Nigdy Cię nie opuszczę
Dźwięk dzwonka każdemu uczniowi kojarzy się tylko z jednym, z chwilą wolności. Tak i było tym razem. Bardzo ciepły, a wręcz upalny dzień potrafił strasznie dołować. Każdy kumpel w mojej klasie, w tym oczywiście ja, odliczaliśmy minuty do przerwy, aby chociaż na moment wyjść na zewnątrz. Gdy nastała ta uroczysta chwila, biegliśmy całą grupą do głównych drzwi, następnie jedni rozchodzili się na papierosa, inni szli gdzieś do cukierni, a jeszcze inni zajmowali ławki w pobliżu szkoły. Ja należałem do tej ostatniej grupy. Widok z ławki może nie był zbyt przyjemny, ponieważ zaraz na wprost znajdował się stary budynek pralni, który z roku na rok był w coraz gorszym stanie. Jednak perspektywa wyluzowania się na świeżym powietrzu wraz z kumplami była już o wiele bardziej przyjemniejsza. Zawsze dużo rozmawialiśmy, można powiedzieć, że te ławki chyba przerobiły każdy temat, jaki jest tylko możliwy. Tak było i tym razem. Szybko zbiegliśmy na dół i wraz z moimi najlepszymi kumplami zajęliśmy sobie dwie ławki. Moi znajomi lubili się w tematach seksu, ja zazwyczaj się tylko przysłuchiwałem i od czasu do czasu kiwałem głową. Jestem dość nieśmiałą osobą i nie ukrywam, że takie tematy, zwłaszcza w towarzystwie, troszkę mnie peszyły. Ale coś jednak mnie zawsze ciągnęło na tę ławkę, aby posłuchać chłopaków. Jednak zawsze, zanim się temat na dobre zaczął, już dobiegał głośny dźwięk dzwonka, który kazał nam wracać na te nudne lekcje.
Tak mijały kolejne dni, ciepły maj pomalutku zbliżał się ku końcowi, a my, jak co dzień spotykaliśmy się na każdej przerwie na ławkach. Mateusz bardzo lubił się chwalić swoimi miłosnymi podbojami z Agnieszką, a ja zawsze się zastanawiałem, ile jest w tym prawdy, co mówi. Chłopak miał niesamowity talent w opowiadaniu i chyba wielką wyobraźnię. Swoją drogą myślę, że Agnieszka by się nie ucieszyła z tego, o czym mówił. Łukasz często starał się mnie podpuścić, abym powiedział, która dziewczyna mi się podoba albo z którą bym się chciał przespać... Tworzyliśmy zgraną paczkę, można powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Każdy wiedział o drugim sporo. Ja starałem się unikać jakiś jednoznacznych odpowiedzi, bo, po prostu, nie mam co ukrywać, nie znałem się na dziewczynach. Zdecydowanie wolałem swoją płeć i chętnie bym tak z Łukaszem czy z Mateuszem... Nigdy nie chciałem wyjawić im tego, że jestem gejem. Sam się do końca nie akceptowałem i bałem się ich reakcji.
Pierwszy dzień czerwca. Wszystko jak zawsze było po staremu. Gadaliśmy na ławkach, ale gdy Mateusz powiedział, że Agnieszka mu raz pozwoliła bez gumy... Cały czas potem myślałem, jakiego penisa może mieć Mateusz... Do domu postanowiłem iść samemu, bo cały czas czułem podniecenie. Kolegom powiedziałem, że muszę jeszcze pójść na zakupy. Tak naprawdę chciałem sobie posiedzieć w pobliskim parku, w którym płynie mały strumyczek. Lubiłem to miejsce, chociaż było tam dość sporo ludzi. Każdy szukał chociaż odrobiny zieleni i cienia, więc to nic dziwnego. Siedziałem i siedziałem, patrzyłem na ludzi, a przede wszystkim na chłopaków, na ich sylwetki i ile mają w kroku. Dopiero dźwięk komórki uświadomił mi, która jest godzina. Dzwoniła mama, zmartwiona, czemu mnie jeszcze nie ma. Zamyślony wstałem z ławki i chciałem ruszyć w stronę wyjścia. Nagle poczułem osty ból i znalazłem się na ziemi. Nie wiedziałem, co się stało, widziałem tylko krew spływającą po moim ramieniu. Po chwili poczułem, jak mnie ktoś podnosi i usłyszałem czyjś głos:
- Nic ci nie jest?
Zobaczyłem nad sobą chłopaka w krótkich sportowych spodenkach, bez koszulki, brudnego na ramieniu i kolanach.
- Nie zauważyłem, że wstajesz. Biegałem sobie i po prostu wpadłem na ciebie...
Tak. Wpadł na mnie. Zderzył się ze mną i obaj wylądowaliśmy na ziemi.
- Nie, nic mi nie jest - odpowiedziałem szybko. - Chyba tylko się trochę skaleczyłem.
- Naprawdę, bardzo przepraszam... Pokaż ten łokieć. Krwawi... .
- Nic wielkiego, do wesela się zagoi.
- Fajnie, że tak mówisz. Inny już by mi pewnie puścił letnią wiązankę przebojów.
Chłopak był gdzieś tak w moim wieku, był dobrze zbudowany, miał ładną klatę, wyrobione uda, a w jego żółtych sportowych spodenkach od razu zobaczyłem ten kształt... Szybko odwróciłem wzrok. Uśmiechnąłem się i jeszcze raz potwierdziłem, że nic się nie stało, a on tymczasem już zbierał książki, które wyleciały z mojego plecaka.
Tak zaczęła się moja znajomość z Piotrkiem. Zaproponował mi w ramach rekompensaty wypad do pizzerii. Nie chciałem się zgodzić, ale w końcu uległem i wieczorem znów spotkaliśmy się, chociaż nie bardzo wierzyłem, że przyjdzie. Był w normalnych dżinsach i ładnej sportowej koszulce. Ja też włożyłem czystą koszulkę i krótkie dżinsy. Teraz mogłem mu się bardziej przyjrzeć. Nie był zbyt przystojny czy urodziwy, może nie do końca taki w moim typie. I miał okulary, w drogich oprawach, które najpierw mnie zmyliły, czy to on, czy nie on. Dodawały mu powagi. Na twarzy dostrzegłem lekki dwudniowy zarost, który swoją drogą był bardzo podniecający. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że on jednak mi się troszkę podoba. A gdy zaczęliśmy gadać - ja, zawsze nieśmiały, tak teraz prawie mi się gęba nie zamykała! Jeszcze gdy sobie ketchupem ubrudził nos...! I umówiliśmy się na następny dzień. Tym razem zaprasza na kebab! Więc powiedziałem, że teraz moja kolej, że to ja go zapraszam.
Bardzo polubiłem Piotrka, lubiłem spędzać z nim czas. Okazało się, że jestem od niego rok starszy, ale to on wyglądał poważniej, co w ogóle nam nie przeszkadzało. Chodziliśmy do różnych szkół, które prawie sąsiadowały ze sobą, oddzielał je tylko ten stary budynek pralni. Moi przyjaciele, Łukasz i Mateusz zauważyli, że straciłem czas dla nich i mieli do mnie o to troszkę pretensji. Ale ja wolałem towarzystwo Piotrka. Minusem było to, że Piotrek mieszkał daleko na drugim końcu miasta. Przyjeżdżał rowerem. Na każdym spotkaniu czas mijał nam bardzo szybko.
Znajomość z Piotrkiem powoli przerodziła się w przyjaźń. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Kiedyś zabrał mnie do siebie. Posadził mnie na ramie roweru - i jazda przez całe miasto! Podskakiwałem, aż mnie dupa bolała. Przedstawił mnie rodzicom, że to jest ten, o którym tyle im opowiadał. Jego rodzice od razu mnie polubili. W rewanżu ja zaprosiłem go do siebie.
Gdy zaczęły się wakacje, spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, a nawet wzajemnie nocowaliśmy u siebie. Pierwsza taka noc była dla mnie bardzo trudna. Ciągle musiałem uważać, żeby się nie podniecić jego widokiem i żeby się nie zdradzić... Nigdy nie miałem odwagi, aby Piotrkowi powiedzieć całej prawdy o sobie. Kilka razy już się na to porywałem, ale zawsze mi brakowało słów. Myślę, że by mnie zaakceptował, chociaż nie jest gejem. Powiedział mi, że już spał z dziewczyną i mile to wspomina, ale to była tylko taka wakacyjna znajomość. Byłem zaskoczony. Bardzo tego żałowałem, bo wiedziałem, że moglibyśmy stworzyć doskonałą parę.
Raz zaprosiłem Piotrka na weekend, ale pod namiot. Kupiłem kilka piw i kiełbaski, aby miło się nam siedziało przy ognisku. Ja mam słabą głowę, naprawdę niewiele mi trzeba, abym zaczął się śmiać z zupełnie nieśmiesznych rzeczy. Wypiliśmy, pośmialiśmy się jak wariaci. Wtedy po raz pierwszy poczułem się akceptowany, czułem, że mam kogoś bliskiego, kto mnie zawsze wspomoże i powie dobre słowo. Miałem wspaniałego przyjaciela. Wtedy odważyłem się powiedzieć Piotrkowi, kim ja tak właściwie jestem. Moja największa tajemnica miała być wreszcie wyjawiona. Nie ukrywam, że alkohol robi z człowiekiem swoje i niektóre rzeczy przychodzą łatwiej. Gdy już mieliśmy iść spać, spojrzałem na Piotrka, ale pewnie dziwnym, nieswoim wzrokiem, bo on zapytał zmartwiony:
- Sebek, coś ci się stało? Źle się czujesz?
- Nie, wszystko jest ok... - odpowiedziałem. - Piotrek, możemy szczerze pogadać? Ale ta rozmowa niech zostanie tylko między nami.
- Jasne! - odrzekł z ciekawym spojrzeniem i z wyraźnym zaniepokojeniem na twarzy. Wtedy zabrałem się na odwagę i wykrztusiłem:
- Bo ja... ja jestem gejem.
Piotrek uśmiechnął się lekko, widziałem w jego oczach zdziwienie.
- No i ok. Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?
Popatrzyłem na niego podejrzanie, wydawało mi się, że na taką wiadomość inaczej zareaguje. Czułem, że musiałem być bardzo czerwony, z jednej strony było mi głupio, z drugiej czułem, że wreszcie musiałem mu to powiedzieć, że w końcu zrzuciłem z siebie ogromny ciężar. Po chwili ciszy dodałem.
- Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi naszej przyjaźni?
- Co ma jedno do drugiego... Jesteś wspaniałym kumplem i to jest najważniejsze. Co by to miało zmienić? No chyba tylko tyle, że nie pogadamy o dziewczynach. Ale... od początku widziałem, że ten temat coś ci nie podchodzi.
Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
- O dziewczynach zawsze możemy pogadać, ja w sumie też jestem facet i kobiece walory też umiem docenić.
Uśmiechnął się tylko, wziął mnie za ramię i poszliśmy do namiotu, bo już zaczynało się robić zimno, a ognisko przygasło. Usnęliśmy bardzo szybko. Rankiem z Piotrkiem gadałem tak, jakby się nic nie stało, było zupełnie normalnie. Właśnie takiej reakcji oczekiwałem, że nie będę poniżany, nikt się nie będzie ze mnie śmiał. Piotrek dał mi to wszystko.
Tak mijały kolejne dni. W naszej przyjaźni niewiele się zmieniło, no może jednak to, że już nie gadaliśmy tyle o dziewczynach.
Zaczął się rok szkolny, a my dalej spotykaliśmy się prawie codziennie Piotrek był doskonały z matmy, dużo mi pomagał, ja zaś często pisałem mu wypracowania na polski.
W ostatni weekend znów zaprosiłem Piotrka do siebie na noc. Oczywiście przyjął zaproszenie i zjawił się o ustalonej porze, przyniósł ze sobą kilka piw. Zdziwił się tylko, że nie było moich rodziców, którzy wyjechali. Usiedliśmy przed telewizorem. Widziałem, że coś jest nie tak, Piotrek jakoś nie był sobą. Czułem, że myślał nie o tym, o czym w danej chwili rozmawialiśmy. Nie wytrzymałem i zapytałem:
- Piotrek, stało się coś? Jesteś dzisiaj jakiś inny.
- Nie, zamyśliłem się troszkę, przepraszam.
Godziny mijały bardzo powoli. Cały czas o czymś gadaliśmy, ale ja widziałem, że Piotrka coś trapi. Zrobiło się mi trochę przykro, że nie chce mi powiedzieć, o co chodzi. Dochodziła już trzecia w nocy, obaj byliśmy już coraz bardziej śpiący. Postanowiłem pościelić łóżko. Gdy wstawałem, Piotrek powstrzymał mnie za ramię i poprosił abym znów usiadł.
- Możemy jeszcze pogadać...?
- Jasne - odpowiedziałem zdziwiony.
- Pamiętasz tamtą noc w namiocie, gdy powiedziałeś mi, że jesteś gejem?
- Tak, pamiętam bardzo dokładnie - fala ciepła przebiegła mnie po ramieniu. Pomyślałem, że już pewnie nie chce utrzymywać ze mną znajomości. Zauważyłem, że w jego oczach pojawiają się ukrywane łzy.
- Wiesz... nie byłem wtedy wobec ciebie całkowicie szczery.
- Jak to? - zapytałem.
- Bo nie byłem... Tak naprawdę to bardzo...
- Co bardzo?
- Wtedy nie umiałem ci odpowiedzieć, że... czułem, że... że zakochałem się w tobie. To było takie niemożliwe! Dlaczego miałbym się zakochać w chłopaku? Spałem z dziewczyną, było mi dobrze i nagle miało się we mnie coś zmienić...? Całkowicie mnie wtedy zaskoczyłeś, gdy mi powiedziałeś, że jesteś gejem, a ja zrozumiałem, że kocham się w tobie. Poczułem obrzydzenie do siebie... Teraz jednak to się zmienia, wiem, że to, co do ciebie czuję, to już nie jest zwykła przyjaźń. Że możemy być szczęśliwi jak... jak inni. Ale... czy ty czujesz do mnie to samo? Tyle jesteśmy razem, wiem, że jesteś gejem, ale nigdy, żebyś coś wobec mnie... prowokował czy proponował, czy...
Powiedział to wszystko prawie jednym tchem, a mnie zamurowało. Pierwszy raz chyba w obecności Piotrka nie wiedziałem, co mu mam powiedzieć. Sprawy przybrały taki bieg, jakiego bym się w życiu nie spodziewał! Piotrek patrzył mi w oczy, a ja walczyłem ze sobą i swoim głośnym biciem serca. Przesiadłem się obok niego. Wziąłem go w ramiona.
- Słuchaj, nawet nie wiesz, jak bardzo to chciałem usłyszeć! Ile razy marzyłem o tej chwili! Bo to, że moglibyśmy być parą, wydawało mi się niemożliwe! Zawsze myślałem, że ty nigdy... nigdy się na to nie zgodzisz... że jesteś hetero... - i zbliżyłem wargi do jego ust. Wyszedł z tego namiętny, ale i dość niezdarny pocałunek, po którym obaj uśmiechnęliśmy się. Natychmiast mocniej wziąłem go w ramiona, tłumiąc łzy wzruszenia. - Kocham cię, od dawna, od początku... - subtelnie wyszeptałem mu do ucha.
- Teraz wiem na pewno, że ja ciebie też... bardzo... - i pierwszy raz dostrzegliśmy, jak nasze nabrzmiewające penisy napierają nam na spodnie. Piotrek nieśmiało położył rękę na moim rozporku. Ja zrobiłem tak samo. Trzymaliśmy się tak przez chwilę, wzajemnie czując swoje ciepło i coraz większe podniecenie.
Zaczęliśmy się rozbierać. Ja jego, on mnie, aż obaj byliśmy nadzy. Ale cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. I staliśmy obok siebie, całkiem nadzy i nagle obaj nie wiedzieliśmy, jak się mamy zachować. A potem już sam nie wiem, jak to było i co to było, ale naprawdę było cudownie.
Piotrek był fajnie zbudowany, miał wspaniałe ciało, ale miał lekko krzywe nogi, co oczywiście w niczym nam nie przeszkadzało. Miał w sobie tyle uroku, że nie mogłem się powstrzymać, aby nie patrzeć na niego i nawet gdy pieściliśmy się, cały czas rozmawialiśmy, o wszystkim, patrząc sobie w oczy. Jego penis nie był duży, ale razem z jajeczkami bardzo mi się podobał. Mój był większy, a zawsze myślałem, że jest mały i wiele razy z tego powodu popadałem w kompleksy. Po każdym jego wytrysku patrzyłem, jak pod moim dotykiem on ponownie z każdą chwilą staje się większy i twardszy. Wtedy wtulałem go między nasze brzuchy i całowaliśmy się jak szaleńcy.
Z biegiem czasu obaj wiedzieliśmy, że to jest mało. Że chcemy więcej. I wtedy... straciłem swoje dziewictwo. Nie to było ważne, że je straciłem, ale to - z kim. Sam do tego doprowadziłem. Czułem, że Piotrek nie jest gotowy dać mi siebie, ale bardzo chciał mieć mnie. Ja też bardzo tego chciałem. Nie czułem żadnego strachu, żadnego bólu... no, tylko trochę, na samym początku, zanim wszedł... Gdy go w sobie poczułem, złapałem go z całych sił i już go nie chciałem z siebie wypuścić. Wiedzieliśmy, co robimy i nie czuliśmy przed sobą żadnego wstydu. Byliśmy jak układanka, która wreszcie ułożyła się cała, do końca. Było to wspaniałe uczucie, czuć kogoś drugiego w sobie. Wreszcie byłem spełniony i prawdziwie szczęśliwy. Wiedziałem, że tej chwili i tych uczuć nikt nie może mi w żaden sposób odebrać. Kochałem się z Piotrkiem, moim pierwszym, jedynym, ukochanym chłopakiem. Jaką radością było dla mnie, gdy przeżywał swój wytrysk. Tak mocno, że trudno sobie to wyobrazić. We mnie. Bo trzymałem go mocno i nie pozwoliłem mu wyjść. Potem on dłonią i ustami doprowadził mnie do mojego wybuchu rozkoszy.
Teraz zrozumiałem, co to jest prawdziwa miłość i co to jest prawdziwa rozkosz. Tak minęła nam ta noc, bardzo namiętna, której do końca swojego życia nigdy nie zapomnę.
Tak z Piotrkiem staliśmy się parą. Bardzo się kochaliśmy. Nasz związek był czymś niepojętym. Najpierw zyskałem przyjaciela, a potem wielką miłość mojego życia.
I znów mijały kolejne miesiące, znów nastał czerwiec, miesiąc, w którym wszystko się zmieniło...
Straciłem moich przyjaciół z ławki. Byli jakby na mnie źli, że mam innego przyjaciela, ale starałem się tym nie przejmować. Codziennie spotykałem się z Piotrkiem, nawet na długiej przerwie, bo nasze szkoły dzieliła tylko ta stara pralnia. Pewnego dnia, jak zwykle na długiej przerwie pobiegłem w tamtym kierunku. Piotrek już czekał. Rzuciłem się mu w ramiona, pocałowaliśmy się... Jak się później okazało, był to największy błąd w moim życiu: brak ostrożności. Kumple śledzili mnie. Zobaczyli mnie całującego się z chłopakiem. Po chwili obaj usłyszeliśmy:
- No jasne! Patrz, pedały - to był głos Łukasza.
- Sebek, ty cioto! - dołożył Mateusz.
Piotr odwrócił się na pięcie i uciekł w stronę swojej szkoły. Ja... spokojnie podszedłem do kumpli. Zacisnąłem pięści. Ale nikogo nie chciałem uderzyć. Chciałem im tylko coś powiedzieć. Sam nie wiem, co. Odepchnęli mnie obaj i wyzwali od najgorszych. Bałem się wrócić do klasy.
Na drugi dzień wszyscy już wszystko wiedzieli. Z każdej strony słyszałem śmiechy i wyzwiska. „Pedał.” „Patrz, idzie ten homo.” „O, to ten, co się całował z drugim kolesiem koło pralni.” „Słyszałeś? Mamy geja w szkole. To ten.” W ciągu tygodnia bębniła już o mnie cała szkoła. Nawet nauczyciele byli w stosunku do mnie uszczypliwi. Nie mogli się tylko przyczepić do moich ocen. Mój wychowawca też doskonale sobie zdawał sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazłem, lecz nie reagował. Czułem się jak podrzutek, jak pod-człowiek. Dyskryminowano mnie za to, że jestem gejem. Nikt nie patrzył na moje inne zalety. W klasie nikt się do mnie nie odzywał. Czułem się bardzo źle. Nie mogłem się doczekać wakacji, które wydawały się mi wybawieniem z mojej obecnej sytuacji.
Piotrek nie ucierpiał zbytnio, moi dawni kumple nie zdążyli mu się przyjrzeć. W jego szkole plotka o „geju z sąsiedniej budy” też się rozniosła, ale nikt by nie pomyślał, że tym „drugim gejem” jest on. Tym bardziej, że kiedyś chodził z dziewczyną. Nasz związek na szczęście się nie rozpadł, ale rzadziej spotykaliśmy się. Postanowiliśmy, że będziemy bardziej ostrożni. Ja jednak czułem się bardzo źle. Piotruś pocieszał mnie, że przez wakacje sprawa przycichnie i wszystko będzie ok., ale ja czułem, że tak nie będzie.
Nastały wreszcie wakacje. Moje tegoroczne świadectwo nie zachwyciło rodziców. Niektórzy nauczyciele celowo i złośliwie zaniżyli mi oceny. Wszystko się zaczęło walić. Ale Piotrek cały czas był przy mnie, gadaliśmy na gg, pisaliśmy sms'y, dzwoniliśmy do siebie, spotykaliśmy się. Wtedy mój smutek ulatywał gdzieś daleko. Żeby się czymś zająć i jakoś wypełnić sobie czas, podjąłem pracę u znajomego rodziców, pracowałem na zmywaku w takim zwyczajnym barze. Każdy grosz się dla mnie liczył, a praca pozwalała mi zapomnieć o tym, jak obecnie wygląda moje - z jednej strony szczęśliwe, a z drugiej strony - przeklęte życie. Zawsze po pracy, późnym wieczorem, czekał na mnie Piotrek. Jak dawniej brał mnie na ramę roweru i jechaliśmy gdzieś w ustronne zacisze, żeby znowu, jak dawniej, nacieszyć się sobą. Nie było okazji robić tego w domu. Moi rodzice nigdzie nie wyjechali, jego starzy też nie mieli urlopu, a ja nawet nie miałem wolnych weekendów, żebyśmy mogli wyskoczyć pod namiot. Piotr był bardzo czuły i taki delikatny... Gdy wchodził we mnie, rozpalałem się tak, że nie wiedziałem nic o całym bożym świecie. I wciąż było mi mało. Kochałem go i okazywałem mu to na każdym kroku, tak samo jak on dawał mi dowody swojej miłości.
To był zwariowany dzień, ostatni dzień długiego weekendu. Piotrek zadzwonił, że dziś po pracy nie spotkamy się, bo mają gości i nie da rady przyjść. Wracałem więc sam. Było późno, ale ruch na ulicach był bardzo duży. Do tego powyłączali już światła na przejściach, tylko mrugało żółte, ale nikt z kierowców nie chciał ustąpić pieszym. Wreszcie wraz z trzema innymi osobami wdarliśmy się na przejście. I wtedy poczułem ogromny, potworny ból, i zobaczyłem jeszcze, że ktoś obok mnie wyleciał w powietrze odrzucony z wielkim impetem...
Gdy się obudziłem, nie wiedziałem, gdzie jestem i co się stało. Czułem się dziwnie. Nie mogłem się ruszyć. Nagle poderwała się moja mama, siedząca obok tego mojego szpitalnego łóżka, cała zalana łzami. Zobaczyłem tatę, przygnębionego, stojącego obok. I on poderwał się bliżej.
- Jak się czujesz, powiedz... Nareszcie się obudziłeś...
Nie wiedziałem, jak się czuję. Nie wiedziałem nic.
Po chwili przyszedł lekarz. Wtedy usłyszałem wyrok.
- Rehabilitacja będzie długa. Nie wiem, czy będzie skuteczna. Na razie zostaje ci tylko wózek...
Wieczorem przyszedł Piotrek. Płakał, zamiast być twardym i mnie pocieszać. Ale po co mi jakieś głupie słowa pocieszenia, jak dobrze wiem, że prawdopodobnie już do końca życia nie będę chodził. Po co mam żyć? Kaleka?
Od wypadku minął już rok. Straciłem nadzieję, i wszystko: życie, miłość, wolność i szkołę, Maturę zdałem z rocznym poślizgiem, w ostatniej klasie miałem nauczanie indywidualne.
Przyzwyczaiłem się do wózka...
Piotrek dostał się na studia. Odwiedza mnie, gdy tylko przyjeżdża. Miesiąc temu mi powiedział, że ma dziewczynę. I ma kłopot, bo jak się okaże, że ona jest w ciąży... Nie wiedział, co dalej mówić.
- Ale zawsze będziemy przyjaciółmi - powiedział na pożegnanie.
Kiedyś mówił, że nigdy mnie nie opuści. Ale to były inne czasy, inne okoliczności, inna sytuacja. Dlatego mu przebaczyłem, że nie dotrzymał słowa. Zwolniłem go z tego słowa. Nasza miłość, która przeszła tak wiele, została zniszczona przez moje kalectwo. Sam nie wiem, jak ja bym postąpił w takiej sytuacji. Pewnie też bym stchórzył. Czy zostanie chociaż ta przyjaźń, o której mnie zapewniał?
Od tej pory mam tylko siebie. Wiem, że miłość nie jest stała, zwłaszcza w obliczu kalectwa. Strach przed nowymi obowiązkami chyba jest wtedy silniejszy. A ja? Ja też jestem silniejszy. Chcę korzystać z życia, ile mogę, i na tyle, na ile mogę. Bo jutro - jutro mogę jeszcze więcej stracić. Kto wie?
1