Rozdział czternasty i pietnasty


Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział czternasty

Następnej nocy, Gregori chodził po swoim biurze w Romatechu, bawiąc się pigułką antystresową w ręce. Powiedział Angusowi i Romanowi, że wszystko idzie dobrze. Na szczęście, Phineas go poparł, twierdząc, że randka z córkami prezydenta była udana.

Bzdury. Ścisnął pigułkę. Był niebezpiecznie blisko zawalania misji. Tysiące Wampirów polegało na nim, by zawarł sojusz z rządem USA i zapobiegł Wampirzej Apokalipsie. A on, co zrobił? Dobierał się do córki prezydenta na oczach widowni. Na oczach agenta wywiadu!

- Idiota, idiota. - mruknął do siebie. Przynajmniej Gordon skasował film, więc nie mógłby wpaść w złe ręce Corky Courrant, która wrzuciłaby go na YouTube.

Ale nie mógł skasować swojego zachowania. Całe przymierze mogło polec, jeśli Abigail by nie zainterweniowała. Uratowała mu dupę. Nie żeby czuła do niego sympatię. Uratowała go z desperacji, by móc ocalić matkę. Bo jak podejrzewał, potajemna wyprawa do Chin miała związek z jej matką. Bez wątpienia jej doktorat z biochemii też łączył się z matką. Wszystko, co robiła Abigail z taką determinacją, było po to by uratować jej matkę.

Taka miłość. Takie poświęcenie. Ona była niesamowita. Cudowna, piękna i tak bardzo kochała.

Szkoda, że nie jego. Jej opis jego kochania się, powrócił mu w myślach.

Wypadek.

Tabletka rozkruszyła się w jego ręce.

- Cholera. - Wyrzucił resztki i wyciągnął nową.

Wypadek. Czy ona w ogóle niczego nie czuła? Stała tam znudzona i układała w myślach listę zakupów, kiedy on zupełnie stracił swoją kontrolę?

Nigdy wcześniej nie czuł takiego pożądania. Romans był tylko zabawą. Kochał dreszcz emocji, kiedy dawał i odbierał rozkosz. Prosta, łatwa zabawa. Ale z Abigail nic nie było proste albo łatwe.

Była niemożliwa, ale to go nie powstrzymało. Była zakazana, ale to sprawiało, że była jeszcze bardziej kusząca. Potworne pragnienie wyciągnęło swoje pazury po jego serce i groziło, że je całkowicie zniszczy. Cholera. Co ona mu zrobiła?

Wtedy zupełnie zapomniał, że są w studiu.

Mógłby przysiąc, że ona coś czuła. Jej serce zdecydowanie przyspieszyło. Jej serce zawsze przyspieszało, kiedy był w pobliżu. To mogło oznaczać, że się go bała. Albo gorzej. Brzydziła.

Wampirzyc nigdy nie obchodziło czy on jest Wampirem. Ale to mógłby być problem dla ślicznej śmiertelniczki takiej, jak Abigail. Upadła na kanapę w Owalnym Gabinecie, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Zemdlała, kiedy zobaczyła go lewitującego pod sufitem. I odsunęła się od niego na długość połowy kanapy w nocnym klubie, by od niego uciec.

Co mogło spowodować, że ona nawet go nie lubiła? Tak wiele Wampirzyc uganiało się za nim przez ostatni rok, że on może już nie wiedział, kiedy był odrzucany.

Ale żart. Kobieciarz zakochuje się w kobiecie, która go nie chce.

Rzucił tabletką o ścianę i zamieniła się w chmurę białego proszku. Był szalony, jeśli zakochał się w Abigail. Prezydent nie pozwoli jej być w związku z wampirem.

Josh wyraźnie go nie zaakceptował. Kiedy Gregori teleportował się do domu godzinę temu, by założyć świeży garnitur, zauważył, że jego mieszkanie zostało przeszukane. Prawdopodobnie Josh i Charles szukali czegoś, co mogłoby zerwać ich przymierze z prezydentem. Albo może mieli nadzieję, że zastaną go śpiącego i bezbronnego na jakiekolwiek ataki.

Dzięki Bogu, że spał w Romatechu. Nie był pewien jak daleko mogą się posunąć Josh i Charles, by ochronić, Abigail przed złymi uściskami wampira.

I nadal nie wiedział jak ona się czuje. Samo to doprowadzało go szału.

Telefon na biurku zadzwonił i on odebrał. - Halo?

- Jest tutaj. - powiedziała mu Emma. - Limuzyna z Abigail Tucker przejechała właśnie przez przednią bramę.

Wziął inną pigułkę. - Spotkam się z nią przy głównym wejściu. Możesz powiedzieć Romanowi, że przyjechała?

- Niestety. - odpowiedziała Emma. - Musiał na chwilę wyjść.

- Co? - Gregori ścisnął w ręce tabletkę. - Zgodził się z nią spotkać. Wie, jakie to ważne.

- Nie martw się. - uspokoiła go Emma. - Roman nie długo wróci. Właśnie teraz musiał załatwić pewne rodzinne sprawy. On i Angus musieli się teleportować do szkoły, by zabrać Shannę i Caitlyn.

- Dlaczego? Coś się stało? - Gregori martwił się o kobiety. Shanna ostatnio została przekształcona i ciągle się przyzwyczajała. Caitlyn uległa bolesnej transformacji w panterołaczkę i teraz spodziewała się bliźniaków. - Wszystko z nimi w porządku?

- Z nimi tak, ale z ich matką nie. - wyjaśniła Emma. - Zadzwoniła do Caitlyn i zaczęła krzyczeć i była strasznie wkurzona…

- Darlene nigdy nie jest wkurzona! - wrzasnął Sean Whelan w tle. - Ona jest zawsze idealnie spokojna!

- Więc, teraz nie jest spokojna. - powiedziała mu Emma. - Gregori, Roman wkrótce wróci. Caitlyn i Shanna spotykają się z matką w Romatechu.

- W porządku. - Gregori odłożył słuchawkę, zastanawiając się, co się działo z żoną Seana Whelana. Może w końcu zrozumiała, jakim był palantem.

Wepchnął pigułkę do kieszeni i poszedł w kierunku foyer.

Liczba pracowników na nocnej zmianie w Romatechu została wyrównana do liczby dziennych pracowników, ale uprzedził ich, że córka prezydenta przyjedzie na wycieczkę. Marmurowa posadzka została wypolerowana, a biura i laboratoria wysprzątane. Załatwił, aby kafeteria była później otwarta, a najlepszy szef kuchni przygotował kilka swoich specjałów.

Phineas poprosił o noc wolnego, by mógł wrócić do DVN z Madison. Zajrzał wcześniej, by uprzedzić, że Josh obserwował go jak jastrząb. Gregori przypuszczał, że Charles przyjdzie z Abigail.

Wstukał kod na panelu przy przednich drzwiach, by je otworzyć i wyszedł na zewnątrz, by zaczekać. Lekki deszczyk zwilżył powierzchnię parkingu i błyszczał w świetle ulicznych latarni. Jak zwykle, jego spojrzenie padło na miejsce, w którym osiemnaście lat temu, jako śmiertelnik stracił życie. Casimir zaatakował go i zostawił, aby umarł na ciemnym asfalcie.

Później było inne miejsce, gdzie ucierpiał w wybuchu samochodu zbombardowanego przez Malkontentów. W ich zasięgu był także kościół prowadzony przez Ojca Andrew. Kaplica była teraz smutnym i pustym miejscem, tylko wazon z kwiatami stał na ołtarzu, przypominając o śmiertelnym duchownym, który był dla nich jak ojciec.

Gregori westchnął. Wszyscy cieszyli się, że Casimir był w końcu martwy, ale cena była zbyt wysoka.

Jego spojrzenie powędrowało z powrotem ku miejscu, gdzie został przemieniony. Dwa razy oszukał śmierć na tym parkingu. Nie jesteś nieśmiertelny, głupku. Mógł umrzeć równie łatwo jak Ojciec Andrew. Powinien przestać się bawić i sprawić, by życie wreszcie coś znaczyło. Ale co mogło dać znaczenie życiu?

Ojciec Andrew powiedziałby, że miłość.

Daleko błysnęły przednie światła limuzyny, która jechała przez lasek.

Abigail.

Przyjechała. Jego serce ścisnęło się z tęsknoty.

Limuzyna zatrzymała się przed wejściem. Kiedy Charles wysiadł z miejsca dla kierowcy, Gregori otworzył tylne drzwi.

- Cofnij się, proszę. - Charles posłał mu surowe spojrzenie, kiedy pospieszył, aby pomóc Abigail.

Gregori cofnął się. Widocznie Charles został uprzedzony, że wesoły wampir chciał skoczyć na Abigail jak wściekły pies.

Niestety, w chwili odkąd wysiadła z samochodu, chciał ją wziąć w ramiona. Musiał przełknąć, by powstrzymać ślinotok. I nie chodziło, że była seksownie ubrana. Nosiła jeansy, bluzkę w granatowo zieloną kratkę i zielony płaszczyk.

Była piękna.

Mgła sprawiła, że jej włosy pofalowały się, a jej policzki były bardziej różowe. Jej oczy zaiskrzyły się z podekscytowania, kiedy rozejrzała się wokoło.

Skinął głową. - Witaj w Romatechu, Mądralo.

Uśmiechnęła się. - To miejsce jest ogromne! A teren przepiękny. Jestem pod wrażeniem.

- Świetnie. - Gregori przesunął swoją kartą ID przez czytnik, by otworzyć przednie drzwi i wprowadził ich do foyer.

- Zauważyłem kilka kamer. - powiedział Charles, kiedy Gregori wstukiwał kod. - Czy jest tutaj problem z bezpieczeństwem?

Gregori zastanawiał się jak to ująć, jednak postanowił, że szczerość będzie najlepsza. - Kilka razy zostaliśmy zbombardowani.

Abigail złapała oddech. - Dlaczego? Syntetyczna krew ratuje tysiące ludzi. Komu mogłoby to przeszkadzać?

- Malkontentom. - wyjaśnił Gregori. - Oni nienawidzą syntetycznej krwi. Myślą, że niszcząc Romatech, zmuszą Wampiry do powrotu do gryzienia.

Charles zmarszczył brwi. - Jeśli panna Tucker nie jest tu bezpieczna, to powinniśmy odjechać.

- Ona jest tu bezpieczna. - uspokoił go Gregori. - Mamy doskonałą ochronę. Może chciałbyś zobaczyć ich biuro?

- Tak. - Charles pokiwał głową.

Gregori poprowadził ich do pomieszczenia na lewo.

Włożył rękę do kieszeni, by ścisnąć pigułkę. Przeklęty agent wywiadu chodził za Abigail krok w krok. W takim tempie, on nigdy nie zostanie z nią sam na sam, by zobaczyć jak naprawdę się czuła.

- Za nasze bezpieczeństwo odpowiedzialna jest firma MacKay Usługi Ochroniarskie i Detektywistyczne. - wyjaśnił. - Szefem jest Angus MacKay. Jeśli masz w planach jakąś tajną misję, może dostarczyć ci najlepszych ludzi w świecie wampirów.

Charles wyglądał na niepewnego. - A mają jakieś doświadczenie?

Gregori parsknął. - Paru z nich zbierało doświadczenie przez wieki. Kilku nowych pracowało dla FBI i CIA. Jeden facet nawet teleportował się do Langley, pozostając niezauważony.

Charles zmrużył oczy. - Szczerze w to wątpię.

- Chcesz zobaczyć medal, który Brytyjczycy wręczyli Angusowi? W czasie Drugiej Wojny Światowej, teleportował się za niemiecką linię wroga i uratował jakichś facetów z Królewskich Sił Powietrznych. Ocalił im życie jednej nocy.

- Więc, brytyjski rząd wie o wampirach? - spytała, Abigail.

Gregori pokiwał głową. - Powiedziałem o tym twojemu ojcu, tamtej nocy. Chcielibyśmy mieć ten sam rodzaj relacji z amerykańskim rządem.

- Dla mnie brzmi świetnie. - powiedziała Abigail. - Powiem mojemu ojcu, że misja dojdzie do skutku.

- Panno Tucker… - zaczął Charles.

- Nie mogę sobie pozwolić na jeszcze większą stratę czasu. - przerwała mu. - Jeśli Brytyjczycy ufają Wampirom, to my też powinniśmy.

Charles zerknął na Gregoriego. - Josh powiedział mi o nim. On nie jest godny zaufania.

Gregori zacisnął zęby. - Nigdy nie skrzywdziłbym panny Tucker. Jestem pewny, że ona to wie. - Do końca nie był tego pewien, ale spodziewał się, że ona go poprze.

Nie zrobiła tego. Odwróciła się, a jej policzki poróżowiały.

Cholera. Ona go nie lubi?

Gdy zbliżyli się do biura MacKay, drzwi otworzyły się. Bez wątpienia ludzie w środku widzieli ich na monitorach.

Emma wyszła na korytarz. - Dobry wieczór. Jestem Emma MacKay, współwłaścicielka MacKay S&I. - Uśmiechnęła się. - Pracowałam dla CIA przez pewien czas.

- Ona jest wampirem? - szepnęła Abigail.

- Tak, jestem. - Uśmiech Emmy się poszerzył, sięgając uszu. - Doskonale słyszę. Proszę, wejdźcie.

Gregori wszedł do biura, mając za sobą Emmę i Charlesa, który nakazał Abigail zostać na korytarzu.

- Pamiętasz mnie? - Sean Whelan potrząsnął rękę z agentem wywiadu. - Jestem szefem Zespołu CIA „Trumna”.

Charles szybko zeskanował pokój, kiedy pozwolił Abigail wejść.

- Wow. - szepnęła, kiedy zbliżyła się do ściany pełnej monitorów.

- Imponujące. - Charles przyglądał się gablocie z bronią na przeciwległej ścianie pokoju.

- Panno Tucker? - Sean uścisnął z nią rękę. - Cieszę się, że znowu cię widzę. Jeśli mogę cokolwiek dla ciebie zrobić, proszę, daj mi znać.

- Dziękuję. - Posłała mu zaciekawione spojrzenie. - Więc, jesteś przyjacielem Wampirów?

- Tak. - Pokiwał głową. - Oczywiście nie od razu nim byłem. Jako szefa Zespołu „Trumna” miałem na celu zabicie wszystkich wampirów. Ale z czasem, nauczyłem się, że dobre Wampiry są po naszej stronie, ochraniając nas przed Malkontentami.

Charles podejrzliwie zmrużył oczy. - Dlaczego tutaj jesteś?

- Wpadam, co jakiś czas, by mieć na wszystko oko. - Sean podszedł do stołu i nalał sobie filiżankę kawy. - Napijesz się?

Charles potrząsnął głową.

Gregori przygryzł wargę, by powstrzymać się od śmiechu, jak Sean udawał, że jest śmiertelny.

- Mój mąż, Angus, wkrótce wróci. - powiedziała Emma. - Tymczasem, ja mogę odpowiedzieć na jakieś wasze pytania dotyczące bezpieczeństwa.

Abigail złapała oddech i wskazała na monitor. - Czterej ludzie pojawili się z nikąd.

Emma zerknęła na monitor. - Tak, to jest mój mąż, Angus i Roman Draganesti, szef Romatechu. Teleportowali się tutaj z żoną i szwagierką Romana.

Charles obserwował monitor. - Oni przybyli na zewnątrz?

- Tak, wchodzą teraz przez boczne wejście. - wyjaśniła Emma. - Teleportowanie się prosto do środka włączyłoby alarm. W ten sposób wiemy, czy nie teleportują się jacyś Malkontenci.

- Przepraszam. - Sean wybiegł na korytarz.

- Tato! - Shanna zawołała do niego. - Co tu tutaj robisz?

Sean skrzywił się i zamknął drzwi do biura.

- Tato? - Charles podszedł bliżej monitora, by się przyjrzeć. - Te kobiety są córkami Seana Whelana?

Emma wymieniła spojrzenie z Gregorim.

Wzruszył ramionami. I tak ciężko byłoby ukryć prawdę. - Córka Seana Whelana wyszła za Romana Draganestiego.

Charles zadrwił. - Nic dziwnego, że się z nimi przyjaźni.

- Właściwie. - mruknęła Emma. - Minęło kilka lat zanim Sean zaakceptował
Romana, jako zięcia.

Charles pokiwał głową, kiedy posłał Gregoriemu rozdrażnione spojrzenie. - Żaden człowiek nie chciałby, by jego córka związała się z wampirem.

Gregori groźnie na niego spojrzał. - Jakieś kobiety mogą sądzić, że Wampiry są idealnymi mężami. One nie muszą nam gotować. Nigdy nie chrapiemy. A kiedy jesteśmy niedostępni w ciągu dnia, mają wolny dostęp do naszych kart kredytowych.

Emma zachichotała.

Abigail nadal obserwowała monitory, ignorując go, ale jej usta się skrzywiły.

- Co znaczy, że jesteś niedostępny? - spytał Charles. - Jesteś nieprzytomny w ciągu dnia?

Gregori wymienił spojrzenie z Emmą. - Coś w tym stylu.

- Jakiś samochód wjechał na parking. - Abigail skinęła na monitor.

Emma skrzywiła się, ale za chwilę posłała jej szeroki uśmiech. - Może powinnaś kontynuować swoją wycieczkę. - Otworzyła drzwi i wyszła. - Chodźcie.

Gregori sięgnął po rękę Abigail, ale Charles uprzedził go, chwytając jej rękę pierwszy i wyprowadził ją z pokoju.

Emma szepnęła do Shanny i Caitlyn. - Wasza matka przyjechała.

- Wpuszczę ją. - Caitlyn poszła w dół foyer.

- Pan Draganesti? - Abigail podeszła do Romana.

Odwrócił się do niej.

- Roman, to jest Abigail Tucker. - Gregori szybko dokonał prezentacji. - Jeśli zechciałbyś z nią później porozmawiać…

- Oczywiście. - Roman uścisnął jej rękę z uśmiechem. - Z przyjemnością to zrobię.

- Tędy. - Gregori skinął na Abigail i Charlesa, by poszli za nim. Jak dobrze pójdzie może unikną widoku piekła, które tu za chwilę się rozegra.

- Tato, wejdź do biura. - Shanna powiedziała do niego. - Mama nie chce cię teraz widzieć.

- Ale, mam prawo… - sprzeciwił się Sean.

- Domyśliła się, Tato! - przerwała mu Shanna. - Ona wie, co jej zrobiłeś.

- Niemożliwe. - odpowiedział Sean. - Zawsze miałem całkowitą kontrolę nad jej umysłem.

Abigail zatrzymała się, by posłuchać.

- Chodź. - Gregori sięgnął po jej rękę.

- Cofnij się. - warknął Charles.

- On kontrolował umysł swojej żony? - szepnęła Abigail. - On jest wampirem?

Gregori skrzywił się. - Sean zawsze miał wiele psychicznych umiejętności. Właśnie, dlatego jest szefem Zespołu CIA „Trumna”. Umie oprzeć się kontroli umysłu. Teraz chodźmy. - Poprowadził ich w dół korytarzem.

- Już nie kontrolujesz swojej żony. - rozbrzmiał rozgniewany głos Romana. - Prawdopodobnie kontrola została zdjęta, kiedy zapadłeś, w wampirzą śpiączkę.

Charles zatrzymał się.

- Cholera! - krzyknął Sean. - To wszystko twoja wina, Roman!

- Jak możesz tak mówić? - Shanna zganiła go. - On ci uratował życie!

- Mówisz na to życie? - ryknął Sean. - On zmienił mnie w… - Rozejrzał się po korytarzu i zauważył Gregoriego z Abigail i agenta wywiadu. - Cholera! - Wpadł do biura bezpieczeństwa i trzasnął drzwiami.

- On jest wampirem? - spytał miękko Charles.

Gregori westchnął. - Był śmiertelnie zraniony w bitwie jakiś tydzień temu. Shanna błagała męża, by go zmienił. To był wtedy jedyny sposób, by uratować mu życie.

- Możesz uratować komuś życie przez przemienienie go? - spytała Abigail.

Gregori ścisnął tabletkę w kieszeni. Nie powinien pozwolić, by Abigail i ten przeklęty Charles tu przychodzili. Chcieli wiedzieć za dużo. Praktycznie widział jak w jej głowie obracają się trybiki. Rozważała, czyby nie zmienić jej matki?

- Sean jest tutaj? - Kobieta wrzasnęła w foyer. - Powiedział mi, że jest za granicą. Ten ohydny kłamca! Gdzie on jest?

- Mamo, uspokój się! - powiedziała jej Caitlyn.

Shanna pobiegła w ich kierunku. - Mamo!

Abigail ruszyła, więc Gregori i Charles poszli za nią. Zatrzymali się w wejściu do foyer.

- Shanna? - Kobieta w średnim wieku patrzyła na Shannę ze łzami w oczach. - Moje dziecko! Tyle czasu minęło!

- Mamo! - Shanna objęła ją, kiedy Caitlyn przyłączyła się do uścisku.

Darlene Whelan dotknęła twarzy Shanny. - Spójrz na siebie. Jesteś taka piękna. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

Oczy Shanny zamigotały łzami. - Wróciłaś, Mamo. Mamy cię z powrotem.

Kontynuowały uściski i płacz. Gregori spojrzał na Abigail i zauważył, że przyglądała się temu załzawionymi oczyma. Jak dobrze pójdzie, nikt nie zauważy, że łzy Shanny zabarwione są na różowo.

Darlene wytarła twarz i zacisnęła pięści. - Wiem, co on mi zrobił. Ten kontrolujący umysły gnojek! Ledwie pamiętam, co się działo przez ostatnie piętnaście lat. On ukradł mi życie!

- Wiem, że jesteś zła, Mamo. - powiedziała Caitlyn. - Także byłam zła, kiedy się dowiedziałam, co ci zrobił.

Darlene zacisnęła zęby. - Złość to mało powiedziane. Jeśli kiedykolwiek go spotkam, zabiję go!

- Mamo… - zaczęła Shanna.

- Mam torby w samochodzie. - zawiadomiła Darlene. - Zostawiłam go. Mam nadzieję, ze będę mogła zostać u jednej… - Otworzyła usta. - Caitlyn, jesteś w ciąży?

Ona poklepała swój zaokrąglony brzuch. - Tak, z bliźniakami.

- Sama mam dwójkę dzieci. - dodała Shanna.

- Och mój. - Darlene zbladła. - Nie wiedziałam, że wyszłaś za mąż. - Zmarszczyła brwi. - Jesteś mężatką, prawda?

- Tak. - Shanna się uśmiechnęła. - Znam doskonałe miejsce dla ciebie, gdzie mogłabyś zostać. Widziałabyś się codziennie z wnukami.

- Och. Mój Boże. - Łzy popłynęły po twarzy Darlene. - Byłoby cudownie.

- Chodź. - Shanna objęła ramieniem matkę. - Pozwól, że przedstawię ci mojego męża.

Gregori, Abigail i Charles przesunęli się, by trzy kobiety mogły przejść. Roman, Angus i Emma nadal czekali na korytarzu przed biurem bezpieczeństwa.

- Ich matka wie o Romanie? - szepnęła Abigail do Gregoriego.

On potrząsnął głową.

- Boże. - szepnęła. - Czeka ją więcej dramatu dzisiejszego wieczora.

- Tak. - zgodził się Gregori. Nie tylko jedna z córek Darlene Whelan poślubiła wampira, ale sama się nim niedawno stała. A druga córka, Caitlyn była teraz panterołaczkę i spodziewała się kociaków.

Drzwi biura bezpieczeństwa otworzyły się i wybiegł z nich Sean. - Darlene! Nie zostawiaj mnie!

- Ty gnoju! - Darlene pomaszerowała w jego kierunku. Jej córki przytrzymywały ją.

- Darlene, zrobiłem to, bo cię kocham! - krzyknął Sean.

- Niech to diabli wezmą. - Angus wepchnął Seana z powrotem do biura. - Nie wychodź, jeśli nie wiesz jak się traktuje kobitę.

- Ale ona chce mnie zostawić! - wrzasnął Sean.

- Zasługujesz na to. - Angus zamknął mu drzwi przed nosem.

- Tutaj nigdy nie będzie nudno. - mruknął Gregori. - Chodź, oprowadzę cię. - Poprowadził Abigail przez foyer i przez dwuskrzydłowe drzwi weszli do innego korytarza.

Szła obok niego, a Charles podążał za nimi. - Sean Whelan używał kontroli umysłu na żonie?

Gregori pokiwał głową. - On odesłał nastoletnią Shannę, kiedy zorientował się, że nie może jej kontrolować.

Abigail się wzdrygnęła. - Nic dziwnego, że jego żona jest taka wkurzona. Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić.

Spojrzał na Charlesa i zniżył głos. - Dla wiadomości, myślę, że to, co zrobił Sean było bez sumienia. Nie tak traktuje się kogoś, kogo się kocha.

Ona nie odpowiedziała, ale zauważył, że zacisnęła pięści.

- Trzymaj. - Wręczył jej pigułkę antystresową. - Pomagają.

Wzięła tabletkę i ścisnęła ją. - Czym się tak stresujesz? Nie możesz żyć wiecznie?

- Nie jesteśmy nieśmiertelni. Możemy umrzeć. I widzimy jak ludzie umierają.

Pokiwała głową i wrzuciła tabletkę do kieszeni płaszcza. - Myślę, że to negatywna strona bycia wampirem… patrzeć jak twoi przyjaciele i rodzina umierają.

Uspokoiła się, gdy przyszli do laboratorium Laszlo.

Laszlo zaprosił ich do środka z nieśmiałym uśmiechem.

- Niesamowite. - Rozejrzała się dookoła, szeroko otwierając oczy. - Opowiedz mi, nad czym tutaj pracujesz.

- Oczywiście. - Laszlo wyłożył długi monolog, który dla Gregoriego nie miał najmniejszego sensu, ale Abigail kiwała tylko głową, zgadzając się.

Laszlo był wyraźnie zachwycony, że jest ktoś, kto rozumie, co on robi. Charles stał przy drzwiach i patrzył. Gregori też stanął niedaleko niego, tylko patrząc, bo nie mógł zrozumieć, o czym oni do diabła mówili. Cokolwiek by to nie było, na pewno podekscytowało Laszla, bo obracał w palcach guziki u nowego kitla. Abigail także wydawała się być podekscytowana. Mówiła szybko, żwawo gestykulując, a jej oczy błyszczały.

Gregori westchnął. Został skazany. Ona była zbyt inteligentna dla niego. Zbyt energiczna. Zakazana dla niego.

Gdy wspominała coś o jakiejś roślinie, którą chciała znaleźć w chińskiej prowincji Yunnan, Laszlo urwał guzika, a ten upadł na laboratoryjny stół.

- Tak! Roman użył tej rośliny z tej prowincji, kiedy wymyślił specyfik na niespanie. - Laszlo bawił się innym guzikiem. - Lek działa, ale ma jeden skutek uboczny: postarza Wampira o jeden rok za jeden dzień używania.

- Niesamowite. - powiedziała Abigail z dziesiąty raz.

- Roman nadal ma tą roślinę w laboratorium. - kontynuował Laszlo. - Może chciałabyś ją przebadać?

- Byłoby cudownie!

- Kontynuuję pracę na specyfikiem, by pomniejszyć skutki uboczne, ale ciężko jest znaleźć Wampira, który byłby skłonny do testu na nim. Nie podoba im się pomysł starzenia o rok.

Abigail złapała oddech. - Testujesz swoje formuły na wampirzych przyjaciołach?

Laszlo zachichotał. - Nie mamy wampirzych szczurów. Poza tym, jeśli poprawa specyfiku źle zadziała to i tak efekt nie potrwa długo. Ich ciała uzdrowią się podczas ich śmiertelnego snu…

- Laszlo! - Gregori stanął za Abigail i zrobił gest jakby podcinał sobie gardło.

- Śmiertelny sen? - spytała Abigail. - Uzdrowią się?

Oczy Laszlo rozszerzyły się, kiedy zrozumiał, że powiedział za dużo. - Och, ja… znaczy… - Nerwowo obracał guzik.

- To znaczy, że wampiry mają większą siłę. - powiedział Gregori. - Możemy uzdrawiać się szybciej niż śmiertelnicy. Ale oczywiście, nadal możemy umrzeć. A jeśli stracimy jakąś część ciała, nie możemy jej zregenerować. Mamy przyjaciela Wampira, który stracił dłoń w bitwie.

- Prawda. - pokiwał głową Laszlo. - Nasze uzdrawiające zdolności są ograniczone. Poszukać dla ciebie tej rośliny?

- Ach, tak, dziękuję. - Abigail patrzyła jak Laszlo wybiegł z laboratorium.

- Pozwól, że pokażę ci moje biuro. - Gregori chwycił ją za łokieć i skierował do drzwi.

Charles zmarszczył brwi na ten widok i poszedł za nimi.

- Co on miał na myśli mówiąc śmiertelny sen? - spytała.

Gregori skrzywił się wewnętrznie. Wampiry byłyby w głębokim gównie, jeśli rząd dowiedziałby się jak oni potrafią być bezradni i bezbronni podczas dnia. Jak łatwo można ich zabić. - Tak tylko opisujemy nasz sen w ciągu dnia. To… bardzo głęboki sen.

- Więc, jeśli teleportowałbyś mnie do Chin, musiałbyś spać podczas dnia?

- Tak, ale pamiętaj, że możemy przemieszczać się tylko w nocy i teleportować setki mil. Możemy zrobić więcej w jedną noc niż śmiertelnik w tydzień. Poza tym, jeśli chcesz pozostać w ukryciu, lepiej wykonywać twoją misję w nocy.

- Myślę, że masz rację. - Szła obok niego, przygryzając dolną wargę. - A co oznacza uzdrawianie się?

Cholera. Nie powinien zapraszać tu Abigail. Jest zbyt inteligentna, zbyt spostrzegawcza.

- Mówiłem ci, uzdrawiamy się szybciej.

Zatrzymała się nagle. - Pozwoliłbyś mi siebie przebadać?

Posłał jej powolny, uwodzicielski uśmiech, mając nadzieję, że to ją rozproszy. - Chcesz mnie rozebrać?

Zarumieniła się, machając ręką. - Jestem pewna, że twoja anatomia jest łudząco podobna do tej u śmiertelnika. Potrzebuję kilku próbek twojej tkanki i krwi.

Jego uśmiech zanikł. - Mądralo, zabiorę cię, dokądkolwiek zechcesz na świecie. Ochronię cię moim życiem.

- Doceniam to, ale teraz wszystko, czego chcę to twoja krew.

- Ja… nie mogę. Przykro mi.

Zmrużyła oczy. - Jeśli są jakieś lecznicze właściwości w twojej krwi, muszę to wiedzieć. To mogłoby pomóc mojej matce.

Zacisnął pięści. Tego właśnie najbardziej się bał, że śmiertelnicy nie tyle dowiedzą się o ich istnieniu, ile o uzdrawiających właściwościach ich krwi. - Nie mogę pozwolić ci badać naszej krwi.

Złapała oddech. - Mam rację, tak? Twoja krew ma uzdrawiające właściwości? - Dotknęła jego ramienia. - Proszę, zrób to dla mojej matki.

Potrząsnął głową. - Każdy Wampir w naszym świecie liczy, że sprawię, że nadal będą bezpieczni. Jeśli śmiertelnicy dowiedzą się, że nasza krew może uzdrawiać, polowaliby na nas i osuszali nas z niej. To byłoby masowe morderstwo.

Jej oczy napełniły się łzami. - Pozwolisz mojej matce umrzeć? - Chwyciła jego rękę. - Daj mi tylko trochę. Nie powiem nikomu, gdzie to zdobyłam. Mogę utrzymać to w sekrecie.

- Sekrety zawsze się wydadzą. Popatrz jak dobrze ukryty był sekret o naszym istnieniu.

Przybliżyła się. - Gregori, proszę.

Skrzywił się. Ona nie odpuści. - Przykro mi.

Puściła jego rękę i cofnęła się. - Mogę cię zmusić. Albo dasz mi próbkę krwi, albo powiem mojemu ojcu, by zerwał przymierze.

Ciarki przeszły mu po plecach. Bez przymierza, Wampiry byłyby w poważnym niebezpieczeństwie. Ale jeśli da jej próbkę krwi, będą skazani. - Abby, nie rób tego. Nie zmuszaj mnie.

Łza popłynęła po jej policzku. - Nie dajesz mi żadnego wyboru.

Cholera. Było tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Nienawidził tego robić, ale czy miał inny wybór? Tysiące Wampirów liczyło na niego.

Jej słowa rozbrzmiewały mu w głowie. Jeśli ktoś kontrolowałby mi umysł, też bym chciała go zabić.

Zacisnął pięści. Nie było innego wyjścia.

Strumień kontroli umysłu napłynął do Charlesa i nagle agent wywiadu oparł się nieprzytomny o ścianę. Zapomnisz o wszystkim, co usłyszałeś odkąd opuściliśmy foyer.

Chwycił Abigail w ramiona. - Wybacz mi.

Zamrugała. - Ale co?

Zawahał się. Dlaczego nie? To mogła być jego jedyna szansa.

Pocałował ją.

Zesztywniała zaskoczona, ale powoli rozluźniła się, kiedy jego pocałunek był jak przeprosiny. Jej wargi na jego były takie miękkie i słodkie.

Wybacz mi, Abby.

Przerwał pocałunek i wszedł do jej umysłu.

Zapomnisz o wszystkim, co usłyszałaś odkąd opuściliśmy foyer.

Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział piętnasty

Abigail zachwiała się, kiedy przeszła przez nią fala zawrotów głowy.

Gregori chwycił ją za ramiona. - Wszystko w porządku?

- Ja… - Potarła czoło. - Chyba tak. - Dlaczego, do cholery, czuła się tak słabo? Ona nigdy nie mdlała. Poprawka, zemdlała dwie noce temu, kiedy zobaczyła Gregoriego unoszącego się pod sufitem. Od chwili, w której go spotkała, jej dotychczasowe życie się zawaliło.

- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - spytał, nadal ją podtrzymując.

- Ja… - Przeszukiwała swój zaćmiony umysł. - Nie jestem pewna. - Gdzie ona była? Ach, tak, w Romatechu. Widziała rodzinny dramat i odkryła, że Sean Whelan jest wampirem.

I coś jeszcze…, ale nie mogła sobie przypomnieć, co. Miała imię tej osoby na końcu języka. Wiedziała, że to było ważne, ale ta informacja jej uciekła.

Spojrzała na Gregoriego, a on patrzył na nią ostrożnie. Zmarszczył brwi z niepokojem. A jego oczy… Dziwne, wyglądał na zdenerwowanego. Jego usta, było w nich coś znajomego.

Jej wargi zapiekły, więc je oblizała.

On złapał oddech i zacisnął pięści.

- Panno Tucker, wszystko w porządku? - spytał Charles.

Zerknęła na agenta wywiadu, który pocierał kark i zmarszczył brwi.

- Tak, ja…

- Chodźmy do kafeterii. - przerwał Gregori. - Zatrudniłem najlepszego szefa kuchni. Będzie strasznie rozczarowany, jeśli nie zjecie jego potraw.

- Och, to bardzo miłe z twojej strony. - Abigail pozwoliła się poprowadzić korytarzem. Powstrzymała chęć dotknięcia swoich ust.

Dlaczego miała wrażenie, że się całowała?

Charles szedł tuż za nimi.

Korytarz był prosty z oknami po obu stronach, przez które dobrze było widać ogrody na

zewnątrz. Po lewej stronie zauważyła boisko do koszykówki.

- Cudowne udogodnienie. - mruknęła. - chciałabym zobaczyć jedno z laboratoriów.

- Oczywiście. - powiedział cicho Gregori.

- To tutaj produkujecie syntetyczną krew?

- Tak. - Pokiwał głową. - Pakujemy syntetyczną krew w plastikowe torebki na użytek śmiertelników. Robimy to 24/7. W nocy pracują wampirzy pracownicy, oni butelkują syntetyczną krew i napoje z Kuchni Fusion dla Wampirów.

- Więc, macie śmiertelnych pracowników, którzy wiedzą o Wampirach? - Jej spojrzenie jeszcze raz padło na jego usta.

Na jego twarzy pojawił się smutek. - Większość z nich nie ma innego wyjścia. - Otworzył jakieś dwuskrzydłowe drzwi i wprowadził ją do kafeterii.

To była typowa stołówka dla pracowników - prostokątne stoliki i plastikowe krzesełka, ale spodobało jej się boisko do koszykówki i ogród. - Nikogo tu nie ma.

- Większość nocnej zmiany to Wampiry, więc oni tutaj nie jedzą. - wyjaśnił Gregori. - Czuj się jak u siebie. Przyniosę ci coś do jedzenia. - Poszedł w stronę kuchni.

Usiadła, gdzie miała widok na ogród. Z daleka widziała altankę porośniętą jakąś kwitnącą winoroślą. Śliczne i romantyczne.

Jeśli miałaby wystarczająco dużo odwagi, poprosiłaby o wycieczkę.

Tylko ona i Gregori. I może by ją pocałował.

Potrząsnęła głową. Dlaczego tak nagle myślała tyle o całowaniu? To było śmieszne w porównaniu jak wiele ważnych rzeczy miała na głowie.

Jak jej matka. Podróż do Chin. Ale ubiegłej nocy zasypiała w myślą o jego dłoniach i ustach na jej skórze.

Był tak blisko od pocałowania jej, kiedy kręcili reklamę. I chciała tego.

Dotknęła swoich ust. Pocałunek wampira. To szaleństwo.

Charles pochylił się, by szepnąć jej do ucha. - Miałaś przez moment zawroty głowy?

Opuściła rękę. - Tak.

- Ja też. Coś jest nie tak. - Wyprostował się, marszcząc brwi, gdy obserwował pokój.

To było bardzo dziwne. On nigdy nie czuła zawrotów głowy. Zjadła obiad z Madison o siódmej.

Zerknęła na zegarek. Dziesiąta czterdzieści siedem? Była w Romatechu już czterdzieści siedem minut?

- Witaj! - powiedział kobiecy głos za nią.

Abigail obróciła się na krześle, by zobaczyć kobietę wchodzącą do kafeterii. Może była po sześćdziesiątce? Abigail oszacowała jej wiek na podstawie siwych pasemek na jej ciemnych włosach i drobnych zmarszczek na jej twarzy, ale i tak była piękną kobietą. I bardzo szczęśliwą, odkąd uśmiechała się szeroko. Nosiła drogie czarne spodnie i stylowy żakiet, który przypominał Abigail jak jej matka uczestniczyła w kampanii.

- Jak się masz? - Szła prosto do Abigail. - Jestem zachwycona, że mogę cię poznać.

Charles podniósł rękę, by ją zatrzymać. - Dowód, proszę.

Kobieta się zatrzymała. - Nie wzięłam mojej torebki. - Oparła ręce na biodrach z rozdrażnieniem. - Młody człowieku, czy naprawdę wyglądam dla ciebie jak jakaś terrorystka? - Jej oczy migotały humorem, gdy na niego patrzyła. - I mam nadzieję, że nie masz na myśli mnie przeszukiwać.

Charles przełknął ślinę. - To nie będzie konieczne.

Abigail uśmiechnęła się, kiedy wstała. Kimkolwiek była ta kobieta, już ją polubiła.

- Mamo! - Gregori szedł do nich, trzymając tacę. - Co tu tutaj robisz?

- To tak mnie witasz? - Posłała mu surowe spojrzenie. - Przyszłam poznać twoją randkę, oczywiście.

- Ona nie jest moją randką. - Gregori zacisnął zęby, kiedy postawił tacę na stoliku.

Uśmiech Abigail się poszerzył. Widok emocji malujących się na twarzy Gregoriego był bezcenny. Szok, przerażenie, a później zmartwienie.

- Co to? - Jego matka popatrzyła na dwa dania na tacy.

- Homar i risotto ze szparagami. - wymamrotał, stawiając dania na stoliku. - Jedno dla każdego z moich gości. Nie przypominam sobie, bym cię zapraszał.

- Cudownie pachnie! - zawołała jego matka. - Wezmę jedno. Dziękuję.

- Mamo. - mruknął. - To jest biznesowe spotkanie.

- Byłabym zachwycona, gdybyś została. - powiedziała Abigail. Było dużo zabawniej, móc patrzeć jak Gregori się skręca od środka.

- Czy nie jest słodka? - Wyciągnęła rękę. - Jestem Radinka Holstein. Ale proszę, mów mi Radinka.

- Jestem Abigail Tucker.

- Nie dotykaj… - jęknął Gregori, kiedy Abigail potrząsała rękę jego matki.

Radinka objęła jej dłoń swoimi i mocno ścisnęła. Na jej twarzy malował się szeroki uśmiech. - Tak, nareszcie! Ona jest…

- Nie! - krzyknął Gregori, kiedy się skrzywił. - Przepraszam. - Pochylił się do swojej matki. - Pobożne życzenie, to wszystko.

Prychnęła. - Nigdy nie mylę się w tych sprawach.

Ręce Gregoriego zacisnęły się w pięści, kiedy rozluźnił uścisk. - Usiądź, Mamo. Weź risotto. - Chwycił komplet sztućców zawiniętych i położył je na stoliku. Potem postawił przed nią talerz risotta.

Abigail usiadła naprzeciwko jego mamy, a Gregori wręczył jej sztućce i postawił drugie risotto.

- Drobne ostrzeżenie. - szepnął. - Ona poruszy temat dzieci, w mniej, niż pięć sekund. - Wyprostował się. - Więc, skąd się dowiedziałaś, że tu będę dzisiejszego wieczora, Matko?

Rozwinęła serwetkę. - Roman, Angus i Emma teleportowali się do szkoły i przynieśli ze sobą Shannę, jej siostrę i ich matkę. Matka chciała się spotkać z wnukami. -

Uśmiechnęła się do Abigail. - Wiedziałaś, że wampiry mogą mieć dzieci?

Gregori jęknął.

Usta Abigail się skrzywiły. Przypomniała sobie jak Gregori o tym wspominał w nocnym klubie, ale chciała usłyszeć więcej. - Bardzo interesujące.

- Więc, co cię tutaj sprowadza, Mamo? - spytał, Gregori.

- To bardzo proste. - Strzepała swoją serwetkę i rozłożyła na kolanach. - Emma powiedziała mi, że będziesz tutaj ze swoją randką, więc poprosiłam ją by mnie tutaj teleportowała, żebym mogła ją poznać.

- Ona nie jest moja randka. - mruknął Gregori. - Ona jest córką prezydenta.

- Wiem to. - Popatrzyła na Abigail, a jej oczy błyszczały. - Ona jest wszystkim, czego chciałam dla ciebie. I jest taka śliczna. Nie uważasz, że jest piękna, Gregori?

- Mamo…

- Nie bądź nieśmiały. Powinieneś powiedzieć jej, co do niej czujesz.

Abigail zakryła usta, by ukryć swój szeroki uśmiech. Duży silny wampir nie mógł poradzić sobie z własną matką. Zerknęła na niego i zauważyła, że on groźnie na nią patrzył.

- Jest piękna. - szepnął.

Jej serce załomotało. Wspomnienia z ubiegłej nocy napłynęły jej do umysłu. Przyznał się, że jej pragnął. A jego oczy pałały czerwienią z tego pragnienia.

Jej spojrzenie znowu zabłądziło na jego szerokie zmysłowe wargi.

Dobry Boże, usta tego mężczyzny ją prześladowały. Wszystko, o czym mogła teraz myśleć, to tylko całowanie go.

- Zostaw nas na minutkę. - Radinka skinęła na Charlesa. - Nie musisz przynieść panu jedzenia? I potrzebujemy czegoś do picia.

Gregori odchrząknął i dumnym krokiem udał się do kuchni.

- Co z twoją matką, kochanie? - spytała, Radinka. - Zawsze ją podziwiała. Wydaje się, że ma w sobie dużo siły.

Abigail przełknęła. - Tak, ma. Dziękuję. - Bawiła się serwetką. Miała wrażenie, że Gregori nie do końca rozumiał jak rozpaczliwie chciała pomóc swojej matce. - Muszę, znaleźć dla niej lekarstwo.

- To bardzo wspaniały gest. - Radinka spróbowała risotto. - Doskonałe. Mój syn cię dobrze traktuje?

- Tak. - Abigail czuła jak rumieniec wkrada jej się na policzki, kiedy przypomniała sobie usta i palce Gregoriego na swojej szyi.

Popatrzyła na niego, kiedy zbliżył się do nich z tacą. Postawił szklanki wody z lodem dla każdego z nich i podał Charlesowi talerz z risottem.

Odwrócił się do nich, marszcząc brwi. - To jest tylko pierwsze danie. Szef kuchni przygotowuje chilijską rybę Centropristes, jako następne. I wybrał dla was wino.

- Cudownie! Dziękuję. - Radinka uśmiechnęła się do niego, a potem do Abigail. - Czyż nie jest słodki?

Abigail uśmiechnęła się. Swatanie Radinki było dalekie od subtelnego.

- Mogę spytać, dlaczego tak uważałaś, by nie stać się obiektem obserwacji dziennikarzy? - spytała Radinka.

Jej uśmiech zanikł.

Gregori uniósł brwi, oczywiście czekając na jej odpowiedź.

- Nigdy nie czułam się komfortowo z tą całą uwagą. - wymamrotała.

Skrzyżował ramiona na piersi. - I?

- I kiedy poszłam do college'u chciałam zostać sama, bym mogła skoncentrować się na moich studiach. Moje dane zostały całkowicie zmienione, używałam panieńskiego nazwiska mojej matki, May.

- Abigail May? - spytał Gregori.

Pokiwała głową. - Zrobiłam doktorat na formule, która wprawia ludzi w zastój. Zrobiłam to, by ratować ofiary wypadku zanim doczekaliby się operacji. Lub gdyby mojej matce się pogorszyło i by tego potrzebowała.

- Interesujące. - powiedziała Radinka.

Abigail westchnęła. - Wojsko chciało to wykorzystać, jako broń, by wprawić w zastój przeciwników. Zgodziłam się, bo myślałam, że to lepsze niż zabijanie wrogów. Więc, pozwoliłam im wykorzystać moją formułę, a oni dali mi laboratorium i urządzenia na mój użytek. To jest tajna wojskowa aparatura, więc nie mogę sobie pozwolić na media śledzące każdy mój ruch.

- Poświęciłaś wiele ze swojego życia, by pomóc swojej matce. - kontynuowała Radinka.

- Tak. - Abigail zerknęła na Gregoriego. - Zrobię wszystko, co będzie trzeba.

On poprawił swój krawat. - Zobaczę czy Roman może już się z tobą spotkać. - Poszedł do dwuskrzydłowych drzwi i zniknął za nimi.

Na pewno się śpieszył, aby stąd uciec. Abigail podniosła widelec i zaczęła grzebać w risotcie.

Radinka prychnęła. - Zapomniał przynieść nam wino.

Abigail wzruszyła ramionami. - Nie jestem pewna, czy on rozumie jak ważna jest dla mnie matka.

- On może nie chce się do tego przyznać, ale wie. - westchnęła Radinka. - Widzisz, mój mąż umarł na raka kości. Gregori zaczął studia na Yale, kiedy dostaliśmy tą wiadomość. Zrezygnował ze szkoły, wrócił do domu i spędzał każdą chwilę z ojcem. Wiedział, co się stanie, ale był załamany po śmierci Heinricha. Oboje byliśmy.

- Tak mi przykro. - powiedziała Abigail. Więc to było smutne wspomnienie dla Gregoriego, kiedy powiedziała mu o chorobie matki. Rozumiał, przez co przechodziła.

Oczy Radinki migotały łzami. - To był ciężki okres. Tak wiele smutku. I tak wiele długów. Gregori mieszkał w domu i pracował w dwóch miejscach, by pomóc mi je spłacić. Wzięłam pracę tutaj, jako kierownik biura Romana Draganestiego. Jak tylko spłaciliśmy dług, Gregori skończył studia magisterskie na NYU. On jest dobrym człowiekiem. Lojalnym i pracowitym. Mam nadzieję, że nie masz nic, przeciwko, że jest wampirem.

Abigail nie wiedziała, co powiedzieć. - Więc, ja…

Radinka sięgnęła przez stół, by ścisnąć jej dłoń. - Proszę, nie myśl o nim źle. To wszystko moja wina.

- Twoja wina? Jak?

Radinka rozsiadła się i pociągnęła nosem. - Po kilku miesiącach pracowania tutaj na nocną zmianę, zaczęłam się przyzwyczajać. Roman jest wspaniałym naukowcem, ale nieuważnym, jeśli zaangażuje się w jakiś projekt. Zostawiał na wpół puste butelki krwi w swoim gabinecie. Odkąd mieszkałam w starym kraju, Czechosłowacji, byłam świadoma wszystkich starych opowieści o wampirach. Później je zrozumiałam.

- Powiedziałaś mu? - spytała Abigail.

Radinka pokiwała głową. - Przysięgłam zachować sekret. Potrzebowałam pracy. A Roman potrzebował mnie. Wszystko się dobrze układało, dopóki Gregoriemu nie przyszło do głowy, że to niebezpieczne dla mnie, pracować i jeździć tutaj w nocy. Chciał, żebym pracowała podczas dnia, ale oczywiście to było niemożliwe. Posprzeczaliśmy się o to. - Westchnęła. - Straciłam panowanie nad sobą i powiedziałam Gregoriemu, że pracuję dla wampirów. Możesz sobie wyobrazić jego reakcję.

Abigail wzięła łyk wody. - Co zrobił?

- Najpierw, bał się, że postradałam rozum. Później, kiedy zaczął podejrzewać, ze to prawda, dostał bzika na punkcie mojego bezpieczeństwa. Przyjechał tutaj, by stawić czoło Romanowi. I właśnie wtedy to się stało. - Łza popłynęła po policzku Radinki. - Mój biedny syn. Próbował tylko mnie chronić.

Abigail pochyliła się do przodu. - Co się stało?

- Został zaatakowany na parkingu. Później dowiedzieliśmy się, że to był Casimir, lider Malkontentów. Kontrolował umysł Gregoriego i rozszarpał mu szyję. Pił z niego i zostawił go na pewną śmierć.

Abigail przełknęła. Biedny Gregori.

- Wtedy nie mieliśmy żadnych kamer. W końcu strażnicy znaleźli go, kiedy robili obchód. - Radinka wytarła łzę. - Już straciłam mojego męża. Nie mogłabym stracić także mojego syna. Błagałam Romana, by go zmienił. I zrobił to.

Abigail wzięła głęboki oddech. Nie mogła winić Radinki. Także byłaby taka zdesperowana, by ratować kochającą osobę. - To musiał być wielki szok dla Gregoriego.

- Tak, myślę, że był. - Radinka osuszyła oczy serwetką. - Ale próbował tego nie okazywać. Próbował się dopasować. Roman zaoferował mu pracę tutaj i pracował bardzo ciężko. Teraz jest prezesem ds. marketingu.

Abigail się uśmiechnęła. Radinka była wyraźnie z niego dumna. - Ile miał lat, gdy został przemieniony?

- Dwadzieścia dziewięć. - Radinka zjadła trochę risotto. - Ale to było w 1993. Najwyższy czas, by przestał zajmować się tymi głupimi Wampirzycami. Musi ustatkować się z miłą śmiertelną dziewczyną. Nie będę żyła wiecznie, wiesz,

a chcę się doczekać wnuków.

- Jestem pewna, że to zrobisz. - Abigail skosztowała risotto. Naprawdę było doskonałe. Spojrzała na Charlesa, który skończył swoją porcję. - Jest więcej jedzenia w kuchni. - zwróciła się do niego. - I jakieś wino. Mógłbyś to przynieść?

Zmarszczył brwi, obserwując Radinkę, kiedy pośpieszył do kuchni.

Radinka parsknęła. - Czy on naprawdę myśli, że cię skrzywdzę? Moją własną przyszłą synową?

Abigail otworzyła usta. - Ja… sądzę, że mogłaś źle odczytać mój związek z twoim synem. Nie jesteśmy na randce.

Radinka wzruszyła ramionami. - Wszystko w swoim czasie. - Wskazała widelcem na Abigail. - Ale nie robię się coraz młodsza, więc nie karzcie mi czekać zbyt długo.

- Ale ja…

- Przynajmniej dwójka wnuków. - kontynuowała Radinka.

Abigail wepchała zaciśniętą do kieszeni płaszcza, kiedy poczuła coś pod palcami.

Zajrzała do kieszeni i znalazła tabletkę. Skąd to się wzięło? Wyciągnęła ją, by się jej przyjrzeć.

Radinka zachichotała. - Gregori dał ci jedną z swoich pigułek antystresowych?

Abigail ścisnęła ją. Dał? Kiedy?

Tłumaczenie by karolcia_1994



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział czternasty i pietnasty
ROZDZIAŁ CZTERNASTY ANX3I2T3IR4RXU5EFB3IHATRVS3UV7KMA7PQMBY
14(2), Rozdzia˙ czternasty
Rozdział czternasty
DOM NOCY 11 rozdział czternasty
Rozdział czternasty
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY YPJTBF23DE2HDEEBMJKBHJPEWYTEFTFCUNAG7QA
Rozdział piętnasty
DOM NOCY 11 rozdział piętnasty
Rozdział piętnasty
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII

więcej podobnych podstron