HENRYK RZEWUSKI
Pamiątki JPana Seweryna Soplicy
Cześnika parnawskiego
Geneza pamiątek i ich znaczenie
Wyrosły z atmosfery epoki - historycyzm
Tęsknota za światem dawnym
W Polsce - silniejszy zwrot do historii
Utrwalenie poczucia narodowego
Drogowskaz dla teraźniejszości
Sąd nad dawnymi pokoleniami
Główny problem - szlachta
W Polsce szybko wytworzyło się poczucie realizmu dziejowego
Trzy podstawowe artystyczne warunki powieści historycznej:
Obiektywizm
Przedstawienie przeszłości w sposób typowy
Danie pełnego, całkowitego środowiska historycznego
Świat szlachecki
Treść utworu -charakterystyka szlachty litewskiej drugiej połowy XVIII w.
Różnorodny obraz środowiska:
Jednostka, jej stosunek do ogółu ↘
Społeczność szlachecka - obyczaje, poglądy, wiara, etyka -> całość obrazu
Wszechobecna atmosfera społeczeństwa
Poczucie słuszności woli ogółu
Ogół jednostce daje swe poparcie
Zespolenie jednostki i społeczeństwa szlachcic nie mógł pomyśleć sobie życia nie wchodząc całkowicie w środowisko
Szlachcic - typ wyjątkowo społeczny
Konstrukcja wewnętrzna społeczeństwa jest wzorowa
Bohater główny - Soplica
Typowy reprezentant środowiska
Postępuje i myśli tak jak większość szlachty
Nie wpada w konflikty ze społeczeństwem
Praktyczny - postępuje zawsze z wyczuciem taktu społecznego, umiejętnością współżycia z ludźmi oraz własnym interesem
Ograniczony umysłowo i uczuciowo -> chwytanie tylko tego co konkretne i podpadające zmysłom
Silne reagowanie na podniety zewnętrzne i łatwość z przechodzenia z jednych wzruszeń do drugich (gawęda o wizycie króla)
Inne postacie szlachty
Cały szereg sylwetek szlacheckich
Jedne w pełniejszy lub szlachetniejszy sposób wypełniają ideały ówczesnego środowiska (Rejten, Wojniłowicz, Korsak)
Jedne się bardziej wyróżniają lub wpadają w konflikt z otoczeniem (Dzierżanowski, Ryś, Borowski, Wołodkowicz - brawurowy i pewny siebie awanturnik)
Charakterystyczne cechy tych postaci opierają się stale na silnie rozwiniętym w pewnym kierunku temperamencie (pozbawiony jest go Soplica)
Nigdy nie dochodzi, pomimo posiadania tych gorących temperamentów, do zerwania ze społeczeństwem
Magnaci
Ważna rola
Sposób widzenia - szlachta dzięki magnatom uzyskuje dobrobyt materialny, magnaci dzięki szlachcie mają siłę złudzenie równości szlacheckiej
Dzięki stanowisku społecznemu są głową szlachty, ale głowa ta „nie ma niestety mózgu” - poziom umysłowy magnatów stoi na tym samym poziomie co szlachty niższej
Technika
Gawędy połączone ze sobą postacią narratora - głównego bohatera
Brak porządku chronologicznego, logiki w układzie opowiadań (kolejność - przypadkowa)
Narratora ma cechy typowe dla środowiska
Poziom opowiadań dostosowany do poziomu umysłowego Soplicy
Kompozycja opowiadań
Bezpretensjonalne rejestrowanie ciekawych stron życia szlachty
Treścią każdego urywka - przede wszystkim - charakterystyka jakiejś postaci
Silny podkład środowiska (wybija się nieraz na plan pierwszy)
Charakterystyka zarówno jednostki jak i środowiska służy do udowodnienia pewnej tezy lub jest ilustracją poglądu ogólnego
Forma (często pomieszane):
Krótki życiorys (nagromadzenie cech danej osoby)
Charakterystyka środowiska (drobna kronika)
Dramatyczna anegdota (jakiś konflikt itp.)
Kompozycja szczegółów
Odmalowanie środowiska i charakterów -> skupienie się na rysie obyczajowym
Przemawianie przez usta Soplicy -> opis tego co ważne dla Soplicy
Styl
Stylizacja historyczna
Ilustracja psychiki Soplicy
Opisywanie z perspektywy - spokój, zrównoważenie
Zdanie pełne, rozwinięte, choć nieskomplikowane
Tendencja do najdokładniejszego przedstawiania sytuacji
Gawędziarsko-potoczny tok opowiadania (przerywany dla podkreślenia momentu, w chwilach wzruszenia)
Konkretność wysłowienia - nadanie plastyki gawędom
Sfera przenośni brana z życia codziennego
Rubaszność
Humor
Między dwiema możliwościami ustosunkowania się:
Zdecydowana ironia
Zdecydowane serdeczne wzruszenie
Pozornie humorystyki nie ma zupełnie - ton opowiadań jak najbardziej poważny
Humor ujawnia się najlepiej w zabarwieniu charakterystyki głównego bohatera
Komiczny język
Przypadkowe skojarzenia
Konkretność
Rubaszność
Nieustanne tytułowanie
Zachwyt nad majątkiem innych itd.
Podkreślenie naiwności człowieka jednostronnie patrzącego na świat, nie umiejącego odróżnić pozoru od rzeczywistości
Wyrokowanie o rzeczach, które przestają narratora
Ujemne cechy mają wartość humorystyczną
Interesowność, próżność, brak etyki - nie rażą dzięki dobrej wierze, rozbrajającej szczerości, naturalności
„Pamiątki” jako gawęda szlachecka
Cechy
Środowisko szlacheckie
Postać narratora - zarazem typowy reprezentant ogółu
Specjalna technika prymitywnego opowiadania, uwzględniająca przede wszystkim psychikę narratora
Obiektywizm autora, który ukrywa się całkowicie za główną postacią
Główne walory estetyczne:
Prostota (wybór tematu, niewielkie rozmiary, niezawikłana kompozycja, praktyczne naświetlenie całości przez jednostkę opowiadającą)
Duży kunszt artystyczny
1.KAZANIE KONFEDERACKIE
Czwartego listopada 1769 roku w Kalwarii, w kościele ojców bernardynów odbyła się msza święta, prowadzona przez księdza Marka - karmelitę, cieszącego się wielkim szacunkiem.
Cztery dni wcześniej pod Lanckoroną miała miejsce jedna z bitew konfederacji barskiej. Przewodził jej Kazimierz Puławski; Polacy zwyciężyli, ścigając resztki wojsk rosyjskich aż pod Myślenice. Z tej okazji tłumnie zgromadzona w kościele szlachta i magnaci oczekiwali na pochwałę z ust karmelity. Dodatkowym powodem, radującym możnowładców, były urodziny JO. księcia Karola Radziwiłła.
Tymczasem ksiądz Marek zaintonował Te Deum laudamus, po czym wszedł na ambonę i rozpoczął kazanie. Twierdził, że konfederaci walczą tylko dla pozorów i własnej chwały. Nie potrafią współpracować, najważniejsza bowiem jest dla nich zabawa i sprzeczki z błahych powodów. Możni panowie zamiast uspokajać owe zatargi, jeszcze bardziej je podsycają, mając z tego przednią rozrywkę.
Kazanie księdza wywarło na zgromadzonych tak wielkie wrażenie, że gdy ten zszedł z ambony i zaczął śpiewać Przed oczy Twoje, Panie, stali cicho, przetrawiając słowa prawdy i nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Szczególnie wziął je sobie do serca JW. Granowski, który dzień po lanckorońskiej bitwie, urządził u siebie wielkie przyjęcie, na którym zupełnie bez sensu pokłócili się i pobili pan Snarski z panem Bolestą, zwanym Mańkutem.
Po skończonej pieśni ksiądz Marek znów wszedł na ambonę, wywołując wielkie zdziwienie wśród zebranych, wszyscy jednak byli cicho, ciekawi słów karmelity. Ten zaś przypomniał sobie o święcie księcia wojewody wileńskiego i chciał mu pogratulować. Jednocześnie opowiedział o swoim widzeniu, które miał siedem lat wcześniej. Otóż, gdy przebywał w swojej celi, płacząc gorzko nad losem Polski, nawiedził go anioł. Istota niebieska stwierdziła, że „Wszyscy pragną rządu, a żaden z poczciwszych rządzić nie chce”. Ostrzegała przed rychłą śmiercią Augusta III Sasa i próbowała namówić do rządów któregoś z wielmożnych panów, chcącego dobra kraju. Wszyscy jednak okazali się „przebrzydłymi domatorami, nałogowymi leniami”. Każdy myślał o tym, jak wiele straci, mieszkając w stolicy. Jedni martwili się o upadnięcie gospodarstwa czy stad, inni - o „rozrywkę”, jaką stanowiły codzienne zwady w sądach. Karmelita stwierdził, że Polacy są sami sobie winni za utratę państwa, bo za bardzo myślą o sobie.
Choć ksiądz Marek wymieniał w swym drugim kazaniu nazwiska najpotężniejszych, nikt nie wstał oburzony, a przy wyjściu każdy pokornie całował rękę karmelity
6.KSIĄŻĘ RADZIWIŁŁ PANIE KOCHANKU
W 1781 roku, w Nowogródku odbywał się sejmik, na którym miano wybrać pisarza ziemskiego. Po śmierci Marcina Danejki wojewoda wileński - Karol Stanisław Radziwiłł, zaproponował na ten urząd swego przyjaciela - Michała Rejtena. Jego wygrana była praktycznie pewna, bo cała szlachta nowogródzka zawsze była za Radziwiłłami i głosowała jednogłośnie. Fakt ten nie podobał się wojewodzie Niesiołowskiemu oraz Jeleńskiemu, kasztelanowi nowogródzkiemu. Chcąc skłócić ze sobą głosujących, wysunęli kandydaturę Kazimierza Haraburdy, szwagra Rejtena. Próby pogodzenie obu panów nie zdały się na nic, Haraburda zaparł się przy swoim i jeszcze nawymyślał bratu żony, że ten skrzywdził go przy oddawaniu posagu. O mało nie doszło do bijatyki.
„Kartą przetargową” przeciw Radziwiłłowi było jego zachowanie wobec Tryzny - ubogiego potomka dawnego rodu, który żył z zastawionej wojewodzie wsi Kołdyczów, bo pieniądze jakoś się go nie trzymały. Był on przykładnym, świętobliwym obywatelem, który jednak łatwo się denerwował.
Pewnego dnia, w czasie sianokosów, Radziwiłł polował na terenie ziem Tryzny. Na dodatek książę posłał do szlachcica ludzi z prośbą o gońców na obławę. Ten akurat szedł w pole, bo było mnóstwo pracy i innych już pogonił, i okrzyki podwładnych Radziwiłła mocno go zirytowały. Zwymyślał ich i kazał się wynosić. Gdy wojewoda wileński dowiedział się o tym potraktowaniu, wygonił Tryznę z ziemi tak, jak tamten stał. Sprawa nie została rozstrzygnięta - sejmik, zwołany na tę okoliczność, musiał się rozejść. Soplica bowiem miał zeznawać na rozkaz Radziwiłła, jednak ten sercem był z Tryzną. Doszukał się więc koligacji pomiędzy pozywającym a sędzią, uniemożliwiając w ten sposób wydanie wyroku.
Sprawa ta nie podobała się wyjątkowo Michałowi Rejtenowi. Bojąc się jednak samemu sprzeciwić Radziwiłłowi, poprosił o wsparcie księdza Idziego. Ojciec wmówił wojewodzie, że Wołodkowicz, jego zmarły przyjaciel, dlatego nie może wyjść z czyśćca i prześladuje co noc Radziwiłła, bo ten musi ku pamięci jego czci odpuścić jakąś przewinę względem niego. Zaproponował oczywiście Tryznę.
Książę Karol początkowo oponował, twierdząc, że Tryznie przebaczyć nie może, jednak następnego ranka doszło do pogodzenia zwaśnionych panów. Ale wojewoda wileński musiał jeszcze na swoim postawić i wezwał Tryznę do pojedynku. Ten przyjął go i szybko przegrał, czym już zupełnie zakończył spór, ku radości Radziwiłła.
Po obiedzie wszyscy udali się na dziedziniec klasztoru bernardynów, gdzie spili się niemal do nieprzytomności. Najgłośniej bawił się sam książę, który zaczął później się rozbierać, rozdając przybrane tego dnia bogactwa, a więc spinkę brylantową, drogi kontusz czy żupan ze złotym pasem. Następnie usiadł na wozie z beczką wina i rozlewał trunek każdemu, kto o niego poprosił, opowiadając jednocześnie o swoim widzeniu. Otóż twierdził, że podczas modlitwy w Koronie ukazał mu się Jezus, nakazując wracać na Litwę. Chrystus nazwał ponoć tamtejszego biskupa „hultajem” i powiedział Radziwiłłowi, że nie należy się go obawiać. Pod koniec dnia wojewoda wileński rozebrał się przy studni i kazał oblać zimną wodą, dzięki czemu zaraz otrzeźwiał.
Następnego dnia, o ósmej rano, odbyło się głosowanie w sprawie wyboru pisarza ziemskiego. Przez brak zgodności szlachty co do osoby, zaczęto głosowanie. Szybko okazało się, że Haraburda nie ma szans w starciu. Żeby więc zatrzymać resztki godności, Żeby więc zatrzymać resztki godności, wyszedł na środek i oznajmił, że nie będzie już dłużej Michałowi Rejtenowi przeszkadzał w otrzymaniu tej godności. Chwilę później wyszedł z kościoła i udał się do siebie na wieś.
Sejmik trwał jeszcze sześć dni, ale poza rozpatrzeniem trzydziestu spraw, szlachcice właściwie zajmowali się piciem i zabawą.
10.PAN WOŁODKOWICZ
Soplica wychodzi od rozmyślań na temat stosunku innych krajów do Polski. Twierdzi, że Polacy nie umieją walczyć o swoje i pozwalają na pomówienia względem nich samych. Jako przykład podaje Demuliera, który w swojej książce opisuje wojewodę wileńskiego jako głupca i tchórza.
Tymczasem pan Seweryn ma zupełnie inne wspomnienia. Owszem, przyznaje, że Karol Radziwiłł jako jedynak był rozpieszczony przez matkę, nie chciało mu się uczyć - czytać i pisać nauczył się dopiero po piętnastym roku życia, a i to tylko dzięki pomysłowości jego nauczyciela - szlachcica Piszczały. Mimo to, już mając dziewiętnaście lat, Radziwiłł został miecznikiem litewskim, a później marszałkiem trybunału.
Razem z księciem kształcił się jego przyjaciel - Ignacy Wołodkowicz. Był litewskim chorążym nadwornym. Wraz z wojewodą litewskim i innymi towarzyszami (grupę tę nazywali ludzie Poniatowskiego hajdamakami) zawsze dzielnie walczyli w obronie ojczyzny, lubiąc jednak od czasu do czasu zabawić się kosztem innych, ale zawsze im to wynagradzali. Lubili również prześcigać się w dowodach siły i wymyślali ku temu coraz „ciekawsze” próby.
Gdy przyszedł czas bezkrólewia, nastały sądy kapturowe. Na Litwie urząd ten sprawował Chreptowicz, który był przeciwny partii saskiej i opowiadał się po stronie Moskwy i Poniatowskiego. Chcąc ułatwić im królowanie, wezwał na sąd kapturowy całą bandę księcia, wyjąwszy jego samego, bo księcia nie miał prawa wzywać. Było im to bardzo nie po drodze, bo akurat młodzież szalała w jednym z zaścianków.
Wołodkowicza jednak tak rozsierdził tupet sądowego, że przekazał, iż owszem, stawi się, ale z rzemiennym nahajem na Chreptowicza. Dobrawszy sobie do tego ośmiu przyjaciół - „rębaczy” - na czas stawił się w sądzie. Sędzia kapturowy, zobaczywszy go przez okno, uciekł z budynku i skrył się w klasztorze dominikanów.
Wobec tego dwaj towarzysze chorążego nadwornego złapali pisarza Matusiewicza i Wołodkowicz wymierzył mu pięćdziesiąt batów. Pozostali zebrani patrzyli na to obojętnie, jako że większość tam była po stronie Radziwiłła. Kiedy skończył, kazał dać sobie wszystkie dokumenty w ich sprawie i zabrał je do Nieświeża.
Gdy wybrano Poniatowskiego, ustały sądy kapturowe. Książę biskup wileński, nienawidzący się z Radziwiłłami, ustanowił na sejmikach takich urzędników, których mógł być pewny. Wznowił sprawę księcia i jego przyjaciół w Nowogródku. Ponieważ przeciwnicy króla nie mieli prawa wstępu na sąd, mało kto mógł głosować. Książę nie miał zatem nadziei na ocalenie, „chyba, że w orężu”. Zjechał do miasteczka pułk imienia Massalskich, na który w razie czego mógł liczyć biskup; jednak dowodził nim Rożniecki, który był w przyjaźni z Wołodkowiczem. Okazał się jednak zdrajcą - księdzu chodziło głównie o to, by nastraszyć partię Radziwiłłów, chcieli się też przy okazji zemścić na chorążym nadwornym, zarzucając mu „zbrojne najście kapturu”. Namówili zatem Rożnieckiego, by ten, przebrany, udał się do Wołodkowicza i okłamał go, iż w Nowogródku stoi pułk, który chce przejść na jego stronę i schwytać księdza biskupa., Ten uwierzył i zaraz wyjechał do miasteczka, obawiając się, że zaraz wybuchnie powstanie pułku wojska, a biskup ucieknie. Tuż przed świtem stanął pod kwaterą Rożnieckiego; wtedy też zrozumiał, że został zdradzony. Próbował przedrzeć się przez wojsko. Miał pewne szanse, ponieważ żołnierzom nie można było strzelać, jako że koniecznym było, aby go przez sąd skazać. Wołodkowicz zaczął jednak podupadać na siłach. Cofnął się zatem do ogrodu, który jednak również był otoczony. Ale tam mógł ukryć się w starym, warzywnym lochu. „Chował się w lochu dla odpoczynku, że żołnierze po schodach zaczynają się spuszczać, do góry biegł, szablą ich kaleczył i do odwrotu zmuszał”. W końcu pewien Żyd zaproponował, by żołnierze idąc, pchali przed sobą jakieś bety, którymi będą mogli obrzucić chorążego.
Związanego zanieśli przed sąd, który - pod nakazem biskupa - wydał wyrok natychmiast, nawet bez możliwości obrony. Został oskarżony o czyny, których nie popełnił. Nie mógł się jednak bronić, bo „(…) tu już nie chodziło o sprawiedliwość, tylko o dogodzenie zemście”. Wołodkowicza w przeciągu godziny skazano na śmierć przez rozstrzelanie.
Gdy Radziwiłł przybył do Nieświeża i dowiedział się, że przyjaciel sam puścił się do Nowogródka, zaraz wyczuł niebezpieczeństwo i w osiem godzin po zabiciu Wołodkowicza był już na miejscu. Miał szczęście biskup i ludzie trybunału, że zdążyli wyjechać wcześniej. Książę rozbił pułk Massalskiego w puch. Gdy dowiedział się o wyroku, wpadł w rozpacz. „(…)zawsze później mawiał: «Dwa tylko nieszczęścia prawdziwe w życiu doświadczyłem: pierwsze - podział kraju, drugie - rozstrzelanie Wołodkowicza.» I nigdy nie przestał opłakiwać tej straty”.
Około dwadzieścia lat później, w same imieniny księcia, gdy ten przyjmował gości, stawił się tam „jakiś jegomość, w wieku bliżej starym niż młodym, to jest średnim. Był w kontuszu mundurowym granatowym, z pomarańczowym kołnierzem i takimi obszlegami i czapką, a żupanie białym”. Chciał się dostać do Radziwiłłowskiego pułku. Karol przeczytał jego dokumenty, a gdy zobaczył, że oficer służył w pułku Massalskich, ryknął strasznym głosem „Wołodkowicza rozstrzelali!” Ten próbował się tłumaczyć, ale książę już go nie słuchał. Kazał szykować broń i nabił ją. Zarządził także, by przyszpilić serce z czerwonego papieru. Podwładni Radziwiłła początkowo myśleli, że mają je przyłożyć do ciała oficera, jednak wojewoda wileński szybko naprostował sprawę: „Gdzie to serce kładziesz? Nie tu, ale przyłóż go waść temu jeleniowi, co jest na tym kobiercu”. Cała ściana była bowiem wyłożona gobelinem ze sceną polowania na zwierza. Jakoś wtedy okazało się, że Massalczyka od dawna nie ma wśród zebranych.