ZRÓBCIE MU MIEJSCE
Okrężną drogą wracałam z targu do domu, mając nadzieję, że mój pies zadowoli się tym dłuższym spacerem i do wieczora będę miała z nim spokój. Szłam rzadko uczęszczaną uliczką wśród pojedynczo rozrzuconych domów. Nie spieszyłam się. Nagle tuż za sobą usłyszałam trzask z furią zamykanej furtki. Pies podskoczył i warknął. Obejrzałam się niespokojnie. Chłopak stojący przy rozchuśtanej żelaznej furtce kopnął ją z całej siły, a gdy ta ponownie otworzyła się kopnął jeszcze raz i jeszcze. Widząc, że patrzę odwrócił się w moją stronę i wtedy poznałam, że to jeden z uczniów liceum, w którym niedawno miałam zajęcia. On też mnie poznał i wyraźnie speszony zrobił gwałtowny zwrot w drugą stronę.
- Poczekaj! - zawołałam. Przyspieszył kroku, jakby nie słyszał.
- Zostań, proszę - powiedziałam ciszej i łagodniej. O dziwo, zatrzymał się, ale nie od razu się odwrócił. Kiedy podchodziłam, stał zwrócony w moją stronę jak wulkan grożący nową erupcją.
- Słucham! O co chodzi?! - wydobył jakby pomruk ze środka.
Właściwie to nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć i jak wytłumaczyć swoją reakcję. Czułam się nie pewnie i zaczęłam żałować tego dłuższego spaceru.
- Nie wiem, co powiedzieć, ale też widząc cię, nie mogłam nie zareagować. Taki jakiś mam w środku automat.
- Tylko niech Pani nie zaczyna ze mną tej gadki o odpowiedzialności, bo nie mam ochoty…
- Nie jestem przygotowana do prelekcji na temat twojego życia, ale po prostu jestem tu…
Zrobiłam jakiś ruch ramionami, który miał wyrażać moją bezradność. Czułam się niezręcznie.
- Pani wybaczy, ale to moje prywatne sprawy i nie mam ochoty na rozstrząsanie ich z kimkolwiek - powiedział z naciskiem. - Rozumiem. Masz prawo być sam. Czasem tak trzeba, a czasem wprost przeciwnie, wobec tego do widzenia… Zapomniałam twojego imienia - zawiesiłam głos i popatrzyłam na chłopca.
- Jarek - powiedział całkiem łagodnie.
- Do widzenia Jarku, będę o tobie pamiętać dziś w modlitwie.
Słowo "modlitwa" padło niespodziewanie dla mnie samej i dobrze wiedziałam, że go nie przewidziałam, ani nie zaplanowałam w tej rozmowie. Jarek też jakoś dziwnie drgnął i po -- chwili całkiem cicho wybąkał: "dziękuję". Potem odwrócił się i szybko odszedł.
Czasem jest tak, że między ludzkie sprawy nic więcej się nie zmieści: ani zrozumienie, ani życzliwość, ani przyjaźń, ani nawet sama miłość. W modlitwie, sam Bóg staje przy człowieku, a naszą rzeczą jest ustąpić Mu miejsca.
Elżbieta Ryszka
Promyk Jutrzenki 5/98 s. 30