BAŚNIE - LABIRYNTY
Bywają baśnie, które są jak labirynty. Mają one w swojej treści taki system korytarzy, który prowadzi krętymi ścieżkami do ukrytego gdzieś w ich głębi skarbu. Skarbem, baśni-labiryntu jest myśl niezwykła, która najgłębiej dotyka serca. Tak dotyka, że aż go porusza i każe mu być lepszym.
Taką baśnią-labiryntem, po której chciałabym z wami powędrować, jest Kwiat paproci Józefa Ignacego Kraszewskiego. Główny jej bohater - Jacuś marzył o tym, o czym marzy każdy człowiek. Chciał mieć wszystko, czego zapragnie. Był ciekawy świata i pilnie nasłuchiwał, o czym mówią ludzie i gdzie szukają szczęścia. Pewnego dnia dowiedział się, że kto zerwie kwiat paproci, ten "będzie miał, co zechce". Pewnie każdy z nas zna to uczucie, gdy pragnie czegoś najbardziej na świecie. I wtedy o niczym innym nie myśli, na nic innego nie patrzy i na nic innego nie czeka. Tak było i z Jacusiem, który niecierpliwie wyglądał tylko nocy świętojańskiej, kiedy to kwiat paproci zakwitał i mógł być odnaleziony i zerwany przez młodego i odważnego człowieka.
I choć Jacusiowi udało się do niego dotrzeć ~ dopiero za trzecim razem, to było to tak, jakby od momentu, kiedy on o nim usłyszał, kwiat zamieszkał w jego sercu. Wiemy przecież, że gdy się nie ma czegoś, co wydaje się nam najważniejsze, to ślepniemy i głuchniemy na to, co mamy. Nic więc dziwnego, że gdy Jacuś zerwał kwiat, "poczuł zaraz, że mu ów kwiat do ciała przylgnął, przyrósł i w serce zapuścił korzonki". Oprócz tego kwiat zażądał, by Jacuś swoim szczęściem z nikim się nie dzielił. A ponieważ gdy w końcu człowiek ma to, czego chciał, to świata poza tym nie widzi, więc nasz bohater nie zauważył, że nie jest już wolny i odważny. Tym bardziej, że teraz mógł być tam, gdzie tylko zapragnął, ludzie mu służyli i mógł im rozkazywać, jakby byli pionkami w grze.
A jednak jest takie miejsce w każdym z nas, w którym, gdy ktoś nas obdarzył miłością, to tęskni się, by uczynił to jeszcze raz. Jacuś tak bardzo był ukochany przez matkę, która go po pierwszej wyprawie do lasu półżywego przyniosła i odratowała. A on nie mógł o niej zapomnieć. I choć robił wszystko, by zabić tęsknotę za nią i samemu być szczęśliwym, to mu się to nie udało. A im bardziej starał się to zrobić, tym bardziej kwiat zapuszczał korzenie w jego sercu. Jacuś w każdej chwili się bał, że może ulec tęsknocie i miłości i podzielić się swoim dostatkiem. Nie zauważył przy tym, że stracił już to, co najważniejsze: miłość najbliższych, radość związaną z tym, że sam pokonał niebezpieczeństwa, i wolność, która sprawiła, że szczęście mieszkało w nim. I nie był szczęśliwy, choć miał wszystko. Nudził się tylko niezmiernie i tęsknił. (…)Jacuś wysechł jak szczapa, wyżółkł jak wosk - i w tym swoim dostatku i szczęściu męczył się nie do zniesienia". Tymi słowami dochodzimy do żywo bijącego serca baśni. Można je określić filozoficznie.
Czy ma się coś naprawdę, jeśli nie można się tym podzielić? Czy można być szczęśliwym samemu? Czy szczęście jest w tym, co zdobywamy, czy mieszka w nas samych, w naszej wolności i trosce o innych? A może szczęście to bycie wolnym od przywiązania do tego, w czym inni je upatrują?
Baśń ta kończy się bardzo smutno. Jacuś za późno zdobywa się na odwagę, by wyrwać z serca kwiat, który sprawił, że miał je jak kamień. Gdy przyjechał do domu, dowiedział się, że jego bliscy nie żyją. "Z mojej winy zginęli oni - rzekł w duchu - niechże i ja ginę! Ledwie tak rzekł, gdy ziemia się otworzyła, i zniknął - a z nim nieszczęsny ów kwiat paproci, którego dziś już próżno szukać po świecie". Czy na pewno? A może taki kwiat zakwita i wrasta korzonkami w ludzkie serce za każdym razem, - gdy chce ono być dla siebie szczęśliwe - wszystko mieć. I baśń-życie zaczyna się od nowa... Może...
AGNIESZKA GAŁKOWSKA
Anioł Stróż Czerwiec 2001