywionymi okularami i włosami, cóż, zdecydowanie bardziej rozczochranymi niż zwykle. A całość poza zasięgiem dotyku Draco, który nigdy w życiu nie chciał niczego bardziej, niż w tej chwili chce tego mężczyzny; tego pięknego, lekkomyślnego, irytującego faceta, który wpatruje się w niego zdumiony.
     Draco czuje, że coś się w nim skręca, mocno, gdy widzi to nieczytelne spojrzenie Pottera, które ewidentnie świadczy o tym, że on nie ma pojęcia, co to dla Draco znaczy, jak wiele ryzykował, by znaleźć się w tym punkcie.
     — Czy ty wiesz — odzywa się Malfoy, nie będąc pewnym, skąd te słowa się wzięły — jak wiele razy widziałem cię odchodzącego ode mnie właśnie w tym momencie? — Potter otwiera szeroko oczy. — Odrzuciłeś moją przyjaźń. Odrzuciłeś to coś, co łączyło nas w siódmej klasie. — Widzi jak Potter bierze głęboki wdech. — Wciąż i wciąż przychodzisz tu na herbatkę i tylko jesz herbatniki i… odchodzisz.
     Potter strzela oczami, słysząc to.
     — Słuchaj, Malfoy…
     — Jeśli mnie nie chcesz — ciągnie niepowstrzymanie Draco, podnosząc głos z każdym słowem — to przestań wprowadzać mnie swoim zachowaniem w błąd i udawać, że jest inaczej!
     Na twarzy Pottera maluje się napięcie, złość i coś pięknego, gdy wyciąga dłoń, chwyta Draco za rękę i jednym prostym ruchem przyciąga do ciebie.
     — Ty idioto — mruczy i całuje go. Tym razem nie jest tak jak przedtem. Wcześniej panowały tylko pośpiech i podniecenie. Teraz jest wolniej. Badawczo. Zapraszająco. — Chcę ciebie — szepcze Potter. — Oczywiście, że cię chce, ale chcę też, żeby to było coś więcej niż szybki numerek pod drzwiami. — Splata palce z palcami Draco i trzyma ich dłonie ściśnięte między nimi. Draco czuje równocześnie bicie dwóch serc uderzających w rytm ruchów ciepłych i nieco szorstkich ust, które go właśnie całują. Potter unosi wolną dłoń i delikatnie układa ją na policzku Draco, przytrzymując go, podczas gdy wciąż obdarza go ulotnym dotykiem warg. Draco więźnie oddech w gardle, a Potter wzdycha wprost w jego usta.
     — Potter — odzywa się Draco, i dlaczego brzmi na przestraszonego? — Potter…
     Język Pottera tańczy z jego własnym powoli i rozmyślnie.
     — Malfoy — szepcze Potter, przyciskając wargi w kąciku ust Draco. Unosi i całuje jego dłoń, a Malfoy obserwuje go bezsilnie. Uczucie, jakie wywołuje dotyk warg Pottera na skórze, budzi drżenie, ale ciepły, szorstki język przesuwający się między palcami sprawia, że niemal uginają się pod nim kolana. Potter nie spuszcza wzroku z jego oczu, spoglądając z wyzwaniem i obietnicą równocześnie.
     — Draco — mówi. — Tym razem nie odejdę.
     Draco wie, że Harry Potter ma w zwyczaju dotrzymywać swoich obietnic.

*


     Później Draco stwierdzi, że być może podłoga w salonie nie była najbardziej sprzyjającym miejscem na pierwszy raz z Potterem, ale z całą pewnością była dogodnie położona i dotarcie tam wymagało najmniej wysiłku.
     To był bardzo krótki upadek, zwłaszcza że już był na kolanach.
     Draco opada na podłogę, nie spuszczając wzroku z oczu, w których pojawia się zachwyt, kiedy tylko do Pottera dociera, do czego Malfoy zmierza. Przyciska dłoń do wybrzuszenia w jego spodniach i obserwuje, jak Harry zamyka oczy. Z niecierpliwością odpina guzik i rozsuwa rozporek, a jego palce chętnie zagłębiają się, by odkryć Harry'ego po latach wspomnień, snów i nieopanowanych marzeń.
     Penis pod jego dłonią jest twardy i pulsujący. Zaciska palce wokół trzonu, przebiega delikatnie kciukiem po wilgotnej główce i porusza dłonią. W odpowiedzi słyszy jęk Pottera, który wprawia jego własny członek nieomal w wibracje i sprawia, że cały drży. Zaczyna drżeć jeszcze bardziej, kiedy Potter kładzie dłonie na jego głowie i trzęsącymi się palcami przeczesuje jego włosy. Draco nachyla się, obejmuje ustami członek Pottera, a ten prawie podrywa się z podłogi. Z niejakim zaskoczeniem stwierdza, że Potter smakuje tak normalnie; solą, gorącem i bezsilnym pożądaniem. Muska go od spodu językiem, owija się wokół żołędzi i ssie delikatnie, nie przerywając rytmicznych ruchów dłoni; drugą delikatnie pieści jego jądra. Potter wydaje z siebie niski, gardłowy dźwięk, a jego kolana zaczynają drżeć. Draco eksperymentuje, ssie mocniej i zostaje nagrodzony okrzykiem „ach!”, któremu towarzyszą dłonie starające się go odsunąć.
     — Nie — dyszy Potter — nie, Draco, zaraz… — Draco odsuwa się, siadając na piętach i z jedną ręką wciąż owiniętą wokół jego penisa spogląda mu w oczy. Potter jest bardzo zaczerwieniony i dyszy szybko. — Chryste, Draco. — Harry opada na kolana i bez zbędnej finezji całuje go, wpychając mu język do ust, równocześnie go rozbierając. Nim Draco zdąży się zorientować, leży na plecach, bez koszuli, a Potter trzęsącymi się rękami ściąga mu spodnie i majtki z bioder. Draco nie przypomina sobie, by kiedykolwiek był tak twardy.
     Ale kiedy Harry obejmuje ustami jego erekcję, Draco dopiero wtedy zdaje sobie sprawę z tego, co znaczy słowo twardy.
     Potter nadrabia braki w technice czystą gorliwością i Draco nie ma zamiaru narzekać. Kilkumiesięczne zamknięcie w domu rodzinnym uczy człowieka bycia wdzięcznym za to, co dostaje. A kiedy Draco może dostać mężczyznę, o którym fantazjował przez lata, zdecydowanie chce okazać wdzięczność, jak tylko potrafi najlepiej.
     — Kurwa, Potter — jęczy.
     — Harry — szepcze Potter, owiewając oddechem złaknioną dotyku skórę. — Powiedz moje imię.
     — Harry — dyszy Draco, a Potter unosi głowę i uśmiecha się anielsko. Prostuje się na chwilę, by ściągnąć koszulkę, odrzuca na bok okulary, po czym wczołguje się na Draco, każdym ruchem prowokując słodkie mrowienie, i pochyla się, by wciągnąć Malfoya w kolejny długi, namiętny pocałunek. Draco zaciska dłonie na jego plecach, upajając się ciepłem i smukłą siłą i, Merlinie, ciężarem jego ciała na swoim własnym. Biodra Pottera poruszają się pewnie, wywołując tarcie między ich członkami, a przez Draco przepływają fale takiej przyjemności, że nie jest pewien, czy wytrzyma jeszcze minutę dłużej, jeśli Potter będzie wciąż się poruszał w… ten… sposób
     Nagle Potter przerywa i Draco udaje się otworzyć oczy, by zauważyć, że przygląda mu się z zachwytem i czystym, nieskażonym pożądaniem.
     — Czy mogę… — dyszy Potter; wygląda na niepohamowanego i przerażonego równocześnie. — To znaczy, czy możemy…
     Teraz kolej Draco na śmiech, cichy i pełen radości. Przyciąga twarz Harry'ego do siebie i całuje go. I pomyśleć, że to on jest człowiekiem, który doprowadził Harry'ego Pottera do takiego stanu. Pomyśleć, że Harry Potter chce właśnie jego tak bardzo, że aż się trzęsie.
     — Pieprz mnie, Harry — mruczy w jego usta, a ciałem Pottera wstrząsa dreszcz. Kolejny pocałunek jest niemal zaciekły.
     — Lubrykant? — mamrocze Potter, kiedy odrywają od siebie usta.
     — Sypialnia — odpowiada Draco.
     Potter przyzywa go bez różdżki, co pozostawia Draco jeszcze bardziej podnieconym, jeśli to w ogóle jest w tej chwili możliwe.
     Śliskie od żelu palce Pottera przygotowują go powoli i delikatnie, za co Draco jest bardzo wdzięczny. Wsunięcie pierwszego sprawia, że drży, a wrażenia się potęgują, kiedy Potter wsuwa go głębiej, dodaje kolejny, zgina je i przesuwa, i och, Draco nie zapomniał tego uczucia, ale wspomnienia są niczym w porównaniu z rzeczywistością. Odnalazłszy właściwy punkt, Potter uderza w niego raz za razem, a Draco porusza się bezsilnie, jęcząc. Potter uśmiecha się zachwycony i pochyla się, żeby go ponownie pocałować. Draco wciąga język Pottera do swoich ust i ssie mocno, aż nadchodzi kolej Pottera, by zajęczeć. Draco wygina się w łuk, a Potter pomrukuje z rozkoszy, odrywając się od jego warg. Siada i próbuje opanować urywany oddech, a Draco obserwuje go, wiedząc, że jego spojrzenie nie wyraża niczego innego niż nagie pożądanie.
     Wciąż mu się przygląda, kiedy Potter sięga po lubrykant, ponownie zanurza w nim palce i rozsmarowuje po swojej erekcji. Członek Pottera nie jest większy niż można by się spodziewać po kimś o niezbyt imponującej budowie ciała, ale Draco nigdy nie chciał niczego więcej. Kiedy Potter wpełza ponownie między jego kolana, Draco wyciąga rękę i chwyta jego penisa. Ciałem Pottera wstrząsa dreszcz, gdy Draco zaczyna poruszać dłonią, raz, drugi, a potem go naprowadza.
     Mimo wszystkich delikatnych przygotowań i wyćwiczonej pozycji, pierwsze pchnięcie piecze. Draco nie jest w stanie powstrzymać syku bólu, ale kiedy Potter próbuje się wycofać, Draco zaciska nogi wokół jego bioder i zastyga w bezruchu.
     — Po prostu minęło trochę czasu — udaje mu się wyksztusić.
     Potter całuje go, drżąc na całym ciele z wysiłku, by się nie poruszyć.
     — U mnie też — odpowiada. — Powiedz mi, kiedy…
     Draco bierze głęboki wdech i porusza lekko biodrami. Erekcja Pottera wewnątrz niego jest gruba i ciężka, jej obecność jest zaskakująca i równocześnie sprawia wrażenie, że coś co zaginęło, właśnie wróciło na właściwie miejsce. Tego zawsze pragnął. Tego potrzebował. Dzieje się właśnie to, o czym był przekonany, że nigdy się nie stanie, nawet za milion lat. Nie dopóki mężczyźni tacy jak Potter walczyli ze złem, a mężczyźni tacy jak on ze złem się bratali.
     — Ok — szepcze i w duchu próbuje sobie wmówić, że to prawda. — Już.
     Potter przygotowuje się i powoli zagłębia coraz bardziej, a potem wysuwa i ponownie wsuwa. Pieczenie nie znika całkowicie, wciąż drażni, chociaż niezbyt mocno. Mimo to Draco jęczy, bo jest całkowicie wypełniony, i to przez Harry'ego Pottera, którego twarz lśni od potu, a oczy błyszczą pasją i — jak myśli — innym uczuciem, na które Draco nigdy nawet nie łudził się mieć nadzieję.
     Ruchy Pottera nabierają szybkości i Draco odrzuca głowę do tyłu, upajając się gorącem przygniatającego go ciała, siłą jego pchnięć, ulotnym wrażeniem spełnienia, którego nigdy wcześniej z nikim innym nie przeżył. Zaciska dłoń na własnej erekcji i jęczy z przyjemności. Z nieartykułowanych dźwięków wydawanych przez Pottera Draco zgaduje, że to może być jedno z najkrótszych doznań erotycznych w jego życiu, ale biorąc pod uwagę, jak sam jest blisko końca, nie ma to znaczenia.
     Przesuwa drugą dłoń na plecy Pottera i chwyta się go, kochając jego siłę i władzę, którą Harry ma nad jego ciałem. Draco przepełnia napięcie i ma wrażenie, że jeśli zaraz nie dojdzie, to zginie.
     Ruchy Pottera rwą się, stają nieregularne, jego biodra uderzają w Draco i Potter jęczy.
     — Kocham cię — dyszy, łapiąc oddech. — Kocham cię… tak długo… tak…
     I wtedy Draco dochodzi z taką siłą, że ma wrażenie, iż całe jego wnętrze wylewa się na zewnątrz — przez członek, skórę, usta. I dociera do niego, że wciąż powtarza „kocham cię, kocham cię, kocham cię”, a Potter zaczyna drżeć i w końcu na niego opada. Draco nie ma nawet nic przeciw gorącemu, lepiącemu się ciału na sobie, nie wtedy, kiedy rzęsy Pottera łaskoczą go w szyję, a miękkie usta pieszczą ramię, gdy obaj próbują uspokoić oddechy.
     Draco wyciąga się i czuje, jak Potter wierci się na nim lekko, lecz nie ma zamiaru zmienić pozycji. Każda cześć ciała będzie go rano zabijać, już to może powiedzieć. Dywan poobcierał go i Draco krzywi się, kiedy porusza ramieniem.
     — Następnym razem — szepcze Potterowi do ucha, zebrawszy się na odwagę — musimy spróbować tego w łóżku.
     Przez moment Potter nie odpowiada i Draco zaczyna opanowywać dawny strach, ale po chwili zdaje sobie sprawę, że Potter cicho chichocze. W następnej sekundzie Harry unosi się, opiera na łokciach i całuje Draco delikatnie.
     — Mnie nie trzeba zapraszać dwa razy — odpowiada z przebiegłym uśmiechem.
     Draco myśli, że chyba dopiero teraz zaczyna odkrywać, jak bardzo możliwe jest kochać Harry'ego Pottera.

*


     Później, gdy obaj już leżą w łóżku, Draco słucha powolniejącego, pełnego zaspokojenia oddechu Pottera i nagle przejmuje go lęk przed tym, co nie zostało dopowiedziane.
     — Wiesz, że nie mam zamiaru być twoim brudnym sekrecikiem. Nie chcę…
     Potter całuje go miękko i jeszcze raz, długo, i kładzie rękę na wysokości serca Draco.
     — Nie — mówi. — Nie będziesz. Nigdy więcej ukrywania się. Przez żadnego z nas.
     Robi się późno i Draco zauważa, że promienie zachodzącego słońca, które przeciskały się przez zasłony, gdy dotarli do sypialni, zastąpiło już światło ulicznych lamp. Czuje, jak Potter zaczął palcami śledzić brzegi jego blizny i jest zafascynowany ich powolnym ruchem, lecz w końcu przykrywa jego dłoń własną.
     — Harry. Zostań ze mną.
     Oczy Potter błyszczą, kiedy odwraca rękę i splata palce z palcami Draco.

*


     Kiedy Draco się budzi, Harry Potter cicho chrapie u jego boku, a promienie wschodzącego słońca przebijają przez zasłony. To będzie piękne jutro.

Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
AA Cor Celatum 1-11, różne
AA Cor Celatum 1 9 2
Cor Celatum HPlDM
Prequel Cor Celatum Jutro
jeszcze jeden świt
nim swit
Zimne brzegi 2 Nastaje świt
Cor Cordium
BBY 0002 Han Solo Świt rebelii
Intertrochanteric osteotomy in young adults for sequelae of Legg Calvé Perthes’ disease—a long term
Świt dalszy ciąg BD Rozdział 10
Kapleau ZEN ŚWIT NA ZACHODZIE
33 2 jak straciłem dziewictwo sequel
Sequel. Dalsze przygody Kultury, FILOLOGIA POLSKA, STUDIA MAGISTERSKIE, PROBLEMY KULTURY WSPÓŁCZESNE
Badania mostu drogowego wykonanego ze stalowych blach falistych typu Super Cor
Świt dalszy ciąg BD Rozdział 2
É? NOSSA COR
Świt dalszy ciąg BD Rozdział 8
Francine Rivers Cykl Znamie Lwa (3) Jak świt poranka

więcej podobnych podstron