Tomasz Łętowski Duszy Dręczonej Rapsod Żałobny


Tomasz Łętowski

DUSZY DRĘCZONEJ RAPSOD ŻAŁOBNY

Warszawa 2011r.

Spis Treści

Przedmowa………………………………………………………………………………………………………....4

Boska Samotność……………………………………………………………………………..................................5

Muzyka Duszy………………………………………………………………………………...................................6

Memento Mori………………………………………………………………………………..................................7

Ból Istnienia…………………………………………………………………………………..................................8

Upadły Anioł……………………………………………………………………………………………………….9

Świąteczne Życzenie…………………………………………………………………………………………...10

Klątwa……………………………………………………………………………………………………………..11

Świat Jednak Oszalał………………………………………………………………………………………….12

Archetyp Anioła…………………………………………………………………………………………………..13

Zmierzch Boga Krucjat………………………………………………………………………………………….14

Katarzyna - Superglina………………………………………………………………………………….............15

Na Przeklętej Ziemi.…………………………………………………………………………………………...16

Ostatnie Tchnienie….…………………………………………………………………………….........................17

Pogrążony W Mroku…………………………………………………………………………………………..18

Hołd Nieśmiertelnym………………………………………………………………….…….........................19

ANTYfest……………………………………………………………………………………………….............20

Tożsamość………………………………………………………………………………………………………...21

Latający Holender…………………………………………………………………………..................................22

Gniew Stwórcy……………………………………………………………………………………………………23

Deus Artifex - Bóg Artysta………………………………………………………………………………………24

Dom………………………………………………………………………………………………………………..25

TU 154…………………………………………………………………………………………….........................26

Upadek…………………………………………………………………………………………………….............27

Niewolnik………………………………………………………………………………………………….............28

Gdy Umysł I Serce Śpią………………………………………………………………………………….............29

Obłęd……………………………………………………………………………………………………………30

Rzeźnik……………………………………………………………………………………………………………31

Nadchodzi Koniec...................................................................................................................................................32

Czarodziejka……………………………………………………………………………………………………...33

Inspiracja…………………………………………………………………………………………………............34

Pogarda……………………………………………………………………………………………………………35

Warszawa 1944…………………………………………………………………………………………………...36

Choroba…………………………………………………………………………………………………………...37

Przeciwieństwa…………………………………………………………………………………………………38

Fałszywa Wiara……………………………………………………………………………..................................39

Nad Brzegiem Przepaści…………………………………………………………………………………............40

Miłość………………………………………………………………………………………...................................41

Melanż…………………………………………………………………………………….……........................42

Proroctwo…………………………………………………………………………………………………………43

Ostatnia Podróż……………………………………………………………………………..................................44

Zima……………………………………………………………………………………………………….............45

Jesień………………………………………………………………………………………………………………46

Dla Mej Lubej…………………………………………………………………………………………….............47

Ojczyzna……………………………………………………………………………………..................................48

Targ Niewolników…………………………………………………………………………..................................49

Nimfa……………………………………………………………………………………………………………...50

Patrio-Masochizm…………………………………………………………………………...................................51

Posąg………………………………………………………………………………………………………………52

Wiara……………………………………………………………………………………………………………...53

Tradycja……………………………………………………………………………………..................................54

Cyrograf……………………………………………………………………………………..................................55

Prometeusz…………………………………………………………………………………..................................56

Święta Wojna………………………………………………………………………………..................................57

Dopalacze………………………………………………………………………………………………….............58

Ogień………………………………………………………………………………………………………………59

Droga Krzyżowa………………………………………………………………………………………….............60

Unikat………………………………………………………………………………………..................................61

Ból…………………………………………………………………………………………………………............62

Koszmar……………………………………………………………………………………..................................63

Ostatni Krok……………………………………………………………………………………………………...64

Otwórz Swój Umysł………………………………………………………………………………………………65

Potępiciel………………………………………………………………………………………………………….66

Wyrok Śmierci……………………………………………………………………………………………………67

Przyjaźń……………………………………………………………………………………...................................68

Płomień……………………………………………………………………………………………………………69

Ku chwale Cara……………………………………………………………………………..................................70

Praca………………………………………………………………………………………………………………71

„Być Poetą”……………………………………………………………………………………………….............72

Ceremonia………………………………………………………………………………………………………...73

Czarna Rozpacz…………………………………………………………………………………………………..74

Patronka Artystów……………………………………………………………………………………………….75

Otchłań……………………………………………………………………………………………………………76

Zatracona pamięć………………………………………………………………………………………………...77

Prawdziwa Miłość………………………………………………………………………………………………...78

Sabat……………………………………………………………………………………………………………....79

Dwa Światy………………………………………………………………………………………………………..80

Empatia…………………………………………………………………………………………………………...81

Pragnienie….……………………………………………………………………………………………………...82

Samotność Duszy…………………………………………………………………………………………............83

Wesołych Świąt…………………………………………………………………………………………………...84

Anatomia Grzechu………………………………………………………………………………………………..85

Po kolędzie………………………………………………………………………………………………………...86

Przedmowa

Drogi Czytelniku !!!

Tomik wierszy, który trzymasz w dłoni jest jak zwierciadło, które odbija wnętrze mojej duszy. To chronologiczna mozaika uczuć, przemyśleń, a także wydarzeń, które w różny sposób spowodowały we mnie pewne reakcje. Odpowiedzią jest poezja, wiersz, słowo pisane - to o czym większość Polaków na co dzień nie pamięta, nie chce pamiętać, lub omija szerokim łukiem, gdyż nie zna lub nie jest w stanie docenić tego szczególnego piękna. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje postrzeganie świata, w tym Polski i ogółu społeczeństwa odbiega od codziennego wyobrażenia, śmiesznego letargu w którym tkwi większość ludzi. Napisałem ten tomik, aby dać upust głębokiej i rwącej rzece, która drąży mój umysł i serce. W wielu wierszach wyrażam moją niezgodę i złość na polską tragikomedię, której jestem uczestnikiem. Nie szukam poklasku, sławy, czy pieniędzy. Chcę dotrzeć do ludzi myślących i wrażliwych, choć może nie stanowią oni przeważającej większości, a ich głos jest na co dzień brutalnie tłamszony przez szarą, smutną rzeczywistość, a tak naprawdę przez swoich rodaków kierujących się pokrętną logiką, własnymi nieokiełznanymi rządzami i chęcią dominacji nad resztą narodu. Podczas lektury tomiku mojej poezji łatwo można zauważyć także moją skłonność do poruszania tematu mojej wiary, Boga, oraz sił nadprzyrodzonych. Ten wątek jest bardzo istotny i ma dla mnie wysoce osobisty charakter. Uważam, że Polska jest krajem pseudokatolickim, gdzie zaprzecza się naukom płynącym ze świętych ksiąg. Bóg nie wymaga codziennego bezmyślnego wyklepania paciorka, obecności na niedzielnej mszy i rzucenia 5 złotych na tacę. Bóg wymaga kultywowania pewnych wartości, przestrzegania zasad moralnych, odczuwania prawdziwych uczuć takich jak miłość i przyjaźń. Polskie społeczeństwo jako ogół o tym zapomniało. Wydarzenia obecnego, 2010 roku obrazują to w sposób namacalny. Katastrofa samolotu prezydenckiego, seria ogromnych powodzi, tragiczna sytuacja na rynku pracy to kara Boska, samorealizujące się przekleństwo spowodowane właśnie zachowaniem i przywarami ogółu narodu. Zostawiam ten temat do dyskusji i rozważań dla czytelników.

Z poważaniem

Tomasz Łętowski

.

Boska Samotność

Wypłynąłem w przestwór suchego oceanu

Jestem fragmentem Boskiego planu

Przez bezkresną czeluść umarłych światów

Przyjmuję na siebie tysiące batów

Okrutny śmiech i drwiące spojrzenie

Wiem, że nigdy tego nie zmienię

Ta wieczna ciemność przenika mą duszę

Nigdy być zwykłym się jednak nie skuszę

Jak świeca na wietrze lub drżący liść

Jakby na szafot przyszło mi iść

Jak Chrystus na krzyżu odczuwam cierpienie

Gdy widzę proroctwa mego spełnienie

Lecz Boże , odsuń ten kielich goryczy

Nie daj mi skonać pośród tej dziczy

Tępy motłoch, bezmózgie tłumoki

Łakną wciąż nowej niesmacznej posoki

Gdy olśni mnie blask nocnego nieba

Wiem czego mi w życiu naprawdę potrzeba

Gdy dojrzę światło tej Boskiej latarni

Pragnę by wszyscy z zachwytu zamarli

Gdy wskażą mi drogę przez bezmiar nicości

Zostaną po nich zbielałe kości

Ostatni już gaśnie przebłysk nadziei

Gdyż cała epoka mnie od nich dzieli

Boska samotność , poety zbawienie

Oto najcięższe jest dla mnie więzienie

Straszliwy jest oddech jałowej przestrzeni

Wiem, że już nic tego nie zmieni

Tyś wierna kochanka, namiętna żona

Jesteś na zawsze mi przeznaczona

Szaleńcza pustka mą duszę rozrywa

A wiara w człowieka już dogorywa

W objęciach śmierci, oparach amoku

Nikt mi nigdy nie dotrzyma kroku

W miłosnym pląsie z mym lubym sukubem

Składam przysięgę, która jest ślubem

Ten taniec trwa długo, a potrwa wieki

Nigdy nie przymknę zmęczonej powieki

Morze smutku, ocean udręki

Później nie ma już nic … oprócz wiecznej męki

Dedykuję pierwszy w moim życiu wiersz pewnym dwóm siostrom, istotom płci przeciwnej… lecz niech pozostaną anonimowe, a ich tożsamość zapisana jedynie na pożółkłych stronicach mojej pamięci.

27 listopada 2009r.

Muzyka Duszy

Jest jedna taka muzyka, dla której serce me bije

Gdy wpada mi do ucha to wiem, że jeszcze żyje

Gdy Metal napełnia swym śpiewem mą duszę

To czuję, że niebo i ziemię poruszę

By słyszeć te ciężkie gitary brzmienie

Niczym na szaniec rzucane kamienie

Kiedy zmęczone oczy zamykam

Myślami swymi daleko pomykam

Tam gdzie na niebie latają smoki

I słychać wikingów donośne kroki

Gdzie armia demonów z piekieł naciera

A król Nazguli im życie odbiera

Gdy słyszę ciężkie rockowe szanty

Odsłaniam nieznanej historii karty

Już myślą docieram do innych światów

Gdzie jestem potężnym hersztem piratów

W tawernie piwo litrami nabywam

I dziewki portowe do tańca podrywam

Już w dokach kotwiczy moja galera

I nie uświadczysz tam kawalera

Co flinty nie nosiłby za pasem

I nie grzmiałby donośnym basem

W ładowni skrzynia ze złotem stoi

A także beczki pełne naboi

Wiersz dedykuję przede wszystkim fanom zespołów takich jak „Ale Storm”, „Strefa Mocnych Wiatrów” , „Manowar” itp.

30 listopada roku pańskiego 2009

Memento Mori

Gdy mroczna Pani przybędzie po Ciebie

Zapragniesz jedynie znaleźć się w niebie

Spod czarnej sukni zaskrzypią jej kości

Znakiem są Twojej człowieczej słabości

Nad Tobą swe czarne skrzydła rozpostrze

Oślepi Cię kosy stalowe ostrze

W Kościsty uścisk Twą duszę złapie

Zabójcza trucizna Twe trzewia ochlapie

Czy stary czy młody, biedny lub bogaty

Zapadniesz po wieczność w jej czarne ornaty

Ostatnie z piersi Swej wydasz tchnienie

O wiecznym życiu się spełni marzenie

Źrenica Twa jasność nagle dostrzeże

Pomogły niegdyś zmówione pacierze ?

Nie, to Boski majestat już czeka

Osądzi dalej o losie człowieka

Rajskie ogrody bądź piekieł płomienie

Takie tej będzie przygody zwieńczenie

Pamiętaj więc zawsze, że Ona ma czas

Dopadnie w końcu każdego z nas

Wiersz dedykuje wszystkim tym którzy odeszli, a pamięć o nich zatarła się w mrokach przeszłości.

7 grudnia 2009r.

Ból Istnienia

Jest jedno uczucie które poraża

Dopada nawet szarego malarza

I choć rodzina będzie u boku

Zawsze prowadzi mnie do amoku

Choć tysiąc przyjaciół będzie wokoło

Dusza ma wtedy czuje się goło

Zgroza ogarnia moje istnienie

Tym czego pragnę jest zapomnienie

Ogromna pustka, wściekłość i ból

Umarłby od niej świata król

Na skraju szaleństwa będąc skonany

Rozkruszam własnej duszy kajdany

W pustym pokoju , oparty o ścianę

Znowu uzdrawiam śmiertelną ranę

W butelce trunku szukam ratunku

W zakale mego ludzkiego gatunku

Upity jego słodkim nektarem

Godzę się z własnym sumienia żalem

Me wnętrze od żaru za chwilę zapłonie

A umysł w senności w końcu utonie

Wiedząc że dalej żyć muszę

Zatracam rozdartą duszę

Przeklinam własną istotę

Tracąc do życia ochotę

W ciemności się zapadam

Jak kamień na dno opadam

Za oknem szare przeraża pustkowie

Lecz widzą to tylko w niebiosach bogowie

Wiersz dedykuję wszystkim wrażliwym istotom które nie raz zaznały tego uczucia.

8 grudnia 2009r.

Upadły Anioł

Tyś jest jak Ikar, co z niebios strącony

Lot Twój trwa wieczność i wciąż nieskończony

Byłeś złym wężem w rajskim ogrodzie

Teraz w piekielnym bytujesz smrodzie

Ten zapach jest siarką ze zgniłych ciał

Co potępionych przyprawia o szał

Ogniem szaleństwa szatan zrodzony

Siewcy wciąż chwastem zagłusza plony

Tyś alfa - omega, początek i koniec

Niosący światłość, ciemności goniec

Ty jeden zwróciłeś się przeciw Bogu

Pierwszy w szeregu ludzkości wrogu

Twą czarną duszę płomień przeszywa

Głowę porasta ognista grzywa

Na niej dwa rogi na modłę są kozła

Na zadzie ogon niczym u osła

To na Twój widok poraża mnie trwoga

Tym co zostawiasz jest śmierć i pożoga

Tyś jest obecny wszędzie dokoła

Nikt Twego mroku ogarnąć nie zdoła

Tyś niczym Hades bogiem podziemia

Tam się plugastwo wszelakie rozplenia

Dusza Twa niczym puszka Pandory

Nowe wciąż grzechów uwalnia potwory

Ty mnie popychasz w tą mroczną stronę

Masz wciąż nadzieję, że w ogniu zapłonę

Lecz nie wiesz, że mnie to wcale nie rusza

Do Boga po wieczność należy ma dusza

Artyści to Stwórcy najbliższe stworzenia

Nicość w poezję ich geniusz przemienia

Psyche ma Tobie nie była pisana

Zegnij więc Swoje szatańskie kolana

Zajrzyj więc proszę w zwierciadło mej duszy

Promień jasności Twe zmysły ogłuszy

Niebiańskie stworzenie, iskierka Boga

Przede mną wciąż kręta i długa droga

Lecz koniec jest mi dobrze znajomy

Geniusz przez Niego po wieczność wielbiony

To Ciebie opuści wszelaka nadzieja

Nie czyn więc ze mnie świętości złodzieja

Wiersz dedykuję … „Niosącemu Światło”

11 grudnia 2009r.

Świąteczne Życzenie

Gdy jasna gwiazda rozbłyśnie na wschodzie

Uraza i gniew przepadną, niczym kamień w wodzie

On ogień miłości w sercach rozpali

Trzej mędrcy przybędą do Niego z oddali

W maleńkiej stajence prorok zrodzony

To przed Nim królowie złożą pokłony

Anioły przyniosą pasterzom nowinę

Gdzie znaleźć mogą cudowną dziecinę

I z koszar wyruszy potężna armia

Co serce ogromną trwogą ogarnia

Choć Herod we wściekłość straszliwą popadnie

Świętej Rodziny już nie dopadnie

Zawsze pamiętaj tę starą historię

Gdy w domu w Wigilię zasiadasz wygodnie

Niech radość i miłość Twe serce przepełnia

Jak kielich, co winem się słodkim wypełnia

Niech Święta dodadzą Ci zdrowia i siły

I oby niesnaski się wszystkie rozbiły

Jak bombka co czasem z choinki odpadnie

Niech żadna się przykrość w Twe życie nie wkradnie

Wiersz dedykuję wszystkim znajomym i przyjaciołom.

15 grudnia 2009r.

Klątwa

Witaj największy mej duszy wrogu

Wiesz już, że zwracasz się przeciw Bogu

Za życia byłeś bezmyślnym pustakiem

Umysł strawiony jakby czyrakiem

Drogo więc teraz okupisz głupotę

Pan mój ukarze Cię jak hołotę

Poczuj bezsilność, cierpienie i ból

Myślałeś, że z Ciebie jest życia król

Lecz poznasz teraz największy Swój błąd

Niechaj Cię z niebios przeszywa prąd

Niech Boskie gromy na Ciebie spadają

I każde Twe szczęście w nicość zmieniają

Niech śmierć i zaraza twych bliskich pogrąży

Niechaj twój umysł w szaleństwo podąży

Za to, że jadem plujesz dokoła

Każda zwierzyna w twym domu skona

Oby Twe sny się w piekło zmieniły

Kwiaty w doniczkach Ci będą gniły

Niechaj Twa dusza w otchłań opada

Niech Cię dosięgnie najbliższych zdrada

Rodzina zada Tobie cierpienie

Padną obelgi lub zmowy milczenie

Na zawsze więc zamknij zmęczone powieki

Niech trumnę Twą przetną diabelskie ćwieki

Obyś nie zaznał już nigdy spokoju

Jak owad co skonał w szerszeni roju

Niech diabły ucztują na Twojej duszy

Twe serce z kamienia się całkiem pokruszy

Obyś zaznawał wiecznej męczarni

Niech szatan się Twoją duszą nakarmi

Niech plecy Twe smaga szatański bicz

Boś był za życia dla innych dzicz

Obyś we wrzątku był gotowany

Niech demon spija krew z Twojej rany

Niechaj się pamięć o Tobie rozwieje

Tablica na grobie niech zardzewieje

Wiersz-Klątwę (rzucam na ) dedykuję swoim wrogom, lecz niech ich tożsamość pozostanie jedynie domysłem …

niech poznają gniew Stwórcy w trybie natychmiastowym.

29 grudnia 2009r.

Świat Jednak Oszalał

Dziś lament milionów muzyką w eterze

Człowiek człowieka traktuje jak zwierzę

Za ropę niewinna krew się przelewa

Nienawiść i przemoc się wkoło rozlewa

Na czołgach dziś wolność przynosi zbawienie

Lecz zamiast pokoju jest śmierć i zniszczenie

Partyzant bandytą, złoczyńca herosem

Szatan się śmieje donośnym głosem

W każdej gazecie kłamstwo pisane

Straty zaś własne wciąż pomniejszane

Prawda jak kamień w morzu oszustwa

Pieniądz i sława to główne są bóstwa

W imię mamony Twój bliźni dręczony

Na tronie zasiada zaś demon wcielony

W morderczym szale płonące domy

Z niebios się jednak nie sypią gromy

Wiersz dedykuję wszystkim, którzy dostrzegają to samo szaleństwo i bezsens wojny.

19 stycznia 2010r.

Archetyp Anioła

Jest taki anioł, Wioletta się zowie

Ten kto Ją pozna się o tym dowie

Takiej artystki szukaj ze świecą

Światłość wypełnia jej duszę kobiecą

Niczym królowa w tej polskiej niedoli

Ciepło i mądrość rozdaje na Woli

Zawsze wysłucha zbolałą mą duszę

Jest niczym woda w najgorszą suszę

Choć może inna będzie ładniejsza

W byciu człowiekiem jest zawsze zdolniejsza

Wnętrze jak diament, czyste, bez skazy

Nigdy w Jej sercu ni zła, ni urazy

Pierwowzór anioła, cudowne stworzenie

Jak dzień najpiękniejszy lub senne marzenie

Gdy wena iskierką zabłyśnie w Jej duszy

Niejeden by się zakochał po uszy

W tych cudnych portretach lub krajobrazach

W Jej wielkim geniuszu zrodzonych obrazach

Kiedy Jej usta w uśmiech złożone,

Każdy by pragnął taką mieć żonę

Jak Afrodyta, bogini miłości

Choć może czasem na życie się złości

Teraz się jednak ten wierszyk dokończy

Bo mąż Jej za chwilę mój żywot zakończy

Wiersz dedykuję Wioletcie Słupczyńskiej, która jest w czołówce na mojej liście najlepszych i najfajniejszych osób jakie w życiu poznałem.

21 stycznia 2010r.

Zmierzch Boga Krucjat

Stłumiony śmiech dzieci i zgiełki ulicy,

Zamilkła modlitwa w pobliskiej kaplicy.

W upiornym widzeniu proroctwo zrodzone,

W nim wszelkie wartości po wieczność zdradzone.

Gdy w Rzymie był Marsem, a w Grecji Aresem,

Niejeden generał tam przegrał z kretesem.

Lecz teraz się wszystko na zawsze odwróci,

W proch i pustkowie ten Świat się obróci.

Miliony ofiar, chaos, zniszczenie,

Świetlisty anioł już niesie zbawienie.

Ten który upadł z popiołów powróci,

Mrok i zagładę po wieczność przywróci.

Dla Niego składana największa ofiara,

A czas jak pochodnia się wreszcie dopala.

Wnet setki bomb rozbłysną na niebie,

Jak miliard słońc patrzących na Ciebie.

Ku Jego chwale strumienie krwi,

Ognia płomienie u kresu dni.

Gdy czarne skrzydła okryją tę ziemię,

Na zawsze polegnie zrodzone z niej plemię.

Na stertach truposzy historia upadnie,

A co się stało ? - Nikt nigdy nie zgadnie.

Cmentarze miast, szkielety domów…

- Lecz o tym co widzisz, nie powiedz nikomu.

Wiersz dedykuję najbardziej znanemu polskiemu jasnowidzowi, panu Krzysztofowi Jackowskiemu. Wiersz powstał z inspiracji wizjami pana Jackowskiego i tekstem utworu „Fight Fire With Fire” zespołu Metallica.

11 luty 2010r.

Katarzyna - Superglina

Jest pewne dziewczę, to Katarzyna

Płocha i zwinna, jak dzika zwierzyna.

Uśmiech jej niczym słodyczy dzbanek

Światłość i ciepło roztacza w poranek.

Jak smukła łania, ta piękna istota,

Jak promyk nadziei lub serca tęsknota

Gdy jest w pobliżu, cenniejsza od złota.

Przy niej znośniejsza życiowa zgryzota.

Wiem, żeś Ty dobra jest przyjaciółka,

Bystra i lotna niczym jaskółka.

Cudem natury jest Twoje istnienie,

Jak zorza polarna lub górskie strumienie.

Być policjantką Twe skryte marzenie,

Tego co życzę, jest jego spełnienie.

Piękno Twe mundur cudownie podkreśli,

Rączka Twa mandat surowy wykreśli.

Kiedy zabłyśniesz kajdanek pierścieniem,

Areszt u Ciebie grzesznym marzeniem.

Więcej nie piszę, bo żal jest mi życia,

Twój narzeczony już czyha z ukrycia.

Wiersz dedykuję mojej nowej koleżance Kasi Zielińskiej, kolejnej wspaniałej i miłej osobie w gronie moich przyjaciół i znajomych.

16 luty 2010r.

Na Przeklętej Ziemi

W państwie pogardy zalewasz się łzami

Ziemia przeklęta pod Twymi stopami

Wiem, że Ty tego nie wybierałeś

Żyć w takim kraju nigdy nie chciałeś

Pośród ciemnoty byłeś zrodzony

Naród od wieków wciąż upodlony

Jeden drugiemu Polak jest wrogiem

Złość i nienawiść za każdym progiem

Ci, co nad Tobą bandą złodziei

Zawsze dostali to czego chcieli

Kłamstwo i kradzież są Im znajome

Twoje pieniądze w bagno wrzucone

Dziś jak niewolnik tyrasz dla Panów

Lecz tam na górze to banda baranów

Gdy czołgi wjadą, stos wnet zapłonie

Lecz nikt nie stanie już w Ich obronie

Smutna rzeczywistość dnia powszedniego. Wiersz dedykuję osobom, które pracują za grosze, a studia już skończone.

2 marca 2010r.

Ostatnie Tchnienie

Wiem, że kiedyś nadejdzie kres drogi

Przyjdzie zaświatów przekroczyć progi

Często w mej głowie przemyka myśl

- Może to stanie się nawet dziś ?

Ulotny oddech jak żywot motyla

Śmierć już swe czarne skrzydła rozchyla

Widzę Jej uśmiech na trupiej twarzy

Jaki mój koniec ? - za moment rozważy

Martwa powieka bezdźwięcznie opada

Ciemność w źrenicach po wieczność zapada

W pustej przestrzeni, lecę do celu

Widzę światełko w końcu tunelu

Z każdą sekundą bliżej do Boga

Chociaż mą duszę ogarnia już trwoga

Czy życie wieczne to nie udręka ?

Lub niczym w piekle straszliwa męka ?

Naglę się budzę, przecieram oczy

To tylko sen mnie błogi zaskoczył

Wiem, że gdy umrę prawda nadejdzie

- Lecz może jutro to nawet będzie ?

Wiersz dedykuję tym, którzy zadają sobie te same pytania.

3 marca 2010r.

Pogrążony W Mroku

Straszliwa pustka w mym sercu powstała

Dusza ma jeszcze takiej nie znała

Jakiż jest sens dalszego istnienia ?

Gdy nic się na lepsze w Polsce nie zmienia

Sam pogrążony w tej rzece nędzy,

Wokół cierpienie i żądza pieniędzy

Wściekłość i furia mnie ciągle dopada

Tylko nienawiść, zazdrość i zdrada

Patrzę jak naród opada w otchłani

Gdzie się podziali na koniach ułani ?

Gdzie jest husaria ? Gdzie ideały ?

Te, które w strzępy się dawno porwały

Gdzieś pośród ciszy szatański śmiech

Oto jest kara za ludzki grzech

Takie następstwo Waszej ciemnoty

Tudzież niechęci i skrajnej głupoty

Nawet nie wiecie, że kraj ten przeklęty

Na dno opada jak w morzu okręty

Gdzieś w głębi duszy tli się światełko

Wiem, że przepadnie to polskie piekiełko

Wiersz dedykuję tym, którzy mają świadomość w jakim kraju

przyszło im żyć i czują wstręt wobec otaczającej rzeczywistości.

17 marca 2010r.

Hołd Nieśmiertelnym

Ja, szary poeta, Wam składam pokłony

Ku Waszej chwale niech biją dziś dzwony

Niech trąby anielskie w niebiosach zagrają

Tym, co potęgę w swych duszach skrywają

Dziś kunszt Wasz i geniusz nieliczni już znają

I hołd Wam znikomy artyści oddają

Piedestał jest dla Was w mym panteonie

W sercu gdzie miłość do sztuki wciąż płonie

Tam Mozart i Wagner, anioły twórczości

I Szekspir wraz z Goethem, posłańcy ludzkości

Wergiliusz największym patronem poetów

Da Vinci cudownym zaś mistrzem portretów

I nawet gdy ciało me w ziemię opadnie

Gdy w proch się przemienię, a dusza przepadnie

Pomnik twórczości po wieczność zostanie

A pamięć jak feniks z popiołów powstanie

Wiersz składam jako hołd dla Tych, którzy obrócili się popiół, a ich nieśmiertelny geniusz jest wciąż obecny w sercach i umysłach nielicznych.

29 marzec 2009r.

ANTYfest

Duszę mą straszna żałość zalała,

Gdy Deyacoda konkurs przegrała

Jak tu żyć mogę na takim Świecie,

Gdzie ksero Iron'ów ten zespół wymiecie.

Krzysztof cudownym śpiewa wokalem

Choć może nie jest drugim Nergalem

Zaś na gitarze Robert przygrywa,

Gromem jej dźwięków dusze zdobywa

Brzmienie jak rwący strumień w Niagarze,

Jak lawa co płynie z wulkanu w nadmiarze,

Jak wicher co wszystko wokół porywa,

Jak bomba co czołgi eksplozją rozrywa

Gdy Assasina w klubie zagrają,

Wielką owację zawsze dostają

Są polskim Creed'em to bez wątpienia,

Rynek muzyczny ma serce z kamienia

Na mym nagrobku napis powstanie,

Że Deyacoda me miała uznanie :

Zespół wielbiłem jak mało kto,

Ich konkurencja to dla mnie dno,

Już czarna róża na grobie spoczywa,

Dusza ma wiecznie niech odpoczywa…

Mój osobisty hołd dla zespołu Deyacoda.

12 kwietnia 2010r.

Tożsamość

Kim jestem ? Proszę, odpowiedz mi Boże…

Czy śnieżną zamiecią w polarną zorzę ?

Czy kroplą deszczu na liściu drzewa ?

Lub błyskiem w oku, gdy ktoś się rozgniewa ?

Pustynnym wiatrem w środku oazy ?

Diamentem w pierścieniu, kryształem bez skazy ?

Tak inny od tego, co ludziom jest znane,

Jak siewcy nasienie, co w chwast jest wrzucane,

Jak czarny anioł na białym niebie,

Jak krzyk pośród ciszy, gdy ktoś woła Ciebie

Jak grom co wieczorne niebo rozjaśnia

Jak Chrystus, co prawdę swym uczniom wyjaśnia

Czy gwiazdą w ciemnościach jestem mój Panie ?

Kometą na niebie, gdy słońca świtanie ?

Strasznym tajfunem lub falą tsunami ?

Suchym konarem pomiędzy wierzbami ?

Światłem latarni nad brzegiem morza ?

Promieniem słońca co pada na zboża ?

Aniołem wśród piekieł ? Na niebie obłokiem ?

Czy w chińskiej świątyni ze złota smokiem ?

A może chimerą ? Wybrykiem natury ?

Wciąż brak odpowiedzi i w krąg milczą mury

Szaleńcem ? Geniuszem ? …A może po trosze ?

… Ty jesteś artystą, więc nie męcz mnie proszę !!!

Wiersz dedykuję mej artystycznej braci.

14 kwietnia 2010r.

Latający Holender

Przez czarne morza mknie mroczna galera

Widokiem swym strasznym żywota odbiera

Gdy z głębin ponure wyłoni się widmo

Każdemu by nagle istnienie przebrzydło

Diabelska potęga w ruch okręt ten wprawia

Marynarz ze strachu pacierze odmawia

W ponurej ciszy przemyka we mgle

A w jego wnętrzu demony śpią złe

Po mokrym pokładzie snują się zjawy

Lecz nie są to morskiej choroby objawy

Straszliwa to prawda, uwierzcie mi

To nie są żarty lub głupie sny

Wiersz zainspirowany szantami zespołu „Strefa Mocnych Wiatrów”.

20 kwietnia 2010r.

Gniew Stwórcy

W zamorskich krajach ziemia zadrżała

Tysiące wraz z sobą istnień zabrała

Świat nagle zamarł, pogrążył się w smutku

Prawie zapomniał, lecz powolutku

Stalowy ptak już rozdzielił dwóch braci

Zaś w bratnim narodzie kryją się kaci

Trwoga w umysłach Polaków powstała

Dziś smutek i rozpacz serca zalała

Uśpiony wulkan nagle zbudzony

Już pyłu i lawy zefir wzburzony

Na jego skrzydłach kryzys na Świecie

Zwykły przypadek , pewnie powiecie

Lecz ten kto ma rozum, niech znaki dostrzega

Bożą w tym rękę niechaj spostrzega

Niech wie, że nie koniec tego zniszczenia

Gdyż ludzkość na lepsze się wcale nie zmienia

Wkrótce nadejdą kolejne złe wieści

Nigdy nie zdradzę jednak ich treści

Zło jak domino w czeluść pociąga

Zaś kara Stwórcy stryczek zaciąga

20 kwietnia 2010r.

Deus Artifex

(Bóg - Artysta)

Mój Bóg jest artystą, artysta zaś Bogiem,

Najwyższą istotą, Szatana wrogiem,

Genialny architekt, twórca Wszechświata

Jedyna istota samotna dla Świata

Gdy czytasz me wiersze lub patrzysz w obrazy,

Pamiętaj, że nie są tworami bez skazy,

Zaś dzieła Stwórcy to święte okazy,

Jak w piaskach pustyni ukryte oazy.

Jak kwiaty co kuszą swym pięknym zapachem,

I gwiezdny firmament , co świeci nad dachem

Lub promień słoneczny, co budzi Cię z rana,

Jak łąka zielona, co rosą oblana

Anielscy artyści zsyłani przez Boga,

W ich oczach łzy słone, gdy śmierć i pożoga,

Ogarnia wszystko dokoła ciemnością,

Rozbłyska duchowość empatii zdolnością.

Czyż nie są z artyzmu zrodzone otchłanie,

Gdzie żadna stopa już nigdy nie stanie,

Lub morskie głębiny, gdzie żyją stworzenia,

Co ludzka niewiedza w potwory przemienia

Lub lasy i góry, nad nami przestworza,

I liście na drzewach i kłosy zboża,

Jeleni w gęstwinie wydatne poroża,

A także na niebie świetlista zorza.

4 maja 2010r.

Dom

W nocy, gdy długo zasnąć nie mogę

Przelewam na papier z duszy swej trwogę

Z myśli i uczuć buduję gmach

Mroczny i pusty panuje w nim strach

Ponure posadzki pokryte rozpaczą

Tu piękne słowa niczego nie znaczą

Pożółkłe zaś ściany grzyb pleśnią porasta

Nienawiść jak korzeń w sercach wyrasta

Fundament w komunie był murowany

Na strzępach ruin wciąż osadzany

W micie męczeństwa bólem rozbrzmiewa

Okienne zaś ramy z wisielców są drzewa

Smugami wspomnień splamione są szyby

Pływają po murach cienie jak ryby

Domyślasz się chyba, jak dom się nazywa ?

To Polska jak pocisk mą duszę rozrywa

11 maja 2010r.

TU 154

Trzask, ogień, eksplozja

Śmierć, niemoc, erozja…

W płonących szczątkach męczeńska śmierć

Przybyło poległych dziewięć i sześć

Dziesiąty kwietnia pamiętna to data

Gdy anioł śmierci odebrał Ci brata

Sarkofag co serca smutkiem rozrywa

Tupolew złowieszczo zaś się nazywa

Gdy z niebios opadał jak szatan strącony

Jak sokół co w burzę gromem rażony

Ikarem narodu stalowy był ptak

Jak plagi egipskie od Boga to znak

Ten lot się nie skończył, po wieczność wciąż trwa

Żelazne skrzydła znów niosą go dwa

Gdy zamkniesz powieki patrząc na znicze

To wszystkich poległych ujrzysz oblicze

Rozpostrzyj swe skrzydła żelazny orle

Bądź piękny i dumny jak symbol na godle

Już flaga na maszcie w połowie powiewa

Żałobny zaś hejnał dokoła rozbrzmiewa

Leć więc do raju ze stali aniele

Przenieś tam dusze, których tak wiele

Raczyłeś zabrać na tamtą stronę

Uciekam się Panie pod Twoją obronę

Więc leć przez niebiosa aniele ze stali

Omiń Smoleńskie lotnisko w oddali

Nad leśną mogiłą przepłyń raz jeszcze

Rozwiej jak mgiełkę uczucia złowieszcze

Jak łódź Charona do świata umarłych

Tupolew do raju przewiezie Tych zmarłych

Pamiętaj więc nazwę TU Jeden Pięć Cztery

Niech żalem w Twej duszy zapłonie znicz szczery

Wiersz dedykuję ofiarom katastrofy i Ich rodzinom.

18 maja 2010r.

Upadek

Jest krzyk co głuchą ciszę przerywa

Jak bomba co ciała w kawałki rozrywa

Od wewnątrz rozpala w mej duszy złość

Sprawia że często życia mam dość

Dno i wodorost wszystko dokoła

Umysł przeciętny tego nie zdoła

Zrozumieć i zamknąć w tak prostym słowie

„Upadkiem” to wszystko dla mnie się zowie

Próżni i tępi wkoło są ludzie

Lud ten bytuje w moralnym brudzie

Większość myśli tylko o sobie

W każdej minucie i w każdej dobie

Wszystko co robią jest sztuczne jak lala

Prości i głupi niczym u drwala

Siekiera co pniaki tnie w drobny mak

Chcą pożyć godnie, nie wiedzą jak

Kukły bez duszy nas otaczają

Mózgu w swych głowach wcale nie mają

Wszystko to szarość i smutek przesiąka

Jak gąbka trucizną ludność nasiąka

19 maja 2010r.

Niewolnik

Żaden człowiek nie rodzi się wolny

Jest niewolnikiem co tylko jest zdolny

Ciężko pracować dla swoich panów

Normę wyrabiać według ich planów

Taki porządek jest tego świata

Cięgi przyjmować od swego bata

Ciągle się trudzić w pocie i znoju

Niczym parobek paplać się w gnoju

I choć nie jesteś tego świadomy

Już z brzucha matki będąc zrodzony

Ręce i nogi skute w kajdany

W wieczną niewolę wyrobnik oddany

Małym trybikiem jesteś w maszynie

Ciężkiej i strasznej niczym na szynie

Bestia ze stali co mieli i trawi

Śmierć jest jedynym co w końcu Cię zbawi

Wiersz dedykuję mojemu koledze Adamowi N., który twierdzi, że jak Polak pracuje dla Polaka za 1200 zł brutto, to wszystko jest „OK.”, a jak pracuje dla Murzyna za 8000 zł brutto, to jest niewolnikiem…

24 maja 2010r.

Gdy Umysł I Serce Śpią…

Cyrkiem i farsą jest życie w tym kraju

Wielkim dramatem w rozpaczy raju

Upiorny to ciężar jak sterta kamieni

Lecz żadna modlitwa już tego nie zmieni

Uderzam więc słowem jak Zeus swym gromem

W krainę próżności co zwie się mym domem

Rozpalam żagiew przemyśleń płomiennych

Dotykam przebłyskiem pustkowi bezdennych

Zadaje więc stale te same pytania

Stawiając przed sobą wciąż nowe zadania

Jak jeleń co biegnie w żelazne zasieki

Topielcem zostałem co skoczył do rzeki

Wciąż walczę zażarcie ze swymi myślami

I toczę batalię jak statek z falami

W przepastnej przestrzeni marnuję swój czas

Jak zwierzę co wbiegnie w płonący już las

Oddaję więc Bogu co Jego własnością

Przywdziewam codzienność przeszytą szarością

Odpowiedź znalazłem na końcu mej drogi

To kara jest Boska na naród ubogi

Wiersz dedykuję tym, którzy zmagają się co dzień z szarą, smutną, polską rzeczywistością.

25 maja 2010r.

Obłęd

Wszystko wokoło cofa się wstecz

Geniusz zanika, wręcz idzie stąd precz

Wszystko podąża najprostszą już drogą

Żadne przekleństwa tu nie pomogą

Prosta muzyka z głośników dobiega

Prosta hołota ulice przebiega

W świecie tym prostość wszystko zagłusza

Niczym w pustyni upał i susza

Proste budynki jak klocki dokoła

Prości są ludzie jak na wsi stodoła

Proste popędy nimi kierują

Proste zajęcia w pracy sprawują

Niczym zwierzęta instynktem wiedzione

Prości jak strzały wiatrem niesione

Proste uczucia i proste postawy

Proste jak w sądzie grodzkim rozprawy

Wsteczna rozumu to ewolucja

Jawna głupoty wręcz prostytucja

Napiera na człeka zewsząd dokoła

Ludzka istota tego nie zdoła

Zatrzymać lub popchnąć w tę drugą stronę

Z wiedzy i wiary zbudujmy obronę

By przetrwać tę klęskę jako gatunek

Przeżyć w ukryciu umysłu rabunek

Jakby powiedział Kohelet „Marność nad marnościami i wszystko marność (Koh 1,2). Wiersz dedykuję Robertowi Jakubiakowi, genialnemu gitarzyście rewelacyjnego zespołu „Deyacoda” w podzięce za to, że dzisiaj podsunął mi na myśl określenie „Obłęd” jako tytuł powyższego utworu.

26 maja 2010r.

Rzeźnik

Jestem najgorszym mordercą na świecie

Wariat i psychol pewnie powiecie

Przed wami oprawca dla swojej duszy

Rzeźnik co nie zna litości i kruszy

Własne kości i ścięgna w kawałki

Upycha to wszystko do zamrażarki

Nieczuły na własne jęki i płacze

Rozpruwam duchowe wnętrzności i znaczę

Jak bydło co znakiem właściciel ozdabia

To hańba i potwarz do Ciebie przemawia

Ze smutku i bólu lirykę układam

Wątrobę i serce na tacę wykładam

Wtedy gdy pustka i zwykła złość

Przenika mą duszę całkiem na wskroś

Zamykam myśli i słowa w poezję

Rodzę największą przed Bogiem herezję

Ogryzam z mięsiwa gnaty twórczości

Zapalam w swym wnętrzu kaganek próżności

Łzy słone już płyną wartkim strumieniem

Refleksje w tym dziele przeszyte cierpieniem

Gorycz już żółcią uczucia przenika

Zamrze milczeniem surowa publika

Umysły ich słabe w zachwyt popadną

Złość i nienawiść w ich sercach przepadną

Jestem zbrodniarzem, co swym kałamarzem

Uczyni kielich goryczy ołtarzem

Będę po wieczność więc potępiony

Niechaj zabiją po śmierci mej dzwony

Niczym piekielne zastępy szatana

Dusza w czeluści bezdennej zbłąkana

Otwieram geniuszu szkatułkę wytrychem

Niczym klasztornym zostając mnichem

Podrzynam swe gardło ostrzem ze stali

Już światło tak jasne dostrzegam w oddali

Przelewam na kartkę swe słone łzy

Na moim grobie zakwitną więc bzy

31 maja 2010r.

Nadchodzi Koniec

Już nie ma przyszłości, jutro jest snem

Taka jest prawda, gdy wszystko jest dnem

Wszędzie dokoła tylko destrukcja

Gwałty, morderstwa i prostytucja

Czterej zaś jeźdźcy wsiedli na konie

Wkrótce w pożodze wszystko zatonie

Głód, wojna, zaraza a w końcu i śmierć

Nie więcej jak roku zostało nam ćwierć

Gdy miłość i przyjaźń niczego nie znaczą

Niebiosa nad nami już nie wybaczą

Tego zepsucia i ludzi dręczenia

Kara nadejdzie za wszystkie zboczenia

Wyzysk człowieka i upodlenie

Jedno mi na myśl przynosi stwierdzenie

Bliźniego Swego przestaniesz szanować

Po śmierci w męczarni będziesz bytować

Wiersz dedykuję mojemu najlepszemu kompanowi Bartłomiejowi D.,

który jest przerażony otaczającą nas rzeczywistością, tak samo jak ja.

1 czerwca 2010r.

Czarodziejka

Jest taka dziewka jak czarodziejka

Wielu znajomych ma dobrodziejka

Gdy w męskim gronie zabłyśnie swym czarem

Do dna jej soki wypitym nektarem

W błogim amoku ekstazą zniewala

Człowiek jak kukła lub pusta lala

Stając się wiernym jej niewolnikiem

Zrówna się z glebą lub nawet z chodnikiem

Dla niej porzuca swoją rodzinę

Aby choć jedną przeżyć godzinę

W czułych objęciach i pocałunkach

Smaku jej zaznać w różnych warunkach

Wielu wpędziła w mogiłę miłością

Jej skosztowanie dziką wolnością

Jak ta panienka sprzedajna się zowie

W polskiej codziennej potocznej mowie ?

Wiersz dedykuję części populacji, szczególnie męskiej, która tę panienkę doskonale zna, jak i ja niżej podpisany.

2 czerwca 2010 r.

Inspiracja

Noc minęła, prawie świta

Lecz natchnienie do mnie wita

Jak kochanka obnażona

Ponad inne wyniesiona

W jej objęciach dusza śpiewa

Już poezja w niej rozbrzmiewa

Gdy ekstaza ją przepełnia

Twórcza wena mnie wypełnia

Moja luba jest mi bliska

Niczym z Turcji odaliska

Przyszła wielbić swego pana

Konkubina z niej oddana

Z tego związku nie ma dzieci

Zamiast tego z niej poeci

Czerpią jak ze studni wodę

Mają na to boską zgodę

Choć stosunek jest legalny

Nie jest jednak tak banalny

Jak się wszystkim zdawać może

Chroń ten sojusz Panie Boże

6 czerwca 2010r.

Pogarda

Wszystko jest kłamstwem co Ciebie otacza

Fałsz i obłuda swe wpływy roztacza

Wszędzie układy i znajomości

Wszystko zepsute do szpiku kości

W pracy czy w szkole, bądź na ulicy

Wszędzie są ludzie nieprawi i dzicy

Pustka już duszę przeszywa jak nóż

Pragnę to wszystko zamienić w kurz

Co dzień w swej głowie ukrywam marzenie

Aby ziściło się pewne zdarzenie

System upadnie ku przerażeniu

Ludzkość się dowie o Boga istnieniu

Płacze, lamenty, zgrzytanie zębami

Niebiosa otwarte tuż ponad głowami

Sąd ostateczny nad całym narodem

Pogarda dla ludzi zaś zbrodni dowodem

9 czerwca 2010r.

Warszawa 1944

Podejdź przechodniu w zadumie i ciszy

Niechaj Twój umysł w końcu usłyszy

Krzyk co dociera do Nas z przeszłości

Mogiłą przykryte w nim czaszki i kości

Złożone w tragicznej ofierze marzenia

Upływem czasu spowite wspomnienia

Więc oto jest pomnik z tysięcy ciał

Choć dawno już umilkł bitewny szał

Miasto Warszawa co krwią jest zdobyte

Na jego murach napisy wyryte

Przez dusze co piekła na ziemi zaznały

Gdy pierwsze powstańcze rozległy się strzały

Ciała i mury zmienione w pył

Okupant niemiecki nie cofnął się w tył

Lecz parł ciągle na przód niczym szarańcza

Co każdą roślinność swym głodem wykańcza

Okrutna zaraza z żelaza i stali

Sojusznik znów zawiódł i patrzył z oddali

Nadzieja zawsze ostatnia umiera

Zaś smutek i pustka wciąż duszę rozdziera

Więc wspomnij największą w historii ofiarę

I rozbudź na chwilę najgłębszą Swą wiarę

Że jeszcze nadejdą kolejne dni chwały

Dla dzieci Warszawy co życie oddały

Wiedz, że gdy wojna znowu nadejdzie

Wieść ta jak sygnał na skrzydłach przybędzie

Z umarłych powstaną polegli żołnierze

Wypełni się z Bogiem zawarte przymierze

Raz jeszcze do walki wszyscy powstaną

Nie w klęsce upadną, lecz skończą wygraną

Wiersz zainspirowany utworem „Uprising” z najnowszej płyty „Coat Of Arms” zespołu SABATON i ich niedawnym koncertem, którego miałem przyjemność być słuchaczem.

14 czerwca 2010r.

Choroba

Gdy lustro przeszywam przelotnym spojrzeniem

Umysł mój trąci ogromnym zdziwieniem

Często odczuwam głęboką odrazę

Gdy ludzkość trawiącą spostrzegam zarazę

I nie wiem czemu nie krzyczy sumienie

Gdy jeden drugiemu zadaje cierpienie

Żądza destrukcji wciąż targa człowiekiem

I nawet gdybym uczonym był grekiem

Zagadką to dla mnie wieczną zostanie

Jakie jest ludzkiej istoty zadanie ?

Co życia naszego końcowym jest celem ?

Być wrogiem czy przyjacielem ?

Śmierć, gwałty, wojna, pożoga

Umysł mój ciągle ogarnia trwoga

Pragnienie władzy, zazdrość lub zdrada

Śmiertelne istoty bez przerwy dopada

W mrokach historii zaś niknie początek

Skąd ludzka nienawiść wzięła zaczątek

15 czerwca 2010r.

Przeciwieństwa

Czarne i białe, światło i mrok

Ostatni sen w życiu i pierwszy krok

Miłość rodziców i ludzka nienawiść

Trwała jak przyjaźń i smutna jak zawiść

Słodkie zwycięstwo i gorzka porażka

Wielka jak słonie lub mała jak traszka

Świat na kontrastach buduje fundament

Tylko pozorny panuje w nim zamęt

Wszystko dokoła tworzy mechanizm

Każdy najbliższy Ci żywy organizm

Nawet doliny i martwe skały

Własną swą rolę w systemie dostały

Ogień i woda lub życie i zgon

Prosty parobek, kandydat na tron

Każdy powinność swoją wypełnia

Mnogość przeciwieństw Świat zaś przepełnia

15 czerwca 2010r.

Fałszywa Wiara

Długo dążyłem by poznać tę prawdę

Choć to społecznie jest niepoprawne

Wyznam Wam to co ostatnio odkryłem

Fałsz i obłudę w rodakach wykryłem

Jeden drugiemu wszystkiego zazdrości

Złością i chamstwem sąsiada ugości

Polskie piekiełko już się gotuje

Polak Polaka w końcu zaszczuje

Najpierw naplujesz ludziom na twarz

Potem na tacę pięć złotych dasz

Wyznasz przed księdzem Swe własne grzechy

Potem powrócisz pod stare strzechy

Jutro zaś wszystkie winy ponowisz

Duszy Swej nigdy już nie uzdrowisz

W błędne kółeczko szybko popadniesz

W ogniu piekielnym po wieczność przepadniesz

Wiersz napisałem pod wpływem bacznej obserwacji zachowań Polaków m.in. poniedziałkowego „incydentu” na osiedlowym parkingu i zjawisk o podobnej genezie występujących wśród studentów.

22 czerwca 2010r.

Nad Brzegiem Przepaści

Obłędem wiedziony jak Chrystus ku męce

Gdy żywot ucieka jak woda przez ręce

Ja w paszczę szaleństwa podążam bezwolnie

A serce zaś ciężkie wciąż bije powolnie

W codziennej szarości głęboko coś pęka

Gdyż życie wśród ludzi to trwała udręka

Co zjada ze smakiem i rozum i duszę

Wyjaśnić Ci tego się jednak nie skuszę

Lecz jeśli zrozumiesz w obsesję popadniesz

Wariatem Cię nazwą i w tłumie przepadniesz

Odarty ze strzępów zdrowego rozsądku

Opadam jak anioł upadły z początku

Pogrążam się w piekle i własnej niemocy

Na próżno zaś wokół jest szukać pomocy

Gdyż nie ma istoty co łatwo odgadnie

Co w duszy artysty tak pękło dokładnie

Jak lustro rozbite w miliony kawałków

Psychika przeszyta tysiącem odłamków

Wykrwawia się z chęci dalszego istnienia

To droga nad przepaść do życia stracenia

I ślepą ciemnością zapłoną Twe myśli

Jak horror na jawie i to co się przyśni

Gdy umysł zatraci swe własne zdolności

A zewsząd napłyną już tylko podłości

Wyrazy współczucia i kondolencje

Podniosą nagrobne i smutne sentencje

Gdyż Ci co popadli w kompletne szaleństwo

Stracili dla innych swe człowieczeństwo

I niczym zwierzętom zrównane stworzenia

Godni zniewagi, odrazy, cierpienia

W pustej przestrzeni, związany pasami

Zaś umysł stępiony silnymi „lekami”

Zwanymi tak przez tych, co sami „stuknięci”

Powinni w ukryciu pozostać zamknięci

Już dusza swobodną jedynie została

Kukułka nad gniazdem co wolność poznała

Gdy w locie wznoszącym jak Ikar wzleciała

Ostatnia nadzieja co jeszcze przetrwała

W poezji magicznej zaklęta słowami

Przeżyje po wieczność pomiędzy wierszami

Wiersz dedykuję wszystkim „poetom wyklętym”, takim jak Świętej Pamięci Rafał Wojaczek, którzy w meandrach swego smutnego żywota popadli w obłęd prowadzący na sam koniec ścieżki życia.

23 czerwca 2010 r.

Miłość

Za mundurem panny sznurem

Choćby nawet z grubym gburem

Głupi prostak także dobry

Choćby nawet nie był szczodry

Powodzeniem pieniądz rządzi

Stały etat w „serce” trąci

Niczym z łuku prosta strzała

Amor dał niestety ciała

Miłość wcale się nie liczy

Pośród zwykłej szarej dziczy

Dziewczę zwykłą utrzymanką

Jakby była króla branką

Prawda z tego straszy wściekła

Każda luba by się zrzekła

I geniusza kiedy trzeba

Gdy w portfelu piszczy bieda

Wiersz powstał z inspiracji różnymi

obserwacjami i przemyśleniami płynącymi

z otaczającej tragikomicznej i przerażającej rzeczywistości.

28 czerwca 2010r.

Melanż

Gdy nicość zagląda przez duszy zwierciadła

Nadzieja trwa jedna, co nigdy nie padła

Spożycie trunku mą deska ratunku

Choć nie jest on zwykle pierwszego gatunku

Był pierwszy kieliszek, jest drugi i trzeci

Pół litra na głowę, zaś czas szybko leci

Ja niczym koliber złakniony nektaru

Zaś melanż zaczęty w pobliskim lokalu

Muzo poetów daj więc natchnienie

Ulżyj mej duszy i przynieś zbawienie

Twórcy co własne przeżywa cierpienie

Szerząc wokoło społeczne zgorszenie

W oparach absyntu zrodzone wytwory

Umysłu co dręczą najgorsze potwory

I ciemność co na wskroś psychikę przenika

Gdy pustka swym szponem me wnętrze dotyka

Z inspiracji wczorajszym grillowaniem na działce

12 lipca 2010r.

Proroctwo

Zrodzony z niebytu umarłych wszechświatów

Skazany na pustkę ojczyzną wariatów

Dzierżący zaś słowo jak rycerz swój miecz

Omenem zagłady jak krwisty deszcz

Wizjami dręczony w koszmarnych marzeniach

O śmierci i wojnach, ludzkości cierpieniach

Ja wieszczem ciemności, mesjaszem zniszczenia

Dziś dawne wartości nie mają znaczenia

Więc wkrótce chaos ogarnie ten świat

I rękę na brata podniesie brat

Gdy szatan swą armię piekielną sprowadzi

Modlitwa żarliwa już nic nie poradzi

I spłyną ulice rzekami krwi

Zaś z trzaskiem otworzą się czarcie drzwi

A ogniem zabłysną miasta i wsie

Znów z hukiem zawalą się wieże dwie

Ten który nazwie siebie prorokiem

Godło ozdobi czerwonym smokiem

Pod wielkim uciskiem upadną narody

A w toku szaleństwa otworzą się groby

Z inspiracji moimi snami…

14 lipca 2010r.

Ostatnia Podróż

Ciemność, organy, liturgia słowa

W trumnie spoczywa już gorsza połowa

Mego jestestwa świadectwo na świecie

Jak szczątki robaka co but Twój rozgniecie

Ksiądz już za moment kazanie dokończy

Ostatnia ma droga się w końcu zakończy

Jeszcze tę skrzynkę ziemią przysypią

Górkę nagrobną wieńcami obsypią

Wokół ognisko ze zniczy zapalą

Potem się szybko stamtąd oddalą

Jest już po wszystkim - ktoś szepnie do siebie

Może w kondukcie odnajdę i Ciebie

Ciało w posępnej mogile spoczęło

Tak się skończyło życiowe me dzieło

Już wkrótce mięsko przetrawią robaki

I rozkład pośmiertny da się we znaki

Potem zostaną już tylko kości

Tak jak po rybie zjedzonej ości

Wszyscy zapomną o tym że byłem

Jadłem i spałem, a w końcu i zgniłem

Nagrobny sarkofag jedynie zostanie

Jak milion podobnych widzących świtanie

Gdy co dzień cmentarny poranek nadchodzi

Lecz zmrok mego bytu jak słońce zachodzi

Jak szary anonim kamieniem wśród skał

Wiadome jest tylko co żywot mi dał

Imię, Nazwisko, za duszę modlitwa

I data mej śmierci jak ostra brzytwa

Podcięła me gardło swym ostrzem ze stali

A wszystko zostało już teraz w oddali

Ból, rozpacz, lastryko - świadectwo niemocy

I życie jak jabłko zerwane z przemocy

Z jabłoni rodzącej tak kwaśne owoce

A śmierć niczym zefir gdy szarfa łopoce

Zniszczony przez wszystko co było mi znane

Lecz życie pośmiertne przeze mnie wybrane

Gdy miną miesiące i wszyscy zapomną

Od święta osobę mą tylko przypomną

Odszedłem na zawsze w krainę ciemności

Zostały już prochy i garstka mych kości

Przez ziemię trawiony jak drewno zgnilizną

Szkielecik straszący swą białą golizną

Za życia ma dusza niczym naczynie

Bólem i pustką co nigdy nie zginie

Tak stanę się tym, co treścią mą było

Kolejne istnienie ze świata ubyło

Z nicości powstałem i w nicość powrócę

Powstało bezkresne odbicie w mej sztuce

16 lipca 2010r.

Zima

Zimowy pejzaż przeraża człowieka

Gdy lodem i krami pokryta jest rzeka

Co krwią przepełniona, a z wierzchu jest zawiść

Jak pancerz ze stali zaś złość i nienawiść

Spowite śniegiem serca skostniałe

Gniewem i furią jak śmierć otępiałe

Cierniami bólu przeszyte do głębi

Jak rój wściekłych pszczół co nad sadem się kłębi

Dusze w kamiennej fortecy ukryte

Pomniki męczeństwa próżnością przykryte

Tymże istota co fałszem karmiona

Nigdy nie będzie po zgonie zbawiona

W nicość bezkresną w końcu się zmieni

Przepadnie na zawsze w litanii z kamieni

Do krzyża przybita własnymi grzechami

Żywot zakończy, udławi się łzami

22 lipca 2010r.

Jesień

Jesienny pejzaż zasmuca człowieka

Gdyż tylko na koniec jedynie już czeka

Kres więc dobiega na ziemi cierpienia

W pył się przemienią dawne marzenia

Szarość swym żalem przenika wspomnienia

Zgoda na rozkład pośmiertny sumienia

Łzami jak deszczem zalewa się dusza

Wicher porywisty ją z wody osusza

Codzienność zatonie we mgle niczym łąki

W podmokłej przyszłości zaś kryją się pąki

Kwiatów przegniłych wśród wieńców nagrobnych

W płycie kamiennej sentencji żałobnych

Droga krzyżowa wśród setek kamieni

Nawet modlitwa już losu nie zmieni

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

Nigdy do świata żywych nie wrócisz

24 lipca 2010r.

Dla Mej Lubej…

Piszę do Ciebie ma ukochana

Piękna dziewczyno w ciemność odziana

Kosę dzierżąca posłanko Boga

W oczach Twych ofiar zapada trwoga

Chwytasz ich ciała w Swe ostre szpony

Na nic modlitwy i złote trony

Blada jak chłodne światło księżyca

Chuda jak szkielet, martwa dziewica

Pani mogiły, księżna makabry

Szatą Twą mroczne i zgniłe są barwy

Soczyste tętnice przegryzasz zębami

Ciepła posoka pomiędzy wargami

Mięsem się żywisz, lecz ludzką padliną

Pod Twą potęgą żywota przeminą

Żółcią zbroczony kościsty szał

Boski majestat władze Ci dał

Słodki Twój zapach niczym żywica

Igłą przebita uczuć martwica

Bólu wstęgami zszywane Twe blizny

Usta zaś pełne zjadliwej trucizny

Twoje ramiona - moje marzenie

Choć w czytelniku budzi zdziwienie

Żeś jest mą lubą i wierną kochanką

Piękną i srogą serca wybranką

Wieczną mej duszy jesteś też panią

Niczym w gęstwinie padniętą łanią

Zimne Twe dłonie i czarne źrenice

Na myśl przywodzą w lochach piwnice

Pokaż mi lico co czaszką się znaczy

Odsłoń zaś łono plugastwem rozpaczy

Droga dziewczyno, Czekam stęskniony

Tylko przy Tobie będę spełniony

Jak orzeł martwa, zaś skrzydła Twe czarne

Imię Twe może prawdziwe odgadnę

Ja w piekle przepadnę z miłości do Ciebie

Gdyż śmiercią Ty jesteś, zaś nikt o tym nie wie

28 lipca 2010r.

Ojczyzna

Krwią i cierpieniem zdobyte obszary

Niegdyś na jawie przeżyte koszmary

W imię tej jednej, wciąż utęsknionej

Twojej ojczyzny żalem splamionej

Chociaż trzepoczą sztandary ku chwale

Zgroza i smutek przenika wciąż stale

Niczym cmentarna bólu oaza

Pustką i szałem mroczna ekstaza

Czyż nadaremnie tyle męczarni ?

Dawnych pokoleń stosy trupiarni

W łąkach i lasach poległe dążenia

Batem zaborców rozwiane marzenia

Wolność często do głowy uderza

Zmienia człowieka w prostego zwierza

Uśpi sumienie i dawne wartości

Zdepcze w pamięci przodków Twych kości

Obyś pamiętał w każdej godzinie

Jedną ideę, która nie zginie

Życie na ziemi ojców wartością

Cieszyć się możesz własną wolnością

4 sierpnia 2010r.

Targ Niewolników

Klęska i rozpacz w Urzędzie Pracy

Płaczcie i módlcie się biedni rodacy

Targ niewolników został otwarty

Człowiek z godności własnej odarty

Ciężka harówka za garstkę drobniaków

Rynek obłędu, folwark wieśniaków

Choć wykształcony - pracy nie znajdziesz

Ból i zgryzotę wokół odnajdziesz

Niczym w Egipcie status niewoli

Prezes twym panem w polskiej niedoli

Niczym w chlewiku knur przy korycie

Rajem na ziemi jest jego życie

Twoją nadzieją już tylko wojna

Albo w mogile przystań spokojna

Wciąż upodlany przez innych Polaków

Owcą wśród wilków dla swych rodaków

11 sierpnia 2010r.

Nimfa

Nie Katarzyna, Nie Bernadetta

Piękną istotą tylko Wioletta

Trochę szalona, czasem się gniewa

Mąż jej zaś trafił chyba do nieba

Może na moje zuchwalstwo przyzwoli

Jeśli zaś przeklnie, zaznam niedoli

Lecz niech się dowie jakim szczęściarzem

Ślub Ci składając przed świętym ołtarzem

Jeśli nie dziełem, czarujesz widokiem

Włosy złocistym światła potokiem

Skóra jak jedwab zazdrość rozpala

Duszę światłością wdzięk Twój zniewala

Oczy Twe kuszą błękitem szafirów

Lico rumiane jak kwiaty imbirów

Kibić smukła, pierś powabna

Niczym łania postać zgrabna

Jesteś niezwykła powiem to szczerze

Gdy ktoś Cię pozna wzmocni się w wierze

Żeś jest jak nimfa wśród ludzi zrodzona

Niczym bogini winnaś być czczona

Mojej drogiej przyjaciółce Wioletcie Słupczyńskiej i jej mężowi,

który jest najszczęśliwszym facetem na świecie.

18 sierpnia 2010r.

Patrio-Masochizm

Matka wyrodna karci swe dzieci

Często traktuje gorzej od śmieci

Niczym sadystka w lateks ubrana

Bólem się syci Twa kurtyzana

Pejczem w swej dłoni srogo wywija

Serca kochanków trwogą przebija

Zamiast swe piersi mleczne nadstawić

Karze swym dzieciom w łajnie się bawić

Wciąż je upadla ku swej radości

Z ulgą i śmiechem patrzy na kości

Swego potomstwa w grobach złożone

Niczym pachołki w getcie gromione

Gdy Cię przytuli, pluje Ci w Twarz

Życie w niedoli - wszystko co masz

Choć demokracja złudna dokoła

Żaden polityk przekonać nie zdoła

Mej świadomości, abym był zdolnym

W tym niewolnictwie zostać pokornym

Chociaż okrutna wciąż wysławiana

Twoja ojczyzna w sadyzm odziana

W jej wymiocinach topi się życie

Tym co zostaje moralne jest gnicie

Znasz przecie imię dziewki kąśliwej

Polską ją zowią w mowie życzliwej

30 sierpnia 2010 r.

POSĄG

Oto jest ołtarz mego cierpienia

Wieczny monolit, posąg sumienia

Duszę napawa smutkiem i złością

Straszy zaś chłodem i ludzką podłością

Kielich goryczą po brzegi jest pełny

Ciężar pod krzyżem niesionym niezmienny

Upiór męczeństwa na nim spoczywa

Jękiem agonii zaś serca rozrywa

Głowa koroną cierniową zdobiona

Śmiercią nadzieja krwiście zbroczona

Niczym samotność w pustkę odziana

Nicość co w Polsce ojczyzną jest zwana

6 września 2010r.

WIARA

Jest pewna sprawa, co trzyma przy życiu

Słodycz dająca nadzieję w odbyciu

Wiecznej mej drogi ku krańcom cierpienia

Spełnić powinność mego istnienia

Wiara w niechybną śmierć i zniszczenie

Chordy demonów, diabelskie nasienie

W stare proroctwa i duszy zbawienie

Niesie posępne przyszłości widzenie

Wierzę w szatana, ogień i zło

Czeluść przepastną, karę i dno

Otchłań co czeka ludzkość po zgonie

W niej potępiona większość zatonie

Wierzę też w Boga, światło w ciemności

Jedną istotę, która się złości

Widząc nienawiść pomiędzy ludami

Patrząc na żywot przeszyty krzywdami

Stwórco wszechświata bądźże łaskawy

Spojrzyj łagodnym okiem na sprawy

Które się tyczą człeka zbawienia

Życia po śmierci, wiecznego więzienia.

14 września 2010r.

Tradycja

Witaj gościu w niskich progach

Chociaż tułasz się po drogach

Tak mozolnie utwardzanych

Niczym sito dziurkowanych

Wciąż pamiętaj co cię czeka

Gdy odwiedzisz z Polski człeka

Jak tradycja swojska każe

Głodnym daje jadło w darze

Czysty spiryt w kielich leje

Spyta - co się Tobie dzieje ?

Jak Twe zdrowie i rodzina ?

I czy w domu bidy ni ma ?

Pogawędka mile płynie

A z butelki płyn wciąż ginie

Jedna pusta, potem druga

Więc rozmowa jest dość długa

Barek jednak tak zasobny

Żar pragnienia zaś sposobny

Staropolskim obyczajem

Pijem póki jeszcze stajem

Na swych nogach, własnym siły

Aby piękne sny się śniły

Gdy gościna już ustanie

W domu moim noc nastanie

Z inspiracji niedawną wizytą u bardzo dobrego kompana, Leszka, który nieświadomie podsunął mi temat powyższego utworu dzięki Swej jakże życzliwej staropolskiej gościnności…

27 września 2010r.

Cyrograf

Dziś krwawy autograf zostawiam przed Tobą

W podszepcie szaleństwa, diabelską namową

W zamianie zaś duszę i ogrom męczarni

Zagładę mych wrogów i kurhan trupiarni

Składam w ofierze jak Boga narzędzie

Pochlebiam podłości co światem zatrzęsie

Gdy legnie w posadach ta pusta społeczność

Gdzie mówią - Dzień dobry ! - już tylko przez grzeczność

Tam czarna kostucha otworzy wnętrzności

Nakarmi bezbożne tłumy ludności

Tym bólem i furią, co rani i pali

Roztopi swym żarem ich serca ze stali

Zagrzmij upadły, Twój wspólnik Cię wzywa

Z paszczy swej rządzy nienawiść dobywa

Jak sztylet co zbrodnią największą się splami

Gdy ciemność od światła na wieki mnie zbawi

I oby me imię strach wciąż napełniał

Tak jak się kielich goryczą wypełniał

Gdy byłem dręczony cierpieniem w milczeniu

Wzmagając swe modły do Ciebie w półcieniu

Wciąż bezskutecznie, lecz teraz mnie słuchasz

Mój posąg żałości destrukcją rozkruszasz

Będziesz mym panem, jeśli się sprawdzisz

Czystą mą duszą przenigdy nie wzgardzisz

4 października 2010r.

Prometeusz

Pora rozpalić ogień zgaszony

Wznieść rewolucji sztandar stłamszony

Lepszy poranek zdobyć dla świata

Posłać zbrodniarzy pod pieniek kata

Wkrótce upadną rządy i plany

Z hukiem zawali się mur budowany

Z takim mozołem pałac wznoszony

Dom niewolników herbem zdobiony

Niosę nadzieję dla ludu prostego

Chociaż zrodzony z rodu zwykłego

Stanę na czele tego powstania

Przyjmę ryzyko śmierci doznania

Czas zrzucić bestię siedzącą na tronie

Stanąć w słabszego człeka obronie

Splunąć prosto w twarz magnatom

Zabrać władzę tym wariatom

Jam Prometeusz z boską pochodnią

Cichcem skradzioną żagwią przewodnią

Rzucam mym słowem niczym kamieniem

Kraj ten przestanie być Twym więzieniem

5 października 2010r.

Święta Wojna

W imię Boga w ręku miecz

W jednej sprawie płynie ciecz

Krwią pokryte strzępy stali

W polu walki gdzieś w oddali

Wznieś Swój oręż w Jego chwale

Dzierżyj symbol śmierci stale

Czarny anioł Twoim stróżem

Zatem nie bądź nigdy tchórzem

Kiedy ogień wkoło płonie

Wróg w kostuchy gardle tonie

W oczach obłęd, w sercu trwoga

Jedna droga - Ręka Boga !

11 października 2010r.

Dopalacze

Jestem mądry więc zaznaczę

Pragnę zniszczyć „dopalacze”

A sprzedawcę wysłać w diabły

Aby zyski nieco spadły

Nie „tornado”, lecz „wichura”

Zróbmy z „króla” tylko „knura”

Który pasie się w chlewiku

Ten zwolennik narkotyku

Oby wyszło mu bokami

I puścili go z torbami

Zaś na Wólce już kwatera

Czeka tego kawalera

Wiersz dedykuję Pawełkowi N., który wczoraj podczas świętowania swoich urodzin wymyślił temat powyższego utworu.

11 października 2010r.

Ogień

W moim sercu ciągle wojna

Myśl o buncie niespokojna

Jedna dzika iskra srebrna

Z charakteru dosyć wredna

Niech zapłonie swym zapałem

Błyśnie własnym Boskim żarem

By bezczelnie wszystko zmienić

Własne plany w życie wcielić

Chociaż w duszy głód kłótliwy

Bywa nieraz spolegliwy

Teraz niczym ogień będzie

Strawi każdą podłość wszędzie

Pragnę zmienić świat przeklęty

Nawet zostać w nim wyklęty

Transformacji być przyczyną

Niechaj ciemne wieki miną

Każdy człek się lepszym stanie

I za motto przyjmie zdanie :

„Lepiej dobrym być za życia

Niż wśród piekieł doznać gnicia”

12 października 2010r.

Droga Krzyżowa

Kroczę bezkresną ścieżką cierpienia

Noszę na sobie ogrom brzemienia

Tworzę w umyśle śmierci pejzaże

W płótnie publice swojej przekażę

Patrz ! - oto wokół straszy dolina

Tablic kamiennych widokiem przeklina

Z mogił i szczątek kaplica wzniesiona

W niebo zaś sterczą kościste ramiona

Geniusz szaleństwa koszmarem dręczony

Pomnik męczeństwa trupem zdobiony

Z czaszek i hełmów monolit nagrobny

Kręgów drapieżnych wieniec ozdobny

Koniec okrutny twórczości nastąpił

Kiedy do dzieła kat mój przystąpił

Bólem i pustką przez życie wiedziony

Człowiek zdradzieckim ostrzem raniony

Ku świętej pamięci pana Zdzisława Beksińskiego.

13 października 2010r.

Unikat

Spośród milionów ten jeden wybrany

W Boskiej loterii największy wygrany

Dzierży swe dłuto w raju rzeźbiarzy

Pędzlem wywija pośród malarzy

W akcie geniuszu twory zrodzone

Wielkie człowiecze marzenia spełnione

W takiej jednostce pośród szarości

Dzieło zaś świadczy o jej wielkości

Przez bogów natchniona przedziwna istota

Cenniejsza od srebra i droższa od złota

Zrodzona z szaleństwa i pełna tęsknoty

Często zaś cierpi od życia zgryzoty

13 października 2010r.

Ból

W sercu moim zadra tkwi

Na jej ostrzu krople krwi

Ból rozrywa moją duszę

Czuję w trzewiach stałą suszę

Ciągle wściekły na ten świat

Niepokorny własny kat

Sam się ranie swym cierpieniem

Maltretuję mym sumieniem

Wredna pustka mnie dopada

Niczym sztylet cięta zdrada

Pragnę uciec w błogi sen

Tak się kończy smutny tren

18 października 2010r.

Koszmar

Czasem gdy w senne wpadam marzenia

W otchłań piekielną wszystko się zmienia

W mroku i strachu pogrąża się dusza

Ciemność straszliwa me wnętrze porusza

W majaczej wizji płonąca Warszawa

Ulicę zalewa pożoga i wrzawa

We wszystkich dzielnicach syreny zawyły

Bomby budynki w popiół rozmyły

Czołgi rosyjskie mkną alejami

Mig-i zaś lecą ponad drzewami

Armia najeźdźców miasto zdobyła

Trupem mieszkańców chodnik pokryła

Oto kataklizm co zowie się wojną

Ogień przerywa ciszę spokojną

Niszczy żywota i ludzkie marzenia

Depcze jak bestia wszystkie stworzenia

18 października 2010r.

Ostatni Krok

Jak upadły król, zbezczeszczony Bóg

Odczuwam w sercu ból, przekraczam śmierci próg

Obłędem opętany, podążam w tamtą stronę

Do krzyża przywiązany, w szaleństwie zaś utonę

Gdy świat dobija duszę, horrorem co się przyśni

Do życia się nie zmuszę, przekleństwem własnych myśli

Ostatni taki taniec, jak tango potępionych

A w ręce mej różaniec, litania nawiedzonych

Spójrz w moje oczy, ten widok Cię porazi

Już sztylet we krwi broczy, nienawiść Cię zarazi

Ostatni w życiu krok, na drodze ku wolności

A w głowie myśli tłok, lecz wewnątrz brak litości

Mój hołd dla twórczości zespołu „Frontside”.

19 października 2010r.

Otwórz Swój Umysł

Oczy zamknięte, a umysł uparty

Mózgiem zaś schemat rządzi utarty

Usta też milczą nieludzką ciszą

Chmury burzowe w duszy Twej wiszą

Otwórz na oścież wrota zamknięte

Rozłup okowy ciemnotą zaklęte

Rozpal światłości żagiew zgaszoną

Błyśnij ponownie intencją stłamszoną

Obyś podobny był aniołowi

Lecąc na skrzydłach ku słońca wschodowi

Bądź niczym fala, co klify podmywa

Lub niczym wicher, co liście porywa

Zerwij umysłu stalowe kajdany

Wdrażaj w żywocie Swe twórcze plany

Obyś kowalem był losu Swego

Zmień się z poczwarki w człeka dobrego

Na pohybel ciemnocie narodowej.

25 października 2010r.

Potępiciel

Co żeś uczynił mój Drogi Boże ?

Kładąc nadzieję w tak głupim tworze

Czego pragnąłeś ? O czym myślałeś ?

Kiedy grzeszników pierwszych stwarzałeś

Co żeś uczynił mój Drogi Panie ?

Ziemię oddając pod ich władanie

Czy władza i sława Duchem targały ?

Kiedy Twe ludy cześć Ci składały

Co żeś uczynił Stwórco wszechświata ?

Zsyłając istnienia pod topór kata

Czy strachu żądałeś pozorem szacunku ?

Gdy człowiek w Twe imię dokonał rabunku

Co żeś uczynił Stwórco człowieka ?

Choć go otacza szatańska opieka

Co Twoją weną ? Co jest natchnieniem ?

W piekło odsyłasz jednym skinieniem

Bądźże łaskawy Królu stwarzania !

Kiedy poeta zadaje pytania

Nie ślij ku diabłom, lecz wybacz gdy możesz !

Zrozum zwątpienie, gdyż duszy pomożesz

26 października 2010r.

Wyrok Śmierci

Każde z nas - Ty i ja

Naznaczone „zombie” dwa

Wyrok śmierci w dniu narodzin

Żaden człowiek nie zna godzin

Które w życiu pozostały

Zanim padnie trup skostniały

Ciągle krąży sęp zgłodniały

Anioł zgonu otępiały

Pragnie dopaść w swoje szpony

Człek zaś strachem jest rażony

Jak piorunem prężne drzewo

Patrząc bystro w chmurne niebo

Kto był sędzią ? - powiem szczerze

Chociaż w Boga bardzo wierzę

Jego geniusz wskazać muszę

Lecz się przy tym bardzo wzruszę

Gdyż to mądry osąd był

Piekło ! - gdybyś wieczność żył

27 października 2010r.

Przyjaźń

Choć dawno me oczy Cię nie ujrzały

W sercu pamiętne chwile zostały

Wspólna nauka, rozmowy przy piwie

Czas zaś upływał wtedy leniwie

W duszy mej pustka wciąż przeraźliwa

A w kalendarzu lat też przybywa

Ciągle pamiętam sympatię zdobytą

W latach szczenięcych mgiełką spowitą

Przyjaźń najdroższym skarbem na świecie

Żadna jej próba w popiół nie zmiecie

Jeśli w pokoju pustym zostaniesz

Przyzwij w swych myślach, gdy hołd jej oddajesz

Więc bądź świadoma Droga Agato

Że niczym siostrę kocham Cię za to

I niechże mąż Twój nie będzie zazdrosny

Oby zrozumiał wiersz mój doniosły

Wiersz dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce z czasów liceum,

Agacie Tuszyńskiej (Cieślak).

31 października 2010r.

Płomień

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

Nigdy z objęcia śmierci nie wrócisz

Znikną Twe lęki, nadzieje, pragnienia…

Tym co zostawisz wśród bliskich wspomnienia

Jesteś jak świeca na wiatr wystawiona

Skała przy brzegu falą tłamszona

Płomień w Twym wnętrzu ciągle się pali

Lecz kiedy zgaśnie, świat się zawali

Chłodny sarkofag wiecznym więzieniem

Skrzynia drewniana Twym przeznaczeniem

Wieńce na grobie powoli zmarnieją

Obok zaś znicze światłem goreją

Ku pamięci Tych, którzy odeszli…

1 listopada 2010r.

Ku chwale Cara

Strumienie krwawych łez, zaczęły w oczach płynąć

Więc przed ikoną też, modlącym przyjdzie zginąć

Namiętnym gradem kul, nie oprą się budynki

Gdy zagrzmi wewnątrz ból, odpadną wszystkie tynki

Zdobywaj i rządź, tyrania zgniłych dusz

Rozkradaj i mąć, szkarłatem krwawych mórz

Carewicz podłym gadem, pozbawia nas nadziei

Gdyż ludzie wilków stadem, co wszystko w krąg podzieli

Agonia metalu, betonu i szkła, pomników wzniesionych wolnością

A stosów poległych spalanie już trwa, pożoga morderców podłością

Masowe żniwo zostało zebrane, w spichlerzach tajemnych zaś pogrzebane

Życia za ziemię Kaukazu oddane, zbrodnie straszliwe wciąż przemilczane

Na szczątkach dawnych domów, tysiące czarnych kruków

Rozdziobią setką gromów, mięsiwa wielu trupów

A wszystko to ku czci, wiecznego boga śmierci

Dla niego oręż brzmi, symfonią bez pamięci

Wiersz dedykuję ofiarom konfliktu w Czeczenii,

który trwa nadal pod rosyjską okupacją.

3 listopada 2010r.

PRACA

Praca czyni wolnym ! - pewien napis głosi

Prawdy jednak żadnej w życie Twe nie wnosi

Choćbyś fakultetów ponad dziesięć skończył

Wciąż lekceważony, jakbyś smrodem trącił

Dalej ! Wyrób normę ! - krzyczą kierownicy

Musisz się postarać ! - prawią wartownicy

Jesteś niewolnikiem, jeńcem w tym obozie

Ciągle poniżanym kundlem na powrozie

Polska - kraj niewoli, zbrodni i zwątpienia

Zamiast być ojczyzną, dąży do zniszczenia

Koniec tej katorgi, kiedy spoczniesz w grobie

„Wolnym być” jest sztuką, nawet w jednej dobie

Wiersz dedykuję wszystkim niewolnikom XXI wieku

- w hipermarketach, „ochronie”, sklepikach etc.

8 listopada 2010r.

„Być Poetą”…

Zadajesz pytanie, co fraza powyższa dziś dla mnie oznacza ?

Odpowiem więc na nie - anioła , co bramy zamknięte przekracza

Boskiego posłańca pomiędzy światami, co iskrą obłędu z ogniska porwaną

Duchowość wyklętą ludzkimi myślami, na wieczną samotność istotę skazaną

Starego wędrowca w odległej podróży, co bagaż cenniejszy od złota przewozi

Słoneczne promienie gdy niebo się chmurzy, a wicher zaś rzeki swym chłodem wymrozi

„Być Poetą” - dwa słowa z pozoru tak proste, odarte z tej magii zaklętej wierszami

„Być Bogiem” - połączyć symfonią wyrazy tak wzniosłe, sentencje geniuszu wyryte strofami

Na co dzień przebywać ze śmierci boginią, w posępne jej oczy spoglądać bezsilnie

Być słynnym nim wieki kolejne przeminą, zdobywać wśród ludzi uznanie nagminnie

Dla bliskich być człekiem niespełna rozumu, oddawać pokłony nieziemskiej twórczości

Spożywać napoje na bazie piołunu, barierom społecznym gruchotać wciąż kości

Czy „Być Poetą” każdy też może ? - zapytasz mnie w końcu bezczelnie

Przenigdy !!! - gdyż spośród śmiertelnych, przez Boga wybranym oddzielnie

Niebiańską potęgą umysł natchniony, cierpiący katusze przeklęte

Lecz dzięki dorobku na koniec zbawiony, a miejsce na podium zajęte

9 października 2010r.

Ceremonia

Na stole spoczywa talia kart, płomień zaklętych szatańskich świec

W powietrzu powiewa szemrzący wiatr, nie będziesz wiedział dokąd chcesz zbiec

Klątwa zrodzona bez przebaczenia, kara destrukcji została rzucona

Spełnią się wszystkie koszmarne widzenia, wkrótce wystąpią agonii znamiona

Mój śmiech złowieszczy przerywa głuchą ciszę, bezlitosny miecz przeszywa zaś wrogów

Twój grzech szyderczy zostawia wewnątrz niszę, przyzywam setkami upadłych bogów

Posępne demony pradawnej ciemności, niechaj rozszarpią Twe ciało w kawałki

Panowie nieludzcy przeklętej nicości, rozdepczą zwęglonej psychiki odłamki

Zrodzony z mroku aby osądzić, przyzywam dusze tragicznie umarłych

Zło i podłości pragnę zakończyć, wśród istot ze światła brutalnie odartych

Sumienia i myśli tworząca się zbrodnia, istnienia wciąż trawi zaciekle

Występku i bólu zawiła symfonia, mój wyrok - usmażysz się w piekle !!!

Wiersz zrodzony ze złości wobec osób „odwracających kota ogonem”, które nie czują wdzięczności za otrzymaną pomoc, a w zamian mają jeszcze pretensje.

15 listopada 2010r.

Czarna Rozpacz

Oddana żona - dziwka, nierządnica, zdrada

Towarzysz - chłopak Twojego sąsiada

Wiara - bzdura, głupota, komedia

A małżeństwo ? - fikcja, papierek, tragedia,

Randka - pierwsza, jedna noc

Teraz śpi - ściągnij koc !

Etyka ? - nie rozśmieszaj mnie !

Siostry - przemądrzałe suki dwie

Etos - zbroczona krwią podłoga

Rozpacz ? - idź do psychologa !

Córka - młoda ladacznica

Eros ? - zwykła rozpustnica

Agonia - coś o czym marzysz

Wiedza, której nie masz - więc szacunkiem darzysz

Ostatnia praca - niewola, niedola, zniewaga

Kobieta - przedmiot pożądania, dobra zabawa

Udany biznes - upadłość, w sądzie rozprawa

Miłość - puste słowo, perwersja i erotyzm, grzech

Ogromna przyjaźń - ty głupcze ! - złowieszczy śmiech

Jedyny syn - ćpun, śmieć, drech

Analfabetyzm - powszechny, „Cool and trendy”

Łagodny seks - grupowy, po litrze Brendy

Zdrada - słodki owoc, ona się nie dowie

A Boski gniew ? - nie istnieje, tylko w Twojej głowie !

Bogata koleżanka - pusta idiotka

Oddana dziewczyna - lalka, łatwa trzpiotka

Legalne pieniądze - coś czego nie masz

Elegancki dom - zwykły burdel, który sprzedasz

Samochód - stary gruchot, wciąż ten sam

Nowy szef - burak, prosty cham

A kazanie ? - dzieciom dam !

Manifestacja mojej mizantropii z ukrytym hasłem.

16 października 2010r.

Patronka Artystów

Jak anioł co raczył niebiosa opuścić, ulotna jak bryza, w pamięci przez wieczność

Ty żarem przyjaźni podołasz rozpuścić, codzienne przykrości i każdą niegrzeczność

Genialna Atena prawiąca mądrości, choć czasem i furia w Twej duszy przygrywa

Przy Tobie są gwiazdy przybladłe z zazdrości, pamiętaj o Bogu i nie bądź złośliwa

Jak Afrodyta z muszli zrodzona, bardzo niezwykła i piękna istota

Boską potęgą dama stworzona, przy niej niestraszna życiowa zgryzota

Patronka artystów swym czarem natchnionych, roztacza ten urok łaskawy dokoła

Bogini liryków szaleństwem wiedzionych, jedyna kobieta tej roli podoła

Tyś muza poetów, twórczości spełnienie, cudowny kwiat róży co kolce posiada

Zaś Twoje ramiona to mężczyzn marzenie, lecz jeden jest tylko co ciałem Twym włada

Swym ślicznym uśmiechem dodajesz radości, wielbiona więc będziesz w poezji na wieki

Zaś mąż Twój wybrankiem cudownej miłości, uczuciem namiętnym złączone dwie rzeki

Mojej drogiej przyjaciółce Wioletcie Słupczyńskiej wychwalanej również przez innych poetów, bardów i pieśniarzy za Jej wspaniałą osobowość oraz otwartość i zrozumienie, którym potrafi obdarzyć innych ludzi.

17 listopada 2010r

Otchłań

Stoję na skale, spoglądam przed siebie, przepastny ocean goreje szaleństwem

Wciąż niezgłębiony, odnajdę w nim Ciebie, w dziele ludzkości co diabła zwycięstwem

Ciągle targany przez wicher złośliwy, karmię cierpieniem zranioną mą duszę

Jak niepokorny skorpion kąśliwy, godność społeczną dziś wierszem rozkruszę

Nie masz wyboru - muzyki, ubrania, wzory powielasz, bez wiedzy, bezmyślnie

Brak Ci honoru - wdzięczności, oddania, pokłon głupocie oddajesz rozmyślnie

Chlebem powszednim jest patologia, gdy inni kradną zaczniesz też kraść

Normą się staje czysta biologia, gdy inni już zgwałcą, molestuj i Waść

Grono idiotów odarte z godności, namiastka dawnej świetności wspomnieniem

Pełna świątynia ludzkiej próżności, powrót w Arkadię jest zbożnym marzeniem

Gdy ogniem zapłoną budynki wzniesione, trwoga wypełni serca zziębnięte

Kulą i prochem ruiny zmiażdżone, Boskim wzburzeniem zaś plemię wyklęte

23 listopada 2010r.

Zatracona Pamięć

Spoglądam w odległą przeszłość i widzę, wzruszony niemocą swych szarych komórek

Dostrzegam umysłu bezczynność i szydzę, splamiony zmiennością mózgowy zaułek

Już wszystko zamarło grymaśną martwicą, opadłe jak liście wspomnienia stłamszone

Jedynie osobne zdarzenia kotwicą, zdobyte latami brzemienia wzgardzone

Przykryte kurzami boleści i winy, zmieszane z popiołem codziennej ułudy

Kłębiące się wkoło jak głodne rekiny, zdradzieckim sztyletem niesnaski i brudy

Straszliwym szronem mój umysł zmrożony, wyrzekam się prawdy jak uczeń Jezusa

Starością zrzędliwą kaganek zgaszony, przyzywam w pamięci męczeństwo Chrystusa

Onegdaj przeżyte chwile radosne, zbrukane ogromem życiowej smutności

I nawet momenty tak bardzo doniosłe, zmiażdżone bezlikiem wzbudzonej senności

Depresja pogrąża duchowość zranioną, zbeszczeszcza kamiennym surowym milczeniem

Rozniecam tragedię katorgą zbroczoną, pogodzić się pragnę ze swoim cierpieniem

1 grudnia 2010r.

Prawdziwa Miłość

Przenigdy docześnie Ten głód niespełniony, trawiący poetów serca przez wieczność

Rozpustą i gwałtem jest co dzień zhańbiony, niosący przykrości, zgorszenie i grzeszność

Jednego owocu połówki na Świecie, pełnego szyderstwa, niezgody i złości

Lecz nigdy nie znajdziesz Jej drogie dziecię, gdyż prędzej dopadnie cię urok starości

„Prawdziwa Miłość” - spełnienie istnienia, uczucie co duszę potęgą rozrywa

„Zatęchła Przegniłość” - skończenie cierpienia, ostatnią nadzieję na szczęście przerywa

Smutek przenika myśli swym deszczem, lodowych igieł przeklętych tysiące

Senne marzenia przeszyte zaś dreszczem, głęboko ukryte pragnienie gorące

Porzuć zamysły o Tej jedynej, jak miecza ostrze ból cię przeszyje

Pogrąż refleksje w dobie niemiłej, niemoc Twej żądzy usta zaszyje

Wymysł szaleństwa trunkiem topiony, zjawa co nocą snuje się w ciszy

Wielkiej twórczości mitem wzniesiony, diabeł knujący po cichu w niszy

4 grudnia 2010r

SABAT

Szemrzą trawy, szepczą drzewa

Mrok i jasność w krąg się zlewa

Coś się w głuchej ciszy budzi

Wiedźma w chacie zaś się trudzi

Stare księgi już szykuje

Czarta ciągle przywołuje

W dużym kotle pełno strawy

Baba sypie weń przyprawy

Udko żaby, kora drzewa

Ogon myszy, pajda chleba

Wywar wkrótce zabulgocze

Diabeł w drzwiczki załomocze

Jest dość późno, czas ucieka

Wilczur w budzie głośno szczeka

Inne zmory przylatują

Zlot czarownic już zwołują

Koźlich rogów cieni szpaler

Szatan jurny zaś kawaler

Nocna orgia rozpoczęta

Pieką w ruszcie dwa bydlęta

Wino leje się strumieniem

Ogień świeci złym płomieniem

Sabat ? - śmieszna to tradycja

Boć to jeno tylko fikcja !!!

Wiersz dedykuję Oli Kaczorek w podziękowaniu za inspirację, którą mi zapewniła dzięki pewnemu zdjęciu, na którym pichci w kociołku wśród leśnej głuszy.

6 grudnia 2010r.

Dwa Światy

Ty sypiasz wygodnie na Swoim posłaniu, Oni zaś cierpią przy Świata milczeniu

Gdy myślisz o czasu wolnego spędzaniu, głodni wciąż myślą o strawy zjedzeniu

Rozrywką dziecinną kierujesz Swe życie, inni ku śmierci zdążają rzędami

Frywolnym marzeniem pieniędzy zdobycie, rodzina i bliscy rozdarci bombami

Wśród dźwięków miastowa muzyka spokoju, Tam pośród nocy wystrzałów poświsty

Gdy tracisz swe zmysły w miłosnym podboju, gwałceni i bici aż ból spłynie krwisty

Ty śmiechu salwami wybuchasz codziennie, zaś dla Nich lamenty i jęk konających

Codzienne czynności zaczynasz niezmiennie, gdy setki konfliktów nienawiść rodzących

Tu żywot w przepychu swawolnej rozpusty, Tam bieda i nędza powszechnie królują

Na obiad hamburger i kurczak jest tłusty, na skraju ubóstwa mieszkańcy bytują

Ty ciepłym prysznicem orzeźwiasz Swe ciało, zaś Oni nie mają czym gardeł przepłukać

Wszystkiego Tu wokół jest ciągle za mało, Tam nie ma niczego co można znów zbrukać

Wiersz dedykuję ludziom w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki,

które są ogarnięte biedą i wojną.

7 grudnia 2010r.

Empatia

Tylko artysta pojąć artystę podoła, zaś pijak pijaka też zawsze zrozumie

Przeciętny szaraczek jednak nie zdoła, a wątły umysł tego nie umie

Gdy duszę twórcy furia rozrywa, ból istnienia - piekielna symfonia

Głębokie wołanie już ciszę przerywa, wola walki - ciemnoty agonia

Tylko artysta zrozumieć potrafi, psyche podobną co trapi cierpienie

Żaden zaś inny w sedno nie trafi, głos ten odrzuci, uciszy sumienie

Wstęgą tajemnic spowity mechanizm, twórczość co cieszy umysł swym blaskiem

Dziwny i śmieszny jest mistrza organizm, powstały z niebytu wraz z pierwszym brzaskiem

Wiersz zainspirowany hucznymi obchodami moich dwudziestych szóstych urodzin.

13 grudnia 2010r.

Pragnienie

Człeka każdego pragnienie nachodzi

Pośród doliny ciemne go zwodzi

Jesteś przez diabła duszą kuszoną

Niczym owieczką w Biblii zgubioną

Głód natarczywy ludzkość wciąż trawi

Mąż dla kochanki żonę zostawi

Chociaż ślubował wierność przed Bogiem

Wkrótce zdobioną głowę miał rogiem

Ja zaś wiedziony przez zbieżne uczucie

W zgubną butelkę wiodę swe chucie

Męczę się z żarem niechlubnej miłości

Walczę z Amorem nałogu ludności

Gdzieś nieopodal dziewczę lubieżne

Gasi swawolnie żądze zbereźne

Z tępym osiłkiem lub starym dziadem

Gdyż ją uraczył z sakwy swej jadem

Diler w pobliskim sklepiku handluje

Młodzież zaś modzie nowej hołduje

Wiara w narkotyk pewność buduje

Nałóg zaś w życie gorzko napluje

15 grudnia 2010r.

Samotność Duszy

Wrota roztwarte co pustką wciąż zioną

Lustra wewnętrzną spowite zasłoną

Kamień jak sztylet tkwi gdzieś głęboko

Serce rozdarte jest bólem szeroko

Stałą agonią mój żywot przeklęty

Cichcem wśród ludzi poeta wyklęty

Proste umysły głupstwem wiedzione

To co jest mądre dla nich szalone

Łzami słonymi cierpienie już spływa

Spazmem i szokiem mą psyche rozrywa

Dusza karmiona zewsząd podłością

Stan ten zaś zowie się samotnością

21 grudnia 2010r.

Wesołych Świąt

Dziś Mikołajem Świętym zostanę

W sercu uleczę najgłębszą ranę

Dzieląc się wierszem niczym opłatkiem

Składam prezenty pod drzewko ukradkiem

Dziś dobrym słowem humor poprawię

Z tym co złe było się wreszcie rozprawię

Nadam ponownie sens Twojej wierze

Niechaj przemówi w domu twym zwierzę

Pierwsza już gwiazda migoce na niebie

Światło jej wkrótce dotrze do Ciebie

Aby Ci dobrze w święto te było

Gdy Boskie dziecię się narodziło

Pięknej miłości, z nieba opieki

Oby gościły na licu wypieki

Kiedy się spełnią najskrytsze marzenia

Niechaj na lepsze Twe życie się zmienia

24 grudnia 2010r.

Anatomia grzechu

Wśród gorzkich rozpadlin, gdzie ciemność zapada, rzekami krętymi nienawiść i męka

Depresja jak bestia złowieszcza dopada, gdy dusza jak Chrystus na drodze przyklęka

Powyżej górują wzniesienia oszczerstwa, kłamstwami podnóża przeklętych są turni

Z zazdrości i zdrady są krzewy morderstwa, gdy ludzie zawistni, bezduszni i dumni

Morzami bez kresu są łzawe akweny, Ty rzekniesz beztrosko - To żywot jest ludzki…

To bólu i troski głębokie baseny, odpowiem Ci srogo - Tyś bękart nieludzki…

Gdzie grzechu symfonia katorgą się staje, anioły uświęcą Twe ścieżki lamentem

Tam wiara wszelaka jak cisza ustaje, doznanie szaleństwa zaś losu zakrętem

W konarach są liście z przekleństwa utkane, zaś drzewo jest każde jabłonią brzemienną

Obmierzłe owoce z doświadczeń zradzane, karmiące się gniewem i furią bezmierną

W gęstwinie trawiastej goryczą pokrytej, węże i żmije się kłębią podstępne

Więc Obyś unikał krainy odkrytej, w wierszu stworzonym przez myśli posępne

27 grudnia 2010r.

Po kolędzie…

Ksiądz dziś chodzi po kolędzie

A tu każdy cienko przędzie

W sakwie grosza jest za mało

Nic mu w kasie nie zostało

Ludzie kryzys znów poznali

Chociaż trochę udawali

Że go wcale tutaj nie ma

Choć wokoło straszy bieda

Nic na tacę nie dostanie

Tylko bardzo proste zdanie :

Wiedz mój drogi przyjacielu

Pustka straszy w mym portfelu

28 grudnia 2010r.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rapsod żałobny(znalezione gdzieś w necie)
Tomasz Łętowski Umarły dla Świata lecz żywy dla śmierci
Bema pamięci żałobny rapsod Norwid doc
Bema pamięci żałobny rapsod
Bema pamięci żałobny rapsod Norwid doc
W WERONIE i Bema pamięci żałobny rapsod
Cyprian Kamil Norwid BEMA PAMIĘCI ŻAŁOBNY RAPSOD
Cieślik Tomasz Sebastian Renesansowa koncepcja duszy Corneliusa Agrippy
bema pamieci zalobny rapsod
bema pamieci zalobny rapsod
bema pamieci zalobny rapsod
Tomasz o duszy popraw
Skansen żeki Pilcy w Tomaszowie Mazowieckim
A gdy wglab duszy wnikniemy t I
Marsz żałobny, Marsz żałobny Clarinet in Bb 2
Filozofia św TOMASZA
NOTATKI Emocje 5, Psychologia 1rok, Emocje i motywacja dr Tomasz Czub - wykłady, Emocje i motywacja
Modlitwa Sw Tomasza z Akwinu, Anioły, angelologia
Arystoteles - O duszy, Psychologia rok I, HMP

więcej podobnych podstron