Maria Kuncewiczowa, Cudzoziemka
Powieść ta ma specyficzną konstrukcję. Rzeczywisty czas trwania akcji to jeden dzień z życia Róży Żabczyńskiej. Jednocześnie powieść przeplatana jest retrospekcjami, obrazkami z wcześniejszego życia Róży, tak, że w gruncie rzeczy dostajemy pełną „biografię” bohaterki.
Treść:
Róża przychodzi z wizytą do córki Marty na umówioną godzinę jedenastą. Właścicielki mieszkania nie ma w domu, zniecierpliwionej Róży otwiera służąca Sabina. Przed Sabiną R. Zachowuje się wyniośle, wkracza z podniesioną głową. Gdy odprawiła służącą, wróciła do wejściowych drzwi i wkroczyła ciężko, „cierpiętniczo”, jak obrażona matka. Zaczęła oglądać mieszkanie, było jej przykro gdy spostrzegła „pradziadowy” stolik, który wiozła z wygnania przez całą Rosję, teraz wciśnięty gdzieś w kąt, przy którym wnuk Zbyszek bawił się z koniemna biegunach. Zdjęła ze ściany portrecik ojca, przejrzała się w lustrze- miała na sobie sweter w pąsowe i srebrne skrzydła. Przypomniała sobie sytuację kupowania swetra- nie podobał się on Marcie, kobieta proponowała matce czarny sweter, w którym wyglądałaby jak sen o zimie, albo kotka Petronela w swej najlepszej formie. Więc Róża z wrodzonej przekory wybrała ten ze skrzydłami.
R. w ciągu życia niewiele czasu spędzała przed lustrem. „Odkryła” je dopiero w 16 roku życia, już w Warszawie, dokąd sprowadziła ją ciotka Luiza (Ludwika).
Ciotka zabierała ją na wizyty do domu znakomitego skrzypka Januarego Bądskiego Tam poznała i pokochała młodzieńczą miłością jego najmłodszego syna- Michała. Siostra Michała- Aniela pochwaliła piękny nos Róży, wtedy młoda dziewczyna po raz pierwszy sama zwróciła uwagę na własną urodę, kobiecość. R. Zaczęła oglądać uważnie swoją twarz śniadą cerę (po prababce Kreolce), oczy, czarne włosy i całe ciało, którego dotykał Michał. Przyrzekali sobie uczucie, ale chłopak ożenił się z kursantką, którą jego rodzice uznali za lepszą partię.
Po tym zranieniu Róża stała się zarozumiała i nieprzystępna, mówiono o niej-zimna piękność. Spotkało ją nieszczęście (zawód miłosny), postanowiła się więc zemścić.
Wyszła za mąż za cichego, spokojnego Adama- świeżo upieczonego absolwenta nauk matematycznych. Chciała na niego zwalić swą piękność jak miażdżący głaz, żeby nic jej nie mógł ofiarować, żeby za nic nie musiała być mu wdzięczna.
Prócz tego, że była piękna, grała też pięknie na skrzypcach. Ale nie potrafiła osiągnąć prawdziwej maestrii, bo do tego trzeba prawdziwie czuć, kochać. A ona chyba nie do końca potrafiła. Była egocentryczką o bardzo mocnym charakterze. Raniła ludzi, którzy ją otaczali. Całe życie niezadowolona, tęskniąca do nierealnego, nieosiągalnego. Dla Adama w swym własnym przekonaniu, była za dobra. Nie doceniała go i nie umiała kochać. Najbardziej w tym wszystkim raniła siebie samą. Dr Piotr Oczko zdiagnozował ją jako osobowość schizofreniczną. Nie jest to teoria pozbawiona słuszności.
Siostry Adama widziały w pięknej skrzypaczce dobrą partię dla brata. Róża zawiozła męża do Saratowa, w gimnazjum otrzymał on posadę matematyka. Adam był bardzo wyrozumiały dla dziwactw żony, spełniał każdą jej zachciankę; ona zaś zachowywała się jak księżniczka. Była zimna i nieprzystępna, ubierała się na czarna (w żałobie po Michale).
Na świat przyszło 2 synów: Władyś i Kazio.
Róża okrutnie prześladowała ludzi swoją urodą. Dla niej jeden człowiek przesłonił świat, jeden reprezentował naród i jedna była tylko zemsta (ten Michał- cóż takie ekspresyjne natury tak mają- jak kochać to tylko raz- prawdziwe i na zabój).
Bała się zmian w swej urodzie- starzenia, bo kiedy wróci ten jedyny, to jej nie pozna.
Powrót z dygresji do mieszkania Marty. Róża znów się po nim rozgląda, siada i bierze się za wykończanie gamaszy dla Adama. Spostrzegła przybity gwoździami do ściany przez Pawła (męża Marty) wschodni szal babki, zesłanej kiedyś z mężem na Kaukaz. Przed oczyma stanął jej dziad Żabczyński, ranny pod Santo Leo, Samosierrą; który przetrwał San Domingo. Szal był dokumentem, że przodkowie Róży po mieczu i kądzieli przelewali krew za ojczyznę.
Róża dorastałana zesłaniu- w Taganrogu na Kaukazie. Ale tam jej rodzina się liczyła. Należeli do elity. Gdy dziewczyna ukończyła16 lat- ciotka Ludwika, chcąc „uchować ją od zmoskalenia” w dzikim kraju zabrała ją do Warszawy. Ciotka postanowiła, że Róża będzie uczęszczała na prywatną pensję, a także do konserwatorium, po to, by mogła zostać wielką skrzypaczką.
„Skrzypce to początek całego mego nieszczęścia”- mówiła potem Róża.
Zadzwonił dzwonek - Róża wróciła do rzeczywistości. Przed drzwiami stał jej znienawidzony mąż Adam, którego wezwała, aby mógł przymierzyć gamasze (co każe przypuszczać, że jednak żywiła dla niego jakieś cieplejsze uczucia na starość- inaczej nie robiłaby gamaszy). Mąż zwracał się do niej „Elciu”. Imię to (Ewelina) nadała jej ciotka Ludwika. Gdy biegła za niesforną Różą w Łazienkach, zaczęła wołać za nią Rozalie- przechodnie komentowali, że to musi być Żydówka. Odtąd zaczęła nazywać Różę Eweliną.
R. nerwowo i ze złością kazała Adamowi przymierzyć gamasze, ręce miał jak patyki, niezgrabne, R. Śmiała się z jego rąk, bo to nie były ręce Michała...<w tych wspomnieniach ostatniego dnia przejawiają się objawy choroby psychicznej>.
Adam wiedział o tym od 40 lat, od kiedy na początku małżeństwa zastał żonę skuloną w sypialni,tulącą zdjęcie Michała i szepczącą:Jakie ręce, jakie dłonie...
A ręce Adama są do niczego. Zaczęła mu wypominać jak musiała dawać lekcje, szyć po nocach, harować. Po czyn zaczęła oskarżać męża o śmierć ich syna Kazia. Kazio był jej ukochanym synem. Chorobę do domu przywlókł felczer, który przychodził robić masaże Adamowi. Gdy Kaziuczek zachorował- Róża walczył o jego życie do końca, a Adam stwierdził, że co Bóg dał, Bóg zabrał...
Adam na takie niesłuszne oskarżenia wpadł w szał, chciał się na nią rzucić i zabić; a Róża się nie przestraszyła- roześmiała mu się w nos i z szacunkiem powiedziała:Chciałeś mnie zabić, no, no...
Do mieszkania wszedł syn Marty- Zbysiu. Nie lubił babki, ani ona jego; dziadka lubił tak, jak się lubi pluszowego misia. Przyszedł Władysław z żoną Jadwigą.
Syn Władzio był drobny i delikatny- owoc panieńskiej anemii, zaostrzonej udręką niemiłego małżeństwa. Po Róży odziedziczył impet wewnętrzny, potrzebę zmian, triumfów, przodownictwa. Po Adamie skłonność do przeceniania cudzej racji, strach przed odpowiedzialnością. Już w wieku 6 lat rozumiał nastroje matki. Gdy wybierała się na koncert w domu panował przygnębienie, matka zamykała się w salonie, nie wolno było jej przeszkadzać. Wcześniej wszyscy domownicy dostawali szczegółowy rozdział zajęć. Babka Sophie śmiała się z tego, ale pilnowała się kartki. Jej córka była straszna, gdy coś szło nie tak- syczała, ze matka swoim bałaganiarstwem wpędziła ojca do grobu...
Tylko malutki Kaziu umiał matkę rozweselić- gdy była smutna, był i on, dopóki matka nie zapomniała o sobie.
Gdy matka wracał późno w nocy z koncertu- stała nad synem z pretensjami, że nie cieszy się z jej powrotu, że się o nią nie lękał. Synowie mieli Różę pogodzić z męskością. Gdy Kazio umarł- cały ciężar niedosytu R. Spadł na Władzia. Był zachwycony matką, ale przez nią uważał wszystkie kobiet za tajemnicze i wrogie i wbrew zamiarowi Róży rosło w nim marzenie o kobiecie, która by nie budziła zachwytu i niepokoju, lecz dozgonną czułość. Gdy podrósł- towarzyszył matce na koncertach.
W Berlinie Władyś poznał Halinę- brzydką i ubogą, która jednak nie przyprawiała go o dreszcze i wyrzuty sumienia. Razem pracowali i odpoczywali, po pół roku Władyś zwiadomił rodziców o zaręczynach. Matka natychmiast zjawiła się w Berlinie, Halinę traktowała zimno, z wyższością- dziewczyna uciekła. Matka była obrażona, że syn chciał poślubić taką zmokłą kurę. Róża zwierzyła się Władziowi, że Niemcy nazwali ją cudzoziemka. A ona wszędzie była cudzoziemką: w Taganrogu nie chodziła do cerkwii, tylko do kościoła- mówili na nią Polaczka. W Warszawie- moskiewka, bo „akcent kapcański i śniada jak diablica”. W Petersburgu- warszawska barysznia, nad Wołgę mąż zawiózł grafini ze stolicy, teraz w Warszawie była panią z kresów... OBCA ZAWSZE I WSZĘDZIE...
W kilka lat po zerwaniu z Haliną poznał Jadwigę Zagientowską(świetni przodkowie i takiż posag +miłość do Władysława). Sprawę załatwiono listownie. Rodzice przyjechali na ślub, Róża prezentował się pięknie,a rodzinę synowej miała w pogardzie. Po ślubie często odwiedzała syna, a ten ulegał wszystkim jaj kaprysom, cały porządek w domu obracał do góry nogami tak jak chciała Róża. Jadwiga miała stargane nerwy. Gdy pojawiły się wnuki R. Poświęcała im niewiele uwagi, faworyzowała te, które były podobne do Władysia.
R. obrażała ludzi swoją wyniosłością i podkreślaniem tego, jak ją Polska potraktowała za to, że jej ród uganiał się po świecie w obronie jej honoru.
Ona jest zła- myślała Jadwiga- nicdziwnego że żadna chwila jej nie cieszy, każdy czas chce zapełnić pracą, obłędnym dążeniem nie wiadomo do czego. Gdy R. Grała- stawała się kimś innym. Po 10 latach małżeństwa Władyś dostał placówkę w Rzymie , gdzie oczywiście zaprosił matkę. Róża odżyła, była szczęśliwa, ale zaczęła bać się śmierci. Syn ją adorował, pokazywał wszystkie wspaniałości Rzymu, ale od tego czasu wyzwolił się od Róży i jej przemożnego wpływu. Matka odwiedziła ich też na następnej placówce w Królewcu.
Z czasem R. Coraz bardziej odsuwała od siebie ludzi...
Leżąc na kanapie u córki (znowu powrót z dalekiej dygresji) zaczęła wszystkim tłumaczyć po co przyszła, co chciała im powiedzieć. Chce, żeby wszyscy zauważyli jej zmianę, chce jechać do Królewca, do doktora Gerharda- sama.
W progu stanęła Marta- poczta w 10 rocznicę śmierci Kazia, którego ciągle oboje opłakiwali. Róża zaczęła grać w salonie, nie była ciągle zadowolona z gry, co doprowadziło ją do płaczu. Adam zaczął ją pocieszać, a ona - skarżyła się, wspominała ciężkie czasy etc. On nie mógł tego znieść, zaciągnął ją do sypialni i zgwałcił. Tak została poczęta Marta.
R. odsunęła się od tego niechcianego dziecka. , sprowadzono mamki bo nie chciała go karmić. Adam sam pilnował żywienia i wygód noworodka, mała rosła pod opieką służby i babki Sophie. Róża wiedziała jednak o każdym kroku małej. Lubiła Martę podglądać, bo dziecko było miniaturą Adama. W wieku 7 lat Marta dostała dyfterytu. Adam szalał z rozpaczy, a Róża mówiła: No cóż Bóg dał, Bóg weźmie... Była na wszystko obojętna, ale gdy trzeba było dawać dziecku nocą lekarstwo - sama się tym zajęła. Od tamtej pory zmienił się jej stosunek do córki. Kładła nacisk na jej naukę, ale zabroniła kontaktów z innymi dziećmi, chcąc uchronić małą przed zgnilizną świata. Marta nie mogła zrozumieć zachowania matki. Adam planował, że Marta w przyszłości skończy szkołę ogrodniczą, zajmie się gospodarstwem, a on osiądzie przy niej. Ale gdy Róża odkryła, że Marta ma pięknygłos- doprowadziła do tego, że córka została śpiewaczką. Zaczęła kształcić córkę, zmuszając ja do żmudnych ćwiczeń. Muzyka zbliżyła do siebie córkę i matkę. Marta została znaną śpiewaczką.
Róża leżąc na kanapie (znów wracamy!) zaczęła wszystkich przepraszać, uśmiechać się, wszyscy byli w szoku, co się stało z matką<nieprawdopodobne psychologicznie- więc musiał tu już działać czynnik choroby psychicznej>. Podczas obiadu niczego nie ganiła, chwaliła kuchnię. Stwierdziła, że całe jej życie było nędzne, jak historia z kawiorem (ktoś oblizywał się na widok puszki z kawiorem, który po otworzeniu okazał się zepsuty)...Siebie zadręczał a celu nie osiągnęła, a wszystko przez niedorzeczną zawziętość w tęsknicie. Po wspólnym obiedzie szybko odeszła. Wszyscy pozostali- ścierpnięci jej odmianą. Córka nie mogła zrozumieć, do czego matka dąży. Dogonił ją Adam, proponując odwiezienie do domu (byli bowiem po rozwodzie albo separacji- w każdym razie razem nie mieszkali). Jechali dorożką. Róża wróciła wspomnieniami do Taganrogu, do ciotki Julii- siostry matki, która zawsze jeździła wszędzie powozem zaprzężonym w piękne konie. Drugą córkę- Sophie- dziad dał pod przymusem za żonę Adolfowi Żabczyńskiemu, chociaż dziewczyna przepadała za Saszą Boboleńskim. Tyle był Róży szczęścia, co w Taganrogu, ale trzeba było uciekać, do Polski, do której dziadowie tęsknili, a dla niej była wygnaniem. Zaczęli rozmawiać z Adamem o życiu, o jego przyjaźni z Kwiatkowską. Hmmm... Róży ludzie nigdy nie obchodzili, nie umiała z nimi rozmawiać, była dzika; ją obchodziła muzyka, jej ból, jej tęsknota, jej tajemnice. On- gdzie osiadł- wszędzie zagrzał miejsce, ją ciągnęło ciągle gdzie indziej. Ona to wszystko rozumiała i nie ma do niego pretensji o Kwiatkowską, z którą bardziej potrafi się porozumieć. R&A byli małżeństwem przez 40 lat, ale nigdy nie byli parą. Powinni szanować swoje tajemnice. Adam: Tyś moją tajemnicę nienawidziła, ja twoją kochałem... Róża prosiła o wybaczenie za całe życie. Mogli się już tylko przytulić. Na resztę było za późno. Adam odszedł przygnębiony. Do matki jechała Marta. Róża wyrabiała w Marcie niechęć do mężczyzn. Wszyscy jednacy- jedyne, czemu warto oddać życie to sztuka. Marta poznała Stefana. Ale matka szybko zburzyła rodzące się między nimi uczucie swoją zaborczością. Pawła sama Róża „naraiła” Marcie. Że ma zrozumienie dla sztuki, że lubi ją za śpiew, nie za głupstwa. Paweł to naukowiec- mało zmysłowy, ambitny, wszystko w domu musiało ustąpić przed pracą. Róża ciągle namawiała córkę, aby całe życie poświęciła muzyce- niepotrzebny jej już Paweł, dziecko ma, starą panną nie została, czegóż jeszcze trzeba...
Marta w duchu przyznała jej rację. Marta zastała Różę samą siedzącą po ciemku w fotelu. Matka od razu przystąpiła do rzeczy- chciała wszystko, co do tej pory mówiła jej o życiu odwołać, poprosić, żeby póki czas odmieniła swoje życie.... Nie chciała R. Kiedyś kupić czarnego swetra, bo nie przystała na żałobę po sobie. Działo się to po powrocie z Królewca. W Królewcu była rozdrażniona, zaczęło ją boleć serce, zmusiło ją to do wizyty u lekarza. Doktor Gerhard był Niemcem, których nienawidziła. Nakrzyczała na niego, a on do niej jak do dziecka, pytał czy z życia swojego jest zadowolona. Wpadła w furię, a on ją przeczekał po czym powiedział: ach takie stare, a wciąż takie głupie jest to stworzenie. I taki prześliczny ma nos. <i to od razu otworzyło jej w pamięci „Michałową” furtkę- zaczęła sobie roić, że gerhard to Michał etc.> Wracał do Polski marząc, że będzie pięknie. Że ją będą witać. A tylko wytykali palcami, śmiali się z cygańskiej urody. Ale Michał był inny- chwalił jej urodę. Ale zdradził, cały los jej odebrał. Świat zdradził razem z nim. Dziś jednak Róża odpuszcza każdemu i prosi, żeby jej odpuszczono, a to dzięki dr Gerhardowi. On jeden nie słuchał słów moich tylko serca mojego, on jeden dzieciństwo w moim sercu zobaczył. Martę przeraziły słowa matki. Róża wie, że zawsze wszyscy się jej bali...Zaczęła żałować, ze tak późno została obudzona, że tak krótko (półtora miesiąca) naprawdę żyje. Prosi córkę, żeby zapomniała jej nauk: ani ambicja, ani sztuka, ani bogactwo- uśmiech jest niezbędny do życia. Taki, który z samego serca płynie. Córka nie mogła zrozumieć, że ma zapomnieć muzykę. Matka przypomniała, jaką tragedią dla niej zawsze był koncert Brahmsa, brakowało jej energii. Marta pięknie śpiewa, ale też czegoś jej brakuje. Marta, wzburzona odeszła, Róża została sama.
Pod czaszką tłukły jej się różne myśli (dokąd chcesz odejść, szalona)—Wszystkim dzisiaj serce otworzyła - zapewniała Niewidzialnego.
Agonia Róży- płakała z uśmiechem okropniejszym od rany.Wszyscy z rodzinyznów się przy niej zgromadzili. Róża słyszy koncert D- dur Brahmsa. Już wie, że teraz może go zagrać.
Tak .Skończone...
4