Kilka lat temu czytałem o pewnym mężczyźnie, który poróżnił się poważnie ze swoim znajomym. Długo nosił wewnątrz gniew i nienawiść. W końcu postanowił go zabić. Zaczaił się za drzewem przy drodze, wyciągnął z kieszeni rewolwer i gdy jego wróg zbliżył się, usiłował wystrzelić. Ale cóż się okazało? Rewolwer zaciął się i nie wypalił. Przeciwnik odszedł więc spokojnie, nic nie wiedząc o zamachu. Odszedł także zamachowiec. Gdy go złość trochę minęła i uspokoił się, pomyślał, że nic złego się nie stało: "Nie zabiłem przecież przeciwnika! Nikt również tego nie widział".
Czyżby naprawdę nic złego się nie stało? Jak myślicie ?
Ks. J. S. K. Ewangelia w życiu dziecka Rok A Wyd. Księży Marianów Warszawa 1986