Prezydent Bush ma więc wojnę - to jest wojna. Atak na World Trade Center i Pentagon dowiódł, że wrogowie Zachodu są nie tylko "szaleńcami", jak do niedawna uważano, lecz także perfekcyjnie zorganizowaną i wyszkoloną grupą, która, na dodatek, nie cofnie się przed niczym. Niewątpliwie wrogiem numer jeden Ameryki jest Osama ben Laden, kiedyś sojusznik Waszyngtonu w walce z komunizmem w Afganistanie. Ci z muzułmanów, którzy walczyli z armią radziecką w Afganistanie, po raz pierwszy stawiali opór obcemu mocarstwu światowemu, mocarstwu o innej niż islam ideologii. Oznaczało to więc "Świętą Wojnę", która umacniała pewność siebie i poczucie posłuszeństwa świata muzułmańskiego. Ponadto skonsolidowała wiele organizacji islamskich, które postawiły sobie za cel walkę z niewiernymi, czyli resztą świata. Owocem tego historycznego wydarzenia są: trwająca od kilkunastu lat wojna domowa pomiędzy Afganami, ale też wyszkoleni islamscy bojownicy, zaplecze logistyczne i co najważniejsze rozbudowana sieć kontaktów społeczności muzułmańskiej na całym świecie. Saudyjski milioner ben Laden podziękował Wszechmocnemu Allachowi za udany zamach na Amerykę i stwierdził, że jest on karą zesłaną z nieba za próby stanowienia władzy nad światem.
Ideologia jedynie słuszna
Fundamentalizm islamski po hitlerowskim i stalinowskim komunizmie może stać się trzecią "jedynie słuszną" ideologią i doktryną z aspiracjami do panowania nad światem.
Analitycy polityczni zwrócili uwagę na zasadnicze różnice pomiędzy minionym a obecnym konfliktem o znaczeniu globalnym. Związek Radziecki był w jakimś stopniu obliczalnym przeciwnikiem, choćby z chęci przynależenia do kultury zachodniej, a nie azjatyckiej. Natomiast niektóre państwa muzułmańskie, wykorzystując organizacje terrorystyczne, mogą posunąć się do wielu rzeczy, z użyciem broni jądrowej czy chemicznej, nie licząc się z kosztami odwetu. Odmienna ideologia czy religia nie jest wytworem grupki szaleńców, jest dziełem dobrze przygotowanych ekspertów, którzy opierają się na potężnej infrastrukturze, bywa, że organizacji państwowych. Szaleńcy są tylko jeszcze jednym rodzajem "żywej broni".
Człowiek i jego determinacja, jak pokazuje historia, byli i będą najgroźniejszą bronią. Wielkie armie stanęły przeciwko prostym, chałupniczym metodom tamtejszej tygrysicy, która z przyczepionym do pasa senteksem zabija premiera Indii Rajiva Gandhiego. Lub 23-letni członek islamskiego Hamasu, który wysadza w powietrze jerozolimską pizzerię wraz z ludźmi.
Terroryzm ze swoim religijnym fanatyzmem znakomicie wtopił się w zachodnią kulturę. Dobrze wykształceni na amerykańskich i europejskich uczelniach zamachowcy umieli wykorzystać to, czego się tam nauczyli, do realizacji swoich apokaliptycznych celów. Połączyli precyzję organizacji zamachu z użyciem noży do cięcia papieru. Ci nowi "bohaterowie" poszli dalej i stali się mistrzami terroru informatycznego. Armia ben Ladena posługuje się telefonami komórkowymi i kodowanymi listami elektronicznymi. Jej członkowie z łatwością przekazują sobie informacje i pozostają praktycznie bezkarni. Udało się jej też wykazać, że państwo, nawet jeśli jest to mocarstwo, przestało być monopolistą w posiadaniu środków niszczenia. Służby wywiadowcze, jeszcze nie tak bardzo zdolne do śledzenia telefonicznych rozmów obserwowanych osób, musiały przyznać, że w tym wielkim informatycznym zamęcie wywiad elektroniczny rozwija się za wolno w stosunku do szybkości,
z jaką doskonalą się środki informatyczne.
Polegli w Świętej Wojnie
Bliski Wschód nie ma monopolu na terroryzm. Regionów zarażonych terroryzmem jest więcej na świecie: chociażby Irlandia Północna, Kraj Basków, Bałkany, Kaukaz, Sri Lanka, Kaszmir, Filipiny. Terroryści pojawiają się wszędzie tam, gdzie dają o sobie znać różne religijne kłopoty ekonomiczne i waśnie narodowościowe. Przy czym trzeba pamiętać, że historia nieraz przyznała terrorowi rację, chociażby Kurdom, o których dowiedział się dzięki niemu świat.
Analitycy zalecają odróżnienie terroru od terroryzmu. Terror to według nich gwałt i przemoc "silniejszych", np. organów państwa, wobec "słabszych" obywateli. Natomiast terroryzm to gwałt i przemoc "słabszych" obywateli wobec "silniejszych" organów państwa.
Ostatnia akcja terrorystyczna przeprowadzona przez ludzi ben Ladena zaprzecza tej definicji. Terrorystów i ich przywódcy Osama trudno kwalifikować jako "słabszych". W konfrontacji z mocarstwem, jakim jest Ameryka, okazali się na razie "silniejsi". Zawiodły służby wywiadowcze, wojskowe i intuicja uśpionego przez lata społeczeństwa amerykańskiego.
"Walcz z tymi, którzy nie wierzą ani w Boga, ani w Dzień Ostateczny, którzy nie przestrzegają tego, co Bóg mówi. Jego apostoł nakazał, a oni odmawiają posłuszeństwa prawdziwej wierze tych, którzy otrzymali Księgę, nie spłacą daniny..." i dalej "ci, którzy polegli w Świętej Wojnie, nie umierają, lecz żyją w obliczu swego Pana, ich potrzeby są zaspokojone, cieszą się obfitością dóbr, które im dał Bóg" - to cycaty z Koranu, który powstał w 622 r. n.e.
Kilka lat temu fundamentaliści z Egiptu ogłosili: "prowadzenie ludzkości przez Zachód zbliża się ku końcowi... Rola przywódcza zachodniego systemu przeminęła... Jedynie islam i tylko islam proponuje normatywne podstawy przejęcia przewodnictwa... Nadszedł czas islamu w czasach najgorszego kryzysu...".
Ameryka poniosła porażkę, bo do analizowania świata islamskiego przykładała systemy wartości, kultur zachodnich. Ataki na World Trade Center i Pentagon pokazały, że fanatycy nie boją się Ameryki. Amerykanie dowiedzieli się, że różne wydarzenia międzynarodowe dotyczą także ich osobiście.
Pogłoski o pogarszającym się zdrowiu Osama ben Ladena są prawdziwe. Ale aby przeciwdziałać terroryzmowi, trzeba przyzwyczaić się do myśli, że ben Laden lub jego następca są silni, zdrowi
i mają się dobrze.