PŁONIE OGNISKO
Wraz z dziećmi wybraliśmy się dość późnym popołudniem na pieczenie ziemniaków. Ogień buchał wysoko. Zaczęliśmy nucić starą, przez pokolenia śpiewaną pieśń: "Płonie ognisko i szumią knieje, drużynowa jest wśród nas. Opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas. O rycerzach spod kresowych stanic, o obrońcach naszych polskich granic. A ponad nami wiatr szumny wieje i dębowy huczy las ".
- Co to jest „kresowych stanic”? - zapytała Marysia.
- Kresy to nasze ziemie na Wschodzie, Wilno, Lwów i jeszcze dalej - objaśniał mąż.
- Ale to już jest poza naszymi obecnymi granicami - sprecyzował Łukasz.
- Tak, dobrze powiedziałeś, ale dawniej tak nie było. Wszystkie te ziemie należały do Polski, tylko nam je zagrabiono - spokojnie, choć z naciskiem powiedział mąż do syna. Potem zwrócił się do Marysi:
- Pamiętasz Pana Wołodyjowskiego, co to bronił twierdzy w Kamieńcu?
- Pamiętam - odrzekła i dodała - ale Pan Michał Wołodyjowski zginął.
- Wolał zginąć, niż się poddać - dorzucił czupurnie Mateusz.
- Takich mieliśmy obrońców! „Spod kresowych stanic”, czyli z takich punktów, z takich placówek jak Kamieniec, Grodno, Wilno, Lwów... Wielu poległo, wielu zginęło broniąc Polski i nie wolno nam o tym zapomnieć. Ojciec Święty mówił do nas podczas pielgrzymki, że jeśli naród przestaje pamiętać o przeszłości, o swojej historii, to taki naród zginie.
- Jak to zginie? - trochę zdumiony wtrącił Mateusz. Tylko z powodu tego, że nie zna albo zapomni o historii? Przecież zginąć można tylko w bitwie, albo w jakiejś walce?
- Różne są klęski, różne upadki, różne zagubienia ludzkie - dodałam w zamyśleniu. Widzisz Mateusz, można na przykład odnieść jakąś korzyść materialną, a stracić przy tym dobre imię, szacunek. Pamiętasz ks. Radziwiłła z „Potopu”?
- Tak, oczywiście. Był zdrajcą? - odpowiedział krótko Mateusz.
- Chciał zostać królem i dlatego poszedł na układy ze Szwedami. Zamiast bronić Ojczyzny, pozwolił Szwedom zagarniać nasze ziemie, w zamian za obietnicę korony - z błyskiem w oczach dopowiedział Łukasz.
- Otóż to! - mówiłam dalej. W tej naszej historii są bohaterowie, ale są też zdrajcy. Były zwycięstwa i porażki. Dziś też tak jest, a historia nas uczy odróżniać jednych od drugich.
- Historia to również pamięć o naszych korzeniach. - Tato, co to znaczy? - zapytała znowu Marysia.
- To wszystko, co składa się na naszą polskość - że jesteśmy Polakami, a nie np. Niemcami czy Francuzami. To jest nasz język, tradycja...
- I nasz Orzeł Biały? - przerwała Marysia.
- Tak i nasz Orzeł z koroną i nasza biało-czerwona flaga...
- A ja znam cały wiersz o orle. I nie czekając na zachętę Marysia zaczęła deklamować: „Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł Biały. Czym twa ziemia? Mą Ojczyzną. Czym zdobyta? Krwią i blizną. Czy ją kochasz? Kocham szczerze. A w co wierzysz? W Boga wierzę”.
Z miną triumfatora Marysia podniosła wysoko główkę i dodała:
- Ani razu nie pomyliłam się!
- Brawo, wspaniale! - zaczęłam oklaskiwać Marysię, wyraźnie zawiedzioną, że po braciach nie było widać zbytniego entuzjazmu.
- Nie chwal się, to każde małe dziecko zna.
- Nieprawda! - zacietrzewiła się Marysia. Kamil od pani Bożenki nie zna!
- To czemu go nie nauczyłaś, przecież razem się bawicie - z wyrzutem powiedział starszy brat. Strofowania braci przerwał tata oznajmiając:
- Ziemniaki chyba gotowe, zaraz zacznie się uczta, ale przedtem zaśpiewajmy coś jeszcze. Te pierwsze wspólne z dziećmi pieczenie ziemniaków, śpiewy i opowieści przy ognisku, w krótkim czasie zgromadziły znajomych, kolegów naszych dzieci. Nawet najciekawsze filmy w telewizji, przegrywały w konkurencji z takimi razem spędzonymi wieczorami.
Elżbieta Ryszka
Promyk Jutrzenki 10/1997 s. 14