Kamień Małżeństw 90


Kamień Małżeństw by lynned0101

Rozdział 90. Legalne manewry II

Ministerstwo Magii zajmowało się własnymi sprawami, podczas gdy cały czarodziejski świat próbował poradzić sobie z nie cierpiącymi zwłoki kwestiami, jak upewnianie się, czy wszyscy, którzy przebywali w stanie śpiączki obudzili się i są żywi oraz zapobieganie przed ponownym rzuceniem przez Voldemorta zaklęcia usypiającego poprzez usunięcie jego możliwości korzystania z mocy tych, których naznaczył Mrocznym Znakiem.
Opustoszały biura wszystkich, którzy stracili swoje miejsca w Wizengamocie, a wszystkie znajdujące się tam treści w jakikolwiek sposób dotyczące spraw Ministerstwa, były odnajdywane i katalogowane. Sądząc po wcześniejszych informacjach dostarczonych przez aurorów, którzy wyjątkowo szybko poradzili sobie z powierzoną im pracą, zasugerowały one, że Korneliusz Knot nie jest jedynym, który stanie przed sądem, kiedy wszystko zostanie już powiedziane i zrobione. Puste gabinety z pewnością będą potrzebne, więc wysprzątano je i pomalowano, tym samym przygotowując dla nowych użytkowników.
Z bardziej strategicznego punktu widzenia, oddziały z różnych departamentów Ministerstwa przygotowywały pergaminy, na których zapisywano najbardziej nie cierpiące zwłoki sprawy. Oczekiwano, że w ciągu najbliższych kilku miesięcy Wizengamot poradzi sobie z nimi zakresem odpowiedzialności cywilnej. Departament Czarodziejskiego Prawa pracował nieprzerwanie nad oceną każdego aktu prawnego, zalegalizowanego podczas kadencji Korneliusza Knota. Chciano przygotować się do jego procesu o zdradę stanu, tym samym ułatwiając pracę tymczasowej pani minister i członkom Wizengamotu przy ocenie tego, co zostało przez niego zrobione, co w konsekwencji pociągnęłoby za sobą cofnięcie wszelkiego rodzaju przeforsowanych ustaw, sprzecznych z dobrem czarodziejów zamieszkujących Wielką Brytanię.
W niedzielę późnym popołudniem - gdy na polecenie pani Bones przybyło wielu nowych członków Wizengamotu - minister osobiście spotkała się z każdym z nich z osobna, aby pokazać im nowe gabinety, przedstawić pracowników rządowych przydzielonych do pracy z nimi, przekazać kopię pergaminu, na którym spisano najbardziej pilne kwestie oraz poinformować o przygotowaniu ich do przyjęcia na siebie nowych obowiązków, gdy cała grupa zbierze się w jednej sali poniedziałkowego poranka. Wszyscy nowi członkowie zakwaterowali się w przydzielonych im gabinetach i zapoznali się z urzędnikami, z którymi od dziś przyjdzie im pracować, choć spotkania zarówno z panią Brand, jak również Ventusem były bardzo szybkie.
Remus Lupin miał tylko jedną prośbę, właściwie powołując się na Albusa Dumbledore'a, z którym rozmawiał wcześniej tego dnia w Hogwarcie, jeszcze przed wyjazdem na Grimmauld Place. Dyrektor nigdy nie przyjął oferowanego mu gabinetu w Ministerstwie Magii, tak więc z czystym sumieniem zażądał połączenia Fiuu z biura Lunatyka do szkoły. Prośba o spełnienie tego pomysłu poparta była faktem, iż miało być używane przez Harry'ego Pottera i Severusa Snape'a, a nie przez niego samego. W tych okolicznościach kobieta momentalnie uznała to za odpowiedni wyjątek od zwyczajnych ministerialnych protokołów i zgodziła się na zmodyfikowanie kominka w gabinecie Remusa tak, jak o to prosił.
Lucjusz Malfoy to zupełnie inna sprawa. Nie podobało mu się biuro, jakie zostało mu przydzielone, więc żądał, aby dano mu możliwość wyboru zajmowanego gabinetu z racji tego, że posiadał dziesięć miejsc w Wizengamocie. Niestety przestrzeń, jaką zajmowało pozostałych dziewięć biur, przekształcono już na pomieszczenia do ogólnych celów ministerstwa i nie było żadnego więcej gabinetu, który można byłoby udostępnić arystokracie. Skoro blondyn utknął w niezadowalającym biurze, narzekał na jego lokalizację, dokonaną w nim aranżację przestrzeni, kolory ścian, stan dywanu… Nic nie było dla niego satysfakcjonujące. Kiedy tylko pani Bones chłodno pokazała swoje niezadowolenie pomysłem, jakoby urzędnicy ministerstwa mieli cokolwiek zmieniać w jego gabinecie, na jego własne życzenie i wyszła z pomieszczenia, Malfoy wezwał jednego z prywatnych skrzatów domowych, Hermana, aby przedyskutować z nim pomysł przemodelowania gabinetu na taki, który bardziej trafiałby w jego gusta. Herman już dawno opanował preferowany przez Lucjusza styl wykończeń, który wielu uważało za nudny i ostentacyjny. Malfoy z kolei uważał go za przykład wielkiego bogactwa i wzrostu kultury czarodziejskiego świata. Herman i Lucjusz wspólnie ocenili umeblowanie dostarczone przez ministerstwo, ostatecznie wyrzucając z gabinetu niemalże wszystkie rządowe meble. Po dosyć długiej dyskusji i starannym przeprowadzeniu pomiarów, skrzat deportował się z powrotem do pomieszczeń magazynowych w Malfoy Manor, aby wybrać zestaw szczególnie imponujących sztuk spośród pamiątkowych mebli, które miały stać się punktami dekoracyjnymi nowego biura Lucjusza. Gdy tylko dokonał tego wyboru, wezwał kilka innych skrzatów ze swojego dworu, wydając odpowiednie instrukcje co do koloru ścian, jakie mają zastosować. Kilka małych elfów odprawił z dokładnymi poleceniami na temat odnowienia podłóg. Następnego poranka, po tym jak w świeżo odmalowanym biurze ustawiono malfoyowskie skarby w postaci niemalże zabytkowych mebli, Herman mógł spodziewać się niesamowicie przyjemnej wycieczki do niektórych z bardziej ekskluzywnych sklepów na i w okolicach Pokątnej, aby zakupić przedmioty niezbędne do wykończenia gabinetu arystokraty.
Pani Bones była szczęśliwa, że Lucjusz okazał się ostatnim członkiem Wizengamotu, który pojawił się w niedzielne popołudnie, ponieważ naprawdę potrzebowała brandy tuż po uporaniu się z jego osobą. Miała jedynie nadzieję, że jeżeli ten mężczyzna poświęci choć połowę mniej energii na pracę w ministerstwie, jaką poświęcił na odnawianie biura, wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Lucjusz osobiście wrócił do pokoi w podziemiach Malfoy Manor po tym, jak upewnił się, że jego dekoracyjne potrzeby zostały zaspokojone przez odpowiedzialne ręce Hermana. Niestety znaczna część dworu podlegała obecnie renowacji, co było konieczne po następstwach furii, w jaką wpadł Lucjusz w noc Wezwania oraz wściekłości Voldemorta, kiedy zdał sobie sprawę, że Malfoy nie odpowiada oraz razem z Eustachym Landonem uciekli kominkiem, używając sieci Fiuu, zanim udało mu się ich złapać. To sprawiło, że obaj zburzyli znaczną część posiadłości. Budowa była w toku; czyniono znaczne postępy, ale w całym dworze było brudno i, co gorsze, niemożliwie głośno.
Kilka wieków temu głowa rodziny Malfoyów zdecydowała się utworzyć małe pomieszczenia w podziemiach dworu, które byłoby dobrze zabezpieczone i strzeżone, gdzie arystokratyczna rodzina mogłaby przetrzymywać co ważniejsze przedmioty, gdyby w czarodziejskim świecie zrobiło się zbyt niebezpiecznie. Ewentualnie do czasu, gdy głową rodziny zostanie ktoś o mniej wybuchowym temperamencie. Kwestią tradycji rodzinnych było to, iż pradziadek Lucjusza używał tego pomieszczenia podczas sporu z inną, czystokrwistą rodziną. Jednakże od tamtego czasu miejsce to odwiedzały tylko skrzaty domowe, których zadaniem było utrzymywać je w czystości i gotowości do użytku przez członków rodziny. W porównaniu z pokojami w Malfoy Manor, te pomieszczenia były wyjątkowo ciasne, ale spokojne i uporządkowane. Przynajmniej Lucjusz ma dla siebie swój kącik. Mało prawdopodobne jest, aby Narcyza wykazała chęć powrotu do domu, dopóki wszystko nie zostanie przywrócone do poprzedniego stanu. Mężczyzna przypuszczał, że nawet wtedy kobieta będzie oczekiwała jakiejś eleganckiej pierdoły, typu biżuterii, jako prezent zachęcający do powrotu do Malfoy Manor.
Lucjusz, podobnie jak jego koledzy z Wizengamotu, przed pójściem do łóżka spędził trochę czasu na przeglądaniu zwojów pergaminu, które zostały im przekazane przez panią Bones bądź przesłane sową. W przeciwieństwie do pozostałych członków Wizengamotu - biorąc pod uwagę jego istotną wiedzę na temat kwestii prawnych i ministerialnych procedur - dokładnie przyglądał się każdemu zapiskowi, przewidując przedstawiane argumenty i podjęte metody. Spróbował przewidzieć możliwe konsekwencje wszystkich odpowiedzi na pytania, jakie mogą paść następnego dnia rano, kiedy to spotkają się wszyscy członkowie Wizengamotu.

*

Spotkanie Wizengamotu w poniedziałek rano przebiegało znacznie mniej dramatycznie, niż podczas ostatniego w dniu, kiedy Harry Potter zajmował się kwestią tego, kto pozostanie na swoich miejscach, zdobytych podczas pojedynkowania się w czasie, kiedy Korneliusz Knot został zdegradowany ze stanowiska, a pani Bones nie została jeszcze tymczasowym ministrem. Można powiedzieć, że było na relatywnie niskim poziomie w towarzystwie uporządkowanych zespołów. Na sali przebywało zaledwie kilku obserwatorów w galerii, którzy nie należeli do Wizengamotu. Pani Bones poprowadziła członków do komnaty, zaczekała, aż zajmą swoje miejsca i oficjalnie przywołała wszystkich do porządku.
Pierwszą kwestią, jaką zajęto się na obecnym spotkaniu, była dyskusja na temat podjęcia działań związanych z Ustawą o Rejestracji Czarodziejów, najwyraźniej podpisaną przez byłego ministra, Knota, bez uprzedniego zgodzenia się na to osób upoważnionych. Zanim pani Bones udało się skończyć przedstawianie głównego tematu przewidzianej dyskusji pośród członków Wizengamotu, przerwało jej miękkie, ale bardzo nalegające chrząknięcie od strony obserwatorów w galerii. Rozglądając się dookoła, aby odnaleźć źródło tego irytującego dźwięku, Amelia nie była zaskoczona, kiedy odkryła, że przerwała jej Dolores Umbridge, mając we włosach różowe… coś. Pani Bones westchnęła, wyrażając swoją irytację.
- Pani Umbridge, czy jest powód, dla którego przeszkadza pani w naszym spotkaniu?
- Jako starszy podsekretarz ministra Knota, czuję, że moim obowiązkiem jest zapewnić, iż potwierdza to statut, należycie przejrzany przez jego administrację - odpowiedziała piskliwym, miękkim głosem małej dziewczynki.
- Choć, oczywiście, nie był upoważniony do podpisania tej konkretnej ustawy prawodawczej i nigdy nie przedstawił rządowi wszystkich jej punktów, nawet pomimo głosowania. Ten temat rzeczywiście należy gruntownie przedyskutować. A teraz… Czy którykolwiek członek Wizengamotu życzy sobie przemawiać na rzecz ratyfikacji działań byłego Ministra?
Pani Bones podkreśliła słowo „byłego”, kiedy stawiała pytanie. Ponad okularami spojrzała w prawo, po chwili przenosząc wzrok na lewo, dokładnie lustrując członków zgromadzenia. Jej pytanie spotkało się z milczeniem.
- Dobrze. Chciałabym więc opowiedzieć się za odrzuceniem tej ustawy i usunięciem jej z naszej bazy danych. Sądzę, że powinniśmy być przeciwni nawet podczas znania jedynie pierwotnie przedstawionej nam wersji, która wymagała zarejestrowania czarodziejów w mugolskich spisach ludności. Nie ma absolutnie żadnego, nawet marginalnie odpowiedniego powodu, aby to zrobić. Z kolei ta druga część akt, włączająca szczepienia, jest oburza…
Zanim pani Bones udało się dokończyć zdanie, ponownie przerwało jej natarczywe kaszlenie Dolores, której to Amelia rzuciła najbardziej złowrogie spojrzenie. Jak gdyby nieświadoma wzrastającego gniewu pani Minister, Umbridge odezwała się:
- Jako starszy podsekretarz ministra Knota oraz jako osoba, której bezprawnie odebrano stanowisko w czołówce tego organu prawnego, muszę powtórzyć, iż organ ten nie ma prawa do zmiany przepisów prawnych, które zostały należycie przyjęte. W rzeczywistości powinien potwierdzić ustawy uchwalone przez jego administrację.
- Pani Umbridge, nie jest już pani dłużej członkiem Wizengamotu. Przebywa tutaj pani tylko i wyłącznie jako osoba prywatna. Pan Knot w chwili obecnej oczekuje na wszczęcie postępowania karnego z uwagi na sposób, w jaki zręcznie manipulował omawianiem kwestii…
Pozostała część wypowiedzi pani Bones została zagłuszona przez jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej piskliwy głosik jeszcze mniejszej dziewczynki.
- Nie, nie, nie! Był prawnie wybranym przez społeczeństwo ministrem, a działania, które doprowadziły do jego usunięcia ze stanowiska, były nielegalne! Nie macie prawa do rozważania tych spraw! Żądam, aby ten organ zatwierdził działania Korneliusza!
Tymczasowa Minister nigdy nie miała żadnego pożytku z Dolores, w dodatku brakowało jej cierpliwości do znoszenia destrukcyjnych zachowań tej kobiety.
- Aurorzy, proszę o usunięcie z sali Dolores Umbridge.
Sądząc po entuzjazmie, z jakim niektórzy mężczyźni zabrali się do wykonania powierzonego im zadania, można było powiedzieć, że od lat pragnęli być świadkiem ostatecznego końca Dolores w Wizengamocie. Żaden z nich nie zwrócił nawet uwagi na jej niezłomne wrzaski, gdy protestowała przeciwko opuszczeniu pomieszczenia.
- Proszę zabrać ją do celi na dolnym poziomie i skontaktować się z członkiem Departamentu Czarodziejskiego Prawa. Wysuniemy oskarżenia, jeżeli którykolwiek punkt kodeksu został złamany przez jej dzisiejsze zachowanie. W przeciwnym wypadku proszę upewnić się, że nigdy więcej nie zostanie wpuszczona do tej sali.
Albus Dumbledore natychmiast dostrzegł potencjalny problem w takim planie. Wizengamot szczycił się tym, że czarodziejskie społeczeństwo na ogół miało dostęp do posiedzeń. Żaden z magów nigdy nie został wyproszony z otwartej - czyli takiej jak ta - sesji. Pomyślał również, że znalazł rozwiązanie.
- Proszę wybaczyć, pani Minister. Jeżeli mogę zaproponować… Czy zamiast usuwania cywilów z ogólnodostępnej sesji Wizengamotu, nie lepiej byłoby utworzyć precedens, który mógłby być stosowany w bardziej właściwy sposób w przyszłości? Kwestie, które będziemy rozważać w następnej części tego spotkania, mogą mieć wpływ na będące w toku sprawy karne. Powinniśmy zmienić statut tej sesji na prywatny. Wtedy w spotkaniu będą mogli uczestniczyć jedynie członkowie Wizengamotu, członkowie - potencjalni lub rzeczywiści - Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów oraz pracownicy Ministerstwa, których obecności wymaga Minister.
Z wyrazem wdzięczności malującym się na twarzy, pani Bones uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- Profesorze Dumbledore, to rzeczywiście doskonały pomysł. Proszę przyjąć moją wdzięczność za przedstawienie go. To spotkanie Wizengamotu powinno przekształcić się w prywatną sesję, w związku z czym, dopóki trwa, pani Umbridge nie może powrócić do tej sali. Jeżeli zostanie zwolniona z celi po tym, jak aurorzy skonsultują się z Departamentem Czarodziejskiego Prawa, może pozostać na przyszłych spotkaniach, ale tylko w tych częściach, które otwarte są dla magicznego społeczeństwa.
Gdy umilkł hałas po usunięciu z pomieszczenia Dolores, pani Bones rozejrzała się po galerii, rejestrując w głowie tych, którzy pozostali. Kilkoro gapiów poszło w ślady Umbridge, bez wątpienia dlatego, iż oni również przebywali tutaj jako osoby cywilne. Zobaczyła jedną osobę, którą rozpoznała jako członka Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Dopiero później jej wzrok padł na Syriusza Blacka.
- Panie Black, czy mogę poznać powód pańskiej obecności tutaj?
Mężczyzna wstał, rzucając Lucjuszowi spojrzenie, w którym czaiło się czyste wyzwanie.
- Oczywiście, pani Minister. Pozostaję tutaj jako potencjalny członek Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Nie złożyłem jeszcze podania o członkostwo, jednakże mam wszelkie kwalifikacje, aby zostać członkiem tego organu.
Łukowate brwi Malfoya podniosły się, gdy tylko mag usłyszał oświadczenie Blacka. Nikt nie przedstawił oficjalnej listy osób obecnych na Wezwaniu, więc informacje wydostawały się tak, jak teraz - przypadkiem, ot tak. Więc Black został wezwany. Mimo tego wszystkiego - włączając ponad dziesięć lat spędzonych w Azkabanie - ten mężczyzna był w stanie zaakceptować ten honor i zająć swoje prawowite miejsce tamtej nocy, podczas gdy Lucjusz doświadczał stanu najwyższej frustracji i wściekłości, jakich nie czuł nigdy wcześniej, w całym swoim życiu. Naprawdę miał ochotę coś lub kogoś przekląć. Cokolwiek, byle w tej chwili.
Pani Bones była nieco zaskoczona oświadczeniem Syriusza, jakoby miał pełne kwalifikacje do zostania członkiem Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Znała go od lat, jeszcze zanim został wtrącony do Azkabanu, i zawsze uważała go za nieodpowiedzialnego hodowcę piekła, choć - oczywiście - to nie miało absolutnie nic wspólnego z magiczną siłą. Rzuciła szybkie spojrzenie Albusowi. Jeżeli ktokolwiek wiedziałby, czy oświadczenie Syriusza jest prawdziwe, to właśnie on. Ku jej zaskoczeniu, starzec wpatrywał się z dumą w młodszego mężczyznę. Cóż, dobrze. Kobieta krótko skinęła głową w stronę Łapy, po czym powróciła do rozpatrywania wraz z członkami Wizengamotu przepisów, które weszły w życie niedawno, pod czujnym okiem Knota. W krótkim czasie organ odrzucił zarówno Ustawę Rejestracji Czarodziejów, Doktrynę Certyfikacji Różdżek oraz Sojusz Pierwszeństwa Ustaw.
Następna z kolei była seria petycji od mieszkańców Winter Land. Pani Brand wstała, aby je zaprezentować. Miała prezencję brata, choć, oczywiście, jej głosowi było daleko do tego, jakim władał Severus. Winter Land składały wniosek, aby Wizengamot uznał, że protektorat nad tymi terenami wciąż sprawuje Harry Potter. Jej słowa wywołały odzew w postaci cichych pomruków sprzeciwu, dochodzących od różnych obecnych osób.
Lady Brand zezwolono na zasiadanie w Wizengamocie w imieniu Winter Land głównie ze względu na fakt, iż osoba sprawująca protektorat nad tym krajem, jest obywatelem Wielkiej Brytanii. To Lucjusz w szczególności był zaskoczony sprytnym podejściem, kiedy zdał sobie sprawę, iż - choć nikt nie chciał wyzwać pani Brand na pojedynek o jej miejsce - miała do niego raczej wątpliwe prawo, szczególnie, jeżeli twierdziła, że trzyma je w imieniu Winter Land, a nie swoim własnym. Jeżeli jego zapytano by o zdanie, poleciłby jej, aby odrobinę zmieniła podejście, utrzymując, że jest członkiem Wizengamotu tylko we własnym imieniu. Mimo to, nie było wątpliwości, że kobieta nie zdaje sobie z tego sprawy.
Jednakże szanse na powodzenie tego niepokojącego podejścia były niemalże zerowe - nie było zbyt wielu Protektoratów, z którymi miano do czynienia w obecnych czasach. Mowa tutaj szczególnie o takich, które zabrano spod protektoratu Ministerstwa do jednostki.
Pani Bones przemówiła jako pierwsza.
- Nigdy nie zaakceptowaliśmy w Wizengamocie członka z obywatelstwem kraju nie będącym pod protektoratem Wielkiej Brytanii.
Lucjusz zauważył, że brwi Dumbledore'a zmarszczyły się delikatnie po usłyszeniu tych słów. Gdyby wcześniej pojawiły się jakiekolwiek dodatkowe informacje o tym, co pani Brand zamierza przedstawić w swoich materiałach, Malfoy odbyłby kilka prywatnych rozmów z innymi ministrami, aby wyrazić swoje myśli i spróbować uniknąć publicznej dyskusji - takiej, jak ta. Bez względu na przyczynę, materiały przedstawione przez panią Brand wspominały zaledwie o kilku sprawach dotyczących Winter Land. Zamierzał spotkać się z tą kobietą później, by omówić z nią bardziej polityczne podejście, ale na chwilę obecną ta petycja potrzebowała jego wsparcia.
- Nie widzę żadnego problemu związanego z tym wnioskiem. Jeżeli protektorat przechodzi z Wielkiej Brytanii na jej obywatela, a kraj ten notabene decyduje się uznać go za swojego króla… Cóż, myślę, że możemy przystać na to, iż przedstawiciel danego kraju pragnie pozostać członkiem Wizengamotu. Dobra relacja między obywatelami magicznej Wielkiej Brytanii a czarodziejskim społeczeństwem kraju poddanego pod protektorat obywatelowi Wielkiej Brytanii sprawia, że przez taki układ wzajemne interesy obu państw będą chronione w najlepszy z możliwych sposobów. Wnoszę, abyśmy zgodzili się na tę propozycję.
Dość szybko po oświadczeniu Lucjusza wniosek pani Brand został zatwierdzony. Następną omawianą przez nią kwestią było ponowne utworzenie umów handlowych z Winter Land, potwierdzając tym samym założenia Malfoya, iż będzie to natychmiastowa niemalże korzyść z umożliwienia przedstawicielowi Winter Land zajęcia miejsca w Wizengamocie w ich imieniu. Po szybkim skinięciu głowami przez Lucjusza i Albusa, ten wniosek również szybko zatwierdzono.
Jej ostatnia prośba traktowała o zezwoleniu wojownikom Winter Land na magiczny transport i przebywanie na ziemiach brytyjskich na wypadek gdyby Harry Potter wezwał ich na pomoc. Pomrukiwania, dotychczas skutecznie powstrzymywane, wybuchły na nowo - jeszcze głośniej, niż wcześniej. Słowo „inwazja” dało się słyszeć od kilku członków. Mogłoby to przerodzić się w mocny argument, gdyby Albus nie przemówił niemal natychmiast:
- Pani Minister, to jest całkowicie zgodne z naszym przyjęciem Lady Brand jako członka tego organu w imieniu społeczności Winter Land. Te ziemie uważane są teraz za protektorat Wielkiej Brytanii, choć nie tak bezpośrednio, jak dotychczas. Wierzę, że jest pani świadoma, iż już teraz, na nasze zaproszenie, istnieje obozowisko wikingów z Winter Land na terenie Hogwartu, Szkole Magii i Czarodziejstwa. Uważamy ich za bardzo mile widzianych gości. Sami w sobie są bardzo cennymi, dodatkowymi zabezpieczeniami dla zamku. Popieram ten wniosek. Zdecydowanie nie stanowi to inwazji ani nie ogranicza praw dostępu dla dobra wszystkich naszych obywateli.
Interwencja Albusa w obronie tego wniosku skutecznie uciszyła wszelkie pomrukiwania. Odbyło się trochę chaotycznych dyskusji, nastawionych raczej „na wypadek, gdyby coś poszło nie tak”, jednakże nie było poważniejszych zastrzeżeń do wejścia w życie tej ustawy. Ostatecznie ona również została zatwierdzona.
Kolejny podjęty temat był następnym przedstawionym w formie najważniejszych pojęć w materiałach informacyjnych. Dotyczył praw wampirów i wilkołaków. To nie było ani trochę tak łatwe, jak prezenter myślał. Remus wstał, aby przedstawić wniosek wprowadzony w życie około czterysta lat temu, w którym cierpienie na wampiryzm lub likantropię automatycznie pozbawia zarażonego wszelkich praw obywatelskich. Lord Aventine przysłuchiwał się temu z zainteresowaniem; choć młodszy czarodziej z nim tego nie skonsultował, wampir bardzo gorąco popierał uchylenie tego prawa. Jednakże nie był szczególnie zaskoczony, kiedy wstał Lucjusz, aby przedstawić zupełnie inny wniosek. Zawiłości czarodziejskiego prawa z pewnością nie były tak dobrze rozumiane przez Remusa, jak - niewątpliwie - wyśmienicie rozumiał je Malfoy. Pan Aventine był przekonany, że Lucjusz będzie po ich stronie; szczególnie po jego ostatnim, publicznym spotkaniu z Harrym Potterem.
- Pani Minister, panie Lupin oraz pozostali członkowie Wizengamotu. Czy mógłbym zasugerować, abyśmy podeszli do tego tematu w nieco inny sposób? Uchylenie tych dwóch ustaw, które przed momentem zostały państwu przedstawione raczej nie osiągnie tego, czego oczekuje mój kolega. Kiedy ustawa jest w kodeksie przez tak długi okres czasu jak te dwie, istnieje również kilka innych przepisów wyrażających taki sam pogląd lub odnoszących się do tematu. Wierzę, że to, co należy zrobić w tym wypadku, to przeprowadzenie dogłębnej analizy praw czarodziejów odnoszących się do sytuacji wampirów i wilkołaków. W takim przypadku będzie można zrozumieć wszelkie aspekty prawne dotyczące tych dwóch grup oraz różnice między nimi a czarodziejami. Będą mogły zostać dobrze zidentyfikowane i zrozumiane. Potem możemy zająć się wnoszeniem odpowiedniej ilości uchyleń i poprawek, aby przywrócić wampirom i wilkołakom wszelkiego rodzaju prawa, jakie miały przed wprowadzeniem w życie tych dwóch ustaw, jakie tutaj dziś przedstawiono. Aby zrobić to prawidłowo i osiągnąć to, co niewątpliwie było celem mojego kolegi, przypuszczam, że będziemy musieli rozważyć uchylenie co najmniej stu różnych przepisów prawnych, uchwalanych przez wieki od czasu tych dwóch głównych. W dodatku prawdopodobnie kilkaset ustaw będzie potrzebowało korekty w celu odzwierciedlenia wprowadzonych zmian. Chętnie się tym zajmę, jednocześnie zapraszając Lorda Aventine i pana Lupina do uczestnictwa, aby w pełni przeszukać wszystko, co się z tym wiąże i dojść do odpowiednich wniosków. Zważywszy na fakt, iż praca ta wymaga środków niedostępnych Ministerstwu, sam zajmę się kompletowaniem ich. Oczywiście, na własny koszt.
To Lord Aventine miał najbardziej oszołomiony wyraz twarzy, słysząc to. W pełni rozumiał, co zrobił Harry Potter, oferując Malfoyowi szansę zajęcia miejsc w Wizengamocie, ale zobaczenie tego człowieka w akcji było czymś więcej, niż oczekiwał. Lucjusz był wytrawnym politykiem i prawdopodobnie wiedział więcej o czarodziejskim prawie niż zdecydowana większość społeczeństwa - szczególnie, jeżeli brać pod uwagę fakt, iż większość ustaw, jakie poparł, cieszyło się wejściem w życie.
Sądząc po uśmiechu na twarzy i radosnym błysku w oczach, Albus Dumbledore był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nawet, jeżeli Remus miał jakiekolwiek zastrzeżenia, co do szczerości wsparcia Lucjusza, musiał wziąć pod uwagę podejście bardziej światowego Aventine i dalece więcej doświadczonego dyrektora. Obaj wyglądali na zadowolonych z zachowania Malfoya, tak więc - spychając na bok swoje obawy - Lupin skinął głową w kierunku Lucjusza.
- Doceniam wartość wsparcia pana Malfoya w tym przedsięwzięciu. Jestem pewien, że jego duże doświadczenie pozwoli nam na podjęcie działań, mających na celu doprowadzenia do zmiany ustaw, co, moim zdaniem, jest niezbędne.
Brakowało mu odwagi, aby w tym momencie nawiązać kontakt wzrokowy z Syriuszem. Był pewien, że jego towarzysz wpatrywał się w niego tak, jakby zwariował, a Remus nie był na tyle pewien swoich słów, aby móc znieść to spojrzenie.
Mimo wszystko, Remus wciąż stał. Widząc pytające spojrzenie pani Bones, mówił dalej:
- Minister Bones, mam jedną dodatkową kwestię do przedstawienia. Bardzo niepokoi mnie, zarówno osobiście, jak i jako członka tego organu, bezpieczeństwo Harry'ego Pottera i Severusa Snape'a. Nie sadzę, aby ich osobista obecność w Ministerstwie Magii była konieczna z jakiegokolwiek powodu. Mówię to, mając w pamięci ich ostatnie odwiedziny w tym budynku, kiedy to kilkudziesięciu czarodziejów czekało na pana Snape'a w jednym z korytarzy, aby rzucić mu wyzwanie. Choć, oczywiście, zwyczaje czarodziejskiego świata wymagają, aby pan Snape, przez wzgląd na swój honor, musiał przyjąć każde z wyzwań oraz pojedynkować się z każdym, kto rzucił rękawicę. Uważam za kompletnie niegodziwe, aby jeden człowiek był zobowiązany do pojedynkowania się z dziesiątkami przeciwników. Dobrze, że pan Black zgodził się zostać jego sekundantem. Obaj są wyśmienitymi pojedynkowiczami, jednakże jestem zażenowany faktem, iż sytuacje będące tak jawnym aktem tchórzostwa, mają miejsce w murach Ministerstwa. Chciałbym dodać, iż Harry Potter całkowicie zgadza się z moim poglądem. Był wyraźnie wściekły, kiedy znalazł swojego współmałżonka pojedynkującego się na śmierć i życie; szczególnie, że jeszcze wtedy czekało na niego mnóstwo pojedynkowiczów, którzy rzucili wyzwanie. Odpowiedzią pana Pottera na ten widok był wyjątkowy pokaz bezróżdżkowej magii, który to dosłownie zdmuchnął wszystkich z powierzchni korytarza. Spowodował śmierć jednego z czarodziejów, a przynajmniej ośmiu z nich odniosło poważne obrażenia, gdy zatrzymali się na przeciwległej ścianie. Nie mówiąc już nawet o rozbitych płytkach. Czymś więcej niż zranienia osób wyzywających pana Snape'a lub uszkodzenie obiektów ministerialnych, jest potencjalna szkoda dla osoby pana Pottera, wywołana zadziwiającym pokazem bezróżdżkowej magii. Mimo wszystko to wciąż jest zaledwie szesnastolatek. Jestem pewien, że pan Malfoy mógłby dodać coś od siebie względem tego, co proponuję. Jednakże w interesie bezpieczeństwa pana Pottera i pana Snape'a w takim samym stopniu, jak również w interesie Ministerstwa, które z pewnością będzie pragnęło dostępu do ich zdania i tego, aby osobiście załatwiali tutaj swoje sprawy, proponuję, aby wszelkie pojedynki - poza tymi o miejsce w Wizengamocie na czas, kiedy nie mamy Ministra - były zakazane w budynku ministerialnym bądź w jego najbliższym otoczeniu.
Po raz pierwszy Lucjusz nie mógł dodać niczego do legislacyjnego wniosku Lupina, który przeszedł bez dalszych dyskusji.

*

Po zakończeniu spotkania Wizengamotu, Albus cicho poprosił panią Minister o rozmowę, aby poinformować ją o pracach na terenie Hogwartu. Zaprowadziła go do swojego gabinetu, po czym przywołała swoich dwóch najbardziej zaufanych doradców. Dumbledore rozpoznał jednego z nich, Aurora Maxwella Darmuta, po czym skinął mu głową w geście powitania. Następnie został przedstawiony młodszemu czarodziejowi - pulchnemu, o ciemnych włosach, posiadającemu nerwowe odruchy, Malcolmowi Merrinowi.
- Minister Bones, jak pani wiadomo, w Hogwarcie powołano kilka zespołów do pracy nad kilkoma aspektami obecnej sytuacji i chcemy, aby nasze działania śledziło Ministerstwo. Być może słyszała pani, że Harry Potter, Severus Snape, Hermiona Granger i ja wymyśliliśmy zaklęcie, które usuwa Mroczny Znak z przedramion śmierciożerców Voldemorta. To coś więcej, niż tylko czar kosmetyczny. Zaklęcie to całkowicie pozbywa się połączenia pomiędzy Voldemortem a jego poplecznikami. W związku z tym nie może ich wezwać ani korzystać z ich mocy poprzez połączenie.
Malcolm, który krzywił się najbardziej zauważalnie, gdy Dumbledore wypowiadał przybrane nazwisko Riddle'a, odezwał się z irytacją:
- Mamy na głowach poważną sytuację. Jest pan pewien, że warto mieć teraz do czynienia ze sługusami Sam-Wiesz-Kogo, marnując wysiłki na Mroczne Znaki, kiedy do zrobienia jest tak wiele?
- Harry w szczególności obawiał się, że jeżeli zostawimy to połączenie w takim samym stanie, Voldemort może po prostu spróbować ponownie rzucić to zaklęcie. Na Wezwaniu Harry zdał sobie sprawę, że wielu z najpotężniejszych czarodziejów i czarownic naszego świata przyjęło Znak, przez co ich moc była do dyspozycji Voldemorta, a to znaczący problem. Mugole wciąż śpią, więc jedynie czarodzieje zostaliby posłani do świata snu. W tym przypadku nie będzie mowy o żadnym czarze zastoju. To my będziemy skazani na pewną śmierć.
Darmut spojrzał z pogardą na kolegę z Ministerstwa, najwyraźniej reagując na bezczelność zawartą w jego ostatnim pytaniu.
- Myśli pan, że Sam-Wiesz-Kto jest świadom tego, co zrobiliście?
- Harry jest pewien, że Voldemort zdaje sobie sprawę, iż jego plany zostały pokrzyżowane, ale może nie znać wszystkich szczegółów. Zakładamy, że zorientował się, iż zablokowaliśmy połączenie zawarte w Mrocznych Znakach. Prawdopodobnie będzie teraz rekrutował nowych członków i starał się odnowić więź z tymi starymi. Rozumiem, że znalazło się wielu jego popleczników, którym opadły klapki z oczu, gdy zdali sobie sprawę, jak Voldemort ich oszukał, odsysając z mocy i nie pozwalając zająć swojego prawowitego miejsca na Wezwaniu. To pozwala mi myśleć, że nie da rady znaleźć większości poprzednich śmierciożerców, którzy chcieliby na nowo przyjąć Mroczny Znak. Trochę czasu zajmie mu znalezienie kogoś, kto będzie chętny stworzyć z nim więź i zaakceptować fakt, że dzieli się z nim mocą. Przynajmniej teraz, gdy rozumieją, na jakiej zasadzie działa.
- Co możesz powiedzieć na temat wyników swoich długich badań, Albusie? - zapytała pani Bones.
- Nie mamy już do czynienia z przeciwnikiem uzbrojonym w dobrze opracowany plan bitwy. Jak do tej pory, główny plan Voldemorta miał sprawić, że wszyscy mugole na całym świecie umrą, podobnie zresztą jak znacząca część nas, czarodziejów, znajdzie się na tamtym świecie lub będziemy poważnie chorzy. Najprawdopodobniej zamierzał obudzić jedynie garstkę swoich zwolenników w odpowiednim czasie, aby uratować im życie. Kompletnie pokrzyżowaliśmy te plany. Harry i jego zespół w Hogwarcie będzie co jakiś czas rzucał to zaklęcie, prawdopodobnie co kilka dni w różnych kierunkach. Nawet, jeżeli znajdzie się ktoś, kto przyjmie teraz Mroczny Znak, nie będzie go miał na długo.
- Ma pan jakiekolwiek przypuszczenia na temat tego, co Voldemort może próbować robić dalej, profesorze Dumbledore? - zapytał Darmut, zastanawiając się, z czym on i jego zespół będą musieli walczyć tym razem.
- Ach, tak. Kluczowe pytanie. Myślę, że musimy spojrzeć nieco wstecz, aby dostrzec, do czego może nas to zaprowadzić w niedalekiej przyszłości. Myślę, że możemy spodziewać się zwyczajowego mordowania ludzi i niszczenia mienia, oczywiście. Niemniej jednak odbyłem niedawno wyjątkowo interesującą rozmowę z Augustą Longbottom, która była aurorem około sześćdziesięciu lat temu. Wspólnie zgodziliśmy się, że precedens do rozważenia jest ściśle związany ze wzrostem potęgi Gellerta Grindelwalda.
Pracownicy Ministerstwa Magii wymienili ze sobą spojrzenia pełne dezorientacji. Żadne z nich nie było wystarczająco stare, aby doświadczyć tego na własnej skórze, ale wszyscy znali ogólną historię.
- Jeżeli dobrze pamiętam, to właśnie wtedy po raz ostatni widzieliśmy wezwanego demona. Oczywiście pomijając ostatnie podejście Voldemorta. Gellert oparł się głównie na korzystaniu z wszelkiego rodzaju czarnej magii: czarach przymusu, magicznych wiązań i tortur. Byliśmy świadkami stosowania bezwzględnych porwań i morderstw, zarówno tych z użyciem magii, jak i bez. W ten sposób Grindelwald starał się zmusić czarodziejów do przyjęcia jego zwierzchnictwa. Był we wczesnej fazie próby przejęcia rządu, kiedy w końcu zajrzał śmierci w oczy.
Z wyrazem ogromnej rozpaczy malującym się na twarzy, Minister Bones zapytała:
- Czy uważasz, że działania Korneliusza były częścią planu Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Mógł być pod działaniem Imperiusa, kiedy próbował namieszać w Ministerstwie?
- Nie. Myślę, że Korneliusz zdradził na własną rękę. - Albus spojrzał na Darmuta w poszukiwaniu potwierdzenia. Dostał je natychmiastowo, więc kontynuował: - Knot korzystał z kilku najbardziej wyrafinowanych, znanych w naszym kraju metod wykrywania czarów. Metod, które zawsze wyjątkowo dobrze sprawdzały się przy wykrywaniu jakiegokolwiek zaklęcia przymusu. Poza tym jestem pewien, że nasi aurorzy i eksperci w tym temacie z pewnością wykryliby coś w tym rodzaju. Działania naszego byłego ministra były korzystne dla Voldemorta, ale nie były częścią jego planu. Gellert miał spryt, który Voldemort najprawdopodobniej stracił. Wielu z tych, którzy ulegli wpływowi Grindelwalda nie rozumiało tego, do czego ten naprawdę zmierzał; przynajmniej dopóki nie było prawie za późno. Najpewniej Voldemort przedstawiał poglądy, z jakimi wielu się zgadzało, ale dopiero teraz pokazuje, do czego zmierzał od samego początku. Wszyscy rozumieją, jaki jest jego ostateczny cel i sposób, w jaki zamierza go osiągnąć. Ci, którzy zgadzają się z nim teraz, robią to w pełni świadomie. Prawdopodobnie jego zwolenników będzie znacznie mniej, ale będą dalece bardziej zaangażowani w jego sprawy.
Malcolm pozostał cicho. Jego brawura zaczęła odpływać, im lepiej rozumiał powagę sytuacji. Albus zastanawiał się, jaką rolę pełni młody czarodziej, pomagając pani Bones - na tym spotkaniu wydawał się być całkowicie poza jej ligą. Niemniej jednak Darmut wyraźnie rozumiał to, co miało nadejść.
- Tak więc w następnym etapie będziemy mieli do czynienia z przemocą i wściekłością oraz ludźmi w pełni zaangażowanymi w to, co robią i lekceważącymi szkody, jakie mogą wyrządzić.
Albus skinął głową, mając na twarzy bardzo smutną minę. To, niestety, wszystko podsumowywało.
- Wydaje mi się, że czytałam gdzieś, iż Grindelwald był bardzo biegły w przyzywaniu demonów - zauważyła Amelia.
Albus zgodził się z nią.
- Możemy również spodziewać się bardziej zwyczajnych ataków prowadzonych przez śmierciożerców. Nie będą już w stanie łączyć swojej mocy, ale wystarczy, aby mogły korzystać ze swojej własnej, atakując nas.
Dumbledore uśmiechnął się i po chwili kontynuował:
- To właśnie o tym dyskutowałem z Augustą. Była bardzo zaangażowana w walkę z Gellertem. Jest dobrze wyszkolona w kwestii zaklęć obronnych, których możemy potrzebować teraz, gdy mamy nowego czarnoksiężnika, próbującego przejąć kontrolę nad naszym światem. Mówię teraz o czarach, których wielu już nie zna. Pani Longbottom zgodziła się poprowadzić nowy kurs w Hogwarcie.
Malcolm spojrzał ostro.
- Nie widzieliśmy jeszcze opisu nowego kursu w Hogwarcie, ale wciąż oczekuje się, że będzie pan podążał zgodnie ze standardami nauczania, by uczniowie mogli bez problemu zdać Sumy i Owutemy.
- Kurs prowadzony przez panią Longbottom nie jest częścią regularnego program nauczania. Tylko wybrani uczniowie zostaną zaproszeni do uczestnictwa w nim. Będą to ci, którzy wykazują szczególne zdolności i zainteresowanie w tej dziedzinie. Chętnie utworzymy specjalną sesję dla członków twoich oddziałów, Maxwell, oraz pozostałych zainteresowanych pracowników Ministerstwa, żeby mogli skorzystać z wiedzy kogoś bardziej doświadczonego w tym temacie. To będzie również udostępniane dla różnych członków społeczeństwa. Harry wyraził zainteresowanie, zapraszając niektórych najsilniejszych czarodziejów i czarownice z całego świata do odwiedzenia Hogwartu i uczestnictwa we wspomnianym kursie.
Malcolm wyglądał na bardzo zdenerwowanego tymi wiadomościami. Nachylił się w stronę pani Bones.
- Nie możemy na to pozwolić, pani Minister! Nie możemy pozwolić na nic, co zezwoli na rozproszenie wsparcia i treningu, które mogą przydać się do obrony naszego kraju przed Sama-Wiesz-Kim. Po wszystkim, co się stało, istnieje dużo powodów, aby sądzić, iż skoncentruje swoje działania właśnie tutaj.
- Ja również jestem tym zaniepokojony, profesorze Dumbledore - dodał Maxwell. - Wierzę, że musimy najpierw dokładniej rozejrzeć się tutaj i upewnić się, że zrobiliśmy dla naszych ludzi wszystko, co możliwe, zanim będziemy dzielić się tym z innymi.
Albus przeniósł spojrzenie na Amelię, oceniając jej reakcję na słowa doradców. Wyglądała na zamyśloną, jakby rozważając kwestie poruszone przez mężczyzn.
- To jest, oczywiście, prywatny kurs. Tylko na zaproszenie. Wyślemy je do tych pracowników, którzy według was mogą najbardziej pomóc społeczeństwu, mając te instrukcje. Wiem, że pan Potter będzie nalegał na wtajemniczenie większej ilości osób, ale nie chcę o tym słyszeć.
Pani Bones ani trochę nie wyglądała na kogoś wyprowadzonego z równowagi. Wręcz przeciwnie, zdawała się być zadowolona, że Harry zajmował ważniejszą pozycję i zwolnił Ministerstwo z obowiązku podjęcia decyzji związanej z obroną.

*

Będąc z powrotem w Hogwarcie, Harry cieszył się, że poniedziałkowy poranek nie odbiega od normy.
On i Severus wypili wspólnie swoje poranne napoje - Snape kawę, Potter herbatę. Wspólny pocałunek przed wyjściem do Wielkiej Sali na śniadanie stało się tak naturalny, tak normalny… To wiązało.
Uczniowie przy stole Gryffindoru byli tak samo hałaśliwi, jak zawsze. Wokół niego toczyły się rozmowy na wszelkie codzienne tematy. Dało się słyszeć plotki, kłótnie i dyskusje na temat dzisiejszych zajęć. Hermiona, naturalnie, przeglądała notatki z poprzednich lekcji. Jej starania, aby Harry i Ron przyłączyli się do niej w powtarzaniu materiału sprzed niemalże tygodnia, nie okazały się sukcesem - jak zawsze. Ron, Dean i Seamus rozmawiali o wznowieniu Quidditcha, kiedy boisko zostanie naprawione. Neville wciąż był przerażony planami własnej babki zrobienia z niego swojego asystenta podczas prowadzenia przez nią kursu.
Harry uśmiechnął się, smarując masłem kawałek tostu, po czym zamoczył go w zbożowej kawie. Tak powinno wyglądać życie szesnastoletnich uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Z radością odłożył na bok absurdalność, która zmuszała go do uporządkowywania spraw w Ministerstwie i radzenia sobie z dygnitarzami. Niemal całkowicie wyrzucił z głowy wszystkie inne rzeczy, które stały się częścią jego życia w ciągu ostatniego tygodnia. Hermiona zajmowała się teraz pracą domową, a nie desperackimi próbami odkrycia zaklęcia, by rozwiązać problem, który pozostawał zagadką przez wiele lat - jeszcze zanim się urodziła - i usunąć Mroczny Znak. Rzucił szybkie spojrzenie na stół prezydialny i uśmiechnął się, widząc Severusa patrzącego z irytacją na profesor McGonagall. Jak bardziej normalne mogłoby to być?
- Co jest takie zabawne, Harry? - zapytał Ron.
- Nic. Po prostu rozglądam się wokół i widzę, jak zwyczajnie to wszystko znów zaczyna wyglądać. Normalne sprawy, o których można porozmawiać. Hermiona, gorączkowo przeglądająca notatki przed lekcjami. Brakowało mi tego.
Panna Granger wywróciła oczami, słysząc to, co powiedział Potter o jej zajęciu, po czym dobrodusznie uderzyła go w ramię na nowo zwiniętym pergaminem, który czytała jeszcze przed chwilą.
- Naprawdę chciałabym, aby wszystkim udało się w kilka minut przejść do porządku dziennego po tym, co działo się w ciągu ostatniego tygodnia. Profesor McGonagall najwidoczniej ma problem z uporządkowaniem tego, a to sprawia, że zajęcia dzisiaj będą wyjątkowo trudne.
Harry uśmiechnął się szeroko. Tak, w końcu wszystko wraca do normy. Nigdy nie wiedział, jak długo „normalność” będzie częścią jego życia, więc wiedział, że musi się nią cieszyć, póki może. Wciąż się uśmiechał, gdy grupa przyjaciół wstała i skierowała się do klasy profesor McGonagall.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Małżeństwo 90 latków na kursie komputerowym
Kamień małżeństw 74, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień - Rozdział 80-81, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Rozdział 79, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
''Kamień małżeństw'' 77, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień małżeństw [78 88]
''Kamień'' Rozdział 76, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
''Kamień'' - Rozdział 78, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
Kamień Małżeństw 84 85
Kamień Małżeństw 91

więcej podobnych podstron